694

Tajne dokumenty Ambasady RP w Waszyngtonie z 1939 roku: Propaganda urabiana jest przez czynniki żydowskie, które mają w swoich rękach niemal 100 procent mediów Poniżej prezentujemy wycinek z naszych archiwalnych zbiorów: interesujący list sporządzony 12 stycznia 1939 roku przez Ambasadora R.P.  w Waszyngtonie Jerzego Potockiego, będący raportem do władz w Warszawie o sytuacji w Stanach Zjednoczonych. Uwagę zwraca kilka wątków, lecz  przede wszystkim powinno dać do myślenia stwierdzenie, że już w pierwszej połowie XX wieku oceniano, iż ówczesne media – czyli wtedy głównie radio, prasa oraz przemysł filmowy – były “niemal w 100 procentach” w rękach żydowskich. Od tego czasu jeśli coś się zmieniło, to jedynie to, że kontrola tej grupy etniczno-religijnej nad mass-mediami jeszcze bardziej się zacieśniła. Ważne uwagi tego tajnego Raportu dotyczą również podkreślenia, że propaganda żydowska otumaniająca społeczeństwo amerykańskie była (i niestety nadal jest) pro-komunistyczna i pro-sowiecka. Na szczególne podkreślenie zasługują informacje ukazujące, że to właśnie wpływowe grupy żydowskie dążyły do konfliktu zbrojnego z Niemcami, odpowiednio sterując polityką amerykańską. W normalnych warunkach i przy obiektywnej ocenie historii, ten czynnik powinien być dzisiaj brany pod uwagę przy ocenie odpowiedzialności za wywołanie II Wojny Światowej. Zbiór dokumentów polskich został sporządzony na podstawie przejętych przez III Rzeszę dokumentów władz polskich po napadzie Niemiec hitlerowskich na Polskę, i wydany został w Berlinie w 1940 roku - Red. BIBUŁY

Ambasada Rzeczypospolitej Polskiej w Waszyngtonie W sprawie sytuacji wewnętrznej w Stanach Zjednoczonych Do Pana Ministra Spraw Zagranicznych w Warszawie T A J N E Waszyngton, 12-I-1939r.

 Nastroje, jakie obecnie panują w Stanach Zjoe.noczonych potęgowane są coraz wiekszą nienawiścią do faszyzmu, a przede wszystkiem do osoby Kanclerza Hitlera oraz do wszystkiego, co tchnie nazizmem. Propaganda urabiana jest w pierwszym miejscu przez czynniki żydowkie, które mają w swoich rękach nieomal w stu procentach radio oraz wytwórnie filmowe, jak również przez prasę oraz tygodniki. Mimo tego, że propaganda jest szyta grubymi nićmi i że przedstawia Niemcy w świetle jak najbardziej ujemnym, wyzyskując głównie prześladowania religijne i obozy koncentracyjne, to jednak dzięki ignorancji tutejszego społeczeństwa, nieobeznanego zupełnie z sytuacją w Europie, działa ona w sposób tak przenikliwy, iż obecnie wiekszość na­rodu amerykańskiego uważa Kanclerza Hitlera oraz nazizm za największe zło i niebezpieczeństwo, jakie zawisło nad światem. Sytuacja w tutejszym kraju stwarza doskonałe forum dla wszelkiego rodzaju mówców oraz dla uchodźców z Niemiec i Czechosłowacji, którzy nie szczędzą słów by drogą różnych kalumnii podburzać tutejsze społczeństwo, gloryfikując wolność amery­kańską w przeciwstawieniu do reżimów totalitarnych. Znamiennym i ciekawym faktem jest, że w całej tej bardzo pomysłowej kam­panii prowadzonej głównie przeociwko nazizmowi, eliminowana jest zupełnie Rosja Sowiecka, a jeżeli jakakolwiek wzmianka o niej jest wypowiedziana, to zawsze w formie przyjaznej, na to, by wzbudzić wrażenie, iż Sowiety łączą się z blokiem państw demokratycznych. Sympatie również społeczeństwa amerykańskiego, dzięki umiejętnej propagandzie, są po stronie czerwonej Hisz­panii. Oprócz wyżej omówionej propagandy, wytwarzana jest sztu­czna psychoza wojenna, która wmawia w naród amerykański, że pokój w Europie wisi na włosku, i że wojna jest nieunikniona, przy czym niedwuznacznie daje się społczeństwu do zrozumienia, że Ameryka w razie wojny światowej będzie zmuszona wystąpić czynnie w obronie haseł wolności i demokracji świata. Prezydent Roosevelt był pierwszym, który otwarcie rzucił hasło nienawiści do faszyzmu. Prezydent miał w tym podwójny cel:

1) chciał odwrócić uwagę społeczeństwa amerykańskiego od zawiłych i ciężkich problemów wewnętrznych, a głównie od problemu walki świata kapitalistycznego z obozem pracy;

2) przez wytworzenie nastrojów wojennych i niebezpieczeństwa grożącego Europie, chciał zmusić społeczeństwo amerykańskie do aprobaty olbrzymiego programu dozbrojeniowego Ameryki, który przekracza potrzeby defenzywne Stanów Zjednoczonych.

Co do punktu pierwszego, to można powiedzieć, że sytuacja wewnętrzna na rynku pracy stale się pogarasza? Ilość bezrobot­nych dochodzi obecnie do 12 milionów, a przerost w administra­cji stanowej i państwowej z dniem każdym się podnosi. Tylko dzięki miliardowym sumom, które Skarb Stanów Zjednoczonych rzu­cił na zatrudnienie bozrobotnych, utrzymany jest pewien stan spokoju, który – jak dotąd – nie przekroczył ram zwykłych strajków lub lokalnych zaburzeń. Jak długo jednak w przyszło­ści będzie można utrzymać ten stan pomocy finansowej państwa, jest rzeczą trudną do przewidzenia? Rozognienie i wzburzenie wśród opinii publicznej, a przede wszystkim głębokie zatargi pomiędzy przedsiębiorstwami prywatnymi i olbrzymini trustami, a rzeszą robotnicza, przysporzyły Roosevelt’owi wielu wrogów i wiele nieprzespanych nocy. Co do punktu drugiego, to Prezydent Roosevelt, jako doskonały gracz polityczmy i znawca psychologii amerykańskiej, od­wrócił w krótkim czasie uwagę społeczeństwa amerykańskiego od trudnej sytuacji wewnętrznej na szerokie wody polityki zagra­nicznej? Trasa była łatwa, trzeba było tylko odpowiednio spreparować z jednej strony groźbę wojenną, która zawisła nad świattem z powodu Kanclerza Hitlera, a z drugiej strony stworzyć widmo niebezpieczeństwa agresji państw totalitarnych na Stany Zjednoczone. Pakt Monachijski przyszedł Prezydentowi Roose­velt’owi z wielką pomocą. Przedstawiany tu był, jako kapitula­cja Francji i Wielkiej Brytanii przed wojującym militaryzmem  niemieckim, i – jak się tu potocznie mówi – Hitler przyłożył Chamberlainowi pistolet do głowy, tak, że Francja i Wielka Brytania nie miały innego wyjścia jak tylko zawrzeć haniebny pokój. Następnie brutalne traktowanie żydów w Niemczech i problem uchodźców podsyca stale istniejącą nienawiść do wszy­stkiego, co ma coś wspólnego z niemieckim nazizmam. W wielkiej mierze przyczynili się do tego poszczególni żydowscy intelek­tualiści, którzy złączeni są z Prezydentem Roosevelt’em więzami przyjaźni, tak jak Bernard Baruch, Gubernator stanu New York Lehman, nowomianowany Sędzia Sądu Najwyższego Felix Frankfur­ter, Sekretarz Skarbu Morgenthau i inni, chcą zrobić z Prezy­denta szampiona praw człowieka, wolności religii i słowa, jako też tego, który w przyszłości ukarać musi mącicieli pokoju. Ta grupa ludzi, zajmujących najwyższe stanowiska w rządzie amerykańskim, pragnie uchodzić za przodstawicieli prawdziwego “amerykanizmu”, oraz “obrońców demokracji”, przy tym jednak złączona jest nierozerwalnymi więzami z międzynarodowym społeczeństwem żydowskim. Dla tej miedzynarodówki  żydowskiej, która ma głównie swoje interesy rasowe na celu, wywyższanie Prezydenta Stanów Zjednoczonych na to “najidealniejsze” stanowisko obrońcy praw człowieka, było genialnym pociągnięciem, a zarazem stworzeniem bardzo niebezpiecznego ogniska nienawiści na tym kontynencie, oraz podziału świata na dwa wrogie obozy. Przy tym ujęto całość w misterną robotę: stworzono Roosevelt’owi podstawy do aktywizacji polityki zagranicznej Stanów i do stwo­rzenia tą drogą olbrzymich zasobów militarnych dla przyszłej rozgrywki wojennej, do której żydzi świata dążą z całą świadomością. Dla użytku wewnętrznego, odwraca się uwagę społeczeństw od wzrastającego w Ameryce antysemityzmu, wpajając konieczność obrony wiary i wolności indywidualnej przed zakusami agresywnego faszyzmu.

Jerzy Potocki Ambasador R.P.

Agresja NATO na Jugosławię

Rudolf Jaworek – ”Wybacz im Serbio”
Rozdział V. Przyczyny agresji NATO na Jugosławię

Nie ulega wątpliwości, że zbrojna interwencja NATO w Jugosławii, okupiona tysiącami ofiar i ogromnymi zniszczeniami, była dla przywódców świata zachodniego swego rodzaju koszmarną zabawą, niemalże komputerową grą wojenną. Owi politycy, także część kadry wojskowej, wywodzący się w swej większości z tzw. pokolenia 68 nigdy nie widzieli wojny, nigdy nie przeżyli jej koszmaru. Niegdysiejsi „rewolucjoniści” i hipisi, często zachwyceni Związkiem Sowieckim, dziś stali się mordercami. Chcieli „doświadczyć” wojny i jej zaznali. Możemy spodziewać się najgorszego, bo swoista międzynarodówka pokolenia 68 nie poroniła jeszcze swego „antychrysta”. Książka R. Jaworka to nie tylko świetnie udokumentowany i ilustrowany zapis tragicznej i obłędnej krucjaty, to także prawda o tej wojnie i Jugosławii.

„Godność i Pamięć”, NR 1 2008

Przyczyny agresji NATO na Jugosławię. Po analogiach historycznych losów Polski i Jugosławii w związku z niedawną agresją na ten kraj, przybliżmy obecnie kulisy tej, budzącej u wielu niesmak, napaści. Dla ich pełniejszego zrozumienia posłużymy się publikacjami dwóch przeciwstawnych sobie ideologicznie obozów – czyli lewicy i prawicy, przyjmując za ich kryterium doboru brak lub ograniczoną zależność finansową z zewnątrz kraju. Pierwszą, przybliżającą nam opinię Serbów na temat właściwej przyczyny agresji opublikowała „Trybuna” pod tytułem: „Czystek wcale nie było”. Był to wywiad z Nono Dragowiciem, serbskim reżyserem żyjącym w Polsce. Z pierwszego pytania redakcji dowiadujemy się, że żona reżysera jest Polką i pracowała sztabie wyborczym premiera Panicia, przeciw Miloszewiciowi. Rozmówca powiedział:

- Dziś czuję się Serbem i Jugosławianinem, który z przykrością przyglądał się, jak rozpada się jego federacyjna ojczyzna i jak teraz jest celem ataków najnowocześniejszego oręża. Na pytanie:

- Czy odebranie autonomii kosowskim Albańczykom nie było błędem?

Odpowiedział:

- … W czasie wojny Niemcy wysiedlili 300 tys. kosowskich Serbów, a Tito, by nie drażnić Albańczyków, nie pozwolił im powrócić do swych gospodarstw. Reszty dokonały „muzułmańskie” wielożeństwo i rozrodczość. Autonomia została cofnięta, gdy kosowscy „Szipatri” zaczęli działać przeciwko państwu…

- Więc Serbowie byli bez winy? – pytał redaktor.

Rozmówca odpowiedział:

- … Nie jest prawdą, że Serbowie obsadzali wszystkie kluczowe stanowiska. Po śmierci Tito, gdy wprowadzono coroczną rotację prezydentów Federacji, pierwszym jego następcą był Albańczyk, Hodża…

- A więc nie było czystek w Kosowie?

- Do tej chwili (rozmowa była już w trakcie bombardowań przez NATO) w Kosowie nie przeprowadzano czystki…
Druga publikacja jest J. Engelgarda z Myśli Polskiej i przedstawia bardziej pełne naświetlenie konfliktu. Artykuł na ten temat nosił tytuł: „Jak doszło do wojny?” (Myśl Polska z 30.05.1999). Autor jest zdania, że wszelkie dane wskazują na dwa ośrodki odpowiedzialne za użycie siły w konflikcie kosowskim. Były to AWK oraz dyplomacja USA.

- Wszystko zaczęło się w połowie lutego 1998 r. – pisze autor artykułu. AWK rozpoczęła ze swej bazy w Drenicy intensywną akcję zbrojną wymierzoną przeciwko Serbom. W ciągu 5-ciu miesięcy zdobyła 30% terytorium Kosowa. Mało kto wie, że na „wyzwolonych” terenach dokonywano fizycznej eksterminacji mniejszości serbskiej, cygańskiej i macedońskich muzułmanów (i tu ciekawa rzecz, czym się różnili jednak macedońscy muzułmanie od kosowskich muzułmanów, a musieli się różnić skoro kosowscy mordowali macedońskich z równą nienawiścią jak i Serbów. Jak do tej pory nikt tego zagadnienia nie poruszał – TK) AWK zakazała też działalności partiom politycznym… Belgrad nie miał wyjścia i latem 1998 r. wojska serbskie, we własnej obronie, rozpoczęły kontrofensywę i właśnie wtedy do gry weszli Amerykanie. Następnie autor omawia tzw. Plan Hilla, realizowany przez dyplomację amerykańską, aż do zakończenia kosowskiego konfliktu. Autor zauważa, że:

- Decydujące znaczenie w zdarzeniach miało pojawienie się w Rambouillet Madeleine Albright, która „może być uznana bez żadnej wątpliwości główną sprawczynią bałkańskiej tragedii” (oczywiście abstrahując od wytycznych sanhedrynu – TK). Autor jest zdania, że:

- Albańczycy Kosowa odgrywali w konflikcie rolę parawanu propagandowego.

Wojna przeciwko Jugosławii była przygotowywana od dłuższego czasu. Jej celem było:

- utrwalenie dominacji USA w Europie;
- storpedowanie wszelkich wysiłków Europy na rzecz własnej samodzielności;
- wyjście naprzeciw żądaniom kompleksu wojskowo-przemysłowego w USA.

Spostrzeżenia J. Engelgarda znalazły potwierdzenie w francuskiej prasie, gdzie Eric Laurent w periodyku Marianne z dnia 20.06.1999, ujawnił wiele szczegółów z okresu przygotowywania wojny, przez amerykańskie koła rządzące, które plany celów do zbombardowania w Jugosławii podjęły już z wiosną 1998 r.

Według tego autora, AWK zdecydowała się prowokować Serbów do coraz nowych okrucieństw, by mieć pretekst do ataku. Według przywódców AWK działania takie zmuszą NATO do zaangażowania się po stronie Albańczyków.

Analizując przyczyny omawianego konfliktu i jednostronnego zaangażowania się – zwłaszcza Ameryki – Po stronie albańskiej, można było natrafić na ciekawe informacje Benjamina Worksa, dyrektora amerykańskiego „Strategic Issues Research Institute”, który podał mechanizmy przekupywania kongresmanów, dziennikarzy i innych ludzi wpływu do popierania interesów Chorwatów i Albańczyków. Natalia Wiślicz, która polskiemu czytelnikowi przybliżyła te rewelacje w artykule pt. „Kupiona interwencja” (Trybuna 16-17.10.1999), tak pisze we wstępie do tłumaczenia:
- „Czy interwencję humanitarną można sobie załatwić za pieniądze? Wygląda na to, że tak. B. Works przedstawia dowody wskazujące, że na wybór polityki amerykańskiej na Bałkanach poważny wpływ w ostatnich latach miało …”albańskie” lobby w USA. Jest ono skuteczne, bo hojne, a przy tym dysponuje dużymi pieniędzmi. Działa w sojuszu z lobby „chorwackim” przeciw wspólnemu wrogowi – Serbii. Dalej w tekście obok wielu rewelacji znajdujemy takie stwierdzenie:

- Uwagę zwraca szczególnie fakt, iż większość kongresmanów, najgłośniej potępiających Serbię, to ci, którzy inkasują pieniądze z Nadzorowanego przez Albańczyków Komitetu Dio Guardiego (powiązania z mafią narkotyczną). Niektórzy z nich zostali zapewne po prostu wprowadzeni w błąd, inni mogą działać w sposób nieuczciwy. Obdarowanych można znaleźć zarówno po stronie demokratów jak i republikanów. Najczęściej są to członkowie którejś z komisji spraw zagranicznych. Odsyłam czytelników do tego wielce pouczającego artykułu. Wobec tylu wątpliwości i znaków zapytań teza o rozpoczęciu wojny ze względów humanitarnych, budzi poważne wątpliwości. Przeanalizujmy, więc bliżej aspekty prawne, moralne, ekonomiczne i polityczne tej wyjątkowo niepokojącej ludzkość agresji.

ASPEKT PRAWNY Postawmy pytanie:
Czy państwa NATO podjęły akcję zbrojną wobec Jugosławii zgodnie z prawem?

Niestety, zamiast stać na jego straży, miast strzec zasad jego przestrzegania – złamały go w kilku dziedzinach:

- złamano postanowienie & 5 Traktatu Północno-Atlantyckiego określającego teren dopuszczalnej interwencji NATO;
- po 50 latach złamano zasadę mówiącą o obronnym charakterze NATO;
- NATO wbrew własnym ustaleniom zaatakowało suwerenne państwo;
- złamało prawo do działania w zgodzie z instytucjami międzynarodowymi jak Europejska Organizacja Bezpieczeństwa i Współpracy, ONZ – co zawarto w Traktacie Północno-Atlantyckim z 1949 r. (art. nr. 7);
- naruszyło prawo do interwencji działając bez zgody i mandatu parlamentów państw członkowskich NATO. Okazuje się, że grupa „globalistów” świadoma swej siły, nie potrzebowała liczyć się z ustanowionymi, nawet przez siebie, uregulowaniami prawnymi, uzgodnionymi ze społecznością międzynarodową. Różne sztuczki formalne, nazywające agresję na suwerenne państwo „akcją policyjną”, są w świetle ducha prawa nie do zaakceptowania. Również wprowadzenie nowego precedensu tworzenia prawa zgodnie z interesem jednej strony – np. w trakcie agresji na Jugosławię – czyli zmiana własnych ustaleń z doktryny obronnej na interwencyjną, co miało miejsce na szczycie NATO, już w trakcie trwania agresji jest kpiną z praworządności. To tak jakby w czasie meczu piłki nożnej drużyna zdobywając rzut rożny postanowiła zmienić reguły gry i zamiast z rogu, egzekwowała ów rzut, jako rzut karny (z 11 m.). Poza wymienionymi pogwałceniami pojawiły się dalsze działania, podpadające pod normy prawa międzynarodowego. Polegają one na spowodowaniu śmierci lub kalectwa wielu tysięcy cywilnej ludności, zniszczeniu infrastruktury gospodarczej kraju, pociągającej za sobą wielotysięczne bezrobocie, zgony z tytułu braku opieki medycznej, chorób i spowodowane zatruciem gleb, wody i powietrza w wyniku bombardowań. Nie dziwi, więc wystąpienie prawników jugosłoawiańskich do Trybunału w Hadze, z oficjalną skargą na sprawcę tylu nieszczęść, tj. na rządy krajów NATO. Niżej przytaczamy notatkę na ten temat, która pojawiła się w SLD-owskiej prasie (Trybuna 18/06/1999), czyli partii, której przywódcy gorąco poparli opisywaną agresję. Nosi ona tytuł: „Czas prawników”, a dowiadujemy się z niej, że jeszcze w czasie bombardowań Jugosławii powstał dokument, w którym stwierdza się, że:

- Jest rzeczą bezsporną, iż w wyniku nalotów NATO zginęła wielka liczba osób cywilnych, w tym wiele dzieci. Wiele ofiar zginęło również w wyniku bombardowań obozów uchodźców, w których schroniły się rodziny serbskie, wypędzone wcześniej z Chorwacji i Bośni. Kampania bombardowań – jak stwierdzają specjaliści prawa międzynarodowego… stanowiła pogwałcenie Karty Narodów Zjednoczonych, prawa międzynarodowego, na którym oparł swe orzeczenia Trybunał Norymberski – wreszcie Konwencji Genewskiej, która zakazuje ataków na ludność cywilną…  W szczegółowo udokumentowanej skardze autorzy oskarżają NATO również o zrujnowanie gospodarki Jugosławii, stosowanie rodzajów broni zabronionych przez międzynarodowe konwencje, naloty na szpitale i placówki służby zdrowia, na szkoły i uczelnie, zniszczenie zabytków stanowiących część światowego dziedzictwa kulturalnego, wreszcie zamach na wolność słowa. Z równie obszerną i udokumentowaną skargą przeciwko NATO do Trybunału w Hadze wystąpił słynny grecki prawnik, Aleksander Lykourezos. Pod jego skargą podpisały się setki mieszkańców Aten w tym znany kompozytor Mikis Theorodakis. Z inicjatywą powołania międzynarodowej komisji śledczej, a następnie Międzynarodowego Trybunału Zbrodni Wojennych wystąpił w St. Zjednoczonych Ramsey Clark, były prokurator generalny USA. Pierwsze przesłuchanie Komisji Śledczej odbyło się 3l lipca 1999 r. W prawie panuje od wieków święty zwyczaj traktowania określonego przestępstwa w sposób jednakowy. Jeśli więc traktujemy próbę wywalczenia przez dany naród autonomii lub suwerenności, a środki przyjęte dla realizacji tego celu przez jego przedstawicieli są podobne, prawo powinno jednakowo karać lub poczytywać takie działanie, jako zasługę.

Z. Słomkowski wskazał na przykład zakłamania i cynizmu rządów państw NATO, stosujących w swej praktyce zgoła inne podejście. Niżej zamieszczona notatka jego pióra pt.: „Dwie miary”:

- Wyobraźmy sobie, że rok temu władze serbskie pochwyciły szefa AWK – Hashima Thaci i postawiły go w szklanej klatce przed belgradzkim sądem… taka wizja nie jest bezzasadna w dniu, gdy przed sądem tureckim na karę śmierci skazany został Abdullah Ocalan… W obronie AWK – pod przywództwem H. Thaci – na Jugosławię spadły bomby i rakiety NATO. Niemal w tych samych dniach, przy pomocy niektórych zachodnich służb specjalnych, Abdullah Ocalan został pojmany w Kenii i przewieziony do tureckiego więzienia, a następnie skazany na śmierć. Nikt się nie oburzył!… Nie dziwmy się, że coraz więcej ludzi na świecie skłania się do opinii, że polityka to brudne zajęcie, a zakłamaniem i cynizmem jest odwoływanie się polityków do moralności, praw człowieka i praw mniejszości narodowych.

Nie tylko nasi, niestety nieliczni publicyści, zwracali uwagę na łamanie prawa przez tych, którzy jeszcze do niedawna byli dla nas wzorcem wszelkich cnót, jako odwrotności lub przeciwstawienia praktyk mających miejsce w tzw. „Imperium zła”. Mimo, że wzorzec ów w wielu segmentach uległ zniekształceniu, w wielu segmentach nadal funkcjonuje.

W ramach ZSRR nie do pomyślenia było ujawnienie prawdy o nieczystych działaniach władzy. Cywilizacja zachodnia wypracowała takie możliwości i chociaż ostatnio zainfekowana praktykami byłych działaczy i przywódców o bolszewickiej przeszłości, jednak w dziedzinie propagandy, w jej ujednoliconym przez globalistów chórze, możliwe są przebłyski prawdy. Oto, co pisał na tematy realizacji prawa w omawianej przez nas tematyce, londyński „The Times” (z 17/06/1999), w artykule pt. „Trybunał pełen anomalii”:

- Międzynarodowy Trybunał d/s zbrodni wojennych został stworzony, aby unicestwić kluczową, zapisaną w Karcie Narodów Zjednoczonych zasadę głoszącą, że w ramach swoich granic państwa są suwerenne.
- Pokój zawarty z Belgradem jest w świetle prawa międzynarodowego nieważny, ponieważ podpis Jugosławii uzyskano siłą.
- 25 & statutu Trybunału jest sprzeczny z jedną z najstarszych zasad prawa, że oskarżony nie może być sądzony dwa razy za to samo przestępstwo.
- Trybunał jest nielegalny, ponieważ Karta Narodów Zjednoczonych nie daje Radzie Bezpieczeństwa prawa powoływania instytucji mającej ponadnarodową władzę.
- Przekreślono zasadę, że nikt nie może być sędzią we własnej sprawie.
- Instytucja ta (Trybunał) nie ma ławy przysięgłych, brak też organu, do którego można się odwołać.
- Nie przestrzega się zasady, która odrzuca możliwość traktowania, jako dowodu pogłosek i niesprawdzonych zeznań. (Czyli pogłoski i niesprawdzone zeznania traktuje się, jako fakt).Nie szanuje się zasady, która przewiduje, że oskarżony, poprzez obrońców, powinien mieć prawo do konfrontacji ze światkami, a i do zadawania im pytań.
- Trybunał nadaje sobie również szczególne uprawnienia w zakresie jurysdykcji.
- Trybunal jest finansowany nie przez neutralne strony, lecz przez tych, którzy prowadzili lub popierali ataki na Jugosławię.

Autor artykułu stwierdza w podsumowaniu:

- To nie jest sprawiedliwość narzucona przez zwycięzców. To w ogóle nie jest sprawiedliwość.

Lewicowy publicysta B.Łagowski, którego nie można, sądząc z tekstu artykułu pt.: „Lanzmann o wojnie”, posądzić o sympatie dla Miloszewicia pisze, że:

- Postawienie go, jako zbrodniarza przed międzynarodowym trybunałem jest przejawem kryminalizacji polityki, czyli regresu do czasów barbarzyńskich, kiedy nie rozróżniano wroga od politycznemu przestępcy. Miloszewić zasługuje na najsurowszą karę, ale sprawą Serbów jest, czy zechcą mu ją wymierzyć. Nie zawinił on wobec Ameryki ani NATO, ani ONZ, a trybunały międzynarodowe staną się ważne dopiero wówczas, gdy potrafią sądzić także zwycięzców, w tym polityków amerykańskich.

„Trybunał do spraw sądzenia zbrodni w byłej Jugosławii” – już sama nazwa mówi, że jest to jakaś parodia sądu – pisze ów autor w innym miejscu:
- Okazuje się, że zemsta jest sprawiedliwa jeśli wymierzona jest w Serbów. Miloszewić, którzy przed wojną był dyktatorem, po wojnie okazał się wybrańcem ludu, więc sprawiedliwe jest by za taki wybór lud był ukarany. Dalsze wątpliwości, co do przestrzegania prawa budzi:

- Wyznaczenie nagrody 5 mln USD za pomoc w ujęciu Miloszewicia. Wszak to jest bezprzykładne nakłanianie przez prezydenta USA ludzi do przestępstwa. Oto, co na ten temat pisał Jakub Kopeć, ośmieszając wywody specjalisty z dziedziny prawa tygodnika „Polityka”. W artykule: „Święta powaga moralności międzynarodowej”. (Trybuna 5.08.1999) Pisze:

- Pani sekretarz stanu Madeleine Albright chyba podjęła decyzję o wyznaczeniu nagrody (5 mln USD za pomoc w ujęciu Miloszewicia) bez elementarnego zastanowienia się, gdyż w sposób oczywisty jest to zachęta do popełnienia przestępstwa. Jurysprudencja europejska przewiduje karalność osób, które nie brudząc sobie rąk krwawym czynem, do zbrodni jedynie innych popychają, płacąc ciężkimi pieniędzmi. Jest na to specjalny paragraf – sprawstwo kierownicze. Także w amerykańskim systemie prawnym nie można osądzić zbrodniarza, jeśli dowody jego zbrodni zdobyte zostały na drodze przestępstwa. Podobny charakter działań pozaprawnych miał zlecony przez Clintona cyber – sabotaż – polegający na zamrożeniu aktywów Miloszewicia, wykorzystaniu „Hakerów” do włamania się do bankowych systemów informatycznych i przelaniu (nielegalnie) aktywów Miloszewicia i jego rodziny na fundusz, z którego możnaby finansować jego opozycję w Jugosławii i oficerów jemu niechętnych. W ten sposób stwarza się niebezpieczny precedens w stosunkach międzynarodowych, który upowszechniony w skali międzynarodowej, grozi nieobliczalną destabilizacją gospodarek (patrz artykuł: – „Clinton zleca cyber – sabotaż” – tłumaczenie N. Wiślicz z Daily Telegraph). Powiada dalej:

- Nie będę współczuł byłemu komuniście, obecnie przywódcy Jugosławii, o ile w czasie trwania w Jugosławii systemu tzw. „sprawiedliwości społecznej” zaoszczędził miliony dolarów kosztem swoich współobywateli. Jeśli jednak głoszone obecnie istnienie „państwa prawa” nie jest tylko propagandową fikcją, to zabieranie bez wyroku sądu środków Miloszewiciowi, będących jego własnością, jest naruszeniem zasad obowiązujących w państwie prawa. Chyba, że społeczność międzynarodowa przyjmie prawa naturalne, jako nadrzędne w stosunku do praw stanowionych. Wówczas jednak wchodzimy w dziedzinę moralności, z której prawa te wypływają, czyli możliwości danej naszemu gatunkowi rozróżniania dobra od zła. W takim przypadku, korzystając z danej nam możliwości oceny, co dobre i sprawiedliwe a co złe i niesprawiedliwe zmuszeni bylibyśmy w ocenie przyjąć takie same kryteria. Jeśli więc państwa NATO doszły do wnisku, że czystki etniczne i okrucieństwo wobec mniejszości jest złem, które wymaga interwencji zbrojnej, wówczas nie można stosować wybiórczego działania podyktowanego własnymi korzyściami.

ASPEKT MORALNY Jeżeli NATO przyjęła na siebie, rolę rozsądzania sporów w społeczności międzynarodowej, powinna kierować się zasadą sprawiedliwości, przyjmując dla tych działań jednolite kryteria. Ich podstawą powinna być skala cierpień wywołana w poszczególnych regionach świata z uwzględnieniem w pierwszej kolejności problemów występujących w jego państwach członkowskich. Podchodząc w ten sposób do zagadnienia np. czystek etnicznych i ludobójstwa tubylczej ludności, zwłaszcza mniejszości narodowych zastanawia brak reakcji na tragedię wyrzuconych z domów nieomal 2,5 mln Palestyńczyków. Następnie, bezczynność NATO wobec okrucieństw armii tureckiej przy powtarzających się jej ofensywach przeciw milionom Kurdów żyjących w tym kraju i tragedii ich uchodźców. Jeśli jednak oświeceni globaliści uważają, że prześladowani na terenach poza ich państwami członkowskimi zasługują na militarną pomoc i gwoli sprawiedliwości postanowili objąć swym spojrzeniem cały świat, to nie kierując się przesądami rasowymi, problem Kosowa jawi się, jako mała wysepka w morzu nieszczęść. Oto w Angoli 1,2 mln ludzi zostało zmuszonych do opuszczenia domostw, a głód i choroby dziesiątkują uciekinierów, zwłaszcza dzieci. W Somalii ok. 700 tys. uciekinierów umiera z głodu i chorób (cholera). Jakoś nie widać interwencji ani NATO-wskich, ani amerykańskich, by udzielić pomocy tym ludom. Nadesłał p. Mieczysław

Talmud – najlepszy kodeks mafijny Stary Testament, czyli żydowska kronika plemienna, jest arcydziełem nienawiści, nietolerancji i okrucieństwa. W literaturze polskiej bladym odpowiednikiem tego są Krzyżacy czy Ogniem i Mieczem Sienkiewicza. Aż do II Soboru Watykańskiego obowiązywał w Kościele katolickim zakaz czytania Starego Testamentu w oryginale czy tłumaczeniach nieocenzurownych katolicko ze względu na jego niecenzuralność moralną. Można było czytać i nauczać tylko wersje ocenzurowane katolicko. Kiedyś natknąłem się na recenzję Biblii luterańskiej, której autor zarzuca tłumaczom upiększanie jej przez łagodzenie okrucieństw. Okrucieństwa Biblii nie można w żadnym wypadku porównywać z Ogniem i Mieczem, gdyż jest ona pod tym względem absolutnie bezkonkurencyjna – ale Żydzi mówią BIBLIA JEST WODĄ A TALMUD WINEM. Dawno zauważono, że wszystkie drukarskie edycje Talmudu mają luki, co tłumaczono ocenzurowaniem. Tylko, co setny Żyd widział Talmud a z tych co dziesiąty go czytał czy studiował. Żydzi mówią, że Cały Talmud zna tylko Bóg, który studiuje go codziennie. Bóg talmudyczny nie jest wszechmocny, gdyż ulega naciskowi swego dworu, który też zna się na Talmudzie. Pomimo że mądrości i prawdy Talmudu są święte, to każdy nakaz jest do obejścia – jeśli się zna dobrze Talmud. Niektórzy mówią nawet, że Talmud składa się z zakazów i sposobów ich obchodzenia. Rabini nauczają też: SYNU MÓJ, UWAŻAJ RACZEJ NA SŁOWA UCZONYCH W PIŚMIE, NIŻ NA SŁOWA TORY, co jest deklaracją pragmatyzmu. Pomimo, że Tora talmudyczna reguluje życie Żyda to w sytuacjach konfliktowych należy kierować się NIE prawem czy moralnością, ale wskazaniami kapłana – co najlepiej ilustruje opinia, że Talmud reguluje stosunki między Żydami a środowiskiem, w którym żyją. Talmud reguluje te stosunki w sensie oportunistycznym, nakazując Żydom wygrywania sprzeczności z gojami i pomiędzy gojami. Podstawowym nakazem jest eksponowanie prawa korzystnego dla Żyda i naciąganie go, co nazywa się teraz falandyzacją. U nas nazywano to kiedyś, gdy jezuici zmonopolizowali prawo spadkowe, moralnością jezuicką – ale dziś, gdybyśmy to nazwali moralnością żydowską, byłby to antysemityzm. Talmudyzm jest teologizmem, który moglibyśmy nazwać Trzymaniem Boga za nogi. Już Kabała była ważniejsza od Boga, a tym bardziej Talmud. Kabała jest, bowiem pochodną Talmudu, jako jego kodowanie. Każdą sprawę – zwłaszcza korupcyjną – można rozpisać nomenklaturowo, od czego są zawodowi kabaliści. Gdy Żyd mówi: Nie będę spał pod tym drzewem, bo na każdym liściu jest diabeł – to znaczy, że drzewo jest własnością kogoś, z kim nie chce mieć nic wspólnego. Kabała jest, bowiem jak szarańcza obżerająca liście, po której drzewo (państwo) obumiera. Talmud był tak tajny, że jego pełna wersja mogła być czytana i nauczana tylko tam, gdzie Żydzi mieli pełnię władzy politycznej i wojskowej. Ta technologia władzy była oczywiście klanowa – w najgorszym tego słowa znaczeniu, bo z ojca na syna. Żydzi wyraźnie mówili, że Mojżesz nie wszystko zapisał, gdyż niektóre rzeczy były tak tajne, że musiały być przekazywane i nauczane tylko ustnie – aby nie dostały się do świadomości niepowołanych. Z tego wynika, że żydowska wiedza tajemna istniała już za Mojżesza i była przez niego redagowana. Do Mojżesza Żydzi mieli mieć tylko tradycję ustną. Wobec tego tam, gdzie Żydzi nie mają monopolu władzy, CAŁY Talmud jest egzekwowany przez zawodowych talmudystów, którzy znają go na pamięć.

