ROZMOWA Z BONIFACYM (34)
Seans chanelingu telepatycznego numer 34
Chicago, 27 marca 2004
Seans przeprowadzony z Lucyną Łobos
Uczestnicy: Lucyna Łobos, Barbara Choroszy, Ryszard Choroszy
Barbara - Pytanie od Barbary Choroszy
Ryszard - Pytanie od Ryszarda Choroszy
Samuel - Odpowiedź Samuela za pośrednictwem Lucyny Łobos.
Bonifacy - Odpowiedź Bonifacego za pośrednictwem Lucyny Łobos
Samuel: Zanim oddam głos duchowi góry Bonifacemu, chciałbym was powitać, ja Samuel, Enki. Obiecałem was wspomagać i obiecałem przyprowadzić ducha góry Ślęża. I tutaj wyjaśnię bardzo istotną sprawę. Duch góry, Bonifacy - bo takież było jego imię i takim pozostał - duch jest realną postacią, a nie wymyśloną tylko na postrach ludzi. Tak że, moi kochani, i ty, Ryszardzie - prosiłbym, abyś się przysiadł nieco bliżej... bo resztę powie duch góry Ślęża, czyli Bonifacy. Nie będę was już trzymał w napięciu, za moment głos oddam duchowi Bonifacemu. Ja tutaj pozostanę obok was i będę się tylko przysłuchiwał. Zatem moi drodzy - już oddaję głos.
Bonifacy: Posłużę się słowami waszego opiekuna. Witajcie, jestem duchem góry Ślęża, magicznej, Świętej Góry. Przybyłem wcześniej na to spotkanie, ale czekałem, aż przybędziesz ty, która masz tyle uznania w oczach waszego Przewodnika i Opiekuna. Jest nim właśnie Enki. Był też moim bogiem. A ty Ryszardzie, dlaczego taki jesteś spięty? Ja, kiedy byłem na Ziemi, też lubiłem robić wino z leśnych owoców. Teraz będę już mówił, będę się streszczał.
Żyłem u podnóża góry, około 500 lat temu i byłem tak zwanym wiejskim pastuchem, i byłem uważany na miejscowego głupka. Tylko, że ten głupek doskonale opanował sztukę leczenia, to znaczy za moich czasów góra była - mówiąc waszym ziemskim językiem - apteką, i robiłem różnego rodzaju nalewki. Leczyłem ludzi z różnych przypadłości. Znałem górę jak nikt, znałem jej energię i historię. Znałem też przybyszy, istoty, które przybywały. Miejscowi ludzi uważali ich za bogów. Przede wszystkim to nie byli bogowie, tylko przybywali na górę po to, żeby czerpać minerały. Ostatni raz byli krótko przed moją śmiercią. Ludność miejscowa też ich widziała i mówili, że bogowie zesłali karę. Karę za to, że zamek, który jeszcze tam był - zniszczyli. Zniszczyli, gdyż nie rozumieli jednej istotnej rzeczy... Góra ciągle mówi. Teraz zjawiska, manifestacje istot duchowych ustały, ale za moich czasów istoty te były widzialne i ludność z okolicznych wsi była przerażona. Kapłani ogłosili, że jest to "czarcie skupisko" i trzeba zniszczyć siedlisko Szatana. Nic bardziej błędnego, ale stało się. Mnie, jako znachora oszczędzono, gdyż i tak byłem uważany na głupka. Kiedy umarłem w samotności na górze, to po opuszczeniu ciała obiecałem mojemu Bogu, że będę Strażnikiem Góry, aż do tego czasu, kiedy to tajemnica góry będzie odkryta. Przez te wszystkie lata cały czas jestem związany z samą górą, ruinami i lochami. Teraz już będę przechodził do istoty sprawy.
