Dlaczego nie wierzyć łańcuszkom szczęścia?
Dzisiaj dostałem mailem kolejny łańcuszek szczęścia. Kto wymyśla takie bzdury? Akurat ten list dostałem już drugi raz i... znów go rozesłałem do 10 osób :-( Ale się we mnie gotowało. Jestem na siebie zły, że brakło mi silnej woli i odwagi, żeby ten krąg bzdur przerwać.
Oto treść tego listu:
"DLA CIEBIE
PRZECZTAJ UWAZNIE:
Ale do konca. Raczej nie pozalujesz. I najlepiej nie oszukuj, tzn. czytaj od poczatku do konca
wszystko po kolei.
Przypadek 1: Kelly Sesey miala jedno zyczenie zwiazane ze swoim chlopakiem od 3 lat, Davidem Marsenem, zeby jej sie oswiadczyl. Raz gdy poszli na lunch, oswiadczyl sie, a ona sie zgodzila, ale po20 minutach poszla na spotkanie do pracy. Jak tylko dotarla, zauwazyla ze ma maile. Sprawdzila, zwykle maile od znajomych, ale byl tam jeden, którego nigdy przedtem nie miala. To byl ten list. Wymazala go bez przeczytania. Wielki blad!!! Potem tego wieczoru dostala telefon z policji o Davidzie! Zginal w wypadku samochodowym.
Przypadek 2: Wezmy Kattie Robbenson. Otrzymala ten list i wyslala, ale nie znala tyle adresów emailowych. 3 dni pózniej poszla na bal przebieranców, kiedy wracala do domu, zginela w wypadku samochodowym, bo kierowal pijany kierowca.
Przypadek 3: Richard S. Willis wyslal ten list w przeciagu 45 minut. Niecale 4 godziny pózniej szedl ulica na wywiad w sprawie pracy z powazna firma, kiedy to "wpadl" na Cynthie Bell, jego ukryta milosc od 5 lat. Powiedziala mu, ze go kocha od 2 lat. 3 dni pózniej wzieli slub. Teraz maja 3 dzieci i sa bardzo szczesliwi.
[...]1
Musisz wyslac ten list do 10 róznych osób w ciagu 3 godzin po przeczytaniu tego listu. Jezeli to zrobisz, bedziesz mial niewiarygodne szczescie w milosci. Osoba, która kochasz odwzajemni twoje uczucia. Jesli nie, nie radze...to nie zart!!! Czytales przestrogi, widziales przypadki, znasz konsekwencje. Musisz to wyslac albo sprostac okropnemu losowi. Notka: im wiecej osób to dostanie od Ciebie, tym wiecej szczescia, bedziesz miec!!!"
Długi, prawda? Ile czasu marnuje się na przeczytanie takiego liściku (a po kilku razach przesyłania dalej, to robi się jeszcze dłuższy i bardziej męczący w czytaniu). Będziesz miał szczęście, tylko roześlij ten list 10 osobom. Inaczej - kaput. Idiotyzm! Teraz przedstawię argumenty przeciw łańcuszkom.
Po pierwsze: Czy nie zastanawia Was to, że znakomita większość takich łańcuszków opowiada o obcokrajowcach? Jest tak dlatego, że żaden Polak (i nie tylko :-)) nie będzie mógł sprawdzić, czy taka Kelly Sesey albo Kattie Robbenson w ogóle istnieją.
Po drugie: Zastanawiające jest też to, jakie przestrogi skłoniły Mrs. Kattie Robbenson i Mr. Richarda S. Willisa do przesłania tego łańcuszka dalej. Przecież nie mógł on mówić o nich w momencie, kiedy go dostali. Byłby to paradoks. A jak powszechnie wiadomo, cechą tego typu listów są opisy przypadków, w których ludzie przerwali łańcuszek i spotkała ich tragedia oraz przypadków, w których szczęście uśmiechnęło się do tych, którzy przedłużyli łańcuszek. Wniosek: Te historyjki zostały wymyślone przez autorów listu w czasie jego pisania, jeszcze przed puszczeniem go w obieg, sic!
Po trzecie: Jeśli ten list (mówię o tym, umieszczonym w moim artykule) rzeczywiście krążył wcześniej po Ameryce (i dlatego opowiada o Amerykanach), to komu chciało się go przetłumaczyć i wysłać do Polski. Ta wątpliwość jest o tyle słuszna, że: primo - przecież mieszkaniec USA czy Kanady ma na pewno masę adresów ludzi, mówiących po angielsku; secundo - jeśli nawet ktoś będzie tłumaczył taki liścik, to dlaczego ma wybrać język polski, przecież na świecie jest mnóstwo krajów, a do tego Polska wcale nie jest bardzo popularna (wielu Amerykanów nawet nie wie, gdzie leży). Wniosek: Te listy powstają w Polsce, a używanie jako przykładowych pechowców/szczęśliwców postaci o zagranicznych nazwiskach ma tylko mydlić oczy odbiorcom, ma "pomóc" im uwierzyć w autentyczność tych przypadków.
