07 Pierwsze starcie


Bohaterowie Sanctuarium

część siódma - „Pierwsze Starcie”

Słońce mocno świeciło. Promienie odbijały się na dachach domów. Ulicy były przepełnione ludźmi. Gdzieś przemknął miauczący wściekle kot, goniony przez równie wściekłego psa. Zwierzęta czmychnęły pod stragan. Z oddali dochodził zachrypnięty głos sprzedawcy, zachwalającego swój towar. Gdzieś, ktoś popchnął kosz z rybami i cały ten rybi syf rozbił się po kocich łbach. Momentalnie do ryb rzuciły się wygłodniały koty, czekające dotychczas w piwniczkach i szukające okazji wśród ludzkiej nieudolności. Gruby i obleśny rybak zamarł, gdy zobaczył tą całą kocią hołotę pędzącą wściekle ku niemu. Po chwili chwycił grubą lagę i począł walić niemal na oślep krzycząc: „Zostawcie moje ryby, wy kocie pomioty!!”. Z kolei przy największym straganie na ulicy stał potężny mężczyzna, odziany w zbroję. Na stole leżały najbardziej wymyślne rodzaje uzbrojenia. Począwszy od mieczów, toporów, poprzez różne rodzaje zbroi a skończywszy na amuletach. Jednak ludzie nie zatrzymywali się przy straganie. Zresztą prawdopodobnie i tak by nikt nie kupił nic z oferowanych tam rzeczy, bo ceny były wręcz bandyckie. W chwili obecnej największym zainteresowaniem cieszyła się grupa ludzi, zapewne wędrowców, przechodzących przez bramy miasta Duncraig. Koń ciągnął wóz. Obok wozu szli trzej mężczyźni. Nie byli stąd. Natychmiast otoczyła ich grupa ciekawskich. Pierwszy mężczyzna był barczysty, potężnie umięśniony i z dwuręcznym mieczem przytroczonym do pasa. Przez jego twarz biegł wytatuowany niebieski pas. Drugi z mężczyzn był ubrany w czarny habit, jego białe włosy opadały na plecy. Na wysokości skroni mężczyzny widniała krwawa szrama. Ostatni z wędrowców był ubrany w płytową zbroję. Szedł powoli, kulejąc. Wszyscy trzej patrzyli na coś znajdującego się na wozie. Leżała tam młoda kobieta. Wyglądała jakby spała. Ale było to tylko złudzenie. Jej ciało przedstawiało straszny obraz. Najwyraźniej kobieta przeszła jakąś straszliwą walkę. Jej ręce były poparzone, twarz także. Włosy były osmalone. Zdawało się, że nie pozostało jej wiele życia. Białowłosy, co chwilę dotykał delikatnie szyi kobiety sprawdzając czy żyje. I za każdym razem, gdy odejmował rękę, przez moment jego twarz jaśniała. Za każdym razem kiwał potwierdzająco głową w kierunku pozostałych dwóch mężczyzn. Koń przeciągnął wóz na plac. Barczysty mężczyzna podszedł do jednego z mieszkańców i stanął przed nim. Mieszczuch sięgał wytatuowanemu mężczyźnie najwyżej do piersi. Barbarzyńca spojrzał na mieszkańca.

Wóz ruszył. Chwilę później mężczyźni wnosili kobietę przez drzwi. Ułożyli ją na łóżku. Dwie drobnej budowy kobiety rozebrały czarodziejkę i zaczęły opatrywać rany. Trójka mężczyzn stała i patrzyła na to z nadzieją na twarzach. Minęła dłuższa chwila. Podszedł do nich chudy, ubrany w szare szaty mężczyzna.

Barbarzyńca cofnął rękę, gdzie dopiero teraz można było ujrzeć, że ma poszarpane w paru miejscach mięśnie. Lekarz nie dał za wygraną i pragnął zobaczyć rękę wojownika. Ten zmarszczył brwi i ze wściekłością na twarzy spojrzał na doktora. Lekarz cofnął się, spojrzał i zbliżył się do białowłosego. Nekromanta, dotychczas trzymający się za szramę na głowie, syknął wściekle.

