Powrót do przeszłości

Powtórne odrodzenie

Zdarzyło się to w zwykłym miasteczku. W Forks mieszkali zwyczajni szarzy ludzie. Oprócz Isabelli. Była wampirzycą. Dobrze przeczytaliście WAMPIRZYCĄ. Na ulicy nie można było jej nie zauważyć. Miała szczupłą sylwetkę, Piękną twarz, oliwkowo zielone oczy, sięgające pasa brązowe włosy opadające falami na plecy i ramiona. Do tego wszystkiego miała cerę koloru porcelany. Nikt ze znajomych nie wiedział o jej prawdziwym wcieleniu. Nie miała chłopaka, choć wielu zabiegało o jej względy. Nie to, że nie chciała tylko bała się, że może któremuś zrobić krzywdę. Wszyscy wiedzą, że wampiry żywią się ludzką krwią. Bella należała do skromnej grupy,, wegetarianów”, ponieważ piła tylko zwierzęcą krew. Jej życie w Forks przypominało kręcące się koło. Każdy dzień przypominał poprzedni. Aż do tego dnia, w którym wszystko się zmieniło.

Był poniedziałek. Nie lubiła tych dni tygodnia. Do tego dopiero minęła połowa października. Siedziała przy stole razem z przyjaciółmi Jessicą i Maikiem, no i oczywiście kilkoma adoratorami. Nagle drzwi stołówki się otworzyły. Stało w nich pięć osób. Zaczęli iść w stronę pustego stolika. Wszystkie głowy zwróciły się na nowe osoby. Kiedy mijali stolik, w którym siedziała Bella ta nagle zesztywniała. Poczuła to. Nie byli ludźmi. Gdy usiedli reszta uczniów wróciła do swoich spraw i rozmów, ale nie ona. Zaczęła się im dokładniej przyglądać. Na pierwszy rzut oka nie byli do siebie ani trochę podobni. Z trzech chłopaków jeden, brunet z loczkami, był naprawdę wielki – umięśniony jak zawodowy ciężarowiec. Drugi, wyższy i szczuplejszy, ale też dość napakowany miał włosy koloru złocistego miodu. Trzeci, z rozczochraną, kasztanową fryzurą, nie imponował budową ciała i wyglądał na najmłodszego z trójki. Dziewczyny były swoimi przeciwieństwami. Wyższa miała posągową figurę i długie do połowy pleców, delikatnie falujące blond włosy. Ta niższa, chudziutka i słodka, uroda przypominała chochlika. Miała krótką, kruczoczarną, nastroszoną fryzurkę. Wszyscy byli bardzo bladzi. Ich rysy twarzy były idealne, bez żadnej skazy. Unikali wzroku innych uczniów. Bella w końcu nie wytrzymała i spytała Jessicę.

- Kim oni są?

- To Cullenowie. Niedawno się tu przeprowadzili.

- Skąd to wiesz?

- Ma się swoje źródła.

- Wiesz coś jeszcze?

- Ten umięśniony to Emmett, obok niego siedzi Jasper, dalej Edward. Ta blondynka to Rosalie, a po prawej Alice. Podobno wszyscy są adoptowani. Ich ojcem jest nowy chirurg w szpitalu – Carlisle. Jego żona ma na imię chyba Esme.

- Gdzie ty to słyszałaś?

- Od mamy. Oni są do ciebie bardzo podobni.

- Zdaje ci się.

- Też nic nie jedzą, są strasznie bladzi i idealni.

- Moim zdaniem nie jesteśmy podobni. Muszę lecieć zaraz zaczynam lekcje.

Nikt z uczniów nie miał odwagi do nich podejść i przywitać ich w nowej szkole. Bella razem z Jessicą postanowiły się przedstawić. Stali na parkingu przed szkołą. Podeszły do nich powoli.

- Cześć jestem Bella, a to Jessica. Witajcie w Forks.

- Witaj jestem Alice, a to Jasper, Emmett, Rosalie i Edward.

- Jak wam się podoba nasza szkoła?

- Myślałam, że będzie gorzej.

- To fajnie. Wybaczcie, ale muszę już iść.

- Cześć!

- Do zobaczenia.

Gdy odeszły dalej Jessica powiedziała:

- Uff. Nawet dobrze poszło.

- Cały czas ja mówiłam.

- Bo ja nie musiałam. Wpadasz dzisiaj do mnie?

- Dzisiaj wyjątkowo zostanę w domu. Muszę odpocząć od tych imprez.

- Jak zmienisz zdanie to wiesz gdzie mnie szukać.

- Wiem.

Bella zostawiła Jessicę przed jej samochodem, bo do domu chodziła pieszo. Gdy tylko była na tyle daleko, że nie mógł jej zobaczyć żaden człowiek ruszyła dalej biegiem. Musicie wiedzieć, że oprócz pięknego wyglądu wampiry były jeszcze bardzo szybkie. Niektóre osobniki obdarzone były dodatkowymi zdolnościami. Bella potrafiła czytać w myślach. W domu położyła torbę na podłogę i usiadła na fotelu. Nie mogła w to uwierzyć. Siedmioro wampirów i to naraz. Oznaczało to, że musi odejść. Mogą chcieć walczyć o terytorium, a to byłby duży problem. Doszła jednak do wniosku, że trochę poczeka i zobaczy jak na to zareagują. Jeśli nie będzie im ona przeszkadzała to dobrze, a jak zaczną się czepiać to powie, że się wyniesie. To był dobry pomysł. Postanowiła coś zjeść. Zajrzała do schowanej lodówki, bo ta dla gości była wypełniona ludzkim jedzeniem dla gości. Była pusta. Musi się wybrać na polowanie. Wzięła dwa duże pojemniki i wyszła przed dom. Bella nie żywiła się w lesie tylko wlewała krew do specjalnych pojemników i chowała do lodówki. Zaczęło się robić chłodno, ale jej to nie przeszkadzało. Po piętnastu minutach oba pojemniki były pełne. Wróciła do domu i zaczęła odrabiać lekcje. Ranek był jeszcze pochmurniejszy niż poprzedni. Tym razem unikała Cullenów jak ognia. Wolała z nimi nie gadać. Po lekcjach jak najszybciej próbowała wydostać się z parkingu jednak ktoś ciągle ją zaczepiał. W końcu się udało. Myślała, że już jej nikt nie spodka. Nagle przed nią stanęło srebrne volvo. Wyszła z niego Alice i Edward. Bella zaczęła się cofać.

- Stój! – powiedziała Alice.

- Czego chcecie?

- Porozmawiać.

- Na jaki temat?

- Może nie tu.

- A gdzie?

- U nas w domu?

-Wolę tu.

- Jak nie chcesz po dobroci wsiąść do samochodu to inaczej porozmawiamy – warknął Edward.

- Dobra tylko się nie denerwować. Daleko jedziemy?

- Nie.

Wsiadłam grzecznie do samochodu. Po pewnym czasie siedziby ludzkie zupełnie znikły nam z oczu. Jechaliśmy przez zasnuty mgłą las. Skręciliśmy raptownie w jakąś nieutwardzoną drogę. Była nieoznaczona, ledwie widoczna wśród kęp paproci i to tylko na kilka metrów, bo wiła się bardzo i znikała, co chwila za pniem kolejnego olbrzymiego drzewa. Po paru milach las zaczął rzednąć i nagle znaleźliśmy się na wielkiej polanie, która być możne pełniła również funkcję trawnika.

Nie było tu jednak jaśniej, ponieważ cały teren ocieniały skutecznie gęste gałęzie sześciu sędziwych cedrów. Otaczały one centralnie położone domostwo, które okalała również pogrążona w mroku weranda. Przez całą drogę próbowała zachowywać się normalnie, ale gdy wyszła z samochodu nie ukrywała już napięcia. Weszła do domu za Alice. Cały czas bezszelestnie kroczył za nimi Edward. Dom był bardzo jasny. W salonie czekała już na nich reszta Cullenów. Gdy stanęła naprzeciwko lekarza ten się odezwał.

- Witaj w naszym domu Isabello. Jestem Carlisle.

- Cześć, ale wolałabym gdybyście mi mówili Bella.

- Dobrze. To jest Esme, a resztę rodziny już znasz.

- Po co mnie tu ściągnęliście?

- Chcemy porozmawiać.

- Dobra przestańmy owijać w bawełnę. Wiem, że jesteście wampirami. Nie chcę walczyć z Wani o terytorium, więc się wyniosę.

- Nie przeszkadza nam, że tu mieszkasz.

- Naprawdę?

- Tak.

- Jeśli mamy mieszkać w jednym miasteczku chcę wiedzieć czy polujecie na ludzi.

- Przecież każdy wampir poluje na ludzi.

- Ja nie.

- To dobrze, bo my też.

- Więc nie będziemy mieli dużych problemów z dogadaniem się. Nawet o ty nie myśl! – zwróciła się do Jaspera.

- O czym mam nie myśleć?

- O niczym. Wracając do rozmowy. Nie muszę wyjeżdżać?

- Nie – powiedział Carlisle.

- W takim razie będę się już zbierała.

- Poczekaj chwilę jeszcze. Edwardzie teraz.

Wszyscy spojrzeli na Edwarda. Nagle złapał się za głowę. Bella zaczęła się śmiać i powiedziała:

- Nigdy więcej tego nie próbuj, a teraz dowidzenia.

- Czekaj.

- Nie powiem, jeszcze raz do widzenia. A wystarczy, że ze swojego domu pójdziesz na wschód Alice.

Bella zostawiła wszystkich oniemiałych. W domu zabrała się do odrabiania lekcji. Nie mogła pozbierać myśli. Chętnie by z kimś porozmawiała, ale nie miała, z kim. Czuła się okropnie. Całą noc rozmyślała nad tym, co by się stało gdyby jej przyjaciele się dowiedzieli, jaka jest naprawdę. O piątej rano do jej drzwi zapukała Alice.

- Cześć, co cię do mnie sprowadza?

- Tak wpadłam. Nie przeszkadzam?

- Nie wchodź. Napijesz się czegoś?

- Wyruszasz na polowanie?

- Nie, dlaczego?

- Zaproponowałaś wampirzycy coś do picia.

- Usiądź w salonie i poczekaj tam na mnie.

- Masz ładny dom.

- Dzięki wasz zresztą też jest niczego sobie.

- Co to?

