42


15 sierpnia 2008 Mamy jasność- będzie ciemno.... Nareszcie ogłoszono raport o stanie zdrowia premiera. Wyniki są wyśmienite. Pan premier Donald Tusk nie ma żadnych niepokojących objawów chorobowych  i dysponuje bardzo dobrą wydolnością organizmu, ma prawidłowe ciśnienie tętnicze. Niepokoje- sympatyków Platformy Obywatelskiej- może jednie budzić podwyższony  cholesterol. Raport podpisał profesor nauk medycznych Zbigniew Gaciong na podstawie badań EKG, zdjęć radiologicznych klatki piersiowej, morfologii. Skoro pan premier  jest taki zdrowy , nareszcie może z pełnym zapałem przystąpić do zapowiadanych reform, bo już czas najwyższy, żeby zacząć naprawdę reformować państwo; obniżać podatki, przestać marnotrawić nasze pieniądze, przestać nas okradać, rozbudowywać biurokrację i wprowadzać co rusz nowe przepisy, które utrudniają życie przeciętnemu Kowalskiemu. Rząd wchodzi w dziewiąty miesiąc rządów i nic oprócz kontynuacji budowy socjalizmu-  nic pozytywnego się nie dzieje. Państwo truchleje, długi rosną, energia idzie w gwizdek.. Jedyne co się rozwija - to biurokracja i propaganda sukcesu, ale do tego wystarczy dokładnie przejrzeć filmotekę Edwarda Gierka. Ile w tym roboty…??? No, przyznajmy uczciwie, nie ma tak jak kiedyś mówił Janek Pietrzak, popierający dzisiaj Prawo i Sprawiedliwość, że jedyne  co się rozwija  to papier toaletowy, ale i tak jest do d….y(!!!). Czas zacząć państwo traktować poważnie, bo inaczej marny nas los… Propagandą ludzi się nie nakarmi, co najwyżej na jakiś czas  oszuka, zadymi ogłuszy… Ale po opadnięciu dymu i tak całe pole będzie dokładnie widać… Zastanawiają mnie jednak kosztowne urlopy pana premiera, bo skoro jest taki zdrowy, to zamiast pracować dla kraju, i przy okazji dla nas, pojechał sobie w Andy , niedrogo, chyba trafił last minutes, bo kosztowało to nas tylko 2 miliony złotych; po wizycie na Kremlu pojechał poszusować sobie na nartach( czy to nie ma związku z Gruzją!), no i szykuje się we wrześniu na urlop…  Może są to urlopy zdrowotne, a nieskazitelny certyfikat zdrowotny wystawił mu znajomy lekarz.. Niedawno panią neurolog, która wystawiała lewe zwolnienia  lekarskie przestępcom ,zatrzymało Centralne Biuro Antykorupcyjne. Dzięki tym zwolnieniom od Danuty M. wielu przestępców czekających n odbycie wyroku  uniknęło odsiadki-poinformowała warszawska prokuratura. Pani doktor miała dwa gabinety w Warszawie i Mińsku Mazowieckim i wypisywała zwolnienia nawet na pół roku(???). Nie podano ile za te przysługę brała., ale robiła to przez trzy lata… Pan premier- sam się do tego przyznał- w młodości brał marihuanę, a ta podobno pozostawia w organizmie trwałe ślady, na jego narządach wewnętrznych, w systemie nerwowym, w mózgu…. To by częściowo tłumaczyło decyzję o zaostrzeniu walki klasowej, pardon zaostrzeniu walki ze spekulantami, jeszcze raz pardon, chodziło walkę z tzw. szara strefą, gdzie niezamożni ludzie chowają się przed pazernością fiskusa, chcąc ukryć- tak jak kiedyś radziecki chłop- ziarno na siew.. Tam to dopiero jest strefa wolności, tam się nie płaci zryczałtowanego podatku ZUS, podatku dochodowego wymagającego kontroli przez państwo kieszeni „obywateli” , tam nie ma uciążliwych kontroli w poszukiwaniu ukrytego zboża, pardon ukrytych pieniędzy zarobionych samodzielnie bez pomocy państwa… I „liberalna” Platforma Obywatelska będzie powtarzała bierutowską „ Bitwę  o handel”. Bierut tej bitwy nie wygrał, to i Platforma Obywatelska też jej nie wygra…!!! Bo tzw. szara strefa jest konsekwencją polityki państwa , konsekwencją wysokich podatków, jest rezultatem stosowanych represji fiskalnych  i podatkowych, jest więc skutkiem, a nie przyczyną… Jeśli chodzi o przyczyną, to może być jedynie przyczyną mniejszych ilości pieniędzy jakie konfiskuje nam biurokracja na własne potrzeby i potrzeby wszystkich, którzy się dookoła niej kręcą.. Państwo, czyli urzędnicy pasożytni chcą tych pieniędzy, ponieważ sami niczego pożytecznego nie tworzą, więc muszą zadowalać się rabunkiem w majestacie demokratycznego prawa, bo innego przecież Polsce nie mamy, a ono- jak wiadomo- urzeczywistnia zasady społecznej sprawiedliwości…W takim razie będą obławy, kontrybucje, domiary i inne instrumenty obywatelskiej grabieży, bo przecież” obywatele”- jak sama nazwa wskazuje są własnością państwa, więc można z nimi robić co  tylko się chce…Będzie otaczanie targowisk, będą „ budy” służbowe, pardon samochody Specjalnych Grup Operacyjnych do Walki ze Spekulacją i Sabotażem ,będą  paragrafy i kary…  Kupcy będą musieli się zorganizować przeciw państwu i zainstalować na targowiskach jakieś czujniki ostrzegające przed mającą nastąpić obławą, albo zrobić zrzutkę na konfidenta, który będzie ich informował o zbliżającym się fiskalnym niebezpieczeństwie. Ja w każdym razie  już dzisiaj radzę im o tym pomyśleć, zanim  będzie za późno… Niech im się nie wydaje, że nie płacąc  obligatoryjnego ZUS-u i podatku dochodowego spowodują, że biurokracja nie będzie miała z czego żyć… Będzie miała, będzie miała- z całą pewnością..…. Nie na darmo kombinuje zamianę podatków bezpośrednich na podatki pośrednie .Nawet bracie kupcu, zwolenniku wolności obywatelskiej, jak jesteś w strefie wolności, to  wychodząc z niej na chwilę do sklepu i kupując jakiekolwiek towary zafiskalizowane płacisz podatek VAT  i podatek akcyzowy a nieraz- jak się  handlującym nie uda przerzucić bez cła przez granicę- dopłacasz jeszcze cło. Tak więc oni nie dadzą się wykiwać- tak skonstruowali system, że i tak ich utrzymujesz, i tak…Gdyby nawet cały naród pracujący zszedł do podziemia i konspiracji oni i tak wyjdą na swoje… Gdy im zabraknie na wypłaty zadłużą kraj, czyli nas i swoje dostaną.. Pamiętam jak minister i profesor w jednym, pan Grzegorz Kołodko jednego dnia polecia samolotem do Hamburga i pożyczył sto milionów dolarów w naszym imieniu  na wypłaty dla członków i prezesów rad nadzorczych Narodowych Funduszy Inwestycyjnych, który to nieudany program tzw.prywatyzacji forsował pan  Janusz Lewandowski( PO) z panem Janem Szomburgiem. Czy za fiasko tego programu ponieśli jakąkolwiek odpowiedzialność?? Dzisiaj premier Donald Tusk i jego ferajna z Platform Obywatelskiej, chcą  wyłuskać z konspiracyjnej strefy wolnego handlu i zagnać do getta, przy pomocy wszelkich kontroli, obław, nadchodzeń  i przymusu.,ludzi , którzy tam się schronili, bo chcą pracować i nie stać ich na te złowieszcze haracze… Przy rosnących kosztach i podatkach szara strefa będzie się rozszerzać… Wtedy walka się jeszcze bardziej zaostrzy, bo w miarę rozwoju socjalizmu walka musi się zaostrzać, zgodnie ze spiżową tezą tow. Stalina No i wtedy z pewnością będzie gmina na każdym boisku wybudowanym przez ekipę Donalda Tuska i jego „ liberalnych” kolegów… Szkoda, że pan premier pomylił wielkie wydatki charakterystyczne dla socjalizmu, z brakiem wydatków- jaki proponuje klasyczny liberalizm…??? I jeszcze  jedno…. Czy ktoś z czytelników mógłby mi powiedzieć coś na temat naszych zawodników podczas Olimpiady w Pekinie, bo nie bardzo orientuję się w ogóle w sporcie? Czy oni czasami nie bojkotują tej olimpiady, na przykład popierając Tybet i nie zdobywając żadnego medalu? Czy to nie jest ta metoda? Proszę mi powiedzieć, bo może ja  naprawdę nie wiem o co chodzi… Myślałem d o tej pory, że chodzi o medale…(!!!). WJR

Kto wygrał Bitwę Warszawską? Bitwa Warszawska, czyli „Cud nad Wisłą”, to jedna z najważniejszych bitew dziejach historii Europy .Powstrzymanie bolszewików ,przez Polaków, bez wątpienia uratowało Europę przed bolszewizmem. Gdyby nie nasi praojcowie, być może dzisiaj mówilibyśmy po rosyjsku… Bitwa zaczęła się 12 sierpnia 1920 roku, a zakończyła 25 sierpnia. Po stronie bolszewickiej, w bitwie wzięło udział 7 armii: we Froncie Zachodnim, którym dowodził Michaił Tuchaczewski było 4 armie, 1 korpus i Grupa Mozyrska, Michał we Froncie Południowo- Zachodnim, były trzy armie a dowodził nimi Aleksander Jegorow. Po polskiej stronie były trzy fronty: I Front, którym dowodził gen. Józef Haller; Front Środkowy, którym dowodził gen, Edward Rydz Śmigły i Front Południowy , dowodzony przez gen. Iwaszkiewicza. 25 kwietnia 1920 roku. Wojsko Polskie rozpoczęło ofensywę zakończoną 7maja zajęciem Kijowa, na podstawie tajnej umowy zawartej pomiędzy Piłsudskim a Petlurą w dniu 24 kwietnia. Nie udało się ogólno ukraińskie powstanie, nastąpiło natomiast przebudzenie uczuć patriotycznych Rosjan. Tow.Ziuk kombinował, że uda się, przy pomocy Ukrańców i ich niezależnego państwa, oddzielić nas od Rosji. Realizował tym samym starą politykę niemiecką-dokładnie tak jak dziś rządzący Polską., popierający Ukraińców. W dniu 6 czerwca atak kawalerii Budionnego przełamał polskie pozycje; Polacy zaczęli się cofać! Bolszewicy poszli w dwóch kierunkach: południowym idąc w kierunku Lwowa i północnym idąc na Warszawę. Bolszewicy błyskawicznie zajęli: Mińsk, Wilno, Grodno. Wtedy to Tuchaczewski wydał do żołnierzy Armii Czerwonej słynną odezwę: ”Naprzód! Przez trupa białej Polski prowadzi droga do rewolucji światowej!”(!!!) Do Białegostoku bolszewicy przysłali już gotowy rząd w składzie :Marchlewski, Kon, Próchnik, Unszlicht, Dzierżyński,  który gotowy był po zwycięskiej bitwie usadowić się w Warszwie. 12 lipca 1920 roku Litwa podpisuje traktat pokojowy  z Sowietami, który zawiera tajną klauzulę o przemarszu wojsk bolszewickich przez terytorium Litwy przeciwko Polsce- pisze w jednej ze swoich książek Józef Mackiewicz. Litwa nie jest naszym przyjacielem, tak jak podczas II wojny Światowej będąc po stronie Niemiec. Przypomnijmy co o „Wyprawie Kijowskiej „ pisał Stefan Żeromski w„Rzeczpospolitej z 22 czerwca 1920 roku: „Jakiż śmiech pomyśleć - że nie zdobywszy jeszcze granic zachodu i północy,takie ziemie mając zajechane i wyszarpane przez Niemców w ich niebezpiecznym zazębieniu - my krwią bohaterską naszych rycerzy zlewamy teraz przyczółki mostowe na Dnieprze i zdobywamy rzekę Soszę! Wdaliśmy się w szarpaniny Dnieprze Moskwą, zaniedbując zachód i morze. Polska runęła w przepaść, zaniedbawszyzachód i morze. Biada nam po tysiąckroć, jeśli w tej straszliwej godzinie nie okażemy się narodem, świadomym swojego celu i sensu swojego życia, w tej godzinie, kiedy ma się zdecydować los pokoleń przyszłych. Biada nam  po tysiąckroć, jeśli teraz opuścimy Mazurów i zaprzedamy w niemiecką niewolę braci spod Kwidzynia i Sztumu - Jeżeli trzeba nie zdobędziemy Iławy, Kwidzynia ,Malborka!”(!!!). „W ciągu jednego roku 1920 Józef Piłsudski złamał dwa  traktaty, z Litwinami „Suwalski” i z Ukraińcami .”Warszawski”- pisze Józef Mackiewicz.,którego dewizą życiową było:” Jedynie prawda jest ciekawa.”. Zatrzymajmy się chwilę nad tym co działo się rok wcześniej. Co pisze Mackiewicz o Piłsudskim w swojej książce „Zwycięstwo prowokacji”: Piłsudski, całe swoje życie poświęciwszy walce z carską Rosją, z właściwym dla polityków o jednostronnej rutynie uporem, był najdalszy od poddania rewizji starej doktryny. Fenomenu rewolucji bolszewickiej nie rozumiał. Traktował ją po prostu jako  osłabienie Rosji, zaś obaleni e  bolszewizmu przez kontrrewolucję, jako potencjalne wzmocnienie. Stąd stawiał na Rosję „słabszą”( bolszewicką), a więc stanowiącą mniejsze zagrożenie dla Polski.(…)Łączyły go też ścisłe więzy z Polską Partia Socjalistyczną, czyli kierunkiem narodowych socjalistów, pokrywającym się w pewnym sensie z lewicowo- radykalnym nacjonalizmem sąsiadów”. I dalej rzeczy arcyciekawe:„ W połowie maja 1919 roku przybywa do Warszawy, wysłany z tajną misją przez Lenina, najwybitniejszy wówczas komunista polski Julian Marchlewski. Zostaje dobrze przyjęty w kołach PPS i bliskim otoczeniu  Piłsudskiego. Konferuje z ówczesnym wiceministrem spraw wewnętrznych Józefem Beckiem, Tadeuszem Hołówką  ( zamordowanym później w tajemni czych okolicznościach!). Dziś nie może ulegać wątpliwości, że już wtedy musiała zapaść ostateczna decyzja co do tego, której z „dwóch Rosji” należy życzyć zwycięstwa. Piłsudski stawia na„Rosję czerwoną”, na bolszewików. W chwili gdy Lenin rozpoczyna decydującą kontrofensywę przeciwko  Kołczakowi, na łamach naczelnego organu PPS „Robotnik”   ukazuje się programowy artykuł Tadeusza Hołówki (17.czerwca 1919 roku) pt” Widmo caratu”(…)W tym czasie wojska polskie stoją na linii Berezyny. Działania wojenne zacichły prawie zupełnie”(????) Dlaczego Piłsudski zatrzymał ofensywę Wojska Polskiego? II Korpus Polski w 1945 roku wydał broszurę  pt ”Polska a kapitalistyczna interwencja w stosunku do ZSRR” gdzie pochwala się te decyzję Piłsudskiego pisząc na stronie 16: Wojska polskie zatrzymują się mimo jak najbardziej sprzyjającej sytuacji dla kontynuowania dalszej ofensywy. Głównym, powodem tego zatrzymania było głębokie uświadomienie sobie  przez ówczesny rząd polskii polską myśl społeczną przekonania, że dalsza ofensywa polska mogłaby w dużym stopniu przyczynić się do zwycięstwa kontrrewolucji rosyjskiej”(???). Wolą jednak bolszewików… Od czerwca Denikin zdobywa Charków, Carycyn, Wołgograd. Wszędzie na tyłach armii sowieckiej wybuchają powstania chłopskie. Rozpoczyna się wielka ofensywa w kierunku na Kursk. Lenin wpada w panikę! Ogłasza słynne wyzwanie: ”Wszystko do walki z Denikinem!” Do października 1919 roku Denikin uwolnił od bolszewików 18 guberni i 42mln ludzi! Od 25 września bolszewicy wycofują z frontu polskiego. „Łotewską Dywizję”, później brygadę Pawłowa i czerwone kozactwo i rzucają to wszystko na odcinki najbardziej dla nich zagrożone. WOJSKA POLSKIE NA ROZKAZ PIŁSUDSKIEGO STOJĄ Z BRONIĄ U NOGI!!!! Z jakiego powodu? To był czas gdy Armia Polska mogła dobić bolszewickiego diabła! Denikin proponuje Piłsudskiemu, aby wykonał uderzenie w kierunku na Mozyrz z wyjściem na prawy brzeg Dniepru. Byłby to cios śmiertelny zadany w bok prawego skrzydła głównych sił sowieckich(!!!). W ten sposób cała 12 armia sowiecka znalazłaby się w potrzasku i uległa zniszczeniu. Jednocześnie zwolnione zostałyby wojska polskie na odcinku południowym i zabezpieczone lewe skrzydło Denikina. Bolszewicy ponieśliby całkowita klęskę!!!! Słusznie pisze Mackiewicz (str80) że:” Piłsudski dokonał wyboru. Katastrofalne skutki tego wyboru są znane. Bolszewicy po rozgromieniu armii białych, wszystkimi siłami runęli na Polskę i w pół roku później, już nieegzystencja bolszewizmu, a z kolei los Polski zawisł na włosku”(!!!). 10 sierpnia 1920 roku sekretarz i członek lewicowej brytyjskiej Partii Pracy, Henderson, ostrzegał  przed jakimkolwiek popieraniem Polski, protestował przeciwko wysłaniu do Polski broni i amunicji; Niemcy i Czechosłowacja odmówili wyładowywania amunicji; rząd czeski na zezwolił na przemarsz 30 tysięcy kawalerii węgierskiej na pomoc Polsce.. Mimo to regent Horthy przekazał nam kilkadziesiąt milionów sztuk amunicji, wyładowanych w Skierniewicach… 12 sierpnia Józef Piłsudski składa na ręce premiera Witosa rezygnację z naczelnego dowództwa armią….i wyjeżdża do majątku Bobowe do swoich córek i przyszłej, drugiej  żony Aleksandry. Pierwsza , piękna Maria nie chciała mu dać rozwodu, zmarła w 1921 roku…Faktycznym szefem dowodzącym całą armia polska został gen. Tadeusz Rozwadowski, szef sztabu… NA WSZYSTKICH ROZKAZACH OPERACYJNYCH OD  12  DO 16   SIERPNIA WIDNIEJE TYLKO JEGO PODPIS!!!!  Gen. Tadeusz Rozwadowski  wraca do Polski z Misji Wojskowej  w Paryżu, gdy Polacy znajdowali się w bezładnym odwrocie, a w dowództwie szerzyły się defetystyczne nastroje. 22 lipca zostaje szefem Sztabu Generalnego- i wtedy następuje punkt zwrotny.  Broni Piłsudskiego przed atakami na niego! Wprowadził swoje zasady: zrezygnował z zasady walki ciągłymi frontami i postawił na wojnę manewrową z zachowaniem ekonomii sił, cechującą się dużą mobilnością wojsk. .Piłsudski posądzał gen. Rozwadowskiego o niechęć do gen Weyganda i próbował skłócić ich ze sobą …. Plan najwybitniejszego polskiego generała, absolwenta Wojskowej Akademii Technicznej w Wiedniu, którą ukończył jako najlepszy na roku, zakładał przeciwnatarcie na przedpolu Bugu i Narwi, z wyjściem rezerw zgromadzonych w Brześciu na skrzydło i tyły armii sowieckiej. Próby rozbicia bolszewików nad Bugiem nie powiodły się, ale wyhamowano ofensywę bolszewicką, co umożliwiło przegrupowanie wojsk i przygotowanie następne bitwy..Tymczasem Józef Piłsudski wrócił do Warszawy i zamknął się w Aninie ,pozostawiając dowodzenie Rozwadowskiemu.. Generał Rozwadowski, przygotował plan oderwania oddziałów polskich od bolszewickich i plan ich przegrupowania. Plan generała przewidywał akcję manewrową wychodzącą znad Wieprza, z równoczesnym uderzeniem wojsk wzmocnionego Frontu Północnego. Był to rozkaz nr 8358\III do przegrupowania. Zadanie to zostało wykonane doskonale, tym bardziej ,że generał już coś podobnego przećwiczył podczas I wojny światowej pod Kraśnikiem i Dęblinem… Przydała się służba w obcej armii gdy Polski nie było na mapie Europy… Nawet lewicowiec Piłsudski stwierdził, że „ przerastało to ludzkie siły”….  Rozwadowski bał się szpiegów  bolszewickich i wątpił w 5 armię Sikorskiego, więc sam , w nocy z 8 na 9 sierpnia opracował rozkaz operacyjny oznaczony fikcyjnym numerem 10 000, będący ostatecznym planem bitwy., nazwanej później warszawską. Plan zakładał wzmocnienie armii Sikorskiego, miała ona uderzyć na północne skrzydło wroga, obejść od północy i zepchnąć na południe.  Zatem miało to być podwójne uderzenie na bolszewików z północy, znad Wkry, i z południa znad Wieprza. Ten projekt miał kolosalne znaczenia dla wyników bitwy. ROZKAZ OPERACYJNY  NR 10 000, NIE BYŁ POWTÓRZENIEM ROZKAZU 8358\III,ALE NOWYM PLANEM. Propaganda piłsudczykowska do tej pory twierdzi, że to był ten sam rozkaz!!!!! To był nowy plan zmieniający przebieg bitwy!!!! W tym czasie Piłsudski przezywał chwile załamania nerwowego! Nawet w obecności gen Rozwadowskiego i Marcelego Kyci, próbował sobie strzelić w głowę,(!!!). Powstrzymał go od tego kroku generał Rozwadowski, za co Piłsudski odpłaci mu się potem za to z nawiązką… 12 sierpnia Rozwadowski odbył naradę z Piłsudskim i Weygandem.   i skrytykował plan Rozwadowskiego( dzięki któremu wygraliśmy te bitwę!). Wtedy wręczył też złożył dymisję ze stanowiska Naczelnika Państwa i Naczelnego Wodza na ręce premiera Witosa, ale ten nie podał jej do publicznej wiadomości bojąc się utraty  morale wojska… Po tym fakcie, nawet o tym nie wiedząc gen. Rozwadowski stał się Naczelnym Wodzem; gdyby była klęska cała odpowiedzialność spadłaby na generała.. 13 sierpnia uderzenie główne bolszewików poszło na Front Północny; Tuchaczewski próbował obejść lewe skrzydło Polaków. 5 nasza armia miała na grzbiecie 3 armie bolszewickie… Witos nie poinformował Rozwadowskiego o dymisji Piłsudskiego, i generał lojalnie konsultował wszystkie decyzje z Piłsudskim, nie wiedząc, że jest Naczelnym Wodzem.. 15 sierpnia amie polskie pod Radzyminem i Ossowem rozbiły trzy z czterech armii bolszewickich.. Spisał się gen. Sikorski ze swoja 5 armią, którą wytrzymała napór  trzech armii bolszewickich  to jeszcze potem przeszła do kontrofensywy… Po 18 sierpnia pojawił się Piłsudski, który przejął całkowite dowodzenie  armią odebrawszy wcześniej od Witosa swoją  dymisję. Próbował zabłysnąć swoim „geniuszem” którego nie miał, bo niby skąd…. Walki toczyły się nadal, Rozwadowski stanął na czele Frontu Południowego-odnosząc same zwycięstwa. Armie południowe wysunęły się za daleko poza front, Rozwadowski chciał je użyć do ataku na skrzydło bolszewików zgrupowanych nad Niemnem, ale Piłsudski odrzucił te koncepcję, i rozegrał bitwę po swojemu… Było zwycięstwo, ale były też olbrzymie straty… W decydującym momencie bitwy zaistniała możliwość współdziałania 4 armii bolszewickiej operującej na Polesiu z armiami walczącymi nad Niemnem, co mogło przekreślić zwycięstwo Rozwadowskiego pod Warszawą. Wtedy przytomny gen. Rozwadowski rzucił na prawe skrzydło 4 armii bolszewickiej Grupę Gen.. Franciszka Krajowskiego, która zmusiła bolszewików do odwrotu…. I wtedy właśnie zwycięstwo nad bolszewikami  okazało się ostateczne… Generał Rozwadowski był prawdziwym sztabowcem i zawodowcem, Józef Piłsudski był rewolucjonistą bez przygotowania do prowadzenia  wojny przy pomocy armii… ale legenda do dzisiaj robi swoje… Gdy 12 maja 1926 roku, gdy  Tow. Ziuk zaczynał robić zamach stanu, Rozwadowski opowiedział się po stronie legalnego rządu… Dla niego Piłsudski by zwykłym zwykłym buntownikiem. Po podaniu się do dymisji prezydenta Wojciechowskiego i rozkazie zaprzestania walk, generał Rozwadowski wraz z innymi oficerami został internowany… Płk Anders nie chciał się podporządkować.. Mimo, że Piłsudski obiecał nie wyciąganie konsekwencji wobec pokonanych, generałowie : Rozwadowski, Zagórski, Malczewski i Jadźwiński zostali oskarżeni o przestępstwa matury kryminalnej(????) Gen. Rozwadowskiego do więzienia??? Na Antokolu w Wilnie! To właśnie wtedy postanowiono otruć gen.. Rozwadowskiego i cały czas odraczano terminy rozprawy… Piłsudczycy rozpętali na niego nagonkę, dezawuując całe jego życie! Zrobili to wobec człowieka, który był człowiekiem prawym ,wykształconym, o niepoliczalnych zasługach dla Polski…W październiku 1926 roku Wojskowy Sąd Okręgowy nr 1 wydał orzeczenie, że wobec braku dowodów nie ma powodu utrzymywania aresztu śledczego nad bohaterem Bitwy Warszawskiej… Za sprawą Piłsudskiego, był nadal przetrzymywany z powodów „ interesów wojska pierwszorzędnej wagi”(?????). 18 maja 1927 został zwolniony… W tym czasie, w niewyjaśnionych okolicznościach „ zaginął” gen. Zagórski; jego zdaniem powodem  zgładzenia Zagórskiego było to, że przy zwalnianiu wyjawił, że  pisze pamiętniki, w których demaskuje agenturalną działalność Józefa Piłsudskiego z czasów I wojny światowej. W swoim „Testamencie wojskowym”, czyli  „Problemowi dzisiejszej obrony Państwa”, chciał utworzenia specjalnej formacji zdolnej do błyskawicznej mobilizacji w obliczu najazdu ze strony Niemiec lub Rosji. Zdawał sobie doskonale sprawę z nieuchronności konfliktu Rosji z Niemcami. Termin tego konfliktu określił na rok 1936!!!!!! Próżno tego wybitnego człowieka znaleźć w panteonie chwały oręża polskiego, mimo, że był prawdziwym autorem zwycięstwa w Bitwie Warszawskiej… Jakoś historycy, dziwnym zbiegiem okoliczności nie upominają się o właściwe miejsce generała w historii No cóż…. Słusznie ktoś powiedział: HISTORIĘ PISZĄ  CI ,KTÓRZY ZWYCIĘŻYLI…A zwyciężyła lewica i cała historia pisana jest przez nią i wrzucana do głów kolejnych pokoleń.. Ale kto ma trochę zacięcia może sobie poszukać prawdy… Mimo, że ona leży gdzieś głęboko, ale warto po nią sięgnąć, chociażby  dla własnej satysfakcji. A będzie ona wielka…!!!!! WJR

Gruziński test „Dziś moja moc się przesili; dziś poznam, czym najwyższy, czylim tylko dumny” - powiada Konrad w III części „Dziadów”. Wojna w Gruzji jest testem wiarygodności prezydenta Busha i sekretarza stanu w jego administracji, pani Rice. Jedynym racjonalnym wyjaśnieniem podjętej przez gruzińskiego prezydenta operacji siłowego „przywracania porządku” w Południowej Osetii mogą być tylko jakieś amerykańskie obietnice. W przeciwnym bowiem razie należałoby przyjąć, iż prezydent Michał Saakaszwili oszalał i w tym stanie ducha postanowił popełnić efektowne samobójstwo polityczne, narażając przy okazji swoje państwo na rozbiór. Bo akcja podjęta przez gruzińskiego prezydenta umożliwia Rosji stworzenie faktów dokonanych w postaci lansowania niepodległej Abchazji i niepodległej Osetii. Dodatkowym atutem, który Rosja niewątpliwie wykorzysta, jest skwapliwe uznanie przez Zachód niepodległości Kosowa, czyli rozbioru Serbii. Warto przypomnieć, że Polska również wzięła udział w tym głupim i niemoralnym akcie, co sprawia, iż nasze protesty przeciwko rosyjskim faktom dokonanym w Gruzji nie brzmią wiarygodnie. Dlaczegóż to bowiem rozbiór Serbii ma być dobry, a rozbiór Gruzji - zły? Dlatego wojna w Gruzji jest również testem wiarygodności dla próby nawiązania w polskiej polityce wschodniej do nurtu prometejskiego. W okresie międzywojennym, z inspiracji polskiego wywiadu wojskowego, podjęto próbę ekscytowania tendencji niepodległościowych na Ukrainie i Kaukazie. Niestety polskie możliwości w tym zakresie ograniczały się głównie do groźnego kiwania palcem w bucie, toteż podczas II wojny światowej forsowaniem prometeizmu zajęła się Rzesza Niemiecka, co zaowocowało m.in. masakrą ludności polskiej na Kresach Wschodnich, przeprowadzoną przez ukraińskich nacjonalistów. Po gruzińskim doświadczeniu chyba nieprędko o ile w ogóle kiedykolwiek dojdzie do „okrągłego stołu” na Białorusi, gdzie do odegrania roli „drogiego Bronisława” szykował się ponoć, albo był szykowany „drogi Bolesław”. Zapowiedź wyjazdu do Gruzji prezydenta Lecha Kaczyńskiego stwarza możliwość, że ta tragedia może nawet zakończyć się jakąś komedią, zwłaszcza gdyby w charakterze żywej tarczy wystąpił również poseł Mariusz Kamiński. Jego apel o udzielenie Gruzji pomocy przypomina popularne w sferach kupieckich telegramy, kiedy Poczta Polska zwolniła z opłat depesze związane z akcją ratowania ekipy generała Nobile, która nieoczekiwanie wylądowała na zamarzniętym Oceanie Lodowatym: „Panie Piperman, pan jedź na ratunek generałowi Nobile, a jak pan nie możesz, to przyślij mnie pan te zamówione dziesięć tuzinów koszul”. Wreszcie wojna w Gruzji jest również testem dla strategicznego partnerstwa rosyjsko-niemieckiego, będącego dzisiaj fundamentem europejskiej polityki. Na ostatnim szczycie NATO w Bukareszcie Niemcy zdecydowanie sprzeciwiły się planom włączenia Gruzji i Ukrainy do NATO. Oznacza to, iż respektują podział stref wpływów w Europie między rodzącym się Cesarstwem Europejskim i Cesarstwem Rosyjskim, wzdłuż linii Ribbentrop-Mołotow z niewielkimi odchyleniami na rzecz linii Curzona - i nie życzą sobie ani pośrednictwa, ani - tym bardziej - arbitrażu Cesarstwa Amerykańskiego. Warto przypomnieć, iż podczas pobytu w Berlinie kandydat na prezydenta USA pan Obama, niedwuznacznie dał do zrozumienia, iż w zamian za współdziałanie Cesarstwa Europejskiego z USA w tak zwanej „wojnie z terroryzmem”, Ameryka gotowa jest dać Niemcom wolną rękę w urządzaniu Europy po swojemu, to znaczy - według potrzeb strategicznego partnerstwa - bo jakże by inaczej? Wygląda zatem na to, iż pani kanclerz Merkel jakoś tam w sprawie Gruzji się z Rosjanami dogada, bo to przecież „ich” część Europy. SM

Dlaczego obywatele nadal lubią PO? Z bardzo prostej przyczyny: głosowali na nią, bo bali się zwycięstwa PiS-u (który rzeczywiście rządził źle - ale jeszcze media mocno przesadzały). Tak się bali, że gotowi byli nawet zgodzić się na ten - z piekła rodem - liberalizm. Tymczasem PO pozytywnie ich rozczarowała: żadnego liberalizmu nie wprowadza, więc zobaczyli, że nie taki diabeł straszny, jak go malują. Piszę to, bo PO postanowiła właśnie nie zrealizować kolejnego punktu ze swojego programu: nie będzie prywatyzacji mediów publicznych. Chce tylko zachachmęcić z przekazaniem ich jakimś nowym reżymowym “spółkom” - tylko po to, by na miejsce ludzi PiS-u wstawić swoich. Który rząd nie chce mieć w łapskach tak znakomitego narzędzia do urabiania opinii publicznej? I znów ludziska się cieszą - bo reżymowe media wmawiają w nich, że po prywatyzacji zniknęłyby najciekawsze audycje… Za chwilę wmówią ludziom, że po prywatyzacji restauracji zniknęłyby z nich najlepsze potrawy - a po prywatyzacji piekarń zniknęłyby z nich chrupiące bułeczki. Dlaczego, u Boga Ojca, prywatna stacja radiowa lub TV miałaby przestać nadawać ciekawe audycje? Przecież im ciekawsza audycja, tym więcej ludzi jej słucha i ogląda. A to oznacza więcej pieniędzy z reklam. Oczywiście: po prywatyzacji restauracji pojawiły się również tandetne (choć nie tak tandetne jak w PRL-u…) bary szybkiej obsługi. Nikt jednak nie ma obowiązku jeść w fast-foodzie! W TV i w radiu jest to jeszcze łatwiejsze, bo nie trzeba nigdzie chodzić: wystarczy pokręcić gałką lub prztyknąć pilotem. I jeśli ktoś mi mówi, że ambitną audycję ogląda tylko 3 procent widzów, niech sobie uświadomi, że taki Canal+ ma ok. 1 proc. oglądalności, a np. “SuperStacja” jeszcze mniej. Istnieją stacje radiowe mające słuchalność promillową. Co oznacza, że audycję zapewniającą im 3-procentową widownię kupiłyby w ciemno i z pocałowaniem ręki. Zarządzający reżymowymi mediami po prostu kłamią jak najęci - bo i są najęci: by okłamywać Państwa. Są najęci za duże pieniądze - i chcą te pieniądze nadal otrzymywać. I to jest cała prawda; czy mówi ją Państwu ktoś z PO? JKM

Szkoły integracyjne szkodzą!? Chyba ze dwa lata temu napisałem artykuł, który wzburzył (niektórych tylko) rodziców dzieci z zespołem Downa. Twierdziłem w nim, że dziecko takie nie powinno chodzić do szkoły z dziećmi normalnymi. Szkodzi im - „z kim przestajesz, takim się stajesz” - z tym, że dziecko z zespołem Downa, niestety, ma wadę genetyczną, więc normalne stać się nie może…) - i szkodzi sobie: co chwila musi sobie uświadamiać, że różni się od innych dzieci, że one albo udają, że traktują je jak normalne - albo wcale nie udają. A są to przecież przemiłe dzieci! A że mniej rozwinięte intelektualnie… Małpki są jeszcze mniej rozwinięte intelektualnie - a przecież je lubimy! Co więcej, tresowanie na siłę małp np. w liczeniu zostało nawet ostatnio zakazane przez Brukselę jako „okrucieństwo”. Uważam, że jest to przesada - ale… to samo dotyczy dzieci z zespołem Downa! Uczenie ich tego, czego pojąć nie mogą - to działanie na pograniczu okrucieństwa. Dotyczy to zresztą wszystkich dzieci! Np. teorię względności zrozumieć potrafi tylko parę promille ludzi - a uczy się tego wszystkie… Tyle że normalne dzieci sprawnie udają, że rozumieją - a dziecko-down jest uczciwe. Jak nie rozumie zasady przemienności mnożenia - to mówi, że nie rozumie… a inne dzieci się śmieją. Z okazji ostatnich wyborów niemiecki „DZIENNIK” zwęszył okazję, by zaatakować mnie i przy okazji całą Unię Polityki Realnej. Dlaczego? Po wycofaniu się z polityki p. mec. Romana Giertycha, ja i Stanisław Michalkiewicz jesteśmy jedynymi znanymi politykami pryncypialnie i szczerze twierdzącymi, że głównym wrogiem Polski są Niemcy - a opieramy to nie na historycznych urazach, tylko na analizie obecnych interesów Niemiec - i obecnych poczynań RFN. „DZIENNIK” na całą Polskę roztrąbił, że „oszkalowałem niepełnosprawną dziewczynkę” - twierdząc, że nie posłałbym swojego dziecka do „szkoły integracyjnej”!! A ja podtrzymuję swoją tezę: szkoły integracyjne szkodzą i dzieciom upośledzonym, i normalnym - a osoby je forujące powinny stanąć przed sądem. Tu zacytuję fragment artykułu p. Zdzisława Kościelaka, radnego m. Gdańska, z jednego z ostatnich numerów „Najwyższego CZAS!”-u. Chodzi o próbę likwidacji w Oliwie szkoły dla dzieci zespołem Downa: „Spotkanie przerodziło się w jedno wielkie oskarżenie szkół integracyjnych. Cierpiąca na zespół Downa 19-letnia Bernardetta przez 9 lat uczęszczała do takiej właśnie szkoły. Jej matka do dziś nie może sobie darować tej decyzji, podjętej za namową „specjalistów”. Tylko na samym początku, w pierwszych klasach podstawówki, wszystko było w porządku. Później zaczęły się naigrywania - np. dzieci zdrowe popychały się wzajemnie w stronę jej córki i to, które jej dotknęło, musiało przez parę minut udawać „downa”. Tragedią była każda lekcja wf-u - dopiero w tej szkole, w 8-osobowej klasie złożonej z dzieci takich jak ona, nie wstydzi się przebrać w strój i ćwiczyć. „Tak, moje dziecko będzie chowane pod kloszem, to jest mój wybór i mam do tego prawo” - podsumowała. A dlaczego dzieci „muszą” iść do szkół integracyjnych? „Bo tak jest w innych krajach” - mówi p. Ewa Kamińska, v-prezydentka Gdańska. Przypominam tej Pani, że na Węgrzech wysyłano Żydów do Oświęcimia, „bo tak było w innych krajach” - w Niemczech, Austrii, Polsce… Przykład innych krajów nie zwalnia od odpowiedzialności karnej. Za wykorzystywanie niewiedzy rodziców do dokonywania okrutnych eksperymenw na dzieciach! Za przekupywanie ich „dobrymi warunkami” tworzonymi dla tych świnek doświadczalnych. A dzieci zachowują się tak w samoobronie. Muszą się psychicznie odciąć od „downów” - by osłabić wpływ zjawiska: „Z kim przestajesz - takim się stajesz”… To chyba oczywiste? JKM