Mężczyźni spojrzeli na czarodziejkę. Kobiety opatrywały jej rany. Yennefer od tamtego wydarzenia nie odzyskała przytomności. Jej oddech był nieregularny. Mogło to być ostatnie chwile jej życia. Kane, Tan Biały oraz barbarzyńca Crushead modlili się żeby tak nie było.......

Zbliżał się wieczór. Mężczyźnie wynajęli pokój w pobliskiej karczmie, ale postanowili wyjść i zapoznać się z miastem Duncraig. Wiedzieli, że ono odżywa dopiero nocą. Pomimo odniesionych ran wyszli na miasto. Ku ich zdziwieniu wszędzie, po wszystkich ulicach krzątali się ludzie. Wydawało się, że handel w mieście dopiero w nocy ożywał. Ale nikogo to nie dziwiło. Duncraig było znane z dwóch rzeczy. Niezwykle surowego burmistrza, który nienawidził przestępców i jakichkolwiek podejrzanych spraw oraz jako miejsce gdzie można było załatwiać szemrane interesy. I tak, burmistrz ze swoją strażą przyboczną działał za dnia, a podejrzane interesy rozwijały działalność w nocy. Można było, że obie rzeczy doskonale się uzupełniają. Mężczyźni wyszli przed gospodę i skierowali się w stronę bazaru. Wszędzie gdzie okiem nie sięgnąć rozciągały się stragany zastawione różnymi towarami. Idąc długą ulicą rozmyślali. W końcu odezwał się paladyn:

Nikt nic więcej nie powiedział. Przeszli jeszcze kawałek obserwując kupujących. Nagle zauważyli największe stragan z wyłożonymi na blat różnymi rodzajami uzbrojenia. Sprzedawcą był barczysty mężczyzna, ubrany w ciemno brązowe ubranie, na które zarzucona była metalowa siateczka. Do mosiężnego pasa w tali miał przytroczony miecz. Głośno się kłócił z kobietą o krótkich blond włosach. Kobieta przypominała wojownika. Zawzięcie gestykulowała i starała się coś wyperswadować sprzedawcy. Ten nie dawał za wygraną. Paladyn, barbarzyńca oraz nekromanta mimo woli zaczęli się przysłuchiwać kłótni.

Wojowniczka poczerwieniała ze wściekłości.

Kobieta o mało co nie wpadła w furię. Mężczyzna świdrował ją oczami. Po krótkim wpatrywaniu wojowniczka postawiła na stole kuferek.

Crushead wybuchnął śmiechem, zwracając uwagę wojowniczki i sprzedawcy. Razem z nekromantą i paladynem podeszli do straganu.

W kierunku barbarzyńcy wyskoczyły trzy ostrza ulokowane na nadgarstku kobiety. Ostre jak brzytwa szpony zatrzymały się przed szyją barbarzyńcy.

Wojownicza nie dała za wygraną. Podeszła jeszcze bliżej.

Laura popchnęła nekromantę z wielką siłą, której nie powstydził by się nawet mężczyzna. Kane zachwiał się, uderzył go ból skroni ale podtrzymał się ręką. Oparł dłoń na blacie straganu. Światło pochodni rzuciło swój blask na pierścień nekromanty, w symbolem czaszki. Wojowniczka to zauważyła. Jej twarz zamarła. Cofnęła ostrza nie spuszczając wzroku z pierścienia Kane'a. Po chwili wycofała się bez słowa i zniknęła w tłumie

Nikt go nie słuchał. Paladyn, nekromanta oraz barbarzyńca podążali ulicą. Przeszli spory kawałek i skręcili w boczną uliczkę. Zdali sobie sprawę że weszli w ulicę gdzie aż roiła się od różnego rodzaju spelunek, karczm i tawern. Nagle z jednej z nich, wyleciał przez szybę mężczyzna. Szkło porozbijało się po bruku, a rosły mężczyzna wpadł wprost na Crusheada przewracając go. Paladyn ryknął śmiechem. Z wnętrza gospody dobiegły głosy.

