Bohaterowie Sanctuarium
część dwunasta - „Trzy gwiazdy”
Czarnobrody mężczyzna w starszym wieku, siadł przy kamiennym stole. Splótł ręce i oparł o czoło. Przez jego umysł przewijało się setki mysli, pytań na które znał odpowiedź mimo że wcale tego nie pragnął. Znał przyszłość tego świata. Magiczna tafla ukazywała za każdym razem fragmenty przeszłośći, teraźniejszości jak i przyszłości. I za każdym razem jego wiara stawała się coraz to mniejsza. Tracił nadzieję że kiedykolwiek świat śmiertelnych uwolni się spod grozy sianej przed moce piekieł.
Mój bracie, nad czym tak rozmyślasz ? - czarnobrody usłyszał za sobą głos
Za nim stał starszy mężczyzna w białym habicie. On jednak nie odwrócił głowy.
Świat umiera. Sprawy przybierają coraz dramatyczniejszy obrót - odparł wpatrujac się przed siebie - Dlaczego daliśmy na to przyzwolenie ? - w jego głosie dało się wyczuć smutek i zawód - Nie mogę patrzeć że dzieło naszych rąk jest bezczeszczone. Jaką cenę zapłaciliśmy za naszą pychę, pragnienie władzy, nieśmiertelnosci ? Za to że staliśmy się obserwatorami ? Tam umieraja nasze dzieci, ci którym daliśmy moc, naszą moc. Z każdym zabitym śmiertelnikiem ginie cząstka nas samych !! Mamy czekać na nasze unicestwienie ???!!!
Pamiętaj, że mieliśmy wybór. Albo całkowita kontrola albo obserwacja. Wybraliśmy to drugie. Daliśmy ludziom prawo decydowania o własnym losie, o losach tego świata. Nikt z nas nie chciał więcej być tym kim byliśmy. Oni teraz decydują o swoim losie. Naszym także. Musimy w nich wierzyć. Wierzyć że sobie poradzą. Że wyplenią zło. Pamiętaj że wszyscy tego chcieliśmy. Ty także. Chcieliśmy próby.......
Tak wiem - odparł smutno czarnowłosy - Ale nie chcę patrzeć na krzywdę i nienawiść którą nosi jak brzemię ten świat.
Musimy się z tym uporać. Nie możemy ingerować. Już nie teraz.
A więc teraz mamy czekać aż świat legnie w gruzach ? - czarnowłosy uderzył pięścią w stół
Nawet jeśli to miałoby oznaczać nasz koniec, nie możemy mieć wpływu na wydarzenia.....złożyłeś przysięgę.......wyzbyłeś się mocy.......
Do diabła z nią !!! A co z portalem cieni ? Jeżeli go otworzą ? To przed czym broniliśmy ten świat wypełznie i zniszczy wszystko !! Łącznie z nami.
Módłmy się żeby to się nie wydarzyło. Lecz gdyby tak się stało...... - mężczyzna w białym habicie zawiesił głos......
Czarnobrody odwrócił się i spojrzał w oczy mężczyźnie. Ten nic nie powiedział. Lecz ta cisza mówiła wszystko. Oni wiedzieli co znaczyła. Znaczyła ona ich koniec...........
Księżyc wszedł w pełnię, gwiazdy zaświeciły mocno na niebie. Tan Biały przewrócił się na drugi bok. Koszmary nawiedzały go cały czas. Od momentu odnalezienia kryształu. Lecz dzisiaj było inaczej. Dzisiaj śnił o przeszłości. O przeszłości i rzeczach dotychczas skrywanych przez czas. O których nikt nie wiedział.........
