Williams蕋hy Karaibska rapsodia


Cathy Williams

Karaibska rapsodia

Rozdzia艂 1

Emma nie mia艂a poj臋cia, kto wyjdzie jej na spotkanie, ale to akurat najmniej j膮 martwi艂o. Ostatecznie by艂a ju偶 na niewielkim lotnisku na Tobago i od celu podr贸偶y dzieli艂o j膮 zaledwie kilka kilometr贸w. Dziewczyn臋 gn臋bi艂o co艣 innego: denerwuj膮ca w膮tpliwo艣膰, czy post膮pi艂a w艂a艣ciwie.

Ale na 偶ale i tak by艂o ju偶 za p贸藕no. Klamka zapad艂a.

Zdj臋艂a walizki z „karuzeli”, rozejrza艂a si臋 po poczekalni i wysz艂a przed budynek portu lotniczego, gdzie mia艂 czeka膰 samoch贸d przys艂any z rezydencji Jacksona.

Zdrowy rozs膮dek podpowiada艂, 偶e je艣li nawet jej misja zako艅czy si臋 kompletnym fiaskiem, to przynajmniej pozna troch臋 obszar le偶膮cy u wybrze偶y Ameryki Po艂udniowej. Ilu przyjaci贸艂 da艂oby sobie uci膮膰 praw膮 d艂o艅 za to, by cho膰 raz w 偶yciu trafi膰 na Tobago!

Rozejrza艂a si臋 po sk艂臋bionym, gwarnym t艂umie ciemnosk贸rych mieszka艅c贸w wyspy, oferuj膮cych turystom miejscowe owoce, omiot艂a spojrzeniem o艣lepiaj膮co b艂臋kitne niebo, z westchnieniem zachwytu zatopi艂a wzrok w soczystej zieleni drzew. Jak偶e to wszystko r贸偶ni艂o si臋 od szarej, pos臋pnej Anglii, kt贸r膮 niedawno opu艣ci艂a!

Popatrzy艂a na jaskrawo ubrane kobiety o twarzach koloru hebanu, kt贸re stoj膮c przy straganach ze s艂odyczami, wachlowa艂y si臋 ospale p艂achtami gazet. Strz臋py ich rozm贸w prowadzonych w nieznanym, 艣piewnym j臋zyku dociera艂y do uszu Emmy i dziewczyna pr贸bowa艂a si臋 rozlu藕ni膰, odgoni膰 niemi艂e my艣li, l臋k i trapi膮ce j膮 w膮tpliwo艣ci.

Na Boga, przecie偶 przez ostatnie dziesi臋膰 miesi臋cy nieustannie rozwa偶a艂a wszelkie „za” i „przeciw” tej wyprawy, pomy艣la艂a z gorycz膮. Powinna zatem ju偶 dawno oswoi膰 si臋 z my艣l膮 o ca艂ej sprawie.

呕eby ju偶 przyjecha艂 ten przekl臋ty samoch贸d, modli艂a si臋 w duchu. Przynajmniej nie stercza艂aby tutaj spi臋ta, niepewna i zdenerwowana.

Tu偶 przed opuszczeniem Londynu poinformowano j膮, 偶e na miejscu czeka膰 b臋dzie ogrodnik Alistaira. Teraz Emma mia艂a cich膮 nadziej臋, 偶e mo偶e ju偶 gdzie艣 kr臋ci si臋 w okolicy i po prostu jej szuka. Wiedzia艂a jednak, 偶e to ma艂o prawdopodobne. Zbyt si臋 wyr贸偶nia艂a. Ze swym d艂ugim, pszeniczno-z艂otym warkoczem i jasn膮 karnacj膮 wygl膮da艂a jak wysmuk艂a, bia艂a iglica skalna.

Z impetem postawi艂a walizki na ziemi, niepewnie przysiad艂a na jednej z nich, podci膮gn臋艂a nogi pod brod臋 i obj臋艂a ramionami kolana. Z zadziwiaj膮c膮 moc膮 powr贸ci艂y wahania i l臋ki, kt贸re dr臋czy艂y j膮 od chwili podj臋cia decyzji o wyje藕dzie na Tobago. Najbardziej nurtowa艂o j膮 pytanie, czy nie lepiej by by艂o zapomnie膰 o przesz艂o艣ci.

Pogr膮偶ona w rozmy艣laniach nie us艂ysza艂a krok贸w.

- Emma Belle - to pani? Mia艂em si臋 tu z pani膮 spotka膰.

M臋偶czyzna mia艂 angielski akcent, m贸wi艂 g艂臋bokim g艂osem i leniwie przeci膮ga艂 s艂owa.

Zaskoczona Emma popatrzy艂a na niego i niezdarnie wsta艂a. Pod wp艂ywem taksuj膮cego wzroku obla艂a j膮 fala 偶aru. Pomy艣la艂a ze z艂o艣ci膮, 偶e jako m臋偶czyzna powinien przynajmniej zaoferowa膰 jej pomoc, a nie sta膰 tak i gapi膰 si臋, trzymaj膮c r臋ce w kieszeniach spodni. Schyli艂a si臋, by podnie艣膰 walizk臋, ale przed nosem ujrza艂a opalone rami臋, kt贸re wyci膮gn臋艂o si臋 w stron臋 jej baga偶u.

- Pozwoli pani?

- Poradz臋 sobie sama - odpar艂a zadziornie, odruchowo przybieraj膮c postaw臋 obronn膮.

- Doskonale.

Nieznajomy odwr贸ci艂 si臋 na pi臋cie i ruszy艂 szybkim marszem w stron臋 parkingu. Emma drepta艂a za nim, z najwy偶szym trudem dotrzymuj膮c mu kroku.

- M贸g艂by pan nieco zwolni膰 - sapn臋艂a w ko艅cu.

- Taszcz臋 przecie偶 dwie walizy i dwie torby. Nie mog臋 za panem nad膮偶y膰.

Zatrzyma艂 si臋 gwa艂townie i odwr贸ci艂 w jej stron臋.

- O艣wiadczy艂a pani, 偶e da sobie rad臋 bez mojej pomocy - powiedzia艂 cicho.

Emma podnios艂a wzrok, notuj膮c w pami臋ci twarde rysy jego twarzy, g臋ste, czarne w艂osy i 偶ywe, niebieskie oczy, kt贸re spogl膮da艂y na ni膮 z wy偶szo艣ci膮.

Zaczerwieni艂a si臋, zaniepokojona nagle tym, 偶e kto艣, kogo zobaczy艂a po raz pierwszy nieca艂e dziesi臋膰 minut wcze艣niej, zdo艂a艂 tak skutecznie zburzy膰 spok贸j jej duszy.

Naturalnie, spotkali艣my si臋 w najmniej odpowiedniej chwili, pocieszy艂a si臋 natychmiast. By艂a zm臋czona, zdenerwowana i spocona.

Ponadto nie by艂a przyzwyczajona do obcesowego traktowania jej przez m臋偶czyzn, zw艂aszcza tak atrakcyjnych...

Nie spuszcza艂 z niej wzroku i dziewczyna szybko odwr贸ci艂a g艂ow臋.

- Czy pan jest ogrodnikiem Alistaira Jacksona?

- spyta艂a podejrzliwie, my艣l膮c, 偶e nigdy dot膮d nie spotka艂a tak aroganckiego s艂u偶膮cego.

- Nie.

- Kim zatem pan jest?

Mo偶e by膰 kimkolwiek, doda艂a w my艣lach. Wyczuwa艂a w tym cz艂owieku utajon膮 agresj臋, kt贸ra bardzo si臋 jej nie podoba艂a. I najwyra藕niej by艂 w fatalnym nastroju. Emma postanowi艂a wi臋c nie rusza膰 si臋 z miejsca, dop贸ki obcy si臋 nie przedstawi.

Postawi艂a walizki i za艂o偶y艂a r臋ce na piersiach.

- No dobrze - odezwa艂a si臋. - Kim pan jest? Mia艂 tu na mnie czeka膰 ogrodnik pana Jacksona. Nie p贸jd臋 dalej, dop贸ki nie dowiem si臋, kim pan jest, i dop贸ki nie przedstawi mi pan jakiego艣 dowodu na to, 偶e w艂a艣nie pana upowa偶niono do odebrania mnie z lotniska.

- Dowodu? Upowa偶niony? - M臋偶czyzna wybuchn膮艂 kr贸tkim 艣miechem i obrzuci艂 dziewczyn臋 pogardliwym spojrzeniem. - Albo p贸jdzie pani za mn膮, albo do ko艅ca dnia posiedzi sobie pod pal膮cym s艂o艅cem.

Podni贸s艂 obie walizki z tak膮 艂atwo艣ci膮, jakby nic nie wa偶y艂y, i ruszy艂 przed siebie.

Emma po艣pieszy艂a za nim. Nikt jeszcze jej tak nie potraktowa艂. By艂a przyzwyczajona do tego, 偶e okazywano jej szacunek. Lubi艂a sprawowa膰 nad wszystkimi i nad wszystkim kontrol臋.

- M贸g艂by si臋 pan przynajmniej przedstawi膰 - wysapa艂a z furi膮.

K膮tem oka dostrzeg艂a, 偶e kilku tubylc贸w przygl膮da si臋 im z wyra藕nym rozbawieniem. To zirytowa艂o j膮 jeszcze bardziej. Co on sobie wyobra偶a? Wiedzia艂a, 偶e wygl膮da g艂upio wlok膮c si臋 za tym wysokim, kruczow艂osym barbarzy艅c膮. Jej starannie zapleciony warkocz rozlu藕ni艂 si臋, delikatne rysy wykrzywia艂a z艂o艣膰.

M臋偶czyzn臋 najwyra藕niej niewiele obchodzi艂a reakcja widz贸w. Sun膮艂 zamaszystym krokiem ca艂kowicie prze艣wiadczony, i偶 Emma i tak nie ma innego wyboru, 偶e musi biec za nim.

- Jak si臋 pan, do cholery, nazywa?! - wrzasn臋艂a rozjuszona dziewczyna.

- Prosz臋 mi wybaczy膰 - odpar艂, nie odwracaj膮c nawet g艂owy. - Naprawd臋 si臋 nie przedstawi艂em?

- Nie.

- Nazywam si臋 Conrad DeVere.

Zatrzyma艂 si臋 przed starym, ale l艣ni膮cym czysto艣ci膮 landroverem, i wyci膮gn膮艂 z kieszeni kluczyki.

Emma popatrzy艂a na m臋偶czyzn臋 szeroko otwartymi oczami.

Oczywi艣cie! Powinna go by艂a rozpozna膰 od razu! Ale okaza艂 si臋 tak grubia艅ski i odpychaj膮cy... Zachowywa艂 si臋 z delikatno艣ci膮 King Konga.

Conrad DeVere by艂 cudownym dzieckiem 艣wiata finansjery, cz艂owiekiem, kt贸rego spojrzenie przyprawia艂o o szybsze bicie serca setki kobiet - s艂owem typ aroganta, takich za艣 ludzi Emma nie znosi艂a. Jego obecne zachowanie tylko utwierdzi艂o j膮 w tej opinii. Najwyra藕niej, je艣li m臋偶czyzna ten posiada艂 cho膰 odrobin臋 kultury i og艂ady towarzyskiej, z ca艂膮 pewno艣ci膮 nie zamierza艂 demonstrowa膰 ich Emmie. Dziewczyna wsiad艂a do auta i zapi臋艂a pasy.

- S艂ysza艂am o panu - o艣wiadczy艂a, spogl膮daj膮c na jego ostry profil i mocne, opalone d艂onie spoczywaj膮ce na kierownicy.

- Co do tego nie mam w膮tpliwo艣ci - odpar艂 sucho Conrad. - I c贸偶 ciekawego wyczyta艂a pani o mnie w brukowcach?

- Prowadzi pan wszystkie interesy Alistaira Jacksona, prawda? - odpar艂a, ignoruj膮c sarkazm zawarty w jego s艂owach. - I na dodatek swoje w艂asne.

Prawd臋 m贸wi膮c, interesy Conrada DeVere by艂y r贸wnie rozleg艂e jak Alistaira. Wydawa艂o si臋, 偶e nale偶y do niego wszystko, od hoteli w Europie i Ameryce poczynaj膮c, na r贸偶norodnych przedsi臋biorstwach ko艅cz膮c. O ile dobrze pami臋ta艂a, by艂 nawet w艂a艣cicielem kilku ogromnych zak艂ad贸w chemicznych. Jego zdj臋cia nie schodzi艂y z pierwszych stron gazet.

Patrz膮c teraz z bliska na t臋 twarz, Emma dosz艂a do wniosku, 偶e wcale jej si臋 nie podoba. Zbyt m臋ska. Zbyt pewna siebie. Twarz nale偶膮ca do kogo艣, kto idzie do przodu bezlito艣nie depcz膮c innych.

- Prac臋 domow膮 odrobi艂a pani na pi膮tk臋? - spyta艂 nieoczekiwanie.

W艂膮czy艂 silnik i wyprowadzi艂 samoch贸d z parkingu. Ton jego g艂osu sprawi艂, 偶e Emma zje偶y艂a si臋.

- To 偶adna tajemnica - warkn臋艂a. - Moje zaj臋cia polegaj膮 na tym, by wiedzie膰 mo偶liwie najwi臋cej o ludziach, z kt贸rymi mam do czynienia. To bardzo pomaga mi w pracy, zw艂aszcza na pocz膮tku. A tak swoj膮 drog膮 - doda艂a ch艂odno - co pan tutaj robi?

Wszak g艂贸wne biura pana Jacksona mieszcz膮 si臋 w Ameryce i w Londynie. Nie wspominam ju偶 o pa艅skich.

Obserwowa艂a przez okno krajobraz jakby 偶ywcem przeniesiony z widok贸wek. Mi臋dzy rosn膮cymi wsz臋dzie wysmuk艂ymi, ko艂ysanymi delikatnym wiatrem palmami kokosowymi od czasu do czasu na horyzoncie pojawia艂a si臋 b艂臋kitna p艂aszczyzna morza. Widok sprawi艂by jej du偶o wi臋ksz膮 rado艣膰, gdyby nie to, 偶e siedzia艂a obok cz艂owieka, do kt贸rego od pierwszej chwili poczu艂a awersj臋. Nie podoba艂o si臋 jej zachowanie Conrada, jego chamstwo i brak og艂ady, a przede wszystkim spos贸b, w jaki j膮 traktowa艂.

- Pani jest tego przyczyn膮.

Oderwa艂 na chwil臋 wzrok od szosy i obrzuci艂 Emm臋 szybkim spojrzeniem.

- Ja jestem przyczyn膮? Jak to?

- Chcia艂em si臋 z pani膮 spotka膰, zobaczy膰, jaka pani jest.

Ton g艂osu wyra藕nie sugerowa艂, 偶e Conrad nie jest szczeg贸lnie zbudowany tym, co zobaczy艂. Dziewczyna zacisn臋艂a usta.

- C贸偶 za niepoj臋te szcz臋艣cie mnie spotka艂o - odpar艂a zjadliwie. - Podpisuj膮c z Alistairem Jacksonem kontrakt na opracowanie jego autobiografii, nie 艣ni艂am nawet, 偶e doczekam chwili, kiedy obejrzy mnie sam wielki Conrad DeVere.

- Chcia艂em osobi艣cie sprawdzi膰, kto b臋dzie pracowa艂 z Alistairem. Nie spodziewa艂em si臋 kogo艣 tak m艂odego i atrakcyjnego.

- To znaczy?

Co艣 w jego g艂osie sprawi艂o, 偶e Emm臋 ogarn膮艂 niepok贸j.

- To znaczy, 偶e dziwi臋 si臋, i偶 dziewczyna taka jak pani zdecydowa艂a si臋 zamieszka膰 na odleg艂ej, samotnej wysepce tylko po to, by z altruistycznych pobudek pracowa膰 ze starcem.

- Nie rozumiem, do czego pan zmierza - odpar艂a lodowato, cho膰 doskonale wiedzia艂a, co ten m臋偶czyzna ma na my艣li.

- Och, prosz臋 nie udawa膰, 偶e nie wie pani, o czym m贸wi臋.

- Niczego nie udaj臋 - upiera艂a si臋 Emma. - A tak nawiasem m贸wi膮c, m贸j pobyt na wyspie to nie pa艅ski interes. Nie jest pan moim pracodawc膮. I chwa艂a Bogu!

Samoch贸d zwolni艂, zjecha艂 na pobocze i zatrzyma艂 si臋.

- Co pan robi? - Zielone oczy Emmy rozb艂ys艂y gniewem. - Prosz臋 natychmiast jecha膰 dalej.

Odwr贸ci艂 twarz w jej stron臋 i dziewczyna gwa艂townie odsun臋艂a si臋, czuj膮c, i偶 z jakiego艣 idiotycznego powodu jej twarz oblewa si臋 rumie艅cem. Spod czarnych rz臋s spogl膮da艂y na ni膮 niebieskie, lodowate oczy.

- Najpierw wyja艣nimy sobie kilka spraw - mrukn膮艂. - Po pierwsze prosz臋 przyj膮膰 do wiadomo艣ci, 偶e pobyt pani tutaj jest jak najbardziej moj膮 spraw膮, a to dlatego, 偶e ja tak m贸wi臋. A po drugie, nie podoba mi si臋 pani ton.

- Nie podoba si臋 panu m贸j ton! - roze艣mia艂a si臋 z niedowierzaniem. - A mnie z kolei nie podoba si臋 pa艅ski! Rachunki si臋 wyr贸wnuj膮. Co do tego za艣, czy m贸j przyjazd na wysp臋 to pa艅ski interes, czy nie... no c贸偶, prosz臋 wybaczy膰 mi moj膮 t臋pot臋, ale nie widz臋 偶adnego zwi膮zku mi臋dzy panem a moim kontraktem z Jacksonem. A mo偶e pan zawsze interesuje si臋 wsp贸艂pracownikami Alistaira?

Pochyli艂 si臋 w jej stron臋 tak bardzo, 偶e poczu艂a na twarzy ciep艂o jego oddechu. By艂o w nim co艣 niepokoj膮co zmys艂owego. Emma zmiesza艂a si臋, a okropnie nie lubi艂a, kiedy kto艣 wprawia艂 j膮 w zak艂opotanie.

Szarpn臋艂a si臋 gwa艂townie do ty艂u, lecz on szybkim ruchem zd膮偶y艂 jeszcze chwyci膰 j膮 za nadgarstek. Przez chwil臋 bezskutecznie pr贸bowa艂a stawia膰 op贸r, ale w ko艅cu da艂a za wygran膮.

- No dobrze - powiedzia艂a zdecydowanie. - Jest pan silniejszy. Ale je艣li pan s膮dzi, 偶e si艂膮 zmusi mnie, bym zmieni艂a sw贸j stosunek do pana, jest pan w wielkim b艂臋dzie. Mo偶e pan sobie gra膰 rol臋 dyktatora w艣r贸d swoich panienek, kt贸re najwidoczniej nie maj膮 nic lepszego do roboty, tylko czepia膰 si臋 pana portek. Ale ja nie nale偶臋 do grona pana wielbicielek i b臋d臋 m贸wi艂a takim tonem, jaki mi si臋 spodoba. A teraz prosz臋 pu艣ci膰 moj膮 r臋k臋.

Nie pu艣ci艂.

- Albo wys艂ucha pani po dobroci tego, co mam do powiedzenia, albo zastosuj臋 metod臋 perswazji mego pomys艂u.

Emma popatrzy艂a na艅 szeroko otwartymi oczami i tylko kiwn臋艂a g艂ow膮.

A tak swoj膮 drog膮, pomy艣la艂a, co te kobiety w nim widz膮? Jako cz艂owiek napawa艂 Emm臋 wstr臋tem. Szczeg贸ln膮 odraz臋 budzi艂 w niej spos贸b, w jaki na ni膮 patrzy艂; zupe艂nie jakby by艂a jakim艣 paskudnym owadem, kt贸rego bada si臋 pod mikroskopem.

- Alistair Jackson jest cz艂owiekiem wyj膮tkowo mi bliskim. Od kiedy si臋gam pami臋ci膮, zawsze by艂 dla mnie jak ojciec, wi臋c nie mam zamiaru dopu艣ci膰, by pad艂 ofiar膮 kolejnej, 艂asej na jego pieni膮dze awanturnicy.

Na policzki Emmy wyst膮pi艂y szkar艂atne rumie艅ce.

- Jak pan 艣mie!

- Tak wi臋c, je艣li o to w艂a艣nie pani chodzi艂o, prosz臋 natychmiast da膰 sobie spok贸j, bo w przeciwnym razie b臋dzie pani mia艂a ze mn膮 do czynienia. Alistair wpad艂 ju偶 raz w r臋ce takiej os贸bki i wcale nie t臋skni za powt贸rzeniem tamtego do艣wiadczenia.

U艣cisk palc贸w m臋偶czyzny zel偶a艂. Dziewczyna wyrwa艂a r臋k臋 i zacz臋艂a j膮 lekko masowa膰.

A zatem s膮dzi, 偶e jest naci膮gaczk膮! Pomys艂 sam w sobie m贸g艂by by膰 nawet zabawny, gdyby nie siedzia艂a obok tego przera偶aj膮cego m臋偶czyzny, kt贸ry spogl膮da艂 na ni膮 z nie tajon膮 wrogo艣ci膮.

- Nie wiem, sk膮d zrodzi艂a si臋 w pa艅skiej g艂owie taka my艣l, ale o艣wiadczam, 偶e trafu pan jak kul膮 w p艂ot - odpar艂a, z trudem nad sob膮 panuj膮c. - Dowiedzia艂am si臋 o tej pracy od znajomego i zg艂osi艂am swoj膮 kandydatur臋. Proste, prawda? Je艣li s膮dzi pan, 偶e chc臋 oskuba膰 Alistaira Jacksona z pieni臋dzy, to stanowczo ponosi pana wyobra藕nia... - Urwa艂a, by zaczerpn膮膰 tchu. Stara艂a si臋 m贸wi膰 oboj臋tnym tonem. - Pomagam ludziom pisa膰 biografie. Na tym polega moja praca, panie DeVere. - Wym贸wi艂a jego nazwisko z obrzydzeniem, ale ku jej rozczarowaniu m臋偶czyzna nie zwr贸ci艂 na to uwagi. - W zwi膮zku z tym cz臋sto mam do czynienia z osobami bogatymi i s艂awnymi. Na pewno nie jestem awanturnic膮 p臋taj膮c膮 si臋 po 艣wiecie w poszukiwaniu cudzych fortun.

No c贸偶, tak naprawd臋 mo偶e nie mia艂a nigdy do czynienia z lud藕mi bogatymi i s艂awnymi, ale druga cz臋艣膰 o艣wiadczenia by艂a absolutnie prawdziwa.

Conrad w milczeniu obserwowa艂 j膮 przez d艂u偶sz膮 chwil臋.

- Kiedy otrzymali艣my pani zg艂oszenie, przeprowadzi艂em dyskretny wywiad - odpar艂 g艂adko. - Dowiedzia艂em si臋 o pani kilku zastanawiaj膮cych rzeczy.

Dziewczynie mocniej zabi艂o serce. Nerwowo obliza艂a wargi i stara艂a si臋 zachowa膰 kamienn膮 twarz.

Nie m贸g艂 niczego o niej wiedzie膰. By艂o to po prostu niemo偶liwe. Chyba 偶e wiedzia艂, czego ma szuka膰. Tak wi臋c, pomy艣la艂a, nie ma powod贸w do obaw. Niemniej skry艂a d艂onie w fa艂dach sp贸dnicy i nerwowo zacisn臋艂a palce.

- Naprawd臋? - spyta艂a z umiarkowanym zainteresowaniem.

Nie wolno jej okaza膰 emocji. Ten m臋偶czyzna nie by艂 g艂upcem. Je艣li nie b臋dzie ostro偶na, natychmiast wyczuje, 偶e jego o艣wiadczenie j膮 zaniepokoi艂o. I co wtedy? Poza tym, 偶e okaza艂 si臋 bardzo bystry - stanowczo za bystry - cechuje go niebywa艂y wprost up贸r. Je艣li zechce, b臋dzie tak d艂ugo i tak dok艂adnie grzeba膰 w jej 偶yciorysie, 偶e w ko艅cu pozna tajemnic臋 i ca艂e przedsi臋wzi臋cie legnie w gruzach.

Przes艂a艂a mu beztroski, promienny u艣miech.

- Tak... - ci膮gn膮艂 gaw臋dziarskim tonem, uruchamiaj膮c silnik i wyprowadzaj膮c powoli samoch贸d z trawiastego pobocza na szos臋. - Czy ma pani ochot臋 dowiedzie膰 si臋, co odkry艂em?

Emma popatrzy艂a na mroczn膮, bezlitosn膮 twarz i wzruszy艂a ramionami.

- A czy jestem w stanie zmusi膰 pana do milczenia?

- Zawsze mo偶e pani powiedzie膰, 偶e jej to nie interesuje. Czy偶 nie to w艂a艣nie o艣wiadczy艂a pani zaledwie kilka minut temu?

Kiedy milcza艂a, roze艣mia艂 si臋 cicho, a dziewczyna zacisn臋艂a ze z艂o艣ci z臋by. Bawi艂 si臋 ni膮 jak kot mysz膮 i najwyra藕niej sprawia艂o mu to ogromn膮 frajd臋.

- Niech pan ju偶 lepiej przejdzie do rzeczy - 偶achn臋艂a si臋.

- No c贸偶, chodzi o to, Emmo... mog臋 chyba m贸wi膰 ci po imieniu, prawda? Ot贸偶 chodzi o to - ci膮gn膮艂, nie czekaj膮c, a偶 dziewczyna wyrazi zgod臋 - 偶e znam sporo os贸b z twojej bran偶y, a informatorzy donie艣li mi, 偶e w ci膮gu ostatnich o艣miu miesi臋cy odrzuci艂a艣 trzy oferty, wszystkie pochodz膮ce od ludzi bardzo znacz膮cych. Poinformowano mnie r贸wnie偶, 偶e masz w planach inn膮 prac臋. Konkretnie - t臋 w艂a艣nie. Dlatego musz臋 zada膰 ci pytanie: czemu odrzuci艂a艣 propozycje pracy w Rzymie czy Hongkongu, a zdecydowa艂a艣 si臋 przyjecha膰 na t臋 wysp臋?

Emma rozlu藕ni艂a si臋. Nic o niej nie wiedzia艂. Wpad艂a w panik臋, bo jest g艂upia, stwierdzi艂a z wyra藕n膮 ulg膮.

- Sam zatem widzisz - zaszczebiota艂a s艂odko.

- Gdybym by艂a awanturnic膮, przyj臋艂abym jedn膮 z tamtych ofert.

- Z tym tylko, 偶e spo艣r贸d os贸b proponuj膮cych ci prac臋 Alistair jest najstarszy i najbardziej schorowany.

Spocz臋艂o na niej spojrzenie 偶ywych, b艂臋kitnych oczu i dziewczyna odnios艂a dziwne wra偶enie, 偶e Conrad pr贸buje czyta膰 w jej my艣lach, by wydoby膰 ukryte w nich najbardziej osobiste sekrety.

Nic dziwnego, b艂ysn臋艂o jej w g艂owie, 偶e tak wysoko zaszed艂 w 艣wiecie biznesu. Mimo i偶 czu艂a si臋 ju偶 ca艂kiem bezpieczna, ci膮gle dr臋czy艂 j膮 niepok贸j.

- To mi nawet nie przysz艂o na my艣l - wyzna艂a szczerze. - Nie wiem, z jakimi lud藕mi masz do czynienia na co dzie艅, ale s艂abo znasz kobiety, skoro s膮dzisz, 偶e wszystkie kierujemy si臋 w 偶yciu wy艂膮cznie zach艂anno艣ci膮.

- Zawsze jeste艣 taka pyskata? Emma naje偶y艂a si臋.

- Czy przes艂uchanie sko艅czone?

- Nie boisz si臋 samotno艣ci, jaka ci grozi na tej wyspie? - ci膮gn膮艂 Conrad, jakby nie dos艂ysza艂 pytania. - Nie s膮dzisz, 偶e mo偶e ci臋 omin膮膰 wiele uciech tego 艣wiata?

- Nie interesuje mnie nocne 偶ycie, je艣li to masz na my艣li.

W przeciwie艅stwie do ciebie, doda艂a w duchu. W gazetach pisano, 偶e Conrad DeVere nigdy nie k艂ad艂 si臋 spa膰 przed p贸艂noc膮.

Wprawdzie jaki艣 wewn臋trzny g艂os podpowiada艂 jej, 偶e to, co wypisuj膮 gazety, ma niewiele wsp贸lnego z rzeczywisto艣ci膮, ale pozosta艂a g艂ucha na t臋 sugesti臋.

- Ciekawe - mrukn膮艂. - Wywar艂a艣 na mnie wra偶enie dziewczyny, kt贸ra wysoko sobie ceni 偶ycie towarzyskie. Jeste艣 m艂oda, atrakcyjna...

- ... i zmordowana - wpad艂a mu w s艂owa. - Daleko jeszcze?

- Poczu艂a nieokre艣lony niepok贸j. Popatrzy艂a na Conrada, nagle a偶 do b贸lu 艣wiadoma emanuj膮cej z niego m臋sko艣ci.

Jechali wolno, gdy偶 droga by艂a wyboista i w fatalnym stanie.

Dawno ju偶 opu艣cili autostrad臋, posuwali si臋 pl膮tanin膮 w膮skich, kr臋tych szlak贸w. Po obu stronach asfaltu ci膮gn臋艂y si臋 g臋ste krzewy przetykane drzewami; zdawa艂o si臋, i偶 ro艣linno艣膰 przy pierwszej sposobno艣ci poch艂onie szos臋. Daleko na horyzoncie l艣ni艂a szafirowa p艂aszczyzna wody.

- Nie znajdziesz tu wielu rozrywek - kontynuowa艂 Conrad, pomijaj膮c milczeniem s艂owa dziewczyny. - Nie b臋dzie ci brakowa艂o teatr贸w? I z pewno艣ci膮 zostawi艂a艣 w Londynie jakiego艣 m艂odego cz艂owieka, kt贸ry...

- Nie tw贸j interes!

- A w艂a艣nie, 偶e m贸j. Ju偶 ci m贸wi艂em, 偶e wszystko, co dotyczy ciebie, bardzo mnie interesuje. - G艂os mia艂 delikatny i mi臋kki jak jedwab.

Emma milcza艂a. Wygl膮da艂a przez okno, obserwuj膮c okolic臋 pokryt膮 soczyst膮, bujn膮 ro艣linno艣ci膮, i marzy艂a, by siedz膮cy obok niej cz艂owiek znikn膮艂, i to jak najszybciej.

Podczas k艂贸tni z Conradem zapomnia艂a zupe艂nie o dr臋cz膮cym j膮 niepokoju, ale teraz zn贸w powr贸ci艂 贸w znajomy, paskudny ucisk w 偶o艂膮dku. Z pewno艣ci膮 byli ju偶 niedaleko domu Alistaira Jacksona, cho膰 za oknami pojazdu nieodmiennie przesuwa艂y si臋 dziewicze krajobrazy.

Spotykali bardzo niewiele samochod贸w. W mijanych z rzadka wioskach nie by艂o okaza艂ych zabudowa艅 ani murowanych dom贸w. Ciemnosk贸re dzieci bawi艂y si臋 na poboczach kr臋tej drogi b膮d藕 te偶 pluska艂y si臋 pod pompami. Najwyra藕niej owe n臋dzne osady by艂y samowystarczalne: wok贸艂 drewnianych chat w艂贸czy艂o si臋 mn贸stwo kur, na ty艂ach domk贸w rozci膮ga艂y si臋 poletka z warzywami i krzewy owocowe.

- Jeste艣my prawie na miejscu.

G艂os Conrada wyrwa艂 dziewczyn臋 z zadumy i sprawi艂, 偶e w jednej chwili wr贸ci艂a do rzeczywisto艣ci.

- To 艣wietnie - mrukn臋艂a.

呕a艂owa艂a ju偶, 偶e w og贸le wsiad艂a do samolotu lec膮cego na Tobago. A je艣li Alistair Jackson oka偶e si臋 przykrym, zrz臋dliwym staruchem? Czy nie lepiej by艂o zosta膰 w Anglii i w dalszym ci膮gu wyobra偶a膰 go sobie, patrz膮c na wszystko przez r贸偶owe okulary? Jak偶e cz臋sto rzeczywisto艣膰 odbiega od naszych wyobra偶e艅...

- Co mia艂e艣 na my艣li m贸wi膮c, 偶e Alistair Jackson wpad艂 kiedy艣 w szpony 艂asej na jego pieni膮dze kobiety? - Emma wola艂aby wprawdzie w og贸le nie odzywa膰 si臋 do Conrada, ale milczenie by艂o gorszym rozwi膮zaniem.

- Zdenerwowana? - spyta艂 ironicznie, w irytuj膮cy spos贸b zbli偶aj膮c si臋 do prawdy.

- Sk膮d偶e.

Wzruszy艂a ramionami i obrzuci艂a go zimnym spojrzeniem. Na dodatek potrafi jeszcze czyta膰 w my艣lach, stwierdzi艂a z niech臋ci膮.

- Po prostu staram si臋 by膰 uprzejma. Je艣li to dla ciebie zbyt przykre...

Conrad po raz pierwszy roze艣mia艂 si臋 weso艂ym, nie udawanym 艣miechem i dziewczyna natychmiast dostrzeg艂a 贸w wielki, osobisty czar, o kt贸rym tyle pisano w gazetach. Po ciele przesz艂a jej fala niepokoj膮cego ciep艂a.

- Nazywa艂a si臋 Lisa St. Clair. S艂ysza艂a艣 o niej?

Emma potrz膮sn臋艂a g艂ow膮.

- Bo i sk膮d? 呕adna gazeta nie wpad艂a na trop tej afery. Gdyby dosta艂a si臋 do prasy, pismaki 艣wi臋ci艂yby wielki dzie艅. Zdarzy艂o si臋 to kilkana艣cie lat temu. Pojawi艂a si臋 u Alistaira pewna rekomendowana piel臋gniarka, bardzo pi臋kna. By艂em wtedy nastolatkiem, ale ojciec mi m贸wi艂, 偶e Alistair cudem unikn膮艂 nieszcz臋艣cia. Owa dama mia艂a wsp贸lnika, jakiego艣 艂obuza, kt贸ry trzyma艂 si臋 na uboczu. Kto艣 zobaczy艂 ich razem w jednym z hoteli na Trynidadzie i wie艣膰 o tym dotar艂a do Alistaira. Nie by艂 zachwycony!

- Wyobra偶am sobie. Z lektury wycink贸w prasowych odnios艂am wra偶enie, 偶e ten cz艂owiek nie艂atwo wpada w tego rodzaju sid艂a. Podejrzewam zatem, 偶e nawet tacy twardzi, bezlito艣ni ludzie interes贸w jak Alistair r贸wnie偶 musz膮 mie膰 jakie艣 s艂abo艣ci.

- Mamy. - Conrad popatrzy艂 na ni膮 z rozbawieniem i dziewczyna zaczerwieni艂a si臋. - Prze偶ywa艂 w tamtym czasie trudne dni. W艂a艣nie opu艣ci艂a go c贸rka, jedynaczka. Uciek艂a z jakim艣 facetem.

Zaj臋ty kierownic膮 Conrad nie dostrzeg艂, 偶e Emma poblad艂a.

- Znasz t臋 histori臋? - spyta艂a oboj臋tnie, bawi膮c si臋 paskiem od torby. - Rozumiesz, skoro mam pisa膰 z Alistairem jego autobiografi臋, musz臋 zna膰 wszystkie fakty z jego 偶ycia, i to widziane pod r贸偶nym k膮tem.

Zabrzmia艂o to bardzo dobrze. Wiarygodnie. Zastanawia艂a si臋 chwil臋, czy jeszcze czego艣 nie wymy艣li膰, by dowiedzie膰 si臋 wi臋cej o przyczynach, dla kt贸rych Caroline Jackson uciek艂a z domu. Postanowi艂a jednak nie prowokowa膰 losu. Nie by艂o sensu wzbudza膰 w Conradzie jakichkolwiek podejrze艅. M臋偶czyzna wzruszy艂 ramionami.

- Niewiele tu do opowiadania. Zwia艂a z jakim艣 typkiem i nigdy ju偶 nie da艂a znaku 偶ycia. Przepad艂a jak kamie艅 w wod臋, nie zostawiaj膮c po sobie 偶adnych kr臋g贸w.

Emma d艂u偶sz膮 chwil臋 rozwa偶a艂a w my艣lach t臋 informacj臋.

- Dlaczego Alistair nie pr贸bowa艂 jej odnale藕膰?

- A sk膮d wiesz, 偶e nie pr贸bowa艂?

Conrad rzuci艂 jej spod przymkni臋tych powiek baczne spojrzenie.

- Tak mi si臋 wydaje - wyja艣ni艂a po艣piesznie. - Przecie偶 gdyby j膮 znalaz艂, by艂by z ni膮 w kontakcie, prawda?

Samoch贸d zwolni艂 i skr臋ci艂 w jeszcze w臋偶sz膮, boczn膮 drog臋.

Emma w napi臋ciu, z lekkim dreszczykiem emocji, obserwowa艂a wynurzaj膮c膮 si臋 zza drzew rezydencj臋 Alistaira Jacksona.

Pe艂na majestatycznego przepychu, widnia艂a na ko艅cu d艂ugiego podjazdu. Wok贸艂 domostwa rozci膮ga艂 si臋 ogr贸d, najpi臋kniejszy, jaki Emma w 偶yciu widzia艂a. A wi臋c to tu, pomy艣la艂a z niedowierzaniem. Tera藕niejszo艣膰 spotyka si臋 z przesz艂o艣ci膮.

Dr偶膮c膮 r臋k膮 otworzy艂a drzwi samochodu.

Zauwa偶y艂a, 偶e Conrad przygl膮da si臋 jej z uwag膮.

- On nie gryzie.

- S艂ucham?

- Alistair. On naprawd臋 nie gryzie. Czy przed ka偶d膮 now膮 prac膮 masz tak膮 trem臋?

- Tak - odpar艂a dziewczyna, gotowa w tej chwili zgodzi膰 si臋 ze wszystkim, co powie Conrad. W ustach jej zasch艂o i wydawa艂o si臋, 偶e jest w stanie odpowiada膰 wy艂膮cznie monosylabami.

DeVere obrzuci艂 j膮 uwa偶nym spojrzeniem, ale nie odezwa艂 si臋 s艂owem. Chwyci艂 walizki i torby Emmy, po czym ruszy艂 za dziewczyn膮 w stron臋 domu. Drzwi otworzy艂a im pulchna, ciemnosk贸ra kobieta, z kt贸r膮 Conrad przywita艂 si臋 niezwykle serdecznie.

Potem zwr贸ci艂 si臋 do Emmy z pytaniem, czy chce zobaczy膰 si臋 z Alistairem od razu, czy te偶 najpierw wzi膮膰 k膮piel i zmieni膰 ubranie.

- Teraz - wyduka艂a z trudem dziewczyna. Kiedy ruszy艂 obok niej na g贸r臋, odwr贸ci艂a w jego stron臋 twarz. - Powiedz mi tylko, gdzie mam i艣膰, a trafi臋 sama.

- Tego jestem pewien - mrukn膮艂 ironicznie. Dziewczyna zatrzyma艂a si臋.

- Dlaczego koniecznie chcesz i艣膰 ze mn膮? - spyta艂a.

- Poniewa偶 - wycedzi艂 z doprowadzaj膮c膮 do rozpaczy przenikliwo艣ci膮 - chc臋 by膰 przy twoim pierwszym spotkaniu z Alistairem. W du偶ej mierze przekona艂a艣 mnie, 偶e nie dybiesz na jego pieni膮dze, ale wci膮偶 co艣 przede mn膮 ukrywasz, a ja ogromnie chc臋 wiedzie膰 co. Nie lubi臋 ludzi, kt贸rzy maj膮 przede mn膮 sekrety.

Na chwil臋 Emma zapomnia艂a o tremie i ogarni臋ta pasj膮 wrzasn臋艂a:

- Jak b臋d臋 potrzebowa艂a przyzwoitki, dam ci zna膰!

Wiec teraz, skoro sko艅czy艂e艣 ju偶 mnie przes艂uchiwa膰, id藕, prosz臋, w swoj膮 stron臋. Nie masz nic do roboty? Mo偶e zaj膮艂by艣 si臋 swoimi przedsi臋biorstwami?

Wybuch dziewczyny wyra藕nie Conrada rozbawi艂. Wykrzywi艂 twarz w u艣miechu i Emma z najwy偶szym trudem powstrzyma艂a si臋 od r臋koczyn贸w.

- Rozczuli艂a艣 mnie trosk膮 o moje przedsi臋biorstwa, ale s膮dz臋, 偶e obejd膮 si臋 jeszcze przez kilka dni beze mnie.

- Kilka dni?

Conrad zignorowa艂 pytanie.

- Gabinet Alistaira jest na ko艅cu korytarza - oznajmi艂 z kamienn膮 twarz膮 i ruszy艂 we wskazan膮 stron臋. Emma pospieszy艂a za nim. B艂ysn臋艂a jej my艣l, 偶e od chwili przyjazdu na Tobago nie robi nic innego, tylko biega ca艂y czas za tym koszmarnym cz艂owiekiem. Zacisn臋艂a usta w w膮sk膮 lini臋 i obserwowa艂a go, kiedy najpierw zapuka艂, a nast臋pnie otworzy艂 drzwi.

- Alistair! Jest tu ze mn膮 ta twoja pisarka, Emma Belle - oznajmi艂.

Alistair Jackson siedzia艂 w fotelu na k贸艂kach, w otoczeniu p贸艂ek zape艂nionych ksi膮偶kami. Emma wkroczy艂a za Conradem do obszernego pokoju i utkwi艂a wzrok w twarzy gospodarza.

Wygl膮da艂 starzej ni偶 s膮dzi艂a, bardziej krucho. Czy偶by naprawd臋 by艂 ongi艣 wysoki i postawny? Na wyblak艂ej fotografii, kt贸r膮 tyle razy ogl膮da艂a, mia艂 g臋ste, ciemne w艂osy. Teraz ju偶 tylko resztki wspania艂ej niegdy艣 czupryny okala艂y 艂ysin臋. Ale oczy pod krzaczastymi brwiami wci膮偶 by艂y m艂ode; w tej chwili z uwag膮 obserwowa艂y dziewczyn臋.

Czeka艂a, a偶 si臋 odezwie. Kiedy wypowiedzia艂 pierwsze s艂owa, d藕wi臋czny, g艂臋boki tembr jego g艂osu zdumia艂 j膮. Pomy艣la艂a, i偶 faktycznie kiedy艣 musia艂 by膰 postaci膮 fascynuj膮c膮. Teraz tak偶e czu艂o si臋 w nim przyw贸dc臋.

Emma cz臋艣ciowo tylko s艂ysza艂a, o czym m贸wi艂. Machinalnie odpowiada艂a na pytania. Zaj臋艂a si臋 g艂贸wnie por贸wnywaniem m臋偶czyzny, kt贸rego mia艂a przed sob膮, z wizerunkiem cz艂owieka, kt贸rego jej matka przez tyle lat ba艂a si臋 i szanowa艂a zarazem.

Kiedy spyta艂, czy mog膮 nast臋pnego dnia od rana przyst膮pi膰 do pracy, Emma odpar艂a entuzjastycznie:

- Je艣li pan sobie 偶yczy, mo偶emy zacz膮膰 w tej chwili.

W膮skie usta Alistaira rozchyli艂y si臋 w u艣miechu i m臋偶czyzna uni贸s艂 r臋k臋.

- O tym nie ma mowy. Przed chwil膮 pani przyjecha艂a. Prosz臋 solidnie odpocz膮膰 po podr贸偶y. Lojalnie ostrzegam, 偶e podczas naszej wsp贸lnej pracy zamierzam wycisn膮膰 z pani si贸dme poty. Mam tyle do opowiedzenia. Jego spojrzenie spos臋pnia艂o i Emma wstrzyma艂a oddech. Zastanawia艂a si臋, o czym w tej chwili my艣li? Czy o jej matce? W pierwszym odruchu chcia艂a nawet o to spyta膰, ale w por臋 ugryz艂a si臋 w j臋zyk. Jeszcze za wcze艣nie, upomnia艂a si臋 w duchu. Wszystko we w艂a艣ciwym czasie.

