Kochany i dobry Antosiu!
Pytasz mnie, dlaczego zostałem księdzem? Nie wiem skarbie. Ja to czuję, ale nie umiem Ci wytłumaczyć. To jest słodka tajemnica, którą Bóg zdradza tym, których chce mieć przy sobie. Mówią starsi, że to jest powołanie. Tak Pan Bóg pokieruje życiem chłopca, że podprowadzi go do seminarium. Dopiero gdy jest się księdzem, człowiek sięga wstecz pamięcią i dziwi się. Tak, jednak to wszystko było Panu Bogu potrzebne. Rozumiem.
Opowiem Ci o pewnym chłopcu, który mieszkał w małym mieście, przy rynku. Przez okno widział, jak rano mieszkańcy szli z wiadrami po wodę do studni. Marzył, żeby zostać polonistą, pięknie mówić, pisać, nauczyć innych kochać słowo. Zdał maturę. Prawie wszystkie oceny - bardzo dobre. Mama była szczęśliwa. Rodzice kazali mu wyjechać do Bułgarii na wakacje, żeby odpocząć. Wybrał, wbrew woli rodziców, autostop. W słomianym kapeluszu, flanelowej koszuli w kratę, jeansach, trampkach, z gitarą i plecakiem wędrował po kraju.
Znalazł się w Tyńcu. Wszedł do kościoła. Mnisi kończyli nieszpory - wieczorną modlitwę psalmami. Słuchał. Rozumiał trochę po łacinie: „Jakże miłe są przybytki Twoje, o Panie Zastępów, dusza moja za nimi tęsknić nie przestaje". Jakie te mury namodlone. Te schody wyżłobione stopami mnichów i całujących ziemię pielgrzymów. Jak tu cicho. Ten wielki świat został za drzwiami. Czy oni są szczęśliwi? Szkoda, że tak mało ludzi tu przychodzi, a zresztą może to i lepiej. Wtedy można spotkać się z Nim. Gdzieś w głębi serca słyszał słowa: - Tak, znalazłeś mnie. Spotkałeś mnie. Ludzie w różny sposób mnie znajdują przez mądrość, przez piękno przez dobroć ludzi. Ty spotkałeś mnie w ciszy mego domu.
Kto Ty jesteś? - zapytał.
Widzisz, synu, ukształtowałem Cię w łonie twojej matki. Dałem Ci potęgę wrodzonej wrażliwości, umiłowanie słowa, żebyś ukochał Słowo, które Ciałem się stało.
Czego ode mnie chcesz? Jestem zmęczony! Nie mów do mnie!
A zobacz, tyle jest głodnych ludzi, którzy potrzebują Chleba. Potrzebuję Twoich rąk, żebyś chleb błogosławił i rozdawał. Tyle jest ludzi spragnionych słowa prawdy - potrzebuję Twoich ust, aby głosić Dobrą Nowinę. Tyle jest ludzi niekochanych - potrzebuję Twojego serca, abym mógł wszystkich kochać. Potrzebuję całego ciebie, abym mógł zbawiać.
- Dosyć Panie! Tego nie zniesie moje sera. Jestem za głupi, za słaby. Ja się boję! Nie chcę!
- Właśnie wybrałem Ciebie słabego, abyś strącił z tronu mocnych. Ciebie mało mądrego, abyś zawstydził mądrych tego świata. Chcę, żebyś był światłością świata, solą ziemi.
- Panie, czy ja to dobrze rozumiem? Więc to ja mam być Twoim księdzem? - Tak, ty będziesz moim kapłanem. Musisz oszaleć z miłości. Chcę, abyś słyszał uderzenia mego serca. Odtąd ludzi łowić będziesz.
Biegł wałem nad Wisłą w stronę Krakowa. Wciąż brzmiała mu melodia ze słowami: „Bóg mi radością serca i weselem ducha". Odwracał się w stronę klasztoru, gdzie zostali rozmodleni mnisi i krzyczał głośniej , głośniej...
Pamiętam go bardzo dobrze. Był mądrym, dobrym i lubianymi klerykiem. Dziś jest księdzem. Antosiu, ja naprawdę nie wiem, co to jest powołanie. Wiem, że jest czasem bardzo silne, czasem bardzo łagodne, czasem gwałtowne, czasem spokojne. Czasem od dzieciństwa, czasem, gdy się jest dorosłym. Pan Bóg powołuje chłopców od pierwszej Komunii Świętej, od służenia przy ołtarzu, chłopców po maturze, mądrych inżynierów, sprawiedliwych prawników, dobrych aktorów. Dobrze, że mamy kapłanów z ludzi i dla nas ustanowionych. Antosiu, bądź cierpliwy, a Pan wskaże Ci drogę...
ks. Tymoteusz
Echo Dzieciom 4(2008) s. 4-5