Harlequin Orchidea6 Macomber辀bie Wszystko albo nic

Debbie Macomber

Harlequin Orchidea 26

Wszystko albo nic

PROLOG

Cisz臋 szarego popo艂udnia przerywa艂 tylko zawodz膮cy wiatr. Lynn Danfort sta艂a przy trumnie swego m臋偶a wyprostowana i opanowana, nie pozwalaj膮c zapanowa膰 nad sob膮 uczuciu, kt贸re przepe艂nia艂o jej serce. Dwoje dzieci tuli艂o si臋 do niej z obu stron, jakby mog艂a ochroni膰 je przed rzeczywisto艣ci膮 tego dnia.

Szeryf policji Seattle, Daniel Carmichael, i Ryder Matthews starannie z艂o偶yli flag臋 ameryka艅sk膮, kt贸ra dot膮d s艂u偶y艂a jako ca艂un okrywaj膮cy trumn臋, i w ciszy wr臋czyli j膮 Lynn. Usi艂owa艂a podzi臋kowa膰, ale nie by艂a w stanie m贸wi膰. Nawet skinienie g艂ow膮 by艂o ponad jej si艂y.

Pastor Teed wyg艂osi艂 kilka podnios艂ych s艂贸w, po czym trumna z cia艂em Gary'ego Danforta zosta艂a powoli spuszczona na miejsce wiecznego spoczynku.

Kiedy pierwsza gar艣膰 ziemi uderzy艂a o trumn臋, Lynn wstrz膮sn臋艂a si臋. G艂uchy d藕wi臋k wwierca艂 jej siew uszy, pot臋guj膮c si臋 tysi膮ckrotnie. Nie mog膮c go znie艣膰, zakry艂a uszy r臋kami i krzykn臋艂a, by przestali. To by艂 jej m膮偶... ojciec jej dzieci... jej najlepszy przyjaciel... Gary Danfort zas艂u偶y艂 na co艣 wi臋cej ni偶 zimna ko艂dra z waszyngto艅skiego b艂ota.

Zastrzelony na s艂u偶bie. Zabity na miejscu przest臋pstwa. Lynn nie mog艂a uwierzy膰, 偶e m臋偶a ju偶 nie ma.

G臋ste b艂oto ponownie pad艂o na trumn臋. A wi臋c to prawda...

Ucisk w jej piersi stopniowo przesuwa艂 si臋 w g贸r臋 wzd艂u偶 gard艂a i wymkn膮艂 si臋 ukradkowym szlochem w chwili, gdy szpadel pow臋drowa艂 do ludzi, kt贸rzy odbywali s艂u偶b臋 razem z Garym. Z ka偶dym t臋pym odg艂osem b艂ota uderzaj膮cego o trumn臋 dr偶a艂a coraz bardziej.

Nie by艂o nadziei.

Marzenia rozpierzch艂y si臋.

艢mier膰 zwyci臋偶y艂a.

Po raz pierwszy tego dnia 艂zy zakr臋ci艂y si臋 jej w oczach. Mia艂a by膰 silna - tego oczekiwa艂by od niej Gary - ale pozwoli艂a im p艂yn膮膰. Wypala艂y spl膮tane 艣cie偶ki na jej policzkach koloru popio艂u.

- Czas ju偶 i艣膰 - wdar艂 si臋 w jej b贸l jaki艣 g艂os.

- Jeszcze nie.

- T臋dy, pani Danfort.

- Prosz臋, jeszcze nie - potrz膮sn臋艂a g艂ow膮.

Jej si艂a gdzie艣 si臋 zapodzia艂a i po raz pierwszy, od kiedy dowiedzia艂a si臋 o 艣mierci m臋偶a, poczu艂a, 偶e potrzebuje kogo艣 - kogo艣, kto kocha艂 Gary'ego. Rozejrza艂a si臋 za Ryderem. By艂 przyjacielem, wsp贸艂pracownikiem Gary'ego i ojcem chrzestnym ich dzieci.

Odszuka艂a go oczami w t艂umie. Sta艂 przed szeryfem Carmichaelem.

Okrzyk protestu uwi膮z艂 jej w gardle, kiedy zobaczy艂a, 偶e Ryder wyjmuje z portfela swoj膮 odznak臋 i oddaje j膮 szeryfowi.

Potem odwr贸ci艂 si臋, przyt艂oczony b贸lem i smutkiem nie mniej ni偶 ona. Widzia艂a, 偶e szeryf usi艂uje go przekonywa膰, ale Ryder nie s艂ucha艂. Spojrzeniem przeszuka艂 t艂um 偶a艂obnik贸w i znalaz艂 Lynn. Ich oczy si臋 spotka艂y.

Lynn b艂aga艂a go bezg艂o艣nie, aby jej nie zostawia艂.

Jego wzrok m贸wi艂 jej, 偶e musi. Ale wyraz twarzy zdradza艂, 偶e chcia艂by m贸c post膮pi膰 inaczej, kiedy patrzy艂 na Michelle i Jasona, dzieci Lynn i Gary'ego.

Po chwili odwr贸ci艂 si臋 i cicho odszed艂.

Rozdzia艂 1

Lynn, kto艣 do ciebie na pierwszej linii.

- Dzi臋kuj臋. - Si臋gn臋艂a po s艂uchawk臋 i przytrzyma艂a j膮 ramieniem. - Firma 鈥濨膮d藕 Szczup艂a", Lynn Danfort przy telefonie.

- Mama?

Lynn cicho westchn臋艂a i wznios艂a oczy ku niebu. Nie by艂o jeszcze dwunastej, a dzieci dzwoni艂y ju偶 pi膮ty raz.

- Co si臋 dzieje, Michelle?

- Jason zjad艂 ca艂e pude艂ko musli Cap'n Crunch. My艣la艂am, 偶e chcia艂aby艣 o tym wiedzie膰, 偶eby艣 mog艂a go ukara膰.

- Wcale nie - rozleg艂 si臋 z telefonu na pi臋trze g艂os Jasona. - Michelle te偶 troch臋 zjad艂a.

- Nieprawda!

- Prawda.

- Nieprawda.

- Michelle! Jason! Musz臋 wraca膰 do pracy.

- Ale on to naprawd臋 zrobi艂, mamo, przysi臋gam. Znalaz艂am puste pude艂ko schowane na dnie kosza na 艣mieci. Przecie偶 wiemy, kto je tam wcisn膮艂, wi臋c nie pr贸buj si臋 teraz wy艂ga膰, Jason. I, mamo, porozmawiaj z Jasonem o Klubie Rambo.

Lynn zamkn臋艂a oczy, modl膮c si臋 o cierpliwo艣膰.

- Michelle, ta rozmowa b臋dzie musia艂a poczeka膰, a偶 sko艅cz臋 prac臋. Gdzie jest Janice?

By艂 trzeci tydzie艅 czerwca, szczyt sezonu wycieczek szkolnych. Michelle i Jason mieli siedzie膰 w domu przez pi臋膰 dni, a ju偶 pierwszego skakali sobie do gard艂a. Licealistka, kt贸rej Lynn p艂aci艂a niema艂o za pilnowanie dzieci, wykazywa艂a si臋 dojrza艂o艣ci膮 jedenastolatki, czyli dziewczynki w wieku Michelle. Jedno dziecko pilnuj膮ce dwojga innych. To nie mog艂o zda膰 egzaminu, ale mo偶liwo艣ci Lynn by艂y ograniczone.

- Janice przeszukuje kosz na 艣mieci, 偶eby zobaczy膰, co jeszcze Jason tam chowa.

- Mamo, nie mo偶esz oczekiwa膰 ode mnie, bym znosi艂 takie traktowanie - przerwa艂 siostrze Jason. - Jestem w ko艅cu m臋偶czyzn膮. M臋偶czy藕ni maj膮 swoje sprawy.

- Chyba tak - odpowiedzia艂a Lynn bez zastanowienia.

- Przyznajesz mu racj臋?! - krzyk Michelle wyra偶a艂 艣wi臋te oburzenie. - Mamo, tw贸j syn kradnie jedzenie, a ty uwa偶asz, 偶e wszystko jest w porz膮dku.

- Mam misj臋 do spe艂nienia - o艣wiadczy艂 z godno艣ci膮 Jason. - Nie b臋dzie mnie ze trzy albo cztery godziny. B臋d臋 potrzebowa艂 po偶ywienia, ale je偶eli tak wam zale偶y na waszym g艂upim musli, to je oddam.

- Czy mogliby艣cie wstrzyma膰 si臋 z t膮 wojn膮, a偶 wr贸c臋 do domu? - zapyta艂a Lynn.

Odpowiedzia艂a jej cisza.

Usi艂owa艂a sobie przypomnie膰 gro藕by, kt贸re kiedy艣 zadzia艂a艂y. Niestety, nic jej nie przychodzi艂o do g艂owy. By艂a energiczn膮, odnosz膮c膮 sukcesy zawodowe kobiet膮, ale cz臋sto nie potrafi艂a podo艂a膰 problemom, jakich nastr臋cza艂o wychowanie w艂asnych dzieci - zw艂aszcza w takich sprawach, jak skradzione musli.

- Lynn, grupa czeka na ciebie, 偶eby zacz膮膰 aerobik. -Zajrza艂a przez drzwi Sharon Fremont, jej asystentka.

- S艂uchajcie, dzieciaki. Musz臋 ko艅czy膰. Bardzo was prosz臋, nie bijcie si臋 i nie dzwo艅cie do mnie do pracy, chyba 偶e zdarzy si臋 jaki艣 wypadek.

- Ale mamo...

- Mamo!

- Nie mog臋 teraz rozmawia膰. - Lynn spojrza艂a na zegarek. - B臋d臋 w domu przed czwart膮. B膮d藕cie grzeczni!

- Dobra - obieca艂a zrezygnowana Michelle - ale to mi si臋 nie podoba.

- Mnie te偶 nie - stwierdzi艂 Jason i zni偶y艂 g艂os. - Je偶eli przyjedziesz i mnie nie b臋dzie, to wiesz, gdzie mnie szuka膰.

- Taki jeste艣 sprytny, Jasonie Danfort - w艂膮czy艂a si臋 Michelle - aleja i tak znam twoj膮 kryj贸wk臋. I to od tygodni.

- Nie znasz.

- Znam.

- Dzieci, prosz臋!

- Przepraszam, mamo - powiedzia艂a Michelle.

- Przepraszam - zawt贸rowa艂 jej Jason.

Lynn od艂o偶y艂a s艂uchawk臋. Jako艣 trudno jej by艂o uwierzy膰, 偶e w domu w ci膮gu najbli偶szych godzin zapanuje spok贸j.

Kiedy wr贸ci艂a o trzeciej czterdzie艣ci pi臋膰, by艂o tam zadziwiaj膮co cicho.

- Michelle?

Nic, 偶adnej odpowiedzi.

- Jason? Nadal cisza.

- Janice?

- O, dzie艅 dobry, pani Danfort.

Pi臋tnastolatka pojawi艂a si臋 jak za dotkni臋ciem czarodziejskiej r贸偶d偶ki, a ka偶dy centymetr jej brzoskwiniowej buzi zdradza艂 poczucie winy. Pociera艂a nerwowo r臋ce i u艣miecha艂a si臋 sztucznie.

- Gdzie Michelle i Jason? - spyta艂a Lynn i zdj臋艂a opask臋 z czo艂a. Po aerobiku nie wzi臋艂a nawet prysznica i wr贸ci艂a w kr贸tkich leginsach i bluzce, s膮dz膮c, 偶e zdo艂a jako艣 za艂agodzi膰 domowy konflikt.

- Oboje gdzie艣 poszli - oznajmi艂a Janice, nie patrz膮c Lynn w oczy. - Nie ma pani nic przeciwko temu, prawda?

- Nie mam..

- O, to dobrze.

Lynn przejrza艂a poczt臋 i od艂o偶y艂a rachunki bez otwierania.

- Jason jest z kolegami z Klubu Rambo, a Michelle posz艂a do Stephie. Pewnie s艂uchaj膮 rapu.

- Dobrze. W takim razie do zobaczenia jutro rano.

- Do zobaczenia - odpar艂a Janice i wysz艂a, zanim Lynn zd膮偶y艂a zebra膰 my艣li.

Lynn powlok艂a si臋 do lod贸wki i si臋gn臋艂a po puszk臋 napoju z b膮belkami: by艂 to taki ma艂y codzienny rytua艂.

Usiad艂a, opar艂a stopy o drugie krzes艂o i upi艂a 艂yk ch艂odnego, orze藕wiaj膮cego p艂ynu.

- Mamo! - zawo艂a艂a Michelle, wbiegaj膮c przez drzwi wej艣ciowe. Widz膮c Lynn w kuchni, zatrzyma艂a si臋 gwa艂townie.

- Cze艣膰, kochanie - powiedzia艂a Lynn i u艣miechn臋艂a si臋. - Czy rozwi膮zali艣cie w ko艅cu spraw臋 Cap'n Crunch?

- Jason sproszkowa艂 go i wsypa艂 ca艂膮 torb臋 do swojego bidonu. - Dziewczynka wznios艂a oczy do nieba w niemym wyrazie oburzenia. - Musisz co艣 z tym zrobi膰, mamo. To musli by艂o w po艂owie moje.

- Wiem... Porozmawiam z nim.

- Tak m贸wisz, a potem nic nie robisz. Powinna艣 go ukara膰. On si臋 zachowuje coraz gorzej, a ty si臋 do tego przyczyniasz. Naprawd臋 my艣li, 偶e jest drugim Rambo. Ka偶da inna matka sko艅czy艂aby z tym.

- Michelle, prosz臋. Robi臋, co w mojej mocy. Poczekaj, a偶 sama b臋dziesz matk膮... S膮 rzeczy, kt贸re wymagaj膮 przemy艣lenia. - Lynn nie mog艂a wprost uwierzy膰, 偶e to powiedzia艂a. To brzmia艂o jak echo z przesz艂o艣ci. Kiedy prowadzi艂a boje ze swoim m艂odszym bratem, matka przemawia艂a do niej tymi samymi s艂owami.

- Przynajmniej pozw贸l mi ukara膰 Jasona tak, jak na to zas艂uguje! - wykrzykn臋艂a Michelle. - Znam go najlepiej ze wszystkich.

- Michelle...

- Mamo? - Drzwi otworzy艂y si臋 nagle i do kuchni wbieg艂 Jason przebrany za Rambo, z wysoko uniesionym plastikowym karabinem maszynowym. Wyda艂 okrzyk, od kt贸rego o ma艂o nie pop臋ka艂y 艣ciany, i wypali艂 w sufit.

Michelle zatka艂a uszy i rzuci艂a matce wymowne spojrzenie.

- Jason, prosz臋... - j臋kn臋艂a Lynn, przyk艂adaj膮c palce do skroni. - Je偶eli zamierzasz strzela膰, r贸b to na zewn膮trz.

- Dobra - odpowiedzia艂, krzywi膮c si臋 i opu艣ci艂 bro艅.

By艂 ubrany w spodnie moro i bluz臋 khaki. Twarz mia艂 usmarowan膮 czym艣 zielonym, a pod oczami widnia艂y grube czarne krechy. Kolana oblepia艂o b艂oto. Wygl膮da艂, jakby ca艂e popo艂udnie sp臋dzi艂 na ci臋偶kich bojach.

- Co s艂ycha膰 na wojnie?

- Wygrali艣my.

- Oczywi艣cie - powiedzia艂a Michelle ironicznym tonem, kt贸ry sprawi艂, 偶e Jason obr贸ci艂 si臋 powoli w jej kierunku i wymierzy艂 w ni膮 luf臋 karabinu.

- Nie w domu - przypomnia艂a mu Lynn.

- Wiem - odpar艂, u艣miechaj膮c si臋 przebiegle do siostry. Michelle po艂o偶y艂a d艂o艅 na piersi.

- Ca艂a si臋 trz臋s臋 na sam膮 my艣l, 偶e zaraz mnie dopadniesz. Oczy Jasona zw臋zi艂y si臋.

- Lepiej zr贸b z ni膮 co艣, mamo, bo inaczej umrze w m臋czarniach.

- Jason, nie lubi臋, kiedy tak m贸wisz.

- Czy Sylwester Stallone musi znosi膰 tak膮 siostr臋? - zapyta艂.

- Nie jeste艣 Sylwestrem Stallone.

- Jeszcze nie, ale kt贸rego艣 dnia b臋d臋 - o艣wiadczy艂. Lynn modli艂a si臋, aby ten etap w rozwoju jej syna ju偶 si臋 sko艅czy艂. Wi臋cej nie by艂a w stanie znosi膰 wojennych zabaw Jasona.

- Kiedy jedziemy na piknik? - spyta艂a Michelle, zerkaj膮c na korkow膮 tablic臋.

- Piknik? - powt贸rzy艂a Lynn. - Jaki piknik?

- Ten, na kt贸ry zaprosi艂 nas jeden ze starych znajomych taty z policji... no wiesz, ten, o kt贸rym jest napisane w tym zawiadomieniu.

Lynn zacz臋艂a nerwowo przegl膮da膰 kalendarz.

- Czy dzisiaj jest dwudziesty?

Michelle i Jason skin臋li g艂owami.

- No to 艣wietnie - mrukn臋艂a Lynn. - Mam przynie艣膰 sa艂atk臋 ziemniaczan膮.

- Zr贸b tak jak zawsze - zaproponowa艂 Jason. - Kup j膮 w sklepie. Dlaczego dzi艣 mia艂oby by膰 inaczej?

Lynn wsta艂a i pobieg艂a w stron臋 schod贸w. Na g贸rze zdj臋艂a bluzk臋 i automatycznie wyci膮gn臋艂a r臋k臋 do kranu prysznica. Ju偶 mia艂a wej艣膰 do kabiny, kiedy co艣 j膮 powstrzyma艂o. Nie wiedzia艂a co. Zerkn臋艂a na 艂azienkow膮 p贸艂k臋. Co艣 by艂o nie tak.

Nagle u艣wiadomi艂a sobie, co si臋 zmieni艂o. Owin臋艂a si臋 r臋cznikiem i wypad艂a z 艂azienki.

- Michelle, Jason. Natychmiast chod藕cie tutaj! Oboje przybiegli do jej sypialni.

- Kt贸re z was dobiera艂o si臋 do moich kosmetyk贸w? 鈥 Na buzi syna znalaz艂a odpowied藕 na swoje pytanie. - Jason... masz na twarzy m贸j zielony cie艅 do powiek! M贸j drogi zielony cie艅.

- Mamo, woda z prysznica leje si臋 ca艂y czas - zwr贸ci艂 jej uwag臋 Jason, wskazuj膮c r臋k膮 w kierunku 艂azienki. - Zawsze m贸wi艂a艣, 偶e trzeba oszcz臋dza膰 wod臋. Pami臋tasz, jak nas zala艂o kilka lat temu? Chyba nie chcia艂aby艣 prze偶y膰 tego jeszcze raz, prawda?

- U偶ywa艂 mojego cienia do powiek - poinformowa艂a Lynn c贸rk臋 i wr贸ci艂a do 艂azienki, by zakr臋ci膰 prysznic. Dzie艅 zacz膮艂 si臋 藕le, potem Michelle i Jason wynale藕li wszystkie znane ludzko艣ci preteksty, 偶eby przeszkodzi膰 jej w pracy, a teraz to!

- Je艣li si臋 dobrze przyjrzysz, zobaczysz, 偶e to czarne pod jego oczami wygl膮da jak to, co sama masz teraz na oczach - oznajmi艂a Michelle, kiedy Lynn wr贸ci艂a do pokoju.

- Moja kredka do oczu?

Jason wykrzywi艂 si臋 do siostry.

- Dobra, Michelle, sama si臋 o to prosi艂a艣. Nie mia艂em zamiaru tego powiedzie膰, ale mnie zmuszasz.

Michelle zesztywnia艂a.

- Nie zrobisz tego - wyszepta艂a.

- Michelle i Janice by艂y dzi艣 rano w twoim pokoju, mamo - o艣wiadczy艂 Jason. - My艣la艂em, 偶e powinienem sprawdzi膰, co robi膮...

- Jason... - G艂osik Michelle wzni贸s艂 si臋 b艂agalnie o oktaw臋.

- Przymierza艂y twoje staniki. Te naj艂adniejsze, koronkowe.

- Bo偶e. - Lynn osun臋艂a si臋 na 艂贸偶ko. Nie pozosta艂o ju偶 nic 艣wi臋tego. Ani kosmetyki. Ani bielizna. Nic. Op艂aca艂a s艂ono t臋 nastolatk臋 z s膮siedztwa, aby przeszukiwa艂a jej szuflady.

- Mamo, potrzebuj臋 prawdziwego stanika... - powiedzia艂a Michelle. - Chyba nie zauwa偶y艂a艣, ale ten gimnastyczny jest ju偶 za ma艂y. - Przerwa艂a i obr贸ci艂a twarz ku bratu zdrajcy. - Wyno艣 si臋 st膮d, Jason. To kobiece sprawy.

- E tam, mamo, ona go nie potrzebuje. Jest p艂aska jak...

- Jason! - wykrzykn臋艂y jednocze艣nie Lynn i Michelle.

- No dobra, dobra. - Wzruszy艂 ramionami. -Ju偶 id臋. My艣la艂em tylko, 偶e chcia艂a艣 zna膰 prawd臋... Wype艂nia艂em obowi膮zek syna i brata.

Lynn dr偶膮cymi r臋kami przeczesywa艂a g臋ste ciemne w艂osy. W ko艅cu rozpi臋艂a spink臋 i rozpu艣ci艂a je.

- Ani tobie, ani Janice nie wolno wchodzi膰 do mojej sypialni - o艣wiadczy艂a. - Wiesz o tym, c贸reczko.

Michelle zwiesi艂a g艂ow臋.

- Nie mo偶e tak by膰, 偶e robisz mi porz膮dki w rzeczach, kiedy jestem w pracy.

- Wiem... przepraszam - wymamrota艂a Michelle, nadal nie maj膮c odwagi spojrze膰 na matk臋. - Nie zamierza艂y艣my ich przymierza膰, ale s膮 takie 艂adne, i Janice powiedzia艂a, 偶e nigdy si臋 nie dowiesz, a ja my艣la艂am, 偶e to nic nie szkodzi... i dopiero Jason...

- Tak dalej nie mo偶e by膰 - stwierdzi艂a Lynn. - Wy z Ja-sonem ci膮gle si臋 k艂贸cicie. Janice ma pi臋tna艣cie lat, a zachowuje si臋, jakby mia艂a dziesi臋膰. Nie mog臋 zamkn膮膰 firmy tylko dlatego, 偶e akurat nie chodzicie do szko艂y. Jest lato, ale nadal musimy co艣 je艣膰!

- To si臋 ju偶 nie powt贸rzy - obieca艂a Michelle. - Jest mi naprawd臋 przykro.

- Wiem, kochanie.

Ale to nic nie zmienia艂o. Janice by艂a zbyt dziecinna, by pilnowa膰 Michelle i Jasona, a dzieci zbyt ma艂e, 偶eby zostawa膰 same w domu.

Michelle zapyta艂a:

- Co zrobisz Jasonowi za grzebanie w twoich przyborach do makija偶u? Wiem, 偶e nie powinnam przymierza膰 stanik贸w, ale Jason te偶 nie powinien dobiera膰 si臋 do kosmetyk贸w.

- Jeszcze nie wiem.

- Hej, idziemy na ten piknik czy nie? - przypomnia艂 Jason o swojej obecno艣ci po drugiej stronie drzwi.

- Na pewno pods艂uchiwa艂 - wyszepta艂a Michelle z oburzeniem. - Za艂o偶臋 si臋 o wszystko, 偶e pods艂uchiwa艂 pod drzwiami i wtr膮ci艂 si臋, kiedy zacz臋艂y艣my o nim m贸wi膰.

- Je偶eli nie przestaniecie, sp贸藕nimy si臋 na piknik - powiedzia艂a Lynn.

Nawet nie chcia艂a my艣le膰, co Michelle i Jason b臋d膮 wyczynia膰, kiedy si臋 dowiedz膮, 偶e zapisuje ich do 艣wietlicy. Nie spodoba im si臋 ten pomys艂, to pewne, ale nic na to nie mo偶e poradzi膰.

Rozdzia艂 2

Obejmuj膮c jedn膮 r臋k膮 karabin maszynowy, a drug膮 艣ciskaj膮c koc, Jason wojskowym krokiem maszerowa艂 przez parkowy trawnik. G艂ow臋 trzyma艂 wysoko i dumnie, zmierzaj膮c prosto ku terenom piknikowym Green Lake. Za nim pod膮偶a艂y Lynn i Michelle, trzymaj膮c za ucha kosz piknikowy.

Lynn zmusi艂a si臋 do u艣miechu, witaj膮c ludzi, kt贸rzy kiedy艣 pracowali z jej m臋偶em. Mimo 偶e przyby艂o wiele nowych twarzy, utrzymywa艂a przyjacielskie stosunki jedynie z kilkoma 偶onami koleg贸w m臋偶a.

- Tak si臋 ciesz臋, 偶e przyszli艣cie - powiedzia艂a Toni Morris, podchodz膮c do Lynn. - Mi艂o ci臋 widzie膰, dzikusie!

Lynn odstawi艂a koszyk i u艣cisn臋艂a przyjaci贸艂k臋. Ostatnimi czasy widywa艂a si臋 z Toni o wiele za rzadko i bardzo sobie ceni艂a te nieliczne chwile, kt贸re sp臋dza艂y razem.

- Ciesz臋 si臋, 偶e ci臋 widz臋.

- Co s艂ycha膰?

Lynn wiedzia艂a, 偶e konkretna i praktyczna Toni z 艂atwo艣ci膮 zdemaskuje jej wymuszony u艣miech. Lato ju偶 na starcie by艂o nieudane i mia艂a powody do zmartwie艅. W obecno艣ci 偶on innych policjant贸w mog艂a u艣miecha膰 si臋 i udawa膰, 偶e jej 偶ycie to kobierzec z r贸偶, a one nie zadawa艂y zbyt wielu pyta艅, poniewa偶 chcia艂y w to wierzy膰. Toni, kt贸ra sama wysz艂a za oficera policji, dobrze zna艂a sytuacj臋, w jakiej znajdowa艂a si臋 Lynn.

- Nie najlepiej - odpowiedzia艂a szczerze Lynn. Takie popo艂udnia jak to budzi艂y w niej poczucie, 偶e jest z艂膮 matk膮. Podobnie jak wiele kobiet mia艂a w艂a艣ciwie dwa 偶ycia 鈥 jedno w pracy, drugie w domu. Na Michelle i Jasonie zale偶a艂o jej oczywi艣cie najbardziej, ale musia艂a jako艣 zarabia膰 na ich utrzymanie. Resztki energii, kt贸rych nie zdo艂a艂a z niej wyssa膰 firma, poch艂ania艂y dzieci. 呕y艂a na wysokich obrotach.

Toni obj臋艂a j膮 ramieniem, zerkn臋艂a w kierunku Michelle i wskaza艂a na st贸艂 piknikowy przykryty obrusem w czerwon膮 kratk臋.

- Michelle, postaw sw贸j koszyk obok mojego. Kelly tapla si臋 w jeziorze. Zr贸b jej niespodziank臋. Nie mo偶e si臋 doczeka膰, kiedy ci臋 zobaczy.

- Wspaniale! Na widok moich w艂os贸w chyba si臋 przewr贸ci z wra偶enia - o艣wiadczy艂a dziewczynka i pop臋dzi艂a jak rakieta.

- No tak - mrukn臋艂a Toni w zamy艣leniu. - Co si臋 dzieje?

Z braku lepszej odpowiedzi Lynn wzruszy艂a ramionami.

- Tego lata nic mi nie wychodzi tak, jakbym chcia艂a. Michelle i Jason ci膮gle si臋 k艂贸c膮. Opiekunka myszkuje mi po szufladach. Jason jako Rambo doprowadza mnie do szale艅stwa. Jakby nie rozumia艂, 偶e to, co si臋 sta艂o z Garym, ma 艣cis艂y zwi膮zek z karabinem.

- Bo nie kojarzy - stwierdzi艂a Toni. - Jest po prostu o艣miolatkiem i musi przej艣膰 przez etap gier wojennych. Michelle i Jason s膮 zupe艂nie normalnymi dzie膰mi.

- Nie wiem, kiedy si臋 w ko艅cu przyzwyczaj膮, 偶e pracuj臋. Dzwoni膮 do mnie pod byle pretekstem. Michelle zawiadamia mnie, 偶e Jason wypisa艂 mi flamaster, a Jason skar偶y si臋, 偶e Michelle schowa艂a mu jego scyzoryk. No i dzisiejsza awantura o musli. Jak mam jednocze艣nie pilnowa膰 dzieci i prowadzi膰 firm臋? Podejrzewam, 偶e oni konkuruj膮 ze sob膮 o moj膮 uwag臋, ale ju偶 sama nie wiem, co robi膰.

Toni spojrza艂a na ni膮 ze wsp贸艂czuciem.

- Kto jest ich opiekunk膮?

- Dziewczynka z s膮siedztwa, i to jest chyba ca艂y problem. Michelle jest za ma艂a, 偶eby zosta膰 sama w domu, ale uwa偶a, 偶e jest za du偶a, 偶eby kto艣 jej pilnowa艂. Mia艂am nadziej臋, 偶e rozwi膮偶臋 ten konflikt, zatrudniaj膮c do opieki pi臋tnastoletni膮 s膮siadk臋, ale to nie zdaje egzaminu.

- Nie mog艂aby艣 poprosi膰 kogo艣 innego?

- Tak p贸藕no? - Lynn wzruszy艂a ramionami. - W膮tpi臋. Programy w klubie 鈥瀁" s膮 tak popularne, 偶e rodzice zapisuj膮 dzieci na zaj臋cia letnie wiele miesi臋cy wcze艣niej.

Toni przygl膮da艂a jej si臋 przez chwil臋.

- Problemy z dzie膰mi i ich wakacjami to nie wszystko, co ci臋 trapi, prawda?

Lynn zastanowi艂a si臋. Toni jak zwykle mia艂a racj臋. Przez ostatnie kilka miesi臋cy czu艂a w g艂臋bi duszy jaki艣 niepok贸j. Nie sypia艂a dobrze i cz臋sto budzi艂a si臋 w 艣rodku nocy z uczuciem zniech臋cenia.

- Nie dbasz o siebie - powiedzia艂a Toni po chwili.

Lynn uwa偶a艂a, 偶e nigdy nie by艂a w lepszej formie fizycznej ; wygl膮da艂a r贸wnie dobrze, je偶eli nie lepiej, jak w momencie 艣lubu, kiedy mia艂a dwadzie艣cia lat - powinna tylko podci膮膰 w艂osy. To brak czasu dawa艂 jej si臋 we znaki.

- Nie zawsze mo偶na by膰 jednocze艣nie idealn膮 matk膮 i zaradn膮 kobiet膮 interesu - ci膮gn臋艂a Toni. - Potrzebujesz czasu, aby zn贸w sta膰 si臋 sob膮.

- Sob膮? - powt贸rzy艂a Lynn.

W艂a艣ciwie nie wiedzia艂a ju偶, kim jest. Kiedy艣 jej rola w 偶yciu by艂a 艣ci艣le zdefiniowana, ale te czasy min臋艂y. Od 艣mierci Gary'ego mia艂a wra偶enie, 偶e jest cyrkowcem z objazdowej trupy, kt贸ry skacze przez obr臋cze, czasem ma艂e, czasem wielkie, usi艂uj膮c doczeka膰 do ko艅ca dnia lub tygodnia.

- B膮d藕 dla siebie lepsza - m贸wi艂a Toni. - B膮d藕 rozrzutna. We藕 dzie艅 urlopu i sp臋d藕 go, wypoczywaj膮c na pla偶y lub zr贸b rundk臋 po sklepach i kupuj, co dusza zapragnie.

- Niez艂y pomys艂 - wyszepta艂a Lynn, czuj膮c, 偶e si臋 za chwil臋 rozp艂acze. - Zrobi臋 tak, jak tylko znajd臋 chwil臋 czasu.

- Kiedy ostatnio by艂a艣 na randce?

- Nie by艂am ju偶 od miesi臋cy, ale nie pr贸buj mnie przekona膰, 偶e w tym le偶y problem - odpar艂a Lynn. - Tutaj jest d偶ungla z rycz膮cymi lwami i tygrysami. Po mojej ostatniej randce z czterdziestoletnim mechanikiem, kt贸ry mieszka ze swoj膮 mam膮, postanowi艂am, 偶e poczekam jednak, a偶 odszuka mnie pan W艂a艣ciwy. Je偶eli chodzi o randki, sprawa jest sko艅czona, i to definitywnie i bezdyskusyjnie.

- Mechanik by艂 tygrysem? - Toni spojrza艂a na Lynn tak, jakby by艂a pewna, 偶e przyda艂aby jej si臋 jaka艣 terapia.

Lynn westchn臋艂a.

- Niezupe艂nie. Raczej gu藕cem.

- A jakie stworzenia interesuj膮 ci臋 najbardziej? Pantery? Goryle?

- Tarzany - powiedzia艂a Lynn i roze艣mia艂a si臋.

Zacz臋艂y obie chichota膰.

- Lynn, nie masz chyba zamiaru przesta膰 chadza膰 na randki? Jeste艣 za m艂oda, 偶eby zdecydowa膰 si臋 na 偶ycie w pojedynk臋.

- Nie chc臋 ponownie wychodzi膰 za m膮偶... przynajmniej nie teraz.

Kiedy艣 przez pewien czas my艣la艂a o znalezieniu m臋偶a i rozpocz臋ciu wraz z dzie膰mi nowego 偶ycia. Nie oczekiwa艂a, 偶e kt贸rego艣 dnia do jej salonu wjedzie rycerz na bia艂ym koniu, nie znaczy艂o to jednak, 偶e zaakceptowa艂aby b艂azna. Po kilku pr贸bach poznania kogo艣 ciekawego odkry艂a, jak bardzo by艂a naiwna, i zniech臋ci艂a si臋 raz na zawsze. Jej przyjaciele uwa偶ali, 偶e powinna szuka膰 dalej. Tyle 偶e wszyscy oni byli 偶onaci, zam臋偶ni lub trwali w satysfakcjonuj膮cych zwi膮zkach. Nie musieli miesza膰 si臋 w t艂um gu藕c贸w i b艂azn贸w.

- Powinna艣 wiedzie膰 o jednej rzeczy... - zacz臋艂a Toni, patrz膮c na ni膮 z ukosa.

- Nie m贸w, 偶e masz kogo艣, kogo chcia艂aby艣 mi przedstawi膰. Toni, prosz臋, nie r贸b mi tego.

- Nie, nie o to chodzi.

- Wi臋c o co?

- Jest tu kto艣 godny uwagi, ale to nie ja go przyprowadzi艂am.

- Kto?

Toni spowa偶nia艂a. Przez ca艂y czas rozmowy Lynn mia艂a wra偶enie, 偶e Toni trzyma j膮 z dala od innych, poniewa偶 chce jej powiedzie膰 co艣 wa偶nego. Spojrza艂a w oczy przyjaci贸艂ki i zobaczy艂a w nich niepok贸j.

- Ryder Matthews si臋 zjawi艂 - o艣wiadczy艂a Toni. - Jest tutaj.

- Ryder - powt贸rzy艂a Lynn jak echo.

Nie wiedzia艂a, co w艂a艣ciwie czuje. Chyba g艂贸wnie ulg臋, ale szybko ogarn膮艂 j膮 p艂on膮cy 偶al, kt贸ry nast臋pnie znik艂 r贸wnie szybko, jak si臋 pojawi艂. Ryder odwr贸ci艂 si臋 od niej i odszed艂 - dos艂ownie i w przeno艣ni. W tydzie艅 po pogrzebie przyszed艂 od niego list opatrzony bosto艅skim stemplem. Pisa艂, 偶e musia艂 odej艣膰, i prosi艂, aby mu przebaczy艂a, 偶e pozostawi艂 j膮 z dzie膰mi, kiedy potrzebowali go najbardziej. Zapewnia艂, 偶e wesprze j膮 zawsze, ilekro膰 si臋 do niego zwr贸ci. Nie w膮tpi艂a w jego s艂owa, ale nigdy o nic nie prosi艂a - a on nigdy si臋 nie zjawi艂. Obieca艂 pozosta膰 w kontakcie i rzeczywi艣cie pami臋ta艂 o urodzinach Michelle i Jasona, przysy艂a艂 kartki 艣wi膮teczne, nigdy ju偶 jednak nie napisa艂 bezpo艣rednio do Lynn.

A teraz wr贸ci艂. Ryder Matthews. Kocha艂a go jak brata, ale nie mog艂a mu wybaczy膰, 偶e j膮 opu艣ci艂. Nie chcia艂a mie膰 z nim nic wsp贸lnego. Owszem, kiedy艣 go bardzo potrzebowa艂a, jednak wtedy zrobi艂a wszystko, aby dowie艣膰, 偶e jest dok艂adnie odwrotnie. Jej uczucia by艂y popl膮tane i pokr臋cone jak w臋ze艂 gordyjski.

- Jeste艣 gotowa z nim porozmawia膰?

- Jasne. Dlaczego nie?

W gruncie rzeczy nie by艂a gotowa. Czu艂a si臋 bardzo niepewnie. Wyprostowa艂a plecy, przygotowuj膮c si臋 fizycznie i psychicznie do tego, co mia艂o nadej艣膰. D艂ugo czeka艂a na mo偶liwo艣膰 porozmawiania z Ryderem, ale teraz nie mia艂a poj臋cia, co mu powiedzie膰.

- Najwyra藕niej przeni贸s艂 si臋 w艂a艣nie z powrotem do Seattle - doda艂a Toni.

Lynn skin臋艂a g艂ow膮.

- Zosta艂 adwokatem, pracuje teraz w jakiej艣 presti偶owej firmie prawniczej. Utrzymuje kontakty z kilkoma ch艂opakami, ale jego powr贸t jest w艂a艣ciwie niespodziank膮 dla wszystkich.

Lynn wiedzia艂a, 偶e Ryder po uko艅czeniu college'u zosta艂 przyj臋ty na wydzia艂 prawa, jednak po pierwszym roku doszed艂 do wniosku, 偶e chcia艂by robi膰 co艣 bardziej konkretnego. Zapisa艂 si臋 do akademii policyjnej i tam spotka艂 Gary'ego.

- Hej - odezwa艂a si臋 Toni - powiedz co艣.

- Co mam powiedzie膰?

- Nie wiem - przyzna艂a przyjaci贸艂ka. - W ci膮gu tych ostatnich paru lat za ka偶dym razem, kiedy Joe z nim rozmawia艂, pyta艂 o ciebie i dzieci.

- Co chcia艂 wiedzie膰?

- Jak si臋 macie. Co s艂ycha膰 u dzieci. Takie rzeczy. Mo偶e i nie odzywa艂 si臋 przez d艂ugie lata, ale jestem pewna, 偶e nigdy nie przesta艂 o tobie my艣le膰.

- M贸g艂 sam mnie spyta膰.

- M贸g艂 - zgodzi艂a si臋 Toni. - Jestem pewna, 偶e to zrobi. S膮dzi艂am tylko, 偶e powinna艣 wiedzie膰 o jego powrocie, 偶eby艣 mog艂a przygotowa膰 si臋 na spotkanie.

- Wielkie dzi臋ki - odpar艂a Lynn, chocia偶 nie by艂a pewna, czy ma Ryderowi cokolwiek do powiedzenia. Kiedy艣 tak, ale nie teraz.

Najpierw spostrzeg艂 Jasona. Syn Gary'ego i Lynn wyr贸s艂 jak d膮bczak. Obserwuj膮c ch艂opca, Ryder u艣miechn膮艂 si臋 mimowolnie. Ubrany w mundur polowy, z opask膮 na czole, wygl膮da艂 jak miniaturka Sylwestra Stallone, kt贸ry za chwil臋 zacznie przedziera膰 si臋 przez d偶ungl臋.

Spojrzenie Rydera pow臋drowa艂o dalej i penetrowa艂o tereny piknikowe. W nast臋pnej kolejno艣ci zlokalizowa艂 Michelle. Dziewczynka sta艂a nad jeziorem i rozmawia艂a z kole偶ank膮. Ona te偶 si臋 zmieni艂a. Znik艂y jej dzieci臋ce kszta艂ty, a s艂odka owalna twarzyczka zapowiada艂a, 偶e wyro艣nie na prawdziw膮 pi臋kno艣膰. W艂osy mia艂a teraz kr贸tsze, na miejscu warkoczyk贸w i kolorowych gumek pojawi艂y si臋 starannie wymodelowane loczki. Podobnie jak brat, by艂a teraz o par臋 centymetr贸w wy偶sza. Ryder u艣miechn膮艂 si臋, widz膮c te zmiany.

Kilka minut p贸藕niej poszuka艂 spojrzeniem Lynn. Lynn Gary'ego... jego Lynn. Kiedy j膮 odnalaz艂, pogr膮偶on膮 w rozmowie z Toni Morris, straci艂 na chwil臋 oddech, jakby kto艣 wymierzy艂 mu cios w brzuch. Wygl膮da艂a tak jak dawniej, nawet lepiej. B贸g jeden wie, jak m贸g艂 by膰 tak d艂ugo z dala od niej. Nigdy nie zapomnia艂 jej twarzy ani wdzi臋ku, z jakim si臋 porusza艂a. 艢wiat艂o s艂oneczne zawsze zdawa艂o si臋 odbija膰 w jej w艂osach. Ryder rozpoznawa艂 ka偶dy centymetr jej g艂adkiej twarzy o wysoko osadzonych ko艣ciach policzkowych, jej uparty podbr贸dek i pe艂ne, mi臋kkie usta.

W艂osy Lynn by艂y teraz d艂ugie, gruby ciemny warkocz francuski 艂agodnie opada艂 jej na plecy. Mia艂a na sobie modne bia艂e szorty i r贸偶ow膮 bluzk臋 eksponuj膮c膮 z艂ot膮 opalenizn臋. Porusza艂a si臋 z tak膮 dum膮 i wdzi臋kiem, 偶e nie m贸g艂 oderwa膰 od niej oczu. Patrzy艂, jak stoj膮c obok Toni, u艣miecha si臋 i macha do kogo艣. W pewnym momencie spojrza艂a w jego stron臋. Nie s膮dzi艂, by go zauwa偶y艂a, jednak czu艂 si臋 jak pora偶ony jej u艣miechem, mimo 偶e dzieli艂o ich p贸艂 parku. Zawsze uwa偶a艂 j膮 za atrakcyjn膮 kobiet臋, podziwia艂 j膮 od pierwszego spotkania a teraz lata sprawi艂y, 偶e jej uroda jeszcze bardziej dojrza艂a.

Wszystko 艣wiadczy艂o o jej wewn臋trznej sile. 呕y艂a w cieniu smutku, a teraz wysz艂a z niego na s艂o艅ce, zwyci臋ska i pe艂na wiary w siebie.

Ryder kocha艂 j膮 za to.

Nie m贸g艂 si臋 doczeka膰 rozmowy z Lynn. Tyle by艂o do powiedzenia, tyle musia艂 jej wyja艣ni膰. Pogodzenie si臋 ze 艣mierci膮 Gary'ego zaj臋艂o mu trzy d艂ugie lata.

Przez pierwszy rok pogr膮偶y艂 si臋 w nauce, jedyne uj艣cie dla rozpaczy znajduj膮c w ksi膮偶kach, nad kt贸rymi sp臋dza艂 ca艂e noce. Wszystko by艂o lepsze ni偶 sen, bo wraz ze snem przychodzi艂y koszmary, o kt贸rych z ca艂ych si艂 pragn膮艂 zapomnie膰. Studia prawnicze nada艂y jego 偶yciu sens i usprawiedliwi艂y je. Nie mia艂 czasu my艣le膰. Na dwana艣cie miesi臋cy znieczuli艂 si臋 na b贸l.

Drugi rok by艂 przed艂u偶eniem pierwszego - do rocznicy 艣mierci Gary'ego. Nie m贸g艂 wtedy spa膰 w nocy, raz po raz rozpami臋tywa艂 szczeg贸艂y tamtych wydarze艅, a偶 serce zacz臋艂o mu bi膰 jak oszala艂e. Zrozumia艂, 偶e je偶eli nie podejmie wysi艂ku pogodzenia si臋 z tym wszystkim, b臋dzie go to 艣ciga膰 do ko艅ca 偶ycia. Ten drugi rok by艂 najbardziej wyczerpuj膮cy, bo Ryder u艣wiadomi艂 sobie wreszcie, co czuje wobec Lynn.

Sta艂o si臋 to nieoczekiwanie, po rozmowie z Joe Morrisem, m臋偶em Toni. Joe napomkn膮艂 Ryderowi, 偶e Lynn zacz臋艂a si臋 spotyka膰 z ich wsp贸lnym znajomym, Aleksem Morrisseyem. Ryder ucieszy艂 si臋, chcia艂, aby Lynn u艂o偶y艂a sobie 偶ycie na nowo, mimo 偶e nie pochwala艂 jej wyboru. Zas艂ugiwa艂a na kogo艣 lepszego ni偶 Aleks. Poczu艂 ulg臋, kiedy z nast臋pnej rozmowy wynik艂o, 偶e przesta艂a widywa膰 si臋 z Aleksem i spotyka si臋 z Burtem, innym wsp贸lnym znajomym. Ale Burt r贸wnie偶 nie spodoba艂 si臋 Ryderowi - ca艂a ta sprawa najwyra藕niej go irytowa艂a. Burt nie nadawa艂 si臋 na ojczyma, Aleks zreszt膮 nie by艂 lepszy. Tak naprawd臋 Ryder nie potrafi艂 sobie wyobrazi膰, aby ktokolwiek by艂 wart Lynn, Michelle i Jasona.

Wtedy z ogromnym zdziwieniem u艣wiadomi艂 to sobie. Kocha艂 Lynn ju偶 od lat. Kiedy Gary 偶y艂, ich tr贸jk臋 艂膮czy艂a przyja藕艅 na 艣mier膰 i 偶ycie. Nie rozumia艂 w贸wczas do ko艅ca swoich uczu膰 wobec Lynn, a mo偶e nie by艂 do艣膰 uczciwy w stosunku do siebie, aby je zrozumie膰.

Cz臋sto si臋 艣miali, 偶e Ryder zmienia kobiety jak r臋kawiczki. Nic dziwnego! 呕adna nie mog艂a przecie偶 r贸wna膰 si臋 z Lynn. Chyba nawet powoli 艣wita艂o mu, co si臋 艣wi臋ci, poniewa偶 jeszcze d艂ugo przed 艣mierci膮 Gary'ego zacz膮艂 my艣le膰 o wznowieniu studi贸w prawniczych. Ale tamta tragedia tak przyt艂umi艂a jego uczucie do Lynn, 偶e dopiero po dw贸ch latach zacz臋艂o si臋 odradza膰.

Kiedy to wreszcie zrozumia艂, dwa ostatnie lata studi贸w sta艂y si臋 piek艂em. Prze艣ladowa艂 go l臋k, 偶e Lynn znajdzie kogo艣, w kim si臋 zakocha, i wyjdzie za m膮偶, zanim on b臋dzie m贸g艂 do niej wr贸ci膰.

Teraz jednak wr贸ci艂, got贸w zbudowa膰 most mi臋dzy przesz艂o艣ci膮 a tera藕niejszo艣ci膮 i zacz膮膰 偶ycie od nowa. Lynn by艂a osi膮 jego 偶ycia. Nie by艂o dnia, w kt贸rym nie my艣la艂by o niej i o dzieciach. Nie by艂o nocy, w kt贸rej nie marzy艂by o wsp贸lnej przysz艂o艣ci.

Po raz pierwszy od lat poczu艂 przemo偶n膮 ch臋膰 zapalenia papierosa. Lata dawnego na艂ogu skierowa艂y jego r臋k臋 do pustej kieszeni koszuli. Zdziwi艂 go ten gest. Rzuci艂 palenie, zanim zacz膮艂 pracowa膰 w policji, a to przecie偶 by艂o wieki temu. Sk膮d wi臋c ta potrzeba zapalenia po tylu latach?

- Toni? - odezwa艂a si臋 Lynn, nie podnosz膮c wzroku od sto艂u piknikowego. - Widzia艂a艣 gdzie艣 Jasona? Znikn膮艂 zaraz po naszym przyj艣ciu. - Przekroi艂a na p贸艂 og贸rek i dorzuci艂a go do sa艂atki. - Jak go znam, pewnie szuka w okolicy agent贸w wroga. - Obliza艂a palec i si臋gn臋艂a po nast臋pny og贸rek. Wtedy zda艂a sobie spraw臋, 偶e przemawia sama do siebie. Toni rozmawia艂a z kim艣 na drugim ko艅cu parku.

- I znalaz艂 ju偶 jakich艣?

Na d藕wi臋k znajomego m臋skiego g艂osu Lynn znieruchomia艂a i powoli podnios艂a wzrok.

- Znalaz艂 ju偶? - wykrztusi艂a. Widok Rydera ca艂kowicie j膮 naskoczy艂.

- Agent贸w wroga? - doko艅czy艂.

Potrz膮sn臋艂a g艂ow膮. Ci臋偶ar jego spojrzenia parali偶owa艂 j膮, wr贸ci艂a wi臋c natychmiast do krojenia sa艂atki.

- Witaj, Ryder - wymamrota艂a, kiedy jej serce troch臋 si臋 uspokoi艂o. - Mi艂o ci臋 widzie膰.

- Cze艣膰, Lynn. - Jego g艂os by艂 lekko chropowaty i mia艂 ciep艂膮 barw臋. Poczu艂a si臋 jak owini臋ta mi臋kkim kocem w zimow膮 noc.

- Toni wspomina艂a, 偶e kontaktowa艂e艣 si臋 z Joe - powiedzia艂a, usi艂uj膮c powstrzyma膰 dr偶enie g艂osu.

- To prawda - odpar艂 i podszed艂 bli偶ej do stolika.

- Chcesz og贸rka? - zapyta艂a. To idiotyczne, 偶e po trzech latach nie potrafi艂a zdoby膰 si臋 na wi臋cej.

- Nie, dzi臋kuj臋.

Dr偶膮cymi palcami pokroi艂a og贸rek i wrzuci艂a do miski.

- M贸wi艂a te偶 o twoich post臋pach w karierze - doda艂a po chwili.

- Owszem, chyba mi si臋 uda艂o.

- W takim razie powinnam ci pogratulowa膰.

- Lynn... - zacz膮艂 Ryder i przerwa艂, wa偶膮c s艂owa. - Mo偶e si臋 przejdziemy - zaproponowa艂 powoli, jakby w zamy艣leniu.

Cisza, kt贸ra nast膮pi艂a, by艂a gorsza od krzyku. Lynn westchn臋艂a.

- Nie ma potrzeby. Wiem, po co przyjecha艂e艣.

Rozdzia艂 3

Wiesz, po co przyjecha艂em? - powt贸rzy艂 jak echo. U艣miech znikn膮艂 z jego twarzy.

Lynn zamkn臋艂a oczy i skin臋艂a g艂ow膮. Zrozumia艂a ju偶, dlaczego Ryder w dniu pogrzebu odszed艂. Wiedzia艂a te偶, dlaczego zrezygnowa艂 ze s艂u偶by w policji. Teraz jej przypuszczenia tylko si臋 potwierdzi艂y. Chocia偶 byli niemal w tym samym wieku, Ryder sprawia艂 wra偶enie znacznie starszego. Mia艂 nieco ponad metr osiemdziesi膮t, szerokie barki i masywny tors. Jego w艂osy nadal nie r贸偶ni艂y si臋 barw膮 od ciemnych oczu, a twarz wyra偶a艂a wewn臋trzn膮 energi臋, kt贸ra przyci膮ga艂a wzrok Lynn jak niewidzialna ni膰. U艣miechn臋艂a si臋 lekko, wyobra偶aj膮c go sobie w s膮dzie wyg艂aszaj膮cego mow臋 obro艅cz膮. By艂 zapewne 艣wietnym adwokatem. Nale偶a艂 do ludzi, kt贸rzy zawsze osi膮gaj膮 cele, jakie sobie wyznaczaj膮.

Kiedy Toni powiedzia艂a jej, 偶e przyjecha艂 na piknik, mia艂a ochot臋 przyst膮pi膰 do otwartego ataku, zrani膰 go tak, jak on j膮 kiedy艣 zrani艂, ale wiedzia艂a, 偶e by艂oby to szczeniackie i bezsensowne. Ryder r贸wnie偶 wiele przeszed艂, by膰 mo偶e wi臋cej ni偶 ona. Nie zostawi艂 jej przez kaprys - wyjecha艂, bo by艂 zbyt zrozpaczony, aby zosta膰. Studia prawnicze stanowi艂y wygodny pretekst.

- Co wi臋cej - doda艂a Lynn ze smutnym u艣miechem -wiem tak偶e, dlaczego wyjecha艂e艣.

- Lynn, pos艂uchaj...

- Nie, prosz臋 ci臋. - Wbi艂a paznokcie w sp贸d sto艂u i pochyli艂a si臋 do przodu. - Obwinia艂e艣 si臋, prawda? Przez te wszystkie lata obwinia艂e艣 si臋 o to, co si臋 sta艂o z Garym.