- Napój. Chyba, że nie jesteś głodna.

- Po pierwsze jak tak szybko zdołałaś zabić, a po drugie, dlaczego w szklance?

- Ja nigdy nie jem w lesie. Mam dwa specjalne pojemniki, które napełniam podczas polowania. W szklankach, bo chcę zachowywać, chociaż pozory normalności.

- Ciekawe.

- Nie trzeba się kłopotać częstymi polowaniami.

- Mogę cię o coś spytać?

- Jasne.

- Skąd wiedziałaś, o co cie chcę zapytać?

- Wiedziałam, że będziesz togo ciekawa.

- To mi powiesz?

- Nie teraz.

- Dlaczego?

- Wybacz, ale za słabo się znamy.

- Rozumiem, że mi nie ufasz.

- Tak. Jestem z natury taka, że nikomu nie ufam.

- Wnioskuję z tego, co powiedziałaś, że żyjesz już sporo czasu.

- Tak, ale nie mówmy o mnie.

-Jeszcze jedno pytanie?

- Ostatnie.

- Ile masz lat?

- Ja… - Bella cała się zjeżyła.

- Co się stało?

- Ciii… - wampirzyca wyskoczyła przez okno. Alice pobiegła za nią. Zobaczyła Bellę i Jaspera stojących naprzeciwko. Patrzyli sobie z wściekłością w oczy. Nagle Jasper się cofnął. Po jego twarzy przebiegł cień strachu. Nagle zauważył Alice.

- Alice, co ty tu robisz? – zawołał zdziwiony.

- Przyszłam pogadać.

- Przecież ona mogłaby ci coś zrobić. Wracamy do domu.

- Ale … - nie zdążyła nic już powiedzieć, bo Jasper złapał ją za rękę i pociągną za sobą.

Bella była wściekła. Ze złości uderzyła w stojące za nią drzewo, które po chwili przewróciło się z hukiem. Tymczasem Jasper wpadł z Alice do domu.

- Jak ty się Jasper zachowujesz? – zapytała Alice podnosząc głos.

- Mogła ci coś zrobić.

- O co ci chodzi?

- Ona jest…

- Jasper, co tu się dzieje? – do salonu wszedł Carlisle.

- Myślałem, że jesteś w szpitalu.

- Zamierzałem się zacząć szykować. Co to za krzyki?

- Lepiej będzie jak wszyscy to usłyszą.

Całą rodzinę udało się zebrać dopiero po piętnastu minutach. Jasper stanął przed nimi i zaczął mówić.

- Powinniśmy unikać Belli.

- Dlaczego? – zapytał Carlisle.

- Jest niebezpieczna.

- Nie bardzo rozumiem.

- Nie jest taka jak my.

- Konkretniej proszę.

- Jest tropicielem.

- CO?!

- Widziałem to w jej oczach. Na początku wydają się takie jak u nas, ale gdy dłużej w nie popatrzysz dostrzeżesz żądzę mordu.

- To niemożliwe – zawołała Alice.

- Wiem, że to zdaje się nieprawdopodobne, ale tak jest.

- Rozmawiałam z nią jest normalna.

- Tylko ci się zdaje.

- Pogadam z nią i się jej spytam wprost.

- Dobrze by było gdyby ktoś z tobą przy tym był.

- Przestań nie jestem małym dzieckiem! – po czym wbiegła z pokoju. Chciała się zapytać Belli czy to prawda. Gdy przyjechali do szkoły jej nigdzie nie było. Na przerwie obiadowej siedziała przy stoliku jednak sama. Nikomu nie pozwoliła usiąść. Nawet Alice nie miała odwagi do niej podejść. Bella wpatrywała się w tacę z jedzeniem. Na jej twarzy widać było ból. Po chwili podniosła głowę i spojrzała na Cullenów. Bez słowa się podniosła. Wszyscy byli pewni, że do nich podejdzie, ale tylko zabrała torbę i wyszła ze stołówki zostawiając tacę na stole. Edward zauważył, że na stole leży jakaś kartka. Podszedł, wziął ją do ręki i zaczął czytać.

- Chodźcie na tył szkoły. Bella tam na nas czeka.

- Czeka?

- Tak.

Gdy wyszli ze szkoły zobaczyli Bellę siedzącą pod drzewem. Podeszli ostrożnie bliżej. Stali tak przez chwilę w milczeniu wpatrując się w siebie. Nagle cała piątka zobaczyła coś i nagle się cofnęła. Bella uśmiechnęła się drwiąco.

- Macie zamiar uciec?

- Jeśli tak to, CO? – zapytał Edward.

- Nic.

- Dlaczego mam nie powiedziałaś?

- Po co?

- Jak mamy mieszkać w jednym miasteczku musimy wiedzieć takie rzeczy.

- Nikt nie poznał mojej historii i tak szybko nie pozna.

- Ja mogę.

- Wiem, że potrafisz czytać w myślach. Dlaczego nie możecie zachowywać się jak dawniej?

- Każdy wie, że tropiciele nie cierpią intruzów na swoim terytorium.

- Po pierwsze jestem inna. Przez wiele lat pragnęłam mieć przyjaciela, co mnie zrozumie, ale kiedy dowiadywali się, kim jestem uciekali aż się kurzyło.

Alice nie zwracając uwagi na pozostałych podeszła i objęła ramieniem, Bellę. Ta jednak szybko od niej odskoczyła i stanęła na równych nogach.

- Nie chcę żeby twój chłopak znowu robił ci awantury.

- Ale…

- Zrozum Alice. No dobrze. Wpadnę do was o szóstej i wszystko wyjaśnię.

- Lepiej teraz – powiedział Jasper.

- Chcę wiedzieć, co o tym wszystkim będzie sądził Carlisle.

- Tylko się nie spóźnij.

- Będę punktualnie.

Wszyscy zaczęli zbierać się do powrotu do szkoły. Bella odwróciła się do nich tyłem. Po chwili już jej nie było. Chciała jak najszybciej znaleźć się w domu. W pokoju usiadła na podłodze i zamknęła oczy. Gdyby ją ktoś zobaczył w tej pozycji pomyślałby, że ona śpi. Jednak Bella tylko,, przeglądała” wydarzenia z dzisiejszego dnia. O szóstej zapukała do domu Cullenów. Otworzyła Alice. Była wyraźnie smutna. W domu zresztą panował taki sam ponury nastrój. Bella weszła do salonu.

- Czy ktoś umarł?

- Nie – odpowiedział Carlisle.

- Tylko proszę mi nie przerywajcie i trzymajcie Jaspera z daleka, bo rozerwę go na strzępy.

- Dobrze.

- Zacznę od pytania, które parę dni temu zadała mi Alice. Mam 250 lat. Nie pamiętam w gdzie się urodziłam, ale mieszkałam w mniej więcej takim miasteczku ja te. To był dość pochmurny dzień. Na dodatek od kilku miesięcy podawano informacje o tajemniczych morderstwach. Gdy wróciłam ze szkoły dom był pusty. Tak mi się bynajmniej wydawało. W kuchni usłyszałam jakieś szmery. Nagle za mną ktoś się pojawił. Gdy mnie dotknął przeszły mnie dreszcze. Wykręcił mi rękę do tyłu. Najpierw poczułam jego chłodny oddech, a później straszliwy ból. Jakbym wsadziła dłoń do ognia. Upadła na podłogę. Nie wiem jak długo leżałam straszliwie cierpiąc z bólu. Któregoś dnia, a może nocy. Znalazł mnie Aro. Spędził ze mną ostatnie chwile przemiany. Zaproponował żebym przyłączyła się do Volturi. Zgodziłam się, bo co miałam zrobić. Zaczęłam się uczyć, a musicie wiedzieć, że miałam strasznie wymagających nauczycieli. Nauka szła mi doskonale. Z każdym dniem umiałam coraz więcej. Stałam się maszyną do zabijania. Nigdy nie patrzyłam czy to mężczyzn, kobieta, dziecko czy wampir. Gdy dostawałam zadani wypełniałam je do końca. Któregoś dnia spotkałam wampira, który żywił się wyłącznie krwią zwierząt. Przekonał mnie, że to lepsze. Dość długo się przyzwyczajałam do zmiany posiłku. Codziennie spotykałam się z wampirem, który odmienił mi życie. Aż któregoś popołudnia się nie pojawił. W prawdzie nie zobaczyłam go więcej. Gdy Volturi połapali się, że nie mają nade mną kontroli chcieli się mnie pozbyć, ale za dużo umiałam. Zabiłam wszystkich, których na mnie wysłali. Było ich łącznie 50. Ludzie myśleli, że to wojna gangów. W końcu doszliśmy do porozumienia. Dali mi wolną rękę, jeśli wyniosę się z ich terytorium i nigdy nie wrócę. Jeśli złamię prawo zbiją mnie, a ja nie będę się broniła. Mieszkałam w wielu miejscach aż dotarłam tutaj. Mieszkam tutaj zaledwie dwa lata. Wiodłam spokojne życie. Ludzie w miasteczku są przekonani, że moi rodzice zginęli w wypadku. Wtedy pojawiliście się wy. Dalszą wersję zdarzeń już znacie.

- Nie sądziłem, że jeszcze kiedyś cię spotkam Kocico – powiedział Carlisle.

- To naprawdę ty? – zapytała zdziwiona Bella. Ku zdumieniu pozostałych skłoniła głowę przed Carlislem.

- Mówiłem żebyś tego nie robiła.

- Gdybyś się nie pojawił nadal bym bez opamiętania zabijała.

- Minęło tyle czasu od naszego ostatniego spotkania. Naprawdę bardzo się zmieniłaś.

- Myślałam, że Volturi cię zabili.

- Zdążyłem uciec.

Gdy Carlisle i Bella rozmawiali pozostali budzili się z oniemienia. Pierwszy otrząsnął się Jasper.

- To ja pójdę się przewietrzyć – powiedział.

- Ja pójdę z tobą – zawołała Alice.

Rosalie i Emmett też sobie poszli. Został tylko Edward i Esme.

- Może zostaniesz dzisiaj z nami? – zapytała Esme?

- Dziękuję, ale lepiej wrócę do domu.

- Zostań zresztą i tak jest późno.

- Tak można powiedzieć do człowieka, a nie wampira.

- Alice zaraz wróci tylko musi nawrzeszczeć na Jaspera.

- Co?

- Jest zła, że tak nieładnie cię potraktował.

