Część 1: Biuro Daniela (teraz ono jest Jonasa) Z punktu widzenia SAM To jest ... krępujące. Wyobraź to sobie. Jestem w drzwiach byłego biura Daniela (teraz jest Jonasa), mam kupę akt w rękach, ... zastygam. Dlaczego? Z powodu widoku, który mnie tam powitał. Pułkownik O'Neill jest tam, ... z Anise albo Freya lub jakiego tam pieszczotliwego imienia ona używa. Teraz mogłabym myśleć o kilku określeniach dla niej, ale ponieważ autor tego opowiadania zdecydował, że to opowiadanie jest bez ograniczenia wieku, muszę powstrzymywać się od podzielania się nimi z tobą. Jego ręce są na jej ramionach, podczas gdy jej ręce obejmują jego szyję. Oni całowali się..., cóż..., dopóki mnie nie zobaczyli. On zauważył mnie pierwszy, jego oczy stały się bardzo wielkie a potem odepchnął ją lekko ale jego również zamurowało. Ona była zaskoczona gdy to zrobił, ale kiedy zobaczyła mnie także zastygła. Zrozum, miałam dobry powód, by mnie zatkało. Nikt się nie odezwał ani słowem, czułam się tak zakłopotana, że nie mogłam się ruszyć. Co do pułkownika, myślę, że jego mózg po prostu stał się ... pusty, nieobecny nieusprawiedliwiony, pustka...zupełna. Rozumiesz mnie, prawda? Więc ... To jest ... krępujące. Ktoś odchrząknął - Sam, co mogę dla ciebie zabić? Na głos Jonasa podskoczyłam i akta które trzymałam w rękach wypadły na podłogę. - Cholera. Szybko klękam i podnoszę je. - Ach, tak, Jonas. Chciałam dać ci te akta, aż do ...- mój głos zamarł. Pułkownik ukląkł przede mną aby pomóc mi z rozrzuconymi aktami. - Proszę - wręczył mi kilka. - Dziękuję. - powiedziałam nieprzekonującym tonie, nadal unikając jego oczu, spoglądając ponad jego ramieniem i koncentrując uwagę na Jonasie. - Jonas, generał Hammond chce bym dała ci te akta, one dotyczą projektów z Naquadrią. Powiedział, że może będziesz chciał spojrzeć na nie. - podchodzę do biurka Jonas i po prostu kładę akta na nim. - Dziękuję. Czy chcesz przejrzeć je ze mną? Naprawdę nie jestem w nastroju, by rozmawiać z nim. Normalnie, z chęcią pozostałabym i zapoznała się z tymi projektami ale dzisiaj musze szybko wyjść z tego pokoju. - Nie teraz może iść. Muszę wrócić do mojego laboratorium. Do zobaczenia Jonas, ... Sir,... Anise. Prawie dotarłam do drzwi gdy pułkownika zawołał, - Carter. Cholera, powiedział to tym swoim rozkazującym tonem, to znaczy, że muszę zatrzymać się i odwrócić do niego twarzą. - Tak, Sir? - nadal unikam jego spojrzenia, patrząc na jego usta. Ups, zły ... zły pomysł. To przypomniało mi co te konkretne wargi robiły chwilkę temu, nie żebym potrzebowała przypominania. Więc przesuwam mój wzrok niżej na jego podbródek. Ahhh, to jest bezpieczne, tak myślę. Przynajmniej teraz to jest bezpieczne. - Ja ...- zawahał się, - Spotkaj się ze mną w moim biurze o godzinie 16.00. Musimy porozmawiać o naszej następnej misji. Ach, bardzo tajemniczo a jednak to tak oczywiste. Chce wyjaśnić to co przed chwilą widziałam. - Tak, Sir. - Czy ja także mam przyjść, pułkowniku? - wtrącił się Jonas. - Nie, Jonas. Będziemy tylko ja i major Carter. - Dlaczego będziecie tylko we dwójkę? - on nadal nie łapał tego, domyślam się, że jego umiejętności obserwacji wymagają jeszcze trochę dopracowania. - To jest sprawa wojskowa. Zaufaj mi. Jeśli spojrzenie mogłoby zabić, SG 1 potrzebowałoby teraz nowego członka. - Ach, jeśli to już wszystko Sir, chciałabym pójść do mojego laboratorium. - O ... tak. Idź ... nie zapominaj spotkać się ze mną później. Tylko kiwnęłam głową i uciekłam. Fju, to było ... spięcie. Jak tylko znalazłam się w moim bezpiecznym laboratorium uśmiechnęłam się głupawo. Nie mogłabym spojrzeć mu w oczy, ponieważ wiedziałam, że załamałabym się i roześmiała na głos. Pułkownik nie wie, że Daniel powiedział mi raz o tym jak Freya dowalała się do niego podczas zajścia z Zatracami, Daniel powiedział mi jak bardzo wystraszony on wtedy wrócił. Mam niejasne przypuszczenia co do tego co się naprawdę tam zdarzony, ale to będzie zabawne patrzeć jak Pułkownik się poci gdy będzie próbował przedstawić swoja wersję wydarzeń. Ale mimo to, JAK ONA ŚMIAŁA. --- Z punktu widzenia JACK'a To jest ... krępujące. Ale to nie jest moja wina. Muszę najpierw coś wyjaśnić. TO NIE JEST MOJA WINA. Łapiesz? ... Dobrze. A więc, sytuacja się tak przedstawia. Jestem w byłym biurze Daniela (teraz ono jest Jonasa). Moje ręce są na ramionach Anise albo Freyi (jeszcze raz, które imię jest gospodarza?) podczas gdy jej ręce zaczynają otaczać moją szyję. Jesteśmy tylko centymetry od siebie. Teraz, teraz, to wygląda źle, ale za chwile zrozumiesz dlaczego to nie jest moją wina. Carter jest właśnie w drzwiach, patrzy na nas niedowierzaniem w oczach. Dlaczego? Ponieważ właśnie widziała, jak stykaliśmy się ustami z Anise / Freyą. Faktycznie , jej nadejście spowodowało przerwanie tego. Dobrze, to wygląda teraz jeszcze gorzej, ale proszę o chwilę cierpliwości. Cofnijmy się 2 minuty zanim ona weszła do pokoju, możemy? Rozmawiałem z Jonasem o czymś gdy weszła Anise / Freya. - Pułkowniku O'Neill, szukałam pana. Cholera, nigdy nie przypuszczałem, że ona mnie tutaj znajdzie. Powinienem wybrać pusty składzik na Poziomie 6, przynajmniej, mógłbym spędzić tam w spokoju swój wolny czas z moim Gameboyem. Ona przyszła na Ziemię z kilkoma innymi Tok'ra - Cóż, no to mnie znalazłaś. Co mogę dla ciebie zabić? To było bardzo frustrujące, że nie mogłem przedstawić jej