„Czy my jesteśmy ludzie dobrzy ?”
Okres wojny to czas wzburzenia systemu wartości czy tylko zachwiania nim.
„Przejdą dni ciężkie klęski i rozgromu
I zapomnimy o ranach i szkodach...
Będziemy znowu mieszkać w swoim domu...”
Leopold Staff „Pierwsza przechadzka”
Ludzie, którzy przeżyli okres wojny twierdzą, iż pozostawia ona na ich duszy, psychice niezatarte znamię. Nie sposób zapomnieć bólu i zła, jakie niesie ze sobą wojna. Trudno wymazać z pamięci to, czego było się świadkiem, a może uczestnikiem. O II wojnie światowej mówi się często jako o okresie „odwróconego dekalogu”. Dosadne to określenie i zarazem przerażające. Czy rzeczywiście skrajna sytuacja - bo przecież taką jest wojna - prowadzi do upadku człowieczeństwa ? czy „ten czas”, potrafi aż tak zdeformować, zniekształcić oblicze człowieka ?
Dzisiaj, w świecie kolorowych reklam, komercji, w świecie „człowieka sukcesu” łatwo powiedzieć: „Jak oni mogli ?” Jak kobieta, z opowiadania Tadeusza Borowskiego „Proszę państwa do gazu”, mogła wyrzec się swojego dziecka. Cóż z tego, że w ten sposób przedłużyła sobie życie, przecież to nie jest ani moralne, ani dobre, przecież tym samym pozbawiła życia swoje własne dziecko.
Lecz czy my - zwłaszcza dziś, gdy dokonuje się tak wiele aborcji z błahych czasem powodów - mamy prawo ją oceniać, wydawać sądy ? Oczywiście, możemy założyć, że zachowalibyśmy się inaczej, takie mamy przekonania, tak zostaliśmy wychowani, lecz to tylko hipoteza, przypuszczenie, które w zetknięciu z rzeczywistością - być może - nie miałoby swojej realizacji. A zatem: „Czy my jesteśmy ludzie dobrzy ?” To znamienne pytanie wypowiada Tadek. Pracuje on przy rampie, ponieważ było wolne miejsce, a dzięki temu może uzyskać nowe odzienie, trochę pożywienia. To więzień zlagrowany, a więc godzi się zarówno na obóz, jaki i na zasady w nim panujące, jeżeli może, wykorzystuje każdą nadarzającą się okazję. Praca przy nasypie nie należy do miłej (a z resztą jaka należy ?). Bohater jest świadkiem wydawania wyroków śmierci na tysiące osób, to on kieruje przybyłych do tej czy innej ciężarówki, której trasę znają tyko oni. To bowiem jest jedyną formą obozowej litości, po prostu nie informują przybyłych, co z nimi będzie. Pracownicy rampy to już „obywatele obozu”, podobnie zresztą jak bohaterowie innego opowiadania Borowskiego pt.” U nas w Auschwitzu”. Oświęcim to doskonały obóz, ludzie są w nim zakochani, w niedzielę odbywają się koncerty symfoniczne, szkoda tylko, że o parę kroków dalej znajdują się komory gazowe. Człowiek w obozie wybierał bierność, wolał być tym zlagrowanym niż zmuzułmanionym „bo żywi mają zawsze rację przeciw umarłym”. Otóż to, w obozie nie ma miejsca n moralność, należy odrzucić uczciwość, w przeciwnym razie skażę się na pewną śmierć.
Jeden z bohaterów „Innego świata” G. Herlinga - Gruzińskiego - Kostylew, próbował zachować ludzkie uczucia. Niestety, tam, gdzie ludzie traktowani są jak zwierzęta, nie można być człowiekiem. Owszem początkowo Kostylew rozdawał między więźniów prawie cały swój chleb, zanosił do „trupiarni” talony na zupę, przemycał odrobiny tłuszczu i jarzyna dla chorych, a także obliczał wszystkim więźniom norm wyższe od rzeczywistej wydajności pracy. Jednak jego „oszustwa” zostały zdemaskowane i kto wie, być może za odrobinę chleba. Misza Kostylew został skazany na ciężką pracę w brygadzie leśnej, szybko zapomniał o litości - teraz sam jej potrzebował.
