Sacre Coeur


Tytuł: Sacre Coeur

Rozdziały: 1

Gatunek: "Obrazy rzeczywistości"

Kategoria: PG-13

Status: zakończone

Tosiek zamknął za sobą drzwi i z cichym westchnieniem oparł się o nie. Zacisnął oczy i przysłonił dłonią drżące usta. Po chwili zsunął rękę i poluzował krawat ciasno oplatający szyję. Przygryzł wargę i uśmiechnął się delikatnie, prawie niezauważalnie. Poczuł jak schodzi z niego ciśnienie, jak ciężar który nosił tyle miesięcy opada jakby nic nie ważył. Nie rozwiązując sznurówek ściągnął buty, przechodząc przez salon rzucił na fotel czarną marynarkę. Obszedł ceglany filar dookoła i znalazł się w jasnej, przestronnej kuchni. Na wyspie na środku stał dzbanek z kawą - tak jak go zostawił rano. Nalał sobie kubek i wstawił do mikrofali na pół minuty. Rozpiął guziki od koszuli i zsunął ją z ramion. Rozsunął zasłony w sypialni i odstawiwszy kubek na stolik położył się na łóżku. Włączył telewizor i chwilę skakał po kanałach. Zatrzymał się na programie przyrodniczym. Odłożył pilota i przewrócił się na bok. Oparł głowę na ręce i oglądał. Nawet nie zauważył kiedy zamknęły mu się powieki. Pozbył się całej adrenaliny i bezsilnie opadł w błogość.

Ledwo rozbudzony mężczyzna z całej siły starał się otworzyć oczy. Ciepły oddech i delikatna wilgoć otoczyła jego nagi bark. Obrócił głowę i zobaczył całującą go, naznaczoną pierwszymi, drobnymi zmarszczkami twarz. Uniósł rękę i delikatnie dotknął jego policzka.

- Długo tu jesteś? - Zapytał chropowatym, zaspanym głosem zsuwając się niżej na poduszkach.

- Na tyle długo, żeby znudzić się twoim spaniem.

Michael kiwał głową na boki i potargał sobie grzywkę, która zbytnio przylgnęła do czoła. Tosiek podniósł się i wgramolił na kolana drugiego.

- Nawet nie zapytasz jak mi poszło?

Spytał ze skwaszoną miną próbując nie myśleć tylko o całowaniu tych idealnie wykrojonych ust (co gwoli szczerości, od pierwszego spotkania nie szło mu łatwo).

- Nie muszę. Wiem, że obroniłeś.

- Taaak? A skąd?

- Od początku wiedziałem że ci się uda ...I nawet mam dla ciebie prezent.

Mężczyzna natychmiast ożywił się jeszcze bardziej. Usiadł na piętach i radośnie podskakiwał i szykował się do łaskotkowego ataku na Michaelu.

- Gdzie jest?

- Nie mogę ci go dać.

- Przecież jest dla mnie!

Tosiek rzucił się na mężczyznę i przygwoździł go do łóżka. Nachylił się nad nim, tak, że jego włosy dotykały nosa Francuza. Młodszy przyłożył swoje usta do drugich i przesuwał po nich językiem. Zmrużył oczy i złożył buzię w ciup.

- Oczywiście, że dla ciebie, ale nie dam ci go, bo go tu nie ma.

- No to po niego jedźmy!

Mężczyźni siedzieli już w samochodzie od godziny. Tosiek co jakiś czas próbował namówić Michaela do tego, żeby pozwolił mu ściągnąć opaskę z oczu. Cierpliwość nie należała do jego mocnych cech. Już po raz enty westchnął przeciągle pocierając ręką policzek.

- Michaeeel

- Tosiek, koniec. Jeżeli od teraz do kiedy się zatrzymamy, odezwiesz się chociażby słowem to zapomnij o prezencie. Rozumiemy się?

- No dobrze...

Tosiek zmarszczył brwi w zdziwieniu. Dlaczego on się tak szybko zirytował, przecież to były bardziej żarty i to delikatne. Młodszy wzruszył ramionami i poprawił opaskę opadającą na nos. Oparł się głową o szybę i postanowił spokojnie czekać. Po kilku minutach silnik zgasł i Tosiek usłyszał trzaśnięcie drzwiami, po chwili chłód ogarnął jego ciało, odpiął pasy i obrócił się bokiem. Postawił nogi na ziemi, kamyczki rozsypane na ścieżce zachrobotały. Nie wiedział, czy już może się odezwać, ale wolał nie ryzykować. Na tyle znał Michaela, że był pewien tego, że prezent dostanie tak czy siak, ale nie chciał denerwować mężczyzny. Delikatnie uśmiechnął się, kiedy poczuł na kolanach dłonie.

- Przepraszam, nie chciałem na ciebie nakrzyczeć. To w końcu twój dzień.

- Nic się nie stało.

Wysiadł z samochodu i czekał dopóty Michael nie chwycił jego ręki. Ufnie dał się prowadzić, przed siebie. Ostrożnie wykonywał wskazówki typu "uważaj, stopień". Zatrzymał się przed, jak mu się wydawało, wejściowymi drzwiami do jakiegoś budynku. Usłyszał zgrzyt zamka i ponaglony przez towarzysza przekroczył próg. W pomieszczeniu cicho pracowała klimatyzacja, a ponieważ wszędzie panowała cisza, Tosiek nie potrafił poznać gdzie się znajdują.

- Jeszcze kawałeczek.

Ciepły oddech omiótł jego ucho. Wzdrygnął się, niespodziewawszy się tego. Musiał przyznać sam przed sobą, że troszkę się denerwuje. Nie miał pojęcia gdzie jest, co będą tu robić, po co przyjechali. Ufał Michaelowi, ale czuł się ździebko niepewnie. Nagle znowu się zatrzymali i ponownie wyszli na zewnątrz. Mężczyzna prowadził młodszego jeszcze kilka kroków, po czym odwrócił go o 180'.

- Gotowy?

Tosiek kilka razy, pewnie, kiwnął głową i ściągnął sobie z oczu opaskę. Stali w wielkim ogrodzie, a przed ich oczami rozciągała się przepiękna willa. Tosiek zamrugał i zamknął rozdziawione usta zasłaniając je dłonią. Obrócił głowę i popatrzył na Michaela z niedowierzaniem. Jakiś miesiąc temu przejeżdżali obok tego domu i Tosiek z rozmarzeniem stwierdził, że to byłoby obłędne miejsce na klinikę weterynaryjną. Wtedy Michael stwierdził, że najpierw trzeba skończyć studia, a potem zakładać kliniki. Teraz stał w... matko... to można właściwie nazwać parkiem! Stał tu i próbował zebrać się do wypowiedzenia czegokolwiek. Francuz uprzedził go.

- No i jak podoba ci się?

- Boże, Michael, podoba!? To.. to moje?

Zapytał jakby dla pewności. Wolał nie robić z siebie głupka wpadając do czyjegoś domu śmiejąc się opętańczo. Michael skinął i objął się ramionami. Palcem pokazał szklane drzwi prowadzące do środka i z niewypowiedzianym pytaniem podszedł bliżej Tośka. W jednej chwili oboje znaleźli się w wielkim gabinecie. Omijając drzwi do kuchni przeszli do holu i znaleźli się w przeszklonej recepcji. Dwie pary schodów prowadziły na pięknie wyremontowane poddasze przystosowane jako sala pooperacyjna. Tosiek prawie krzyknął z zachwytu kiedy na przeciwnej ścianie zobaczył windę. Michael wyjaśnił mu, że prowadzi ona prosto z parteru, gdzie są dwie sale operacyjne, tu i na dół, do hotelu dla zwierząt. Tosiek prawie piszczał z radości zaglądając za każde drzwi. Zwiedził gabinety, wszystkie sale, obleciał cały park chyba ze dwa razy i dopiero kiedy zmęczony wbiegł do swojego biura (bardzo podobało mu się to określenie) usiadł na biurku, naprzeciwko bujającego się lekko w dyrektorskim fotelu Michaela i spoważniał. Przyciągnął nogą mężczyznę i chwycił w dłonie jego ręce.

- Michael, tu jest pięknie, cudownie i ja zawsze o czymś takim marzyłem

- Cieszę się

- Proszę nie przerywaj. No bo ja marzyłem, ale... ale ciebie to musiało kosztować majątek! Sam dom jest warty fortunę, nie mówię o sprzęcie. Mogę to przyjąć, ale tylko pod warunkiem, że oddam ci połowę kwoty, którą w to wsadziłeś.