mojego punktu widzenia. Nie jestem zainteresowany nią ... Jestem zainteresowany moim majorem. Czy ona nie może się z tym pogodzić? - Chciałabym kontynuować naszą ostatnią rozmowę. - podeszła bliżej. Pokazałem jej moją najlepszą wersję twarzy „nie jestem zainteresowany” - Nie doszliśmy do niczego. Zamrugała swoimi dużymi oczami - Tej którą mieliśmy kiedy myśleliśmy, że to ty byłeś Zatarciem. Czy ona naprawdę musiała znowu to wyciągnąć,? - Och, to? A o co chodzi? - Od tamtej pory uczyłam się o ludzkiej kulturze. Najwyraźniej źle rozpoczęliśmy znajomość i chciałabym zacząć od nowa. - podeszła bliżej, dużo bliżej niż bym chciał. Poczułem się nieswojo i cofnąłem się od niej. - Bez obrazy, ale jestem ... Zanim mogłem coś powiedzieć zrobiła krok naprzód i otoczyła mnie rękami, - Zamierzam cię pocałować. - ... nie ... I wtedy mnie pocałowała, pełny frontalny atak. Zostałem wyszkolony na żołnierza, ale nie znam sposobu aby wymknąć się kobiecie jeśli ona chce cię pocałować. Nie ma sposobu, pamiętasz Carter kiedy złapała tego szurniętego wirusa? Rozumiesz, nie mógłbym uniknąć także tego, tak więc nie osądzaj mnie na podstawie tylko tego odosobnionego przypadku. A tak odnośnie Carter, myślę, że ona bierze lekcje u Tok'ra z wyczucia czasu. Zanim mogłem odepchnąć Anise zjawiła się, myślałem, że dostanę ataku serca kiedy weszła do pokoju. - Jonas, ja ...- to wszystko co ona zdołała powiedzieć zanim została zszokowana. Zupełnie zszokowana. Odepchnąłem Anise / Freyę, ale jej ręce otaczały moją szyję, właśnie dlatego nie mogłem odepchnąć jej wystarczająco daleko. Nie mogłem oderwać wzroku od Carter, czekałem na jakąś reakcję która powinna się pojawić w sytuacji jak ta. Ale nic się nie zdarzyło. Ona była po prostu ... nieruchoma. Więc ... To jest ... krępujące. Ale teraz wiesz, że to nie była moja wina, prawda? Cieszę się , że poruszyliśmy to. Ktoś odchrząknął - Sam, co mogę dla ciebie zrobić? - powiedział Jonas. Sam podskoczyła, stos akt w jej rękach spadł na podłogę. - Cholera. - zaklęła Uklękła u jego stóp i podnosiła akta. Wykorzystałem to zamieszanie by uwolnić się całkowicie z rąk wężogłowej i podszedłem do kobiety którą kocham. - Ach, tak, Jonas. Chciałam dać ci te akta, aż do....- jej głos zamarł a ja ukląkłem przed nią aby pomóc jej z rozrzuconymi aktami. - Proszę.- wręczyłem jej kilka z nich. - Dziękuję .- powiedziała niepewnie, unikała moich oczu, patrzyła ponad moim ramieniem na Jonasa. - Jonas, generał Hammond chce bym dała ci te akta, one dotyczą projektów z Naquadrią. Powiedział, że może będziesz chciał spojrzeć na nie. - podeszła do biurka Jonasa i po prostu położyła tam akta. - Dziękuję. Czy chcesz przejrzeć je ze mną? - Nie teraz, może iść. Muszę wrócić do mojego laboratorium. Do zobaczenia Jonas, ... Sir,... Anise. Nie mogę pozwolić jej tak odejść. Prawie doszła do drzwi kiedy zawołałem, - Carter. Zatrzymała się i odwróciła twarzą do mnie. - Tak, Sir? - nadal unikała mojego spojrzenia, spoglądając na ... moje usta? Czy ona naprawdę patrzy na moje usta? Ach, nie, teraz patrzy na mój podbródek. Próbuję popatrzyć w dół na swój podbródek, ale moje oczy mają swoje ograniczenia. Nie, nie, ... muszę się skoncentrować ... Muszę wyjaśnić jej to wszystko. - Ja ...- zacząłem mówić, ale wtedy uświadomiłem sobie, że Jonas i irytująca Tok'ra są tutaj. Nie chcę publiki, - Spotkaj się ze mną w moim biurze o godzinie 16.00. Musimy porozmawiać o naszej następnej misji.. To zabrzmiało dobrze,... tak, .....wyjaśnię to później w moim biurze. Muszę zapamiętać, by wcześniej wyłączyć kamerę bezpieczeństwa. - Tak, Sir. - Czy ja także mam przyjść, pułkowniku? - wtrącił się Jonas. Czy on właśnie próbuje być nieznośny? - Nie, Jonas. Będziemy tylko ja i major Carter. - Dlaczego będziecie tylko we dwójkę? - chwile jak ta sprawiają, że zaczynam bardzo tęsknić za Danielem, przynajmniej Daniela zrozumiałby aluzję. - To jest sprawa wojskowa. Zaufaj mi. - Ach, jeśli to już wszystko Sir, chciałabym pójść do mojego laboratorium. - O ... tak. Idź ... nie zapominaj spotkać się ze mną później. - Mmm, muszę wymyślić jak zamierzam jej to wyjaśnić. A teraz gdy już wyszła z pokoju.... Teraz, mam sprawę do zakończenia z Anise / Freyą. Odwracam się i staję twarzą do niej. - Zamierzam powiedzieć to tylko raz. Więc słuchaj mnie uważnie ... Nie jestem ZAINTERESOWANY wzajemnymi stosunkami z tobą. Koniec sprawy. Następnie, wychodzę z pokoju i udaję się do mojego biura. Mam ... patrzę na zegarek ... 3 i pół godzin do 16.00. Mmm, zamierzam wypić kawę i zjeść ciastko. --- Z punktu widzenia JONASA To jest ... jak to ludzie z Ziemi nazywają ... krępująca sytuacja. Kiedy otworzy się słownik i poszuka słowa „krępujący”, to ono w rzeczywistości znaczy ... ups, przepraszam, poniosło mnie. Słownik jest tak samo fascynujący jak Kanał Pogodowy, można znaleźć tam znaczenie każdego słowa. W każdym razie, dość o mnie, pójdźmy do opowieści. Hm, od czego powinienem zacząć? Mmm, dobrze, ponieważ pułkownik próbował wyjaśnić mi pojęcie streszczenia, spróbuję to zrobić. Cofnijmy się 5 minut zanim Sam weszła do pokoju. Pułkownik wpadł do mojego biura (wcześniej było Doktora Jacksona) i zaczął wyjaśniając mi pojęcie streszczenia, ponieważ moje ostatnie sprawozdanie z misji miało 157 stronami. Sprawozdanie Sam z tej misji nie było nawet połową z tego. Ale ja uważałem tą misję za