Czarne skrzynki czy czarna magia ? "Łapać złodzieja" - krzyczał kiedyś kieszonkowiec, który ukradł w autobusie torebkę kobiecie z małym dzieckiem na rękach i wszystkich podejrzewano oprócz tego, który krzyczał. Oficjalny komunikat prasowy z dnia 31 maja 2010r. brzmi następująco : "... Strona polska otrzymała trzy płyty CD. Każda z nich zawiera autentyczną kopię nagrania każdego z trzech rejestratorów samolotu Tu-154, który rozbił się 10 kwietnia pod Smoleńskiem". Kto gwarantuje autentyczność kopii? Tatiana Anodina, szefowa MAK , która stwierdziła wcześniej, że lotnisko w Smoleńsku było dopuszczone przez MAK do przyjmowania samolotów Tu-154. Wszyscy członkowie MAK, którzy byli odpowiedzialni za dopuszczenie lotniska w Smoleńsku do lądowań samolotów Tu-154 powinni zaraz po takiej tragedii zostać zamknięci w areszcie, a oni prowadzą śledztwo we własnej sprawie. Teraz już wiadomo dlaczego tak pilnie strzeżono teren wokół pasa startowego od polskich kamer :
1. Oświetlenie pasa startowego było niekompletne.
2. Nie było żadnej wieży kontroli , bo trudno takim mianem określić jakąś szopę niższą od średniej wysokości drzew otaczających smoleńskie lotnisko.
3. Kontrolerzy lotu nie dysponowali wystarczającymi środkami technicznymi do naprowadzania samolotu na lądowisko w warunkach mgły , a mimo to nie zamknęli lotniska.
4. Oprócz kontrolerów lotu w pomieszczeniu szopki kontroli lotów, znajdował się tajemniczy Rosjanin w jeszcze bardziej tajemniczym celu, którego MAK w ogóle bał się przesłuchać, a pani Adonina nie uznała nawet za stosowne udostępnić stronie polskiej nazwisko tego jegomościa.
5. Śledztwo prowadzone przez MAK zawiera tak gigantyczne zaniedbania w zakresie zabezpieczenia materiału dowodowego na miejscu katastrofy samolotu, że można to uznać za świadome zacieranie śladów mogących w jakikolwiek sposób wskazywać na co najmniej współodpowiedzialność strony rosyjskiej w doprowadzeniu do tej tragedii z 10.04.2010 r. PRZEJDŹMY TERAZ DO SAMYCH CZARNYCH SKRZYNEK. W KRYMINOLOGII NIE MA POJĘCIA "AUTENTYCZNEJ KOPII", BO AUTENTYCZNY MOŻE BYĆ TYLKO ORYGINAŁ! Zatem płyty CD przekazane przez Rosjan w najbardziej optymistycznym przypadku, zawierają tylko skopiowane nagrania zapisów czarnych skrzynek, natomiast jedynie na oryginalnych nośnikach informacji można zbadać czy coś było zatarte, skrócone, albo zgłuszone szumem. Poza tym istotne są wszystkie odgłosy, nie tylko zapisy rozmów, ale także dźwięki, które mogą być wskazówką dla kryminologów i analizatorów pracy urządzeń pokładowych. Zatem Rosjanie zwlekają ze zwrotem czarnych skrzynek, łudząc nas jak iluzjonista na scenie, że na płytach CD oddali to samo co zabrali z miejsca katastrofy, czyli stosują czarną magię dla wykazania, że płyta CD to jest to samo co czarna skrzynka. Twierdzenie o otwartości i dobrej woli śledczych rosyjskich sprawdzili już polscy archeolodzy, którzy natrafili na gigantyczne trudności z uzyskaniem zgody na przeprowadzenie badań terenu katastrofy. Propaganda o obiektywizmie rosyjskich prokuratorów jest mniej wiarygodna od jakiejkolwiek bajki z tysiąca i jednej nocy, bo dotychczas nie przekazano polskim prokuratorom nawet kopii nagrań z rozmów prowadzonych na lotnisku wewnątrz pomieszczenia kontroli lotów ani kopii rozmów pilotów rosyjskiego samolotu wojskowego, który krążył nad Smoleńskiem krótko przed katastrofą polskiego TU 154 i podchodził nawet do lądowania, ale w końcu odleciał. Rosjanie są mistrzami mistyfikacji i dla nich nie stanowi wielkiego problemu odegrać spektakl swojej niewinności, której mają dowodzić płyty CD, natomiast czarne skrzynki są nadal w ich rękach i żaden polski prokurator nie ma możliwości 24 godziny na dobę nieprzerwanie kontrolować czy spece od nagrań nie majstrują nad oryginalną zawartością czarnych skrzynek . Najbardziej zaskakujące są napisy na stenogramach rosyjskich (uczyłem się rosyjskiego w sumie 15 lat), które w tłumaczeniu na język polski brzmią : "WERSJA NR 1". Zatem nasuwa się pytanie ile istnieje rosyjskich wersji stenogramów z czarnych skrzynek??? Rajmund Pollak
Smoleńsk – Teoria Spiskowa W polityce nic nie zdarza się przypadkowo. Jeśli jednak się zdarzy, bądźcie pewni, że tak zostało zaplanowane. – Prezydent F.D. Roosevelt, 1935. Nigdy nie uwierzę, że to zrobili Rosjanie. - Prezydent F.D. Roosevelt, 1942, w reakcji na doniesienia o zbrodni NKWD w Katyniu. Zawarte poniżej dywagacje są jedynie teorią. Wyjątkowo spiskową.
Hipoteza nr 4. Dotychczasowy przebieg śledztwa w sprawie katastrofy polskiego samolotu prezydenckiego pod Smoleńskiem, prowadzony przez władze rosyjskie, skupił się od początku na przyjęciu 3 podstawowych przyczyn hipotetycznych: 1. Błąd pilota. 2. Awaria samolotu. 3. Złe warunki pogodowe. Rosyjskie śledztwo nie przyjęło w swych założeniach hipotezy czwartej, jaką mógł być akt terrorystyczny lub zamach. Przynajmniej oficjalnie nie przyjęto takiego założenia, choć niedawne wydarzenia w moskiewskim metrze nakazują logice nie odrzucać takiej wersji. W Stanach Zjednoczonych każdy najmniejszy incydent w samolocie jest rozpatrywany pod kątem zamachu, tu jednak tak się nie stało. Polskie media spolegliwie podjęły rosyjski tok myślenia, z góry zakładając, że należy odrzucić jakąkolwiek złą wolę kogokolwiek
Katyń 2 Wytworzona medialnie atmosfera tworzy idealne podłoże do konstruowania niezliczonych teorii spiskowych, podobnie jak w przypadku katastrofy gen. Sikorskiego na Gibraltarze1. Nic zatem dziwnego, że same się tworzą. Jako pierwsza wystąpiła z nimi dość agresywnie islamska agencja internetowa Kavkaz Center, uważana przez rosyjskie służby specjalne za terrorystyczną2. Na swym portalu kavkazcenter.com przytacza ona liczne artykuły pod wspólnym hasłem “Katyń 2″, w których mniej lub bardziej wiernie (w pięciu językach) cytuje wypowiedzi i fragmenty artykułów z innych źródeł, nie szczędząc również własnych komentarzy. Kavkaz Center od początku nie ma wątpliwości, że za katastrofą pod Smoleńskiem stoją służby specjalne Federalnej Służby Bezpieczeństwa Federacji Rosyjskiej (FSB), z którymi ta akurat agencja od lat ma na pieńku za nagłaśnianie sytuacji w Czeczeni. Ale katastrofa polskiego samolotu przysłoniła wszystkie inne wydarzenia. Wszelkie dotyczące jej doniesienia mają wspólny mianownik: to dzieło FSB dokonane przy pomocy zaawansowanej technologii. Sugerowane jest uderzenie bronią elektromagnetyczną lub – bardziej prawdopodobne – zdalne zakłócenie urządzeń nawigacyjnych samolotu przez tzw. meaconing. Brzmi to jak fragment scenariusza filmu sensacyjnego3, ale w istocie taki nadajnik jest dziś na wyposażeniu każdej nowoczesnej armii. Kavkaz Center podaje link na stronę fabryki broni “Irtysz” w Omsku, skąd można zakupić przenośną radiostację PAR-11M nawet przez Internet (na czym polega meaconing – piszemy dalej).
Dlaczego zamach? Agencja Kavkaz Center wymienia niektóre powody, które mogłyby doprowadzić do tego niespotykanego aktu terroru. Kreml nienawidził prezydenta Lech Kaczyńskiego jak mało kogo. Za nieustanne nagłaśnianie Katynia, za wciąganie Gruzji do NATO, za próbę uzyskania sankcji UE wobec Rosji (gdy ta wstrzymała import polskiego mięsa). Za to, że otwierał Europie oczy na uzależnianie się od rosyjskiej ropy i gazu (ukuto przy tym zręczny skrót myślowy: rurociąg “Ribbentrop-Mołotow”). Za postawę, do której Moskwa nie przywykła u Polaków od czasów Piłsudskiego. W czasie całej prezydentury Kaczyński odwiedził Rosję zaledwie raz, konkretnie cmentarz w Katyniu (2007). Nie był w Moskwie i nie spotykał się z politykami rosyjskimi. Za to przy każdej okazji domagał się przeprosin za Katyń i wydania dokumentów z postsowieckich archiwów. - Antysowiecki Kaczyński pomylił się tylko raz – twierdzi Waleria Nowodworska, czołowa rosyjska opozycjonistka – kiedy poleciał sowieckim samolotem na sowieckie terytorium, zaufawszy sowieckiej władzy Kaczyński ciągle “drażnił” Rosjan. Imieniem Dudajewa nazwał wielki plac w Warszawie. W przemówieniach okolicznościowych nie zapominał o “ciosie w plecy 17 września”. No i wreszcie zagrożenie, jakie odczuł rosyjski gigant Gazprom po odkryciu wielkich złóż gazu łupkowego w Polsce, który może być dla Europy skuteczną alternatywą wobec gazu z Rosji. Kaczyński na każdym kroku podkreślał niebezpieczeństwa wynikające ze związania się dostawami z Rosji (szantaż gazowy) i nalegał na jak najszybszą eksploatację złóż w Polsce, czym zainteresowane są m.in. największe firmy z Kanady. Coraz więcej komentatorów sugeruje, że to właśnie “gaz zabił polskiego prezydenta”.4 Wiosną 2010 r. na Kremlu pojęto nagle, że gaz łupkowy powoduje zerwanie ze światowym gazociągiem i że, jeżeli nie podejmie się środków, to być może to Polska będzie eksportować go do Europy Już w 2 tygodnie po katastrofie polskie media doniosły o nowym porozumieniu rządów Polski i Rosji w sprawie zwiększenia dostaw gazu z Rosji do Polski: do 10,3 mld m3 rocznie i wydłużenia ich do 2037 roku. Na pokładzie prezydenckiego Tupolewa zasiadało sześciu z siedmiu najwyższych dowódców sił zbrojnych w kraju. Były to zarazem wysokie figury natowskie, których teczki, palmtopy i telefony satelitarne kryły niejedną cenną tajemnicę. W rękach Rosjan są wszystkie tajne dokumenty, nośniki informacji, szyfrogramy. Tak intensywna “dekapitacja” najwyższych polskich dowódców (określenie za “The Economist”) nie byłaby realna nawet podczas wojny. Tymczasem lista pasażerów Tupolewa była dostępna w Internecie na wiele dni przed katastrofą niczym menu w restauracji. Jednakże fakt, że reżym Putina skorzystał na katastrofie, bo na pokładzie byli najważniejsi polscy krytycy Kremla – nie oznacza jeszcze, że to jego robota. Prezydent Miedwiediew, do niedawna uważany za marionetkę, od 4 miesięcy wykazuje się coraz większą samodzielnością. Wywalenie bez konsultacji z Putinem 18 generałów milicji, całego zarządu więziennictwa i połowy szefostwa prokuratury – było wypowiedzeniem wojny. Po antyputinowskich demonstracjach w przeszło 100 miastach Rosji, początkowo nikt nie zwrócił uwagi, że były to miasta garnizonowe. Teraz się już mówi, że siłą wspierającą Miedwiediewa jest armia, która nie tylko dąży do pozbycia się kurateli kagebistów, ale też do przejęcia całości schedy po nich. Czy to oznacza, że Miedwiediew strącił nasz samolot? Też niekoniecznie. Skutkiem wewnętrznej rozgrywki w Rosji może być to, że w przypadku bezpardonowej walki ze sobą służb siłowych – kontrola Miedwiediewa i Putina nad nimi może być niepełna.
Morderstwo z premedytacją? “Zapach likwidacji”, “Smoleńsk, morderstwo z premedytacją?”, “Kaczyński został zabity przez Putina?”, “Morderstwo w stylu Kremla” – to tylko niektóre tytuły artykułów, które od wielu dni regularnie publikowane są w gazetach oraz agencjach prasowych. Nie we wszystkich. Najdalej posunęły się media w Rumunii i w Izraelu. Powołując się na wypowiedzi niezależnych ekspertów i informacje pozyskane ze źródeł w NATO, dziennikarze bez wahań podkreślają, że za katastrofą w której zginęła znaczna część “antyrosyjskich polityków” i “najlepszych wojskowych”, stoi FSB (dawne KGB). Rumuńska agencja Romanian Global News, podważając rosyjską hipotezę o błędzie pilota, wysuwa podejrzenie, że mogło dojść do celowego uszkodzenia urządzeń pokładowych Tupolewa m.in. przy zastosowaniu rosyjskiej broni elektromagnetycznej EMP. W artykule z 13 kwietnia agencja podkreśla, że choć struktury bezpieczeństwa NATO jeszcze nie potwierdziły tego oficjalnie, to jednak coraz poważniej “uwzględniają istnienie planu wyeliminowania antyrosyjskich przywódców państwa polskiego”. A przylot delegacji polskiej z dwoma prezydentami i dziesiątkami najlepszych polityków był dla Kremla – jak zauważa agencja – wyjątkową okazją ku temu. - Nigdy w jednej płaszczyźnie Rosja nie miała tak wielu ważnych wrogów przy swoim terytorium i w pobliżu swojej bazy wojskowej wyposażonej w elektryczne i elektromagnetyczne systemy broni. Była to okazja, której były agent KGB Władimir Putin nie mógł przegapić – pisze jeden z dziennikarzy agencji. Podkreśla także, że w sprawę zamieszane były wszystkie tajne rosyjskie struktury, czyli FSB, GRU i SVR. RGN pisze także, że choć od samego początku Rosja prowadzi zakrojoną na niezwykle szeroką skalę kampanię mającą na celu wmówienie Polsce i światu, iż był to “błąd ludzki” lub też niesprawność urządzeń, to jednak “nie jest w stanie usunąć podejrzanych dowodów działań przestępczych”. Stawiane powyżej tezy powiela także telewizja Evenimentul Zilei B1, która kilkanaście dni temu wyemitowała program poświęcony katastrofie pod Smoleńskiem. Przedstawione w nim materiały podważają rosyjską wersję wydarzeń, co potwierdzili zaproszony do studia ekspert oraz pytane przez agencję “wyspecjalizowane osoby, które nie dają się zwieść kampanii dezinformacji rozpoczętej po tragicznym wydarzeniu”. We wspomnianym materiale zwraca się uwagę również na fakt, że polskie media skupione są obecnie na przeżywaniu tej tragedii i na uroczystościach pogrzebowych, z czego wynika “brak dociekania prawdziwej wersji tego tragicznego wydarzenia”. W rosyjską wersję wydarzeń nie wierzy też znaczna część izraelskich mediów. Dwa dni po katastrofie portal Izrus.co.il napisał, że w tej tragedii widzi “zabójstwo w stylu Kremla”. W podobnym stylu wypowiadali się także inni izraelscy komentatorzy, podkreślając, że katastrofa została zaplanowana prze Kreml, który “nienawidził Kaczyńskiego za jego antyrosyjskie poglądy”.
O udziale Putina w katastrofie mówił także program drugi izraelskiej telewizji. Prezenter miał zaznaczyć, że dopóki dochodzenie w tej sprawie jest prowadzone pod nadzorem rosyjskiego premiera, “jest coraz mniej prawdopodobne, że poznamy prawdę na temat przyczyn wypadku”. Z kolei dziennik “Maariv” opatrzył swój artykuł tytułem “Zapach likwidacji”, a dziennik “Haaretz” określił solidarność Rosji z Polską wobec tragedii smoleńskiej jako pokazówkę. Jane Burgermeiter, znakomita dziennikarka austriacka (ta sama, która oponowała przeciwko stosowaniu szczepionki przeciw rzekomej pandemii świńskiej grypy) w swoich relacjach z Polski podkreśla, że większość jej rozmówców nie wierzy w błąd pilota jak Rosjanie podali natychmiast, bez analizowania wyników śledztwa. - Polacy nie wierzą też w złe warunki pogodowe – pisze Burgermeiter – bo wiedzą, że w wiele trudniejszych warunkach lądują samoloty pasażerskie na całym świecie. Tym bardziej, że bez najmniejszych trudności 45 minut wcześniej wylądował w Smoleńsku czarterowy Jak-40 z dziennikarzami. Polacy mają swoją własną teorię na temat pojawiającej się i znikającej mgły. Oczywiście – spiskową.
Mgła Są dowody, że istniała ale nie bez przerwy.5 Smoleński kontroler zakomunikował pilotom, że “właśnie powstaje”, ale ani zeznania świadków, ani filmy czy zdjęcia dokonane na miejscu przez ekipy dziennikarzy i przygodnych widzów nie potwierdzają istnienia gęstej mgły, która oficjalnie miała skrócić widoczność do 400 m. O ile była, była chwilowa, gdyż samolot widzialny był przez świadków z bloków mieszkalnych oddalonych od miejsca katastrofy o ponad kilometr. Dziennikarze lądowali w Smoleńsku Jakiem-40 bez żadnego problemu, przy dobrej pogodzie. Jeden z nich opowiadał: – No może pułap chmur był trochę niższy, to wszystko. To nie możliwe żeby pogoda tak szybko się zmieniła! Tam była ładna pogoda. Warunki pogodowe były świetne! Jak-40 to samolot, że tak powiem, manualny. Wszystko zależy od pilota. Nie ma tam żadnej wypasionej elektroniki. Nie to co w prezydenckim Tupolewie – tam było najnowocześniejsze oprzyrządowanie! Wylądowaliśmy Jakiem jak to się mówi “na kreskę”, bez żadnych, podkreślam żadnych problemów. Co innego twierdzą jednak piloci. Oba polskie samoloty były z tego samego specpułku i miały ze sobą kontakt radiowy. Załoga Jaka, który już wylądował, ostrzegała kolegów przed szybko gęstniejącą mgłą. Piloci Jaka, chociaż nie widzieli bezpośrednio samego momentu katastrofy, to słyszeli, jak maszyna z prezydentem na pokładzie runęła na ziemię. Jako jedni z pierwszych byli na miejscu, zaraz po katastrofie i szybko zorientowali się, co się stało, i że nie można już nic zrobić. Nie byli w stanie tam zostać i patrzeć. Dlatego piloci Jaka są dla prowadzących śledztwo w sprawie katastrofy jednymi z ważniejszych świadków. Kontrolerzy rosyjscy sugerowali pilotom Tupolewa, aby polecieli do Moskwy lub Mińska. Problem w tym, że nie ma czegoś takiego jak rekomendacja. Jest zezwolenie albo odmowa. Kontrolerzy na lotnisku mogli naruszyć procedury. Wieża może uznać, że warunki pogodowe są zbyt trudne i zamknąć lotnisko. Wtedy pilot musi lecieć gdzieś indziej. Jeżeli wieża tego nie robi, pilot uznaje, że nie jest tak źle i ma wszelkie prawo, by podjąć próbę lądowania. Jeżeli rzeczywiście wieża tego nie zabroniła, to oznacza, że Rosjanie popełnili fatalny błąd.
Trzy samoloty Niedługo po wylądowaniu maszyny z polskimi dziennikarzami, pojawił się tajemniczy rosyjski transportowy Ił, który po wykonaniu czterech rund nad lotniskiem nie wylądował tylko oddalił się do Moskwy. Wielu świadków właśnie ten samolot wzięło za prezydencki, skąd poszła w świat nieprawdziwa wersja o kilkakrotnych podejściach prezydenckiego Tupolewa. Media intensywnie usiłowały połączyć ten fakt z incydentem w Gruzji sugerując, że prezydent Kaczyński nakazał lądowanie, obawiając się spóźnienia na uroczystościach obchodów 70. Rocznicy Zbrodni Katyńskiej. Innymi słowy, że prezydent miał swój udział w tragedii. Chaos informacyjny (swego czasu główna broń KGB) triumfował: najpierw były niby 4 kołowania, potem 2, a w końcu jedno. Tak samo z liczbą ofiar. Wiele osób (nie tylko Rosjan, niestety) nie czekając na wyniki śledztwa rozgłaszało: – “Winę ponoszą polscy piloci, ich brawura, a być może nawet sam prezydent Lech Kaczyński, który miał na nich wywrzeć presję”. Było jednak inaczej. Według wstępnych informacji z zapisów czarnych skrzynek tym razem nie było ani wielokrotnych podejść, ani nakłaniania pilotów. Było tylko jedno podejście i od razu złe. Przy deklarowanej przez wieżę widoczności 400 m i przy manewrze podchodzenia do lądowania – pierwsze drzewko zostało ścięte aż półtora kilometra od początku pasa na zaskakująco niskiej wysokości – 5 metrów od ziemi! Według Siergieja Amielina6, który zanalizował tor lotu Tupolewa na podstawie pomiarów wysokości kikutów drzew: po pierwszym zetknięciu z drzewami pilot usiłował dramatycznie podciągnąć maszynę w górę, ale udało się to zaledwie na chwilę i na pułap ok. 15 metrów. Po kolizji z następnymi, grubszymi konarami obrócił się i uderzył w ziemię Siergiej Amielin obszedł z aparatem całą okolicę, sfotografował uszkodzone drzewa. Na podstawie kątów ścięcia drzew określił dość dokładnie na jakiej wysokości i z jakimi kątami przechyłu leciał samolot. Wskazują na to, że kurs podejścia był dobry, tylko wysokość za mała.
“Bardak” Według rosyjskich mediów 7 kwietnia, gdy pod Smoleńskiem lądowały samoloty z premierami Putinem i Tuskiem, na lotnisko sprowadzono nowocześniejszy system nawigacyjny. System ten przed wizytą prezydenta Kaczyńskiego miał zostać usunięty. Informacja ta nie została potwierdzona. Pewne jest, że na lotnisku nie było systemu automatycznego naprowadzania lądujących samolotów ILS (Instrument Landing System). - Wszystkie urządzenia nawigacyjne na lotniskach muszą być regularnie sprawdzane i posiadać aktualne świadectwa. Sprawdza się je w czasie lotów laboratoryjnych, przy użyciu specjalnego samolotu. Jeżeli wszystko działa, to system nawigacyjny otrzymuje świadectwo – tłumaczył ,Rzeczpospolitej” jeden z ekspertów. Danych na temat lotniska pod Smoleńskiem brak. Jak powiedział pierwszy zastępca naczelnika głównego sztabu WWS, generał-lejtnant Aleksander Alioszyn, przed przylotem samolotów polskich i rosyjskich w dniu 7 kwietnia br. samolot Jak-40 dokonał lotów rozpoznawczych, zabezpieczając podejścia do lądowania przy właściwych minimalnych warunkach meteorologicznych. Jak do tej pory nic nie wiadomo o takich lotach rozpoznawczych w dniu 10 kwietnia. Czyżby samolot prezydencki z setką najważniejszych ludzi leciał sobie bez żadnego zabezpieczenia, i to tym bardziej na nieużywane, fatalnie wyposażone lotnisko, podczas występowania ekstremalnych warunków atmosferycznych?
Czy w momencie, gdy samolot podchodził do lądowania, lampy nie działały? Polska prokuratura oficjalnie zadała to pytanie stronie rosyjskiej. Do dziś nie wiadomo też, co podczas feralnego lądowania robiła obsługa lotniska i kto wchodził w skład naziemnej grupy przyjmującej Tu-154. Czy byli to pracownicy ze Smoleńska, czy też może ludzie oddelegowani tam specjalnie na ten dzień z innego miejsca i kiepsko znający to lotnisko. Nie podano też, kto osobiście odpowiada za lądowanie samolotu, a kontroler lotuÉ zniknął.
Znany sowiecki dysydent Władimir Bukowski powiedział na łamach “Rzeczpospolitej”, że strona rosyjska od początku próbuje obarczyć odpowiedzialnością Polaków: – To przecież od niej pochodzą wszystkie informacje. Dziwię się, że wielu Polaków to bezrefleksyjnie powtarza. Na pytanie co mogło być przyczyną tragedii, Bukowski, odpowiada: – Bardak, bo to najlepsze określenie tego, co dzieje się na rosyjskich lotniskach. Totalny chaos, niekompetencja, nieporządek, zły stan techniczny sprzętu. Być może oni byli źle przygotowani do przyjmowania samolotów w takich warunkach pogodowych. Pewien rosyjski inżynier, były szef lotniska Moskwa-Wnukowo, umieścił w Internecie analizę, w której dowodzi, że wieża mogła nie zdawać sobie sprawy z tego, że mgła jest aż tak gęsta. Z tego, co wiem, smoleńskie lotnisko jest obecnie przekształcane z wojskowego na cywilne, a to tylko powiększa panujący tam bałagan. Wieża mogła więc na przykład podać złe współrzędne, źle pokierować pilotówÉ
Awaria Kolejna hipoteza zakłada możliwość usterki lub poważniejszej awarii w prezydenckim Tupolewie. – Park maszynowy 36. Pułku jest mocno wysłużony. Liczba usterek, jakie miały te samoloty, jest przerażająca – mówił po katastrofie były premier Józef Oleksy. – Sam byłem kiedyś poirytowany, iż z powodu awarii nie mogłem dolecieć na szczyt europejski. Ale Rosjanie upierają się, że samolot był sprawny. Zimą przeszedł kompleksowy remont w rosyjskich zakładach lotniczych Awiakor w Samarze. Mógł po nim spędzić w powietrzu jeszcze 7,5 tys. godzin. Wylatał tylko 140. W sumie 20-letni samolot przeleciał 5000 godzin i lądował 1823 razy, co zdaniem dyrektora zakładów Awiakor Aleksieja Gusiewa jak na tę maszynę nie jest dużą liczbą. – Po remoncie samolot latał normalnie, żadnych pretensji nie zgłaszano – mówił Gusiew. - Wstępne dane wskazują, że katastrofa nie była związana z problemami technicznymi na pokładzie samolotu – wtórował mu szef komisji śledczej Prokuratury Generalnej Rosji Aleksander Bastrykin. – Wiadomo, że do momentu uderzenia w drzewa, Tupolew był w pełni sterowny.
Podaj gnata! Pierwsze komunikaty po tragedii były sprzeczne i chaotyczne ale również zastanawiające. Najpierw podano (m.in. wiceminister spraw zagranicznych Paszkowski), że trzy osoby przeżyły katastrofę, aby w chwilę potem sprostować, że nikt nie żyje. Skąd się wzięła pierwotna informacja – do dziś nie wiadomo! Tuż po katastrofie na medialne anteny nic się nie przesączyło, ponieważ dziennikarzom rekwirowano kamery i nagrania. Po świecie krąży od komputera do komputera, półtoraminutowy film nagrany przy pomocy telefonu komórkowego przez mężczyznę, który jako jeden z pierwszych pojawił się na miejscu katastrofy. Był tam nieomal natychmiast, tuż przed odezwaniem się syreny alarmowej lotniska i w chwilę potem uciekł. Jego niewyraźny filmik pokazuje przede wszystkim szczątki samolotu – płonące fragmenty w przerzedzonym lesie. W głębokim tle słychać głosy po polsku i rosyjsku, strzały, a także widać niewyraźne ruchy jakichś postaci. Filmik pojawił się dopiero w 5 dni po katastrofie i zdejmowany był z YouTube wielokrotnie, aby powracać jako kopia z innych kont. Po pewnym czasie rozmnożył się do rozlicznych wersji dodatkowo uzupełnianych zbliżeniami i interpretacją zasłyszanych odgłosów, które wielokrotnie sugerująÉ dobijanie rannych. Oficjalnie uważano, że odgłosy strzałów na filmie to eksplodująca amunicja borowców podróżujących jako obstawa prezydenckiej pary. Ale fachowcy od broni palnej, jakich nie brakuje w Internecie, twierdzą, że takie odgłosy wydaje pistolet PM (Makarowa). Inna wersja oficjalna interpretuje strzelanie jako działanie na postrach ściągających gapiów. Oficjalnie uważa się także, że głosy z głebokiego tła (“Uspokój się”, “Podaj gnata”, “Nie zabijajcie nas”É) zostały spreparowane i nie prezentują rzeczywistości. Inaczej trudno zinterpretować fakt, że smoleńscy gapie posługują się językiem polskim. Jakby tego chaosu było mało, ukraińska agencja Rupor utrzymywała, że filmik jest dziełem “cleanerów” z FSB, którzy maskują ślady zamachu. Tożsamość autora filmu nie była znana, a internauci (zwłaszcza rosyjscy) życzyli mu najczęściejÉ skutecznej kryjówki. Nieskutecznie. 15 czerwca identyfikujący autora filmu internauci podali, że Andriej Mendierej został pod Kijowem pchnięty nożem. Przewieziono go w stanie krytycznym do szpitala w Kijowie. Następnego dnia trzej niezidentyfikowani osobnicy odłączyli go od respiratora. Otrzymał trzy dodatkowe, śmiertelne ciosy nożem. Trudno zweryfikować tę informację (za chorwackim portalem index.hr) ale innej jak dotąd nie ma. Internauci amerykańscy (m.in. portal Reddit) zaapelowali do ukraińskich o dostarczenie więcej informacji o Mendiereju. Cztery dni później pułkownik Krzysztof Parulski stwierdził na specjalnej konferencji prasowej w sprawie katastrofy: – Film ze strzałami w tle był wyświetlany w telewizji rosyjskiej bardzo często. Myślę, że siłą rzeczy stał się przedmiotem wyjaśniania przez prokuraturę rosyjską. Pułkownik Zbigniew Rzepa dodał: – W chwili obecnej nie mamy informacji, żeby opinia o tym filmiku wpłynęła do prokuratury okręgowej. Tymczasem działający w USA dziennikarz i fotograf Siergiej Melnikoff, redaktor strony internetowej “Gulag”, zacytował anonimową, prywatną opinię pracownika amerykańskiego wywiadu, który po analizie amatorskiego filmu, nie kryjąc wzburzenia powiedział, że “ofiary, które przetrwały katastrofę były dobijane”. Federalny ekspert dodał prywatnie, że jeżeli uda się tego dowieść “to ten kraj (Rosja) zostanie odizolowany od cywilizowanego świata na wiele dekad”. Mielnikoff uznawany jest za wiarygodne źródło informacji jako długoletni współpracownik amerykańskiego wywiadu wojskowego wysyłany do Rosji w tajnych misjach mających na celu poszukiwanie amerykańskich lotników zestrzelonych nad Wietnamem.
Przyjaźń i zaufanie Ponieważ katastrofa nastąpiła na ziemi rosyjskiej w rosyjskim samolocie władze z Moskwy oświadczyły, że Rosja przejmuje kierownictwo nad dochodzeniem. Sprawę powierzono technikom i prokuratorom rosyjskim i oni są głównym elementem śledztwa. Uczestniczą w nim w mniejszym stopniu także polscy prokuratorzy, którzy jednak mają ręce związane, a nieśmiałe próby śledztwa równoległego zostały zmarginalizowane. – W relacji ze stroną rosyjską pozostajemy dziś w kategorii “petenta” – powiedział Edmund Klich, szef Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych. Pierwsze opamiętały się media, zauważając że Rosjanie rekwirują nie tylko części samolotu ale również osobiste rzeczy pasażerów oraz sugerują, że pierwsza czarna skrzynka została uszkodzona w wyniku impaktu. Przyjęcie założenia o mgle jako przyczynie katastrofy nie mogło wystarczyć na długo bez poparcia dowodami. A z tymi Moskwa nie spieszy się do dziś. - Pozostawianie sprawy w rękach władz obcego państwa jest niedopuszczalne – twierdzi Antoni Macierewicz, były szef Kontrwywiadu Wojskowego i MSW: – Nie ma wątpliwości co do tego, że resort obrony jest współodpowiedzialny za sytuację, która powstała, a dokładnie ponosi on odpowiedzialność za niewyciąganie wniosków. Zaniechania, błędy i nieudolności ministra Bogdana Klicha są oczywiste. Jednak główna odpowiedzialność spada na premiera Donalda Tuska, bo to on rozstrzygał i doprowadził do sytuacji, w której wizyta prezydenta RP stała się swoistą pułapką dla elit niepodległościowej Polski. Doprowadzono do rozdzielenia wizyt premiera i prezydenta. Pan premier zgodził się na narzucenie przez Rosję warunków, zgodnie z którymi odmówiono polskiemu prezydentowi przyjęcia go w Katyniu 7 kwietnia, stworzono osobną wizytę, która nie miała statusu wizyty oficjalnej, ale była wizytą prywatną. To oznaczało w konsekwencji zupełnie inny reżim, inne zasady bezpieczeństwa, a dokładnej mówiąc – zupełny brak zasad bezpieczeństwa. Skoro była to wizyta prywatna, to Rosjanie nie poczuwali się do żadnej odpowiedzialności i zobowiązań. Pan Tusk musiał mieć tego pełną świadomość. To samo tyczy się jego odpowiedzialności za działalność służb. To przecież jemu one bezpośrednio podlegają. Doskonale wiemy, że kiedy z wizytą leci prezydent USA czy jakakolwiek ważna osoba Izraela, to na wiele dni wcześniej przylatuje specjalna ekipa, która taką wizytę przygotowuje, także z punktu widzenia bezpieczeństwa. Tutaj nic nie zrobiono. Minister obrony Bogdan Klich podpadł nie tylko Macierewiczowi. Generał Sławomir Petelicki dał temu wyraz w sposób bezprecedensowy. Napisał list do premiera, w którym proponuje… dymisję Klicha. Petelicki, m.in. honorowy członek Grupy Sił Specjalnych Armii USA apeluje o “podjęcie radykalnych kroków mających na celu ratowanie polskich sił zbrojnych”. Według niego trzeba też rozwiązać wojskową prokuraturę. Ani rosyjscy, ani polscy śledczy badający sprawę katastrofy pod Smoleńskiem ani razu nie wspomnieli o systemie TAWS. Nie wiadomo też, czy z zapisu czarnych skrzynek udało się uzyskać informację o aktywności tego urządzenia. Aż wreszcie ktoś nie wytrzymał i oficjalnie zażądał dochodzenia z udziałem autorytetów międzynarodowych.
Międzynarodowa komisja Z pierwszym oficjalnym apelem wystąpił dr hab. Jacek Trznadel, przewodniczący Rady Polskiej Fundacji Katyńskiej, który zresztą podważa skuteczność polskich prokuratorów. - Nie chcę ich wymieniać personalnie, ale wydaje mi się, że byliby oni skłonni do wysłuchiwania dyrektyw rządu, żeby nie zadrażniać sytuacji międzynarodowej oraz stosunków polsko-rosyjskich – powiedział Trznadel. – Jeżeli giną prezydent i elita wybitnych ludzi sprawujących najważniejsze funkcje w państwie, to wydaje mi się, że oddanie śledztwa stronie, na której terytorium doszło do wypadku, przeczy poczuciu suwerenności i racji stanu. Trznadel zwrócił się do premiera Donalda Tuska o powołanie niezależnej, międzynarodowej komisji technicznej dla zbadania przyczyn katastrofy pod Smoleńskiem: – Rozsądek nakazywałby powołać taką komisję. Bowiem uderza wielki rozmiar niepewności poszczególnych stwierdzeń, m.in. technicznych. Są one bardzo dziwne. Obecnie nic na zdrowy rozum nie usprawiedliwia tej katastrofy. Według prof. Trznadla, wnioski takiej komisji, z udziałem najlepszych światowych ekspertów, miałyby podstawowe znaczenie dla opinii publicznej i dla historii. Być może komisja będzie dysponowała technikami śledczymi, które nie są nam dostępne. - Straciliśmy szansę natychmiastowego powołania międzynarodowej komisji do zbadania katastrofy – pisze portal Niezależna.pl – Po wykryciu grobów katyńskich, Niemcy, chcąc pokazać brak swojego bezpośredniego udziału w tej zbrodni, zwołali międzynarodową komisję i zaprosili przedstawicieli Międzynarodowego Czerwonego Krzyża. My natomiast, w najtragiczniejszej dla Polski katastrofie, zawierzyliśmy śledczym rosyjskim i prokuratorom polskim, na dodatek z prokuratury dostatecznie już przetrzebionej przez rząd PO. Tylko międzynarodowy zespół śledczy, pod egidą ONZ i z udziałem specjalistów z co najmniej kilkunastu państw, mógłby pomóc w rzetelnym wyjaśnieniu tej tragicznej katastrofy. Zaniedbano tej szansy, co niewątpliwie będzie się mściło przez długi czas falą podejrzeń, teorii spiskowych i pozbawionych odpowiedzi, zwykłych pytań. Specjalizujący się w prawie międzynarodowym dr Karol Karski i zarazem poseł PiS uważa, że to strona polska powinna być gospodarzem tego śledztwa. – Zwracam uwagę, że katastrofie uległ polski samolot wojskowy korzystający z eksterytorialności. Można również powołać międzynarodową komisję, która zajmie się wyjaśnieniem przyczyn wypadku, czego domagają się przedstawiciele środowisk katyńskich. Nie ma żadnych przeszkód prawnych, by powołać międzynarodową komisję z grona niezależnych autorytetów. 7 Już ponad 10 tys. osób podpisało się pod listem otwartym do premiera Donalda Tuska o powołanie międzynarodowej komisji. Tymczasem rząd “nie widzi potrzeby organizowania na obecnym etapie prac nowych zespołów śledczych”. Jest przekonany, że współpraca polsko-rosyjska w zupełności wystarczy do wyjaśnienia przyczyn tragedii pod Katyniem. W sprawie śledztwa pozostajemy uzależnieni od dobrej woli Rosjan, a rzecznik rządu Paweł Graś informuje oficjalnie, że “na razie nie widać potrzeby powoływania międzynarodowej komisji technicznej, gdyż Polska skierowała do śledztwa najlepszych specjalistów, a ponadto mamy dobre doświadczenia ze współpracy z Rosjanami. Każda ingerencja rządu w proces badania przyczyn katastrofy byłaby bardzo źle odebrana” (sic!)
Były sobie skrzynki trzy. A właściwie nawet pięć. Pięć czarnych skrzynek posiadał feralny Tu-154M prezydenta Kaczyńskiego, ale tylko trzy z nich mogą mieć znaczenie dla śledztwa. Ta trzecia jest polskim rejestratorem parametrów lotu, ale – zdaniem prokuratora generalnego RP Andrzeja Seremeta – po zbadaniu powinna ona wrócić do Rosji. Seremet przyznał w miniony czwartek że, prokuratorzy rosyjscy dopuścili do udziału w czynnościach przedstawicieli strony polskiej, tzn. prokuratorów, którzy prowadzą śledztwo. Jednak termin upublicznienia nagrań wyznaczono na “nie wiadomo kiedy”: – Dopiero po tym jak strona rosyjska wykona wniosek o pomoc prawną, wtedy kiedy zrealizują nasze prośby, dowody zostaną przejęte przez polską prokuraturę. Te materiały (czyli czarne skrzynki) po udostępnieniu ich Polakom zostaną przekazane do stosownej analizy i po tej analizie prokurator będzie mógł podjąć decyzję co do ujawnienia ich. Skrzynki stanowią dowody w postępowaniu karnym prowadzonym przez stronę rosyjską i bez jej zgody nie można upubliczniać treści dowodów. Na pytanie czy nie przyszedł czas by dementować najbardziej skrajne hipotezy, np. “atak impulsem elektromagnetycznym, atak rakietowy czy umieszczenie urządzenia blokującego stery”, Seremet odparł: – Niektóre tezy mają w sobie taki stopień fantastyki, że rozsądni ludzie dementują je sami. Ale gdyby dementować tezy nakładające się z hipotezami śledczymi, oznaczałoby to ujawnianie, jakim materiałem dysponują służby śledcze, a to jest niewskazane. Od początku postępy w śledztwie bacznie obserwuje Antoni Macierewicz: – Oficjalny komunikat z 15 kwietnia mówi, że przedstawiciel polskiej prokuratury uczestniczy w rozszyfrowywaniu czarnej skrzynki, a 20 kwietnia dowiadujemy się z ust prokuratora generalnego, że właśnie w tym dniu polska prokuratura wystąpiła o zapis czarnej skrzynki. To jest to jakaś schizofrenia. Bardzo długo powstrzymywałem się od wszelkich komentarzy w tej materii; uważałem, że nie wolno wysnuwać zbyt pochopnych wniosków, ale wystąpienie prokuratora generalnego mną wstrząsnęło. Pokazało całkowity brak odpowiedzialności i przyjęcie do wiadomości, że strona rosyjska dyktuje warunki. Tak jak podyktowała wszystkie warunki na samym początku, zabierając ciała, dowody, uniemożliwiając jakikolwiek dostęp do nich… Nie można zgodzić się na taką sytuację, w której Rosjanie będą dyktowali warunki, bo to oznacza, że rezygnujemy z dotarcia do prawdy i może się zdarzyć tak, że nigdy do niej nie dotrzemy.Eksperci od bezpieczeństwa lotów wiedzą, że wszelkie niezbędne informacje znajdują się w czarnych skrzynkach.8 Umieszczone w nich nośniki elektromagnetyczne można, niestety, skutecznie zmanipulować. Każdą informację można z nich przegrać, rozkodować, a dysponując odpowiednim sprzętem, wpisać nowe, wiarygodnie wyglądające informacje i nikt nie będzie w stanie tego sprawdzić. Jako dowód w śledztwie z punktu widzenia interesów suwerennego państwa polskiego są one już niewiarygodne. Wykrycie tego, że ktoś majstrował przy czarnych skrzynkach jest możliwe tylko wówczas, gdy manipulacji dokonuje amator, ale nie profesjonalista. Oprócz czarnych skrzynek, lot samolotu był nieustannie kontrolowany przy pomocy specjalnego odbiornika GPS przez polską Służbę Kontrwywiadu Wojskowego, która na bieżąco znała podstawowe parametry lotu jak prędkość, wysokość czy lokalizacja, jak również rozmowy w kabinie pilotów i z kontrolerami lotu. Nie wiadomo jeszcze, co te notowania wniosą do śledztwa. Kontrwywiad wojskowy jest ciałem niezależnym i nie podlega prokuraturze.