Teolodzy chrześcijańscy uważają Mojżesza za twórcę żydowskiego prawa wojennego, opartego na lichwie: Jeśli chcesz kogoś zniszczyć TO NAJPIERW POŻYCZAJ MU PIENIĄDZE. Lichwa była podstawą prawną cywilizacji antycznej a lichwa żydowska była najostrzejsza. Mojżesz zabronił Żydom lichwy wobec współplemieńców, ale zezwolił na nią wobec obcych. Tak jak lichwa żydowska była najostrzejsza tak prawo żydowskie było najokrutniejsze – zwłaszcza wobec obcych. Jak zauważył Volter to ŻADEN NARÓD NIE BYŁ TAK ZŁOŚLIWY W TRIUMFIE I TAK PODŁY W KLĘSCE. Istnieją dwa Talmudy: Jerozolimski i Babiloński. Tu warto zwrócić uwagę, że Babilon został zniszczony w II wojnie żydowskiej za Trajana. Składa się on z 12 tomów i jest uważany za “plugawy”. Talmud Jerozolimski ma tylko 4 tomy, ale został spisany już za Machabeuszy. Pomimo, że jest znacznie bardziej oględny w słowach od Babilońskiego to też nie brakuje w nim obelg wobec innowierców a zwłaszcza chrześcijan. W czasach Abbasydów talmudyści byli prześladowani i mordowani, jako wysłannicy STARCA Z GÓR.

"Chrzęśćijanin" G.W. Bush z z Talmudem pod pachą Jeśli jednak Talmud był aż tak tajny, a Żydzi mistrzami konspiracji, to w jaki sposób został ujawniony? Średniowieczne Palenie Talmudu nic wspólnego z Talmudem mieć nie miało, bo Talmudem nazywano niezrozumiałe pisma żydowskie – a chodziło głównie o niszczenie skryptów dłużnych. Otóż pisząc recenzję do książki “Żydzi w dziejach Polski” Wysockiego doszedłem do wniosku, że obecnie znany Talmud został zdobyty podczas rokoszu Lubomirskiego w r. 1666, gdy podczas bitwy pod Mątwami (Inowrocław) komandosi Lubomirskiego zajeli zamek królewski w Warszawie, spodziewając się tam znaleźć jakieś materiały kompromitujące króla i królową. Wzieli do niewoli kilkudziesęciu jezuitów – którzy zostali z pewnością usmażeni na wolnym ogniu – ale w archiwum królewskim mógł też być Talmud jezuicki, który Lubomirscy powinni przetłumaczyć, i również w wersji oryginalnej podarować Augustowi Mocnemu i Piotrowi Wielkiemu. Tradycja mówi, że hrabina Cosel studiowała Talmud – ale wg mnie było to tłumaczenie go na niemiecki, i był to chyba ten sam Talmud na który wybrzydzał się Goethe. – Kant, Volter, Goethe i Staszic korzystaliby, więc z Talmudu jezuickiego. Już wówczas zauważono, że Talmud jest tak doskonałym kodeksem mafijnym, że każdy dobry złodziej, któremu się powiodło, żydokratą być musi. Talmud mówi DZIEL SIĘ KRADZIONYM – ze wszystkimi, którzy o tym wiedzą – co jest właśnie podstawą korupcji i zorganizowanej przestępczości, nazywanej dintojrą czyli Sądem Rabinackim. Rozbicie tuż przed II wojną światową przez policję dintojry łódzkiej daje nam pojęcie o tym syndykacie zbrodni. Zgromadzenie najlepszych złodzieii łódzkich, którzy działali na terenie całej Polski zachodniej, nadzorował zakulisowo triumwirat szacownych geszefciarzy łódzkich, którzy byli wszyscy – jakby przez przypadek – żydowskiego pochodzenia, choć do tego już raczej nie przyznawali się. Ci zaś – ale tego już można się tylko domyślać – podlegali rabinowi, który miał całkiem niezależną do nich strukturę wywiadowczą, która mokrą i trefną robotą rąk sobie nie brudziła. Te zasady zostały wypracowane już w Starożytnym Rzymie, gdzie protektorzy dintojry – do rozpruwania kas nieżydowskich – byli też patrycjuszami żydowskiego pochodzenia, o których rodowodzie już nie pamiętano. W czasie mordowania Polaków na Ukrainie rzeczą powszechną było rabowanie przez rezunów dokumentów swych ofiar, na podstawie, których wyjeżdzali oni potem do Polski, jako “cudownie ocaleni”, gdzie prowadzili działalność denuncjatorską czy bandycką, już dla UB. Historycznie to po raz pierwszy instytucjonalny sojusz elity społecznej z bandytyzmem ukonstytuował się w starożytnym Rzymie, właśnie w postaci dintojry. Pisał o tym Henryk Sienkiewicz w I wersji Quo Vadisa, którą pozwolił ocenzurować za milion rubli i nagrodę Nobla. Kierowana prawdopodobnie przez herodianów dintojra rzymska została odkryta za Kaliguli. Neron zignorował to, ale nie jego kanclerz Burus, który został z tego powodu zamordowany. Śledztwo ujawniło morderców i ich mocodawców, ale tuż przed aresztowaniami Rzym stanął w ogniu. Zanim Neron powrócił do Rzymu to jego matka i faworyta Poppea – obie żydofilki jak Neron – zafałszowały śledztwo a Żydzi dostarczyli dowodów, że podpalaczami Rzymu byli chrześcijanie, co spowodowało właśnie okrutne prześladowania chrześcijan. W r. 65 odkryto jednak spisek Pizona, który polegał na tajnym wykupywaniu posesji pogorzelców na depozyty w bankach żydowskich. Ponieważ Neron uznał te grunty za państwowe i kazał architektom kreślić plany Wspaniałego Rzymu, więc stracił Lewą Nogę, czyli plebs rzymski. Rozwścieczony tym wezwał swą ulubioną Poppeę i skopał ją na śmierć. Potem kazał przesłuchać policyjnie swoją matkę, a gdy ta odmówiła to kazał ją zamordować. Tak skończyły dwie największe żydofilki rzymskie a Neron przestał być żydofilem. Neronowi pozostała jeszcze Prawa Noga, czyli armia, ale Żydzi dobrali się do niej przez prostytutki. W Judei wybuchła I wojna żydowska, która była bardzo groźna dla Rzymu, gdyż Żydzi wygrywali niezadowolenie antyrzymskie na całym Wschodzie. Tacyt zapisał: “Wschód się buntuje a Judea zamierza zdobyć władzę nad światem”, co świadczy, że już zdawano sobie sprawę, co się kryje za tą rewolucją antyrzymską. Neron wysłał do Judei doskonałego finansistę, Wespazjana, który jednak dogadał się z Żydami aleksandryjskimi. Gdy syn Wespazjana Tytus oblegał kilkusettysięczną, otoczoną 3 pierścieniami potężnych murów obronnych Jerozolimę, to Wespazjan dobił targu z bankierami żydowskimi. W Rzymie wybuchł bunt gwardii pretoriańskiej, a ponieważ plebs nie chwycił za broń w obronie Swojego Cezara to został on zamordowany. Gwardię cesarską obiecał spłacić Wespazjan, który w ten sposób został cesarzem – czyli za pieniądze z Aleksandrii. Wespazjan uznał oczywiście żydowską hipotekę Rzymu, który w ten sposób stał się miastem HIPOTECZNIE żydowskim. Poszło na to ukryte przez Mojżesza na Synaju Złoto Egiptu, którym kierowały banki aleksandryjskie. Żydzi uważali się już w Egipcie za właścicieli złota Całego Świata – jak Masajowie z Tanganiki za właścicieli Wszystkiego Bydła. Biblijny Józef, wezyr hyksoskiego Egiptu, odebrał Egipcjanom złoto, uznając je za Własność Królewską, którym administrowali Żydzi. Wkrótce potem odcięto tamą w Suezie Wielkie Jezioro Gorzkie, które wyschło – wobec czego cięto taflę soli na bałwany, które ładowano na statki transportujące je do Afryki Wschodniej. Afrykę miał zaś ten, kto miał sól, jak mówili Portugalczycy, i w ten sposób w skarbcu sueskim nagromadziło się tego złota bardzo dużo – ale gdy Hyksosi upominali się o nie to Żydzi porozumieli się z Egipcjanami i wygnali społem Hyksosów na zbitą morde. Egipcjanie również nie chcieli uznać żydowskiego monopolu złota, więc Mojżesz postanowił go wywieźć, ale armia egipska pilnowała go. Gdy setki wozów ze złotem wjechało na taflę Jeziora Gorzkiego to rydwany egipskie rzuciły się w pogoń, ale wówczas Żydzi otworzyli tamę w Suezie, przez którą wdarło się Morze Czerwone, że tylko wozy ze złotem zdążyły uciec do brzegu. To złoto poszło potem na “wykupienie Rzymu”. Widziałem na wystawie książkę ZŁOTO MOJŻESZA Howarda Bluma, ale nie wiem, czy jest to rozwinięcie tej mej interpretacji egiptologicznej czy kontrowanie mnie? Gdy Tytus zdobył Świątynię Salomona, skąd był doskonały widok i ostrzał miasta, to powstańcy skapitulowali. Świątynia została wprawdzie skonfiskowana na światynię Marsa, ale miasto ocalało. Zostało zburzone dopiero w III wojnie żydowskiej za Hadriana, a na jego gruzach wybudowano rzymską Capitolinę, która przetrwała do dziś. Po przekupieniu Sienkiewicza ta technologia władzy mafijnej została podjęta przez innego pisarza słowiańskiego. W r. 1909 młody Rosjanin napisał powieść fantastyczną o zmowie rosyjskich bandytów z Żydami, i wygraniu klęski nieurodzaju do zdobycia władzy państwowej – co mogło być zainspirowane I wersją Quo Vadisa. Druga część tej fantazji mówi, że Żydzi tworzą na miejscu Rosji państwo terroru, które już Rosją nie jest. Powiało grozą – wobec czego masoni petersburscy próbowali przekupić autora, obiecując mu nagrodę Nobla i sławę większą od tołstojowskiej. Gdy jednak ten stanowczo odmówił to zaczeły się spekulacje: “Chora wyobraźnia czy prostytuta?” Cała prasa rosyjska okrzyczała go Prostytutą, szkalującą Żydów rosyjskich za podejrzane pieniądze. Po kilku latach odnaleziono jednak w okopach nieudałego pisarza, który był prorokiem. Ta sprawa jest tu istotna, gdyż Protokoły Mędrców Syjonu, które są aktualizacją Talmudu mówią, że NAJWAŻNIEJSZE JEST ZŁOTO, bo daje władzę nad kobietami. Potem jest PRASA, gdyż daje władzę nad tłumem. Na trzecim miejscu jest HANDEL: alkoholem, tłuszczami i chlebem. Gdy się to ma to ma się państwo. Kazus złota ilustruje Rzym a prasy właśnie owa Prostytuta rosyjska. Hindusi mówią, że 25 procent winy spada na króla – wobec czego car Mikołaj byłby większym zbrodniarzem od Nerona, który walczył i padł w walce. O tej talmudycznej technologii władzy najlepiej świadczy poufne pismo Trockiego do przewodniczących sekcji Międzynarodowej Ligi Izraelskiej, które ochotnicy polscy w Estonii znaleźli przy dowódcy IX pułku Czerwonej Gwardii w nocy z 8 na 9 XI 1919. Czytamy tam: “Rosjanie już zostali pozbawieni złota i ziemi, spadając do roli pospolitych niewolników.” Za niepublikowanie tego pisma po niemiecku czy angielsku Lenin uznał niepodległość Estonii. Mamy, więc tu to, co w Starożytnym Egipcie: Złoto dla króla i hipoteka gruntowa – żeby można było usunąć każdego niewygodnego. W Rosji hipoteka nie była już nawet potrzebna, gdyż byli komisarze polityczni z naganami. W Rosji chodziło jeszcze o rządzenie głodem – przez niedostatek żywności a nie tylko dezorganizację handlu, który oskarżano o kilometrowe kolejki i karano za to. Uprzednio wycofali się z handlu Źydzi, gdyż byli potrzebni na komisarzy politycznych. Sprawa złota jest tak ciekawa, że warto jej się przyjrzeć bliżej pod kątem teologii talmudycznej: Jest problem teologiczny: CZY ŻYDÓWKA JEST ŻYDEM i czy Żydówka jest Człowiekiem? W świetle Talmudu Żydówka ma prawo do noszenia złota, ale nie może dysponowania nim. Talmud stawia sprawę wyraźnie, że złoto przynależy Żydom, a dzieląc ludzkość na Żydów, gojów i kobiety wyklucza z tej funkcji Żydówki. Każdy Źyd rodzi się z kobiety – nie Żydówki, ale kobiety – gdyż Adam i Ewa po zejściu się już córek nie mieli, toteż Żydzi muszą się rodzić z ich żeńskiego potomstwa z diabłami, gdy prarodzice po wygnaniu z Raju wszeteczyli z różnym plugastwem, czego owocem mają być właśnie nie-żydzi i kobiety.

Kobiety dzielą się jeszcze na żydówki i gojki. Talmudyczny Żyd może mieć tylko jedną żydówkę a gojek ile chce. Żydówka jest zobowiązana do rajfurzenia mu. W świetle Talmudu nie jest to jednak rajfurzenie, gdyż gojki powinne rodzić masonów a nie diabelskie nasienie. Żyd ma prawo zaprzęgać gojki do wozu i bić je batem, czego z żydówką, która urodziła mu syna, robić nie wolno. Również goja nie wolno mu zaprzęgać do wozu. Talmud mówi ROBOTNIKA UCISKAŁ NIE BĘDZIESZ – Chyba, że jest on obcy. Ponieważ GOJ kojarzy się z GOJMEM, czyli bydłem, więc ciekawe jest, dlaczego to takiego rosyjskiego czy polskiego robola nie wolno Żydowi zaprzęgać do wozu, jak gojki? Otóż, dlatego, że to się nie opłaca. Gojka nie zabije Żyda, bo jest BEZROZUMNA – jak każda kobieta – gdy zaś taki zaprzężony do wozu goj mógłby np. złapać kamień i uderzyć Żyda w czoło. – Ta genialna teoria władzy nie jest tylko retoryką, bo argumentem eksterminacji przez Popielidów Awarów było oskarżenie, że zaprzęgali oni Słowianki do wozów, a w Rosji były rzeczy jeszcze gorsze.Prawie codziennie słyszy się w telewizji czy prasie lżeństwa na WANDALÓW, co jest kulturą katolicką. Lżeństwa te upowszechnili masoni i kościół katolicki w XVIII w, aby pogrążyć polską historiografię wandalską i BABSKI MONOPOL ZŁOTA, jako antytezę akceptowanego przez kościół katolicki Monopol Złota Narodu Wybranego. W tych lżeństwach przejawia się nienawiść do Apolina, którego sługa Leszek Złotnik zawarł konwencję małżeńską z Sarmatami, uznając Babski Monopol Złota – co jest uważane nawet za zamach na Mojżesza jako Największego Masona. Mojżesz był synem księżniczki egipskiej Nefretete, pasierbem faraona Echnatona, toteż został kapłanem egipskim studiującym epidemiologię. Ta teologia talmudyczna miała dalekosiężne skutki. Jeśli bowiem złoto prawem boskim przynależy Żydom, to Żydzi mają BOSKIE PRAWO do odzyskiwania go – co robili również przy pomocy dintojry, która rozpruwała kasy gojowskie. W ten sposób eliminowano również konkurencję finansową, najpierw grecką. Złoto jest zaś najlepszym środkiem konspiracji, zwłaszcza z kobietami, które są najlepszymi szpiegami – co było najważniejsze kiedyś przy rozpruwaniu kas a obecnie przy malwersowaniu funduszy publicznych. Wg Sienkiewicza to Rzymianki były praczkami brudnego złota, dostarczanego im przez łykaczy złota – wobec czego policja była bezradna. Rzymianki te rodziły w dodatku masonów, czyli “ludzi”, jeśli były płci męskiej. Dopiero Fryderyk Wielki wprowadził traktowanie podejrzanych środkami przeczyszczającymi, ale dziś takie środki – w dobie pieniądza elektronicznego – nie są potrzebne. Gdy Szwajcarzy zapytali Voltera, jak ustrzec się rabowania banków, to zaproponował wpis do konstytucji, że JEŚLI W SZWAJCARII ZOSTANIE OBRABOWANY CZY ZMALWERSOWANY, CHOĆ JEDEN BANK, TO ŻYDZI ZOSTANĄ ZE SZWAJCARII WYGNANI. Szwajcarzy potraktowali to poważnie, i teraz chlubią się, że w ich kraju żaden bank nie został obrabowany czy zmalwersowany. Gdyby, bowiem Żydów ze Szwajcarii wygnano to bogactwa Szwajcarii zostałyby BEZPAŃSKIE, co byłoby obrazą Boga talmudycznego. Ponieważ MIENIE GOJA JEST jakby BEZPAŃSKIE, więc każdy bogaty goj musi mieć swego żydowskiego protektora, oczekującego na spadek. Jak można sądzić to ten “zawodowy spadkobierca” powinien się zajmować głównie “gojowskimi” spadkobiercami bogatego goja – jak w komedii angielskiej. Nie jest to jednak takie śmieszne, jeśli zważymy przypadki, gdy 7 prawowitych spadkobierców umarło a faktycznym został mason. Są na to dowody, że potrafiono to egzekwować nawet środkami administracyjnymi. Przed wojną Żyd kupił W KAHALE chrześcijański bank za 150 złotych, który wkrótce zbankrutował i został przejęty przez tego Żyda. Talmud mówi: BÓG DAŁ ŻYDOM WŁADZĘ NAD MAJĄTKIEM I KRWIĄ tj. kobietami WSZYSTKICH NARODÓW. Talmud mówi też: ŻYD NIE KRADNIE A tylko BIERZE, CO JEGO. Nie to, co mu potrzeba, ale CO JEGO. Technologia tej władzy daje wskazania do realizacji tego. W pierwszym rzędzie należy wygrywać sprzeczności pomiędzy gojami – wchodzić w układy, jako siła trzecia, popierać głupszego lub słabszego i konspirować. Po nabyciu praw ustawiać swego gojowskiego wspólnika do bicia przez drugiego Żyda lub jego agenta. W sądach przysięga Żyda nie jest ważna, a nawet, jeśli została złożona w majestacie religii mojżeszowej to istnieje sto sposobów na unieważnienie jej. Dlatego były żądania, aby nie przyjmować od Żydów przysięgi sądowej. Jest opinia, że loża masońska jest legalną dintojrą tj. Sądem Rabinackim. Każda loża masońska należy do jakiejś synagogi, ale rozpruwanie kas nie gra już tej roli, co niegdyś, gdyż został urzeczywistniony Żydowski Monopol Złota. OWCE MUSZĄ BYĆ jednak CIĄGLE STRZYŻONE, toteż loża masońska jest świątynią i dintojrą korupcji. W obecnej Polsce loże mają np. monopol na władzę “samorządową”, gdyż, kto nie należy do loży masońskiej to nie ma szans w wyborach. W II poł. XIX wieku odkryto u francuskiego ministra Wojny masoński “klucz” do awansowania oficerów. Oficjalną ideologią masońską był zawsze libertynizm i cynizm moralny. Masoni stopniują jednak swych członków stosownie do ich kondycji moralnej. Istnieje np. zakaz wciągania praktykujących katolików, czy nadwrażliwych w praktyki satanistyczne czy oficjalne szyderstwa. Loże nie zajmują się, więc bandycką robotą, ale kapitałem korupcyjnym i politycznym. Praniem brudnych pieniędzy nie zajmują się już Rzymianki, ale banki żydowskie, toteż banki te stoją pomiędzy dintojrami a lożami, transformując kapitał kryminalny do gospodarki i polityki – jako mafijny i korupcyjny – co półlegalnie praktykowano w plutokratycznych USA. Franklin Roosevelt zlikwidował prohibicję i ukrócił korupcję, gdy nie było to już Żydom potrzebne. Teraz liberałowie uczą Polaków tego kapitału mafijnego: TRZEBA UKRAŚĆ MILION DOLARÓW ŻEBY BYĆ UCZCIWYM. Już jednak w XVIII w. stwierdzono, że każdy dobry złodziej żydokratą być musi. Ta struktura władzy została opisana w Protokołach Mędrców Syjonu. Protokoły te zostały ujawnione przez rosyjską Ochrane, która była najlepszą i najbogatszą policją polityczną. Zarzucanie Protokołom apokryficzności jest propagandą. Ktoś zauważył, że 95 procent czytelników Protokołów to młodzież żydowska, która uczy się na tym polityki. Ja tych protokołów przeczytać nigdy nie mogłem, gdyż są one dla mnie “niestrawne”. Rosjanin, z którym mieszkałem w jednym pokoju nad pięknym Nekerem mówił, że miał w rękach masońską teczkę Lenina – sporządzoną przez Ochranę. Wszystkie dokumenty masońskie dotyczące Lenina, były na bieżąco przekazywane wywiadowi rosyjskiemu, gdyż to się Żydom opłacało. Ochrana wiedziała nawet to, że bankier Lenina, Israel, wydał na tego “bankruta politycznego” 83 miliony dolarów USA, co było naówczas sumą olbrzymią. Srul ten nie był jednak taki głupi, bo Wołodia poprawił się. Ta masońska teczka Lenina odegrała istotną rolę w historii ZSRS, o czym będzie mowa w rozdziale Synowie Szatana. W połowie lat trzydziestych miał miejsce tzw. proces berneński o autorstwo Protokołów Mędrców Syjonu, które miały być spisane podczas kongresu syjonistycznego w Bazylei w r. 1897. Bohaterem procesu został pośmiertnie Włodzimierz Lenin, ale proces trzeba było przerwać z powodu wzrastającej w nim roli Adolfa Hitlera, co groziło nieobliczalnymi skutkami politycznymi. Marksizm jest formułą sojuszu klasy robotniczej z żydostwem, gdyż każdy robotnik wie, że Talmud mówi: ROBOTNIKA UCISKAĆ NIE BĘDZIESZ. Robotnik ten nie wie tylko, że tenże Talmud dodaje zaraz półgębkiem “chyba, że jest on obcy” – bo na każde przykazanie talmudyczne jest zaprzeczenie “pragmatyczne”. Lenin przyjechał do Piotrogrodu ze Szwajcarii po rewolucji lutowej, która obaliła carat, na który to cel minister Skarbu Rzeszy Niemieckiej wyasygnował 40 milionów marek W ZŁOCIE – które poszły głównie na przekupienie ministrów Kiereńskiego. Ministrowie ci nie przyjmowali oczywiście łapówek w markach tylko dolarach – tak jak Lenin. Pociąg był zaplombowany, gdyż poza wagonem ze sztabem Lenina wiózł też sto milionów rubli papierowych i 8 milionów rubli z Deutsches Reich Golden Metall. Pieniądze te wybiła żydowska mennica w Konstancy – czyli że była to również największa afera fałszerska – conajmniej na miarę franków Pitta Młodszego, które obaliły Robespiera. Dla zabezpieczenia transakcji Trocki przywiózł z USA 5 tysięcy rewolwerowców – żeby każdy skarżący się na fałszywe ruble dostał kulkę w łeb. Odezwa Lenina do Narodów Rosji była największą poezją: POKÓJ LUDOM, WŁADZA RADOM, ZIEMIA CHŁOPOM, CHLEB GŁODNYM a zawooody raaboooczim… To wzieło wszystko, ale 2 lata później – jak napisał Trocki do Ligi Izraelskiej – to złoto i ziemia Rosji były już we władaniu Żydów, a chłopów rosyjskich grabiono i rozstrzeliwano “za głód”. W Egipcie Egipcjanie podnieśli się dzięki świątyniom, toteż w Rosji należało zaraz rozprawić się z patriotycznym klerem a ciemnogród uzależnić, żeby judeizacja Rosji przebiegała szybko. Ten sojusz głodnej rosyjskiej klasy robotniczej z żydostwem, pod sztandarem marksizmu, dał Żydom talmudycznym monopol władzy w olbrzymim i bogatym państwie, co postanowili oni od razu wygrać kapitałowo i politycznie na całym świecie – właśnie pod sztandarem marksizmu, jako sojuszu klasy robotniczej z żydostwem. Ten kierowany przez Żyda robotnik został jednak wkrótce niewolnikiem – tak jak chłop. Szczególnym osiągnięciem rewolucji bolszewickiej było prawo anty-antysemickie, które okazało się najbardziej rasistowską jurysdykcją w historii. Za kawał o Żydach dostawało się 3 lata ciężkich robót, które przetrzymywali najsilniejsi. Jest powiedzenie, że kanał wołgodoński wybudowali ANEGDOTCZYKI. Dziś jednak pamięta się o Ustawach Norymberskich a nie o milionach ofiar rasizmu leninowskiego. Ponieważ tego prawa Leninowskiego nie udało się w Polsce wprowadzić, więc Jakub Berman zalecał egzekwowanie go – w przypadkach mniej istotnych – przez bojówki PPR-u, pod zarzutem FASZYZMU. Berman wyraźnie powiedział, że ANTYSEMITYZM JEST GŁÓWNĄ ZBRODNIĄ POLITYCZNĄ. Ciekawe, więc, że Hitler zaczynał karierę polityczną, jako zastępca komisarza komunistycznego Czerwonego Pułku Monachijskiego, który Róża Luksemburg stawiała za wzór. Religia żydowska jest najbardziej rasistowska, ale rasizm żydowski jest przeciwieństwem egipskiego, gdyż polega na “mieszaniu krwi”, którą uważa za “bydlęcą”, gdyż żadnej krwi żydowskiej NIE MA a tylko sperma. Żyd rodzi się, więc z bydlęcia a ochodną tego jest degradacja kobiety do HUMUSU dla NASIENIA ŻYDOWSKIEGO. Protokoły Mędrców Syjonu są talmudyczną wykładnią teorii państwa. PMS stwierdzają jasno, że państwo narodowe ma napięcia wewnętrzne, co należy wygrać dla unicestwienia go, oskarżając go o wszelkie niedomogi społeczne – powodowane często przez masoński kapitał korupcyjny. PAŃSTWO OBYWATELSKIE MUSI ZNIKNĄĆ RAZ NA ZAWSZE. W tym celu należy zwalczać instytucje i jednostki państwa obywatelskiego, zastępując je instytucjami masońskimi. Szczególnie ważne są instytucje siłowe. W Wykł. III, # 8, pt. ARMIA ŻYDOWSKO-MASOŃSKA czytamy: “Staniemy się niejako oswobodzicielami robotników spod tego jarzma, kiedy zaproponujemy im wstąpienie do szeregów armi naszej, czyli do socjalistów, anarchistów i komunistów, których stale popieramy, rzekomo na zasadzie prawa braterskiego, które rozumiemy, jako światowe braterstwo naszego masoństwa społecznego.” Jak to pięknie powiedziane, NASZEGO ŚWIATOWEGO MASOŃSTWA SPOŁECZNEGO. 20 lat później powstała na tej zasadzie Armia Czerwona, której entuzjaści śpiewali: NIE STRASZNY NAM POZNAŃSKI SIEW, POMÓWIEŃ I NIENAWIŚCI… Tu jednak żydomasoni przeliczyli się nieco, bo armia ta unarodowiła się w czasie Wojny Ojczyźnianej, bo Żydzi woleli atakować Rosjanki. Podstawowym nakazem talmudycznym jest szczucie żyjących z pracy rąk na władzę, stając po stronie pokrzywdzonych. Wini się tu państwo, jako “aparat przemocy”, wskazując na aparat biurokratyczny – ale zatajając, że to Żydzi są największym wrogiem administracji samorządowej, korumpując ją, tak jak biurokrację. Z powodu tej korupcji obywatel nie może być udziałowcem państwa, gdyż masońskie państwo kradnie jego podatki i nie rozlicza się z nich. Loże masońskie są, więc antytezą państwa obywatelskiego – czego najlepszym przykładem jest obecna Polska. Protokoły Mędrców Syjonu mówią wyraźnie, że należy popierać kapitał spekulacyjny i pasożytniczy. Popierać monopole, torpedować i niszczyć wszelką inicjatywę obywatelską – pilnować i neutralizować jednostki z inicjatywą, tworzyć wokół nich atmosferę niemożności. W znalezionych w archiwum Bieruta ściśle tajnych 45 zasadach Niszczenia Polski, jest mowa mn. o wynalazczości – którą należy kontrolować. W punkcie 23 czytamy: W PRZYPADKU GŁOŚNYCH ODKRYĆ SPOWODOWAĆ ICH SPRZEDANIE ZA GRANICĘ. NIE DOPUSZCZAĆ DO PUBLIKACJI ZAWIERAJĄCYCH WARTOŚCI OPISÓW WYNALAZCZYCH. Jest to przykład walki z inteligencją narodową – czego najlepszą ilustracją jest Prostytuta. Tych zaś, którzy nie dają się przekupić, należy szczuć kierowanymi masońską propagandą chamami. Owe 45 zasad niszczenia Polski są dowodem, że w r. 1945 Polska została potraktowana, jako łup. Ponieważ Polacy wyszli jakoś z tego talmudycznego piekła więc opracowano Plan Rzymski – ale już bez Rzymianek jako praczek brudnego złota. Plan Rzymski jest oparty na sojuszu i współdziałaniu niemiecko-żydowskim i grze na nienawiści Polaków z Rosjanami. Mamy tu, więc sekwencje, jak kapitał kryminalny został przetworzony w mafijno-monopolistyczny, ten w polityczny a polityczny w globalny – gdy już rabuje się państwa i skazuje na zagładę narody, jakoby uciskane przez te państwa. Dla małych i biednych państwo jest jednak jedyną nadzieją i szansą, gdyż MIĘDZYNARÓD mafijny, jak nazwał to zjawisko Henry Ford, traktuje gojów jak GOJMY, czyli trzodę. Ideolog pruski i bohater wojny z Napoleonem Fichte nauczał: W EUROPIE WCIĄŻ ROŚNIE W SIŁĘ JEDNO PAŃSTWO, KTÓRE NAZYWA SIĘ ŻYDOSTWEM. JĘŚLI PRUSY ZGINĄ NIEMCY ZOSTANĄ NIEWOLNIKAMI – co jest najlepszą formułą Unii Europejskiej. Jeśli BOWIEM państwa narodowe upadną to PAŃSTWEM ŚWIATOWYM pozostanie mafia żydowska, czyli ŚWIATOWE BRATERSTWO MASOŃSKIE. W tym Planie Rzymskim nie powiedziano tylko, co Żydzi i Niemcy mają zamiar zrobić z Rzymem? Żydzi demontują państwo narodowe, jako najbliższe obywatelskiemu – co dało kiedyś Żydom prawa europejskie. W Polsce, gdzie policją polityczną jest Mossad, jak jeszcze niedawno NKWD i KGB, nawet z tym się nie kryją. Chodzi im o zastąpienie państwa narodowego tworem unifikowanym siłowo, aby mogli wygrywać konflikty, które często sami powodowali. Takim tworem był ZSRS a obecnie – już przy zastosowaniu całkiem innych środków – Unia Europejska. Ma to być twór żydokratyczny i masoński, coś na wzór Świętego Cesarstwa Rzymskiego Narodu Niemieckiego, którego podstawą był kodeks Świętego Jakuba, zabraniający chrześcijanom pożyczania pieniędzy na procent, co oddawało finanse Żydom. Gdy Niemcy, dzięki Lutrowi, zaczeli się uwalniać od żydowskiego monopolu finansowego, to powołano Prusy, których właściwością był polityczny niebyt pozamasoński. Tego rodzaju BYTEM MASOŃSKIM ma być właśnie Unia Europejska w Europie Zachodniej i Środkowej. Kobieta, która wg Talmudu nie może być dysponentem złota – ale ma być wabiona nim – ma w systemie UE ważną rolę elektoralną. Jako zwierze BEZROZUMNE jest podatne bardziej od goja, czyli zwierza czasemrozumnego, na propagandę i ma wybierać prezydenta W TELEWIZJI. Telewizja, bowiem teraz rządzi kobietami bardziej niż złoto – czyli że gradacja talmudyczna: złoto, prasa …, jest już trochę nieaktualna. Również głód przestał być takim narzędziem władzy jak dawniej. Protokoły Mędrców Syjonu mówią o losie wszystkich, gdy Żydzi POSIĄDĄ ZIEMIĘ, tj. zdobędą taki monopol siły jak w Rosji Sowieckiej. Talmud nie mówi jednak, jaki będzie los zwierząt Bezrozumnych. Biorąc jednak pod uwagę rasizm płciowy Talmudu, który wręcz domaga się, żeby Żyd rodził Żyda, to można domyślać się, że w tej termitierze czeka je reżim haremowy. Talmud mówi, że KOBIETA może być kopulowana, gdy ma 3 lata a Żyd może też kopulować córki, ale dopiero od lat 12. Istnieją jeszcze rytualne orgie kopulantów żydowskich z gojowskimi dziewicami, czasami z sadystycznymi mordami seksualnymi, dla zastraszenia. To wyjaśnia dyskutowane po tysiąćkroć przykazanie talmudyczne: WPROWADZAM WIECZNĄ WROGOŚĆ MIĘDZY POKOLENIE TWOJE A KOBIETY: ONA ZMIAŻDZY CI GŁOWĘ A TY JEJ PIĘTĘ. Znaczy to bowiem tyle, że gdy Żyd POSIĄDZIE Całe Złoto – właśnie dzięki Kobietom – to już nie będzie musiał myśleć bo będzie mądry jak Pies Gubernatora, i będzie TYLKO kopulował. Kobiety zaś zostaną zamknięte w haremach, czyli ograniczone w ruchu, symbolem, czego jest właśnie PIĘTA. Mordy talmudyczne mają charakter zawierania BRATERSTWA ZBRODNI. Adwokaci, którzy bronili takich zbrodniarzy zwracali zwykle uwagę na niski poziom umysłowy i OTUMANIENIE. Wspominany Prostytuta opisał jednak w wydanej w Belgradzie książce Synowie Szatana mord rytualny w loży masońskiej pod Paryżem w r. 1923. Nie był to, więc żaden ciemnogród, gdyż byli to ci, którzy chcieli rządzić światem według zasad Mędrców Syjonu. Po konspiracyjnym wydaniu w Belgradzie Synów Szatana, Prostytuta został wezwany przez policję francuską dla potwierdzenia, że jest to literatura piękna. Ponieważ odmówił, więc powiedziano mu, że to jest mistyka – a gdy ponownie zaprzeczył to zwrócono mu uwagę na skutki prawne tegoż we Francji, gdyż pisze o PLUTOKRATACH, czyli związku kapitału z władzą. Prostytuta odpowiedział, że wszystko jest prawdziwe w tym opisie, co do joty, ale udowodni to dopiero, gdy otrzyma akt oskarżenia – ale policja francuska wolała nie ryzykować odkrywania kart. Z tej racji w przedwojennej literaturze antysemickiej Synowie Szatana uchodziły za LITERATURĘ FAKTU. Wynikało to z prawa francuskiego, w którym jest kategoria “denuncjacji prasowej czy publicystycznej”. Talmud jest kodeksem mafijnym, który doprowadził do upadku Starożytny Rzym i carską Rosję, a teraz zagroził chrześcijaństwu. W Polsce nazywa się to teraz kapitałem zawłaszczeniowym. W końcu XIX w. żydostwo poczuło się już tak silne, że wyłożyło karty na stół, w postaci Protokołów Mędrców Syjonu. PMS mówią o przejęciu przez kapitał żydowski władzy nad światem, narzędziem, czego są kontrolowane przez synagogi loże masońskie, jako organizacja życia społecznego i świątynie korupcji. Jest to przetwarzanie kapitału kryminalnego w korupcyjny i mafijny, czyli destrukcyjny i pasożytniczy wobec państwa obywatelskiego. Bodaj najlepiej sformułowali to rządzący Polską liberałowie, że TRZEBA UKRAŚĆ MILION DOLARÓW ŻEBY BYĆ UCZCIWYM – co jest właśnie formułą KAPITAŁU MAFIJNEGO, gdyż każdy dobry złodziej, któremu się powiodło, żydokratą być musi. Ujawniona korupcja jest AFERĄ. Obecna Polska jest właśnie państwem korupcyjnym, gdyż z wielu afer, czasami o znaczeniu europejskim, żadna nie została rozliczona i ukarana. Jak będzie o tym mowa w rozdziale GRABIEŻ KAPITAŁÓW KATOLICKICH, to afery układa się w lożach masońskich. Tłumaczy się też Polakom, że KAPITAŁ JEST BEZOJCZYŹNIANY – ale jak powiedział Profesor Kurowski to kapitał MA OJCZYZNĘ I BYWA SZOWINISTYCZNY. W r. 1873 kanclerz Bismarck kazał przeprowadzić śledztwo KRYMINALNE w sprawie krachu giełdowego, które wykazało ZŁODZIEII. Teraz nie jest to już możliwe, gdyż Soros reprezentuje SUWERENNOŚĆ KAPITAŁU międzynarodowego. Państwo narodowe i obywatelskie ma być zastąpione tworem zmonopolizowanym i zunifikowanym w rodzaju Unii Europejskiej, która przejmuje atrybuty suwerenności państwowej jej członków na podstawie pewnych wymiernych korzyści i Gwarancji Lenina. Logika Lenina jest bowiem nieporównanie silniejsza od jakiegoś “poznańskiego siewu” w rodzaju NIE ODDAWAJCIE ROSJI SZPIEGOWI NIEMIECKIEMU. Najbardziej niesamowita jest jednak opublikowana w Krakowie w r. 1913 broszura Prawo Wyższej Rasy. Otóż jest w niej mowa, że skoro Francuzi zostali zdominowani społecznie, politycznie i rasowo przez Żydów, to teraz Francuzom – którzy nie chcą być Żydami – pozostają rezerwaty. Takie jak w USA dla Indian tylko WE FRANCJI. Talmud eksploatuje kondycję moralną cywilizacji europejskiej, która wytworzyła oparte na odpowedzialności i partnerstwie państwo obywatelskie, a przynajmniej zmierzała ku temu. Europejczycy przyjeli Żydów według zgodnej z europejską etyką moralnością chrześcijańską, ale ci eksploatowali tylko “kredytowanie ich”, uważając to za głupotę i odpłacając złodziejstwem. Prowadziło to do kumulacji kapitału kryminalnego, przetwarzania go w mafijny i korupcyjny, co doprowadziło do powstania masońskiej elity władzy. Ukoronowaniem tego zdaje się być właśnie Unia Europejska, która ma zlikwidować w Polsce strzelaniny uliczne, bomby i strach – dokładnie tak, jak władza sowiecka zlikwidowała problem mafi odeskiej, która pojawiła się po upadku komunizmu sto razy silniejsza. Moczarowcy ujawnili, że Armia Czerwona przywiozła “w taborach” tyle rodzin żydowskich ile było w Polsce powiatów. I każda taka rodzina żydowska otrzymała na własność jeden powiat, z prawem życia i śmierci wobec krajowców, jeśli nie byli oni pod jurysdykcją NKWD – gdyż bez haremów powiatowych nie można było w Polsce zainstalować mafi odeskiej.

