Hbr


William Barclay

LIST
DO HEBRAJCZYKÓW

Poznań 2002


Tłumaczył: Konstanty Wiazowski

Wydanie poprzednie ukazało się nakładem

Wydawnictwa „Słowo Prawdy” w 1983 r.

Redakcja: Adam Ciorga


WSTĘP DO LISTU DO HEBRAJCZYKÓW

Bóg przemawia wieloma sposobami

Każdy człowiek inaczej doświadcza przeżyć religijnych. „Bóg - powiada Tennyson - przemawia wieloma sposobami”. George Russel stwierdza: „Tak wiele dróg prowadzi do gwiazd, jak wielu ludzi zmierza ku nim”. Dobrze znane powiedzenie trafnie zauważa, że „Bóg ma swój własny sposób dotarcia do każdego serca”. Najogólniej rzecz ujmując można wyodrębnić cztery wielkie zasady religijne.

1. Dla jednych religia jest wewnętrzną społecznością z Bogiem. Jest to tak bliskie i tak intymne połączenie z Chrystusem, że dany człowiek żyje w Chrystusie, a Chrystus żyje w nim. Tak Ap. Paweł pojmował religię. W jego przekonaniu była ona czymś, co mistycznie łączyło go z Bogiem.

2. W pojęciu innych religia daje człowiekowi wzór życia i udziela mocy do jego realizacji. Takie wartości w religii widzieli Jakub i Piotr. Była ona dla nich czymś, co wskazywało jakie powinno być życie i pozwalało na przybliżanie się do tego ideału.

3. Jeszcze inni religię traktowali jako najwyższą satysfakcję intelektualną. Ich umysły stale poszukiwały, aż w końcu znalazły i mogły odpocząć w Bogu. To właśnie Platon powiedział, że „życie nie przebadane nie jest warte życia”. Są tacy ludzie, którzy wszystko muszą zrozumieć lub zginąć. Najbliższe tej postawie było pojmowanie religii przez Jana. Pierwszy rozdział jego Ewangelii jest jednym z największych usiłowań przedstawienia religii w postaci satysfakcjonującej intelekt.

4. I w końcu - niektórzy uważają religię za przybliżenie się do Boga. Jest ona czymś, co usuwa przeszkody i otwiera drzwi prowadzące przed Jego oblicze. Tak pojmował religię autor Listu do Hebrajczyków. Taka myśl dominuje w jego dziele. W Chrystusie znalazł on tego, który może zaprowadzić go do Boga. Jego podstawowe pojęcie religijne zostało zawarte w następującym tekście tego Listu:

„Mając więc, bracia, ufność, iż przez krew Jezusa mamy wstęp do świątyni drogą nową i żywą, którą otworzył dla nas poprzez zasłonę, to jest przez ciało swoje... wejdźmy na nią ze szczerym sercem, w pełni wiary” (10,19-22).

Jeżeli autor Listu do Hebrajczyków miał na uwadze jeden tekst, to na pewno były nim słowa: „Wejdźmy na nią (drogę) ze szczerym sercem”.

Podwójne tło Listu

Wspomniane wyżej pojęcie religijne pochodziło z podwójnego tła, na którym autor Listu do Hebrajczyków rozpatruje problem zbawienia. Pierwszym z nich było o greckie. Od czasów Platona, przez pięćset lat Grecy zmagali się z problemem przeciwieństw między bytem realnym i nierealnym, widzialnym i niewidzialnym, czasowym i wiecznym. Powstało wówczas pojęcie rzeczywistego świata, którego nasz świat jest jedynie cieniem i niedoskonałym odbiciem. Sam Platon wprowadził pojęcie istnienia gdzieś świata doskonałych form i wzorów, których niedoskonałe kopie znajdowały się w naszym świecie. I tak na przykład istniał gdzieś wzór doskonałego krzesła, którego wszystkie krzesła w tym świecie były jedynie niewyraźnymi kopiami. Platon powiedział: „Stworzyciel świata zaplanował i zrealizował swoje dzieło według niezmiennego i wiecznego wzoru, którego nasz świat jest kopią”. Filon, który zapożyczył to pojęcie od Platona, powiedział: „Bóg od początku wiedział, że dobra kopia pochodzi tylko z dobrego wzorca; żadna z rzeczy postrzeganych przez zmysły nie może być bez kształtu, który został nadany zgodnie z prototypem i duchowym pojęciem i dlatego przygotowując się do stworzenia tego widzialnego świata, najpierw stworzył świat idealny, a następnie ukształtował świat materialny zgodnie z niematerialnym i boskim wzorem”. Mówiąc o prawach znanych i stosowanych przez ludzi na ziemi, Cyceron powiedział: „Nie posiadamy prawdziwego prawa i autentycznej sprawiedliwości; wszystko co mamy, to cień i niewyraźny zarys”.

Wszyscy myśliciele starożytnego świata byli przekonani o istnieniu gdzieś świata prawdziwego, którego nasz świat jest jedynie niedoskonałą kopią. Tu jedynie zgadujemy i szukamy po omacku, mamy do czynienia jedynie z kopiami, rzeczami niedoskonałymi. Natomiast w świecie niewidzialnym wszystko jest prawdziwe i doskonałe. Na postumencie pomnika Newmana zostały wypisane następujące łacińskie słowa: Ab umbris et im aginibus ad veritatem (Od cieni i pozorów ku prawdzie). Jeżeli rzeczywiście tak jest, to zadaniem naszego życia ma być uciekanie od cieni i niedoskonałości ku prawdziwej realności. Autor Listu do Hebrajczyków twierdzi, że właśnie Jezus Chrystus może nam w tym dopomóc. Zwracając się do Greków autor ten powiada: „Przez całe swoje życie staraliście się przejść od cieni ku prawdzie. Tylko Jezus Chrystus może wam w tym dopomóc”.

Żydowskie tło

Autor Listu do Hebrajczyków rozpatruje zagadnienie również na tle żydowskim. Zbytnie przybliżanie się do Boga dla Żyda zawsze było niebezpieczne. „Nie może mnie człowiek oglądać i pozostać przy życiu” - powiada Bóg do Mojżesza (2 Mjż 33,20). A Jakub ze zdziwieniem zawołał: „Oglądałem Boga twarzą w twarz, a jednak ocalało życie moje” (1 Mjż 32,30). Gdy Manoach uświadomił sobie, kim był jego gość, z przerażeniem powiedział do swojej żony: „Na pewno umrzemy, ponieważ widzieliśmy Boga”. Wielkim świętem żydowskim był Dzień Pojednania. Był to jedyny dzień w roku, w którym arcykapłan wchodził do miejsca najświętszego i stawał twarzą w twarz przed Bogiem. Tylko arcykapłan mógł tam wejść i tylko w tym jednym dniu. Prawo nakazywało, aby za długo nie przebywał na tym świętym miejscu, w przeciwnym wypadku mogłoby to sprowadzić na Izrael nieszczęście. Przyjście przed oblicze Boże było rzeczą niebezpieczną, a jeżeli ktoś za długo tam pozostawał, mógłby być ukarany śmiercią.

W związku z tym faktem pojawiło się w żydowskiej myśli pojęcie przymierza. Bóg w swojej łasce przybliżył się do narodu izraelskiego oferując mu szczególną społeczność ze sobą. Jednak to szczególne przybliżenie się Boga zostało uwarunkowane przestrzeganiem przez ten naród nadanego mu prawa. Początek tej społeczności i przyjęcie tego prawa widzimy w dramatycznej scenerii w 2 Mjż 24,3-8.

Tak więc Izrael mógł zbliżyć się do Boga, ale jedynie pod warunkiem wypełnienia prawa. Naruszenie prawa było grzechem, który stanowił przeszkodę na drodze prowadzącej do Boga. Do usunięcia tej przeszkody został powołany system kapłański i ofiarniczy. Prawo zostało nadane; człowiek zgrzeszył; pojawiła się przeszkoda; zostaje złożona ofiara, której zadaniem jest otworzenie zamkniętej drogi do Boga. Jednak z doświadczenia wynikało, że ofiara nie była w stanie tego dokonać. Dowodem nieskuteczności całego systemu ofiarniczego było stałe powtarzanie składania ofiar. Była to mało skuteczna i przegrywana walka z usuwaniem bariery, jaką grzech postawił między człowiekiem a Bogiem.

Doskonały kapłan i doskonała ofiara

Potrzebny był doskonały kapłan i doskonała ofiara, ktoś, kto mógłby złożyć Bogu taką ofiarę, która by raz na zawsze umożliwiła człowiekowi swobodny dostęp do Niego. Tego właśnie dokonał Chrystus, powiada autor Listu do Hebrajczyków. Jest On doskonałym kapłanem, ponieważ jest doskonałym człowiekiem, a jednocześnie doskonałym Bogiem. W swoim człowieczeństwie może On przyprowadzić człowieka do Boga, a w swojej boskości może On przybliżyć Boga do człowieka. Jest On osobą bezgrzeszną. Jego doskonałą ofiarą jest ofiarowanie samego siebie, ta doskonała ofiara nie musi być powtarzana. Każdemu Żydowi autor Listu do Hebrajczyków powiada: „Całe swoje życie poszukiwałeś doskonałego kapłana, który mógłby złożyć doskonałą ofiarę i udostępnić ci zbliżenie się do Boga. Jezus Chrystus jest takim kapłanem”.

Do Greka autor Listu do Hebrajczyków powiedział: „Szukasz drogi z cieni do rzeczywistości, możesz ją znaleźć w Jezusie Chrystusie”. Do Żyda autor tego Listu powiedział: „Rozglądasz się za doskonałą ofiarą, która otworzy ci drogę do Boga, zamkniętą przez twoje grzechy; taką doskonałą ofiarę znajdziesz w Jezusie Chrystusie”. Jezus był tą osobą, która umożliwiała zbliżenie się do rzeczywistości i zbliżenie się do Boga. Jest to podstawowa myśl tego Listu.

Zagadka Nowego Testamentu

Dotąd wszystko było jasne, zaś inne zagadnienia związane ze wstępem do Listu do Hebrajczyków są okryte tajemnicą. E. F. Scott pisał: „List do Hebrajczyków pod wieloma względami jest zagadką Nowego Testamentu”. Kiedy został on napisany, do kogo i przez kogo, oto pytanie, na które nie mamy pewnych odpowiedzi. Sama historia tego Listu wskazuje, z jaką rezerwą należy traktować jego tajemnicze pochodzenie. List ten przeszedł długą drogę zanim stał się niekwestionowaną księgą Nowego Testamentu. Na pierwszej liście ksiąg Nowego Testamentu, w kanonie Muratoriego (ok. 170 r.) księgi tej nie ma. Wielcy uczeni aleksandryjscy, Klemens i Orygenes, znali ten List i kochali, ale nie byli przekonani o potrzebie umieszczenia go wśród ksiąg świętych. Z wielkich ojców afrykańskich, Cyprian nigdy o nim nie wspominał, a Tertulian wiedział o jego kwestionowanej pozycji. Euzebiusz, wielki historyk Kościoła, powiada, że księga ta należy do ksiąg dyskusyjnych. Dopiero w czasach Atanazego, w połowie czwartego wieku, List do Hebrajczyków został uznany za księgę Nowego Testamentu, chociaż jeszcze Luter nie był zupełnie pewien słuszności tego. Aż dziw bierze, jak długo ta wielka księga musiała czekać na swoje pełne uznanie.

Kiedy list ten został napisany?

Jedyna informacja na ten temat pochodzi z samego Listu. Na pewno został on napisany do wierzących, których nazwalibyśmy drugim pokoleniem chrześcijan (2,3). Wieść zbawienia została przekazana tym ludziom przez tych, którzy osobiście słyszeli Pana. Społeczność, do której List ten został skierowany, dobrze orientowała się w zasadach wiary chrześcijańskiej: ludzie ci powinni już być dojrzałymi w wierze (5,12). Musieli oni już mieć długą historię, gdyż zachęca się ich do spojrzenia wstecz ku początkom swojej wiary (10,32). Ludzie ci już mieli za sobą wielką historię, wydali spośród siebie postacie bohaterskich męczenników, którzy powinni być dla nich natchnieniem (13,7).

W określeniu daty powstania Listu najwięcej pomogą nam wzmianki o prześladowaniu. W pewnym okresie przywódcy tej społeczności oddali swoje życie za wiarę (13,7). Sami odbiorcy Listu jeszcze nie doznawali prześladowania, gdyż nie sprzeciwiali się jeszcze aż do rozlania krwi (12,4). Prawdą jest, że ludzi ci byli źle traktowani przez swoje otoczenie, ich mienie zostało rozgrabione (10,32-34). Z Listu również wynika, że w każdej chwili może nastąpić surowe prześladowanie. Z wszystkiego tego można wywnioskować, że List musiał być napisany między dwoma prześladowaniami, gdy chrześcijanie w zasadzie nie byli prześladowani, lecz mimo to byli źle traktowani przez swoje otoczenie. Pierwsze prześladowanie rozpoczęło się w czasach Nerona w 64 roku, a następne w czasach Domicjana ok. 85 roku. List do Hebrajczyków został napisany mniej więcej w tym okresie, może bliżej czasów Domicjana. Jeżeli przyjmiemy rok 80, nie popełnimy wielkiego błędu.

Do kogo został napisany?

I w tej kwestii jesteśmy zdani jedynie na wzmianki występujące w samym Liście. Jedno jest pewne: List ten nie mógł być napisany do któregoś z wielkich kościołów, gdyż nazwa miejscowości nie mogłaby całkowicie zaginąć. A teraz zbierzmy dostępne nam fakty. List został skierowany do dawno istniejącego już zboru (5,12). Został napisany do zboru, który w przeszłości cierpiał prześladowanie (10,32-34). Zbór ten miał poza sobą wielką historię i wydał spośród siebie wielkich nauczycieli i przewodników (13,7). Nie był to zbór założony bezpośrednio przez apostołów (2,3). Zbór ten wyróżniał się szczodrobliwością i tolerancją.

Posiadamy jedną bezpośrednią wzmiankę. Wśród końcowych pozdrowień spotykamy powiedzenie: „Pozdrawiają was ci, którzy są z Italii” (13,24). Zwrot ten mógłby wskazywać na to, że List był napisany z Italii lub do Italii, najprawdopodobniej jednak został on skierowany do Italii. Przypuśćmy, że jestem w Glasgow i piszę do kogoś przebywającego za granicą. Chyba nie napisałbym: wszyscy mieszkańcy Glasgow pozdrawiają was. Raczej mógłbym powiedzieć: mieszkańcy Glasgow pozdrawiają was. Ale załóżmy, że jestem gdzieś za granicą, gdzie istnieje mała grupa byłych mieszkańców Glasgow, wtedy mógłbym powiedzieć: Wszyscy ludzie z Glasgow przesyłają wam pozdrowienia. Dlatego możemy powiedzieć, że List ten został napisany do ludzi mieszkających w Italii, a jeżeli tak, to najprawdopodobniej był on skierowany do Rzymu.

Na pewno jednak nie został on napisany do całego zboru w Rzymie. Inaczej nie doszłoby do utraty jego tytułu. Ponadto wszystko wskazuje na to, że został on napisany do małej grupy ludzi. Grupa ta mogła się wyróżniać swoim wykształceniem. Z 5,12 wynika, że ludzi ci już dawno byli nauczani i przygotowywani do objęcia funkcji nauczycieli chrześcijańskiej wiary. I jeszcze jedno: List do Hebrajczyków wymaga takiej znajomości Starego Testamentu, że musiał on być napisany przez nauczyciela nauczycieli.

Podsumowując to wszystko możemy powiedzieć, że List do Hebrajczyków został napisany przez wielkiego nauczyciela do małej grupy chrześcijan w Rzymie. Był on ich nauczycielem, ale przebywając przez pewien czas z dala od nich obawiał się, by nie odeszli od wiary i dlatego napisał do nich list. Jest to nie tyle list, co rozmowa. Nie zaczyna się on tak jak Listy Pawła, chociaż kończy się pozdrowieniami tak jak one. Sam autor nazywa to dzieło „słowem napomnienia”.

Przez kogo został napisany?

Chyba najtrudniejszym ze wszystkich problemów jest autorstwo Listu. Niepewność co do tego utrzymywała ten List tak długo poza kanonem Nowego Testamentu. Od najdawniejszych czasów tytuł tego Listu brzmiał po prostu „Do Hebrajczyków”. Nie było imienia autora, nikt nie łączył go bezpośrednio z imieniem Pawła. Klemens Aleksandryjski uważał, że Paweł mógł napisać to dzieło w języku hebrajskim, a Łukasz przetłumaczył na język grecki, ponieważ styl jego różni się od stylu Pawłowego. Orygenes wypowiedział słynne zdanie: „Tylko sam Bóg wie, kto napisał List do Hebrajczyków”. Tertulian za autora tego Listu uważał Barnabasza. Hieronim stwierdza, że Kościół łaciński nie uważa tego Listu za Pawłowy, a mówiąc o autorze, powiada: „Autor Listu do Hebrajczyków, kimkolwiek był...”. Takie samo zdanie miał na ten temat Augustyn. Luter oświadczył, że Paweł nigdy nie mógł napisać tego Listu, ponieważ nie były to jego myśli. Również Kalwin twierdził, że nie wyobraża sobie, aby autorem tego Listu był Paweł.

W żadnym okresie historii Kościoła nie uważano, by List do Hebrajczyków był dziełem Pawła. W jaki więc sposób połączono go z tym imieniem? Przy ostatecznym ustalaniu kanonu Nowego Testamentu rozważano, które księgi mają być do niego włączone, a które nie. Posługiwano się przy tym jedną zasadą: czy dana księga jest dziełem apostoła albo przynajmniej tego, który miał bezpośredni kontakt z apostołami? W tym czasie List do Hebrajczyków był już dobrze znany i wielce poważany przez cały Kościół. Większość ludzi, jak Orygenes, była przekonana, że tylko Bóg zna autora tego Listu, ale pragnęli oni włączyć go do Nowego Testamentu. Jedynie włączenie go do Listów Pawła dawało do tego podstawę. A więc wprawdzie List ten wszedł do Nowego Testamentu dzięki swojej wielkości, jednak choć dobrze wiedziano, że nie jest to List Pawła, musiał być włączony do grupy Listów Pawła i występować pod jego imieniem.

Autor Listu do Hebrajczyków

Czy możemy dowiedzieć się kim był autor tego Listu? Spośród wielu opinii zwróćmy uwagę tylko na trzy sugestie pod tym względem.

1. Tertulian uważał, że autorem Listu był Barnaba. Barnaba pochodził z Cypru. Mieszkańcy Cypru słynęli ze wspaniałej greki, a List do Hebrajczyków to greka najlepsza w całym Nowym Testamencie. Był on lewitą (Dz 4,36), toteż ze wszystkich postaci Nowego Testamentu mógł najlepiej znać się na kapłańskim i ofiarniczym systemie, na którym opiera się główna myśl tego Listu. Jest on nazwany synem pociechy, po grecku paraklesis, a cały List do Hebrajczyków nazywa się słowem paraklesis (pociecha) (13,22). Był on jednym z niewielu ludzi akceptowanych zarówno przez Żydów, jak i przez Greków, dobrze orientował się w obydwóch światach pojęć. Barnaba mógłby być autorem tego Listu, ale gdyby tak było, to dziwnym wydaje się fakt, że imię to nie zostało w jakiś sposób z nim związane.

2. Luter za autora tego Listu uważał Apollosa. Apollos, według danych Nowego Testamentu, był Żydem urodzonym w Aleksandrii, bardzo wymownym i dobrze obeznanym z Pismem świętym (Dz 18,24 nn; 1 Kor 1,12; 3,4). Człowiek, który napisał ten List, dobrze znal Pismo święte, był wymownym kaznodzieją, myślał i dowodził na sposób wykształconego Aleksandryjczyka. Autor Listu do Hebrajczyków na pewno był człowiekiem podobnym do Apollosa pod względem pochodzenia i sposobu myślenia.

3. Najbardziej romantyczną ze wszystkich jest sugestia Harnaka, wielkiego naukowca niemieckiego. Za autorów tego Listu uważał on Akwilę i Pryscyllę (Dz 18,26). Akwila był nauczycielem. W ich domu zgromadzał się rzymski zbór (Rz 16,5). Harnak uważał, że właśnie dlatego List nie rozpoczyna się od pozdrowień i dlatego pominięte zostało imię jego autora - gdyż głównym autorem Listu do Hebrajczyków była niewiasta, a niewieście nie wolno było nauczać.

Zastanawiając się nad wszystkimi sugestiami jesteśmy gotowi wraz z Orygenesem powiedzieć, że tylko Bóg wie, kto napisał List do Hebrajczyków. Dla nas jego autor pozostaje jedynie głosem i niczym więcej, ale mimo to jesteśmy wdzięczni Bogu za tego wielkiego bezimiennego człowieka, który z tak wielką umiejętnością i tak pięknie mówi o Jezusie jako o drodze do prawdziwej rzeczywistości i drodze do Boga.


LIST DO HEBRAJCZYKÓW

U kresu dni (1,1-3)

Jest to najdostojniejszy fragment grecki w całym Nowym Testamencie. Tekstu tego mógłby pozazdrościć najwybitniejszy mówca grecki. Autor Listu do Hebrajczyków okazał się tu znawcą słowa i rytmu dostępnego w pięknej i bogatej grece. Dwa przysłówki greckie przetłumaczone jako wielokrotnie i wieloma sposobami są pojedynczymi słowami polumeros i polutropos. Polu - w takim zestawieniu znaczy wiele i zwyczajem wielkich mówców greckich, takich jak Demostenes, było wplatanie tego słowa w pierwsze zdania swoich przemówień. Autor tego Listu również, mając zamiar powiedzieć o tak wielkim objawieniu Bożym, starał się wyrazić swoje myśli w najdostojniejszej formie językowej.

Już tutaj występuje coś ciekawego. Człowiek, który napisał ten List, musiał mieć wykształcenie greckiego oratora. Po nawróceniu na chrześcijaństwo nie odwrócił się on od swoich umiejętności. Swój talent wykorzystał w służbie Jezusowi Chrystusowi. Chyba wszystkim znana jest piękna legenda o akrobacie, który stał się mnichem. Zawsze bolał on nad tym, że tak mało daje z siebie. Pewnego dnia wszedł do kaplicy klasztornej, aby pomodlić się przed obrazem Marii Panny. Po chwili wahania wykonał cały swój pokaz akrobatyczny. Po jego zakończeniu ukląkł w nabożnej czci i wtedy, powiada legenda, postać Marii Panny ożyła, zeszła ze swego piedestału i łagodnie wytarła akrobacie pot z czoła, gdyż dał on z siebie wszystko, co mógł. Od człowieka nawracającego się na chrześcijaństwo nie domagano się zaniechania przez niego dotychczasowych umiejętności, raczej miał wykorzystywać je w służbie Jezusowi Chrystusowi i jego Kościołowi.

Główną myślą tego Listu jest to, że jedynie Jezus Chrystus przynosi ludziom pełne objawienie Boga i tylko On pomaga im zbliżyć się do Boga. Autor Listu zaczyna od porównania Jezusa z prorokami Starego Testamentu. Mówi o Nim jako o przychodzącym u kresu tych dni. Żydzi dzielili czas na dwa wieki - wiek teraźniejszy i wiek przyszły. Wieki te były przedzielone Dniem Pana. Wiek obecny był całkowicie zły, a wiek przyszły będzie złotym wiekiem Bożym. Dzień Pana miał być podobny do bólów porodowych nowego wieku. Dlatego autor Listu do Hebrajczyków powiada: „Stare czasy odchodzą, minął wiek fragmentaryczności, okres zgadywania i błądzenia należy do przeszłości, w Chrystusie zaświtał nowy wiek, wiek Boży”. Chrystus dał światu nowy początek, myśl ludzka w szczególny sposób została rozjaśniona. W Jezusie Bóg wkroczył do historii ludzkiej, wieczność zawładnęła doczesnością i dlatego wszystko uległo nieodwracalnej zmianie.

Przeciwstawia on Jezusa prorokom, których zawsze uważano za tajnych doradców Bożych. Dawno temu Amos powiedział: „Zaiste, nie czyni Wszechmogący Pan nic, jeżeli nie objawi swojego planu swoim sługom, prorokom” (3,7). Filon powiedział: „Prorok jest tłumaczem Boga, który przez niego przemawia”. Innym razem powiada on: „Prorocy są tłumaczami Boga, który używa ich jako swoich instrumentów do objawienia ludziom swojej woli”. W późniejszych czasach doktryna ta próbowała wszystko tłumaczyć w sposób mechanistyczny. Atenagoras mówił o Bogu tak poruszającym usta proroków, jak muzyk porusza struny instrumentu, i o Duchu tak wiejącym przez nich, jak flecista dmie we flet. Justyn Męczennik mówi o boskim zstąpieniu z niebios i poruszaniu prorokami tak, jak mały plektron porusza struny harfy czy lutni. W końcu doszło do tego, że prorocy tyle mieli wspólnego ze swoim poselstwem, co instrument muzyczny z wygrywanymi na nim utworami muzycznymi lub pióro z pisanymi przy jego pomocy słowami. Było to przesadnie mechanistyczne pojmowanie tej sprawy, ponieważ najlepszy muzyk jest w pewnym stopniu uzależniony od swego instrumentu i nie może zagrać na pianinie, w którym brak pewnych strun czy właściwego nastrojenia; tak samo najlepszy pisarz do pewnego stopnia jest uzależniony od jakości swego pióra. Bóg nie objawia więcej niż człowiek może zrozumieć. Jego objawienie przechodzi przez umysły i serca ludzkie. Tak widział tę sprawę autor Listu do Hebrajczyków.

Objawienie Boże przez proroków dokonywało się wiele razy (polumeros) i wieloma sposobami (polutropos). Zwróćmy uwagę na występujące tu dwa pojęcia.

1. Objawienie prorockie było bardzo urozmaicone, co było rzeczą niezwykłą. Ludzie ci mówili poprzez wieki, zawsze dostosowując swoje poselstwo do aktualnej rzeczywistości i starając się o to, aby było ono zrozumiałe dla współczesnych. Jednocześnie objawienie to było fragmentaryczne i przedstawiane w taki sposób, by w określonym czasie było zrozumiałe. Interesujące, że każdego z proroków cechuje szczególnie jeden kierunek lub przedmiot działań. I tak Amos jest głosem wołającym o sprawiedliwość społeczną. Izajasz uchylił rąbka tajemnicy dotyczącej świętości Boga. Ozeasz, w oparciu o przykre doświadczenia swego życia domowego, uświadamiał sobie cud przebaczającej miłości Bożej. Każdy z proroków z własnych przeżyć i przeżyć własnego narodu odkrywał i wyrażał fragment prawdy Bożej. Żaden z nich nie wyraził całej prawdy. Z Jezusem jednak było zupełnie inaczej. Nie był On fragmentem prawdy, lecz całą prawdą. W Nim Bóg objawił się nie częściowo, lecz w całej swojej pełni.

2. Prorocy stosowali wiele metod. Korzystali oni z mowy. Gdy zawodziło słowo mówione, uciekali się do dramatycznego działania (por. 1 Krl 11, 29-32; Jr 13,1-9; 27,1-7; Ez 4,1-3; 5,1-4). W przekazywaniu fragmentu prawdy Bożej prorok korzystał z ludzkich metod. I znowu inaczej było z Jezusem. Objawił On Boga poprzez bycie sobą. Ukazał nam Boga nie tyle przez to, co powiedział lub uczynił, lecz przez to, kim był.

Objawienie prorockie było wielkie i zróżnicowane, a jednocześnie fragmentaryczne i przekazywane przy pomocy metod uważanych za skuteczne. Objawienie Boże w Jezusie było pełne i przedstawione w samej osobie Jezusa. Inaczej mówiąc, prorocy byli przyjaciółmi Bożymi, zaś Jezus jest pełnią tej myśli. Należy podkreślić, że celem autora Listu do Hebrajczyków nie jest pomniejszenie ważności proroków, lecz wywyższenie Jezusa Chrystusa. Nie mówi on o jakiejś luce między objawieniem Starego Testamentu a Nowym Testamentem, a raczej wskazuje na kontynuację objawienia i jego punkt kulminacyjny.

Autor Listu przedstawia dwa obrazy określające osobę Jezusa. Powiada on, że Jezus był apaugasma chwały Bożej. Apaugasma może oznaczać dwie rzeczy. Może to znaczyć blask, jaśniejącą światłość, lub odbicie promieni świetlnych. W tym wypadku chyba oznacza to blask. Jezus jest jaśniejącą chwałą Bożą wśród ludzi.

Powiada on, że Jezus jest charakterem istoty Bożej. Charakter w języku greckim ma dwa znaczenia. Przede wszystkim jest to pieczęć, a następnie odcisk tej pieczęci na wosku. Tak więc mówiąc o Jezusie jako o charakterze istoty Bożej, autor Listu przedstawia Jezusa jako dokładne podobieństwo Boże. Tak jak patrząc na odcisk pieczęci dokładnie rozpoznajemy kształt i treść pieczęci, tak patrząc na Jezusa widzimy dokładny obraz Boga.

C. J. Vaughan powiada, że tekst ten mówi o sześciu wielkich cechach Jezusa.

1. Należy do Niego cała chwała Boża. Jest tu wspaniała myśl. Jezus jest chwałą Bożą i dlatego z niezwykłą wyrazistością widzimy, że chwała Boża nie ogranicza i nie poniża człowieka, lecz służy mu, kocha go, a w końcu umiera za niego. Nie jest to chwała kruszącej wszystko mocy, lecz chwała ofiarnej miłości.

2. Przyszłe królestwo należy do Jezusa. Autorzy nowotestamentowych ksiąg nigdy nie wątpili w Jego ostateczne zwycięstwo. Tylko pomyślmy o tym. Pamiętali oni Go jako galilejskiego cieślę, który został ukrzyżowany jako przestępca, na wzgórzu poza murami Jerozolimy. Sami przechodzili przez straszliwe prześladowania i byli najuboższymi ze wszystkich. Sir William Watson tak o nich powiada: Dzikiemu wilkowi nienawiści zostało ofiarowane małe, biedne stadko, którego zbrodnią był Chrystus.

A mimo to nigdy nie wątpili oni w ostateczne zwycięstwo. Zawsze byli pewni tego, że za Bożą miłością stoi też Jego moc i ostatecznie królestwa tego świata staną się królestwami Pana i Jego Pomazańca.

3. Twórcze działanie należy do Jezusa. Pierwotny Kościół utrzymywał, że Syn był Bożym narzędziem w stworzeniu, że zasadniczo Bóg stworzył świat przy pomocy Syna. Chrześcijanie tamtych czasów byli głęboko przekonani, że ten, który stworzył świat, jest również jego Odkupicielem.

4. Podtrzymująca wszystko moc należy do Jezusa. Ci pierwotni chrześcijanie posiadali niezwykle wyraźne zrozumienie nauki o Opatrzności. Nie uważali oni, że Bóg stworzył świat, a następnie pozostawił go samemu sobie. W jakiś sposób widzieli moc, która prowadziła świat i każde życie ludzkie do wyznaczonego celu. Wierzyli oni, że

Żaden krok nie jest bezcelowy,

I żadne życie nie istnieje na próżno;

Nie zostanie wyrzucone na śmietnik,

Gdy Bóg dokończy kresu naszych dni.

5. Dzieło odkupienia należy do Jezusa. Swoją ofiarą zapłacił On cenę grzechu; Jego obecność wyzwala nas od grzechu.

6. Chwalebna służba pośredniczenia należy do Jezusa. Zasiadł On po prawicy majestatu chwały, lecz znajduje się tam nie jako nasz sędzia, lecz jako ten, który wstawia się za nami. Przybliżając się do Boga nie słyszymy Jego sprawiedliwego wyroku, lecz pełną miłości obronę.

Ponad aniołami (1,4-14)

W poprzednim tekście autor starał się dowieść wyższości Jezusa nad wszystkimi prorokami. Teraz chodzi mu o udowodnienie Jego wyższości nad aniołami. Dowodzenie to było potrzebne ze względu na przekonanie ówczesnych Żydów odnośnie do aniołów. Przekonanie to zrodziło się z odczucia transcendencji Boga. Ludzie coraz bardziej czuli dystans i różnicę, jaka dzieliła ich od Boga. Na skutek tego zaczęli uważać aniołów za pośredników między Bogiem a człowiekiem. Uważali, że aniołowie są w stanie przerzucić most nad przepaścią dzielącą Boga od człowieka, że Bóg mówił do człowieka przez aniołów i że aniołowie zanosili modlitwy człowieka przed oblicze Boże. Proces rozwoju wiary w pośrednictwo aniołów widzimy na jednym przykładzie. Stary Testament powiada o nadaniu Prawa przez Boga bezpośrednio Mojżeszowi bez żadnych pośredników. Jednak w czasach Nowego Testamentu Żydzi wierzyli, że Bóg dał to Prawo najpierw aniołom, a ci następnie przekazali je Mojżeszowi, gdyż bezpośrednie kontakty między człowiekiem a Bogiem wydawały się być rzeczą niemożliwą (por. Dz 7, 53; Gal 3,19).

W tekście tym zauważamy niektóre podstawowe zasady wiary żydowskiej w aniołów. Bóg przebywał w otoczeniu zastępów swoich aniołów (Iz 6; 1 Krl 22,19). Czasem aniołów uważa się za wojsko Boże (Joz 5,14 nn). W języku greckim aniołów określa się słowem aggeloi, a w hebrajskim mal'akim. W obydwóch językach oznacza to posłańca lub anioła. Właściwie posłaniec jest określeniem ogólniejszym. Aniołowie byli istotami, przy pomocy których Bóg posyłał swoje słowo i realizował swoją wolę w świecie ludzkim. Byli oni podobni do eterycznej substancji gazowej, promieniującej jasnym światłem. Zostali oni stworzeni w drugim lub piątym dniu stworzenia. Istoty te nie przyjmowały pokarmów ani napojów fizycznych i nie wydawały na świat potomstwa. Czasem wierzono w ich nieśmiertelność, chociaż mogli być zniszczeni przez Boga, ale, jak później zobaczymy, istniały też pewne odchylenia w wierze co do ich istnienia. Niektórzy z nich, jak serafini i cherubini zawsze znajdowali się wokół tronu Bożego. Mieli oni posiadać większą wiedzę od ludzi, szczególnie jeżeli chodzi o przyszłość, ale nie była to wiedza nabyta we właściwy sposób, lecz oparta na tym, „co zostało usłyszane spoza zasłony”. Uważano ich za entourage (familia) Bożą, za Boży senat. Bóg niczego nie czynił bez konsultacji z nimi. I tak na przykład, gdy Bóg powiedział: „Uczyńmy człowieka” (1 Mjż 1,26), zwracał się do grona swoich anielskich doradców. Często aniołowie protestowali wobec Boga i mieli zastrzeżenia co do Jego celów. Szczególnie sprzeciwiali się oni stworzeniu człowieka i dlatego wielu z nich straciło wtedy swoje życie. Również byli przeciwni nadaniu Prawa i dlatego zaatakowali Mojżesza w drodze na Górę Synaj. U podłoża tej postawy była ich zazdrość i niechęć dzielenia się swoimi uprawnieniami z innymi stworzeniami.

Jeżeli chodzi o liczbę aniołów, to określano ją na miliony. Dosyć późno Żydzi podzielili ich na poszczególne grupy. Jedną z nich stanowiło siedmiu aniołów tronu Bożego, zwanych archaniołami. Najważniejszymi z nich byli Rafael, Uriel, Fanuel, Gabriel, anioł przynoszący poselstwo Boże ludziom, i Michael, anioł troszczący się o los Izraela. Aniołowie wykonywali wiele zadań. Przynosili ludziom Boże poselstwo. Po wykonaniu tego zadania nagle znikali (Sdz 13,20). Z Bożego polecenia interweniowali w wydarzeniach historii (2 Krl 19,35-36). Dwustu aniołów kontrolowało ruch gwiazd i prawidłowość ich orbit. Specjalny anioł odpowiadał za porządek lat, miesięcy i dni. Inny anioł, mocarny książę, był panem mórz. Byli aniołowie szronu, rosy, deszczu, śniegu, gradu, grzmotu i błyskawicy. Aniołowie byli stróżami piekła, doglądali tortur potępionych. Aniołowie zapisywali również każde wypowiedziane przez każdego człowieka słowo. Byli też aniołowie niszczący i karzący. Szatan, anioł śledczy, każdego dnia, z wyjątkiem dnia pojednania, skarżył przed Bogiem na ludzi. Anioł śmierci na rozkaz Boży bezstronnie wykonywał otrzymane polecenia. Każdy naród posiadał swego anioła-stróża, który sprawował nad nim prostasia, władzę. Każda osoba posiadała anioła-stróża. Nawet małe dzieci miały swoich aniołów (Mt 18,10). Tak wielu było tych aniołów, że rabini nawet powiadali: „Każde źdźbło trawy ma swego anioła”.

Istniało jeszcze jedno przekonanie, utrzymywane tylko przez niektórych, mające bezpośredni związek z naszym tekstem. Powszechnie wierzono w nieśmiertelność aniołów, ale niektórzy twierdzili, że aniołowie żyją tylko jeden dzień. Pewne szkoły rabiniczne dowodziły, że „każdego dnia Bóg tworzy nowe zastępy aniołów, które śpiewają przed Nim pieśń i znikają”. „Aniołowie są odnawiani każdego poranku, a po uwielbieniu Boga wracają do strumienia ognia, z którego wyszły”. W 4 Ezd 8, 21 mówi się o Bogu, „przed którym niebiańskie zastępy stoją w strachu i na jedno jego słowo zamieniają się w wiatr i ogień”. W homilii rabinackiej jeden z aniołów powiada: „Bóg zmienia nas każdej godziny... Czasem czyni z nas ogień, a czasem wiatr”. To właśnie miał na uwadze autor Listu do Hebrajczyków mówiąc o Bogu, który swoich aniołów czyni wichrami i płomieniami ognia.

W tej tak bogatej angelologii mógł powstać niebezpieczny pogląd dotyczący interwencji aniołów między Bogiem a ludźmi. Należało więc wykazać, że Syn był większym od aniołów, a kto poznał Syna, nie potrzebował pomocy aniołów. Autor Listu do Hebrajczyków czyni to przez dobór tekstów starotestamentowych, które mówią o wyższości Syna nad aniołami. Cytowanymi tekstami są: Ps 2,7; 2 Sm 7;14; Ps 97,7 lub 5 Mjż 32,43; Ps 104,4; Ps 45,7.14; Ps 97,7 lub Mjż 32,43; Ps. 104,4; Ps 45,7-8; Ps 102, 26-27; Ps 110,1. Niektóre z tych tekstów nieco różnią się od znanych nam wersji, ponieważ autor Listu do Hebrajczyków cytuje je z Septuaginty, greckiego przekładu Starego Testamentu, który nie zawsze zgadza się z oryginałem hebrajskim, będącym podstawą do naszych przekładów. Niektóre z cytowanych tekstów wydają się nam bardzo dziwne. I tak na przykład 2 Sm 7,14 w oryginale mówi o Salomonie, nic nie wspominając o Synu czy Mesjaszu. Również w Psalmie 102,26-27 mówi się o Bogu, a nie o Synu. Jednak pierwotni chrześcijanie gdy znajdowali w tekście słowo syn lub Pan, czuli się upoważnieni do odnoszenia tego słowa do Jezusa.

Autor Listu do Hebrajczyków za wszelką cenę starał się uniknąć niebezpieczeństwa, jakie kryje w sobie piękna nauka o aniołach. Mówi ona o istotach niepodobnych do Jezusa, przy pomocy których człowiek może zbliżyć się do Boga. Chrześcijaństwo poza Jezusem nie potrzebuje jednak żadnych pośredników. Ze względu na Jezusa i Jego dzieło mamy bezpośredni dostęp do Boga. Jak powiada Tennyson:

Wołaj do Niego, - bo On Ciebie słucha,

Wołaj do Boga. On przez swego Ducha

Bliżej jest ciebie niż ręki dotknienie,

Bliżej jest ciebie niż, twe własne tchnienie.

Autor Listu do Hebrajczyków formułuje wielką prawdę: nie potrzebujemy żadnego człowieka ani żadnej nadprzyrodzonej istoty, by przyjść przed oblicze Boże. Jezus Chrystus zburzył wszelkie przeszkody i otworzył nam bezpośredni dostęp do Boga.

Zbawienie, którego nie należy lekceważyć (2,1-4)

W swojej argumentacji autor przechodzi od sprawy mniejszej wagi do większej. Ma on na uwadze dwa objawienia. Pierwszym było objawienie Prawa czyli Dziesięciorga Przykazań, które zostały nadane za pośrednictwem aniołów. Każde naruszenie tego Prawa było surowo karane. Drugie objawienie nastąpiło za pośrednictwem Jezusa Chrystusa, Syna. Ponieważ przyszło ono przez Syna, było nieporównanie większe od tego, którego pośrednikiem byli aniołowie i dlatego każde jego naruszenie musi spotkać się z tym większą karą. Jeżeli ludzie nie mieli prawa zaniedbać objawienia danego przez aniołów, to tym bardziej nie mogą oni zaniedbać objawienia danego przez Syna.

Pierwszy wiersz cytowanego tekstu może być przedstawiony bardziej wymownie aniżeli w naszym przekładzie. Występują tu dwa ważne słowa: prosechein i pararrein. Pierwsze z nich znaczy zwracać uwagę, zaś drugie posiada wiele znaczeń. Określa ono coś płynnego lub śliskiego i może oznaczać obrączkę, która zsunęła się z palca; okruszek chleba, który spadł na niewłaściwe miejsce; temat, który zagubił się w rozmowie; fakt, który uszedł uwagi w czasie dyskusji; coś, co się rozwiało lub przeciekło. Zasadniczo słowem tym określa się coś, co przez nieuwagę i bezmyślność zostaje stracone.

Obydwa słowa posiadają również znaczenie żeglarskie. Prosechein może oznaczać przycumowanie statku, a pararrein może określać statek, który przez zaniedbanie zabezpieczenia zostaje porwany przez wiatr, prąd morski lub przypływ wód. A więc wiersz pierwszy można byłoby przetłumaczyć: „Dlatego tym staranniej musimy zakotwiczyć swoje życie do rzeczy, których zostaliśmy nauczeni zanim statek naszego życia nie zostanie porwany z portu i nie zatonie”. Jest to barwny obraz statku unoszonego przez fale ku zgubie, ponieważ jego kapitan beztrosko śpi.

Dla większości z nas niebezpieczeństwo to polega na dryfowaniu w kierunku grzechu. Tylko nieliczni świadomie i szybko odwracają się do Boga plecami, natomiast bardzo wielu jest takich, którzy stopniowo, z każdym dniem odchodzą od Niego coraz dalej. Tylko nieliczni nagle popełniają jakiś katastrofalny grzech, natomiast wielu prawie niezauważalnie wkracza w takie sytuacje, w których nagle się budzi i przekonuje się, że zrujnowali swoje życie, a przy tym złamali czyjeś serce. Zawsze musimy być czujni wobec niebezpieczeństw życia unoszonego przez prąd.

Następnie autor Listu do Hebrajczyków wymienia dwa grzechy, za które Prawo wymierzało karę: są to przestępstwo i nieposłuszeństwo. Pierwszy z nich to parabasis, co dosłownie znaczy przekroczenie linii. Istnieje wyraźna linia zakreślona przez poznanie i sumienie, wykroczenie poza nią jest grzechem. Drugi grzech - nieposłuszeństwo - to parakoe. Parakoe to przede wszystkim znaczy niedokładne słyszenie, na przykład przez niedosłyszącego człowieka, a następnie niedbałe słuchanie, słuchanie nieuważne, które prowadzi do niewłaściwego zrozumienia lub nie pozwala uchwycić głównej myśli wypowiedzianych słów. I w końcu - słowo to oznacza niechęć do słuchania, a stąd i nieposłuszeństwo głosowi Bożemu. Jest to świadome zamykanie uszu na rozkazy, ostrzeżenia i zaproszenia Boże.

Autor Listu do Hebrajczyków kończy ten fragment wskazując na trzy wyjątkowe cechy chrześcijańskiego objawienia.

1. Jest ono wyjątkowe w swojej genezie. Pochodzi ono bezpośrednio od Jezusa. Nie polega ono na zgadywaniu czy szukaniu Boga po ciemku; jest ono głosem samego Boga, który przybywa do nas w Jezusie Chrystusie.

2. Jest ono wyjątkowe w swoim przekazie. Przybyło ono do czytelników Listu do Hebrajczyków od ludzi, którzy bezpośrednio usłyszeli je z ust Jezusa. Tylko ten, kto „z pierwszej ręki” posiada chrześcijańskie poselstwo, może przekazać je innym. Nie możemy nauczać tego, czego nie wiemy; możemy nauczać o Chrystusie tylko wtedy, gdy znamy Go osobiście.

3. Jest ono wyjątkowe pod względem skuteczności. Towarzyszyły mu znaki, cuda i różnorodne niezwykłe czyny. Ktoś gratulował Thomasowi Chalmersowi jego wielkich kazań. „Tak - odpowiedział - ale czego one dokonały?” Denney zwykle powiadał, że ostatecznym celem chrześcijaństwa jest uczynienie złych ludzi dobrymi, a dowodem prawdziwości chrześcijaństwa jest zmiana w życiu ludzkim. Moralny cud chrześcijaństwa wciąż jest najbardziej przekonywającym dowodem jego realności.

Odzyskanie utraconego przeznaczenia (2,5-9)

Tekst ten nie jest łatwy, ale odkrywamy w nim coś niezwykłego. Autor zaczyna go cytatem z Psalmu 8,4-6. Jeżeli chcemy właściwie zrozumieć ten tekst, musimy zgodzić się z jedną rzeczą - cały Psalm 8 jest poświęcony człowiekowi. Mówi on o chwale, jaką Bóg obdarzył człowieka. Nie ma tam wzmianki o Mesjaszu.

W Psalmie tym występuje trudny do zrozumienia zwrot. Jest nim syn człowieczy. Jesteśmy tak przyzwyczajeni do stosowania tego zwrotu do Jezusa, że zwykle tylko w takim znaczeniu go rozumiemy. Jednak w języku hebrajskim syn człowieczy po prostu znaczy człowiek. I tak na przykład w księdze Ezechiela ponad osiemdziesiąt razy Bóg zwraca się do proroka jako syna człowieczego. „Synu człowieczy! Zwróć swoje oblicze ku południowi... Synu człowieczy, prorokuj i mów...” (Ez 21,2 i 30,2).

W przytoczonym tu fragmencie Psalmu występują dwa paralelne wyrażenia: „Czymże jest człowiek, że pamiętasz o nim?” i „Albo syn człowieczy, że dbasz o niego?”. Są to dwa sposoby wypowiedzenia tej samej myśli. Cały Psalm jest wielką pieśnią liryczną na cześć wielkości człowieka, do jakiej przeznaczył go Bóg. Właściwie jest to rozszerzenie wielkiej obietnicy, jaką dał Bóg w czasie stworzenia w 1 Mjż 1,28: „Niech panuje nad rybami morskimi i nad ptactwem niebios i nad bydłem, i nad całą ziemią, i nad wszelkim płazem pełzającym po ziemi”.

Chwała człowieka jest większa aniżeli wyraża to stary przekład tekstu Psalmu 8. Mówi się tam bowiem: „Mało mniejszym uczyniłeś go od Aniołów” (w. 5). Jest to poprawne tłumaczenie z języka greckiego, ale niepoprawne w stosunku do oryginału hebrajskiego. W języku hebrajskim mówi się, że człowiek jest mało mniejszym od Elohim, a Elohim zwykle oznacza Boga. A więc psalmista miał na uwadze następującą myśl: „Uczyniłeś go niewiele mniejszym od Boga” i tak brzmi ten tekst w nowym przekładzie naszej Biblii. Psalm ten jest pieśnią o chwale człowieka, którego Bóg zamierzał uczynić panem całego świata. Jednak autor Listu do Hebrajczyków idzie dalej, gdyż obecna sytuacja jest zupełnie odmienna. Człowiek miał panować nad wszystkim, ale tak się nie stało. Jest on stworzeniem, którego zamiary zostały unicestwione, a samo ono zostało pokonane przez swoje pokusy i poniżone przez swoje słabości. Ten, który miał być wolny, został uwięziony; ten, który miał stać się królem, został niewolnikiem. Jak powiada G. K. Chesterton, jedno jest pewne - człowiek nie jest tym i takim, jakim miał być.

Autor Listu do Hebrajczyków idzie jeszcze dalej. Do takiej sytuacji wszedł Jezus Chrystus. Cierpiał On i umarł i dlatego wstąpił do chwały. Umarł On po to, aby człowiek był tym, kim powinien być. Umarł, by wyzwolić człowieka z jego niewoli i słabości i przekazać przeznaczone mu panowanie. Umarł, aby na nowo stworzyć człowieka, aż stanie się on takim, jakim miał być na początku.

W tekście tym spotykamy się z trzema podstawowymi pojęciami.

1. Bóg stworzył człowieka mało mniejszym od siebie samego, aby zarządzał on całym światem.

2. Zamiast sprawowania swego panowania, człowiek przez swój grzech znalazł się wśród pokonanych.

3. Do stanu tej klęski wszedł Jezus Chrystus, by przez swoje życie, śmierć i chwałę uczynić człowieka takim, jakim miał on być od początku.

To samo można byłoby powiedzieć inaczej. Autor Listu do Hebrajczyków wskazuje nam na trzy rzeczy.

1. Wskazuje nam na ideał człowieka - pokrewieństwo z Bogiem i zarządzanie wszechświatem.

2. Mówi o aktualnej sytuacji człowieka - niewola zamiast panowania i poniżenie zamiast chwały.

3. Wskazuje nam, jak przez Chrystusa aktualny stan może zostać zamieniony na stan idealny.

W Chrystusie autor Listu do Hebrajczyków widzi tego, który przez swoje cierpienie i uwielbienie może uczynić człowieka takim, jakim ma on być, a jakim bez Niego nigdy się nie stanie.

Największe cierpienie (2,10-18)

Autor Listu do Hebrajczyków używa tu jednego z wielkich tytułów Jezusa, mianowicie nazywa Go pionierem (archegos) chwały tzn. torującym drogę do chwały. To samo słowo zostało użyte na określenie Jezusa w Dz 3,15; 5,31; Hbr 12,2. Najogólniej oznacza ono głowę lub wodza. I tak Zeus jest głową bogów, zaś wódz jest głową swego wojska. Słowo to może również znaczyć założyciel lub inicjator. Określano nim założyciela miasta, rodziny lub szkoły filozoficznej. Może ono też określać źródło lub genezę. Dlatego o dobrym zarządcy mówiło się jako o archegos pokoju, zaś zły zarządca był archegos zamieszania.

Ze słowem tym łączy się jedno podstawowe pojęcie. Archegos jest tym, który coś zaczyna, by inni mogli pójść w jego ślady. Zapoczątkowuje on rodzinę, aby po pewnym czasie ktoś mógł się w niej narodzić; zakłada miasto, aby pewnego dnia ktoś mógł w nim zamieszkać; zakłada szkołę filozoficzną, by inni mogli poznać prawdę i pokój, które już są jego udziałem; jest on źródłem błogosławieństwa, z którego inni mogą korzystać. Archegos jest tym, który toruje ścieżkę dla innych. Ktoś użył następującej analogii. Przypuśćmy, że statek wpadł na skały i jedynym sposobem uratowania załogi jest przeciągnięcie liny między tonącym statkiem a brzegiem morza. Ten, kto pierwszy popłynie do brzegu i przeciągnie linę, będzie archegosem w dziele uratowania innych. To właśnie ma na uwadze autor Listu do Hebrajczyków nazywając Jezusa archegos naszego zbawienia. Jezus przetarł dla nas ścieżkę prowadzącą do Boga.

W jaki sposób mógł to uczynić? Zarówno starsze jak i nowsze tłumaczenia powiadają, że Bóg uczynił Go doskonałym przez cierpienia. Czasownik teleioun przetłumaczony jako uczynić doskonałym, pochodzi od przymiotnika teleios, zwykle tłumaczonego jako doskonały. Jednak w Nowym Testamencie słowo teleios ma szczególne znaczenie. Nie ma ono nic wspólnego z abstrakcyjną, metafizyczną i filozoficzną doskonałością. I tak na przykład określa się nim zwierzę nadające się do złożenia na ofiarę, uczonego, który osiągnął dojrzałość naukową; tak mówi się o człowieku lub zwierzęciu w pełni wyrośniętych; odnosi się to również do chrześcijanina, który jest dojrzałym, pełnoprawnym członkiem Kościoła. Słowo teleios w Nowym Testamencie zawsze odnosi się do rzeczy lub osoby, która w pełni realizuje przeznaczony dla siebie cel. Dlatego czasownik teleioun znaczy nie tyle uczynić doskonałym, co uczynić w pełni odpowiednim do wykonania zadania, które zostało postawione. Tak więc autor Listu do Hebrajczyków powiada, że przez cierpienia Jezus był w stanie stać się pionierem naszego zbawienia.

Dlaczego tak się stało?