Ryder nie odpowiedzia艂, ale jego oczy wyra偶a艂y b贸l. W ko艅cu odzyska艂 panowanie nad sob膮.

- Nie obwiniaj si臋. Gary kocha艂 swoj膮 prac臋. By艂a jego 偶yciem, spe艂nia艂 si臋 w niej. Wiedzia艂, co ryzykuje, akceptowa艂 to i by艂 szcz臋艣liwy. Ja te偶 wiedzia艂am.

Musia艂a powiedzie膰 to, co trzeba by艂o powiedzie膰, zanim si臋 podda uczuciu, kt贸re 艣ciska艂o jej gard艂o i d艂awi艂o g艂os. Ryder nosi艂 brzemi臋 winy wystarczaj膮co d艂ugo; musia艂a go od niego uwolni膰, aby m贸g艂 odzyska膰 wewn臋trzny spok贸j. Po to do niej przyszed艂, a ona czu艂a si臋 w obowi膮zku uczyni膰 cho膰by tyle dla cz艂owieka, kt贸rego kiedy艣 uwa偶a艂a za cz艂onka rodziny.

Ryder odwr贸ci艂 si臋 i potrz膮sn膮艂 g艂ow膮.

- To ja kaza艂em mu obej艣膰 ten dom od ty艂u. To by艂a moja decyzja, ja...

- Nie wiedzia艂e艣 przecie偶 - przerwa艂a mu. - Nikt nie m贸g艂 wiedzie膰. To nie by艂a twoja wina, po prostu sta艂o si臋. Wszystkim jest przykro z tego powodu. Mnie, tobie. Ca艂ej policji Seattle. Ale to nam nie przywr贸ci Gary'ego.

Czas nie zamaza艂 jeszcze wspomnienia tego tragicznego dnia, w kt贸rym zgin膮艂 jej m膮偶. Wszystko odbywa艂o si臋 tak rutynowo. Gary i Ryder zostali wezwani do domu, w kt贸rym podejrzewano kradzie偶. Przybyli na miejsce i rozdzielili si臋. Ryder poszed艂 w lewo, Gary w prawo. Pech chcia艂, 偶e tam w艂a艣nie przyczai艂 si臋 narkoman na g艂odzie. Spanikowa艂, kiedy Gary potkn膮艂 si臋 o niego, i strzeli艂. Kula przeszy艂a g艂ow臋 Gary'ego, zabijaj膮c go na miejscu.

- To powinienem by膰 ja - stwierdzi艂 Ryder.

- Nie - zaoponowa艂a. - Nie wini臋 ci臋 i jestem pewna, 偶e gdyby by艂 tu z nami Gary, r贸wnie偶 by ci臋 nie wini艂.

- Ale...

- Uwielbia艂 z tob膮 pracowa膰. - Jej g艂os za艂ama艂 si臋. Przygryz艂a warg臋 i wzi臋艂a si臋 w gar艣膰. - Jego najlepsze lata na s艂u偶bie to lata sp臋dzone z tob膮. Byli艣cie wi臋cej ni偶 wsp贸艂pracownikami, byli艣cie przyjaci贸艂mi. Prawdziwymi przyjaci贸艂mi. Gary kocha艂 swoj膮 prac臋 tak偶e dlatego, 偶e ty by艂e艣 jej cz臋艣ci膮.

Ryder usiad艂 na 艂awce za sto艂em, podci膮gn膮艂 kolana i obj膮艂 je ramionami.

- Ufa艂 mi, a ja go zawiod艂em.

- Ty te偶 mu ufa艂e艣. To nie ty strzeli艂e艣. To nie ty wyda艂e艣 na niego wyrok. Los tak chcia艂 i pora, 偶eby艣 si臋 z tym pogodzi艂. Ja si臋 pogodzi艂am. Ju偶 nie jestem rozgoryczona. Nie mog艂abym 偶y膰, nie mog艂abym by膰 matk膮, karmi膮c si臋 zadawnionym 偶alem.

Ryder milcza艂 tak d艂ugo, 偶e Lynn zacz臋艂a si臋 zastanawia膰, o czym my艣li. Zmarszczone brwi nadawa艂y jego twarzy wyraz znu偶enia, oczy by艂y ciemne i nieprzeniknione.

- Powinni艣my byli powiedzie膰 sobie to wszystko dawno temu - mrukn膮艂.

- Tak, powinni艣my - odpar艂a. - W艂a艣nie to naprawiamy. Teraz jeste艣 wolny. Nic ju偶 nie b臋dzie ci臋 przyt艂acza膰, mo偶esz rozpocz膮膰 偶ycie od nowa. Teraz mo偶esz wznie艣膰 si臋 ku chmurom.

Wsta艂 powoli.

- 呕ycz臋 ci jak najlepiej, Ryder - doda艂a Lynn. - Odniesiesz wiele sukces贸w jako adwokat. Jestem pewna. -Mia艂a ochot臋 go u艣ciska膰, ale powstrzyma艂a si臋. W zak艂opotaniu zacz臋艂a krz膮ta膰 si臋 wok贸艂 sto艂u. - Naprawd臋 si臋 ciesz臋, 偶e si臋 zobaczyli艣my. - Czu艂a na sobie ci臋偶ar jego spojrzenia.

- Wr贸ci艂em - powiedzia艂 w ko艅cu - poniewa偶 chc臋 zosta膰.

- To wspaniale. Ciesz臋 si臋 i jestem dumna, 偶e tak ci si臋 dobrze wiedzie. - Wyj臋艂a misk臋 sa艂atki ziemniaczanej z koszyka i postawi艂a j膮 na stole.

- Chcia艂bym si臋 jeszcze z tob膮 zobaczy膰.

Lynn wyj臋艂a serwetki.

- Pewnie b臋dzie to nieuniknione. Policja stara si臋 obj膮膰 dzieci i mnie parasolem socjalnym. Korzystamy z tego czasami. S膮dz臋, 偶e te偶 b臋dziesz zapraszany na ich imprezy.

- Nie o tym m贸wi臋. Chcia艂bym zaprosi膰 ci臋 na kolacj臋, pozna膰 ci臋 na nowo... um贸wi膰 si臋 na randk臋.

Lynn, kt贸ra dotychczas b艂膮dzi艂a wzrokiem po obrusie w kratk臋, spojrza艂a na Rydera. Chyba si臋 przes艂ysza艂a. Czy on m贸wi艂 o randce? To jak kolacja z w艂asnym bratem. Gdyby zaproponowa艂, 偶eby si臋 wspi臋li na drzewo i pobujali na lianach, nie by艂aby bardziej zdziwiona. Otworzy艂a usta i zamkn臋艂a je, bo 偶adne dowcipne powiedzonko nie przysz艂o jej do g艂owy. Zna艂a jego stosunek do randek. Nigdy nie widywa艂 si臋 z nikim d艂ugo. Jego liczne zwi膮zki sta艂y si臋 przecie偶 dla niej i Gary'ego przedmiotem regularnych kpin. Najd艂u偶sza 鈥瀖i艂o艣膰" Rydera, jak膮 pami臋ta艂a, trwa艂a par臋 miesi臋cy.

- Chcia艂bym zn贸w by膰 blisko ciebie - wyja艣ni艂.

- Znamy si臋 jak 艂yse konie - powiedzia艂a, patrz膮c mu w oczy.

- Pod pewnymi wzgl臋dami nie znamy si臋 wcale.

Lynn widzia艂a, jak jego wzrok w臋druje do jej ust. Stali tak blisko siebie, 偶e dostrzega艂a z艂ote promyki w jego ciemnych oczach. Widzia艂a w nich tak偶e zw膮tpienie i b贸l. Wzbiera艂a w niej ch臋膰 pomocy. Tak bardzo pragn臋艂a przytuli膰 go, wch艂on膮膰 jego b贸l i podzieli膰 si臋 z nim swoim. Powstrzyma艂a si臋 jednak, przypisuj膮c te uczucia ich dawnej blisko艣ci.

- Czy mog臋 przyjecha膰 po ciebie jutro wieczorem i zabra膰 ci臋 na kolacj臋? - zapyta艂.

- Dzi臋kuj臋, Ryder, ale nie - odpar艂a.

- Dlaczego?

- Mog艂abym poda膰 wiele powod贸w, ale tak naprawd臋 po prostu brak mi czasu na 偶ycie towarzyskie. Mam swoj膮 firm臋, dzieci nie daj膮 mi pr贸偶nowa膰, a poza tym, szczerze m贸wi膮c, nie s膮dz臋, aby podtrzymywanie naszej przyja藕ni by艂o dobrym pomys艂em. Zbyt wiele duch贸w tu straszy.

- To przez Gary'ego? - spyta艂. - Czy dlatego, 偶e ci臋 dy opu艣ci艂em?

- Tak... to znaczy nie... ojej, nie wiem. - Spojrza艂a na zegarek i zobaczy艂a, 偶e dr偶y jej r臋ka. - Przepraszam, ale chyba musz臋 rozejrze膰 si臋 za dzie膰mi.

Nie poruszy艂 si臋 i wiedzia艂a, 偶e rozwa偶a, czy naciska膰 dalej. Najwidoczniej jednak postanowi艂 da膰 spok贸j i by艂a mu za to wdzi臋czna. Wyci膮gn膮艂 r臋k臋 i dotkn膮艂 jej twarzy. Lynn zamruga艂a, z trudem broni膮c si臋 przed nag艂ym wzruszeniem. Serce zatrzepota艂o jej w piersi. Nie tak si臋 czuje siostra w obecno艣ci brata. Co艣 z ni膮 by艂o dzisiaj nie w porz膮dku.

- Chcia艂bym, 偶eby艣 o tym pomy艣la艂a - powiedzia艂 i wyj膮艂 z portfela wizyt贸wk臋. - Zadzwo艅, kiedy zmienisz zdanie... albo kiedy b臋dziesz czego艣 potrzebowa膰. Jestem teraz do twojej dyspozycji.

Lynn wzi臋艂a wizyt贸wk臋 i przebieg艂a wzrokiem po nazwisku i numerze telefonu, jakby te litery i cyfry mog艂y jej wszystko wyja艣ni膰.

- M贸wi臋 powa偶nie, Lynn - doda艂 Ryder.

Przez ostatni rok wyobra偶a艂 sobie po tysi膮ckro膰 to spotkanie, zastanawiaj膮c si臋, co powinien powiedzie膰, i pr贸buj膮c zapami臋ta膰 ka偶d膮 linijk臋 planowanej rozmowy. Ale spotkanie nie przebieg艂o tak, jak chcia艂. Lynn uwa偶a艂a, 偶e to poczucie winy trzyma艂o go z daleka od niej przez tyle lat. Dop贸ki nie zacz臋艂a m贸wi膰, nie zdawa艂 sobie sprawy, jak popl膮tane by艂y jego uczucia wobec zmar艂ego przyjaciela. Dla Gary'ego wszystko by艂o proste. Wiedzia艂, czego chcia艂, i wiedzia艂, jak to zdoby膰. Rozumia艂 te偶, 偶e uporanie si臋 z duchami przesz艂o艣ci nie jest 艂atwe. Przecie偶 wszystko, co warto艣ciowe, wymaga wysi艂ku.

W zamy艣leniu nie zauwa偶y艂, 偶e kto艣 mu si臋 przygl膮da. Obserwuj膮ce go ciemnobr膮zowe oczy by艂y szeroko otwarte i bardzo powa偶ne.

- Jeste艣 wujek Ryder, prawda?

Rydera wyrwa艂 z zadumy ch艂opi臋cy g艂os.

- Na naszym kominku stoi twoje zdj臋cie z moim tat膮 - wyja艣ni艂 Jason, zanim Ryder zd膮偶y艂 odpowiedzie膰. - Przysy艂asz mi prezenty na urodziny i na gwiazdk臋. Fajne prezenty kupujesz. W zesz艂ym roku mia艂em ci wys艂a膰 list臋 tych wszystkich rzeczy, kt贸re chcia艂bym dosta膰, ale mama mi nie pozwoli艂a.

- Wi臋c rozpozna艂e艣 mnie? - zapyta艂 Ryder. Jason skin膮艂 g艂ow膮.

- Jasne. Tylko teraz masz na skroni w艂osy innego koloru. Ryder u艣miechn膮艂 si臋.

- Starzej臋 si臋.

- By艂e艣 przyjacielem mojego taty, prawda?

- Pracowali艣my razem.

- Mama mi m贸wi艂a. - Jason odczepi艂 od pasa bidon, ceremonialnie otworzy艂 go, wysypa艂 na d艂o艅 r贸偶owo-kremowe granulki i milcz膮co zaproponowa艂, by Ryder skosztowa艂 proszku. Stwierdzi艂, 偶e cokolwiek to jest, jest dobre.

- To musli - wyja艣ni艂 ch艂opiec. Milcza艂 przez chwil臋, po czym skrzywi艂 si臋 i spyta艂:

- Czy masz starsz膮 siostr臋?

- Mam.

- Ja te偶. Z siostrami s膮 same problemy, no nie?

- Czasami. - Ryder wyliza艂 resztk臋 okruch贸w i otrzepa艂 r臋ce. - Ale wiesz co, Jason, dziewczyny z wiekiem robi膮 si臋 coraz fajniejsze.

- Dziadek te偶 tak m贸wi, lecz ja tego nie widz臋. Rambo interesuje si臋 nimi tylko wtedy, kiedy ratuje im 偶ycie.

- Tw贸j tata uratowa艂 je kiedy艣 mnie.

- M贸j tata uratowa艂 ci 偶ycie? Naprawd臋? - Oczy Jasona rozb艂ys艂y.

Ryder skin膮艂 g艂ow膮, 偶a艂uj膮c, 偶e zacz膮艂 m贸wi膰 na ten temat, ale by艂o ju偶 za p贸藕no.

- W艂a艣ciwie to nawet wi臋cej ni偶 raz - doda艂.

- Opowiedz mi o tacie! Mama cz臋sto opowiada o nim i o tobie. To znaczy kiedy艣 opowiada艂a, zanim kupi艂a firm臋. M贸wi, 偶e nie chce, 偶ebym zapomnia艂 tat臋, ale szczerze m贸wi膮c, prawie go nie pami臋tam. Mama opowiada mi, 偶e kupowa艂 jej r贸偶e na ich rocznic臋, ale nigdy nie m贸wi nic naprawd臋 ciekawego.

Ryder wpad艂 we w艂asne sid艂a i musia艂 brn膮膰 dalej. Jason by艂 spragniony wiedzy o ojcu i oszukiwanie go by艂oby nie fair.

- Gary Danfort by艂 wspania艂ym cz艂owiekiem.

- Opowiedz mi, jak ci uratowa艂 偶ycie.

- Opowiem. - Ryder roze艣mia艂 si臋 cicho, po czym przez p贸艂 godziny relacjonowa艂 historie swoich wyczyn贸w z Gary m Danfortem. By艂 zdumiony, ile przyjemno艣ci z tego czerpa艂. Nigdy nie t臋skni艂 za Garym bardziej ni偶 w艂a艣nie teraz, rozmawiaj膮c z jego o艣mioletnim synem. Spodziewa艂 si臋 zwyk艂ego ataku b贸lu, kt贸ry pojawia艂 si臋 zawsze, gdy my艣la艂 o przyjacielu, ale poczu艂 si臋 jako艣 dziwnie oczyszczony.

Kiedy sko艅czy艂, ch艂opiec zmarszczy艂 szerokie brwi. Wch艂on膮艂 ka偶de s艂owo, jak sucha g膮bka wod臋.

- Mama m贸wi艂a mi, 偶e by艂 bohaterem - westchn膮艂 鈥 ale nie wiedzia艂em, co dok艂adnie robi艂.

- Kiedy艣 b臋dziesz taki sam jak on - powiedzia艂 Ryder i w zamian otrzyma艂 od Jasona najrado艣niejszy u艣miech, jaki widzia艂 w 偶yciu.

- Ten cz艂owiek, kt贸ry zabi艂 mojego tat臋, siedzi w wi臋zieniu - o艣wiadczy艂 niespodziewanie ch艂opiec. - Mama m贸wi, 偶e nie powinienem go nienawidzi膰, bo to tylko mnie zrani.

Ryder pomy艣la艂, 偶e chcia艂by by膰 tak szlachetny.

- Twoja mama jest bardzo m膮dra.

- Prawie nigdy nie ma jej w domu, nie tak jak kiedy艣 -stwierdzi艂 Jason i westchn膮艂. - W zesz艂ym roku kupi艂a firm臋 i teraz pracuje ca艂y czas. Jest w domu tylko po po艂udniu i wieczorem, a kiedy przychodzi, pada na nos.

Ryder zamy艣li艂 si臋. Pami臋ta艂, 偶e Lynn kupi艂a jak膮艣 firm臋 i wydawa艂o mu si臋, 偶e to by艂 dobry krok.

- Co mama robi w pracy? - zapyta艂. Przypuszcza艂, 偶e zaj臋艂a si臋 zarz膮dzaniem, a nie samym instrukta偶em.

- Sprawia, 偶e grube panie chudn膮.

- Aha. - Ryder st艂umi艂 艣miech. - A jak to robi?

- 膯wiczenia, 膰wiczenia i jeszcze raz 膰wiczenia. - Jason zacz膮艂 rytmicznie wymachiwa膰 w powietrzu wskazuj膮cym palcem. Ryder nie wytrzyma艂 i parskn膮艂 艣miechem.

- To wcale nie jest 艣mieszne - powiedzia艂 Jason. - Te panie bior膮 to na powa偶nie i mama te偶.

- Nie z tego si臋 艣miej臋, synu - odpar艂 Ryder.

Us艂ysza艂 z oddali, jak Lynn wo艂a Jasona. Ch艂opiec natychmiast si臋 poderwa艂.

- Musz臋 i艣膰. Na pewno pora na jedzenie. Zjesz z nami? Mama zapomnia艂a o pikniku i Michelle musia艂a jej przypomnie膰. Mieli艣my zrobi膰 sa艂atk臋 ziemniaczan膮, w ko艅cu mama kupi艂a j膮 w sklepie. Nie jest taka dobra jak domowa, ale mo偶e by膰. Przynie艣li艣my hot dogi, musztard臋, og贸rki kiszone, kt贸re dziadek zrobi艂 w zesz艂ym roku, i mas臋 innych rzeczy. Nie musisz si臋 martwi膰, 偶e nic nie przynios艂e艣, bo my mamy du偶o. Zostaniesz, prawda?

Rozdzia艂 4

Nie chc臋 tam i艣膰 - mamrota艂 Jason na tylnym siedzeniu samochodu.

- Ja te偶 nie jestem tym zachwycona - odpar艂a Lynn. Jason tak niech臋tnie odnosi艂 si臋 do perspektywy sp臋dzenia wakacji z grup膮 zer贸wkowicz贸w, 偶e odm贸wi艂 zaj臋cia w samochodzie przedniego siedzenia. To jednak obesz艂o Lynn najmniej.

- Jestem za du偶y na chodzenie do 艣wietlicy.

- Jeste艣 za ma艂y, 偶eby zosta膰 sam w domu.

- To dlaczego Michelle b臋d膮 opiekowa膰 si臋 Morrisowie?

- T艂umaczy艂am ci to setki razy, Jason. Michelle zostanie u pani Morris do czasu, a偶 znajd臋 jej jakie艣 inne miejsce.

- A co ci si臋 nie podoba w Janice? Mo偶e jest ma艂o rozgarni臋ta, ale spisywa艂a si臋 jak trzeba.

- Ile razy mam ci powtarza膰, 偶e straci艂am zaufanie do waszej tr贸jki? Dobrze wiesz, dlaczego.

- Ale mamo, ja si臋 dobrze rozumiem z Janice.

- No w艂a艣nie!

- Dlaczego nie mog臋 p贸j艣膰 do Brada?

- Bo jego mama te偶 pracuje.

- A dlaczego nie mog臋 sp臋dza膰 czasu tam, gdzie on?

- Pr贸bowa艂am zapisa膰 ci臋 na ob贸z dzienny, ale nie ma miejsc. Jeste艣 na li艣cie rezerwowej i jak tylko co艣 si臋 zwolni, mo偶emy ci臋 tam przenie艣膰.

- Nie chc臋 tam i艣膰 - o艣wiadczy艂 Jason. Skrzy偶owa艂 r臋ce na piersi i milcza艂 pos臋pnie.

- Mnie ten pomys艂 nie podoba si臋 tak samo jak tobie, ale nie widz臋 innego wyj艣cia. Mo偶e p贸藕niej wymy艣limy co艣 lepszego, ale na razie pojedziesz do 艢wietlicy Piotrusia Pana.

- Do 艢wietlicy Piotrusia Pana?! - wykrzykn膮艂 Jason i wyr偶n膮艂 g艂ow膮 w ty艂 siedzenia. - A na pani膮 艣wietlicow膮 mo偶e b臋d臋 wo艂a艂 Dzwoneczek?

- Przesta艅, g艂uptasie.

- Gdyby tata tu by艂, wszystko by艂oby inaczej.

Lynn mia艂a wra偶enie, jakby dosta艂a obuchem w g艂ow臋. Od czasu rozmowy z Ryderem Jason wykorzystywa艂 ka偶d膮 okazj臋 do wspominania ojca. Tego jednak by艂o ju偶 za wiele - przywo艂ywanie Gary'ego tylko po to, 偶eby si臋 jej przeciwstawi膰.

- Ale go tu nie ma - odpar艂a lodowato. - I b臋dziemy robi膰 to, co ja uznam za najlepsze.

- Wrabianie mnie w zabawy z kup膮 maluch贸w ma by膰 najlepszym wyj艣ciem? - oburza艂 si臋 dalej Jason. - Nie jestem niemowlakiem, mamo.

- Trzecia klasa to jeszcze nie uniwersytet.

- I pomy艣le膰, 偶e robi mi to w艂asna matka - burkn膮艂.

- Przesta艅 obarcza膰 mnie win膮! - krzykn臋艂a Lynn. - Ju偶 i tak si臋 obwiniam.

- Gdyby to by艂a prawda, znalaz艂aby艣 mi 艣wietlic臋 o innej nazwie. Za艂o偶臋 si臋, 偶e mama Sylwestra Stallone nigdy by mu czego艣 takiego nie zrobi艂a.

- Jason!

- Mamo, posy艂asz mnie do 艢wietlicy Piotrusia Pana...

- Staraj si臋 my艣le膰 pozytywnie. Mo偶esz nauczy膰 ch艂opc贸w bawi膰 si臋 w wojn臋.

- Jasne - mrukn膮艂 bez entuzjazmu.

Po odstawieniu Jasona do 艣wietlicy Lynn pojecha艂a do swojego salonu. Ten tydzie艅 nie by艂 dla niej najlepszy. Ju偶 przed piknikiem sprawy nie uk艂ada艂y si臋 dobrze, ale po nim dopiero zacz臋艂o si臋 najgorsze. Odesz艂a jedna z instruktorek i Lynn musia艂a sama prowadzi膰 grup臋, p贸ki nie znajdzie i nie przeszkoli kogo艣 innego. Poprzedniego dnia wr贸ci艂a do domu po sz贸stej i zasta艂a dzieci zm臋czone, g艂odne i rozkapryszone. Jakby tego by艂o ma艂o, Jason wci膮偶 opowiada艂 co艣 o Ryderze. Lynn czu艂a, 偶e ogarnia j膮 rozdra偶nienie. Wymazywanie Rydera ze 艣wiadomo艣ci by艂o dla niej wystarczaj膮co trudne. Jason powtarza艂 wszystko, co us艂ysza艂 od niego o ojcu, i snu艂 domys艂y, dlaczego wujek nie sp臋dzi艂 z nimi tamtego pikniku.

Lynn wiedzia艂a, 偶e to nie paplanina Jasona j膮 dra偶ni. Przeszkadza艂o jej raczej, 偶e ch艂opiec opowiada艂o Ryderze g艂osem tak pe艂nym uwielbienia, jakby m贸wi艂 o samym Rambo. Uczucia Lynn wobec Rydera nadal by艂y tak sprzeczne i niejasne, 偶e sama ich nie rozumia艂a. Zreszt膮 nie mia艂a czasu na 偶adne historie mi艂osne. Zaproszenie na kolacj臋 by艂o dla niej prawdziwym zaskoczeniem, nawet wi臋cej: szokiem. Podobnie jak spotkanie z nim. Czu艂a si臋 jak podlotek, nastolatka, g臋艣- niedojrzale i niepewnie. Po 艣mierci Gary'ego trudno jej by艂o stan膮膰 na nogi. W ko艅cu jej si臋 to uda艂o, tymczasem te par臋 minut z Ryderem zn贸w wytr膮ci艂o j膮 z r贸wnowagi.

Jedyne, co ich 艂膮czy艂o, to mi艂o艣膰 do Gary'ego. Ryder zaproponowa艂, co prawda, kolacj臋, ale Lynn by艂a przekonana, 偶e by艂 to tylko szlachetny gest. Nie dzwoni艂 ju偶 przecie偶 wi臋cej, za co zreszt膮 by艂a mu wdzi臋czna.

Ju偶 w po艂udnie tego dnia, kiedy pierwszy raz odwioz艂a Jasona do 艣wietlicy, czu艂a si臋 wyko艅czona. Pracowa艂a w swoim gabinecie, pojadaj膮c lunch, kiedy do drzwi zapuka艂a asystentka.

- Niejaki pan Matthews do ciebie. Czy mam go wprowadzi膰?

Lynn upu艣ci艂a d艂ugopis.

- Pan Matthews...?

- Tak - odpowiedzia艂a Gloria i u艣miechn臋艂a si臋 porozumiewawczo. - Ma bardzo przyjemny g艂os.

Lynn usi艂owa艂a si臋 roze艣mia膰, jednocze艣nie rozpaczliwie szukaj膮c powodu, kt贸ry pozwoli艂by jej si臋 wymiga膰 od spotkania z Ryderem. Nic jednak nie przychodzi艂o jej do g艂owy. Mi艂o si臋 rozmawia艂o wtedy w Green Lak臋 pod bezchmurnym niebem i w艣r贸d t艂umu ludzi, ale przyj臋cie go teraz w biurze, w r贸偶owych legginsach i liliowej bluzce bez r臋kaw贸w, to zupe艂nie inna sprawa.

- Lynn?

- Dobrze, wpu艣膰 go.

- Z przyjemno艣ci膮 - odpar艂a Gloria, otworzy艂a drzwi na o艣cie偶 i Ryder przekroczy艂 pr贸g.

Wszed艂 do jej male艅kiego gabinetu, wype艂niaj膮c sob膮 ka偶dy jego k膮t.

- Witaj, Ryderze. Co ci臋 tu sprowadza? - Mia艂a nadziej臋, 偶e jej g艂os brzmi bardziej pewnie, ni偶 si臋 czu艂a.

- Dzie艅 dobry, Lynn. Mia艂em w艂a艣nie troch臋 czasu i by艂em w okolicy. Pomy艣la艂em, 偶e mo偶e zjad艂aby艣 ze mn膮 lunch.

To zaproszenie zdumia艂o j膮 nie mniej ni偶 tamto w parku. Spojrza艂a na napocz臋ty jogurt.

- Jak widzisz, jestem ju偶 prawie po lunchu.

- Ty to nazywasz lunchem?

- Nie odwa偶y艂abym si臋 przynie艣膰 tu hamburgera. Straci艂abym prac臋 we w艂asnej firmie.

Ryder roze艣mia艂 si臋, odsun膮艂 krzes艂o i usiad艂. Lynn r贸wnie偶 usiad艂a.

- Nie dzwoni艂a艣 - odezwa艂 si臋 pierwszy. Spojrza艂 na ni膮 ze spokojnym, zmys艂owym u艣miechem, z kt贸rego wyczyta艂a, 偶e nie przyszed艂 tu bez przyczyny.

Zwyk艂y u艣miech, a jej zabi艂o niespokojnie serce.

- Czeka艂em na tw贸j telefon - powiedzia艂. Lynn zamruga艂a oczami.

- Ja mia艂am si臋 z tob膮 skontaktowa膰? Ryder pokr臋ci艂 g艂ow膮.

- Obieca艂a艣 zastanowi膰 si臋 nad moj膮 propozycj膮 wsp贸lnego wypadu na kolacj臋.

Spojrza艂a na niego.

- Je艣li dobrze pami臋tam, powiedzia艂am ci, 偶e nie mam czasu i uwa偶am, 偶e lepiej zostawi膰 sprawy w艂asnemu biegowi.

- Zaprosi艂em ci臋 na kolacj臋. To nie oznacza romansu.

Lynn potrz膮sn臋艂a g艂ow膮.

- Ryder... min臋艂o par臋 lat. By艂e艣 najlepszym przyjacielem Gary'ego i moim i zawsze b臋d臋 o tym pami臋ta膰, ale czas nie sta艂 w miejscu i 偶ycie potoczy艂o si臋 swoj膮 kolej膮.

- To znaczy, 偶e nie mo偶esz pozwoli膰 sobie nawet na jedno wyj艣cie?

- Mog臋... nie, chyba nie mog臋.

Nie by艂a ju偶 pewna, dlaczego w艂a艣ciwie stara mu si臋 odm贸wi膰. Podszeptywa艂a to jej intuicja.

- Nie mog臋 - zdecydowa艂a po kr贸tkim namy艣le.

- Dlaczego?

- Ryder, to nie ma sensu. Jestem inna ni偶 kobiety, z kt贸rymi si臋 spotyka艂e艣. Uwa偶am ci臋 za przyjaciela i brata... i to wszystko.

- Rozumiem. Wiedzia艂a, 偶e nie rozumie.

- Poza tym - doda艂a po chwili - nie jeste艣 mi nic winien.

- Winien? - U艣miech znik艂 z twarzy Rydera. Jego spojrzenie onie艣mieli艂oby najbardziej do艣wiadczon膮 po偶eraczk臋 m臋skich serc.

- Min臋艂o sporo czasu, a ty chyba czujesz...

- Zadziwiasz mnie znajomo艣ci膮 moich uczu膰 - powiedzia艂 i wsta艂. - Tym razem jednak si臋 mylisz.

Dzieli艂a ich tylko szeroko艣膰 biurka, ale mimo 偶e usi艂owa艂a odwr贸ci膰 wzrok, przyci膮gn膮艂 go swoim spojrzeniem. Musia艂a u偶y膰 ca艂ej si艂y woli, aby si臋 uwolni膰. Kiedy wreszcie uda艂o jej si臋 oderwa膰 wzrok od jego oczu, poczu艂a, 偶e ca艂a dr偶y.

- Wi臋c p贸jdziesz ze mn膮 na lunch?

Powiedzia艂 to ca艂kiem zwyczajnie, ale Lynn zauwa偶y艂a, 偶e jego g艂os brzmi teraz inaczej. Czu艂a, 偶e we wszystkim, co robi, ma jaki艣 cel. Czego艣 od niej chcia艂 i nie zamierza艂 si臋 podda膰.

- To znaczy...

- Chyba nie prosz臋 o zbyt wiele?

Lynn z ca艂ych si艂 stara艂a si臋 powstrzyma膰 dr偶enie g艂osu.

- Ryder... Z trudem pozbiera艂am si臋 po 艣mierci m臋偶a, ale mam teraz swoje 偶ycie. Jako艣 sobie radz臋 i nie chc臋 wraca膰 do bolesnej przesz艂o艣ci, a jedyne, co nas 艂膮czy, to Gary.

Nie odpowiedzia艂, ale jego milczenie by艂o bardziej wymowne ni偶 jakiekolwiek s艂owa. Lynn dobrze go zna艂a - by艂 inteligentny i spostrzegawczy. Mia艂a nadziej臋, 偶e domy艣li si臋, w jakim jest stanie i nie b臋dzie naciska艂.

- W takim razie poczekam, bo, jak widz臋, potrzebujesz czasu - powiedzia艂 po najd艂u偶szej chwili w jej 偶yciu.

Skin臋艂a g艂ow膮.

Ryder Matthews odwr贸ci艂 si臋 i wyszed艂 z gabinetu. Lynn skrzywi艂a si臋 i si臋gn臋艂a po sw贸j jogurt.

- Michelle! - zawo艂a艂a Lynn z kuchni - zadzwo艅 po Jasona, kolacja gotowa!

- A gdzie on jest?

- Chyba u Brada... - Lynn wy艂膮czy艂a kuchenk臋 i si臋gn臋艂a do szafki po talerze. Chcia艂a zawrze膰 pok贸j z nad膮sanym synem, przyrz膮dzaj膮c jego ulubione potrawy: tacos i placek z bananami.

Michelle od艂o偶y艂a s艂uchawk臋.

- Mama Brada m贸wi, 偶e go nie ma.

Lynn popatrzy艂a na ni膮. Dok艂adnie pami臋ta艂a, jak Jason powiedzia艂, 偶e idzie pobawi膰 si臋 u Brada.

- Zadzwo艅 do Sawyer贸w.

Minut臋 p贸藕niej Michelle poinformowa艂a:

- Tam go te偶 nie ma.

- Nie biega po ogr贸dku, prawda?

- Nie - potwierdzi艂a Michelle. - Ju偶 patrzy艂am. Osobi艣cie s膮dz臋, 偶e nale偶y mu si臋 niez艂a nauczka. Mo偶e po prostu zaczniemy je艣膰 bez niego. Wiedzia艂, 偶e robisz kolacj臋, wi臋c je偶eli wola艂 znikn膮膰, to niech jej nie je.

- Zrobi艂am tacos specjalnie dla niego.

- Tym lepiej.

- Michelle, on ma tylko osiem lat.

- I jest rozpuszczony jak dziadowski bicz.

- Michelle, ta kolacja to zado艣膰uczynienie za przeniesienie do 艣wietlicy. Nie chc臋 wykorzystywa膰 jej przeciw niemu.

- Zobacz臋, mo偶e jest u Simona - zaofiarowa艂a si臋 Michelle.

- A ja sprawdz臋 na g贸rze. Mo偶e tam si臋 schowa艂.

Lynn nie zdziwi艂aby si臋, gdyby si臋 okaza艂o, 偶e Jason spokojnie 艣pi w swoim 艂贸偶ku.

Ale 艂贸偶ko Jasona by艂o po艣cielone, a pok贸j posprz膮tany. To wyda艂o jej si臋 dziwne; stale utyskiwa艂a, 偶e jego pok贸j to labirynt pu艂apek czyhaj膮cych na 偶ycie ka偶dego, kto do niego wejdzie.

Jej uwag臋 przyci膮gn臋艂a przypi臋ta do poduszki kartka. Przeczyta艂a list i kolana si臋 pod ni膮 ugi臋艂y. Chwyci艂a si臋 艂贸偶ka.

- Jason nie poszed艂 do Simona - oznajmi艂a cicho, wr贸ciwszy do kuchni.

- Wiem - niecierpliwie rzuci艂a dziewczynka. - W艂a艣nie rozmawia艂am z mam膮 Scotta. Naprawd臋 mam nadziej臋, 偶e wymy艣lisz mu jak膮艣 kar臋. Jestem g艂odna.

Lynn odsun臋艂a krzes艂o i usiad艂a. Mia艂a chaos w g艂owie i md艂o艣ci.

- Gdzie mo偶e by膰 ten 艂obuz?

- Nie wiem... - Lynn trz臋s膮c膮 si臋 r臋k膮 wr臋czy艂a jej list Jasona.

- Uciek艂 z domu? - krzykn臋艂a Michelle i g艂os jej si臋 za艂ama艂. - M贸j ma艂y braciszek uciek艂 z domu?

Rozdzia艂 5

Lynn natychmiast zadzwoni艂a na policj臋. Na pewno wiedz膮, co robi膰 w takich sytuacjach. Sier偶ant Anderson, kt贸ry odebra艂 telefon, usi艂owa艂 j膮 uspokoi膰, ale powiedzia艂, 偶e nic nie mo偶e zrobi膰, p贸ki nie min膮 dwadzie艣cia cztery godziny od znikni臋cia Jasona.

- Czy ch艂opiec da艂 w jakikolwiek spos贸b zna膰, 偶e zamierza uciec z domu? - wypytywa艂 ze wsp贸艂czuciem.

- Chyba nie... a w li艣cie napisa艂, 偶e nie musz臋 si臋 ju偶 o niego martwi膰 i 偶e poradzi sobie sam - odpar艂a Lynn.

- Przykro mi, pani Danfort. W tej chwili nie mo偶emy zrobi膰 dla pani nic wi臋cej.

- Ale on ma dopiero osiem lat - przekonywa艂a dr偶膮cym g艂osem, staraj膮c si臋 nie wpa艣膰 w panik臋. Przecie偶 ludzie, kt贸rzy pracowali z Garym, musz膮 co艣 dla niej zrobi膰. Cokolwiek.

- Syn na pewno wr贸ci przed nadej艣ciem nocy - pociesza艂 j膮 sier偶ant.

Nie przekonywa艂o to Lynn.

- Przecie偶 w ci膮gu dwudziestu czterech godzin wszystko mo偶e si臋 zdarzy膰. By艂 dzi艣 w艣ciek艂y i zniech臋cony... m贸g艂 si臋 z kim艣 zabra膰 samochodem... nie mo偶e pan gdzie艣 zadzwoni膰? Sprawdzi膰?

- Zawiadomi臋 patrole pilotuj膮ce okolic臋, przeka偶臋 im rysopis ch艂opca i ka偶臋 si臋 za nim rozgl膮da膰 - powiedzia艂 po kr贸tkim wahaniu policjant.

Lynn odetchn臋艂a, wdzi臋czna chocia偶 za to. Wygl膮da艂o, 偶e osobiste znajomo艣ci na niewiele si臋 mog膮 przyda膰.

- Dzi臋kuj臋.

- Nie ma za co, pani Danfort. Prosz臋 do mnie zadzwoni膰, kiedy Jason si臋 zjawi.

- Oczywi艣cie. Zadzwoni臋 natychmiast - obieca艂a i od艂o偶y艂a s艂uchawk臋.

Sier偶ant Anderson zachowywa艂 si臋 tak, jakby ucieczki o艣mioletnich ch艂opc贸w z domu by艂y codziennym zjawiskiem. Jakby chcia艂 zasugerowa膰, 偶e Jason wr贸ci do domu, kiedy tylko zg艂odnieje. Pewnie ma racj臋, uzna艂a Lynn, ale my艣l o synku zmagaj膮cym si臋 samotnie z gro藕nym 艣wiatem przera偶a艂a j膮 bezgranicznie.

- No i co? - dopytywa艂a si臋 Michelle - Czy jad膮 ju偶 na poszukiwania?

- Nie - pokr臋ci艂a g艂ow膮 Lynn.

- To znaczy, 偶e nie b臋d膮 go tropi膰 z psami?

- Nie.

- Pewnie u偶yj膮 reflektor贸w i helikopter贸w.

- Nie b臋dzie ani reflektor贸w, ani helikopter贸w.

- Matko 艣wi臋ta! - zawo艂a艂a dziewczynka. - Czy oni w og贸le rusz膮 palcem w bucie, 偶eby znale藕膰 mojego braciszka?

Niekoniecznie, pomy艣la艂a Lynn, ale nie mog艂a powiedzie膰 tego na g艂os.

- Sier偶ant obieca艂 przekaza膰 rysopis Jasona policjantom patroluj膮cym okolic臋-wyja艣ni艂a.

- I tyle? Wi臋cej nic? - zapyta艂a z niedowierzaniem Michelle.

Lynn ba艂a si臋 coraz bardziej.

- Mamo - Michelle by艂a bliska p艂aczu - co my teraz zrobimy?

- Nie wiem... - Lynn desperacko stara艂a si臋 zmusi膰 do pozytywnego my艣lenia.

- Mo偶e do kogo艣 zadzwonimy? - Oczy Michelle zaczyna艂y l艣ni膰 艂zami. - Zabi艂abym go za to, s艂owo daj臋.

- 艢wietlica Piotrusia Pana - powiedzia艂a Lynn przez 艣ci艣ni臋te gard艂o. Od pocz膮tku broni艂 si臋 r臋kami i nogami przed p贸j艣ciem do 艣wietlicy, a mimo to musia艂a go tam odda膰. Nigdzie indziej nie by艂o wolnych miejsc.

- Tam go na pewno nie ma! - o艣wiadczy艂a stanowczo Michelle.

- Jasne, 偶e nie... 艣wietlica by艂a ostatnim miejscem, w kt贸rym Jason chcia艂by si臋 ukry膰. - Lynn zaczyna艂a ogarnia膰 panika. - A koledzy?

- Dzwoni艂am ju偶 do wszystkich w okolicy - odpar艂a Michelle, chodz膮c nerwowo po kuchni jak dziki zwierzak w klatce.

- Mo偶e jest u Danny'ego Thompsona? - zapyta艂a Lynn, przypominaj膮c sobie ch艂opca, z kt贸rym przed ko艅cem roku szkolnego Jason sp臋dza艂 wiele czasu.

- Pud艂o. Thompsonowie wyjechali na wakacje, zapomnia艂a艣?

- No wi臋c, rusz g艂ow膮. Gdzie on m贸g艂 p贸j艣膰?

Dziewczynka wzruszy艂a ramionami.

- Mamo, je偶eli ty mu nic za to nie zrobisz, przysi臋gam, 偶e ja si臋 nim zajm臋.

- O karze b臋dziemy my艣le膰, jak tw贸j brat si臋 znajdzie

- powiedzia艂a Lynn spokojnie, chocia偶 korci艂o j膮, 偶eby razem z c贸rk膮 poz艂o艣ci膰 si臋 na Jasona.

- Wujek Ryder! - wykrzykn臋艂a nagle dziewczynka, jakby odkry艂a Ameryk臋. - Za艂o偶臋 si臋, 偶e Jason skontaktowa艂 si臋 z wujkiem Ryderem. Pomy艣l! Ostatnio bez przerwy o nim m贸wi艂. Od pikniku ci膮gle opowiada艂, czego to Ryder nie wyczynia艂 w policji.

- Ale Jason nie mia艂 jak skontaktowa膰 si臋 z Ryderem - powiedzia艂a Lynn. - Nie zna jego numeru telefonu.

- Jeste艣 pewna?

Zastanowi艂a si臋. Mo偶e jednak Ryder da艂 mu sw贸j telefon? Nie, Jason wspomnia艂by o tym. Przytacza艂 przecie偶 s艂owo w s艂owo wszystkie rozmowy z Ryderem. Nie, nie skontaktowa艂 si臋 z nim, to pewne.

- Mo偶e zadzwo艅 do wujka Rydera - podsun臋艂a Michelle.

- Nie...

- Prosz臋 ci臋, to w tej chwili nasza jedyna szansa!

Ryder trzyma艂 w r臋ku pilota i bezmy艣lnie skaka艂 po kana艂ach. W telewizji nie by艂o nic interesuj膮cego. Na kolacj臋 te偶 nie mia艂 ochoty. Nie by艂 zadowolony ze spotkania z Lynn w po艂udnie i wini艂 za to siebie. Nie by艂a ju偶 t膮 kobiet膮, kt贸r膮 pami臋ta艂 - ale i on nie by艂 tym samym cz艂owiekiem. Zmieni艂a si臋, sta艂a si臋 dojrzalsza, spowa偶nia艂a. W ci膮gu ostatnich trzech lat nauczy艂a si臋 radzi膰 sobie ze zmiennymi kolejami losu. By艂a bardziej pewna siebie i silniejsza, ni偶 si臋 spodziewa艂. To go przyjemnie zdziwi艂o. By艂 g艂upcem, wyobra偶aj膮c sobie, 偶e jest rycerzem w b艂yszcz膮cej zbroi, p臋dz膮cym do Seattle, by chroni膰 j膮 przed z艂ym losem. Lynn nie potrzebowa艂a nikogo takiego. 艢wietnie radzi艂a sobie sama.

Co wi臋cej, dopiero teraz zrozumia艂, 偶e zawsze traktowa艂a go jak starszego brata. U艣wiadomi艂 sobie, 偶e sama my艣l o romantycznym zwi膮zku ich dwojga by艂a dla niej absurdalna. To naturalne, pomy艣la艂, przecie偶 za 偶ycia Gary'ego nigdy nie by艂o mi臋dzy nimi niczego wi臋cej ni偶 przyja藕艅.

Gary.

Rola, jak膮 by艂y wsp贸艂pracownik odegra艂 w jego stosunkach z Lynn, to oddzielna historia. Na pocz膮tku Ryder by艂 przyjacielem i koleg膮 Gary'ego, a Lynn po prostu by艂a 偶on膮 kolegi. Potem oboje te偶 si臋 zaprzyja藕nili, jednak teraz Ryder zaczyna艂 rozumie膰, 偶e bez Gary'ego wszystko wygl膮da inaczej. A jego paroletnia nieobecno艣膰 jeszcze bardziej skomplikowa艂a relacje pomi臋dzy nim a Lynn.

Skuli艂 si臋 na kanapie i zakry艂 twarz d艂o艅mi. Oczekiwa艂 za wiele i za pr臋dko. Powinien da膰 Lynn wi臋cej czasu i cz臋艣ciej widywa膰 si臋 z ni膮 i z dzie膰mi. Musi po prostu wynajdywa膰 preteksty do wizyt i zdobywa膰 Lynn krok po kroku, p贸ki nie zacznie czu膰 si臋 w jego towarzystwie tak samo jak za dawnych czas贸w. Kiedy nadejdzie wreszcie odpowiednia chwila... nie mo偶e pozwoli膰, 偶eby dalej m贸wi艂a o braterskich uczuciach.

Wsta艂 i poszed艂 do kuchni. Otwiera艂 w艂a艣nie lod贸wk臋, kiedy zadzwoni艂 telefon.

- Ryder - powiedzia艂a Lynn, staraj膮c si臋 opanowa膰 dr偶enie g艂osu - przepraszam, 偶e ci臋 k艂opocze...

- Co si臋 dzieje?

Przera偶enie w g艂osie Rydera u艣wiadomi艂o jej, 偶e nie potrafi艂a ukry膰 paniki, kt贸ra j膮 ogarn臋艂a. Zamkn臋艂a oczy i opar艂a si臋 o 艣cian臋, usi艂uj膮c zebra膰 my艣li.

- Pozw贸l mi - c贸rka wyrwa艂a jej telefon z r臋ki - ja mu wszystko wyja艣ni臋. - Wujku Ryderze, tutaj Michelle - powiedzia艂a. - Je偶eli cho膰 troch臋 lubisz swojego chrze艣niaka, przyjed藕 tu jak najszybciej. Jason znikn膮艂 i nie mamy poj臋cia, co si臋 z nim dzieje. Mo偶e ju偶 nie 偶yje. Mama odchodzi od zmys艂贸w, a ja te偶 si臋 okropnie niepokoj臋 - doda艂a i prawie rzuci艂a s艂uchawk臋.

- Michelle, jak tak mo偶na - zbeszta艂a j膮 Lynn. - Teraz wujek nie wie, co o tym wszystkim s膮dzi膰.

- Jak to, co s膮dzi膰? - zdziwi艂a si臋 dziewczynka. - Jasona nie ma, a my zamartwiamy si臋 na 艣mier膰. Wujek Ryder jest prawdopodobnie jedynym cz艂owiekiem na 艣wiecie, kt贸ry mo偶e nam pom贸c.

- Ale przestraszy艂a艣 go nie na 偶arty - powiedzia艂a Lynn, si臋gaj膮c po telefon. Wystuka艂a numer Rydera i odczeka艂a dziesi臋膰 sygna艂贸w, zanim od艂o偶y艂a s艂uchawk臋.

- Przecie偶 nie b臋dzie teraz siedzia艂 w domu i odbiera艂 telefon贸w - odezwa艂a si臋 Michelle. - Uwa偶am, 偶e wujek bardzo nas lubi.

- Sk膮d takie teorie? - zapyta艂a Lynn. - Nie widzia艂a艣 go przecie偶 od lat.

- Zawsze przysy艂a nam fajne prezenty na gwiazdk臋 i kartki na urodziny.

- Jest twoim ojcem chrzestnym.

- Wiem. Pami臋tam go sprzed... - Michelle urwa艂a. U艣miechn臋艂a si臋 lekko i na jej policzkach ukaza艂y si臋 do艂eczki. - Sadza艂 mnie na kolanach i m贸wi艂, 偶e pewnego dnia b臋d臋 kr贸lewn膮. Mo偶e nawet tak膮 pi臋kn膮 jak ty.

- Tak m贸wi艂?

Michelle skin臋艂a g艂ow膮.

- Opowiada艂 mi r贸偶ne g艂upie kawa艂y - doda艂a po chwili. - Kiedy艣 powiedzia艂, 偶e mo偶na zaprowadzi膰 konia do wodopoju, ale nie mo偶na nauczy膰 go sta膰 na r臋kach. Uwielbiam wujka Rydera. Ciesz臋 si臋, 偶e wr贸ci艂. Teraz jest troch臋 tak jak... - Zn贸w urwa艂a i spojrza艂a spod oka na matk臋.

- Jak, kochanie?

- Jak wtedy, kiedy 偶y艂 tata.

Od 艣mierci Gary'ego wszystko jest inaczej, pomy艣la艂a Lynn. Czu艂a si臋 tak, jakby co艣 w niej czeka艂o na przebudzenie, jakby te minione lata by艂y snem. A przecie偶 jej 偶ycie wype艂nia艂o tyle dobrych rzeczy. Odkry艂a siebie, zaakceptowa艂a swoje s艂abo艣ci, zwalczy艂a wiele obaw. Wiedzia艂a, 偶e po 艣mierci Gary'ego zacz臋艂a idealizowa膰 swoje ma艂偶e艅stwo, cho膰 nie by艂o ono a偶 tak膮 sielank膮. Zdawa艂a te偶 sobie spraw臋, 偶e nie powinna por贸wnywa膰 ka偶dego m臋偶czyzny do zmar艂ego m臋偶a. Im d艂u偶ej 偶y艂a samotnie, tym trudniej by艂o jej sobie wyobrazi膰, 偶e kto艣 potrafi dzieli膰 z ni膮 偶ycie i pokocha膰 jej dzieci. Nie by艂a ju偶 beztrosk膮 nastolatk膮. Czasy flirtowania i s艂odkich min mia艂a dawno za sob膮.

- Chyba nadje偶d偶a wujek Ryder - oznajmi艂a Michelle i pobieg艂a do drzwi. - Nie martw si臋, on nam znajdzie Jasona! - zawo艂a艂a po drodze.

Zanim Lynn zdo艂a艂a j膮 powstrzyma膰, pad艂a Ryderowi w ramiona i si臋 rozp艂aka艂a.

Ryder wydawa艂 si臋 zaskoczony tym wybuchem emocji. Poklepywa艂 Michelle po plecach, dodaj膮c jej otuchy, a kiedy Lynn s艂ucha艂a, jak 艂agodnie rozmawia z dziewczynk膮, do oczu nap艂yn臋艂y jej 艂zy. Odwr贸ci艂a g艂ow臋, aby nie zauwa偶y艂, 偶e jest bliska p艂aczu.

Obejmuj膮c Michelle, Ryder podszed艂 do tarasu.

- Nie rozumiem zbyt wiele z opowiadania twojej c贸rki - powiedzia艂. - Mo偶e powiesz mi, co si臋 sta艂o z Jasonem.

Lynn otworzy艂a usta, ale kiedy pr贸bowa艂a zacz膮膰 m贸wi膰, g艂os jej si臋 za艂ama艂, a 艂zy pop艂yn臋艂y po policzkach.

- Jason... zdaje si臋, 偶e postanowi艂 uciec z domu - wykrztusi艂a i wr臋czy艂a mu list od syna.

Rozdzia艂 6

Ryder wzi膮艂 pogniecion膮 kartk臋.

- Co ze sob膮 zabra艂?

- Nie wiem... nie sprawdza艂am - odpar艂a Lynn.

- Wujku Ryderze, policja wcale nie szuka Jasona - poinformowa艂a go Michelle w艣r贸d g艂o艣nych szloch贸w. - Nie wzi臋li ps贸w, helikoptera ani reflektor贸w. Niczego.

- Musz膮 min膮膰 dwadzie艣cia cztery godziny, zanim zaczn膮 szuka膰.

- Rozmawia艂am z Andersonem - powiedzia艂a Lynn, prowadz膮c Rydera do domu. - Zosta艂 ju偶 sier偶antem. Przekaza艂 rysopis Jasona patrolom policyjnym, ale nie wiem, czy to w czym艣 pomo偶e.

- Kto wie. - Ryder stan膮艂 w progu pokoju Jasona. - Czy zauwa偶y艂a艣, 偶eby pakowa艂 jakie艣 ubrania?

Lynn przeszuka艂a po kolei szuflady, ale wszystko by艂o na miejscu.

- Mog臋 wam w ka偶dym razie powiedzie膰, 偶e nie zabra艂 bielizny na zmian臋 - wtr膮ci艂a Michelle. - Je偶eli w og贸le co艣 wzi膮艂 tylko te swoje wojskowe rzeczy. S膮 dla niego najwa偶niejsze na 艣wiecie. Jak mama chce zrobi膰 pranie, to musi go zmusza膰, 偶eby si臋 z tego rozebra艂.

Ryder spojrza艂 na Lynn. Kiwn臋艂a g艂ow膮 potwierdzaj膮co.

- Chwileczk臋! - krzykn臋艂a Michelle. - Co艣 mi si臋 przypomnia艂o - doda艂a i zbieg艂a na d贸艂.