Juliusz Prawdzic-Tell, Tarnobrzeska 2/1, 53-404 Wrocław
http://www.wandaluzja.com/

Mormoni zawłaszczają Żydom dusze Rzadko sięgamy do artykułów zamieszczanych w żydowskiej gazecie drukowanej po polsku dla Polaków, ale tym razem nie możemy się oprzeć, a zawdzięczamy to p. Niedaleko. Nie wątpimy, iż oburzenie noblisty Wiesela podzielą pp. Salcie, Mordka i baron Srul. – admin.

Żydzi są oburzeni, bo amerykańscy mormoni pośmiertnie ochrzcili rodziców Szymona Wiesenthala, słynnego tropiciela zbrodniarzy hitlerowskich. Noblista Elie Wiesel żąda, by w tej sprawie wypowiedział się mormon i kandydat na prezydenta Mitt Romney Wierni Kościoła Jezusa Chrystusa Świętych w Dniach Ostatnich zwani popularnie mormonami mają w zwyczaju zbierać informacje o wszystkich ludziach zmarłych na całym świecie. Wysyłają swoich emisariuszy do archiwów państwowych i kościelnych w różnych krajach i spisują dane z aktów urodzeń i zgonów. Wszystko po to, żeby ułatwić całej ludzkości zbawienie duszy. Jedną z form “pomocy” jest pośmiertny chrzest – któryś z mormonów poddaje się obrzędowi w imieniu zmarłego. Owe szlachetne w intencji, a niezwykle mozolne w realizacji starania już od lat wywołują protesty innych wyznań. W szczególności Żydzi nie życzą sobie być chrzczeni, nawet symbolicznie i po śmierci, szczególnie, że w średniowieczu byli niejednokrotnie zmuszani – np. przez królów Portugalii czy Hiszpanii – do konwersji na chrześcijaństwo. Ale największe oburzenie wywołuje kwestia ofiar Holocaustu. W czasie II wojny światowej Żydzi ginęli, ponieważ byli Żydami, więc ich chrzczenie wydaje się już najgorszą możliwą obrazą. Ostro krytykowany Kościół mormoński dwukrotnie, w 1995 i 2010 r., zobowiązał się, że milionów ofiar Holocaustu nie będzie poddawać swoim symbolicznym obrzędom. Jednakże badaczka hobbystka Helen Radkey, była mormonka z Salt Lake City, odkryła w zeszłym tygodniu, że mormoni z Utah, Arizony i Idaho ochrzcili pośmiertnie rodziców Szymona Wiesenthala, słynnego tropiciela zbrodniarzy hitlerowskich zmarłego w 2005 r. Jego matka zginęła w obozie zagłady w Bełżcu. Jakby tego było mało, w mormońskich archiwach dusz pani Radkey znalazła też rodziców żydowskiego noblisty Elie Wiesela. Wpisano tam nawet duszę samego 84-letniego Wiesela, ocalonego z Holocaustu, który wciąż żyje. Salt Lake Temple w Utah, największa świątynia Kościoła Jezusa Chrystusa Świętych w Dniach Ostatnich. Rzecznik Kościoła mormońskiego Lyman Kirkland wyjaśniał w poniedziałek, że sam wpis w archiwum dusz niczego nie oznacza. Wyznaczonych do pośmiertnego chrztu zapisuje się w osobnej bazie danych. Jednocześnie Kirkland przeprosił Wiesela, że omyłkowo znalazł się na liście zmarłych za życia. Został już z niej usunięty, zresztą dusze jego rodziców też wykreślono. Centrum Szymona Wiesenthala wydało jednak oświadczenie, że “takie oburzające praktyki są kpiną z wcześniejszych umów między Kościołem mormońskim i społecznością żydowską”. A Elie Wiesel wezwał do tablicy najsłynniejszego obecnie mormona, multimilionera Mitta Romneya, który ubiega się o nominację Partii Republikańskiej w wyborach prezydenckich. Wiesel chce, żeby Romney użył swojego autorytetu w Kościele i ostatecznie powstrzymał chrzty żydowskich ofiar Holocaustu. – Nie mówię, że to jego wina – stwierdził Wiesel. – Ale ma moralny obowiązek wystąpić publicznie i powiedzieć: “Koniec z tym!”. Dla Romneya, który w latach 80. i 90. był biskupem społeczności mormonów w Bostonie i okolicach, skandal jest wyjątkowo niewygodny. W kampanii wyborczej stara się on w ogóle nie wspominać o swoim wyznaniu, jedynie ogólnie określa się jako chrześcijanin. Nie chwali się nawet, że co roku oddaje Kościołowi mormońskiemu 10 proc. dochodów (czyli np. w ostatnich dwóch latach ponad 4 mln dol.). A przydałoby mu się pochwalić działalnością dobroczynną, ponieważ jest oskarżany, że płaci bardzo niskie podatki i nie dzieli się swoim bogactwem (około 250 mln dol.) z innymi ludźmi. Wstydliwość kandydata wynika z tego, że wielu Amerykanom mormoni wydają się podejrzaną sektą, a niektórzy nie uważają ich nawet za chrześcijan – m.in. ze względu na wielożeństwo, które praktykowali w XIX w. Dlatego na apel Wiesela Romney nie odpowiedział osobiście. Jedynie jego rzecznik stwierdził, że w sprawie tej należy zwracać się do oficjeli Kościoła mormońskiego. A ci jeszcze raz, ustami kościelnego rzecznika, przeprosili. Należy wątpić, czy wyciszy to aferę. W 2007 r. Romney przyznał w wywiadzie dla “Newsweeka”, że “kiedyś uczestniczył w obrzędach pośmiertnego chrzczenia, ale to było bardzo dawno”. http://wyborcza.pl

Narodowość nazistowska? Dziennikarskim dziwkom, zatrudnianym przez “międzynarodowe” koncerny medialne, jak zwykle nie może przejść przez gardło słowo “niemieckie”, gdy chodzi o zbrodnie II Wojny Światowej, obozy zagłady, masowe egzekucje itd. – admin. Agencja prasowa Associated Press zabroniła dziennikarzom używania określenia “polskie obozy śmierci” w odniesieniu do niemieckich obozów koncentracyjnych w Polsce w czasie II wojny światowej. Zamiast “polskich obozów śmierci” dziennikarze mają używać sformułowania “obozy śmierci w okupowanej przez nazistów Polsce”. Pokazuje to, że “pospolite ruszenie” w obronie wartości może przynieść pozytywny skutek i na pewno warto je podejmować. Pod petycją do agencji Associated Press podpisało się ponad 300 tys. osób. Wyrazy uznania należą się szczególnie Fundacji Kościuszkowskiej i Polonii Amerykańskiej, a także szerokiej grupie obywateli, którym prawda historyczna o Polsce nie jest obojętna. Smutne jest jednak to, że coś, co powinno być oczywiste, traktujemy dziś, jako sukces. Jeszcze smutniejsze jest to, że zakaz wydany przez Associated Press jest efektem presji wywieranej przez społeczeństwo, a nieoczekiwanej reakcji polskiego rządu. Trudno wreszcie uwierzyć, że – jak tłumaczyli się swego czasu dziennikarze używający określenia “polskie obozy śmierci” – było to “niezręcznością” czy też błędem interpretacyjnym. Skoro agencja Associated Press wyrzuciła to określenie ze swojego Stylebooka (instrukcji pisania depesz), oznacza to, że ktoś tego rodzaju sformułowanie wcześniej tam umieścił. Trudno nazywać to “niezręcznością”. Z brakiem taktu mamy do czynienia, kiedy mężczyzna w tańcu nastąpi kobiecie na nogę. To, czego dopuściła się agencja Associated Press, jest międzynarodowym skandalem, za który Polska ma prawo i obowiązek żądać ogromnego odszkodowania – zarówno w wymiarze finansowym, jak i na płaszczyźnie informacyjnej. Skoro z serwisu tej agencji korzysta więcej niż 1700 gazet i ponad 5 tys. stacji radiowych i telewizyjnych w USA, po wydaniu odpowiedniego komunikatu przez ich “centralę” łatwo im będzie zamieścić odpowiednie sprostowania i przeprosiny za długotrwałe wprowadzanie opinii publicznej w błąd w sprawie najwyższej wagi. Być może ten skandal każe amerykańskim dziennikarzom bardziej krytycznie spojrzeć na źródła informacji, z jakich korzystają. Nie można także nie zauważyć poważnej manipulacji, jakiej i teraz dopuszcza się Associated Press. Podczas gdy nie wahała się ona używać nazwy konkretnej narodowości, przypisując “obozy śmierci” Polakom, teraz zasłania się enigmatycznym pojęciem okupujących Polskę “nazistów”. Na pewno warto nadal monitorować działania tej agencji – kto wie, jak w jej kolejnym Stylebooku zostanie zdefiniowane pojęcie “nazisty”. Agnieszka Żurek
http://naszdziennik.pl/

Prezydent: Dacie sobie radę Niezależnie od tego, jaki scenariusz wydarzeń zostanie zrealizowany, Polacy na Litwie dadzą sobie radę. Taką opinię wyraził prezydent Bronisław Komorowski na spotkaniu z rodzicami dzieci, którym coraz trudniej na Litwie uczyć się w języku polskim. Prezydent odwiedził Litwę, aby wziąć udział w obchodach 94 rocznicy odzyskania przez ten kraj niepodległości. Wczoraj w Solecznikach, gdzie mieszka dużo Polaków, podjął temat dostępu do edukacji w języku ojczystym.

– Państwo polskie w pełni rozumie, docenia i będzie wspierało funkcjonowanie szkolnictwa polskiego na Litwie – oświadczył prezydent. Na spotkaniu z uczniami w polskim Gimnazjum im. Jana Śniadeckiego prezydent Komorowski podkreślał, że nie ma takiej mniejszości narodowej na świecie, która przetrwałaby bez systemu edukacji. – To jest być albo nie być funkcjonowania polskiej mniejszości na Litwie – oświadczył. – Dlatego tak wielką wagę przywiązujemy do przekonywania naszych partnerów litewskich, że nie należy iść w kierunku pogarszania warunków funkcjonowania szkolnictwa mniejszościowego na Litwie – dodał. Rodzice dzieci uczących się w polskich szkołach prosili prezydenta o wsparcie. Komorowski wyraził przekonanie, że niezależnie od tego, jaki scenariusz wydarzeń zostanie zrealizowany, Polacy na Litwie dadzą sobie radę. Zabierając głos podczas oficjalnych obchodów odzyskania niepodległości przez Litwę, zorganizowanych przed Pałacem Prezydenckim w Wilnie, Bronisław Komorowski podkreślił, że dobrą tradycją stało się to, iż prezydent Litwy uczestniczy w naszym święcie 11 listopada, a prezydent Polski w litewskim Święcie Niepodległości 16 lutego. – W dniu odbudowy państwa życzę wszystkim obywatelom niepodległego państwa litewskiego, aby to niebo – dzisiaj tak piękne – było zawsze bezpieczne i przyjazne, aby wszyscy czuli się pod nim bezpiecznie i dobrze, wszyscy, a więc także Polacy, obywatele wolnej Litwy – powiedział Komorowski. Kolejne punkty wizyty to udział we Mszy Świętej w katedrze wileńskiej, a następnie spotkanie z prezydent Litwy Dalią Grybauskaite i złożenie wiązanki kwiatów pod pomnikiem ku czci Polaków zamordowanych w Ponarach. Po spotkaniu z Grybauskaite prezydent Komorowski jeszcze raz podjął wątek sytuacji Polaków w tym kraju, wiążąc pewne nadzieje ze zbliżającymi się wyborami parlamentarnymi.

- Na pewno nie jest to łatwy okres, w którym dają o sobie znać różnego rodzaju przeciwności i kłopoty, głównie związane z problemem mniejszości polskiej na Litwie. Ale jestem przekonany, że droga do poprawy także sytuacji Polaków na Litwie wiedzie poprzez dobre relacje międzypaństwowe polsko-litewskie i współpracę w tych obszarach, które mogą zaowocować lepszą atmosferą wokół Polaków na Litwie – powiedział prezydent Komorowski w trakcie briefingu.

Strona litewska koncentrowała się podczas rozmów raczej na innych kwestiach niż sytuacja Polaków. Grybauskaite zaproponowała, by Polska przyłączyła się do działalności powstałego na Litwie Centrum Bezpieczeństwa Energetycznego, którego celem jest sprzyjanie zapewnieniu wspólnego bezpieczeństwa energetycznego członkom NATO. Kancelaria prezydent Litwy podała też, że prezydenci postanowili koordynować stanowiska obu krajów w kwestiach polityki bezpieczeństwa i obrony przeciwrakietowej, przygotowując się do spotkania szefów NATO, które odbędzie się wiosną w Chicago. Łukasz Sianożęcki
Katalog problemów polsko-litewskich:

Bat na Fidesz Parlament Europejski przyjął wczoraj rezolucję potępiającą zmiany polityczne na Węgrzech. Za dokumentem głosowali socjaliści (S&D), liberałowie (ALDE), Zieloni i komuniści z GUE. Przeciwko byli Europejscy Konserwatyści i Reformatorzy (ECR) oraz eurosceptyczna Europa Wolności i Demokracji (EFD). Natomiast największa frakcja Europejskiej Partii Ludowej (EPP) podzieliła się, chociaż większość była przeciw. Łącznie za głosowało 315 europosłów, a 263 – przeciw. Pod obrady przedłożono trzy projekty rezolucji dotyczącej sytuacji na Węgrzech. Jeden z nich, autorstwa ECR, wyrażał poparcie dla zmian zachodzących w państwie rządzonym przez Vikt¤ora Orbána, chwalił rząd węgierski za sprawne prowadzenie reform oraz za uchwalenie wyrażającej słuszne oczekiwania narodu konstytucji. EPP, do której należy Fidesz Orbána, złożyła propozycję bardziej umiarkowaną. Dokument wyrażał zaniepokojenie sporami wokół Węgier, ale wprost nie oceniał negatywnie zachodzących w nich zmian. Wzywał rząd węgierski do dialogu z instytucjami międzynarodowymi, jednak nie w celu “skorygowania” rzekomo błędnej polityki rządu, a jedynie rozwiązania problemów państwa. Jednak oba te projekty zostały odrzucone. Głosowana najpierw wersja EPP przepadła stosunkiem głosów 265 do 324, a dokument ECR wspierający Węgrów przegrał 293 do 329. Przegłosowano ostatecznie najbardziej radykalne, zaproponowane przez lewicę, potępienie obecnej władzy na Węgrzech. Przyjęty tekst powtarza większość zarzutów lewicy wobec rządu Viktora Orbána. Mowa jest o rzekomym osłabieniu demokracji, niezależności sądów, mediów, banku centralnego itd. Po głosowaniu, w ramach procedury pozwalającej posłom na wyjaśnienie swojego stanowiska, kilku eurodeputowanych wskazywało, że rezolucja stanowi ingerencję w wewnętrzne sprawy jednego z krajów członkowskich. Wśród nich był Ryszard Czarnecki (ECR), który zauważył, że obecny rząd węgierski posiada ogromne poparcie w parlamencie krajowym, a Fidesz w wyborach w 2010 r. uzyskał najlepszy wynik ze wszystkich partii obecnie rządzących w krajach UE. Piotr Falkowski

Zakazane technologie, czyli Gag Orders Niewiele osób zdaje sobie sprawę z faktu, iż istnieje ogromna ilość rozwiązań technicznych umożliwiających bezpłatne i nieograniczone, a co najważniejsze – absolutnie ekologiczne czerpanie energii z otoczenia. Kilka lat temu Don Kelly w Space Energy Journal, liczbę utajnionych patentów „energetycznych” oszacował na około trzy tysiące. Zaś były rzecznik patentowy Thomas Valone z „Integrity Research Institute” ocenia, że liczba ta jest większa niż cztery tysiące. Dlaczego więc, pomimo tak dużej liczby dostępnych rozwiązań współczesna cywilizacja nadal opiera się na technologiach energetycznych (za wyjątkiem energetyki jądrowej) w większości mających swoje korzenie w XIX wieku? Odpowiedź jest prosta. Ludzka ignorancja, głupota, zaślepienie i chciwość. Naukowcy nie chcą zajmować się tego typu badaniami w obawie przed utratą funduszy, pracy, tytułu naukowego, prestiżu, itp. Działa też zaślepienie “świętą doktryną naukową”. Nie ukrywajmy, iż wiele z tych urządzeń działa wbrew prawom głoszonym przez oficjalną naukę i zaakceptowanie ich istnienia jest równoznaczne z napisaniem od nowa podręczników od fizyki. Choćby słynna historia ze zderzakiem czy też pędnikiem naszego rodaka p. Łagiewki. [Gajowy pragnie zauważyć, że nie chodzi o działanie wbrew prawom fizyki, ale o nieszablonowe ich wykorzystanie czy nawet o pełniejsze ich zrozumienie, które umknęło uwagi innych badaczy] Dlatego też odkryć najczęściej dokonują domorośli konstruktorzy, którzy często nie wiedzą, iż “coś jest niemożliwe”. Wkraczają na to pole, i konstruują w pełni funkcjonalne urządzenie, które “nie ma prawa działać”. Pomimo przedstawienia w pełni sprawnego prototypu – nie mają szans zarówno na wdrożenie swoich rozwiązań, jak i opatentowanie wynalazku. Osoba zgłaszająca urządzenie zaklasyfikowane, jako “free energy” nie otrzyma numeru patentu i prawie na pewno nie otrzyma rekompensaty z tytułu używania tegoż wynalazku. Dzieje się tak, gdyż po za establishmentem naukowym główną rolę odgrywają interesy wąskiej grupy ludzi czerpiących swe dochody właśnie z energetyki. Wszystkie tego typu rozwiązania techniczne są skutecznie blokowane przez sektor finansowy i energetyczny, któremu te urządzenia zagrażają. Lobby producentów energii i surowców energetycznych wywiera naciski na polityków, by ci wprowadzili odpowiednie rozporządzenia oraz prawa. Dzięki temu zabezpieczony jest interes lobby oraz rządów państw bojących się utraty kontroli nad społeczeństwami. Ten haniebny proceder realizowany jest pod płaszczykiem “bezpieczeństwa narodowego”. Wszelkie wynalazki związane z metodami wytwarzania taniej lub wręcz darmowej energii są utajniane, a na wynalazcę, pod groźba kary 20 lat więzienia (USA) nakłada się obowiązek zaprzestania dalszej pracy nad swoim urządzeniem, publikacji oraz rozmów na ten temat. Jeśli wynalazca nie podporządkuje się – automatycznie staje się wrogiem narodu i podlega karze więzienia, choć najczęściej jest “likwidowany” w niejasnych okolicznościach. Zakaz ten znany jest pod pojęciem „gag orders”, co można przetłumaczyć, jako „ordynacja kneblowa”. Zakaz dotyczy nie tylko wynalazków związanych z “wolną energią”, lecz wszystkich, które w jakiś sposób mogłyby uniezależnić społeczeństwo od nadzoru władzy. Władza pragnie kontrolować każdy aspekt życia obywatela! W artykule „Działania na rzecz odtajnienia patentów związanych z energią” Gary Vesperman twierdzi, iż w Urzędzie Patentowym USA wszystkie nadesłane wnioski patentowe przed właściwym rozpoczęciem procedury są sprawdzane pod kątem skutków z punktu widzenia “bezpieczeństwa narodowego”. Oceny dokonuje komitet złożony z dziewięciu osób. W tym miejscu należy podkreślić, iż pod terminem “bezpieczeństwo narodowe” absolutnie nie kryje się bezpieczeństwo oraz dobro obywateli i ochrona ich interesów, etc. lecz wyłącznie ochrona interesów wąskiej grupki świata finansjery: bankierów, korporacji, itp. To właśnie ci ludzie stanowią najpotężniejszą siłę w niedopuszczaniu do rozpropagowania technologii zapewniających darmową energię. Technologie wytwarzania darmowej energii zmieniają wartość pieniądza. Najbogatsi nie życzą sobie mieć konkurencji. Pragną posiadać wyłączną kontrolę nad podażą pieniądza, w tym energii, która przecież przekłada się na konkretną wartość. Według nich darmowa energia oraz praca nad tego typu rozwiązaniami powinna zostać zakazana definitywnie i raz na zawsze! Należy jasno to wyjaśnić – politycy nie służą narodom, lecz wąskiej grupie dewiantów będących rakiem na ciele ludzkości. Być może w tym miejscu znajdzie się ktoś, kto zarzuci mi, iż to, co piszę to wyłącznie “teorie spiskowe” niemające poparcia w rzeczywistości. Politycy zostali wybrani w procesie demokratycznym, postępują dla dobra ogólnego, etc. Hmm… naprawdę? A choćby niesławna jednostronna umowa ACTA? Komu służy? Czy przeciętnym obywatelom? Artystom? Producentom? Dlaczego jest jednostronna? Może, dlatego, iż służy wyłącznie pewnej grupie ludzi Wielkiego Brata zza oceanu? Tylko tym jednym aktem “nasi” politycy udowodnili, iż nie są nasi, nie reprezentują interesów wyborców, mają w głębokim poważaniu dobro ogółu społeczeństwa oraz państwa, a pod terminem “interes społeczny” kryje się wyłącznie dobro wąskiej elity, na których usługach są i przez których są opłacani.

Postarajmy się zrozumieć, iż Najbogatsze Rodziny Świata wraz ze swymi bankami, kierowani chciwością, pazernością oraz potrzebą kontrolowania wszystkiego za pomocą głupich i sprzedajnych polityków blokują postęp energetyczny ludzkości używając do tego zastraszania, podpaleń, zabójstw, techniki ośmieszania wynalazków, odkryć i nowych technologii przy pomocy opłacanych „ekspertów” prezentujących “jedyny i słuszny pogląd” w ich mediach oraz ich uczelniach. Gdy tego typu działania nie przynoszą spodziewanych rezultatów – wykupują prawa do technologii, a następnie ją utajniają. W celu manipulacji ewentualnymi zwolennikami nowoczesnych rozwiązań często posuwają się do przekupstwa. Aktywnie wspierają ogólne przekonanie o słuszności teorii naukowych głoszących, iż zgodnie z prawami termodynamiki „darmowa energia” jest niemożliwa do uzyskania. Kolejną przeszkodą w upowszechnieniu technologii darmowej energii jest społeczna apatia oraz głupota i ignorancja. Społeczne zaślepienie, życie mitami, uprzedzeniami i naukowymi zabobonami. Bardzo dobrym przykładem takiego zachowania jest postawa moderatorów z forum elektroda.pl. Są “ekspertami”, więc nawet nie przyjrzą się rozwiązaniu, lecz z góry zakładają “to jest niemożliwe”, “to bajki”, etc, a gdy przedstawi im się konkrety – zaczynają motać, mataczyć, wysuwać żądania, które z założenia nie są możliwe do spełnienia przez osobę, która nie posiada dogłębnej wiedzy z pewnego zakresu nauki. Dla takiej osoby wystarczy, że działa, a zadaniem fachowca jest stwierdzenie, dlaczego, nie zaś przenoszenie tego na laika. Jeśli pragniemy lepszego jutra, wolności, przyjaźniejszego świata i rozwalenia tych chorych układów; zmian na lepsze – zacznijmy od siebie, od swojego światopoglądu, od zerwania ze skostniałymi tezami oraz naukowymi mitami, w których celowo nas się utwierdza. Odrzućmy uprzedzenia i wykorzystajmy internet do dzielenia się swymi odkryciami i pracami. Nie bądźmy chciwi i nie oczekujmy profitów z opatentowania tej technologii, gdyż nie tylko ich nie zobaczymy, to jeszcze zabiegając o nie – narażamy własne życie. Zacznijmy wywierać wpływ na polityków by uchwalono nowe prawa, by zmieniono nastawienie. Wymuśmy by technologie “free energy” zostały upublicznione, a każdy mieszkaniec naszego kraju mógł bezpłatnie i na własny użytek swobodnie korzystać z tego typu rozwiązań nikogo nie pytając się o pozwolenie! Dziś, gdyby ktoś z nas został “złapany” na wytwarzaniu energii elektrycznej na własny użytek – natychmiast znalazłby się na ławie oskarżonych za działania na szkodę Zakładu Energetycznego, za używanie urządzeń elektroenergetycznych bez atestu, bez koncesji, etc. Równolegle Skarb Państwa prowadziłby przeciwko nam postępowanie karno-skarbowe stawiając nas w roli oszusta, złodzieja, przestępcy. A czy komuś coś ukradliśmy? Kogoś oszukaliśmy? Kto w tej sytuacji jest największym zbrodniarzem i przestępcą? Czy nie tzw “państwo”, czyli grupa urzędasów bezmyślnie “strzegących prawa”? Niezdających sobie sprawy, iż za lepszą posadę i wygodniejsze życie dręczą i ciemiężą miliony swoich rodaków?

http://newworldorder.com.pl/

Terlikowski: Godność, prawda i znaczenie języka, czyli jeszcze o sprawie transseksualizmu Nieczęsto podejmuje spór z ks. dr hab. Piotrem Kieniewiczem. Ale tym razem nie mam wyjścia. Mam, bowiem poczucie, że w imię źle pojętego miłosierdzia wobec Ann Grodzk nie tylko rozmywa zasady moralne, ale również niszczy życie społeczne. To poważne zarzuty, ale nie sposób postawić sprawy inaczej. Rozumowanie ks. Kieniewicza jest, bowiem zbudowane na fałszywych przesłankach i prowadzi nas do wniosków, które mogą być absolutnie dramatyczne, nie tylko w wymiarze społecznym. Zacznijmy od przedstawienia – w dużym skrócie tego rozumowania. Otóż bioetyk zarzuca nam (a konkretniej mi), że „praktyka przyjęta przez redakcję, polegająca na podważaniu odczuć osoby identyfikującej siebie, jako Anna Grodzka, jest daleko posuniętą niedelikatnością i może być odebrana, jako brak szacunku dla tej osoby”. Skąd taki wniosek? Otóż ks. Kieniewicz uznaje, że „osoba identyfikująca siebie, jako Anna Grodzka ma do tego prawo”, a potwierdzeniem tego prawa jest to, że „sąd orzekł, że w wymiarze prawnym jest ona kobietą”. I choć duchowny przyznaje, że orzeczenie sądu nie zmienia płci, to jednocześnie wymaga, by owo wyrzeczenie szanować ze względu na dramat osobisty Ann Grodzk. „Mamy do czynienia z kimś, kto posiada sądowne orzeczenie o tym, że jest kobietą (i czuje się kobietą!), wobec tego z szacunku dla tej osoby nie powinniśmy dokładać ciężaru do tego, co już ma. Tymczasem, sytuacja poseł Grodzkiej jest taka, że na każdym kroku spotyka się z wytykaniem tego jej dramatu” - przekonuje ks. Kieniewicz.

Szacunek dla osoby i dla prawdy Zacznę od tego, z czym się u ks. Kieniewicza zgadzam. Nie ulega dla mnie, tak jak dla niego, wątpliwości, że każdemu należy się szacunek, z samego faktu bycia osobą. Nie mam też wątpliwości, że niezależnie od decyzji Ryszarda (a wcześniej Krzysztofa) nie należy go obrażać czy bezsensownie piętnować. W odróżnieniu jednak od ks. Kieniewicza nie uważam, że prawda jest obraźliwa. Prawda jest zaś taka, że poseł Ruchu Palikota kobietą nie jest. Decyzja sądu czy nawet jego samoidentyfikacja nie mają mocy zmieniania rzeczywistości. Sąd nie ma władzy zmiany definicji matematycznej i genetycznej struktury męskości czy kobiecości. Udawanie, że mężczyzna jest kobietą, i to nawet potwierdzone sądownie czy motywowane szacunkiem dla godności osoby, nie ma nic wspólnego z chrześcijańskim rozumieniem szacunku. Ten ostatni opiera się, bowiem na prawdzie, a nie na potwierdzaniu fałszu. Z szacunku i miłosierdzia nie tylko dla tej konkretnej osoby, ale i dla innych znajdujących się w podobnej sytuacji, konieczne jest mówienie prawdy, a nie wchodzenie w struktury kłamstwa. Zgoda na potwierdzanie ze strony chrześcijan fałszu przyczyniać się może, bowiem do budowania wrażenia, że rzeczywiście istnieje możliwość „zmiany płci”, że operacja taka nie jest tylko okaleczeniem, ale realnie zmienia coś w sytuacji chorego. Odseparowanie szacunku i godności od prawdy oznaczałoby – w dużym skrócie – w konsekwencji konieczność uznawania i szanowania każdej decyzji sądu. Jeśli sąd uzna, że inny poseł Ruchu Palikota zawarł związek małżeński ze swoim wieloletnim partnerem to, czy zdaniem ks. Kieniewicza, także będziemy zmuszeni mówić o tym, że poseł B. przybył na kolację ze swoim mężem (a wszystko po to, by nie przypominać o tragedii, jaką niewątpliwie jest skłonność homoseksualna). A co z szacunkiem dla samoidentyfikacji ludzi cierpiących na zaburzenia osobowości, czym im także – by nie zostać uznanymi za nieszanujących godności, będziemy przytakiwać, gdy będą oznajmiać, że są Napoleonami?