- Spotkałam się z gorszymi przypadkami. Wy powitaliście mnie prawie z otwartymi ramionami.

- Moim zdaniem jesteś za miła na tropiciela.

- Staram się zmienić.

- To zostajesz?

- Jak nikomu nie będę przeszkadzała.

- Skoro zostajesz oprowadzę cię po domu – powiedział Edward.

- Nie musisz.

- Będę miał jakieś zajęcie.

- Dobra.

- Najpierw obejrzymy piętro, a później piętro.

Dom był bardzo duży. Gdy weszli na piętro Edward spytał.

- Naprawdę miałaś takie, życie?

- O co ci chodzi?

- Miałaś je strasznie dziwne.

- Nie wierzysz mi?

- Nie bardzo.

- Pozwolę ci poczytać w moich myślach, ale tylko na chwilę.

- Pozwolisz?

- Tak.

- Wow. Twoje życie było jeszcze gorsze niż nam to opowiedziałaś.

- Czy ja wiem.

- Mam jeszcze jedno pytanie.

- Chcesz wiedzieć, dlaczego nie możesz czytać w moich myślach, kiedy tylko chcesz.

- Tak. Skąd to wiesz?

- Tak się składa, że też posiadam tę umiejętność.

- Teraz zrobiło się wszystko jasne. Jak długo czytałaś w moich myślach?

- Nie chcesz wiedzieć.

- Chyba tak. Co się stało jak pierwszy raz próbowałem dostać się do twoich myśli?

- Napotkałeś przeszkodę. Przez te wszystkie lata nauczyłam się tworzyć barierę ochronną wokół swoich myśli.

- Nauczysz mnie tego kiedyś?

- Czemu nie. Teraz ty opowiedz coś o sobie.

- Jestem trochę młodszy od ciebie. To Carlisle mnie przemienił. Uratował mi wtedy życie i nauczył się kontrolować. Czasami jednak miałem dość jego kontroli. Zabiłem wtedy nie jednego człowieka. Kiedy w końcu zacząłem się w pełni kontrolować było mi lżej.

- Dlaczego na początku mnie nie lubiłeś?

- Przecież możesz się dowiedzieć.

- Wolałabym gdybyś to ty powiedział. Od tej chwili nie będę tobie czytała w myślach.

- Nie zachowywałaś się jak wampir. To mnie trochę denerwowało.

- Staram się jak mogę by wyglądało, że jestem człowiekiem.

- Nigdy nie spotkałem takiego wampira.

- Rosalie i Emmett są razem?

- Tak.

- W takim razie tylko ty jesteś takim odludkiem.

- Jesteś taka mądra, ale jakbyś nie wiedziała też nie masz chłopaka.

- Miałam zbyt dużo doświadczeń z chłopakami.

- Można wiedzieć, jakie?

- Wszystkich zabiłam.

- CO?!

- Tak.

- Nie mogłaś sobie znaleźć jakiegoś wampira?

- Miałam. Nawet kilku.

- Jesteś jeszcze dziwniejsza niż myślałem.

- Potraktuję to, jako komplement.

- Dziwne, że nikt nie bał się do ciebie podchodzić.

- Macie naprawdę duży dom.

- Siedem osób tu mieszka. Pokazać ci mój pokój?

- Z chęcią.

Edward otworzył drzwi pokoju i przepuścił Bellę.

- Masz bardzo ładny pokój, ale czegoś brakuje.

- Łóżka.

- Tak, dlaczego…

- Go nie ma?

- Nie podniosłam bariery?

- Nie.

- Dlaczego mi nie powiedziałeś?

- Ni chciałem tracić okazji.

- Jesteś niemożliwy.

- I głodny. Rano wyruszamy na polowanie. Idziesz z nami?

- Z chęcią, ale jest jeden problem.

- Jaki?

- Czy za mną nadążycie.

- Przekonamy się.

- Znamy się tylko kilka dni, a ty znasz już większość moich tajemnic.

- To źle.

- Oczywiście, że tak.

- Dlaczego?

- Możesz to wszystko obrócić przeciwko mnie.

- Zaufaj mi. Twoje sekrety są u mnie bezpieczne.

- Nie nabierasz mnie?

- Gdzież bym śmiał. Chodźmy na dół, bo już czas.

Wszyscy już czekali. Jasper podszedł, do Belli.

- Przepraszam, że tak szybko cię oceniłem. Nie powinienem tak postąpić i bardzo mi przykro.

- Nic nie szkodzi. Jak daleko polujecie?

- Każdy w innym miejscu. Zazwyczaj się ścigamy, kto prędzej zdąży tu wrócić.

- Mogę się przyłączyć?

- Biegnij za nami do polany, a później wybierzesz sobie kierunek, w którym będziesz chciała polować.

- Okay.

Bella posłusznie biegła za resztą. Gdy dotarli do małej polany rozdzielili się i zaczęli polowanie. Każdy

zdążył zobaczyć Bellę w akcji. Byli pełni podziwu dla jej refleksu i swobodzie ruchu. Emmett pomimo tego myślał, że wygra. Gdy wyszedł z lasu zobaczył Bellę siedzącą na schodach przed domem.

- Jak ty tak szybko?

- Wprawa.

- Jak długo polowałaś?

- Dziesięć minut i zdążyłam poznać wasze style polowania.

- Niewiarygodne.

- Kiedy wrócą pozostali?

- Za piętnaście minut.

- Jednocześnie?

- Tak, bo jak kogoś nie ma to znaczy tylko jedno.

- Mogę zadać osobiste pytanie?

- Pewnie i tak byś się dowiedziała. Wal.

- Jak długo jesteście razem?

- Sporo czasu. Dlaczego pytasz?

- Bez powodu. Czy nikt z ludzi się nie kapnął, że to trochę dziwne.

- Nie rozumiem.

- Mieszkacie wszyscy razem i do tego każdy ma parę.

- Zazwyczaj się izolujemy i nie każdy ma parę. Został jeszcze Edward.

- No tak.

- Wiesz mi nie jednej wampirzycy zawrócił w głowie i oczywiście nie tylko.

- Nie wydaje się typem podrywacza.

- Wystarczy, że spojrzy na którąś i miękną im kolana. A ty jesteś jakoś odporna.

- Już są.

Reszta rodziny wyszła z lasu. Bella spojrzała na ich oczy. Nie były już zielone tylko brązowo-złote. Nigdy nie widziała takiego koloru. Efekt był zniewalający. Żałowała, że nie spojrzała, jaki kolor mają tęczówki Emmetta. Wampir zaczął się za jej plecami śmiać. Szybko odzyskała kontrolę na sobą.

- Co tak długo? – zapytała Bella.

- Długo nie polowaliśmy i musieliśmy nadrobić braki. Kto był pierwszy? – zapytał Edward.

- Ja.

- Brawo! Przybij piątkę.

- Nie chcę nic mówić, ale za piętnaście minut zaczynają się lekcje.

- Całkiem zapomniałem. Przyjechać po ciebie?

- Nie musisz.

- Będę u ciebie za kilka minut.

- Ok.

Bella rozmyła się w powietrzu. Edward tak dla ciekawości zajrzał w myśli, Emmetta, bo był ciekawy, o czym rozmawiali. Zdziwiła go ich rozmowa. Edward podjechał pod dom wampirzycy. Zobaczył jak go woła, więc wyszedł samochodu i wszedł do domu. Usiadł na fotelu i czekał. Wielko zegar na ścianie wskazywał za dziesięć ósmą. Przez chwilę wpatrywał się w tarczę zegara.

- Widzisz w nim coś ciekawego?

- Nie. Jesteś gotowa?

- Wiesz, że dzisiaj są zdjęcia w szkole?

- Tak.

- Może powinnam się przebrać.

- Wyglądasz bardzo ładnie, a poza ty my nie musimy się chyba przejmować wyglądem.

- Masz rację.

- Zawsze ją mam.

Zanim Bella zdążyła sięgnąć po klamkę Edward otworzył przed nią drzwi samochodu. Po drodze cały czas zerkała czy jego tęczówki mają ten sam kolor. W końcu zauważył, że w jej zachowaniu jest coś nie tak. Miał już zadać pytanie, gdy wjechali na parking. Próbował później się z nią skontaktować, ale ciągle miała podniesioną barierę. Alice zdołała namówić ją do grupowego zdjęcia z resztą Cullenów. Zrobiła sobie także portret z Edwardem. Nawet nie zauważyła, że oddaliła się od przyjaciół. Przestała nawet z nim i siedzieć przy stoliku na stołówce. Po szkole najczęściej jeździła do Cullenów. Teraz częściej przebywała w ich domu niż swoim. Każdy w rodzinie bardzo ją polubił. Bella i Edward stworzyli własny system rozmów – bezsłowny. Wampirzyca nauczyła go jak blokować myśli, ale rzadko tego używali. Oczywiście reszta rodziny wiedziała o jej niezwykłym talencie. Minęły dwa lata. Pewnego dnia Carlisle ogłosił, że zostali zaproszeni do domu innej rodziny wampirów.

- Oczywiście Bello jedziesz z nami.

- Naprawdę?

- Jesteś prawie członkiem naszej rodziny.

- Dziękuję. Kiedy wyruszacie to znaczy wyruszamy?

- Zaraz po szkole.

- Może ja lepiej później do was dołączę, bo chciałabym wyruszyć na polowanie.

- To niech ktoś z tobą zostanie abyś trafiła.

- W prawdzie i tak bym wiedziała jak trafić.

- Tylko jak byś wytłumaczyła tamtym jak to się stało, że bez problemu do nich trafiłaś?

- To dobra pytanie.

- Edward zostajesz.

- Tak jest – powiedział stając na baczność i udając, że salutuje. Wszyscy wybuchnę li śmiechem. Po skończonych lekcjach Alice, Jasper, Rosalie i Emmett pojechali do domu autem Edwarda. Gdy parking opustoszał zaczęli iść powoli w kierunku lasu.

- Gdzie będziesz polowała?

- Myślałam o tej polanie znajdującej się trzy kilometry na południe.

- Może być.

Gdy sprawy polowania zostały załatwione Bella wpadła jeszcze do domu, by się przebrać. Edward nie mógł zrozumieć, po co dziewczyny się tak stroją. Gdy mu powiedziała, że dla facetów prychnął i stanął przodem do zegara.

