To właśnie zdarzyło się Charlesowi i Helen. Charles zlekceważył wszelkie oznaki płytkości uczuciowej partnerki, gdyż pochlebiało mu samo zainteresowanie ze strony tak atrakcyjnej kobiety. Nie był bynajmniej bezwolną ofiarą jej machinacji i manipulacji; w sposób czynny nie dopuszczał do świadomości tych cech charakteru Helen, które nie pasowały do jego wizji samego siebie — wizji podsycanej przez Helen i nadal kuszącej dla Charlesa — wizji mężczyzny niezwykle pociągającego, o nieodpartym erotyzmie. Przez wiele lat żył wraz z Helen w starannie skonstruowanym świecie ułudy, nie chciał rozwiać złudzeń wypieszczonych przez własne ego. Gniew po śmierci żony w znacznej mierze kierował przeciwko sobie, kiedy poniewczasie przyznawał się do odrzucenia prawdziwego obrazu i widział rolę, jaką odegrał w tworzeniu i przedłużeniu iluzji wszechogarniającej miłości, zakończonej najbardziej sterylnym z małżeństw.
Russell: trzydzieści dwa lata; dyplomowany opiekun społeczny (po ułaskawieniu przez gubernatora); pracuje z nieletnimi przestępcami
Na dzieciakach, z którymi pracuję, zawsze robi wrażenie ten tatuaż: moje imię i nazwisko wydziergane na lewym przedramieniu. Sporo mówi
0 tym,
jak żyłem. Kazałem go sobie zrobić, kiedy miałem siedemnaście
lat,
bo
byłem pewien, że kiedyś mnie znajdą martwego na ulicy i nikt
nie
będzie
wiedział, kim jestem. Uważałem się za cholernie złego faceta.
Do siódmego roku życia mieszkałem z matką. Potem wyszła za mąż
1 jakoś
nie mogłem się dogadać z ojczymem. Zacząłem uciekać z domu,
a
wtedy za to zamykali. Najpierw Izba Dziecka, później różne
rodziny
zastępcze
i znowu Izba Dziecka. Niezadługo Obóz Młodocianych
i
wreszcie poprawczak. Lata mijały, ciągle trafiałem do aresztów,
a
w końcu do więzienia. W wieku dwudziestu pięciu lat zaliczyłem
już
wszelkie
tego rodzaju instytucje w Kalifornii, od obozów wakacyjnych
po
zakłady o zaostrzonym rygorze.
No tak, w tamtych czasach częściej siedziałem, niż byłem na wolności. Ale mimo wszystko spotkałem Monikę. Któregoś wieczora w San Jose razem z kumplem, którego znałem z poprawczaka, jeździliśmy sobie „pożyczonym" samochodem. Zatrzymaliśmy się w barku hamburgerowym na wolnym powietrzu, tuż obok tamtych dwóch dziewczyn. Zaczęły się rozmowy i żarciki, wkrótce siedzieliśmy na tylnym siedzeniu ich wozu.
Z mojego kumpla był prawdziwy bawidamek. Gadanie miał nie z tej ziemi, więc jak się trafiały jakieś dziewczyny, on nawijał. Zawsze umiał ugadać parę panienek, ale też wybierał pierwszy, bo taki był pistolet, no i odwalał całą robotę. Ja brałem tę drugą. Tamtego wieczora nie narzekałem, on wziął seksowną blondynkę, która prowadziła wóz, a mnie się dostała Monika. Piętnaście lat, bardzo ładna, sama subtelność i niewinność, no i zainteresowana. Od samego początku pokazywała, naprawdę uroczo, jak bardzo jej zależy.
W więzieniu człowiek się uczy, że niektóre kobiety uważają faceta po wyroku za szmatę i nie chcą mieć z takim do czynienia. Ale innym owszem, nawet się to podoba. Fascynuje. Jesteś dla nich wielki i zły, więc robią się okropnie uwadzicielskie, próbują cię oswoić. Albo też myślą, że ktoś cię zranił, współczują ci i chcą pomóc. Monika zdecydowanie należała do tych współczujących. No i była naprawdę miła. Żadnych ostrych startów, nic z tych rzeczy. Kiedy kumpel zabawiał się ze swoją panienką, myśmy spacerowali przy księżycu i rozmawiali. Chciała się wszystkiego o mnie dowiedzieć. Mocno ocenzurowałem swoją historię, żeby się dziewczyna nie wystraszyła, opowiedziałem sporo smutnych kawałków: jak to ojczym mnie nienawidził i do jakich parszywych rodzin zastępczych trafiałem, jak mi tam dawali same łachmany, a pieniądze przeznaczone na mnie wydawali na własne dzieci. Tak mówiłem, a Monika mocno ściskała i poklepywała moją rękę, nawet miała łzy w tych wielkich piwnych oczach. Chryste, kiedyśmy się żegnali, byłem po uszy zakochany. Koleś zaczai opowiadać o swoich wyczynach z blondynką, opisywał wszystko z soczystymi szczegółami, ale nie chciałem słuchać. Monika dała mi swój adres i numer telefonu. Miałem zadzwonić nazajutrz, ale kiedyśmy wyjeżdżali z miasta, zatrzymały nas gliny, przez ten samochód. Myślałem tylko o Monice. To koniec, myślałem, bo przecież jej mówiłem, jak bardzo się staram poprawić i żyć uczciwie.
Postanowiłem zaryzykować i napisać do niej z poprawczaka. Znowu siedzę, pisałem, ale za coś, czego nie zrobiłem — gliny mnie aresztowały, bo byłem już karany i mam u nich kreskę. Monika odpisała natychmiast, a potem już pisała niemal codziennie przez następne dwa lata. W naszych listach było tylko o tym, jak bardzo się kochamy, jak tęsknimy, co będziemy razem robić, kiedy wyjdę.
Matka nie pozwoliła Monice spotkać się ze mną w Stockton, więc pierwszego dnia na wolności pojechałem autobusem do San Jose. Byłem cały rozgorączkowany na myśl, że znowu ją zobaczę, ale też
104
105