Strategia LGBT Gra na – fałszywie rozumiane – szacunek i godność są zresztą wkomponowane w strategię środowisk LGBT. To im zależy na tym, byśmy ze względu na domniemany szacunek dla osób transseksualnych zaprzestali mówienia prawdy. Oni przekonują, że proste stwierdzenia faktu jest transfobią. Tak jednak nie jest. Mówiąc prawdę nikogo nie obrażamy, a jedynie bronimy rzeczywistości czy zdrowego rozsądku. Obraźliwe dla osób transseksualnych, dla ich godności byłoby natomiast utwierdzanie ich w błędnej drodze. Posługując się analogią, można odnieść wrażenie, że błąd podobny (tyle, że realizowany już w praktyce, a nie tylko w teorii) do błędu ks. Kieniewicza popełniają zwolennicy rozmaitych katolickich duszpasterstw osób homoseksualnych. Z fałszywego szacunku dla godności osób homoseksualnych przestają one mówić o tym, że akty homoseksualne nigdy nie są nośnikiem prawdziwej miłości, że każdy taki akt jest – przynajmniej w wymiarze materialnym – grzechem, że akt homoseksualny obraża Boga. W efekcie powstaje wrażenie, że wszystko jest OK, że zachowania homoseksualne nie stanowią problemu. A na końcu jest pytanie, dlaczego Kościół nie chce uznać zachowań tego typu za normę. Podobną drogę przeszliśmy już zresztą w Kościele. W imię szacunku dla godności osób niemal nie mówimy już o tym, że drugi związek nie jest małżeństwem w sensie ścisłym, ale opiera się na cudzołóstwie. Mąż jest, bowiem wciąż poślubiony swojej pierwszej żonie. I dramat osobisty (niekiedy), skomplikowana sytuacja z dziećmi czy poprzednim partnerem tego nie zmienia. Możemy współczuć, ale nie powinniśmy udawać, że problem nie istnieje. A nie wolno nam go lekceważyć, bo w ten sposób budujemy kulturę przyzwolenia, stopniowego uznawania pewnych działań czy wydarzeń za normę. I tak samo, w scenariuszu środowisk LGBT ma być najpierw z homoseksualizmem (to już się w znaczącym stopniu udało, czego doskonałym przykładem było uznanie za parę roku pary homoseksualnej), a później z transseksualizmem. Mają być one uznane za normę. A wykorzystuje się do tego także fałszywie rozumiane współczucie, które w imię szacunku dla innych, wybiera milczenie i udawanie.

Język ma znaczenie Nie oznacza to, że wobec osób transseksualnych możemy stosować każdy język, czy każde określenie. Tak nie jest. Transfobia istnieje, tak jak istnieje realna, a nie tylko postulowana przez działaczy gejowskich, homofobia. Są określenia, których wobec drugiej osoby stosować nie wolno. Z szacunku dla uczuć osób homoseksualnych czy transseksualnych cytować ich nie będę, (ale kto chce może wygooglać sobie, w jakich sprawach godności takich osób broniłem). Określenie jednak, że coś jest zgodne z normą, a coś nie, obrazą godności nie jest. Tak jak nie jest nią proste stwierdzenie faktu, że ktoś (i nie ma tu znaczenia czy jest to ks. Kieniewicz, ja czy jakiś poseł) jest mężczyzną. Odmowa obrazy nie może jednak oznaczać zgody na zmianę języka. A powód jest niezmiernie prosty. Destrukcja języka – nawet dokonana w imię szacunku dla innych – oznacza w istocie zniszczenie możliwości myślenia. Weźmy przykład związany z transseksualizmem. Kilka dni temu w mediach pojawiła się informacja, że już trzeci mężczyzna urodził dziecko... Jeśli posłużyć się logiką ks. Kieniewicza, to nic z takim newswem zrobić nie możemy. „Mężczyzna”, o którym mowa czuje się, bowiem mężczyzną i ma orzeczenie sądowe o tym, że nim jest. Fakty są jednak takie, że jest genetycznie kobietą, ma nawet wszystkie kobiece narządy, a jedyne, co sobie zmienił to usunięcie piersi, ubrania i wpisu do dokumentów. Czy rzeczywiście mamy twierdzić, by nie wypominać jej tragedii, że jest ona mężczyzną? Czy rzeczywiście będzie to wyraz szacunku, czy też zgoda na destrukcje przestrzeni rozmowy i myślenia, która wymaga precyzyjnego, i nie bojącego się związków z rzeczywistością, języka. Wejście transseksualistów w sferę polityczną wymaga też poszukiwania i sformułowania języka, którym o takich sprawach i takich osobach, będziemy mówić. Portal Fronda.pl też takie poszukiwania podejmuje. Nie zgadzamy się na firmowanie fałszu, na wpisywanie się w strategię LGBT, i dlatego nie zamierzamy pisać o wymienionym parlamentarzyście per Anna Grodzka. Nie chcąc jednak – jak to ładnie ujął ks. Kieniewicz – nieustannie wypominać dramatu, a także pragnąć zachować komunikatywność nie zdecydowaliśmy się też na używanie prawdziwego imienia i nazwiska posła, czyli Krzysztof Bęgowski. I dlatego stosujemy określenie Ann Grodzk. Jeśli ktoś ma lepsze sformułowanie, nienaruszające godności posła, ale też niewymuszające potwierdzania przez nas nieprawdy i wpisywania się w strategię LGBT, jesteśmy (i ja konkretnie też) na nieotwarci.

Jednostkowy i społeczny wymiar problemu Rafał Ziemkiewicz posłużył się kiedyś znakomitym rozróżnieniem między gejami a homoseksualistami. Ci pierwsi są dumni z tego, co robią, swoją strategię życiową i karierę budują właśnie na swoim homoseksualizmie. Ci drudzy, akceptując bądź nie swoją skłonność, nie tylko się z nią nie afiszują, ale niekiedy wręcz mają z nią poważny problem. I podobne rozróżnienie trzeba zastosować wobec osób transseksualnych. Z jednej strony mamy – bo jak wiem – transów, którzy nie tylko są zadowoleni, ale wręcz całą swoją strategię budują na promocji swojej choroby, z drugiej – często nieszczęśliwe osoby, którym trzeba pomóc. Z tymi pierwszymi, zachowując szacunek i świadomość ich godności, trzeba ostro i zdecydowanie polemizować, także wskazując na istotny fałsz, który kryje się w ich nowej tożsamości. Ta polemika, ujawnianie i przypominanie prawdy, ma zaś na celu obronę przez złymi decyzjami wielu autentycznie ciepiących transseksualistów, których trzeba bronić przez złymi (i tu się z księdzem Kieniewiczem zgadzamy) medycznymi operacjami. Zgoda na milczenie, na udawanie jest narażaniem na złe decyzje innych. Tomasz P. Terlikowski

Na jaką komisję stać Polaków? Rozmowa z prof. Wiesławem Biniendą, dziekanem Wydziału Inżynierii Cywilnej na Uniwersytecie w Akron w Ohio, ekspertem NASA Komisja Jerzego Millera nie wznowi swoich prac. Powinna? - Nie. Myślę, że powinna być nowa komisja. Ta komisja miała już swoją szansę, pokazała, że nie potrafi nic zrobić. To, co zrobiła, było kopią raportu rosyjskiego z niewielkimi zmianami. Nie dokonała żadnych badań, a ponadto nie miała nawet dostępu do wielu rzeczy. Myślę, że trzeba by stworzyć komisję międzynarodową, która miałaby dostęp do terenu katastrofy w Smoleńsku, do wraku, do czarnych skrzynek. Która wzięłaby pod swoją kuratelę te wszystkie elementy i rozpoczęła śledztwo od nowa, tak jak powinno się to robić. Czyli najpierw powinno się przeszukać cały teren, znaleźć wszystkie nieznalezione jeszcze części tego samolotu, a może i ludzkie, skompletować wszystkie fragmenty samolotu pod dachem, w strzeżonej hali. Następnie powinno się je przebadać, sprawdzić, jak wyglądają. Powinno się oznaczyć, w którym miejscu, na jakie części natrafiono - mówię oczywiście o nowych częściach, których jeszcze nie znaleziono. Później powinna nastąpić rekonstrukcja tego samolotu. Swego czasu pokazywałem, jak była przeprowadzana rekonstrukcja wahadłowca Columbia, gdzie przeszukano teren wielu tysięcy kilometrów kwadratowych, żeby znaleźć wszystkie części. I znaleziono. Tak, więc myślę, że nie jest to ponad siły komisji międzynarodowej, żeby takie czynności wykonała.
Istnieje realna szansa, że taka komisja powstanie? Kto miałby ją powołać? Stany Zjednoczone? - Zadałbym inne pytanie: Czy my mamy prawo do takiej komisji, która by przeprowadziła badania zgodnie ze standardami światowymi, czy nie mamy takiego prawa, jako Polacy? Jeżeli mamy, to powinniśmy tego zażądać, i to jest nasze prawo.
W amerykańskim Kongresie podejmowane są starania, żeby taką komisję powołać, ale na razie Amerykanie nie bardzo kwapią się do tego. - Nie jestem politykiem i oczywiście nie potrafię odpowiedzieć na pytania, które dotyczą polityki w Stanach Zjednoczonych, w Rosji czy w Polsce. To dla mnie trudny teren do "nawigacji". Ale wydaje mi się, że podstawowym elementem jest chęć polskiego rządu, aby taką komisję powołać. A w normalnym demokratycznym kraju rząd powinien odpowiadać na wezwania swojego narodu, powinien go bronić i w momencie, kiedy następuje tego typu katastrofa, powinien wykonać zgodnie ze standardem badania, których jeszcze nie wykonał. Jeżeli polski rząd nie będzie chciał tego zrobić, to prawdopodobnie nie będziemy mieli takiej komisji, aż do czasu, kiedy rząd się zmieni i inny postanowi wrócić do tego tematu.
W ubiegłym roku dokonał Pan naukowej analizy, przy pomocy odpowiednich programów komputerowych, katastrofy smoleńskiej. Jakie są jej wyniki? - Zająłem się tymi tematami, w których posiadam wiedzę i którymi mogę się zająć. Jednym z wątków, na których się skoncentrowałem, było zderzenie samolotu Tu-154M z brzozą. Zgodnie z raportem Millera na tej brzozie samolot miał utracić jedną trzecią swojego skrzydła. Obie komisje się zgodziły, że maszyna leciała na wysokości 6 m, potem nawet obniżyła swój lot, może do wysokości 2-3 m, potem zaczęła zwiększać wysokość do 10 m, następnie do dwudziestu kilku metrów, a wreszcie zrobiła beczkę - prawie 180 stopni, upadła na ziemię i wszyscy zginęli. Taka była teoria tych komisji. Moje obliczenia pokazały, że niezależnie od prędkości tego samolotu, od miejsca uderzenia w drzewo (przyjąłem drzewo trochę grubsze od tej brzozy - 44 cm, czyli o 10 proc. grubsze, gęstość tego drzewa powiększyłem dwukrotnie od tej, jaka jest w literaturze) i we wszystkich przypadkach, dla każdej prędkości, orientacji tego samolotu występuje zniszczenie krawędzi przedniej skrzydła. Ale w efekcie drzewo jest przełamane, wręcz przerąbane, samolot z prędkością 80 m/s przelatuje przez wyrwaną przerwę w ciągu 0,01 czy 0,02 sekundy i odlatuje, zanim górna część drzewa jest w stanie opaść.
Wyniki Pana badań są całkowicie rozbieżne z tym, co podała większość polskich mediów. Skąd ta różnica? Pan jest naukowcem, w polskiej komisji też pracowali naukowcy, powinni Państwo prezentować zbliżone wyniki badań. - Bywa tak, że są odrębne wyniki. Naukowcy z jednej i z drugiej strony mogą mieć swoje obliczenia i analizy. Wówczas siadają przy wspólnym stole, rewidują swoje założenia. Z taką też nadzieją 8 września wystąpiłem z propozycją, żeby eksperci z komisji oficjalnych pokazali swoje wyniki badań. Ku zaskoczeniu dowiedziałem się, że żadnych obliczeń ani symulacji nigdy nie robiono. Maciej Lasek, który jest jednym z ekspertów komisji Millera, powiedział, że on nie wierzy w żadne symulacje. To było na łamach "Naszego Dziennika". Trudno mi dyskutować z ludźmi, którzy polegają tylko na swojej wierze i nie mają nic do przedstawienia. Zaproponowałem, że możemy umówić się na przyjazd do Pasadeny do Kalifornii, gdzie organizuję konferencję w dniach 15-18 kwietnia. Zaproponowałem, żeby przysłali choćby tytuł i 50 słów abstraktu, na podstawie, którego będę mógł zapowiedzieć sesję, na której ja będę mógł przedstawić swoje wyniki, a oni swoje, zaś eksperci z całego świata będą mogli się wypowiedzieć. I ten, kto będzie bardziej przekonujący, będzie miał satysfakcję, że przekonał ekspertów z całego świata. Żadnego abstraktu dotychczas nie dostałem.
Chyba po każdej katastrofie lotniczej na świecie, jeśli ma ona miejsce w państwach zachodnich, robi się symulacje komputerowe? - Robi się wielokrotnie. Mogę podać przykład symulacji katastrofy wahadłowca Columbia, przy badaniu, której pracowałem, jako ekspert. Wielu naukowców NASA zakładało początkowo, że zderzenie kawałka materiału izolacyjnego ze skrzydłem Columbii można zignorować, że nic się nie stało. A potem okazało się przy powrocie, że była ogromna wyrwa, która spowodowała katastrofę wahadłowca. A więc bywa tak, że nawet dobrzy naukowcy, jeżeli polegają na intuicji, nie na doświadczeniu czy eksperymencie numerycznym, popełniają błędy. I efekty tych błędów są tragiczne. Zademonstrowaliśmy wtedy, że można zasymulować tę sytuację. I taką metodologię zastosowałem w tym wypadku. Przy każdej okazji pokazuję wyniki swoich analiz amerykańskim kolegom. Kilka tygodni temu byłem we Francji na uniwersytecie w Le Mans, omawiałem wyniki swojej symulacji. Nigdy nie spotkałem się z zarzutami, że są one błędne. Wprost przeciwnie.
Jaka była metodologia tych badań? Skąd Pan wziął te wszystkie dane? - Komputer wyposażony jest w osiemnaście procesorów, czyli tak zwany równoległy. Komputer, na którym się liczy, im jest większy, tym mniej potrzebuje czasu na liczenie. Ale sercem obliczeń jest oczywiście program komputerowy. Jest to metoda elementów skończonych, program jest komercjalny, LS-Dyna. Ten sam program używany był do analizy katastrofy wahadłowca Columbia. Ten sam program używany jest przez takie firmy, jak: GE, Haneywell, Williams, Rolls Royce, przez wszystkie firmy produkujące silniki odrzutowe. Ten sam program używany jest przez FFA i NASA do innych przypadków, do badań uderzeń o dużej energii. Sam program, który został rozpoczęty przed laty, jest udoskonalany. Co roku udostępniana jest nowa wersja? Oczywiście korzystałem z tej najnowszej. Używałem również programów materiałowych, czyli tę część, która odpowiada za zachowanie się materiałów. Używałem kilku różnych tak zwanych modeli materiałowych, (jeżeli chodzi o aluminium). Modelu standardowego, który jest w tym programie, jak również Johnson Cook, który jest wersją najnowszą opracowaną przez NASA i FFA, który nie jest jeszcze dostępny dla przeciętnego odbiorcy. Z jednej strony chciałem mieć pewność, że używam najnowszych programów. Chciałem również sprawdzić, czy standardowy program również pokaże takie same wyniki. Bo zdaję sobie sprawę, że koledzy w Polsce nie będą mieli dostępu do najnowszego programu, więc trudno byłoby nam porównywać wyniki. Wyniki były jednak takie same, niezależnie od tego, czy używałem Johnson Cook, czy wersji standardowej.
Jest Pan absolutnie pewny, że dane, które Pan wprowadził, są kompatybilne z systemami samolotu? - Takiej absolutnej pewności nikt mieć nie może. Jestem naukowcem i jak każdy naukowiec jestem sceptyczny wobec swoich wyników i wyników wszystkich innych naukowców. Na podstawie swojego doświadczenia i doświadczenia innych kolegów trzeba zawsze przyjąć pewne założenia. Dlatego też w tym wypadku starałem się powiększyć grubość tego drzewa, zwiększyć jego gęstość, nie wkładałem dodatkowych części, takich jak dodatkowa blacha z przodu skrzydła, która przyjmie na siebie pierwszy impet uderzenia i uszkodzi drzewo. To moje skrzydło w modelu było minimalnie zabudowane, żeby nie budować go zbyt silnie, żeby mieć większą pewność, że jest to bardziej krytyczna sytuacja, niż mogła być.
I według Pana obliczeń skrzydło nie uległo ścięciu przez brzozę? - To w zasadzie zrozumiałe, dlaczego 40-centymetrowa brzoza nie może przeciąć skrzydła. Tam są trzy belki, które muszą udźwignąć ciężar samolotu. Samolotu, który w swojej konstrukcji może mieć ponad 100 ton tak zwanego ciężaru statycznego, a jeszcze do tego trzeba dodać siły dynamiczne. Wiemy, jak latamy samolotem, że musi on być przygotowany na turbulencje, które z kolei powodują drgania skrzydła. Skrzydło musi być nie tylko wystarczająco wytrzymałe, ale także sztywne, żeby nie zmieniało swojego kształtu podczas turbulencji i działania innych sił dynamicznych. Konstruktorzy budujący skrzydła takiego samolotu - a skrzydła są w nim najmocniejszą częścią, bo muszą udźwignąć cały jego ciężar - muszą mieć wystarczającą ilość materiału w postaci belek, żeby to zachowanie było możliwe.
Co skłoniło Pana do podjęcia tego wysiłku i wykonania skomplikowanych symulacji? - Oczywiście, gdyby komisje Millera i Klicha czy w ogóle komisje przeprowadziły badania, którym można by ufać, nie zawracałbym sobie głowy i sam nie robiłbym tych badań. Jest to wielki wysiłek i czasowy, i finansowy.
Jak długo pracował Pan nad tym projektem? - Rozpocząłem na wiosnę 2011 roku. To projekt, który w normalnych sytuacjach realizuje zespół ludzi w konkretnym celu. W moim przypadku było to spowodowane niezgodą na to, co się stało i co proponowały oficjalne komisje. Nie zgadzam się z takim traktowaniem nas, Polaków. Uważam, że każdy z nas powinien zażądać powstania komisji międzynarodowej, która pracowałaby według standardów międzynarodowych. Dlatego chciałem pokazać swoje wyniki, jak to powinno być przeprowadzone, jak to można przeprowadzić, że jest możliwość, są ludzie w Polsce i na świecie, którzy będą chcieli pomóc, żeby dojść do prawdy. Taka prawda jest potrzebna nam, Polakom, ale również Amerykanom i całemu światu, również Rosjanom. Nikt nie chce żyć w niewiedzy i w kłamstwie.
Czy jakiś inny naukowiec lub grupa naukowców amerykańskich recenzowała Pana badania? - Wczoraj miałem spotkanie z jednym z kolegów z NASA, który obejrzał moje wyniki i potwierdził ich wiarygodność. Ja szukam kolegów, którzy chcieliby zobaczyć moje wyniki, przyjrzeć się im i skrytykować. I wielokrotnie miałem już okazję wysłuchać ich opinii. Dlatego też moje badania nad uderzeniem tego skrzydła po 8 września 2011 r. były również kontynuowane i 25 listopada przedstawiłem najnowszą wersję. Niemniej jednak obie prezentacje były skonkludowane w ten sam sposób i nie znalazłem żadnego przypadku, który zmieniałby te wnioski.
Mówił Pan, że próbował zainteresować wynikami swoich badań również naukowców z Polski. - Tak. Jest cała grupa polskich naukowców, która pracuje nie tylko nad tym momentem, ale również nad analizą innych elementów tej katastrofy. Miałem przyjemność usłyszeć również zaproszenie od dziekana wydziału, na którym ukończyłem moje magisterium, Wydziału Samochodów i Maszyn Roboczych, do swojego czasopisma, aby być w jego komisji naukowej. Dziekan poprosił mnie również, żebym przygotował wykład na temat moich badań. Będzie mi bardzo przyjemnie odbyć taką podróż i spotkać się z kolegami i profesorami. Miałem przyjemność zobaczyć swojego dawnego profesora, którego polska telewizja pytała o mnie.
Zapytam Pana, jako eksperta NASA, czy można ustalić dokładną przyczynę jakiejkolwiek katastrofy, nie badając wraku. - Wspominałem o konieczności powołania komisji międzynarodowej, która musi przeprowadzić badania i musi mieć dostęp do terenu, żeby jeszcze raz go przeszukać, do wraku, żeby go zrekonstruować, do wszystkich części, które zostały wywiezione do Moskwy czy gdziekolwiek indziej, żeby móc je przeanalizować.

Pana krytycy podnoszą, że nie przedstawił Pan wiarygodnych informacji, w jaki sposób określił Pan wytrzymałość strukturalną skrzydła. - Myślę, że ludzie ci nie zrozumieli tego, co zaprezentowałem. Jeżeli biorę budowę skrzydła taką, jaka jest w tym samolocie, i stosuję materiał, jaki jest stosowany w tym samolocie, modelowany za pomocą modelu standardowego i modelu Johnson Cook, i otrzymuję takie wyniki, to znaczy, że sztywność tego materiału i jego zachowanie jest taka, jaka jest. Jakie mogliby mieć sugestie: a może była wada w tym skrzydle, a może ten materiał był stary, zmęczony? To są rzeczy, których ja oczywiście nie mogłem wiedzieć i wziąć pod uwagę. I nie sądzę, żeby te osoby wiedziały. Jeżeli ktoś wie o jakiejkolwiek wadzie tego skrzydła czy o danych materiałowych, które uważa, że powinienem wziąć pod uwagę, jeśli są one potwierdzone literaturą czy eksperymentem, to ja oczywiście chętnie je wykorzystam.
Ale chyba nikt nie miał takich badań, bo przecież wrak był niezbadany. - Więc jeżeli nie ma, to na podstawie, czego ktoś twierdzi, że przyjąłem błędne parametry.
Użył Pan parametrów książkowych dotyczących tego modelu samolotu? - Wziąłem to, co mogłem, a następnie znacznie zwiększyłem grubość tego drzewa i osłabiłem skrzydło do rozsądnych granic. Mało tego, razem z innym kolegą, prof. Braunem, zrobiliśmy symulację aerodynamiczną, żeby zobaczyć, co się działo. Bo skrzydło leżało 111 metrów od brzozy, zgodnie z linią ruchu samolotu po prawej stronie, czyli musiało przelecieć z lewej strony, gdzie się urwało na prawą stronę, a mówimy o skrzydle, które ma 19 metrów, czyli tych 10 metrów przesunięcia w prawo jest oczekiwane. Nie jest możliwe, żeby to skrzydło, jeśli się urwało na 6 metrach, przeleciało 111 metrów do przodu i 10 metrów na prawo. Byłoby to możliwe, gdyby skrzydło zostało urwane na wysokości 26 metrów albo trochę wyżej i 70 metrów za tym drzewem. Taki jest wynik symulacji aerodynamicznej.
Wywiad przeprowadzony na zlecenie Telewizji Trwam 31 stycznia br. not. AG

Krasnodębski: Wielkie spełnienie, czyli postliberalizm po polsku cz.3 „Polski liberalizm” wreszcie poradził sobie z dylematem, co robić z komunistyczną przeszłością. Jak pamiętamy, wymyślono go w dużej mierze po to, by uzasadnić, dlaczego nie należy karać funkcjonariuszy dawnego reżimu? Teraz okazało się, że żadne łamańce intelektualne w rodzaju tych, które proponował Andrzej Walicki, nie są potrzebne. Rozwiązanie dylematu jest dość typowe dla Polski Tuska – niekonsekwencja, rozmywanie problemu i zamulanie mózgów. Nastąpiła rytualizacja pamięci o Solidarności. Ostatecznie wszyscy zapisali się do niej, łącznie z generałem Wojciechem Jaruzelskim. W miarę zanikania nostalgii peerelowskiej stała się ona dziedzictwem ogólnonarodowym, prawie już niepodważanym przez postkomunistów. Prezydent Bronisław Komorowski wyrasta na czołowego bohatera opozycji antykomunistycznej, co nie przeszkadza mu otaczać się postkomunistycznymi doradcami. Media i polityka kreują w miarę zapotrzebowania kolejne „legendy Solidarności”. Zarazem odebrano ideom wówczas głoszonym jakiekolwiek aktualne znaczenie polityczne – idea „podmiotowości”, „godności”, wolności, jako niezawisłości i jako aktywnego uczestnictwa w polityce skazane zostały na zapomnienie. Zrezygnowano również z dążenia do ukarania winnych – i w ogóle z jakiejkolwiek konsekwencji w ocenie przeszłości. Można, więc z jednej strony zapraszać generała Jaruzelskiego na zebranie Rady Bezpieczeństwa Narodowego, a Jerzego Urbana na przyjęcia, i jednocześnie ubolewać, że zbrodnie stanu wojennego nie zostały ukarane. Współpraca z SB przestała dyskwalifikować politycznie i moralnie. Przykład ministra Michała Boniego pokazał, że można doskonale funkcjonować w polskiej polityce, nawet, jeśli latami kłamało się publicznie. Publikacja takich książek jak biografia Ryszarda Kapuścińskiego służą do oswajaniu problemu głębokiego uwikłania polskich elit kulturowych w system i przygotowaniu nas na kolejne rewelacje dotyczące naszych wspaniałych twórców. Nawet Tomasz Turowski znajduje swoich obrońców, których w pewnym momencie zabrakło i Lesławowi Maleszce i księdzu Michałowi Czajkowskiemu.

Nowy podział Jak wiemy, Polska Tuska budzi opór części Polaków? Dla nich jest rzeczą oczywistą, że dawni liberałowie budują dzisiaj demokrację sui generis, przypominającą „kierowaną demokrację”, jaka od dłuższego już czasu panuje w Rosji. Opozycja spychana jest na margines. Dotyczy to nie tylko partii opozycyjnej, lecz także po prostu ludzi o odmiennych poglądach, zastraszanych i dyskryminowanych, nadzorowanych. Oczywiście wariant polski „kierowanej demokracji” różni się od rosyjskiego w równie dużym stopniu, jak rzeczywistość PRL różniła się od rzeczywistości Związku Sowieckiego. Przestrzenie wolności są znaczenie większe, represje słabsze, władza bardziej nastawiona na perswazję słowną, na „środki miękkie”. Jest jednak jedna zasadnicza cecha, która negatywnie odróżnia platformianą III RP od Rosji. O ile Rosja pozostaje suwerenna w relacjach zewnętrznych, o tyle Polska coraz bardziej staje się państwem uzależnionym. W gruncie rzeczy nie chodzi już tylko o to, jaka ma być Polska, ale czy w ogóle ma być, czy rzeczywiście jest niezbędna. Przemówienie Sikorskiego w Berlinie, postawa rządu wobec kolejnych akcji „ratowania euro” oraz prób budowania „unii fiskalnej”, także reakcje na te wydarzenia wielu polskich polityków pokazały, że dla ludzi tego obozu istnienie Rzeczypospolitej, jako samodzielnego bytu politycznego nie jest czymś oczywistym czy nawet pożądanym, jeśli jest w konflikcie z innymi celami, takimi np. jak dobrobyt, zwłaszcza ich samych. Zgodnie z zasadą „zamulenia” argumentuje się przy tym, że i tak od dawna nie istnieje nic takiego, jak pełna suwerenność, a jeśliby nawet była, to i tak już się jej zrzekliśmy, przystępując do Unii, by zaraz potem twierdzić, że jedynym skutecznym sposobem obrony suwerenności jest zdeponowanie jej w Unii. Dzisiejszy podział polityczny to coraz bardziej podział na tych, którzy widzą Polaków i siebie wśród nich jako podmiot polityczny, jak naród, który w procesach politycznych decyduje o swoich sprawach wewnętrznych i który zachowuje suwerenność na zewnątrz oraz na tych, którzy postrzegają Polaków jako grupę etnicznokulturową, siebie zaś jako działających politycznie pośród innych władczych Europejczyków w Unii i poprzez Unię. Polska jest dla nich tylko pewnym zasobem, określającym możliwości tego działania oraz pewnym obszarem i grupą ludności, którymi trzeba zarządzać zgodnie z zaleceniami płynącymi z centrum władzy i prestiżu. To zaś, jaką ideologią uspokaja się Polaków, ma ostatecznie drugorzędne znaczenie. Zdzisław Krasnodębski (ur. 1953), socjolog, filozof społeczny, doktor habilitowany, profesor Uniwersytetu w Bremie, publicysta. Wykładał też na Uniwersytecie Warszawskim, Uniwersytecie w Kassel, Uniwersytecie Kardynała Stefana Wyszyńskiego, Katolickim Uniwersytecie Ameryki oraz Columbia University. Był członkiem Komitetu Socjologii Polskiej Akademii Nauk. Autor wielu książek, m.in. „Upadku idei postępu” (1991) i „Demokracji peryferii” (2003), ostatnio wydał „Większego cudu nie będzie” (Ośrodek Myśli Politycznej, 2011). Publikował m.in. w „Znaku”, „Rzeczpospolitej”, „Dzienniku”. W 2005 był członkiem Honorowego Komitetu Poparcia Lecha Kaczyńskiego w wyborach prezydenckich, a w latach 2007-2009 – Rady Służby Publicznej przy Prezesie Rady Ministrów. Rzeczy Wspólne – blog