- Jak si臋 czujesz? - spyta艂 cicho Ryder.

Lynn nie potrafi艂a si臋 teraz przed nim broni膰. Mia艂a ochot臋 wtuli膰 si臋 w jego ramiona i powierzy膰 mu cho膰 cz臋艣膰 tego okropnego strachu, kt贸ry ni膮 ow艂adn膮艂. Anderson mia艂 pewnie racj臋: Jason wr贸ci, jak tylko zg艂odnieje. Ale przedtem mo偶e napyta膰 sobie biedy.

- Sama nie wiem - odpar艂a i odgarn臋艂a kosmyk w艂os贸w z czo艂a. Zauwa偶y艂a, 偶e dr偶y jej r臋ka. - Czuj臋 si臋 winna, Ryder. To pierwsze lato, podczas kt贸rego nie jestem z dzie膰mi w domu, i widz臋, 偶e od pocz膮tku nic nie dzia艂a wed艂ug planu. Nie rozumiem, jak inni samotni rodzice radz膮 sobie z domem i prac膮.

Ryder poprosi艂, aby usiad艂a, i sam zaj膮艂 miejsce obok niej.

- Nie mia艂am wyboru - m贸wi艂a, patrz膮c na naturalnej wielko艣ci podobizn臋 Sylwestra Stallone. - Musia艂am odda膰 Jasona do 艢wietlicy Piotrusia Pana. Nie mog艂am zostawi膰 Michelle i Jasona samych w domu.

- Rozumiem, 偶e tw贸j syn nie jest wielbicielem 艢wietlicy Piotrusia Pana?

- Nie znosi jej. -Lynn zacisn臋艂a usta, przypominaj膮c sobie ponur膮 min臋 Jasona, kiedy go po po艂udniu odbiera艂a. Mog艂aby roztopi膰 najbardziej nieczu艂e serce. - Prawie ze mn膮 nie rozmawia艂 po drodze do domu, kiedy go ostatnio stamt膮d odbiera艂am. Twierdzi艂, 偶e kazali mu je艣膰 budy艅 z rabarbaru w towarzystwie t艂umu czterolatk贸w. Poczu艂 si臋 chyba ura偶ony.

Ryder po艂o偶y艂 r臋k臋 na ramieniu Lynn i g艂aska艂 j膮 powolnymi, koj膮cymi ruchami. Lynn, prawie nie zdaj膮c sobie z tego sprawy, rozlu藕ni艂a si臋. Walczy艂a z ch臋ci膮 wsparcia g艂owy na jego ramieniu.

- Chcia艂am tylko by膰 dobr膮 matk膮 - powiedzia艂a. - Wiedzia艂am, 偶e nie znosi tej 艣wietlicy, wi臋c usi艂owa艂am mu to wynagrodzi膰 i ugotowa艂am jego ulubion膮 kolacj臋: tacos i placek z bananami... Powinnam by艂a zrozumie膰, 偶e to nie wystarczy.

- Ale ty jeste艣 dobr膮 matk膮, Lynn. Oceniasz siebie zbyt surowo.

- Nie chodzi tylko o to, 偶e on uciek艂 - westchn臋艂a ci臋偶ko. - Martwi mnie, 偶e jest tak zapatrzony w Rambo. Uwielbia bawi膰 si臋 w wojn臋, 偶yje w 艣wiecie, w kt贸rym sam jest bohaterem. Toni Morris m贸wi, 偶e to etap, przez kt贸ry musz膮 przej艣膰 wszyscy ch艂opcy, ale to mnie nie uspokaja. Ci膮gle my艣l臋...

Do pokoju wtargn臋艂a Michelle, przerywaj膮c Lynn w po艂owie zdania.

- Wiedzia艂am! - oznajmi艂a dramatycznym tonem. - Zabra艂 r贸偶ne rzeczy, 艂膮cznie z nowiutkim opakowaniem musli Cap'n Crunch!

- Nie pomy艣la艂 o swetrze, ale o jedzeniu pami臋ta艂 - zauwa偶y艂a Lynn.

- Zwia艂 z moim Owocowym Rajem! - doda艂a oburzona Michelle.

- Twoim czym? - Ryder ze zdziwieniem uni贸s艂 brwi.

- Owocowym Rajem - powt贸rzy艂a dziewczynka, wyra藕nie oburzona. - Mamo, wyt艂umacz wujkowi.

- To suszone s艂odkie wi艣nie, winogrona, truskawki i inne owoce, kt贸re wygl膮daj膮 jak gumowe cukierki.

- Aha.

- By艂y moje! Mama mi je kupi艂a i Jason dobrze o tym wiedzia艂. Ale z niego... - Michelle nie mog艂a znale藕膰 wystarczaj膮co obra藕liwego okre艣lenia. Wzi臋艂a si臋 pod boki i wygl膮da艂a na tak zgorszon膮, jakby uwa偶a艂a, 偶e publiczne zgilotynowanie by艂oby dla brata zbyt 艂agodn膮 kar膮.

- Chyba domy艣lam si臋, gdzie on mo偶e by膰 - stwierdzi艂 Ryder i wsta艂. Najwidoczniej wiedzia艂 o czym艣, o czym nie wiedzia艂a Lynn.

- Gdzie? - zaciekawi艂a si臋 Michelle, nie mog膮c si臋 doczeka膰, by pom艣ci膰 kradzie偶 swojego Owocowego Raju.

- Czy nie wzi膮艂 plecaka i 艣piwora? Michelle otworzy艂a szaf臋 i zajrza艂a do 艣rodka.

- Nie ma ich - odpar艂a.

Lynn jednym susem znalaz艂a si臋 przy szafie. Rzeczywi艣cie, po 艣piworze i plecaku nie by艂o ani 艣ladu.

- Obdzwoni艂am ju偶 ca艂e s膮siedztwo - poinformowa艂a Michelle Rydera. - Nie poszed艂 do 偶adnego kolegi z okolicy, na sto procent.

- Wcale nie przypuszczam, by mia艂 to zrobi膰.

- Zadzwonisz? - zapyta艂a Lynn i opar艂a si臋 o drzwi wyj艣ciowe.

- B臋d臋 dzwoni艂 co p贸艂 godziny. Mo偶e ch艂opak nie postrada艂 rozumu i ma zamiar sam wr贸ci膰 do domu. W przeciwnym razie b臋d臋 go szuka艂 do skutku - zapewni艂 z moc膮 Ryder.

Doda艂o to otuchy Lynn. Po raz pierwszy od znalezienia listu Jasona za艣wita艂a jej iskierka nadziei.

- Ryder - powiedzia艂a. Zatrzyma艂 si臋 natychmiast i odwr贸ci艂 ku niej. Wyci膮gn臋艂a r臋k臋 i uj臋艂a jego palce, 艣ciskaj膮c je mocno. - Dzi臋kuj臋 - wyszepta艂a ze 艣ci艣ni臋tym gard艂em. - Nie mia艂am poj臋cia, do kogo si臋 zwr贸ci膰.

Ryder odpowiedzia艂 jej u艣ciskiem. Lynn zrozumia艂a, 偶e zrobi wszystko, by odnale藕膰 Jasona. Zdoby艂a si臋 na s艂aby u艣miech.

- Wujek Ryder go znajdzie - powiedzia艂a Michelle, gdy wyszed艂.

- Wiem - odpar艂a Lynn.

Ryder rozpocz膮艂 poszukiwania od lasu za parkiem. Liczy艂 na to, 偶e Jason najprawdopodobniej przygotowa艂 si臋 solidnie na t臋 wypraw臋 i wszystko gruntownie przemy艣la艂 przed opuszczeniem domu.

Szybko odnalaz艂 najbardziej ucz臋szczane 艣cie偶ki prowadz膮ce w zaro艣la.

Po kilku minutach potkn膮艂 si臋 o zwalone drzewo. Za niewielk膮 ziemiank膮 le偶a艂 艣piw贸r z naszywk膮 鈥濭wiezdne Wojny". Troch臋 dalej sta艂 bidon. Ryder sprawdzi艂, co jest w 艣rodku - by艂y tam granulowane musli.

Teraz pozosta艂o mu tylko czeka膰.

Nie trwa艂o to d艂ugo. Jakie艣 pi臋膰 minut p贸藕niej przywl贸k艂 si臋 Jason. Bi艂a od niego pewno艣膰 siebie. Ujrzawszy Rydera, zatrzyma艂 si臋 raptownie i twarz mu si臋 艣ci膮gn臋艂a.

- Je偶eli chcesz mnie zabra膰 do domu, to nic z tego.

- W porz膮dku - mrukn膮艂 Ryder i wzruszy艂 ramionami.

- To znaczy, 偶e nie b臋dziesz mnie namawia艂, 偶ebym wr贸ci艂? - zapyta艂 ch艂opiec.

Ryder potrz膮sn膮艂 g艂ow膮.

- Chyba 偶eby艣 chcia艂, ale rozumiem, 偶e nie chcesz. - Wsta艂, wsadzi艂 r臋ce do kieszeni d偶ins贸w i rozejrza艂 si臋 po obozowisku Jasona. - Nie藕le tu si臋 urz膮dzi艂e艣.

U艣miech ch艂opca by艂 pe艂en dumy.

- Dzi臋ki. Pocz臋stowa艂bym ci臋 czym艣, ale nie wiem, na jak d艂ugo starczy mi 偶ywno艣ci.

Ryder zn贸w wzruszy艂 ramionami i poklepa艂 si臋 po brzuchu.

- Nie przejmuj si臋 mn膮. Szykuj臋 sobie miejsce w 偶o艂膮dku na tacos i placek z bananami.

Jason odwr贸ci艂 g艂ow臋.

- Tacos? Placek z bananami?

- W艂a艣nie. Pachnia艂 bardzo smakowicie.

Jason w rozterce prze艂kn膮艂 艣lin臋, podszed艂 do le偶膮cego na ziemi pnia drzewa i wskoczy艂 na niego.

- Nie chcia艂em ucieka膰 w ten spos贸b, ale mama mnie zmusi艂a - o艣wiadczy艂.

- To przez Piotrusia Pana, tak?

- Sk膮d wiesz?

- Twoja mama mi o tym powiedzia艂a.

- Pewnie ci臋 tu przys艂a艂a.

- Troch臋 si臋 o ciebie martwi.

- Napisa艂em jej, 偶e nie musi - nastroszy艂 si臋 Jason. - Jezu, jakbym nie potrafi艂 sam si臋 o siebie zatroszczy膰. Na tym polega problem. Mama traktuje mnie jak dziecko.

Ryder pochyli艂 g艂ow臋, ukrywaj膮c u艣miech.

- Mam zamiar wr贸ci膰 do domu, jak zacznie si臋 szko艂a, to tylko sze艣膰 tygodni. Musz臋 przecie偶 dalej gra膰 z Rakietami.

- Z Rakietami...?

- To moja dru偶yna pi艂karska. W zesz艂ym roku zaj臋li艣my pierwsze miejsce. Wbi艂em najwi臋cej bramek, ale mama m贸wi, 偶e to sport grupowy, i nawet je艣li by艂em najlepszy i osi膮ga艂em najlepsze wyniki, to nie tylko moja zas艂uga.

Ryder opar艂 si臋 o drzewo i skrzy偶owa艂 r臋ce.

- Wi臋c Piotru艣 Pan jest kiepski?

- Nie masz poj臋cia jak. Ca艂y czas mia艂em wra偶enie, 偶e ta kobieta zaraz sprawdzi, czy nie zsiusia艂em si臋 w majtki.

- A偶 tak?

- Gorzej. W dodatku to niesprawiedliwe, bo Michelle chodzi do kole偶anki, a ja musz臋 m臋czy膰 si臋 z t膮 dzieciarni膮.

- Jason wyci膮gn膮艂 z kieszeni Owocowy Raj i zacz膮艂 go 偶u膰.

- Mama jest w porz膮dku, a Michelle, jak na siostr臋, te偶 og贸lnie da si臋 znie艣膰. Rzecz w tym, 偶e 偶yj臋 w艣r贸d kobiet, kt贸re nie rozumiej膮 takiego m臋偶czyzny jak ja.

- Znam ten problem z w艂asnego do艣wiadczenia - o艣wiadczy艂 Ryder.

To wywar艂o na Jasonie wra偶enie.

- Tak my艣la艂em. Wtedy nad jeziorem wygl膮da艂e艣, jakby艣 si臋 m臋czy艂.

- Jakbym si臋 m臋czy艂...?

- W艂a艣nie. Tak powiedzia艂a kiedy艣 mama przez telefon. Rozmawia艂a z pani膮 Morris o facecie, z kt贸rym by艂a na kolacji. I powiedzia艂a jeszcze, 偶e on si臋 snuje po moczarach rami臋 w rami臋 z Heatheliffem... nie wiem, co to znaczy.

Ryder nie m贸g艂 powstrzyma膰 艣miechu.

- Potem spyta艂em mam臋, co to znaczy, wyja艣ni艂a mi, 偶e ten facet cz臋sto si臋 krzywi艂 - powiedzia艂 Jason. - Ty te偶 si臋 wtedy krzywi艂e艣.

Ryder przypomina艂 sobie, 偶e tego dnia rzeczywi艣cie by艂 z艂y. Jego uwag臋 zaprz膮ta艂o wiele spraw, mi臋dzy innymi to, w jaki spos贸b zdoby膰 Lynn. Nie m贸g艂 przecie偶 po prostu podej艣膰 do niej i oznajmi膰, 偶e j膮 kocha.

- Chcia艂em uczestniczy膰 w tym samym obozie dziennym co Brad, m贸j najlepszy kumpel. Oni tam maj膮 fajne zaj臋cia, ucz膮 si臋 je藕dzi膰 konno i organizuj膮 wyprawy w teren, ale mama m贸wi, 偶e tam ju偶 nie ma miejsc - o艣wiadczy艂 Jason i si臋gn膮艂 po nast臋pny Owocowy Raj. ale nagle przysz艂a mu do g艂owy jaka艣 my艣l. - Czy mama sama zrobi艂a ten placek z bananami? - zapyta艂.

- Wydawa艂o mi si臋, 偶e tak.

- Co艣 jeszcze zosta艂o? - Obliza艂 si臋.

- Na pewno. Nikt w艂a艣ciwie si臋 na niego nie 艂akomi艂. Mama zbyt si臋 martwi艂a, a Michelle ca艂y czas p艂aka艂a.

- Michelle p艂aka艂a z mojego powodu? - Jason nie m贸g艂 w to uwierzy膰. - Przecie偶 zabra艂em jej Owocowy Raj. A, rozumiem - stukn膮艂 si臋 w czo艂o. - Pewnie jeszcze nie zauwa偶y艂a.

- Zauwa偶y艂a od razu. M贸wi艂a te偶 o jakim艣 musli Cap'n Crunch, kt贸rego nie by艂o.

- Musz臋 co艣 je艣膰. Zostawi艂em jej wi贸rki pszenne.

Ryder ogl膮da艂 paznokcie, a w ko艅cu zacz膮艂 je machinalnie czy艣ci膰. Po chwili milczenia dorzuci艂:

- Nie martw si臋 ni膮. Michelle ci臋 rozumie.

- To dlaczego p艂aka艂a?

- Sam dok艂adnie nie wiem. Tak szlocha艂a, 偶e trudno by艂o zrozumie膰, co m贸wi, ale chyba ba艂a si臋, 偶e co艣 z艂ego ci si臋 mo偶e przydarzy膰.

Jason odwr贸ci艂 wzrok i potar艂 r臋ce o spodnie.

- Jaki艣 pijak na mnie krzycza艂, ale uciek艂em... nie goni艂 mnie, sprawdzi艂em to.

- Aha.

- Ale m贸g艂 zobaczy膰, dok膮d pobieg艂em.

- M贸g艂 - zgodzi艂 si臋 Ryder. Jason wyra藕nie traci艂 rezon.

- Ale z mam膮 wszystko w porz膮dku?

- Nie powiedzia艂bym. Trudno j膮 tak naprawd臋 zmartwi膰, jednak chyba ci si臋 to uda艂o.

Jason spu艣ci艂 g艂ow臋.

- Chyba powinienem wr贸ci膰 do domu... 偶eby si臋 ju偶 nie martwi艂a.

- Moim zdaniem to dobry pomys艂. Ale przedtem powinni艣my porozmawia膰... jak m臋偶czyzna z m臋偶czyzn膮.

Ka偶da minuta nieobecno艣ci Rydera d艂u偶y艂a si臋 Lynn w niesko艅czono艣膰. Nie mog艂a usiedzie膰 w miejscu, niespokojna przemierza艂a ca艂y dom. Nie wiedz膮c, co robi膰, zadzwoni艂a do wszystkich s膮siad贸w i poprosi艂a ich o wszelkie informacje o Jasonie, mimo 偶e Michelle rozmawia艂a ju偶 z nimi wcze艣niej. Potem powlok艂a si臋 do pokoju syna, ale nie podzia艂a艂o to na ni膮 zbyt dobrze, wi臋c postanowi艂a wyj艣膰 i zaj膮膰 si臋 czymkolwiek.

Czy艣ci艂a w艂a艣nie szafk臋 w piwnicy, kiedy us艂ysza艂a st艂umiony okrzyk Michelle.

- Mamo, mamo!

Rzuci艂a szmat臋 i pobieg艂a do kuchni. Michelle siedzia艂a przed wysuni臋t膮 szuflad膮 i p艂acz膮c, patrzy艂a do 艣rodka.

- Co tam masz? - zapyta艂a Lynn.

- Jason zostawi艂 mi list - szlocha艂a dziewczynka. - Napisa艂, 偶e nie chce zabiera膰 mi ca艂ego Owocowego Raju, ale potrzebuje go, by prze偶y膰. Zostawi艂 mi winogrona... moje ulubione.

Lynn r贸wnie偶 zbiera艂o si臋 na p艂acz.

- Ryder go znajdzie - powiedzia艂a Michelle.

Ca艂y czas to powtarza艂a, ale wci膮偶 nie dzwoni艂 i Lynn denerwowa艂a si臋 nieprzytomnie.

- Wiem - odpar艂a Lynn. Jednak im d艂u偶ej Jasona nie by艂o, tym mniej by艂a tego pewna.

Nagle us艂ysza艂y trza艣niecie drzwiczek samochodowych na podje藕dzie. Michelle podbieg艂a do okna salonu i odsun臋艂a zas艂on臋.

- To Jason i wujek Ryder.

Lynn poczu艂a si臋 tak, jak z jej ramion spad艂 wielki ci臋偶ar.

- Dzi臋ki ci, Bo偶e - szepn臋艂a.

Rozdzia艂 7

Jason wszed艂 do domu ze spuszczon膮 g艂ow膮.

- Witaj, synku - powiedzia艂a Lynn, sk艂adaj膮c d艂onie.

- Cze艣膰, mamo. Cze艣膰, Michelle.

M贸wi艂 tak cicho, 偶e trzeba by艂o si臋 wysila膰, 偶eby cokolwiek us艂ysze膰.

Michelle g艂o艣no zaszlocha艂a. Chcia艂a w ten spos贸b pokaza膰 bratu, jak z jego powodu cierpia艂a. Skrzy偶owa艂a r臋ce na piersi i odwr贸ci艂a si臋 do niego ty艂em.

Ryder po艂o偶y艂 r臋k臋 na barku ch艂opca.

- Jason za艂o偶y艂 ob贸z w lesie za parkiem - powiedzia艂.

- W lesie... za parkiem - powt贸rzy艂a bezwiednie Lynn. Nadal pe艂na niepokoju, pomy艣la艂a, 偶e je艣liby mu si臋 co艣 sta艂o w tej g艂uszy, nie wiadomo, kiedy by go znale藕li.

- My艣l臋, 偶e Jason ma wam co艣 do powiedzenia - doda艂 Ryder.

Ch艂opiec chrz膮kn膮艂.

- Strasznie mi przykro, 偶e musia艂a艣 si臋 tak o mnie martwi膰, mamo.

Michelle cicho pisn臋艂a.

-Ciebie te偶 przepraszam, Michelle.

Udobruchana nieco dziewczynka odwr贸ci艂a si臋 do brata, gotowa okaza膰 mu mi艂osierdzie.

- Obiecuj臋, 偶e ju偶 nie uciekn臋, nie schowam si臋 ani nie zrobi臋 ju偶 nigdy nic podobnego, a je偶eli zrobi臋, to mo偶ecie spali膰 moje wojskowe ubrania i podrze膰 m贸j plakat z Rambo - o艣wiadczy艂 ch艂opiec i spojrza艂 na Rydera, po czym doda艂:

- Nie podoba mi si臋 w 艢wietlicy Piotrusia Pana, ale wytrzymam tam, dop贸ki nie zacznie si臋 szko艂a. W przysz艂ym roku chcia艂bym, by zapisano mnie z Bradem na ob贸z dzienny ju偶 na pocz膮tku lata.

艁zy wype艂ni艂y oczy Lynn. Wyci膮gn臋艂a r臋ce do syna. Jason pad艂 jej w obj臋cia i przytuli艂 si臋 do niej tak mocno, 偶e a偶 nie mog艂a oddycha膰.

Michelle przeczeka艂a t臋 scen臋, a potem obj臋艂a Jasona czule.

- Nale偶y ci si臋 wielkie lanie - oznajmi艂a piskliwie. 鈥 Ale tak si臋 ciesz臋, 偶e wr贸ci艂e艣, 偶e ostatecznie ci wybacz臋... ten jeden raz.

Jason spojrza艂 na ni膮 z wdzi臋czno艣ci膮.

- Zosta艂o mi jeszcze troch臋 twojego Owocowego Raju.

Michelle spojrza艂a na lepkie, roztopione kawa艂ki owoc贸w w jego r臋ku, do kt贸rych przyczepi艂a si臋 trawa i piach. Zmarszczy艂a nos i potrz膮sn臋艂a g艂ow膮.

- Mo偶esz je sobie zje艣膰. Jason by艂 wyra藕nie zdziwiony.

- Jej, dzi臋ki.

W艂o偶y艂 sobie ca艂膮 gar艣膰 do ust i 偶u艂, a偶 z k膮cika pociek艂a mu kolorowa wst膮偶ka soku. Wytar艂 j膮 r臋kawem koszuli.

Michelle wzdrygn臋艂a si臋.

- Jeste艣 obrzydliwy.

- Dlaczego? - spyta艂 i rozmaza艂 sok na policzku. Michelle wznios艂a oczy ku niebu.

- Id藕 umy膰 r臋ce i twarz, zanim czego艣 dotkniesz. Dzieci znik艂y i Lynn pozosta艂a sam na sam z Ryderem.

- Nie wiem, jak mam ci dzi臋kowa膰. 艢wiat mi si臋 prawie zawali艂, kiedy znalaz艂am ten list na poduszce. Znios艂abym wszystko, tylko nie utrat臋 dziecka. - Otar艂a 艂zy z policzk贸w i spr贸bowa艂a si臋 u艣miechn膮膰, ale jej si臋 nie uda艂o. - Nie wiem, sk膮d wiedzia艂e艣, gdzie on si臋 ukry艂, ale jestem ci dozgonnie wdzi臋czna.

- Tym razem by艂em z wami - szepn膮艂.

- Och, Ryder, nie obwiniaj si臋 za przesz艂o艣膰. Prosz臋 ci臋.

- Nie obwiniam si臋. Wtedy odszed艂em, poniewa偶 musia艂em, ale teraz jestem tu i je偶eli czegokolwiek b臋dziesz potrzebowa膰, chcia艂bym by膰 pierwsz膮 osob膮, do kt贸rej zadzwonisz.

Lynn nie podj臋艂a tego tematu. Ryder odszed艂 od niej, kiedy potrzebowa艂a go najbardziej, i jakby nigdy nic wraca艂 po latach, ofiarowuj膮c pomoc. Nie oczekiwa艂a, aby j膮 wybawiano z opresji, sama sobie radzi艂a nie najgorzej. By艂a dumna ze swoich osi膮gni臋膰 i mia艂a ku temu podstawy. Od 艣mierci Gary'ego przeby艂a d艂ug膮 drog臋. Je偶eli Ryder my艣la艂, 偶e mo偶e teraz niepostrze偶enie w艣lizgn膮膰 si臋 do jej 偶ycia i 偶e zostanie powitany z honorami, sp贸藕ni艂 si臋 o kilka lat. W艂a艣nie mia艂a mu to mo偶liwie delikatnie wyja艣ni膰, kiedy Jason zajrza艂 przez kuchenne drzwi.

- Mog臋 dosta膰 taco i placka?

Kiedy Jason wr贸ci艂, zupe艂nie zapomnia艂a o kolacji.

- Jasne - odpar艂a i spojrza艂a na Rydera. - Jad艂e艣 co艣? U艣miechn膮艂 si臋 i pokr臋ci艂 g艂ow膮.

- Wi臋c zapraszamy. Taki ma艂y dow贸d wdzi臋czno艣ci. Ryder pom贸g艂 Michelie i Jasonowi nakry膰 do sto艂u, a Lynn przynios艂a tarty ser, pomidory i pikantny sos.

Kontakt, jaki Ryder natychmiast nawi膮za艂 z dzie膰mi, zachwyci艂 Lynn. 艢miali si臋 i dowcipkowali, jakby Ryder by sta艂ym go艣ciem w ich domu. Jedynie z dziadkiem dzieci czu艂y si臋 r贸wnie swobodnie.

Jason pa艂aszowa艂 jeden placek za drugim.

- Rosn臋, wiesz - wyja艣ni艂 Lynn, stawiaj膮c pusty talerz w zlewozmywaku.

Zadzwoni艂 telefon i Michelie rzuci艂a si臋 do niego tak gwa艂townie, jakby drugi dzwonek mia艂 wywo艂a膰 po偶ar ca艂ego domu.

- To Marcy - poinformowa艂a. - Mog臋 do niej p贸j艣膰? Ma now膮 kaset臋, kt贸r膮 chce mi pu艣ci膰.

Lynn spojrza艂a na zegarek.

- Dobrze, ale wr贸膰 o 贸smej.

- Ale to tylko p贸艂 godziny.

- O 贸smej albo wcale.

- Dobrze, dobrze.

Jason ziewn膮艂 i posprz膮tawszy ze sto艂u, wyci膮gn膮艂 si臋 przed telewizorem. Kiedy po chwili Lynn zerkn臋艂a na niego, spa艂.

- Mo偶e kawy? - spyta艂a Rydera.

- Dobry pomys艂.

W艂o偶y艂 brudne naczynia do zmywarki, a Lynn nastawi艂a ekspres do kawy.

Po chwili wnios艂a dymi膮cy dzbanek do salonu. Ryder sta艂 przy telewizorze obok ramki ze zdj臋ciem Gary'ego. Kiedy wesz艂a do pokoju, odwr贸ci艂 si臋 skonsternowany. Podszed艂 do niej i wzi膮艂 dzbanek.

Rzuci艂a okiem na zdj臋cie zmar艂ego m臋偶a i z powrotem na Rydera. Z jego zmieszania wywnioskowa艂a, 偶e nie chce rozmawia膰 o Garym. Nie mia艂a zamiaru go do tego zmusza膰.

Poprosi艂a go, by usiad艂. Zaj膮艂 miejsce w fotelu, a ona na sofie. Zdj臋艂a sanda艂y i podwin臋艂a stopy.

- To by艂 dzie艅 pe艂en zdarze艅 - powiedzia艂a z westchnieniem. Rzadko miewa艂a tak ci臋偶kie dni.

Ryder upi艂 troch臋 gor膮cej kawy.

- Dla mnie to by艂 dobry dzie艅. Zapomnia艂em ju偶, 偶e kocham Seattle. Czuj臋 si臋 tu jak w domu.

- Mi艂o mie膰 ci臋 z powrotem. - Lynn nie zdawa艂a sobie sprawy, jak prawdziwie zabrzmia艂y te s艂owa, dop贸ki ich sama nie us艂ysza艂a.

- Ja te偶 si臋 ciesz臋, 偶e wr贸ci艂em. - Oczy Rydera pociemnia艂y, kiedy spotka艂y si臋 ich spojrzenia.

- Jednak Seattle bardzo si臋 zmieni艂o - m贸wi艂 lekko zachrypni臋tym g艂osem. - Ledwie rozpoznaj臋 艣r贸dmie艣cie, tyle wzniesiono nowych budynk贸w.

- Przeczyta艂am na twojej wizyt贸wce, 偶e wasze biuro mie艣ci si臋 na University Street. Jak si臋 czujesz jako 鈥瀊ia艂y ko艂nierzyk"? - zapyta艂a.

- Nie wiem, kiedy wreszcie przyzwyczaj臋 si臋 do codziennego noszenia krawata. Wygodniej mi w d偶insach ni偶 w garniturze, ale to pewnie kwestia czasu.

Lynn u艣miechn臋艂a si臋. Cieszy艂o j膮, 偶e wraca艂o co艣 z ich dawnego kole偶e艅stwa. Kiedy Gary i Ryder pracowali razem, cz臋sto siadywali wszyscy troje przy dzbanku kawy albo przy piwie i gaw臋dzili. Razem w臋drowali po g贸rach albo je藕dzili do niedalekiego Reno. Chadzali na koncerty, kibicowali dru偶ynie Seattle Seahawks i je藕dzili na nartach. Na og贸艂 wyruszali we tr贸jk臋, od czasu do czasu Ryder zjawia艂 si臋 ze swoj膮 naj艣wie偶sz膮 sympati膮. Gary i Lynn uwielbiali dokucza膰 mu z powodu d艂ugo艣ci, a raczej kr贸tko艣ci jego zwi膮zk贸w, on za艣 odpowiada艂, 偶e szuka takiej kobiety jak Lynn.

Dobrze im by艂o razem. Kiedy Lynn urodzi艂a Michelle, pierwszym go艣ciem by艂 Ryder. Poproszony, by zosta艂 ojcem chrzestnym dziewczynki, promienia艂 szcz臋艣ciem. Nosi艂 zdj臋cia Michelle w portfelu i pokazywa艂 je wszystkim, kt贸rzy chcieli ogl膮da膰. To samo powt贸rzy艂o si臋 przy Jasonie. Mia艂 wspania艂e podej艣cie do dzieci. By艂 - jak Gary - cierpliwy i wyrozumia艂y.

Potem Gary odszed艂 na zawsze, a Ryder nagle wyjecha艂. Lynn straci艂a i m臋偶a, i przyjaciela.

Ryder najwyra藕niej odgad艂 jej my艣li, bo zmarszczy艂 brwi, zapatrzy艂 si臋 w telewizor i jeszcze bardziej spos臋pnia艂. W ko艅cu wybuchn膮艂:

- Musia艂em wyjecha膰, 偶eby nie zwariowa膰.

- Rozumiem. Naprawd臋 nie musisz si臋 t艂umaczy膰.

- Nie, nie rozumiesz. Pozw贸l mi wyt艂umaczy膰 si臋 jeszcze jeden ostatni raz i przestan臋 o tym m贸wi膰. Gdybym zosta艂 i dalej by艂 cz臋艣ci膮 waszego 偶ycia, wci膮偶 przypomina艂bym wam o Garym. Ka偶de spojrzenie na mnie budzi艂oby w tobie wspomnienia. Potrzebowa艂a艣 czasu, by upora膰 si臋 z w艂asn膮 偶a艂ob膮, ja r贸wnie偶 musia艂em doj艣膰 do 艂adu ze sob膮. Mo偶e gdyby艣my z Garym nie byli razem tamtej nocy, gdyby okoliczno艣ci by艂y inne... mo偶e zosta艂bym w Seattle. Mo偶e. Aleja tam by艂em.

Lynn nie mia艂a ochoty my艣le膰 o przesz艂o艣ci, a dla Rydera by艂a ona tak偶e bolesna.

- Powr贸t na uniwersytet rozwa偶a艂em jeszcze przed 艣mierci膮 Gary'ego - ci膮gn膮艂. - Chyba mu nawet kiedy艣 o tym wspomnia艂em. Rzuci艂em studia prawnicze dla akademii policyjnej, bo chcia艂em bardziej przyda膰 si臋 spo艂ecze艅stwu. Praca z lud藕mi, utrzymywanie 艂adu i porz膮dku bardzo mnie poci膮ga艂y. Nie wyobra偶a艂em sobie siebie zakopanego w papierach.

- A teraz uwa偶asz, 偶e praca w policji by艂a strat膮 czasu? - zapyta艂a Lynn ze zdziwieniem. Zawsze my艣la艂a, 偶e Ryder kocha swoj膮 prac臋 tak samo jak Gary.

- Nie, nie 偶a艂uj臋 tego okresu. - Potrz膮sn膮艂 g艂ow膮. -Przekona艂em si臋 ju偶, 偶e moja wiedza prawnicza zyskuje dzi臋ki znajomo艣ci roboty policyjnej. Rodzice zainwestowali kiedy艣 w fundusz powierniczy dla mnie na wypadek, gdybym w przysz艂o艣ci zdecydowa艂 si臋 jednak uko艅czy膰 studia. Zawsze mia艂em wi臋c mo偶liwo艣膰 wyboru.

- A teraz osi膮gn膮艂e艣 sw贸j cel - doko艅czy艂a Lynn, popijaj膮c kaw臋. - Mo偶esz by膰 z siebie dumny... zawsze potrafi艂e艣 realizowa膰 to, do czego d膮偶y艂e艣. Gary by艂 taki sam. Dlatego zostali艣cie takimi bliskimi przyjaci贸艂mi. 艁膮czy艂o was wiele wsp贸lnych cech.

- Ty te偶 masz par臋 z nich - odpar艂.

Ca艂y czas by艂 spi臋ty. Lynn zauwa偶y艂a, 偶e rozmowa wcale go nie relaksowa艂a, wr臋cz przeciwnie.

- Opowiedz mi o swojej firmie.

U艣miechn臋艂a si臋. By艂a to ostentacyjna pr贸ba zmiany tematu. Niech mu b臋dzie, pomy艣la艂a.

- Prowadz臋 ten salon od jakich艣 dziesi臋ciu miesi臋cy. Decyzja o kupieniu go by艂a mocno ryzykowna, ale, jak dot膮d, nie 偶a艂uj臋, cho膰 na pocz膮tku nie by艂o 艂atwo.

- Dzieci przyzwyczai艂y si臋 i jako艣 to znosz膮, chyba 偶e nie ma ci臋 w domu.

Pewnie tak, pomy艣la艂a. Mo偶e gdyby wcze艣niej pracowa艂a poza domem, Michelle i Jason potrafiliby si臋 lepiej odnale藕膰 w nowej sytuacji. Ale byli przyzwyczajeni do jej sta艂ej obecno艣ci. Problemy ze 艣wietlic膮 to tylko jeden przyk艂ad zmian, jakie nast膮pi艂y w ich 偶yciu, od kiedy kupi艂a firm臋.

- Je偶eli b臋dziesz jeszcze kiedy艣 mia艂a jakie艣 k艂opoty, bardzo ci臋 prosz臋, dzwo艅 do mnie - powiedzia艂 Ryder - zawsze ch臋tnie ci pomog臋.

- Dzi臋kuj臋, ale ju偶 teraz niewiele rzeczy mnie przerasta.

- Jednak s膮 takie?

Zawaha艂a si臋. Ucieczka Jasona u艣wiadomi艂a jej w艂asn膮 bezsilno艣膰.

- Od czasu do czasu si臋 pojawiaj膮.

- Zadzwo艅 wtedy do mnie, a zrobi臋 wszystko, co w mojej mocy.

- Ryder, mam wra偶enie, 偶e chcia艂by艣 zosta膰 moim anio艂em str贸偶em.

Roze艣mia艂 si臋, ale 艣miech nagle zamar艂 mu na ustach.

- Wola艂bym raczej... - Urwa艂, jakby obawia艂 si臋 powiedzie膰 za du偶o.

Lynn pospiesznie podnios艂a si臋 ze swego miejsca.

- Dola膰 ci mo偶e kawy? - spyta艂a, ale spostrzeg艂a, 偶e jego fili偶anka jest pe艂na.

- Nie, dzi臋kuj臋.

Mimo to posz艂a do kuchni, aby przez chwil臋 by膰 sama. Obecno艣膰 Rydera, nalegania, aby zwraca艂a si臋 do niego o pomoc, to, czego si臋 domy艣la艂a z jego niedom贸wie艅 - wszystko razem wytr膮ci艂o Lynn z r贸wnowagi. Po raz kolejny w towarzystwie Rydera straci艂a pewno艣膰 siebie, odczuwa艂a niepok贸j.

Kiedy stan臋艂a obok ekspresu do kawy, us艂ysza艂a, 偶e podszed艂 i zatrzyma艂 si臋 za ni膮.

Po艂o偶y艂 jej r臋ce na ramionach.

- Nie by艂o ci ostatnio 艂atwo, prawda?

D艂onie Lynn dr偶a艂y, kiedy podnios艂a szklany dzbanek od ekspresu i nalewa艂a kawy.

- Poradzi艂am sobie - odpar艂a. Nie mog艂a uwierzy膰, 偶e ten za艂amuj膮cy si臋 g艂os nale偶y do niej.

- Lynn, odwr贸膰 si臋.

Niech臋tnie spe艂ni艂a jego pro艣b臋, nie przestaj膮c my艣le膰 o jego blisko艣ci.

Ceremonialnie wyj膮艂 jej dzbanek z r臋ki i odstawi艂 go. Pozwoli艂a mu na to, poniewa偶, nieoczekiwanie dla samej siebie, by艂a jak zahipnotyzowana.

Wiedzia艂a, czego od niej chce.

By艂a na tyle uczciwa wobec siebie, by przyzna膰, 偶e te偶 tego chce.

Zn贸w po艂o偶y艂 jej r臋ce na barkach. Powoli przejecha艂 opuszkami palc贸w po jej twarzy, policzku i szyi. Si臋gn膮艂 do spadaj膮cego na plecy warkocza i rozpu艣ci艂 go. To by艂 dotyk pe艂nego zachwytu kochanka.

Lynn niemal przesta艂a oddycha膰. Nie odwa偶y艂a si臋 spojrze膰 na Rydera, wpatrywa艂a si臋 wi臋c uporczywie w guziki jego koszuli. Tak by艂o bezpieczniej.

- Lynn...

Musia艂a podnie艣膰 wzrok. Stali tak blisko siebie, 偶e widzia艂a ka偶d膮 zmarszczk臋 na jego twarzy. Przepe艂ni艂o j膮 podniecenie i u艣piona t臋sknota.

Zbli偶y艂 usta do jej ust, a ona wspi臋艂a si臋 na palce i obj臋艂a go.

Jej wargi musn膮艂 mi臋kki, ledwie wyczuwalny poca艂unek. Mia艂a zamkni臋te oczy, nie chcia艂a rejestrowa膰 rzeczywisto艣ci ani czegokolwiek innego poza gwa艂townymi odczuciami, kt贸re j膮 ogarnia艂y. Niby stara艂a si臋 im zaprzeczy膰, ale nie potrafi艂a.

Pr贸bowa艂a uciec z jego ramion, ale kiedy jej mi臋kkie piersi napotka艂y jego tors, znieruchomia艂a.

Poca艂owa艂 j膮 czule i nami臋tnie zarazem. Jego j臋zyk i wargi pie艣ci艂y, smakowa艂y i wielbi艂y jej usta, a偶 obojgu zabrak艂o tchu. Lynn dr偶a艂a tak silnie, 偶e gdyby Ryder j膮 teraz pu艣ci艂, osun臋艂aby si臋 na pod艂og臋.

- Marzy艂em o tym, by ci臋 przytula膰 tak jak teraz - szepn膮艂. Czu艂a na sk贸rze jego ciep艂y oddech.

Trzasn臋艂y drzwi i kuchni臋 wype艂ni艂 ha艂as, kt贸ry wyda艂 im si臋 og艂uszaj膮cy. Lynn wyrwa艂a si臋 z obj臋膰 Rydera tak szybko, 偶e gdyby jej nie przytrzyma艂, nie usta艂aby na nogach. Kiedy upewni艂 si臋, 偶e z艂apa艂a r贸wnowag臋, opu艣ci艂 r臋ce i stan膮艂 obok.

- Wr贸ci艂am - oznajmi艂a Michelle.

Lynn si臋gn臋艂a po kaw臋 i wypi艂a 艂yk, o ma艂y w艂os si臋 nie oblewaj膮c.

Michelle zatrzyma艂a si臋 i popatrzy艂a na Rydera, potem na matk臋, a potem zn贸w na Rydera.

- Nie przeszkodzi艂am wam chyba w niczym?

- Nie, nie - odpar艂a Lynn szybko. - Oczywi艣cie, 偶e nie.

- Mama i ja chcieliby艣my na chwil臋 zosta膰 sami - w艂膮czy艂 si臋 Ryder, patrz膮c Lynn w oczy.

- Nie ma sprawy.

Dziewczynka odwr贸ci艂a si臋 i zabiera艂a si臋 do wyj艣cia, gdy Lynn zawo艂a艂a:

- Nie... nie id藕!

Gdy tylko przebrzmia艂y te s艂owa, u艣wiadomi艂a sobie, 偶e stawia Michelle w niezr臋cznej sytuacji. Ogarn膮艂 j膮 wstyd, 偶e podda艂a si臋 pieszczotom Rydera. Niezr臋cznie usi艂owa艂a zaple艣膰 sobie warkocz.

Michelle by艂a zdezorientowana.

- Chcia艂am pokaza膰 Marcy magazyn 鈥濼een". P贸jdziemy do mnie na g贸r臋. Mo偶emy, prawda?

Up艂yn臋艂a minuta, zanim Lynn znalaz艂a odpowied藕. Je偶eli Michelle p贸jdzie na g贸r臋, ona znowu zostanie sama z Ryderem. Czy b臋dzie mia艂a odwag臋 spojrze膰 mu w oczy? Zachowa艂a si臋 niestosownie, poddaj膮c mu si臋 w spos贸b, kt贸ry przyprawia艂 j膮 teraz o rumieniec. Tuli艂a si臋 do Rydera i ca艂owa艂a go z takim oddaniem, 偶e na sam膮 my艣l o tym robi艂o jej si臋 s艂abo.

- Mamo...

- Wszystko w porz膮dku. Michelle spojrza艂a na ni膮 z ukosa.

- Dobrze si臋 czujesz?

- Oczywi艣cie - odpar艂a Lynn.

- Jeste艣 blada tak jak wtedy, kiedy zesz艂a艣 do kuchni z listem od Jasona. - Dziewczynka zmru偶y艂a oczy. - Czy przypadkiem on nie uciek艂 jeszcze raz? Wiedzia艂am, 偶e mu za wcze艣nie przebaczy艂am...

- Zasn膮艂 przed telewizorem - wtr膮ci艂 Ryder. - I ju偶 nie ucieknie.

- Dobrze, 偶e z nim porozmawia艂e艣, wujku. Kto艣 musia艂 to zrobi膰. Mama pr贸buje, ale jest za ma艂o stanowcza. Tak to jest z mamami.

Odezwa艂 si臋 dzwonek u drzwi wej艣ciowych. Michelle poderwa艂a si臋.

- To Marcy.

Pobieg艂a otworzy膰. Aby nie zosta膰 sam na sam z Ryderem, Lynn posz艂a do salonu, gdzie zwini臋ty na sofie chrapa艂 Jason.

- Synku - szepn臋艂a, potrz膮saj膮c nim lekko - obud藕 si臋, kochanie.

- Jest 艣miertelnie zm臋czony - stwierdzi艂 Ryder, kiedy Jason mrukn膮wszy co艣, przewr贸ci艂 si臋 na drugi bok. - Pozw贸l mu spa膰.

- Dobrze, ale niech 艣pi w swoim 艂贸偶ku. Trzeba go zbudzi膰 i zaprowadzi膰 na g贸r臋.

- Poczekaj - powiedzia艂 Ryder. Wzi膮艂 ch艂opca na r臋ce i ruszy艂 w stron臋 schod贸w.

Jason zamacha艂 r臋kami, uni贸s艂 g艂ow臋 i popatrzy艂 pytaj膮co na doros艂ych.

- Mama chce, 偶eby艣 poszed艂 spa膰 do swojego pokoju - wyja艣ni艂 Ryder.

Jason kiwn膮艂 g艂ow膮 i zamkn膮艂 oczy. Musia艂 by膰 zupe艂nie wyczerpany. Lynn dowiedzia艂a si臋 w czasie kolacji, 偶e planowa艂 t臋 ucieczk臋 od kilku dni. Prawdopodobnie nie spa艂 wiele przez ostatnie dwie czy trzy noce.

Wesz艂a na g贸r臋 za Ryderem i Jasonem. Mia艂a 艣wiadomo艣膰, 偶e gdy po艂o偶膮 Jasona do 艂贸偶ka, zn贸w zostanie z Ryderem sam na sam. Mog艂a spr贸bowa膰 zwabi膰 Michelle i Marcy do kuchni, ale wiedzia艂a, 偶e nie wygra w konkurencji z magazynem 鈥濼een".

Ryder po艂o偶y艂 Jasona na brzegu materaca i zdj膮艂 z niego koszul臋.

- Chyba przyda艂aby mu si臋 k膮piel.

- Maaamo... - j臋kn膮艂 ch艂opiec i g艂o艣no ziewn膮艂. - Wyk膮pi臋 si臋 jutro rano, obiecuj臋. - Stara艂 si臋 trzyma膰 g艂ow臋 w g贸rze, ale chwia艂a mu si臋 z boku na bok, jakby nagle sta艂a si臋 zbyt ci臋偶ka.

- 鈥濿yk膮pi臋 si臋 rano" - mrukn臋艂a Lynn. - Czy ja tego ju偶 kiedy艣 nie s艂ysza艂am?

Ryder zabra艂 si臋 do zdejmowania tenis贸wek Jasona. Z jednego buta wysypa艂a si臋 na pod艂og臋 kupka piasku.

Wkr贸tce Jason by艂 w pi偶amie. Natychmiast wsun膮艂 si臋 pod ko艂dr臋, zwin膮艂 w k艂臋bek i przytuli艂 do poduszki, jakby by艂a utraconym i w艂a艣nie na nowo odzyskanym przyjacielem.

- Do rana 偶adna si艂a go nie zbudzi - powiedzia艂 Ryder, g艂aszcz膮c Jasona po g艂owie.

- Napijesz si臋 jeszcze kawy? - spyta艂a Lynn.

- Nie, dzi臋kuj臋.

By艂a mu za to tak wdzi臋czna, 偶e pozwoli艂a sobie na westchnienie ulgi. Mo偶e p贸jdzie sobie wreszcie i zostawi j膮 w艂asnym my艣lom.

Ryder odczeka艂, a偶 wr贸cili do kuchni.

- Nie chc臋 kawy ani deseru. Wiesz, czego pragn臋 - powiedzia艂 uwodzicielskim tonem.

Chcia艂a zaprotestowa膰, powiedzie膰 cokolwiek, co by po艂o偶y艂o kres temu szale艅stwu. Ale nie pozwoli艂 jej na to. Zanim si臋 sprzeciwi艂a, zn贸w wzi膮艂 j膮 w ramiona. Kiedy j膮 do siebie przygarn膮艂, ca艂y jej op贸r stopnia艂 jak 艣nieg w wiosennym s艂o艅cu.

- Prosz臋 ci臋... nie - zaprotestowa艂a s艂abo.

- Zbyt d艂ugo czeka艂em, by teraz si臋 cofn膮膰.

Nie rozumia艂a, co si臋 z ni膮 dzieje, ale nie potrafi艂a znale藕膰 w sobie si艂y, by mu si臋 oprze膰. Poca艂owa艂 j膮 zaborczo. Lynn otoczy艂a jego szyj臋 ramionami i zapominaj膮c o wstydzie, odda艂a mu poca艂unek.

Ryder ca艂owa艂 j膮 tak nami臋tnie, jakby chcia艂 nadrobi膰 wszystkie lata roz艂膮ki.

Chwyci艂 j膮 za biodra i przyci膮gn膮艂 do siebie tak, aby poczu艂a, jak bardzo jej pragnie.

- Nie! - krzykn臋艂a. - Prosz臋... nie.

- Lynn...

- Chyba powiniene艣 ju偶 i艣膰 do domu.

- Najpierw porozmawiajmy.

- Tak jak przed chwil膮? Nie wiem, co si臋 mi臋dzy nami dzieje. Musz臋 mie膰 czas na przemy艣lenie tego wszystkiego. Prosz臋... id藕 ju偶. Porozmawiamy, ale kiedy indziej.

Pog艂aska艂 j膮 po w艂osach.

- Za szybko, tak?

- Tak - przytakn臋艂a. Wcale nie by艂a tego pewna, ale ka偶da wym贸wka by艂a dobra.

Ryder opu艣ci艂 r臋ce i odsun膮艂 si臋 od niej.

- Wiesz, 偶e wr贸c臋 - powiedzia艂. - To jest silniejsze odemnie.

Rozdzia艂 8

Co za 艣wi臋to - powiedzia艂a Toni Morris, kiedy Lynn usadowi艂a si臋 naprzeciw niej przy stoliku w restauracji. - Ostatni lunch jad艂y艣my razem par臋 miesi臋cy temu.

Lynn przegl膮da艂a menu z nieobecnym u艣miechem. Szybko co艣 wybra艂a i przez nast臋pne kilka minut w zamy艣leniu uk艂ada艂a sobie serwetk臋 na kolanach.

- Czy powiesz mi od razu, czemu zawdzi臋czam ten wsp贸lny posi艂ek, czy zamierzasz trzyma膰 mnie w niepewno艣ci a偶 do deseru? - zapyta艂a Toni.

Lynn powinna by艂a si臋 domy艣li膰, 偶e przyjaci贸艂ka b臋dzie co艣 podejrzewa膰.

- Czy musi by膰 jaka艣 szczeg贸lna okazja?

Toni u艣miechn臋艂a si臋, ukazuj膮c do艂eczki w policzkach. Lynn zawsze podziwia艂a w niej to po艂膮czenie stanowczo艣ci i delikatno艣ci. Umia艂a zrani膰 bole艣nie szczer膮 uwag膮 i zaraz potem uleczy膰 u艣miechem.

- Opr贸cz tej, z powodu kt贸rej zadzwoni艂a艣 do mnie wczoraj o wp贸艂 do jedenastej w nocy, prosz膮c o spotkanie? - zapyta艂a Toni.

- Rzeczywi艣cie, by艂o troch臋 p贸藕no... przepraszam.

- Nic nie szkodzi, nie spa艂am jeszcze.

Podesz艂a do nich kelnerka, co da艂o Lynn dodatkowych kilka minut. Wola艂aby stopniowo wprowadzi膰 Toni w swoje sprawy sercowe, ale przyjaci贸艂ka nie pozwala艂a jej na to. Tym lepiej. Lynn nigdy nie by艂a zbyt skora do zwierze艅.

- Ryder wpad艂 wczoraj - powiedzia艂a. - W艂a艣ciwie sama po niego zadzwoni艂am, bo Jason uciek艂 z domu.

- Jason uciek艂 z domu?

- Tak nie cierpi 艢wietlicy Piotrusia Pana, 偶e postanowi艂 zamieszka膰 w lesie za parkiem i wr贸ci膰 do domu dopiero w pierwszym tygodniu wrze艣nia.

Toni potrz膮sn臋艂a g艂ow膮 z dezaprobat膮.

- Zadzwoni艂am do Rydera i dopiero on znalaz艂 Jasona - doda艂a Lynn.

- Jak?

- B贸g raczy wiedzie膰. Zwr贸ci艂am si臋 do niego, poniewa偶... no, bo po tamtym pikniku Jason opowiada艂 bez przerwy o Ryderze i pomy艣la艂am, 偶e tylko on mo偶e wiedzie膰, gdzie si臋 schowa艂. W艂a艣ciwie to by艂 pomys艂 Michelle. Zgodzi艂am si臋, poniewa偶 by艂am w rozpaczy.

- Nie dziwi臋 si臋. Dlaczego mnie nie zawiadomi艂a艣?

- W czym mog艂aby艣 mi pom贸c? Zatelefonowa艂am na komisariat i rozmawia艂am z sier偶antem Andersonem. Znasz go, prawda?

- Tak, ale powiedz, co by艂o dalej. Sk膮d Ryder wiedzia艂, gdzie szuka膰 Jasona?

- Doszed艂 do tego metod膮 prostej dedukcji. Ja by艂am zbyt zdenerwowana, by my艣le膰 logicznie. A Ryder przyjecha艂, zada艂 par臋 pyta艅 i ruszy艂 g艂ow膮. I po godzinie wr贸ci艂 z Jasonem.

- Dzi臋ki Bogu - mrukn臋艂a Toni z ulg膮. - Ten tw贸j syna-lek to zdaje si臋 niez艂e zi贸艂ko.

- Chyba masz racj臋. - Lynn spu艣ci艂a wzrok i wyg艂adzi艂a nieskazitelnie g艂adk膮 serwetk臋. - Ryder zosta艂 na kolacj臋, potem rozmawiali艣my i... - zawaha艂a si臋.

- I co? Matko boska, kobieto, wyrzu膰 to z siebie.

Lynn za艣mia艂a si臋 nerwowo.

