Etiudy Chopina uratowały mi życie
Clyde Haberman/04.12.2007 08:00
Koncert muzyki w obozie koncentracyjnym to jeden ze sposobów poznawania historii ludobójstwa i nienawiści
Oba palce wskazujące są już niesprawne – to niedobrze, zwłaszcza że należą do kobiety, która poświęciła życie grze na fortepianie. Ale te palce mają ponad 103 lata – w tym wieku zdarza się, że niektóre części ciała odmawiają posłuszeństwa.
Alice Herz-Sommer jakoś jednak sobie radzi. Dwa niesprawne palce to za mało, by powstrzymać ją od codziennego ćwiczenia. Dwie i pół godziny gry na fortepianie. Na początek preludium Bacha.
– Gram ośmioma palcami – mówi pani Herz-Sommer, kiedy rozmawiamy przez telefon. – Musiałam zmienić palcowanie, ale daję radę. Jeśli chce się czegoś bardzo, bardzo mocno, udaje się to osiągnąć. Tylko trzeba mieć silną wolę, ja?
Tak jak sugeruje to "ja" na końcu zdania, w jej angielskim słychać wyraźnie niemiecki akcent – bo właśnie po niemiecku mówiła w rodzinnym domu w Pradze sto lat temu. Głos ma silny, nie słychać w nim drżenia ani niczego, co mogłoby sugerować, że jego właścicielka za dwa tygodnie skończy 104 lata.
Oczywiste jest, że rozmawiamy z osobą o silnej woli. Tylko ludzie wyjątkowo silni – albo ci, co mieli wyjątkowe szczęście – mogli przeżyć w nazistowskim obozie koncentracyjnym. A obóz w Terezinie niedaleko Pragi nie różnił się pod tym względem od innych obozów koncentracyjnych. Alice Herz-Sommer jest jedną z niewielu, którzy wyszli z niego żywi.
Obóz w Terezinie – po niemiecku zwanym Theresienstadt – nie był typowy. Większość Żydów przetrzymywanych tam w latach 1941–1945 stanowili muzycy, pisarze, kompozytorzy. W obozie organizowano koncerty, wystawiano sztuki, a hitlerowcy wykorzystywali to do celów propagandowych, pokazując, że życie uwięzionych jest łatwe i przyjemne.
W rzeczywistości panowały tam choroby i głód. Dla większości więźniów był to zresztą tylko przystanek w drodze do Auschwitz-Birkenau i innych obozów zagłady. Do Terezina przywieziono w sumie około 140 tysięcy ludzi – przeżyło 17 tysięcy. Z 15 tysięcy dzieci –zaledwie setka.
Pani Herz-Sommer, znakomita pianistka, trafiła tam w 1943 roku wraz z mężem Leopoldem i synem Raphaelem. Podobnie jak inni artyści, grała, aby zyskać na czasie.
– To było największe wyzwanie w moim życiu – mówi dziś, wspominając ponad sto koncertów, jakie dała w obozie. – Siedziałam całymi godzinami, w dzień i w nocy, ćwicząc i przygotowując program. Często grałam Chopina. Mogę wręcz powiedzieć, że etiudy Chopina uratowały mi życie. Ludzie, którzy przychodzili na te koncerty, byli starzy, chorzy i pogrążeni w rozpaczy. Przychodzili codziennie. Ja dawałam im siłę. Muzyka była naszym pokarmem. Tak to wyglądało.
Alice Herz-Sommer dzieli się swoimi wspomnieniami przez telefon, bo zdrowie nie pozwoliło jej pojawić się na koncercie w nowojorskim John Jay College of Criminal Justice. Koncert, na który przybyło 600 osób, został zorganizowany dla uczczenia jej zbliżających się 104. urodzin i upamiętnienia ofiar obozu w Terezinie.
Orkiestra kameralna złożona z ochotników i członków nowojorskiego Oratorio Society wykonywała utwory tych samych kompozytorów, których grali więźniowie obozu: Mozarta, Mendelssohna, Pucciniego, Brucha… Aktorzy Lynn Redgrave i George Hearn czytali historię obozu. Szczególne wrażenie zrobił na publiczności koncert Mendelssohna, przepięknie wykonany przez 13-letnią skrzypaczkę Sirenę Huang.
Całość zorganizowała Caroline Stoessinger, artystka na stałe związana z John Jay College. Jeszcze jako dziecko zainteresowała się historią obozu w Terezinie, choć wychowywała się w amerykańskich górach Ozark, z dala od holokaustu i Europy. – Nie pamiętam nawet, jak to się stało – opowiada dzisiaj. – Tak bywa, że jakiś kawałek papieru, przypadkowe zdanie z książki sprawia, że człowiek zaczyna o czymś myśleć i nie może przestać.
Czy jednak koncert muzyki granej niegdyś w obozie koncentracyjnym nie wygląda dziwnie na uczelni zajmującej się głównie prawem i kryminalistyką? – Wcale nie – mówi Jeremny Travis, rektor John Jay College. – Musimy stale sobie przypominać, że ludzie nadużywający władzy postępują źle, potwornie źle. Mamy tu studentów, którzy badają historię ludobójstw i rolę, jaką odgrywały rządy i stanowione przez nie prawo w szerzeniu dyskryminacji i nienawiści. Można ten temat analizować na wiele sposobów. Koncert w obozie w Terezinie jest jednym z nich.
Najważniejsza jednak jest pamięć. Alice Herz-Sommer pamięta. Pamięta swojego męża, który wywieziony z Terezina zginął w Dachau. Pamięta, jak udało jej się przeżyć wraz z synem, Raphaelem. Został później wiolonczelistą, zmarł w 2001 roku w wieku 65 lat. Pamięta, jak po wojnie wyjechała do Izraela, a w latach 80. ostatecznie zamieszkała w Londynie.
I oczywiście pamięta także muzykę. – Zwłaszcza Beethovena – mówi. – Jest cudowny. Jestem Żydówką, ale Beethoven jest moją religią. On się nie poddawał. Jego muzyka daje mi wiarę potrzebną do życia. Codziennie mówi mi: "Życie jest wspaniałe, warto żyć! Nawet wtedy, kiedy jest ciężko i źle…".
« 1/1 » |
---|