Przez rozbite okno wyszedł barbarzyńca. Był potężnej budowy ale wydawał się nieci niższy niż klasyczni przedstawiciele barbarzyńskich plemion. Chwycił nieszczęśnika, który przed chwilą wyleciał przez okno, za szyję, z niebywałą łatwością podniósł do góry i uderzył centralnie w żołądek. Mężczyźnie krew nabiegła do oczu, stał się czerwony na twarzy jak cegła, po czym zapluł krwią. Barbarzyńca odrzucił go w stojące niedaleko beczki, jak szmacianą zabawkę. Po czym spojrzał na leżącego Crusheada.

Przez rozbite okno wyszedł wysoki mężczyzna, z niedźwiedzią skórą zarzuconą na ramiona. Miał długie brązowe włosy, ostre kości policzkowe. Przeszedł przez okno, zaklął gdy kawałek skóry niedźwiedziej zahaczył się o wystający odłamek szkła.

Spotkanie w karczmie udało się nadzwyczajnie. Altar oczywiście rozmawiał tylko z Crusheadem, natomiast druid zajął się rozmową z Kane'em i Tanem. Najbardziej interesowała go Yennefer.

Druid razem z nekromantą i paladynem wyszli z karczmy i skierowali się ku szpitalowi. Po dotarciu na miejsce, odnaleźli izbę gdzie leżała Yenna. Mimo sprzeciwów, zabrali ją. Znachor chciał ich powstrzymać ale miecz paladyna który rozrąbał stół, wywarł odpowiednie wrażenie na mężczyźnie i ten od razu spasował. Niosąc czarodziejkę jak najdelikatniej, dotarli do karczmy gdzie zamieszkiwał Danath. Zanieśli ją do izby druida. Danath położył czarodziejkę delikatnie na łóżku. Wyjął coś z kieszeni i zapalił świecę. Otworzył dłoń i leżący na niej proszek zdmuchnął na płomień świecy. Płomień zaiskrzył. W powietrzu uniósł się gryzący zapach. Kane zakrył twarz i zakasłał.

Momentalnie padł na podłogę i zaczął zwijać się w konwulsjach. Charczał przy tym przeraźliwie.

Paladyn chwycił słaniającego się nekromantę, sprowadził na dół i posadził przy stole.

Nekromanta pokiwał głową, kaszląc przy tym. Paladyn wrócił na górę. Wszedł do izby. Danath rozpalił kilka świec i najwidoczniej popalił kilka jeszcze innych ziół bowiem tym razem Tan poczuł ich zapach.

Zeszli na dół, do nekromanty i dwóch barbarzyńców. Usiedli przy stole.

Paladyn pokiwał z głową. Danath zawołał karczmarza i zamówił piwo. Wreszcie zaczął rozmowę.

Druid zakrztusił się piwem.

Przez drzwi weszła młoda kobieta. Ogarnęła niedbale całą izbę wzrokiem i usiadła przy najbardziej schowanym w tyle sali stole. Bacznie obserwowała zgromadzonych ludzi.

Danath uśmiechnął się dziwnie i pokiwał przecząco głową.

Druid wstał i podążył na górę. W tym samym momencie assasinka wstała i wyszła na dwór. Paladyn mrugnął do Kane'a. Nekromanta pokiwał głową. Obydwaj wstali. Poszli za nią. Podążali za nią przez dłuższy czas utrzymując bezpieczną odległość. Daleko na wzgórzu majaczył dziwny budynek. Wyglądał jak kuźnia, ale miał wysoką wieżę z której błyskało światło........

Kowal otarł pot z czoła, chwycił potężne szczypce i zanurzył kawał metalu w beczce z wodą. Buchnęła para. Nagle w drzwiach stanął mężczyzna. Był ubrany w czarny habit. Podszedł do kowala.

Nieznajomy uśmiechnął się i odchylił kaptur. Wyglądał normalnie. Tylko jego oczy były jakby martwe.