Mężczyzna spokojnie zapalił papierosa i zaciągnął się z nieukrywaną satysfakcją. Wstał z fotela i podszedł do dużego okna. Oparł się o szybę i po chwili roześmiał się cicho.

- Żeby mnie spłacić, musiałbyś tu pracować całą dobę, przez jakieś dwadzieścia lat, a i tak nie jestem pewien czy by starczyło.

Tosiek jęknął i schował twarz w dłonie.

- Słuchaj mały, to ile mnie to kosztowało, to moja sprawa. Darowanemu koniowi nie zagląda się w zęby, tak się tu mówi nie? No więc daj spokój. Przez miesiąc ta klinika absorbowała mnie niemal w stu procentach, przystosowanie wszystkiego, komisje, rozmowy kwalifikacyjne

- Pracowników też zatrudniłeś?!

- Tylko administracyjnych. Lekarzy zostawiłem w twojej gestii... szefie.

Tosiek zeskoczył z biurka i podszedł do Michaela. Wtulił się w jego plecy z całej siły. Mężczyzna odwrócił się i przycisnął młodszego do siebie. Tosiek otworzył oczy, które do tej pory trzymał zaciśnięte. Kilka łez potoczyło cię po gładkim policzku. Byli tego samego wzrostu więc Michael oparł się o jego czoło i wierzchem dłoni starł kropelki. Tosiek przechylił głowę i najczulej jak umiał pocałował mężczyznę. Michael oblizał usta i uniósł jeden kącik do góry w ironicznym uśmieszku.

- Nie ma za co maleństwo. Nie ma za co.

Michael podniósł się po pościel skotłowaną w nogach łóżka. Nakrył towarzysza, który od jakiejś pół godziny smacznie spał. Głębokie wdechy unosiły wysoko jego pierś. Otwarte usta głośno wciągały powietrze i lekko przymykały się kiedy klatka Tośka opadała. Francuz jakby przeszyty nagłym skurczem odwrócił głowę i wykrzywił się w bólu. Położył się plecami do mężczyzny i naciągnął kołdrę bardzo wysoko. Nie czekał długo kiedy drugie ciało w półśnie przysunęło się bliżej i z cichym mruknięciem wtuliło w jego barki.

- Odsuń się, gorąco mi.

Poruszył się, starając się delikatnie strząsnąć z siebie oplatające go ramiona. Usłyszał tylko westchnienie zawodu i poczuł jak materac ugina się i po chwili zobaczył zaspaną postać Tośka idącą do przysypialnianej łazienki. Michael skorzystał z nadarzającej się okazji i szybko zamknął oczy i udawał, że w mgnieniu oka opadł w ramiona Morfeusza. Kiedy Tosiek wrócił stanął w progu i przez moment patrzył na nagie ciało oświetlone tylko przez poświatę latarni, wpadającą przez okno. Pociągnął nosem przechodząc na czworaka przez śpiącego mężczyznę, wgramolił się na swoją połowę. Oczywiście nic nie zrobił sobie z usłyszanej przed chwilą uwagi i z czułością objął wysportowane ciało w pasie i ułożył usta tuż przy jego karku z błogością wdychając ukochany zapach. Dawno nie czuł się tak lekki w środku. Złapał się na tym, że uśmiecha się sam do siebie. Leciutko pokręcił głową z niedowierzaniem i pocałował starszego mężczyznę w szyję. Francuz wciągnął powietrze ze świstem i zagryzł wargi. Zacisnął pięści na prześcieradle. To nie miało tak być, nie dzisiaj. Wbił wzrok w Księżyc świecący uparcie za drzewami.

Ranek zastał ich wcześniej niż się spodziewali. Budzik dzwonił niemiłosiernie głośno. Tosiek pełen energii na nowy dzień przeciągnął się, niechętnie odklejając się od nadal śpiącego ciała. Wyciągnął nogi spod kołdry i szybko przebiegł do łazienki łapiąc w locie t-shirt i bojówki, które jakimś cudem "same" się wyprały i "same" się schowały do szafy. Włączył radio stojące na szafce i odkręcił wodę. Myjąc zęby próbował zapiąć guzik od spodni. Spojrzał w lustro, uśmiechnął się z aprobatą. Śpiewając jakiś letni przebój z siłą pocisku wleciał do kuchni. Tańcząc przygotował sobie płatki i czekał na pojawienie się Michaela. Po kilku minutach w drzwiach stanął na oko czterdziestoletni, przystojny mężczyzna w zamszowej marynarce i idealnie dopasowanych markowych dżinsach, ku przerażeniu Tośka pod marynarką miał na sobie bardzo, ale to bardzo obcisłą koszulkę. Zapaliwszy papierosa stanął obok Tośka i zmierzył go wzrokiem.

- Mógłbyś się ubrać porządnie, co? Przecież nie masz piętnastu lat.

Tosiek w rewanżu obrzucił Michaela krytycznym spojrzeniem zatrzymując się na chwilę na koszulce wystającej spod rozpiętej marynarki.

- Ty też nie

Zadowolony z przytyku pokazał mu język i wrócił do jedzenia swojego śniadania. Michael pokręcił z dezaprobatą głową; nie miał pojęcia jak on, z tym swoim podejściem do życia poradzi sobie kiedy on... kiedy...

PÓŁTORA ROKU PÓŹNIEJ

Tosiek ziewając przeciągle, wysiadł z windy i nieprzytomnie grzebał w torbie poszukując kluczy. Zanim zdążył je znaleźć na progu stanęła ładna brunetka z wyrazem politowania na twarzy. Owinięta w biały szlafrok frotte, na boso weszła po schodach do kuchni i wstawiła wodę. Po chwili tuż za jej plecami stanął mężczyzna. Objął ją w pasie i położył głowę na drobnym ramieniu.

- Nie musiałaś na mnie czekać.

- Nie czekałam, ale przez Amelię mam tak wyczulony słuch, że słyszałam jak szukasz kluczy.

- Niesssamowita z ciebie kobieta.

- Mhm, wiem.

W mieszkaniu rozległo się ciche popłakiwanie. Ich córka od razu wyczuwała kiedy zostawała sama i wtedy momentalnie się budziła. Oboje zeszli na pierwszy poziom i usiedli przy dziecięcym łóżeczku. Półroczna dziewczynka leżała z szeroko otwartymi oczami i wpatrywała się w nich z bezzębnym uśmiechem.

- Jest cudowna.

Zawyrokował Tosiek, kobieta chwyciła jego dłoń i przytuliła się do jego piersi. Uwielbiała ten jego wewnętrzny spokój i ciepło, które biło od jej męża. Był młody, młodszy nawet od niej, a w oczach miał takie doświadczenie, że czasem wydawało jej się nawet przerażające. Poznali się półtora roku wcześniej w klinice. Wtedy wydawał się taki zgaszony i... pusty. Jakby umarło w nim życie. Zatrudnił ją, razem z kilkoma innymi lekarzami. Dziwiła się, że chłopak zaraz po studiach jest właścicielem takiej przychodni, ale nie pytała. Szybko przekonała się, że Tosiek kocha to co robi i w pełni zasługuje na to, żeby być szefem. Radził sobie i to nawet bardzo dobrze. Po dwóch miesiącach zaczęli się spotykać, potem jej się oświadczył i dziewięć miesięcy potem pojawiła się Amelia. Wszystko działo się w szaleńczym tempie, ale nie miała wątpliwości. Ani przez chwilę się nie wahała. Teraz była szczęśliwą mamą, spełnioną żoną i lekarzem. A jej mąż był cudowny....

- Zapomniałam ci powiedzieć, dzwonił jakiś facet, twierdził, że jest twoim starym znajomym i chciał twoją komórkę, ale powiedziałam, żeby zadzwonił jutro od rana.

- Dobrze. A kto to był?

- Przedstawił się, ale akurat karmiłam małą i jakoś mi wyleciało. Miał bardzo sympatyczny głos i obcy akcent.

- A..akcent?

Tosiek gwałtownie odwrócił głowę. Nie... to nie mógł być on. Przecież on odszedł, zostawił go. Czego mógłby chcieć po takim czasie? Mężczyzna skrzywił się na myśl o tym, że przecież kiedyś obiecał spłatę kliniki. Teraz nie miał takich pieniędzy. Poza tym musiałby powiedzieć Kasi... A tego nie chciał. Kurwa! Oficjalnie dostał dom w spadku, gdyby teraz musiał się wykręcać to... ona by wybaczyła, ale na pewno nie zapomniała. Tosiek zacisnął usta w cienką kreskę i wstał z krzesła. Kasia zdziwiona obserwowała reakcję męża.