Brawura, słaby rosyjski, presja 36-letni kapitan Arkadiusz Protasiuk miał według Rosjan przeszarżować: nie znał lotniska i maszyny, którą leciał. ,Załoga najwyraźniej nie uwzględniła specyfiki rosyjskiego samolotu” – pisał portal Newsru.com, powołując się na rosyjskich ekspertów. Tu-154 traci wysokość szybciej niż inne samoloty. Protasiuk miał więc popełnić szkolny błąd i za nisko sprowadzić maszynę. Błąd pilota? Wykluczam to – powiedział anonimowo “Naszemu Dziennikowi” ekspert od systemów nawigacji satelitarnej. - Jest wysoce nieprawdopodobne, by pilot znający lotnisko, opierając się na ocenie wysokości maszyny na systemie radarowym RW-5M, znajdował się na 1500 m przed celem na wysokości 0 metrów. Dzięki systemowi TAWS ten samolot powinien był bezpiecznie wylądować nawet w złych warunkach pogodowych. Jeżeli widoczność w płaszczyźnie horyzontalnej była mniejsza niż 550 m, to panowały przynajmniej warunki ILS CAT-1 – w takiej sytuacji wieża nie powinna była zezwolić na lądowanie. Ponieważ znane są warunki pogodowe, należy wykluczyć wersję o błędzie pilota. Możliwości zasadniczo są dwie: atak elektroniczny z zewnątrz bądź dywersja na pokładzie samego samolotu. Kpt. Protasiuk przelatał imponującą liczbę 2937 godzin i należał do najlepszego z najlepszych w kadrze pilotów. Maszynę znał doskonale. Znał także prymitywną anatomię wojskowego lotniska – co potwierdził pułkownik Grzegorz Kułakowski, kolega Protasiuka z 36. Specjalnego Pułku Lotnictwa Transportowego. Jak uważa rosyjski kontroler lotu ze Smoleńska Paweł Plusnin, polscy piloci nie informowali go o swojej wysokości, bo ,słabo znali rosyjski”. Te słowa wzburzyły kolegów zabitych pilotów. – Protasiuk mówił po rosyjsku znakomicie – powiedział płk Kułakowski. Trzy dni wcześniej podczas lądowania w Smoleńsku jako drugi pilot samolotu premiera Donalda Tuska Protasiuk nie miał najmniejszych problemów w komunikacji radiowej z lotniskiem. W sierpniu 2008 r., podczas rosyjskiej inwazji na Gruzję, prezydent Kaczyński próbował nakłonić pilota do lądowania w Tbilisi. Ten jednak sprowadził maszynę na bezpieczniejsze lotnisko w Azerbejdżanie. Czy tym razem pilot się ugiął, bo ktoś – prezydent lub dowódca Sił Powietrznych (gen. Błasik) – kazał mu lądować w skrajnie trudnych warunkach? Tak myśli wielu, m.in. reżyser Andrzej Wajda.9
Koledzy Protasiuka uważają, że to niemożliwe. – Załogi, które latają w pułku zapewniającym transport najważniejszym osobom w państwie, są tak wyszkolone, że nie ulegają presji – powiedział kapitan Grzegorz Pietruczuk, ten sam, który odmówił prezydentowi Lechowi Kaczyńskiemu lądowania w Tbilisi. Wojskowi podkreślają, że żelazna zasada mówi, iż najważniejszą osobą na pokładzie jest pilot. Nikt, nawet prezydent, nie ma prawa narzucać mu swojej woli. Po incydencie na Kaukazie piloci mieli jeszcze umocnić się w tym postanowieniu. Z przecieków po wstępnej analizie czarnej skrzynki wynika, że żaden z pasażerów nie ingerował w pracę pilotów.
TAWS Sensacyjne zdjęcie wymiany żarówek przez obsługę lotniska, jakie godzinę przed lądowaniem Tupolewa wykonał białoruski dziennikarz obiegło świat ale niewiele wnosi do sprawy. Konwencjonalne oświetlenie lotniska jest praktycznie całkowicie zbyteczne, jeśli załoga samolotu może posłużyć się systemem TAWS (Terrain Awareness and Warning System). TAWS zawiera skomputeryzowane mapy świata i ostrzega pilotów za każdym razem, gdy za bardzo zbliżą się do szczytu, wieży radiowej lub innej przeszkody – a także w przypadku zbyt małej odległości do ziemi. To bowiem właśnie kłopoty przy lądowaniu są najczęstszą przyczyną wypadków samolotowych. Od 2005 r. urządzenia TAWS są obowiązkowo montowane we wszystkich nowych samolotach linii komercyjnych. Jeśli samolot jest na zbyt małej wysokości, TAWS natychmiast reaguje głośnym sygnałem dźwiękowym. Dzięki temu doprowadzono do całkowitego wyeliminowania katastrof lotniczych przy lądowaniu. Wystarczy powiedzieć, że od końca lat 90., gdy zaczęto montować TAWS w starych i nowych maszynach, ŻADEN samolot z tym systemem nie uległ katastrofie. Żaden – do 10 kwietnia 2010 r. Dzięki TAWS piloci widzą trójwymiarowy model terenu z dokładnością wysokości nawet do 1 metra umożliwiający pomyślne lądowanie nawet w złych warunkach pogodowych. Samolot prezydencki taki system posiadał i ten fakt pogłębia tylko tajemnicę jego upadku. Marek Strassenburg-Kleciak odpowiada za analizy strategiczne i rozwój systemów trójwymiarowej nawigacji w niemieckim koncernie Harman Becker. Dlatego też trudno mu sobie wyobrazić, jak system TAWS mógł zawieść : - No chyba, żeby mu “pomóc”. Inaczej z tym systemem nie można się rozbić. Urządzenia pokładowe są tak dokładne, że piloci bez trudu powinni byli wykonać ten manewr – chyba że wskazania nie były prawdziwe. Znane są bowiem techniki umożliwiające fałszowanie ich danych, często w sposób niemożliwy do zweryfikowania przez pilotów. Wówczas tragedia jest nieunikniona. W ocenie Strassenburga-Kleciaka – analiza zdjęć z katastrofy prezydenckiego samolotu wykonanych przez Siergieja Amielina pozwala sądzić, że Tu-154M z polską delegacją na pokładzie zbliżał się do pasa startowego we właściwy sposób. Tyle, że samolot znajdował się w niewłaściwym miejscu. Dokumentacja zdjęciowa pokazuje, że samolot leciał tak, jak powinien: w odpowiednim kierunku (wynika to z analizy poszczególnych uszkodzeń na czubkach pierwszych drzew) i z właściwym nachyleniem horyzontalnym maszyny przy podchodzeniu do lądowania. – Różnica polega tylko na przesunięciu fazowym samolotu: w płaszczyźnie poziomej o ok. 15-25 m do prawidłowego kursu, a w pionie o ok. 5 m; maszyna leciała za nisko. Jak podaje “USA Today”, na zagadkowość katastrofy pod Smoleńskiem zwrócił też uwagę John Hamby, rzecznik Universal Avionics Systems of Tucson – producenta systemu TAWS. Jedną z ewentualnych przyczyn – według Billa Vossa, prezesa Fundacji Bezpieczeństwa Lotów (Flight Safety Foundation) – może być niedokładność mapy Rosji w systemie TAWS. - Fakt, że prezydencki TU-154 miał zainstalowany TAWS, stawia więcej pytań niż odpowiedzi – stwierdził John Cox, konsultant ds. bezpieczeństwa i ekspert od wypadków. – Naprawdę chciałbym wiedzieć, co działo się na pokładzie, ponieważ niezależnie od tego, pod jaką presją byli piloci i z jakimi warunkami pogodowymi mieli do czynienia, nigdy żaden pilot nie zignorował ostrzeżenia TAWS. Czym różnił się ten samolot, że stało się inaczej? – pyta Cox.
Meaconing W jaki sposób wskazania urządzeń mogą zostać przekłamane? W tym celu stosuje się technikę o nazwie “meaconing” (Recording and Rebroadcast on the Receive Frequency to Confuse Positioning). Polega ona na tym, że sygnał satelity jest nagrywany przez specjalne urządzenie i z niewielkim przesunięciem w czasie i z większą mocą niż sygnał satelity puszczany w eter na tej samej częstotliwości, na której nadaje satelita. - Im mniejszy interwał czasu stosowanego w “meaconingu”, tym trudniej go rozpoznać, co w konsekwencji prowadzi do błędnego określenia własnego położenia. Jeśli zmiana pozycji samolotu jest niewielka – a tak było w przypadku prezydenckiego lotu – to nawet inteligentny odbiornik (typu Receiver-Autonomous-Integrity-Monitoring) nie jest w stanie wykryć oszustwa. Przekłamanie urządzeń pokładowych można wprowadzić zarówno za pomocą satelity, jak i urządzeń znajdujących się na lotnisku. Jeśli zjawisku towarzyszą złe warunki pogodowe, piloci pozostają bezbronni. Różnica położenia, jaką pokazuje trajektoria tego samolotu, jest typowa dla “meaconingu”: aby sygnał nie mógł być wykryty, przesunięcie fazowe sygnału równe jest nanosekundom. Daje to przesunięcie położenia rzędu tych wielkości, które widać na dokumentacji Amielina – twierdzi cytowany wcześniej ekspert Strassenburg-Kleciak. Jak zaznaczył, jego spostrzeżenia potwierdził prof. Hans Dodel, autor książki “Satellitennavigation”, inżynier i oficer Bundeswehry. Urządzenie zakłócające sygnał jest bardzo małe. Można je po prostu zostawić w dowolnym miejscu w lesie. Sygnał ma znikomą moc, odpowiadającą energii wypromieniowywanej przez robaczka świętojańskiego. Jest on niezauważalny i nie do wykrycia. Co do zasięgu pracy urządzenia: grupce młodych elektroników w Nowym Jorku udało się zakłócić lądowanie samolotu na lotnisku w Bostonie! Tak więc samolot nie musi się znajdować bezpośrednio nad źródłem zakłóceń, nie potrzeba dział elektronicznych, które zostawiłyby ślad w postaci charakterystycznych uszkodzeń elektroniki pokładowej. Jest to do tego stopnia niebezpieczne, że fachowcy od bezpieczeństwa lotów świetnie zdają sobie sprawę z realnego zagrożenia meaconingiem, który nie zostawia śladów. Dlatego też w samej tylko Unii Europejskiej rozwinięto strategię Navigation Warfare, która ma być zrealizowana do 2018 roku i zostanie oddana do dyspozycji wojska. Powstało specjalne konsorcjum przemysłowe, które otrzymało zlecenia na rozwinięcie tej technologii. Nikt nie wydaje dziesiątek milionów euro z powodu czysto teoretycznego zagrożenia… Pierwszym oficjalnym wielkonakładowym medium w Polsce, które wśród przyczyn katastrofy nie odrzuciło spisku był dziennik “Rzeczpospolita”, który 21 kwietnia piórem Piotra Zychowicza (był służbowo w Katyniu) uznał, że nie należy się ograniczać do trzech wymienionych na wstępie hipotez (błąd pilota, pogoda, awaria), dodając do nich m.in. zamach terrorystyczny lub atak elektroniczny. Czytamy tam m.in.: – Wiadomo, że wcześniej problemy z wylądowaniem w Smoleńsku miał rosyjski samolot Ił-76. Zwolennicy teorii o ataku elektronicznym wskazują, że już wtedy sabotażyści mogli uruchomić swoje urządzenie. Eksperci lotnictwa przestrzegają jednak przed wyciąganiem takich wniosków. Według Tomasza Hypkiego, Smoleńska nie ma na liście 11 tys. lotnisk, których dane są opracowane przez twórców systemów takich jak TAWS. Zaprzeczają temu inni eksperci: – Mapy cyfrowe są produkcji amerykańskiej. Żadne miejsca nie były od czasu “zimnej wojny” tak dokładnie sprawdzane i modelowane jak właśnie okolice rosyjskich lotnisk wojskowych, także tych najmniejszych. Ponieważ zaś w Smoleńsku w ciągu ostatnich 50 lat nie było trzęsienia ziemi, prób jądrowych ani działań budowlanych zmieniających całkowicie powierzchnię terenu, więc żaden ekspert nie traktuje tej tezy poważnie. Gdyby mapa była zła, rozbiłby się trzy dni wcześniej wasz premier Donald Tusk.
EMP Romanian Global News powołuje się na nieoficjalne źródła w polskim Ministerstwie Obrony Narodowej, które w rozmowie z dziennikarzami agencji miały potwierdzić, że swego czasu Rosjanie przeprowadzali na terenie lotniska w Smoleńsku eksperymenty przy użyciu broni elektromagnetycznej EMP (elektromagnetyczny impuls) – najsilniejszej broni, jaka kiedykolwiek istniała. O tym, że przed dwoma laty stworzono w Moskwie tę broń, pisał już także rosyjski dziennik “Prawda”: – Ogromna moc miliardów watów jest generowana z urządzenia małych rozmiarów. Innowacją tej broni jest to, że impulsy elektromagnetyczne emitowane przez nią są znacznie krótsze, ale o niezwykle potężnej mocy – podkreślał w rozmowie z gazetą Giennadij Miesiats, wicedyrektor Rosyjskiej Akademii Nauki i dyrektor Instytutu Fizyki im. Lebiediewa. Inny naukowiec specjalizujący się w elektromagnetycznej superbroni Michaił Jaladin podkreślił, że przed Rosją jeszcze nikomu nie udało się stworzyć równie małego urządzenia o takiej sile. – Nasza broń jest co najmniej dziesięciokrotnie silniejsza niż jakakolwiek broń stworzona w innym kraju – podkreślił Jaladin. Działanie EMP, najgroźniejszego typu broni dla komunikacji lotniczej Jej działanie opiera się na wysyłaniu impulsów elektromagnetycznych, które destruktywnie oddziałują na znajdujące się w pobliżu urządzenia elektroniczne, uszkadzając je bądź zafałszowując podawane przez nie parametry. Impulsy elektromagnetyczne są także w stanie zakłócać pracę silników wszystkich samolotów. Rosyjskie urządzenie o nazwie “Nike” (na cześć greckiej bogini zwycięstwa), było już pokazywane w Jekaterynburgu nad Uralem. Rosyjscy naukowcy podkreślają, że Nike potrafi naśladować m.in. uderzenia pioruna lub wybuch jądrowy. Zastosowanie tej broni jest jednak bardzo trudne do wykrycia ze względu na krótki czas działania wiązki elektromagnetycznej. Rumuńska agencja, powołując się na swoje dotychczasowe ustalenia, zdecydowanie podkreśla więc, że katastrofa miała być zamachem na “najbardziej antyrosyjskich przywódców Polski”, w tym na obu braci Kaczyńskich, znanych ze swojego zdecydowanego stanowiska wobec Rosji. – Spodziewano się, że w samolocie będą obaj bracia Kaczyńscy – czytamy. – Na szczęście brat-bliźniak prezydenta, były premier Jarosław Kaczyński w ostatniej chwili musiał zrezygnować z podróży do Smoleńska ze względu na zły stan zdrowia ich matki. To był przypadek i pech dla Moskwy. Jarosław Kaczyński może być bowiem następnym prezydentem Polski. Rumuńska agencja podkreśla także, że jeśli tak się stanie, to kolejny prezydent będzie dokładnie rozumiał tragiczne wydarzenia kwietniowe i postawę Moskwy. Wersja ataku elektromagnetycznego na polski samolot pojawia się na wielu amerykańskich portalach niezależnych, które opierają swe informacje na przeciekach z amerykańskich służb specjalnych. Wprost o rosyjskim sabotażu mówi czołowy prawicowy komentator James Buchanan, który nie traci okazji, aby zauważyć, jak zmienił się odbiór Kaczyńskiego w izraelskich mediach po śmierci prezydenta Polski: z “niebezpiecznego” na “przyjacielski”. “New Scientist” cytuje izraelskich ekspertów z International Institute for Counter-Terrorism w Hercliji: – Elektromagnetyczna broń pulsacyjna jest w stanie usmażyć elektronikę na pokładzie pasażerskich samolotów. Do rozbicia samolotu wystarczyłby jeden silny puls z urządzenia ukrytego na jego pokładzie, ale i takiego na ziemi. Yael Shahar, dyrektor Instytutu, zbadała używaną i dopiero projektowaną broń elektromagnetyczną i dla każdej znalazła tani odpowiednik możliwy do zbudowania “domowymi metodami”. Pilot Tupolewa zachowywał się tak jakby nie słyszał kontrolera lotów. No właśnie – może nie słyszał, dlaczego? Bo np. nie miał już sprawnego sprzętu. Wiele wskazuje na to jakby ni stąd ni z owąd elektronikę w samolocie szlag trafił!
Według protokołu Po katastrofie w Polsce chwalono zachowanie Putina i pomoc z jaką pospieszyła Rosja. Pojawiły się też nadzieje, że stosunki Moskwa – Warszawa będą coraz lepsze, że nastąpi w nich pozytywny przełom. Obydwie strony upajają się gestami ocieplenia. Dysydent Władimir Bukowski jest innego zdania: – Bardzo to poczciwe, ale obawiam się, że również bardzo naiwne. Putin działa według protokołu. To, co robią Rosjanie, jest standardem. To absolutne minimum. Gdy na twoim terytorium dochodzi do takiej katastrofy, to normalne, że wyrażasz żal, pomagasz w śledztwie. Proszę sobie wyobrazić, że takie nieszczęście, uchowaj Boże, wydarzyłoby się w Polsce. Na waszym terytorium ginie przywódca innego państwa. Co robicie? To samo, co teraz robią Rosjanie. Ekscytowanie się tym, że rosyjskie władze po prostu zachowują się normalnie, wydaje mi się więc nieporozumieniem. Przypomina mi to stary sowiecki dowcip. Pewien człowiek opowiada: ,Spotkałem Lenina, spojrzał na mnie, odwrócił się i poszedł. A przecież mógł mnie zabić!”. - Przełomu nie będzie – kontynuuje Bukowski. – Problemy w relacjach obu państw, rozbieżne interesy, pozostaną. Rosja Putina uważa Polskę za część swojej strefy wpływów. Strefy utraconej, ale którą warto byłoby odzyskać. To stały, żelazny kierunek polityki tego reżymu. To, że na rosyjskim terytorium zginęło stu Polaków, tego kierunku nie zmieni. Władcom Kremla może być przykro, mogą czuć się nieswojo, bo przecież cały świat – choć nie mówi tego głośno – podejrzewa, że maczali w tym palce. Może więc teraz będą dla Polaków mili. Może powstrzymają się przez jakiś czas od agresywnych stwierdzeń i gestów wobec Polski. Niech Polacy nie dadzą się jednak zwieść. Liczą się czyny, a nie gesty. Jeżeli to był wypadek to jest to nasza polska sprawa wewnętrzna, z której się trzeba otrząsnąć. Jednak zakładanie, że był to tylko i wyłącznie wypadek jest sprzeczne z rozumem. A jeśli to nie był wypadek to mieliśmy do czynienia z potężną agresją przeciwko Polsce z konsekwencjami w każdym możliwym scenariuszu politycznym. Czy poznamy prawdę kryjącą się za katastrofą smoleńską? Czy dostarczy jej rosyjsko-polskie śledztwo (szumnie nazywane międzynarodowym) czy raczej dostarczy się nam kolejne kłamstwo smoleńskie? Czy tak jak w przypadku katyńskiego pozostaje nam półwiekowa cierpliwość i wiara w historyczną sprawiedliwość? Oprac. Tomasz Piwowarek
PS. Zawarte powyżej dywagacje i hipotezy są jedynie teorią spiskową. Dopóki nie zostaną oficjalnie zatwierdzone. Podobnie jak niegdyś Zbrodnia Katyńska. I zamach na gen. Sikorskiego.
Przypisy:
1. Informacja dla młodszego czytelnika: Generał Władysław Sikorski – Naczelny Wódz Polskich Sił Zbrojnych i premier Rządu na Uchodźstwie podczas II wojny światowej. Był niestrudzonym adwokatem sprawy polskiej na europejskiej i światowej scenie dyplomatycznej. Był zwolennikiem ponownego nawiązania stosunków dyplomatycznych pomiędzy Polską a ZSRR. Zostały one jednak zerwane w 1943 roku przez Stalina po żądaniu Sikorskiego, aby Międzynarodowy Czerwony Krzyż zbadał sprawę świeżo odkrytej zbrodni katyńskiej. W 2 miesiące później Władysław Sikorski zginął w katastrofie samolotu, który rozbił się zaraz po starcie z lotniska na Gibraltarze. Według oficjalnych ustaleń, katastrofa nastąpiła z przyczyn technicznych, lecz część okoliczności zdarzenia pozostaje niewyjaśniona, co sprawia, że pojawiło się kilka niepotwierdzonych teorii dotyczących rzekomego celowego spowodowania śmierci Sikorskiego. Zresztą wypadek ten obfitował w nigdy nie wyjaśnione “dziwne” zdarzenia i pytania, na które nawet nie próbowano znaleźć żadnej odpowiedzi. Zebrane wyniki śledztwa Brytyjczycy utajnili, a po upływie okresu 50 lat utajnili na następne 50 lat. Sentencja wniosku końcowego śledztwa brzmiała: “Śmierć Sikorskiego nastąpiła w drodze tragicznej katastrofy stanowiącej tajemnicę państwową”.
Kavkaz Center podająca się za agencję czeczeńską (z siedzibą serwera w Estonii) aczkolwiek są tacy (np. David McDuff z pro-czeczeńskiej organizacji Prague Watchdog), który twierdzą, że jest to placówka dezinformacji FSB (następczyni KGB), która m.in. ma na celu wychwytywanie niezależnych dziennikarzy podejmujących współpracę z Kavkaz Centre. Dwaj współpracownicy agencji, Stomakin i Luzjanow zostali aresztowani kilka lat temu.
2.Użycie meaconingu pokazano m.in. w popularnych filmach “Die Hard 2″ lub “Tomorrow Never Dies”.
M.in. Julia Łatynina – rosyjska pisarka i publicystka oraz niemieckojęzyczny portal PolskaWeb.
Igor i Oleg – pracownicy znajdującego się zaledwie kilkaset metrów od miejsca wypadku serwisu samochodowego KIA – znowu wspominają dzień katastrofy. W ciągu ostatnich kilkunastu dni czuli się trochę jak bohaterowie, bo los chciał, że w tamtą pechową sobotę wyszli zapalić papierosa akurat w chwili, gdy Tupolew Lecha Kaczyńskiego spadał na ziemię. – Wtedy pogoda też się ciągle zmieniała. Przecież gdyby przylecieli godzinę wcześniej albo godzinę później, nie byłoby tej mgły. Mieli pecha – mówią. (Justyna Prus – “Co dziś widziałam pod Smoleńskiem”, Rzeczpospolita).
3.Amielin sam przeprowadził zdjęciową analizę uszkodzeń drzew na miejscu katastrofy. Wynika z niej, że Tupolew od razu podchodził do lądowania zbyt nisko i na niedokładnym kursie, który na ostatnich metrach próbował skorygować. Prokuratorzy zamierzają badać krążące w Internecie zdjęcia Amielina. Należy jednak zadać pytanie – dlaczego? Czyżby śledczy polscy nie dokonali tego typu zabezpieczenia zdjęciowego? A jeśli tak, to dlaczego nie tylko media żądne sensacji ustosunkowują się do tego materiału, ale na poważnie biorą to prokuratorzy? Czyżbyśmy mieli analizować przebieg katastrofy jedynie na podstawie domysłów internautów i pstrykających zdjęcia przypadkowych gapiów?
4.Zgodnie z prawem międzynarodowym badanie przyczyn katastrofy lotniczej należy do kraju, gdzie ona nastąpiła. Mówią o tym konwencja chicagowska z 1944 r. o ruchu lotniczym i ogólne zasady suwerenności danego państwa na jego terytorium. Jednak szczególny charakter katastrofy, w której zginęli prezydent Polski oraz wielu wysokich urzędników państwowych, niejako sam z siebie nasuwa wniosek, że powinna ona być zbadana przede wszystkim przez stronę polską. Taką możliwość stwarza jeden z załączników konwencji chicagowskiej, której stronami są zarówno Polska, jak i Rosja. W punkcie 5 załącznik 13 konwencja stwierdza, że państwo, na terenie którego doszło do wypadku, może jednak ,przekazać, w całości lub w części, prowadzenie badania innemu państwu na podstawie dwustronnej umowy i ugody”.
5.Prokuratura wciąż ma jednak problem z ustaleniem tak fundamentalnych informacji, jak np. godzina rozbicia się Tu-154. Podawana wcześniej 8.56 nie pokrywa się z zapisami z czarnych skrzynek. Stwierdził to m.in. ekspert z Instytutu Technicznego Wojsk Lotniczych w Warszawie – co podała ,Dziennik Gazeta Prawna”. Badacz stwierdził, że o 8.56 (10.56 czasu moskiewskiego) zawyły syreny na lotnisku, ale do katastrofy mogło dojść nawet 10 minut wcześniej. O wcześniejszym momencie wypadku mówią też informacje na smoleńskich forach internetowych poświęconych katastrofie. Zdaniem ich użytkowników, Tupolew zerwał przy upadku linię energetyczną, było to około 8.39. Zakład elektryczny SmoleńskEnergo nie udziela informacji o zarejestrowaniu zdarzenia. Hipotezę wcześniejszej godziny katastrofy popierają też relacje polskich korespondentów z Katynia – np. Wiktor Bater z Polsatu News informuje, że telefon z informacją o wypadku dostał o godzinie 8.49. Prokuratura dotąd nie komentowała tych doniesień.
6.W wywiadzie dla “Le Monde” powiedział: – Los, jaki dotknął prezydenta Kaczyńskiego, jest tragiczny. Ale powinniśmy się dowiedzieć, w czym pomogą nam czarne skrzynki, czy decyzję o lądowaniu podjęto na jego rozkaz. Czy to prezydent zaryzykował życiem wszystkich pasażerów? Nikt by o tym nawet nie pomyślał, gdyby nie gruziński precedens.
Dylemat wyborczy – NWO czy dymiący nagan Putina Truizmem jest stwierdzenie, że Polska nie jest rajską, samotną wyspą. Jesteśmy prowincją dyktatorskiej, faszystoidalnej Unii. A ta jest etapem na drodze do narzucenia światu rządów ideologów NWO. Tak się bowiem składa, że jednym z twórców zarówno Wspólnoty Europejskiej jak i tajemniczej Grupy Bilderberga (obszerniej o niej napiszę w następnym felietonie) był “zapomniany” na lekcjach historii w szkole wielki i wpływowy “nasz” rodak, z pochodzenia niemiecki Żyd, mason Józef Retinger. (Józef Hieronim Retinger (ur. 17 kwietnia 1888 w Krakowie, zm. 12 czerwca 1960 w Londynie) - polski literaturoznawca, pisarz i polityk, doradca Władysława Sikorskiego; organizator Kongresu Haskiego, sekretarz generalny Ruchu Europejskiego, jeden z twórców Wspólnoty Europejskiej; cichociemny, wolnomularz. Był synem adwokata, Józefa Stanisława Retingera, pochodzącego z niemieckiej rodziny przybyłej do Polski w XVII lub XVIII w. Po nagłej śmierci ojca chłopcem zaopiekował się Władysław Zamoyski. W 1906 rozpoczął studia na Sorbonie. W 1911 wyjechał do Anglii, gdzie nawiązał kontakt z Józefem Korzeniowskim (Conradem). W 1917 z Hiszpanii udał się do Meksyku, gdzie był doradcą prezydenta oraz założyciela Partii Narodowo-Rewolucyjnej - Plutarco Eliasa Callesa. W czasach II wojny światowej był doradcą politycznym gen. Sikorskiego. Towarzyszył mu również we wszystkich podróżach, z wyjątkiem lotu w którym Sikorski zginął. Od 14 sierpnia 1941 do 5 września 1941 chargé d'affaires RP przy rządzie ZSRR (pierwszy przedstawiciel dyplomatyczny RP po wznowieniu stosunków dyplomatycznych w konsekwencji układu Sikorski-Majski). Był najstarszym wiekiem cichociemnym, zrzuconym do kraju nocą z 3 na 4 kwietnia 1944 r. na placówkę Zegar, 26 km na wschód od Warszawy; posługiwał się wówczas nazwiskiem Paisley oraz kryptonimami Salamander i Brzoza. Według Normana Daviesa przyleciał w celu oceny siły armii podziemnej i ugrupowań komunistycznych w wojennej Polsce i przekazania tych informacji bezpośrednio Brytyjczykom, dla których informacje polskiego rządu na emigracji, a także sowietów nie były wystarczająco wiarygodne. Według innych źródeł[1] by, znając ustalenia konferencji teherańskiej w sprawie Polski, podjąć próbę stworzenia w okupowanym kraju podziemnego rządu z silną reprezentacją lewicy, który mógłby zostać uznany przez Stalina - dlatego spotykał się m.in. z przedstawicielami PPR. W trakcie jego pobytu oddział likwidacyjny KG AK pod krytonimem 993/W podejmował kilkakrotne próby pozbawienia go życia. Próba otrucia (z użyciem białego proszku - najprawdopodobniej wąglika płucnego) mogła być przyczyną złego stanu zdrowia, utrzymującego się aż do śmierci[2]. Kulisy operacji "Most III" (powrót z okupowanej Polski do Brindisi) opisał Marek Celt, współtowarzysz Retingera. Retinger dostarczył do okupowanej Polski kilka mln dolarów (jak każdy cichociemny) dla wspomożenia Polskiego Państwa Podziemnego. Po wojnie był orędownikiem zjednoczenia Europy. Miał wolny wstęp zarówno na Downing Street 10 jak i do Białego Domu. Był inicjatorem pierwszego spotkania i aż do swej śmierci w 1960 roku sekretarzem Grupy Bilderberg). O faszystoidalnych praktykach Unii pisano już wiele. Przypomnę tylko kilka przykładów. Gdy Austriacy przed laty wybrali sobie do rządu “niewłaściwego” prawicowego polityka Haidera, Austrię przez rok Unia politycznie bojkotowała. Gdy Irlandczycy w referendum odrzucili traktat lizboński, w absurdalny i niezgodny z prawem unijnym sposób zmuszono ich do kolejnego “referendum”. A w nim, dzięki zmasowanej propagandzie, naciskom i staszakiem wykluczenia z Unii, a ostatecznie “cudami nad urną”, traktat przeforsowano i narzucono Europie jako unijną konstytucję. Dalej… Tzw. europarlament nie posiada prerogatywy legislacyjnej. Jest niezwykle kosztowną dekoracją imitującą demokratyczne procedury panujące w Unii. Prawo unijne tworzy t.zw. komisja, której szefa i członków nie wybiera się w powszechnych wyborach. A już skandalicznie urąga demokracji procedura wyboru t.zw. prezydenta Unii. Nie tylko nie wybierają go mieszkańcy prowincji składowych Unii, nie wybiera go nawet dekoracyjny “parlament” europejski, wybiera go rządząca dyktatorsko Unią sitwa we własnym gronie. Jako pierwszego “prezydenta” wybrano (narzucono nam) nieznanego nikomu bilderbergowca Van Rompuya. Politycy Zachodu ponoszą odpowiedzialność za narzucenie światu bandyckiego systemu bankowego, który jest winny za gigantyczne zadłużenie całego świata i bankructwa kolejnych państw (ostatnio Grecji). (Największy szwindel bankierów Z niedowierzaniem wysłuchałem wystąpienia Dariusza Kosiura dotyczącego koniecznej jego zdaniem reformy systemu bankowego.
(Dariusz Kosiur o naprawie Rzeczpospolitej) http://grypa666.wordpress.com/2010/05/17/o-naprawe-rzeczpospolitej/ Co do konieczności zmiany obecnego systemu bankowego nie ma najmniejszej wątpliwości. Przy czym system obecny należy nie reformować, a po prostu rozbić i zniszczyć. Zmiana polegająca na tym, że zamiast pobierania przez rząd kredytów inwestycyjnych w bankach prywatnych pobierane będą one w centralnym banku państwowym są zmianą jedynie kosmetyczną. W niczym nie likwiduje to zależności rządu i budżetu państwa od banków i bankierów. No bo jaka jest ostatecznie różnica między NBP a bankami prywatnymi, poza tą, że NBP posiada oprócz prawa do udzielania pożyczek także prawo emisji pieniądza? A prywatne banki mogą jedynie pieniądze – a raczej długi – pożyczać? Nie należy zapominać, że NBP jest integralnie związany z całym światowym systemem oszukańczej bankowości. Największym zaś oszustwem światowego systemu bankowego są tzw. pożyczki. Bardzo dobrze opisuje to film pt. "Pieniądze jako dług". http://www.youtube.com/watch?v=Ue_lzEIVhnE Osoba chcąca być politykiem ma obowiązek zapoznania się z tym największym oszustwem i szwindlem wszechczasów. Przy czym, w razie konieczności powinna obejrzeć ten film nawet dziesięć razy. Aż do skutku – czyli aż zrozumie, w jaki sposób oszuści bankierzy stali się nowotworem złośliwym na gospodarczej i finansowej tkance społeczeństw. Zmiana systemu bankowego powinna zawierać dwa elementy:
1. Banki mogą pożyczać tylko i wyłącznie tyle pieniędzy, ile ich faktycznie posiadają. A nie – jak to jest powszechnie praktykowane – że pożyczają pieniądze, których nie mają.
2. Prawo emisji pieniądza ma rząd a nie bank. Przy czym nowo emitowane pieniądze nie są żadnym długiem rządu w jakimkolwiek banku. Opiszę to na przykładzie.
W zdrowym systemie powinno być tak. Rząd po debacie parlamentarnej przeforsował emisję miliarda złotych na jakąkolwiek inwestycję. Pieniądze wydrukowano. Inwestycja została wykonana. Ludzie pracujący przy niej zarobili pieniądze (społeczeństwo odrobinę się wzbogaciło). Na koniec państwo jest "bogatsze" o nową inwestycję. A dodatkowo rząd w ramach podatków od pensji od pracujących przy tej inwestycji odzyskał część pieniędzy zainwestowanych w daną inwestycję. Może więc rząd te odzyskane pieniądze wykorzystać na inne cele. Na przykład na służbę zdrowia czy na szkolnictwo.