Pantoflarz na żołdzie Ciekawe problemy poruszył {~Henryk}: Wczoraj słuchałem w "SuperStacji" wypowiedzi żony oficera wojska polskiego. Powiedziała ze jej mąż oficer ma rodzinę, dzieci i w razie wojny z Rosją nie w głowie mu wojaczka, ona nie puści go na wojnę. Wojnę ma prowadzić prezydent. Oficer polskiej armii ma siedzieć w domu i zmieniać pampersy. Tak wkrótce będzie wyglądała cała nasza zawodowa armia. To wskazuje że tzw. Superstacja to rosyjska agentura w Polsce, taki wywiad to zwykła dywersyjna robota. Czy przypadkiem to nie Pana ulubiona stacja? Nie. Nie mam żadnej ulubionej stacji TV, gdyż telewizji w ogóle nie oglądam. Natomiast „SuperStacja” zaprasza mnie częściej, niż inne. Co nie jest trudne. Natomiast uwaga jest słuszna: tak dzisiaj wygląda armia (a w ogóle tak wygląda Polska - kraj, jak słusznie zauważył śp.,Roman Dmowski, zdominowany przez kobiety). Pamiętacie Państwo Aleksandra Głowackiego (ps.”Bolesław Prus”) „Placówkę” - i chłopa Ślimaka? Mam nadzieję, że w armii zawodowej taki oficer miejsca nie znajdzie! Może niezbyt wielka nadzieję - ale mam! Tu BARDZO WAŻNA UWAGA: jeśli chcemy mieć przyzwoite wojsko, to musimy płacić wojskowym przyzwoity żołd - ale nie obiecywać żadnej emerytury! Co więcej: na zbity pysk wywalać z wojska każdego, kto się prywatnie ubezpieczy ! I, oczywiście: żołnierze nie mogą być żonaci. Człowiek powinien zostawać generałem przed trzydziestką - lub nie zostawać - ale w wieku 35-40 lat wychodzić do cywila... i wtedy może się ożenić. Żołnierz ma być gotów ryzykować życiem. Zresztą nie tylko oficerowie. Jak powiedział słusznie śp.Jan Foster Dulles (dla młodszych: wybitny sekretarz stanu USA z okresu „zimnej wojny”): „Dla pokoju trzeba ryzykować tak samo, jak w trakcie wojny... Jeśli boisz się postawić sprawę na ostrzu noża - już przegrałeś”. Tymczasem oficer żonaty odruchowo myśli o rodzinie - i boi się stawiać sprawę na ostrzu noża. To samo tyczy ubezpieczenia: żołnierz nie ma myśleć o przyszłości! Nam potrzebni są żołnierze-ryzykanci - a nie kunktatorzy! Koniec UWAGI. Wracam do sprawy. Dlaczego „SuperStacja” ma być agenturą? Przecież pokazanie czegoś takiego zwraca uwagę na stan moralny wojska - co umożliwia uzdrowieńczą reakcję! Gorzej, że żadna naprawa nie nastąpi - ale to nie wina „SuperStacji”, tylko tego, ze Ministrem ON jest JE Bogdan Klich, który nie tylko oficjalnie był pacyfistą, ale podobnie myśli i dziś!! Niedawno odmówił wysłania żołnierzy do Czadu, dlatego, że ...trwają tam walki!! Idealny szef tego oficera od siedmiu boleści! Podobno pilot samolotu wiozącego Czterech Prezydentów i Premiera na Kaukaz odmówił wykonania polecenia JE Lecha Kaczyńskiego - i wylądowania w Tyflisie? Jeśli to prawda... Wreszcie: gdyby „SuperStacja” miała być obcą agenturą - to dlaczego rosyjską??? Rosja nie ma do nas pretensyj terytorialnych - pretensje takie roszczą sobie natomiast Niemcy, więc to głównie oni szerzą u nas zgniliznę i pacyfizm. I za kilka lat nadejdzie - już nadchodzi - chwila, gdy te pretensje zgłoszą. Tak przy okazji: jeśli uważamy, że Gruzja ma prawo zająć siłą ziemie, będące formalnie jej terytorium, ale zamieszkałe przez ludność, która sobie tego nie życzy, to może również RFN ma prawo przyłączyć Ziemie Zabrane (po polsku: „Ziemie Odzyskane”? Ostatecznie III RP administruje nimi tylko na zasadzie rozejmu w Poczdamie, traktat pokojowy z III Rzeszą ani z RFN nie został nigdy podpisany! A Traktat o Przyjaźni to tylko trochę więcej, niż „rozejm z Soczi”... A co bym zrobił? O tym jutro. W każdym razie: szykując się do konfrontacji z Niemcami nie jest dobrze zadzierać również z Rosją. Ale ja nie dlatego tak się wypowiadam w sprawie Osetii - tylko dlatego, że tu Moskwa po prostu ma rację i tyle. Jeśli Kosowo może mieć „niepodległość” - to Abchazja z całą pewnością tym bardziej! Natomiast {~Jeremi} „kiedyś mnie szanował”, a po obecnym wpisie widzi we mnie agenta ... sowieckiego. Pisze: „Słusznie ostrzegał Jerzy Targalski, że sowieci w tej sprawie i w tych okolicznościach uruchomią każdego śpiocha, każdego agenta wpływu”. W jakiej „sprawie”? Panie - dla Rosji potyczki w Osetii to już temat mniej ważny od Igrzysk w Pekinie. Jakby mieli agenta tak doskonale zamaskowanego, że (domagając się, na przykład, ulokowania w Polsce Tarczy...) oszukał nawet tak wprawnego tropiciela agentów, jak Pan - to by go nie spalili w tak błahej sprawie! JKM

Gruzja. Test wiarygodności Busha Dziś moja moc się przesili; dziś poznam, czym najwyższy, czylim tylko dumny” - powiada Konrad w III części „Dziadów”. Wojna w Gruzji jest testem wiarygodności prezydenta Busha i sekretarza stanu w jego administracji, pani Rice. Jedynym racjonalnym wyjaśnieniem podjętej przez gruzińskiego prezydenta operacji siłowego „przywracania porządku” w Południowej Osetii mogą być tylko jakieś amerykańskie obietnice. W przeciwnym bowiem razie należałoby przyjąć, iż prezydent Michał Saakaszwili oszalał i w tym stanie ducha postanowił popełnić efektowne samobójstwo polityczne, narażając przy okazji swoje państwo na rozbiór. Bo akcja podjęta przez gruzińskiego prezydenta umożliwia Rosji stworzenie faktów dokonanych w postaci lansowania niepodległej Abchazji i niepodległej Osetii. Dodatkowym atutem, który Rosja niewątpliwie wykorzysta, jest skwapliwe uznanie przez Zachód niepodległości Kosowa, czyli rozbioru Serbii.Warto przypomnieć, że Polska również wzięła udział w tym głupim i niemoralnym akcie, co sprawia, iż nasze protesty przeciwko rosyjskim faktom dokonanym w Gruzji nie brzmią wiarygodnie. Dlaczegóż to bowiem rozbiór Serbii ma być dobry, a rozbiór Gruzji - zły? Dlatego wojna w Gruzji jest również testem wiarygodności dla próby nawiązania w polskiej polityce wschodniej do nurtu prometejskiego. W okresie międzywojennym, z inspiracji polskiego wywiadu wojskowego, podjęto próbę ekscytowania tendencji niepodległościowych na Ukrainie i Kaukazie. Niestety polskie możliwości w tym zakresie ograniczały się głównie do groźnego kiwania palcem w bucie, toteż podczas II wojny światowej forsowaniem prometeizmu zajęła się Rzesza Niemiecka, co zaowocowało m.in. masakrą ludności polskiej na Kresach Wschodnich, przeprowadzoną przez ukraińskich nacjonalistów. Po gruzińskim doświadczeniu chyba nieprędko o ile w ogóle kiedykolwiek dojdzie do „okrągłego stołu” na Białorusi, gdzie do odegrania roli „drogiego Bronisława” szykował się ponoć, albo był szykowany „drogi Bolesław”. Zapowiedź wyjazdu do Gruzji prezydenta Lecha Kaczyńskiego stwarza możliwość, że ta tragedia może nawet zakończyć się jakąś komedią, zwłaszcza gdyby w charakterze żywej tarczy wystąpił również poseł Mariusz Kamiński. Jego apel o udzielenie Gruzji pomocy przypomina popularne w sferach kupieckich telegramy, kiedy Poczta Polska zwolniła z opłat depesze związane z akcją ratowania ekipy generała Nobile, która nieoczekiwanie wylądowała na zamarzniętym Oceanie Lodowatym: „Panie Piperman, pan jedź na ratunek generałowi Nobile, a jak pan nie możesz, to przyślij mnie pan te zamówione dziesięć tuzinów koszul”. Wreszcie wojna w Gruzji jest również testem dla strategicznego partnerstwa rosyjskoniemieckiego, będącego dzisiaj fundamentem europejskiej polityki. Na ostatnim szczycie NATO w Bukareszcie Niemcy zdecydowanie sprzeciwiły się planom włączenia Gruzji i Ukrainy do NATO. Oznacza to, iż respektują podział stref wpływów w Europie między rodzącym się Cesarstwem Europejskim i Cesarstwem Rosyjskim, wzdłuż linii Ribbentrop-Mołotow z niewielkimi odchyleniami na rzecz linii Curzona - i nie życzą sobie ani pośrednictwa, ani - tym bardziej - arbitrażu Cesarstwa Amerykańskiego. Warto przypomnieć, iż podczas pobytu w Berlinie kandydat na prezydenta USA pan Obama, niedwuznacznie dał do zrozumienia, iż w zamian za współdziałanie Cesarstwa Europejskiego z USA w tak zwanej „wojnie z terroryzmem”, Ameryka gotowa jest dać Niemcom wolną rękę w urządzaniu Europy po swojemu, to znaczy - według potrzeb strategicznego partnerstwa - bo jakże by inaczej? Wygląda zatem na to, iż pani kanclerz Merkel jakoś tam w sprawie Gruzji się z Rosjanami dogada, bo to przecież „ich” część Europy. SM

Odwrotna strona orderu Zwycięstwa Rosyjskie elity, a w ślad za nimi zwykli Rosjanie nie wiedzą i nie chcą słyszeć o odwrotnej stronie wyzwolenia Wschodniej Europy od Hitlera. "Wyzwolicielko ludów! O lawino chwały" - pisał ku czci Armii Sowieckiej znany w swoim czasie poeta komunistyczny Lucjan Szenwald. Poeta zginął w lecie 1944 roku nad Wisłą jako oficer I Armii gen. Zygmunta Berlinga, ale na jego miejsce przyszli inni piewcy. W Rosji, która jest spadkobiercą sowieckiej chwały, taki stosunek do Armii Wyzwolicielki trwa do dnia dzisiejszego, czego namacalnym dowodem są coroczne obchody Dnia Zwycięstwa 9 maja we wszystkich większych miastach Federacji z Moskwą na czele. Społeczeństwo rosyjskie pozostaje pod wpływem patriotycznego wychowania, które tradycyjnie wyklucza wszelką krytyczną refleksję nad blaskami i cieniami dziejów rosyjskiego Imperium. "My lubim tiebia i gordimsja toboj" (Kochamy ciebie i jesteśmy z ciebie dumni) - śpiewają Rosjanie słowa swego nowego hymnu na starą melodię hymnu stalinowskiego Związku Sowieckiego.

Krytyczna refleksja w republikach postsowieckich Krytyczna refleksja natomiast staje się udziałem mieszkańców innych postsowieckich państw. Na łamach ukraińskiego, ale rosyjskojęzycznego dziennika "Dień" ukazał się 28 kwietnia br. obszerny artykuł Władimira Brodzińskiego, poświęcony odwrotnej stronie chwały zwycięstwa nad Hitlerem. Artykuł pod tytułem "Wojna ma oblicze nie ludzkie oraz nie kobiece" poświęcony jest masowym gwałtom, jakich dokonywali żołnierze sowieccy nad Niemkami. Według przytaczanych przez niego danych, w samym Berlinie Rosjanie zgwałcili sto tysięcy kobiet. Niektóre były gwałcone po wiele razy. Autor jest najwyraźniej poruszony masową skalą tych przestępstw i brutalnością zachowań żołnierzy, których wciąż traktuje jako swych rodaków. Mieszkańcy innych "wyzwalanych" przez Armię Sowiecką krajów, jak dla przykładu Polska, mogą uzupełnić przytaczane przez red. Władimira Brodzińskiego relacje o tych koszmarach. Pamięć Polaków zadaje zarazem kłam argumentom autora, zaczerpniętym z lektury historyków zachodnich, że zachowanie Rosjan na terenach okupowanych było zemstą za niesłychane zbrodnie hitlerowców na terenach okupowanych przez Wehrmacht. Polska nie była sojusznikiem państw Osi, a traktowanie polskich kobiet niewiele różniło od traktowania Niemek.

Polacy spamiętali to samo Za młodu nasłuchałem się wiele o tych sprawach od ludzi, którzy byli świadkami lub znajomymi świadków tych wydarzeń. Nieżyjący już mój kolega ze studiów, a następnie dyplomata PRL Bogdan Paszek był ochotnikiem w II Armii LWP gen. Karola Świerczewskiego. Gdy mieszkaliśmy w 1953 roku razem w jednym pokoju studenckim w Moskwie, w zaufaniu opowiadał mi, jak podczas patrolu na terenach za Nysą znaleźli w lesie polanę pełną zgwałconych i okrutnie zamordowanych Niemek. Było to na przełomie kwietnia i maja 1945 roku. Nie znający się nawzajem moi znajomi z różnych stron Polski opowiadali mi wielokrotnie o różnych przypadkach gwałcenia przez Rosjan Niemek. Przy sposobności informowali, że nieraz ofiarą gwałtu padały również Polki. Czasem wynikało to z nieporozumień wynikających z geografii ziem polskich, zbyt trudnej dla ogarnięcia przez Rosjan, gdy odróżnienie Mazurów, Warmiaków, Kaszubów czy Ślązaków od Niemców mogło sprawić im kłopot, ale najczęściej wynikało z lekceważenia praw ludności polskiej przez sowieckich "wyzwolicieli". Znam z opowiadań mych kolegów z pracy w fabryce na Kamionku historię o rosyjskim żołnierzu, który usiłował zgwałcić polską kobietę w jakiejś kamienicy na warszawskiej Pradze. Była to żona miejscowego adwokata, którą obronił sąsiad - szewc. Był on żołnierzem AK i ze swej broni zastrzelił napastnika. Niestety, ze wszystkimi konsekwencjami napadu na żołnierza "armii wyzwolicielki", co oburzało moich rozmówców. W czasach komunistycznych była to tematyka zabroniona, choć mimo to poruszana w zaufaniu. Przypomnijmy, że pierwsze konflikty pomiędzy Kremlem a komunistami jugosłowiańskimi zaczęły się od dyskusji o niskich morale regularnej Armii Sowieckiej, w której dyscyplina była gorsza niż w armii partyzanckiej marszałka Tita. Jugosławia została wyzwolona głównie przez oddziały partyzanckie, przekształcane w armię regularną. Armia Sowiecka brała udział w wyzwalaniu jedynie północnego skrawka Serbii, m.in. stolicy kraju Belgradu i tam natychmiast wyszły na jaw braki dyscypliny u Rosjan, skłonnych do gwałtów i rabunku. Stalin w dyskusji z Milovanem Dżilasem (autorem książki "Rozmowy ze Stalinem") podczas spotkania z delegacją rządową komunistycznej Jugosławii uznał samo podejmowanie tej tematyki za szkalowanie bohaterskiej Armii Sowieckiej. Podobne zresztą stanowisko zajmowali komuniści polscy z PPR, gdy sprawę sowieckich gwałtów wysuwała legalna w owym czasie opozycja, czyli PSL ze Stanisławem Mikołajczykiem na czele. Mimo zastrzeżeń komunistycznej cenzury problematyka ta mimo wszystko trafiła w Polsce do literatury pięknej i na łamy prasy w niepełnym wprawdzie wymiarze, który każdy mógł w miarę swego rozeznania uzupełnić.

Stara rosyjska tradycja Sądzę, że tematyka rosyjskich gwałtów nie jest tak zaskakująca dla Polaków, co dla byłych obywateli Związku Rad. Polacy zetknęli się ze skłonnością Moskali do gwałtów nie tylko w czasie II wojny światowej. Podobnie było podczas nawały bolszewickiej w lecie 1920 roku, ale same gwałty nie były tylko bolszewickim wynalazkiem. Przypomnijmy wyniesioną na ołtarze błogosławioną Karolinę Kuzkównę, która została zamordowana przez kozaka z armii carskiej podczas I wojny światowej, gdyż stawiała zażarty opór podczas próby gwałtu z jego strony. W tym samym czasie prasa niemiecka opisywała masowe gwałty na ludności Prus Wschodnich ze strony żołnierzy rosyjskiej armii carskiej, dokonane podczas ofensywy rosyjskiej w pierwszych miesiącach działań wojennych w lecie 1914 roku. Wielki wódz rosyjski z czasów Katarzyny II, feldmarszałek, a następnie generalissimus Aleksander Suworow zasłynął w Polsce na wsze czasy z tego, że w listopadzie 1794 roku po zwycięskim szturmie Pragi - w owym czasie odrębnego miasta po przeciwnej niż Warszawa stronie Wisły - oddał swemu żołdactwu niejako do dyspozycji ludność cywilną całego miasta. Skutkiem były masowe gwałty, rabunki i mordy. Wrzask gwałconych i mordowanych kobiet słychać było po drugiej stronie rzeki. Rosyjscy historycy do dziś nie mają odwagi opowiedzieć swym czytelnikom prawdy o tych wyczynach swego bohatera narodowego, stawianego na wzór młodzieży wychowywanej w szkołach suworowskich. On sam, świadom wyczynów swego żołdactwa, złapał dwa indyki pod pachę i robiąc żarty z tragedii, wołał: "Niech te nieboraki przynajmniej się uratują!". Suworow nie był w tych sprawach pionierem okrucieństwa, jeśli się zważy na losy poprzedniczki Katarzyny II na tronie w Petersburgu. Otóż żona Piotra I, Katarzyna I, osadzona przez niego na tronie i sprawująca po nim rządy jako cesarzowa wdowa, również padła ofiarą żołnierskiego gwałtu po zwycięskim szturmie szwedzkiego miasta Narwa. Wyrwał ją z rąk swych żołdaków książę Mieńszykow, a jemu zabrał brankę sam car Piotr. Tak ją sobie upodobał, że wziął z nią ślub i uczynił carycą.

Oprócz gwałtów rabunki i podpalenia Gwałcenie masowe kobiet jest może najciemniejszą kartą w rejestrze grzechów Armii Sowieckiej podczas zdobywania terenów centralnej Europy, ale byłoby zawężaniem tematu, gdyby się pominęło jeszcze dwa inne grzechy jej żołnierzy i oficerów: rabowanie cennych rzeczy oraz bezmyślne palenie domów po pijaku. Przecież gdańską Starówkę spalili żołnierze marszałka Konstantego Rokossowskiego już po wyparciu Niemców z miasta. Skutki tej swawoli przez długie lata propaganda komunistyczna przypisywała ciężkim walkom ulicznym. Żołnierze sowieccy podobnie jak na polskich Kresach w 1939 roku, tak i w czasie ofensywy 1944-45 roku napotykali na przedmioty dobrobytu niedostępne w sowieckim raju. Pierwszym odruchem było więc zabrać. Niemcy żartowali po wojnie z goryczą: Kuken, kuken, nicht verstehen, zap zarap, auf viedersehen, co dałoby się przetłumaczyć jak opis działań Sowieta, który widząc jakiś nieznany przedmiot i nie znając nawet jego zastosowania, zabierał i wynosił się w swoją stronę. Gorzej, że takie same obyczaje demonstrowali Rosjanie i w sojuszniczej zdawałoby się Polsce. Wiktor Suworow opisał w jednej ze swych książek wydanej w Polsce przypadek wybitnego sowieckiego marszałka Gieorgija Żukowa, który w wyzwolonej od Niemców Łodzi obrabował sklep jubilerski, prowadzony przez Polaka. Ku jego czci jako zbawcy Ojczyzny postawiono mu pomnik w okolicy placu Czerwonego w Moskwie. Cwałuje tam na koniu jak podczas defilady zwycięstwa w 1945 roku. Oczywiście bez zrabowanych w Polsce i wschodnich Niemczech rzeczy. Co się dziwić więc jego podwładnym: jaki pan, taki kram? Artykuł w ukraińskiej gazecie o bestialskich gwałtach sowieckich żołnierzy na niemieckich kobietach zaopatrzony jest w internecie w linki do artykułów prasowych w prasie niemieckiej i brytyjskiej na ten sam temat, ale pochodzących z roku 2005. Wówczas prezydent Putin celebrował 60. rocznicę Dnia Zwycięstwa. Obawiam się, że ówczesna wiedza o odwrotnej stronie orderu zwycięstwa wciąż nie dotarła do świadomości zwyczajnych Rosjan. Jest nadzieja, że dopomogą w tym Ukraińcy. Ukraina jako republika sowiecka wniosła wielki wkład w zwycięstwo nad Niemcami. Jej mieszkańcy byli obok Rosjan największym źródłem sowieckiego mięsa armatniego, pędzonego na szturm. Wawrzyny zwycięzców po rozpadzie Związku Sowieckiego przypadły jednak Rosji. Stąd bardziej krytyczny stosunek ukraińskich czytelników do rosyjskiej autoreklamy. Czas okaże, czy Ukraińcy nauczą Rosjan samokrytycyzmu.

Najpierw wyznanie grzechu Podejmuję ten temat bynajmniej nie z rusofobii. Polscy powstańcy walczący zbrojnie z wojskiem carskim pisali na swych sztandarach hasło: "Za wolność waszą i naszą". Nasze działania informacyjne o ciemnych stronach sowieckiego wyzwolenia, choć bolesne dla nieświadomych tego Rosjan, powinny mieć dla nich skutek oczyszczający. Taka przecież była prawda, którą Rosjanie powinni kiedyś wreszcie poznać. Było to niemożliwe, gdy byliśmy pod sowiecką okupacją. Wówczas nawet za prawdę o Katyniu można było w PRL trafić do więzienia. Dziś jesteśmy wolni i to nakłada na nas obowiązek powiedzenia Rosjanom przykrej prawdy w nadziei, że ta prawda przyczyni się do ich duchowego uzdrowienia . Antoni Zambrowski

16 sierpnia 2008 Grzanie zimne w dotyku.... Znowu na odcinku  soc- kultury, opanowanej całkowicie przez Lewicę iskrzy. Pobudowali w całym kraju( i dobudowują zacięcie nadal) wszelkie miejsca kultu lewicowych treści, gdzie atakuje się moralność,  wyszydza chrześcijaństwo, atakuje tradycję. Kultywując tę rewolucyjną. Im więcej krwi- tym więksi bohaterowie. Im większy stos trupów- twym okazalsze uroczystości. W Radomiu, pod patronatem pana Andrzeja Wajdy, zamieniono starą   elektrownię na Centrum Sztuki Elektrownia. Pan Andrzej Wajda w Krakowie( kilka dni temu przejeżdżałem tamtędy) założył Centrum Sztuki Japońskiej, które - jeśli mnie oczy nie myliły- stoi nieczynne i zarasta chwastami i  trawą. Za jakąś nagrodę, którą otrzymał od Japończyków pobudował to Centrum.. Jego problem.. jeśli  oczywiście podatnicy do tego nie dołożyli grosza…W Centrum Sztuki Elektrownia przy ulicy Traugutta zaprezentowały się „ artystki” panie: Anna Leśniak  i Karolina   Stępniowska.. Każdy chętny, kto uczestniczył w widowisku mógł poczuć się jak ci „ artyści”., odciskając na papierze pomalowane farbą ciało Anny Leśniak.. Sama” artystka' przemaszerowała potem nago przez kilka sal wystawienniczych(???). Taki happening, wielka sztuka, mało wielka- największa.!. Za pieniądze podatników. „Nowoczesna sztuka” była rodzajem performacu w ramach festiwalu” Powstanie sztuki”. Ta „nowoczesna sztuka” to tworzenie „ sztuki” w sposób niecodzienny, ale” na podstawie naszych codziennych zajęć”(???). No i podobno, każdy może być  i jest-  artystą.(???) Jest to chyba powielenie tezy towarzysza Lenina, , że „ kucharka też może rządzić państwem”., tylko teza ta jest przeniesiona - przez Lewicę - na sztukę. Projekt „artystyczny” nosił tytuł „Body printing”( nie wiem dlaczego po angielsku?). Rzecz zaczynała się od tego , że naga artystka schowała się za kotarę, która wymalowana była kolorowymi farbami. Dobrze, że  rzecz nie zaczynała się od publicznego stosunku, byłoby jeszcze bardziej nowocześnie.. Widz mógł wybrać jeden ze stosunków, pardon czterech kolorów farby, którymi wymalowała się „ artystka”. Potem osoba biorąca udział w widowisku „ artystycznym” musiała odcisnąć na nim farbę, którą pomalowała się „ artystka” Anna Leśniak.. Później już tylko należało złożyć w dolnym rogu „ dzieła' swój podpis i powiesić na ścianie  w ubikacji, pardon -za kotarą. Potem organizatorzy zrobili przerwę, a po niej wystąpiła inna `” artystka”, pani Karolina Stępniowska.   Wystąpiła w czarnej,  satynowej koszuli nocnej sięgającej kolan. Tak jak kiedyś pani Sierakowska nosiła futro z norek sięgające nie do kolan, ale do samych kostek. Miała to futro z tej wrażliwości społecznej  .. Nie , nie nie była nago… chodzi mi o „artystkę” Karolinę- oczywiście.. Nabierała w usta  czerwone wino i dzieliła się nim z każdym mężczyzną poprzez….. pocałunek(????). Dla mężczyzn obecnych na tym „ przedstawianiu' ze swoimi dziewczynami mógł być to pocałunek Almanzora. Niektórzy obecni na przedstawieniu zaangażowanym, uciekali od ` artystki”, inni podchodzili bliżej. Ten, który opierał się przed takim spotkaniem z performerką, musiał się liczyć z tym, że część wina może znaleźć się na jego ubraniu. Potem „ artystka” Karolina wlewała do dużego kieliszka wodę, a  potem podchodziła do każdego mężczyzny i wylewała mu ją na głowę, po czym…. zaczynała zlizywać ją z niego(???). Mogła go jeszcze przed tym rozebrać, zalać całkowicie formaliną, pardon wodą i zlizać wodę z jego ciała- też byłby to dobry pomysł! A jaki nowoczesny i  łamiący wszelkie konwenanse i standardy. Bo przecież o to chodzi, żeby połamać wszystko co jeszcze jest do połamania, zdruzgotania, ośmieszenia i wybrudzenia Można było  oczywiście jeszcze pokazać gołą pupę.. Ubaw byłby po pachy i sztuka by na tym nie ucierpiała… I z tą gołą pupą poślizgnąć się na bananie… Ha, ha, ha.. I wiecie państwo co „ artystka” Karolina Stępniowska  zrobiła na zakończenie? Stanęła na środku pomieszczenia i wlewała sobie do ust mleko, którym potem pluła(????). Dobrze , że się nie porzygała za względu na wymieszanie wody, wina i mleka… Ale widać, że w scenariuszu nie było miejsca na rzyganie na  zebraną publiczność. Niedopatrzenie autora scenariusza, czy co??? Na ogół Lewica wie jak zabruździć i zaśmiecić.. I że nikt nie pogoni tego tałatajstwa z tym plugastwem i  obscenicznością??? W Częstochowie natomiast rozpoczęto realizację scen do filmu „ Idealny facet dla mojej dziewczyny” i kręcenie rozpoczęto od scen na głównej alei wiodącej na szczyt jasnogórski .Przeczytajcie państwo co powiedział na ten temat  przeor Jasnej Góry ojciec Roman Majewski:” W godzinach przedpołudniowych na przedłużeniu alei Najświętszej Maryi Panny aktorzy parodiowali zachowanie właściwe autentycznym pielgrzymom, którzy dziś właśnie wchodzili na Jasną Górę z archidiecezji gnieźnieńskiej; parodiowali z jednoznacznym wskazaniem obiektu swoich kpin, jakim stało się szanowane przez wielu i drogie dla nas wielu Radio Maryja. Wielu pielgrzymów  i mieszkańców Częstochowy było zbulwersowanych szyderczym charakterem realizowanych scen(…)-Jestesmy przekonani, że w pozornie niewinny sposób dyskredytuje się, szarga się religijny charakter pielgrzymek, osmiesza się je. Ośmiesza się zdrową pobożność ludu polskiego, pomniejsza się znaczenie tej wartości, jaka dla całego naszego narodu ma nasza narodowa świętość- Jasna Góra Na ten temat zabrał również głos prezydent Częstochowy pan Tadeusz Wrona:” Częstochowa , miasto papieskie, miasto maryjne, miasto, które od tylu wieków stara się godnie przyjmować pielgrzymów przybywających z całej naszej Ojczyzny i z całego świata jest również zbulwersowane tymi faktami, które przedstawił dzisiaj ojciec przeor, a które gdzieś na marginesie życia codziennego  dzisiaj miały miejsce. Częstochowa dzisiaj buduje pomnik Ojca Świętego, Papieża Pielgrzyma, który ma  pociągać za sobą pielgrzymów , którzy wchodzą do Częstochowy. I to Święte Miejsce, które stoi na szczycie Jasnej Góry”. Dodał, że:” wszyscy będą potrafili trwać przy swojej wierze i wartościach,  a  incydenty odbywające się na marginesie modlitwy, wiary i nadziei pozostaną na właściwym sobie miejscu”. Lewica antycywilizacyjna nie ustaje w osiąganiu swoich celów. Dlaczego ten „ Idealny facet dla mojej dziewczyny” musi być szukany właśnie na głównej alei wiodącej na szczyt jasnogórski i to  wtedy gdy przybywają pielgrzymki z całego kraju? Nie można iść gdzie indziej, żeby kręcić kolejne bzdety, zaśmiecające i tworzące tzw. ` sztukę”, chociażby do najbliższego publicznego wychodka? Tam wśród napisów odpowiednich do serwowanego tytułu można sobie kręcić do woli” Idealnego faceta dla mojej dziewczyny”… Przyznam się państwu, że nie rozumiem jaki zamiar ma człowiek, który ma swoja dziewczynę i szuka dla niej faceta?… Musi to być jakiś stręczyciel! I dlaczego nie zainteresuje się tym stręczycielstwem policja…??? Ten brud i syf przynoszą przed Klasztor Jasnogórski, w czasie pielgrzymki, wśród pątników.. Nie ma przypadków, są tylko znaki- chciałoby się rzec. Nie przepuszczą żadnej okazji, żeby zaśmiecić, urągać i wyśmiewać… Są coraz bezczelniejsi i  coraz bardziej nachalni… Czują na plecach oddech jakiejś poważniejszej siły! Jak pisał Nocolas Gomez Davila:” Każda szarlataneria rozpoczyna się od niewinnego nadużycia metafory”, a „ chrześcijaństwa nie poniża się już na gruncie etyki, lecz socjologii” I na ulicach, panie profesorze… WJR

III RP jako organizacja przestępcza Jak to dobrze, że właśnie został ogłoszony raport o stanie zdrowia pana premiera Tuska! Wynika z niego, że pan premier jest zdrowiuteńki - zarówno na ciele, jak i pewnie - na umyśle, bo jakże inaczej, skoro „w zdrowym ciele - zdrowy duch”? Skoro zatem uzyskaliśmy tak autorytatywne i nie budzące wątpliwości zapewnienie, że pan premier jest na umyśle zdrowy, to musimy zupełnie inaczej ocenić zapowiedzi nowelizacji ustawy o policji. Informacja o tej nowelizacji została podana w przeddzień ogłoszenia optymistycznego komunikaty o stanie zdrowia pana premiera i stąd mogła wzbudzić różne wątpliwości, ale teraz żadnych wątpliwości być już nie może. Nowelizacja ustawy o policji jest ze strony rządu pana premiera Tuska przedsięwzięciem w pełni świadomym. W takim razie tym bardziej powinniśmy sobie ten projekt rozebrać z uwagą, niczym Wojski przypowieść o królowej Dydonie, co to „wytargowała sobie taki ziemi kawał, który by się wołową skórą nakryć dawał. Na tym kawałku ziemi stanęła Carthago”. Otóż na podstawie dotychczasowych przepisów możliwa była wprawdzie tak zwana prowokacja policyjna, ale w zakresie jednak ograniczonym. Policjanci mogli udawać gangsterów, a nawet upodabniać się do nich w sposób niemożliwy do odróżnienia, ale w momentach, gdy gangsterzy zabierali się do popełniania przestępstw, policjanci powinni się dekonspirować i popełnienie przestępstwa uniemożliwiać. Projektowana nowelizacja znosi ten przykry obowiązek. Policjanci w myśl nowych przepisów mogliby dokonywać przestępstw do spółki z gangsterami, a nawet uczestniczyć w podziale łupów i dopiero ewentualnie potem, gdyby już na odpowiednim szczeblu zapadła decyzja, żeby zabawę zakończyć, mieliby niezawisłemu sądowi opowiedzieć ze szczegółami, co i jak się odbywało. Nowelizacja uzasadniana jest potrzebą usprawnienia pracy policji, zapewnienia policyjnym prowokatorom w przestępczych gangach większego poczucia bezpieczeństwa i poprawy wykrywalności przestępczości zorganizowanej. Wszystko to oczywiście być może, ale „na tym świecie pełnym złości nigdy nie dość jest przezorności” i jeśli coś złego może się stać, to na pewno się stanie. Skoro wolno byłoby policjantom brać udział w rabunkach, włamaniach, przemycie, czerpaniu zysków z nierządu, handlu żywym towarem itp. - to dlaczegóż mieliby czekać, aż jacyś gangsterzy wpadną na pomysł, żeby się zorganizować i zaczną popełniać te wszystkie przestępstwa? „Azaliż tylko dla grzeszników Pan Bóg stworzył rzeczy smaczne?” Dlaczego niby w demokratycznym państwie prawnym, urzeczywistniającym zasady sprawiedliwości społecznej, policja miałaby oddawać inicjatywę gangsterom? Zamiast oddawać inicjatywę gangsterom i dopiero potem podłączać się do spółdzielni, policja sama może pozakładać gangi i jeśli nawet będą one rabowały, mordowały, kradły zuchwale lub z włamaniem, wymuszały haracze, czerpały zyski z nierządu, hazardu, przemytu lub handlu żywym towarem - to przecież będą to robiły w imię praworządności i w służbie bezpieczeństwa, nieprawdaż? Poza tym taka praktyka może przyczynić się do podniesienia dyscypliny w szeregach policji i tajnych służb nie tylko dlatego, że ich funkcjonariusze będą lepiej motywowani materialnie (ileż średnich krajowych pensji może mieścić się w jednym transporcie dajmy na to, papierosów?), ale również dlatego, że w razie sprzeniewierzenia się zasadom służby, będą mogli być oddani w ręce niezawisłych sądów, które, po uprzednim zblatowaniu, już tam będą wiedziały, co z nimi zrobić. W przypadkach zaś szczególnie drastycznych można będzie nawet posłać delikwenta na tamten świat, w ramach „porachunków przestępczych” - czego w normalnej policji zrobić by nie było można, przynajmniej oficjalnie, w ramach tak zwanej „drogi służbowej”. Pojawienie się tej inicjatywy ustawodawczej akurat teraz, więcej wyjaśnia, niż wynikałoby tylko z samych jej postanowień. Po pierwsze - że okupująca Polskę razwiedka, której polecenia w podskokach wykonuje rząd premiera Donalda Tuska, musiała już się zorientować, że z majątku państwowego niewiele już się da wycisnąć, zwłaszcza, że ostrzą sobie nań zęby organizacje żydowskie - więc postanowiła stworzyć sobie pozory legalności dla rabowania mienia obywateli. Zapowiedź utworzenia uzbrojonej Policji Skarbowej i nowelizacji ustawy o policji tworzy właśnie takie pozory, dzięki którym utworzone przez policję gangi będą mogły uprawiać przestępczość zorganizowaną w tak zwanym majestacie prawa. Można to było przewidzieć już wtedy, gdy legalizowano prowokację policyjną, bo wiadomo było, że to tylko miłe złego początki. Skoro państwo raz zdecydowało się na posługiwanie środkami niegodziwymi, to dlaczego miałoby zatrzymywać się w pół drogi, zwłaszcza, gdy na podwyżki brakuje pieniędzy? Mało ci pieniędzy? - To sobie dokradnij - tylko nie na własną rękę, a w twórczym kolektywie, bo porządek musi być! Po drugie - że zapowiadana nowelizacja ustawy o policji potwierdza trafność spostrzeżenia, że „wilk zmienia skórę lecz nie obyczaje”. Razwiedka okupująca Polskę, w odróżnieniu od razwiedek okupujących inne państwa, nigdy nie służyła ani polskiemu narodowi, ani polskiemu państwu. Obawiam się, że JK-M niewłaściwie lokuje nadzieje na autorytaryzm i razwiedkę idealizuje. Skoro taka dobra, to dlaczego nie udało się jej to, co w Rosji udało się Putinowi? Odpowiedź jest taka, że tutejsza razwiedka zawsze dążyła do jednego; jakby tu państwo polskie jak najszybciej rozkraść, a potem - znaleźć kogoś, kto zapewniłby jej bezkarność. Stąd też bezwarunkowe poparcie razwiedki dla Eurokołchozu w nadziei, że właśnie jej powierzy nadzorowanie narodu tubylczego, niechby i w spółce z Żydami. To zresztą jest nawiązanie do najlepszych, stalinowskich tradycji, kiedy to UB węszył za dolarami i złotem, których już samo posiadanie zakwalifikowano jako ciężką zbrodnię i kiedy posiadającego dolary lub złoto nieszczęśnika złapano, to dopóty go katowano, dopóki nie powiedział, gdzie schował. Wtedy albo go zabijano, bo niby po co świadek, albo w drodze łaski wypuszczano, a ten cieszył się, że żywy i ani mu w głowie było dochodzenie jakiejś tam „sprawiedliwości”. Zresztą gdzie? Przed „niezawisłym sądem”? Wolne żarty! Tak oto, za parawanem „rządu” miłościwego premiera Tuska, okupująca Polskę razwiedka, w miarę upływu czasu odrzuca wszelkie pozory, przekształcając aparat państwowy III Rzeczypospolitej w organizację przestępczą w znaczeniu dosłownym. Trudno się temu dziwić. Razwiedka od samego początku była organizacją przestępczą, więc kształtuje państwo na swój obraz i podobieństwo. Dla razwiedczyków to właśnie jest środowisko naturalne, w którym znajdują oni optymalne warunki rozwoju. Dlatego znowu jesteśmy w przededniu wkroczenia w nowy-stary etap socjalistycznej praworządności SM

Co to jest „polityka realna”? Termin ten jest dość dobrze zdefiniowany. Oznacza politykę kierującą się wyłącznie chłodnym rozumem i interesem państwowym; na pewno bez żadnych z góry powziętych uprzedzeń. Polityk, który mówi: zawsze będę przeciwko Słowacji, bo jej nie lubię” lub „Zawsze będę popierać Litwę” - nie jest politykiem realnym. Np. eNDecy zawsze kochają Rosję - bo tak im kazał śp. Roman Dmowski... Ja jestem gotów - jeśli tego by wymagał interes Państwa Polskiego (tak: świadomie tworzę kalkę od l'État Français!) - zarówno zawrzeć jutro sojusz z Moskwą - jak i wypowiedzieć Moskwie wojnę. Bez drgnienia powieki podpiszę też pakt z ludożercami. Wszystko zależy od tego, czy to się opłaca. Państwu d***krytycznemu trudno tak postępować, bo L*d ma naturę kobiecą i najpierw trzeba przekonać Większość, że ma „lubić” bądź „znienawidzić” Rurytanię - co bywa czaso- i praco-chłonne. Czasem niemożliwe - co oznacza, że państwo niepotrzebnie odcina sobie jakąś możliwość. Między innymi dlatego nie jestem d***kratą. III Rzesza (a nawet jeszcze Republika Weimarska) popierała Związek Sowiecki, po kilku miesiącach Sowiety były jej największym wrogiem (i propaganda goebbelsowska wręcz histeryzowała) potem z dnia na dzień Sowiety stały się sojusznikiem - tylko po to, by po trzech latach ponownie stać się wrogiem. I to jest normalna rzecz. Tyle, że dr Józef Göbbels musiał się za każdym razem napocić kłamiąc, bo III Rzesza była państwem d***krytycznym (oczywiście! Hitler rządził z woli L**u, armia była poborowa, nawet samochód nazywał się Volkswagen, a sąd „Volksgericht”) - a w Państwie Polskim nie będzie to potrzebne, bo armia zawodowa strzela, do kogo jej się każe. I jest jej dość obojętne, kto to jest! Politykę realną prowadzili: ks. de Talleyrand, ks. von Metternich, ks. Gorczakow, ks. Andrássy von Csikszentkirály u. Krásna Hôrka... prawie wszyscy w tamtych, normalnych czasach. Prowadził też Churchill; gdy Go krytykowano, że po napaści III Rzeszy na ZSRS nie tylko zawarł był sojusz z Sowdepią, nie tylko zaczął korzystnie wypowiadać się o Stalinie, ale i zaczął podsyłać Sowietom pomoc materialną, odparł: „Gdyby Hitler napadł na Piekło wystawiłbym diabłu w Izbie Gmin co najmniej korzystne świadectwo!”W Państwie Polskim nie byłoby Izby Gmin, więc nie trzeba by było wystawiać Stalinowi korzystnego świadectwa. Generałom armii zawodowej powiedziałoby się po prostu: „To jest sk***ysyn - ale to sprzymierzony z nami sk***ysyn” - i tyle. W krajach kierujących się w polityce rozmaitymi „zasadami moralnymi” termin „realpolitik” jest synonimem polityki amoralnej - co ma odcień ujemny. Ja nie uważam, by była ona niemoralna - pod warunkiem, że dotrzymuje się umów, szanuje swój podpis i swoje słowo - i uczciwie się mówi: „Pakt z Wami kończy się za 7 lat; co zrobimy później? Nie wiem - możemy podyskutować...”. Poza tym: prowadzenie polityki zgodnej z moralnością leży w oczywistym interesie państwa! To dzisiejsza polityka, również USA, gdy dla osłony brudnych interesów i usprawiedliwienia niemoralnych poczynań używa się kłamliwie moralnych argumentów - jest niemoralna!! Na miejscu JE Jerzego W. Busha nie kłamałbym o „broniach masowego rażenia Saddama Husseina” tylko powiedziałbym: „Nie podoba mi się reżym JE Saddama Husseina - więc wysyłam żołnierzy, by Go obalili i przewieźli na Bunker Island czy inną Elbę”. Cóż: ja nie jestem d***kratą; p. Bush jr. musi, niestety, takowego udawać... A co bym zrobił na miejscu JE Michała Saakashviliego (a właściwie jeszcze p. Edwarda Shevardnadze)? Nie podpisałbym „rozejmu z Dagomysu”, natomiast 16 lat temu uznałbym niepodległość Abchazji - w zamian za zgodę Kremla na pełną inkorporację Osetii Południowej. Po czym nie tylko wyrzuciłbym z Osetii na zbitą mordę gruzińskich nacjonalistów, ale postarałbym się, by Osetyńcom z południa żyło się lepiej, niż ich pobratymcom w Osetii Północnej... Oczywiście opozycja w Gruzji nie zostawiłaby na mnie suchej nitki - ale szef Państwa Gruzińskiego nie przejmowałby się opozycją. Jednak i p.Saakashvili miał (na początku kadencji...) autorytet prawie jak śp. gen. Karol de Gaulle - który przecież potrafił zrezygnować z Algérie Française. Przykro byłoby stracić tak bogaty region, jak Abchazja - ale ja bardzo kocham Rosję... a tym bardziej ją kocham, im dalej jest ode mnie (dlatego zdecydowanie bardziej kocham Stany Zjednoczone!). Z punktu widzenia Gruzji lepiej mieć między sobą, a Rosją, niepodległą Abchazję. Obecnie zresztą i tak Gruzini będą mieli (w najlepszym razie...) niepodległą Abchazję - Kosowo dało przykład - a dodatkowo będą mieli wojska rosyjskie legalnie po swojej stronie Kaukazu; bo Osetia Płd. ogłosi „niepodległość” tylko po to, by po tygodniu poprosić o przyjęcie do Federacji Rosyjskiej w ramach „Wielkiej Alanii”... (Osetia Płd. nie leży w Europie, więc Rosji nie wiąże Konwencja o Nie Zmienianiu w Europie Granic Siłą).I nie zapominajmy o paru tysiącach niepotrzebnych ofiar, paruset tysiącach uciekinierów, zburzonych domach... Polityk realny nie lubi gdy ludzie giną - bez potrzeby... JKM