1. To przez cierpienie naprawdę identyfikował się On z ludźmi. Na dowód tego autor Listu przytacza trzy starotestamentowe teksty (Ps 22,22; Iz 8,17 i 8,18). Gdyby Jezus przyszedł na ten świat w takiej postaci, że nie mógłby cierpieć, to na pewno bardzo różniłby się od ludzi i dlatego nie mógłby być ich Zbawicielem. Jak powiada Jeremy Taylor: „Dokonując zbawienia ludzi, Bóg uczynił to w sposób ludzki”. To utożsamienie się z ludźmi jest istotą chrześcijańskiego pojęcia o Bogu. Z bogami Grecy łączyli pojęcie oderwania, zaś chrześcijanie łączą z Bogiem pojęcie tożsamości. Przez cierpienie Chrystus utożsamił się z człowiekiem.

2. Poprzez to utożsamienie się Jezus Chrystus współczuje człowiekowi. Dosłownie oznacza to czuje razem z nimi. Niemożliwością jest zrozumienie smutku i cierpienia innej osoby, dopóki sami tego nie przeżyjemy. Osoba o zdrowych nerwach nie ma pojęcia, czym jest nerwowość. Człowiek zdrowy fizycznie nie rozumie, czym jest choroba czy stan ciągłego bólu. Tak samo ludzie zdolni nie są w stanie zrozumieć tych, dla których nauka jest rzeczą niezmiernie trudną. Kto sam nie cierpiał, ten nigdy nie zrozumie osoby cierpiącej. Kto nigdy nie kochał, ten nie potrafi zrozumieć wielkości tego przeżycia ani bolesnej samotności w sercu zakochanego. Zanim nauczymy się współczuć, najpierw musimy przejść przez takie same doświadczenia jak dana osoba - a tego właśnie dokonał Jezus.

3. Ponieważ Jezus współczuje, może On również pomóc. On spotkał się z naszym smutkiem i walczył z naszymi pokusami. Na skutek tego dobrze wie, jakiego rodzaju pomocy potrzebujemy i udziela jej.

Większy od największego (3,1-6)

Zwróćmy uwagę na przekonanie autora wyrażone na samym początku Listu. Stwierdza on tam, że najwyższe objawienie Boże dokonuje się przez Jezusa Chrystusa i że tylko przez Niego człowiek ma dostęp do Boga. Dlatego dowodzi on wyższości Jezusa nad prorokami i aniołami, a teraz Jego wyższości nad Mojżeszem.

Na pierwszy rzut oka wydaje się to przejściem od nastroju bardzo wzniosłego do przyziemnego. Jednak w pojęciu Żyda Mojżesz zajmował wyjątkowe miejsce. Był on człowiekiem, z którym Bóg rozmawiał twarzą w twarz, jak rozmawia się z bliskim przyjacielem. Był on bezpośrednim odbiorcą dziesięciorga Przykazań czyli Prawa Bożego. Największą rzeczą w świecie było dla Żyda Prawo, a Mojżesza zwykle identyfikowano z tym Prawem. W drugim wieku nauczyciel żydowski zwany rabinem Jose ben Chalafta, komentując ten tekst, mówiący o wierności Mojżesza w całym domu Bożym, powiedział: „Bóg nazywa Mojżesza wiernym w całym swoim domu i przez to stawia go wyżej od wszystkich służących Mu aniołów”. Krok uczyniony przez autora Listu do Hebrajczyków jest logicznym i nieodzownym krokiem w żydowskim argumentowaniu. Dowiódł on już, że Jezus jest większy od aniołów, a teraz dowodzi, że jest On również większy od Mojżesza, stojącego ponad aniołami.

Tekst mówiący o wielkości Mojżesza jest dowodem jego wyjątkowej pozycji, jaką przypisywali mu Żydzi. „Mojżesz był wierny w całym jego domu”. Cytat ten pochodzi z 4 Mjż 12,6-7. Księga Mojżeszowa dowodzi, że pod tym względem Mojżesz różni się od wszystkich proroków. Dla nich Bóg dawał się poznać w widzeniach, zaś z Mojżeszem rozmawiał „z ust do ust”. Żydzi nie wyobrażali sobie, by ktoś był bliższy Bogu aniżeli Mojżesz i to właśnie szczególnie podkreśla autor Listu do Hebrajczyków.

Zachęca on swoich czytelników, aby zwrócili uwagę na Jezusa. Używa przy tym ciekawego słowa katanoein. Nie oznacza ono po prostu spojrzenia czy zwrócenia uwagi. Każdy może spojrzeć na coś lub prawie bezwiednie coś zauważyć. Słowo to oznacza jednak skoncentrowanie uwagi na czymś w taki sposób, by przyswoić sobie lekcję, jakiej dana rzecz lub osoba nam udziela. W Łk 12,24 Jezus używa tego samego słowa, gdy powiada: „Spójrzcie na kruki”. W zasadzie nie mówi on „rzućcie okiem na kruki”, lecz „przypatrzcie się uważnie krukom i nauczcie się lekcji, jakiej Bóg chce was przy ich pomocy nauczyć”. Jeżeli chcemy przyswoić sobie chrześcijańską prawdę, samo spojrzenie na coś nie wystarczy; musi być skoncentrowane przyglądanie się, wysiłkowi umysłu musi towarzyszyć zdecydowana chęć poznania ukrytego znaczenia danej rzeczy.

Podstawą tego przypatrywania się jest fakt, że sami czytelnicy Listu są współuczestnikami powołania niebiańskiego. Powołanie chrześcijanina posiada dwojaki kierunek: przychodzi ono z nieba i powołuje go do nieba. Jest to głos pochodzący od Boga i nawołujący nas do Boga. Powołanie to wymaga skoncentrowania uwagi, a to ze względu na swoje pochodzenie, jak i przeznaczenie. Człowiek nie może lekceważąco odnieść się do zaproszenia pochodzącego od Boga i kierującego ku Bogu.

Koncentrując swoją uwagę na Jezusie zauważamy dwie rzeczy.

1. Widzimy wielkiego apostoła. Nikt inny w całym Nowym Testamencie nie nazywa Jezusa apostołem (posłańcem). Autor Listu do Hebrajczyków czyni to z pełną świadomością, ponieważ nikomu z ludzi nie nadaje tytułu apostoła. Nadaje go jedynie Chrystusowi.

Co szczególnego chciał przez to podkreślić? Słowo apostolos dosłownie oznacza tego, który został posłany. W żydowskiej terminologii określano nim wysłannika Sanhedrynu, największego sądu żydowskiego. Sanhedryn wysyłał apostoloi, którzy rozporządzali prawem realizacji jego postanowień. W greckim świecie często oznaczało to ambasadora. A więc Jezus jest najwyższym ambasadorem Bożym, ambasadorem, który wyróżniał się dwiema cechami.

a) Ambasador rozporządza pełnym autorytetem króla, który powołał go na to stanowisko. Pewnego razu król syryjski, Antioch Epifanes, najechał Egipt. Rzym przez swego wysłannika Popilliusa zażądał powstrzymania dalszych działań i wycofania się z tego kraju. Popillius spotkał się z Antiochem już w Egipcie i wdał się w przyjacielską pogawędkę, ponieważ znali się jeszcze z Rzymu. Popillius nie dysponował armią ani strażą przyboczną. W końcu Antioch zapytał go o cel przybycia. Popillius spokojnie powiedział, że przybył, aby powiedzieć mu, że Rzym nie życzy sobie tej inwazji i żąda natychmiastowego odwrotu. „Zastanowię się nad tym” - odpowiedział Antioch. Popillius z ponurą miną uśmiechnął się, a następnie laską zakreślił na piasku wokół Antiocha okrąg i powiedział: „Zastanów się i podejmij decyzję zanim wyjdziesz z tego koła”. Antioch zamyślił się przez chwilę i powiedział: „W porządku, wracam do domu”. Sam Popillius nie rozporządzał żadną władzą i siłą, ale stała za nim cała potęga Rzymu. Tak samo Jezus przyszedł od Boga i jako Jego apostolos rozporządzał łaską, miłosierdziem, miłością i mocą Bożą.

b) Głos ambasadora jest głosem króla lub kraju, który go wysłał. I tak w obcym kraju głos ambasadora brytyjskiego jest głosem Wielkiej Brytanii. Tak samo Jezus jest głosem Bożym, przez Niego przemawia sam Bóg.

2. Jezus jest wielkim arcykapłanem. Co to znaczy? Do pojęcia tego autor Listu do Hebrajczyków wraca bardzo często. W tej chwili zwrócimy uwagę jedynie na podstawowe znaczenie tego słowa. W języku łacińskim kapłan to pontifeks, co dosłownie znaczy budowniczy mostu. Kapłan jest osobą, która buduje most między człowiekiem a Bogiem. Musi on rozmawiać z Bogiem w imieniu ludzi i przemawiać do ludzi w imieniu Bożym. Jezus jest doskonałym arcykapłanem, ponieważ jest doskonałym człowiekiem i doskonałym Bogiem; może On reprezentować człowieka przed Bogiem i Boga przed człowiekiem. Jest On tą osobą, przez którą człowiek przychodzi do Boga i Bóg przychodzi do człowieka.

W czym tkwi wyższość Jezusa nad Mojżeszem? Autor Listu ma na uwadze następujący obraz. Uważa on świat za Boży dom i Bożą rodzinę. W naszym rozumieniu słowo dom ma dwojakie znaczenie. Stosujemy to słowo na określenie budynku oraz na określenie rodziny. Grecy słowem oikos też określali te oba pojęcia. A więc świat jest Bożym domem, a ludzie są Bożą rodziną. Autor Listu przedstawił już nam obraz Jezusa jako stworzyciela Bożego wszechświata. Mojżesz był tylko częścią tego wszechświata, częścią tego domu. Jezus jest stworzycielem tego domu, a stworzyciel zawsze stoi wyżej od samego domu. Mojżesz nie stworzył zakonu, jedynie był pośrednikiem w jego przekazaniu. Mojżesz nie stworzył tego domu, był w nim jedynie sługą. Mojżesz nie mówił o sobie; wszystko co powiedział wskazywało jedynie na większe rzeczy, o których później mówił Jezus Chrystus. Krótko mówiąc Mojżesz był sługą, zaś Jezus był Synem. Mojżesz mało wiedział o Bogu, zaś Jezus sam był Bogiem. I w tym tkwi tajemnica Jego wyższości.

Autor Listu przedstawia również inny obraz. To prawda, cały świat jest Bożym domem, ale Kościół jest Domem Bożym w szczególny sposób, ponieważ w szczególny sposób został on przez Boga powołany do istnienia. Obraz ten często występuje w Nowym Testamencie (por. 1 P 4,17; 1 Tm 3,15, a szczególnie 1 P 2,5). Budowla Kościoła będzie niezachwianie stała tylko wtedy, gdy każdy jej kamień będzie solidnie ułożony, to znaczy, gdy każdy członek Kościoła będzie niezachwiany w nadziei, którą posiada w Jezusie Chrystusie. Każdy z nas jest podobny do kamienia w Kościele; jeżeli jeden kamień jest słaby, całemu budynkowi grozi niebezpieczeństwo. Kościół mocno stoi tylko wtedy, gdy jego każdy żywy kamień jest dobrze zakorzeniony i ugruntowany w wierze w Jezusa Chrystusa.

Gdy dzisiaj jeszcze trwa (3,7-19)

Przed chwilą autor Listu do Hebrajczyków dowodził wyjątkowej pozycji Jezusa, a teraz przechodzi do napomnienia. Domaga się od swoich czytelników niezbędnej konsekwencji, wynikającej z wiary w tę wyjątkową postać. Jeżeli Jezus jest tak niezwykle wielki, to należy Mu całkowicie zaufać i być we wszystkim posłusznym. Jeżeli ludzie ci zatwardzą swoje serca i nie okażą Mu należnego posłuszeństwa, konsekwencje tego kroku będą tragiczne.

Jego sposób dowodzenia tej prawdy jest dla nas trudny do zrozumienia, gdyż zawiera podwójną aluzję. Zaczyna on cytatem z Psalmu 95,7-11. Psalm ten apeluje do sobie współczesnych, aby nie byli podobni do dzieci Izraela, by, jak powiada jeden z przekładów, nie zatwardzali swoich serc jak w czasie prowokacji i w dniu pokusy. Wyrażenia prowokacja i dzień pokusy oznaczają nazwy miejscowości - Massa i Meriba. Wzmianka ta nawiązuje do opowiadania zawartego w 2 Mjż 17,1-7 i 4 Mjż 20,1-13. Teksty te mówią o buncie Izraelitów w czasie ich pielgrzymki do Ziemi Obiecanej. Gdy odczuli dotkliwy brak wody, zaczęli buntować się przeciwko Mojżeszowi, żałować wyjścia z Egiptu i tym samym - zapierać się swej ufności Bogu. W 4 Mojżeszowej Bóg nakazuje Mojżeszowi przemówić do skały i wydobyć wodę dla ugaszenia pragnienia ludu i jego dobytku. Jednak w zdenerwowaniu Mojżesz nie przemawia do skały, lecz uderza ją swoją laską. Woda wytrysnęła, ale za ten brak ufności i nieposłuszeństwa Bóg oświadcza Mojżeszowi, że nie wejdzie on wraz z ludem do Ziemi Obiecanej. Wędrowcom na pustyni Ziemią Obiecaną było miejsce odpoczynku i dlatego często nazywa się ją odpocznieniem (por. 5 Mjż 12,9). Nieposłuszeństwo i nieufność Izraela pozbawiła go błogosławieństwa, jakie Bóg mu przygotował.

Autor Listu powiada: „Baczcie, aby nie okazać tego samego nieposłuszeństwa i tej samej nieufności wobec Boga, jaką okazali wasi praojcowie, abyście i wy nie stracili, tak jak oni, oczekujących was błogosławieństw”. W zapamiętaniu powiada on: „Gdy jest jeszcze czas, gdy możemy jeszcze mówić „dzisiaj”, zaufajcie i okażcie Bogu należne posłuszeństwo”. Dla poszczególnego człowieka „dzisiaj” znaczy „gdy życie jeszcze trwa” i dlatego autor Listu powiada: „Jeżeli macie jeszcze możliwość, wykażcie się wobec Boga należnym posłuszeństwem. Uczyńcie to, zanim skończą się wasze dni”. Stwierdzenie to zawiera wielkie ostrzeżenia.

1. Bóg coś oferuje ludziom. Tak jak oferował On Izraelitom błogosławieństwa Ziemi Obiecanej, tak obecnie wszystkim ludziom oferuje On błogosławieństwa życia przekraczającego doczesne życie ludzkie.

2. Aby otrzymać Boże błogosławieństwa, należy spełnić dwa warunki.

a) Konieczna jest ufność. Musimy wierzyć w prawdziwość tego, co Bóg powiedział. Musimy dobrowolnie związać swoje życie z Jego obietnicami.

b) Konieczne jest posłuszeństwo. Jest z tym tak, jak z lekarzem, który by nam powiedział: „Mogę cię wyleczyć, o ile dokładnie będziesz się stosował do moich zaleceń”. Tak samo może powiedzieć nauczyciel: „Mogę uczynić cię naukowcem, o ile wiernie będziesz wykonywał zlecone ci zadania”. Tak samo trener mógłby powiedzieć do zawodnika: „Mogę zrobić z ciebie mistrza, o ile będziesz przestrzegał zasad obowiązującej cię dyscypliny”. W każdej dziedzinie życia powodzenie zależy od posłuszeństwa słowom specjalisty. Bóg, o ile możemy tak powiedzieć, jest specjalistą w dziedzinie życia i dlatego nasze prawdziwe szczęście zależy od posłuszeństwa Jego Słowu.

3. Propozycja Boża posiada jednak pewne ograniczenie. Tym ograniczeniem jest krótkotrwałość życia. Właściwie nie wiemy, kiedy się ono zakończy. Łatwo mówimy „może jutro”, ale do tego jutra możemy nie dożyć. Wszystko, co mamy, to dzień dzisiejszy. Ktoś powiedział: „Każdy dzień musimy przeżywać tak, jak gdyby był to nasz ostatni dzień”. Boża propozycja musi być przyjęta dzisiaj, ufność i posłuszeństwo Bogu muszą być okazane dzisiaj - gdyż nie jesteśmy pewni, czy dożyjemy jutra.

Oto największa propozycja Boża, ale jedynie doskonała ufność i pełne posłuszeństwo, i to okazane dzisiaj, są warunkiem jej otrzymania - inaczej może już być za późno.

Nie mińmy się z tym odpocznieniem (4,1-10)

W tak skomplikowanym tekście jak ten lepiej jest najpierw przyjrzeć się całemu obrazowi, a następnie zwrócić uwagę na jego szczegóły. Słowu odpocznienie (katapausis) autor nadaje tu trzy znaczenia.

1. Najpierw określa nim pokój Boży. Największym wydarzeniem w tym świecie jest wejście do pokoju Bożego.

2. Następnie, tak jak w 3,12, określa nim Ziemię Obiecaną. Izraelitom, którzy tak długo wędrowali po pustyni, Ziemia Obiecana naprawdę była odpocznieniem Bożym.

3. I w końcu określa nim odpoczynek Boży po siedmiu dniach stworzenia, gdy całe dzieło zostało zakończone. Tak wielorakie wykorzystanie jednego słowa, wprost „wyciskanie” z niego pełnej treści, było typowe dla ludzi wykształconych w czasie powstania Listu do Hebrajczyków.

A teraz zwróćmy uwagę na sposób dowodzenia. Wymieńmy poszczególne etapy myśli autora.

1. Obietnica odpoczynku dla ludu Bożego jest wciąż aktualna; istnieje jedynie niebezpieczeństwo, że możemy do niego nie dojść.

2. Dawno temu Izraelici nie doszli do odpoczynku Bożego. Tu słowo odpoczynek zostało użyte w znaczeniu osiedlenia się w Ziemi Obiecanej po długich latach pustynnej wędrówki. Jest to nawiązanie do 4 Mjż 13 i 14. Rozdziały te mówią o tym, jak Izraelici doszli już do granic Ziemi Obiecanej, jak wysłali zwiadowców do tego kraju i jak dziesięciu z nich przyniosło niepomyślną wiadomość: jest to kraj bardzo dobry, ale niemożliwy do zdobycia. Tylko Kaleb i Jozue byli za kontynuowaniem wędrówki w mocy Pana, ale mimo to lud usłuchał bojaźliwej większości i na skutek tego nie mógł wejść do odpocznienia i pokoju Ziemi Obiecanej. Nie zaufał on Bogu w obliczu oczekujących trudności i dlatego nie mógł skorzystać z przysługującego mu pokoju.

3. A teraz autor zmienia znaczenie słowa odpoczynek. To prawda, lud izraelski rozminął się z zasłużonym odpoczynkiem, ale mimo to odpoczynek ten pozostał nadal aktualny. I tu autor stosuje jedną z ulubionych przez rabinów zasad dowodzenia. W siódmym dniu, po dokonaniu wszystkich dzieł stworzenia, Bóg odpoczął po swojej pracy. W opowiadaniu w 1 Mojż. 1 i 2 spotykamy się z dziwnym faktem. Pierwsze sześć dni stworzenia posiadały poranek i wieczór, to znaczy, że każdy z nich posiadał koniec i początek. Zaś przy siódmym dniu, dniu Bożego odpoczynku, nie ma wzmianki o wieczorze. Stąd rabini dowodzili, że podczas gdy inne dni miały swój koniec, dzień Bożego odpoczynku nie miał swego końca, a więc odpoczynek Boży trwa na zawsze. Chociaż więc dawno temu Izraelici nie weszli do tego odpoczynku, jest on nadal aktualny.

4. I znowu autor nadaje słowu odpoczynek znaczenie Ziemi Obiecanej. Nadszedł dzień, gdy po czterdziestu latach wędrówki po pustyni, pod wodzą Jozuego, lud izraelski wszedł do Ziemi Obiecanej. Skoro Ziemia Obiecana była tym odpoczynkiem, można byłoby dowodzić, że obietnica została wypełniona.

5. Jednak, niestety, obietnica nie została jeszcze wypełniona, ponieważ w Ps 95,7-11 Dawid słyszy głos Boży mówiący do swego ludu, że: jeżeli nie zatwardzi on swoich serc, będzie mógł wejść do Jego odpocznienia. Inaczej mówiąc, po setkach lat od wejścia pod wodzą Jozuego od odpocznienia Ziemi Obiecanej Bóg wciąż apeluje do ludu, by wszedł do Jego odpocznienia. A więc odpocznienie oznacza coś więcej aniżeli tylko wejście do Ziemi Obiecanej.

6. I teraz następuje końcowy apel. Bóg nadal zwraca się do ludzi, by nie zatwardzali swoich serc, co pozwoli im wejść do Jego odpocznienia. Boże „dzisiaj” wciąż istnieje i Jego obietnica stale jest aktualna; ale to „dzisiaj” nie będzie istniało zawsze, życie zbliża się do końca, z obietnicą można się rozminąć i dlatego autor Listu do Hebrajczyków powiada: „W tej chwili przez wiarę wejdźcie do odpocznienia Bożego”.

W pierwszym wierszu naszego tekstu spotykamy się z ciekawym zwrotem. W naszym tłumaczeniu brzmi on następująco: „...miejmy się na baczności, aby się nie okazało, że ktoś z nas pozostał w tyle”. Inaczej można byłoby powiedzieć: „Uważajmy, aby przez swoje nieposłuszeństwo i brak wiary nie odwrócić się od odpocznienia i pokoju, jakie Bóg nam proponuje”.

Takie powinno być prawidłowe tłumaczenie. Jednak zwrot ten przedstawia nam jeszcze inną ciekawą możliwość. Może on oznaczać: „Nie uważajcie, że przyszliście za późno i nie możecie cieszyć się odpocznieniem Bożym”.

W tym drugim tłumaczeniu zawarte jest pewne ostrzeżenie. Łatwo jest uważać, że czasy wielkiego ożywienia religijnego należą już do przeszłości. Pewne dziecko, słuchając starotestamentowych opowiadań, z żalem stwierdziło: „Wtedy Bóg był o wiele ciekawszy”. W Kościele istnieje tendencja do spoglądania wstecz, do uważania, że teraz moc Boża jest mniejsza niż w czasach, które należą już do historii. Autor Listu do Hebrajczyków zdecydowanie oświadcza: „Nie uważajcie, że znaleźliście się na końcu dziejów historycznych; nigdy nie myślcie, że czasy wielkich obietnic i wielkich osiągnięć należą do przeszłości. Boże „dzisiaj” wciąż trwa. Oczekuje na was takie samo błogosławieństwo, jakie było udziałem świętych; oczekuje na was tak samo wielka przygoda, jak ta, która spotkała męczenników. Bóg jest tak samo wielki dzisiaj, jak był w przeszłości”.

W tekście tym spotykamy się z dwiema wielkimi prawdami.

1. Słowo, mimo swojej wielkości, jest bezużyteczne, dopóki nie stanie się integralną własnością osoby, która go słucha. Istnieją różne sposoby słuchania. Jest słuchanie obojętne, nieuważne, krytyczne, sceptyczne, cyniczne. Prawidłowemu słuchaniu towarzyszy uwaga, wiara i działanie. Obietnice Boże to nie tylko wspaniałe pomniki literatury; są to obietnice, na których człowiek może oprzeć swoje życie i które mogą stać się motorem jego działania.

2. W pierwszym wierszu autor nawołuje swoich czytelników do baczności, by nie rozminęli się z obietnicą. Słowo przetłumaczone jako baczność dosłownie znaczy bać się (fobeistai). Ta chrześcijańska bojaźń nie skłania człowieka do ucieczki od swoich obowiązków, nie jest to strach paraliżujący jego działanie: bojaźń ta pomnaża jego siły w zdobyciu rzeczy godnej największego wysiłku.

Przerażające słowo (4,11-13)

Główną myślą tego tekstu jest Słowo Boże, którego człowiek nie może lekceważyć. Żydzi zawsze otaczali słowa szczególnym szacunkiem. Po wypowiedzeniu słowo nabierało niezależnego istnienia. Nie było ono tylko dźwiękiem posiadającym określone znaczenie, była to moc wykonująca specjalne zadanie. Bóg powiada przez Izajasza, że słowo wychodzące z Jego ust zawsze odnosi zamierzony skutek, zawsze wykonuje to, co ma do wykonania.

Zwróćmy uwagę na niezwykłe skutki słów wypowiedzianych przez wielkich ludzi dla dziejów ludzkości. Oto wódz wypowiada słowo, które staje się hasłem do rozpoczęcia wojny. Niektórzy przywódcy wydają manifesty, które prowadzą do działań budujących lub rujnujących dany naród. Wiele razy jakiś przywódca lub myśliciel wypowiadał słowo, które dokonywało pewnych zmian. Jeżeli tak jest ze słowami ludzkimi, to w jakże większym stopniu odnosi się to do Słowa Bożego.

Autor Listu do Hebrajczyków określa Słowo Boże serią wielkich znaczeń. Słowo Boże jest pełne życia. Słowa różnych książek nie zawierają w sobie życia. Platon był jednym z największych myślicieli świata, ale wątpię, abyśmy kiedykolwiek praktykowali codzienne rozważania nad Platonem. Jest to wielki fakt, że Słowo Boże jest żywe dla wszystkich ludzi wszystkich czasów. Wszystkie inne słowa spokojnie i bezpowrotnie odpływają w przeszłość, niektóre dzieła nabierają antykwarycznej wartości, lecz Słowo Boże jest czymś, przed czym żaden człowiek nie może przejść obojętnie i musi je albo przyjąć, albo odrzucić.

Słowo Boże jest skuteczne. Zawsze zaczynało się coś dziać, gdy ludzie poważnie zaczynali traktować Słowo Boże. Gdy prosty lud zbliżał się do Słowa Bożego, nieuniknionym wydarzeniem była reformacja. Gdy ludzie poważnie zaczęli traktować Boga, natychmiast doszli do wniosku, że Jego Słowo nie może być jedynie przedmiotem studiów, nie może być czymś co ma być czytane, o czym warto pisać, lecz jest ono czymś, co należy wprowadzać w czyn.

Słowo Boże przenika. Autor Listu przytacza przykłady tego przenikania. I tak przenika ono aż do rozdzielenia duszy i ducha. Greckie psyche, dusza, to tchnienie życia. Wszystkie istoty żywe posiadają psyche, to znaczy życie fizyczne. Greckie pneuma, duch, to cecha wyróżniająca człowieka. To przy pomocy ducha człowiek myśli, rozumuje i spogląda poza zasięg ziemi, ku Bogu. Autor Listu do Hebrajczyków jakby chciał powiedzieć, że Słowo Boże jest sprawdzianem ziemskiego życia człowieka i jego duchowego stanu. Słowo Boże bada ludzkie pragnienia i intencje. Pragnienie (entumesis) to uczuciowa strona człowieka, zaś intencja (ennoia) to jego intelektualna strona. Innymi słowy - powiada on: „Wasze uczuciowe, jak i intelektualne życie powinno być poddane sprawdzianowi Bożemu”.

W końcu następuje podsumowanie. Przed Bogiem wszystko jest obnażone, przed Jego wzrokiem wszystko jest odsłonięte. Występują tu dwa ciekawe słowa. Słowo obnażony (gumnos) jest tłumaczeniem dosłownym. Autor Listu pragnie powiedzieć, że wobec ludzi możemy przywdziewać różne szaty i maski, lecz przed Bogiem nie ma to żadnego znaczenia. Drugie słowo jest bardziej obrazowe (tetrachelismenos). Słowo to nie było w powszechnym użyciu i dlatego jego znaczenie nie jest pewne. Wydaje się, że było ono używane w trojakim znaczeniu.

1. Słowem tym określano taki chwyt zapaśnika, który jego przeciwnikowi nie pozwalał się poruszyć. Przez długi czas możemy unikać spotkania z Bogiem, jednak w końcu On tak nas uchwyci, że będziemy musieli spojrzeć Mu w oczy. Nikt nie jest w stanie ostatecznie uniknąć spotkania z Bogiem.

2. Słowem tym określano latające zwierzęta. Zwierzęta te zawieszały się w ciemnych miejscach, które w innej porze dnia stawały się jasne. Ludzie mogą nas sądzić według naszego zachowania się i ubioru, jednak Bóg widzi najskrytsze tajniki naszych serc.

3. W czasie prowadzenia przestępcy na sąd czy na egzekucję ostrze sztyletu tak dotykało jego podbródka, że nie mógł on ze wstydu pochylić głowy, lecz trzymał ją podniesioną, a wszyscy z pogardą mogli patrzeć mu w twarz i widzieć jego hańbę. O takim człowieku mówiło się jako o tetrachelismenos. W końcu będziemy musieli spojrzeć Bogu w oczy. Możemy ze wstydem odwracać swój wzrok od ludzi, ale będziemy zmuszeni stanąć przed Bogiem twarzą w twarz. W książce pt. Bóg w tobie Kermit Eby pisze: „W określonym czasie człowiek musi przestać uciekać od siebie i swego Boga - może dlatego, że nie ma dokąd uciekać”. Dla każdego człowieka przychodzi czas spotkania z Bogiem, przed którego wzrokiem nie da się niczego ukryć.

Doskonały arcykapłan (4,14-16)

Zbliżamy się tu do podstawowego założenia całego Listu - Jezus jest doskonałym arcykapłanem. Jego zadaniem jest przybliżenie głosu Bożego człowiekowi i przyprowadzenie ludzi przed oblicze Boże. Arcykapłan musi doskonale znać zarówno człowieka jak i Boga. Taką znajomość, według Listu do Hebrajczyków, posiada tylko Jezus.

1. Tekst ten rozpoczyna się od podkreślenia wielkości i bóstwa Jezusa. Wielkość ta nie została Mu przypisana przez ludzi, ta wielkość tkwi w Jego istocie. Przeszedł On przez niebiosa. Może to oznaczać dwie rzeczy. W Nowym Testamencie słowo niebiosa występuje w dwojakim sensie. Może to być błękit nieba i niebiosa obecności Bożej. Oznaczałoby to, że Jezus przeszedł przez widzialne niebo i znajduje się przed obliczem Bożym. Christina Rosetti kiedyś powiedziała: „Niebiosa nie mogą Go ogarnąć”. Jezus jest tak wielki, że nawet niebiosa są dla Niego za małe. Nikt tak bardzo nie podkreślał wielkości Jezusa, jak czyni to autor Listu do Hebrajczyków.

2. A teraz zwraca się on w inną stronę. Nikt nie był tak bardzo pewny jedności Jezusa z ludźmi. Przeszedł On przez wszystko, przez co człowiek musi przechodzić i we wszystkim jest podobny do nas - z wyjątkiem grzechu. Zanim bliżej przyjrzymy się znaczeniu tego zwrotu, musimy zwrócić uwagę na jedną rzecz. Skoro Jezus był bez grzechu, to poznał On głębiny, napięcia i ataki pokus w takim stopniu, jaki niedostępny jest dla nas. Jego walka była nieporównywalnie trudniejsza od naszej. Dlaczego? Z tej prostej przyczyny, że my ulegamy pokusie, zanim kusiciel użyje całej swojej mocy. Nigdy nie doznajemy największego ataku pokusy, ponieważ poddajemy się jej o wiele wcześniej. Jezus był kuszony o wiele silniej od nas, gdyż w Jego wypadku kusiciel użył wszystkiego, czym rozporządzał. Pomyślmy o tym, mając na uwadze skalę bólu. Pewien stopień bólu ludzka istota może wytrzymać, gdy zaś jego miara się zwiększa, człowiek traci przytomność. Tak samo jest z pokusą. Upadamy pod jej najmniejszym atakiem, podczas gdy Jezus daleko przekroczył tę miarę i nie upadł. To prawda, był On kuszony we wszystkim tak jak my, ale prawdą też jest, że nikt nie jest kuszony w takim stopniu jak On był kuszony.

3. To przeżycie Jezusa miało trojaki skutek.

a) Ubogaciło Go o dar współczucia. Musimy to zrozumieć, choć nie przychodzi to łatwo. Chrześcijańskie pojęcie Boga jako miłującego Ojca bardzo głęboko tkwi w naszym umyśle i sercu, ale kiedyś było to bardzo niezwykłe pojęcie. W pojęciu żydowskim Bóg był święty w znaczeniu inności, różności w stosunku do człowieka. Po każdym względem nie mógł, a właściwie nie był On w stanie uczestniczyć w ludzkim przeżyciu po prostu dlatego, że był Bogiem.

Jeszcze większy dystans między człowiekiem a Bogiem istniał w pojęciu Greków. Stoicy, najwięksi myśliciele greccy, łączyli z Bogiem pojęcie apateia - niemożność odczuwania czegokolwiek. Dowodzili oni, że skoro ktoś odczuwa smutek czy radość, to przez to samo ulega wpływom innej osoby. Jeżeli tak, to druga osoba, chociaż przez chwilę, musi być większa od niego. Dlatego należy przyjąć, że nikt nie powinien mieć możności wpływania na Boga, inaczej bowiem mógłby stać się większym od Boga; aby tego uniknąć, Bóg został pozbawiony wszelkich uczuć. Inną szkołą grecką byli epikurejczycy. Twierdzili oni, że bogowie żyją w doskonałym błogostanie. Zamieszkują oni tzw. intermundia, czyli przestrzenie między światami i nawet nie odczuwają istnienia świata.

Bóg Żydów był zupełnie inny. Bogowie stoików nie posiadali uczuć, a bogowie epikurejczyków byli całkowicie oderwani od świata. W ten świat myśli wkroczyło chrześcijaństwo z niezwykłym pojęciem Boga, który świadomie doznawał każdego przeżycia ludzkiego. Plutarch, najbardziej religijny z Greków, uważał łączenie Boga ze sprawami tego świata za bluźnierstwo. Chrześcijaństwo przedstawiało Boga nie tyle angażującego się, co identyfikującego się z cierpieniami tego świata. Trudno jest nam wprost wyobrazić sobie jak wielką rewolucję wniosło chrześcijaństwo w sferę kontaktów między ludźmi a Bogiem. Przez długie wieki myśleli o Bogu jako o kimś niedostępnym i naraz poznali tego, który przeszedł przez wszystkie doświadczenia ludzkiego życia.

b) Miało to dwa skutki. Objawiło to Boga jako Boga miłosierdzia. Wiadomo dlaczego. Ponieważ Bóg rozumie. Niektórzy ludzie prowadzili spokojne życie, nie byli narażeni na pokusy, które nawiedzały innych. Jedni posiadają charakter łatwy do opanowania, zaś inni ulegają namiętnościom zamieniającym życie w tragedię. Ludzie prowadzący spokojne życie i posiadający zrównoważone charaktery nie mogą zrozumieć, dlaczego inni upadają. Są pełni oburzenia i nie mogą powstrzymać się od potępienia tego, czego nie rozumieją. Ale Bóg wszystko wie. „Wszystko zrozumieć, to wszystko przebaczyć” - jakże wielka zawarta jest w tym prawda.

John Foster w jednej ze swoich książek opowiada, jak pewnego razu zastał w domu swoją córkę we łzach przed odbiornikiem radiowym. Chciał już zapytać dlaczego płacze, ale usłyszał drugą część zdania spikera radiowego mówiącego: „Dziś japońskie czołgi wkroczyły do Kantonu”. Wielu ludzi słysząc tę wiadomość miałoby uczucie niewyraźnego żalu. Politycy mogliby zareagować na to ponurym przeczuciem, większość jednak w ogóle nie zareagowałaby na to wydarzenie. Dlaczego więc córka Johna Fostera na wieść o tym zalała się łzami? Ponieważ ona urodziła się w Kantonie. Dla niej Kanton oznaczał dom, przedszkole, szkołę, przyjaciół.

Różnica polegała na tym, że ona tam była. Gdybyś tam był, nie byłoby ci to tak obojętne. A przecież nie ma takiego przeżycia ludzkiego, o którym Bóg nie mógłby powiedzieć: „Ja tam byłem”. Gdy przeżywamy głęboki smutek, a nasze oczy są pełne łez, nie idziemy do Boga, który nie jest w stanie zrozumieć co się stało; idziemy do Boga, który już tam był. I dlatego - jeżeli możemy tak powiedzieć - Bogu łatwo jest przebaczać.

c) Pozwala to Bogu pomagać. On zna nasze problemy, ponieważ sam przez nie przeszedł. Najlepszym przewodnikiem w wędrówce jest ten, kto już raz szedł tą drogą. Bóg może pomóc, ponieważ On wszystko wie.

Jezus jest doskonałym arcykapłanem, ponieważ jest On doskonałym Bogiem i doskonałym człowiekiem. Skoro On poznał nasze życie, może nam współczuć, okazywać miłosierdzie i pomagać. On przybliżył Boga ludziom i może przyprowadzić ludzi do Boga.

W jedności z człowiekiem i Bogiem (5,1-10)

Teraz List do Hebrajczyków przechodzi do sformułowania nauki będącej szczególnym wkładem do chrześcijańskiej myśli - nauki o arcykapłaństwie Jezusa Chrystusa. Tekst ten uwzględnia trzy podstawowe kwalifikacje kapłana w każdym pokoleniu.

1. Występując w imieniu ludzi kapłan ma do czynienia z Bogiem. A. J. Gossip zwykle opowiadał swoim studentom o swojej ordynacji do służby kościelnej, w czasie której ludzie zdawali się powiadać do niego: „Stale chodzimy w kurzu i upale dnia, cały swój czas poświęcamy na zdobywanie środków i ich wydawanie, służymy za ladą, trudzimy się przy maszynach, dzięki nam poruszają się koła maszyn fabrycznych. Chcemy, abyś był z tego wyłączony, abyś mógł przebywać w tajemniczej społeczności z Bogiem i każdej niedzieli przychodzić do nas z Jego słowem”. Kapłan jest łącznikiem między Bogiem i człowiekiem.

W Izraelu szczególną funkcją kapłana było składanie ofiar za grzechy ludu. Grzech narusza społeczność między Bogiem i człowiekiem, odgradza ich od siebie. Zadaniem ofiary jest przywrócenie tej społeczności.

Musimy jednak pamiętać o tym, że grzechami, za które można było składać ofiarę, zawsze były grzechy niewiedzy. Za grzechy świadome, popełnione z premedytacją, nie można było składać ofiary. Sam autor Listu do Hebrajczyków powiada: „Bo jeśli otrzymawszy poznanie prawdy, rozmyślnie grzeszymy, nie ma już dla nas ofiary za grzechy” (10,26). O zasadzie tej stale wspomina się w ofiarniczym prawie Starego Testamentu. Stale formułuje się to następująco: „Jeżeli ktoś nieświadomie zgrzeszy przeciwko jakiemukolwiek z przykazań Pańskich...” (3 Mjż 4,2.13). Ważnym tekstem jest 4 Mjż 15,22-31. Oto warunek wstępny poprzedzający złożenie ofiary: „jeżeli nieumyślnie uchybicie... jeżeli człowiek zgrzeszy przez przeoczenie...”. Na końcu zaś tego tekstu mówi się: „Człowiek, który popełni to rozmyślnie, znieważa Pana. Człowiek ten będzie wytracony spośród swego ludu”. W 5 Mjż 17,12 mówi się: „Jeśli kto w zuchwalstwie swoim nie usłucha... to ten człowiek poniesie śmierć”.

Grzech nieświadomy jest przebaczalny, zaś grzech popełniony w zarozumialstwie nie podlega przebaczeniu. Grzech nieświadomy to nie tylko ten grzech, który powstał w wyniku niewiedzy, braku rozeznania. Do grzechów nieświadomych Żydzi zaliczali grzechy popełnione pod wpływem wzburzonych uczuć: gniewu, chęci zemsty czy silnej pokusy oraz grzechy, po których następowała pokuta. Grzechem zuchwalstwa był akt popełniony z zimną krwią, z premedytacją, grzech, po którym nie było żadnych objawów skruchy; grzech ten był świadomym nieposłuszeństwem wobec Boga.

Tak więc zadaniem kapłana było otworzenie grzesznikowi drogi powrotu do Boga - o ile chciał on wrócić.

2. Kapłan musiał być w jedności z ludźmi. Musiał on przeżywać to, co wszyscy ludzie i móc im współczuć. W tym miejscu autor Listu do Hebrajczyków zatrzymuje się, aby wskazać - później będzie on w ten sam sposób dowodził, że Jezus Chrystus jest większy od jakiegokolwiek ziemskiego kapłana - że skoro ziemski kapłan jest człowiekiem, najpierw musi on złożyć ofiarę za swoje grzechy, a następnie - za grzechy ludzi. Kapłan musi być związany z ludźmi więzami życia. W związku z tym występuje tu wspaniałe słowo - metriopatein. W naszym tekście zostało ono przetłumaczone jako współczucie, ale w rzeczywistości jest to słowo nieprzetłumaczalne.

Grecy określali cnotę jako coś pośredniego między dwiema krańcowościami. Z każdej strony była krańcowość, w którą człowiek mógł popaść; właściwa droga przebiegała środkiem. Dlatego Grecy określali metropateia (formę rzeczownikową tego słowa) jako stan pośredni między nadmiernym smutkiem i krańcową obojętnością. Taką postawę wobec innych ludzi uważano za właściwą. W. M. MacGregor nazywa to „połową drogi między eksplozją gniewu a leniwą pobłażliwością”. Plutarch powiadał, że cierpliwość jest dzieckiem metriopateia. W jego pojęciu było to uczucie, które pozwalało człowiekowi powstać i okazać pomoc, usłyszeć kogoś i wyjść mu na spotkanie. Inny Grek zarzuca pewnemu człowiekowi, że nie posiada on metriopateia i dlatego odmawia pojednania się z kimś, kto pod pewnymi względami różni się od niego. Jest to wspaniałe słowo. Oznacza ono umiejętność znoszenia innych bez cienia irytacji, jest to umiejętność zachowania równowagi ducha wobec ludzi głupich, którzy nie potrafiąc się czegoś nauczyć stale popełniają ten sam błąd. Określa ono postawę wobec innych, która nie wyraża się w gniewie z powodu ich uchybień, która przebacza im te uchybienia; przez cały dzień jest ona łagodnym współczuciem, które w połączeniu z cierpliwością nakierowuje człowieka na właściwą drogę. Nikt nie jest w stanie właściwie współżyć ze swoimi bliźnimi, dopóki nie posiądzie silnej i cierpliwej, boskiej metriopateia.

3. Trzecią wyróżniającą cechą kapłana jest jego powołanie. Nikt nie powołuje siebie do kapłaństwa, czyni to Bóg. Kapłaństwo nie jest urzędem, który człowiek przyjmuje. Jest to przywilej i chwała, do której jest on powołany. Służba Boża wśród ludzi nie jest zawodem ani karierą, lecz powołaniem. Kapłan nie może, patrząc wstecz, powiedzieć: „Sam wybrałem sobie to zajęcie”, lecz „Bóg wybrał mnie i powierzył mi to zadanie”.

Dalej autor Listu do Hebrajczyków wykazuje, w jaki sposób Jezus Chrystus spełnia te wielkie warunki kapłaństwa.

1. Zaczyna on od ostatniego z tych warunków. Jezus nie wybierał sobie tego zadania, to Bóg Go do tego powołał. W czasie chrztu Jezusa głos z nieba powiedział: „Synem moim jesteś, dziś cię zrodziłem” (Ps 2,7).

2. Jezus przeszedł przez najbardziej poniżające przeżycia ludzkie i dobrze rozumie wszystkie zalety i słabości ludzkiej natury. Autor Listu formułuje tu cztery wielkie myśli na ten temat.

a) Wspomina on Jezusa w Getsemane. Na pewno ma na uwadze ten fakt mówiąc o modlitwach i błaganiach Jezusa, o Jego łzach i wielkim wołaniu. Na oznaczenie tego wołania (krauge) używa bardzo ciekawego słowa. Wołania tego człowiek nie formułuje sam, wydziera się ono z jego piersi jako wyraz niezwykle wysokiego napięcia i rozdzierającego bólu. Inaczej mówiąc autor Listu twierdzi, że nie ma takiego bólu ludzkiego ducha, przez jaki by Jezus nie przeszedł. Jest takie powiedzenie rabiniczne: „Istnieją trzy rodzaje modlitwy, a każda z nich jest wyższa od poprzedniej: modlitwa, wołanie i łzy. Modlitwa dokonuje się w ciszy, wołanie przy nasilającym się głosie, lecz łzy przewyższają wszystko”. Nawet rozpaczliwa modlitwa łez nie była Jezusowi obca.

b) Ponieważ Jezus z szacunkiem odnosił się do wszystkich swoich przeżyć, mógł z ich pomocą uczyć się wielu rzeczy. Greckie wyrażenie: „Nauczył się z tego co wycierpiał” jest rymującym się zwrotem językowym - ematen af hon epoten. Myśl ta często powtarza się u greckich myślicieli. Słowo matein zawsze łączą oni z uczeniem się, zaś patein z cierpieniem. Ajschylos, jeden z wielkich dramaturgów greckich, często pisał: „Uczenie się przychodzi z cierpienia” (patein matos). Cierpienie traktuje on jako pewnego rodzaju łaskę pochodzącą od bogów. Herodot oświadcza, że cierpienia są acharista matemata, niemiłym sposobem uczenia się. Współczesny poeta tak powiada o swoich kolegach po piórze:

To, czego uczymy się w cierpieniu, wyrażamy w pieśni.

Bóg przemawia do ludzi przez różne doświadczenia życia, a szczególnie przez te, które sprawiają ból sercu i duszy. Głos ten słyszymy jednak tylko wtedy, gdy ze czcią akceptujemy te przeżycia. Jeżeli ze złością reagujemy na nie, buntownicze wołanie naszego serca czyni nas głuchymi na głos Boży.

c) Przechodząc przez cierpienia Jezus osiągnął pełnię doskonałości (teleioun). Teleioun to czasownik pochodzący od przymiotnika teleios. Teleios dosyć poprawnie można przetłumaczyć jako doskonały, o ile pamiętamy, czym była doskonałość w pojęciu greckim. Pewna rzecz była teleios, jeżeli dokładnie spełniała cel, do jakiego została przeznaczona. Słowa tego nie używano na oznaczenie abstrakcyjnej czy metafizycznej doskonałości, chodziło raczej o funkcjonalność. Autor Listu powiada, że wszystkie doświadczenia, przez które Jezus przeszedł, doskonale przystosowały Go do Zbawiciela świata.

d) Udostępnione przez Jezusa zbawienie jest zbawieniem wiecznym. Gwarantuje ono człowiekowi bezpieczeństwo w doczesności i w wieczności. Z Chrystusem człowiek zawsze jest bezpieczny. Nie ma takiej sytuacji, która mogłaby go wyrwać z ręki Chrystusa.

Powstrzymywanie się od wzrastania (5,11-14)

Tutaj autor Listu do Hebrajczyków stara się przedstawić swoim czytelnikom właściwe pojęcie chrześcijaństwa. Usiłuje on przy tym pokonać dwie trudności. Po pierwsze, pełnego zbioru zasad chrześcijańskiej nauki nie da się nauczyć w ciągu jednego dnia. Po drugie, odbiorcy jego Listu mają ociężały słuch. Użyte przez niego słowo notros posiada bogate znaczenie. Oznacza ono powolne myślenie, odrętwiały umysł, przytępiony słuch i nieroztropne zapominanie. Może ono oznaczać zdrętwienie kończyn chorego zwierzęcia czy osobę niespostrzegawczą. Ma ono coś do powiedzenia każdemu, kto ma do czynienia ze zwiastowaniem i nauczaniem, kto ma do czynienia z myśleniem, a więc ma ono coś do powiedzenia każdemu, kto jest prawdziwą osobą. Czasem unikamy uczenia czegoś, ponieważ jest to trudny temat; usprawiedliwiamy się tym, że nasi słuchacze i tak tego nie zrozumieją. Jest to jedna z tragedii współczesnego Kościoła, który tak mało przekazuje nowych myśli. To prawda, takie nauczanie jest trudne. To prawda, że często spotyka się to z leniwym myśleniem i hermetycznie zamkniętymi umysłami. Mimo to jednak zadanie nadal pozostaje do wykonania. Autor Listu do Hebrajczyków nie powstrzymuje się od przekazania swego poselstwa, chociaż było ono trudne, a jego odbiorcy posiadali ociężały słuch. Czuł się on odpowiedzialny za przekazanie prawdy, którą posiadał.

Uskarża się on na to, że jego słuchacze od wielu lat są chrześcijanami, a wciąż pozostają duchowymi niemowlętami. Porównywanie niedojrzałego chrześcijanina do dziecka i różnice między mlekiem a stałym pokarmem często występują w Nowym Testamencie (1 P 2,2; 1 Kor 2,6; 3,2; 14,12; Ef 4,13n). List nasz powiada, że teraz ludzie ci powinni już być nauczycielami. Niekoniecznie należy rozumieć to dosłownie. Powiedzenie o kimś, że może być nauczycielem danego przedmiotu, świadczyło o jego solidnym opanowaniu tego przedmiotu. Autor powiada, że ludzie ci wciąż potrzebują kogoś, kto mógłby uczyć ich pierwszych zasad (stoicheia) nauki Bożej. Słowo to ma wiele znaczeń. W gramatyce oznacza ono zestaw liter alfabetu - A B C; w fizyce oznacza ono cztery podstawowe żywioły, z których składa się świat; w geometrii oznacza ono takie podstawowe elementy jak punkt i linia prosta; w filozofii określa się nim pierwsze elementarne zasady, od których uczeń zwykle zaczyna swoją naukę. Autor Listu ubolewa nad tym, że mimo upływu wielu lat ludzie ci wciąż trwają w początkach swojej wiary chrześcijańskiej; są oni podobni do dzieci, które nie potrafią odróżnić dobra od zła.

Problem powstrzymywania się od wzrastania jest problemem Kościoła w każdym pokoleniu.

1. Chrześcijanin może zaniedbywać wzrastanie w poznaniu. Może on być winny tego, co ktoś określił jako „karygodną nieudolność wynikającą z lekceważenia nadarzających się możliwości”. Zawsze są bowiem tacy, którzy powiadają, że to co było dobre dla ich ojców, jest również dobre i dla nich. Są chrześcijanie, których wiara nie wzrasta w ciągu trzydziestu, czterdziestu, pięćdziesięciu czy sześćdziesięciu lat. Są i tacy, którzy świadomie unikają stykania się z osiągnięciami wiedzy biblijnej czy myśli teologicznej. Są to dorośli ludzie, których rozwój religijny wciąż pozostaje na poziomie dziecka.

Ludzie ci są podobni do chirurga, który nie chce korzystać z nowej techniki operacyjnej, nie używa nowych środków znieczulających, odmawia korzystania z nowoczesnego wyposażenia w tej dziedzinie, powiadając: „To co było dobre dla Listera (lekarz angielski, zm. w 1712 r.), jest również dobre i dla mnie”. Chrześcijanie ci są podobni do lekarza, który nie przepisuje żadnych nowych lekarstw, twierdząc: „To, czego nauczyłem się jako student pięćdziesiąt lat temu, wystarczy mi do końca życia”. W dziedzinie religijnej jest jeszcze gorzej. Bóg jest nieograniczony, a bogactwa Chrystusowe są niezgłębione i dlatego przez całe życie powinniśmy posuwać się naprzód.

2. Są ludzie, którzy unikają postępu w swoim postępowaniu. Dąsanie się czy skłonność do denerwowania się są wybaczalne w stosunku do dzieci, ale ileż jest dorosłych ludzi, których zachowanie się jest tak bardzo dziecinne.

Sprawa zahamowań rozwojowych zawsze jest aktualna; świat jest pełen ludzi, których rozwój religijny budzi wiele zastrzeżeń. Już dawno temu przestali się oni uczyć, a ich zachowanie do złudzenia przypomina nam zachowanie dziecka. To prawda, według słów Jezusa największą rzeczą w świecie jest dziecięcy duch, ale jest wielka różnica między dziecięcy a dziecinny. „Piotruś Pan” - to wspaniałe przedstawienie, ale pozostawanie na poziomie dziecka to prawdziwa tragedia życiowa. Uważajmy, abyśmy nie pozostawali w dziecinnej wierze zamiast podążać ku dojrzałości wiary.

Konieczność rozwoju (6,1-3)

Autor Listu do Hebrajczyków był świadomy potrzeby rozwoju w chrześcijańskim życiu. Żaden nauczyciel nie zajdzie daleko, o ile za każdym razem będzie zaczynał wyłącznie od fundamentów. Czytelnicy tego Listu muszą podążać w kierunku tego, co autor określa jako teleiotes. Nasz przekład oddaje to słowo jako doskonałość. Jednak teleios, przymiotnik, i słowa od niego pochodne, posiadają znaczenie techniczne. Pitagoras dzielił swoich uczniów na hoi mantatotes, uczących się, i hoi teleioi, dojrzałych. Filon zaś dzielił swoich uczniów na trzy grupy - hoi archomeroi, początkujących, hoi prokoptontes, czyniących postępy, i hoi teleiomenoi, dochodzących do dojrzałości. Teleiotes nie określa pełnej wiedzy, lecz stanowi pewien stopień dojrzałości w chrześcijańskiej wierze.

Przez dojrzałość autor Listu do Hebrajczyków rozumie dwie rzeczy.

1. Jest to coś związanego z umysłem. Uważa on, że z upływem lat człowiek coraz bardziej powinien być samodzielny umysłowo. I tak na przykład powinien on coraz lepiej wiedzieć, kim jest Jezus, w którego wierzy. Powinien coraz lepiej poznawać nie tylko fakty, ale też i głębsze znaczenie chrześcijańskiej wiary.

