Bohaterowie Sanctuarium
część siódma - „Pierwsze Starcie”
Słońce mocno świeciło. Promienie odbijały się na dachach domów. Ulicy były przepełnione ludźmi. Gdzieś przemknął miauczący wściekle kot, goniony przez równie wściekłego psa. Zwierzęta czmychnęły pod stragan. Z oddali dochodził zachrypnięty głos sprzedawcy, zachwalającego swój towar. Gdzieś, ktoś popchnął kosz z rybami i cały ten rybi syf rozbił się po kocich łbach. Momentalnie do ryb rzuciły się wygłodniały koty, czekające dotychczas w piwniczkach i szukające okazji wśród ludzkiej nieudolności. Gruby i obleśny rybak zamarł, gdy zobaczył tą całą kocią hołotę pędzącą wściekle ku niemu. Po chwili chwycił grubą lagę i począł walić niemal na oślep krzycząc: „Zostawcie moje ryby, wy kocie pomioty!!”. Z kolei przy największym straganie na ulicy stał potężny mężczyzna, odziany w zbroję. Na stole leżały najbardziej wymyślne rodzaje uzbrojenia. Począwszy od mieczów, toporów, poprzez różne rodzaje zbroi a skończywszy na amuletach. Jednak ludzie nie zatrzymywali się przy straganie. Zresztą prawdopodobnie i tak by nikt nie kupił nic z oferowanych tam rzeczy, bo ceny były wręcz bandyckie. W chwili obecnej największym zainteresowaniem cieszyła się grupa ludzi, zapewne wędrowców, przechodzących przez bramy miasta Duncraig. Koń ciągnął wóz. Obok wozu szli trzej mężczyźni. Nie byli stąd. Natychmiast otoczyła ich grupa ciekawskich. Pierwszy mężczyzna był barczysty, potężnie umięśniony i z dwuręcznym mieczem przytroczonym do pasa. Przez jego twarz biegł wytatuowany niebieski pas. Drugi z mężczyzn był ubrany w czarny habit, jego białe włosy opadały na plecy. Na wysokości skroni mężczyzny widniała krwawa szrama. Ostatni z wędrowców był ubrany w płytową zbroję. Szedł powoli, kulejąc. Wszyscy trzej patrzyli na coś znajdującego się na wozie. Leżała tam młoda kobieta. Wyglądała jakby spała. Ale było to tylko złudzenie. Jej ciało przedstawiało straszny obraz. Najwyraźniej kobieta przeszła jakąś straszliwą walkę. Jej ręce były poparzone, twarz także. Włosy były osmalone. Zdawało się, że nie pozostało jej wiele życia. Białowłosy, co chwilę dotykał delikatnie szyi kobiety sprawdzając czy żyje. I za każdym razem, gdy odejmował rękę, przez moment jego twarz jaśniała. Za każdym razem kiwał potwierdzająco głową w kierunku pozostałych dwóch mężczyzn. Koń przeciągnął wóz na plac. Barczysty mężczyzna podszedł do jednego z mieszkańców i stanął przed nim. Mieszczuch sięgał wytatuowanemu mężczyźnie najwyżej do piersi. Barbarzyńca spojrzał na mieszkańca.
Gdzie znajduje się najbliższy medyk ? - zagrzmiał - Potrzebujemy pomocy.
Tam - mężczyzna wskazał biały dom, wyróżniający się spośród innych
Dziękujemy - zagrzmiał ponownie barbarzyńca
Wóz ruszył. Chwilę później mężczyźni wnosili kobietę przez drzwi. Ułożyli ją na łóżku. Dwie drobnej budowy kobiety rozebrały czarodziejkę i zaczęły opatrywać rany. Trójka mężczyzn stała i patrzyła na to z nadzieją na twarzach. Minęła dłuższa chwila. Podszedł do nich chudy, ubrany w szare szaty mężczyzna.
Nie martwcie się zajmiemy się ją. Ale widzę, że wy także jesteście ranni. Pozwólcie się opatrzyć.
Barbarzyńca cofnął rękę, gdzie dopiero teraz można było ujrzeć, że ma poszarpane w paru miejscach mięśnie. Lekarz nie dał za wygraną i pragnął zobaczyć rękę wojownika. Ten zmarszczył brwi i ze wściekłością na twarzy spojrzał na doktora. Lekarz cofnął się, spojrzał i zbliżył się do białowłosego. Nekromanta, dotychczas trzymający się za szramę na głowie, syknął wściekle.
Doktorze, proszę się o nas nie martwić - odparł paladyn, który właśnie zdjął metalowy ochraniacz z nogi i przyjrzał się swojej ranie - Jej zdrowie jest najważniejsze -wskazał na czarodziejkę - Ona musi przeżyć.
Zrobimy, co w naszej mocy - odparł lekarz - Wybaczcie moją nachalność, ale z racji wykonywania takiej profesji muszę się troszczyć o wszystkich rannych.
O nas nie musisz się martwic - odparł prawie szeptem nekromanta - Zrób z nią, co potrzeba. I módl się żeby wyzdrowiała. Bo inaczej.......
Już mówiłem. Zrobię, co w mojej mocy. Ale ona jest w śpiączce. Osobiście nie dawałbym jej zbyt dużych szans na przeżycie. Obawiam się, że moja wiedza niewiele tu pomoże.