- Coś nie w porządku? Wiesz kto to?

Tosiek postanowił iść w zaparte, tak długo jak tylko się da. Spojrzał na zaniepokojoną twarz i uśmiechnął się, delikatnie głaszcząc blady policzek.

- Nie, wszystko ok. po prostu zastanawiam się kto to może być.

- Jutro się okaże.

- Mhm...

Mężczyzna tej nocy już nie zasnął. Po głowie cały czas kołatały mu wspomnienia tamtego dnia. Wyrwał się kliniki, bo Michael koniecznie chciał się z nim spotkać. Uwielbiał te obiady, kolacje, lunche, kawy, kochał wszystkie okazje, przy których mógł na swoje kochanie chociaż popatrzeć. Rozpromieniony wszedł do restauracji i od razu go zauważył. Siedział tyłem do drzwi i rozmawiał przez telefon. Tosiek zanim zanurzył się w cieple sali usłyszał za sobą trzaśnięcie pioruna. Wzdrygnął się na samą myśl, że miałby teraz wyjść na ulicę. Niemal płynąc między stolikami podszedł do Michaela i uśmiechnął się promieniście. Usiadł naprzeciwko starszego i bezceremonialnie zrobił łyka z jego kieliszka. Francuz splótł dłonie na wysokości twarzy i zrobił poważną minę.

- Musimy porozmawiać.

- Rozmawiajmy

Tosiek odpowiedział z niesamowitą radością w głosie - tamtego dnia miał wyjątkowo dobry nastrój. Niepostrzeżenie wsunął swoją nogę między kolana Michaela. Uśmiechnął się przebiegle na widok jego lekko zmieszanej twarzy.

- Z nami koniec.

Tosiek cofnął nogę i na chwilę stracił wątek.

- S..słucham?

- Kiedy byłeś w pracy zabrałem z mieszkania wszystkie rzeczy i wyprowadziłem się. Zostawiam ci apartament, w końcu to ty go urządziłeś. Sprawy kliniki są już załatwione do końca, więc o to się nie martw.

- Hej, człowieku! Posłuchaj się! Co ty w ogóle mówisz? Boże, jak to "koniec"!? Zrobiłem coś? Powiedziałem? Jezu...

Oparł czoło na dłoniach i kręcił głową z niedowierzaniem. To jakiś koszmar - myślał - zaraz się obudzę i będzie rano. Przytulę się do niego i będzie ok. Boże... Tosiek starał się uspokoić oddech. Ręka Michaela dotknęła jego przedramienia, ściskając je lekko.

- Uspokój się. Nie rób scen. Właśnie dlatego chciałem się spotkać w miejscu publicznym, żeby tego uniknąć. W domu pewnie rzucałbyś talerzami.

- A dziwisz się do cholery!? Zostawiasz mnie bez słowa! Nie zasługuję nawet na wyjaśnienie? Wyceniłeś mnie na ten pieprzony apartament i klinikę, dziękuję ci serdecznie!

- Nie rozumiem o co ci chodzi. Myślałeś że będę z tobą do usranej śmierci? Że będę ci niańczył całe życie? Chyba nie oczekiwałeś, że padnę ci do stóp i poproszę o rękę.

- Ironia jest tu zbędna. Boże, nie wiedziałem że jesteś taki.

Tosiek odepchnął się od stołu i wstał ściągając na ziemię kieliszek Michaela. Zamknął oczy i wciągnął ze świstem powietrze.

- Nie chcę ani twojego apartamentu ani kliniki. Nie chcę łaski.

- Niestety nie możesz mi ich oddać.

Młodszy mężczyzna odwrócił się na pięcie i spojrzał Francuzowi w oczy. Nie rozumiał i jego wyraz twarzy chyba to właśnie wyrażał bo Michael "pośpieszył" z wyjaśnieniami.

- Kiedy podpisywałeś papiery dotyczące kliniki nie czytałeś wszystkiego dokładnie. W ogóle tego nie czytałeś. - Dodał z przekąsem - Oprócz aktu własności willi podpisałeś też akt własności mieszkania. W obu dokumentach był ustęp mówiący o tym, że nie możesz sprzedać ani oddać ich przez dziesięć lat, bez mojej zgody, albo zapłacisz 5 milionów kary.

- 5 milionów złotych!?

- Dolarów.

Kasia poruszyła się w jego ramionach niespokojnie, tak jakby wyczuwała jego emocje. Przycisnął ją mocniej do siebie i wyszeptał do ucha coś uspokajającego. W pokoju było tak cicho, że słyszał jak jego córeczka oddycha, leżąc w swoim łóżeczku. Dziękował Bogu za to, że ma ją i Kasię. Kiedyś myślał o tym, co by było, gdyby wtedy, półtora roku temu, nie zatrudnił tej kobiety. Te myśli były bardzo ciemne. Teraz starał się odepchnąć od siebie widmo Michaela, tego, że on zechce zwrotu mieszkania, szpitala, ale najbardziej tego, że wrócą jego tęsknoty. Bał się tego, że kiedy go zobaczy znowu przypomni sobie smak jego ust, znowu zapragnie jego dłoni; a na to nie mógł sobie pozwolić - nie chciał. Kilka miesięcy temu wybuchła afera wokół zamordowanej dziennikarki z jego czasopisma i jakichś samobójców, (dokładnie nie wiedział o co chodzi, bo maleńka Amelia zaprzątała całą jego uwagę) pokazywali wtedy Michaela w telewizji. W pierwszej chwili myślał, że ma halucynacje, ale nie, on był prawdziwy. Był tak samo poważny, tak samo przystojny i czarujący. Patrzył w jego stronę i mówił coś, nie pamięta dokładnie co, a na końcu uśmiechnął się tak zabójczo, jak tylko on potrafił. Przez kilka dni nie mógł się po tym pozbierać. Chodził jak struty i odpowiadał monosylabami. Kasia zaczęła się martwić, że znowu przychodzi coś takiego jak wtedy, gdy go poznała. Tosiek był jednak na tyle odpowiedzialny, że nie chciał zwalać jej na głowę kolejnego kłopotu i z całych sił starał się pozbierać. Chwała Bogu, udało mu się. Nie chciał, żeby to się znowu powtórzyło. Nie chciał przeżywać tego jeszcze raz. Zatopiony w swoich myślach, nawet nie zauważył, że już dosyć dawno zaczęło świtać. Wstał wyskoczyć bo bułki i przyszykował śniadanie. Zapach kawy rozszedł się po całym domu, budząc zaspaną Kasię. Tosiek podszedł do łóżeczka małej i wsadził ją do nosidełka na brzuchu. Jego żona wstała po chwili wyręczając go w opiece nad dzieckiem, a on miał czas, żeby chwilę zająć się sobą. Około dziewiątej w domu rozległ się złowieszczy dzwonek telefonu. Tosiek stał przy lustrze w łazience goląc się i zaciął się, kiedy go usłyszał. Wciągnął głośno powietrze, modląc się w duchu, żeby ów "stary znajomy" zrezygnował z dzwonienia, albo chociaż nie był Nim. Usłyszał jak Kasia podnosi słuchawkę i przez kilka minut rozmawia, nie słyszał dokładnie co mówi, ale zdawało mu się, że wspomina coś o wieczorze. Nie, to zdecydowanie nie mógł być TEN telefon.

- Antek, to do ciebie.

Tosiek poczuł jak ze zdenerwowania skręca mu się w żołądku. Ostatni raz, czuł coś takiego przed obroną magisterki. Okryty tylko ręcznikiem na biodrach, wyszedł do holu i odebrał.

- Antoni Suszko, z kim mam przyjemność?

- Mi się maleńki pytasz z kim masz przyjemność? Galopująca skleroza czy co?

- Kto mówi?

Doskonale wiedział kto mówi. Poznał go już przy pierwszej wypowiadanej literze, przy pierwszym oddechu. Usiadł na podłodze i oparł się plecami o ścianę. Starał się zachować spokój.

- Nie wiesz? Wiesz, na pewno wiesz.

- Czego chcesz?

- Tak witasz przyjaciół po latach?