W obecnym systemie jest tak: Rząd zaciąga "pożyczkę" a więc nieistniejące pieniądze, gdyż banki pożyczają dług a nie pieniądze. Pieniądze zostają dodrukowane na polecenie banku. Inwestycja zostaje wykonana. ludzie otrzymują zapłatę za pracę. Do tego miejsca wszystko jest podobne. Ale istnieja jedna ogromna różnica. Na zakończenie inwestycji państwo jest wprawdzie teoretycznie bogatsze o tę inwestycję, ale musi spłacić dług zaciągnięty na tę inwestycję łącznie z odsetkami. Wpływy z podatków, zamiast iść na inne cele (np. na służbę zdrowia czy oświatę) pójdą na spłatę części długu. Aby spłacić resztę długu i odsetki rząd musi albo podnieść podatki, albo narzucić cięcia w szpitalach i szkołach, albo zaciągnąć kolejny dług. W takiej zwariowanej i oszukańczej spirali długu wymyślonego przez bankierów żyjemy. Przy czym oddajemy bankierom pieniądze, których oni nam wcale nie pożyczyli. Oni pożyczyli nam dług. A w zamian za pożyczony nam dług dostają spowrotem rzeczywiste pieniądze, nabijając sobie ich bankierskie, prywatne konta. Ten niewyobrażalny szwindel praktykowany jest jako normalność. Choć gołym okiem widać, że nawet najbogatsze państwa na świecie są na kilka pokoleń naprzód zadłużone w sposób nie do spłacenia. A długi te lawinowo i bez przerwy rosną Albo więc są politycy nieukami - powinni więc najpierw poduczyć się ekonomii, ale tej zdroworozsądkowej, a nie tej pokrętnej, załganej i ogłupiającej pseudoekonomii wykładanej na studiach. Albo też politycy tego szwindlu nie widzą – są więc ślepcami albo głupcami – ale z tego powodu powinno się wywalić ich z udziału w polityce. Albo też politycy widzą to, ale udają że nie widzą. Stają się jednak w ten sposób wspólnikami oszustów bankierów. Zniewolenie ekonomiczne świata postępuje. Media o tym milczą, lub podają wyssane z palca "recepty" na uzdrowienie finansów. A politycy w kolejce ustawiają się po kolejne pożyczki. Koniec będzie taki, że jedynie bankierzy będą mieli pieniądze. A całe narody i państwa będą zadłużonymi bankrutami). A za tym wszystkim czają się ideolodzy NWO, de facto właściciele świata. Z przeróżnych źródeł i przecieków znane są ich plany. A więc depopulacja o 80 % ludzkości, m.in przy pomocy GMO, Codexu Alimentarius, wojen, głodu, chorób i szkodliwych szczepień, smug chemicznych i (jak narazie tylko dyskutowanej) eutanazji. Planuje się chipowanie tych, którzy otrzymają łaskę przeżycia i pracowania na przyszłych władców świata. Z przecieków informacji z trwających od 3 czerwca obrad Bilderberga, a także z relacji uzyskanych przez alternatywne media z obrad Komisji Trójstronnej w Dublinie przed miesiącem wynika, że główną przeszkodą dla realizacj planów ideologów NWO jest opór kilku państw, a zwłaszcza Rosji. Po upadku ZSRR, w czasach wiecznie pijanego Jelcyna, sytuacja w Rosji rozwijała się po myśli światowej lichwy. Z dnia na dzień pojawiły się tam miliardowe fortuny rosyjskich oligarchów. Nieomal bez wyjątku są nimi rosyjscy Żydzi, którzy zaaplikowali Rosji odpowiednik narzuconego Polsce “planu Balcerowicza”, czyli grabież majątku narodowego i przejęcie go przez żydowskich agentów światowej lichwy. Losy Rosji potoczyły się jednak inaczej niż było to w Polsce. KGB w miejsce pijanego Jelcyna osadziło na rosyjskim tronie Putina. Putin nie ma wprawdzie możliwości wywłaszczenia wszystkich złodziejskich oligarchów, ale kilku z nich musiało z Rosji uciekać (agenci Sorosa – Borys Bierezowski czy Władimir Gusinski), a najbogatszy z nich (Chodorkowski) wylądował w obozie pracy. Putinowi udało się jednak zablokować dalszą “amerykanizację” Rosji, czyli próbę doprowadzenia do sytuacji, gdzie politycy są marionetkami światowej lichwy (jak to ma miejsce W USA i Unii). A to wywołało wściekłość ideologów NWO. Od tego czasu próbują oni Rosję podporządkować sobie na różne sposoby. Na przykład poprzez zamaskowany podbój gospodarczy polegający na wciąganiu Rosji przy pomocy państw trzecich (np. Niemcy) do współpracy gospodarczej – i przy tej okazji lokowanie w Rosji kolejnych zachodnich firm i spółek. Drugą metodą były i są inscenizowane różnokolorowe “rewolucje” na obrzeżach Rosji i wciąganie w amerykańską strefę wpływów byłych republik. Inscenizowane są też prowokacje antyrosyjskie, z których doskonale pamiętamy prowokację zażydzonej Gruzji, w której taką niechlubną rolę odegrał Lech Kaczyński. (Kto stoi za plecami Saakaszwilego? Gruziński prezydent ma opinię „agenta Ameryki”. Nikt oczywiście nie wie do końca, jaki charakter ma ta „agentura”. Jedno wszakże nie ulega wątpliwości – Saakaszwili to pupil Waszyngtonu, to polityk, któremu uchodzi na sucho bardzo dużo. Kiedy dławi opozycję, trzyma media w uścisku czy nawet – jak twierdzi opozycja gruzińska – fałszuje wybory – Waszyngton, tak ponoć uwrażliwiony na kwestię „praw człowieka” w innych częściach świata – tutaj jest wyjątkowo tolerancyjny. To jasne, że Saakaszwili to w polityce Ameryki „nasz skurwysyn”, a to oznacza, że może robić prawie wszystko, co chce. Tu jednak pojawia się pytanie – jaką rolę wyznaczyli mu polityczni sponsorzy? I kto tym sponsorem jest? Okazuje się, że odpowiedzi trzeba szukać w najbliższym otoczeniu gruzińskiego prezydenta. Kluczową postacią w jego rządzie jest urodzony w 1978 roku gruziński Żyd – Davit Kezeraszwili. Postać to tajemnicza, oficjalny życiorys mówi tylko, że studiował najpierw w Rosji a potem w Izraelu. Mówi płynnie po hebrajsku, był też (a może nadal jest) obywatelem Izraela. Wedle rosyjskich źródeł, Mossad skierował go do koordynowania tzw. rewolucji róż (2003), wiadomo także, że działania te wspierali ludzie z otoczenia Georga Sorosa. Celem operacji było odsunięcie od władzy starego i umiarkowanego Eduarda Szewardnadze, który nie gwarantował odpowiednio antyrosyjskiego kursu Gruzji. Przypomnijmy, że w ramach „osaczania” Rosji po wygnaniu z niej organizacji Georga Sorosa i wszechwładnych żydowskich miliarderów – Borysa Bierezowskiego i Władimira Gusinskiego – przeprowadzono jeszcze tzw. pomarańczową rewolucję i próbowanego tego samego na Białorusi. Kezeraszwili objął w nowym rządzie gruzińskim funkcję ministra finansów (od 2004 r.), a od listopada 2006 ministra obrony. To on był architektem programu uzbrojenia Gruzji w broń izraelską i amerykańską. Jak informuje izraelska agencja yetnews, „jego drzwi były zawsze otwarte dla Izraelczyków, którzy oferowali jego krajowi systemy made in Israel”. Kezeraszwili ściągnął do Gruzji takich ludzi jak: Roniego Milo, byłego ministra oraz jego brata Szlomo, byłego dyrektora zakładów zbrojeniowych. W programie brali też udział emerytowani generałowie armii izraelskiej: Gal Hirsch i Israel Ziv. Izrael dostarczył Gruzji nowoczesne systemy obrony przeciwlotniczej, samoloty bezzałogowe, systemy łączności, pociski i rakiety. Z kolei Gal Hirsch zajął się szkoleniem sił specjalnych. Jak donosi izraelska agencja, te działania miały autoryzację ministerstwa obrony w Tel Awiwie. Szkolone przez Izraelczyków i Amerykanów jednostki specjalne Gruzji były przygotowywane do operacji w Osetii Południowej. Szkolił je inny gruziński Żyd w rządzie – Temur Jakobaszwili. Oficjalnie to minister ds. integracji europejskiej, w rzeczywistości ktoś zupełnie inny. „Izrael powinien być dumny z tych wojskowych, którzy szkolą Gruzinów” – powiedział Jakobaszwili w radiu izraelskim. Już w czasie walk w Osetii buńczucznie informował: „Zabiliśmy wczoraj 60 rosyjskich żołnierzy”. Stwierdził też: „Walczymy teraz przeciwko Wielkiej Rosji”. Jak się okazało, armia gruzińska szybko pierzchła z pola bitwy po rosyjskim kontrataku, tracąc masę sprzętu i ludzi. Rosjanie już wcześniej zestrzelili kilka izraelskich samolotów bezzałogowych, które latały nad Osetią. Jest rzeczą pewną, że Gruzja została użyta w globalnej grze prowadzonej przez niektóre ośrodki żydowskie przeciwko Rosji, została bezprzykładnie wykorzystana i porzucona. Zachowanie gruzińskich sił w Osetii – jak oceniają niektóre źródła – przypominało akcje pacyfikacyjne prowadzone przez Izrael przeciwko Palestyńczykom. W rzeczywistości było jeszcze gorzej – Izrael stara się atakować wybrane cele, tymczasem Gruzini podstępnie, w nocy, rozpoczęli zmasowany atak artyleryjski na śpiące miasto – Cchinwali, burząc je w 90 proc. i zabijając ok. 2000 ludzi. I na koniec pytanie – jaką rolę w tej grze odegrała Polska, a konkretnie mówiąc jej prezydent? Wiadomo, że od pewnego czasu Lech Kaczyński był częstym gościem z Tbilisi, z jego wypowiedzi wynikało, że coś wie na temat tego, co się wydarzy. Ale o wiele bardziej intrygujące jest inne pytanie – o czym rozmawiał w maju br. podczas swojej wizyty w Izraelu z szefem Mossadu Meirem Daganem (o tym fakcie poinformował tygodnik „Wprost”)? I co oznacza ogłoszone przez prezydenta „strategiczne partnerstwo” z Izraelem? Jan Engelgard). Rosja atakowana jest medialnie zarówno przez wewnętrzną agenturę wpływu, jak i przez zagranicę. Dyżurnym zarzutem przeciwko Rosji są prawa obywatelskie łamane przez KGB-owca Putina. Najjaskrawszym przykładem tej zakłamanej antyrosyjskiej kampanii prowadzonej przez zażydzone media jest sprawa oligarchy Chodorkowskiego, co trochę powracająca na łamy gazet.(Rosyjscy bogacze boją się władzy Oligarchowie wolą trzymać dzieci i pieniądze z dala od ojczyzny i starają się unikać rozgłosu, bo czują się zagrożeni przez pazernych i skorumpowanych urzędników. Sami mówią o tym w anonimowej ankiecie dla "Wiedomosti" Telman Ismaiłow był właścicielem największego moskiewskiego bazaru Czerkizowski. Handlowali tam Chińczycy, Turcy, przybysze z Azji Centralnej. Interes się kręcił przez wiele lat i przynosił miliardy. Bogacz popełnił jednak błąd. Z wielką pompą otworzył pięciogwiazdkowy kapiący od złota hotel w Turcji i rozpierając się tam w luksusowych fotelach w hotelowym hallu pozował przed kamerami telewizyjnymi. I zaraz potem sam premier Władimir Putin publicznie oświadczył, że na Czerkizowskim handluje się pochodzącymi z przemytu towarami wartymi miliardy dolarów, a organy, jakby tego nie widząc, nikogo nie sadzają. Ismaiłow w lot pojął, co się święci i razem z synami zwiał za granicę. Czerkizowski został zamknięty, a strzegących go dziś funkcjonariusze po cichu, jak piszą gazety moskiewskie, wywożą towary z jego ogromnych magazynów. Sam Ismaiłow doczekał się ułaskawienia, ale nie za darmo. Wrócił do kraju i nawet dostał gwarancję, że nie zostanie zatrzymany w zamian za to, że zobowiązał się budować hotele w Soczi szykującym się do zimowej olimpiady w 2014 r. Synów jednak nie przywiózł. Alekpier i Sarhan Ismaiłowie studiują w jedynej w swoim rodzaju szkole - filii Moskiewskiego Uniwersytetu Państwowego w Szwajcarii. Najlepsi profesorowie moskiewscy wykładają im tam po rosyjsku, będą mieć najlepsze dyplomy rosyjskie, ale pozostają z daleka od ojczyzny. Ta niezwykle droga uczelnia została stworzona właśnie dla takich jak oni dzieci bardzo bogatych rodziców, którzy nie chcą, by ich pociechy mieszkały w Rosji. Alekpier i Sarhan swoimi ferrari i lamborghini nie ścigają się więc po podmoskiewskiej szosie Rublowsko-Uspieńskiej, przy której mieszkają najbogatsi Rosjanie, lecz urządzają sobie wyścigi na autostradzie między Lozanną a Genewą i nawet jesienią spowodowali tam poważny wypadek. Sondaż opublikowany przez wczorajsze "Wiedomosti", a przeprowadzony przez rosyjski ośrodek UBS dowodzi, że tak jak Ismaiłow myśli zdecydowana większość bogaczy rosyjskich. Socjologowie przepytali kilkudziesięciu biznesmenów, których majątki warte są więcej niż 50 mln dolarów. Od prawie wszystkich ankietowanych usłyszeli, że oni nadal chcieliby prowadzić biznes w Rosji. - Nigdzie indziej nie da się zarobić takich pieniędzy jak tutaj. Ale i ryzyko prowadzenia biznesu jest u nas bardzo wysokie - wyjaśnił jeden z respondentów. Kilku ankietowanych przyznało jednak, że nie chcą, by wartość ich biznesu przekroczyła 100 mln dolarów. - Kto ma taki majątek, trafia pod lupę pazernych funkcjonariuszy państwowych i musi się albo podzielić albo może stracić wszystko. Nie warto też być właścicielem znanej powszechnie i popularnej marki, bo to za bardzo przyciąga uwagę - tłumaczyli uczestnicy sondażu. Żaden z milionerów nie chciałby na takie ryzyko narażać dzieci. - Nie mam zamiaru przekazywać synom tego ciężaru i niepewności, które są związane z prowadzeniem biznesu w Rosji. W tym kraju nie trzeba być przedsiębiorcą, żeby stać się bogatym. Trzeba po prostu obracać się we właściwych kręgach, dbać o właściwe znajomości, okazywać lojalność władzy. Pieniądze robią i odbierają biurokraci - powiedział jeden z bogaczy. Wszyscy ankietowani przyznali, że nie robią planów biznesowych na przyszłość dalszą niż dwa-trzy lata. 72 proc. z nich wysłało dzieci na naukę poza Rosję. 76 proc. inwestuje w nieruchomości za granicą. Wszyscy trzymają oszczędności za granicą, najchętniej lokując je w bankach Cypru, Szwajcarii i Wysp Dziewiczych. Przy tym, jak wyjaśniają, wywożą pieniądze za granicę nie po to, by uniknąć podatków, lecz po to, by uchronić dorobek przed chciwością ludzi władzy. Lew Gudkow kierujący szanowanym i znanym socjologicznym Ośrodkiem Jurija Lewady powiedział "Gazecie", że takie same obawy jak milionerzy żywią też przedstawiciele rosyjskiej klasy średniej: - Nam nie udało się przeprowadzić ankiety wśród oligarchów bo są podejrzliwi i niedostępni. Zrobiliśmy jednak sondaż wśród dużej grupy Rosjan, których miesięczny dochód przekracza 3 tys. euro na członka rodziny. W tej grupie też panuje lęk przed jutrem, obawa, że w każdej chwili wszystko, co człowiek ma, może mu zostać odebrane. Jest to zrozumiałe bo w Rosji nie ma żadnych gwarancji praw własności. Nie ma niezależnych sądów, niezależnego parlamentu, który mógłby obronić człowieka przed samowolą biurokratów. A do tego ludzie majętni wciąż mają przed oczyma dramat spółki naftowej Jukos rozgrabionej przez państwo, które posadziło do więzienia jej właścicieli. Ten przykład uczy, że i pieniądze zarobione w Rosji, i dzieci tu urodzone lepiej trzymać z dala od kraju - przypomina socjolog. Wacław Radziwinowicz). Przy czym interesujące jest to, że gazety nie zastanawiają się, skąd i przy czyjej pomocy ten zwykły i przeciętny obywatel ZSRR w tak młodym wieku współzakładał bank Żyłsocbank, załapał się na fotel p.o. wiceministra paliw i energetyki w czasach pijanego Jelcyna, a nieco później w krótkim czasie został najbogatszym człowiekiem Rosji. (Michaił Borysowicz Chodorkowski (ros. Михаил Борисович Ходорковский; ur. 26 czerwca 1963 w Moskwie) - przedsiębiorca rosyjski, Na początku 2004 był uważany za najbogatszego człowieka w Rosji, zajmując 16. pozycję na liście najbogatszych na świecie miesięcznika Forbes. Były współwłaściciel Jukosu. W dzieciństwie Michaił Chodorkowski pasjonował się chemią, skończył szkołę z rozszerzonym programem z chemii, a w 1981 został przyjęty do Moskiewskiego Instytutu Chemiczno-Technicznego im. D. Mendelejewa. W 1987 założył Centrum Naukowo-Techniczne Twórczości Młodzieży. Studiował, pracując jednocześnie w Instytucie Gospodarki Narodowej im. G.W. Plechanowa. Kierowane przez niego Centrum zaczęło importować towary z Zachodu, a w 1989 powołało do życia bank o nazwie Żyłsocbank, który następnie przemianowano na Menatep. W 1992 został p.o. wiceministra paliw i energetyki. Na początku 1997 Menatep w drodze przetargu nabył 45% akcji upadającej państwowej spółki naftowej Jukos, za które zapłacił według różnych źródeł od 250 mln do 400 mln USD. Jukos był wówczas zadłużony na 3,5 mld USD. Menatep spłacił dług Jukosu w ramach transakcji kupna spółki. Na restrukturyzację i wyprowadzenie Jukosu z kryzysu potrzeba było 6 lat. Do 2003 Jukos przekształcił się w lidera światowego rynku energetycznego z kapitalizacją wynoszącą 40 mld USD. W kwietniu 2003 podpisano umowę o fuzji z inną rosyjską firmą Sibnieft', większość akcji której należała wówczas do Romana Abramowicza. Miał to być początek budowy wielkiego koncernu energetycznego Jukos-Sibnieft, czyli JUKSI. Koncern stałby się czwartą pod względem wielkości wydobycia prywatną firmą naftową świata. Jednak w grudniu 2003, po aresztowaniu kierownictwa Jukosu, fuzja została przerwana. W 2001 M. Chodorkowski założył charytatywną fundację Otwarta Rosja w celu realizacji projektów w zakresie kultury i edukacji oraz rozwoju intelektualnego potencjału kraju.
Michaił Chodorkowski wielokrotnie krytykował politykę prezydenta Rosji Władimira Putina. 25 października 2003 został oskarżony o nieprawidłowości przy prywatyzacji przedsiębiorstw i aresztowany. Będąc w areszcie, zrezygnował z funkcji szefa koncernu Jukos.
W maju 2005 moskiewski sąd skazał Chodorkowskiego na 9 lat pozbawienia wolności i odbycie kary w kolonii karnej (tak naprawdę w łagrze). We wrześniu 2005 Sąd Miejski w Moskwie obniżył karę więzienia do 8 lat. Został zesłany do uranowej kolonii IK-10 w Krasnokamieńsku w obwodzie czytyjskim. 19 stycznia 2009 Chodorkowski został przeniesiony z więzienia na Syberii do aresztu śledczego w Moskwie, gdzie oczekuje na kolejny proces, który rozpocznie się 3 marca. Żonaty. Ojciec czwórki dzieci. Działacze praw człowieka uważają, że jest to zemsta Kremla za próbę prowadzenia przez Chodorkowskiego i Jukos niezależnej polityki)
Media nie poinformują nas, że Chodorkowski to agent Rothschilda, finansowany przez tego bankiera w celu przejmowania rosyjskiego majątku i zakładania w Rosji dywersyjnych “fundacji charytatywnych” (na wzór fundacji “filantropów” Rockefellera czy Sorosa). Nagonce na Putina i na Rosję nie towarzyszy nagłaśnianie barbarzyńskich waruków w obozie koncentracyjnym Guantanamo. Porwanych więźniów trzyma się tam latami bez procesów i wyroków, bez możliwości kontaktów z rodzinami czy prawnikami. Łamane są w stosunku do nich wszelkie możliwe konwencje i międzynarodowe prawa, z kartą praw człowieka i obywatela na czele. Nie są też nagłaśniane medialnie nielegalne więzienia CIA. Jedynie, gdy idzie o żydowskiego oligarchę, to media przypominają sobie natychmiast o ich walce o prawa obywatelskie. Rosja, Putin, bronią się przed inwazją ideologów NWO. Być może są oni naszą ostatnią ostoją przed nieuniknioną depopulacją, chipowaniem niewolników i zalegalizowaną eutanazją (a to nas w przyszłości pod rządami NWO nie ominie). Po tak długim wprowadzeniu zastanówmy się – na kogo głosować? PO to agentura Zachodu (a nie Putina – jak to głosi wielu “patriotów”). Ojciec chrzestny PO – przewerbowany agent SB Olechowski to nieomal etatowy “Polak” w grupie Bilderberga, a także w Komisji Trójstronnej – będących pasem transmisyjnym ideologów NWO na politykę, media i gospodarkę światową.
Drugi ojciec chrzestny PO – były SB-ek Czempiński – to oddany ciałem i duszą Ameryce agent USA, odznaczony przez Busha orderem CIA za zasługi dla Ameryki. Nawet taki pajac Palikot to też członek rockefellerowskiej Komisji Trójstronnej. (Komisja Trójstronna - (ang. Trilateral Commission) - prywatna, pozarządowa organizacja założona w 1973 z inicjatywy Davida Rockefellera przez 325 prywatnych osób z Europy, Japonii i Północnej Ameryki, w celu promowania bliższej współpracy między tymi rejonami. Obecnie rozszerza swoją działalność poza trzy pierwotnie zakreślone obszary. Organizacja była wielokrotnie krytykowana przez politycznych aktywistów i naukowców z dziedziny politologii. Komisji wielokrotnie przypisywano chęć zawładnięcia światem. Za tą teorią przemawia to, że większość prezydentów USA było członkami tej komisji oraz to, że jej zebrania są całkowicie tajne. Opinia publiczna nie może dowiedzieć się co jest dokładnym celem jej działania. Niektórzy byli i obecni członkowie Komisji: David Rockefeller, Henry Kissinger, Jimmy Carter, Dick Cheney, Bill Clinton, Thomas Foley, Georges Berthoin, Gerhard Casper, Bill Emmott, Dianne Feinstein, Otto Graf Lambsdorff, Ritt Bjerregaard, Jorge Braga de Macedo, Kiichi Miyazawa, Akio Morita, Peter Sutherland, Gaston Thorn, Paul Volcker, Isamu Yamashita Polacy w komisji: Zbigniew Brzeziński - Współzałożyciel Komisji Trójstronnej, Wanda Rapaczyńska - do 30 sierpnia 2007 prezes Agora SA, Andrzej Olechowski, Maciej Zięba - od 1998 do 2006 prowincjał polskiej prowincji dominikanów, Janusz Palikot - poseł PO, Jerzy Baczyński - redaktor naczelny pisma "Polityka", Marek Belka). A gauleiter Tusk to człowiek Angeli Merkel. Jeśli puszcza on oczko do Rosji, to wyłącznie na polecenie jego mocodawców z Zachodu. Trudno przypuścić, aby w takiej agenturalnej prozachodniej partii (PO była zdecydowanie za Unią i traktatem) kandydat Komorowski był agentem Putina. PiS z kolei jest ślepo proamerykański, proizraelski i prożydowski. Lech Kaczyński posłusznie brał udział w antyrosyjskich prowokacjach sterowanych z Telawiwu i Waszyngtonu. PiS zgłosił w sejmie (ustami “narodowca” Marka Jurka) projekt odszkodowań dla żydowskich organizacji roszczeniowych. (Zadymy sejmowe a sprawa odszkodowań dla Żydów. Rzecz o Kaczyńskich, Marku Jurku i nie tylko. Naród Polski jest niemiłosiernie manipulowany ze wszystkich możliwych stron. Tzw. polska polityka zagraniczna kolejnych ekip rządowych jest przez wszystkich skrzętnie ukrywana szczególnie w okresie wyborów. W masmediach nie publikuje się całości szczególnie ważnych oficjalnych przemówień i dokumentów najwyższych czynników państwowych RP, lecz wybiera się to co jest wygodne dla otumanienia Narodu Polskiego, no i w ten sposób można opowiadać ludowi - po swojemu - to co się wydarzyło, a nie jak się rzeczy faktycznie mają. Wielu w takich warunkach odkłada swój rozum na półkę ślepo zdając się na rozum cudzy. Zasadniczo chodzi o te przemówienia i o te dokumenty, z których Polacy mogliby wyciągnąć właściwe wnioski. Typowym przykładem jest expoze byłego premiera Kazimierza Marcinkiewicza. Wszędzie (bez wyjątku) drukowano fragmenty tego expoze, no i omówienia tych fragmentów, tak jakby Polacy czytać nie umieli, skrzętnie omijając fragmenty polityki zagranicznej będącej w istocie źródłem i przyczyną wszystkiego tego co od kilkunastu lat po dzień dzisiejszy dzieje się w Polsce, a Naród Polski na własnej skórze boleśnie doświadcza. W dniach 10-12 września 2006r. Prezydent RP Lech Kaczyński przebywał z oficjalną wizytą w Izraelu, a w dniach 17-19 z oficjalną wizytą w USA.Wizyty te poprzedziło brzemienne w swych skutkach dla Narodu Polskiego wydarzenie jakie miało miejsce w Sejmie RP w dniu 8 września 2006r. (tuż przed wyjazdem Lecha Kaczyńskiego do Izraela), ale to zostało skutecznie przesłonięte przez zagraniczne wizyty Prezydenta, a zaraz po tym przez parlamentarnych zawodowych „zadymiarzy". Uruchomiono identyczny mechanizm jaki z powodzeniem zastosowano przy przeforsowaniu Układu Europejskiego w latach 1991-1992, a opisany w artykule „Nocna zmiana, czy nocna zdrada?" - dostępnym na stronie: http://www.propolonia.pl/blog-read.php?bid=142&pid=2491
Otóż 08.09.2006r. odbyło się w Sejmie pierwsze czytanie rządowego projektu ustawy o rekompensatach za przejęte przez państwo nieruchomości oraz niektóre inne składniki mienia - druk nr 133. Projekt owej ustawy ma ścisły związek z żądaniami środowisk żydowskich wypłaty im przez Polskę kwoty 60 - 65 miliardów dolarów za pozostawione mienie w Polsce po 1939r. - czego te środowiska nie ukrywają. Numer druku 133 też nie jest numerem przypadkowym, oznacza on bowiem, że ustawa ma przejść w takiej formie w jakiej została przez Rząd przedłożona. Naiwnością byłoby sądzić, aby ktoś sprzeciwił się przedłożonym zapisom ustawy zważywszy na zapewnienie Prezydenta Lecha Kaczyńskiego złożone w Izraelu (11 września 2006 roku, w drugim dniu oficjalnej wizyty w Izraelu), że: „Ja mogę powiedzieć z dużą satysfakcją, że zgodnie z tym, co stwierdził przed chwilą Pan Prezydent, te stosunki są dziś dobre. Te stosunki należy jednak pogłębiać na wszystkich możliwych płaszczyznach. Nie kryję, że niezmiernie istotne są stosunki polityczne między naszymi krajami." http://www.prezydent.pl/archiwum/rok-2006/art,518,drugi-dzien-wizyty-prezydenta-rp-w-izraelu.html
[Czytaj także: Drugi dzień pobytu w Izraelu [całość TU]: http://www.prezydent.pl/aktualnosci/dzien-po-dniu/filtr,2006-09-11,1.html
Polski prezydent może liczyć na ciepłe przyjęcie
[„Należy podkreślić, że bracia Kaczyńscy zawsze mieli bardzo dobre stosunki z Żydami i Izraelem. A to oni są przecież w tej koalicji, w Polsce teraz najważniejsi. PiS to oczywiście prawica. Ale przecież prawica, wbrew temu, co się niektórym wydaje, nie równa się antysemityzm. Jestem pewien, że polski prezydent może liczyć na wspaniałe, ciepłe przyjęcie w Izraelu" - Szewachem Weissem ] http://www.prezydent.pl/archiwum/rok-2006/art,515,polski-prezydent-moze-liczyc-na-cieple-przyjecie.html
Jesteśmy gotowi zaangażować się w rozwiązanie konfliktu bliskowschodniego
Trzeci dzień pobytu w Izraelu [całość TU]: http://www.prezydent.pl/aktualnosci/dzien-po-dniu/filtr,2006-09-12.html
Trzeci dzień wizyty Prezydenta RP w Izraelu -
http://www.prezydent.pl/archiwum/rok-2006/art,589,trzeci-dzien-wizyty-prezydenta-rp-w-izraelu.html
Maria Kaczyńska w Izraelu 13.09.2006 - [całość TU] - http://www.prezydent.pl/aktualnosci/dzien-po-dniu/filtr,2006-09-13.html
Podsumowania wizyty w Izraelu - [całość TU] - http://www.prezydent.pl/aktualnosci/dzien-po-dniu/filtr,2006-09-14.html
W ustawie (projekt?)
czytamy:
- w art. 5.: „Rekompensata przysługuje osobie fizycznej, która była właścicielem mienia wdniu jego przejęcia lub jej spadkobiercom, zwaną dalej „osobą uprawnioną". Osobą uprawnioną jest spółka handlowa, która była właścicielem mienia w dniu jego przejęcia."
- w art. 9: „Stan prawny przejętych nieruchomości ustala się na podstawie księgi wieczystej lub zbioru dokumentów lub innych dokumentów potwierdzających prawo własności nieruchomości z chwili ich przejęcia."
- w art. 10.: „Określenia wartości przejętych nieruchomości wraz zich częściami składowymi dokonują rzeczoznawcy majątkowi, ..."- w art. 15.: „organem prowadzącym postępowanie w sprawie orekompensatę jest wojewoda właściwy ze względu na miejsce położenia przejętej nieruchomości, ...."
- w art. od 31 do 33 przewidziano odszkodowania za zabytki, ateoczywiście okażą się bezcenne, szczególnie dla strony żydowskiej.
Wpisano, że rekompensata będzie w wysokości 15% wartości przejętego mienia (art. 11), ale jest oczywiste, że taki zapis się nie ostoi. Zostanie on zaskarżony do wszelkich możliwych trybunałów i ostatecznie zostanie on uchylony. Podobnie będzie z zapisem, że następcom prawnym spółek rekompensata nie przysługuje (art. 6). Owe zapisy mają jedynie charakter uspakajający na użytek przyjęcia ustawy przez Sejm RP. Łatwo sobie wyobrazić co się będzie w Polsce działo po wprowadzeniu w życie tej ustawy. Już obecnie widać pełną analogię postępowania z tym projektem ustawy ze sposobem opracowania i prowadzeniem w życie Układu Europejskiego z dnia 16 grudnia 1991r. ustanawiającym stowarzyszenie Polski z UE. Projekt ustawy „o rekompensatach za przejęte przez państwo nieruchomości oraz niektóre inne składniki mienia" został opracowany za rządów SLD i przekazany został do Sejmu 19 października 2005r. - tj. pomiędzy dniem wyborów 25.09.2005r. a 26.10.2006r., kiedy to Sejm wybrał Marka Jurka na Marszałka Sejmu RP. 09.12.2005r. już jako projekt obecnego Rządu Marszałek Marek Jurek skierowuje projekt ustawy do pierwszego czytania w Sejmie, a na dwa dni przed wizytą Prezydenta w Izraelu wprowadza do porządku obrad posiedzenia Sejmu w dniu 08.09.2006r. Podobnie jak w 1992r. przez ten cały okres czasu Polacy są świadkami różnego rodzaju zawieruch w Sejmie - robienia typowej wrzawy i jazgotu, z wciąganiem innych w sytuacje, z których nie ma żadnego dobrego wyjścia, aby nie narazić się na totalny brak zaufania u Polaków. Brnie więc dalej w chocholim tańcu całe to towarzystwo ku zgubie Narodu Polskiego - usiłując wciągnąć w ten taniec Naród Polski..
Analogicznie jak w sprawie Układu Europejskiego zdecydowano o powołaniu komisji nadzwyczajnej, która ma zostać powołana. Ciekawe, czy będziemy świadkami dalszych różnorakich „zadym sejmowych" tak długo, aż ów projekt w praktycznie nie zmienionym stanie, w sposób niezauważalny przez Naród Polski, stanie się obowiązującą ustawą? Czy wzorem Układu Europejskiego z 1991r. zostanie ona opublikowana pod koniec kadencji Sejmu? Bo chyba nieprzypadkowo w art. 27 ust. 1 zapisano: „Rekompensata, o której mowa w art. 1, wypłacana jest w czterech równych ratach rocznych i podlega waloryzacji. Pierwsza rata rekompensaty wypłacana jest w terminie 6 miesięcy od zakończenia postępowania, jednak nie wcześniej niż 2009r." - czyli po upływie kadencji tego Sejmu. Na uwagę zasługuje głosowanie posłów nad skierowaniem projektu omawianej ustawy do nadzwyczajnej komisji sejmowej. W głosowaniu tym nie wzięli udziału główni „aktorzy" koalicyjnych medialnych sporów, a to: Jarosław Kaczyński - prezes PiS, a jednocześnie Premier RP; Roman Giertych - prezes LPR; Andrzej Lepper - prezes Samoobrony. W głosowaniu nie wzięli też udziału: Wojciech Olejniczak - prezes SLD; Jarosław Kalinowski - przewodniczący Rady Naczelnej PSL, wicemarszałek Sejmu RP. Z całą pewnością w tym samym czasie, kiedy odbywało się głosowanie musieli mieć jakieś inne super ważne posiedzenie.
Skoro podczas głosowania na sali sejmowej nie było szefów partii, to pewnie z tego powodu uzyskano - zaskakująco jednomyślne - następujące wyniki głosowań nad projektem omawianej ustawy:
http://orka.sejm.gov.pl/SQL.nsf/glosowania?OpenAgent&5&24&15
PiS - 147 głosów „za"; 0 - głosów „przeciw"; 0 - wstrzymał się; 8- nie głosowało.
PO - 116 głosów „za"; 0 - głosów „przeciw"; 0 - wstrzymał się; 15 - nie głosowało.
SLD - 0 głosów „za"; 45 - głosów „przeciw"; 0 - wstrzymał się; 10 - nie głosowało.
Samoobrona - 51- głosów „za"; 0 - głosów „przeciw"; 0 - wstrzymał się; 2 - nie głosowało.
LPR - 28 głosów „za"; 0 - głosów „przeciw"; 0 - wstrzymał się; 1 - nie głosował.
PSL - 20 głosów „za"; 0 - głosów „przeciw"; 0 - wstrzymał się; 5 - nie głosowało.
Niezależni - 6 głosów „za"; 0 - głosów „przeciw"; 0 - wstrzymał się; 1 - nie głosował.
NKP - 5 głosów „za"; 0 - głosów „przeciw"; 0 - wstrzymał się; 0 - nie głosowało.
Uzyskane wyniki głosowań ostatecznie kładą kłam twierdzeniom, że w sprawach ważnych posłowie nie potrafią się porozumieć dla wspólnego dobra ... Wygląda też na to, że wszystkiemu winni są szefowie partii - no bo jak ich nie było, to widzimy co się wydarzyło. SLD zagłosowało przeciw, bo chyba liczy na odbicie elektoratu i zrozumiało, że tę żabę przyjdzie im chyba pierwszym jeść w następnym rozdaniu kart - po 2009r. Jakoś się z tego trzeba będzie wytłumaczyć przed wyborcami. - Szczegóły po wejściu na stronę internetową: http://orka.sejm.gov.pl/proc5.nsf/opisy/133.htm
Na stronie http://expatpol.com/index.php?mod=drukuj&druk_id=29635 [na dzień 27.05.2010 strona nie istnieje] pod datą 31 sierpnia 2006r. w artykule „Żydzi zrezygnowali z walki o zwrot mienia w Polsce przed sądami w USA" czytamy:
„Żydzi amerykańscy starający się o restytucję swego mienia w Polsce w sądach w USA zrezygnowali z wniesienia do Sądu Najwyższego odwołania od niekorzystnych dla siebie orzeczeń sądów niższych instancji. Poinformowało o tym PAP biuro Kongresu Polonii Amerykańskiej w Waszyngtonie. Adwokaci powodów powiadomili o ich decyzji na początku tego tygodnia dyrektora Komisji ds. Dokumentacji Holocaustu KPA, Charlesa Chotkowskiego. Tym samym jedyną drogą restytucji indywidualnego mienia żydowskiego - zrabowanego w czasie wojny przez Trzecią Rzeszę i przejętego potem przez rząd PRL - może być ewentualne wniesienie pozwu w sądzie w Polsce, albo uregulowanie sprawy w ustawie sejmowej o restytucji. W dniach 6-8 września Sejm ma zdecydować o losach projektu ustawy na temat rekompensat za majątki prywatne skonfiskowane przez hitlerowców. Projekt przewiduje rekompensaty w wysokości 15 procent wartości majątków na podstawie ich aktualnych cen. Obywatelstwo polskie nie jest wymagane w przypadku występowania o roszczenia. Organizacje żydowskie w USA szacują, że w razie uchwalenia ustawy około 20 procent roszczeń majątkowych - dotyczących także utraconych majątków innych obywateli przedwojennej Rzeczpospolitej - będzie pochodziło od ich żydowskich właścicieli lub ich spadkobierców.
Zgłaszają jednak zastrzeżenia co do proponowanej w ustawie wysokości rekompensat." - [patrz również: TU]
Na oficjalnej stronie internetowej Prezydenta RP -
http://www.prezydent.pl/archiwum/rok-2006/art,525,drugi-dzien-wizyty-prezydenta-rp-w-nowym-jorku.html - m.in. czytamy:
„18 września 2006 roku, w drugim dniu wizyty w Nowym Jorku, Prezydent Rzeczypospolitej Polskiej Lech Kaczyński wziął udział w śniadaniu z przedstawicielami diaspory żydowskiej. Głównymi tematami spotkania były: niedawna wizyta prezydenta Lecha Kaczyńskiego w Izraelu oraz kwestia zwrotu mienia. „Prezydent RP zapewnił, że w Polsce nie ma najmniejszego zagrożenia antysemityzmem. Powiedział, że w przypadku zwrotu mienia występuje problem trudnej reprywatyzacji. "Ten problem to jest napięcie między zasadą - nie mamy już wątpliwości, że tą zasadą może być fakt obywatelstwa polskiego z 1939 roku - a możliwościami budżetu państwa i ogromem przemian, które po wojnie się w Polsce zrealizowały w sensie infrastrukturalnym"" [Czytaj również: Prezydent w Nowym Jorku - 17.09.2006 r. - całość TU
http://www.prezydent.pl/aktualnosci/dzien-po-dniu/filtr,2006-09-17.html
18.09.2006 r. - całość TU - http://www.prezydent.pl/aktualnosci/dzien-po-dniu/filtr,2006-09-18.html ]
Trudno zakładać, że Prezydent RP wybierając się do Izraela nie wiedział lub aby Jego brat Jarosław nie poinformował Go, że wszystko jest już załatwione w przyjętym do dalszych sejmowych prac projekcie ustawy i że tam nie ma mowy o żadnej zasadzie, że podstawą roszczeń ma być fakt obywatelstwa polskiego z 1939r. Racje ma były marszałek Sejmu RP Wiesław Chrzanowski, kiedy po manifestacjach w dniu 07 października 2006r. mówi, że pomiędzy aktualnymi ugrupowaniami politycznymi w zasadzie nie ma różnic co do generalnego celu, są jedynie różnice co do sposobu jego osiągnięcia. Niektórym już się oczy szklą, niczego poza tym nie widząc, do obiecanych przez UE 60 - 65 mld Euro, która to UE ma rzekomo „dać" Polsce, po „dzielnych bojach" Kazimierza Marcinkiewicza. Nie chcą nawet dopuścić myśli, że: nie 60 - 65 mld Euro, a dolarów, i że nie dadzą, a zabiorą - a do tego nie Polacy, a Żydzi. Do tego ma się rozumieć, że w ramach zacieśniania współpracy z Izraelem polski wywiad i kontrwywiad będzie teraz bardzo ściśle współpracował z jego odpowiednikami w Izraelu w ramach zwalczania światowego terroryzmu w imię obopólnych interesów Izraela i Polski. Oczywistym też jest, że wszystko razem musi być ślicznie opakowane w stosowną retorykę narodową i patriotyczną. No i kto to wszystko ośmieli się skrytykować staje się automatycznie wrogiem obojga narodów, a i można by nawet pomyśleć o nasłaniu wojska, gdyby takich krytykantów znalazło się zbyt wielu, co też niektórzy w ramach profilaktyki już publicznie proponują. Boguchwała A.D. 08 października 2006r. mgr inż. Józef Bizoń
Suplement
Otóż - słusznie zauważono, że fragment mego artykułu dotyczący wyników głosowania wymaga uzupełnienia pod kątem wyjaśnienia dlaczego to, a nie inne, przytoczyłem wyżej głosowanie, bo na tym tle mogą powstawać różne wątpliwości. Przypomnijmy sobie rok 2005, że był to okres czasu, w którym PiS obiecywał Narodowi Polskiemu (chyba, że się mylę i chodziło o inny naród) wreszcie sprawiedliwość, a PO obiecywała Polakom cuda na kiju. Z tej też przyczyny PiS wygrał wybory. W tej sytuacji PO musiało się z tym fantem pogodzić i czekać na następne rozdanie kart. Marek Jurek wprowadza ów projekt ustawy pod obrady Sejmu w dniu 08.09.2006 r. i odbywa się pierwsze czytanie tego projektu ustawy. Ktoś zgłasza wniosek, aby ten projekt ustawy bez dalszych zbędnych ceregieli odrzucić. W głosowaniu wniosek ten został odrzucony. Na tym etapie nie wiadomo jeszcze czym się kierowali i jaki był faktyczny zamiar tych co byli przeciw. Są tutaj dwie możliwości: albo chcieli przepchnąć ten wniosek do komisji i czekać aż ucichnie wrzawa wokół tych żądań żydowskich poczyniona przez Polonię i potem szukać sposobności przyjęcia tego projektu pod osłoną poczynionej wrzawy przez tubylczych speców, albo chcieli być bardzo szybcy i przejść do drugiego, a następnie trzeciego czytania projektu tej ustawy i ją uchwalić, aby Prezydent mógł za kilka dni pojechać z gotowym prezentem do Izraela i na spotkanie z diasporą żydowską w USA. Gdyby tak się wydarzyło, to cały misternie budowany układ magdalenkowy wyleciałby w powietrze, a Prezydent nie miałby co wracać z tych wojaży do Polski. Głupcy to oni nie są, bo w przeciwnym razie nie byliby nas w stanie tak oskubać metodą kok po kroczku. Zatem ci co byli przeciw mieli na myśli przepchanie ustawy do komisji i tam czekać na sposobną chwilę. Palec został już dany i przyjdzie czas na wciągnięcie ręki, a potem reszty. Właśnie o ten palec chodziło jako prezent. Co w takiej sytuacji dobrze życzący Polsce i Narodowi Polskiemu posłowie powinni zrobić, gdy padł wniosek o przekazanie projektu ustawy do komisji sejmowej? Powinni głosować przeciw. Gdyby się wówczas okazało, że przesłanie projektu do komisji zostało zablokowane, to trzeba by było przeprowadzić głosowanie z pytaniem: kto jest za przyjęciem projektu ustawy druk nr 133 (w takim stanie w jakim wpłyną do Sejmu)? No i zważywszy na to, że oni głupcami nie są, co już wyżej wyłuszczyłem, to wszyscy - łącznie z tymi możliwymi wstrzymującymi się - zagłosowaliby przeciw przyjęciu ustawy i byłoby na jakiś czas po sprawie, a Prezydent miałby wymówkę, że teraz nie dało rady. Chyba, że ktoś jest „przeciw" a nawet „za" - co już przerabialiśmy lub nie zauważył tegoż z racji braku wyrobienia politycznego.
W każdym bądź razie - tak, czy owak - chcąc być politykiem trzeba zważać na słowa i to nawet wówczas, gdy się ma inne zapatrywanie. Boguchwała A.D. 17 marca 2010 r. - mgr inż. Józef Bizoń [uaktualniono: 27.05.2010 r.])
