Sztuka leczenia, Magia Wróżdy


SZTUKA LECZENIA

Medycyna ludowa to wielce ogromny temat, którym nie będziemy się tu szczegółowo zajmować. Zainteresowany bliżej tą dziedziną z łatwością dotrze do opracowań, których jest wiele na naszym rynku. Niektóre tytuły zamieszczam w bibliografii.

Magia w kulturze ludowej nie była sztuką samą w sobie, lecz miała charakter użytkowy. Dlatego też sztuka leczenia była jedną z najważniejszych jej gałęzi. W tym portalu zajmiemy się tylko taką medycyną, która wykorzystuje w swych zabiegach magię słowa, gestów, roślin, czyli wszystko to, co wybiega poza standardowe ujęcie medycyny. Niemożliwym jest oczywiście zawrzeć tu wszystkie ludowe przepisy lekarskie, dlatego też poniższa zawartość jest raczej swoistym przeglądem ludowych receptur magiczno-medycznych, który ma na celu ukazanie schematów, na jakich opierała się ówczesna medycyna.

Zanim jednak przejdę do przykładów, wypada przedstawić pokrótce przyczyny chorób oraz sposoby, jakimi z nimi walczono. A przyczyny nie zawsze były racjonalne, jeśli patrzeć z punktu widzenia dzisiejszej nauki. Choroby wywołać mogły na przykład niektóre zjawiska atmosferyczne i kosmiczne, jak zaćmienie słońca, a także księżyc, woda, ziemia, ogień, wiatr, za szczególnym uwzględnieniem wirów powietrznych, drzewa (a raczej demony w nich zamieszkujące), zwierzęta, gdzie prym niosły robaki wszelkiej maści, istoty demoniczne, czy wreszcie ludzie (ze szczególnym uwzględnieniem uroku). I przykładowo urok taki mógł objawiać się wszelako - od przygnębienia psychicznego poczynając, a na różnorodnych boleściach i niedomaganiu kończąc.

Przede wszystkim trzeba było chorobę zdiagnozować, czyli ustalić źródło jej pochodzenia, by potem móc kolejno przejść do leczenia. I tak, by wyciągnąć chorobę z ciała pacjenta, można było ją wyssać, wycisnąć, wytrząsnąć, zlizać, zmyć, wystraszyć, okadzić (ziołami lub ekskrementami), wygryźć, pokłuć, przypiec, itp. Gdy już chorobę wyciągnięto z ciała, należało ją następnie zniszczyć. By tego dokonać można było chorobę spalić, posiekać ostrym narzędziem.

Poza tymi różnymi zabiegamy, stosowano też oczywiście inne, bardziej racjonalne, jak masaże, stawianie baniek, puszczanie krwi, zabiegi chirurgiczne, czy wreszcie stosowanie ziół leczniczych.

Ważną rzeczą było także leczenie za pomocą wszelkich podobieństw. I tak, przykładowo, różę leczono czerwonymi szmatkami, krwawienie czerwonymi kwiatami, żółtaczkę żółtymi kwiatami, choroby nerek kopytnikiem (którego liście mają kształt przypominający kształt nerek), itp.

Poniżej przedstawiam krótki przegląd przepisów medycznych.

LECZENIE CHORÓB UROCZNYCH

Zdejmowanie uroku

Praktykę tą stosowało się w ciężkich przypadkach.

Znachor brał 40 ziaren bobu lub fasoli, poddawał je w ciągu kilku dni działaniu słońca w dzień i księżyca w nocy, trzymając je w naczyniu z „milczącą” wodą (czyli wodą zaczerpniętą ze źródła, studni, itp. oraz przygotowaną w całkowitym milczeniu), po czym wyjmował je i z 37 ziaren sporządzał naszyjnik dla urzeczonego, a trzy pozostałe piekł w ogniu i dawał choremu do spożycia. Po paru dniach naszyjnik rozrywano, a ziarna rozrzucano na rozstajach dróg.