- Po półtora roku i nie jesteś moim przyjacielem

Palnął głupotę z tym "półtora roku". Pokazał mu, że myśli, że wspomina, pamięta. Pluł sobie w brodę, ale cóż, powiedział, więc tego nie cofnie. Teraz chciał się po prostu dowiedzieć, o co chodzi.

- Skoro tak do tego podchodzisz. Chciałem się z tobą umówić na mieście

- Jeśli chodzi ci o spłatę mieszkania i kliniki to ułatwię ci - nie mam takiej kasy, a w ratach, jak kiedyś byłeś łaskawy mnie poinformować, trwałoby to z pięćdziesiąt lat.

- Jak zwykle, nawet nie dałeś mi dokończyć myśli. Zawsze byłeś w gorącej wodzie kąpany.

- Dobrze więc, słucham. Po co dzwonisz?

- Jak już mówiłem, chciałem się z tobą umówić na mieście, ale twoja urocza żona, zaprosiła mnie na kolację. Podobno robisz świetne sushi?

- C...co zrobiła?

- W skrócie opowiedziałem jej o naszej zażyłej przyjaźni i o długiej rozłące i zaprosiła mnie. Bardzo miła kobieta.

- Jezu coś ty jej powiedział?

Wysyczał do słuchawki prawie szeptem

- Nie bój się. Nic takiego, nie mam zamiaru rozwalać ci małżeństwa. Po prostu musimy pogadać.

- Nasza ostatnia rozmowa skończyła się dość... khm... jak by to nazwać... więc chyba zdajesz sobie sprawę, że nie mam ochoty cię

Zanim zdążył dokończyć rozmówca rozłączył się bez pożegnania. Tosiek poczuł jak oblewa go zimny pot. Ręce zaczęły mu drżeć. Wychylił się i zajrzał do pokoju w którym Kasia pisała coś w jakichś papierach. Zerknęła na niego i przygryzła usta, robiąc przy tym strapioną minę. Tosiek po chwili, w której próbował przybrać miły wyraz twarzy, wstał i podszedł do niej. Usiadł na skraju biurka i odgarnął z jej twarzy włosy. Kobieta spojrzała na niego przepraszająco i przytrzymała jego dłoń przy policzku.

- Nie gniewasz się?

- Za co myszko?

- No za to, że go zaprosiłam. Myślałam, że... bo on tak opowiadał... a z tego co teraz słyszałam to ty go nie za bardzo lubisz. Przepraszam.

- Nic się nie stało. Nie to, że go nie lubię, ale po prostu nasze ostatnie spotkanie wywarło na mnie dość... nieprzyjemne wrażenie.

- Czemu mi o nim nie opowiadałeś?

- Jakoś, nie było kiedy. A co powiedział ci Michael?

- Opowiedział o tym, jak poznaliście się w pociągu i o tym, że pomagał ci wybrać kierunek studiów i wspominał o tym, że jak wyjeżdżał bardzo się pokłóciliście. Chyba byliście dla siebie ważni?

Tosiek miał w gardle wielką gulę. Wiedział, że ona nie pyta o TO. Nigdy by go nie podejrzewała, że on i drugi mężczyzna... Nie to, że nie była tolerancyjna, ale fakt, że jej mąż... Spojrzał na żonę i lekko skinął głową. Pocałował ją delikatnie w skroń i szepnął że idzie do pracy. Przy drzwiach rzucił tylko, że zrobi zakupy i będzie wcześniej, żeby zrobić kolację.

Dzień minął szybko. Za szybko jak na to, żeby w spokoju móc się przygotować do spotkania z Nim. Ze swoją przeszłością i wspomnieniami. Tosiek marszem przemierzał wzdłuż półek w markecie co jakiś czas wrzucając coś do koszyka. Cały czas w głowie kołatała mu jedna myśl - jak zareaguje kiedy go zobaczy. Wracając do domu wstąpił jeszcze do butiku, w którym ostatnio Kasia zachwycała się nad spódnicą. Kupił jej ją, próbując zagłuszyć wyrzuty sumienia.

Kasia kładła na stół ostatnie talerze, kiedy zadzwonił domofon. Tosiek uśmiechnął się do niej znad deski do krojenia i skinął głową w stronę drzwi.

- Otwórz mu, bo ja mam brudne ręce.

Kobieta szybko, ostatni raz rzuciła okiem w stronę lustra i nacisnęła przycisk

- Tak?

- Dobry wieczór, Michael z tej strony.

- Witaj, już otwieram. Windą na piąte piętro.

Po chwili zamek na dole zgrzytnął wpuszczając mężczyznę do środka. Tosiek wytarł dłonie w fartuch, który miał na sobie i wziął na ręce Amelię. Obok lodówki postawił sobie drinka i co jakiś czas od pół godziny robił łyka, tak żeby Kasia nie zobaczyła. Ostatni raz przechylił szklankę i skrzywił się czując mocny smak wódki. Zrobiło mu się trochę lepiej. Zadźwięczał dzwonek i Michael już był z przedpokoju. Tośka oblał zimny pot. On był tak samo cudowny jakim go zapamiętał. Stał kilka kroków przed nim z wielkim bukietem kwiatów, witając się z Kasią i nie widział go. Nagle Amelia zapłakała i wtedy on obrócił w kierunku Tośka głowę. I znowu spojrzał w te mądre, piękne oczy. A Michael wyciągnął ku niemu rękę i nie pozostało mu nic innego jak ją uściskać.

Kolacja trwała w przyjaznej atmosferze. Tosiek czuł się w miarę komfortowo mając obok siebie żonę i stół, który oddzielał go od Michaela. Rozmawiali o wszystkim i o niczym. Tosiek zaczynał się przekonywać co do tego, że Francuz ma czyste zamiary

- Michael opowiedział mi przez telefon jak się poznaliście, ale ja nadal nie mogę uwierzyć, że całą drogę z Paryża do Berlina przesiedziałeś mu na kolanach.

Kasia ścisnęła dłoń męża i spojrzała na niego z rozbawieniem. Tosiek zerknął na mężczyznę z odrobiną zmieszania i pokiwał głową.

- Miałem 19 lat i wracałem z pierwszych samodzielnych wakacji. Miałem wykupioną miejscówkę w pociągu

- Ale okazało się, że do komputera wdarł się błąd i ja mam taki sam bilet jak Tosiek.

- Michael usiadł tam pierwszy, ale ja nie chciałem zrezygnować i w końcu kierowany impulsem

- Powiedziałeś mi, że wisi ci co powiem, ale masz zamiar dojechać do Berlina siedząc na tym właśnie miejscu

- No i usiadłem mu na kolana.

- Potem w Berlinie mieliśmy przesiadkę do Poznania i tam dojechaliśmy już normalnie.

Kasia zaczęła śmiać się ze szczerego serca i próbowała złapać oddech. Nie było co ukrywać, widok dwóch naburmuszonych mężczyzn w TAKIEJ pozycji w pociągu musiał być dość szokujący dla pasażerów, a to wyobrażenie było nie mniej zabawne.

- A wy, jak się poznaliście?

Michael wskazał palcem na ich dwójkę. Kobieta otarła łzę i spojrzała na męża.

- Banalnie. Zatrudnił mnie w klinice i po trzech miesiącach oświadczył, że mam zostać jego żoną.

- Faktycznie banalne

Michael mrugnął zalotnie do Kasi i uniósł kieliszek w geście toastu. Reszta wieczoru była równie sympatyczna co początek. Po posiłku przeszli do salonu. Usadowieni naprzeciwko siebie Kasia i Michael gadali jak starzy przyjaciele. Tosiek chwilami czuł się nieco wyobcowany. W pewnej chwili z piętra dobiegło ich kwilenie dziecka. Kobieta zerwała się z miejsca i przeprosiwszy pobiegła na górę. Mężczyźni zostali sami, pogrążeni w dość krępującej ciszy. Tosiek chrząknął i oderwał wzrok od swoich dłoni.

- Tak szczerze, po co chciałeś się spotkać?

- Dawno się nie widzieliśmy.

- Bla bla bla tęskniłem i chciałem cię znowu zobaczyć?

Michael zdziwiony uniósł brwi i wygiął usta w czymś, co Tosiek uznał za ironiczny uśmiech.

- Nie pochlebiasz sobie? Po prostu chciałem się dowiedzieć jak idzie w klinice.

- A więc kasa. Jak zwykle zresztą. Zawsze chodziło ci tylko o pieniądze.

