104 105


nie samotna, lecz ogarnięta Samą Miłością, nie słaba, lecz silna. I ty będziesz taki. Chodź, przekonaj się. Te­raz nie będziemy już siebie potrzebowali: bę­dziemy mogli pokochać się naprawdę.

Ale Tragik pomimo jej słów nadal przybierał te­atralne pozy.

Nie potrzebuje mnie już. Jestem jej niepotrzebny...
niepotrzebny — mówił zduszonym głosem, nie zwraca­
jąc się do nikogo konkretnego. — Dałby Bóg — ciągnął,
wymawiając teraz Bóg jak Buch — dałby Buch, żebym
raczej ujrzał ją martwą u mych stóp, zanim usłyszałem
te słowa. Martwą u mych stóp. Martwą u mych stóp.

Nie wiem, jak długo zamierzał powtarzać te słowa, bo nagle przerwała mu Pani:

Frank! Frank! — Jej okrzyk zadzwonił echem.
— Spójrz na mnie. Popatrz na mnie. Po co ci
ta ohydna kukła? Puść łańcuch. Odeślij go stąd. To
ciebie pragnę, a nie jego. Nie widzisz, że to, co on
mówi, nie ma sensu?

W jej oczach zabłysło rozbawienie. Tylko oni rozu­mieli ten żart i mogli się z niego śmiać za plecami Tra­gika. Coś w rodzaju uśmiechu powoli zaczęło opano­wywać twarz Karzełka. Patrzył teraz wprost na swoją Panią. Jej śmiech złamał pierwszą linię jego obrony. Próbował go odeprzeć, ale bez powodzenia. Wbrew własnej woli zaczął nawet nieco rosnąć.

Ty głuptasie — mówiła dalej Pani — czy nie
widzisz, że takie gadanie nie ma najmniejszego sen­
su? Wiesz tak samo dobrze jak ja, że naprawdę w i-
działeś mnie martwą, wiele, wiele lat temu. Nie le­
żałam oczywiście „u twoich stóp", tylko na szpitalnym
łóżku. To był bardzo dobry szpital. Siostra przełożona
nigdy nie dopuściłaby do tego, żeby ciała walały się
po podłodze! Śmieszne, że ta kukła próbuje tutaj zro­
bić wrażenie, mówiąc o śmierci. Nic z tego!

Nie wiem, czy kiedykolwiek zdarzyło mi się oglą­dać coś równie przerażającego jak zmaganie się karłowatego Upiora z ogarniającą go radością.

0 mało co nie został pokonany. Kiedyś, całe wie­
ki temu, on również musiał mieć poczucie humoru

1 zdrowy rozsądek. W jednej chwili, gdy kochająca
kobieta popatrzyła na niego z rozbawieniem, zro­
zumiał niedorzeczność Wielkiego Tragika. W jednej
chwili zrozumiał, dlaczego się śmiała; on też musiał
kiedyś wiedzieć, że nikt nie wydaje się sobie bardziej
niedorzeczny niż kochankowie. Jednak światło, któ­
re go dosięgło, dosięgło go wbrew jego woli. Nie tak
wyobrażał sobie to spotkanie — nie mógł się z tym
pogodzić. Raz jeszcze uchwycił się łańcucha, który
zamiast ratować, ciągnął go do zguby, i natychmiast
Wielki Tragik przemówił:

— Masz czelność śmiać się z tego? — zawrzał gnie­wem. — Prosto w oczy? A więc na to sobie zasłuży­łem! Dobrze. Świetnie się składa, że nie obchodzi cię, co się ze mną stanie. W przeciwnym razie mogłabyś kiedyś żałować, że wtrąciłaś mnie z powrotem do Pie­kła. Co? Myślisz, że zostanę po tym wszyst-k i m? Dziękuję, nie. Zdaje się, że dość prędko po­trafię się zorientować, jeżeli jestem gdzieś nieproszo­nym gościem. „Niepotrzebnym" — tak chyba to uję­łaś, o ile pamiętam.

Od tej chwili Karzełek nie odzywał się już, ale Pani zwracała się wciąż do niego.

105



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
highwaycode pol c20 sygnaly policjii innych (str 104,105)
104, 105
104 i 105, Uczelnia, Administracja publiczna, Jan Boć 'Administracja publiczna'
104 105
104 105
104 105 307 POL ED02 2001
highwaycode pol c20 sygnaly policjii innych (str 104,105)
104 105
104, 105
104 105 c5 pol ed01 2010
104 105 308cc pol ed01 2009
Budujemy Dom 2008 03 104 105
104, 105
104 105 206cc pol ed02 2006
D19230589 Ustawa z dnia 6 lipca 1923 r w przedmiocie zmiany artykułów 103, 104 i 105 ustawy z dnia
104 105
Instrukcja AK 102, 104, 105

więcej podobnych podstron