- Co ty się tak ciągle w niego wpatrujesz?

- Jest trochę znajomy.

- Może się pościgamy?

- Wiadomo, że ja wygram.

- Chyba w snach. Pamiętaj, że masz odblokować barierę żebym wiedziała gdzie biec.

- A może tego nie zrobię i będziesz musiała biec za mną.

- Wtedy przekonasz się, co znaczy gniew tropiciela.

- Już się boję. Ruszajmy.

Edward odblokował barierę. Ich wyścig nie przypominał ludzkich biegów. Uczestnicy bezszelestnie przemykali między drzewami. Po półgodzinnym biegu droga nagle skręciła i Bella straciła połączenie z Edwardem. Ściana lasu się skończyła i zanim spostrzegł biegła trawnikiem w stronę otwartych drzwi balkonowych. Wylądowała bezszelestnie na deskach podłogi. Edward stanął tuż za nią.

- Wygrałam! – powiedziała Bella nie zwracając uwagi na resztę. Pierwsze, co zrobiła to rozejrzenie się po pokoju. – Och przepraszamy. Jestem Bella.

- Witaj w naszym domu panno Swan. Jestem Charlie, moja żona Renee i Amelia z Jacobem.

- Cześć. Przepraszam jeszcze raz za to wejście.

- Carlisle uprzedzał, że możecie się ścigać. Edwardzie, co ci się stało?

Bella dopiero teraz spojrzała na Edwarda. W jego włosach było pełno liści.

- Wpadłem na drzewo.

Wszyscy zaczęli się śmiać. Edward udawał obrażonego.

- Choć pomogę ci się doprowadzić do porządku- powiedziała Bella wyciągając go na balkon. Edward podniósł głowę i oboje parsknęli śmiechem.

- Nie możliwe. Ciekawe jak teraz wygląda? – zapytała Bella między kolejnymi napadami śmiechu.

- Ciekawe czy jeszcze stoi.

- Jak będziemy wracali to zobaczymy.

- Dlaczego tak rozmawiamy?

- Nie wiem. Lepiej już wróćmy do reszty.

Gdy weszli z powrotem do pokoju wszyscy byli pogrążeni w rozmowie. Nagle zza chmur wyszło słońce. Przez otwarte drzwi balkonowe wdarło się do środka i padło na Bellę. Jej skóra zaczęła się błyszczeć jakby była zrobiona z diamentów. Wampirzyca od razu wstała i stanęła w najciemniejszym koncie pokoju. Tymczasem promienie słoneczne oświetliły wszystkich pozostałych. Nikt nawet nie zwrócił na to uwagi. Amelia spojrzała na Bellę.

- Dlaczego wstałaś?

- Nie miałam ochoty już siedzieć.

-Chyba nie boisz się słońca? – zapytała zaczepnie.

- Nie.

- To, dlaczego podskoczyłaś jak oparzona?

- Nie twoja sprawa.

- Mam pomysł! – powiedział Charlie. – Żeby nie doszło do rękoczynów w domu wyjdziemy na zewnątrz.

- Świetnie – powiedziały zgodnie.

Wszyscy wyszli przed dom. Wampirzyce stanęły naprzeciwko siebie. Bella zaczęła się jednak cofać.

- Chyba nie obleciał cię strach? – zapytała Amelia.

- Straciłam ochotę na walkę.

- To znaczy, że ja wygrałam?

- Nie ma mowy.

- Więc walczmy!

- Chwila narady.

Bella podeszła do Cullenów.

- Nie mogę walczyć.

- Dasz sobie radę – powiedział Carlisle.

- Stracę kontrolę.

- Jeśli nie będziesz się denerwowała wszystko będzie w porządku.

- W razie potrzeby macie uciekać. Albo nie. Jak zacznie się ze mną coś dziać zaatakujcie mnie. Pamiętajcie tylko wszyscy razem.

- Dobrze, a teraz już idź.

Bella przyjęła pozycję normalną, czyli oczekującą na atak przeciwnika. Postanowiła nie używać elementów walki tropicieli. Amelia zaatakowała. Poruszała się zwinnie i szybko. Bella tylko uskoczyła. Robiła to za każdym razem gry wampirzyca atakowała. Sama nie narażała przeciwnika. W końcu walka zaczęła się robić nudna. Amelia dodawała cały czas swoje złośliwe komentarze. Balla zacisnęła zęby, ale to nie pomagało. W końcu się poddała.

- Pokazać ci jak się naprawdę atakuje?

- Potrafisz to, chociaż?

- Daję Belli trzy minuty na pokonanie Amelii – powiedział Edward.

- Nie bądź taki pewny. Amelia była w służbie u Volturii – powiedział Charlie.

Bella zaczęła atakować. Po trzech minutach Amelia leżała na trawie przyciśnięta do ziemi.

- Wciąż nie możesz mnie pokonać Czarna Wdowo – powiedziała Bella.

- Jak to się stało, że wszystko nadal pamiętasz?

- Po prosu ja mam talent.

- Byłam pewna, że stracisz kontrolę i się ośmieszysz.

- Udało i się wytrzymać. Wybacz, ale ty w tej chwili się ośmieszasz.

- Bella skąd wy się znacie? – zapytał Edward.

- Czarna Wdowa służyła razem ze mną u Volturi. Zawsze była gorsza i nie umie się z tym pogodzić.

- Tego to już nie musiałaś mówić – powiedziała Amelia.

- Mam znowu udawać, że się lubimy?

- Dlaczego nazywasz ją Czarną Wdową? – zapytał Charlie.

- Nie używaliśmy tam naszych imion. Każde przezwisko było z czymś związane. U mnie akurat ze stylem walki, a Amelii…

- Nie muszą tego wiedzieć.

- Edward już wie.

- Zabiłam każdego swojego chłopaka. No i co z tego?

- Nic osiągnęłam swój cel.

- Jesteś zadowolona?

- No pewnie.

- Skoro już sobie wszystko wyjaśniliśmy to wróćmy do domu – zaproponował Charlie.

- Nie mam nic przeciwko.

Wszyscy przenieśli się do domu. Po kilku godzinach Bella powiedziała:

- Było mi bardzo miło, ale muszę już iść.

- Dlaczego? – zapytał Charlie?

- Nie chcę się spóźnić do szkoły, bo organizuję w tym roku Walentynki.

- Nie możesz zostać jeszcze chwilę?

- Nie dam rady.

- To może ja pójdę z tobą? – zapytał Edward.

- Znam drogę do domu.

- Proszę.

- Nie pytaj się mnie.

- Mogę?

- Dogonimy was później powiedział Carlisle.

- Ok.

W drodze do domu Edward był bardzo rozkojarzony. Zostawił Bellę przed jej domem i pobiegł po samochód. Piętnaście minut później byli już w szkole. Próbował wiele razy z nią porozmawiać, ale cały czas ktoś ją wołał. Na dodatek miała podniesioną barierę. W domu też była zabiegana. Przyszła do nich dopiero o dziesiątej w nocy, ale cały ten czas spędziła z Alice i Rosalie. Następnego dnia w drodze do szkoły Edward zaczął rozmowę:

- Idziesz na bal?

- Tak, bo w końcu go organizuję.

- Tak sobie myślę…

- Poczekaj chwilę telefon mi dzwoni. Halo? Naprawdę? Z przyjemnością cześć.

- Co taka jesteś szczęśliwa?

- Eric mnie zaprosił właśnie na bal.

- Ach.

- To, o co chciałeś zapytać?

- To już nieważne.

- Dobra, a ty, z kim idziesz na bal?

- Nie wiem jeszcze.

- Zobaczymy się później?

- Może.

Przez cały dzień Bella nie widziała Edwarda. Gdy przyszła do Cullenów tam też go nie było. Długo się nie martwiła, bo razem z Alice i Rozalie miały wybrać sukienki na bal. Gdy wrócił Edward Belli już nie było. Z daleka można było wyczuć, że jest wściekły. Gdy dowiedziała się, że wampirzycy u nich nie ma pojechał do niej do domu. Reszta rodziny przeczuwając burzę poszła w jego ślady.

- Cześć Edwardzie. Gdzie się podziewałeś i jak wyglądam?

- Sądzę, że nie powinnaś iść z nim na bal.

- Dlaczego?

- Jeśli przez przypadek cię dotknie to jak mu wytłumaczysz, że jesteś zimna jak lód?

- Nie musisz na mnie krzyczeć.

- Jak możesz narażać nasz sekret?

- O co ci właściwie chodzi?

- Jeśli nas wydasz, a to jest bardzo prawdopodobne to będziemy mieli durze kłopoty.

- Sądzisz, że jestem nie odpowiedzialna?

- Ja to wiem.

Kłótnia już trwała, kiedy przybyła reszta rodziny. Bella próbowała zachowywać się spokojnie. W końcu Edward powiedział coś, co bardzo ją rozłościło. Uderzyła go z taką siłą, że wyleciał przez okno.

- A WY, CO TAK TU STOICIE?! WYNOŚCIE MI SIĘ Z TĄD! – Bella już nad sobą nie panowała. Cullenowie stali jak wryci. Po chwili już ich nie było. Wampirzyca dopiero po chwili zdała sobie sprawę, co zrobiła. Wiedziała, że wampiry nie płaczą, ale z jej oczu zaczęły płynąć łzy. Po jakimś czasie zadzwonił telefon. To była Alice.

- Halo?

- Wiem, dlaczego Edward zaczął tę kłótnię.

- Nie obchodzi mnie to. Bardzo mi przykro.

- Był zły, że nie zdążył cię zaprosić przed Erikiem.

- Chciał zaprosić mnie?

- Tak.

- Muszę z nim porozmawiać.

- Nie ma go w domu.

- Zadzwoń, jeśli wróci.

Bella zadzwoniła do Erica i powiedziała mu, że jest chora. Nie myśląc o tym, co robi zaczęła się pakować. Przeczuwała, że coś jest nie tak. Nie widziała Edward od tygodnia. W końcu się pojawił. Przeszedł obok Belli nie zaszczycając jej spojrzeniem i przywitał się ze swoją rodziną. Przez kilka następnych tygodni traktował ją jak powietrze. Nie chciał nawet z nią rozmawiać. Z każdym kolejnym dnie było jej ciężej. Było jej strasznie przykro i czuła się niepotrzebna. Któregoś dnia nie planując niczego, bo Alice by się dowiedziała, załadowała wszystkie swoje rzeczy do czarnego ferrari i ruszyła w drogę. Zabrała tylko swoje ubrania i drobne rzeczy. Na stole w kuchni położyła list. Była pewna, że w końcu ktoś z Cullenów go przeczyta. Gdy w końcu obrała konkretny cel swojej podróży Alice i reszta byli w drodze do jej domu. Edward zauważył list Belli na stole. Podniósł go i zaczął czytać.