16 lutego 2012 Alkohol bezalkoholowy w sprawie alkoholowej.. Socjaliści już nie wiedzą, co mają wymyślać w sprawie ”walki” z piciem alkoholu. Co jakiś czas wymyślają solenne głupstwa, które skutkują kolejnymi głupstwami? Odnoszę wrażenie, że wszyscy ci, którzy wymyślają te głupoty, sami są pod wpływem alkoholu. I to tego najmocniejszego.. To tak jak z obecnym hymnem polskim... Jest to stary turecki marsz wojskowy grany przez podpitą orkiestrę turecką zaadoptowany, jako hymn polski od 1927 roku przez towarzysza Ziuka po zamachu majowym, rozpropagowany przez pana Wybickiego – masona, a sprzedany, jako mazurek Dąbrowskiego, generała walczącego po stronie komunistów - Komuny Paryskiej. Widzicie Państwo odkąd komunizm się ciągnie? Wcale komuniści nie narodzili się w II Rzeczpospolitej i w PRL-u.. Znacznie wcześniej. Na barykadach Komuny Paryskiej.. Naczelny wódz Komuny Paryskiej umarł od ran w czasie ulicznej rozróby.. Dzisiaj śpiewamy tę melodię mazurka, ludowej melodii, marsza tureckiego, jako hymn narodowy.. A nie lepsza byłaby Rota, albo Bogurodzica - jako hymn narodowy? Może czas na zmianę? Ale wróćmy do alkoholu.. Zaznaczam, że nie jestem stronnikiem w sprawie alkoholowej, niewiele w życiu wypiłem; wódki wcale, wina - może kilka butelek przez całe swoje życie, piwa - może kilka skrzynek.. Nie liczyłem, chociaż w moim przypadku byłoby to możliwe... Bo było tego bardzo niewiele.. Spirytusu- podczas leczenia - kilka naparstków. Na mnie ludowe państwo socjalistyczne nie zarobiło i nie zarobi.. Ja nie przyczyniłem się do utrzymywania biurokratycznego marnotrawstwa. Tak jak na papierosach. Nie wydałem ani grosza na zakup akcyzy puszczanej z dymem.. Wydałem za to wiele na akcyzę w paliwie.. Tego bardzo żałuję, ale jak inaczej.. Panie premierze jak jeździć bez akcyzy? Jak żyć bez akcyzy w paliwie? Może Pan coś na ten temat wie…? W każdym razie, Szwedzi szykują zmiany w sprawach alkoholowych.. U nich od wielu lat socjaliści toczą zażartą walkę z alkoholem.. Wyimaginowaną walkę, bo władze szwedzkie traktują Szwedów jak idiotów, i decydują za nich, gdzie będą mogli kupować alkohol. No i gdzie? Zgadnijcie Państwo, gdzie Szwedzi będą mogli kupować alkohol? To nie są czasy królów szwedzkich.. To są czasy demokracji socjalistycznej. Ani w kwiaciarniach, ani w sklepach z gwoździami, ani w sklepach z wędlinami. TYLKO NA OBRRZEŻACH MIAST!!!! No, a co tymi Szwedami ze wsi i małych miasteczek? Też będą musieli jechać po piwo i wino na obrzeże miasta.? W miastach nie będzie handlu alkoholem, bo to wielki skandal, żeby w XXI wieku człowiek pełen praw człowieka przesycony demokracją - poił się alkoholem.. Niech zapieprza po wino na koniec miasta, a po papierosy powinien jechać do sąsiedniego państwa.. Albo najlepiej do Brukseli do czerwonych i wysokich komisarzy po zezwolenia.. Gwoździe i kapelusze można jeszcze kupować poza obrzeżami w kierunku centrum.. Ale po alkohol na rogatki miasta!. Najlepiej autobusem, bo wjazd samochodami prywatnymi też będzie wkrótce zakazany.. Jak w całej socjalistycznej Europie wszystko pójdzie po myśli wymyślających te głupstwa, to będzie można zrobić sprzedaż w jednym miejscu? Na przykład w Niemczech. Rewolucyjne zmiany szykowane są dla Europy już w kwietniu.. Sprzedaż ma być prowadzona przez osiem godzin w ciągu dnia.. Bez reklam i marketingu.. Światowa Organizacja Zdrowia proponuje, żeby sklepy monopolowe były wyłącznie państwowe(????) Komunizm nadchodzi wielkimi krokami.. Już widzę, jak Włosi i Francuzi biegają po wino 20 kilometrów, żeby dopić sobie do obiadu.. I to po trzynastej - tak jak kiedyś u nas.. Komunizm wraca kołowrotkiem ze Wschodu.. Według Światowej Organizacji Zdrowia prywatne sklepy monopolowe powinny zniknąć.. (????) Monopol powinno mieć państwo.(!!!) Pani Agnieszka Gołąbek, córka pana senatora Gołąbka z Sojuszu Lewicy Demokratycznej, obecnie Polskiego Stronnictwa Ludowego, będąca obecnie rzecznikiem biurokracji skupionej w Ministerstwie Zdrowia powiedziała, że są to” działania zmierzające do ograniczenia szkód związanych ze spożyciem alkoholu”(???) A o jakie to szkody chodzi? Całe to Ministerstwo to jedna wielka szkoda, że szkoda gadać.. A pan senator Gołąbek z Radomia bardzo dobrze zna się z panią Ewą Kopacz minister z Szydłowca - poprzednią minister zdrowia, obecnie drugą osobą w państwie w osobie- marszałka Sejmu. Może z tej znajomości coś wynikło? Na przykład posada dla pani Agnieszki Gołąbek - ukochanej córki senatora.. Jeśli chodzi o nadchodzące zmiany w zakresie handlu alkoholem na obrzeżach miast, to stało się to podczas polskiej prezydencji, która skończyła się w poprzednim roku.. To chyba jest najważniejszy owoc tej prezydencji pana”liberała” Donalda Tuska. I jakoś cicho o tym sukcesie.. No może skorzysta jedynie pan Aleksander Kwaśniewski, były prezydent, który po chorobie filipińskiej na obrzeżach miast przeszedł na… wegetarianizm. Smacznego! Pan prezydent nie będzie teraz jadał swoich braci zwierząt, a będzie się zajadał: jajecznicą owsianą, płatkami owsianymi ugotowanymi na kleju w wodzie, mąką kukurydzianą w bulionie( miesza się rózgą), paluszkami z polenty, roladami z kiszonymi ogórkami,. Seitanem - z mąki, z której wypłukano skrobię, pęczakiem z pieczonymi burakami i pestkami dyni, jaglanką śniadaniową ze słonecznikiem, gulaszem wyśmienitym z selera korzeniowego, orzechami włoskimi i soczewicą, kremem z bocznikami czy smalcem z fasoli. Wszystko to będzie mógł – rozumiem - jeść na obrzeżach miast. Nie wiadomo, czy zmiany, będą dotyczyć miejsca spożywania alkoholu, bo rozumiem, że na obrzeżach miast będzie wolno.. W interiorze- nie! To wszystko przed nami. Będzie dużo alkoholu bez alkoholu, piwa bezalkoholowego, wina bez alkoholu, schabowych z fasoli. Ministerstwo Zdrowia zapowiedziało, że akceptuje ”dokument bez zastrzeżeń”. Chodzi o zmianę logistyki handlu alkoholem na obrzeżach miast.. No i żeby nie było prywatnych sklepów handlujących alkoholem..(!!!!) Zobaczcie Państwo nikt o tym nonsensie komunistycznym nie dyskutuje. Gdzieś przeleciała tylko krótka wzmianka, i to niekompletna... Wyeksponowano Szwecję i obrzeża miast.. A tak naprawdę źródłem są dokumenty Światowej Organizacji Zdrowia - gdzie jak widać - siedzą komuniści z krwi i kości, i powolutku przywracają komunizm, będąc jednocześnie adwokatami firm farmaceutycznych i ideologami lewicowymi, promującymi aborcję, zmniejszenie administracyjne liczby ludności, eutanazję – i tego typu wynalazki anytcywilizacyjne.. A dlaczego tylko sklepy z alkoholem powinny być państwowe? A reszta sklepów? Skoro państwowe- zarządzane przez urzędników państwowych jest lepsze od prywatnego- to szybciutko przywrócić komunizm w całej swojej krasie, łącznie obozami reedukacyjnymi i nasiloną propagandą, która przekona, że wszystko, co państwowe i pod nadzorem państwowym – jest lepsze i lepiej funkcjonuje.. Wprowadzą komunizm tylnymi drzwiami, i ludzie nawet tego nie zauważą.. Bo pracownicy prywatnych firm, tak naprawdę nienawidzą właścicieli, uważają ich za krwiopijców, bogaczy i wyzyskiwaczy.. Tym łatwiej przyjdzie wprowadzenie totalnego komunizmu bezwłasnościowego.. Na razie tylko sklepy alkoholowe.. Czy właściciele sklepów alkoholowych o tym wiedzą, co się szykuje? I tyle mamy z przynależności do tych wszystkich międzynarodowych organizacji narzucających nam sposób postępowania.. Jesteśmy spętani międzynarodowo.. Kto te wszystkie dokumenty przynależności podpisywał? Przygotowując nam piekło.. Tyle, że dzieci wkrótce będą mogły się napić piwa bezalkoholowego, wódki bezalkoholowej i wina bezalkoholowego.. No i zjeść czekoladę, bez czekolady, frytki bez frytek, chipsy bez czipsów, sól bez soli, i cukier bez cukru.. I to tylko w godzinach określonych przez Międzynarodową Organizację Zdrowia.. Tak nam wszystko zorganizują w ramach” wolnego rynku” zorganizowanego. Bo dzieci bez stosunku osób dwojga osób różnej płci -też będą robione. Poprzez produkcję człowieka w probówkach. To tylko kwestia świetlanej przyszłości. Chyba, że te wszystkie plany wcześniej się zawalą.. O co się będę modlił gorąco.. Pan Bóg w ostateczności nie pozwoli na działanie przeciw prawom, które stworzył.. Na razie się przygląda temu bajzlowi robionemu przez czerwonego człowieka, który w niczym nie zgadza się z Panem Bogiem. A świat przez niego stworzony uważa za chybioną konstrukcję.. I wiecznie ją poprawia.. Pierwszy zawali się dach Stadionu Narodowego, bo podobno zaraz po igrzyskach ma być poprawiany.. A czy w ogóle te igrzyska się odbędą? Zresztą nie ma dnia, żeby ich nie było.. WJR

Histeria Tuska w sprawie podwyższenia wieku emerytalnego

1. Wprawdzie dopiero wczoraj na stronach Ministerstwa Pracy i Polityki Socjalnej pojawił się projekt ustawy o podwyższeniu wieku emerytalnego kobiet i mężczyzn do 67 lat, ale Premier Tusk już od paru dni przekonuje poszczególne środowiska pracownicze do tego rozwiązania. Spotkał się już z przedstawicielkami Kongresu Kobiet, prezydium Komisji Trójstronnej, posłankami parlamentarnego zespołu kobiet, a ostatnio nawet klubem poselskim koalicyjnego PSL-u. Wprawdzie nie bardzo wiemy, jakie były rezultaty tych spotkań, ale retoryka premiera, co rusz się zaostrza. Najpierw była to argumentacja, że po 4 latach łagodnych zmian, najwyższy czas zradykalizować reformy, później, że powinniśmy podwyższać wiek emerytalny, bo robi to większość krajów członkowskich UE. Teraz, że jak tego nie zrobimy to trzeba będzie podnieść stawkę VAT o kolejne 8 pkt. procentowych albo zwiększyć wielkość składki emerytalnej z 19 do 30%, a ostatnio nawet, że jeżeli nie przyjmiemy tej ustawy „to już za kilka miesięcy będziemy mieć problemy”.

2. Ba współpracownicy Premiera Tuska zaczynają mówić publicznie, że wręcz zaniedbuje on wszystkie inne sprawy (stąd takie problemy wokół Stadionu Narodowego i szefowej resortu sportu Pani minister Muchy), tak poświęca się konsultacjom reformy emerytalnej. Chce je przeprowadzić w ciągu najbliższych 30 dni, a samą ustawę razem z podpisem Prezydenta uchwalić w ciągu najbliższych 3 miesięcy, co przy tak głębokich zmianach dotyczących milionów pracowników jest działaniem bez precedensu. Niestety wygląda na to, że w tej sprawie nie będzie miejsca na debatę merytoryczną, a posłowie Platformy i PSL-u mają być wręcz przymuszeni do głosowania ustawy w takim kształcie, w jakim przedłożył ją rząd. W odniesieniu do posłów PSL-u padła nawet groźba, że jeżeli w dalszym ciągu będą mieli własne pomysły na podniesienie wieku emerytalnego (choćby takie jak zmniejszenie wieku emerytalnego kobiet o 3 lata na każde dziecko), to trzeba będzie rozstać się z tym koalicjantem.

3. To taranowanie własnych posłów, a także całej opozycji i brak odpowiedzi Premiera Tuska na takie pytania, jak co z ponad 2 mln bezrobociem w sytuacji blokowania miejsc pracy przez ludzi powyżej 60 lat, co brakiem albo zaniżonymi składkami na ubezpieczenie emerytalne od ponad 3 mln tzw. umów śmieciowych czy zaniżonymi składami ubezpieczeniowymi o tzw. samozatrudnienia, dowodzą wręcz ideologicznego zacietrzewienia i są próbą mechanicznego przenoszenia do Polski rozwiązań z krajów, w których sytuacja pracowników pod każdym względem, znacząco odbiega od tej w naszym kraju. Szkoda, że w dalszym ciągu Premier Tusk nie został poinformowany, że to wzrost liczby urodzeń jest kluczem do zapewnienia wypłacalności przyszłego systemu ubezpieczeń społecznych i to niezależnie od tego czy jest to system repartycyjny taki jak w ZUS czy system kapitałowy tak jak OFE. O wypłacalności tego pierwszego będzie decydować liczba pracujących za 20, 30 i 40 lat, a więc liczba uroczonych w tym i w latach następnych. Im będzie ich więcej, tym większa szansa na to, że system ZUS- owski będzie wypłacalny. Wynika to z tego, że, mimo iż ZUS informuje nas o rosnących zapisach księgowych na naszych kontach ubezpieczeniowych, to żadnych pieniędzy tam nie ma, a nasze przyszłe świadczenia emerytalne będą realne tylko wtedy, kiedy podczas naszego przejścia na emeryturę, na rynku pracy będzie odpowiednio duża liczba pracujących odprowadzających składki ubezpieczeniowe. Podobnie jest zresztą w systemie kapitałowym. Mimo tego, że odprowadzane do OFE składki są inwestowane w papiery wartościowe i z roku na rok ich wartość jest większa (w ostatnich 2 latach niestety mniejsza) to tak naprawdę o wartości tych papierów za 20, 30 lat będzie stanowiła ilość i zamożność tych, którzy wówczas będą chcieli te papiery kupić po odpowiednio wysokiej cenie. A to będzie znowu możliwe, jeżeli na rynku pracy będziemy mieli dużo zatrudnionych i będą oni otrzymywali godziwe wynagrodzenia.

4. Histeria, jaką w ostatnich dniach wykazuje Premier Tusk w sprawie podniesienia wieku emerytalnego, wskazują, że być może takie jest życzenie Komisji Europejskiej albo też takie zobowiązanie zaciągnął on wobec Międzynarodowego Funduszu Walutowego. Sojuszników ma on jednak w tej sprawie niewielu. PiS jest temu rozwiązaniu przeciwne, sugerując dobrowolność w tej sprawie, wspiera także propozycję referendum Solidarności, SLD chce także referendum, niejasne w tej sprawie jest stanowisko Ruchu Palikota, łamią się również posłowie PSL-u. Tuskowi może, więc zabraknąć większości, a histeria w takich sytuacjach tylko pogarsza jego pozycję przetargową. Zbigniew Kuźmiuk

Wywiad wPolityce.pl i Stefczyk.info. Prof. Żaryn o 90. rocznicy odzyskania Śląska: Powstania świadectwem silnej więzi z Polską

wPolityce.pl, Stefczyk.info: 16 lutego 1922 roku Śląsk wrócił do Polski. W Katowicach odbyło się symboliczne przekazanie kluczy do miasta Polsce. Mieszkańcy terenów walczyli w Powstaniu, by jak najwięcej Górnego Śląska przypadło naszemu krajowi. O czym to świadczy? Prof. Jan Żaryn: Polacy, mieszkańcy Śląska, od lat udowadniali swoje przywiązanie do polskości. Robili to w bardzo trudnych dla siebie czasach, szczególnie w XIX wieku oraz w czasie wzmożonej walki podczas trzech Powstań Śląskich. Ich walka i przywiązanie do polskości wynikały z głębokiego patriotyzmu. To było świadectwo bardzo silnej więzi tych ludzi z Polską. Tym, co ich wiązało z ojczyzną, w wielkiej mierze był katolicyzm, silne przywiązanie do wiary przodków, Matki Boskiej, ziemi, która w ich pojęciu była ziemią piastowską, przesiąkniętą tradycją narodowo-katolicką.

Komu to przywiązanie Ślązacy zawdzięczali? To zasługa działaczy pokolenia niepokornych, z Wojciechem Korfantym na czele. Ono potrafiło wydobyć ze śląskiej duszy pokłady autentycznej świadomości, historii, tradycji. Dzięki wielkiej pracy udało się je odpowiednio ułożyć w świadomości Ślązaków. To dało o sobie znać w postaci wybuchu trzech Powstań Śląskich.

One były antyniemieckie, czy były formą szerszego sprzeciwu? One były skierowane przeciwko Niemcom, ale nie tylko. To był również sprzeciw wobec cynicznej gry mocarstw, które chciały rzekomo ułożyć sprawiedliwy pokój na świecie. Miało się to jednak odbyć kosztem mieszkańców Śląska. Ten sprzeciw to ogromne zwycięstwo Polaków żyjących na tym terenie. Zwycięstwo, które skutkowało przyłączeniem znacznej części Górnego Śląska do Polski.

Jak z perspektywy historycznej patrzy Pan na działalność takich organizacji jak Ruch Autonomii Śląska, który wznieca separatystyczne tendencje oraz próbuje przeciwstawiać Śląsk Polsce? Kontekst historyczny w tej sprawie jest bardzo ważny. Istnienie autonomii Śląska Górnego w czasie II Rzeczypospolitej nie było, bowiem wynikiem separatyzmów śląskich, tylko właśnie wynikiem wielkiego zrywu ku polskości, ku państwu polskiemu. Granice sukcesu tego zrywu wyznaczała nie tylko polska społeczność, ale również środowisko międzynarodowe. Stąd ta autonomia. Ona nie była wynikiem niechęci Śląska do Polski, ale olbrzymiej miłości do ojczyzny. Ojczyzny, za którą powstańcy przelewali krew.

Dziś RAŚ inaczej przedstawia tę historię Używanie tych samych słów do zupełnie innych celów jest potwornie cyniczną grą, która ma spowodować wyjałowienie współczesnego pokolenia Polaków mieszkających na Śląsku z tego dziedzictwa. To, dlatego działalność RAŚ powoduje taki bunt osób o konserwatywnych poglądach. To sprzeciw wobec manipulowania historią. RAŚ udaje, że jest strażnikiem dziedzictwa Śląska, a de facto jest cynicznym manipulatorem. Należy, więc pytać, jaki jest prawdziwy cel tego Ruchu. Czy jego działanie ma na celu podtrzymywanie polskości i rzeczywistej tradycji w lokalnej społeczności, czy jest to służba wykonywana wobec wypłukiwania woli ochrony dziedzictwa Korfantego, a co za tym idzie woli pozostawania tego ważnego terenu w granicach Polski? Dziękujemy za rozmowę

Głupotę nazwijmy po imieniu Czy aby chodzi tylko o głupotę? – admin Z wieloletnim pilotem Polskich Linii Lotniczych LOT rozmawia Maciej Walaszczyk Czytał Pan oświadczenie rzecznika LOT Leszka Chorzewskiego, w którym wymienia powody wpisania do regulaminu pracowników pokładowych zakazu noszenia biżuterii religijnej? - Przepracowałem w firmie PLL LOT 36 lat. Na samolotach Ił-14, An-24 i Ił-62 latałem 17 lat oraz na Boeingu 767 – 11 lat. Wylatałem ponad 20 tys. godzin, z tego 70 proc. jako kapitan-instruktor. Nie świeciło mi tylko słońce. Chociaż jestem już na emeryturze, można powiedzieć, że osobiście przeżywam każdy sukces i niepowodzenia firmy. Jak sięgnę pamięcią, to od roku 2000 do dziś zmieniło się w firmie ponad 10 prezesów-dyrektorów. Dyrektorów zmienia się jak rękawiczki, większość z nich jest z nadania partyjnego. Swego czasu na prezesa załapał się nawet na krótko i “podyrektorował” Władysław Bartoszewski. Pamiętam, jak przez 10 miesięcy zarządzał LOT-em pan Siennicki, specjalista od spraw energetyki. Za jego rządów w tamtym czasie zysk z działalności operacyjnej wyniósł 143 miliony złotych. Takiego zysku nie notowano od zakończenia II wojny światowej. Został szybko wymieniony i wszystko wróciło do normy. Manewry trwają jednak nieprzerwanie. Realizuje się hasło: im gorzej, tym lepiej. Ze zdumieniem przeczytałem wypowiedź rzecznika prasowego PLL LOT pana Chorzewskiego na temat symboli religijnych na pokładach naszych samolotów, jakie są eksponowane przez personel pokładowy: “Historia lotnictwa pełna jest przypadków, w których symbol religijny doprowadził nawet do awaryjnego lądowania samolotu”.

Spółka się jednak wycofała z tego zarządzenia. - Uważam, że była to tylko sonda, jak daleko można się posunąć. Po awanturze o krzyż w Sejmie wybrano sobie LOT. Jak widać po reakcjach opinii publicznej, nic z tego nie wyszło. Głupotę trzeba nazwać po imieniu. Teraz się wycofują, mówiąc, że zostali źle zrozumiani, że nie o to chodziło etc. Na szczęście kończy się gdzieś granica absurdu i zwycięża zdrowy rozsądek.

Ale usprawiedliwienie decyzji podtrzymano. Spotkał się Pan kiedykolwiek z przypadkiem awantury z powodu np. medalika na szyi stewardesy? - Nie znam przypadku na świecie, a tym bardziej w Polsce, żeby z tego powodu samolot lądował awaryjnie. Chcę powiedzieć otwarcie: Panie rzeczniku prasowy PLL LOT, mnie osobiście nie jest znany przypadek awaryjnego lądowania samolotu z powodów manifestacji symboli religijnych przez kogokolwiek na pokładzie samolotu.

Jakie są najczęstsze przyczyny awaryjnego lądowania z powodu pasażera? - Najczęściej samoloty lądują awaryjnie z powodu: pożaru na pokładzie, pożaru silnika, rozhermetyzowania kabiny, awarii awioniki, systemu hydro, elektryki, aktów terroru na pokładzie, pijackich awantur pasażerów, niedomogów zdrowotnych pasażera czy porodu.

Idąc tym tropem, pewnie należałoby również zakazać tego rodzaju biżuterii czy nawet elementów ubioru wszystkim podróżnym. Sutanny księdzu, chust muzułmanom, jarmułek Żydom i wprowadzić jakieś “neutralne”, bezpieczne stroje. Czy pasażerowie się między sobą kłócili z tych powodów i zagrażało to bezpieczeństwu lotów? - Konstytucja gwarantuje nam wolność słowa i wyznania. Na jakiej zatem podstawie PLL LOT miałby zabronić pracownikom nosić symbole swojej wiary, argumentując, że to obraża uczucia religijne pasażerów? Kiedy pracowałem, jako pilot PLL LOT, na pokład samolotów wchodzili pasażerowie w turbanach, chustach, jarmułkach, sutannach. I nikomu to nie przeszkadzało, nie było awantur na pokładzie samolotu, a tym bardziej awaryjnego lądowania z tego powodu. Pasażerowie modlą się w czasie lotu. Często tego doświadczałem szczególnie w czasie długich rejsów. Zwracał się do mnie osobiście przed lotem albo przez stewardesę pasażer Żyd z zapytaniem, czy może pomodlić się w czasie lotu i czy to nie będzie przeszkadzać w mojej pracy i nie będzie uciążliwe dla współpasażerów. Nigdy, powtarzam, nigdy nie było sprzeciwu ze strony załogi lub pasażerów. Pasażer Żyd zakładał białą chustę, wstawał z fotela, brał do ręki księgę i modlił się. Załoga z pełną życzliwością traktowała takiego pasażera, mając do niego szacunek, że nie wstydzi się wyznawania swojej wiary w przestrzeni publicznej. Nikomu to nie przeszkadzało. Obecnym decydentom w PLL LOT przeszkadza krzyż na szyi stewardesy. Mówiąc ironicznie – pan prezydent Wałęsa mógłby mieć nie lada problem, czy wypiąć z klapy marynarki wizerunek Matki Bożej przed wejściem na pokład samolotu. Mając ten wizerunek w klapie marynarki, spotykał się z możnymi tego świata i nikomu nie przeszkadzało to w prowadzeniu poważnych rozmów. Dziękuję za rozmowę.

To bulwersuje Polaków. "Tusk o czymś zapomniał" Tusk, twierdząc, że reforma emerytalna dla kobiet wejdzie w życie (w pełnym wymiarze) dopiero w 2040 roku, zapomina dodać, że już dzisiejsze 50-latki będą musiały pracować o ok. trzy i pół roku dłużej - pisze prof. Jadwiga Staniszkis w felietonie dla Wirtualnej Polski. To pokolenie, na którym Kopacz eksperymentowała ze swoją "reformą" refundacyjną (kilkaset milionów więcej zapłacą pacjenci); z ograniczaniem sieci szpitali (a więc i dostępu do specjalistów). Często to już babcie, które stoją przed decyzją: pomóc w opiece nad wnukami, czy dalej pracować? Rosnące gwałtownie pod rządami Tuska koszty przedszkoli i codziennych dojazdów (średnio jedna piąta płacy minimalnej), likwidacja lokalnych autobusów i pociągów, brutalne eksploatowanie pracowników i niepewność zatrudnienia, czynią ten dylemat realnym problemem wielu kobiet. Szczególnie poza wielkimi miastami. Wyzwaniem jest demografia. Też uważam, że okres pracy trzeba nieco wydłużyć, i to od razu: np. 62 lata dla kobiet i 65 lat dla mężczyzn. Ale rząd Tuska, nie tylko nie prowadzi energicznej polityki pro-rodzinnej i pro-rozwojowej (a raczej stosuje działania przeciwne), lecz unieruchamia (i wypycha na emigrację) najcenniejszy w tej sytuacji zasób - ludzi młodych. Już i tak w dużym stopniu zmarnowano ich energię. Bo to prywatni inwestorzy, a nie państwo, realizowało ich aspiracje edukacyjne. Mamy, więc nadmiar politologów, socjologów, ludzi od "komunikacji społecznej", bo tu wystarczy kreda i tablica. Brakuje inżynierów, geologów, biochemików, odkrywców. Zamiast jednak wydłużać czas pracy "od dołu" wyciągając z bezrobocia i szarej strefy ludzi młodych, rząd Tuska chce maksymalnie wyeksploatować pokolenie starsze. I radykalnie skrócić okres wypłacania emerytur. Bo ludzie skrajnie "wypracowani", przy tak niskich (i pogarszających się) standardach polityk społecznych i warunków pracy, na pewno nie będą żyli dłużej. A i tak ten okres jest u nas krótszy niż w krajach UE. W Norwegii (dziś jedno z najbogatszych społeczeństw Europy) publiczny system emerytalny oparto na narodowych złożach gazu. W Polsce mógłby temu służyć gaz łupkowy. Ale niekorzystne dla Polski warunki umów (i zbyt wielka ilość koncesji) może to uniemożliwić. Mówi się o grubych miliardach strat w przyszłości. Czy to tylko głupota, czy korupcja, czy oba te czynniki? Dwa dni temu powołano w sejmie zespół do spraw łupków, który ma kontrolować działania państwa w tej sferze. Ale oczywiście nie zaproszono do niego jedynego człowieka w sejmie, który na tym się zna: prof. Jędryska. Kiedyś główny geolog kraju, odkrywca pokładów łupka, dziś - poseł prawej strony. Jadwiga Staniszkis

Narodowa Sławojka w Warszawie Przedwojenny premier Felicjan Sławoj Składkowski był z wykształcenia lekarzem, toteż specjalnie leżało mu na sercu podniesienie poziomu higieny, zwłaszcza na wsi. Kazał w tym celu bielić płoty i budować ubikacje, zwane od jego nazwiska „sławojkami” - żeby chłopi nie załatwiali się, jak dotąd, za stodołą. Starostowie życzenia premiera realizowali z wielką gorliwością, a żeby nie operować li tylko nakazami i karami, próbowali zachęcać wieśniaków do budowy sławojek również przy pomocy konkursów z nagrodami na najlepszy wychodek. Do zwycięzcy takiego konkursu przyjechała delegacja aż z Warszawy, żeby zobaczyć nagrodzony obiekt. Okazało się jednak, że przybytek zamknięty jest na cztery spusty, a indagowany na tę okoliczność właściciel oświadczył: no jakże inaczej? Jeszcze by, nie daj Boże, ktoś tam poszedł za potrzebą! Wszystko wskazuje na to, że otwierany z wielkim przytupem Stadion Narodowy w Warszawie jest całkiem podobny do tamtego wychodka - oczywiście nie pod względem skali, tylko - przeznaczenia. Ponieważ sportowa federacja piłki kopanej postanowiła urządzić sobie igrzyska, rząd naszego nieszczęśliwego kraju postanowił zmusić wszystkich podatników, żeby zrzucili się na pokrycie kosztów budowy stadionów. Nie wiem, jak gdzie indziej, ale w Warszawie powiadają, że koszty budowy Stadionu Narodowego, co najmniej dwukrotnie przekroczyły pierwotny kosztorys, a i to nie jest jeszcze ostatnie słowo. Skłania to do podejrzeń, że każda śrubka tej konstrukcji jest przeżarta korupcją, stąd całkowicie zrozumiałe są obawy, że obiekt w każdej chwili może się zawalić. Zapewne, dlatego policja, straż pożarna i inne służby, od których to zależy, nie pozwalają na rozgrywanie na tym stadionie meczów. W rezultacie podobieństwo stadionu do owego przedwojennego wychodka staje się coraz większe i kto wie, czy nie pozostanie on już na zawsze zamknięty tak, że można go będzie podziwiać wyłącznie z zewnątrz. To nawet byłoby oryginalne - bo stadionów używanych jest na świecie mnóstwo, ale taki byłby tylko jeden, więc z całą pewnością stałby się atrakcją turystyczną, podobnie jak „Car-kołokoł”, czy „Car-puszka” w Moskwie. Jak wiadomo, „Car-kołokoł” nigdy nie zadzwonił, a z „Car-puszki” nigdy nie wystrzelono? A Stadion Narodowy, na którym nigdy nie rozegrano żadnego meczu, ani żadnych zawodów - czegóż chcieć więcej? Przypadek tej narodowej sławojki skłania również do rozmyślań na temat przeznaczenia podatków. Jak zauważył w „Towarzyszu Szmaciaku” Janusz Szpotański, „nie temu, bowiem system służy, by prolet gnuśniał w dobrobycie, lecz aby wizje gigantyczne tytanów myśli wcielać w życie”. Ot na przykład - narodową sławojkę za ponad dwa miliardy. Ale nie tylko o gigantyczne wizje tu idzie, bo wizje - wizjami, a żyć trzeba, no nie? Toteż za każdą gigantyczną wizją stoi grupka cwanych wizjonerów, którzy część środków przeznaczonych na jej realizację zwyczajnie sobie prywatyzują - i to niekoniecznie przez rozkradanie. Przez rozkradanie też - ale to w ostateczności, jak bieda albo żona kogoś przyciśnie - bo zwyczajnie preferowane są sposoby pozostające w zgodzie z tak zwanym majestatem prawa. A w jaki sposób można podłączyć się do kurka w tak zwanym majestacie prawa? Najprostszym sposobem jest synekura, to znaczy - posada w sektorze publicznym, gdzie nie ma nic do roboty, a w związku z tym nie ma też żadnej odpowiedzialności. To znaczy - roboty jest mnóstwo; ludzie zajmujący synekury są na ogół szalenie zapracowani - ale zwróćmy uwagę, na czym przeważnie polega ich praca. Polega ona na utrudnianiu życia innym ludziom poprzez mnożenie nakazów lub zakazów. Na straży każdego zakazu lub nakazu stoi jakiś urząd, w którym są synekury zajmowane przez rozmaitych „państwowców”, którzy żyją sobie jak pączki w maśle nie tylko z pieniędzy wydzielonych na funkcjonowanie tych urzędów, ale również - z kar nakładanych za złamanie jakiegoś zakazu lub niewykonanie nakazu. Nawiasem mówiąc, na tym przykładzie najłatwiej przeprowadzić rozróżnienie między praca pożyteczną, a pozostałą. Praca pożyteczna, to taka, za którą inny człowiek gotów jest dobrowolnie zapłacić. Wszystkie pozostałe prace prawdopodobnie pożyteczne nie są i zwróćmy uwagę, że chyba wszyscy to wiedzą, bo - jak zauważył nieżyjący już amerykański ekonomista Murray Rothbard - jeśli normalny człowiek chce uzyskać jakiś dochód, to musi zrobić coś dla innego człowieka, za co tamten dobrowolnie zapłaci: sprzedać mu coś, czego tamten potrzebuje, przewieźć go z miejsca na miejsce, ugotować mu obiad, uszyć mu ubranie, wyleczyć z choroby, dostarczyć mu rozrywki i tak dalej - a tylko funkcjonariusze publiczni nie poddają się temu sprawdzianowi i swoje dochody wymuszają siłą. Na tym tle możemy docenić smakowitość dyskusji, jaką w „Radiu Zet” przeprowadziła „Stokrotka”, przesłuchując swoim zwyczajem naszych Umiłowanych Przywódców na okoliczność deklaracji wygłoszonej przez ojca Tadeusza Rydzyka, że katolicy nie powinni płacić podatków. Pan Jacek Sasin z PiS skłonny był uznać to za usprawiedliwiony przejaw obywatelskiego nieposłuszeństwa, pan Tadeusz Cymański z PJN tak daleko nie szedł, ale wykazywał zrozumienie dla „dramatyzmu” sytuacji. Takie rozchwianie aż się prosiło o naprostowanie, więc „Stokrotka” zwróciła uwagę, że „niektórzy księża” twierdzą, iż niepłacenie podatków jest grzechem. Rzeczywiście tak jest, ale czegóż to w dzisiejszych czasach „niektórzy księża” nie twierdzą? Czy jednak mają rację? Z ewangelicznego opisu wynika, że na pytanie, czy należy płacić podatki, Pan Jezus zażądał okazania mu monety czynszowej i zapytał, czyj wizerunek jest tam przedstawiony. Odpowiedzieli mu: cezara. Odpowiedział tedy: oddajcie, co cesarskiego - cesarzowi, a co bożego - Bogu. „Niektórzy księża” - nie powiem, że zaraz „księża-patrioci”, bo tylko „niektórzy” - wyciągają z tego tylko wniosek, że trzeba płacić podatki. Kropka. Tymczasem to wcale nie jest takie oczywiste - bo nie tylko trzeba oddać cesarzowi, co cesarskie, ale też - Bogu, co boskie. No dobrze, ale co właściwie jest „cesarskie”, co się rzeczywiście należy „cesarzowi”? Oczywiście podatki, jakże by inaczej - ale czy aby na pewno każde? Bo Bogu też trzeba oddać, co boskie - i to wezwanie jest skierowane przede wszystkim do „cesarza”, który sam sobie przecież podatków nie płaci. Cóż, zatem „cesarz” ma oddać Bogu? Cesarz ma oddać Bogu sprawiedliwe rządy - bo państwo, jako monopol na przemoc jest moralnie usprawiedliwione tylko, dlatego, że ta przemoc może być używana w służbie sprawiedliwości. Jeśli jest używana w służbie niesprawiedliwości, „cesarz” nie oddaje Bogu tego, co boskie. Czy w tej sytuacji ma jeszcze moralne prawo domagania się podatków, a chrześcijanie - czy jeszcze są w sumieniu zobowiązani do ich płacenia? „Cesarz” oczywiście może i w takiej sytuacji podatki wymusić - ale to już jest ucisk, którego chrześcijanin nie ma obowiązku znosić. „Kto władzę znosi, nie mów, że jej słucha” - mówi Senatorowi Ksiądz Piotr w „Dziadach” Adama Mickiewicza? Zatem obowiązek płacenia podatków nie jest wcale taki bezwarunkowy, jak mogliby sądzić „niektórzy księża”, na których powoływała się „Stokrotka”. Ale takie subtelności były zupełnie obce pozostałym uczestnikom tych rozhoworów. Pan Tomasz Nałęcz - obecnie na synekurze w Kancelarii Prezydenta - przypomniał, że niepłacenie podatków pociąga za sobą „bardzo wysoką karę”, a wrażliwy społecznie pan Marek Siwiec mu „wtórował”. No cóż; skoro z wydzieranych obywatelom podatków żyją, to cóż innego mają mówić? Tyle naszego, że od czasu do czasu postawią nam w środku miasta Narodową Sławojkę. SM

Chwalę premiera Tuska Ja oczywiście wiem, że w katolickiej rozgłośni wskazana jest pewna powściągliwość, ale z drugiej strony - uznanych poetów można chyba cytować? Przecież uznani poeci dostarczają mnóstwa cytatów na wszelkie możliwe okoliczności i wydaje mi się, że marnowanie takiego bogactwa byłoby wysoce niewłaściwe. Weźmy na przykład cytat uznanego poety nazwiskiem Julian Tuwim, który w wierszu „Na potwarców” dziwował się „ilu wielkich działaczów wyjrzało z rozporka”. Czyż nie pasuje to idealnie do posła Platformy Obywatelskiej imienia generała Gromosława Czempińskiego, wojewodzica bydgoskiego, Pawła Olszewskiego? Pan poseł Olszewski - i potwarca i działacz - więc najwyraźniej uznanego poetę Juliana Tuwima musiały wspierać proroctwa, że na tyle dziesięcioleci przed chwalebnym wyjrzeniem, pana posła Pawła Olszewskiego przecież przewidział! Do przewidzenia było również i to, że po lekkomyślnym zatrzymaniu generała Gromosława Czempińskiego w listopadzie ubiegłego roku, pana premiera Tuska zacznie opuszczać szczęście. Nie kąsa się ręki, która chleb daje - o czym pan premier Tusk, dopuściwszy sobie widać do głowy, że naprawdę jest taki, jak mówią o nim konfidenci poprzebierani za dziennikarzy mediów głównego nurtu - najwyraźniej zapomniał. Ale za takie zapominalstwo, za takie dowody rażącej niewdzięczności trzeba zapłacić. Toteż według ostatniego sondażu OBOP, pracę rządu premiera Tuska ocenia źle aż 70 procent ankietowanych, którzy dla samego premiera Tuska są jednak bardziej wyrozumiali - bo jego pracę źle ocenia 63 procent ankietowanych. No, bo jakże można w taki sposób odwdzięczać się generałowi, który całą tę Platformę Obywatelską wystrugał z banana?