Brat prezesa PiS parł do uczynienia z Polski militarnego wasala USA i “strategicznego” partnera Izraela (być może kiedyć będziemy zmuszeni pomagać w bandyckich napadach wojsk izraelskich na konwoje humanitarne). Lewica (postkomuna) przewerbowała się w komplecie w okresie magdalenki i okrągłego stołu. Do Unii weszliśmy w czasie prezydentury “komucha” Kwaśniewskiego. To on i rząd “postkomuchów” wysłali nasze wojsko do Iraku (jako pomagierów amerykańskiego agresora i okupanta). “Postkomuch” Marek Belka, desygnowany na szefa NBP, jeździ na spotkania rockefellerowskij Komisji Trójstronnej. A sama lewica żyły z siebie wypruwała agitując za Unią i traktatem. Czyż oni mogą być jeszcze agenturą Putina? A co z Pawlakiem i jego PSL-em? Na równi z PO, PiS-em i “postkomuną” parli oni do Unii i do traktatu, głosowali za odszkodowaniami za żydowskie mienie. A ostatnio Pawlak ogłosił plan “drugiej Kalifornii”. Mieliśmy już drugą Polskę (Gierek), drugą Japonię (Bolek) i drugą Irlandię (Tusk). Teraz czeka nas z woli chłopów druga Kalifornia – zapewne z Polakami w roli pracujących za półdarmo Meksykańczyków. O JKM powiem tylko tyle, że bardziej nadaje się on do kabaretu lub szopki noworocznej, ale nigdy nie do Belwederu. A jego oszołomski program to sprywatyzowanie wszystkiego, łącznie z oświatą, służbą zdrowia i armią (ciekawe, kogo w Polsce z Polaków stać na kupienie uniwersytetu czy szpitala?) A dlaczego by nie sprywatyzować całej III RP? Oddać ją w ręce jakiegoś Rothschilda czy Rockefellera, może wtedy, gdy będziemy jego prywatnym folwarkiem to się naszym losem zatroszczy? (Kontrrewolucja 2010 w wydaniu kandydata Korwina Mikke Mądrzy ludzie powiadają, że przezorny zawsze jest ubezpieczony i że trzeba być dalekowzrocznym. Idąc za tym wskazaniem, a także wiedząc, że ludzie nie lubią czytać - a tym bardziej czytać dokumentów, tylko wolą posłuchać, pooglądać, wykombinowano sposób na budowę struktur UPR w terenie – na tzw. „rybkę” - tam, gdzie jest największa słuchalność Radia Maryja. Gra jest ustawiona na ludzi młodych, bo starszych trudniej skołować lub zostali już skołowani przez innych. Głównie chodzi o to, aby tych ludzi młodych uwięzić chociażby na jakiś czas w strukturach UPR i tym samym przeciwdziałać przejściu ich do innych ugrupowań politycznych, a tym bardziej do mogącego powstać ugrupowania szczeropolskiego, bo groziłoby to katastrofą docelowego planu generalnego, a po realizacji którego nie może być przecież mowy o żadnym anszlusie – chyba, że z Izraelem. Przy okazji każdych wyborów posługując się tymi strukturami zawsze przechwycą na siebie jakąś część wyborców, których głosy mogłyby zasilić ugrupowania niechciane - patrząc z perspektywy docelowej. Z tych to też powodów nikt dotychczas nie ganił UPR za to, że przy każdych wyborach rozbija głosy wyborców – no bo rozbija tych co ma rozbijać. Zgoła odwrotna jest reakcja, gdy powstaje jakieś ugrupowanie skierowane przeciwko dotychczasowemu układowi – a to co innego i wówczas wrzask się podnosi, że będzie ono rozbijać głosy. A prawda jest taka, że najwyższy już czas rozbić nie tylko głosy – zabierając ich lwią część – ale i rozbić wszystkie sitwy i układanki mamiące Polaków. W każdym bądź razie trzeba te wysiłki podejmować nie bacząc na krzyki o rozbijaniu głosów puszczając je mimo uszu. Trudno – niech sobie krzyczą. W 2002 i 2003 roku byłem zapraszany na spotkania organizowane we wsiach i małych miastach Podkarpacia do przeprowadzenia wykładów z moich opracowań z 2002 r. prezentowanych na tym blogu. Zawsze po każdym przeprowadzonym wykładzie – na którym było sporo ludzi młodych ‑ okazywało się, że byłem tam potrzebny na przysłowiową „rybkę”. Na koniec mi dziękowano i przystępowano do zakładania koła UPR. Przy okazji dowiadywałem się, że słuchacze kompletnie nie orientują się w tym, że program gospodarczy UPR to czystej wody hiper „Balcerowicz”, ale za to dowiadywali się od organizatora spotkania, że Stanisław Michalkiewicz ma swoje felietony w Radio Maryja. Po paru takich spotkaniach zrezygnowałem z takich zaproszeń. To osobiste doświadczenie pozwoliło mi na poznanie mechanizmu organizacji kół UPR w terenie – no i na podzielenie się swymi spostrzeżeniami w moim artykule „Kontrrewolucja, ale jaka?” z 2005 r. Okazuje się, że te moje spostrzeżenia są cały czas aktualne. Na stronie: http://www.michalkiewicz.pl/linki.php czytamy: „Unia Polityki Realnej www.upr.pl Oficjalna strona UPR. Stanisław Michalkiewicz był jednym z jej założycieli, wraz ze Stefanem Kisielewskim i Januszem Korwin-Mikke (rok 1987, patrz Życiorys). Na stronie regularnie ukazują się teksty SM, linki do nagrań felietonów z Radia Maryja i informacje o spotkaniach.” Niżej tekst mego artykułu z 2005 r. – opublikowanego wówczas na stronie: www.snpp.pl [obecnie już tam niedostępnego] Mgr inż. Józef Bizoń
Kontrrewolucja, ale jaka? Pan redaktor Stanisław Michalkiewicz (UPR) w felietonie wyemitowanym w Radiu Maryja dnia 07.12.2005 r. o godz. 20.50 - w 14 rocznicę powstania tego radia – przypomniał krwawe rocznice grudniowe w wykonaniu komunistów i dzielnie stanął w obronie Radia Maryja za co należy mu się podziękowanie, ale przechodząc do politycznej analizy obecnego stanu rzeczy powiedział:
- „Układ okrągłego stołu wie, że jego dni są policzone, a jego los przypieczętowany. Właśnie stąd te nerwy, właśnie dlatego to wycie. Nie ma co się nim przejmować. Trzeba puszczać mimo uszu absurdalne oskarżenia i nie tracić czasu na polemiki. Mamy bowiem większe zmartwienie. Okres dobrego fartu okrągłego stołu dobiega końca. To dobrze, ale musimy pamiętać, że natura nie znosi próżni. Jeśli zatem nie przedstawimy właściwej alternatywy, to złamanie tamtego monopolu nie przyniesie dobrych rezultatów. Dlatego zamiast wspierać się z wyjącym stadem szatanów trzeba rozpocząć dyskusję nad alternatywą. Dyskusję rzetelną, bez zagadywania się frazesami.”
- „W związku z tym chciałbym przypomnieć o jeszcze jednej rocznicy. 6 grudnia minęło 15 lat od rejestracji Unii Polityki Realnej obok PSL chyba najdłużej działającej partii na polskiej scenie politycznej. UPR z różnych powodów nie odniosła politycznego sukcesu pozostając przez cały okres swego istnienia na marginesie sceny politycznej, ale pozostając na tym marginesie wypracowała sporo interesujących propozycji zarówno odnoszących się do gospodarki, jak i modelu ustrojowego państwa, a także polityki zagranicznej. Mówię o tym, bo sam uczestniczyłem w wielu tych pracach i nieskromnie powiem, że zasługują one na zainteresowanie, tym bardziej iż ostatnia kampania wyborcza nie obfitowała w przełomowe propozycje. Tymczasem, podkreślam jeszcze raz, Polsce potrzeba kontrrewolucji i to kontrrewolucji udanej, żeby przełamanie monopolu układu okrągłego stołu przyniosło pożądane rezultaty dla narodu i państwa. Dlatego dyskusja powinna być poważna, bez frazesów i bez uprzedzeń. Teraz jest dobry moment.” Pan red. Michalkiewicz zachwalając swą partię mówi, że UPR wypracowała sporo interesujących propozycji odnoszących się do gospodarki i żali się, że ostatnia kampania wyborcza nie obfitowała w przełomowe propozycje. Ma się oczywiście rozumieć, że takimi przełomowymi propozycjami dysponuje i dysponowała UPR, ale elektorat się na tym nie poznał i UPR przez to cały czas – jak do tej pory – pozostawała na marginesie sceny politycznej. Na stronie internetowej: http://www.upr.org.pl/main/artykul.php?strid=1&katid=79&aid=91 znajdujemy
„PROGRAM GOSPODARCZY UNII POLITYKI REALNEJ opracowany przez
INSTYTUT SOCJO-CYBERNETYKI w Warszawie zatwierdzony po poprawkach przez Radę Główną UPR dn. 11 grudnia 1990 r. zmieniony przez Radę Główną UPR w dn. 27 listopada 2004 r.”, a w nim m.in.:
- Kurs złotówki do innych walut winien być absolutnie swobodny – i wszelka ingerencja rządu lub banku zakazana ustawowo.
- Z uwagi na kluczową pozycję systemu bankowego banki będą prywatyzowane w pierwszej kolejności (p. ,,Prywatyzacja”).
- Na rynek polski dopuszczone zostaną wszelkie stabilne banki zachodnie.
- Przyjęta do konstytucji musi być klauzula gwarantująca, że każda ustawa, przepis, dekret, rozporządzenie lub tp. wchodzi w życie dopiero w sześć lat od chwili uchwalenia i opublikowania.
- Wszystkie domy na mocy ustawy staną się z mocy prawa Spółkami Mieszkaniowymi.
- Wszelkie drobne przedsiębiorstwa, warsztaty, lokale sklepowe i podobne pomieszczenia oraz majątek likwidowanych przedsiębiorstw - zostaną bezzwłocznie wystawione na licytację i sprzedane.
- Prywatyzacja majątku produkcyjnego będzie dokonana możliwie szybko i bez żadnych ograniczeń.
- Obrót akcjami jest całkowicie wolny między osobami prywatnymi.
- Lecznictwo zostaje bezzwłocznie sprywatyzowane.
- Szpitale, przychodnie i podobne instytucje zostaną sprywatyzowane na zasadach ogólnych. Jeśli nabywcą jest spółka złożona z większości lekarzy, uzyskuje ona zniżki jak w p. E2 lub P10. Pozostali pracownicy zachowują prawo do nabycia 20% akcji.
- Szkolnictwo zostanie sprywatyzowane od razu.
- Nauka będzie płatna.
- Obecne wyższe uczelnie zostaną sprywatyzowane w sposób następujący:
a. Podział na mniejsze - jak w p.G2
b. Sprzedaż na zasadzie ,,małej prywatyzacji” (p.E)
- Kodeks Pracy i Układy Zbiorowe - 1. Umowy te zostają zniesione, jednakże ich postanowienia będą nadal częścią już zawartych umów o pracę. 2. Umowy nowo-zawierane będą zupełnie dobrowolne i dowolne. Państwo dbać będzie o uczciwe wykonywanie tych dobrowolnych umów.
- Cła na większość towarów zostaną zniesione od razu.
- Rolnictwo traktowane będzie jak każdy inny dział gospodarki, jednakże otrzyma ulgi w okresie przejściowym.
- Subwencje i dotacje - 1. Wszelkie subwencje i dotacje, a także podatki szczególne zostaną zniesione najlepiej w następnym roku budżetowym. 2. Dotyczy to również zasiłków dla bezrobotnych, które zostaną zniesione w ciągu 3 miesięcy. Zachowany być może zasiłek wypłacony przez 3 miesiące osobom, które po 5 latach pracy utraciły ją.
- Urządzenia wszelkich kopalń będą mogły być sprzedane wraz z prawem do eksploatacji.
- Opieka społeczna - 1. Opieka taka i działalność charytatywna winny być prowadzone przez prywatne organizacje, Kościoły, instytucje charytatywne (np. ,,Caritas”) a zwłaszcza osoby prywatne, które państwo wspomaga (zostawiając im pieniądze w kieszeniach).
- Związki zawodowe - 1. Polska wystąpi z Międzynarodowej Organizacji Pracy (oraz kilku agend onZ, np. UNESCO). 2. Zniesie się specjalne ustawodawstwo związkowe. 3. Związki zawodowe z mocy prawa staną się stowarzyszeniami zwyczajnymi. 4. Wszelkie dodatkowe przywileje dla związków i ich działaczy przestają istnieć.” Polityczny układ okrągłego stołu zrealizował już bardzo wiele z tego programu gospodarczego UPR. Zanosi się też na to, że i reszta programu UPR może zostać zrealizowana bez konieczności kontrrewolucji. Nie za bardzo więc wiadomo o jaką kontrrewolucję chodzi Panu red. Stanisławowi Michalkiewiczowi i przeciwko komu tak naprawdę skierowaną, bo sądząc po programie gospodarczym UPR można mniemać, że zdaniem UPR zagrożone jest dokończenia dzieła rozpoczętego po 1989 r. przez Balcerowicza. Można by to wszystko puścić mimo uszu, gdyby nie fakt, że Pan red. Michalkiewicz wygłaszając od dłuższego już czasu swe felietony na antenie Radia Maryja jednocześnie od 2-ch lat buduje struktury terenowe UPR i to głównie z ludzi młodych w małych miasteczkach i większych wsiach, tj. tam gdzie jest duża słuchalność Radia Maryja. Promocja swojej partii – Unii Polityki Realnej występującej w ostatnich wyborach do Sejmu RP jako Platforma Janusza Korwin-Mikke – przy okazji 14 rocznicy powstania Radia Maryja jest nader sprytnym posunięciem, aczkolwiek niesmacznym, tym bardziej, że zdecydowana większość ludzi nie zna programu UPR - w tym programu gospodarczego. W ostatnich wyborach do Sejmu RP w 2005 r. UPR (Platforma Janusza Korwin-Mikke) zdobyła 1,57% głosów głównie wśród elektoratu prawicowego i jakoś dziwnie nikt nie atakował tego ugrupowania za to, że rozbija ono głosy po prawej stronie sceny politycznej. Równocześnie w publikowanych badaniach opinii publicznej (również i w chwili obecnej) cały czas promuje się UPR wymieniając tę partię – ostatnio z 2% poparciem. Wypada zgodzić się z Panem red. Michalkiewiczem, że Polsce potrzeba udanej kontrrewolucji, ale na pewno nie w wydaniu programu gospodarczego UPR, który jawi się jako ostateczne ukoronowanie polityki Balcerowicza – zero państwa polskiego, wszystko rozprzedane. Wypada zgodzić się też z tym, że dlatego dyskusja powinna być poważna, bez frazesów i bez uprzedzeń. Teraz jest dobry na to moment. Oczywistym jest też to, że teraz jest decydujący moment kto kogo przechytrzy i stanie na czele tej kontrrewolucji.
Boguchwała, A.D. 09 grudnia 2005 r. Opublikowano na stronie: www.snpp.pl w dniu 10.12.2005 r.
Pośród szumu i bełkotu informacyjnego skorzystaj z profesjonalnego opracowania z roku 2002.
Zawarte w nim informacje stanowią klucz do rozumienia toczących się w Polsce procesów przed i po tzw. odzyskaniu przez Polskę wolności, suwerenności i niepodległości. Zapoznanie się z treścią tego opracowania jest niezbędne dla samodzielnego rozumnego podejmowania decyzji w trakcie wyborów do władz różnego szczebla. Pełne opracowanie bezpłatnie otrzyma każda zainteresowana osoba podająca swe imię i nazwisko, która skieruje na mój adres e-mail boguchwala@go2.pl swą prośbę o to opracowanie. Opracowanie z 2002 r. /wykonane w oparciu o akty prawne/ w formacje PDF - zawierające liczne bardzo czytelne schematy zbudowanych mechanizmów władzy kolonialnej nad Polską - składa się z trzech rozsyłanych części:
A. Część I (7,41 MB), a w niej:
1) Mechanizmy władzy kolonialnej nad Polską;
2) Samorządy terytorialne na usługach UE - część 1;
3) Samorządy terytorialne na usługach UE - część 2;
4) Województwo podkarpackie w świetle UE
B. część II (5,05 MB ), a w niej:
pliki z podstawowymi aktami prawnymi i oficjalnymi dokumentami, na których oparto m.in. opracowanie z 2002 r.
C. część III (7,42 MB ), a w niej: zbiór artykułów powstałych w różnym czasie na bazie opracowania z roku 2002.
Są to unikatowe opracowania i bardzo niewygodne dla wszystkich opcji politycznych rządzących Polską po 1989 r. – a i ich wspierających. Oni te mechanizmy znają, bo je latami wspólnymi siłami na raty budowali ‑ a TY je znasz??? Warto sięgnąć po te opracowania z roku 2002 ‑ chociażby po to, aby się o tym samemu przekonać. No i po, aby w końcu świadomie wybrać po której stronie się opowiadam i w sposób świadomy i celowy zacząć się wreszcie organizować bez krzykaczy, wszelakiej maści naganiaczy i ludzi podstępnie działających. Sięgnij po te opracowania również chociażby po to, aby poznać metody podstępnego długofalowego działania i by nie dać się n-ty raz oszukać. Uwierz – warto!
Idź też do: Sprzedali Polskę i Polaków Unii Europejskiej AW$LD – lekcja 5
http://www.propolonia.pl/blog-read.php?bid=142&pid=2637
Kontrakt wojewódzki instrumentem zniewolenia przez UE – lekcja 4 –
http://www.propolonia.pl/blog-read.php?bid=142&pid=2627
Kandydaci na Prezydenta RP a Układ Europejski – lekcja 3 na: http://www.propolonia.pl/blog-read.php?bid=142&pid=2598
Boguchwała, A.D. 20 maja 2010 r. - mgr inż. Józef Bizoń).
Ze wszystkich kandydatów jedynie ignorowany przez media Lepper wypowiedział się przeciwko amerykańskim rakietom mówiąc, że Polska potrzebuje patriotów a nie “Patrioty”. Ale i on nie podkreśla konieczności wystąpienia z Unii i wyrzucenia z Polski złodziejskiej światowej lichwy. Jedynie Kornel Morawiecki głosi konieczność “przełamania zmowy okrągłego stołu”. A wcześniej mówił na forach “Solidarności Walczącej” o sojuszu z Rosją w łamach panslawizmu. Za co zresztą okrzyczano go agentem Putina.
Zapewne ani Lepper, ani tym bardziej Morawiecki nie mają wymiernych szans na Belweder. Jednakże każdy oddany głos na jednego z tych “wykluczonych”: (PiS w Fundacji Batorego George'a Sorosa Jarosław Kaczyński, O naprawie Rzeczypospolitej
Wykład wygłoszony w Fundacji im. Stefana Batorego w dniu 14.02.2005 „W 2002 roku radykałowie otrzymali w wyborach przeszło 30 procent. W tej chwili ich notowania są nieco mniejsze. Ale jeżeli w Polsce dojdzie do sytuacji, w której połączą swoje siły, nie w jakiejś rewolucji, nie w wystąpieniach ulicznych, w wielkich strajkach, tylko przy urnie wyborczej, całkowicie wykluczeni z częściowo wykluczonymi, dwie wielkie grupy społeczeństwa, to będziemy mieli rządy Samoobrony, być może LPR-u (to też formacja radykalna) rozwścieczonych swoim losem postkomunistów.” „Ci ostatni znajdują się dzisiaj w znanej sytuacji, ale nawet jeżeli uda nam się ich zdelegalizować - liczę na Trybunał Konstytucyjny – to ze sceny politycznej nie zejdą. Przecież delegalizacja to nic innego jak wyrejestrowanie. Potem będą mogli założyć kolejną partię.
Delegalizacja byłby jedynie mocnym aktem potępienia moralnego. Podkreślam raz jeszcze: istnieje niebezpieczeństwo zdobycia władzy w Polsce przez radykałów. Wszystkim, którzy zalecają heroiczną drogę walki o przemiany gospodarcze w Polsce, radziłbym wziąć to pod uwagę.” – (całość: http://www.batory.org.pl/debaty/jkaczynski.htm - wersja autoryzowana w pdf.).
W tym cytowanym fragmencie mamy wyłożony cały wielki plan polityczny PiS (ale czy rzeczywiście plan PiS?) i odpowiedź na bardzo wiele zasadniczych pytań typu: DLACZEGO? Przy władzy mają być mutanty pookrągłostołowe. Formacje, które są odpowiedzialne za wepchnięcie na oślep Polski pod but Brukseli. Formacje polityczne odpowiedzialne za ruinę Polski i degradację Narodu Polskiego. Odpowiedzialne tym samym za stworzenie możliwości przeróżnego rodzaju pomniejszych (w stosunku do ogromnych strat tzw. dostosowawczych) złodziejstw przy tej okazji. Przecież to nie krasnoludki otworzyły dom zwany Polską na pastwę przeróżnego rodzaju złodziei – tych dużych, działających w rękawiczkach, za osłoną przepisów - i tych kradnących bez żadnych skrupułów. To również i Porozumienie Centrum (PC) – dzisiejszy trzon PiS – na posiedzeniu Sejmu RP w maju i 4 lipca 1992 r. ustami swego przedstawiciela wygłaszało peany na temat dobrodziejstw sporządzonego pod stołem, za plecami Narodu Polskiego, zabójczego dla Polski Układu Europejskiego z 16 grudnia 1991 r., sporządzonego w Brukseli. Przemawiało głosem „mędrca” – obok innych im podobnych (również koła RdR) – do innych posłów, aby Sejm RP wyraził zgodę na ratyfikację tego układu przez Prezydenta RP Lecha Wałęsę. 4 lipca 1992 r. – pod osłoną burzy lustracyjnej – Sejm przyjął ustawę o wyrażeniu zgody na ratyfikację Układu Europejskiego. Wówczas kategorycznie sprzeciwiała się temu grupa ok. 100 posłów i nie byli to posłowie lewicy, ale słuch po nich zaginał, bo widocznie uznano ich za radykałów. Osoby – z miast, miasteczek i wsi – należące dzisiaj do formacji politycznej PiS czynnie uczestniczyły w procesie wpychania Polski pod but Brukseli. Czy ktoś o zdrowych zmysłach ma teraz uwierzyć, że formacja ta naprawi Polskę dla Polaków? W Fundacji Batorego bardzo jasno została wyłożona doktryna polityczna PiS. Na scenie politycznej ma pozostać PO (Platforma Obywatelska), PiS (Prawo i Sprawiedliwość) oraz postkomuniści (pod szyldem SLD lub jakimkolwiek innym), bo ich się nie da wyeliminować ze sceny politycznej. Można i trzeba za to wyeliminować innych. Ze sceny politycznej muszą zejść wszyscy inni, którzy nie mieli nic wspólnego z okrągłym stołem, z Układem Europejskim z 1991 r., no i dalszym wpychaniem Polski w objęcia Brukseli. No i nie mogą dojść do głosu siły szczeropolskie. Stąd te ciągłe ataki na LPR - w pierwszej kolejności, taka taktyka typu salami -, a w drugiej kolejności na Samoobronę. Straszenie przyspieszonymi wyborami, marginalizowanie na przeróżne sposoby. Przyjęcie retoryki narodowej i udawanie radykałów. I nie chodzi tutaj w istocie o te partie. Chodzi o to, aby nie dopuścić do uruchomienia procesu, w którym przy urnie wyborczej spotkałyby się z sobą dwie wielkie grupy społeczeństwa - całkowicie wykluczeni z częściowo wykluczonymi - bo nastałyby rządy radykałów. Wykluczonych lub częściowo wykluczonych – z przeróżnych racji, głównie ekonomicznych - mamy już w Polsce prawie 75% Narodu Polskiego. Chodzi więc o to, aby przy urnie nie spotkali się wreszcie Polacy i nie wybrali w końcu rządów szczeropolskich??? Stąd też był taki jazgot, gdy do wyborów parlamentarnych stanął w 2005 r. Dom Ojczysty. Pomagano tak, aby nie pomóc. Wzywano do zachowań utrudniających jego organizowanie się i utrudniających jego udany start w wyborach. Wzywano do stosowania kryterium szansy, a nie kryterium dobra. Po wyrażeniu zgody przez rządy PiS na instalację w Polsce tarczy antyrakietowej z silosami rakiet z głowicami nuklearnymi - szczegółowe rozmowy i uzgodnienia ruszają w kwietniu br – można już rozpisać nowe wybory, bo główne zadanie zostanie wykonane i już inni (w swoim interesie) będą pilnować, aby przy urnie wyborczej nie spotkały się z sobą dwie wielkie grupy społeczeństwa - całkowicie wykluczeni z częściowo wykluczonymi Polakami. Fundacja Batorego nie tylko organizuje debaty polityczne, ale ma ona również swego przedstawiciela w Senacie RP oraz w Radzie Bezpieczeństwa Narodowego w osobie Marszałka Bogdana Borusewicza. http://b-borusewicz.pl/nowa/index.cgi?action=01show&idn=14&kind=3
Bogdan Borusewicz od szeregu już lat jest członkiem Rady Fundacji Stefana Batorego - George’a Sorosa - http://www.batory.org.pl/ofund/rada.htm. , Fundacji, na której to stronie internetowej: http://www.batory.org.pl/debaty/index.htm dowiadujemy się, kto i jakie tam debaty prowadził:
Cykl wykładów o naprawie Rzeczypospolitej:
- Wykład Lecha Kaczyńskiego, 19 września 2005
- Wykład Włodzimierza Cimoszewicza, 12 września 2005
- Wykład Donalda Tuska, 6 września 2005
- Wykład Zbigniewa Religi, 24 czerwca 2005
- Wykład Tadeusza Mazowieckiego, 6 czerwca 2005
- Wykład Marka Belki, 3 marca 2005 - Autoryzowany tekst wystąpienia [PDF 203 KB]
- Wykład Jarosława Kaczyńskiego, 14 lutego 2005 - Autoryzowany tekst wystąpienia [PDF 250 KB]
- Wykład Marka Borowskiego, 3 lutego 2005
- Wykład Jana Rokity, 10 stycznia 2005 - Autoryzowany tekst wystąpienia [PDF 216 KB]
- Wykład Aleksandra Kwaśniewskiego, 13 grudnia 2004 - Autoryzowany tekst wystąpienia [PDF 178 KB]
Z cyklu Polityka zagraniczna
Ciągłość i zmiana w polityce zagranicznej RP (22 grudnia 2005) - dyskusja z udziałem Stefana Mellera, Władysława Bartoszewskiego, Bronisława Geremka, Dariusza Rosatiego i Jacka Saryusz-Wolskiego.
Sens 9 maja 1945 i polska polityka (4 maja 2005) - dyskusja z udziałem Jarosława Kaczyńskiego, Adama Daniela Rotfelda i Bronisława Komorowskiego, prowadzenie - Aleksander Smolar.
Boguchwała. A.D. 18 marca 2006 r. Mgr inż. Józef Bizoń
Ps.Po opublikowaniu tego tekstu zmieniono treść autoryzowanego wystąpienia Jarosława Kaczyńskiego w Fundacji Batorego. Najwidoczniej zorientowano się, że ktoś to jednak czyta i za dużo jawnym tekstem powiedziano.
Józef Bizoń - 30.03.2010 r.
Ps. Kontrakt wojewódzki instrumentem zniewolenia przez UE – lekcja 4 na:
http://www.propolonia.pl/blog-read.php?bid=142&pid=2627
Kandydaci na Prezydenta RP a Układ Europejski – lekcja 3 na:
http://www.propolonia.pl/blog-read.php?bid=142&pid=2598
Tu odkrywamy prawdę – MATRIX - lekcja 2 na:
http://www.propolonia.pl/blog-read.php?bid=142&pid=2568
BARDZO WAŻNE TU:
UNIJNY MATRIX - CO, SKĄD i JAK POBRAĆ
http://www.propolonia.pl/blog-read.php?bid=142&pid=2669
Czytaj też:
Tabu – o tym nie wolno mówić, pisać!
Zdrada – po trzykroć zdrada???
http://www.propolonia.pl/blog-read.php?bid=142&pid=2698).
oznacza jeden głos mniej na marionetki USA Izraela i Unii. Jeśli główni “giganci” z PiS i PO wspólnie otrzymają mniej niż 50 % głosów to zaczną się nas bać, a my zobaczymy ilu nas naprawdę jest. Jeszcze nie wszystko jest stracone. Jeszcze możemy obronić się przed GMO, Codexem “A”, depopulacją, chipowaniem nas i bankructwem. Zagłosuj na Polską Rację Stanu!
PS. Głównym obok bandyckiego systemu bankowego narzędziem ideologów NWO jest armia USA, przebudowana zgodnie z planem neokonserwy skupionej w PNAC. (Project for the New American Century (PNAC), czyli Projekt dla Nowego Amerykańskiego Wieku - neokonserwatywna organizacja z siedzibą w Stanach Zjednoczonych. Określana jest ona jako think tank.
Organizacja ta została utworzona wiosną 1997 jako organizacja o charakterze non-profit, o charakterze edukacyjnym, której celem jest promocja ,,globalnemu kierownictwu Ameryki". Siedziba organizacji mieści się w budynkach American Enterprise Institute w Waszyngtonie. Wiele ludzi martwi się działalnością PNAC ponieważ proponuje ona dominację militarną i ekonomiczną Stanów Zjednoczonych w stosunku do światowych zasobów ziemi, przestrzeni i cyberprzestrzeni, więc aby wprowadzić w czyn amerykańską dominację w świecie i by trwała ona na zawsze - dlatego nazywano ją ,,Projektem dla Nowego Amerykańskiego Wieku". Głównym przywódcą PNAC jest William Kristol, były redaktor Commentary Magazine. Do byłych i obecnych członków zaliczamy: Donalda Rumsfelda, Paula Wolfowitza, Jeba Busha, Richarda Perle, Richarda Armitage, Dicka Cheneya, Lewisa Libby'ego, Williama Bennetta, Zalmay Khalilzada, i Ellen Bork, żonę sędziego Roberta Borka. Większa część członków jest wierna neokonserwatywnej szkole politycznej o charakterze promilitarnym. PNAC jest inicjatywą Projekt Nowego Obywatelstwa (New Citizenship Project), organizacją o charakterze non-profit (według ustawy 501c3), która jest finansowana przez Fundację Bradleya (Bradley Foundation) [1]. PNAC zakłada następujące cele:
Amerykańskie przywództwo jest dobre dla obu stron Ameryki i całego świata;
przywództwo to wymaga militarnej siły, dyplomatycznej energii oraz zaangażowania w moralne zasady;
nie ma wielu liderów politycznych, którzy przyczynialiby się do globalnego przywództwa
rząd Stanów Zjednoczonych powinnien odnosić korzyści z militarnej i ekonomicznej wyższości, dążąc do wyższości absolutnej ("unchallengeable") poprzez wszytki możliwe sposoby, także militarne.
Wrzesień 2000, w raporcie Rebuilding America's Defenses (,,Przebudowa Amerykańskich Sił") [2]
, PNAC planowano atak na Irak, bez względu na to czy Saddam Hussein będzie przy władzy czy nie. Twórcy raportu by uzasadnić opinii publicznej planowany atak na Irak oraz globalną dominację Stanów Zjednoczonych, wskazują że wymagany jest ,,nowy Pearl Harbour". Atak z 11 września 2001 dostarczył okazji[3].
Krytycy określają raport Rebuilding America's Defenses jako Mein Kampf XXI wieku.[4] PNAC by ,,kontrolować nową "międzynarodową wspólnotę" przestrzeni i "cyberprzestrzeni" proponuje utworzenie nowego militarnego odziału wojskowego - Armię Przestrzeni USA ("U.S. Space Forces") - której misją byłoby kontrolowanie przestrzeni." Po wybraniu George’a Busha na prezydenta Stanów Zjednoczonych wielu członków PNAC, Richard Perle, Dick Cheney, Paul Wolfowitz i Lewis Libby zajęło wysokie stanowiska w administracji prezydenckiej. Zalmay Khalilzad został ambasadorem USA w Afganistanie). Celem PNAC jest zdobycie przez USA (czytaj – ideologów NWO) absolutnej dominacji nad światem. Andrzej Szubert
Tabu – o tym nie wolno mówić, pisać! Zdrada – po trzykroć zdrada??? Z Układu Europejskiego z dnia 16 grudnia 1991 r, - przyjętego pod osłoną burzy lustracyjnej wywołanej wnioskiem Korwina Mikke i przy milczeniu na temat tego Układu przez Jana Olszewskiego i Antoniego Macierewicza – co miało być wszystko razem zakryte przed światłem dziennym opowiadaniami i filmami o „nocnej zmianie” z czerwca 1992 r. [i tak to już 18 lat trwa].
„Artykuł 102 Ustanawia się niniejszym Radę Stowarzyszenia, która będzie nadzorować realizację niniejszego Układu. Rada będzie się zbierać na szczeblu ministrów raz w roku oraz gdy wymagać tego będą okoliczności. Rada będzie rozpatrywać wszelkie istotne kwestie, wynikające z ram niniejszego Układu oraz wszelkie inne problemy dwustronne lub międzynarodowe stanowiące przedmiot wzajemnego zainteresowania.”
„Artykuł 104 W celu realizacji zadań przewidzianych w Układzie, Rada Stowarzyszenia będzie miała prawo podejmowania decyzji w przypadkach w nim przewidzianych. Podjęte decyzje będą wiążące dla Stron, które podejmą niezbędne działania dla ich realizacji. Rada Stowarzyszenia może również udzielać odpowiednich zaleceń. Rada będzie podejmować decyzje i udzielać zaleceń za zgodą obydwu Stron.” A tak na posiedzeniu Sejmu 1-wszej kadencji w dniu 21 maja 1992 r. o tym Układzie wypowiedziała się poseł Bogumiła Boba, a Marek Jurek dowcipkował.
Poseł Bogumiła Boba (ZChN) http://orka2.sejm.gov.pl/Debata1.nsf/main/68C439D6 „W Radzie Stowarzyszenia, proszę państwa, mamy 1/3 głosów. Nie wyobrażam sobie, że we własnym domu będę wołać jeszcze dwie osoby, żeby nim zarządzały, a ja mogę tylko podnieść palec i powiedzieć, że się zgadzam. Proszę państwa, można mieć takie poglądy. Proszę państwa, trzeba popatrzeć z dwóch różnych stron, nie zaś tylko z jednej strony. Oczywiście, przedstawiam to dosyć ostro. Jednak chcę, żebyśmy się zastanowili nad różnymi możliwościami, żebyśmy nie patrzyli zauroczeni Europą Zachodnią i nie myśleli, że musimy do niej lecieć na skrzydłach. Proszę państwa, jeżeli się palec oddaje mocniejszemu, to on chwyta za rękę, za łokieć, za szyję, a później może duszę wycisnąć, jeśli mu się tak spodoba, jeśli jest tak mocny.”
„Nie spieszmy się do sytuacji, w której nie będziemy decydować o sobie.” „A teraz może coś z prywatnego doświadczenia. Moim rodzicom mówiono, że nie ukończę nawet podstawowej szkoły, a ukończyłam studia, więc nie bójmy się... (Głos z sali: Za komuny.) Tak jest, za komuny oczywiście, ale, proszę pana, przed wojną też bym je ukończyła, mogę pana zapewnić.
(Poseł Marek Jurek: Znowu się uważacie za właścicieli uniwersytetów.) Tak, cały naród ciężko pracował na to, żebyśmy mogli skończyć studia, na pewno. Wszyscy przyłożyli się do tego. I, proszę państwa, kiedy mówi się, że nie ma żadnego innego wyjścia z sytuacji, ja wtedy uważam, że należy się jeszcze nad tym zastanowić, a wówczas bardzo często znajduje się wyjście. (Oklaski)” A tak o takim stanie mówił ówcześnie obowiązujący Kodeks Karny.
„Art. 123. Kto, mając na celu pozbawienie niepodległości, oderwanie części terytorium, obalenie przemocą ustroju lub osłabienie mocy obronnej Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej, podejmuje w porozumieniu z innymi osobami działalność zmierzającą do urzeczywistnienia tego celu, podlega karze pozbawienia wolności na czas nie krótszy od lat 5 albo karze śmierci.” - [Kodeks Karny z dn. 19.04.1969 r. [Dz.U.69.13.94] [ http://isap.sejm.gov.pl/Download?id=WDU19690130094&type=3 ] obowiązujący do dn. 01.09.`998 r.]
Jeżeli Radio Maryja i Nasz Dziennik nie wiedziały kogo i co popierają, to teraz już wiedzą! Podobno odzyskaliśmy wolność, suwerenność i niepodległość. Zmieniały się sejmy, rządy, ministrowie sprawiedliwości, było też i Prawo i Sprawiedliwość. A co w efekcie tego mamy? Obejrzyj tu: http://www.youtube.com/watch?v=tU3OuI38tyc
Trudno się temu dziwić, że teraz mamy takie „osiągnięcia", jeśli zważyć na to, że to całe towarzystwo - łącznie z PiS - umaczane jest w taki czy inny sposób w Układzie Europejskim z 16 grudnia 1991 r., w jego przygotowywaniu, a szczególnie w sposobie przepchnięcia tego układu przez Sejm
- czytaj: „Wybory przez pryzmat „Nocnej zmiany - czy nocnej zdrady?"" [część pierwsza [http://www.propolonia.pl/blog-read.php?bid=142&pid=2681]
i część druga [http://www.propolonia.pl/blog-read.php?bid=142&pid=2680]
i to nie bacząc na postanowienia art. 122 i 123 ówczesnego Kodeksu Karnego odnoszącego się wówczas w swych zapisach już do Rzeczypospolitej Polskiej w miejsce widniejącej wcześniej w tych przepisach Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej.
„Art. 122. Obywatel polski, który uczestniczy w działalności obcego państwa lub zagranicznej organizacji mającej na celu pozbawienie niepodległości, oderwanie części terytorium, obalenie przemocą ustroju lub osłabienie mocy obronnej Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej albo działając na rzecz obcego wywiadu godzi w podstawy bezpieczeństwa lub obronności Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej, popełnia zdradę Ojczyzny i podlega karze pozbawienia wolności na czas nie krótszy od lat 10 albo karze śmierci.".
„Art. 123. Kto, mając na celu pozbawienie niepodległości, oderwanie części terytorium, obalenie przemocą ustroju lub osłabienie mocy obronnej Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej, podejmuje w porozumieniu z innymi osobami działalność zmierzającą do urzeczywistnienia tego celu,podlega karze pozbawienia wolności na czas nie krótszy od lat 5 albo karze śmierci." Dla zachowania ciągłości polskiej państwowości ustawą z dnia 29 grudnia 1989 r. o zmianie Konstytucji Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej [Dz.U. 1989 nr 75 poz. 444] ‑ [http://isap.sejm.gov.pl/Download?id=WDU19890750444&type=2] ‑
wprowadzono konieczne zmiany w Konstytucji Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej z 1976 r. ‑ [http://isap.sejm.gov.pl/Download?id=WDU19890750444&type=3] - w związku z mającymi nastąpić dalszymi procesami zmiany ustrojowej w Polsce. M.in. zmieniono nazwę państwa na Rzeczypospolita Polska. W ślad za tym we wszystkich aktach prawnych, w których następowało wskazanie na Rzeczypospolitą Polskę Ludową nastąpiła zmiana na Rzeczypospolitą Polską. Dotyczy to również przywołanych wyżej przepisów art. 122 i 123 Kodeksu Karnego. W Konstytucji [w tej po zmienianych] w art. 1 zapisano: „Rzeczypospolita Polska jest demokratycznym państwem prawnym, urzeczywistniającym zasady sprawiedliwości społecznej.", a w art. 3 ust. 1 „Przestrzeganie praw Rzeczypospolitej Polskiej jest podstawowym obowiązkiem każdego organu państwa." i w ust. 2 „Wszystkie organy władzy i administracji państwowej działają na podstawie przepisów prawa." W art. 20 ust. 2 zapisano „Sejm jako najwyższy wyraziciel woli Narodu urzeczywistnia jego suwerenne prawa.". W art. 64 stoi jak wół zapisane: ust. 1 „Prokuratura strzeże praworządności oraz czuwa nad ściganiem przestępstw.", ust. 2 „Prokuratura podlega Ministrowi Sprawiedliwości, który sprawuje funkcję Prokuratora Generalnego.".
Na stronie 29 i 30 tekstu Układu Europejskiego z dnia 16 grudnia 1992 r.
[ można go pobrać w PDF tu: „UNIJNY MATRIX - CO, SKĄD i JAK POBRAĆ"
http://www.propolonia.pl/blog-read.php?bid=142&pid=2669 ] mamy zapisy:
Artykuł 102
Ustanawia się niniejszym Radę Stowarzyszenia, która będzie nadzorować realizację niniejszego Układu. Rada będzie się zbierać na szczeblu ministrów raz w roku oraz gdy wymagać tego będą okoliczności. Rada będzie rozpatrywać wszelkie istotne kwestie, wynikające z ram niniejszego Układu oraz wszelkie inne problemy dwustronne lub międzynarodowe stanowiące przedmiot wzajemnego zainteresowania.
Artykuł 103
1. W skład Rady Stowarzyszenia wchodzić będą członkowie Rządu Polskiego z jednej strony oraz członkowie Rady Wspólnot Europejskich i członkowie Komisji Wspólnot Europejskich z drugiej strony.
2. Członkowie Rady Stowarzyszenia mogą ustanowić zastępców zgodnie z warunkami określonymi w jej regulaminie.
3. Rada Stowarzyszenia ustanowi swój Regulamin.
4. Radzie Stowarzyszenia będzie przewodniczył kolejno członek Rządu Polskiego oraz członek Rady Wspólnot Europejskich, zgodnie z postanowieniami, określonymi w Regulaminie Rady.
Artykuł 104
W celu realizacji zadań przewidzianych w Układzie, Rada Stowarzyszenia będzie miała prawo podejmowania decyzji w przypadkach w nim przewidzianych. Podjęte decyzje będą wiążące dla Stron, które podejmą niezbędne działania dla ich realizacji. Rada Stowarzyszenia może również udzielać odpowiednich zaleceń. Rada będzie podejmować decyzje i udzielać zaleceń za zgodą obydwu Stron.
Artykuł 105
1. Każda ze Stron ma prawo przedstawić Radzie Stowarzyszenia spór wynikający ze stosowania lub interpretacji niniejszego Układu.
2. Rada Stowarzyszenia może rozstrzygnąć spór przez podjęcie decyzji.
3. Każda ze Stron będzie zobowiązana do podjęcia środków, związanych z wypełnieniem postanowień decyzji określonej w punkcie 2.
4. W przypadku, gdy nie będzie możliwe rozstrzygnięcie sporu zgodnie z punktem 2, każda ze Stron może powiadomić drugą Stronę o wyznaczeniu arbitra; druga Strona jest zobowiązana wówczas do powołania, drugiego w ciągu dwóch miesięcy. Przy stosowaniu niniejszej procedury, Wspólnota i Państwa Członkowskie będą uważane za jedną stronę sporu. Rada Stowarzyszenia wyznaczy trzeciego arbitra. Decyzje arbitrów będą podejmowane większością głosów. Każda ze Stron sporu jest zobowiązana do podjęcia kroków wymaganych dla realizacji decyzji arbitrów.
Artykuł 106
1. Rada Stowarzyszenia będzie wspomagana w wykonywaniu swoich zadań przez Komitet Stowarzyszenia, złożony z przedstawicieli Rządu Polskiego z jednej strony oraz z przedstawicieli członków Rady Wspólnot Europejskich i członków Komisji Wspólnot Europejskich z drugiej strony, zazwyczaj na szczeblu wyższych
urzędników państwowych. Rada Stowarzyszenia ustali w swoim regulaminie zadania Komitetu Stowarzyszenia, obejmujące przygotowanie posiedzeń Rady Stowarzyszenia, oraz zasady jego funkcjonowania.
2. Rada Stowarzyszenia może przekazać Komitetowi jakąkolwiek ze swoich kompetencji. W takim przypadku Komitet Stowarzyszenia będzie podejmował swoje decyzje zgodnie z warunkami określonymi w artykule 104.
Artykuł 107
Rada Stowarzyszenia może decydować o utworzeniu innego specjalnego komitetu lub organu, wspomagającego ją w wykonywaniu jej obowiązków. Rada Stowarzyszenia określi w swoim regulaminie skład i zakres obowiązków takich komitetów lub ciał, a także zasady ich funkcjonowania. To o tym Układzie, m.in. z tymi postanowieniami art. 102 do art. 107 w dniu 21 maja 1992 r. na 15 posiedzenie Sejmu RP 1-wszej kadencji m.in. bardzo krytycznie mówili:
Poseł Stanisław Kalemba (PSL) http://orka2.sejm.gov.pl/Debata1.nsf/main/720D9599
„Nie dopuścimy do tego, by polskie elity znalazły się w Europie Zachodniej, a reszta społeczeństwa w Azji i Afryce." „Wysoki Sejmie! Klub Parlamentarny PSL za nie do przyjęcia uważa praktykę podpisywania traktatów i umów międzynarodowych pod stołem. Układ Europejski podpisany 16 grudnia ub. r. wszedł w życie, w pewnych fragmentach, od 1 marca br., a jego treść dotarła do posłów, pod dużymi naciskami, dopiero w maju, więc pół roku po jego podpisaniu."