- A tobie nie?

- ...Słucham?

- W jakim innym celu ściągałbyś spodnie na każde zawołanie.

Tosiek spojrzał na niego z otwartymi ustami i pokręcił głową z niedowierzaniem. Wymierzył mężczyźnie policzek i wstał z kanapy. Michael dotknął wierzchem dłoni twarz i prychnął z irytacją.

- Bądź szczery sam ze sobą. Czy myślisz, że gdyby nie to, że byłeś ze mną miałbyś teraz klinikę, apartament. Cholera, miałbyś żonę i dziecko?

- Nie. Nie miałbym, ale może byłbym szczęśliwszy. Zauważ, ze to, że mam rodzinę, jest tylko i wyłącznie wynikiem tego, że mnie zostawiłeś. Jak zużytą zabawkę. Micheal, kurwa, ja nawet nadal nie wiem dlaczego to zrobiłeś.

Michael stanął za jego plecami i patrzył w niebo. Dotknął jego ręki, była zimna i taka sztywna. Stali tak chwilę bez słowa. Tosiek odetchnął głęboko i, mając pewność, że Michael nie widzi jego twarzy, uśmiechnął się blado. Na schodach zaczęły stukać buty. Francuz odsunął się od mężczyzny i stanął obok, opierając się plecami o parapet.

- Chyba czas na mnie.

- Nie żartuj, już?

- Było mi bardzo miło, ale jutro muszę wyjechać do Warszawy i sama rozumiesz.

- Jasne. Tosiek, może odprowadź Michaela do auta, mieliście tak mało czasu, żeby porozmawiać w cztery oczy.

- Nie! - Michael zdał sobie sprawę, że zbyt żywiołowo zareagował i spuścił z tonu - Nie trzeba, umówimy się kiedy indziej na piwo.

- W sumie muszę jeszcze skoczyć po papierosy, więc chętnie cię odprowadzę.

Francuz zerknął na niego z niedowierzaniem. Nieśmiało skinął głową pożegnawszy się z Kasią wyszedł na korytarz a po chwili dołączył do niego Tosiek. Stanęli w milczeniu przed windą.

- Chyba coś się zacięło.

Tosiek nerwowo dusił na guzik i potupywał nogą.

- Więc chodźmy schodami. Będziemy mieli więcej czasu.

- Na co?

- Chciałeś chyba wiedzieć czemu.

- Kiedy tak o tym myślę, to nie jestem pewien. Micheal zrozum, ja staram się zapomnieć. Próbuję wyrzucić ze wspomnień ciebie, te lata które z tobą przeżyłem, rzeczy, które musiałem czasem znosić i przede wszystkim to, jak mnie potraktowałeś. Bo wiesz, czemu cię uderzyłem - dotknął jego policzka - bo to co powiedziałeś było moim koszmarem po naszym rozstaniu. Myślałem o sobie jak o tanim utrzymanku, którego wyceniłeś na mieszkanie i klinikę. Moja miłość została potraktowana jak towar.

Tosiek nawet nie zauważył jak się zatrzymał i usiadł na stopniach. Michael przysiadł obok.

- To co mówisz boli.

- To co czuję boli.

- Tosiek, pozbieraj się do cholery. Życie nie jest takie fajne jak opowiadała ci mama. I ludzie, a w szczególności faceci, nie są fajni. Ty masz dwadzieścia kilka lat, a zachowujesz się jakbyś przeżył co najmniej sześćdziesiąt. I uprzedzę twoje zarzuty - ja nie kwestionuję tego że cierpiałeś, może nawet cierpisz, ale pomyśl o tym, że na przykład ja męczę się na tym pieprzonym świecie prawie dwa razy dłużej niż ty. Pomyśl ile razy ja byłem potraktowany jak szmata i co musiało się zdarzyć, że bez skrupułów potraktowałem tak ciebie. A wiedz, że na to nie zasłużyłeś. Nie zasłużyłeś, bo jesteś cudowny, a twoja żona jest najszczęśliwszą kobietą na ziemi.

Dotknął załzawionego policzka Tośka i starł kropelki. Wstał i zaczął schodzić na dół, zostawiając Tośka coraz wyżej. Kiedy tylko mężczyzna doszedł do siebie zerwał się i pobiegł za nim. Złapał go na podziemnym parkingu. Otwierał drzwi do swojego samochodu. Dopadł do niego i odwrócił w swoją stronę. Po sekundzie zastanowienia wpił mu się w wargi i pocałował jak nigdy dotąd swoją żonę.

- Nie zostawiaj mnie po czymś takim do cholery.

- Jestem

- Zaczynałam się martwić. Gdzie byłeś tak długo?

- Przepraszam, zagadaliśmy się.

Antek cmoknął Kasię w policzek i przeszedł do salonu. Zgarnął z kanapy poduszki i położył się na plecach. Po kilku chwilach stukanie naczyń w kuchni ustało i kobieta usiadła na sofie tak, że wzięła jego głowę na kolana.

- Michael jest bardzo sympatyczny.

- Taa...

- Dziwię się, że tak długo miałeś do niego żal. O co się wtedy pokłóciliście?

- Takie tam.

- Antek, jakie "takie tam"? Nie odpowiadaj mi tak.

- Kaśka, daj mi spokój.

Kobieta poruszyła się zmuszając Tośka do podniesienia się. Mężczyzna oparł ramiona na kolanach i ukrył między nimi głowę. Przetarł dłonią oczy i sięgnął butelkę martini ze stolika.

- Antek, co cię ugryzło? Jeszcze przed chwilą tryskałeś dobrym humorem a teraz masz fochy? Co, nie mów mi, że znowu pokłóciłeś się z Michaelem?

- Powiedziałem już żebyś dała mi spokój!

Tosiek krzyknął zrywając się na nogi. Na ziemię spadły kieliszki, bo Tosiek wstając potrącił je. Amelia rozbudzona hałasem zaczęła płakać.

- Antoni, nie wiem o co chodzi, ale masz tu zostać dopóki nie wrócę. Musimy porozmawiać.

Mężczyzna poczekał, aż Kasia zniknie z pola widzenia i szybko wyszedł z domu.

MIESIĄC PÓŹNIEJ

Czarna Honda zatrzymała się przy chodniku. Rząd latarni słabo oświetlał ulicę. W samochodzie zgasły światła i uchyliło się okno przez które wylatywała szaro błękitna smużka dymu. W pobliskim domu ktoś trzasnął drzwiami i szedł w kierunku furtki sprężystym krokiem. Obszedł auto z drugiej strony i podszedł do otwartego okna. Wsadził głowę do środka i delikatnie pocałował kierowcę.

- Chodź się przejść.

Tosiek posłusznie wysiadł z Hondy i ruszył za Michaelem. Zbliżała się północ i niebo było usłane gwiazdami. Ulica była cicha i opustoszała. We wszystkich domach było ciemno a domownicy spali. Tosiek wtulił się w ramię Francuza i westchnął cicho.

- Hm?

- Nic. Tak sobie myślę, że jestem totalną świnią. Kurde, nawet nie świnią ale naiwną świnią. Robię z siebie głupka przez kilka lat, potem mnie olewasz, ja układam sobie życie, ty wracasz a ja bez wahania robię wszystko żeby tylko zniszczyć to co sobie naprawiłem. Krzywdzę Kasię i Amelię ryzykując, że się wszystkiego dowiedzą a nawet nie wiem o co tobie chodzi. Nie wiem czy jutro znowu mnie nie wystawisz i znowu od początku. Będziesz tak wracał, burzył, uciekał, wracał, burzył....

- Jedź ze mną do Francji.

- Co?

Tosiek przystanął ze zdziwienia. Trochę zmęczył go ten monolog, ale prośba, a właściwie nakaz Michaela wróciły mu równowagę zmysłów.

- To co słyszałeś. Proponuję ci życie we Francji. Ze mną. Dzisiaj miałem ci powiedzieć, że zamykamy wydawnictwo tutaj i wracam na stałe do Paryża.

- Ale jak ty to sobie wyobrażasz!? Ja mam tu pracę, rodzinę... i co.. tak po prostu, spakowałbym się i wyjechał z tobą?

- Dokładnie. Mówisz, że nie wiesz czego od ciebie chcę. Chcę, żebyś pojechał ze mną do Francji. Ze mną Tosiek... Kasi będziemy wysyłać co miesiąc powiedzmy... trzy tysiące euro.