2. Jest to coś związanego z życiem. Z upływem lat życie człowieka wierzącego coraz wyraźniej powinno odzwierciedlać obraz Chrystusa. Ciągle powinien on uwalniać się od starych błędów i zdobywać nowe zalety. Pogoda ducha i nowe przejawy szlachetności powinny coraz częściej pojawiać się w jego codziennym życiu. Nieznany poeta tak o tym powiada:

Można się starzeć i pięknieć zarazem;

Spójrz na jedwabie, na złoto, koronki,

Czas je przemienia w piękności azyl.

A w starych drzewach, ulicach, zakątkach

Czas tworzy piękno, jak pędzel malarza.

Dając mi wiarę, miłość i nadzieję

Pozwalasz pięknieć - kiedy się starzeję.

W chrześcijańskim życiu nie może być zastoju. W swojej kieszonkowej Biblii Cromwell wypisał motto w języku łacińskim - qui cessat esse melior cessat esse bonus - kto przestaje dążyć, aby być najlepszym, ten przestaje być dobrym.

Tekst ten pozwala nam wejrzeć w to, co pierwotny Kościół uważa za podstawy chrześcijaństwa.

1. Pierwszą z nich było odwrócenie się od martwych uczynków. Chrześcijańskie życie zaczynało się od pokuty, a pokuta dosłownie znaczy zmiana myślenia (metanoia). Jest to nowa postawa względem Boga, ludzi, życia i siebie samego. Mówi się tu o pokucie z martwych uczynków. Co autor Listu chciał wyrazić przez ten dziwny zwrot? Mogło to oznaczać wiele rzeczy i każda z nich jest ciekawa.

a) Martwe uczynki mogą być uczynkami prowadzącymi do śmierci. Może to być niemoralne, egoistyczne, bezbożne, pozbawione miłości postępowanie, które nieuchronnie zmierza do śmierci.

b) Mogą to być hańbiące uczynki. Dotknięcie martwego ciała było dla Żyda największym zanieczyszczeniem; fakt ten czynił go nieczystym i pozbawiał uczestnictwa w nabożeństwie aż do czasu oczyszczenia. Martwymi uczynkami mogą być te uczynki, które zanieczyszczają człowieka i oddzielają go od Boga.

c) Mogą to być uczynki nie mające nic wspólnego z charakterem. Życie w pojęciu Żyda miało charakter rytualny; jeżeli w odpowiednim czasie brał on udział we właściwych ceremoniach, to był on dobrym człowiekiem. Jednak ceremonie te nie miały żadnego wpływu na jego charakter. Może autor Listu do Hebrajczyków ma na uwadze odwrócenie się chrześcijanina od bezsensownych ceremoniałów i przyjętych konwenansów, aby poświęcić się sprawom, które wzbogacają charakter i pogłębiają życie duchowe.

2. Jest tu mowa o wierze w Boga. Podstawowym elementem chrześcijańskiego życia jest nakierowanie ku Bogu. Chrześcijanin warunkuje swoje działania nie opiniami ludzkimi, lecz nakazami Bożymi. Jeśli chodzi o dzieło zbawienia, to nie patrzy on na swoje osiągnięcia, lecz wyłącznie na łaskę Bożą.

3. Dalej wymienia on naukę o obmywaniach. Oznacza to, że chrześcijanin musi być świadomy tego, czym naprawdę jest chrzest. Pierwszym zbiorem chrześcijańskich pouczeń dla tych, którzy mieli wstąpić do Kościoła, i pierwszą agendą chrześcijańskiego nabożeństwa jest mała książeczka zwana Didache, Nauka Dwunastu Apostołów. Została ona napisana ok. 100 roku i między innymi zawiera naukę o chrzcie. W tym czasie chrztu niemowląt jeszcze nie było. Ludzie przychodzili do Kościoła bezpośrednio z pogaństwa i chrzest wraz z wyznaniem wiary był widzialnym aktem przyjęcia do zboru. Didache zaczyna się sześcioma krótkimi rozdziałami na temat chrześcijańskiej wiary i chrześcijańskiego życia. Mówi się tam o tym, w co kandydat do chrztu powinien wierzyć i jak powinien żyć. A następnie w siódmym rozdziale mówi się tak:

Jeśli chodzi o chrzest, tak go udzielajcie: Wymawiając wszystko doskładnie, chrzcijcie w imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego, w wodzie bieżącej. Jeśli nie masz wody bieżącej, chrzcij w innej wodzie, jeśli nie możesz w zimnej, to w ciepłej. Gdybyś zaś nie miał ani jednej ani drugiej, wylej trzykrotnie wodę na głowę, w imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego. Przed chrztem zaś niech poszczą tak chrzciciel jak chrześniak, a także inni, którzy mogą; chrześniakowi zaś każ pościć dzień lub dwa wcześniej

To ciekawe, ponieważ wynika z tego, że chrzest w pierwotnym Kościele, o ile to było możliwe, był całkowitym zanurzeniem. Osoba chrzczona była albo zanurzana w wodzie, albo trzykrotnie polewana wodą w imię Ojca i Syna i Ducha Świętego. Chrzest był poprzedzony nauczaniem odnośnie do chrześcijańskiej wiary i życia. Wskazuje to również na to, że kandydat do chrztu poszcząc przez kilka dni przygotowywał do tego wydarzenia nie tylko swój umysł, ale i swego ducha. W początkowym okresie nikt nie przygotowany nie mógł prześliznąć się do Kościoła. Autor Listu do Hebrajczyków powiada: „Przed chrztem zostaliście pouczeni odnośnie podstaw chrześcijańskiej wiary. Nie ma potrzeby teraz do tego wracać. W oparciu o te podstawy powinniście teraz wznosić budowlę waszej wiary”.

4. Do podstaw tych należało również wkładanie rąk. W praktyce żydowskiej wkładanie rąk miało trzy znaczenia.

a) Był to znak przeniesienia winy. Składający ofiarę kładł swoje ręce na głowę zwierzęcia, co miało świadczyć o tym, że jego wina przechodziła na zwierzę ofiarne.

b) Był to znak przekazania błogosławieństwa. Gdy ojciec błogosławił swego syna, na znak tego błogosławieństwa kładł swoje ręce na głowę syna.

c) Był to również znak przydzielenia kogoś do szczególnej służby. Przez włożenie rąk poświęcano danego człowieka do wyznaczonego zadania.

W pierwotnym Kościele włożenie rąk zawsze łączyło się z chrztem i było środkiem przekazania Ducha Świętego nowo ochrzczonej osobie (Dz 8,17; 19,6). Nie należy tego rozumieć w zbyt dosłowny sposób. W tamtych czasach apostołowie byli otaczani szczególnym szacunkiem, ponieważ byli to ludzie osobiście znający ziemskiego Jezusa. Jakże niezwykłą rzeczą było dotknięcie rękami takiego człowieka, właściwie było to dotknięcie ręką samego Jezusa. Skutek wkładania rąk zależy nie od urzędu człowieka, który to czyni, lecz od jego postawy duchowej i jego bliskości z Chrystusem.

5. Następnie jest tu mowa o powstaniu z martwych. Chrześcijaństwo od samego początku było religią nieśmiertelności. Dawało ono człowiekowi zapewnienie możliwości życia w dwóch światach, uczyło go o czekającej chwale, do której ten świat był jedynie szkołą przygotowawczą.

6. I w końcu - o sądzie wiecznym. Chrześcijaństwo od początku było religią sądu. Żaden chrześcijanin nie mógł zapomnieć o tym, że w końcu musi on stanąć przed Bogiem, i to co Bóg myśli o nim jest nieskończenie ważniejsze od tego, co on myśli o Bogu.

Ponowne krzyżowanie Chrystusa (6,4-8)

Jest to jeden z najbardziej niezwykłych tekstów Pisma Świętego. Zaczyna się on od wyszczególnienia przywilejów chrześcijańskiego życia. Chrześcijanin jest człowiekiem oświeconym. Jest to ulubione pojęcie Nowego Testamentu. Na pewno nawiązuje ono do obrazu Jezusa jako Światłości świata, Światłości, która oświeca każdego człowieka (J 1,9; 9,5). Jak powiedział męczennik Bilney: „Gdy usłyszałem słowa: Jezus Chrystus przyszedł na świat, aby zbawić grzeszników, to jakby w środku nocy zajaśniał nowy dzień”. Światło poznania, radości i przewodnictwa zaczyna jaśnieć w człowieku, który nawraca się do Chrystusa. Chrześcijaństwo tak związało się z tym pojęciem, że oświecenie (fotismos) stało się synonimem chrztu, a być oświeconym (fotizestai) oznaczało być ochrzczonym. W takim znaczeniu wielu czytało tutaj to słowo i dlatego tekst ten miał oznaczać, że nie ma możliwości przebaczenia grzechów popełnionych po chrzcie. W historii Kościoła były zatem czasy, gdy chrzest, dla pewności, odkładano aż do chwili śmierci. Zagadnienie to omówimy później.

Chrześcijanin zakosztował daru niebiańskiego. Tylko w Chrystusie człowiek może uzyskać pokój z Bogiem. Przebaczenie nie jest czymś, co może on zdobyć własnymi siłami, gdyż jest ono darem. Dopiero pod krzyżem zostaje on uwolniony od swego brzemienia. Chrześcijanin jest człowiekiem, który przeżył niewypowiedzianą ulgę wolnego daru Bożego przebaczenia.

Chrześcijanin jest uczestnikiem Ducha Świętego. Jego życie znajduje się pod nowym kierownictwem, działa w nim nowa moc. Odkrył on w sobie obecność mocy, która mówi mu, co ma robić i dopomaga mu w realizacji tego zadania.

Chrześcijanin zakosztował Słowa Bożego. Jest to inne określenie odkrycia prawdy. Ludzie instynktownie tęsknią za prawdą, jak niewidomi tęsknią za światłem; częścią naszej kary i częścią naszego przywileju jest to, że tak długo jesteśmy niezadowoleni, jak długo nie odkryjemy sensu swego życia. W Słowie Bożym znajdujemy prawdę i sens swego życia.

Chrześcijanin zakosztował cudownych mocy wieku przyszłego. Żyd i chrześcijanin dzielił czas na dwa okresy. Był to wiek teraźniejszy (ho nun aion) jako całkowicie zły i wiek przyszły (ho mellon aion) jako wiek całkowicie dobry. Pewnego dnia Bóg wkroczy do historii, nastąpi wtedy doszczętne zniszczenie i straszny sąd Dnia Pańskiego, zakończy się wiek obecny i nastąpi wiek przyszły. Ale chrześcijanin jest człowiekiem, który już teraz rozsmakowuje się błogosławieństwem przyszłego Bożego wieku. Już w doczesności cieszy się przedsmakiem wieczności.

Niebo jest bardziej niebieskie,

Bardziej zielona jest ziemia,

Ptaki śpiewają symfonie,

Kwiaty - jak oczy stworzenia.

Stoję wciąż w większym zachwycie

Nad pięknem świata Bożego,

Od kiedy wiem, że mój Stworzyciel

Jest moim ojcem, a ja dzieckiem Jego.

Tak więc autor Listu do Hebrajczyków robi wykaz błogosławieństw chrześcijanina, by w końcu nagle stwierdzić, że stał się on odstępcą.

Co ma on na uwadze powiadając o niemożliwości przywrócenia do pokuty tych, którzy odeszli od prawdy? Wielu myślicieli starało się znaleźć okrężną drogą zrozumienie tego słowa niemożliwe (adunaton). Erazm utrzymywał, że chodzi tu o rzecz bardzo trudną, sięgającą granic niemożliwości. Bengel dowodzi, że to, co niemożliwe dla człowieka jest możliwe dla Boga i dlatego odpadłych powinniśmy pozostawić miłosierdziu Bożemu. Czytając ten tekst musimy jednak wiedzieć, że został on napisany w okresie prześladowania, a w takim okresie odstępstwo jest najcięższym grzechem. W czasie każdego prześladowania można było uratować swoje życie przez zaparcie się Chrystusa, ale grzech ten był śmiertelnym uderzeniem w Kościół, gdyż oznaczałoby to, że życie i jego wygody są dla chrześcijanina droższe od Jezusa Chrystusa.

To szczególne sformułowanie zawsze pojawiało się w czasie prześladowania lub po nim. Straszne prześladowanie nastąpiło dwieście lat później za cesarza Dioklecjana. Gdy po tym sztormie zapanował pokój, każdemu członkowi Kościoła zadawano jedno pytanie: „Czy tylko dlatego uratowałeś swoje życie, że zaparłeś się Chrystusa?” A jeżeli naprawdę zaparł się Pana, wtedy raz na zawsze zamykano przed nim drzwi. Kermit Eby mówi o francuskim duchownym, który na pytanie, co robił w czasie Rewolucji Francuskiej, odpowiedział szeptem: „Przetrwałem”.

Jest to potępienie człowieka, który bardziej umiłował własne życie aniżeli Chrystusa. Nie chodziło tu o sformułowanie doktryny, według której grzechy popełnione po przyjęciu chrztu miałyby być nieprzebaczalne. Kto odważy się powiedzieć, że jakiś człowiek jest poza zasięgiem Bożego przebaczenia? Chodziło tu o wskazanie niezwykłej wagi dokonanego wyboru: życia zamiast wierności Chrystusowi.

Dalej autor Listu do Hebrajczyków wypowiada niezwykłe słowa. Ci, którzy odpadają, ponownie krzyżują Chrystusa. Myśl tę wyraźnie obrazuje znana legenda Quo vadis. Opowiada ona jak w czasie prześladowania za Nerona Piotr został aresztowany w Rzymie i stracił odwagę. Ratując swoje życie oddalał się od miasta Drogą Appijską. Nagle stanęła przed nim jakaś postać. Był to sam Jezus. „Domine - zapytał Piotr - quo vadis? Panie, dokąd idziesz?” „Wracam do Rzymu, aby ponownie zostać ukrzyżowanym, tym razem za ciebie”. Wtedy Piotr, wstydząc się swego tchórzostwa, wrócił do Rzymu i tam umarł śmiercią męczeńską.

W późniejszym okresie historii jeden z cesarzy próbował cofnąć wskazówki zegara dziejów. Julian postanowił zniszczyć chrześcijaństwo i przywrócić oddawanie czci starym bogom. Jego zamiary zakończyły się klęską. Ibsen wkłada w jego usta następujące słowa: „Gdzie on jest teraz? Czy od chwili, gdy stało się to na Golgocie, działa on wszędzie?... Gdzie on jest teraz? A co, jeżeli tam na Golgocie, niedaleko Jerozolimy, wydarzyło się coś mało ważnego? A jeżeli on idzie coraz dalej, cierpi i umiera i ciągle podbija jeden świat za drugim?”

Spotykamy się tu z pewną prawdą. Autor tego Listu pragnie wyrazić bardzo istotną myśl. Krzyż uważał on za wydarzenie, które otworzyło drzwi prowadzące do serca Bożego. Zauważył on cierpiącą miłość, która zawsze jest w tym sercu. Krzyż powiada ludziom: „Oto jak zawsze was miłowałem i zawsze będę miłował. Oto jak wielkim przestępstwem jest i zawsze będzie wasz grzech. Jest to jedyny sposób, przy pomocy którego mogę was odkupić”.

Jak długo istnieje grzech, tak długo w sercu Bożym zawsze będzie istniała ta cierpiąca i odkupująca miłość. Grzech nie tylko łamie prawo Boże, łamie on również Boże serce. To prawda: przez swoje odstępstwo ponownie krzyżujemy Chrystusa.

Dalej autor Listu do Hebrajczyków powiada, że przez swoje odstępstwo wystawiamy Chrystusa na urągowisko. W jaki sposób? Gdy grzeszymy, świat powiada: „Oto całe jego chrześcijaństwo. Tylko tyle Chrystus mógł mu pomóc. Oto wszystko, czego mógł dokonać krzyż”. Gdy członek Kościoła wpada w grzech, ściąga on wstyd nie tylko na siebie, ale również poniża swój Kościół; jest jeszcze gorzej, gdy przez swoje postępowanie czyni Chrystusa pośmiewiskiem i przedmiotem pogardy.

Zwróćmy uwagę na ostatnią sprawę. Ktoś zauważył, że w Liście do Hebrajczyków spotykamy się z czterema niemożliwymi rzeczami. Jedna niemożliwość występuje w naszym tekście. Inne trzy to: niemożliwością jest, aby Bóg zawiódł (kłamał) - 6,18; niemożliwością jest, aby krew wołów i kozłów mogła zmyć grzech (10,4) i niemożliwością jest, aby bez wiary podobać się Bogu (11,6).

Jaśniejsza strona (6,9-12)

W tym tekście na pierwsze miejsce wysuwa się następująca sprawa: jedynie tu autor Listu zwraca się do swoich czytelników nazywając ich umiłowanymi. Po najsurowiej wypowiedzianych słowach odczuwa on przypływ miłości. Wygląda to tak, jak gdyby powiedział im: „Gdybym nie kochał was tak bardzo, nie rozmawiałbym z wami tak surowo”. Chryzostom parafrazuje tę myśl następująco: „Lepiej nastraszyć was słowami, aniżelibyście mieli cierpieć z powodu własnych uczynków”. Mówi on prawdę i mimo jej surowości wypowiada ją w miłości.

Ponadto, forma jego słów wskazuje na osobisty charakter jego miłości. „Mamy nadzieję - powiada - że każdy z was okaże taką gorliwość, która umożliwiłaby realizację waszej nadziei”. Nie myśli o nich jako o tłumie, lecz jako o poszczególnych osobach. Dr Paul Tournier w A Doctor's Casebook umieścił rozdział traktujący o personalizmie Biblii. „I rzekł Pan do Mojżesza: Znam cię po imieniu” (2 Mjż 33,17). Do Cyrusa powiada on: „Ja jestem Pan, który cię wołam po imieniu” (Iz 45,3). Czytając Biblię jesteśmy zdziwieni ważnością imion danych osób. Całe rozdziały są poświęcone długim genealogiom. Gdy byłem młodym chłopcem uważałem, że genealogie te należałoby usunąć z Biblii. Później jednak uświadomiłem sobie, że imiona te są świadectwem tego, iż w biblijnej perspektywie człowiek nie jest rzeczą czy abstrakcją, nie ułamkiem materii, jak twierdzą marksiści, lecz osobą”. Pisząc z taką surowością autor Listu do Hebrajczyków nie napominał Kościoła, lecz tak jak czyni sam Bóg, zwracał się do poszczególnych mężczyzn i niewiast.

W tekście tym spotykamy się ponadto z dwiema ciekawymi sprawami.

1. Dowiadujemy się, że choć ludzie, do których ten List został skierowany, nie wzrastali w chrześcijańskiej wierze i poznaniu i chociaż odpadli od swej pierwotnej gorliwości, to jednak nigdy nie zaprzestali praktycznej służby wobec swoich wierzących przyjaciół. Tkwi w tym wielka praktyczna prawda. Czasem w naszym chrześcijańskim życiu są czasy zupełnej jałowości: nabożeństwa zborowe nie mają nam nic do powiedzenia, nasz śpiew w chórze, nauczanie w szkole niedzielnej czy zasiadanie w komitetach zborowych staje się pracą bez radości. W takich czasach pojawia się następująca alternatywa. Albo rezygnujemy z naszego nabożeństwa i służby, a wtedy jesteśmy zgubieni, albo wytrwale tkwimy w tej służbie, i dziwna rzecz, po pewnym czasie wraca lekkość, romantyka i radość naszego usługiwania. W okresie zastoju najlepszą rzeczą jest praktykowanie chrześcijańskich zwyczajów i kontynuowanie pracy na rzecz Kościoła. Jeżeli tak będziemy czynili, możemy być pewni, że znowu zaświeci słońce.

2. Zachęca on swoich czytelników do naśladowania tych, którzy przez wiarę i cierpliwość odziedziczyli obietnicę. Właściwie powiada im: „Nie jesteście pierwszymi, którzy wyruszyli ku chwale i niebezpieczeństwom chrześcijańskiej wiary. Inni pokonali trudności, wytrwali w uciskach i już przed wami osiągnęli cel”. Zachęca ich do wyruszenia ze świadomością, że inni przeszli już przez te trudności i osiągnęli zwycięstwo. Chrześcijanin nie idzie nieprzetartą ścieżką, idzie on drogą, którą szli przed nim święci.

Pewna nadzieja (6,13-20)

Bóg dał Abrahamowi więcej niż jedną obietnicę. W 1 Mjż 12,7 mówi się o jednej z nich, danej w czasie powołania go z Ur i posłania do nieznanej ziemi obiecanej. W 1 Mjż 17,5-6 znajdujemy obietnicę dotyczącą wielu potomków, którzy w nim będą błogosławieni. W 1 Mjż 18,18 jest powtórzenie tej obietnicy. Lecz obietnica, którą Bóg potwierdził mu przysięgą, występuje w 1 Mjż 22,16-18. Pierwsze zdanie tego tekstu ma takie znaczenie: „Bóg wiele razy obiecywał Abrahamowi, a w końcu jedną ze swoich obietnic potwierdził przysięgą”. Obietnica ta była podwójnie zobowiązująca. Mówiła ona o błogosławieństwie wszystkich potomków Abrahama, a więc odnosiła się do Kościoła, który stał się prawdziwym Izraelem i prawdziwym potomstwem Abrahama. Błogosławieństwo to realizuje się w Jezusie Chrystusie. Przed otrzymaniem tej obietnicy Abraham musiał wykazać się cierpliwością. Dopiero po dwudziestu pięciu latach po wyjściu z Ur narodził się jego syn Izaak. Abraham był stary, Sara bezpłodna, wędrówki były długie i uciążliwe, ale Abraham nigdy nie zachwiał się w swojej nadziei i w ufności w obietnicę Bożą.

W starożytności kotwica była symbolem nadziei. Epiktet powiada: „Statek nigdy nie powinien być uzależniony od jednej kotwicy, a życie od jednej nadziei”. Pitagoras powiedział: „Bogactwo jest słabą kotwicą, a sława jeszcze słabszą. Jakie więc kotwice są silne? Mądrość, wielkoduszność, odwaga - są to kotwice, których nie zerwie żaden sztorm”. Autor tego Listu twierdzi, że chrześcijanin posiada największą nadzieję w świecie.

Nadzieja ta, powiada on, sięga aż poza zasłonę. Najświętsze miejsce świątyni znajdowało się za zasłoną. Zasłona oddzielała je od reszty świątyni. W miejscu Najświętszym przebywała chwała Boża. Tylko jeden człowiek mógł wejść poza zasłonę, a był nim arcykapłan; wchodził on do miejsca najświętszego raz w roku, w dniu Święta Pojednania.

Nie mógł tam przebywać długo, ponieważ niebezpiecznie było przychodzić przed oblicze żyjącego Boga. Autor tego Listu powiada: „Według przepisów religii żydowskiej tylko arcykapłan mógł stawać przed Bogiem i to tylko raz do roku, a teraz Jezus Chrystus otworzył do Boga drogę każdemu człowiekowi, który może przyjść do Niego o każdym czasie”.

Na określenie Jezusa autor Listu do Hebrajczyków używa bardzo ciekawego słowa. Powiada on, że Jezus wszedł przed oblicze Boże jako nasz poprzednik. Słowo to brzmi prodromos. Posiada ono trzy stopnie znaczeniowe.

1. Oznacza ono tego, kto śpieszy naprzód.

2. Znaczy ono to samo, co pionier.

3. Oznacza ono również zwiadowcę, który idzie przodem i zabezpiecza drogę maszerującemu za nim wojsku. Jezus odszedł do Boga, by w ten sposób zabezpieczyć drogę wszystkim swoim naśladowcom.

Powiedzmy to inaczej. Zanim przyszedł Jezus, Bóg był dalekim i nieznanym, tylko niektórzy, ryzykując własnym życiem, mogli się do Niego zbliżyć. Ale ze względu na to, kim był i czego dokonał Jezus, Bóg stał się przyjacielem każdego człowieka. Kiedyś ludzie uważali, że drzwi prowadzące do Boga są zaryglowane, a teraz są one szeroko otwarte.

Arcykapłan według porządku Melchisedeka (7)

Dochodzimy teraz do tak ważnego tekstu w tym Liście i tak trudnego do zrozumienia, że musimy potraktować go w szczególny sposób. Rozdział 6 kończy się stwierdzeniem, że Jezus stał się kapłanem według porządku Melchisedeka. Kapłaństwo według porządku Melchisedeka jest najbardziej charakterystyczną cechą Listu do Hebrajczyków. Wyraża się w niej sposób myślenia i dowodzenia przez cytowanie Pisma w sposób dla nas niezwykły. Dlatego najpierw należałoby zebrać wszystkie zawarte w nich myśli, a następnie przystąpić do szczegółowego omówienia poszczególnych fragmentów. W ten sposób chcemy się dowiedzieć, do czego zmierza autor Listu do Hebrajczyków, a następnie przyjrzymy się szczegółom.

A więc najpierw zbierzemy teksty związane z tym pojęciem. Pierwszy z nich zawarty jest w Hbr 5,1-10.

Albowiem każdy arcykapłan, wzięty spośród ludzi, bywa ustanawiany z ramienia ludzi w sprawach odnoszących się do Boga, aby składał dary i ofiary za grzechy i mógł współczuć z tymi, którzy nie wiedzą i błądzą, skoro i on sam podlega słabości. Z powodu niej powinien też zarówno za lud jak i za samego siebie składać ofiary za grzechy. A nikt samego siebie nie podnosi do tej godności, tylko zostaje na nią powołany przez Boga, jak Aaron. Tak i Chrystus nie sam sobie nadał godność arcykapłana, lecz uczynił to Ten, który do niego powiedział: Jesteś moim synem, dzisiaj zrodziłem ciebie. Jak i na innym miejscu mówi: Tyś kapłanem na wieki według porządku Melchisedeka. Za dni swego życia w ciele zanosił On z wielkim wołaniem i ze łzami modlitwy i błagania do tego, który go mógł wybawić od śmierci, i dla bogobojności został wysłuchany; i chociaż był Synem, nauczył się posłuszeństwa przez to, co wycierpiał, a osiągnąwszy pełnię doskonałości, stał się dla wszystkich, którzy mu są posłuszni, sprawcą zbawienia wiecznego i został obwieszczony przez Boga jako arcykapłan według porządku Melchisedeka.

Drugim tekstem, który porusza ten temat, jest cały siódmy rozdział Listu do Hebrajczyków. Przytoczmy więc cały ten rozdział, pamiętając, że ostatni wiersz rozdziału szóstego mówi o Jezusie, który stał się arcykapłanem według porządku Melchisedeka na wieki.

Ten to Melchisedek, król Salemu, kapłan Boga najwyższego, który wyszedł na spotkanie Abrahama, gdy wracał po rozgromieniu królów, pobłogosławił mu, Abraham zaś dał mu dziesięciną ze wszystkiego. Imię jego znaczy najpierw król sprawiedliwości, następnie zaś król Salemu, to jest król pokoju. Bez ojca, bez matki, bez rodowodu, nie mający ani początku dni, ani końca życia, lecz podobny do Syna Bożego, pozostaje kapłanem na zawsze. Patrzcie tedy, jak wielki jest ten, któremu nawet patriarcha Abraham dał dziesięcinę z najlepszego łupu. Wprawdzie i ci, którzy są z synów Lewiego, a otrzymują urząd kapłański, mają nakaz zgodnie z zakonem pobierać dziesięcinę od ludu, to jest od braci swoich, chociaż i oni wywodzą się z rodu Abrahama; ale tamten, który nie wywodził od nich swego rodu, otrzymał dziesięcinę od Abrahama i pobłogosławił, temu, który miał obietnicę. A rzecz to jest bezsporna, że mniejszy od większego otrzymuje błogosławieństwo. W jednym wypadku biorą dziesięcinę śmiertelni ludzie, w drugim ten, o którym złożono świadectwo, że żyje. l jeśli tak można powiedzieć, w osobie Abrahama i Lewi, który pobiera dziesięcinę, dał dziesięcinę; był bowiem jeszcze w lędźwiach praojca swego, gdy Melchisedek wyszedł na jego spotkanie.

Gdyby zaś doskonałość była osiągalna przez kapłaństwo lewickie, a wszak w oparciu o nie otrzymał lud zakon, to jaka jeszcze była potrzeba ustanawiać innego kapłana według porządku Melchisedeka, zamiast pozostać przy porządku Aarona? Skoro bowiem zmienia się kapłaństwo, musi też nastąpić zmiana zakonu. Bo ten, do którego odnosi się ta mowa, należał do innego plemienia, z którego nikt nie służył ołtarzowi. Wiadomo bowiem, że Pan nasz pochodził z plemienia Judy, o którym Mojżesz nic nie powiedział, co się tyczy kapłanów. A staje się to jeszcze bardziej rzeczą oczywistą, jeśli na podobieństwo Melchisedeka powstaje inny kapłan, który stał się nim nie według przepisów prawa, dotyczących cielesnego pochodzenia, ale według mocy niezniszczalnego życia. Bo świadectwo opiewa: Tyś kapłanem na wieki według porządku Melchisedeka. A przeto poprzednie przykazanie zostaje usunięte z powodu jego słabości i nieużyteczności, gdyż zakon nie przywiódł niczego do doskonałości, z drugiej zaś strony wzbudzona zostaje lepsza nadzieja, przez którą zbliżamy się do Boga. A stało się to nie bez złożenia przysięgi, natomiast Ten został nim na podstawie przysięgi tego, który do niego mówi: Przysiągł Pan i nie pożałuje, tyś kapłanem na wieki. O ileż lepszego przymierza stał się Jezus poręczycielem! Tamtych kapłanów było więcej, gdyż śmierć nie pozwalała im pozostawać w urzędzie; ale Ten sprawuje kapłaństwo nieprzechodnie, ponieważ trwa na wieki. Dlatego też może zbawić na zawsze tych, którzy przez niego przystępują do Boga, bo żyje zawsze, aby się wstawiać za nami. Takiego to przystało nam mieć arcykapłana, świętego, niewinnego, nieskalanego, odłączonego od grzeszników i wywyższonego nad niebiosa; który nie musi codziennie, jak inni arcykapłani, składać ofiar najpierw za własne grzechy, następnie za grzechy ludu; uczynił to bowiem raz na zawsze, gdy ofiarował samego siebie. Albowiem zakon ustanawia arcykapłanami ludzi, którzy podlegają słabościom, lecz słowo przysięgi, która przyszła później niż zakon, ustanowiło Syna doskonałego na wieki.

Są to teksty, w których autor Listu do Hebrajczyków przedstawia Jezusa jako arcykapłana według porządku Melchisedeka. A teraz zobaczymy, czego przez zastosowanie tego pojęcia pragnie on dowieść.

Zacznijmy od początku, od pozycji wyjściowej autora. Zaczyna on od podstawowego pojęcia, że religia jest przybliżeniem się do Boga. By to przybliżenie się uczynić możliwym, istniały dwie rzeczy. Pierwszą z nich był zakon. Podstawowym wymaganiem zakonu było stwierdzenie: jak długo człowiek będzie wiernie przestrzegał przykazań, tak długo będzie trwał w przyjaźni z Bogiem i przystęp do Boga zawsze będzie dla niego możliwy. Ale ludzie nie byli w stanie przestrzegać zakonu i dlatego ich społeczność z Bogiem i przystęp do Boga nie były możliwe. Do przezwyciężenia tej sytuacji zostało powołane kapłaństwo i cały system ofiarniczy. Łacińskim określeniem kapłana jest pontifeks, co dosłownie znaczy budowniczy mostu; kapłan był człowiekiem, którego zadaniem było budowanie mostu między ludźmi i Bogiem przez system ofiarniczy. Gdy człowiek naruszył zakon, jego społeczność z Bogiem podlegała rozerwaniu, a droga do Boga - przegrodzeniu; przez złożenie odpowiedniej ofiary naruszenie zakonu zostaje naprawione, społeczność z Bogiem - przywrócona, a przystęp do Niego otwarty.

Takie były teoretyczne założenia. Praktyka życia wykazywała jednak, że właśnie kapłaństwo i system ofiarniczy nie były w stanie osiągać zamierzonych celów. Odejście od Boga na skutek grzechu stwarzało sytuację bez wyjścia, żadne wysiłki kapłaństwa ani żadne ofiary nie były w stanie przywrócić utraconej społeczności. I dlatego autor Listu do Hebrajczyków dowodzi, że potrzebne było nowe, zupełnie inne kapłaństwo i nowa, skuteczniejsza ofiara. W Jezusie Chrystusie widzi on jedynego arcykapłana, który może otworzyć drogę prowadzącą do Boga. Kapłaństwo Jezusa nazywa on kapłaństwem według porządku Melchisedeka.

Pojęcie to zapożyczył on z dwóch tekstów Starego Testamentu. Pierwszy z nich znajdujemy w Psalmie 110,4.

Przysiągł Pan i nie pożałuje:

Tyś kapłanem na wieki według porządku Melchisedeka.

Drugi tekst znajduje się w 1 Mjż 14,17-20, gdzie po raz pierwszy wspomina się o Melchisedeku.

A gdy wracał po zwycięstwie nad Kedorlaomerem i królami, którzy z nim byli, wyszedł mu (Abramowi) na spotkanie król Sodomy do doliny Szewe, doliny królewskiej. Melchisedek zaś, król Salemu, wyniósł chleb i wino. A był on kapłanem Boga Najwyższego. I błogosławił mu, mówiąc: Niech będzie błogosławiony Abram przez Boga Najwyższego, stworzyciela nieba i ziemi! I niech będzie błogosławiony Bóg Najwyższy, który wydał nieprzyjaciół twoich w ręce twoje! A Abram dał mu dziesięcinę ze wszystkiego.

Autor Listu postępuje tu jak zdolny rabin żydowski, wykorzystujący rabiniczną metodę interpretacji. Zwróćmy uwagę na dwie rzeczy, które pozwolą nam zrozumieć skuteczność tej zasady.

1. W pojęciu uczonego Żyda każdy tekst Pisma świętego posiadał cztery znaczenia, które określano czterema różnymi słowami.

a) Pierwszym z nich było peszat, to znaczy dosłowne, aktualne znaczenie.

b) Drugie to remaz - prawdziwy sens tekstu, którego zrozumienie przychodziło po dłuższym uważnym jego badaniu.

c) Trzecim było derusz, to znaczy sugerowane, prawdopodobne znaczenie.

d) Czwartym znaczeniem było sod, co wyrażało alegoryczną albo wewnętrzną treść. W pojęciu Żyda najważniejsze było czwarte, wewnętrzne znaczenie tekstu. Nie tak bardzo interesowało go dosłownie znaczenie tekstu, co jego alegoryczne, mistyczne znaczenie, bowiem nieraz prowadziło ono do zrozumienia tekstu, podczas gdy dosłowne znaczenie na to nie pozwalało. Dopuszczalne i powszechnie praktykowane było odrywanie danego tekstu od jego szerszego kontekstu i doszukiwanie się w tym tekście znaczenia, które dzisiaj uważalibyśmy za wprost fantastyczne i zupełnie nieusprawiedliwione. Tak właśnie postępuje tu autor Listu do Hebrajczyków.

2. Po drugie, żydowscy tłumacze Pisma świętego uważali się za kompetentnych do tłumaczenia nie tylko jego wypowiedzi, ale też i spraw przemilczanych. Wnioski wyciągano nie tylko z tego, co Pismo święte powiadało, ale również i z tego, o czym wcale nie wspominało. I tak autor Listu do Hebrajczyków swoje twierdzenie w tym tekście opiera zarówno na tym, co Pismo święte mówi o Melchisedeku, jak również na tym czego nie wspomina.

A teraz zwróćmy uwagę na to, czym kapłaństwo według porządku Melchisedeka różni się od zwykłego kapłaństwa Aaronowego.

1. Melchisedek nie posiadał rodowodu, nie miał matki ani ojca (Hbr 7,3). Jest to jeden z wniosków formułowanych na podstawie milczenia Pisma świętego, które nie przytacza genealogii Melchisedeka. Było to czymś niezwykłym z dwóch powodów.

a) Jest to odwróceniem powszechnej praktyki Pierwszej Księgi Mojżeszowej. Główną cechą tej księgi są właśnie genealogie - długie listy przodków pewnych postaci. Melchisedek zaś pojawia się na scenie nagle, jak gdyby znikąd.

b) A co ważniejsze, jest to odwrócenie porządku obowiązującego kapłaństwo Aarona, całkowicie uzależnione od prawidłowości linii rodowej. Według prawa żydowskiego nikt, i to bez względu na sytuację, nie może zostać kapłanem, jeżeli nie przedłoży zaświadczenia stwierdzającego swoje pochodzenie od Aarona. Charakter osoby i umiejętności nie miały żadnego znaczenia, istotną sprawą było pochodzenie. Gdy po powrocie z niewoli babilońskiej niektóre rodziny kapłańskie nie były w stanie przedstawić swoich rodowodów, zostały na zawsze odsunięte od kapłaństwa (Ezd 2,61-63; Neh 7,63-65). Natomiast, jeżeli ktoś przedstawił wykaz swoich przodków sięgający aż do Aarona, to - pomijając stojące na przeszkodzie niektóre wyraźne ułomności fizyczne - nie można było nie dopuścić go do sprawowania kapłaństwa. Genealogia dosłownie decydowała o wszystkim.

Tak więc pierwsza różnica między tymi kapłaństwami polegała na tym, że kapłaństwo Aarona było całkowicie uzależnione od linii rodowej, zaś kapłaństwo Melchisedeka zależało wyłącznie od jego osobistych kwalifikacji. Kapłaństwo Melchisedeka opierało się na tym, kim on był, a nie na tym co dziedziczył. Ktoś powiedział, że stosunek jednego kapłaństwa tak miał się do drugiego jak legalność ma się do osobowości.

2. W Hbr 7,1-3 mówi się o dalszych cechach Melchisedeka. Imię Melchisedek dosłownie znaczy król sprawiedliwości. Słowo Salem znaczy pokój, a więc jest on również królem pokoju. Jak już mówiliśmy, nie posiada on genealogii. I znowu autor Listu czerpie pewne myśli z milczenia Pisma. Nigdzie bowiem nie czytamy o tym, kiedy Melchisedek rozpoczął czy zakończył swoje kapłaństwo, nic nie mówi się o jego urodzeniu czy śmierci. A więc nie miał on początku ani końca, stąd jego kapłaństwo trwa wiecznie.

Na podstawie powyższych stwierdzeń można mówić o pięciu wielkich wartościach kapłaństwa Melchisedeka.

a) Jest to kapłaństwo sprawiedliwości.

b) Jest to kapłaństwo pokoju.

c) Jest to kapłaństwo królewskie, ponieważ Melchisedek był królem.

d) Jest ono osobiste, a nie odziedziczone, ponieważ nie miał on genealogii.

e) Jest ono również wieczne, gdyż nie miał on urodzenia ani śmierci, a jego kapłaństwo nie miało początku ani końca.

3. Jeżeli wszystko to jest prawdą, to jak udowodnić, że kapłaństwo Melchisedeka jest wyższe od kapłaństwa Aarona? Żydzi uchwycili się dwóch spraw, o których wspomina opowiadanie z Pierwszej Księgi Mojżeszowej. Po pierwsze, mówi się tam o tym, że Abraham dał Melchisedekowi dziesięcinę ze wszystkiego. Kapłani też pobierali dziesięcinę, ale od swoich rodaków Żydów wymagali oni tej dziesięciny w oparciu o legalne uprawnienia. Melchisedek zaś otrzymał dziesięcinę od Abrahama, który nie miał z nim żadnych więzi rodowych i właściwie był protoplastą narodu izraelskiego. Ponadto, przyjął tę dziesięcinę nie w oparciu o swoje uprawnienia, lecz osobiste kwalifikacje. To stawiało go ponad zwyczajnym kapłaństwem.

Po drugie, Melchisedek błogosławił Abrahamowi. Zawsze wyższy błogosławi niższego i dlatego Melchisedek był wyższy od Abrahama, chociaż był on założycielem narodu wybranego i odbiorcą wyjątkowych obietnic Bożych. To daje Melchisedekowi pozycję, której nikt nie dorówna.

A. B. Bruce tak podsumował wszystkie zalety Melchisedeka, którymi przewyższa on zwyczajne kapłaństwo lewickie.

a) Otrzymał on dziesięcinę od Abrahama i dlatego przewyższał go swoim urzędem. Abraham był jednym z patriarchów, a patriarchowie stoją wyżej od swoich potomków, stąd Melchisedek jest większy od potomków Abrahama; kapłani są potomkami Abrahama, a więc Melchisedek jest większy od nich.

b) Melchisedek również przewyższał synów Lewiego i tym, że pobierali oni dziesięcinę na mocy obowiązującego prawa, on zaś czynił to w oparciu o swoje uprawnienia osobiste, nie nadane mu przez jakiegokolwiek człowieka.

c) Lewici przyjmowali dziesięcinę jako ludzie śmiertelni, on zaś przyjął ją jako ten, który żyje na zawsze (Hbr 7,8).

d) Lewi, który przyjmował od Izraelitów dziesięciny, złożył dziesięcinę Melchisedekowi, ponieważ jako wnuk Abrahama był już w jego ciele w czasie składania tej dziesięciny.

4. Hbr 7,11 i dalsze wiersze wskazują, na czym polega wyższość nowego kapłaństwa.

a) Sam fakt obietnicy nowego kapłaństwa (Hbr 7,11) wskazuje na niewystarczalność starego kapłaństwa. Gdyby stare kapłaństwo należycie wypełniało swoją funkcję w przybliżaniu ludzi do Boga, nie zaistniałaby potrzeba nowego kapłaństwa. Ponadto, wprowadzenie nowego kapłaństwa było czynnikiem rewolucyjnym. Według wymagania zakonu wszyscy kapłani muszą należeć do plemienia Lewiego, zaś Jezus pochodził z plemienia Judy. Wskazuje to na to, że stary system kapłański został zastąpiony całkowicie nowym. Pojawiło się coś większego od zakonu.

b) Nowe kapłaństwo jest wieczne (Hbr 7,15-19). W starym systemie kapłańskim poszczególni kapłani umierali i dlatego nie był on trwały, a teraz pojawił się kapłan żyjący :na wieki.

c) Obietnica nowego kapłaństwa została potwierdzona przysięgą Bożą. W Psalmie 110,4 mówi się: „Przysiągł Pan i nie pożałuje: Tyś kapłanem na wieki według porządku Melchisedeka”. Bóg nigdy nie przysięgał bez pełnego przemyślenia całej sprawy. W ten sposób nie wprowadzał On zwyczajnego kapłaństwa. W przyszłości miało nastąpić coś zupełnie nowego.

d) Nowy kapłan nie złożył ofiary za siebie samego (Hbr 7,27). Zwyczajny kapłan zawsze składał ofiary za siebie samego, za własne grzechy, a następnie mógł złożyć ofiarę za grzechy ludzi. Jezus Chrystus natomiast, jako nowy arcykapłan, był bez grzechu i dlatego nie potrzebował składać ofiary za siebie.

e) Nowy kapłan nie potrzebuje stale składać ofiary (Hbr 7,27). Złożył On jedną doskonałą ofiarę, której nigdy nie trzeba powtarzać, ponieważ przez złożenie tej ofiary otworzył nam przystęp do Boga.

A teraz zestawmy wszystko to, co autor Listu do Hebrajczyków ma na uwadze myśląc o Jezusie jako arcykapłanie według porządku Melchisedeka. Dla przejrzystości zwrócimy uwagę jedynie na główne kierunki jego myśli.

1. Jezus jest arcykapłanem, którego kapłaństwo nie jest zależne od jakiejś genealogii, lecz wyłącznie od Jego osobowości.

2. Jezus jest arcykapłanem, który żyje na zawsze.

3. Jezus jest arcykapłanem, który będąc bezgrzesznym nie potrzebuje składania ofiar za własny grzech.

4. Jezus jest arcykapłanem, który ofiarując siebie samego złożył doskonałą ofiarę i przez to raz na zawsze otworzył przystęp do Boga. Nie trzeba teraz składać żadnych innych ofiar w tej intencji.

Po zbadaniu głównych myśli autora Listu, odnoszących się do Jezusa jako arcykapłana według porządku Melchisedeka, wrócimy teraz do naszego tekstu, by podjąć jego szczegółowe studium.

Prawdziwy król i prawdziwy kapłan (7,1-3)

Jak już mówiliśmy, autor Listu do Hebrajczyków opiera swoje dowodzenie na tekstach Ps 110,4 i 1 Mjż 14,18-20. W opowiadaniu księgi Mojżeszowej Melchisedek jest dosyć dziwną i tajemniczą postacią. Pojawia się on jakby z nieba, nic nie mówi się o jego życiu, o narodzeniu czy śmierci ani o jego potomkach. Po prostu pojawia się on nagle. Daje on Abrahamowi chleb i wino, co wydaje się nam czymś sakramentalnym. Udziela Abrahamowi błogosławieństwa. Potem znika ze sceny historii tak nagle, jak się na niej pojawił. Nic dziwnego, że w tajemniczości tego opowiadania autor Listu do Hebrajczyków dopatruje się symbolu Chrystusa.

Melchisedek, zgodnie ze swoim imieniem, był królem sprawiedliwości, a wobec zakresu swojej władzy był królem pokoju. Porządek ten jest dosyć wymowny i konieczny: sprawiedliwość zawsze musi iść przed pokojem, a bez sprawiedliwości nie może być pokoju. Jak powiada Paweł w Rz 5,1: „Usprawiedliwieni tedy z wiary, pokój mamy z Bogiem”. A w Rz 14,17 znowu powiada: „Królestwo Boże to... sprawiedliwość i pokój i radość”. Porządek zawsze jest ten sam - najpierw sprawiedliwość, a potem pokój.

Można by powiedzieć, że całe życie jest poszukiwaniem pokoju, ale nieraz ludzie szukają go nie tam, gdzie trzeba.

1. Człowiek szuka pokoju przez unikanie czegoś. Jednak problem związany z ucieczką zawsze polega na tym, że konieczny jest powrót. A. J. Gossip przedstawia obraz zaniedbanej niewiasty mieszkającej w zaniedbanym domu. Pewnego popołudnia wychodzi ona z tego domu do kina. W ciągu godziny lub dwóch syci się widokiem dostatku i wygody, a potem musi wracać do domu. To jest uciekanie od rzeczywistości, ale powrót do niej jest brutalną koniecznością. W.M. Macgregor opowiada o starszej niewieście mieszkającej w strasznych slumsach Edynburgu zwanych Pans. Z każdym dniem bardziej raziło ją jej otoczenie i dlatego często odwiedzała swoich przyjaciół w bogatszej części i miasta, wypraszając od nich kilka groszy. Po uzbieraniu pewnej sumy upijała się do nieprzytomności. Gdy zwracano jej na to uwagę, zwykle odpowiadała: „Czy chcecie mnie przeszkodzić w wydostaniu się z tego piekła przy pomocy łyku wódki?” To też była ucieczka, ale niestety, niewiasta ta musiała wracać do smutnej rzeczywistości. Zawsze można szukać jakiegoś pokoju w drodze ucieczki, nie będzie to jednak trwały pokój. Dr. Johnson nalegał, by każdy człowiek miał jakieś hobby, gdyż w ten sposób mógłby odpoczywać umysłowo, ale i wtedy konieczny jest powrót do rzeczywistości. Ucieczka nie jest rzeczą samą w sobie złą, a bywa nieraz konieczną, jeżeli chodzi o zachowanie fizycznego i psychicznego zdrowia, zawsze jednak jest to środek jedynie uśmierzający, a nigdy leczniczy.

2. Do pokoju dąży się też przez stosowanie wybiegów. Człowiek szuka pokoju przez unikanie, uchylanie się przed swoimi problemami - po prostu przymyka na nie oczy i stara się o nich zapomnieć. W związku z taką postawą należałoby zwrócić uwagę na dwie rzeczy. Po pierwsze, nikt nie rozwiązał jakiegoś problemu przez odwracanie się od niego. Jakkolwiek uchylamy się od niego, on zawsze istnieje. A problemy są podobne do chorób - im bardziej je zaniedbujemy, tym bardziej się nasilają. Dlatego możemy znaleźć się w sytuacji, gdy nasza choroba będzie nieuleczalna, a problemu nie da się już rozwiązać. Druga sprawa jest jeszcze poważniejsza. Psychologia dowodzi, że część naszego umysłu nigdy nie przestaje pracować. Nasza świadomość może oddalić dany problem, ale nasza podświadomość stale będzie nim niepokojona. Problem ten będzie podobny do odłamka pocisku tkwiącego w ciele; w końcu może on doprowadzić życie do tragedii. Omijanie problemów zamiast do pokoju, prowadzi do niebezpieczeństwa tragedii.

3. Innym sposobem dążenia do pokoju jest kompromis. Można mieć jakiś pokój przez pójście na kompromis. Jest to najczęściej stosowana w tym świecie metoda. Możemy uzyskać pokój przez obniżenie swoich wymagań lub wyrażenie zgody na załatwienie nie zadawalające żadnej ze stron. Kermit Eby powiada, że przez dłuższy czas możemy iść na kompromis, ale nadejdzie chwila, gdy musimy stanąć i obliczyć koszt swoich strat, o ile chcemy mieć spokojny sen. Kompromis oznacza pozostawienie pewnych rzeczy bez rozwiązania. Dlatego kompromis prowadzi do nieuniknionego napięcia, nieraz mniej lub bardziej dającego się ukryć; napięcie to prowadzi do niepokojących obaw i dlatego kompromis w rzeczywistości jest wrogiem pokoju.

4. Droga do pokoju prowadzi przez sprawiedliwość lub mówiąc inaczej, przez wolę Bożą. Nie ma prawdziwego pokoju dla człowieka, dopóki nie powie on: „Niech się dzieje wola Twoja”. Gdy tylko wypowie te słowa, pokój napełni jego duszę. Przeżycie to było udziałem nawet Jezusa. Wszedł On do ogrodu Getsemane z takim ciężarem na duszy, że na Jego twarzy wraz z potem pojawiły się krople krwi. Tam zgodził się z wolą Bożą i wyszedł z niego w pokoju. Pójście drogą sprawiedliwości, zgodzenie się z wolą Bożą jest wykorzenieniem niepokoju i znalezieniem drogi prowadzącej do trwałego pokoju.

Autor Listu do Hebrajczyków gromadzi wiele dowodów, by przekonać, że Melchisedek nie miał rodowodu. Czyni to, by ukazać kontrast między nowym kapłaństwem Jezusa Chrystusa i starym kapłaństwem Aaronowym. Żyd nie mógł być kapłanem, o ile nie mógł dowieść swego pochodzenia od Aarona, jeżeli zaś miał na to dowody, nic nie było w stanie powstrzymać go przed wstąpieniem do stanu kapłańskiego. Jeżeli kapłan żenił się, a jego przyszła żona była córką kapłana, powinna była przedstawić swoją udokumentowaną linię rodową do czwartego pokolenia; jeżeli nie była ona córką kapłana, to musiała przedstawić listę swoich przodków do piątego pokolenia. Jest to dosyć dziwne i prawie niewiarygodne, że kapłaństwo żydowskie było tak bardzo uzależnione od rodowodu. Osobiste wartości nie były wcale brane pod uwagę. Jezus Chrystus zaś był prawdziwym kapłanem, nie ze względu na to co dziedziczył, ale kim naprawdę był.

W tekście tym występuje wiele ciekawych słów. Jezus, jak powiada autor, był bez rodowodu (agenealogetos). Słowo to, o ile nam wiadomo, nie występowało w dotychczasowej literaturze greckiej. Może autor Listu sam utworzył to słowo, starając się wszelkimi sposobami dowieść, że moc Jezusa nie zależy od Jego przodków. To nowe słowo określa zupełnie nową rzecz. Dalej powiada on, że Melchisedek był bez ojca (apator) i bez matki (ametor). Są to bardzo ciekawe słowa. Grecy nadawali im szczególne znaczenia. Tak nazywano porzucone dzieci i ludzi niskiego stanu. Chcąc wyrazić się pogardliwie o jakimś człowieku mówiło się o nim jako o człowieku bez przodków. Ponadto słowo apator było pojęciem prawniczym, pojawiającym się w greckich papirusach. W dokumentach prawniczych, szczególnie w zaświadczeniach o miejscu urodzenia, znaczyło ono ojciec nieznany, a więc było stwierdzeniem urodzenia pozamałżeńskiego. I tak na przykład jeden z papirusów powiada o „Chairemonie, apator, ojciec nieznany, którego matką jest Tases”. To dziwne, że autor Listu do Hebrajczyków sięgnął do tego rodzaju słów, by dowieść swoich założeń. Chrześcijańscy pisarze w dziwny sposób dokonują odkupienia zarówno słów, jak i ludzi. Autorowi Listu do Hebrajczyków żadne wyrażenie nie wydawało się kiepskim, jeżeli chodzi o dowiedzenie, że autorytet Jezusa nie pochodzi od człowieka, lecz tkwi w Nim samym.

Wielkość Melchisedeka (7,4-10)

Autor Listu do Hebrajczyków stara się tu dowieść wyższości kapłaństwa Melchisedeka nad zwyczajnym kapłaństwem. Zaczyna od sprawy dziesięciny, ponieważ Abraham dał Melchisedekowi dziesięcinę z najlepszego łupu. Prawo dotyczące dziesięciny znajduje się w 4 Mjż 18,20-21. Bóg powiedział Aaronowi, że lewici nie będą posiadali ziemi w kraju obiecanym, ale będą przyjmować dziesiątą część ze wszystkiego za swoją służbę w Namiocie Zgromadzenia. „I rzekł Pan do Aarona: W ich ziemi nie będziesz miał dziedzictwa, nie będzie też dla ciebie wśród nich działu. Ja jestem twoim działem i twoim dziedzictwem wśród synów izraelskich. Lewitom zaś dałem oto jako dziedzictwo każdą dziesięcinę w Izraelu za ich służbę, którą spełniają w Namiocie Zgromadzenia”.