Po czwarte: Na jakiej podstawie mamy wierzyć, że przesłanie dalej łańcuszka przyniesie nam szczęście? Na jakiej zasadzie przedłużenie łańcuszka ma wpłynąć na nasze życie? Może ktoś go zaczarował. Magia? A może list zawiera jakiś "dynks", który wysyła do jego autora (co najmniej szaleńca) informację o tym, kto spełnił postulat zawarty w liście, a kto nie? I wtedy taki autor zabawia się, dając szczęście tym, co łańcuszek przedłużyli i zabijając bliskich tych, którzy zabawę sobie odpuścili. W tej spekulacji trochę poniosła mnie wyobraźnia, ale moja historia o wariacie jest tak samo prawdopodobna, jak to, że przesłanie dalej listu z łańcuszkiem przyniesie nam szczęście, a przerwanie zabawy spowoduje tragedię. Prawdopodobieństwo zbliża się (żeby nie powiedzieć: jest równe) do zera.
Po piąte: A niech gadają... ;-)
A dlaczego jednak nie przerywamy łańcuszków? A dlatego, że jednak się boimy. Jednak nie ma czego. Moja mama spaliła masę listów-łańcuszków (rozsyłanych Pocztą Polską) i żadnego nie przesłała dalej, a nadal żyje i nie zauważyliśmy, żeby z powodu przerywania łańcuszków zdarzyło się nam coś złego. Owszem, nie mogę powiedzieć, że nasze życie jest usłane różami, ale nie można wszystkiego doznanego zła kojarzyć z głupim listem. Właśnie na tej zasadzie działają łańcuszki. Jeśli takiż przerwiemy i zdarzy nam się coś złego, skojarzymy to właśnie z przerwaniem łańcuszka.
I dlatego dobre jest wyznawanie głównej zasady stoicyzmu: wszystko przyjmuj ze spokojem i pokorą. A tak należy ją moim zdaniem rozumieć: jeśli przydarzy się nam coś złego, nie szukajmy winnych dookoła. Zastanówmy się najpierw nad sobą. Ale nie przypominajmy sobie wszystkich swoich win (nie mówmy: "to na pewno kara za grzechy"). Należy przealnalizować swoje postępowanie, znaleźć w nim błędy i wyciągnąć odpowiednie wnioski. Trzeba też zastanowić się, co możemy zrobić by zminimalizować straty (zdrowotne, finansowe, moralne) lub naprawić szkody. Przyjąć z pokorą, nie oznacza przyjąć biernie, bez reakcji, upaść i już się nie podnosić! Sic!
Przerywajcie łańcuszki szczęścia!!!
Jeśli wszyscy się za nie wieźmiemy, to to tałatajstwo przestanie krążyć po necie i zaśmiecać skrzynki pocztowe.
Dlaczego przerywać łańcuszki? Bo zabierają one dużo czasu. Trzeba przeczytać cały list (a może być w stanie bardzo utrudniającym lekturę), wybrać osoby, którym go wyślemy i wysłać go, za co posiadacze modemów muszą dodatkowo zapłacić (jeśli czytali listy w offline i nie mieli zamiaru się już łączyć, muszą jednak dorzucić operatorowi trochę cashu do skarbonki). Czas jest bardzo cenny. Spytacie, czemu ja go marnuję, pisząc ten tekst? Bo dla mnie ten czas nie będzie stracony. Przygotowuję się do napisania pracy na język polski i potrzebowałem jakiejś wprawki.
Czemu nie wierzyć w łańcuszki szczęścia? Myślę, że przedstawiłem tu dość argumentów. Mam nadzieję, że przekonałem Was do przerywania łańcuszków szczęścia. Rozprzestrzeniają się one w zabójczym tempie: Ty wysyłasz go tylko do 10 osób, one wysyłają go też tylko do 10 osób. Tylko?! Po drugiej kolejce jest już 100 listów. Po trzeciej 1000 i tak dalej w nieskończoność. Chyba, że ktoś przerwie łańcuszek. Dlatego nie wolno myśleć w ten sposób: "przecież wyślę tylko 10 listów, to kropla w morzu, a nuż się poszczęści". Trzeba koniecznie pamiętać, że te 10 listów da w efekcie setki, tysiące, miliony kopii. Listy będą mnożyć się lawinowo (tzn. im będzie ich więcej, tym szybciej i więcej będzie ich przybywać).
Pamiętajcie o tym i niech Moc będzie z Wami :-)
Mariusz Sekla Seklecki
_________________________________________________________________________________________________________________
1 Ze względu na ograniczone miejsce na łamach pozwoliłem sobie skrócić list (wyciąłem kiepski wiersz, ale jeśli chcesz go przeczytać w całości, wejdź na
http://culturezone.republika.pl).