streszczenie
Wersy 1-20: Cały utwór nosi podtytuł „Opowiadanie adiutanta”, fakty poznajemy więc z ust Stefana Garczyńskiego, adiutanta Ordona.
Opowiadanie rozpoczyna się stwierdzeniem, że żołnierzom z najbliższego otoczenia adiutanta nie dano rozkazu strzelania. Mogli więc obserwować pole walki. Oddziały Rosjan miały przewagę liczebną. Zostały porównane do sępów i błota. Nacierały na redutę Ordona - „białą, wąską, zaostrzoną”. Ten kontrast czerni i bieli świadczy o nacechowaniu emocjonalnym mówiącego, który jest po stronie Ordona, a przeciwko Rosjanom. Obrońcy reduty mieli tylko sześć armat, ale nie przerywano ognia. Strzelano celnie, a efektem była śmierć nacierających.
Wersy 21-28: Najcelniej trafiające pociski były jak anioł śmierci, który pustoszył szeregi wroga.
Wersy 29-35: Tu pojawiają się retoryczne (nie wymagające odpowiedzi) pytania, gdzie jest człowiek, który wyprawia na rzeź takie tłumy żołnierzy. Czy może jest wśród walczących, czy dzieli ich odwagę i cierpienie? Nie - to rosyjski car, on przebywa bezpiecznie w swoim pałacu. Los zwykłych żołnierzy jest mu zupełnie obcy. Jest tak potężny, że każdy jego rozkaz spełniany jest natychmiast. To tyran, przed którym wszyscy drżą. Przez niego płaczą matki, tracące synów zesłanych na Syberię lub powołanych do wojska.
Wersy 36-42: Do cara podmiot liryczny zwraca się słowami: „Mocarzu jak Bóg silny, jak szatan złośliwy”. Oznajmia, że podczas kiedy drży przed nim cała Europa, tylko Polska urąga jego mocy i staje do walki. Stwierdza też, że korona dawnych królów polskich została przez cara przywłaszczona bezprawnie, zhańbiona, skrwawiona. Nie jest godzien nawet jej dotykać, a co dopiero uzurpować sobie prawo do zakładania jej jako insygnium władzy królewskiej.
Wersy 43-76: Gorzkie rozważania narratora na temat samowoli cara i jego okrucieństwa przerywa głośne „Ura!” żołnierzy rosyjskich. To znak, że wygrywają. I rzeczywiście z reduty padł już ostatni wystrzał armatni. Pewnie skończyły się pociski albo zginęli ostatni, którzy mogli obsługiwać działa. Tymczasem Rosjanie wkraczają w obręb szańca, niczym „robactwo na świeżego trupa”.
Wersy 77-92: Narratorowi pociemniało w oczach z rozpaczy i żalu, a tymczasem jego dowódca obserwujący pole bitwy przez lunetę wyrzekł tragiczne słowa „Stracona”. Narrator zobaczył wtedy łzę na jego twarzy. Generał, który miał słaby wzrok, poprosił go, aby zerknął na pole walki i poszukał wzrokiem Ordona. Rzeczywiście, wkrótce narrator ujrzał dowódcę szańca. Ordon coś wykrzykiwał, machał ręką, potem porwał „palną świecę” i skoczył do podziemi reduty. Generał rzekł na to, że najwyraźniej Ordon postanowił wysadzić szaniec, bo w lochach były składy broni i prochów.
Wers 93: W kilka sekund potem powietrze rozdarł ogromny huk i błysk.
Wersy 94-114: Potem zaległa cisza. Oczom obserwatorów ukazała się bezkształtna bryła ziemi, w której zostali pogrzebani i obrońcy, i napastnicy reduty Ordona, i wreszcie on sam. Na wieki zbratała ich chwila śmierci, wspólny grób. Ordon został tu nazwany „patronem szańców”, ponieważ dokonał dzieła zniszczenia, ale w najlepszej wierze.