To, że byłem głupkiem, to i tak byłem szanowany a i ludzie się mnie bali. Kapłani powiedzieli, że ciało Bonifacego ma być wrzucone do tych "czarcich lochów" i teraz na tych czarcich lochach stoi kościół. Będę jeszcze przez chwilę mówił, zanim poproszę o wasze słowa. długo musiałem czekać. Tak też wybierałem właściwych ludzi, że ukazywałem się ludziom jako człowiek i zawsze były te same słowa. Kiedy spotkałem na szlaku człowieka - prosiłem o chleb. Rzadko się zdarzyło, żeby oberwaniec otrzymał chleb. To były próby, nadszedł czas... czas Wodnika, kiedy to już Enki przygotowywał to narzędzie, które teraz ma na imię Lucyna. Kilka lat temu została przez grupę zaproszona na mszę majową i ja też tam byłem. Usiadłem koło niej - taki biedny, oberwany, brudny. Kiedy otrzymała pożywienie do spożycia, poprosiłem ją o chleb. Widziałem, że była sama bardzo głodna. Bez słowa oddała mi chleb i kiełbasę. Powiedziała "Jedz". Kiedy poszła, żeby kupić mi napój - odszedłem. Jakież było jej zdziwienie, kiedy chwilę po jej odejściu odwróciła się i ławka była pusta. Szukała, ale nie znalazła. Nie wiem jak mnie odbierzecie, ale ten chleb nas połączył i przekazałem Bogu nowinę. Krótko i wypełniło się.
Jeszcze powiem wam - już była obserwowana, już mieliśmy jej mącić umysł... Historia ta jest krótka. Istotnie - zaczęliśmy jej mącić w głowie. Dziwnie zaczęło ją ciągnąć do kościółka. Kiedy powiedziała o tym kobiecie, u której pracowała, ta powiedziała: "Trzeba będzie to wszystko sprawdzić i będziemy szukać, szukać skarbów". Dalej wygląda tak. Grupa składająca się z kilkunastu osób jedzie na zajęcia terapii duchowej w góry. Jedzie i Lucyna. Buntowała się, ale nie miała wyjścia - musiała pojechać. Przyjaciel, który obrał sobie imię Samuel powiedział, że przy przyjeździe otrzyma znaki.
Piękna miejscowość otoczona górami. Kiedy przyjechali do pensjonatu - i ja też - na ścianie budynku były jaskółki. Obsiadły cały mur. było ich bardzo dużo. Zdziwienie było ogromne wszystkich - tak dużo jaskółek na murze - co to ma znaczyć? I wtedy coś pękło w Lucynie. Jeszcze nie wnosząc torby poszła przed siebie. Zaczęła się piąć w górę. U jej stóp zaczęły układać się szarotki. Było ich więcej i coraz więcej. Szła jak w transie i wyżej. Szarotki były wokół, starała się nie nadepnąć. Nagle zatrzymała się jak wryta. Przed nią była ogromna sieć utkana z pająków, jakby zagradzała drogę. Wróciła i opowiedziała drugiej kobiecie, bo to się wszystko dalej łączy. Kobieta powiedziała: "Jest to znak, teraz tylko trzeba patrzeć, będzie dalej". Żeby was nie zanudzać przeskoczymy o rok.
Mija rok. Sprawa Ślęży pozornie ucichła. Lucyna otrzymuje od Samuela rozkaz - jechać, jechać na Ślężę - otrzymacie informacje. Jest grudzień, tak ładnie - trzynasty grudnia. Grupa miała pojechać w nocy. Zdziwienie, ale tak każe Samuel i miały pojechać tylko cztery osoby wybrane. Jest pierwsze nieposłuszeństwo. Na umówione miejsce przychodzi coraz większa grupa ludzi. Grupa liczy 12 osób. Przyjeżdżają do żółtego szlaku. Jest noc, pełnia miała się rozpocząć. Taki był nakaz - być na górze, kiedy rozpocznie się pełnia. Grupa ma do pokonania godzinę marszu. I wtedy dałem pierwszy znak. Kiedy zaczęli wchodzić szlakiem - ciemno. Ogromna ciemność, więc Lucyna prosi: "Bonifacy, pomóż". Dałem im pierwszy znak - rozjaśniłem im drogę. Pierwsza w nocy, cała grupa jest przy kościółku. Ma być przekaz. Niezadowolony Samuel. Jestem zaskoczony i smutny - nieposłuszeństwo. Grupa - ani jedna osoba nie wspomniała o mnie i o misji. Misji, która miała dotyczyć lochów. Pytali wyłącznie o siebie. Enki, mój bóg cierpliwie udzielił wszystkich odpowiedzi. Drogę powrotną dałem im dokładnie taką samą.