naprawdę interesującą, więc umieściłem każdy najmniejszy szczegół, że miska którą krajowiec użył do obiadu była czerwona, że w domu w którym zostaliśmy były 3 świece. Nie wiem, dlaczego pułkownik nie uważał tego za interesujące. Niesamowite. Wracając do opowieści, w środku wyjaśniania zjawiła się Anise / Freya, reprezentantka Tok'ra. Widocznie ona go szukała. Ludzie mówią mi, że jestem bardzo dobrym obserwatorem. A więc, jak zauważyłem, wyglądało na to, że pułkownik próbował ją zignorować. Ale wtedy ona go pocałowała, WOW, zdumiałem się, mój lud nie robi tego rodzaju rzeczy publicznie ... i również nie myślę, aby ludzie z Ziemi to robili. Dokładnie sekundę później w drzwiach ukazała się Sam, z aktami w rękach, szukała mnie. Kiedy zobaczyła ich a on zobaczył ją, wszystko po prostu potoczyło się ... jak to wyrazić ... jak w filmach, gdzie ruchy ludzi stają się bardzo wolne ... ach tak, puszczone w zwolnionym tempie, to jest to. Pułkownik O'Neill spróbował odepchnąć Tok'ra ale jej ręce nadal obejmowały go. Następnie wszystko to stało się ... nieprzyjemne. To jest ... krępujące. Zaległa długa cisza, więc decydowałem się przerwać ją, poza tym myślałem, że Sam ma akta o projektach z Naquadrią. Proszę o nie od tygodnia. Odchrząknąłem, - Sam, co mogę dla ciebie zrobić? Myślę, że to przeze mnie podskoczyła i upuściła akta na podłogę. Zaklęła i uklękła na podłodze, by je zebrać. Pułkownik zdołał się pozbierać i pomógł jej. Ona unikała jego oczu i położyła akta na moim biurku. Domyślam się, że ona naprawdę bardzo chce stąd wyjść i prawie się jej to udało ale wcześniej Pułkownik ją zawołał. On chce się z nią spotkać w swoim biurze o 16:00, to jest 4 po południu, aby porozmawiać o naszej następnej misji. Hej, czy nie powinienem założyć, że ja również tam będę? W końcu jestem członkiem SG-1. - Czy ja także mam przyjść, pułkowniku? - wtrąciłem się. Dlaczego on popatrzył na mnie tak wściekle? - Nie, Jonas. Będziemy tylko ja i major Carter. - Dlaczego będziecie tylko we dwójkę? - nie lubię gdy jestem pomijany. - To jest sprawa wojskowa. Zaufaj mi. - Po tym co powiedział nie miałem co odpowiedzieć. - Ach, jeśli to już wszystko Sir, chciałabym pójść do mojego laboratorium. - Sam nie mogła się doczekać aby stąd wyjść. -O ... tak. Idź ... nie zapominaj spotkać się ze mną później. Gdy Sam wyszła pułkownik O'Neill odwrócił się i wyglądał na naprawdę wściekłego. Na szczęście to nie ja byłem powodem jego wściekłości, była nią reprezentanta Tok'ra. I wtedy powiedział, - Zamierzam powiedzieć to tylko raz. Więc słuchaj mnie uważnie ... Nie jestem ZAINTERESOWANY wzajemnymi stosunkami z tobą. Koniec sprawy. Jak tylko to powiedział wypadł z mojego biura. Wow, rozmowa o odrzuceniu, to na pewno coś znaczy. Patrzę na Anise, ona jest wstrząśnięta i oniemiała. Następnie ona popatrzyła na mnie jak gdyby pytając o co chodzi. - Nie patrz na mnie. To musi być sprawa wojskowa. - zbywam to wzruszeniem ramienia i zaczynam kartkować akta projektów z Naquadrią. Część 2 : Biuro Jack Z punktu widzenia SAM Właśnie stoję przed biurem pułkownika. Biorę głęboki oddech i psychologicznie przygotowuję się na wszystko to co pułkownik zamierza mi powiedzieć i powoli się uspokajam. Następnie pukam do jego drzwi. - Wejść.- woła ze środka. Otwieram drzwi, wchodzę i zamykam je. On usiedzi na krześle, pisze coś na kartce papieru. Czy to jest jego papierkowa robota? Niee, wątpię w to. Trzeba pamiętać, że to jest „ten” pułkownik. Podchodzę do pustego krzesła przed jego biurkiem. Nadal pisze, czasami spogląda na ekran swojego komputera. - Sir, mogę usiąść? - wskazuję na puste krzesła. Poderwał się i podniósł wzrok na mnie, - Och tak, przepraszam. Usiądź. Właśnie zamierzam to skończyć i zajmę się tobą za sekundę, OK? Niesamowite, ale i tak usiądę na krześle. A tak w ogóle to co on robi? Wychylam się trochę do przodu, by zobaczyć co jest na ekranie komputera, ale on szybko go zasłania. - Żadnego zerkania. - Dobrze. - dąsam się ale i tak ustępuję, opieram się plecami o krzesła i krzyżuję ręce na piersi aby pokazać co o tym myślę. Ale on zupełnie mnie ignoruje i wraca do tego co on tam robi, a ja po prostu ... czekam. On drapie się po głowie ... pisze coś jeszcze ... zerka na ekran ... znów pisze ... drze papier, bierze nową kartkę ... coś pisze ... znów drapie się po głowie ... znów pisze ... Wow, nigdy wcześniej nie widziałam go tak poważnego nad kartką papieru. Nawet komiksy nie zyskiwały tyle jego uwagi. Bardzo mnie kusiło, by jeszcze raz zerknąć, ale uwzględniając to, że on jest tak bardzo skupiony, domyślam się, że tylko muszę „rozciągnąć” moją cierpliwość o ile to w ogóle możliwe. To jest bardzo ... nudne. Rozglądam się po jego biurze, naprawdę niczego interesującego, ahhh, tam jest kamera bezpieczeństwa. Dlaczego czerwone światełko nadal mruga? Byłam pewna, że on unieszkodliwi kamerę. A ona jest nadal czynna. Nigdy nie zrozumiem jak pracuje jego umysł, zawsze zaskakuje mnie w sposób w jaki nie mogę sobie nawet wyobrazić. Znów się rozglądam, mmm, medale wiszą na ścianie, kalendarz, szafka na akta, biurko, pułkownik ... ostatnie zwróciło moją uwagę najbardziej. On jest interesującym obiektem obserwacji, to jest w pewnym sensie słodkie. Skoncentrowany na czymś, jak to miło zobaczyć go w takiej chwili. Nieostrożny, trochę nerwowy, ze zmarszczonym czołem i zmarszczonymi brwiami wskazującymi, że myśli, teraz ... nie można tego często zobaczyć. Uśmiechnęłam się na obraz przed moimi oczami. W końcu skończył to co robił. Uśmiechnął się dumny ze swojej pracy, złożył papier na pół i wyłączył komputer. A następnie popatrzył na mnie. - Czy pani jest ... zła na mnie?