Lepiej żeby pomogła - syknął nekromanta
Mężczyźni spojrzeli na czarodziejkę. Kobiety opatrywały jej rany. Yennefer od tamtego wydarzenia nie odzyskała przytomności. Jej oddech był nieregularny. Mogło to być ostatnie chwile jej życia. Kane, Tan Biały oraz barbarzyńca Crushead modlili się żeby tak nie było.......
Zbliżał się wieczór. Mężczyźnie wynajęli pokój w pobliskiej karczmie, ale postanowili wyjść i zapoznać się z miastem Duncraig. Wiedzieli, że ono odżywa dopiero nocą. Pomimo odniesionych ran wyszli na miasto. Ku ich zdziwieniu wszędzie, po wszystkich ulicach krzątali się ludzie. Wydawało się, że handel w mieście dopiero w nocy ożywał. Ale nikogo to nie dziwiło. Duncraig było znane z dwóch rzeczy. Niezwykle surowego burmistrza, który nienawidził przestępców i jakichkolwiek podejrzanych spraw oraz jako miejsce gdzie można było załatwiać szemrane interesy. I tak, burmistrz ze swoją strażą przyboczną działał za dnia, a podejrzane interesy rozwijały działalność w nocy. Można było, że obie rzeczy doskonale się uzupełniają. Mężczyźni wyszli przed gospodę i skierowali się w stronę bazaru. Wszędzie gdzie okiem nie sięgnąć rozciągały się stragany zastawione różnymi towarami. Idąc długą ulicą rozmyślali. W końcu odezwał się paladyn:
Myślicie, że przeżyje? - Zapytał cicho
Być może - odparł Kane
Nikt nic więcej nie powiedział. Przeszli jeszcze kawałek obserwując kupujących. Nagle zauważyli największe stragan z wyłożonymi na blat różnymi rodzajami uzbrojenia. Sprzedawcą był barczysty mężczyzna, ubrany w ciemno brązowe ubranie, na które zarzucona była metalowa siateczka. Do mosiężnego pasa w tali miał przytroczony miecz. Głośno się kłócił z kobietą o krótkich blond włosach. Kobieta przypominała wojownika. Zawzięcie gestykulowała i starała się coś wyperswadować sprzedawcy. Ten nie dawał za wygraną. Paladyn, barbarzyńca oraz nekromanta mimo woli zaczęli się przysłuchiwać kłótni.
Chyba do końca zgłupiałeś!! - ryknęła kobieta i rąbnęła pięścią w stół - We łbie ci się poprzewracało!! To nie jest tyle warte !!
Oczywiście że jest - odparł mężczyzna z ironią w głosie - Przecież sama to zamówiłaś, więc teraz bierz.
No i bym wzięła gdyby ci na rozum nie padło !! - odparła kobieta w dalszym ciągu nie spuszczając z tonu
Jest warte swej ceny - mężczyzna wyjął coś na stół - Ręczna robota. Osiem warstw. Twardsze niż skała. Czymś takim można równie dobrze rąbać drzewa jak i podrzynać gardła. Tylko osiem tysięcy. Dodatkowo są tu zasubskrybowane magiczne runy. Ale jeżeli nie chcesz twoja sprawa. Znajdę innego kupca, który mi zapłaci bez żadnych fochów - uciął i zaczął chować rzecz pod ladę
Poczekaj - odparła wojowniczka - Potargujmy się. Pięć tysięcy.
Osiem tysięcy
Niech cię szlag ! Pięć i pół.
Osiem patoli - mężczyzna uśmiechnął się debilnie
Sześć trzysta. I ani grosza więcej ty plugawa pijawko !
Osiem tysięcy i mamy o czym rozmawiać
Siedem tysięcy !! Ty pomiocie chorej kozy !!
Wiesz, naprawdę cię lubię Lauro, więc ma dla ciebie specjalną propozycje. Tylko dla ciebie. Osiem tysięcy - po czym zarechotał
Wojowniczka poczerwieniała ze wściekłości.
Ty sępie pustynny !! Jak możesz mi to robić ! Chyba tylko ja na tym cholernym świecie zapycham ci kieszenie !! Siedem trzysta !! To moje ostatnie słowo !!
Kolejna propozycja - zarechotał mężczyzna - Siedem osiemset za to cacko ale pójdziemy dzisiaj do mnie. Pokaże ci moją kolekcję sztyletów.......
Kobieta o mało co nie wpadła w furię. Mężczyzna świdrował ją oczami. Po krótkim wpatrywaniu wojowniczka postawiła na stole kuferek.
Masz, ty pryszczaty fajfusie !! - Oby te osiem tysięcy stanęło ci kołkiem w gardle !!
Robienie z tobą interesów to czysta przyjemność - odparł mężczyzna chwytając kuferek - Zawsze tak fajnie i z wyczuciem się targujesz. No i oczywiście zawsze stawiasz na swoim. No to jak ? Idziemy do mnie ? - zapytał bezczelnie
Śnij dalej - odparła - A najlepiej z jednym okiem otwartym, żebym Ci nie przyszła w nocy i nie obcięła tego i owego.
