Ksiądz Zygmunt nie znosił, gdy do kościoła ktoś przyniósł sztuczne kwiaty. Choć wyglądały one przecudnie, to przecież były martwe, chemiczne, bez szansy rozwoju. Dlatego nigdy nie godził się, aby przed Panem Jezusem, Dawcą Życia i Stwórcą, ktoś ustawiał sztuczne kwiaty, jak to nieraz bywa. Ksiądz Zygmunt chciał dla Pana Boga prawdziwe kwiaty, choćby były skromne, ale pełne życia, autentyczne.
Na kazaniach i na katechezie często powtarzał swoim parafianom:
— Pan Bóg jest Stworzycielem prawdziwych kwiatów. To one są Jego
radością. Kwiaty sztuczne, choćby najpiękniejsze, nigdy nie przyciągną
nawet pszczół, a cóż dopiero Pana Boga.
Tę prawdę znali już wszyscy, począwszy od małych dzieci. Jednak ksiądz Zygmunt ciągle nawiązywał do sztucznych kwiatków.
— Sztuczne kwiaty udają tylko te prawdziwe, a w rzeczywistości są
tylko masą chemii! - głosił pewnego razu. - Niestety, nieraz i człowiek
staje się takim sztucznym kwiatkiem, który wcale nie cieszy Pana Boga,
choć zachwycają się nim ludzie. Strzeżmy się więc sztucznych kwiatków
w sercu i w świątyni, przed Bożym Obliczem.
Ta nauka zapadła wszystkim głęboko w serca.
Pewnie słowa księdza pochodziły z natchnienia Bożego, bo pomagały zastanowić się nad sobą. Być może ktoś odkrył, że jest takim sztucznym kwiatkiem: bez zapachu cnót, bez życia łaski Bożej, bez zasług dobrych uczynków i bez życiodajnej modlitwy.
Prawdę tę zastosował do siebie Marek, który już od dłuższego czasu nie mógł się pozbierać. Spostrzegł, że jest niecierpliwy, a nawet nerwowy, nie umie przebaczać, jest nieposłuszny i często wyrywają mu się brzydkie słowa, że unika pomagania innym i chętnie ich wyzywa, że zaniedbuje się w modlitwie... Rachunek był bardzo niekorzystny dla chłopca, który uchodził za ładnego, przystojnego, mądrego, wysportowanego młodzieńca. Inni mogli mu tylko zazdrościć, bo przerastał ich we wszystkim, przynajmniej tak to wszyscy odczuwali.
Prawda o sobie dotarła do Marka poprzez sztuczne kwiatki. On był takim sztucznym kwiatkiem bez życia w łasce Bożej, bez woni dobrego wychowania, a jego czyny nie wydawały żadnego owocu. Gdy dokładniej przypatrzył się sztucznym kwiatkom, przyznał rację księdzu Zygmuntowi. Teraz nie ofiarowałby ich Panu Jezusowi, bo po prostu to się nie godzi. Jednak najgorszym ze sztucznych kwiatków jest on sam. Postanowił to jak najprędzej zmienić! Tym bardziej, że koledzy powoli stronią od niego, bo nikt nie chce się narażać na nieprzyjemności.
Zmiana Marka nie była łatwa. Chłopiec wciąż musiał zważać na swoje słowa, odruchy, odpowiedzi i reakcje. Kilka razy zmusił się i przeprosił za swoje zachowanie. Powoli, systematycznie przemieniał się i zyskiwał przyjaciół. Wiele go to kosztowało, ale był zadowolony. Oczywiście, nie ze wszystkiego! Do pięknego bukietu jeszcze daleko. Ale już nie zejdzie z tej drogi!
— Oczywiście - nauczał kiedyś ksiądz proboszcz - kwiat sztuczny nie może się zmienić, może się tylko zakurzyć i wyblaknąć, ale człowiek może się zmienić, jeśli tylko zechce. Może znowu stać się pięknym kwiatem w Bożym ogrodzie. Trzeba tylko pozwolić Panu Bogu się pielęgnować, przyjmować od Niego łaski, przez które nas oczyszcza, uświęca, upiększa i wzmacnia.
Słowa te najbardziej dotyczyły Marka. Dziękując Panu Jezusowi za okazane miłosierdzie i łaskę poprawy, chłopiec rozglądał się wokół, czy wśród kolegów i koleżanek są jeszcze takie sztuczne kwiatki. Teraz dostrzegał to wyraźnie i postanowił dopomóc Panu Jezusowi zmieniać je na żywe, płonące miłością i życiem kwiaty, które Pan Bóg chętnie umieści w swoim ogrodzie.
RyM
MRN 4(2005) s. 14-15