- zapytał ostrożnie. Och mój Boże, to dlatego unikałam wcześniej jego oczu, wyraz jego twarzy jest po prostu wspaniały. Moja obrona załamała się i wybuchłam atakiem śmiechu. Popatrzył na mnie dziwnie, w jego oczach było zainteresowanie, - Wszystko porządku? Machnęłam ręką i zdołałam powiedzieć kilka słów między moim chichotaniem, - Tak ... w porządku ... naprawdę ... w porządku. - To dlaczego się śmiejesz? - zapytał podejrzliwie. - Ponieważ ... ponieważ ... - myślę, że mam łzy w oczach. - Jeez Carter, nie spiesz się, uspokój się. - jest zmieszany i nie podoba mu się to. Po chwili gdy mój śmiech w końcu ucichł, ale założę się, że nadal mam głupi szeroki uśmiech na twarzy. - Z czego się śmiejesz? - Z pana. - odpowiedziałam uczciwie. - Dlaczego? Chciałam się znów roześmiać, ale wyglądał na naprawdę zatroskanego o mnie, więc zlitowałam się nad nim - Daniel powiedział mi o tym jak Freya dowalała się do pana podczas zajścia z Zatarciem. - On TO zrobił? - niemal spadł z krzesła. - Taa. - Och ... zatem wiesz wszystko? Nie zupełnie - Mniej więcej mam obraz całości. - Więc ... dlaczego unikałaś moich oczu gdy... - Aby nie załamać się właśnie wtedy i wyśmiać pana. Wyobraziłam sobie, że wyśmianie pana przed Jonasem nie byłoby dobre dla twojego "przytłaczającego spokoju". Uśmiechnął się z ulgi, - Więc, spędziłem ostatni 3 i pół godziny rozmyślając na próżno? - To nie jest moja wina, że pan chciał się spotkać ze mną o godzinie 16.00. - obdarzyłam go moim najbardziej niewinnym uśmiechem. Potrząsnął głową i popatrzył na złożony papier. - Zamierzałem ci to dać. Ale ponieważ jesteśmy w zgodzie, myślę, że właściwie będę musiał to wyrzucić. - Co to jest? - A więc ... wiesz, że nie mówię dużo ... - Zgadza się ... - intonacja mojego głosu nieznacznie podniosłą się na końcu. Popatrzył na mnie wściekle, - ... więc napisałem do pani list. Ponadto zapomniałem unieszkodliwić kamerę bezpieczeństwa w moim biurze. Ale teraz już tego nie potrzebujesz ... Napisał list do mnie? Czy to dlatego skupił się tak bardzo nad papierem? Chciała bym go zobaczyć. Naprawdę. - Chciałabym go zobaczyć. - Ale to nie jest konieczne. - Cholera, on bardzo dobrze wie, że tego chcę. Spróbujmy to odwrócić. - Pytał pan mnie, czy byłam na pana zła. W pewnym sensie byłam. - Była pani? - Tak. - Cóż, właściwie nie. Jestem zła, ale nie na niego. - Uhm ... - Więc, abym poradziła sobie z moim gniewem, proszę dać mi list? - poprosiłam słodko. - Dlaczego? - Dlaczego co? - teraz, mnie zakłopotał. - Dlaczego jesteś zła? - Ponieważ to nie ja całowałam pana. - Ups ... czy powiedziałam to na głos? Domyślam się, że to zrobiłam. Wyglądał na wstrząśniętego, ale się uśmiechnął. Próbuję najlepiej jak potrafię zachować poważny wyraz twarzy, mając nadzieję, że nie rumienię się ze wściekłości. Zamierzał dać mi list gdy ktoś zapukał do drzwi. Gadanie o wyczuciu czasu. - Wejść. - krzyknął. Drzwi otworzyły się i zgadnijcie kto to był? Oczywiście to musiała być Freya. A któżby inny ? - Pułkowniku O'Neill. Czy mogę zamienić z panem słowo? - kiedy zauważyła, że jestem w pokoju, kontynuowała, - Mam nadzieję, że nie przeszkadzam w niczym. Tak dokładnie, nie przeszkadzasz. Posłałam jej piorunujące spojrzenie podczas gdy pułkownik westchnął z rezygnacją. Cóż, przynajmniej nie lubi jej tak samo jak ja. - Zaczekaj chwilkę. Napisał coś jeszcze pośpiesznie na papierze, wziął kolejną kartkę papieru z szuflady biurka i włożył je do koperty. - Proszę. - dał mi kopertę, - Przeczytaj to sobie. Możesz odejść. - Tak, Sir. - biorę kopertę od ręki i wychodzę z pokojem. Jak tylko wyszłam z pokoju, Freya zamknęła drzwi. Cholera, jeśli jeszcze raz tknie go przysięgam, że wezmę to do siebie. Powstrzymywałam się z powodu naszej współpracy z Tok'ra, ale, jeśli ona nadal będzie podrywać pułkownika, to przestanę się nią przejmować. Muszę coś z tym zrobić. --- Z punktu widzenia JACK’a - Ponieważ to nie ja całowałam pana. Dobry Boże, czy ona właśnie powiedziała to co myślę, że powiedziała? Ach ty moja głowo, dlaczego zapomniałaś przypomnieć mi, że kamera bezpieczeństwa potrzebuje wolnego, co? No cóż, przynajmniej nadal mam list, mógłbym równie dobrze pozwolić jej go przeczytać. Mam nadzieję, że to nie był wygłup albo coś takiego. Miałem zamiar dać jej list kiedy ktoś zapukał do drzwi. Arghhh, zamierzam bardzo znienawidzić tego kto zapukał do drzwi. - Wejść. - krzyknąłem. Drzwi otwierają się i wtedy weszła "sprawczyni kłopotów" ....Tok'ra. Dlaczego nie czuję się zaskoczony? - Pułkowniku O'Neill. Czy mogę zamienić z panem słowo? - kiedy zauważyła, że Carter jest w pokoju, kontynuowała, - Mam nadzieję, że nie przeszkadzam w niczym. Do jasnej cholery, oczywiście że tak. Czułem się bardzo dobrze, dopóki nie pojawiła ta przeklęta kobieta. Cieszyłem się przebywaniem sam na sam z Carter, ale wtedy ona musiała to zniszczyć. Co jest z Tok'ra i ich wyczuciem czasu, założyłem się, że są przeklinani. Westchnąłem z rezygnacją, - Zaczekaj chwilkę. Dopisałem coś na papierze, wziąłem jeszcze jedną kartkę, którą przygotowałem wcześniejszy, z szuflady