Poseł Kazimierz Chełstowski (Partia X) http://orka2.sejm.gov.pl/Debata1.nsf/main/4AC87D12
„Zanim dojdziemy do Wspólnoty Europejskiej, kraj nasz zostanie zalany towarami zachodnioeuropejskimi, a rolnictwo poniesie klęskę, gdy zaleją Polskę dotowane produkty rolne."
„Wszystkie te uprawnienia mają również Polacy oraz polskie spółki i przedsiębiorstwa, tylko jest mała różnica. Polska gospodarka jest zrujnowana, państwowe przedsiębiorstwa w mieście i na wsi są na krawędzi bankructwa oraz niszczone są przez niewłaściwą prywatyzację i system podatkowy. Zetknięcie się z kapitałem zachodnim spowoduje rozprzedanie ich za bezcen i praca całych pokoleń Polaków pójdzie na marne."
To o tej Radzie Stowarzyszenia w art. 102 do art. 107 Układu Europejskiego z dn. 16 grudnia 1991 r., których postanowienia wprost podpadają pod art. 122 i 123 ówczesnego Kodeksu Karnego [pomijając już inne postanowienia Układu], mówiła poseł Bogumiła Boba, a ubiegający się obecnie o urząd Prezydenta RP Marek Jurek wówczas kpił sobie z niej i z tego co ona mówiła.
Poseł Bogumiła Boba (ZChN) http://orka2.sejm.gov.pl/Debata1.nsf/main/68C439D6
„W Radzie Stowarzyszenia, proszę państwa, mamy 1/3 głosów. Nie wyobrażam sobie, że we własnym domu będę wołać jeszcze dwie osoby, żeby nim zarządzały, a ja mogę tylko podnieść palec i powiedzieć, że się zgadzam. Proszę państwa, można mieć takie poglądy. Proszę państwa, trzeba popatrzeć z dwóch różnych stron, nie zaś tylko z jednej strony. Oczywiście, przedstawiam to dosyć ostro. Jednak chcę, żebyśmy się zastanowili nad różnymi możliwościami, żebyśmy nie patrzyli zauroczeni Europą Zachodnią i nie myśleli, że musimy do niej lecieć na skrzydłach. Proszę państwa, jeżeli się palec oddaje mocniejszemu, to on chwyta za rękę, za łokieć, za szyję, a później może duszę wycisnąć, jeśli mu się tak spodoba, jeśli jest tak mocny." „Nie spieszmy się do sytuacji, w której nie będziemy decydować o sobie." „A teraz może coś z prywatnego doświadczenia. Moim rodzicom mówiono, że nie ukończę nawet podstawowej szkoły, a ukończyłam studia, więc nie bójmy się... (Głos z sali: Za komuny.) Tak jest, za komuny oczywiście, ale, proszę pana, przed wojną też bym je ukończyła, mogę pana zapewnić.
(Poseł Marek Jurek: Znowu się uważacie za właścicieli uniwersytetów.) Tak, cały naród ciężko pracował na to, żebyśmy mogli skończyć studia, na pewno. Wszyscy przyłożyli się do tego. I, proszę państwa, kiedy mówi się, że nie ma żadnego innego wyjścia z sytuacji, ja wtedy uważam, że należy się jeszcze nad tym zastanowić, a wówczas bardzo często znajduje się wyjście. (Oklaski)" [A tak ten mechanizm, o którym mówiła Pani poseł Bogumiła Boba, wygląda na schemacie „RYS. 2 - Rozwiązania instytucjonalne władzy kolonialnej nad terytorium Polski - ustanowione w Brukseli dnia 16 grudnia 1991 r. Układem Europejskim" zawarty w opracowaniu z 2002 r.: „Cała władza w ręce RAD UE! - Mechanizmy władzy kolonialnej nad Polską" - opracowanie w PDF- pobranie bezpieczne [http://grypa666.files.wordpress.com/2010/05/mechanizmy-wladzy-kolonialnej-nad-polska.pdf]
To ten układ - z tymi wyżej przywołanymi artykułami - przedstawił w imieniu Rządu RP Jana Olszewskiego Minister Spraw Zagranicznych Krzysztof Skubiszewski - http://orka2.sejm.gov.pl/Debata1.nsf/main/55664F1F zachwalając sejmowi ten Układ i wnosząc o wyrażenie zgody przez sejm na jego ratyfikację przez Prezydenta RP Lecha Wałęsę. Natomiast Jan Olszewski jako Premier RP nie uznał za stosowne stawić się osobiście przed sejmem, gdy sprawa ta była omawiana, a potem w wywiadzie do „Naszego Dziennika" twierdził, że nic o nim nie wiedział, że nie wie czy Układ ten był gotowy do podpisania, że on by tego Układu nie podpisał - a skoro tak, to po co wysłał na posiedzenie sejmu swego ministra zamiast sam się wstawić przed sejmem i zaapelować do posłów o odrzucenie tego Układu? To o tym Układzie, zwracając się do posłów Iwo Byczewski - Podsekretarz Stanu w Ministerstwie Spraw Zagranicznych [http://orka2.sejm.gov.pl/Debata1.nsf/main/06C95917] powiedział:
„Renegocjacja tego układu jest rzeczywiście niemożliwa." „Trzeba albo całość przyjąć, albo całość odrzucić i rozpocząć zupełnie nowe negocjacje, w zupełnie nowych warunkach." „Wysoka Izbo! Naturalnie można dyskutować szczegóły układu o stowarzyszeniu, można i trzeba się spierać o tempo i sposoby zbliżenia się Polski do Wspólnot, do pełnego członkostwa włącznie. Nie sposób jednak, w naszym przekonaniu, kwestionować zasady podstawowej: dzisiaj stowarzyszenie, później, możliwie jak najszybciej, pełne uczestnictwo. Kwestionując tę zasadę stalibyśmy się wyjątkowym państwem w Europie, jedynym, które rezygnuje ze współpracy ze Wspólnotami, z udziału w integracji europejskiej." „Byłoby rzeczą niedobrą, sprzeczną z interesem naszego kraju, gdybyśmy nie chcieli włączyć się do tego procesu, gdybyśmy nie chcieli skorzystać z owoców odniesionego przed trzema laty zwycięstwa." [Więcej na: http://www.propolonia.pl/blog-read.php?bid=142&pid=2681]
To między innymi Klub Porozumienie Centrum [PC - a dzisiejszy PiS], w składzie którego był wówczas Lech Kaczyński, a Jarosław Kaczyński był przewodniczącym klubu i jednocześnie prezesem PC, murem [obok SLD, UD i innych] od samego początku stanął za Krzysztofem Skubiszewskim, Iwo Byczewskim i za przedstawionym przez nich w imieniu Rządu Jana Olszewskiego Układem Europejskim z dnia 16 grudnia 1991 r. 21.05.1992 r. W imieniu Klubu Porozumienie Centrum (PC): Marcin Przybyłowicz [http://orka2.sejm.gov.pl/Debata1.nsf/main/79E6539B]
mówił: „Kolejny krok na drodze do integracji naszego kraju ze zjednoczoną Europą należy teraz do nas. Będzie nim z pewnością ratyfikacja układu. Przez ten akt Polska odzyska realną szansę zajęcia historycznego miejsca pośród narodów Europy, miejsca, które nie jest nam przez nikogo darowane, ale które możemy łatwo utracić w wyniku własnego zaniechania." „Układ postanawia, że Rada Stowarzyszenia będzie miała pełne kompetencje w każdej sprawie, jaką strony układu zechcą przedstawić. Rada Stowarzyszenia będzie funkcjonowała według regulaminu przez nią ustalonego. Regulamin ten będzie zatem miał zasadnicze znaczenie, zwłaszcza w odniesieniu do trybu rozpatrywania konkretnych spraw. Podobną rolę może odegrać ten regulamin w odniesieniu do konsultacji politycznych." Na posiedzeniu sejmu w dniu 3 lipca 1992 r. ten sam Marcin Przybyłowicz jest posłem sprawozdawcą z prac połączonych komisji sejmowych nad Układem Europejskim podpisanym w Brukseli w dniu 16 grudnia 1992 r. Z tekstu jego wystąpienia dowiadujemy się, że posiedzenia komisji odbyły się w dniach: 26 i 27 maja 1992 r., 2 i 10 czerwca 1992 r., a ostatnie 19 czerwca 1992 r. Przed komisjami wystąpili m.in.: Krzysztof Skubiszewski, Jacek Saryusz-Wolski, Andrzej Olechowski. Marcin Przybyłowicz wnosi w imieniu tych komisji o wyrażenie przez sejm zgody na ratyfikowanie przez Lecha Wałęsę tego Układu Europejskiego.
Stanowisko PC w tym dniu potwierdza też w swym wystąpieniu klubowym Poseł Sławomir Siwek [http://orka2.sejm.gov.pl/Debata1.nsf/main/043139DB]
Trudno sobie wyobrazić, aby M. Przybyłowicz i S. Siwek - występujący w imieniu klubu PC - wyrazili inne stanowisko od tego jakie w tej sprawie mieli bracia Kaczyńscy, gdyż w przeciwnym razie odcięli by się oni od takiego stanowiska zaraz na sali sejmowej lub też w późniejszym okresie czasu. Tak więc bracia Kaczyńscy co najmniej się na to godzili.
[Więcej na: http://www.propolonia.pl/blog-read.php?bid=142&pid=2680]
Jednakże wyniki imiennego głosowania nad uchwałą z dn. 18.02.2000 Sejmu RP - w sprawie przygotowania do członkostwa Rzeczypospolitej Polskiej w Unii Europejskiej - [http://www.propolonia.pl/blog-post.php?bid=142&pid=2637]
w pełni potwierdzają fakt, że wyrażone przez M. Przybyłowicza i S. Siwka stanowisko [tak w imieniu klubu PC, jak i w imieniu pięciu połączonych komisji Sejmu RP] było wówczas w pełni zgodne ze stanowiskiem Jarosława i Lecha Kaczyńskiego i w pełni zgodne ze stanowiskiem Skubiszewskiego, Olechowskiego, Saryusza-Wolskiego. Do tego należy jeszcze przypomnieć, że PC pod ich przewodnictwem opowiedziało się po stronie zwolenników opowiadających się w referendum 2003 r. za wejściem Polski w struktury unijne. Stanowisko to było i jest zgodne z tym opisanym w „Kontekst smoleński doktryny politycznej ujawnionej przez PiS w Fundacji Batorego" [http://www.propolonia.pl/blog-read.php?bid=142&pid=2582] Wreszcie zwróćmy uwagę na to, że ministrami sprawiedliwości począwszy od 1989 r. byli:
Aleksander Bentkowski (ZSL/PSL) od 12 września 1989 do 14 grudnia 1990
Wiesław Chrzanowski (ZChN) od 12 stycznia 1991 do listopada 1991
Andrzej Marcinkowski od listopada 1991 do 5 grudnia 1991 (kierownik)
Zbigniew Dyka od 23 grudnia 1991 do 17 marca 1993
Jan Piątkowski od 17 marca 1993 do 26 października 1993
Włodzimierz Cimoszewicz od 26 października 1993 do 6 marca 1995
Jerzy Jaskiernia (SdRP) od 7 marca 1995 do 7 lutego 1996
Leszek Kubicki od 15 lutego 1996 do 31 października 1997
Hanna Suchocka (UW) od 31 października 1997 do 8 czerwca 2000
p.o. Prezes Rady Ministrów Jerzy Buzek od 8 czerwca 2000 do 16 czerwca 2000
Lech Kaczyński (PiS) od 12 czerwca 2000 do 4 lipca 2001
Stanisław Iwanicki od 5 lipca 2001 do 19 października 2001
Barbara Piwnik od 19 października 2001 do 6 lipca 2002
Grzegorz Kurczuk (SLD) od 6 lipca 2002 do 2 maja 2004
Marek Sadowski od 2 maja 2004 do 6 września 2004
Andrzej Kalwas od 6 września 2004 do 31 października 2005
Zbigniew Ziobro (PiS) od 31 października 2005 do 7 września 2007
p.o. Prezes Rady Ministrów Jarosław Kaczyński (PiS) od 7 września 2007 do 11 września 2007
Zbigniew Ziobro (PiS) od 11 września 2007 do 16 listopada 2007
Zbigniew Ćwiąkalski (bezpartyjny) od 16 listopada 2007 do 21 stycznia 2009
p.o. Prezes Rady Ministrów Donald Tusk od 21 stycznia 2009 do 23 stycznia 2009[6]
Andrzej Czuma (PO) od 23 stycznia 2009 do 13 października 2009
p.o. Prezes Rady Ministrów Donald Tusk od 13 października 2009 do 14 października 2009[6]
Krzysztof Kwiatkowski od 14 października 2009 do 30 marca 2010 - za:
[http://pl.wikipedia.org/wiki/Ministerstwo_Sprawiedliwo%C5%9Bci ]
Nic nie jest wiadomym, aby którykolwiek z tych ministrów sprawiedliwości podjął jakiekolwiek działania na tle art. 122 i 123 ówczesnego Kodeksu Karnego w związku z przygotowywaniem Układu Europejskiego z dnia 16 grudnia 1991 r. oraz z przepchnięciem przez Sejm RP tego Układu - a przecież to wszystko wyraźnie pachnie zbrodnią ZDRADY STANU, za którą ówczesny Kodeks Karny dopuszczał nawet karę śmierci. A teraz przed czytaniem dalszej części tego artykułu przeczytaj spokojnie to:
„Oni wyboru nie mają, ale Ty go masz!" [http://www.propolonia.pl/blog-read.php?bid=142&pid=2687]
Trudno się takiemu stanowi rzeczy dziwić skoro w tym wszystkim uczestniczyły takie osobistości jak Andrzej Olechowski, a za plecami wszystkich stały i stoją siły, o których pisze w artykule „Dylemat wyborczy - NWO czy dymiący nagan Putina" Andrzej Szubert na swoim blogu http://fronda.pl/andrzej_szubert/blog/dylemat_wyborczy_nwo_czy_dymiacy_nagan_putina
Trudno się też - w tej całej wyżej opisanej sytuacji - dziwić temu, że mamy taki wymiar sprawiedliwości, a szczególnie prokuraturę, jak ukazano to na wstępie w filmie z udziałem Pana Jerzego Jachnika z protestu przeprowadzonego przed Sejmem RP w dniu 01 czerwca 2010 r. zorganizowanego przez Stowarzyszenie Przeciwko Bezprawiu. Bo skoro takie rzeczy, jak wyżej opisano, uchodzą płazem, a do tego osoby w to zamieszane w taki czy inny sposób [i ich partie] są promowane przez wszystkie media, to można przypuszczać, że prokuratura wiedząc co trzeba o kulisach tego Układu Europejskiego z 16.12.1991 r. ma cały czas na oku tych rządzących z układu i robi to co robi. Ale trzeba się mocno dziwić temu, że powstałe w tym samym czasie co Układ Europejski z dnia 16 grudnia 1991 r. [też w grudniu 1991 r.] Radio Maryja, a potem „Nasz Dziennik" i telewizja TRWAM tego wszystkiego - tu opisanego - nie zauważyły i walnie przyczyniły się do realizacji strategii dwubiegunowej sceny politycznej typu „sami swoi" z układu - ujawnionej przez Jarosława Kaczyńskiego w wykładzie wygłoszonym w Fundacji Batorego George'a Sorosa i opisanej w artykule „PiS w Fundacji Batorego" [http://www.propolonia.pl/blog-read.php?bid=142&pid=2467]
Dzisiaj te media promują na zabój Jarosława Kaczyńskiego na urząd Prezydenta RP, a prof. Rafał Broda nawet wieszczy przez te media jego bezapelacyjne zwycięstwo jednocześnie twierdząc, że Jarosław Kaczyński musi być teraz Prezydentem RP i już! Nawet to swe twierdzenie podpiera „naukowymi jakimiś tam badaniami i dowodami" wykonywanymi poprzez jego pośredników, a ci poprzez następnych pośredników i dalej poprzez następnych pośredników pośredników . Ufam, że po przeczytaniu tego artykułu media te w tej ostatniej chwili się zreflektują i tym samym swym dalszym działaniem nie dadzą bardzo nagannego przykładu następnym pokoleniom Polaków promując Jarosława Kaczyńskiego na urząd Prezydenta RP, a tym samym męczeńska śmierć Ks. Jerzego Popiełuszki nie pójdzie na marne. Ma być przecież: TAK - TAK, NIE - NIE, a co nadto od złego pochodzi! AMEN! A przy okazji zdaje się, że uzyskaliśmy odpowiedź na nurtujące nas zasadnicze pytanie - Dlaczego wszyscy dotąd cały czas milczeli jak zaklęci w sprawie Układu Europejskiego z dnia 16 grudnia 1991 r. i nie omawiali publicznie jego postanowień. Wiemy też z wcześniejszych publikacji, że cała wówczas afera z „bolkiem" i z lustracją - wywołana na wniosek Korwina-Mikke - była skuteczną zasłoną dymną dla przykrycia tego co się wyczyniało z tym Układem i celem przepchnięcia go przez Sejm RP w sposób niezauważalny przez Naród Polski. Nie było przecież się czym chwalić, a wręcz przeciwnie. No i jak w takich razach przystało, dla zmylenia czujności, należało wcześniej wszem i wobec ogłosić - najlepiej z ambon i w śpiewie w kościołach - że Polska odzyskała wolność, niepodległość i suwerenność. Komplet materiałów do pobrania - związanych z tym Układem Europejskim z dnia 16.12.1991 r. - w: „UNIJNY MATRIX - CO, SKĄD i JAK POBRAĆ" na http://www.propolonia.pl/blog-read.php?bid=142&pid=2669
Boguchwała, A.D. 05 czerwca 2010 r. - mgr inż. Józef Bizoń
Ps. A teraz - po przeczytaniu tego artykułu idźcie bardzo szybko jeden do drugiego z tym artykułem zanim nie będzie za późno. Nie oglądajcie się na nic i na nikogo. Rozsyłajcie go, gdzie to tylko możliwe. Wklejajcie do niego link, gdzie się tylko to da.
Teraz wszystko tylko od nas zależy! Boguchwał A.D. 06 czerwca 2010 r. – w dniu beatyfikacji Ks. Jerzego Popiełuszki
mgr inż. Józef Bizoń
Komorowski dezinformuje. Błędy rządu PO. Polska zbankrutuje? Bronisław Komorowski podpisał nowelizację ustawy o Instytucie Pamięci Narodowej, która zmienia zasady wyboru władz Instytutu i poszerza dostęp do jego akt. Jak przyznał, jeśli Lech Kaczyński miałby coś naprzeciw tej ustawie, to skierowałby ją do Trybunału Konstytucyjnego, a nie zrobił tego. PiS oraz część środowisk naukowych proponowały, by skierować nowelizację do Trybunału Konstytucyjnego. Taka, ich zdaniem, była wola zmarłego prezydenta Lecha Kaczyńskiego. BRONISŁAW KOMOROWSKI MIJA SIĘ Z PRAWDĄ, PONIEWAŻ SENAT PRZYJĄŁ USTAWĘ W CZWARTEK, A W SOBOTĘ RANO PREZYDENT LECH KACZYŃSKI JUŻ NIE ŻYŁ. W DODATKU PREZYDENT WYDAŁ POLECENIE MINISTROWI DUDZIE PRZYGOTOWANIA WNIOSKU DO TRYBUNAŁU KONSTYTUCYJNEGO. KOMOROWSKI POWINIEN PRZEPROSIĆ ZA TO OBYWATELI, NIE MOŻNA TEGO TOLEROWAĆ W DEMOKRATYCZNYM PAŃSTWIE! Ale stała się rzecz równie niebywała. Otóż odbyło się posiedzenie Komisji Hazardowej, na której miano podjąć decyzje o terminie zakończenia jej prac. Posłowie debatowali, debatowali i w czasie debaty dotarła do nich wiadomość, że Bronisław Komorowski już ogłosił w Sejmie, ze Komisja zakończy prace do końca września 2010. Poseł Beata Kempa poirytowana zapytała więc posła Sekułę:... Panie Przewodniczący to po co my w ogóle debatujemy? - skoro decyzja już jest i była podjęta przed posiedzeniem komisji....Farsa z Parlamentu i Parlamentarzystów, Farsa z Państwa Polskiego! Kpina z Polaków, wyborców.... B. Komorowski ma nas wszystkich w wielkim "poważaniu"...
http://wiadomosci.wp.pl/kat,1342,title,Gdyby-prezydent-chcial-skierowac-ustawe-do-Trybunalu-to-by-to-zrobil,wid,12219293,wiadomosc.html
http://www.rp.pl/artykul/459243_Mam_zal_do_kolegow_z_PO_za_ustawe_o_IPN.html
Cieszyliśmy się z tych mistrzostw w piłce nożnej jak dzieci. Co prawda z biegiem czasu ambitne programy chudły, ale rząd zawsze podkreślał, że najważniejsze trasy, czy to kolejowe, czy autostrady, będą gotowe praktycznie w całości. Tymczasem psuje się pięknie rysowana sieć dróg, które mają być przejezdne przed Euro 2012. To, że nie będzie centralnego odcinka trasy A1 w okolicach Łodzi, wiadomo od niedawna, bo w warunkach przetargu jako datę ukończenia odcinka podano rok 2013. Tak naprawdę jednak dziura może być większa i sięgać od Torunia aż po Pyrzowice. Wątpliwości dotyczą także końcówki trasy A4, kluczowej, bo przed ukraińską granicą, czy budowanego aż przez cztery konsorcja fragmentu A2 z Warszawy do Łodzi…Okazuje się, że kolejowe dziury w infrastrukturalnej mapie mogą być jeszcze większe. Prawdopodobnie uda się zrealizować ok. połowy zaplanowanych prac, a żaden z długich odcinków tras nie zostanie ukończony w całości. Możemy więc zapomnieć o szybkich podróżach pomiędzy stadionami. Miały być piękne dworce, skończy się na wysprzątaniu i odmalowaniu starych. Fatalny to komunikat. Co gorsza, swój kamyczek do biurokratycznego ogródka dorzuciła i Unia. Szkoda, bo mapa infrastrukturalnych inwestycji na Euro 2012 wyglądała tak ładnie.
http://blog.rp.pl/romanski/2010/04/28/witajcie-w-dziurawej-polsce
Czy gigantyczny most na trasie autostrady A1 zagrozi zawaleniem, czy można go bez obaw budować? Jeden z ekspertów w styczniu sugerował, że zlecony przez GDDKiA projekt nie nadaje się do realizacji. Potem, gdy Dyrekcja zleciła mu wartą blisko 350 tys. zł analizę, zmienił zdanie. Jak ustalił "DGP", sprawą interesuje się NIK.
http://www.dziennik.pl/wydarzenia/article600099/Ten_most_runie_Ekspert_zmienia_zdanie.html
Kolejna odsłona polsko-polskiej wojny na kolei to jedna z zasług ministerstwa Cezarego Grabarczyka. Od ponad roku dwóch największych przewoźników, samorządowe Przewozy Regionalne i państwowe PKP Intercity, zamiast tworzyć komplementarną ofertę, wyszarpuje sobie z rąk coraz bardziej skołowanego pasażera, puszczając pociągi w kilkuminutowych odstępach czasu, jakby to było metro. Jeżeli prawdą jest, że na spotkaniu z kilkoma marszałkami Andrzej Wach, szef PKP SA, spółki matki kolei, w zamian za usunięcie niewygodnego zarządu obiecywał rozłożenie długów Przewozów Regionalnych na 2 – 3 lata, resort skompromituje się do końca. Bo to by oznaczało, że rząd Tuska w ogóle nie panuje nad sytuacją, a PKP to mimo upływu lat wciąż państwowe państwo w państwie.
http://www.dziennik.pl/opinie/article596925/Czy_ten_pociag_ma_maszyniste_.html
Ponad 4 mln zł, bez przetargów, trafiło do dwóch informatycznych firm dzięki decyzjom szefa MSWiA Jerzego Millera. Teraz podlegli mu urzędnicy piszą rozporządzenie, dzięki któremu obie firmy staną się faworytami w wyścigu o publiczne zamówienie warte minimum 300 mln zł. Gdy jesienią Miller został ministrem, zawiesił funkcjonowanie rozporządzenia dotyczącego 112. To był szok, było one tworzone w bólach przez 7 lat i obowiązywało zaledwie kilka miesięcy. Odpowiedź MSWiA na zarzuty gazety niczego nie wyjaśnia.
http://www.dziennik.pl/polityka/article600150/Jak_minister_Miller_wykrecil_numer_112.html
Miało być tak łatwo. Wybucha afera hazardowa. Opozycja próbuje przykleić rząd do szemranej branży automaciarzy. Ten chce się uwiarygodnić i pod hasłami troski o dobro młodzieży i rodzin niszczonych przez nałóg hazardu pisze własny scenariusz – wydaje wojnę automatom. Szykuje rygorystyczny projekt ustawy zakładający likwidację salonów i punktów z jednorękimi bandytami. Ruszają zmasowane kontrole. Nagle okazuje się, że automaty certyfikowane przez resort finansów są nielegalne. Następują konfiskaty. Jacek Kapica ogłasza sukces. Cięcie. Tutaj kończy się władza rządu. Co dalej? Komisja Europejska bada, czy ustawa jest zgodna z unijnym prawem. Jeśli nie – grozi nam wysoka kara. Sądy przyznają, że celnicy nie mieli prawa rekwirować automatów. Zanosi się na pół miliarda złotych odszkodowania. I kto za to zapłaci? Jak u Piwowskiego: „Pan, pani, społeczeństwo”. Ale nie urzędnik, celnik, Jacek Kapica czy Donald Tusk.
http://www.dziennik.pl/opinie/article599502/Dobrze_ze_ta_wladza_nie_siega_tak_daleko.html
Cieszę się, że Jarosław Kaczyński zdecydował się kandydować. Inteligencja, instynkt państwowy, wola i świadomość zadania to dobra kombinacja w warunkach naszej, dryfującej bylejakości. Jego kandydowanie ma już zresztą natychmiastowy, pozytywny efekt: konieczność wyłonienia nowego PiS-u. Demokratyzacja partii, wzięcie odpowiedzialności przez młodsze pokolenie polityków i merytoryczna specjalizacja są nieuchronne. A ławka jest długa i imponująca. Kilka tylko nazwisk (z góry przepraszam za niewymienionych!). Polityka zagraniczna: Kowal – kierunek wschodni, Szczerski z UJ – Unia, Szymański – eurodeputowany, "Przegląd Międzynarodowy" – globalizacja, Marek Cichocki – Niemcy. Gospodarka: Poncyljusz (poseł, przedsiębiorca, radykalna deregulacja), Kluza – nadzór finansowy, I.Dąbrowski – SGH, Krupiński – dziś Bank Światowy. Polityka społeczna: Kluzik-Rostkowska, Chłoń-Domińczak (pomostówki, którymi chlubi się PO – to jej dzieło, rozpoczęte w rządzie PiS-u). Korupcja: Ziobro, Kamiński (ten z CBA). Sprawy organizacyjne: Brudziński, Jakubiak. Gdyby udało się jeszcze pozyskać na ekspertów Matyję (państwo, konstytucja) i Rymszę (polityka społeczna) ten zespół byłby bliski ideału. Świetnie wykształceni, większość była już wiceministrami i zna państwo. A przy tym – choć młodzi – są wierni "Solidarności".
http://wiadomosci.wp.pl/kat,1342,title,Taki-bedzie-nowy-mlody-PiS,wid,12217323,felieton.html
Nie jest łatwo prowadzić biznes w Polsce, wystarczy prześledzić losy Romana Kluski czy porozmawiać z przedsiębiorcą prowadzącym niewielką firemkę. Ilość papierkowej roboty, jakiej wymagają od niego urzędnicy, powoduje, że czas i koszty przeznaczane na uzasadnienie funkcjonowania urzędów i urzędników są kolosalne i stawiają nas pod tym względem w światowej czołówce. Co gorsza, sytuacja wcale się nie poprawia, wręcz przeciwnie. W ubiegłym roku uchwalono w Polsce 243 ustawy i ponad 1,4 tys. rozporządzeń. Część z nich powiększyła pakiet ok. tysiąca aktów prawnych, które powinien znać przedsiębiorca, żeby prowadzić biznes w zgodzie z prawem. Jak to się ma do hasła głoszonego przez komisję Janusza Palikota – przyjazne państwo? Cóż z tego, że wicepremier Waldemar Pawlak chwalił się projektem znoszącym bariery jeszcze w listopadzie, skoro od tej pory nie zdołano go nawet przepchnąć przez Komitet Stały Rady Ministrów.
http://blog.rp.pl/blog/2010/04/26/elzbieta-glapiak-likwidacja-barier-to-tylko-obietnice
Przepisy Unii Europejskiej dopuszczają obniżenie stawki podatku akcyzowego na energię, płaconego przez energochłonny przemysł. W Polsce z tej możliwości nie skorzystano. Brak takich rozwiązań w polskiej polityce fiskalnej generuje znaczne różnice w kosztach produkcji, wywierając tym samym destrukcyjny wpływ na pozycję konkurencyjną energochłonnych branż polskiego przemysłu. Minimalne, wymagane Dyrektywą 2003/96/WE, stawki podatku akcyzowego wynoszą 0,5 euro za MWh dla firm i 1 euro za MWh dla pozostałych podmiotów. W Polsce stawka akcyzy w wysokości 20 zł za MWh wielokrotnie przekracza stawki minimalne. Spośród 27 krajów Unii Europejskiej 22 stosuje zdecydowanie niższe stawki podatku akcyzowego, w tym 13 wynoszące od 3,2 do 0,5 euro za MWh, a dziewięć poniżej 0,5 euro za MWh. Przedstawiciele Forum Odbiorców Energii Elektrycznej i Gazu podkreślają, że przemysł energochłonny w Polsce nie może już wyraźnie zwiększyć swojej efektywności energetycznej i zmniejszyć zużycie energii, ponieważ już to zrobił. - Jeśli cena energii dla przedsiębiorstw energochłonnych w Polsce nie jest objęta bonifikatami ze strony państwa, na co pozwalają przepisy UE, to doprowadzamy do wykluczenia polskiego przemysłu z konkurencji z zagranicznymi podmiotami. Forum nie domaga się żadnych wyjątkowych preferencji, chce tylko zapewnienia takich warunków, jakie mają konkurencyjne przedsiębiorstwa w innych krajach UE.
http://podatki.onet.pl/akcyza-po-polsku,19923,3218034,1,prasa-detal
Ministerstwo Sprawiedliwości likwiduje sądy gospodarcze i przekształca je w wydziały sądów powszechnych, argumentując, że postępowanie gospodarcze niczym się nie różni od zwykłego postępowania cywilnego. Przedsiębiorcy są przerażeni nie tyle likwidacją tych sądów (bo kiedy je wprowadzano też nie byli tym zachwyceni) ile brakiem stabilności prawa. Apelują, by - zamiast wciąż majstrować przy przepisach - przeprowadzić systemową reformę prawa. Uzasadniają to podane przez "DGP" przykłady. Oto w ostatnich trzech latach najważniejsze ustawy i kodeksy zmieniano kilkaset razy. I tak kodeks postępowania cywilnego nowelizowano 37 razy. Kodeks postępowania karnego - 29 razy, a kodeks pracy - 13 razy. Sądy grodzkie powstały, by pójść do likwidacji. Podobnie sądy 24-godzinne. Przykłady można mnożyć. Kartę Nauczyciela od czasu jej uchwalenia w 1982 r. nowelizowano 60 razy, z czego tylko w ub. roku 5 razy. Nawet sami doradcy podatkowi gubią się w zmianach ustawy o podatku dochodowym od osób fizycznych, która od 2000 r. była nowelizowana kilkadziesiąt razy.
http://finanse.wp.pl/kat,104762,title,Sady-gospodarcze-pod-noz,wid,12206321,wiadomosc.html
Podległa rządowi Polska Agencja Rozwoju Przedsiębiorczości nie tylko manipulowała przy konkursie na fundusze z UE, ale opóźnia również wypłatę środków firmom, które otrzymały dotację – przedsiębiorcy podejrzewają, że celowo. Od jednej z beneficjentek zażądano poprawienia przelewu. Skrót faktury VAT: „FV” – wpisała małymi literami, choć na fakturze było „FV”. Tłumaczyła, że nie da się poprawić już wykonanego przelewu. Zażądano od niej oświadczenia, ale nie podano, o czym ma oświadczyć. Jeszcze inny przedsiębiorca dwadzieścia razy na wezwanie PARP dokonywał poprawek jednego wniosku o płatność i nadal płatności nie otrzymał
http://finanse.wp.pl/kat,85434,title,Oszukani-przez-PARP-czyli-co-sie-pan-pieni,wid,12225469,wiadomosc.html
Zarząd Narodowego Banku Polskiego pod kierownictwem Piotra Wiesiołka podtrzymał stanowisko sformułowane jeszcze za życia prezesa Sławomira Skrzypka, że ponowne ubieganie się o udostępnienie przez Międzynarodowy Fundusz Walutowy elastycznej linii kredytowej jest niezasadne. Udostępniona Polsce w ubiegłym roku linia kredytowa z MFW na 20,5 mld USD dzisiaj wygasa. Nie wykorzystaliśmy tych środków; były one natomiast formą zabezpieczenia stabilności złotego w okresie turbulencji na rynkach finansowych. O przyznanie linii zabiegał rząd, ale z formalnym wnioskiem do MFW musiał wystąpić NBP. W tym roku rząd ponownie zwrócił się do banku centralnego, aby wystąpił o zabezpieczenie także na bieżący rok. Za samo pozostawienie pieniędzy do naszej dyspozycji zapłaciliśmy w ubiegłym roku 188 mln USD prowizji. Kolejne koszty - spłaty kredytu wraz z oprocentowaniem - ponosilibyśmy, gdyby doszło do wykorzystania pieniędzy. "Aktualny stan rezerw dewizowych upoważnia do stwierdzenia, że stanowią one wystarczający bufor bezpieczeństwa dla systemu bankowego w Polsce. Dostęp do Elastycznej Linii Kredytowej Międzynarodowego Funduszu Walutowego nie jest również uzasadniony makroekonomicznymi uwarunkowaniami sytuacji gospodarczej w Polsce" - czytamy w komunikacie zarządu NBP. Elastyczna linia kredytowa nie jest przeznaczona do tego, by łatać dziury w budżecie. Nie powinna zastępować działań rządu na rzecz szybkiej konsolidacji finansów publicznych - wyjaśnia prof. Andrzej Kaźmierczak, członek RPP.
http://www.naszdziennik.pl/index.php?dat=20100505&typ=po&id=po21.txt
Ekspert Robert Gwiazdowski o kryzysie w Grecji, reakcji polityków i inwestorów.
http://www.blog.gwiazdowski.pl/index.php?subcontent=1&id=769
Poparcie dla przyjęcia euro w Polsce spadło w ciągu roku o 13 %.
http://www.tvn24.pl/0,1654953,0,1,euro-nie--dziekuje,wiadomosc.html
Przykład jak niedemokratycznie prowadzi obrady B. Komorowski, niewygodne pytania, niewygodna opozycja, można odnieść wrażenie, że Komorowski obrońca demokracji zachowuje się jak dyktator.
http://www.youtube.com/watch?v=0RtLbDgRzQQ&feature=related
Bloger: „Nie ukrywam , że to co pokazano jako nie pozbierane pozostałości po katastrofie aż mną zatrzęsło !!Durny Premierze, prokuraturo, Ministrze , Marszałku i inni "wiarygodni" informatorzy o tym jak to dobrze współpracuje się z Rosyjskimi Komisjami. JAK WAM NIE WSTYD !! JEŻELI TAK BARDZO JESTEŚCIE UFNI TO GDZIE WASZA KONTROLA ! OKŁAMUJECIE NAS BEZCZELNIE, NA CO LICZĄC ?! Jeżeli nie ma komu pojechać tam i pozbierać wszystko, to poradzę wam co zrobić : POPROŚCIE HARCERZY, NIE ODMÓWIĄ A I WSTYDU NASZEMU PAŃSTWU NA PEWNO NIE PRZYNIOSĄ! A JAK NIE MACIE PIENIĘDZY TO PIERWSZY SIĘ DOŁOŻĘ ILE MOGĘ ! I MAM PEWNOŚĆ ŻE NIE BYŁBYM SAM, TEN NARÓD NIE CAŁKIEM JESZCZE SPARSZYWIAŁ.W przeciwieństwie do was, herosi pojednania! Hańba !”
http://niepoprawni.pl/blog/656/ziemie-przekopana-na-1m-tylko-rzeczy-pozostaly-na-wierzchu
Bloger: „Widzieliście w Wiadomościach, co ludzie przywożą z miejsca katastrofy! Nawet paszport Polaków tragicznie zmarłych. A Minister kopacz mówiła, że ziemia była przesiewana przez Rosjan na głębokość 1 metra... Kłamczucha Jedna... to nawet technicznie brzmiało fałszywie. A Cieć od Niemca mówi dziś, że Tusko-Pustak-Strachliwy od kilku dni wiedział o tym, że miejsce tragedii jest nie zabezpieczone i ludzie robią sobie wycieczki na poszukiwania rzeczy tragicznie zmarłych. I co zrobił!!!! NIC. Dopiero jak przyjechali Polacy stamtąd z rzeczami i zdjęciami podobno zareagował drogą dyplomatyczną. On zareagował w sprawie Polski?. On! Ten, dla którego Polska to nienormalność. Ten, który ze strachu przed Putinem dostaje pewnie chyba przysłowiowej obstrukcji lub rozwolnienia. A Namiestnik zwany p.o. Prezydentem? Co zrobił? W momencie, kiedy ludzie sobie chodzili i bezcześcili miejsce śmierci On grał w sztuce/ komedii tragicznej pt.: "Wywiad w TVN" Z A. Werner...”
http://niepoprawni.pl/blog/756/caly-czas-jestem-zszokowany-ale-teraz-taze-juz-zly
Jest rzeczą szczególną, że wydarzenia w Smoleńsku urosły niemalże do rozmiaru powojennego pojednania. Podczas gdy to co działo i dzieje się w związku z tą tragedią, tak na płaszczyźnie relacji Polacy - Rosjanie, jak i na szczeblu relacji oficjalnych, niczym wyjątkowym nie jest. Dość przypomnieć sobie niedawną katastrofę polskiego autokaru w Grenoble gdzie odzew zwykłych Francuzów i władz Francji, ich współczucie i wola pomocy w niczym nie były gorsze od tego co widzieliśmy w Rosji. Uporczywość urabiania nas w pojednanie - jakbyśmy jakiegoś potrzebowali. W uznanie wyjątkowej życzliwości - jak gdyby w takich okolicznościach mogła się ona przydarzyć tylko wielkiemu narodowi rosyjskiemu. W końcu w coś najbardziej parszywego - w odroczoną wdzięczność za rzekome "wyzwolenie". Cały ciąg zdarzeń jaki obserwujemy budzi najgorsze podejrzenia ale jest zarazem wyjątkowo klarownym sygnałem ostrzegawczym. Patrzmy i zapamiętujmy, kto i jakimi metodami wpycha nas sobie w ramiona. Cel będzie można ocenić później. „Chytrość moskiewskich intryg, mocniejsza niż broń, gubiła zawsze Polaków samymi Polakami.” Tadeusz Kościuszko Najwyższy Naczelnik Siły Zbrojnej Narodowej do Komisyi Porządkowych wszystkich ziem i powiatów, 7 maja 1794, obóz pod Połańcem.