Cóż; koń, jaki jest - każdy widzi, ale ja z kolei taki już jestem, że jak wszyscy chwalą - to ja nie, a znowu jak ganią, to ja próbuję chwalić. Zatem i teraz, kiedy notowania rządu i samego premiera Tuska pikują w dół niczym tupolew w Smoleńsku, postaram się premiera Tuska jednak pochwalić. Bo też i nieprawdą jest, że nie odnosi on żadnych sukcesów. Przeciwnie - co zawala, to zawala, ale sukcesy też ma. Weźmy taki Narodowy Program Depopulacji. W ostatnich latach wyemigrowało z naszego nieszczęśliwego kraju około 3 milionów obywateli, dzięki czemu liczba mieszkańców naszego nieszczęśliwego kraju powoli, bo powoli, ale jednak zbliża się nieubłaganie do 15 milionów, jakie naszemu mniej wartościowemu narodowi wyznaczyli eksperci Klubu Rzymskiego. Warto zwrócić uwagę, że premier Tusk, strasząc emigrantów, że po powrocie do Polski natychmiast ich opodatkuje, osobiście zniechęcił znaczną ich część, a może nawet wszystkich do powrotu. Rzeczywiście - dzielić się zarobionymi za granicą pieniędzmi z panem ministrem Rostowskim - tego już za wiele nawet dla największego altruisty. Ale na tym przecież pan premier Tusk nie poprzestaje. Cennym uzupełnieniem Narodowego Programu Depopulacji jest Narodowy Program Eutanazji, którego istotnym elementem jest nie tylko sławna ustawa o refundacji leków, przewidująca wysoki poziom refundacji środków antykoncepcyjnych, ale również - przedsięwzięcia organizacyjne w państwowej służbie zdrowia, zmierzające do ograniczenia hospitalizowania pacjentów chorych przewlekle. Na skutek podwyższenia ceny leków oraz wspomnianych przedsięwzięć jest nadzieja, że ludzie starzy i chorzy zaczną w stachanowskim tempie przenosić się na tamten świat. Z punktu widzenia rządu jest to niesłychanie korzystne, bo poprawia rentowność naszego mniej wartościowego społeczeństwa tubylczego - a cóż należy do obowiązków dobrego gospodarza, jeśli nie poprawa rentowności gospodarstwa? Jestem pewien, że skoro my to dostrzegamy, to dostrzegają to również okupujące nasz nieszczęśliwy kraj bezpieczniackie watahy, no i oczywiście - Nasza Złota Pani Aniela. Czyż w przeciwnym razie trzymaliby Donalda Tuska na stanowisku szefa tubylczego rządu? Ilustracją skuteczności Narodowego Programu Depopulacji jest fakt, że na przestrzeni ostatnich 20 lat udział dzieci i młodzieży w naszym społeczeństwie zmniejszył się aż o 10 procent. Trudno, zatem w tej sytuacji odmówić premieru Tusku skuteczności we wszystkim, czego się dotyka. W tej dziedzinie mu się udało, nie ma dwóch zdań. Nic, zatem dziwnego, że w ramach Narodowego Programu Ogłupiania, Ministerstwo Edukacji Narodowej zachęca samorządy terytorialne do likwidowania szkół. Z informacji oficjalnych wynika, że do 5 lutego bieżącego roku, do kuratoriów wpłynęły uchwały samorządów dotyczące zamiaru likwidacji 400 szkół. Samorządy twierdzą, że brakuje im pieniędzy, w co chętnie wierzę, ponieważ Ministerstwo Sportu i Turystyki pochwaliło się, że do grudnia ubiegłego roku zbudowano aż 2012 „orlików”, a średni koszt każdego z nich wyniósł około 120 milionów złotych. Przez trzy lata na te „orliki” samorządy i rząd wydały prawie ćwierć biliona złotych! Nic dziwnego, że brakuje na inne rzeczy - ale najgorsze jest to, że skoro liczba dzieci i młodzieży gwałtownie u nas spada, to, kto właściwie będzie tych boisk używał? Najwyraźniej program budowy „orlików” nie został skoordynowany ani z Narodowym Programem Eutanazji, ani z Narodowym Programem Depopulacji, a jeśli już - to najwyżej z Narodowym Programem Ogłupiania. Ale dosyć, bo zaczynam krytykować, a przecież chciałem premiera Tuska pochwalić. Nie wiedziałem, że to takie trudne. SM

Jak to u liberałów?.. Holenderska partia liberalna VVN (lewicowo-liberalna – dodam) założyła stronę, na której prosi o podawanie informacyj o niewłaściwym postępowaniu pracowników z Bułgarii, Polski i Rumunii. Natychmiast część Polaków zapłonęła świętym oburzeniem, rzecznik Unii Europejskiej oświadczył, że jest to niedopuszczalny akt „nietolerancji”, a JE Donald Tusk oświadczył, że podejmie w tej sprawie działania. Nikt tylko jakoś nie zauważył, że jest to próba założenia ludziom knebla. W wolnym kraju mogę, jeśli chcę, założyć sobie stronę, na której zbieram informacje o przestępstwach dokonywanych przez mańkutów, przez Murzynów, przez mężczyzn, przez dzieci, przez osoby o grupie krwi A+, przez Amerykanów, przez Etiopczyków, przez osoby chore na AIDS... I kogo to obchodzi? Nikt nie ma obowiązku zgłaszania jakichkolwiek wykroczeń na taką stronę, statystyczna wartość takich danych jest żadna, prawdziwość tych danych też żadna (proponuję tym obrażonym Bułgarom, Polakom i Rumunom pozgłaszać na tę stronę jakieś całkowicie fikcyjne historie – o tym, jak Polak żywcem obgryzł do kości nogę 3-letniej dziewczynce – na przykład) – i koniec. Niestety: żyjemy w komunizmie – a tu liczą się dane o GRUPACH. Człowiek jest niczym, jednostka zerem – a GRUPY „obrażać” nie wolno. I to jest i śmieszne - i groźne... JKM

Kilka uwag o "Emeryturze na 102". I wyjaśnienie. Przedwczorajszy wpis przedrukował portal wpolityce.pl o, tutaj:

http://wpolityce.pl/dzienniki/dziennik-jkm/23178-a-tak-w-ogole-to-jestem-za-podwyzka-wieku-emerytalnego

NB nie racząc zawiadomić, że jestem publicystą „Najwyższego CZAS!”u, „Dziennika Polskiego”, „Tarnowskiego Magazynu Ilustrowanego” i kilkudziesięciu innych pism, prowadzę blog na „Nowym Ekranie”, mam codzienne wpisy na tym portalu, prowadzę rubrykę video na ONET.pl – w dodatku opatrując to podtytułem Dziennik JKM – jakbym prowadził tam blog. Ja, oczywiście, nie mam nic przeciwko temu, że mnie przedrukowują – ale prosiłbym o podawanie źródła tekstu. Do tego nie jest potrzebny ACTA – wystarcza zwyczajna przyzwoitość. Plus prawo autorskie.

Pod tym tekstem znalazło się sporo komentarzy – zacytuję cztery:

{stef} sprawdził rachunki i ogłosił urbi & orbi:

stef (178.37.88.***) 15 lutego 2012 10:01:40

Dobrze policzone. Z drugiej strony skoro już mamy indywidualne konta emerytalne to, dlaczego jakiś rząd ma decydować, kiedy kto pójdzie na emeryturę. Być może dobrze zarabiający dotąd 40 latek uzna, że emerytura 800 zł mu wystarczy i nie chce więcej pracować a z drugiej strony ktoś, kto czuje się na siłach będzie pracował do 102 lat żeby wziąć 2 emerytury po symboliczne 570 tys.

{przyszły emeryt} (93.179.216.***) 15 lutego 2012 10:13:25 napisł:

Jestem za! Pod jednym warunkiem: WSZYSTKIE MOJE PIENIĄDZE, KTÓRE DO TEJ PORY POSZŁY NA SKŁADKI EMERYTALNE MUSZĄ WRÓCIĆ DO MOJEJ KIESZENI. Jeżeli tak się nie stanie, uprawnionym będzie nazwanie Tuska i jego kompaniję (i nie tylko): BANDĄ ZŁODZIEI Zapomniał dodać: „z procentami}. Natomiast {TRad} zauważył, że: (83.175.179.***) 15 lutego 2012 23:53:55 Mikke od 1989 roku domagał się, żeby 30% wpływów z prywatyzacji przeznaczać na fundusz emerytalny. Wtedy wystarczyłoby 30 - obecnie i 100 będzie za mało. Żaden rząd RP nie myślał o emerytach, żaden! Ani Olszewskiego, ani Buzka, ani Kaczyńskiego, ani Tuska, ani postkomunistyczne. Wszystkie wolały wydawać pieniądze z prywatyzacji na inne cele. W rzeczywistości na samym początku domagaliśmy się tylko 20%. Ale proszę zauważyć: którego premiera {TRad} pominął? I porównać z tym, co pisze {Polak} (31.62.120.***) 15 lutego 2012 15:17:00 : Dobry żart, w sam raz pasujący do eurokretynizmów Tuska i Vincenta. I można by się uśmiać, być za a nawet przeciw, gdyby nie fakt, że obok jest normalne życie i normalni, spracowani ludzie, którym oszczędności całego życia rozkradły aferały-liberały od Tuska i Lewandowskiego oraz kawiorowi lewicowcy od Millera. Co Pan na to, Panie Januszu Korwin-Mikke? Ale tym razem na serio! Tak na serio, to nie jest żart. Jestem za całkowitą likwidacją systemu rent i emerytur, dzięki czemu ludzie byliby utrzymywani przez własnych synów i wnuków. W wyniku, czego musieliby mieć dzieci, musieliby nauczyć je dobrego fachu, musieliby dobrze je wychować... Oczywiście z zastrzeżeniem, które zgłosił {przyszły emeryt}. Natomiast jedynym, który odrobinę pomyślał o przyszłych emerytach, jest... WCzc.Leszek Miller (SLD, Gdynia)! Założył Fundusz Rezerwy Demograficznej – pomyślany, jako bufor na ciężkie czasy, gdy w wiek emerytalny wkroczą liczne roczniki. Jak podaje „Finansopedia”: Fundusz Rezerwy Demograficznej (FRD) – fundusz, w którym mają być gromadzone środki na wypłatę świadczeń emerytalnych w czasie niekorzystnych zmian na rynku pracy po roku 2020.” Ten Fundusz rozkradła klika Kaczyński-Tusk: „Rząd” WCzc.Jarosława Kaczyńskiego zdecydował o tym, że na FRD wpłacano nie 1% od składek na ZUS, tylko... 1‰; dziesięć razy mniej! A „Rząd” JE Donalda Tuska w dodatku obrabował FRD najpierw z 4 miliardów, a następnie z 10 miliardów (albo odwrotnie, nie pamiętam). A w ogóle WCzc.Leszek Miller najoczywiściej w świecie nie jest żadnym lewicowcem. To On obniżył podatki, to On obniżył akcyzę od wódki... Z pasją atakuje Go, więc zarówno Lewica wewnątrz SLD, skupiona w'okół WCzc.Ryszarda Kalisza (SLD, W-wa), jak i ta, która poparła WCzc.Janusza Palikota (RJP, Warszawa), jak i ta z PiSu, a nawet ta z PO. I, oczywiście, jak Państwo się domyślają, zdecydowanie wolę „lewicę kawiorową” od prawdziwej! A wyjaśnienie dotyczy tego, że przez pomyłkę został tu zamieszczony komentarz, który powinien był znaleźć się gdzie indziej. Ponieważ juz mktos to skomentował, że był to jedyny mój sensowny komentarz - to podaję, że wszystko jest tu:

Zapraszam do obejrzenia zabawnego filmiku: http://www.joemonster.org/filmy/41980/Tupu_tup_po_sniegu,

który wzbudził falę dyskusji na JoeMonster. Ale, co ciekawe, tylko jedna osoba dostrzegła istotny sens tego filmu - i to, że parodia z Joe Monster słusznie uwypukla tę sprawę. Mój komentarz w tej sprawie zamieszczam tu:
http://nowaprawica.org.pl/home/item/zabawy-zimowe
  bo nie chcę Państwu psuć przyjemności dochodzenia samemu do ciekawych wniosków - i, być może, załączeniu na Joe Monster (albo na nowaprawica.pl ) własnego komentarza. JKM

Niszczenie suwerenności i kolejne manipulacje FEDu.

Bob Chapman. The International Forecaster USA

W piątek od konklawe Bilderberg w Davos, mianowany prezes Europejskiego Banku Centralnego, Mario Draghi ogłosił, że Europa uniknęła finansowej katastrofy, cytując poprawę na rynkach strefy euro w ostatnich tygodniach. Powiedział, że obowiązkiem EBC jest ochrona przed deflacją jak i inflacją. Faktem jest to, że on i jego przyjaciele z FEDu zaaranżowali swapy walutowe wysokości 1 biliona dolarów, z których EBC pożyczyło 660 miliardów dolarów do 523 banków w krajach UE, na 1% przez okres trzech lat. Również obniżył on stopy procentowe dwukrotnie, i rozszerzył czas spłaty udzielonych kredytów od 1 do 3 lat. Można się spodziewać, że Pan Draghi podejmie łatwą anglo-amerykańską drogę. Jest w pełni wyszkolonym illuministom, a to jest kierunek, z którego przychodzą rozkazy. Skonkludował również zawarcie fiskalnego paktu ESM, Europejskiego Mechanizmu Stabilizacyjnego, gdzie budżety i fiskalne wydatki zostaną ustalone przez niewybieralnych urzędników skarbowych, którzy zostali oficjalnie uodpornieni przez rząd UE. Pan Draghi nic nie wspomina o tej sytuacji, jak również zapomniał dać nam znać o tym, że w tym pakcie wszystkie narody tracą suwerenność. Jak dotąd, po miesiącu, nie ma dowodów na to, że te fundusze dotarły do realnej gospodarki? Banki, które właśnie otrzymały fundusze oprocentowane na 1% zdeponowały je z powrotem do EBC na ¼%. Nie pożyczyli tych funduszy między sobą, ponieważ twierdzą, że nie ufają sobie nawzajem. To smutny stan rzeczy. Oprócz tego obecnie EBC akceptuje zabezpieczenie kredytu o dużo gorszej, jakości niż to wcześniej zostało zatwierdzone. Jak widać Pan Draghi celowo pominął dużo faktów? Teraz banki muszą wykorzystać te fundusze by zrefundować stare i nowe zadłużenie oraz pożyczać, by utrzymać gospodarkę na powierzchni. Mają także grać swoje role w utrzymaniu sześciu narodów z problemami finansowymi na powierzchni. Odnośnie tematu Grecji powiedziano, że w ostatni piątek umowa zostanie ogłoszona, ale nic się nie wydarzyło. Prognozy są ponure a podstawy ekonomiczne są straszne. Nie będziemy się powtarzać nt Grecji, ponieważ mówiliśmy o niej wiele razy. Zobaczymy, co przyniesie ten tydzień. Portugalska gospodarka spada w głąb recesji. Przydzielanie kredytów bankowych spadło do najniższego poziomu w historii.

[...] Złoto, w końcu, z całego tego bałaganu miało dobry miesiąc i wzrosło prawie o 10%. To najlepszy styczeń od 1980 roku. Pamiętamy dobrze styczeń 1980- to był ostatni miesiąc rajdu cen złota. Co dziwne akcje zatrzymały swoje wzrosty w czerwcu z cenami złota pomiędzy 680-720 dolarów? To co chcemy przez to powiedzieć to, że ostatnie 3 próby tłumienia cen złota i srebra w 2011 i 2012 r. wskazały na to, że rząd USA jest bardzo aktywny w manipulacjach cenami m.in. złota i srebra, zresztą zgodnie z prawem, od 1980 roku. Wspominamy o tym, dlatego, że przez ten fakt krótkoterminowe wykresy są strasznie wypaczone i według nas nie można z nich korzystać. Zwolennicy ponownie przedstawią swoje wykresy, wierząc i mając nadzieję, że mają rację. Niestety jak to zwykle bywa będą w błędzie. Po tym jak EBC otrzymał 1 bilion dolarów, teraz słyszymy, że zostanie uruchomiony w USA QE3. We frakcyjnej bankowości, to może być 10 do 20 bilionów dolarów. Każda istotna część tych funduszy jest używana i monetyzowana, więc wkrótce będziemy świadkami szokującej inflacji. Powoli zbliżają się wybory a poziom bezrobocia nie ulega poprawie. FED ogłosił, że jest przygotowany do dalszego zabezpieczenia funduszy. Inflacja będzie się zwiększać, a nie zmniejszać. Cała ta kreacja pieniądza i kredytu wpłynie na inflację. Kraje UE, USA i Wielka Brytania nie będą miały wzrostu gospodarczego w tym roku, ewentualnie minimalny. To, czym jest QE 3 i inne rodzaje bodźców stymulujących gospodarkę to elementy pozwalające na kontynuowanie gry. Jeśli wszystko jest w porządku to, dlaczego Amerykańska Mennica (US Mint) sprzedała 114,500 uncji American Gold Eagles, mimo, że pozostały jeszcze dwa dni w styczniu, aby zbierać zamówienia od nabywców? Być może całkowita sprzedaż wyniesie 145.000 uncji, i będzie największą sprzedażą od półtorej roku. Dzieje się to, dlatego, że ludzie nie ufają własnym gospodarkom i rządom, dlatego kupują złote i srebrne monety, aby się chronić. Wystarczy, że spojrzą na republikańskie prawybory prezydenckie, gdzie głosy są kradzione przez komputery, martwi ludzie oddają głosy a Ron Paul nie dostaje możliwości wyrażenia swoich racji. Nasz rząd to przestępczy syndykat. Wszyscy ci, nabywcy złota i srebra wiedzą o tym i dlatego chcą złotych i srebrnych monety, a nie fiducjarnych dolarów. W końcu zaczynamy widzieć, że menedżerowie zarządzający pieniędzmi, fundusze hedgingowe oraz inne instytucje zaczynają przykładać coraz więcej wagi do złota. Powinno to doprowadzić do krótkiego pokrycia pozycji na złocie i srebrze i ich akcjach. Jak przepowiadaliśmy miesiąc temu jesteśmy świadkami działania QE 3. Mówiliśmy, że QE3 będzie polegało na wykupywaniu przez FED śmieci z banków, które nie mają gotówki, aby te w zamian realizowały jego politykę. Ta polityka składa się z wykupywania papierów Skarbu Państwa, agencji i udzielaniu pożyczek dla małych i średnich firm. Wcześniej FED zakupił papiery warte 1,4 bilionów dolarów głównie MBS (hipoteczne listy zastawne) i CDO (Collateralized Debt Obligations). Nigdy nie dowiedzieliśmy się tego ile FED zapłacił za poprzednie zakupy i prawdopodobnie nie dowiemy się tego również i tym razem. Jest to kolejny prezent jaki FED, a raczej podatnik daje bankom. To, co widzimy w Europie i prawdopodobnie niedługo znów w USA jest napychaniem systemu pieniędzmi i kredytami. FED zmierza ścieżką bez powrotu wiedząc dokładnie, co robi. To jest gra oparta na kreacji pieniądza i kredytu do samego końca. Historycznie żaden bank centralny nie miał prawa by to zrobić. Jeśli ta gra rozegra się do samego końca możemy spodziewać się hiperinflacyjnej depresji, która zakończy się deflacyjnym, depresyjnym upadkiem. Zniszczy to wartość dolara i jego siłę nabywczą. Cały system prawdopodobnie upadnie w tym być może 60% handlu, z 40% do 50% bezrobociem, i końcem systemu finansowego, uciekania się do handlu wymiennego, końcem systemu pomocy społecznej i rządowej. Wszystkie te elementy upadną, więc lepiej przygotuj się na to. Cały ten program jeszcze bardziej przyspieszy, jeśli Ron Paul nie zostanie wybrany na prezydenta. Gdyby został wybrany mógłby zatrzymać wiele programów i polityk, które niszczą nasz kraj. Ruchy elit realizowane poprzez FED i pośrednio EBC w celu zatuszowania monetarnego i finansowego chaosu w Europie i USA poprzez QE 3 są w części polityczne. Wyjątkowo polityczne będą na pewno we Francji idącej w kierunku kolejnych wyborów. Francja to koszmar dla elit a rządzący oczywiście chcą, aby Obama został ponownie wybrany. On zrobił wszystko, o co go poproszono. WIERNI POLSCE SUWERENNEJ

SKRÓCONY DO B. A WYDŁUŻONY DO O. Szef BOR-u ma, jak dowiedział się portal niezależna.pl, dostać posadę w Orlenie, po tym jak jego rozżalony zastępca noszący zdaniem informatora dziennikarzy pseudonim „Jastrząb”, a którego nazwisko skróciło się do samotnego B, zacznie opowiadać nieprzesadnie do niedawna energicznym prokuratorom, co takiego stało się z Biurem Ochrony Rządu 10 kwietnia 2010 roku, że zniknęło i nie było go aż do dnia następnego. Posadę w Orlenie ma załatwić Szefowi BOR-u rzecznik rządu Tuska Graś, który według tego samego informatora, już raz kiedyś coś mu załatwił – posadę szefa BOR-u właśnie. Nie są to żadne śmichy-chichy, bo każdy z nas może sobie znaleźć w sieci te dwie twarze i pooglądać w zadumie jednego z najinteligentniejszych kierowców III RP, który nie dość, że został z łaski prezydenta Komorowskiego generałem w nagrodę za udane zniknięcie 10 dziesiątego kwietnia wraz z całym biurem i oprzyrządowaniem włączając tabor, to teraz będzie „robił” w tak strategicznym sektorze jak paliwowy. A jak już się naoglądamy, to możemy wrzucić na tapetę tego drugiego, i poczynić refleksję, jak to jest, że fizys najinteligentniejszego kierowcy i najbardziej błyskotliwego menadżera, specjalisty od zarządzania zasobem ludzkim sztuk jedna, są do siebie tak zadziwiająco podobne. Jeśli nie w układzie szczegółów anatomicznych, to w czymś o wiele głębszym, co się wyraża w tym pełnym melancholii, (ale i zadumy i refleksji) spojrzeniu przenikliwych oczu. Jak to się dziwnie splatają ludzkie losy na tym łez padole? Jeden się skrócił do B. a drugi się wydłuży na O, gdzie się wzbogaci o X, co jest o wiele lepsze niż jakiś fajansiarski lampas, który nie pasuje do białych adidasów. Oczywiście, jest jeszcze drobny dyskomfort związany z ewentualnym postępowaniem prokuratorskim w sprawie „zniknięcia” biura, ale szef BOR jest człowiekiem doświadczonym i odpornym. Już raz było postępowanie w sprawie dotyczącej nieprawidłowości w przetargach, które nadzorował, ale go pan premier mianował właśnie wtedy na szefa, i weź tu proceduj w tej prokuraturze! Orlen, Orlen, fajne biurko, kwiatki, koniak, pewnie fajna laska-sekretarka... ale mnie zgrzyta... Bo tak. Janicki był kumplem Wachowskiego. A Wachowski był kumplem Wałęsy, ale ktoś kiedyś wydobył z jakiegoś wszawego archiwum, zapewne po złości, zdjęcie kogoś bliźniaczo podobnego do Wachowskiego na kursach SB w Świdrze. Nie minęło wiele czasu, a odnalazł się klon Wachowskiego sprzed lat, to znaczy ten klon przed laty był do Wachowskiego sprzed laty już nie bliźniaczo podobny, ale wręcz identyczny. Nazywał się Arnold Superczyński i był komendantem policji w Lublinie. Wkrótce został komendantem stołecznym policji, ale potem zmarł i to w kwiecie wieku. Nie jest więc tutaj jasne, czy zawsze należy się cieszyć, prawda, z awansu, bo to może być zmyła, a życie decydentów oraz ludzi zbyt blisko związanych z kursami znacznie się zrobiło dramatyczne, a zwłaszcza po tym jak na kilka dni przed rozniesieniem w proch oskarżonego dziennikarza Sumlińskiego z rąk prokuratorów wyśliznął się ich najważniejszy świadek pułkownik Tobiasz, też – wydawałoby się – nie do zdarcia. Problem, bowiem polega na tym: oskarżony B. może wziąć wszystko na klatę i powiedzieć, że tak się umówili z Janickim - B zajmuje się ochroną głowy państwa, jego małżonki i ostatniego prezydenta na wychodźstwie, a J... pardon moi, Janicki jedzie na bazar kupić te białe adidasy i przymierzyć do lampasów. A jak nie weźmie na klatę? To wtedy leci Janicki. I albo weźmie na klatę i powie, że umówili się z B i M... to znaczy ministrem Millerem, że oni zajmują się Smoleńskiem, a on się bierze za raport, bo potem nie zdąży się wziąć, bo on już tak ma. No ma szansę wziąć całą sprawę na klatę, bo on będzie brał z Orlenu. To B. nic nie dostał i teraz Graś musi naprawiać błędy. Ale jak nie weźmie na klatę? To leci Miller. A gdzie jest Miller? Co dostał? Więc jak się zabiorą nie daj Boże za Millera... Czy osobiste doświadczanie uśmiechów Anodiny wystarczy, żeby teraz na klatę? A jak nie weźmie? To, kto następny i gdzie to się zatrzyma? To tyle po dłuższej przerwie regeneracyjno-refleksyjnej i poświęconej rodzinie. Moraine

Palikot za niewolnicza pracą schorowanych Polaków 65, 67, 72, 75. Jak by ktoś nie wiedział, te liczby to pomysły lewicowców Europy dotyczące granicy gnania współczesnego chłopstwa pańszczyźnianego do pracy? Lewica okradając podatkami 65, 67, 72, 75. Jak by ktoś nie wiedział, te liczby to pomysły lewicowców Europy dotyczące granicy gnania współczesnego chłopstwa pańszczyźnianego do pracy? Lewica okradając podatkami, rabując pracę ludzi doprowadziła do sytuacji pracy przymusowej. Nikt nie jest w z resztek swojej pracy po zapłaceniu podatków dochodowych, przymusowych bandyckich ubezpieczeń, VATU u, akcyzy, podatków lokalnych, w sumie Centrum Adama Smitha obliczyło, że socjalistyczne państwo, III RP odziera ludzi z 83 procent ich pracy, nie jest w stanie odłożyć nic w postaci pieniędzy, nieruchomości, akcji. 78 % Polaków nie ma żadnych oszczędności. Będzie, więc musiało na starość tyrać na folwarku II Komuny. Lewica okrada ludzi, aby tych biedaków następnie zmuszać do niewolniczej pracy. Według rankingów Polacy są drugim najciężej pracującym narodem na Ziemi. Ale lewicy, w tym socjaliście Tuskowi to mało. Zdemoralizowana lewica chce zagnać nawet słabych, schorowanych starych Polaków do roboty. Oczywiście lewica lewacka Palikota nie odpuści sobie starszych Polaków. Weźmie udział w orgii ich zapędzania do lewicowego folwarku, jakim jest II Komuna. Rzecznik klubu RP Andrzej Rozenek pytany, czego spodziewa się po konsultacjach, powiedział, że Ruch chciałby przedstawić Tuskowi swoje zdanie oraz propozycje. - Dopiero wtedy oczywiście określimy się z poparciem, natomiast my rozumiemy potrzebę wydłużenia wieku emerytalnego - zaznaczył. (źródło)

Aby nie dopuścić do poniewierania Polakami przez II Komunę należy zlikwidować system przymusowych ubezpieczeń

Marek Mojsiewicz

Pytanie Chestertona Wszystkie koncesjonowane media i tzw. autorytety wbijają nam do głów odruch odrzucania „spiskowej teorii dziejów” i możliwości istnienia Wielkiego Spisku metawładzy. A jednak… Kanon politycznej poprawności oraz obowiązujący wzorzec ćwierć-inteligenta nakazuje by w żadne spiski nie wierzyć i wszystko uzasadaniać tzw. zbiegiem okoliczności. Jednakże samodzielne myślenie każe dostrzegać prosty fakt, że spiski są zjawiskiem powszechnym, występują wszędzie, od piaskownicy w przedszkolu po więzienia i klasztory, i stanowią ważny motor historii. Wybitny angielski nacjonalista, pisarz i myśliciel katolicki Arthur Kenneth Chesterton szczegółowo badał podstawy i przesłanki światowego spisku metawładzy. W swojej znakomitej i szczegółowo udokumentowanej książce pt. The New Unhappy Lords: An Exposure of Power Politics” (Nowi nieszczęśliwi panowie - zdemaskowanie polityki władzy, The Candour Publishing Company, pierwsze wydanie Londyn 1965, 221 stron), dostępnej w Internecie i bardzo słynnej, ale jak dotąd, niestety, nie przetłumaczonej na polski, złożył taką oto jednoznaczną deklarację: „Twierdzę z pokorą, że to, co zostało napisane na tych kartach dowodzi istnienia spisku zmierzającego do unicestwienia tradycyjnego zachodniego świata. Jeśli myśl o spisku na taką skalę wydaje się komuś niedorzeczna, to jej niedorzeczność jest porównywalna z przypuszczeniem, że powojenne ukształtowanie świata jest pozbawione planu”. Ponieważ język angielski jest już w Polsce powszechnie znany, a przynajmniej niewiele jest dziedzin tak gorliwie studiowanych jak ten język właśnie, zachęcam wszystkich do przeczytania książki Chestertona w całości. Jest zresztą dostępna online w archiwach Internetu. Poniżej zamieszczam tylko jej krótkie omówienie. Praca Chestertona dowodzi, że światowi spiskowcy „przypuścili dziki szturm na patriotyzm”, a ich celem jest „znieczulenie wszystkich pozostałych narodów na wchłonięcie ich przez ciała federalne, w rodzaju Europejskiej Wspólnoty Gospodarczej, docelowo zaś przez jedna Federację Świata”. Od czasu ukazania się książki Chestertona w 1965 roku powstały takie wspólnoty ponadnarodowe jak Unia Europejska, Północnoamerykańska Strefa Wolnego Handlu (NAFTA), lub Komisja Trójstronna, która również komasuje świat, a przynajmniej część jego elit w trzech strefach wpływów. Wzmogły się tendencje integracyjne i próby narzucenia wszystkim narodom jednolitego wzorca zachowań w postaci tzw. „praw człowieka”. Spiskowcy mają coraz więcej narzędzi oddziaływania i dysponują coraz lepszą socjotechniką dla komunikowania swojej woli reszcie. Coraz szczelniej kontrolują media, o które toczą się najbardziej zażarte boje między największymi bogaczami. Chesterton zauważył, iż także „pieniądze i monopol kredytowy kontrolowany jest przez bardzo ograniczoną liczbę ludzi”. Od czasu ukazania się jego książki szczególnie ten właśnie proces – koncentracja pieniądza – przybrał bardzo gwałtownie na sile. Przy tak ogromnej ilości pokus i przesłanek do zagarnięcia władzy przez wtajemniczoną i sprzysiężoną oligarchię, byłoby bardzo dziwnym, gdyby zaniedbała ona nadarzającą się okazje zagarnięcia władzy. Każdy kto kiedykolwiek miał do czynienia z biznesem wie, że we wszystkich branżach zwykłego rynku od rur stalowych, makaronu i ubezpieczeń na życie poczynając, poprzez obuwie sportowe, napoje gazowane i folie plastikowe, aż po rynek mięsa wołowego, płyt kompaktowych i usługi prawnicze – wszędzie istnieją dalekosiężne prognozy, plany, strategie i programy, a także rozmowy i umowy, zwykle dyskretne, a bardzo często po prostu nieformalne i tajne, dotyczące zamierzanych fuzji i przejęć, zwalczania konkurencji, podziału stref wpływów i udziałów w rynku. Dlaczegoż, zatem – pyta Chesterton – miałoby ich nie być w sprawach daleko bardziej istotnych i INTRATNYCH, jakimi są podział władzy i udział we władzy rzeczywistej, czyli w dziedzinie generowania i kontroli przepływu pieniędzy, panowania nad opinią publiczną, sterowania rządem dusz i kierunkami rozwoju świata? Chesterton zauważa przytomnie: „Jeżeli nie ma spisku, to dlaczego nie ma spisku? Dlaczego natura nie znosi żadnej próżni poza tą jedną? Jeżeli istnieją ośrodki kontrolowania życia, zachowań i losu ludzkości, a przecież istnieją z całą pewnością, to, dlaczego nie są wykorzystywane? Na pewno nie z powodu braku manipulatorów pozbawionych wszelkich skrupułów” Swą świetną pracę o tajnej elicie świata Chesterton zakończył słowami: „Istnieje spisek o światowym zasięgu wymierzony w ludzkość i jeśli nie pokonamy spiskowców bez względu na przeciwności, nie będziemy mieli do przekazania następnym pokoleniom nic poza perspektywa niewolnictwa”. Cóż można do tego dopisać?

Deser muzyczny Dziś na deser muzyczny polecam piękny utwór greckiego kompozytora Makisa Ablianitisa pt. „Sekret miłości” z albumu Bahar. Wykonawcy to śmietanka instrumentalistów greckich (Petros Tabouris, Vangelis Karipis, Tania Nikoloudi, Nikos Kapilidis), Macedończyk Dragan Dautovski, Hindus Hariprasad Chaurasia i Ormianin Haig Yazdiyan. Cztery minuty pięknej muzyki i piękne obrazy z greckich wakacji.