Promienie porannego słońca omiotły dziedziniec Świętej Akademi. Chłodny wiatr hulał na placu, wpadał w każdą szczelinę i niosąc ze sobą świst, przemykał. Nagle zabrzmiała trąba. Oznajmiła początek cwiczeń adeptów. Po chwili na plac wyległa duża grupa młodych chłopców. Ustawili się w szeregach. Zaraz za nimi wyszed na dziedziniec barczysty paladyn. Mimo że był młody, włosy miał białe jak śnieg. Nie nosił zbroi. Miał za to krótką koszulę bez rękawów a na nią założoną kolczugę. Na jego ramieniu widniał wytatuowany czarny skorpion. Starzy paladyni zwali go Ormosem. Natomiast zarówno adepci jak i najmłodsi pretendenci nazywali go po prostu „rzeźnikiem”. Powód był prosty. Białowłosy paladyn nie znosił braku koncentracji i zaangażowania na treningach. A miał bardzo skuteczną metodę na wymuszanie zaangażowania i zwiększanie ambicji adeptów. Siła fizyczna. Raz jeden z młodych adeptów, zamiast skoncentrować się na ćwiczeniach, zachichotał i skomentował jakąś wadę Ormosa. Nie wiedział że czarny skorpion ma bardzo dobry słuch. Dowiedział się tego, leżąc na łóżku w komnacie, półprzytomny, gdy zamkowi medycy drutowali mu zgruchotaną szczękę. Młodzi adepci nielubili Ormosai. Ale równocześnie żywili do niego jakąś dziwną sympatię i podziw. Wiedzieli że Ormos był najlepszy. I dzięki jego metodom szkoleniowym kiedyś i oni będą najlepsi.......
Paladyn wziął do ręki miecz. Wystawił go przed siebie. Młodzicy postąpili tak samo. Wielu z nim trzęsły się ręce pod ciężarem stali. Ale bali się opuścić miecz. Zagryzali wargi z bólu i trzymali nadal. Na sygnał Ormosa, wszyscy wykonywali cięcie i odskok. Potem kolejne uniki, finezyjne ciosy. Tak w kółko. Aby to wszystko weszło im w krew. Oni nie mogli myśleć co mają zrobić. Oni musieli to wiedzieć. Wśród ćwiczących wyróżniali się dwaj chłopcy. Jeden młodszy mógł mieć około ośmiu albo dziewięciu lat, natomiast starszy, około trzynastu. Podobieństwo ich twarzy było niewiarygodne. To byli bracia.
Tan !! Tan Biały !! - ryknął Ormos w kierunku chłopca - Wyżej miecz. Jeszcze wyżej !!! Co ty chcesz robić ? To ma być pchnięcie a nie machanie packą na muchy !!!
Chłopiec zacisnął zęby i podniósł miecz. Jednak po chwli żelazo ponownie uderzyło o brukowany dziedziniec. Chłopiec nie ośmielił się nawet spojrzeć na Ormosa. Panicznie się bał jego reakcji. Nagle obok Tana pojawił się jego brat. Uśmiechnął się i podniósł miecz.
Tan, tak trzymaj miecz - pokazał mu chwyt - Przechyl się trochę do przodu. To zniweluje ciężar.
Chłopiec usłychał i przyjał postawę taką jaką mu pokazał brat. O dziwo miecz wydawał się teraz o wiele lżejszy. Tan uśmiechnał się.
Kaleb !! Wracaj do szeregu !! - zakrzyknął Ormos
Starszy z braci, spojrzał na paladyna przenikliwym wzrokiem. Ale usłuchał. Ćwieczenia były kontynowane.....
Tak mijały dni, miesiące, lata. Tan Biały i jego brat Kaleb cały czas ćwiczyli razem. Nawet po regulaminowych zajęciach, wychodzili na dziedziniec i ćwiczyli. Całymi godzinami. Byli jak dwie krople wody. Obydwaj o długich blond włosach. Jedynie Kaleb miał trochę ciemniejsze włosy i nieco jaśniejszy kosmyk przebiegający przez środek głowy. Pewnego dnia bracia stali przy głównym wejściu do Akademi i patrzyli na rozciągające się przed nimi lasy. Słońce zachodziło i oplatało główny dziedziniec. Tan zapytał:
Powiedz mi Kaleb, czy prawdą jest to co powiedział nam Ormos ? A tym że nadchodzi zło ? Że niebawem ziemię ogarną płomienie ??
Być może - odparł chłopak - Ale nie martw się. Ormos nas dobrze wyszkolił. Ja niebawem wyruszę z Drużyną Orła na wschodnie krainy. Ty jeszcze zostaniesz jakiś czas w Akademi. Gdy wrócę akurat ją ukończysz. Wtedy wyruszymy razem niszczyć zło. Nikt nas nie pokona. Razem zaprowadzimy porządek i sprawiedliwość na tym świecie.