17 sierpnia 2008 Pamięć zaciera kanty... Środki Masowej Dezinformacji i Propagandy doniosły ostatnio, że pan minister Bogdan Zdrojewski z Platformy Obywatelskiej, jako minister  i mecenas kultury postanowił przeorganizować tzw. Radę Powierniczą, która  kieruje działalnością Muzeum Narodowego. Pan minister kieruje do rady, a rada kieruje muzeum, finansujemy- my.. No i muszą być jakieś eksponaty, żeby - ma się rozumieć- było muzeum. Zaciekawił mnie skład powyższej Rady.. W zasadzie nic nowego pod słońcem, zawsze ci sami od dwudziestu lat! Najwybitniejsi, najwspanialsi, najdoskonalsi - no i znający się na wszystkim… W PRL-u była karuzela stanowisk, ale w III Rzeczpospolitej - to dopiero jest karuzela! W Radzie Powierniczej zasiadać będą: Jan Krzysztof Bielecki, polski „ liberał”, wprowadził między innymi przymus zapinania pasów w samochodach, podnosił podatki,  „prywatyzował” na potęgę, wprowadził kroczące w górę ceny energii- będzie w Radzie reprezentował Banco Credito Italiano; obok niego będzie w Radzie pan Tomasz Wróblewski, naczelny redaktor niemieckiego tygodnika „ Newsweek”( jego tata był długoletnim  dziennikarzem i komentatorem socjalizmu  ekonomicznego, zamieszanym we współpracę ze Służbą Bezpieczeństwa) pani Hanna Krall, reportażystka, której  głównym zainteresowaniem w reportażach był i jest holocaust; Anda Rottenberg- dyrektorka „ Zachęty” usunięta stamtąd za antypolskie przedstawienia( Papież przygnieciony meteorytem) , a całym zespołem będzie kierował jakiś Anglik mówiący po polsku(?????).Mam pytanie??? Czy to jeszcze będzie polskie Muzeum Narodowe???? W rządzie pana Donalda Tuska, jako główny doradca polityczny i ideologiczny premiera jest pan Rafał Szymon Grupiński, jest czołowym tzw. inspiratorem modernizacji patriotyzmu w kulturze  i oświacie. Wywodzi się ten pan z postmodernistycznego- jak to się mówi modnie- środowiska poznańskiego „ Czasu Kultury”, w którym to periodyku drukowano różne eseje, jak to ludzie pióra lubią pisać, a jeden z nich nosiłtytuł” Patriotyzm jako choroba psychiczna”(????). Pan Donald Tusk- widziałem ten napis na rurze pod Opocznem, kiedyś też napisał, że:” Polskość to nie normalność”. Ale potem- to znaczy podczas kolejnych świątecznych dni demokracji - wziął katolicki ślub ze swoją żoną. Panie premierze tyle lat na kocią łapę… „ Małżeństwo jako instrumentarium polityczne”.. dobry tytuł, prawda? Do tego dochodzi antypolska pani Katarzyna Hall, sama siebie nazywająca konserwatystką, a usuwa z lektur szkolnych: Kochanowskiego, Sienkiewicza, „Pamięć i tożsamość”-  Jan Pawła II, a na to miejsce wprowadza Umberto Ecco, wściekle antychrześcijańskego, autor rozsławionej na cały świat powieści” Imię róży”. Nawet sfilmowanej… Nie przypadkowo Lenin twierdził, że „ największą ze sztuk jest film”… Obrazki lepiej trafiają do skołowanego tłumu… Klasztor, sensacja, morderstwa, zatruty atrament.. Z tematów szkolnych usunęła Wiktorię Wiedeńską, Cud nad Wisłą 1920 roku, Powstanie Warszawskie.. Ale za to przybywa w Polsce szkół im. Jacka Kuronia, znanego lewicowego komunisty w wersji trockistowskiej, pomysłodawcy wielkiego,  z olbrzymim rozmachem zrobionego- rozdawnictwa… Rozdawnictwo to najgorsza trucizna, która odstręcza ludzi od pracy, nie uczy ich do niej szacunku i zabija energię, którą powinni włożyć, żeby czuć się człowiekiem  poprzez pracę…Człowiek wyrasta z pracy, z pracy jest jego bogactwo, a z rozdawnictwa, żyje wyłącznie biurokracja no i  publicity robił sobie Jacek Kuroń. I ten kocioł… z chochlą ….Mieszał, mieszał, i mieszał…A przecież od czasów Stefana Kisielewskiego jest wiadomo, że od mieszania herbata nie staje się słodsza tylko od cukru… Od mieszania chochlą wcale zupy w kotle nie przybywało.. Tylko patrzeć jak pozostała ilość szkół zostanie nazwana im. Bronisława Geremka i Lecha Wałęsy… To jest naigrywanie się z narodu polskiego… No i trwa w III Rzeczpospolitej udoskonalanie nad nami kontroli… Od 2011 roku w Polsce mają być wprowadzone tzw. biometryczne dowody osobiste. Jak powiedział dziennikarzom podsekretarz stanu w MSWiA Witold Dróżdż:” trwają prace nad tym, by w dowodach tych był zawarty także podpis właściciela”(????). Zamiast tę głupotę dowodową likwidować, wymyślają jak ją udoskonalić! Przecież mamy paszporty, książeczki zdrowia,  wojskowe, NIP-y, PESELE…… Meldunki mają znieść do końca 2009 roku. Obecnie wydawane dowody plastikowe mają 10 letni termin ważności… Dobrze, że nie pięcio, czy cztero- letni… Bo wtedy dawaj latać po urzędach i wymieniać, płacąc każdorazowo za wymianę… Chyba tylko kompletny idiota potrafił coś tak absurdalnego wymyślić… lub przebiegły urzędnik, który z tego wariactwa chce ciągnąć pożytki w kolejnych latach… Jak się bardzo chce można stworzyć system, w którym urzędnicy będą żyli z ciągłych wymian wszystkiego co papierem trąci i co daje alibi, że jest potrzebne, a bez wymiany ani rusz…Będzie  to dokument z odciskiem naszego palca, żeby był jeszcze bardziej wiarygodny… Tylko po co??? Można w nim umieścić jeszcze odcisk palca od nóg, odciski pozostałych palców,  a ludziom , którzy palców nie posiadają bo stracili, gdyż wsadzali niepotrzebnie między drzwi- kazać zainstalować protezy palcowe. Dowody biometryczne będą zawierać także elektroniczne czipy, w których zapisane będą wszystkie informacje. Dzięki temu będziemy mogli korzystać z dowodów w e- administracji, załatwiając różne formalności  z własnego komputera. „Warstwa elektroniczna dowodów według planów,”- nad którymi pracuje pan Schetyna z Platformy Obywatelskiej—„ zawierać będzie także podpis elektroniczny” - dalej mówi pan podsekretarz stanu Witold Dróżdż. Ministerstwo Gospodarki z panem ministrem Waldemarem Pawlakiem pracuje nad nowelizacją ustawy o podpisie elektronicznym, a w Ministerstwie Spraw Wewnętrznych i Biurokracji  pracuje nad kalkulacją kosztów nowego dowodu biometrycznego. Popatrzcie państwo jak biurokraci  się podzielili w  niepotrzebnej nikomu robocie… Jedni będą robić niepotrzebnie kalkulację i wyjdzie im oczywiście duża, bo im więcej tym lepiej- dla biurokracji, a pozostali będą zajmować się płodzeniem kolejnej ustawy, jakbyśmy tych ustaw nie mieli zbyt nadto. Potem będą ją kilkakrotnie nowelizować, bo co to za ustawa bez nowelizacji?? To tak jak dziecko chrześcijańskie bez chrztu! Są oczywiście niektórzy , którym chrzest się nie przyjął… Dotychczasową procedurę meldunkową chcą nasi dobroczyńcy biurokratyczni zastąpić- uwaga!- obowiązkiem zgłaszania zmiany miejsca zamieszkania(???).Można to będzie zrobić zarówno osobiście, a także korespondencyjnie..  Nie będziemy mieli teraz obowiązku meldowania się , ale obowiązek informowania o miejscu zamieszkania.. Z deszczu pod  administracyjną rynnę… Jak ktoś myśli, że władza odda nam zawłaszczoną naszą wolność- jest w błędzie! Władzy raz zdobytej nad nami- biurokracja nie odda nam nigdy! Dane posiadane przez urząd o nas, byłyby dostępne dla wszystkich instytucji, które ich będą potrzebować(????). Prawda, że niezłe??? W Ministerstwie Spraw Wewnętrznych i Biurokracji trwa modernizacja systemu PESEL, żeby weryfikacja i aktualizacja danych o nas były jak najszybsza i  ma się rozumieć-rzetelna..(???) Bo informacje o nas są podstawą socjalizmu biurokratycznego…Im o nas więcej- tym bezpieczniej dla nich.. Nic o nich, bez nas i nic o nas  dla nich.. Oni o nas muszą wiedzieć wszystko! A my o nich? Kto nie podziela naszych obaw, nie pojmuje ich utopijnych idei.. A tą ideą jest zniewolenie człowieka..  I jak tu się bronić??? WJR

Między wzniosłością, a śmiesznością „Du sublime au ridicule il n'y a, qu'un pas” - od wzniosłości do śmieszności jest tylko krok - powiadają Francuzi. Na tej granicy znalazł się gruziński prezydent Michał Saakaszwili wkrótce potem, jak nakazał „przywrócić porządek” w Południowej Osetii, zaś ruscy szachiści wykorzystali tę okazję, by pokazać mu tak zwany „ruski miesiąc”. Południowa Osetia, podobnie jak leżąca na czarnomorskim wybrzeżu Abchazja, „wybijają się”, jak to się mówi, na niepodległość, w czym sekunduje im Rosja, karcąca w ten sposób Gruzję za jej prozachodnie ciągoty. Jak zwykle w przypadkach upojenia, po euforii nadchodzi depresja. Tak też stało się również w przypadku porządkowej operacji gruzińskiego prezydenta. Wkrótce przekształciła się ona w odwrót gruzińskich wojsk, zdradzający nawet objawy popłochu. Rosjanie zbombardowali miasto Gori, a port w Poti, z urządzeniami do przeładunku ropy, zrównali podobnież z ziemią. Według niepotwierdzonych doniesień, jacyś „terroryści” powysadzali też w powietrze rurociągi omijające terytorium rosyjskie. Wszystko to bardzo skonfundowało prezydenta Saakaszwiliego, który najwyraźniej spodziewał się czegoś innego, jakiejś spektakularnej odsieczy, która Rosjan rzuci na kolana. Tymczasem odsiecz nie nadchodziła a Rosjanie nieubłaganie zbliżali się nawet do Tbilisi. Słowem - sytuacja robiła się poważna. W tym momencie przybyła odsiecz w osobach prezydenta Lecha Kaczyńskiego, który na czele zmobilizowanej naprędce ekipy prezydentów Litwy, Łotwy, Estonii i Ukrainy, przyleciał do Azerbejdżanu, a następnie w kolumnie samochodów dotarł do Tbilisi w samą porę, by wystąpić tam na wiecu z tak zwanymi wyrazami solidarności i w ogóle. Było to możliwe między innymi dlatego, że francuski prezydent Sarkozy dogadał się z rosyjskim premierem, przekonując go do zawieszenia broni, którego gruziński prezydent Saakaszwili skwapliwie się uczepił, natychmiast się na nie zgadzając. Tymczasem prezydent Kaczyński podczas swego wiecowego przemówienia stwierdził, że przybył tu, „aby walczyć”. Było to bardzo podobne do słynnego „veni, vidi, vici” Juliusza Cezara, zwłaszcza, że nieprzyjaciel na wiecu się nie pojawił, więc wrażenie zwycięstwa było całkowite. Pan prezydent syt chwały powrócił tedy do Warszawy, gdzie udzielił wywiadu telewizyjnego, stwierdzając tam m.in., że nauczył ministra Sikorskiego, jak się podejmuje decyzje. Jest to o tyle ciekawe, że o ile wiadomo, podczas pobytu delegacji prezydentów żadne decyzje w sprawie Gruzji nie zapadły, a w każdym razie nie zapadły z ich udziałem. Wszystko bowiem wskazuje na to, iż zapadną dopiero podczas rozmów, jakie ma w Rosji prowadzić niemiecka kanclerz Angela Merkel, która zapowiedziała swoje przybycie do Moskwy na 15 sierpnia. Problem Gruzji, podobnie zresztą, jak Ukrainy, jest elementem konfliktu między dwiema konkurencyjnymi koncepcjami politycznymi. Z jednej strony Amerykanie, a w każdym razie - dożywająca swoich dni ekipa prezydenta Busha - próbują forsować politykę odpychania Rosji na północny wschód, poprzez wyłuskiwanie z rosyjskiej strefy wpływów zarówno Ukrainy, jak i krajów kaukaskich, spośród których najżywiej reaguje Gruzja. Oferta amerykańska wobec tych krajów obejmuje przyłączenie do NATO, co jednak na Ukrainie wywołuje wątpliwości, bo nie wiadomo, czy przynależność do NATO przyniesie Ukrainie coś konkretnego w sytuacji, gdy NATO utrzymuje „specjalne” stosunki z Rosją i przy różnych okazjach ją kokietuje. Z drugiej strony fundamentem polityki europejskiej jest od pewnego czasu strategiczne partnerstwo niemiecko-rosyjskie, ufundowane m.in. na respektowaniu stref wpływów w Europie, podzielonej mniej więcej wzdłuż linii Ribbentrop - Mołotow. Po obydwu stronach tej linii strategiczni partnerzy starają się utrzymać coś w rodzaju symetrii; skoro np. Zachód przeforsował „niepodległość Kosowa”, czyli rozbiór Serbii, to Rosja ostrzegła, że ten precedens będzie wykorzystany w przypadku Osetii i Abchazji. Rzeczywiście - jeśli rozbiór Serbii jest dobry, to dlaczego rozbiór Gruzji ma być niedobry? Zatem rozwój wypadków na Kaukazie będzie zależał od tego, kto będzie w stanie przeforsować swoją linię polityczną - czy Amerykanie ze swymi sojusznikami, to znaczy z jednym sojusznikiem w postaci Polski, która do programu prometejskiego aż przebiera nogami, upatrując w tym powrót na szlak marszałka Piłsudskiego. Co prawda marszałek Piłsudski prężył raczej własne muskuły, a nie cudze, co preferują jego epigoni, ale obiektywnie sukces polityki, nazwijmy ją, prometejskiej, odpowiada polskiej racji stanu, przynajmniej w ogólnych zarysach, bo już np. nie w takim szczególe, jak niedostrzeganie wpływów banderowców na Ukrainie. Jednak Niemcy, wspólnie z Francuzami kładący fundamenty pod Cesarstwo Europejskie, wcale nie życzą sobie konfliktu z Cesarstwem Rosyjskim. Przeciwnie - ich ideałem jest strategiczne partnerstwo, to znaczy - urządzanie Europy w serdecznym dwustronnym porozumieniu, a tym samym - postępująca „europeizacja Europy”, to znaczy - stopniowe pozbawianie Amerykanów istotnego wpływu na sprawy europejskie. Cesarstwo Europejskie nie życzy sobie ani pośrednictwa Cesarstwa Amerykańskiego w stosunkach z Cesarstwem Rosyjskim, ani tym bardziej - żadnego arbitrażu z jego strony. Na tym tle dopiero widać kłopotliwą sytuację, w jakiej, najdelikatniej mówiąc, znalazła się Polska. Zarówno romantyczne porywy, jak i poczucie racji stanu, popychają ją do angażowania się w program prometejski, który jednak dla Amerykanów ma znaczenie drugo, a może nawet trzeciorzędne - jako jedna z metod dywersji wobec Rosji - a jednocześnie zaangażowanie się w Anschluss do Unii Europejskiej i rozbudowana niemiecka agentura w Polsce, zmusza nasz kraj do realizowania polityki wyznaczanej przez strategiczne partnerstwo rosyjsko-niemieckie. Stąd też objawy zataczania się Polski od ściany do ściany, bynajmniej nie z nadmiaru środków płynnych, tylko z rozterki, która czasami podpowiada pomysły nawet imponujące w swojej desperacji, bo du sublime, au ridicule il n'y a qu'un pas. SM

Radujcie się, federaści! Strefa €uro ma dodatni wskaźnik wzrostu! Radujcie się, federaści! Strefa €uro ma dodatni wskaźnik wzrostu! Według badań robionych przez EuroStat Strefa €uro wykazała w II kwartale wskaźnik wzrostu 2‰ (dwa promille). Ciekawe: zazwyczaj za II kwartał podają ok.1,5% - do 0,9% spada dopiero pod koniec roku. To już tragedia. Pytam polskich federastów: NAPRAWDĘ chcecie wchodzić do Strefy €uro??!!?? Nie dość, że związaliśmy się z WE, tą starą ciotą, to jeszcze chcemy położyć się z truposzczakiem?! Kraje Strefy €uro to jeszcze bogaty - ale trup! Mają wspaniałe tradycje, nagromadzone bogactwa, ale... Trzeba z Wietnamem naprzód iść Po życie sięgać nowe, A nie w uwiędłych laurów liść Z uporem stroić głowę! Z innej beczki. Pan Adam Gowdiak znalazł w oprogramowaniu Java zastosowanym w komórkach NOKII lukę - pozwalającą osobom drugim korzystać z naszego telefonu jak ze swojego. A ja podejrzewam, że to nie „luka” lecz umyślna furtka zostawiona na prośbę CIA (FBI? FSB? - czy innego „Mossadu”); ciekawe: jak to sprawdzić? Zrobienie z czyjegoś telefonu takiego użytku zapewne pozostawia w nim ślad. Osoby podejrzewające, że ktoś to im robi, powinny przebadać swoje telefony! Przy okazji: SUN Microsystems ani NOKIA na razie nie odpowiedziały. Dlaczego? P.Gowdiak zażądał od nich $20.000 za ujawnienie szczegółów. Gdyby zażądał 2 milionów - to by potraktowały Go poważnie... Skrzynka Odpowiedzi: zarówno {~radix.blog.onet.pl} jaki i {~bolo} źle mnie zrozumieli - z mojej winy. Ja NIE twierdziłem, że śp. Roman Dmowski bezwarunkowo kochał Rosję; ja twierdzę, że dzisiejsi eNDecy kochają Rosję, bo tak im - ich zdaniem (czego nie dodałem) - nakazał Dmowski! Oczywiście Dmowski miał rację przeciwstawiając się socjalistom (w tym piłsudczykom), komunistom i innym takim - a także głosowi lumpen-inteligentów (nie: L**u!) - ślepo nienawidzących Rosji (podobnie jak dziś). Lewica zawsze nienawidziła Rosji, ND-cja (która przed I Wojną Światową była ruchem prawicowym!) chciała się o Rosję oprzeć, a konserwatyści... popierali nie „Rosję” tylko carat (jako jednak monarchię - w przeciwieństwie do proponowanej i przez Czerwonych, i przez eNDeków d***kracji). Po tzw. rewolucji październikowej trochę się to zmieniło: Lewica zaczęła Rosję popierać (nie jako „Rosję”, lecz jako kraj zsowietyzowany!), konserwatyści Rosję (w tym samym sensie) znienawidzili - a eNDecy... stracili grunt pod nogami. Lewicowi „intelektualiści” dopiero w 1963 (po słynnym artykule śp. Hanny Arendt „Czy Związek Sowiecki jest jeszcze państwem socjalistycznym?”) połapali się, że Sowiety dryfują wyraźnie w prawo - i zaczęli pod ZSRS kopać dołki; jak wiemy: udatnie (na miejsce ZSRS budują właśnie UE - i chcą Rosję wciągnąć do tego obozu). ENDecja, tradycyjnie (i jak najsłuszniej!) anty-niemiecka, staje po stronie Rosji... a my, konserwatywni liberałowie, patrzymy na Rosję bez nienawiści, bez miłości - po prostu, jak na mocarstwo, z którym można robić interesy - ale na które trzeba bardzo uważać. Jak mówią Meksykanie: spanie w jednym łóżku ze słoniem jest niebezpieczne. Dzięki Bogu między nami śpią jeszcze słoniątka: Białoruś i Ukraina. JKM

18 sierpnia 2008 18 sierpnia 2008 Kolejny dzień histerii propagandowej... Pan prezydent Lech Kaczyński, w wywiadzie dla stacji TVN powiedział, że:” Zachód jest silniejszy niż Rosja”(!!!). Powtórzył to jeszcze raz, żebyśmy my- słuchający tego wywiadu- nie pomyśleli widocznie inaczej… Sadząc po codziennej propagandzie, gdzie permanentnie atakuje się Rosję, można odnieść wrażenie, że to Rosja już jest silniejsza od Zachodu, więc… Moje pytanie jest następujące: skoro Zachód jest silniejszy od Rosji i jest w Europie jako taka równowaga militarna to po co Amerykanie, w ramach NATO - stawiają  w Polsce Tarczę Antyrakietową???? Odpowiedź jest tylko jedna! Amerykanie i NATO chcą uzyskać przewagę wobec Rosji.! Chyba, że pan prezydent się myli, albo niechcący zdradził tajniki obecnej sytuacji militarnej w Europie.. Pan Aleksander Szczygło , były minister obrony narodowej powiedział, co sobie skrupulatnie wynotowałem, że:” wojsko jest częścią demokratycznego państwa”(????). A niedemokratycznego, nie jest??  Woda jest częścią rzeki, powietrze jest częścią atmosfery, oceany są częścią ziemi, a  ryby- czyją  są częścią? Wszystko to, z pewnością jest częścią demokratycznych państw… Ten bożek demokracji wychodzi każdemu z buta, niczym słoma.. Niedługo w sklepach będziemy kupować demokratyczną musztardę, demokratyczny chleb, demokratycznie wyprodukowane mleko w systemie demokratycznym przy pomocy organizacji demokratycznej produkcji… Zamiast słowa„ socjalizm” używają słowa „ demokracja”.. Wiele się zmieniło??? Pan prezydent Lech Kaczyński powiedział też, że:” Na armii nie wolno oszczędzać”(???). No naprawdę, większej lipy ostatnio nie słyszałem… Jak na razie, od tzw. przemian, jedynie na czym kolejne okrągłostołowe ekipy nie oszczędzają to- na biurokracji! Przecież za rządów Prawa i jak najbardziej Sprawiedliwości, jeśli wierzyć panu Donaldowi Tuskowi, gremium biurokratyczne powiększyło się o - uwaga!-  44 000 ciał, bo niektórzy z pewnością dusznie posiadają, obsiadając nasze  zmęczone plecy nie po chrześcijańsku.. Platforma Obywatelska nie pozostaje w tyle… Co jakiś czas opisuję kolejne biurokratyczne gremia, które pączkują w ramach- ma się rozumieć- taniego państwa konstruowanego przez Platformę Obywatelską. Jak się zacznie święto demokracji, czyli wybory, na pewno dowiemy się z usta przywódców Prawa i Sprawiedliwości, ile to nowej biurokracji napłodziła Platforma Obywatelska przez czas swoich demokratycznych rządów… Bilans będzie na pewno interesujący… Politycy europejscy i amerykańscy  maja zgryz.. z Gruzją! Najpierw Gruzja weszła do Osetii Południowej, popierana prawdopodobnie po ciuchu przez Stany Zjednoczone, ale pogoniona zdecydowanie i bez pardonu, gra rolę pokrzywdzonego.. Ile to płomiennych mów już wygłosił prezydent Saakaszwili; że świat patrzy obojętnie, że sami nie dadzą Rosji rady,  że pogwałcenie demokracji… Ktoś komuś coś obiecał i nie dotrzymał słowa… W Europie wzrasta znaczenie Rosji i Niemiec,  w USA przygotowanie do kampanii, więc siłą rzeczy wyciszenie spraw międzynarodowych.. Nowy prezydent Rosji Dymitrij Miedwiediew najpierw odwiedził Chiny i Kazachstan, a potem Berlin.. Czy jest to naturalny priorytet polityki Rosyjskiej? Wschód- Chiny i Kazachstan, Europa Zachodnia- Niemcy.. Historia lubi się powtarzać niekoniecznie jako farsa… Oś Berlin-Moskwa-Japonia już była. Wtedy Japonia na Dalekim Wschodzie była silna… Dzisiaj roletę przejęły Chiny! Wielka potęga gospodarcza i polityczna… I z pewnością ma swoje ambicje… Wygląda na to,  że Niemcy nie popierają naprawdę przyłączenia Gruzji do NATO.. Werbalnie pani Merkel mówi oczywiście , że popierają… Ale wobec krojących się  dobrych stosunków na linii Moskwa- Berlin spiętych Rurociągiem Północnym, sprawa Gruzji jest drugorzędna.. Nie sądzę, żeby Niemcy z powodu Gruzji robili jakikolwiek ambaras.. Niemcy raczej chcą się uwolnić od NATO, chcą grać pierwsze skrzypce w Europie; potrzebują jeszcze Francji, która posiada broń atomową, ata niezbędna jest , żeby zostać stałym członkiem Rady Bezpieczeństwa ONZ.. I dlatego przez ostatnie lata finansują rolnictwo francuskie… Francja zżerana rakiem socjalizmu i etatyzmu traci systematycznie pozycję kiedyś potęgi europejskiej… Tonie w długach i strajkach.. Prezydent Francji- czując pismo nosem i wzrastającą rolę Niemiec-  objeżdża Europę , chcą odzyskać utraconą przez Francje pozycję.. Prezydent Sarkozy dostał od pani Merkel Unię Śródziemnomorską na otarcie łez.. Z Polską podpisał„ strategiczną umowę”, co pokazuje, że Paryż chce wrócić do historycznych układów… I popatrzcie państwo, wszystkie te gierki toczą się w ramach tzw. Unii Europejskiej, której jeszcze nie ma, a która miała zespolić całą Europę…(???)Ale   widać wyraźnie, że i Francja i Niemcy mają swoje odrębne interesy… Oderwanie Kosowa od Serbii, poparła Unia Europejska i Stany Zjednoczone… Ale Osetia  Południowa i Abchazja  nie mogą być oderwane… Bo wtedy Kalemu ukraść krowę.. A Kali nie lubić jak jemu zabierają krowę.. Po wizycie w  Polsce prezydent Sarkozy pojechał do Wiednia, narzekał, że silnik francusko-niemiecki, który ciągnął Unię Europejską nie pracuje najlepiej..(???). No, no…coś pęka miedzy Francją a Niemcami?? Polityka francuska od II wojny światowej charakteryzuje się tym, że chce stworzyć ośmiornicę związków gospodarczych wokół Niemiec, żeby te nie mogły samodzielnie dominować w Europie… Ale, żeby opleść- trzeba mieć czym? Socjalizm niemiecki, opleść socjalizmem francuskim - jeszcze bardziej z socjalizowanym?? Opleść to mogą dzisiaj Chiny gospodarczo i Rosja paliwowo.. Łącznie z Francją. A Polska uczepiona jednej rosyjskie rury może jedynie służyć, żeby sobie poszczekać.. Dlaczego nikt w Polsce nie próbuje zrobić chociaż wolnego rynku paliw, żeby się uniezależnić od Rosji?? Przełamując agenturę uczepioną ruskiej rury… Operacja trudna ale,, nie niemożliwa…! Francuzi się zorientowali, że Niemcy uruchomili drugi silniki pompują sprawę paliw z Rosją.. My popieramy w tym czasie Ukrainę w interesie Amerykańskim, pani Julia Tymoszenko też popiera Amerykanów i Unię Europejską, ale urzędowanie zaczyna od wizyty w….. Moskwie(???) My w tym czasie popieramy Gruzję, ale jak nie będziemy już potrzebni w roli szczekającego psa., to zamknie nas się w budzie i zostaniemy największym wrogiem wszystkich skonfliktowanych stron.. Polityka głupia i nie odpowiedzialna. Dlaczego nie spotykamy się z kimś z Rosji?? Bo w panu prezydencie tkwi  stała i niezłomna nienawiść do Rosji w każdej postaci  I ciągle myśli, że współczesna Rosja to Rosja komunistyczna… A kto ma jakiekolwiek terytorialne zapędy wobec Polski? Przecież nie Rosja… ale Niemcy i Ukraińcy, tolerując u siebie  pogrobowców Ukraińskiej Powstańczej Armii Prawdziwe zagrożenie-na obecna chwilę-  idzie z Niemiec,   Ukrainy i Kongresu Amerykańskiego, który domaga się uregulowania przez Polskę roszeń Światowego Kongresu Żydów… w wielkiej ilości miliardów dolarów… Czy nasze władze tego nie widzą, skoro widzę to ja, zwykły publicysta?? Słowacja próbuje reaktywować Grupę Wyszehradzką, ale  od dłuższego czasu nie ma jakiejś większej inicjatywy..  Może dlatego, że coraz bardziej zerka w stronę Rosji, bo na przykład buduje „ szerokie tory” z Koszyc do Wiednia Na Węgrzech decyduje kapitał niemiecki, co  powoduje bezwolność rządu węgierskiego.. Na naszych oczach buduje się partnerstwo Niemiecko-Rosyjskie i nic bez Niemiec  i Rosji nie będzie stanowione w Europie.. Rosjanie przekonali Kazachstan w sprawie nie dawania ropy   do pomysłu ropociągu Odessa-Brody-Gdańsk. Inicjatywa ta więc jest skazana na niepowodzenie. Na razie Niemcy blokują- mimo nacisków USA- członkostwo Ukrainy i Gruzji w NATO… Coraz bardziej zagrożona jest nasza niepodległość… I znowu historia lubi się powtarzać niekoniecznie jako farsa? A co za problem sprzedać Rosjanom Ukrainę i część Polski za roszczenia Niemieckie na Zachodzie?? WJR

„Zasada narodowa” - a istnienie państw. 9-VIII napisałem: Jeśli ktoś pyta mnie, kto w [konflikcie Gruzja - Osetia] ma rację i jakie jest rozwiązanie, odpowiadam: „Nikt - i dobrego rozwiązania nie ma”. Rozpętano tam bowiem Demona Nacjonalizmu - i tylko patrzeć, jak między żyjącymi do tej pory spokojnie Gruzinami i Osetyńcami rozpocznie się rzeź, jak nie przymierzając na Wołyniu miedzy Ukraińcami, a Polakami. Dziś możecie Państwo przeczytać, np. w „Rzeczpospolitej” z 14/15 bm: „Jeszcze gorzej jest w Osetii. Zdaniem świadków mężczyźni są tam mordowani, a młode kobiety porywane i gwałcone”. Dodajmy: w części Kartlii Wewnętrznej, która leży poza „Republiką Południowej Osetii” Osetyńcy rabują co się da - usprawiedliwiając to tym, że podczas ostrzału Tskhinvali i ataku wojsk gruzińskich „stracili wszystko”. Bardzo dobry pretekst, by rabować i gwałcić. Nie lepiej było 16 lat temu zrobić - jak Słowacy z Czechami i Morawianami - „aksamitny rozwód”? Przynajmniej z Abchazją? W polityce rzeczy moralne - jak to udowodniłem w książce „Historia i Zmiana” - są na ogół opłacalne. Proszę sobie jeszcze policzyć, ile Republika Gruzińska wydała na utrzymywanie przez te 16 lat fikcji, że Osetia Płd. i Abchazja są w jej granicach, na utrzymywanie sił porządkowych, na obronę przed zagonami (bo, nie ukrywajmy: Osetyńcy też nie są barankami - wręcz przeciwnie!), na wojnę w Dolinie Kodori... Jest oczywiste, że Osetia Płd. powinna z powodów geograficznych, militarnych i ekonomicznych należeć do Gruzji! Trzeba jednak w tym celu powiedzieć otwarcie: „Mamy w nosie Zasadę Samostanowienia Narodów”!. Niestety: śp. Zwiad Gamsakhurdia akurat na nią się powoływał - to i Abchazi i Osetyńcy też powołali się na nią. I oprócz tego na Moskwę... W efekcie chyba już tylko dni dzielą nas od uznania przez Moskwę niepodległości Abchazji - oraz do połączenia Osetii w ramach Federacji Rosyjskiej. Co z punktu widzenia interesów Polski nie ma żadnego znaczenia. Rurociągi przebiegają na południe od Tyflisu...O rusofobach będzie dopiero jutro - tu chcę tylko poprosić o chwilę zastanowienia się: dlaczego bombardowanie Gori jest niedopuszczalne - a systematyczne niszczenie całej Jugosławii, z bombardowaniem Belgradu włącznie - miałoby być dopuszczalne? Dlaczego interwencja USA i WE by zapewnić niepodległość Kosowa jest OK - a interwencja Rosji dla obrony niepodległości Abchazji: nie? I jeszcze jeden drobiazg. {~tak to jest} ma rację (dziękuję za szybką obronę!): nie jest niemoralne podpisanie traktatu z ludożercami; niemoralne jest podpisanie z kimś traktatu - a później nie dotrzymanie go (dla pragmatyków: choćby dlatego, że w przyszłości nie zawierano by z nami traktatów...). Byłem - jak przystało na dobrze się maskującego agenta wpływu Moskwy - gorącym zwolennikiem umieszczenia w Polsce kawałka Tarczy - ale właśnie „Rzeczpospolita” przypomniała, że przy wchodzeniu III RP do NATO zawarta została umowa z Moskwą, że na terenie Polski nie będzie instalacyj skierowanych przeciwko Federacji... Hmmm - Tarcza jest drobnym fragmentem instalacji wprawdzie formalnie obronnej - ale, pamiętacie Państwo co o tym pisałem? Hmmmm... Przypomina mi to rzecz zupełnie już skandaliczną: gdy rozwiązywano Układ Warszawski III RP zobowiązała się (na piśmie!), że jego dokumenty będą (bodaj przez 25 lat?) utajnione. I JE Radosław Sikorski, będący ministrem ON (w rządzie PiS-u - może się od PiS-u zaraził?) bezczelnie je opublikował. Przeciwko czemu zresztą protestowałem publicznie - w tym przypadku: razem z politykami SLD. Bo słowa należy dotrzymywać. Oczywiście: jak się da słowo, że nie wejdzie się do wody, a ktoś tonie - to złamanie słowa można usprawiedliwić. Jednak w tamtym przypadku chodziło tylko o względy propagandowe i wyborcze. Jak powiedział WCzc Adam Bielan (PiS, Chrzanów): „Te dokumenty obnażają szokującą prawdę o Układzie Warszawskim, kompromitują zarówno generała Wojciecha Jaruzelskiego, generalicję ludową w Wojsku Polskim, jak i polityków, którzy ten układ wspierali”. A tak naprawdę nie było w nich nic szczególnie ważnego - wszelako przed ich odpieczętowaniem nie można było tego wiedzieć... Cóż: w tych podłych czasach, w których często nie honoruje się nawet testamentów... JKM