Crushead wybuchnął śmiechem, zwracając uwagę wojowniczki i sprzedawcy. Razem z nekromantą i paladynem podeszli do straganu.
Z czego się śmiejesz, zapasiony wieprzku - syknęła Laura - Może wyjaśnisz mi co cię tak bawi ?
Ty mnie bawisz - odparł barbarzyńca zanosząc się gromkim śmiechem
Tak. Jestem zabawna mówisz - Laura niepozornie założyła coś na nadgarstek - Może to też cię bawi ?
W kierunku barbarzyńcy wyskoczyły trzy ostrza ulokowane na nadgarstku kobiety. Ostre jak brzytwa szpony zatrzymały się przed szyją barbarzyńcy.
Daj mi choć jeden powód dla którego nie powinnam ci wypruć flaków
Nie chcemy tutaj ulicznej rozróby - odparł Kane próbując odciągnąć Crusheada i próbując także odsunąć ostrze
Wojownicza nie dała za wygraną. Podeszła jeszcze bliżej.
Czy ten klecha to twój przyjaciel ? - zapytała z ironią - Odsuń się !!
Laura popchnęła nekromantę z wielką siłą, której nie powstydził by się nawet mężczyzna. Kane zachwiał się, uderzył go ból skroni ale podtrzymał się ręką. Oparł dłoń na blacie straganu. Światło pochodni rzuciło swój blask na pierścień nekromanty, w symbolem czaszki. Wojowniczka to zauważyła. Jej twarz zamarła. Cofnęła ostrza nie spuszczając wzroku z pierścienia Kane'a. Po chwili wycofała się bez słowa i zniknęła w tłumie
Co jej się stało ? - zapytał Tan Biały
Nie wiem - odparł Kane - Co to w ogóle była za kobieta ?
Ale ja wiem - odparł sprzedawca - Jej imię to Laura Mevae. Zabójczyni.
Z szeregów tych którzy polują na osoby władające magią ?
Dokładnie - odrzekł sprzedawca - Ale ona jest inna. Czego mogliście doświadczyć sami, kiedy tu wasz kolega z sposób dość przypadkowy zademonstrował swoją mroczną przynależność - tutaj mężczyzna spojrzał ukradkiem na nekromantę - Ona boi się panicznie wszelkiego rodzaju magów. Dlatego wyrzucili ją z akademii.
Dużo wiesz jak na sprzedawcę - barbarzyńca spojrzał ukradkiem na mężczyznę
Taki to mój zawód - uśmiechnął się sprzedawca - Tu posłucham, tam się dowiem, gdzieś indziej zamieszam......Ale wracając do was moi przyjaciele. Mam tutaj specjalnie coś dla was - tutaj począł coś wyciągać zza stołu
Nie jesteśmy zainteresowani - odparł nekromanta
Mówisz tak z zasady, czy tylko dlatego że nie masz pieniędzy ?
Z zasady - syknął Kane
Rozumiem - odparł mężczyzna i uśmiechnął się dziwnie - Coraz więcej dziwolągów się tutaj ostatnio kręci. Laura to już norma, nekromantów nie widzi się często ale widać takie czasy.
Co masz na myśli - zapytał paladyn
Ostatnio przewinął się przez miasto jakiś dziwny osobnik. Bardzo nieprzyjemny. Aż ciarki przechodziły. Pytał o „Kuźnię Wybrańców”. Potem gdzieś zniknął.
Nie wiesz kto to był ? - zapytał nekromanta
Niestety. Ale chyba nie chciałbym wiedzieć - wzdrygnął się sprzedawca - Prawdopodobnie ci, którzy mieli okazje go spotkać, mówią, że źle patrzyło mu z oczu. Jakoś tak dziwnie.
Dziękujemy za informacje - odrzekł paladyn - Pójdziemy już.
Nie ma, za co - odrzekł mężczyzna - Jakbyście chcieli coś kupić to zapraszam do mnie. Najtaniej...
Nikt go nie słuchał. Paladyn, nekromanta oraz barbarzyńca podążali ulicą. Przeszli spory kawałek i skręcili w boczną uliczkę. Zdali sobie sprawę że weszli w ulicę gdzie aż roiła się od różnego rodzaju spelunek, karczm i tawern. Nagle z jednej z nich, wyleciał przez szybę mężczyzna. Szkło porozbijało się po bruku, a rosły mężczyzna wpadł wprost na Crusheada przewracając go. Paladyn ryknął śmiechem. Z wnętrza gospody dobiegły głosy.
Gdzie on jest ??!! - ryknął jakiś mężczyzna
Chyba tam - odezwał się głos
Przez rozbite okno wyszedł barbarzyńca. Był potężnej budowy ale wydawał się nieci niższy niż klasyczni przedstawiciele barbarzyńskich plemion. Chwycił nieszczęśnika, który przed chwilą wyleciał przez okno, za szyję, z niebywałą łatwością podniósł do góry i uderzył centralnie w żołądek. Mężczyźnie krew nabiegła do oczu, stał się czerwony na twarzy jak cegła, po czym zapluł krwią. Barbarzyńca odrzucił go w stojące niedaleko beczki, jak szmacianą zabawkę. Po czym spojrzał na leżącego Crusheada.