http://niepoprawni.pl/blog/1164/patrzcie-i-zapamietujcie
Jest już jasne, że Rosjanie prowadzą w Polsce własną, niezwykle skuteczną politykę i wspierają jeden z obozów politycznych i jednego z kandydatów. Drugi obóz polityczny zaś od dawna skutecznie zwalczają. A politycy pierwszego, wspieranego przez Rosję obozu, nie tylko nie próbują walczyć z tym mieszaniem się Rosji w nasze sprawy, ale wręcz się z tego cieszą. Przykład pierwszy z brzegu: zaproszenie Donalda Tuska do Katynia, by ośmieszyć (przy pomocy usłużnych mediów) Lecha Kaczyńskiego. To przecież prezydent jako pierwszy zaczął organizować wizytę w Katyniu, jednak Putin zdecydował się zrobić wrzutkę i usunąć go z oficjalnych obchodów, tak by za ojca zbliżenia katyńskiego uznać Tuska... I by prezydent wyszedł na "oszołoma", który tylko do tej historii wraca i ze staruszkami lata, podczas gdy jego adwersarze, to i przyklęknąć potrafią i z przywódcami porozmawiać. Przykład drugi, o którym dziś szeroko informuje "Fakt" (ale wcześniej nie był on nieznany) - to dość obrzydliwe potraktowanie Jarosława Kaczyńskiego w drodze do Smoleńska, tak by jako pierwszy mógł tam przybyć premier Donald Tusk. Polska strona rewanżuje się zaś Rosjanom, jak tylko potrafi (nie twierdzę, że powodem jest chęć zdrady, a raczej, że robi to kierując się własnym, partyjnym, krótkoterminowym interesem). Rzecznik prasowy rządu Paweł Graś (a także wicemarszałek Sejmu Stefan Niesiołowski) bez większej żenady opowiadają, że międzynarodowa komisja byłaby obrazą dla Rosjan, bo dowodziłaby braku zaufania (nie wyjaśniają jednak przy tym, dlaczego Polacy mieliby Kremlowi ufać), i strofują dziennikarzy, którzy chcą i potrafią zadawać niewygodne dla Rosjan (i polskich władz także) pytania. Strona polska rezygnuje też z możliwości zbadania sprawy katastrofy w Smoleńsku i godzi się na to, by Rosjanie mogli z dowodami i materiałami robić dokładnie to, co chcą. A wszystko w imię "pojednania", które - już na pierwszy rzut oka - wygląda jak wasalizacji i rezygnacja z własnych interesów w zamian za kilka symbolicznych gestów. Oczywiście polski model wasalizacji wygląda inaczej niż ukraiński. Jesteśmy w NATO i UE, więc wojsk rosyjskich tu (przynajmniej na razie) nie będzie. Ale nie zmienia to faktu, że Putinowi i Miedwiediewowi udaje się odbudowywać strefę swoich wpływów, i już bez większego skrępowania kształtować politykę nie tylko na Ukrainie (przypomnijmy, że Wiktora Juszczenkę próbowano otruć), ale również w Polsce (tu bardziej subtelnymi, jak się na razie zdaje, sposobami), ale także w Polsce. A media i minstreamowi politycy obserwują ten spektakl z zainteresowaniem i nieustannie wzywają do głosowania tak, by było to na rękę Rosji. Tak, by nikt już nie przeszkadzał jej w budowaniu także w Polsce rosyjskiej strefy wpływów. Głównym zagrożeniem pozostaje zaś dla nich IV Rzeczpospolita, "demony patriotyzmu", "histeria nacjonalizmu" czy już zupełnie wprost Jarosław Kaczyński... Znacząca część Polaków "kupuje" zaś tę narrację i w sondażach twierdzi, że głosować będzie na Bronisława Komorowskiego, czyli tak by było to na rękę Rosji... A postępowe media zacierają ręce. Oby przedwcześnie!
http://terlikowski.salon24.pl/175635,glosowac-jak-chca-rosjanie
Austriacka policja oskarżyła pomocnika Władimira Putina Ramzana Kadyrowa pełniącego funkcję prezydenta Czeczenii o zabójstwo w Austrii Umara Israilova w 2008 roku. Raport ze śledztwa liczy 214 stron. Wielu innych Czeczenów zostało porwanych z Austrii oraz innych Państw Europy - w tym prawdopodobnie z Polski - przez komando wysłane przez władze podległe Rosji.
http://www.kavkazcenter.com/eng/content/2010/04/30/11988.shtml
Oświetlenie na lotnisku jest istotnym czynnikiem wpływającym na bezpieczne lądowanie. - Przechwytując wzrokowo światła, pilot dolatuje do progu pasa - tłumaczy Pietrzak. Z bardzo dużym prawdopodobieństwem możemy jednak powiedzieć, że pierwszy rząd świateł nie działał. Wielce prawdopodobne, że nie działały też dwa kolejne rzędy świateł. Przez kilka dni po katastrofie obserwowaliśmy działanie świateł - w trakcie, gdy paliły się pozostałe światła, trzy pierwsze rzędy nie działały.- To jest istotne, że światła muszą się świecić. Na takim prostym lotnisku światła to jest obowiązek. Zezwala się, żeby ileś procent nie działało, ale to jest około 5-10 maksymalnie procent. Nie może być tak, że nie działają poszczególne sektory. One pokazują pilotowi jak lecieć, gdzie jest pas - podkreśla były dowódca specpułku.
http://www.tvn24.pl/-1,1654627,0,1,co-sie-dzialo-w-ostatniej-minucie-lotu,wiadomosc.html
Oto kto i jakie korzyści odniósł z katastrofy pod Smoleńskiem. Oczywiście to nie jest nawet cień dowodu, natomiast warto o tym wiedzieć.
http://smolensk-2010.pl/2010-04-27-hipoteza-ktora-moze-podjac-miedzynarodowa-komisja-sledcza-ds-katastrofy-jezeli-powstanie.html
Czy informacja na tym zrzucie ekranu z wp.pl jest autentyczna? Według niej autor filmu został przesłuchany przez prokuraturę i powiedział, że widział ludzi ocalałych z katastrofy. Jeśli tak to strona ta została skasowana z wp.pl. To oczywiście mogło być spowodowane głupim żartem, ale wątpliwości rozwiałoby jedynie odtajnienie całości zeznań tego człowieka.
http://img94.yfrog.com/img94/7003/imageshackru.jpg
Rosja sięgnęła po Europę Środkowo-Wschodnią i jej walka o panowanie energetyczne w regionie zamienia się w zwykły podbój, nie zawsze środkami pokojowymi. Polska nie tylko utraciła elitę władzy, ale została też z rządem, którego premier niedawno jeszcze przekonywał, że nie potrzebujemy armii (bo nikt krajowi nie zagraża), marszałek Sejmu głosował za utrzymaniem ostatniej posowieckiej służby w III RP, minister spraw zagranicznych przeżywa poważne problemy emocjonalne, a minister obrony zamiast zapobiegać lotniczym katastrofom, dba o to, by nie zostawiały one dużych urazów psychicznych. Ci ludzie muszą odejść, bo nawet ostatnie wydarzenia pokazują, że nie są w stanie się zmienić. Fatalne rządy PO spowodowały powstanie w naszym regionie ogromnej próżni politycznej zagrażającej nie tylko suwerenności Polski, ale i pokojowi w Europie.
http://www.niezalezna.pl/article/show/id/33749
Prokuratorzy zaczynają korzystać z niezależności, którą dało im ustawowe odpolitycznienie. Buntują się przeciwko swoim szefom, odrzucając ich kandydatury do Krajowej Rady Prokuratorów. Swoje głosy oddali na śledczych spoza obecnych układów.
http://www.dziennik.pl/wydarzenia/article599337/Prokuratorzy_buntuja_sie_przeciw_szefom.html
Jan Rokita o Lechu Kaczyńskim. Nowa patriotyczna legenda. Publicysta udowadnia dlaczego tragicznie zmarły prezydent zjednoczy zdecydowaną większość Polaków.
http://www.youtube.com/watch?v=LfXs87T6Qzw&feature=related
http://www.youtube.com/watch?v=BJDhTKEWSaA&NR=1
W Tbilisi jest już ulica Lecha Kaczyńskiego. Wkrótce jeden z placów w kurorcie Batumi otrzyma imię Marii Kaczyńskiej. Na uroczystość nadania nowej nazwy ulicy w centrum gruzińskiej stolicy przybyli przedstawiciele mieszkającej w Gruzji Polonii, lokalni politycy i mieszkańcy Tbilisi. Wcześniej prezydent Gruzji Micheil Saakaszwili polecił nadać pośmiertnie Lechowi Kaczyńskiemu tytuł i order Narodowego Bohatera Gruzji, najwyższe gruzińskie odznaczenie państwowe. Ulica im. Lecha Kaczyńskiego jest też na Ukrainie w Odessie. Z podobną inicjatywą wystąpiły również władze stolicy Litwy.
http://www.niezalezna.pl/article/show/id/33768
Podsycanie lęku przed braćmi Kaczyńskimi było od lat głównym zadaniem propagandystów III RP. Realizowanym jako strategia przejęcia, utrzymania i sprawowania władzy. Intensyfikacja lęku, zastosowana jako forma manipulacji, okazała się niezwykle skuteczna, umożliwiając sterowanie nastrojami społecznymi, a następnie podporządkowanie decyzji wyborczych interesom wąskiej grupy beneficjantów. Na tym lęku zbudowano „pozycję startową” Platformy Obywatelskiej, wmawiając społeczeństwu, że wybór Tuska i spółki uchroni Polaków przed straszliwą katastrofą „kaczyzmu”. Po wyborach 2007 r. natychmiast powierzono mediom zadanie utrzymywania społeczeństwa w poczuciu zagrożenia recydywą rządów PiS, koncentrując się jednocześnie na tworzeniu negatywnego obrazu prezydentury Lecha Kaczyńskiego. Ten prosty zabieg socjotechniczny, oparty na manipulacji właściwej systemowi totalitarnemu, musiał okazać się efektywny w społeczeństwie uzależnionym od przekazu telewizyjnego i powszechnego, bezkrytycznego przyjmowania dziennikarskich relacji. W połączeniu z dziennikarską autocenzurą i przemilczaniem wiadomości nieprzystających do normy sprawił, że do świadomości Polaków nie mogła przedostać się żadna informacja ukazująca prawdziwy obraz Lecha i Jarosława Kaczyńskich. Trudno o bardziej wyrazisty dowód ciągłości systemowej III RP z okresem PRL jak właśnie wieloletnia kampania propagandowa skierowana przeciwko prezydentowi i prezesowi PiS. Znajdujemy w niej wszystkie elementy propagandy komunistycznej, w tym podstawową i najmocniej eksploatowaną kategorię „wroga” – z powodzeniem stosowaną również w Putinowskiej Rosji.
http://gazetapolska.pl/artykuly/kategoria/51/2914/kaczynski-potrzebny-jak-nigdy
Państwa członkowskie strefy euro i Międzynarodowy Fundusz Walutowy zdecydowały w niedzielę o udzieleniu pomocy dla Grecji. 110 mld euro zasili kasę tego kraju w ramach trzyletniego programu. Hellada musi jednak wprowadzić szereg drastycznych cięć. Grecy muszą podnieść podatki (m.in. VAT z 21 do 23 proc., akcyza na paliwa, wyroby tytoniowe i alkohol o 10 proc.), znieść 13. i 14. pensję w budżetówce, 13. i 14. emeryturę. Niezbędne są inne cięcia w sferze wydatków państwa - zamrożenie płac i rent oraz emerytur w najbliższych trzech latach. W 3 lata kraj musi zaoszczędzić 30 mld euro. Do 2014 roku Grecja musi mieć deficyt budżetowy na poziomie nie wyższym niż 3 proc. PKB (teraz - 13,6 proc. PKB). Grecja okłamywała całą Europę przed wstąpieniem do strefy euro i już po wejściu do niej, przekazując nieprawdziwe dane odnośnie do stanu gospodarki. Rząd Tuska również ukrywa prawie połowę deficytu budżetowego (planuje 52 mld z 97 mld – obie liczby mogą się zmienić o kilka miliardów). Zbliżamy się do sytuacji Grecji, czy też dostaniemy pomoc, a jeśli tak to czy na równie złych warunkach czy może jeszcze gorszych?
http://biznes.interia.pl/raport/grecja/news/110-mld-euro-nagrody-za-cyniczne-klamsta,1473248
Nie sam wybór prezesa, czyli oddanie go pod pełną kontrolę niezlustrowanych środowisk i partii rządzącej, jest w ustawie o IPN podpisanej przez Komorowskiego najbardziej niepokojący. Prawdziwe przerażenie – nie przesadzam - powinny bowiem budzić wprowadzone nią zmiany w dostępie do dokumentów SB i wykorzystywaniu informacji w nich zawartych. O ile więc stara ustawa nie dawała wglądu do wytworzonych przez siebie dokumentów i donosów funkcjonariuszom i tajnym współpracownikom SB, po wejściu w życie tej właśnie podpisanej każdy z nich będzie mógł otrzymać kopie wszystkiego co w ramach swojej bezpieczniackiej kariery zgromadził lub wytworzył. W ręce funkcjonariuszy i tajnych współpracowników SB trafią więc ich wszystkie raporty o osobach przez nich inwigilowanych, wszystkie zgromadzone na nich haki, kompromitujące informacje, czy zwykłe plotki. Wszystko co na swoje ofiary mieli. A dzięki Platformie i Komorowskiemu, z tych dokumentów i donosów nie zostaną nawet usunięte nazwiska osób trzecich, wszystko do wglądu. Ludzie, którzy przez lata zajmowali się łamaniem innym życia i brali za to pieniądze, dzisiaj dostaną z powrotem do ręki to co im wtedy do tego łamania życia służyło. Wszystkie donosy i plotki, każdą kompromitującą ich ofiarę informację - prawdziwą lub nie. Jakiż użytek można z tego dzisiaj zrobić, nawet nie próbuję sobie wyobrażać.
http://niepoprawni.pl/blog/39/po-sld-cywilizuje-lustracje
Choć tak wiele się dzieje, odnotujmy to drobne wydarzenie − prokuratura w Lublinie cichutko umorzyła śledztwo przeciwko CBA. Okazało się, że działaniom agenta Tomka przeciwko Beacie Cielebąk-Sawickiej nic się nie da zarzucić. Nikt oczywiście nie przeprosi za wylane kubły pomyj, nie odszczeka i nie przyzna, że cały ten rechot był zupełnie nie pri czom − to wiadomo ponad wszelką wątpliwość, bo które to już takie śledztwo, którego wszczęcie było wielkim, „przełamującym” niusem, szeroko komentowanym, powtarzanym, międlonym w publicystycznych dyskusjach TVN-ów i TOK FM-ów, kabaretach i talk-showach, a potem cichutko zdechło z braku faktów? Z pamięci nie policzę. Może ktoś zada sobie ten trud i sporządzi taką listę; nie mam wątpliwości, że będzie długa. Niech w takim razie, oprócz kolejnych umorzeń, weźmie też pod uwagę artykuł o transplantologii w „Gościu Niedzielnym”. Największe wrażenie robi wykres liczby dokonanych przeszczepów w kolejnych latach. Jeden rzut oka wystarcza, by szczęka opadła − okazuje się, że zawał polskiej transplantologii zaczął się na rok, a właściwie dwa lata przed sławną wypowiedzią Ziobry o Doktorze G., a właśnie krótko po tej wypowiedzi sytuacja zaczęła się wreszcie poprawiać. Takie są fakty. A przecież wszyscy słyszeliśmy nie dziesiątki, nie setki, ale tysiące razy, że to Ziobro swoim „nieodpowiedzialnym” atakiem na zasłużonego lekarza spowodował… A to kolejna GW-prawda była. Tylko kto zdoła podejść do każdego z Polaków z osobna i każdemu z osobna wytłumaczyć, że coś, co wbito mu w głowę, w istocie nigdy nie miało miejsca? Że Lech Kaczyński nigdy nie nazwał Boruca „borubarem” − bo naprawdę powiedział „Boruc bardzo się starał”, a tylko jakiś GW-niarz z akredytacją czy to nie dosłyszał, czy też zupełnie bezczelnie zmyślił brednię, którą potem inni podobni mu powtarzali potem tysiące razy. Znajomy wrócił z dalekiego kraju. W tym dalekim kraju usłyszał od krajowca, co też ów krajowiec wie o Polsce. „A, tak… Ten prezydent, co się rozbił w samolocie, to ten jakiś fanatyk religijny, co wierzył, że manifestacje przeciwko niemu organizuje szatan?” Krajowcowi pomylili się bracia, ale sam „fakt” chyba jeszcze pamiętamy. Kto nie pamięta, przypomnę − Jarosław Kaczyński zacytował wiersz Kornela Ujejskiego „Chorał”, skądinąd należący do lektur obowiązkowych, umieszczony w podręczniku dla szkół średnich i mocno zapisany w polskiej historii. I ten cytat − „inni szatani byli tu czynni” − bandy „dziennikarzy” z okolic salonu kolportowały pod takimi właśnie tytułami: „Kaczyński wierzy w Szatana!” „Premier: protesty pielęgniarek organizował… Szatan!” etc. A potem sensacja ta szła przez cały świat, z powołaniem na źródła polskie i okraszona wypowiedziami miejscowych GW-autorytetów, że, hm, tak, czy Kaczyński naprawdę wierzy w Szatana nie mogę wyrokować, ale to rzeczywiście psychopata i fanatyk zdolny do wszystkiego najgorszego. Czuję się znowu, jak w latach dzieciństwa w PRL − czego człowiek nie tknie, czym się bliżej nie zainteresuje, okazuje się, że nieprawda, wszystko było zupełnie inaczej. Z ta jedną różnicą, że moje dzieciństwo przypadło na czasy peerelu późnego, kiedy już świadomość, że komuniści kłamią zawsze i w każdej sprawie, była dość powszechna, i ludzie nie wierzyli nawet wtedy, gdy oficjalna propaganda przypadkiem powiedziała prawdę. Dzisiejsza Polska wydaje się raczej na etapie wczesnego Gomułki − większość ludzi wciąż bezmyślnie łyka propagandę, jak gęś karmę. Czy tragedia smoleńska będzie momentem otrzeźwienia, jakim wtedy stało się wspólne przeżywanie Millenium?
http://blog.rp.pl/ziemkiewicz/2010/04/26/gw-historia
Piloci mający wiele godzin nalotów na Tu-154 postanowili zabrać głos po tym, jak premier Donald Tusk publicznie wykluczył możliwość awarii remontowanej w rosyjskiej Samarze sowieckiej konstrukcji. Jak twierdzą, przebieg zdarzeń na lotnisku w Smoleńsku wskazuje na poważne uszkodzenie maszyny. Do tej pory, ze względu na dobro śledztwa, milczeli. Czarę goryczy przelały jednak coraz bardziej natarczywe i w żaden sposób nieudokumentowane próby obarczania odpowiedzialnością za katastrofę prezydenckiego samolotu z 10 kwietnia na lotnisku w Smoleńsku mjr. Arkadiusza Protasiuka. Podobnie jak rodziny katyńskie piloci zwracają uwagę, że na pogrzeb kapitana w Grodzisku Mazowieckim nie raczył się pofatygować żaden z członków rządu. To niechlubny precedens w historii lotnictwa. Relacje świadków wskazują też, że pilot Tu-154M przed upadkiem próbował jeszcze podejść do góry - bezskutecznie - co także może wskazywać na utratę kontroli nad samolotem. W ocenie pilotów, od chwili kiedy Tu-154M znalazł się na wysokości ok. 200 m, z samolotem działy się dziwne rzeczy i wygląda to tak, jak gdyby samolot nie był już pilotowany, a po prostu spadał. Zdaniem lotników, ogólnie Tu-154 był stosunkowo dobrym samolotem, miał jednak kilka czułych punktów. Dlatego warto przyjrzeć się katastrofom, jakim ulegały te maszyny. Wiele z nich było właśnie efektem awarii drugiego silnika, który następnie niszczył instalację hydrauliczną odpowiadającą za sterownie samolotem. Skoro tak, to dlaczego wersja awarii maszyny została tak szybko odrzucona na boczny tor przez rosyjskich śledczych? Przecież pierwsze dość kategoryczne zapewnienia, że samolot był sprawy, pojawiły się już dzień po katastrofie. Czy może to być związane z faktem, że rozbity samolot niedawno przechodził remont generalny w zakładach rosyjskiego producenta? Czy wówczas coś mogło zostać przeoczone?
http://www.naszdziennik.pl/index.php?dat=20100430&typ=po&id=po01.txt
Niepublikowany dotąd fragment wywiadu ze zmarłym tragicznie pod Smoleńskiem Aleksandrem Szczygłą. Były szef BBN mówi w nim o zaniechaniach gabinetu Donalda Tuska w kwestii kupna nowych rządowych samolotów. Według słów ministra Szczygły: - po przejęciu MON od Radosława Sikorskiego stwierdził nieprawidłowości w przetargu na nowe samoloty rządowe - w ciągu 3 miesięcy rozpisał nowy przetarg- w ciągu 4 miesięcy były zatwierdzone warunki techniczne na samoloty średnie - w ciągu 8 miesięcy byłyby zatwierdzone na duże samoloty. Gdyby minister Klich zachował tempo pracy ministra Szczygły, to przetargi na średnie i duże maszyny powinny być już rozpisane do października 2008 r. Aleksander Szczygło mówi też o tym, że Embraery, które minister Bogdan Klich chciał wyleasingować od LOT, nie mają "specjalnych zabezpieczeń przed atakami lub rakietami".
http://www.niezalezna.pl/article/show/id/33705
Rosjanie chcieli, żebym podpisała oświadczenie, że mogą spalić rzeczy ojca. Rosyjska psycholog powiedziała mi, że są to strzępy ubrania pobrudzone krwią, benzyną i błotem i właściwie nic z nich nie zostało. Zgodziłam się. Tymczasem wśród rzeczy ojca, które mi potem oddano, były prawie niezniszczone blankiety biletów LOT, różaniec, harmonogram pobytu w Katyniu, telefon komórkowy, który nie był uszkodzony i działał. Jeżeli ubranie było kompletnie zniszczone, to gdzie był telefon i dlaczego ocalał? – z Małgorzatą Wassermann, córką posła PiS, byłego ministra-koordynatora ds. służb specjalnych, rozmawia Dorota Kania.
http://gazetapolska.pl/artykuly/kategoria/51/2926/mam-duzo-pytan
Na lotnisku w Smoleńsku na prezydenta czekało dwóch oficerów BOR, którzy dotarli na miejsce wcześniej. Funkcjonariusze mieli zająć się jedynie bezpiecznym rozlokowaniem prezydenta i pozostałych pasażerów w samochodach, które miały ich zawieźć na miejsce uroczystości. W pozostałych kwestiach ochrona prezydenta Kaczyńskiego i całej delegacji podlegać już miała rosyjskim służbom. Jednak będący na miejscu polscy dziennikarze zaznaczali, że ta również nie była wystarczająca. Nie tylko prezydent nie miał odpowiedniej ochrony na czas lotu i pobytu w Rosji. Zabrakło bowiem także żandarmerii, która w takich przypadkach powinna - osobno - czuwać nad bezpieczeństwem generałów i dowódców wojsk. Tymczasem jak powiedział szef BOR gen. Janicki, żadna ochrona dowódców z nimi nie leciała. Dlaczego?
http://www.naszdziennik.pl/index.php?typ=po&dat=20100430&id=po23.txt
Czy to WSI były przyczyną katastrofy w Smoleńsku? Samolot z dziennikarzami wystartował do Smoleńska bardzo wcześnie, bo już o 5.30 ale tuż przed startem dokonano zmiany JAKa-40 na inny. Według niepotwierdzonych informacji na pokładzie JAKa mieli znaleźć się polscy generałowie, którzy przy zmianie samolotu z nieznanych powodów zostali poproszeni o rezygnację z lotu i o dołączenie do grupy pasażerów Tupolewa… Dlaczego w ostatniej chwili dokonano zmiany samolotu? Nie znamy przyczyn. Nie wiemy również, czy z dziennikarzami mieli początkowo lecieć wszyscy generałowie, czy tylko część delegacji sił zbrojnych. Przy tej okazji warto sobie zadać kluczowe na tym etapie pytanie, dlaczego delegacja sił zbrojnych nie uczestniczyła w „oficjalnych” obchodach 3 dni wcześniej? Czyżby między najwyższymi polskimi dowódcami a polskim rządem istniał jakiś poważny konflikt? Być może nieobecność generalicji u boku Tuska w Katyniu była właśnie manifestacją niezadowolenia dowódców. Incydent z gen. Skrzypczakiem, krytyka ze strony gen. Petelickiego to tylko nieliczne przykłady niezadowolenia z polityki MON. Dodajmy, że niezadowolenia całkowicie uzasadnionego. Do tego wszystkiego dochodzi niespodziewanie szybka odbudowa wpływów rozwiązanych w czasie rządów PiS Wojskowych Służb Informacyjnych (WSI). Likwidator WSI, Antoni Macierewicz, powiedział w swoim wywiadzie prasowym: „Platforma chce rehabilitować WSI, flirtuje z Rosją, a ja wiem zbyt wiele o układach, nieprawidłowościach, przestępstwach ludzi, których PO przywraca do władzy w służbach. ”Ten szybki powrót do usług skompromitowanych i bezwzględnych ludzi z WSI nie spotkał się jednak z uznaniem wojskowych. Indywidualne motywy niezadowolenia są z pewnością zróżnicowane ale faktem jest to, że resort min. Klicha, zatrudniający m.in. byłego szefa WSI na stanowisku szefa kadr, jest w klinczu z generalicją… a raczej był. To właśnie w tych kręgach należy szukać architektów zamachu, którego celem była eliminacja elity polskiego wojska blokującej reaktywację tej mrocznej służby.
http://mkajman.blog.onet.pl/Wies-znowu-gora,2,ID405429828,n
Profesor Antoni Dudek przedstawia najważniejsze działania i sukcesy Prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Bardzo ważny i rzeczowy artykuł.
http://histmag.org/?id=4167
Dyletantyzm czy celowe zaniedbania są na porządku dziennym w naszych służbach. Oto na pogrzebie gen. Gągora na Cmentarzu Powązkowskim, gdzie zgromadziła się generalicja i oficjele, nie było żadnej ochrony. Pewien oficer NATO tak to skomentował: „Macie szczęście, że mimo waszego większego zaangażowania w Afganistanie niż hiszpańskie, nie zainteresowali się wami dotąd terroryści, bo moglibyście stracić na tym cmentarzu resztę generałów oraz ministra obrony i szefa BBN”.
http://niezalezna.pl/blog/show/id/2520
Czy prokuratura wojskowa będzie zdeterminowana, aby rzetelnie wyjaśnić katastrofę w Smoleńsku? Naczelny prokurator wojskowy Krzysztof Parulski który kieruje tym śledztwem miał na pieńku z prezydentem Lechem Kaczyńskim, który nie podpisał jego nominacji generalskiej. Równie ważne są powody takiej decyzji prezydenta, jak poważne i jakiej natury były zastrzeżenia Lecha Kaczyńskiego wobec prokuratora Parulskiego? http://www.naszdziennik.pl/index.php?dat=20100426&typ=po&id=po15.txt
Szef MON Bogdan Klich wiedział o zaproszeniu najwyższych dowódców do Katynia. Kancelaria Prezydenta wysłała pismo 17 marca. Dwa dni później trafiło ono do Bogdana Klicha. Władysław Stasiak informuje w nim szefa MON, że prezydent zamierza zaprosić do Katynia najważniejszych dowódców naszej armii. "Zgoda, zwłaszcza, że ja też się wybieram" - podpisano B. Klich. Potem MON wysłało do generałów pismo z "z uprzejmą prośbą o realizację". Nosi datę 23 marca i jest podpisane przez zastępcę dyrektora sekretariatu Ministra Obrony Narodowej płk Piotra Nideckiego. Konstytucjonaliści sądzą, że minister miał pole manewru. - Mógł poprosić o spotkanie z prezydentem, na którym zgłosiłby swoje wątpliwości, bo w czasie pokoju to właśnie on kieruje całokształtem działalności sił zbrojnych - przekonuje dr Marcin Wiszowaty. Postawę szefa MON skrytykował gen. Gromosław Czempiński. „Minister Klich wiedział, że poszczególni dowódcy dostali od prezydenta zaproszenie, ale nie wiedział, że oni będą lecieć? Tu nie chodzi o to, czy minister Klich wyraziłby zgodę czy nie, bo trudno wyobrazić sobie, żeby powiedział: "nie weźmiecie udziału". Ale powinien wiedzieć, że oni zaakceptowali zaproszenie i będą lecieć. Powinien zainteresować się, zapytać: „a jak lecicie”? I wtedy może odezwałby się jakiś dzwonek alarmowy, że wszyscy polecą jednym samolotem" - powiedział generał.
http://www.dziennik.pl/polityka/article598284/Wyjazd_dowodcow_do_Katynia_Klich_wiedzial.html
Jacek Sasin z kancelarii prezydenta twierdzi, że MON miało pełną wiedzę na temat szczegółów transportu polskiej delegacji do Katynia 10 kwietnia. Wcześniej szef MON Bogdan Klich zapewniał, że zgodził się na udział najwyższych dowódców w uroczystościach w Katyniu, ale nie wiedział, że polecą jednym samolotem. Kancelaria prezydenta wysłała listy osób z podziałem na samoloty do podległego MON dowództwa sił powietrznych i do 36. pułku. - Te instytucje musiały wiedzieć, że dziennikarze lecą jakiem, a cała delegacja w tym wszyscy dowódcy - tupolewem - twierdził Sasin. Dlatego twierdzenia Bogdana Klicha są dla niego absolutnie niezrozumiałe.
http://wiadomosci.wp.pl/kat,1342,title,MON-wiedzialo-ze-dowodcy-poleca-jednym-samolotem,wid,12227945,wiadomosc.html
- To próba przekształcenia Sejmu w sejm niemy. To nie ma nic wspólnego z szacunkiem dla ofiar. Szacunek dla ofiar to wyjaśnienie tego, co się stało - komentuje Antoni Macierewicz wystąpienie Donalda Tuska przed posłami oraz uniemożliwienie posłom opozycji zadawania pytań ministrowi Klichowi.
http://www.youtube.com/watch?v=q64aBtbtBog&feature=player_embedded
Na pytanie w sondzie fakt.pl „Czy wierzysz, że przyczyną katastrofy był zamach?”, przy ponad 1800 głosujących 72% odpowiedziało twierdząco, a 28% zaprzeczyło.
http://www.fakt.pl/Zamach-przyczyna-katastrofy-,artykuly,70703,1.html
Mnie to, że czarne skrzynki naszego samolotu badają Rosjanie, nie napawa zadowoleniem. Mało tego, Rosjanie podobno mają nam dać tylko spisane przez siebie zapisy, stenogramy z taśm, ale samych czarnych skrzynek nam nie oddadzą. Przecież to jest polska własność! Każdy kawałek, każda część tego samolotu została kupiona przez nas. Jak można nam nie oddać naszej własności? Jak to możliwe, że nasi prokuratorzy muszą występować do Rosjan o przekazanie nam zapisów? To godzi w nasz honor, godzi w suwerenność narodową. Ale to, co mnie najbardziej przeraża i dlaczego napisałem mój list otwarty do premiera, to fakt, że nasze władze akceptują to bez żadnych protestów. Mało tego, jeszcze się do Rosjan przymilają. Pomysł na ustanowienie komisji złożonej z niezależnych zagranicznych ekspertów wziął się z tego, że nie ufam ani Rosjanom, ani – przykro to powiedzieć – polskim śledczym. Rosją rządzi były agent KGB, członek klanu czekistów. Jego ojciec był w NKWD, a dziadek był kucharzem Lenina. Przecież nikt nie każe rządowi Tuska iść z Rosją na noże. Nikt im nie każe, żeby zagrozili, że jeżeli nie dostaniemy czarnych skrzynek, to wysadzimy w powietrze mauzoleum Lenina. Chodzi po prostu o zdecydowane wystąpienie w obronie naszej racji stanu. Niestety, w postawie tego rządu widzę nastawienie PRL-owskie. Obawę przed zrobieniem przykrości, narażeniem się Wielkiemu Bratu. Rosjanie powinni powiedzieć: zginął wasz przywódca, wy tę sprawę wyjaśnijcie. To oni powinni pomagać przy naszym śledztwie, a nie odwrotnie. W ten sposób pokazaliby, że mają czyste intencje i wokół całej sprawy nie byłoby żadnych niedomówień. Gdyby tak zrobili, prorosyjska euforia, jaką można zaobserwować w polskich mediach i wśród polskich polityków, byłaby rzeczywiście uzasadniona. Gdyby żył prezydent Kaczyński, nigdy nie pozwoliłby na coś takiego, co teraz obserwujemy.
http://www.rp.pl/artykul/469805_Nie_mamy_powodow__by_ufac_Rosjanom_.html
Filip Stankiewicz
Legendarna dziennikarka: Żydzi, wracajcie z Palestyny do Polski, Niemiec 89-letnia Helen Thomas, legendarna amerykańska dziennikarka – korespondentka Białego Domu, wypowiadając się na temat obecnej sytuacji w Izraelu, wywołała skandal stwierdzając, że “Żydzi powinni wynieść się z Palestyny tam, skąd przyjechali, czyli do Polski i Niemiec”. Wypowiedź padła podczas uroczystości w Białym Domu zorganizowanej z okazji Miesiąca Dziedzictwa Żydowskiego (Jewish American Heritage Month). Thomas, córka imigrantów libańskich, skomentowała postępowanie Izraela wobec Palestyńczyków stwierdzając m.in. że “[Żydzi] powinni wynosić się z Palestyny. Należy pamiętać, że Palestyńczycy są okupowani, a oni [Żydzi] powinni wracać do domu.” Na pytanie Davida Nesonoffa, co należy uważać za dom, Thomas powiedziała: “Polska, Niemcy, Ameryka i gdziekolwiek indziej.” Klip video zamieszczony został na żydowskim portalu RabbiLive.com z napisem, że “Sześć milionów Żydów zostało zamordowanych w domu… w Niemczech, Polsce.” Wypowiedź spotkała się z reakcją żydowskich środowisk, które apelują o zwolnienie Helen Thomas z Białego Domu. “Powinna stracić pracę. [...] Ona opowiada się za czystkami etnicznymi.” – powiedział Ari Fleischer, były sekretarz prasowy prezydenta George’a W. Busha. Wobec naporu lobby żydowskiego, Thomas wycofała się z wypowiedzi publikując przeprosiny i sprostowanie. Incydent ukazuje, że jakakolwiek krytyka postępowania Izraela, oraz samego faktu, że państwo to powstało na ziemiach brutalnie zagarniętnych przez terrorystyczne bandy żydowskie – z których później uformowała się współczesna armia izraelska - od odwiecznych mieszkańców tamtych terenów, czyli Palestyńczyków, jest niedozwolona. Ukazuje również, że nawet legendarni dziennikarze wzywający do powrotu Żydów “do domu”, nie rozumieją, że “dom” ten został utracony, a prawowici mieszkańcy być może nie życzą sobie napływu obcych kulturowo i cywilizacyjnie imigrantów.
Izrael nie chce pokoju W notce „Ratujmy Żydów !” próbowałem przedstawić możliwe powody bandyckiego napadu izraelskich komandosów na Flotyllę Wolności. Ciągle jednak dochodzą nowe elementy układanki i dziś chciałbym kontynuować ten wątek. Z grubsza będzie on zbieżny z tym co pisałem poprzednio lecz tym razem wnioski mogą być dużo dalej idące. W mediach przeważają opinie, że krwawy przebieg zajść spowodowany był brutalnością, brakiem poszanowania dla norm międzynarodowych, arogancją. głupotą izraelskiego rządu czy brakami w wyszkoleni biorących udział w akcji żołnierzy. O wszystkie elementy tej wyliczanki można posądzić syjonistyczne władze Izraela ale na pewno nie o głupotę. Projekt, który konsekwentnie realizowany jest od ponad 100 lat dozorowany jest przez ludzi, których cele są wyraźnie sprecyzowane, choć niekoniecznie dla ogółu „wyraźne”. Jeśli się dobrze przyjrzeć całej sprawie dziś, gdy znamy już reakcje rządów i mediów światowych to można dojść do wniosku, że morderstwa na członkach pacyfistycznej misji humanitarnej były dokonane z premedytacją i stanowiły element doskonale przygotowanego planu. Zastanawiające jest z dzisiejszej perspektywy medialne znaczenie, jakie nadały całej operacji izraelskie media na długo przed samym rejsem. Rząd Netanyahu nadał tej sprawie wielki rozgłos, który pozornie nie służył interesom izraelskim. Flotylla Wolności miała bowiem na celu dostarczenie pomocy humanitarnej do oblężonej od trzech lat Strefy Gazy ale miała także cel propagandowy – przełamanie i nagłośnienie brutalnej a przede wszystkim nielegalnej blokady. Robienie szumu medialnego wokół całej misji na długo przed wypłynięciem musiało mieć jakiś konkretny cel, skoro propaganda syjonistyczna robiła za tubę pacyfistów pro-palestyńskich. Flotylla, gdy została napadnięta, znajdowała się na wodach międzynarodowych – ok. 70 mil od celu. Napad miał miejsce przed świtem a to potęgowało możliwość ryzyko pomyłek i „spontanicznych” zachowań napastników. Napastnicy liczyli także z pewnością na to, że mrok utrudni ewentualne filmowanie zajść przez obecnych na statkach dziennikarzy. Wszystkie te okoliczności wskazują niezbicie, że cała akcja jak i sposób przeprowadzenia były przygotowane z premedytacją. Jaki mógł być cel takiego szalonego, bandyckiego zajścia? Prawdopodobnym motywem mogło być niedopuszczenie do spotkania premiera Netanyahu z Obamą. Bo dlaczego taki „pośpiech” w przeprowadzeniu akcji zatrzymania konwoju? Można było przecież poczekać na wpłynięcie Flotylli na wody terytorialne a wtedy każda akcja byłaby łatwa do usprawiedliwienia. Nawet, gdyby były ofiary w ludziach. Czy były może jakieś ważne okoliczności związane ze spotkaniem Netanyahu – Obama, które nie były na rękę syjonistom? Otóż, zdaje się, że były. W momencie ataku, który zastał izraelskiego premiera w Kanadzie, gdzie przebywał z wizytą, pozostawało niewiele godzin do spotkania w Białym Domu. A było to, jak się wydaje, ostatnie miejsce, w którym chciałby się znaleźć Netanyahu. To spotkanie nie było zwykłą, kurtuazyjną wizytą bliskowschodniego sojusznika. Było to spotkanie, na którym miały paść ze strony izraelskiego premiera bardzo ważne deklaracje. Tydzień wcześniej do Jerozolimy wysłany został szef gabinetu Obamy, Rahm Emanuel. Według oświadczeń samego Netanyahu, cytowanego przez prasę, Obama miał zapewnić władze izraelskie, że planowane rozmowy na temat Bliskiego Wschodu bez broni jądrowej nie „narażą na niebezpieczeństwo” państwo żydowskie. Obietnice miały ponadto zawierać dalszą rozbudowę potencjału strategicznego Izraela i zapewnienie, że żadna rezolucja ONZ nie zagrozi żywotnym interesom Izraela. Miałaby to być swego rodzaju „polisa ubezpieczeniowa” na wypadek postępowania w sprawie bestialskiej masakry w Strefie Gazy. Jest zrozumiałym, że Obama i europejscy wasale Wuja Sama oczekiwali choć trochę wzajemności ze strony izraelskiej, co miało się gównie przełożyć na ustępstwa w negocjacjach z Palestyńczykami. Na planowanym spotkaniu Netanyahu miał złożyć ważne deklaracje owych ustępstw syjonistycznego rządu. Netanyahu, który de facto sprzeciwił się wszystkim ustaleniom z Oslo i Camp David, znalazł się niejako pod ścianą, zmuszony do choć werbalnego potwierdzenia tych zobowiązań. Sabotowanie inicjatyw pokojowych to ulubiony sport syjonistów a sam Hetanyahu jest niekwestionowanym mistrzem obstrukcjonizmu. Nie należy przy tym zapominać, że zapewnił sobie stanowisko premiera tworząc koalicję Likudu z najbardziej prawicową ekstremą w historii izraelskiej sceny politycznej. Aktualny rząd składa się z partii, które otwarcie popierają nielegalne osadnictwo i eksmisje Palestyńczyków. Zamrożenie osadnictwa i wycofanie się z Transjordanii lub poczynienie jakichkolwiek ustępstw w sprawie Wschodniej Jerozolimy spowodowałoby upadek jego rządu. Tak więc Netanyahu nie miał większego wyboru a wywołanie kolejnego kryzysu i niedopuszczenie do spotkania z Obamą leżało w jego interesie. Zabicie pokojowych aktywistów na pełnym morzu wiązało się oczywiście z pewnym ryzykiem ale było to z pewnością ryzyko dobrze skalkulowane. Izrael nie przejmował się zresztą nigdy światową opinią publiczną. W każdym razie deklaracje poczynione przed kamerami CNN przyniosły by więcej szkody. Zresztą nie pierwszy raz Izrael popełniał z całą premedytacją czyny zbrodnicze. Izraelczycy wzięli już kiedyś na cel libijskie samoloty cywilne, przeprowadzali dywanowe naloty na Gazę, południowy Liban i Bejrut. Listę można by jeszcze uzupełnić o bestialskie masakry w Sabrze i Szatili, Jeninie, Deir Jassinie i wielu innych miejscach, gdzie ginęła ludność cywilna. Oprócz incydentu z okrętem Liberty, tę zbrodnię odróżnia od wymienionych to, że ofiarami nie byli tym razem Arabowie. Ale z wydatną pomocą żydowskiego lobby i dobrze umiejscowionych ludzi w światowych mediach, Izrael zawsze zdołał zmyć krew z rąk i w cudowny sposób okazać się wieczną, prześladowaną ofiarą nagonek „antysemickich”. Zachowanie mediów w ostatnich dniach, serwujących coraz to nowe dowody „niewinności” Izraela świadczą, że kalkulacje syjonistów były prawidłowe. Rządy wyraziły „zaniepokojenie” a w skrajnych tylko przypadkach „oburzenie”. Wezwani na dywanik ambasadorzy izraelscy zjawili się na „żądanie” ministrów spraw zagranicznych, panowie pogadali sobie o d... Maryni i sprawa załatwiona. Przy okazji dowiedzieliśmy się, że słynny art.5 NATO, zapewniający solidarną pomoc każdemu napadniętemu członkowi Sojuszu tak naprawdę jest pustym zapisem a samo NATO to tylko instrument imperialnej polityki USA.