Po powrocie już na miejsce, po upływie kilku miesięcy, następne polecenie - jechać, jechać na spotkanie dokładnie w tym samym miejscu gdzie się zleciały jaskółki. Jesteśmy już w miejscowości Rudawa i tutaj - słuchajcie uważnie - kobieta, dwie kobiety, Lucyna i ta Elżbieta i jej mąż, trzy osoby przyjechały. Na murze są trzy jaskółki. Nikt więcej nie dojechał. Wszystkie jaskółki odpadły. Po spędzonych dwóch dniach wracamy.
Po powrocie są telefony. Przepraszają i chęci załatwiania formalności. Będziemy kopać. Zrobiłem - wy to nazywacie krecią robotą - ale zrobiłem wszystko, żeby udaremnić to, co chcieli uczynić. Po krótkim czasie następnym, została jedna jaskółka, czyli Lucyna. Już wiedziałem ja, Bonifacy, że wybrałem właściwie. I tutaj słuchajcie, góra, to, że jestem Strażnikiem, pilnuję nie tylko skarbów, ale i kości. Góra jest otoczona energią i powiedział Bóg - tylko osoba wybrana może przerwać połączenie. Miejscowa ludność do tej pory mówi, że ruiny i sam kościółek otoczony jest klątwą i każdy, kto odważy się zakłócić spokój leżących w tych grobowcach kości, będzie przeklęty. I tak też w istocie było, gdyż energia i klątwa skutecznie odstraszały potencjalnych rabusi. Nadszedł czas i kiedy już mogę powiedzieć - nawiązała się przyjaźń pomiędzy Lucyna a mną powiedziałem: "Już będziesz prowadzona do ruin". Nie miała pojęcia o zabezpieczeniu ani o klątwie. W pełnej nieświadomości, kiedy już była grupa przygotowana, a Bóg mój selekcjonował i wybierał. Teraz już jest grupa mocna. Wszyscy, ale ci, co trzeba - są wybrani. Już poza świadomością Lucyny klątwa została zdjęta i teraz już mogę tylko z wami współpracować. Ja, duch góry, Bonifacy, teraz zamieniam się w słuch. Będziecie kolejno zadawać mi pytania. Tradycyjnie - słucham.
Barbara: Witamy cię Duchu Góry Ślęża. Bonifacy - czy tak możemy się zwracać do ciebie?
Bonifacy: Bonifacy to ja, tak.
Ryszard: Witaj, Bonifacy. Dziękuję, że tę historię, którą nam opowiedziałeś...
Barbara: To bardzo piękna opowieść, bardzo wzruszająca.
Bonifacy: Ryszardzie - nikt nie powinien oceniać drugiego człowieka. Tego nauczyli mnie przybywający na Ziemię bracia. Ci co przylatywali. Są to wspaniałe istoty. Zawsze mówili: "Nie oceniaj, nie oceniaj drugiego człowieka". Słucham.
Barbara: Duchu gór, chciałam cię zapytać, co możemy najlepiej zrobić w tej chwili, w tym najważniejszym zadaniu, czyli wspieraniu całej akcji otwarcia góry Ślęża. Co jest najlepsze, bo na pewno wiesz więcej od nas, obserwujesz osoby, które są wokół nas?