- Michael, ale przecież... nie no... nie wi.. Boże.

Usiadł na murku i z żałosną miną wpatrywał się w śmiertelnie poważnego Michaela. Nie wiedział co ma powiedzieć. To, że nie kochał Kasi było dla niego jasne. Zrozumiał to kiedy wrócił Michael. Potrzebował kogoś kto wypełni pustkę. Przestał ufać mężczyznom, a Kasia była taka troskliwa i miła. Żal mu było rozstania z dzieckiem. Nie chciał, żeby wychowywała się w przeświadczeniu, że jej ojciec był zimnym sukinsynem, który zostawił ją dla jakiegoś faceta.

- Tosiek. Spójrz mi w oczy i powiedz, że tego nie chcesz, a dam ci spokój. Pożegnamy się jak przyjaciele, jutro wyjadę, a ty w Paryżu będziesz zawsze mile widziany.

- Nie mówię, że nie chcę. Daj mi czas.

- Jutro o 23 mam samolot z Ławicy. Będę trzymał dla ciebie miejsce do 22. Potem będzie za późno.

- Za późno?

- Moja propozycja przestanie być aktualna; bo jeżeli ci zależy to przyjedziesz na czas.

Nachylił się nad siedzącym Tośkiem i czule go pocałował. Po dłuższej chwili, kiedy zabrakło im powietrza Michael podniósł się i oblizał usta. Potargał młodszemu włosy i szybkim krokiem wrócił do domu. Tosiek siedział na murku jeszcze dwie godziny. Kiedy wszedł do mieszkania w salonie paliła się lampka. Nie zdjąwszy butów podszedł do kanapy na której smacznie spała Kasia. Oparł ramiona na meblu i przypatrywał się żonie. Było mu ciężko. Nie wiedział, czym zasłużył sobie na coś takiego. Westchnął głośno wyrywając kobietę z lekkiego snu. Usiadła przecierając oczy i wpatrywała się w niego.

- Musimy porozmawiać.

- Antek, dochodzi trzecia, wiem, że rozmowa jest konieczna, ale poczekajmy do rana.

- A czy to coś zmieni?

- ....Nie. ....Co się z nami stało?

- Kasiu. Boże, dawno nie musiałem mówić już takich rzeczy...

- Jakich? Tosiek, wytłumacz mi po ludzku co się stało z naszym małżeństwem. Na Boga! W miesiąc stałeś mi się obcym człowiekiem. Nie wiem co myślisz, nie wiem co robisz. Antoni, proszę cię, możesz powiedzieć mi wszystko, ale nie to, że masz inną kobietę.

- .... Nie mam. Ale ja się zmieniłem. A właściwie na nowo stałem się sobą... Nie potrafię już tu żyć. Zrozumiałem, że bycie mężem i ojcem to nie jestem ja. Poza tym... poza tym ja cię nie kocham.

Oczy Kasi powiększyły się nienaturalnie i zalśniły łzami; jej usta zaczęły drżeć, musiała je przygryźć, żeby nie wybuchnąć żalem. Spodziewała się wszystkiego, ale nie takich słów. Przeżyłaby nawet to, że miałby romans - miłość potrafi wybaczyć wszystko, ale nie to, że jest nieodwzajemniona.

Droga na lotnisko niemiłosiernie mu się dłużyła. Krajobrazy za oknem przesuwały się tak cholernie wolno. Tosiek po raz kolejny w przeciągu pięciu minut spojrzał na zegarek. Było za piętnaście dziesiąta, a stali dopiero na Polskiej. Czuł jak coraz szybciej wali mu serce. Ciepła dłoń dotknęła jego spiętego ramienia. Karol przechylił się lekko w jego stronę i pomachał mu ręką przed nosem.

- Halo? Ziemia do Tośka! Nie denerwuj się chłopie. Przecież samolot odlatuje za ponad godzinę, spokojnie zdążysz.

- Yhym

Przetarł pięścią twarz i jęknął trzęsącym się, jakby ze strachu, głosem.

- Karol, co ja robię? Na jaką, kurwa, cholerę lecę do tego Paryża?

- Nie wiem. Jestem twoim przyjacielem więc będę szczery, nie mam pojęcia co ty wyprawiasz. Nie jestem w stanie zrozumieć, nie, może raczej pojąć, bo staram się zrozumieć, tego czemu zostawiasz tu wszystko co masz i lecisz tam bez niczego. Nie potrafię ci odpowiedzieć na twoje pytania, bo sam je sobie zadaję.

W samochodzie zapadła krępująca cisza. Oboje patrzyli tępo w okna i nie wiedzieli co powiedzieć. Pierwszy przełamał się Karol

- Jak zareagowała Kasia?

- Sam do końca nie wiem co ona czuje. Najpierw walnęła mnie w twarz, potem rzuciła z płaczem na szyję. Kiedy rano obudziłem się w salonie, przy kanapie stały spakowane walizki, a jej ani Amelii nie było. Pojawiła się wieczorem, żebym mógł pożegnać się z małą.

- Żal mi jej. Ona na to nie zasługuje.

- Wiem.... Chyba w tej sytuacji powinienem powiedzieć "Zaopiekuj się nią stary", ale to jakoś głupio brzmi.

- Tak. Bardzo głupio. Już jesteśmy, odprowadzę cię.

- Nie, nie trzeba, mam cholernie mało czasu więc muszę lecieć. Nie żegnam się, bo przecież nie widzimy się ostatni raz.

- Mam nadzieję.

Karol ścisnął jego ramię i uśmiechnął się przyjaźnie. Otworzył bagażnik i po chwili zobaczył już obładowaną postać Tośka wbiegającą przez szklane drzwi.

Tosiek biegł ile sił w nogach. Miał nadzieję, że nie powinien tak do końca serio odbierać groźby Michaela, ale wolał nie ryzykować. Zegar na lotnisku wskazywał 21:58. Brutalnie odepchnął od blatu młodą dziewczynę, nie reagując na jej żywiołowe protesty. Zszokowana kobieta w mundurze polskich linii lotniczych patrzyła na niego z wyraźnym niesmakiem, kiedy histerycznie próbował złapać oddech.

- Przepraszam, ale do dziesiątej mam tu odebrać bilet do Paryża. Nie mogę czekać.

Surowa twarz kobiety rozpromieniła się w jednej chwili

- No wie pan, już miałam anulować tę rezerwację. Pański przyjaciel zaznaczył wyraźnie, że mam wydać bilet do dwudziestej drugiej, ani minuty później.

- Ale zdążyłem. Nie wie pani gdzie jest mój przyjaciel?

- Ależ oczywiście. Pan Cotoun jest od godziny w Paryżu.

Tosiek pokręcił głową i roześmiał się z niedowierzaniem. Nie rozumiał o co chodzi w tej grze Michaela. Był prawie gotowy, żeby podziękować za bilet, zamówić taksówkę i jechać korzyć się przed Kasią. Uspokoił go dotyk delikatnej dłoni kobiety.

- To jak, bierze pan ten bilet? Bussines class, pod oknem; jest też do pana list

Tosiek odruchowo wyciągnął rękę po kopertę opisaną jego imieniem, kobieta cofnęła ją jednak.

- Pan Cotoun zastrzegł, że mam ją panu przekazać tylko kiedy zdecyduje się pan lecieć.

- Lecę. Oczywiście, że lecę.

Antoni siedział wygodnie w fotelu i odetchnął po rozpięciu pasów. Młodziutka stewardessa podała mu whisky i odeszła. Mężczyzna wyciągnął z kieszeni złożoną na pół kopertę. Obejrzał ją z obu stron. Było na niej wykaligrafowane, tym cholernie starannym pismem Michaela, jego imię; dopiero kiedy prawie rozdarł papier zamaszystym ruchem odkrył w narożniku naszkicowaną symboliczną wieżę Eiffela; uśmiechnął się rozbawiony.

Zdecydowałeś się. Wyobrażam sobie jaki byłeś zły, kiedy ta urocza dziewczyna powiedziała Ci, że ja już jestem tu, w Paryżu. Postanowiłem, że tak będzie lepiej. Chyba za bardzo by mnie bolało, kiedy jednak byś nie przyjechał, a ja czekałbym na lotnisku. Sentymentalizm cholera...

