Buddyjska PIELGRZYMKA
„Chociaż natura prawdy przenika wszystko tak jak przestrzeń, to miejsca i obiekty potrafią utrzymywać pola mocy, mogące dokonać przemian w świadomości istot. Ponieważ jedynym celem Buddy było usunięcie iluzji istot, miejsca, które pobłogosławił swoją oświeconą mądrością, są pełne niezwykłej mocy”.
Lama Ole Nydahl
Autor: Detlev Göbel
Tlumaczenie, opracowanie: Ewa Zachara
Kiedy na początku naszej podróży do Bhutanu, wiosną 2008 roku, zapytaliśmy XVII Karmapę Taje Dordże, co jest najważniejsze w czasie pielgrzymki, z naciskiem podkreślił: „Oddanie”. O to przede wszystkim w niej chodzi. Podróżując do różnych szczególnych miejsc przypominamy sobie o wielkich mistrzach, którzy w nich medytowali i myślimy o tym, co urzeczywistnili. Jednocześnie uświadamiamy sobie, że posiadamy ten sam potencjał i że to właśnie oddanie jest kluczem pozwalającym szybko go w sobie przebudzić. Odwiedzenie świętego miejsca może to oddanie stworzyć lub ustabilizować. Profesor Sempa Dordże, w owym czasie główny nauczyciel XVII Karmapy, dodał wówczas, że bardzo ważna jest informacja – wiedza o tym, co się w danym miejscu wydarzyło, kto tam medytował itd. Poniższy artykuł ma pomóc w lepszym zrozumieniu sensu „pielgrzymek buddyjskich”.
Wyznawcy wszystkich religii czują moc szczególnych miejsc. Po prostu istnieją w świecie miejsca, które są inne. Inspirują one i ułatwiają uwolnienie się od życia codziennego i zwrócenie się ku temu, co rzeczywiście ważne. W takich miejscach ma się uczucie, że otrzymuje się pomoc ułatwiającą podążanie duchową ścieżką. Tak więc we wszystkich religiach rozwinęła się duchowa praktyka pielgrzymowania.
Także Budda Siakjamuni, na krótko przed śmiercią, zalecił w sutrze Parinirwany swoim uczniom pielgrzymki. Jako ich cel wskazał cztery miejsca związane z wydarzeniami z własnego życia: Lumbini w dzisiejszym Nepalu oraz Bodhgaja, Sarnath i Kusinagara w Indiach. Są to miejsca narodzin Buddy, jego oświecenia, udzielenia pierwszych nauk i śmierci. W tej samej sutrze Budda przepowiedział, że każdy, kto umrze w drodze do tych miejsc, uda się do czystej krainy. Wymienił również cztery inne miejsca, w których dokonał szczególnych cudów. Później, w buddyzmie tybetańskim, pielgrzymki były bardzo lubianą i rozpowszechnioną praktyką. Każdy Tybetańczyk marzył o tym, żeby przynajmniej raz w życiu odwiedzić święte miasto Lhasę lub górę Kailasz. Po dziś dzień nawet w odległej prowincji Kham można zobaczyć ludzi w różnym wieku, którzy wyruszają, żeby przemierzyć drogę do Lhasy robiąc przez cały czas pokłony. Tu rzeczywiście żywe jest nieco wyświechtane powiedzenie „droga jest celem”, ponieważ sposób podróży do świętego miejsca jest chyba ważniejszy od tego, czy się tam dociera. Trudy i niewygody wielomiesięcznej podróży dają praktykującym ogromne ilości dobrych wrażeń i oczyszczają mnóstwo negatywnej karmy.
Siła świętego miejsca – czy jest to świątynia, stupa, jaskinia, góra, jezioro, szczególny dom czy też na pierwszy rzut oka zupełnie zwyczajny element krajobrazu – działa jako katalizator rozwoju. Wszystko, co w takim miejscu robi się przy pomocy ciała, mowy i umysłu, zostaje wzmocnione miliony razy poprzez jego moc. Tak jak lupa skupia promienie słoneczne, wiąże ono i skupia wrażenia, jakie nasze działania pozostawiają w umyśle. Z jednej strony cieszymy się jego mocą i błogosławieństwem, a z drugiej wykorzystujemy je do aktywnej pracy z umysłem. Już sama obecność w takim miejscu, a tym bardziej to, co tam robimy, mają szczególne znaczenie i pozostawiają głębsze wrażenia w umyśle. Guru Rinpocze powiedział kiedyś, że jeden dzień w takim miejscu przybliża do oświecenia bardziej niż rok medytacji w zwyczajnym otoczeniu.