Wracając jednak do samego zdarzenia zauważyć należy jeszcze jedną prawidłowość. Pomijając fakt, że akurat Netanyahu jest zagorzałym przeciwnikiem jakichkolwiek ustępstw wobec Palestyńczyków to każdy polityk izraelski, który chciał iść na jakiekolwiek ustępstwa kończył marnie. Ischak Rabin zginął z ręki zamachowca a Ariel Sharon zapadł nagle na tajemniczą chorobę i skończył jako warzywko. Gdybyśmy chcieli znaleźć jakąś logikę w syjonizmie to jedna prawidłowość rzuca się natychmiast w oczy – raz zdobytych terytoriów się nie oddaje. Nie na darmo na budynku Knesetu widnieje słynny napis a flagę Izraela zdobią dwie błękitne wstęgi. Każda bowiem flaga ma swoją symbolikę. Każdy rozsądny człowiek wie, że politycy, którzy zdają się trzymać w garści losy świata są jedynie
marionetkami a prawdziwa władza siedzi wygodnie za kurtyną sceny. Z pewnością nie inaczej jest w przypadku syjonizmu. Gdybyśmy chcieli jednak zajrzeć za tę kurtynę, to żeby zrozumieć to wszystko, musielibyśmy z pewnością cofnąć się do czasów gdy była pisana, przepisywana i ulepszana Biblia. Jakby na to jednak nie patrzeć, to jedno jest pewne – Izrael, dopóki rządzą nim syjoniści, nie chce pokoju. SpiritoLibero
Polska krajem praworządnym Ryszard Sidorowicz, więzień polityczny III RP, czyli prawdziwy obraz „prawa i sprawiedliwości” w Polsce Anno Domini 2010. Wszystko wskazuje na to, że pod rządami „przejrzystego” premiera Donalda Tuska i jego elokwentnego ministra sprawiedliwości łamane są prawa i wolności obywatelskie Polaków i tworzone jest na naszych oczach grono więźniów politycznych III RP. Regionalni, sądowi siepacze z województwa zachodniopomorskiego, a konkretnie z Goleniowa wykonują właśnie samosąd na człowieku z zasadami- Ryszardzie Sidorowiczu. Póki co bezkarni, sądowi drwale zabrali się za wycinanie „polskiego lasu” w „sprywatyzowanym” i germanizowanym województwie zachodniopomorskim.
Kim jest Ryszard Sidorowicz? Jest sympatykiem naszego stowarzyszenia Wierni Polsce Suwerennej, jest naszym przyjacielem, ale ponad wszystko jest uczciwym, dzielnym Polakiem, który nie pogodził się z lokalną korupcją i szemranymi układami rządzącymi Goleniowem. W historii Ryszarda Sidorowicza mogą przejrzeć się jak w zwierciadle także inni, niezłomni Polacy z każdej części naszej Ojczyzny i dlatego bijemy na alarm. Zacznijmy od słów samego Ryszarda Sidorowicza opublikowanych przez niego nie tak dawno na łamach internetowej gazety „Kworum”: Szanowni Państwo ! Nazywam się Ryszard Sidorowicz. Obecnie mam 57 lat. Od roku 1959 mieszkam w 30 parotysięcznym Goleniowie na Pomorzu Zachodnim. Z zawodu jestem oficerem mechanikiem okrętowym, przez pewną część mojego życia pracowałem na Morzu Bałtyckim przy pracach podwodnych i hydrotechnicznych. W tym miejscu oświadczam, że moja osoba, moje imię i nazwisko nie mają nic wspólnego z człowiekiem o nazwisku Ryszard Sidorowicz widniejącym w przestrzeni internetowej jako Ryszard Sidorowicz kapitan SB prześladujący w przeszłości w Gorzowie Wielkopolskim opozycję solidarnościową. Nie wiem czy taka osoba fizycznie istnieje, jednak ja, kiedy poszukiwałem w Internecie genealogii mojego nazwiska na takiego, być może wirtualnego osobnika trafiłem. Korzystając ze szpalt internetowych KWORUM, jak również osobistego zaproszenia ze strony Dr Jana Pyszko, chcę pilotażowo ukazać moje przykre i bolesne doświadczenia z tzw. polskim wymiarem sprawiedliwości, jak również z przestępczymi działaniami goleniowskich funkcjonariuszy państwowych. Na podstawie moich kilkuletnich, w okresie 2002 do 2009, doświadczeń, oświadczam, że Rzeczpospolita Polska nie jest państwem suwerennym i demokratycznym. W Polsce na masową skalę łamane są prawa obywatelskie i ludzkie, w Polsce nie ma wolnych i niezależnych mediów, nie ma praworządnych sądów. Z Ligą Polską kontakt nawiązałem w roku 2001. Członkiem Ligi Polskiej zostałem 03.05.2001r. leg. A1 4. Dla Ligi Polskiej był to wówczas bardzo trudny okres. Złożyły się na to m.in. negatywna i wroga presja mediów, żmudna i długotrwała lustracja potencjalnych członków LP, a głównie dywersyjna i prowokacyjna działalność członków LPR. Wszystkie te czynniki zablokowały polityczne nasze zaistnienie jako wiarygodnej organizacji w sferze publicznej. W 2002 roku podczas wyborów samorządowych związałem się z Komitetem Obrony Polskiej Ziemi PLACÓWKA i pod jej szyldem wspólnie ze zorganizowaną przez siebie grupą, wystartowałem w wyborach do Samorządu Goleniowskiego. Startując w wyborach na Urząd Burmistrza Gminy i Miasta uzyskałem duże poparcie Wyborców. Moim przewodnim hasłem było PO BOGU WINNIŚMY MIŁOŚĆ OJCZYŹNIE, KTÓRA JEST RODZINĄ RODZIN. W gronie 8 kandydatów uzyskałem 3 wynik. Lecz dla mnie była to porażka, dlatego, że bezpośrednio po wyborach tzw. SŁUŻBY uruchomiły przeciwko mnie i mojej żonie represje administracyjne. W pierwszym rzędzie uderzyli w firmę mojej żony. Poprzez ustawiane i sterowane ręcznie przetargi spowodowali przejęcie lokalu gastronomicznego prowadzonego przez moja żonę przez tzw. swoich ludzi. Zostaliśmy z żoną jako pracodawcy z firmą, wykwalifikowanym personelem jednak bez miejsca pracy. Straty finansowe, które wówczas ponieśliśmy to około 250 tys. złotych. Tylko dzięki naszej osobistej determinacji udało nam się odbudować firmę w innym miejscu. Wówczas ci sami przestępczy funkcjonariusze tzw. państwowi związani zarówno z SLD jak również z PLATFORMĄ skupieni wokół obecnego burmistrza Goleniowa ANDRZEJA WOJCIECHOWSKIEGO, notabene byłego aparatczyka PZPR i wg danych IPN członka Plenum Gminno Miejskiego PZPR, uwikłali mnie i moją żonę w ciąg lawinowo uruchamianych przeciwko nam procesów sądowych. Na podstawie fałszywych pozwów i oskarżeń w okresie od 2003 do 2009r. wytoczyli, głównie mnie, szereg postępowań sądowych. Dla zobrazowania trwania tego ciągu niszczenia mnie jako człowieka i niebezpiecznego dla nich polityka, który nie zgadzał się z bezmyślnym, chorobowym trwonieniem przez urzędników pieniędzy publicznych, prywatą urzędników, deprawacją i degradowaniem naszych dzieci w tzw. naszych polskich szkołach, podaję dane postępowań i procesów wytoczonych przeciwko mnie w okresie 2002 do 2009:
1.Wyrok Sądu Rejonowego Wydział II Karny w Goleniowie nr wyroku III K 517|03.
2.Sąd Okręgowy w Szczecinie IV Wydział Karny IV ka 1963|04
3.Sąd Okręgowy w Szczecinie I Wydział Cywilny I Co 1750|03
4.Sąd Rejonowy Wydział I Cywilny w Goleniowie I Co 958|05
5.Sąd Rejonowy w Szczecinie Wydział XIII Gospodarczy XIIIGNc 77|06
6.Sąd Rejonowy w Szczecinie Wydział XIII Gospodarczy XIIIGCupr122|06
7.Sąd Rejonowy w Goleniowie II Wydział Karny Kp 226|04
8.Postanowienie Ko 380|06 i IV Ko 227|06 II K517|03
Jednym z ostatnich jest m.in. Postanowienie I Co 464|07 Sądu Rejonowego w Goleniowie z dna 12 stycznia 2009 r. Wydział I Cywilny Asesor sądowy Aneta Iglewska Wilczyńska, która za odmowę przeze mnie ujawnienia mojego majątku skazała mnie na 7 dni aresztu. Na to postanowienie złożyłem skargę do Sądu Okręgowego w Szczecinie. W trakcie kapturowych sfingowanych przeciwko mnie procesów sędziowie dopuszczali się przestępczych orzekań i wyrokowań. Mogę w tym miejscu oświadczyć, że teraz nie jestem już sam. Moje sprawy są przekazane jako priorytetowe do Ministerstwa Sprawiedliwości. Odsyłam w tym miejscu do informacji o proteście głodowym grupy Szczecinian przed Sądem Okręgowym w Szczecinie, a głównie Szlachetnych Pań Grażyny Bobak i Julii Jarosz zawartej na stronie internetowej Bezprawie Afery Bielsko Biała. Na zakończenie tej części mojego oświadczenia, chcę zacytować fragment wypowiedzi Rzecznika Praw Obywatelskich w artykule Łukasza Warzechy FAKT z dnia 4.04.2008r TO NIE JEST PAŃSTWO PRAWA, który m.in. mówi, że …”do Rzecznika Praw Obywatelskich w roku 2006 wpłynęło 49 tysięcy skarg, natomiast w 2007 już 57 tysięcy, oraz który między innymi mówi, że my nie mamy jeszcze państwa prawa, który to ideał jest daleki od rzeczywistości. Na razie mamy państwo prawników, którzy zagwarantowali sobie przywileje materialne, rozdali sobie funkcje, a kiedy ktoś chce ich zmusić do obrony prawa, do obrony biednych, do efektywnej pracy albo po prostu do obrony sprawiedliwości, podnoszą krzyk, że to zamach na demokrację”. Ryszard Sidorowicz
Kowal i Czech oraz inni poplecznicy nacjonalistów Po ostatnim felietonie w "Gazecie Polskiej", w którym skrytykowałem polskich polityków popierających nacjonalistów ukraińskich, dostałem kilkanaście e-mali. Moja odpowiedzią na poruszone wątki niech będzie tekst polskiego dziennikarza z Kijowa, który z autopsji zna te problemy. Co do Pawła Kowala, eurodeputowanego z PiS, to podtrzymuję stwierdzenie, że poprzez swoje poparcie dla Juszczenki, a co za tym idzie dla ideologii Bandery, odebrał on swojej partii wiele głosy. Co więcej, również w chwili obecnej pokazując sie razem z Jarosławem Kaczyńskim (np. kilka dni temu prowadził on jego debatę z prof. Jadwigą Staniszkis) może spowodować, że wielu Kresowian i i ich potomków zawaha się przy oddawaniu głosu na prezesa PiS. Do tej korespondencji dodaję dwa inne teksty, które obrazują obecną sytuację nad Dnieprem.
Polskie wsparcie faszystów ukraińskich? Polska od samego początku lat 90. XX wieku wspierała władze ukraińskie, nie bacząc na politykę Kijowa. Takie sobie wsparcie z miłości do Ukraińców i nienawiści do Rosjan władz w Warszawie. Wg. tej polityki - wszystko co ukraińskie miało być dobre i europejskie, a co rosyjskie niesprawiedliwe i azjatyckie. Nawet polski patriotyzm był mierzony jednostką antyrosyjskości. Jak nienawidzisz Rosjan – to jesteś stuprocentowym Polakiem. Z Ukraińcami było trochę inaczej. Jeśli na początku lat 90. Polacy najgorzej odbierali Ukraińców i Romów, to po tym, jak Związek Ukraińców w Polsce zabrał się razem z Unią Wolności i posłem Myrosławem Czechem do roboty – to przeciętny Polak coraz bardziej zaczął lubić Ukraińców. Nawet OUN-UPA zaczęto odbierać bardziej toleracyjnie w Sejmie i Senacie RP. Ba, Senat nawet poprosił przebaczenia u wszystkich Ukraińców za zbrodnię Operacji „Wisła”, dokonanej przez Polaków. Równocześnie na szczeblu decydentów państwowych w Warszawie nie wypadało zbyt wiele mówić o rzeziach banderowskich Polaków na Wołyniu. Na takim gruncie w Polsce hodowano dziesiątki posłów podobnych do unity Czecha. Na prawicy pojawili się decydenci Michał Kamiński i Paweł Kowal z PiS-u, którzy polubili dumki ukraińskie w śpiewaniu i polityce. Zamiast prawdziwych historyków, znających się doskonale na zbrodniach OUN-UPA, dokonanych na narodzie polskim, Wiktora Poliszczuka i Ewy Siemaszko zaczęto wspierać historyka na zlecenie z IPN-u Grzegorza Motykę. Polityka dyplomacji polskiej sięgnęła tak daleko w miłości do OUN-UPA, iż, gdy prezesem IPN-u był Leon Kieres, to na wystawę w Ambasadzie RP w Kijowie „Polacy i Ukraińcy: 1939-1947” nie dopuszczono Polaka o poglądach antybanderowskich ale w pierwszym rzędzie sali konferencyjnej polskiej ambasady naprzeciwko ówczesnego prezesa IPN-u Kieresa siedział b. dowódca UPA płk. Wasyl Kuk. Ale jak się mówi w przysłowiu – miłość jest ślepa. Ale, niestety, miłość w dyplomacji prowadzi do strasznej głupoty i marazmu. W tej chwili ta miłość polska bez wzajemności ze strony ukraińskiej - odpoczywa. Dyplomacja w Warszawie czeka – w jakim kierunku pójdzie nowy prezydent Wiktor Janukowycz. Po stu dniach prezydentury można śmiało powiedzieć, iż to kierunek Rosji, chociaż publicznie Janukowycz mówi, że wektor jego polityki zagranicznej jest skierowany do UE. Ale mówić można wszystko nad Dnieprem. Prezydent Janukowycz, który w swoim programie wyborczym deklarował, iż zaprzestanie gloryfikację OUN-UPA i jej watażków, nagle zaprzestał akcję zwalczania neonazistów ukraińskich. Po krótkim przestraszeniu neonazistowska młodzież razem z weteranami OUN-UPA znowu maszeruje ulicami stolicy banderowskiej Lwowaz portretami swoich krwawych watażków. Czyżby niczego się nie zmieniło po rządach probanderowskiego Wiktora Juszczenki? I władze polskie mogą i dalej bezgranicznie lubić banderowców, zapominając o 200 tysiącach zamordowanych Polaków na Kresach II RP? Przecież ważniejszy jest Katyń i katastrofa prezydenckiego Tu-154M na lotnisku rosyjskim Smoleńsk-Siewiernyj. I, gdyby nie ci podstępni Moskale – to nigdyby nie doszło do takiej katastrofy polskiego samolotu...? I znowu nad Wisłą – tańczymy walca. Eugeniusz Tuzow-Lubański, Kijów
Reformy na Ukrainie: mity czy rzeczywistość? Prezydent Wiktor Janukowycz ogłosił pierwszy etap reform gospodarczych w kraju. Jestem pewny w sukcesie tych reform. Ukraina po tych reformach wejdzie do czołówki 20. najbardziej rozwiniętych krajów świata – oświadczył na posiedzeniu komitetu ds. reform gospodarczych prezydent Janukowycz. Prezydent obiecuje znaczne zniżenie wskaźników inflacji i deficytu budżetu. Wszystkie długi państwowe zostaną spłacone w terminie. Obecna inflacja, która sięga 13% - w 2014 roku będzie wynosić tylko 6%. Prezydent obiecuje zniżenie presji podatkowej na ukraiński biznes. Państwo będzie coraz mniej ingerować do gospodarki. Klimat inwestycyjny w kraju zostanie polepszony nie mniej niż na 40 pozycji. Janukowycz obiecuje reformowanie na poziomie samorządów lokalnych. Niedoskonała organizacja władzy w regionach jest tradycyjnym hamulcem rozwoju Ukrainy. Dlatego system władzy lokalnej musi być zreformowany ale tak, żeby to było na korzyść regionom i centralnej władzy. Ponad czterech poważnych programów reformowania Ukrainy obiecał w latach 90. XX wieku ówczesny prezydent Leonid Kuczma i wszystko skończyło się tylko na deklaracjach. Następny prezydent Wiktor Juszczenko obiecał 10 kroków reform gospodarczych i administracyjnych ale z takim sukcesem jak i jego poprzednik. Czy to, co się nie udało poprzednim prezydentom Ukrainy uda się obecnemu prezydentowi Janukowyczowi? Sto dni rządów prezydenta Janukowycza skomentował znany ukraiński politolog Wołodymyr Fesenko w agencji internetowej „Gazeta.ua”. Pierwsze osiągnięcie Janukowycza to wyprowadzenie kraju z chaosu. Prezydent potrafił twardo wziąć władzę w swoje ręce. Z punktu widzenia społeczeństwa ukraińskiego – to potrzebna stabilizacja polityczna w państwie. Ale taka sytuacja grozi także niebezpieczeńtwem wprowadzenia rządów autorytarnych – uważa Fesenko. W polityce zagraniczej trwa rozpoznanie. Ale wszystko mówi o tym, iż nowa władza będzie lawirować między Rosją, UE i USA. Zdaniem politologa Fesenko odmowa Ukrainy od członkostwa w NATO zwiększy uzależnienie państwa od Rosji. Oglądając jak prezydent Janukowycz wygłaszał 3 czerwca na sali „Ukraina” w Kijowie swoje orędzie po stu dniach rządów można było skojarzyć zaproszonych decydentów ukraińskich z delegatami partyjnymi genseka Breżniewa w Moskwie – tylko bardziej od Moskali wypasionych. Czyżby ci decydenci, którzy są autorami i budowniczymi systemu kryminalno-oligarchicznego na Ukrainie - będą wspierać reformy, które zniszczą ich reżim narodow-parazytyczny? A marzenie Janukowycza wypowiedziane w orędziu, że Ukraina wejdzie do 20. najbardziej zamożnych krajów świata do złudzenia przypomina wypowiedzie genseka Nikity Chruszczowa, który na początku lat 60. XX wieku zapowiedział, iż ludzie sowieccy w roku 1980 będą żyć przy komunizmie. To, że po takim „komunizmie” nastąpi rozpad ZSRS - komunista Chruszczow nie mógł sobie wyobrazić nawet w najstraszniejszych snach. Taki samy los oczekuje Ukrainę, chociaż na razie to trudno wyobrazić – bardzie nad Wisłą niż nad Dnieprem. Eugeniusz Tuzow-Lubański, Kijów
Łukaszenko pokłócił się z Janukowyczem Relacje między Ukrainą a Białorusią bardzo się pogorszyły w wyniku czego białoruski prezydent Aleksandr Łukaszenko wstrzymał proces demarkacji wspólnej z Ukrainą granicy – powiadomiła na podstawie źródeł dyplomatycznych gazeta „Komersant Ukrainy”. Niedawno została odwołana wizyta prezydenta Łukaszenki do ukraińskiego Baturina niedaleko wspólnej granicy, gdzie miało dojść do wspólnych negocjacji z prezydentem Janukowyczem. Na spotkaniu miała być uregulowana demarkacja wspólnej granicy i podpisane umowy w sferze energetycznej. Przyczyną sytuacji konfliktowej źródło informacyjne „Komersanta Ukrainy” nazywa to, iż strona białoruska przed wizytą prezydenta Łukaszenki zarządała od strony ukraińskiej zapłacenie długu - 130 mln USD, a nie tak jak było uzgodniono poprzednio - 50 mln USD. Ukraina na to się nie zgodziła. Aby zliberalizować wizowy reżim Ukrainy z krajami UE – decydenci w Brukseli wymagają od Kijowa demarkację granic z Rosją i Białorusią. Pogorszenie stosunków z Mińskiem nie będzie sprzyjać temu procesowi. Eugeniusz Tuzow-Lubański, Kijów
Z. Brzeziński: dominacja Zachodu kończy się Poniższy artykuł, pełen żydowsko-masońskiego, globalistycznego bełkotu, niektórych rozśmieszy, innych wkurzy. Zamieszczamy go tutaj dla celów poglądowych. – admin Rosja musi się zbliżyć z Zachodem. Nie ma wyboru – mówił prof. Zbigniew Brzeziński, doradca prezydenta Jimmiego Cartera ds. bezpieczeństwa narodowego, który w piątek odwiedził Warszawę Na Brzezińskiego w Pałacu Staszica czekały tłumy, a jego biografia pióra amerykańskiego historyka Patrick Vaughan, znanego specjalisty od czasów zimnej wojny (profesor przyjechał na jej promocje) schodziła jak świeże bułeczki. Prowadzący spotkanie Jacek Żakowski z Polityki uporczywie dopytywał profesora o to co się stanie ze światem w najbliższej przeszłości. – Nie jestem prorokiem – wzbraniał się Brzeziński, ale szybko zaczął kreślić swoje wizje. – Świat się zmienia. Dominacja Zachodu, która trwałą 500 lat się kończy. W ciągu ostatniego półwiecza Azja, Afryka i Ameryka Południowa stały się politycznie świadome. W Chinach dokonały się wielkie zmiany, podobne będą miały miejsce w Indiach, Indonezji, Brazylii. Nadchodzi nowa era – opisywał Brzeziński. Jego zdaniem poza Europą dominuje frustracja, niezadowolenie, poczucie niesprawiedliwości. - Europa i Ameryka podstawą swojego dyskursu historycznego uczyniły demokrację, wolność, postęp. W innych częściach świata tożsamość buduje się na pamięci o kolonializmie, niewolnictwie i wyzysku – mówił profesor. Jego zdaniem najgorszy scenariusz dla świata spełni się wtedy, gdy USA stracą przywódcą role. – Kryzys Ameryki stanie się kryzysem całego świata. Zrobi się bałagan, nadejdzie głęboki kryzys gospodarczy, światem będą wstrząsać regionalne konflikty, waśnie religijne – wyliczał. Brzeziński wierzy, że Barackowi Obamie uda się zreformować i wzmocnić Stany, a wówczas taki scenariusz przestanie być realny. Dużo też zależy od tego, czy Europa się w pełni się zjednoczy czy nie. Brzeziński jest zadnia, że na razie Unia Europejska zmierza w kierunku rozpadu, ale wierzy, że europejskie społeczeństwa i przywódcy w porę się opamiętają.
Żakowski pytał Brzezińskiego o przemiany w Rosji. – W sprawie Rosji jestem optymistą, ponieważ jestem pesymistą w tej sprawie – enigmatycznie odpowiadał profesor. Tłumaczył potem, że jego pesymizm dotyczy zdolności współczesnej Rosji do odbudowy imperium. – Wystarczy spojrzeć na statystyki demograficzne, na stan badań naukowych, na otoczenie geopolityczne Rosji. Moskwa nie ma wyboru, musi zwrócić się do Zachodu. To jest też w naszym interesie. Dlatego jestem optymistą – wyjaśniał. Żakowski dopytywał kiedy ta zmiana nastąpi. – To długi proces historyczny. Ale może za 20 – 25 lat będziemy mówić “w Rosji czyli w Europie” – odpowiadał profesor. Padło też pytanie o rady dla polskich dyplomatów. – Polska powinna jak najgłębiej wsiąknąć w Europę – a to wymaga dobrych stosunków polsko-niemieckich. Powinna też utrzymać sojusz z USA. A także budować środkowoeuropejskie lobby w UE – radził Brzeziński. Wyjaśniał, że państwa tego regionu mają w UE tyle głosów co Niemcy, największy kraj UE. – Polska nie powinna dążyć do tego by być samozwańczym kierownikiem tej grupy, tylko roztoczyć na nią delikatna kuratelę – mówił. Publiczność pytała go, czy jako Polak z typowo polskim nazwiskiem nie miał w USA problemów. – Newsweek i Time pytały mnie kiedyś czy nie zastanawiałem się nad zmianą nazwiska. Odparłem, że nie, bo USA to kraj, gdzie można wyrobić sobie nazwisko, bez konieczności jego zmiany. Najbardziej cieszy mnie to, ze dzięki mnie ludzie przestali zmieniać nazwiska, a ci którzy to zrobili zaczęli wracać do swoich starych – mówił. Żakowski chciał też wyciągnąć od Brzezińskiego, kto jego zdaniem powinien wygrać w wyborach prezydenckich. Nie udało się. – Lepszy kandydat – uciął profesor. Za: gazeta.pl
Nieunikniony i łopatologiczny komentarz admina:
1. Rosja wcale nie “musi” zbliżać się do Zachodu, gdyż po pierwsze jest państwem w zasadzie samowystarczalnym, a po drugie istnieją jeszcze Chiny, Indie i cała masa innych krajów azjatyckich. Nie mówiąc już o Słowiańszczyźnie.
2. Wcale nie jesteśmy przekonani, że utrata światowego przywództwa przez USA będzie katastrofą dla świata; przeciwnie, uważamy, iż związana z nią utrata wpływów żydostwa na politykę i gospodarkę będzie dla świata prawdziwym błogosławieństwem i wyzwoleniem spod terroru talmudystów.
3. Mamy nadzieję, iż społeczeństwa europejskie nie “opamiętają się” i lucyferiańska Unia Europejska rozpadnie się z hukiem i smrodem.
4. Rozumiemy, że “wsiąknięcie w Europę” (i całkowite rozpłynięcie się Polski i innych krajów w nicość) jest marzeniem każdego globalisty. My jednak żywimy nadzieję, iż “sojusz” z Niemcami zastąpimy sojuszem z Rosją, co pozwoli nam uniknąć scenariusza wymarzonego przez żydomasona Brzezińskiego. A swoją drogą oczekujące na Brzezińskiego tłumy i popularność jego biografii stanowią niestety jeszcze jeden dowód zdegenerowania narodu polskiego. Marucha
Coś o krokodylach. Wyobraźcie sobie Państwo analizę przyczyn, dla których turyści nie chcą kąpać się w Nilu. Dokładna analiza składu wody (muł, nieczystości) kamienie, kaleczące stopy, na brzegu, niebezpieczne wiry we wodzie – wreszcie za gorący piasek utrudniający podejście oraz brak komunikacji zbiorowej. Wszystko bardzo starannie omówione – i przekonująco wyjaśniające, dlaczego w Nilu ci turyści nie pływają. Dokładnie takie wrażenie odniosłem czytając: (Czy Korwin-Mikke dogoni peleton? Wyborcy polscy są już przyzwyczajeni: przy okazji każdych wyborów prezydenckich mamy do wyboru kandydatów popularnych i niepopularnych, atrakcyjnych i nieatrakcyjnych, mądrych i głupich. W każdych wyborach powtarza się, pośród alternatyw, jedno nazwisko: Janusz Korwin-Mikke – kandydat zawodowy nie poddający się wyżej zaproponowanym klasyfikacjom. W ostatnim sondażu portalu TVN24 Korwin-Mikke zajmuje czwarte miejsce. W badaniu wzięło udział 555,679 internautów i zaraz za Bronisławem Komorowskim (44%), Jarosławem Kaczyńskim (29%) i Grzegorzem Napieralskim (9%) uplasował się Korwin-Mikke właśnie – z poparciem 8%. Nie inaczej w sondażu w „realu” przeprowadzonym przez MillwardBrown SMG/KRC dla TVN24; tu uzyskał znacznie mniej punktów procentowych poparcia, ale i tym razem zajął czwarte miejsce (po Komorowskim – 41%, Kaczyńskim – 31% i Napieralskim – 6% z wynikiem 3% poparcia). Moglibyśmy zadać w tym miejscu pytanie: co takiego sprawia, że w sytuacji skutecznie przez media podtrzymywanej polaryzacji sceny politycznej między PiS z Jarosławem Kaczyńskim i PO z Bronisławem Komorowskim (w duecie z Donaldem Tuskiem), w sytuacji niewielkiego ale wciąż konsekwentnego poparcia żelaznego elektoratu post-PZPR-owskiego dla dowolnego kandydata lewicy, tym razem dla pozbawionego charyzmy, bezbarwnego Napieralskiego, powtarzam: co w takiej sytuacji sprawia, że ktokolwiek wyraża poparcie dla kandydata-widmo, jakim jest Korwin-Mikke? Zanim odpowiemy sobie na to pytanie, wypadałoby się zastanowić, dlaczego Korwin-Mikke jest kandydatem-widmo. Dlaczego jest gościem poważnych programów politycznych równie często jak Doda i Nergal? Dlaczego sondaże eksponowane w najważniejszych telewizyjnych serwisach informacyjnych zwykle nie zawierają nawet wzmianki o wyjątkowo wysokim, nie wyłącznie internetowym poparciu dla polityka bez zaplecza politycznego (bo chyba nie możemy nazwać zapleczem partii Wolność i Praworządność?). Dlaczego wreszcie niejednokrotnie wysokie poparcie dla Korwina-Mikke nie przekłada się na oddawane na niego głosy? Problem Korwina-Mikke tkwi w definiującej go wizerunkowej ambiwalencji: Jest kandydatem popularnym w tym sensie, że nie może narzekać na niewielką rozpoznawalność. Jest kandydatem niepopularnym, bo zgarnia w wyborach porównywalną liczbę głosów do kandydatów jednorazowych i nikomu nieznanych. Jest kandydatem atrakcyjnym bo mówi rzeczy kontrowersyjne, używając obrazowego języka, jest odważny i zarazem świadomy swojej wiedzy w związku z tematami, które porusza. Jest kandydatem nieatrakcyjnym bo jest uznawany za kandydata bez szans, bo dotąd nie głosowało na niego zbyt wielu wyborców. Jest też uważany za straconego kandydata, bo jego sztab jest prawie zawsze całkowicie anonimowy a partyjne zaplecze – analogicznie – funkcjonuje od zawsze jako partia Korwina-Mikke, czyli partia nie znacząca nic bez swojego wodza. Korwin-Mikke to kandydat mądry, bo nie zdarzają mu się wpadki ujawniające jego niekompetencję w dziedzinach, których dotyczą jego wypowiedzi. Wie co mówi i nawet jeżeli słuchającym nie podoba się to, co mówi, nie mogą zarzucić mu powierzchowności i fasadowości (typowej dla większości polityków) jego wypowiedzi. Jest kandydatem głupim, bo nie potrafi spokojnie usiedzieć na krześle, gdy słyszy słowa, które uważa za bzdury, czym umacnia swój wizerunek politycznego obłąkańca. Całkiem nieźle prezentuje się na nagraniach rozpowszechnianych w sieci, robiąc jednocześnie beznadziejne wrażenie, gdy znajdzie się między innymi politykami. Forma nie dogania treści i jego wystąpienia przynoszą zwykle rezultaty odwrotne względem zamierzonych. Korwina-Mikke nie ma w mediach głównego nurtu, bo jest (od ponad 20 lat) postacią kłopotliwą dla polityków głównego nurtu, choć z innych powodów niż, przykładowo, Andrzej Lepper. Już chyba tylko najbardziej naiwni odbiorcy mediów wierzą, że te odzwierciedlają (a nie kreują) obraz polityki, dlatego wieloletnia medialna marginalizacja Korwina-Mikke połączona z jego neurotyczną autoprezentacją, to zestaw wystarczających uzasadnień jego politycznego niebytu. Skoro bowiem mamy do czynienia z politykiem, którego osobliwe zachowanie może być medialnie eksponowane jako polityczna błazenada niezrównoważonego, niezrealizowanego osobnika, trudno wówczas oczekiwać, że tak zaprezentowany wizerunek zapewni kandydatowi znaczne poparcie wyborcze.
Dlaczego więc Korwin-Mikke jest wciąż widoczny i to całkiem dobrze widoczny w sondażach? Jedna z możliwych odpowiedzi to zmęczenie wyborców fasadowością komunikacji politycznej. Jest czytany, słuchany, jego słowa są szeroko (głównie internetowo) dyskutowane, nie zmienia to jednak faktu, że w Polsce AD 2010 to nie układ politycznych preferencji internautów decyduje o wyniku wyborów. Poza tym najpoważniejszym wyzwaniem dla Korwina-Mikke jest przerzucenie mostów między postawami a zachowaniem wyborczym jego zwolenników. Jak dotąd widać w tym miejscu wielką czarną dziurę. Rafał Garpiel) Jak widać w tej analizie nie ma nic o krokodylach. O właścicielach „prywatnych” stacyj telewizyjnych, którzy nabrali do mnie szczególnej niechęci po zgłoszeniu Uchwały Lustracyjnej. O niechęci reżymowej TVP – nie tylko dlatego, że zagrażamy zarówno PiSowi jaki PO – ale po prostu dlatego, że chcę ja (podobnie jak reżymowe radio) sprywatyzować. I o służbach specjalnych, których przedstawiciel w 1992 roku otwarcie powiedział, że nie dadzą mi spokoju do końca życia. Już 7-V-2010 usiłowała to p. Garpielowi wytłumaczyć {Iwona M}: Pan Janusz Korwin Mikke (pomysłodawca lustracji) chciał odsunąć Czerwonych od władzy. Od tego momentu - wczesne lata 90-te "Nocna Zmiana" i "Lista Macierewicza" skutecznie został wyeliminowany z głównej sceny politycznej. Taki mechanizm. Ten los podzieliło już wielu polityków. W dobie Internetu jednak ludzie są w stanie sprawdzić informacje ze źródeł niezależnych i nie ulegać manipulacji mediów main-stream-owych. Niestety ciągle wygrywają ci, których w telewizji najwięcej. Stąd blokowanie Janusza Korwina Mikke w mediach, bo nóż-widelec stałby się popularny. Poglądy Janusza Korwina Mikke to nie ubarwianie rzeczywistości tym, którym się akurat nudzi, ale rozwiązanie na sypiący się (euro)socjalizm, na to wszystko, co dociera do nas z krajów stażem w UE nas przebijających. Idealny moment na zmianę ustroju i wprowadzenie zmian. I nie chodzi o zmianę czerwonych u koryta, ale o zlikwidowanie koryta (biurokracji) i o wolny rynek! Kulejący system emerytalny - PO chce zabrać innym - a wystarczyłyby fundusze z prywatyzacji - premier obiecał, że "da" 20% z tychże (a i tak zabierze pieniądze z OFE) Kulejąca służba zdrowia - premier obiecuje już podwyżki składek zdrowotnych - co więc w tym względzie zrobiłby np. Komorowski - dalby swoje błogosławieństwo, tak samo jak to zrobił z IPNem. Jak widać u góry: ta perswazja trochę pomogła – ale niewiele... A poza tym to bardzo ładna analiza... P.S. Brak stanu wyjątkowego Ja tam nie wiem, czy stan klęski żywiołowej należy wprowadzić, czy nie. Ja wiem jedno: gdy coś robi PiS, krytykuje to PO – i odwrotnie. Otóż ludzie z PO pełnią obecnie funkcje prezydenta i premiera – i gdyby chcieli, mogliby ogłosić nawet stan wojenny. A tego nie robią. Dziwne jest nie to, że tego nie robią – lecz to, że nie krytykuje tego PiS. Przyczyna jest oczywista: obydwaj Kandydaci lansowani wszelkimi siłami przez merdia obecnego reżymu, mają zgodny interes by nie odkładać wyborów! Gdyby odbyły się za trzy miesiące, wyborcy mogliby zapomnieć o zatroskanym Wujku Bronku szwendającym się bez sensu po wałach powodziowych. Mogliby zapomnieć o Katastrofie, która dodaje nimbu postaci Jarosława Kaczyńskiego. I dostaliby czas, by pomyśleć, że są jeszcze inni Kandydaci. A tak: TVP1 zrobi debatę z przedstawicielami Bandy Czworga (choć np. ja mam na ogół wyższe notowania od p. Waldemara Pawlaka...) o reszcie się zapomni – i dalej będzie się łowić ryby w mętnej wodzie... JKM
Potrójna zbrodnia Nie wiadomo kim byłby dziś ksiądz Jerzy Popiełuszko, gdyby nie został bestialsko zamordowany przez SB. Może zostałby kimś istotnym w polskim Kościele, a może byłby zwykłym, skromnym proboszczem. Wiadomo jednak na pewno, gdzie by był. Stałby po stronie Boga, prawdy i sprawiedliwości. Mówiłby głośno i dobitnie o potrzebie kierowania się prawdą w życiu publicznym, o tym, że nie jest ona relatywna, że tylko ona daje człowiekowi wolność. Opowiadałby się za wolnością, miłością i godnością człowieka, nauczałby o ewangelii. Robiłby to w sposób dla siebie charakterystyczny - prosty, ujmujący i trafiający do słuchaczy. Byłby prawdopodobnie jednym z najważniejszych autorytetów moralnych w kraju, byłby jedną z osób budujących zdrowe polskie społeczeństwo. Ostatnie lata pokazały dobitnie, że takich ludzi w Polsce bardzo brakuje. Zbrodnicza działalność PRLu wynikała nie tylko z popełnianych przez ludzi jego establishmentu i służb przestępstw czy ze służalczego wobec ZSRS charakteru PRLowskich elit, ale również ze stałego marnowania szans, jakie drzemią w Polsce i Polakach. Morderstwo Jerzego Popiełuszki łączy w sobie wszystkie elementy przestępczego charakteru Polski Ludowej. Bestialska zbrodnia, popełniona przez ludzi władzy działającej na korzyść Związku Sowieckiego i za jego przyzwoleniem wpisywała się bowiem w cały szereg zdarzeń, mających na celu zmarnowanie nadziei i szans Polaków na wolny i suwerenny kraj. SB systematycznie eliminowała z życia publicznego osoby mogące szkodzić interesom reżimu. Jednych zabijano, inni byli niszczeni psychicznie i fizycznie. Likwidowano ludzi opowiadających się przeciwko komunistom, jednocześnie doceniano tych, którzy wobec władzy zachowywali się służalczo lub choćby neutralnie. To miało znaczenie w chwili rozpoczęcia „transformacji”, ponieważ III RP oparła się w dużej części na ludziach, którzy tworzyli reżim komunistyczny lub mu nie przeszkadzali. Ludzie, tacy jak ksiądz Jerzy Popiełuszko, jeśli doczekali powstania „wolnej” Polski, byli systematycznie przez nią marginalizowani.
Władze PRL zawczasu zapewniły sobie nietykalność w nowej demokratycznej Polsce. Z jednej strony nietykalność karną, z drugiej nietykalność „społeczną”. Poprzez zajęcie w III RP strategicznie ważnych stanowisk – jak m.in. media, ośrodki kulturalne, polityka – dla budowy społeczeństwa demokratycznego, uniemożliwiły budowę silnej tkanki narodowej, która kierowałaby się polską racją stanu, umiałaby rozliczyć – choćby symbolicznie - komunistycznych aparatczyków z ich przeszłości oraz budować polską tożsamość opartą na miłości do ojczyzny i umiłowaniu prawdy. Budowę silnego społeczeństwa bardzo skutecznie mógłby wesprzeć Jerzy Popiełuszko, inni księża zamordowani przez bezpiekę, Grzegorz Przemyk, czy Stanisław Pyjas. Być może dzięki nim, Polacy byliby dziś dużo mądrzejsi, nie dawaliby się manipulować, nie wstydziliby się swojego patriotyzmu, stanowczego walczenia o polskie interesy w świecie, ani nie przedkładaliby interesów Polski nad miłe słówka i uśmiechy światowych przywódców. Być może, bowiem przez funkcjonariuszy komunistycznej Polski nigdy tego nie sprawdzimy. Oni dopięli swego, o czym świadczy choćby fakt, że przez 20 lat „wolnej” i „suwerennej” Polski, wciąż nie znamy wszystkich okoliczności podjęcia decyzji o zamordowaniu księdza Popiełuszki, a jej zleceniodawcy wciąż pozostają bezkarni. Stanisław Żaryn
Wpuszczeni do kanalizacji Nie ma jak porządny strzał w stopę, a coś takiego dziś zafundował gabinetowi ciemniaków nie kto inny, jak sam P. Graś, gość, który swoją butą stara się dorównywać sołtysowi Jamajce (ewentualnie Wałkowi), co zresztą czasem mu się udaje. Rzecznik rządu, jak wiemy, najpierw podał breaking newsa o OMON-owcach, którzy wprawdzie zamiast pilnować ciał i szczątków kradli na miejscu katastrofy, ale zostali schwytani i wnet dostaną wyroki. Wiadomość krążyła przez jakiś czas po mediach, ale już późnym popołudniem okazało się, że polska prokuratura (prowadząca śledztwo w sprawie okradania ofiar) nic na temat rewelacji podanych przez Grasia nie wie, zaś ABW mające rzekomo pomagać rosyjskim specsłużbom w złapaniu złodziei nabrało wody w usta. Czuć było, że coś wisi w powietrzu i faktycznie, niedługo później z katiuszy wystrzeliło rosyjskie MSW gwałtownie zaprzeczając tego rodzaju kalumniom jakoby tamtejsi funkcjonariusze dopuścili się kradzieży, o jakich mówił Graś i jakoby ktokolwiek z milicjantów został zatrzymany (MSW Rosji: zarzuty wobec OMON-owców to bluźnierstwo i cynizm 06.06. Moskwa (PAP) - Jako "bluźniercze" i "cyniczne" określiło w niedzielę MSW Rosji oskarżenia o ograbienie Andrzeja Przewoźnika, jednej z ofiar katastrofy pod Smoleńskiem, wysunięte wobec funkcjonariuszy smoleńskiego OMON-u, oddziału specjalnego milicji. "Informacje o tym, rozpowszechnione przez niektóre media, nie odpowiadają rzeczywistości. Nikt z pracowników smoleńskiej milicji nie został zatrzymany w związku z opisanymi czynami" - oświadczyło MSW Federacji Rosyjskiej. Rzecznik rządu Paweł Graś poinformował w niedzielę rano, że aresztowano trzech funkcjonariuszy smoleńskiego OMON-u, którzy bezpośrednio po katastrofie polskiego Tu-154M okradli konto Przewoźnika, posługując się jego kartami kredytowymi. "Błyskawicznie, także dzięki współpracy Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego i służb specjalnych Rosji, zostali zatrzymani trzej funkcjonariusze OMON-u, którzy tego haniebnego czynu się dopuścili - oznajmił Graś w Radiu Zet. Dodał, że sprawcy czekają już w areszcie na proces i wyrok. Wypowiedź rzecznika polskiego rządu przytoczyły m.in. agencja RIA-Nowosti i radio Echo Moskwy. MSW Rosji podkreśliło, że "funkcjonariusze smoleńskiej milicji byli wśród pierwszych, którzy przybyli na miejsce tragedii, a także od samego początku brali aktywny udział w usuwaniu skutków katastrofy i zapewnianiu bezpieczeństwa w miejscu wypadku". Rosyjskie ministerstwo podało, że na miejscu katastrofy w pierwszych dniach pracowało około 1 tys. milicjantów, w tym 400 funkcjonariuszy smoleńskiego Urzędu Spraw Wewnętrznych, służby patrolowo-prewencyjnej, OMON-u i OMSN-u (innego oddziału specjalnego milicji), a także GIBDD (milicji drogowej). W zabezpieczaniu miejsc katastrof zwykle uczestniczą też żołnierze wojsk wewnętrznych MSW Rosji. "Działania smoleńskiej milicji na każdym powierzonym jej odcinku doczekały się pozytywnych ocen. Z postawionymi zadaniami funkcjonarisze poradzili sobie godnie. Uwag pod ich adresem nie było" - oznajmiło MSW FR. Przypomniało, że pełniący obowiązki prezydenta Polski, marszałek Sejmu Bronisław Komorowski, nadał czterem smoleńskim milicjantom wysokie odznaczenia państwowe za ich pracę przy likwidowaniu następstw katastrofy i wyjaśnianiu jej okoliczności.