19 sierpnia 2008 Apokalipsa nowoczesności... W Nowej Zelandii w maju zakwitły ciekawe kwiatki. Wyrosły na ulicach billboardy, na których narysowany był narodowy- socjalista Adolf Hitler, wykonujący gest  nazistowskiego pozdrowienia kawałkiem pizzy. To sieć restauracji  Hell Pizza próbuje zainteresować klientów swoimi produktami. W ubiegłym roku sieć Hell Pizza (chyba trzeba przetłumaczyć, jako piekło pizzy) wprowadziła do oferty siedem rodzajów pizzy, nazwanych- uwaga!- tak jak siedem grzechów głównych: pycha, chciwość, nieczystość, zazdrość, nieumiarkowanie, gniew i lenistwo. Pominąwszy już fakt, dlaczego właściciele  produkujący pizzę sięgają akurat  do chrześcijańskiej semantyki, ale ciekawym jest, że na przykład pizzę o nazwie „ nieczystość” promowano rozsyłając potencjalnym klientom… prezerwatywy.(????). Nie wiem co dołączano do pozostałych rodzajów pizzy.. Na billboardzie z Hitlerem jest napis:” It is possible  to make people belive that heaven is Hell”(Można sprawić, by ludzie uwierzyli, że niebo to piekło). Pan Kirk MacGibbon z agencji reklamowej Cinderella z Auckland dla tygodnika „ Der Spiegel” powiedział:” Myśleliśmy, że ludzi rozbawi gość wykonujący gest „ sieg heil” z kawałkiem pizzy w dłoni”(????). Protestowała społeczność żydowska, tym bardziej,  że zwięzły tekst obok Hitlera, był jakby parafrazą- o ile pamiętam wypowiedzi Goebbelsa- który powiedział” Dzięki umiejętnemu i trwałemu wykorzystywaniu propagandy można sprawić, że ludzie będą nawet niebo odbierać jako piekło, albo jako wyjątkowo żałosne życie traktować jako raj”. Po wszelkich protestach, marketingowcy, odwrócili cała sprawę i że niby ugięli się przed krytyką, zdjęli billboardy z Hitlerem, a umieścili w tych samych miejscach - uwaga! -billboardy z papieżem Benedyktem XVI, a obok napis:” Piekło jest realne i rzeczywiste”. Przypomina mi to scenkę z posiedzenia jakiejś rady w Polsce, a rad mamy bez liku, jak to w Kraju Rad, na której to radzie jeden z radnych zdenerwowany bardzo powiedział publicznie, że: „Połowa radnych to są idioci!”. Radni poczuli się obrażeni, podali go do sądu- a jakże niezawisłego- i sąd zobowiązał krnąbrnego  i nerwowego radnego do przeproszenia kolegów. Ten wszedł na mównicę, przepraszając radnych i powiedział, że  został zobligowany do przeproszenia  przez sąd  mówiąc że: „Polowa radnych to nie są idioci”(!!!). Nie wiem jak sprawa się potoczyła dalej… Zresztą nieistotne! Istotne natomiast jest zestawianie Hitlera z  Benedyktem XVI, mieszanie celowe ich wypowiedzi i stwarzanie wrażenia ,że są to ludzie , którzy sytuują się blisko siebie… No i siedem  rodzajów pizz, tak jak siedem grzechów głównych wymieszanych z prezerwatywą, którą Kościół zwalcza.. Nie można zaatakować wprost- to atakuje się pod różnymi postaciami,  że niby to reklama.. Raz chrześcijanie zareagują- innym razem nie… I można robić kolejny krok naprzód. Tymczasem  w Ministerstwie Spraw Wewnętrznych i Biurokracji trwają prace nad uruchomieniem programu e- PUAP, który będzie umożliwiał „ obywatelowi” składanie w sieci informacji o założeniu działalności gospodarczej, składanie elektronicznych wniosków  o wydanie prawa jazdy i…pozwoleń na budowę.(???). To Platforma Obywatelska nie zamierza likwidować pozwoleń na budowę, tak jak ostatnio obiecał  premier Donald TUsk????? Bo jeśli chodzi o prawa jazdy rząd premiera Tuska szykuje zmiany… Najważniejszą z nich będzie wprowadzenie ograniczonego okresu ważności praw jazdy- zlikwidowane zostanie dożywotnie prawo jazdy; dla młodych kierowców przewidziano dwuletni okres próbny(????). Na zakup nowych serwerów, łączy , komputerów oraz systemu szkoleń dla urzędników obecnych  i nowych, których potrzeba będzie do realizacji tego pomysłu przeznaczył - uwaga!-14 mld złotych!!!!!!!! 75% tej kwoty ma pochodzić z kasy Unii Europejskiej, ale należy pamiętać, ze Polska wpłaca miesięcznie około 1 mld złotych jako składkę obowiązkową.. Pozostałe 25 % będziemy płacili bezpośrednio z naszego budżetu… Ale jesteśmy bogaci , że potrafimy topić w błocie głupoty takie sumy… A podatki ciągle rosną. Po nowym roku nadchodzi kolejna ich fala, przecież Donald Tusk zawsze mówił, tak jak jego idol ,też „ liberał” pan profesor Leszek Balcerowicz, że podatki trzeba obniżać, ale jak do tej pory zawsze były podwyższane… Zresztą  gdy  była dyskusja , wobec rosnących cen paliw,  i pan premier Donald Tusk, wahał się ,czy obniżyć akcyzę, w końcu mu wyszło, że musi sprawę skonsultować z kimś, kto się na tej sprawie zna, a tamten mu powiedział, że zarobią firmy i spekulanci , gdy obniży akcyzę no i sprawa przycichła.., a akcyza na danym poziomie została… Zresztą może i słusznie.. Poco obniżać jak od nowego roku trzeba podwyższać, bo Komisja Europejska, która wcale nie konsultuje swoich decyzji z polskim rządem tylko karze je wykonywać, bo jak nie to  nałoży dodatkowe kary… A jaki wstyd na całą  Europę? Do tej pory nie wiem co sądzi pan premier Donald Tusk o podwyżkach podatków odkąd został premierem..? Może nieznajomość skutków podwyżki podatków wiąże się z faktem, że brakuje pieniędzy  dla nauczycieli za sprawdzanie matur(???). Podobno Ministerstwo Edukacji Narodowej źle  obliczyło ile za tę czynność należy zapłacić.??? Z kolei biuro prasowe Ministerstwa Edukacji Narodowej  zapewnia, że zabrakło pieniędzy dla nauczycieli za sprawdzanie matur, bo zabrakło pieniędzy  w budżecie państwa(???). Zawsze myślałem, że w socjalizmie nie może zabraknąć pieniędzy  w budżecie państwa! Może zabraknąć w kieszeniach „ obywateli”, ale nie w budżecie państwa, do którego klucz mają urzędnicy…. Pani minister Katarzyna Hall, mimo wielkiego zaangażowania w kolejną reformę edukacji, bo cóż warte by było ministerstwo bez reform, zapewnia, że jej resort wystąpił o dodatkowe pieniądze z rezerwy celowej.. Nie znam dalszej części serialu poszukiwania pieniędzy, ale w tym czasie jak urzędnicy szukają w funduszach celowych, według „ Gazety Prawnej”, wzrost wartości złotego powoduje,  że  pula unijnych dotacji za lata 2007-2013 kurczy się zdecydowanie. W tym roku Polska straciła 40 miliardów złotych wsparcia, zaktórą to sumę można byłoby wybudować 1000 km autostrad..(!!!). Kolejne miliardy poszły z dymem na giełdzie  z Otwartych Funduszy Emerytalnych(!!!) Rzeczpospolita Polska o numerze III- to jedno wielkie zbiorowe marnotrawstwo. I dojdą nam jeszcze na utrzymanie tłumacze z Iraku, bo tam nie mogą spokojnie żyć ponieważ, przez tubylców uważani  są za kolaborantów, więc grozi im śmierć…Pracowali dla polskiej armii, więc teraz trzeba się nimi zaopiekować…. A na pewno mają też rodziny! Ile  akcja „tłumacz” będzie kosztowała polskiego podatnika??? Już zwątpiłem, że te sterty idiotyzmów się kiedyś skończą…Jak się skończą z prawdziwą przyjemnością przestanę je komentować.. I nareszcie trochę odpocznę.. Bo państwo z pewnością myślicie, że ja na siłę coś piszę.. Nic bardziej mylnego! Materiału w socjalizmie jest pod dostatkiem! WJR

Repetycja z Kosowa w Gruzji? W 1959 roku weszła na ekrany kin znakomita komedia angielska „Mysz, która ryknęła”. Alpejskie księstewko Fenwick utrzymuje się z eksportu wina. Jednak perfidny kalifornijski winiarz zalewa świat podróbką tego trunku, co Fenwickowi grozi gospodarczą katastrofą. Interwencje u prezydenta USA nie dają żadnego rezultatu i wtedy doradca władającej Fenwickiem księżnej zwraca jej uwagę, że państwa, które przegrały z Ameryką wojnę: Niemcy i Japonia, znakomicie sobie radzą. Zatem - powiada - wypowiedzmy Ameryce wojnę, którą oczywiście przegramy, a wtedy Ameryka odbuduje naszą gospodarkę tak samo, jak niemiecką czy japońską. Rada przypadła księżnej do gustu i armia Fenwicku, składająca się z kilku łuczników, wyrusza na wynajętym kutrze za ocean. Akurat w Nowym Jorku trwają ćwiczenia obrony przeciwatomowej, co umożliwia „armii” Fenwicku przypadkowe dotarcie do laboratorium, w którym zwariowany profesor wraz ze swoją piękną asystentką właśnie wynalazł straszliwą bombę, mogącą wysadzić w powietrze cały kontynent. Nie namyślając się długo dowódca „armii” Fenwicku porywa profesora wraz z asystentką i bombą, która, nawiasem mówiąc, do złudzenia przypomina piłkę do rugby, na pokład kutra i pospiesznie. mimo atlantyckich sztormów, wraca do kraju. Wybucha sensacja; Fenwick staje się najsilniejszym mocarstwem, do którego przybywają dyplomaci, m.in. niezwykle podobny do Chruszczowa przedstawiciel „miłującego pokój Związku Radzieckiego”. Tymczasem księżna czyni doradcy gorzkie wyrzuty, że przecież Fenwick miał tę wojnę przegrać, a tymczasem okazuje się, że chyba ją wygrał. I rzeczywiście - wysłannik USA przyjmuje wszystkie warunki postawione przez księżnę. Ale to tylko pozór, bo jednocześnie CIA przygotowuje tajną operację, której celem jest odzyskanie bomby wraz z profesorem i asystentką. Operacja ta jednak kończy się fiaskiem w okolicznościach bardzo przypominających przyszłe nieudane odbijanie zakładników w Teheranie. Bomba pozostaje w Fenwicku, a tymczasem profesor, któremu życie w alpejskim księstwie bardzo się spodobało, odkrywa pomyłkę w obliczeniach, wskutek której bomba jest absolutnie nieszkodliwa. Ale to pozostaje najściślej strzeżoną tajemnicą księstwa, które w ten niezwykły sposób dołączyło do grona wielkich mocarstw. Wspominam tamtą komedię, bo w kilku miejscach przypomina wydarzenia, które doprowadziły do obecnej wojny w Gruzji. Oto po rozpadzie Związku Sowieckiego prezydentem Gruzji został wybrany Zwiad Gamsahurdia, jak się wydaje, prawdziwy opozycjonista. Nietrudno się domyślić, że Rosja wolała mieć na tym stanowisku człowieka bardziej przewidywalnego, za jakiego uchodził były minister spraw zagranicznych ZSRR Edward Szewardnadze. On też został nowym prezydentem, zaś Zwiad Gamsahurdia, oskarżany o „dyktatorskie metody” (czyżby nie pozwalał kraść?) zginął w niewyjaśnionych do dziś okolicznościach. Aliści i Szewardnadze długo nie nacieszył się władzą. W jego cieniu wyrastał już Michał Saakaszwili, który w końcu go wygryzł, podobno przy pomocy „filantropa”, czyli Jerzego Sorosa, który sfinansował mu „rewolucję róż” w Tbilisi, podobnie jak w kilka lat później - „pomarańczową rewolucję” na Ukrainie. Jak pamiętamy, „rewolucja róż” odbyła się w ten sposób, że podczas gdy jedna grupa mężczyzn w czarnych skórzanych marynarkach („trzech jest w cholewach i w mundurze, a Szmaciak, jako cywil - w skórze”) wyprowadzała z sali gruzińskiego parlamentu Edwarda Szewardnadze, druga, w takich samych marynarkach, „opanowała” stół prezydialny, efektownie rozbijając kilka butelek wody mineralnej „Borżomi” i wznosząc patetyczne okrzyki. Michał Saakaszwili został tedy prezydentem a już następnego dnia po przewrocie, samolotem z Londynu przybył Borys Abramowicz Bieriezowski, żeby sprawdzić, czy Gruzja nada się „filantropowi” na otarcie łez po utracie rosyjskich alimentów. Zdaje się, że do czegoś tam się nadała, bo pod nowym kierownictwem Gruzja obrała zdecydowany kurs prozachodni, w czym prezydenta Saakaszwiliego utwierdzała Kondoliza. Tak się wskutek tego utwierdzania utwierdził, że nie skonfundowała go nawet oziębłość Niemiec, które najwyraźniej stoją na nieubłaganym gruncie strategicznego partnerstwa z Rosją, którego fundamentem jest m.in. respektowanie stref wpływów w Europie, wyznaczonych przez linię Ribbentrop-Mołotow, z niewielkimi odchyleniami w tę i ową stronę. Wreszcie, jakby nie zauważył precedensu Kosowa, gruziński prezydent, najwyraźniej inspirowany przez jakiegoś doradcę, niczym księżna Fenwicku, podjął kroki wojskowe przeciwko Osetii. Tego tylko trzeba było Rosji, żeby kosowski precedens wykorzystać również w Gruzji. Tymczasem Kondoliza groźnie kiwa palcem w bucie, że Rosja ma się wycofać i w ogóle, na co rosyjski minister Ławrow odpowiada, że „Saakaszwili musi odejść”. Najwyraźniej Rosja woli na stanowisku gruzińskiego prezydenta własnego agenta, czemu w końcu trudno się dziwić. Zaś w kwestii „słoń, a sprawa polska” to właśnie rozwiewają się mrzonki prometejskie, którymi najwyraźniej ekscytowali się jacyś marzyciele z Kancelarii Prezydenta. Mrzonki jednak, a w szczególności te prometejskie, najwyraźniej nie wytrzymują konfrontacji z realizmem strategicznego partnerstwa, którego ramy wyznacza linia Ribbentrop-Mołotow. Dobra była w 1939 roku - dobra jest najwyraźniej i teraz. SM

20 sierpnia 2008 Przestrzeń mityczna nie zna pojęć prawdy i fałszu... Pan Jan Czekajewski, członek Polskiego Instytutu Naukowego  w Nowym Yorku,  w „Myśli Polskiej” z dnia 10 sierpnia 2008roku, w korespondencji z  USA napisał: ”Jedyną korzyść z Tarczy czerpie amerykański przemysł zbrojeniowy, który się wydaje został tym, który się jeszcze liczy.. Inne przemysły przeniosły się już do Chin i Meksyku, a przemysł samochodowy jest na granicy bankructwa. Wartość giełdowa akcji General Motors jest zbliżona do wartości łańcucha kawiarni „Starbuks Cafe”. Na marginesie chciałbym dodać, chłodząc głowy wielbicieli amerykańskiej potęgi, że udział przemysłu wytwórczego  w całej gospodarce USA, czyli jej globalnego produktu (GNP) wynosi dzisiaj tylko 12%(???). Na resztę „ produktu” składają się „ niby -produkty” banków, polisy i prowizje ubezpieczeniowe, hamburgery MacDonalda, szpitale, handel detaliczny a także usługi fryzjerów  i czyścibutów. No jest jeszcze potentat medialny, czyli Hollywood ze swoją maszyną filmową i telewizyjną. Niedawno biedna Polska kupiła stare samoloty f-16, kiedy już USA zastępuje swoja flotę niewidzialnymi dla radaru samolotami F-22. Ponadto, po co Polsce samoloty szturmowe? Polska nie będzie, albo przynajmniej nie powinna nikogo bombardować. Polsce potrzebna jest obrona przeciwlotnicza, najlepiej własnej produkcji. Trzeba tylko władować te miliardy dolarów wydane na samoloty w badania naukowe i produkcję własnych rakiet „ziemia- powietrze”, a także rakiet przeciwczołgowych. Może Tusk winien zebrać się na odwagę i poprosić nie o rakiety, ale o licencję na produkcję rakiet Patriot. Życzę powodzenia! Dziwnym trafem moje naiwne, cywilne i bezpartyjne poglądy są zbieżne z wypowiedziami i radami dla Polski Zbigniewa Brzezińskiego, które można by streścić do powiedzenia:” Kochajcie się jak bracia, a liczcie się jak Żydzi”(…)Jestem przekonany, że mania panowania nad światem pod żadnym sztandarem albo pozorem nigdy w przeszłości nikomu na dobre nie wyszła. Im prędzej takiemu pacjentowi poda się leki psychotropowe, tym większa jest nadzieja, że nie popełni zbiorowego samobójstwa”. To jest niepopularny punkt widzenia, nie przedstawiany w wysokonakładowej prasie i w wielkich stacjach telewizyjnych… przytoczyłem go państwu bez komentarza.. Gdyby władza nie miała nic do ukrycia przed nami, do studiów radiowych i telewizyjnych zapraszani byliby zarówno zwolennicy tarczy jaki  przeciwnicy… Ja zawsze lubię wysłuchać dwóch , naprawdę- przeciwstawnych nie pozorowanych- przeciwstawnych stron, bo tylko wtedy można się czegoś dowiedzieć naprawdę. Gdy dyskusja  koncentruje się na rzeczach nie istotnych, pomijając meritum- szkoda na nią czasu…To samo było ze sprawą Gruzji, gdzie tylko było widać  głosy antyrosyjskie, progruzińskie, a niebyło  strony przeciwnej…. Rzymianie mawiali::” audiatur  et altera pars”- trzeba wysłuchać drugiej strony… Teraz mamy propagandę  do jednej tarczy…. Na razie premier Donald Tusk i pan prezydent Lech Kaczyński spierają się , który z nich pierwszy z nich ma wygłosić przemówienie do nas, do  narodu w sprawie zainstalowania w Polsce Tarczy, który z nich pierwszy wygłosi do nas orędzie… Bo - rozumiem- pierwszeństwo- zobowiązuje..  Na razie wygrał pan prezydent Kaczyński, który pochwalił się przy okazji wciągnięciem Polski do Unii Europejskiej..  No tak! To jest wielki sukces podporządkować Polskę  obcym! I jeszcze narzucić nam koszmarny system gospodarczy, antycywilizacyjny i antykulturowy, centralnie planowany, wysoko podatkowy i biurokratyczny…. Naprawdę jest się czym chwalić..?? Ponieważ  żywioł znów dał znać o sobie; ludzie stracili domy, dobytek, często wszystko co posiadali… Politycy próbują coś na tym nieszczęściu ludzkim ugrać.. Pan prezydent Lech Kaczyński proponuje na przykład utworzenie już zawczasu….. Funduszu Poszkodowanych Przez Klęski Żywiołowe(????). No tak! Pomysł naprawdę niezły… Wyciągnąć od nas parę miliardów złotych, potworzyć stanowiska niezbędne do  zarządzania wymyślonym funduszem, pokupować zarządowi samochody służbowe i sekretariaty pozasiedlać służbowo sekretarkami, długonogimi, reprezentacyjnymi i gotowymi…. No mniejsza z tym do czego gotowymi! I tak Fundusz będzie sobie prosperował na budżeciku, przejadał  systematycznie pompowane w niego pieniądze, ludzie będą pobierać wynagrodzenia i czekać…. Na jakąś klęską żywiołową; a to może gradzik gdzieś spadnie, a to trąba powietrzna zerwie dachy, a to trafi się powódź… W tym miejscu przypomina mi się dowcip: dwaj biznesmeni odpoczywają na Majorce i jeden drugiego pyta: co cię tu sprowadziło? No wiesz…. Spaliła mi się chałupa, wziąłem odszkodowanie i przyjechałem na Majorkę….. A ty?  No wiesz ja miałem powódź..… Jak zrobiłeś powódź?- pyta ten drugi tego pierwszego. Jedynie pan premier Cimoszewicz, czy może  wyrwało mu  się  swojego czasu podczas powodzi słowo prawdy , powiedział,  że ludzie powinni się wcześniej ubezpieczyć…(!!!). No właśnie, ale za to zdanie spotkała go nagonka medialna, ale być może było to jedyne słowo prawdy, które premier Cimoszewicz wygłosił podczas swojego życia.. Prawdy mówić nie wolno- szczególnie publicznie! Socjalista Donald Tusk proponuje natomiast- nie będąc przeciwnym Funduszowi dla Poszkodowanych przez Klęski Żywiołowe, żeby wszystkim, którzy utracili domy, zrekompensować straty w wysokości nawet 100%(!!!!). Dlaczego tylko w  wysokości100%, przecież człowieka dotknęło nieszczęście? Poza tym to nie z pana kieszeni…W wysokości 1000% -panie premierze, to już nikt, nigdzie i nigdy się nie ubezpieczy w jakiejkolwiek firmie ubezpieczeniowej, bo i po co, skoro pan ,  sięgając do kieszeni głęboko, tych wszystkich, którzy się ubezpieczyli i ponoszą koszty na wypadek nieszczęścia, zabiera pan pieniądze pod przymusem i daje tym, którzy nie wykazali, żadnej odpowiedzialności, tylko liczą , że jak im się coś złego stanie, to za straty  mają im zapłacić podatnicy pod przymusem i nakazem pana premiera… Ludzie przestaną się w ogóle ubezpieczać dobrowolnie, bo i po co jak państwo i tak im zrekompensuje straty , a państwo i tak  wcześniej czy później nałoży na wszystkich obowiązkowe ubezpieczenia, bo musi mieć pieniądze na wypłacanie poszkodowanym… Minus oczywiście te kwoty, które muszą pójść na zadośćuczynienie finansowe wszelakiej biurokracji, która przylgnie na stałe do ludzkich nieszczęść, które będą, i te których nie będzie… Taka jej natura! Bo przez lata może się nic nie wydarzyć… Chociaż obserwując życie, gdy  nie często pali się las, strażacy -oczywiście tylko niektórzy - z nudów podpalają sami lasy… żeby coś się działo,  żeby wozy strażackie wyjeżdżały do prawdziwego pożaru, żeby sobie trochę popatrzeć na palące się stodoły czy lasy… po prostu, żeby się trochę zabawić, jakby w naszym kraju było nudno… Z czego jak z czego, ale chyba z nudów jeszcze nikt w  Polsce nie umarł… Będą rekompensaty, będą odszkodowania, będą pieniądze z budżetu państwa… Nauczy się kolejne setki ludzi braku odpowiedzialności… żeby zdziecinnieli do reszty… No i oczywiście wzrosną znacząco podatki, bo  Narodowego Funduszu Pokrzywdzonych przez Klęski Żywiołowe nie da się utworzyć bez naszych pieniędzy…! Przecież rząd nie da swoich… Zresztą takich nie ma! Wszystko co ma i czym dysponuje- pochodzi z grabieży! Grabieży nas! Ludzi” wolnych” i „obywateli”.. Czy słowo „obywatel”nie brzmi zbyt dumnie”?? Milej niż słowo- niewolnik! Jakoś bardziej łagodnie… prawda? WJR

Premier Tusk podstawia nogę Sukces ma wielu ojców, klęska jest sierotą. Potwierdziło się to raz jeszcze przy okazji podpisywania porozumienia ze Stanami Zjednoczonymi w sprawie umieszczenia na terytorium Polski amerykańskiej „tarczy antyrakietowej”. To porozumienie, zwłaszcza w świetle reakcji rosyjskich oznacza całkowitą katastrofę lansowanej przez Donalda Tuska polityki „normalizacji stosunków z sąsiadami”, którą miał zastąpić „politykę jątrzenia”, uprawianą przez rząd Jarosława Kaczyńskiego. Żyją przecież jeszcze ludzie, którzy pamiętają chełpliwe deklaracje Donalda Tuska z jesieni ubiegłego roku, że doprowadzi do normalizacji stosunków z Niemcami i Rosją, a także pełne zadowolenia komentarze w prasie rosyjskiej i niemieckiej po wyborczym zwycięstwie Platformy Obywatelskiej. Niespodziewana wojna w Gruzji i wystąpienie po amerykańskiej stronie potrzeby odpowiedniej reakcji na przejawy rosyjskiej mocarstwowości sprawiły, że USA przyjęły warunki uprzednio uznawane za „nierealistyczne”. Z kolei - jak słusznie sugeruje w „Rzeczpospolitej” prof. Zbigniew Lewicki - premier Tusk przestał blokować to porozumienie w obawie przed narażeniem się prędzej czy później na oskarżenia o zdradę, a może nawet na odpowiedzialność przed Trybunałem Stanu, po rewelacjach ogłoszonych w wywiadzie pana Waszczykowskiego. W swoim orędziu na pewno wzniesie się na szczyty hipokryzji, którą Franciszek ks. de La Rochefoucauld nazywał „hołdem, jaki występek składa cnocie”. SM

Dotrzymywanie umów, wykonywanie rozkazów - a też i V-BLOG Nie wszyscy są przekonani, że umów należy zawsze dotrzymywać. Cóż: jeśli np. III RP nie dotrzyma układu z np. RFN - to mam słodką pewność, że tym bardziej nie dotrzyma słowa i np. nie wypłaci mi emerytury... Z oszustami nie należy się zadawać! Odnośnie ujawnienia tajnych akt Układu Warszawskiego zamieszczam (prawie cały) komentarz p.Pawła Wrońskiego - z tamtej chwili: (...) Przypomnijmy jednak, że gdyby dokładnie przestrzegać paktów i zobowiązań z Rosją, świat nie dowiedziałby się np. o tajnym protokole paktu Ribbentrop-Mołotow (wbrew woli zachodnich aliantów [??? - JKM] ujawniono go w Norymberdze). Rosja, o czym świadczy przykład utajnionych w ubiegłym roku akt śledztwa katyńskiego, pilnie strzeże swoich tajemnic, ale standardem światowym jest ujawnianie przeszłości, a nie trzymanie jej w szafach. W działaniach ministra Sikorskiego tkwi jednak pewne niebezpieczeństwo. Zapowiedział bowiem, że nie odtajni tych nielicznych dokumentów, które mogą zagrozić bezpieczeństwu współczesnej Polski. Chodzić może np. o współcześnie używane instalacje wojskowe. Nie wszystkie jednak dokumenty można ocenić wyłącznie z punktu widzenia naszego bezpieczeństwa. Być może są też takie, których ujawnienia nie chcą Węgry, Czechy, Rumunia, Bułgaria, nawet Rosja. Należałoby więc zapytać, czy któreś z tych państw nie ma zastrzeżeń. To nie tylko kwestia grzeczności, ale gest świadczący, że decyzja polskiego ministra nie jest kierowana przeciw komukolwiek. Ujawniajmy w interesie wszystkich. Otóż RF i UK jeszcze pilniej strzegą sekretów, niż FR - ale nie w tym rzecz. Rzecz w tym, że akta, które zobowiązaliśmy się trzymać w tajemnicy przez 25 lat, należy ujawnić po 25 latach - a nie wcześniej! Niczyj „interes” nie ma tu nic do rzeczy! Testament nieboszczyka należy wykonać nawet, gdyby wszyscy spadkobiercy mieli inne zdanie! Chodzi o to, byśmy mieli pewność, że umowy są dotrzymywane. A „interes”... Kto wie - może III Republika Węgierska ma interes, by ujawnić - ale opozycja, która za rok obejmie władzę i obali III RW, może liczy na to, że coś ujawnione nie będzie? I jako IV RW wytoczy proces o odszkodowanie? Teraz inna ciekawa kwestia. Wyjaśniam {~em-el}: Tak, pilot samolotu wiozącego „Pięciu Wspaniałych” za Kaukaz miał prawo odmówić skierowania się do Tbilisi. Czyniąc to wszakże udowodnił, że polscy piloci wojskowi to nie asy à la „Cyrk Skalskiego” - lecz Ludzie Rozważni, Odpowiedzialni.. Takich mi w wojsku nie potrzeba! Niech pilotują samoloty „SAS”! Natomiast całkowicie zgadzam się z tezą p. mjra Michała Fiszera, że JE Lech Kaczyński nie powinien był o tym incydencie nawet pisnąć (a za to pilota wyrzucić...)!! Natomiast argumentacja p. Majora, że ten samolot wojskowy nie miał zgody na lot do Tbilisi, jest absurdalna - gdyż samolot ten poleciał przecież do Azerbejdżanu - a więc DALEJ, niż do Tbilisi!! A załatwienie zgody na lądowanie w Tbilisi dla gości Prezydenta Gruzji to kwestia dwóch minut! JKM

Rusofoby w odwrocie. A i V-BLOG już jest. Ten tekst czeka już trzy dni - a i tak najpierw jeszcze kilkaset słów w sprawie Tarczy. Dobrze, że zostanie w Polsce umieszczona; Niedobrze, że zamiast formalnego traktatu obronnego z USA mamy podpisać „Deklarację intencji”. Co oznacza, że w każdej chwili możemy zostać przez Waszyngton wystawieni do wiatru. Nie rozumiem, po co JE Lech Kaczyński pcha się na uroczystość parafowania tej całej umowy. To deprecjacja stanowiska prezydenta. Prezydent powinien - już po jej ratyfikacji - uroczyście ją podpisać w Białym Domu - z jego gospodarzem. Parafować ją powinien JE Radosław Sikorski - odpowiednik p. Condoleezzy Rice. A co do pokrzykiwań Kremla - nie należy się nimi przejmować. Jak wiadomo pies, który szczeka, nie gryzie (co tyczy i wypowiedzi JE Lecha Kaczyńskiego w Tbilisi!). {~gawith} niepokoi się, na przykład, że federałowie pokrzykują o rozmieszczeniu broni jądrowej na statkach na Bałtyku. Spoko. 1º Pomysł umieszczenia ich na tak małym i płytkim akwenie jest raczej śmieszny; Gdyby Federacja chciała prowadzić wojnę nuklearną, to z polskiego punktu widzenia żadna różnica, czy wystrzelą rakietę z Królewca, czy ze Smoleńska - i tak nie mamy przeciwrakiet... Najprawdopodobniej wojskowi chcą zarobić sporo pieniędzy na prowizjach od zamówień. Reasumując: nie ma się czym przejmować - najprawdopodobniej zresztą do tego nie dojdzie. Przechodzimy do omawiania obecnej rusofobii. Najważniejsze w życiu, to mówić Prawdę, robić swoje - i nie przejmować się opinią motłochu. Jak pisał śp. Kwintus Horacy Flaccus: "Odi profanum vulgus et arceo!" Przez prawie tydzień reżymowa prasa znęcała się nad Rosją. Lewica bowiem Rosji tradycyjnie nienawidzi - a rzekoma „Prawica”, czyli pp. Kaczyńscy i Wspólnicy, to... piłsudczycy, zatem też nastawieni anty-rosyjsko. Kłamali więc ile wlezie. (A ja spokojnie podkreślałem, że to wszystko kłamstwa - ale nawet na tym blogu solidnie mi się od niektórych PT Komentatorów obrywało). Jak nie kłamali - to chociaż przemilczeli. Kto z Państwa wie - na przykład - że po ataku gruzińskim Moskwa zażądała zwołania Rady Bezpieczeństwa ONZ i przyjęcia rezolucji nakazującej Gruzinom wycofanie wojsk? Dopiero gdy rezolucja została zablokowana przez USA i UK, Federacja użyła swoich wojsk? Ale minął tydzień - i proszę! Ta sama „Rzeczpospolita”, która przed tygodniem - ba, jeszcze we czwartek - łgała, że to Rosjanie napadli na spokojnych Gruzinów, zamieszcza zdjęcie czołgu gruzińskiego spalonego w Tskhinvali. Skoro go tam spalono, to chyba tam wjechał? Obok artykuł pt. „Kto kogo zaatakował?” - nie pozostawiający wątpliwości, że zaatakowali Gruzini (z usprawiedliwieniem: „Saakashvili jest młody, więc puściły Mu nerwy”). „Rzeczpospolita” podaje nawet wywiady z gruzińską opozycją (która niedługo zje p. Saakashviliego na surowo), cytuje też (co prawda małym druczkiem) mego ulubionego europejskiego prezydenta, JE Wacława Klausa, krytykującego JE Lecha Kaczyńskiego i w ogóle „Pięciu Wspaniałych” - słowami: „Nie mogę dać ponieść się tej modnej fali, że Gruzja jest złota, a Rosja zła”.„Gazetę Polską” akurat przestaję czytać - to po prostu tuba PiS-u i nawet felietony ks. Tadeusza Sakowicza-Zalewskiego, p. Krzysztofa Wyszkowskiego i moich ulubionych publicystów, pp. Jacka Kwiecińskiego i Macieja Rybińskiego - nie skłonią mnie do czytania tego zakalca. W tym ostatnim numerze pluje się akurat na Rosję na potęgę - ale w tekście p. Józefa Darskiego (On też chce pomódz Gruzji - ale nie bredzi o moralności, tylko pisze o interesach) znalazło się jedno uczciwe zdanie: „Niezależnie od oceny konfliktu gruzińsko-osetyjskiego oraz roli i charakteru prezydenta Gruzji Micheila Saakaszwiliego, któremu do demokratycznych przywódców jest równie daleko, jak Łukaszence, trzeba jasno powiedzieć, że w interesie Polski jest bezwarunkowe (?!? - JKM) poparcie Gruzji. Jeśli Rosja wygra w tym konflikcie i usunie Saakaszwiliego, potwierdzi swoje prawo do strefy wpływów na Kaukazie Południowym i zamknie korytarz energetyczny prowadzący z Azerbejdżanu i Azji Środkowej przez Gruzję do Europy oraz uniemożliwi rozszerzenie NATO na Kaukaz”. Ale już niżej rozsądna skądinąd i uczciwa p. Krystyna Grzybowska pisze: „Naród polski wspiera Gruzję bo jest zawsze po stronie narodów broniących swojej wolności i godności”; o wspieraniu narodu osetyńskiego, biedaczka, zapomniała. Zresztą Osetyńcy zapewne wolą wsparcie FR, niż III RP. A co do p. Darskiego: istotnie w interesie Polski jest utrzymanie rurociągów z Azerbejdżanu - w tym celu jednak na Kaukazie Południowym potrzebny nam jest pokój. Usadowienie się Rosjan w Osetii Płd w niczym temu nie zaszkodzi - przeciwnie: sytuacja ulegnie stabilizacji, a rurociągi przecież przebiegają na południe od Tbilisi! Nie widzę też szczególnego powodu, by NATO rozszerzało się na Kaukaz - gdyż nie chcę zostać wciągnięty w wojnę, którą wszcznie Gruzja, bo znów tam komuś puściły nerwy. Jeśli jednak p. Darskiemu na tym zależy, to właśnie po tej porażce Gruzja wycofała się już całkowicie i formalnie z WNP i są jakieś (marne - bo potrzebna jest jednomyślność!) szanse na przyjęcie jej do NATO. Marne - bo sprzeciwi się sojusznik Rosji - Niemcy. Sojusznik - którego-śmy Rosji sami naraili prowadząc na raz politykę anty-niemiecką i anty-rosyjską. A zasada: „Wróg mojego wroga jest moim przyjacielem” jest Niemcom i Rosjanom znana... PS. Właśnie się doczytałem, że w Swoim tekście p. Darski pisze też: „Każdego, kto głosi, że trzeba Gruzję zostawić samą - bez znaczenia, jak tłumaczy - należy traktować jak rosyjskiego agenta wpływu”. JKM

Trwają igrzyska Na szczęście Dalaj Lama zaapelował, by ich nie bojkotować, więc nasi sportowcy posłuchali i przestali bojkotować zdobywanie medali. Jeszcze pewno ze cztery zdobędą. Niezbyt dużo - jak na największą i najdroższą w historii ekipę sportowców. Na szczęście ja nie muszę pisać o sporcie. Ale o pieniądzach - jak najbardziej. Oraz o polityce. Dawniej panował obyczaj, że podczas Igrzysk Olimpijskich przerywano wojny. Tymczasem JE Michał Saakashvili wybrał akurat dzień rozpoczęcia igrzysk na to, by napaść na zbuntowaną Osetię. Postąpił zresztą nie najbardziej humanitarnie, bo o godzinie 4.47 rano (wojskowi uwielbiają atakować wtedy, gdy normalni ludzie jeszcze śpią) ostrzelał przez godzinę miasto z ciężkiej artylerii - a potem posłał tam czołgi i piechotę. Najprawdopodobniej liczył na to, że JE Dymitr Miedwiediew (będący zresztą akurat na urlopie) nie będzie bronił swoich protegowanych, czyli Osetyńczyków (południowych, oczywiście). Wszelako 90% Osetyńczyków, mających krewnych-i-znajomych po drugiej stronie Kaukazu, w Osetii Północnej (na Kaukazie każdy jest z każdym jakoś spokrewniony…) zaopatrzyło się w paszporty Federacji Rosyjskiej - a p. Włodzimierz Putin czym prędzej opuścił Pekin i przyleciał organizować interwencję w obronie obywateli Federacji. Na początek Moskwa zażądała, by Rada Bezpieczeństwa kazała Gruzinom wynieść się z powrotem. Ponieważ jednak Gruzini to z kolei protegowaniu Amerykanów, USA i UK zablokowały rezolucję. P. Putin natychmiast przystąpił do odbijania Osetii - a przy okazji zbombardował Gori (stolicę prowincji, dokąd umknęły pokonane oddziały gruzińskie - a w której stoi gigantyczny pomnik Wielkiego Gruzina, Józefa Stalina - oraz port Poti; pod pretekstem, najprawdopodobniej słusznym, by przez ten port nie przysyłano Gruzinom kontrabandy wojennej. Teraz z kolei Amerykanie zażądali zwołania Rady Bezpieczeństwa, domagając się rezolucji nakazującej wycofanie się Rosjanom. Co z kolei zablokowali, oczywiście, Federałowie. Po czym rosyjski Niedźwiedź, usatysfakcjonowany odgonieniem wilka, który chciał pożreć jego ukochanego osetyńskiego zająca, oblizawszy łapy schował się do jamy. Ludzie znający się odrobinę na polityce zachodzą teraz w głowę: co się właściwie stało? Przecież p. Saakashvili nie jest idiotą. Wiedział, że latem Rosjanie nie będą mieli żadnego problemu z przerzuceniem wojsk przez Kaukaz - bu prowadzi przezeń tunel i dwupasmowa droga. Zima - co innego: tunel jest na wysokości 3000 m, więc przejazd jest albo niemożliwy, albo bardzo utrudniony; ale latem? Wiec PO CO on to zrobił akurat teraz??? Moskwa z podejrzaną gorliwością lansuje tezę wymyśloną przez p. Gleba Pawłowicza, doradcy moskiewskiego rządu, że to rządząca w Białym Domu klika neokonserwatystów (nie mylić z prawdziwymi konserwatystami; mają z nimi tyle wspólnego, co pachciarz spod Oszmiany z księciem Radziwiłłem) wykoncypowała tak: dyskretnie się pana Saakashvilego zachęci, zapewniając o poparciu. On napadnie - a wtedy podniesie się histeryczną nagonkę na rosyjskich imperialistów, co znacznie podgrzeje patriotyczne nastroje w USA, co z kolei zwiększy szanse pana Jana McCaina w wyborach prezydenckich!! A Gruzja? Gruzję się zostawi swojemu losowi…Bardziej frapująca jest inna hipoteza, którą lansuje część opozycji gruzińskiej - uważającej, że nie można, mimo wszystko, robić z własnego prezydenta idioty. Twierdzą oni, że FSB ma wszędzie swoje macki - a w byłych „demoludach” i republikach mają je bardzo długie i wprawne. I oto jakiś agent FSB wewnątrz służb gruzińskich puścił jakąś super-tajną informację, że w razie ataku Rosja nie będzie interweniować - więc można zaczynać! Ewentualnie: że można zaczynać, bo w razie czego Wielki Brat zza Oceanu coś z tym zrobi. Moskwa podejrzanie szybko i sprawnie przeprawiła przez Kaukaz tyle wojsk, ile trzeba, by Gruzini zwiewali, gdzie pieprz rośnie. Co uzasadnia podejrzenia, że to jakaś koronkowa intryga rosyjskiego wywiadu. Tak czy owak - Gruzini dali się podpuścić - i obudzili w stanie mocno poobijanym. Ale Gruzini nie powinni płakać. Wuj Sam przesłał im pieniądze na pomoc humanitarną. Całe 250 000 dolarów! JKM