Już nie mogę się doczekać. Tylko żeby nic ci się nie stało.
Kaleb zaśmiał się i klepnął Tana w plecy.
Nie martw się o mnie. Poradzę sobie. Nic mnie nie pokona.
Tan uśmiechnął się i spojrzał na niebo. Było bezchmurne. Jednak nie wiedział ze nad jego losem i jego brata kłębiły się ciemne chmury. Chmury zła..........
Tamtego dnia Tan źle się czuł. Miał dziwne przeczucie. Dzisiaj ukończył Akademię. Z wyróżnieniem. Miał wtedy dwadzieścia lat. Od momentu wyjazdu jego brata z pierwszym kontyngentem do wschodnich krain upłynęły dwa miesiące. Wiedział że dzisiaj do Akademi wróci jego brat. Czekał na ten moment. Po uroczystości śłubowania i przyjęciu oczyszczenia w Wieży Niebios, Tan biały, już jako pełnoprawny paladyn wyszedł na dziedziniec oczekując przybycia pierwszego kontyngentu. Nagle otwarła się brama. Nowo nominowani paladyni z zaciekawieniem patrzyli na wchodzących do środka oficerów. Lecz nie byli przygotowani na to co ujrzą. Na początku szło dwóch wojowników światłości. Za nimi wlókł się dziwny człowiek, ubrany w brudne szaty. Miał kilka ran ciętych na twarzy. Ręce miał wykręcone do tyłu i skute kajdanami. Szedł powoli z opuszczoną głową. Włosy w nieładzie opadały mu na twarz. To był Kaleb !!! Tanowi zakręciło się w głowie. Myślał że śni. Podbiegł do swojego brata.
Bracie !! Co się stało !!??
Odejdź stąd młodziku !! - zakrzyknał jeden z oficerów i odciagnął Tana na bok
Kaleb podniósł głowę. Zmęczonymi oczami, spojrzał na swojego brata. Nie powiedział oni słowa. Oficerowie zaprowadzili go na środek dziedzińca. Naprzeciw nim wyszedł Czarny Skorpion. Spojrzał na Kaleba. Zmarszczył brew. Jeden z oficerów wystąpił z szeregu i podszedł do więźnia. Uderzył go w zgięcie kolana. Kaleb upadł. Oficer przemówił.
Oto jeden z nas, ten któremu zaufałeś Ormosie, zdradził nasz kodeks, nasze prawa.
Coż uczynił ? - zapytał Ormos
Zamordował niewinnego człowieka i jednego z nas. Tym samym wyrzekł się tego co miało stanowić sens jego istnienia. Sprawiedliwości i niesienia pomocy innym ludziom.
Kalebie, co masz do powiedzenia ?? - Czarny Skorpion zwrócił się do paladyna
Kaleb uniósł głowę. W jego oczach nie było strachu ani nienawiści.
Nie zabiłem tych ludzi. Nie zdradziłem kodeksu !!
Ormos spojrzał na oficera.
Piętnastu naszych ludzi widziało jak Kaleb najpierw z zimną krwią zabił mężczyznę w wiosce a następnie Fedetha, oficera czwartego stopnia, który to chciał go powstrzymać. Kaleb odrąbał mu głowę z nadzwyczajną łatwością.
Wśród zebranych młodych paladynów rozniósł się pomruk niepewności. Tylko Tan stał nieruchomo i patrzył cały czas na swojego brata. Ormos podszedł do Kaleba. Spojrzał mu w oczy.
Kalebie, wiesz jaka jest kara za zabicie oficera ?
Wiem. Śmierć......
Pytam jeszcze raz. Czy to ty zabiłeś Fedetha ?
Nie zdradziłem kodeksu ani praw Akademii....- odrzekł z łamiącym się głosem Kaleb
Ormos westchnął. Zwrócił się do Kaleba.