mojego biurka i włożyłem je do koperty. - Proszę. - podałem kopertę Carter, -Przeczytaj to sobie. Możesz odejść. - Tak, Sir. Ona wzięła ją i jak tylko opuściła pokój Anise / Freya zamknęła drzwi. Uwaga kłopoty. - Uhm, mogłabyś zostawić drzwi otwarte? Zamrugała oczami, - To co zamierzam powiedzieć jest poufne Pułkownik. Czy nie jest przyjęte u Tauri prowadzenie poufnych rozmów w pokoju z zamkniętymi drzwiami? Co z nią jest ? Ona chce doprowadzić mnie do szaleństwa, - ... Albo możemy zostawić je zamknięte. A więc, co mogę dla ciebie zabić? Ona podeszła i usiadła na krześle. Nie mogę wyrazić jak wdzięczny jestem, że moje biurko jest pomiędzy tą kobietą a mną. - Odczuwam potrzebę by cię jeszcze raz przeprosić. - Przeprosiny przyjęła tak długo jak obiecasz NIE zrobić tego ponownie. - kładę naciski na słowo "NIE". - Nie rozumiem. Po naszym ostatnim spotkaniu, uczyłam się o technikach zalotów Tauri bardzo dogłębnie, jednakże skutki wydają się dowodzić, że lekcja, którą otrzymałam nie jest użyteczna. - Ona mówi o tym jak gdyby to był projekt naukowy, nie wiem, czy powinienem być wdzięczny za to czy nie. Chwila, ona bierze lekcje? - Anise ... Freya ... którąkolwiek jesteś, jeśli nie masz nic przeciwko, że zapytam, a tak w ogóle to kto dał ci lekcje? - mógłbym wymienić kilka imion. - To był Teal'c. Poprosiłam najpierw o rada Jacoba, ale on tylko się roześmiał i powiedział mi, bym "zrezygnowała", muszę powiedzieć, że nie rozumiem jego sposobu postępowania. Teal'c? To niemożliwe. Znaczy się, mógłbym wyobrazić sobie, że Jacoba to robi, Tatko ma dziwne poczucie humoru, ale Teal'c? Nieee, musi chodzić o coś innego. - Czy możesz powiedzieć mi dokładnie co on powiedział? Dokładne słowa, proszę. - On powiedział, "Muszę przyznać, że najskuteczniejszą techniką jest szczerość". - I ...? - To wszystko. - I tylko tyle? - Tak. - I pocałowałaś mnie ni z tego ni z owego opierając się na tym. I co działa? - czy to tylko dla mnie czy także dla ciebie nie ma żadnego sensu? - Ni z tego ni z owego ? - uniosła brew. Och tak, Tok'ra nie używają zwrotów, nieprawdaż? Potrząsnąłem głowę, - Mniejsza o to. Powiem to inaczej; jak rada Teal'ca mogłaby zasugerować ci byś mnie pocałowała? - Byłam szczera ze sobą. Chciałam pocałować cię i zrobiłam to. - To jest to, tam skąd ona pochodzi, ludzie nie obawiają się pokazać swoich "zamiarów". Kończę rozmyślania by jej powiedzieć, - Następny razem ... nie rób tego. Wygląda na zmieszaną, - Czy zrobiłam to w niewłaściwy sposób? Ona jest naprawdę frustrująca. Położyłem ręce na stole i uderzyłem czoło w niego. Dwa razy. - Ohhh Boże, dlaczego to mi musiało się to przydarzyć? Puk Puk Wybawienie. Ktoś właśnie zapukał do drzwi. - Wejść. - uniosłem głowę i krzyknąłem niecierpliwie. Zamierzam bardzo polubić każdy kto zapukał do drzwi. Drzwi otworzyły się i ukazała się głowa Jonasa, - Szukał mnie pan, pułkowniku? Nie szukałem. Ale to jest najlepsza okazja, by pozbyć się Anise / Freyi. - Tak, Jonas. Proszę wejdź. Po tym jak wszedł wpadłem na naprawdę dobry pomysł. Naprawdę dobry. - Jonas, .. .- jak się teraz nazywa gospodarz? - ... Freya chciałaby wiedzieć więcej o kulturze Ziemi. Dlaczego nie miałbyś wprowadzisz jej w temat? Uczyłeś się o ludziach, prawda? Wydaje się zmieszany i wcale go nie winię, - Dlaczego ja? Czy on musi mieć zastrzeżenia do wszystkiego co rozkazuję mu zrobił? – Po prostu zrób to Jonas. To jest rozkaz. Myślę, że źle to wyszło, wygląda na zranionego, ale czy można mnie winić za warczenie kiedy jestem na krawędzi aby rzeczywiście stać się psychicznym? Złagodziłem głos, - Jonas, Tok'ra są naszymi sojusznikami. Oboje moglibyście wymienić informację i zaprzyjaźnić się. Wiem jak bardzo lubisz informacje. Jego twarz rozjaśniła się, on jest taki łatwy do zmanipulowania, - Oczywiście , pułkowniku. Z przyjemnością. Zuch chłopak. - Freya, Jonas pomoże ci ze wszystkimi pytaniami, jakie masz. I jeśli oboje moglibyście gdzieś pójść i pomówić, mam do zrobienia robotę papierkową. – Właściwie nie, ale mam mojego wiernego GameBoy w szufladzie biurka, błagającego bym zagrał. Papierkowa robota może poczekać. - Bardzo dobrze , Pułkowniku. - Wstała i opuściła moje biuro, dzięki Bogu. Jonas podążył tuż za nią i zamknął drzwi. Rozłożyłem ręce. Ahhhhh, wolność. Żadnego wężogłowego, żadnego irytującego obcego, żadnej roboty papierkowej. Zerkam na zegarek, myślę, że mam ponad 5 godzin do spędzenia z moim GameBoyem. Nie mogę się doczekać 22.00, mamy nadzieję, że zjawi się Carter. --- Z punktu widzenia JONAS’a Zapukałem do drzwi biura pułkownika O'Neilla. Sam wpadła wcześniejszej do moje laboratorium i powiedział mi, że on natychmiast potrzebuje mnie zobaczyć w swoim biurze. - Wejść. Otworzyłem drzwi i wsunąłem głowę. - Szukał mnie pan, pułkowniku? Wyglądał na bardzo zadowolonego, że mnie zobaczył. Dziwne, bardzo dziwne. - Tak, Jonas. Proszę wejdź. On jest bardzo uradowany, że mnie widzi, coś jest nie tak. Wszedłem do jego biuro, była tam Tok'ra, Anise, siedziała na krzesła dokładnie na przeciw niego. - Jonas, ... - przerwał na chwilę, - ...Freya chciałaby wiedzieć więcej o kulturze Ziemi. Dlaczego nie miałbyś wprowadzisz jej w temat? Uczyłeś się o ludziach, prawda? Nie rozumiem tego. Jeśli Pułkownik potrzebuje, by ktoś nauczył Tok'ra o kulturze Ziemi, to czy nie jest lepiej wsiąść człowieka z Ziemi niż mnie? - Dlaczego