- S膮dz臋, 偶e nie tylko ty masz ciekawe rzeczy do opowiedzenia - wtr膮ci艂 nieoczekiwanie Conrad.

Dziewczyna drgn臋艂a i popatrzy艂a na niego wilkiem. Zd膮偶y艂a prawie zapomnie膰 o obecno艣ci tego m臋偶czyzny.

- Nie w膮tpi臋 - odpar艂a s艂odziutko - 偶e i ty potrafi艂by艣 zabawi膰 nas niezliczon膮 ilo艣ci膮 dykteryjek.

- No c贸偶... - Alistair obrzuci艂 ich bacznym spojrzeniem i machn膮艂 r臋k膮. - Nie mamy teraz czasu na 偶adne historyjki. Stary cz艂owiek, taki jak ja, potrzebuje du偶o snu.

Odwr贸ci艂 si臋 z grymasem do Conrada.

- Wiesz, jak natr臋tny jest ten m贸j lekarz. Wyobra藕 sobie, i偶 zagrozi艂, 偶e przy艣le mi tu ponownie tamt膮 megier臋-piel臋gniark臋, je艣li nie przestan臋 pi膰 mojej ukochanej whisky i wypala膰 od czasu do czasu cygara...

Zwr贸ci艂 si臋 do Emmy:

- Gdyby艣 wiedzia艂a, co za sekutnica z tej piel臋gniarki, w mig poj臋艂aby艣, co znaczy prawdziwe cierpienie.

Zachichota艂, ale Emma by艂a najg艂臋biej przekonana, 偶e starzec jest ju偶 bardzo zm臋czony. Kiedy dzwoni艂 po Esther臋, kt贸ra mia艂a zawie藕膰 go do sypialni, wsta艂a i popatrzy艂a na zegarek. Ze zdumieniem stwierdzi艂a, 偶e rozmowa trwa艂a du偶o d艂u偶ej, ni偶 jej si臋 wydawa艂o.

- Conrad poka偶e pani dom i okolic臋 - powiedzia艂 od drzwi Alistair.

- Wola艂abym rozejrze膰 si臋 sama - odpar艂a Emma, ale starca nie by艂o ju偶 w pokoju.

Odwr贸ci艂a si臋, by wzi膮膰 torebk臋, i napotka艂a spojrzenie DeVere'a.

- Mam nadziej臋, 偶e odkryj臋 to, co tak usilnie usi艂ujesz przed nami ukry膰.

- Ukry膰? - roze艣mia艂a si臋 nieszczerze Emma. - Jestem po prostu wyko艅czona. To wszystko.

- No c贸偶 - odpar艂 g艂adko. - Zostan臋 tu jeszcze kilka dni. Do tego czasu zd膮偶ysz... wypocz膮膰.

Tym razem Emma nie podj臋艂a dyskusji. Szybko opu艣ci艂a pok贸j zamykaj膮c za sob膮 dok艂adnie drzwi.

Esthera wskaza艂a jej sypialni臋. Kiedy dziewczyna k艂ad艂a torebk臋 na nocnym stoliku, z ca艂膮 moc膮 dotar艂o do niej, jak bardzo jest wyczerpana - psychicznie i fizycznie.

Przekona艂a si臋, 偶e Alistair nie jest wcale takim nieprzyjemnym, zrz臋dliwym staruchem, jak s膮dzi艂a. Sprawny umys艂owo, 艂atwo nawi膮zywa艂 kontakt z lud藕mi, mia艂 te偶 ogromne poczucie humoru. S艂owem, wyda艂 jej si臋 nadzwyczaj sympatycznym staruszkiem.

Usiad艂a na 艂贸偶ku, wyj臋艂a z torby zapiecz臋towany list i d艂u偶sz膮 chwil臋 przygl膮da艂a si臋 czarnym, okr膮g艂ym literom na kopercie.

P贸艂tora roku wcze艣niej list 贸w wr臋czy艂a jej matka, prosz膮c, by osobi艣cie da艂a go Alistairowi, poniewa偶 ona sama nie mog艂a tego zrobi膰.

Dwa dni p贸藕niej umar艂a...

Emma ostro偶nie wsun臋艂a kopert臋 pod pude艂ko z kosmetykami w g贸rnej szufladzie nocnego stolika i przesz艂a do 艂azienki. Mimo 偶e prysznic zaj膮艂by mniej czasu, zdecydowa艂a si臋 na k膮piel w wannie. Przez p贸艂 godziny le偶a艂a w gor膮cej wodzie, rozmy艣laj膮c o zdarzeniach, jakie mia艂y miejsce podczas ostatnich kilku godzin.

Naturalnie, jedynym powodem przyjazdu Emmy na Tobago by艂 Alistair. Conrad mia艂 racj臋 twierdz膮c, 偶e wcale nie potrzebowa艂a tej pracy, 偶e przyj臋艂a j膮 z jakiej艣 innej przyczyny.

Obraz Conrada uporczywie stawa艂 Emmie przed oczami: drapie偶na twarz, kruczoczarne w艂osy, taki sam jak u Alistaira zjadliwy humor. Z tym tylko, 偶e w g艂osie m艂odego m臋偶czyzny zawsze brzmia艂y jakie艣 gro藕ne nutki...

Tak, jego obecno艣膰 stanowi艂a niew膮tpliwie du偶膮 komplikacj臋.

Emma wysz艂a z wody i energicznie wytar艂a si臋 r臋cznikiem.

Rozpaczliwie chcia艂a przesta膰 my艣le膰 o Conradzie DeVere, ale wspomnienie tego m臋偶czyzny uporczywie wraca艂o. Dziewczyna wyci膮gn臋艂a si臋 na 艂贸偶ku, zamkn臋艂a oczy i w jednej chwili zm臋czenie, gromadz膮ce si臋 przez ostatnie dwadzie艣cia cztery godziny, spad艂o na ni膮 ci臋偶k膮, dusz膮c膮 p艂acht膮. Uczyni艂a ostatni, desperacki wysi艂ek, by definitywnie wyrzuci膰 z pami臋ci Conrada.

Alistair zaskoczy艂 j膮 w bardzo mi艂y spos贸b. Zapewne przez wszystkie te lata z艂agodnia艂. Podobnie jak matka Emmy, kt贸ra pod koniec 偶ycia wspomina艂a swego ojca niemal z rozrzewnieniem.

„To by艂 b艂膮d - o艣wiadczy艂a c贸rce pewnego dnia. - Uciek艂am od niego gnana niepokojem, pragn臋艂am przyg贸d. Tw贸j ojciec gwarantowa艂 mi takie w艂a艣nie, pe艂ne przyg贸d 偶ycie. Stanowi艂 zupe艂ne przeciwie艅stwo mego ojca. Dziki, nieobliczalny, bez grosza przy duszy. Ale najgorsze w tym wszystkim by艂o to, 偶e Alistair mia艂 racj臋. Tw贸j ojciec okaza艂 si臋 艂ajdakiem. Kiedy dowiedzia艂 si臋, 偶e jestem w ci膮偶y, czmychn膮艂”.

Matka Emmy by艂a zbyt dumna, by wr贸ci膰 do rodzinnego domu i przyzna膰 si臋 do pope艂nionego b艂臋du. Gdyby jednak si臋 ukorzy艂a, wszystko potoczy艂oby si臋 inaczej.

Gdyby wr贸ci艂a, rozmy艣la艂a Emma, nie le偶a艂abym teraz na tym 艂贸偶ku i nie usi艂owa艂abym wymaza膰 z pami臋ci przykrych wspomnie艅 o Conradzie.

A偶 j臋kn臋艂a na wspomnienie chwili, kiedy t艂umaczy艂 jej, 偶e uwa偶a j膮 za poluj膮c膮 na pieni膮dze Alistaira awanturnic臋.

C贸偶 takiego, do licha, te wszystkie baby widz膮 w Conradzie? - pomy艣la艂a ze z艂o艣ci膮. To fakt, jest bogaty, przystojny, ale nawet najg艂upsza g臋艣 od razu zorientowa艂aby si臋, 偶e nie mo偶na go podporz膮dkowa膰 w艂asnym kaprysom.

Czemu wi臋c ka偶da my艣l o tym m臋偶czy藕nie sprawia艂a, i偶 Emm臋 ogarnia艂a fala gor膮ca i dziewczyna czu艂a si臋 dziwnie nieswojo?

Rozdzia艂 2

Dwa nast臋pne tygodnie Emma sp臋dzi艂a bardzo pracowicie. Poniewa偶 na wyspie dzie艅 budzi艂 si臋 wcze艣niej ni偶 w Londynie, a poranki by艂y bardzo jasne, wstawa艂a przed si贸dm膮. Ale nawet o tak wczesnej godzinie s艂o艅ce mocno ju偶 przygrzewa艂o, by oko艂o po艂udnia spowi膰 ziemi臋 omdlewaj膮cym upa艂em.

W Anglii Emma 偶a艂owa艂aby, i偶 te najpi臋kniejsze godziny dnia sp臋dza膰 musi w gabinecie, ale praca z Alistairem, poza tym, 偶e nale偶a艂a do jej obowi膮zk贸w, by艂a jednocze艣nie niebywale ekscytuj膮ca. Jak na schorowanego starca, Jackson wykazywa艂 zdumiewaj膮c膮 偶ywotno艣膰 i dynamizm. Prac臋 zaczynali punktualnie o 贸smej, a ko艅czyli o trzynastej. Emma przez tych pi臋膰 godzin dos艂ownie nie mia艂a chwili wytchnienia.

- Gdy sko艅czymy t臋 ksi膮偶k臋, b臋d臋 siwa jak go艂膮b i pomarszczona jak jab艂ko - o艣wiadczy艂a ze 艣miechem Alistairowi po zako艅czeniu drugiego dnia pracy. - A tak swoj膮 drog膮, znam ludzi znacznie m艂odszych od pana, a nie posiadaj膮cych nawet jednej czwartej pa艅skiego wigoru.

Jak zauwa偶y艂a, s艂owa te sprawi艂y starszemu panu ogromn膮 przyjemno艣膰. Zapewne dla matki, my艣la艂a dziewczyna, energia Alistaira i jego d膮偶enie do doskona艂o艣ci by艂y czym艣, co j膮 przerasta艂o. W miar臋 jak starzec snu艂 wspomnienia ze swej m艂odo艣ci, kiedy to z zupe艂nych nizin zaczyna艂 wspinaczk臋 ku bogactwu, Emma poj臋艂a, i偶 cz艂owiek ten ma wol臋 wykut膮 z najszlachetniejszej stali. W jego 偶yciu nie by艂o miejsca na s艂abostki. Zapewne okazywanie uczu膰 swojej c贸rce te偶 traktowa艂 jako s艂abo艣膰, kt贸rej instynktownie si臋 wstydzi艂.

Same hipotezy. Ale tak czy siak, nie mia艂o to wi臋kszego znaczenia. Emma wiedzia艂a jedno: naprawd臋 polubi艂a Alistaira, jego spos贸b bycia, humor i maniery.

Jackson potrafi艂 by膰 zdumiewaj膮co troskliwy. Ta strona jego natury szczeg贸lnie wzrusza艂a Emm臋. Do ich pokoju przynoszono zawsze kaw臋 i talerz z ciasteczkami domowego wypieku. Alistair usilnie nalega艂, by Emma jad艂a ich jak najwi臋cej.

- Nie mog臋 pozwoli膰, 偶eby艣 mi tu zmarnia艂a, kochanie - 偶artowa艂. - Poza tym i tak jeste艣 zbyt szczup艂a.

- Och, utrata wagi na pewno mi nie grozi - odpowiada艂a Emma, delektuj膮c si臋 kolejnym wspania艂ym wypiekiem Esthery. - Tak dobrze nie jada艂am od miesi臋cy.

- Nie masz nikogo, kto by si臋 tob膮 opiekowa艂?

Gdyby zapyta艂 Emm臋 o to kto艣 inny, dziewczyna 偶achn臋艂aby si臋, uznaj膮c pytanie za dow贸d braku delikatno艣ci. Skoro jednak pad艂o ono z ust Alistaira, potraktowa艂a je wr臋cz jako komplement. Bardzo szybko zorientowa艂a si臋, i偶 Jackson nie艂atwo zawiera艂 przyja藕nie. Wywnioskowa艂a to z r贸偶nych niedom贸wie艅. Kiedy odpar艂a ze 艣miechem, 偶e jest ca艂kiem samotna, Alistair nie podj膮艂 tematu, ale na chwil臋 zwilgotnia艂y mu oczy.

- Mam nadziej臋, 偶e nie narzuci艂em ci zbyt du偶ego tempa pracy? - spyta艂 pewnego dnia, kiedy ju偶 zbiera艂 notatki.

Emma podnios艂a na niego wzrok.

- Wr臋cz przeciwnie - odpar艂a. - To mnie mobilizuje. M贸j poprzedni pracodawca mia艂 koszmarny zwyczaj robienia dygresji, wi臋c cz臋sto owocem ca艂ego dnia pracy by艂a jedna czy dwie strony warto艣ciowego materia艂u. Ceni臋 w tobie rzeczowo艣膰 i to, 偶e koncentrujesz si臋 na sprawach istotnych.

- Nie bierz mnie pod w艂os - roze艣mia艂 si臋 i popatrzy艂 na ni膮 z chytrym b艂yskiem w oczach. - Ca艂膮 sw膮 wiedz臋 przekaza艂em Conradowi. Pod wieloma wzgl臋dami bardzo mnie przypomina, rzeczywi艣cie pracuje bardzo ci臋偶ko.

- Uhm - mrukn臋艂a znacz膮co Emma.

Przez kilka ostatnich dni udawa艂o si臋 jej nie my艣le膰 o Conradzie.

- Zdajesz sobie spraw臋, 偶e on jest bardzo grub膮 ryb膮 w 艣wiecie biznesu - ci膮gn膮艂 Alistair.

- Uhm - mrukn臋艂a ponownie, ale nie mia艂a zamiaru wdawa膰 si臋 w dyskusj臋 na ten temat.

- Niekt贸rzy uwa偶aj膮, 偶e jest srogi.

- Naprawd臋?

Znam kilka innych okre艣le艅 pasuj膮cych do niego jak ula艂, doda艂a ponuro w my艣lach.

- A co ty o nim s膮dzisz? - Alistair rzuci艂 jej kolejne, chytre spojrzenie.

- Ma艂o go znam.

- Wiesz, co si臋 m贸wi o pierwszym wra偶eniu?

Emma wzruszy艂a ramionami i odpar艂a:

- Tak, faktycznie sprawia wra偶enie cz艂owieka srogiego.

To bardzo delikatne okre艣lenie, uzupe艂ni艂a w duchu.

- No c贸偶, poznasz go troch臋 lepiej - o艣wiadczy艂 Alistair. - Zapewne ju偶 ci wspomina艂, 偶e zostanie z nami d艂u偶ej?

- Co艣 m贸wi艂, ale...

- Ale?

- Od jakiego艣 czasu przesta艂am go widywa膰, wi臋c s膮dzi艂am, 偶e jednak zmieni艂 zamiar i wyjecha艂. My艣la艂am, 偶e doszed艂 do wniosku, i偶 komu艣, kto rz膮dzi imperium finansowym, nie wolno marnowa膰 czasu.

- Ka偶dy potrzebuje troch臋 wypoczynku.

- Naprawd臋? - Emma nie potrafi艂a ukry膰 sarkazmu. - Na mnie sprawi艂 wra偶enie kogo艣, kto bez reszty po艣wi臋ca si臋 interesom.

Alistair zachichota艂.

- Dziewczyna z ikr膮. Lubi臋 takie... - urwa艂 i rozejrza艂 si臋. - Kobiety, z kt贸rymi spotyka si臋 Conrad... c贸偶, one wszystkie maj膮 pstro w g艂owach. O偶ywione lalki Barbie.

- Mo偶e w艂a艣nie dlatego z nimi przestaje - odpar艂a ch艂odno. - Mo偶e uwa偶a, 偶e kobieta maj膮ca cho膰 po艂ow臋 m贸zgu stanowi艂aby dla niego nieuczciw膮 konkurencj臋.

Alistair wybuchn膮艂 艣miechem.

- Mam nadziej臋, 偶e przy pierwszej okazji sama mu to powiesz.

- Nie b臋dzie takiej okazji - poinformowa艂a go Emma. - Nie widz臋 powodu, dla kt贸rego nasze drogi mia艂yby si臋 przecina膰. No, mo偶e tylko w porze posi艂k贸w.

A i wtedy nie b臋dzie mowy o jakichkolwiek dyskusjach, doko艅czy艂a w my艣lach. Wola艂abym ju偶 spotkanie z boa dusicielem.

Zacz臋艂a sk艂ada膰 notatki, by po lunchu przepisa膰 je, ale Alistair przerwa艂 jej t臋 czynno艣膰.

- Daj spok贸j, moja droga - machn膮艂 r臋k膮. - Jutro sobota. Przepiszesz to w wolnej chwili podczas weekendu. Dzi艣 po po艂udniu id藕 lepiej na pla偶臋. By艂a艣 ju偶 nad morzem?

- Tak, ale jeszcze nie p艂ywa艂am.

Po pla偶y spacerowa艂a jedynie wieczorami brodz膮c po kostki w wodzie i my艣l膮c, 偶e ta wyspa musi by膰 cz臋艣ci膮 raju. Zmrok, niewielka, prywatna zatoczka i taka cisza, 偶e dziewczynie wydawa艂o si臋, i偶 s艂yszy w艂asne my艣li.

- No, no, pomy艣lisz jeszcze, 偶e jestem nadzorc膮 niewolnik贸w. Nalegam wi臋c, 偶eby艣 jeszcze przed lunchem posz艂a na pla偶臋. Esthera przyniesie ci jedzenie nad wod臋.

- Nie, naprawd臋...

- Bzdury - machni臋ciem r臋ki uci膮艂 jej sprzeciwy. - Sam bym do ciebie do艂膮czy艂, ale rozumiesz, zdrowie...

- Rozumiem - roze艣mia艂a si臋 Emma. - Doktor, jego zalecenia, recepty, te rzeczy... Kiedy Conrad si臋 pojawi? - spyta艂a, trzymaj膮c ju偶 d艂o艅 na klamce.

- W czasie weekendu. Mo偶e jutro?

Musz臋 ten dzie艅 wykorzysta膰 jak najlepiej, my艣la艂a Emma wk艂adaj膮c bikini. Cieszy艂a j膮 perspektywa kilku cudownych godzin sp臋dzonych w samotno艣ci - tylko ksi膮偶ka i pla偶a. Od dawna nie mog艂a pozwoli膰 sobie na wakacje, a Europy nie opuszcza艂a od lat.

Kiedy艣 matka koniecznie chcia艂a wys艂a膰 j膮 na Floryd臋, ale Emma si臋 nie zgodzi艂a. Wyjazd by艂 bardzo kosztowny, a im ci膮gle brakowa艂o pieni臋dzy.

Wyobrazi艂a sobie, jak matka cieszy艂aby si臋, wiedz膮c, 偶e Emma jest na Tobago.

A najbardziej, my艣la艂a schodz膮c skalnym zboczem g贸ruj膮cym nad zatok膮, Caroline by艂aby rada z tego, 偶e tak dobrze u艂o偶y艂y si臋 stosunki Emmy z dziadkiem. Wynagrodzi艂oby to jej dumny up贸r i brak kontrast贸w z ojcem przez te wszystkie lata.

Roz艂o偶y艂a r臋cznik nie opodal palm kokosowych i z westchnieniem ulgi wyci膮gn臋艂a si臋 na szorstkiej tkaninie. Stoj膮ce wysoko na niebie s艂o艅ce grza艂o mocno. Rozejrza艂a si臋 po opustosza艂ej pla偶y i po chwili wahania zdj臋艂a stanik. Po艂o偶y艂a go w zasi臋gu r臋ki, cho膰 nie istnia艂o niebezpiecze艅stwo, 偶e kto艣 pojawi si臋 w pobli偶u. Dom i przylegaj膮cy do艅 teren, jak o艣wiadczy艂 jej pierwszego dnia Alistair, znajduj膮 si臋 za bardzo na uboczu, by trafiali tu przypadkowi przechodnie.

Emma obrzuci艂a leniwym spojrzeniem morze - spokojne i jasno-turkusowe. Delikatny szum wody obmywaj膮cej piasek by艂 koj膮cy, monotonny. 艁atwo tu usn膮膰, pomy艣la艂a dziewczyna. I kiedy zbudzi艂a si臋 trzy godziny p贸藕niej, by艂a czerwona jak rak. Natychmiast ponownie natar艂a cia艂o olejkiem, a potem ruszy艂a do wody. Wchodzi艂a w ni膮 ostro偶nie i dopiero gdy jej sk贸ra oswoi艂a si臋 z temperatur膮, da艂a nurka w przejrzyst膮 to艅. Potem le偶膮c na plecach powoli oddala艂a si臋 od brzegu.

Przesta艂a si臋 dziwi膰 ludziom, kt贸rzy - wyjechawszy na wyspy takie jak ta - nigdy ju偶 ich nie opuszczali. Londy艅ski zgie艂k wydawa艂 si臋 by膰 czym艣 nierealnym, odleg艂ym o tysi膮ce, tysi膮ce kilometr贸w, zapewne o ca艂e lata 艣wietlne.

Emma podda艂a si臋 pieszczocie fal, przymkn臋艂a oczy. Wydawa艂o si臋 jej, i偶 spoczywa na rozleg艂ym, wodnym 艂o偶u. Wyci膮gn臋艂a r臋ce nad g艂ow膮 i z przyjemno艣ci膮 stwierdzi艂a, 偶e woda j膮 unosi.

Co艣 uderzy艂o j膮 lekko w bok i dziewczyna otworzy艂a oczy.

Kiedy w chwil臋 p贸藕niej wynurzy艂 si臋 z wody Conrad, w oczach pali艂y mu si臋 figlarne ogniki.

- A c贸偶 ty tu, do diab艂a, robisz! - krzykn臋艂a ogarni臋ta nag艂膮 furi膮 Emma. Rozpaczliwie pr贸bowa艂a zas艂oni膰 odkryte piersi i jednocze艣nie utrzyma膰 g艂ow臋 nad wod膮. - Jak d艂ugo tu jeste艣? Nie masz nic lepszego do roboty ni偶 p臋ta膰 si臋 po okolicy i straszy膰 ludzi?

Prycha艂a, sapa艂a w pe艂ni 艣wiadoma tego, 偶e jej zaczerwieniona od s艂o艅ca twarz nie prezentuje si臋 najlepiej. Conrad natomiast p艂yn膮艂 spokojnie obok, a na ustach mia艂 kpi膮cy, pe艂en samozadowolenia u艣mieszek.

- Przeszkadzam?

Emma czu艂a, jak pod badawczym spojrzeniem m臋偶czyzny jej cia艂o zaczyna p艂on膮膰.

- Ale偶 sk膮d偶e! - krzykn臋艂a. Fuka艂a ze z艂o艣ci, jej zielone oczy b艂yska艂y gniewem. - Zawsze przepada艂am za lud藕mi, kt贸rzy si臋 podkradaj膮 i strasz膮 mnie.

Zacz臋艂a p艂yn膮膰 w stron臋 brzegu. Z przera偶eniem skonstatowa艂a, 偶e ca艂y czas towarzyszy jej Conrad. Opalone ramiona m臋偶czyzny rytmicznie rozgarnia艂y wod臋.

- Podejrzewam, 偶e jako prawdziwy d偶entelmen powinienem teraz odwr贸ci膰 g艂ow臋 - stwierdzi艂 z krzywym u艣miechem, kiedy dop艂yn臋li do pla偶y i dziewczyna wysz艂a z wody zas艂aniaj膮c ramionami piersi.

- By艂abym zobowi膮zana - odburkn臋艂a. - A skoro ju偶 jeste艣 takim d偶entelmenem, to wyp艂y艅, prosz臋, w morze i p艂y艅 tak d艂ugo, a偶 znajdziesz sobie inn膮 wysp臋. Ale ostrzegam, je艣li zaczniesz ton膮膰, nie licz na moj膮 pomoc.

Id膮c w stron臋 r臋cznika, s艂ysza艂a za plecami 艣miech Conrada. Kiedy wk艂ada艂a stanik, r臋ce tak si臋 jej trz臋s艂y, 偶e z trudem poradzi艂a sobie z zapi臋ciem.

Usiad艂a sztywno i obserwowa艂a m臋偶czyzn臋, kt贸ry ci膮gle jeszcze sta艂 nad wod膮 i g艂adzi艂 d艂oni膮 mokre w艂osy. Podejrzewa艂a, 偶e trudno b臋dzie pozby膰 si臋 jego natr臋tnego towarzystwa. A tak si臋 cieszy艂a z tej chwili samotno艣ci... Postanowi艂a traktowa膰 Conrada jak powietrze. Po艂o偶y艂a si臋 na plecach, ale kl臋艂a sam膮 siebie w duchu za to, 偶e nie potrafi oderwa膰 od niego wzroku.

Porusza艂 si臋 z zadziwiaj膮c膮 lekko艣ci膮 i wdzi臋kiem. Nawet ze sporej odleg艂o艣ci wydawa艂 si臋 niebezpiecznie przystojny. Emma zamkn臋艂a oczy. Stara艂a si臋 rozlu藕ni膰.

- Czy masz co艣 przeciwko temu, bym przysiad艂 si臋 do ciebie? - dobieg艂 Emm臋 jego g艂os.

- Mam.

Zignorowa艂 jej odpowied藕, roz艂o偶y艂 obok r臋cznik i leniwie si臋 na nim wyci膮gn膮艂.

Obserwowa艂a go spod opuszczonych powiek. Na spalonym s艂o艅cem ciele perli艂y si臋 kropelki wody. Wp贸艂przymkni臋te oczy okolone by艂y d艂ugimi, czarnymi rz臋sami, kt贸re w zestawieniu z ostrymi rysami twarzy wzmaga艂y jeszcze niepokoj膮c膮 m臋sk膮 zmys艂owo艣膰, kt贸ra od niego bi艂a.

- Zrobi艂a艣 du偶e wra偶enie na Jacksonie - odezwa艂 si臋 patrz膮c w inn膮 stron臋.

- Dobrze nam si臋 razem pracuje, je艣li o to ci chodzi - odpar艂a ch艂odno, nie wdaj膮c si臋 w d艂u偶sze dywagacje.

- Wychwala ci臋 pod niebiosa.

- Pozna艂 si臋 na mnie. Bo 艣wietnie pisz臋 na maszynie.

Odwr贸ci艂a g艂ow臋 i napotka艂a utkwione w siebie ogniste spojrzenie niebieskich oczu. Kiedy jej wzrok spocz膮艂 przelotnie na ustach Conrada, w m贸zgu dziewczyny zapali艂y si臋 pierwsze ostrzegawcze 艣wiate艂ka i szybko odwr贸ci艂a twarz.

Sk艂ama艂aby twierdz膮c, 偶e Conrad nie jest przystojny. Wszystko w nim a偶 wo艂a艂o, by pie艣ci膰 go, by kocha膰. Ale Emma nie mog艂a sobie na to pozwoli膰.

- Mia艂am nadziej臋, 偶e wr贸cisz dopiero jutro - oznajmi艂a kr贸tko.

- Naprawd臋? M贸wi艂em Alistairowi, 偶e pojawi臋 si臋 dzi艣 po po艂udniu. Esthera zawsze trzyma dla mnie przygotowany pok贸j.

Emma zastanawia艂a si臋 chwil臋, czy Alistair rzeczywi艣cie zapomnia艂 o tym fakcie. By艂o to raczej niepodobne do niego, ale ka偶demu mo偶e zdarzy膰 si臋 chwila roztargnienia.

- Rozczarowana?

M臋偶czyzna usiad艂 gwa艂townie i obrzuci艂 j膮 lodowatym spojrzeniem. Popatrzy艂a na niego wojowniczo. Do g艂owy przysz艂a jej nieoczekiwanie my艣l, 偶e by膰 mo偶e Conrad chcia艂 odpocz膮膰 w posiad艂o艣ci Alistaira, bo pragn膮艂 mie膰 na ni膮 oko, bo chcia艂 si臋 upewni膰, i偶 ona za jego plecami nie odrzuci wszelkich pozor贸w i nie przekszta艂ci si臋 w 偶膮dnego pieni臋dzy wampa.

Ta nieprzyjemna my艣l sprawi艂a, 偶e Emma zadr偶a艂a mimo panuj膮cego upa艂u. Bo jak inaczej rozumie膰 jego stwierdzenie, i偶 tak doskonale u艂o偶y艂y si臋 sprawy mi臋dzy ni膮 a Alistairem?

- Dziwi艂am si臋 po prostu, 偶e urz膮dzi艂e艣 sobie wakacje, podczas gdy 艣wiat wielkiego biznesu dryfuje bez swego genialnego sternika.

Spostrzeg艂a, 偶e zacisn膮艂 gniewnie usta. Widocznie jej s艂owa wyprowadzi艂y go z r贸wnowagi.

- Droga Emmo, najwyra藕niej przeceniasz moje znaczenie i mo偶liwo艣ci.

Dziewczyna przez chwil臋 milcza艂a. Z ca艂ego serca pragn臋艂a, by Conrad zostawi艂 j膮 w spokoju. Le偶a艂a na brzuchu, ale by艂a zbyt 艣wiadoma w臋druj膮cego po jej ciele wzroku m臋偶czyzny, by m贸c si臋 rozlu藕ni膰.

- Pobyt na wyspie wyra藕nie ci s艂u偶y - zacz膮艂 z innej beczki. Kiedy poczu艂a dotyk jego palc贸w na udzie, gwa艂townie drgn臋艂a.

- Co ty wyprawiasz?

- Usiad艂a na tobie mucha piaskowa - wyja艣ni艂 niewinnie. - Czy zawsze reagujesz tak gwa艂townie, kiedy kto艣 ci臋 dotknie?

Emma przes艂a艂a mu mia偶d偶膮ce spojrzenie. Miejsce, kt贸rego dotkn膮艂, pali艂o 偶ywym ogniem.

- Czy zawsze narzucasz si臋 ludziom, kt贸rzy maj膮 ciebie serdecznie dosy膰? - spyta艂a zimno, ignoruj膮c jego ostatnie s艂owa.

- Ma艂o kto traktuje przebywanie w moim towarzystwie jako przykry obowi膮zek - odpar艂 pusz膮c si臋 jak paw i nie spuszczaj膮c z niej wzroku. Przez chwil臋 Emma czu艂a si臋 jak ptak hipnotyzowany przez w臋偶a.

Serce zacz臋艂o wali膰 jej jak m艂otem, w ustach jej zasch艂o. Co si臋 dzieje? - pomy艣la艂a rozpaczliwie. Czy to skutek upa艂u? Nie le偶a艂a przecie偶 a偶 tak d艂ugo na s艂o艅cu.

- Dotyczy to zw艂aszcza kobiet - z nut膮 rozbawienia sprecyzowa艂 Conrad.

- To ju偶 wy艂膮cznie kwestia dobrego smaku - odpali艂a Emma.

- A co z tob膮? - spyta艂 przewracaj膮c si臋 na bok i patrz膮c jej w twarz. By艂 tak blisko, 偶e czu艂a na policzkach jego ciep艂y oddech.

- Co ma by膰 ze mn膮?

- Powiedzia艂a艣, 偶e nie przepadasz za 艣wiatowym 偶yciem. Czy偶by czeka艂 na ciebie w Anglii jaki艣 cichy, skromny ch艂opak?

- Ju偶 raz mnie o to pyta艂e艣.

- Tak. Ale nie odpowiedzia艂a艣.

- Oczywi艣cie, 偶e nie odpowiedzia艂am, bo to nie tw贸j interes. Przesta艅 wtyka膰 nos w moje prywatne sprawy! - Emma popatrzy艂a mu prosto w oczy. Spostrzeg艂a, 偶e niebieskie t臋cz贸wki ma upstrzone ciemnoszarymi c臋tkami. Poczu艂a si臋 nieswojo i odwr贸ci艂a g艂ow臋.

- Chodzi mi o to, 偶e musi to by膰 jaki艣 beznadziejny gamo艅. Gdybym ja by艂 twoim narzeczonym, nie pu艣ci艂bym ci臋 na krok z domu, nie m贸wi膮c ju偶 o tak odleg艂ej i egzotycznej wyspie. Z tak niewyparzonym j臋zykiem mo偶esz napyta膰 sobie biedy.

- Zgoda, ty by艣 mnie nie pu艣ci艂... A tak dla twojej wiadomo艣ci, to nie czeka na mnie ani w Anglii, ani gdzie indziej 偶aden beznadziejny gamo艅. A teraz, prosz臋, znajd藕 sobie jak膮艣 inn膮 pla偶臋, najlepiej bardzo odleg艂膮.

Conrad popatrzy艂 na ni膮 z zainteresowaniem, jakby by艂a przedstawicielem osobliwego gatunku istot, z kt贸rym zetkn膮艂 si臋 po raz pierwszy w 偶yciu.

- Co robisz w chwilach wolnych od pracy? - spyta艂 zmieniaj膮c temat.

- Przepisuj臋 notatki - odpar艂a szybko Emma. - Ale dzisiaj Alistair kaza艂 mi wszystko od艂o偶y膰 i p贸j艣膰 na pla偶臋.

- Nie do wiary - mrukn膮艂. Wyci膮gn膮艂 si臋 na r臋czniku, r臋ce pod艂o偶y艂 pod g艂ow臋 i z uwag膮 obserwowa艂 niebo. - On uwielbia takie gierki - doda艂 po chwili.

- S艂ucham?

- Nic, nic. Zupe艂nie nic. My艣l臋, 偶e p贸jd臋 ju偶 do domu. Wracasz ze mn膮?

- Nie. Zostan臋 jeszcze troch臋. Wreszcie b臋d臋 mia艂a cisz臋 i spok贸j.

- Jak chcesz. - Obrzuci艂 j膮 wzrokiem. - Ale uwa偶aj na s艂o艅ce. Chwila nieuwagi i b臋dziesz wygl膮da膰 jak co艣, co wype艂z艂o z morskich g艂臋bin.

Rozgniewana Emma usiad艂a i patrzy艂a, jak Conrad oddala si臋 kamienist膮 艣cie偶k膮, prowadz膮c膮 stromo w g贸r臋 do ogrodu Jacksona. Do cholery, czy ten cz艂owiek nigdy nie potrafi by膰 mi艂y?

Mia艂a cich膮 nadziej臋, 偶e potknie si臋 o jaki艣 kamie艅 i z impetem spadnie na d贸艂. Nie, nie musia艂 od razu zrobi膰 sobie przy tym krzywdy; po prostu przygoda taka star艂aby mu z twarzy 贸w zarozumia艂y, arogancki u艣mieszek.

Rozpaczliwie pragn臋艂a, by jej praca na wyspie trwa艂a tylko kilka dni. Przez ten czas zdo艂a艂aby jako艣 zapanowa膰 nad sob膮. Ale pobyt prawdopodobnie si臋 przed艂u偶y i Emma podejrzewa艂a, 偶e wcze艣niej czy p贸藕niej nerwy odm贸wi膮 jej pos艂usze艅stwa. W Conradzie by艂o co艣, co nie dawa艂o jej spokoju. A co gorsza, nie mia艂o to nic wsp贸lnego z faktem, 偶e bra艂 j膮 za awanturnic臋 pr贸buj膮c膮 wy艂udzi膰 pieni膮dze od starego milionera.

Niespiesznie zgarn臋艂a rzeczy i ruszy艂a do domu. Nie spotka艂a tam ani Conrada, ani Alistaira. Starzec zapewne odpoczywa艂. A Conrad? Ten na pewno gdzie艣 si臋 pl膮ta艂, nie potrafi艂 przecie偶 usiedzie膰 d艂u偶ej w jednym miejscu.

Wesz艂a do wanny. Z westchnieniem ulgi zanurzy艂a si臋 w cieplej wodzie.

Potem d艂ugo stroi艂a si臋 przed lustrem. W艂o偶y艂a morelowego koloru sukienk臋 bez r臋kaw贸w i sanda艂y.

Jej sk贸ra nabra艂a ju偶 pierwszej, z艂ocistej opalenizny i pi臋knie kontrastowa艂a z barw膮 ubrania. Blond w艂osy wydawa艂y si臋 zadziwiaj膮co jasne.

Emma zastanawia艂a si臋 chwil臋, czy Conrad patrzy艂by na ni膮 艂askawszym okiem, gdyby, na przyk艂ad, zmieni艂a kolor w艂os贸w. Mo偶e tak, mo偶e nie. Roze艣mia艂a si臋, bo pomys艂 wyda艂 si臋 jej zabawny, i przesz艂a do salonu. Czeka艂a tam ju偶 na ni膮 szklaneczka sherry.

Picie wina by艂o tutaj tradycj膮, kt贸r膮 dziewczyna w pe艂ni zaakceptowa艂a.

Alistair siedzia艂 w w贸zku przed oszklonymi drzwiami wychodz膮cymi na rozleg艂y ogr贸d, a Conrad sta艂 zwr贸cony plecami do drzwi.

Na odg艂os krok贸w dziewczyny odwr贸ci艂 si臋 i Emma obdarzy艂a go zimnym, ironicznym spojrzeniem.

Mia艂 na sobie be偶owe spodnie i szarob艂臋kitn膮 koszul臋 z kr贸tkimi r臋kawami. Widok jego opalonych, muskularnych ramion i smuk艂ych n贸g rysuj膮cych si臋 pod jasnym materia艂em zapar艂 Emmie dech w piersiach.

- Widz臋, ze wzi臋艂a艣 do serca moje przestrogi i nie siedzia艂a艣 d艂ugo na s艂o艅cu - stwierdzi艂 z ironi膮.

- Sama dosz艂am do takiego wniosku - odpar艂a uprzejmie. - Nie trzeba geniusza, by zrozumie膰, 偶e nadmiar s艂o艅ca szkodzi.

- Powoli, ale skutecznie - wtr膮ci艂 niejasno Alistair, patrz膮c kpi膮co na Emm臋 i Conrada. - 艁adnie si臋 opali艂a艣, moja droga. Wygl膮dasz wprost bajecznie. No, Conradzie, sam powiedz. - Popatrzy艂 niewinnie na przyjaciela, kt贸ry najwyra藕niej mia艂 ochot臋 co艣 odpowiedzie膰, ale ugryz艂 si臋 w j臋zyk.

- Bajecznie - mrukn膮艂 po chwili i wr贸ci艂 do tematu, kt贸ry ci膮gn臋li przed pojawieniem si臋 dziewczyny.

Emma si臋gn臋艂a po szklank臋 sherry, usiad艂a na kanapie naprzeciwko Alistaira i z zainteresowaniem przys艂uchiwa艂a si臋 rozmowie.

Conrad m贸wi艂 z o偶ywieniem i du偶膮 znajomo艣ci膮 rzeczy. Rozwodzi艂 si臋 o tendencjach na 艣wiatowym rynku i ich wp艂ywie na ceny akcji Jacksona. Pewno艣膰, z jak膮 porusza艂 si臋 w temacie, sprawi艂a, i偶 Emma zrozumia艂a, dlaczego ten niezno艣ny m臋偶czyzna tak bardzo liczy si臋 w 艣wiecie biznesu.

Podczas posi艂ku, z艂o偶onego z miejscowych przysmak贸w - sma偶onych zielonych banan贸w, ry偶u i ryby w sosie kokosowym - rozmowa zesz艂a na zagadnienia bardziej og贸lne.

Conrada i Alistaira, kt贸rzy dawno nie byli w Anglii, bardzo interesowa艂y londy艅skie teatry i opera. Emma z wypiekami na twarzy rozgada艂a si臋 wreszcie.

- Do teatr贸w chodz臋 bardzo cz臋sto - zwierzy艂a si臋 - ale opera to co艣 innego. Ceny bilet贸w s膮 nie na moj膮 kiesze艅. Naturalnie, kilka razy zosta艂am zaproszona. Opera zawsze robi艂a na mnie kolosalne wra偶enie. Ale sama tam nie chodz臋... nie sta膰 mnie.

- A je艣li chodzisz, to z kim? - zainteresowa艂 si臋 Conrad.

- Z moim bardzo bliskim przyjacielem - zaszczebiota艂a, staraj膮c si臋 sprowadzi膰 rozmow臋 na tory mniej osobiste. Dwie szklaneczki sherry i szklanka porto sprawi艂y, 偶e Emmie rozwi膮za艂 si臋 j臋zyk, ale nie na tyle, by papla艂a o intymnych szczeg贸艂ach swego 偶ycia.

Ostatnio cz臋sto si臋 zastanawia艂a, czy Alistair rzeczywi艣cie stara艂 si臋 odszuka膰 jej matk臋. Zapewne nie. Za艣lepiony gniewem, a potem dum膮, zaniecha艂 wszelkich dzia艂a艅. Niemniej duma jego c贸rki, jak Emma wnioskowa艂a z licznych napomknie艅 starego cz艂owieka, wielokrotnie przewy偶sza艂a ojcowsk膮.

Matka do ko艅ca 偶ycia czu艂a, 偶e pope艂ni艂a b艂膮d i nie potrafi艂a tego wybaczy膰 ani sobie, ani Alistair owi. Umia艂a przy tym tak dok艂adnie zatrze膰 za sob膮 艣lady, 偶e wynaj臋ci przez starego Jacksona ludzie nie zdo艂ali jej wytropi膰.

Albo te偶, zastanawia艂a si臋 Emma, Alistair szuka艂 c贸rki i odnalaz艂 j膮, ale nie chcia艂 ingerowa膰 w jej 偶ycie. W takim razie powinien wiedzie膰, 偶e ma wnuczk臋...

- Du偶o bym da艂, 偶eby wiedzie膰, o czym my艣lisz - przywo艂a艂 j膮 do rzeczywisto艣ci Alistair. - Przez chwil臋 by艂a艣 nieobecna.

Emma popatrzy艂a na niego z uwag膮.

- Moje my艣li nie s膮 warte nawet pensa - odpar艂a.

- W takim razie ja daj臋 ca艂ego funta - w艂膮czy艂 si臋 Conrad.

- Na Tobago p艂aci si臋 dolarami, nie funtami, prawda? - roze艣mia艂a si臋 nieszczerze dziewczyna z wra偶eniem, 偶e zapada si臋 w ruchome piaski.

Nast膮pi艂 moment k艂opotliwego milczenia. Przerwa艂 je dopiero Alistair dzwoni膮c po Esther臋, kt贸ra mia艂a odwie藕膰 go do sypialni.

- Zostawiam was samych - oznajmi艂 w drzwiach.

- Esthero, kiedy sko艅czysz ze mn膮, zr贸b im jeszcze kawy.

Widz膮c, 偶e Emma pr贸buje protestowa膰, machn膮艂 nakazuj膮co r臋k膮.

- Macie ze sob膮 wi臋cej wsp贸lnego, ni偶 ci si臋 wydaje, moja mi艂a - o艣wiadczy艂. - Powinni艣cie si臋 lepiej pozna膰.

- Alistairze - warkn膮艂 gro藕nie Conrad. - Za stary jeste艣 na takie zagrywki.

- Zagrywki? Synu, nie wiem, o czym m贸wisz. Po prostu czuj臋 si臋 w obowi膮zku, jako wasz gospodarz, o艣wiadczy膰, 偶e, wbrew pozorom, pasujecie do siebie.

I kiedy wyje偶d偶a艂 ju偶 z pokoju, rzuci艂 przez rami臋:

- Poza tym, Conradzie, s膮dz臋, 偶e najwy偶sza pora, by艣 powiedzia艂 Emmie o swojej narzeczonej. Ostatecznie ju偶 nied艂ugo odb臋dzie si臋 tw贸j 艣lub.

Rozdzia艂 3

- O narzeczonej? - spyta艂a z niedowierzaniem Emma.