Konserwatywne pojęcie własności Własność należy do kwestii, jakim Prawica przypisuje znaczenie absolutnie podstawowe. Za przykład posłużyć może największa na świecie sieć organizacji antykomunistycznych, nosząca nazwę: Stowarzyszenia Obrony Tradycji, Rodziny i Własności (TFP) - wylicza ona własność wśród kilku bronionych przez siebie fundamentów każdego ziemskiego porządku. We współczesnych realiach konserwatywne pojęcie własności, o którym będzie tu mowa, odnosić się może wyłącznie do własności prywatnej, ponieważ wszelkie koncepcje „własności społecznej” mają charakter lewicowy, a zatem ex definitione niezgodny z konserwatywnym stylem myślenia. Amerykański reakcjonista Richard M. Weaver (1910-1963) nazywa z kolei własność „ostatnim prawem metafizycznym”, czyli ostatnią zasadą, która swej mocy nie musi dziś dowodzić przez odwołanie do instancji innych niż ona sama. W swym słynnym traktacie „Idee mają konsekwencje” (1948) Weaver pisze: „Mówimy, że prawo do własności prywatnej jest prawem metafizycznym, ponieważ nie zależy ono od żadnej próby społecznej użyteczności. Własność prywatna opiera się na posiadaniu, to coś jest `jego': proprietas, Eigentum - już sama budowa słów zakłada identyfikację posiadacza i posiadanego. Z kolei ogromna wartość tego pojęcia polega na tym, że coś, będąc prywatną własnością, usunięte zostaje z obszaru sporów. Dogmat tkwi w tym, że własność jest `jego' - tu kończy się dyskusja. Relatywiści na polu nauk społecznych, którzy pragną podporządkować każdego wiecznej kontroli grupowej, uznają to za nieznośną przeszkodę. Ale czyż nie niesie to niejakiej ulgi, gdy czujemy, że możemy się cieszyć tym wspólnym prawem, które nie musi być weryfikowane przez światowych sofistów ani wznosić się i opadać z falą opinii? Prawo do użycia własności jako czegoś prywatnego jest (…) czymś w rodzaju sanktuarium. Jest to prawo, które się samo usprawiedliwia, którego do niedawna nawet nie wywoływano na forum dyskusji, by posługiwać się argumentem, jak jego `usługi' uzasadniają jego trwanie w państwie, które poświęca się kolektywnemu dobrobytowi.” Kolejne przypływy rewolucji targnęły się na wszystkie świętości; zanegowano rolę tradycji i rodziny, jak również obecność Boga w świecie, a nawet samo Jego istnienie. Instytucja własności oparła się atakom stosunkowo najlepiej. To w niej widzi Weaver przyczółek pozwalający rozpocząć kontrrewolucję, punkt oparcia, na którym wzniesie się odrodzony konserwatywny ład. Nie ma dziedziny rzeczywistości wolnej od niebezpieczeństw. Nawet najbardziej dobroczynna zasada może w codziennym życiu wyrodzić się w patologiczne formy, zwłaszcza gdy zostanie wyrwana z kontekstu innych zasad, które ją uzupełniają i wyznaczają jej granice. Własność nie stanowi tu wyjątku. Z jej funkcjonowaniem - chociaż, podkreślmy, własność prywatna jako taka jest czymś naturalnym i dobrym - wiążą się pewne szczególne zagrożenia, z których tutaj omówione zostaną dwa. Pierwszy rodzaj zagrożeń wynika z tendencji do absolutyzowania własności, zazwyczaj wynikłych ze skądinąd słusznego odruchu obrony własności prywatnej przed obłąkanymi wymysłami przeciwników tej instytucji. Jej podstaw szuka się najczęściej w prawie rzymskim z jego osławionym „ius utendi et abutendi” - „prawie używania i nadużywania” tego, co się posiada. Problem tkwi w fakcie, iż jako uprawnienie potraktowana tu zostaje również możność „nadużycia” własności, na przykład jej zmarnowania, roztrwonienia czy wręcz zniszczenia - zachowania bezsensowne, nawet (a może zwłaszcza) z płaskiego, ekonomicznego punktu widzenia. Takie, a nie inne ujęcie instytucji własności wyrasta z konkretnej koncepcji antropologicznej leżącej u jego podstaw - błędnej i niechrześcijańskiej. W koncepcji tej człowiek uważa się za swoistego demiurga: ponad jego wolą nie ma żadnych zasad określających, jak powinien władać rzeczą, która stanowi jego własność. Własność zaś to tylko bryła materii, która może posłużyć właścicielowi dosłownie do wszystkiego, ponieważ sama w sobie nie służy do niczego - nie posiada żadnego wyższego sensu. Problem ów rozważał m.in. konserwatysta Adam Heinrich Müller (1779-1829), przedstawiciel niemieckiego romantyzmu politycznego, przez modnych politologów i intelektualistów uważany za - a jakże by inaczej! - jednego z prekursorów faszyzmu. Müller, podobnie jak św. Tomasz z Akwinu, wychodzi z założenia, że własność nie służy wyłącznie zaspokojeniu potrzeb jednostki, lecz sama w sobie posiada też pewną funkcję społeczną. Germańska tradycja prawna ujmuje ten fakt lepiej od rzymskiej, indywidualistycznej. Prawo rzymskie to wyraz mentalności czysto handlarskiej, prawo germańskie wyraża natomiast instynkt wspólnotowy, dlatego przyznaje własności odmienny status. Jako przykłady prawidłowego zrozumienia natury własności wskazuje Müller dwie zwłaszcza epoki. W pierwszej, biblijnej-starotestamentowej, własność (szczególnie ziemię) uważano za dobra należące do Boga, którymi ludzie na ziemi jedynie przejściowo dysponują. W drugiej, Średniowieczu, własność (i znów - szczególnie ziemię) przyporządkowywano nie jednostkom, lecz całym rodzinom i rodom. Oba przypadki łączy ujmowanie własności jako elementu szerszego ładu, w który właściciel musi się wpasować, dostosowując swą wolę do jego ograniczeń. Według Müllera własnością najlepiej gospodaruje szlachta ziemiańska, ponieważ w tej warstwie społecznej najsilniejsza jest świadomość, że własność ma charakter „depozytu” - czegoś, co się otrzymało i co trzeba będzie przekazać dalej bez uszczerbku. Źle radzą sobie z tym natomiast warstwy średnie, ponieważ majątek uważają jedynie za środek zaspokajania swych przemijających potrzeb i zachcianek, co z kolei wynika z upowszechnienia wśród nich rzymskiej koncepcji własności. Tymczasem nadużywanie własności z pobudek egoistycznych godzi nie tylko w moralność, ale i we wspólnotę, również polityczną. Ktoś mógłby się tu pokusić o uproszczenie: skoro zdaniem Müllera sposób, w jaki właściciel dysponuje własnością może szkodzić wspólnocie politycznej, to mamy do czynienia z socjalizmem! Nic bardziej mylnego. Müller po prostu konsekwentnie rozwija pogląd, iż własność stanowi filar zdrowej wspólnoty: cały porządek społeczno-polityczny opiera się m.in. na fundamencie własności. Budowę owego porządku opisuje pruski romantyk następująco: „Są w państwie trzy rodzaje własności: prywatna jako podstawa praw jednostkowych; rodowa jako podstawa praw szlachty i praw lennych i własność korporacyjna jako podstawa praw kościelnych.” Zwróćmy uwagę, że wśród trzech wyliczonych przez Müllera rodzajów własności nie ma własności państwowej. Wracając jednak do meritum, jak można zneutralizować zagrożenie nadużywania własności i powodowanej przez nie demoralizacji, jednocześnie nie poddając tej sfery dalszej regulacji przepisami prawa pozytywnego (co z kolei powodowałoby zagrożenie, którego nie trzeba tu chyba objaśniać)? Odpowiadając na pytanie: kto nie będzie skłonny do bezmyślnego trwonienia czy niszczenia swej własności? Ten, kto ma dzieci, których przyszłość ma obowiązek zabezpieczyć. Dzieci, czyli dziedziców. Konserwatywną odpowiedzią na problem ewentualnego nadużywania własności będzie więc silne związanie instytucji własności z instytucją rodziny. Z ich połączenia rodzi się pojęcie dziedzictwa, fundamentalnie ważne dla myśli konserwatywnej. Obok tego zagrożenia, znanego ludziom od dawna, współczesność stawia nas przed procesem nowym, jakim jest postępujące rozmywanie się samej własności. We właściwym porządku rzeczy własność i osobę właściciela łączy bezpośrednia więź. W epoce papierowego pieniądza bez pokrycia w złocie, czy jeszcze bardziej rozpowszechnionego pieniądza w formie abstrakcyjnych komórek w pamięci komputera, więź ta staje się coraz słabsza, słabsza niż kiedykolwiek. Najlepszego przykładu dostarczają tu ponadnarodowe koncerny, najwięksi dziś właściciele na świecie. Do kogo one należą? Formalnie do dziesiątków czy setek tysięcy ludzi niezdolnych do choćby cząstkowego ogarnięcia ich działalności, nie mówiąc o wpływaniu na nią w jakikolwiek sposób - czyli praktycznie do nikogo. Grozi to ni mniej, ni więcej, tylko dezintegracją instytucji własności jako takiej. Na dłużej oddamy teraz głos Weaverowi, który tak analizuje to niepokojące zjawisko: „W tym punkcie chciałbym niezwykle stanowczo stwierdzić, iż to ostatnie metafizyczne prawo nie oferuje niczego na obronę tego rodzaju własności, jaki się zrodził z finansowego kapitalizmu. Wręcz przeciwnie - taka własność jest pogwałceniem samego pojęcia proprietas. Poprawienie pojęcia własności, aby pasowało do użycia w handlu i technice, stało się poważniejszym zagrożeniem dla samej własności niż cokolwiek w historii. Abstrakcyjna własność akcji i obligacji, legalne posiadanie nigdy nie widzianych na oczy przedsiębiorstw niszczy powiązanie między człowiekiem a jego majątkiem, bez czego prawo metafizyczne całkowicie traci swe znaczenie. Własność w tym sensie staje się fikcją użyteczną w eksploatacji. W takich warunkach staje się niemożliwe uświęcenie pracy. Własność, której bronimy jako formy zakotwiczenia, czerpie swoją tożsamość z indywidualności. Co więcej, skupienie ogromnych dóbr w formie anonimowej własności stanowi ciągłą zachętę ku dalszej ingerencji państwa w nasze życie i majątek. W sytuacji, gdy dobra są skupione i rozległe, na skalę często dziś spotykaną, wystarczy tylko niewielkie działanie, aby podporządkować je kontroli państwa. Jest powszednim zjawiskiem, że tendencji do monopolu towarzyszy tendencja do własności państwowej. Gdybyśmy posunęli naszą analizę jeszcze dalej, z pewnością byśmy odkryli, że biznes rozwija biurokrację, która dość łatwo może się przekształcić w biurokrację rządową. Duże organizmy przemysłowe do tej pory dość chętnie zwracały się do władz o pomoc, gdyż ich postulat niezależności oparty jest raczej na żądzy zysku niż na poczuciu honoru. Wielki biznes i racjonalizacja przemysłu stają się w ten sposób wspólnikami tego zła, które chcemy przezwyciężyć. Posiadanie za pośrednictwem akcji czyni własność czymś oderwanym, wydzielonym, przeznaczonym do abstrakcyjnych celów, a obszar odpowiedzialności akcjonariusza znacznie się zawęża, podobnie jak to się dzieje z wyspecjalizowanym robotnikiem. Ludzie szanujący własność prywatną są dziś zmuszeni do przeciwstawiania się działaniom podejmowanym w imieniu prywatnych przedsiębiorstw, gdyż korporacje i monopole są formą, w której własność odrzuciła związek osobowy z człowiekiem. Moralnym rozwiązaniem tej sytuacji jest popieraniem oddzielnego posiadania małych własności. Przybiera to formę lokalnych przedsiębiorstw, niezależnych farm, domów zamieszkiwanych przez swych właścicieli, gdzie własność zasadza się na indywidualnej odpowiedzialności. Takie posiadanie angażuje duży obszar woli, poprzez którą człowiek musi być w pełni osobą. To właśnie za umniejszenie woli należy się potępienie kapitalizmowi monopolistycznemu na równi z komunizmem.”Jak pamiętamy, dzieło Weavera ukazało się dokładnie przed sześćdziesięciu laty. Od momentu napisania powyższych słów scharakteryzowany w nich proces nieustannie przybierał na sile. Rozmywanie się własności ma jeszcze jeden skutek: zachęca do podejmowania zachowań nieetycznych. Skoro coraz trudniej ustalić co do kogo należy i kto podejmuje na tym jakie operacje, skoro zarządzanie majątkiem coraz bardziej wymyka się wszelkim możliwościom kontroli, perspektywa bezkarności kusi malwersantów i kanciarzy. Weaver konstatuje: „Co więcej, istnieje naturalne powiązanie między poczuciem honoru a osobową relacją człowieka z jego własnością. Kiedy własność staje się w coraz większym stopniu abstrakcyjna, a równocześnie zanika poczucie powinowactwa, rodzi się silna pokusa do oszustwa skrywającego się za anonimowością. Hiszpańskie przysłowie mówi - niestety trafnie - że pieniądze i honor rzadko znajdują się w jednej kieszeni. W dzisiejszych warunkach pieniądze stają się anonimową zasłoną dla zamożności. Kiedy słyszymy, ile ktoś posiada, nie wiadomo już, co posiada. W dawnych czasach, kiedy istniał honor w pracy, było praktyką, że rzemieślnik umieszczał swe imię na produkcie, a duma rodziny połączona była z utrzymywaniem jakości. Czy były to statki Nowej Anglii, czy żelazo z Pensylwanii, czy tytoń z Wirginii, nazwisko producenta stanowiło publiczne przyjęcie odpowiedzialności za produkt. Wraz ze wzrostem kapitalizmu finansowego, gdy człowiek został oddzielony od swej własności, pojawiła się pewna istotna zmiana w nazwach firm. Nowe produkty straciły wszelki związek z jednostką i przybrały nazwy „General”, „Standard”, „International”, „American”, stanowiące oczywiste maski. Pod tymi maskami może być praktykowany każdy rodzaj oszustwa i nikt się nie wstydzi, ponieważ nikt nie jest zidentyfikowany. W rzeczywistości żadna pojedyncza osoba nie ponosi tu odpowiedzialności.” Czy istnieje sposób na odwrócenie tego procesu? Niewykluczone. Zachowaniu kontroli nad własnością i rozwijaniu więzi z nią również sprzyja konieczność przekazywania jej potomkom, z pokolenia na pokolenie - a więc traktowanie jej jako dziedzictwa. Jak jednak należałoby powiązać instytucję własności z instytucją rodziny? Jak sprawić, by dysponowanie własnością przestało być bezosobowym i czysto technicznym manageryzmem, a stało się na powrót gospodarowaniem? (Zwróćmy uwagę na aspekt personalistyczny tego ostatniego terminu: tam, gdzie mamy do czynienia z gospodarowaniem, musi być gospodarz - właściciel i zarządca w jednej osobie.). Przykłady godnych rozważenia rozwiązań zastosowanych w tej materii odnajdujemy w nieodległej jeszcze przeszłości. Wzór mogłaby tu stanowić ordynacja - szczególnego rodzaju majątek ziemski, który na mocy postanowienia założyciela ordynacji musiał pozostać w rodzinie (nie mógł zostać zbyty przez kolejnych właścicieli), w dodatku w nieuszczuplonym stanie (kolejni właściciele nie mogli go użyć pod zastaw pożyczki ani w inny sposób obciążyć długami). Może nas wszelako spotkać zarzut, iż ordynacje to anachronizm, element minionego świata arystokratów, mający się nijak do obecnej rzeczywistości. Z pomocą przychodzi nam Adam Doboszyński (1904-1949), który w swej głównej pracy „Gospodarka narodowa” (1934) podaje przykłady rozwiązań bliźniaczo podobnych do ordynacji, lecz implementowanych w społeczeństwach nowoczesnych, pozbawionych ziemiańskiej arystokracji: „Homestead Act” wprowadzony w stanie Teksas w 1839 r. oraz analogicznej do niego ustawy uchwalonej w 1909 r. we Francji. Na mocy każdego z tych aktów prawnych właściciel mógł ogłosić swą hipotekę raz na zawsze nie obciążalną, przy czym majątek nie mógł też być sprzedany za długi niehipotetyczne, zaciągnięte przez właściciela. Doboszyński czynił zresztą wprowadzenie podobnej ustawy w Polsce (proponował dla niej nazwę ustawy o „ojcowiźnie włościańskiej”) jednym z czołowych punktów swego „narodowego programu gospodarczego”. Na zakończenie dorzućmy, że najlepsi właściciele, dający pozostałym dobry przykład, zawsze wychodzili z warstwy społecznej, gdzie konserwatywne rozumienie własności było najsilniejsze, z warstwy tożsamej wręcz z konserwatywnym rozumieniem własności - ze szlachty. Aby wspólnota była zdrowa, również gospodarczo, musi w niej w jakiejś formie odrodzić się szlachta i jej ideały. Szlachta zaś to nic innego, jak szczególne stowarzyszenie rodzin. Adam Danek

21 sierpnia 2008 "Wyżej podnosić sztandar socjalistycznej budowy".. Część socjalistycznych polityków niemieckich, pozazdrościła  polskim politykom nieustawania w budowie socjalizmu i opowiedziała się za zakazem  sprzedaży na terenie Republiki Federalnej Niemiec- uwaga!- czekoladowych jajek z niespodzianką(????). Zdaniem tych polityków, choć nie są oni ojcami tych dzieci, których zakaz ten ma dotyczyć- niespodzianki w czekoladowych jajkach  są bardzo niebezpieczne dla małych dzieci, które to maluchy mogą połknąć i udławić się umieszczona w środku zabawką. Bo rozumiem- dzieci, o które tak pieczołowicie troszczą się politycy niemieccy- nie mają rodziców. Być może ten projektowany zakaz ma dotyczyć dzieci z domów dziecka, ale tam przecież dzieci  też mają opiekunów..  A może chodzi o rodziny zastępcze..(???). W każdym razie nie może być niespodzianek, wszystko musi być, jawne i bez jaj… nawet czekoladowych! Na razie specjalna komisja do spraw dzieci(???) nie zamierza forsować formalnego zakazu, ale czas szybko płynie i   punkty widzenia  zmieniają się w zależności od upływającego czasu, szczególnie jeśli idzie o dobro dziecka… Dobro dziecka uber alles! Jak tego ustawowego bzdeta w przyszłości przepchną- to koniec z niespodziankami dla dzieci.. Obecna ekipa rządowa, w porównaniu z poprzednią, ma o połowę mniej kart kredytowych, po tej aferze- pamiętacie państwo, gdy pani minister od zwalczania korupcji, pani poseł Julia Pitera z Platformy Obywatelskiej odkryła, że któryś z ministrów  z Prawa i Sprawiedliwości, kupił sobie dorsza za 8, 50 zł czy 7,60 zł- już nie bardzo pamiętam dokładnej kwoty, choć media wiele na ten temat mówiły… Tamten tłumaczył się, że kupił go na kartę kredytową do celów badawczych, żeby go zbadać, czy to był dorsz, choć sam pracował w ministerstwie od gospodarki morskiej.. Nie wiem, czy urzędnicy nie zdają jakichś egzaminów, chociażby  po to, żeby odróżnić ryby od siebie ,czy tak prosto z klucza politycznego idą na posady.. W każdym razie nie  „wszyscy ludzie pana premiera” mają karty kredytowe, więc korzystają z funduszu dyspozycyjnego Kancelarii Premiera, który wynosi 1,6 miliona złotych… W ciągu ostatnich pięciu miesięcy wydali 338 tys. złotych na organizacje konferencji prasowych, spotkań i posiedzeń Rady Ministrów no i na zakup upominków wręczanych podczas oficjalnych wizyt.. Jednak pan premier Jarosław Kaczyński był oszczędniejszy bo w tym samym okresie roku 2006 wydał 153 000 zł, a w roku 2007- tylko148 tys. złotych..(???). Na oko widać, że teraz jak nie rządzi organizuje konferencje prasowe prawie codziennie, nawet w dni świąteczne i weekendy, i gdyby dzisiaj korzystał z premierowskiego funduszu dyspozycyjnego wydałby znacznie więcej… No cóż… bycie w opozycji kosztuje znacznie więcej…. Ma się rozumieć podatnika! Bo ludzi zwanych politykami nie kosztuje nic…! Tymczasem pani minister od naszego zdrowia, pani Ewa Kopacz, po rozwodzie” stała się inną kobietą”(???)- jak pisze niemiecki tabloid „ Fakt”, do złudzenia  przypominający „ Falę” wychodzącą w Generalnym Gubernatorstwie dla Polaków... Dużo sensacji, specyficzny język prowokujący i tworzący  atmosferę lęku wokół niczego, trochę o kuchni i goła baba na pierwszej i ostatniej stronie… No , nie pani minister, jej nie miałem na myśli..  Ona potrafi się dobrze bawić na plaży z psem:” Beztrosko baraszkowała z psem po piasku, rzucała mu patyk, uśmiechnięta patrzyła jak biega”(???). No tak! Ale widocznie pani minister nie wiedziała, że Ministerstwo Zdrowia  i związany z nim sanepid wydał kiedyś tam zarządzenie, na sile którego, przebywanie psów  w sezonie turystycznym jest zakazane(!!!).Ale przecież pani minister od niedawna jest ministrem, i nie będzie przecież przeglądać tej kupy papierów, które ktoś przed nią spłodził w trosce o??… Musiałaby nic nie robić- a robi bardzo dla nas wiele- żeby poświęcać czas i wertować co tam, kto  i kiedy po ustalał i w jakich okolicznościach przyrody.. W każdym razie między30 września a świętem pracy, czyli 1 maja- właściciele mogą przyprowadzać swoje czworonogi na plaże.. Pani minister nie była niepokojona przez nikogo, bo przecież władza rządzi się innymi prawami niż prosty lud, dla którego władza wydaje odnośne rozporządzenia… Nie było nawet zawiadomienia o wykroczeniu… bo kto by się ośmielił! W końcu Narodowy Fundusz Zdrowia również podlega pod panią minister  i dysponuje niebagatelną sumą44 miliardów złotych,  z czego od pierwszego stycznia 40 milionów pójdzie na podwyżki dla urzędników  tego niepotrzebnego biurokratycznego ogniwa pomiędzy budżetem państwa a pacjentem… Oni dla siebie biorą najwięcej,  a resztę rozdzielają po uważaniu… Plaża, pies , pani minister - to jedno, a to, że od kwietnia przyszłego roku nie będzie można kupić na terenie całej Polski wyrobów medycznych zawierających rtęć(???)- to drugie! Koniec z termometrami i ciśnieniomierzami, ponieważ  w ramach naszej nieskrywanej wolności, jak mówił swojego czasu pan Andrzej Olechowski:” wchodzimy do Unii Europejskiej po to, żeby móc decydować o sobie”????, Unia Europejska, której faktycznie jeszcze nie ma, nie zezwala na to, bo rtęć - według komisarzy ludowych- jest bardzo szkodliwa dla ludzi i środowiska.. Widocznie ludzie o tym nie wiedzą, że rtęci się po prostu nie je.. Do tej pory była używana, a teraz nie będzie i już!… Jest to decyzja polityczna, przemyślana, i dla naszego dobra… A my tego dobra mamy już tak mało… Ale jest wiadomość pocieszająca…. Na razie starych termometrów  i ciśnieniomierzy będzie można używać… Nie będzie żadnych kontroli, przeszukiwań, nalotów, kar pieniężnych… Władza nie jest przygotowana na szeroką akcję konfiskowania starych, wyprodukowanych jeszcze za tamtej, lżejszej komuny, termometrów  i ciśnieniomierzy.. A poza tym, gdyby nawet udało się przeszukać wszystkie mieszkania, garaże, piwnice i poddasza i wygarnąć te tysiące   termometrów i ciśnieniomierzy- to gdzie je potem składać! Wydaje się, że to jest jedyny powód, że nie ogłasza się obowiązkowego zdawania termometrów rtęciowych… Są szkodliwe, ale można je posiadać! Tak jak z dolarami  w tamtej komunie! Można je było mieć- ale nie wolno było nimi obracać… to znaczy, ani kupować, ani sprzedawać…Naprawdę niezłe! To tak jakby mężczyzna mógł posiadać, ale nie mógł używać… Czego to mądra socjalistyczna władza jeszcze nie wymyli? Bakelit, rtęć, palenie,  obowiązkowe badania przed rozgrywkami szachowymi, antysemityzm, rasizm, ksenofobia… Co jeszcze??? Edukacja zawsze oznaczała nabycie umiejętności zadawania inteligentnych pytań o wiarygodność.. A Gustaw Herling -Grudziński napisał był kiedyś, że:” ustrój oparty na kłamstwie zemści się na rzeczywistości, która go pokonała”(!!!). Polska staje się coraz bardziej krajem krotochwilnym…. I niema chwili przerwy w jego budowaniu. Nie licząc przerw na przygotowanie krotochwilnych chwil! WJR

Tajemnicza wypowiedź p. Ambasadora - i V-BLOG już gotów. JE Wiktor Henderson Ashe, ambasador USA w Warszawie, powiedział, że „Stany Zjednoczone ratyfikują układ w sprawie tarczy - niezależnie od tego, kto wygra najbliższe wybory”. Zachodzącym w głowę, skąd p. Ashe wie, co zrobi następny d***kratycznie wybrany Kongres, wyjaśniam: zarówno JE Jerzy W. Bush, jak i JE Wiktor Ashe, jak i cała kupa zarówno Republikańskich, jak i Demokratycznych polityków (z p.Janem Kerrym, na przykład!) - to członkowie super-tajnego stowarzyszenia „Skulls & Bones”. Teraz pragnę podsumować stanowisko jakie w stosunku do FR powinna zajmować III RP: Rosji się nie bać, robić to, co jest w interesie Polski - natomiast pod żadnym pozorem Rosji nie obrażać; nie wyciągać np. (już po raz bodaj dwudziesty) sprawy Katynia albo i rzezi Pragi, i w ogóle: nie szczekać - tylko działać! Już śp. Aleksander S.Puszkin, z potężną ironią pisał w słynnym wierszu wierszu: „Oszczercom Rosji” do euro-intelektualistów: „(...) Smotritie - kto głowòj ponìkł? Komù wienièc: mieczù - il' kriku? Wy silny na słowàch - popròbujtie na dziełu!” Czytałem ze 30 lat temu ten wiersz - z uczuciem przeraźliwej pustki. Tak bym chciał, byśmy mieli choć jednego poetę, który dałby wyraz dumie z potęgi swojego państwa - i odważnie rzucił wyzwanie Europie - jak Puszkin! A przecież byliśmy państwem znacznie silniejszym i bogatszym! Tyle, że my swoich królów opluwaliśmy - a oni: słuchali. Przeczytajcie ten wiersz. ŚP.Julian Tuwim go przetłumaczył - ale to trzeba czytać po rosyjsku. Rosyjski warto znać. Kto tego wiersza (a i „Rocznicy Borodino”) nie zna - ten niech się nie wypowiada w sprawach rosyjskich! Teraz lżejszy repertuar.

Kilka osób śmiało się ze mnie (przy okazji małżeństw rasowo nieczystych) gdym napisał, że decydującą rolę odgrywa zapach - i to jest bariera przed mieszaniem ras. JKM

O co chodzi w Gruzji? Dawniej panował obyczaj, że podczas Igrzysk Olimpijskich przerywano wojny. Tymczasem JE Michał Saakashvili wybrał akurat dzień rozpoczęcia igrzysk na to, by napaść na zbuntowaną Osetię. Postąpił zresztą nie najbardziej humanitarnie, bo o godzinie 4.47 rano (wojskowi uwielbiają atakować wtedy, gdy normalni ludzie jeszcze śpią) ostrzelał przez godzinę miasto z ciężkiej artylerii - a potem posłał tam czołgi i piechotę. Najprawdopodobniej liczył na to, że JE Dymitr Miedwiediew (będący zresztą akurat na urlopie) nie będzie bronił swoich protegowanych, czyli Osetyńczyków (południowych, oczywiście). Wszelako 90% Osetyńczyków, mających krewnych-i-znajomych po drugiej stronie Kaukazu, w Osetii Północnej (na Kaukazie każdy jest z każdym jakoś spokrewniony…) zaopatrzyło się w paszporty Federacji Rosyjskiej - a p. Włodzimierz Putin czym prędzej opuścił Pekin i przyleciał organizować interwencję w obronie obywateli Federacji. Na początek Moskwa zażądała, by Rada Bezpieczeństwa kazała Gruzinom wynieść się z powrotem. Ponieważ jednak Gruzini to z kolei protegowaniu Amerykanów, USA i UK zablokowały rezolucję. P. Putin natychmiast przystąpił do odbijania Osetii - a przy okazji zbombardował Gori (stolicę prowincji, dokąd umknęły pokonane oddziały gruzińskie - a w której stoi gigantyczny pomnik Wielkiego Gruzina, Józefa Stalina - oraz port Poti; pod pretekstem, najprawdopodobniej słusznym, by przez ten port nie przysyłano Gruzinom kontrabandy wojennej. Teraz z kolei Amerykanie zażądali zwołania Rady Bezpieczeństwa, domagając się rezolucji nakazującej wycofanie się Rosjanom. Co z kolei zablokowali, oczywiście, Federałowie. Po czym rosyjski Niedźwiedź, usatysfakcjonowany odgonieniem wilka, który chciał pożreć jego ukochanego osetyńskiego zająca, oblizawszy łapy schował się do jamy. Ludzie znający się odrobinę na polityce zachodzą teraz w głowę: co się właściwie stało? Przecież p. Saakashvili nie jest idiotą. Wiedział, że latem Rosjanie nie będą mieli żadnego problemu z przerzuceniem wojsk przez Kaukaz - bu prowadzi przezeń tunel i dwupasmowa droga. Zima - co innego: tunel jest na wysokości 3000 m, więc przejazd jest albo niemożliwy, albo bardzo utrudniony; ale latem? Wiec PO CO on to zrobił akurat teraz??? Moskwa z podejrzaną gorliwością lansuje tezę wymyśloną przez p. Gleba Pawłowicza, doradcy moskiewskiego rządu, że to rządząca w Białym Domu klika neokonserwatystów (nie mylić z prawdziwymi konserwatystami; mają z nimi tyle wspólnego, co pachciarz spod Oszmiany z księciem Radziwiłłem) wykoncypowała tak: dyskretnie się pana Saakashvilego zachęci, zapewniając o poparciu. On napadnie - a wtedy podniesie się histeryczną nagonkę na rosyjskich imperialistów, co znacznie podgrzeje patriotyczne nastroje w USA, co z kolei zwiększy szanse pana Jana McCaina w wyborach prezydenckich! A Gruzja? Gruzję się zostawi swojemu losowi… Bardziej frapująca jest inna hipoteza, którą lansuje część opozycji gruzińskiej - uważającej, że nie można, mimo wszystko, robić z własnego prezydenta idioty. Twierdzą oni, że FSB ma wszędzie swoje macki - a w byłych „demoludach” i republikach mają je bardzo długie i wprawne. I oto jakiś agent FSB wewnątrz służb gruzińskich puścił jakąś super-tajną informację, że w razie ataku Rosja nie będzie interweniować - więc można zaczynać! Ewentualnie: że można zaczynać, bo w razie czego Wielki Brat zza Oceanu coś z tym zrobi. Moskwa podejrzanie szybko i sprawnie przeprawiła przez Kaukaz tyle wojsk, ile trzeba, by Gruzini zwiewali, gdzie pieprz rośnie. Co uzasadnia podejrzenia, że to jakaś koronkowa intryga rosyjskiego wywiadu. Tak czy owak - Gruzini dali się podpuścić - i obudzili w stanie mocno poobijanym. Ale Gruzini nie powinni płakać. Wuj Sam przesłał im pieniądze na pomoc humanitarną. Całe 250 000 dolarów! JKM

Problem szkół integracyjnych. Z kim przestajesz… Jak Państwo widzą, mimo organizowanej jeszcze niedawno przeciwko mnie kampanii nienawiści, nadal spokojnie bronię normalności - bo to, co proponują zwolennicy „szkół integracyjnych”, jest nie tylko „nienormalne”: to jest chore. Wyobrażacie sobie Państwo boisko piłkarskie, po którym lata sędzia, 18 zawodników - i jeździ na wózkach inwalidzkich czterech „sprawnych inaczej”? Albo Olimpiadę Szachową dla Niepełnosprawnych Umysłowo? Samo myślenie o tym świadczy, że ktoś ma nierówno pod sufitem - a wprowadzanie takich niedorzeczności?… I ludzie zaczęli to pojmować. Nie zostałem zalany listami protestującymi przeciwko potraktowaniu przeze mnie „klas integracyjnych”. Wśród nielicznych był list od {Ju}, mojej zwolenniczki - w tej sprawie jednakże twierdzącej, że szkoła „integracyjna” (jeśli nie ma przymusu zapisywania się do niej) jest dobra. Tu podała przykład swojego syna, który ma w klasie czterech kolegów z problemami fizycznymi… Problem dzieci niesprawnych fizycznie jest różny od problemu downowców (i dzieci z wadami psychicznymi). Ci pierwsi jak najbardziej mogą chodzić na wszystkie lekcje - z wyjątkiem, oczywiście, WF-u. ci drudzy - co najwyżej, na WF-u. - i tylko na lekcje biegania, skakania i rzucania (oj, uwaga z dyskiem i oszczepem; trafiają się tam dzieci bez zahamowań społecznych!) - bo gry zespołowe wymagają jednak inteligencji. Dziecko psujące drużynie grę będzie albo ochrzaniane brutalnie - albo traktowane z pogardliwą litością. Z tych też powodów - ale i z tych poniżej - nie puszczamy dziewczynek na WF-u z chłopcami. Nie mam nic przeciwko klasom integracyjnym z dziećmi kalekimi fizycznie - z wyłączeniem WF-u. Ludzi, którzy to zalecają, uważam za niespełna rozumu.W szkole podstawowej na WF-ie graliśmy w „dwa ognie”; czy ktoś sobie wyobraża, że można z całej siły rzucić piłką w inwalidę? Dzieci kalekie powinny mieć własny, indywidualny cykl ćwiczeń fizycznych - natomiast podczas lekcji WF-u tych czterech chłopców powinno grać w brydża, szachy, warcaby, go lub w kierki - czyli uprawiać sporty umysłowe. W tym celu zresztą powołałem własną fundację - i chętnych do pomocy zapraszam do napisania do mnie. Natomiast co do downowców: każdy normalny człowiek po przebywaniu dłuższy czas z niepełnosprawnym psychicznie - głupieje. Ja np. grając przez dwa tygodnie w szachy z kimś znacznie słabszym, zaczynam grać wyraźnie gorzej; tu przynajmniej gracz słabszy się podciąga - a downowiec nie może, bo ma wadę genetyczną. Zdolność upodobniania się do innych jest u nas wrodzona - bo bez tego społeczeństwo nie mogłoby przetrwać. „Z kim przestajesz - takim się stajesz”. Chłopiec przebywający wśród dziewczynek niewieścieje (i właśnie dlatego ONI forsują szkoły ko-edukacyjne; prawdziwi mężczyźni by już dawno takich polityków wywalili na śmietnik!). Dziecko przebywające wśród wilków schodzi psychicznie na poziom zwierzęcia - jeśli to ono jest przez zwierzęta wychowane. Natomiast nie głupieje, przebywając z np. kotem - bo kota nie traktuje jak człowieka, w stosunku do kota nie obowiązuje zasada: „Z kim przestajesz, takim się stajesz”. Bariera odmienności jest za duża, by przyciąganie mogło przez nią oddziaływać. Choć… i tu troszeczkę działa: mam młodą kotkę i zauważyłem, że czasem przeciągam się jak ona… Ale miauczenie Państwu nie grozi! Dziecko normalne ma więc do wyboru: traktować downowca jak kolegę (i głupieć) - albo traktować go jak kota, jak miłego lemurka - ale na pewno nie jak człowieka, bo wtedy grozi podświadome silne upodobnianie się do niego! Jeśli więc uczniowie kolegę-downowca traktowali odpychająco - to trzeba je zrozumieć. Powtarzam: to była rozpaczliwa podświadoma samoobrona! JKM

O KROK OD POLSKIEJ REPUBLIKI RAD „Nie chcemy takiej niepodległości”, „My w Czerwonej Armii za Polskę krew przelewamy” - to hasła głoszone przez polskich komunistów podczas wojny polsko-bolszewickiej 1920 roku. Wszelkimi sposobami usiłowali oni osłabic państwo polskie, wyzwalające się z ponadstuletniej niewoli. Wiosną 1920 r. Julian Marchlewski wyraził nadzieje komunistów związane z wojną polsko-bolszewicką: „[...] nasza Czerwona Armia zada cios polskim białogwardzistom. Wtedy na barykadach Warszawy zdecyduje się los tej wojny, a wraz z nim los światowej rewolucji. Wierzę głęboko, że zwycięży proletariat rosyjski, który potem pójdzie naprzód ku stworzeniu wielkiego państwa komunizmu”. Bardziej znany i dosadny jest fragment rozkazu wydanego żołnierzom walczącym z Polakami: „Przez trupa białej Polski prowadzi droga do światowego pożaru”. Przywódcy bolszewików i ich zwolennicy mieli nadzieję, że wojska sowieckie po zwycięstwie nad Polską wkroczą do Niemiec i wraz z tamtejszymi komunistami przejmą władzę. To zaś pozwoli na podbój całej Europy i utworzenie światowego państwa sowieckiego.

Komuniści wobec polskiej lewicy Lewicę na ziemiach polskich tworzyło wiele ugrupowań. Zdecydowanie największą popularność i znaczenie miała Polska Partia Socjalistyczna (PPS), która w kwietniu 1919 r. połączyła się z trzech partii istniejących dotąd w poszczególnych zaborach. Wśród robotników żydowskich najważniejszy i najliczniejszy był Ogólnożydowski Związek Robotniczy „Bund”. Ta sytuacja wywoływała wśród działaczy Komunistycznej Partii Robotniczej Polski (KPRP) spazmy wściekłości. Krytykowali przeciwników za rzekomą zdradę ideałów robotniczych, rozbijanie jedności klasowej, schlebianie przesądom religijnym, nacjonalizm, odciąganie robotników od rewolucji. Wiele ostrych sformułowań kierowali wobec PPS, „która pod maską socjalistycznego frazesu jest partią zdrady socjalizmu i ugody z burżuazją, wrogiem samodzielnej akcji rewolucyjnej mas, sojusznikiem kontrrewolucji zarówno w trzymaniu proletariatu w niewoli społecznej, jak w prowadzeniu imperialistycznych wojen [...]”. Na długo przed przewrotem bolszewickim w Rosji działały rady delegatów robotniczych i żołnierskich. Gdy na początku listopada 1918 r. słabła okupacyjna władza niemiecka, na ich wzór podobne rady zaczęto organizować na terenie dawnego Królestwa Polskiego. Pierwsza powstała w Lublinie, a największe znaczenie uzyskała rada Zagłębia Dąbrowskiego w Sosnowcu. W skład tych ciał wchodzili przedstawiciele różnych partii robotniczych i związków zawodowych. Największe znaczenie miały PPS i żydowski Bund. Komuniści odgrywali w nich najczęściej mniej istotną rolę. Wbrew ich dążeniom rady zamiast przejmować władzę drogą rewolucji zajmowały się sprawami pracowniczymi, zaopatrzeniowymi i porządkowymi. KPRP podjęła decyzję o przystąpieniu do utworzonej w Moskwie Międzynarodówki Komunistycznej (Kominternu). W 1920 r. Komintern stał się scentralizowaną partią komunistyczną, obejmującą cały świat. Tak jak inne partie komunistyczne, od tej chwili KPRP była jedynie jej sekcją. W praktyce oznaczało to spełnianie roli narzędzia polityki sowieckiej w Polsce. W świetle powyższych faktów nie dziwi, że polscy komuniści całkowicie zaangażowali się przeciwko polskiemu państwu. W czasie gdy na dobre rozpoczynała się wojna polsko-bolszewicka, KPRP wzywała: „proletariat Polski musi wypowiedzieć bezwzględną walkę polityce burżuazyjnego rządu, który prowokuje wojnę z rewolucyjną Rosją[...]”. Dalej komuniści stwierdzali: „W Rosji Sowieckiej polska klasa robotnicza widzi swego sprzymierzeńca i dąży nie do wojny z nią, lecz do jak najściślejszego sojuszu”. Przede wszystkim podjęto działania propagandowe. Komuniści głosili hasła antywojenne, starali się zdyskredytować polskie władze i cały system polityczny. Nawoływali do solidarności klasowej oraz wskazywali rzekome wspólne interesy polskich robotników i władz sowieckich. Namawiali żołnierzy do przechodzenia nastronę bolszewicką. W jednej z odezw skierowanych do żołnierzy armii polskiej w imieniu czerwonoarmistów pisano: „[...] nie chcemy pańskiej Polski, nie chcemy takiej niepodległości [...] My w Czerwonej Armii za Polskę krew przelewamy i ona wkrótce się narodzi. I Wam, towarzysze, radzimy iść do nas, odwróćmy bagnet przeciw różnym psubratom - pająkom ssącym krew z robotnika i chłopa”. Na zakończenie wzywano: „Toteż rzućta, towarzysze, przeciw nam iść. Chodźcie do nas, pójdziewa razem panów bić”. Wezwania do przechodzenia na stronę sowiecką trafiały w próżnię. Polacy masowo wstępowali do wojska polskiego. Na początku 1919 r. Sowieci podjęli nawet próbę utworzenia polskiej Armii Czerwonej (wśród dowódców byli Roman Łągwa i Piotr Borewicz), jednak po kilku miesiącach rozpoczęli uzupełnianie stanu osobowego innymi nacjami. Polscy komuniści próbowali organizować strajki, by utrudnić obronę przed sowieckim najazdem. Posuwali się również do sabotażu, dywersji i szpiegostwa. By dopełnić miary zdrady względem własnej ojczyzny, zwracali się do innych narodów o utrudnienie walki prowadzonej przez Polaków. W 1920 r. wydali odezwę „Do proletariuszy wszystkich krajów!”, w której wzywali: „Robotnicy Europy i Ameryki! Odbierzcie rządowi polskiemu poparcie wojenne zagranicy! [...] Proletariusze Zachodu! Zwalczajcie wraz z nami krwawy militaryzm polski! Popierajcie Sowiecką Rosję!”. W czasie wiosennej ofensywy wojsk polskich na południowym odcinku frontu wschodniego KPRP wydała charakterystyczne dla siebie nietrafne proroctwo: „Wojna ta do reszty zniszczy aparat gospodarczy Polski, rozprzęgnie armię, jedyną oporę burżuazji, i zmusi zrozpaczone masy robotnicze do czynnego wystąpienia rewolucyjnego”.

