*
Czerwony Groń to kolejne gorczańskie uroczysko, ściśle związane z tragiczną partyzancką historią. W tym właśnie miejscu stacjonowały połączone siły Armii Krajowej ("Wilk") i niedobitków Konfederacji Tatrzańskiej, dowodzonych przez Józefa Kurasia "Ognia". Początkowo współpraca między obu formacjami układała się wzorowo. Było to zasługą pierwszych dowódców połączonych oddziałów: porucznika Władysława Szczypki "Lecha" (zginął na skutek nieszczęśliwego wypadku przy przestrzeliwaniu broni na polanie Stawieniec) oraz jego następcy porucznika Jana Stachury "Adama". Pod koniec września 1943 roku tymczasowy dowódca "Wilka" - Adam został odwołany, a jego miejsce zajął Krystyn Więckowski "Zawisza". Pod jego komendą atmosfera w oddziale znacznie się pogorszyła. Ostro zarysował się podział między ludźmi "Ognia" - prostymi góralami, a wywodzącymi się z kręgów inteligenckich AK-owcami. Przed świętami Bożego Narodzenia 1943 roku dowódca wraz z grupą swych zaufanych podkomendnych wyruszył na Lubań. Pod Czerwonym Groniem pozostali tylko konfederaci. Dostali bezwzględny zakaz opuszczania obozu, jednak "Ogień" z niewielkim oddziałem, pod pozorem przeprowadzenia zwiadu, wyruszył na święta do Ochotnicy. 27 grudnia grupa powróciła do obozu. Nazajutrz pojawili się tam również Niemcy. Wywiązała się bezładna strzelanina, podczas której zginęło dwóch partyzantów: Franciszek Sral "Wiatr" i Władysław Bem "Szpak". O tragicznych wydarzeniach sprzed lat przypomina zawieszona na drzewie tabliczka i wyciosany w korze krzyż. Partyzantów pochowano w rodzinnych wsiach, jednak pod Czerwonym Groniem w Święto Zmarłych pojawiają się świeże kwiaty i zapalają ogniki zniczów. Palą się one również we "Wspólnym Potoku" - miejscu, gdzie po raz ostatni stacjonował sztab "Ognia" w lutym 1947 roku. Zaledwie kilka dni później najsłynniejszy partyzant Podhala zginął z własnej ręki, otoczony w Ostrowsku przez zmasowane siły bezpieki i KBW. - Widać, że światełka zapalają ludzie, którzy znają te miejsca i związaną z nimi historię - podkreśla Kurzeja. Zapewnia, że "takich błędnych ogników" płonie w Gorcach wciąż bardzo wiele. - Późną jesienią, kiedy szybko zapada zmrok, jest szaro i ciemno, nagle w środku lasu człowiek trafia na palący się płomień świeczki. To robi naprawdę niesamowite wrażenie...
WSTĘP
Legendarny dowódca partyzancki z Podhala; Władysław Szczypka „Lech” tak skwitował słowa swojego zastępcy Jana Stachury „Adama”, gdy ten mówił mu o konieczności dokładniejszego, bardziej kronikarskiego dokumentowania leśnych batalii dowodzonego przez nich oddziału AK:
- Partyzanckich dziejów nie da się opisywać językiem wykwintnym. W oddziale są różni ludzie, od typowych mścicieli po romantyków, którzy do lasu przyszli z patriotycznego obowiązku. Ludzie wspaniali, lecz rychło się
Kpt. Władysław Szczypka „Lech” z Mszany Górnej, legendarny dowódca oddziału partyzanckiego „Wilk”
mogli przekonać, że ta wojaczka piękna może być tylko w książkowych i wzniosłych opisach, na co dzień bywa się jednak brudnym, śmierdzącym, bardziej podobnym do dzikiego zwierza niż człowieka. Nie brakuje także jednostek zdemoralizowanych, typowych grandziarzy. Oni siedzą cicho, bo wiedzą, że za rabunki czy jakiekolwiek gwałty kara jest jedna - kula w łeb. Lecz wszyscy szybko się przekonują, że muszą stanowić całość, bez względu na swoją mentalność czy pochodzenie. Po jakimś czasie wszystko się wyrównuje siłą oddziaływań jednych na drugich. Tak, jak przesypuje się piasek w klepsydrze, tak i oni mieszają się między sobą. Niemal wszyscy posługują się w rozmowach między sobą wulgarnym językiem, załatwiają się pod byle krzakiem, gdyż trudno w każdym miejscu postoju budować latrynę. Partyzantka, to nie dworskie salony, to zazwyczaj wszy, kleszcze i inne robactwo, smród, brud, nędza i niepewność jutra. Nie jest łatwo zabić wroga, bo to też człowiek, ale jeśli chcesz przeżyć, musisz pociągnąć za spust. Strzelasz, bo się boisz, i to jest normalne. Po takim przestawieniu psychiki stajesz się wprawdzie człowiekiem bezdusznym, automatem, lecz także wartościowym żołnierzem. Jedno jest pewne, dusze w tych moich chłopakach, którzy dzielnie znoszą leśną poniewierkę, pozostają aż do śmierci piękne...To oni są najzdrowszą tkanką Narodu Polskiego, dla niego cierpią i strzelają. I chociaż często nie zdają sobie z tego sprawę, są autentycznymi patriotami.
„Za dywizję wołyńską, nie kwiaty i wianki -
Szubienica w Lublinie, Ojczyste Majdanki.
Za sygnał na Północy, bój pod Nowogródkiem-
Długi urlop w więzieniu. Długi i ze skutkiem.
Za bój o naszą Rossę, Ostrą Bramę, Wilno -
Sucha gałąź lub zsyłka na rozpacz bezsilną.
Za dnie i noce śmierci, za lata udręki -
Taniec w kółko: raz w oczy a drugi raz w szczęki.
Za wsie spalone, bitwy, gdzie chłopska szła czeladź -
List gończy, tropicielski: dopaść i rozstrzelać.
Za mosty wysadzone z ręki robotniczej -
Węszyć, gdzie, kto się ukrył, psy spuścić ze smyczy.
Za wyroki na katów, za celny strzał Krysta -
Jeden wyrok: do tiurmy. Dla wszystkich. Do czysta.
Za Warszawę, Warszawę, powstańcze zachcianki -
Specjalny oddział śledczy:” Przyłożyć do ścianki”.
Zwinąć chorągiew z masztu. Krepą jest zasnuta
Za dywizję Rataja, Okrzei, Traugutta.
Pociąć sztandar w kawałki. Rozdać śród żołnierzy.
Na drogę niech go wezmą. Na sercu niech leży.
Kazimierz Wierzyński
Na rozwiązanie Armii Krajowej 8 lutego 1945