"W związku z tym oskarżenia wysunięte wobec smoleńskich milicjantów wyglądają tym bardziej bluźnierczo i cynicznie" - oceniło MSW FR. Wcześniej zarzutom pod adresem funkcjonariuszy smoleńskiego OMON-u zaprzeczył Urząd Spraw Wewnętrznych w Smoleńsku. Cytowany przez radio Echo Moskwy zastępca szefa tamtejszego USW Nikołaj Turbowiec oświadczył, że nieprawdą jest zarówno to, że milicjanci zostali zatrzymani, jak i to, że pracownicy organów ochrony prawa dopuścili się jakichkolwiek przestępstw, związanych z ich pracą na miejscu katastrofy. Warszawska prokuratura okręgowa prowadzi śledztwo w sprawie kradzieży kart Przewoźnika na podstawie materiałów wyłączonych przez prokuraturę wojskową ze śledztwa dotyczącego katastrofy pod Smoleńskiem. Wynikało z nich, że skradziono dwie karty kredytowe Przewoźnika, a z jednej z nich wypłacono ok. 6 tys. zł już 2 - 3 godziny po katastrofie.
Rzeczniczka ABW Katarzyna Koniecpolska-Wróblewska poinformowała w niedzielę PAP, że Rosjanie zatrzymali w sprawie kradzieży kart kredytowych czterech żołnierzy zabezpieczających miejsce katastrofy polskiego samolotu pod Smoleńskiem. Jerzy Malczyk). Wygląda więc na to, że Grasia i jego wesołą kompanię ktoś wpuścił w niezły kanał, ponieważ teraz – to jest za taką potwarz – rosyjski niedźwiedź, którego tak ciemniacy obtańcowywali przez dwa miesiące, śpiewając „wsio w pariadkie”, może się zgniewać i machnąć łapą na odlew, tak że z całego wesołego oberka mogą się zrobić żałobne podrygi. Czy ta akcja to jakaś manifestacja siły polskich specsłużb, które, mówiąc językiem Michalkiewicza, przypominają (nie tylko Grasiowi), skąd „koalicji rządzącej” wyrastają nogi – a więc, że łaska pańska, tj. łaska służb na bardzo pstrym koniu jeździ? Może też być inaczej, sami Rosjanie, po niedawnej manifestacji niezadowolenia w związku z „samowolką” polskich władz, czyli przyspieszonym opublikowaniem „stenogramów”, wokół których blogerzy urządzili sobie jeden wielki sitcom i końskie rżenie, które na pewno pod murami Kremla zostało dosłyszane - „podpustili diezu” po to, by w kanale utopić nie tylko ciemniaków, ale i polskich bezpieczniaków? Samo bowiem posądzenie rosyjskich funkcjonariuszy o zachowanie typowe dla hien cmentarnych natychmiast rozwala cały domek z kart, jaki MAK w porozumieniu z promoskiewską agenturą nad Wisłą i z niezliczonymi rzeszami pożytecznych idiotów z Czerskiej i okolic, przez ostatnie tygodnie z taką pieczołowitością układało. Jeśli więc ktoś sądził, że takiego newsa można bezkarnie wrzucić do mediów (zwłaszcza przy eskalacji nastrojów antykremlowskich w Polsce), to się chyba wczoraj urodził, bo nie spostrzegł, że ktoś w prezencie wyszykował niezłego szczura. Chyba karuzela zaczęła się kręcić teraz w drugą stronę i ciekaw jestem, kto z niej zacznie wylatywać, machając grabiami. (Kto ograbił ciało Przewoźnika? Są już cztery wersje GRAŚ: TO MILICJANCI. ROSJANIE: OSKARŻENIA TO BLUŹNIERSTWO Są już cztery wersje w sprawie zatrzymania złodziei kart kredytowych zmarłego w katastrofie pod Smoleńskiem Andrzeja Przewoźnika. ABW informuje o czterech rosyjskich żołnierzach, Paweł Graś o trzech milicjantach z OMONU, a rosyjskie MSW zaprzecza, jakoby doszło do jakichkolwiek zatrzymań i nazywa informacje o aresztowaniach "bluźnierczymi". Warszawska prokuratura prowadząca śledztwo nic nie wie na ten temat. Wiadomo na pewno jedno: w kwietniu skradziono dwie karty kredytowe Andrzeja Przewoźnika, a z jednej z nich wypłacono ok. 6 tys. zł już 2 - 3 godziny po katastrofie. Dalej wersje wydarzeń się różną.
Wersja nr 1: czterech żołnierzy - Dostaliśmy informację, że ujęto czterech sprawców tej kradzieży i że są to żołnierze jednostek zabezpieczających miejsce katastrofy polskiego samolotu pod Smoleńskiem - powiedziała w niedzielę rzeczniczka ABW Katarzyna Koniecpolska-Wróblewska. To Agencja tuż po tragedii otrzymała informację o tym, że ktoś korzysta z kart Przewoźnika i zawiadomiła o tym polską prokuraturę oraz Rosjan.
Wersja nr 2: trzech milicjantów Wcześniej o zatrzymaniu informował rzecznik rządu Paweł Graś. - Błyskawicznie, także dzięki współpracy z Agencją Bezpieczeństwa Wewnętrznego i służb specjalnych Rosji, zostali zatrzymani trzej funkcjonariusze OMON-u [rosyjskich sił specjalnych milicji - red.], którzy tego haniebnego czynu się dopuścili - poinformował na antenie Radia Zet. Graś dodał, że sprawcy zostali już aresztowani i czekają na proces i wyrok.
Wersja nr 3: jakie zatrzymania? Po oświadczeniu Grasia W związku z tym oskarżenia wysunięte wobec smoleńskich milicjantów wyglądają tym bardziej bluźnierczo i cynicznie rosyjskie MSW zareagował najpierw Urząd Spraw Wewnętrznych w Smoleńsku, który wszystkiemu zaprzeczył. Potem, obszerniej i ostrzej, zareagowało rosyjskie MSW. - Nikt z pracowników smoleńskiej milicji nie został zatrzymany w związku z opisanymi czynami - oświadczyło MSW Federacji Rosyjskiej. Następnie dało wyraz swojemu oburzeniu na oskarżenia wobec milicjantów.- Funkcjonariusze smoleńskiej milicji byli wśród pierwszych, którzy przybyli na miejsce tragedii. Działania smoleńskiej milicji na każdym powierzonym jej odcinku doczekały się pozytywnych ocen. Z postawionymi zadaniami funkcjonariusze poradzili sobie godnie. Uwag pod ich adresem nie było - wyliczał resort w oświadczeniu. Przypomniał też, że marszałek Sejmu Bronisław Komorowski nadał czterem smoleńskim milicjantom wysokie odznaczenia państwowe za ich pracę przy likwidowaniu następstw katastrofy i wyjaśnianiu jej okoliczności. - W związku z tym oskarżenia wysunięte wobec smoleńskich milicjantów wyglądają tym bardziej bluźnierczo i cynicznie - oceniło MSW Rosji.
Wersja nr 4: nic nie wiemy Także warszawska prokuratura okręgowa, która prowadzi śledztwo, wypowiedziała się w sprawie zatrzymania domniemanych sprawców kradzieży. - Dotychczas nie dotarła do nas informacja, że w tej sprawie został ktoś zatrzymany - ucięła rzeczniczka Monika Lewandowska. kaw/mtom/k) FYM
OMON ograbił ofiary Zanim ciało Andrzeja Przewoźnika sprowadzono do Polski, Rosjanie już korzystali z jego kart kredytowych i ukradli 6 tysięcy złotych Funkcjonariusze rosyjskiego OMON, którzy zabezpieczali miejsce katastrofy prezydenckiego samolotu pod Smoleńskiem, ukradli karty kredytowe jednej z ofiar - Andrzeja Przewoźnika, sekretarza generalnego Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa. Jeszcze tego samego dnia i przez dwa następne ukradli z jego konta ok. 6 tys. złotych. Prawdopodobnie skradziono także karty należące do poseł Aleksandry Natalii-Świat. Kradzieże kart są kolejnym dowodem na kompromitację rosyjskich służb, które powinny zabezpieczyć miejsce katastrofy samolotu Tu-154M. Teraz okazało się, że kradzieży dopuścili się ci, którzy mieli chronić szczątki samolotu i zwłoki ludzi. Rzecznik rządu Paweł Graś poinformował wczoraj, że w związku z tą kradzieżą aresztowano trzech funkcjonariuszy grupy antyterrorystycznej OMON. - Błyskawicznie, także dzięki współpracy z Agencją Bezpieczeństwa Wewnętrznego i służb specjalnych Rosji, zostali zatrzymani trzej funkcjonariusze OMON, którzy tego haniebnego czynu się dopuścili - powiedział Graś w Radiu Zet. Podkreślił, że czekają teraz w areszcie na rozpoczęcie procesu. Funkcjonariusze mieli użyć skradzionych kart jeszcze tego samego dnia w Smoleńsku, a później jeszcze przez dwa następne dni. Także rzecznik ABW Katarzyna Koniecpolska-Wróblewska powiedziała wczoraj, że Rosjanie zatrzymali czterech podejrzanych w sprawie kradzieży kart kredytowych i są to żołnierze. Według informacji rodziny zmarłego tragicznie sekretarza Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa z konta zniknęło około 6 tys. złotych. Najprawdopodobniej członkowie OMON ukradli także karty bankomatowe należące do wiceprezes Prawa i Sprawiedliwości Aleksandry Natalli-Świat. Informuje o tym mecenas Rafał Rogalski, reprezentujący ofiary katastrofy, m.in. rodzinę Światów. - Istnieje bardzo duże prawdopodobieństwo, że doszło do kradzieży karty bankomatowej pani Natalli-Świat. Nie doszło do wyciągnięcia jakichkolwiek pieniędzy z konta - mówi "Naszemu Dziennikowi" adwokat. Rogalski wskazuje, że mąż tragicznie zmarłej, Jacek Świat, otrzymał jej torebkę, w której były różne rzeczy osobiste, natomiast nie było karty, co wskazuje na to, że została ona skradziona. - To jest rzecz niebywała, skandaliczna, jeżeli funkcjonariusze służb rosyjskich dopuszczają się czegoś podobnego - mówi Rogalski. Adwokat zapowiedział, że Jacek Świat będzie w tej sprawie składał zeznania w prokuraturze we Wrocławiu. Z kolei rosyjskie MSW wydało wczoraj oświadczenie, w którym oskarżenia OMON o ograbienie Andrzeja Przewoźnika uznało za "bluźniercze i cyniczne". "Nikt z pracowników smoleńskiej milicji nie został zatrzymany w związku z opisanymi czynami" - głosi oświadczenie. Odnosząc się z kolei do medialnych informacji o manipulacjach przy zeznaniach kontrolerów z lotniska w Smoleńsku, Rogalski powiedział, że są to "dziwne sytuacje". Podkreślił, że w świetle ujawnionych dotychczas materiałów, a zwłaszcza stenogramów, powstaje konieczność zweryfikowania "w sposób bardzo istotny" działań podejmowanych przez obsługę lotów na lotnisku Siewiernyj w związku z zamierzonym lądowaniem tam prezydenckiego samolotu. Rogalski ocenił także, że w polskim śledztwie "źle się dzieje", nie dlatego że prokuratorzy źle wykonują swoje czynności, ale z uwagi na brak materiałów z rosyjskiego dochodzenia. - Mijają prawie dwa miesiące od katastrofy, a my mamy bardzo niewiele materiałów ze strony rosyjskiej, co nam tak naprawdę tamuje bieg postępowania - ocenia mecenas. Dodaje, że w najwyższych organach prokuratury brakuje determinacji do tego, abyśmy je szybko mogli uzyskać. Padają też wypowiedzi, że niektóre wersje katastrofy można już wykluczyć. - Na tym etapie postępowania żadna wersja nie jest wykluczona - ani zamach, ani uszkodzenie techniczne - podkreśla mecenas Rogalski. Zenon Baranowski
07 czerwca 2010 Codzienna mała apokalipsa wielkiej demokracji... za którą niektórzy daliby się pokroić- a ja nie. Bo jak twierdził H. Funke” w dyktaturach trzeba wyć razem z wilkami, w demokracjach beczeć razem z owcami”(!!!). Tym bardziej- jak dodawał Erik von Kuehnelt- Leddihn:” W demokracji liberalnej występuje nieuchronna sprzeczność między wolnością a równością, które wykluczają się wzajemnie, bowiem możemy być albo wolni albo równi”(!!!!) Skoro mamy być równi, bo to jest najmocniejszy fundament demokracji, to dlaczego wszyscy kandydaci na prezydentów nie są traktowani przez media jednakowo i równo? Dlaczego nie ma demokratycznych debat pomiędzy wszystkimi kandydatami? Ja osobiście chciałbym zobaczyć godzinną debatę pomiędzy moim faworytem, panem Januszem Korwin – Mikke, a panem Jarosławem Kaczyńskim i Bronisławem Komorowskim? Inni zapewne- chcieliby innych debat.. Każdemu powinno być według potrzeb- jak mamy mieć demokrację.. Przy okazji apeluję, żeby pójść do wyborów demokratycznych i głosować na pana Janusza, mojego przyjaciela politycznego od szesnastu lat, który w ostatnim sondażu internetowym jest na pozycji trzeciej.. To jest jedyny kandydat prawicowy i nie beczy razem z owcami oraz nie wyje razem z wilkami..
Po prostu mówi swoje od – z górą- czterdziestu lat.. Człowiek poważny nie zmienia zdania, tak jak krowa zdania nie zmienia.. Bo niby dlaczego miałaby zamiast trawy jeść co innego? Na przykład mączkę krowią, powstała w wyniku zmączenia innych padłych krów? Politycy demokratyczni się na razie nie zjadają się demokratycznie i kanibalnie, ale już dawno zjedli zdrowy rozsądek i chorują na Chorobę Wściekłych Polityków, mimo, że na zewnątrz zachowują spokój.. Pan profesor Ryszard Bugaj, z dawnej Unii za przeproszeniem Pracy, doradca nieżyjącego pana prezydenta Lecha Kaczyńskiego, człowiek lewicy, ale doradzający prawdopodobnie prawicowo panu „prawicowemu” prezydentowi, w związku z kandydaturą pana Bronisława Komorowskiego na prezydenta powiedział:” Czuję sympatię do Bronisława Komorowskiego, ale nie głosowałbym na niego, bo on strzela do zwierząt dla przyjemności, to okropne”(????) Strzelanie do zwierząt dla przyjemności, to jest gwałt umysłowy i emocjonalny na wątłej posturze umysłowo – emocjonalnej pana Ryszarda Bugaja. Najlepszego ekonomisty- jak ktoś słusznie zauważył- w całym Śródmieściu Warszawy. A ja bym powiedział .. W Śródmieściu, całym Śródmieściu. Tak jak pan Bronisław Komorowski jest kandydatem z Polski, całej Polski- jeśli jeszcze ktoś miałby mieć wątpliwości. Sprawa tego diamentu, który pan Bronisław Komorowski ma wewnątrz, a o którym wspominał pan premier Donald Tusk- musi być po wyborach demokratycznych równych , tajnych i bezpośrednich- wyjaśniona.. Ja osobiście jestem bardzo ciekawy, skąd ten diament się wziął w „ środku” pana Bronisława Komorowskiego? I czy był dobrze oszlifowany.. Tym bardziej, że pan Bronisław Komorowski, był wielkim przyjacielem innego Bronisława, „ drogiego Bronisława”, jak twierdziła szefowa dyplomacji Stanów Zjednoczonych, pana Bronisława Geremka, który nie tak dawno zmarł śmiercią tragiczną, a u zbiegu ulic Piwnej, Piekarskiej i Zapiecka, na Starym Mieście w Warszawie- znajduje się pamiątkowa tablica poświęcona panu „Drogiemu Bronisławowi”, który tam mieszkał i pracował w latach 1952-2000. I jest na pamiątkowej tablicy napisane:” Współtwórca naszej wolności”(????). „Ten kto kłamie w twoim interesie’ będzie kłamał i przeciw Tobie”- jest powiedziane. Ani nie dawał nam wolności jako szef Unii Wolności, wprowadzając nowe przepisy, nowe podatki i popierając rozwój biurokracji, ani nie mamy wolności w Unii Europejskiej, do której nas zapędził. Powinno by ć raczej napisane:” Współtwórca naszej niewoli.” Gdy zginął w 2008 roku, msza za jego duszę odprawiona została przez arcybiskupa Nycza w Archikatedrze Św. Jana, niedaleko od miejsca w którym mieszkał do 200o roku. O ile mi wiadomo, deklarował się jako ateista.. Przemówienia wygłosili wtedy między innymi Bronisław Komorowski, Donald Tusk, Lech Wałęsa, Adam Michnik i Bogdan Borusewicz, obecnie marszałek Senatu, który ośmielił się jakiś czas temu powiedzieć, że” Papież popełnia błąd za błędem”(???). Przemówienie wygłosił też pan prezydent Lech Kaczyński. To marszałek Senatu jest do oceny postępowania Papieża sprawach wiary i moralności??. Bo przywrócił na łono Kościoła Powszechnego konserwatywne Bractwo Św. Piusa X., po tym jak Jan Paweł II je wykluczył. Dziedziniec w budynku Parlamentu Europejskiego w Strasburgu został nazwany jego imieniem… Pełna nazwa Agora Bronisław Geremek.. Ale to nie ta sama nazwa co Agora wydająca Gazetę Wyborczą i inne gazetowyborcze pochodne i propagandowe. Pan Bronisław Geremek nie walczył o wolną Polskę- on walczył o Polskę przyłączoną do Unii Europejskiej.. I taka jest prawda!. Ale wróćmy do naszego kandydata. .Tym bardziej, że od jakiegoś czasu zwierzęta są „ naszymi braćmi”, tak twierdzi lewica ekologiczna i zwierzoczłowiecza, i nadaje już im- na przykład w Hiszpanii prawa człowieka. Sprawa wywołała pewno rodzaju konfuzję, bo jakżesz to.. Kandydat na prezydenta, przodujący w sondażach i w ideologii poprawnościowo- politycznej- Bronisław Komorowski strzela do zwierząt dla przyjemności? Toż to skandal! Nie wolno strzelać do naszych braci kaczek.. Ale zaproszona do poprawnościowo- politycznego TVN, pani Anna, uczęszczająca teraz często na fitness, żona pana Bronisława zdementowała krwawe wiadomości o swoim mężu, jakoby strzelał i zabijał z premedytacją zwierzęta. On je kocha, a że strzela.. Najczęściej nie trafia(????) Tak sobie pohuka, ponosi broń, pogada z kolegami, postrzela w powietrze.... Ale nie zabija zwierząt na polowaniu.. Strzelać w powietrze! Co na to obrońcy środowiska? I co z powietrzem? Co prawda może być w tym opowiadaniu ziarnko prawdy, bo polowanie na lisa, już też nie odbywa się na prawdziwego lisa, tylko przebranego.. Człowiek się przebiera za lisa, i jeżdżąc na koniu(???) udaje, że na niego polują… Reszta też udaje, że poluje. Taka maskarada! Wszyscy coś udają, tak jak w naszym życiu politycznym.. Tylko walka o władzę i wpływy nie jest pozorowana. Ta jest naprawdę! Czasami nawet trup się ściele.. Na przykład sprawa pana Ireneusza Sekuły. Trzy razy w brzuch , sam sobie, potem doczołgał się do drzwi i jeszcze raz sobie strzelił w brzuch.. Może też być to samo z polowaniem na kaczki.. Ktoś przebiera się za kaczkę, reszta udaje, że strzela, a jeszcze inni udają, że kule noszą. Psy są niepotrzebne.. Część strzela w powietrze.. No tak… Ale jak tu przebrać się za kaczkę?. Jak za lisa można.. Nałożyć na głowę martwą kaczkę, albo jakąś sztuczną kaczkę.. Najlepiej sztuczną- żeby ekolodzy nie protestowali. I jechać na koniu.. Na koniu? Jeszcze pozwalają jeździć na koniu.. Gdyby w czasie bitwy pod Grunwaldem byli ekolodzy, nie byłoby Bitwy pod Grunwaldem- to chyba jasne! Robią sobie z nas jaja kompletne.. I myślą, że łykamy to wszystko kompletnie bezmyślnie.. W przypadku śmierci pana Bronisława Geremka prokurator stwierdził, że pan Bronisław Geremek zasnął za kierownicą i dlatego zjechał na przeciwny pas..(????) Powodując kolizję mercedesem.. No tak, ale ta asystentka, która jechała razem z nim.. Co z nią? Zastrzegła sobie anonimowość.. Pan Bronisław mógłby po prostu powiedzieć, że lubi polować i będzie polować.. Ale nie! Boi się nacisku środowisk ekologicznych.. Jak boi się cywili ekologicznych, to kto nam zagwarantuje, że nie będzie się bał wojskowych- jako prezydent? Tak wygląda codzienna mała apokalipsa wielkiej demokracji.. Kłamstwo, obłuda, fałsz… WJR
Euro i po euro Upadek komunizmu w Europie dwadzieścia lat temu ujawnił próżnię polityczną wypełnianą dotychczas przez półwieczną konfrontację sowiecko-amerykańską. Żyjąca sobie w zaciszu amerykańskiego parasola Europa Zachodnia pierwszy raz od wojny skonfrontowana została z doniosłą kwestią geopolityczną – co dalej z Niemcami? Niemcom szansę na zjednoczenie podzielonego od wojny kraju historia zaprezentowała na tacy. Było jasne że bez względu na koszty ją wykorzystają. Z drugiej strony Francja i reszta Europy miały swoje wątpliwości. Tak lubię Niemcy że niech lepiej pozostaną dwa państwa, miała powiedzieć pani Thatcher. Niemcy Zachodnie odżegnały się od wojennej przeszłości i po wojnie zostały prymusem europejskiej tolerancji i książkowej wprost demokracji. Kraj odniósł też niebywały sukces gospodarczy kontynuując swój Wirtschaftswunder w latach 50-tych i 60-tych, zanim w latach 70-tych zaczął trawić go powoli socjał. Niemcy były wraz z Francją wczesną osią porozumienia w Europie, które tradycyjną konfrontację przekształciło stopniowo w obejmujący pół kontynentu blok wolnego handlu i liczące się mocarstwo gospodarcze – unię europejską. Odmawiać w takich warunkach prawa do zjednoczenia dotychczasowemu partnerowi oznaczałoby obstrukcjonizm i niewiarę w trwałość powojennych osiągnięć. Zgodzić się bezwarunkowo jednak oznaczało ryzyko że Niemcy zajęci zjednoczeniem a potem potężniejsi niż kiedykolwiek mogą nie być więcej zainteresowani w roli przykładnych Europejczyków; EU nie będzie im więcej potrzebna. Jeżeli więc Niemcy muszą się jednoczyć, a nic temu nie zapobiegnie, to niech przynajmniej robią to przy gwarancji że pozostaną trzonem i motorem napędowym unii europejskiej. A co zagwarantuje to lepiej niż więzy wspólnej waluty… Taki był podkład historyczny euro i tak uzasadniali kanclerz Niemiec Kohl i prezydent Francji Mitterand, czołowi politycy wówczas w Europie, pomysł wprowadzenia wspólnej waluty. Projekt był więc czysto polityczny stanowiąc rodzaj końskiego handlu. Francuzi zgodzili się na zjednoczenie Niemiec pod warunkiem że zjednoczone Niemcy przykują swoją przyszłość do rydwanu Europy. Porzucenie własnej waluty – chluby cudu gospodarczego – miało być kotwicą Niemiec w EU i rękojmią przed recydywą historycznego awanturnictwa. Euro miało też inną polityczną rolę, bardziej subtelną. Obu leaderów unijnych łączyła wspólna niechęć do hegemonii amerykańskiej. Uważali że wraz z zejściem ZSRR ze sceny historii dalsza obecność wojskowa USA w Europie, przedtem filar obrony kontynentu przed komunizmem, straciła zasadniczo rację bytu. Innym z narzędzi dominacji dającym przewagę Ameryce był jej monopol na drukowanie dolara z powietrza w dowolnych ilościach. Dorównująca gospodarczo Ameryce Europa Kohla i Mitteranda zaczęła tego monopolu zazdrościć i postanowiła sięgnąć po swoją połowę tortu.
Stąd szerszy kontekst planu Kohla i Mitteranda. Z jednej strony oparta na braterstwie teutońsko-frankońskim idea przyszłej euro-armii zastępującej powoli Amerykanów w Europie. Z drugiej teutońsko-frankońska idea wspólnej waluty, łączącej partnerów a konkurującej z dolarem i zmuszenie tym Ameryki do podzielenia się monopolem drukowania waluty “rezerwowej” świata. Entuzjazm końca “zimnej wojny” i “dywidendy pokojowej” był wielki i wiele wydawało się wtedy możliwe. O ile pomysł euro armii upadł jednak stosunkowo wcześnie, ujawniając europejską niemoc w wojnie na Bałkanach to projekt euro doczekał się realizacji. Debiut euro jako jednostki walutowej zastępującej dawne ECU (european currency unit) miał miejsce z początkiem 1999. W trzy lata później euro weszło do obiegu monetarnego. Problemem euro jest jego polityczny rodowód. Ekonomicznie łączenie wspólną walutą różnych gospodarek nie miało nigdy większego sensu. Od samego początku było to jedynie zaproszeniem do problemów. Gwarancją problemów stało się z momentem kiedy do rysującej się początkowo idei unii walutowej Niemiec, Francji i Beneluksu zaczęto dodawać coraz to nowych chętnych. Znowu względy ekonomiczne ustąpiły politycznemu oportunizmowi. Przez dziesięć lat trwania wspólnej waluty euro, do samego obecnego kryzysu, chór klakierów euro żadnych problemów w niej nie widział. Był głuchy i ślepy na wbudowany w walutę mechanizm tikającej bomby zegarowej. Widział tylko cyferblat zegara – marginalne oszczędności z braku ryzyka kursowego, ulgę turystów nie muszących wymieniać drachm na liry, tańsze finansowanie długu przez rządy. Tak jakby socjał wszędzie palił się tylko aby wykorzystać wspólną walutę do redukcji zadłużenia. Miał głównie chrapkę na co innego – na te same pensje i te same apanaże co w Niemczech które wspólna waluta powinna ułatwić. Dzięki euro miała też nastąpić eksplozja aktywności gospodarczej, zasilanej kapitałem swobodnie już teraz krążącym przez granice. Po dziesięciu latach jasne jest że obietnice euro okazały się zupełnym fiaskiem. Zamiast zmniejszać dystans, wyrównywać produktywność państw i podciągać maruderów euro spowodowało pogłębienie się różnic na korzyść Niemiec. Zamiast rosnąć rozwój gospodarczy państw w strefie euro dramatycznie spadł. W ostatniej dekadzie osiągnął powojenne minimum – średnie roczne tempo wzrostu wyniosło 1.1%. Jest to o połowę mniej niż w dekadzie poprzedzającej wprowadzenie euro. Trudno chyba o bardziej przekonywujący werdykt. Nonsensowność jednej centralnie zarządzanej waluty dla półtora tuzina różnych gospodarek robiących swój biznes odmiennie, mających inne tradycje, inne podatki, inną etykę, wyznających inne wartości unaocznia obecny kryzys. Z problemem grożącym już kolapsem całej unii biuro polityczne imperium postanowiło w panice zalać problem morzem pieniędzy w nadziei że zniknie. Ale problem euro nie zniknął. Został jedynie odroczony. Jedyna racjonalna opcja nie jest nawet na stole. Imperium nie przyzna, przynajmniej nie w tej fazie, że pomysł euro był po prostu chybiony. Nie odtrąbi powrotu do walut krajowych, nie odpisze strat i nie zminimalizuje bólu. Nie powróci do tego co było największym sukcesem Europy – konstrukcja bloku wolnego handlu i swobodnego przepływu osób i kapitału. Do takiej utraty twarzy imperium nie może dopuścić. Będzie trwało w uporze i negacji śląc astronomiczne sumy wyciśnięte z populacji na ratowanie banków umoczonych w obligacje południowych bankrutów. Gdy nie starczy jeden bailout – będzie drugi. Gdy ratowanie Grecji nie wystarczy będzie kolej na ratowanie Hiszpanii i reszty alfabetu. Niewykluczone że aby lepiej wytłumaczyć poddanym czemu mają ratować cudze banki umoczone w cudzych obligacjach przyspieszona integracja polityczna imperium stanie się nakazem chwili. Łatwiej wtedy zadekretować przymusową solidarność wszystkich narodów i zrzutkę do kasy imperium. Wszystko w imię ratowania “zainwestowanego kapitału politycznego”. Bo też i euro jest projektem politycznym, a nie ekonomicznym gdzie liczyłyby się koszty. W projekcie politycznym koszty się nie liczą. Jeden bilionowy bailout, dwa, trzy, who cares. Liczy się cel. Stalingrad był też projektem politycznym. Też koszty się nie liczyły, liczył się tylko cel. I jeżeli Niemcy nie opamiętają się na czas to i tym razem efekt może być podobny. Podejrzewamy że wcześniej czy później ktoś się jednak opamięta i zda sobie sprawę z tego iż koniec strefy euro w obecnym kształcie jest przesądzony. Że straty są zbyt wielkie a koszt utrzymania fikcji przewyższa benefisy. Niemcy wyciągną wówczas wtyczkę z kontaktu przerywając bezsensowny upust krwi i wyjdą z listkiem figowym sugestii usunięcia paru PIIGS ze strefy euro. A ponieważ dobrowolny czy przymusowy exodus kraju z euro z wielu względów wydaje się nierealny i jest organizacyjnie prawie niewykonalny za bardziej prawdopodobne uznać należy perspektywę opuszczenia strefy euro przez same Niemcy. Gdyby towarzyszył temu projekt kameralnej strefy “neuer Euro”, dużo mniejszej i zarządzanej bezpośrednio przez Bundesbank nowa waluta prawdopodobnie zyskałaby szybko zaufanie rynków. Jednocześnie “stare euro” pozbawione wsparcia Niemiec, i długi w nim wyrażone, doznałyby zasadniczej przeceny co byłoby pomocne dla zadłużonych po uszy PIIGS. Czy tak się akurat rzeczy potoczą, drogi czytelniku, nie wiemy ale przypuszczamy. Jedno jest tylko pewne w tym scenariuszu. To że biliony zrabowane podatnikom na ratowanie banków nie mają szansy trafić do nich z powrotem. Mają natomiast sporą szansę wypłynąć w bilansach banków strefy “Neuer Euro”, zdrowszych niż kiedykolwiek i gotowych do biznesu w zmienionej Europie.
cynik9
Sensacyjne ustalenia “Wiadomości”? “Wiadomości” TVP: Kontrolerzy na lotnisku w Smoleńsku chcieli zniechęcić załogę prezydenckiego Tu-154M do lądowania. Dlatego podali jej zaniżone dane o widoczności – wynika z zeznań pracowników lotniska, do których dotarły „Wiadomości” TVP1. Zeznań, w których jest sporo nieścisłości. Wiele do życzenia pozostawia również sposób ich spisania. Starszy kierownik Paweł Pliusnin zeznał milicjantom, że podał załodze nieprawdziwe dane o widoczności na lotnisku. Mówił o 400 m, gdy wynosiła ona jeszcze 800 m. Jak tłumaczył, chciał zniechęcić pilotów do lądowania. Co ciekawe, ta wypowiedź znajduje się tylko w komputerowym protokole z przesłuchania. Nie ma jej w drugim, pisanym ręcznie. Z przesłuchań kontrolerów Rosjanie sporządzili po dwa protokoły. (…) Drugi przesłuchiwany kontroler – Wiktor Ryżenko – przyznał, że poza nim i Pliusninem, na wieży była jeszcze trzecia osoba o nazwisku Krasnokutskij. Jak powiedział milicjantom Ryżenko, nie wykonywał on jednak żadnych czynności. Do tej pory nie został przesłuchany. Zeznania Ryżenki zaskakują jeszcze w innym fragmencie: „Samopoczucie moje w dniu 10 kwietnia 2010 r. było dobre. Ok. godz. 7 tego dnia ja i Pliusnin odbyliśmy badanie lekarskie w punkcie zdrowia Jednostki Wojskowej 06755, w wyniku którego stwierdzono, że jestem zdrowy”. W tym miejscu protokołu pojawia się dziwna rzecz. Dodane jest słowo „nie”, słowa o wynikach badań zostają przekreślone, a po nich kontroler dopowiada: „ponieważ w punkcie zdrowia nikogo nie było, ale – jak już powiedziałem – moje samopoczucie było dobre i nic nie stało na przeszkodzie, abym mógł wykonywać swoje obowiązki służbowe”.
Może jestem przewrażliwiona, ale podchodzę ostrożnie do takich sensacji, zwłaszcza, że sposób ich podania wskazuje, że “Wiadomości” do niczego nie “dotarły”, i raczej nie widziały na własne oczy żadnego dokumentu, to raczej do nich dotarł ktoś, komu zależało, żeby w tym właśnie momencie zająć opinię publiczną taką właśnie sensacją. Jeśli po dwóch miesiącach supertajnego rosyjskiego śledztwa wycieka taki news, zastanawiam się czy nie jest to przeciek kontrolowany, mający sprzedać nam narrację wygodną dla inspiratora przecieku. Ja tego na razie nie kupuję, z trzech powodów.
Po pierwsze, kolejność protokołów. Zakładam, że oryginalne zeznanie zostało spisane ręcznie i jest wersją pierwotną, a to co potem zostało przepisane na komputerze jest wersją udoskonaloną. Niekoniecznie przez samego przesłuchiwanego. Nie mam wątpliwości, że to śledztwo od początku jest pod pełną kontrolą najwyższych czynników, nie wierzę, że kontroler po odręcznym spisaniu protokołu z przesłuchania po prostu przypomniał sobie, że nie powiedział śledczym o tym, że okłamał pilotów i postanowił uzupełnić zeznania. Bardziej prawdopodobne wydaje mi się, że ktoś wziął ręcznie spisane zeznania kontrolera i podrasował je, aby lepiej pasowały do pozostałych informacji i składały się w jakąś w miarę bezpieczną wersję zdarzeń. Zwalenie na jednego kontrolera jest wersją dużo bezpieczniejszą niż dociekanie innych przyczyn. Ostrożnie więc przyjmuję, że protokół spisany ręcznie jest wersją kontrolera, a protokół wklepany do komputera jest jej modyfikacją dokonaną na potrzeby opinii publicznej.
Po drugie, publiczne okłamywanie Putina. Chętnie wierzę, że rosyjski kontroler nie miałby oporów przed okłamaniem polskiego pilota, i być może nie bałby się nawet do tego przyznać w śledztwie ale jakoś trudno mi uwierzyć, że rosyjscy oficjele odważyliby się publicznie okłamywać Putina. A o widoczności 400 metrów (a nawet dużo mniej), mówili Putinowi jego najbardziej zaufani ludzie na słynnej publicznej konferencji 10 kwietnia. (Konferencja Putina 10 kwietnia)
Po trzecie, informacje z JAK-a 40. O 400 metrach widoczności informowała polskich pilotów także będąca już w Smoleńsku załoga JAK-a 40, która nie miała żadnych powodów okłamywać swoich kolegów. Wiele wskazuje więc na to, że widzialność faktycznie wynosiła 400 metrów, a rzekome kłamstwo kontrolera na jej temat zostało wprowadzone do “ulepszonej” wersji jego zeznań, choć jeszcze nie mam pomysłu w jakim celu. Jeśli jednak uznać sensacje “Wiadomości” za przeciek kontrolowany (a moje wrażenie, że tak właśnie było potęguje fakt, że dziennikarze nie dotarli do żadnych innych informacji, a i tę dostali wyłącznie w omówieniu, nie mają żadnych kwitów), warto się zastanowić w jakim celu. Niewykluczone, że jest to łatwy sposób na uwiarygodnienie “śledztwa” i jego ostatecznych “ustaleń”. Rosyjski kontroler podawał pilotom błędne dane o pogodzie, informując, że jest gorsza niż w rzeczywistości była. Może nawet uda się przekonać opinię publiczną, że robił to z dobrego serca, chcąc ułatwić polskim pilotom podjęcie jedynej właściwej decyzji i uniknięcie ryzyka związanego z lądowaniem w skrajnie trudnych warunkach, a może po prostu miał gorszy dzień, i nie przeszedł rutynowych badań, które by to wyłapały? To bardzo wygodna wersja dla strony rosyjskiej, bo całą winę można zwalić na jedną osobę, na dodatek przedstawiając to tak, jakby to mogła być wina całkiem nieumyślna, wynikająca z rozkojarzenia, złego samopoczucia, w ostateczności z chęci powstrzymania niewinnym w gruncie rzeczy kłamstwem polskich pilotów przed – jak się później okazało tragiczną w skutkach – decyzją o lądowaniu. Taka narracja pozwoliłaby rozwiać wrażenie pochopnego i niesprawiedliwego obciążenia wyłączną winą polskich pilotów, uwiarygodniłaby też ostateczny efekt rosyjskiego “śledztwa” zamykając usta niedowiarkom, bo przecież “jak możemy nie wierzyć Rosjanom, skoro odważnie wzięli na siebie swoją część winy i nie próbowali ukrywać błędów kontrolera”. Choć więc mam wątpliwości co do wiarygodności samej informacji podanej przez “Wiadomości”, gdyby się potwierdziła, byłaby cenną wskazówką w jakim kierunku próbują pchnąć śledztwo Rosjanie. Na marginesie zaś samego newsa, fakt, że pojawia się dwa miesiące po tragedii i nie jest w żaden sposób komentowany przez stronę polską świadczy chyba o tym jak żałośnie wygląda nasz udział w śledztwie. I ile o nim wiemy. Gdyby – jak się nam wmawia – polscy śledczy uczestniczyli od początku we wszystkich czynnościach i mieli wgląd we wszystkie dokumenty, informacja o sensacyjnych zeznaniach kontrolera wyciekłaby już dawno, a oni wiedzieliby nie tylko co zeznał, ale także dlaczego te zeznania się między sobą różnią, bo już dawno zapytaliby o to rosyjskich kolegów, z którymi podobno ręka w rękę, po partnersku, prowadzą to śledztwo. Tylko dlaczego mam wrażenie, że polscy śledczy dowiedzieli się o dziwnych zeznaniach z tego samego przecieku co opinia publiczna lub niedługo przed nią? I dlaczego o bardzo prawdopodobnych błędach wieży jeszcze kilka dni temu nie wspominał nikt ze strony polskiej, z zaliczającym wszystkie media Edmundem Klichem na czele? Możliwości są dwie – albo nic nie wiedzą o śledztwie i dopiero z rosyjskich gazet dowiadują się o możliwych błędach wieży, albo – i to jest wersja załamująca – choć nie mają żadnych oporów przed oskarżaniem polskich pilotów, nie chcą lub nie mogą wspomnieć o niczym co by wskazywało jakąkolwiek winę strony rosyjskiej. Dopóki nie przyznają tego sami Rosjanie. Może przy najbliższej bytności Edmunda Klicha w którejś z redakcji – a na to nie powinniśmy długo czekać – jakiś dziennikarz zapyta: Od kiedy strona polska wie o zeznaniach kontrolera? Co zrobiła, żeby wyjaśnić te sprzeczności? Dlaczego wiedząc o nawet nie błędach a świadomym okłamywaniu polskich pilotów pozwolono całą winę zrzucać na nich, a prym w tym wiodły osoby oddelegowane do śledztwa z zadaniem patrzenia na ręce rosyjskich śledczym i pilnowania polskich interesów? Do podanej przez “Wiadomości” sensacyjnej informacji nie warto się więc przywiązywać, podobnie jak do większości tego co się przedostaje do opinii publicznej bo na razie niewiele się potwierdziło. Dziennikarze kupują wszystko jak leci i połowa tego co nam potem odsprzedają jest niewiele warta, by wspomnieć choćby informacje o czterech lądowaniach, czy wielokrotnych próbach namówienia pilotów do lotu na zapasowe lotnisko. Nic takiego w stenogramach nie ma. Nie ma też nacisków, ani Błasika przejmującego stery, do ostatnich minut drugi pilot zwraca się do pilota “Arek”, a przecież gdyby w międzyczasie Błasik zmienił “Arka” pozostałby po tym jakiś ślad na stenogramie. W każdym razie nikt by nie miał powodu udawać, że prowadzi nadal “Arek”. Kataryna