Kadry dla Polskiej Republiki Rad Gdy armia polska znajdowała się w odwrocie i front w szybkim tempie przesuwał się na zachód, komuniści poczuli się zwycięzcami i rozpoczęli przygotowania do przejęcia władzy w Polsce. 18 lipca 1920 r. w Moskwie zreorganizowano Polskie Biuro przy Komitecie Centralnym Rosyjskiej Komunistycznej Partii (bolszewików). Wkrótce kilku działaczy, jako przyszłe władze komunistycznej Polski, pociągiem pancernym wyruszyło do Białegostoku - pierwszego większego miasta za tzw. linią Curzona. Tu 30 lipca ogłosili utworzenie Tymczasowego Komitetu Rewolucyjnego Polski, który miał „aż do chwili utworzenia stałego rządu robotniczo-włościańskiego w Polsce kłaść podwaliny pod przyszły ustrój sowiecki Polskiej Socjalistycznej Republiki Rad”. Dalej TKRP z dużą dozą pewności siebie informował, że „pozbawia władzy dotychczasowy rząd szlachecko-burżuazyjny”, a także powołuje komitety fabryczne, folwarczne i rewolucyjne, a w ich ręce oddaje właśnie znacjonalizowane fabryki, majątki ziemskie i lasy, gwarantuje nietykalność ziemi chłopskiej, powołuje organy władzy oraz zapewnia bezpieczeństwo obywatelom lojalnym wobec nowych władz. Tego samego dnia wydano manifest wyjaśniający motywy i cele działania: „Gdy w całej Polsce zostanie zwalony rząd krwawy, który wtrącił kraj w wojnę zbrodniczą, zjazd delegatów ludu roboczego miast i wsi utworzy Polską Socjalistyczną Republikę Rad”. Na czele TKRP stanął Julian Marchlewski. W jego skład weszli Feliks Dzierżyński, Feliks Kon, Edward Próchniak i Józef Unszlicht. Utworzono piętnaście wydziałów: rolnictwa, leśny, przemysłu, podziału dóbr, aprowizacji, finansów, dróg i komunikacji, spraw wewnętrznych, obrony państwa, bezpieczeństwa publicznego, zdrowia publicznego, wychowania publicznego i oświaty, pracy i pomocy społecznej, łączności publicznej, agitacji i propagandy. Wśród kierujących nimi byli: Stanisław Pilawski, Jakub Dolecki (Fenigstein), Stefan Heltman, Stanisław Bobiński, Bernard Zaks, Tadeusz Radwański. Jeszcze w Moskwie podjęto decyzję o przygotowaniu 5700 komunistów do objęcia pomniejszych stanowisk na zajętych obszarach Polski. Dopiero 10 sierpnia przybyło 150 działaczy w celu sprawowania funkcji w lokalnej administracji (m. in. Marceli Nowotko - komisarz komitetu rewolucyjnego w Wysokiem Mazowieckiem, który „zasłużył się” bezlitosnymi konfiskatami żywności). Siedzibą nowej władzy stał się dawny pałac Branickich, odtąd przemianowany na „Pałac Pracy”. Przemysław Czyżewski

22 sierpnia 2008 Wywłaszczanie ludzi z owoców ich pracy.. Budowa socjalizmu trwa w najlepsze, między innymi na kolejach państwowych- jak sama nazwa wskazuje. Państwowe    oznacza, że coś jest nasze wspólnie- kolektywne, niby nasze wspólne, ale ktoś tą wspólnotą musi zarządzać, więc deleguje się do zarządzania osobników  z  różnych politycznych koterii, z jakichś gremiów nieformalnych, zaprzyjaźnionych   i wiernych jednej idei- idei panowania biurokracji nad nami. Potem są tego zgubne efekty, marnotrawstwo i   krańcowa głupota…  Poszukajcie państwo wokół siebie sytuacji, gdzie prywatny właściciel robiłby w swoim interesie głupoty i bzdury, które w prostej linii doprowadziłyby go do bankructwa.(???). Jeśli sam do takich doprowadzi - to z pewnością zbankrutuje.. I to będzie kara dla niego… Na tzw. państwowym jest to nagminne, bo dana „ własność” nie ma właściciela, tylko kręcą się wokół niej jacyś podejrzani osobnicy, którzy cały czas są w karuzeli rozkręcanej politycznie i uznaniowo przez skorumpowanych politycznie wszelkiej maści cwaniaków… Bo ważna jest kwestia odpowiedzialności za podejmowane decyzje… Na państwowym - takiej prawdziwej odpowiedzialności nie ma!    Funkcjonuje tzw. odpowiedzialność polityczna, która sprowadza się do tego, że osobnik upolityczniony przenoszony jest na inny odcinek frontu walki politycznej, gdzie dokonuje podobnych szachrajstw, częstokroć na skalę zdecydowanie większą niż w miejscu poprzednim i dostaje- jak to się mówiło w poprzedniej komunie- „kopa w górę”.(???). Za sumę 250  milionów złotych  naszych pieniędzy, Urząd Marszałkowski kupił  dla kolei państwowych na Mazowszu, supernowoczesne piętrowe pociągi Bombardiera tzw. push- pull. Są kupione i od września powinny wjechać na drogi żelazne, ale nie wjadą.. W latach 2006 i 2007 podmiejską część tunelu średnicowego wyremontowały za 50 milionów złotych Polskie Linie Kolejowe. Z założenia tunel miał spełniać „ europejskie standardy”… I co???? Tunel okazał się za niski(???) Na całym podziemnym odcinku miedzy dachem wagonu i siecią trakcyjną została zachowana przewidziana przepisami minimalna odległość 20 centymetrów. centymetrów trzech miejscach jest tam tylko 13,7 cm. To oznacza ryzyko, że pociąg do tunelu wjedzie, ale z niego nie wyjedzie, bo wystarczy odkształcenie się jednego z elementów pod wpływem temperatury, i sprawa się rypnie.. Jedni zwalają winę na drugich; Według Polskich Linii Kolejowych tunel się nie obniżył i ma od 4,92 do 5, 56 metra, natomiast winni są ci Kolei Mazowieckich, którzy przy zakupie taboru nie zwrócili się nawet z pytaniem, czy pociąg się zmieści do tunelu(????). Trochę mi to przypomina  pomysł   zwracania się z zapytaniem do drogowców  i ich zarządu w sprawie zakupu samochodu, czy zmieści się  aktualnie na budowanych drogach…(???). Już w Warszawie pod Rondem Zesłańców robiono przebudowę skrzyżowania, która kosztowała podatnika 98,5 miliona złotych(!!!!). Tam też tunel był za niski… Ponad 200 milionów złotych kosztowało  w 2007 roku wyciszenie torów w Alejach Jerozolimskich, wraz z zakupionym  taborem. Dzisiaj na wiadukcie mostu Poniatowskiego,   tramwaje  wydzielają ponad 60 decybeli, czyli głośniej niż przed remontem!!!! „- Te pociągi spełniają uniwersalne międzynarodowe parametry. Jeżdżą w całej Europie, Izraelu, Algierii. Tylko w Polsce, w centrum stolicy, nie mieszczą się w tunelu”- denerwuje się pan Czesław  Sulima z Kolei Mazowieckich. NO tak… Widocznie polskie tunele , panie Czesławie nie spełniają międzynarodowych parametrów,   a urzędnicy głównie przemieszczający się po korytarzach urzędów nie są w stanie powiedzieć, czy te pociągi- spełniające międzynarodowe parametry- zmieszczą się w tunelach, które tych parametrów nie spełniają.. Bo chodzi o to panie Czesławie, żeby pociągi przejeżdżające przez tunele ,   swobodnie przez nie przejeżdżały, zarówno  w  jedną stroną, jak i w drugą… Skąd to wiem? Bo kończyłem swojego czasu Wydział Transportu na Politechnice Świętokrzyskiej o specjalności Systemy  Sterowania Ruchem Kolejowym.. Co prawda nie było wtedy- za głębokiej komuny- wydziałów dotyczących specjalizacji w zakresie tuneli, po prostu się je budowało  tak,  żeby pociąg mógł przez niego przejechać i tyle… Nie zawadzając rzecz jasna  o sufit tunelu! Ot- cała panie Czesławie tajemnica.. 220 milionów złotych kosztował otwarty w 2003 roku tunel Wisłostrady, za czasów  prezydencji  pana Pawła Piskorskiego z Platformy, że tak powiem Obywatelskiej. Nie rozwiązał on , żadnego problemu komunikacyjnego, być może rozwiązał problemy bytowe tych co go budowali ,ale jest wzdłuż Wisły… Naprawdę nie wiem, o co chodzi do tej pory z tym tunelem wzdłuż Wisły… Na pewno  jednak nie ma problemu z przejechaniem w nim samochodem… Ja w każdym razie dachem nie zawadziłem.. To jest jednak duży plus! Można nim przejechać bezkolizyjnie, ale najlepiej podczas pory letniej   kiedy nie pada deszcz, bo jak pada, to woda się w nim zbiera i przy dużych ulewach trudno jest spokojnie przejechać.. Bo chcąc  na drugą stronę Wisły  to najlepiej skorzystać z któregoś z mostów przerzuconych przez rzekę, ale nie tunelem  wzdłuż.. 220 milionów- i dużo to i mało; mało, bo można było więcej utopić w Wiśle, pardon w tunelu, a dużo , bo można było za te pieniądze zrobić ciut dłuższy… i turystycznie byłby bardziej atrakcyjny… Wycieczki by tamtędy częstej przejeżdżały.. Jeden z prezesów licznych spółek żerujących na PKP( o ile pamiętam jest ich 102!!!!, a związków zawodowych chyba 27!!!), pan Krzysztof Celiński powiedział, że podczas przebudowy wykonawca natrafił na popękane betonowe płyty… I co zrobił wykonawca? Zamiast je zdemontować, ale to jest pracochłonne i kosztorys musiałby się zmienić, więc zalał go betonem i na nich ułożył tory(!!!). Żeby nie wiem jak analizować, tunel musiał się zmniejszyć w zależności od ilości polanego betonu… Zakupione supernowoczesne piętrowe pociągi na pewno nie są winne, tylko ci- co w tajemnicy  i  przez lenistwo   dokonali obstrukcji, i to podczas prezydencji  pani Gronkiewicz - Waltz z Platformy Obywatelskiej…. Według szacunkowych danych straty sięgną prawdopodobnie około 300 milionów złotych, ale co to za suma dla państwa, które tonie w potwornym   marnotrawstwie  i prowadzi dwie wojny, no jeszcze nie światowe, nazywane przez propagandę misyjnymi… O ile mi wiadomo, jeśli księża katoliccy  jeżdżą na misje - to nie zabierają ze sobą broni, którą potem wykorzystywaliby przeciw tubylcom, nawracając ich na demokrację… Sami mamy demokratyczny  burdel- i innym też chcemy zrobić podobny.. Kolejarze zwrócili się do Centrum Naukowo- Technicznego o opinię, czy będą mogli spowodować kursowanie pociągów piętrowych mimo niezachowania minimalnej odległości między wagonem a stropem tunelu…. Jeśli się nie uda, pociągi będą kursowały po torach dalekobieżnych do Siedlec, Radomia i Ostrołęki omijając stacje Ochota, Śródmieście, Powiśle i Stadion.. Bo w Warszawie buduje się od 25 lat  metro(!!!)… i co ciekawe niektóre stacje są z dala od skrzyżowań, a nie pod nimi… Wydawałoby się, że z metra wychodzi się na skrzyżowanie, żeby móc skrzyżować połączenie prostopadle.. na przykład Ratusz- Arsenał. Coś musi nad Warszawą wisieć? Jakieś fatum… I opisałem tylko jeden przykład olbrzymiego marnotrawstwa… Ile setek milionów utopili biurokraci, z ilu złotówek wywłaszczyli „ obywateli” demokratycznego państwa, które ma się rozumieć- w myśl konstytucji- realizuje zasadę społecznej sprawiedliwości… Ile owoców ludzkiej pracy zmarnowali….???? I co im za to? Poprzepychają się trochę, a potem wszystko wróci do normy, do kolejnego ma się rozumieć marnotrawstwa… „ Nie bać się wydatków, jak chce się mieć dochody”- mówił jeden z bohaterów  Dołęgi - Mostowicza….. No i… „ Boże drogi, ile to przy pańskich wpływach, kochany panie Nikodemie, można dobrego ludziom zrobić”… I ile tuneli wzdłuż Wisły pobudować… Ale - trzeba przyznać- kijem Wisły jeszcze nie zawracają… WJR

Wygraliśmy wojnę w Gruzji? Nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Gruziński prezydent Michał Saakaszwili podjął decyzję o operacji wojskowej, która mogła nie tylko jego samego doprowadzić do zguby, ale i zakończyć się rozbiorem Gruzji. Chociaż wszystko wskazuje na to, iż decyzji swojej nie uzgadniał z żadnym ze swoich sojuszników, to w jednym się nie przeliczył - że sojusznicy ze względu na własną wiarygodność i własny prestiż, choćby z irytacją i zgrzytaniem zębów - jednak muszą stanąć w jego obronie. Dzięki temu nie tylko uratował własną skórę - przynajmniej do czasu - ale przyczynił się do uruchomienia procesu znacznie przekraczającego skale lokalnego konfliktu o Osetię i Abchazję. Stany Zjednoczone, które od 2001 roku coraz bardziej grzęzną w tak zwanej wojnie z terroryzmem, pod wpływem wydarzeń na Kaukazie najwyraźniej postanowiły wrócić do aktywniejszej polityki w Europie - i na przykład w sprawie tarczy antyrakietowej przystały na warunki, które wcześniej uznawały za „mało realistyczne”. To oznacza, że Polska - oprócz wielostronnego sojuszu wojskowego z USA - będzie miała również dwustronny sojusz wojskowy z Ameryką. Zarówno wcześniejsza wyprawa prezydenta Kaczyńskiego w towarzystwie czterech innych prezydentów do Tbilisi oraz parafowanie porozumienia w sprawie tarczy antyrakietowej, w części opinii polskiej wzbudziło uczucie euforii. Wprawdzie prezydent Lech Kaczyński w wywiadzie dla „Rzeczpospolitej” odżegnuje się od zamiarów reaktywowania Unii Lubelskiej, ale bardzo wielu ludzi oczami wyobraźni już widzi Polskę mocarstwową, która dyktuje warunki Unii Europejskiej. Co bardziej gorliwi gotowi są każdego, kto tej euforii nie odczuwa, uznać za ruskiego agenta, który właśnie, na polecenie moskiewskiej centrali, przebudzony został z uśpienia. Pokazuje to, jak bardzo Polacy spragnieni są sukcesu i jak bardzo uwiera ich rola „sojusznika swoich sojuszników”. Niestety poważną wadą tych nastrojów jest okoliczność, iż biorą się one z prężenia cudzych, głównie amerykańskich, muskułów. Ale - skoro nie ma własnych, to trzeba prężyć cudze. Tymczasem Stany Zjednoczone w pewnych momentach z Rosją rywalizują, ale w innych - ściśle z nią współdziałają. Dlatego potrzebują mieć kogoś, przy pomocy kogo mogłyby robić Rosji dywersję, ale to nie znaczy, że identyfikują swoje cele z celami takiego sojusznika. Instalacja tarczy antyrakietowej, związek ten, co prawda, umacnia, ale przecież nie gwarantuje poparcia dla każdej polskiej inicjatywy politycznej. Jak dotąd, nie tylko gruziński prezydent próbuje wyciągnąć korzyści z sytuacji, którą wywołał. Również prezydent Kaczyński dyskontuje wojnę w Gruzji w wewnętrznym konflikcie politycznym w premierem Tuskiem, któremu nagły zwrot sytuacji zupełnie zawalił politykę „normalizacji stosunków z sąsiadami”. SM

Doktryna Breżniewa po 40 latach 21 sierpnia 1968 roku, czyli 40 lat temu, wojska 5 państw Układu Warszawskiego wkroczyły do Czechosłowacji, udzielając temu państwu tak zwanej „bratniej pomocy”, o którą poprosił niejaki Vasil Bilak. Praska ulica wyróżniła go za to kupletem, zaczynającym się od słów: „Bilaku, Bilaku, ty czarny sviniaku...” Prawno-międzynarodowym uzasadnieniem tej inwazji była tak zwana „doktryna Breżniewa” o ograniczonej suwerenności państw socjalistycznych. Głosiła ona, iż suwerenność państw socjalistycznych jest wprawdzie bardzo ważna, ale socjalistyczny charakter państw socjalistycznych jest jeszcze ważniejszy. Toteż jeśli w jakimś państwie socjalistycznym socjalizm wydaje się zagrożony, to inne, „bratnie” państwa socjalistyczne powinny takiemu „bratniemu” krajowi udzielić tak zwanej „bratniej pomocy”, przede wszystkim wojskowej, bo nic tak nie wzmacnia socjalizmu, jak wojsko na ulicach. No dobrze, ale skąd właściwie wiadomo, ze socjalizm jest zagrożony? Na tę świadomość składały się dwa czynniki: tak zwana polityczna ocena sytuacji dokonana w gronie ścisłego kierownictwa zatroskanych bratnich partii oraz prośba o udzielenie „bratniej pomocy”, wystosowana przez tak zwane „zdrowe siły”, czyli sowiecką agenturę w kierownictwie zagrożonego desocjalizacją państwa. Wtedy można było przejść do porządku nad suwerennością, byle tylko socjalizmowi nic złego się nie stało. Jednym z powodów, dla którego i dzisiaj warto przypomnieć doktrynę Breżniewa jest Traktat Lizboński z zapisaną tam tzw. zasadą solidarności. Przypomina ona do złudzenia starą, poczciwą doktrynę Breżniewa z tą różnicą, że nie chodzi już o obronę socjalizmu przed zagrożeniami, tylko - obronę demokracji na przykład przed terroryzmem. W takich przypadkach Unia Europejska, przy pomocy swoich sił zbrojnych, mogłaby zagrożonemu państwu członkowskiemu udzielić bratniej pomocy i zagrożoną demokrację przywrócić. No dobrze, ale skąd wiadomo, że demokracja jest zagrożona? Aaa, na przykład stąd, że to państwo zgłosiło zamiar wystąpienia z Unii Europejskiej. Wprawdzie wolno złożyć taki wniosek, ale - powiedzmy sobie szczerze - czyż to nie jest najlepszy dowód, iż władze takiego państwa zostały opanowane przez wrogów demokracji? SM

Broniewski - i Puszkin Jest weekend - więc tylko krótko i węzłowato; {~beytza} pisze - nieomal słusznie: „Ja czytam "Bagnet na broń" Broniewskiego i przeraźliwej pustki nie czuję. "Za tę dłoń podniesioną nad Polską - kula w łeb". To chyba pierwszy (i jeden z niewielu) po rozbiorach wiersz patriotyczny bez rozpaczy, nostalgii, depresji, samobiczowania i innych żałości. Wiersz działania. I jaka moc z niego bije! A i wiele innych wierszy nieżałośliwych mógłbym wykazać”. Drogi {~beytza) - zdecyduj się! Albo „jeden z niewielu” - albo : „wiele innych mógłbym wykazać”. Ale - tak, zgadzam się: ten wiersz ma w sobie moc! Jednak różnica między nim, a puszkinowskim „Oszczercom Rosji” czy „Rocznicą Borodino”, jest zasadnicza: z uwagi na efekt wojny polsko-niemieckiej wiersz śp. Władysława Broniewskiego jest śmieszny (bo to Niemcy aplikowali Polakom kule w łby) - a, z uwagi na wynik wojny francusko-rosyjskiej, wiersz Puszkina jest doskonale uzasadniony! PS. Bardzo proszę przypadkiem nie czytać „tłumaczenia” tych wierszy dokonanego przez p. Macieja Szczepańczyka alias Mathiasrex. Człowiek ten wykonuje ogromną robotę tłumacząc (na ile widzę: dość poprawnie) rozmaite teksty z historii stosunków polsko-rosyjskich - i należą Mu się za to słowa wielkiego uznania.. Niestety: poetą nie jest. Przekład z rosyjskiego jest zresztą piekielnie trudny - Tuwimowi nie do końca wyszli „Oszczercy Rosji”, mnie udało się w dwa lata przełożyć może połowę wiersza „Rocznica Borodino”... Problem w tym, że takie same wyrazy rosyjskie i polskie mają bardzo często akcent w innym miejscu!! Czasem dziewięć słów na dziesięć można żywcem przełożyć - a dziesiąte ma akcent gdzie indziej - i klops! Może w takim razie warto w Wikiźródłach dać przekład Tuwima - a „Borodino” dać w wiernym przekładzie prozaicznym? I tu jest problem, bo „Król Maciuś”, poza lekceważeniem puszkinowskiego rymu i rytmu, czasem i tu się myli - uważając zapewne, że - w odróżnieniu od dokumentów - poezji nie trzeba przekładać wiernie. Stąd piękna fraza (o waśniach polsko-rosyjskich): Domasznij staryj spor, uż rièszennyj syd'boju (stary, domowy spór, przez los już rozstrzygnięty) zmienia sie na: „Domowy, stary spór, zrządzeniem losu zawieszony”... „Zawieszony”!? JKM

Stalin wiecznie żywy Za młodu jako aktywista komunistycznego Związku Młodzieży Polskiej z zapałem studiowałem marksizm. Sprzyjała temu okoliczność, że zostałem wysłany na studia na Uniwersytecie Moskiewskim im. Łomonosowa, który ukończyłem w 1956 roku. W ramach tych nauk przeczytałem (po bułgarsku!) dzieła wybrane tow. Dimitrowa - bohatera głośnego procesu lipskiego o podpalenie Reichstagu, przewodniczącego Komitetu Wykonawczego Międzynarodówki Komunistycznej, a następnie przywódcy Ludowej Republiki Bułgarii. W referacie na V zjeździe komunistycznej partii Bułgarii tow. Georgi Dimitrow oświadczył: "Całe doświadczenie światowego ruchu rewolucyjnego dowodzi, że nie można być marksistą, jeśli się nie jest leninowcem, i nie można być leninowcem, jeśli się nie jest stalinowcem". Cytat ten dedykuję panu Michałowi Nowickiemu - głośnemu ostatnio w środkach przekazu działaczowi młodzieżowej organizacji komunistycznej "Lewica bez cenzury". Wydają oni biuletyn zatytułowany "Młody komunista", więc określenie organizacja komunistyczna nie jest wyzwiskiem z mojej strony, lecz zwyczajnym ustaleniem faktu. Wywołał on wiele zamieszania, wypowiadając na łamach swej witryny internetowej aprobatę dla mordu katyńskiego na polskich oficerach wziętych do niewoli we wrześniu 1939 roku przez "armię wyzwolicielkę" - Robotniczo-Chłopską Armię Czerwoną i rozstrzelanych w Katyniu oraz kilku innych miejscach przez stalinowski NKWD. Michał Nowicki w pełni podziela motywację tej decyzji podjętej przez stalinowskie Biuro Polityczne 5 kwietnia 1940 roku, że chodzi o osoby o nastawieniu kontrrewolucyjnym i antysowieckim. Chciałbym w tym miejscu zaznaczyć, że życie jest bogatsze od wszystkich formuł i przypadek mego wujka Janka zamordowanego wraz z innymi oficerami w Katyniu zadaje kłam tej diagnozie, gdyż wujek był spowinowacony z wieloma lewicowcami, a nawet komunistami. Cała rodzina była lewicowa, z przewagą czynnych komunistów (tylko ja na stare lata stanowię chlubny wyjątek). Można więc przypuszczać, że i sam wujek jeśli nawet nie był komunistą, to miał poglądy lewicowe. Błędna też jest ocena pana Michała Nowickiego, że utrzymanie przy życiu tylu nierobów obciążało budżet Związku Sowieckiego. Wujek Janek był z zawodu lekarzem ginekologiem, jako lekarz wojskowy miał obycie z innymi dziedzinami medycyny i gdyby nieludzkie władze sowieckie nie potraktowały go jako nawóz historii, mógł się przysłużyć swą wiedzą setkom sowieckich pacjentek mających trudności z dotarciem do opieki medycznej. Takich lekarzy jak wujek Janek było w obozie w Kozielsku kilkaset osób. Warto też pamiętać, że wśród zabitych jeńców było wielu innych wykształconych ludzi, których można było z pożytkiem zagospodarować. Niestety, ludzie podejmujący decyzję o zamordowaniu polskich oficerów nie cenili cudzego życia, lecz jedynie swoje własne. Lawrenti Beria - wnioskodawca zagłady polskich oficerów - sam z kolei w obliczu takiej śmierci błagał premiera Malenkowa i jego współtowarzyszy o litość. Nie on jeden. Skazany na śmierć w procesie pokazowym w Moskwie były przewodniczący Kominternu, czyli Międzynarodówki Komunistycznej Grigorij Zinowjew - sam mający na sumieniu wiele wyroków śmierci, prowadzony na egzekucję nagle ze strachu przypomniał sobie po tylu latach głoszenia ateizmu modlitwy żydowskie i zaczął śpiewać po hebrajsku "Słuchaj Izraelu". Asystujący przy egzekucji sekretarz Stalina Pauker (sam Żyd z pochodzenia i oczywiście ateista) miał przy tym niezły ubaw. Aż do swojej kolejki na śmierć. Obawiam się, że taka jest logika lewicowych zwolenników ludobójstwa, że lekko się godząc na cudzą śmierć, nie stawiają na równi z innymi swego życia. Podobnie jest zapewne z panem Michałem Nowickim - skądinąd synem Wandy Nowickiej, znanej działaczki lewicowej i przywódczyni proaborcyjnej Federacji na rzecz Kobiet i Planowania Rodziny. Zwolennicy skrobanek na życzenie nie zastanawiają się nad własnym ewentualnym losem dziecka skazanego na aborcję. Cudza skóra - jak wiadomo - nie boli. Wszystko do czasu. Jak to było u Adama Ważyka w "Poemacie dla dorosłych": "Przybiegli wołając: - Przy socjalizmie skaleczony palec nie boli! - Ukłuli, poczuli, zwątpili". Można by było pomodlić o chwilę refleksji u Michała Nowickiego, ale ciemno widzę. Więcej cieszy fakt, że w dzisiejszych czasach bez stalinowskiej zbrojnej asysty trudno spodziewać się sukcesów w obozie pana Michała i jego mamy. Antoni Zambrowski

23 sierpnia 2008 Dobry żeglarz nie narzeka na wiatr... I stało się! Trąba powietrzna przeszła nad Polską, o czym rozprawiały przez cały tydzień- rozmieniając na drobne- propagandowe media. Zapomniały natomiast poinformować opinię publiczną( jeśli coś takiego istnieje!), że trąba, ale nie powietrzna, tylko ideologiczna przeszła nad Strasburgiem, gdzie mieści się siedziba Parlamentu Europejskiego, który  jest głównie atrapą demokracji ,gdzie demokraci spierają się, ścierają w poglądach, zalecają, proponują drobne zmiany w budżecie,  a   decyzje i tak zapadają w Komisji Europejskiej, jakby to powiedział Władimir Bukowski- w Biurze Politycznym. Co takiego się stało w Strasburgu? Siódmego sierpnia bieżącego roku miała miejsce katastrofa, w wyniku której zawaliła się część sklepienia w sali obrad Parlamentu Europejskiego. Jak to w  poprzednim socjalizmie bywało, sprawę utajniono i ujawniono dopiero dziesięć dni temu. Ujawniono w  Unii Europejskiej, ale u nas nie ujawniono. Media miały inne zajęcie- ważniejsze! Podejrzewano widocznie spisek terrorystyczny, bo moda na terroryzm nastała, wszędzie terroryści, no i ci co ich zwalczają, ale oni terrorystami nie są -oni wykonują misję pokojową. Znowu  ludzkość dzieli się na tych co  miłują pokój, i  tych  którzy mu zagrażają.. Ci co miłują- są dobrzy, a ci co mu zagrażają - są źli! Polska jest po stronie tych , miłujących pokój, tak jak w poprzednim układzie  ze Związkiem Socjalistycznych Republik Radzieckich, który pokój również miłował! Szczególnie po wejściu do Afganistanu, ale Polska wtedy tam swojego udziału nie miała… Teraz zmieniły się sojusze i Polska  swój udział w Afganistanie ma i zamierza jeszcze zwiększyć tam swój kontyngent…. Będzie demokracja w Afganistanie jak się patrzy! Będą lokale wyborcze, ulotki, wystąpienia przywódców partii demokratycznych, medialny hałas, dotacje z budżetu afgańskiego państwa, bałagan i burdel.. Oczywiście jak Polacy z Napoleonem, pardon z Amerykanami pokonają Talibów! Bo swojego czasu walczyli po stronie Napoleona i brali udział w tłumieniu wszelkich przeciw niemu powstań, za  co otrzymali Księstwo Warszawskie, które istniało od Pokoju w Tylży ( 1807) do upadku tego europejskiego rozrabiaki i dewastatora w 1815 roku… Mordować katolickich, hiszpańskich chłopów, którzy bronili wiary i króla… Też mi wyczyn! Rzecznik Komisji Europejskiej poinformował, że nie wiadomo co było przyczyną zawalenia się 10 procent dachu Parlamentu Europejskiego.(???). Od siebie mogę dodać, że na pewno zawalił się nie od nadmiaru śniegu i lodu, od  złej konstrukcji,  ze starości ,czy burzliwych dyskusji tam się toczących.. Najpewniej zawalił się, bo nie mógł wytrzymać tych gór wariactw tam proponowanych, tych  ponad siedmiuset  europarlamentarzystów , którzy w swoich wystąpieniach  sprzeczają się wyłącznie, jaką dozę socjalizmu zafundować narodom „ zjednoczonej „ Europy… Rzecznik nie poinformował czy były jakieś ofiary wśród posłów, czy było to w czasie czy poza  posiedzeniem Parlamentu… I dlaczego tak późno??? Czyżby komisarze ustalali odpowiednią wersję? Nie wiem jak w Parlamencie Europejskim, ale na przykład w brytyjskim, jeden na pięciu parlamentarzystów ma- uwaga! - problemy ze zdrowiem psychicznym, lecz” ukrywa je z obawy przed wrogą reakcją otoczenia”(???) Takie wyniki przynosi opublikowany w Londynie raport, przygotowany przez parlamentarną grupę do spraw zdrowia psychicznego( jest tam taka- u nas na razie jeszcze nie, a szkoda!). U nas nie sporządzano tego typu raportów, choć niektóre sprawy- tak na oko- mogłyby  stać się sensacją ze względu na autorstwo i stany psychofizyczne No i nie mamy- jest to wielkie niedopatrzenieparlamentarnej grupy do spraw zdrowia psychicznego.. Chyba, że jest poważny problem ze skompletowaniem odpowiednich członków grupy.. Nic mi o tym bliżej nie wiadomo.. Ale są psychiatrzy w Sejmie, pan dr Balicki czy pan minister obrony narodowej- dr  Klich z PlatformObywatelskiej… Czy ministrem obrony narodowej musi być psychiatra??? Na jakiej podstawie   psychicznej są dobierani? Kiedyś  ministrem rolnictwa był pan Kłonica, ostatnio pan Plewa… Musi być jakiś klucz? No mniejsza z tym… W brytyjskim parlamencie, który ostatnio nie ucierpiał, spośród 94 pytanych anonimowo posłów Izby Gmin 19 przyznało się, że osobiście dotknęły ich kłopoty ze zdrowiem psychicznym; 86 % uważa, że ich praca jest bardzo stresująca. W sondażu zamieszczonym w raporcie uczestniczyło też 100 członków Izby Lordów i 161 urzędników parlamentarnych. Mają nawet urzędników parlamentarnych,  a my nie mamy.. Znowu niedociągnięcie na linii demokracja parlamentarna i gawiedź konstytucyjna.. I dlaczego taki parlamentarzysta brytyjski ukrywa swoje  niedomagania psychiczne z obawy przed wrogą reakcja otoczenia????? U nas parlamentarzyści wcale nie ukrywają tych obaw! Idą na całość codziennie! Jak donosi pan  Krzysztof Nowak z Komitetu Katyńskiego  z New Jersey, na początku czerwca 2008 roku, w dniach 5-8 odbyła się narada grupy pod nazwą Bidlerberg Grup, która spotkała się w Chantilly w stanie Wirginia  i rozmawiała na tematy: świat wolny od wojny nuklearnej, terroryzm, sytuacja w Afryce, w Rosji, finanse, stosunki USA- Afganistan, Afganistan, Pakistan, Islam, Iran. A dlaczego nie rozmawiają o USA, o Unii Europejskiej, o Izraelu….W spotkaniu wzięło udział 150 osób bardzo wpływowych na świecie, miedzy innymi: Hilary Clinton, Henry Kissinger, Dawid Rockefeller i….Aleksander Kwaśniewski(???). Barak Obama był reprezentowany przez swojego przedstawiciela, Jamesa A. Johnsona. Grupa ta spotyka się każdego roku i dyskutuje  o problemach świata w polityce i ekonomii. Dawid Rockefeller podziękował nawet reprezentantom mediów, które były obecne na spotkaniu, za utrzymanie tajemnicy o spotkaniach, które się odbywają(???). Ciekawe, że dziennikarze są „ dobrzy” jeśli utrzymują coś w tajemnicy…. Przecież dziennikarz zawsze zajmował się ujawnianiem informacji, a nie jej ukrywaniem. Widocznie podczas spotkań Bilderbergu Grup obowiązują inne zwyczaje… Dziennikarz ma być bardziej ideologiem i narzucającym informacje i punkt widzenia , niż człowiekiem, który przybliża prawdę ludziom… Nicholas Rockefeller od powiedział swojego czasu na pytanie o ostateczne cele organizacji , że:” Ostateczny cel, to każdemu żyjącemu na tej planecie wszczepić chip RFID.  Następnie, by wszystkie finanse były na tym chipie i nie tylko, ale dokładnie wszystko-jeśli na przykład ktokolwiek będzie protestował przeciwko nam, to po prostu wyłączymy mu chip”(???). Prawda , że ciekawe? Pomału przystępują do czopowania W 2005 roku Kongres Stanów Zjednoczonych pod pozorem kontroli imigracyjnej i tzw. „ wojny z terroryzmem” dopuścił ACT REDL ID, który jest w projekcie na 2008 rok. Każdy będzie zobowiązany do nosić Federal ID Card zawierającą skanowany kod z danymi. Ten kod jest tylko przejściową formą do wyposażenia karty w Verdi Chip RFID Tracking Module( moduł śledzenia!), który będzie używał częstotliwości radiowej do śledzenia każdego ruchu człowieka . W nowym paszporcie amerykańskim już taki chip jest. Ostatecznym krokiem jest implementacja chipu (!!!). I czy nie zmierza to wielkimi krokami do utworzenia scentralizowanego świata, gdzie wszelki ruch , transakcje ludzi, przemieszczenia będą monitorowane( już są!) i śledzone, a wszelkie prawa ludzkie odebrane??? I jak tu nie wziąć sobie do serca słów Mikołaja Davili, który napisał:” Nie żyłbym ani ułamka sekundy, gdybym nie czuł oparcia w istnieniu Boga”(!!!!) I choć dobry żeglarz nigdy nie narzeka na wiatr, to nie może przyjść obojętnie, gdy dmie wiatr zła… Wiatr Bilderberg Grup…WJR

Wokół definicji Gruzji Rozwój wypadków, zapoczątkowanych niefortunnym - chociaż z drugiej strony, to rodzaj felix culpa, czyli szczęśliwej winy - rozkazem gruzińskiego prezydenta Michała Saakaszwili „przywrócenia porządku” w Południowej Osetii, pozwala na wstępną ocenę gruzińskiego testu. Po początkowym zaskoczeniu, prezydent Bush przyjął tak zwaną zdecydowaną postawę. Wyraziła się ona przede wszystkim w retoryce, która, jak wiadomo, ma ograniczoną moc sprawczą, ale również w błyskawicznym sfinalizowaniu porozumienia z Polską w sprawie tak zwanej tarczy antyrakietowej. Pan prezydent Kaczyński w swoim orędziu uznał to za dowód, iż USA twardo bronią swoich sojuszników. Zapewne tak też bywa, ale niekiedy zdarza się odwrotnie - jeśli np. Stanom Zjednoczonym trafi się lepszy sojusznik, to gorszego porzucają. Tak było z Polską w Teheranie i Jałcie, tak było z Wietnamem i Kambodżą, a przecież historia świata jeszcze się nie skończyła. Przeciwnie - kiedy Walczące Cesarstwa przystępują właśnie do podziału stref wpływów m.in. w Azji Środkowej, historia świata nabiera nadzwyczajnej dynamiki i wygląda na to, iż bez konfliktu się nie obejdzie. Dalszy ciąg testu wiarygodności prezydenta Busha będzie polegał na tym, czy na forum, dajmy na to, ONZ lub chociaż OBWE uda mu się przeforsować własną definicję Gruzji, czy też Rosjanie, wykorzystując precedens Kosowa, przeforsują swoją. Chodzi oczywiście o postulat wycofania wojsk rosyjskich „z Gruzji” - czy będzie on obejmował również Południową Osetię, czy też tylko Gruzję, powiedzmy, okrojoną na podobieństwo Serbii. Porozumienie ze Stanami Zjednoczonymi w sprawie tarczy dodało niezwykłego wigoru panu prezydentowi Kaczyńskiemu, który już otwarcie nawiązuje do programu prometejskiego, wspominając nie tylko o Ukrainie i Gruzji, ale nawet o Azerbejdżanie. Ten ambitny program ma wszelako swój słaby punkt w postaci prężenia przez Polskę cudzych, to znaczy - amerykańskich muskułów. Ta okoliczność obarcza go niezwykłym ryzykiem, którego Polska doświadczyła już w roku 1939, kiedy to Wielka Brytania udzieliła Rzeczypospolitej bardzo mocnych gwarancji. Minister Józef Beck wiązał z nimi wielkie nadzieje, ale jak się to skończyło - przed 1 września nikomu w Polsce nie trzeba przypominać. Dlatego też, o ile na razie, z braku własnych, prężymy muskuły cudze, to chcąc naprawdę prowadzić politykę prometejską, musimy szybko zbudować własną siłę militarną i to w oparciu o polską gospodarkę, którą w tym celu trzeba jak najszybciej uwolnić spod okupacji razwiedki i żyjącej z nią w symbiozie biurokracji. W przeciwnym razie, kiedy tylko opadnie podniecenie, sojusznicy, zapewne nie bez pewnej melancholii, powrócą jednak do rzeczywistości. Zatem test na prometeizm po stronie intencji wypada znakomicie, natomiast po stronie możliwości - już trochę gorzej. Najgorzej byłoby, gdyby się okazało, że wprawdzie chcieliśmy dobrze, ale wyszło jak zawsze. A takie ryzyko istnieje, bo wygląda na to, iż strategiczne partnerstwo rosyjsko-niemieckie przetrzymało gruziński test. Pan Kanclerz Merkel oświadczyła w Sofii, iż rosyjska reakcja na operację prezydenta Saakaszwili była „przesadna”, co z jednej strony można uznać za krytykę, ale z drugiej - za uznanie, że CO DO ZASADY, to Rosjanie mieli rację. Z pozoru sprzeczne z tym stanowiskiem jest oświadczenie pani kanclerz z Tbilisi, że Gruzja będzie mogła zostać członkiem NATO. Ale tylko z pozoru, bo jest to powtórzenie stanowiska zajętego w Bukareszcie, zaś po suwerennej decyzji prezydenta Saakaszwili o rozpoczęciu operacji „przywracania porządku” w Osetii Południowej, a zwłaszcza jej militarnych i gospodarczych następstwach, Gruzja jest jeszcze dalsza od spełnienia wymaganych warunków, niż była przedtem. Zatem - w najbliższych tygodniach przekonamy się, czy Niemcy podzielają amerykańską definicję „Gruzji”, czy raczej skłaniają się ku definicji rosyjskiej. SM