O kogo ja widzę - zaśmiał się - Pomogę ci mój bracie. Nie często widuje się tutaj barbarzyńców w tych stronach - po czym podał mu rękę i pomógł wstać - Zwą mnie Altar, zwany „tym który łamie szczęki”
Urocze - skwitował Kane
Ja jestem Crushead. Miło cię poznać - barbarzyńca wstał i otrzepał ubranie
Nigdy nie słyszałem o tobie - zamyślił się Altar - Ale nie ważne. Miło jest spotkać ziomka. Zapraszam do środka. A....oni - tutaj wskazał na paladyna i nekromantę - To twoi przyjaciele ?
Przygodni znajomi. Połączyła nas walka.
A to ciekawe......
Altar !!! Jesteś tam ??? - odezwał się głos z karczmy.
Przez rozbite okno wyszedł wysoki mężczyzna, z niedźwiedzią skórą zarzuconą na ramiona. Miał długie brązowe włosy, ostre kości policzkowe. Przeszedł przez okno, zaklął gdy kawałek skóry niedźwiedziej zahaczył się o wystający odłamek szkła.
A nie przedstawiłem ci jeszcze mojego druha - zaczął Altar - To jest Danath. Druid.
Miło mi - odezwał się władca natury - Będziemy tu tak stać czy wejdziemy do środka ?
No jasne - zagrzmiał Altar - Ugośćmy naszych gości !! - barbarzyńca klepnął nielekko w plecy Crusheada i postąpił ku rozgruchotanemu oknu.
Hm mm....- chrząknął druid - A może jednak drzwiami ???
Spotkanie w karczmie udało się nadzwyczajnie. Altar oczywiście rozmawiał tylko z Crusheadem, natomiast druid zajął się rozmową z Kane'em i Tanem. Najbardziej interesowała go Yennefer.
Mówicie że jest w śpiączce ? - druid dopił piwo
Tak - odparł paladyn - Nie ocknęła się od tamtego uderzenia. Nie wiemy co robić.
Może zginąć z każdej chwili. Z każdą sekundą jest coraz gorzej. Może nie dożyć jutra - rzekł Kane
Gdzie ona teraz jest ? - zapytał Danath
W miejskim szpitalu......
Źle......bardzo źle..... - zmarszczył czoło Danath - Ale pomogę wam. Sądzę że mogę jej pomóc szybciej i skuteczniej niż te miejskie konowały. Najlepiej będzie jak pójdziemy tam natychmiast, nie zwlekając ani chwili dłużej. Altar !! Wychodzę razem z naszymi przyjaciółmi. Tylko nie narozrabiaj jak zwykle.
Nie ma sprawy !! - ryknął barbarzyńca
Druid razem z nekromantą i paladynem wyszli z karczmy i skierowali się ku szpitalowi. Po dotarciu na miejsce, odnaleźli izbę gdzie leżała Yenna. Mimo sprzeciwów, zabrali ją. Znachor chciał ich powstrzymać ale miecz paladyna który rozrąbał stół, wywarł odpowiednie wrażenie na mężczyźnie i ten od razu spasował. Niosąc czarodziejkę jak najdelikatniej, dotarli do karczmy gdzie zamieszkiwał Danath. Zanieśli ją do izby druida. Danath położył czarodziejkę delikatnie na łóżku. Wyjął coś z kieszeni i zapalił świecę. Otworzył dłoń i leżący na niej proszek zdmuchnął na płomień świecy. Płomień zaiskrzył. W powietrzu uniósł się gryzący zapach. Kane zakrył twarz i zakasłał.
Co to za roślina ??!! - wycharczał - Na Trag'Oula, jeszcze nigdy nie spotkałem czegoś takiego !!
Ja nic nie czuję - zdziwił się paladyn
Ty byś nie poczuł nawet gdy by ci ktoś przydzwonił w łeb beczką gnoju. Przecież to chyba już czuć na dwóch ulicach stąd !! - nekromanta cały czas kasłał.
To tajemnicza mieszanka. A reagujesz na nią dlatego bowiem twoje ciało, zresztą jak wszystkich nekromantów jest......nie wiem jak to określić......chodzi mi o to, że trucizny z którymi obcujecie zatruwają wasz organizm ale jednocześnie wzmacniają wasz układ nerwowy, tak że z czasem uodparniacie się na nie i stajecie się niejako od nich uzależnieni. Tymczasem ta mieszanka między innymi zwalcza trucizny. Dostała się ona do twoich płuc i wywołała reakcję z truciznami. Próbuje cię oczyścić. Proponuję ci wyjść zanim wyplujesz sobie płuca.
Nie...już mi dobrze - nekromanta usiłował złapać powietrza - Już mi lepiej - Kane wziął głęboki haust powietrza na dowód że rzeczywiście mu lepiej.
Momentalnie padł na podłogę i zaczął zwijać się w konwulsjach. Charczał przy tym przeraźliwie.
Wyprowadź go !! - nakazał druid - Natychmiast. Inaczej rozerwie mu płuca !!
Paladyn chwycił słaniającego się nekromantę, sprowadził na dół i posadził przy stole.
Nie ruszaj się stąd !! - nakazał
Nekromanta pokiwał głową, kaszląc przy tym. Paladyn wrócił na górę. Wszedł do izby. Danath rozpalił kilka świec i najwidoczniej popalił kilka jeszcze innych ziół bowiem tym razem Tan poczuł ich zapach.