ja? Warknął na moje pytanie. - Po prostu zrób to Jonas. To jest rozkaz. To było ... nie na miejscu, dlaczego on jest tak zdenerwowany na mnie gdy zadaję proste pytanie? Nigdy go nie zrozumiem. Jak gdyby wyczuwając moje zdenerwowanie, jego głos złagodniał gdy kontynuował, - Jonas, Tok'ra są naszymi sojusznikami. Oboje moglibyście wymienić informację i zaprzyjaźnić się. Wiem jak bardzo lubisz informacje. Oczywiście, on chce bym przypatrzył się Tok'ra bardziej szczegółowo, nie mogę uwierzyć, że nie pomyślałem o tym. On myślał o moim interesie, teraz patrzę na niego inaczej, on jest w pewnym sensie bardzo wspaniałomyślnym człowiekiem. - Oczywiście, pułkowniku. Z przyjemnością. - obdarzyłem go szczerym uśmiechem. Mógłbym przysiąc, że się uśmiechnął do mnie. -Freya, Jonas pomoże ci ze wszystkimi pytaniami, jakie masz. I jeśli oboje moglibyście gdzieś pójść i pomówić, mam do zrobienia robotę papierkową. - Pułkownik? Robiący papierkową robotę? Myślałem, że on nigdy nie robi tego chętnie. Domyślam się, że nie można zaufać pogłoskom, ta jest nowe. Zastanawiam się co powie Sam gdy jej to powiem. - Bardzo dobrze, pułkowniku. - Anise wstała i opuściła jego biuro, podążyłem tuż za nią i zamknąłem drzwi. - Gdzie chcesz pójść porozmawiać? - zapytałem reprezentantkę Tok'ra. - Gdzieś gdzie będzie ci wygodnie, Jonasie Quinn. - Proszę, mów mi po prostu Jonas. - Bardzo dobrze . Idziemy obok siebie korytarzem do windy. - Hej, a co myślisz moim biurze, może być. - Tak. Niezbyt rozmowna, zaważyłem. Nagle odwróciła się i stanęła twarzą do mnie, - Czy mogę o coś cię spytać? Wzruszam ramionami, - Pewnie. - Co myślisz o pułkowniku O'Neillu? To będzie bardzo długi dzień. Część 3: List (Miłosny?) Strona 1 Droga Sam, Nie wiem co ci powiedzieć, więc zamiast tego piszę do ciebie list. Cassie spróbowała mi w tym pomóc. Jak mogłaś zauważyć zerkałem od czasu do czasu na ekranu mojego komputera. To jest dla mnie trudne, więc po prostu będę pisał tak uczciwie jak to tylko możliwe. Odnośnie tego co widziałaś dzisiaj rano, pragnę byś usłyszała moją wersję wydarzeń. To ona mnie pocałowała, nie odpowiedziałem na jej pocałunek, miałem ją właśnie odepchnąć kiedy weszłaś. Możesz myśleć, że każdy facet bardzo lubić być całowany, ale pozwól mi sobie coś powiedzieć, nawet facet chciałby zostać pocałowany przez kogoś kogo kocha. Nie nienawidzę Anise lub Freyi ( wiesz która jest która, prawda?), ale nie lubię jej obu. Niewątpliwie ona ma wspaniałą twarz i ciało, ale hej, ona ma węża w tyle głowy. To jest dla mnie rzecz nie do przyjęcia, oprócz tego jest jeszcze inny dużo ważniejszy powód. I tym powodem jesteś ty. Cassie mówi, że ty jesteś zawsze ze mną, nie ważne jak daleko jesteśmy od siebie. Ona mówi też, że ty jesteś dla mnie najważniejszą osobą i, że nikt nie mógłby nigdy ciebie zastąpić. Że zwariowałem na twoim punkcie i nie musisz wątpić w moją miłość. Psiakrew, ona ma rację, nie mógłbym powiedzieć tego inaczej, ale to brzmi tak tandetnie jakby pochodziło z harlequinowatego filmu albo piosenki miłosnej albo czegoś podobnego. Będziesz zdziwiona jeśli powiem coś takiego, być może popatrzysz na mnie jakbym miał dwie głowy. Ona ma jednak rację, każde pojedyncze słowo jest prawdą. Ale chcę powiedzieć to na mój sposób. Troszczę się o ciebie, o wiele więcej niż się przyznaję. Wiem, że przepisy są przeciwko nam, ale jestem gotowy czekać i walczyć o "nas" kiedy przyjdzie czas. Mam nadzieję, że czujesz tak samo. Jack PS: Każ Cassie nie mówić o tym Dominikowi, zrobisz to? Ona zawsze słucha tego co mówisz. PS # 2: Mogę w pewien sposób załagodzić twój " gniew", spotkaj się ze mną dziś wieczór punktualnie o 22.00 przed windą na poziomie 6. Strona 2 Do : Major Samantha Carter, Dr Fizyki Od : Pułkownik Jonathan O'Neill Jako twój Oficer Przełożony, rozkazuje pani nie mówić komukolwiek o incydencie z dzisiejszego rana. I proszę przekazać ten rozkaz Jonasowi Quinn. NB: Nie zapomnij zniszczyć tej wiadomości jak tylko ją przeczytasz. Nie przyjmę żadnego usprawiedliwienia dla nie wykonania tego rozkazu. *** Część 4: Pusty składzik na Poziomie 6 Z punktu widzenia SAM List był bardzo ... jego. On jest nie przesadnie uczciwy i bardzo szczery. I to jest jeden z powodów, dlaczego teraz tu jestem, wewnątrz pustego składzika gdzieś na poziomie 6. Dlaczego? Ponieważ on wciągnął mnie do środka. "On" to oczywiście pułkownik. Spotkałam go przed windą, dokładnie jak było w liście, 20 minut wcześniejszych niż on proponował. Czy można mnie winić? Byłam bardzo podekscytowana tą całą sprawą, on powiedział, że może coś zrobić z moim " gniewem", czy to nie było słodkie? Tak czy owak, ku memu wielkiemu zaskoczeniu, on już tam był. - Jesteś wcześniej. - powiedział z wielkim uśmiechem na twarzy. - I kto to mówi. - zwróciłam uwagę. - Hej, nie można pozwolić aby kobieta czekała. To jest niegrzeczne. - OK ... jestem, więc co teraz będziemy robić? - Zaczekaj. - rozglądnął się po korytarzu, - idź za mną. Szłam za nim i wtedy nagle on chwycił moją rękę i wciągnął mnie do pustego składzika. - Dlaczego tutaj jesteśmy? - naprawdę musiałam o to spytać. - Shhh ... mów troszkę ciszej. - To było dosyć ciemne wnętrze, nic nie widziałam. Ale mogłam wyczuć, że pułkownik porusza się dookoła, szukając czegoś. I wtedy nagle jasne światło zalało "pokój", domyślam się, że on po prostu włączył światło. Składzik jest