Być może nie okażę Ci tego, tak jakbyś chciał, ale bardzo się cieszę, że do mnie lecisz. Jesteś już bardzo blisko. Kiedy mamy przed sobą tak dużo czasu, przelot z Poznania do Paryża jest chwilą. Nie wiem jak się czujesz po rozstaniu z córką. Wiem za to, że postaram Ci się to stukrotnie wynagrodzić. Nie po to ściągam Cię tu, żeby sprawiać Ci ból.

Koniec wynurzeń. Co za dużo to nie zdrowo, prawda kochanie? Na lotnisku będzie na Ciebie czekał młody człowiek. Ja jestem zajęty ostatnimi szczegółami związanymi z Twoim pobytem. (Kobieta z lotniska miała mnie niezwłocznie powiadomić, kiedy odbierzesz list). Uruchomiłem swoje znajomości i obywatelstwo dostaniesz już niedługo. Ale wracając do Twojego lądowania. Chłopak, który Cię odbierze ma na imię Victor i odwiezie Cię do mnie. Odpowie na Twoje pytania i rozwieje wątpliwości. Victor uparł się, żeby nauczyć się polskiego, więc może Cię trochę zamęczać. Nie daj się mu zmaltretować.

Do zobaczenia. M.C.

- Czy wszystko w porządku?

Stewardessa przejęła się głupawym wyrazem twarzy Tośka i trzęsącymi się ustami.

- Bardzo w porządku. Tak w porządku, że zamiast whisky poproszę coś kolorowego. Optymistycznego!

Dziewczyna wykrzywiła się lekko wymuszonym uśmiechu i po chwili przyniosła mu drinka.

Tosiek delikatnie chwiejąc się na nogach wyszedł bramką i zobaczył tłum ludzi. Szukał młodego mężczyzny. Dopiero po chwili dotarł do niego bezsens sytuacji. Młodych mężczyzn stało tam co najmniej ze dwudziestu. Każdy na tym głupim lotnisku mógł czekać na niego. Przeszedł przez celników i oszołomiony stanął obok swoich walizek, nie wiedział co robić. Uśmiechał się zachęcająco już do czwartego chłopaka, który obok niego przechodził.

- Antoni?

Na dźwięk swojego imienia aż podskoczył. Obrócił się w poszukiwaniu nadawcy owego rozbudowanego komunikatu i ku swojemu permanentnemu, już od kilku godzin, zaskoczeniu zobaczył blond kserokopię Michaela. Szczęka opadła mi i z hukiem uderzyła o posadzkę.

- Eee....

- Tak, to ty.

Chłopak roześmiał się mierzwiąc swoje włosy.

- Tata wspominał, że na 99% tak zareagujesz. Chyba naprawdę bardzo cię kocha skoro jest w stanie przewidzieć coś takiego.

Tego było dla Tośka za dużo. Bez słowa klapnął obok swoich bagaży. Pięty rozjechały mu się bezwładnie i tym sposobem wylądował na czterech literach na ziemi. Tata? JAKI TATA?

- Chodź do samochodu, tam ci wszystko wyjaśnię i odpowiem. Zanim dojedziemy do mieszkania Michaela minie trochę czasu, więc mam nadzieję, że odpowiem na każde pytanie.

Zarzucił sobie na ramię torbę i pociągnął walizkę za sobą, zmuszając tym samym Tośka do ruszenia za nim.

- A tak w ogóle to jestem Victor, Victor Cotoun, syn Michaela.

- Dlaczego mi nie powiedziałeś, że masz dziecko!? Kurwa, jakie dziecko, Victor jest ode mnie ledwie kilka lat młodszy.

- Uważałem, że ta wiedza, nie jest ci potrzebna.

- To może powiesz mi co jeszcze przede mną ukrywasz? Co jeszcze nie jest mi potrzebne do szczęścia? No proszę, wypróbuj mnie.

- Antek, proszę cię, uspokój się.

Michael starał się objąć mężczyznę, ale ten wyrwał się zdecydowanym ruchem

- Proponujesz mi nowe życie z tobą, a kiedy tylko się na nie godzę to zaczynamy od kłamstw! Michael nie mam już siły na gry, układy, tajemnice.

Tosiek poddał się ramionom Francuza. Pozwolił się przytulić i uspokoić. Oddychał już mniej nerwowo wciągając zapach jego perfum.

- Nie krzycz już. Jutro wszystko ci wyjaśnię. Wszystko. Jeśli tylko pozwolisz mi się wytłumaczyć. Antoś, proszę cię, to miał być wyjątkowy wieczór... noc. Nie kłóćmy się, bo uwierz mi, wiem, że masz powód na złość, ale jutro, kiedy już będziesz wiedział wszystko będziesz tego żałował.

- Już żałuję.

Wymruczał smutno w jego koszulę. Silne ręce oplotły go jeszcze szczelniej. Usłyszeli pukanie do drzwi, ale uścisk nie zelżał.

- Proszę.

Do pokoju zajrzał Victor. Jakie szczęście, że rozmawiali po polsku i on pewnie nic nie zrozumiał.

- Nakryłem do stołu, możemy zjeść kolację i potem ja... Eee... umówiłem się ze znajomymi, będziemy się uczyć... ten... przez całą noc.

Michael uśmiechnął się z politowaniem i ściągnął usta w zabawny dzióbek.

- Dobrze, dobrze panie taktowny. Już idziemy na tę kolację.

Kiedy tylko drzwi się zamknęły starszy uniósł twarz Tośka i ujął ją w dłonie. Przytknął nos do niego i potarł rozczulająco.

- Na starość robisz się strasznie sentymentalny i romantyczny....

- Bezczelny smarkacz.

- Nasza podróż zaczyna się w miejscu, w którym właściwie powinna się zakończyć, ale zdecydowałem, że to co ci opowiem, właściwie zatacza koło, więc - oto jesteśmy.

- Hospicjum? Co to ma być?

- Po kolei, dobrze? Zaufaj mi, ten ostatni raz, zanim zadecydujesz czy nadal chcesz ze mną być.

Tosiek kiwnął głową i wziął głęboki oddech. Nie lubił takich miejsc, kojarzyły mu się ze śmiercią w samotności i cierpieniem. Nie wiedział co Michael ma z tym wspólnego. Pchnęli ciężkie, metalowe drzwi i weszli do środka. Uderzył ich specyficzny, trudny do sprecyzowania zapach. Antoni skrzywił się i odruchowo chwycił za materiał płaszcza towarzysza. Mijane na korytarzu pielęgniarki witały ich kiwnięciem głowy. Młodszy mężczyzna miał wrażenie, że najbardziej przerażająca jest ta wszechobecna cisza. Praktycznie nikt nie wydawał z siebie dźwięku. Michael skręcił nagle w prawo wprowadzając go na schody. Mniej więcej w połowie drogi przystanął i delikatnie przycisnął Tośka do białej ściany.

- Jesteś pewien, że chcesz kontynuować? Oczywiście w każdej chwili będziesz mógł wyjść.

Tosiek zaczął się bać coraz bardziej. Nie wiedział gdzie idą, po co. Wszystko przyprawiało go o ból głowy, ale postanowił wytrwać. Wydusił z siebie krótkie "tak" i ruszyli dalej. Na pierwszym piętrze w przeciwieństwie do parteru panował zgiełk. Lekarze szybko chodzili po holu, pielęgniarki cały czas wyglądały jakby siedziały na szpilkach. W powietrzu unosiła się śmierć. Michael głaskał rękę Tośka, którą przytrzymał w swojej kieszeni. Otworzył drzwi do pokoju na końcu korytarza. Na jednym jedynym łóżku leżał mężczyzna. Spał. Obok łóżka stał fotel, a za nim rozpościerał się widok na olbrzymi ogród. Michael otworzył tarasowe okno i wyszedł zapalić. Zostawił Tośka samego w towarzystwie śpiącego mężczyzny. Antek postanowił mu się przyjrzeć. Był wycieńczony chorobą, szara twarz, sińce pod oczami, słaby oddech. Mężczyzna, nie mógł być stary, miał na oko około trochę ponad sześćdziesiąt lat. Tosiek pomyślał, że kiedy był młody, musiał być bardzo przystojny. Nagle mężczyzna podniósł powieki. Antoni ostatkiem zdrowego rozsądku powstrzymał się od wrzaśnięcia. Przez chwilę patrzyli sobie prosto w oczy. W fotelu usiadł Michael, chwycił Tośka za rękę i przyciągnął go bliżej siebie. Ku zaskoczeniu tego drugiego, Francuz popchnął go tak, że musiał usiąść na łóżku owego obcego mężczyzny.