- Mam ci pom贸c? - zapyta艂a Toni. - Ryder przyszed艂, odszuka艂 Jasona, zosta艂 na kolacj臋 i rozmawiali艣cie. Teraz si臋 zaczyna... wyobra偶am sobie, 偶e Ryder ci臋 poca艂owa艂, a ty nie wiedzia艂a艣, co z tym fantem pocz膮膰.

Lynn o ma艂o nie zakrztusi艂a si臋 col膮.

- Sk膮d wiesz?

Toni niedbale machn臋艂a r臋k膮.

- Powiedzmy, 偶e potrafi臋 wyci膮ga膰 wnioski z przedstawionych fakt贸w.

Lynn gapi艂a si臋 na ni膮, zachodz膮c w g艂ow臋, czego jeszcze Toni si臋 domy艣la. Wygl膮da艂a na tak zadowolon膮 z tego, co si臋 wydarzy艂o, jakby sama wszystko ukartowa艂a.

- Przecie偶 Ryder nie jest jedynym m臋偶czyzn膮, kt贸ry ci臋 poca艂owa艂 w ci膮gu tych trzech lat - zauwa偶y艂a Toni.

- Nie jest - przyzna艂a Lynn - ale po raz pierwszy kompletnie straci艂am g艂ow臋. Mam wra偶enie, 偶e on chce nadrobi膰 te lata, kiedy go nie by艂o. Nalega, bym dzwoni艂a do niego, jak b臋d臋 mia艂a k艂opoty. Chyba nie rozumie, 偶e si臋 zmieni艂am, i je偶eli co艣 mnie trapi, wol臋 sama szuka膰 wyj艣cia.

- On si臋 te偶 zmieni艂.

- Ale ja ci膮gle my艣l臋, 偶e jego zainteresowanie mn膮 i dzie膰mi wynika z poczucia winy.

- Poca艂unek te偶?

- N-nie wiem - podda艂a si臋 Lynn. - Odwiedzi艂 mnie wczoraj w firmie i zaprosi艂 na lunch. Odm贸wi艂am.

- Dlaczego?

- Z tej samej przyczyny, dla kt贸rej nie chcia艂am, by towarzyszy艂 nam podczas pikniku.

- To znaczy?

- Och, przesta艅. Wiesz tak jak ja, 偶e nie mam teraz czasu na 偶ycie osobiste. Nawet na dzisiejszy lunch posz艂am z wyrzutami sumienia. Mam mn贸stwo roboty w salonie i nie mog臋 znale藕膰 odpowiedniej opiekunki dla dzieci. Nowa instruktorka zadzwoni艂a, 偶e nie stawi si臋 na swoj膮 zmian臋. Nawet si臋 nie wysili艂a, 偶eby poda膰 pow贸d. Pewnie posz艂a na pla偶臋. Przypuszczam, 偶e przyj臋艂a t臋 prac臋 tylko po to, by troch臋 po膰wiczy膰 i jeszcze dosta膰 za to pieni膮dze. W ci膮gu ostatnich trzech tygodni trapi艂y mnie same k艂opoty.

Toni spojrza艂a na ni膮 uwa偶nie.

- To wszystko wym贸wki, by nie widywa膰 si臋 z Ryderem, wiesz o tym.

- Nieprawda!

- Ryder ci臋 kocha...

- Jeste艣my przyjaci贸艂mi, i tyle. Je偶eli czuje si臋 zobowi膮zany mi pomaga膰, wynika to z jego przywi膮zania do Gary'ego, a tak偶e poczucia winy. Pom贸g艂 mi wczoraj jak starszy brat m艂odszej siostrze.

- I tak ci臋 potem ca艂owa艂? Jak brat?

- Nie, i to mnie martwi.

- Innymi s艂owy, by艂o dobrze.

- Zbyt dobrze - przyzna艂a Lynn. - O wiele za dobrze.

Kiedy podano sa艂atki, spojrza艂a na pokryt膮 艣wie偶ymi krabami sa艂at臋 i odechcia艂o jej si臋 je艣膰. Wzi臋艂a do r臋ki widelec, ale po chwili od艂o偶y艂a go. Podnios艂a wzrok i zobaczy艂a, 偶e przyjaci贸艂ka obserwuje j膮 z zatroskan膮 min膮.

- Je偶eli sprawia ci przyjemno艣膰, kiedy m臋偶czyzna ci臋 ca艂uje, to jeszcze nie koniec 艣wiata - oznajmi艂a Toni. - Martwi艂am si臋 o ciebie ostatnio. Jeste艣 za bardzo zaanga偶owana w prowadzenie firmy, pracujesz znacznie wi臋cej ni偶 powinna艣, a na dodatek masz na g艂owie dzieci i dom. To stanowczo za du偶o jak na jedn膮 kobiet臋.

- Nawet tak sprawn膮 jak ja? - zapyta艂a Lynn 偶artobliwie, ale tak naprawd臋 wcale nie by艂o jej do 艣miechu. Nie wiedzia艂a, jak wyt艂umaczy膰 to, co si臋 dzia艂o mi臋dzy ni膮 a Ryderem. W ci膮gu ostatniego roku czasami widywa艂a si臋 z m臋偶czyznami, lecz nikt nie wzbudzi艂 w niej takich uczu膰 jak on. Samo wspomnienie dotyku Rydera wywo艂a艂o dreszcz, kt贸ry przenikn膮艂 j膮 do szpiku ko艣ci.

- Ryderowi zale偶y na tobie i dzieciach - powiedzia艂a Toni tym samym zamy艣lonym i zatroskanym tonem.

Lynn nie chcia艂a tego s艂ucha膰, i to nie dlatego, 偶e nie wierzy艂a przyjaci贸艂ce.

- On sobie wyobra偶a, 偶e mo偶e po latach nieobecno艣ci sta膰 si臋 cz臋艣ci膮 mojego 偶ycia, jak gdyby... jak gdyby nigdy nic.

- Nie s膮dz臋, 偶eby takie mia艂 zamiary.

- A ja owszem! - zawo艂a艂a poirytowana Lynn. Toni, nie zwracaj膮c uwagi na zdenerwowanie przyjaci贸艂ki, spokojnie zaj臋艂a si臋 sa艂atk膮. - Co wed艂ug ciebie zamierza?

- Mog臋 tylko zgadywa膰. Je偶eli to dla ciebie takie wa偶ne, to dlaczego sama go nie spytasz?

Lynn milcza艂a.

- Tylko jedno ostrze偶enie, s艂onko - dorzuci艂a po chwili Toni - b膮d藕 przygotowana na ka偶d膮 odpowied藕.

- Co masz na my艣li?

- C贸偶, znam was oboje. Ryder nie wr贸ci艂 tu przypadkowo... on dzia艂a wed艂ug planu.

- Oczywi艣cie. Dosta艂 prac臋 w Seattle. Zna 艣rodowisko s臋dziowskie i policj臋. Nic dziwnego, 偶e chce si臋 tu zadomowi膰.

- Owszem, ale s膮 i inne przyczyny.

- By膰 mo偶e - mrukn臋艂a Lynn. - Ubrda艂 sobie, 偶e musi mnie wybawi膰 przede mn膮 sam膮, co jest obra藕liwe i irytuj膮ce. Uwa偶a, 偶e przez ostatnie lata ledwie sobie radzi艂am, ale teraz on wr贸ci艂 i wszystko b臋dzie dobrze. No to mu co艣 powiem. Wielk膮 nowin臋. Dawa艂am sobie dot膮d rad臋 bez Rydera Matthewsa i zamierzam tak trzyma膰.

Toni przez kilka d艂ugich chwil nic nie m贸wi艂a.

- Nie wydaje ci si臋, 偶e mieszasz ze sob膮 dwie sprawy? - zapyta艂a w ko艅cu.

- Nie - odpar艂a Lynn bez g艂臋bszego zastanowienia. - By艂 przyjacielem, dobrym przyjacielem, a czuje si臋 winny z powodu tego, co si臋 sta艂o. Je偶eli wr贸ci艂 z jakiego艣 konkretnego powodu, to w艂a艣nie po to, aby si臋 z tej winy oczy艣ci膰.

Toni unios艂a brwi.

- Rozumiem. Wi臋c wszystko jest dla ciebie jasne.

Niezupe艂nie, pomy艣la艂a Lynn, ale nie potrafi艂a jeszcze tego g艂o艣no przyzna膰.

- Tak mi si臋 tylko wydaje.

- W takim razie zadanie Rydera jest znacznie trudniejsze, ni偶 sobie to wyobra偶a.

- O czym ty m贸wisz?

Toni spojrza艂a na zegarek i westchn臋艂a.

- Chcia艂abym pogada膰 d艂u偶ej, ale zaraz mam si臋 zobaczy膰 z Joe. Zamierza w przerwie na lunch obejrze膰 kosiarki do trawy. - Pos艂a艂a Lynn zadziorny u艣miech i dorzuci艂a: -Tak czy inaczej, wygl膮da na to, 偶e rozszyfrowa艂a艣 Rydera.

- Wcale... nie jestem tego pewna - powiedzia艂a Lynn. Nie艂atwo by艂o to przyzna膰. Zna艂a jego, zna艂a siebie, ale przecie偶 oboje si臋 zmienili.

- We w艂a艣ciwym czasie wszystko si臋 rozwik艂a. - Toni po艂o偶y艂a serwetk臋 obok talerza i si臋gn臋艂a po rachunek. -Dam ci tylko jedn膮 rad臋.

- Jak膮?

- Kiedy Ryder wpadnie nast臋pnym razem, spytaj go, dlaczego przeni贸s艂 si臋 z powrotem do Seattle. Mo偶e us艂yszysz co艣 innego, ni偶 si臋 spodziewasz.

Kiedy Lynn wr贸ci艂a do firmy, by艂a zupe艂nie zdezorientowana. Chcia艂a opowiedzie膰 Toni o swoich uczuciach, ale jej sienie uda艂o. Musia艂a min膮膰 chwila, zanim sobie uprzytomni艂a, dlaczego tak si臋 sta艂o. Pod艣wiadomie chcia艂a, by Toni powiedzia艂a jej, 偶e ca艂owanie si臋 z Ryderem by艂o b艂臋dem, 偶e oboje niepotrzebnie przekroczyli pewn膮 granic臋. Ale Toni mia艂a inne zdanie na ten temat i stawia艂a pytania, na kt贸re Lynn wola艂a nie odpowiada膰.

Musia艂a przyzna膰, 偶e niezale偶nie od tego, jakiego rodzaju wi臋zy 艂膮czy艂y j膮 z Ryderem przed jego wyjazdem do Bostonu, teraz sprawy mia艂y si臋 inaczej. Przeczuwa艂a to od spotkania na pikniku, ale nie od razu by艂a tego ca艂kiem 艣wiadoma. Nie mogli ju偶 wr贸ci膰 do dawnych r贸l, cho膰 bardzo by tego chcia艂a.

Swoimi niezbyt delikatnymi pytaniami Toni pr贸bowa艂a j膮 zmusi膰, by przyzna艂a si臋 do swoich uczu膰. Wi臋c dobrze, poca艂unek Rydera nie by艂 jej oboj臋tny. Zastanowi si臋 dlaczego, i na tym koniec.

Gdy tylko usiad艂a za biurkiem, do gabinetu wesz艂a Sharon.

- Carrie dzwoni艂a w czasie twojego lunchu. Nie mo偶e dzisiaj przyj艣膰.

Lynn zdusi艂a w gardle przekle艅stwo.

- Jest chora?

- M贸wi, 偶e z powodu grypy nie spa艂a p贸艂 nocy. Lynn westchn臋艂a ci臋偶ko.

- 艢wietnie.

- Kt贸ra艣 z nas musi chyba zosta膰 do 贸smej. Rzucamy monet膮?

Lynn by艂a wzruszona po艣wi臋ceniem swojej zast臋pczyni.

- Nie, ja zostan臋.

- A Michelle i Jason?

Lynn wzruszy艂a ramionami.

- Odbior臋 ich o czwartej. B臋d膮 musieli siedzie膰 tu ze mn膮 do ko艅ca.

Sharon u艣miechn臋艂a si臋.

- Jason b臋dzie zachwycony. Ju偶 widz臋, jak celuje z karabinu do tych wszystkich kobiet w kolorowych legginsach.

- Posadz臋 go w moim gabinecie, 偶eby sobie porysowa艂 - o艣wiadczy艂a optymistycznie Lynn.

Sharon popatrzy艂a na ni膮.

- Jeste艣 pewna? Mog艂abym poprosi膰 opiekunk臋 moich dzieci, 偶eby zosta艂a d艂u偶ej.

- Nie, nie. Ale dzi臋ki. - Firma nale偶a艂a do niej i to ona ponosi za ni膮 odpowiedzialno艣膰. Poza tym Sharon zosta艂a ju偶 raz d艂u偶ej w tym tygodniu. Lynn nie mog艂a wi臋cej od niej wymaga膰.

- Jak chcesz - odpar艂a Sharon.

- B臋dzie dobrze. Czy kto艣 jeszcze telefonowa艂?

- Tak, ten facet o seksownym g艂osie. Dzwoni艂 dziesi臋膰 minut po twoim wyj艣ciu. Prosi艂, 偶eby艣 oddzwoni艂a i zostawi艂 numer. Po艂o偶y艂am ci na biurku.

Zapewne Ryder chcia艂 zaprosi膰 j膮 na lunch, pomy艣la艂a Lynn. W艂a艣ciwie spodziewa艂a si臋 tego.

- Co艣 jeszcze?

- Dwa czy trzy telefony. Masz wszystkie wiadomo艣ci na biurku.

- Dzi臋ki.

Lynn przejrza艂a zostawione przez Sharon r贸偶owe karteczki. Zaciekawi艂o j膮, dlaczego spo艣r贸d tylu telefon贸w wy艂owi艂a w艂a艣nie telefon od Rydera.

Zna艂a go i wiedzia艂a, 偶e je偶eli nie oddzwoni, b臋dzie jej szuka艂 a偶 do skutku. Najlepiej wi臋c zatelefonowa膰 zaraz. Wyja艣ni艂 jej ju偶 zesz艂ego wieczoru, czego od niej oczekuje. Chce porozmawia膰. Lynn nie by艂a tym zainteresowana i tylko to mia艂a mu do powiedzenia.

Wybra艂a numer Rydera i czeka艂a. Odebra艂a kobieta o m艂odzie艅czym g艂osie. Lynn przeszy艂o uk艂ucie zazdro艣ci. Sama siebie z艂aja艂a: i co z tego, nawet gdyby pracowa艂 z Miss 艢wiata.

- Ryder Matthews.

- Tu Lynn. Przekazano mi, 偶e dzwoni艂e艣.

- Tak. Przepyta艂em kierownictwo kilku oboz贸w dziennych w waszej okolicy i znalaz艂em jeden, w kt贸rym znajdzie si臋 jeszcze jedno miejsce. S艂ysza艂a艣 kiedy艣 o obozie Puyallup?

By艂a tak zaskoczona, 偶e wstrzyma艂a oddech.

- Oczywi艣cie. To ten, kt贸ry tak bardzo podoba si臋 Jasonowi... Nie mieli przecie偶 miejsc, sama sprawdza艂am. W zaj臋ciach uczestniczy przyjaciel Jasona, Brad.

- Miejsce si臋 znalaz艂o.

- Jak to zrobi艂e艣? Jason jest na li艣cie rezerwowej, ale powiedziano mi, 偶e tego lata raczej si臋 nie uda.

Ryder zawaha艂 si臋, jakby chcia艂 co艣 ukry膰.

- Zadzwoni艂em z samego rana i u偶y艂em kilku argument贸w. Lynn nie wiedzia艂a, czy ma ta艅czy膰 z rado艣ci, czy si臋 w艣cieka膰. Wiedzia艂a jednak, co na to powie Jason. B臋dzie w si贸dmym niebie! Niejasno czu艂a, 偶e powinna okaza膰 Ryderowi wdzi臋czno艣膰 za rozwi膮zanie jej problemu, ale nie podoba艂o jej si臋, 偶e wkracza艂 w jej 偶ycie i 鈥瀠偶ywa艂 argument贸w". Sama sobie poradzi. No dobrze, sprawa 艣wietlicy zatruwa艂a 偶ycie nie tylko jej, ale i synowi.

- Jason b臋dzie zachwycony - zauwa偶y艂a pow艣ci膮gliwie, chc膮c da膰 Ryderowi do zrozumienia, 偶e nie podoba艂 jej si臋 ten manewr.

Cisza, jaka nast膮pi艂a, by艂a g艂o艣niejsza od krzyku.

- Nie chcia艂em ci臋 urazi膰 - powiedzia艂 po chwili. Najwidoczniej by艂o mu przykro. - Pr贸bowa艂em tylko pom贸c, Lynn.

- Wiem. - Zamkn臋艂a oczy i westchn臋艂a. By艂oby g艂upot膮 kaza膰 Jasonowi ponosi膰 konsekwencje jej dumy. Cierpia艂, ucz臋szczaj膮c do 艣wietlicy, a ob贸z Puyallup by艂 dla niego szczytem marze艅.

- Kierownik obozu chcia艂 spotka膰 si臋 dzi艣 z Jasonem. Mog艂aby艣 podrzuci膰 go tam na chwil臋 po pracy?

Lynn mia艂a ochot臋 si臋 rozp艂aka膰.

- Nie mog臋... nie dzi艣. - Dlaczego w艂a艣nie dzi艣 musia艂a zosta膰 d艂u偶ej? Ledwie mia艂a czas, by odebra膰 Jasona i Michelle i wr贸ci膰 na czwart膮 trzydzie艣ci na zaj臋cia grupy Carrie.

- Nie mo偶esz zawie藕膰 Jasona? A to dlaczego?

- Musz臋 d艂u偶ej zosta膰 w pracy. Planowa艂am przywie藕膰 dzieci ze sob膮 do salonu.

- Na jak d艂ugo?

- Do zamkni臋cia.

- To znaczy?

- Do 贸smej. - Oczami wyobra藕ni widzia艂a, jak prowadzi aerobik i jednocze艣nie pilnuje, by Jason czego艣 nie zbroi艂. Szykowa艂 si臋 ci臋偶ki wiecz贸r.

- W takim razie ja podrzuc臋 Jasona - zaoferowa艂 si臋 Ryder. - Mo偶e po prostu odbior臋 oboje. Co艣 razem wymy艣limy. Wezm臋 ich na kolacj臋 i do kina.

- Ryder, nie musisz tego robi膰.

- Wolisz mie膰 oboje na g艂owie? Zanudz膮 si臋 na 艣mier膰.

Lynn zabrak艂o argument贸w. Mia艂 racj臋. Dzieci na pewno wola艂yby p贸j艣膰 z nim na kolacj臋 i do kina, ni偶 siedzie膰 u niej w firmie.

- Wi臋c?

- No... dobrze. Zadzwoni臋 do 艣wietlicy i uprzedz臋 ich, 偶e dzi艣 ty odbierzesz Jasona. Michelle jest u Marcy... tej kole偶anki, kt贸r膮 pozna艂e艣 wczoraj.

- O kt贸rej wr贸cisz?

- Zaraz po 贸smej.

Znowu zapad艂a cisza. Lynn zastanawia艂a si臋, czy Ryder b臋dzie czyni艂 uwagi na temat jej p贸藕nego powrotu do domu. By艂a mu wdzi臋czna, 偶e si臋 powstrzyma艂.

- Podrzuc臋 dzieci do domu o tej porze.

- Dzi臋kuj臋. Naprawd臋 mi pomog艂e艣.

- To nie by艂o takie trudne, prawda? - powiedzia艂 mi臋kko.

Ryder od艂o偶y艂 s艂uchawk臋 i leniwie si臋 u艣miechn膮艂. Roz艂o偶y艂 si臋 w fotelu i spl贸t艂 r臋ce na karku, zadowolony z nieoczekiwanego obrotu spraw. Spotka si臋 z Lynn znacznie wcze艣niej, ni偶 si臋 spodziewa艂. Wspaniale.

Zadziwi艂a go poprzedniego wieczoru. Z takim 偶arem odpowiedzia艂a na jego poca艂unki! Przez ostatnie sze艣膰 miesi臋cy 偶y艂 w nieustannym l臋ku, 偶e Lynn spotka kogo艣, w kim si臋 zakocha, zanim on wr贸ci do Seattle. 殴le si臋 od偶ywia艂, 藕le sypia艂. Mi艂o艣膰 do Lynn stawia艂a przed nim tyle przeszk贸d. 呕y艂 w ci膮g艂ej niepewno艣ci, poniewa偶 przez par臋 lat nie widywa艂 Lynn i nie wiedzia艂, jak zareaguje, gdy b臋dzie pr贸bowa艂 si臋 do niej zbli偶y膰. Kiedy艣 byli tylko przyjaci贸艂mi. Domy艣la艂 si臋, 偶e Lynn ma mn贸stwo obaw i w膮tpliwo艣ci. Z drugiej strony nie mog艂aby si臋 przecie偶 tak zachowywa膰, gdyby nic do niego nie czu艂a - i nie chodzi艂o tu o uczucia braterskie. Pragn臋艂a go tak samo, jak on jej, mia艂 tego 艣wiadomo艣膰.

Po tamtym wieczorze d艂ugo nie m贸g艂 zasn膮膰. Kiedy zamyka艂 oczy, przypomina艂y mu si臋 jej s艂odkie usta, dotyk jej piersi i wspania艂ych ud.

Kiedy zda艂 sobie spraw臋 ze swoich uczu膰 do Lynn, jego pierwsz膮 reakcj膮 by艂a my艣l, 偶e nie ma prawa jej kocha膰. Musi trzyma膰 si臋 od niej z dala i pozwoli膰 jej znale藕膰 szcz臋艣cie z innym m臋偶czyzn膮. Wkr贸tce jednak u艣wiadomi艂 sobie, 偶e nie mo偶e do tego dopu艣ci膰. Czy mu si臋 to podoba艂o, czy nie, Lynn stanowi艂a cz臋艣膰 jego samego. Pozwoli膰 jej odej艣膰 z kim艣 innym, to tak jak odr膮ba膰 sobie rami臋. Mo偶e nawet zdoby艂by si臋 na to, ale reszt臋 偶ycia sp臋dzi艂by, bolej膮c nad jej utrat膮. Wczorajszy wiecz贸r potwierdzi艂 s艂uszno艣膰 jego wyboru. Ona go te偶 pokocha - ta my艣l na razie mu wystarcza艂a. Mia艂 ochot臋 wskoczy膰 na biurko i krzycze膰 z rado艣ci.

Zdziwi艂o go, 偶e Lynn tak szybko oddzwoni艂a. Jakby nie mog艂a si臋 doczeka膰, aby z nim porozmawia膰. Jednak pow艣ci膮gliwy ton i lakoniczne odpowiedzi 艣wiadczy艂y o tym, 偶e chcia艂a po prostu za艂atwi膰 ten telefon. Normalnie liczy艂by si臋 z dwu- lub trzydniowym oczekiwaniem na kontakt z jej strony. Nie mia艂 w膮tpliwo艣ci, 偶e ich sam na sam poprzedniego wieczoru przyprawi艂o j膮 o m臋tlik w g艂owie, wi臋c rozmowa z nim by艂a ostatni膮 rzecz膮, kt贸rej sobie 偶yczy艂a, a mimo to si臋 na ni膮 zdecydowa艂a.

Ryder od lat ceni艂 sobie swoj膮 niezale偶no艣膰 i rozumia艂 doskonale podobn膮 potrzeb臋 u Lynn. Ale, do diaska, nie potrafi艂a sobie ze wszystkim radzi膰 sama. Czas najwy偶szy, by schowa艂a dum臋 do kieszeni i przyj臋艂a jego pomoc.

Potrzebowa艂a go nie mniej ni偶 on jej.

Ryder przymkn膮艂 oczy i pozwoli艂, aby zala艂a go fala uczucia do Lynn i dzieci. Wszystko b臋dzie dobrze... na pewno.

Rozdzia艂 9

Kiedy Lynn wr贸ci艂a, w domu panowa艂a cisza. Powiesi艂a torebk臋 na ga艂ce od szafy w przedpokoju i wyczerpana powlok艂a si臋 do kuchni. Zwykle prowadzi艂a dwie grupy aerobiku dziennie, ale dzi艣 musia艂a dodatkowo poprowadzi膰 cztery dwudziestominutowe sesje ta艅ca. Ka偶dy mi臋sie艅 jej cia艂a buntowa艂 si臋 przeciw takiemu obci膮偶eniu.

Wesz艂a do kuchni i mia艂a ochot臋 natychmiast si臋 cofn膮膰. Kuchnia wygl膮da艂a jak pole bitwy. Lynn w ramach eksperymentu powierzy艂a ostatnio Michelle klucze do domu, aby mog艂a wpada膰, kiedy b臋dzie mia艂a ochot臋.

To by艂 b艂膮d. Wszystko wskazywa艂o na to, 偶e Michelle usi艂owa艂a co艣 upiec. Po zastanowieniu Lynn przypomnia艂a sobie, 偶e dziewczynka dzwoni艂a z pytaniem, czy mo偶e wyrobi膰 ciasto na ciasteczka z czekolad膮. Ca艂a ta rozmowa umkn臋艂a jej z pami臋ci, ale jak sobie niejasno przypomina艂a, samo pieczenie mia艂o odbywa膰 si臋 u Marcy.

M膮ka pokrywa艂a powierzchnie blat贸w i mebli jak szron ziemi臋 w zimowy poranek. Cukiernica by艂a otwarta, a wi贸rki czekoladowe rozsypane po ca艂ej pod艂odze.

Lynn w艂o偶y艂a do ust kilka wi贸rk贸w. By艂a tak g艂odna, 偶e ju偶 nawet tego nie czu艂a. Wczesnym popo艂udniem ledwie tkn臋艂a sa艂atk臋 z krab贸w, a tymczasem dawno ju偶 min臋艂a pora kolacji.

Kiedy ko艅czy艂a sprz膮ta膰, znalaz艂a kartk臋 od Michelle, w kt贸rej c贸rka zapewnia艂a, 偶e doprowadzi kuchni臋 do porz膮dku po powrocie z kina. Ma艂ymi literkami na dole strony dziewczynka konspiracyjnie informowa艂a matk臋, 偶e schowa艂a dla niej porcj臋 ciasteczek przed Jasonem i 偶e pocz臋stunek odb臋dzie si臋 po powrocie.

W zamra偶arce Lynn znalaz艂a gotow膮 kolacj臋, kt贸r膮 w艂o偶y艂a do kuchenki mikrofalowej.

Siedem minut potrzebnych do przygotowania posi艂ku d艂u偶y艂o jej si臋 w niesko艅czono艣膰. Pad艂a na kanap臋 w salonie, zdj臋艂a tenis贸wki i pr贸bowa艂a si臋 odpr臋偶y膰. Gdyby tylko mog艂a zdrzemn膮膰 si臋 na chwilk臋...

Us艂ysza艂a pisk mikrofal贸wki, ale nie mia艂a si艂y si臋 ruszy膰.

- Mamo!

Otworzy艂a oczy, jej stopy g艂o艣no opad艂y na pod艂og臋.

- Mamo! - Do pokoju wtargn膮艂 Jason z pi艂k膮 do koszyk贸wki pod pach膮. - Ryder wzi膮艂 mnie do obozu Puyallup i zapozna艂em si臋 ze wszystkimi. Mog臋 tam zosta膰. Jutro b臋d臋 bawi艂 si臋 z Bradem. Czy to nie super?

Lynn, mimo b贸lu g艂owy, zdoby艂a si臋 na u艣miech.

- To wspaniale, Jason.

- Nawet lepiej: to czadowo.

- Czadowo...?

- Tak si臋 m贸wi, kiedy co艣 jest rewelacyjne - poinformowa艂a matk臋 Michelle.

- Aha. - Lynn przeci膮gn臋艂a r臋k膮 po twarzy. Podnios艂a wzrok i ujrza艂a stoj膮cego w drzwiach Rydera. By艂 niemo偶liwie przystojny, a teraz jeszcze si臋 u艣miecha艂. Lynn mia艂a wra偶enie, 偶e wzesz艂o s艂o艅ce. Ten u艣miech mia艂 j膮 rozbroi膰 i mimo woli go odwzajemni艂a, wbrew wcze艣niejszemu postanowieniu, 偶e b臋dzie traktowa膰 Rydera z dystansem. Nawet przed sam膮 sob膮 nie chcia艂a si臋 przyzna膰, jak bezsilna czuje si臋 w jego obecno艣ci. Przera偶a艂o j膮 to i jednocze艣nie, o zgrozo, ekscytowa艂o.

- Cze艣膰 - powiedzia艂 niskim chropawym g艂osem. - Jeste艣 chyba zm臋czona.

Pr贸buj膮c oprze膰 si臋 jego urokowi, odwr贸ci艂a wzrok. Wiedzia艂a, 偶e jej op贸r mo偶e by膰 tylko chwilowy. Czu艂a si臋, jakby p艂yn臋艂a pod pr膮d w艣r贸d wir贸w, walcz膮c o ka偶dy centymetr.

- Ryder wzi膮艂 nas na kolacj臋 do chi艅skiej restauracji - oznajmi艂 Jason, sadowi膮c si臋 na kanapie obok niej. - I...

- Ja opowiem! - krzykn臋艂a Michelle. - Powiedzia艂e艣 ju偶 mamie o obozie.

- Ale to ja wygra艂em pi艂k臋. Ja jej opowiem.

- Na parkingu ko艂o sklepu Freda Meyera otwarto weso艂e miasteczko z karuzelami - zacz臋艂a Michelle tak szybko, 偶e ledwie 艂apa艂a oddech. - Pojechali艣my tam i Ryder pozwoli艂 nam je藕dzi膰 na wszystkich karuzelach.

- I wygra艂em to - wtr膮ci艂 Jason i z dum膮 pokaza艂 pokryt膮 pomara艅czowym futrem pi艂k臋.

- Przy pomocy wujka Rydera - doda艂a z przek膮sem Michelle.

- Dobra, wujek mia艂 wi臋kszo艣膰 celnych rzut贸w, ale niekt贸re by艂y moje.

- Gratulacje! - Lynn nie pami臋ta艂a, kiedy Jason by艂 taki szcz臋艣liwy. Oczy mu b艂yszcza艂y i po raz pierwszy od dawna nie by艂 ubrany w moro. Nie mia艂a poj臋cia, w jaki spos贸b Ryder go przekona艂, by cho膰 raz w艂o偶y艂 co艣 innego, ale jedno by艂o pewne - argumenty, kt贸rych u偶y艂, okaza艂y si臋 bardziej skuteczne ni偶 jej perswazje. Zdusi艂a w sobie iskr臋 偶alu. Z艂o艣ci艂o j膮, 偶e jest taka ma艂ostkowa.

- A ja mam lusterko z profilem Madonny - pochwali艂a si臋 Michelle.

Lynn mign臋艂o w艂asne odbicie i a偶 si臋 skrzywi艂a. Wygl膮da艂a okropnie.

- Ale go nie wygra艂a艣 - o艣wiadczy艂 Jason. To, 偶e zdobycie lusterka nie wymaga艂o 偶adnych umiej臋tno艣ci, stanowi艂o dla niego zasadnicz膮 r贸偶nic臋.

- Ryder mi je kupi艂 - wyja艣ni艂a Michelle tonem, kt贸ry mia艂 da膰 do zrozumienia bratu, 偶eby nie wtyka艂 nosa w nie swoje sprawy.

- Chc臋 pokaza膰 pi艂k臋 Bradowi - powiedzia艂 Jason i odwr贸ci艂 si臋 do siostry plecami. - Mog臋 do niego p贸j艣膰? Jeszcze jest jasno.

Jakie to lato jest pi臋kne, rozmarzy艂a si臋 Lynn. Dochodzi艂a dziewi膮ta wieczorem, a by艂o niemal tak widno jak wczesnym popo艂udniem.

- Mog臋 pokaza膰 lusterko Marcy? Ona uwielbia Madonn臋. Lynn spojrza艂a na dzieci i skin臋艂a przyzwalaj膮co g艂ow膮. Znikn臋li, zostawiaj膮c ich samych. Lynn po艂o偶y艂a r臋k臋 na

brzuchu, w kt贸rym, o zgrozo, burcza艂o.

- Kiedy ostatni raz co艣 jad艂a艣? - spyta艂 Ryder surowo, jakby Lynn pope艂ni艂a przed chwil膮 jakie艣 przest臋pstwo, za kt贸re m贸g艂by j膮 aresztowa膰.

- W po艂udnie - odpar艂a. - S艂uchaj, dzi臋kuj臋, 偶e odebra艂e艣 dzieci za mnie. Nie musz臋 chyba dodawa膰, 偶e sp臋dzi艂y wiecz贸r swoich marze艅. Ale ja jestem ju偶 du偶膮 dziewczynk膮 i potrafi臋 si臋 sob膮 zaj膮膰. Nawet udaje mi si臋 czasem zrobi膰 sobie kolacj臋.

- Chyba nie wtedy, kiedy pracujesz na dwie zmiany.

- To, ile czasu sp臋dzam we w艂asnej firmie, jest moj膮 spraw膮.

Spochmurnia艂, a jej jak na z艂o艣膰 zn贸w zaburcza艂o w brzuchu, tym razem tak g艂o艣no, 偶e obudzi艂o to 艣pi膮cego dot膮d na sofie kota.

- Przesta艅 - powiedzia艂. - Zrobi臋 ci kolacj臋, zanim umrzesz z g艂odu.

- Dzi臋kuj臋, poradz臋 sobie.

- Wi臋c prosz臋, zr贸b j膮!

Pomaszerowa艂a zamaszy艣cie do kuchni i wyci膮gn臋艂a posi艂ek z kuchenki mikrofalowej. Rzucaj膮c Ryderowi harde spojrzenie, g艂o艣no otworzy艂a szuflad臋 i wyj臋艂a widelec.

- Jak mo偶esz je艣膰 to 艣wi艅stwo?! - Ryder, marszcz膮c nos, z dezaprobat膮 przygl膮da艂 si臋 jej posi艂kowi.

- Jako艣 mog臋... - Zanim zdo艂a艂 odpowiedzie膰, wbi艂a widelec w wodniste ziemniaczane puree. Mia艂o smak p艂ynnego papieru i wywo艂ywa艂o w niej niemal odruch wymiotny, lecz opanowa艂a si臋 i prze艂kn臋艂a troch臋.

- Lynn, przesta艅 wreszcie by膰 taka uparta i wyrzu膰 to, zanim zbierze ci si臋 na md艂o艣ci - powiedzia艂 i wyj膮艂 jej z r膮k tekturow膮 tack臋.

Wyrwa艂a mu j膮, nim zd膮偶y艂 cokolwiek z ni膮 zrobi膰.

- Przesta艅 mnie poucza膰.

- Dobra, przepraszam. Prosz臋, wyrzu膰 to i ugotuj sobie co艣 przyzwoitego. Nie mo偶na tyle pracowa膰 i jednocze艣nie od偶ywia膰 si臋 w ten spos贸b. Tw贸j organizm...

- Od kiedy to sta艂e艣 si臋 ekspertem od mojego organizmu? - zapyta艂a podniesionym g艂osem, z minuty na minut臋 coraz bardziej rozjuszona.

- Od wczoraj - odpali艂.

Ich spojrzenia si臋 spotka艂y. Zmarszczki wok贸艂 ust 艣wiadczy艂y o tym, 偶e Ryder z trudem panuje nad nerwami. Sprawi艂o jej to tak膮 przyjemno艣膰, 偶e ledwo powstrzyma艂a si臋 od z艂o艣liwego 艣miechu. Najwyra藕niej postanowi艂 za wszelk膮 cen臋 postawi膰 na swoim, ale ona by艂a r贸wnie zdecydowana nie pozwoli膰 mu na to. Jego w艣ciek艂e spojrzenie onie艣mieli艂oby wielu, lecz nie j膮. Zna艂a go zbyt dobrze, no i stawka by艂a za wysoka.

Odwr贸ci艂 si臋 i zacz膮艂 szpera膰 w lod贸wce. Lynn roze艣mia艂a si臋 na g艂os.

- A co w tej chwili zamierzasz? - zapyta艂a.

Nie odpowiedzia艂 na jej pytanie.

Chwyci艂a si臋 pod boki.

- Jezus Maria, Ryder, nie widzisz, 偶e to wszystko jest 艣mieszne? Zachowujemy si臋 nie lepiej ni偶 Michelle i Jason.

Wyj膮艂 kilka produkt贸w na blat i zacz膮艂 przeszukiwa膰 szafki, a偶 znalaz艂 patelni臋.

- Tracisz czas - o艣wiadczy艂a, gdy uk艂ada艂 na patelni plasterki bekonu.

- Mylisz si臋.

- Je偶eli s膮dzisz, 偶e zamierzam to zje艣膰, to si臋 grubo mylisz.

Ryder w milczeniu kontynuowa艂 przygotowanie posi艂ku.

Zacz臋艂a dalej je艣膰 swoj膮 ohydn膮 kolacj臋, d艂awi膮c si臋 gumowym kawa艂kiem mi臋sa polanym czym艣, co mia艂o by膰 sosem.

Zapach sma偶onego boczku wype艂ni艂 ca艂膮 kuchni臋. Lynn z najwi臋kszym trudem prze艂kn臋艂a jeszcze jedn膮 porcj臋 puree. Ryder traktowa艂 j膮 jak powietrze.

- Tracisz sw贸j cenny czas - oznajmi艂a ponownie, w艣ciek艂a, 偶e j膮 ignoruje.

Pokroi艂 pomidora na cieniutkie plasterki i u艂o偶y艂 je w zgrabn膮 kupk臋. Posmarowa艂 mas艂em chleb, doda艂 do sa艂atki dok艂adnie tyle dressingu, ile trzeba, i z grubych plastr贸w bekonu, sa艂aty i pomidora zacz膮艂 robi膰 kanapk臋. Lynn przepada艂a za takimi kanapkami.

- B臋d臋 musia艂a odda膰 to kotu - ostrzeg艂a.

Umie艣ci艂 na wierzchu drug膮 kromk臋, po艂o偶y艂 kanapk臋 na talerzu i nala艂 do szklanki mleka. Nast臋pnie postawi艂 szklank臋 i talerz na stole i wysun膮艂 dla niej krzes艂o, domagaj膮c si臋 milcz膮co, by usiad艂a i zjad艂a.

- Powiedzia艂am ci, 偶e tracisz czas - oznajmi艂a, krzy偶uj膮c r臋ce na piersi i odwracaj膮c si臋.

- Zjedz-poprosi艂 cicho.

- Nie - odpar艂a stanowczo. Chodzi艂o o co艣 wi臋cej ni偶 g艂upia kanapka; Ryder gra艂 na jej dumie.

By艂 najwidoczniej przygotowany na tak膮 reakcj臋, bo podszed艂 do niej i po艂o偶y艂 jej r臋ce na ramionach. Mimo zm臋czenia poczu艂a, 偶e jej ca艂e cia艂o o偶ywa, otwiera si臋 jak kwiat do s艂o艅ca.

- Usi膮d藕 i zjedz. Potrz膮sn臋艂a g艂ow膮.

- Bo偶e, co za up贸r.

Za艣mia艂a si臋 i natychmiast zda艂a sobie spraw臋, 偶e to by艂 b艂膮d - Ryder nie lubi艂, gdy si臋 z niego na艣miewano. Zmarszczy艂 brwi i popatrzy艂 na ni膮 ze z艂o艣ci膮.

- Co ty sobie wyobra偶asz, 偶e kim jeste艣? - zaatakowa艂a, nie chc膮c przechodzi膰 do defensywy. - Nie masz 偶adnego prawa narzuca膰 mi niczego.

Ryder zacisn膮艂 palce na jej ramionach. Lynn b艂yskawicznie zda艂a sobie spraw臋, 偶e pope艂ni艂a drugi strategiczny b艂膮d. Tym razem nie mog艂a ju偶 temu zaradzi膰.

- Powiem ci, co mi daje to prawo - rzek艂 g艂ucho. - To. - Zanim si臋 obejrza艂a, by艂 ju偶 przy niej. Poca艂owa艂 j膮 z zapieraj膮cym dech 偶arem. Zamkn臋艂a oczy. Z jej gard艂a wyrwa艂 si臋 j臋k, kt贸ry go tylko zach臋ci艂. Lekkimi jak pi贸rko mu艣ni臋ciami pie艣ci艂 jej piersi, dra偶ni膮c obudzone brodawki. Poczu艂a s艂odki dreszcz w ca艂ym ciele.

Wiedzia艂a, 偶e trzeba z tym sko艅czy膰, zamiast tego jednak zarzuci艂a mu r臋ce na szyj臋 i przywar艂a do niego ca艂ym cia艂em. Zag艂臋bi艂a palce w jego g臋stych ciemnych w艂osach.

Ryder zacz膮艂 teraz ca艂owa膰 jej szyj臋. Na pr贸偶no usi艂uj膮c odzyska膰 panowanie nad sob膮, zaczerpn臋艂a g艂臋boko powietrza. Niemal rozp艂yn臋艂a si臋 w jego ramionach.

- Lynn...

Musia艂 r贸wnie偶 wzi膮膰 g艂臋boki oddech i to jej doda艂o odwagi. Poca艂unki najwyra藕niej dzia艂a艂y na niego podobnie jak na ni膮.

- Tak? - us艂ysza艂a sw贸j niski, lekko zachrypni臋ty g艂os.

- Dlaczego koniecznie musisz si臋 ze mn膮 sprzecza膰?

- Nie... nie wiem.

- Jeste艣 tak g艂odna, 偶e prawie mdlejesz, ale odmawiasz jedzenia. Dlaczego?

Potrz膮sn臋艂a g艂ow膮, nie pr贸buj膮c si臋 wyt艂umaczy膰. Zamiast tego poca艂owa艂a go w szyj臋.

- Zawsze kiedy za bardzo zg艂odniej臋, robi臋 si臋 niezno艣na - wyja艣ni艂a po chwili.

Ryder za艣mia艂 si臋 smutno.

- Nast臋pnym razem b臋d臋 o tym pami臋ta艂. Czy zjesz teraz t臋 kanapk臋?

Nawet si臋 nie zastanawia艂a.

- Zjem.

Uwolni艂 j膮, a ona pos艂usznie usiad艂a przy stole. Zd膮偶y艂a ugry藕膰 kanapk臋, kiedy do kuchni wpad艂y Michelle i Marcy.

- Cze艣膰, mamo, cze艣膰, wujku! - Michelle wyci膮gn臋艂a krzes艂o, obr贸ci艂a je i usiad艂a okrakiem. - Powiedzia艂e艣 ju偶 mamie o 鈥濪zikich Falach"?

- Jeszcze nie - odpar艂.

- Co o 鈥濪zikich Falach"? - dopytywa艂a si臋 Lynn. Na drugim ko艅cu miasta znajdowa艂 si臋 park wodny o tej nazwie, popularne miejsce rekreacji. Specjalna maszyna wytwarza艂a tam na wodzie fale, ponad kt贸rymi wznosi艂y si臋 ogromne kr臋te zje偶d偶alnie.

Michelle u艣miechn臋艂a si臋 od ucha do ucha.

- Wujek Ryder zabiera nas wszystkich w sobot臋 do parku. Sp臋dzimy ca艂y dzie艅 jak prawdziwa rodzina, prawda?

Policzki Lynn zap艂on臋艂y. Ryder nie tylko decydowa艂 o jej diecie, ale najzwyczajniej przejmowa艂 kontrol臋 nad ca艂ym jej 偶yciem.

- Michelle - powiedzia艂 Ryder, puszczaj膮c oko do dziewczynki - id藕 zobaczy膰, co si臋 dzieje u ciebie w pokoju.

Rozdzia艂 10

Michelle i Marcy opu艣ci艂y kuchni臋. Ryder popatrzy艂 na Lynn. Jej oczy znowu p艂on臋艂y gniewem, ale zdo艂a艂 ju偶 do tego przywykn膮膰. Up贸r tej kobiety przekracza艂 granice jego cierpliwo艣ci. Czy偶 nie widzia艂a, 偶e chce jej tylko pom贸c? Zachowywa艂a si臋, jakby pope艂ni艂 jaki艣 niewybaczalny b艂膮d. Wiedzia艂 od dzieci, 偶e od miesi臋cy nie mia艂a jednego wolnego dnia, a mimo to jego propozycja wsp贸lnego sp臋dzenia soboty najwyra藕niej j膮 zirytowa艂a. A przedtem ta nieszcz臋sna kanapka.

Pragn膮艂 tylko, by bardziej o siebie dba艂a. Wymy艣li艂 t臋 sobot臋 w 鈥濪zikich Falach", 偶eby mog艂a cho膰 przez jeden dzie艅 si臋 odpr臋偶y膰, nic wi臋cej. Tymczasem Lynn popatrzy艂a na niego z tak膮 z艂o艣ci膮, i偶 wiedzia艂, 偶e jego propozycja b臋dzie przyczyn膮 nast臋pnej sprzeczki.

- Co to za pomys艂 sp臋dzenia soboty w 鈥濪zikich Falach"? - burkn臋艂a.

- Pomy艣la艂em, 偶e mog艂oby by膰 mi艂o.

- Mia艂am wra偶enie, 偶e pracujesz w kancelarii prawniczej i rozumiesz, co to zarabianie na 偶ycie i odpowiedzialno艣膰. Czy wydaje ci si臋, 偶e mnie pieni膮dze spadaj膮 z nieba?

- Daj spok贸j... -Stara艂 si臋 przemawia膰 spokojnie. Kolacja chyba jeszcze nie zd膮偶y艂a poprawi膰 jej humoru.

- Wydaje ci si臋, 偶e mog臋 sobie wychodzi膰 z salonu, kiedy chc臋? A ty? Inni prawnicy, kt贸rych znam, pracuj膮 przynajmniej sze艣膰 dni w tygodniu.

- Ja mam inny rozk艂ad tygodnia i dobrze o tym wiesz.

Na razie nie musia艂 pracowa膰 zbyt du偶o, ale mia艂o si臋 to wkr贸tce sko艅czy膰. Chcia艂 jak najlepiej wykorzysta膰 lato, zbli偶y膰 si臋 do Lynn i sp臋dza膰 du偶o czasu z jej dzie膰mi.

- Sk膮d niby mam wiedzie膰, jakie masz zaj臋cia? - ci膮gn臋艂a. - Pojawiasz si臋 nagle w po艂udnie i chcesz i艣膰 na lunch. Potem dowiaduj臋 si臋, 偶e zamierzasz przeleniuchowa膰 ca艂膮 sobot臋 w jakim艣 parku. - Sko艅czy艂a kanapk臋, odnios艂a talerz do zlewozmywaka, po czym opieraj膮c si臋 plecami o szafk臋, doda艂a: - Ja nie mog臋 bra膰 urlopu, kiedy chc臋. Dla mnie sobota jest dniem pracy i nie zamierzam tego zmienia膰, I tak ostatnio nawali艂o mi kilka instruktorek.

Wzruszy艂 ramionami. Nic nie m贸g艂 na to poradzi膰, cho膰 bardzo by chcia艂.

- Trudno. W takim razie pojad臋 z dzieciakami sam. Mia艂a ochot臋 i na to si臋 nie zgodzi膰.

- Ale...

- S膮dzi艂em, 偶e i tobie spodoba si臋 ten pomys艂.

- Nie powiniene艣 by艂 m贸wi膰 im, 偶e ja te偶 jad臋. B臋d膮 rozczarowane.

Pomy艣la艂 przez chwil臋 i skin膮艂 g艂ow膮.

- Masz racj臋.

Michelle i Jason tak bardzo si臋 skar偶yli na to, 偶e matka wci膮偶 nie ma czasu, 偶e ta propozycja wymkn臋艂a mu si臋 sama. Nie przemy艣la艂 jej. Ale z drugiej strony Lynn r贸wnie偶 nale偶a艂 si臋 dzie艅 wolny od trosk i obowi膮zk贸w. Praca po dziesi臋膰, dwana艣cie godzin, brak regularnych posi艂k贸w i snu to na pewno nie najzdrowszy tryb 偶ycia.

Ryder chcia艂 przytuli膰 j膮 do siebie, ale w tym momencie przypomina艂oby to raczej przytulanie je偶a. Mia艂 pewne poczucie winy, 偶e poca艂unkiem wywalczy艂 jej zgod臋, ale tak go rozz艂o艣ci艂a, 偶e ten spos贸b wyda艂 mu si臋 najbardziej skuteczny. Uda艂o mu si臋 uwierzy膰, 偶e jest w stanie kontrolowa膰 ich nami臋tno艣膰, i to by艂 b艂膮d. Kiedy zacz臋艂a go ca艂owa膰, ledwie powstrzyma艂 si臋 od porwania jej w ramiona, zaniesienia na g贸r臋 i rzucenia na 艂贸偶ko. Nie zrobi艂 tego tylko dlatego, 偶e zaraz mia艂y wr贸ci膰 dzieci. Dzi臋kowa艂 Bogu, 偶e starczy艂o mu rozs膮dku, by si臋 wycofa膰.

Igra艂 z ogniem. Za kogo si臋 mia艂? Nie m贸g艂 przychodzi膰 i ca艂owa膰 jej w ten spos贸b bez ponoszenia konsekwencji. Samo wspomnienie jej jedwabistego, mi臋kkiego cia艂a przyprawia艂o go o zawr贸t g艂owy. Je偶eli m贸g艂 dot膮d czeka膰 na ni膮 tak d艂ugo, poczeka jeszcze troch臋. Kiedy ju偶 b臋d膮 si臋 kocha膰 - a b臋d膮 na pewno - stanie si臋 to w odpowiednim momencie.

- Nie zrozum mnie 藕le, ch臋tnie sp臋dzi艂abym dzie艅 z wami - przyzna艂a Lynn z oci膮ganiem - ale po prostu nie mog臋.

- W porz膮dku - odpar艂 Ryder, cho膰 nie艂atwo by艂o mu to zaakceptowa膰. Podszed艂 do Lynn i wzi膮艂 j膮 w ramiona. Zesztywnia艂a, wi臋c natychmiast opu艣ci艂 r臋ce. Nadejdzie dzie艅, pociesza艂 si臋, kiedy b臋dzie czeka艂a, aby j膮 obj膮艂 i pie艣ci艂. Na razie jednak wydawa艂a si臋 przera偶ona i zagubiona. Musi zdoby膰 si臋 na wi臋cej cierpliwo艣ci.

- Cze艣膰, mamo. Cze艣膰, Ryder. - Wszed艂 Jason, po艂o偶y艂 pi艂k臋 na stole i popatrzy艂 na nich z zaciekawieniem. - Co si臋 dzieje?

- Nic - mrukn臋艂a Lynn i w艂o偶y艂a naczynia do zmywarki.

- Pyta艂e艣 mam臋 o 鈥濪zikie Fale"?

- Mama musi i艣膰 do pracy. Jasonowi zrzed艂a mina.

- Ale my pojedziemy, prawda?

- Je偶eli mama nam pozwoli.

- Oczywi艣cie - odpowiedzia艂a Lynn.

Jason skin膮艂 g艂ow膮, ale wida膰 by艂o, 偶e jest zmartwiony.

- Fajnie dzisiaj by艂o. Wujek pu艣ci艂 mnie na wszystkie karuzele i poszed艂 ze mn膮 na 鈥瀖艂otek", bo ta baba Michelle si臋 ba艂a.

- M臋偶czy藕ni wol膮 inne rozrywki - stwierdzi艂a Lynn. -Ciesz臋 si臋, 偶e si臋 dobrze bawili艣cie. Mam nadziej臋, 偶e podzi臋kowali艣cie wujkowi.

- Pewnie. - Jason usiad艂, opar艂 brod臋 na pi艂ce i zamy艣li艂 si臋. - Byli艣my ju偶 kiedy艣 w 鈥濪zikich Falach" mamo, pami臋tasz? Jeszcze wtedy nie pracowa艂a艣. Robili艣my razem du偶o rzeczy, zanim zacz臋艂a艣 pracowa膰 z tymi grubymi paniami... Czemu teraz ju偶 tak nie jest?

- Musz臋 zarabia膰 na 偶ycie, kochanie.

- Oczywi艣cie - westchn膮艂 Jason. - Ale czasami my艣l臋, 偶e lepiej by艂o, kiedy byli艣my biedni.

- Jason - z艂aja艂a go Lynn - przecie偶 to nieprawda.

Rzuci艂a Ryderowi ukradkowe spojrzenie, jakby szukaj膮c sojusznika. U艣miechem zapewni艂, 偶e j膮 popiera.

- Wybierzemy si臋 razem do 鈥濪zikich Fal" kiedy indziej.

- Kiedy? - zapyta艂 Jason. - Ci膮gle m贸wisz, 偶e b臋dziemy wszystko robi膰 kiedy indziej, i w ko艅cu nigdy do tego nie dochodzi.

- Jason, jeste艣 niesprawiedliwy. Przecie偶... zobacz tylko, ile rzeczy robili艣my tego lata.

- Co takiego robili艣my tego lata?

Lynn u艣wiadomi艂a sobie, 偶e sp臋dza z dzie膰mi znacznie mniej czasu, ni偶 jej si臋 zdawa艂o. Praca poch艂ania艂a ca艂膮 jej energi臋. Ryder nie zamierza艂 miesza膰 si臋 do dyskusji, stan膮艂 jednak obok Lynn i, chc膮c doda膰 jej otuchy, otoczy艂 j膮 ramieniem. Zesztywnia艂a, wi臋c zaraz je opu艣ci艂.