Zawiodłeś mnie Kalebie. Nas wszystkich. A przedewszystkim twojego brata. Zamiast dać mu przykład sprawiedliwości, zasiałeś w jego sercu strach i niepewność.....Twoja matka prosiła mnie bym wychował ciebie i Tana. Myślałem że zrobiłem co do mnie należało. Ale ty mnie zawiodłeś. Gdybym podarował ci śmierć, byłbym przeklęty. Otrzymasz karę o wiele gorszą niż możesz sobie wyobrażać...........
Czarny skorpion wstrzymał oddech. Po czym wyrecytował.
Kalebie, zdradziłeś kodeks i nasze prawa. Nie jesteś godzien by być paladynem. Nim nastanie następny dzień, utracisz wszystkie podarowane ci moce. Opuszczą cię wszystkie moce niebios. Staniesz się wygnańcem z piętnem mordercy. Nikt z tu obecnych nie zapomni o tobie. Lecz nie będziesz pamiętany jako paladyn, lecz jako zdrajca. Twa dusza nigdy nie zazna spokoju. Gdy umrzesz zostawisz po sobie proch który rozwieje wiatr zapomnienia. Z zachodem słońca zostaniesz wprowadzony na Wieżę Oczyszczenia. Tam zginiesz jako paladyn a narodzisz się jako ten kto wyrzekł się światłości i przyjał do serca zło. Zabrać go.......
Oficerowie podnieśli Kaleba. Mężczyzna kulejąc opuścił za eskortą dziedziniec. Paladyni zabrali go do więzienia...........
Ormos siedział przy stole. Bił się z myślami. Nagle ktoś zapukał do drzwi.
Wejść !!
W drzwiach pojawił się Tan Biały. Czarny skorpion widząc go, wskazał mu krzesło przy stole. Tan usiadł.
Nie musisz mówić po co przyszedłeś Tanie Biały - zaczął Ormos - Wiem że chodzi o Kaleba. Wiedz że mi też jest ciężko.
Panie... - rzekł Tan - Domyślam się że twoja decyzja jest nieodwolalna. Nie wiem czy mogę cię prosić o jedną rzecz...
O co takiego ?
Chciałbym z nim porozmawiać. Zadać pytanie i poznać wszystkie odpowiedzi. Nie wierzę że on zabił tych ludzi.
Tanie, chciałbym się z tobą zgodzić. Ale inni widzieli jego zbrodnię. Nie mogę przeczyć faktom. Cóż przyjdzie ci z tego ze z nim porozmawiasz ? Nie dowiesz się za wiele. On dokonał wyboru. Podarowałem mu jego życie ale nie mogę mu pozwolić być paladynem. On wyrzekł się tego co podarowały niebiosa setkom innym młodym ludziom, w tym i Tobie.
Wiem to. Proszę tylko o jedno. Żebym mógł z nim porozmawiać.
Ormos westchnął.
Dobrze więc. Możesz się z nim zobaczyć.
Tan skinał głową. Wyszedł z izby. Czarny skorpion zakrył twarz rękoma. Nagle w izbie rozbłysła światłość. Ogarnęła całą izbę i wypełniła ją. Czarny skorpion zmrużył oczy. Wiedział czego się spodziewać. Ale wszechobecna swiatłość uniemożliwiała ujrzenie czegokolwiek.
Dokonałeś słusznego wyboru - usłyszał melodyjny głos
Nie jestem tego tak pewny - odparł Ormos - Kaleb był najlepszy z nich wszystkich. Był dla mnie jak syn. Zresztą jest. Nie wierzę że on zabił. Ty wiesz kto za tym stoi !! Powiedz mi !!
Ormosie, czy Kaleb zabił czy też nie.....jakie to ma znaczenie.....Pamiętaj o tym co ci powiedziałem.
Wiem, i myśl ta niszczy mnie wewnętrznie. Ale czy ofiara Kaleba była konieczna ??
Kaleb stał się ofiarą. Ofiara była potrzebna. To było poświęcenie z jego strony - rzekł głos - Jego ofiara ocali tysiące ludzi......
Boli mnie serce gdy widzę jak Tan cierpi. Że myśli iż jego brat stał się zły.
A czyż nie tak się stało ?? - odparł głos
Nie mogę cię zrozumieć - odparł Ormos - Raz mówisz tak a raz inaczej. Mówisz zagadkami. Nic nie rozumię.