Przytaczając serię przeciwieństw autor Listu dowodzi wyższości Melchisedeka nad lewickimi kapłanami. Zwraca przy tym uwagę na pięć różnych spraw.

1. Lewici otrzymują dziesięciny od ludu, tylko oni korzystają z tego przywileju. Melchisedek otrzymał dziesięcinę od Abrahama, chociaż nie był on członkiem pokolenia Lewiego. Można byłoby się spierać, czy postawienie go na równi z lewitami może być dowodem jego wyższości nad nimi. Dlatego autor dodaje następne cztery dowody.

2. Lewici otrzymują dziesięciny od swojej braci izraelskiej, zaś Melchisedek nie był Izraelitą, lecz obcoplemieńcem, a mimo to przyjął dziesięcinę i to nie od byle kogo, ale od samego Abrahama, protoplasty narodu.

3. Lewici przyjmowali dziesięciny na mocy przepisu prawnego, zaś Melchisedek przyjął dziesięcinę na zasadzie wartości swojej osoby. Był tak wielką osobistością, że nie potrzebował legalnych uprawnień do przyjęcia dziesięcin.

4. Lewici przyjmowali dziesięciny, będąc ludźmi śmiertelnymi, zaś Melchisedek żyje na zawsze.

5. I w końcu chwyta się argumentu, z którego się usprawiedliwia przed jego przytoczeniem. Lewi jako bezpośredni potomek Abrahama był jedynym człowiekiem, który miał prawo przyjmowania dziesięcin. Skoro był potomkiem Abrahama to znaczy, że już wtedy był w ciele Abrahama. I dlatego, gdy Abraham dawał Melchisedekowi dziesięcinę, Lewi też ją dał, będąc w ciele Abrahama, i stąd był to ostateczny dowód wyższości Melchisedeka nad nim. Jest to bardzo dziwny sposób dowodzenia, ale na pewno dosyć przekonywający dla odbiorców Listu.

Dowodzenie to zawiera w sobie wielką prawdę o tym, że postawa człowieka ma wpływ na jego potomków. Jeżeli popełnia on jakiś grzech, w jego potomkach może pojawić się skłonność do tego grzechu lub mogą wystąpić jakieś fizyczne ułomności spowodowane przez ten grzech. Jeżeli zaś jest on postacią pozytywną, przekazuje on swemu potomstwu cechy pozytywne. Lewi, idąc za wywodami autora Listu do Hebrajczyków, był pod wpływem tego, co uczynił Abraham. Mimo zawiłości rabinicznej argumentacji pozostaje jedna niezmienna prawda: człowiek nie żyje dla siebie samego, lecz coś z siebie przekazuje tym, którzy przychodzą po nim.

Nowy kapłan i nowa droga (7,11-19)

Czytając ten tekst zawsze musimy mieć na uwadze podstawowe pojęcie religii, które nigdy nie opuszcza umysłu autora Listu do Hebrajczyków. Uważa on mianowicie, że religia to zbliżenie się do Boga jako naszego przyjaciela, to usunięcie wszystkich przeszkód oddzielających Go od nas. Dotychczasowa religia żydowska zmierzała do tego celu w dwojaki sposób. Po pierwsze, przez posłuszeństwo zakonowi. Jeżeli ktoś wykonywał postanowienia zakonu, stawał się przez to przyjacielem Bożym. Po drugie, takie doskonałe posłuszeństwo zakonowi było rzeczą niemożliwą i dlatego pojawił się system ofiarniczy. Człowiek winny naruszenia zakonu musiał złożyć odpowiednią ofiarę, która miała przywrócić rozerwaną społeczność z Bogiem. Gdy autor tego Listu powiada, że lud stał się ludem zakonu w oparciu o lewickie kapłaństwo, to przez to samo chciał również powiedzieć, że bez ofiar kapłańskich zakon nie był w stanie przywrócić tej społeczności. Jednak system ofiar lewickich okazał się nieskuteczny w przywróceniu utraconej społeczności między Bogiem a człowiekiem. Konieczne więc było powołanie nowego kapłaństwa, kapłaństwa według porządku Melchisedeka.

To nowe kapłaństwo różni się od starego, gdyż nie jest ono zależne od czysto ludzkich lub cielesnych - jak wyraża to język grecki - nakazów, lecz zależy wyłącznie od niezniszczalnej mocy życia. Chodzi tu o następującą sprawę. Każdy przepis odnoszący się do starego kapłaństwa miał do czynienia z ciałem kapłana, z fizyczną stroną jego osobowości. Aby stać się kapłanem, musiał on być w prostej linii potomkiem Aarona, ale nawet wtedy, jeśli miał choćby jedną ze stu czterdziestu dwóch wad fizycznych, nie mógł być dopuszczony do sprawowania tego urzędu. Niektóre z tych wad są wyszczególnione w 3 Mjż 21,16-23. Ceremonia wprowadzenia w urząd kapłana jest opisana w 3 Mjż 8.

1. Najpierw kapłan brał kąpiel, aby być ceremonialnie czystym.

2. Potem był ubierany w cztery rodzaje odzieży kapłańskiej - tunikę przepasaną pasem, długi lniany płaszcz, efod przepasany na piersiach pasem i zawój na głowie.

3. Następnie był namaszczany olejem.

4. Krwią składanego na ofiarę zwierzęcia mazano płatek prawego ucha kapłana, kciuk prawej ręki i wielki palec jego prawej nogi. Jak widzimy każdy punkt programu tej ceremonii dotyczył ciała kapłana. Po swoim wyświęceniu kapłan musiał przestrzegać wielu omyć wodą, namaszczeń olejem, a nieraz musiał w szczególny sposób obcinać sobie włosy.

Kapłaństwo żydowskie od początku do końca dotyczyło strony fizycznej. Charakter i osobowość nie miały przy tym żadnego znaczenia, zaś nowe kapłaństwo jest uzależnione od życia, które jest niezniszczalne. Kapłaństwo Chrystusa nie zależy od rzeczy fizycznych, lecz wyłącznie od Jego osobowości. I w tym tkwił element rewolucyjny, gdyż odtąd nie zewnętrzne ceremonie i obrzędy, lecz wewnętrzne wartości czyniły kogoś kapłanem.

Ponadto, zachodziła inna wielka zmiana, mająca zasadnicze znaczenie. Zakon wyraźnie stwierdzał, że wszyscy kapłani muszą wywodzić się z pokolenia Lewiego, muszą oni być potomkami Aarona, zaś Jezus należał do pokolenia Judy. Skoro ponadto był On arcykapłanem, to oznaczało, że dotychczasowe przepisy zakonu zostały anulowane, straciły swoją moc prawną. Słowo użyte na określenie anulowania brzmi atetesis i oznacza unieważnienie umowy, zniesienie ustawy, usunięcie czyjegoś imienia z rejestru, uznanie danej uchwały za nieobowiązującą. Wszystkie obrzędy ceremonialnego systemu w kapłaństwie Jezusa straciły swoje znaczenie.

I w końcu - Jezus może dokonać tego, czego stare kapłaństwo nigdy nie było w stanie dokonać: może On udostępnić nam zbliżenie się do Boga. W jaki sposób dokonuje On tego? Co przeszkadza człowiekowi w zbliżeniu się do Boga?

1. Pierwszą przeszkodą jest strach. Jak długo człowiek boi się Boga, tak długo nie może być z Nim w przyjaźni. Jezus przyszedł, aby powiedzieć ludziom o wielkiej miłości Boga, któremu na imię jest Ojciec - i wtedy z ich serc i życia znika strach. Teraz wiemy, że Bóg pragnie naszego powrotu do domu, że nie chce nas karać, lecz oczekuje na nas z otwartymi ramionami.

2. Drugą przeszkodą jest grzech. Na krzyżu Golgoty Jezus złożył doskonałą ofiarę, która jest odpowiednim zadośćuczynieniem za grzech. Strach znikł, grzech został pokonany, dostęp do Boga stoi otworem przed wszystkimi ludźmi.

Większe kapłaństwo (7,20-25)

Autor Listu do Hebrajczyków przytacza dalsze dowody na to, że kapłaństwo według porządku Melchisedeka przewyższa dotychczasowe kapłaństwo lewickie. Nasz tekst zawiera dwa dowody tej wyższości.

Po pierwsze powiada on, że instytucja kapłaństwa według porządku Melchisedeka została potwierdzona przysięgą Bożą, podczas gdy zwyczajne kapłaństwo nie miało tego potwierdzenia. Cytowany tekst pochodzi z Psalmu 110,4: „Przysiągł Pan i nie pożałuje: Tyś kapłanem na wieki według porządku Melchisedeka”. Samo pojęcie przysięgi Bożej jest czymś niezwykłym. Dawno temu zauważył to już Filon. Wskazał on, że jedynym uzasadnieniem składania przysięgi jest brak wiarygodności ludzkich słów; skoro więc Bóg potwierdził swoje słowa przysięgą, musiały one stanowić coś niezwykłego. Dotychczasowe kapłaństwo mogło przeminąć, zaś kapłaństwo Jezusa Chrystusa nigdy nie przeminie, ponieważ Bóg potwierdził je przysięgą.

Ponieważ kapłaństwo to zostało potwierdzone przysięgą, Jezus jest gwarancją lepszego przymierza. Pamiętajmy o tym, że zadaniem kapłana i wszystkich religii jest otwarcie drzwi prowadzących do Boga. Spotykamy się tu ze słowem przymierze. Wkrótce dokładniej zastanowimy się nad pojęciem przymierza. W tej chwili powiemy tylko, że przymierze w swojej istocie jest ugodą zawartą przez dwoje ludzi, opartą na zasadzie: jeżeli jedna strona pozostanie wierna złożonemu przyrzeczeniu, to również druga postąpi w określony sposób.

Dawne przymierze między Izraelem i Bogiem stwierdzało, że jeżeli Izraelici będą wiernie przestrzegać prawa Bożego, to zawsze będzie dla nich otwarta droga do przyjaźni i społeczności z Nim. Opis zawarcia takiego przymierza znajduje się w 2 Mjż 24,1-8. Mojżesz wziął księgę prawa Bożego i przeczytał ją przed ludem, który tak odpowiedział: „Wszystko, co powiedział Pan, uczynimy i będziemy posłuszni” (2 Mjż 24,7). Stare przymierze opierało się na posłuszeństwie zakonowi; mogło ono być operatywne tak długo, jak długo kapłani składając ofiary czynili zadość naruszeniom zakonu.

Jezus jest gwarancją nowego i lepszego przymierza, nowego rodzaju społeczności między człowiekiem a Bogiem. Stare przymierze było oparte na zakonie, sprawiedliwości i posłuszeństwie, zaś nowe jest oparte na miłości i doskonałej ofierze Jezusa Chrystusa. Stare przymierze opierało się na osiągnięciu ludzkim, zaś nowe opiera się na Bożej miłości.

Co ma na uwadze autor Listu do Hebrajczyków powiadając, że Jezus jest gwarancją (eggnos) tego nowego przymierza? Eggnos jest tym, który zabezpiecza. Tak mówi się o osobie, która potwierdza wypłacalność pożyczającego, zapewnia ona zwrot pożyczonych pieniędzy. Jest to także ktoś, kto poręcza za więźnia; kto zapewnia, że oskarżony zjawi się na rozprawie sądowej. Eggnos gwarantuje doprowadzenie pełnego przedsięwzięcia do końca.

To właśnie miał na uwadze autor Listu do Hebrajczyków. Ktoś może zapytać: „Skąd wiesz, że stare przymierze już nie funkcjonuje? Skąd wiesz, że obecnie przystęp do Boga nie jest uzależniony od usiłowań człowieka, lecz od zapraszającej miłości Bożej?” Odpowiedź brzmi następująco: „Jezus Chrystus jest tego gwarancją. On jest poręczeniem wychodzącej na spotkanie człowieka miłości Bożej, o ile będziemy trzymać się Jego słowa”. Mówiąc najprościej musimy wierzyć, że patrząc na Jezusa w całej Jego miłości widzimy, kim naprawdę jest Bóg.

Następnie autor Listu przytacza drugi dowód wyższości kapłaństwa Jezusa. Stare kapłaństwo nie było trwałe. Jedni kapłani umierali, a ich miejsce zajmowali inni kapłani, zaś kapłaństwo Jezusa jest wieczne. W tekście tym występuje kilka prawie nieprzetłumaczalnych słów.

Kapłaństwo Jezusa jest nieprzemijające (aparabatos). Aparabatos to słowo prawnicze. Znaczy ono nienaruszalny. Sędzia oświadcza, że jego decyzja musi być aparabatos, niezmienna, nie da się jej zastąpić inną decyzją. Określa to coś należącego do danej osoby, co nie może być przekazane jakiejkolwiek innej osobie. Galen, pisząc na tematy medyczne określa tym słowem absolutne prawo naukowe, którego nie da się naruszyć, podstawowe zasady, na których opiera się istnienie wszechświata. Tak więc kapłaństwo Jezusa jest czymś, co nigdy nie zostanie mu odebrane, jest to coś tak trwałego, jak zasady utrzymujące wszechświat. Jezus jest i zawsze pozostanie jedyną drogą do Boga. Autor Listu używa innego wspaniałego słowa na określenie Jezusa, który pozostaje na zawsze (paramenein). Czasownik ten posiada dwa znaczenia. Po pierwsze, oznacza on pozostawanie w urzędzie. Nikt nie odbierze Jezusowi Jego urzędu, na całą wieczność pozostanie On tym, który prowadzi ludzi do Boga. Po drugie, oznacza to pozostawanie w stanie usługiwania. Grzegorz z Nazjanzu w swoim testamencie nakazuje, aby jego córki pozostawały (paramenein) ze swoją matką tak długo, jak długo będzie ona żyła. Mają one mieszkać z nią, wspierać ją materialnie i pomagać. Papirus mówi o dziewczynie, która musi pozostać (paramenein) w sklepie przez trzy lata, by odpracować dług, którego nie jest w stanie spłacić. Inny papirus zawierający umowę powiada, by chłopiec, zatrudniony jako terminator pozostawał (paramenein) u swego mistrza dodatkowo tyle dni, ile dni opuścił w okresie wyszczególnionym w umowie. Gdy autor Listu do Hebrajczyków mówi, że Jezus pozostaje na zawsze, wyraża przez to wspaniałą myśl: Jezus na zawsze jest do dyspozycji ludzi. W wieczności, tak jak w doczesności, Jezus zawsze będzie gotów do służenia ludziom. Dlatego jest On zupełnym Zbawicielem. Będąc na ziemi służył ludziom i oddał za nich swoje życie, w niebie nadal będzie On ich pomocnikiem. Jest On kapłanem na wieki, jest tym, który zawsze otwiera drzwi do społeczności z Bogiem i na zawsze jest wielkim sługą rodzaju ludzkiego.

Arcykapłan, jakiego potrzebujemy (7,26-28)

Autor Listu do Hebrajczyków stale jest pod wrażeniem Jezusa jako arcykapłana. Na Jego określenie stosuje on w naszym tekście szereg wielkich słów i wyrażeń.

1. Jezus jest święty (hagios). Słowem tym określa się Jezusa w Dz 2,27 i 13,35; tak określa się Pana w Obj 15,4 i 16,5; świętym jest również biskup (Tt 1,8), święte ręce powinien człowiek podnosić do Boga w modlitwie (1 Tm 2,8). Kryje się za tym jedno szczególne pojęcie. Zawsze jest to określenie człowieka, który wiernie wykonuje swój obowiązek wobec Boga. Określa się nim człowieka, jakim jest on w oczach Boga, a nie w opinii swoich bliźnich. Hagios zawiera w sobie największą ze wszystkich dobroci, dobroć, która jest czysta w oczach Bożych.

2. Jezus nie skrzywdził żadnego człowieka (akakos). Kakia znaczy po grecku zło, zaś akakos to człowiek, który nie ma w sobie ani śladu zła, jest on uosobieniem czystej dobroci. Słowem tym określa się stosunek człowieka do innego człowieka. Sir Walter Scott twierdził, że jako pisarz nigdy nie podkopał moralności ani nie naruszył wiary innego człowieka. Człowiek będący akakos jest tak czysty, że jego obecność ma charakter „antyseptyczny”, a w jego sercu niepodzielnie panuje miłość Boża.

3. Jezus jest nieskalany (amiantos). Amiantos to określenie człowieka, który jest zupełnie wolny od jakiejkolwiek skazy, która przeszkodziłaby mu w przybliżeniu się do Boga. Zwierzę ze skazą nie nadaje się do złożenia na ofiarę Bogu, tak samo nieczysty człowiek nie może się do Niego zbliżyć; tylko amiantos może stanąć przed obliczem Bożym.

4. Jezus różni się od grzeszników. Zwrot ten nie przeczy, że Jezus był naprawdę człowiekiem. Różnił się od grzeszników tym, że przechodząc przez wszystkie pokusy ludzkie nie uległ nim, lecz wyszedł z nich bez grzechu. Różnica między nim a innymi ludźmi nie polega na tym, że nie miałby On być pełnym człowiekiem, lecz że Jego człowieczeństwo było najwyższe i najlepsze.

5. Jezus jest wywyższony ponad niebiosa. Zwrot ten mówi o uwielbieniu Jezusa. Jeżeli wyrażenie poprzedzające mówiło o doskonałości Jego człowieczeństwa, to teraz szczególnie podkreśla się doskonałość Jego bóstwa. Ten, który był człowiekiem wśród ludzi, jest również uwielbiany i znajduje się po prawicy Bożej.

Teraz autor Listu do Hebrajczyków przedstawia inny aspekt wyższości kapłaństwa Jezusa wobec kapłaństwa lewickiego. Zanim arcykapłan złożył ofiarę za grzechy ludu, najpierw składał ofiarę za swoje własne grzechy, ponieważ sam był człowiekiem grzesznym.

Na pewno autor ma tu na uwadze Dzień Pojednania. W tym wielkim Dniu dokonywano zadośćuczynienia za grzechy ludu, w tym dniu szczególnie uwidoczniała się funkcja arcykapłana. Zwykle był to jedyny dzień w roku, kiedy on sam składał ofiary. W zwykłe dni ofiary były składane przez kapłanów o niższej randze, lecz w Dniu Pojednania na pierwsze miejsce wysuwał się arcykapłan.

Pierwszym punktem rytuału tego dnia było złożenie ofiary za grzechy samego arcykapłana. Umywał wtedy swoje ręce i nogi, zdejmował z siebie swoje okazałe szaty i przywdziewał nieskazitelnie biały, lniany płaszcz. Podprowadzano do niego wołu, którego kupił za własne pieniądze. Kładł swoje ręce na głowę tego wołu i przekazując swój grzech na niego tak powiadał: „O Panie Boże, popełniłem nieprawość, stałem się przestępcą, zgrzeszyłem ja i dom mój. O Panie, błagam Cię, zakryj grzechy i przestępstwa, które popełniłem i zgrzeszyłem przed Tobą ja i dom mój”.

Największe ze wszystkich ofiar lewickich zaczynały się złożeniem ofiary za grzechy arcykapłana. Takiej ofiary Jezus nie potrzebował składać, ponieważ nie był grzesznym. Lewicki arcykapłan był człowiekiem grzesznym, składającym ofiary ze zwierząt za grzeszny lud; Jezus był bezgrzesznym Synem Bożym ofiarującym siebie za grzechy wszystkich ludzi. Zakon ustanawiał lewickiego arcykapłana, zaś przysięga Boża obdarzyła Jezusa tym wysokim urzędem. Ponieważ był On tym, kim był, bezgrzesznym Synem Bożym, został przygotowany do swojej funkcji lepiej od jakiegokolwiek arcykapłana starego przymierza.

A teraz autor Listu czyni to, co zdarza mu się dosyć często. Zostawia ślad wskazujący na kierunek jego dalszych wywodów. I tak powiada on, że Jezus ofiarował samego siebie. Złożenie ofiary wymaga spełnienia dwóch warunków: musi być kapłan i ofiara. W swoim dłuższym wywodzie autor udowodnił, że Jezus był doskonałym arcykapłanem, a teraz przechodzi on do drugiej myśli. Jezus nie tylko był doskonałym arcykapłanem, ale również był On i doskonałą ofiarą. Tylko Jezus mógł otworzyć przystęp do Boga, ponieważ był On doskonałym arcykapłanem, który złożył doskonałą ofiarę - siebie samego.

W dowodzeniu tym wiele rzeczy trudno nam zrozumieć. Myśli się tu i mówi terminami rytuału i ceremonii od dawna już zapomnianych, ale jedna rzecz pozostaje niezmienna. Człowiek szuka drogi prowadzącej do Boga; jego grzech stał się barierą oddzielającą go od Boga, ale jest on niespokojny dotąd, aż odpocznie w Bogu; jedynie Jezus jest kapłanem, który jest w stanie złożyć ofiarę otwierającą ludziom drogę powrotu do Boga.

Droga do prawdziwej rzeczywistości (8,1-6)

Autor Listu do Hebrajczyków kończy opis chwalebnego kapłaństwa według porządku Melchisedeka. Jest to kapłaństwo wieczne, bez początku i końca, kapłaństwo potwierdzone przez Boga przysięgą, kapłaństwo oparte na osobistej wielkości, a nie na prawnych podstawach czy rodowodzie; kapłaństwa tego nawet śmierć naruszyć nie może, kapłaństwo to może złożyć taką ofiarę, która nie potrzebuje być powtarzana; kapłaństwo to jest tak czyste, że nie potrzebuje składania ofiary za swoje własne grzechy. A teraz wstrzymuje oddech i z naciskiem oświadcza: Takiego właśnie kapłana mamy w osobie Jezusa.

Dalej wskazuje on na dwie rzeczy w związku z Jezusem. 1. Zajął On miejsce po prawicy tronu chwały w niebie. Jest to ostateczny dowód Jego chwały.

Najwyższe z miejsc niebiańskich

Należy prawnie do Niego,

Króla królów i Pana panów

I wiecznego światła niebios.

Nie ma większej chwały od chwały uwielbionego Jezusa. 2. Jezus jest sługą świątyni. Jest to dowód Jego służby. Jest On wyjątkowym zarówno w dostojeństwie, jak i w służbie.

Jezus nigdy nie korzystał ze swego dostojeństwa egoistycznie. Jednym z największych cesarzy rzymskich był Marek Aureliusz, był on niedoścignionym administratorem. Umarł w wieku pięćdziesięciu dziewięciu lat zapracowując się na śmierć w służbie swemu ludowi. Był jednym ze świętych wśród stoików. Gdy został wybrany na stanowisko cesarza, jak powiada jego biograf Kapitolinus, „zamiast się z tego cieszyć, był przerażony, a gdy powiedziano mu, by przeniósł się do prywatnego domu cesarza Hadriana, z wielkim ociąganiem się opuścił willę swojej matki. Gdy domownicy zapytali go, dlaczego jest tak smutny po przyjęciu królewskich obowiązków, wyliczył im trudy, jakich wymagało to stanowisko”. Marek Aureliusz określał swoje panowanie terminami służby, a nie dostojeństwa.

Jezus jest wyjątkowym przykładem połączenia boskiego dostojeństwa z boską służbą. Otrzymując tę najwyższą pozycję nie zamykał się w sobie, nie izolował się od innych, lecz dzielił się nią z innymi. W Nim najwyższe dostojeństwo spotkało się z najwyższą służbą.

Teraz do obrazu tego wkracza myśl, która zawsze była bardzo bliska autorowi Listu do Hebrajczyków. Pamiętajmy, że w jego rozumieniu religia była zbliżeniem się do Boga, przeto najważniejszym zadaniem kapłana było otworzenie ludziom drogi do Boga. Usunął On barierę odgradzającą Boga od człowieka, zbudował most łączący człowieka z Bogiem. Można jednak spojrzeć na to z innej strony. Zamiast mówić o zbliżeniu się do Boga możemy mówić o wejściu do rzeczywistości. Każdy pisarz religijny musi tak dobierać słowa, aby jego czytelnicy rozumieli, o co mu chodzi. Musi on wyrazić swoje poselstwo w języku zrozumiałym dla swoich czytelników lub przynajmniej nawiązującym do sposobu ich myślenia. Grecy sformułowali podstawowe pojęcie wszechświata. Mianowicie myśleli o nim jako o dwóch światach: rzeczywistym i nierzeczywistym. Uważali oni, że nasz świat przestrzeni i czasu jest jedynie niewyraźną kopią świata rzeczywistego. Tak zasadniczo pojmował to Platon, największy ze wszystkich greckich myślicieli. Wierzył on w tak zwane formy. Gdzieś istniał świat składający się z doskonałych form, których niedoskonałym odbiciem jest nasz świat. Czasem nazywał on te formy ideami. Gdzieś istnieje pojęcie (idea) np. krzesła, którego niedoskonałymi kopiami są wszystkie krzesła. Gdzieś istnieje pojęcie konia, zaś nasze konie są niedokładnym jego odbiciem. Grecy byli zafascynowani pojęciem prawdziwego świata, którego niedoskonałą kopią jest nasz świat.. W tym świecie chodzimy w cieniu, zaś rzeczywistość jest gdzieś indziej. Wielkim problemem życia jest przejście z tego świata cieni do świata rzeczywistości. Pojęcie to wykorzystuje właśnie autor Listu do Hebrajczyków.

Ziemska świątynia jest niewyraźną kopią prawdziwej świątyni Bożej; ziemskie nabożeństwo jest dalekim odbiciem prawdziwego nabożeństwa; ziemskie kapłaństwo jest niewyraźnym cieniem prawdziwego kapłaństwa. Wszystko to kieruje naszą uwagę ku rzeczywistości, której nasza doczesność jest tylko cieniem. Autor Listu znajduje to pojęcie nawet w Starym Testamencie. Gdy Mojżesz otrzymał od Boga polecenie zbudowania świątyni i jej wyposażenia, Bóg powiedział mu: „Bacz, abyś uczynił to według wzoru, który ci ukazano na górze” (2 Mjż 25,40). Bóg pokazał Mojżeszowi prawdziwy wzór, którego ziemskie świątynie są jedynie niewyraźną kopią. Dlatego autor Listu do Hebrajczyków dowodzi, że służba ziemskich kapłanów jest tylko cieniem niebiańskiego porządku. Na określenie tego cienia użyto połączenia dwóch greckich słów: hypodeigma, co znaczy wzór albo lepiej szkic i skia, co znaczy cień, odbicie, widmo, sylwetka. Ziemskie kapłaństwo nie jest prawdziwe i dlatego nie może prowadzić ludzi do rzeczywistości, ale Jezus może to uczynić. Możemy powiedzieć, że Jezus prowadzi nas do Boga lub możemy powiedzieć, że Jezus prowadzi nas do prawdziwej rzeczywistości. Jest to jedno i to samo. Mówiąc o rzeczywistości autor Listu korzystał ze słownictwa zrozumiałego dla swoich czytelników.

W najlepszych rzeczach, jakie ten świat nam oferuje, tkwi niedoskonałość. Wszystko, z czym spotykamy się w tym świecie, jest niedoskonałe. Wszystko, co przeżywamy lub zdobywamy, jest dalekie od tego, za czym tęsknimy. Jak powiedział Browning: „Ludzka myśl powinna przewyższać zasięg ręki, bo po cóż byłoby niebo?” Nazwijmy to niebem, rzeczywistością, ideą lub formą, nazwijmy to Bogiem - jest ono poza naszym zasięgiem.

Jak powiada autor Listu do Hebrajczyków, tylko Jezus może przeprowadzić nas z przygnębiającej aktualności do zadowalającej rzeczywistości. Dlatego nazywa Go pośrednikiem, mesites. Mesites pochodzi od mesos, co w tym wypadku znaczy na środku. Mesites to ten, kto stoi między dwiema osobami i zbliża je do siebie. Hiob, zastanawiając się nad tym kto może przedłożyć jego sprawę Bogu, woła w beznadziejności: „Nie ma między nami mesites (rozjemcy)”. Paweł nazywa Mojżesza mesites (Gal 3,19), gdyż on był pośrednikiem, który przekazał ludziom zakon Boży. W Atenach istniała grupa ludzi - wszyscy będący obywatelami w wieku ponad sześćdziesięciu lat - których powoływano jako rozjemców, dążących do pojednania dwóch skłóconych ze sobą stron. W Rzymie byli arbitri. Sędzia formułował zasady prawa, zaś arbitri starali się godzić różne aspekty sprawy: ich zadaniem było doprowadzenie sprawy pojednania do końca. Ponadto w prawie greckim mesites był sponsorem, gwarantem, poręczycielem. Ręczył on za przyjaciela w czasie procesu sądowego, gwarantował spłacenie jego długów lub wypłacalność jego przedsiębiorstwa. Mesites to człowiek gotowy do zapłacenia długów swego przyjaciela i naprawienia wyrządzonych przez niego szkód.

Mesites to człowiek jednający dwóch ludzi, dwie skłócone ze sobą strony. Jezus jest naszym doskonałym mesites, stoi On między nami a Bogiem. Otwiera On drogę do rzeczywistości i do Boga i jest jedyną osobą, która może pojednać człowieka z Bogiem, przeprowadzić z cienia do rzeczywistości. Inaczej mówiąc, Jezus jest jedyną osobą, która może dać nam prawdziwe życie.

Nowe pokrewieństwo (8,7-13)

Teraz autor Listu do Hebrajczyków przechodzi do jednego z największych tematów biblijnych - do przymierza. Przymierze w Biblii zwykle wyraża się greckim słowem diateke, tu zaś autor miał szczególne podstawy do użycia innego, niezwykłego słowa. Zwykle przymierze jest ugodą zawartą między dwojgiem ludzi lub między dwiema stronami. Przyrzekają oni dotrzymać uzgodnionych przez siebie warunków; jeżeli jedna ze stron nie dotrzyma tych warunków, przymierze traci obowiązującą moc. W tym prostym znaczeniu pojęcie to występuje w Starym Testamencie. I tak na przykład określa ono przymierze zawarte między Gibeonitami i Jozuem (Joz 9,6), zabronioną zgodę z Kanaanitami (Sdz 2,2) lub związanie się przysięgą Dawida z Jonatanem (1 Sm 23,18). Jednak jego podstawowym zadaniem jest określenie postawy Izraela względem Boga. „Strzeżcie się, abyście nie zapomnieli o przymierzu Pana, waszego Boga” (5 Mjż 4,23). W Nowym Testamencie słowem tym określa się prawne stosunki między Bogiem a człowiekiem.

Pewna sprawa wymaga tu jednak wyjaśnienia. Zwykle zgodę wyraża się greckim słowem sunteke, określa ono przymierze lub związek małżeński, a także ugodę między dwoma państwami. Ponadto w normalnej grece diateke oznacza nie ugodę, lecz testament, ostatnią wolę. Dlaczego Nowy Testament nie używa tego słowa na określenie przymierza? Przyczyna jest prosta: sunteke zawsze określa zgodę opartą na równych prawach. Strony zawierające sunteke są na jednym poziomie i mogą się ze sobą targować o przystępniejsze warunki, zaś Bóg i człowiek nie są równymi sobie stronami. W biblijnym znaczeniu całe przymierze jest całkowicie uzależnione od Boga. Człowiek nie może targować się z Bogiem, nie może on domagać się łatwiejszych warunków przymierza, może on jedynie przyjąć lub odrzucić Bożą propozycję.

Najlepszym przykładem takiej zgody jest testament. Warunki testamentu nie opierają się na równości stron. Są one podyktowane wyłącznie przez jedną osobę, przez testatora, zapisobiorca nie może ich zmienić, może jedynie przyjąć lub odmówić przyjęcia zapisanego mu dziedzictwa.

Dlatego nasze pokrewieństwo z Bogiem zostało określone słowem diateke, to znaczy przymierze oparte na warunkach zaproponowanych tylko przez jedną osobę. Ugoda ta jest nam zaproponowana wyłącznie z inicjatywy i łaski Bożej. Jak powiedział Filon: „Bogu odpowiada dawanie, a mądremu człowiekowi odpowiada otrzymywanie”. Kiedykolwiek używamy słowa przymierze, zawsze powinniśmy pamiętać o tym, że nie oznacza ono targowania się z Bogiem, jak równy z równym. Zawsze oznacza ono, że cała inicjatywa pochodzi od Boga, On stawia warunki, których człowiek nie ma prawa zmieniać.

Starożytne przymierze, tak dobrze znane Żydom, zostało zawarte z tym ludem po otrzymaniu przez niego zakonu. Bóg w swojej łasce zbliżył się do ludu izraelskiego. Zaproponował mu wyjątkową społeczność ze sobą samym, ale społeczność ta była całkowicie zależna od zachowania zakonu. W 2 Mjż 24,1-8 widzimy, jak Izraelici akceptują ten warunek. Autor Listu do Hebrajczyków dowodzi, że stare przymierze przestało obowiązywać, ponieważ Jezus zapoczątkował nową społeczność z Bogiem.

W tekście tym możemy wyróżnić pewne cechy tego nowego przymierza, które obowiązuje od czasów Jezusa.

1. Autor zaczyna od wskazania, że pojęcie nowego przymierza nie jest czymś rewolucyjnym. Występuje ono już w księdze Jeremiasza (31,31-34). Tekst ten cytuje on w całości. Ponadto sam fakt, że Pismo Święte mówi o nowym przymierzu wskazuje na niezadowalający charakter starego przymierza. Gdyby było ono wystarczające, nie byłoby żadnej wzmianki o nowym przymierzu. Pismo święte z nadzieją spogląda ku nowemu przymierzu i przez to samo dowodzi, że stare przymierze nie było doskonałe.

2. To przymierze będzie nie tylko nowe, będzie ono posiadało zupełnie nową jakość. W języku greckim pojęcie nowości określa się dwoma słowami. Neos określa rzecz nową w czasie. Może ona być dokładną kopią już istniejącej rzeczy, ale skoro powstała ona później od innych, jest ona neos. Drugie słowo, kainos, znaczy nie tylko nowy pod względem czasu, ale i nowy od strony jakości. Rzecz powstała z prostej reprodukcji tego, co już istnieje jest neos, ale nie jest ona kainos. Przymierze zawarte przy udziale Jezusa jest kainos, a nie tylko neos; jakościowo różni się ono zasadniczo od starego przymierza. Na określenie starego przymierza autor Listu do Hebrajczyków używa dwóch słów. Jest ono geraskon, co znaczy nie tylko starzejące się, ale i chylące się ku nieuniknionej śmierci. Jest ono bliskie afanismos. Afanismos to słowo używane na określenie zamiatania miasta, zacierania się napisu lub anulowania prawa. Tak więc przymierze zapoczątkowane przez Jezusa posiada nową jakość, a ponadto całkowicie anuluje ono stare przymierze.

3. Pod jakim względem przymierze to jest nowe? Jest ono nowe pod względem swego zakresu. Obejmuje ono dom Izraela i dom Judy. Tysiąc lat przed Chrystusem, w czasach Rechabeama, królestwo Salomona podzieliło się na dwie części: do Izraela należało dziesięć pokoleń, a do Judy dwa pokolenia; te dwie części nigdy nie połączyły się ze sobą. Nowe przymierze ma zamiar jednoczyć to co zostało podzielone, starzy nieprzyjaciele staną się w nim jednością.

4. Jest ono nowe pod względem powszechności. Wszyscy ludzie poznają Boga, od najmniejszego do największego. Było to coś zupełnie nowego. W żydowskiej praktyce codziennego życia istniał wyraźny podział. Z jednej strony byli faryzeusze i prawowierni, którzy przestrzegali zasad zakonu; z drugiej zaś strony byli ludzie pogardliwie zwani ludem ziemi, ludzie zwyczajni, przeciętni, którzy nie tak skrupulatnie przestrzegali ceremonialnych zasad zakonu. Ludzie ci byli lekceważeni. Nie można było mieć z nimi jakiejś społeczności; wydanie swojej córki za jednego z nich było czymś gorszym od rzucenia jej dzikim zwierzętom na pożarcie; z nimi nie wolno było podróżować; o ile było to możliwe, nie wolno było z nimi mieć jakichkolwiek kontaktów handlowych. W oczach skrupulatnych wykonawców zakonu ci prości ludzie byli poza nawiasem społecznego życia. W nowym przymierzu znikały wszelkie różnice społeczne. Wszyscy ludzie, mądrzy i głupi, wielcy i mali, uzyskali możliwość poznania Pana. Zamknięte dotąd drzwi zostały szeroko otwarte dla wszystkich.

5. Jest jeszcze jedna, istotniejsza różnica. Stare przymierze było uzależnione od posłuszeństwa zakonowi narzuconemu od zewnątrz. Nowe przymierze ma być wypisane na ludzkich sercach i umysłach. Ludzie będą posłuszni Bogu nie ze strachu przed karą, lecz z miłości. Będą Mu posłuszni nie dlatego, że zmusza ich do tego zakon, ale dlatego, że sami będą tego pragnęli, gdyż pragnienie to zostanie włożone do ich serc.

6. Przymierze to doprowadzi do prawdziwego przebaczenia. Zobaczmy, jak uzyskuje się przebaczenie. Bóg powiedział, że będzie łaskawy wobec ludzi i zapomni ich grzechy. Wszystko to czyni sam Bóg. Nowa społeczność jest oparta całkowicie na Jego miłości. W starym przymierzu człowiek mógł utrzymywać tę społeczność tylko na podstawie posłuszeństwa zakonowi, to znaczy przy pomocy swoich własnych sił. Teraz wszystko zależy nie od wysiłków człowieka, lecz wyłącznie od łaski Bożej. Nowe przymierze włącza ludzi do społeczności z Bogiem, który wciąż jest Bogiem sprawiedliwości, ale Jego sprawiedliwość została pochłonięta przez Jego miłość. Najbardziej niezwykłą rzeczą w nowym przymierzu jest to, że społeczność człowieka z Bogiem nie jest już zależna od posłuszeństwa człowieka, lecz wyłącznie od miłości Bożej.

Jeszcze jedno trzeba powiedzieć. W tekście Jeremiasza, mówiącym o nowym przymierzu, nie ma wzmianki o ofierze. Mogłoby się wydawać, że Jeremiasz uważał, iż w wieku przyszłym ofiary będą nieaktualne, ale autor Listu do Hebrajczyków myśli terminami systemu ofiarniczego i dlatego wkrótce będzie mówił o Jezusie jako doskonałej ofierze, którego śmierć umożliwiła zawarcie nowego przymierza.

Chwała przybytku (9,1-5)

Przed chwilą autor Listu do Hebrajczyków mówił o Jezusie jako o tym, który wprowadza nas do nowej rzeczywistości. Korzystał przy tym z przekonania, że w tym świecie mamy do czynienia jedynie z niewyraźnymi kopiami rzeczy prawdziwych. Zbożna cześć, jaką ludzie okazują Bogu, jest tylko cieniem prawdziwej służby Jezusa, naszego arcykapłana. Mówiąc o tym, autor wraca myślami do Namiotu Zgromadzenia (pamiętajmy, Namiotu Zgromadzenia, a nie świątyni). Przypomina sobie jego piękno, z miłością mówi o jego bezcennej wartości. Skoro ziemskie nabożeństwo było tak piękne, to jakie musi być prawdziwe nabożeństwo? - zastanawia się autor. Jeżeli całe piękno Namiotu Zgromadzenia było tylko cieniem rzeczywistości, to jakże niezmiernie piękną musi być ta rzeczywistość! Nie omawia on szczegółów Namiotu Zgromadzenia, wskazuje jedynie na niektóre jego skarby. Jego czytelnicy dobrze wiedzieli o chwale Namiotu Zgromadzenia i dlatego przypomina się im tu niektóre szczegóły tej chwały. My jednak tego nie znamy i dlatego przyjrzyjmy się piękności ziemskiego Namiotu Zgromadzenia, zawsze pamiętając o tym, że był on niewyraźną kopią rzeczywistości.

Główny opis Namiotu Zgromadzenia na pustyni znajdujemy w 2 Mjż 25-31 i 35-40. Bóg powiedział Mojżeszowi: „I wystawią mi świątynię, abym zamieszkał pośród nich” (2 Mjż 25,8). Została ona wykonana z dobrowolnych ofiar ludu (2 Mjż 25,1-7), którego szczodrość trzeba było ograniczać (2 Mjż 36,5-7).

Dziedziniec Namiotu Zgromadzenia miał 46 metrów długości i 23 metry szerokości. Cały plac otaczało podobne do kurtyny ogrodzenie o wysokości 2,3 m wykonane z czystego lnu. Biały len stanowił więc ścianę świętości otaczającą mieszkającego w Namiocie Boga. Zasłona ta była podtrzymywana przez dwadzieścia słupków od strony północnej i południowej i przez dziesięć słupków od strony wschodniej i zachodniej. Słupki te były obciągnięte mosiądzem, a ich wierzchołki pokrywało srebro. Ogrodzenie to miało tylko jedno wejście. Znajdowało się ono po stronie wschodniej i miało ponad 9 metrów szerokości. Brama ta była wykonana z lnianego sznurka splecionego z purpurą i szkarłatem. Na dziedzińcu znajdowały się dwie rzeczy. Stał tam mosiężny ołtarz, kwadratowy o boku 2,3 m i wysoki na 1,4 m, wykonany z drzewa akacjowego, pokryty mosiądzem. Na jego wierzchołku leżał mosiężny ruszt, na którym spalano ofiary; miał on też cztery rogi, do których przywiązywało się ofiarę. Drugim przedmiotem znajdującym się na dziedzińcu była kadź miedziana, wykonana z lusterek kobiet (w tamtych czasach nie było lusterek szklanych), jej wymiary nie są podane. Przed podjęciem świętych obowiązków kapłani dokonywali w niej obmyć rytualnych.

Sam Namiot zgromadzenia był zbudowany z czterdziestu ośmiu desek akacjowych o wymiarach. 4,5 m długości i ok. 70 cm szerokości. Były one pokryte czystym złotem i wsparte na srebrnych podstawach. Połączone były one prętami przeciągniętymi na zewnątrz i poprzeczkami od strony wewnętrznej. Dwie trzecie całości zajmowało miejsce święte, zaś jego wewnętrzna część - zajmująca jedną trzecią - sześcian o wymiarach 4,5 m, to miejsce najświętsze. Kurtyna zwisająca przed miejscem świętym była zawieszona na pięciu mosiężnych filarach: była ona wykonana z fioletowej i czerwonej purpury, z karmazynu i skręconego bisioru.

W miejscu świętym stały trzy przedmioty. Jednym z nich był złoty świecznik. Stał on po stronie południowej, był wykuty z talentu najlepszego złota. Stale palące się lampy były zasilane czystą oliwą. Po stronie północnej stał stół chlebów pokładnych, wykonany z drzewa akacjowego i pokryty złotem. Każdego sabatu wykładano na nim dwanaście chlebów w dwóch rzędach po sześć, wypieczonych z najlepszej mąki. Tylko kapłani mogli spożywać ten chleb po usunięciu go ze stołu. Każdego sabatu bochenki te były wymieniane. Stał tam również ołtarz kadzidlany, wykonany z drzewa akacjowego i pokryty złotem; był to kwadrat o boku 45 cm i wysokości 90 cm. Każdego poranku i wieczoru spalano na nim kadzidło, symbolizujące modlitwy ludu wstępujące do Boga.

Przed miejscem najświętszym zwisała zasłona wykonana z fioletowej i czerwonej purpury, z karmazynu i skręconego bisioru, z wyhaftowanymi na niej artystycznie cherubami. Do miejsca najświętszego mógł wejść tylko arcykapłan i to tylko raz w roku, w Dniu Pojednania, po bardzo długim przygotowaniu. W miejscu najświętszym stała Skrzynia Świadectwa. Zawierała ona trzy rzeczy: dzban z manną, zakwitłą laskę Aarona i tablice zakonu. Skrzynia ta była wykonana z drzewa akacjowego i z obydwóch stron pokryta złotem. Miała ona 114 cm długości, 70 cm szerokości i 70 cm wysokości. Jej przykrywa nazywała się miejscem miłosierdzia. Na miejscu miłosierdzia znajdowały się dwa wykute z najlepszego złota cheruby z rozpostartymi skrzydłami. Tu mieszkał sam Bóg, który powiedział: „Tam będę się spotykał z tobą i sponad wieka będę z tobą rozmawiał spośród dwu cherubów, które są na Skrzyni Świadectwa” (2 Mjż 25,22).

Tę całą piękność autor Listu do Hebrajczyków ma na uwadze, a mimo to była ona tylko cieniem rzeczywistości. Mówiąc o tym pamięta on jeszcze o czymś; zwykły Żyd mógł zbliżyć się tylko do bramy dziedzińca kapłanów; tylko kapłani mogli wejść do miejsca świętego, a jedynie arcykapłan mógł wejść do miejsca najświętszego. Wszystko to rzeczywiście było piękne, ale zwyczajny człowiek nie miał bezpośredniego dostępu do Boga. Jezus Chrystus usunął tę barierę i dla każdego człowieka szeroko otworzył dostęp do Boga.

Jedyna droga do Boga (9,6-10)

Tylko arcykapłan mógł wejść do miejsca najświętszego i to tylko w Dniu Pojednania. To ceremonię tego dnia ma teraz na uwadze autor Listu do Hebrajczyków. Nie opisuje tych ceremonii dokładnie, ponieważ jego czytelnicy wiedzieli, o co chodzi. W ich pojęciu były to najświętsze ze wszystkich ceremonii. Chcąc zrozumieć myśl autora Listu, powinniśmy przyjrzeć się pełnemu obrazowi tych ceremonii. Ich opis znajdujemy w 3 Mjż 16.

Najpierw musimy postawić sobie pytanie: Jakie zadanie miał spełniać Dzień Pojednania? Jak już mówiliśmy, społeczność Izraela z Bogiem była społecznością przymierza. Grzech ze strony Izraela naruszał tę społeczność i dlatego cały system ofiarniczy miał dokonać zadośćuczynienia za grzech i przywrócić utraconą społeczność z Bogiem. A jeżeli za niektóre grzechy nie można było dokonać zadośćuczynienia? Jeżeli niektórych grzechów człowiek nie pamiętał? Inaczej mówiąc, jeżeli system ofiarniczy nie spełniał funkcji jaką powinien spełniać?

Podsumowanie Dnia Pojednania znajdujemy w 3 Mjż 16,33:

Dokona on przebłagania nad przenajświętszym miejscem świątyni, nad Namiotem Zgromadzenia i ołtarzem, dokona też przebłagania za kapłanów i za cały lud zgromadzenia.

Był to jeden wielki akt przebłagania za wszystkie grzechy. W tym wielkim dniu dokonywało się oczyszczenie wszystkich rzeczy i wszystkich ludzi, od tego dnia społeczność Izraela z Bogiem była na nowo ustanawiana. Był to dzień ukorzenia się (3 Mjż 16,29). W tym dniu nie ucztowano, lecz poszczono. Cały naród pościł cały dzień, pościły nawet dzieci; naprawdę pobożny Żyd przygotowując się do tego wydarzenia pościł przez dziesięć poprzedzających je dni. Dzień Pojednania występuje po dziesięciu dniach od Żydowskiego Nowego Roku, według naszego kalendarza około początku września. Był to największy ze wszystkich dni w życiu arcykapłana.

Spójrzmy, co się wtedy działo. Wczesnym rankiem arcykapłan oczyszczał się zanurzając się w kadzi z wodą. Wkładał na siebie dostojną szatę, noszoną tylko w tym dniu. Składała się ona z lnianej tuniki, lnianych spodni przepasanych lnianym pasem i lnianego zawoju. Ponadto nakładał płaszcz pod efod - płaszcz z fioletowej purpury, zakończony u dołu jabłuszkami granatu z fioletowej i czerwonej purpury i z karmazynu, przedzielonymi złotymi dzwoneczkami. Na płaszcz ten wkładał właściwy efod, który najprawdopodobniej był swego rodzaju lnianą tuniką, haftowaną szkarłatem, purpurą i złotem. Na naramiennikach efodu znajdowały się dwa kamienie onyksowe. Imiona sześciu pokoleń były wyryte na jednym, a imiona sześciu pozostałych - na drugim. Na tunikę wkładał również czworograniasty napierśnik. Znajdowało się na nim dwanaście szlachetnych kamieni z imionami dwunastu pokoleń izraelskich. Tak więc arcykapłan niósł cały lud do Boga na swoich ramionach i na piersiach. W napierśniku wyrocznym znajdowały się urim i tumim, które oznaczały światłość i doskonałość (2 Mjż 28,30). Czym były urim i tumim, nikt dokładnie nie wie. Wiadomo tylko, że arcykapłan przy ich pomocy poznawał wolę Bożą. Może były to drogocenne diamenty z wypisanymi na nich spółgłoskami IHWH imienia Bożego Jahveh. Na głowę arcykapłan wkładał wysoki lniany zawój, do którego z przodu sznurem z fioletowej purpury był przymocowany diadem ze szczerego złota z napisem: Poświęcony Panu. Łatwo wyobrazić sobie mieniącą się kolorami postać arcykapłana w tym nadzwyczajnym dniu jego służby.

Arcykapłan zaczynał swoją służbę od codziennych obowiązków kapłana. Spalał kadzidło poranne, składał poranną ofiarę, poprawiał knoty lamp siedmioramiennego świecznika. Później następowała szczególna ceremonia tego dnia. Wciąż ubrany w swoje dostojne szaty arcykapłan składał ofiary z cielca, siedmiu rocznych jagniąt i jednego barana (4 Mjż 29,8). Po dokonaniu tej czynności zdejmował szaty, zanurzał się w wodzie w celu oczyszczenia się i wkładał na siebie białe lniane szaty. Wtedy przyprowadzano do niego cielca kupionego za jego własne pieniądze. Wkładał swoje ręce na głowę cielca i stojąc przed zgromadzonym ludem wyznawał grzechy swoje i grzechy swego domu:

O, Panie i Boże, popełniłem przestępstwo, zawiniłem przed Tobą, zgrzeszyłem - ja i dom mój. O Panie, błagam Cię, przykryj tę nieprawość, tę winę i ten grzech, który popełniłem przed Tobą, ja i mój dom, jak zostało napisane w zakonie Mojżesza, Twego sługi: „Gdyż w tym dniu On zakryje twoje grzechy i oczyści cię. I będziesz oczyszczony przed Panem od wszystkich przestępstw twoich”.

Na chwilę cielec był pozostawiony przy ołtarzu. I wtedy następowała wyjątkowa ceremonia Dnia Pojednania. U wejścia do Namiotu Zgromadzenia stawiano dwa kozły, a obok nich - małą skrzynkę z dwoma losami. Jeden los miał oznaczenie dla Pana, a drugi - dla Azazela. Losy przypadające każdemu z kozłów kładziono na ich głowy. Następnie tasiemką szkarłatnego koloru przywiązywano los do rogu kozła dla Azazela. Na chwilę pozostawiono kozły na swoich miejscach. Arcykapłan podchodził do stojącego przy ołtarzu cielca i zabijał go. Krew płynąca z jego szyi była zbierana przez kapłana do miski, którą poruszano, by zapobiec krzepnięciu krwi. Wtedy następowała pierwsza wielka chwila. Arcykapłan brał z ołtarzy węgle i wkładał je do kadzielnicy, do specjalnego naczynia nakładał kadzidło i wchodził do miejsca najświętszego, by w obecności Bożej to kadziło spalać. Powiedziane było, aby nie pozostawał tam za długo, by „nie doprowadzić Izraela do przerażenia”. Lud obserwował kapłana z zapartym tchem, a gdy wychodził on spoza zasłony, witano go z wielką ulgą.

Po wyjściu z miejsca najświętszego arcykapłan brał miskę z krwią cielca, znowu wchodził do miejsca najświętszego i siedem razy pokrapiał swoim palcem ponad wiekiem Skrzyni i siedem razy poniżej wieka. Potem wychodził, zabijał kozła naznaczonego dla Pana i jego krwią tak samo pokrapiał Skrzynię Świadectwa. Po wyjściu spoza zasłony mieszał krew cielca z krwią kozła i siedem razy pokrapiał ołtarz kadzidlany i ołtarz ofiarny. Pozostałą krew zostawiał u podnóżka ołtarza ofiarnego. W ten sposób miejsce najświętsze i ołtarz zostały oczyszczone krwią od wszelkich zanieczyszczeń.

Potem następowała bardzo widowiskowa ceremonia. Drugi kozioł, zwany kozłem ofiarnym, był przyprowadzany do arcykapłana. Arcykapłan kładł na niego swoje ręce i wyznawał swój grzech i grzech ludu, a następnie wypędzano go na pustynię; obciążony grzechami ludu uciekał do „krainy nie zamieszkanej” i tam tracił swoje życie.

