Corinthias Klubowym Mistrzem Świata. Upadek mistrzów – ciąg dalszy
W ciągu pięciu miesięcy mieć trzy finały i wszystkie przegrać. Oto „dokonania” londyńskiej Chelsea, które na pewno przejdą do historii. Do historii klubu z Fulham Road miał też przejść 16 grudnia, w którym to The Blues mieli sięgnąć po Klubowe Mistrzostwo Świata. Triumf miał być rekompensatą za odpadnięcie z Ligi Mistrzów oraz kiepską grę w lidze, jednak rzeczywistość okazała się bardzo brutalna. Brazylijskie Corinthias zasłużenie 1:0 pokonało Chelsea i od dziś przez najbliższy rok może dumnie nosić miano najlepszej drużyny globu.
Finał w Jokohamie miał być odpowiedzią Beniteza na krytykę ze strony kibiców Chelsea. Niestety dał im jedynie jeszcze więcej argumentów do atakowania Hiszpana. Rafa nie potrafił udźwignąć roli w jakiej go postawiono i tak jak kilka lat temu z Liverpoolem tak i teraz przegrał KMŚ.
Pierwsza połowa jednak nie zwiastowała fatalnego końca. Już w 10 minucie mogła paść bramka, dla The Blues, ale linii po strzale Cahilla świetnie zachował się Cassio. Z minuty na minutę Chelsea wyglądała coraz lepiej. Sytuacje Torresa i Mosesa zwiastowały, że w drugiej połowie zobaczymy Niebieskich w naprawdę imponującej formie; zwłaszcza, że w drużynie Corintias wyróżniał się tylko napastnik Guerrero oraz bramkarz Cassio.
Jednak to co stało się z Chelsea w drugiej części spotkania jest zupełnie niezrozumiałe. Piłkarze tego zespołu zachowywali się, jakby ktoś odciął im prąd, a pomysły na grę zostawili w szatni. Od razu zaczęli to wykorzystywać gracze z Brazylii, którzy raz po raz nękali obronę rywala. Formacja obronna The Blues była monolitem do 70 minuty, wtedy to Paulinho na spółkę z Guerrero ośmieszyli obrońców Chelsea, a ten ostatni głową trafił do siatki, przy asyście trzech(!) stojących na linii bramkowej piłkarzy z Londynu.
Stracony gol zupełnie nie wzruszył Chelsea, zespół ten dalej nie miał pojęcia jak zdobyć gola. W końcówce nastąpiło apogeum fatalnej gry CFC. Najpierw z najbliżej odległości Torres trafił w bramkarza, a chwilę później Gary Cahill za niesportowe zachowanie obejrzał czerwoną kartkę.
Corinthias do końca grało bardzo konsekwentnie. Zawodnicy tego zespołu świetnie oddalali grę od swojego pola karnego. Popełnili błąd tylko raz, w 94 minucie; wtedy to przed szansą stanął Mata, ale bramkarz Cassio nie dał się pokonać. Po tej sytuacji powinien być rzut rożny, ale sędzia zagwizdał po raz ostatni i zakończył spotkanie. Corinthias zasłużenie pokonało Chelsea i wzniosło puchar Klubowych Mistrzostw Świata. Warto podkreślić, że nie byłoby tego triumfu bez świetnej gry Guerrero, Emersona i Cassio, którzy w trójkę dali swojej drużynie więcej, niż wszyscy zawodnicy Chelsea razem wzięci swojej.
Rafa Benitez przegrał finał i przegrał całkowicie z kibicami Chelsea, którzy do końca jego przygody z CFC będą go atakować. Nietrafione zmiany, zupełny brak reakcji na wydarzenia na boisku, brak motywacji piłkarzy pokazują, że się po prostu na trenera CFC nie nadaje. Przegrał również Torres, którego hurra optymiści zaczęli wychwalać, twierdząc, że wrócił do formy. Tym spotkaniem pokazał, że z formą to on się nie widział już dawno i raczej w barwach The Blues już się nie zobaczy. Po raz nie wiadomo który zawiódł na całej linii i mam nadzieję, że tym razem na tyle mocno, że Roman Abramowicz pożegna się z nim w ciągu kilku miesięcy.
Brawo dla Corinthias, które pokazało, co to znaczy walka i serce do gry. Dzięki swojej postawie brazylijscy piłkarze po pięciu latach przerwali passę zwycięstw drużyn europejskich w Klubowych Mistrzostwach Świata i za to należy im się wielki szacunek.