Do czego człowiek jest zdolny, w tak ekstremalnych warunkach ? Myślę, że gotów jest na wszystko, choć w dużej mierze jego postawa uwarunkowana jest silnym charakterem. Należy jednak dodać, że obóz nawet takie potrafił zniszczyć. Nasuwa się pytanie: „Kto wygrał, Misza czy sowiecki system ?” Na każde trudne pytanie - a to do takich należy przyznaje sam Grudziński, przegrał po kolei wszystko, w co wierzył, na wieść o wysłaniu go na Kołymę popełnił samobójstwo. A jednak było w nim coś zachwycającego, coś co wzbudza podziw i szacunek. Ten człowiek dzień w dzień wkładał rękę w ogień. Był wytrwały w swoim postanowieniu, mówił: „Nigdy, rozumiesz , nigdy już nie będę dla nich pracował.”
Uważam, że była to jedna z najboleśniejszych, a zarazem najwymowniejszych form sprzeciwu wobec sowieckiego ciemiężcy. Autor „Innego świata” pisze o tym tak: „...Widzę go z przekrzywioną od bólu twarzą i ręką zanurzoną w ogniu jak ostrze hartowanego miecza...”
Oto cała prawda. Warunki obozowe nie mogą nie zachwiać systemu wartości. Wokół jest za dużo zła, by móc wierzyć w to, w co wierzy się w zwykłych warunkach. Lecz zawsze pozostaje walka i ją właśnie wybrał Kostylew. A czy Tadek, z opowiadania Borowskiego „Dzień na Harmenzach” przyjąłby taką postawę ? Sądzę, że nie. Lecz trzeba przyznać, że jego wrażliwość nie zanikła całkowicie. Nie może przyglądać się scenie zabijania Żydów stosuje grę słów, aby uchronić więźniów od kary za przenoszenie zakazanych wiadomości. To on również dzieli się z Bekerem jedzeniem, kiedy ten ma iść do krematorium. Jedzenie, a właściwie jego brak jest czymś potwornym. Beker ma jednak bardzo jasną opinię na ten temat. On uważa, że prawdziwy głód „...jest wtedy, kiedy się patrzy na drugiego człowieka jako na obiekt do zjedzenia...” Beker ma pewne swoje granice, do których postępuje się tak, a nie inaczej. Powiesił syna ponieważ ukradł chleb, pomimo iż nie czuł prawdziwego głodu. Można zaryzykować stwierdzenie, że ten człowiek albo był niezwykle wierny swoim zasadom albo jego świat wartości legł w gruzach. Bo jak wytłumaczyć czyn, jakiego się dopuścił ? Jedno jest pewne, obóz ogłupiał ludzi.
Głód prowadził do absurdalnych sytuacji. Kawałek chleba był skarbem i to zarówno w obozie jak i w łagrze czy getcie. Żydzi, o których mówi Hanna Krall w „Zdążyć przed Panem Bogiem”, brali chleb i z nim wsiadali do wagonów jadących do Treblinki. Na nic zdawały się tłumaczenia niektórych, by tego nie robili - głód był zbyt wielki. To właśnie on prowadził do tak desperackich czynów, jak pożywianie się ludzkim mięsem, o czym pisze Zofia Nałkowska w „Medalionach”. Kobieta, która żywi się szczątkami ciała swojego syna, czy myśli o moralności, o tym co dobre, co złe ? Sądzę, że czuje tylko głód, który przesłania wszystko.