A c贸偶 w tym, na Boga, dziwnego? - pomy艣la艂a. Du偶o dziwniejsze by艂oby, gdyby nie mia艂 narzeczonej! S艂ysza艂a wszak o tabunach kr臋c膮cych si臋 przy nim kobiet. Raczej budzi艂 zdumienie fakt, 偶e Comad nie ma jeszcze 偶ony.

Poczu艂a w sercu b贸l i najwy偶szym wysi艂kiem woli nada艂a twarzy pogodny wyraz. To w ko艅cu nie jej sprawa. A to, czy Conrad ma narzeczon膮, 偶on臋, czy jest obci膮偶onym dzie膰mi wdowcem, nic a nic nie powinno jej obchodzi膰.

Patrzy艂 na ni膮 przez chwil臋 i zacisn膮艂 usta.

- Alistair lubi czasem chlapn膮膰 j臋zykiem.

- Chlapn膮膰 j臋zykiem? Dlaczego? Czy偶by twoje zar臋czyny stanowi艂y a偶 tak膮 tajemnic臋?

Z kamienn膮 twarz膮 patrzy艂a przez okno.

- Na razie to bardzo wielka tajemnica. Dziennikarze natychmiast rozdmuchaliby temat, a tego pragn臋 unikn膮膰 za wszelk膮 cen臋.

Przeci膮gn膮艂 nerwowo d艂oni膮 po w艂osach i opad艂 ci臋偶ko na kanap臋. Rozprostowa艂 nogi.

Emma stara艂a si臋 nie patrze膰 w jego stron臋. W 偶o艂膮dku czu艂a przykry ucisk. Zastanawia艂a si臋 przez chwil臋, jak wygl膮da narzeczona Conrada. Ogarn臋艂a j膮 jaka艣 dziwaczna zazdro艣膰, ale wewn臋trzny, przekorny g艂os natychmiast podpowiedzia艂, 偶e jest to tylko zwyk艂a ciekawo艣膰.

- Alistair jej nie lubi - dotar艂 do niej g艂os rozpartego na kanapie m臋偶czyzny. - Uwa偶a j膮 za idiotk臋 i nie rozumie powod贸w, dla kt贸rych chc臋 si臋 z ni膮 o偶eni膰.

- A chcesz? - spyta艂a odruchowo Emma, cho膰 z ca艂ej duszy pragn臋艂a zmieni膰 temat rozmowy.

- No c贸偶, po艣lubi臋 j膮, poniewa偶 tak mi pasuje. To kwestia interes贸w. B臋dzie to raczej ma艂偶e艅stwo z rozs膮dku, ale nikogo nie powinny obchodzi膰 moje motywy.

Nie wyja艣ni艂, dlaczego mia艂oby to by膰 ma艂偶e艅stwo z rozs膮dku, a Emma nie dr膮偶y艂a dalej tematu.

Zauroczona spogl膮da艂a, jak Conrad zak艂ada r臋ce za g艂ow臋. Przez chwil臋 zastanawia艂a si臋, co by czu艂a, gdyby j膮 obj膮艂 ramionami. Potrz膮sn臋艂a g艂ow膮, by odegna膰 t臋 my艣l. Co si臋 ze mn膮 dzieje? - pomy艣la艂a. Przecie偶 zawsze by艂am taka rozs膮dna.

- M贸wisz: kwestia interes贸w? Brzmi to tak, jakby艣 planowa艂 za艂o偶y膰 kolejne przedsi臋biorstwo. A co na to twoja wybranka?

- Podchodzi do sprawy tak samo jak ja. Jest prze艣wiadczona, 偶e ma艂偶e艅stwo ze mn膮 pomo偶e jej w karierze, daj膮c przepustk臋 do wielu wa偶nych, niedost臋pnych dot膮d dla niej miejsc. Oczywi艣cie dzi臋ki mnie.

- Oczywi艣cie dzi臋ki tobie - przyzna艂a cynicznie Emma. - Ma艂偶e艅stwo doprowadzi was do raju. Jej da przepustk臋, a ty jeszcze zrobisz na tym doskona艂y interes. Zadziwiaj膮ce, 偶e wi臋kszo艣膰 ludzi jednak nie bierze z was przyk艂adu i nie zawiera ma艂偶e艅stw z tak praktycznych wzgl臋d贸w. Z pewno艣ci膮 niewiele ma to wsp贸lnego z romansem i kolacj膮 przy blasku 艣wiec.

Conrad popatrzy艂 na Emm臋 z uwag膮.

- Nie wiedzia艂em, 偶e wierzysz w mi艂o艣膰 od pierwszego wejrzenia, w pora偶aj膮cy serce piorun i muzyk臋 skrzypiec w de. - Wykrzywi艂 z艂o艣liwie usta. - Chyba ogl膮da艂a艣 za du偶o film贸w mi艂osnych.

- Nie s膮dz臋 - odpar艂a zimno.

- I twierdzisz, 偶e jak dot膮d nikt nie wywar艂 na tobie piorunuj膮cego wra偶enia?

- Nic nie twierdz臋. - Poczu艂a, 偶e na twarzy wykwitaj膮 jej rumie艅ce. Nie mie艣ci艂o si臋 jej w g艂owie, 偶e da艂a si臋 wci膮gn膮膰 w tak idiotyczn膮 dyskusj臋. - Uwa偶am tylko, 偶e mi艂o艣ci nie wolno traktowa膰 z takim wyrachowaniem, jakby艣 kupowa艂 nowy samoch贸d.

- Mi艂o艣膰? A kto tu m贸wi o mi艂o艣ci! Cho膰 po prawdzie dama mojego serca jest bardzo pi臋kna.

Dziewczyna milcza艂a.

- Emmo, co naprawd臋 kryjesz pod t膮 mask膮 ch艂odu? - mrukn膮艂 po chwili Conrad, patrz膮c uporczywie w jej oczy. - Kiedy przy kolacji rozprawiali艣my o polityce, by艂a艣 bardzo o偶ywiona. Ale teraz, gdy temat zszed艂 na sprawy osobiste, zamkn臋艂a艣 si臋 jak 艣limak w skorupie.

- Tak s膮dzisz? - Emma stara艂a si臋 ca艂y czas okazywa膰 oboj臋tno艣膰, ale serce bi艂o jej w piersi jak szalone.

- Tak, tak s膮dz臋. Czemu jeste艣 taka tajemnicza? Czemu skrywasz rzeczywisty pow贸d swego przybycia do Alistaira? Dlaczego mi po prostu o wszystkim nie powiesz? Przecie偶 艣wietnie zdajesz sobie spraw臋, 偶e wcze艣niej czy p贸藕niej dotr臋 do prawdy.

- A czemu ty wtykasz nos w nie swoje sprawy?

- Chcia艂bym, by by艂o to takie proste. - Powiedzia艂 to tak cicho, 偶e Emma z trudem zrozumia艂a jego s艂owa. Zapad艂a g艂ucha cisza, m膮cona jedynie dobiegaj膮cym zza okna szumem li艣ci i rechotem tropikalnych 偶ab.

- Dziwi mnie niech臋膰 Alistaira do twojej... do twojego kontraktu 艣lubnego - powiedzia艂a Emma - skoro...

- Skoro co?

- Emma popatrzy艂a na niego wiedz膮c ju偶, 偶e sama sobie kopie gr贸b.

- Skoro nie pozwoli艂 na ma艂偶e艅stwo w艂asnej c贸rki z powod贸w ca艂kiem przeciwnych; konkretnie dlatego, 偶e kierowa艂a si臋 wy艂膮cznie sercem.

- Powiedzia艂 ci o tym?

- Tak.

Niewa偶ne ju偶 by艂o, czy stary Jackson rzeczywi艣cie jej to powiedzia艂, czy nie. Na twarzy Conrada odmalowa艂a si臋 czujno艣膰 i zdziwienie, i Emma szybko odwr贸ci艂a g艂ow臋.

- Bardzo si臋 od tamtego czasu zmieni艂. Mo偶e dlatego w艂a艣nie jest przeciwny memu ma艂偶e艅stwu. Tak czy owak, w jednym ma racj臋... Aha, wkr贸tce poznasz Sophi臋. Jej rodzice maj膮 nie opodal dom i tereny golfowe. Przyjedzie do nich na trzy tygodnie.

- Jestem pod wra偶eniem!

Sophia, pomy艣la艂a. Co za imi臋! Zupe艂nie nie pasuje do ambitnej kobiety interes贸w.

- Jest modelk膮? - bardziej stwierdzi艂a ni偶 spyta艂a Emma.

Conrad popatrzy艂 na ni膮 zaskoczony.

- Rzeczywi艣cie, pracuje jako modelka. Wyst臋powa艂a te偶 troch臋 na scenie, ale z tego, co widzia艂em, aktork膮 jest beznadziejn膮.

- Jeste艣, widz臋, bardzo dla niej 偶yczliwy.

Zmys艂owe usta Conrada skrzywi艂y si臋 i m臋偶czyzna uni贸s艂 kpi膮co jedn膮 brew.

- Powiem ci co艣. Nie spotka艂em dot膮d przedstawicielki twojej p艂ci obdarzonej tak zjadliwym dowcipem.

- Zapewne przebywa艂e艣 w towarzystwie niew艂a艣ciwych przedstawicielek mojej p艂ci - odpar艂a Emma, w gruncie rzeczy zadowolona z komplementu.

- - Mo偶e. Uwa偶asz, 偶e ju偶 zbyt p贸藕no, by naprawi膰 ten b艂膮d?

G艂os mia艂 niski i pe艂en ciep艂a. Dziewczyna odnios艂a wra偶enie, 偶e w pokoju panuje niezno艣ny upa艂. Poczu艂a mrowienie w kr臋gos艂upie.

- O wiele za p贸藕no - odpar艂a szorstko. Nie by艂a pewna, czy w jego s艂owach rzeczywi艣cie zabrzmia艂 bardzo intymny ton, czy te偶 pr贸buje tylko zacz膮膰 jak膮艣 kolejn膮 gr臋. Ale bez wzgl臋du na to, jak by艂o, Emma postanowi艂a zdwoi膰 czujno艣膰.

Nie zamierza艂a sta膰 si臋 ofiar膮 Conrada. Gwa艂townie wsta艂a i odrzuci艂a w艂osy na plecy.

- No c贸偶, chyba ju偶 p贸jd臋. - Ziewn臋艂a i przes艂a艂a mu uprzejmy, po偶egnalny u艣miech. - Jutro musz臋 wcze艣nie wsta膰, by sko艅czy膰 prac臋.

- W sobot臋? Nie p贸jdziesz na pla偶臋? - zapyta艂 niewinnie.

- Nie, na pla偶臋 nie!

Kiedy wybuchn膮艂 艣miechem, dziewczyna obr贸ci艂a si臋 na pi臋cie, bez s艂owa wysz艂a z pokoju i g艂o艣no zamkn臋艂a za sob膮 drzwi.

Wspomnienie tej rozmowy dr臋czy艂o j膮 jeszcze nast臋pnego dnia i Emma robi艂a wszystko, by tylko unikn膮膰 spotkania z Conradem. Po pierwsze, nie by艂o sensu wszczyna膰 kolejnej utarczki s艂ownej, a po drugie - jak sama siebie przekonywa艂a - musi doko艅czy膰 przepisywanie notatek. Alistair tego dnia nie chcia艂 pracowa膰 nad ksi膮偶k膮 i siedzia艂 bezczynnie przy basenie na ty艂ach domu. Zaprosi艂 do towarzystwa Emm臋, ale dziewczyna wykr臋ci艂a si臋 pod byle pretekstem. Nie by艂a w nastroju, by leniuchowa膰 przez kilka godzin na s艂o艅cu, cho膰 trzygodzinne stukanie w klawiatur臋 r贸wnie偶 jej nie poci膮ga艂o.

Grzeba艂a niemrawo w stercie papier贸w, a jej my艣li bez reszty poch艂ania艂 Conrad.

Czu艂a, i偶 od samego pocz膮tku dobrze oceni艂a jego charakter. Silny m臋偶czyzna, 艣wiadomy tego, i偶 stanowi 艂akomy k膮sek dla kobiet, i nie wahaj膮cy si臋 wykorzystywa膰 tej przewagi w sytuacjach dla siebie dogodnych. Jego b艂yskotliwa inteligencja sprawia艂a, 偶e urok, jaki roztacza艂, by艂 jeszcze bardziej zniewalaj膮cy i niebezpieczny.

Postanowi艂a traktowa膰 go z ch艂odn膮 i wynios艂膮 oboj臋tno艣ci膮. Pozwoli jej to unika膰 zastawianych przez niego pu艂apek. Ostatecznie najwyra藕niej nie mia艂 zamiaru wyja艣ni膰 dok艂adnie, o co j膮 podejrzewa.

Ale najbardziej dokucza艂a jej my艣l, 偶e dzia艂a艂 na ni膮 w jaki艣 hipnotyczny spos贸b, 偶e my艣lenie o nim sta艂o si臋 nawykiem, kt贸rego nie potrafi艂a si臋 pozby膰.

Conrad wybra艂 si臋 na lotnisko przywita膰 Sophi臋, a Emma zasiad艂a do komputera. Widok ciemnoszarych, drobnych literek na jasnej p艂aszczy藕nie ekranu dzia艂a艂 na jej umys艂 koj膮co. Czu艂a, jak opuszcza j膮 napi臋cie, i po chwili mog艂a ju偶 bez reszty skupi膰 uwag臋 na pracy.

Dzi臋ki porobionym notatkom patrzy艂a na Alistaira bardziej obiektywnie; na Alistaira-ch艂opca, kt贸ry wszelkimi si艂ami usi艂owa艂 znale藕膰 swoje miejsce w 艣wiecie.

Jak dot膮d przerobili dopiero najwcze艣niejsze lata Jacksona, zanim jeszcze spotka艂 swoj膮 p贸藕niejsz膮 偶on臋 i na d艂ugo przed tym, gdy na scenie pojawi艂a si臋 Caroline i historia zacz臋艂a bezpo艣rednio dotyczy膰 Emmy.

Ju偶 jako m艂ody ch艂opak by艂 cz艂owiekiem szczerym, otwartym i prostolinijnym, a jednocze艣nie pe艂nym uporu, kt贸ry pozwala艂 mu pokonywa膰 wszelkie stoj膮ce na drodze przeszkody. Emma studiuj膮c notatki widzia艂a, jak konsekwentnie wypiera艂 si臋 wszelkich zwi膮zk贸w emocjonalnych z jej matk膮. Caroline by艂a kobiet膮 bardzo wra偶liw膮 i nie rozumia艂a kogo艣 takiego jak Alistair, kt贸remu 偶膮dza sukcesu nie pozwala艂a na finezyjne i subtelne porywy serca.

Ale偶 on si臋 zmieni艂, my艣la艂a Emma. Starzec, z kt贸rym obecnie pracowa艂a, niewiele przypomina艂 owego twardego m艂odzie艅ca, o kt贸rym pisa艂a ksi膮偶k臋.

Tak zag艂臋bi艂a si臋 w pracy, 偶e gdy w ko艅cu spojrza艂a na zegarek, dochodzi艂o ju偶 po艂udnie.

Przeci膮gn臋艂a si臋 leniwie jak kotka w gor膮cych promieniach s艂o艅ca wpadaj膮cych przez okno. Pokusa wyci膮gni臋cia si臋 na wygrzanym brzegu basenu by艂a zbyt silna. Dziewczyna skrz臋tnie, jak mia艂a to w zwyczaju, posk艂ada艂a papiery i wsta艂a od biurka.

Kiedy p贸艂 godziny p贸藕niej pojawi艂a si臋 nad wod膮 ubrana w skromny, jednocz臋艣ciowy kostium, na kt贸ry narzuci艂a jasnob艂臋kitny p艂aszcz k膮pielowy, Alistair ci膮gle tkwi艂 przy basenie. Siedzia艂 w cieniu. Mia艂 na sobie koszul臋, p艂贸cienne spodnie i kapelusz z szerokim rondem.

- Polecenie lekarza - burkn膮艂 wskazuj膮c nakrycie g艂owy. - Dobra艂 si臋 ju偶 do mego barku i cygar, a teraz na dodatek grzebie mi w szafach z ubraniami. Jeszcze troch臋, a zacznie dyktowa膰, co mam ogl膮da膰 w telewizji.

Emma roze艣mia艂a si臋 i si臋gn臋艂a po pasztecik przygotowany przez Esther臋.

Mi臋dzy jednym a drugim k臋sem papla艂a z Alistairem o pracy. Co jaki艣 czas nerwowo szuka艂a wzrokiem Conrada i za ka偶dym razem czu艂a rozczarowanie, 偶e go nie ma.

- Kiedy tak tu le偶ysz, moja droga - dotar艂 do niej g艂os Alistaira - przypominasz mi kogo艣, ale za skarby chi艅skiego boga nie mog臋 przypomnie膰 sobie, kogo.

Tak naprawd臋, to problem ten dr臋czy mnie ju偶 od kilku dni. Kojarzysz mi si臋... tw贸j spos贸b bycia... no, nie wiem. Ale w ko艅cu sobie przypomn臋... tak膮 mam w ka偶dym razie nadziej臋. Staro艣膰. Skleroza. Wiesz, jak to jest.

S艂owa Alistaira rozwia艂y senn膮 mgie艂k臋, jaka zd膮偶y艂a ju偶 spowi膰 umys艂 dziewczyny. Emma usiad艂a, staraj膮c si臋 zachowa膰 oboj臋tny wyraz twarzy.

- Nie wiem zupe艂nie, kogo mog臋 ci przypomina膰 - odpar艂a ostro偶nie, opieraj膮c si臋 na 艂okciu i unikaj膮c badawczego spojrzenia starca. Nie zapomnia艂a o li艣cie spoczywaj膮cym w dolnej szufladzie nocnego stolika.

- Prawie zasn臋艂am. Jest tutaj tak cicho i spokojnie. Kiedy wr贸ci Conrad?

O nim akurat Emma mia艂a najmniejsz膮 ch臋膰 rozmawia膰, ale skoro has艂o „Conrad” mia艂o odwr贸ci膰 uwag臋 Alistaira od jeszcze bardziej niewygodnego dla niej tematu, niech臋tnie podj臋艂a ten w膮tek. Starzec by艂 z Conrada tak dumny, jakby m艂ody cz艂owiek by艂 jego synem. Skoro wi臋c rozmowa o nim mia艂a odwr贸ci膰 uwag臋 Jacksona od Emmy, du偶o bezpieczniej by艂o skupi膰 si臋 na Conradzie DeVere. Ale nic nie zmienia艂o faktu, 偶e by艂 to temat r贸wnie nieprzyjemny.

- Po po艂udniu. Pojecha艂 na lotnisko przywita膰 t臋 niezno艣n膮 bab臋. Zapewne j膮 tu przywiezie. Na szcz臋艣cie Sophia nie zamieszka u nas. Jej rodzice maj膮 niedaleko dom.

- Wiem. Conrad mi o tym wspomnia艂.

- Rozmawia艂 z tob膮 o niej? - zainteresowa艂 si臋 starzec, obrzucaj膮c dziewczyn臋 uwa偶nym spojrzeniem.

- Nie wiedzia艂em, 偶e podejmujecie ju偶 tak intymne tematy... Nie, nie mam nic przeciwko temu - zastrzeg艂 natychmiast. - Wr臋cz przeciwnie...

- Nie rozmawiamy wcale na intymne tematy - odpar艂a zdecydowanie Emma. - Tak naprawd臋, to w og贸le ma艂o ze sob膮 rozmawiamy. Powiedzia艂 mi tylko, jak ta jego narzeczona si臋 nazywa i gdzie b臋dzie mieszka膰.

- Nie interesuje ci臋 ta dziewczyna? - dopytywa艂 si臋 Alistair.

- Nie - sk艂ama艂a Emma. Popatrzy艂 na ni膮 z zawodem.

- No c贸偶, dla ciebie nie stanowi ona konkurencji.

- Konkurencji? Nie zamierzam z nikim konkurowa膰 o wzgl臋dy Conrada - odpar艂a z niesmakiem. Popatrzy艂a na starca spode 艂ba i ten zachichota艂.

- Nie przejmuj si臋 Sophi膮. Jest mi艂a, ale nie wydaje mi si臋, by do siebie pasowali. Nie podoba mi si臋 ten ich zwi膮zek. Od samego pocz膮tku!

- Tak, o tym Conrad te偶 mi m贸wi艂.

- Ciekawe. - Zabrzmia艂o to jak miaukni臋cie kota, kt贸ry dostrzeg艂 garnek ze 艣mietan膮. - Wcale si臋 ni膮 nie interesujesz? Prosz臋, prosz臋... bo przecie偶 sama to powiedzia艂a艣, prawda?

- Jeste艣 niemo偶liwy!

Oboje wybuchn臋li 艣miechem. Emma wsta艂a, pochyli艂a g艂ow臋 i zacz臋艂a poprawia膰 fryzur臋.

- Pop艂ywam - o艣wiadczy艂a kr贸tko.

- Nie chcesz chyba ju偶 ode mnie ucieka膰?

- Zarozumialec!

Stan臋艂a na brzegu basenu, z gracj膮 wyci膮gn臋艂a w g贸r臋 ramiona, odbi艂a si臋 i 艂agodnym 艂ukiem poszybowa艂a do wody.

By艂a dobr膮 p艂ywaczk膮 i lubi艂a ten sport. P艂ywanie zawsze dawa艂o jej poczucie absolutnej wolno艣ci. Ale w Anglii, latem, unika艂a zat艂oczonych pla偶, a w zimie nie lubi艂a basen贸w.

Wynurzy艂a si臋 z wody, otworzy艂a oczy i spojrza艂a w stron臋 Alistaira. Zamierza艂a w艂a艣nie krzykn膮膰, 偶e woda jest cudowna...

Ku swemu zdumieniu ujrza艂a wlepiony w siebie wzrok Conrada i Sophii. Za nimi gestykulowa艂 Alistair, wskazuj膮c Sophi臋 i wznosz膮c oczy ku niebu.

Emma niech臋tnie podp艂yn臋艂a do brzegu basenu i wysz艂a z wody.

- Sko艅czy艂a艣 przepisywanie? - spyta艂 lekko kpi膮cym g艂osem Conrad. - Gdyby艣 ci膮gle jeszcze siedzia艂a przy komputerze, przyby艂bym ci z odsiecz膮.

- Rycerz si臋 znalaz艂! - Emma musn臋艂a przelotnym spojrzeniem jego smuk艂膮, muskularn膮 posta膰 i ogarn膮艂 j膮 niepok贸j. Nast臋pnie przenios艂a wzrok na Sophi臋, kt贸ra sta艂a obok Conrada i trzyma艂a go pod r臋k臋.

Alistair zza ich plec贸w dokona艂 prezentacji, ale Emma prawie nie s艂ysza艂a jego s艂贸w. Patrzy艂a na Sophi臋 i my艣la艂a, 偶e je艣li imi臋 modelki nie kojarzy si臋 z wyobra偶eniem kobiety interes贸w, to jej twarz i figura tym bardziej.

By艂a wysoka i opalona na br膮z. Nawet w艂osy, zgodnie z mod膮 obci臋te kr贸tko, mia艂a br膮zowe, i dziwne, z艂ocistobr膮zowe oczy. Na przegubie ko艂ysa艂o si臋 jej pi臋膰 czy sze艣膰 bransoletek, kt贸re przy ka偶dym ruchu r臋ki d藕wi臋cza艂y niczym malutkie dzwoneczki.

Emm臋 strasznie ten d藕wi臋k irytowa艂. Sama rzadko nosi艂a bi偶uteri臋 i zupe艂nie nie rozumia艂a kobiet, kt贸re gustowa艂y w takich ozdobach.

- To pani pracowa艂a? - odezwa艂a si臋 Sophia unosz膮c ze zdziwieniem brwi. - W tak膮 pogod臋? - Odwr贸ci艂a si臋 do Conrada. - Kochanie, czy bardzo b臋dziesz nie lubi艂 Sophii, je艣li oka偶e si臋 mniej pracowita?

Jezu Nazare艅ski! - j臋kn臋艂a w duchu Emma. Wytar艂a energicznie cia艂o i owin臋艂a si臋 obszernym r臋cznikiem jak sarongiem. Bez s艂owa po艂o偶y艂a si臋 obok Alistaira na rozgrzanej kraw臋dzi basenu i przymkn臋艂a oczy. Spod opuszczonych powiek obserwowa艂a Sophi臋, kt贸ra w prowokacyjny spos贸b zrzuca艂a z siebie jedwabn膮 sukni臋, wij膮c si臋 przed Conradem i prezentuj膮c mu swoje cia艂o pod ka偶dym mo偶liwym k膮tem. Pod jedwabiem mia艂a co艣, co Emma okre艣li艂a w my艣lach jako „kilkana艣cie centymetr贸w kwadratowych bia艂ej lycry”.

- Zachwycaj膮ce - mrukn膮艂 Conrad cofaj膮c si臋 nieco, by m贸c lepiej podziwia膰 narzeczon膮. W pewnej chwili jego wzrok pad艂 na Emm臋. Widz膮c to, dziewczyna skrzywi艂a si臋 ironicznie i si臋gn臋艂a po ksi膮偶k臋.

- No c贸偶, zostawiam was samych - o艣wiadczy艂 nieoczekiwanie Alistair. Conrad pom贸g艂 mu wsi膮艣膰 na w贸zek. - Sophio, kochanie, zupe艂nie nie rozumiem, czemu w艂o偶y艂a艣 ten g艂upi kostium. Jest go tak niewiele, 偶e z powodzeniem mo偶esz si臋 obej艣膰 bez niego. I wypad艂oby du偶o taniej.

Narzeczona Conrada skrzywi艂a si臋 z niesmakiem, a Emma z trudem st艂umi艂a 艣miech.

- Zabawny staruszek - o艣wiadczy艂a Sophia siadaj膮c na kraw臋dzi basenu.

- Nie ma pani racji. To bardzo bystry cz艂owiek - odrzek艂a ozi臋ble Emma.

- Och, wiem o tym - szybko przyzna艂a Sophia.

- Ale m贸zg to jeszcze nie wszystko - doda艂a obrzucaj膮c Emm臋 znacz膮cym spojrzeniem.

Mo偶e nie wszystko, ale bardzo, bardzo du偶o, pomy艣la艂a z艂o艣liwie dziewczyna.

- Conrad wspomnia艂, 偶e jest pani modelk膮. Odgad艂abym to natychmiast, nawet gdyby mi o tym nie m贸wi艂 - wyzna艂a gor膮cym szeptem Emma.

Na twarzy Sophii rozla艂 si臋 u艣miech samozadowolenia.

- Naprawd臋? Kilka miesi臋cy temu by艂am na ok艂adce „Vogue'a”. - Unios艂a lekko g艂ow臋, zmru偶y艂a oczy. Bardzo pretensjonalny gest.

- Rzadko czytam magazyny - wyja艣ni艂a kr贸tko Emma.

- A czym si臋 pani zajmuje? - Sophia na艂o偶y艂a du偶e, przeciws艂oneczne okulary.

- Przepisywaniem - odpar艂a zwi臋藕le Emma, 艣wiadoma tego, 偶e wdawanie si臋 w szczeg贸艂y zanudzi艂oby Sophi臋 na 艣mier膰.

- By艂am kiedy艣 w szkole dla sekretarek - poinformowa艂a natychmiast modelka. - Ale wytrzyma艂am tam jedynie p贸艂tora miesi膮ca. Pisanie na maszynie by艂o jeszcze zno艣ne, ale za艂ama艂am si臋 przy stenografii... te wszystkie krety艅skie symbole... Nigdy nie zdo艂a艂am ich sobie przyswoi膰. Poza tym nie znosz臋 towarzystwa kobiet! A tak swoj膮 drog膮, to nigdy nie potrafi艂am zajmowa膰 si臋 czymkolwiek zbyt d艂ugo. No i modelka du偶o lepiej zarabia. Nie, nie chodzi o to, 偶e potrzebuj臋 pieni臋dzy. Moja fundacja zapewnia mi ich dostateczn膮 ilo艣膰, a poza tym mam wyj艣膰 za Conrada, tak wi臋c...

- zawiesi艂a g艂os.

Emma zastanawia艂a si臋, co te偶 mo偶e porabia膰 przysz艂y ma艂偶onek Sophii. Odwiezienie Alistaira do sypialni zajmowa艂o mu zdecydowanie zbyt wiele czasu.

- Chyba jest pani bardzo podniecona perspektyw膮 tego ma艂偶e艅stwa - odezwa艂a si臋 Emma, zmieszana nieco banalno艣ci膮 swego stwierdzenia. Czu艂a, 偶e ca艂a rozmowa jest wymuszona. Po raz pierwszy serdecznie pragn臋艂a, by pojawi艂 si臋 Conrad.

- Nie, wcale nie. Mnie wystarczy艂oby po prostu by膰 z Conradem. Ale to on d膮偶y do trwa艂ego zwi膮zku.

- Wydaje mu si臋, 偶e kto艣 inny mo偶e mu sprz膮tn膮膰 mnie sprzed nosa. Dlatego chce oficjalnego 艣lubu.

Roze艣mia艂a si臋 niskim, gard艂owym 艣miechem, i Emma z gorycz膮 skonstatowa艂a, 偶e nawet 艣miech ma bardzo zmys艂owy. Sophia z ca艂膮 pewno艣ci膮 nie sko艅czy艂a jeszcze dwudziestu lat, ale wykazywa艂a zdumiewaj膮c膮 pewno艣膰 siebie i przekonanie, 偶e zawsze jest g艂贸wn膮 atrakcj膮 towarzystwa. 艢wiadczy艂 o tym ka偶dy, najb艂ahszy nawet jej gest.

Nie spuszczaj膮c wzroku z Sophii, zanurzy艂a w wodzie stop臋, po czym powoli wesz艂a do basenu. Czemu Alistair jest tak niech臋tny ich ma艂偶e艅stwu? - my艣la艂a. Przecie偶 Conrad i Sophia pasuj膮 do siebie jak po艂贸wki tego samego jab艂ka.

- I co s膮dzisz?

Na d藕wi臋k g艂臋bokiego g艂osu Conrada dziewczyna drgn臋艂a. Pochyli艂 si臋 nad basenem przybli偶aj膮c twarz do jej twarzy. W jego b艂臋kitnych oczach pali艂y si臋 iskierki rozbawienia.

- O czym? - odpar艂a lodowatym tonem, zaniepokojona wra偶eniem, jakie za ka偶dym razem wywiera艂a na niej jego blisko艣膰. - O pogodzie? Polityce? A mo偶e o religii?

- Nie, o Sophii.

- Ach, szczerze m贸wi膮c wyobra偶a艂am j膮 sobie zupe艂nie inaczej.

- A jak j膮 sobie wyobra偶a艂a艣? Jako awanturnic臋 o osza艂amiaj膮cym wygl膮dzie?

- Tak膮 jak ja? - zakpi艂a.

- Tego nie powiedzia艂em.

- Nigdy otwarcie.

Zdawa艂a sobie spraw臋 z tego, 偶e z ca艂膮 premedytacj膮 d膮偶y do k艂贸tni. Wiedzia艂a, 偶e jedynie rozogni sytuacj臋, ale nic na to nie mog艂a poradzi膰.

- Ustalmy jedn膮 rzecz, m艂oda damo - powiedzia艂 szorstko Conrad. - Zgoda, przyznaj臋, 偶e mia艂em na ciebie od samego pocz膮tku oko. Ty o艣wiadczy艂a艣, 偶e nie chodzi ci wcale o pieni膮dze Alistaira, a ja ci uwierzy艂em. Nawet bez 偶adnych dowod贸w, po prostu na s艂owo. Ale ty z kolei najwyra藕niej w膮tpisz w moj膮 dobr膮 wol臋.

- Niezmiernie mi z tego powodu przykro - odpar艂a g艂ucho Emma i Conrad popatrzy艂 na ni膮 surowo.

- Wydaje mi si臋, 偶e jeste艣 wobec Sophii nieuczciwy - ci膮gn臋艂a dziewczyna zmieniaj膮c temat. - Czy ona wie, 偶e 偶enisz si臋 z ni膮 z wyrachowania? Jako cz艂owiek zbijaj膮cy na tym kapita艂?

- Oczywi艣cie - odrzek艂 g艂adko Conrad. - Ju偶 ci m贸wi艂em, 偶e ma do naszego ma艂偶e艅stwa taki sam stosunek jak ja. Poza tym to rozkosz mie膰 kogo艣 takiego przy sobie. - Obdarzy艂 Emm臋 znacz膮cym spojrzeniem. - Czy偶 nie stanowi idea艂u kobiety?

- Nie wiem, - warkn臋艂a Emma 偶a艂uj膮c, 偶e da艂a si臋 ponie艣膰 emocjom, kt贸re stara艂a si臋 za wszelk膮 cen臋 ukry膰 pod mask膮 oboj臋tno艣ci. - Ale wierz臋 ci na s艂owo. Najwyra藕niej masz w tym wzgl臋dzie do艣wiadczenie.

Doszed艂 ich d藕wi臋czny g艂os Sophii dobiegaj膮cy z drugiego ko艅ca basenu i oboje popatrzyli w tamt膮 stron臋.

- Chyba wo艂a ci臋 twoja ukochana - odezwa艂a si臋 aksamitnym tonem Emma.

- Skoro mnie wabi taka 艣licznotka, nie mog臋 zwleka膰 - odpar艂 jeszcze s艂odziej Conrad.

Emma rzadko my艣la艂a o m臋偶czyznach i ma艂偶e艅stwie, ale teraz, obserwuj膮c igraj膮c膮 w wodzie par臋, po raz pierwszy poczu艂a bolesny skurcz serca na my艣l o tym, ile dot膮d straci艂a.

Naturalnie, spotyka艂a si臋 z niejednym m臋偶czyzn膮, ale znajomo艣ci te nie wykracza艂y nigdy poza ramy towarzyskie czy przyjacielskie. A ju偶 z pewno艣ci膮 偶adnego z nich nie zachwyca艂o to, 偶e jest dziewic膮.

Bo tak naprawd臋 by艂a dziewic膮, dwudziestoczteroletni膮 dziewic膮; kompletny anachronizm w dwudziestym wieku!

Poma艂u wysz艂a z wody i po艂o偶y艂a si臋 na le偶aku. Nie musia艂a wcale spogl膮da膰 w stron臋 basenu, by wiedzie膰, 偶e Conrad zafascynowany jest osob膮 Sophii, i to z wielu wzgl臋d贸w.

Kiedy modelka wyci膮gn臋艂a si臋 na le偶aku obok, Emma odwr贸ci艂a g艂ow臋 w jej stron臋.

- Pomy艣leli艣my sobie, 偶e mog艂aby pani jutro przyj艣膰 do domu moich rodzic贸w na przyj臋cie - odezwa艂a si臋 Sophia.

Na jej ramieniu spocz臋艂a d艂o艅 Conrada i Sophia nakry艂a j膮 swoj膮. Emma z trudem skry艂a wra偶enie, jakie wywar艂 na niej ten intymny gest.

- Przyj臋cie odb臋dzie si臋 w porze lunchu. B臋dziesz mia艂a okazj臋 pogra膰 w tenisa.

- Tenis? Ostrzegam, 偶e nie jest moj膮 najmocniejsz膮 stron膮. Ostatni raz rakiet臋 trzyma艂am w r臋ku dobrych par臋 lat temu. Ale i wtedy nie wygra艂abym Wimbledonu.

Sophia popatrzy艂a na ni膮 t臋pym wzrokiem i Emma k膮cikiem oka dostrzeg艂a ironiczne skrzywienie ust Conrada.

- To znaczy, 偶e nie umiesz gra膰 w tenisa?

- Trafi艂e艣 w dziesi膮tk臋.

- Och, to nie problem - machn臋艂a lekcewa偶膮co r臋k膮 Sophia. - Te偶 jestem w tej grze beznadziejna. Tak naprawd臋, to gram wy艂膮cznie dla ruchu. Musz臋 dba膰 o lini臋... - Zrobi艂a kwa艣n膮 min臋 i popatrzy艂a na Conrada.

- Emma skin臋艂a uprzejmie g艂ow膮 i ruszy艂a w stron臋 domu.

Pomy艣la艂a o przyj臋ciu u Sophii. B臋dzie tam wiele os贸b. Mo偶e spotka kogo艣, kto opowie jej wi臋cej o Alistairze Jacksonie.

Rozdzia艂 4

Zbli偶a艂o si臋 po艂udnie, kiedy Emma sko艅czy艂a si臋 malowa膰 i stroi膰. Czu艂a si臋 jak przybrany jarzynk膮 kurczak tu偶 przed podaniem na st贸艂. Dwie godziny sp贸藕nienia. Nie藕le! Szybko przejrza艂a si臋 w wysokim lustrze. Chwil臋 zastanawia艂a si臋, czy obcis艂a sukienka w kolorowe kwiaty pasuje na przyj臋cie na kortach tenisowych. Ale nie mia艂a wyboru. W szafie nie znalaz艂a odpowiedniego kostiumu, a jedyna para jej bia艂ych szort贸w by艂a akurat w praniu.

Na palcach podesz艂a do sypialni Alistaira i zerkn臋艂a do 艣rodka. Starzec spa艂. Chwil臋 spogl膮da艂a na niego z nachmurzon膮 twarz膮. Mia艂 przecie偶 towarzyszy膰 jej w wyprawie na przyj臋cie, ale w ostatniej chwili zachorowa艂.

- Nic gro藕nego, moja droga - o艣wiadczy艂, kiedy Emma pr贸bowa艂a robi膰 mu wym贸wki. - I przesta艅 krz膮ta膰 si臋 dooko艂a mnie jak kwoka wok贸艂 piskl臋cia. Mo偶na by pomy艣le膰, 偶e...

- 呕e co?

- 呕e nigdy nie chorowa艂em.

- Ale te偶 nigdy nie k艂ad艂e艣 si臋 do 艂贸偶ka bez absolutnej konieczno艣ci - zripostowa艂a zaniepokojona Emma.

Do ostatniej chwili rozwa偶a艂a pomys艂, by zrezygnowa膰 z przyj臋cia i zosta膰 ze staruszkiem, ale po艂膮czone si艂y Esthery i Alistaira sprawi艂y, 偶e dziewczyna - acz niech臋tnie - wsiad艂a ostatecznie do samochodu.

Jad膮c do posiad艂o艣ci rodzic贸w Sophii ca艂y czas czu艂a niepok贸j.

W ci膮gu kilku ostatnich tygodni bardzo przywi膮za艂a si臋 do Alistaira Jacksona; tak naprawd臋 zacz臋艂a go w ko艅cu traktowa膰 jak rodzonego dziadka. W jej 偶y艂ach p艂yn臋艂a przecie偶 jego krew i perspektywa powa偶nej, mo偶e 艣miertelnej choroby starego cz艂owieka bardzo j膮 niepokoi艂a.

Kiedy dotar艂a na miejsce, przyj臋cie ju偶 trwa艂o, ale nigdzie nie by艂o ani Conrada, ani Sophii.

Emma odruchowo wzi臋艂a z tacy szklank臋 ponczu.

Rodzice Sophii stanowili zdumiewaj膮c膮 par臋. Ca艂e 偶ycie - podobnie zreszt膮 jak i ich rodzice - sp臋dzili na Tobago i nie mie艣ci艂o im si臋 w g艂owach, 偶e mo偶na mieszka膰 gdzie indziej.

- Faktycznie, pod wzgl臋dem pogody Anglia nie mo偶e si臋 r贸wna膰 z t膮 rajsk膮 wysp膮 - roze艣mia艂a si臋 Emma. - Ka偶dy list, kt贸ry dostaj臋 od przyjaci贸艂, zaczyna si臋 nieodmiennie od s艂贸w: „od tygodnia pada”. A jednak, mimo panuj膮cych tam szarug, t臋skni臋 za Angli膮.

- M艂odzie偶 bawi si臋 na zewn膮trz - o艣wiadczy艂a matka Sophii, wzi臋艂a dziewczyn臋 za 艂okie膰 i wyprowadzi艂a do rozleg艂ego ogrodu, w kt贸rym znajdowa艂 si臋 kort.

- Wi臋c jednak przysz艂a艣. - Zza plec贸w Emmy wy艂oni艂 si臋 nieoczekiwanie Conrad i rzuci艂 na krzes艂o rakiet臋. Na czole perli艂 mu si臋 pot, najwyra藕niej sko艅czy艂 w艂a艣nie gr臋. - 艁adnie si臋 ubra艂a艣.

- Zrobi艂am, co mog艂am.

Pod wp艂ywem jego wzroku dziewczyna zaczerwieni艂a si臋.

- A gdzie Alistair? - spyta艂 nieoczekiwanie.

- Nie czu艂 si臋 najlepiej.

- By艂 u niego lekarz? - Ostry ton g艂osu Conrada zaskoczy艂 Emm臋.

- Nie - odpar艂a niepewnie. - A powinien? Alistair o艣wiadczy艂, 偶e nie ma powod贸w do obaw. Musi tylko za偶y膰 pigu艂ki i po艂o偶y膰 si臋 do 艂贸偶ka. Twierdzi艂, 偶e niebawem b臋dzie zdr贸w jak ryba.

Emma zaniepokoi艂a si臋 na dobre. A mo偶e jednak powinnam by艂a zosta膰 i wezwa膰 doktora Tompkinsa?

- pomy艣la艂a. Kusi艂o j膮, by zadzwoni膰 do niego z przyj臋cia.

- Po powrocie wpadniemy do Alistaira - powiedzia艂 Conrad. - W razie czego wezwiemy lekarza.

Jackson zazwyczaj nie zwraca uwagi na drobne niedomagania. Uwa偶am, 偶e robi b艂膮d.

Emma wzi臋艂a kolejn膮 szklank臋 ponczu i wypi艂a spory 艂yk.

- Chyba 艣wietnie grasz w tenisa - mrukn臋艂a czuj膮c, 偶e p贸艂torej szklanki alkoholu zaczyna ju偶 dzia艂a膰.

- Czy wszystko robisz dobrze? - doda艂a nie bacz膮c na to, jak Conrad zinterpretuje te s艂owa.

- Nie znasz moich najwi臋kszych talent贸w - odpar艂 z ironicznym grymasem.

Emma by艂a w pe艂ni 艣wiadoma, 偶e Conrad si臋 z ni膮 dra偶ni, ale niewiele j膮 to obchodzi艂o. Niepokoi艂y j膮 tylko emocje, jakie potrafi艂 wzbudzi膰 w jej sercu jednym wypowiedzianym zdaniem.

- Czy zawsze flirtujesz z ka偶d膮 kobiet膮? Nawet wtedy, gdy jeste艣 ju偶 z kim艣 zwi膮zany?

Conrad zacisn膮艂 usta.

- Nawet z kobietami, kt贸rych nie akceptujesz?

- naciska艂a.

- Pochlebiasz sobie, je艣li s膮dzisz, 偶e pr贸buj臋 z tob膮 flirtowa膰 - mrukn膮艂 szorstko. - Chc臋 ci臋 raczej sprowokowa膰.

- A co na to twoja narzeczona?

- Sama j膮 o to zapytaj.

Popatrzy艂 na Emm臋 szyderczo i dziewczyna w bezsilnej z艂o艣ci zacisn臋艂a pi臋艣ci. Szybko jednak odzyska艂a zimn膮 krew i u艣miechn臋艂a si臋.

- Wola艂abym ciekawsze zaj臋cia.

Pojawi艂a si臋 Sophia. Mia艂a na sobie z艂otawy kostium z艂o偶ony ze sk膮pej koszulki i obcis艂ych spodni, kt贸re idealnie podkre艣la艂y jej wspania艂膮 figur臋.

Jej br膮zowa sk贸ra i z艂ociste kocie oczy przywodzi艂y na my艣l dzikie zwierz臋 z d偶ungli. Pum臋. Wzi臋艂a Conrada za r臋k臋 i Emma po raz setny chyba pomy艣la艂a, 偶e ta para pasuje do siebie jak ula艂. W Conradzie te偶 by艂o co艣 z drapie偶nej bestii.

- I jak si臋 pani bawi? - spyta艂a Sophia.

- Cudownie - odpar艂a Emma, kt贸ra na widok kpi膮cego u艣mieszku m臋偶czyzny poczu艂a nieprzepart膮 ch臋膰 uderzenia go szklank膮 w g艂ow臋.