- Przez ca艂e lato by艂em tylko na pikniku - nie dawa艂 za wygran膮 Jason.

- Czas spa膰, ch艂opcze - wtr膮ci艂 si臋 Ryder. - Masz przed sob膮 wa偶ny dzie艅.

Ch艂opiec natychmiast u艣miechn膮艂 si臋 od ucha do ucha.

- Rzeczywi艣cie. Mamo, mam powiedzie膰 Marcy, 偶eby posz艂a do domu?

- To moja sprawa. Id藕 spa膰, synku - potrz膮sn臋艂a g艂ow膮 Lynn.

- Dobra, ju偶 id臋. - Poca艂owa艂 j膮 w policzek i spojrza艂 porozumiewawczo na Rydera. - Kobiety lubi膮 takie rzeczy - wyja艣ni艂, jakby chcia艂 zaznaczy膰, 偶e nie ma zwyczaju ca艂owania dziewczyn.

- Wiem - odpar艂 Ryder.

Jason powl贸k艂 si臋 po schodach na g贸r臋. Lynn sta艂a z za艂o偶onymi r臋kami i patrzy艂a za nim.

- Zawsze wymy艣la jaki艣 pretekst, by nie k艂a艣膰 si臋 spa膰. Nie pami臋tam, 偶eby kiedy艣 poszed艂 do 艂贸偶ka bez dyskusji.

Widz膮c, jak bardzo jest zm臋czona, Ryder postanowi艂 wr贸ci膰 do siebie. Nie mia艂 na to ochoty, ale najwa偶niejsze by艂o samopoczucie Lynn.

- B臋d臋 si臋 zbiera艂 - mrukn膮艂. Nie zaproponowa艂a, by zosta艂 d艂u偶ej. Nie odprowadzi艂a go nawet do drzwi. Poczu艂 si臋 lekko ura偶ony. By艂o oczywiste, 偶e z ch臋ci膮 si臋 go pozbywa, i to go ubod艂o. Na pocieszenie powiedzia艂 sobie, 偶e przecie偶 bardzo si臋 do niej zbli偶y艂, cho膰 nadal mia艂 do przebycia dalek膮 drog臋. Bariera mi臋dzy nimi znika艂a, kiedy j膮 ca艂owa艂. U艣wiadomienie sobie tego znacznie poprawi艂o mu humor.

Nast臋pnego popo艂udnia Lynn siedzia艂a w gabinecie, przekonuj膮c sam膮 siebie, 偶e powinna zadzwoni膰 do Rydera. Nie mog艂a ju偶 tego odk艂ada膰. Wystuka艂a numer do jego biura z tak膮 si艂膮, jakby chcia艂a ukara膰 telefon, 偶e musi to zrobi膰. Cho膰 by艂o to idiotyczne, wola艂a kontaktowa膰 si臋 z nim w kancelarii. Wtedy rozmowa brzmia艂a jako艣 mniej osobi艣cie, ni偶 gdyby dzwoni艂a do domu. Mi臋tosi艂a w palcach jego wizyt贸wk臋, dop贸ki sekretarka nie podnios艂a s艂uchawki.

- Chcia艂abym rozmawia膰 z Ryderem Matthewsem.

- Kogo mam przedstawi膰?

Lynn ju偶 mia艂a na ko艅cu j臋zyka pytanie, ile kobiet do niego wydzwania, ale w por臋 zda艂a sobie spraw臋, 偶e to 艣mieszne. Zreflektowa艂a siei odpar艂a:

- Lynn Danfort. Je偶eli jest zaj臋ty, niech oddzwoni.

- Prze艂膮czam pani膮 - powiedzia艂a kobieta.

- Lynn, co za mi艂a niespodzianka! - Ryder natychmiast odebra艂 telefon. - Co mog臋 dla ciebie zrobi膰?

- Dzie艅 dobry. Chodzi o sobotni膮 wypraw臋. Hm... zastanawia艂am si臋... gdybym tak jednak zdecydowa艂a si臋 wybra膰 z wami...

- By艂oby 艣wietnie. Bardzo bym si臋 ucieszy艂.

- Rozmawia艂am z moj膮 pracownic膮. Zgodzi艂a si臋 mnie zast膮pi膰. - Lynn nie zamierza艂a wyja艣nia膰, co jeszcze powiedzia艂a Sharon, kt贸ra uwa偶a艂a, 偶e odrzucenie propozycji sp臋dzenia soboty z Ryderem Matthewsem by艂oby niewybaczalnym b艂臋dem. Nawet razem z dzie膰mi. Natomiast Lynn mia艂a 艣wiadomo艣膰, 偶e miotaj膮 ni膮 sprzeczne uczucia. Obiecywa艂a sobie unika膰 Rydera, lecz sprzeniewierza艂a si臋 raz po razie danemu sobie s艂owu, poniewa偶 ci膮gle co艣 ich do siebie zbli偶a艂o.

Chcia艂aby bardzo m贸c wini膰 Rydera za wszystko, co si臋 mi臋dzy nimi wydarzy艂o, lecz nie uratowa艂oby to jej dumy. Jego blisko艣膰 rozpala艂a j膮 do bia艂o艣ci. Na pocz膮tku t艂umaczy艂a sobie, 偶e to dlatego, 偶e od dawna nie by艂a z m臋偶czyzn膮. Przez ostatnie kilka lat spotyka艂a si臋 z tym czy owym, nikt jednak nie wzbudza艂 w niej takiej nami臋tno艣ci jak Ryder - nikt opr贸cz Gary'ego, i to j膮 przera偶a艂o.

- W takim razie sp臋d藕my tam ca艂y dzie艅. Wyjazd o wp贸艂 do jedenastej?

- Dobrze. - To zasz艂o ju偶 tak daleko, 偶e mia艂a niemal wra偶enie, jakby szykowa艂a si臋 wsp贸lna noc. - Przygotuj臋 lunch.

- Pami臋taj o kremie do opalania i r臋cznikach.

- Jasne. - Sama rozmowa o sobocie doda艂a jej ochoty do 偶ycia. Od wiek贸w nie sp臋dzi艂a dnia na leniuchowaniu.

- Naprawd臋 si臋 ciesz臋, 偶e tam jedziemy.

Ryder. Westchn膮艂 i odpar艂:

- Ja te偶.

Chocia偶 sko艅czyli rozmawia膰, Lynn nie mog艂a przesta膰 my艣le膰 o czekaj膮cej ich eskapadzie. Intuicja podpowiada艂a jej, 偶e ta sobota wszystko mi臋dzy nimi zmieni.

Rozdzia艂 11

Mamo, patrz!

Lynn i kilkana艣cie innych kobiet obejrza艂o si臋 w stron臋 basenu, gdzie na falach 艣miga艂y dzieciaki. Po chwili zorientowa艂a si臋, 偶e ten ch艂opi臋cy g艂os nie nale偶a艂 do Jasona.

Jason wskoczy艂 do wody w tej samej sekundzie, w kt贸rej znale藕li si臋 w 鈥濪zikich Falach". Wyszed艂 z basenu dopiero po dw贸ch godzinach. Czu艂 si臋 w wodzie jak ryba.

Michelle przed wyjazdem sp臋dzi艂a godzin臋 na upinaniu w艂os贸w. Kiedy Lynn napomkn臋艂a, 偶e po fryzurze nie b臋dzie 艣ladu, gdy wejdzie do wody, spojrza艂a na ni膮 tak, jakby te sprawy przekracza艂y zdolno艣膰 jej pojmowania, po czym wyja艣ni艂a, 偶e chce zadba膰 o w艂osy, bo nie wiadomo, kogo spotka. Ten 鈥瀔to艣" najwyra藕niej musia艂 by膰 ch艂opakiem.

- Pogod臋 mamy jak na zam贸wienie - rzek艂a Lynn do Rydera, kt贸ry z zamkni臋tymi oczami le偶a艂 na kocu. W艂a艣nie wyszed艂 z basenu i na jego szczup艂ym, umi臋艣nionym ciele l艣ni艂y kropelki wody.

- Przecie偶 j膮 zam贸wi艂em - za偶artowa艂. - Pogada艂em z facetem od pogody, 偶e dzi艣 przyda艂oby si臋 s艂o艅ce. Jedno s艂owo i za艂atwione.

- Chyba nie docenia艂am twoich wp艂yw贸w - przekomarza艂a si臋, nie pr贸buj膮c nawet ukrywa膰, jak wspaniale si臋 czuje. Mia艂 racj臋: potrzebowa艂a odpoczynku znacznie bardziej, ni偶 gotowa by艂a przyzna膰. - Czy za艂atwi艂e艣 jeszcze co艣, o czym powinnam wiedzie膰?

Na jego twarz powoli wyp艂yn膮艂 szeroki u艣miech.

- Co艣, o czym dowiesz si臋 p贸藕niej. - Otworzy艂 oczy i spojrza艂 na ni膮 z 艂obuzerskim u艣mieszkiem. - Przygotuj si臋.

- Na co? - zapyta艂a ze 艣miechem. Tak przyjemnie by艂o cho膰 na ten jeden dzie艅 zapomnie膰 o rozs膮dku i pozwoli膰, by troski ulecia艂y z wiatrem. Nawet nie zadzwoni艂a do Sharon spyta膰, co si臋 dzieje w salonie. Je偶eli zast臋pczyni boryka艂a si臋 z jakimi艣 problemami, nie chcia艂a o nich wiedzie膰.

- Mamo, jestem g艂odny.

Tym razem to na pewno Jason. Odwr贸ci艂a si臋 i zobaczy艂a go wy艂aniaj膮cego si臋 z niebieskiej otch艂ani z mask膮 w jednej r臋ce i rurk膮 do nurkowania w drugiej.

Si臋gn臋艂a po piknikow膮 przeno艣n膮 lod贸wk臋 i wyj臋艂a kanapk臋 z indykiem oraz puszk臋 zimnego napoju.

Jason usiad艂 i zacz膮艂 pi膰.

- Jej, ale tu jest fajnie. Widzia艂a艣, po jakiej fali przed chwil膮 je藕dzi艂em?

- Nie bardzo - przyzna艂a. Wyj臋艂a owoce - kilka wielkich, ulubionych bezpestkowych grejpfrut贸w Jasona.

- Gdzie jest Michelle? - spyta艂 Ryder, rozgl膮daj膮c si臋 po zje偶d偶alniach.

- Ostatnim razem, gdy j膮 widzia艂em, podchodzi艂a do jakiego艣 faceta - o艣wiadczy艂 Jason g艂osem pe艂nym pot臋pienia. - Ani razu si臋 nie wyk膮pa艂a. Kiedy j膮 zapyta艂em, dlaczego, powiedzia艂a, 偶ebym lepiej da艂 jej spok贸j. Moim zdaniem ona nie chce zamoczy膰 sobie w艂os贸w - westchn膮艂 i wzruszy艂 ramionami, jakby chcia艂 powiedzie膰, 偶e jego siostrze przyda艂aby si臋 pomoc lekarska. - Chyba nigdy nie zrozumiem dziewczyn.

- Ja ju偶 dawno przesta艂em je rozumie膰 - stwierdzi艂 Ryder.

- To po co si臋 z nimi w og贸le zadajemy? - spyta艂 Jason powa偶nie.

- Jason!

- Ty, mamo, jeste艣 w porz膮dku - zapewni艂 j膮 szybko. -Chodzi mi o inne dziewczyny. Sp贸jrz na Michelle. Przyjechali艣my w najfajniejsze miejsce na 艣wiecie, a ona boi si臋 wej艣膰 do wody powy偶ej kolan, bo kto艣 j膮 och艂apie. Przecie偶 to bzdura!

- Wcale nie - musia艂a zaoponowa膰 Lynn. Michelle wkroczy艂a w wiek, kiedy dba艂o艣膰 o wygl膮d by艂a dla niej najwa偶niejsza. Za par臋 lat podobnie b臋dzie z Jasonem.

- Nie wiem, czy zauwa偶y艂e艣, ale mama te偶 nie siedzi bez przerwy w wodzie - zauwa偶y艂 Ryder. Usiad艂 i u艣miechn膮艂 si臋 do Lynn.

- Ty te偶 si臋 martwisz o swoj膮 fryzur臋?! - wykrzykn膮艂 zdumiony Jason. - Moja w艂asna mama!

- Niezupe艂nie.

- To dlaczego nie wchodzisz do basenu?

Przeszkadza艂 jej t艂ok. Kiedy przyjechali, pr贸bowa艂a pop艂ywa膰 na nadmuchiwanej tratwie, ale szybko otoczy艂 j膮 t艂um pluskaj膮cych si臋 w艣r贸d fal maluch贸w. Mia艂a wra偶enie, 偶e wszystkie cia艂ka t艂oczy艂y si臋 dok艂adnie tam, gdzie kierowa艂a tratw臋. Potrzebowa艂a wi臋cej miejsca.

- Mamo? - dopytywa艂 si臋 Jason. - Wyt艂umacz si臋.

- Jest tam za du偶o dzieci - odpar艂a Lynn.

- Za du偶o dzieci?! - zdziwi艂 si臋 ch艂opiec.

- Wchodz臋 dla och艂ody, kiedy robi mi si臋 za gor膮co, ale poza tym wol臋 le偶e膰 na s艂o艅cu i si臋 opala膰.

Jason ju偶 otwiera艂 usta, by to skomentowa膰, ale Lynn, aby odwr贸ci膰 jego uwag臋, wyj臋艂a paczk臋 chips贸w. Zadzia艂a艂o i po chwili ch艂opiec objada艂 si臋, zapomniawszy o dra偶liwej sprawie stosunku kobiet do wody. Kiedy zjad艂, natychmiast wr贸ci艂 do swoich rozrywek.

Lynn ukl臋k艂a przy przeno艣nej lod贸wce, zamkn臋艂a pokryw臋 i pozbiera艂a pozostawione przez Jasona okruchy.

- Zaraz si臋 spalisz - rzek艂 troskliwie Ryder.

Przerwa艂a porz膮dki i spojrza艂a na swoj膮 r臋k臋, ale nie zauwa偶y艂a wielkiej zmiany.

- Posmaruj si臋 kremem, zanim b臋dzie za p贸藕no. - Wyci膮gn膮艂 r臋k臋 i uj膮艂 jej rami臋, chc膮c je obejrze膰. - Daj, nasmaruj臋 ci臋.

- Nie - odpar艂a natychmiast. Przez ca艂y dzie艅 usilnie stara艂a si臋 unika膰 wszelkiego kontaktu fizycznego z Ryderem. Sama my艣l o jego r臋kach, przesuwaj膮cych si臋 w g贸r臋 i w d贸艂 jej ramion, wywo艂ywa艂a nadmierne emocje.

- Lynn, jeste艣 niepowa偶na. Twoja sk贸ra nie jest przyzwyczajona do takiego s艂o艅ca.

- Nic mi nie b臋dzie - powiedzia艂a, usi艂uj膮c nie my艣l o dotyku jego palc贸w na swojej sk贸rze. Nie mog艂a pozwoli sobie na zbli偶enie si臋 do Rydera, zbytnio rozpala艂 jej zmys艂y. Szarpn臋艂a r臋k臋, lecz nie pu艣ci艂 jej. Podni贸s艂 d艂o艅 Lynn do ust i na wewn臋trznej stronie z艂o偶y艂 d艂ugi, delikatny poca艂unek. Serce natychmiast podesz艂o jej do gard艂a. Jego oczy, wpatrzone w ni膮 sponad nadgarstka, zdawa艂y si臋 tyle wyra偶a膰. Nie by艂a gotowa na przyj臋cie uczu膰, kt贸re pragn膮艂 nazwa膰, ale zn贸w znalaz艂a si臋 we w艂adzy tych ciemnych oczu; nawet gdyby od tego zale偶a艂o jej 偶ycie, nie potrafi艂aby oderwa膰 od nich wzroku.

Kiedy w ko艅cu spu艣ci艂a oczy, jej spojrzenie zatrzyma艂o si臋 na ow艂osionym torsie Rydera. Pragnienie zanurzenia palc贸w w ciemnych, kr臋conych w艂oskach by艂o przemo偶ne. Nier贸wny oddech Rydera powiedzia艂 jej, 偶e nie pozostaje oboj臋tny nawet na najl偶ejszy jej dotyk. Nadludzk膮 si艂膮 zdoby艂a si臋 na to, 偶eby wsta膰. Podnios艂a si臋 tak nagle, 偶e a偶 si臋 zachwia艂a.

- Wejd臋 chyba na chwil臋 do basenu - powiedzia艂a dr偶膮cym g艂osem.

Prawie bieg艂a.

Ryder obserwowa艂, jak odchodzi, i ogarnia艂a go frustracja. By艂 przecie偶 cierpliwy; ze wszystkich si艂 stara艂 si臋 unika膰 zadra偶nie艅. Od samego pocz膮tku Lynn konsekwentnie gra艂a rol臋 starej przyjaci贸艂ki. Nie m贸g艂 nie wyczu膰, 偶e nie 偶yczy sobie uczu膰, kt贸re w niej wzbudza艂. Wygl膮da艂o na to, 偶e woli udawa膰, 偶e nigdy si臋 nie ca艂owali, i ignorowa膰 jego d膮偶enia. Udawa艂 wi臋c razem z ni膮 i robi艂 dobr膮 min臋 do z艂ej gry, cho膰 nie by艂o to 艂atwe. Wiedzia艂, 偶e musi da膰 jej czas, poza tym chcia艂, 偶eby wypocz臋艂a i odpr臋偶y艂a si臋. W pe艂ni na to zas艂ugiwa艂a.

Ale do diaska, doprowadza艂a go do szale艅stwa. Mia艂a na sobie jednocz臋艣ciowy kostium, w kt贸rym nie by艂o nic wyzywaj膮cego, jednak nawet skromny str贸j k膮pielowy nie by艂 w stanie ukry膰 jej wspania艂ej figury. Ryder nie wyobra偶a艂 sobie, by mo偶na by艂o bardziej po偶膮da膰 kobiety, ni偶 on po偶膮da艂 Lynn.

Tak bardzo pragn膮艂 j膮 pie艣ci膰. Kiedy wyci膮gn膮艂 r臋k臋 po jej d艂o艅, wyczu艂 mimowoln膮 reakcj臋 Lynn na jego dotyk. Zadr偶a艂a, brodawki jej piersi stwardnia艂y. Zdawa艂y si臋 b艂aga膰 o pieszczoty jego r膮k i ust. To wspomnienie wzmog艂o jeszcze niezno艣ny b贸l. Zaczerpn膮艂 tchu, by ul偶y膰 um臋czonemu cia艂u. Ca艂y problem polega艂 na tym, 偶e by艂a tak niesamowicie pi臋kna z tymi rozwianymi w艂osami i nie umalowan膮 twarz膮. 呕adna kobieta na 艣wiecie nie mog艂a z ni膮 wsp贸艂zawodniczy膰.

A teraz uciek艂a mu jak sp艂oszony zaj膮c. Instynktownie chcia艂 pobiec za ni膮, z艂apa膰 j膮, przytrzyma膰, kaza膰 wys艂ucha膰 s艂贸w mi艂o艣ci, kt贸re tyle razy formu艂owa艂 w my艣li. Ale nie m贸g艂 tego zrobi膰, ba艂 siej膮 przestraszy膰. M贸g艂by straci膰 Lynn na zawsze.

Cierpliwo艣ci, powiedzia艂 sobie, cierpliwo艣ci.

Ucieczka Lynn do wody nie mia艂a nic wsp贸lnego z przegrzaniem s艂o艅cem. Posz艂a pop艂ywa膰, by och艂on膮膰 od blisko艣ci Rydera. Jego dotyk, cho膰 lekki i neutralny, wywo艂a艂 w niej gwa艂town膮 reakcj臋. Czu艂a, jak od st贸p do g艂贸w oblewa j膮 fala gor膮ca.

W basenie by艂o teraz znacznie mniej dzieci. Wesz艂a do wody, zanurzaj膮c si臋 do pasa. Nie odczuwa艂a jednak och艂ody. Wchodzi艂a coraz g艂臋biej i w ko艅cu zanurkowa艂a. Mia艂a wra偶enie, 偶e wok贸艂 jej rozpalonej do czerwono艣ci twarzy zabulgota艂o. Gdyby tylko wiedzia艂a, co si臋 z ni膮 dzieje...

P艂yn臋艂a pod wod膮 tak d艂ugo, jak pozwoli艂y jej na to p艂uca. Wyp艂yn臋艂a na powierzchni臋 i zach艂ysn臋艂a si臋 powietrzem. Odgarn臋艂a w艂osy.

- Jason by艂by z ciebie dumny - powiedzia艂 znajomy g艂os.

- Ryder. - Otworzy艂a oczy zdumiona, 偶e j膮 odnalaz艂 w tym ogromnym basenie.

- Lynn, nie uciekaj ode mnie - poprosi艂.

Otworzy艂a usta, by zaprzeczy膰, ale nie zdoby艂a si臋 na k艂amstwo.

- Uwa偶aj!

Zanim wypowiedzia艂 to ostrze偶enie, Lynn zala艂a ogromna fala i ponios艂a ze sob膮. Para silnych r膮k chwyci艂a j膮 w talii.

W tym samym momencie odzyskali r贸wnowag臋, 艂api膮c grunt.

- Nic ci si臋 nie sta艂o?

- Nie - odpar艂a automatycznie.

- Zauwa偶y艂em t臋 fal臋, dopiero jak by艂a nad naszymi g艂owami.

Nadal j膮 przytula艂, a Lynn mia艂a teraz tyle samo si艂y na opieranie si臋 Ryderowi, ile mia艂aby spinka do krawata w walce z magnesem. Obejmowa艂a go za szyj臋 i u艣wiadomi艂a sobie, 偶e bezwiednie szuka jego blisko艣ci, czuj膮c, 偶e w jego ramionach znajdzie bezpiecze艅stwo.

Pochyli艂 si臋 ku niej bez s艂owa, a ona zacz臋艂a g艂aska膰 go po piersi i ramionach. Jej r臋ce ze艣lizgiwa艂y si臋 po mokrych bicepsach.

W艂adz臋 nad jej wol膮 przej臋艂o podniecenie, przyprawiaj膮c j膮 o zawr贸t g艂owy. Ryder jeszcze mocniej przycisn膮艂 j膮 do siebie. Lynn dr偶a艂a. Oszo艂omiona, skonfundowana i kompletnie zagubiona, walcz膮c ze sob膮, ukry艂a twarz w zag艂臋bieniu jego szyi. Oddychaj膮c g艂臋boko, pr贸bowa艂a odzyska膰 jasno艣膰 umys艂u.

Ryder powolnym, koj膮cym ruchem odgarn膮艂 jej w艂osy z twarzy.

- Nigdy ju偶 ci臋 nie opuszcz臋 - szepn膮艂. - Nie zni贸s艂bym tego po raz drugi.

Lynn chcia艂a powiedzie膰 mu, 偶e to nie jego odej艣cie, a powr贸t pomiesza艂 jej szyki. Ale kiedy j膮 pie艣ci艂, nie potrafi艂a my艣le膰. Ryder przesun膮艂 r臋k臋 z jej w艂os贸w na ramiona.

Odkry艂a, 偶e tu偶 przed sob膮 ma jego pier艣. Kr臋cone ciemne w艂oski by艂y tak blisko jej ust. Niech zdrowy rozs膮dek idzie do diab艂a, postanowi艂a i rozpocz臋艂a badanie j臋zykiem pulsuj膮cego zag艂臋bienia w jego szyi. Mia艂o wspania艂y s艂ony smak. Otworzy艂a szerzej usta, zach艂annie poznaj膮c jego sk贸r臋.

- Lynn... - j臋kn膮艂 Ryder.

Zignorowa艂a b艂aganie w jego g艂osie. Tego przecie偶 chcia艂, po to tu za ni膮 pop艂yn膮艂. Za tym ca艂y dzie艅 t臋skni艂a i tego desperacko pr贸bowa艂a unikn膮膰.

Pokry艂a poca艂unkami jego siln膮 szyj臋, li偶膮c j膮, ss膮c i delikatnie gryz膮c.

Zacisn膮艂 jeszcze mocniej ramiona i poni贸s艂 j膮 poprzez wod臋, ale ona tego nie zauwa偶y艂a. Kiedy podnios艂a wzrok, zorientowa艂a si臋, 偶e znale藕li si臋 w odosobnionym k膮ciku basenu, z dala od p艂ywaj膮cych. Na znak zgody poca艂owa艂a k膮cik jego ust.

Znowu j臋kn膮艂. Nie wiedzia艂a, 偶e to mo偶e by膰 tak podniecaj膮ce. Wpl贸t艂 r臋ce w jej w艂osy i us艂ysza艂a jego g艂o艣ny, nier贸wny oddech, gdy usi艂owa艂 oderwa膰 od siebie ich cia艂a. Mia艂a najwy偶ej sekund臋 na z艂apanie oddechu, zanim zach艂annie rzuci艂 si臋 na jej usta.

Zala艂a ich nast臋pna fala, ale Lynn, podobnie jak Ryderowi, by艂o ju偶 wszystko jedno. Zmiot艂o ich, rzuci艂o i przeturla艂o, nie przestali si臋 jednak obejmowa膰. Kiedy zanurkowali, Ryder pom贸g艂 jej stan膮膰 na nogi. Oderwali si臋 od siebie, ale po chwili zn贸w j膮 poca艂owa艂. Lynn odpowiedzia艂a r贸wnie nami臋tnie. Mia艂a wra偶enie, 偶e za chwil臋 umrze ze szcz臋艣cia. Ryder przywar艂 do niej ca艂ym cia艂em, jakby mia艂 w ten spos贸b uratowa膰 jej 偶ycie. Nie m贸g艂 powstrzyma膰 pomruku rozkoszy. Poczu艂a, 偶e ten d藕wi臋k jeszcze bardziej j膮 rozpala.

- Och, Lynn...

Ramionami ciasno obejmowa艂a go za szyj臋.

- Wiem - szepn臋艂a. - To nie miejsce ani czas.

Znajdowali si臋 w miejscu publicznym, cho膰 w膮tpi艂a, by ktokolwiek zwr贸ci艂 na nich uwag臋.

- Pragn臋 ci臋 - wymrucza艂 jej do ucha.

- Wiem... czuj臋.

- Powiedz, 偶e ty te偶 mnie pragniesz. Chc臋 to us艂ysze膰. Zanim zdoby艂a si臋 na to wyznanie, min臋艂a wieczno艣膰.

Dlaczego tak trudno powiedzie膰 mu co艣, co jest najoczywistsze na 艣wiecie?

- Lynn...

-Tak-j臋kn臋艂a. -Tak, pragn臋 ci臋.

Opar艂 si臋 czo艂em o jej czo艂o.

- Nie 艣miem ci臋 poca艂owa膰 - szepn膮艂. - Boj臋 si臋, 偶e nie b臋d臋 m贸g艂 przesta膰.

- Ja... ja czuj臋 si臋 tak samo.

- Tak bardzo chc臋 ci臋 dotyka膰. Na ca艂ym ciele nie mam jednego miejsca, kt贸re by nie bola艂o. Je偶eli to grypa, to chyba najci臋偶sza, jak膮 kiedykolwiek przechodzi艂em.

U艣miechn臋艂a si臋 i lekko musn臋艂a ustami jego usta.

- Ryderze Matthews, niezbyt mi艂o jest by膰 por贸wnywan膮 do grypy.

- Chyba nie wola艂aby艣 by膰 por贸wnana do czarnej ospy?

- Jeszcze gorzej - przekomarza艂a si臋, ale jej w艂asne cia艂o by艂o obola艂e tak samo jak jego. - Mo偶e wyjdziemy ju偶 z wody? - zaproponowa艂a.

Ryder u艣miechn膮艂 si臋 i poruszy艂 biodrami. Jego podniecenie sta艂o si臋 jeszcze bardziej widoczne.

- Chyba nie... b臋d臋 mia艂 odwagi.

- Chcesz pop艂ywa膰?

- Nie - odpar艂 g艂ucho. - Chc臋 si臋 z tob膮 kocha膰.

Tak bezpo艣rednie postawienie sprawy spowodowa艂o, 偶e krew odp艂yn臋艂a Lynn z twarzy i zrobi艂o jej si臋 s艂abo. Musia艂 to zauwa偶y膰, bo patrzy艂 na ni膮 bez przerwy.

- To ci臋 chyba nie zdziwi艂o? - spyta艂.

- Nie. - Spu艣ci艂a wzrok i odetchn臋艂a g艂臋boko. - Tylko... mia艂am d艂ug膮 przerw臋. Czuj臋 si臋 zn贸w jak dziewica. Pewnie my艣lisz, 偶e zbzikowa艂am, mam przecie偶 za sob膮 sta偶 ma艂偶e艅ski i dwoje dzieci.

- Ja za to zbzikowa艂em na twoim punkcie.

- Naprawd臋? - Spojrza艂a na niego szybko. Skin膮艂 g艂ow膮.

- I wiem ju偶 teraz, jak nam b臋dzie dobrze razem. Lynn te偶 wiedzia艂a.

Nie mog艂a utrzyma膰 r膮k z dala od Rydera. G艂aska艂a i pie艣ci艂a jego twarz, mocn膮 szcz臋k臋, smakowa艂a wargami delikatn膮 szorstko艣膰 brody i wilgotne ciep艂o otwartych ust, je藕dzi艂a nosem po jego szyi.

Poca艂owa艂 j膮 ponownie tak, jakby umiera艂 z t臋sknoty. Lynn zdawa艂a sobie spraw臋, 偶e jego nami臋tno艣膰 p艂onie wcale nie s艂abiej ni偶 jej.

- Kiedy? - szepn臋艂a szybko, gdy uwolni艂 jej usta. - Ryder, prosz臋, powiedz, kiedy - Sama siebie zadziwi艂a swoj膮 bezpo艣rednio艣ci膮 i niecierpliwo艣ci膮.

Znieruchomia艂.

- Kiedy? Co kiedy?

- Chc臋 wiedzie膰, ile musz臋 czeka膰, a偶 b臋dziemy si臋 kocha膰. Dzi艣? - Dr偶a艂a tak silnie, 偶e musia艂 j膮 przytuli膰. - O, nie - j臋kn臋艂a po chwili. - A co z dzie膰mi? B臋dziemy musieli bardzo uwa偶a膰. - Przesun臋艂a ustami po jego policzku, a偶 dotar艂a do warg. - Chyba 偶e u ciebie.

- Lynn...

- I nie bior臋 pigu艂ek... absolutnie nie liczy艂am na co艣... takiego. Co zrobimy?

- O czym ty m贸wisz?

- Och, Ryder, prosz臋 ci臋, pomy艣l. B臋dziemy mie膰 z tym problemy... ale zobaczysz, rozwi膮偶emy je jako艣. 鈥 Karmi艂a delikatnymi poca艂unkami jego i siebie, nie mog膮c si臋 nim nasyci膰. - Przede wszystkim chyba lepiej nie m贸wmy o niczym Jasonowi i Michelle. Oni s膮 mali i...

- Lynn, przesta艅 - przerwa艂 jej.

Powoli podnios艂a g艂ow臋. Dopiero po chwili zorientowa艂a si臋, 偶e sta艂 si臋 nies艂ychanie powa偶ny. Nie rozumia艂a. Szcz臋艣cie i podniecenie wyparowa艂y.

- O co chodzi?

- Chc臋 wiedzie膰, dlaczego chcesz si臋 kocha膰 - o艣wiadczy艂, uwa偶nie j膮 obserwuj膮c.

- Dlaczego? - powt贸rzy艂a w zdumieniu. - Czy zawsze zadajesz kobietom takie pytania? - Nie wiedzia艂a, co si臋 dzieje, zn贸w poczu艂a si臋 zagubiona.

- Wiem, co czuje twoje cia艂o, i uwierz mi, kochanie, ja te偶 to odczuwam. Ale musz臋 wiedzie膰, dlaczego chcesz to robi膰.

- Znasz odpowied藕. - Rozlu藕ni艂a u艣cisk. Nagle poczu艂a si臋 okropnie g艂upio.

- Nie znam.

- Poniewa偶...

- Poniewa偶 to przyjemne?

Uchwyci艂a si臋 tego i energicznie skin臋艂a g艂ow膮.

- Tak.

Zamkn膮艂 oczy, a kiedy zn贸w na ni膮 spojrza艂, nie potrafi艂a rozszyfrowa膰, jaki jest stan jego ducha.

- To dla mnie za ma艂o - powiedzia艂 z trudem. - Bardzo chcia艂bym, 偶eby mi to wystarcza艂o, ale to za ma艂o.

- Dlaczego? - zapyta艂a. Dla niej by艂o to tak wiele... przynajmniej jeszcze niedawno. Nie rozumia艂a, dlaczego zachowuje si臋 tak niekonsekwentnie. W jednej chwili szepta艂, 偶e umiera z po偶膮dania dla niej, a w nast臋pnej stawia艂 jakie艣 warunki.

- Nie szukam kobiety po to, by poczu膰 si臋 鈥瀙rzyjemnie".

Chcia艂 m贸wi膰 dalej, ale nie pozwoli艂a mu. Opu艣ci艂a r臋ce, zrobi艂a krok w ty艂, a kiedy nadesz艂a wielka fala, da艂a si臋 jej unie艣膰.

- Je偶eli to jest 偶art, to nie roz艣mieszy艂e艣 mnie. - Chcia艂a powiedzie膰 to nonszalancko, ale g艂os jej si臋 za艂ama艂.

- Lynn, prosz臋 ci臋, nie patrz na mnie w ten spos贸b - szepn膮艂 Ryder.

Odwr贸ci艂a si臋 od niego, czuj膮c si臋 zraniona i odrzucona. Dopiero co otwarcie przyzna艂a si臋, 偶e od 艣mierci Gary'ego nie by艂o w jej 偶yciu nikogo. Ryder wiedzia艂, 偶e nie jest... 艂atwa, a jednak sprawi艂, 偶e poczu艂a si臋, jakby lgn臋艂a do ka偶dego m臋偶czyzny, kt贸ry jej si臋 cho膰 troch臋 podoba艂.

- Nie wiem, czego ode mnie oczekujesz - mrukn臋艂a.

- Oczywi艣cie, 偶e nie wiesz, ale nied艂ugo zrozumiesz -powiedzia艂 i odp艂yn膮艂.

Obserwowa艂a go przez chwil臋. P艂yn膮艂 w taki spos贸b, jakby chcia艂 ukara膰 wod臋 za to, co si臋 mi臋dzy nimi zdarzy艂o.

Ryder p艂ywa艂 dop贸ty, dop贸ki b贸l w mi臋艣niach nie zag艂uszy艂 smutku. Znajdowa艂 si臋 tak daleko od Lynn, jak to tylko by艂o mo偶liwe na zat艂oczonym basenie. Nie musia艂 ucieka膰 dalej.

Kocha艂 j膮 i pragn膮艂 jej najbardziej w 艣wiecie. Ona te偶 go pragn臋艂a. Nie 艣mia艂 nawet marzy膰, 偶e stanie si臋 to tak szybko. Ale, do diab艂a, nie chodzi艂o mu przecie偶 o zwi膮zek, kt贸ry nie by艂by oparty na odpowiedzialno艣ci. Jej pomys艂 niewtajemniczania dzieci wystarczaj膮co go zaniepokoi艂, a rozmowa o antykoncepcji jeszcze bardziej. Nie chcia艂 mie膰 z ni膮 zwyk艂ego romansu. Zale偶a艂o mu na czym艣 wi臋cej ni偶 tylko zaspokojenie pal膮cej nami臋tno艣ci.

Pragn膮艂 jej, to prawda, ale na swoich warunkach. Je偶eli mieli si臋 kocha膰, to bez 偶adnych niedom贸wie艅 i tajemnic.

Lynn si臋 pr臋dko zorientuje, czego on od niej chce. By艂a zbyt inteligentna, by tego nie zrozumie膰. Niech to si臋 stanie nied艂ugo, modli艂 si臋, bo nie wiem, ile wytrzymam.

Lynn wytar艂a si臋 grubym r臋cznikiem k膮pielowym i si臋gn臋艂a po bawe艂nian膮 bluzk臋. Zapinanie guzik贸w zaj臋艂o jej ca艂膮 wieczno艣膰. Musia艂a si臋 czym艣 zaj膮膰. Z艂o偶y艂a r臋czniki, mokre wywiesi艂a, by wysch艂y, i pozbiera艂a 艣mieci. Potem po艂o偶y艂a si臋 na brzuchu i pr贸bowa艂a zasn膮膰. To oczywi艣cie by艂o niemo偶liwe, ale Ryder nie musia艂 o tym wiedzie膰. Chcia艂a, by wr贸ciwszy, pomy艣la艂, 偶e zd膮偶y艂a zapomnie膰, co wydarzy艂o si臋 w basenie.

Us艂ysza艂a go jakie艣 dziesi臋膰 minut p贸藕niej i zamkn臋艂a oczy. Wzi膮艂 r臋cznik i wytar艂 si臋. Potem us艂ysza艂a, 偶e wyj膮艂 z lod贸wki nap贸j i otworzy艂 go. Nast臋pnie rozpakowa艂 kanapk臋.

Skrzywi艂a si臋 na my艣l, 偶e tak 艂atwo potrafi艂 przej艣膰 do porz膮dku nad tym, co si臋 dzia艂o w basenie, wr贸ci膰 i zabra膰 si臋 do jedzenia. Ona nie by艂aby w stanie prze艂kn膮膰 nawet k臋sa.

Nie mog膮c w ko艅cu d艂u偶ej wytrzyma膰, przeturla艂a si臋 na plecy. Zas艂oni艂a r臋k膮 oczy i ujrza艂a przy stole piknikowym Michelle.

- Cze艣膰, mamo. My艣la艂am, 偶e 艣pisz.

- Cze艣膰 - odpar艂a Lynn.

- Ale tu jest fajnie. Pozna艂am 艣wietnych... ludzi.

Lynn u艣miechn臋艂a si臋, zgaduj膮c, jakiej p艂ci s膮 ci Judzie".

- Ciesz臋 si臋, kochanie... - nie zd膮偶y艂a doko艅czy膰, kiedy zbli偶y艂 si臋 Ryder.

- No to wracam do nich - oznajmi艂a Michelle i wrzuci艂a reszt臋 kanapki do koszyka.

- Pa, c贸reczko! - zawo艂a艂a za ni膮 Lynn, z niech臋ci膮 my艣l膮c o konfrontacji z Ryderem. Tyle zale偶a艂o od tego, co on teraz powie.

Ods艂oni艂 twarz zza r臋cznika i spojrza艂 wprost na ni膮.

- Wszystko w porz膮dku?

- Pewnie - odpowiedzia艂a z nerwowym 艣miechem. -A jak inaczej mia艂oby by膰?

Rozdzia艂 12

Min膮艂 tydzie艅. Ryder nie m贸g艂 si臋 nadziwi膰, ile wysi艂ku Lynn w艂o偶y艂a w to, by go unika膰. Tak jakby by艂a zdecydowana zapomnie膰 o jego istnieniu. Uzna艂by to za komiczne, gdyby jej nie kocha艂 i gdyby tak bardzo nie zale偶a艂o mu na pouk艂adaniu spraw mi臋dzy nimi. Zna艂 przyczyn臋, dla kt贸rej chcia艂a od niego uciec. Prawdopodobnie g艂臋boko wstydzi艂a si臋 teraz swojego zachowania w basenie. Ryder odda艂by dusz臋 diab艂u, by m贸c jej powiedzie膰, jak膮 przyjemno艣膰 sprawi艂a mu jej nami臋tna reakcja. Jej poca艂unki by艂y spontaniczne i zmys艂owe. Wspomnienie, jak rozkwit艂a w jego ramionach, przyprawi艂o go o dr偶enie. P艂on膮艂 nami臋tno艣ci膮, kt贸r膮 w nim wzbudzi艂a.

Przeklina艂 si臋 teraz za odrzucenie jej propozycji. Od pocz膮tku chodzi艂o mu o co艣 wi臋cej ni偶 prze偶ycie romansu; chcia艂 sta膰 si臋 dla Lynn kim艣 wi臋cej ni偶 kochankiem.

Pragn膮艂 zdoby膰 jej serce.

Incydent w parku wodnym u艣wiadomi艂 mu to w ca艂ej jaskrawo艣ci. Wprawdzie Lynn nie kocha艂a go, ale wkr贸tce by go pokocha艂a. Do diab艂a, sam przecie偶 kocha艂 j膮 za dwoje.

Je偶eli jego samego zaskoczy艂a si艂a uczu膰, jakie 偶ywi艂 dla Lynn, ona zdawa艂a si臋 prze偶ywa膰 tysi膮ckro膰 wi臋cej. Doskwiera艂 mu brak rozmowy z ni膮, ale kiedy telefonowa艂 do salonu lub do domu, zawsze s艂ysza艂, 偶e ma zostawi膰 dla niej wiadomo艣膰. A ona nie oddzwania艂a. Ostatnio spr贸bowa艂 jeszcze dwa razy, jednak za ka偶dym razem Lynn znalaz艂a pow贸d, by si臋 z nim nie skontaktowa膰.

Odwiedzi艂 j膮 kiedy艣 w firmie, ale us艂ysza艂, 偶e jest zaj臋ta i nie mo偶e go przyj膮膰. Powiedziano mu, 偶e -je偶eli got贸w jest poczeka膰 kilka godzin - mo偶e z艂apie j膮 w przelocie, ale bez jakichkolwiek gwarancji. Poirytowany i z艂y, szybko opu艣ci艂 salon.

Zadzwoni艂 do Michelle i Jasona i zabra艂 ich do kina w nadziei, 偶e odwo偶膮c dzieci, natknie si臋 na Lynn. Jednak i tym razem go przechytrzy艂a. Odbieraj膮c Michelle od Toni, dowiedzia艂 si臋, 偶e ma po filmie odwie藕膰 oboje do Morris贸w.

Lynn zdawa艂a si臋 potrzebowa膰 wi臋cej czasu, wi臋c musia艂 jej go da膰. Kiedy b臋dzie chcia艂a porozmawia膰, zadzwoni, powiedzia艂 sobie, cho膰 jego cierpliwo艣膰 te偶 mia艂a granice.

Lynn zaparkowa艂a samoch贸d przed domem Toni i siedzia艂a w nim przez kilka minut. Czeka艂a j膮 trudna rozmowa. Wiedzia艂a, 偶e Toni nie pozwoli jej niczego owija膰 w bawe艂n臋. Zreszt膮 Lynn mia艂a zaufanie do przyjaci贸艂ki i bardzo potrzebowa艂a jej rad. Zacisn臋艂a r臋ce na kierownicy i wysiad艂a z samochodu.

- Lynn! - powita艂a j膮 Toni w drzwiach. - Co za niespodzianka. Wejd藕.

Lynn nerwowo odgarn臋艂a w艂osy z czo艂a.

- Masz chwil臋? Je艣li nie, wpadn臋 p贸藕niej.

Toni roze艣mia艂a si臋.

- W艂a艣nie potrzebowa艂am wym贸wki, aby nie kosi膰 trawnika. Powinnam ci podzi臋kowa膰. B臋d臋 mia艂a czym usprawiedliwi膰 si臋 przed Joe.

Lynn zmusi艂a si臋 do u艣miechu, posz艂a za Toni do kuchni i skin臋艂a g艂ow膮 w odpowiedzi na nieme pytanie o kaw臋.

- Wi臋c co s艂ycha膰 w sprawie Rydera?

Lynn niemal zakrztusi艂a si臋 gor膮c膮 kaw膮. Toni nie by艂a zwolenniczk膮 d艂ugich wst臋p贸w.

- Dobrze... fantastycznie porozumiewa si臋 z dzie膰mi.

- M贸wi臋 o tobie i Ryderze - naciska艂a Toni.

- Dobrze - odpowiedzia艂a szybko. Zbyt szybko. Wyzwa艂a siebie w duchu od tch贸rzy.

- Ach tak. - Te s艂owa a偶 ocieka艂y ironi膮. Toni usiad艂a na krze艣le naprzeciwko Lynn i spyta艂a: - Jak d艂ugo jeszcze zamierzasz go unika膰?

Lynn zapyta艂a zdziwiona:

- Sk膮d wiesz?

Toni u艣miechn臋艂a si臋.

- Michelle powiedzia艂a, 偶e nie wie, dlaczego Ryder ma odwie藕膰 ich do mnie, skoro jeste艣 w domu. Szczerze m贸wi膮c, unikanie mnie te偶 nie wychodzi艂o ci najlepiej.

- Dlaczego wszystkim przychodzi tak 艂atwo mnie przejrze膰? - mrukn臋艂a Lynn i roz艂o偶y艂a r臋ce. Czu艂a si臋 jak nieopierzony podlotek.

- Nie jest a偶 tak 藕le - odpar艂a Toni protekcjonalnie. Przez kilka sekund miesza艂a kaw臋. - Znam ci臋 po prostu, i tyle. Kiedy ostatnio si臋 z nim widzia艂a艣?

- Ponad dwa tygodnie temu.

- Pok艂贸cili艣cie si臋?

- Tak jakby. Potem dzwoni艂 do mnie kilka razy i raz wpad艂 do salonu, ale... by艂am zaj臋ta.

Toni za艣mia艂a si臋 cicho.

- Kiedy ostatnio rozmawiali艣cie?

- Dziewi臋膰 dni temu.

- I jeste艣 zn贸w gotowa do rozmowy?

Lynn skin臋艂a g艂ow膮. By艂a gotowa niemal od tygodnia, ale Ryder przesta艂 si臋 do niej dobija膰, jakby nie zale偶a艂o mu ju偶 na dalszej znajomo艣ci. Przez pierwsze dni po pami臋tnej sobocie wola艂aby umrze膰 ni偶 rozmawia膰 z nim, ale teraz bez jego przyja藕ni czu艂a si臋 zagubiona i samotna. Straci艂a cierpliwo艣膰 do dzieci, by艂a niespokojna i nie mog艂a skupi膰 si臋 w pracy, byle co j膮 irytowa艂o. Nic nie by艂o jak trzeba. Nic jej si臋 nie podoba艂o.

- On czeka, a偶 pierwsza wyci膮gniesz r臋k臋 na zgod臋 - o艣wiadczy艂a Toni.

Lynn zastyg艂a z fili偶ank膮 kawy w r臋ku. Pragnienie rozmowy z Ryderem to jedna sprawa, a zebranie si臋 na odwag臋, by do niego zadzwoni膰, to druga. Gdyby jeszcze wiedzia艂a, co powiedzie膰, u艂atwi艂oby to spraw臋, ale mog艂a my艣le膰 tylko o nami臋tno艣ci, kt贸ra j膮 ogarnia艂a, gdy go ca艂owa艂a i prosi艂a, by si臋 z ni膮 kocha艂.

Samo wspomnienie tego popo艂udnia podwy偶sza艂o temperatur臋 jej cia艂a o kilka kresek. B艂aga艂a go przecie偶, by si臋 z ni膮 kocha艂. My艣la艂a, 偶e te偶 tego chcia艂, ale on powiedzia艂, 偶e to nie wystarczy. A mo偶e go czym艣 obrazi艂a? Nie rozumia艂a tego. Ryder przyzna艂, 偶e jej pragnie, ale zachowa艂 si臋 zupe艂nie irracjonalnie. Kiedy wspomnia艂a o Michelle i Jasonie oraz o antykoncepcji, wycofa艂 si臋 jak niepyszny.

- I co? - naciska艂a Toni.

- My艣lisz, 偶e to ja powinnam do niego zadzwoni膰?

- Przysz艂a艣 tu, bym ci to powiedzia艂a, prawda?

- Sama nie wiem... -Lynn postawi艂a fili偶ank臋. - Ryder wzbudza we mnie dziwne uczucia, kt贸re mnie przera偶aj膮. Kiedy o nim my艣l臋, staj臋 si臋 nerwowa i nadpobudliwa. Chcia艂abym, by nigdy nie wr贸ci艂 z Bostonu, a jednocze艣nie dzi臋kuj臋 Bogu, 偶e wr贸ci艂. Bardzo si臋 boj臋.

- Czego?

- Gdybym wiedzia艂a, nie siedzia艂abym tutaj z dusz膮 na ramieniu. - Lynn podnios艂a g艂os zirytowana pytaniami, kt贸rymi przyjaci贸艂ka j膮 zarzuca艂a. - Nie lubi臋 tego uczucia, jakie mnie ogarnia w jego obecno艣ci. Tak jak by艂o dawniej, by艂o znacznie lepiej.

- By艂o ci 藕le.

- Nieprawda.

Toni u艣miechn臋艂a si臋.

- Na pikniku odnios艂am troch臋 inne wra偶enie. Skar偶y艂a艣 si臋, 偶e przez ostatnie miesi膮ce nie sypiasz dobrze i jeste艣 niespokojna.

Lynn chcia艂a zaprzeczy膰, ale wiedzia艂a, 偶e to na nic. Toni mia艂a racj臋. Przyjaci贸艂ka unios艂a si臋 z krzes艂a, si臋gn臋艂a po telefon i poda艂a go Lynn. 0

- Prosz臋. Ja tymczasem wyjd臋, mo偶esz wygada膰 si臋, ile dusza zapragnie.

- Ale...

- Chyba musz臋 jednak skosi膰 ten trawnik - o艣wiadczy艂a Toni i dosun臋艂a krzes艂o do sto艂u. - Znikam.

- Ale ja nie wiem, co mam mu powiedzie膰.

- Co艣 wymy艣lisz.

Okaza艂o si臋, 偶e nie musi sili膰 si臋 na nic szczeg贸lnie b艂yskotliwego. Ryder wyjecha艂 ju偶 z biura, a kiedy zadzwoni艂a do niego do domu, odezwa艂a si臋 automatyczna sekretarka. Zostawi艂a wiadomo艣膰, 艂ajaj膮c si臋 za dr偶enie g艂osu. Tak si臋 stara艂a, by brzmia艂 rado艣nie. Co pomy艣li Ryder, kiedy ods艂ucha nagranie? Gdyby mog艂a, ch臋tnie by je skasowa艂a.

Kiedy wysz艂a przed dom, Toni rzuci艂a jej zaciekawione spojrzenie i wy艂膮czy艂a kosiark臋.

- Nie by艂o go ani w biurze, ani w domu - wyja艣ni艂a Lynn. - Zostawi艂am wiadomo艣膰 na sekretarce, wi臋c nie patrz na mnie, jakbym by艂a tch贸rzem.

- Na z艂odzieju czapka gore - roze艣mia艂a si臋 Toni.

By艂a ju偶 prawie p贸艂noc, a Ryder wci膮偶 nie oddzwania艂. W艂a艣ciwie ju偶 dawno postanowi艂a, 偶e nie b臋dzie czeka膰 na jego telefon. Mia艂a okazj臋 sama posmakowa膰 tego, czym raczy艂a go od pewnego czasu. Smakowa艂o gorzko. Ryder spisa艂 j膮 na straty i mog艂a za to wini膰 tylko siebie.

Zmuszaj膮c si臋 do odwr贸cenia g艂owy od zegara, spojrza艂a na le偶膮ce na stole papiery i zacisn臋艂a palce na o艂贸wku. Sprawdzi艂a ksi臋gi rachunkowe chyba z tysi膮c razy, ale nadal nic si臋 nie zgadza艂o. Prowadzenie ksi膮g niedu偶ej firmy nie mo偶e by膰 przecie偶 a偶 tak skomplikowane, pomy艣la艂a. Mia艂a ten przedmiot w szkole 艣redniej i zna艂a si臋 na zapisie, a jednak... tak jak wszystko tego lata te偶 jej to nie sz艂o.

Wi臋c z Ryderem koniec. To kolejna pora偶ka, ale przecie偶 nauczy艂a si臋 ju偶 dawa膰 sobie z nimi rad臋. Troch臋 boli, ale prze偶yje. W艂a艣ciwie to nawet by艂a mu wdzi臋czna. Pojawi艂 siew strategicznym momencie jej 偶ycia. Przez ostatnie lata zaharowywa艂a si臋, szukaj膮c samorealizacji w pracy i w domu, nie ogl膮daj膮c si臋 na owoce tego wysi艂ku. Ryder w ci膮gu kilku tygodni dokona艂 czego艣, czego od dawna nie uda艂o si臋 osi膮gn膮膰 偶adnemu m臋偶czy藕nie: przebudzi艂 w niej kobiet臋 - ciep艂膮, serdeczn膮, kochaj膮c膮 kobiet臋. Tak膮, jak膮 by艂a do 艣mierci Gary'ego.

Zaskoczy艂 j膮 d藕wi臋k otwieraj膮cych si臋 drzwi wej艣ciowych. Skoczy艂a na r贸wne nogi i zderzy艂a si臋 z Ryderem. Zamar艂a.

- Mia艂em zapuka膰, ale s膮dzi艂em, 偶e kiedy mnie zobaczysz, nie otworzysz - powiedzia艂.

- Myli艂e艣 si臋 - odpar艂a i rzuci艂a okiem na schody, dzi臋kuj膮c niebiosom, 偶e dzieci smacznie 艣pi膮.

- Jasne - mrukn膮艂. - Od dw贸ch tygodni mnie unikasz. Znudzi艂o mi si臋 to.

