Dlaczego lepiej wspierać zamiast stymulować?
Ostatnio coraz częściej mam przykre wrażenie, że słowo stymulacja szerzy się bezrefleksyjnie i panoszy wśród ludzi mających do czynienia z dziećmi, zarówno wśród zwykłych rodziców, jak i specjalistów. Na każdym kroku słyszę i czytam o stymulacji i stymulowaniu rozwoju dziecka, odmienianych przez wszystkie przypadki. A im częściej się z nimi spotykam, tym mniej je lubię. Sama wolę myśleć i mówić o wspieraniu czy wspomaganiu dziecka.
Jaka to różnica? Czy wspomaganie rozwoju nie polega na odpowiednim stymulowaniu? Generalnie biorąc, oczywiście tak. Jeśli jednak przyjrzeć się temu bliżej, to stymulacja ma w swym charakterze coś zewnętrznego, dla mnie dość mechanicznego. Słowa wspomaganie i wspieranie większy nacisk kładą na dostrzeganie zdolności i możliwości dziecka, któremu się tylko pomaga, tworząc odpowiednie warunki do rozwoju.
Stymulując łatwo można przestymulować, ale również niedostymulować. We wspomaganiu nie kryje się takie zagrożenie. Trudno jest pomóc za bardzo lub za mało, bo wtedy to już nie będzie pomoc, tylko przeszkadzanie.
Zachęcam więc, żeby myśleć o towarzyszeniu dziecku w rozwoju i jego wspieraniu, a nie stymulowaniu, bo wtedy nie gubi się tak łatwo istoty rzeczy.
Owszem, niemowlę pozostawione samo sobie nie będzie miało szans na rozwinięcie swego potencjału, ale pamiętajmy, że my mamy mu tylko w tym pomóc, a nie przeszkadzać. Nie powinno być naszym zadaniem zaprojektowanie i wyhodowanie superczłowieka za pomocą jakichś cudownych stymulatorów: super metod, wspaniałych technik czy cudownych zabawek edukacyjnych lub jeszcze cudowniejszej konfiguracji tych elementów.
Powie może ktoś, że się czepiam, ale ja tylko proszę, żeby stymulacji nie używać w kontekście rozwoju dziecka bezrefleksyjnie. To powinno być pobudzanie, a nie poganianie. A niestety mam wrażenie, że we współczesnym świecie coraz częściej dzieci się pogania.
Wreszcie, na dzieci warto też patrzeć nie w kategorii jakichś braków (bo niedojrzałe, mniejsze, głupsze, itp.), ale w kategorii nadmiaru. Bo dzieci to przecież ludzie, którzy mają o wiele większy potencjał rozwojowy niż dorośli. Jeśli więc kogoś w rodzinie należałoby jakoś specjalnie stymulować, to raczej nas, rodziców, bo dzieci mają wrodzony pęd do rozwoju i dadzą sobie radę, o ile tylko stworzymy im bezpieczne warunki. Zresztą nasze relacje z dziećmi nigdy nie są jednostronne. Zawsze mamy do czynienia z wzajemnym wpływaniem na siebie i z wzajemną stymulacją.
Warto o tym wszystkim pamiętać, zanim weźmiemy się za manipulowanie przy rozwoju własnych lub cudzych dzieci.
Małgorzata Strzelecka