- No to sobie pogadajcie - powiedzia艂.

Oddali艂 si臋 wolnym krokiem, a Sophia zacz臋艂a opowiada膰 Emmie o ludziach, kt贸rzy pojawili si臋 na przyj臋ciu. Wi臋kszo艣膰 z nich by艂a w ten czy w inny spos贸b zwi膮zana zawodowo z gospodyni膮.

- Tak naprawd臋 to powinnam jecha膰 na sesj臋 zdj臋ciow膮 do Istambu艂u - zwierzy艂a si臋 matowym g艂osem. - Ale Conrad upar艂 si臋, bym na jaki艣 czas przyjecha艂a tutaj. Uda艂o mi si臋 przekona膰 fotografika, kt贸ry zreszt膮 jest moim przyjacielem, 偶eby robi膰 zdj臋cia nie w Turcji, ale na Tobago. St膮d ten t艂um.

- Wskaza艂a r臋k膮 t艂ocz膮cych si臋 go艣ci i poci膮gn臋艂a ze szklanki.

Emma wy艂膮czy艂a si臋. Nie s艂ucha艂a paplaniny Sophii.

Z min膮 intelektualistki pogr膮偶y艂a si臋 we w艂asnych my艣lach. A wi臋c to pomys艂 Conrada, by Sophia przyby艂a na wysp臋. Czemu wi臋c twierdzi艂, 偶e nie wierzy w mi艂o艣膰? Najwyra藕niej nie potrafi艂 oby膰 si臋 d艂u偶ej bez narzeczonej. A ona my艣la艂a, 偶e on z ni膮 flirtuje... Pobo偶ne 偶yczenia. Lecz w Conradzie by艂o co艣, co sprawia艂o, i偶 w jego obecno艣ci Emma stawa艂a si臋 k膮艣liwa i agresywna. Czemu wi臋c ca艂y czas stara艂a si臋 tak usilnie wm贸wi膰 sobie, 偶e Conrad nie jest atrakcyjnym m臋偶czyzn膮? Na Boga, przecie偶 on nie kryje, 偶e uwa偶a si臋 za idea艂! By艂 艣wiadom wra偶enia, jakie wywiera艂 na kobietach.

Do g艂owy przysz艂a jej okropna my艣l. A je艣li wie, jakie wra偶enie wywiera na niej?

S艂ucha艂a nieuwa偶nie paplaniny Sophii, bawi艂a si臋 szklank膮 i zdawa艂a sobie spraw臋, 偶e robi z siebie idiotk臋.

Wszak Conrad nie by艂 w jej typie. Jego osobowo艣膰 nie odpowiada艂a dziewczynie za grosz. Arogancja, tani urok, jego ob艂uda i cynizm - wszystko to odstr臋cza艂o Emm臋.

Tak, to pewne, Conrad nie by艂 w jej typie.

Poza tym mia艂 narzeczon膮. By艂 zwi膮zany, a ona unika艂a 偶onatych m臋偶czyzn jak diabe艂 艣wi臋conej wody. M臋偶czyzna maj膮cy narzeczon膮 niczym si臋 nie r贸偶ni艂 od m臋偶czyzny 偶onatego.

Na dodatek uwa偶a艂 j膮 za awanturnic臋. Co b臋dzie, je艣li odkryje jej powi膮zania rodzinne z Alistairem Jacksonem? Czy偶 nie potraktuje Emmy jak odnalezionej cudem wnuczki, kt贸ra przeby艂a p贸艂 艣wiata, by dobra膰 si臋 do pieni臋dzy dziadka?

Tak, my艣la艂a, ma wszelkie powody, by unika膰 Conrada jak ognia.

Sophia zacz臋艂a nagle gwa艂townie macha膰 do wysokiego blondyna, kt贸rego z dum膮 przedstawi艂a jako swojego brata.

- Jestem, jak zwykle, w centrum uwagi - za偶artowa艂. - Moja siostra jest tylko dodatkiem.

Wygl膮da艂 艣wietnie, by艂 opalony na br膮z, i Emm臋 zaskoczy艂a wiadomo艣膰, 偶e mieszka na Trynidadzie, gdzie prowadzi nocny klub. Przyj臋艂a z jego r膮k kolejn膮 szklank臋 ponczu i s艂ucha艂a opowie艣ci o klubie. Najwyra藕niej zna艂 od podszewki 偶ycie w tropikach, kt贸rych nie mia艂 zamiaru opu艣ci膰 do ko艅ca 偶ycia. Z humorem przekonywa艂 Emm臋, 偶e Anglia nie mo偶e si臋 nawet r贸wna膰 z boskimi wyspami Tobago i Trynidad. Na Tobago nawet ulewy s膮 ciep艂e i rozkoszne - argumentowa艂.

Emmie bardzo przypad艂 do gustu swobodny spos贸b bycia Lloyda. Bardzo przypomina艂 jej niekt贸rych znajomych, z kt贸rymi spotyka艂a si臋 w Londynie. Nie pr贸bowa艂 imponowa膰 i nie zadziera艂 nosa. Emma rozlu藕ni艂a si臋. Kiedy opowiada艂 o swojej aktualnej dziewczynie, kt贸r膮 na Trynidadzie zatrzyma艂a praca, za艣miewa艂a si臋 do 艂ez.

W pewnej chwili Lloyd obj膮艂 j膮 w pasie i zaci膮gn膮艂 do baru na 艣wie偶ym powietrzu.

Na ziemi臋 sprowadzi艂 j膮 dopiero dobiegaj膮cy zza plec贸w ostry, gniewny g艂os. Emma obr贸ci艂a si臋 na pi臋cie. Ujrza艂a wbity w siebie pogardliwy wzrok Conrada.

- Mam nadziej臋, 偶e nie przeszkadzam - powiedzia艂 bezczelnie. Chwyci艂 Emm臋 za nadgarstek i zmusi艂, by popatrzy艂a mu w oczy. - Szukam ci臋 wsz臋dzie - doda艂 obcesowo.

- O co chodzi? 艢wietnie daj臋 sobie rad臋 bez ciebie.

- Widz臋 - mrukn膮艂 z przek膮sem. - 艁atwo zawierasz znajomo艣ci.

- Pewnie - odpar艂a ze z艂o艣ci膮 wyrywaj膮c r臋k臋 z jego u艣cisku. - Zw艂aszcza gdy pojawia si臋 kto艣 tak sympatyczny jak Lloyd.

- M膮dra z ciebie dziewczynka. - Lloyd wyszczerzy艂 z臋by i pu艣ci艂 do niej oko. Emma, nie zwracaj膮c uwagi na w艣ciek艂o艣膰 maluj膮c膮 si臋 na twarzy Conrada, r贸wnie偶 mrugn臋艂a.

- Conradzie, co z tob膮? Rozlu藕nij si臋. - Lloyd obj膮艂 Emm臋 i u艣miechn膮艂 si臋 rozbrajaj膮co. - Ona jest bardzo fajna.

Conrad pu艣ci艂 jego s艂owa mimo uszu. Popatrzy艂 na dziewczyn臋 i rzek艂:

- Chod藕.

Odwr贸ci艂 si臋 i bez s艂owa ruszy艂 w stron臋 domu. Emma wybe艂kota艂a s艂owa przeprosin, wyswobodzi艂a si臋 z obj臋膰 Lloyda i szybko pobieg艂a za Conradem, wyprzedzi艂a go i zast膮pi艂a drog臋.

- Jak 艣miesz tak obcesowo ze mn膮 post臋powa膰! Nie jestem twoim wi臋藕niem. Rozkazujesz mi jak jaki艣 udzielny ksi膮偶臋. Je艣li musisz nad kim艣 dominowa膰, to rozkazuj Sophii. Ona to doceni.

- Mo偶esz mnie nazwa膰 anio艂em str贸偶em - odpar艂, z trudem hamuj膮c gniew. - Wyrwa艂em ci臋 z 艂ap Lloyda. To kobieciarz. Wyra藕nie traktuje ci臋 ju偶 jako kolejn膮 zdobycz.

- Naprawd臋 nie wiem, jak ci dzi臋kowa膰 - wycedzi艂a przez z臋by Emma. - Ale dot膮d jako艣 radzi艂am sobie w 偶yciu bez twoich cennych rad.

Nie zamierza艂a mu wcale t艂umaczy膰, 偶e przez ostatnie dwadzie艣cia minut Lloyd opowiada艂 jej o narzeczonej.

- Nie chc臋 si臋 z tob膮 k艂贸ci膰 - powiedzia艂 ostro Conrad. - Rozmawia艂em w艂a艣nie przez telefon z Esther膮. Stan Alistaira gwa艂townie si臋 pogorszy艂. Jest u niego lekarz. Jad臋 tam. My艣la艂em, 偶e zechcesz mi towarzyszy膰... je偶eli oczywi艣cie nie koliduje to z twoimi planami.

- Musz臋 tylko zabra膰 torebk臋 - odpar艂a szybko Emma. - Mog艂e艣 od razu powiedzie膰, o co chodzi, a nie zachowywa膰 si臋 jak brutal. Za pi臋膰 minut czekaj na mnie przy samochodzie.

Przeprosi艂a rodzic贸w Sophii, 偶e musi nieoczekiwanie opu艣ci膰 przyj臋cie. Starsi pa艅stwo wyrazili nadziej臋, 偶e niebawem zn贸w j膮 u siebie zobacz膮.

Conrad czeka艂 przy samochodzie i b臋bni艂 nerwowo palcami o mask臋. Na widok nadchodz膮cej Emmy natychmiast wsiad艂 do 艣rodka i otworzy艂 drzwi od strony pasa偶era.

- Co m贸wi艂a Esthera? - dopytywa艂a si臋 Emma. Conrad w艂膮czy艂 silnik i wyprowadzi艂 samoch贸d na szos臋. - Poda艂a jakie艣 szczeg贸艂y? Czy to zawa艂?

- Powiedzia艂a tylko, 偶eby艣my natychmiast wracali. Zemdla艂. Zanios艂a go do 艂贸偶ka. Wprawdzie teraz czuje si臋 ju偶 lepiej, ale...

Conrad zawiesi艂 g艂os. To „ale”, pomy艣la艂a dziewczyna, mog艂o to znaczy膰 wiele rzeczy; 偶adna z nich nie by艂a przyjemna.

A ja nawet nie zd膮偶y艂am powiedzie膰 mu o matce, o naszym pokrewie艅stwie, ko艂ata艂o jej w g艂owie. By膰 mo偶e pope艂ni艂am b艂膮d? Mo偶e powinnam przedstawi膰 mu si臋 od razu, a nie czeka膰, a偶 go lepiej poznam?

Teraz pozostawa艂a jej ju偶 tylko nadzieja, 偶e jeszcze nie jest za p贸藕no.

- Szybciej - ponagli艂a Conrada. W odpowiedzi us艂ysza艂a, 偶e na kr臋tych i w膮skich drogach nie mo偶na rozwija膰 du偶ych szybko艣ci.

- Uspok贸j si臋 - powiedzia艂. - I, na Boga, zapnij pasy.

- Bez s艂owa sprzeciwu spe艂ni艂a jego polecenie.

Wyci膮gn臋艂a si臋 w fotelu i obserwowa艂a przesuwaj膮cy si臋 za oknem krajobraz. Palmy kokosowe i prze艣wituj膮ce przez nie morze najbardziej b艂臋kitne, jakie widzia艂a w 偶yciu. Z艂ociste pla偶e l艣ni膮ce o艣lepiaj膮co w potokach s艂onecznego blasku...

- Naprawd臋 podoba ci si臋 Lloyd? - dotar艂o do niej pytanie Conrada.

Wjechali w艂a艣nie na w臋偶szy odcinek szosy. Samoch贸d zwolni艂. Emma, s艂ysz膮c pytanie Conrada, poczu艂a ucisk w 偶o艂膮dku. Mimo 偶e klimatyzacja w samochodzie pracowa艂a pe艂n膮 moc膮, dziewczyn臋 obla艂 偶ar. Otworzy艂a okno, ale do 艣rodka wpad艂 tylko podmuch gor膮cego powietrza i Emma natychmiast zasun臋艂a szyb臋.

- Nie interesuj膮 mnie m臋偶czy藕ni - odpar艂a sucho krzy偶uj膮c r臋ce na piersiach. Poczu艂a, 偶e pod cienk膮 sukienk膮 t臋偶ej膮 jej sutki.

- Pewnie 偶e nie - mrukn膮艂 z ironi膮 Conrad. Samoch贸d podskoczy艂 na wyboju i dziewczyna uderzy艂a bole艣nie 艂okciem o drzwiczki. Krzykn臋艂a cicho.

- Co si臋 sta艂o? - spyta艂 Conrad i zatrzyma艂 samoch贸d. Nie wy艂膮czy艂 silnika.

- Ju偶 teraz rozumiem, czemu kaza艂e艣 mi zapi膮膰 pasy - wyja艣ni艂a cierpko Emma, pocieraj膮c st艂uczon膮 r臋k臋.

- Poka偶.

- Odczep si臋! - warkn臋艂a. - Nic mi nie jest. Jed藕my.

Prosz臋. Im pr臋dzej b臋dziemy w domu, tym lepiej.

M臋偶czyzna - wzruszy艂 ramionami i pochyli艂 si臋 nad kierownic膮.

- Jak chcesz - powiedzia艂. - Ale wola艂bym nie zajmowa膰 si臋 dwojgiem inwalid贸w.

Kiedy samoch贸d ruszy艂, Emma rozlu藕ni艂a si臋 i z westchnieniem ulgi rozprostowa艂a nogi.

Przymkn臋艂a oczy w艣ciek艂a na siebie, 偶e zn贸w nie zdo艂a艂a zapanowa膰 nad nerwami. Przez ca艂e lata budowa艂a wok贸艂 siebie system przemy艣lnych, niewidzialnych barier, kt贸re mia艂y oddziela膰 j膮 od m臋偶czyzn. I oto zrozumia艂a nagle, 偶e w chwili, kiedy tak bardzo tych barier potrzebowa艂a, leg艂y w gruzach. Kiedy zn贸w otworzy艂a oczy, samoch贸d wje偶d偶a艂 w艂a艣nie na podjazd prowadz膮cy do domu.

Auto jeszcze nie stan臋艂o, kiedy dziewczyna rozpi臋艂a pasy i si臋gn臋艂a do klamki. Wyskoczy艂a prawie w biegu i ruszy艂a p臋dem w stron臋 budynku. Conrad spokojnie zamkn膮艂 samoch贸d i poszed艂 za ni膮.

- Gdzie Alistair? - spyta艂a Esther臋, kt贸ra wysz艂a w艂a艣nie z kuchni.

- U siebie. Jest u niego lekarz.

- Co robimy? - zwr贸ci艂a si臋 Emma do Conrada.

- Mo偶e powinni艣my tam p贸j艣膰?

- Zaufajmy doktorowi Tompkinsowi. Kiedy wyjdzie, wszystko nam powie - odpar艂 sucho. - Przed domem nie ma ambulansu, zatem nale偶y przypuszcza膰, 偶e stan Alistaira nie jest bardzo ci臋偶ki.

- Jeste艣 bardzo domy艣lny!

- Kto艣 tutaj musi rozs膮dnie my艣le膰 - u艣miechn膮艂 si臋 i twarz ca艂kowicie mu si臋 zmieni艂a.

- Powiniene艣 si臋 cz臋艣ciej u艣miecha膰 - stwierdzi艂a impulsywnie Emma.

U艣miech Conrada sta艂 si臋 jeszcze szerszy.

- Robi臋 to cz臋sto. Bardzo cz臋sto. To ty bez przerwy si臋 na mnie boczysz i wszczynasz k艂贸tnie. Nie jeste艣 艂askawa zauwa偶y膰, jak cz臋sto si臋 艣miej臋.

- Jaa? - Oczy Emmy zrobi艂y si臋 okr膮g艂e jak spodki.

- Przecie偶 ja si臋 z tob膮 nie k艂贸c臋. To ty wiecznie masz do mnie o co艣 pretensje!

- No prosz臋, sama widzisz. - Conrad bezradnie roz艂o偶y艂 r臋ce. Kiedy na schodach pojawi艂 si臋 doktor Tompkins, Emma popatrzy艂a na niego z niepokojem.

- Czy z chorym wszystko w porz膮dku, panie doktorze?

Conrad ruszy艂 du偶ymi krokami w stron臋 lekarza. W por贸wnaniu z eleganckim garniturem doktora jego podkoszulek i szorty wygl膮da艂y nieco ekstrawagancko.

Tompkins obrzuci艂 Emm臋 pytaj膮cym spojrzeniem.

- Ona pracuje dla Alistaira - wyja艣ni艂 natychmiast Conrad. - Mo偶e pan bez skr臋powania przy niej m贸wi膰.

M臋偶czyzna skin膮艂 g艂ow膮 i urz臋dowym tonem o艣wiadczy艂, 偶e pacjent nie 偶yczy艂 sobie, by rozmawia艂 o stanie jego zdrowia z Conradem i z Emm膮.

- Jak to?

Tompkins wzruszy艂 ramionami i popatrzy艂 na zegarek.

- Mam um贸wion膮 wizyt臋, a ju偶 jestem sp贸藕niony. Wypisa艂em panu Jacksonowi recept臋. Dwie tabletki co osiem godzin. Powinny pom贸c. Odpoczynek, spok贸j i nic, co ma zapach whisky.

- Ale wyzdrowieje, prawda? - przerwa艂a mu Emma.

- Sam wam wszystko powie. Taka jest jego wola, a jak wiecie, musz臋 stosowa膰 si臋 do 偶ycze艅 pacjent贸w. Przyjad臋 za kilka dni i ponownie go zbadam.

Conrad bez s艂owa skin膮艂 g艂ow膮.

Po odje藕dzie doktora poszli do Alistaira. Starzec odpoczywa艂 w 艂贸偶ku. Twarz mia艂 blad膮 i wymizerowan膮. Popatrzy艂 na go艣ci i gestem r臋ki poleci艂 dziewczynie usi膮艣膰 naprzeciwko siebie.

- Jestem ju偶 starym cz艂owiekiem... - zacz膮艂 z patosem. Popatrzy艂 na swoje d艂onie i potrz膮sn膮艂 g艂ow膮.

- Co m贸wi艂 doktor? - spyta艂 niecierpliwie Conrad, przerywaj膮c wynurzenia starca.

- Musz臋 du偶o wypoczywa膰 - rzek艂 g艂ucho Alistair. Odwr贸ci艂 twarz w stron臋 Emmy i doda艂 ze smutkiem, 偶e nie jest przyzwyczajony traci膰 czas.

- Ale poza tym, 偶e musisz odpoczywa膰, nie powiedzia艂e艣, co stwierdzi艂 lekarz. A tak mi臋dzy nami, Tompkins zaleca ci odpoczynek ju偶 od dobrych pi臋ciu lat. - Conrad, ci膮gle trzymaj膮c r臋ce w kieszeniach szort贸w, zbli偶y艂 si臋 do 艂贸偶ka. - Wi臋c co ci powiedzia艂?

- Przykro mi, 偶e przeze mnie musieli艣cie opu艣ci膰 przyj臋cie.

- Co tam przyj臋cie! - mrukn臋艂a Emma i starzec delikatnie poklepa艂 j膮 po d艂oni.

Westchn膮艂 g艂臋boko i w k膮cikach jego oczu rozb艂ys艂y 艂zy. Emma natychmiast przypomnia艂a sobie 艣mier膰 matki, w jednej chwili wr贸ci艂o do niej wspomnienie tamtych strasznych chwil. A przecie偶 Alistaira zna艂a tak kr贸tko, tak bardzo kr贸tko.

Do tej pory nie potrafi艂a pogodzi膰 si臋 ze 艣mierci膮 matki. Az nadto dobrze pozna艂a owo okropne uczucie, kiedy kto艣 kochany, kto艣, kogo ci膮gle ma si臋 przy sobie, odchodzi nagle i bezpowrotnie. Nawet nie chcia艂a my艣le膰 o b贸lu, jaki sprawi艂aby jej kolejna utrata kogo艣 bliskiego.

- Doktor sam nie wie, jak d艂ugo poci膮gn臋 - ci臋偶kim g艂osem oznajmi艂 Alistair.

Przera偶ona Emma ze 艣wistem wci膮gn臋艂a powietrze. By艂a przygotowana na najgorsze, lecz teraz, gdy jej przeczucia si臋 sprawdzi艂y, po plecach dziewczyny przebieg艂 lodowaty dreszcz.

Conrad spogl膮da艂 chwil臋 na chorego nieruchomym wzrokiem. Usiad艂 na brzegu 艂贸偶ka naprzeciwko Emmy i wbi艂 oczy w Alistaira.

- Czy czego艣 potrzebujesz? - spyta艂 szorstko.

- Moje dzieci - m贸wi艂 Alistair, jakby nie dos艂ysza艂 - czy nie chcia艂 dos艂ysze膰 pytania Conrada. - Wiele czasu zaj臋艂o mi gromadzenie maj膮tku, ale teraz, kiedy moje dni s膮 policzone, nie jestem pewien, czy znalaz艂em szcz臋艣cie. Zrobi艂em w 偶yciu wiele rzeczy, kt贸rych 偶a艂uj臋 i 偶a艂uj臋, 偶e niekt贸rych rzeczy nie zrobi艂em. Niewiele pozosta艂o mi 偶ycia i chc臋 oznajmi膰 wam swoje ostatnie 偶yczenie.

Zatrzyma艂 wzrok na Conradzie.

- By膰 mo偶e powiesz, 偶e wtr膮cam si臋 w nie swoje sprawy, ale nie mo偶esz o偶eni膰 si臋 z Sophi膮. Jest zbyt m艂oda i zbyt... - szuka艂 w艂a艣ciwego s艂owa - ... i zbyt g艂upia. Wiem, 偶e znasz j膮 od dawna i 偶e ci si臋 podoba, ale z waszego zwi膮zku nie wyniknie nic dobrego. Zdaj臋 sobie spraw臋, 偶e jestem ostatnim cz艂owiekiem na 艣wiecie, kt贸ry mo偶e wypowiada膰 si臋 w kwestiach ma艂偶e艅stwa, ale musisz staremu, umieraj膮cemu cz艂owiekowi wybaczy膰 szczero艣膰.

- Wiem, Alistairze, co my艣lisz o moim ma艂偶e艅stwie z Sophi膮 - rzuci艂 zniecierpliwiony Conrad. - Nieraz mi o tym m贸wi艂e艣. Ale teraz chcemy dok艂adnie wiedzie膰, co powiedzia艂 lekarz.

Alistair pu艣ci艂 jego pytanie mimo uszu.

- Inna rzecz, gdyby艣 t臋 dziewczyn臋 naprawd臋 kocha艂, ale skoro to ma艂偶e艅stwo jest ci po prostu akurat w tej chwili na r臋k臋 z r贸偶nych wzgl臋d贸w... Nie, to sko艅czy si臋 dramatem.

Conrad nerwowym ruchem przyg艂adzi艂 w艂osy.

- Tysi膮c razy ju偶 wa艂kowali艣my ten temat...

- Tu, na 艂o偶u 艣mierci o艣wiadczam, 偶e 偶ycz臋 sobie, by艣 si臋 o偶eni艂, ale z w艂a艣ciw膮 dziewczyn膮 - energiczn膮, rozumn膮. Z r贸wn膮 sobie.

Spojrza艂 z u艣miechem na Emm臋 i poklepa艂 j膮 po d艂oni.

O nie! pomy艣la艂a. Nie! Przed chwil膮 m贸wi艂, 偶e jest stary, bardzo chory, 偶e stoi nad grobem... Za moment jednak wykrzesa艂 z siebie tyle si艂, by zaj膮膰 si臋 swataniem jej i Conrada! W g艂owie mia艂a zam臋t. Wsp贸艂czu艂a Alistairowi, ale chcia艂a mu powiedzie膰, 偶e je艣li to ona ma by膰 ow膮 energiczn膮 i rozumn膮 dziewczyn膮, to Conrad zostanie starym kawalerem. Na Boga, przecie偶 oni nawet si臋 nie toleruj膮! Wsta艂a.

- S膮dz臋, 偶e powiniene艣 odpocz膮膰 - przerwa艂 nieprzyjemn膮 cisz臋 Conrad. - Lekarz powiedzia艂, 偶e nie wolno ci si臋 ani przem臋cza膰, ani denerwowa膰.

- Tak, masz racj臋. - Alistair zamkn膮艂 oczy. - Popro艣cie Esther臋, 偶eby przynios艂a mi lunch - rzek艂 s艂abym, zm臋czonym g艂osem. - Jajka na mi臋kko, troch臋 艂ososia, porcj臋 nerk贸wki w sosie kokosowym, kt贸r膮 wczoraj upiek艂a. No i fili偶ank臋 s艂odkiej herbaty z kawa艂kiem imbirowego ciasta.

- 艁oso艣? Nerk贸wka w sosie kokosowym? Ciasto imbirowe? Masz zamiar to wszystko zje艣膰? - Conrad popatrzy艂 na Alistaira ze zgroz膮.

- Doktor zaleci艂 mi wypoczynek, nie g艂od贸wk臋.

- Tak, naturalnie - rzek艂a pojednawczo Emma rzucaj膮c Conradowi gro藕ne spojrzenie. - Przy艣lemy ci Esther臋. Ale najpierw chcia艂abym z tob膮 porozmawia膰... w cztery oczy... je艣li naturalnie nie jeste艣 zm臋czony.

Poczu艂a, i偶 uwag膮 Conrada, niczym niewidzialna chmura, skupia si臋 bez reszty na niej.

- O co chodzi? - spyta艂.

- Nie twoja sprawa.

- Alistair jest chory - odrzek艂 zjadliwie. - Musz臋 wiedzie膰, czy to, co masz mu do powiedzenia, nie wytr膮ci go z r贸wnowagi i nie wp艂ynie ujemnie na jego zdrowie. Nie zapominaj, 偶e potrzebuje spokoju i wypoczynku.

- - Czy musicie zachowywa膰 si臋 tak, jakby mnie tu nie by艂o? - burkn膮艂 Alistair, kt贸ry jakim艣 cudownym zrz膮dzeniem losu powr贸ci艂 do swej zwyk艂ej formy.

- Wyno艣 si臋, Conradzie! Czuj臋 si臋 dobrze!

Emma u艣miechn臋艂a si臋 z satysfakcj膮. Dosta艂e艣 mata, kolego, pomy艣la艂a z satysfakcj膮.

Conrad popatrzy艂 na ni膮 tak, jakby chcia艂 odczyta膰 jej my艣li. Po chwili milczenia mrukn膮艂 co艣 niewyra藕nie pod nosem i cicho zamkn膮艂 za sob膮 drzwi.

Emma odwr贸ci艂a si臋 do Alistaira.

- Jest co艣, o czym powiniene艣 wiedzie膰... - zacz臋艂a niepewnie. - Ca艂y czas odk艂ada艂am t臋 spraw臋 na p贸藕niej, ale teraz musz臋 ci o wszystkim powiedzie膰...

Rozdzia艂 5

Alistair popatrzy艂 na ni膮 z zainteresowaniem. Na jego policzkach pojawi艂y si臋 rumie艅ce, zupe艂nie jakby w jednej chwili ozdrowia艂.

- Musz臋 co艣 przynie艣膰 z mojego pokoju - o艣wiadczy艂a. - Za chwil臋 wr贸c臋.

- Poczekam. Daj臋 s艂owo, 偶e nie rusz臋 si臋 st膮d na krok - obieca艂 偶artobliwie.

Kiedy wr贸ci艂a, le偶a艂 w tej samej pozycji, w jakiej go zostawi艂a. Bez s艂owa wr臋czy艂a mu list. Matka Emmy napisa艂a go zaraz po wypadku, mimo 偶e lekarze twierdzili, i偶 szybko wyzdrowieje. Najwidoczniej przeczuwa艂a ju偶 swoj膮 艣mier膰.

„Daj go dziadkowi - poleci艂a Emmie. - Je艣li nie zechcesz do niego pojecha膰, zr贸b wszystko, 偶eby dosta艂 ten list. Jest ju偶 za p贸藕no, za p贸藕no dla mnie, ale musz臋 t臋 spraw臋 za艂atwi膰”.

Emma nie zna艂a tre艣ci pisma.

Kiedy Alistair rozerwa艂 kopert臋 i zacz膮艂 czyta膰, w pokoju zapad艂a g艂ucha cisza, m膮cona jedynie szumem odleg艂ego morza, delikatnym po艣wistem wiatru buszuj膮cego w wysokich trawach i koronach drzew.

Dziewczyna czeka艂a cierpliwie, a偶 starzec sko艅czy lektur臋. Nie powiedzia艂a s艂owa, kiedy w ko艅cu podni贸s艂 na ni膮 wzrok. Przeczyta艂 list trzykrotnie.

- Wi臋c to tak... - zaduma艂 si臋 wpatrzony w Emm臋.

Uwa偶nie go obserwowa艂a. Z rado艣ci膮 stwierdzi艂a, 偶e na jego twarzy pojawi艂 si臋 wyraz rado艣ci, jakby otrzyma艂 wspania艂膮 wiadomo艣膰.

Z艂o偶y艂 list, wsun膮艂 go do kieszeni na piersi i spl贸t艂 r臋ce na ko艂drze.

- By艂em ciekaw, kiedy mi wreszcie o tym powiesz - rzek艂 cicho.

- Najpierw chcia艂am ci臋 lepiej pozna膰 - zacz臋艂a niezr臋cznie dziewczyna. - Chcia艂am do wszystkiego nabra膰 dystansu. Ale ty zachorowa艂e艣... ba艂am si臋, 偶e...

- urwa艂a i spyta艂a ze zdumieniem: - Co mia艂e艣 na my艣li m贸wi膮c, 偶e by艂e艣 ciekaw, kiedy ci o wszystkim powiem?

- Moja droga, od chwili, kiedy przekroczy艂a艣 pr贸g tego domu, doskonale wiedzia艂em, kim jeste艣.

- U艣miechn膮艂 si臋 zadowolony z efektu, jaki wywar艂y jego s艂owa.

- Pozna艂e艣 mnie? - Emma nie wiedzia艂a, czy ma si臋 艣mia膰, p艂aka膰, czy te偶 wybuchn膮膰 gniewem. - Ale jak?

Usiad艂a na brzegu 艂贸偶ka.

- No c贸偶, moja droga, mo偶esz mi wierzy膰 lub nie, ale wytropi艂em twoj膮 matk臋 natychmiast po tym, jak opu艣ci艂a z tamtym m臋偶czyzn膮 Tobago. Ale ona nie chcia艂a mie膰 ze mn膮 nic wsp贸lnego i szybko doszed艂em do przekonania, 偶e najlepiej b臋dzie, je艣li zostawi臋 j膮 w spokoju do czasu, a偶 sama rozwi膮偶e swoje problemy.

Ale nigdy nie zdo艂a艂a si臋 z nimi upora膰... - Westchn膮艂 i gestem d艂oni poprosi艂 Emm臋, by poda艂a mu pude艂ko z chusteczkami higienicznymi. - Wiedzia艂em o jej ci膮偶y, o tym, 偶e urodzi艂a ciebie. Lecz mog艂em wy艂膮cznie czeka膰 i mie膰 nadziej臋... Czy mia艂em inn膮 mo偶liwo艣膰? Nie wiem. Mo偶e powinienem twoj膮 matk臋 si艂膮 sprowadzi膰 do domu?

Emma niemo potrz膮sn臋艂a g艂ow膮. Po prostu brakowa艂o jej s艂贸w. %

- Interesowa艂em si臋 jej losem przez te wszystkie lata. Wiedzia艂em, 偶e nie dzieje si臋 jej nic z艂ego. Ale kiedy umar艂a, poczu艂em si臋 tak, jakby umar艂a jaka艣 cz臋艣膰 mnie. Potem, niczym jasny promie艅 s艂o艅ca, ty pojawi艂a艣 si臋 w moim 偶yciu. Kiedy przyby艂a艣 i s艂owem nie wspomnia艂a艣, kim w rzeczywisto艣ci jeste艣, zrozumia艂em, 偶e chcesz najpierw lepiej mnie pozna膰. Uszanowa艂em twoj膮 wol臋.

- Jeste艣 starym podst臋pnym lisem! - roze艣mia艂a si臋 Emma. - No i jak mnie znajdujesz?

- Pokocha艂em ci臋. - Poklepa艂 jej d艂o艅 i z czu艂o艣ci膮 przygarn膮艂 dziewczyn臋 do serca. - Od tej chwili wszystko b臋dzie ju偶 du偶o prostsze. Mog臋 do ciebie m贸wi膰 „wnuczko”, prawda? Nawet sobie nie wyobra偶asz, ile razy w ci膮gu ostatnich tygodni tak w艂a艣nie chcia艂em ci臋 nazwa膰!

- Ty spryciarzu!

- A 偶eby艣 wiedzia艂a, 偶e jestem sprytniejszy ni偶 ty.

Rozleg艂o si臋 g艂o艣ne pukanie do drzwi i do pokoju wtargn膮艂 Conrad. Str贸j tenisowy zamieni艂 na sprane d偶insy i jasnoniebiesk膮 koszul臋.

- Czy nie przeszkadzam?... - spyta艂 obcesowo.

- W rzeczy samej przeszkadzasz, synu - odpar艂 Alistair. Otrzyma艂em w艂a艣nie wspania艂膮 wiadomo艣膰...

Emm臋 ogarn臋艂a panika.

- Nie s膮dz臋, by...

- Chcia艂bym ci przedstawi膰 Emm臋 Belle, moj膮 wnuczk臋.

Conrad stan膮艂 po drugiej stronie 艂贸偶ka.

- Prosz臋, prosz臋 - rzek艂 cicho nie spuszczaj膮c z niej wzroku. - A wi臋c to by艂 ten tw贸j male艅ki sekrecik!

Alistair bacznie ich obserwowa艂, przenosz膮c wzrok z jednego na drugie.

- Bo偶e, ale jestem s艂aby! - odezwa艂 si臋 nagle. - To chyba skutek szoku. Emmo, dziecko, b膮d藕 艂askawa poda膰 mi ze sto艂u fili偶ank臋 z wod膮.

Dziewczyna si臋gn臋艂a po naczynie, odruchowo zagl膮daj膮c do 艣rodka. Ostro偶nie pow膮cha艂a p艂yn.

- Matko Boska, przecie偶 to whisky!

- Nie mo偶e by膰! - wykrzykn膮艂 z udanym niedowierzaniem Alistair. - No c贸偶, musz臋 si臋 w takim razie napi膰 whisky.

Wyj膮艂 jej z d艂oni fili偶ank臋, poci膮gn膮艂 z niej solidny 艂yk i opad艂 na poduszki. Zamkn膮艂 oczy.

- Paskudztwo - mrukn膮艂. - Czuj臋 si臋 wyczerpany. Zostawcie mnie na razie samego.

- Jasne. - Conrad pochyli艂 si臋 i wyj膮艂 mu z r臋ki fili偶ank臋. - Prze艣pij si臋, Alistairze, i wi臋cej ju偶 nie pij. Pami臋taj, co m贸wi艂 doktor.

- Eee tam!

- Wpadn臋 do ciebie p贸藕niej, dziadku.

Poca艂owa艂a go w czo艂o puszczaj膮c mimo uszu pro艣by, by pozwoli艂a mu przed snem wypi膰 jeszcze jeden malutki 艂yczek whisky.

Kiedy wychodzili na korytarz zamykaj膮c za sob膮 cicho drzwi, Conrad milcza艂 jak zakl臋ty. Ruszy艂 szybko po schodach na d贸艂. Emma niech臋tnie posz艂a za nim.

Powinna w艂a艣ciwie i艣膰 prosto do swego pokoju, ale z jakich艣 wzgl臋d贸w nie pos艂ucha艂a g艂osu rozs膮dku. Wesz艂a za Conradem do salonu.

M臋偶czyzna zamkn膮艂 drzwi i odwr贸ci艂 si臋 w jej stron臋.

- Zatem tak wygl膮da wnuczka starego Alistaira Jacksona. Wr贸ci艂a艣 do domu - wycedzi艂, bawi膮c si臋 bezmy艣lnie figurk膮 stoj膮c膮 na stole.

- Tak, jestem jego wnuczk膮. I nie wypytuj mnie o nic.

艢cisn膮艂 w d艂oni kruchy bibelot i przez chwil臋 Emma my艣la艂a, 偶e pozostan膮 z niego tylko skorupy. Odstawi艂 jednak figurk臋 na miejsce i w艂o偶y艂 r臋ce do kieszeni.

- Ju偶 ci m贸wi艂em, 偶e wszystko, co ciebie dotyczy, bardzo mnie interesuje. Czemu wr贸ci艂a艣? Dlaczego w艂a艣nie teraz?

Jego b艂臋kitne oczy by艂y niczym dwie grudki lodu. Patrzy艂 gro藕nie na Emm臋.

- Skoro ju偶 musisz wiedzie膰 - odpar艂a wzruszaj膮c ramionami - to informuj臋 ci臋, i偶 przyjecha艂am tu po 艣mierci mojej matki korzystaj膮c z pierwszej nadarzaj膮cej si臋 okazji. Wcze艣niej nie mog艂am, bo mama sobie tego nie 偶yczy艂a.

- Tak ci powiedzia艂a?

- Tak. A teraz sko艅czmy t臋 rozmow臋...

Odwr贸ci艂a si臋 w stron臋 drzwi, lecz Conrad chwyci艂 j膮 za ramiona.

- Nie tak szybko, moja panienko.

- Chc臋 wyj艣膰 - odpar艂a gniewnie.

- A sk膮d mam wiedzie膰, czy nie ogarn臋艂a ci臋 nag艂a mi艂o艣膰 do dziadka, bo dowiedzia艂a艣 si臋, 偶e jest bardzo bogaty, a ty mo偶esz po艂o偶y膰 艂ap臋 na jego fortunie?

- Nie wiesz, i nigdy tej pewno艣ci mie膰 nie b臋dziesz - zakpi艂a Emma. - Ale mog臋 ci zdradzi膰, 偶e przyjecha艂am tu z ca艂kiem innych wzgl臋d贸w.

U艣cisk jego d艂oni nieco zel偶a艂 i dziewczyna odwr贸ci艂a si臋 w stron臋 Conrada. Kiedy ujrza艂a jego oczy, w jednej chwili zrobi艂o si臋 jej sucho w ustach. Pochyli艂 g艂ow臋 i zanim zd膮偶y艂a cokolwiek zrobi膰, przywar艂 ustami do jej warg. Nami臋tno艣膰 tego poca艂unku oszo艂omi艂a j膮, sprawi艂a, 偶e rozchyli艂a usta i Conrad wsun膮艂 w nie j臋zyk. Ogarn臋艂o j膮 przyprawiaj膮ce o zawr贸t g艂owy podniecenie, i Emma, niezdolna walczy膰 z ogarniaj膮cym j膮 po偶膮daniem, zacisn臋艂a konwulsyjnie palce na ramionach m臋偶czyzny i odda艂a poca艂unek.

By艂o to czyste szale艅stwo. Resztki zdrowego rozs膮dku kaza艂y jej natychmiast przesta膰, lecz zmys艂y nie s艂ucha艂y rozumu. Nami臋tno艣膰 Conrada by艂a tak zach艂anna, 偶e nie mog艂a wr臋cz z艂apa膰 tchu. Jak偶e wi臋c mia艂a kierowa膰 si臋 zdrowym rozs膮dkiem?

Nieoczekiwanie przerwa艂 poca艂unek i powiedzia艂 z lekkim u艣mieszkiem:

- Przynajmniej wiem, 偶e nie b臋dziesz kolejn膮 Lisa St. Clair.

Emma wybieg艂a z salonu, z hukiem zatrzaskuj膮c za sob膮 drzwi.

Gdzie偶 si臋 podzia艂 rozs膮dek, kiedy go tak rozpaczliwie potrzebowa艂a? - my艣la艂a z gorycz膮. Oddycha艂a powoli i wreszcie poczu艂a, 偶e odzyskuje przytomno艣膰 umys艂u.

Kiedy nast臋pnego dnia zesz艂a do kuchni, by艂a zupe艂nie spokojna.

W 艣rodku krz膮ta艂 si臋 Conrad, kt贸ry na odg艂os jej krok贸w podni贸s艂 g艂ow臋. Emma zignorowa艂a jego baczne spojrzenie i zapyta艂a z艂o艣liwie:

- Jak si臋 czuje Sophia?

- Aha, chcesz mi powiedzie膰, 偶e zar臋czeni m臋偶czy藕ni nie ca艂uj膮 innych kobiet, tak?

Emma zarumieni艂a si臋.

- No c贸偶, dzi臋kuj臋 w jej imieniu za zainteresowanie. Czuje si臋 znakomicie - ci膮gn膮艂 Conrad. - Po lunchu ruszamy na pla偶臋. Na Pigeon Point. Czy szanowna pani ma ochot臋 do nas do艂膮czy膰?

- Nie ma.

- Dlaczego?

- Bo ma ciekawsze zaj臋cia.

Wbi艂a z臋by w kanapk臋 i przes艂a艂a mu zimne jak l贸d spojrzenie. %

- Na przyk艂ad jakie? - Conrad rozpar艂 si臋 za sto艂em i spogl膮da艂 z rozbawieniem na Emm臋. - Umy膰 w艂osy? Pomalowa膰 paznokcie? Chwilowo z powodu choroby Alistaira jeste艣 bezrobotna. M贸wi臋: chwilowo, gdy偶 zak艂adam, 偶e twoja praca nie by艂a ca艂kowit膮 mistyfikacj膮 i zamierzasz j膮 kontynuowa膰.

- M膮dry ch艂opiec. Bardzo dobrze to uj膮艂 - odpar艂a z lekkim gniewem.

- Zatem czekaj膮 ci臋 dni pe艂ne nudy. Alistair pozostanie w 艂贸偶ku jeszcze co najmniej przez tydzie艅, zapewne d艂u偶ej. Chod藕 wi臋c z nami na pla偶臋.

- Tr贸jk膮cik? - Emma nie zd膮偶y艂a w por臋 ugry藕膰 si臋 w j臋zyk. Ale ostatecznie powiedzia艂a to, co my艣la艂a: Conrad, Sophia i... ona.

- Przeszkadza ci? - Conrad popatrzy艂 na ni膮 bacznie. Czu艂a, jak pod wp艂ywem tego wzroku jej policzki pokrywaj膮 si臋 purpur膮.

- Mnie nie. Ale nie chcia艂abym wam przeszkadza膰...

- Co? Przecie偶 nie b臋dziemy biega膰 po pla偶y na golasa. - Roze艣mia艂 si臋 ha艂a艣liwie. - Chyba ci臋 speszy艂em.

- Skoro nie b臋dziesz biega艂 na golasa, ch臋tnie si臋 do was przy艂膮cz臋 - odpar艂a Emma s艂odkim g艂osem. - Nie by艂am jeszcze nad morzem, k膮pa艂am si臋 tylko w tamtej ma艂ej zatoczce, do kt贸rej przylega ogr贸d.

- No tak, zatoczka. - Conrad u艣miechn膮艂 si臋 szeroko. - Musz臋 ci powiedzie膰, 偶e Pigeon Point nie jest miejscem tak odosobnionym jak pla偶a nad t膮 zatoczk膮. Ale my艣l臋, 偶e jego uroda zrekompensuje ci w zupe艂no艣ci obecno艣膰 innych ludzi.

Wyszed艂 z kuchni gwi偶d偶膮c co艣 pod nosem. Mam nadziej臋, 偶e poparzy ci臋 tam jaka艣 wstr臋tna meduza, pomy艣la艂a m艣ciwie Emma.

Kiedy p贸艂 godziny p贸藕niej, mocno jeszcze zdenerwowana, wysz艂a przed dom, zobaczy艂a, 偶e w samochodzie czekaj膮 ju偶 Lloyd i Sophia.

Po chwili do艂膮czy艂 do nich Conrad.