Przyjaciele!

Jest mi bardzo trudno wyjeżdżać, ale tak będzie lepiej dla nas wszystkich. Mam nadzieję, że wybaczycie mi zostawienie was bez pożegnania. Doszłam do wniosku, że tylko wam zawadzam.

Tylko wasza pamięć i ten dom będą świadczyły, że kiedyś tu byłam. W szkole nie ma żadnych dokumentów na mój temat. Pamięć ludzi szybko blaknie. Bardzo mi przykro, że to wszystko tak się potoczyło. Widać życie nawet nieśmiertelne nie istnieje bez przeszkód. Naprawdę żałuję Edwardzie, że nasza przyjaźń zakończyła swój żywot w tak drastyczny sposób.

Zapamiętam was do końca życia. Jeśli Volturi szybciej mnie nie dorwą. Jeśli będzie taka opcja to zostanę z nimi. Bardzo dużo kosztowało mnie napisanie tego list i jeszcze więcej opuszczenie Forks.

Żegnajcie

Bella

P.S. Proszę was tylko o jedno. Nie szukajcie mnie.

Edward cisnął list na podłogę.

- To moja wina, że ona odeszła.

- Nie mów ta – powiedział Carlisle.

- Nie zaprzeczaj. Mogłem nie być takim idiotą. Musimy ją odnaleźć.

- Prosiła nas abyśmy jej nie szukali.

- Ale…

- Żadnych, ale! Zostajemy tutaj.

- Tak jest.

Nastała noc. Bella wysiadła z samochodu. Nie miała siły już jechać. Zadzwoniła jej komórka. Była to Alice. Dzwoniła już dwadzieścia razy. Bella postanowiła, że zerwie z nimi jakikolwiek kontakt. Podeszła do śmietnika i wrzuciła urządzenie do środka. Wsiadła do samochodu i znów ruszyła w drogę. Jechałaby dalej gdyby paliwo nie zaczęło się kończyć. Zmuszona zatrzymała się na stacji.

Zaczęli ją zaczepiać jacyś kolesie. Poradziła sobie z nimi dość szybko. Zostawiła ich gdzieś nieprzytomnych pod drzewem. Można było pomyśleć, że są pijani. Dalsza podróż nie sprawiała trudności. Gdy przybyła do Volterry był dzień. Postanowiła zawitać do Volturi, kiedy się ściemni. Jej myśli podążyły, do Forks. Nie miała od nich żadnych wiadomości. Nadal żal się utrzymywał. Ciekawa była jak zachowali się po przeczytaniu jej listu. Z jej oczu znowu pociekły łzy. Nie powstrzymywała ich, bo i tak by nie zdołała tego zrobić. Słońce zaszło. Wytarła twarz i wysiadła z samochodu. Gdy szła pustą ulicą zastanawiała się, co ma im powiedzieć, a także jak ją potraktują. Za jej plecami pojawiły się dwie postaci w płaszczach z kapturami. Szła dalej, bo wiedziała, że ich po nią wysłano. W końcu się odwróciła. Ten wyższy zdjął kaptur.

- Miło cię znowu widzieć Isabello.

- Ciebie również Demetrii.

- Pewnie wiesz, po co tu jesteśmy?

- Oczywiście.

- Więc lepiej nie stawiaj oporu. Idź za Tomem.

- Nie było go tu za moich czasów.

- Ma dopiero trzy lata.

- Oho.

- Szybciej.

- Kiedy dowiedzieliście się, że tu jestem?

- Gdy tu wjechałaś.

- Po czym poznaliście?

- Po zapachu i samochodzie.

- Aż tak bardzo się zmienił?

- Nawet nie wiesz jak.

Bella teraz spostrzegła, że idą jasno oświetlonym korytarzem. Na końcu w otwartych drewnianych drzwiach stała mała dziewczynka.

- Witaj Jane – powiedziała Bella.

- Dawno się nie widziałyśmy.

- Jakieś dziewięćdziesiąt lat.

- Kajusz, Aro i Marek czekają na ciebie.

- To dobrze.

- Dlaczego wróciłaś?

- To moja sprawa.

Tym razem weszli do ciemnej Sali. Na wszystkich oknach wisiały ciemne firany. Na trzech tronach na końcu pomieszczenia siedziało trzech wampirów. Bella ostrożnie podeszła bliżej. Wstał wampir siedzący po środku.

- Co cię do nas z powrotem sprowadza? – zapytał Aro.

- Muszę od razu odpowiadać?

- Wiesz, że możemy cię zabić?

- Wiem, ale zastanawiałam się cz nie potrzebujecie pomocy.

- W jakim sensie?

- Jeśli mi pozwolicie chciałabym wrócić do straży.

- Co się stało, że wróciłaś?

- Nic.

- Ja widzę coś innego. Twoje oczy są pełne bólu i żalu. Wiem, że w tym samym miasteczku mieszkają Cullenowie.

- Nie mylisz się.

- Zanim podejmiemy decyzję… Demetrii Tom!

Obydwaj zaatakowali jednocześnie. Bella się tego nie spodziewała. To ją na sekundę zdezorientowało, ale po chwili obydwaj leżeli na podłodze przyciśnięci przez wampirzycę.

- Zaskoczyli cię prawda?

- Tak.

- Możesz ich puścić. Trochę wypadłaś z wprawy.

- To prawda, ale mogę się poprawić.

- Została jeszcze tylko jedna kwestia do przedyskutowania. A mianowicie pożywienie.

- Ja…

- Więc?

- Dostosuję się do wszystkich.

- I to właśnie w tobie lubię. Nie zmieniłaś się za bardzo. To my pójdziemy się naradzić, a ty tu poczekaj.

Kajusz, Marek i Aro przeszli do innego pokoju. Wrócili po chwili. Bella z doświadczenie wiedziała, że nie należy im zaglądać w ich myśli. Aro stanął na przeciwni niej i powiedział:

- Witaj znowu Bello.

- Dziękuję.

- Mamy tylko nadzieję, że będziesz posłuszna. Twój dawny pokój był nieruszany. Pokrywa go tylko gruba warstwa kurzu.

- Nic nie szkodzi.

- W takim razie zobaczymy się rano.

- Tak jest.

Bella otworzyła drzwi swojego dawnego pokoju. Nic się w nim nie zmieniło. Ściany nadal były ciemnozielone, w oknach wisiały zasłony, na środku stał wielki stół, a na nim mnóstwo papierów. Ściany były zawalone książkami. Na podłodze leżał wypłowiały już dywan. Kiedyś też miał zielony kolor, ale teraz był po prostu szary. Wszędzie walały się zapisane kawałki papierów i wyrwane strony z książek. Otworzyła szafę. Było w niej pełno ubrań, ale również straciły swoje kolory. Niektóre były pogryzione przez mole. Zaczęła wszystko wyrzucać. Na stole zebrał się pokaźny stos śmieci. Gdy zniknęła każda drobinka kurzu Bella przyniosła swoje własne rzeczy. Stół z fotelem przesunęła pod jedną ze ścian. Środek pokoju był teraz pusty. Planowała postawić tam coś w rodzaju kanapy. Podeszła do okna i rozsunęła firany. Do pokoju wlało się światło. Nagle ktoś zapukał.

- Proszę!

- Aro cię wzywa – powiedział Demetrii.

- Już idę.

- Nieźle się urządziłaś.

- Dzięki.

- Tylko dlaczego środek jest taki pusty?

- Mam zamiar tam wstawić coś do siedzenia.

- Po co?

- Żeby ten pokój trochę ożywić.

- Nie wiem po co ci to, ale to twój pokój.

W sali był tylko Aro.

- Skończyłaś sprzątanie?

- Tak.

- W takim razie możemy przejść do kolejnej rzeczy. Musisz jeszcze raz przejść przez cały trening. Nie powinno ci to zająć więcej niż dwa tygodnie.

- Rozumiem.

- W tym czasie musisz się przyzwyczaić do naszego pożywienie. Nauczenie kontroli powinno zająć ci kolejne dwa tygodnie. Więc po podliczeniu za jakiś miesiąc będziesz gotowa.

- A jeśli uda mi się wszystko opanować w trzy tygodnie?

- To jest niemożliwe.

- Dla mnie nic nie jest niemożliwe. Choćbym miała trenować dzień i noc to mi się uda.

- Zobaczymy.

- Z kim będę miała trening.

- Z Czarną Wdową.

- To jest niemożliwe.

- Dlaczego?

- Byłam u niej z… Cullenami i ją pokonałam.

- W takim razie będziemy musieli znaleźć ci nauczyciela, którego tak szybko nie pokonasz. Może Kajusz?

- Czy zechce?

- Na pewno. Będzie na ciebie tu czekał za piętnaście minut.

- Dobrze to ja tymczasem pójdę znaleźć jakieś odpowiedniejsze ubranie.

- Chyba cały czas myślisz, że jesteś w Forks.

- Skąd ta pewność?

- Jesteś ubrana jakbyś szła do szkoły.

- Acha.

- Tylko się nie spóźnij.

- Będę punktualnie.

Bella przejrzała szafę. Nie wiedziała w co się ubrać. W końcu wybrała granatowe spodnie dresowe i niebieską bluzkę na krótki rękaw. Zostało jej jeszcze jakieś dziesięć minut. Usiadła na podłodze i zaczęła się zastanawiać jak będą wyglądały lekcje. Pamiętała, że poprzedni nauczyciele byli bardzo wymagający. Równo o dziewiątej pojawiła się w sali. Tam już czekał na nią Kajusz.

- Nie spóźniłam się prawda? – zapytała Bella.

- Nie. Spróbuj mnie pokonać.

- Dobrze.

Bella próbowała wszystkich chwytów jakie pamiętała, jednak to nie poskutkowało. Za każdym razem kiedy atakowała lądowała na podłodze. Nie dawała rady.

- Obserwuj przeciwnika – powiedział Kajusz.

- Staram się.

- Postaraj się bardziej. Pozwól kierować się instynktem.