Przybysz zmarszczył twarz. Wyglądał na zawiedzionego. Podszedł do ściany gdzie wisiały miecze oraz topory. Pogładził ręką jeden z nich.

Tutaj nieznajomy wyjął zza pazuchy medalion z łańcuszkiem i pokazał kowalowi. Mężczyzna chwycił amulet w dziwnym nieregularnym kształcie i począł oglądać. Nieznajomy odwrócił się i zaczął ponownie oglądać tym razem zbroje.

Medalion trzymany w ręku karczmarza zapulsował. Kowal krzyknął z bólu i mimo woli zacisnął dłoń na medalionie. Jego ciało dopadły drgawki. Przewrócił się na ziemię. Nieznajomy pochylił się nad leżącym kowalem. Jego oczy przybrały teraz krwisty odcień czerwieni.

Vedral podniósł rękę. Niesiony dziwną siłą kowal wstał posłusznie.

Kowal wbrew swojej woli, kontrolowany jakby przez amulet podążył na górę, schodami. W końcu dotarli na szczyt wieży.

Kowal starał się przeciwstawić woli demona. Na darmo. Vedral zakręcił dłonią. Medalion zapulsował. Kowal zaczął charczeć.

Kowal wyjął klucz. Otworzył drzwi. Weszli do izby. Przy ścianie stała maszyna z której buchała para. Na przeciwległej ścianie była wmurowana twarz jakieś postaci. Vedral zbliżył się do rzeźbionej twarzy. Pogładził ją. Poczuł pulsującą moc.

Vedral uwolnił kowala. Ten padł na ziemię obok pracującej maszyny. Vedral podwinął rękawy odsłaniając dłonie zakończone szponami. Przejechał palcami po rzeźbie. Wykonał kilka gestów. Po czym spróbował dotknąć rzeźbionej twarzy. Uderzył go potężny impuls. Vedral padł na podłogę. Na jego twarzy malowała się wściekłość.

Podszedł do niego, chwycił za gardło i podniósł go góry.

Vedral wzmocnił uścisk. Z kącików ust kowala popłynęła krew.

Strażnik uśmiechnął się.

Na tworzy Vedrala ukazała się jeszcze większa wściekłość. Ale po chwili przemieniła się w makabryczny uśmiech.

Vedral zamachał się szponami i jednym ruchem zerwał szatę na piersi kowala. Ostrym jak brzytwa szponem dotknął miejsca gdzie znajdowało się serce. Uśmiechnął się i zaświdrował czerwonymi jak ognie piekielne oczami. Podniósł rękę gotując się do uderzenia.

To były ostatnie słowa strażnika zanim Vedral zgrabnym ruchem wyszarpnął mu serce. Kowal padł bezwładnie na ziemię, w kałużę krwi. Vedral zmiażdżył trzymane w dłoni serce. Krew przeciekła mu przez szpony. Poczuł wstrząs. Uśmiechnął się. Podszedł do rzeźby. Wykonał te same gesty co wtedy. Tym razem nie napotkał oporu. Rzeźba otworzyła się. Wewnątrz leżała księga obita w czarną skórę. Vedral zabrał ją. W tym samym momencie izba ze wszystkich kątów wystrzeliły jasno-białe smugi. Wieża się zatrzęsła i zaczęła walić. Vedral schował księgę.

Spojrzał jeszcze raz na martwego strażnika. Ze ścian zaczęły lecieć cegły. Vedral ruchem dłoni usunął szybę w oknie, po czym niezwykle zwinnie wyskoczył przez okno z wysokości trzydziestu metrów. Wieża zaczęła się rozlatywać.......

Paladyn i nekromanta szli cały czas za Laurą starając się pozostać niezauważonym. Nagle usłyszeli huk. Ujrzeli w oddali walącą się wieżę. Przyspieszyli kroku nie zwracając uwagi na to czy Laura ich zauważy. Zauważyła, ale była zbyt pochłonięta wpatrywaniem się w lecące ku ziemi cegły. Nagle w ciemnościach przeplatanych smugami światła ujrzała postać która swobodnie spadała na ziemię. Ciemność przecięły dwa czerwone punkty przypominające oczy.