Czym są te miejsca, które mają na nas tak niezwykły wpływ?
Wyobrażenie sobie różnicy między „normalnymi” i „świętymi” miejscami dotyczy właściwie wyłącznie sfery naszych relatywnych doświadczeń. Dla kogoś, kto postrzega absolutną rzeczywistość, oddzielenie to nie istnieje. Przeżywa on cały świat jako czystą krainę, gdzie wszystko jest w porządku, a więc jest święte (w języku niemieckim „heilig” –„święty” pochodzi od „heil” – „cały, zdrowy”. Również polskie słowo „święty” pierwotnie oznaczało „zdrowy”, „pełen mocy”). Ale my – ciągle jeszcze uwikłani w lubienie i nie lubienie, pojęcia dobra i zła, piękna i brzydoty – wyraźnie doświadczamy różnic w świecie. Zawartą we wszystkim czystość i doskonałość dostrzeżemy raczej patrząc na piękną stupę niż na slumsy wielkomiejskiego ghetta.
Tybetańskim słowem określającym miejsce mocy jest ne, a pielgrzymowanie to ne-khor, przy czym khor oznacza krąg. Słowo ne-khor wskazuje na tradycyjną praktykę okrążania świętego miejsca, tak jak to się dzieje w przypadku stup. To okrążanie nazywane jest też przez Tybetańczyków „khora”.
Niektórzy lamowie mówią o różnych rodzajach takich świętych miejsc, o „samoistnie powstałych miejscach mocy” i „miejscach mocy błogosławieństwa” (po tybetańsku rangdziung ne i dszinlab ne).
Samoistnie powstałe miejsca mocy to miejsca z natury posiadające szczególną geomantyczną siłę, którą często potrafi wyczuć wielu ludzi, nie tylko buddyści. Siła ta nie zależy od tego, co się w nich wydarzyło. Na przykład góra Kailasz w zachodnim Tybecie uważana jest za świętą zarówno przez hinduistów, jak i buddystów. Tantry dostarczają mitologicznie brzmiących objaśnień na ten temat. Na przykład w tantrze Buddy Najwyższej Radości (skt.: Czakrasamwara, tyb.: Khorlo Demczog) znaleźć można następującą historię: dawno temu wszechświat znajdował się pod panowaniem pewnej bardzo negatywnej istoty. W szczególnych miejscach na świecie żyła jej świta, składająca się z bogów, gandarwów, duchów, demonów, nagów, półbogów itp. Aby zakończyć to negatywne panowanie, Budda Dzierżący Diament (skt.: Wadżradara, tyb.: Dordże Czang) przybrał formę Buddy Najwyższej Radości i podporządkował sobie wszystkie te istoty. Wszelkie ich siedziby zostały pobłogosławione i stały się miejscami mocy daków i dakiń z mandali Najwyższej Radości. Tantry mówią w związku z tym o zewnętrznych, wewnętrznych i tajemnych odpowiednikach (lub też o „czymś innym”, jak to ma miejsce w tantrze Kalaczakry). Pewne miejsca na świecie: góry, rzeki, jeziora, planety itd., odpowiadają określonym kanałom energii, energiom i punktom, w których energia jest skoncentrowana (tyb.: Tsa, Lung i Tigle) w naszym energetycznym systemie, a one z kolei odpowiadają określonym buddom. Tak więc na przykład w Indiach są dwadzieścia cztery miejsca mocy daków i dakiń, korespondujące z dwudziestoma czterema kanałami energii w ciele. Ponieważ umysł jest wspólnym korzeniem wszystkiego, czego można doświadczyć – bez względu na to, czy są to zjawiska zewnętrzne, wewnętrzne na subtelnych poziomach, czy też oświecone pola mocy – zrozumiałe jest, że wszystko jest ze sobą powiązane.