właściwie całkiem przestronny, około 1x2 m. - Więc ... dlaczego tutaj jesteśmy? - zapytałam ściszonym głosem. Odwrócił się i stanął przede mną, - Spójrz na to miejsce. Co? Waham się przez chwilę, ale w końcu to robię. W kącie pokoju jest worek z fasolą i obok niego pudełka. To jest to, składzik jest po prostu nieużywany, w każdym razie nie żeby miał wystarczająco miejsca. - No i co? - Co myślisz o tym miejscu? - spoglądał wyczekująco. - Jest ... - przeszukiwałam pamięć aby znaleźć właściwe słowo - spoko. - skąd wzięło mi się to słowo? Przebywanie w pojedynkę z pułkownikiem ma zły wpływ na mój umysł i zdrowy rozsądek ... ale by być całkowicie uczciwą, jest dobre dla mojej duszy. Uśmiechnął się, - To jest moje sekretne miejsce. Co? - Twoje co? - Moje sekretne miejsce. Moja kryjówka. Nikt nie potrafi mnie tutaj znaleźć ... nikt nawet Hammond. - Och ... - szczerze mówiąc nie wiem co powiedzieć. - Chcę się podzielić nim z tobą. Zróbmy z niego nasze sekretne miejsce, NASZĄ kryjówkę. - położył ręce na moich ramionach, - Gdzie możemy być po prostu sobą. Nie pułkownik, nie major, nie sir, nie Carter. Po prostu ty i ja. - Jego oczy przeszywają moje serce a jego słowa topią moją duszę, - Tylko " my", co powiesz? - Z przyjemnością. - powiedziałam to z całego serca i z moim największym uśmiechem. - Dobrze. Usiądź. - popchnął mnie delikatnie na worek z fasolą, poczułam się tu swobodnie, a następnie usiadł na podłodze po turecku. Po prostu siedzimy, wpatrujemy się w siebie i uśmiechamy jak pomyleni. To jest jakbym była znów nastolatką. - A zatem ... jak znalazłeś to miejsce? - moja ciekawość zwyciężyła. - Och, to był jeden z magazynów Daniela, ale po tym jak on ... "rozbłysnął", oczyściłem go. Jednak w bazie danych SGC on jest nadal Daniela, więc nikt nie może go używać. - Rozumiem, nikt nie pomyślałby nigdy, żeby cię tutaj szukać. - zaczynam sobie uświadamiać. - Taa, chociaż nie myślę by to stanowiło jakąś różnicę dla Asgardu. - Nie mogę spierać się o to z tobą. To jest miłe i odświeżające, właśnie siedzimy sobie i rozmawiamy o wszystkim. O Cassie, Tacie, moim bracie, jego chacie (muszę zapamiętać, by pewnego dnia powiedzieć "tak"), jego pragnieniu by mieć psa, Jonasie, Teal'cu, Janet, Hammondzie i nawet o Danielu. Wysoko sobie to cenię, kiedy jesteśmy sami i nieskrępowani w swoim towarzystwie. - Czy myślisz, że Daniel tęskni za nami? - pytam. - Jestem pewny, że tak, założę się, że jego unoszący się przyjaciele nie są tak interesujący jak my. Chichoczę - Na twoim miejscu nie byłabym tego tak pewna. Oni są zdolni zrobić dobry pokaz świetlny. - My też moglibyśmy to zrobić. Znam kogoś, kto mógłby zmieszać proch strzelniczy i jakieś chemikalia. To może stworzyć niezapomniany pokaz fajerwerków. Założę się, że pobiłby świetlny pokaz Omy. - Naprawdę? - Och tak. Charli lubił to. - pułkownik nigdy nie mówił mi wcześniej o swoim synu, ja nawet lubię sposób w jaki otwiera się dla mnie. Dotykam jego ramię, - Powiedz mi co lubił Charli? Uśmiecha się ze smutkiem, - On ... Skrzyp... Ktoś otwiera drzwi składziku, to by było tyle odnośnie prywatności, automatycznie obracam głowę w stronę kogokolwiek, kto to jest. To Jonas. On marszczył brwi kiedy zobaczył nas wewnątrz składzika. - Czy to jest jedna z pańskich wojskowych spraw, których nie powinienem słyszeć? --- Z punktu widzenia JACK'a Gdzie jest ten przeklęty kontakt? Wiem, że gdzieś tu jest. Mogę wyczuć lekkie wiercenie się Carter mimo, że tutaj jest zupełnie ciemno. Czekam od 21:30. Część mnie była bardzo spragniona, by ją zobaczyć, część mnie bała się, że ona nie przyjdzie. Ku mojej uldze zjawiła się 10 minut później. - Jesteś wcześniej. - nie mogłem ukryć uśmiechu. - I kto to mówi. -Hej, nie można pozwolić aby kobieta czekała. To jest niegrzeczne. - OK ... jestem, więc co teraz będziemy robić? - jest ciekawa, nie żebym mógł ją winić. - Zaczekaj. - rozglądnąłem się po korytarzu, ahh, tam jest kamera bezpieczeństwa, - idź za mną. Poszła za mną, znów patrzę na kamerę, obraca się i ... jeden, dwa, trzy, NAPRZÓD, chwyciłem jej rękę i wciągnąłem ją do środka składzika. Muszę wszystko robić z wyczuciem czasu, jeśli chcę utrzymać ten składzik w sekrecie. A teraz, gdzież jest ten kontakt. - Dlaczego tutaj jesteśmy? - zapytała. - Shhh ... mów troszkę ciszej. - Składzik może i jest pusty ale korytarz jest często uczęszczaną drogą przez oficerów SGC. Ach, jest kontakt, przekręcam go. - Więc ... dlaczego tutaj jesteśmy? - pyta znów przyciszonym głosem. Odwracam się i staję przed nią, - Spójrz na to miejsce. Waha się przez chwilę, ale w końcu to robi. - No i co? - Co myślisz o tym miejscu? - Jest ... - zawahała się, - spoko. Spoko? skąd wzięła to słowo? Dobrze, przynajmniej nie znienawidziła go. Uśmiecham się z dumą, - To jest moje sekretne miejsce. Wygląda na zaskoczoną, -Twoje co? - Moje sekretne miejsce. Moja kryjówka. Nikt nie potrafi mnie tutaj znaleźć ... nikt nawet Hammond. - Och ...