- Nie wiedzia艂em, 偶e i ty si臋 z nami wybierasz, Lloyd - powiedzia艂 takim tonem, jakby obecno艣膰 brata Sophii stanowi艂a dla niego bardzo nieprzyjemn膮 niespodziank臋. - Nie zajmujesz si臋 ju偶 nocnym klubem na Trynidadzie? A mo偶e s膮dzisz, 偶e praca w tak膮 pogod臋 jest zbyt wyczerpuj膮ca?

Lloyd, ignoruj膮c s艂owa Conrada, przes艂a艂 Emmie u艣miech, kt贸ry dziewczyna odwzajemni艂a.

- Pojedziemy rangeroverem - odezwa艂 si臋 nieoczekiwanie Conrad. - Jest w nim wi臋cej miejsca.

Nie czekaj膮c na zgod臋 pozosta艂ych, ruszy艂 w stron臋 samochodu Alistaira.

Kiedy samoch贸d zwolni艂 i wtoczy艂 si臋 na skraj pla偶y, Emma wyprostowa艂a si臋 w fotelu i zdumiona wyjrza艂a przez okno.

Wiedzia艂a, 偶e b臋dzie tu pi臋knie, ale widok zadziwiaj膮co turkusowej wody i delikatnego niczym puch bia艂ego piasku pla偶y zapar艂 jej dech w piersiach. W zatoce, odgrodzonej od otwartego morza majacz膮c膮 w oddali raf膮 koralow膮, woda by艂a g艂adka i spokojna jak w basenie. Marszczy艂a j膮 tylko delikatna bryza.

- Ale t艂umy - mrukn膮艂 pos臋pnie Conrad na widok ma艂偶e艅stwa z dwojgiem dzieci.

- T艂umy? Chyba 偶artujesz - odpar艂a Emma, rozgl膮daj膮c si臋 wok贸艂.

Sophia by艂a ju偶 na pla偶y. Roz艂o偶y艂a r臋cznik i zdj臋艂a niebywale obcis艂e szorty i bia艂y podkoszulek. Lloyd rozebra艂 si臋 z nieco mniejszym entuzjazmem i natychmiast pobieg艂 do wody, wykrzykuj膮c przy tym rado艣nie jak dziesi臋cioletnie dziecko.

Emma w towarzystwie Conrada podesz艂a wolno do Sophii. Na jej miejscu dawno ju偶 trzyma艂abym Conrada za r臋k臋, pomy艣la艂a. By膰 na miejscu Sophii... By艂a to my艣l tak absurdalna, 偶e dziewczyna roze艣mia艂a si臋 i zacz臋艂a szybko rozbiera膰.

Obok to samo robi艂 Conrad. Nie mia艂 na sobie grama t艂uszczu i by艂 bajecznie zbudowany. Po艂o偶y艂 si臋 obok narzeczonej.

- Nie mog臋 zbyt d艂ugo przebywa膰 na tak ostrym s艂o艅cu - wyja艣ni艂a Sophia. - Dla modelki by艂aby to katastrofa.

Ziewn臋艂a, a Emma podzi臋kowa艂a losowi, 偶e nie jest modelk膮. Zamierza艂a bez ogranicze艅 korzysta膰 z k膮pieli s艂onecznych.

- Nie opalasz si臋, nie jesz - mrukn膮艂 Conrad. - Czy to warte a偶 tylu wyrzecze艅?

- Musz臋 zachowa膰 lini臋 - odpar艂a z kwa艣n膮 min膮 Sophia. - Czy kocha艂by艣 mnie, gdybym by艂a gruba i t艂usta?

Uni贸s艂 brwi, ale nic nie odpowiedzia艂.

Emma k膮tem oka dostrzeg艂a w oddali Lloyda, kt贸ry sta艂 po pas w wodzie. Podnios艂a si臋 z piasku i wolno ruszy艂a w jego stron臋. Woda by艂a rozkosznie ciep艂a. Podp艂yn臋艂a do m艂odzie艅ca, kt贸ry natychmiast zanurkowa艂 i pr贸bowa艂 pod wod膮 z艂apa膰 j膮 za nogi. D艂u偶szy czas dokazywali jak dwa m艂ode delfiny. Potem, zm臋czeni, po艂o偶yli si臋 na plecach i leniwie dryfowali na falach.

Poddaj膮c si臋 艂agodnej pieszczocie tropikalnego morza, Emma nieuwa偶nie s艂ucha艂a wynurze艅 Lloyda o jego romansach, kt贸re, jak stwierdzi艂, od tej chwili by艂y ju偶 przesz艂o艣ci膮.

- Przesz艂o艣ci膮? - zapyta艂a ze 艣miechem Emma.

- Zgadza si臋. Przesz艂o艣ci膮.

Ponownie si臋 roze艣mia艂a, ale w tej samej chwili Lloyd wci膮gn膮艂 j膮 pod wod臋. Kiedy jego usta musn臋艂y jej wargi, Emma zdziwi艂a si臋, ale nie cofn臋艂a g艂owy.

- To jest najlepsze, co mo偶esz zaofiarowa膰 m艂odemu m臋偶czy藕nie o z艂amanym sercu - o艣wiadczy艂 z u艣miechem, kiedy zn贸w znale藕li si臋 na powierzchni.

- M艂ody m臋偶czyzna o z艂amanym sercu powinien przebywa膰 w zaciemnionym pokoju, znajdowa膰 pociech臋 w pude艂ku z czekoladkami i my艣le膰 o tym, jak wyleczy膰 si臋 z beznadziejnej mi艂o艣ci.

- M艂ode kobiety o z艂amanym sercu mo偶e faktycznie tak post臋puj膮 - podj膮艂 entuzjastycznie temat - ale nie m臋偶czy藕ni. My odwa偶nie patrzymy prawdzie w oczy.

- Aha - odpar艂a rozs膮dnie Emma. - Rozumiem, chodzi ci o to, 偶e m艂odzi m臋偶czy藕ni szybko znajduj膮 sobie substytut.

Tym razem Lloyd nic nie odpowiedzia艂. Obj膮艂 j膮 w pasie, a jego poca艂unek by艂 bardziej natarczywy, bardziej nami臋tny. Dziewczyna czu艂a na wargach ostre z臋by i delikatny, rozta艅czony j臋zyk.

Odsun臋艂a si臋, wyswobadzaj膮c delikatnie z jego ramion.

- Hola, m艂ody cz艂owieku o z艂amanym sercu! Nie zamierzam by膰 namiastk膮! - zawo艂a艂a i wybuchn臋艂a 艣miechem na widok komicznej miny, jak膮 zrobi艂 Lloyd. Dla niego zaloty i mi艂o艣膰 stanowi艂y gr臋, w kt贸rej mo偶na wygra膰 lub przegra膰, ale nigdy nie nale偶y traci膰 dobrego humoru. Emmie filozofia ta wyda艂a si臋 nad wyraz sympatyczna.

Ponownie obj膮艂 ramieniem jej tali臋 i powiedzia艂:

- Razem mo偶emy stworzy膰 przepi臋kn膮 rapsodi臋.

- Ale ja nie mam s艂uchu.

- No tak - mrukn膮艂 grobowym g艂osem Lloyd. - Nie chcesz ze mn膮 tworzy膰 muzyki. - Uda艂, 偶e ociera 艂zy. - Jestem zdruzgotany.

- B臋dziesz, jak nie przestaniesz si臋 wyg艂upia膰! - zawo艂a艂a i wepchn臋艂a go pod wod臋.

Chichocz膮c wyszli na brzeg. Lloyd braterskim gestem obj膮艂 Emm臋 za szyj臋 i powiedzia艂:

- Jak b臋dziesz na Trynidadzie, koniecznie do mnie wpadnij. Zorganizuj臋 ci mas臋 rozrywek. I 偶adnych instrument贸w muzycznych, obiecuj臋.

Emma przyrzek艂a, 偶e je艣li tylko losy rzuc膮 j膮 w tamte strony, natychmiast da mu zna膰. Zd膮偶y艂a polubi膰 Lloyda i czu艂a, 偶e mog膮 zosta膰 przyjaci贸艂mi. U艣miechn臋艂a si臋 do niego promiennie i w tej samej chwili ujrza艂a wbity w siebie pos臋pny wzrok Conrada.

Sophia pomacha艂a do nich. Mia艂a na sobie obszern膮 bia艂膮 koszul臋, a twarz ocienia艂 jej kapelusz z szerokim rondem.

- S膮dz臋, 偶e pora wraca膰 - odezwa艂 si臋 Conrad, kiedy Emma usiad艂a na r臋czniku i si臋gn臋艂a po tubk臋 kremu do opalania.

- Tak wcze艣nie? - Sophia popatrzy艂a na niego ze zdziwieniem. - Jeste艣my tu zaledwie godzin臋. Chc臋 si臋 jeszcze zamoczy膰 w morzu - doda艂a przybieraj膮c obra偶ony wyraz twarzy. Majestatycznie wesz艂a do wody, po czym zanurzy艂a si臋 po szyj臋.

- Powinni艣my byli wzi膮膰 dwa samochody - zwr贸ci艂 uwag臋 Lloyd. - Emma i ja chyba p贸jdziemy jeszcze pop艂ywa膰. Co ty na to, moja sikoreczko?

Dziewczyna bezskutecznie pr贸bowa艂a st艂umi膰 chichot.

- Zabawne, prawda? - warkn膮艂 Conrad. Jego oczy pa艂a艂y gniewem. Co go ugryz艂o? - zastanawia艂a si臋 przez chwil臋 Emma. Odwr贸ci艂 si臋 do nich plecami, ale instynktownie wyczuwa艂a bij膮cy od niego ch艂贸d. Mo偶e pok艂贸ci艂 si臋 z Sophi膮? Ale przecie偶 podczas k膮pieli Emma kilkakrotnie zerka艂a w ich stron臋; nie zauwa偶y艂a, by si臋 sprzeczali.

- Mo偶emy przecie偶 wr贸ci膰 tu kt贸rego艣 dnia - powiedzia艂a pojednawczo do Lloyda.

Conrad popatrzy艂 na ni膮 z wyrzutem.

- Chyba zapominasz, po co tu jeste艣 - rzek艂 zimno. Przyjecha艂a艣 do pracy, sama tak twierdzisz. Bardzo dobrze ci za to p艂ac膮. Nie przyjecha艂a艣 tu, 偶eby biega膰 po pla偶y i opala膰 si臋.

- Nie mam zamiaru biega膰 po pla偶y! - krzykn臋艂a z gniewem. - Opala膰 si臋, dobre sobie! Dzisiaj po raz pierwszy wzi臋艂am wolny dzie艅, a i to tylko dlatego, 偶e Alistair jest chory i chwilowo, jak by艂e艣 艂askaw sam to okre艣li膰, jestem bezrobotna. Wi臋c nie wym膮drzaj si臋 i nie oskar偶aj mnie, 偶e si臋 obijam.

A偶 kipia艂a ze z艂o艣ci. Na twarz wyst膮pi艂y jej krwiste rumie艅ce.

- Nie wym膮drzam si臋 i o nic ci臋 nie oskar偶am - odburkn膮艂. - To ty si臋 z艂o艣cisz. Ten si臋 drapie, kogo sw臋dzi. Masz pewnie wyrzuty sumienia.

Emma zacisn臋艂a pi臋艣ci w bezsilnej pasji i obserwowa艂a, jak Conrad sadzi wielkimi krokami w stron臋 pluskaj膮cej si臋 w wodzie Sophii i co艣 do niej m贸wi.

- Widz臋, 偶e wsp贸艂praca uk艂ada si臋 wam harmonijnie - mrukn膮艂 Lloyd.

- A kto mo偶e 偶y膰 w harmonii z kobr膮?

- No, nie wiem. Sophia twierdzi, 偶e wszystkie jej przyjaci贸艂ki lgn膮 do niego jak muchy do miodu, i 偶e nie ma to nic wsp贸lnego z wysoko艣ci膮 jego konta bankowego.

- No c贸偶, 偶ycz臋 jej du偶o szcz臋艣cia - odpar艂a ponuro - Emma. - Mam nadzieje, 偶e jest cierpliwa jak Hiob. Je艣li zamierza wytrwa膰 z Conradem d艂u偶ej ni偶 pi臋膰 minut, b臋dzie potrzebowa艂a niezmierzonych pok艂ad贸w cierpliwo艣ci.

W drodze powrotnej w samochodzie panowa艂o ci臋偶kie, pe艂ne napi臋cia milczenie.

Kiedy dotarli na miejsce, Lloyd pochyli艂 si臋 nad Emm膮 i ponowi艂 zaproszenie na Trynidad. Nast臋pnego dnia, o 艣wicie, wraca艂 do domu.

- Nie potrafi臋 wytrzyma膰 d艂ugo bez mojego klubu - zwierzy艂 si臋. - Te dziewcz臋ta. Rozumiesz, je艣li pozbawi臋 je na d艂u偶szy czas swego towarzystwa, wpadn膮 w melancholi臋.

- Prowadzisz bajeczne 偶ycie - szepn臋艂a Emma.

- Mam tego 艣wiadomo艣膰.

Kiedy Emma wesz艂a do swego pokoju, ujrza艂a rozwalonego na 艂贸偶ku Conrada, kt贸ry, pod艂o偶ywczy r臋ce pod g艂ow臋, czujnie j膮 obserwowa艂.

Sta艂a w progu jak s艂up soli.

- A ty czego tu szukasz? - wykrztusi艂a w ko艅cu.

- Czego chcesz?

Nie rusza艂a si臋 z miejsca. Ba艂a si臋 wykona膰 jakikolwiek gest. Widok wlepionych w ni膮 b艂臋kitnych oczu sprawi艂, i偶 w m贸zgu zapali艂y si臋 jej ostrzegawcze 艣wiate艂ka. Z najwy偶szym trudem zachowywa艂a spok贸j.

Nie podoba艂 si臋 jej spos贸b, w jaki Conrad na ni膮 patrzy艂. Jego wzrok by艂 zbyt natarczywy, jakby m臋偶czyzna rozbiera艂 j膮 w my艣lach.

Ma przecie偶 narzeczon膮, pociesza艂a si臋 desperacko, ci膮gle jeszcze zachowuj膮c niewzruszon膮 twarz. Pomy艣la艂a o Sophii, ale obraz siostry Lloyda w jaki艣 przedziwny spos贸b rozmazywa艂 si臋 jej w pami臋ci.

- Czy m贸g艂by艣 zamkn膮膰 drzwi z tamtej strony? - spyta艂a. - Chc臋 si臋 przebra膰.

- Czuj si臋 jak u siebie - Conrad, nie ruszaj膮c si臋 z miejsca, wskaza艂 uchylone drzwi do 艂azienki.

Emmie wydawa艂o si臋, 偶e od chwili, gdy wesz艂a do sypialni, min臋艂y ju偶 wieki. Czu艂a jak wali jej serce, prawie je s艂ysza艂a i zastanawia艂a si臋, czy Conrad r贸wnie偶 je s艂yszy.

- Wola艂aby艣, aby by艂 tu kto艣 inny? - dobieg艂o j膮 pytanie.

Popatrzy艂a na m臋偶czyzn臋 z nie udawanym zdumieniem.

- Kto艣 inny? Co ty^ wygadujesz?

- Dobrze wiesz, o czym m贸wi臋 - odpar艂 szorstko. Zerwa艂 si臋 z 艂贸偶ka i zanim Emma poj臋艂a, co si臋 艣wi臋ci, sta艂 tu偶 przed ni膮.

Popatrzy艂a na ci膮gle jeszcze otwarte drzwi, za kt贸rymi ci膮gn膮艂 si臋 korytarz. M臋偶czyzna pod膮偶y艂 za jej wzrokiem, ruszy艂 w tamt膮 stron臋, po czym cicho i dok艂adnie zamkn膮艂 drzwi.

- Intrygujesz mnie. Taka opanowana i dobrze u艂o偶ona. Ale to raczej fa艂szywy obraz. Udowodni艂a艣 to dzi艣 rano. P艂onie w tobie ogie艅 i masz nadziej臋, 偶e Lloyd go jeszcze podsyci. Ca艂y czas trzymali艣cie si臋 razem. By艂em zaskoczony, 偶e tak czule gruchacie ze sob膮 w samochodzie. Czy偶by brat Sophii by艂 twoim idea艂em m臋偶czyzny?

- Na pewno bardziej ni偶 ty - odpar艂a bu艅czucznie.

- A sk膮d mo偶esz o tym wiedzie膰? Jeden poca艂unek to stanowczo za ma艂o.

I nim zd膮偶y艂a si臋 zorientowa膰, chwyci艂 j膮 za w艂osy na karku, odchyli艂 do ty艂u g艂ow臋 i popatrzy艂 jej z bliska w twarz.

Emma j臋kn臋艂a i ostrym skr臋tem tu艂owia pr贸bowa艂a wyrwa膰 si臋 z u艣cisku m臋偶czyzny. Ten jednak przyci膮gn膮艂 jej twarz do swojej i zgni贸t艂 jej usta w nami臋tnym poca艂unku.

Emmie zakr臋ci艂o si臋 w g艂owie.

Wargi m臋偶czyzny dotyka艂y jej ust, by艂y coraz bardziej natarczywe. Czu艂a, i偶 traci resztki samokontroli, 偶e jej wola kruszy si臋 i opuszcza j膮. Jest niczym suchy piasek przesypuj膮cy si臋 przez palce. Zamkn臋艂a oczy, wy艂膮czy艂a umys艂, odrzuci艂a resztki zdrowego rozs膮dku.

Z westchnieniem, stanowi膮cym lich膮 namiastk臋 protestu, podda艂a si臋 pal膮cej pieszczocie jego warg i oddawa艂a mu r贸wnie nami臋tnie gor膮ce poca艂unki.

Dziewczyno, miej rozum, my艣la艂a z rozpacz膮, ale g艂os rozs膮dku ju偶 do niej nie dociera艂, zbyt d艂ugo t臋skni艂a za ustami Conrada. Bez reszty zatopi艂a si臋 w rozkoszy, pragn膮c, by trwa艂a jak najd艂u偶ej. 呕aden m臋偶czyzna dot膮d nie zdo艂a艂 wywo艂a膰 w niej takiej reakcji jak Conrad DeVere.

Zaplot艂a mu d艂onie na karku, wpl膮ta艂a palce w jego ciemne w艂osy. Kiedy usta m臋偶czyzny dotkn臋艂y jej szyi, w spazmie rozkoszy wypr臋偶y艂a si臋 jak struna.

Jego d艂onie zdawa艂y si臋 przepala膰 cienki materia艂 sukienki. Emma dawno ju偶 straci艂a resztki rozs膮dku. Czy偶by mog艂a pokocha膰 zar臋czonego m臋偶czyzn臋? - t艂uk艂a si臋 jej w g艂owie nieprawdopodobna my艣l. M臋偶czyzn臋, kt贸ry w jej poj臋ciu by艂 nic niewart.

Rozchyli艂a powieki i popatrzy艂a na niego p贸艂przytomnie. Napotka艂a jego wzrok; w jej zielonych oczach musia艂 wyczyta膰 jak膮艣 gro藕b臋, subtelne ostrze偶enie, bo przeni贸s艂 d艂onie z plec贸w na g艂ow臋 dziewczyny. Jego ruchliwe palce znieruchomia艂y.

Oddycha艂 chrapliwie, tak samo jak Emma. Gwa艂townie cofn臋艂a g艂ow臋 - jego usta zawis艂y w pr贸偶ni.

Pomy艣la艂a o Sophii, przypomnia艂a sobie, do kogo naprawd臋 nale偶y m臋偶czyzna, kt贸ry w艂a艣nie trzyma j膮 w obj臋ciach.

- Pu艣膰 mnie! - szarpn臋艂a si臋, odpychaj膮c od siebie Conrada. Popatrzy艂 na ni膮 p贸艂przytomnym, zamglonym wzrokiem. - Jeste艣 zar臋czony - doda艂a gniewnie.

- Wyjd藕 st膮d, natychmiast.

Modli艂a si臋 偶arliwie, by ziemia rozst膮pi艂a si臋 i poch艂on臋艂a j膮 na wieki. Czu艂a, 偶e za chwil臋 wybuchnie p艂aczem, a to by艂a ostatnia rzecz, kt贸rej by sobie 偶yczy艂a.

D艂o艅 Conrada spocz臋艂a na udzie Emmy, kt贸ra poczu艂a, 偶e pod tym dotykiem nogi si臋 pod ni膮 uginaj膮. Zrozumia艂a w jednej chwili, 偶e je艣li czego艣 nie zrobi, wszelkie poj臋cia o tym, co w艂a艣ciwe, a co nie, rozwiej膮 si臋 jak dym.

- Nie chc臋 odchodzi膰, i tak naprawd臋 ty te偶 tego nie chcesz... - szepta艂 jak oszala艂y.

- Masz narzeczon膮! - odpar艂a piskliwie. W jej g艂osie pojawi艂y si臋 nutki histerii.

- Ka偶de zar臋czyny mo偶na zerwa膰.

- Ale mnie to nie interesuje. Prosz臋, id藕 ju偶.

- Za 偶adne skarby.

- Je艣li nie wyjdziesz, zaczn臋 krzycze膰.

- Wydaje ci si臋 tylko, 偶e mnie nie pragniesz - mrukn膮艂.

Pomy艣la艂a o Sophii i w jednej chwili ogarn臋艂a j膮 w艣ciek艂o艣膰.

- Wyjd藕, albo zaczn臋 krzycze膰. Postawi臋 na nogi ca艂y dom! Czy chodzi ci o to, by wyp艂oszy膰 mnie z wyspy? Je艣li tak, to ci si臋 to uda, bo brzydz臋 si臋 tob膮 i nie chc臋 by膰 bez przerwy przez ciebie napastowana!

- Przesta艅 odgrywa膰 niewinn膮 - wycedzi艂 z furi膮 dor贸wnuj膮c膮 gniewowi dziewczyny. - Wcale nie zamierzasz wo艂a膰 o pomoc.

Emma ju偶 zupe艂nie dosz艂a do siebie.

- I ty 艣mia艂e艣 nazywa膰 Lloyda kobieciarzem! - powiedzia艂a z bezbrze偶n膮 pogard膮. - No c贸偶, za to ty jeste艣 kobieciarzem w najgorszym stylu. A teraz wyno艣 si臋 z mojego pokoju!

Chwil臋 spogl膮da艂 na ni膮 w milczeniu, po czym odwr贸ci艂 si臋 na pi臋cie. Cicho zamkn膮艂 za sob膮 drzwi.

Rozdzia艂 6

Kiedy pi臋膰 minut p贸藕niej Emma wchodzi艂a pod prysznic, ci膮gle jeszcze dr偶a艂a jak w febrze. Z przera偶eniem skonstatowa艂a, 偶e ch艂odny strumie艅 wody nie przynosi ulgi rozpalonemu pieszczotami Conrada cia艂u.

Trzeba spojrze膰 prawdzie w oczy, my艣la艂a rozgoryczona. Pozwoli艂a mu na wszystko, czego chcia艂. A co gorsza, sprawi艂o jej to nieprzytomn膮 rozkosz: jego dotyk, dreszcz, jaki j膮 przejmowa艂 pod pieszczot膮 jego d艂oni.

Tak d艂ugo i niecierpliwie czeka艂a na t臋 chwil臋...

Ubiera艂a si臋 powoli, specjalnie wybieraj膮c str贸j nijaki, w mysim kolorze, kt贸ry oddawa艂 rzeczywisty stan jej ducha.

Wiele wysi艂ku kosztowa艂o Emm臋, by w czasie wizyty u Alistaira zachowa膰 pogodn膮 twarz.

- Jeste艣 pewna, 偶e wszystko w porz膮dku? - staruszek dopytywa艂 si臋 podejrzliwie i marszczy艂 brwi. - Wygl膮dasz niet臋go.

- Za d艂ugo le偶a艂am na s艂o艅cu - odpar艂a wymijaj膮co i zacz臋艂a rozwlek艂膮 opowie艣膰 o zdarzeniach minionego dnia, unikaj膮c jak ognia tematu Conrada. Wiedzia艂a, jak Alistair reaguje na d藕wi臋k tego imienia, i nie mia艂a zamiaru dyskutowa膰 o zaletach charakteru cz艂owieka, kt贸ry tak mocno da艂 si臋 jej we znaki.

Wieczorem by艂a tak zmordowana i rozbita, 偶e pragn臋艂a tylko spa膰. Nie mia艂a poj臋cia, gdzie jest Conrad, nikogo o niego nie pyta艂a i dzi臋kowa艂a losowi, i偶 usun膮艂 go z jej oczu.

Jestem tch贸rzem, strofowa艂a si臋 w duchu. Musi zebra膰 si臋 na odwag臋 i 艣mia艂o stawi膰 mu op贸r, stan膮膰 z nim twarz膮 w twarz. Ale z drugiej strony, ka偶da up艂ywaj膮ca sekunda, kiedy go nie ma w pobli偶u, pozwala jej odbudowa膰 barykad臋, odtworzy膰 owe niewidzialne bariery, kt贸rymi si臋 otacza艂a.

Czy偶bym niczego nie przej臋艂a od w艂asnej matki? - zastanawia艂a si臋. Caroline, po kr贸tkim i nieudanym ma艂偶e艅stwie, reszt臋 偶ycia sp臋dzi艂a samotnie, unikaj膮c m臋偶czyzn. Pod koniec 偶ycia podda艂a si臋 kompletnie, rozumiej膮c, 偶e mi艂o艣膰 nie jest jej przeznaczona. 呕artowa艂a nawet, i偶 uchroni艂o j膮 to przed zgorzknieniem.

Emma, kt贸ra nauki matki ch艂on臋艂a ca艂膮 dusz膮, wiele si臋 od niej nauczy艂a, w ka偶dym razie tak si臋 jej wydawa艂o. Tak, z ca艂膮 pewno艣ci膮 powinna by艂a opu艣ci膰 wysp臋 w tej samej chwili, w kt贸rej jej wzrok spocz膮艂 na Conradzie DeVere. Ale nazbyt by艂a zadufana w sobie, zbytni膮 wiar臋 pok艂ada艂a w swoim silnym charakterze, a za ma艂o liczy艂a si臋 z czarem i magnetyczn膮 zmys艂owo艣ci膮, kt贸re roztacza艂 wok贸艂 siebie ten m臋偶czyzna.

W tej sytuacji bardzo ucieszy艂a j膮 wiadomo艣膰, 偶e Conrad pojecha艂 z wizyt膮 do Sophii i jej rodzic贸w, i wiecz贸r b臋dzie mog艂a sp臋dzi膰 samotnie.

Kiedy nast臋pnego ranka spojrza艂a na swoje odbicie w lustrze, przerazi艂a si臋 nie na 偶arty. Jej twarz dok艂adnie odbija艂a stan ducha: zapadni臋te, podkr膮偶one oczy, poszarza艂a sk贸ra, jakby w jednej chwili zesz艂a z niej ca艂a opalenizna.

Zdeterminowana, na艂o偶y艂a na twarz grub膮 warstw臋 pudru i tak d艂ugo czesa艂a si臋 przed lustrem, a偶 w ko艅cu dosz艂a do wniosku, 偶e zaczyna przypomina膰 cz艂owieka. Czarn膮, elastyczn膮 opask膮 zwi膮za艂a w艂osy w ko艅ski ogon.

Wiedzia艂a ju偶, czym si臋 zajmie tego ranka. 呕adnej pla偶y, 偶adnego leniuchowania. Nie mia艂a najmniejszej ochoty na rozrywki. Mia艂a wr臋cz irracjonalne prze艣wiadczenie, 偶e powinna odby膰 pokut臋. Po skromnym 艣niadaniu posz艂a do Alistaira, kt贸ry jednak wda艂 si臋 w zawi艂e dywagacje na temat utrapie艅 wieku starczego i z pracy niewiele wysz艂o.

P贸藕niej przesz艂a do swego pokoju, gdzie sko艅czy艂a przepisywanie materia艂u, kt贸ry czeka艂 od kilku dni, a nast臋pnie zag艂臋bi艂a si臋 w lekturze artyku艂贸w dotycz膮cych Alistaira. Znalaz艂a zadziwiaj膮c膮 ilo艣膰 wycink贸w prasowych. Aby zabi膰 czas, przeczyta艂a wszystkie dok艂adnie i powoli.

Praca tak j膮 poch艂on臋艂a, 偶e kiedy zadzwoni艂 stoj膮cy obok telefon, a偶 podskoczy艂a ze strachu.

Dzwoni艂a Sophia. Niepewnie, z wahaniem spyta艂a, czy Conrad ju偶 wr贸ci艂.

- Nie mam najmniejszego poj臋cia - odpar艂a Emma.

W s艂uchawce zapad艂a g艂ucha cisza.

- A mog艂aby mu pani powiedzie膰, 偶e dzwoni艂am?

- zapyta艂a nie艣mia艂o.

Emma obieca艂a, 偶e to zrobi i popatrzy艂a na zegarek. Min臋艂o po艂udnie.

- Mog臋 go poszuka膰 - zaofiarowa艂a si臋 niech臋tnie. Sophia, ku jej uldze, odpar艂a, by nie zawraca艂a sobie tym g艂owy.

- Po prostu chodzi o to, 偶e dzi艣 po po艂udniu odlatuj臋 do Rzymu - wyja艣ni艂a.

- I chcia艂aby pani z nim porozmawia膰? - domy艣li艂a si臋 Emma.

- No w艂a艣nie. Chcia艂am mu powiedzie膰, 偶e jest mi przykro, i偶 tak si臋 to sko艅czy艂o.

- Przeka偶臋 mu - odpar艂a niepewnie Emma.

- Czy偶by pani o niczym nie wiedzia艂a?

- Nie...

- No c贸偶... - zacz臋艂a Sophia.

Och, nie! j臋kn臋艂a w duchu Emma. Zrozumia艂a, 偶e Sophia szuka kogo艣, przed kim mog艂aby otworzy膰 dusz臋 i wyla膰 wszystkie 偶ale.

- Nie musi mi pani o niczym opowiada膰 - rzek艂a nieco rozdra偶niona.

- Tak, wiem, ale nie mam nikogo, komu mog艂abym si臋 zwierzy膰. Czasem 艂atwiej o takich sprawach m贸wi膰 z kim艣 obcym. - Sophia umilk艂a, najwyra藕niej szukaj膮c s艂贸w. - Od dawna chcia艂am ju偶 zerwa膰 z Conradem, ale czu艂am si臋 bardzo niezr臋cznie. Po kilku rozmowach z Lloydem dosz艂am jednak do wniosku, 偶e nie jestem jeszcze przygotowana do ma艂偶e艅stwa i musz臋 za wszelk膮 cen臋 zerwa膰 ten zwi膮zek. Poza tym mam propozycj臋 pracy bardzo wa偶nej dla mojej dalszej kariery.

- Wa偶nej pracy?

Czy偶by ma艂偶e艅stwo nie by艂o wa偶ne? - zastanowi艂a si臋 Emma.

G艂os Sophii nagle z艂agodnia艂, sta艂 si臋 pogodniejszy, bardziej szczery.

- Prawd臋 m贸wi膮c, to dla mnie wielka szansa. Dosta艂am ofert臋 kontraktu z powa偶n膮 firm膮 kosmetyczn膮, lecz w umowie jest zawarowane, 偶e przez rok nie b臋d臋 zwi膮zana z 偶adnym m臋偶czyzn膮. Sama wi臋c pani widzi, 偶e mam niewielkie pole manewru.

- Naturalnie - odpar艂a z艂o艣liwie Emma. - Kiedy poinformowa艂a pani Conrada o swojej decyzji?

- Wczoraj na pla偶y... to znaczy tam tylko mu - wspomnia艂am. Generaln膮 rozmow臋 odbyli艣my wieczorem u mnie w domu.

- Rozumiem.

Emma nie dziwi艂a si臋 ju偶, czemu Conrad, kiedy wracali z pla偶y do domu, mia艂 tak kiepski humor.

- Naturalnie - ci膮gn臋艂a Sophia - 偶a艂uj臋 troch臋 korzy艣ci p艂yn膮cych z ma艂偶e艅stwa z Conradem, bo sama pani wie, jaki on jest. Przystojny, poci膮gaj膮cy, zaborczy no i... bogaty, bogaty, bogaty. A zapewne odziedziczy jeszcze maj膮tek Alistaira. No c贸偶, nic na to nie poradz臋. Na uk艂ady nie ma rady, jak mawia m贸j ukochany braciszek.

Zacz臋艂a co艣 papla膰 o Lloydzie i Emma wy艂膮czy艂a si臋. W g艂owie mia艂a zam臋t. Pieni膮dze Alistaira? Ma nadziej臋 odziedziczy膰 pieni膮dze Alistaira? Nigdy o takiej mo偶liwo艣ci nie wspomnia艂, ale skoro m贸wi o tym Sophia... a ona dobrze wie, co m贸wi.

Umys艂 dziewczyny zacz膮艂 dr膮偶y膰 robak podejrzliwo艣ci. Zamruga艂a oczami i potrz膮sn臋艂a g艂ow膮, odgarniaj膮c natr臋tn膮 i niemi艂膮 my艣l.

- W ka偶dym razie b臋d臋 wdzi臋czna, je艣li przeka偶e mu pani, 偶e dzwoni艂am - o艣wiadczy艂a Sophia i, nim jej rozm贸wczyni zd膮偶y艂a cokolwiek powiedzie膰, Emma d艂ugo jeszcze trzyma艂a przy uchu trzeszcz膮c膮 s艂uchawk臋.

Kiedy wreszcie j膮 od艂o偶y艂a, zupe艂nie straci艂a ochot臋 do dalszego studiowania starych czasopism i wycink贸w prasowych.

By艂a kompletnie oszo艂omiona, zdezorientowana, pe艂na waha艅 i w膮tpliwo艣ci. Wszelkimi si艂ami stara艂a si臋 odepchn膮膰 okropne podejrzenia. Mo偶e Sophia wyssa艂a wszystko z palca? Ale pytania pozostawa艂y...

Dlaczego od samego pocz膮tku by艂 do niej tak wrogo nastawiony? Czy dlatego, 偶e zagra偶a艂a Alistairowi?

A mo偶e w艂a艣nie Conradowi przeszkadza艂a najbardziej?...

Emma wysz艂a do ogrodu. Czym tu si臋 przejmowa膰? - pr贸bowa艂a zbagatelizowa膰 ca艂膮 spraw臋. C贸偶 on j膮 obchodzi?

Pr贸bowa艂a si臋 rozlu藕ni膰, cieszy膰 ciep艂em, s艂on膮 morsk膮 bryz膮, w kt贸rej podmuchach ko艂ysa艂y si臋 czubki palm kokosowych. Powracaj膮cy z wolna dobry humor zepsu艂 jej dopiero widok zaje偶d偶aj膮cego przed dom samochodu Conrada. Nie mia艂a najmniejszej ochoty na rozmowy. Kiedy wi臋c wysiad艂 z auta, przes艂a艂a mu tylko fa艂szywy i przesadnie s艂odki u艣miech.

- Cudowny ogr贸d! - zawo艂a艂a, nie zwracaj膮c uwagi na nachmurzon膮 twarz Conrada. Niepokoi艂 j膮 tylko drobny fakt, i偶 mimo wszelkich podejrze艅, powsta艂ych po rozmowie z jego eks-narzeczon膮, wci膮偶 by艂a pod jego urokiem. - Tyle tu kwiat贸w! Czuj臋 si臋, jakbym trafi艂a na wystaw臋 botaniczn膮 w Chelsea w Londynie.

Kiedy艣 na ty艂ach mego domu pr贸bowa艂am za艂o偶y膰 ogr贸dek, ale szybko si臋 okaza艂o, 偶e marna ze mnie ogrodniczka.

Zamilk艂a i obrzuci艂a go kolejnym, promiennym spojrzeniem.

- Widzia艂em si臋 w艂a艣nie z lekarzem - odpar艂 bez korowod贸w Conrad. - Spotka艂em go po drodze, gdy wraca艂 od Alistaira, i uci臋li艣my sobie pogaw臋dk臋.

Emma spojrza艂a na niego ze zdziwieniem. Nie mia艂a poj臋cia, 偶e w domu by艂 doktor Tompkins. Widocznie tak j膮 zaabsorbowa艂a praca, 偶e zapomnia艂a o bo偶ym 艣wiecie.

- I co m贸wi艂? - spyta艂a szybko. - Nie wiedzia艂am nawet, 偶e tu by艂. Ca艂y ranek pracowa艂am.

- M贸wi艂, 偶e nie ma powod贸w do obaw, ale wykr臋ca艂 si臋 od odpowiedzi, co naprawd臋 dolega Jacksonowi. Nic nie uda艂o mi si臋 z niego wydusi膰. Upar艂 si臋, 偶e to Alistair decyduje, co mamy wiedzie膰, a czego nie.

Ruszyli w stron臋 domu. Emma trzyma艂a si臋 w rozs膮dnej odleg艂o艣ci od Conrada.

Zastanawia艂a si臋, czy wspomni co艣 na temat poprzedniego dnia, ale nabra艂 wody w usta. Pomy艣la艂a ze smutkiem, i偶 incydent ten tak niewiele dla niego znaczy艂, 偶e nie chcia艂o mu si臋 nawet do niego wraca膰. Albo zgo艂a w og贸le o ca艂ej sprawie zapomnia艂.

Kobiety, kt贸re kocha艂y si臋 w nim, z kt贸rymi spotyka艂 si臋 i uprawia艂 seks, by艂y kobietami 艣wiatowymi i z du偶ym do艣wiadczeniem, tymczasem ona...

To, 偶e do tej chwili Emma nie potrafi艂a zapomnie膰 jego dotyku, 艣wiadczy艂o jedynie o jej naiwno艣ci i bezgranicznej g艂upocie.

No c贸偶, trzeba podj膮膰 t臋 gr臋, pomy艣la艂a z determinacj膮. Musi sta膰 si臋 r贸wnie zimna i nieczu艂a jak on, cho膰by nie wiadomo ile mia艂o j膮 to kosztowa膰. Za nic nie poka偶e mu, jak bardzo jej na nim zale偶y. Jedyne, co jej jeszcze zosta艂o, to w艂asna godno艣膰.

S艂ucha艂a go z lekkim, wymuszonym u艣miechem.

- Nie mamy wi臋c innego wyj艣cia, jak zaakceptowa膰 wol臋 Alistaira - powiedzia艂a w ko艅cu.

- Umiesz godzi膰 si臋 z wieloma trudno艣ciami, prawda? - stwierdzi艂 z dziwnym grymasem. - Ta twoja zawsze ch艂odna i oboj臋tna twarz...

- Robi臋, co mog臋.

Sytuacja zn贸w si臋 zaogni艂a i Emma natychmiast zmieni艂a temat. Poinformowa艂a Conrada, 偶e dzwoni艂a Sophia.

- Chcia艂a przeprosi膰 za zerwanie zar臋czyn - doda艂a matowym g艂osem. v - Powiedzia艂a ci o tym?

- Tak, m贸wi艂a, 偶e zerwa艂a zar臋czyny.

- Oboje je zerwali艣my - wzruszy艂 ramionami Conrad.

- To st膮d te twoje humory wczoraj na pla偶y?

- domy艣li艂a si臋 Emma. Ton jej g艂osu nie traci艂 nic ze swego ch艂odu.

- Na pla偶y? - popatrzy艂 na ni膮 ze zdumieniem.

- O czym ty m贸wisz?

Dobrze wiesz co, chcia艂a wykrzykn膮膰, ale opanowa艂a si臋 i odpar艂a spokojnie:

- Twoja by艂a narzeczona o艣wiadczy艂a mi, 偶e wczoraj na pla偶y zerwa艂a z tob膮.

- To fakt - burkn膮艂 niewyra藕nie Conrad.

- Przegra艂e艣 z firm膮 kosmetyczn膮 - Emma dolewa艂a oliwy do ognia.

Je艣li chcia艂a t膮 k膮艣liw膮 uwag膮 wyprowadzi膰 go z r贸wnowagi, to zamiar si臋 nie powi贸d艂. Conrad skin膮艂 g艂ow膮 i nie sprawia艂 wra偶enia ura偶onego.

- Jej tylko kariera w g艂owie - skomentowa艂 kr贸tko, otwieraj膮c drzwi i przepuszczaj膮c dziewczyn臋 przodem. - Odwied藕my Alistaira. Mo偶e dowiemy si臋 czego艣 nowego - zmieni艂 temat.

Emma skin臋艂a g艂ow膮. Wprawdzie najch臋tniej dr膮偶y艂aby dalej temat z masochistyczn膮 przyjemno艣ci膮, ale zd膮偶y艂a ju偶 pozna膰 Conrada na tyle, by wiedzie膰, 偶e cz艂owiek ten ma zwyczaj m贸wienia dok艂adnie tyle, ile chce.

Alistair siedzia艂 w fotelu na k贸艂kach. W jednej r臋ce trzyma艂 ksi膮偶k臋, a w drugiej fili偶ank臋 z kaw膮. Najwyra藕niej nie spodziewa艂 si臋 go艣ci, bo popatrzy艂 w pop艂ochu na 艂贸偶ko.

- Du偶o lepiej wygl膮dasz - o艣wiadczy艂 Conrad, siadaj膮c na starej kanapie obitej materia艂em w kwiaty i wskazuj膮c Emmie miejsce obok siebie.

- Ci膮gle marnie si臋 czuj臋 - 偶ali艂 si臋 Jackson poci膮gaj膮c 艂yk z fili偶anki. Popatrzy艂 nie艣mia艂o na Conrada i Emm臋, po czym doda艂 s艂abym g艂osem: - Dla mojej ukochanej wnuczki, naturalnie, zawsze wykrzesani nieco si艂. Ale jestem bardzo chory. Tego samego zdania jest doktor.

- No w艂a艣nie, wr贸cili艣my do punktu wyj艣cia - wszed艂 g艂adko w temat Conrad. - Doktor. Najwyra藕niej nas zbywa. Twierdzi, 偶e nie pozwoli艂e艣 mu nic m贸wi膰. Wiec co ci jest naprawd臋? Na co chorujesz?

- Ju偶 wam m贸wi艂em. Jestem stary - odpar艂 wymijaj膮co. Przes艂a艂 Emmie blady u艣miech i poprosi艂, by poleci艂a Estherze przynie艣膰 kolejn膮 tac臋 z kaw膮 i herbatnikami.

Conrad potrz膮sn膮艂 g艂ow膮.

- Wykr臋casz si臋, Alistairze.

- Ach, daj偶e spok贸j!

- Nie dam. Co konkretnie stwierdzi艂 lekarz? Czy to zn贸w serce?

- Co艣 w tym rodzaju - odpar艂 gniewnie starzec.

- Nie chc臋 zanudza膰 was szczeg贸艂ami.

- Ponud藕, prosz臋.

Conrad popatrzy艂 na Emm臋 i ta mimowolnie przes艂a艂a mu u艣miech.

- No c贸偶, moja pompa jest ju偶 stara - zacz膮艂 Alistair. - S艂aba. Doktor powiedzia艂, 偶e wszelkie wzruszenia mog膮 by膰 dla mnie zab贸jcze. Nie dotyczy to naturalnie jakich艣 mi艂ych niespodzianek - doda艂 spiesznie. - Przybycie Emmy, na przyk艂ad, by艂o dla mnie niczym wonny powiew wiosennego wiatru... tak bym to uj膮艂. Ale z drugiej strony, jestem bardzo wra偶liwy na zmiany pogody. To w艂a艣nie powiedzia艂 doktor.

- Ciekawe - odpar艂 kwa艣no Conrad. - C贸偶, mam w takim razie dla ciebie mi艂膮 niespodziank臋. Niew膮tpliwie si臋 ucieszysz. Rozsta艂em si臋 z Sophi膮.

Pod krzaczastymi brwiami oczy Alistaira rozb艂ys艂y.

- Naprawd臋? To wspaniale, ch艂opcze. Nie pasowali艣cie do siebie, wiele razy ci o tym m贸wi艂em. Ciesz臋 si臋, 偶e w ko艅cu odzyska艂e艣 rozum. Jak si臋 m贸wi: wesele trwa kr贸tko, a k艂opoty d艂ugo. - Zmarszczy艂 twarz w serdecznym u艣miechu. - Niemniej najwy偶szy czas, by艣 si臋 ustatkowa艂.

- Wa艂kowali艣my t臋 kwesti臋 ze sto razy, Alistairze. Uwa偶aj, bo stajesz si臋 marudny.