Ktoś, kto nie jest urzeczywistniony widzi w takich miejscach tylko zwyczajne góry. Ale ktoś oświecony postrzega je jako siedzibę oświeconych energii. Na przykład XVI Karmapa pokazał kiedyś Lamie Ole i Hannah cały łańcuch Himalajów widoczny z Rumteku i powiedział, która góra jest siedzibą którego buddy – najwyraźniej sam widział je właśnie w ten sposób. Istnieją nawet całe okolice związane z określonymi buddami. Można by powiedzieć, że aspekt buddy „znajduje się w krajobrazie” – wszystkie cechy krajobrazu odpowiadają określonym częściom jego ciała. Najsłynniejszym przykładem jest Pemako w granicznym obszarze między południowym Kham, a indyjską prowincją Arunaczal Pradesz, gdzie manifestuje się Czerwona Mądrość. Wszystkie tamtejsze góry, rzeki, jeziora itd., związane są z formą Czerwonej Mądrości.
Miejsca mocy błogosławieństwa stały się natomiast szczególne, ponieważ coś się w nich wydarzyło. Często wielcy mistrzowie medytowali tam lub pokazywali cuda. W Indiach istnieją punkty związane z wydarzeniami z życia Buddy – narodzinami, oświeceniem, śmiercią itd. W Himalajach święte miejsca pobłogosławione zostały przez mistrzów takich jak Milarepa, Guru Rinpocze, Karmapowie i innych. W późniejszych stuleciach kolejni wielcy mistrzowie udawali się tam i praktykowali, tak że otrzymywały one coraz więcej błogosławieństwa. Takimi miejscami są także tzw. beyul – 180 szczególnych okolic pobłogosławionych przez Guru Rinpocze, który przepowiedział, że w późniejszych mrocznych czasach będą służyły praktykującym jako miejsce schronienia. Podczas naszych pielgrzymek do Bhutanu wielu przyjaciół zauważyło moc takich miejsc – kiedy zbliżaliśmy się do beyul Bumthang, przejawiała się ona szczególnie silnie nocą, w formie snów i przeżyć. Mimo że beyul nie są prawdziwymi czystymi krainami, łatwiej tu doświadczyć naturalnej czystości wszystkich zjawisk. Wszystko, co tu się przydarza, ma szczególne znaczenie i wszystko, co się czyni, ma większą moc.
Pemako, w obszarze gdzie Tsangpo wpływa z Tybetu do Indii, żeby potem stać się Bramaputrą, uchodzi za najświetniejszą „tajemną krainę”. Innymi słynnymi beyul są Yolmo, Rolwaling i Khenpalung w Nepalu. Także Demajong w obecnym Sikkimie uchodzi za beyul.
Najważniejsze, co można robić w takich miejscach, to wyrażać silne życzenia. Jest to swego rodzaju praktyka, nazywana po tybetańsku monlam (dosłownie – „ścieżka życzeń”). Jest to też jedno z dziesięciu wyzwalających działań, które do perfekcji rozwijają bodhisattwowie na ósmym stopniu.
Za każdym razem wyrażając życzenie zasiewa się w umyśle ziarno, porusza wewnętrzną energię. Gdy zejdą się odpowiednie warunki, życzenie się spełni. Kiedy to się wydarzy i w jakim stopniu – to zależy od wielu czynników, między innymi od warunków w jakich życzenie zostało wyrażone. Obecność wielkich mistrzów lub bliskość świętych miejsc nadają im więcej siły – spełnią się wtedy szybciej i z większą mocą.
Dopóki jednak mamy iluzję ego, życzenia mogą być także niebezpieczne. Dopóty, dopóki bardziej interesuje nas własne powodzenie niż pomyślność wszystkich istot, powinniśmy ostrożnie obchodzić się z życzeniami i dbać o to, żeby nie były za bardzo osobiste. Osobiste życzenia mogą spełnić się w taki sposób, że wcale nie będziemy zadowoleni z ich spełnienia tak bardzo, jak oczekiwaliśmy. Wszyscy nauczyciele zalecają przede wszystkim życzenie wszystkim istotom, żeby szybko osiągnęły oświecenie, a sobie, żebyśmy mogli prowadzić je w tym kierunku. Wszystkie tego typu życzenia mają rzeczywisty sens i przynoszą dobre wyniki. Własne szczęście jest już i tak w nich zawarte.