Czas przyjdzie że zrozumiesz - rzekł głos - Zrozumiesz wszystko. Pamiętaj że jest Tan Biały. Jego brat. A tymczasem idź już. Odbierz Kalebowi moc. Tak jak jest zapisane....
Nagły błysk w komancie. Ani śladu czyjejkolwiek obecności. Ormos zaklął. Podszedł do okna i wyjrzał na zewnątrz.
Gdybym tylko mógł inaczej postąpić - rzekł do siebie - Dzisiaj stracę kogoś w kogo wierzyłem. Boże dopomóż mi.........Kalebie - rzekł Ormos - ......niech niebiosa mają cię w opiece........
Kaleb siedział w małej celi, na niewielkiej pryczy, ze spuszczoną głową. Zatknięta w ścianę pochodnia dawała niewiele światła. Usłyszał kroki. Nawet nie podniósł wzroku by zobaczyć kto to.
Przyszedłeś...... - rzekł w kierunku postaci która pojawiła się za kratami
A chciałeś żebym przyszedł ? - rzekł Tan Biały
Tak...... - odrzekł smutno - Przecież musimy się pożegnać......
Nie mów tak - oparł ponuro Tan - ...powiedz mi....naprawdę zabiłeś tych ludzi ?? Mi możesz powiedzieć prawdę. Jestem twoim bratem...
Jakie to ma znaczenie - Kaleb spojrzał na Tana - Zabiłem czy nie ? Nie ma żadnego. Tak czy inaczej przegrałem swoją przyszłość. Reszta się nie liczy.
Nieprawda. Liczy się prawda. Jak było naprawdę.
Kaleb westchnał. Wstał i podszedł do zakratowanego okienka. Spojrzał w niebo.
Nie pamiętam tego...... - odrzekł smutno - Ostatnią rzeczą którą pamiętam była mała wioska przy której rozbiliśmy obóz. Potem jak przez mgłę....tego człowieka...którego niby zabiłem. A następnie nic. Ciemność. Gdy powróciła mi świadomość byłem już skuty kajdanami, pocięty na twarzy, zakrwawiony krwią, nie wiem czy swoją czy też kogoś innego, obdarty z honoru i godności....Pokazali mi Fedetha. Bez głowy. Ale on był moim przyjacielem. Ja nie mogłem go zabić !!
Musisz powiedzieć o tym Ormosowi !! - zakrzyknął Tan
To nic nie da. Nie uwierzy mi. Nitk mi nie wierzy....a ty mój bracie ?? Wierzysz mi ?
Tak. Tylko nie rozumiem jak to mogło się stać.
Ja też nie. Ponoć oficerowie widzieli jak zabijałem tych ludzi. Jak wstąpiła we mnie wściekłość. Jak zamieniłem się w bestię. Ja tego nie pamiętam......
Porozmawiam z Ormosem i ...... - zaczął Tan
Nie Tan, nie.... - Kaleb przerwał mu - Nie będę prosił o łaskę. Nie chcę tego. Przyjmę wyrok z godnością. Oddam swoją moc......
Nie możesz tego zrobić !! - krzyknał Tan - Co się z Tobą stanie ? Przecież wygnają cię z Akademi. Gdzie pójdziesz ??
Nie wiem, ale nie martw się o mnie. Poradzę sobie. Dojdę do tego dlaczego tak się stało.....
Tan oparł głowę o kraty celi. Po policzku poleciały mu łzy. Kaleb podszedł do Tana.
Jeszcze raz mówię: nie martw się. Wszystko będzie dobrze. Przecież jeszcze się spotkamy. Na pewno.
To nie jest sprawiedliwe... - rzekł Tan
Pamiętaj mój bracie: życie nie jest sprawiedliwe. Życie to ciągła walka o przetrwanie, o swoje racje, przekonania, honor. Honor, który teraz muszę odzyskać. I dowiedzieć się dlaczego tak postąpiłem.....Nie mogę ryzykować że ten szał powróci. Przecież ty możesz by moją następną ofiarą. A tego bym nie przeżył.....
Ich uszu dobiegły kroki na kamiennych schodach.
Idą po ciebie.....