- jest wstrząśnięta. Szybko wyjaśniam, - Chcę się podzielić nim z tobą. Zróbmy z niego nasze sekretne miejsce, NASZĄ kryjówkę. - położyłem ręce na jej ramionach, - Gdzie możemy być po prostu sobą. Nie pułkownik, nie major, nie sir, nie Carter. Po prostu ty i ja. - mam nadzieję, że ona rozumie co tu sugeruję, - Tylko " my", co powiesz? - Chcę się podzielić z nią wszystkim, ale musimy zrobić to wolno, to jest mój pierwszy krok. - Z przyjemnością. - powiedziała z niezwykłym uśmiechem który zawsze powoduje, że moje serce skacze. - Dobrze. Usiądź. - popchnąłem ją delikatnie by usiadła na woreczku z fasolą i wtedy siadam po turecku na podłodze przed nią. Mógłbym robić to przez resztę mojego życia. Po prostu siedzieć tutaj gapiąc się na te niebieskie oczy. - A zatem ... jak znalazłeś to miejsce? - zaczyna rozmowę. - Och, to był jeden z magazynów Daniela, ale po tym jak on ... - jakie to słowo? - "rozbłysnął", oczyściłem go. Jednak w bazie danych SGC on jest nadal Daniela, więc nikt nie może go używać. - Rozumiem, nikt nie pomyślałby nigdy, żeby cię tutaj szukać. - Ona jest inteligentną dziewczynką. - Taa, chociaż nie myślę by to stanowiło jakąś różnicę dla Asgardu. - przynajmniej może trzymać Tok'ra z daleka odemnie. - Nie mogę spierać się o to z tobą. To jest wspaniałe, rozmawiamy o wielu rzeczach. O Cassie i jej chłopaku, jej tacie, jej bracie, mojej chacie ( chciałbym, żeby pewnego dnia powiedziała "tak" ), moich wątpliwościach co do posiadania psa, o nowy facecie (Jonas), Teal'cu i Juniorze, Janet, Hammondzie i nawet o Danielu. Uwielbiam to i mam nadzieję, że będziemy mogli robić to codziennie. - Czy myślisz, że Daniel tęskni za nami? - zapytała. Też o tym myślałem. - Jestem pewny, że tak, założę się, że jego unoszący się przyjaciele nie są tak interesujący jak my. - rozmyślam. Ona chichocze, - Na twoim miejscu nie byłabym tego tak pewna. Oni są zdolni zrobić dobry pokaz świetlny. - My też moglibyśmy to zrobić. Znam kogoś, kto mógłby zmieszać proch strzelniczy i jakieś chemikalia. To może stworzyć niezapomniany pokaz fajerwerków. Założę się, że pobiłby świetlny pokaz Omy. - Naprawdę? - przewróciła oczami. - Och tak. Charlie lubił to. - Świetnie, czuję się tak swobodnie, że właściwie z ochotą mogę mówić o Charlim, nikt nie potrafił tego dokonać od czasu Daniela. Ona dotyka moje ramię, - Powiedz mi co lubił Charli? Patrzę na kobietę przede mną, wiem, że mogę zaufać jej we wszystkim. Więc decyduję się powiedzieć jej o jednej z najważniejszych rzeczy w moim życiu, - On ... Skrzyp... Ktoś otwiera drzwi składziku, do cholery, kto to jest? Czy oni nie wiedzą, że próbuję być tutaj romantyczny? Moja głowa odwraca się do drzwi, wyposażona w śmiercionośny blask. To Jonas. Co jest z tym facetem? On nawet ma odwagę zmarszczyć brwi. -Czy to jest jedna z pańskich wojskowych spraw, których nie powinienem słyszeć? --- Z punktu widzenia JONAS'a Właśnie przeczytałem raporty Doktora Jacksona z misji SG 1 na P9M X39, on napisał, że położył artefakt związany z tą misją w magazynku nr 3 na Poziomie 6. To dlatego właśnie teraz jestem w windzie na Poziom 6. - Pracuje pan do późna, panie Quinn? - odwracam się i widzę, że siostra Jenny jest także w windzie. - Tak pracuję. Powiedz, mogę cię o coś spytać. - Pewnie - uśmiecha się. - Czy coś się dzieje między pułkownikiem O'Neillem i Freyą? - Masz na myśli Tok'ra Freyę? - jej oczy są rozszerzone. - Tak. - Sądząc z jej reakcji, zdecydowanie coś się dzieje. Kiedy rozmawialiśmy Freya wydawała się bardzo zainteresowana osobą pułkownika O'Neilla i rytuałami godowymi Ziemi, temat wprawił mnie w lekkie zakłopotanie. Uczę się o kulturze Ziemi ogólnie, nie tak szczegółowo. - Ohhh, oni powodują sporo plotek. - Naprawdę? - Tak, przeczytałeś wszystkie sprawozdania z misji SG 1, prawda? - Tak, ale nie rozumiem jak to mogłoby pomóc mi zrozumieć to lepiej. - Pułkownik O'Neill coś opuścił w swoim sprawozdaniu. - nachyliła się i szepcze chociaż faktycznie nie ma nikogo innego wewnątrz windy, - Freya pocałowała go. Jeden z wartowników widział ich. - Zrobiła to? – dziwne - więc dzisiaj rano to nie był pierwszy raz. – zamieszało mi to w głowie. - Och mój Boże, ona znów to zrobiła? O kurcze, zastanów się co major Carter powiedziałaby o tym. - Właściwie to ona tam była. - Ups, jak tylko słowa opuściły moje usta uświadomiłem sobie coś. Sam powiedziała mi bym nie mówił o tym nikomu, to był rozkaz pułkownika. - Była tam? Chryste, muszę wrócić do szpitala. Poczta pantoflowa bazy potrzebuje tej informacji. Uh och, teraz jestem w dużym kłopocie. -Posłuchaj, nie usłyszałaś tego ode mnie w porządku. Pułkownik nie byłby zbyt szczęśliwy jeśli by się dowiedział. Mrugnęła okiem - Proszę się nie martwić panie Quinn. Pana sekret jest bezpieczny w naszych rękach ... tak długo jak obieca pan dostarczać nam w przyszłości więcej informacji. Winda dotarła na Poziom 6, szybko opuściłem ją. Pułkownik powiedział raz, że plotkarz jest groźniejszy niż Goa'uld. Teraz wiem dlaczego. Kiedy Pułkownik dowie się o tym, będę ... drżę w myśli. Nie myśl o tym. Zaczynam iść wzdłuż korytarza i szukać składzika nr 3. Ach, tam jest. Zbliżam się do niego i otwieram. Nie wiem, czy powinienem być zaskoczony czy nie. Pułkownik O'Neill i Sam są tam, oboje siedzą, ona trzyma jedną z rąk na jego ramieniu. Oboje popatrzyli na mnie, Sam ze zmieszanym spojrzeniem podczas gdy pułkownik ma to piorunujące spojrzenie, który on zwykle rezerwuje dla wężogłowych. Wygląda że coś przerwałem. Nauczyłem się czegoś wartościowego dzisiaj rano, nie pytać o wyjaśnienia pułkownika, jego odpowiedź zawsze będzie "To jest sprawa wojskowa”. Ale nadal, chciałbym wiedzieć co się wydarzyło. - Czy to jest jedna z pańskich wojskowych spraw których nie powinienem słyszeć? * Koniec * |
---|