Odwiedzając święte miejsca w Azji czyni się dodatkowo życzenia, żeby przenieść ich szczególne błogosławieństwo na Zachód, tak by wpłynęło na tutejszą aktywność związaną z dharmą. Kiedy odwiedziliśmy XVII Karmapę w Kalimpongu po jednej z podróży do Bhutanu, powiedział nam bardzo bezpośrednio: „Przenieście teraz błogosławieństwo Bhutanu na Zachód”. Można przewidzieć, że my, zachodni buddyści, będziemy mogli w przyszłości dać coś krajom tradycyjnie buddyjskim. Nasz nowoczesny, świeży i niezależny sposób, w jaki odbieramy i stosujemy buddyzm, z pewnością wkrótce przemówi do młodych ludzi w Azji. Ale każdy, kto kiedykolwiek stał przed olbrzymimi posągami bhutańskich świątyń lub siedział w jaskiniach Milarepy w Himalajach wie, że jest tam coś, co u nas się dopiero rozwinie. Nie każdy może i chce wybrać się w taką podróż. Ale im więcej zachodnich praktykujących to zrobi i przez to uzyska zrozumienie dla korzeni naszej praktyki, tym bardziej będzie to pożyteczne dla wszystkich w naszych ośrodkach. Nada to naszej aktywności więcej głębi, jakości i mocy.
Istnieje możliwość wzmocnienia błogosławieństwa świętych miejsc Azji poprzez małą medytację: można sobie wyobrazić, że błogosławieństwo wpływa do naszego serca i zostaje tam. Lama, jidam lub strażnik, przed którego tanką lub posążkiem stoimy, wpływa do nas w postaci bardzo wielu maleńkich form. Kiedy stoimy przed ołtarzami, te małe formy przepływają z tanek i posążków do naszej piersi i ośrodka serca lub też, kiedy dotykamy tymi przedmiotami szczytu naszej głowy, opadają z głowy do ośrodka serca.
Obszerne objaśnienia na ten temat dał III Karmapa Rangdziung Dordże w swoim streszczeniu istotnych tantrycznych objaśnień na temat prawdziwej natury ciała i umysłu „Sabmo Nang gi Don” („Głębokie wewnętrzne znaczenie”).
Ile pożytku przeniesie odwiedzenie takiego miejsca i ile otrzymamy w nim błogosławieństwa jest kwestią „pierścienia i haka”. Z jednej strony samo miejsce ma szczególną moc – niezależnie od tego czy się ją czuje, czy też nie, czy się w to wierzy, czy też nie. Z drugiej strony może być tak, że niewiele mocy dotrze do kogoś, kto całą sprawę uważa za nonsens. Ostatecznie otwartość i zaufanie mają decydujące znaczenie. Istnieją ludzie, którzy wyłącznie ze względu na swoje silne oddanie uzyskali mocne błogosławieństwo od zwyczajnych rzeczy, w zwyczajnych miejscach. Inni znowu znaleźli się bardzo blisko oświeconych nauczycieli i odwiedzili najświętsze miejsca, ale nie otrzymali w ogóle błogosławieństwa, ponieważ brakowało im otwartości. Nie tylko my, buddyści, widzimy to w ten sposób – pewien chrześcijański pielgrzym zapytał kiedyś: „Na co się zda podążanie ku największym świętościom Pańskim, jeżeli serce nie bierze udziału w pielgrzymce?”.