Kane spojrzał wymownie na paladyna. Ruszyli za nią. Vedral opadł swobodnie na ziemię, przypatrując się walącej wieży. Zabójczyni dotarła do niego. Za nadgarstkach zabłysnęły srebrne ostrza za osiem tysięcy, z ośmiu warstw. Przyjęła postawę do walki. Vedral zaśmiał się.

Ruszyła na niego, wykonując ostry zamach ostrzami. Vedral nie wysilając się zbytnio uniknął ciosu, i wykonał gest. Assasinka wystrzeliła wysoko w górę pchana niewidzialną mocą. Upadła z jękiem na ziemię.

Mało brakowało aby trafił Vedrala ale ostrze zahaczyło tylko część habitu demona. Vedral zaśmiał się i wykonał zamach szponami kalecząc okrutnie nogę nekromanty. Kane padł na ziemię.

Struga światła omiotła brzeszczot miecza i zaiskrzyła. Tan Biały uderzył. W normalnych okolicznościach takie uderzenie, wspomagane mocą niebios rozniosło by każdego potwora na strzępy. Tym razem ostrze opadło wprost na szpony Vedrala które zatrzymały brzeszczot. Nastąpiła krótka wymiana ciosów pomiędzy mieczem paladyna a szponami demona.

Niedaleko od niego zawirowały setki malutkich ogników które po krótkiej chwili uformowały się w ognistego golema który ruszył na Vedrala. Demon w ogóle się tym nie przejął. Ujrzawszy przywołańca, machnął niedbale dłonią. Golem natychmiast się rozpadł. Kane nie mógł uwierzyć w to co zobaczył. Spróbował wstać. Ból stawał się coraz mocniejszy. Ponownie złożył ręce w dziwny znak i wykonał gest. Pomiędzy rękoma nekromanty uformowała się dziwna struga energii który natychmiast wystrzeliła w kierunku demona. Uderzyła w niego rozsypując się w strugę niebieskich iskier. Vedral cofnął się. Stęknął. Paladyn korzystając z chwili nieuwagi uderzył go mieczem. Ostrze przetoczyło się po korpusie Vedrala. Demon zawył straszliwie i machnął wściekle ręką. Paladyn uderzony strumieniem energii przetoczył się do tyłu. W tym samym momencie do Vedrala doskoczyła Laura, próbując go przyszpilić szponami. Vedral był szybszy, uniknął ciosu i machnął ponownie szponami. Ostre jak żyletki pazury przetoczyły się po ubraniu Laury nie robiąc jej jednak większej krzywdy. Kane ponowił uderzenie strumieniem energii i ponownie trafił.

Demon wstał i wykonał skomplikowany gest. Wokół jego dłoni pojawiły się setki płomieni, które po krótkiej chwili wystrzeliły w kierunku wojowników. Ziemia zapłonęła żywym ogniem. Strumienie ognia jakby z samych piekieł buchnęły i zaczęły się rozrastać. Paladyn nie czekał. Przeskoczył ścianę ognia, ryknął wściekle. Wokół niego zamigotała niebieska aura. Tan Biały wykonał cios. Doszedł celu. Ostrze ponownie przetoczyło się po ciele Vedrala. Tan Biały odparowując ciosy skinął głową w kierunku nekromanty. Kane złożył ręce do kolejnego znaku. Wokół głowy Vedrala zamigotał obłok. Demon krzyknął i chwycił się za głowę. Zaczął krzyczeć, jakby ujrzał swoje największe koszmary. Po chwili ze wściekłością skrzyżował ręce. Obłok prysnął jak bańka mydlana. Demon chwycił Tana w magiczny uścisk. Podniósł go do góry i błyskawicznie trzasnął z potężną siłą o ziemię. Wojownik niebios krzyknął z bólu i padł nieprzytomny. Vedral skierował swoją uwagę na assasinkę. Laura była gotowa. Skoczyła ku niemu. Vedral wypuścił strumień ognia. Trafił. Dziewczyna z osmalonymi włosami padła na ziemię. Kane, wykorzystując nieuwagę Vedrala, zbliżył się do niego. Zacisnął ręce na swojej kosie. Miał teraz niebywałą ochotę wbić ją głęboko w ciało demona i wypruć mu flaki. Vedral go zauważył. Zamachał na pierwszy rzut oka bezwładnie rękami. Ciało nekromanty otoczyły ogniste pręgierze, nie pozwalając mu się ruszyć. Demon po raz kolejny zwrócił wzrok na assasinkę. Zacisnął rękę. Wokół jego dłoni zamigotała ognista łuna, która rosła z każdą chwilą. Moment później Vedral cisnął ognisty pocisk w kierunku zabójczyni. Kane skupił myśli. Wszystko to działo się nie dłużej niż dwie sekundy. Wokół Laury wyrosła kościana zapora, która osłoniła ją przed uderzeniem. Vedral odwrócił wzrok. Spojrzał na nekromantę.