- Jak stracę kontrolę?

- A kto powiedział, że masz mu się poddać. Zaatakuj jeszcze raz.

Tym razem też się nie udało. Ćwiczyli przez cały dzień. Kajusz zaczął szykować dla Belli różnorodne tory przeszkód. Jej wyniki były okropne. W końcu przyszła pora posiłku. Do pokoju wprowadzono żywych ludzi. Gdy to zobaczyła cofnęła się pod ścianę.

- Czy coś jest nie tak? – zapytał Aro.

- Nie mogę zabić człowieka.

- Musisz.

- Nie dam rady.

- Zostawimy jednego człowieka żywego i na twoich oczach przetniemy mu skórę.

- Wolę żeby był już martwy.

- Tak nie można.

- Dobrze. Możecie zaczynać.

Wszystkie wampiry rzuciły się na nieświadomych ludzi. Gdy został tylko jeden człowiek Aro spojrzał w stronę gdzie przed chwila stała Bella. Pomyślał sobie, że uciekła, ale ona weszła właśnie przez drzwi. W ręku niosła szklany kieliszek. Wszyscy spojrzeli na nią ze zdziwieniem. Podeszła do człowieka. Była to kobieta. W jej oczach dało się tylko zobaczyć strach i przerażenie. Bella spojrzała na nią przepraszająco i zaatakowała. Odwróciła się tyłem po wszystkich i kucnęła przy ofierze. Gdy się wyprostowała kieliszek był pełen szkarłatnego płynu. Spojrzała na niego z obrzydzeniem po czym wypiła napój. Gdy skończyła jej oczy były koloru krwi. Upuściła kieliszek, który roztrzaskał się na tysiąc kawałków i zaczęła wychodzić. Zatrzymał ją Kajusz. Ona bez żadnych przeszkód go odrzuciła. Nagle na nią zaatakowało pięć innych wampirów ze straży. Walczyła z nimi zażarcie gdyby ktoś nie powiedział DOŚĆ! To był Aro.

- Co się z tobą stało? – zapytał zdumiony.

- Ja… nie wiem – odpowiedziała jeszcze bardziej zszokowana Bella.

- Ja wiem – powiedział Kajusz podnosząc się z podłogi.

- Więc wytłumacz.

- Kiedy ostatni raz jadłaś Bello?

- Jakieś dwa tygodnie temu.

- Wytrzymałaś tak długo?

- Miałam gorsze problemy niż zwracanie uwagi na pragnienie.

- Wszystko stało się jasne. Dlatego nie wychodziły ci treningi. Na dodatek ludzka krew dodała ci sił. Jak się czujesz?

- Okropnie, bo musiałam zabić człowieka.

- Wiedziałaś co oznacza przyłączenie się do nas.

- Tak.

- Dlaczego nie zachowujesz się jak prawdziwy wampir?

- Nie rozumiem.

- Kieliszek.

- Stare przyzwyczajenie. Teraz można przechowywać krew w specjalnych pojemnikach i nie straci na smaku.

- Ciekawe.

- Lepsze niż to – wskazała na leżące na podłodze trupy.

- Gdzie można dostać takie pojemniki?

- Mam sześć pojemników w których mieszczą się trzy litry. Dla siebie zazwyczaj napełniałam tylko dwa.

- Przyniesiesz nam je później, a teraz wróćmy do treningu.

- Możemy zrobić małą przerwę?

- Dlaczego?

- Zabiłam człowieka i muszę to odreagować – powiedziała łamiącym się głosem.

- Dobrze bądź gotowa za godzinę.

Dalsze treningi szły bardzo gładko. Bella wspomagana krwią ludzi stała się z powrotem maszyną do zabijania. Zmieściła się w trzech miesiącach. Volturi z upływem czasu coraz bardziej cieszyli się, że ona do nich wróciła. Mijały lata Bella się zmieniała. Teraz przebywała głównie przy Aro. Był dla niej jak ojciec. Pewnego dnia oznajmił, że ma się wybrać na polowanie po krew zwierzęcą.

- Po co?

- Co kilka lat odbywa się zjazd wampirów. Czasami przychodzą również wegetarianie.

- Rozumiem jakie to mają być zwierzęta?

- Nie mam pojęcia. Obojętnie jakie. Tylko muszę cie przestrzec.

- Przed czym?

- Cullenowie też mają zamiar nas odwiedzić.

- Co?

- Nie powinnaś się tym przejmować, a poza tym jesteś nam potrzebna.

- Do czego?

- Musisz nam towarzyszyć.

- Dobrze wytrzymam.

- Wątpię czy cię poznają.

- Dlaczego by mnie nie mieli poznać.

-Zmieniłaś się i nawet nie wiesz jak bardzo.

- Cullenów jest siódemka plus jeszcze Denali mogę się spóźnić.

- Nic się nie stanie jak trochę poczekają.

- W takim razie wyruszam natychmiast.

- Ile mamy zostawić ci krwi do twojej mieszanki?

- Pół litra wystarczy.

- Dobrze.

Gdy Bella wróciła z polowania zobaczyła samochody należące do Cullenów. Cała się spięła. Zaniosła krew do kuchni aby można ją było podać w kieliszkach po czym poszła się przebrać. Założyła czarną sukienkę do kolan na cienkich ramiączkach ze złotymi akcentami. Pozwoliła włosom opadać falami na ramiona i plecy. Przejrzała się w lustrze i wyszła z pokoju. Weszła do Sali w momencie kiedy podawano napoje.

- Przepraszam za spóźnienie – powiedziała dźwięcznym głosem. Spojrzała po wszystkich. Ich twarze miały różne wyrazy. Jedne były zaskoczone inne zdumione, a jeszcze inne wyrażały uprzejme oczekiwanie. Nie przejmowała się nimi. Podeszła do stołu i usiadła obok Aro. Po przeciwnej stronie siedział Carlisle. Nie spojrzała na niego bo pomyślała, że może ją rozpoznać. Zauważyła, że wegetarianie dziwnie się patrzą na swoje kieliszki. Bella zaczęła się śmiać. Wszyscy spojrzeli na nią.

- Specjalnie dla was zapolowałam za zwierzęta. Możecie być pewni, że to nie ludzka krew.

Bella spojrzała znacząco na Aro. Ten spojrzał na Edwarda i powiedział.

- Uprzedzam byś nie próbował czytać nam i w myślach.

- Nie zamierzałem.

- To dobrze.

Wampirzyca zerknęła na drzwi prowadzące do kuchni. W końcu pojawił się kelner. Postawił przed nią kieliszek i odszedł. Po kilku łykach jej oczy znów zrobiły się szkarłatne, ale nie przypominały kolorem oczu Aro. Były jaśniejsze. Płyn też był innego koloru.

- Mam wrażenie, że się znamy – powiedział Carlisle.

-Wątpię. Gdzie mieszkacie?

- W Forks.

- Nigdy nie byłam w tym miejscu.

- Mogłem się pomylić. Jaki to rodzaj krwi?

- Moja własna mieszanka.

- Zdradzisz co w niej jest?

- Nie, ale ktoś może spróbować. Ktoś jest chętny?! Nikt? Szczerze mówiąc jestem trochę zawiedziona.

- Ja mogę – powiedział Edward

- Hm… Może Jasper?

- Dlaczego akurat on?

- U niego lepsze będą efekty. Spróbujesz?

- Czemu nie – powiedział Jasper. Podszedł do Belli i upił łyk z kieliszka. Jego oczy miały teraz barwę czegoś pomiędzy złotymi, a czerwonymi.

- Nie martw się Alice za kilka godzin wrócą do normalnego koloru. A teraz kto się z nim zmierzy? Emmett i Edward? – posłusznie wstali i stanęli przed Jasperem. Zaatakowali jednocześnie było wiadome kto wygra. Jednak Jasper powalił Edwarda i prawie udało mu się pokonać Emmetta. Sam był zdziwiony tym całym zajściem nie mówiąc już nic o pozostałych.

- Możecie usiąść. Teraz rozumiesz doktorze?

- Tylko ty to pijesz?

- Tak.

Nagle do Sali weszło dwóch wampirów trzymających trzeciego. Aro wstał.

- Czemu nam przeszkadzacie?

- Złamał prawo – odpowiedział jeden.

- Jaki warunek?

- Kilka osób zauważyło go w słońcu.

- Rozumiem. Bello zajmiesz się tym? – w tej chwili wszyscy zwrócili się w stronę wampirzycy. Była zła, że Aro wypowiedział jej imię. Nie patrzyła na żadnego z Cullenów, bo nie chciała widzieć ich wyrazu twarzy. Kiedy przechodziła koło Edwarda zauważyła, że zesztywniał. Podeszła bliżej do skazańca.

- Demetrii?

- Bello to był wypadek. Nie zabijaj mnie. Proszę! – Bella spojrzała na Aro. On jednak tylko pokręcił głową.

- Mam z nim wyjść?

- Nie, może lepiej niech wszyscy się przekonają co oznacza złamanie zasad.

- Rozumiem. Wiesz, że takie są zasady Demetrii. Szkoda, bo byłeś dobrym kumplem.

- NIE!!! PROSZĘ!!!

- Puśćcie go.

Dwóch strażników puścił Demetriego zaczął on uciekać. Bella rozerwała sukienkę po bokach i zaatakowała. Po chwili zostały z niego tylko kawałki.

- Zabrać i spalić – rozkazała.

- Tak jest – powiedzieli strażnicy.

Bella spojrzała na gości. Większość była przerażona.

- Taki los czeka wszystkich jeśli złamią prawo. Proszę mi wybaczyć, ale muszę się przebrać.

Tym razem przebrała się w zieloną sukienkę bez ramion. Gdy wróciła wszyscy zaczęli wstawać i przechodzić do drugiego pomieszczenia z którego dochodził muzyka. Podszedł do niej Carlisle.

- Nie spodziewałem się tego po tobie.

- Nie jestem już Bella którą znaliście.

- Zauważyłem.

- Aż tak bardzo się nie zmieniłam.

- Nawet nie wiesz jak to odbiega od prawdy.

- Nie mam ochoty rozmawiać o tym teraz.

- Więc kiedy?

- Nigdy, a teraz proszę do następnej Sali.

- Kiedyś będziemy musieli porozmawiać.

- Na pewno nie w niedalekiej przyszłości.