- Nie ma powodu do z艂o艣ci. - Wiedzia艂a, 偶e pi艂, ale chyba niewiele, bo daleko mu by艂o do utraty kontroli nad sob膮.

- A mnie si臋 zdaje, 偶e jest. Ile czasu jeszcze zamierzasz chowa膰 g艂ow臋 w piasek?

- Je偶eli chcesz tu sta膰 i mnie obra偶a膰, to lepiej chyba zrobisz, wychodz膮c.

- Przepraszam.

Nie odpowiedzia艂a. Odwr贸ci艂a si臋, posz艂a do kuchni i usiad艂a przy stole. Wzi臋艂a do r臋ki kalkulator. Ryder przyszed艂 za ni膮.

Sta艂 przez chwil臋 w milczeniu, a potem wzi膮艂 ksi臋g臋 rachunkow膮 i przebieg艂 po niej wzrokiem.

- Co to jest?

- Ksi臋gowo艣膰 salonu. Moja sprawa.

- Dochodzi p贸艂noc.

- Wiem, kt贸ra godzina, dzi臋kuj臋 - odrzek艂a ch艂odno.

- Dlaczego robisz to o tej porze?

Nie zamierza艂a si臋 przyzna膰, 偶e ma k艂opoty ze snem... 偶e w艂a艣ciwie nawet nie pr贸bowa艂a zasn膮膰. Praca pozwala艂a jej zapomnie膰 o sprawach osobistych.

- Nie wyjd臋, zanim mi nie odpowiesz - naciska艂 Ryder.

- Lubi臋 liczy膰 w艂asne pieni膮dze. Za艣mia艂 si臋 ironicznie.

- Nie w膮tpi臋. O p贸艂nocy.

- Nie... mog艂am spa膰.

- Dlaczego?

- Nie powinno ci臋 to interesowa膰 - odpar艂a. Za wszelk膮 cen臋 usi艂owa艂a na niego nie patrze膰.

- Nie musisz m贸wi膰 - rzek艂 pewnym siebie tonem. -1 tak wiem. My艣la艂a艣 o mnie, prawda? O tamtej sobocie, i o tym, jak na siebie reagujemy. Teraz 偶a艂ujesz, 偶e tak otwarcie wyjawi艂a艣, czego pragniesz. Podejrzewasz, 偶e chcia艂bym si臋 z tob膮 kocha膰, gdyby艣 by艂a bardziej nie艣mia艂a.

Jego arogancja j膮 obezw艂adni艂a.

- To niewiarygodne!

- Czy naprawd臋 s膮dzisz, 偶e nie zdawa艂em sobie sprawy, jak bardzo mnie pragniesz?

- Przesta艅! - krzykn臋艂a i zaczerwieni艂a si臋.

- Kochanie, pragn臋艂a艣 mnie tak bardzo, 偶e nie potrafi臋 tego zapomnie膰. Min臋艂y ju偶 dwa tygodnie, a ja nadal p艂on臋.

Zaprzeczenie samo jej si臋 wyrywa艂o. Owszem, wtedy go pragn臋艂a, ale za nic by si臋 do tego nie przyzna艂a. W ka偶dym razie nie teraz, kiedy tak otwarcie m贸wi艂 o jej swobodnym zachowaniu. Wola艂aby zapomnie膰 o ca艂ym incydencie i udawa膰, 偶e nic si臋 nie sta艂o. Jego wzrok nie zapowiada艂 jednak, 偶e b臋dzie to 艂atwe.

Ryder odwr贸ci艂 j膮 ku sobie, uj膮艂 j膮 pod brod臋 i zbli偶y艂 usta do jej ust.

Lynn podj臋艂a pr贸b臋 wyrwania si臋 z u艣cisku, ale w ko艅cu skapitulowa艂a z zaci艣ni臋tymi wargami. Nawet to nie pomog艂o. Kiedy na chwil臋 rozchyli艂a usta, nami臋tnie j膮 poca艂owa艂, a偶 jej krzyki w艣ciek艂o艣ci i oburzenia zamieni艂y si臋 w westchnienia zadowolenia.

- Znakomicie - pochwali艂 j膮. - Odpr臋偶 si臋, kochanie, ciesz si臋, 偶e jeste艣my razem. B膮d藕 uczciwa wobec siebie i mnie.

Takiej zach臋ty jej brakowa艂o. Otoczy艂a jego szyj臋 ramionami i zanim si臋 zorientowa艂a, siedzia艂a na kolanach Rydera.

Okaza艂 si臋 tak 偶arliwy, tak nami臋tny, 偶e po偶膮danie ogarn臋艂o ca艂e jej cia艂o.

Kiedy sko艅czy艂, ich oddechy by艂y tak samo nier贸wne i przyspieszone. Patrz膮c jej w oczy, dr偶膮cymi palcami zacz膮艂 rozpina膰 guziki jej koszuli.

- Wtedy te偶 tego chcia艂a艣, a ja chcia艂em ci to da膰.

Zorientowa艂a si臋 zbyt p贸藕no.

- Ryder, prosz臋, nie - b艂aga艂a. - Nie chc臋, 偶eby艣 mnie dotyka艂. Nie powinni艣my...

Zignorowa艂 jej s艂abe protesty, najwyra藕niej jej nie wierz膮c, i zsun膮艂 jej koszul臋 z ramion. Zdziwiona szybko艣ci膮 jego ruch贸w, poczu艂a na piersiach nieprzyjemne zimno i u艣wiadomi艂a sobie, 偶e zd膮偶y艂 ju偶 otworzy膰 przednie zapi臋cie stanika. J臋kn膮艂, chwyci艂 jej piersi od spodu i uni贸s艂 do g贸ry. Kciukiem dra偶ni艂 brodawki. Lynn westchn臋艂a i przygryz艂a doln膮 warg臋. Mia艂a zamiar kaza膰 mu przesta膰, zaprzeczy膰 niewiarygodnym doznaniom. On chcia艂, by przyzna艂a si臋 do tego, co czuje, a ona nadal si臋 powstrzymywa艂a, w艣ciek艂a, 偶e zmusza j膮 do wyznania, jak bardzo go po偶膮da.

- Chcia艂a艣 to wtedy robi膰, prawda? - szepta艂.

Nie odpowiada艂a.

Ukara艂 j膮 dmuchaniem na jej stwardnia艂e brodawki, a偶 zacz臋艂y sprawia膰 b贸l.

- Prawda? - nalega艂.

- Nie - sk艂ama艂a, nie chc膮c da膰 mu satysfakcji. Rozczarowanie b艂ysn臋艂o w jego oczach, ale dr膮偶y艂 dalej:

- Jako艣 trudno mi w to uwierzy膰.

Kiedy Ryder dotkn膮艂 ciep艂ym, mokrym j臋zykiem jej piersi, westchn臋艂a z g艂臋bokiej rozkoszy.

- Teraz te偶 pragniesz wi臋cej, prawda? - spyta艂 cicho. - Dam ci to, Lynn. Chc臋 tylko, 偶eby艣 by艂a ze mn膮 szczera.

Chyba umar艂aby, zanim wyzna艂aby mu, co czuje.

Musia艂 dostrzec w jej oczach determinacj臋, bo za艣mia艂 si臋 i pie艣ci艂 j膮 dalej.

- Prosz臋 ci臋 - b艂aga艂a. Pragnienie spe艂nienia stawa艂o si臋 niezno艣ne.

- Ooo?

Wzi膮艂 do ust jej brodawk臋 i trzyma艂, owiewaj膮c j膮 swoim ciep艂ym oddechem. Lynn omdlewa艂a.

- Popro艣 mnie - powiedzia艂.

Pochyli艂 si臋 i zn贸w j臋zykiem musn膮艂 brodawk臋. Przesun膮艂 r臋k膮 w g贸r臋 wewn臋trznej strony jej uda, zatrzymuj膮c si臋 tu偶 przed suwakiem d偶ins贸w. Wsun膮艂 r臋k臋 g艂臋biej. Wyszepta艂a jego imi臋.

- Nie na to czekam. Pragniesz mnie, Lynn? Pragniesz mnie?

- Tak, Ryder, och, prosz臋! - Szloch 艣cisn膮艂 jej gard艂o. -Och... prosz臋 ci臋.

Z j臋kiem wzi膮艂 jej pier艣 do ust, co doprowadzi艂o ich oboje niemal na skraj rozkoszy. Przyci膮gn膮艂 Lynn do siebie, a偶 jej j臋ki uton臋艂y w przyprawiaj膮cej o zawr贸t g艂owy ekstazie.

Rozdzia艂 13

Ryder z ogromnym trudem oderwa艂 si臋 od Lynn. Podszed艂 do zlewozmywaka, opar艂 rozpalone r臋ce o jego ch艂odn膮 kraw臋d藕 i zamkn膮艂 oczy. Wstrz膮sa艂a nim nami臋tno艣膰. Nie zamierza艂 doprowadza膰 Lynn do takiego stanu, ale chcia艂 j膮 zmusi膰 do przyznania si臋 przed sam膮 sob膮 do w艂asnego po偶膮dania. Ci膮gle ucieka艂a przed swoimi uczuciami. Ka偶da kom贸rka jego cia艂a domaga艂a si臋 spe艂nienia, nie m贸g艂 jednak sobie pozwoli膰 na pofolgowanie instynktom. Nie w ten spos贸b. Nie teraz.

By艂 g艂upcem, przychodz膮c do niej w 艣rodku nocy. Roz偶alonym g艂upcem. Mo偶e przez to straci膰 jedyn膮 kobiet臋, jak膮 kiedykolwiek kocha艂. I jak膮 kiedykolwiek b臋dzie kocha膰.

- Zn贸w jeste艣 na mnie z艂y? - spyta艂a Lynn dr偶膮cym g艂osem.

Jej nie艣mia艂e pytanie wyrwa艂o go z zamy艣lenia. Odwr贸ci艂 si臋 do niej powoli.

- Nie.

Zapi臋艂a koszul臋, lecz jej oczy nadal wype艂nia艂a t臋sknota i desperacja. Ryder zacisn膮艂 pi臋艣ci.

- Nie powinienem by艂 tu dzi艣 przyje偶d偶a膰. Je偶eli komu艣 nale偶膮 si臋 przeprosiny, to w艂a艣nie tobie. Nie mam prawa ci takich rzeczy m贸wi膰 ani robi膰.

Lynn odwr贸ci艂a wzrok.

- Mia艂e艣 racj臋. Nie mog臋 spa膰, bo my艣l臋 o tobie. Przez ca艂y wiecz贸r czeka艂am, a偶 oddzwonisz.

- Oddzwoni臋?

Podnios艂a ku niemu twarz.

- Nie ods艂ucha艂e艣 mojej wiadomo艣ci? Zostawi艂am ci wiadomo艣膰 na sekretarce.

Zakry艂 r臋kami zm臋czon膮 twarz z poczuciem pora偶ki. Unikn膮艂by tego poczucia beznadziei i przygniataj膮cej frustracji, gdyby po pracy jak zwykle poszed艂 do domu. Ale on, przygn臋biony i zniech臋cony, w艂贸czy艂 si臋 wzd艂u偶 nabrze偶a Seattle. Potem siedzia艂 w jakim艣 barze i szuka艂 odwagi w butelce. Czu艂 do siebie wstr臋t. Przyjecha艂 do niej, by zmusi膰 j膮 do zaakceptowania uczu膰, jakie wobec niego 偶ywi艂a. Wszystko nieaktualne.

Mia艂 niesmak w ustach. Nie m贸g艂 na ni膮 spojrze膰, nie 艣mia艂, ba艂 si臋 tego, co ujrzy w jej oczach. Czu艂, 偶e musi i艣膰 do domu i modli膰 si臋, by znalaz艂a dla niego przebaczenie.

Skierowa艂 si臋 w stron臋 drzwi, ale go zawo艂a艂a.

- Ryder?

Zatrzyma艂 si臋, czekaj膮c, co mu naka偶e. By艂 zdany na jej lito艣膰. Gdyby kaza艂a mu teraz trzyma膰 si臋 od siebie z daleka, musia艂by jej pos艂ucha膰. Przyszed艂 tu z zamiarem z艂amania jej, nagi臋cia do swojej woli. Niczego nie usprawiedliwia艂y jego szczytne plany. Kiedy przypomina艂 sobie, jak j膮 dr臋czy艂, sam nie m贸g艂 sobie wybaczy膰.

Us艂ysza艂, 偶e wsta艂a. Nie poruszy艂 si臋. Nie by艂 w stanie, za 偶adn膮 cen臋.

Po艂o偶y艂a r臋k臋 na jego ramieniu, ale zaraz j膮 opu艣ci艂a.

- My艣la艂am... - szepn臋艂a - nie wiem, czy to dla ciebie nie za wiele, ale...

- Tak - powiedzia艂, nie maj膮c odwagi 偶ywi膰 nadziei.

- Czy mogliby艣my... zacz膮膰 si臋 spotyka膰?

Odwr贸ci艂 si臋 i jego serce zala艂a wdzi臋czno艣膰 za to, 偶e da艂a mu jeszcze jedn膮 szans臋. Przez d艂ug膮 chwil臋 wpatrywali si臋 w siebie jak zaczarowani. Lynn pierwsza oderwa艂a wzrok.

Westchnieniem ulgi dzi臋kowa艂 jej za to, 偶e przebaczy艂a mu jego niegodziwo艣膰. Jego poca艂unki i pieszczoty nie by艂y wynikiem jedynie mi艂o艣ci i czu艂o艣ci. Podepta艂 jej uczucia w imi臋 swojej g艂upiej dumy.

- Nie powinienem by艂 przyje偶d偶a膰 - powiedzia艂 z twarz膮 wykrzywion膮 gniewem na samego siebie.

- Ciesz臋 si臋, 偶e przyjecha艂e艣.

- Cieszysz si臋? - Nie m贸g艂 uwierzy膰 w艂asnym uszom.

- Jestem takim tch贸rzem, Ryder.

Lynn tch贸rzem! By艂a najbardziej nieustraszon膮 kobiet膮, jak膮 zna艂.

- Nie, kochanie, to nieprawda. Naciska艂em zbyt mocno. To nie jest metoda, ale ju偶 nie mia艂em na ciebie sposobu.

Podnios艂a wzrok i spojrza艂a na niego szeroko otwartymi, przepe艂nionymi t臋sknot膮 oczami. Poczu艂, 偶e ma nogi jak z waty. Gdyby nie wzi膮艂 si臋 w gar艣膰, pewnie jeszcze tej samej nocy sko艅czyliby w jej 艂贸偶ku. Przecie偶 oboje tego pragn臋li.

- B臋dzie mi bardzo mi艂o zacz膮膰 si臋 z tob膮 spotyka膰 - powiedzia艂. - Poznamy si臋 na nowo, jak inne pary - m贸wi艂 zbyt pr臋dko, ale musia艂 dzia艂a膰 szybko, zanim oboje z Lynn wyl膮duj膮 w 艂贸偶ku. Skin臋艂a g艂ow膮.

- Czy mo偶emy si臋 jutro zobaczy膰? Kolacja? Ta艅ce? Co tylko sobie 偶yczysz.

- Kolacja wystarczy.

U艣miech zadr偶a艂 na jej ustach i musia艂 u偶y膰 ca艂ej si艂y woli, by nie pochyli膰 si臋 i nie skosztowa膰 ich jeszcze ten jeden raz. Zada艂 sobie w duchu pytanie, czyjej poca艂unki kiedykolwiek zdo艂aj膮 go nasyci膰. Wydawa艂o mu si臋 to w膮tpliwe.

- Napijesz si臋 kawy przed odjazdem?

To go zaskoczy艂o.

- Czeka gotowa w dzbanku - wyja艣ni艂a. - Chyba nie powiniene艣 jecha膰 po alkoholu.

Nie opar艂 si臋 okazji przebywania z ni膮 jeszcze troch臋.

- Ch臋tnie, dzi臋kuj臋.

Z widocznym zadowoleniem przesz艂a z przedpokoju do kuchni. Do艂膮czy艂 do niej i obserwowa艂, jak nalewa kawy do dw贸ch kubk贸w.

Usiad艂 i jego wzrok pad艂 na st贸艂.

- Masz z tym problemy? - zapyta艂.

Skin臋艂a g艂ow膮, siadaj膮c naprzeciwko.

- Co艣 si臋 nie zgadza. Za 偶adne skarby 艣wiata nie mog臋 si臋 tego doliczy膰.

- Od艂贸偶 to - poradzi艂. - Rano 艂atwiej b臋dzie znale藕膰 b艂膮d.

- Wczoraj te偶 tak my艣la艂am.

Ryder przez chwil臋 milcza艂, ale ciekawo艣膰 zwyci臋偶y艂a.

- Jak d艂ugo ju偶 z tym walczysz?

- Od tygodnia - przyzna艂a niech臋tnie.

- Zawsze sama to robisz?

- Od samego pocz膮tku - odpar艂a z dum膮. - We w艂asnej firmie lubi臋 robi膰 wszystko sama. To dla mnie wiele znaczy.

- Nie wiem, czy my艣la艂a艣 kiedy艣 o skorzystaniu z us艂ug ksi臋gowej - rzuci艂 od niechcenia. Nie podoba艂o mu si臋, 偶e eksploatuje si臋 do granic wytrzyma艂o艣ci, podczas gdy kto艣 inny m贸g艂by j膮 z powodzeniem w tym i owym wyr臋czy膰.

- Nie - odpowiedzia艂a zapalczywie. Wiedzia艂, 偶e igra z ogniem, ale nie m贸g艂 si臋 powstrzyma膰. Zupe艂nie niepotrzebnie tak si臋 przepracowywa艂a. Trzymanie si臋 z boku i przypatrywanie temu w milczeniu by艂oby nied藕wiedzi膮 przys艂ug膮.

- Dobra ksi臋gowa zaoszcz臋dzi艂aby ci mas臋 czasu i nerw贸w.

- Dzi臋kuj臋, wol臋 sama prowadzi膰 swoj膮 ksi臋gowo艣膰. Poza tym zatrudnienie ksi臋gowej to wydatek.

Ryder ugryz艂 si臋 w j臋zyk, by mu si臋 nie wymkn臋艂o, 偶e mog艂aby to przynajmniej sprawdzi膰. Traci艂a niepotrzebnie energi臋, podczas gdy wykwalifikowana ksi臋gowa policzy艂aby wszystko w par臋 godzin i jeszcze doradzi艂aby w sprawie podatk贸w i p艂ac.

- Firma nale偶y do mnie, Ryder. Prowadz臋 j膮, jak chc臋.

Podni贸s艂 obie r臋ce na znak, 偶e si臋 poddaje. Chcia艂 jej tylko pom贸c, ale najwyra藕niej nie 偶yczy艂a sobie, by si臋 wtr膮ca艂. Przez te lata, kiedy go nie by艂o, sta艂a si臋 przesadnie niezale偶na - chcia艂a chyba dowie艣膰, jak 艣wietnie sobie ze wszystkim radzi. Nie w膮tpi艂 w to zreszt膮, ale gor膮co pragn膮艂, by by艂a bardziej otwarta na jego sugestie. Dopi艂 kaw臋.

- O kt贸rej jutro?

- O si贸dmej?

- O si贸dmej.

Wsta艂 i razem poszli do drzwi. Wtuli艂a si臋 w jego ramiona tak naturalnie, jakby robi艂a to od zawsze. Poca艂owa艂 j膮 na dobranoc, zapami臋tuj膮c ka偶dy szczeg贸艂 tego poca艂unku. Musia艂 mu wystarczy膰 do nast臋pnego wieczoru.

- Cze艣膰, mamo. - Michelle skaka艂a po wielkim materacu w sypialni, gdy Lynn si臋 ubiera艂a. - Idziesz na kolacj臋 z wujkiem Ryderem?

Lynn sko艅czy艂a zapina膰 maciupe艅kie per艂owe guziczki jedwabnej niebieskiej bluzki.

- Tak, przecie偶 wiesz.

- Nooo.

- To dlaczego pytasz? - zirytowa艂a si臋 Lynn bez powodu. Czeka艂a na ten wiecz贸r z ut臋sknieniem i jednocze艣nie si臋 go obawia艂a. Nie potrafili z Ryderem przebywa膰 w jednym pomieszczeniu, zbyt silnie na siebie dzia艂ali. - My艣la艂am, 偶e lubisz wujka Rydera.

- Uwielbiam go. Jest 艣wietny. To lato by艂oby kiepskie bez niego.

Lynn wola艂aby tego nie us艂ysze膰.

- Ale troch臋 ci si臋 nie podoba, 偶e id臋 z nim na kolacj臋... tak?

- Wiem, co o tym s膮dzi膰, i Jason te偶. W艂a艣nie rozmawiali艣my o tym i postanowili艣my...

- Co takiego postanowili艣cie? - dopytywa艂a si臋 Lynn. Michelle by艂a zak艂opotana.

- Niewa偶ne.

- Michelle, chc臋 wiedzie膰, o czym rozmawiali艣cie, zw艂aszcza je偶eli dotyczy to mnie i wujka Rydera.

- O niczym wa偶nym.

- Michelle! - Lynn podnios艂a g艂os.

- Mamo, przepraszam, ale nie mog臋 ci powiedzie膰. Zawarli艣my z Jasonem pakt. Nie chcia艂am przysi臋ga膰 na 偶ycie, ale znasz Jasona. Tak si臋 podnieca Rambo, 偶e kaza艂 mi zrobi膰 to po wojskowemu. Wiesz, 偶e komandosi podpisuj膮 si臋 w艂asn膮 krwi膮?

Lynn st艂umi艂a u艣miech.

- Musia艂a艣 podpisa膰 si臋 w艂asn膮 krwi膮?

- On tak chcia艂, ale ja nie. Przysi臋gli艣my, 偶e nic nie powiemy. Wi臋c nie mog臋 ci zdradzi膰, co postanowili艣my.

- Rozumiem.

Michelle westchn臋艂a ci臋偶ko.

- Powiem ci tyle - szepn臋艂a - 偶e bardzo si臋 cieszymy, 偶e idziesz na kolacj臋 z wujkiem Ryderem, nawet je偶eli musimy zosta膰 z opiekunk膮, co jest bez sensu, wiesz?

- Opiekunka tak naprawd臋 przychodzi pilnowa膰 Jasona, ale nic mu nie m贸w, dobrze?

- Dobra - zgodzi艂a si臋 Michelle.

- Ciesz臋 si臋, 偶e nie macie nic przeciwko temu, 偶e wychodz臋 z wujkiem Ryderem.

- W艂a艣ciwie wcale si臋 nie zdziwili艣my po tej sobocie w 鈥濪zikich Falach".

Lynn sp艂on臋艂a rumie艅cem. Nie ma co si臋 oszukiwa膰, dzieci musia艂y si臋 zorientowa膰. Odezwa艂 si臋 dzwonek u drzwi.

- Otworz臋 - o艣wiadczy艂a Michelle i sfrun臋艂a z 艂贸偶ka. 鈥 To pewnie wujek Ryder.

Lynn wykorzysta艂a ostatnie kilka chwil na rzut oka do lustra. Niezupe艂nie zadowolona ze swojego wygl膮du wyg艂adzi艂a plisy szkockiej sp贸dnicy. Jej serce wali艂o w oczekiwaniu. Ryder nie zdradzi艂, dok膮d id膮, i nie mia艂a poj臋cia, czy odpowiednio si臋 ubra艂a.

Czeka艂 na ni膮 u st贸p schod贸w i kiedy zacz臋艂a schodzi膰, patrzy艂 na ni膮 z jawnym zachwytem. W eleganckim garniturze i krawacie wygl膮da艂 wspaniale.

- Lynn - powiedzia艂 z podziwem. - Pi臋knie wygl膮dasz.

- Dzi臋kuj臋 - odpar艂a. Zauwa偶y艂a, 偶e Michelle da艂a bratu kuksa艅ca. Dzieci przygl膮da艂y im si臋 z rado艣ci膮.

- Nie musicie wraca膰 wcze艣nie - oznajmi艂a wspania艂omy艣lnie Michelle. - Poogl膮damy sobie wideo i zaraz p贸jdziemy spa膰. Prawda, Jason?

- Prawda. - Ch艂opiec spr臋偶y艣cie zasalutowa艂 Ryderowi. - Tak jest - dorzuci艂 po chwili.

Na twarzy Rydera pojawi艂 si臋 u艣miech.

- Spocznij.

Jason opu艣ci艂 r臋k臋.

- Bawcie si臋, jak d艂ugo chcecie. Michelle i ja chcieliby艣my... nie musicie spieszy膰 si臋 do domu z naszego powodu.

Kiedy Ryder rozmawia艂 z dzie膰mi, Lynn posz艂a do kuchni i poinstruowa艂a opiekunk臋 w sprawie kolacji. Zabra艂a torebk臋, lekki sweter i wr贸ci艂a do Rydera. Skierowali si臋 do jego zaparkowanego przed domem samochodu. Otworzy艂 drzwi i spojrza艂 na jej usta. Znowu si臋 zacznie, pomy艣la艂a strwo偶ona Lynn, jednak nie doczeka艂a si臋 poca艂unku. Zrozumia艂a jego zachowanie, kiedy zapi臋艂a pas bezpiecze艅stwa i spojrza艂a na okna pierwszego pi臋tra domu. Dzieci wpatrywa艂y si臋 w nich intensywnie.

Przez pierwsze pi臋膰 minut jechali w milczeniu.

- My艣la艂am o tobie przez ca艂y dzie艅 - powiedzia艂a w ko艅cu, czuj膮c si臋 jak na cenzurowanym.

- Nie pami臋tam bardziej wyczekiwanego wieczoru - odrzek艂. Si臋gn膮艂 po jej d艂o艅, uni贸s艂 j膮 ku wargom i poca艂owa艂 koniuszki palc贸w.

Ta niewinna pieszczota wywo艂a艂a fal臋 gor膮ca, kt贸ra obj臋艂a ca艂e cia艂o. Lynn wstrzyma艂a oddech i przygryz艂a wargi, a jej brodawki sta艂y si臋 widoczne pod bluzk膮. Mia艂a nadziej臋, 偶e Ryder tego nie zauwa偶y艂.

Zauwa偶y艂 jednak i odebra艂 to jako komplement. Wjecha艂 na autostrad臋 i skierowa艂 si臋 na po艂udnie.

- Kto艣 m贸wi艂 mi o nowej restauracji serwuj膮cej owoce morza. Pomy艣la艂em, 偶e mogliby艣my j膮 wypr贸bowa膰.

Lynn po艂o偶y艂a r臋ce na torebce.

- Nie wiem, czy jeszcze pami臋tasz, 偶e uwielbiam homary.

- Ta restauracja s艂ynie podobno z ogromnych porcji.

Mimo woli u艣miechn臋艂a si臋. Przypomnia艂a sobie, jak kiedy艣 ca艂膮 tr贸jk膮 poszli na kolacj臋 i zam贸wi艂a homara. Kiedy go podano, by艂a oburzona z powodu jego rozmiar贸w. Powiedzia艂a wtedy, 偶e zabijanie takich male艅stw powinno by膰 zabronione.

- Prze偶yli艣my razem wiele cudownych chwil, pami臋tasz? - spyta艂a.

Skin膮艂 g艂ow膮, lecz zauwa偶y艂a, 偶e nie chcia艂 chyba wraca膰 do dawnych czas贸w. Nie wini艂a go za to - przywo艂ywanie tamtych chwil z Garym musia艂oby przy膰mi膰 urok wsp贸lnego wieczoru. Zbyt go oboje kochali, a wspominanie tylko rozj膮trza艂o stare rany.

- Mia艂am dzisiaj pracowity dzie艅 - spr贸bowa艂a znowu.

- Tak? Czy kto艣 znowu zadzwoni艂, 偶e nie mo偶e przyj艣膰?

- Nie... wzi臋艂am wolne popo艂udnie, by skontaktowa膰 si臋 z ksi臋gowym.

Spojrza艂 na ni膮.

- Nie ciesz si臋 jeszcze - ostrzeg艂a. - By艂am nastawiona na 鈥瀗ie". Zadzwoni艂am do niego tylko po to, 偶eby dowie艣膰 sobie, 偶e nie mia艂e艣 racji. By艂am pewna, 偶e mnie na niego nie sta膰.

- I?

- I... to, co m贸wi艂, brzmia艂o sensownie, wi臋c zabra艂am papiery, pojecha艂am do niego i odbyli艣my rozmow臋. To, co zajmuje mi jakie艣 dwa dni, on robi w dwadzie艣cia minut. W dzisiejszych czasach wszystko licz膮 komputery. Nie chcia艂am zostawia膰 mu wszystkiego na noc... zawsze trzeba wypisa膰 jaki艣 czek czy co艣, ale on poradzi艂 sobie bez tego. Zrobi艂 kopie moich papier贸w, ponumerowa艂 sprawozdania i teraz musz臋 tylko pami臋ta膰 o dopisaniu tych numer贸w na czekach. To by艂o prostsze, ni偶 my艣la艂am.

- Drogo wypad艂o?

- Wcale nie. Powinnam si臋 do niego zwr贸ci膰 na samym pocz膮tku. Ten ksi臋gowy zajmie si臋 te偶 niekt贸rymi moimi podatkami i innymi rzeczami, o kt贸rych nawet nie mia艂am poj臋cia - westchn臋艂a.

- To nie by艂o takie trudne, prawda?

- Co?

- Przyznanie si臋, 偶e jednak zatrudni艂a艣 ksi臋gowego.

- Nie. Mia艂e艣 racj臋, w艂a艣ciwie jestem ci wdzi臋czna, 偶e si臋 wtr膮ci艂e艣, chocia偶 chyba ci tego wczoraj nie u艂atwia艂am.

By膰 mo偶e mia艂 ochot臋 wypomnie膰 jej, jak mu wszystko utrudnia. Poczu艂a wdzi臋czno艣膰, 偶e jednak si臋 powstrzyma艂. By艂 wyj膮tkowym m臋偶czyzn膮. Bardziej wyj膮tkowym, ni偶 s膮dzi艂a.

Restauracja le偶a艂a nad zatok膮. Usiedli przy oknie z widokiem na wod臋. Jachty z kolorowymi wyd臋tymi 偶aglami dodawa艂y romantyczno艣ci wieczornemu widnokr臋gowi, b艂yskaj膮c to tu, to tam. Po niezr臋cznych pocz膮tkach w samochodzie rozmowa w restauracji potoczy艂a si臋 niespodziewanie swobodnie. Ryder opowiedzia艂 o wa偶nej sprawie, jak膮 mu zlecono. Podczas rozmowy Lynn zauwa偶y艂a zazdrosne spojrzenia kilku kobiet skierowane w ich stron臋. Nawet nie by艂a tym oburzona; Ryder by艂 naprawd臋 niezwykle przystojny.

Kiedy podano kolacj臋, zacz臋艂a gra膰 kapela. Lynn mia艂a wra偶enie, jakby muzyka rozsnuwa艂a si臋 wok贸艂 niej. Od艂o偶y艂a widelec i na chwil臋 zamkn臋艂a oczy.

- O ile dobrze pami臋tam, uwielbiasz ta艅czy膰.

- Ty za to nie znosisz. U艣miechn膮艂 si臋 przekornie.

- W tej chwili u偶y艂bym ka偶dego sposobu, by mie膰 ci臋 przy sobie.

Spu艣ci艂a wzrok.

- Och, prosz臋 ci臋, nie m贸w tak.

- Dlaczego?

Wbi艂a spojrzenie w st贸艂. Nie wiedzia艂a, jak mu powiedzie膰, 偶e to nie by艂o konieczne. Nie musia艂 u偶ywa膰 wybieg贸w, by wzi膮膰 j膮 w ramiona, sama si臋 do niego garn臋艂a. Wystarczy艂o poprosi膰.

Kiedy uprz膮tni臋to stolik, Ryder wsta艂 i poda艂 jej rami臋. Lynn przyj臋艂a je, a gdy wst臋powali na zat艂oczony parkiet, otoczy艂 jej tali臋 ramieniem, a ona przytuli艂a si臋, rozkoszuj膮c si臋 jego delikatnym sposobem prowadzenia w ta艅cu. Nie ta艅czy艂a ostatnio wiele, a jednak wydawa艂o jej si臋, 偶e stanowi膮 z Ryderem taneczn膮 par臋 od zawsze. Jego ramiona by艂y jak stworzone dla niej.

- Wspaniale ta艅czysz - szepn膮艂 jej do ucha, a dr偶enie jego g艂osu powiedzia艂o jej znacznie wi臋cej ni偶 same s艂owa.

Zamkn臋艂a oczy. On te偶 dobrze ta艅czy艂. By艂 taki ciep艂y, pe艂en energii i taki m臋ski... bardzo m臋ski. Muzyka przyjemnie pie艣ci艂a uszy.

Kiedy ucich艂a, Lynn zatrzyma艂a si臋 niech臋tnie.

- Dzi臋kuj臋 - powiedzia艂a i ruszy艂a do stolika, wci膮偶 nie mog膮c nacieszy膰 si臋 t膮 chwil膮. Ryder chwyci艂 j膮 za r臋k臋.

- Je偶eli chcia艂aby艣 zaryzykowa膰 jeszcze par臋 minut deptania po palcach, prosz臋 o nast臋pny taniec.

U艣miechn臋艂a si臋 nie艣mia艂o i skin臋艂a g艂ow膮. Muzyka nie rozbrzmia艂a jeszcze, kiedy zarzuci艂a mu ramiona na szyj臋.

- Ostatni raz obejmowa艂a艣 mnie w ten spos贸b w basenie - szepn膮艂 Ryder. - Wtedy te偶 przechodzi艂em katusze.

Poruszali si臋 powoli w rytm muzyki. Mimo ubra艅, kt贸re nie pozwala艂y im odczuwa膰 dotyku sk贸ry, magia blisko艣ci dzia艂a艂a.

Ryder przyci膮gn膮艂 j膮 jeszcze bli偶ej. Ich brzuchy ociera艂y si臋 o siebie, jej piersi przylgn臋艂y do jego torsu.

- Lynn - wyszepta艂 gor膮czkowo - je偶eli nie wyjdziemy st膮d zaraz, b臋dziemy musieli sp臋dzi膰 tu chyba ca艂膮 reszt臋 nocy.

Wyra藕nie czu艂a, jak bardzo jej pragnie. 艢wiadomo艣膰 w艂adzy nad nim upaja艂a j膮.

- Chod藕my.

- Za moment - poprosi艂, oddychaj膮c g艂臋boko. Wieczorne powietrze ch艂odzi艂o jej zarumienione policzki.

- Mog艂abym przeta艅czy膰 ca艂膮 noc - powiedzia艂a, wzdychaj膮c i nie艣mia艂o zerkaj膮c w jego stron臋. Od chwili gdy weszli na parkiet, by艂o dla niej jasne, 偶e jej blisko艣膰 w miejscu publicznym stawia go w niezr臋cznej sytuacji.

Ryder potrz膮sn膮艂 g艂ow膮.

- Lynn Danfort, kobieto frywolna. U艣miechn臋艂a si臋.

- Umiesz prawi膰 komplementy... Drog臋 powrotn膮 do Seattle przejechali milcz膮c. Ryder

trzyma艂 j膮 za r臋k臋, tak jakby musia艂 czu膰 j膮 blisko przy sobie. Lynn r贸wnie偶 tego potrzebowa艂a, cho膰 jednocze艣nie z ca艂ych si艂 stara艂a si臋 wr贸ci膰 do rzeczywisto艣ci.

Ryder zjecha艂 z autostrady, jednak zamiast skierowa膰 si臋 ku jej domowi, zaparkowa艂 w bocznej uliczce, zgasi艂 silnik i opar艂 r臋ce na kierownicy.

- O co chodzi? - zapyta艂a. Westchn膮艂.

- Nie wiem, dok膮d mam jecha膰.

- Nie rozumiem - skrzywi艂a si臋.

- Je偶eli wr贸cimy do twojego domu, b臋dziemy musieli sp臋dzi膰 czas z dzie膰mi.

- Tak - przyzna艂a. - To prawda.

- A je偶eli pojedziemy do mnie, szybko wyl膮dujemy w 艂贸偶ku. Nie wyobra偶am sobie, by艣my potrafili si臋 powstrzyma膰. - Spojrza艂 na ni膮, jakby oczekiwa艂, 偶e wbrew oczywisto艣ci zaprzeczy. - Mam racj臋?

Lynn bardzo chcia艂a zaprzeczy膰. Nie mog艂a jednak k艂ama膰 mu w oczy.

- Tak - szepn臋艂a.

Cisza wok贸艂 nich pulsowa艂a.

- Kiedy jestem blisko ciebie, panuj臋 nad sob膮 z trudno艣ci膮 - powiedzia艂 Ryder i dotkn膮艂 jej ramienia z g艂臋bokim westchnieniem. Patrzy艂 na ni膮 d艂ugo, a potem uj膮艂 jej podbr贸dek, przechyli艂 g艂ow臋 i przycisn膮艂 usta do jej warg. Lynn by艂a przekonana, 偶e chce jej skra艣膰 buziaka, ale gdy rozchyli艂a wargi, straci艂 nad sob膮 kontrol臋. Oderwali si臋 od siebie bez tchu. Lynn zakr臋ci艂o si臋 w g艂owie i mi臋kko opar艂a si臋 o niego, k艂ad膮c g艂ow臋 na jego piersi. 呕aden poca艂unek nie wywar艂 na niej jeszcze takiego wra偶enia. Zastanawia艂a si臋, czy Ryder czuje si臋 podobnie.

Nie艣mia艂o uj膮艂 jej pier艣. Lynn westchn臋艂a i przytuli艂a si臋 do niego, prosz膮c tym gestem o dalsze pieszczoty. Ryder odpowiedzia艂 r贸wnie zmys艂owym westchnieniem i palcem podra偶ni艂 jej stwardnia艂膮 brodawk臋.

- Sama widzisz - mrukn膮艂.

Skin臋艂a g艂ow膮.

Poca艂owa艂 j膮 znowu, chocia偶 wiedzia艂a, 偶e nie chce straci膰 nad sob膮 panowania - przynajmniej nie w tej ciemnej uliczce w艣r贸d przeje偶d偶aj膮cych samochod贸w.

Wplot艂a palce w jego w艂osy, skupiaj膮c si臋 na nami臋tnym dotyku jego ust na swoich wargach. Opar艂 si臋 czo艂em o jej czo艂o i oddycha艂 ci臋偶ko.

Lynn czu艂a, 偶e ca艂a p艂onie. Ryder sprawi艂 to wszystko poca艂unkiem. Co si臋 b臋dzie dzia艂o, kiedy p贸jd膮 do 艂贸偶ka? Zadr偶a艂a na sam膮 my艣l.

- Zimno ci? - spyta艂, rozcieraj膮c jej ramiona.

- Nie, wprost przeciwnie, p艂on臋.

- Ja te偶. Po spotkaniach z tob膮 wracam do domu niemal w gor膮czce.

- Okropnie mi przykro - szepn臋艂a.

- Mnie nie.

- Tobie nie?

- Nie, bo dzi臋ki temu wiem, jak nam b臋dzie dobrze razem.

Unios艂a brwi, nie wiedz膮c, co na to odpowiedzie膰. Gdy znajdowali si臋 blisko siebie, pa艂ali nami臋tno艣ci膮. Jednak gdy pada艂y s艂owa 鈥瀔ocha膰 si臋", Ryder stawa艂 si臋 czujny.

- Nie mo偶emy tak 偶y膰 - o艣wiadczy艂. Przesuwa艂 r臋ce po jej szyi, dekolcie i piersiach, zn贸w wywo艂uj膮c dreszcz podniecenia.

- Wi臋c co zrobimy? - spyta艂a szeptem.

- Jedyne, co mo偶emy.

Wszystko by艂o lepsze od tej agonii. Rozp艂ywa艂a mu si臋 w r臋kach.

- Obawiam si臋, 偶e ci si臋 to nie spodoba - powiedzia艂, prostuj膮c si臋 z powa偶n膮 min膮.

- Co?

- Uwa偶am, 偶e powinni艣my si臋 pobra膰. Im szybciej, tym lepiej.

Rozdzia艂 14

Pobra膰 si臋? - powt贸rzy艂a jak echo. - Po...

Patrzy艂 gdzie艣 za ni膮, unikaj膮c jej zdziwionego wzroku.

- Wiem, 偶e to musi by膰 dla ciebie szok. Nie chcia艂em ci tego m贸wi膰 wprost, ale szczerze m贸wi膮c, nie widz臋 innego wyj艣cia.

- Ja...

- Kocham ci臋, Lynn. Kocham Michelle i Jasona, a oni kochaj膮 mnie. Chcia艂bym, 偶eby nasza czw贸rka by艂a rodzin膮. .. prawdziw膮 rodzin膮. 呕eby艣 w nocy, kiedy k艂ad臋 si臋 spa膰, by艂a ze mn膮. Nie chc臋 si臋 zestarze膰 z nikim innym.

- Och, Ryder... - G艂os jej si臋 za艂ama艂. 艁zy wezbra艂y w k膮cikach jej oczu.

Poca艂owa艂 j膮 zmys艂owo. Kiedy sko艅czy艂, Lynn usiad艂a prosto, zamkn臋艂a oczy i odetchn臋艂a g艂臋boko.

- Jed藕my st膮d.

Jedyn膮 odpowiedzi膮 by艂o milcz膮ce skinienie g艂owy. W艂膮czy艂 silnik i rozp臋dzi艂 samoch贸d tak, jakby ka偶da pr臋dko艣膰 by艂a dla niego za ma艂a. Nie mia艂a poj臋cia, dok膮d jad膮. W g艂owie jej szumia艂o. Ma艂偶e艅stwo. Ryder proponowa艂 jej ma艂偶e艅stwo, poniewa偶 nie widzia艂 innego wyj艣cia. Zapewnia艂, 偶e j膮 kocha... i kocha dzieci.

Najwi臋kszy jej problem polega艂 na tym, 偶e nie mia艂a jeszcze wystarczaj膮co du偶o czasu, by przeanalizowa膰 swoje uczucia. Je偶eli chcia艂 jedynie chroni膰 j膮 przed 艣wiatem, nie interesowa艂o jej to. Nie mia艂a r贸wnie偶 ochoty by膰 lekiem na poczucie winy, prze艣laduj膮ce Rydera od czasu 艣mierci Gary'ego.

Jej uczucia dla niego wyrasta艂y z dawnej przyja藕ni. Kiedy wyjecha艂, zosta艂y u艣pione. Jednak teraz, gdy wr贸ci艂, o偶y艂y i przerodzi艂y siew mi艂o艣膰. Wszystko od ich pierwszego poca艂unku by艂o magiczne, zmieni艂 si臋 ca艂y jej 艣wiat.

- Nie jeste艣 dzi艣 zbyt rozmowna - zauwa偶y艂 lekko zniecierpliwiony. - Lynn, pos艂uchaj... Nie chc臋 ci臋 ponagla膰. Kiedy szli艣my na t臋 kolacj臋, nie mia艂em zamiaru ci si臋 o艣wiadcza膰, ale zrobi艂em to, bo czu艂em, 偶e moment jest odpowiedni.

- Pod wp艂ywem chwili?

- Nie!

- Nie musisz, wiesz przecie偶.

- Nie musz臋 czego? 呕eni膰 si臋 z tob膮?

- Tak. - Sama nie wierzy艂a, 偶e to powiedzia艂a.

- Ale ja tego chc臋.

Nie rozumia艂a, dlaczego. By艂 znany z kr贸tkich romans贸w, jednak z ni膮 z jakiej艣 przyczyny nie 偶yczy艂 sobie przelotnego zwi膮zku. Interesowa艂o go wszystko albo nic.

- Nie chodzi mi o romans z tob膮, Lynn.

Tyle wiedzia艂a ju偶 po sobocie sp臋dzonej w 鈥濪zikich Falach".

- Ale, Ryder...

- Chcesz wyj艣膰 za m膮偶 czy nie? - zniecierpliwi艂 si臋.

- Nie szukam obro艅cy przed 艣wiatem - odpar艂a i wyprostowa艂a si臋 z godno艣ci膮.

Za艣mia艂 si臋 ironicznie.

- My艣lisz, 偶e nie wiem? Kiedy tylko cho膰 troch臋 pr贸buj臋 ci pom贸c, dostaj臋 po g艂owie, a ty idziesz swoj膮 drog膮.

- I je偶eli my艣lisz, 偶e jeste艣 mi co艣 winien z powodu 艣mierci Gary'ego...

- Gary nie ma z tym nic wsp贸lnego - powiedzia艂 ostro.

Odezwa艂 si臋 dopiero po d艂u偶szej chwili.

- Czy wyjdziesz za mnie i uratujesz nas oboje od tych m臋czarni? -zapyta艂. Jego czu艂y i ciep艂y g艂os rozproszy艂 obiekcje Lynn.

- My艣l臋, 偶e... tak. - By艂a niem膮dra, zgadzaj膮c si臋, i r贸wnie niem膮dra okaza艂aby si臋 odmawiaj膮c. Mia艂a ochot臋 p艂aka膰 i 艣mia膰 si臋. Wielki Bo偶e, co si臋 z ni膮 dzieje?

Ryder zahamowa艂, pochyli艂 si臋 i poca艂owa艂 j膮.

- Rozumiem, 偶e si臋 zgadzasz. Kr臋ci艂o jej si臋 w g艂owie.

- Musimy porozmawia膰, nie uwa偶asz?

- Oczywi艣cie. Od soboty za tydzie艅, dobrze?

- Chcesz tak d艂ugo czeka膰 na rozmow臋? Spojrza艂 na ni膮 zdumiony.

- Nie, na 艣lub.

- Tak szybko?!

- Je艣li o mnie chodzi, to o tydzie艅 za d艂ugo - powiedzia艂. Zboczy艂 z drogi w stron臋 jej domu i wjecha艂 na podjazd.

Ledwie silnik zgas艂, pochyli艂 si臋 nad ni膮 i obj膮艂 j膮 ramionami. Unios艂a ku niemu twarz i bez s艂owa rozchyli艂a wargi, prosz膮c o poca艂unek. By艂 gor膮cy i zaborczy.

- Zapro艣 mnie do 艣rodka - za偶膮da艂.

- A dzieci?

- Wy艣lemy je do 艂贸偶ek.

Skin臋艂a g艂ow膮, rozkoszuj膮c si臋 jego dotykiem.

Dzieci ju偶 spa艂y. Lynn zap艂aci艂a opiekunce i odprowadzi艂a j膮 do drzwi. Sta艂a na tarasie, a偶 dziewczyna znik艂a w drzwiach swojego domu. Kiedy wr贸ci艂a do kuchni, Ryder parzy艂 kaw臋.

- Nie chc臋 - powiedzia艂a, obejmuj膮c go wp贸艂. Przyjmuj膮c jego o艣wiadczyny, poczu艂a dziwn膮 ulg臋. Owszem, podejmowa艂a ryzyko, ale przecie偶 ca艂e 偶ycie jest jednym wielkim ryzykiem, a niebezpiecze艅stwa dostarczaj膮 przynajmniej ekscytuj膮cego dreszczyku.

- Nie chcesz kawy?

- Nie. - Zr臋cznie poradzi艂a sobie z guzikami koszuli Rydera i obna偶y艂a jego muskularny tors.

- Powiedz to - wychrypia艂. - Chc臋 to us艂ysze膰.

Zgodzi艂aby si臋 na powiedzenie wszystkiego, o co by poprosi艂.

- Co? - spyta艂a. - 呕e za ciebie wyjd臋? Ju偶 ci powiedzia艂am, 偶e tak. W przysz艂ym tygodniu, jutro, dzi艣, teraz, je艣li chcesz.

- Nie to. - Poca艂owa艂 j膮, przyci膮gaj膮c j膮 tak, by poczu艂a, jak bardzo jej pragnie.

- Wi臋c co? - powt贸rzy艂a.

- Powiedz, 偶e mnie kochasz. Chc臋 us艂ysze膰 te s艂owa... musz臋 wiedzie膰, co do mnie czujesz.

Wolno unios艂a g艂ow臋. Napotka艂a jego wzrok i ze zdumieniem odkry艂a w nim zak艂opotanie. Nie wiedzia艂. Naprawd臋 nie wiedzia艂.

Zala艂a j膮 fala czu艂o艣ci. Oto m臋偶czyzna znany ze swojej determinacji i ekspansywno艣ci. Pewny siebie i wytrwa艂y, porywczy i nie zbaczaj膮cy z raz obranej drogi. A w jej obecno艣ci s艂aby i niepewny siebie.

Pog艂aska艂a go po szyi i przeczesa艂a mu r臋k膮 w艂osy.

- Lynn?

Powoli poca艂owa艂a go w usta. J臋kn膮艂 i mocno przytuli艂 j膮 do siebie.

- Kocham ci臋 - powiedzia艂a. - Kocham ci臋 - powt贸rzy艂a, ujrzawszy iskierk臋 nieufno艣ci w jego spojrzeniu. - Teraz... i na zawsze.

- Bo偶e, Lynn! - krzykn膮艂 i przytuli艂 j膮 z ca艂ej si艂y. - Tak bardzo ci臋 potrzebuj臋.

Nikt nigdy nie powiedzia艂 jej nic pi臋kniejszego.

Nie mog艂a tej nocy spa膰, a rano by艂a podenerwowana. Nie takie uczucia powinna 偶ywi膰 zakochana kobieta, kt贸ra ma po艣lubi膰 swego ukochanego m臋偶czyzn臋.

Z pierwszymi promieniami s艂o艅ca podnios艂a si臋 z 艂贸偶ka i posz艂a naparzy膰 kawy.

Powinna przecie偶 czu膰 si臋 najszcz臋艣liwsz膮 kobiet膮 na 艣wiecie. Cho膰 zupe艂nie nie rozumia艂a, po co ten po艣piech, zgodzi艂a si臋 na 艣lub za tydzie艅. Ryder naciska艂, a ona nie znalaz艂a argument贸w przemawiaj膮cych za op贸藕nieniem ceremonii za艣lubin. Mimo to nadal nie rozumia艂a, dlaczego tak bardzo mu si臋 spieszy艂o.

Ryder opu艣ci艂 jej dom nad ranem. Patrzy艂a, jak odje偶d偶a艂, a potem powoli powlok艂a si臋 do 艂贸偶ka. Wtedy opad艂a j膮 melancholia.

Kiedy byli razem, sp臋dzali czas na poca艂unkach i obietnicach. Ledwie wspomnieli o sprawach naprawd臋 wa偶nych, a tyle by艂o do om贸wienia. Lynn po艣wi臋ca艂a wiele uwagi firmie i absolutnie nie zamierza艂a rezygnowa膰 z pracy, obawia艂a si臋 jednak, 偶e Ryder ma ochot臋 na wprowadzenie zmian tu i 贸wdzie. Mog艂y z tego wynikn膮膰 problemy. Martwi艂a si臋 te偶 dzie膰mi. Kocha艂y Rydera, ale zawsze przecie偶 wyst臋powa艂 w roli dobrotliwego wujka. By膰 ojcem... ojczymem - to co艣 zupe艂nie innego; Lynn wola艂aby, by dzieci mia艂y wi臋cej czasu na przyzwyczajenie si臋 do niego w nowej roli.

- Mamo... - W drzwiach kuchni stan膮艂 Jason i przygl膮da艂 jej si臋 ze zdziwieniem. - Co tu robisz o tej porze?

- My艣l臋 - odrzek艂a z u艣miechem. Wyci膮gn臋艂a ku niemu r臋k臋 i przytuli艂a go, ale ch艂opiec natychmiast wy艣lizgn膮艂 si臋 z jej obj臋膰. Mia艂a ochot臋 wspomnie膰 mimochodem, 偶e Ram-bo te偶 przytula艂 si臋 do swojej mamy.

Jason przysun膮艂 krzes艂o do szafki, wspi膮艂 si臋 na nie i wyci膮gn膮艂 pude艂ko musli. Nasypa艂 je sobie w wielk膮 misk臋.

- Podobno Cap'n Crunch si臋 sko艅czy艂o? - zdziwi艂a si臋 Lynn.

- Niech Michelle tak my艣li - szepn膮艂 ch艂opiec. - Dziewczyny nie znaj膮 si臋 na prawdziwych zaletach takiego musli.

- Wi臋c schowa艂e艣 je przed ni膮?

Zawaha艂 si臋.

- Ty to tak nazywasz...

W innej sytuacji Lynn zbeszta艂aby syna za takie zachowanie. Tym razem jednak darowa艂a sobie kazanie i postanowi艂a przy okazji nast臋pnych zakup贸w wzi膮膰 dwa pude艂ka ulubionego musli dzieci. Mia艂a nadziej臋, 偶e to rozwi膮偶e problem.

- Jak tam randka z Ryderem? - dopytywa艂 si臋 Jason, sadowi膮c si臋 obok matki przed wype艂nion膮 z czubkiem misk膮.

- By艂o... mi艂o.

- Mi艂o? - powt贸rzy艂, chrupi膮c musli.

- Nie m贸w z pe艂n膮 buzi膮.

- Przepraszam - mrukn膮艂 i wytar艂 usta r臋kawem pi偶amy. - Fajnie si臋 bawili艣cie?

- Bardzo fajnie.

- W sumie to lubisz Rydera, co? - zapyta艂 i obserwowa艂 j膮 bacznie.