Arcykapłan wracał do zabitego cielca i zabitego kozła, przygotowując je do złożenia na ofiarę. Wciąż będąc ubrany w lniane szaty czytał Pismo święte (3 Mjż 16; 23,27-32) i cytował z pamięci słowa z 4 Mjż 29,7-11. Potem modlił się za kapłanów i za lud. Jeszcze raz dokonywał oczyszczenia siebie w wodzie, a następnie zmieniał szaty, po zdjęciu lnianych, wkładał na siebie wspaniałe szaty arcykapłańskie. Najpierw za grzechy ludu składał na ofiarę jagnięta, a potem - normalną ofiarę wieczorną, by w końcu ofiarować części cielca i kozła, których krwi użyto do pokropienia. Znowu zmieniał swoje szaty na lniane i po raz czwarty i ostatni wchodził do miejsca najświętszego, by zabrać stamtąd wciąż dymiącą kadzielnicę. Jeszcze raz oczyszczał siebie w wodzie i jeszcze raz wkładał na siebie wspaniałe szaty, potem składał wieczorną ofiarę z kadzidła, poprawiał knoty lamp świecznika siedmioramiennego i w ten sposób kończył swoje obowiązki. Wieczorem wydawał przyjęcie, ponieważ żywy wyszedł sprzed oblicza Bożego.

Taki był rytuał Dnia Pojednania, dnia przeznaczonego do oczyszczenia z grzechów wszystkich rzeczy i wszystkich ludzi. Taki właśnie obraz miał przed sobą autor Listu do Hebrajczyków, obraz bardzo bogaty i wyraźnie przemawiający do jego Czytelników. Na pewne sprawy związane z tym obrzędem pragnie on zwrócić szczególną uwagę.

Ceremoniał ten musiał być powtarzany każdego roku. Nikt poza arcykapłanem nie miał prawa zbliżyć się do Boga. Oczyszczenie miało czysto zewnętrzny charakter i dokonywało się przy pomocy wody. Ofiara była składana z cielców i kozłów, z krwi zwierzęcej. Wszystko to nie spełniało swego zadania, ponieważ nie było w stanie dokonać zadośćuczynienia za grzech. We wszystkim tym autor Listu do Hebrajczyków widzi niewyraźne odbicie rzeczywistości, cień prawdziwej ofiary - ofiary Jezusa Chrystusa. Choć był wspaniały rytuał, przepojony dostojeństwem, w przepięknej oprawie, ale był to tylko bezsensowny cień. Jedynym arcykapłanem i jedyną ofiarą, która może umożliwić dostęp do Boga wszystkim ludziom, jest Jezus Chrystus.

Ofiara otwierająca drogę do Boga (9,11-14)

Starając się zrozumieć ten tekst, musimy pamiętać o trzech podstawowych prawdach, jakie autor Listu do Hebrajczyków ma stale na uwadze.

1. Religia jest zbliżeniem się do Boga. Jej zadaniem jest przyprowadzenie człowieka do społeczności z Bogiem.

2. Ten świat jest cieniem i niewyraźną kopią rzeczywistego świata, znajdującego się poza doczesnością. Zadaniem wszelkich nabożeństw jest skontaktowanie ludzi z wieczną rzeczywistością. Do tego przeznaczone było nabożeństwo w przybytku, ale ziemski przybytek i nabożeństwo w nim, to niewyraźne odbicia prawdziwego przybytku i prawdziwego nabożeństwa; tylko prawdziwy przybytek i prawdziwe nabożeństwo umożliwiają zbliżenie się do rzeczywistości.

3. Nie może być religii bez ofiary. Czystość jest rzeczą kosztowną, a zbliżenie się do Boga wymaga czystości i dlatego człowiek musi w jakiś sposób być oczyszczony ze swego grzechu. Mając to na uwadze autor Listu do Hebrajczyków dowodzi, że Jezus jest jedynym arcykapłanem, którego ofiara otwiera przystęp do Boga, a tą ofiarą jest On sam.

Na początku wspomina on o wielkich ofiarach, które Żydzi składali w ramach starego przymierza z Bogiem.

1. Były to ofiary cielców i kozłów. Wzmianka ta odnosi się do dwóch wielkich ofiar składanych w Dniu Pojednania: cielca, którego arcykapłan składał na ofiarę za swoje grzechy, oraz kozła, obciążonego grzechami ludu, wypuszczanego na pustynię (3 Mjż 13,15. 21-22).

2. Inną wspomnianą ofiarą była ofiara złożona z czerwonej jałowicy. Opis tego dziwnego rytuału znajdujemy w 4 Mjż 19. Według ceremonialnego prawa żydowskiego człowiek stawał się nieczysty przez dotknięcie martwego ciała. Nie mógł on brać udziału w nabożeństwie, a wszystko, czegokolwiek się dotknął, stawało się nieczyste. Istniał specjalny przepis dotyczący oczyszczenia się od tej nieczystości. Poza obozem zabijano czerwoną jałowicę, a jej krwią kapłan pokrapiał na wprost w stronę przybytku siedem razy. Do palącego się ciała jałowicy kapłan wrzucał kawałek drzewa cedrowego, hizopu i karmazynu dwa razy farbowanego. Tak powstały popiół umieszczano na zewnątrz obozu na czystym miejscu i był przechowywany jako środek oczyszczenia od grzechu. Rytuał ten musiał być bardzo stary co do swojej formy, jak i wewnętrznego znaczenia. Sami Żydzi powiadali, że pewien poganin zapytał kiedyś rabina Johanana ben Zakkai o znaczenie tego ceremoniału, który wydał mu się zwykłym przesądem. Rabin stwierdził jedynie, że zostało to ustanowione przez Świętego i ludzie nie powinni stawiać pytań odnośnie do znaczenia tego aktu. Należy pozostawić go bez wyjaśnienia. W każdym razie był to jeden z bardzo wielkich ceremoniałów żydowskich.

Mówiąc o tych ofiarach, autor Listu dowodzi, że ofiara Jezusa jest od nich większa i skuteczniejsza. Najpierw musimy zapytać, co ma on na uwadze mówiąc o większym i doskonalszym przybytku, nie ręką zbudowanym? Na pytanie to nikt nie może dać zadowalającej odpowiedzi. Jednak dawni teolodzy jednogłośnie twierdzili, że tym nowym przybytkiem, który przybliżył człowieka do Boga, nie jest nic innego, jak ciało Jezusa. Byłoby to nieco inne sformułowanie myśli Jana: „Kto mnie widział, widział Ojca” (J 14,9). Nabożeństwo w dawnym przybytku miało przybliżyć ludzi do Boga. Czyniło to jednak w bardzo niewyraźny i niedoskonały sposób. Przyjście Jezusa naprawdę zbliżyło ludzi do Boga, ponieważ w Nim Bóg w ludzkiej postaci wkroczył do świata przestrzeni i czasu i dlatego widzieć Jezusa jest tym samym, co widzieć Boga.

Ofiara Jezusa przewyższa dotychczasowe ofiary pod trzema względami.

1. Dawne ofiary oczyszczały ciało człowieka od nieczystości rytualnej, zaś ofiara Jezusa oczyszcza duszę. Zawsze musimy to pamiętać: w teorii wszystkie ofiary oczyszczały od naruszenia rytualnego prawa, nie oczyszczały one natomiast od grzechów zarozumialstwa i podniesionej ręki. Weźmy pod uwagę przypadek czerwonej jałowicy. Jej ofiarowanie nie uwalniało od nieczystości moralnej, lecz wyłącznie od rytualnej, będącej skutkiem dotknięcia martwego ciała. Ludzkie ciało może być czyste ceremonialnie, ale jego sercem może targać niepokój sumienia. Człowiek taki może mieć prawo wstępu do przybytku, choć jego serce może być dalekie od Boga. Ofiara Jezusa usuwa z ludzkiego sumienia ciężar winy. Ofiary ze zwierząt w starym przymierzu mogą pozostawić człowieka wyobcowanym od Boga, zaś ofiara Jezusa wskazuje nam na Boga, którego ramiona zawsze są ku nam wyciągnięte i którego serce jest pełne miłości.

2. Ofiara Jezusa dokonała wiecznego odkupienia. Dotąd ludzie byli pod panowaniem grzechu, teraz - tak jak zapłacona suma uwalniała człowieka z niewoli - tak złożona przez Jezusa ofiara uwalnia człowieka od grzechu.

3. Ofiara Chrystusa pozwala człowiekowi odwrócić się od martwych uczynków i stać się sługą żywego Boga. Inaczej mówiąc, zapewnił On przebaczenie nie tylko już popełnionych przez człowieka grzechów, lecz i umożliwił mu prowadzenie świętego życia w przyszłości. Ofiara Jezusa jest nie tylko spłatą długu, jest ona darem zwycięstwa. Dzieło Jezusa jedna człowieka z Bogiem, a Jego obecne działania pozwalają człowiekowi trwać w społeczności z Bogiem. Dzieło krzyża przybliżyło ludziom miłość Bożą w ten sposób, że usuwa ono z ich serc strach, a obecność żyjącego Chrystusa obdarza ich mocą Bożą do odnoszenia kolejnych zwycięstw nad grzechem.

Westcott wskazuje na cztery aspekty, którymi ofiara Jezusa różni się od ofiar ze zwierząt w starym przymierzu.

1. Ofiara Jezusa była dobrowolna. Zwierzętom odbierano życie, zaś Jezus dobrowolnie złożył je w ofierze za swoich przyjaciół.

2. Ofiara Jezusa była spontaniczna. Ofiary ze zwierząt były nakazane przez zakon, zaś ofiara Jezusa była wyłącznie nakazem miłości. Płacimy długi kontrahentom, ponieważ musimy to czynić, ale prezenty dajemy swoim ukochanym tylko dlatego, że chcemy to czynić. U podstaw ofiary Chrystusa leży nie zakon, lecz miłość.

3. Ofiara Jezusa była świadoma. Zwierzę ofiarne nie wiedziało, co się dzieje, zaś Jezus cały czas wiedział, co czyni. Umarł On nie jako ofiara niesprzyjających okoliczności, nad którymi nie miał kontroli i nie rozumiał ich celu. On zawsze na wszystko miał oczy szeroko otwarte.

4. Ofiara Jezusa miała moralny charakter. Ofiary ze zwierząt były mechaniczne, zaś ofiara Jezusa została złożona przez wiecznego Ducha. Wydarzenie na Golgocie nie było nakazanym i mechanicznie spełnionym rytuałem, raczej było ono skutkiem posłuszeństwa Jezusa woli Bożej i poświęcenia się dla sprawy człowieka. U jego podstaw leżał nie mechanizm zakonu, lecz wybór miłości.

Jedyny sposób przebaczenia grzechów (9,15-22)

Jest to jeden z trudniejszych tekstów tego Listu, choć nie jest on tak trudny dla tych, którzy po raz pierwszy go czytają, a to ze względu na znane im metody dowodzenia i kategorie myślenia.

Jak już mówiliśmy, pojęcie przymierza jest podstawową myślą autora, przy pomocy którego wyraża on społeczność między Bogiem a człowiekiem. Pierwsze przymierze było zależne od zachowania zakonu przez człowieka; gdy tylko naruszył on zakon, przymierze traciło moc obowiązującą. Wciąż pamiętajmy o tym, że w pojęciu autora religia jest środkiem zbliżenia się do Boga. Dlatego podstawową treścią nowego przymierza, zainaugurowanego przez Jezusa, jest zbliżenie się ludzi do Boga lub mówiąc inaczej - społeczność z Nim. Zachodzi tu jednak pewna trudność. Ludzie wkraczają do nowego przymierza już będąc napiętnowanymi przez grzechy popełnione w starym przymierzu, a których stary system ofiarniczy nie był w stanie usunąć. I tu autora Listu do Hebrajczyków nawiedza wspaniała myśl: ofiara Jezusa Chrystusa posiada moc działania wstecz. Inaczej mówiąc, może ona zmazać grzechy popełnione w okresie starego przymierza i zapoczątkowuje nową, przyobiecaną wtedy społeczność.

Wszystko to wydaje się być bardzo skomplikowane, ale kryją się za tym dwie wielkie prawdy. Po pierwsze, ofiara Jezusa dokonuje przebaczenia grzechów dokonanych w przeszłości. Powinniśmy być ukarani za to, co już uczyniliśmy i przez co wypadliśmy ze społeczności z Bogiem, ale Jezus zapłacił nasz dług i usunął barierę oddzielającą nas od Boga. Po drugie, ofiara Jezusa otwiera nową drogę do przyszłości. Otwiera ona drogę do społeczności z Bogiem. Bóg, który z powodu naszych grzechów stał się dla nas kimś obcym, dzięki ofierze Chrystusa staje się naszym przyjacielem. Dzieło Chrystusa przyczyniło się do tego, że przeszłość znikła, a życie stało się życiem z Bogiem.

Ten drugi krok w dowodzeniu wydaje się nam być czymś wspaniałym. Teraz autor odpowiada na pytanie: dlaczego ta nowa społeczność z Bogiem musi mieć związek ze śmiercią Chrystusa? Jego odpowiedź zawiera dwa elementy.

1. Pierwszy z nich opiera się - co wydaje się nam niewiarygodne - na grze słów. Mówiliśmy już, że słowo diateke w znaczeniu przymierza występuje w typowo chrześcijańskim znaczeniu, a w życiu codziennym oznacza ono ostatnią wolę lub testament. Do wiersza 16 słowo diateke występowało w normalnym chrześcijańskim znaczeniu przymierza, a potem, nagle i bez żadnych wyjaśnień autor stosuje je w znaczeniu zapisu ostatniej woli. Wola ta jako testament nie jest prawomocna aż do śmierci tego, kto ją sporządził. Dlatego nowe diateke, przymierze, nie mogło być obowiązujące przed śmiercią Chrystusa. Jest to zbyt werbalny argument i nie przekonywujący dla współczesnego umysłu, ale powinniśmy pamiętać, że w tamtych czasach metoda ta, polegająca na wykorzystaniu podwójnego znaczenia jakiegoś słowa, była powszechnie stosowana przez uczonych aleksandryjskich. Właściwie w czasach pisania Listu do Hebrajczyków tego rodzaju argument uważano za bardzo przekonywujący.

2. Drugi element jego odpowiedzi nawiązuje do żydowskiego systemu ofiarniczego i do wypowiedzi zawartej w 3 Mjż 17,11: „Gdyż życie ciała jest we krwi, a Ja dałem wam ją do użytku na ołtarzu, abyście dokonywali nią przebłaganie za dusze wasze, gdyż to krew dokonuje przebłagania za życie”. „Bez rozlania krwi nie ma odpuszczenia” to powszechnie znana wśród Żydów zasada. Autor Listu nawiązuje do początków pierwszego przymierza, gdy lud zaakceptował zakon jako warunek swojej szczególnej społeczności z Bogiem. Dowiadujemy się więc, jak ofiara była składana i jak Mojżesz „wziął połowę krwi do czaszy, drugą połowę wylał na ołtarz”. Po przeczytaniu księgi zakonu i przyjęciu jej treści przez lud, Mojżesz „wziął krew i pokropił lud, mówiąc: Oto krew przymierza, które Pan zawarł z wami na podstawie wszystkich tych słów” (2 Mjż 24,1-8. To prawda, autor Listu niezbyt dokładnie cytuje ten tekst. Mówi on o cielcach, kozłach i wełnie szkarłatnej z hizopem, co wiąże się z rytuałem Dnia Pojednania, mówi też o pokropieniu przybytku, który wtedy nie był jeszcze zbudowany; czyni to jednak dlatego, że wszystko to głęboko tkwiło w jego myśli. Jego podstawowym pojęciem jest niemożliwość oczyszczenia i ratyfikacji jakiegokolwiek przymierza bez przelania krwi. Nie stara się przy tym dowodzić, dlaczego tak jest. Pismo święte mówi, że tak jest, i to mu wystarcza. Najprawdopodobniej jest tak dlatego, że z krwią wiąże się życie i dlatego krew jest najcenniejszą rzeczą w świecie; człowiek musi ofiarować Bogu najcenniejszą rzecz.

Wszystko to nawiązuje do rytuału, który posiada już antyczną wartość. Tkwi w nim jednak odwieczna zasada: przebaczenie jest rzeczą kosztowną. Ludzkie przebaczenie jest kosztowne. Rodzice przebaczają złe postępki swych dzieci, ale przebaczenie to wyciska z oczu łzy, przyprawia o siwiznę, powoduje zmarszczki na twarzy i długotrwały ból serca. Nie jest ono czymś łatwym. Boże przebaczenie jest kosztowne. Bóg jest miłością, a jednocześnie jest On świętością. Nie może On naruszyć wielkich praw moralnych, na których opiera się wszechświat. Grzech musi być ukarany, inaczej struktura życia ulegnie dezintegracji. I sam Bóg może zapłacić tę straszną cenę za grzech, zanim człowiek będzie w stanie uzyskać przebaczenie. Przebaczenie nigdy nie sprowadza się do powiedzenia: „Mniejsza o to, nie przejmuj się”. Uzyskanie przebaczenia wymaga zapłacenia najwyższej ceny. Bez przelania krwi nie może być przebaczenia grzechów. Człowiek nie może uświadomić sobie ogromu swoich grzechów, dopóki nie zauważy ich skutków na kimś, kto go kocha lub na Bogu, który ukochał go na wieki. Dopiero wtedy może powiedzieć: „Tak dużo trzeba było zapłacić za mój grzech”. Gdzie jest przebaczenie, tam ktoś musi być ukrzyżowany.

Doskonałe oczyszczenie (9,23-28)

Autor Listu do Hebrajczyków stale ma na uwadze wprost niewiarygodny zakres skuteczności ofiary Jezusa, choć przy tym jego myśl stale sięga do innych, ale związanych z tym tematów. Przypomnijmy jeszcze raz, że myślą przewodnią Listu jest przekonanie, że nabożeństwo w tym świecie jest niewyraźną kopią prawdziwego nabożeństwa. Autor Listu powiada, że w tym świecie ofiary lewickie były przeznaczone do oczyszczenia środków nabożeństwa. I tak na przykład ofiary Dnia Pojednania oczyszczały przybytek, ołtarz i miejsce najświętsze. Zaś dzieło Chrystusa, dodaje on, oczyszcza nie tylko rzeczy ziemskie lecz i niebieskie. Pojawia się więc niezwykła myśl o jakimś kosmicznym odkupieniu, które oczyszcza cały wszechświat, widzialny i niewidzialny.

Jeszcze raz mówi on o wyższości dzieła i ofiary Chrystusa.

1. Chrystus wszedł do świątyni nie rękami ludzkimi zbudowanej, wszedł On do samego nieba. Powinniśmy myśleć o chrześcijaństwie nie terminami członkostwa kościelnego, lecz terminami intymnej społeczności z Bogiem.

2. Chrystus wszedł do nieba, aby wstawiać się za nami przed obliczem Boga. W Chrystusie spotykamy się z największym paradoksem w świecie, paradoksem największej chwały i największej służby, paradoksem tego, dla którego świat istnieje i który istnieje dla świata, paradoksem wiecznego Króla i wiecznego Sługi.

3. Ofiara Chrystusa nie musi być powtarzana. Każdego roku rytuał Dnia Pojednania musiał być powtarzany, droga do Boga na nowo musiała być otwierana, zaś przez ofiarę Chrystusa droga do Boga raz na zawsze została otwarta. Ludzie zawsze byli i zawsze będą grzesznikami, ale nie znaczy to, że Chrystus stale musi składać siebie w ofierze. Teraz droga do Boga zawsze jest otwarta i otwarta dla wszystkich. Posłużmy się przy tym niezbyt zupełną analogią. Do pewnego czasu niektórych operacji nie można było przeprowadzać. Raptem pewien chirurg znajduje sposób na pokonanie nieprzezwyciężonych dotąd trudności. Od tej chwili przed wszystkimi chirurgami otwiera się możliwość przeprowadzania takich samych operacji. Analogię tę możemy wyrazić w ten sposób: niczego nie trzeba dodawać do tego, czego dokonał Jezus Chrystus przy otwarciu grzesznikom drogi do miłości Bożej.

W końcu autor Listu do Hebrajczyków dokonuje porównania życia człowieka z życiem Chrystusa.

1. Człowiek umiera, a potem następuje sąd. Takie powiedzenie było zaskoczeniem dla Greka, który uważał śmierć za coś ostatecznego. „Gdy ziemia wypije krew człowieka - powiedział Ajschylos - wtedy na zawsze zapanuje śmierć i nie ma zmartwychwstania”. Eurypides powiada: „Nie może być, aby do martwego dotarło światło”. „Jedną stratą jest to, że śmiertelnik nie może na nowo czynić w swoim życiu czegoś dobrego - chociaż bogactwo zawsze można odzyskać.” Homer wkłada w usta zbliżającego się do królestwa cieni Achillesa następujące słowa: „Wolałbym żyć jako najmita, jako człowiek ubogi, aniżeli dzielić los zmarłych, po których nie zostaje ślad”. Mimnermos z rozpaczą powiada:

O złota miłości, ileż w tobie życia i radości!
Znikasz ze śmiercią i wszystko się kończy.

Pewien grecki napis nagrobkowy powiada:

Żegnaj, grobie Melity; tu leży najlepsza z niewiast, która kochała miłującego ją męża Onezymusa; byłaś najlepszą z żon. Ty też żegnaj, drogi mężu, i kochaj moje dzieci.

Jak powiada G. Lowes Dickinson, u Greków pierwszym i ostatnim słowem napisów nagrobkowych jest „żegnaj”. Śmierć była końcem. Pisząc biografię wielkiego Agrykoli, Tacyt może ją zakończyć jedynie słowem „jeżeli”.

Jeżeli jest jakieś miejsce przebywania duchów ludzi sprawiedliwych, tak jak powiadają mędrcy, że wielkie dusze nie giną z ciałem, to odpoczywaj w pokoju.

„Jeżeli” jest jedynym słowem na ten temat. Marek Aureliusz powiada, że z chwilą śmierci człowieka jego iskra znowu zatraca się w Bogu i pozostaje jedynie „proch, popioły, kości i fetor”. Tekst Listu do Hebrajczyków bez cienia wątpliwości mówi o zmartwychwstaniu człowieka. Jest to część pewności zawartej w chrześcijańskim credo; człowiek powstanie z martwych na sąd.

2. Z Chrystusem jest zupełnie inaczej - umiera On, powstaje z martwych i przychodzi znowu, przychodzi nie po to, aby być sądzonym, lecz aby sądzić. Pierwotny Kościół nigdy nie zapomniał o nadziei Powtórnego Przyjścia. Był to podstawowy element jego wiary. Człowieka niewierzącego fakt ten napawał strachem. W księdze Enocha, napisanej przed przyjściem Chrystusa, tak mówi się o Dniu Pańskim: „Dla wszystkich was, którzy jesteście grzesznikami, nie ma zbawienia, lecz na wszystkich was przyjdzie zniszczenie i przekleństwo”. Koniec na pewno nadejdzie. Jeżeli Chrystus przyjdzie wtedy jako przyjaciel, będzie to dzień chwały; jeżeli przyjdzie jako osoba nieznana lub uważana przez nas za naszego wroga, Jego przyjście będzie dniem naszego sądu. Człowiek może wyglądać zbliżającego się końca z radosną nadzieją lub z paraliżującym strachem. Wszystko zależy od stosunku jego serca do Chrystusa.

Prawdziwa ofiara (10,1-10)

W przekonaniu autora Listu do Hebrajczyków cały system ofiarniczy był tylko niewyraźną kopią tego, czym naprawdę powinno być nabożeństwo. Zadaniem religii było wprowadzenie człowieka do społeczności z Bogiem, czego ofiary nigdy nie były w stanie dokonać. Mogły one jedynie dać ogólne pojęcie o Bogu. Na określenie tego autor Listu używa dwóch słów. Powiada on, że ceremoniał ofiarniczy jest tylko cieniem. Cień po grecku brzmi skia i znaczy mglisty kształt, sylwetka, forma bez treści. Cień nie daje właściwego obrazu rzeczy. Użyte tu słowo brzmi eikon i znaczy pełną reprezentację, szczegółową reprodukcję. Właściwie znaczy to portret, a w dzisiejszych czasach oznaczałoby fotografię. Autor pragnie tu powiedzieć: „Bez Chrystusa nie wydostaniecie się poza cienie Boże”.

A teraz stara się on udowodnić tę prawdę. Każdego roku powtarzały się ofiary przybytku, a szczególnie ofiary Dnia Pojednania. Rzecz skuteczna nie musi być powtarzana, sam fakt powtarzania tych ofiar jest ostatecznym dowodem tego, że nie były one w stanie oczyścić dusz ludzkich i nie mogły umożliwić pełnego dostępu do Boga. Nasz autor idzie dalej - wszystko to, jego zdaniem - jest jedynie przypomnieniem o grzechu. Zamiast oczyścić człowieka ofiary jedynie przypominały mu, że nie jest on oczyszczony, że jego grzechy wciąż oddzielają go od Boga.

A teraz przejdźmy do porównania. Choremu człowiekowi zostaje przepisana buteleczka lekarstwa. Jeżeli lekarstwo to przywróci mu zdrowie, wówczas za każdym razem, gdy spojrzy na buteleczkę będzie mógł powiedzieć: „To przywróciło mi zdrowie”. Natomiast jeżeli lekarstwo okaże się nieskuteczne, każde spojrzenie na buteleczkę będzie mu przypominało o jego chorobie i nieskuteczności przepisanego leku.

Tak więc autor Listu do Hebrajczyków z namiętnością proroka powiada: „Ofiara ze zwierząt nie jest w stanie oczyścić człowieka i umożliwić mu przystępu do Boga. Ofiary te jedynie przypominają człowiekowi, że jest on chorym grzesznikiem, że między nim a Bogiem wznosi się przeszkoda wzniesiona przez jego grzech”. Zamiast oczyszczenia od grzechu ofiary jedynie podkreślały jego obecność.

Jedynie skuteczną ofiarą jest ofiara Jezusa Chrystusa. Wyjaśniając swoją myśl autor Listu cytuje tekst z Psalmu 40,7-9. W przekładzie Biblii Gdańskiej, bardziej zbliżonym do oryginału hebrajskiego, tekst ten brzmi następująco:

Ofiary i obiaty nie chciałeś, aleś mi przekłuł uszy; całopalenia i ofiary za grzech nie żądałeś. Tedym rzekł: Oto idę; w księgach napisano o mnie, abym czynił wolę twoją, Boże mój! pragnę, albowiem zakon twój jest w pośrodku wnętrzności moich.

Autor Listu do Hebrajczyków cytuje ten tekst nieco inaczej, gdyż jego drugie zdanie brzmi:

Aleś ciało dla mnie przysposobił.

Stało się tak dlatego, że cytował nie z oryginału tekstu hebrajskiego, lecz z Septuaginty, greckiego przekładu Starego Testamentu. Około 270 roku przed Chrystusem w Aleksandrii, w Egipcie, dokonano przekładu Starego Testamentu na język grecki, ponieważ więcej ludzi w tamtych czasach posługiwało się językiem greckim aniżeli hebrajskim. Może autor Listu do Hebrajczyków wcale nie znał języka hebrajskiego i dlatego posługiwał się jedynie Septuagintą. W każdym bądź razie znaczenie obu zwrotów jest takie samo. „Przekłułeś mi uszy” lub „dałeś mi otwarte uszy” oznacza „tak dotknąłeś mnie, że słucham się wszystkiego co słyszę”. Psalmista ma na uwadze posłuszne ucho. „Przygotowałeś dla mnie ciało” znaczy to samo co „tak mnie stworzyłeś, że w moim ciele i przy pomocy mego ciała powinienem czynić twoją wolę”. W istocie znaczenie obu zwrotów jest takie samo.

Autor Listu do Hebrajczyków bierze słowa z Psalmu i wkłada je w usta Jezusa. Wyrażają one przekonanie, że Bóg nie chce ofiar ze zwierząt, lecz posłuszeństwa swojej woli. Ofiara była rzeczą szlachetną. Człowiek brał coś drogiego dla siebie i dawał to Bogu okazując Mu przez to swoją miłość. Jednak natura ludzka zawsze jest skłonna do poniżania wszystkiego, co wzniosłe i dlatego ofiara stała się środkiem zapłaty za Boże przebaczenie.

Mówiąc o posłuszeństwie jako o prawdziwej ofierze autor Listu do Hebrajczyków nie mówi nic nowego. Dawno temu prorocy widzieli niewłaściwe pojmowanie ofiary i dlatego powiadali ludowi, że Bóg nie pragnie krwi i mięsa ze zwierząt, lecz posłusznego Mu życia człowieka. Takie myśli wypowiadali najwięksi mężowie Boży Starego Testamentu.

Samuel odpowiedział: Czy takie ma Pan upodobanie w całopaleniach i w rzeźnych ofiarach, co w posłuszeństwie dla głosu Pana? Oto: Posłuszeństwo lepsze jest niż ofiara, a uważne słuchanie lepsze niż tłuszcz barani (1 Sam. 15,22).

Ofiaruj Bogu dziękczynienie i spełnij Najwyższemu śluby swoje (Ps 50,14).

Albowiem ofiar nie żądasz, a całopalenia, choćbym ci je dał, nie zechcesz przyjąć. Ofiarą Bogu miłą jest duch skruszony, sercem skruszonym i zgnębionym nie wzgardzisz, Boże (Ps 51,18-19).

Gdyż miłości chcę, a nie ofiary, i poznania Boga, nie całopaleń (Oz 6,6).

Co mi po mnóstwie waszych krwawych ofiar - mówi Pan. Jestem syty całopaleń baranów i tłuszczu karmnych cieląt, a krwi byków i jagniąt, i kozłów nie pragnę... Nie składajcie już ofiary daremnej, kadzenie, nowie i sabaty mi obrzydły... A gdy wyciągacie swoje ręce, zakrywam moje oczy przed wami, choćbyście pomnożyli wasze modlitwy, nie wysłucham was, bo na waszych rękach pełno krwi... przestańcie źle czynić, uczcie się dobrze czynić (Iz 1,11-20).

Z czym mam wystąpić przed Panem, pokłonić się Bogu Najwyższemu? Czy mam wystąpić przed nim z całopaleniami, z rocznymi cielętami? Czy Pan ma upodobanie w tysiącach baranów, w dziesiątkach tysięcy strumieni oliwy? Czy mam dać swojego pierworodnego za swoje przestępstwo, własne dziecko na oczyszczenie mojego grzechu? Oznajmiono ci, człowiecze, co jest dobre i czego Pan żąda od ciebie: tylko, abyś wypełnił prawo, okazywał miłość bratnią i w pokorze obcował ze swoim Bogiem (Mich 6, 6-8).

Zawsze były głosy wołające, że najlepszą ofiarą Bogu jest posłuszeństwo. Tylko posłuszeństwo może otworzyć drogę do Boga, zaś nieposłuszeństwo stawia taką przeszkodę, której nie może usunąć żadna ofiara ze zwierząt. Jezus złożył doskonałą ofiarę, ponieważ doskonale wypełnił wolę Bożą. Stając do dyspozycji Bożej, powiedział: „Czyń ze mną, co chcesz”. Dokonał On tego, czego nikt z ludzi nie był w stanie dokonać: okazał wobec Niego doskonałe posłuszeństwo, które było doskonałą ofiarą.

Jeżeli chcemy mieć społeczność z Bogiem, posłuszeństwo jest jedyną drogą do niej. Jezus ofiarował to, czego nikt z ludzi nie mógł ofiarować. W swoim doskonałym posłuszeństwie złożył On doskonałą ofiarę z doskonałego posłuszeństwa. Przez to droga do Boga została nam wszystkim raz na zawsze otwarta.

Nieodwołalność Chrystusa (10,11-18)

Jeszcze raz autor Listu do Hebrajczyków przeciwstawia ofiarę Jezusa ofiarom ze zwierząt składanym przez kapłanów.

1. Podkreśla on osiągnięcie Jezusa. Ofiara Jezusa została złożona jeden raz, a jest skuteczna na zawsze, natomiast ofiary ze zwierząt, składane przez kapłanów, muszą być stale powtarzane, choć nie są one wcale skuteczne. Każdego dnia, jak długo istniała świątynia, składano następujące ofiary (4 Mjż 28,3-8). Każdego poranku i każdego wieczora składano na ofiarę po rocznym jagnięciu bez skazy. Ponadto składano ofiarę z pokarmów, na którą składały się: jedna dziesiąta efy przedniej mąki i jedna czwarta hinu oliwy. Arcykapłan zaś składał codziennie ofiarę z pokarmów; składała się ona z jednej dziesiątej efy przedniej mąki zmieszanej z oliwą i upieczonej na blasze; połowę tak upieczonego ciasta składano z rana, a drugą połowę wieczorem. Dodatkowo składano ofiary z kadzidła przed ofiarami porannymi i po ofiarach wieczornych. Kapłani byli wprzęgnięci do młyna ofiarniczego. Moffat mówi o „lewickiej harówce”, ponieważ każdego dnia składano przepisane zakonem ofiary. Proces ten nie miał końca, a mimo to ludzie byli świadomi swoich grzechów i oddzielenia od Boga.

W przeciwieństwie do tego Jezus złożył taką ofiarę, która nie może i nie potrzebuje być powtarzana.

a) Nie może ona być powtarzana. W każdym wielkim dziele tkwi coś niepowtarzalnego. Można powtarzać popularne melodie dnia ad finitum, ale nie można powtórzyć Piątej czy Dziesiątej Symfonii Bethovena, nikt nie może napisać czegoś podobnego. Można powtarzać sentymentalną poezję zamieszczaną w gazetach czy na kartkach świątecznych, ale nie możemy powtórzyć kilku wierszy ze sztuk Szekspira czy heksametru z „Iliady” Homera. Dzieła te są niepowtarzalne. Pewne rzeczy można powtarzać, ale dzieła geniuszy zawierają w sobie wartości niepowtarzalne. Tak samo jest z ofiarą Chrystusa. Jest ona sui generis, jest jednym z tych arcydzieł, których nigdy nie da się powtórzyć.

b) Nie potrzebuje ona powtarzania. Ofiara Jezusa doskonale odzwierciedla miłość Bożą. W Jego życiu służby i w Jego śmierci zostało pokazane serce Boże. Patrząc na Jezusa, możemy powiedzieć: „Takim właśnie jest Bóg”. Po drugie, życie i śmierć Jezusa były aktem doskonałego posłuszeństwa, a przez to były jedną doskonałą ofiarą. Całe Pismo święte oświadcza, że jedyną przyjemną Bogu ofiarą jest posłuszeństwo; życie i śmierć Jezusa jest właśnie taką ofiarą. Doskonałości nie można ulepszyć. W Jezusie zawiera się jednocześnie doskonałe objawienie Boże i doskonała ofiara posłuszeństwa. Dlatego ofiara ta nie może być powtarzana i nie potrzebuje powtarzania. Kapłani trudzili się mechanicznie składając tak wiele ofiar ze zwierząt, zaś ofiara Jezusa została złożona raz na zawsze.

2. Podkreśla on uwielbienie Jezusa. Bardzo uważnie dobiera słów. Kapłani stoją przy składaniu ofiary, zaś Chrystus siedzi po prawicy Bożej. Ich postawa jest postawą sługi, On zaś zajmuje postawę monarchy. Jezus jest Królem, który wypełnił swoje zadanie i jako zwycięzca wrócił do domu. Należałoby może więcej uwagi zwrócić na pełnię życia Jezusa. Jego życie nie byłoby pełne bez śmierci, Jego śmierć nie byłaby pełna bez zmartwychwstania, a Jego zmartwychwstanie nie byłoby pełne bez powrotu w chwale. Ten sam Jezus, który żył, umarł i powstał do życia, teraz siedzi po prawicy Bożej. Nie jest On zwykłym świętym, który prowadził pobożne życie; nie jest On tylko męczennikiem, który wyróżnił się bohaterską śmiercią; nie jest On też tylko zmartwychwstałą postacią, która wróciła do swoich przyjaciół. Jest On Panem chwały. Jego życie jest podobne do drogocennego arrasu, na który patrząc tylko część jego historii możemy pojąć. Arras ten musi być ukazany w całej swojej wielkości i tylko wtedy możemy zauważyć jego piękno i bogactwo.

3. Podkreśla on ostateczne zwycięstwo Jezusa. Oczekuje On na pełne upokorzenie swoich nieprzyjaciół, ponieważ ostatecznie zapanuje On nad całym wszechświatem. Jak to się stanie, nie jest nam wiadome, ale może to ostateczne pokonanie Jego nieprzyjaciół nie będzie polegało na ich zniszczeniu, lecz na poddaniu ich Jego miłości. W końcu nie tyle moc, co miłość Boża wszystko przezwycięża.

Autor Listu do Hebrajczyków, jak jest to w jego zwyczaju, kończy swoje dowodzenie cytatem z Pisma świętego. Jeremiasz, mówiąc o nowym przymierzu, które zostanie wypisane na sercach ludzkich, tak kończy swoją wypowiedź: „A ich grzechu nigdy nie wspomnę” (Jr 31,34). Jezus na zawsze usunął barierę grzechu.

Znaczenie Chrystusa dla nas (10,19-25)

Teraz autor Listu do Hebrajczyków przechodzi do praktycznego zastosowania wszystkiego tego, co dotąd powiedział. Od teologii przechodzi do praktycznych napomnień. Jest on jednym z największych teologów Nowego Testamentu, ale jego teologia jest podporządkowana duszpasterstwu. Jego rozważania teologiczne nie służą jedynie intelektualnej satysfakcji, ale z jeszcze większą siłą nakłaniają ludzi do zbliżenia się do Boga. Zaczyna on od powiedzenia trzech rzeczy odnośnie do Jezusa.

1. Jezus jest żywą drogą ku Bogu. Wchodzimy do obecności Bożej poprzez zasłonę, to znaczy przez ciało Jezusa. Jest to trudna myśl, ale chodzi tu o rzecz następującą. Przed miejscem najświętszym w przybytku wisiała zasłona, odgradzająca to miejsce od reszty pomieszczenia. Aby przyjść do Boga, trzeba było rozerwać tę zasłonę. Ciało Jezusa było zasłoną Jego bóstwa. Karol Wesely w jednym ze swoich hymnów tak powiedział:

Widzę przykryte ciałem bóstwo...

Gdy ciało Chrystusa zostało rozerwane na krzyżu Golgoty, wtedy ludzie mogli zobaczyć prawdziwego Boga. Całe Jego życie ukazywało Boga, ale dopiero na krzyżu miłość Boża została ukazana w swojej pełni. Jak rozerwanie zasłony przybytku otwierało drogę do obecności Boga, tak rozerwanie ciała Chrystusa objawiło całą wielkość Jego miłości i otworzyło ku Niemu drogę.

2. Jezus jest arcykapłanem nad domem Bożym w niebie. Jak już mówiliśmy, zadaniem kapłana było budowanie mostu między człowiekiem a Bogiem. Oznacza to, że Jezus nie tylko wskazuje nam drogę ku Bogu, ale również przedstawia Mu nas. Ktoś może wskazać nam drogę do pałacu królewskiego, a jednocześnie nie mieć prawa stanąć przed królem. Jezus może zaprowadzić nas przed oblicze króla.

3. Tylko Jezus może nas naprawdę oczyścić. W czasie rytuału kapłańskiego święte rzeczy były oczyszczane przez pokropienie krwią ofiary. Arcykapłan stale zanurzał się w czystej wodzie dokonując obmyć rytualnych. Wszystko to nie było jednak w stanie usunąć rzeczywistego zepsucia grzechem. Tylko Jezus naprawdę może oczyścić człowieka. Jego oczyszczenie nie jest zewnętrzne; przez swoją obecność i swego Ducha oczyszcza On najskrytsze myśli i pragnienia człowieka.

Powiedziawszy to autor Listu do Hebrajczyków zwraca się z potrójnym napomnieniem.

1. Zbliżmy się do Boga. Inaczej mówiąc, nigdy nie zapomnijmy o obowiązku oddawania Bogu czci. Każdemu człowiekowi dane jest żyć w dwóch światach, w tym świecie przestrzeni i czasu i w świecie rzeczy wiecznych. Zbytnie zaangażowanie się w tym świecie grozi nam zapomnieniem o świecie przyszłym. Gdy dni mijają tak szybko i wzrasta nawał obowiązków, zawsze powinniśmy wydzielić sobie chwilę czasu na społeczność z Bogiem. Każdy człowiek nosi w sobie małą świątynię, ale wielu zapomina do niej wchodzić.

Jak powiedział Metthew Arnold:

Każdy dzień wnosi ze sobą mnóstwo kurzu,

Który hamuje rozwój naszych dusz;

I zapominamy, ponieważ musimy,

A nie ponieważ chcemy.

2. Trzymajmy się naszego wyznania. To znaczy nie straćmy tego wszystkiego, w co wierzymy. Cyniczne głosy mogą usiłować odebrać nam wiarę; materializm ze swoimi argumentami będzie skłaniał nas do zapomnienia o Bogu; wydarzenia życia mogą zachwiać naszą wiarą. Stevenson powiedział, że tak wierzył w ostateczną przyzwoitość różnych sytuacji, że gdyby obudził się w piekle, wciąż by w to wierzył; musimy mocno uchwycić się naszej wiary, aby niczego w niej nie utracić.

3. Starajmy się o dobro innych ludzi. Inaczej mówiąc pamiętajmy o tym, że jesteśmy chrześcijanami nie tylko dla siebie, lecz też i dla innych. Nikt nie zbawił własnej duszy, kto cały swój czas i energię poświęcał samemu sobie, ale wielu zbawiło swoje dusze troszcząc się wyłącznie o dobro innych i całkowicie zapominając o sobie. Łatwo dać się wciągnąć w nurt samolubnego chrześcijaństwa, ale samolubne chrześcijaństwo to sprzeczność sama w sobie.

Autor Listu mówi o naszych obowiązkach wobec bliźnich w bardzo praktyczny sposób. Widzi on te obowiązki w obrębie trzech różnych dziedzin.

1. Musimy zachęcać się nawzajem do szlachetnego życia. Najlepiej czynić to przez własny przykład. Możemy czynić to przez przypominanie innym o ich dobrych tradycjach, ich przywilejach i ich odpowiedzialności - jeżeli zaczynają o tym zapominać. Świętym jest ten, w kim wyraźnie widać Chrystusa. Może pamiętamy, jak umierający żołnierz, patrząc na Florence Nightingale, wyszeptał: „Jesteś dla mnie Chrystusem”.

2. Musimy brać udział we wspólnych nabożeństwach. Wśród czytelników Listu do Hebrajczyków na pewno byli tacy, którzy zatracili już dobry zwyczaj zgromadzania się na wspólne nabożeństwa. Człowiek może uważać się za chrześcijanina, nie łącząc się z ludem Bożym na wspólne nabożeństwa w domu Bożym. Może on starać się być, jak powiada Moffatt, „pobożną cząsteczką”, chrześcijaninem w izolacji. Moffatt wskazuje na trzy powody, które powstrzymują człowieka od brania udziału w nabożeństwach publicznych.

a) Może nie chodzi on do zboru ze względu na strach. Może wstydzi się chodzenia do kościoła. Może żyje i pracuje wśród ludzi, którzy naśmiewają się z kościoła. Jego przyjaciele mogą nie znać się na tym i dlatego obawia się krytyki i lekceważenia z ich strony. Dlatego może on starać się być ukrytym uczniem, ale jest to rzecz niemożliwa, ponieważ albo „uczniostwo odkryje tajemnicę, albo tajemnica pozbawi życia uczniostwo”. Dobrze byłoby pamiętać, że chodzenie do kościoła jest również demonstrowaniem naszej wierności. Jeżeli nawet kazanie nie jest warte słuchania i całe nabożeństwo zbyt nudne, nasz udział w nim jest pokazaniem całemu otoczeniu, po której stronie jesteśmy.

b) Może nie chodzi on do zboru ze względu na swoje zbyt wysokie wymagania. Może wzdraga się przed kontaktami z ludźmi, którzy nie są „tacy jak on”. Niektóre zbory bardziej są podobne do klubów niż do kościoła. Mogą one być położone na terenie zamieszkanym przez ludzi stojących na niższym poziomie społecznym. Gdyby biedni weszli raptem do tego zboru, byłoby tam więcej zakłopotania niż radości. Zawsze powinniśmy pamiętać o tym, że w oczach Bożych żaden człowiek nie jest „przeciętnym”. Chrystus umarł za wszystkich ludzi, a nie tylko za ludzi z klas uprzywilejowanych.

c) Może nie chodzi do zboru ze względu na własną próżność. Może uważać, że nie potrzebuje kościoła, że jego intelektualny poziom przewyższa zwiastowane tam poselstwo. Społeczny snobizm jest rzeczą złą, ale jeszcze gorszą jest snobizm duchowy i intelektualny. Najmądrzejszy człowiek jest głupcem w oczach Bożych, a najsilniejszy człowiek jest bardzo słaby w chwili pokusy. Nikt nie może prowadzić przykładnego życia chrześcijańskiego przy jednoczesnym zaniedbaniu społeczności kościelnej. Jeżeli ktoś uważa to za możliwe to musi pamiętać, że idzie do Kościoła nie tylko po to, aby coś otrzymać, ale również, aby coś dać. Jeżeli uważa, że Kościół ma pewne niedociągnięcia, jego obowiązkiem jest przyjść i wspólnie przezwyciężyć te braki i niedociągnięcia.

3. Musimy dodawać sobie odwagi. Dodawanie odwagi to jeden z najszlachetniejszych obowiązków człowieka. Jeden z punktów regulaminu Królewskiej Marynarki Brytyjskiej powiada: „Żaden oficer nie może wypowiadać negatywnych opinii o innym oficerze odnośnie do spełnianych przez niego obowiązków”. Elifaz niechcący wyraził Hiobowi wielkie uznanie. Powiedział bowiem: „Upadającego podnosiły twoje słowa” (Job 4,4). Barrie tak napisał do Cyntii Asquith: „Twoim pierwszym odruchem zawsze jest zatelefonowanie do Jonesa i przekazanie mu miłej wieści o tym, co Brown powiedział o nim Robinsonowi. W ten sposób rozsiałaś wiele szczęścia”. Łatwo jest wyśmiewać się z czyichś ideałów, wylewać kubeł zimnej wody na czyjś entuzjazm, zniechęcać. Świat jest pełen ludzi zniechęcających; naszym chrześcijańskim obowiązkiem jest wzajemne zachęcanie się. Wiele razy słowo uznania lub podziękowania podtrzymuje człowieka na duchu. Błogosławiony człowiek, który wypowiada takie słowo.

W końcu autor Listu do Hebrajczyków powiada, że naszym chrześcijańskim obowiązkiem jest wykorzystywanie czasu, ponieważ nie mamy już go za dużo. Dzień się przybliża. Ma on na uwadze Powtórne Przyjście Chrystusa, które radykalnie zmieni dotychczasowy bieg rzeczy. Pierwotny Kościół żył w oczekiwaniu na ten Dzień. Musimy być świadomi tego, że nikt nie wie, kiedy zostanie wezwany przez Boga. Gdy mamy czas, powinniśmy wyświadczać wszelkie dobro wszystkim ludziom we wszelki możliwy sposób.

Poważne zagrożenie (10,26-31)

Autor Listu do Hebrajczyków, jak zawsze, wypowiada się w bardzo surowym tonie. Tylko nieliczni autorzy Nowego Testamentu z taką odrazą mówią o grzechu. W tekście tym wraca on myślami do surowych instrukcji zapisanych w 5 Mjż 17,2-7. Mówi się tam o tym, że jeżeli komuś udowodni się oddawanie czci obcym bogom, to „wyprowadzisz tego męża czy tę kobietę, którzy popełnili tę rzecz niegodziwą, do twoich bram i będziesz kamienował tego męża czy tę kobietę, aż umrą. Na podstawie zeznania dwóch świadków lub trzech świadków skazuje się na śmierć. Nie skazuje się na śmierć na podstawie zeznania jednego świadka. Świadkowie pierwsi podniosą przeciwko niemu swoją rękę, aby mu zadać śmierć, a potem cały lud, i wyplenisz zło spośród siebie”.

Autor Listu nawiązuje do okropności tego grzechu z dwóch powodów. Po pierwsze, żył on w czasach zmasowanych ataków na Kościół. Największe niebezpieczeństwo zagrażało mu ze strony złego życia i odpadania od wiary jego członków. W takiej sytuacji Kościół nie mógł sobie pozwolić na lekceważenie postawy tych członków, którzy byli złą reklamą chrześcijańskiej wiary. Trzeba było być wiernym zasadom wiary lub opuścić szeregi Kościoła. Wymaganie to jest aktualne i dzisiaj. Dick Sheppard większą część swego życia poświęcił zwiastowaniu ewangelii ludziom, którzy byli wrogo lub obojętnie ustosunkowani do Kościoła. Z ich pytań, zarzutów i krytyki wywnioskował, że „największą przeszkodą w życiu Kościoła jest niewłaściwe życie wyznających. wiarę chrześcijan”. Niewłaściwy styl życia chrześcijanina podkopuje fundamenty Kościoła.

Po drugie, był on przekonany, że grzech stał się podwójnie poważnym niebezpieczeństwem ze względu na możliwość lepszego poznania Boga i Jego woli przez Jezusa. Jeden z dawnych świętych napisał coś w rodzaju katechizmu. Kończy go pytaniem, co się stanie, jeżeli człowiek zlekceważy ofiarę Jezusa Chrystusa. W swojej odpowiedzi podaje, że człowieka tego niechybnie spotka potępienie i to „tym bardziej, że przeczytałeś tę księgę”. Im większe poznanie, tym większy grzech. Skoro według przepisów zakonu odstępstwo było strasznym grzechem, to podwójnie strasznym jest ono po przyjściu Chrystusa. Takie jest przekonanie autora Listu do Hebrajczyków.

Podaje on trzy definicje grzechu.

1. Grzechem jest podeptanie Chrystusa. Nie jest to zwyczajne zbuntowanie się przeciwko zakonowi, jest to zadanie ran miłości. Człowiek może znieść prawie każdy atak na swoje ciało, ale ulega atakom skierowanym na jego serce. Mówi się o pewnym człowieku, który w czasach hitlerowskiego terroru w Niemczech został aresztowany, poddany torturom i wysłany do obozu koncentracyjnego. Wszystkie te cierpienia znosił z godnością, wyszedł z nich jako niezłomny duchem. I wtedy przypadkowo dowiedział się, kto był jego denuncjatorem - był nim jego syn. Odkrycie to złamało go i wkrótce zmarł. Mógł znieść ataki nieprzyjaciela, ale atak ukochanego syna zabił go. Przed swoją śmiercią Cezar prawie z pogardą patrzył w twarz swoim zabójcom, ale widząc podniesioną do zadania ciosu rękę swego przyjaciela Brutusa, zakrył swoją twarz płaszczem i zginął. Po przyjściu Chrystusa grzech nie jest już tylko przestępstwem zakonu, lecz podeptaniem miłości Chrystusowej.

2. Grzechem jest lekceważenie rzeczy świętych. Świętokradztwo wzbudza największą odrazę. Autor Listu w zapamiętaniu powiada: „Zobaczcie co zostało dla was zrobione, spójrzcie na przelaną krew i złamane ciało Chrystusa, jakże kosztowna jest wasza nowa społeczność z Bogiem, czy możecie ją traktować tak obojętnie? Czy nie widzicie, jaką świętą jest ona rzeczą?” Grzechem jest nieuświadomienie sobie świętości ofiary krzyżowej.

3. Grzechem jest znieważenie Ducha Świętego. Zamieszkujący w nas Duch Święty mówi nam co jest dobre, a co złe, powstrzymuje nas od grzechu, budzi nas z duchowego letargu. Lekceważenie tego głosu jest znieważaniem Ducha i zasmucaniem serca Bożego.

Wszystko to wskazuje na jedną podstawową sprawę. Grzech nie jest nieposłuszeństwem wobec nieosobowego zakonu, lecz rozerwaniem osobistej społeczności z Bogiem, który jest naszym Ojcem, i zadaniem bólu sercu Bożemu.

Autor Listu do Hebrajczyków zakończy swój apel groźbą. Cytuje 5 Mjż 32,35-36, gdzie wyraźnie mówi się o gniewie Bożym. U podstaw chrześcijaństwa zawsze leży groźba. Usunięcie tej groźby jest wyjałowieniem wiary. Koniec dnia nie jest jednakowy zarówno dla dobrego, jak i dla złego człowieka. Nikt nie może zaprzeczyć, że w końcu nadejdzie sąd.

Niebezpieczeństwo płynięcia z prądem (10,32-39)

Były czasy, gdy ludzie, do których List ten został skierowany, byli prześladowani. Gdy tylko stali się chrześcijanami, doznali prześladowania i grabieży swego majątku; przekonali się, czym jest solidaryzowanie się z ludźmi podejrzanymi i niepopularnymi. Jednak wszystko to znieśli z dostojeństwem i godnością, a teraz, gdy zaczęło zagrażać im popłynięcie z prądem popularnych przekonań, autor Listu przypomina o dawnych czasach ich bohaterstwa.

To prawda, pod wieloma względami łatwiej jest oprzeć się przeciwnościom aniżeli powodzeniu i dostatkowi. Łatwizna doprowadziła więcej ludzi do ruiny, aniżeli trudności i kłopoty. Klasycznym tego przykładem jest armia Hannibala.

Hannibal z Kartaginy był tym, który zdołał pokonać rzymskie legiony. Pewnego razu, ze względu na zimę, jego wojska zatrzymały się w bogatym mieście Kapua. Jedna zima w Kapui dokonała tego, czego nie były w stanie dokonać rzymskie legiony. Dostatek tak nadwerężył morale kartagińskich wojsk, że z nastaniem wiosny nie były one w stanie oprzeć się Rzymianom. Łatwizna doprowadziła je do osłabienia, podczas gdy walka jedynie wzmagała wytrzymałość tych wojsk. To samo często odnosi się i do chrześcijańskiego życia. Często człowiek z godnością i samozaparciem przechodzi przez wielkie próby i doświadczenia, podczas gdy wygody życia i dostatek wysysają jego siły i osłabiają wiarę.