Ta otwartość może się jednak rozwinąć pod wpływem informacji. Zaufanie do nauczyciela można wzmocnić, zdając sobie sprawę z tego, co to są szczególne właściwości oświeconego i odnajdując je u nauczyciela. W podobny sposób otwartość na święte miejsca wzrasta, kiedy dowiadujemy się, kto w nich medytował, jakie szczególne doświadczenia wystąpiły u tych, którzy je odwiedzili itd. Wewnętrznie nastawiamy się na niezwykłość miejsca, myślimy o wielkich nauczycielach, którzy w nim byli i o tym, co się wydarzyło. Cieszymy się uczuciem wdzięczności wobec linii i naszych nauczycieli, którzy wszystko to umożliwiają, i wykonujemy swoją praktykę i życzenia.
Posiadanie takich informacji na temat danego miejsca nie jest konieczne, ale może pomóc się otworzyć. Kiedy w 1987 roku pierwszy raz miałem szczęście pojechać z Lamą Ole i Hannah oraz małą grupką przyjaciół do Bhutanu na zaproszenie Lobpyna Tseczu Rinpocze, nie znaliśmy nawet nazw poszczególnych miejsc, nie wspominając już o takich szczegółach, jak co się gdzie wydarzyło. Planowaliśmy wtedy podróż po Tybecie i dopiero po przybyciu do Kathmandu dowiedzeliśmy się, że z powodu osunięcia się ziemi
Tybet jest niedostępny. Tseczu Rinpocze zorganizował wtedy spontanicznie naszą wizytę w Bhutanie,
ale nikt nie był w ogóle przygotowany na Bhutan
i nikt nie miał nawet przewodnika. W poszczególnych miejscach nie dostaliśmy praktycznie żadnych objaśnień – a jednak błogosławieństwo było po prostu nie do opisania i nigdy nas już nie opuściło. Z drugiej strony wraz z moją dziewczyną, Claudią, mieliśmy okazję medytować kiedyś we dwójkę w małej jaskini Milarepy w Yolmo w górach Nepalu. Jaskinia była ciasna, bardzo prymitywnie urządzona, z zupełnie niewyszukanym, rozwalającym się ołtarzem – jednym słowem,
niepozorna i tuż przed świętami Bożego Narodzenia nad wyraz nieprzytulna. Być może nie miałbym
spontanicznej otwartości dla tego miejsca, gdybym
nie widział, że on tu medytował, zainspirowany przez dakinię Ama Yangri jedna z czterech sióstr strażniczki Taszi Tseringma. Tu w Yolmo nazywają ją Mama Yangri, zazwyczaj nosi imię Tekar Drosangma).
Kiedy rozmowa schodzi na święte miejsca,
do głowy przychodzą nam przede wszystkim słynne cele pielgrzymek w Indiach, Tybecie, Bhutanie,
Nepalu itd. Ale w miarę jak coraz więcej ludzi
w określonych miejscach na Zachodzie będzie osiągać urzeczywistnienie lub dokonywać wspaniałych rzeczy, święte miejsca będą sie tworzyły również u nas. Najświętszymi miejscami, jakie mamy w tej chwili, są: ołtarz w ośrodku Diamentowej Drogi
w Kopenhadze i być może stupa Kalaczakry w Karma Guen w Hiszpanii. Lama Ole mówi, że ołtarz ten
otrzymał silne błogosławieństwo XVI Karmapy
i że znajdują się tam tak szczególne relikwie, że
na Zachodzie nie ma niczego porównywalnego. To jest to „To Miejsce”, jeżeli chodzi o wyrażanie życzeń. Natomiast po ukończeniu budowy stupy Kalaczakry w Karma Gen w Hiszpanii, Tseczu Rinpocze powiedział podobno, że nie ma już powodu jeździć do Azji, ponieważ ta stupa jest równie święta jak wszystkie tamtejsze miejsca pielgrzymek.
Niewątpliwie jest też pielgrzymką podróżowanie z Lamą. Lama jest ostatecznie alfą i omegą w buddyzmie, jest punktem, w którym możemy zobaczyć nasze własne oświecenie. A więc można powiedzieć, że kiedy towarzyszymy Lamie, podróżujemy nie tyle do świętego miejsca, ale wraz ze świętym miejscem. Czasami ludzie pytają, czy powinni przeznaczyć urlop raczej na podróż z nauczycielem, czy na pielgrzymkę. Przy właściwym poglądzie nie ma tu żadnej różnicy. Można być wewnętrznie blisko Lamy w świętych miejscach Himalajów, podczas kiedy znajduje się on na drugiej półkuli. I odwrotnie – można czuć błogosławieństwo wszystkich tych miejsc w fizycznej obecności nauczyciela.