W ostatnich wersach osoba mówiąca stwierdza, że kiedyś, na końcu dziejów, Bóg tak samo, jak Ordon swoją redutę, wysadzi ziemię.
bohater
Bohaterem utworu jest powstaniec listopadowy i oficer wojska polskiego Julian Konstanty Ordon, dowódca artylerii w wysadzonej w powietrze reducie nr 54 (reduta - osłonięty szaniec przeznaczony na działo broniące większych fortyfikacji obronnych). Widząc nieuchronną klęskę swojego oddziału, kiedy Rosjanie wdarli się na wały obronne, wysadził skład amunicji, aby nie oddać jej w ręce wroga. Zgładził przy tym wielu żołnierzy carskich i niedobitki swojego oddziału. Jest odważny, nie waha się poświęcić życia w słusznej sprawie, jaką jest wolność ojczyzny. Ginie razem z rosyjskimi żołnierzami, których postanowił za wszelką cenę nie dopuścić do obleganego szańca. Podmiot liryczny utworu uważa go za wzór postawy patriotycznej i postać ze wszech miar godną naśladowania przez innych.
czas i miejsce akcji
Zgodnie z faktami historycznymi akcja toczy się 6 września 1831 roku w Warszawie, w dzielnicy Wola.
geneza utworu
Utwór opowiada o obronie i wysadzeniu szańca w warszawskiej dzielnicy Woli przez Juliana Konstantego Ordona. Zdarzenie to poznał Mickiewicz z relacji swojego przyjaciela, Stefana Garczyńskiego, uczestnika powstania listopadowego i naocznego świadka opisywanych faktów. Przebywali wtedy obaj w Dreźnie, dokąd dotarła fala uchodźców po przegranym powstaniu. Według Garczyńskiego Ordon zginął w ruinach umocnień wysadzonych przez siebie w powietrze i tak to przedstawił Mickiewicz. W rzeczywistości bohaterski artylerzysta został ciężko ranny, lecz przeżył wybuch. Walczył później w powstaniu węgierskim pod dowództwem generała Bema, a także w wojnie narodowej we Włoszech w oddziałach Garibaldiego. Zmarł w 1886 r. we Florencji jako stary, zgorzkniały człowiek (popełnił samobójstwo).
Wiersz został napisany w Dreźnie w 1832 roku, wydany w Paryżu w 1833.
problematyka
Podmiot liryczny wiersza ujawnia się pod koniec poematu: „Dusze gdzie? - nie wiem; lecz wiem, gdzie dusza Ordona...”. Można go utożsamiać z poetą, Adamem Mickiewiczem. Podmiot liryczny wypowiada swoje uczucia i refleksje dotyczące:
cara i jego tyranii: W stosunku do cara poeta odczuwa gwałtowną nienawiść i pogardę. Oskarża go o despotyzm i okrucieństwo, bo gnębi nie tylko bezprawnie podbite i uciemiężone narody (jak Polska), ale nie oszczędza i własnych poddanych: „Zmarszczył brwi - i tysiące kibitek wnet leci; / Podpisał - tysiąc matek opłakuje dzieci; / Skinął - padają knuty od Niemna do Chiwy”. Nazywa go złodziejem, bo ukradł koronę polską - symbol niezależnego bytu państwowego - podporządkował sobie kraj i samozwańczo mianował się królem Polski. Uznaje jego siłę, nazywa go „Mocarzem”, ale jednocześnie sugeruje, że potęga cara jest z piekła rodem: „Mocarzu jak Bóg silny, jak szatan złośliwy...”. Podkreśla wyjątkowość Polaków, którzy jako jedyni odważyli się upomnieć o swoje prawa, podczas gdy reszta świata drży ze strachu przed tyranem.
ludu rosyjskiego: Lud rosyjski poeta traktuje z mniejszą niechęcią, ale za to z pogardliwą litością. Wojska rosyjskie postrzega jako bezkształtną i bezwolną masę, biernie poddającą się tyranii. Podobnie jak „wódz kaukaski”, czyli generał Paskiewicz, są tylko narzędziem w ręku cara. Z gorzką ironią stwierdza, że tylko śmierć może skłonić żołnierzy rosyjskich do pokoju z Polakami i nieposłuszeństwa wobec cesarza: „Tam i ci, co bronili, i ci, co się wdarli, / Pierwszy raz pokój szczery i wieczny zawarli. / Choćby cesarz Moskalom kazał wstać, / Już dusza moskiewska tam raz pierwszy cesarza nie słusza”.
losów świata pełnego niesprawiedliwości: Końcowe wersy utworu poeta poświęcił rozważaniom na temat niesprawiedliwości dziejowej, która odbiera niektórym narodom prawo do życia w wolności. Ordon staje się symbolem zemsty za przemoc i despotyzm. Mickiewicz nazywa go „patronem szańców”, niedwuznacznie dając do zrozumienia, że miejsce ofiarnego patrioty jest w niebie. Przestrzega, że gdy przebierze się miara niesprawiedliwości i ucisku, Bóg, który stworzył świat, zniszczy zepsuty rodzaj ludzki, wysadzając ziemię jak Ordon swoją redutę.