Noc, w której unosiła się jeszcze duchota dnia. Rozgwieżdżone niebo, krwawo wschodzący księżyc, cichy dom, w którym była tylko jedna dziewczyna wyglądająca przez okno. Książkę, którą czytała, odrzuciła na bok, delikatny uśmiech błąkał się na jej wargach, zatopiona była we wspomnieniach niedalekiego jeszcze dzieciństwa. Pamiętała... Pamiętała dwoje dzieci, może dziesięcioletnich, którym uderzyła do głowy możliwość przebywania z daleka od rodziców. Opiekunowie mieli wtedy duże trudności z opanowaniem ich. Jednym z dzieci była dziewczynka o kręconych włosach i dużych brązowych oczach. Rzadko zachowywała się na tyle lat, co miała, a jeżeli już zawsze był u jej boku on. Miał ciemne włosy, był blady, zadziorne spojrzenie i rozbrajający uśmiech...
Otrząsnęła się, kiedy rozległ się dzwonek do drzwi. Kto to może być? Przecież nikogo się nie spodziewała...
Z westchnieniem wyszła na korytarz, po czym nacisnęła klamkę. Widząc, kto stoi za drzwiami zamarła nie zdolna wykrztusić słowa.
Mała dziewczynka ubrana w ciemny, prawie że czarny płaszcz z kapturem nachodzącym jej na oczy. Kiedy odsłoniła głowę pokazując swoją twarz, której mógłby jej pozazdrościć niejeden anioł spojrzała dziewczynę zdekka zaciekawiona. Kolor jej tęczówek trochę przerażał, na jej twarzy zaczął się pojawiać uśmiech...
Obejrzała się, jakby usłyszała własne imię. Rzuciła nastolatce stojącej na progu własnego mieszkania ostatnie spojrzenie, po czym niemal natychmiast zniknęła.
Dziewczyna, zdziwiona przybyciem i urodą nieznajomej nie mogła jeszcze przez chwilę się ruszyć.
Trwało to tylko kilka sekund, ale te kilka sekund już wystarczyło, żeby pojawił się kolejny niespodziewany gość.
- Isabella Swan? - Rozległ się ciepły, a zarazem piękny głos. Spojrzała w stronę nieznajomego mężczyzny, który niewiadomo skąd znał ją.
- To ty jesteś Isabella? - powtórzył. Dziewczyna skinęła głową.
- Bella. - Poprawiła.
Był ubrany w jasnych kolorach. Blond włosy, trochę ciemniejsze miodowe tęczówki, twarz równie piękna, co dziewczynki, która pojawiła się wcześniej. Bardzo blada, fioletowe ślady pod oczami, będące zapewne oznaką niewyspania. Poza tym idealna w każdym calu.
Delikatny uśmiech pojawił się na jego twarzy.
- Nazywam się Carlisle Cullen. Czy rodzice wspominali ci kiedykolwiek o umowie?
Umowie? Jakiej umowie?
- Nie. - odpowiedziała.
Wydawał się tym trochę... Rozłoszczony? Rozczarowany?
- Przekaż im, że robi się niebezpiecznie. I że przyjdę za dwa dni. - powiedział, po czym odwrócił się.
- Do zobaczenia, Bello. - dodał jeszcze.
Kiedy dziewczyna wróciła do biurka nie mogła się już skoncentrować na widoku rozciągającym się za oknem. Przez chwilę rozważała zadzwonienie do matki, ale patrząc na słuchawkę westchnęła. Wyszli gdzieś z ojcem po raz pierwszy od tak dawna... Nie... To na pewno może poczekać.
*
To była sobota, ranek. Renee - jej matka - oglądała jakąś poranną audycje. Charlie - ojciec - siedział przy stole nad gazetą pijąc kawę. Patrząc na ich spokój nie sądziła, że coś może nie grać. Może ci ludzie... Mężczyzna i dziewczynka... Byli po prostu snem?
Czy wspominali ci o umowie?
Spytał ją o to, jakby było czymś oczywistym, że tak. I ta złość i rozczarowanie...
- Mamo? - zaczęła, nie mogąc powstrzymać ciekawości.