Wiem - rzekł Kaleb - Pamiętaj. Teraz w tobie moja nadzieja. Wypełnisz swoje posłanie. Będziesz najlepszym paladynem w tym przeklętym świecie.
Nie Kalebie - Tan spojrzał w oczy swemu bratu - Bez względu na wszystko ty będziesz najlepszy. Jesteś najlepszy..
Kaleb uśmiechnął się. Strażnicy otworzyli drzwi celi i wyprowadzili mężczyznę. Księżyc wszedł w pełnię. Kaleb spojrzał na wysoką Wieżę Oczyszczenia.......gdzieś tam majaczyło jego przeznaczenie......
Strażnicy wprowadzili go do małej izby. Był już tam Ormos. Patrzył jak strażnicy prowadzą skutego Kaleba przed jego oblicze. Zdjęli mu kajdany. Kaleb stanął przed Czarnym Skorpionem. Ten spojrzał na strażników. Nakazał im odejść. Paladyni wyszli zamykając za sobą drzwi.
Kalebie, ta chwila nadeszła. Oddasz swoją moc. Nawet nie wiesz jak mi jest przykro... - rzekł Ormos
Wiem panie - odparł Kaleb. W jego oczach nie było nienawiści - Czyń swoją powinność......
Czarny skorpion westchnał. Cofnął się o dwa kroki. Złożył ręce jak do modlitwy. Z niesamowitą prędkością wypowiedział zbitek zaklęć. Wokół jego rąk zaczęły formować się małe ogniki. Paladyn nie przestawał. Cały czas medytował. Ogniki cały czas rosły. Po chwili zamieniły się w płomienie które wiły się wokół rąk Ormosa. Nagle paladyn wykrzyczał zaklęcie. Wokół Kaleba zmaterializowały się błękitne wstęgi. Pochwyciły go za ręce i rozciągnęły na boki. Kaleb krzyknał z bólu. Wokół niego zmaterializowały się także setki, tysiące małych niebieskich isierek które wirowały. Kaleb krzyczał z bólu. Ormos skończył inkantację zaklęć. Jego dłonie otaczały złociste płomienie. Paladyn podszedł do mężczyzny.
Zdradziłeś święty kodeks, odbierając życie niewinnemu człowiekowi. W imię mocy nadanej mi przez niebiosa odbieram ci moc......
Ormos dotknał czoła mężczyzny. Płomienie spłynęły na twarz Kaleba, po czym omiotły całe ciało. W jednej chwili mężczyzna stał się żywą pochodnią. Kaleb krzyczał przeraźliwie. Był to krzyk bólu tak straszliwy, że słyszeli go nawet zebrani paladyni na dziedzińcu. Ormos wyciągnął rękę.
Twoja moc zostaje ci odebrana....... - rzekł robiac gest ręką
Kaleb krzyknał a raczej zawył z bólu. Błękitne wstęgi naprężyły się. W tym samym momencie z ust Kaleba wypłynęła złocista łuna. Sformowała się w duży, złoty obłok, po czym delikatnie spłynęła do ręki Ormosa. Paladyn zamknął dłoń. Błękitne wstęgi znikły, podobnie jak ogniki i płomienie. Kaleb padł na ziemię. Ciężko oddychał.
Twa moc cię opuściła. Jesteś teraz normalnym człowiekiem. Nie dane ci już będzie nigdy skorzystać z darów niebios.
Kaleb powoli wstał. W dziwnym odruchu dotknał swojej twarzy. Włosów. Na twarz opadł mu śnieżnobiały kosmyk. Pozostałe włosy miał czarne jak smoła.
Niech ten kosmyk włosów symbolizuje twoją wieź z bratem. Niech ci przypomina kogo zawiodłeś najbardziej. Stanie się on twoim przekleństwem - rzekł Ormos - Idź już.....
Kaleb wziął do ręki kosmyk. Po czym odgarnął go na tył głowy. Powoli dowlókł się do drzwi. Wyszedł.....
Gdy wstąpił na dziedziniec nie patrzył na nikogo. Stojący paladyni patrzyli na niego. Kaleb wziął stary habit, i trochę żywności danej mu przez jednego z paladynów stojących przy głównej bramie. Założył okrycie. Nałożył kaptur. Wyszedł przed bramę. Tam ujrzał swojego brata. Tan nie mógł wydusić żadnego słowa. Kaleb uśmiechnął się. Po czym powoli zaczął schodzić ścieżką ze zbocza w kierunku lasu. Tan patrzył za nim. Po policzku poleciała mu łza......