- A więc postanowiłeś go przyprowadzić.

W uszach Tośka zagrał idealnie brytyjski akcent. Zaintrygowany spojrzał na, jak wywnioskował, Anglika.

- Może to błąd, ale wydaje mi się, że jestem mu to winien. Chciał znać prawdę.

- Jesteś pewien, że powinien ją znać? Czasem niewiedza to błogosławieństwo.

- Przepraszam, ale jeśli mówicie o mnie, to ja siedzę obok, nie rozmawiajcie o mnie w trzeciej osobie.

- Oczywiście, masz rację. Michael nigdy nie potrafił się zachować. Jestem Lucas, prawdopodobnie jestem odpowiedzialny za większość problemów w twoim życiu uczuciowym.

Poznałem Michaela kiedy przyszedł do redakcji jako butny i pewny siebie dwudziestolatek. Myślał, że swoim dziennikarstwem zmieni świat i na dodatek się na tym dorobi kokosów. To drugie mu się udało, ale co do pierwszego... Byłem wtedy redaktorem naczelnym tego pisma, miałem czterdzieści trzy lata i powoli zaczynało mi się w życiu nudzić. Wtedy pojawił się on. Pełen zapału, świeżości. Nie bał się ryzykować, bo nie miał nic do stracenia. Po cichu go podziwiałem, chociaż nigdy nie dałem tego po sobie poznać. Chciałem go zdobyć, mieć tylko dla siebie. Kiedy zobaczyłem, że jedna z dziennikarek za bardzo się do niego wdzięczy - wyrzuciłem ją. Robiłem wszystko, żeby być bliżej Michaela. W końcu się udało. Podczas oficjalnego bankietu zrobiliśmy to w męskim kiblu. Mało romantyczne, ale jak świetnie rozładowało napięcie między nami. Na początku był tylko seks. Właściwie zależało mi przede wszystkim na jego ciele. Pewnie wiesz, ale Michael jak nikt inny potrafi robić laskę. Nie obchodziło mnie co plotkuje środowisko. Oficjalnie miałem żonę, byliśmy zgodnym małżeństwem, ale wszyscy wiedzieli o tym, że więcej czasu spędzam z tym młodym dziennikarzem, niż z małżonką. Po kilku latach Anabelle zginęła w katastrofie lotniczej. Jej ciała nigdy nie znaleziono, a ja wprowadziłem do swojego apartamentu Michaela. To były najlepsze lata mojego życia. Kiedyś odważyłbym się powiedzieć "naszego" mojego i Michaela, ale w tej sytuacji... Przy kontrolnych badaniach odkryto u mnie coś niepokojącego. Po kilku badaniach ustalono, że to rak. Zrobili mi operację, naświetlania, chemię. Michael cały czas siedział obok mnie, kiedy rzygałem, kiedy wyglądałem jak półtora nieszczęścia i kiedy nie mogłem sam się odlać. Wyszedłem z tego. Wtedy przepisałem większość swoich udziałów jemu. Spisałem też testament. Okazało się, że to nie potrzebne. Przez następnych kilka lat był spokój. Wszystko wróciło do normy i powoli zaczynało się stabilizować. Niestety przyszły nawroty. Kiedy się o tym dowiedziałem w mało delikatny sposób powiedziałem Michaelowi, że ma iść w cholerę. Teraz już wie, ale kiedyś nie powiedziałem mu czemu. Wiem, że by nie odszedł. Powiedziałem, że mam go dosyć i że ma zniknąć mi z oczu. Nie chciałem, żeby został na lodzie. W dokumentach w których przepisałem mu udziały była specjalna klauzula mówiąca o tym, że... a właściwie, przecież ty znasz ten podstęp z autopsji. Cały czas miałem pieczę nad jego życiem. Jak niewidzialna ręka prowadziłem go przez zakamarki tego pieprzonego świata, w taki sposób, że on nawet tego nie odczuł. Związał się z moją asystentką. Młoda kobieta, ale miała już piętnastoletniego syna, Victora. Michael i Irene postanowili się pobrać, Victor zmienił nazwisko na Cotoun. Cieszyłem się, że jest szczęśliwy, kiedy ja umieram. Tym razem Bóg też wykazał się olbrzymim poczuciem humoru. Wyszedłem z choroby szybciej niż za pierwszym razem. Lekarze zapewniali, że trzeci raz rak wraca rzadziej niż okazjonalnie. Nadal zależało mi na Michaelu. Nie chciałem niszczyć jego, ledwo co zbudowanego świata. Odsunąłem się. Okazało się, że mój mały chłopiec całkiem nieźle sobie beze mnie radzi. Wydawnictwo prosperowało jeszcze lepiej niż za moich czasów. Zyski były kolosalne. Widziałem jak imperium Michaela rośnie w siłę, tak jak i on sam. Załamanie przyszło siedem lat temu. Irene umarła przy porodzie. Dziecko zmarło po dwóch godzinach. Michael nie mógł się pozbierać. Postanowił uciec z Paryża. Zostawił Victora pod opieką dziadków i wyjechał. Chyba kolejnych sześciu lat nie będę ci opowiadał, bo przecież ty wiesz lepiej co się działo przez ten czas. Niestety i ten świat Michaela musiałem zburzyć. Przypadkiem zburzyłem też twój. Rak znowu zaatakował. Tym razem nie ma szans na wyleczenie. Umierałem i postanowiłem upomnieć się o Michaela. Zrobiłem to półtora roku temu. Po moim jednym telefonie Michael przyleciał prawie natychmiast. Na moją prośbę o zostanie przy mnie wybiegł trzaskając drzwiami. Wrócił po tygodniu i powiedział, że zostaje. Dzięki jego opiece nadal żyję, tylko jemu to zawdzięczam. Nie płacz. Nie masz powodu. On wcale nie wrócił dlatego, że kocha mnie. Takiego wraka człowieka nie można już kochać. Kocha ciebie. Przez cały czas kiedy tu był marniał w oczach. Raz w miesiącu latał do Polski, żeby skoordynować pracę w warszawskim wydawnictwie. Wracał stamtąd odmieniony. Tylko raz zdarzyło się, że czuł się gorzej. Kiedy wybuchła afera z Olgą i tym całym towarzystwem wzajemnej adoracji. Nie wiedziałem na czym polega ten fenomen. Ja zawsze dawałem mu czego chciał, nawet kiedy jestem przykuty do łóżka mogę dać mu więcej niż ty, ale wolał właśnie ciebie. Weterynarza, który wszystko zawdzięcza tylko jemu, a nie chce na niego nawet spojrzeć. W końcu go puściłem. Nie chciałem, żeby męczył się dłużej. Wydaje mi się, że tym sprawiłem mu jeszcze więcej kłopotu niż miał. Nawet nie wiesz jak cholernie przeżywał ten telefon do ciebie. Nie wiesz, jak bolało go to, że musiał rozmawiać z twoją żoną. I wreszcie nie wiesz jak się cieszył kiedy zadzwoniła do niego kobieta z lotniska mówiąc, że przekazała ci list. Jeśli masz jakikolwiek żal - miej go do mnie. To wszystko przeze mnie. Michael jest w tym wszystkim najbardziej niewinny, a jeśli masz co do tego wątpliwości, to lepiej wyjedź od razu.

Tosiek wyszedł z sali w stopniu najwyższego oszołomienia. Na fotelu naprzeciwko siedział Michael. Wstał gdy go zobaczył. Podszedł i objął go ramieniem.

- I co ci powiedział?

- Prawdę. To co było mi potrzebne do tego, żeby tu był mój dom.

- Nadal chcesz, żeby Paryż nim był?

Wyszli przez główną bramę prosto na zalaną słońcem ulicę. Drzewa mimo, że pozbawione liści zdawały się szumieć delikatnie, a kroki stawiane w kałuży wygrywały w wodzie melodie.

- Tam dom twój, gdzie serce twoje.



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Biżuteria, papier, koraliki Schema Coeur de Swarovski
Coeur Jody
bracelet coeur de loup
boucles d oreilles coeur cable
bonjour mon coeur
collier coeur
un coeur d amour eb
Une valse dans mon coeur Jo Privat & Christian Peschel
boucles d oreilles coeur a prendre
bague coeur de fleur
la Coeur a coeur
Le Sacre J L DAVID(1)
BISOUNOURS ORANGE GROSBISOUS le coeur

więcej podobnych podstron