Apel autora Listu do Hebrajczyków może być skierowany do każdego człowieka. Właściwie powiada on: „Bądźcie takimi, jakimi byliście w czasie próby”. Gdybyśmy zawsze byli tacy jak na początku swego życia chrześcijańskiego, życie byłoby zupełnie inne. Chrześcijaństwo nie wymaga czegoś niemożliwego, ale gdybyśmy zawsze byli tacy uczciwi, tacy uprzejmi, tacy odważni i tacy wielkoduszni, jakimi moglibyśmy być, życie uległoby radykalnej zmianie.

Aby takimi być, powinniśmy pamiętać o pewnych sprawach.

1. Powinniśmy trzymać się naszej nadziei. Możliwość zdobycia złotego medalu zmusza sportowca do ciężkiego treningu. Mając na uwadze ten cel chętnie poddaje się on rygorom dyscypliny. Jeżeli nasze życie polega jedynie na bezcelowym przeżywaniu każdego dnia, to nam również będzie zagrażało popłynięcie z prądem, jeżeli jednak zmierzamy ku niebiańskiej koronie, każdy wysiłek będzie czymś koniecznym i radosnym.

2. Potrzebujemy hartu ducha. Wytrwałość jest jedną z wielkich, pozbawionych romantyzmu zalet. Większość ludzi zaczyna dobrze, a prawie każdy może dobrze pracować od czasu do czasu. Każdy czasem może wznieść się na skrzydłach jak orzeł, w chwilach podniecenia każdy może biec nie czując zmęczenia, ale największym ze wszystkich darów jest możliwość stałego poruszania się bez zmęczenia.

3. Musimy pamiętać o celu. Autor Listu do Hebrajczyków cytuje słowa z Habakuka 2,3. Prorok powiada swemu ludowi, że jeżeli pozostanie wierny Bogu, to przeżyje obecną sytuację. Zwycięstwo jest udziałem tylko tego, kto zmierza do celu.

W przekonaniu autora Listu życie jest drogą prowadzącą ku Chrystusowi. Dlatego nie można sobie pozwolić na bezcelowe dryfowanie; koniec życia nadaje mu wartości i dlatego tylko człowiek wytrwały może być zbawiony.

Jesteśmy napominani do powrotu ku swoim najlepszym czasom, zawsze powinniśmy pamiętać o celu, do którego zmierzamy. Jeżeli życie jest drogą prowadzącą do Chrystusa, to nikt nie powinien z niej zejść czy zatrzymać się na niej w połowie.

Chrześcijańska nadzieja (11,1-3)

W przekonaniu autora Listu do Hebrajczyków wiara jest absolutną pewnością rzeczy teraźniejszych i przyszłych. Nie jest ona nadzieją, która patrzy w przyszłość z tęsknym oczekiwaniem; raczej jest to nadzieja patrząca w przyszłość z absolutną pewnością. W czasach prześladowania postawiono przed sędziami skromnego chrześcijanina. Oświadczył im, że nic nie jest w stanie go poruszyć, bo gdy pozostanie wierny Bogu, Bóg również okaże mu swoją wierność. „Czy naprawdę wierzysz w to - zapytał sędzia - że tacy jak ty mogą pójść do Boga i jego chwały?” „Ja nie tylko w to wierzę - odpowiedział chrześcijanin - ja wiem o tym”. Pewnego razu zaniepokoiła Bunyana niepewność. „Każdy uważa swoją religię za najlepszą - powiedział - Żydzi, Maurowie i poganie; a jeżeli też nasza wiara, Chrystus i Pismo Święte są tylko „zdaje mi się”?” Gdy jednak nastał świt nowego dnia, wybiegł z budynku wołając: „Teraz wiem, wiem!” Chrześcijańska wiara jest nadzieją, która zmienia się w pewność.

Ta chrześcijańska nadzieja kieruje postępowaniem człowieka. W jej zasięgu żyje on i umiera jej obecność decyduje o wartości jego życia. Jak śpiewał Silesius:

Wędruję po ziemskich drogach

Ku wzgórzom, gdzie wieczność jaśnieje,

Cierpliwość - sandały na nogach,

A plecak - pełen nadziei.

Moffatt wskazuje na trzy dziedziny, w których wyraża się operatywność chrześcijańskiej nadziei.

1. Jest to wiara w Boga stojącego ponad światem. Jeżeli przyjmiemy zasady tego świata, możemy mieć wygodę i powodzenie; jeżeli będziemy przestrzegać Bożych zasad, możemy doświadczyć cierpienia i niepopularności. W przekonaniu chrześcijanina lepiej jest cierpieć z Bogiem, aniżeli mieć powodzenie w świecie. W Księdze Daniela - Sedrach, Mesach i Abednego stoją przed wyborem okazania posłuszeństwa Nabuchodonozorowi i oddania czci jego bóstwu lub wytrwania w posłuszeństwie Bogu, pod karą wrzucenia do rozpalonego pieca. Bez wahania wybierają jednak to drugie (Dn 3). Przed rozprawą sądową Bunyan powiedział: „Zanim stanąłem przed sędzią, z Bożym pocieszeniem w swojej duszy prosiłem Boga, aby - jeżeli więcej dobrego będę mógł zrobić będąc na wolności niż w więzieniu - udzielił mi wolności. A jeżeli nie, niech będzie Jego wola”. W chrześcijańskim przekonaniu na życie trzeba patrzeć z perspektywy wieczności i dlatego lepiej we wszystkim zaufać Bogu, aniżeli liczyć na powodzenie w tym świecie.

2. Chrześcijańska nadzieja to wiara w ducha stojącego ponad zmysłami. Zmysły powiadają człowiekowi: „Korzystaj z tego, czego możesz dotknąć, co możesz spróbować, wziąć i czym możesz cieszyć się.”

Zawczasu gromadź pęki róż,

Ponieważ czas wciąż ulata,

A kwiat śmiejący się dziś,

Jutro będzie umierający.

Zmysły namawiają nas do trzymania się rzeczy doczesnych, zaś duch powiada, że istnieje coś wyższego i cenniejszego. Chrześcijanin bardziej ufa duchowi aniżeli własnym zmysłom.

3. Chrześcijańska nadzieja to wiara w przyszłość, stojąca ponad doczesnością. Dawno temu Epikur powiedział, że głównym celem życia jest przyjemność. Nie miał jednak na uwadze tego, co zwykle ludzie przez to rozumieją. Dowodził on, że musimy przy tym być dalekowzroczni. Rzecz w danej chwili przyjemna może później doprowadzić do cierpienia, a rzecz wydająca się bolesną w końcu może sprawić radość. Chrześcijanin jest przekonany, że człowiek nie może zawsze lekceważyć prawdy, ponieważ „wielka jest prawda i w końcu odniesie ona zwycięstwo”.

Wydawało się, że sędziowie usunęli ze swojej drogi Sokratesa, że Piłat pokonał Chrystusa, ale przyszłość odwróciła werdykt krótkiej chwili. Fosdick powiada gdzieś, że Neron skazał Pawła na śmierć, ale minęły lata i nastały takie czasy, gdy ludzie zaczęli nadawać swoim synom imię Paweł, a swoje psy nazywają Neronami.

Łatwo jest spierać się: Dlaczego dla niepewnej przyszłości mam odmawiać sobie chwili przyjemności? Chrześcijanin z przekonaniem oświadcza, że przyszłość nie jest czymś niepewnym, ponieważ należy ona do Boga; Boży nakaz i Boża obietnica wystarczą mu.

Wielcy bohaterowie wiary opierali swoje życie na tej zasadzie, powiada autor Listu do Hebrajczyków, i dlatego zostali przyjęci przez Boga. Odwrócili się oni od tego wszystkiego, co świat nazywa wielkością, i całkowicie zaufali Bogu - historia potwierdziła słuszność ich wyboru.

Autor Listu do Hebrajczyków idzie dalej. Przekonanie o stworzeniu tego świata przez Boga jest aktem wiary, powiada on, i dodaje: rzeczy widzialne powstały z rzeczy niewidzialnych. Było to zakwestionowanie współczesnego mu przekonania, że Bóg stworzył świat z istniejącej już materii, środka niedoskonałego, i dlatego od samego początku świat jest światem niedoskonałym. Autor Listu do Hebrajczyków odrzuca stworzenie świata z istniejącej już materii; świat został stworzony z niczego. Nie interesowała go przy tym naukowa strona sprawy, chodziło mu jedynie o podkreślenie faktu, że jest to Boży świat.

Z faktu tego wynikają dwie sprawy. Po pierwsze, skoro jest to świat Boży, powinniśmy korzystać z jego dóbr w Boży sposób. Po drugie, jeżeli fakt ten nie zawsze wydaje się nam przekonywujący, powinniśmy zawsze pamiętać o tym, że Bóg sprawuje kontrolę nad tym światem. Jeżeli wierzymy, że świat ten jest Bożą własnością, wtedy w naszym życiu pojawia się nowe poczucie odpowiedzialności i nowe siły do akceptacji wszystkiego, ponieważ wszystko należy do Boga, wszystko jest w Jego rękach.

Wiara Abla (11,4)

Listę bohaterów wiary rozpoczyna autor Listu do Hebrajczyków od Abla, o którym czytamy w 1 Mjż 4,1-15. Kain uprawiał ziemię i złożył Bogu na ofiarę płody ziemi, zaś Abel był pasterzem i złożył Bogu na ofiarę zwierzę ze swego stada. Bóg przyjął ofiarę Abla, co napełniło Kaina złością; zamordował on swego brata i stał się tułaczem na ziemi. Opowiadanie to jest trudne do zrozumienia. Nie zawiera ono wzmianki o tym, dlaczego Bóg przyjął ofiarę Abla, a ofiary Kaina nie przyjął. Może dlatego, że nie dał Bogu w ofierze rzeczy dla człowieka najcenniejszej, jaką jest samo życie, którego symbolem w przekonaniu Hebrajczyków była krew. Dobrze o tym wiemy, ponieważ z utratą krwi gaśnie również życie. W oparciu o tę zasadę jedyną prawdziwą ofiarą składaną Bogu była ofiara krwi. Abel złożył na ofiarę żywe stworzenie i dlatego jego ofiara została przyjęta.

Może również autor Listu do Hebrajczyków ma na uwadze nie tylko to biblijne opowiadanie, ale również żydowską twórczość folklorystyczną. Sami Żydzi wymyślili dziwne i dość zawiłe opowiadanie o tym, dlaczego Bóg odrzucił Kaina i dlatego zamordował on swego brata Abla. Najwcześniejsze opowiadanie ludowe mówi o tym, że Ewa za każdym razem rodziła bliźnięta, chłopczyka i dziewczynkę, którzy później stanowili parę małżeńską. W przypadku Abla i Kaina, Adam postanowił zmienić tę zasadę i wydać bliźniaczą siostrę Kaina za Abla. Kain był bardzo niezadowolony z takich zamiarów. By załagodzić tę sprawę, Adam powiedział: „Idźcie, moi synowie, i złóżcie ofiarę Panu; czyja ofiara zostanie przyjęta, ten otrzyma tę młodą dziewczynę. Niech każdy z was weźmie ofiarę i złoży ją Panu, niech On o tym zadecyduje”. Wtedy Abel, jako pasterz, wybrał ze swego stada najlepszą sztukę na ofiarę; Kain zaś, będąc rolnikiem, położył na ołtarzu najgorszy snop zboża. Spadający z nieba ogień pochłonął ofiarę Abla wraz z ołtarzem, zaś ofiara Kaina pozostała nietknięta. Oddał więc Adam dziewczynę Ablowi, co bardzo rozgniewało Kaina. Gdy pewnego dnia Abel zasnął na wzgórzu, Kain ciężkim kamieniem zmiażdżył mu głowę. Potem zarzucił sobie jego ciało na plecy i zaczął nieść, gdyż nie wiedział, co ma z nim zrobić. Idąc zobaczył dwie walczące ze sobą wrony, jedna z nich zabiła drugą, a następnie dziobem wykopała w ziemi dół i pogrzebała zabitą. Kain powiedział do siebie: „Nie, mam rozsądku tego ptaka. Ja też złożę swego brata do ziemi” i uczynił to.

Na wyjaśnienie pierwszego morderstwa Żydzi mieli jeszcze inne opowiadanie. Kain i Abel nie zgadzali się co do tego, co każdemu z nich przypada z majątku. Abel podał więc propozycję zakończenia tego sporu. Kain wziął w posiadanie ziemię i cały majątek nieruchomy, zaś Abel wziął majątek ruchomy. W sercu Kaina pozostała jednak zazdrość. Pewnego dnia powiedział do swego brata: „Usuń się stąd, stoisz na mojej własności, ta równina jest moja”. Abel szybko udał się w góry, ale Kain i wtedy wołał: „Góry też są moje”. Tak więc pędził za swoim bratem, prześladował go, aż w końcu zabił.

Opowiadanie to zawiera dwie wielkie prawdy. Pierwsza z nich dotyczy zawiści. Nawet Grecy widzieli jej okropność. Demostenes powiedział: „Zawiść jest oznaką wypaczenia natury”. Eurypides powiedział: „Zawiść jest największą ze wszystkich chorób wśród ludzi”. Greckie przysłowie powiadało: „W chórze Bożym nie ma miejsca na zawiść”. Zawiść prowadzi do złości, złość prowadzi do nienawiści, a nienawiść - do morderstwa. Zawiść może zatruć całe życie i zabić wszelką dobroć. Po drugie, Kain odkrył nowy rodzaj grzechu - myśl o tym jest straszna i pełna grozy. Jeden z greckich Ojców Kościoła powiedział: „Do tego czasu żaden z ludzi nie zmarł, więc Kain nie wiedział, jak zabić. Szatan pouczył go jednak o tym we śnie”. To Kain zapoczątkował na świecie morderstwo. Grzesznik zasługuje na potępienie, ale na jeszcze większe potępienie zasługuje ten, kto wciąga do grzechu innych. Taki człowiek, tak jak Kain, zostaje wypędzony sprzed oblicza Bożego.

Autor Listu do Hebrajczyków chce powiedzieć: „Chociaż Abel umarł za swoją wiarę, to wciąż jeszcze przemawia do nas”. Moffatt tak komentuje ten fakt: „Śmierć nigdy nie jest ostatnim słowem w życiu człowieka sprawiedliwego”. Odchodząc z tego świata człowiek pozostawia coś po sobie. Może on zostawić po sobie coś, co może rosnąć i rozszerzać się jak rakowata narośl; może on również zostawić po sobie coś, co może kwitnąć i rozrastać się bez końca. Pozostawia za sobą dobry lub zły wpływ; każdy umierający stale przemawia. Niech Bóg zdarzy, abyśmy pozostawili po sobie nie nasienie zła, ale coś pięknego, co stałoby się błogosławieństwem dla następnych pokoleń.

Chodzenie z Bogiem (11,5-6)

Życie Henocha w Starym Testamencie zostało zamknięte w jednym zdaniu: „Henoch chodził z Bogiem, a potem nie było go, gdyż zabrał go Bóg” (1 Mjż 5,24). Z imieniem tym wiąże się wiele legend. Był on, jak powiadano, pierwszym krawcem, który potrafił uczyć innych właściwego cięcia skór i sporządzania z nich odzieży. Podobno on pierwszy uczył też ludzi robienia obuwia do zabezpieczenia stóp. On jako pierwszy posługiwał się piórem, pisząc i nauczając ludzi z ksiąg.

Legenda powiada, że Henoch zawarł z aniołem porozumienie przyjaźni. Poprosił go przy tym o spełnienie trzech próśb. Pierwsza: by pozwolił mu umrzeć, a potem wrócić do życia i w ten sposób przekonać się, czym jest śmierć. Druga prośba dotyczyła odwiedzenia miejsca przebywania przewrotnych; aby poznać, czym jest kara za zło. Obydwie te prośby zostały spełnione. Trzecia prośba polegała na umożliwieniu mu odwiedzenia raju, aby móc zakosztować radości błogosławionych. Ta prośba też została spełniona, ale po wejściu do raju Henoch nie powrócił już stamtąd na ziemię.

Proste stwierdzenie w 1 Mojżeszowej posiada wydźwięk mistyczny. Nie mówi ono o tym, jak umarł Henoch. Stwierdza jedynie, że w wyznaczonym przez Boga czasie spokojnie opuścił on tę ziemię. Istniały dwie słynne interpretacje śmierci Henocha.

1. Księga Mądrości (4, l0n) powiada, że Bóg zabrał Henocha, gdy był on jeszcze dosyć młody, by przez to samo uchronić go przed skażeniem ze strony tego świata. „Żyjąc wśród grzeszników, został przeniesiony. Zabrany został, by złość nie odmieniła jego myśli albo ułuda nie uwiodła duszy”. Jest to inne sformułowanie klasycznego powiedzenia: „Kogo bogowie miłują, ten umiera młodo”. Śmierć uważana jest za nagrodę. Bóg tak bardzo kochał Henocha, że zabrał go przed czasem i ewentualnym zepsuciem ze strony świata.

2. Filon, żydowski filozof z Aleksandrii, widział w Henochu wielki wzór pokuty. Przez pokutę został on przeniesiony z życia dalekiego od Boga do życia w społeczności z Bogiem.

Z tego krótkiego tekstu Starego Testamentu autor Listu do Hebrajczyków wnioskuje, że Henoch w ogóle nie zmarł, lecz w jakiś tajemniczy sposób Bóg zabrał go do siebie. Może sens tego tekstu jest o wiele prostszy. Żyjąc w okresie tak wielkiego zepsucia i przewrotności Henoch chodził w społeczności z Bogiem, a gdy nadszedł czas, społeczność ta nie doznała żadnego uszczerbku. Śmierć jeszcze bardziej przybliżyła go do Boga. Ponieważ chodził on z Bogiem, gdy inni ludzie odchodzili od Boga, jego społeczność z Bogiem coraz bardziej zacieśniała się, a śmierć była niczym innym jak tylko ostatnim krokiem ku temu Bogu, z którym chodził przez całe życie.

Henoch przypomina nam różne postawy wobec śmierci. Pogodne stwierdzenie Starego Testamentu, tak proste, a jednocześnie tak wzruszające, kieruje nasze myśli ku chrześcijańskiej postawie wobec śmierci.

1. Niektórzy uważają śmierć za coś tajemniczego i niewytłumaczalnego. William Morris pisał:

Śmierci nienawidziliśmy, nie wiedząc czym ona jest.

Bacon powiedział: „Ludzie boją się śmierci jak dzieci boją się ciemności”. Dla niektórych zawsze jest ona czymś przeraźliwie nieznanym, co wzbudza według słów Hamleta „lęk czegoś po śmierci”.

2. Inni znowu uważają śmierć za rzecz nieuniknioną w życiu. Cezar Szekspira tak powiada w Juliuszu Cezarze:

Wydaje mi się dziwne, że ludzi się boją;

Przecież śmierć jako konieczność

Przyjdzie wtedy, kiedy zechce.

A w Cymbeline pisze on z dziwną fatalistyczną pięknością:

Nie boisz się już upału słonecznego

Ani mroźnych podmuchów zimy;

Wykonałeś swoje ziemskie zadanie,

Wróciłeś do domu i wziąłeś zapłatę:

Złoci chłopcy i dziewczęta

Jak kominiarze wracają do prochu.

Nie boisz się już ludzi wielkich,

Nie dosięgnie cię już uderzenie tyrana,

Odzież i żywność już cię nie obchodzą,

A trzcina jest taka jak dąb:

Wielkość, nauka i siła fizyczna,

Wszystko zamienia się w proch.

Nie boisz się już błyskawicy

Ani przerażającego grzmotu pioruna,

Nie straszy cię potwarz ani poniżenie,

Skończyłeś już z radością i płaczem,

Zakochani młodzieńcy i wszyscy miłośnicy

Muszą się tobie poddać i wrócić do prochu.

Śmierć jest rzeczą nieuniknioną i dlatego wszelkie zmagania się z nią nie mają żadnego sensu.

3. Niektórzy widzieli w śmierci zakończenie egzystencji. Katullus, jeden ze znanych poetów rzymskich, prosi Lesbię o pocałunki, ponieważ zbliża się noc:

Lesbijko moja, żyjmy i kochajmy,

Nie zwracajmy uwagi na plotki

Starych, opryskliwych i surowych mężczyzn;

Słońce może wschodzić i zachodzić,

Ale gdy skończą się nasze krótkie dni,

Ogarnie nas nie kończąca się noc.

Umrzeć - to wejść do nicości i zanurzyć się w wiecznym śnie.

4. Dla innych śmierć to największe przerażenie i nieuniknione zło. W utworze Measure for Measure Szekspir wkłada w usta Klaudia słowa:

Śmierć to rzecz straszna, tak,

Ale umierając nie wiemy, dokąd idziemy;

Położyć się w ciemnym grobie i gnić;

Dostrzegalne, ciepłe uczucie staje się

Grudką ziemi, a rozradowany duch

Kąpie się w ognistych odmętach lub zamieszkuje

We wspaniałych regionach grubego lodu;

Być uwięzionym w zasłoniętych oknach

I uderzać gwałtownie we wszystko,

Co łączy się z istniejącym światem...

Najtrudniejsze i najbardziej nieznośne życie

Starczy wiek, ból, nędza i niewola

Są rajem w porównaniu z tym,

Czego obawiamy się ze strony śmierci.

W przekonaniu Klaudia najgorsze życie jest lepsze od śmierci. W. S. Gilbert w „The Yeomen of the Cuard” pisał:

Czy życie jest dobrodziejstwem?

Jeżeli tak, to przyjdzie koniec

Gdy kiedyś śmierć zawoła,

A może to nastąpić wkrótce.

Robert Burns tak pisał o wczesnej śmierci Mary Highland:

Och, rosa śmierci spadła przedwcześnie

I złamała mój młody kwiat!

W śmierci niektórzy widzą jedynie ponurego terrorystę i niszczyciela.

5. Dla wielu śmierć jest ulgą. Zmęczeni światem i życiem widzą w niej ucieczkę od smutnej rzeczywistości. Keats powiada, że jest on „na wpół zakochany w spokojnej śmierci”. Szekspir w jednym z sonetów woła:

Do licha z wszystkim tym, o spokojną śmierć zabiegam.

Nicholas Rowe powiedział: „Śmierć jest przywilejem ludzkiej natury”. Stoicy twierdzili, że bogowie obdarzyli ludzi darem życia, a jeszcze większym darem jest zabranie tego życia przez nich. Swinburne najlepiej uchwycił ten nastrój zmęczenia światem w Garden of Proserpine:

Z nadmiaru miłości do życia,

Uwolnieni z nadziei i strachu,

Dziękujemy pokrótce za wszystko

Jakiemukolwiek bóstwu,

Że życie nie trwa na wieki,

Że zmarli nigdy nie powstają

I nawet najspokojniejsza rzeka

Niknie gdzieś w morzu.

Gwiazdy ni słońce tego nie zmienią

Ani żadna odmiana światła;

Ni głos wzburzonych wód,

Czy jakiś grzmot lub widok;

Ani zimowe czy wiosenne liście,

Ni dni czy pory nocne;

Nastanie wieczny sen

W czasie wiecznej nocy.

W przekonaniu takich ludzi śmierć jest rzeczą dobrą, ponieważ jest ona końcem życia.

6. Dla jeszcze innych śmierć nie jest końcem, lecz przejściem, nowym odcinkiem życiowej drogi; nie jest ona drzwiami zamkniętymi, lecz otwartymi. Longfellow pisał:

Nie, nie ma śmierci! To tylko przejście!

Nasze doczesne, ziemskie życie

Jest jak przedsionek odrębnego bytu,

W który wstępujesz poprzez bramę śmierci.

George Meredith pisał:

Spotkałem także i śmierć i konanie,

Lecz zza nich błyskało nowych dni świtanie.

Taka śmierć zawsze była powołaniem do wstąpienia wyżej, przejścia z ciemności do świtu nowego dnia.

7. Śmierć też była uważana za przygodę. J. M. Barrie przez Piotrusia Pana powiada: „Umrzeć to strasznie wielka przygoda”. Charles Frohman który dobrze znał Barrie, utonął 7 maja 1915 roku w czasie katastrofy statku Lusitania. Oto jego ostatnie słowa: „Dlaczego bać się śmierci? To najwspanialsza przygoda życia”. Pewien stary uczony, umierając powiedział do swoich przyjaciół: „Czy jesteście świadomi tego, że za godzinę lub dwie poznam odpowiedzi, których poszukiwaliśmy przez całe życie?” Dla takich ludzi śmierć jest przygodą, w czasie której dokonuje się największego odkrycia dotyczącego wieczności.

9. A nade wszystko są tacy jak Henoch, którzy uważają śmierć za przejście do bliskiej społeczności z tym, dla którego poświęcili całe swoje życie. Jeżeli żyliśmy z Chrystusem, to możemy umierać w pewności, że przechodzimy do wiecznej społeczności z naszym Panem.

W tekście tym autor Listu de Hebrajczyków wskazuje na dwa ważne akty wiary chrześcijańskiego życia.

1. Musimy wierzyć w Boga. Bez takiej wiary nie może być pobożności. Pobożność zaczyna się tam, gdzie ludzie są świadomi obecności Bożej. Zanika ona wtedy, gdy ludzie żyją tak, jak gdyby Bóg nie istniał.

2. Musimy wierzyć, że Bóg interesuje się nami. Jak powiada autor Listu do Hebrajczyków, musimy wierzyć, że Bóg nagradza tych, którzy Go szczerze szukają.

W starożytności ludzie wierzyli w bogów, ale byli przekonani, że bogowie ci, zamieszkując przestrzenie kosmiczne, zupełnie nie interesowali się dziwnymi stworami zwanymi ludźmi. „Bóg - powiada Epikur - niczego nie dokonuje”. Niektórzy wierzą w Boga, ale nie wierzą w to, że On się troszczy. Mówi się, że żaden astronom nie może być ateistą, ale mówi się też również, że astronom jest skłonny uwierzyć, że Bóg jest matematykiem. Jednak Bóg jako matematyk nie potrzebuje się troszczyć. Ludzie nazwali Boga Pierwszą przyczyną, Pierwszą zasadą, Twórczą energią, Siłą życia. Są to stwierdzenia ludzi wierzących w Boga, ale nie w Boga, który się troszczy.

Marek Aureliusz zapytany, dlaczego wierzy w bogów, odpowiedział: „To prawda, bogowie nie są zauważalni dla ludzkiego wzroku, ale nie widzę również swojej duszy, a jednak ją szanuję. Dlatego wierzę w bogów i szanuję ich, ponieważ stale doświadczam ich mocy”. Nie logika, lecz życie przekonywało go o istnieniu bóstw. Seneka powiedział: „Podstawowym elementem czci bogów jest wiara w ich istnienie... i poznanie tych bogów, którzy kierują światem, działają oni dla dobra całej ludzkości, a jednocześnie pamiętają o poszczególnym człowieku”. Epiktet powiedział: „Musisz wiedzieć, że najważniejszą rzeczą w czczeniu bóstw jest posiadanie właściwej wiary w ich istnienie i właściwe ustawianie przez nich wszystkich rzeczy”.

Musimy wierzyć nie tylko w istnienie Boga,. lecz również w to, że On troszczy się i angażuje w ludzką sytuację. Chrześcijanin czyni to z łatwością, ponieważ w Jezusie Chrystusie Bóg zstąpił na świat, aby nam powiedzieć, jak bardzo się o nas troszczy.

Człowiek, który uwierzył Bożemu poselstwu (11,7)

Starotestamentowe opowiadanie o Noem znajdujemy w 1 Mojżeszowej 6-8. Mieszkańcy ziemi stali się tak bardzo przewrotni, że Bóg postanowił ich wyniszczyć. Zamiar ten objawił On Noemu, nakazując zbudowanie arki, w której mogłaby się uratować jego rodzina i przedstawiciele świata zwierzęcego. Ze czcią i posłuszeństwem Noe przyjął Słowo Boże i dlatego uratował się w czasie ogólnej zagłady.

Jak zwykle bywa, legenda podaje wiele szczegółów tego faktu. Może autor Listu do Hebrajczyków znał te legendy, które żywo przywoływały ten obraz w jego pamięci. Jedna z tych legend podaje, jak Noe zastanawiał się nad kształtem arki, którą miał zbudować. Bóg powiedział mu, że ma ona mieć kształt ciała ptaka i powinna być wykonana z drzewa żywicznego. Noe zasadził to drzewo i w ciągu dwudziestu lat wyrosło ono tak duże, że dostarczyło budulca na całą arkę. Inne opowiadanie mówi, że po ostrzeżeniu Bożym Noe wykonał wielki drewniany dzwon, który dzwonił każdego dnia z rana, w południe i wieczorem. Zapytany o powód tego dzwonienia, odpowiedział: „Aby was ostrzec, że Bóg ześle potop i zniszczy was wszystkich”. W innym opowiadaniu mówi się, że gdy Noe budował arkę, ludzie naśmiewali się z niego, uważając go za nienormalnego. Wtedy odpowiedział im: „Teraz szydzicie ze mnie, ale przyjdzie czas, gdy ja z was będę szydził; wtedy przekonacie się, kto karze przewrotnych i przygotowuje im dalszą karę w świecie przyszłym”.

Noe jako człowiek wiary przewyższa pod tym względem nawet Abla i Henocha.

1. Noe przyjął Słowo Boże. Uwierzył on poselstwu Bożemu. Nieraz poselstwo Boże może wydawać się czymś niemądrym, ale Noe uwierzył mu, zaryzykował wszystkim. Skoro uwierzył słowu Bożemu, musiał zaprzestać swoich normalnych obowiązków i skoncentrować się na wykonaniu Bożego polecenia. Całe życie Noego było przygotowaniem do tego, co z Bożego polecenia miało nastąpić.

Każdy człowiek stoi przed wyborem słuchania lub lekceważenia poselstwa Bożego. Może on żyć tak, jak gdyby to poselstwo nie miało żadnego znaczenia lub jak gdyby było ono najważniejszą rzeczą w świecie. Możemy wyrazić to inaczej: Noe był człowiekiem, który zważał na ostrzeżenie Boże, a ponieważ zważał, został uratowany przed nieszczęściem. Boże ostrzeżenie dociera do nas wieloma sposobami. Może ono docierać do nas przez sumienie lub bezpośrednio przez Słowo Boże skierowane do naszych dusz; może ono być usłyszane przez nas w postaci rady czy nagany ze strony dobrego i pobożnego przyjaciela; może ono raptem przemówić z Księgi Bożej czy dotknąć naszego serca w czasie słuchania kazania. Skądkolwiek ono przyjdzie, jego lekceważenie byłoby naszym nieszczęściem.

2. Noe nie uląkł się poniżających działań ze strony bliźnich. Zachowanie się Noego w czasie pięknej pogody, gdy nic w przyrodzie nie zwiastowało nadciągającego kataklizmu, budziło politowanie najbliższego otoczenia. Kto przy zdrowych zmysłach buduje tak wielki okręt na lądzie z dala od morza? Człowiek posłuszny Bogu nieraz może uchodzić za tego, który postradał zmysły.

A teraz pomyślmy o pierwszych latach życia Kościoła. Ktoś spotyka swego przyjaciela, który powiada: „Wiesz, postanowiłem być chrześcijaninem”. A pierwszy z nich na to: „Czy wiesz, co dzieje się z chrześcijanami? Są oni poza nawiasem prawa. Zamyka się ich w więzieniach, rzuca się zwierzętom na pożarcie, krzyżuje i pali żywcem”. Na to chrześcijanin odpowiada: „Wiem”. Jego przyjaciel z rozpaczą woła: „Musiałeś zwariować!”

Jedną z najtrudniejszych cech chrześcijaństwa jest to, że musimy być przygotowani na to, by nieraz dla sprawy Jezusa być głupcami. Pewnego dnia Jego przyjaciele chcieli zabrać Go do domu, ponieważ uważali Go za nienormalnego. Mądrość Boża nieraz jest głupstwem u ludzi.

3. Wiara Noego była sądem nad innymi. Oto dlaczego, przynajmniej pod jednym względem, trudno być chrześcijaninem. Nie chodzi o sprawiedliwość własną chrześcijanina ani o surowość jego obyczajów, nie o jego doszukiwanie się winy w innych czy triumfalnym powiedzeniu: „a nie mówiłem?”. Często po prostu będąc sobą chrześcijanin wydaje wyrok na innych ludzi. Alcybiades, ten błyskotliwy, ale dziki młodzieniec ateński, zwykle powiadał do Sokratesa: „Sokratesie, nienawidzę cię, ponieważ kiedykolwiek na ciebie spojrzę, widzę kim jestem”. Jednym z najznakomitszych obywateli Aten był Arystydes, zwany „sprawiedliwym”. Został on skazany na wygnanie. Jeden z sędziów, zapytany dlaczego wydał taki werdykt, powiedział: „Znudziło mi się już słuchanie o Arystydesie jako o sprawiedliwym”. W dobroci tkwi niebezpieczeństwo, ponieważ w jej świetle zło doznaje potępienia.

4. Noe był sprawiedliwym przez wiarę. Jest on pierwszym człowiekiem w Biblii, który nazywa się dikaios, sprawiedliwy (1 Mjż 6,9). Jego dobroć polegała na tym, że całkowicie zaufał on Bożemu poselstwu. Chociaż inni ludzie łamali przykazania Boże, Noe zachowywał je; chociaż inni byli głusi na Boże ostrzeżenia, Noe słuchał ich uważnie; gdy inni śmiali się z Boga, Noe czcił Go. Mówi się, że Noe „zamienił sceptycyzm tego świata na ulgę przez swoją wiarę w Boga”. W czasach, gdy ludzie lekceważyli Boga, dla Noego był On najwyższą rzeczywistością w tym świecie.

Odwaga i wytrwałość wiary (11,8-10)

O powołaniu Abrahama niezwykle prosto mówi się w 1 Mjż 12,1. Autorowi Listu do Hebrajczyków mogły być znane żydowskie i bliskowschodnie legendy związane z postacią Abrahama. Jedna z nich powiada, że Abraham, syn Teracha, był wodzem wojsk Nimroda. W czasie narodzin Abrahama na niebie pojawiła się bardzo jasna gwiazda, która swoim blaskiem zaćmiła inne. Nimrod postanowił zamordować niemowlę, ale Abrahama ukryto w pieczarze i w ten sposób został uratowany. W pieczarze tej po raz pierwszy miał on wizję Boga. Będąc młodzieńcem wyszedł z pieczary i spojrzał na rozległą pustynię. Gdy wzeszło słońce w całej swojej chwale, Abraham powiedział: „Na pewno słońce jest Bogiem, Stworzycielem”. Przyklęknął więc i oddał cześć słońcu. Wieczorem jednak, gdy słońce zaszło na zachodzie, Abraham powiedział: „Ależ nie, autor stworzenia nie może zniknąć!” Na wschodniej części nieba pojawił się księżyc, zaczęły świecić gwiazdy. Wtedy Abraham powiedział: „Księżyc musi być Bogiem, a gwiazdy to Jego zastępy!” Ukląkł więc i oddał cześć księżycowi. Gdy minęła noc, księżyc zniknął za horyzontem, a na wschodzie znów pojawiło się słońce, Abraham powiedział: „Te niebieskie ciała na pewno nie są bóstwami, gdyż są one podporządkowane prawu; będę czcił tego, który nadał im to prawo”.

Arabowie mają inną legendę. Powiada ona jak to Abraham, widząc wielkie stada, powiedział do swojej matki: „Kto jest ich panem?”. Odpowiedziała mu: „Twój ojciec, Terach”. „A kto jest panem Teracha? - pytał dalej młody Abraham. „Nimrod” - odpowiedziała matka. „A kto jest panem Nimroda?” - dopytywał się Abraham. Matka nakazała mu zaprzestać dalszych pytań, ale myśl Abrahama już wtedy wzniosła się ku temu, który jest Bogiem wszystkich. Legendy powiadają dalej, że Terach nie tylko czcił dwanaście bóstw, każde w innym miesiącu, ale również wytwarzał posągi tych bóstw. Pewnego dnia Abraham sam stanął za ladą sklepową. Ludzie przychodzili kupować posągi. Abraham pytał ich o wiek i słyszał jak mówili, że mają pięćdziesiąt lub sześćdziesiąt lat. „Biada takiemu człowiekowi - odpowiada Abraham - który ma tyle lat i czci bóstwo wykonane w jednym dniu!” Potem wszedł czerstwy, około siedemdziesięcioletni starzec. Abraham zapytał go o wiek, a następnie powiedział: „Jesteś głupcem, bo czcisz bóstwo młodsze od siebie!” Po nim weszła niewiasta z naczyniem na pożywienie dla bogów. Abraham wziął kij i porozbijał wszystkie bóstwa z wyjątkiem jednego, któremu włożył do rąk ten kij. Po powrocie Terach rozgniewał się. Abraham powiedział: „Ojcze, niewiasta przyniosła to naczynie z pożywieniem dla twoich bogów; wszyscy rzucili się do jedzenia, ale najsilniejszy z nich postrącał innym głowy i sam wszystko zżarł”. Terach odpowiedział: „To niemożliwe, ponieważ są one wykonane z drewna i kamienia”. Na to Abraham: „Niech usłyszy twoje ucho, co wypowiedziały twoje usta!”

Legendy te przedstawiają nam żywy obraz Abrahama szukającego Boga, nie godzącego się z bałwochwalstwem swego ludu. Gdy nadeszło powołanie Boże, natychmiast wyruszył w nieznane. Abraham jest przykładem człowieka wierzącego.

1. Wiara Abrahama była gotowa podjąć ryzyko. Boże powołanie równało się opuszczeniu domu, rodziny i dotychczasowego zajęcia, a mimo to usłuchał. Musiał wyjść w nieznane, a jednak wyszedł. Każdy z nas miałby pod tym względem wiele obaw. Ciekaw jestem, co by się stało, gdybyśmy uchwycili się słowa Bożego i działali zgodnie z Jego nakazami i obietnicami.

Biskup Newbigin mówi o negocjacjach, które doprowadziły do powstania Zjednoczonego Kościoła Południowych Indii. Uczestniczył on w tych negocjacjach jak i w długich, następujących po nich dyskusjach. Uczestnicy tych rozmów byli ludźmi bardzo przezornymi i dlatego zawsze dopytywali się, do czego może doprowadzić każde stwierdzenie, aż w końcu przewodniczący obrad przypomniał im, że chrześcijanin nie ma prawa pytać, dokąd zajdzie.

Większość z nas prowadzi bardzo ostrożne życie, oparte na zasadzie: przede wszystkim bezpieczeństwo własne; jednak w życiu chrześcijańskim nieraz koniecznością jest brawura i wyruszenie w nieznane. Gdyby wiara widziała każdy krok, nie byłaby prawdziwą wiarą. Czasem chrześcijanin musi pójść drogą, na którą powołuje go głos Boży, nie znając konsekwencji tej decyzji. Tak jak Abraham musiał wyjść, nie wiedząc dokąd idzie.

2. Wiara Abrahama wyróżniała się cierpliwością. Chociaż wszedł do Ziemi Obiecanej, nie mógł jej posiąść. Był przybyszem wędrującym po niej i mieszkającym w namiocie, tak jak później jego potomkowie będą wędrować po pustyni. Choć obietnica Boża nie została spełniona za życia Abrahama, to jednak nie przestał on wierzyć w jej prawdziwość.

Każdy z nas zawsze się śpieszy. Oczekiwanie jest nieraz trudniejsze od działania. Najtrudniejsza chwila to czas między decyzją i działaniem. W czasie podejmowania decyzji jest podniecenie i wielka nadzieja; chwila zakończenia działania też jest pełna radości i zadowolenia. Najgorzej jest między tymi dwoma wydarzeniami, gdy trzeba czekać, pracować i obserwować, a przy tym wydaje się, że nic się nie dzieje. Wtedy jesteśmy skłonni do rezygnacji ze swoich ideałów, do obniżenia swoich zamiarów i pogrążenia się w apatii. Człowiek wiary jest tym, którego nadzieja zawsze świeci jasno i który nie zmniejsza swego wysiłku nawet wtedy, gdy wydaje się, że nic się nie dzieje.

3. Wiara Abrahama sięgała poza ten świat. Późniejsze legendy dodają, że w czasie swego powołania Abraham mógł rzucić okiem na nową Jerozolimę. W Apokalipsie Barucha Bóg powiada: „Pokazałem ją mojemu słudze w nocy” (4,4). W 4 Ezdrasza autor powiada: „Gdy praktykowali przed Tobą swoją bezbożność, wybrałeś jednego spośród nich, zwanego Abrahamem; jego umiłowałeś i tylko jemu objawiłeś w tajemnicy koniec czasów” (4,13). Nikt nie dokonał czegoś wielkiego bez wizji, która pomaga pokonywać trudności i rozczarowania. Abraham otrzymał wizję i gdy fizycznie tułał się w Palestynie, jego dusza przebywała w społeczności z Bogiem. Bóg nie może dać nam tej wizji, jeżeli nie przyzwolimy Mu na to; jeżeli będziemy oczekiwać na Niego, nawet na pustyniach tej ziemi, On da nam wizję i wtedy nasze trudy i kłopoty okażą się przedsięwzięciem opłacalnym.

Wiara w niewiarygodne (11,11-12)

Opowiadanie o obietnicy syna, danej Abrahamowi i Sarze, znajdujemy w 1 Mjż 17,15-22; 18,9-15; 21,1-8. Jej niezwykłość polega na tym, że zarówno Abraham, jak i Sara mieli ponad dziewięćdziesiąt lat i dawno utracili nadzieję na posiadanie własnego dziecka. A jednak dana Abrahamowi obietnica została dotrzymana.

Reakcję Abrahama i Sary na daną przez Boga obietnicę możemy wyrazić trzema stopniami.

1. Zaczyna się od zwyczajnego niedowierzania. Po usłyszeniu tej obietnicy Abraham padł na swoje oblicze i roześmiał się (1 Mjż 17,17). Również Sara uśmiechnęła się niedowierzająco (1 Mjż 18,12). Słysząc obietnice Boże człowiek zawsze reaguje w ten sposób, gdyż wydają się one mu za dobre, aby były prawdziwe.

Że możesz mniemać o nas tak dobrze

Tak doskonałym będąc Bogiem,

Mój rozum lichy pojąć nie może;

Lecz w sercu płoną szczęścia zorze.

Tajemnica miłości Bożej przewyższa wszystkie tajemnice stworzenia. Jego miłość ku ludziom, cierpienie i śmierć za nich jest czymś, co jest dla nas wprost niewiarygodne. Dlatego poselstwo chrześcijańskie jest ewangelią, dobrą nowiną; jest to tak dobra nowina, że wprost trudno uwierzyć w jej prawdziwość.

2. Następnie niezadowolenie powoli zamienia się w refleksję. Po pierwszej reakcji niedowierzania przychodzi uświadomienie sobie, że to właśnie Bóg mówi, a Bóg nie może kłamać. Żydzi zwykle domagali się, aby nauczyciel nigdy nie obiecywał uczniom tego, czego nie chciał lub nie był w stanie uczynić, inaczej przyzwyczajałby uczniów do niedotrzymywania słowa. Jeżeli pamiętamy, że to Bóg daje obietnicę, wtedy po pewnym zastanowieniu się musimy zgodzić się z jej prawdziwością.

3. Refleksja ta doprowadziła do możliwości wierzenia w niemożliwe. Po ludzku sądząc, Abraham i Sara nie mogli już mieć dzieci. Jak powiedziała Sara: „Któż by był kiedykolwiek przepowiedział Abrahamowi, że Sara będzie karmić piersią dzieci?” (1 Mjż 21,7). Jednak dzięki łasce i mocy Bożej rzecz niemożliwa stała się możliwą. Jest to wyzwaniem i inspiracją dla każdego człowieka. Cavour powiedział, że podstawową cechą męża stanu jest „odczucie możliwości”. Gdy przysłuchujemy się zamiarom, dyskusjom i głośnemu myśleniu ludzi, mamy wrażenie, że wiele rzeczy w tym świecie jest godnych posiadania, ale są niemożliwe do zdobycia. Większą część swego życia ludzie poświęcają na ograniczanie mocy Bożej. Wiara jest takim uchwyceniem się łaski, że rzeczy z ludzkiego punktu widzenia niemożliwe, stają się możliwe przez działanie Boga. U Boga wszystko jest możliwe i dlatego słowo niemożliwe nie ma miejsca w słownictwie chrześcijanina i Kościoła.

Goście i pielgrzymi (11,13-16)

W pełni żaden z patriarchów nie oglądał spełnienia obietnic danych przez Boga Abrahamowi. Do końca swego życia pozostali nomadami, nigdy nie osiedlili się w kraju, po którym wędrowali. Zawsze musieli być w ruchu. Wynika stąd kilka wielkich prawd.

1. Stale żyli w tym kraju jako goście. Autor Listu do Hebrajczyków określa ich trzema ciekawymi słowami.

a) W 11,13 nazywa ich ksenoi. Słowo ksenos znaczy obcy i obcokrajowiec. W starożytności obcokrajowiec miał trudne życie. Traktowano go podejrzliwie i lekceważąco. W Sparcie ksenos zastępowano słowem barbaros, barbarzyńca. Pewien człowiek pisze skargę, narzeka na niewłaściwe traktowanie, ponieważ „jestem ksenos”. Inny znowu powiada, że chociaż posiada mały dom, to jednak lepiej jest żyć w swoim kraju aniżeli epi ksenes, w kraju obcym. Gdy przy pewnych zgromadzeniach spożywano wspólne posiłki, zasiadających do stołów dzielono na członków i ksenoi. Ksenos może również oznaczać uciekiniera. Przez całe swoje życie patriarchowie byli przybyszami, gdyż kraj ten nigdy do nich nie należał.

b) W 11,9 określa on ich słowem paroikein, co znaczy gość. Paroikos to cudzoziemiec. Słowem tym określano Żydów, gdy przebywali oni w niewoli w Babilonie i w Egipcie. W stosunkach społecznych paroikos prawie nie różnił się od niewolnika. Musiał on płacić podatek specjalny. Zawsze spychano go na margines życia, a członkostwo w danej społeczności zdobywał przez wpłacenie odpowiedniej sumy pieniędzy.

c) W 11,13 występuje również słowo parepidemos. Parepidemos to osoba, która czasowo przebywała w danym miejscu, gdyż dom jej stałego zamieszkania znajdował się gdzie indziej. Niekiedy ten czasowy pobyt był wyraźnie ograniczony. Parepidemos to człowiek na kwaterze, bez własnego domu, żyjący tam, gdzie posłały go obowiązki. Przez całe życie patriarchowie nie mieli stałego miejsca zamieszkania, które mogliby nazwać domem. W starożytności mieszkanie w obcym kraju było czymś poniżającym, w każdym kraju z obcokrajowcem łączono jakieś piętno. W Liście Aristeasa autor powiada: „Dobrze jest żyć i umierać we własnym kraju, obcy kraj jest poniżeniem dla biedaków i hańbą dla bogatych, gdyż zawsze podejrzewa się ich o wygnanie za jakieś przestępstwo”. W księdze Mądrości Syracha (29,22-28) spotykamy się w następującym życzeniem:

Lepsze jest życie biednego pod dachem z tarcic,

niż wspaniałe uczty u obcych.

Bądź zadowolony z małego czy wielkiego,

a nie posłyszysz wymówek, że jesteś przybyszem.

Przykre jest życie chodzić od domu do domu,

a tam, gdzie zamieszkasz jako obcy, ust nie otwieraj.

Choć przyjmiesz do stołu i dasz pić bez otrzymania podzięki,

i tak posłyszysz przykre słowa:

„Chodź, przybyszu, przygotuj stół,

a jeśli co masz w ręku, nakarm mnie.

Przybyszu, zrób miejsce godniejszemu,

brat w gościnę przybył do mnie, potrzebuję mieszkania”.

Ciężkimi są dla człowieka rozumnego

wymawianie gościny i obelgi wierzyciela.

Życie obcokrajowca zawsze jest trudne, jednak w starożytności do tych naturalnych trudności dochodziła jeszcze gorycz poniżenia.

Przez całe swoje życie patriarchowie byli przychodniami w obcym kraju. Obraz pielgrzyma stał się obrazem chrześcijańskiego życia. Tertulian tak powiedział o chrześcijaninie: „Wie on, że na ziemi odbywa pielgrzymkę, ale jego godność jest w niebie”. Klemens Aleksandryjski powiedział: „Na ziemi nie mamy ojczyzny”. Podobnie i Augustyn: „Jesteśmy pielgrzymami wypędzonymi z własnej ojczyzny”. Nie chodzi tu o to, że chrześcijanie odwracają się od życia i pracy w tym świecie, ale że zawsze są ludźmi w drodze. Istnieje pewne niezapisane rzekome powiedzenie Jezusa: „Świat jest mostem. Mądry człowiek przechodzi po nim, ale nie buduje na nim swego domu”. Chrześcijanin uważa się za pielgrzyma wieczności.

2. Mimo wszystko ludzie ci nigdy nie tracili swojej wizji i nadziei. Chociaż nadzieja ta ciągle nie spełniała się, ich oczy zawsze płonęły jej blaskiem. Choć ich droga była długa, nigdy nie schodzili z niej. Robert Louis Stevenson powiedział: „Lepiej podróżować w nadziei aniżeli dojść do końca drogi”. Nigdy nie zrezygnowali oni ze swej pielgrzymki, żyli w nadziei i umarli w oczekiwaniu.

3. Mimo wszystko nie pragnęli wrócić do punktu wyjściowego. Ich potomkowie, będąc na pustyni, życzyli sobie powrotu do obficie zaopatrzonych garnków w Egipcie. Patriarchowie nie mieli takich chęci. Wyruszyli i nigdy już nie powrócili do swego domu. Dzisiaj lotnicy mówią o granicy, spoza której już się nie wraca. Gdy samolot osiągnie tę granicę, nie może już wrócić do miejsca startu. Zapas paliwa spada do takiego poziomu, że jedynym wyjściem jest kontynuowanie lotu. Jedną z tragedii życia jest to, że wielu ludzi zbyt szybko rezygnuje z dalszych wysiłków. Gdyby jeszcze raz wzięli się do dzieła, trochę dłużej poczekali, mieli nieco więcej nadziei, ich zamiary mogłyby być zrealizowane. Przystępując do zleconego przez Boga zadania chrześcijanin winien być świadomy tego, że już przekroczył granicę możliwości powrotu.

4. Ludzie ci mogli kontynuować swoją podróż, ponieważ szukali rzeczy wyższych. Zapalony podróżnik zawsze myśli o krajach, których jeszcze nie odwiedził. Wielki artysta czy kompozytor zawsze marzy o roli, której jeszcze nie odegrał lub utworze, którego nie skomponował. Stevenson opowiada o starym oborowym, który całe dnie spędzał w brudzie obory. Ktoś zapytał go, czy nie nuży go ta praca. Odpowiedział: „Kto ma coś poza tym, ten się nie nuży”. Ludzie ci żyli czym innym - i my też możemy.

5. Bóg nie wstydził się być nazywany Bogiem tego rodzaju ludzi. Nade wszystko jest On bowiem Bogiem dzielnego poszukiwacza. Kocha on takiego człowieka, który dla Jego sprawy gotów zaryzykować wszystko. Człowiek ostrożny, lubiący wygody, jest zaprzeczeniem Boga. Człowiek wychodzący w nieznane i stale idący, w końcu spotka się z Bogiem.

Najwyższa ofiara (11,17-19)

O Izaaku czytamy w 1 Mjż 22,1-18. Jest to najbardziej dramatyczne opowiadanie o tym, jak Abraham, wezwany do złożenia swego syna na ofiarę, przeszedł najwyższą próbę swojej wiary. Opowiadanie o tym w pewnym stopniu było w niełasce, nie zostało włączone do podręcznika nauczania religii, ponieważ przedstawiało niewłaściwy obraz Boga. Nawiązując do tego opowiadania wskazywano na inny aspekt tej historii, a mianowicie ten, że Abraham przekonał się, iż Bóg nie pragnie ofiar z ludzi. Na pewno jest to prawdą, ale jeżeli spojrzymy na to opowiadanie tak, jak patrzy na nie autor Listu do Hebrajczyków, musimy wziąć je pod uwagę w całości. Mówi ono o człowieku, od którego wymaga się złożenia na ofiarę Bogu własnego syna.

1. Opowiadanie to mówi nam, że dla sprawy wierności Bogu musimy być gotowi do złożenia w ofierze wszystkiego, co jest dla nas najdroższe. Wielu było takich ludzi, którzy poddając się woli Bożej poświęcili swoją karierę. J. P. Struthers był pastorem Reformowanego Kościoła Prezbiteriańskiego w Greenock, małego zboru, który, powiedzmy sobie prawdę, miał wielką przeszłość, ale żadnej przyszłości. Gdyby człowiek ten chciał opuścić to stanowisko, każdy inny zbór chętnie by go przyjął. Mógłby zdobyć wszystkie wyróżnienia kościelne, ale zrezygnował z tego wszystkiego, by czynić to, co uważał za zgodne z wolą Bożą.