Gdy weszli do Sali wiele pas już tańczyło. Bella podeszła do Volturii i stanęła za nimi razem z resztą straży przybocznej. Przyglądała się tańczącej Tanyji i Edwardem. Potem przeszła do innych par. Kajusz, Marek i Aro wstali. To oznaczało, że mają zamiar zatańczyć. Bella miała nadzieję, że nikt do niej nie podejdzie, ale się myliła. Aro wyciągnął rękę. Kiedy szli wszystkie pary przerywały taniec i usuwały się z drogi. Stanęli na środku i zaczęli tańczyć. Pozostali tylko się przyglądały. Było to trochę krępujące. W końcu dano znak, że można dołączyć. Tradycja była taka, że każda wampirzyca musi zatańczyć z każdym z płci przeciwnej. Kiedy nadeszła pora Edwarda Bella się przestraszyła. Nie wiedziała jak on zareaguje. Zdziwiła się gdy podszedł do niej i wyciągną rękę z uśmiechem. Była pewna, że będzie na nią wściekły. W czasie tańca nic nie mówili. Kiedy piosenka się skończyła odszedł bez słowa. Była mu wdzięczna, że nie zmuszał ją do rozmowy. Zaczęło świtać. Muzyka ucichła. Kajusz i Marek gdzieś znikli razem z resztą straży. Został tylko Aro i Bella.

- Kto odjeżdża niech opuści salę, a ci co zostają niech chwilę poczekają – zostali tylko Cullenowie.

- Miło mi, że zostajecie. Bella pokaże wam pokoje, a później wróci do spraw codziennych.

- Tak jest. Proszę za mną – powiedziała. Nie była zadowolona, że musi robić za pokojówkę. Przydzieliła każdemu pokój. W końcu został tylko Edward.

- Ten będzie twój. Jeśli będziesz czegoś potrzebował pociągnij za ten dzwonek, a ktoś się zaraz zjawi.

- Dzięki – Bella była zaskoczona ty, że się do niej odezwał.

- Proszę bardzo.

Gdy przechodziła koło pokoju Carlisla i Esme z ich rozmowy można było wywnioskować, że rozmawiają o niej. Podeszła i zapukała do drzwi. Otworzył Carlisle. W pokoju nie był sam.

- Przepraszam, że przeszkadzam, ale chciałam powiedzieć, że te ściany mają uszy. Więc radziłabym uważać na to co mówicie.

- Myśleliśmy, że się do nas nie odzywasz – powiedziała Esme.

- Nie mam czasu na rozmowy. Proszę wybaczyć, ale obowiązki wzywają.

- Można wiedzieć czym się zajmujesz? – zapytał Carlisle.

- Nie jest to ciekawe zajęcie, ale chcecie wiedzieć to pilnuję porządku i szkole nowych.

- Nowonarodzonych?!

- Nie tych co się do nas dołączają. Z nowonarodzonymi jest za dużo kłopotu. Na pewno Jasper wie o czym mówię. Dzisiaj będzie słonecznie więc jak chcecie wyjść to w każdej szafie wiszą płaszcze z kapturami. Przez ten materiał nie przedziera się światło. Proszę powiedzcie o tym Edwardowi, bo ja już nie zdążę. Życzę miłego dnia. W razie gdybyście czegoś potrzebowali zadzwońcie tym dzwonkiem, a zaraz się ktoś pojawi. Bym zapomniała. Jakbyście zgłodnieli to mówcie, że jesteście wegetarianami.

Bella w pokoju znów zaczęła się przebierać. Tym razem założyła rybaczki bawełnianą bluzkę z długimi rękawami. Na ramiona zarzuciła płaszcz i wyszła z pokoju. Gdy kończyła obchód po mieście jej uwagę przykuła postać siedząca na ławce. Była to dziewczyna w jej wieku. Poprawiła kaptur tak, by zasłaniał szkarłatne tęczówki, podeszła i zapytała:

- Czy coś się stało?

- Kim jesteś?

- Należę do straży miejskiej. Dlaczego siedzisz tu taka smutna?

- Nie wiem co mam robić.

- Mogę jakoś pomóc?

- Byłaś kiedyś zakochana?

- Tak.

- Chłopak, którego kocham widzi we mnie tylko przyjaciółkę.

- Powiedział ci o tym?

- Nie, ale dawałam mu znaki, że nie jest mi obojętny.

- Moim zdaniem powinnaś z nim o tym porozmawiać.

- Wstydzę się.

- Nikt nie powinien się wstydzić swoich uczuć.

- Ja nawet nie wiem jak mu o tym powiedzieć.

- Niech twoje słowa płyną prosto z serca.

- Chyba z nim jednak porozmawiam.

- Na pewno odwzajemni twoje uczucie i będziecie razem szczęśliwi.

- Dziękuję za rozmowę. W ogóle nie znam twojego imienia.

- Jestem Bella. Wybacz, ale muszę zakończyć patrol.

- W takim razie do zobaczenia i jeszcze raz dzięki.

- Nie ma za co.

Wampirzyca była zadowolona z tego co dokonała. Doszła do wniosku, że z Cullenami też powinna porozmawiać. W prawdzie z nieznajomymi łatwiej się rozmawia niż z osobami, które cię dobrze znają. Po zakończeniu treningu udała się do swoje pokoju. Gdy przechodziła obok pokoi swoich dawnych przyjaciół wyczuła, że ich tam nie ma. Pomyślała, że wyjechali. Trochę ją zabolała, że bez pożegnania, ale i tak kamień spadł z jej nieruchomego serca. Niewidomo dlaczego stare rany znów się otworzyły. Nie wiedziała co ma robić. Postanowiła porozmawiać z Aro. Gdy weszła do Sali zobaczyła wszystkich Cullenów. Znów poczuła żal. Wiedziała, że Jasper wyczuł jej zmianę nastroju, a Edward wyczytał to wszystko w jego myślach. Bella przybrała pogodny wyraz twarzy i podeszła do stołu. Usiadła i zaczęła się przysłuchiwać rozmowie. Dopiero kiedy padło jej imię zorientowała się, że cały czas wpatruje się bezmyślnie w ścianę.

- Przepraszam, co mówiłeś Aro?

- Nie słyszała co do ciebie mówię?

- Myślałam o czym innym.

- Przecież zawsze jesteś taka skoncentrowana. Jak to się mogło stać?

- To pytanie retoryczne?

- Nie nadajesz się teraz do rozmowy.

- Masz rację lepiej już sobie pójdę.

Bella otworzyła okno na korytarzu i usidła na parapecie kładąc głowę na kolanach. Znów dała się porwać rozmyślaniom. Myślała cały czas o dziewczynie z parku. Co powiedział jej przyjaciel? Jak zareagował jak mu wyznała miłość? Czy dobrze postąpiła radząc jej powiedzieć mu prawdę? Taką zastała ją Alice zmierzająca do pokoju.

- Bella co ty tu robisz?

- O cześć Alice. Siedzę sobie i rozmyślam. Co masz taką dziwną minę?

- Jestem tylko zdziwiona.

- Czym?

- Tym, że zemną rozmawiasz.

-Tak jakoś wyszło.

- Mogę się przysiąść?

- Jasne.

- Brakuje nam ciebie.

- Naprawdę?

- Nawet nie wiesz jak Edward odchodził od zmysłów po przeczytaniu twojego listu. Chciałabym żebyś wróciła do Forks.

- Przykro mi, ale to niemożliwe.

- Dlaczego?

- Po pierwsze nie mam domu, a po drugie nie mogę zostawić Aro.

- Twój dom nadal stoi, ale nie wiem co w tym wszystkim ma wspólnego Aro.

- Jest dla mnie jak ojciec. Gdy tu przyjechałam przyjął mnie z otwartymi ramionami. Przez te wszystkie lata pomagał mi otrząsnąć się z żalu, a wiesz mi to nie było łatwe. Dzisiaj znowu dawne razy się otworzyły i teraz nie wiem czy uda mi się je zamknąć. Nie wiem po co ja co to wszystko mówię.

- Nie zapominaj, że jesteśmy przyjaciółkami.

-Myślałam, że to się zmieniło po moim wyjeździe.

- Nie dla mnie. Dobrze by było gdybyś się pogodziła z resztą mojej rodziny.

- Skąd wiesz, że ja się z tobą w ogóle pogodziłam?

- Inaczej byś nie pozwoliła mi tu siedzieć i rozmawiać z tobą.

- Z tobą łatwiej mi się rozmawia.

-Z Esme i Rosalie szybko się dogadasz. Z Carlislem już przecież już mawiałaś. Z Jasperem i Emmettem również pójdzie gładko tylko zostaje jeden duży problem…

- Edward.

- Tak.

- Jeśli chcę abyśmy doszli do porozumienia muszę się przełamać.

- Dasz sobie radę.

- Nie jestem pewna.

- Przecież pójdę z tobą.

- Wiem, ale i tak czuje się dziwnie.

- Wszyscy tylko czekają aż do nich coś powiesz. Nie chcą się pierwsi odzywać, bo myślą, że się na nich jeszcze bardziej obrazisz.

- Naprawdę tak myślą?

- No może nie dokładnie, ale o tym powinnaś wiedzieć lepiej ode mnie.

- Nie wiem o co ci dokładnie chodzi.

- Przecież czytasz w myślach tak samo jak Edward.

- Zupełnie o tym zapomniałam.

- Już od dłuższego czasu nie czytam nikomu w myślach.

- Naprawdę?

- Tak, bo po co?

- Jesteś jeszcze dziwniejsza niż byłaś.

- Masz szczęście, że jesteśmy przyjaciółkami.

- Co byś mi zrobiła?

- Kto mnie obraził już nic nigdy nie powie.

- Czasami się ciebie boję.

- Zmieniłam się na gorsze, ale cieszę się, że mogę być znowu sobą.

- Nie było ci dobrze jako wegetarianki?

- Trudno mi się do tego przyznać, ale jakaś część mnie tęskniła za dawnym życiem.

- Lepiej chodźmy już do Sali zanim dowiem się czegoś czego bym nie chciała.

- Może jednak posiedzimy tu jeszcze trochę?

- Nie! Masz zaraz wstać i iść za mną.

- Wstanę, ale będę szła koło ciebie.

- Jak tam chcesz.

Bella posłusznie wstała. Popychana przez Alice weszła do Sali. Wszyscy się na nią spojrzeli. Podeszła niepewnym krokiem do stołu.