To jej pomoże. Nie można niczego popędzać. - rzekł druid wstając i kierując się w stronę paladyna - Choćmy na dół. Późnię do niej zajrzę. Niech zioła działają.
Zeszli na dół, do nekromanty i dwóch barbarzyńców. Usiedli przy stole.
Co z nią ? - zapytał Kane
Wszystko powinno być dobrze - odrzekł druid - Jest bardzo silna. Inna osoba w jej przypadku już by nie żyła. Ale wasza przyjaciółka przeżyje.
Dziękujemy ci - odparł Kane
Nie dziękujcie mi, ale siłom przyrody. Ona potrafi zdziałać cuda
Paladyn pokiwał z głową. Danath zawołał karczmarza i zamówił piwo. Wreszcie zaczął rozmowę.
Wybaczcie że was zapytam, ale co was sprowadza do Duncraig ?
Poszukujemy kogoś - odparł paladyn - Mordercy
Ciekawe - zainteresował się druid - A można wiedzieć kogo zabił ? Kogoś bliskiego ?
Wymordował cały kontyngent paladynów - odparł Kane
Druid zakrztusił się piwem.
Sam ??!! Cały kontyngent ?? Żartujecie sobie ?
Tak podejrzewamy. Miał wspólnika, który teraz nie żyje. Zanim zginął mówił coś o Duncraig o niejakim Vedralu.
Czy powiedzieliście Vedralu ?
Tak. Słyszałeś o nim ? - zainteresował się nekromanta
Nie jesteście pierwszymi którzy szukają tego Vedrala - druid zmarszczył brew - Wydaje się że ten osobnik jest na pewien sposób sławny.
Co masz na myśli ?
Czy znacie Laurę Meave ? Zabójczynię ?
Nie......zaraz, czy to przypadkiem nie ta kobieta chciała uszkodzić Crusheda tam na targu ? Krótkie blond włosy.....
A jednak ją spotkaliście. Chodzą głosy, że ona dostała zlecenie na tego Vedrala. Nikt nie wie od kogo, w jakim celu. Jednak nikt nie widział Vedrala bo nikt nie wiem jak wygląda. Oprócz was i Laury.
My też nie wiemy - odrzekł Kane - Ale zamierzamy się dowiedzieć.
Macie okazję - Danath zniżył głos - O wilku mowa.
Przez drzwi weszła młoda kobieta. Ogarnęła niedbale całą izbę wzrokiem i usiadła przy najbardziej schowanym w tyle sali stole. Bacznie obserwowała zgromadzonych ludzi.
I co teraz ? - zapytał paladyn jednocześnie zauważając jak Crushead wbił wzrok w kobietę i zacisnął pięść
Ja bym jej dał nauczkę - zamruczał - Za ten numer ze szponami
Daj spokój Crushead - uspokoił go Kane - Nie potrzeba nam tutaj rozróby. Ja z nią porozmawiam.
Danath uśmiechnął się dziwnie i pokiwał przecząco głową.
Nie sądzę żeby chciała z tobą rozmawiać. Jesteś nekromantą. Bez urazy.
A ty druidem. Bez urazy. I co z tego ? - zdziwił się Kane
Tacy jak ona są specjalnie szkoleni aby zabijać magów i tych którzy posługują się magią. Oczywiście tylko tych złych. A tych dobrych nie darzą zbytnią przyjaźnią i życzliwością. To typ samotników.
Widać jednak że ma pewien uraz i czuje respekt przed magami. Okazało się to na targu gdy zobaczyła pierścień Kane'a. - rzekł paladyn
Faktycznie. Jest ona specyficznym typem zabójcy. Boi się panicznie magów i tego co mogą zrobić. Dlatego nigdy nie ukończyła Akademii Assasinów. Wyrzucili ją. Ale musicie wiedzieć że sprowokowana, doprowadzona do ostateczności potrafi nieźle namieszać.
Skąd ty to wszystko wiesz ? - zapytał Kane
Plotki szybko się roznoszą - druid dopił piwo
Co więc proponujesz ? - zapytał Kane
Nic. Nic nie robić - odrzekł leniwie Danath - Może jak będziecie mieli szczęście to sama się tym Vedralem rozprawi. No, ja idę zobaczyć co z Yennefer.
Druid wstał i podążył na górę. W tym samym momencie assasinka wstała i wyszła na dwór. Paladyn mrugnął do Kane'a. Nekromanta pokiwał głową. Obydwaj wstali. Poszli za nią. Podążali za nią przez dłuższy czas utrzymując bezpieczną odległość. Daleko na wzgórzu majaczył dziwny budynek. Wyglądał jak kuźnia, ale miał wysoką wieżę z której błyskało światło........
Kowal otarł pot z czoła, chwycił potężne szczypce i zanurzył kawał metalu w beczce z wodą. Buchnęła para. Nagle w drzwiach stanął mężczyzna. Był ubrany w czarny habit. Podszedł do kowala.
Witaj dobry człowieku - powiedział
Witaj panie - odparł kowal - Czym mogę służyć ?
Nieznajomy uśmiechnął się i odchylił kaptur. Wyglądał normalnie. Tylko jego oczy były jakby martwe.