Traktat Lizboński. Naga europejska przemoc! Próżne były nadzieje tych, którzy naiwnie wierzyli, że irlandzkie „nie” zastopuje eurokratów. Lekkomyślni byli ci, którzy uważali, że kulturalni panowie w garniturkach i lakierkach z brukselskich korytarzy będę umieli zachować godność i przyznają, że Traktat Lizboński upadł, gdyż nie spełnił prawnego wymogu ratyfikowania go przez wszystkie państwa należące do Unii Europejskiej. W telewizji „France24” (taki galijski odpowiednik polskojęzycznego „TVN24”) obejrzałem niedawno wywiad z Javierem Solaną. Prowadzący rozmowę dziennikarz jakby nie wyczuł jak należy formułować pytania aby przypodobać się swoim szefom i spytał: „W jaki sposób rządy unijne mają zamiar wyjść naprzeciw decyzji podjętej przez Irlandczyków?” (cytuję z pamięci). Solanę wyraźnie zamurowało, jakby nie spodziewał się, że ktoś może w ogóle wpaść na pomysł, że Irlandczykom należy „wychodzić naprzeciw”, nieco więc ofuknął dziennikarza i zwrócił mu uwagę, że to nie Unia Europejska ma problem z Irlandią, ale rząd Irlandii ma problem z własnymi obywatelami, którzy zupełnie intelektualnie nie dojrzeli i nie zrozumieli jak wspaniałą ideą jest Unia. Dziennikarz szybko zreflektował się, że zupełnie źle zadał pytanie i zapytał co należy więc w tej chwili zrobić? Javier Solana uśmiechnął się - widząc, że dziennikarz już zrozumiał jak nietaktowne spytał - po czym wygłosił małą mowę, w której co chwila padało słowo „pédagogie” (pedagogia). Mówiąc wprost: problem polega nie na tym co zrobić z irlandzkim „nie”, lecz jakich metod pedagogiki należy użyć względem bezczelnych irlandzkich pętaków, którzy śmieją kwestionować przyjęty przez elity kierunek i model integracji europejskiej. Cele tej „pedagogiki” zostaną osiągnięte gdy powtórzone zostanie referendum i irlandzki „suwerenny lud” ochoczo zagłosuje za przyjęciem świetlanego Traktatu Lizbońskiego. Czy nie przypomina to drogim Czytelnikom słynnego bon mota prof. Geremka, że „Polacy nie dorośli do demokracji”, gdyż nie zagłosowali na Tadeusza Mazowieckiego? Dzień później Prezydent Francji Nicolas Sarkozy w Parlamencie Europejskim apeluje do Lecha Kaczyńskiego, aby ratyfikował Traktat Lizboński. Popełnił przy tym dwa idiotyczne błędy. Po pierwsze próbował to wymusić na Lechu Kaczyńskim, co znając charakter bliźniaków przynosi skutki odwrotne do zamierzonych (od razu powinien nazwać Lecha Kaczyńskiego „kartoflem”, to już by było po Traktacie); po drugie, przeciwstawił Kaczyńskiemu… Lecha Wałęsę, który dla naszego Prezydenta jest tylko nędznym i godnym pogardy TW „Bolek”. Wywiad (w tym przypadku wystarczy tzw. biały) francuski jest w kompletnym upadku, skoro robi takie proste błędy. Najbardziej w mowie Sarkozy'ego uderzyło mnie odwołanie się do „racji moralnych”. Jeśli w polityce ktoś odwołuje się do moralności, to zwykle czyni to wtedy gdy wszystkie pociski i torpedy zostały wystrzelone. W takich przypadkach, po przegranej w polu, pozostaje jedynie odwołanie się do argumentów moralnych - z przewidywalnym skutkiem w postaci druzgocącego „moralnego zwycięstwa”, które myśmy też wielokrotnie odnosili (np. w 1831 i 1864 roku). No, ale być może odwołanie się do racji moralnych też stanowi element jakiejś teorii „pedagogicznej”. W końcu postępowa pedagogika głosi, że dzieciom nie należy niczego nakazywać, ale odwoływać się do tkwiącej w nich z natury dobroci. Sarkozy mógł użyć pasa, a tu masz tu - ludzki pan - wybrał rozwiązanie „moralne” i „pedagogiczne”. Jeszcze śmieszniejszy pomysł Sarkozy'ego: 1 I 2009 roku przewodnictwo Unii Europejską mają objąć Czechy, które nie wykazują euroentuzjazmu i których Prezydent napisał nawet książkę o „europeizmie” (przetłumaczoną ostatnio na język polski). Szanse na złamanie oporu Irlandczyków - zapewne za pomocą „pedagogiki” - w ciągu pół roku są nikłe. A więc prezydencji francuskiej nie uda się siłą i bezprawiem doprowadzić do ratyfikacji Traktatu Lizbońskiego. A Czechy przejmą prezydencję i rozłożą Traktat ostatecznie. A więc trzeba zmienić zasady przewodniczenia Unii Europejskiej i zrobić chwilowo „trójprezydencję” Francji, Czech i - następnej w kolejności - Chorwacji (której rząd chętnie antyszambruje w przedpokoju Angeli Merkel). W ten sposób partia europejska zapewni sobie kontrolę nad pracami mającymi na celu - po odpowiednich zabiegach „pedagogicznych” - zmasakrowanie Irlandii i wymuszenie posłuszeństwa wobec europejskich zasad demokratycznych, ujętych kilkadziesiąt lat temu przez wybitnego teoretyka i praktyka paneuropejsko-germańskiego socjalizmu w formule „Ein Volk, Ein Reich, Ein Führer” (uprzedzając przyszłoroczny raport MSW na temat rasizmu i ksenofobii już zgłaszam ostatnie zdanie do nominacji w kategorii „ksenofobiczna interpretacja integracji europejskiej”). Tymczasem prawda jest brutalna i jeśli eurokraci nie rozumieją po ludzku, to należy im wbijać to pałkami w ich szare komórki: z punktu widzenia fundamentów prawnych na których wzniesiono Unię Europejską sprawa jest zakończona. Warunkiem wejścia w życie Traktatu było ratyfikowanie go przez wszystkie państwa członkowskie. Irlandzkie „nie” pogrzebało sprawę raz na zawsze. Traktatu po prostu nie ma. GAME OVER! Rzadko zdarza mi się chwalić Lecha Kaczyńskiego, ale tym razem trafnie ujął on rzeczywistość: nie ma kwestii czy Traktat Lizboński zostanie przez Polskę ratyfikowany czy nie zostanie ratyfikowany. Tego Traktatu po prostu już nie ma. Oczywiście, możemy udać, że Traktat może wejść w życie nawet bez ratyfikacji przez wszystkie kraje członkowskie. Jeśli się tak umówimy, to nie ma problemu. Jeśli dobrze pamiętam, to Tomasz Morus - któremu ścięto głowę, gdyż nie uznał „małżeństwa” Henryka VIII z Anną Boleyn - dostał na swoim procesie podchwytliwe pytanie: „Czy uznajesz małżeństwo Henryka VIII z Anną Boleyn?”. Każda odpowiedź była zła: „tak” oznaczało schizmę z Kościoła; „nie” oznaczało bunt i wyrok śmierci. Wtedy Morus odpowiedział: „A co się stanie jeśli Jego Wysokość Henryk VIII wyda ustawę, że ziemia jest płaska?”.

Adam Wielomski

Uwagi niepalącego liberała P. mec. Marek Derlatka, polemizując w „Rzplitej” z p. Łukaszem Warzechą okazał się kolejnym zwolennikiem faszyzmu: wystąpił w obronie forsowanego już za Hitlera zakazu palenia w knajpach. Trudno tu o dyskusje (i tak wiadomo, że ONI wygrają, bo ONI mają za sobą policję i Komisję Europejską) ale kilka punktów argumentacji p. Mecenasa zasługuje na podkreślenie - w tym zabawne petitio principii. Założenie Autora jest słuszne: „Wolność osoby niepalącej nie narusza w żaden sposób wolności palacza, wolność palacza zaś ewidentnie narusza wolność innych osób, zmuszając je do wdychania szkodliwego dymu”. Tak - ale tylko w miejscach, w których niepalący MUSI przebywać! Np. wolność p. Derlatki do jechania pociągiem ogranicza moją wolność zatrzymania się na przejeździe kolejowym (co zaszkodziłoby mi znacznie bardziej, niż wdychanie dymu...) - ale mimo to nie protestujemy przeciwko temu ograniczeniu - bo nie istnieje uzasadniona potrzeba parkowania akurat na przejeździe akurat w czasie przejazdu pociągu. Otóż dokładnie tak samo nie istnieje potrzeba niepalącego przebywania akurat w tej knajpie, w której ludzie sobie palą. Jeśli niepalący może swoją potrzebę niewdychania dymu zaspokoić (np. w innej knajpie, czy wagonie tramwajowym dla niepalących) - to nie ma powodu, by ustawodawca w to ingerował. Knajpiarze - wiedząc, że istnieje taka kategoria konsumentów - pootwierają knajpy dla niepalących (lub wydzielą u siebie sale dla niepalących); i po problemie. Czym innym są np. urzędy państwowe, w których obywatel musi się pojawiać. Tam zakaz palenia jest oczywiście słuszny. Natomiast tam, gdzie instytucja prywatna ma interes, by jak najwięcej klientów do niej przychodziło, ingerencja ustawodawcy jest zbędna i szkodliwa. Tu dochodzimy do wspomnianego błędu ukrycia zasady. P.Mecenas pisze: „ Prywatne lokale, bary, kawiarnie i restauracje dostępne dla nieograniczonego kręgu osób pełnią bowiem funkcję miejsc publicznych”. Czyli: jeśli zabronię wstępu pewnym kategoriom ludzi, to przestaną pełnić funkcję miejsc publicznych - a więc mogę im tego zakazać!! Otóż w prawie, panie Mecenasie, nie powinno być szarej strefy: albo są to knajpy prywatne - albo miejsca publiczne. Chęć traktowania prywatnych miejsc jako publicznych jest typowa dla faszystów, socjalistów, komunistów i innych takich - bo ONI uwielbiają wtrącać się w prywatne sprawy innych osób i zawłaszczać przestrzeń prywatną. Zresztą w pewnym momencie zasłona „troski o dobro niepalących” opada i p. Derlatka wyraźnie pokazuje się jako przeciwnik liberalizmu: „Państwo ma nie tylko prawo, ale i obowiązek chronić zdrowie swoich obywateli. Utrudnianie palenia tytoniu może również wpłynąć na samych palaczy, którzy zostaną zmuszeni do ograniczenia liczby wypalanych papierosów, a tym samym uniknięcia negatywnych skutków palenia.”. W takim razie proponuję wprowadzić również przymus mycia zębów. P. Mecenas jest konsekwentny, pisze bowiem: „Jeżeli chodzi o prowadzenie baru czy restauracji zarejestrowanych jako lokale dostępne dla wszystkich, to zakaz palenia jest uzasadniony” i dalej: „Fakt, że mogę nie wpuścić do domu osoby, która mi się nie podoba, nie oznacza, że ten sam zakaz będzie skuteczny odnośnie do lokali gastronomicznych dostępnych dla wszystkich”. Otóż tu znów pojawia się ten sam błąd petitio principii: „Nie mogę wprowadzić zakazu w lokalach dostępnych dla wszystkich” - a co to lokal „dostępny dla wszystkich”? - taki, w którym nie wprowadziłem jakiegoś zakazu... P. Mecenas powołuje się tu na Art.32 Konstytucji - przezornie nie podając jego treści, jest on bowiem kompletnie absurdalny. Brzmi tak: „Nikt nie może być dyskryminowany w życiu politycznym, społecznym lub gospodarczym z jakiejkolwiek przyczyny”. Nie wiem, czy jedzenie obiadu w restauracji to część życia „politycznego”, „społecznego” czy „gospodarczego” - natomiast z całą pewnością na postawie tego Artykułu dyrektor szkoły nie może odmówić zatrudnienia pedofila, a właściciel kina napisać „Dozwolone od lat 18.tu”; dlatego artykuł ten jest martwy. Mogę zresztą wyliczyć (bez przesady!) 50 artykułów Konstytucji wskazujących jasno, że PT Ustawodawca nie miał pojęcia, jak powinno wyglądać postanowienie prawne; Konstytucja napisana jest nie po to, by działała - lecz by zamieścić tam deklaracje i slogany spełniające warunki „politycznej poprawności”. Dokładnie jak w Konstytucji „stalinowskiej” - z tym, że „politycznie poprawne” było wtedy nieco (dokładnie: „nieco”) co innego. Jeszcze groźniej wygląda powołanie się Autora na Kodeks Cywilny, gdzie pobrzmiewa echo „konieczności realizacji Jedynie Słusznej Idei”: „Jednak art. 140 k.c. stanowi, że właściciel może korzystać z rzeczy zgodnie ze społeczno-gospodarczym przeznaczeniem swego prawa, w granicach określonych przez ustawy i zasady współżycia społecznego.” (co może pozwolić Władzy np. na ograniczenia mi dostępu do internetu - albo i długopisu, którym wypisuję paszkwile na III Rzeczpospolitą) i dalej: „Torpedowanie samego pomysłu wprowadzenia [zakazu palenia w knajpach] poprzez odwoływanie się do konieczności ochrony wolności obywatelskiej może utrudnić realizację słusznej idei [??? - tu powinno być: „jedynie słusznej” - uw. JKM]. Ograniczenia w korzystaniu z konstytucyjnych wolności i praw mogą być ustanawiane, gdy są konieczne między innymi dla ochrony zdrowia, wolności i praw innych osób - art. 31 ust. 3 konstytucji”. Jak udowodniłem powyżej takiej konieczności, panie Mecenasie, nie ma. Polacy na szczęście umieją głupie Prawo (czy też prościej: „Lewo”) obchodzić - i sam p. Mecenas podsunął nam świetny pomysł. Pisząc, że absolutnie należy zakazać palenia w knajpach, dodał: „Oczywiście inaczej byłoby, gdyby ktoś otworzył palarnię, a nie restaurację, wyraźnie zawężając krąg ewentualnych gości”. Ponieważ, o ile wiem, przepisy nie zabraniają podawania jedzenia i picia w palarniach - więc jeśli naśladowcom Hitlera uda się wprowadzić taki zakaz, to prorokuję burzliwy rozwój sieci palarni. Nad swoją umieszczę szyld: „PALARNIA. U nas tanio, smacznie i pożywnie!”. JKM

24 sierpnia 2008 Za welonem ignorancji i kłamstwa... Francuski socjalizm przeżywa kolejną swoja młodość, Wydawałoby się, że nic już nie da się poprawić, a jednak… Urzędnicy francuskiego ministerstwa finansów oraz tamtejszego ministerstwa zdrowia, którym na szczęście na zarządza pani minister Ewa Kopacz, opracowali specjalny raport w sprawie…. Odchudzania społeczeństwa francuskiego(???). Bo w USA też  starają się odchudzić społeczeństwo, w Wielkiej Brytanii… no i w Polsce także! Ktoś centralnie i światowo musi pilnować tego odchudzania i mieć z tego jakieś konkretne pieniądze…We francuskim raporcie stwierdzono, że” zbyt tłuste, słodkie lub słone  artykuły spożywcze powinny stracić prawo do ulgowej 5,5 % stawki VAT,  z której korzysta żywność”(???). Chodzi przede wszystkim o hamburgery, chipsy, pizzę i słodkie napoje…. Na odchudzanie najlepszy jest podniesiony podatek VAT, wymyślony przez socjalistów francuskich  w latach pięćdziesiątych  i proponują w związku z tym stawkę 19,6- procentową…(!!!). To jest oczywiście pomysł nie na odchudzanie w sensie pogrubionego ciała, ale pomysł na odchudzanie portfeli Francuzów… Widać z budżetem francuskim nie jest za dobrze, skoro rząd - pod bałamutnymi hasłami walki z plagą  przejedzenia- chce wyrwać kolejne pieniądze francuskich „ obywateli” na sfinansowanie rosnącego długu Francji w postępie geometrycznym… Nie pamiętam ile tego jest na sekundę, pan Stanisław Michalkiewicz kiedyś dawał tę informację, ale przy ilości 5 milionów urzędników na 60 milionów mieszkańców Francji, potrzeby budżetu francuskiego muszą być przeogromne.. Kłamstwa socjalistów są wszędzie takie same…We wschodniej Anglii, w dystrykcie West Norfolk, władze walczą ze wzrostem spożycia soli wśród „ obywateli”, bo wiadomo, jak obywatel jest własnością państwa, to państwo za niego walczy o to, co powinno być dla niego dobre..  On sam nie musi niczego robić! Wystarczy, że słucha władzy, ona za niego zrobi wszystko    co właściwe.. Władze lokalne zaopatrzyły lokalne bary w nowe solniczki ze …. zmniejszoną ilością dziurek,(???)  w nadziei, że tym prozaicznym sposobem  zmniejszą spożycie soli wśród „ obywateli”(???) Według BBC News, do 39 barów serwujących smażoną rybę z frytkami wysłano 200 czterootworowych solniczek  , za które rada dystryktu zapłaciła 450 funtów. Nie chodzi tu o sumę pieniędzy,  u nas każda prawie decyzja urzędnicza to straty wielokrotnie wyższe.. ale chodzi o pomysł jak zmarnować kilkaset funtów..(!!). Przecież jak ktoś lubi sobie rybę posolić, to zrobi to tak samo przy pomocy siedemnastu dziurek, jak i przy pomocy - jednej… Najwyżej dłużej mu zejdzie z soleniem, ale solennie musi sobie przyrzec, że dotąd będzie solił , aż do końca posoli.. Zresztą w ogóle można solić bez solniczki, nurzając palce w soli i  delikatnie pocierać palec o palec… aż pojedyncze ziarenka znajdą swe właściwe miejsce na frytce lub rybie.. Nie wiem, czy biurokraci europejscy opracowali już- obok instrukcji mycia rąk- instrukcję posługiwania się solniczką, albo sposób na solenie bez solniczki, który byłby obowiązujący w całej socjalistycznej Unii Europejskiej. Zresztą może bez soli da się żyć, ale jak zaczną kontynuować i generować nowe pomysły dotyczące posługiwania się pieprzem i keczupem- to może dojść do rewolucji kulinarnej, na skalę do tej pory nie znaną…! I nie będzie zrywał kajdan lud proletariacki, ale miliony konsumentów okradzione z właściwej im przyjemności solenia, keczupowania i pieprzenia… Nie chcę przy tym obrazić pani Frykowskiej, popularnej „Frytki” z serialu „ Big Brother”.. No i te tylko cztery dziurki w solniczce..  Czy to nie za mało?.. I czy ich ilość zgodna jest z  instrukcją  konstrukcyjną solniczek o numerze  EU\ F\R\1265|34|3? I co na te cztery dziurki powiedzą  stowarzyszenia poszanowania praw gejów i lesbijek? Czy to nie jest obrażanie ich uczuć osobistych? Bo popielniczek też będzie marny los w Unii za przeproszeniem Europejskiej.. Najdalej za trzy lata w krajach Unii Europejskiej, czyli i u nas także- oprócz ma się rozumieć Irlandii- ta do Unii Europejskiej jeszcze nie weszła- mają być na rynku dostępne tylko takie papierosy, które gdy się ich nie zaciąga same się gaszą…(???). Nie wiem jak to robił Bill Clinton, który owszem palił marihuanę, ale się nie zaciągał.. Do cholery z takimi papierosami…. Zacznę coś robić, odłożę na chwilę papierosa , żeby umyć na przykład garnek, a tu masz  ci babo placek- znowu zgaśnie… Ile to zapałek będzie do tego potrzeba, ile lasów trzeba będzie dodatkowo wyciąć, ile dodatkowego drewna? Znowu obrońcy praw drzew będą mieli wiele roboty, będą musieli kupić sobie nowe łańcuchy, bo przecież one też się zużywają po wielokrotnym przykuwaniu się do drzew, w imię poszanowania ich praw. Zresztą prawa też się zużywają! Dlatego ciągle uchwalają nowe… i nowe! Starych nie wycofują tylko wprowadzają nowe… Stare się kumulują, w końcu wydzielają śmierdzący gaz… no i  CO2, którym się permanentnie walczy..! I całość się zamyka w jakimś sensownym cyklu.. Nowa technologia zakłada umieszczenie w strukturze papierosa dwóch krążków z celulozy, które będą powodować jego zgaśniecie, jeśli papieros nie jest palony.. Dziwię się, że naukowcy nie idą w kierunku wynalezienia papierosa, który nie dymi… Ślimaka zrobili socjaliści rybą, dwóch facetów małżeństwem, marchewkę - owocem, to dlaczego nie skonstruować papierosa, który nie dymi.. I przy okazji samochodu, który nie jedzie, i roweru, który sam pedałuje.. No i podobno takie papierosy nie tracą smaku(???) To jest podobnie jak z tymi wodorostami japońskimi, które mają taki sam smak jak polski karp(????) …. Ja co prawda nie palę, ale nie jestem przeciw paleniu innych, ale gdy dojdzie do  nadpalania krążków z celulozy , przeciętny palacz nie poczuje w ustach jakiegoś przykrego zapachu  palonej celulozy? I czy to jeszcze będzie papieros? To nie lepiej zaciągać się zwykłym sianem? A popielniczki poprzerabia  się na czterootworowe solniczki, które potem poprzerabia się na czterootworowe keczupniczki, a te z kolei- po wykorzystaniu , na pieprzniczki… Naprawdę wiele jeszcze przed nami, to się dopiero rozkręca.. W Ameryce dbają o poprawienie zdrowia seksualnego amerykańskich policjantów. Chodzi o nowy typ siodełek rowerowych, które na drodze eksperymentu, pozbawione noska, uwolniły policjantów od dolegliwości takich jak odrętwienie krocz i zaburzenia erekcji..(???). Teraz siodełka są szerokie, rozłożyste i nieupijające… Ciekawe, jak po zabezpieczeniu krocza, amerykańscy policjanci rowerowi odczuwają jazdę na rowerze od strony… tam gdzie plecy tracą swoją szlachetność??? Policjantów  płci męskiej  amerykańska władza uwolniła od zaburzeń erekcji przy pomocy nowoczesnych siodełek… A co z kobietami na rowerach, one nie koniecznie muszą jeździć na damkach…??? I czy one też mają siodełka pozbawione noska? Może z noskiem było lepiej! Czy były przeprowadzane jakieś poważne badania w tej materii? I czy nosek ma coś wspólnego z erekcyjnym orgazmem? Czy naprawdę świat w Ameryce kręci się wokół zdrowia seksualnego amerykańskich policjantów??? Mimo wszystko pośród strumienia pozorów, świat nie traci na swojej wartości…Będąc kilka dni temu  w Zakopanem z lubością  wpatrywałem się  w  tętniący bieg Czarnego Potoku.. I to jest  prawdziwa przyjemność? WJR

Między ostrzami potężnych szermierzy „W Ołomuńcu, na Hilfstplatzu, gdym na warcie hm, hm, stał, wszyscy mi się, hm, hm, dziwowali, sam się cesarz hm, hm, śmiał” - głosiła popularna w swoim czasie w kołach wojskowych i biesiadnych piosenka. Cesarze, podobnie, jak i prezydenci, nieczęsto mają okazje do śmiechu, ale i im też się czasem takie momenty przytrafiają. Ostatnio miało to miejsce podczas ceremonii podpisywania w Warszawie porozumienia między Stanami Zjednoczonymi i Polską w sprawie zainstalowania na polskim terytorium amerykańskiej tarczy antyrakietowej. Ceremonia składania podpisów została poprzedzona sporem między tak zwanym „dużym pałacem”, czyli Pałacem nomen omen Namiestnikowskim, w którym urzęduje i mieszka prezydent, a pałacem „małym”, czyli Kancelarią Premiera, w której urzęduje premier Donald Tusk. Nie chodziło o to, kto ma porozumienie podpisywać, bo konstytucyjnie upoważniony jest do tego rząd, ale gdzie - czy w „dużym”, czy w „małym” pałacu. Na podpisanie porozumienia zaproszony został prezydent, chociaż nie było jasne, czy jako prezydent, czy jako osoba prywatna, bo Kancelaria Premiera zaproszenie opatrzyła intytulacją: „Pan Lech Kaczyński”. Jeśli nie była to zamierzona złośliwość, to mamy namacalny dowód, że w Kancelarii Premiera pracują jakieś nieokrzesane prymitywy bez cienia kindersztuby. Ciekawe, jak te urzędasy zaadresowały zaproszenie dla Kondolizy? Jak tam było, tak tam było, dość, że Kondoliza przyleciała do Polski w towarzystwie ministra Sikorskiego. Ceremonia odbyła się w obecności prezydenta, ale najsampierw po angielsku przemówił premier Donald Tusk, a potem - tez po angielsku - minister Sikorski. Ciekawe, czy Kondoliza zrozumiała przemówienie premiera Tuska, bo prezydent zrozumiał na pewno, o czym wnioskuje stąd, że na te lingwistyczne popisy parsknął śmiechem. Sam się cesarz, hm, hm, śmiał. Tymczasem porozumienie z Ameryką oznacza, że na polskim terytorium zostanie zbudowane stanowisko rakiet przechwytujących balistyczne pociski. W zamian za to polskiego terytorium będzie chroniła bateria rakiet „Patriot” do 2012 roku, a potem - nawet 19 baterii, jeśli oczywiście Polska je sobie w Ameryce kupi. Nie jest to może dwustronny sojusz wojskowy z Ameryką według klasycznych reguł wzajemnie zobowiązujący do ściśle opisanych reakcji; porozumienie jest bardziej podobne do brytyjskich gwarancji udzielonych Polsce w kwietniu 1939 roku, ale cóż począć? Mówi się: trudno; jak się nie ma co się lubi, to się lubi, co się ma. Rosja oczywiście demonstruje niezadowolenie, ale trudno było spodziewać się czego innego; Rosja byłaby zadowolona tylko wtedy, gdyby Polska zgodziła się na status „bliskiej zagranicy”. Niemcy na razie nic nie mówią, chociaż w niemieckiej prasie ukazują się artykuły na przykład, że Rzesza Niemiecka prawnie nadal istnieje. Może to nic nie oznaczać, ale może też oznaczać pierwsze poważne ostrzeżenie, jako, że w prasie rosyjskiej pojawiają się głosy, iż najlepszym wyjściem byłby rozbiór Polski - bez precyzowania, w jaki sposób dokonać tej sztuki dzisiaj. Pewną wskazówką co do tego sposobu może być telewizyjny występ byłego ambasadora Izraela w Polsce, Szewacha Weissa, który wprost nie mógł się nas nachwalić za odwagę i determinację podczas wojny w Gruzji. Już tam Szewach Weiss bezinteresownie nikogo nie chwali, więc nie można wykluczyć, że wiadoma „diaspora” liczy, iż przy ewentualnym rozbiorze jakiś okruszek w postaci Żydo, czy chociaż Lublinlandu, o którym Niemcy, to znaczy pardon - jacy tam znowu „Niemcy” - żadni „Niemcy”, tylko zwyczajni „naziści” myśleli jeszcze w 1942 roku, trafi im się i teraz. Bo wygląda na to, że strategiczne partnerstwo niemiecko-rosyjskie wytrzymało gruziński test całkiem nieźle. Wprawdzie niemiecka kanclerzyna oświadczyła, iż rosyjska reakcja na gruzińską operację „przywracania porządku” w Osetii Południowej była „przesadna”, ale to może oznaczać, iż co do ZASADY, była prawidłowa, tylko wojsko użyło zbyt dużych kalibrów przy bombardowaniach powietrznych i artyleryjskich. W Tbilisi wypadało również Gruzinom powiedzieć coś przyjemnego, więc pani kanclerz powiedziała, iż Gruzja będzie mogła wstąpić do NATO. Zabrzmiało to szalenie rewolucyjnie, ale było to tylko powtórzenie deklaracji z Bukaresztu, uznanej wtedy jako rodzaj szlabanu dla Gruzji, która zresztą po rosyjskim obiciu, jest znacznie dalsza od spełniania warunków przynalezności do Paktu, niż podczas bukaresztańskiego szczytu NATO. Dlatego teraz istotne jest, czyja definicja Gruzji będzie przyjęta na forum społeczności międzynarodowej - czy amerykańska - z Osetią i Abchazją - czy rosyjska - bez Osetii i Abchazji. W tej sytuacji zwycięskie fanfary w Warszawie brzmią chyba trochę przedwcześnie, zwłaszcza, że w cieniu gruzińskich batalii i amerykańskich gwarancji zawartych w podpisanym właśnie z Kondolizą porozumieniu, zupełnie nie została zauważona informacja, iż pan prezydent Kaczyński zdezawuował Antoniego Macierewicza. Nie tylko bowiem nie opublikuje aneksu do Raportu o rozwiązaniu Wojskowych Służb Informacyjnych, ale uzasadnił swoją powściągliwość tym, iż Antoni Macierewicz sporo w tym „aneksie” nakonfabulował. Jest to powtórzenie zarzutów, jakie pod adresem Antoniego Macierewicza kierowała razwiedka jeszcze przed przekazaniem aneksu prezydentowi. Być może zatem te zarzuty były słuszne, ale równie dobrze można przyjąć, że pan prezydent po prostu się do razwiedki dostroił. Czy dlatego, że część przewerbowała się do CIA i Mosadu, a więc nie wychodząc wprawdzie ze złowrogiego „układu” stała się „sojusznikiem naszych sojuszników”? Wszystko to być może, zwłaszcza, że dymisję ze stanowiska szefowej Kancelarii Prezydenta złożyła również minister Anna Fotyga, zaś prezydent Kaczyński dymisję przyjął. Niektórzy politolodzy twierdzą, że pani Fotyga została spławiona w związku z przygotowaniami do reelekcji prezydenta Kaczyńskiego. Te przygotowania mają polegać na eliminowaniu z otoczenia prezydenta osób niechętnie widzianych przez „media”, czyli agentów razwiedki odkomenderowanych na odcinek frontu ideologicznego. Jeśli to prawda, to i poświęcenie Macierewicza wydaje się lepiej zrozumiałe. W każdym razie widać, żeśmy weszli między ostrza potężnych szermierzy, których ze zrozumiałych względów musi śmieszyć postać wartownika w Ołomuńcu na Hilfstplatzu, zwłaszcza, gdy traktuje on swoją wartowniczą służbę niezmiernie serio. Wtedy nawet sam cesarz nie może powstrzymać wesołości. SM

Po Kórniku o języku; V-BLOG też jest! Dopiero wróciłem z pikniku w Kórniku, więc tylko parę słów. Dwa dni temu radziłem, by dla zrozumienia duszy Rosjanina przeczytać dwa wiersze Puszkina. Otóż proszę przypadkiem nie czytać tłumaczenia dokonanego przez p. Macieja Szczepańczyka alias Mathiasrex. Człowiek ten wykonuje ogromną robotę tłumacząc (na ile widzę: dość poprawnie) rozmaite teksty z historii stosunków polsko-rosyjskich - i należą Mu się za to słowa wielkiego uznania.. Niestety: poetą nie jest. Przekład z rosyjskiego jest zresztą piekielnie trudny - Tuwimowi nie do końca wyszli „Oszczercy Rosji”, mnie udało się w dwa lata przełożyć może połowę „Rocznicy Borodino”; problem w tym, że takie same wyrazy rosyjskie i polskie mają bardzo często akcent w innym miejscu!! Czasem dziewięć słów na dziesięć można żywcem przełożyć po kolei, jak leci - a dziesiąte ma akcent gdzie indziej... i klops! Może w takim razie dać w "Wikiźródłach" przekład Tuwima - a „Borodino” dać w wiernym przekładzie prozą? Jednak to też nie będzie to... Co do meritum. Jako liberał uważam, że państwo powinno opłacać tylko wojsko i policję (i jakąś szczątkową administrację, oczywiście). A jeśli płacę podatki na wojsko - to chcę, by to było takie wojsko, z którego byłbym dumny! Wbrew temu, co myślą niektórzy, znacznie ważniejsze jest mieć dobre wojsko - niż dobrą drużynę futbolową.... Więc chciałbym mieć wojsko, które dołoży komu trzeba - bym ja mógł się potem (ustami poety...) ponaigrywać z bezsilnie wymyślających mi wrogów! Co dzięki Puszkinowi mogli (i mogą!) robić Rosjanie. JKM

25 sierpnia 2008 Na każdym kroku kuglarstwo... Na razie pani Gronkiewicz-Waltz, prezydent Warszawy  zadecydowała o  zatrzymaniu budowy Pałacu Saskiego w Warszawie, Przy Placu Saskim, pardon Józefa Piłsudskiego. W czasie II wojny światowej ów plac nazywał się im Adolfa Hitlera W wybudowanym Pałacu- według planów- miała znaleźć się siedziba stołecznego ratusza. Biurokracja już bez żadnych zahamowań planuje przenoszenie się do pałaców., gdzie wije sobie ciepłe gniazdka. Na same przygotowania do budowy Pałacu wydano już 12 milionów złotych(!!!) Archeologiczne wykopki i doraźne zabezpieczenia terenu pochłonęły już ponad 2 miliony złotych(!!!);kolejne dwa- przesuwanie infrastruktur- kabli i rur. Około 3,6 mln, biurokracja ratuszowa , zapłaciła firmie Budimex-Dromex za projekt koncepcyjny pałacu wraz z  makietą(!!!). A 4,35 mln (!!!!) wydał na wycinkę drzew w Ogrodzie Saskim, głównie od strony ulicy Królewskiej. Wydać ponad 4 miliony złotych  tylko na wycięcie drzew…(???).To jakieś horrendalne kuglarstwo.!!!! Szkoda , że nie 10 milionów! Czy i jak oni je wycinali, że wzięli za to tyle pieniędzy….. Ciekawe, jakie kuglarstwo odbyło się pośród wystawionych faktur? Ile razy powpisywali te same wycięte drzewa? Nie znam się na wycince drzewa, ale 4 miliony mnie szokuje… Na razie, zamiast rekonstrukcji gmachu Pałacu Saskiego, na placu towarzysza Piłsudskiego, znajdują się rozkopane podziemia XVIII i XIX wieku. Ponieważ zbliża się 50 rocznica odzyskania przez Polskę niepodległości, więc rozkopane miejsca trzeba będzie zasypać, a potem znowu odsypać…. Na razie przywali się płytami betonowymi…Żeby ogłosić przetarg na zabezpieczenie i zasypanie ruin, miasto potrzebuje zgody konserwatora zabytków… Na rozgrzebywanie -- też była potrzebna zgoda konserwatora… „- Na to poszły rzeczywiście gigantyczne kwoty, jeśli porównać je z innymi wydatkami. Ale takie są koszty ingerencji w park”- mówi pani Julia Matuszewska. , rzeczniczka Stołecznego Zarządu Rozbudowy Miasta. W sumie w wirtualny Pałac Saski poszło 12,2 miliona złotych, ale beztroska urzędników  jak zawsze jest rozbrajająca „_ Na pewno nie będą to pieniądze stracone”- dodaje rzeczniczka. Jak to nie będą jak już są..(???) Urzędnicy oczywiście nie czują wagi wydawanych pieniędzy….Milion w tę, czy milion we wtę to wszystko dla urzędników małe jasne.. W końcu to nie oni te pieniądze wypracowują, ani je tylko wydają… Jak? Widać codziennie! Na razie pani prezydent Gronkiewicz-Waltz zawiesiła inwestycję w Pałac Saski do 2013 roku… Znając życie, za pięć lat urzędnicy wszystkie papiery zaczną od początku kompletować, przy nich  majstrować, zmieniać, nanosić,  wprowadzać zmiany, konsultować itp. Znowu projekt i jego przygotowanie pochłonie kolejne pieniądze, ale może będzie nowa ekipa, więc zwali się na poprzedników… Tak jak zwykle! Zresztą i tak nikt już nie będzie pamiętał, o co chodziło pięć lat temu… Tak jak nikt już nie pamięta, a telewizja nie przypomina, że po wyrzuceniu kupców ze Stadionu Dziesięciolecia, poprzednia ekipa ( Prawa i Sprawiedliwości) obiecała przeniesienie targowiska na ulicę Radzymińską…W tej sprawie ,12 sierpnia kupcy ze Stowarzyszenia „Stadion” protestowali przed kancelarią premiera mając ze sobą transparent z napisem: ”Radzymińska albo śmierć” Nie  , nie było to wesołe miasteczko, pardon białe miasteczko… Po prostu kupcy chcieli wyegzekwować  złożoną obietnicę, ale jak to zwykle, obietnica była złożona pod wiatr…. wyborów…. A one na ogół rozwiewają wszystko co się obiecało.. Jak to w demokracji! Skąd kupcy  wpadli na pomysł takiego hasła? Ano od pana posła Jana Marii Rokity, który swojego czasu, żeby zamącić i odwrócić uwagę od sedna sprawy, czyli  biurokratycznej Unii Europejskiej, wymyślił hasło:” Nicea albo śmierć”. To znaczy on go nie wymyślił, lecz jedynie zaadoptował do swoich politycznych potrzeb… Nasłuchał się widocznie kilkugodzinnych przemówień  towarzysza Castro, który każde takie przemówienie kończył słowami:” Socialismo e muerte”(!!!), czyli woli śmierć od socjalizmu… A socjalizm, to przypadkiem nie powolne konanie? Jak państwo myślicie, że Fidel Castro był pierwszym autorem tego hasła , to się grubo mylicie… Zaczęło się od Rewolucji Antyfrancuskiej gdzie to hasło funkcjonowało w oryginale jako:” Wolność, równość, braterstwo, albo śmierć”… Kto by pomyślał, że kupcy warszawscy wykorzystają , w dwieście lat później ,rdzeń tego hasła, czyli „ śmierć” do swoich rozgrywek z premierem Tuskiem…, w ramach bitwy o Radzymińską.???. Władza chce przenieść kupców na Marywilską, tam z pewnością skończą swój żywot…. Ale niech się nie martwią! Historia bowiem lubi się powtarzać, tak jak ta ze Stadionem Dziesięciolecia, który był budowany dla potrzeb wielkich partyjno-rządowych uroczystości, trochę było sportu, a później stał się największym targowiskiem Wschodniej Europy.. Obecna władza Platformy Obywatelskiej kontynuuje budowę  stadionów zapoczątkowaną przez Prawo i Sprawiedliwość,  i jest nadzieja, że po wybudowaniu tych stadionów przez Chińczyków i po sportowych igrzyskach kupcy spokojnie będą mogli wrócić na bardziej nowoczesny stadion, żeby móc … handlować(!!!). Bo do czego będzie ten stadion wykorzystany? Oczywiście istnieje potencjalne niebezpieczeństwo, że szybsi z handlem będą Chińczycy, ale to już odrębny problem… No i w całości igrzysk zamierzają utopić 90 mld zł wstępnie, ale jak wydatki się rozkręcą to z pewnością będzie dużo więcej. Bo im więcej wydają urzędnicy, tym  więcej widać, że  są zapracowani… A jak będą chcieli odpocząć po przepracowaniu się, będą mogli- wraz z Chińczykami, pójść wieczorem w Warszawie na sztukę pt:” Dialogi penisa”,  która jest wystawiana przy ulicy Penisa 14a,pardon Magazynowej 14a, jako sztuka- w pełnym tego słowa znaczeniu. Bohater sztuki niejaki Andym, ma problemy, bo penisz dominował jego życie(!!!). I teraz postanowił toczyć z nim  nieustanny dialog Nazwał swojego penisa Rogerem i dawaj z nim dialogować na poważnie.. Podobno nawet mają zupełnie odmienne zdanie odnośnie wspólnych dla siebie kwestii(??) I dużo rozmawiają o seksie, bo to temat ciekawy, szczególnie ciekawy jak kontynuuje się go ze swoim własnym penisem… Arcyciekawy! Druga część tej „ sztuki” będzie zapewne o dialogu kobiety ze swoją…. o  imieniu „Maryna”. Kobieta też będzie miała kłopoty, bo Maryna zdominowała jej życie, a ona uwikłana w sprawy życiowe nie może sobie z nią poradzić.(!!!) Nieustannie będzie toczyć dialog ze swoją Maryną, będzie śmiesznie i zabawnie, wiele radości dialogi sprawią widzom, szczególnie Chińczykom, którzy takich problemów  nie mają, za to jest ich już 1 mld 400 milionów..(!!!) I oczywiście kobieta będzie miała zupełnie odmienne zdanie odnośnie wspólnych dla siebie kwestii.. Upadająca cywilizacja tak chyba właśnie wygląda Nigdy nie dane mi było przy tym być, ale czuć wyraźnie ten „swąd szatana w Świątyni Pańskiej”… a lud i sprośności zawsze były tematem dzieł podrzędnych  i bulwarowych.. Może nawet nie warto zawracać sobie tym głowy? No- ale już napisałem… WJR

Socjalizm: ustrój małych, pazernych grabieżców W I programie „Polskiego” Radio w audycji p. red. Ryszarda Bugaja odbyła się dyskusja o Ameryce - i bodaj p. red. Maciej Wierzyński (jeśli dobrze rozpoznałem Jego głos) zachwalał to, że Amerykanie nie są zawistni, że chętnie każdemu pomagają itd. Ta obserwacją jest - a przynajmniej: była (bo teraz w USA socjalizacja postępuje na potęgę) - banalnie prawdziwa. W programie nie wspomniano jednak o przyczynach, dla których np. w Polsce panuje wzajemna zawiść - a w USA: nie. Tą przyczyną jest to, że Amerykanie, jako jedyny naród w nowożytnej historii, bardzo długo żyli w kapitalizmie. A Europa, zwłaszcza Wschodnia - zupełnie nie. W kapitalizmie każdy pragnie się wzbogacić - ale też w jego interesie leży, by wzbogacił się sąsiad. Jak sąsiad jest bogaty, to łatwiej w razie czego pomoże, chętniej coś ode mnie kupi, może trochę taniej coś sprzeda? Mniej chętnie ukradnie mi coś z ogródka... Opłaca się mieć bogatego sąsiada. Bogatemu sąsiadowi zależy również, bym ja się wzbogacił. Wartość jego domu maleje, jeśli obok będzie stał marny dom biedaka. Z chęcią będzie więc pomagał uboższemu sąsiadowi w bogaceniu się. Mniej chętnie ukradnie on wtedy coś z jego ogródka... Zupełnie inaczej jest w socjalizmie. W socjalizmie pieniądze są ludziom rabowane przez państwo, które część rozkrada, część marnuje - a z reszty tworzy tzw. „fundusz spożycia zbiorowego”. Życie w socjalizmie polega więc na tym, by z tego „funduszu” wyrwać jak najwięcej - oczywiście: kosztem sąsiada. Ludzie wychowani w socjalizmie mają głęboko zakorzenione, słuszne zresztą, przekonanie, że zysk mój oznacza stratę sąsiada - i odwrotnie. Jak inni wepchają się do kolejki po „darmowe leczenie” - to ja muszę czekać pół roku... Jak on dostanie zasiłek - to dla mnie nie wystarczy. Jak państwo da emerytom - to nie starcza dla rencistów; jak da nauczycielom - to nie starcza na bezrobotnych. W socjalizmie każdy każdemu jest wilkiem. Jeśli więc socjaliści naprawdę chcą, by w ludziach kształciły się postawy pro-społeczne, to powinni opowiadać się za Dzikim, Drapieżnym, Kapitalizmem. JKM

Saakashvili się pomylił? Państwa nie mają przyjaciół (ani wrogów!) - mają tylko interesy. Hejnał Mariacki, urwany wskutek tego, że strzała przebiła gardło trębacza, jest dowodem najazdów tatarskich - ale chorągwie tatarskie służyły również potem Rzeczypospolitej - a gdyby dziś Tatarstan chciał, wzorem Czeczenii (tylko mądrzej…) wybijać się na niepodległość - to większość Polaków patrzyłaby na to z sympatią. Wcale rozsądnie - bo im bardziej Moskwa zajęta jest na Południu, tym dla nas lepiej. Sytuację w Abchazji i w Osetii Kreml wykorzystywał cynicznie do naruszania stabilności Gruzji - więc JE Michał Saakashvili postąpił może i sensownie atakując znienacka Osetyńczyków, by podporządkować sobie zbuntowaną Osetię Południową, która z powodów ekonomicznych, geograficznych i militarnych powinna należeć do Gruzji (i tak ją przyporządkowywano w czasach sowieckich!). Niestety: obecnie uważa się, że państwa powinny powstawać na zasadzie narodowej (co, jako konserwatysta, uważam za absurd) - więc Osetyńczycy też chcieli wybić się na niepodległość… A już na pewno wolą żyć w Federacji Rosyjskiej niż w państwie rządzonym pod hasłem “Gruzja dla Gruzinów!”. Z Adżarią się udało, bo tam mieszkają Gruzini (tylko muzułmanie) - a Osetyńczycy, znienacka zaatakowani o 4.47 nad ranem nawałą ognia artyleryjskiego (zginęło od 1500 do 3000 mieszkańców Tskhinvali!!) chwycili za broń i i wezwali na pomoc protektora - który (używając 3,5 proc. swoich sił zbrojnych…) rozwalił liczniejsze, ale zupełnie niewprawne, oddziały gruzińskie. Przy okazji Abchazowie odbili Dolinę Kodori, zaś Osetyńczycy w ramach odwetu zaczęli grabić, gwałcić i mordować na zamieszkanych przez Gruzinów terenach prowincji Kartlia, której część stanowi samozwańcza “Republika Południowej Osetii”. Skoro atak się nie udał, Gruzja powinna jak najszybciej jednostronnie uznać niepodległość Abchazji i Osetii Płd. - przepraszając Osetyńczyków za napaść z 8 VIII - by pozbyć się tych cierni w plecach. Niech teraz martwi się o nich (i dopłaca do nich…) Moskwa… Pytanie: czy Gruzini się na to zgodzą? I czy pozwolą na to Amerykanie, którym zależy, by Gruzja była cierniem w pięcie Federacji? JKM

26 sierpnia 2008 Otaczająca nas coraz bardziej rzeczywistość.... Ożywiają się coraz bardziej obrońcy wszelkich zwierząt, w tym muszek owocowych. Na razie nic nie słychach o obrońcach komarów, szczurów,   pająków i innych, ale to chyba tylko kwestia czasu. Panu Dawidowi Feldheimowi  z Uniwersytetu Santa Gruz wrzucili obrońcy zwierząt do mieszkania w Kalifornii, koktajl Mołotowa, a jego koledze z branży naukowej- spalono samochód. Dlaczego? Bo obaj mężczyźni prowadzą badania na muszkach owocowych, a te badania naruszają prawa muszek owocowych. Bo prawem muszek owocowych jest nie prowadzić na nich badań, najlepiej żadnych badań nie prowadzić i niech nauka stęchnie w miejscu, niech się zatrzyma, a ludzie powracają na drzewa, ale czy się wszyscy zmieszczą, zwłaszcza, że większość drzew  może być szybko opanowana przez obrońców praw zwierząt? Oni są w tym lepsi od nas, którzy nie ćwiczą na co dzień wchodzenia na drzewa.. Bo nie mamy  takiej potrzeby… Lewica ekologiczna ma! Ona z tego  żyje, bo skończył się proletariat, jako pretekst! Na razie oczywiście… Inny badacz wykorzystujący muszki owocówki otrzymał telefon z pogróżkami. Grożono mu śmiercią lub kalectwem; wiadomo albo muszki owocówki albo śmierć! Pan Frank Trull, przewodniczący Fundacji na rzecz Bioetyki Badań w Waszyngtonie uważa, że 99% ludzkości nie interesuje samopoczucie muszek owocówek, wyrażając przy tym  nieukrywany żal..