- Chciałam z wami porozmawiać, a mianowicie przeprosić za to wszystko. Mam nadzieję, że wybaczycie mi moje zachowanie.

- Nie mamy ci czego wybaczać. Chyba, że ktoś się ze mną nie zgadza? – zapytał Carlisle.

- Nie – powiedział Jasper, Emmett, Rosalie i Esme.

- A ty Edwardzie? – zapytała Bella.

- Możemy porozmawiać na osobności?

- Jasne.

Bella pierwsza wyszła z Sali tuż za nią kroczył Edward. Szła tak długo aż była pewna, że nikt ich nie podsłucha.

- O czym chciałeś ze mną rozmawiać?

- To ja powinienem cię przepraszać, a nie odwrotnie.

- Jakbyś nie zauważył to ja się wyniosłam z Forks bez pożegnania.

- To wszystko dlatego, że byłem zazdrosny o Erica.

Dopiero po chwili Bella zrozumiała sens wypowiedzianych przez niego słów.

- Co? – wyksztusiła.

- Chciałem cię zaprosić, ale uprzedził mnie ten koleś.

- Chciałeś mnie zaprosić, bo myślałeś, że nikt inny tego nie zrobi?

- Nie, bo mi się podobasz.

Belli opadła szczęka ze zdumienia. Wpatrywała się w Edwarda z otwartymi ustami. Po chwili je zamknęła, ale i tak nie mogła wydobyć siebie głosu. Minęła jakaś minuta zanim przypomniała sobie jak się mówi.

- Naprawdę? Użyłeś czasu teraźniejszego, a nie przeszłego.

- Moje uczucia do ciebie się nie zmieniły. Mam nadzieję, że je odwzajemnisz. Jak nie to chociaż łudzę się na przyjaźń.

Zamiast odpowiedzi wampirzyca rzuciła mu się na szyję. Kiedy ją postawił z powrotem na podłodze powiedział:

- Kocham Cię.

- Ja ciebie również ukochany.

Nie zdążyła już nic powiedzieć, bo usta były jej potrzebne do czegoś innego. Po jakimś czasie postanowili powiedzieć wszystkim. Edward wziął Bellę za rękę i weszli do Sali. Gdy tylko Alice ich zobaczyła od razu krzyknęła.

- GRATULACJE!

- Brawo stary – powiedział Emmett klepiąc po plecach Edwarda.

- Myślałem, że jej już nie powiesz – dodał Jasper.

- W takim razie tylko ja nie miałam o tym wszystkim pojęcia?

- Tak – powiedzieli chórem.

- Edward już ci mówił, że się wyprowadziliśmy z Forks? – zapytał Carlisle.

- Nie.

- Przenieśliśmy się na Alaskę i tak na wszelki wypadek mamy też pokój dla ciebie.

- NAPRAWDĘ?

- Tak cię to cieszy?

- Oczywiście, że tak. Tylko czy Aro pozwoli mi pojechać.

- Nie, a Cullenowie mają się zaraz stąd wynieść – powiedział Aro

- Chyba nie mówisz poważnie – zapytała Bella.

- Bardzo poważnie. Wybacz Carlisle, ale będzie lepiej jeśli już stąd odjedziecie.

- Ale…

- Cicho bądź Bella! Zostajesz tutaj.

- Zostaje z nią – powiedział Edward.

- NIE! Macie w tej chwili się wynieść.

- Dobrze. Wybacz Bello, ale nie mamy wyboru.

- Zostańcie.

- Wiesz, że nie możemy.

- Proszę.

- Nie mamy wyboru.

- Więc to nasze pożegnanie?

W Belli znowu coś pękło. Kolana się pod nią ugięły i upadła na podłogę. Edward pomógł jej wstać i mocno ją przytulił. Stali tak kilka minut potem odsunął ją od siebie. Na jego twarzy malował się ból. Każdy podszedł do wampirzycy i na pożegnanie przytulił.

- Odzyskałam rodzinę, by znów ją stracić – zaszlochała Bella.

- Żegnaj ukochana – powiedział Edward. Pocałował ją jeszcze raz po czym odwrócił się i z resztą rodziny wybiegł z Sali. Bella stała przez chwilę wpatrując się w zamknięte drzwi. Aro kazał jej iść na patrol. Usiadła na tej samej ławce co przedtem tamta dziewczyna. Po jakimś czasie ktoś do niej podszedł.

- Bella?

- Co powiedział twój przyjaciel?

- Miałaś rację.

- Cieszę się.

- Co ci się stało?

- Nie mogę być z ukochanym.

- On cię nie kocha?

- Nie sam mi o tym powiedział, ale kiedy dowiedział się o tym mój opiekun kazał mu wyjechać.

- Nie pozwolił tobie jechać z nim?

- Nie.

- Okropne.

- Nie mogę nic na to poradzić.

- Przecież jesteś pełnoletnia.

- Zasady zabraniają mi złamać jego zakaz.

- Bardzo ci współczuję.

- Przynajmniej ty jesteś szczęśliwa. Lepiej skończę obchód.

Nastrój Belli z każdym kolejnym dniem się pogarszał. Była wściekła na Aro, ale nie mogła na to nic poradzić. Gdy nie trenowała uczniów i nie patrolowała okolicy zamykała się w swoim pokoju. Jej żal rósł z każdym dniem. Przestała nawet polować. Była załamana. Nawet Kajusz i Marek zaczęli współczuć Belli. Próbowali przekonać Aro do zmiany decyzji. Jednak bez skutku. Nadal upierał się przy swoim. Pewnego dnia nawet nie przyszła na trening ani na obchód. Gdy Volturi weszli do jej pokoju zastali ją zwiniętą w kłębek pod jedną ze ścian. Jej oczy były pełne bólu i żalu. Spojrzała na nich po czym odwróciła się do ściany. Tym razem Aro zmiękł. Kazał zostawić ich samych po czym podszedł do wampirzycy.

- Dlaczego tak uparcie chcesz do nich wrócić? Zapomniałaś już dlaczego od nich uciekłaś?

- Wszystko mi wyjaśnili.

- Dlaczego chcesz do nich wrócić.

- Są moją rodziną.

- Myślałem, że należysz do naszej rodziny.

- W rodzinie nie zabrania się żyć z ukochanym.

- Ja cię próbuję tylko chronić.

- Przed kim?

- Przed Edwardem.

- Niepotrzebnie.

- Masz nie zapominać, że mi służyć. Nie zaniedbuj obowiązków.

- Te obowiązki możesz sobie wsadzić gdzieś.

- Możesz tego pożałować.

- Wszystko jest lepsze od męczenia się z tobą tutaj.

- Nie mam zamiaru rozmawiać więcej z tobą na ten temat.

- I tak się do ciebie nigdy nie odezwę.

- Jeszcze tego wszystkiego pożałujesz.

- Nie ruszają mnie twoje groźby.

Aro wyszedł z pokoju Belli. Postanowił się naradzić z Kajuszem i Markiem.

- Co mam z nią zrobić?

- Powinieneś dać jej wyjechać – powiedział Marek.

- Nie mogę jej zostawić bez opieki.

- Zachowujesz się jak nadwrażliwy ojciec.

- Ktoś musi.

- Jak ci to tak bardzo przeszkadza przeprowadź się razem z nią.

- Nie mogę, bo co zrobię z moją żoną? Przecież jej nie zabiorę.

- To daj Belli wolną rękę.

- Muszę się nad tym zastanowić. No dobrze. Niech wyjedzie.

- Lepiej pójdź jej o tym powiedzieć.

Aro znów pojawił się w jej pokoju.

- Czego znów ode mnie chcesz?

- Nie mogę znieść, że tak się smucisz. Doszedłem do wniosku, że powinnaś pojechać na Alaskę.

- Naprawdę? Pozwolisz mi?

- Jeśli to cię uszczęśliwi.

-Jesteś kochany – powiedziała Bella rzucając mu się na szyję.

- Zacznij się pakować. Stawiam jednak jeden warunek.

- Zaprosisz mnie na ślub i będziesz mnie odwiedzała.

- Dopiero zostaliśmy parą, a ty już myślisz o ślubie. Jesteś niemożliwy.

- Pożegnaj się jeszcze przed odjazdem z Kajuszem i Markiem.

- Nie zapomnę.

Bella spakowała wszystkie swoje rzeczy w dziesięć minut. Potem pożegnała się i pojechała na lotnisko. Gdy była już na miejscu ciekawiło ją jak wygląda dom nowy Cullenów. Postanowiła zrobić im niespodziankę. Zadzwoniła do drzwi. Otworzyła smutna Alice. Kiedy spostrzegła, że to Bella strasznie się ucieszyła i wciągnęła ją do środka. Chwilę potem była już w objęciach Edwarda. Kiedy przywitała się z resztą znów ją przytulił. W końcu ją puścił. Bella rozejrzała się po domu. Był podobny do tego w Forks. Wszyscy bardzo długo się cieszyli, że Bella wróciła. Zapisała się do szkoły do której chodzili już Jasper, Alice, Emmett, Rosalie i Edward. Przebudowali też trochę jej pokój. Połączyli do z pokojem Edwarda, a z połowy Alice urządziła jej garderobę. Po roku wzięli ślub. Cała rodzina Cullenów odwiedza Volturi co pół roku. ŻYLI DŁUGO I SZCZĘŚLIWIE. Mała poprawka: ŻYJĄ DŁUGO I SZCZĘŚLIWIE!


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Carr Robyn Powrot do przeszlosci
Rimmer Christine Ksieżniczki z Ameryki 01 Powrót do przeszłości
Rimmer Christine Księżniczki z Ameryki 01 Powrót do przeszłości
Księżniczki z Ameryki 01 Rimmer Christine Powrót do przeszłości
119 Rimmer Christine Księżniczki z Ameryki 01 Powrót do przeszłości
Carr Robyn Powrot do przeszlosci
Carr Robyn Powrót do przeszłości
Petrescu, Dragoş Rok 1989 jako powrót do Europy O rewolucji, reformie i pojednaniu z traumatyczną p
Przeanalizuj powroty do lat dziecinnych treść
Jesensky M , Leśniakiewicz R Powrót do księżycowej jaskini
Skutki powrotu do, Gazeta Podatkowa
Przeanalizuj powroty do lat dziecinnych Plan wypowiedzi

więcej podobnych podstron