Interesuje mnie...... - zawahał się - historia tego miejsca. Tak jakieś 300 lat wstecz.
Przykro mi panie - odparł kowal - Nie znam tego miejsca za dobrze. Wiem ze była tutaj kuźnia, którą jakieś 25 lat temu odbudowano i od tamtej pory służy nam po dziś dzień.
Przybysz zmarszczył twarz. Wyglądał na zawiedzionego. Podszedł do ściany gdzie wisiały miecze oraz topory. Pogładził ręką jeden z nich.
Tak....wielka szkoda - uśmiechnął się szeroko w kierunku karczmarza - Wiecie, dobry człowieku przybywam z daleka, jestem kronikarzem. Wasze miasto jest sławne z tego miejsca. Tej kuźni. Prawdopodobnie było ona dawno temu największą kuźnią w tym świecie i wyrabiała znakomite uzbrojenie. Także magiczne.
Dalej z tego słyniemy - odparł dumnie kowal - Wyrabiamy najlepsze uzbrojenie.
O tak....właśnie widzę - odparł nieznajomy - Wspaniałe uzbrojenie. Miecze, topory. A czy spotkałeś się dobry człowieku z czymś takim ?
Tutaj nieznajomy wyjął zza pazuchy medalion z łańcuszkiem i pokazał kowalowi. Mężczyzna chwycił amulet w dziwnym nieregularnym kształcie i począł oglądać. Nieznajomy odwrócił się i zaczął ponownie oglądać tym razem zbroje.
A to błyskająca wieża ? - zapytał - Co tam wyrabiacie ?
Nic takiego - odparł kowal przypatrując się uważnie nieznajomemu - Urządzenie do utrwalania warstw na miecze. Dlatego tak błyska.
Mogę zobaczyć ? - uśmiechnął się nieznajomy
Przykro mi - rzekł kowal - Tajemnica zawodowa.
To nie była prośba...... - odparł jadowicie nieznajomy
Medalion trzymany w ręku karczmarza zapulsował. Kowal krzyknął z bólu i mimo woli zacisnął dłoń na medalionie. Jego ciało dopadły drgawki. Przewrócił się na ziemię. Nieznajomy pochylił się nad leżącym kowalem. Jego oczy przybrały teraz krwisty odcień czerwieni.
Coś nie możemy się dogadać. Bardzo niedobrze. Nie ma nic gorszego jak jedna strona nie chce współpracować. Cóż, są metody i na takie konflikty - Vedral uśmiechnął się - Teraz zrobimy to po mojemu. Wstań !!
Vedral podniósł rękę. Niesiony dziwną siłą kowal wstał posłusznie.
Idziemy na górę - zasyczał
Kowal wbrew swojej woli, kontrolowany jakby przez amulet podążył na górę, schodami. W końcu dotarli na szczyt wieży.
Otwórz drzwi !! - ryknął Vedral
Kowal starał się przeciwstawić woli demona. Na darmo. Vedral zakręcił dłonią. Medalion zapulsował. Kowal zaczął charczeć.
Jeszcze chwila a twoje wnętrzności pokryją te schody !! Otwieraj ale już !!
Kowal wyjął klucz. Otworzył drzwi. Weszli do izby. Przy ścianie stała maszyna z której buchała para. Na przeciwległej ścianie była wmurowana twarz jakieś postaci. Vedral zbliżył się do rzeźbionej twarzy. Pogładził ją. Poczuł pulsującą moc.
Nareszcie - rzekł - Moc Wybrańców. Tyle lat uśpiona i czekająca na rozszyfrowanie i użycie.
Vedral uwolnił kowala. Ten padł na ziemię obok pracującej maszyny. Vedral podwinął rękawy odsłaniając dłonie zakończone szponami. Przejechał palcami po rzeźbie. Wykonał kilka gestów. Po czym spróbował dotknąć rzeźbionej twarzy. Uderzył go potężny impuls. Vedral padł na podłogę. Na jego twarzy malowała się wściekłość.
Blokada !! To ty !! - demon ponownie złapał w swoją moc kowala.
Podszedł do niego, chwycił za gardło i podniósł go góry.
Mów, gdzie to masz ???!!! - syknął jadowicie Vedral - Mów !!
Nigdy....wyszeptał kowal - Możesz mnie zabić.....
Vedral wzmocnił uścisk. Z kącików ust kowala popłynęła krew.
To musi być jakaś moc. Nie na darmo zrobili cię strażnikiem, Seknoriusie !! Przejąłeś po nich część mocy i strzeżesz tego miejsca !! Ale teraz dasz mi to co otworzy tą rzeźbę !! Natychmiast.
Strażnik uśmiechnął się.
Nie na darmo zrobili mnie strażnikiem - wyszeptał cicho - Oni wiedzieli że przyjdziesz. Czekałem na Ciebie ponad trzysta lat. Ale nawet teraz gdy zginę, a ty być może weźmiesz to co nie należy do ciebie, i tak nie odszyfrujesz tej mocy. Nie jest ona dla ciebie !! Moi władcy przewidzieli przyszłość i ten moment. Jesteś bezradny.
Na tworzy Vedrala ukazała się jeszcze większa wściekłość. Ale po chwili przemieniła się w makabryczny uśmiech.