Zacisnął dłoń. Kane zacharczał i zaczął się dusić. Ogniste pręgierze nie pozwalały na jakikolwiek ruch. Ostatkiem sił Kane spojrzał na twarz Vedrala. Spojrzał mu w oczy. Nagle ujrzał coś znajomego. Coś z przeszłości. Vedral poczuł to samo. Cofnął się. Wydawał się zdezorientowany. Oddalił się. Podniósł rękę do góry. Wokół niego zamigotały płomienie. W ostatnim odruchu Vedral spojrzał w oczy nekromanty. Twarz demona wyrażała zdziwienie. Po chwili zniknął w ognistym wybuchu. Ogniste pręgierze uwolniły nekromantę. Kane padł nieprzytomny na ziemię.........

Stary mężczyzna, z długą siwą brodą wstał od stołu i poruszył ręką. Magiczna tafla zniknęła. Podszedł do drzwi. Spotkał się w nich z innym starcem ale ten drugi miał krótko przystrzyżoną czarną brodę. Białobrody opuścił głowę.

Czarnobrody pokiwał głową ze smutkiem..............

W komnacie przepełnionej smrodem zgnilizny, wybuchły nagle płomienie. Siedząca na tronie postać nie poruszyła się. Z płomieni wyszedł mężczyzna. Trzymał w ręce obitą w czarną skórę księgę. Zbliżył się do podestu i podał ją postaci siedzącej na tronie. Postać wzięła księgę, ale nie otworzyła jej. Spojrzała na mężczyznę. Ten chwiał się, trzymał za klatkę piersiową i ciężko oddychał.

Mężczyzna podszedł do tronu i uklęknął. Postać wyciągnęła rękę i położyła mu na głowie. Mężczyznę otoczyła złocista łuna. Sługa wchłaniał podarowaną mu moc, oddychał coraz swobodniej, rany na jego ciele zasklepiały się.......Po krótkiej chwili mężczyzna wstał i podziękował swojemu mocodawcy, ale nie ośmielił się mu spojrzeć w oczy. Odszedł z pochyloną głową. Po chwili postać siedząca na tronie została sama w komnacie.

Z komnacie rozległ się chrapliwy, donośny i przerażający śmiech. Odbił się on echem po całej komnacie i przylegających jej korytarzach.........Śmiech brzmiał bardzo długo, budząc trwogę i strach..........

** KONIEC **

24



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Jezyk C Pierwsze starcie jcppps
07 Pierwszy List do Koryntian
[lekcja 17] Funkcje pierwsze starcie Kurs C++ » Poziom 2
1998 07 Pierwsze kroki w cyfrówce
chwytak nr4 chwytak pooo moj pierwsze starciepoferiach
Corel Paint Shop Pro Photo X2 Pierwsze starcie cpspps
Kurs dal początkujących- 10 lekcji, Lekcja 2-Pierwsze starcie, Pierwsze starcie
JavaScript Pierwsze starcie
Jezyk C Pierwsze starcie jcppps

więcej podobnych podstron