Zastrzeżenie: Wszystkie utwory muzyczne, zdjęcia i inne materiały zamieszczane na tym blogu pochodzą z łatwo dostępnych publicznych źródeł i w ich ściąganiu nie ma zamiaru pogwałcenia czyichkolwiek praw autorskich. Wszelka oryginalna muzyka, obrazy i teksty należą do ich autorów i wykonawców, których nazwiska i źródła podaję, a w miarę możności i potrzeby także opatruję dodatkowymi informacjami. Zamieszczam je w celach edukacyjnych i rozrywkowych, dla ubogacenia doznań i realizacji wolnego dostępu do dóbr kultury, która jest prawem każdego człowieka. Z tytułu publikowania blogu nie czerpię żadnych korzyści materialnych. Bogusław Jeznach

17 lutego 2012 Po co ci bilet na karuzelę jak Ziemia kręci się wystarczająco - powiedział Szkot do syna. No pewnie, ze karuzela młodemu Szkotowi nie jest potrzebna, tak jak - nam. Codzienność na karuzeli życia politycznego- powinno nam wystarczyć. A po przeczytaniu fragmentu życiorysu pana przewodniczącego Komisji Europejskiej - zawróciło mi się w głowie jeszcze więcej.. Jose Manuel Durao Barroso: „Był za młodu członkiem maoistowskiego Ruchu Reorganizacyjnego Partii Proletariackiej, która przerodziła się w Partię Komunistyczną Robotników Portugalskich. Po latach wstąpił do Partii Socjaldemokratycznej, zostając jej prezesem”. Czy to nie wspaniały fragment życiorysu najważniejszego człowieka Unii Europejskiej? I dlatego powoli - krok po kroku - idziemy do komunizmu. Bo komunizm jest najlepszym ustrojem na świecie: wspólnota, bezwłasność, biurokracja, regulacje, całkowita sfera państwowa( na razie prywatna pod kuratelą państw!), Inwigilacja „obywateli”, „prawo, jako przeżytek burżuazyjny”( na razie rozmiękczanie na ile się da!), rozbijanie rodziny - jako najbardziej konserwatywnego bastionu stojącego na drodze budowy tego najwspanialszego ustroju świata..Jest tylko jeden problem…. Komunizm nie wytwarza dobrobytu. Komunizm- żeby istniał- potrzebuje pieniędzy, tak jak dzisiejsza Unia Europejska będąca na najlepszej drodze do tego najwspanialszego ustroju świata. No i niewolników - których ma, ale którzy są na wymarciu. Liczba niewolników europejskiego komuno- socjalizmu maleje.. Jak w przyszłości panowie nowej klasy sobie poradzą bez niewolników? Nie dość, że tworzą nieefektywny ustrój gospodarczy- to jeszcze ubywa im niewolników? Dodatkowo forsują aborcję.. Eutanazja- to tylko po to- żeby pozbyć się starych niewolników, którzy już nie mogą być wyciskani z pieniędzy, tak jak byli młodzi i nie byli na zasiłkach państwowych, które dodatkowo czyniły ich niewolnikami. Stary niewolnik dodatkowo obciąża budżety socjalistycznych państw i przeszkadza budowie państwa opiekuńczego i państwa dobrobytu.. Państwa dobrobytu – to wielka socjalistyczna mrzonka… To ludzie mają być bogaci, a nie państwo ma być bogate i rozdzielać bogactwo po uważaniu, najwięcej oczywiście dawać tym, co rozdzielają.. Bo przy korycie jest najzasobniej. Tylko to koryto trzeba napełnić.. Dlatego stałym fragmentem gry w socjalizmie europejskim- jest permanentna podwyżka podatków.. No bo skąd wziąć pieniądze na fanaberie utopistów? Wyłącznie z rabunku i pożyczania pieniędzy w imieniu niewolników.. Tym bardziej, że niewolnicy nie mają nic do powiedzenia.. Szczególnie właśnie w sprawie podatków.. W tej sprawie żadnych referendów organizować nie wolno..Przy okazji ustępowania ze stanowiska przewodniczącego Parlamentu Europejskiego, pan profesor Jerzy Buzek, człowiek „charyzmatyczny”, twórca wiekopomnych czterech reform w roku 1999 w Polsce, dzięki którym będziemy mieli okazalszy pogrzeb państwa polskiego, powiedział: „Ja, gdybym potrafił cofnąć historię, pewnie bym się zapisał do jakiejś lewicy”(????) Cooooooo?A jakie poglądy ma pan profesor Jerzy Buzek? Nie przypadkiem lewicowe.. Wmontowanie 50 000 państwowych posad biurokratycznych w socjalistyczne państwo polskie podczas procesu wiekopomnych reform - to nie jest postępowanie człowieka lewicy? Zrobił to raz i to nieporządnie, bo biurokracja rośnie cały czas, obecnie na poziomie 70 urzędników dziennie, nie licząc świąt i niedziel.. To będzie jakieś 2500 darmojedzących miesięcznie, co oznacza liczbę 30 000 obiboków - rocznie! Z tendencją wzrostową, co może oznaczać, że liczbę miliona „nowych miejsc pracy” pan Donald Tusk osiągnie szybciej niż zakładał.. A potem już szybciutko po dwa miliony, bo pan Jacek Vincent Rostowski twierdzi, że potrzeba więcej urzędników do obsługi środków unijnych (????). Powiedzmy sobie szczerze.. Panu ministrowi są potrzebni urzędnicy, ale na przykład Marynarka jest mu niepotrzebna.. Chodzi o Marynarkę Wojenną, bo tę zwyczajną ma systematycznie na sobie. I jest mu potrzebna. Tak jak niepotrzebne jest futro nowej celebrytce, spełniającej w Polsce funkcję ideologiczną, mam na myśli” modelkę” panią Joannę Krupę, która” woli być naga niż zakładać futra”. Ja osobiście nie chciałbym jej oglądać nawet nagiej.. Chyba, że założyłaby na swoją nagość- futro- na przykład z norek. Bo lubię oglądać kobiety w futrach, choć przeciwnicy ekologiczni naturalnych futer, są zwolennikami futer z tworzyw sztucznych, wytwarzanych przy pomocy chemii zatruwającej środowisko naturalne.. Są jednocześnie” za” i jednocześnie” przeciw”. Ale to nie przeszkadza w jedności przeciwieństw. Tworząc sztuczne środowisko naturalne. Ja jestem zwolennikiem ekologicznym futer naturalnych.. Elegancka kobieta powinna mieć futro z karakułów, szynszyli, lisa, jenota czy królika. A kurtkę koniecznie z antylopy.. Och, te biedne zwierzęta, których skóry przerabiane są dla wiecznie nienasyconego w swym pożądaniu- człowieka.. Szczególnie kobiet..A nie dobrym pomysłem byłoby forsowanie ubierania człowieka, pardon zwierzęcia- w skóry wyprawione po człowieku? Dobrze wyprawiona skóra z człowieka mogłaby służyć długo i szczęśliwie zwierzęciu, szczególnie tym zwierzętom, które do tej pory były obdzierane ze skóry dla zaspokojenia ludzkich potrzeb cieplnych i estetycznych. Za setki lat poniżenia, obdzierania ze skóry, nie patyczkowania się z naszymi” braćmi”- niech teraz sprawiedliwość dziejowa zatriumfuje. Niech zwierzęta odegrają się w końcu na człowieku za lata poniewierki. Tak jak Murzyni na Białym Człowieku, czy Aborygeni na Australijczykach... Nich się stanie sprawiedliwość.. Na razie można zwierzęta poubierać w skóry po ludziach- w zoo. Dopóki ogrody zoologiczne nie zostaną polikwidowane, jako przejaw barbarzyństwa i ciemiężenia zwierząt.. Bo – jestem o tym przekonany- za jakiś czas, no może nie najbliższy, to ludzie będą przebywać w Ogrodach Zoologicznych, a nie zwierzęta.. Tak jak było na Planecie Małp.. Zresztą Planeta Małp właściwie istnieje, na niej żyjemy, tylko niektórzy ludzie nie potrafią odróżnić prawdziwej małpy od spreparowanej.. Tym bardziej, że zacierają się różnice, po tym jak pan Janusz Korwin- Mikke znalazł to brakujące ogniwo pomiędzy człowiekiem a małpą. Chodzi o człekopodobną małpę, którą popularnie nazywa się-„socjalistą”.To ona przerabia całą Planetę pod swoje potrzeby.. Będzie Planeta Małp? Już częściowo jest- i będzie jeszcze bardziej małpia..No pewnie, że potrzeba zgodzić się z panem Jackiem Vincentem Rostowskim w sprawie zbyt małej liczby urzędników do rozdzielania środków unijnych, tym bardziej, że ze środków unijnych można wybudować w ramach programu”” Karuzela w każdej gminie”, setki karuzel, tak jak boisk. Niech się te wszystkie karuzele kręcą, nich się kręci w głowach dzieciom i dorosłym, nich się zakręci w głowach władzy od sukcesów, które buduje na wydatkach i marnotrawstwie.. Niech wszystkie karuzele jednocześnie zaczną się kręcić, niech karuzela stanowisk jeszcze bardziej się zakręci, żeby wszystkim było lepiej, bo miało być lepiej.. Wszystkim! No i jest. Tylko trzeba się dostać na karuzelę.. Tych siedemdziesięciu dziennie- to prawdziwi szczęśliwcy.. Oni się trochę pokręcą i pokręcą tym i owym, szczególnie w sprawach finansowych.. Łza się w oku kręci jak to wszystko się rozwija- zdaniem premiera we właściwym kierunku.. A – moim zdaniem- w kierunku przeciwnym. Do katastrofy statku z napisem” socjalizm”.. Niektórzy tego napisu nie widzą.. Może, dlatego, że Ziemia się kręci wystarczająco? WJR

Co nam daje traktat fiskalny?

1. To pytanie padało przynajmniej kilka razy na posiedzeniu połączonych sejmowych Komisji Finansów Publicznych i Unii Europejskiej i było adresowane do dwóch wiceministrów rządu Tuska, Dowgielewicza z resortu Spraw Zagranicznych i Dominika z resortu Finansów. Pytanie to z różną argumentacją zadawali posłowie Prawa i Sprawiedliwości i Solidarnej Polski, posłów z pozostałych klubów, to specjalnie nie interesowało jakby nie miało żadnego znaczenia dla przyszłości Polski. Obydwaj ministrowie mieli na nie w zasadzie jedną odpowiedź. Premier Tusk podpisze pakt fiskalny, bo przyczyni się on do stabilizacji waluty euro, a to jest korzystne dla wszystkich krajów UE, a więc i Polski. No i jeszcze to miejsce przy stole podczas obrad krajów strefy euro, wprawdzie tylko raz do roku i bez prawa głosu, ale to sukces negocjacyjny Premiera Tuska.

2. Do czego się zobowiązujemy, jeżeli zacznie on obowiązywać. Do rzeczy, które śmiem twierdzić, państwu na dorobku takiemu jak Polska, nie pozwolą na dogonienie w zakresie poziomu rozwoju infrastruktury technicznej i społecznej, krajów „starej” Unii Europejskiej.Wynika to z konieczności zrównoważenia budżetu państwa a jeżeli już pojawi się deficyt to najwyżej do poziomu 0,5% PKB. Chodzi o tzw. deficyty strukturalny a więc sytuację w całym sektorze finansów publicznych (budżet państwa, budżety samorządów, budżety systemu ubezpieczeń społecznych), kiedy wydatki przekraczają dochody, ale bez uwzględnienia zarówno dochodów jak i wydatków o charakterze nadzwyczajnym i jednorazowym. Skoro obecnie przy deficycie w sektorze finansów publicznych na poziomie 5,6% PKB na koniec 2011 roku, trzeba było powołać Krajowy Fundusz Drogowy poza sektorem finansów publicznych, żeby budować drogi z udziałem środków europejskich, to jak zapewnimy środki na wkład własny, przy konieczności osiągnięcia deficytu 11 razy mniejszego. Odpowiedź jest prosta albo dokonamy głębokich cięć w wydatkach o charakterze społecznym i wtedy jest jakaś szansa na wykorzystanie środków z następnej perspektywy finansowej UE na lata 2014-2020 albo nie będziemy budować infrastruktury w ogóle.

3. Ale to nie wszystko. W pakcie znajdują się zapisy o mechanizmie korygującym przygotowywanym przez Komisję Europejską w odniesieniu do krajów, w których deficyt przekracza wyznaczony poziom deficytu strukturalnego, programach partnerstwa budżetowego i gospodarczego dla krajów objętych procedurą nadmiernego deficytu zatwierdzanych przez Radę UE i Komisję Europejską. Są także zapisy o koordynacji polityki gospodarczej krajów paktu, a także konieczność przedstawiania Radzie i KE ex ante reform polityki gospodarczej, które planuje się realizować w tych krajach. Mamy, więc do czynienia ze zgodą na głęboką ingerencję instytucji europejskich Rady i KE zarówno w politykę budżetową jak i politykę gospodarczą krajów, które paktem zostaną objęte.

4. Obydwaj ministrowie nie odpowiedzieli na pytanie, w jaki sposób rząd chce ratyfikować traktat w Sejmie, ale z odpowiedzi na inne pytania, w których podkreślali oni, że na razie Polski nie będą dotyczyły żadne jego zapisy tylko będziemy korzystali z możliwości udziału w posiedzeniach strefy euro, więc wygląda na to, że przygotowana jest ratyfikacja zwykłą większością głosów. Zawarte w traktacie ingerencje w politykę budżetową i gospodarczą na razie w Polsce nie będą obowiązywać, a więc zdaniem ministrów nie mamy do czynienia z przeniesieniem kompetencji krajowych na instytucje europejskie i dlatego wystarczy zwykła większość. Te zapisy wprawdzie zaraz po ratyfikacji i wejściu w życie traktatu, zapewne treścią wypełnią Niemcy i Francuzi. Będzie to zapewne udział KE w procesach uchwalania budżetów narodowych, a także likwidacja krytykowanej przez Niemców konkurencji podatkowej przez nowe kraje członkowskie ale ponieważ na razie tego nie ma więc dla naszych rządzących nie ma problemu.

A więc przyjmujemy na siebie poważne ograniczenia naszych możliwości finansowych i godzimy się na ingerencję w naszą politykę budżetową i gospodarczą, a w zamian mamy jedynie iluzoryczną stabilność waluty euro oraz uczestnictwo w jednym szczycie krajów strefy euro w roku. Prawda, że warto? Zbigniew Kuźmiuk

Ujawniamy tajny aneks umowy Kaplera Rafał Kapler dostałby premię, nawet gdyby przez trzy lata nie kiwnął palcem, a wstrzymanie wypłaty przez minister Muchę tylko działa na jego korzyść, bo dostanie odsetki karne za zwłokę - wynika z tajnego aneksu do umowy zawartej pomiędzy Narodowym Centrum Sportu a Rafałem Kaplerem. W imieniu rządu dokument podpisał Mirosław „Miro” Drzewiecki, były minister sportu. Jeszcze wczoraj temu zaprzeczał.
- Umowa została tak skonstruowana, że nawet gdyby np. z jakiegoś powodu aresztowano pana Kaplera, nie wykluczałoby to przyznania ponad półmilionowej premii - mówi poseł Jerzy Polaczek, były minister transportu w rządzie PiS. Polityk dotarł do tych dokumentów i przekazał je "Gazecie Polskiej Codziennie". Natomiast wstrzymanie wypłacenia gigantycznej nagrody i zlecenie prawnikom rządowym sprawdzenia umowy przez minister Joannę Muchę to jedynie pozorowane zagranie, bo z aneksu do umowy bezsprzecznie wynika, że tylko w jednym przypadku skarb państwa nie musiałby wypłacać Kaplerowi premii - sam Kapler musiałby się jej zrzec. Co więcej, każdy miesiąc zwłoki sprzyja byłemu już szefowi NCS, gdyż zgodnie z prawem wysokość odsetek gwarantowanych ustawą w jego przypadku wynosi 13 proc.
- Zrobiono panu Kaplerowi świetny prezent. Ma najlepiej oprocentowaną lokatę na rynku. Każda zwłoka 30 dni to 6100 zł na czysto - mówi poseł Polaczek. [użycie słowa na czysto jest przejęzyczeniem, prawda? MD]
W jego ocenie to historia, która może mieć wręcz kryminalny kontekst, gdyż wyłączono jakąkolwiek odpowiedzialność Kaplera jako szefa projektu. Rafał Kapler, który na kilka miesięcy przed EURO 2012 złożył w poniedziałek dymisję, ma dostać blisko pół miliona złotych premii. [ponad, kolego, ponad.. Oj tam oj tam te 80 tys więcej  MD] Zagwarantowano to w umowie.
Więcej na ten temat w dzisiejszej [17 lutego md] „Gazecie Polskiej Codziennie" Rafał Kapler dostałby premię, nawet gdyby przez trzy lata nie kiwnął palcem, a wstrzymanie wypłaty przez minister Muchę tylko działa na jego korzyść, bo dostanie odsetki karne za zwłokę - wynika z tajnego aneksu do umowy zawartej pomiędzy Narodowym Centrum Sportu a Rafałem Kaplerem. W imieniu rządu dokument podpisał Mirosław „Miro” Drzewiecki, były minister sportu. Jeszcze wczoraj temu zaprzeczał.
- Umowa została tak skonstruowana, że nawet gdyby np. z jakiegoś powodu aresztowano pana Kaplera, nie wykluczałoby to przyznania ponad półmilionowej premii - mówi poseł Jerzy Polaczek, były minister transportu w rządzie PiS. Polityk dotarł do tych dokumentów i przekazał je "Gazecie Polskiej Codziennie". Natomiast wstrzymanie wypłacenia gigantycznej nagrody i zlecenie prawnikom rządowym sprawdzenia umowy przez minister Joannę Muchę to jedynie pozorowane zagranie, bo z aneksu do umowy bezsprzecznie wynika, że tylko w jednym przypadku skarb państwa nie musiałby wypłacać Kaplerowi premii - sam Kapler musiałby się jej zrzec. Co więcej, każdy miesiąc zwłoki sprzyja byłemu już szefowi NCS, gdyż zgodnie z prawem wysokość odsetek gwarantowanych ustawą w jego przypadku wynosi 13 proc.
- Zrobiono panu Kaplerowi świetny prezent. Ma najlepiej oprocentowaną lokatę na rynku. Każda zwłoka 30 dni to 6100 zł na czysto - mówi poseł Polaczek. [użycie słowa na czysto jest przejęzyczeniem, prawda? MD]

W jego ocenie to historia, która może mieć wręcz kryminalny kontekst, gdyż wyłączono jakąkolwiek odpowiedzialność Kaplera, jako szefa projektu. Rafał Kapler, który na kilka miesięcy przed EURO 2012 złożył w poniedziałek dymisję, ma dostać blisko pół miliona złotych premii. [ponad, kolego, ponad.. Oj tam oj tam te 80 tys więcej  MD] Zagwarantowano to w umowie. Niezalezna

Łupki nie zaszkodzą środowisku

"Dziennik Gazeta Prawna":

http://gospodarka.gazeta.pl/gospodarka/1,33181,11164350,_Dziennik_Gazeta_Prawna___Lupki_nie_zaszkodza_srodowisku.html

Wydobycie gazu łupkowego nie grozi zanieczyszczeniem wód ani nadmierną emisją do atmosfery - wynika z kompleksowego raportu dotyczącego potencjalnych konsekwencji ekologicznych związanych z wierceniami w poszukiwaniu tego surowca. "Dziennik Gazeta Prawna" dotarł do raportu opracowanego na polecenie ministra środowiska przez zespół kierowany przez Państwowy Instytut Geologiczny. Jest on tajny, ale gazecie udało się otrzymać część wyników. Specjaliści zbadali wpływ na środowisko procesu szczelinowania hydraulicznego wykonanego w 2011 r. na jednym z otworów wiertniczych w miejscowości Łebień na Pomorzu. Resort środowiska zapewnia, że badanie potwierdziło tezę o minimalnym i niegroźnym wpływie prac poszukiwawczych złóż niekonwencjonalnych na środowisko. Zdaniem ekspertów, jedynym niekorzystnym skutkiem wierceń może być większe natężenie hałasu - czytamy w gazecie. Jednak naukowcy z Uniwersytetu Cornell w USA ostrzegają, że wiercenia mogą wzmocnić efekt globalnego ocieplenia.

Nie jestem oponentem Biniendy Z dr. inż. Maciejem Laskiem, przewodniczącym Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych, rozmawia Piotr Falkowski To, że tyle uwagi opinia publiczna poświęca badaniu wypadków lotniczych, to jeden ze skutków katastrofy smoleńskiej. Pan też jest osobą w nią zaangażowaną. Co z punktu widzenia komisji powinno się stać z tym zainteresowaniem? Lepiej, żeby ucichło, czy też można je jakoś wykorzystać, potraktować, jako wyzwanie? - Zdecydowanie lepszym rozwiązaniem jest mimo wszystko nieepatowanie opinii publicznej naszą pracą. Za tym wszystkim stoją wypadki i incydenty. Kiedy zwykły obywatel dowiaduje się, że rocznie zdarza się 800 incydentów i zdecydowana większość dotyczy lotnictwa komunikacyjnego oraz służb ruchu lotniczego, to nie zwiększa to jego zaufania do transportu lotniczego? Chociaż naprawdę jest paradoksalnie odwrotnie. Im więcej incydentów - przy niezmieniającej się liczbie wypadków i poważnych incydentów - zostaje wykrytych, zgłoszonych i zbadanych, tym lepiej. Bo te drobne zdarzenia zawsze były, tylko nie zostały zgłoszone. A kiedy poszczególne podmioty, zamiast zamiatać problemy pod dywan, dzielą się nimi, jako pewnymi doświadczeniami, to bezpieczeństwo wzrasta. Bo oto wykrywamy kolejne przyczyny zagrożeń, dla których można wprowadzić profilaktykę i nie dopuścić, że zdarzy się coś poważniejszego - wypadek. O ile oczywiście incydenty nie powtarzają się. Tak to też widzi ICAO i znajduje to potwierdzenie w prowadzonych przez nich audytach naszej komisji. Ale z drugiej strony nie jestem pewien, czy należy w te kwestie wprowadzać szeroką opinię publiczną. Lepiej informować o pracach komisji przy okazji poważniejszych zdarzeń, tak jak to się stało w przypadku awaryjnego lądowania boeinga na Okęciu.
Woli Pan przykład boeinga z kapitanem Wroną. A ja pytałem o Smoleńsk. - Smoleńsk też nas wielu rzeczy nauczył. Teraz patrzę z punktu widzenia przewodniczącego Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych. Część naszych ludzi była powołana do pracy w komisji kierowanej przez ministra Jerzego Millera. Jednocześnie, głównie dzięki ciężkiej pracy pozostałych kolegów, nie odbiło się to na pracy PKBWL w zakresie naszych normalnych obowiązków, czyli lotnictwa cywilnego. To olbrzymie doświadczenie. Pracowaliśmy tu do południa, a po południu i nocami w tamtej komisji. A jednak pojechaliśmy do wszystkich wypadków i podjęliśmy wszystkie badania, jakie należało podjąć. Statystyka zamkniętych spraw w tym okresie nie wypada gorzej.
Wyobraźmy sobie, że pewnego wolnego dnia zadzwoni do Pana kolega - przewodniczący komisji z jakiegoś odległego kraju - i zgłosi, że właśnie rozbił się w jego kraju polski wojskowy samolot. Proponuje przyjazd. Co Pan na to? - Skierowałbym go do Inspektoratu MON ds. Bezpieczeństwa Lotów. Jest tam powołana na cały rok stała Komisja Badania Wypadków Lotniczych Lotnictwa Państwowego. Ja nie czuję się kompetentny, żeby zajmować jakiekolwiek stanowisko czy podejmować jakiekolwiek kroki. Jeżeli później poproszono by mnie, jako eksperta, to tak.
To dobrze. Nie powtórzyłby Pan błędu swojego poprzednika. Za nim wyraźnie nikt w komisji nie tęskni. Ale to i tak zbiór indywidualności. Jak Pan sobie z nimi poradzi? Wiemy, że problemem komisji były zapóźnienia, z którymi Edmund Klich walczył dość brutalnymi metodami. - Do pracy mojego poprzednika nie będę się odnosił. Byłem w tej komisji od początku jej tworzenia. Jedynie pani Agata Kaczyńska, pan Stanisław Żurkowski i pan Jacek Rożyński byli w komisji, która działała wcześniej, przed wejściem w życie obecnej ustawy Prawo Lotnicze. Obserwowałem tworzenie komisji. Rzeczywiście wybieraliśmy ludzi o takich cechach, jak pan to określił - duże indywidualności. Oni muszą i potrafią bronić swojego zdania, a z drugiej strony nie mogą się upierać, jeżeli im ktoś wykaże, że są w błędzie. Każde przedstawienie raportu z badania wypadku jest jak mała obrona pracy inżynierskiej. Raport liczy od kilkunastu do kilkudziesięciu stron, czasem nawet ponad sto. Autor musi go przedstawić w sposób czytelny dla specjalistów z różnych dziedzin biorących udział w posiedzeniu komisji i odpowiedzieć na wszystkie pytania. Ci ludzie doskonale wiedzą, co mają robić. Tak naprawdę już panu na to pytanie odpowiedziałem. W okresie badania katastrofy smoleńskiej można było tych ludzi zostawić ze zmniejszonym wsparciem, a oni doskonale zorganizowali pracę komisji. Takich ludzi nam potrzeba. Nie bezkrytycznych, ale potrafiących postawić hipotezę, uprawdopodobnić ją i do niej przekonać innych. A jeśli się mylą, samemu dać się przekonać. Odnosząc się natomiast do kwestii - jak pan to określił - "zapóźnień", nie można tutaj zapominać o uwarunkowaniach prawnych, które w praktyce były podstawową przyczyną braku możliwości dotrzymania satysfakcjonujących terminów kończenia badań zdarzeń lotniczych. Organizacja nowej komisji nieposiadającej w praktyce żadnych procedur odpowiadających nowym zasadom prowadzenia badań, a także przez parę początkowych miesięcy brak wymaganego minimum składu komisji niezbędnego do podejmowania przez nią uchwał nie mogą być w takiej ocenie pomijane, gdyż staje się ona - delikatnie rzecz ujmując - nierzetelna.
Taki okres może powrócić, gdyby wznowiono pracę Komisji Badania Wypadków Lotniczych Lotnictwa Państwowego w związku z nowymi faktami dotyczącymi katastrofy. Jest Pan na to gotowy? - Nie sądzę, żeby ta sytuacja miała się powtórzyć. Ale zarówno moja komisja - cywilna, jak i komisja wojskowa często korzystają wzajemnie ze swoich ekspertów. Takie badania już prowadziliśmy w latach ubiegłych. Mogę wspomnieć wypadek śmigłowca Mi-8 z 2003 roku, gdzie w skład KBWLLP wchodziło czterech członków naszej komisji.
A czy w tamtym badaniu także analizowano szczegółowo proces szkolenia załogi, próbowano wykryć naciski na nią i podobne rzeczy znane z raportu Millera? - Nie wszystko wiem, bo nie należałem do tych czterech osób. Ale tam też komisja powinna była zbadać dokładnie zarówno wyszkolenie, jak i przygotowanie załogi do lotu, wypoczynek itp.
Komisja Millera sięgała do przebiegu szkolenia członków załogi Tu-154M wiele lat przed katastrofą. Wtedy też tak było? - Tego nie wiem, ale ja bym tak badał. Jeżeli ktoś popełnia błędy, to dzieje się to z jakiegoś powodu. Może to było zwykłe przeoczenie, ale mogło być spowodowane przeciążeniem pracą albo niewłaściwym szkoleniem itd.
Może zdecyduje się Pan na udział w konferencji "Earth and Space 2012" w Pasadenie. Jeden z głównych wykładów będzie poświęcony katastrofie smoleńskiej. Profesor Binienda z Akron w Ohio razem z prof. Nowaczykiem z Baltimore w stanie Maryland poddają raport Millera druzgocącej krytyce. - Po pierwsze, nie dostałem żadnego zaproszenia. Po drugie, tamtej komisji już nie ma, a ja nie jestem upoważniony do reprezentowania KBWLLP w tym zakresie. Nie czuję się też oponentem profesorów Biniendy i Nowaczyka. Wszystko, co mieliśmy do powiedzenia, zawarliśmy w raporcie. Teraz jest pole do działań naukowców. Dowiedziałem się niedawno, że w Polsce też zostały wykonane obliczenia, jak zachowuje się samolot po utracie końcówki skrzydła, i zostały porównane z danymi rejestratora. Nie widziałem tych obliczeń, ale będą one zaprezentowane na jednej z konferencji. To bardzo dobry materiał dydaktyczny, do prowadzenia symulacji, analiz itd. Dla mnie jednak okres pracy w komisji smoleńskiej zakończył się. Teraz mam nowe wyzwania, którymi muszę się zająć.
Ale ta sprawa kładzie się jakoś cieniem na Panu i na Pana komisji. Na przykład przez to, że de facto ukryto okoliczności identyfikacji głosu gen. Andrzeja Błasika w kokpicie. - Myślę, że nie. Jestem gotów podpisać się jeszcze raz pod wszystkim, co napisaliśmy w raporcie. I mogę spać spokojnie. Natomiast jest mi przykro, bardzo przykro, że musiałem badać wypadek, którego przyczyny były, niestety, tak trywialne. A nie spodziewałem się tego. Sądziłem, że najbardziej elitarna jednostka w Polsce, która wozi najważniejsze osoby w państwie, jest w stanie zapewnić odpowiedni poziom bezpieczeństwa. Niestety, nasz raport pokazał, że było inaczej.
Czym dla Pana jest lotnictwo? - Jest pasją mojego życia. Pasją, którą uprawiam od młodości. Zajmowałem się modelarstwem, czytałem wszystko, co się da, o osiągnięciach naszych bohaterów: czy z drugiej wojny światowej, czy wcześniejszych - sportowych. Kiedyś zobaczyłem szybowiec, który wylądował w polu. Nie bardzo rozumiałem, dlaczego i po co. Podszedłem, zobaczyłem pilota... Mieszkałem w mieście, w którym był aeroklub. Z mojego domu można było zobaczyć, jak skaczą spadochroniarze, jak latają szybowce, jak samoloty kręcą akrobacje. I od tego się zaczęło. Od 16 roku życia sam latam.
Ale na dużych samolotach w lotnictwie komercyjnym nigdy Pan nie latał? - I w ogóle zawodowo nie latałem nigdy. Chyba, że jako instruktor. Przygotowywałem się do roli pilota w liniach lotniczych, ale nigdy nie podjąłem decyzji pójścia w tym kierunku. W czasie studiów zastanawiałem się, czy zostać pilotem zawodowym - a miałem już dużo uprawnień, które mogłem wykorzystać - czy kontynuować studia na Politechnice Warszawskiej. Wybór drogi profesjonalnego pilota wiązałby się z przejściem do Rzeszowa. Stwierdziłem, że i tak jestem pilotem lepszym lub gorszym, a lepiej będę się realizował, jako inżynier lotniczy.
Zajmowanie się katastrofami nie wypacza trochę spojrzenia pasjonata? - Oczywiście, że tak. Przecież tylu kolegów pochowaliśmy - ludzi, z którymi lataliśmy. Większość członków komisji przeszła podobną do mojej ścieżkę. Wyszli z lotnictwa małego, średniego czy dużego. To ostatnie reprezentują Wiesław Jedynak, Waldemar Targalski, którzy latają w linii, i Bogdan Fydrych zajmujący się ruchem lotniczym. Ale zajmowanie się wypadkami zmienia pogląd na nasze podejście do latania. Bywało, że jechaliśmy na badanie wypadku i zastawaliśmy tam ciało naszego kolegi... Jest też druga strona. Robimy to po to, żeby kolejni nasi koledzy nie popełnili błędów, których ci, którzy zginęli, nie ustrzegli się. Mówię koledzy, ale to mogą być zupełnie nieznane nam osoby. Za każdym wypadkiem stoi jakiś dramat.
Dziękuję za rozmowę.

Pokazowo zdymisjonowani powrócą Oficerowie, którzy po ogłoszeniu raportu komisji ministra Jerzego Millera zostali przesunięci do rezerwy kadrowej, mogą liczyć na powrót do służby - dowiedział się "Nasz Dziennik". W pierwszej kolejności dotyczyć ma to gen. Leszka Cwojdzińskiego Z informacji, do jakich dotarł "Nasz Dziennik", wynika, że część pokazowo zwolnionych oficerów po ogłoszeniu raportu komisji ministra Jerzego Millera w sprawie katastrofy samolotu Tu-154M już powróciła do służby. Po ogłoszeniu tzw. raportu Millera decyzją ministra Tomasza Siemoniaka do rezerwy kadrowej przeniesionych zostało w sumie piętnastu oficerów, w tym trzech generałów, sześciu pułkowników, czterech podpułkowników i dwóch majorów. - Oficerowie przed przeniesieniem do rezerwy kadrowej pełnili służbę w Sztabie Generalnym Wojska Polskiego, Dowództwie Operacyjnym Sił Zbrojnych, Dowództwie Sił Powietrznych, Szefostwie Służby Hydrometeorologicznej Sił Zbrojnych RP oraz w 36. Specjalnym Pułku Lotnictwa Transportowego. Z grupy tej jeden generał oraz jeden pułkownik odeszli z zawodowej służby wojskowej (w styczniu br.). Pozostała grupa oficerów nadal pozostaje w rezerwie kadrowej - podkreśliły służby prasowe MON.
Wśród pokazowo zwolnionych generałów znalazł się gen. dyw. pil. Anatol Czaban, b. szef szkolenia Sił Powietrznych, w chwili dymisji pracujący, jako asystent szefa Sztabu Generalnego WP ds. Sił Powietrznych, który sam zdecydował się na odejście z wojska. To także gen. dyw. naw. Zbigniew Galec, szef Centrum Operacji Powietrznych i zastępca dowódcy operacyjnego Sił Zbrojnych RP, który obecnie pozostaje w rezerwie kadrowej i jak ustaliliśmy, niewykluczone, że zdecyduje się na odejście z armii. Kolejny zdymisjonowany to gen. dyw. pil. dr Leszek Cwojdziński, b. zastępca Szefa Zarządu Szkolenia Sztabu Generalnego WP, w chwili dymisji szef Szkolenia Sił Powietrznych. Także on trafił do rezerwy kadrowej MON. Cwojdziński może jednak niebawem liczyć na powrót do służby. Niewykluczone, że otrzyma etat w resorcie obrony lub stanowisko w Sztabie Generalnym. Dodatkowo gen. Cwojdziński ma współpracować, jako wykładowca z Akademią Obrony Narodowej. Wizją powrotów nie jest zaskoczony Dariusz Seliga, poseł PiS, członek sejmowej Komisji Obrony Narodowej. Jak zauważył, można było przewidzieć, że oficerowie skierowani do rezerwy kadrowej, jeśli wcześniej nie opuszczą wojska, będą wracali do czynnej służby.

- Od samego początku uważałem, że głośne medialnie dymisje oraz rozwiązanie specpułku były zabiegiem czysto marketingowym - podkreśla parlamentarzysta. Jak zauważył, wkrótce okazało się, że w miejsce rozformowanego specpułku utworzono w ramach 1. Bazy Lotnictwa Transportowego nową jednostkę, odpowiadającą za przewozy krajowe VIP-ów, które realizowane są śmigłowcami, a przy okazji pozbyto się problemu zakupu nowych samolotów dla 36. SPLT.

