Morelanda i Robin. Stopień po stopniu windowałem w górę Creedmana. Jego kalosze skrzypiały, ale milczał. Gdy doszliśmy do szczytu, zaczął się opierać.
Dźgnąłem go lufą w plecy.
Jeszcze trzy stopnie. Zatrzymaliśmy się.
Na górze cisza.
Dwa stopnie. Jeden.
Ani śladu Jo.
Byliśmy w środku.
Pokój wyglądał tak, jak go pozostawiliśmy. Za wyjątkiem drzwi do biura.
Siedział w nich przywiązany do fotela, zakneblowany mężczyzna.
Chudy, ze zjeżonymi włosami i zmierzwioną brodą.
Carl Sleet. Ogrodnik, którego głos przez telefon zwabił Bena do parku.
Spojrzał na Creedmana i zwęziły mu się źrenice. Zacisnął palce, ręce miał przywiązane do poręczy plastikową taśmą. Taką, jakiej używają policjanci. Czyżby to Haygood tak go potraktował?
Nie, bo Creedman sprawiał wrażenie równie zdumionego jak ja.
Stałem zastanawiając się, co robić dalej.
W drzwiach ukazała się Jo, z uniesionymi do góry rękami, bez broni.
— Nie strzelaj — powiedziała wesoło. — A teraz może usunę ci z drogi
mojego łotra, żebyś mógł wprowadzić swojego.
Pistolet Jo leżał na książkach na biurku Morelanda, daleko od niej. Coś mi z daleka pokazała.
Biała karta w czarnej skórzanej oprawie i srebrna odznaka. Na karcie jakaś rządowa pieczęć, ale nie zdołałem stąd odczytać drobnego druku.
Gdzie Robin i doktor Moreland? — spytała.
Czekają, aż im powiem, że droga jest wolna.
Słyszałam strzały. Czy ktoś został trafiony?
Ponieważ nie odpowiedziałem, roześmiała się i pomachała kartą.
— Nie bój się, jest autentyczna. Tyle że na inne nazwisko.
Podszedłem bliżej.
Ministerstwo Obrony i numer działu, który nic mi nie mówił. JANE MARCIA BENDIG, STARSZY ŚLEDCZY.
Stałem, podtrzymując Creedmana. Żałowałem, że nie mam trzech dodatkowych rąk i spluwy w każdej z nich.
— Posłuchaj, rozumiem, że jesteś ostrożny — powiedziała — ale
gdybym chciała cię zastrzelić, już byś nie żył. Ja nie chybiam.
Nie odpowiedziałem.
Dobrze — powiedziała. — Mogę mieć z tego powodu wielkie
kłopoty, ale czy poczujesz się lepiej, jeżeli oddam ci swoją broń?
Może.
Jak sobie życzysz. — Odstąpiła, a ja schwyciłem jej pistolet, ciągle
mając swój wycelowany w Creedmana.
— Teraz w porządku? — spytała.
Przeraził mnie własny śmiech.
274
Całkowicie.
No to daj znać swoim przyjaciołom.
Moreland i Robin weszli do laboratorium.
Twoje ramię nie wygląda najlepiej, doktorze — powiedziała Jo.
Nic mi nie jest.
Nie wygląda dobrze.
Nie jesteś lekarzem.
Carl Sleet jęknął.
Zamknij się — powiedziała Jo i Carl ucichł.
Carl? — zdziwił się Moreland.
— Carl był niegrzeczny — wyjaśniła Jo. — Podkradał pieniądze z kasy,
narzędzia, przywłaszczył sobie twój zestaw chirurgiczny. Podkładał karaluchy
do pokoi. Kiedy myśli, że nikt go nie widzi, wymiguje się od roboty. Od
pewnego czasu mam go na oku. Dzisiaj wieczorem nie wyszedł z innymi
pracownikami, tylko ukrył się w szopie z narzędziami. Wyobrażał sobie, że
to on śledzi mnie. — Uśmiechnęła się. — Zostawiłam Pam i wróciłam, żeby
go pilnować. Czy wiesz o tym, że sobie podśpiewujesz, gdy ci się nudzi, Carl?
Nie jest to godne polecenia, gdy się siedzi w ukryciu.
Carl poruszył się w fotelu.
— Kiedy weszliście z Robin do minizoo — zwróciła się do nas. — Carl ukrył się w krzakach i podglądał was. Odczekał, a potem zatelefonował z aparatu w laboratorium. Jego kumple przybyli tu w okamgnieniu — prawdopodobnie czekali na drodze za bramą. Zostawili go tutaj na czatach, weszli do laboratorium, pobyli tam jakiś czas i wrócili. Potem skierowali się w stronę muru. Wtedy widziałam ich po raz ostatni. Postanowiłam zająć miejsce Carla. Chciałabym teraz odzyskać mój pistolet. Mam w pokoju inny, ale, jak powiedziałam, wolę uniknąć kłopotów. Zawahałem się.
Bardzo proszę — powtórzyła głośniej.
Podałem jej pistolet.
Dziękuję. A teraz zajmę się twoim łotrem.
Oddałem jej Creedmana. Związała mu ręce za plecami i podprowadziła do Carla?
— Carl — powiedział ze smutkiem Moreland.
Sleet unikał jego oczu.
Dobrze — powiedziała Jo. — Zostawmy tych wyrzutków i zajmijmy
się twoim ramieniem.
Carl, po tylu latach... — nie mógł uwierzyć Moreland.
Przez wszystkie te lata Carl żywił do ciebie urazę, doktorze.
A przynajmniej tak się sam przed sobą usprawiedliwia. Jestem przekonana,
że pieniądze, które mu zapłacono, także odniosły skutek.
Urazę? — powtórzył Moreland.
Sleet nadal unikał jego wzroku.
Coś w związku z kuzynem, który zobaczył potwora i umarł na atak
275