Mijały dni. Kaleb przeszedł przez ten czas długą drogę. Postanowił przenocować na skraju lasu. Jako że zbliżał się zmierzch, rozpałił niewielkie ognisko. Usiadł przy nim i rozmasował ręce. Wokól nie było nikogo ani też nie było żadnych ludzkich siedzib. Płomienie wiły się w ognisku, drewno trzaskało. Nagle Kaleb usłyszał głos.
Kalebie......Kalebie - głos nie był przyjemny
Kto tu jest ?? - mężczyzna zerwał się równe nogi
Jestem twoim przyjacielem - rzekł głos
Nie znam cię ! Pokaż się !!
Przecież mnie znasz - odparł głos - Byłem tam wtedy......
Gdzie ?!! Kim do cholery jesteś ??!!
Jestem Tobą. Twoją prawdziwą naturą......... - głos dalej zawodził - Byłem przy tym jak zabiłeś tych ludzi......
Kalebowi nie podobał się tajemniczy rozmówca. Jeżeli jest to prawda co mówi, to znaczy że może mieć jakiś związek ze śmiercią tamtego mężczyzny i jednego z oficerów, Fedetha.
Pokaż się. Chcę zobaczyć swoją „prawdziwą” naturę...... - rzekł Kaleb
Chcesz mnie ujrzeć ?? - zaśmiał się głos ale momentalnie spoważniał - Przyjrzyj się.......
Na ścieżce zaczął rysować się cień. Kaleb wytężył wzrok. Przez chwilę nie widział nic. Ale zaraz ujrzał postać w czarnym habicie. Zbliżyła się. Najpierw ujrzał jej twarz. Wysuszoną, jakby odessano z niej krew. Włosy, brudne strąki. Oczy. Para, czerwonych, świdrujacych węgli. Dłonie. Zakończone długimi szponami. Kaleb cofnął się. Nigdy nie widział takiej istoty. Ale podejrzewał że pochodziła prosto z piekła. Zastanawiało go tylko to dlaczego miała zamiar z nim rozmawiać, zamiast od razu zaatakować. A najgorsze było to że mieniła się jego przyjacielem. Kaleb pomyślał że wolałby się zaprzyjaźnić ze wściekłym psem niż tym co szło ku niemu.
Pamiętasz mnie ? - zapytała postać
Nie specjalnie - odrzekł Kaleb - Czego chcesz ?
Ciebie.... - syknał - Byłem tam gdy zabijałeś tych ludzi. Jam jest twoim opiekunem.
Opiekunem ? - zdziwił się Kaleb
Tak, opiekunem. We mnie będziesz miał oparcie i ja ci dam to o czym zawsze marzyłeś. Władzę, potęgę, przepotężną moc.
Mylisz się - odparł Kaleb - Nic od ciebie nie chcę. Odejdź stąd i wracaj skądeś przyszedł.
Widzę że mamy pewne trudności - wysyczał demon - Ale nic to. Poradzimy sobie z tym. Pamiętasz tą rozkosz gdy zabijałeś tych ludzi. Ach, zapomniałem... - zarechotał demon - Przecież ty nic nie pamiętasz. Gwoli wyjaśnienia. Opanowałem cię i zawładnąłem twoją podświadomością. Ale nie w tym rzecz. Zostałeś wygnany z Akademi, odebrano ci moc. Ale ja ci dam moc o wiele potężniejszą, niszczycielską. Zemścisz się na nich.
Kaleba powoli zaczęła ogarniać wściekłość. Teraz już wiedział kto stoi za mordem który został mu przypisany. Ten, jak się zwał „opiekun” zawładnał jego ciałem i umysłem. Ale jaki miał cel. Przecież musi mieć z tego jakieś korzyści.
Zakończmy proszę tą rozmowę - syknął demon - Czas nagli......
Gdybym tylko miał miecz, zakończył bym tą rozmowę szybciej niż ci się wydaje, demonie.....