Zobaczymy czy mój Pan nie zrobi z tego użytku. Zobaczymy. Ja już wiem jak otworzyć tą rzeźbę. Bez strażnika i mocy starożytnych poradzę sobie bez trudy z zabraniu tego tajemniczego przedmiotu.
Vedral zamachał się szponami i jednym ruchem zerwał szatę na piersi kowala. Ostrym jak brzytwa szponem dotknął miejsca gdzie znajdowało się serce. Uśmiechnął się i zaświdrował czerwonymi jak ognie piekielne oczami. Podniósł rękę gotując się do uderzenia.
Sczeźnij w piekle potworze......... - syknął Seknorius
To były ostatnie słowa strażnika zanim Vedral zgrabnym ruchem wyszarpnął mu serce. Kowal padł bezwładnie na ziemię, w kałużę krwi. Vedral zmiażdżył trzymane w dłoni serce. Krew przeciekła mu przez szpony. Poczuł wstrząs. Uśmiechnął się. Podszedł do rzeźby. Wykonał te same gesty co wtedy. Tym razem nie napotkał oporu. Rzeźba otworzyła się. Wewnątrz leżała księga obita w czarną skórę. Vedral zabrał ją. W tym samym momencie izba ze wszystkich kątów wystrzeliły jasno-białe smugi. Wieża się zatrzęsła i zaczęła walić. Vedral schował księgę.
Czas się wynosić - skwitował
Spojrzał jeszcze raz na martwego strażnika. Ze ścian zaczęły lecieć cegły. Vedral ruchem dłoni usunął szybę w oknie, po czym niezwykle zwinnie wyskoczył przez okno z wysokości trzydziestu metrów. Wieża zaczęła się rozlatywać.......
Paladyn i nekromanta szli cały czas za Laurą starając się pozostać niezauważonym. Nagle usłyszeli huk. Ujrzeli w oddali walącą się wieżę. Przyspieszyli kroku nie zwracając uwagi na to czy Laura ich zauważy. Zauważyła, ale była zbyt pochłonięta wpatrywaniem się w lecące ku ziemi cegły. Nagle w ciemnościach przeplatanych smugami światła ujrzała postać która swobodnie spadała na ziemię. Ciemność przecięły dwa czerwone punkty przypominające oczy.
Vedral !! - krzyknęła i ruszyła w jego kierunku
Kane spojrzał wymownie na paladyna. Ruszyli za nią. Vedral opadł swobodnie na ziemię, przypatrując się walącej wieży. Zabójczyni dotarła do niego. Za nadgarstkach zabłysnęły srebrne ostrza za osiem tysięcy, z ośmiu warstw. Przyjęła postawę do walki. Vedral zaśmiał się.
Co ty chcesz mi zrobić ? Połaskotać mnie ? - zaśmiał się szyderczo
Zdziwisz się !!
Ruszyła na niego, wykonując ostry zamach ostrzami. Vedral nie wysilając się zbytnio uniknął ciosu, i wykonał gest. Assasinka wystrzeliła wysoko w górę pchana niewidzialną mocą. Upadła z jękiem na ziemię.
Dosyć tego !! - krzyknął Kane wykonując młynka swoją kosą
Mało brakowało aby trafił Vedrala ale ostrze zahaczyło tylko część habitu demona. Vedral zaśmiał się i wykonał zamach szponami kalecząc okrutnie nogę nekromanty. Kane padł na ziemię.
Zobaczymy czy ze mną pójdzie ci tak łatwo !! - ryknął paladyn
Struga światła omiotła brzeszczot miecza i zaiskrzyła. Tan Biały uderzył. W normalnych okolicznościach takie uderzenie, wspomagane mocą niebios rozniosło by każdego potwora na strzępy. Tym razem ostrze opadło wprost na szpony Vedrala które zatrzymały brzeszczot. Nastąpiła krótka wymiana ciosów pomiędzy mieczem paladyna a szponami demona.
Wytrzymaj jeszcze !! - krzyknął Kane i złożył ręce w gest
Niedaleko od niego zawirowały setki malutkich ogników które po krótkiej chwili uformowały się w ognistego golema który ruszył na Vedrala. Demon w ogóle się tym nie przejął. Ujrzawszy przywołańca, machnął niedbale dłonią. Golem natychmiast się rozpadł. Kane nie mógł uwierzyć w to co zobaczył. Spróbował wstać. Ból stawał się coraz mocniejszy. Ponownie złożył ręce w dziwny znak i wykonał gest. Pomiędzy rękoma nekromanty uformowała się dziwna struga energii który natychmiast wystrzeliła w kierunku demona. Uderzyła w niego rozsypując się w strugę niebieskich iskier. Vedral cofnął się. Stęknął. Paladyn korzystając z chwili nieuwagi uderzył go mieczem. Ostrze przetoczyło się po korpusie Vedrala. Demon zawył straszliwie i machnął wściekle ręką. Paladyn uderzony strumieniem energii przetoczył się do tyłu. W tym samym momencie do Vedrala doskoczyła Laura, próbując go przyszpilić szponami. Vedral był szybszy, uniknął ciosu i machnął ponownie szponami. Ostre jak żyletki pazury przetoczyły się po ubraniu Laury nie robiąc jej jednak większej krzywdy. Kane ponowił uderzenie strumieniem energii i ponownie trafił.