- Przeczekano ten głośny medialno-politycznie okres, a teraz, gdy sprawa nieco ucichła, sięga się po tych ludzi. To jednak pokazuje, że tak naprawdę nikt za katastrofę smoleńską nie poniósł konsekwencji - zaznacza Seliga. W praktyce najbardziej dotkliwe zmiany odczuli piloci 36. SPLT, którzy wykonywali swoje obowiązki, czyli przewóz VIP-ów, a zapomniano o organizacyjnej roli kancelarii premiera czy Biura Ochrony Rządu.
- Należało sprawę odpowiedzialności za katastrofę smoleńską rzetelnie wyjaśnić do końca. Jeżeli okazałoby się, że dany zdymisjonowany oficer jednak nie zawinił, to należałoby go przeprosić, a może i awansować. Jeśli jednak potwierdzono by jego złe postępowanie, wykazano, iż dopuścił się niedopełnienia obowiązków służbowych, to sprawa powinna być jednoznacznie rozwiązana. To byłby też sygnał dla młodszych oficerów, którzy patrzą na to, jak wygląda cała ta "polityka kadrowa", i nabierają złych doświadczeń - zaznacza Seliga. W ocenie gen. Romana Polki, byłego dowódcy jednostki specjalnej GROM, sposób wyciągania konsekwencji wobec osób, które faktycznie odpowiadały za katastrofę smoleńską - czy to w wojsku, czy też w BOR - jest zadziwiający i rodzi poważne pytania o to, czy mamy do czynienia z poważnym rozliczeniem tej sprawy. - Likwidacji specpułku nie sposób cofnąć, ale z rezerwy kadrowej da się wrócić. Prawdę mówiąc, nie mam przekonania do tej instytucji, bo człowiek ambitny nie będzie przez rok czy może i dłużej udawał, że coś robi, bo na tym polega rezerwa kadrowa. Stąd też osobiście taką propozycję odrzuciłem - kwituje Polko. Marcin Austyn

Upadek Tusk i kontrolowany rozkład sceny politycznej Krasnodębski "Coraz silniejsza ingerencja w naszą politykę nie byłaby możliwa bez procesu rozkładu polityki polskiej, nazwanego eufemistycznie postpolityka Dni Tuska już dawano były policzone. Dla oligarchii niemieckiej sprawującej faktyczny protektorat nad II Komuną najistotniejszą sprawą jest utrzymanie Polski w stanie permanentnej smuty politycznej, czyli dbanie o to by istniało jej rozdrobnienie,.Nie dopuszczenie do powstania silnego suwerennego ośrodka władzy. Jak go nazywam Świętego Graala polskiej polityki?

··Czy rzeczywiście Polak jest protektoratem, czy też  kondominium , i czy rozdrobnienie, rozbicie  polskiej sceny politycznej jest faktem. Niemcy w początkach XX wieku  zbudowali doktrynę polityczną, Mitteleuropa, zakładającą przekształcenie obszarów Europy Środkowej w obszar tak zwanej gospodarki peryferyjnej, które to obszary miały dostarczać niemieckiej gospodarce taniej siły roboczej, nisko przetworzonych półproduktów, surowców, obszarem zapóźnionym  cywilizacyjnie, kulturowo.  Z drugiej strony obszar ten miał być tereny te miały być rynkiem zbytu niemieckich produktów.  Oznaczało to też w perspektywie czasowej germanizację tych terenów. Podstawa dyskusji o tym czy Polska jest niemieckim protektoratem, czy nie powinniśmy przenieść  czy struktura gospodarcza, polityczna, naukowa, kulturowa obecnej II Komuny spełnia kryteria  doktryny niemieckiej z początku XX wieku.

··Nawet gdybyśmy nie znali tej doktryny to stan Polski, struktura gospodarcza, społeczna, cywilizacyjna Polski  powinna dawać  do myślenia.

··Polska jest największym zagłębiem, eksportem, źródłem  taniej siły roboczej do niemieckich  fabryk.  Skala depopulacja tak dużego kraju w tak krótkim czasie jest ewenementem historycznym nie tylko na skalę europejską, ale również na skale światową. Stopień innowacyjności polskiej gospodarki jest dwukrotni niższy od rumuńskiej. Polacy są najciężej  pracującym narodem Europy, drugim najciężej pracującym narodem na świcie, nastąpił cywilizacyjny upadek nauki, szkolnictwa. Koncesjonowana oligarchia tubylcza eksploatuje  ekonomicznie wysokimi podatkami  sposób niezwykły Polaków.    Prawie cała gospodarka znajduje  się rękach  kapitału narodowego, tyle ze nie polskiego. Nie chcę się tutaj rozpisywać o faktach. Struktura gospodarki, przemysłu, sceny politycznej, nauki wskazuje jasno, że jesteśmy protektoratem.

··Aby utrzymać dany kraj jako  protektorat należy kontrolować jego scenę polityczną. Niemcy jeszcze nie wprowadziły na obszar II Komuny Bundeswehry, aby móc kontrolować kraj bezpośrednio. Powtarzają, więc  scenariusz przedrozbiorowy Rzeczpospolitej.

··Kluczem do tego jest rozkład struktur politycznych i nie dopuszczenie do powstania suwerennego  ośrodka politycznego. Idąc tym tokiem rozumowania Tusk już dawno powinien być pozbawiony władzy, a Platforma rozbita. Przez ostatnie dwadzieścia lat II Komuny jednie Miller stworzył pewne zagrożenie dla  permanentnej niestabilności protektoratu.

··Między Tuskiem, a Kaczyńskim zachodzi zasadnicza różnica. Tusk  Kaczyńskiego byłby niczym. Kaczyński i bez Tuska  jest niewątpliwie jak to ocenił  Rymkiewicz najwybitniejszym polskim politykiem od Piłsudskiego.

··Niemcy tylko, dlatego pozwoliły na takie wzmocnieni Tuska, na tak długie rządy, że  powstała będąca wyjątkiem  w Europie siła polityczna.  Obóz wolnych Polaków. Co gorsze, pomimo terroru propagandowego brunatnych mediów obóz ten wzrósł  w siłę, zbudował tak zwany „drugi obieg” informacji? Stworzył  coraz bardziej rozbudowywane  zaplecze intelektualne i instytucjonalne. ·

·Dni Tuska są  policzone, bo nawet paniczny strach  Niemiec przed  obozem wolnych Polaków, którego rdzeniem jest PiS, a niekwestionowanym przywódcą Kaczyński nie jest tak duży jak ryzyko, że silny suwerenny ośrodek polityczny powstanie. W wtedy nie tylko Kaczyński  po dojściu dojściu do władzy próbowałby zrzucić jarzmo protektoratu . Również tubylcza oligarchia skupiona wokół takiego ośrodka władzy zechciałaby tworzyć normalny kraj  z normalną gospodarką, nauka, kulturą. ··W jaki sposób zostanie rozegrane usunięcie Tuska, tak, aby rozbić scenę  polityczną, nie dopuścić  do zbudowania silnego ośrodka politycznego i nie dopuścić do wzmocnienia Kaczyńskiego.

··To temat na inna analizę Nieco materiałów pomocniczych Ziemkiewicz „W największym skrócie − takich samych, jakich używają Niemcy. Przecież niemiecki podatnik łoży, co roku ogromne sumy na działalność lobbystyczną swego kraju nad Wisła.Prawie wszystkie nadwiślańskie think-tanki utrzymują się z niemieckich grantów. Elity akademickie, czy raczej ta ich część, która zasługuje na nagrodę za dobre zachowanie, żyją z zaproszeń na niemieckie uniwersytety, pisarze z tłumaczeń i stypendiów fundowanych przez rozmaite niemieckie instytucje państwowe i samorządowe, podobnie atrakcyjne oferty dotyczą innych liderów opinii. Powszechność tego zjawiska sprawiła, że Polacy właściwie go już nie zauważają − nie budzi zdziwienia ani tym bardziej sprzeciwu, jeśli w funkcji niezależnych ekspertów objaśniających nam, co powinniśmy robić dla dobra wspólnej Europy występują pracownicy niezależnych instytucji finansowanych w całości z budżetu państwa ościennego. „...(więcej)
Dudek „Nie ulega wszakże wątpliwości, że w zmieniającym się coraz szybciej międzynarodowym układzie sił Polska ma szanse utrzymać dotychczasowy poziom niezależności, tylko grając na wielu fortepianach. Ten euroatlantycki powinien pozostać najważniejszym, ale nie może być jedynym. W przeciwnym razie możemy się w przyszłości stać jedną z ofiar nowej architektury europejskiej, której tworzenie zaproponował ostatnio „wielkim narodom” Władimir Putin.:.. Dlatego Ziemkiewicz ma sporo racji, kreśląc wizję coraz silniejszego uzależnienia Polski od zachodniego sąsiada….Po wtóre wspomniany proces mógłby ulec zahamowaniu, gdyby udało nam się znaleźć partnera skłonnego bodaj częściowo zrównoważyć wpływy niemieckie, a zwłaszcza upiorną wizję powtórki z historii, czyli Polski, jako swoistego kondominium Berlina i Moskwy” „...(więcej)
Krasnodębski „Potrafimy spojrzeć na kraje sąsiadujące z nami na wschodzie, jako pole krzyżujących się interesów, walki o wpływy i próby grania polityką przez zewnętrzne podmioty. Irracjonalnie z góry wykluczamy jednak tego typu myślenie w stosunku do samej Polski”…” Od dawna wiemy, że nie tylko wschodni sąsiedzi starają się wpływać na polską politykę. Donald Tusk obsypywany był w Niemczech pochwałami za spotkanie z Putinem 7 kwietnia, 13 maja odbierze w Akwizgranie prestiżową nagrodę”…” Coraz silniejsza ingerencja w naszą politykę nie byłaby możliwa bez procesu rozkładu polityki polskiej, nazwanego eufemistycznie postpolityką. Miała ona oznaczać rezygnację z głębszych reform i ograniczenie się do administrowania, podejmowania tylko takich działań, które przynosiły sondażowe poparcie„..(więcej)
Prasa niemiecka „Jak ocenia komentator "Sueddeutsche Zeitung", Polska skłania się ku temu, by utwierdzić się teraz w swej "historii cierpienia". "Dlatego katastrofa samolotu z Katynia niesie ze sobą zagrożenie przeistoczenia się w mit narodowej historiografii. Nakłada się tu na siebie zbyt dużo symboliki i tragizmu" - pisze "Sueddeutsche Zeitung" i apeluje: "Tak nie może się stać"…”Według dziennika, tragedii nie wolno nadawać cech mistycznych."Jeśli jest jakaś nadzieja w całym tym cierpieniu, to taka: może uda się teraz to, co nie udawało się od początku III Rzeczpospolitej, wskutek sporów ideologicznych i partyjnych - pojednanie narodu z jego przeszłością, porozumienie społeczeństwa, co do postrzegania historii, odpolitycznienie historii" - ocenia dziennik. Dodaje, że polityka historyczna Lecha Kaczyńskiego dzieliła i czerpała siłę z mitów przeszłości.”…” "Tragedia musi być, zatem przestrogą, by Polska uwolniła się z kajdan własnej historii. Prezydent Kaczyński był niewrażliwy na delikatne sygnały pojednania, które wysłał rosyjski premier Władimir Putin jeszcze przed kilkoma dniami nad grobami (w Katyniu). Zamiast tego Kaczyński chciał prowadzić politykę koncentrującą się na ofiarach, gdy ze swoją delegacją wsiadał do samolot”…” Także "Die Welt" ocenia, że w bólu i żałobie jest też pewna nadzieja. "Zachowanie polskiego premiera i przywódców w Moskwie po katastrofie pokazuje w sposób imponujący, że obie strony dokładają starań, by nie obudziły się stare demony" - pisze "Welt". Dodaje, że także dla Europejczyków, żyjących w oddali, ten element nadziei ma też ważne znaczenie na przyszłość. „..(więcej)
„Warto posłuchać  Michalkiwicza w jego sfilmowanym, trwającym ponad dwie i pół godziny wykładzie n temat Unii Europejskiej. Michalkiewicz skoncentrował się na kilku punktach. Na fatycznej strukturze władzy w Polsce, postępującemu przekształcaniu jej w gospodarkę peryferyjna Niemiec o strukturze półprzemysłowo rzemieślniczej. Na realizacji przez Niemcy koncepcji gospodarki wielkiego obszaru, która to koncepcja powstała w 1915 roku zakładała ze gospodarka Niemiec potrzebuje sprzyjającego niekonkurencyjnego otoczenia, poturzebuje obszaru, na którym funkcjonowałaby kraje pozostające pod polityczna i gospodarcza kontrola Niemiec. Michalkiwicz uważa, że  Niemcy właśnie realizują ten scenariusz. Nawiązał do rozbicia Jugosławii, o które również oskarża Niemcy. Które według niego zachęciły Słowenię i Chorwacje do ogłoszenia niepodległości?  Poruszył tez szereg innych wątków,  w tym wymuszonej ekonomiczni emigracji. Ale najlepiej jest posłuchać  całość samemu. Po raz drugi podaje link do wykładu Michalkiewicza

„..(więcej) Marek Mojsiewicz   

Ernst&Young: analiza fuzji i przejęć wskazuje, że na świecie trwa łupkowy boom. "Wartość jednej transakcji wyniosła 15 mld USD" Analiza fuzji i przejęć w sektorze paliwowym w 2011 r. wskazuje, że na świecie trwa łupkowy boom. Na transakcje związane z eksploatacją gazu i ropy z łupków wydano w minionym roku ponad 66 mld dolarów - ocenia firma doradcza Ernst&Young. W opublikowanym w czwartek raporcie E&Y podaje, że w 2011 r. w sektorze paliwowo-naftowym na świecie zanotowano 1322 fuzji i przejęć (M&A) o łącznej wartości 317 mld dol. Na transakcje związane z eksploatacją gazu i ropy z łupków wydano ponad 66 mld - ponad 20 proc. Większość tych transakcji miała miejsce w Ameryce Północnej - podkreśla firma. Jak podkreśla w raporcie dyrektor w zespole doradztwa dla sektora energii w Ernst & Young Marek Kamiński, w 2011 połowa wszystkich transakcji M&A w sektorze wydobywczym związana była właśnie z poszukiwaniem i eksploatacją gazu i ropy ze skał łupkowych. Największą transakcją na rynku gazu łupkowego była akwizycja amerykańskiej firmy wydobywającej gaz łupkowy Petrohawk Energy przez BHP Billiton, największy koncern wydobywczy na świecie. Wartość transakcji wyniosła 15 mld USD. E&Y odnotowuje również duże transakcje przeprowadzone przez Chińczyków. Wskazuje, że w 2011 r. dwóch transakcji o łącznej wartości ok. 3,4 mld dol. dokonał w Ameryce Północnej w sektorze eksploatacji niekonwencjonalnych złóż chiński koncern CNOOC. Zdaniem doradców Ernst & Young Chińczycy zrobili to z myślą o transferze technologii w celu

eksploatacji własnych złóż gazu łupkowego, które stanowią prawie jedną piątą złóż światowych. Te pozornie niewielkie transakcje mogą się okazać bardzo znaczące dla światowego sektora paliwowo - naftowego w perspektywie kilkunastu lat. Transfer technologii i przyspieszenie rozwoju chińskiego rynku może istotnie wpłynąć na mniejsze zapotrzebowanie Chin na import surowców energetycznych - ocenił Marek Kamiński. Pięć transakcji związanych z eksploatacją łupków E&Y odnotował w Polsce. Największą było przejęcie Realm Energy przez San Leon Energy za 91 mln dol.

Gim, PAP

Ks. Isakowicz-Zaleski: Wygraliśmy bitwę, przed nami wojna - Mucha dała prezesowi to, co ekipa Tuska cofnęła niepełnosprawnym - mówi duchowny zbulwersowany odebraniem dotacji na rehabilitację dla dzieci niepełnosprawnych, rzekomo, dlatego, że państwo musi oszczęząć, podczas gdy jednocześnie przyznaje półmilionowe premie dla skompromitowanych urzędników. Ks. Isakowicz-Zaleski nie wyklucza ulicznych protestów.  Z ks. Tadeuszem Isakowicz-Zaleskim o wygranym procesie z byłym funkcjonariuszem SB Edwardem Kotowskim oraz o dalszym losie świetlic terapeutycznych rozmawia Marta Brzezińska. Marta Brzezińska: Zacznę od wydarzeń wczorajszego dnia – wygrał Ksiądz proces z byłym funkcjonariuszem SB ppłk. Edwardem Kotowskim. Gratuluję. Ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski: Dziękuję. Sprawa została ostatecznie umorzona przez Sąd Okręgowy w Warszawie, do którego odwołał się ppłk. Edward Kotowski. Wcześniej, 1 grudnia ubiegłego roku, Sąd Rejonowy w Warszawie też umorzył tę sprawę. Jestem z tego zadowolony, natomiast ciągle podkreślam, że nie został rozwiązany problem paragrafu, na podstawie, którego byłem skarżony. Jest to niechlubny par. 212, który pozwala stosować kodeks karny przeciwko dziennikarzom i publicystom. Ostatnio byli funkcjonariusze SB wykorzystują ten paragraf do skarżenia osób piszących na temat Służby Bezpieczeństwa. Nie tylko ja byłem nękany z tytułu tego paragrafu, nękano jeszcze kilku innych dziennikarzy, jak Dorotę Kanię czy Jerzego Jachowicz.

Wygraliśmy na razie jedną bitwę, przed nami jeszcze wojna. Jestem zmartwiony, że obecny minister sprawiedliwości, Jarosław Gowin, który sam kiedyś był dziennikarzem, nie robi nic, by przy okazji modyfikacji kodeksu karnego znieść ten paragraf. To relikt czasów komunistycznych, który został wprowadzony w stanie wojennym dla gnębienia niezależnych publicystów. Jeżeli ktokolwiek ma jakieś pretensje dotyczące czyichś wypowiedzi na swój temat, to powinien swoich racji dochodzić na drodze cywilnej. Kodeks karny traktuje dziennikarza, publicystę czy historyka jak przestępcę, na równi ze złodziejem samochodów czy oszustem finansowym.

Tymczasem wykorzystywanie par. 212 osiągnęło ostatnio poziom absurdalny, bo pozywający Dorotę Kanię Andrzej Ceynowa domaga się kary więzienia dla dziennikarki. Mnie również chciano wymierzyć karę więzienia. Do tego zawsze dochodzą bardzo dotkliwe kary materialne, nie do spełnienia przeze mnie. Na szczęście doszło do umorzenia sprawy, ale zapewniam, że – jako członek zarządu KSD – osobiście zaangażuję się w zniesienie tego paragrafu. Dwadzieścia lat od upadku komunizmu, art. 212 wciąż jest demonem przeszłości, który tłamsi wolność słowa. Podobnego zapisu nie ma w żadnym kraju UE! Tam dochodzi się swoich racji na drodze prawa cywilnego; karne pozostawione jest dla przestępców, a nie tych, co wyrażają opinię lub piszą książki historyczne.

Przejdźmy do kwestii świetlic terapeutycznych. Jaki będzie ich dalszy los? Fundacja Brata Alberta, której jestem prezesem, prowadzi 28 ośrodków dla niepełnosprawnych intelektualnie dzieci, młodzieży i dorosłych. W styczniu otworzyliśmy kolejny ośrodek, i w tym samym czasie ze strony internetowej PFRON dowiedzieliśmy się, że cofnięto dotacje na dwie świetlice, które opiekują się 55 dziećmi niepełnosprawnymi. Chodzi o świetlice w Radwanowicach pod Krakowem i w Chrzanowie na terenie Małopolski. Ich podopiecznymi są dzieci z terenów wiejskich, małych miasteczek, czyli terenów zaniedbanych. Wiele dzieci pochodzi z rodzin ubogich. Działalność prowadzimy tam od 11 lat. Nawet otrzymaliśmy za nią nagrodę od Państwowego Funduszu Rehabilitacji. Teraz, tego typu organizacje są zmuszane, co dwa lata do regularnego stawania w konkursie o dotacje. To pewien absurd, bo takie świetlice powinny mieć długofalowe plany działalności, a nie, co dwa lata przeżywać ten sam serial pt. „Czy wniosek przejdzie?”.

Tym razem, serial miał dla Ojca niezbyt optymistyczne zakończenie... W tym roku, według oceny PFRON zabrakło dosłownie jednego punktu, byśmy dostali dotacje. Jeden punkt, w skali wszystkich możliwych do zdobycia, to znikoma ilość. W ten sposób PFRON zapowiedział pozbawienie nas miliona złotych na prowadzenie działalności, do której i tak sami dopłacamy z darowizn i jednoprocentowych odpisów. Ale ten milion był potrzebny na prowadzenie dwóch dużych świetlic, głównie na pensje dla pracowników i koszty dowozu dzieci.

Tymczasem, skompromitowany dyrektor Narodowego Centrum Sportu odchodzi z ponad półmilionową premią w kieszeni... Dokładnie, pozbawienie nas dotacji to sprawa bulwersująca, tym bardziej, że trzy dni temu poinformowano o premii w wysokości 570 tys zł dla prezesa Narodowego Centrum Sportu. Pół miliona złotych to jest roczny koszt utrzymania świetlicy dla trzydziestu dzieci niepełnosprawnych i zapewniania im rehabilitacji. Nikt tu łaski nie robi! To są należne niepełnosprawnym dotacje, które winny zgodnie z prawem dostać – dzieci te są w wieku szkolnym, a zatem obejmuje je obowiązek szkolny.

Jakie rokowania są na dzień dzisiejszy? W tej chwili sytuacja jest patowa, odwołaliśmy się do Państwowego Funduszu, sprawa ma być rozstrzygnięta 17 lutego, więc czekamy na decyzję. Są tu dwa trudne elementy. Po pierwsze, organizacje pozarządowe, stowarzyszenia etc. wyręczają państwo polskie z prowadzenia tego typu działalności, więc jesteśmy absolutnie użytecznie dla społeczeństwa. Po drugie, nie można, co dwa lata doprowadzać do sytuacji, że już istniejące ośrodki mogą się rozpaść. My już po raz czwarty przeżywamy dokładnie tę samą sytuację. To nienormalne, żeby placówki opiekujące się dziećmi niepełnosprawnymi były traktowane jak przedsięwzięcia biznesowe. To nie są biznesy, Fundacja na tym nie zarabia, wręcz odwrotnie – dokłada, nie prowadzi działalności gospodarczej, nie pobiera opłat od dzieci i rodziców. Działamy całkowicie społecznie i charytatywnie.

Możliwe, że dojdzie do ulicznych protestów, o których wspomina Ksiądz na swoim blogu?W tej chwili rodzice są tak zdesperowani, że ja im się nie dziwię. Co więcej, jeżeli słyszą argumenty, że państwo musi oszczędzać, to, dlaczego kosztem dzieci niepełnosprawnych, a na Euro 2012 wydaje tak gigantyczne pieniądze. Żeby dać jednemu człowiekowi ponad półmilionową odprawę, trzeba komuś innemu zabrać. To są wszystko pieniądze z budżetu państwa, z naszych podatków. Mądra władza powinna tak nimi gospodarzyć, by w pierwszej kolejności zabezpieczyć potrzeby edukacyjne, potrzeby rehabilitacji niepełnosprawnych, a dopiero później myśleć o różnych imprezach, także sportowych. A u nas dzieje się dokładnie odwrotnie, jakby Euro 2012 było panaceum na wszystkie problemy w Polsce. To sprawa pożyteczna, ale nie najważniejsza. Rozmawiała Marta Brzezińska

"AK to absolutny fenomen na tle walczącej Europy" -  AK była w sensie społecznym czymś więcej niż wojskiem. Była to wielka formacja ideowa, a także swego rodzaju grupa nieformalna, skupiająca tysiące przyjacielskich-koleżeńskich zespołów, uformowana na kształt militarny (...) Właśnie, dlatego jednym z najważniejszych i najbardziej spektakularnych działań AK było odbijanie uwięzionych przez Niemców członków organizacji - mówi dr Janusz Marszalec w wywiadzie dla portalu histmag.org. Tomasz Leszkowicz, Histmag.org: Już w szkole, ucząc się o AK, młodzież dowiaduje się, że był to fenomen na skalę całej okupowanej Europy. Rzadko zastanawiamy się nad sensem tego stwierdzenia. Na czym polegała ta niezwykłość? Janusz Marszalec: W trakcie szkolnej edukacji wpaja się, że AK to największa i najdzielniejsza armia podziemnej Europy. Ten bardzo powszechny przekaz nie jest jednak ścisły. Mówiąc wprost, niezbyt chętnie pamiętamy o męstwie innych narodów, a tym bardziej nie chcemy oddać pierwszeństwa w dzielności, którą narodowa duma zarezerwowała dla naszej nacji. Co do liczebności, to tym bardziej nie jesteśmy pierwsi, bo partyzantów sowieckich i jugosłowiańskich zmobilizowało się w okresie wojny więcej. Jest jednak coś, co wyróżnia Armię Krajową i pozwala rzeczywiście nazwać ją wielkim fenomenem. To przede wszystkim fakt, że mimo swego podziemnego charakteru była ona integralną częścią Sił Zbrojnych, pod względem prawnym równoważną tym oddziałom, które walczyły poza granicami Polski. Ta ochotnicza i konspiracyjna armia nie miała garnizonów i dopiero w 1944 r. przeszła do walki powstańczej. Druga rzecz to forma prowadzonej walki, która uwzględniała wszystkie możliwe jej odmiany – od walki propagandowej (niespotykana gdzie indziej akcja „N”!), wywiadowczej, wreszcie zbrojnej. Gdybyśmy podkreślali tylko jej „rządowy” i formalny charakter, nie wyczerpalibyśmy definicji fenomenu. AK była w sensie społecznym czymś więcej niż wojskiem. Bez obawy o przesadę należy widzieć w niej również wielką formację ideową, a także swego rodzaju grupę nieformalną, skupiającą tysiące przyjacielskich-koleżeńskich zespołów, uformowanych na kształt militarny, ale związanych silnymi więzami koleżeństwa i przyjaźni. Takie zespoły gotowe były narażać życie swoje i niejednokrotnie życie swoich bliskich dla sprawy i umierać w obronie towarzyszy – właśnie, dlatego jednym z najważniejszych i najbardziej spektakularnych działań AK było odbijanie uwięzionych przez Niemców członków organizacji, czego najbardziej znanymi przykładami są akcja pod Arsenałem w Warszawie w marcu 1943 r. czy akcja por. Jana Piwnika „Ponurego” w styczniu 1943 r., zakończona rozbiciem więzienia pińskiego i uwolnieniem aresztowanych żołnierzy „Wachlarza”. To, że armia ta nie wygrała wojny, a mimo to przeszła do legendy, jest już inną sprawą...

Czy w czasie II wojnie światowej istniały gdziekolwiek podobne, tak rozbudowane struktury podziemne? Były silne i liczne partyzantki, ale nigdzie nie było tak ukształtowanego organizmu wojskowego i społecznego, który można nazwać armią, zbrojnym ramieniem konstytucyjnej władzy szanującej demokratyczne standardy, skupiającym obywateli bez względu na przekonania polityczne. Partyzantka sowiecka, choć była „propaństwowa”, zbudowana została na totalitarnym fundamencie. Inne europejskie komunistyczne partyzantki (np. grecka czy jugosłowiańska) są kopią sowieckiego wzoru, albo de facto wojskówkami partyjnymi.

Czy w wypadku AK widoczne są inspiracje dawniejszymi instytucjami konspiracyjnymi, np. Polską Organizacją Wojskową? Oczywiście! Powstające od jesieni 1939 r. organizacje konspiracyjne musiały opierać się na wzorcach z lat wcześniejszych. Najbliższym był im okres odbudowy państwa polskiego, a więc czas, kiedy działała Polska Organizacja Wojskowa. Jej struktura i aktywność inspirowały twórców organizacji konspiracyjnych, wyrastających jak grzyby po deszczu od pierwszych dni okupacji. Pamiętajmy, że przystępowali do nich również ci, którzy nie tylko pamiętali POW z lekcji szkolnych, ale byli jej członkami. Starzy peowiacy niejednokrotnie sami inicjowali zawiązywanie komórek konspiracyjnych. Większe znaczenie dla zawiązującej się konspiracji miały jednak przygotowywane przed wojną przez Oddział II struktury tzw. dywersji pozafrontowej, która miała prowadzić dywersję na terenach zajętych przez wroga. Rzecz jasna, ta sieć w czasie zawieruchy wojny 1939 r. została porwana, ale to na niej tworzyły się zręby, co najmniej kilku silnych organizacji, które następnie scaliły się z ZWZ-AK. Żołnierze ze zgrupowania AK „Kampinos” (ze zbiorów Narodowego Archiwum Cyfrowego, sygn. 37-1260-3) Mówiąc o inspiracjach w konspirowaniu nie możemy zapominać, że klasycznym wzorcem dla ludzi Polski Walczącej było Tajne Państwo Polskie z okresu powstania styczniowego. Twórcy Polskiego Państwa Podziemnego czuli tę łączność ideową, a pożywką dla partyzantki była legenda partyzanckiej wojny z lat 1863-1864. Te romantyczne sentymenty wspomina bohater opowiadań Jana Józefa Szczepańskiego - por „Szary”, literacki odpowiednik samego autora, który był partyzantem AK. Casus powstania styczniowego i polskie skłonności do konspirowania uważnie studiowali Niemcy i to jeszcze przed najazdem Polski, obawiając się partyzanckiej ruchawki już w okresie regularnych działań wojennych. Z tego zresztą wynikała ich obsesja w tropieniu rzekomych i prawdziwych aktów dywersji. Skutkowało to terrorem, który uderzał w żołnierzy (casus zbrodni na jeńcach WP w Ciepielowie) i cywilów, posądzanych o organizowanie oporu na zapleczu armii czy strzelanie w plecy żołnierzy Wehrmachtu.

Na ile akcja scaleniowa innych organizacji podziemnych z AK przebiegała pomyślnie? Skąd brały się związane z nią konflikty? Generalnym założeniem „polskiego Londynu” oraz dowódców ZWZ-AK było połączenie w ramach AK – czyli wielkiej krajowej (nie „narodowej”) armii o obywatelskim obliczu tych wszystkich, którzy respektowali polską rację stanu. Chodziło o formacje zbrojne – te partyjne, jak i te tworzone bez specjalnego zamysłu politycznego – po to by walczyć o wolną Polskę. Z tymi ostatnimi nie było większego problemu, bo w naturalny sposób szukały one kontaktu z „czynnikami miarodajnymi”, jak się wówczas mówiło. Ambitne i rozpolitykowane wojskówki partyjne niechętnie podporządkowywały się rozkazom ZWZ-AK. Mimo, że akcja scaleniowa z racji ambicji różnych grup i osób nie mogła być doprowadzona do końca, jej ostateczny bilans był imponujący. W wielki nurt AK wpłynęły, podporządkowując się KG AK, setki organizacji, grup i oddziałów lokalnych i ponadlokalnych, w tym partyjne „wojska” PPS-WRN czy ruchu ludowego - Bataliony Chłopskie. Ta część NOW, która nie scaliła się z AK utworzyła Narodowe Siły Zbrojne, nie uznając autorytetu Delegatury Rządu i Komendy Głównej AK, choć nie podważając legalności rządu w Londynie. Organizacje podporządkowujące się AK wnosiły nie tylko tysiące nowych żołnierzy, lecz również swoje wizje Polski, ideały, przyzwyczajenia organizacyjne czy zwykłe ambicje i polityczne uprzedzenia. Armia stawała się przez to prawdziwą „armią krajową”, ze wszystkimi tego konsekwencjami, również negatywnymi. (...)

Rok temu przez kraj przetoczyła się dyskusja o Egzekutorze Stefana Dąmbskiego, jako książce pokazującej ciemną stronę AK. W ostatnich dniach kontrowersje budzi wyrzucenie ze Światowego Związku Żołnierzy AK kombatanta, który nazwał swojego dowódcę zbrodniarzem. Czy Pana zdaniem to zapowiedź jakiejś trwałej zmiany w dyskusji o Armii Krajowej? Przykład Egzekutora to przyczynek do uzmysłowienia sobie, że wojna to nie jest harcerska przygoda. Autor, nawet, jeśli koloryzował, przeniósł nas w świat brutalnej rzeczywistości, którą znamy również z innych źródeł, w większości niepublikowanych. Dalekie są one od wniosków Aleksandra Kamińskiego, który opisywał harcerskie środowisko „Zośki” i „Parasola”, z całych sił opierające się wojennej demoralizacji. Nie wszyscy mieli taką siłę i takich dowódców. Naiwnością byłoby, więc wierzyć, że AK to armia rycerzy bez zmazy i skazy. Nawet patriota mógł popełnić zbrodnię. Przykład wsi Rędziny-Borek, gdzie połączone siły miechowskiej dywersji „zlikwidowały” (a dokładnie zamordowały) 6 ukrywających się Żydów jest na to najlepszym przykładem. Wojna jest jeszcze straszniejsza niż opisał to Kamiński, bo oprócz bohaterów ginących za ojczyznę są również ci, którzy żyją i muszą rozstrzygać straszne dylematy: zabić kolegę na rozkaz dowódcy czy np. wziąć ubranie zabitego konfidenta dla swoich bliskich? Najlepiej opisał je w swych opowiadaniach żołnierz AK Jan Józef Szczepański. Uważny czytelnik Butów czy Wszarza odnajdzie w nich zdziczenie i straszną konieczność dokonywania wyborów, które niszczą duszę człowieka. Ale i ten obraz byłby zbyt płaski, bo w opowiadaniach (dokładnie w jego pamięci), mimo upodlenia wojną, ludzie - przynajmniej niektórzy - zachowują wiarę w podstawowe prawdy i powinności. Pyta Pan czy jest szansa na zmianę dyskusji o AK? Odpowiadam: tak, ale trzeba wstać z kolan i pisać jak było, mając w pamięci słowa prasy konspiracyjnej, która ostrzegała przed demonami wojny - tu cytat: żądzą krwi i rabunku. Świadomość potrzeby spojrzenia na naszą bohaterska historię z innej strony nie jest propozycją nową. Badania takie inicjował przecież już 10 lat temu Tomasz Strzembosz, redagując tomik studiów o bandyceniu się partyzantki.

 Dr. Janusz Marszalec,zastępca dyrektora Muzeum II Wojny Światowej w Gdańsku w wywiadzie dla portalu histmag.org.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
III CKN 694 00 id 210233 Nieznany
Księga 2. Postępowenie nieprocesowe, ART 694(5) KPC, III CZP 33/09 - z dnia 4 czerwca 2009 r
694 695
694
694
694
694
694
694
694
fizyka laborki zeszyt 96 id 694 Nieznany
694

więcej podobnych podstron