- Serce mi si臋 kraje na my艣l, 偶e nie doczekam dnia, kiedy si臋 ustatkujesz. Tw贸j ojciec, gdyby 偶y艂, r贸wnie偶 by tego pragn膮艂.

Conrad nachmurzy艂 si臋.

- Nie b臋dziemy ci臋 d艂u偶ej dr臋czy膰, dziadku. Rzeczywi艣cie wygl膮dasz kiepsko - o艣wiadczy艂a Emma i ruszy艂a w stron臋 drzwi.

Kiedy do艂膮czy艂 do niej Conrad, na jego twarzy malowa艂a si臋 niepewno艣膰.

- Ju偶 sam nie wiem, co o tym s膮dzi膰 - powiedzia艂. - Na zdrowy rozum ten stary przechera mia艂 si臋 ca艂kiem dobrze. Co艣 mu si臋 sta艂o, gdy byli艣my na przyj臋ciu, ale co? Tego nie potrafi臋 zrozumie膰. Powiem ci szczerze, zg艂upia艂em.

- Wi臋c czemu sam nam tego nie powie?

- W艂a艣nie, czemu?

Kiedy dotarli do salonu, Emma o艣wiadczy艂a, 偶e idzie do siebie, bo musi sko艅czy膰 prac臋.

- Naprawd臋? - zdziwi艂 si臋 Conrad. - Musia艂a艣 si臋 z rana zdrowo obija膰, skoro jej nie sko艅czy艂a艣.

Odwr贸ci艂 si臋 i ruszy艂 do drzwi. W ostatniej chwili dostrzeg艂a lekki u艣mieszek igraj膮cy na jego ustach.

Wr贸ci艂a do siebie zmy艣l膮, 偶e pracy, kt贸ra powinna zaj膮膰 jej najwy偶ej dwadzie艣cia minut, po艣wi臋ci bite dwie godziny.

Usiad艂a wygodnie na obrotowym, obitym sk贸r膮 krze艣le i zamkn臋艂a oczy.

W jaki艣 czas p贸藕niej otworzy艂y si臋 drzwi i do pokoju wkroczy艂 Conrad. Lekko pokr臋ci艂 krzes艂em, przywo艂uj膮c tym Emm臋 do rzeczywisto艣ci.

- To 艂adnie z twojej strony, 偶e pukasz - mrukn臋艂a.

- Puka艂em - odpar艂 z 艂obuzerskim b艂yskiem w oczach.

- By膰 mo偶e, ale bardzo cicho - warkn臋艂a. - Nic nie s艂ysza艂am. Czego chcesz?

- Nie jeste艣 zbyt uprzejma. Zw艂aszcza 偶e przyszed艂 mi do g艂owy pomys艂, by zaprosi膰 ci臋 na kolacj臋.

- Na kolacj臋? - Emma zatrzepota艂a rz臋sami.

- Zgadza si臋. Znam pewn膮 mi艂膮 restauracyjk臋, niedaleko st膮d... obok portu lotniczego.

- Niewykonalne - odpar艂a natychmiast.

Kolacja z Conradem z to ca艂膮 pewno艣ci膮 pocz膮tek nowych k艂opot贸w!

- A czemu偶 to? Tylko nie m贸w, 偶e jeste艣 dzi艣 wieczorem zaj臋ta.

- Esthera przygotowa艂a kolacj臋 - wymy艣li艂a na poczekaniu. - Ju偶 p贸藕no.

Conrad u艣miechn膮艂 si臋.

- Powiedzia艂em, 偶eby przygotowa艂a tylko co艣 lekkiego dla Alistaira.

- Niezwykle uprzejmie z twojej strony, 偶e tak dbasz, abym zjad艂a porz膮dn膮 kolacj臋 - zakpi艂a. Czu艂a si臋 jak kr贸lik schwytany we wnyki. Wiedzia艂a, 偶e nie us艂yszy od Conrada s艂owa przeprosin.

- Musz臋 om贸wi膰 z tob膮 pewn膮 wa偶n膮 spraw臋, wi臋c przesta艅 stawa膰 okoniem. Zarezerwowa艂em stolik na - dwudziest膮. Z domu powinni艣my wyjecha膰 p贸艂 godziny wcze艣niej. Spotkamy si臋 na dole. Nie sp贸藕nij si臋.

Kiedy w godzin臋 p贸藕niej Emma stan臋艂a na g贸rnym pode艣cie schod贸w, Conrad ju偶 czeka艂. Obrzuci艂 dziewczyn臋 przeci膮g艂ym spojrzeniem.

- Widzisz, wcale si臋 nie sp贸藕ni艂am - zaszczebiota艂a.

- Widz臋 - wycedzi艂. - Wygl膮dasz tak wspaniale, 偶e nawet warto by艂oby czeka膰 do rana.

- Dzi臋ki - odpar艂a skonfundowana i, 偶eby pokry膰 zmieszanie, zacz臋艂a wypytywa膰 o restauracj臋, do kt贸rej si臋 wybierali.

W samochodzie, kiedy otuli艂a ich ciemno艣膰, wr贸ci艂a my艣l膮 do Alistaira, do jego tajemniczej choroby, do Conrada i uczu膰, jakie 偶ywi艂a do obu m臋偶czyzn. Kiedy si臋 to wszystko sko艅czy? - my艣la艂a. Zdumiewaj膮ce, 偶e jeszcze nieca艂e p贸艂 roku temu 偶y艂a sobie beztrosko w Londynie i nie po艣wi臋ca艂a chwili uwagi Alistairowi.

Starzec stanowi艂 po prostu jeszcze jedn膮 mityczn膮, mglist膮 posta膰, o kt贸rej od czasu do czasu wspomina艂a jej matka. My艣l o spotkaniu z nim by艂a absurdalna.

Restauracja mie艣ci艂a si臋 w niewielkim hotelu, kt贸ry wraz z nale偶膮cymi do niego go艣cinnymi domkami, ton膮艂 w g膮szczu tropikalnej ro艣linno艣ci. Sama restauracja znajdowa艂a si臋 w pobli偶u basenu k膮pielowego. Sk艂ada艂a si臋 z kilkunastu stolik贸w i krzese艂 ustawionych pod chroni膮cym przed deszczem zadaszeniem, zrobionym z u艂o偶onych na drewnianej konstrukcji li艣ci palmowych. W艂a艣ciciel lokalu, kt贸ry osobi艣cie przyni贸s艂 karty, poinformowa艂 Emm臋, i偶 go艣cie cz臋sto maj膮 okazj臋 ogl膮da膰 z bliska stada tropikalnych, egzotycznych ptak贸w, kt贸re przylatuj膮 do stolik贸w zwabione okruchami.

- Jak tu cudownie - westchn臋艂a dziewczyna podnosz膮c g艂ow臋 znad karty. - To du偶o sympatyczniejsze miejsce od mrocznych angielskich lokali, gdzie panuje bardzo sztuczna atmosfera.

- Mi艂o mi, 偶e akceptujesz m贸j wyb贸r - o艣wiadczy艂 Conrad. W migotliwym blasku 艣wiec jego oczy zap艂on臋艂y takim ogniem, 偶e dziewczynie mocniej zabi艂o serce.

- A da艂e艣 mi jaki艣 wyb贸r? - spyta艂a przekornie. - Ale jest to urocze miejsce. Ciesz臋 si臋, 偶e mnie tu przywioz艂e艣.

Z zainteresowaniem studiowa艂a menu. Kuchnia oparta by艂a na miejscowych daniach. Z zadowoleniem rozpar艂a si臋 na krze艣le. Nie przeszkadza艂o jej panuj膮ce mi臋dzy nimi milczenie i przez chwil臋 my艣la艂a, 偶e nigdy jeszcze nie by艂a tak szcz臋艣liwa.

Podczas posi艂ku Conrad z humorem opowiada艂 o swoich przedsi臋biorstwach, o prowadzonych interesach i wielu innych, drobnych, ale zabawnych sprawach.

Kiedy podano kaw臋, spojrza艂 na Emm臋 spod przymkni臋tych powiek.

- Nie jeste艣 ciekawa, o czym chcia艂em z tob膮 pom贸wi膰? - zapyta艂.

Zaskoczona dziewczyna zamruga艂a powiekami. Zupe艂nie wypad艂o jej z pami臋ci, 偶e zaproszono j膮 tutaj z konkretnego powodu. Wino, lekka rozmowa, niepowtarzalny nastr贸j - wszystko to sprawi艂o, i偶 pytanie Conrada zabrzmia艂o w jej uszach wyj膮tkowo brutalnie.

- W艂a艣nie chcia艂am ci臋 o to spyta膰 - sk艂ama艂a bawi膮c si臋 kieliszkiem. Zdwoi艂a czujno艣膰. Wyra藕nie mia艂 do niej jak膮艣 wa偶n膮 spraw臋. Mog艂a to wyczyta膰 z jego twarzy.

- Rzecz dotyczy Alistaira - zacz膮艂 i zaintrygowana Emma zmarszczy艂a czo艂o. Po to wi臋c zabra艂 j膮 do restauracji! Aby porozmawia膰 o starym Jacksonie!

- Masz na my艣li jego chorob臋?

Skin膮艂 g艂ow膮.

- Generalnie tak. Alistair nie czuje si臋 ani lepiej, ani gorzej ni偶 zazwyczaj. Niew膮tpliwie cieszy si臋, 偶e odnalaz艂 swoj膮 wnuczk臋 i 偶e ma ci臋 przy sobie...

- Moim zdaniem jego stan jest du偶o powa偶niejszy, ni偶 si臋 nam wydaje - przerwa艂a Emma. - Ale to ca艂y dziadek: robi dobr膮 min臋 do z艂ej gry. Matka nieraz wspomina艂a mi o tym.

- Tak, wiem. Masz ca艂kowit膮 racj臋.

Emma zadr偶a艂a; zacz臋艂a powa偶nie obawia膰 si臋 o dziadka. U艣wiadomi艂a sobie, 偶e s艂owa Conrada, i偶 stan zdrowia starca uleg艂 wyra藕nej poprawie, przyj臋艂a bardziej na wiar臋 ni偶 z przekonania. Uwierzy艂a Conradowi z ufno艣ci膮 dziecka, kt贸re ufa doros艂ym.

- Skoro nawet perspektywa wsp贸艂pracy z tob膮 nie sk艂ania go do opuszczenia 艂贸偶ka - stwierdzi艂 Conrad bez ogr贸dek - znaczy to tylko jedno.

- Nie rozumiem...

Popatrzy艂 na ni膮 niecierpliwie jak detektyw, kt贸ry czeka, a偶 jego asystent wyci膮gnie w艂a艣ciwe wnioski.

- Przecie偶 dobrze wiesz, czego najbardziej pragnie.

Czy偶by艣 nie poj臋艂a jego ma艂o subtelnych aluzji?

Emma lekko potrz膮sn臋艂a g艂ow膮. Przemkn臋艂a jej wprawdzie przez g艂ow臋 pewna my艣l, ale by艂a ona zbyt fantastyczna...

- Postawi臋 zatem spraw臋 jasno. Musimy go przekona膰, 偶e 艂膮czy nas uczucie i zamierzamy si臋 pobra膰. To natychmiast wyci膮gnie go z 艂o偶a bole艣ci i postawi na nogi.

Rozdzia艂 7

- Oszala艂e艣.

Nie by艂o to pytanie, lecz stwierdzenie faktu. Emma popatrzy艂a w napi臋ciu na Conrada, przekonana, 偶e ten skinie g艂ow膮, wybuchnie 艣miechem i przyzna jej racj臋. Ale Conrad siedzia艂 nieporuszony i spogl膮da艂 na ni膮 z powag膮.

- Nigdy nie m贸wi艂em bardziej serio - o艣wiadczy艂 w ko艅cu.

- Chyba rozum postrada艂e艣! To najg艂upszy pomys艂, jaki s艂ysza艂am w 偶yciu. Absurdalny! Idiotyczny!

Wypi艂a 艂yk kawy, kt贸ra zd膮偶y艂a ju偶 wystygn膮膰, i skrzywi艂a si臋. Kilkakrotnie ju偶 si臋 zastanawia艂a, jak wygl膮da艂oby jej ma艂偶e艅stwo, ale nie przypuszcza艂a, by tak w艂a艣nie mog艂y wygl膮da膰 o艣wiadczyny. Naturalnie, wsp贸艂cze艣ni m臋偶czy藕ni s膮 praktyczni, nie lubi膮 ujawnia膰 swoich uczu膰 - do zamierzch艂ej przesz艂o艣ci nale偶y b艂aganie na kolanach, by panna odda艂a im swoj膮 r臋k臋 - ale Conrad przekroczy艂 wszelkie granice przyzwoito艣ci.

- Dlaczego wydaje ci si臋 to a偶 tak g艂upie? - spyta艂 艣widruj膮c j膮 wzrokiem.

- Dlaczego? Dobre sobie! Mog臋 ci na poczekaniu poda膰 tysi膮c argument贸w!

- S艂ucham. - Rozpar艂 si臋 na krze艣le i cierpliwie czeka艂.

- No c贸偶. Po pierwsze: Alistair za skarby 艣wiata - nam nie uwierzy. Przede wszystkim zada pytanie, jak to si臋 sta艂o, 偶e tak nagle postanowili艣my si臋 pobra膰. Jeszcze niedawno brali艣my si臋 za 艂by robi膮c sobie karczemne awantury, a teraz, prosz臋, chcemy przed o艂tarzem otrzyma膰 jego b艂ogos艂awie艅stwo. Nie s膮dzisz, 偶e to zbyt grubymi ni膰mi szyte? Gdyby艣 ty by艂 na jego miejscu - uwierzy艂by艣? Niezale偶nie od tego, jak chcia艂by艣 nam wierzy膰?

Dla niej to rozumowanie by艂o przekonuj膮ce i bez zarzutu. Zadowolona z siebie spogl膮da艂a na Conrada. Serce jednak bi艂o jej mocno, tak mocno, i偶 mo偶na by艂o s膮dzi膰, 偶e ju偶 sama my艣l o ma艂偶e艅stwie z tym cz艂owiekiem podnieci艂a j膮. To 艣mieszne!

- A czemu nie? - spyta艂 Conrad akcentuj膮c ka偶de s艂owo. - Nie wierzysz, 偶e uda si臋 nam go przekona膰, i偶 zakochali艣my si臋 w sobie do szale艅stwa? Bo ja wierz臋!

Emma zaczerwieni艂a si臋.

- Jeste艣 wi臋c dobrym aktorem - westchn臋艂a, ale widz膮c, 偶e nie zamierza odpowiedzie膰, ci膮gn臋艂a: - Zgoda, a co, je艣li nawet z jakich艣 niepoj臋tych powod贸w nam uwierzy? Co zrobimy?

- Nie rozumiem.

- Sk膮d w og贸le pomys艂, 偶e to wp艂ynie na popraw臋 zdrowia Alistaira?

Sama nie wiedzia艂a, dlaczego da艂a si臋 wci膮gn膮膰 w t臋 rozmow臋. Na samym pocz膮tku powinna by艂a wy艣mia膰 ten idiotyczny pomys艂 Conrada.

- Zastan贸w si臋 - zaczaj t艂umaczy膰 jej jak dziecku. - Alistair Jackson jest ju偶 bardzo starym cz艂owiekiem. Je艣li zrozumie, 偶e jego najskrytsze marzenie si臋 spe艂ni艂o, czy nie doda mu to si艂, nie sprawi, 偶e za wszelk膮 cen臋 zechce wyzdrowie膰?

- Tego faktycznie nie wzi臋艂am pod uwag臋. Ale sam pomys艂 nie przypad艂 mi do gustu. Zupe艂nie. Alistair - jest moim dziadkiem i nie zamierzam go oszukiwa膰. To nieuczciwe.

- Wolisz wi臋c, 偶eby chorowa艂?

Emma spiorunowa艂a go wzrokiem. Niew膮tpliwie umie manipulowa膰 lud藕mi, a ju偶 w argumentacji s艂ownej jest mistrzem niedo艣cignionym, pomy艣la艂a gorzko. Oto oskar偶y艂 j膮, ni mniej, ni wi臋cej, 偶e jej obiekcje s膮 tylko dowodem nieczu艂o艣ci.

- Pewnie, 偶e chc臋, by wyzdrowia艂 - prawie krzykn臋艂a. - Pami臋tam 艣mier膰 matki. Z przera偶eniem my艣l臋, 偶e mog艂abym ponownie prze偶y膰 podobne chwile. Ale to, co ty proponujesz, jest po prostu nieludzkie.

I typowe dla ciebie, doda艂a w my艣lach.

- Cel u艣wi臋ca 艣rodki, moja kr贸lewno. Je艣li nasz podst臋p ma sprawi膰, 偶e Alistair wyzdrowieje, pos艂u偶臋 si臋 nim bez wahania.

- No c贸偶 - odezwa艂a si臋 Emma, spogl膮daj膮c w pos臋pn膮, zaci臋t膮 twarz Conrada. - 艢wietnie umiesz kojarzy膰 ma艂偶e艅stwa, ale ze mn膮 ci to nie wyjdzie.

- Bior臋 to pod uwag臋 - mrukn膮艂. - S膮dz臋 jednak, 偶e dla Alistaira zrobisz wszystko. To w ko艅cu tw贸j dziadek. Naturalnie, mog臋 si臋 myli膰. Mo偶e chodzi ci tylko o odegranie wielkiej farsy. Okazujesz dziadkowi przywi膮zanie i mi艂o艣膰 wnuczki po to tylko, by uszczupli膰 jego maj膮tek.

M贸wi艂 cichym, opanowanym g艂osem, lecz intensywnie wpatrywa艂 si臋 w dziewczyn臋, krzywi膮c usta w nieprzyjemnym grymasie.

Emma natychmiast zrozumia艂a, o co mu chodzi, i poczu艂a odraz臋. Nie waha艂 si臋 zastosowa膰 najbardziej nikczemnych metod, by osi膮gn膮膰 sw贸j cel.

- To nieuczciwe - warkn臋艂a. U艣miechn膮艂 si臋 szeroko, pogodnie. Wygl膮da艂 jak kot, kt贸ry zap臋dzi艂 mysz do k膮ta. Nie odrywaj膮c wzroku od twarzy dziewczyny, skin膮艂 na kelnera, prosz膮c o rachunek.

- A je艣li wyzdrowieje?

- Kiedy wyzdrowieje...

- Zgoda, co zrobimy, kiedy wyzdrowieje?

- Tym b臋dziemy si臋 martwi膰 p贸藕niej. Masz jeszcze jakie艣 pytania?

Emma milcza艂a.

- A wiec umowa stoi? - spyta艂 wstaj膮c.

- Wszystko na to wskazuje.

- 艢wietnie.

Drog臋 powrotn膮 przebyli w milczeniu. Kiedy samoch贸d zatrzyma艂 si臋 przed domem, Conrad wy艂膮czy艂 silnik, popatrzy艂 na Emm臋 i obj膮艂 ramieniem fotel za plecami dziewczyny. Odruchowo odchyli艂a si臋 w bok.

- Jutro do niego p贸jdziemy. Musimy by膰 bardzo przekonuj膮cy.

Emma nie odpowiedzia艂a, zatrzasn臋艂a za sob膮 drzwiczki auta i szybko ruszy艂a w stron臋 domu. Zaczeka艂a jednak z wej艣ciem, a偶 Conrad dok艂adnie zamknie pojazd i do艂膮czy do niej. Jeszcze d艂u偶ej guzdra艂 si臋 otwieraj膮c drzwi domu.

Uwielbia to, pomy艣la艂a. Uwielbia zap臋dza膰 ludzi w kozi r贸g. A to, 偶e swoj膮 ofiar臋 doprowadza艂 do bezsilnej w艣ciek艂o艣ci, najwyra藕niej sprawia艂o mu przyjemno艣膰.

Kiedy upora艂 si臋 w ko艅cu z zamkiem, Emma pobieg艂a do siebie, ignoruj膮c jego ostatnie s艂owa:

- Nie podzi臋kujesz mi za uroczy wiecz贸r?

To sadysta, stwierdzi艂a ju偶 w sypialni. Los sp艂ata艂 jej okrutnego figla, stawiaj膮c na drodze tego obrzydliwego typa...

Nast臋pny dzie艅 by艂 bezchmurny. Najl偶ejszy podmuch wiatru nie 艂agodzi艂 potwornego 偶aru lej膮cego si臋 z nieba.

Gdy Emma wesz艂a do pokoju Alistaira, Conrad ju偶 tam by艂, i to najwyra藕niej od d艂u偶szego czasu.

Obaj m臋偶czy藕ni popatrzyli na dziewczyn臋. Twarz starego cz艂owieka promienia艂a rado艣ci膮.

- Emmo, kochanie, w艂a艣nie przekaza艂em Alistairowi nowin臋.

Oczy Conrada pociemnia艂y. Ruszy艂 w stron臋 Emmy, by dotkn膮膰 d艂oni膮 jej policzka. Poczu艂a, jak przez cia艂o przechodzi jej fala gor膮ca.

- Och, to cudownie - odpar艂a sil膮c si臋 na u艣miech.

- Zachowuj si臋 bardziej przekonuj膮co - szepn膮艂 jej w ucho. - Wiesz przecie偶, 偶e gra idzie o zdrowie, je艣li nie o 偶ycie Alistaira.

Poca艂owa艂 dziewczyn臋 w kark, czym wywo艂a艂 na jej twarzy gor膮cy rumieniec, potem obj膮艂 j膮 i poci膮gn膮艂 w stron臋 艂贸偶ka chorego.

- Gratulacje, moja kochana - promienia艂 Alistair. - Marzenia starca si臋 zi艣ci艂y. Mo偶e moja ukochana wnuczka, odzyskana po latach, po艣lubi cz艂owieka, kt贸rego kocham jak w艂asne dziecko.

- To nie tylko marzenia twoje, ale i nasze - wtr膮ci艂 Conrad. - Czy偶 nie tak, kochanie? Szkoda tylko, 偶e to tak d艂ugo trwa艂o, nim si臋 odnale藕li艣my.

- To prawda - mrukn臋艂a Emma. Ogarn膮艂 j膮 nag艂y wstyd z powodu tej komedii, w kt贸rej gra艂a g艂贸wn膮 rol臋. Dlaczego da艂a si臋 w ni膮 wci膮gn膮膰, czemu by艂a taka g艂upia? Spr贸bowa艂a wyzwoli膰 si臋 dyskretnie z obj臋膰 Conrada, ale przytuli艂 j膮 jeszcze mocniej. Jego palce bawi艂y si臋 kosmykiem w艂os贸w dziewczyny.

Musz臋 gra膰, pomy艣la艂a desperacko. S艂ysza艂a, jak mocno bije serce Conrada, czu艂a emanuj膮cy z niego 偶ar.

- W艂a艣nie tu偶 przed twoim przyj艣ciem, moja mi艂a, powiedzia艂em Conradowi, 偶e ca艂y czas liczy艂em na wasz zwi膮zek... ale, ale, kiedy偶 to wybuch艂a ta wasza mi艂o艣膰? - Alistair popatrzy艂 z zainteresowaniem na Emm臋.

Prowokacyjnie przenios艂a spojrzenie zielonych oczu na Conrada.

- No w艂a艣nie, kiedy, kochanie? - spyta艂a z czaruj膮cym u艣miechem.

- Ty powiedz - odpar艂 jeszcze czulej i mocno przygarn膮艂 dziewczyn臋 do siebie. - Wy, kobiety, jeste艣cie bardziej wymowne w takich sytuacjach.

Ale偶 z niego potw贸r, pomy艣la艂a Emma zmuszaj膮c si臋 do u艣miechu.

- Z mojej strony by艂a to chyba mi艂o艣膰 od pierwszego wejrzenia - wykrztusi艂a z trudem.

My艣la艂a, 偶e ud艂awi si臋 tymi s艂owami. Liczy艂a ju偶 tylko na to, 偶e cel rzeczywi艣cie u艣wi臋ca 艣rodki, bo w tej chwili czu艂a si臋 obrzydliwie.

D艂o艅 m臋偶czyzny zaw臋drowa艂a na jej biodro.

- Z mojej te偶 - us艂ysza艂a jego s艂owa dobiegaj膮ce jakby z oddali. - Pocz膮tkowo nawet sobie tego nie u艣wiadamia艂em, ale tak to ju偶 bywa z prawdziwym uczuciem, prawda, Emmo?

Nie odpowiedzia艂a. W jakim艣 dziwacznym odr臋twieniu przyjmowa艂a gratulacje Alistaira i pomrukiwa艂a co艣 pod nosem, kiedy starzec snu艂 coraz wspanialsze wizje 艣lubu.

- B臋dzie ci do twarzy w welonie, Emmo. Odbudujesz by膰 mo偶e to, co moja c贸rka zniszczy艂a swoj膮 ucieczk膮. Tak do siebie pasujecie, ty i Conrad. Wiedzia艂em o tym od pocz膮tku!

Kiedy ju偶 opu艣cili sypialni臋 Alistaira, Emma z furi膮 natar艂a na Conrada.

- W naszej umowie nie by艂o nic o 艣lubie, o kt贸rym z tak膮 ochot膮 rozprawia艂 Alistair. A poza tym, skoro ju偶 zeszli艣my mu z oczu, zabieraj 艂apy!

Cofn臋艂a si臋 o krok i gwa艂townym ruchem odgarn臋艂a z twarzy kosmyk w艂os贸w. Conrad pos艂usznie zdj膮艂 r臋k臋 z jej ramienia, po czym w艂o偶y艂 r臋ce do kieszeni spodni.

- My艣la艂em, 偶e to lubisz.

- Tobie naprawd臋 brakuje pi膮tej klepki!

- Jeste艣 pierwsz膮 kobiet膮, kt贸ra mi to m贸wi. Usta wci膮偶 wykrzywia艂 mu u艣miech, ale dziwny blask w jego oczach powiedzia艂 Emmie, 偶e to prawda. Dla niego ka偶da kobieta, na kt贸rej spocz膮艂 jego wzrok, stanowi艂a ju偶 terytorium podbite. Emanuj膮ca z Conrada zmys艂owo艣膰 by艂a w stanie rzuci膰 mu do st贸p najbardziej zagorza艂膮 feministk臋.

- Nie odpowiedzia艂e艣 na moje pytanie - warkn臋艂a Emma. - W jaki spos贸b wybijesz Alistairowi z g艂owy pomys艂 naszego ma艂偶e艅stwa?

- To ci臋 martwi? - spyta艂 nie odwracaj膮c g艂owy.

Dziewczyna przystan臋艂a i wspar艂a d艂onie na biodrach.

- Nie b臋dziesz jad艂a 艣niadania? - dorzuci艂 przez rami臋.

- Nie b臋d臋 艂azi膰 za tob膮 jak pies! - wybuchn臋艂a. - M贸wi臋 powa偶nie, skoro wi臋c zamierzasz traktowa膰 mnie w ten spos贸b...

- Porozmawiamy, ale przy 艣niadaniu - odpar艂 i znikn膮艂 w drzwiach kuchni.

Ze z艂o艣ci zacisn臋艂a z臋by i posz艂a za nim. Nala艂a sobie kawy.

- Chcesz? - spyta艂 Conrad, wskazuj膮c talerz z sadzonymi jajkami na bekonie.

- Dzi臋kuj臋, nie mam ochoty. Nie odpowiedzia艂e艣 na moje pytanie.

- Jakie pytanie? - spyta艂 z uprzejmym zainteresowaniem.

- Conradzie, twoja ma艂a intryga zaczyna przybiera膰 niebezpieczne rozmiary - rzek艂a ostro. - Alistair tak m贸wi艂 o naszym ma艂偶e艅stwie, jakby艣my ju偶 za kilka dni mieli stan膮膰 przed o艂tarzem.

- To tylko przy艣pieszy jego rekonwalescencj臋.

W kuchni pojawi艂a si臋 Esthera. Conrad na jej widok natychmiast przysun膮艂 si臋 do Emmy. Pochyli艂 si臋 i delikatnie poca艂owa艂 j膮 w policzek.

- Moje gratulacje - zawo艂a艂a Esthera. - Czeka nas wspania艂e weselisko.

Emma zgrzytn臋艂a z臋bami. S膮dzi艂a, 偶e ich plan dotyczy艂 wy艂膮cznie Alistaira.

- Nie przypuszcza艂am, 偶e ju偶 wiesz.

- Naturalnie, moja z艂ota! - wykrzykn膮艂 Conrad i zn贸w j膮 poca艂owa艂, tym razem w ucho. - Esthera nale偶y do rodziny. To druga po Jacksonie osoba, kt贸rej o wszystkim powiedzia艂em.

- Cudownie, kochanie. Kiedy dasz anons do gazet?

Conrad zachichota艂.

- Co chcecie na obiad? - z u艣miechem spyta艂a Esthera.

- Nic - odpar艂 Conrad uprzedzaj膮c protest Emmy. - Zamierzamy dzi艣 zwiedzi膰 wysp臋, wi臋c przygotuj nam tylko suchy prowiant.

Suchy prowiant? Zwiedzanie wyspy? Emma poczu艂a nagle, 偶e wszystko zaczyna si臋 jej wymyka膰 z r膮k. Mia艂a wprawdzie przyjaci贸艂, chodzi艂a do teatr贸w i na przyj臋cia. M臋偶czy藕ni zapraszali j膮 na kolacje, ale to ona wszystkim kierowa艂a. Sw贸j los trzyma艂a we w艂asnych r臋kach.

Teraz wygodne miejsce za kierownic膮 w艂asnego losu zamieni艂a na chybotliw膮 deskorolk臋, i sama ju偶 nie wiedzia艂a, w jakim kierunku jedzie. Mia艂a za to wra偶enie, 偶e p臋dzi na z艂amanie karku.

- Lepiej przygotuj si臋 do wyprawy - powiedzia艂 Conrad wypuszczaj膮c dziewczyn臋 z obj臋膰.

- A nie mog臋 jecha膰 tak, jak stoj臋?

- My艣l臋, 偶e przyda ci si臋 kostium k膮pielowy. Nie musisz go wk艂ada膰 tutaj. Przebierzesz si臋 na miejscu.

Gdzie, w samochodzie? - pomy艣la艂a w panice i postanowi艂a, 偶e jednak w艂o偶y go u siebie w pokoju.

Kiedy zesz艂a do Alistaira, by oznajmi膰 mu o wycieczce, staruszek wpad艂 w zachwyt.

- Bardzo romantyczne! - wykrzykn膮艂 i zrobi艂 do niej oko.

Jackson faktycznie wygl膮da艂 du偶o lepiej. Opu艣ci艂 ju偶 艂贸偶ko na dobre i porusza艂 si臋 na w贸zku, a przewa偶nie tkwi艂 przy oknie. Napomkn膮艂 nawet, 偶e za kilka dni przyst膮pi膮 do pracy.

- Mam teraz tyle do opowiedzenia - o艣wiadczy艂. - Ale musz臋 jeszcze to i owo przemy艣le膰.

- Dlaczego? - spyta艂a bez zastanowienia Emma.

- 呕eby we wspomnieniach uwzgl臋dni膰 ciebie. Wnuczka zajmuje w moim 偶yciu du偶o miejsca, nawet je艣li utraci艂em j膮 na wiele lat. Chc臋 w autobiografii podkre艣li膰 ostatnie tygodnie. S膮 dla mnie wa偶niejsze ni偶 lata, przez kt贸re gromadzi艂em maj膮tek.

Na takie dictum Emma nie mia艂a nic do powiedzenia.

- Jeste艣 pewien, 偶e Doradzisz sobie bez nas? - spyta艂a w nadziei, 偶e poprosi, by z nim zosta艂a. Ale te偶 wcale si臋 nie zdziwi艂a, kiedy starzec lekcewa偶膮co machn膮艂 r臋k膮.

- Przecie偶 jest w domu Esthera.

Conrad, ubrany w d偶insowe szorty i bia艂oniebiesk膮 koszul臋, czeka艂 przy samochodzie. Emma, z nerwowym 艣miechem, kt贸rego nie mog艂a opanowa膰, spyta艂a, dok膮d w艂a艣ciwie jad膮. Czu艂a l臋k przed wypraw膮, przed znalezieniem si臋 sam na sam z „narzeczonym”.

Kiedy auto ruszy艂o, m臋偶czyzna popatrzy艂 bacznie na swoj膮 towarzyszk臋.

- Pop艂ywamy 偶agl贸wk膮.

Emma spojrza艂a na niego sp艂oszona.

- Nigdy nie 偶eglowa艂am. Tak naprawd臋 p艂ywa艂am statkiem dwa razy, ale zawsze z 偶a艂osnym skutkiem. Pojed藕my lepiej na Pigeon Point. Na 艂odzi b臋d臋 ci tylko ci臋偶arem.

- Prawd臋 m贸wi膮c, to nie 偶agl贸wka, ale jacht motorowy dla czterech os贸b. S膮 tam dwie kabiny, w kt贸rych b臋dziemy mogli schroni膰 si臋 przed s艂o艅cem. Zakotwiczymy gdzie艣 i pop艂ywamy...

- Cztery osoby? - spyta艂a z nagle rozbudzon膮 nadziej膮 Emma. - Nie b臋dziemy sami?

- Ooo, co to, to nie - wybuchn膮艂 ha艂a艣liwym 艣miechem Conrad. - Przecie偶 jeste艣my w sobie nieprzytomnie zakochani i nie potrzebujemy towarzystwa.

Zacz膮艂 gwizda膰 jak膮艣 melodi臋 i Emma zamilk艂a. Odda艂a si臋 podziwianiu spalonego s艂o艅cem krajobrazu. Zdawa艂o si臋, 偶e nawet palmy kokosowe, przygniecione lej膮cym si臋 z nieba 偶arem, pochyla艂y korony do samej ziemi.

Morze by艂o g艂adkie i spokojne, a niebo bezchmurne. Kiedy ju偶 zajechali na przysta艅 i wysiedli z samochodu, Emma bez chwili namys艂u wesz艂a na pok艂ad jachtu.

- Mam nadziej臋, 偶e wiesz, jak si臋 z tym obchodzi膰 - powiedzia艂a, kiedy Conrad zap艂aci艂 ju偶 w艂a艣cicielowi jachtu i zjawi艂 si臋 na pok艂adzie.

- Czy偶by艣 mi nie ufa艂a? Spokojnie, p艂ywam na jachtach od lat.

- I chyba nie sam - odpar艂a tonem ura偶onego dziecka, a co gorsza, z wyra藕n膮 zazdro艣ci膮.

- Oczywi艣cie. Zawsze towarzysz膮 mi kobiety, je艣li o to ci chodzi.

Emma zaczerwieni艂a si臋 i zamilk艂a, a gdy 艂贸d藕 nabra艂a szybko艣ci, w twarz uderzy艂y j膮 silniejsze podmuchy s艂onej bryzy. Elastyczn膮 opask膮 zawi膮za艂a w艂osy w ko艅ski ogon.

- Rozpu艣膰 je - odezwa艂 si臋 nagle Conrad.

- S艂ucham?

- W艂osy. Wygl膮dasz wtedy du偶o pon臋tniej. Emma zarumieni艂a si臋.

- Wol臋, jak s膮 zwi膮zane - odpar艂a.

- A ja nie. Tak ci du偶o lepiej - stwierdzi艂, zerwa艂 jej z w艂os贸w opask臋 i cisn膮艂 w spienion膮 wod臋 za burt膮.

Lepiej, tylko nie wiadomo dla kogo, pomy艣la艂a dziewczyna. Ta wyprawa to ca艂kiem poroniony pomys艂. Chwil臋 obserwowa艂a, jak Conrad z wpraw膮 rzuca kotwic臋, a nast臋pnie rozebra艂a si臋 do bikini.

Z nieba nieustannie la艂 si臋 偶ar. Le偶eli na rozgrzanych deskach pok艂adu i prowadzili leniw膮 rozmow臋 na r贸偶ne nieistotne tematy. W pewnej chwili, kiedy dziewczyna zacz臋艂a ju偶 przysypia膰, Conrad spyta艂 j膮, czy chce si臋 wyk膮pa膰. Niepewnie spojrza艂a za burt臋.

- Troch臋 si臋 boj臋 - mrukn臋艂a. - A je艣li co艣 si臋 czai pod wod膮?

Wybuchn膮艂 艣miechem.

- Bajki! A niby co si臋 ma tam czai膰? S膮dzisz, 偶e morskie potwory czekaj膮 tylko, by nas po偶re膰?

Wyci膮gn膮艂 do niej r臋k臋 i pom贸g艂 wsta膰. Potem z uwag膮 obserwowa艂a, jak p艂ynnym, pe艂nym wdzi臋ku ruchem odbija si臋 od pok艂adu, szybuje chwil臋 w powietrzu i jak strza艂a wbija si臋 w wod臋. Znikn膮艂 jej z oczu, a po chwili wynurzy艂 si臋 po drugiej stronie jachtu.

- Ale偶 z ciebie tch贸rz! - zawo艂a艂 i obr贸ci艂 si臋 na plecy. - Czy wszystkiego si臋 tak boisz? Wskakuj!

W jego g艂osie by艂o tyle kpiny, 偶e dziewczyna odrzuci艂a wszelkie nakazy rozs膮dku i posz艂a za jego rad膮. Natychmiast te偶 skierowa艂a si臋 w stron臋 Conrada. Instynkt podpowiada艂, 偶e przy nim b臋dzie bezpieczna.

- A co z rekinami? - rozejrza艂a si臋 boja藕liwie.

- A co ma by膰?

- S膮 tutaj?

- Na razie 偶adnego nie widz臋. Ale jak tylko jakiego艣 zobacz臋, to dam ci zna膰.

- Dobrze wiesz, 偶e nie o to mi chodzi! - rzuci艂a t艂umi膮c 艣miech. - Rekiny lubi膮 ciep艂膮 wod臋. Na pewno si臋 tu kr臋c膮.

- Na pewno. Ale daj臋 ci s艂owo honoru, 偶e maj膮 ciekawsze zaj臋cie ni偶 zjedzenie nas.

- Ale艣 ty odwa偶ny!

Roze艣mia艂 si臋 cicho, oczy nieco mu pociemnia艂y i Emma odnios艂a irracjonalne wra偶enie, 偶e jest przy nim bardziej bezpieczna ni偶 na gwarnych, zat艂oczonych ulicach Londynu.

Kiedy wr贸cili na pok艂ad, rozpakowali przygotowany przez Esther臋 prowiant: kanapki z krabami, pieczon膮 wo艂owin膮 i kurczakiem, sa艂atk臋 z kartofli, pomidory i wielki termos z kaw膮.

- C贸偶 my tu jeszcze mamy?... - Conrad si臋gn膮艂 na dno koszyka. - To!

- Wino? - roze艣mia艂a si臋 Emma. - Esthera zapakowa艂a wino?

- Nie, to ju偶 moja inicjatywa.

- Ich oczy spotka艂y si臋, ale Emma w pop艂ochu odwr贸ci艂a g艂ow臋. Zaj臋艂a si臋 skwapliwie prowiantem, rozk艂adaj膮c na plastikowych talerzykach sa艂atk臋 i kanapki.

Pierwsz膮 oznak膮 nadci膮gaj膮cej burzy by艂 ostry, nieoczekiwany trzask pioruna. Conrad zakl膮艂 pod nosem i szybko wyszed艂 z kabiny. Kiedy wr贸ci艂, mia艂 szar膮, 艣ci膮gni臋t膮 twarz.

Emma podesz艂a do niewielkiego bulaja, za kt贸rym dostrzeg艂a sk艂臋biony wa艂 ciemnych, gromadz膮cych si臋 b艂yskawicznie chmur.

- Powinienem by艂 to przewidzie膰.

- Przewidzie膰? Co?

- Wyjrzyj na zewn膮trz.

- Wyjrza艂am. Idzie deszcz. Ale mo偶emy przecie偶 w ka偶dej chwili wr贸ci膰.

- Zupe艂nie nie znasz tropik贸w - odpar艂 Conrad. - Tutejszy deszcz to nie angielska m偶awka. I wcale nie b臋dzie to pi臋ciominutowa ulewa. Powinienem by艂 przewidzie膰. Wszystko wskazywa艂o na to, 偶e nadejdzie: ci臋偶kie powietrze, nieruchome morze. Nawet wspomnia艂em o tym w艂a艣cicielowi jachtu, ale on 艣mia艂 si臋 z moich obaw. Powiedzia艂, 偶e nad okolicznymi wyspami przechodz膮 czasem huragany, ale nad Tobago nigdy.

- I co zrobimy? - zapyta艂a poblad艂a nagle Emma.

- Musimy jako艣 przetrwa膰.

Rozleg艂 si臋 kolejny grzmot i nieruchome powietrze zm膮ci艂 pot臋偶ny podmuch zimnego wiatru, kt贸ry zamieni艂 wod臋 w jedn膮 ciemn膮, sk艂臋bion膮 mas臋.

- Przecie偶 przed minut膮 jeszcze 艣wieci艂o s艂o艅ce! - wykrzykn臋艂a dziewczyna i instynktownie przysun臋艂a si臋 do Conrada.

- Taka ju偶 jest natura tego 艣wiata - odpar艂 sucho - chowaj膮c pod 艂aw臋 wszelkie nie przymocowane przedmioty. - Tutaj pogoda potrafi zmienia膰 si臋 z sekundy na sekund臋.

Jakby na potwierdzenie tych s艂贸w, wiatr uderzy艂 z jeszcze wi臋ksz膮 moc膮 i jachtem zakoleba艂o.

- Dok膮d idziesz? - spyta艂a z niepokojem Emma, widz膮c, 偶e Conrad zamierza opu艣ci膰 kajut臋.

- Musz臋 odpowiednio ustawi膰 艂贸d藕 - wyja艣ni艂. - Zosta艅 tutaj i nie panikuj. Nie zachowuj si臋 jak rozhisteryzowana panienka.

Nieoczekiwanie pochyli艂 si臋 i dziewczyna poczu艂a na ustach jego wargi. Zanim jednak zd膮偶y艂a zareagowa膰, Conrad odsun膮艂 si臋 i bez s艂owa wyszed艂 z kabiny. Emma podesz艂a do bulaja, za kt贸rym deszcz z ca艂膮 moc膮 siek艂 ju偶 sk艂臋bion膮, targan膮 wichur膮 wod臋.

- Mia艂 racj臋 - stwierdzi艂a g艂o艣no. - Zupe艂nie nie znam tutejszego klimatu.

W Anglii zawsze du偶o wcze艣niej ostrzegano przed opadem 艣niegu lub deszczu.

Dziewczyna trzyma艂a si臋 kurczowo drewnianej por臋czy, poniewa偶 艂贸d藕 skaka艂a na falach niczym pi艂ka. Co chwila iluminator zalewa艂a fala, zas艂aniaj膮c widok. Emma bardzo chcia艂a wyj艣膰 na pok艂ad, zobaczy膰, jak radzi sobie Conrad, lecz wiedzia艂a, 偶e nie by艂by z tego zadowolony.

Cho膰 by艂a zaledwie druga po po艂udniu, panowa艂 g艂臋boki mrok.

A je艣li Conradowi si臋 co艣 stanie? Ta my艣l zmrozi艂a j膮 do szpiku ko艣ci. W tej chwili otwarcie przyznawa艂a sama przed sob膮, 偶e Conrad niezwykle j膮 poci膮ga. Stara艂a si臋 jednak st艂umi膰 to przekonanie. Nie by艂a przecie偶 w jego typie, nie mog艂a mu ufa膰 i powinna go unika膰. 艢wiadomo艣膰 ta, cho膰 gorzka, stanowi艂a najlepsz膮 bro艅.

Wi臋c dlaczego ca艂y czas o nim my艣la艂a?

Po niebie przetoczy艂 si臋 kolejny grzmot i Emma zakry艂a uszy.

- Tak, musz臋 koniecznie wybi膰 sobie z g艂owy wszelk膮 my艣l o tym facecie - powiedzia艂a do siebie p贸艂g艂osem.

Rozdzia艂 8

Emma nie wiedzia艂a, ile up艂yn臋艂o czasu, nim wiatr nieco ucich艂 i przesta艂o tak gwa艂townie rzuca膰 艂odzi膮. Cho膰 ci膮gle la艂o jak z cebra, morze wyra藕nie si臋 uspokoi艂o.