- Tak, kochanie?
- Był tutaj niejaki Carlisle Cullen. - powiedziała od razu, niby od niechcenia. Uważnie obserwowała reakcje rodziców.
Nie rozczarowała się. Renee spojrzała na nią zdezorientowana, a Charlie natychmiast oderwał się od gazety.
- Kazał przekazać że robi się niebezpiecznie i że wpadnie znowu za dwa dni. - kontynuowała.
Mina matki mówiła o tym, że nie chciałaby tego wiedzieć.
- Wspominał też o jakiejś umowie i wydawał się zdziwiony tym, że o niej nic nie wiem. - skończyła.
Rodzice wymienili zdziwione spojrzenia. Renee wyglądała, jakby miała się za chwilę rozpłakać. Ta trochę zbiło dziewczynę z tropu.
- To za wcześnie. - powiedziała. Wyglądało na to, że sama w to nie wierzy.
Bella spojrzała na ojca z nadzieją, że jej to wyjaśni, że powie co jest za wcześnie.
- Bello... - Zaczął widząc wzrok córki. - Po prostu wygląda na to, że niedługo będziesz musiała się wyprowadzić.
- Wyprowadzić? - powtórzyła zastanawiając się, czy dobrze usłyszała.
- Tak.- Wiedziała, że pod tym kryje się jakiś powód, którego jej nie chcą wyjawić. - Zobaczysz. Carlisle, jego żona, jego dzieci... Oni na pewno są bardo mili. Wydaje mi się, że jego jeden syn i córka są w twoim wieku... - Pod pozorem spokoju ukrył własny smutek i przerażenie.
Dziewczyna miała zamiar wydusić z rodziców więcej, ale właśnie wtedy rozległ się dzwonek do drzwi.
- Bello, otworzysz? - spytała matka.
Otworzyła nie mogąc powstrzymać się od wrażenia, że za drzwiami znajdzie kolejną dziwną postać przypominającą anioła.
Jakże bardzo się myliła.
Czarne oczy w których drzemały iskierki śmiechu i ten rozbrajający uśmiech...
Natychmiast zapomniała o tym, że miała zamiar wypytać rodziców o co chodzi.
- Hej, Bella!
- Chris! - uśmiechnęła się. Po chwili posmutniała. Pociągnęła go za rękę do salonu, gdzie rodzice dalej patrzyli na siebie ni to z rozczarowaniem, ni to z rezygnacją.
- Powiedzcie, że żartowaliście... - szepnęła z nadzieją. Chłopak o dziwo milczał.
- Niestety nie, Bello.
Nagle dziewczynie go głowy uderzyła złość. Wyszła z pokoju ledwo co rejestrując że Chris idzie za nią głośno trzaskając drzwiami.
- Co jest? - spytał.
- Przez jakąś durną umowę muszę mieszkać z jakąś durną rodziną! - wrzasnęła.
- Nie będzie tak źle...
- Będzie.
- Kiedy wyjeżdżasz? - zadał pytanie po chwili milczenia. W jej oczach i jej głosie była lekka depresja.
- Chyba jutro.
- To wybacz, ale zobaczymy się wieczorem.
- Gdzie idziesz? - była zdezorientowana.
- Na małe śledztwo.
Odparł tajemniczo i wszedł do salonu zadać rodzicom dziewczyny kilka pytań.
Cały on. Co mu wpadnie do głowy, to zrobi.
W tym czasie Bella siedziała w swoim pokoju ze łzami w oczach, których nikt nie widział.
Robi się niebezpiecznie.
Dziewczynka, która go jakby usłyszała...
Robi się niebezpiecznie.
Jakaś durna umowa...
Robi się niebezpiecznie.
Ludzie przypominający anioły...
ROBI SIĘ NIEBEZPIECZNIE.
O co w tym wszystkim chodzi?
Leżała na łóżku góra godzinę szlochając w poduszkę.
Kiedy nie mogła już płakać zaczęła się pakować. W końcu ma się wynieść z domu na nie wiadomo ile...
Wiadomo ile, ale ona o tym nie wiedziała. Na zawsze.