- Lubi臋...

- To dobrze - oznajmi艂 i energicznie kiwn膮艂 g艂ow膮.

- Dlaczego dobrze?

- Poniewa偶...

Lynn zamierza艂a kontynuowa膰 temat, ale w drzwiach kuchni pojawi艂a si臋 rozespana Michelle.

- Dzie艅 dobry, kochanie - rzek艂a Lynn.

Michelle wymamrota艂a co艣, min臋艂a matk臋 i brata, usiad艂a po turecku przed szafk膮 pod zlewozmywakiem i otworzy艂a drzwiczki. Widz膮c, 偶e dziewczynka wyci膮ga zza rur pude艂ko musli Cap'n Crunch, Lynn z trudem powstrzyma艂a 艣miech.

Jason otworzy艂 usta ze zdziwienia.

- Chowa艂a je przede mn膮- wykrztusi艂 - i ty jej nawet nic nie powiesz?

Lynn popatrzy艂a na swoje dzieci.

- Nie ma mowy. Do tej sprawy ju偶 si臋 nie mieszam.

Do po艂udnia podj臋艂a decyzj臋. Wyjdzie za Rydera, ale nie w ci膮gu tygodnia. B臋dzie nalega膰, by przesun膮膰 dat臋 艣lubu o kilka tygodni, a mo偶e nawet o trzy czy cztery miesi膮ce. Oboje chcieli tego ma艂偶e艅stwa, ale dlaczego Ryderowi tak zale偶a艂o na czasie? Mieli przed .sob膮 ca艂e 偶ycie i mas臋 pyta艅, kt贸re domaga艂y si臋 odpowiedzi, zanim padnie sakramentalne 鈥瀟ak".

Gdzie艣 w g艂臋bi duszy Lynn czai艂 si臋 te偶 l臋k. Ryder od dnia powrotu bardzo niech臋tnie m贸wi艂 o Garym. Kiedykolwiek kto艣 wspomnia艂 o zmar艂ym m臋偶u Lynn, zawsze znajdowa艂 spos贸b, by zmieni膰 temat.

Mimo zapewnie艅 Rydera, 偶e tak nie jest, nie mog艂a si臋 r贸wnie偶 uwolni膰 od obaw, 偶e chcia艂 si臋 z ni膮 o偶eni膰 i przej膮膰 odpowiedzialno艣膰 za wychowanie Jasona i Michelle, poniewa偶 prze艣ladowa艂o go poczucie winy zwi膮zane ze 艣mierci膮 Gary'ego. W艂a艣ciwie nie s膮dzi艂a, by tak by艂o, ale ta my艣l nie dawa艂a jej spokoju. Pragn臋艂a to wyja艣ni膰.

W po艂udnie zadzwoni艂a do Rydera. Sekretarka odebra艂a telefon i szybko po艂膮czy艂a Lynn z szefem.

- Lynn! - W g艂osie Rydera brzmia艂a rado艣膰.

- Cze艣膰 - powiedzia艂a Lynn. - Czy m贸g艂by艣 do nas wpa艣膰 dzi艣 wieczorem?

- Jasne. A czy jest jaka艣 szczeg贸lna okazja?

- No wiesz... chyba powinni艣my porozmawia膰, nie uwa偶asz?

Zachichota艂.

- To nam akurat nie wychodzi najlepiej, prawda? Lynn zmiesza艂a si臋 i szepn臋艂a:

- Nie, ale my艣l臋, 偶e powinni艣my spr贸bowa膰.

- Wychodz臋 z biura ko艂o trzeciej. Czy mam po drodze odebra膰 Michelle i Jasona?

Lynn by艂a ostatnio tak zaj臋ta, 偶e pomoc Rydera bardzo by si臋 przyda艂a.

- Je偶eli mo偶esz...

- Mog臋 - zapewni艂.

- Wyjd臋 st膮d oko艂o sz贸stej.

- B臋dziemy z dzie膰mi czeka膰. - Zamilk艂 i po chwili zapyta艂: - Wszystko w porz膮dku?

Lynn wiedzia艂a, 偶e roztrz膮sanie problem贸w przez telefon nie jest dobrym pomys艂em.

- Oczywi艣cie.

- B臋dzie nam razem dobrze, Lynn. Oj, jak dobrze.

Lynn nie w膮tpi艂a w to, lecz zapewnienia Rydera nie rozwiewa艂y jej obaw. D艂ugie narzecze艅stwo dobrze by im obojgu zrobi艂o.

Kiedy wr贸ci艂a do domu, samoch贸d Rydera sta艂 zaparkowany przed domem. Wjecha艂a na podjazd i zanim zd膮偶y艂a wysi膮艣膰, ca艂a tr贸jka ju偶 sta艂a obok niej.

- Dlaczego nam nie powiedzia艂a艣? - krzykn臋艂a Michelle, podskakuj膮c z podniecenia.

- O czym, kochanie? - Lynn uda艂a, 偶e nie wie, o co chodzi. Ryder powinien wstrzyma膰 si臋 ze zdradzaniem dzieciom ich plan贸w. To by艂o zadanie jej i tylko jej. U艣miechn臋艂a si臋 do Michelle.

- O waszym 艣lubie w przysz艂ym tygodniu. Mamo, to wspaniale! - Dziewczynka a偶 promienia艂a z rado艣ci.

Lynn pos艂a艂a Ryderowi znacz膮ce spojrzenie.

- M贸wi艂em ci, 偶e tak si臋 to sko艅czy - powiedzia艂 Jason tonem proroka do Michelle. - Zreszt膮 to 艣wietnie. Tego przecie偶 chcieli艣my.

Rozdzia艂 15

Ryder - szepn臋艂a Lynn - co ty najlepszego zrobi艂e艣?

- Zadzwonili艣my do pastora - poinformowa艂a j膮 Michelle

- i powiedzia艂, 偶e ma czas w przysz艂膮 sobot臋, wi臋c Ryder zatelefonowa艂 do kwiaciarni. B臋dziesz mia艂a pi臋kne r贸偶e.

Jason uwa偶nie przygl膮da艂 si臋 paj膮kowi, kt贸ry chodzi艂 mu po r臋ce.

- Ale babcia by艂a troch臋 zdziwiona, co, Michelle?

- Rozmawiali艣cie z dziadkami?

- Wiem, 偶e maj膮 teraz urlop, ale by艂em pewien, 偶e chcia艂aby艣, 偶eby wiedzieli. W艂a艣nie si臋 pakuj膮 i wracaj膮 do Seattle.

- Bo偶e! - Lynn z wra偶enia musia艂a oprze膰 si臋 o samoch贸d.

- Mamo, nie cieszysz si臋?

- Ja...

- Mo偶e dla waszej mamy wszystko dzieje si臋 troch臋 zbyt szybko, ale nie chcia艂em dawa膰 jej czasu na zmian臋 decyzji - powiedzia艂 Ryder i omi贸t艂 Lynn zakochanym spojrzeniem.

- Przecie偶 si臋 ju偶 nie wycofa - zapewni艂a go pr臋dko Michelle. - Nie pozwolimy jej.

- Ja... my艣l臋, 偶e Ryder i ja musimy najpierw om贸wi膰 par臋 spraw - oznajmi艂a Lynn.

- Nie dasz jej pier艣cionka? - dopytywa艂 si臋 Jason, ci膮gn膮c Rydera za r臋kaw. - Ten pier艣cionek przechodzi艂 w rodzinie Rydera z pokolenia na pokolenie od siedemdziesi臋ciu lat. Dosta艂a go babcia Rydera od jego dziadka, a potem mama od taty. To pewnie znaczy, 偶e b臋dziecie mie膰 dzieci, no nie?

Lynn otworzy艂a usta, ale nie odpowiedzia艂a. Dzieci by艂y jednym z temat贸w, kt贸re koniecznie musia艂a z Ryderem om贸wi膰.

- W艂a艣ciwie chcia艂bym mie膰 brata - o艣wiadczy艂 Jason - ale nie chc臋 s艂ysze膰 o nast臋pnych siostrach. Czy mog臋 zam贸wi膰 sobie brata?

- Jason - Michelle ci膮gn臋艂a brata do domu - nie widzisz, 偶e mama i wujek Ryder chc膮 zosta膰 sami? On jej teraz da pier艣cionek.

- B臋d臋 si臋 przygl膮da艂. Takich sentymentalnych moment贸w nie ogl膮da si臋 w ko艅cu codziennie - odpar艂 ch艂opiec i uwolni艂 si臋 z u艣cisku siostry. - Ryder bierze 艣lub r贸wnie偶 z nami, wi臋c mo偶emy popatrze膰.

- Chcia艂bym mie膰 z tob膮 wi臋cej dzieci. - Ryder spojrza艂 Lynn czule w oczy.

S艂owo 鈥瀢i臋cej" rozbroi艂o j膮. Ryder szczerze kocha艂 Michelle i Jasona i mia艂 do nich ojcowski stosunek. Lynn nie mia艂a powodu w膮tpi膰, 偶e wszystko, co robi艂, by艂o wyrazem g艂臋bokiej troski o ich dobro.

- Nie powiesz mamie, 偶e przeprowadzamy si臋 do nowego domu? - dopytywa艂a si臋 Michelle.

- Do jakiego nowego domu? - Lynn odwr贸ci艂a si臋 do c贸rki. Tego ju偶 by艂o za wiele. - Czy czekaj膮 mnie jeszcze jakie艣 niespodzianki? - spyta艂a, nie kryj膮c irytacji.

- Mo偶e teraz ja co艣 wyja艣ni臋 - u艣miechn膮艂 si臋 Ryder.

Otworzy艂 drzwi i poprosi艂, by Lynn wesz艂a pierwsza.

Zmuszanie jej do pospiesznego 艣lubu to jedna rzecz, a organizowanie tego wszystkiego to druga, pomy艣la艂a. Posun膮艂 si臋 zbyt daleko. O wiele za daleko. By艂a oburzona.

- Ryder, co to wszystko ma znaczy膰? Dzwonisz do moich rodzic贸w, ustalasz co艣 z pastorem, za艂atwiasz kwiaty...

- Masz co艣 przeciwko temu?

- 呕eby艣 wiedzia艂, 偶e mam. - Z trudem si臋 powstrzyma艂a, by nie wybuchn膮膰 gniewem. Michelle i Jason uwielbiali Rydera, wi臋c je偶eli musia艂a si臋 z nim k艂贸ci膰, wola艂a, by dzieci tego nie s艂ysza艂y. Zreszt膮 i tak pewnie stan臋艂yby po jego stronie.

- Chcia艂em tylko by膰 pomocny.

- Ale nie by艂e艣! - krzykn臋艂a. - Zmuszasz mnie do 艣lubu i to mi si臋 nie podoba. Ani troch臋.

Jason przyci膮gn膮艂 z kuchni krzes艂o i dosiad艂 je jak konia. Z brod膮 na oparciu przenosi艂 wzrok z matki na Rydera i z powrotem.

- Jason, musimy z wujkiem Ryderem porozmawia膰... sam na sam.

- Dobra - mrukn膮艂, ale nawet si臋 nie ruszy艂.

- Synu, mama chcia艂aby chyba, 偶eby艣 wyszed艂 - powiedzia艂 Ryder po minucie.

- Aha. - Jason z ponur膮 min膮 zeskoczy艂 z krzes艂a. - Michelle m贸wi艂a, 偶e b臋dziecie si臋 k艂贸ci膰, ale 偶ebym si臋 nie martwi艂, bo mamy i tatowie robi膮 to cz臋sto. Lynn milcza艂a.

- Niczym si臋 nie przejmuj - powiedzia艂 w ko艅cu Ryder.

Jednak Lynn uwa偶a艂a, 偶e powod贸w do zmartwie艅 istnia艂o wiele. Poczeka艂a, a偶 Jason znikn膮艂 w drzwiach.

- Wszystko odwo艂uj臋 - oznajmi艂a tonem s臋dziego podaj膮cego ostateczny werdykt.

Ryder nie zrozumia艂. Po chwili milczenia odezwa艂 si臋:

- Dobrze, skoro tak wolisz.

To niezupe艂nie by艂a prawda, ale Lynn nie 偶yczy艂a sobie, by prowadzono j膮 do o艂tarza na smyczy.

Otworzy艂a usta, by mu wyja艣ni膰, co j膮 tak rozw艣cieczy艂o, ale odwr贸ci艂 si臋 do niej ty艂em i powiedzia艂 cicho:

- Wi臋c b臋dziemy musieli 偶y膰 w grzechu.

- S艂ucham? - Nie wierzy艂a w艂asnym uszom.

- Chyba nie wyobra偶asz sobie, 偶e b臋dziemy w stanie utrzyma膰 si臋 z dala od sypialni? Mo偶emy oczywi艣cie si臋 stara膰... tak jak do tej pory, ale przyznam, 偶e ja ju偶 d艂u偶ej nie potrafi臋. Mo偶e ty jeste艣 ode mnie silniejsza.

- To... - Obejrza艂a si臋, by sprawdzi膰, czy nikt ich nie pods艂uchuje. - To mnie najmniej interesuje. M贸wimy teraz o naszym wsp贸lnym 偶yciu. Nie unikniemy pewnych problem贸w.

- Na przyk艂ad jakich? - zapyta艂 i spojrza艂 na ni膮. Jego postawa wyra偶a艂a nonszalancj臋, sta艂 z r臋kami w kieszeniach.

- Chodzi o... dzieci. Teraz ci臋 uwielbiaj膮, bo je zabierasz tu i tam, kupujesz im prezenty. Zachowujesz si臋 jak 艢wi臋ty Miko艂aj. Ale to si臋 mo偶e zmieni膰, kiedy b臋dziesz musia艂 wychowywa膰 je na co dzie艅.

- B臋dziemy musieli si臋 z tym jako艣 upora膰, prawda?

- Prawda. Ta chwila nied艂ugo nadejdzie.

- To znaczy, 偶e zgadzasz si臋 wyj艣膰 za mnie, je偶eli uda mi si臋 wys艂a膰 je do 艂贸偶ek nawet wtedy, kiedy im si臋 to nie b臋dzie podoba艂o?

Lynn skrzy偶owa艂a r臋ce na piersi.

- Nie o to mi chodzi艂o... przesta艅 odwraca膰 kota ogonem.

- Odpowiadam tylko na twoje pytania. Nie rozumiem, o co ci chodzi. Czuj膮, 偶e je kocham, ufaj膮 mi. Co zmieni 艣lub?

- A co z dalszymi dzie膰mi? Jason zacz膮艂 m贸wi膰 o ma艂ym braciszku.

- Czy chcesz mie膰 jeszcze dzieci?

- Chyba tak... je偶eli ty chcesz.

- Chc臋. Tu si臋 zgadzamy. Co jeszcze?

- A co z moj膮 firm膮? Rozkr臋cenie jej poch艂on臋艂o du偶o czasu i wysi艂ku. Nie chc臋 jej teraz sprzedawa膰.

- To znaczy, czy nie mam nic przeciwko temu, 偶eby艣 nadal pracowa艂a? Absolutnie nie. To twoja firma i jeste艣 z niej dumna. Masz prawo. Nie zabior臋 ci tego.

Gniew Lynn przygas艂. Zamach na jej niezale偶no艣膰 okaza艂 si臋 g艂贸wnie tworem jej wyobra藕ni.

- Nie chcia艂bym jednak, 偶eby艣 przesadza艂a - ostrzeg艂 Ryder. - Mam nadziej臋, 偶e kiedy zdecydujemy si臋 na dziecko, we藕miesz urlop i zajmiesz si臋 sob膮 i maluchem. Ufam, 偶e rozwi膮偶esz to rozs膮dnie.

Lynn skin臋艂a g艂ow膮.

- Jasne. Zgadzam si臋.

- Kocham ci臋, Lynn. Chc臋, 偶eby艣 zosta艂a moj膮 偶on膮. Nie mog艂a oderwa膰 od niego zafascynowanego wzroku.

By艂 tak uwodzicielski, kiedy patrzy艂 na ni膮. Chcia艂a si臋 znale藕膰 w jego ramionach.

- Wyjdziesz za mnie, prawda? - spyta艂 cicho. - Oboje przecie偶 tego pragniemy. Dlaczego jeszcze z tym walczysz?

- Boj臋 si臋 - przyzna艂a.

- Tak ci臋 przera偶am?

- To nie ty.

- Tylko co?

Kiedy wreszcie mog艂a opowiedzie膰 mu o wszystkim, co j膮 troska艂o, nie potrafi艂a zdoby膰 si臋 na szczero艣膰. Wspominanie Gary'ego poci膮ga艂o za sob膮 ryzyko, 偶e Ryder zb臋dzie j膮 swoimi zwyk艂ymi zapewnieniami. Jednak musia艂a wiedzie膰.

- Gary...

Ryder skrzywi艂 si臋.

- Co znowu?

- Kocha艂e艣 go?

- Wiesz przecie偶, 偶e tak.

Ryder by艂 spi臋ty, jak zawsze, kiedy wymawia艂a imi臋 zmar艂ego m臋偶a.

- Nie 偶enisz si臋 ze mn膮 z poczucia obowi膮zku, prawda?

- Nie - odpar艂. - Powiedzia艂em ci, 偶e upora艂em si臋 ju偶 z poczuciem winy za to, co si臋 sta艂o. Moja mi艂o艣膰 do ciebie nie ma nic wsp贸lnego ze 艣mierci膮 Gary'ego.

- Musia艂am... tylko si臋 upewni膰.

Przyci膮gn膮艂 j膮 do siebie i poszuka艂 jej ust. Lynn poca艂owa艂a go i wtuli艂a si臋 w jego ramiona. Nagle poczu艂a 偶al, 偶e nie mo偶e wyj艣膰 za niego ju偶 teraz, natychmiast.

- Wyjdziesz za mnie. - Tym razem by艂o to stwierdzenie, nie pytanie.

Spojrza艂a mu w oczy i skin臋艂a g艂ow膮. Mo偶e to szale艅stwo, ale pokocha艂a tego m臋偶czyzn臋. Jej miejsce by艂o przy nim i odmowa nie wchodzi艂a w gr臋.

- Michelle! - us艂yszeli okrzyk wyskakuj膮cego z kryj贸wki za sof膮 Jasona - Wszystko uk艂ada si臋 艣wietnie!

Lynn odruchowo przytuli艂a si臋 do Rydera.

- Wszystko pods艂ucha艂...

- Chod藕 szybko na d贸艂! - krzycza艂 do siostry Jason. - Nie ma si臋 czego obawia膰. Wezm膮 艣lub tak, jak m贸wi艂a艣. Nied艂ugo b臋dziemy prawdziw膮 rodzin膮.

- Lynn, czy chcesz poj膮膰 Rydera za m臋偶a? - spyta艂 pastor Teed.

Spojrza艂a na Rydera, stoj膮cego tak pewnie u jej boku, i poczu艂a si臋 s艂abo. Jej serce zacz臋艂o wali膰 jak oszala艂e. Robi艂a w艂a艣nie wielki krok w nowe 偶ycie. Sta艂a dumnie wyprostowana, lecz w 艣rodku by艂a k艂臋bkiem nerw贸w.

- Lynn - powt贸rzy艂 cicho pastor.

- Chc臋 - odpowiedzia艂a pewna, 偶e post臋puje w艂a艣ciwie.

Ryder u艣miechn膮艂 si臋 do niej. Pastor m贸wi艂 dalej, ale Lynn nie s艂ysza艂a go. Kiedy poinformowa艂 Rydera, 偶e mo偶e poca艂owa膰 pann臋 m艂od膮, Ryder uczyni艂 to tak delikatnie i czule, 偶e w jej oczach stan臋艂y 艂zy. Po 艣mierci m臋偶a nie spodziewa艂a si臋 ju偶 znale藕膰 szcz臋艣cia i mi艂o艣ci; przesta艂a ich nawet szuka膰. A teraz sta艂a tu, przed pastorem, oddaj膮c swoje 偶ycie Ryderowi.

Wesele by艂o raczej skromnym spotkaniem w miejscowym klubie z garstk膮 przyjaci贸艂. Przyjechali rodzice Lynn, zjawi艂a si臋 te偶 Toni Morris, kt贸ra zaj臋艂a si臋 ciastem i kaw膮. Rodzice Lynn wygl膮dali na szcz臋艣liwych i dumnych z c贸rki. Znali Rydera z dawnych czas贸w i cieszyli si臋, 偶e w艂a艣nie jego wybra艂a.

Michelle i Jason zawiadamiali wszystkich, kt贸rzy chcieli s艂ucha膰, 偶e od pocz膮tku wiedzieli doskonale, czym sko艅czy si臋 przyja藕艅 ich mamy z wujkiem Ryderem.

Przyj臋cie szybko si臋 sko艅czy艂o i Lynn musia艂a zrzuci膰 jasn膮 jedwabn膮 sukni臋 艣lubn膮 i ubra膰 si臋 w str贸j podr贸偶ny. Toni Morris ukradkiem otar艂a 艂z臋 z policzka i u艣cisn臋艂a Lynn. Przyjaci贸艂ka rzadko zdradza艂a sicze swoimi uczuciami. Lynn odwzajemni艂a jej u艣cisk.

- Ciesz臋 si臋 twoim szcz臋艣ciem - powiedzia艂a Toni. - Ryder ci臋 kocha, nigdy nie powinna艣 w to w膮tpi膰.

Lynn skin臋艂a g艂ow膮, wdzi臋czna za wsparcie, kt贸rym przyjaci贸艂ka s艂u偶y艂a jej przez te lata. Jednak jej s艂owa nieco j膮 zaniepokoi艂y. Dlaczego mia艂aby w膮tpi膰 w mi艂o艣膰 Rydera?

- O niczym nie zapomnia艂a艣? - spyta艂a Toni.

- Nie. Sprawdza艂am tysi膮ce razy.

- Michelle i Jason zostan膮 przez ten tydzie艅 z dziadkami.

- Nigdy im si臋 za to nie odwdzi臋cz臋 - szepn臋艂a Lynn.

- Ryder zapakowa艂 ju偶 baga偶e.

Lynn u艣miechn臋艂a si臋. Uwaga Toni zabrzmia艂a tak, jakby Lynn wybiera艂a si臋 do szpitala na por贸d, a nie na miodowy miesi膮c.

- Co z firm膮?

- Sharon mnie zast膮pi. Je偶eli stanie si臋 co艣 nieprzewidzianego, ma tw贸j numer telefonu.

- Dobrze. - Toni jeszcze raz j膮 przytuli艂a. - 呕ycz臋 pani wspania艂ego miodowego miesi膮ca, pani Matthews.

Lynn zachichota艂a. Wzi臋艂a torebk臋 i powiedzia艂a:

- Na pewno b臋dzie wspania艂y.

Rozdzia艂 16

O ile wcze艣niej Lynn potrafi艂a by膰 szorstka wobec Rydera, o tyle kiedy po przyj臋ciu spotkali si臋 w recepcji klubu, w kt贸rym odbywa艂o si臋 przyj臋cie, czu艂a si臋 jak nie艣mia艂a oblubienica.

- Do widzenia, mamo - b膮kn臋艂a Michelle, obejmuj膮c j膮 w pasie. - Przywieziesz mi co艣 z Hawaj贸w?

- Oczywi艣cie.

Jason nie mia艂 ochoty publicznie okazywa膰 uczu膰. Poda艂 matce r臋k臋, kt贸r膮 Lynn uprzejmie u艣cisn臋艂a, po czym przytuli艂a synka.

- Tobie te偶 co艣 przywioz臋 - zapewni艂a, uprzedzaj膮c jego pytanie.

- Szcz臋k臋 rekina?

Lynn wstrz膮sn臋艂a si臋, ale skin臋艂a g艂ow膮, wiedz膮c, jak膮 rado艣膰 sprawi艂by ch艂opcu taki prezent.

- Poszukam jej-obieca艂a.

Lynn u艣ciska艂a oboje rodzic贸w, wdzi臋czna za pomoc. W minut臋 p贸藕niej mkn臋li z Ryderem do po艂o偶onego przy lotnisku hotelu. Ich samolot odlatywa艂 nast臋pnego dnia wczesnym rankiem. Ryder postanowi艂, 偶e noc po艣lubn膮 sp臋dz膮 w apartamencie specjalnie przygotowanym dla m艂odej pary.

Uj膮艂 r臋k臋 Lynn i podni贸s艂 do ust, ca艂uj膮c czubki jej palc贸w.

- Jest pani pi臋kn膮 pann膮 m艂od膮, pani Matthews.

- Dzi臋kuj臋 - odpar艂a i zarumieni艂a si臋. Ca艂a dr偶a艂a i w g艂臋bi duszy cieszy艂a si臋, 偶e Ryder jest zbyt zaj臋ty ruchem na ulicy, by spostrzec jej zdenerwowanie. 呕ywi艂a pewne obawy co do nocy po艣lubnej. M臋偶czyzna, kt贸rego wybra艂a na m臋偶a, onie艣miela艂 j膮. Dobrze, 偶e poczekali do 艣lubu, to jasne, jednak pewne w膮tpliwo艣ci nadal jej nie opuszcza艂y. Nie chodzi艂o o to, czy wychodz膮c za Rydera, podj臋艂a w艂a艣ciw膮 decyzj臋, ale raczej, czy oka偶e si臋 wystarczaj膮co kobieca.

Podczas gdy Ryder meldowa艂 ich w hotelowej recepcji, Lynn zajrza艂a do restauracji, gdzie kilka par jad艂o kolacj臋 przy 艣wiecach i szampanie. W chwil臋 p贸藕niej zjawi艂 si臋 Ryder.

- G艂odna?

Przytakn臋艂a zdecydowanie, chwytaj膮c si臋 wszystkich sposob贸w, by odwlec chwil臋, kiedy zaczn膮 si臋 kocha膰. Zdawa艂a sobie spraw臋, 偶e by艂o to g艂upie, ale wci膮偶 dr偶a艂a z niepewno艣ci.

- Mo偶emy zje艣膰 kolacj臋 w pokoju 鈥 zaproponowa艂 Ryder.

- Wola艂ahym zosta膰 tu... w restauracji - odpar艂a pr臋dko.

Ryder sprawia艂 wra偶enie rozczarowanego, ale przysta艂 na to. Lynn wypi艂a do kolacji a偶 dwa kieliszki wina i w og贸le bardziej interesowa艂a si臋 alkoholem ni偶 wykwintn膮 ryb膮, kt贸r膮 zam贸wi艂a jako danie g艂贸wne. D艂ugo jad艂a deser, udaj膮c, 偶e nie zauwa偶a, i偶 Ryder z niego zrezygnowa艂. Konsekwentnie ignorowa艂a te偶 jego przelotne spojrzenia na zegarek.

- Niczego nie musisz si臋 ba膰 - szepn膮艂, gdy kelner po raz trzeci nala艂 jej kawy.

Natychmiast podnios艂a wzrok.

- O czym ty m贸wisz?

- Wiesz, o czym m贸wi臋.

- Ryder... r臋ce mi si臋 poc膮 i czuj臋 si臋 jak niedo艣wiadczona dzierlatka. Tak bardzo chc臋 si臋 z tob膮 kocha膰, a jednocze艣nie panicznie si臋 tego boj臋.

- Kochanie, nie denerwuj si臋. Jest na to spos贸b...

- Mo偶e poczekamy, a偶 b臋dziemy na Hawajach... tam dopiero naprawd臋 rozpoczyna si臋 nasz miodowy miesi膮c.

- Lynn, to 艣mieszne.

Zap艂aci艂 rachunek i poprowadzi艂 j膮 do windy.

Przez ca艂膮 drog臋 na dwudzieste pi臋tro m贸zg Lynn pracowa艂 na najwy偶szych obrotach, usi艂uj膮c wynale藕膰 jak膮艣 wiarygodn膮 wym贸wk臋. Nigdy w 偶yciu nie wyobra偶a艂a sobie, 偶e mo偶na si臋 tak panicznie obawia膰 czego艣, czego si臋 tak pragnie. A przecie偶 wtedy w basenie omal nie uwiod艂a Rydera.

Otworzy艂 drzwi. Wzi膮艂 j膮 na r臋ce i nie zwa偶aj膮c na protesty, zani贸s艂 do luksusowej sypialni i posadzi艂 ostro偶nie na grubym, mi臋kkim dywanie. Ich baga偶e sta艂y obok 艂贸偶ka, ale Lynn nawet ich nie zauwa偶y艂a. Nie zebra艂a si臋 na odwag臋, by podnie艣膰 wzrok cho膰by na wysoko艣膰 materaca.

- Mo偶emy obejrze膰 film! - krzykn臋艂a rado艣nie, zauwa偶ywszy obok telewizora wideo, jakby ogl膮danie film贸w by艂o g艂贸wn膮 atrakcj膮 tej podr贸偶y.

- Nie b臋dziemy si臋 spieszy膰, Lynn. Nie wiem, czy zd膮偶ymy cokolwiek obejrze膰.

Skin臋艂a g艂ow膮, u艣wiadamiaj膮c sobie, jak absurdalnie musia艂a zabrzmie膰 jej uwaga.

Ryder obj膮艂 j膮 i przyci膮gn膮艂 do siebie.

- Kocham ci臋.

- Ja te偶 ci臋 kocham. - Lynn bezskutecznie pr贸bowa艂a zmusi膰 si臋 do u艣miechu. W ko艅cu przytuli艂a si臋 mocno do Rydera. Us艂ysza艂a regularne bicie jego serca, ale nie ukoi艂o to jej rozdygotanych nerw贸w.

- Jest mi臋dzy nami jaka艣 magia - szepn膮艂. - Zorientowa艂em si臋 ju偶 po pierwszym poca艂unku.

Lynn te偶 o tym wiedzia艂a. Wpatrywa艂a si臋 w opalon膮, szczup艂膮 twarz Rydera i my艣la艂a, jak bardzo go kocha za jego cierpliwo艣膰. U艣miechn膮艂 si臋 czule.

Poca艂owa艂 j膮 delikatnie, bez 艣ladu zaborczo艣ci, a potem odsun膮艂 si臋, by na ni膮 popatrze膰.

- Nie jest chyba tak strasznie? Zamkn臋艂a oczy.

- Zachowuj臋 si臋 jak idiotka.

- Nic podobnego - zaoponowa艂 i zn贸w j膮 poca艂owa艂, tym razem bardziej nami臋tnie, nadal jednak tuli艂 j膮 tak, jakby by艂a ze szk艂a.

Smak jego ust rozbudzi艂 j膮. Otworzy艂a si臋 na niego jak kwiat na promienie s艂o艅ca, szukaj膮c ciep艂a i mi艂o艣ci. Jej obawy powoli si臋 rozwiewa艂y.

Ryder omi贸t艂 spojrzeniem jej twarz.

- Lepiej si臋 czujesz?

Lynn skin臋艂a g艂ow膮.

- Czy nie jest ci gor膮co? - zapyta艂a i zanim zd膮偶y艂 odpowiedzie膰, rozpina艂a ju偶 guziki jego wykrochmalonej bia艂ej koszuli.

- Rzeczywi艣cie, chyba jest. - Zrzuci艂 z siebie marynark臋, kt贸ra mi臋kko opad艂a na pod艂og臋. Lynn u艣miechn臋艂a si臋 lekko, wiedz膮c, jak niepodobne do niego jest takie ba艂aganiarskie, nonszalanckie zachowanie.

Powoli, ostro偶nie odpi膮艂 suwak z ty艂u jej sukni, jakby w ka偶dej chwili mog艂a wymkn膮膰 si臋 z jego ramion i uciec. Lynn dotkn臋艂a jego klatki piersiowej wygl膮daj膮cej spod rozpi臋tej koszuli.

Ryder uni贸s艂 r臋ce i jednym ruchem zsun膮艂 sukni臋 z ramion Lynn. Nast臋pnie przesun膮艂 j膮 ni偶ej i suknia opad艂a na pod艂og臋. Widok Lynn w eleganckiej bieli藕nie by艂 zachwycaj膮cy.

Rydera przebieg艂 dreszcz. Obj膮艂 Lynn w pasie, przyciskaj膮c do swego nagiego torsu. Zarzuci艂a mu ramiona na szyj臋, tul膮c si臋 do niego z ca艂ych si艂.

- Och, Ryder - szepn臋艂a.

Po艂o偶y艂 Lynn na 艂贸偶ku i pochyli艂 si臋 nad ni膮.

- Wszystko w porz膮dku, kochanie?

- Tak... jest wspaniale.

Poczu艂a dotyk tak lekki, jakby pi贸rko muska艂o jej piersi. Ryder przesun膮艂 r臋k臋 ni偶ej i Lynn przygryz艂a warg臋, by nie j臋kn膮膰 z rozkoszy, kt贸r膮 obudzi艂y w niej subtelne, zmys艂owe dotkni臋cia czubk贸w jego palc贸w. Rozlu藕ni艂a si臋 dopiero wtedy, kiedy p艂asko po艂o偶y艂 jej r臋k臋 na brzuchu, a potem delikatnie si臋gn膮艂 miejsca, kt贸re natychmiast sta艂o si臋 pulsuj膮cym centrum jej istnienia.

Z gard艂a Lynn wyrwa艂 si臋 cichy, pe艂en skargi j臋k.

- Dobrze? - zapyta艂 szeptem.

- Och, Ryder. Dobrze... tak dobrze...

Zbli偶y艂 usta do jej piersi i zacz膮艂 ssa膰 brodawki. Lynn przeszy艂o nieopisane, niewiarygodne uczucie gor膮ca, jakby rozdzieraj膮ce jej cia艂o na dwie cz臋艣ci. J臋kn臋艂a, miotana kolejnymi falami rozkoszy.

Usta Rydera spad艂y na jej usta w poca艂unku gor膮cym i jednocze艣nie czu艂ym. Ca艂owa艂 j膮 z zapieraj膮c膮 dech w piersiach nami臋tno艣ci膮. Skronie Lynn pulsowa艂y. Bez wahania otworzy艂a usta na powitanie jego j臋zyka, kt贸ry natychmiast podporz膮dkowa艂 sobie jej j臋zyk. Plecy Lynn wygi臋艂y si臋 w 艂uk.

- Ryder - wyszepta艂a. - Tak ci臋 pragn臋.

- Jeszcze nie, kochanie.

Jej po偶膮danie by艂o tak silne, 偶e zrozumia艂a, i偶 je偶eli m膮偶 nie dope艂ni aktu ju偶, zaraz, to roztopi si臋 w 艣rodku. Nigdy przedtem jej serce nie bi艂o tak mocno. Ka偶de uderzenie rozlega艂o si臋 tysi膮ckrotnym echem w jej skroniach.

Pragnienie przepe艂nia艂o ka偶d膮 kom贸rk臋 jej cia艂a. Unios艂a g艂ow臋 Rydera i zbli偶y艂a swoje usta do jego warg, by poca艂unkiem pokaza膰 mu, jak bardzo jest szcz臋艣liwa, 偶e jest jego 偶on膮. Wszystkie jej obawy rozwia艂y si臋 bez 艣ladu.

- Prosz臋 ci臋... - b艂aga艂a.

Z okrzykiem tryumfu przykry艂 j膮 sob膮. Lynn czu艂a jego m臋sko艣膰. Jednym ruchem po艂膮czy艂 si臋 z ni膮.

Lynn za艂ka艂a, zatopiona w zalewaj膮cych j膮 falach rozkoszy. Ryder zastyg艂 w bezruchu.

- Urazi艂em ci臋.

- Nie, nie... - Obj臋艂a go za szyj臋 i czu艂ymi poca艂unkami pokry艂a jego twarz. - Kocham ci臋... kocham ci臋 bardzo.

Ryder zacz膮艂 porusza膰 si臋 w harmonijnym, jednostajnym rytmie, lecz wkr贸tce przesta艂. Jego oddech, wydobywaj膮cy si臋 zza zaci艣ni臋tych z臋b贸w, sta艂 si臋 艣wiszcz膮cy.

Lynn, zdumiona, otworzy艂a oczy i ujrza艂a Rydera z opuszczon膮 g艂ow膮 i zaci艣ni臋tymi oczami, skupionego na swoich doznaniach. Nie mog艂a powstrzyma膰 si臋 od poruszania biodrami.

- Nie, nie... - poprosi艂. - Nie ruszaj si臋.

Ale ona wspar艂a r臋ce na jego biodrach i powoli, pog艂臋biaj膮cymi si臋 ruchami zacz臋艂a unosi膰 po艣ladki.

J臋kn膮艂 z rozkoszy.

Lynn wplot艂a palce w jego w艂osy. Opad艂 na ni膮. Poca艂owa艂a go dziko, wdzieraj膮c mu si臋 j臋zykiem do ust.

Zrozumia艂a, 偶e wszystko jest ju偶 poza ich kontrol膮. U艣miechn臋艂a si臋 z zadowoleniem, przys艂uchuj膮c si臋 jego j臋kom rozkoszy i poruszaj膮c si臋 razem z jego szarpanym spazmami cia艂em. Przygni贸t艂 j膮, opadaj膮c na ni膮 z urywanym oddechem.

- Lynn... och, Lynn... - wymamrota艂, zasypuj膮c jej oczy, usta i szyj臋 poca艂unkami.

Czu艂a si臋 ogromnie szcz臋艣liwa i przepe艂nia艂a j膮 niewiarygodna rado艣膰.

Zasn臋li w swoich ramionach, a kiedy Lynn si臋 obudzi艂a, w pokoju by艂o ciemno. Unios艂a si臋 na 艂okciu i obserwowa艂a u艣pion膮 twarz m臋偶a, pe艂n膮 spokoju i harmonii. Wygl膮da艂 niemal ch艂opi臋co; Lynn poczu艂a nag艂y przyp艂yw mi艂o艣ci, kt贸ry wycisn膮艂 jej z oczu 艂zy. Ze艣lizgn臋艂a si臋 z 艂贸偶ka i podrepta艂a do 艂azienki. Nala艂a sobie wody do wanny i zacz臋艂a rozkoszowa膰 si臋 gor膮c膮 k膮piel膮.

- Lynn? - odezwa艂 si臋 Ryder. W jego g艂osie brzmia艂a nutka niepokoju.

- Tu jestem. - Wsta艂a i si臋gn臋艂a po r臋cznik.

Ryder, zaspany, stan膮艂 w drzwiach 艂azienki i rozpromieni艂 si臋 na jej widok.

- Jeste艣 pi臋kna - powiedzia艂, opieraj膮c si臋 o framug臋.

- Nie chcia艂am ci臋 budzi膰.

- Ciesz臋 si臋, 偶e mimo wszystko to ci si臋 uda艂o.

- Naprawd臋?

Zrobi艂 krok w jej kierunku i delikatnym ruchem odebra艂 jej r臋cznik.

- Teraz jeste艣 jeszcze pi臋kniejsza. Lynn spu艣ci艂a wzrok.

- Nie wierzysz mi?

- Wierz臋 - odpowiedzia艂a cicho. - Udowadniasz mi tylko jeszcze raz, jak bardzo mnie kochasz.

Kiedy podnios艂a na niego wzrok, odczyta艂a w nim zmieszanie.

- Przekroczy艂am ju偶 trzydziestk臋, Ryder, i urodzi艂am dwoje dzieci... mam tu i 贸wdzie 艣lady. Nie wygra艂abym ju偶 konkursu pi臋kno艣ci.

Ryder nawet nie zamierza艂 si臋 o to sprzecza膰. Podszed艂 bli偶ej i obj膮艂 j膮 mocno. Poszli z powrotem do sypialni.

- Dla mnie na tym 艣wiecie nie ma pi臋kniejszej kobiety od ciebie. - Kiedy czyni艂 to wyznanie, g艂os mu dr偶a艂.

Usiad艂 na brzegu materaca, posadzi艂 j膮 sobie na kolanach i zaj膮艂 si臋 mozolnym rozlu藕nianiem koka, nad kt贸rym fryzjerka sp臋dzi艂a tyle czasu. W艂osy Lynn opad艂y do po艂owy plec贸w. Kiedy Ryder cz臋艣膰 z nich prze艂o偶y艂 do przodu, ciemn膮 zas艂on膮 zakry艂y g贸r臋 jej piersi.

- Marzy艂em o twoich poca艂unkach w burzy opadaj膮cych mi na twarz w艂os贸w.

Lekko pchn臋艂a go na materac i po艂o偶y艂a si臋 na nim. Obserwowa艂 z ciekawo艣ci膮, jak uk艂ada si臋 na nim, nogami okalaj膮c jego biodra.

Powoli pochyli艂a si臋 do przodu, pozwalaj膮c, by w艂osy muska艂y jego sk贸r臋. Ale on r贸wnie偶 mia艂 dla niej niespodziank臋: uni贸s艂 g艂ow臋 i ramieniem otoczy艂 jej tali臋, a jego gor膮ce usta zacz臋艂y pie艣ci膰 jej piersi. R臋ce g艂aska艂y jej nagie po艣ladki, a usta ca艂owa艂y na przemian piersi, raz jedn膮, raz drug膮, a偶 j臋kn臋艂a od wzbieraj膮cego w niej po偶膮dania.

- Och, Lynn - westchn膮艂, 艂膮cz膮c si臋 z ni膮.

Po chwili Lynn, nie mog膮c si臋 d艂u偶ej powstrzyma膰, zacz臋艂a porusza膰 biodrami w ty艂 i w prz贸d. Zamkn臋艂a oczy.

- Ryder... - Powtarza艂a co chwila jego imi臋, podczas gdy on wprowadza艂 j膮 w kosmos nami臋tno艣ci, gdzie s艂o艅ce, ksi臋偶yc i gwiazdy nale偶a艂y tylko do niej. Rado艣膰, mi艂o艣膰 i niewyobra偶alna rozkosz pulsowa艂y w niej, a偶 wreszcie wykrzykn臋艂a jego imi臋 i opad艂a na niego, wstrz膮sana spazmami spe艂nienia.

Oszo艂omiona, na wp贸艂 przytomna, poczu艂a jego spe艂nienie i j臋kn臋艂a z rado艣ci. Nic nigdy nie da艂o jej tak wspania艂ego uczucia blisko艣ci i satysfakcji. Nikt nie obdarzy艂 jej tak膮 rozkosz膮 jak Ryder.

Stopniowo zwalnia艂 u艣cisk, uk艂adaj膮c j膮 wygodnie na materacu i obsypuj膮c poca艂unkami jej rami臋. Lynn delikatnie uca艂owa艂a jego bark. Po艂o偶y艂 si臋 obok niej. Rysy jego twarzy by艂y teraz mi臋kkie i pe艂ne mi艂o艣ci.

Lynn ziewn臋艂a. Usi艂owa艂a zakry膰 usta, lecz Ryder jej przeszkodzi艂.

- Chyba ci臋 znudzi艂em.

U艣miechn臋艂a si臋 leniwie.

- W takim razie mo偶esz mnie zanudza膰 na 艣mier膰, ile razy przyjdzie ci na to ochota.

- Skorzystam z zaproszenia - szepn膮艂 i zamkn膮艂 oczy. Po chwili spa艂 ju偶 snem sprawiedliwego.

Ryder przyci膮gn膮艂 krzes艂o na 艣rodek pokoju. Powinien skupi膰 si臋 na pracy, lecz m贸zg odmawia艂 mu pos艂usze艅stwa. My艣li ucieka艂y uparcie do 偶ony. Byli ma艂偶e艅stwem od kilku tygodni, ale czu艂 si臋 tak, jakby byli razem od zawsze. Ka偶de wspomnienie Lynn przepe艂nia艂o go ogromn膮 czu艂o艣ci膮. Wci膮偶 nie m贸g艂 si臋 ni膮 nasyci膰 i ukoi膰 nami臋tno艣ci, jak膮 w nim wzbudza艂a. Ka偶dy dotyk jej cia艂a, mi臋kkiego, a jednocze艣nie wysportowanego, roznieca艂 w jego ciele po偶ar. Czasem kochanie si臋 z ni膮 jeden raz nie wystarcza艂o. Je偶eli chodzi艂o o t臋 stron臋 ich ma艂偶e艅stwa, Lynn mia艂a podobne odczucia, co bardzo go cieszy艂o. Kiedy przygarnia艂 j膮, wtula艂a si臋 w jego ramiona z rado艣ci膮, kt贸ra wzburza艂a mu w 偶y艂ach krew.

Mi艂o艣膰, jak膮 偶ywi艂 do Lynn, cieszy艂a go, a jednocze艣nie przyt艂acza艂a sw膮 intensywno艣ci膮. Nigdy nie przypuszcza艂, 偶e b臋dzie zdolny do tak g艂臋bokiego zaanga偶owania. Sama 艣wiadomo艣膰 blisko艣ci Lynn by艂a mu wprost niezb臋dna do 偶ycia, a my艣l, 偶e m贸g艂by j膮 utraci膰, doprowadza艂a go do granic ob艂臋du.

Spojrza艂 na zegarek. Lynn jest ju偶 pewnie w domu. Niech szlag trafi prac臋, mo偶e popracuje jeszcze wieczorem. Wrzuci艂 papiery do teczki i opu艣ci艂 biuro.

Samoch贸d Lynn sta艂 zaparkowany na podje藕dzie, gdy Ryder zatrzyma艂 swoje auto przed domem.

- Przyjecha艂e艣 wcze艣niej - przywita艂a go, kiedy wszed艂 do kuchni. Mia艂a na sobie fartuch i kroi艂a w艂a艣nie mi臋so na kolacj臋.

- Gdzie Michelle i Jason? - spyta艂 i obj膮艂 偶on臋 od ty艂u, ca艂uj膮c j膮 w kark.

- Michelle jest u Janice i wr贸ci o wp贸艂 do sz贸stej, a Jason ma mecz pi艂ki no偶nej.

- To dobrze - mrukn膮艂 i rozwi膮za艂 paski fartucha, kt贸ry opad艂 na pod艂og臋.

- Ryder?

Zaj膮艂 si臋 guzikami bluzki, kt贸re nie艂atwo by艂o odpi膮膰 dr偶膮cymi z podniecenia r臋kami.

Chcia艂 tylko dotkn膮膰 Lynn, ale w chwili gdy jego r臋ce zetkn臋艂y si臋 z jedwabist膮 sk贸r膮, u艣wiadomi艂 sobie, 偶e nic go nic powstrzyma.

- Ju偶 teraz? - rzuci艂a Lynn, oddychaj膮c szybko.

Odpowiedzia艂 nami臋tnym poca艂unkiem, unosz膮c j膮 za po艣ladki dok艂adnie tak wysoko, by przekona艂a si臋 o jego po偶膮daniu.

- Sp贸藕ni臋 si臋 z kolacj膮 - szepn臋艂a.

- Zam贸wimy pizz臋 - odpowiedzia艂, prowadz膮c j膮 w kierunku schod贸w.

Lynn zachichota艂a.

- Ryder, jeste艣my za starzy na takie numery! Nie mo偶na tak 偶y膰 w naszym wieku.

- M贸w za siebie, puchu marny.

- 呕ycie ma艂偶e艅skie bez w膮tpienia ci s艂u偶y - stwierdzi艂a Toni kilka dni p贸藕niej, kiedy jad艂y razem lunch.

Wyci膮gn臋艂a Lynn na to spotkanie, by pokaza膰 jej, 偶e od pocz膮tku wiedzia艂a, co si臋 艣wi臋ci. Kiedy Lynn oznajmi艂a przyjaci贸艂ce, 偶e wychodzi za m膮偶 za Rydera, Toni spyta艂a zdziwiona: 鈥濼o ty nie domy艣la艂a艣 si臋, po co Ryder wr贸ci艂 do Seattle?".

- Jestem zakochana po uszy - przyzna艂a Lynn nie艣mia艂o. - To w艂a艣ciwie 艣mieszne... zrezygnowa艂am przecie偶 z widywania si臋 z m臋偶czyznami. Wa偶ne by艂o dla mnie... sama nie wiem co. Ryder wkroczy艂 w moje 偶ycie w najmniej oczekiwanym momencie.

- Chcia艂am ci wtedy otworzy膰 oczy, ale Joe zakaza艂 mi m贸wi膰 o uczuciach Rydera do ciebie.

Lynn i tak by nie uwierzy艂a.

- Z dzie膰mi wszystko w porz膮dku?

- Lepiej, ni偶 mo偶na by艂oby si臋 spodziewa膰. Kochaj膮 go jak rodzonego ojca. Od pierwszego dnia oboje zachowuj膮 si臋 jak anio艂ki.

- To si臋 pewnie zmieni, nie s膮dzisz?

- My艣l臋, 偶e nie.

- A co to za plotki o jakim艣 nowym domu?

Lynn wbi艂a wzrok w sa艂atk臋, maj膮c nadziej臋, 偶e przyjaci贸艂ka nie zauwa偶y jej zmieszania.

- Ryder chce si臋 przeprowadzi膰.

- To chyba nietrudno zrozumie膰?

Oczywi艣cie, 偶e by艂o to zrozumia艂e, ale Lynn czu艂a si臋 przywi膮zana do swojego domu. Mieszka艂a w nim od 艣lubu z Garym. W tym domu urodzi艂y si臋 ich dzieci. 艁膮czy艂o si臋 z nim tak偶e wiele mi艂ych wspomnie艅. Mia艂a stamt膮d dobry dojazd do pracy i do sklep贸w. Szko艂a by艂a r贸wnie偶 niedaleko i Lynn zd膮偶y艂a ju偶 si臋 zaprzyja藕ni膰 z s膮siadami. Na pro艣b臋 Rydera obejrzeli ostatnio par臋 dom贸w, jednak 偶aden z nich nie wzbudzi艂 jej zachwytu.

- Prawda? - naciska艂a Toni.

- Nie podoba mi si臋 偶aden z dom贸w, kt贸re ogl膮dali艣my.

- A Ryderowi?

- Widzia艂 kilka, kt贸re mu przypad艂y do gustu. My艣limy o domu z pi臋cioma sypialniami, oddalonym o kilka kilometr贸w od tego, w kt贸rym teraz mieszkamy.

- Pi臋膰 sypialni? - Toni co艣 si臋 nie zgadza艂o.

- Ryder chcia艂by te偶 mie膰 w domu sw贸j gabinet.

- No i jeszcze jeden pok贸j dla dziecka?

Lynn zarumieni艂a si臋.

- Nie patrz tak na mnie, jeszcze przez jaki艣 rok z ok艂adem nie b臋dzie 偶adnych dzieci.

- Ale to wcale nie dlatego, 偶e nie pr贸bujecie, prawda, Lynn? Przecie偶 wszyscy widz膮, 偶e Ryder chodzi z cieniami pod oczami, a ty nie przestajesz si臋 zagadkowo u艣miecha膰.

- Toni, przesta艅 - przerwa艂a jej Lynn, za偶enowana. Jednak to by艂a prawda, rzeczywi艣cie bezustannie si臋 u艣miecha艂a i nic nie by艂o w stanie zepsu膰 jej humoru.

- Co s艂ycha膰 w pracy?

Lynn wzruszy艂a ramionami.

- Wszystko dobrze. Nied艂ugo rozpoczynamy kampani臋 propaguj膮c膮 cz艂onkostwo w klubie. Szkol臋 kilka nowych dziewczyn, kt贸re zapowiadaj膮 si臋 na dobre instruktorki. Wszystko idzie jak po ma艣le.

- I Ryder nie ma nic przeciwko temu, 偶e sp臋dzasz tyle czasu w salonie?

Zn贸w wzruszy艂a ramionami. Nie mia艂 powod贸w do narzeka艅. Codziennie prosto po pracy wraca艂a grzecznie do domu, zwykle jeszcze zanim on tam dociera艂. Sugerowa艂 jej pewne ulepszenia w dzia艂alno艣ci firmy, kt贸re bra艂a pod uwag臋. Z ch臋ci膮 s艂ucha艂, co si臋 dzia艂o w firmie 偶ony, a ona z przyjemno艣ci膮 dzieli艂a si臋 z nim t膮 cz臋艣ci膮 swojego 偶ycia.

- Mam nadziej臋, 偶e nie zapracujesz si臋 na 艣mier膰 przy tej kampanii cz艂onkowskiej - westchn臋艂a Toni. - Znam ci臋 i wiem, jak trudno przychodzi ci zlecanie czegokolwiek podw艂adnym. Sama nie dasz rady zrobi膰 wszystkiego, wi臋c nawet nie pr贸buj.

Przyjaci贸艂ki porozmawia艂y jeszcze przez chwil臋 i po偶egna艂y si臋. Lynn wr贸ci艂a do salonu, wyda艂a ostatnie polecenia Sharon i wzi臋艂a wolne na reszt臋 popo艂udnia. Po drodze do domu zatrzyma艂a si臋 w kilku sklepach i zrobi艂a zakupy. Pod wp艂ywem chwili sprawi艂a sobie komplet ekskluzywnej bielizny, zastanawiaj膮c si臋, jak d艂ugo Ryder pozwoli jej mie膰 go na sobie.

Kiedy wesz艂a do domu, by艂o w nim cicho. Ju偶 w korytarzu zorientowa艂a si臋, 偶e co艣 jest nie w porz膮dku. Ale co? Rozejrza艂a si臋, jednak nic nie zwr贸ci艂o jej uwagi. Ryder by艂 w biurze, a dzieci w szkole. Postawi艂a siatki w kuchni i w艂o偶y艂a mleko do lod贸wki.