Postanowi艂a sprawdzi膰, co si臋 dzieje z Conradem. Rozpocz臋艂a niepewn膮 w臋dr贸wk臋 po ta艅cz膮cej pod nogami pod艂odze, ale nag艂y wstrz膮s 艂odzi cisn膮艂 j膮 na drewnian膮 艂awk臋.

Poczu艂a ostry b贸l w kostce i g艂o艣no krzykn臋艂a. Po chwili us艂ysza艂a ci臋偶kie kroki i w drzwiach kabiny stan膮艂 ociekaj膮cy wod膮 Conrad.

- Us艂ysza艂em jaki艣 ha艂as - wyja艣ni艂, podchodz膮c do siedz膮cej na pod艂odze dziewczyny.

- Moja kostka - burkn臋艂a Emma. - Chcia艂am wyj艣膰 na pok艂ad, ale upad艂am.

Conrad popatrzy艂 na ni膮 z niedowierzaniem.

- Chcia艂a艣 wyj艣膰 na pok艂ad? Po co? My艣la艂a艣, 偶e pomo偶esz mi przy sterze?

Emmie 艂zy stan臋艂y w oczach.

- Jeste艣 strasznie sympatyczny!

- Poka偶 lepiej nog臋.

- Nic mi nie jest.

- Do diab艂a, Emmo, przesta艅 zgrywa膰 zucha. Pokazuj kostk臋 i to ju偶!

Niech臋tnie wyci膮gn臋艂a nog臋 w jego stron臋. Kiedy zacz膮艂 delikatnie j膮 obmacywa膰, dziewczyna zacisn臋艂a usta.

- Przepraszam, 偶e narazi艂em ci臋 na niebezpiecze艅stwo - mrukn膮艂 nie podnosz膮c g艂owy. - Przez ostatnie dwie godziny panowa艂o piek艂o, ale na szcz臋艣cie najgorsze mamy ju偶 za sob膮.

- Dwie godziny!

- M贸wi艂em przecie偶, 偶e nie b臋dzie to przelotny deszczyk. Zdejmuj podkoszulek.

- Po co? - spyta艂a za偶enowana, mimo 偶e pod spodem mia艂a g贸r臋 kostiumu k膮pielowego, ale pos艂usznie 艣ci膮gn臋艂a koszulk臋.

Conrad bez s艂owa podar艂 j膮 na d艂ugie paski.

- Co ty wyprawiasz? - krzykn臋艂a Emma.

Pr贸bowa艂a wsta膰, lecz z g艂uchym j臋kiem ponownie usiad艂a.

- A jak my艣lisz? Musz臋 ci przecie偶 unieruchomi膰 staw. Swojej koszuli nie u偶yj臋, bo jest kompletnie mokra... Nie czuj臋 偶adnego z艂amania, to lekkie zwichni臋cie.

Z wpraw膮 owin膮艂 jej stop臋 paskami materia艂u.

- Idiotyzm - burkn膮艂.

- Nie zwichn臋艂am sobie tej kostki specjalnie - nastroszy艂a si臋 patrz膮c, jak Conrad zdejmuje mokr膮 koszul臋 i siada na 艂awce.

- Zakotwiczy艂em 艂贸d藕. Wiatr wprawdzie ucich艂, ale jeszcze przez co najmniej godzin臋 b臋dzie la艂o. Dop贸ki si臋 nie przeja艣ni, nie ma mowy o powrocie.

- Alistair b臋dzie niespokojny.

- Nic na to nie poradz臋. Nie mamy tu radia.

Emma przyj臋艂a t臋 wiadomo艣膰 bez komentarza.

Conrad by艂 wyra藕nie wyko艅czony. Wiatr i deszcz wzburzy艂y jego ciemne w艂osy i dziewczyna pomy艣la艂a z rozczuleniem, 偶e ten smag艂y m臋偶czyzna do z艂udzenia przypomina osiemnastowiecznego pirata.

Wskaza艂 butelk臋 z winem, ale Emma odmownie potrz膮sn臋艂a g艂ow膮 - alkohol by艂 ostatni膮 rzecz膮, na kt贸r膮 mia艂a ochot臋. Jej towarzysz najwyra藕niej podziela艂 t臋 opini臋, gdy偶 nala艂 sobie kubek kawy i wypi艂 j膮 jednym haustem.

Oboje milczeli, a panuj膮cy w kabinie p贸艂mrok sprawia艂, 偶e atmosfera sta艂a si臋 bardzo intymna. Kiedy wi臋c Conrad skin膮艂 na Emm臋, by usiad艂a obok niego, ch臋tnie spe艂ni艂a to 偶yczenie.

Oczywi艣cie doskonale zdawa艂a sobie spraw臋, 偶e odgrywaj膮 tylko komedi臋, 偶e bior膮 udzia艂 w przedstawieniu dla Alistaira, ale...

- Ju偶 po strachu. Przygoda sko艅czy艂a si臋 szcz臋艣liwie - mrukn膮艂 Conrad.

Obj膮艂 Emm臋, kt贸ra sk艂oni艂a g艂ow臋 na jego rami臋. Pragn臋艂a odrobiny ciep艂a w ramionach m臋偶czyzny i poczucia bezpiecze艅stwa.

- Musia艂e艣 prze偶y膰 chwile grozy - stwierdzi艂a.

- Nie powiem, w pewnej chwili ju偶 my艣la艂em o najgorszym, ale dzi臋ki Bogu nie mia艂em czasu si臋 ba膰. Zreszt膮 w takich sytuacjach nie ma miejsca na strach.

- Czy ty w og贸le wiesz, co to strach?

- Pewnie. Boj臋 si臋, ale nie tego, o czym my艣lisz.

Roze艣mia艂 si臋 cicho, lecz nie kontynuowa艂 tematu.

Jego spojrzenie by艂o pe艂ne ciep艂a. By艂o... zbyt ciep艂e i Emma odsun臋艂a si臋 nieco. Rami臋, kt贸rym j膮 obejmowa艂, znalaz艂o si臋 tu偶 przed jej twarz膮.

Popatrzy艂a na przegub pokryty jedwabistymi w艂osami i pomy艣la艂a, i偶 ta silna d艂o艅 w niczym nie przypomina wypiel臋gnowanej r臋ki biznesmena. Nie my艣l膮c, co robi, uj臋艂a t臋 d艂o艅. Conrad przez chwil臋 wygl膮da艂 na speszonego, ale natychmiast si臋 rozlu藕ni艂.

Emm臋 w jednej chwili odbieg艂y wszelkie l臋ki. Odgarn臋艂a z twarzy niesforny kosmyk w艂os贸w.

- Powinnam je chyba jednak zwi膮za膰 - stwierdzi艂a.

Conrad milcza艂. Delikatnie wyswobodzi艂 d艂o艅 i zacz膮艂 nawija膰 sobie na palce pasmo jej d艂ugich w艂os贸w.

O dach kabiny b臋bni艂 monotonnie deszcz i Emma w ostatnim przeb艂ysku zdrowego rozs膮dku chcia艂a cofn膮膰 g艂ow臋, ale tylko zamkn臋艂a oczy i bez reszty podda艂a si臋 pieszczocie ciep艂ych palc贸w.

- Jeste艣 bardzo poci膮gaj膮ca - powiedzia艂 cichym, lekko zdyszanym g艂osem, od kt贸rego po plecach przesz艂y jej rozkoszne ciarki.

Zdawa艂a sobie spraw臋, 偶e powinna zachowa膰 czujno艣膰, lecz kiedy Conrad pochyli艂 g艂ow臋 i delikatnie j膮 poca艂owa艂, zd膮偶y艂a tylko rozchyli膰 usta. W jednej chwili 艣wiat przesta艂 dla niej istnie膰.

U艣miechn臋艂a si臋 艂agodnie i z cichym westchnieniem przywar艂a ca艂ym cia艂em do m臋偶czyzny.

- Pachniesz sol膮 i morzem - mrukn膮艂, przygarniaj膮c j膮 do siebie. - Czuj臋 si臋 jak pijany - szepta艂 prosto w jej usta. - A ty? Czy pragniesz mnie r贸wnie gor膮co jak ja ciebie?

Czu艂a narastaj膮c膮 nami臋tno艣膰.

Och, upi膰 si臋 tym uczuciem! - ko艂ata艂o jej w g艂owie. Zdawa艂a sobie spraw臋, 偶e powinna przerwa膰 t臋 niebezpieczn膮 gr臋, ale nie potrafi艂a ju偶 nad sob膮 zapanowa膰. Ca艂y jej ch艂贸d, praktycyzm, analityczne podej艣cie do 偶ycia, stopnia艂y niczym wiosenny 艣nieg.

Zdumia艂 j膮 w艂asny g艂os, kiedy m贸wi艂a to, co tak bardzo chcia艂 us艂ysze膰: o swoich najskrytszych uczuciach, o tym, jak go pragnie. By艂o to czyste szale艅stwo, ale szale艅stwo rozkoszne, poruszaj膮ce ka偶dy nerw jej cia艂a.

Conrad ci臋偶ko westchn膮艂.

- Jeste艣 najbardziej wyzywaj膮c膮 i upart膮 kobiet膮, jak膮 spotka艂em w 偶yciu - powiedzia艂 st艂umionym g艂osem, wodz膮c ustami po jej karku.

Emma wygi臋艂a si臋, zanurzy艂a d艂onie w jego ciemnych, g臋stych w艂osach i skierowa艂a twarz Conrada ku swojej. Zaskoczy艂a go gwa艂townym, nami臋tnym poca艂unkiem.

D艂onie m臋偶czyzny dotkn臋艂y jej nagiego brzucha, potem zb艂膮dzi艂y na piersi, kt贸rych sutki pod jego dotykiem stwardnia艂y natychmiast. Natarczywe usta poznawa艂y jej cia艂o, a dziewczyna dr偶a艂a lekko pod wp艂ywem rozkoszy. Wsun臋艂a d艂onie pod pasek jego spodni i zacisn臋艂a palce na umi臋艣nionych po艣ladkach m臋偶czyzny.

Twarz mia艂a rozpalon膮, zar贸偶owion膮 - jak w gor膮czce.

Ruchy Conrada sta艂y si臋 gwa艂towniejsze, spocone cia艂o napiera艂o z ca艂ych si艂 na r贸wnie spocone cia艂o Emmy. Zsun膮艂 szorty dziewczyny i cicho mrucz膮c pie艣ci艂 ustami jej uda.

Kiedy by艂a ju偶 naga, rozebra艂 si臋. Z zapartym tchem obserwowa艂a jego kszta艂tne, muskularne cia艂o.

- Powiedz, 偶e mnie pragniesz, Emmo - odezwa艂 si臋 dr偶膮cym g艂osem.

- Przecie偶 wiesz... bardziej ni偶 do szale艅stwa...

Poczu艂a, jak bole艣nie i gwa艂townie w ni膮 wchodzi, ale mia艂a zamkni臋te oczy i nie spostrzeg艂a, i偶 m臋偶czyzna patrzy na ni膮 ze zdumieniem.

Chwyci艂a konwulsyjnie jego biodra i mocniej przyci膮gn臋艂a go do siebie.

- Emmo - szepn膮艂 chrapliwie.

- Wiem... prosz臋...

Le偶a艂a na plecach, czuj膮c nadchodz膮cy spazm, i porusza艂a si臋 w rytmie nadawanym przez m臋偶czyzn臋. Doznawa艂a uczu膰, jakich jeszcze dot膮d nigdy nie do艣wiadczy艂a.

P贸藕niej d艂ugo le偶eli w milczeniu spleceni ze sob膮.

- 艢mieszne, prawda? - przerwa艂a cisz臋 Emma.

- Dwadzie艣cia cztery lata i dziewica.

- C贸偶 w tym 艣miesznego? To wspania艂e!

Pogr膮偶y艂 si臋 w zadumie i Emma poczu艂a pierwsze oznaki powracaj膮cego zdrowego rozs膮dku, jeszcze nie艣mia艂e, jak promienie s艂o艅ca, kt贸re zacz臋艂y wpada膰 do kabiny przez bulaje.

Przecie偶 on mnie nie kocha, my艣la艂a z rozpacz膮. Po prostu poddali si臋 czarowi chwili, uprawiali mi艂o艣膰. On kierowa艂 si臋 czyst膮 偶膮dz膮, instynktem, i nie pozwoli艂 jej si臋 zreflektowa膰.

Czemu si臋 z ni膮 kocha艂? Bo jej pragn膮艂, stwierdzi艂a ze smutkiem. Czu艂a to. Ale mo偶e by艂o w tym co艣 wi臋cej?...

Wiedzia艂a, i偶 niewiele kobiet zdo艂a艂o mu si臋 oprze膰. Sophia twierdzi艂a, 偶e jest najatrakcyjniejszym m臋偶czyzn膮 na Karaibach. Wi臋c sk膮d to zainteresowanie Emm膮?... Pieni膮dze?...

Czy偶by interesowa艂 si臋 ni膮 jako spadkobierczyni膮 Alistaira?

A偶 j臋kn臋艂a w duchu. Miota艂y ni膮 sprzeczne uczucia, od nienawi艣ci po po偶膮danie. Pragn臋艂a go, pragn臋艂a jego dotyku, jak 艢pi膮ca Kr贸lewna poca艂unku mi艂o艣ci, kt贸ry przywr贸ci艂by j膮 do 偶ycia.

Ale to nie bajka...

Emma naprawd臋 pokocha艂a Conrada DeVere! Naprawd臋 go pokocha艂am - pomy艣la艂a ze z艂o艣ci膮 i dr偶膮cymi ze zdenerwowania r臋kami zacz臋艂a zbiera膰 porozrzucane ubranie.

Kiedy nieoczekiwanie przygarn膮艂 j膮 do siebie, popatrzy艂a na niego z przera偶eniem i gwa艂townie odepchn臋艂a.

Jak to mog艂o si臋 w og贸le wydarzy膰? Jak mog艂a kocha膰 si臋 z cz艂owiekiem, kt贸ry wcale o ni膮 nie dba艂? By艂 mistrzem w manipulowaniu lud藕mi. Przekona艂a si臋 o tym na w艂asnej sk贸rze.

- O co chodzi? - spyta艂 leniwie.

Emma cisn臋艂a w niego spodniami.

- Lepiej na艂贸偶 co艣 na siebie - warkn臋艂a spuszczaj膮c wzrok.

- Bo ty si臋 ju偶 ubra艂a艣, prawda? - spyta艂 wstaj膮c. Jego twarz mia艂a twardy wyraz. - Nie s膮dzisz, 偶e ju偶 troch臋 za p贸藕no na odgrywanie skromnisi?

Przes艂a艂a mu pe艂ne w艣ciek艂o艣ci spojrzenie.

- I mo偶e by艣 popatrzy艂a na mnie 艂agodniej?

- Patrz臋 tak, jak chc臋.

Zabrzmia艂o to jak zamkni臋cie drzwi.

- Sk膮d ta nag艂a zmiana nastroju? - zakpi艂 i szybko si臋 ubra艂.

- Burza min臋艂a. Mo偶emy wraca膰.

- Odpowiedz mi!

Chwyci艂 j膮 za w艂osy na karku i dziewczyna wykrzywi艂a si臋 z b贸lu.

- Jeste艣 brutalny, a ja tego nie lubi臋! - sykn臋艂a.

- Zada艂em ci pytanie!

- I co z tego? Gwi偶d偶臋 na ciebie! Zawsze osi膮gasz to, czego chcesz, prawda?

- Racja.

- Dobrze, ale nie ze mn膮!

Pu艣ci艂 jej w艂osy, a dziewczyna odwr贸ci艂a si臋 plecami.

- Rozumiem. Chcesz mnie przekona膰, 偶e ci臋 zgwa艂ci艂em?

- Nie chc臋 ci臋 o niczym przekonywa膰. Ani odpowiada膰 na 偶adne pytania.

Blade promienie s艂o艅ca oz艂oci艂y jego w艂osy. Emma spu艣ci艂a g艂ow臋. Czu艂a przeszywaj膮cy b贸l; wszystko to j膮 przeros艂o. Walka z mi艂o艣ci膮 do Conrada by艂a ponad jej si艂y.

- Cho膰by艣my mieli sta膰 tak na kotwicy do s膮dnego dnia, musimy porozmawia膰.

- Grozisz?

- A 偶eby艣 wiedzia艂a, ksi臋偶niczko!

Dziewczyn臋 zatka艂o, kiedy b艂yskawicznym ruchem chwyci艂 j膮 w ramiona tak, 偶e nie by艂a w stanie wykona膰 ruchu.

- Kiedy wszystko inne zawodzi, uciekasz si臋 do gr贸藕b? - spyta艂a pogardliwie.

- Nie. Po prostu nie kocham si臋 z kobietami, kt贸re mnie nie chc膮.

- Nie jestem 偶adn膮 twoj膮 kobiet膮.

- Jeszcze niedawno by艂a艣.

- Tylko w sensie fizycznym.

Masz, czego chcia艂a艣, m贸wi艂a sobie w duchu. Gdyby od pocz膮tku trzyma艂a si臋 od niego z daleka, nie zakocha艂aby si臋 tak beznadziejnie i unikn臋艂aby wszystkich tych k艂opot贸w.

- No i co z tego? - spyta艂. - Chodzi ci o dziewictwo?

To 偶aden pow贸d do wstydu. Wr臋cz odwrotnie!

Na policzki Emmy wyst膮pi艂y rumie艅ce.

- Nie o to chodzi - odpar艂a ostro. - Chodzi o to, 偶e nie powinni艣my si臋 nigdy kocha膰. To by艂 b艂膮d. Po prostu, gdy zobaczy艂am, jak wchodzisz do kabiny, kiedy zrozumia艂am, 偶e najgorsze mamy za sob膮, 偶e wyszli艣my z opresji obronn膮 r臋k膮... no c贸偶, wszystko to sprawi艂o, 偶e pu艣ci艂y mi hamulce...

- ... i by艂a to z twojej strony wy艂膮cznie chwila s艂abo艣ci? - wpad艂 jej w s艂owa Conrad.

- Dok艂adnie tak.

M臋偶czyzna milcza艂. Odwr贸ci艂 si臋 do niej plecami, a po chwili zn贸w. spojrza艂 na dziewczyn臋 i o艣wiadczy艂 sucho, 偶e droga powrotna zajmie najwy偶ej czterdzie艣ci minut. Im pr臋dzej rusz膮, tym lepiej.

Kiedy poczu艂a, 偶e 艂贸d藕 nabiera pr臋dko艣ci, niech臋tnie wysz艂a z kabiny i stan臋艂a obok Conrada, trzymaj膮cego w silnych d艂oniach ko艂o sterowe. Na widok tych r膮k przeszed艂 j膮 dreszcz. Przypomnia艂a sobie ich dotyk. Poruszona, zebra艂a wszystkie si艂y i rzuci艂a jakie艣 banalne zdanie.

Conrad odpowiada艂 monosylabami, automatycznie, jakby nie do ko艅ca zdawa艂 sobie spraw臋 z obecno艣ci dziewczyny.

W samochodzie panowa艂a ju偶 przygn臋biaj膮ca cisza.

Przed domem czeka艂a na nich poblad艂a i zdenerwowana Esthera. Upar艂a si臋, by najpierw poszli do Alistaira.

- Podejrzewa艂 najgorsze - wyzna艂a i Emma u艣miechn臋艂a si臋 z przymusem. Pomy艣la艂a, 偶e rzeczywi艣cie sta艂o si臋 najgorsze.

Alistair ucieszy艂 si臋, widz膮c ich ca艂ych i zdrowych. Stwierdzi艂, 偶e powinni natychmiast w艂o偶y膰 suche ubrania, a nast臋pnie kaza艂 zda膰 sobie dok艂adn膮 relacj臋 z wyprawy.

Conrad, stoj膮c obok okna z za艂o偶onymi na piersiach r臋kami, pos艂usznie opowiada艂, a Emma od czasu do czasu dorzuca艂a s艂贸wko.

Je艣li Alistair dostrzeg艂 ch艂贸d, z jakim si臋 do siebie odnosili, nie da艂 tego po sobie pozna膰. Kiedy opuszczali ju偶 jego sypialni臋, Conrad obj膮艂 dziewczyn臋. W jednej chwili przypomnia艂a sobie, 偶e przecie偶 oficjalnie stanowi膮 par臋 narzeczonych. Kochaj膮c膮 si臋 par臋. Nic, tylko usi膮艣膰 i wy膰, pomy艣la艂a.

Kiedy zamkn臋li za sob膮 drzwi, strz膮sn臋艂a z ramienia r臋k臋 Conrada.

- Nie musimy si臋 ju偶 przed nikim wdzi臋czy膰 - stwierdzi艂a ze z艂o艣ci膮, unosz膮c hardo g艂ow臋.

- 艢wi臋ta racja.

W jego oczach pojawi艂 si臋 jaki艣 b艂ysk, kt贸rego Emma nie potrafi艂a rozszyfrowa膰. Po chwili zastanowienia dosz艂a do wniosku, 偶e to b艂ysk antypatii.

- I jeszcze jedno - doda艂a. - Alistair ju偶 doszed艂 do siebie. Wspomnia艂 nawet co艣 o podj臋ciu pracy...

- I chcesz sko艅czy膰 nasz膮 komedi臋?

- Tak.

- 艢wietnie. Wyja艣nimy wszystko w ci膮gu najbli偶szych dni. Nie ma sensu przeci膮ga膰 tej idiotycznej farsy.

- Cudownie.

Odwr贸ci艂a si臋 na pi臋cie. Do wieczora siedzia艂a w swoim pokoju pogr膮偶ona w pracy, kt贸r膮 kontynuowa艂a nast臋pnego dnia. Tu偶 po lunchu, kt贸ry zjad艂a u siebie, zadzwoni艂 telefon. S膮dz膮c, 偶e dzwoni Conrad, w pierwszej chwili nie chcia艂a podnie艣膰 s艂uchawki.

Okaza艂o si臋 jednak, 偶e to Lloyd, kt贸ry wci膮偶 jeszcze tkwi艂 na Tobago, poniewa偶 - jak to okre艣li艂 - Emma prze艣ladowa艂a go w snach.

- Naprawd臋? - zdziwi艂a si臋 dziewczyna. - Nie wiem dlaczego, ale ci nie wierz臋.

- Prawda zawsze jest banalna, z艂otko. Poza tym, 偶e jestem tu um贸wiony z producentem sprz臋tu o艣wietleniowego do mojego klubu, naprawd臋 艣nisz mi si臋 po nocach.

Ucieszy艂a si臋 s艂ysz膮c jego g艂os. Kiedy wi臋c spyta艂, czy mo偶e wpa艣膰 na kolacj臋, zgodzi艂a si臋 entuzjastycznie. Jak diabe艂 艣wi臋conej wody ba艂a si臋 chwil sp臋dzonych przy stole sam na sam z Conradem - gdyby ten naturalnie by艂 艂askaw w og贸le si臋 pojawi膰. Lloyd stanowi艂 atrakcyjn膮 i skuteczn膮 odtrutk臋.

- To co, o dwudziestej?

- Doskonale!

Kiedy za oknem zapad艂 zmierzch, Emma w艂o偶y艂a jasnozielon膮 sukienk臋. Kreacja podkre艣la艂a szmaragdow膮 barw臋 jej oczu i opalenizn臋, kt贸rej powinny zazdro艣ci膰 kole偶anki w Londynie... kiedy tam wreszcie wr贸ci.

Schodzi艂a po schodach, gdy dostrzeg艂a przez okno zatrzymuj膮cy si臋 przed domem samoch贸d Lloyda. Stoj膮c w drzwiach s艂ysza艂a zgie艂kliw膮 muzyk臋 rockow膮 dobiegaj膮c膮 z wn臋trza pojazdu. D藕wi臋ki urwa艂y si臋, gdy kierowca wy艂膮czy艂 silnik.

Lloyd czeka艂 ju偶 w holu. Stan膮艂 przed Emm膮 i wyj膮艂 r臋ce zza plec贸w. Trzyma艂 w nich olbrzymi bukiet, kt贸ry - jak wyzna艂 - zebra艂 osobi艣cie swymi boskimi d艂o艅mi.

Emma 艣mia艂a si臋, tul膮c kwiaty do twarzy. My艣la艂a, 偶e s膮 zbyt pi臋kne, by je zrywa膰. Egzotyczne ro艣liny najwspanialej wygl膮da艂y w naturalnym 艣rodowisku. Teraz sprawia艂y wra偶enie dzikich stworze艅 uwi臋zionych w klatce.

Lloyd zacz膮艂 si臋 natychmiast zaleca膰 do Emmy i prawi膰 jej komplementy, a tego - jak w duchu przyznawa艂a - brakowa艂o jej od chwili wyjazdu z Anglii. Kiedy opowiedzia艂a o swojej przygodzie na morzu, ch艂opak o艣wiadczy艂, 偶e ten huragan przeszed艂 r贸wnie偶 nad Tobago, ale on szcz臋艣liwie przeczeka艂 go w bezpiecznym miejscu.

- A gdzie偶 to w艂adca rezydencji? - zaskoczy艂 dziewczyn臋 pytaniem, rozgl膮daj膮c si臋 za Conradem. Emma wzruszy艂a ramionami.

- Zapewne przygoda tak go os艂abi艂a - domy艣li艂 si臋 Lloyd - 偶e zakopa艂 si臋 w 艂贸偶ku i odreagowuje.

- Bardzo w膮tpi臋 - odpar艂a ponuro Emma i sprowadzi艂a rozmow臋 na bardziej neutralne tematy.

- Podczas kolacji Lloydowi nie zamyka艂y si臋 usta. Reszt臋 wieczoru sp臋dzili przy muzyce, dyskutuj膮c o filmach i najnowszych p艂ytach. Emma s艂ucha艂a tylko jednym uchem. Mimo usilnych stara艅 nie potrafi艂a przesta膰 my艣le膰 o Conradzie.

Kiedy stan膮艂 w progu, mocniej zabi艂o jej serce. Mia艂 rozpi臋t膮 koszul臋 i potargane w艂osy; zupe艂nie jakby przed chwil膮 wsta艂 z 艂贸偶ka i nie zd膮偶y艂 si臋 uczesa膰.

- W艂a艣nie zastanawiali艣my si臋, co porabiasz!

- przywita艂 go kordialnie Lloyd.

Conrad wkroczy艂 do pokoju i zaszokowana Emma stwierdzi艂a, 偶e jest pijany. Kiedy stan膮艂 w pe艂nym 艣wietle, wida膰 by艂o, i偶 si臋 nie ogoli艂 i policzki porasta艂a mu ciemna szczecina.

- Naprawd臋? - wycedzi艂 przez z臋by, nie spuszczaj膮c wzroku z dziewczyny.

Lloyd poruszy艂 si臋 niespokojnie na kanapie i popatrzy艂 na Emm臋.

- Napijesz si臋 kawy? - spyta艂 nerwowo. - A mo偶e, s膮dz膮c po twoim wygl膮dzie, czego艣 mocniejszego? Wiem, 偶e w twoim wieku nie przepada si臋 ju偶 za muzyk膮 rockow膮, ale alkohol s艂u偶y do p贸藕nej staro艣ci. Wygl膮dasz, jakby艣 mia艂 ochot臋 sobie goln膮膰.

- Tak uwa偶asz? - warkn膮艂 Conrad przenosz膮c na niego wzrok. - Jeste艣 niezwykle spostrzegawczy. Najwyra藕niej min膮艂e艣 si臋 z powo艂aniem. Powiniene艣 zosta膰 detektywem, a nie... zaraz, zaraz...

- W艂a艣cicielem klubu nocnego?

- No w艂a艣nie... zapomnia艂em. W艂a艣cicielem nocnego klubu.

Emm臋 ogarn臋艂a 艣lepa furia. Jak 艣mie obra偶a膰 go艣cia, kt贸ry w niczym mu nie zawini艂!

- S艂uchaj, je艣li masz ze sob膮 problemy, to rozstrzygaj je w samotno艣ci - powiedzia艂a dziwnie spokojnie. - Bardzo dobrze bawimy si臋 bez ciebie.

- W to nie w膮tpi臋.

Lloyd chrz膮kn膮艂.

- Pos艂uchaj, czemu nie p贸jdziesz do siebie i nie przy艂o偶ysz swojej sko艂atanej g艂owy do poduszki? Rano b臋dziesz czu艂 si臋 dobrze.

- W艂a艣nie - zaszczebiota艂a Emma. - Dlaczego nie p贸jdziesz si臋 przespa膰? Te偶 twierdz臋, 偶e rano min膮 wszystkie k艂opoty.

- Pozbawi艂bym was swego towarzystwa. Nie by艂oby to z mojej strony uprzejme.

- Jako艣 poradzimy sobie z tym problemem - odpar艂a Emma.

- Nie, nigdzie nie p贸jd臋. Mam wiele wad, ale zawsze jestem uprzejmy.

Usiad艂 ci臋偶ko na kanapie mi臋dzy Emm膮 i Lloydem i za艂o偶y艂 r臋ce na piersiach. Wyci膮gni臋tymi nogami dotkn膮艂 艂ydki Emmy, a dziewczyna cofn臋艂a si臋 gwa艂townie, jakby dotkn膮艂 jej gad.

- To ja ju偶 p贸jd臋 - b膮kn膮艂 Lloyd i dopi艂 whisky.

- Tak chyba b臋dzie najlepiej - zgodzi艂a si臋 niepewnie Emma. Popatrzy艂a na u艣miechaj膮cego si臋 niem膮drze Conrada.

Wsta艂a, by odprowadzi膰 go艣cia do drzwi. DeVere ruszy艂 za nimi.

- Nie musisz nas odprowadza膰 - powiedzia艂a ozi臋ble. - Wiem, gdzie jest wyj艣cie.

- No i co z tego?

W nieprzyjemnej ciszy ca艂a tr贸jka ruszy艂a do wyj艣cia. Lloyd stan膮艂 w progu, popatrzy艂 znacz膮co na Emm臋 i powiedzia艂:

- Dzi臋kuj臋 za mi艂y wiecz贸r. - Obdarzy艂 Conrada przelotnym spojrzeniem, a potem zn贸w przeni贸s艂 wzrok na dziewczyn臋. - Wiesz, 偶e zaproszenie na Trynidad jest ci膮gle aktualne. Przyje偶d偶aj, kiedy ci tylko przyjdzie ochota.

- By膰 mo偶e wcze艣niej ni偶 my艣lisz.

Czu艂a, 偶e za jej plecami Conrad bacznie s艂ucha ka偶dego s艂owa.

Kiedy w ciemno艣ci znik艂y ju偶 艣wiat艂a samochodu Lloyda, Emma spojrza艂a na Conrada.

- No c贸偶, jeste艣 zadowolony?

- Bardzo. - Opar艂 si臋 o drzwi i szeroko u艣miechn膮艂.

- Zepsu艂e艣 mi wiecz贸r. Zachowa艂e艣 si臋 jak cham.

- Bardzo mi z tego powodu przykro.

- A tak swoj膮 drog膮, ile wypi艂e艣? - spyta艂a wracaj膮c do salonu, by posprz膮ta膰 ze sto艂u.

- W og贸le nie pi艂em.

Wszed艂 za ni膮 do kuchni. W r臋ku ni贸s艂 dwie fili偶anki na spodeczkach.

Emma z trudem t艂umi艂a gniew. Z ca艂ej duszy pragn臋艂a, by poszed艂 wreszcie spa膰. A jeszcze lepiej, 偶eby w og贸le opu艣ci艂 wysp臋. Rozbi艂 jej 偶ycie na kawa艂eczki. Mog艂a zacz膮膰 sk艂ada膰 je na nowo, kiedy znajdzie si臋 o miliony kilometr贸w od niego.

Ale on ca艂y czas depta艂 jej po pi臋tach i obserwowa艂, jak wk艂ada do zlewu naczynia.

- No c贸偶, p贸jd臋 spa膰 - o艣wiadczy艂a odwracaj膮c si臋 w jego stron臋.

Sta艂 du偶o bli偶ej ni偶 my艣la艂a. Zrobi艂 krok do przodu, a Emma automatycznie krok do ty艂u. Sytuacja by艂aby zabawna, gdyby serce nie wali艂o jej tak mocno.

- Nie 偶ycz臋 sobie wizyt tego bufona w tym domu - o艣wiadczy艂 nieoczekiwanie Conrad.

Dziewczyna sta艂a jak skamienia艂a.

- Lloyd nie jest bufonem.

- Jest.

- Prowadzi nocny lokal. Ma sw贸j rozum.

- To jego wsp贸lnik prowadzi ten klub. Lloyd robi tam wy艂膮cznie za dekoracj臋. Nie podejmuje 偶adnych decyzji.

- Nie mam zamiaru dyskutowa膰 z tob膮 o Lloydzie - odpar艂a wynio艣le Emma z nadziej膮, 偶e Conrad nie us艂yszy, jak g艂o艣no bije jej serce.

- Jedyne decyzje, jakie podejmuje, dotycz膮 tego, kt贸r膮 ma w艂o偶y膰 koszul臋, czy niebieska b臋dzie pasowa艂a do szarych skarpetek. Jaki krawat: w ciapki czy w kwiatki?

Emma milcza艂a. Zgadza艂a si臋 z Conradem, ale do furii doprowadza艂a j膮 my艣l, 偶e m贸wi jej to w艂a艣nie on i w dodatku ma racj臋.

- Nie wiem, co w nim widzisz. Jest namolny.

- Wcale nie jest namolny. To ja go tu zaprosi艂am. Zadzwoni艂am do niego zaraz po lunchu.

By艂o to bardzo sprytne k艂amstwo.

- Doprawdy?

Conrad chwyci艂 j膮 za nadgarstek i dziewczyna w jednej chwili poj臋艂a, 偶e wcale nie by艂 pijany.

Chcia艂a wyrwa膰 d艂o艅, ale przyci膮gn膮艂 j膮 do siebie tak, 偶e ich cia艂a si臋 zetkn臋艂y. Emma prawie czu艂a, jak pod bawe艂nian膮 koszul膮 bije mu serce.

- A wi臋c to ty go tu zaprosi艂a艣? - wychrypia艂.

Rozdzia艂 9

Emm臋 przebieg艂 dreszcz.

- Tak - warkn臋艂a i hardo popatrzy艂a mu w oczy.

Sta艂 nad ni膮 z pociemnia艂膮 od gniewu twarz膮 i pomy艣la艂a, 偶e chyba b臋dzie lepiej, je艣li wszystko skwituje 艣miechem. Obserwuj膮c go jednak spod lekko opuszczonych powiek, zw膮tpi艂a, by by艂a to najskuteczniejsza metoda. Mog艂a wywo艂a膰 wr臋cz odwrotny skutek.

- No c贸偶, skoro zamierza czarowa膰 ci臋 swym szczeniackim wdzi臋kiem, lepiej b臋dzie dla niego, je艣li da sobie z tym spok贸j.

Niepewny u艣miech Emmy zgas艂. Poczu艂a uderzenie krwi do g艂owy.

- Opanuj si臋! - krzykn臋艂a. - Robi臋, co mi si臋 podoba i spotykam si臋, z kim chc臋. Ciesz si臋, 偶e si臋 z tob膮 kocha艂am. Zrobili艣my to i cze艣膰! Zreszt膮 ju偶 m贸wi艂am, 偶e by艂 to b艂膮d. Wi臋c odczep si臋 ode mnie, to nie twoja sprawa!

- Przekonamy si臋, czy nie moja - wysycza艂, jeszcze mocniej zaciskaj膮c d艂o艅 na nadgarstku Emmy. Skrzywi艂a si臋.

- Auu, boli!

Rozlu藕ni艂 nieco palce.

- I wybij sobie z g艂owy pomys艂 wyjazdu na Trynidad - dorzuci艂 tonem dyktatora.

Mia艂a ju偶 powiedzie膰, 偶e wcale si臋 tam nie wybiera, ale w por臋 si臋 opami臋ta艂a. Niech sobie my艣li o niej jak najgorzej, nie dba o to. Nikt mu nie da艂 prawa tak jej tyranizowa膰.

- M贸wi艂am ci, 偶e zrobi臋 tak, jak uznam za stosowne - powiedzia艂a wyra藕nie, cedz膮c ka偶de s艂owo. - Wybior臋 si臋 tam zapewne w najbli偶szy weekend.

- Bez mojej zgody nie ruszysz si臋 st膮d na krok.

W zielonych oczach Emmy zap艂on臋艂y ogniki nieprzytomnej furii.

- Przesta艅 mi organizowa膰 偶ycie! Ma艂o, 偶e zmusi艂e艣 mnie do oszukiwania rodzonego dziadka, to jeszcze dyktujesz mi, z kim i kiedy mam si臋 spotyka膰!! Mo偶e to odpowiada idiotkom, z kt贸rymi umawiasz si臋 na randki, z kt贸rymi sypiasz lub si臋 zar臋czasz, ale nie mnie. Powtarzam ci raz jeszcze: ode mnie trzymaj si臋 z daleka!

- Czy zdziwi艂aby艣 si臋, gdybym sobie teraz goln膮艂?

- spyta艂 przez zaci艣ni臋te z臋by. - 艢wi臋tego potrafisz wp臋dzi膰 w pija艅stwo.

- A ty zdrow膮 psychicznie kobiet臋 do domu wariat贸w!

Zdawa艂o si臋, 偶e przygl膮daj膮 si臋 sobie w milczeniu ca艂膮 wieczno艣膰. Do uszu dziewczyny dobiega艂o tykanie kuchennego zegara, szum skrzyde艂 nocnych owad贸w za oknem i pomrukiwanie lod贸wki.

Poczu艂a, 偶e zaczyna dr偶e膰, ale nie wiedzia艂a, czy spowodowa艂 to gniew, jaki j膮 ogarn膮艂, czy te偶 blisko艣膰 Conrada. Otwiera艂a w艂a艣nie usta, by powiedzie膰, 偶e m臋czy j膮 jego towarzystwo, kiedy on nieoczekiwanie pochyli艂 g艂ow臋 i ich usta spotka艂y si臋.

Emma zacisn臋艂a bezradnie pi臋艣ci wsparte o jego tors - ze wszystkich si艂 pr贸bowa艂a zapanowa膰 nad ogarniaj膮cym j膮 po偶膮daniem.

Us艂ysza艂a w艂asny, s艂aby g艂os, kt贸ry prosi艂 Conrada, by zostawi艂 j膮 w spokoju, ale nawet dla mej te s艂owa brzmia艂y zupe艂nie nieprzekonuj膮co.

Jego d艂onie dotkn臋艂y piersi Emmy. Rozchyli艂a powieki. Je艣li go nie powstrzyma... je艣li sama si臋 nie powstrzyma, koniec oka偶e si臋 偶a艂osny.

- Pu艣膰 mnie - powiedzia艂a, czuj膮c jego palce na sutkach. Sk贸r臋 mia艂 gor膮c膮, rozpalon膮, tak samo jak ona.

- Nie - o艣wiadczy艂 g艂o艣no i przesun膮艂 d艂o艅 na jej brzuch. Odepchn臋艂a go gwa艂townie. Conrad popatrzy艂 na ni膮 rozgor膮czkowanym, zamglonym wzrokiem.

- Zostaw mnie - powiedzia艂a zduszonym g艂osem.

- Przecie偶 mnie pragniesz, Emmo - odrzek艂, przygarniaj膮c j膮 do siebie. Tym razem odepchn臋艂a go ju偶 z ca艂ych si艂. - Nie chowaj si臋 za t膮 艣cian膮 lodu. Pragniesz mnie, czuj臋 to. Kiedy ci臋 dotykam, dr偶ysz, a kiedy ca艂uj臋, wiem, 偶e twoje wargi s膮 r贸wnie niecierpliwe jak moje.

Nie by艂o sensu zaprzecza膰, wi臋c milcza艂a.

- Zostaw mnie - szepn臋艂a po d艂u偶szej chwili. - Nie chc臋 mie膰 z tob膮 nic wsp贸lnego. Nie mo偶esz mi nic da膰, bo nic do dania nie masz. Wykorzystujesz ludzi, ale mnie nie wykorzystasz.

- O czym ty, do licha, m贸wisz?

- Dobrze wiesz o czym! Przejrza艂am ci臋 na wylot... no c贸偶, podobasz mi si臋, ale z tego nic jeszcze nie wynika. Mnie nie zwiedziesz.

Bo偶e, pomy艣la艂a, 偶eby tylko by艂a to prawda. Wybieg艂a z kuchni, z hukiem zatrzaskuj膮c za sob膮 drzwi. W pokoju szybko zrzuci艂a z siebie ubranie i wesz艂a pod prysznic. Ale nawet pod ostrymi ig艂ami zimnej wody czu艂a palenie w miejscach, gdzie dotyka艂y jej palce Conrada.

D艂ugo nie mog艂a zasn膮膰. Zapada艂a w jakie艣 dziwaczne majaki. Ka偶d膮 kom贸rk臋 cia艂a przeszywa艂 jej ostry b贸l.

Przebieg艂a w my艣lach zdarzenia minionego wieczoru. Wiedzia艂a jedno: Conrad nie zamierza艂 da膰 jej spokoju.

- Jestem dla niego zbyt cenna - szepta艂a do siebie. - Jestem kluczem do kasy pancernej, w kt贸rej Alistair trzyma pieni膮dze. Bo偶e, a mnie, mimo 偶e wiem, o co mu chodzi, tak strasznie na nim zale偶y. Nie tylko zale偶y. Rozpaczliwie go kocham mimo kwa艣nych min, zmiennych humor贸w i awantur.

Gdyby w gr臋 nie wchodzi艂o tak g艂臋bokie uczucie, gdyby mog艂a potraktowa膰 romans z Conradem jako kolejn膮 fantazj臋, zachciank臋, pomys艂 na przyjemne sp臋dzenie czasu, wszystko by艂oby w porz膮dku. A jak jej znajomi zrywali znajomo艣ci? Wzruszali ramionami, przez kilka dni ronili 艂zy, a potem zn贸w wracali do rozumu.

Ale nie ona! Nie teraz!

Wtuli艂a twarz w poduszk臋 i cicho p艂aka艂a.

Kiedy nast臋pnego ranka puka艂a do sypialni Alistaira, by艂a blada i spi臋ta.

Jak na ironi臋 schorowany starzec wygl膮da艂 rze艣ko i by艂 pe艂en wigoru. Kaza艂 dziewczynie usi膮艣膰 obok siebie i rozpocz膮艂 d艂ugi monolog o wszystkim i o niczym; od pogody pocz膮wszy, na swoim zdrowiu ko艅cz膮c. Krz膮ta艂 si臋 wok贸艂 Emmy niczym kwoka przy kurcz膮tku. Dziewczyna zacisn臋艂a nerwowo usta i gdy dziadek sko艅czy艂 kolejn膮 kwesti臋, desperacko wzi臋艂a g艂臋boki wdech.

Powoli, j膮kaj膮c si臋, opowiedzia艂a wszystko: o pomy艣le Conrada, o ich rzekomym narzecze艅stwie, o tym, ile kosztowa艂a j膮 ta mistyfikacja.

Alistair s艂ucha艂 w milczeniu ze z艂o偶onymi na kolanach d艂o艅mi.

- Czyj to by艂 pomys艂? - spyta艂 nieoczekiwanie.

- Conrada.

Emma popatrzy艂a ze zdziwieniem na starca. Zareagowa艂 ca艂kiem inaczej, ni偶 si臋 spodziewa艂a. Wydawa艂o si臋, 偶e wiadomo艣膰 nie wywar艂a na nim najmniejszego wra偶enia. Nie wiedzia艂a, czym to wyt艂umaczy膰.

- No c贸偶 - b膮kn膮艂 Alistair i przes艂a艂 jej dobroduszny u艣miech.

- Ale nie to jest wa偶ne - ci膮gn臋艂a Emma. - Czuj臋 si臋 wobec ciebie nie w porz膮dku.

- To zrozumia艂e, moja droga - odpar艂 uspokajaj膮co Jackson.

- Nie jeste艣 zawiedziony? - spyta艂a, spogl膮daj膮c na艅 szeroko rozwartymi oczyma.