Zaczynacie mnie denerwować - ryknął Vedral
Demon wstał i wykonał skomplikowany gest. Wokół jego dłoni pojawiły się setki płomieni, które po krótkiej chwili wystrzeliły w kierunku wojowników. Ziemia zapłonęła żywym ogniem. Strumienie ognia jakby z samych piekieł buchnęły i zaczęły się rozrastać. Paladyn nie czekał. Przeskoczył ścianę ognia, ryknął wściekle. Wokół niego zamigotała niebieska aura. Tan Biały wykonał cios. Doszedł celu. Ostrze ponownie przetoczyło się po ciele Vedrala. Tan Biały odparowując ciosy skinął głową w kierunku nekromanty. Kane złożył ręce do kolejnego znaku. Wokół głowy Vedrala zamigotał obłok. Demon krzyknął i chwycił się za głowę. Zaczął krzyczeć, jakby ujrzał swoje największe koszmary. Po chwili ze wściekłością skrzyżował ręce. Obłok prysnął jak bańka mydlana. Demon chwycił Tana w magiczny uścisk. Podniósł go do góry i błyskawicznie trzasnął z potężną siłą o ziemię. Wojownik niebios krzyknął z bólu i padł nieprzytomny. Vedral skierował swoją uwagę na assasinkę. Laura była gotowa. Skoczyła ku niemu. Vedral wypuścił strumień ognia. Trafił. Dziewczyna z osmalonymi włosami padła na ziemię. Kane, wykorzystując nieuwagę Vedrala, zbliżył się do niego. Zacisnął ręce na swojej kosie. Miał teraz niebywałą ochotę wbić ją głęboko w ciało demona i wypruć mu flaki. Vedral go zauważył. Zamachał na pierwszy rzut oka bezwładnie rękami. Ciało nekromanty otoczyły ogniste pręgierze, nie pozwalając mu się ruszyć. Demon po raz kolejny zwrócił wzrok na assasinkę. Zacisnął rękę. Wokół jego dłoni zamigotała ognista łuna, która rosła z każdą chwilą. Moment później Vedral cisnął ognisty pocisk w kierunku zabójczyni. Kane skupił myśli. Wszystko to działo się nie dłużej niż dwie sekundy. Wokół Laury wyrosła kościana zapora, która osłoniła ją przed uderzeniem. Vedral odwrócił wzrok. Spojrzał na nekromantę.
Psujesz mi szyki, przyjacielu - zasyczał jadowicie
Zacisnął dłoń. Kane zacharczał i zaczął się dusić. Ogniste pręgierze nie pozwalały na jakikolwiek ruch. Ostatkiem sił Kane spojrzał na twarz Vedrala. Spojrzał mu w oczy. Nagle ujrzał coś znajomego. Coś z przeszłości. Vedral poczuł to samo. Cofnął się. Wydawał się zdezorientowany. Oddalił się. Podniósł rękę do góry. Wokół niego zamigotały płomienie. W ostatnim odruchu Vedral spojrzał w oczy nekromanty. Twarz demona wyrażała zdziwienie. Po chwili zniknął w ognistym wybuchu. Ogniste pręgierze uwolniły nekromantę. Kane padł nieprzytomny na ziemię.........
Stary mężczyzna, z długą siwą brodą wstał od stołu i poruszył ręką. Magiczna tafla zniknęła. Podszedł do drzwi. Spotkał się w nich z innym starcem ale ten drugi miał krótko przystrzyżoną czarną brodę. Białobrody opuścił głowę.
Ma ją - rzekł białowłosy
A oni ? - zapytał ten drugi
Nie powstrzymali go......
Czarnobrody pokiwał głową ze smutkiem..............
W komnacie przepełnionej smrodem zgnilizny, wybuchły nagle płomienie. Siedząca na tronie postać nie poruszyła się. Z płomieni wyszedł mężczyzna. Trzymał w ręce obitą w czarną skórę księgę. Zbliżył się do podestu i podał ją postaci siedzącej na tronie. Postać wzięła księgę, ale nie otworzyła jej. Spojrzała na mężczyznę. Ten chwiał się, trzymał za klatkę piersiową i ciężko oddychał.
Podejdź mój wierny sługo - zabrzmiał ciężki, chrapliwy głos - Przyjmij siłę i moc.....
Mężczyzna podszedł do tronu i uklęknął. Postać wyciągnęła rękę i położyła mu na głowie. Mężczyznę otoczyła złocista łuna. Sługa wchłaniał podarowaną mu moc, oddychał coraz swobodniej, rany na jego ciele zasklepiały się.......Po krótkiej chwili mężczyzna wstał i podziękował swojemu mocodawcy, ale nie ośmielił się mu spojrzeć w oczy. Odszedł z pochyloną głową. Po chwili postać siedząca na tronie została sama w komnacie.
Nareszcie...... - koścista ręka przesunęła się po okładce księgi
Z komnacie rozległ się chrapliwy, donośny i przerażający śmiech. Odbił się on echem po całej komnacie i przylegających jej korytarzach.........Śmiech brzmiał bardzo długo, budząc trwogę i strach..........
** KONIEC **
24