Ja bym powiedział, ze 100% nie interesuje się losem i samopoczuciem  muszych owocówek, ale zawsze znajdzie się jeden zdesperowany działacz, który wmówi w siebie, że taka muszka „ To ja jestem!” i będzie działał na rzecz poprawienia losu tych muszek.. terroryzując przy tym innych, żeby też się przejmowali ich losem… W Polsce tymczasem , portal finansowy Money.pl, podał najnowsze dane dotyczące utrzymania jednego więźnia w państwowym więzieniu. Jest to suma 63złote dziennie, czyli miesięcznie wynosi to 1890 złotych(???). Za poprzedniej komuny więzień musiał pracować na siebie i jeszcze troszeczkę odkładano mu na książeczkę PKO, że jak opuści więzienie, żeby nie był kompletnie goły. Więzień nas podatników- więźniów  kosztuje 1890 złotych, zasiłkowicz pobierający zasiłek-539 złotych!!!! Łącznie w tym roku na więzienia wydamy 3,1 mld złotych(!!!!). Głupi to naród wraz z rządem, który takie sumy wydaje na utrzymanie skazanych prawomocnymi wyrokami, zamiast- tak ja za poprzedniej komuny- zorganizować im jak najszybciej robotę… NO, ale prawa człowieka i więźnia… Chociaż coraz częściej o więźniów upominają się firmy, bo zrobiła się luka pracownicza; w budownictwie na przykład , na obecną chwilę brakuje około 100 000 ludzi do pracy.(!!!!). Ale utrzymywanie skazańców- to jest dopiero pomysł…. I całego personelu, który się nimi zajmuje jak dziećmi…. Powinni zapracować na siebie na personel… Podatników do tego nie mieszać, bo ja nie czuję się winnym, za grzechy  tego , który je popełnił… Jak najwięcej pieniędzy  z pracy- jak najmniej  budżetu…

Norma polska na więźnia to 3 m2, europejska jest wyższa…Tylko patrzeć, jak więźniowie zaczną domagać się odszkodowań, za przesiedzenie w zaniżonej normie kwadratowej..(???). W Rawiczu więźniowie wyrabiają elementy tapicerskie. We Wronkach - uczą się spawalnictwa. I coś tam robią… Ale leżeć na pryczy cały dzień- to kompletna demoralizacja ludzi? My na wolności  musimy pracować na siebie, swoje rodziny- no i na więźniów. Oczywiście pracujemy na setki tysięcy innych, ludzi budżetu- ale to już inna para kaloszy… Jak koszty utrzymania więźniów będą rosły, to obawiam się, że przysyłane przez emigrantów pieniądze nie wystarczą.. na pokrycie wydatków…  W pierwszym kwartale ubiegłego roku emigranci - Polacy pracujący  poza Polską, przysłali do Polski 1,214 mld euro, w czwartym- 1,382 mld euro- poinformował Narodowy Bank Polski. Czyli rocznie coś ponad 5 mld!!! Oni przywożą, a ci co organizują władzę- rozkradają i marnują! Codziennie! Tamci nie nastarczą wozić, tym bardziej, że część zamierza wracać… Mam cichą    nadzieję, że wracający nie będą mieli  takich układów jak ci osobnicy  z Polskiego Stronnictwa Ludowego, którzy obsadzają swoimi, i swoimi tych swoich, co tylko się da, i co się nie da, ale tak, żeby się dało.. Rozbawiła mnie wypowiedź samego prezesa Pawlaka, który w radiu TOK FM, w dniu 4 sierpnia, w sprawie nepotyzmu w agencjach powiedział:” Jeżeli to są ludzie, którzy zajmują się tym zawodowo, to gdzie mają pracować? Gdzieś za granicą? Były takie czasy, gdy zsyłano ludzi na Syberię”(????). NO tak panie prezesie… ale oni „pracują”, a my ich wszystkich musimy utrzymywać z naszych podatków, przecież nikt im nie broni pracować na własny rachunek… Dlaczego nie chcą, tylko pchają się na nasze plecy? I jakoś pani Julia Pitera nie zajmuje się urzędowo sprawami korupcji politycznej dziejącej się na jej oczach, ale rozumiem, że to koalicjant i nie wypada go tarmosić w pierzu i smole… Albo  to działanie nie leży w jej kompetencji?…. To jest korupcja polityczna, albo nepotyzm, a pani Julia zajmuje się wyłącznie sprawami korupcji, i to korupcji w określonych kręgach politycznych… Szczególnie w Prawie i Sprawiedliwości… W  Platformie Obywatelskiej korupcji ni ma, więc pani Julia siłą rzeczy się tym nie zajmuje. A może należałoby pomyśleć o utworzeniu nowego urzędu zwalczającego nepotyzm? Albo dwóch - nepotyzm i korupcję demokratyczną i jednocześnie polityczną… No ale wtedy urząd uderzałby w same fundamenty demokratycznego państwa prawnego urzeczywistniającego zasady społecznej sprawiedliwości… A do tego dopuścić nie wolno!. Ale dopuszczono do wielkiego nieporozumienia, bo Instytut Pamięci Narodowej nie umieścił na liście pokrzywdzonych    i represjonowanych przez PRL, pana Lecha Wałęsy..(???). No, no… Laureata Nagrody Nobla nie dopuścić do gremium represjonowanych? Przecież Lechu obalił komunizm samotnie , przeskoczył przez płot i walczył z komuną jak mógł, ale niektórzy twierdzą co innego, bo nawet wydali książkę, że był agentem Służby Bezpieczeństwa… Jeśli był agentem  i są na to dowody, to z pewnością nie był pokrzywdzonym, bo pracował dla drugiej strony… Oczywiście z tym obaleniem komunizmu to wielka lipa, bo ani nie został obalony, tylko przepoczwarzony, i chwilowo ustały represje, ale wszystko przed nami.. Na liście represjonowanych nie znalazł się też pan poseł Stefan Niesiołowski z Platformy Obywatelskiej, wcześniej ze Zjednoczenia Chrześcijańsko- Narodowego, który - jak sam twierdzi - podkładał ładunek  wybuchowy w Poroninie,  żeby wysadzić towarzysza Lenina w powietrze.. Inni znów twierdzą co innego, że to on nie wysadzał… Cholera! Trudno jest dociec prawdy, jak każdy mówi co innego, a archiwa  są nadal zamknięte, i nie można się dowiedzieć  kto  na kogo donosił i co z tego miał.. Bo przecież w „Poroninie na wiklinie , wiszą gacie po Leninie. Kto chce w Polsce awansować, musi gacie pocałować”(!!!).Czy w dzisiejszej Polsce: Pawlaków, Tusków, Wałęsów, Borowskich, Szmajdzińskich., Kaczyńskich, Millerów, Komorowskich, Olejniczaków, Mazowieckich, Michników- nie istnieją nadal te leninowskie gacie, które trzeba pocałować, żeby awansować? Przecież w tej materii nic się nie zmieniło… Tylko trzeba się przykleić do odpowiedniego politycznego gremium, które aktualnie przybiera kurs na władzę! System pozostaje ten sam! Zmieniają się jedynie świnie przy korycie! „Nazajutrz na folwarku nikt się nie poruszył aż do południa; rozeszła się pogłoska, że świnie zdobyły gdzieś pieniądze na jeszcze jedną skrzynkę whisky”- zakończył rozdział dziewiąty George. Orwell. WJR

Mała wielka różnica Wojna w Gruzji i jej następstwa, między innymi w postaci sfinalizowania porozumienia w sprawie tak zwanej „tarczy antyrakietowej”, odsunęły na dalszy plan operację nękania prezydenta Kaczyńskiego, by w imieniu Polski ratyfikował Traktat Lizboński. Tymczasem właśnie wojna w Gruzji stanowi znakomitą okazję do zademonstrowania różnicy między sytuacją przed ratyfikowaniem Traktatu Lizbońskiego i sytuacją, jaka z pewnością miałaby miejsce po ewentualnej ratyfikacji. Zanim jednak przejdę do przedstawienia tej różnicy - kilka słów komentarza na temat porozumienia w sprawie tarczy antyrakietowej w Polsce. To porozumienie oznacza, iż Polska, obok uczestnictwa w wielostronnym sojuszu wojskowym z udziałem Stanów Zjednoczonych, będzie uczestnikiem również sojuszu dwustronnego z USA, dodatkowo umocnionego obecnością na terenie Polski amerykańskiej instalacji militarnej, którą Stany Zjednoczone muszą chronić nie ze względu na polski interes, ale ze względu na własny interes państwowy. Jeśli prawdą jest, że porozumienie obejmuje możliwość zakupu kilkunastu baterii rakiet „Patriot” i samolotów bojowych, to znaczy, że modernizacja polskiej armii przestaje być tylko wyborczym hasłem, a staje się programem państwowym. To może oczywiście stać się przyczyną napięcia w stosunkach z Rosją, na co wskazuje pan Olejniczak z SLD, ale ten stan napięcia jest naturalny w sytuacji, gdy Polska próbuje wzmocnić swoją siłę militarną. Warto przypomnieć, że Rosja co najmniej od 1720 roku, kiedy to zawarła w Poczdamie układ z Prusami, by nie dopuścić do powiększenia wojska w Polsce, niechętnie patrzy na wszelkie próby wzmocnienia polskich sił zbrojnych. Ale polskie władze, a nawet polscy parlamentarzyści, nie muszą przecież kierować się interesem Rosji, tylko interesem Polski i byłoby dobrze, gdyby SLD przestał uważać Rosję za swoją drugą, a właściwie jaką tam „drugą” - za swoją pierwszą i najważniejszą ojczyznę i przestał jej się wysługiwać. Modernizacja polskiej armii w następstwie zainstalowania amerykańskiej „tarczy” pozwala na naprężenie własnych, a nie tylko cudzych, jak to było do tej pory, muskułów. Polityka wielkich mocarstw bywa często zmienna, czego doświadczyliśmy w 1943 roku w Teheranie i w1945 roku w Jałcie. Więc dobrze, że w porozumieniu ze Stanami Zjednoczonymi próbujemy budować własną siłę, ale nie możemy zapominać, iż będzie to drogo kosztowało. Czy w tej sytuacji rząd Stanów Zjednoczonych nadal powinien naciskać Polskę, by zapłaciła haracz żydowskim organizacjom „przemysłu holokaustu”? Albo jedno - albo drugie, bo obydwu ciężarów na raz polska gospodarka może nie udźwignąć. A poza tym, tarcza antyrakietowa będzie również, a może nawet przede wszystkim broniła Izrael przez niespodziewanym atakiem ze strony Iranu, bo przecież nie Rosji, nieprawdaż? Polska naturalnie nie wymaga, by Izrael partycypował w kosztach modernizacji polskiej armii, ale czyż nie byłoby elegancko, gdyby tak władze Izraela wyperswadowały przywódcom żydowskiej diaspory różne „upokarzania Polski na arenie międzynarodowej”, jako metody na wymuszenie haraczu? I wreszcie - Traktat Lizboński. Jak wiadomo, do najważniejszych jego postanowień należy proklamowanie Unii Europejskiej, jako nowego podmiotu prawa międzynarodowego, czyli nowego Europejskiego Cesarstwa, które będzie prowadziło własną, cesarską politykę zagraniczną za pośrednictwem unijnego ministra spraw zagranicznych, dla niepoznaki nazwanego w traktacie jakimści „Wysokim Przedstawicielem do spraw zagranicznych”. Jak zwał, tak zwał - ważne jest co innego - że ten „przedstawiciel” ma w Traktacie Lizbońskim zapisaną swego rodzaju wyłączność na uprawianie polityki w imieniu Unii. A ponieważ, zgodnie z innym postanowieniem tego Traktatu, każde państwo członkowskie musi powstrzymać się przed działaniem, które „mogłoby zagrozić urzeczywistnieniu celów Unii”, to znaczy, ze ów „Wysoki Przedstawiciel” mógłby na przykład zabronić prezydentowi Lechowi Kaczyńskiemu, by w towarzystwie czterech innych prezydentów ( w tym jednego spoza Unii) leciał do Tbilisi, by tam wystąpić na wiecu z przemówieniem popierającym Gruzję w sytuacji, gdy Francja, Niemcy, czy Włochy jeszcze nie zdecydowały, czy są za, czy nawet przeciw. Kto wie, czy w tej sytuacji Unia Europejska, w osobie Wysokiego Przedstawiciela nie poświęciłaby Gruzji na ołtarzu „strategicznego partnerstwa” tym bardziej, ze wiele wskazuje na to, iż prezydent Saakaszwili dopuścił się swego rodzaju „samowolki”, czyli zadziałał, jak to się mówi, suwerennie. Prezydent Kaczyński też zadziałał suwerennie - bo jeszcze mógł, bo jeszcze nie ratyfikował Traktatu Lizbońskiego i miejmy nadzieję, że tego głupstwa nie zrobi. SM

Czy ludzie są dobrzy? W dyskusji zabrał głos {~kurtz} słowami: „...tylko zauważ, że ludzie dobrzy stanowią tylko niewielki procent ogółu społeczeństwa, a przez swoją bezinteresowność często są wykorzystywani przez innych.... kiedy już się połapią co i jak nie raz przestają ufać ludziom, w wyniku czego ten i tak już niewielki procent bezinteresownych zmniejsza się jeszcze bardziej”. Warto by sobie jednak wytłumaczyć, dlaczego ci źli (lub obojętni) ludzie stanowiący - zdaniem PT. {~kurtz}-a ogromną większość społeczeństwa, masowo glosują za utrzymaniem socjalizmu, są za dawaniem zasiłków samotnym matkom, bezrobotnym, chorym, dzieciom, starcom - i w ogóle każdemu, kto nawinie się pod kamerę? Bo myślą, że to będzie dla nich - a od kogoś innego? Taaaak? To dlaczego wpłacają całkiem spore pieniądze na „Caritas”, na „Wielką Orkiestrę Świątecznej Pomocy”, i na tysiące mniejszych akcyj dobroczynnych? Prawda jest inna. Ludzie chcieliby pomagać innym - tyle, że (1) te pieniądze są im zabierane przez reżym - i (2) uważają często, że skoro zapłacili już w podatku, to nie muszą - bo to jest „obowiązek państwa”. A po trzecie już kilka razy zostali przez kolejne reżymy, z obecnym włącznie, oszukani - bo ich pieniądze poszły zupełnie nie na to, na co je wpłacili. A mimo to często dalej płacą! A w Dzikim, Drapieżnym Kapitalizmie - to płacili tak, że ho-ho-ho! JKM

Im gorszy ustrój tym lepszą pozostawia pamięć? Publikujemy dziś tekst historyczny - bo napisany w 1985 roku, jako wstęp do wydanego przez podziemną OFFICYNĘ (to nie błąd!) Liberałów „PRAWA TYRMANDA”: Zgodnie z kremlowskim rytuałem nowo-wybrany gen-sek powinien wydać tom prac teoretycznych. Jako mianowany przez Kisiela Prezes Partii Wariatów-Liberałów poczułem, że muszę sprostać wyzwaniu byłego Wiceprezesa Tyrmanda; oto: Prawo JKM: Im gorszy ustrój - tym lepszą pozostawia po sobie pamięć we współczesnych mu dokumentach. Uzasadnienie tego prawa jest bardzo proste, choć dwojakie. Pierwszy powód jest polityczny: tyrańskie państwo nie dopuszcza do przetrwania (i powstania) źle o nim świadczących dokumentów. Drugi jest psychologiczny: w państwie, w którym dzieje się dobrze, każdy wypadek odbiegający od tej normy zwraca na siebie uwagę i uważany jest za godny opisu; przeciwnie: dobrobyt nie wart jest wzmianki. W państwie źle rządzonym nędza jest banałem, zaś pamiętnikarze wzmiankują o ucztach, na których pożerało się stosy mięsiwa. Przykłady tego są liczne. Do dziś zapewne mimo intensywnej pracy historyków, liczba prac przedstawiających erę stalinowską np. w Polsce, jako świetlaną teraźniejszość znacznie przewyższa liczbę dokumentów ukazujących inną nieco rzeczywistość. Natomiast z lektury prasy podziemnej można by wnosić, że po Grudniu panował w Polsce hitlerowski terror, z Gestapo na ulicach i łapankami do pracy pod Omskiem. Również prasa oficjalna ukazywała obraz rzeczywistości znacznie - znacznie! - bardziej ponury niż źródła ze szczęśliwych lat pięćdziesiątych. By nikt nie sądził, że tyczy to naszego zakłamanego baraku w komunistycznym łagrze: czytając prasę amerykańską można odnieść wrażenie, że wszystko się u nich już wali, na ulicach panuje krwawy terror (a jakże, z prywatnym majchrem lub spluwą w miejsce znacjonalizowanych pałek). Gospodarka w rozsypce, bezrobocie, głód… Argentyna natomiast maszeruje ku nowym horyzontom. Itd. XIX wiek jest wyjątkową okazją dla dobroczyńców ludzkości. Chłop mógł latami przymierać głodem i mało kto się nim interesował. Wystarczyło jednak, by przeniósł się w lepsze warunki (na pewno lepsze, bo uczynił to dobrowolnie!) a tabuny pisarzy zaczęły roztkliwiać się nad ciężką dolą i warunkami życia robotników. W piwnicznej izbie zdarzało się dzieciom umierać - to prawda; jednak za rządów Wielkiego Króla Słoneczko w jednej z prowincji Francji przez dziesięć lat ani jedno dziecko nie dożyło siódmego roku życia - i co? Gdzie wielkie tragedie i poematy? Podobnie znakomitą prasę ma Piotr I - natomiast Katarzyna II ma (zwłaszcza w Polsce) fatalna opinię. Tymczasem ta druga była mądrą i tolerancyjną władczynią - zaś co do Piotra Wielkiego to warto tylko zauważyć, że p. płk Kadafi też wprowadza do kraju nowoczesność. I wspomnieć, że z dokonań tego władcy najtrwalsze były: zgolenie bojarom bród pod przymusem i kretyńskie przeniesienie stolicy z centrum na obrzeże kraju, co wystawiło ją na ataki choćby takich Finów. To prawo jest tak banalne, że zapewne ktoś już przede mną je sformułował. Jeśli tak - z przykrością odstąpię je właścicielowi. Ostatecznie przemówienia gen-seka też pisze zań kto inny. W każdym jednak razie proszę o prawie tym pamiętać, by nie pozwolić rozmaitym manipulatorom zniekształcić obrazu historii. Śmiem bowiem twierdzić, że nie tylko peerelowskie podręczniki robią nam wodę z mózgu. Nie dajmy się przeto! “Gdy historycy piętnują władcę, którego życie wypełnione było zacnymi czynami, niechybny to znak, że działał on w okolicznościach, które większe wywarły na nich wrażenie niż wszystkie jego cnoty. I kiedy innego księcia, mimo jego wad, wynosi się pod niebiosy, to pewna, że znalazł się w okolicznościach, które bardziej schlebiają uprzedzeniom historyka, niż przywary księcia urażają jego rozum” Monteskiusz. JKM

Socjalizm jako wypaczenie chrześcijaństwa Teologia uczy, że Szatan me może nic stworzyć - potrafi jedynie małpować dzieła boskie, kopiować je i przepoczwarzać. Jeśli więc ktoś wierzy w istnienie Szatana - a taka wiara na pewno nie jest bardziej śmieszną, niż wiara w istnienie Boga - to za typową dla niego robotę uznać musi socjalizm, będący przecież niczym innym, niż przepoczwarzeniem chrześcijaństwa. Każde z haseł socjalistów, każda głoszona przez nich idea wydaje się być zaczerpniętą z Ewangelii - i każda różni się od tego wzorca w jakimś szczególe, z pozoru drobnym, a w istocie zmieniającym dobro w zło. Ewangelia błogosławi ubogich, ostrzega bogaczy, że trudno im będzie - jako nazbyt przywiązanym do swego dobytku - wejść do Królestwa Niebieskiego. Zaleca zatem bycie „ubogim w duchu” i udzielanie jałmużny. Pominąwszy warstwę metafizyczną i kwestię nagrody w życiu pozagrobowym, socjaliści mówią z grubsza to samo. Idą tylko odrobinę dalej: przyznają ubogim prawo, by jałmużnę wzięli sobie sami - jeśli się nie da inaczej, to i siłą. Pisze tu “socjalizm” i “socjaliści”, ale w gruncie rzeczy sprawa dotyczy wielu orientacji ideowych, w mniejszym lub większym stopniu czerpiących z myśli lewicy. Stosunek do problem ubóstwa wydaje się identyczny także u chadeków czy różnej maści pseudo-konserwatystów w rodzaju lewego skrzydła amerykańskich republikanów albo naszej “prawicy”. Różnice pomiędzy nimi nie dotyczą zasadniczych założeń a jedynie stopnia radykalizmu w ich egzekwowaniu. Komuniści twierdzili, że biedni powinni bogatych własnoręcznie pozarzynać i podzielić ich dobro pomiędzy siebie; socjaliści - że wystarczy im wybrać swoich przedstawicieli do parlamentu, a ci już ustalą tak mordercze podatki, przeznaczone na tak szerokie subwencje, że po pewnym czasie nikt nie będzie bogatszy od bliźniego swego. Zdaniem chadeków, owo zabieranie bogatym należy ograniczyć, a wspierać tylko naprawdę biednych (ale jakich kryteriów użyć? - amerykański biedak jest wszak w oczach Etiopczyka Krezusem!), zaś postępowi soc-liberałowie skłonni bywają zorganizowaną „redystrybucję dochodów” motywować potrzebą stabilizowania gospodarki. W sumie jednak za każdym razem chodzi o to samo - o uczynienie ewangelicznej zasady miłości bliźniego przymusem. Proszę zwrócić uwagę, że wszelkiej maści lewacy niczego nigdy nie nienawidzili tak bardzo, jak… dobroczynności. Filantropia dziewiętnastowiecznych mieszczan mierziła i ojców - założycieli bolszewii i poetów pokroju Jakuba Brela. Fakt, że ktoś, kto dorobił się majątku, z własnej woli wspiera biednego, doprowadza lewicowców do furii. Jałmużna ich zdaniem tego, kto ją bierze, upokarza, a wszak w istocie po prostu się ona ubogiemu należy! U podstaw wszystkich tych ideologii legło założenie identyczne, jak to, które zrodziło naukę Chrystusa - uczynić świat lepszym. Zdefiniować trapiące go zło nie jest oczywiście trudno, znaleźć środki zaradcze - z pozoru jeszcze łatwiej. Świat byłby rajem, gdyby ludzie nie czynili zła, lecz dobro (prawda, jakie to proste?). Spójrzmy teraz, jak niewiele różni naukę chrześcijańską od poprawiania świata metodami świeckimi. Otóż chrześcijaństwo każe po pierwsze, czynić dobro samemu - po drugie zaś namawiać innych, by je czynili. Od czasów oświecenia natomiast cywilizacja europejska zaczęła skłaniać się ku rozwiązaniu z pozoru skuteczniejszemu: Czynienie dobra należy po prostu nakazać! Zmusić tych cholernych bogaczy, by się dzielili z ubogimi swoim dostatkiem, a który by nie chciał, to go w łeb! Ów sposób myślenia dotyczy zresztą nie tylko kwestii ubóstwa i przymusowej jałmużny. Przecież i bez nędzy świat jest pełen cierpienia. Jakże szlachetną rzeczą wydaje się mu zapobiec! A jeśli owo cierpienie jest skutkiem popełnionego błędu? Ano - niech mi kto powie, że nic jest to szatańskim podszeptem! - należy uniemożliwić ludziom popełnianie błędów. Dla ich własnego dobra. Nie jest to niczym innym, niż odbieraniem człowiekowi wolnego wyboru - a więc najbardziej podstawowego z praw, jakimi go Stwórca obdarzył i fundamentu jego wolności. Rzeczywiście, gdyby nie ów wolny wybór, nie byłoby przecież zbrodni, wojen i wszelkich innych plag ludzkości. (Nawiasem mówiąc, jest to chyba główny zarzut stawiany Bogu przez ateistów - że dopuszcza do zła, zamiast stworzyć ludzkość złożoną z dobrotliwych kukieł).

Wszystkie społeczeństwa od czasów pogańskich starały się uniemożliwić człowiekowi wyrządzanie krzywdy innym - ale uniemożliwić mu wyrządzanie zła samemu sobie stało się dopiero hasłem czasów najnowszych. Tkwimy stale w konkretach, w codziennym użeraniu się z lewicowymi publicystami i politykami, w ripostowaniu na rozmaite ich zagrywki. Czasem - sądzę - warto się od tego oderwać i przypomnieć sobie, dlaczego właściwie swoją pracę wykonujemy. Nawet jeśli ma to być praca beznadziejna - nie taję, że czasem taką się wydaje - wykonywać ją trzeba, bo wynika z wiary w sprawy najważniejsze, wiary, bez której żyć można, ale nie warto. Świat roi się od facetów, pragnących poprawić spaprane ich zdaniem dzieło Stwórcy. Jesteśmy od nich znacznie skromniejsi, i zarazem odważniejsi - pragniemy wyłącznie, aby wszystko wyglądało tak, jak sobie tego Stwórca zażyczył. Ze wszystkimi konsekwencjami - również tymi przykrymi… RAZ

27 sierpnia 2008 Spragnione dłonie chwytały próżnię... O miłości pisał pięknie Adam Mickiewicz…. „Pod nim pierś jako pączek pod listkiem się tuli Od ramion świecą białe rękawy koszuli Szyja także koszulkę obciśniona wąską Kołnierzyk zadzierzgniony różową zawiązką” Dlaczego dzisiaj piszę o wielkiej miłości? Bo taka zawiązała się w Sejmie obecnej kadencji miedzy dwojgiem   posłów   , z tej samej partii zresztą, o tych samych poglądach, z tej samej listy proskrypcyjnej, pardon oczywiście wyborczej… Miłość połączyła dwoje posłów z Lewicy i Demokratów, panią Anitę Błochowiak z Pabianic, startującej z  okręgu sieradzkiego  oraz  pana Wojciecha Pomajdę, który znalazł się w Sejmie  bezpośrednio  z Krosna. Pani Anita Błochowiak jest posłanką od 2001 roku, zakładała koło Frakcji Młodych SdRP, była radną, a nawet przewodniczącą Rady Miejskiej Pabianic, skąd  również pochodził pan Tomaszewski , minister Spraw Wewnętrznych za rządów AWS-UW. Pana Tomaszewskiego, pan Andrzej Lepper nazwał swojego czasu „ bandytą z Pabianic”, za to, że ten uniemożliwiał panu Lepperowi organizowanie  barykad na publicznych drogach, gdzie  zwykli ludzie chcieli  po prostu  przejechać i nie rozumieli o co chodzi panu Andrzejowi Lepperowi…  Tak jak nie wiadomo było o co chodzi z tym wysypywaniem zboża na tory państwowej kolei… Gdzie byli wtedy  sokiści? „ Bandytą spod Bezdan”  nazwał też przed II wojną światową Józefa Piłsudskiego     prymas Hlond, bo ten napełniał kasę Polskiej Partii Socjalistycznej poprzez napady, w tym najsłynniejszy pod Bezdanami niedaleko Wilna. W każdym razie pani Anita Blochowiak, o której sprawach prywatnych na jej stronie  internetowej pozostało puste miejsce, po tym jak szczęśliwie  zaszła w ciążę z panem posłem  Wojciechem Pomajdą, kiedyś nawet prezesem Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa…  Ojjjj… umie modernizować pan poseł ! Ojjjj… umie! Wojciech rad z takiego miłości dowodu Wziął ją pod rękę, ścisnął i wyszli z ogrodu Do pokoju damskiego, do owej komnaty Kędy Wojciech mieszkał przed dziesięcią laty… Pani Anita Blochowiak była nawet wolontariuszem Polskiego Czerwonego Krzyża i widzicie państwo jak daleko zaszła , no oczywiście nie tylko w sprawach ciąży… Jest teraz szczęśliwą matką,  w wyniku romantycznego związku z kolegą klubowym.. I jeszcze otwarcie rozmawia  ze znajomymi o swoim związku z panem posłem  Pomajdą… „Obfita w zdarzenia, nadzieją brzemienna Ja ciebie dotąd widzę, piękna maro senna”… „To prawda, spodziewamy się potomstwa”- cieszy się w rozmowie z „Super Expressem” - pani posłanka Lewicy i Demokratów , Anita Błochowiak. Razem z ukochanym oczekuje narodzin dziecka i  planuje wspólną przyszłość.. „- Na szczęście żyjemy w wolnym kraju. Tak jak inni obywatele mamy prawo do emocji, w tym też uczuć. Nie ma więc powodów do plotek, bo wszystko jest jasne”- mówi posłanka Lewicy i Demokratów. Jeśli chodzi o przygotowanie do roli mamy to „ dla każdej kobiety to ogromna radość i wyzwanie”.. „ Wszyscy dopytują o zdrowie i sugerują zwolnienie tempa”.. Ciekawi mnie, czy żona pana posła Wojciecha Pomajdy również pyta panią Anitę o zdrowie i tych dwoje dzieci, które posiada pan poseł w Krośnie.. Od czasów tow. Lenina Lewica zawsze lansowała model wspólnoty kobiet,  kobieta jako element wspólny wspólnoty  kolektywnej… „Wznosząc głowę i patrząc w oczy mu nieśmiało Nie pamiętam już dobrze, co się dawniej działo Wiem, że wszyscy mówili, iż za mąż iść trzeba Ja się zawsze zgadzam z wolą Nieba”…. Pani Anita lubi: sport, narty, żagle, rower, myślistwo… i lubi słuchać Stinga, tego który swojego czasu agitował, żeby bojkotować Austrię przeciwko Haiderowi… Jedno towarzystwo międzynarodowe… Lubi też grupę”  Pidżama porno”(????). Nie występują już od ubiegłego roku… Wszedłem na ich stronę internetową i przeczytałem fragment ich historii…. Napisane językiem bluzgmena… To nie mój rewir! „Na kołnierzyku wiszą dwa sznurki bursztynu Na skroniach zielonego wianek rozmarynu”… Pan poseł Wojciech Pomajda skończył w Krakowie Akademię Rolniczą. Dlatego przez całe lata tułał się po różnych zbiurokratyzowanych agencjach, które nam  są potrzebne jak psu piąta noga…. Na jego stronie internetowej sprawy prywatne też są wykasowane… Nie można się niczego dowiedzieć, oprócz zwietrzałych tekstów programu wyborczego posła Pomajdy, że wybuduje trzeci most w Przemyślu no i zrobi lepiej wszystkim swoim wyborcom.. Jakieś idiotyczne „ 100 konkretów”… no i szefował Fundacji Programów Pomocy dla Rolnictwa(????). Czego to ci socjaliści nie wymyślą, żeby tych biednych rolników oszukać i żyć z  ich pracy… „To mówiąc na pierścionek  z czułością spozierał I odwróconą ręką łzy z oczu ocierał”… Wcześniej pani Anita Błochowiak, łączona z panem  Zbigniewem   Zbioro powiedziała:” Nie wytrzymałabym z takim upierdliwym mężczyzną w domu. Nie szukam w Sejmie męża i nie  myślę o macierzyństwie”(???). No a teraz pani Anito? Ciekawe, czy pan Wojciech wytrzyma z panią Anitą, gdy ta będzie rozprawiać o aborcji na życzenie, eutanazji, związkach homoseksualnych, feminizmie  i innych przypadłościach upadającej cywilizacji.. Pamiętam jeszcze będąc w sejmowej komisji wyrwało jej się coś o pedałach  i  kolorowych skarpetkach…. Widocznie wtedy jeszcze niezbyt dokładnie czytała program wyborczy Sojuszu Lewicy Demokratycznej… A pan poseł Wojciech Pomajda…. „Darmo chce brak  miłości zastąpić sumieniem Chłód duszy ogrzać znowu jej wzroku promieniem”…. W wyniku wewnątrz- sejmowego romansu narodzi się dziecię,  zrodzone  również w wyniku poszukiwania wspólnego politycznego porozumienia między   poselskimi  losami  lewicowej niedoli… Wielce prawdopodobne ,  że urodzi się kolejny poseł(posłanka) kolejnych kadencji demokratycznego przesiadywania po próżnicy… i uchwalania kolejnej transzy  nikomu niepotrzebnych ustaw… Za wyjątkiem  rządzącej biurokracji! WJR

Prowokacja się udała? Rosja uznała niepodległość Osetii Południowej i Abchazji. Kosowski precedens, którego pomysłodawcy otworzyli w Europie puszkę Pandory, już zaczyna przynosić zatrute owoce, a przecież na Osetii i Abchazji proces bałkanizacji Europy się nie zakończy. Nie tylko bowiem Rosja będzie próbowała skorzystać z zamieszania, by stworzyć fakty dokonane. Inni też będą próbowali. Wprawdzie Wielka Brytania „kategorycznie odrzuca” decyzję Rosji, kanclerz Merkel uważa ją za „absolutnie nie do przyjęcia”, Szwecja zarzuca jej „złamanie prawa międzynarodowego”, a Francja w przededniu szczytu Unii Europejskiej poświęconego Gruzji, uznała decyzję rosyjskiego prezydenta tylko za „godną ubolewania”, ale może to tylko oznaczać, że dzięki samowolnej, tzn. pardon - oczywiście suwerennej akcji gruzińskiego prezydenta Saakaszwili, Stanom Zjednoczonym uda się wzniecić zarzewie konfliktu między tworzącym się właśnie Cesarstwem Europejskim, a Cesarstwem Rosyjskim. Z punktu widzenia Cesarstwa Europejskiego i Cesarstwa Rosyjskiego specjalnie korzystne to nie jest, natomiast z punktu widzenia Cesarstwa Amerykańskiego - korzystne jest jak najbardziej, zwłaszcza, że jak kiedyś objawił przewodniczący Komisji Europejskiej Jakub Delors - celem Unii Europejskiej miało być „wypowiedzenie wojny ekonomicznej Stanom Zjednoczonym”. SM



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
2009 06 15 21;42;51
2002 09 42
70713 42
70811 42
page 42 43
2003 02 42
42
70624 42
42
42
42. Sławiński(1), Teoria Literatury, TEORIA LITERATURY - oprac. konkretnych tekstów teoretycznych
42, kolokwium
42 - STARUSZEK ŚWIAT, Teksty piosenek
egz.42, II rok, zimowy, Chemia Fizyczna, zagadnienia do egzaminu
Dzieje 10 w.42 BÓG JEHOWA USTANOWIŁ, Wiersze Teokratyczne, Wiersze teokratyczne w . i w .odt
Śpiewnik 42

więcej podobnych podstron