- Tak to ju偶 w 偶yciu bywa. Widocznie nie jeste艣cie sobie pisani. Ale dlaczego w艂a艣nie teraz postanowi艂a艣 mi to wszystko powiedzie膰? S膮dzisz, 偶e ju偶 zupe艂nie wyzdrowia艂em? - zachichota艂. - To zabawne, 偶e zdo艂ali艣cie tak okpi膰 starego cz艂owieka. Nie przypominam sobie, by komukolwiek uda艂a si臋 ze mn膮 taka sztuczka.

- Robili艣my to dla twego dobra - powiedzia艂a z pokor膮 Emma. Mia艂a nadziej臋, 偶e staruszek si臋 nie za艂amie. Przyj膮艂 wprawdzie wiadomo艣膰 ze stoickim spokojem, ale mog艂y to by膰 pozory. Ale on tylko bystro popatrzy艂 na wnuczk臋.

- Nie odpowiedzia艂a艣 mi, moja droga, na pytanie.

- Pytanie? Jakie pytanie? - By艂a kompletnie zdezorientowana.

- Dlaczego powiedzia艂a艣 mi o tym w艂a艣nie teraz?

- Ja... sytuacja si臋 zmieni艂a... - odpar艂a niepewnie. - Rozwin臋艂a si臋 niezgodnie z planem.

- Niezgodnie z planem?

- Emma bezradnie wznios艂a r臋ce. Czemu pyta w艂a艣nie o to? - zastanowi艂a si臋. Starzec wzi膮艂 j膮 w krzy偶owy ogie艅 pyta艅, a ona nie mia艂a poj臋cia, jaki jest cel tego 艣ledztwa.

- Zrozumia艂am... po prostu sytuacja mnie przeros艂a.

Zdawa艂a sobie spraw臋, 偶e brzmi to nad wyraz m臋tnie, 偶e beznadziejnie si臋 zapl膮ta艂a... Ale c贸偶 innego mia艂a powiedzie膰? Istotn膮 spraw臋 Alistair zby艂 machni臋ciem r臋ki, a uczepi艂 si臋 ma艂o wa偶nych szczeg贸艂贸w. Wiedzia艂a te偶, co jej odpowie, gdyby spyta艂a, dlaczego to ona w艂a艣nie tak bardzo go interesuje.

- Co to znaczy, 偶e sytuacja ci臋 przeros艂a?

- Po co mnie o to wszystko wypytujesz? - zniecierpliwi艂a si臋.

- Ciekawo艣膰 dziadka.

Nie potrafi艂a powstrzyma膰 u艣miechu.

- Wiedzia艂am, 偶e tak powiesz. Na stare lata stajesz si臋 艂atwy do rozszyfrowania.

- A ty wykr臋casz si臋 od odpowiedzi.

- No dobrze, dobrze ju偶 - skapitulowa艂a w ko艅cu dziewczyna. - Zbyt zaanga偶owa艂am si臋 uczuciowo. Kocham Conrada i czuj臋, 偶e nie wychodzi mi to na zdrowie.

- Aha.

Emma gwa艂townie wsta艂a i podesz艂a do okna. Czu艂a si臋 nieszcz臋艣liwa, skrzywdzona i kompletnie bezbronna.

- Zakocha艂a艣 si臋 w nim?

- Oszuka艂 mnie - mrukn臋艂a. - Dziadku, musz臋 st膮d wyjecha膰...

Nie by艂o sensu wyja艣nia膰 wi臋cej i dziewczyna obrzuci艂a starca spojrzeniem m贸wi膮cym, 偶e dla niej jest to ju偶 sprawa zamkni臋ta.

- A co z nasz膮 ksi膮偶k膮? - spyta艂 pogodnie, zmieniaj膮c, ku rado艣ci Emmy, temat. - Czy zn贸w mam ci臋 straci膰? Do dzi艣 g艂臋boko prze偶ywam to, co sta艂o si臋 z twoj膮 matk膮. Ale teraz ty da艂a艣 mi now膮 szans臋 i nie zamierzam ju偶 jej zmarnowa膰.

- Wr贸c臋 - zapewni艂a Emma. - Musz臋 tylko sobie wszystko przemy艣le膰. Wr贸c臋 w ci膮gu roku, na pewno.

- No c贸偶, w takim razie zostaw mnie na chwil臋 samego. Czuj臋 si臋 lekko zm臋czony. A zreszt膮 nie... - doda艂 szybko widz膮c, 偶e dziewczyna spogl膮da na niego z niepokojem. - Nie, czuj臋 si臋 dobrze. Chc臋 tylko, tak jak ty, przemy艣le膰 pewne sprawy.

- Przemy艣le膰 pewne sprawy? - spyta艂a podejrzliwie.

- Tak, s艂oneczko. Krzy偶贸wka, nad kt贸r膮 pracuj臋. Chyba znalaz艂em ju偶 ostatnie has艂o.

- Krzy偶贸wka? Ostatnie has艂o? Dziadku, czasami zupe艂nie ci臋 nie pojmuj臋.

Kiedy opuszcza艂a pok贸j, Alistair poprosi艂, by przys艂a艂a mu na g贸r臋 Esther臋. Emma skin臋艂a w milczeniu g艂ow膮 i wysz艂a na korytarz.

Do po艂udnia by艂o jeszcze daleko i dziewczyna zrozumia艂a, 偶e czeka j膮 najd艂u偶szy dzie艅 w jej 偶yciu. 艢wiadomo艣膰, 偶e nigdy ju偶 nie ujrzy Conrada, by艂a nie do zniesienia. Lepszym rozwi膮zaniem wyda艂o jej si臋 nagle prowadzenie 偶ycia nieszcz臋艣liwego wprawdzie, ale u boku Conrada, ni偶 powr贸t do Anglii, gdzie czeka艂a j膮 pustka.

Pustka? Kto m贸wi o pustce! B臋dzie chodzi艂a z przyjaci贸艂mi do teatr贸w, na kolacje i przyj臋cia, znajdzie jak膮艣 prac臋... Wszystko si臋 u艂o偶y...

Kiedy wr贸ci艂a do swego pokoju, z ponur膮 determinacj膮 zacz臋艂a pakowa膰 walizki. Zadzwoni艂a na lotnisko, by si臋 dowiedzie膰, 偶e wprawdzie na Trynidad samoloty lataj膮 codziennie, ale stamt膮d wszystkie miejsca do Londynu s膮 ju偶 wykupione na dwa dni wcze艣niej.

- O rety, dwa dni! - j臋kn臋艂a Emma. - I nic si臋 ju偶 nie znajdzie? Na przyk艂ad na jutro?

- Przykro mi - dobieg艂 ze s艂uchawki g艂os. - Ale mog臋 dla pani zarezerwowa膰 miejsce na najbli偶szy czwartek.

- Ja... tak, prosz臋.

Alistair wcale si臋 nie zmartwi艂 zw艂ok膮 w wyje藕dzie wnuczki. Z rado艣ci膮 o艣wiadczy艂, 偶e skoro tak, to mo偶e uda im si臋 jeszcze troch臋 popracowa膰 nad ksi膮偶k膮.

- Ale偶 nie mog臋, dziadku, tkwi膰 tu w niesko艅czono艣膰 - przerwa艂a mu 艂agodnie Emma. - Staje si臋 to kr臋puj膮ce.

- Co jest kr臋puj膮ce?

Emma spojrza艂a na niego ze zniecierpliwieniem. Czy偶 zaledwie przed godzin膮 nie wyt艂umaczy艂a mu wszystkiego dok艂adnie?

- Obecno艣膰 Conrada.

- Przecie偶 on w czasie weekendu ju偶 wyje偶d偶a - stwierdzi艂 spokojnie Alistair. - Wraca do pracy. Musi przecie偶 w ko艅cu zaj膮膰 si臋 swoimi sprawami, prawda?

- Oczywi艣cie. - Wiadomo艣膰 spad艂a na Emm臋 jak grom z jasnego nieba. Poch艂oni臋ta w艂asnymi problemami, zapomnia艂a, 偶e Conrad musia艂 w ko艅cu kiedy艣 wr贸ci膰 do swoich zaj臋膰. Przedsi臋biorstwa nie mog艂y d艂u偶ej funkcjonowa膰 bez niego. I tak zbyt wiele czasu zmitr臋偶y艂 na wyspie. Czemu nie wpad艂o jej to do g艂owy wcze艣niej?

No c贸偶, 艣wietnie si臋 sk艂ada, pomy艣la艂a i z najwy偶szym trudem przybra艂a pogodny wyraz twarzy.

- Doskonale. W takim razie odwo艂uj臋 rezerwacj臋 i bierzemy si臋 do pracy - o艣wiadczy艂a.

- To mi si臋 podoba - mrukn膮艂 Alistair i da艂 znak, 偶e rozmowa sko艅czona.

- Emma opu艣ci艂a pok贸j. Zastanawia艂a si臋, czy s艂o艅ce i morska woda b臋d膮 r贸wnie cudowne, gdy zabraknie Conrada.

Pociesza艂a si臋 banalnym stwierdzeniem, 偶e czas leczy wszelkie rany; dotyczy艂o to r贸wnie偶 dramat贸w mi艂osnych. Za rok wspomnienia wyblakn膮 i mo偶e pojawi si臋 kto艣 inny. Kto艣, kto zajmie jego miejsce. Dzi臋ki Conradowi pozna艂a cierpko-s艂odki smak prawdziwej, p艂omiennej mi艂o艣ci. Czy znajdzie si臋 kto艣, kto go zast膮pi? Bardzo w to w膮tpi艂a.

Ze z艂o艣ci膮 zacz臋艂a wyci膮ga膰 z walizek zmi臋t膮 garderob臋 i upycha膰 j膮 do szuflad. P贸藕niej pad艂a na 艂贸偶ko i zakry艂a d艂o艅mi twarz.

Us艂ysza艂a pukanie do drzwi. Pomy艣la艂a z irytacj膮, 偶e to Esthera.

- Prosz臋 wej艣膰.

Nie by艂a w nastroju do rozmowy, nawet z przesympatyczn膮 gospodyni膮, chcia艂a w艂a艣nie przeprosi膰 j膮 i um贸wi膰 si臋 na p贸藕niej, ale do pokoju wszed艂 Conrad. Mia艂 g艂adko uczesane w艂osy, sprane d偶insy, kt贸re podkre艣la艂y smuk艂o艣膰 kszta艂tnych n贸g, i jasn膮 koszul臋 z kr贸tkimi r臋kawami.

- Czego chcesz? - spyta艂a Emma zrywaj膮c si臋 z 艂贸偶ka.

By艂a w艣ciek艂a. Czy偶by nie wiedzia艂, 偶e jest ostatni膮 osob膮 na 艣wiecie, kt贸r膮 chcia艂a widzie膰? Najwyra藕niej nie.

- Musimy porozmawia膰.

- O czym?

G艂os jej lekko si臋 za艂ama艂. Chrz膮kn臋艂a i usiad艂a na taborecie. Im dalej od 艂贸偶ka, tym czu艂a si臋 pewniej.

Jakby czytaj膮c jej w my艣lach, Conrad obrzuci艂 rozbawionym spojrzeniem sk艂臋bion膮 narzut臋 na pos艂aniu i lekko uni贸s艂 brwi.

- O tym, co wydarzy艂o si臋 na jachcie i p贸藕niej, ju偶 wieczorem - o艣wiadczy艂.

Emma obliza艂a nagle zaschni臋te wargi.

- Ju偶 o tym rozmawiali艣my - odpar艂a martwym g艂osem. - Rozmawiali艣my i problem zosta艂 wyczerpany. Nie ma do czego wraca膰.

- Wydaje mi si臋, 偶e jest.

- No c贸偶, tu mamy r贸偶ne opinie.

- Nie s膮dz臋.

- Tak czy owak, wyjd藕 st膮d - odpar艂a sztywno.

- A to dlaczego?

- Bo zak艂贸casz m贸j spok贸j.

- A je艣li w艂a艣nie o to mi chodzi?

Emma popatrzy艂a na niego l臋kliwie.

- To bardzo w twoim stylu - odpar艂a wypranym ze wszelkich emocji g艂osem. - Ale ja nie 偶ycz臋 sobie, by艣 psu艂 mi humor.

- Czy偶by艣 si臋 ba艂a, 偶e mimo najlepszych ch臋ci zrobisz co艣 nie przemy艣lanego?

- Nie!

- Droga pani co艣 zanadto protestuje.

- My艣l sobie, co chcesz.

- Chod藕 tu do mnie i powt贸rz to.

- Ani mi si臋 艣ni. Wyno艣 si臋 w tej chwili - wskaza艂a palcem drzwi. - Nie mamy o czym rozmawia膰.

- C贸偶, w takim razie ja przyjd臋 do ciebie. Jak to m贸wi膮, skoro g贸ra nie chce przyj艣膰 do Mahometa...

By艂 przy niej, zanim zd膮偶y艂a zerwa膰 si臋 z taboretu i uskoczy膰 za stolik.

Mimo jej gwa艂townych protest贸w zmusi艂 j膮 do wstania ze sto艂ka i zaci膮gn膮艂 do 艂贸偶ka. Rzuci艂 na pos艂anie i sam po艂o偶y艂 si臋 obok. Otoczy艂 sw膮 ofiar臋 ramionami tak, 偶e nie by艂a w stanie wykona膰 偶adnego ruchu.

- W porz膮dku, panie Si艂aczu. Masz mnie. Masz mnie ca艂kowicie w swojej mocy. Chyba cholernie to lubisz, prawda? Wi臋c skoro musisz gada膰, to gadaj. Ale zr贸b to szybko i wyno艣 si臋!

- Nie m贸wisz chyba powa偶nie?

- Jak najpowa偶niej!

- Dlaczego dr偶ysz? Gdyby艣 nie 偶artowa艂a, le偶a艂aby艣 spokojnie 艣miej膮c mi si臋 prosto w nos. Albo wo艂a艂aby艣 o pomoc.

Emma przekl臋艂a w duchu swe cia艂o, kt贸re tak niecnie j膮 zdradzi艂o.

- Powiedz, dlaczego mnie tak nie lubisz? Powiedz to, a sobie p贸jd臋.

- Doskonale! Chcesz wiedzie膰, to si臋 dowiesz! Nazwa艂e艣 mnie awanturnic膮 i naci膮gaczk膮 - rzuci艂a cierpko. - Mia艂e艣 czelno艣膰 o艣wiadczy膰 mi, 偶e przyby艂am tutaj w niecnym celu, a siebie przedstawi艂e艣 jako wcielenie chodz膮cej niewinno艣ci.

Popatrzy艂 na ni膮 i zmarszczy艂 brwi. M臋偶czy藕ni to jednak urodzeni aktorzy, pomy艣la艂a widz膮c ten grymas.

- Co ty wygadujesz?

- Nie pajacuj!

- Na Boga, kobieto, o co ci chodzi? Zupe艂nie nie wiem, do czego zmierzasz. Umieram wprost z ciekawo艣ci.

- Kiedy zadzwoni艂a Sophia, powiedzia艂a co艣, co w pierwszej chwili nie chcia艂o pomie艣ci膰 mi si臋 w g艂owie.

- No... - mrukn膮艂 cicho, ale gro藕nie Conrad i dziewczyna zastanawia艂a si臋 chwil臋, czy szczero艣膰 wyjdzie jej na dobre. Dr臋czy艂a j膮 niepewno艣膰. A je艣li Sophia si臋 myli艂a? Odp臋dzi艂a t臋 my艣l.

- Maj膮tek Alistaira Jacksona - powiedzia艂a twardo. - Wiem, 偶e jest tajemnic膮 poliszynela, i偶 odziedziczysz jego fortun臋... - na widok ur膮gliwego u艣mieszku m臋偶czyzny zamilk艂a.

- On za艣 powoli zaczyna艂 pojmowa膰, o co jej chodzi, ale nie by艂 tym stropiony.

- Tajemnic膮 poliszynela? To znaczy, kto tak uwa偶a?

- No... Sophia. Powiedzia艂a...

- A ty jej uwierzy艂a艣! - popatrzy艂 na ni膮 z niesmakiem i wsta艂.

- A ty na moim miejscu nie uwierzy艂by艣? - spyta艂a du偶o mniej pewnym g艂osem.

- Jasne, 偶e nie. Mam na tyle sprawny m贸zg, 偶e natychmiast poj膮艂bym absurdalno艣膰 takiej teorii.

- Ona wcale nie jest absurdalna. Przeciwnie, ma sens.

- Naprawd臋? O艣wie膰 mnie zatem w tym wzgl臋dzie.

Emma w jednej chwili zw膮tpi艂a w prawdom贸wno艣膰 Sophii, zw艂aszcza gdy ujrza艂a wyraz twarzy Conrada.

- Dlaczego tak ci臋 zdenerwowa艂 m贸j przyjazd?

- zacz臋艂a cicho. - A p贸藕niej, gdy dowiedzia艂e艣 si臋 o mnie ca艂ej prawdy, czemu mnie uwiod艂e艣 i kocha艂e艣 si臋 ze mn膮? Po prostu organizowa艂e艣 sobie dost臋p do pieni臋dzy Alistaira, poniewa偶... poniewa偶...

S艂owa zamar艂y jej na ustach. Teraz, kiedy je wypowiedzia艂a, rozpaczliwie pragn臋艂a wszystko odwo艂a膰.

Naturalnie by艂o za p贸藕no. Maluj膮cy si臋 na twarzy Conrada wstr臋t nape艂ni艂 serce dziewczyny zgroz膮. Poj臋艂a, 偶e pope艂ni艂a najwi臋kszy b艂膮d swojego 偶ycia. Mog艂a pogodzi膰 si臋 z gniewem m臋偶czyzny, jego kpinami, g艂upimi aluzjami, ale odraza na jego twarzy by艂a nie do zniesienia.

- Ty ma艂a, g艂upia, 偶a艂osna g膮sko - powiedzia艂 lodowatym tonem. - Nie przysz艂o ci nawet do g艂owy, 偶e traktowa艂em ci臋 jak awanturnic臋 dlatego, 偶e raz ju偶 taka panienka si臋 tu pojawi艂a, a ja kocham Alistaira i za wszelk膮 cen臋 chcia艂em go obroni膰. Nie przysz艂o ci do g艂owy, 偶e kocha艂em si臋 z tob膮 dlatego, 偶e ci臋 pragn膮艂em? I nie ma mowy o 偶adnym uwiedzeniu, bo ty te偶 tego chcia艂a艣.

Jego s艂owa smaga艂y niczym niewidzialny bicz, rani膮c najg艂臋biej - do samego serca, do samego dna duszy.

- Poza tym - ci膮gn膮艂 bezlito艣nie - gdyby艣 cho膰 troch臋 wysili艂a sw贸j ptasi m贸偶d偶ek, zrozumia艂aby艣, 偶e nie potrzebuj臋 pieni臋dzy Alistaira, bo swoich mam dosy膰!

- Tak, ale... - popatrzy艂a na niego 偶a艂o艣nie.

- 呕adnego ale! - Odwr贸ci艂 si臋 i po艂o偶y艂 d艂o艅 na klamce. - Wiedzia艂em, 偶e Alistair ma wnuczk臋. Powiedzia艂 mi o tym wiele, wiele lat temu. Nie wiedzia艂em naturalnie, 偶e to ty ni膮 jeste艣, ale wiedzia艂em o twoim istnieniu. Widzisz wi臋c, 偶e zdawa艂em sobie spraw臋, komu przypadnie maj膮tek Alistaira i nawet do g艂owy mi nie przychodzi艂o, by ci臋 wykorzystywa膰.

- Ale ty...

- Ju偶 lepiej nic nie m贸w. Wszystko, co chc臋 powiedzie膰, to to, 偶e trafi艂a艣 jak kul膮 w p艂ot. Je艣li o mnie chodzi, od tej chwili jeste艣 dla mnie jak powietrze. 呕a艂uj臋 jednego: 偶e w og贸le ci臋 spotka艂em.

Wyszed艂 z pokoju, cicho zamykaj膮c za sob膮 drzwi. Przez chwil臋 jeszcze s艂ysza艂a zamieraj膮cy na drewnianych schodach odg艂os jego krok贸w.

Dziewczyn臋 ogarn臋艂o odr臋twienie, kt贸re nie pozwoli艂o jej nawet p艂aka膰. Wysz艂a na kompletn膮 idiotk臋, a to wszystko przez Sophi臋! Emma chcia艂a jej uwierzy膰. Uwierzy艂a, by broni膰 si臋 przed Conradem, przera偶a艂 j膮 ogrom uczucia, jakim darzy艂a tego m臋偶czyzn臋.

Bo偶e, jak dalej 偶y膰? - pomy艣la艂a z rozpacz膮. Ci膮gle go kocha, a on do ko艅ca 偶ycia czu膰 b臋dzie do niej wstr臋t.

Wtuli艂a twarz w poduszk臋 i wybuchn臋艂a g艂o艣nym p艂aczem.

Rozdzia艂 10

Emma otworzy艂a oczy. D艂ug膮 chwil臋 rozgl膮da艂a si臋 zdezorientowana. Pok贸j wype艂nia艂 mrok, musia艂a wi臋c przespa膰 kilka godzin.

Cho膰 zegar wybi艂 ju偶 si贸dm膮 i za p贸艂 godziny mia艂a by膰 kolacja, nie chcia艂o si臋 jej wstawa膰.

Zn贸w spojrza艂a ponuro na zegarek. Zdawa艂a sobie spraw臋, 偶e powinna si臋 zmobilizowa膰 i zej艣膰 na d贸艂. Cia艂o mia艂a jednak jak poobijane, powieki z o艂owiu, a w oczach piasek. Z ci臋偶kim westchnieniem podci膮gn臋艂a ko艂dr臋 pod brod臋 i prawie natychmiast zapad艂a w sen.

Obudzi艂a si臋 raptownie ze 艣wiadomo艣ci膮, 偶e zosta艂a wyrwana z sennych majak贸w przez co艣 lub kogo艣.

Kiedy ju偶 oswoi艂a oczy z zalegaj膮cym pok贸j mrokiem, dostrzeg艂a ciemn膮 posta膰 Conrada siedz膮cego na brzegu jej 艂贸偶ka.

Usiad艂a gwa艂townie w po艣cieli i przetar艂a oczy.

- To ty? - Ja.

- Co tu robisz?

U艣miechn膮艂 si臋 smutno i popatrzy艂 na Emm臋.

- Przywo艂a艂a艣 mnie.

- Ja? - spyta艂a dziewczyna, czuj膮c, jak mocno bije jej serce.

- Tak, ty. Jeste艣 wied藕m膮. Teraz ju偶 o tym wiem. Rzuci艂a艣 chyba na mnie urok, bo cho膰 rozw艣cieczy艂a艣 - mnie jak nikt dot膮d, p臋taj膮 mnie jakie艣 niewidzialne wi臋zy i po prostu nie mog臋 wyjecha膰. Popatrzy艂a na niego ze zdziwieniem.

- Ale przecie偶 odszed艂e艣! - U艣miech na jego twarzy sprawi艂, 偶e na jej policzki wyst膮pi艂y rumie艅ce. - M贸wi艂e艣, i偶 偶a艂ujesz, 偶e w og贸le mnie spotka艂e艣 i nie chcesz ju偶 nigdy mie膰 ze mn膮 do czynienia.

- Pomyli艂em si臋.

Odgarn膮艂 jej w艂osy z twarzy, pochyli艂 si臋 i delikatnie poca艂owa艂 w czo艂o. Emma opad艂a na poduszk臋. Poczu艂a zawr贸t g艂owy, ca艂y 艣wiat zawirowa艂.

Potem jego usta zaw臋drowa艂y na jej wargi i dziewczyna zamkn臋艂a oczy, by syci膰 si臋 poca艂unkiem. Przysz艂o jej na my艣l, 偶e na k艂贸tnie przyjdzie jeszcze czas, teraz nale偶y cieszy膰 si臋 tym, co jest.

Odda艂a pieszczot臋 z ca艂膮 nami臋tno艣ci膮.

D艂onie Conrada zb艂膮dzi艂y pod jej podkoszulek i pie艣ci艂y pe艂ne, gor膮ce piersi.

Najwy偶szym wysi艂kiem woli odepchn臋艂a go i o艣wiadczy艂a niskim, schrypni臋tym, ale zadziornym g艂osem:

- Nie! Mo偶e mnie uwa偶asz za g艂upi膮 g臋艣 i idiotk臋, ale po tym, gdy powiedzia艂e艣 mi, 偶e nie odwzajemniasz mojej mi艂o艣ci, nie zamierzam si臋 z tob膮 kocha膰.

Conrad za艣mia艂 si臋 cicho.

- Nie odwzajemniasz mojej mi艂o艣ci?

- No c贸偶, tak!

- Chcesz powiedzie膰, 偶e mnie nie kochasz?

Odwr贸ci艂a twarz. Nie by艂o sensu d艂u偶ej tego kry膰.

Wpad艂a we w艂asne sid艂a, ale dobrze si臋 sta艂o, 偶e w ko艅cu zdoby艂a si臋 na wyznanie ca艂ej prawdy.

- Kocham ci臋 - wyszepta艂a z trudem.

- S艂ucham? Chyba nie dos艂ysza艂em. Co艣 o mi艂o艣ci?... Obrzuci艂a go w艣ciek艂ym spojrzeniem i powiedzia艂a g艂o艣no:

- Kocham ci臋. Niepokoisz mnie, przyprawiasz o zawr贸t g艂owy, w twojej obecno艣ci trac臋 nad sob膮 kontrol臋, ale w艂a艣nie za to ci臋 kocham. Wystarczy?

- Wystarczy. Emmo, sp贸jrz na mnie.

Uni贸s艂 palcem jej podbr贸dek.

Ich oczy spotka艂y si臋.

- Kocham ci臋.

- Co?

- Kocham ci臋, Emmo. Czuj臋 do ciebie to samo, co ty do mnie.

- To nie jest temat do 偶art贸w - stara艂a si臋 m贸wi膰 spokojnie i ch艂odno.

Conrad obrzuci艂 j膮 niezadowolonym spojrzeniem.

- Dobrze, dobrze, moja ma艂a czarownico! Lepiej powiedz, dlaczego masz do mnie tak krytyczny stosunek? My艣l臋, 偶e w ten spos贸b pr贸bujesz si臋 broni膰 i sama o tym najlepiej wiesz. Mamy przed sob膮 ca艂e 偶ycie, by wyleczy膰 ci臋 z tej szczeg贸lnej...

- Co?

- Nie udawaj, 偶e nie rozumiesz. Powiedzia艂em, 偶e mamy przed sob膮 ca艂e 偶ycie...

- Czy to propozycja? - spyta艂a dr偶膮cym g艂osem.

- Rozszyfrowa艂a艣 mnie... Emmo, czy wyjdziesz za mnie?

Zapad艂a g艂ucha cisza. Po trwaj膮cym chyba wieki milczeniu dziewczyna skin臋艂a g艂ow膮.

- Tak, tak, tak.

- Bo偶e, tak chcia艂em us艂ysze膰 od ciebie te s艂owa.

Obsypa艂 jej twarz poca艂unkami.

Emma w jednej chwili poczu艂a si臋 jak kto艣, kto przez ostatnie tygodnie brn膮艂 przez mordercze, bezdenne b艂ota i nagle trafi艂 na suchy teren.

By艂o to zapieraj膮ce dech w piersiach uczucie.

Westchn臋艂a, kiedy Conrad rozebra艂 si臋 i zacz膮艂 zdejmowa膰 z niej ubranie. Robi艂 to z rozkoszn膮, przyprawiaj膮c膮 o zawr贸t g艂owy powolno艣ci膮.

Po偶膮da艂a go do szale艅stwa. Kiedy le偶eli ju偶 nago obok siebie, oszo艂omiona blisko艣ci膮 i dotykiem jego cia艂a, przygarn臋艂a go do siebie. Nie 艣pieszy艂 si臋. Dra偶ni艂 ustami sutki dziewczyny, a偶 wypr臋偶y艂y si臋, czu艂a gor膮ce wargi na udach i brzuchu.

- Chc臋 ca艂owa膰 ka偶dy skrawek twego cia艂a - wymrucza艂. - Gdy kocha艂em si臋 z tob膮 na chybotliwej pod艂odze 艂odzi, my艣la艂em, 偶e jestem ju偶 za stary na takie ekstrawagancje.

- Dla mnie by艂e艣 w sam raz - odpar艂a rozmarzona.

- Tylko w sam raz?

- Ty pysza艂ku! - roze艣mia艂a si臋 kr贸tkim, gard艂owym 艣miechem. - Sam wiesz najlepiej, jak by艂o.

Kochali si臋 niespiesznie, jakby mieli przed sob膮 ca艂膮 wieczno艣膰. Conrad ca艂owa艂 jej brzuch, a Emma rozchyli艂a uda. Ogarn臋艂o j膮 gor膮ce po偶膮danie. Jego j臋zyk zata艅czy艂 na jej p臋pku i dziewczyna wypr臋偶y艂a si臋. Nie wyobra偶a艂a sobie dot膮d, by kto艣 m贸g艂 wznieci膰 w niej tak膮 burz臋 zmys艂贸w.

Kiedy w ni膮 wszed艂, j臋kn臋艂a i zacz臋艂a porusza膰 si臋 w rytm jego ruch贸w.

- Bo偶e jedyny, tak tego pragn膮艂em - wyszepta艂 jej we w艂osy.

Emma nic nie m贸wi艂a. Fale rozkoszy op艂ywaj膮ce jej cia艂o sprawia艂y, i偶 bez reszty zaton臋艂a w cudownych doznaniach. Straci艂a poczucie czasu i nie wiedzia艂a, czy up艂yn臋艂y tylko godziny, czy te偶 ca艂e dni. Le偶eli obok siebie. Conrad, pieszcz膮c delikatnie opuszkami palc贸w jej policzki, zada艂 to najbardziej banalne pytanie kochank贸w:

- O czym my艣lisz?

- My艣l臋 o tym, jak niewiele brakowa艂o, by wszystko to przypad艂o w udziale innej kobiecie.

Popatrzy艂 na ni膮 spod przymru偶onych powiek. Kocha艂a spos贸b, w jaki pod wp艂ywem nami臋tno艣ci ciemnia艂y mu oczy. Za艂opota艂o jej serce.

- Sophia?

- By艂e艣 z ni膮 zar臋czony! Nie mog臋 nawet o tym my艣le膰.

- To przez ciebie z ni膮 zerwa艂em.

- Ty? To ty zerwa艂e艣 wasze zar臋czyny? Ooo, k艂amczuchu! Sophia powiedzia艂a mi, 偶e to ona zerwa艂a z tob膮. Podpisa艂a jaki艣 du偶y kontrakt...

- No c贸偶, sama do tego doprowadzi艂a. Dzi臋ki tobie moje racjonalne plany i ma艂偶e艅stwo wzi臋艂y w 艂eb. Zdawa艂em sobie spraw臋, jak ci臋偶ko by艂oby mi 偶y膰, robi膮c ca艂y czas dobr膮 min臋 do z艂ej gry. Kontrakt Sophii stanowi艂 dla mnie wy艣mienity pretekst...

Emma odwr贸ci艂a si臋 i po艂o偶y艂a na Conradzie. Poczu艂a jego d艂o艅 przesuwaj膮c膮 si臋 wzd艂u偶 jej kr臋gos艂upa i g艂o艣no westchn臋艂a. Otuli艂a swoimi w艂osami twarz m臋偶czyzny, ca艂uj膮c go nami臋tnie. Wzrusza艂a j膮 szorstko艣膰 jego nie ogolonych policzk贸w.

Cia艂o Conrada poruszy艂o si臋 pod ni膮. Chwyci艂 dziewczyn臋 w obj臋cia i teraz ju偶 oboje pulsowali wsp贸lnym rytmem.

Po raz pierwszy w 偶yciu Emma zrozumia艂a ludzi, kt贸rzy zamykaj膮 si臋 ze sob膮 na cztery spusty i ca艂e dnie sp臋dzaj膮 w 艂贸偶ku. Pomys艂, dot膮d zupe艂nie jej obcy, nabra艂 nieoczekiwanego sensu.

Zsun臋艂a si臋 i mocno przytuli艂a do jego boku. D艂ugie, smuk艂e nogi Conrada napiera艂y na jej uda.

- Czy wiesz - odezwa艂 si臋 - 偶e gdy czeka艂em na ciebie na lotnisku, nawet przez my艣l mi nie przesz艂o, i偶 kobieta, kt贸ra z niego wysi膮dzie, oka偶e si臋 tak膮 upart膮 i niezno艣n膮 diablic膮, i 偶e to ona w艂a艣nie otworzy mi oczy na wiele rzeczy, kt贸rych istnienia nawet si臋 nie domy艣la艂em. 呕e dzi臋ki niej inaczej spojrz臋 na siebie, na ludzi, na 艣wiat.

- Kiedy ci臋 lepiej pozna艂am, poj臋艂am, 偶e jeste艣 najwi臋kszym arogantem, jakiego w 偶yciu spotka艂am.

- Nie jest to mi艂e, co m贸wisz - zabawnie zmarszczy艂 nos.

- Jeste艣 zbyt zadufany w sobie, by cokolwiek mog艂o ci臋 zrani膰.

- Nieprawda - odpar艂 powa偶nie. - Zrani艂oby mnie 偶ycie bez ciebie. Gdy pomy艣l臋, 偶e mog艂em ci臋 utraci膰, czuj臋 si臋 po prostu chory.

Przez chwil臋 spogl膮dali na siebie w milczeniu.

- Kochanie, nie wyobra偶am ju偶 sobie 偶ycia bez ciebie - przerwa艂 cisz臋 Conrad. - Czy wiesz, 偶e tamtego wieczoru, kiedy pojawi艂em si臋 taki niechlujny, jak psu z gard艂a wyj臋ty, kilka godzin sp臋dzi艂em nad morzem.

Gapi艂em si臋 w wod臋 i zastanawia艂em, jak to mog艂o si臋 sta膰, 偶e uleg艂em twoim czarom. A potem wszed艂em do salonu, zobaczy艂em ciebie i Lloyda, w 艣wietnej komitywie, i zrobi艂o mi si臋 czarno przed oczami...

Emma zachichota艂a.

- Wcale nie flirtowali艣my ze sob膮 - wyja艣ni艂a. - Rozmawiali艣my o filmach, o jego romansach i przygodach mi艂osnych, i innych g艂upstwach.

- Zgoda, mo偶e si臋 nie czulili艣cie - przyzna艂 niech臋tnie Conrad - ale za skarby 艣wiata nie poszed艂bym wtedy do siebie na g贸r臋. Tak mi w艂a艣nie radzi艂a艣, prawda?

- Lloyd by艂 bardzo zmieszany. Przecie偶 zawsze traktowa艂e艣 go jak natr臋ta, a czasami na jego widok niemal wpada艂e艣 w furi臋.

- My艣lisz o pla偶y?

- O pla偶y te偶. By艂e艣 w艣ciek艂y. Od razu domy艣li艂am si臋, 偶e co艣 ci nie wysz艂o z Sophi膮, m贸j domys艂 potwierdzi艂 p贸藕niej jej telefon. Wydawa艂o mi si臋, 偶e ci臋偶ko prze偶y艂e艣 rozstanie.

- By艂a艣 zazdrosna?

- Troszeczk臋 - przyzna艂a ob艂udnie.

By艂a wtedy chora z zazdro艣ci!

- Nie mia艂a艣 powod贸w. Przecie偶 to ty sta艂a艣 si臋 przyczyn膮 ca艂ego zamieszania.

Emma popatrzy艂a na niego ironicznie.

- Nie r贸b takich niewinnych oczu. Dobrze zna艂a艣 przyczyn臋 moich humor贸w.

- Tak s膮dzisz? - spyta艂a, przytulaj膮c si臋 do niego.

- Ty i ten tw贸j cholerny Lloyd... To on jest g艂贸wnym winowajc膮. Kiedy ujrza艂em was gruchaj膮cych ze sob膮 na pla偶y, dosta艂em bia艂ej gor膮czki. Na ma艂偶e艅stwie z Sophi膮 nigdy mi szczeg贸lnie nie zale偶a艂o. Kipia艂em ze z艂o艣ci, 偶e to on jest z tob膮 w wodzie, a nie ja. Pod pierwszym lepszym pretekstem zabra艂em ca艂e towarzystwo do domu, gdzie mog艂em wreszcie mie膰 ci臋 na oku.

- Wi臋c po co w og贸le zaprasza艂e艣 Sophi臋?

- By broni艂a mnie przed tob膮 - wyja艣ni艂 kr贸tko Conrad, a s艂owa te wywo艂a艂y gor膮cy rumieniec na policzkach dziewczyny. - Ju偶 wtedy zdawa艂em sobie spraw臋, jak na mnie dzia艂asz. Pocz膮tkowo my艣la艂em, 偶e to tylko chwilowe zauroczenie, ale na wszelki wypadek poprosi艂em Sophi臋 o pomoc. Nigdy nie wierzy艂em w mi艂o艣膰, a ju偶 na pewno nie my艣la艂em, 偶e i mnie si臋 to przytrafi. Myli艂em si臋!

- Nawet by mi do g艂owy nie przysz艂o tak proste wyt艂umaczenie!

- No w艂a艣nie, bo i sk膮d? Te偶 nie przypuszcza艂em, 偶e mnie tak op臋tasz. Zaplanowa艂em sobie ma艂偶e艅stwo na - zimno, ze wzgl臋du na wygod臋, ale ty si臋 pojawi艂a艣 i wszystko diabli wzi臋li. Nawet wtedy nie chcia艂em jeszcze dopu艣ci膰 do siebie my艣li, 偶e ci臋 kocham. Zamierza艂em po prostu opu艣ci膰 wysp臋 i wr贸ci膰 do pracy, ale ka偶dy pretekst by艂 dobry, by jeszcze troch臋 przed艂u偶y膰 pobyt. Gregory Palin, jeden z moich wicedyrektor贸w, wielokrotnie tu dzwoni艂 nagl膮c do powrotu, lecz za ka偶dym razem wykr臋ca艂em si臋 chorob膮 Alistaira. Zabawne... Nigdy nie ponosi艂y mnie nerwy. Potrafi艂em sta膰 twarz膮 w twarz z ca艂ym t艂umem moich akcjonariuszy i rozmawia膰 z nimi bez zmru偶enia oka. Od kiedy si臋gam pami臋ci膮, zawsze podejmowa艂em decyzje, u偶era艂em si臋 ze zwi膮zkami zawodowymi i s膮dzi艂em, 偶e jestem twardy, 偶e wiem, czego w 偶yciu chc臋. A tu prosz臋, zjawiasz si臋 ty i w ci膮gu kilku tygodni stawiasz do g贸ry nogami m贸j 艣wiat.

Skrzywi艂 si臋. Emma wybuchn臋艂a 艣miechem.

- 艢miej si臋, 艣miej.

- Ciesz臋 si臋, 偶e zosta艂e艣 ze mn膮 - powiedzia艂a cicho.

- A czy da艂a艣 mi jaki艣 wyb贸r? K艂贸ci艂a艣 si臋 ze mn膮, prowokowa艂a艣, kpi艂a艣 ze mnie niemi艂osiernie, przez ciebie nie mog艂em nocami spa膰... No co, zadowolona?

- I to jak! Je艣li ci臋 to pocieszy, to powiem, 偶e ze mn膮 robi艂e艣 to samo.

- Cudownie.

Zn贸w si臋 roze艣miali.

- Mam nadziej臋, 偶e po 艣lubie spu艣cisz troch臋 z tonu.

- Ja? - popatrzy艂a na niego niewinnie. - A wracaj膮c do Alistaira... Ba艂am si臋 o niego, kiedy m贸wi艂am mu, 偶e nasze zar臋czyny stanowi艂y jedynie wybieg, i 偶e zakocha艂am si臋 w tobie bez pami臋ci, ale i bez wzajemno艣ci. Wiedzia艂am, 偶e dziadek wcze艣niej czy p贸藕niej odkryje nasz podst臋p i czu艂am si臋 jak zdrajczyni.

Conrad obrzuci艂 j膮 rozbawionym spojrzeniem.

- Co w tym takiego 艣miesznego? - spyta艂a podejrzliwie.

- Ty.

- Ja?

- No, ca艂a ta sytuacja. Co Alistair ci powiedzia艂, kiedy wyzna艂a艣 prawd臋?

- Nic. Nie by艂 wcale za艂amany. Wcale go nie obesz艂a ta wiadomo艣膰.

- Stary kr臋tacz.

- Kr臋tacz? - spyta艂a zaintrygowana.

- Poniewa偶, moja 艣liczna, nie tylko my odgrywali艣my komedi臋. On te偶.

Emma opar艂a si臋 na 艂okciu i popatrzy艂a mu bacznie w oczy.

- Co to znaczy?

- No w艂a艣nie. Kiedy tak bardzo wzburzony opu艣ci艂em tw贸j pok贸j, poszed艂em prosto do niego. Powiedzia艂 mi, 偶e wcale nie by艂 chory.

- Co takiego?

- Wtedy, na przyj臋ciu, by艂 to fa艂szywy alarm. Z tym tylko, 偶e Alistair nie wyprowadzi艂 nas z b艂臋du.

- A wiec zamartwiali艣my si臋 niepotrzebnie?

Conrad skin膮艂 g艂ow膮.

- Alistairowi, jak mi powiedzia艂, by艂o przykro, 偶e chwyta si臋 takich sposob贸w, ale uwa偶a艂, 偶e s艂u偶y dobrej sprawie. Nie mia艂 wyrzut贸w sumienia.

- A doktor? - spyta艂a Emma, kt贸ra dostrzeg艂a ju偶 ca艂y komizm sytuacji.

- No c贸偶, wezwa艂 go, bo naprawd臋 poczu艂 si臋 藕le. Ale by艂a to wy艂膮cznie niestrawno艣膰. Wtedy w艂a艣nie przyszed艂 mu do g艂owy ten pomys艂 i poleci艂 doktorowi trzyma膰 j臋zyk za z臋bami.

- A nam powiedzia艂, 偶e doktor nie daje mu szans na powr贸t zdrowia!

- Ponadto ten 艂garz wmawia艂 mi, 偶e wcale nie twierdzi艂, i偶 jego dni s膮 policzone. Oznajmi艂 nam tylko, 偶e lekarz nie wie, jak d艂ugo b臋dzie 偶y艂, a mog膮 to by膰 przecie偶 dziesi臋ciolecia! Kto to mo偶e wiedzie膰? Zdaniem Alistaira przekr臋cili艣my jego s艂owa...

Emma roze艣mia艂a si臋 i poca艂owa艂a Conrada. Westchn膮艂 g艂o艣no, obj膮艂 j膮 i przyci膮gn膮艂 do siebie.

- Wszystko dobre, co si臋 dobrze ko艅czy - szepn膮艂.

- Czy zamierzasz przegada膰 ca艂e 偶ycie? - spyta艂a z艂o艣liwie. - Przecie偶 mo偶emy robi膰 rzeczy bardziej interesuj膮ce.

- Co masz na my艣li? - Conrad uni贸s艂 brwi.

- Nie wiesz? Dobrze, wi臋c porozmawiajmy.

- O nie, j臋dzo - mrukn膮艂 nami臋tnie. - Porozmawiamy p贸藕niej.

Emma westchn臋艂a z rozkoszy.

Czeka艂o ich przecie偶 jeszcze wiele takich „p贸藕niej”.



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
D087 Williams Cathy Karaibska rapsodia
087 Williams Cathy Karaibska rapsodia
Karaibska rapsodia Williams Cathy
Williams Cathy Dom na Karaibach (2006) Gabriel&Rose
0641 Cathy Williams Zakochani na Karaibach
Morze Karaibskie
Cathy Williams W艂oskie wakacje
Williams Accumulation, gie艂da(3)
Bema pami臋ci 偶a艂obny rapsod Norwid doc
LegallyConvertingTheUziToFullAutomatic WilliamBishop
P L Williams Watykan zdemaskowany
bohemian rapsody str2 7
dvadcataja rapsodija lista
Tad Williams Skad sie biora marzenia
Niedzielne popo艂udnie na Williamsburgu
Tad Williams Dziecko z miasta przeszlosci

wi臋cej podobnych podstron