w poprzek laguny. Mały żółwik, długi na trzydzieści centymetrów, rnusn rafę i wypłynął na pełne morze.
Patrzyłem, jak znika, a potem spojrzałem na Robin. Pomachała m Podpłynąłem do niej i wyciągnąłem rękę. Stuknęliśmy się maskami, u^J pocałunek, a potem popłynęliśmy razem, radośni i leciutcy, zawieś*.. w ciepłej, słonej wodzie niczym bliźnięta w łonie matki.
Kiedy wróciliśmy, plaża nie była już pusta.
W odległości dziesięciu metrów od naszych ubrań Skip Amalfi i Anden Haygood rozłożyli derkę. Skip leżał na plecach z zamkniętymi oczami. Jegj, brzuch wznosił się i opadał w miarę jak zaciągał się i wydmuchiwał dym z papierosa. Haygood przykucnął obok. Owłosione uda miał grube niczyo kłody. Przygryzał w skupieniu koniuszek języka. Ciągnął za kończyny jakiej wielkie, paskudne stworzenie.
Tak wielkiego kraba nie widziałem nigdy w życiu. Co najmniej dziesitf centymetrów pomiędzy kleszczami. Z guzowatym, niebieskim pancerzeą o szczypcach wielkości sideł na niedźwiedzia. Miałem tu szczęście do tych potwornych stawonogów.
Haygood spojrzał na nas i wyrwał odnóże, przyglądał się, jak wypływa posoka, a potem uniósł je w górę i pomachał nim w naszą stronę.
— Proszę pani, proszę pana. — Znów swymi szarymi oczami bacznie
zlustrował Robin. Zdałem sobie sprawę, jak pociągająco wygląda w dwuczęś
ciowym kostiumie, z mokrymi włosami na nagich ramionach, z rozkołysanymi
biodrami w skąpych majteczkach, z brązową skórą pięknie odcinającą się od
białego nylonu.
Odwróciła się tyłem do nich akurat w chwili, gdy Skip usiadł. Obydwaj mężczyźni przyglądali jej się, gdy kołysząc biodrami brnęła przez piasek w kierunku koca.
Duży krab — powiedziałem.
Wspaniała wyżerka — odparł Haygood. — Mogę wam odpalić kilki
nóg, jeśli chcecie.
Nie, dziękuję.
Na pewno?
Daj spokój — wtrącił się Skip. — Staruszek Moreland nie js^
zwierząt.
Racja — zgodził się Haygood. — Szkoda. Takie kraby to doskonal*
żarcie. Ten lubił orzechy kokosowe — dlatego jest niebieski. Jak jedzą &
innego, mogą być pomarańczowe. Widywałem jeszcze większe, ale ten J**
zdrowiuteńki.
Złośliwe stworzenia — powiedział Skip. — Może odgryźć pd*
Najlepiej wrzucać do garnka żywe. Jak się pływało?
Wspaniale.
Widzieliście jakieś ośmiornice?
82
_. Nie, tylko żółwia.
„_- Małego?
Skinąłem głową.
_ Tegoroczny wylęg. Przychodzą do brzegu, składają jaja na plaży
akopują w piasku. Tubylcy wykopują je — są wyśmienite na omlet. Maluchy uciekają gdzie pieprz rośnie, ale większość z nich też jest zjadana, rzasami jakiś głupol wraca. Takiego właśnie widzieliście.
—• Ciągnie je na stare śmieci — powiedział śmiejąc się Haygood. Miał rzadko rozstawione białe zęby. Wyblakłe od słońca włosy na ciele wyglądały jak poskręcane miedziane druciki.
Ośmiornice są sprytne — powiedział Skip. — Wytrzeszczają wielkie
gały, jak^y badały człowieka. — Łypnął okiem w stronę Robin.
Według mnie najlepsze na omlet są jaja mewy — powiedział
Haygood. — Różowe. Kiedy ludzie widzą je po raz pierwszy, wzdrygają się
i obrzydzenia, bo myślą, że to krew. A to ich naturalny kolor. Różowy
omlet. — Oblizał się. — Słony, tak samo jak z kaczych jaj.
Dla mnie zbyt ciężkostrawny — wtrącił się Skip.
Haygood uśmiechnął się.
Obstaję przy różowym.
Skip zachichotał.
Rekiny też są dobre — ciągnął Haygood. — Jednak trzeba moczyć
mięso w kwasie, bo inaczej smakuje jak papier. Na jak długo tu przyjechaliście,
doktorze?
Na kilka miesięcy. •••,. •' •{-'.•
Podoba się wam? > . • ••".
Jest tutaj pięknie.
Spojrzeli po sobie. Haygood wyrwał krabowi następne odnóże.
Bogaci ludzie buliliby za takie miejsce, no nie? — spytał Skip.
Chyba każdy, kto chce odpocząć i lubi pływać.
A wy? Za co byście zabulili?
Za różne rzeczy.
Odrzucił papierosa i zagrzebał niedopałek w nieskazitelnym piasku. . — Ja i mój kumpel Hay chcielibyśmy tu wybudować uzdrowisko. Jednak me takie jak wszystkie. Chaty ze słomy. Płacisz z góry i dostajesz żarcie, n*poje. Żadnych telewizorów, telefonów ani wideo. Pływanie i nurkowanie na Pla*y. Może sprowadzimy parę dziewczyn, żeby zatańczyły czy coś w tym ""zaju. No i jak? ~~ Dobry pomysł. Splunął na piasek.
jeżer"" ^yślę> ze b°gaci durnie z kontynentu waliłyby tu jak w dym. Bo ! nie, to będziemy musieli zwozić Japońców, tak samo jak na inne sip ' ~~ Naciągnął palcami kąciki oczu, przygryzł dolną wargę i ukłonił Ja dostać skurczu — roześmiał się.
oglądał pozbawione odnóży ciało kraba.
83