Często ludzie obwiniają za wszelkie zło Boga, lecz prawda jest całkiem inna. Nałkowska wyraża ją tak: „Ludzie ludziom zgotowali ten los”. To nie Bóg zajmował się produkcją mydła z ludzkiego tłuszczu w Instytucie Anatomicznym, to nie On preparował ludzką skórę. A zatem kto ? Czyżby ten, nad którym Leopold Staff zastanawiał się w ten sposób: „Człowiecze (...) czyś godzien, aby cię pisać przez „C” ”. Czy godnym byłby tego Jűrgen Stroop ?To on stał na czele „Grossaktion”, która pochłonęła tysiące Żydów, 56065 osób zostało wywiezionych do obozów. Ta właśnie symetryczna liczba: dwie 5, dwie 6 i zero, cieszyła Stoopa, określał ją jako niezwykle szczęśliwą. Chciałoby się zapłakać nad zatwardziałością jego serca, nad bezdusznością. Przecież to nie kwota wygranej lecz liczba ludzi, których krew była na jego rękach ! Stroop stał po drugiej stronie barykady. To dzięki takim jak on, ludzie tracili wiarę, musieli wyzbyć się wszystkich najważniejszych wartości: godności, sprawiedliwości, czystego sumienia. Już młodzi chłopcy musieli nabyć odporności psychicznej, wyzbyć się siebie, by jak pisze Krzysztof Baczyński w „Elegii o chłopcu polskim”: „przemierzyć po omacku najwstydliwsze z ludzkich dróg „
Wojna nieuchronnie dotyka młodych ludzi, przed którymi rysowała się piękna młodość, którzy zapewne mieli plany, marzenia. Baczyński też je miał, skoro jednak wybuchła wojna, trzeba walczyć, a sposoby walki były różne. Działały: Mały Sabotaż, Szare szeregi, Armia Krajowa. Każda z tych podziemnych organizacji starała się, aby zachować ludzką godność i ludzkie uczucia.
Niestety, ciężar walki pozostawia piętno, kaleczy duszę. Według Tadeusza Różewicza, człowiek którego prowadzono na rzeź, a który ocalał potrzebuje duchowego nauczyciela i mistrza. Żaden człowiek przeżywszy piekło wojny nie jest w stanie sam „wyjść z zamętu pomieszanych pojęć”. Doświadczenia wojenne są zbyt bolesne by móc bez przeszkód powrócić do rzeczywistości. Trzeba znaleźć nauczyciela, który pomoże odbudować świat wartości, który znów poukłada pojęcia, który nazwie rzeczy. Dla Różewicza okres wojny to czas ogromnych zniszczeń cielesnych oraz duchowych. Wszechogarniającego zła trudno zapomnieć, tym bardziej że pochodziło od drugiego człowieka. Nie sposób nagle wyrzucić z pamiętnika kłamstwa, występki, oszustwa. Takimi prawami rządzi się wojna, o takiej pisze Borowski w opowiadaniu „Pożegnanie z Marią”. Ludzie oszukują, pomagają jedynie za pieniądze, nic nie robią bezinteresownie. Presja, jaką wywiera na ludzi rzeczywistość, każe im zrezygnować z moralności. Sklepikarz prowadzi nieuczciwie sklep, kierownik przedsiębiorstwa budowlanego, pomaga starej Żydówce opuścić getto, jedynie z powodów finansowych. Można rzec: „Bez ser, bez ducha ...” Zatem: „Czy my jesteśmy ludzie dobrzy ?”
Lew Tołstoj mówi z ten sposób: „Dobro rodzi się wtedy gdy człowiek zapomina o sobie”.
Moim zdaniem z tymi słowami świetnie koresponduje postawa św. Maksymiliana Kolbe. On też znalazł się w obozie, a mimo to jego system wartości nie załamał się. Co więcej, widząc tak wielką chęć do życia drugiego człowieka, postanawia zapomnieć o sobie. Ofiaruje swoje życie, za życie drugiego.
Uważam, że w każdym z nas jest, choćby mały pierwiastek dobra. Żyjemy w czasach, w których zmorą jest wzrastająca agresja, powszechna znieczulica na ludzkie cierpienie, a jednak zawsze możemy dostrzec dobro. I właśnie problem leży w tym, aby umieć zauważyć dobro, nie doszukiwać się złych intencji, bo czasem zwyczajnie jesteśmy bezinteresowni, po prostu dobrzy.
A czy wojna może zburzyć czy zachwiać system wartości ? Myślę, że tak. Gdyby było inaczej nie mielibyśmy Oświęcimia, Katynia, kolczastych drutów... Lecz zawsze istnieje jakaś przeciwwaga, jakaś siła, która nie pozwoli na całkowitą destrukcję. Czy znajdziemy ją w sobie ?
1
1