Jeśli zna się sprawcę zadanego uroku, należy rzucić na niego 7 kawałków ziela siódmaczka i trzy razy splunąć. Urok wtedy przejdzie z urzeczonego na sprawcę.

Jeśli po uprzednich wróżbach stwierdzono urok (patrz dział wróżby, p. wróżby z węgielków), by pozbyć się takiego, należało odmówić następujący tekst:

Uroku! Uroku!

Jeżeliżeś przyszedł z lasu, idź do lasu!

Jeśli z wiatru, idź do wiatru!

Jeżeli z baby, idź do baby!

Idź do lasu, na suche korzenie,

Niech cię nie widzi żodne stworzenie!

Po wygłoszeniu tej formułki osoba odmawiająca urok trzy razy kropiła chorego wodą z naczynia, w którym uprzednio wróżyła, a resztę wody wylewała między drzwi a próg. Zabieg ten należało powtarzać przez trzy dni.

Osoba, która miała zamówić urok, nabierała do ust wody z rzeki, biegła z nią szybko do domu chorego i tam chlupała ją na niego, po czym szybko mówiła:

Idźcie, uroczyska, na kopiska!

Idźcie uroki z rąk i nóg

I ze wszystkich członków!

Jeśli dziecko padło ofiarą uroku, matka brała je na ręce i oblizywała mu czoło, a niekiedy również oczy albo i całą twarz. Po oblizaniu wypluwała zlizany urok.

Zamawiania uroków

Uroki! Uroki!

Jageście z wiatru,

Idźcie pod obłoki,

Jageście z boby,

Idźcie pod chawełkę!

Chawełką nazywano drewniany krążek do upinania włosów u mężatek. Ostatnie dwa wersy znaczą więc tyle, co: jeśli pochodzicie od jakiej kobiety, wróćcie do niej (prawdopodobnie w postaci kołtuna).

Uroki! Uroki!

Czyście spadły z lasa?

Czy z ludzi?

Czy z czego innego?

Idźcie na góry

Na lasy, na korzenie

Gdzie nie postoi

Żadne boskie stworzenie!

***

LECZENIE CHRÓB RÓŻNYCH

Leczenie róży

By się pozbyć róży należało ją spalać przez trzy dni, tylko przed i po zachodzie słońca. Z najprzedniejszego gatunku lnu o cieniutkich włóknach (lekkiego i łatwopalnego), robiono 9 kłębuszków. Potrzeba była także czerwona szmatka. Osoba spalająca różę, mówiła:

Różo!

Rozalio!

Bądźże litościwa dla boskiej miłości,

Zdejm ze Stanisławy kości!

Po tym brała z kupki po jednej gałce lnu i okrążała nią chore miejsce, w stronę odwrotną niż bieg słońca. Za każdym okrążeniem spluwała na bok. Po splunięciu kładła poszczególne gałki na czerwonej szmatce. Gdy już wszystkie się tam znalazły, brała szmatkę wraz z kłębuszkami i trzymała nad chorym miejscem. Wówczas podchodził ktoś trzeci i podpalał kłębuszki. Płomień buchał i wylatywał w górę. Pustą, jeszcze ciepłą czerwoną szmatkę, osoba lecząca kadła szybko na chorym miejscu i chwilę trzymała. Zabieg powtarzano przez trzy dni.

Na twarzy chorego kładziono czerwoną szmatkę, na której z kolei kładziono 6-9 gałek lnu. Osoba zamawiająca zapalała owe gałki, równocześnie drugą ręką wykonując energiczne ruchy od dołu ku górze. Powstały w ten sposób prąd powietrza porywał płonące gałki lnu do góry. Osoba wykonująca zabieg mówiła:

Oj, różyczko, różyczko!

Piękne imię masz.