Dosyć !! - ryknał demon - Czas nadszedł !! Bez twojej mocy jesteś bezbronny !! Teraz zawładnę tobą na zawsze !!
Nie zbliżaj się !! - krzyknał Kaleb widząc że postać zbliza się do niego
Za późno - wysyczał demon
„Opiekun” skoczył na mężczyznę. Kaleb zasłonił się rękami. Nie poczuł jednak uderzenia. Tylko zawrót głowy. A nastepnie niesamowity ból. Noc rozdarł krzyk mężczyzny. Krzyk nie z tego świata. Kaleb padł na ziemię, wił się i trzymał rękami za głowę. Jakby próbował wyrwać z siebie kogoś obcego. Po chwili padł bezwiednie na ziemię. Minęła chwila. Kaleb wstał jak gdyby nigdy nic. Lecz to nie był już ten sam człowiek. To nie był nawet człowiek. Jego oczy wyrażały gniew i nienawiść. Samo zło. Tak jakby przez te oczy patrzył ktoś zupełnie obcy. Kaleb rzekł do siebie:
Pewne rzeczy się kończą. A to - wziął do ręki biały kosmyk włosów który opadł mu na twarz - jest moje przekleństwo. I tego przekleństwa się pozbędę. Lecz jeszcze nie teraz. Świat spłynie krwią. Krwią która da mi siłę i moc pokonania mojego brata i wszystkich innych.....
Księżyc wszedł w pełnię. W ciemnościach rozległ się szleńczy śmiech. Śmiech człowieka opanowanego przez zło..........
Tan Biały obudził się. Ciężko oddychał. Teraz nareszcie poznał prawdę. Ale nie miał pojęcia co ma uczynić. Nie wiedział gdzie jest jego brat. Nie wiedział jak ma mu pomóc. Wiedział natomiast że jego sny są powodowane przez czarny kryształ. Ale jakie jest jego przeznaczenie ?? Tego Tan do końca nie wiedział. Jaki on ma cel pokazując paladynowi na przemian przeszłość, przyszłość i teraźniejszość ?? Teraz gdy odsłonił coś o czym Tan nie miał zielonego pojęcia. Prawdę o jego bracie. Tan Biały był ciekaw co za tajemnicę skrywa ów tajemniczy czarny kryształ........
Na niebie panowała noc. Księżyc świecił mocno. Miasto ponownie pogrążone było we śnie. Gwiazdy na niebie świeciły jasno. Każda z nich ma jakąś swoją tajmenicę. Lecz tego nie wie żaden śmiertelnik. Gdzieś tam, poza granicami ludzkiego umysłu, znajdują się wrota. Wrota do Doliny Cieni. Wrota zamknięte wieki temu. Zostały zamknięte by ocalić ludzkość. Czy pozostaną zamknięte na wieki ?............Trzy gwiazdy. Magowie nazywają je Ścieżkami Mocy. Dokąd prowadzą ? Tego nikt nie wie. Trzy gwiazdy......ułożone w idealnej harmoni. Każda uzupełnia kolejną. Bez siebie nie mogą istnieć......... Trzy gwiazdy..........Dzisiaj jest ta noc. Ten czas. Cykl powtarza się co trzydzieści lat. I trwa przez trzy noce.......Trzy gwiazdy.......Są złączone. Mają ogromną moc. Moc księżyca je wspomaga.........trzy gwiazdy..........
Tan Biały przewrócił się na drugi bok. Spał bardzo mocno. O dziwo nie miał żadnych snów. Światło księżyca wpadło przez okno do izby. Padło na niewielki stolik na którym leżał kryształ. Czarny kryształ zapulsował......Wydawało się że wchłania księżycowe światło. Raz po raz przybierał barwę siną, czerwoną oraz niebieską. Trzy gwiazdy..........Kryształ cały czas mienił się kolorami........Tan mocno spał. Nie widział nic. On chciał tylko zaznać spokoju. Przecież przez tyle nocy nie mógł spać przez koszmary. Teraz kryształ dał mu szansę na sen. Paladyn skorzystał. A czarny kryształ nadal pulsował w ciemnościach...........
** KONIEC **
** CDN **
1
49