Ostatecznie to nasz pogląd decyduje o tym,
czy podróż jest zwiedzaniem czy rzeczywistą pielgrzymką, ponieważ pielgrzymka to coś więcej niż
odfajkowywanie kolejnych świętych miejsc na planie podróży. Należy do tego pewna gotowość do przygody, opuszczenia tego, co znajome i przytulne. Nie
musi być tak źle, jak to opisuje znany tybetański cytat: „Najlepiej jest na pielgrzymce umrzeć. A jeżeli nie,
to chociaż zachorować. A przynajmniej zostać okradzionym”. (Lama Ole powiedział mi kiedyś z przymrużeniem oka, że tej nauki udziela się tym, którym się
to przydarza). Ale należy liczyć się z oczyszczeniami i wewnętrznie się na nie nastawić. Rzeczywiście
w takich podróżach doświadcza się, że cielesne trudności i oczyszczenia czynią nas przystępniejszymi
dla tego, co istotne i czego w tych miejscach szukamy. Częstokroć sam fizyczny wysiłek związany z dotarciem do jakiegoś szczególnego miejsca wyciska praktykującym z oczu łzy oddania.
W ekstremalnych warunkach łatwiej jest skończyć z gierkami ego, po prostu o nich zapomnieć i „zobaczyć” rzeczy wokół siebie takimi, jakie są. Inaczej obchodzimy się wtedy z błogosławieństwem buddów. Pewien pielgrzym powiedział kiedyś na temat miejsca Dordże Pamo w Pemako: „Kto chce ją rozpoznać, musi się jej całkowicie oddać. Jeżeli chcesz ją zdobyć lub posiadać, będzie ci zawsze umykać. Pemako nie jest miejscem, które możesz uwieść. To miejsce uwodzi ciebie”.
Tradycja utrzymuje nawet, że niektóre święte miejsca mają strażników, trzymających z daleka tych, których rzeczywiście nie chcą wpuścić. Strażnicy mogą wywołać wszelkiego rodzaju przeszkody – zewnętrzne problemy, choroby, wątpliwości, zaburzenia emocjonalne, kłopoty w grupie podróżujących. Tylko ten, kto przebrnie przez wszystko z dobrą motywacją, zostanie dopuszczony do samego miejsca. Być może nawet każdy może tam dotrzeć, ale prawdziwego błogosławieństwa doświadczy tylko ten, kto przez wszystko przeszedł. Jeżeli ktoś podczas pielgrzymki ciągle tylko narzeka na jedzenie, zakurzone pokoje hotelowe i kiepskie drogi, trudno mu będzie dostrzec coś więcej niż tylko zewnętrzny wygląd świętych miejsc. Tylko zewnętrzna pielgrzymka kończy się po odwiedzeniu świętych miejsc. Jest jednak jeszcze wewnętrzna pielgrzymka. Polega ona na tym, że uczymy się czegoś i rozwijamy więcej współczucia i mądrości. Wiemy z kursów poła, jak burzliwe mogą być wewnętrzne przeżycia. I wiemy też, jak bardzo się po nich zmieniamy. Świat nie jest taki sam jak przedtem, nasze życie się zmieniło. Tajemna pielgrzymka oznacza, że nasz zwykły sposób widzenia zamienia się w czysty pogląd. To byłby najlepszy efekt podróży – widzieć świat oczyma buddy. Właśnie to ćwiczymy po każdej medytacji: „Świat jest czysty i doskonały. Każdy atom wibruje radością i jest utrzymywany w całości przez miłość. Wszystko jest nowe i świeże, pełne nieograniczonych możliwości. Wszystkie istoty są męskimi i żeńskimi buddami, niezależnie od tego czy o tym wiedzą, czy też nie. Dźwięki są mantrami, a myśli mądrością, po prostu dlatego, że mogą się wydarzać”.