Czasem człowiek musi zrezygnować z więzów rodzinnych. Nieraz może być powołany przez Boga do zadania bardzo trudnego, w miejscowości mało atrakcyjnej i dlatego jego narzeczona nie zgadza się na to. Człowiek ten musi wybrać między wolą Bożą a osobą tak bardzo jemu drogą. Bunyan będąc w więzieniu zastanawiał się, co się stanie z jego rodziną, jeżeli zostanie skazany na śmierć. Szczególnie myślał wtedy o swojej małej niewidomej córeczce, którą tak bardzo kochał. „Och - powiadał - w tych warunkach wydawało mi się, że jestem człowiekiem, który zostawia swój dom na głowie swojej żony i dzieci, a jednak nie mogłem zejść z tej drogi”.

Mój najdroższy bożku,

Kimkolwiek jesteś

Dopomóż mi zrzucić cię z tronu,

By czcić prawdziwego Pana.

Abraham był człowiekiem, który był gotów ofiarować Bogu najdroższą istotę. W pierwotnym Kościele działo się to bardzo często. Były domy, w których tylko jedno z małżonków stawało się chrześcijaninem lub dzieci stawały się chrześcijanami, a rodzice nie. Do takich domów wkraczał miecz i gdyby nie było wtedy tych, dla których Chrystus był droższy niż wszystko inne, dzisiaj nie byłoby chrześcijaństwa.

W naszym życiu Bóg zawsze musi być na pierwszym miejscu, jeśli nie - nie ma Go wcale. Istnieje opowiadanie o dwojgu dzieciach, którym podarowano zabawkę w postaci arki Noego. Dzieci wysłuchały starotestamentowych opowiadań, po czym postanowiły, że one też złożą ofiarę. Przyjrzały się swym zwierzętom w arce i postanowiły ofiarować owcę ze złamaną nogą. Bez tej zepsutej zabawki mogły się zupełnie dobrze obejść. W taki sam sposób wielu ludzi składa ofiary Bogu, ale na ofiarę Bogu nadaje się tylko to, co najlepsze i najdroższe.

2. Abraham jest przykładem człowieka, który akceptuje to, czego nie może zrozumieć. To właśnie przed nim zostało postawione to niezwykłe polecenie, którego sensu nie mógł zrozumieć. Przecież według otrzymanej obietnicy - w Izaaku jego potomstwo miało stać się wielkim narodem, który miał być błogosławieństwem dla wszystkich innych narodów. Spełnienie tej obietnicy zależało od życia Izaaka, a teraz wydawało się, że Bóg zabiera to życie. Chryzostom powiedział: „Rzeczy Boże zdają się walczyć z rzeczami Bożymi, wiara walczy z wiarą, a nakaz walczy z obietnicą”. W życiu każdego człowieka zdarza się coś, co wydaje się bezsensowne i nie poddaje się żadnym próbom wyjaśnienia. Wtedy człowiek stoi przed najtrudniejszą decyzją swego życia: czy zgodzić się z tym, czego nie może zrozumieć. W takiej sytuacji pozostaje tylko jedno: posłusznie podjąć ten krok, powiadając: „Boże, Ty jesteś miłością! Na tym właśnie opieram swoją decyzję”.

3. Abraham jest przykładem człowieka, który zwycięsko przeszedł próbę. Jeżeli trzymamy się Słowa Bożego i całkowicie Mu zaufamy, to nawet gdyby stanęła przed nami ściana, droga wyjścia zawsze się znajdzie.

Wiara pokonująca śmierć (11,20-22)

Jedna nić wiąże ze sobą te trzy przykłady wiary. Jest nią wiara człowieka zbliżającego się do śmierci. O błogosławieństwie Izaaka czytamy w 1 Mjż 27,28-29.39-40. Zostało ono udzielone po wypowiedzeniu przez Izaaka następującego stwierdzenia: „Oto się zestarzałem i nie znam dnia śmierci swojej” (1 Mjż 27,2). Brzmiało ono: „Niech ci Bóg da rosę niebios i żyzność ziemi, oraz obfitość zboża i wina. Niechaj ci służą ludy i niechaj ci pokłon oddają narody”. Błogosławieństwo Jakuba zostało zapisane w 1 Mjż 48,9-22. Zostało ono poprzedzone uwagą: „A gdy się zbliżały dni, kiedy Izrael miał umrzeć” (1 Mjż 47,29). Błogosławieństwo to brzmiało: „Bóg, z którym ojcowie moi, Abraham i Izaak, trwali w społeczności... niech błogosławi tym chłopcom i niech trwa wśród nich moje imię i imię ojców moich, Abrahama i Izaaka, i niech się zaroi od nich ziemia” (1 Mjż 48,15-16). O błogosławieństwie Józefa czytamy w 1 Mjż 50,22-26. Będąc bliski śmierci Józef pod przysięgą zobowiązał Izraelitów, by wychodząc z Egiptu nie zostawili w tym kraju jego kości, lecz zabrali je ze sobą do Ziemi Obiecanej i w odpowiednim czasie tak się stało (2 Mjż 13,19; Joz 24,32).

Autor Listu do Hebrajczyków chciał zwrócić uwagę na to, że ci trzej umarli nie doświadczyli błogosławieństwa spełnienia obietnicy Bożej, nie weszli do Ziemi Obiecanej i nie byli świadkami ustanowienia tam izraelskiego państwa. Izaak pozostał wędrownym nomadą, Jakub umarł na obczyźnie w Egipcie, a Józef, chociaż zdobył wielkość, był wielkością przybysza w obcym kraju; jednak ludzie ci nigdy nie wątpili w spełnienie danej przez Boga obietnicy. Ich wiara pokonała śmierć.

Mamy tu do czynienia z trwałą wielkością. Ci trzej ludzie myśleli tak samo: „Obietnica Boża jest prawdziwa, ponieważ On zawsze dotrzymuje obietnic. Mogę nie dożyć do jej spełnienia, mogę umrzeć, zanim obietnica stanie się faktem, ale jestem ogniwem w jej realizacji. Spełnienie tej obietnicy zależy ode mnie”. Mówi to o wielkim znaczeniu życia. Nasze nadzieje mogą się nie spełnić za naszego życia, ale musimy tak żyć, aby przyśpieszyć ich spełnienie. Może komuś nie być dane oglądanie spełnienia obietnic Bożych, ale ma możność prowadzenia wiernego życia tak, by przyśpieszyć dzień wejścia do tej obietnicy innych. Każdemu z nas dane zostało bardzo ważne zadanie dopomożenia Bogu w realizacji Jego obietnic.

Wiara i jej tajemnica (11,23-29)

Mojżesz był największą postacią w historii izraelskiej. Był on przywódcą, który wyprowadził swój lud z niewoli i z rąk Bożych otrzymał zakon. W przekonaniu autora Listu do Hebrajczyków Mojżesz był wyjątkowym człowiekiem wiary. Nasz tekst wskazuje, jak zauważa Moffatt, na pięć dowodów wiary Mojżesza. Podobnie jak inne wielkie postacie wymienione na tej honorowej liście wiernych Bożych, osobę Mojżesza otacza nimb legend i elaboratów, które na pewno były znane autorowi tego Listu.

1. Na początku była wiara rodziców Mojżesza. Opowiadanie o tym znajdujemy w 2 Mjż 2,1-10. W 2 Mjż 1,15-22 mówi się jak to król egipski w swojej nienawiści postanowił wyniszczyć Izraelitów, skazując ich niemowlęta płci męskiej na śmierć. Legenda powiada, jak bardzo Amram i Jochebed, rodzice Mojżesza (2 Mjż 6,20), byli zaniepokojeni dekretem faraona. Na skutek tego Amram odsunął się od swojej żony, nie dlatego, że jej nie kochał, lecz że chciał zaoszczędzić jej smutku po utracie ich przyszłego dziecka. Trwało to trzy lata, po których Miriam wypowiedziała prorocze słowa: „Moi rodzice będą mieć innego syna, który wyzwoli Izraela z rąk Egipcjan”. Ponadto powiedziała do swego ojca: „Co zrobiłeś? Odesłałeś swoją żonę z domu, ponieważ nie mogłeś zaufać Panu Bogu, który jest w stanie zaopiekować się twoim dzieckiem”. Słysząc to Amram zawstydził się i sprowadził swoją żonę do domu; w odpowiednim czasie narodził się Mojżesz. Był tak pięknym niemowlęciem, że rodzice postanowili ukrywać go w swoim domu. Czynili to przez trzy miesiące. Wtedy, powiada legenda, Egipcjanie podjęli okrutną akcję. Faraon postanowił szukać ukrywanych dzieci i pozbawiać je życia. Dziecko, słysząc płacz innego dziecka, samo zaczyna płakać. Do domów izraelskich posłano Egipcjanki z małymi dziećmi, które przez ukłucia ich ciał zmuszane były do płaczu. Wtedy ukryte dzieci izraelskie też zaczynały płakać i w ten sposób były odkrywane, a następnie zabijane. Wiedząc o tym Amram i Jochebed postanowili zrobić małą łódeczkę, włożyć tam swoje niemowlę i powierzyć je wodom Nilu.

Samo narodzenie Mojżesza było aktem wiary, a jego uratowanie było również innym aktem wiary. Od samego początku był on więc dzieckiem wiary.

2. Drugim aktem wiary Mojżesza była jego wierność swojemu ludowi. Mówi się o tym w 2 Mjż 2,11-14. I znowu legendy nieco rozjaśniają obraz. Pozostawiony na powierzchni wód Nilu, Mojżesz został znaleziony przez Bithię, córkę faraona, powszechnie znaną jako Thermouthis. Została ona zafascynowana pięknością dziecka. Legenda powiada, że gdy wyciągnęła ona osmołowaną plecionkę z wody, archanioł Gabriel pociągnął dziecko za uszy, by zmusić je do płaczu i w ten sposób poruszył serce Thermouthis. Niewiasta ta była bezdzietna, co było wielkim ciężarem jej duszy. Wzięła więc małego Mojżesza do domu i wychowywała go jak własnego syna. Był on tak pięknym chłopcem, że ludzie oglądali się za nim na ulicy, a inni, by spojrzeć na niego, przerywali swoją pracę. Był on również tak mądry, że swoją wiedzą przewyższał wszystkie inne dzieci. Gdy był jeszcze dzieckiem, Thermouthis przedstawiła go faraonowi, opowiadając, w jaki sposób go znalazła. Faraon tak zainteresował się dzieckiem, że wziął je w ramiona i przyrzekł Thermouthis uczynić je, gdy dorośnie, swoim następcą. Czyniąc przyjazny gest, położył na głowie dziecka swoją koronę, ale dziecko zerwało ją, rzuciło na podłogę i podeptało. Z wydarzeniem tym mędrcy faraona wiązali złe przeczucia; powiadali, że pewnego dnia dziecko to obali i podepcze moc faraona, radzili więc natychmiast zgładzić Mojżesza. Postanowiono przeprowadzić próbę: postawiono przed dzieckiem garnek z drogimi kamieniami i garnek rozżarzonych węgli. Jeżeli dotknie klejnotów, będzie to znakiem, że jest mądre, a zatem i niebezpieczne; jeżeli dotknie garnka z węglami, będzie to oznaką jego naiwności, nie zapowiada więc niebezpieczeństwa. Mojżesz już miał dotknąć garnka z klejnotami, gdy Gabriel skierował jego rączkę ku garnkowi z węglem, wskutek czego jego palec przypalił się. Przypalony palec włożył on do ust i te również przypaliły się; dlatego nie był on dobrym mówcą, gdyż przez całe życie jąkał się.

W ten sposób Mojżesz został ocalony. Wychowywał się w luksusie, był następcą tronu. Stał się jednym z największych wodzów egipskich; szczególnie wyróżnił się w pokonaniu Etiopczyków, którzy stale zagrażali Egiptowi, i w końcu ożenił się z księżniczką etiopską. Przez cały czas nie zapominał jednak o swoich rodakach, aż pewnego dnia postanowił połączyć swój los z poniżanymi Izraelitami i pożegnać się z przyszłymi bogactwami i królewskim tronem, na który wkrótce miał wstąpić.

Dla sprawy Bożego ludu Mojżesz zrezygnował z ziemskich zaszczytów. Chrystus dla sprawy ludzi zrezygnował ze swojej chwały, godząc się na poniżenie, wstyd i straszną śmierć. Mojżesz w swoich czasach uczestniczył w cierpieniach Chrystusa, gdyż wybrał to, co prowadziło do cierpienia, a nie do ziemskiej chwały. Wiedział on, że nagrody ziemskie są niczym w porównaniu z ostateczną nagrodą Bożą.

3. Pewnego dnia, chcą uniknąć skutków interwencji, jakiej podjął w obronie swego rodaka, Mojżesz musiał uciekać z Egiptu i udał się do ziemi Midianitów (2 Mjż 2,14-22). Chyba musiało stać się tak, jak mówi wiersz 27 w rozdz. 11 Listu do Hebrajczyków. Niektórzy widzą tu pewną trudność interpretacyjną, ponieważ opowiadanie w Księdze Mojżeszowej mówi, że ucieczka Mojżesza nastąpiła ze strachu przed faraonem (2 Mjż 2,14-15), podczas gdy tradycja żydowska wcale nie wspomina o tym strachu. Właściwie nie ma tu sprzeczności. Autor Listu do Hebrajczyków dokonuje głębszego wglądu w tę historię. Ucieczka Mojżesza do Midianitów nie była aktem strachu, lecz odwagi. Wyrażała ona odwagę człowieka, który umiał czekać. Stoicy byli mędrcami; utrzymywali oni, że człowiek nie powinien odbierać sobie życia przez niepotrzebne prowokowanie tyrana do gniewu. Seneka pisał: „Człowiek mądry nigdy nie prowokuje do gniewu ludzi silnych, raczej odwróci się od nich, tak jak żeglarze świadomie nie narażają się na niebezpieczeństwa na morzu”. W chwili niebezpieczeństwa Mojżesz mógł opuścić Egipt, ale jego lud nie był do tego gotowy. Gdyby postąpił nierozsądnie, mógłby stracić życie i wyjście całego ludu z Egiptu nigdy by nie nastąpiło. Był on dosyć odważny i dosyć wielki, aby czekać, aż Bóg powie: „Teraz nadeszła ta chwila”.

Moffatt cytuje powiedzenie A. S. Peake: „Odważne postanowienie umiłowanej pracy i spokojne zgodzenie się z poniżeniem jako wolą Bożą, jest najrzadszym i najwyższym rodzajem odwagi, której źródłem i mocą jest bardzo wyraźna wizja. Wtedy, gdy nasze instynkty bojowe powiadają `idź', potrzebujemy dużo odwagi i prawdziwej wielkości, aby czekać. Rzeczą ludzką jest lęk przed utratą możliwości działania, ale oczekiwanie na Boży czas jest rzeczą wielką - nawet wtedy, gdy wydaje się, że tracimy szansę”.

4. Nastał dzień, gdy Mojżesz musiał przygotować się do pierwszej Paschy. Czytamy o tym w 2 Mjż 12,12-48. Należało przygotować niekwaszony chleb, baranek paschalny musiał być zabity, nadproża drzwi domów izraelskich musiały być pomazane krwią tego baranka, by anioł śmierci mógł przejść obok tego domu, nie zabijając w nim pierworodnego. W opowiadaniu o wyjściu ciekawą rzeczą jest to, że Mojżesz nie tylko zarządził te przygotowania w przeddzień wyjścia z Egiptu, ale również nakazał, aby co roku powtarzano ten obrzęd. Inaczej mówiąc, nigdy nie wątpił on w powodzenie tego przedsięwzięcia, nie wątpił w wyzwolenie z niewoli egipskiej i wejście do Ziemi Obiecanej. Oto tłum żałosnych niewolników hebrajskich wyrusza na nieznaną pustynię, ku nieznanemu krajowi, cała potęga egipska depcze mu po piętach, a jednak Mojżesz ani na chwilę nie wątpi, że Bóg bezpiecznie doprowadzi ich do celu. Był on głęboko przekonany o tym, że skoro Bóg nakazuje, to również da niezbędne siły do wykonania tego nakazu. Mojżesz dobrze wiedział, że Bóg nie powierza swoim sługom wielkich zadań, z pozostawieniem ich samym sobie, lecz przez całe ich życie idzie razem z nimi.

5. Przejście przez Morze Czerwone też było wielkim wydarzeniem. Czytamy o tym w 2 Mjż 14. Synowie izraelscy cudownie przeszli przez to morze, zaś Egipcjanie zostali pochłonięci przez jego wody. W tym wielkim wydarzeniu wiara Mojżesza udzieliła się również jego ludowi i przekreśliła możliwość powrotu. Mamy tu do czynienia z wiarą przełożonego i ludu, którzy na rozkaz Boży postanowili dokonać rzeczy niemożliwej. Byli oni świadomi tego, że największe przeszkody w świecie mogą być pokonane z Bożą pomocą. W książce As in Adam znajduje się zdanie: „Zadanie życia, droga życia polega na przechodzeniu przez przeszkody, a nie na leżeniu i narzekaniu po ich którejkolwiek stronie”. Wiara Mojżesza zdołała pokonać to, co wydawało się trudnością nie do pokonania, gdyż było pewne, że Bóg dopomoże człowiekowi, który wytrwale podąża naprzód.

W końcu - tekst ten mówi nam nie tylko o wierze Mojżesza, mówi on o źródle tej wiary. W wierszu 27 czytamy, że mógł on wszystkiego tego dokonać, ponieważ widział niewidzialnego. Wyjątkową cechą Mojżesza była jego bliska społeczność z Bogiem. W 2 Mjż 33,9-11 czytamy o tym, że gdy wszedł on do przybytku, „rozmawiał Pan z Mojżeszem twarzą w twarz, jak człowiek rozmawia ze swoim przyjacielem”. W 4 Mjż 12,7-8 mówi się o tym, jak w obliczu rebelii ludu, Bóg mówi o Mojżeszu: „Z ust do ust przemawiam do niego”. Inaczej mówiąc, tajemnicą wiary Mojżesza było osobiste poznanie Boga. W każdej sprawie zwracał się on do Niego o radę.

Przed każdą wielką bitwą, jak powiadają, Napoleon sam zostawał w swoim namiocie; następnie pojedynczo przywoływał do siebie swoich generałów; nie mówiąc słowa spoglądał im w oczy, ściskał dłoń; po takim przygotowaniu byli oni gotowi na śmierć za swego wodza, którego kochali. Tak samo było z Mojżeszem i Bogiem. Mojżesz posiadał wiarę, ponieważ wyjątkowo dobrze znał Boga. Gdy wracamy do społeczności z Bogiem, żadne zadanie nie będzie w stanie nas zniechęcić. Nasze obawy i strach często są skutkiem tego, że sami podejmujemy zadanie. Tajemnica zwycięskiego życia polega na spotkaniu z Bogiem przed spotkaniem z ludźmi.

Wiara pokonująca fakty (11,30-31)

Dotąd autor Listu do Hebrajczyków przytaczał przykłady ludzi wiary przed wejściem Izraela do Ziemi Obiecanej. Teraz wskazuje na dwie postacie z okresu walki Izraelitów i ich osiedlenia się w Palestynie.

1. Najpierw wspomina o upadku Jerycha. Opowiadanie o tym znajdujemy w księdze Jozuego 6,1-20. Jerycho było silnym, dobrze ufortyfikowanym miastem. Jego zdobycie wydawało się czymś niemożliwym. Na rozkaz Boży przez sześć dni lud obchodził to miasto w ciszy, na czele pochodu znajdowało się siedmiu kapłanów z trąbami z baranich rogów i Skrzynia Przymierza. W siódmym dniu okrążono miasto siedem razy, a następnie kapłani zatrąbili w rogi, lud wydał głośny okrzyk i „mur rozpadł się w miejscu”. Tak podaje to wydarzenie tekst księgi Jozuego.

Wydarzenie to pozostawiło niezatarty ślad w pamięci Izraelitów. Setki lat później Juda Machabeusz i jego ludzie stanęli przed murami miasta Kaspin, które było tak dobrze przygotowane do obrony, że jego załoga śmiała się ze wszystkiego. „Żołnierze zaś Judy wezwali wielkiego Władcę świata, który bez taranów i oblężniczych machin wywrócił Jerycho za czasów Jozuego, a potem jak dzikie zwierzęta natarli na mury. Dzięki woli Bożej opanowali miasto...” (2 Mch 12,15-16). Lud nigdy nie zapomniał o wielkich rzeczach, jakich Bóg dla nich dokonał, i w trudnych sytuacjach dodawał sobie odwagi przypominając o tym.

O to właśnie chodziło autorowi Listu do Hebrajczyków. Zajęcie Jerycha było wielkim aktem wiary. Zostało ono pokonane przez ludzi, którzy nie liczyli na własne siły, lecz liczyli się z Bożą mocą. Byli oni gotowi wierzyć, że ich oczywistą słabość Bóg może wykorzystać do wykonania niewiarygodnego zadania. Po rozbiciu hiszpańskiej Armady, na przyczółku Plymouth postawiono pomnik z napisem: „Bóg posłał swój wiatr i zostali rozproszeni”. Gdy lud angielski zobaczył jak sztorm rozprasza hiszpańską Armadę, powiedział: „To Bóg tego dokonał”. Gdy stajemy przed jakimś wielkim zadaniem, zawsze powinniśmy brać pod uwagę Boże możliwości. To co dla nas wydaje się niemożliwe, dla Niego zawsze jest możliwe.

2. Drugim przykładem wiary jest postać Rahaby. Czytamy o tym w Joz 2,1-21 i ciąg dalszy w Joz 6,25. Gdy zwiadowcy Jozuego przybyli do Jerycha, zatrzymali się w domu nierządnicy Rahab. Ukryła ich i umożliwiła bezpieczny powrót, a później, w zamian za to, po upadku miasta, jej rodzina została uratowana od niechybnej śmierci. Rahab na zawsze pozostała w pamięci Izraela. W Liście Jakuba (2,25) mówi się o jej dobrych uczynkach, które były wyrazem jej wiary. Rabini z dumą wywodzili od niej swoje pochodzenie. I co jeszcze dziwniejsze, jej imię pojawia się w rodowodzie Jezusa (Mt 1,5). Klemens Rzymski stawia ją za wzór tych, którzy zostali zbawieni „przez wiarę i gościnność”.

Wspominając o niej autor Listów do Hebrajczyków pragnie powiedzieć jedno: mimo różnych przeciwności wierzyła ona w Boga Izraela. Przyjmując i ukrywając zwiadowców, powiedziała do nich: „Wiem, że Pan dał wam tę ziemię, gdyż padł na nas strach... Pan, Bóg wasz, jest Bogiem w górze na niebie i w dole na ziemi” (Joz 2,9-11). W chwili, gdy wypowiadała te słowa, Izraelici nie mieli żadnych szans zdobycia Jerycha. Ci koczownicy nie posiadali urządzeń oblężniczych, a mimo to Rahab wierzyła - i całą swoją przyszłość wiązała z tą wiarą - że Bóg może dokonać rzeczy niemożliwej. Gdy zdrowy rozsądek kazał uznać taką sytuację za beznadziejną, jej nierozsądek skłaniał do spojrzenia ponad tę sytuację. Prawdziwa wiara i prawdziwa odwaga należy do tych, którzy stają po stronie Bożej, choć wydaje się ona być skazana na porażkę. Jak powiedział Faber:

Potrójnie błogosławiony ten, któremu dany

Został instynkt, mogący powiedzieć,

Że Bóg jest tam, gdzie

Jest On najmniej widoczny.

Bo racja jest racją, skoro Bóg jest Bogiem

I racja w końcu musi zwyciężyć;

Wtedy wątpienie będzie niewiernością,

A chwiejność będzie grzechem.

Chrześcijanin wierzy, że ten kto staje po stronie Bożej nigdy nie traci, a nawet jeżeli przeżywa ziemskie porażki, ostateczna nagroda jego zwycięstwa znajduje się w niebie.

Bohaterowie wiary (11,32-34)

W tekście tym myśl autora Listu kieruje się ku dalszym dziejom jego ludu, w których odnajduje on imiona szczególnie bohaterskich postaci. Nie ustawia ich w jakimś porządku, ale przyglądając się ich charakterystycznym cechom dochodzimy do wniosku, że wszystkich ich łączy jedna zaleta.

O Gedeonie czytamy w Sędziów 6 i 7. Mając tylko trzystu ludzi, Gedeon odniósł zwycięstwo nad Amonitami, którzy uciskali Izraela; o zwycięstwie tym pamiętano przez wieki. Opowiadanie o Baraku znajduje się w Księdze Sędziów 4 i 5. Pod natchnieniem prorokini Debory Barak zgromadził dziesięć tysięcy młodych ludzi, by stanąć przeciwko siejącym strach Kanaanitom, którzy dysponowali dziewięciuset żelaznymi wozami bojowymi i odnieść niewiarygodne zwycięstwo, gdyż stosunek sił był taki, jak gdyby współcześnie grupa prawie nie uzbrojonych wieśniaków zaatakowała dywizję pancerną. O Samsonie czytamy w księdze Sędziów 13-16. Samson zawsze walczył samotnie, mimo to ze wszystkich swoich walk wychodził zwycięsko. Był on utrapieniem Filistyńczyków. O Jeftem czytamy w Sędziów 11 i 12. Będąc nieślubnym dzieckiem, przebywał on na pewnego rodzaju wygnaniu, znajdował się poza prawem, ale gdy Amonici zaczęli zagrażać Izraelowi, zapomniany wyrzutek został poproszony do powrotu i odniósł wspaniałe zwycięstwo, chociaż złożona przez niego obietnica Bogu kosztowała życie jego córki. Następnie wymienia się Dawida, który będąc pasterzem, ku zaskoczeniu swoich najbliższych, został namaszczony na króla (1 Sm 16,1-13). Samuel, dziecko wyproszone przez swoją matkę od Boga, jako wierny Bogu człowiek stale miał do czynienia z ludźmi bojaźliwymi, niezadowolonymi, buntującymi się. W końcu prorocy, choć samotni, ale wierni Bogu ludzie, byli wiernymi Jego świadkami.

Jest to długa lista tych, którzy dla sprawy Bożej narażali się na wprost niewiarygodne trudności. Ludzie ci nigdy nie wierzyli, że Bóg zawsze jest po stronie wielkich zastępów i dlatego w Jego imieniu podejmowali wielkie ryzyko. Odważnie i ufnie podejmowali zlecane im przez Boga zadania, które sądząc po ludzku, były niemożliwe do wykonania. Ludzie ci nigdy nie obawiali się osamotnienia, zawsze byli gotowi do podjęcia zadania, które Bóg dla nich przeznaczał. Na honorowej liście znajdują się ci wszyscy, którzy zamiast do ziemskiej większości woleli należeć do Bożej mniejszości.

W drugiej części naszego tekstu autor Listu do Hebrajczyków stara się powiedzieć o tym, czego ci ludzie dokonali. Dla większości z nas seria tych dokonań może nie mieć tak wielkiego znaczenia, gdyż są to wzmianki podane w telegraficznym skrócie. Dla tych zaś, którzy dobrze znali Pismo święte w wersji greckiej, te krótkie wyrażenia były swego rodzaju dzwonkami alarmowymi. I tak zwrot podbili królestwa Józef Flawiusz, historyk żydowski, wiąże z Dawidem. Wyrażenie zaprowadzili sprawiedliwość jest określeniem Dawida w 2 Sm 8,15. W Księdze Daniela 6,18.23 występuje wyrażenie zamknąć paszczę lwom. Zwrot gasić moc ognia nawiązuje do opowiadania o Sedrachu, Mesachu i Abednego w księdze Daniela 3,19-28. Uniknięcie ostrza miecza kieruje nasze myśli ku Eliaszowi (1 Krl 19,1n) i Elizeuszowi (2 Krl 6,31n). Wzmianka o męstwie na wojnie i zmuszeniu do ucieczki obcych wojsk natychmiast kojarzy się nam z niezapomnianym okresem Machabeuszy.

Podźwignięcie się z niemocy może wiązać się z wieloma wydarzeniami. Wzmianka ta może nawiązywać do nadprzyrodzonego uzdrowienia Ezechiasza (2 Krl 20,1-7) albo - co bardziej prawdopodobne - autor tego Listu chciał przypomnieć swoim czytelnikom bohaterski, ale krwawy incydent zapisany w Księdze Judyty, jednej z Ksiąg apokryficznych. Izrael zagrożony przez wojska Nabuchodonozora, na których czele stał Holofernes. Żydowskie miasto Betulia postanowiło poddać się w ciągu pięciu dni, ponieważ kończyły się już zapasy żywności i wody. W mieście tym mieszkała wdowa, zwana Judytą. Była ona bogatą i piękną niewiastą, ale od czasu śmierci swego męża Manasesa żyła samotnie. Ubrała się odświętnie, przekonała swoich rodaków, aby wypuścili ją z miasta i bezpośrednio udała się do obozu Babilończyków. Gdy dopuszczono ją do Holofernesa, powiedziała mu, że jej lud zostanie pokonany; będzie to karą za jego grzechy. W związku z tym zaproponowała Holofernesowi wskazanie drogi do Jerozolimy. Po zdobyciu zaufania wodza zamordowała go upojonego i śpiącego, jego własnym mieczem odcięła mu głowę i wróciła do swego miasta. Zgładzenie wodza oblegających obróciło nieuniknioną klęskę w wielkie zwycięstwo. Słabość niewiasty stała się siłą, która uratowała kraj od klęski.

Autor Listu do Hebrajczyków, przypominając swoim czytelnikom ich przeszłość, stara się dodać im odwagi i wlać do ich serc nowe poczucie odpowiedzialności, przy czym czyni to bardzo umiejętnie. Wspominając niektóre fakty z przeszłości, wskazuje im, o czym mają pamiętać. Oliver Cromwell wysyłając swego syna do szkoły, powiedział: „Chciałbym, aby nauczył się trochę historii”. Gdy jesteśmy zniechęceni, porozmyślajmy nieco nad przeszłością i znowu nabierzmy odwagi. Boże ramię nie zostało skrócone, a Jego moc nie zmniejszyła się. To co uczynił raz, może uczynić znowu, gdyż Bóg historii jest tym samym, jakiego czcimy dzisiaj.

Wyzwanie cierpienia (11,35-40)

W tekście tym autor Listu do Hebrajczyków nawiązuje do różnych okresów historii. Niektóre przykłady czerpie z czasów Starego Testamentu, inne - z okresu Machabeuszy, przypadającego na czasy między Starym a Nowym Testamentem.

Najpierw zwróćmy uwagę na fakty nawiązujące do treści Starego Testamentu. Z opisów życia Eliasza (1 Krl 17,17n) i Elizeusza (2 Krl 4,8n) dowiadujemy się, jak moc i wiara tych proroków przywracały do życia zmarłe dzieci. W 2 Krn 24,20-22 mówi się o ukamienowaniu proroka Zachariasza przez jego własny lud. Legenda podaje, że również prorok Jeremiasz został ukamienowany w Egipcie przez swoich rodaków. Inna legenda żydowska mówi, że prorok Izajasz został przecięty piłą. Po śmierci dobrego króla Ezechiasza, na tron wstąpił jego syn Manasses. Oddawał cześć bożkom i starał się skłonić do tego również Izajasza, chciał wymusić na nim aprobatę bałwochwalczego kultu. Izajasz odmówił i został skazany na przecięcie drewnianą piłą. Gdy zmuszano go do wyrzeczenia się swojej wiary, przepowiadał swoim nieprzyjaciołom nadchodzący na nich sąd. „A gdy piła zaczęła wrzynać się w ciało, Izajasz nie wypowiedział słowa narzekania i nie wylał ani jednej łzy; nie przestał trwać w społeczności z Duchem Świętym, dopóki piła nie weszła do połowy jego ciała”.

Myśl autora Listu do Hebrajczyków często wraca do strasznych dni machabejskich zmagań. O zmaganiach tych każdy chrześcijanin powinien nieco wiedzieć, ponieważ gdyby Żydzi wyrzekli się wtedy swojej wiary, Jezus nie przyszedłby na ten świat. Dzieje tych czasów są następujące.

Około 170 roku przed Chr. na tronie syryjskim zasiadł król Antioch Epifanes. Był dobrym zarządcą; charakteryzowało go uwielbianie wszystkiego, co greckie i uważał się za propagatora greckiego stylu życia. Starał się wprowadzić ten styl w Palestynie. Miał na tym polu pewne osiągnięcia, byli tu bowiem zwolennicy greckiej kultury, greckich przedstawień teatralnych, greckich zawodów sportowych. Greccy atleci występowali nago, dlatego nawet niektórzy kapłani żydowscy starali się usunąć ze swego ciała znak obrzezania, by niczym nie różnić się od hellenistów. Antioch doprowadził do tego, że naród żydowski podzielił się na dwa odłamy, jednak większość Żydów wiernie trwała przy wierze swoich ojców. Nie uciekano się jeszcze w tym zakresie do przemocy.

Około 168 roku sytuacja doszła do punktu wrzenia. Antioch zainteresował się Egiptem. Zgromadził wielką armię i wyruszył przeciwko temu krajowi. Ku swemu wielkiemu upokorzeniu na rozkaz Rzymu musiał zawrócić. Siła Rzymu była wtedy tak wielka, że dla powstrzymania go od zaborczych zamiarów nie potrzebowano uciekać się do użycia armii. Po prostu wysłano senatora Popiliusa Laena z kilkuosobową strażą przyboczną, który spotkał się z Antiochem przed granicą egipską. Przyjaźnie rozmawiali ze sobą, ponieważ obydwaj przyjaźnili się kiedyś w Rzymie. Następnie Popilius bardzo uprzejmie oświadczył, że Rzym nie życzy sobie inwazji Antiocha na Egipt. Antioch pół żartem powiedział, że zastanowi się nad tym. Popilius wziął kij i zakreślił nim na piasku wokół Antiocha okrąg, a następnie łagodnie powiedział: „Zastanów się i zanim wyjdziesz z tego koła, przekaż mi swoją decyzję”. Antioch uświadomił sobie, że narażenie się Rzymowi byłoby fatalnym błędem, powiedział więc: „Wracam”. Było to wstrząsające poniżenie dla króla, zwłaszcza takiego jak on.

Wracając z nieudanej wyprawy Antioch niemal szalał ze złości. Po drodze zaatakował Jerozolimę, którą zdobył prawie bez wysiłku. Mówi się, że 80.000 Żydów straciło wtedy życie, a 10.000 zostało wziętych do niewoli. Jeszcze gorsze miało nastąpić. Świątynia została złupiona. Złote ołtarze chlebów pokładnych i kadzidlany, złoty świecznik, złote naczynia, a nawet kurtyny i zasłony zostały zabrane. Ogołocono również skarbiec świątynny. Co gorsza, na ołtarzu ofiar całopalnych złożono Zeusowi ofiarę z mięsa świni, a sale świątynne zostały zamienione na domy publiczne. Zdawało się, że nie pominięto żadnego aktu świętokradztwa, a jednak miało nastąpić jeszcze gorsze. Antioch zakazał dokonywania obrzezania i posiadania ksiąg świętych. Ponadto Żydzi musieli spożywać nieczyste pokarmy i składać ofiary greckim bóstwom. Rozesłani zostali po kraju inspektorzy, by dopilnować wykonania tych rozkazów. Tych, którzy nie stosowali się do tych rozkazów „codziennie męczono i umierali niezłomnie wśród cierpień okrutnych. Chłostano ich, okaleczano ich ciała i jeszcze żywych i dyszących przybijano do krzyży, a żony ich i dzieci, które obrzezali wbrew woli królewskiej, duszono, dzieci uwiązując u szyi ukrzyżowanych rodziców. Gdziekolwiek znaleziono jakąś świętą księgę albo odpis Prawa, niszczono je, a ci, u których to znaleziono, nieszczęśnicy, nieszczęsny mieli kres” (Józef Flawiusz, Dawne Dzieje Izraela, 12,V,4). W całej historii narodu żydowskiego nie było tak stanowczych i okrutnych zamiarów zlikwidowania jego religii.

Nasz tekst z Listu do Hebrajczyków z łatwością może być umieszczony na tle tych strasznych czasów. Księga czterech Machabejczyków zawiera dwa słynne opowiadania, które autor Listu do Hebrajczyków mógł mieć na uwadze, mówiąc o cierpieniach ludzi wiary.

Pierwsze opowiadanie dotyczy Eleazara, kapłana w podeszłym wieku (2 Mch 6,18n). Przyprowadzono go przed króla i zmuszano do spożycia wieprzowiny. Eleazar odmówił. „Będąc przekonani - powiedział - że żyjemy pod boskim prawem, pod żadnym przymusem nie odwrócimy się od tego prawa”. Na żadnych warunkach nie zgodził się z nakazem królewskim, „nie, gdybyście nawet wyłupili moje oczy i moje wnętrzności wrzucili do ognia”. Rozebrano go do naga i zaczęto okładać batogami, zaś przedstawiciel króla stojąc obok, powtarzał: „Usłuchaj nakazów króla”. Ciało starca zostało dotkliwie pokaleczone, zalane krwią. Padł na podłogę, a jeden z żołnierzy podnosząc go, kopnął boleśnie w żołądek. W końcu nawet strażnicy byli wzruszeni jego cierpieniem. Zaproponowali mu spożycie mięsa, które będzie tylko bardzo podobne do wieprzowiny i w ten sposób uniknie śmierci. I na to się nie zgodził. „Tak postępując stałbym się przykładem niepobożności dla ludzi młodych, moje postępowanie byłoby dla nich wymówką do spożywania nieczystych pokarmów”. W końcu rzucono go do ognia. Umierając wołał: „Umieram w boleściach, dla sprawy zakonu”.

Drugie opowiadanie mówi o siedmiu braciach (2 Mch 7). Oni też zostali postawieni przed takim samym wyborem, groziła im taka sama kara. Za odmowę jedzenia wieprzowiny mieli oni być męczeni w bardzo okrutny sposób. Gdy pierwszy z braci odmówił, zbito go batogami i na kole połamano wszystkie kości. „Potem rozpalono pod kołem ogień i jeszcze bardziej rozciągano na nim jego ciało. Koło było czerwone od krwi, a płomienie sięgały jeszcze wyżej, gdy części ciała spadały na rozżarzone węgle”. Człowiek ten przeszedł przez wszystkie tortury i umarł, pozostając wierny zakonowi. Drugi brat został przywiązany do katapulty. „Te dzikie bestie okrutne jak pantery, żelaznymi hakami zdarły z niego prawie całe ciało i skórę z głowy”. On też umarł nie odstępując od wiary. Przyprowadzono trzeciego brata. „Urzędnicy, wyprowadzeni z równowagi odwagą tego człowieka, połamali mu ręce i nogi i wykręcili wszystkie stawy palców i kończyn”. W końcu rozrywając jego ciało żywcem wyrzucono je w powietrze. On też umarł nie złamawszy wiary. Czwartemu bratu obcięto język, zanim poddano go torturom. Piąty brat został przywiązany do koła, przełamany wpół, przywiązany do katapulty i rozerwany na części. Szósty brat był położony na kole tortur, pod którym rozłożono ogień. Rozpalone żelaza przykładano do jego boków, a przebijając ciało, wyciągano na zewnątrz jego wnętrzności. Siódmego brata smażono żywcem na wielkiej patelni. Wszyscy umarli, pozostając wiernymi zakonowi.

Te wielkie fakty mógł mieć na uwadze autor Listu do Hebrajczyków, i my też powinniśmy o nich pamiętać. Dzięki wierze tych ludzi religia żydowska nie została doszczętnie wytępiona. Gdyby tak się stało, co byłoby z zamiarami Bożymi? W jaki sposób Jezus przyszedłby na ten świat, gdyby nie było już wiary izraelskiej? W bardzo realny sposób zawdzięczamy swoje chrześcijaństwo męczennikom z czasów Antiocha, który świadomie zamierzał zlikwidować żydowską wiarę.

Sytuacja jeszcze bardziej się pogorszyła, gdy urzędnicy Antiocha dotarli do miasteczka Modin, którego obywatelom nakazano składanie ofiar greckim bóstwom na specjalnie sporządzonym ołtarzu. Wysłannicy Antiocha szczególnie starali się nakłonić do tego niejakiego Matatiasza, człowieka bardzo wpływowego w tym miasteczku. Ze złością odmówił on jednak podporządkowania się temu nakazowi. Jednak inny Żyd, zabiegając o względy władzy i ratowanie własnego życia, przystąpił do złożenia nakazanej ofiary. Nie panując nad sobą Matatiasz chwycił za miecz i na miejscu zabił zarówno swego rodaka odstępcę, jak i wysłannika królewskiego.

Zarzewie buntu zostało wzniecone. Matatiasz wraz ze swoimi synami i zwolennikami oporu uciekli w góry; zwrot określający ich życie stale pojawia się w Liście do Hebrajczyków. „Potem zaś Matatiasz i jego synowie uciekli w góry, pozostawiając w mieście wszystko, co tylko posiadali” (1 Mch 2,28). „Wtedy Juda Machabeusz, będąc jednym z około dziesięciu, wycofał się na pustynię, a tam podobnie jak dzikie zwierzęta na górach razem ze swoimi ludźmi spędzał życie” (2 Mch 5,27). „Inni skryli się w pobliskich grotach, aby w tajemnicy obchodzić szabat. Kiedy jednak doniesiono o tym Filipowi, zostali wszyscy spaleni” (2 Mch 6,11). „Święto Namiotów obchodzili w górach i w grotach na podobieństwo dzikich zwierząt” (2 Mch 10,6). W końcu Juda Machabeusz i jego bracia wywalczyli wolność, świątynia została oczyszczona, a wiara izraelska znowu mogła być swobodnie praktykowana.

W tekście tym autor Listu postępuje tak jak poprzednio. Tylko w telegraficznym skrócie nawiązuje do pewnych wydarzeń, o których jego czytelnicy wiedzą bardzo dobrze.

W końcu wypowiada wielkie zdanie. Wszyscy ci umarli przed wypełnieniem się obietnicy Bożej i przyjściem Jego Mesjasza na ten świat. Bóg zaplanował wszystko w ten sposób, by pełnia Jego chwały została objawiona i swoim zasięgiem ogarnęła nas i ich, abyśmy się razem mogli nią cieszyć. Autor Listu do Hebrajczyków powiada: „Spójrzcie chwała Boża została objawiona. Ale zastanówcie się nad tym, za jaką cenę! Wiara była istotnym elementem religii izraelskiej. Czyż dziedziczenie takiej wiary nie jest przywilejem?”

Wyścig i cel (12,1-2)

Jest to jeden z wielkich, wzruszających tekstów Nowego Testamentu, w którym autor dokonuje podsumowania chrześcijańskiego życia.

1. Życie chrześcijańskie posiada cel. Chrześcijanin nie jest błąkającym się po bezdrożach podróżnikiem, lecz człowiekiem idącym solidną drogą. Nie jest on turystą, który każdego wieczoru wraca do miejsca, z którego z rana wyruszył; jest on stale podróżującym pielgrzymem. Celem jego podróży nie jest nic innego jak upodabnianie się do Chrystusa. Chrześcijańskie życie jest podróżą i dlatego dobrze byłoby przy końcu każdego dnia stawiać sobie pytanie: „Czy teraz jestem bliższy celu?”.

2. Chrześcijańskiemu życiu towarzyszy natchnienie. Mamy tu na myśli niewidzialny obłok świadków; są to świadkowie w dwojakim znaczeniu, gdyż za swego ziemskiego życia wydawali oni świadectwo o Chrystusie, a teraz są świadkami naszych dokonań życiowych. Chrześcijanin jest podobny do biegacza na stadionie sportowym. W biegu do mety, jest on obserwowany przez tłumy obserwatorów, którzy już zdobyli nagrodę.

Longinus w swoim wielkim dziele pt. On The Sub Lime podaje przepis na wielkość w dziedzinie literackiej. „Dobrze jest - pisze on - stawiać sobie pytania: A jak wyraziłby to Homer? Z jaką subtelnością wypowiedziałby to Platon czy Demostenes? Jak zapisałby to w swojej historii Tucydydes? Gdy w swojej wyobraźni będziemy stawać przed tymi ludźmi, będą oni swoją obecnością rozjaśniać nam drogę życia i podnosić nas do wyżyn doskonałości, które kształtujemy w swoich umysłach. „Co powiedziałby na to Homer, gdyby to słyszał, jak zareagowałby na to Demostenes?” Obiektywne wyobrażanie sobie takiego sądu byłoby najwyższym sprawdzianem naszych wysiłków literackich, poddanie swojej twórczości opinii takich sędziów byłoby też oznaką naszej odwagi w tym zakresie.”

Gdyby aktor wiedział, że jest obserwowany przez mistrza w swojej dziedzinie, na pewno inaczej poruszałby się po scenie. Sportowiec wytężyłby wszystkie swoje siły, gdyby wiedział, że jest obserwowany przez olimpijskie sławy. Życie chrześcijanina jest obserwowane przez bohaterów wiary, którzy żyli, cierpieli i zmarli w swoim czasie. Czy przy takiej publiczności można zrezygnować z walki o wielkość?

3. Chrześcijańskie życie ma do czynienia z przeszkodami. Towarzyszy nam zarówno wielka przeszłość, jak i teraźniejsze przeszkody, spowodowane naszym grzechem. Nikt nie wspinałby się na Mount Everest z plecakiem wypełnionym kamieniami. Jeżeli chcemy zajść daleko, musimy lekko się ubrać. Obowiązkiem chrześcijańskiego życia jest rezygnowanie z pewnych rzeczy. Pewne przyzwyczajenia, przyjemności, pobłażanie samemu sobie lub niektóre kontakty powstrzymują nas w podróży. Musimy zrezygnować z nich tak, jak sportowiec zdejmuje wierzchnią odzież stając na starcie; często musimy prosić Chrystusa, aby nam w tym pomógł.

4. Chrześcijańskie życie jest zaopatrzone w niezbędny środek. Tym środkiem jest wytrwałość. Słowo hypomene nie oznacza biernej cierpliwości, lecz taką, która pozwala przezwyciężyć trudności. Nie jest ona czymś romantycznym, co pożycza nam swoje skrzydła i pozwala uciec przed trudnościami i niewygodnymi miejscami zamieszkania. Jest to powolne, ale zdecydowane posuwanie się naprzód i trzymanie się wyznaczonego kierunku. Trudności nie pomniejszają tego zdecydowania, a zniechęcenia nie odbierają mu nadziei. Wytrwałość w końcu doprowadzi nas do celu.

5. Chrześcijańskie życie nie jest pozbawione przykładu. Tym przykładem jest sam Jezus. Zbliżając się do postawionego przed sobą celu musiał On pokonać wiele trudności. Zwyciężyć - to nic innego jak pójść drogą krzyża. Nie bacząc na jego hańbę - dodaje autor. Jezus był osobą wrażliwą, chyba nikt nie miał tak czułego serca jak On. Krzyż był czymś bardzo poniżającym. Zwykle krzyżowano przestępców, których społeczeństwo uważało za swoje męty - a mimo to On zgodził się na krzyż. Św. Filip z Neri zachęca nas do „gardzenia światem, pogardy wobec siebie i lekceważenia faktu, że jesteśmy pogardzani” (spernere mundum, spernere te ipsum, spernere te sperni). Jeżeli Jezus przeszedł tą drogą, my też musimy nią pójść.

6. Chrześcijańskie życie nie jest pozbawione obecności Jezusa. Jest On jednocześnie celem naszej podróży, jak i towarzyszem tej podróży; jednocześnie tym, do którego zbliżamy się, jak i tym, z którym podróżujemy. Cud chrześcijańskiego życia polega na tym, że poruszamy się w otoczeniu świętych, zważamy jedynie na chwałę celu i zawsze jesteśmy w społeczności z tym, który przeszedł już tę drogę i teraz czeka na nasze powitanie u jej kresu.

Zasada porównawcza (12,3-4)

Trzeci wiersz naszego tekstu autor kończy słowami, określającymi upadek ducha i zmęczenie. Słowa te Arystoteles stosuje do opisu sportowca, który pada na ziemię po przekroczeniu linii mety. Autor listu do Hebrajczyków właściwie powiada: „Nie rezygnujcie zbyt szybko, nie padajcie przed przekroczeniem mety”.

Zachęcając ich do tego stosuje dwa argumenty.

1. Walka o chrześcijańskie przetrwanie nie jest dla nich walką na śmierć. Gdy mówi o opieraniu się aż do krwi, używa bardzo dobrze znanego zwrotu, jakim przywódcy machabejscy zwracali się do swoich żołnierzy idących do walki na śmierć. Mówiąc o nie opieraniu się aż do krwi, autor Listu do Hebrajczyków, jak powiada Moffatt, „nie potępia swoich czytelników, lecz zawstydza ich”. Myśląc o swoich bohaterach, jako spadkobiercy ich wiary nie mogą oni trwać w letargu czy tchórzliwie unikać konfliktów.

2. Prosi ich, aby porównali swoje cierpienie z cierpieniami Jezusa. Zrezygnował On ze swojej chwały i zstąpił do wąskiego życia rodzaju ludzkiego, musiał ulec wrogości ludzi i w końcu umrzeć na krzyżu. Dlatego autor Listu do Hebrajczyków w zapamiętaniu powiada: „Jak możecie porównywać swoją sytuację z Jego cierpieniami? On wszystkiego dokonał dla was, a co wy możecie uczynić dla Niego?”

Te dwa wiersze szczególnie podkreślają cenę chrześcijańskiej wiary. Za nią męczennicy zapłacili swoim życiem, za nią oddał życie ten, który nazywał się Synem Bożym. Tak kosztowna rzecz nie może być potraktowana lekceważąco. Takiego dziedzictwa nie można splamić. Te dwa wiersze stawiają przed każdym chrześcijaninem następujące wymaganie: „Okaż się godnym ofiary złożonej za ciebie przez ludzi i Boga”.

Wychowanie Boże (12,5-11)

Tu autor Listu do Hebrajczyków podaje inny powód pogodnego znoszenia trudności. Najpierw zwracał ich uwagę na wielkich męczenników wiary. Potem mówi, że w porównaniu z cierpieniami Jezusa Chrystusa ich cierpienia są niczym. Teraz powiada, że ich trudności są niczym innym jak tylko środkiem wychowawczym, zesłanym przez Boga, a życie pozbawione dobrego wychowania nie ma żadnej wartości.

Ojciec musi wychowywać swoje dziecko. Gdyby pozwolił on swemu synowi na samowolę, byłoby to oznaką, że nie kocha go, że traktuje go jako dziecko nieprawe, wobec którego nie poczuwa się do odpowiedzialności. Poddajemy się karaniu swoich ziemskich ojców, które choć trwa krótko, zawsze zawiera w sobie cechy sądu. Ziemskiemu ojcu zawdzięczamy swoje fizyczne życie, o ileż więc bardziej musimy poddawać się karaniu Boga, któremu zawdzięczamy naszego nieśmiertelnego ducha i który w swojej mądrości pragnie naszego najwyższego dobra.

W Cyropedii Ksenofonta spotykamy dosyć dziwny tekst. Rozważa się tam stopień użyteczności człowieka, który skłania innych do śmiechu lub do płaczu. Aglaitidas powiada: „Ten, który powoduje śmiech swoich przyjaciół wydaje mi się mniej użyteczny od tego, który powoduje ich płacz; jeżeli zastanowicie się nad tym, to dojdziecie do wniosku, że mówię prawdę. W każdym bądź razie ojcowie przyczyniają się do rozwoju samokontroli w swoich synach przez powodowanie ich płaczu, w ten sam sposób nauczyciele przekazują dobre lekcje swoim uczniom, a także prawo prowadzi obywateli do sprawiedliwości, zmuszając ich do płaczu. Ale czy możecie powiedzieć, że ci, którzy powodują śmiech, czynią coś dobrego dla naszych ciał lub kształtują nasz umysł do lepszego prowadzenia spraw osobistych i państwowych?” W przekonaniu Aglaitidasa narzucający innym zasady dyscypliny czynił wobec nich naprawdę dobry uczynek.

Tekst ten był skierowany do tych, którzy na pewno wiedzieli czym jest patria potestas, władza ojca. Ojciec na mocy rzymskiego prawa posiadał absolutną władzę w swojej rodzinie. Jeżeli syn żenił się, ojciec nadal miał władzę nad nim i jego rodziną. Ojciec miał prawo pozostawić przy życiu lub skazać na śmierć swoje nowo narodzone dziecko. Mógł wychłostać swego syna, sprzedać go do niewoli, a nawet skazać na śmierć. Gdy ojciec zamierzał podjąć poważne kroki wobec członka swojej rodziny, zwykle zwoływał radę dorosłych mężczyzn tej rodziny, ale nie musiał tego czynić. To prawda, później opinia publiczna nie pozwalała na egzekucję syna przez ojca, ale działo się to dopiero za Augusta. Salustiusz, historyk rzymski, opowiada o wydarzeniu z czasów konspiracji Katyliny. Katylina zbuntował się przeciwko Rzymowi, a wśród jego zwolenników był niejaki Aulus Fulvius, syn rzymskiego senatora. Po uwięzieniu i sprowadzeniu do Rzymu, jego ojciec przekazał go sądowi, sądził i wydał wyrok śmierci. Odnośnie patria potestas syn nigdy nie był dość dorosłym. Mógł być urzędnikiem państwowym, mógł zasiadać w radzie miejskiej, mógł być w poważaniu całego kraju, żadna z jego najwyższych zasług nie miała znaczenia, gdyż jak długo żył jego ojciec, tak długo pozostawał on pod jego bezpośrednią i całkowitą władzą. Rzymianie wiedzieli, czym jest karanie ojcowskie; gdy autor Listu do Hebrajczyków mówi o karze, jaką ziemscy ojcowie wymierzali swoim dzieciom, jego czytelnicy dobrze o tym wiedzieli.