Bonifacy: Od samego początku, kiedy to Lucyna i Andrzej i Iwona przekroczyli próg kościoła - tak, obserwuję i gdyby grupa nie była dobrana, to jeszcze by nie doszło do wejścia do lochów. To, że nie cała grupa jest sercem zaangażowana w to, co będzie robione, nie ma znaczenia. Znaczenie jest jedno. Kilka osób jest zaangażowanych i te kilka osób doprowadzi do - jak to powiedziałaś Barbaro - ujawnienia tajemnicy, pokazania ludziom historii. Ci, co nie wierzą w potęgę, moc istot duchowych, będą musieli się podporządkować. Już mogę teraz powiedzieć. Wszelkie próby przechytrzenia was się nie powiodą, gdyż pieczę nad całą pracą będę mieć ja. To jest moja misja. Kiedy wszystko się zakończy - kości zostaną złożone do ziemi, ja wreszcie odejdę tam, gdzie jest moje miejsce. Kochani, tak mogę was nazwać, sprawa dotyczy nie moich kości, ale to, co się ukaże oczom naukowców, otworzy drogę do Faraona, gdyż jest to główny cel i jestem dumny, że mogę uczestniczyć w tym ogromnym wydarzeniu, tak, więc cały czas będzie kontrola nad pracami. Ty, Ryszardzie, też masz pytanie. Słucham.
Ryszard: Tak, mam pytanie. Wiesz, wśród nas są ludzie, którzy po prostu na pewno będą szukać sensacji, pieniędzy... Jak zrobić to wszystko, żeby ci ludzie nie przeszkadzali w odnalezieniu tego, co tam jest, tych kości....
Bonifacy: Ryszardzie, pomimo, że jestem tylko prostym duchem, to potrafię skutecznie odstraszać tych żądnych sensacji i złota. Kiedy taka będzie potrzeba, to i skieruję grupę na miejsce, gdzie są cenne rzeczy. Tak jak już mówiłem, to, że grupa będzie ziemska, to następna nieziemska będzie pilnować. Słucham.
Ryszard: Ja muszę cię przeprosić, bo wiem, że masz wszystko, co jest wszechmocne, że możesz użyć tego wszystkiego... Chciałem się tylko dowiedzieć, czy ktoś z nas, czy ja czy Barbara też mamy uczestniczyć w tym odkryciu na skalę światową, żeby pokazać ludziom później... żeby pójść do Faraona już...
Bonifacy: Odpowiem wam... Mówię do was językiem takim ziemskim. Przekazał mi mój bóg słowa, które się mi bardzo spodobały. Mogę przekręcić, ale to coś tak było. Otóż moi kochani, tutaj, w tym kraju, dokonacie dopiero odkrycia. Tutaj, w tym kraju dopiero czeka was już nie krecia praca, ale bardzo ciężka praca, gdyż tu, przez ten kraj dopiero zrobicie rozgłos. Tam, kochani, wszystkiego dopilnujemy. I nam wszystkim leży na sercu dobro Ziemi, którą trzeba ratować. Za moich czasów nie było tyle zła, co jest teraz. Głupka tylko udawałem, gdyż tak było wygodniej, tak naprawdę to pochodzę z Drugiej Ziemi i naprawdę jestem już zmęczony. Zmęczony i chciałbym wracać, wracać na swoją Ziemię. Słucham.
Barbara: Bardzo chciałabym przyjechać, kiedy będą już zaawansowane prace na Ślężę. Czy mogę to uczynić i czy będę tam przez ciebie chciana...?
Bonifacy: W tym momencie mógłbym tylko powiedzieć: "Witaj w moich skromnych progach na Świętej Górze!". I będziemy się radować, jeśli zachcecie zaszczycić swoją obecnością na tej magicznej górze, już bez klątwy. Słucham.
Barbara: Dziękuję, mam wielką potrzebę serca, żeby tam się wybrać. Myślę, że Ryszard również, mimo że od dawna nie miałam takiej ochoty, żeby tam pojechać.
Ryszard: Urodziłem się we Wrocławiu i nie byłem na Ślęży... To jest prawda... Znaczy w Sobótce byłem... Nigdy nie miałem... no, tak jakoś tak wyszło, że nie mogłem tam wejść. Nie było możliwości po prostu jakiejś takiej... potrzeby duchowej... tak to nazwę... Natomiast cokolwiek jest potrzebne... powiedzmy sobie tutaj... Bo ja wiem o tym, że tutaj jest też dużo pracy... Cokolwiek mam zrobić, to zrobię tutaj... Jeżeli trzeba pojechać - pojadę. Cokolwiek jest dla nas ważne... to ja po prostu to... uczynię.