I cóż ci się stało,

Żeś tak czczona i mianowana,

Swoje złości rozkorzeniła.

Czy to z tego dobrego,

Czy ze złego?

Wychodź! Wychodź! Wychodź!

Idź na góry, na lasy!

Gdzie słoneczko nie doświeci,

Ptaszek nie doleci.

Zgiń!

Przepadnij na wieczne niewczasy!

Zabieg wykonywano przed wschodem lub po zachodzie słońca. Zamawiający stawał nad chorym, czynił nad nim jakieś gesty i mówił:

Oj, różo, różo, masz ty dziewięć wierzchołków...

...osiem, siedem, sześć, pięć, cztery, trzy dwa, jeden, nic!

Ostatni wers wypowiadano na jednym oddechu.

***

Leczenie bielma z oczu

Wykonywano zabieg tylko przed wschodem lub po zachodzie słońca. Poniższy tekst odmawiano trzy razy, za każdym razem zdmuchując z oka trzykrotnie.

Za siedem gór,

Za siedem mórz,

Za siedem chmur

Ustąp! Ustąp!

Ustąp z mej źrenicy,

Nie zastępuj mej śklanicy!

***

Sposoby na ból zębów

Wierzono, iż w zębach mieszkają robaki i to one są sprawcami bólu, jaki czasami nęka ludzi. By się ich pozbyć należało okadzić zęby dymem z nasion lulka czarnego. Po tym zabiegu żyjątka wysypywały się z jamy ustnej.

***

Krosty, brodawki

W celu pozbycia się brodawek wiązano na nitce tyle węzłów, ile miało się ich na ciele, po czym nitkę tą puszczano na bieżącą wodę.

***

Leczenie febry

Wierzono, iż febra pochodzi z ziemi. Chory udawał się więc na miejsce, na którym wedle jego mniemania został nawiedzony przez tę chorobę, sypał dookoła niego jęczmienne krupy i modlił się:

Przebacz, strono - matko, ziemio wilgotna! Oto masz krupy na kaszę.

Wierzono, iż matka - ziemia przyjmie ofiarę i zdejmie chorobę z cierpiącego.

Udawano się pod osinę, obejmowano pień i, gryząc korę, przemawiano głośno do drzewa:

Zjem ja ciebie! Zjem ja ciebie!

Chory gryzł korę dopóki nie zwymiotował pod drzewo. Gdy tak się stało, febra wypadała z chorego.

Chory udawał się pod krzak bzu czarnego, który posiadał trzy pręty wyrastające z jednego korzenia. Przyciągał wierzchołki prętów do ziemi, obciążał je kamieniem i pod tak utworzonym łukiem przepełzał trzykrotnie. Po tym czynie wykopywał pręty mówiąc:

W trzech łodygach zasiekłem trzy febry

Kiedy się te trzy łodygi odmłodziły

Wtedy febra powróciła

***

Leczenie epilepsji

By spowodować ustąpienie epilepsji należało wbić nóż w ziemie w tym miejscu, na którym jej atak powalił chorego. Narzędzie należało pozostawić tam na zawsze.

***

Leczenie hryziu

Osoba chora umieszczała nogę lub rękę cierpiącą na hryź między dzieżą a wiekiem i ściskała bolące miejsce. Wtedy jedna z obecnych osób pytała chorego: Co wyciskasz?, ten zaś odpowiadał zgodnie z prawdę: Hryź. Wtenczas osoba pytająca mówiła: Wyciskaj, wyciskaj, aby nigdy nie było.

***

Leczenie reumatyzmu

Gotowano 1 liść pokrzyku w 1 l wody dopóki nie została połowa cieczy. Wywar ten pito rano przed jedzeniem po kieliszku od wódki.

***

SCHORZENIA INNE

Sposób na podskórne robaki

Przygotowywano kąpiel z grochu i, owinąwszy chorego w prześcieradło, poddawano go kąpieli. Wówczas pasożyty opuszczały ciało.