Tak więc autor przekonuje, że trudności życia jako karanie Boże nie służą nam ku złemu, lecz ku ostatecznemu dobru. Dowodząc tego przytacza tekst z Prz 3,11-12. Człowiek może równie patrzeć na zesłane przez Boga karanie.

1. Może biernie zgodzić się z nim. Tak czynili stoicy. Twierdzili oni, że nic w tym świecie nie dokonuje się bez woli Bożej i dlatego pozostaje tylko zgodzenie się z tym. Każdy sprzeciw jest uderzeniem własną głową o mur wszechświata. Należy zgodzić się z najwyższą mądrością, ale nie jest to zgodzenie się z ojcowską miłością, lecz z ojcowską mocą. Nie jest to chętna, lecz wymuszona akceptacja.

2. Człowiek może zgodzić się z karą, a następnie jak najszybciej o niej zapomnieć. Jeden z Rzymian powiedział: „Nie pozwolę, aby cokolwiek zakłócało mi życie”. Taka akceptacja kary jest niczym innym, jak uważaniem jej za zło konieczne, z którym jak najszybciej trzeba się uporać i dlatego nie ma przy tym żadnego poczucia wdzięczności.

3. Można zgodzić się z karą, litując się przy tym nad sobą, co w końcu doprowadzi do upadku. Niektórzy ludzie, przeżywając trudności robią wrażenie, że są jedynymi ludźmi na świecie, których życie tak surowo doświadcza. Żal nad sobą jeszcze bardziej ich pogrąża.

4. Można uważać środki wychowawcze jako karę, którą przyjmuje się z niechęcią. To dziwne, ale osobiste i narodowe nieszczęścia Rzymianie uważali za przejaw gniewu bóstw. Lukan pisał: „Szczęśliwy byłby Rzym i błogosławieni byliby jego obywatele, gdyby bogowie tak bardzo troszczyli się o dobro ludzi, jak troszczą się o wywieranie zemsty na nich”. Tacyt utrzymywał, że nieszczęścia narodowe są dowodem tego, że bogowie są zainteresowani przede wszystkim karaniem ludzi, a nie zabezpieczeniem ich dobra. Do dziś są ludzie przypisujący Bogu mściwość. Gdy stanie im się coś lub ich bliźnim, natychmiast zapytują: Czym na to zasłużyłem? Pytanie to jest postawione w takim tonie, który wyraźnie dowodzi, że całą tę sprawę uważają za niesprawiedliwą karę Bożą. Nie są w stanie postawić następującego pytania: „Czego Bóg chce mnie przez to nauczyć i co zamierza ze mną zrobić przez to doświadczenie?”

5. A teraz zwróćmy uwagę na ostatnią postawę. Człowiek może zgodzić się z karą jako z czymś, co pochodzi od miłującego ojca. Hieronim wspomina o paradoksalnej, ale prawdziwej rzeczy: „Największym gniewem jest ten, gdy Bóg nie gniewa się już na nas z powodu naszego grzechu”. W jego przekonaniu największa kara spada na nas wtedy, gdy Bóg pozostawia nas samym sobie, nie ma już z nami nic do czynienia. Chrześcijanin wie, że „ojcowska ręka nigdy nie wyciśnie niepotrzebnej łzy z oczu swego dziecka”, gdyż zawsze będzie starała się wychować je na lepszego i mądrzejszego człowieka. Jak powiedział Robert Browning w Rabbi bez Ezra:

Ciesz się więc z każdej przygany,

Która spulchnia gładką ziemię,

Z każdego żądła, które wprawia cię w ruch!

Niech z bólu wyrasta pełnia radości!

Walcz i pomniejszaj wszelkie trudności,

Ucz się i nigdy na swój los nie narzekaj.

Taki bowiem jest ten paradoks,

Który pociesza, gdy poniża.

Powodzenie tkwi w pozornym upadku.

Mój zamiar się nie powiódł

I zamiast bólu, cieszę się.

Mimo swej brutalności, całkiem nie upadłem.

Będziemy powstrzymywali się od litowania się nad sobą, od złoszczenia się i buntowania, jeżeli zawsze będziemy pamiętali o tym, że każde karanie Boże ma na uwadze dobro człowieka.

Obowiązki, cele i niebezpieczeństwa (12,12-17)

W tekście tym autor Listu do Hebrajczyków przechodzi do codziennych problemów chrześcijańskiego życia. Dobrze wiedział on o tym, że czasem dane jest człowiekowi wzbijać się w górę jak na orlich skrzydłach, a czasem jest on znużony i przybity ciężarami codziennego życia; jednak najtrudniejszą rzeczą jest przebywanie pewnego odcinka drogi każdego dnia bez popadania w stan omdlenia. Autor ma tu na uwadze codzienne zmaganie się w chrześcijańskim życiu.

1. Zaczyna od przypomnienia im o ich obowiązkach. W każdym zborze i w każdej chrześcijańskiej społeczności zawsze są słabsi i bardziej podatni na odchylenia i rezygnację z dalszej walki. Obowiązkiem silniejszych jest wzmocnienie omdlałych rąk i wsparcie chwiejących się nóg. Wyrażenie opadłe ręce znajduje się również w starotestamentowym opisie, gdy synowie izraelscy byli gotowi do zrezygnowania z dalszej wędrówki po pustyni i do powrotu do łatwego i dostatniego życia w Egipcie.

W Odach Salomona (6,14n) znajdujemy opis pracy tych, którzy są prawdziwymi sługami i pomocnikami:

Gdy zwilżyli spieczone wargi,

Ich wolę opuściło omdlenie.

Zmęczone ciała

Znowu się ożywiły i stanęły prosto.

Najzaszczytniejszym przywilejem człowieka jest pocieszanie tych, którzy są bliscy rozpaczy, i posilanie tych, których własne siły zawiodły. Aby pomóc tym ludziom, musimy wyprostować ich życiowe ścieżki. Chrześcijanin ma dwojaki obowiązek: obowiązek wobec Boga i obowiązek wobec bliźniego. W Świadectwie Symeona (5,2-3) tak czytamy o obowiązku dobrego człowieka: „Uczyń swoje serce dobrym w obliczu Pana i czyń prostymi swoje drogi przed ludźmi, a tak zdobędziesz przychylność ze strony Pana i ze strony ludzi”.

Człowiek musi mieć czyste serce wobec Boga, zaś wobec ludzi musi on wykazać się sprawiedliwym życiem. Obowiązkiem chrześcijanina jest pokazanie bliźniemu prawidłowej drogi, danie mu przykładu chodzenia tą drogą, usuwanie z niej wszelkich przeszkód mogących spowodować potknięcia, ułatwianie kroczenia nią ludziom słabym, chwiejnym. Swoje serce człowiek musi ofiarować Bogu, a swoją służbę i osobisty przykład - swoim bliźnim.

2. Następnie autor kieruje naszą uwagę na cele, do których musi zmierzać każdy chrześcijanin.

a) Jego celem musi być pokój. W hebrajskiej myśli i słownictwie pokój nie był czymś negatywnym, lecz wyraźnie pozytywnym. Nie określano nim braku kłopotów i trudności, lecz w zasadzie dwie rzeczy.

Po pierwsze, pokój był tym wszystkim, co służyło najwyższemu dobru człowieka. W przekonaniu Hebrajczyków tym najwyższym dobrem było posłuszeństwo Bogu. Przypowieści powiadają: „Synu mój, nie zapominaj zakonu, niech twoje serce przestrzega moich przykazań, gdyż one przedłużą dni twego życia i pokoju”. Chrześcijanin musi dążyć do okazania pełnego posłuszeństwa wobec Boga, gdyż w tym znajdzie swoje największe szczęście, najwyższe dobro i doskonałość, którym jest pokój. Po drugie, pokój to właściwe współżycie między ludźmi. Jest to sytuacja, w której nie ma miejsca na nienawiść, w której każdy szuka dobra swego bliźniego. Autor Listu do Hebrajczyków pragnie powiedzieć: „Starajcie się żyć tak, jak powinni żyć chrześcijanie, w prawdziwej jedności, która pochodzi z życia w Chrystusie”.

Ten upragniony pokój jest skutkiem posłuszeństwa woli Bożej, która podnosi życie człowieka na wyższy poziom i pozwala mu trwać w społeczności ze swoimi bliźnimi.

Należy przy tym zwrócić uwagę na jedną rzecz - do tego rodzaju pokoju trzeba dążyć. Do jego osiągnięcia potrzebny jest wysiłek, pokój ten nie następuje bez przyczyny. Jest on skutkiem umysłowych i duchowych wysiłków i trudów. Rudyard Kipling pisał:

Nasza Anglia jest ogrodem, a takich ogrodów nie tworzy się śpiewem: „Ach, jaki piękny” i odpoczywaniem w cieniu, podczas gdy lepsi od nas ludzie wyjdą do pracy, usuwając chwasty ze ścieżek i spulchniając zagony.

Dary Boże zostały dane, ale nie zostały przekazane, należy je zdobyć, lecz na Bożych warunkach. Najważniejszym ze wszystkich warunków jest posłuszeństwo Bogu.

b) Jego celem musi być świętość (hagiasmos). Hagiasmos posiada ten sam rdzeń co przymiotnik hagios, który zwykle tłumaczy się jako święty. Podstawowym znaczeniem tego słowa jest „inność, oddzielenie”. Chociaż człowiek określony słowem hagios żyje w świecie, zawsze musi on różnić się od tego świata, oddzielać się od niego. Jego zasady postępowania nie odpowiadają zasadom świeckim i dlatego jego zachowanie różni się od zachowania się ludzi świeckich. Jego celem nie jest ułożenie dobrych stosunków z ludźmi, lecz życie w przyjaźni z Bogiem. Hagiasmos, jak powiada Westcott, jest „przygotowaniem się na spotkanie z Bogiem”. Życiu chrześcijanina zawsze towarzyszy myśl, że jego największym celem jest spotkanie z Bogiem.

3. Następnie autor Listu do Hebrajczyków wskazuje na niebezpieczeństwa, jakie mogą zagrażać chrześcijańskiemu życiu.

a) Pierwszym z nich jest odejście od łaski Bożej. Słowo to można byłoby przetłumaczyć jako niedotrzymywanie kroku łasce Bożej. Grecki komentator Teofilakt stosuje ten zwrot do grupy podróżnych, którzy co pewien czas sprawdzając, zapytują: „Czy ktoś nie zagubi się po drodze? Czy ktoś nie pozostał na poprzednim przystanku?”. W księdze Micheasza spotykamy się z ciekawym zwrotem: „Ja zbiorę chromych”, co Moffatt tłumaczy jako „Ja pozbieram maruderów”. Łatwo jest zwolnić kroku, pozostać w tyle pochodu, by w końcu zapodziać się w drodze i minąć się z łaską Bożą. Nie wolno lekceważyć żadnej możliwości w życiu. Łaska Boża daje nam te możliwości, które kształtują nas i nasze życie. Ulegając apatii, bezmyślności, ociąganiu się i braku orientacji, człowiek może nie skorzystać z możliwości, jakie daje mu łaska. Zawsze musimy zważać na tę sprawę.

b) Drugim niebezpieczeństwem jest to, co stary przekład nazywa „korzeniem gorzkości”. Wyrażenie to pochodzi z 5 Mjż 29,18 i określa człowieka naśladującego obcych bogów i zachęcającego do tego innych, a przez to wywierającego zgubny wpływ na życie całej społeczności. Autor Listu ostrzega przed tymi, którzy szerzą zepsucie. Zawsze są tacy, którzy chrześcijańskie zasady życia uważają za zbyt rygorystyczne i przestarzałe, którzy w świeckim stylu życia i postępowania nie widzą nic złego. Zjawisko to dawało się zauważyć już w pierwotnym Kościele. Chrześcijaństwo było małą wyspą otoczoną przez wody wielkiego morza pogaństwa, a jego członkowie jeszcze tak niedawno czcili różne bóstwa. Łatwo było wrócić do starych zwyczajów. Jest to ostrzeżenie przed zakażeniem ze strony świata, które czasem nieświadomie szerzy się w społeczności kościelnej.

c) Innym niebezpieczeństwem jest pogrążenie się w rozpuście czy powrót do bezbożnego życia. Słowo nie poświęcony czy bezbożny to bebelos. Ma ono ciekawe pochodzenie. Określano nim miejsce nie poświęcone w przeciwieństwie do poświęconego. Religia w starożytnym świecie była tylko dla ludzi wtajemniczonych. Bebelos to człowiek niewtajemniczony i nie interesujący się w przeciwieństwie do poświęconego danemu bóstwu. Słowem tym określano takich ludzi jak Antioch Epifanes, który postanowił usunąć wszelki ślad po religii izraelskiej; tak mówiono również o Żydach, którzy stali się odstępcami i odwrócili się od Boga. Westcott podsumowując znaczenie tego słowa powiada, że określa on człowieka, który liczy się tylko z rzeczami ziemskimi, nie ma dla niego żadnych świętości i nie ma on szacunku dla rzeczy niewidzialnych. Życie nie poświęcone to życie nie liczące się z Bogiem i nie interesujące się Nim. W sferze myśli, w celach i przyjemnościach jest ono pod każdym względem ziemskie. Musimy uważać, aby nasz umysł i serce nie zostały do tego stopnia ograniczone, by poza tym światem nie widziały niczego innego, gdyż taka postawa prowadzi do utraty czystości moralnej i godności własnej.

Podsumowując te sprawę autor Listu przytacza przykład Ezawa. Właściwie łączy dwa opowiadania w jedno - 1 Mjż 25,29-34 i 27,1-39. W pierwszym z nich Ezaw wraca z pola głodny i za miskę soczewicy sprzedaje Jakubowi swoje pierworodztwo. W drugim opowiadaniu Jakub podstępem zabiera Ezawowi pierworodztwo, a wraz z nim i błogosławieństwo, które należało się Ezawowi jako starszemu. Gdy Ezaw dowiedział się, że Izaak nie może już mu udzielić błogosławieństwa, gdyż zostało ono dane Jakubowi, wtedy „zaczął głośno płakać” (1 Mjż 27,36).

Tekst ten zawiera jeszcze głębszą treść. Hebrajska legenda i nauka rabinacka uważają Ezawa za człowieka typowo zmysłowego, który na pierwszym miejscu stawia potrzeby swego ciała. Legenda powiada, że gdy Jakub i Ezaw - jako bliźnięta - byli jeszcze w łonie matki, Jakub powiedział do Ezawa: „Bracie mój, są przed nami dwa światy, ten świat i świat przyszły. W tym świecie ludzie jedzą i piją, handlują, wstępują w związki małżeńskie, wychowują synów i córki, ale nic z tych rzeczy nie spotyka się w świecie przyszłym. Jeżeli chcesz, weź sobie ten świat, a ja wezmę świat przyszły”. Ezaw z zadowoleniem przyjął ten świat, ponieważ nawet nie wierzył w istnienie innego świata. Gdy Jakub podstępem otrzymał błogosławieństwo Izaaka, legenda dowodzi, że Ezaw już popełnił pięć grzechów: „Brał udział w obcym nabożeństwie, przelał niewinną krew, uganiał się za zaręczoną panną, nie wierzył w życie w świecie przyszłym i zlekceważył swoje pierworodztwo”.

Żydowscy rabini uważali Ezawa za człowieka zmysłowego, który poza przyjemnościami tego świata nie widział żadnej innej. Taki człowiek sprzedaje swoje uprawnienia związane z pierworodztwem, bo skoro odrzuca wieczność, to również odrzuca i dziedzictwo.

Zgodnie ze starym przekładem Ezaw nie znalazł miejsca pokuty. Pokuta to greckie metanoia, co dosłownie znaczy zmiana postawy umysłu. Inaczej można byłoby powiedzieć, że Ezaw nie mógł już zmienić swojej sytuacji. Nie znaczy to, że przebaczenie Boże stało się dla niego niedostępne. Istnieje jednak smutny fakt, że pewnych decyzji nie da się zmienić, a pewnych konsekwencji nawet Bóg nie powstrzyma. Weźmy bardzo prosty przykład: jeżeli młody mężczyzna straci swoją czystość moralną, a dziewczyna swoje dziewictwo - nikt nie może im przywrócić poprzedniego stanu. Wybór został dokonany, a jego skutki pozostały. Bóg chce i może przebaczyć, ale nie może cofnąć wskazówek zegara.

Powinniśmy pamiętać o tym, że nasze życie posiada ostateczny sens. Jeżeli tak jak Ezaw pójdziemy drogą tego świata i rzeczy cielesne uczynimy celem swego życia, jeżeli doczesne przyjemności postawimy przed wieczną radością, to Bóg nadal będzie chciał i mógł przebaczyć, ale stanie się coś, czego nie można będzie cofnąć. W pewnych sprawach człowiek nie może zmienić swego zdania, lecz na zawsze musi pozostać przy swojej decyzji.

Stare i nowe przymierze (12,18-24)

Tekst ten przeciwstawia nowe przymierze staremu. Zarysowuje się bowiem zasadnicza różnica między nadaniem zakonu na górze Synaj i nowym przymierzem, którego pośrednikiem jest Jezus. Aż do wiersza 21 słyszymy echo wydarzeń związanych z nadaniem zakonu na górze Synaj. 5 Mjż 4,11 tak mówi o nadaniu zakonu: „Wtedy przystąpiliście i stanęliście u stóp góry - a góra ta płonęła ogniem aż do samego nieba, w ciemnościach, chmurach i mgle. I przemówił Pan do was z tego ognia”. W 2 Mjż 19,12-13 mówi się o niedostępności tej góry: „I zakreślisz ludowi granicę dokoła, mówiąc: Strzeżcie się wstępować na górę albo dotykać się jej podnóża. Każdy bowiem, kto się dotknie góry, zginie. Niechaj nikt nie dotyka jej ręką, bo na pewno będzie ukamienowany albo przeszyty strzałą; czy to zwierzę, czy człowiek, nie pozostanie przy życiu. Gdy odezwie się róg barani, wtedy niech wstąpią na górę”. W 5 Mjż 5,23-27 mówi się o tym, jak sam lud bał się słuchać głosu Bożego i dlatego prosił, aby Mojżesz przekazał mu Boże poselstwo. „Jeżeli nadal będziemy słuchać głosu Pana, naszego Boga, pomrzemy”. W 5 Mjż 9,19 czytamy o strachu Mojżesza, co autor Listu do Hebrajczyków odnosi do chwili nadania zakonu, chociaż zasadniczo słowa te zostały wypowiedziane przez Mojżesza już po zejściu z góry, gdy zobaczył naród otaczający czcią złotego cielca. Cały nasz tekst do wiersza 21 jest wyliczeniem zjawisk towarzyszących nadaniu zakonu na górze Synaj. Wymienienie tych nadzwyczajnych zjawisk ma podkreślić przerażającą scenerię tego wydarzenia.

Okoliczności towarzyszące nadaniu zakonu na górze Synaj podkreślają trzy sprawy. 1. Niezwykły majestat Boży. Opowiadanie o tym szczególnie podkreśla moc Bożą, która nie ma nic wspólnego z miłością. 2. Absolutna niedostępność Boga. Droga do Boga nie była otwarta, a kto odważał się do Niego zbliżyć, musiał umrzeć. 3. Uczucie strachu wobec Boga. Ludzie byli przerażeni i dlatego bali się nie tylko patrzeć, ale i słuchać.

Od wiersza 22 następuje zmiana stosunku między Bogiem a człowiekiem. Dotąd mówiło się o sytuacji człowieka w czasach starego przymierza: niezwykłym majestacie Bożym, Jego zupełnym oderwaniu od człowieka i przerażającym strachu człowieka przed Bogiem. Teraz jednak nastąpiło nowe przymierze i została zawarta nowa społeczność człowieka z Bogiem.

Nasz tekst przedstawia chwalebną przyszłość, która jest udziałem chrześcijanina.

1. Oczekuje go nowa Jerozolima. Ten świat z całą swoją niepewnością, strachem, tajemnicami i rozdzieleniem, przemija, a życie chrześcijanina trwa zawsze.

2. Z radością oczekują go aniołowie. Wyrażenie uroczyste zgromadzenie pochodzi od słowa paneguris, co oznacza radosne zgromadzenie narodowe na cześć jakiegoś bóstwa. W pojęciu Greków był to święty dzień, w którym wszyscy ludzie byli pełni radości. Z powodu chrześcijanina do radości niebios włączają się także aniołowie.

3. Oczekują na niego wybrani Boży. Autor Listu dosłownie nazywa ich pierworodnymi. Pierworodny syn otrzymywał dziedzictwo i godność. Są oni tymi, których imiona są zapisane w niebie. W starożytności królowie posiadali rejestr wiernych sobie obywateli. Tak więc oczekują na chrześcijanina wszyscy ci, których Bóg obdarzył zaszczytami i których uznał za swoich wiernych obywateli.

4. Oczekuje na niego Bóg Sędzia. Autor Listu do Hebrajczyków nigdy nie zapomina o tym, że w końcu chrześcijanin musi stanąć przed sądem Bożym. Chociaż oczekuje go chwała, to jednak zawsze pozostaje strach Boży. Nowy Testament nigdy nie przedstawia sentymentalnego obrazu Boga.

5. Oczekują na niego duchy wszystkich dobrych ludzi, którzy już osiągnęli swój cel. W czasie jego ziemskiej pielgrzymki otaczali go niewidzialnym obłokiem, a teraz stanie się on jednym z nich. Przyłączy się do tych, których imiona znajdują się na zaszczytnej liście Bożej.

6. W końcu, powiada nasz tekst, oczekuje na niego Jezus, inicjator i pośrednik tego nowego przymierza człowieka z Bogiem. To On, doskonały kapłan i doskonała ofiara, za cenę swojej krwi otworzył ludziom przystęp do Boga. Tekst kończy się dziwnym porównaniem krwi Jezusa do krwi Abla. Przelana krew Abla wołała do nieba o pomstę (1 Mjż 4,10), zaś krew Jezusa otworzyła drogę do pojednania. Jego ofiara umożliwiła człowiekowi nawiązanie przyjaźni z Bogiem.

Kiedyś ludzie znajdowali się pod groźnym zakonem, ich stosunek do Boga cechował nieprzebyty dystans i paraliżujący strach. Ale przyszedł Jezus, Jego życie i śmierć przybliżyły dalekiego Boga i umożliwiły dostęp przed Jego święte oblicze.

Większe zobowiązanie (12,25-29)

Na początku tego tekstu jego autor stosuje w celu ostrzeżenia kontrasty. Mojżesz przekazał poselstwo Boże. Występujące tu słowo (chrematizein) wskazuje na to, że Mojżesz był tylko przekazicielem Bożych słów, ustami Bożymi, a mimo to człowiek naruszający te przekazy nie mógł uniknąć kary. Z drugiej strony jest Jezus. Jego mowa jest określona słowem lalein, co znaczy bezpośrednią wypowiedź Boga. Nie był On przekazicielem głosu Bożego, lecz był głosem Boga. Jeżeli tak, to o ileż surowiej zostanie ukarany ten, kto odmówi Mu posłuszeństwa? Jeżeli człowiek zasługuje na potępienie za lekceważenie niedoskonałego poselstwa zakonu, to o ileż bardziej zasługuje na potępienie, gdy lekceważy doskonałe poselstwo ewangelii? Ponieważ ewangelia jest pełnym objawieniem Bożym, na człowieku słuchającym jej poselstwa spoczywa podwójna odpowiedzialność; w razie zlekceważenia tego poselstwa oczekuje go dwa razy większe potępienie.

A teraz autor przechodzi do innej myśli. W czasie nadawania zakonu ziemia się trzęsła. „A góra Synaj cała dymiła, gdyż Pan zstąpił na nią w ogniu. Jej dym unosił się jak dym z pieca, a cała góra trzęsła się bardzo” (2 Mjż 19,18). „Zadrżyj, ziemio, przed obliczem Pana” (Ps 114,7). „Ziemia zadrżała, a niebiosa spłynęły przed Bogiem” (Ps 66,9). „Rozległ się grzmot twój jak turkot kół, błyskawice oświetliły świat, ziemia zadrżała i zatrzęsła się” (Ps 77,19).

Autor Listu znajduje inną wzmiankę odnoszącą się do trzęsienia ziemi w Ag 2, 6. W greckiej wersji Starego Testamentu mówi się tam: „Jeszcze raz - za małą chwilkę - (w hebrajskim tekście „wkrótce”) wstrząsnę niebiosami i ziemią, morzem i lądem”. Autor Listu do Hebrajczyków uważa ten tekst za ogłoszenie dnia, gdy nasza ziemia przeminie i nastanie nowy wiek. W tym dniu zniszczeniu ulegnie wszystko, co zostanie wstrząśnięte; pozostanie jedynie to, czym nie można będzie wstrząsnąć; tym, co będzie nieporuszone - będzie nasza społeczność z Bogiem.

Wszystko przeminie, nasz świat ulegnie całkowitej zagładzie, znane nam życie przestanie istnieć, ale jedna rzecz pozostanie na wieki - jest nią społeczność chrześcijanina z Bogiem.

Jeżeli tak, to spoczywa na nas wielka odpowiedzialność. Musimy oddawać Bogu cześć z wielkim szacunkiem i służyć Mu z bojaźnią, gdyż nic nie może zakłócić naszej z Nim społeczności, która, gdy świat ten przeminie, stanie się naszym zbawieniem. Tak więc tekst nasz kończy się jednym z wielkich cytatów, które zawsze jak grom uderzają w czytelnika. Cytat ten pochodzi z 5 Mjż 4,24. Mojżesz powiada ludowi, aby nigdy nie naruszył przymierza z Bogiem i aby nie popadł w bałwochwalstwo, ponieważ Bóg jest Bogiem zazdrosnym. Tylko Jemu winni oni oddawać cześć, gdyż w przeciwnym razie stanie się On dla nich ogniem pożerającym. Innymi słowy - autor chciał powiedzieć: „Stoicie przed wyborem. Pozostańcie wierni Bogu, a w dniu, gdy cały wszechświat zostanie dotknięty katastrofalnym wstrząsem, wasza społeczność z Bogiem pozostanie niezachwiana i pewna. Gdy zaś odwrócicie się od Niego, ten sam Bóg, który mógłby być waszym zbawieniem, stanie się dla was ogniem trawiącym”. Jest to ponura myśl, mimo to zawiera ona w sobie odwieczną prawdę: jeżeli człowiek pozostaje wierny Bogu, zdobywa wszystko, a jeżeli jest Mu niewierny - traci wszystko. Zarówno w doczesności, jak i w wieczności liczy się tylko to, co wynika ze społeczności z Bogiem..

Cechy chrześcijańskiego życia (13,1-6)

Kończąc swój List autor wraca do praktycznych wskazówek. Wskazuje na pięć zasadniczych wartości chrześcijańskiego życia.

1. Pierwszą z nich jest braterska miłość. Sytuacja, w jakiej znajdował się pierwotny Kościół, zagrażała istnieniu braterskiej miłości. Tak poważne traktowanie wiary było dla chrześcijan niebezpieczne. Kościołowi zagrożonemu od zewnątrz i tak poważnie traktującemu wewnętrzną pobożność, zawsze może grozić dwojakie niebezpieczeństwo. Po pierwsze, jest nim niebezpieczeństwo podejrzenia o herezję. Samo pragnienie zachowania czystości wiary skłania ludzi do badania, porównywania i usuwania heretyków i wszystkich tych, którzy w jakimś stopniu odchodzą od wiary. Po drugie, istnieje niebezpieczeństwo surowego, bezwzględnego traktowania tych, których zawiodła odwaga i opanowanie. Sama potrzeba bezwzględnej wierności w obliczu wrogiego świata skłania do rygorystycznego traktowania tych, którym w okresie kryzysu zabrakło odwagi i wytrwania w swojej wierze. Zachowanie czystości wiary jest wielką rzeczą, ale gdy pragnienie to czyni nas podejrzliwymi i bezwzględnymi, miłość braterska przestaje istnieć, a powstała sytuacja może być gorsza od tej, jakiej próbowaliśmy uniknąć. W jakiś sposób winniśmy łączyć ze sobą dwie rzeczy: wytrwałość w wierze i uprzejmość wobec człowieka, który od niej odchodzi.

2. Drugą cechą jest gościnność. Starożytny świat kochał i szanował gościnność. Żydzi powiadali: „Istnieje sześć rzeczy, których owoc człowiek spożywa w tym świecie i przez które jego róg będzie podniesiony w świecie przyszłym”. Lista tych rzeczy zaczyna się tak: „Gościnność wobec przychodnia i odwiedzanie chorego”. Grecy nazywali Zeusa bogiem przychodniów. Człowiek podróżujący i obcy podlegali ochronie króla i bóstw. Gościnność, jak powiada Moffatt, była artykułem wiary starożytnej religii.

Gospody były brudne, niezwykle drogie i nie cieszyły się dobrą reputacją. Grecy zawsze wzdragali się przed pobieraniem opłat za gościnność, więc prowadzenie przydrożnej gospody było czymś nienaturalnym. W Żabach Arystofanesa, Dionizjusz zapytuje Heraklesa w której z gospód jest najmniej wszy. W Prawach Platon mówi o właścicielu gospody, który domaga się od podróżnych okupu. Nie bez znaczenia jest wzmianka Józefa Flawiusza o Rahabie, nierządnicy, która ukryła zwiadowców Jozuego w Jerychu, że była ona właścicielką gospody w tym mieście. Pisząc o lekkomyślnym człowieku, Teofrast powiada, że nadaje się on do prowadzenia gospody czy domu publicznego; obydwa zajęcia stawia on na tej samej płaszczyźnie.

W starożytnym świecie istniał jednak bardzo ciekawy system, który nazwalibyśmy „przyjaźnią wobec gościa”. Gdy między pewnymi rodzinami urywały się kontakty, nawet wtedy były one przygotowane do udzielenia gościny swoim dalekim, przypadkowo przybyłym członkom. Gościnność była jeszcze bardziej potrzebna w kręgu chrześcijan. Niewolnicy nie mieli własnych domów. Wędrowni kaznodzieje i prorocy zawsze byli w drodze. Chrześcijanie również często podróżowali w sprawach służbowych. Zarówno cena, jak i poziom moralny gospód nie pozwalał ludziom wierzącym na zatrzymywanie się tam. W tamtych czasach było wielu chrześcijan samotnych. Chrześcijaństwo było i nadal powinno być religią otwartych drzwi. Autor Listu do Hebrajczyków powiada, że w gościnnym domu nieraz przebywali aniołowie Boży. Ma on na uwadze wizytę aniołów u Abrahama i Sary (1 Mjż 18,1n) oraz przybycie anioła do żony Manoacha z zapowiedzią o narodzeniu syna (Sdz 13,3n).

3. Trzecią cechą jest współczucie dla cierpiących. Tu szczególnie uzewnętrznia się piękno chrześcijańskiego Kościoła. Chrześcijanie często trafiali do więzień. Przeważnie z powodu swojej wiary, a nieraz może ze względu na zadłużenie, ponieważ byli ludźmi biednymi; mogli też być porwani przez piratów czy rozbójników. Wtedy Kościół przystępował do działania.

Tertulian tak pisze w swojej Apologii: „Jeżeli ktoś znalazł się w kopalni, wygnany na wyspę lub zamknięty w więzieniu z powodu swojej wiary w Boga, natychmiast przechodził pod opiekę Kościoła”. Arystydes, pogański mówca, tak powiada o chrześcijanach: „Jeżeli usłyszą, że ktoś z ich grona jest uwięziony lub z powodu imienia Chrystusa znajduje się w kłopotach, zaraz zbierają na niezbędną dla niego pomoc, a jeżeli może być odkupiony, płacą jego cenę i obdarzają wolnością”. O Orygenesie powiadało się, że gdy był młody „nie tylko stał po stronie świętych męczenników w ich uwięzieniu aż do wydania wyroku, ale gdy prowadzono ich na śmierć, odważnie towarzyszył im w tej drodze”.

Niektórych chrześcijan skazywano na pracę w kopalniach, co było podobne do zesłania na Syberię. Apostolska Konstytucja tak powiada: „Jeżeli ktoś z chrześcijan z powodu wiary w Chrystusa jest przez bezbożnych skazany do kopalń, proszę nie zapomnijcie o nim, lecz ze swoich trudów i potu poślijcie mu wsparcie i wynagrodźcie żołnierza Chrystusa”. Chrześcijanie odszukiwali swoje siostry i swoich braci nawet w najdzikszych stronach. Stąd w kopalniach Fano znajdował się mały zbór chrześcijański.

Czasem złodzieje i rozbójnicy żądali od chrześcijan okupu. Apostolska Konstytucja powiada: „Wszystkie pieniądze z uczciwej pracy przeznaczajcie na wykupienie świętych, niewolników, zakładników i więźniów, ludzi poniżonych i skazanych przez tyranów”. Gdy numidyjscy rozbójnicy uprowadzili chrześcijan, zbór chrześcijański w Kartaginie na ich wykupienie zebrał równowartość dzisiejszych 2 tys. dolarów i obiecywał więcej. Nieraz chrześcijanie zaprzedawali się w niewolę, by przy pomocy uzyskanych w ten sposób środków odkupić swoich przyjaciół.

Nieraz przekupywali oni strażników, by dotrzeć do więźniów. Chrześcijanie tak intensywnie pomagali więźniom, że na początku czwartego stulecia cesarz Lucinius wydał specjalne zarządzenie, by „nikt nie okazywał współczucia przebywającym w więzieniu, przynosząc im posiłek, by nie okazywał miłosierdzia głodującym w więzieniu”. Na mocy tego zarządzenia ludzie pomagający więźniom mieli być skazywani na taką samą karę jak ci, którym starali się pomóc.

Przykłady te są zaczerpnięte z Rozwoju chrześcijaństwa Harnacka. W pierwszych wiekach chrześcijanin cierpiący z powodu swojej wiary nie był zaniedbywany czy zapomniany przez innych chrześcijan.

4. Kolejną cechą chrześcijanina jest czystość. Małżeństwo ma być powszechnie respektowane. Może to odnosić się do dwóch, prawie przeciwnych sobie spraw.

a) Ówcześni asceci lekceważyli małżeństwo. Niektórzy z nich nawet poddawali się kastracji, by w ten sposób zapewnić sobie czystość. Kierunek ten reprezentował Orygenes. Nawet poganin Galen, lekarz, wspomina, że chrześcijanie „włączają do swego grona mężczyzn i niewiasty, którzy przez całe życie nie współżyją ze sobą”. Wbrew takim poglądom autor Listu oświadcza, że małżeństwo nie może być lekceważone, lecz musi być „we czci u wszystkich”.

b) Byli też i tacy, którzy skłaniali się ku niemoralności: Na ich określenie użyto tu dwóch słów. Jedno z nich mówi o cudzołożnym życiu, a drugie - o wszelkiego rodzaju nieczystości, włącznie ze zboczeniami. Nawet poganie o tym wspominają. Galen w cytowanym przed chwilą tekście powiada: „Należą do nich również i tacy, którzy w poszukiwaniu cnót zeszli do przepaści nie gorszej od tej, w jakiej znaleźli się prawdziwi filozofowie”. Pliniusz, zarządca Bitynii, po przesłuchaniu chrześcijan, w piśmie do cesarza Trajana przyznaje, że ludzi ci zgromadzając się w Dniu Pańskim „zobowiązują się przysięgą nie popełniać przestępstwa, unikać kradzieży i cudzołóstwa, dotrzymywać danego sobie słowa i zwracać powierzone na przechowanie fundusze”. Pierwotni chrześcijanie reprezentowali taką czystość wobec świata, że nawet ich krytycy i nieprzyjaciele nie mogli znaleźć w nich winy.

5. Następną cechą chrześcijanina jest zadowolenie. Chrześcijanin musi być wolny od miłości pieniędzy. Musi być zadowolony z tego, co posiada, bo czyż może być niezadowolony stale trwając w społeczności z Bogiem? Autor przytacza dwa wielkie teksty Starego Testamentu - Jozuego 1,5 i Psalm 118,6 - dowodząc, że człowiek Boży niczego nie potrzebuje, ponieważ zawsze jest w zasięgu obecności Bożej. Obecności tej niczym nie da się zastąpić.

Przewodnicy i przewodnik (13,7-8)

Tekst ten podaje dokładną charakterystykę prawdziwego przewodnika ludzi.

1. Prawdziwy przewodnik Kościoła zwiastuje Chrystusa i przez to prowadzi ludzi do Niego. Leslie Weatherhead mówi gdzieś o pewnym uczniu, który postanowił być kaznodzieją. Decyzję tę podjął po wysłuchaniu kazania w kaplicy szkolnej. Zapytany o nazwisko kaznodziei, nie był w stanie je wymienić. Wiedział o nim tylko tyle, że ukazał mu Jezusa. Obowiązkiem każdego kaznodziei jest usuwanie się w cień i ukazywanie ludziom wyłącznie Chrystusa.

2. Prawdziwy przewodnik Kościoła żyje w wierze i przez to przybliża Chrystusa do ludzi. Święty jest człowiek, w którym Chrystus żyje na nowo. Obowiązkiem prawdziwego kaznodziei jest nie tyle mówienie ludziom o Chrystusie, co ukazywanie im Chrystusa przez swoje życie. Ludzie bardziej patrzą na to kim on jest, aniżeli słuchają tego, co on mówi.

3. Gdy zajdzie potrzeba, prawdziwy przewodnik oddaje swoje życie za wiarę. Pokazuje on ludziom, jak mają żyć i jest przygotowany na to, by pokazać im, jak mają umierać. Jezus, umiłowawszy swoich, umiłował ich aż do końca, a prawdziwy przewodnik, umiłowawszy Jezusa, miłuje Go do końca. Jego wierność nie zatrzymuje się w połowie drogi.

4. Dlatego prawdziwy przewodnik pozostawia swoim następcom dwie rzeczy - dobry przykład i natchnienie. Kwintylian, rzymski mistrz wymowy, powiedział: „Dobrze jest wiedzieć i stale w myślach powracać do wspaniałych wydarzeń przeszłości”. Epikur radził swoim uczniom, by stale pamiętali o tych, którzy cnotliwie przeżyli całe swoje życie.

Świat i Kościół w każdym pokoleniu potrzebują właśnie takiego przewodnictwa.

Następnie autor Listu do Hebrajczyków przechodzi do innej wielkiej myśli. Ziemscy przewodnicy przychodzą i odchodzą. Przez pewien czas występują oni na scenie życia, a potem kurtyna opada, zaś Jezus Chrystus jest ten sam wczoraj, dzisiaj i na zawsze. Jego wyjątkowość trwa zawsze, Jego przewodnictwo jest wieczne. Tajemnica ziemskiego przewodnictwa tkwi w tym, że prawdziwy przywódca sam jest prowadzony przez Jezusa Chrystusa. Ten, który chodził drogami Galilei tak samo dzisiaj może pokonać zło i kochać grzesznika; tak jak kiedyś wybrał dwunastu, aby byli z Nim, a następnie wysłał ich do pracy, tak i teraz wciąż szuka tych, którzy będą prowadzić do Niego ludzi, a Jego przybliżać do nich.

Stara i nowa ofiara (13,9-16)

Bardzo trudno jest scharakteryzować tło tego tekstu. W zborze, do którego List ten został skierowany, kursowały fałszywe nauki. Autor Listu nie określa ich dokładnie, gdyż adresaci orientowali się o co chodzi, niektórzy nawet byli zwolennikami tych nauk. Możemy tylko domyślać się, czego te nauki dotyczyły.

Zacznijmy od podstawowego faktu. Autor Listu do Hebrajczyków jest przekonany, że źródłem prawdziwej mocy człowieka jest łaska Boża, a nie rodzaj spożywanych przez niego posiłków. Tak więc w zborze tym byli ludzie, którzy zbyt wielką uwagę przywiązywali de zasad odnoszących się do pokarmów. Zachodzą tu następujące możliwości.

1. Żydzi rygorystycznie przestrzegali zasad czystości pokarmów, o których obszernie mówi się w 3 Mjż 11. Byli oni przekonani, że spożywając lub nie spożywając pewnych pokarmów służą tym Bogu i podobają się Mu. Może w zborze tym byli i tacy, którzy wyrzekając się chrześcijańskiej wolności, brali na siebie jarzmo żydowskich zasad i przepisów odnoszących się do pokarmów w przekonaniu, że przez to pomnożą swoje duchowe siły.

2. Niektórzy Grecy posiadali określone pojęcia odnośnie do pokarmów. Jednym z nich był Pitagoras. Wierzył on w reinkarnację, w przechodzenie duszy ludzkiej z jednego ciała do drugiego, by w końcu udać się na zasłużony odpoczynek. Ten odpoczynek mógł być przyśpieszony przez modlitwę i medytację, przez dyscyplinę i ascetyzm; dlatego Pitagorejczycy byli wegetarianami. Podobni do nich byli ludzie zwani gnostykami. Wierzyli oni, że materia była elementem złym, stąd człowiek musi koncentrować się na duchu, elemencie z gruntu dobrym. A więc ciało było z gruntu złe i dlatego człowiek musiał poddawać je surowym rygorom i traktować z największą surowością. Swoje odżywianie się ograniczali do minimum, powstrzymywali się od spożywania mięsa. Wielu Greków uważało, że sposób odżywiania się decydująco wpływa na siły duchowe i wolność duszy.

3. Żadna z tych rzeczy zdaje się nie odpowiadać istniejącej sytuacji. Tutaj jedzenie i picie ma coś wspólnego z ciałem Jezusa. Autor Listu wraca myślami do przepisów odnoszących się do Dnia Pojednania. Według tych przepisów mięso cielca, ofiarowanego za grzechy arcykapłana i mięso kozła, ofiarowanego za grzechy ludu, musiało być doszczętnie spalone poza obozem (3 Mjż 16,27). Były to ofiary zagrzeszne i dlatego ludzie nie mogli spożywać z nich mięsa. Autor Listu patrzy na Jezusa jako na doskonałą ofiarę. Podobieństwo do ofiar z Dnia Pojednania jest pełne, ponieważ Jezus też był ofiarowany „poza bramą”, to znaczy poza murami Jerozolimy. Krzyżowanie zawsze odbywało się poza miastem. Jezus był więc ofiarą złożoną za grzechy ludzi i dlatego, tak jak nikt nie mógł spożywać ofiar składanych w Dniu Pojednania, tak też nikt nie może spożywać Jego ciała.

Może w tym właśnie tkwi istota sprawy. Może w zborze była mała grupa ludzi, którzy jako sakrament czy przy wspólnym posiłku poświęcali swój pokarm Jezusowi, a następnie spożywali go jako ciało Chrystusa. Może przekonywali siebie, że przy poświęceniu swego posiłku Chrystusowi, Jego ciało wchodziło w ten posiłek. Takie przekonania mieli religijni Grecy odnośnie do swoich bóstw. Grek otrzymywał część ofiary złożonej przez siebie bóstwu. Często w świątyni, gdzie złożył tę ofiarę, urządzał przyjęcie dla swoich przyjaciół; był przekonany, że bóstwo, któremu ofiara została złożona, wchodziło w mięso tej ofiary, spożywał więc ofiarowane mięso wraz z bóstwem. Może niektórzy Grecy wnieśli ze sobą własne pojęcia do chrześcijaństwa i w ten sposób mówili o spożywaniu ciała Chrystusa.

Autor Listu do Hebrajczyków z całym przekonaniem twierdzi, że żaden pokarm nie przybliża Chrystusa do człowieka, że Chrystus wchodzi do serca człowieka tylko przez łaskę. Najprawdopodobniej mamy tu do czynienia z reakcją wobec zbytniego akcentowania sakramentów. Ciekawą rzeczą jest fakt, że List do Hebrajczyków nigdzie nie wspomina o sakramentach, wydają się one nie pasować do zakresu jego poselstwa. Widocznie już wtedy byli tacy, którzy wyznawali mechanistyczny pogląd na działanie sakramentów, zapominając o tym, że każdy sakrament w świecie jest niczym sam w sobie, jeżeli nie jest połączony z wiarą człowieka. O wszystkim decyduje nie pokarm ofiarny, lecz wiara i łaska.

Ten dziwny sposób dowodzenia prowadzi myśl autora dalej. Chrystus został ukrzyżowany poza bramą. Został On odrzucony przez ludzi i zaliczony do przestępców. W tym autor Listu wyraża nową myśl. My też powinniśmy odwrócić się od tego świata i być gotowi na takie samo poniżenie, jak Chrystus. Izolacja i poniżenie mogą stać się udziałem chrześcijanina tak samo, jak były one udziałem jego Zbawiciela.

List do Hebrajczyków idzie dalej. Skoro chrześcijanin nie może na nowo złożyć ofiary z Chrystusa, to co może on ofiarować? Może on złożyć następujące ofiary.

1. Może nieustannie składać Bogu ofiarę z uwielbienia i wdzięczności. Czasem starożytni dowodzili, że ofiara dziękczynna jest Bogu milsza od ofiary zagrzesznej, ponieważ przez ofiarę zagrzeszną człowiek starał się coś zdobyć dla siebie, zaś ofiara dziękczynna była wyrazem nieuwarunkowanej wdzięczności jego serca. Ofiarę dziękczynienia może i powinien składać każdy.

2. Może on publicznie złożyć wyznanie swojej wiary w Chrystusa. Jest to ofiara wierności. Chrześcijanin zawsze może ofiarować Bogu życie, o którym nie wstydzi się powiedzieć, do kogo należy i komu służy.

3. Chrześcijanin może ofiarować swoje dobre uczynki wobec bliźnich. O tym dobrze wiedział każdy Żyd. Po 70 roku świątynia została zniszczona i dlatego zaprzestano składania ofiar. Rabini nauczali,. że z powodu braku świątyni, nauczanie, modlitwa, pokuta, studiowanie zakonu i dobroczynność są ofiarami tak ważnymi, jak dawny rytuał. Rabi Johanan ben Zakkai pocieszał się w tych smutnych dniach tym, że „praktykowanie dobroczynności nadal pozostaje skuteczną ofiarą za grzech”. Starożytny pisarz chrześcijański powiada: „Spodziewam się, że twoje serce przyniesie owoc i że będziesz oddawać cześć Bogu, Stworzycielowi wszystkiego, nieustannie ofiarując Mu swoje modlitwy poprzez współczucie, ponieważ współczucie okazywane ludziom przez ludzi jest bezkrwawą ofiarą, świętą przed Bogiem”. Ostatecznie sam Jezus powiedział: „Cokolwiek uczyniliście jednemu z tych najmniejszych moich braci, mnie uczyniliście” (Mt 25,40). Najlepszą ze wszystkich, składanych Bogu ofiar jest dar pomocy okazanej Jego dzieciom w potrzebie.

Posłuszeństwo i modlitwa (13,17-19)

Autor Listu do Hebrajczyków przypomina zborowi o jego obowiązkach wobec obecnych i nieobecnych przełożonych. Wobec obecnych przełożonych zbór ma okazywać posłuszeństwo. W zborze ma panować demokracja, ale nie demokracja pojmowana swoiście; zbór musi okazywać posłuszeństwo wobec tych, których wybrał za swoich przewodników. Celem tego posłuszeństwa nie jest podbudowanie autorytetu przełożonych czy podnoszenie ich prestiżu. Przede wszystkim chodzi o to, by w końcu przełożeni ci nie stracili żadnej duszy powierzonej ich opiece. Największą radością przełożonego każdej społeczności chrześcijańskiej są ci jego wychowankowie, którzy wiernie idą wytyczoną przez niego drogą. Jak powiada Jan: „Nie ma zaś dla mnie większej radości, jak słyszeć, że dzieci moje żyją w prawdzie” (3 J 4). Największym zaś smutkiem przełożonego społeczności chrześcijańskiej jest oglądanie, jak ci, których prowadził, coraz bardziej oddalają się od Boga.

Wobec nieobecnych przełożonych zbór ma obowiązek modlitwy. Naszym chrześcijańskim obowiązkiem jest przynoszenie swoich bliźnich przed tron łaski Bożej, pamiętanie w swoich modlitwach o tych, na których ciąży odpowiedzialność za zbór i autorytet zboru. Gdy Stanley Baldwin został premierem Wielkiej Brytanii i jego przyjaciele składali mu gratulacje, powiedział: „Potrzebuję nie waszych gratulacji, lecz waszych modlitw”.

Musimy okazywać szacunek i posłuszeństwo wobec tych, którzy pozostając w zborze troszczą się o nas, a gdy będą z dala od nas, musimy pamiętać o nich w swoich modlitwach.

Modlitwa, pozdrowienie i błogosławieństwo (13,20-24)

Wielka modlitwa w dwóch pierwszych wierszach tego tekstu przedstawia wspaniały obraz Boga i Jezusa.

1. Bóg jest Bogiem pokoju. Nawet w najcięższej i najbardziej kłopotliwej sytuacji wnosi On do dusz ludzkich swój pokój. Jeżeli w jakiejkolwiek społeczności następuje podział, to dzieje się tak dlatego, że ludzie zapomnieli o Bogu i dlatego jedynie przypomnienie o Jego obecności może przywrócić utracony pokój. Gdy umysł i serce człowieka zostają rozerwane przez dwie strony jego natury, jedynie przez oddanie swego życia Bogu może on uzyskać pokój. Tylko Bóg pokoju może nas uspokoić, pojednać z naszymi bliźnimi i pojednać ze sobą.

2. Bóg jest Bogiem życia. To Bóg wyprowadził Jezusa z martwych. Jedynie Jego miłość i moc mogą obdarzyć człowieka pokojem w życiu i zwycięstwem w śmierci. Jezus umarł będąc posłusznym woli Bożej i ta sama wola znowu przywróciła Go do życia. Dla człowieka posłusznego woli Bożej nie ma takiej rzeczy jak nieszczęście, gdyż nawet śmierć jest przez niego pokonywana.

3. Bóg jest Bogiem objawiającym nam swoją wolę i pomagającym nam w jej wykonaniu. Nigdy nie daje On nam zadania bez mocy do jego wykonania. Gdy Bóg wysyła nas, On również wyposaża nas we wszystko, czego potrzebujemy.

Obraz Jezusa też jest trojaki.

1. Jezus jest wielkim pasterzem owiec. Obraz Jezusa jako dobrego pasterza jest dla nas bardzo drogi, choć Paweł nigdy do tego obrazu nie sięgał, a autor Listu do Hebrajczyków tylko tutaj o nim wspomina. Pewna legenda żydowska opowiada o Mojżeszu, gdy po ucieczce z Egiptu doglądał na pustyni owiec swego teścia Jetro. Jedna z owiec odeszła daleko od stada. Mojżesz cierpliwie szukał jej i znalazł nad górskim strumykiem. Podszedł do niej i położył ją sobie na ramiona. „A więc dlatego odeszłaś, że byłaś spragniona” - powiedział do niej łagodnie i przyniósł do reszty stada. Widząc to, Bóg powiedział: „Jeżeli Mojżesz tak łagodnie obchodzi się z zabłąkaną owcą, to na pewno jest on tym człowiekiem, jakiego potrzebuję na przewodnika swego ludu”. Pasterz jest gotów do poświęcenia swego życia za owoce, znosi ich głupotę, stale je kocha. Tak samo Jezus postępuje z nami.

2. Jezus jest tym, który ustanowił nowe przymierze i umożliwił nową społeczność między Bogiem a człowiekiem. To On wziął na siebie Boży gniew i okazał nam Jego miłość.

3. Jezus jest tym, który zmarł. Za cenę swego życia Jezus pokazał ludziom jakim jest Bóg i otworzył im dostęp do Niego. Kosztem Jego krwi została ustanowiona nasza społeczność z Bogiem.

List kończy się osobistymi pozdrowieniami. Autor Listu nieco usprawiedliwia jego rozmiary. Gdyby dokładniej wyjaśniał jego wielkie tematy, List ten chyba nie miałby końca. Jest on krótki - Moffatt zauważa, że można go przeczytać na głos w ciągu jednej godziny - w porównaniu z wielkością odwiecznych prawd, o których mówi.

Nikt nie wie, jakie znaczenie ma wzmianka o Tymoteuszu, ale wydaje się, że i on był w więzieniu z powodu wiary w Chrystusa Jezusa.

I wreszcie List kończy się błogosławieństwem. Cały czas mówił on o łasce Chrystusowej, która otwiera drogę do Boga, i kończy modlitwą, aby ta cudowna łaska spoczęła na jego czytelnikach.


SPIS TREŚCI

WSTĘP DO LISTU DO HEBRAJCZYKÓW

Marian Michalski, Antologia literatury patrystycznej, Warszawa 1975.

123

53



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
11 Katolicki komentarz do Pisma Świętego Hbr 1,1nn (KUL)
08 Katolicki komentarz do Pisma Świętego Hbr 1 1nn (KUL)
19 Hbr
CSR Stwórz dla swojej firmy efetywną strategię CSR HBR 2008
alfabet hbr
13 Hbr
HBR Managing Yoursellf
hbr building a leaning organization
(Ebook Hbr) Harvard Business School Game Theory
HBR L A Hill, Proces stawania się szefem
hbr chemia
CSR Stwórz dla swojej firmy efetywną strategię CSR HBR 2008
Hbr Michael Porter The Semiconductor Industry In The 21St Century

więcej podobnych podstron