Bonifacy: Ryszardzie - pozwól, że tak będę się do ciebie zwracał. Ja, prosty duch, nie mogę nakazać. Nakazać wam może tylko mój bóg, Enki. Ja mogę tylko wyrazić swoją radość z waszego przybycia. To, co mogę powiedzieć, to główna baza wielkiej pracy jest tutaj, na tej ziemi, którą wybrał Enki. Wszystko będzie wracać tutaj. Jest to - jak to mówią - główny sztab, gdzie są podejmowane decyzje. Decyzja przecież Ślęży i tutaj została podjęta. Radość będzie ogromna, kiedy pierwsze promienie słońca wpadną do lochów. Słucham.
Barbara: Czy jest to możliwe, że jeszcze w tym roku wykopaliska na Ślęży posuną się do takiego etapu, że będzie można tutaj, w Chicago zrobić uroczystość, zaprosić ludzi i przekazać im informacje na dowody, co do naszej misji, która zmierza do Faraona?
Bonifacy: Barbaro, gdybyście znali czas - inaczej, gdybyście zobaczyli, co wam gotuje czas, to byłoby to przerażające. Teraz trzeba zrobić wyścig, wyścig z czasem. Faraon prosi, by jak najprędzej zostać obudzonym. Powracam do Ślęży. Już tak przyspieszę pracę, żeby to, co najważniejsze zostało wydobyte i żeby obiegło nawet świat. Chcemy w zespół z innymi istotami duchowymi pracę wykonać jak najszybciej, żeby się wkopać do... bo są tam nie dwa, ale trzy poziomy. Już pierwszy poziom przyniesie sensacje. Potem prace wykopaliskowe będą się posuwać dalej. Mówi się tak w waszym języku: "Dodamy ludziom skrzydeł". Słucham.
Ryszard: Cudownie... Naprawdę cudownie... To, co słyszę, jest dla mnie bardzo budujące, ponieważ kiedy to wszystko zostanie odkryte, mogę ci przyrzec kochany Bonifacy, że tutaj w Chicago zrobię wszystko, żeby misja poszła dalej...
Bonifacy: Ten kraj został wybrany... Nie inny... ten kraj. Jestem... zapamiętajcie kochani... tylko duchem, Strażnikiem Góry, zwykłym duchem i podlegam też prawom Istot Boskich. Muszę się wywiązać. Bardzo się cieszę, że kres mojej wędrówki dobiega końca. Słucham.
Ryszard: Ja już nie mam pytań. Chciałem bardzo serdecznie podziękować za wszystkie informacje, które usłyszałem. Natomiast, jeżeli będę mógł tobie w czymś pomóc, kochany duchu Bonifacy... być może moja żona będzie chciała pojechać, oczywiście ja tutaj wszystkim się zaopiekuję. Natomiast chciałem powiedzieć jedną rzecz, która przyszła mi do głowy, że to jest cudowne współpracować właśnie z taką grupą istot duchowych i tutaj na Ziemi właśnie tak jesteśmy już...
Bonifacy: Wolałbym, kochani, żeby ta rozmowa została potraktowana... jak to powiedzieć... nie umiem znaleźć odpowiedniego słowa... Barbaro wiesz... słowa takie, co by nie wystraszyły ludzi, bo już nie chciałbym, żeby i ta zebrana grupa uciekła, a pilnować muszę... Muszę patrzeć na ręce... To, że przeganiałem przez te wszystkie lata tak zwanych złodziei jest prawdą. Teraz już tylko będę pomagał. To, co się miało wypełnić powiem i... stało się. Słucham.
Barbara: Duchu Bonifacy... Otrzymaliśmy bardzo dużo informacji. Praktycznie w trakcie tej rozmowy układały mi się plany bardzo konstruktywne na przyszłość, jeśli chodzi o działanie tutaj i zostanie to wykonane... na pewno. Nie będę używać wielkich słów zapewnienia... Moje życie - myślę, że to odbierasz tak samo, jak przyjaciel nasz, Enki - jest poświęcone misji... I tak będzie.