***

Leczenie kołtuna

By pozbyć się kołtuna oraz przerzucić zaczajony w nim ból na kogoś innego, wrzucano go do gnoju, mówiąc:

Jageś mi podrzucił, to choruj dali!

***

Leczenie przestrachu

Gdy dziecko upadnie i skutkiem tego przestraszy się, matka wtedy bezzwłocznie bierze je na ręce i wysysa przestrach, przykładając trzykrotnie usta do obnażonych pleców i piersi i następnie wypluwa to, co wyssała.

Posiekaną gałązkę rośliny zwanej straśnik gotowano w wodzie i odcedzony odwar dawano choremu do picia trzy razy dziennie.

Na ostrze siekiery lano wodę, którą następnie dawano do picia choremu. Robiono tak, by przesiekł się lęk.

***

Choroba rusalska

Była to choroba zsyłana przez demony (Rusałki). Gdy człowiek zapadł na taką chorobę, nic nie mogło pomóc mu w cierpieniach, jak tylko ponownie zetknąć się z Rusałkami i nakłonić je, by zdjęły urok.

W tym celu czekać trzeba było do wiosny, a w szczególności do okresu Zielonych Świątek (nazywanych w innych regionach rusalnym tygodniem). Gdy ów tydzień nadszedł, wtedy pogodnego dnia o zmroku lub też wczesnym wieczorem, osoba pomocna odwoziła chorego na polankę, gdzie rosła roślina dyptam, do której to przychodziły o północy Rusałki lub Wiły, by odgryźć kwiat. Pod jedną z takich roślin, ustawiano miskę z wodą i umieszczano ofiary dla demonów, a obok kładł się chory głową ku zielu, nakryty białym czystym płótnem. Osoba pomagająca oddalała się wtedy od chorego, jednak z pewnej odległości wciąż nad nim czuwała. Gdy zapiały pierwsze koguty, znaczyło to, iż Rusałki nawiedziły już - poprzedzone przez powiew wiatru - polanę i odgryzły kwiaty. Gdy koguty zapieją po raz drugi, osoba pomagająca szła wtedy do chorego i patrzyła, czy upadł choć jeden kwiat w pozostawione naczynie z wodą. Jeśli padł, znaczyło to, iż demony przyniosły choremu wyleczenie. Pił on wtedy nieco wody z miski, po czym wracał - wczesnym świtem jeszcze - wraz z pomocnikiem do domu.

Inna wersja powyższego. Wszystko toczyło się podobnie do piania kurów (do nastania świtu). Gdy już świt nadszedł, rozkopywano ziemię pod dyptamem i jeśli znaleziono tam robaka czy chrząszcza, zapiekano go w cieście, lub ciskano go do wody, dając następnie do spożycia choremu, jako lek pozostawiony dlań przez demony.

***

PRZERZUCANIE CHORÓB

By przerzucić chorobę na inną osobę

Takie przerzucenie czyniło pewniejszym zabieg medyczny (ponieważ choroba łatwiej ustępowała wiedząc, że u kogoś sobie jeszcze posiedzi). Zabiegu dokonywano nocą, przed pianiem pierwszych kurów. Chora osoba stawała naga na rozdrożach a wtedy inna osoba oblewała chorego wywarem z leczniczych ziół. Wywar ów wsiąkał w ziemię, a pierwszy, kto przeszedł po takiej nasączonej ziemi, przejmował chorobę.



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Naturalna medycyna, Naturalna medycyna, czyli sztuka leczenia
Naturalna medycyna, Naturalna medycyna, czyli sztuka leczenia
symbole i obrazy 24, Sztuka, kultura i magia, J. Białostocki - Symbole i obrazy w świecie sztuki
symbole i obrazy 01, Sztuka, kultura i magia, J. Białostocki - Symbole i obrazy w świecie sztuki

więcej podobnych podstron