Krzyżyk na śmierci
dodane 2012-11-08 00:15
Franciszek Kucharczak
Układanie się ze śmiercią bierze się z braku nadziei na życie.
Różowy? Blee! – krzywi się dziewczynka z pierwszej klasy, gdy na lekcji omawiane są kolory. Ożywia się przy czarnym. Klasa podziela jej fascynacje. Nic dziwnego – wszystkie dzieci bawią się laleczkami Monster High lub im podobnymi wyrobami. Upiorki, wampirki – najlepiej z krwią cieknącą z ust, potworki, anorektyczne panienki z bladą cerą, nożem w ręce i czarnym makijażem na twarzy. Jak laleczka, to pewnie i łóżeczko? Jakie łóżeczko, ty ramolu! Trumienka!
Trupie akcesoria bardzo dobrze się sprzedają. Zeszyty szkolne, plecaki, piórniki, koszulki – truposze królują. To dziecięca wersja tego, czym ekscytują się tłumy dorosłych, ogłuszonych stosowną muzyką, ubranych w czarne wdzianka z czaszkowym szlaczkiem i radosnych jak upiór na urlopie.
Oni ponoć „oswajają śmierć”. A tak, są tacy naiwni, którym się wydaje, że śmierć można oswoić jak zwierzę. Widać jednak wyraźnie, że gdy człowiek obcuje z mroczną symboliką śmierci, to właśnie ona go oswaja i czyni z niego psa łańcuchowego. Fascynacja całym tym czarnym badziewiem – i to już u dzieci! – oznacza, że dzieje się coś nienaturalnego. To nie jest normalne, żeby człowiek miał upodobanie w tym, co ze swojej natury jest odpychające.
Gdy o tym myślałem, trafiłem na fragment z Księgi Mądrości: „Sprawiedliwość nie podlega śmierci. Bezbożni zaś ściągają ją na siebie słowem i czynem, usychają, uważając ją za przyjaciółkę, i zawierają z nią przymierze, zasługują bowiem na to, aby być jej działem” (Mdr 1,15-16).
Czy to tak nie jest? Gdzie wzrasta bezbożność, wzrasta upodobanie do grobowych klimatów. Rosnące w siłę czeredy głupawych halloweenowych truposzy w wigilię Wszystkich Świętych to znak czasu. To logiczne. Ta sama Księga Mądrości mówi przecież jasno: „Śmierci Bóg nie uczynił”. Fascynacja śmiercią jest więc fascynacją tym, czego Bóg nie uczynił. A jeśli czegoś nie uczynił, to tego nie ma.
Kult śmierci jest kultem pustki. Jest hołdem złożonym nicości. Bo śmierć to nie jest coś, lecz brak czegoś. To brak życia. To dziura w tym, co miało być całe.
Ktoś powie, że Kościół też posługuje się motywem śmierci. W kościołach atrybuty śmierci pojawiają się przecież bardzo często, zdarzają się obrazy i rzeźby szkieletów, a pod posadzką nieraz spoczywają zmarli. A „memento mori” kartuzów, a czaszki na stołach dawnych mnichów – czy to nie oswajanie śmierci?
Przeciwnie! Kościół stawia na grobach krzyże, bo Bóg postawił na śmierci krzyżyk. Śmierć jest skończona dla tego, kto wybiera życie. Jeśli w Kościele występuje śmierć, to tylko w charakterze trofeum albo przestrogi: skoro otwarto ci prawdziwe życie, nie bądź głupi, nie wybieraj prawdziwej śmierci. W Kościele nie ma żadnych wampirów, nie ma zombie i innych chodzących trupów, jakimi ekscytują się nihiliści spod czarnej gwiazdy. W Bogu nie ma żadnej ciemności. Używanie symboli mroku oznacza wybór mroku, a ten przyciąga władcę ciemności. Jeśli ktoś koniecznie chce się w to bawić, trudno mu zabronić. Jeśli jednak bawią się w to dzieci, to gdzie są ich rodzice?