Bonifacy: Jestem tak jak wy poświęcony misji. Moja misja to jest Ślęża, ale i też Faraon. To wszystko jest połączone. Tak jak duch Faraona czeka na Ziemi na obudzenie, tak i ja czekam. Podobnie on musi ujrzeć słońce i ja też... gdyż po otwarciu jego grobowca wpadnie promień słońca... Po dokopaniu się do lochów przez okno wpadnie promień słońca. Widzisz połączenie, Barbaro?
Barbara: Tak...
Bonifacy: Enki... Słońce... i to ma całość. Pytanie jest jeszcze?
Barbara: Właśnie to jest coś, co mnie najbardziej zaskoczyło i to, że potrafiłam znaleźć imię Samuela w informacjach, które miałam, jeśli chodzi o wiedzę sumeryjską... Jest niesamowitą wiadomością dla mnie imię boga Światowida. Jak to jest...? Niby wiem... niby już czuję... ale chwilami mnie to przerasta. Bóg... Słońce... który...
Bonifacy: Ludzie mu nadawali imiona boskie. Światowid to nic innego jak Słońce, nic innego jak Ra, jak Sun... Przecież to wszystko zbiega się do jednego źródła. Enki w swoim czasie dostał to imię. Imię to otrzymał od bogów. Imię jest zastrzeżone i tylko ujawnione dla... - byłoby zbyt wyniosłe - wybranych, ale dla ludzi o otwartym sercu. Słucham.
Barbara: To jest coś tak bardzo wzruszającego dla mnie i pięknego, że proszę mi wybaczyć wzruszenia... Ponieważ wiedziałam to od dawna i tak układało mi się, jakby to mnie chwilami przerosło. W tej chwili otwiera się Piramida Słońca w Meksyku, cały świat rusza się w kierunku Boga Słońca... To jest dla mnie bardzo wzniosłe...
Bonifacy: Ziemia... Ziemia... Ziemia... jest na ustach wszystkich istot na innych planetach. Oczy wszystkich są zwrócone ku Ziemi. Bogowie... bogowie teraz będą decydować. Rola Enki... i tutaj mogę przy was dodać... Ra... Światowida... jego zadanie lub misja jest bardzo trudna. Szczęściem jest to, że pomimo tych wszystkich trudów zaczyna się coś ruszać... Idziemy kochani ku Słońcu... Wszyscy... Wy, ludzie i my istoty duchowe, które będą pomagać Bogu Ra... Enki... Sun... Światowid... To jest ta sama postać. Słucham.
Barbara: Na koniec mogę tylko powiedzieć, że sytuacja misji wygląda naprawdę bardzo dobrze. Jesteśmy gotowi już na i wykopaliska na Ślęży i na wyjazd do Egiptu, tak, że myślę, że czas jest bliski do wykonania zadania. Poza tymi ustalonymi z bogiem Enki sprawami, które również się wykona tutaj, na tym terenie. Jestem bardzo wzruszona tą rozmową i bardzo dziękuję.
Ryszard: I ja dziękuję również.
Bonifacy: I ja dziękuję. Dziękuję też Lucynie, bo żebym mógł z wami rozmawiać, musiałem się podłączyć do jej energii. Myślę, że to mi wybaczy. Rozmowa z Samuelem inaczej wygląda, gdyż on nie czerpie energii. Po prostu z wami rozmawia. Ja muszę, inaczej nie mógłbym z wami rozmawiać. Dziękuję i myślę, że nasze kontakty jeszcze będą i będę jeszcze mógł wam przekazać i z wami rozmawiać. Dziękuję.
Barbara: Dziękujemy bardzo..
Ryszard: Dziękujemy naprawdę bardzo...
Samuel: Ja, Samuel, teraz na koniec jeszcze wam powiem. Duch jest mądrym duchem, bardzo mądrym. Przybrał tylko powłokę takiego nieudacznika. Przesłuchajcie jeszcze słów jego... I ja, Samuel... Enki wam dziękuję.