- Cze艣膰, mamo! - us艂ysza艂a krzyk Jasona wbiegaj膮cego do domu. Trzasn膮艂 mocno drzwiami. - Co jemy?

- Mleko i...

- Czy dzi艣 na kolacj臋 znowu b臋dzie pizza?

Lynn musia艂a ukry膰 u艣miech.

- Dlaczego?

- Bo Joey chcia艂by przyj艣膰 do nas na kolacj臋, je偶eli b臋dzie pizza. Joey m贸wi, 偶e nie zna nikogo na 艣wiecie, kto je pizz臋 na kolacj臋 cztery razy z rz臋du.

- My艣la艂am w艂a艣ciwie o spaghetti z sosem mi臋snym. Odpowiada ci?

- Jasne - wzruszy艂 ramionami i wzi膮艂 do r臋ki jab艂ko. -Wyjd臋 na dw贸r, dobrze?

- A co z prac膮 domow膮?

- Nic nie jest zadane, a nawet gdyby by艂o, to odrobi艂bym po kolacji.

Lynn odprowadzi艂a go do drzwi i zn贸w odnios艂a wra偶enie, 偶e co艣 jest nie tak. Odwr贸ci艂a si臋 i przespacerowa艂a si臋 po du偶ym pokoju. Jej spojrzenie pad艂o na telewizor. Znik艂o zdj臋cie Gary'ego, kt贸re sta艂o tam od lat. Lynn szybko spojrza艂a na kominek. Wszystkie zdj臋cia zmar艂ego m臋偶a, kt贸re tam sta艂y, r贸wnie偶 znik艂y. Pozosta艂y tylko fotografie jej, Michelle i Jasona.

Mog艂a to zrobi膰 tylko jedna osoba. Ryder.

Musieli porozmawia膰.

Rozdzia艂 17

Cze艣膰, mamo - powita艂a matk臋 Michelle, kiedy Lynn tydzie艅 p贸藕niej wesz艂a do domu. Dziewczynka nie odrywa艂a wzroku od ekranu telewizora, na kt贸rym jaka艣 grupa rockowa wykrzykiwa艂a niezrozumia艂e s艂owa aktualnego hitu.

Lynn zdj臋艂a opask臋 z czo艂a i pospieszy艂a do kuchni, porzucaj膮c na sofie torebk臋 i rozcieraj膮c bol膮cy krzy偶.

- Gdzie Jason i Ryder?

- Na treningu pi艂ki no偶nej.

Powinna by艂a pami臋ta膰. Wraca艂a p贸藕niej ni偶 zwykle ju偶 trzeci wiecz贸r z rz臋du i obawia艂a si臋 reakcji Rydera. Nie poskar偶y艂 si臋 dot膮d ani s艂owem na d艂ugie godziny jej pracy, ale wiedzia艂a, 偶e mu si臋 to nie podoba.

- Co b臋dzie na kolacj臋? - zapyta艂a Michelle. 鈥 Umieram z g艂odu.

Lynn z ci臋偶kim westchnieniem podrapa艂a si臋 w g艂ow臋.

- Jeszcze nie wiem.

- Ci膮gle to samo...

- Co to ma znaczy膰?

- Ostatnio jadamy przyzwoicie tylko wtedy, kiedy Ryder zamawia jedzenie z dostaw膮.

Lynn chcia艂a zaprotestowa膰, ale zabrak艂o jej argument贸w. Od pocz膮tku miesi膮ca mia艂a w firmie pe艂ne r臋ce roboty. Rozpocz臋艂a si臋 kampania cz艂onkowska w lokalnej gazecie i radiu. Jej skuteczno艣膰 przewy偶szy艂a oczekiwania wszystkich, tote偶 Lynn mia艂a teraz tony papier贸w do przejrzenia i musia艂a opracowa膰 indywidualne programy 膰wicze艅 dla nowych klient贸w. Jakby tego by艂o ma艂o, wpad艂a na pomys艂 przypinania gwiazdki na suficie sali 膰wicze艅 za ka偶dy kilogram stracony we wrze艣niu. W贸wczas pomys艂 wydawa艂 jej si臋 znakomity, ale teraz palce bola艂y j膮 ju偶 od no偶yczek, a salon powoli zaczyna艂 przypomina膰 niebo w letni膮 noc.

- Co powiesz na nale艣niki z bekonem i jajkami? - zaproponowa艂a Lynn, usi艂uj膮c zdoby膰 si臋 na entuzjazm.

- To chyba dobre na 艣niadanie.

- Czasami 艣niadanie mo偶e by膰 niez艂e na kolacj臋. - Przeszukiwanie lod贸wki nie da艂o rezultat贸w. 艢wieci艂a pustkami, wszystkie resztki dawno wyjedzono.

- Mo偶e zjemy tacos?

Jason by艂by zachwycony, pomy艣la艂a Lynn z 偶alem.

- Nie rozmrozi艂am hamburger贸w.

- Rozmro藕 je w kuchence mikrofalowej... a co jeszcze jest w zamra偶alniku?

- Bekon. - Lynn mia艂a tyle roboty w weekend, 偶e nawet nie zrobi艂a zakup贸w, i cho膰 by艂a ju偶 艣roda, nadal nie dotar艂a do sklepu.

- To znaczy, 偶e mamy w domu wy艂膮cznie bekon?

- Przykro mi - wymamrota艂a. - Jutro zrobi臋 zakupy.

- Wczoraj te偶 to m贸wi艂a艣.

Drzwi do domu otwar艂y si臋 z hukiem i Jason wtargn膮艂 jak tornado.

- Wbi艂em dwie bramki i mia艂em niez艂e podanie, a trener powiedzia艂, 偶e gra艂em najlepiej w ca艂ym 偶yciu!

Lynn przytuli艂a syna i zgarn臋艂a mu spocone w艂osy z czo艂a.

- To 艣wietnie.

- A Ryder b臋dzie od teraz pomocnikiem trenera. Lynn spojrza艂a na m臋偶a.

- Nie wiedzia艂am, 偶e grasz w pi艂k臋.

- Nie gra - wyja艣ni艂 szybko Jason, uznaj膮c ten szczeg贸艂 na ma艂o wa偶ny. - B臋d臋 musia艂 go nauczy膰.

- Ale... - Lynn chcia艂a spyta膰 Rydera, sk膮d taka niespodziewana propozycja, kiedy Jason otworzy艂 lod贸wk臋 i j臋kn膮艂.

- Nie ma coli?

- Nie... nie zd膮偶y艂am zrobi膰 zakup贸w.

Jason nie m贸g艂 si臋 z tym pogodzi膰.

- Mamo, obieca艂a艣. Umieram z pragnienia... mam pi膰 wod臋?

- Nie obieca艂am. Powiedzia艂am, 偶e postaram si臋 zajrze膰 do sklepu - odpar艂a, przyci艣ni臋ta do muru. - Dlaczego to ja mam dba膰 o wszystko w tym domu? Przecie偶 pracuj臋. Przecie偶 nie obijam si臋 ca艂y dzie艅, nie siedz臋, nie pij臋 kawy i nie czytam gazet. Nie mam czasu na zakupy.

Lynn nie mog艂a uwierzy膰, 偶e to m贸wi, ale potok s艂贸w wylewa艂y jej si臋 z ust bez kontroli. To Ryder zajmowa艂 si臋 teraz dzie膰mi, podczas gdy ona siedzia艂a w biurze, wycinaj膮c te idiotyczne gwiazdki. 艁zy nap艂yn臋艂y jej do oczu. Kiedy je wytar艂a, w pokoju zapanowa艂a cisza. Dzieci zamar艂y, przera偶one i bezbrze偶nie zdumione. Ryder miota艂 w艣ciek艂e spojrzenia, ale nic nie m贸wi艂.

- Mama i ja musimy chyba porozmawia膰 na osobno艣ci - oznajmi艂 dzieciom. Poprowadzi艂 je delikatnie w stron臋 schod贸w. Poszeptali chwil臋 i Ryder wr贸ci艂 do kuchni.

- No i prosz臋 - rzek艂, zamykaj膮c za sob膮 drzwi.

Lynn rzuci艂a paczk臋 rozmro偶onego bekonu na blat.

- Nie powinnam by艂a tego m贸wi膰. Przepraszam. - Trz臋s膮cymi si臋 r臋kami walczy艂a ze sklejonymi plasterkami mi臋sa, pr贸buj膮c umie艣ci膰 je na patelni.

- To nie wystarczy - mrukn膮艂 i podszed艂 bli偶ej.

- Nie chcesz przyj膮膰 moich przeprosin, to nie. - Nie spojrza艂a na niego nawet, obawiaj膮c si臋, 偶e doprowadzi j膮 to do wybuchu p艂aczu. B贸l w plecach zn贸w si臋 odezwa艂.

- Wr贸cili艣my z Hawaj贸w dopiero kilka tygodni temu. Na pocz膮tku by艂o wspaniale, ale od kt贸rego艣 momentu wszystko si臋 popsu艂o - powiedzia艂 Ryder.

- Jak mo偶esz tak m贸wi膰?! - krzykn臋艂a. Tak bardzo si臋 stara艂a by膰 dobr膮 偶on膮. Ani razu nie odm贸wi艂a, kiedy chcia艂 si臋 z ni膮 kocha膰... a chcia艂 co noc. Dom l艣ni艂 czysto艣ci膮, wszystko by艂o zawsze uprane i w og贸le sprawy toczy艂y si臋 swoj膮 kolej膮 bez 偶adnych zak艂贸ce艅. A 偶e przez kilka dni zaniedba艂a zakupy, to przecie偶 drobiazg.

- Od dw贸ch tygodni wbiegasz tu po sz贸stej, jemy co艣 razem napr臋dce i padasz.

- Ci臋偶ko pracuj臋. - Mia艂a ochot臋 si臋 rozp艂aka膰. Nikt nie docenia艂 jej wysi艂k贸w, to 偶e prowadzi艂a dom, wszyscy uwa偶ali za oczywiste. A ona sobie z tym nie radzi艂a.

- Wszyscy ci臋偶ko pracujemy. Michelle i Jason te偶, na sw贸j spos贸b. Nie podoba mi si臋 tylko to, co robisz sobie i swoim bliskim.

Ryder narzeka艂. C贸偶, ona te偶 mog艂aby zg艂osi膰 kilka skarg. By艂a tak zaj臋ta prac膮, 偶e nie wspomnia艂a mu jeszcze o znikni臋ciu zdj臋膰 Gary'ego ani o tym, 偶e przesadnie stara si臋 wkupi膰 w 艂aski dzieci. Rozpuszcza艂 je. Najlepszym przyk艂adem by艂o to, 偶e zgodzi艂 si臋 pomaga膰 w treningach dru偶yny pi艂karskiej Jasona, nie wiedz膮c nic o tym sporcie.

- Jeste艣 zm臋czona, Lynn - powiedzia艂. - Sp贸jrz na siebie. Ledwie trzymasz si臋 na nogach. Traktujesz si臋 nieludzko, d艂ugo tak nie poci膮gniesz. Nie mog臋 na to pozwoli膰, jeste艣 dla nas zbyt wa偶na.

- Gdyby艣 co noc pozwala艂 mi si臋 wyspa膰, to mo偶e inaczej bym funkcjonowa艂a.

Ryder zblad艂. Ze spojrzenia m臋偶a wyczyta艂a, 偶e przekroczy艂a granic臋 jego cierpliwo艣ci.

- Podejd藕 tu, Lynn - za偶膮da艂 tonem nie znosz膮cym sprzeciwu.

- Nie.

Wyrwa艂 bekon z jej r臋ki tak nagle, 偶e Lynn a偶 si臋 zatoczy艂a. Mi臋so upad艂o na pod艂og臋 z g艂o艣nym pla艣ni臋ciem, kt贸re rozleg艂o si臋 echem w kuchni.

- Zobacz, co zrobi艂e艣! - krzykn臋艂a, cofaj膮c si臋 przed nim.

Post膮pi艂 za ni膮 i zagrodzi艂 jej drog臋 ucieczki. Patrzy艂a na niego dumnie, z podniesion膮 brod膮, oznajmiaj膮c mu wzrokiem, 偶e si臋 go nie boi. 艁zy nadal piek艂y j膮 pod powiekami, ale wola艂aby umrze膰, ni偶 pozwoli膰 im pop艂yn膮膰.

- Wi臋c to ja nie pozwalam ci spa膰 po nocach?

- Tak! - wykrzykn臋艂a.

- I to moja wina, 偶e jeste艣 taka nierozs膮dna?

Skin臋艂a g艂ow膮. Wiedzia艂a, 偶e to nieprawda, ale duma nie pozwala艂a jej tego przyzna膰.

- Zmuszasz mnie do seksu noc w noc. Je偶eli jestem zm臋czona, to przez ciebie...

Ku jej zdziwieniu, Ryder si臋 roze艣mia艂. Wiedzia艂a, 偶e zachowuje si臋 g艂upio, wr臋cz 偶a艂o艣nie, ale rozw艣cieczy艂 j膮 i obarczanie go wszystkimi nieszcz臋艣ciami przynosi艂o jej ulg臋. To, 偶e si臋 wy艣miewa艂, podsyci艂o tylko jej gniew.

- Je偶eli tak uwa偶asz, oszukujesz sam膮 siebie. Chcesz kocha膰 si臋 ze mn膮 tak samo, a nawet bardziej ni偶 ja chc臋 kocha膰 si臋 z tob膮.

- Nieprawda - potrz膮sn臋艂a g艂ow膮.

- O tak, owszem.

M贸wi膮c to, poca艂owa艂 j膮 uwodzicielsko. Mimo 偶e spi臋艂a si臋, usi艂uj膮c mu si臋 oprze膰, jak zwykle szybko zda艂a sobie spraw臋, 偶e wszelkie pr贸by wyzwolenia si臋 z jego obj臋膰 to strata czasu. Jej w艂asne zdradliwe cia艂o przebudzi艂o si臋, reaguj膮c szczerym i spontanicznym odzewem. Jej w艣ciek艂e sapanie zmieni艂o si臋 po chwili w nami臋tne poj臋kiwania.

- Przesta艅, Ryder - wymamrota艂a, gdy w ko艅cu oderwa艂 si臋 od jej ust. Usi艂owa艂a wyzwoli膰 si臋 z jego ramion.

- Dlaczego?

- Bo mi si臋 to nie podoba.

- Ale偶 owszem - odpar艂 arogancko, a w jego oczach igra艂 chochlik ironii. - Czy naprawd臋 chcesz, bym ci pokaza艂, jak bardzo ci si臋 to podoba?

- Nie -jeszcze raz ponowi艂a pr贸b臋 odepchni臋cia go. Nakry艂 jej piersi d艂o艅mi, a偶 jej brodawki zesztywnia艂y, g艂odne leniwych pieszczot jego r膮k. By艂y tak twarde, 偶e nawet dwie warstwy kostiumu do aerobiku nie mog艂y tego ukry膰.

Lynn st艂umi艂a j臋k i przygryz艂a warg臋, kiedy Ryder chwyci艂 ustami jej ucho.

- Czy to tak偶e ci si臋 nie podoba?

- Nie. - R臋ce Lynn opad艂y bezwolnie wzd艂u偶 tu艂owia. Nie by艂a w stanie wykrzesa膰 z siebie nawet odrobiny protestu.

- Tak my艣la艂em - mrukn膮艂 tym swoim niskim chropawym g艂osem.

Lynn by艂a przekonana, 偶e tylko dzi臋ki jakiemu艣 cudowi nie osun臋艂a si臋 na pod艂og臋. Ka偶da jej tkanka drga艂a i 艣piewa艂a, domagaj膮c si臋 rozkoszy, kt贸r膮 jej cia艂o od niedawna zn贸w pozna艂o.

Zsun膮艂 r臋k臋 z jej piersi na udo, pomi臋dzy d艂ugie nogi i przesuwa艂 j膮 coraz wy偶ej. Lynn mia艂a ochot臋 zedrze膰 z siebie ubranie.

- Pragniesz mnie, kochanie?

Skin臋艂a g艂ow膮, czuj膮c tylko, jak bardzo jest s艂aba i jak bardzo go po偶膮da.

Podzi臋kowa艂 jej poca艂unkiem, kt贸ry roztopi艂 w niej resztki zacietrzewienia.

- To pech - szepn膮艂 dr偶膮cym g艂osem. Lynn otworzy艂a oczy i spotka艂a jego spojrzenie, utkwione w niej i zamglone nami臋tno艣ci膮. - Ja te偶 ci臋 pragn臋, ale musisz teraz i艣膰 spa膰.

Up艂yn臋艂a chwila, zanim zrozumia艂a jego s艂owa, ale kiedy je poj臋艂a, mia艂a ochot臋 zapa艣膰 si臋 pod ziemi臋. Poczu艂a si臋, jakby kto艣 wymierzy艂 jej policzek. Odsun臋艂a si臋 od niego, odgarn臋艂a w艂osy z twarzy i starannie pozbiera艂a bekon z pod艂ogi.

Ryder usun膮艂 si臋 w k膮t kuchni.

- Pojad臋 kupi膰 co艣 na kolacj臋 - rzek艂 z wyczuwalnym napi臋ciem w g艂osie. - We藕 gor膮c膮 k膮piel i id藕 do 艂贸偶ka. Jeste艣 zm臋czona. Ja si臋 wszystkim zajm臋.

- Nie musisz, Ryder. Przygotuj臋 kolacj臋.

Jego pe艂ne rezygnacji westchnienie starczy艂o za odpowied藕.

- Skoro tak, r贸b jak uwa偶asz.

Trza艣niecie drzwi wej艣ciowych zabrzmia艂o jak grzmot.

- Czy mo偶emy ju偶 zej艣膰 na d贸艂? - zawo艂a艂 Jason z g贸ry.

- Mo偶ecie. - Przywo艂anie zwyk艂ego tonu kosztowa艂o j膮 sporo wysi艂ku.

- Gdzie poszed艂 Ryder? - dopytywa艂a si臋 Michelle. Rozgl膮da艂a si臋 podejrzliwie po kuchni, jakby spodziewa艂a si臋 znale藕膰 go ukrytego pod sto艂em lub za drzwiami.

- Ryder... przywiezie nam co艣 do jedzenia.

- Szkoda, 偶e nie wzi膮艂 nas ze sob膮 - powiedzia艂 Jason.

- Nie jedli艣my ju偶 dawno hamburger贸w.

- Nie musia艂 wcale nigdzie jecha膰 - zauwa偶y艂a Michelle.

- M贸g艂 zam贸wi膰 pizz臋. Pizzy te偶 nie jedli艣my ju偶 jaki艣 czas. Co on chce kupi膰?

- Nie wiem. - Lynn odwr贸ci艂a si臋 do zlewozmywaka, nie chc膮c, by dzieci widzia艂y, 偶e jest bliska p艂aczu.

- My艣la艂am, 偶e b臋dziecie si臋 strasznie k艂贸ci膰 - rzek艂a Michelle. - Pods艂uchiwali艣my, ale nawet nie s艂ysza艂am, 偶eby艣 podnios艂a g艂os.

- Nie... nie sprzeczali艣my si臋. A je偶eli nie macie mi nic wi臋cej do powiedzenia, to chyba p贸jd臋 na g贸r臋 i wezm臋 prysznic.

Pobieg艂a na g贸r臋, rozebra艂a si臋 i odkr臋ci艂a kurki. 艁zy zalewa艂y jej policzki, spazmatycznie wci膮ga艂a powietrze. Woda nie przynosi艂a ulgi rozognionemu cia艂u, ale przecie偶 Lynn wiedzia艂a, 偶e tak b臋dzie. Kiedy sko艅czy艂a k膮piel, przebra艂a si臋 w pi偶am臋 i z g贸ry schod贸w krzykn臋艂a:

- Michelle, kiedy Ryder wr贸ci, powiedz mu, 偶e by艂am zm臋czona i po艂o偶y艂am si臋 do 艂贸偶ka, dobrze?

- Dobra! - odkrzykn臋艂a dziewczynka.

- Ale mamo, nie ma jeszcze si贸dmej -wtr膮ci艂 si臋 Jason.

- Jestem dzi艣 bardzo zm臋czona - odpar艂a i odwr贸ci艂a si臋 do nich plecami, by prze艂kn膮膰 艂zy. - Ryder to zrozumie.

Nie s膮dzi艂a, by mia艂 zg艂asza膰 jakie艣 obiekcje, skoro sam j膮 wys艂a艂 do 艂贸偶ka. I cho膰 nas艂uchiwa艂a, po powrocie nie wszed艂 na g贸r臋 jeszcze przez kilka d艂ugich godzin. Lynn przedrzema艂a wi臋kszo艣膰 wieczoru, jednak kiedy m膮偶 wkroczy艂 do pokoju, natychmiast otrze藕wia艂a. 艢wiec膮ce cyferki budzika wskazywa艂y, 偶e jest po jedenastej.

Nie w艂膮czy艂 艣wiat艂a, ale s艂ysza艂a, 偶e rozebra艂 si臋 w ciemno艣ciach, staraj膮c si臋 by膰 cicho.

- Nie 艣pi臋 - szepn臋艂a. - Chcesz porozmawia膰?

- Niespecjalnie.

Nastr贸j Lynn poprawi艂 si臋 nieco od czasu k艂贸tni, ale jego najwidoczniej nie. Ciemny pok贸j wype艂ni艂a nieprzyjemna cisza.

- Jutro po drodze z pracy zrobi臋 zakupy - zaproponowa艂a po kilku minutach, usi艂uj膮c da膰 mu do zrozumienia, 偶e 偶a艂uje ca艂ej awantury.

- Nie musisz si臋 spieszy膰, kupi艂em par臋 podstawowych produkt贸w. - Ryder w艣lizgn膮艂 si臋 pod ko艂dr臋, staraj膮c si臋 trzyma膰 od Lynn mo偶liwie jak najdalej.

- Obiecuj臋, 偶e zrobi臋 to jutro.

- Po kolejnych dziesi臋ciu godzinach w pracy? A mo偶e przed ni膮?

Lynn pu艣ci艂a t臋 uwag臋 mimo uszu.

- To przez t臋 kampani臋 cz艂onkowsk膮. Wiesz przecie偶, 偶e tak nie b臋dzie ca艂y czas. Obiecuj臋. Do ko艅ca miesi膮ca wszystko wr贸ci do normy.

Ryder odwr贸ci艂 si臋 do niej plecami i wtuli艂 twarz w poduszk臋. Min臋艂o kilka niezno艣nych sekund.

- Przepraszam za to, co powiedzia艂am dzi艣 wieczorem. W rzeczywisto艣ci wcale tak nie my艣l臋 - podj臋艂a drug膮 pr贸b臋. Czu艂a si臋 jak Atlas podnosz膮cy na swych barkach 艣wiat. Ta rozmowa kosztowa艂a j膮 wiele wysi艂ku, ale musia艂a ratowa膰 nadszarpni臋t膮 dum臋.

Nie odpowiedzia艂, a Lynn czu艂a, jak wytwarza si臋 pomi臋dzy nimi dystans.

- Prosz臋 ci臋, tak bardzo ci臋 kocham... powiedz co艣, nie mog臋 znie艣膰 twojego milczenia.

Ryder zesztywnia艂. Po trwaj膮cej ca艂膮 wieczno艣膰 chwili przewr贸ci艂 si臋 na plecy. Lynn natychmiast wtuli艂a si臋 w jego ramiona, przywieraj膮c do niego ca艂ym cia艂em. Czu艂a si臋, jakby po d艂ugiej nieobecno艣ci wr贸ci艂a do domu, dobi艂a do bezpiecznej przystani. Tylko 偶e t臋 nieobecno艣膰 zawdzi臋cza艂a wy艂膮cznie sobie samej.

- Nie mo偶esz tak 偶y膰 - szepn膮艂, czule odgarniaj膮c w艂osy z jej twarzy. - Odmawiam patrzenia na to, jak traktujesz siebie i swoj膮 rodzin臋.

Zgodzi艂a si臋 z nim.

- Du偶o my艣la艂am dzi艣 wieczorem, pomi臋dzy jedn膮 drzemk膮 a drug膮 - powiedzia艂a. - Chyba rozumiem ju偶, dlaczego wszystko tak si臋 uk艂ada.

- Naprawd臋?

Lynn skin臋艂a g艂ow膮.

- Przez pierwsze kilka lat po 艣mierci Gary'ego czu艂am si臋 strasznie. Ca艂e moje 偶ycie by艂o podporz膮dkowane innym ludziom, a ja usi艂owa艂am przej膮膰 nad nim kontrol臋. Krok po kroku odzyska艂am w ko艅cu niezale偶no艣膰. W kt贸rym艣 momencie poczu艂am, 偶e mog艂abym robi膰 co艣 bez niczyjej pomocy, i kupi艂am salon. Po raz pierwszy w 偶yciu sama w co艣 zainwestowa艂am, w co艣 tylko mojego. By艂am za to odpowiedzialna. Firma sta艂a si臋 cz膮stk膮 mojego 偶ycia, kt贸r膮 mog艂am rz膮dzi膰, a jej powodzenie lub pora偶ka zale偶a艂y tylko ode mnie. To by艂o niesamowite uczucie. Przyznaj臋, 偶e niezale偶no艣膰 to silny narkotyk. Uleg艂am mu, sama wykonywa艂am nawet najprostsze prace w firmie, widz膮c jednocze艣nie, 偶e nie po艣wi臋cam dzieciom tyle czasu, ile powinnam. Potrzebowa艂am czasu dla firmy.

- Ale teraz to si臋 zmieni?

- Tak. Musi si臋 zmieni膰. Teraz widz臋, jak wa偶na jest dla mnie rodzina. I...

- Tak?

- To dzi臋ki tobie, Ryder.

Z艂o偶y艂 na jej ustach d艂ugi poca艂unek, a偶 jej serce zacz臋艂o wali膰 jak m艂otem.

- Lynn, ty zawsze wiesz, jak mnie podej艣膰.

Zachichota艂a, rozkoszuj膮c si臋 dotykiem jego r膮k na swoich piersiach.

- Chc臋 to zmieni膰, Ryder, ale nie wiem jak.

- Powinna艣 zatrudni膰 mened偶era, kt贸ry przej膮艂by na siebie cz臋艣膰 odpowiedzialno艣ci.

- Ale nie chc臋 wyzbywa膰 si臋 ca艂ej kontroli nad firm膮 - wtr膮ci艂a szybko. Rola obserwatora absolutnie jej nie zadowala艂a.

- B臋dziesz j膮 mie膰, kochanie, to pozwoli ci tylko pracowa膰 kr贸cej.

Skin臋艂a g艂ow膮, wiedz膮c, 偶e Ryder si臋 nie myli. Nadal jednak nie potrafi艂a otwarcie przyzna膰 mu racji. Przytuli艂 j膮 mocniej.

- A co do tego, co si臋 dzia艂o w kuchni... - mrukn膮艂, li偶膮c jej ucho.

- Tak?

Pog艂aska艂 jej pier艣.

- Nie s膮dzisz, 偶e powinni艣my doko艅czy膰 to, co zacz臋li艣my?

Rozdzia艂 18

Ryder - szepn臋艂a Lynn. Le偶a艂a na plecach, a Ryder na brzuchu, przytrzymuj膮c j膮 ramieniem blisko siebie. - Kocham ci臋 - szepn臋艂a.

- Hm... wiem. - Opar艂 si臋 na 艂okciu i niespiesznie j膮 poca艂owa艂. - Je偶eli ktokolwiek m贸g艂by si臋 tu uskar偶a膰, 偶e mu nie daj膮 spa膰 po nocach, to ja.

- Bardzo 艣mieszne - burkn臋艂a, pieszcz膮c jego plecy. Nagle zawaha艂a si臋. - Ryder, musimy o czym艣 porozmawia膰.

- O czym?

- O Garym.

Ryder zamar艂 w bezruchu. Czu艂a, jak wstrzymuje oddech.

- Dlaczego?

- Poniewa偶 za ka偶dym razem, kiedy o nim m贸wi臋, ca艂y si臋 spinasz i zmieniasz temat.

Poci膮gn膮艂 j膮 lekko za w艂osy, jakby chcia艂 j膮 ukara膰 za wspominanie Gary'ego.

- Nie chc臋 o nim rozmawia膰.

U艣miechn臋艂a si臋 i szepn臋艂a:

- Domy艣lam si臋, Ryder, ale nie s膮dz臋, 偶eby to by艂o m膮dre. - Pomijaj膮c ich pierwsz膮 rozmow臋 na pikniku, od czasu powrotu z Bostonu Ryder ze wszystkich si艂 stara艂 si臋 unika膰 rozm贸w o zmar艂ym przyjacielu.

Zapewnia艂 Lynn, 偶e jego mi艂o艣膰 do niej nie ma nic wsp贸lnego z tym, co si臋 sta艂o z Garym, ani z jego poczuciem winy za t臋 tragedi臋. Wierzy艂a mu, mo偶e dlatego, 偶e sama bardzo chcia艂a, by to by艂o prawd膮. Jednak ostatnio r贸偶ne spostrze偶enia zacz臋艂y si臋 sk艂ada膰 na obraz, kt贸ry j膮 niepokoi艂. Czu艂a, 偶e nadszed艂 dobry moment na wyja艣nienie wszystkiego. Ta sprawa by艂a zbyt wa偶na, by z ni膮 d艂u偶ej zwleka膰.

- On nie 偶yje, Lynn.

- Ale to nie powinno oznacza膰...

- Jeste艣 teraz moj膮 偶on膮.

- Tego nie podwa偶am.

- Bardzo mi mi艂o. - Pr贸bowa艂 j膮 ug艂aska膰 偶artem i czu艂o艣ci膮, obsypywa艂 j膮 poca艂unkami, co jeszcze godzin臋 temu odnios艂oby wiadomy efekt.

- Ryder...

Westchn膮艂 g艂臋boko i zachichota艂.

- Uwielbiam, kiedy tak m贸wisz.

- Jeste艣 niemo偶liwy!

Z wyra藕n膮 przyjemno艣ci膮 pog艂aska艂 j膮 po piersiach i brzuchu.

Lynn wstrzyma艂a oddech, bo r臋ka Rydera w臋drowa艂a po jej udzie. Zatrzyma艂a go, zanim zdo艂a艂 odwr贸ci膰 jej uwag臋 od tematu rozmowy.

- Zn贸w to robisz.

- Zamierzam robi膰 to ka偶dego dnia naszego wsp贸lnego 偶ycia.

- Ryder!

- Chc臋 mie膰 dziecko - oznajmi艂 bez wst臋p贸w. - Wiem, 偶e mieli艣my poczeka膰, ale chcia艂bym, 偶eby艣 zasz艂a w ci膮偶臋 ju偶 teraz. Dzi艣. Za chwil臋. Nie mog臋 si臋 doczeka膰, a偶 poczuj臋, jak m贸j syn porusza si臋 w twoim 艂onie - m贸wi艂 z pasj膮. - My艣la艂em o tym ostatnio. Sporo si臋 nauczy艂em, mieszkaj膮c z Michelle i Jasonem. Kiedy艣 nawet obawia艂em si臋 ojcostwa, ale teraz jestem pewien, 偶e bardzo chcia艂bym mie膰 dzieci.

- Och, Ryder. - Lynn r贸wnie偶 tego chcia艂a, ale nie starcza艂o jej odwagi.

Uj膮艂 jej pier艣 gestem pe艂nym uwielbienia.

- Chc臋 patrze膰, jak nasze dziecko ssie twoj膮 pier艣, a gdyby艣 pozwoli艂a - przerwa艂 i zni偶y艂 g艂os - ja te偶 chcia艂bym spr贸bowa膰 twojego pokarmu. - Poca艂owa艂 z czci膮 jej brodawk臋.

Skin臋艂a g艂ow膮. Nie potrafi艂a mu niczego odm贸wi膰. Jego twarz rozb艂ys艂a szcz臋艣ciem. By艂o w niej jakie艣 uniesienie. Oczy b艂yszcza艂y czu艂o艣ci膮.

- Pami臋tam, jak mia艂a艣 poranne md艂o艣ci, kiedy by艂a艣 w ci膮偶y z Michelle i Jasonem. Ja chc臋 jednego dziecka... tylko jednego - powiedzia艂 i po艂o偶y艂 jej r臋k臋 na policzku, kciukiem g艂adz膮c doln膮 warg臋. - Obiecaj mi, 偶e odstawisz te przekl臋te pigu艂ki.

艁zy wype艂ni艂y oczy Lynn. Skin臋艂a g艂ow膮.

- Kocham ci臋. Je偶eli chcesz, urodz臋 ci i tuzin dzieci.

- Wielki Bo偶e, czy ja si臋 kiedy艣 tob膮 nasyc臋?

- Mam nadziej臋, 偶e nie. - Przewr贸ci艂a si臋 na brzuch i rozpu艣ci艂a w艂osy. Ryder z zapartym tchem obserwowa艂 jej ruchy, jakby nie m贸g艂 uwierzy膰, do czego si臋 przygotowuje. Lynn rozkazuj膮cym gestem nakaza艂a mu le偶e膰 p艂asko na plecach, co bez zmru偶enia oka wykona艂.

- Lynn...

Ukl臋k艂a i uwodzicielskimi ruchami g艂owy zacz臋艂a pie艣ci膰 w艂osami jego tors. Wyda艂 j臋k, kiedy ciemny kosmyk dotkn膮艂 jego m臋sko艣ci. Lynn pochyli艂a si臋 do przodu i z艂o偶y艂a poca艂unek na umi臋艣nionym brzuchu.

Ryder chwyci艂 j膮 obiema r臋kami za biodra i podci膮gn膮艂. Po艂o偶y艂a si臋 na jego piersi.

- Lynn... - szepn膮艂, 艂膮cz膮c si臋 z ni膮 w mi艂osnym uniesieniu.

Odpoczywali przez chwil臋, napawaj膮c si臋 swoj膮 blisko艣ci膮 i wyj膮tkowym poczuciem zjednoczenia. Byli jak jedno cia艂o.

- Nigdy tego nie robi艂am... - Przyzna艂a Lynn bez tchu. Nie wiedz膮c, co ma robi膰, poruszy艂a biodrami. - Musisz mi pokaza膰...

- Tak, Lynn... tak, r贸b tak dalej.

Pos艂ucha艂a swojego instynktu. Zamkn臋艂a oczy i wykonywa艂a powolne ruchy, chc膮c doprowadzi膰 ich na szczyt rozkoszy. Gdy zagarn臋艂a ich gor膮c膮, pulsuj膮c膮 fal膮, oboje wykrzyczeli swoje imiona i zapadli w nico艣膰.

Ubieraj膮c si臋 nast臋pnego ranka, Lynn spostrzeg艂a, 偶e czapka mundurowa i odznaka Gary'ego r贸wnie偶 znik艂y. Przechowywa艂a je zawsze w sypialni na szafie, starannie zapakowane w pude艂ko, kt贸re zamierza艂a wr臋czy膰 Jasonowi w dniu jego osiemnastych urodzin.

Nie by艂a pewna, co ma o tym s膮dzi膰. Usuwanie zdj臋膰 Gary'ego z du偶ego pokoju nie zas艂ugiwa艂o na pochwa艂臋, ale wykradanie pami膮tek przeznaczonych dla syna zaniepokoi艂o j膮 nie na 偶arty. Po kr贸tkich poszukiwaniach znalaz艂a zdj臋cia zmar艂ego m臋偶a ukryte wraz z innymi rzeczami w odleg艂ym k膮cie gara偶u.

Przypomnia艂a sobie podj臋t膮 minionej nocy pr贸b臋 rozmowy o Garym. Ryder zn贸w powt贸rzy艂 swoj膮 star膮 sztuczk臋. Lynn zda艂a sobie nagle spraw臋, 偶e dzieci te偶 ostatnio prawie nie wspomina艂y zmar艂ego ojca. Najprawdopodobniej wyczuwaj膮 zak艂opotanie, jakie ten temat wywo艂uje u Rydera, i instynktownie unikaj膮 go.

Po zagini臋ciu czapki i odznaki Lynn podj臋艂a niez艂omn膮 decyzj臋 za艂atwienia tej sprawy raz na zawsze. Om贸wienie roli, jak膮 Gary najwidoczniej nadal odgrywa艂 w ich 偶yciu, sta艂o si臋 spraw膮 najwy偶szej wagi. Ryder zdawa艂 si臋 d膮偶y膰 do zepchni臋cia w niepami臋膰 wszelkich wspomnie艅 po zmar艂ym przyjacielu, jakby chcia艂 udawa膰, 偶e Gary nigdy nie istnia艂. Dlaczego? Jedyna odpowied藕, jaka nasuwa艂a si臋 Lynn, wprawi艂a j膮 w powa偶ne zak艂opotanie. Je艣li Ryder nadal nosi艂 w sobie brzemi臋 winy za 艣mier膰 Gary'ego, to nigdy nie b臋dzie mia艂a stuprocentowej pewno艣ci, jakie motywy nim kierowa艂y, kiedy si臋 jej o艣wiadcza艂 i deklarowa艂 ch臋膰 wzi臋cia na siebie odpowiedzialno艣ci za wychowanie Michelle i Jasona.

Kocha艂a go. Dzieci te偶 go kocha艂y. Tego Ryder m贸g艂 by膰 pewien. Robi艂 wszystko, co w jego mocy, by zaskarbi膰 sobie ich uczucia. Dba艂 o Michelle i Jasona, traktuj膮c obowi膮zki ojczyma znacznie powa偶niej, ni偶 ktokolwiek m贸g艂by oczekiwa膰. By艂 te偶 idealnym m臋偶em. Lynn pomy艣la艂a, 偶e zachowuje si臋, jakby chcia艂 zrekompensowa膰 jej i dzieciom wszystkie lata, jakie sp臋dzili bez Gary'ego.

Poczu艂a jeszcze silniejszy ucisk w gardle.

Po tygodniu mia艂a za sob膮 dwie pr贸by rozmowy o zmar艂ym m臋偶u, obie nieudane. Ryder nigdy w takich sytuacjach nie zachowywa艂 si臋 nieprzyjemnie, ale delikatnie, cho膰 stanowczo zmienia艂 temat. Lynn za ka偶dym razem starannie planowa艂a t臋 rozmow臋, czeka艂a na odpowiedni moment, zwykle po po艂o偶eniu dzieci spa膰, a ju偶 w kwadrans p贸藕niej zastanawia艂a si臋, jak on to zrobi艂, 偶e rozmowa zn贸w si臋 nie odby艂a.

Problem tkwi艂 w tym, 偶e Ryder wychodzi艂 z domu coraz wcze艣niej, a wraca艂 coraz p贸藕niej. Lynn z kolei uwolni艂a si臋 od cz臋艣ci swoich obowi膮zk贸w. Zaproponowa艂a stanowisko mened偶era oraz odpowiedni膮 podwy偶k臋 swojej zast臋pczyni Sharon. W tym samym tygodniu zatrudni艂a r贸wnie偶 now膮 instruktork臋, pozostawiaj膮c spraw臋 jej przeszkolenia w fachowych r臋kach Sharon.

Ona sama nadal by艂a w salonie niezb臋dna, ale du偶a cz臋艣膰 codziennych obowi膮zk贸w spad艂a teraz na Sharon, Lynn - ku swojemu zdziwieniu - przyj臋艂a to z ulg膮. Spodziewa艂a si臋, 偶e b臋dzie zaniepokojona faktem przekazania cz臋艣ci odpowiedzialno艣ci za firm臋, ale niczego takiego nie zauwa偶y艂a. Nie utraci艂a przecie偶 pe艂nej kontroli nad firm膮, a ponadto jej obecne 偶ycie osobiste i rodzinne by艂o tak pe艂ne i udane, 偶e ograniczaj膮c aktywno艣膰 zawodow膮, nie czu艂a pustki.

- Wychodz臋 na lunch - oznajmi艂a Sharon, zagl膮daj膮c do pokoju Lynn. - Zaj臋cia po艂udniowe poprowadzi Judy, ale to jej debiut, wi臋c mo偶e rzu膰 na ni膮 okiem.

- Dobrze - odpar艂a Lynn z u艣miechem.

Sharon wysz艂a, zostawiaj膮c drzwi do gabinetu szefowej otwarte na o艣cie偶 i szybka muzyka wype艂ni艂a pok贸j. Lynn bezwiednie porusza艂a w rytm stopami, a偶 nagle zamar艂a, spojrzawszy na dat臋, kt贸ra przypada艂a w nast臋pny poniedzia艂ek.

Urodziny Gary'ego, a raczej dzie艅, w kt贸rym dawniej by艂y jego urodziny. Ko艅czy艂by w艂a艣nie trzydzie艣ci siedem lat, gdyby nie to, 偶e odszed艂 na zawsze.

Ogarn臋艂a j膮 melancholia. Do ko艅ca dnia nie mog艂a si臋 od niej uwolni膰. Nie zamieni艂aby swojego obecnego 偶ycia na inne, niczego nie 偶a艂owa艂a, ale to nie uodparnia艂o jej na smutek.

Wysz艂a z salonu przed czasem, wymawiaj膮c si臋 wobec Sharon b贸lem g艂owy. Jak rzadko kiedy, pojawi艂a si臋 w domu przed powrotem dzieci ze szko艂y.

- Mamo, id臋 do Marcy, dobrze? - spyta艂a Michelle zaraz po przyj艣ciu do domu.

- Dobrze, kochanie.

Jason w jednej r臋ce trzyma艂 jab艂ko i banana, a w drugiej pude艂ko krakers贸w.

- Czy zosta艂y jeszcze ciasteczka czekoladowe? - Kiedy zauwa偶y艂 grymas na twarzy matki, doda艂: - Musz臋 zje艣膰 podwieczorek, przecie偶 rosn臋.

- We藕 sobie jab艂ko i kilka krakers贸w, bo nie zjesz kolacji.

- Oj, mamo - mrukn膮艂, ale zastosowa艂 si臋 do jej polecenia.

Piecze艅 by艂a gotowa do w艂o偶enia do piekarnika, gdy agent nieruchomo艣ci zadzwoni艂 z wiadomo艣ci膮, 偶e wp艂yn臋艂a w艂a艣nie oferta na sprzeda偶 du偶ego domu w stylu kolonialnym.

- Czy chcia艂aby pani obejrze膰 ten dom dzi艣 wieczorem?

Lynn obj臋艂a wzrokiem kuchni臋 i du偶y pok贸j, czu艂ym spojrzeniem obrzuci艂a 艣ciany i meble. Nie chcia艂a si臋 przeprowadza膰. To Ryder naciska艂 na znalezienie nowego domu. Skontaktowa艂 si臋 z agentem ju偶 w dniu powrotu z Hawaj贸w. Lynn zdo艂a艂a przekona膰 go tylko do tego, by nie zg艂asza膰 ich domu do sprzeda偶y, dop贸ki nie znajd膮 dla siebie czego艣 nowego.

- Pani Matthews?

- Nie dzi艣 - odpowiedzia艂a szybko, u艣wiadamiaj膮c sobie nagle, 偶e agent czeka na jej odpowied藕. - Mo偶e jutro... 藕le si臋 dzi艣 czuj臋.

Od艂o偶y艂a s艂uchawk臋 i usiad艂a, kryj膮c twarz w d艂oniach. W dolnej szufladzie sekretarzyka by艂 album ze zdj臋ciami ze 艣lubu jej i Gary'ego. Z namaszczeniem wyj臋艂a go z szuflady. Na pierwszej stronie widnia艂o zbiorowe zdj臋cie pa艅stwa m艂odych i zaproszonych go艣ci. Oboje z Garym byli tacy w sobie zakochani... W oczach stan臋艂y jej 艂zy. Nie rozumia艂a, dlaczego.

Przecie偶 kocha艂a Rydera... ale kocha艂a te偶 Gary'ego.

Us艂ysza艂a, 偶e drzwi wej艣ciowe si臋 otwieraj膮. Spodziewaj膮c si臋 kt贸rego艣 z dzieci, otar艂a 艂z臋 z policzka i zmusi艂a si臋 do u艣miechu.

Do pokoju wszed艂 Ryder, o wiele wcze艣niej ni偶 zwykle.

- Czy dzwoni艂 agent nieruchomo艣ci w sprawie tego nowego domu?

- Tak... powiedzia艂am mu, 偶e obejrzymy go innego dnia - odrzek艂a, zamykaj膮c szybko album.

- Dzwoni艂em do salonu, ale Sharon poinformowa艂a mnie, 偶e bola艂a ci臋 g艂owa i wcze艣niej pojecha艂a艣 do domu.

Z przyt艂aczaj膮cym poczuciem winy Lynn niezr臋cznie wsta艂a i podesz艂a do sto艂u.

- W艂a艣ciwie ju偶 mnie nie boli. - Nerwowym ruchem poprawi艂a w艂osy i przesz艂a przez pok贸j, modl膮c si臋, by Ryder nie zauwa偶y艂 albumu.

Ryder zawaha艂 si臋.

- P艂aka艂a艣...

- Nie... co艣 mi chyba wpad艂o do oka.

- Lynn, o co chodzi?

- O nic. - Podesz艂a do dzbanka z kaw膮 i nala艂a sobie pe艂n膮 fili偶ank臋, cho膰 jedna sta艂a ju偶 na stole. Kiedy si臋 odwr贸ci艂a, Ryder wpatrywa艂 si臋 w album. Otworzy艂 go.

Lynn mia艂a ochot臋 krzykn膮膰, by zamkn膮艂 album, ale wiedzia艂a, 偶e to by nie pomog艂o. Jego wzrok zatrzyma艂 si臋 na fotografii, kt贸r膮 przed chwil膮 ogl膮da艂a. Lynn spodziewa艂a si臋 ujrze膰 na jego twarzy grymas rozdra偶nienia, ale zobaczy艂a, 偶e cierpi.

- Nadal go kochasz, prawda?

Rozdzia艂 19

Tak - przyzna艂a Lynn. - Kocham Gary'ego.

Twarz Rydera sta艂a si臋 bia艂a jak kreda. Po chwili przybra艂a taki wyraz, jakby chcia艂 powiedzie膰: w艂a艣ciwie zawsze o tym wiedzia艂em, nawet mnie nie zdziwi艂a艣.

- Ryder... by艂am jego 偶on膮 przez dziewi臋膰 lat. Mam z nim Michelle i Jasona. Nie nale偶臋 do kobiet, kt贸re szybko zapominaj膮. Owszem, kocham Gary'ego, i chocia偶 niemi艂o ci to s艂ysze膰, nigdy o nim nie zapomn臋.

- Gary nie 偶yje.

- M贸wisz tak, jakbym przez sam膮 pami臋膰 o nim by艂a niewierna tobie. Ani ja, ani ty nie mo偶emy przecie偶 udawa膰, 偶e Gary nigdy w naszym 偶yciu nie istnia艂.

- Szanuj臋 pami臋膰 o nim, ale czy musisz koniecznie p艂aka膰 nad jego zdj臋ciami i rozpami臋tywa膰 jego 艣mier膰?

- Dla mnie jego 艣mier膰 by艂a wielk膮 strat膮! - wykrzykn臋艂a, trac膮c panowanie nad sob膮. - A poza tym wcale nie p艂aka艂am!

- Znajduj臋 ci臋 we 艂zach nad zdj臋ciami z twojego 艣lubu z innym m臋偶czyzn膮, a ty mi serwujesz bajeczk臋 o py艂kach w oku. Nie musisz nic dodawa膰. Dobrze, powiem to: 偶a艂ujesz teraz, 偶e za mnie wysz艂a艣.

- Nieprawda. Jak mo偶esz tak m贸wi膰?

- Naprawd臋 chcesz, bym ci odpowiedzia艂? Ile razy ogl膮da艂a艣 ju偶 ten album, op艂akuj膮c strat臋 Gary'ego?

- To jest pierwszy raz... od miesi臋cy. Nawet nie pami臋tam, kiedy ostatnio si臋 tak czu艂am. On by艂 moim m臋偶em, mam prawo przegl膮da膰 te zdj臋cia i wspomina膰 go.

- Nie jako moja 偶ona.

- A jednak b臋d臋, je艣li mi si臋 spodoba! - krzykn臋艂a roz偶alona.

Ryder 艣ci膮gn膮艂 usta.

- Lynn, jestem twoim m臋偶em.

- Wiem o tym. - Jego postawa zaczyna艂a doprowadza膰 j膮 do furii.

- Dlaczego mia艂aby艣 wyci膮ga膰 te stare zdj臋cia?

Lynn splot艂a r臋ce. To, co chcia艂a teraz powiedzie膰, musia艂o zrani膰 Rydera.

- W przysz艂ym tygodniu s膮 jego urodziny.

Ryder cofn膮艂 si臋 nagle, stan膮艂 i chwyci艂 si臋 obiema r臋kami za g艂ow臋.

- On nie 偶yje. Zmarli nie obchodz膮 urodzin!

- Zdaj臋 sobie z tego spraw臋, ale nie mog臋 zapomnie膰, 偶e 偶y艂 i 偶e mnie kocha艂.

Ryder zacz膮艂 chodzi膰 po pokoju, jakby rozwa偶aj膮c jej s艂owa.

- Wi臋c chodzi o twoj膮 mi艂o艣膰 do niego, prawda?

- Oczywi艣cie! - wykrzykn臋艂a. -Niezale偶nie od tego, jak bardzo ci si臋 to nie podoba. Przykro mi, ale nic na to nie poradz臋. By艂 wa偶n膮 cz臋艣ci膮 mojego 偶ycia i nie zamierzam go zapomnie膰 tylko dlatego, 偶e ty nie mo偶esz znie艣膰 d藕wi臋ku jego imienia.

Ryder milcza艂 przez chwil臋. Zimny b艂ysk mign膮艂 w jego oczach.

- Winisz mnie za jego 艣mier膰, prawda? Zawsze si臋 tego obawia艂em.

- Och Ryder, s艂owo honoru - szepta艂a, ledwie powstrzymuj膮c p艂acz - nie wini臋 ci臋. Nie mog艂abym za ciebie wyj艣膰, gdybym mia艂a co do tego cho膰by odrobin臋 w膮tpliwo艣ci.

Pokr臋ci艂 g艂ow膮.

- Zemsta mog艂aby by膰 s艂odka. Je偶eli by艣 chcia艂a si臋 na mnie odegra膰, nie mog艂aby艣 znale藕膰 lepszego sposobu.

- Nie m贸w tak. To szale艅stwo. Ja ci臋 kocham. Czy ostatni miesi膮c ci tego nie udowodni艂?

- Sam to sobie zgotowa艂em - mrucza艂 cicho. - Tylko do siebie mog臋 mie膰 pretensje. - Westchn膮艂 ci臋偶ko i m贸wi艂 dalej w zamy艣leniu: - Zmusi艂em ci臋 do tego ma艂偶e艅stwa, u偶ywaj膮c najwymy艣lniejszych sztuczek i, g艂upiec, nie pomy艣la艂em, 偶e i tak b臋dziesz trzyma膰 si臋 kurczowo Gary'ego do ko艅ca swoich dni.

- Nie trzymam si臋 go kurczowo. To jaki艣 nonsens.

- Czy偶by?

Lynn zauwa偶y艂a, 偶e nie mia艂 ju偶 ochoty na k艂贸tni臋. Sprawia艂 teraz wra偶enie pogodzonego z sytuacj膮, przygaszonego, jakby w艂a艣nie przegra艂 najwa偶niejsz膮 bitw臋 swojego 偶ycia.

- Naprawd臋 my艣la艂em, 偶e mog臋 zaopiekowa膰 si臋 Michelle i Jasonem i zape艂ni膰 luk臋, jak膮 pozostawi艂 po sobie Gary. Teraz widz臋, 偶e nie by艂o 偶adnej luki. On jest w was ci膮gle obecny i by艂 przez te wszystkie lata. Dzieci nie potrzebuj膮 drugiego ojca, skoro pami臋膰 o pierwszym jest nadal tak 偶ywa. To twoja zas艂uga.

- Pos艂uchaj...

- A ty nie potrzebowa艂a艣 m臋偶a.

- To prawda - straci艂a cierpliwo艣膰. - Nie potrzebowa艂am m臋偶a, ale chcia艂am by膰 z tob膮...

- W 艂贸偶ku.

- W 偶yciu! - krzykn臋艂a. 艁zy w艣ciek艂o艣ci p艂yn臋艂y po jej twarzy. Wytar艂a je zirytowana, 偶e nie potrafi utrzyma膰 emocji w ryzach.

U艣miech Rydera by艂 niewyobra偶alnie smutny.

- Od pocz膮tku wiedzia艂em, 偶e kochasz Gary'ego, ale my艣la艂em, 偶e to si臋 zmieni, kiedy we藕miemy 艣lub.

- Zmieni?

Pu艣ci艂 jej pytanie mimo uszu i podszed艂 do okna w kuchni. Patrzy艂 w stron臋 ogrodu, cho膰 Lynn by艂a pewna, 偶e w og贸le nie zauwa偶a艂 pi臋kna letniego popo艂udnia.

- Ile dom贸w obejrzeli艣my dot膮d?

Przeskakiwa艂 z tematu na temat bez 偶adnego 艂adu i sk艂adu.

- Co to ma wsp贸lnego z nasz膮 rozmow膮?

- Dziesi臋膰? Pi臋tna艣cie? Ale jako艣 偶aden ci si臋 nie podoba艂. By艂y dla nas jak wymarzone, jednak zawsze znalaz艂a艣 jaki艣 pow贸d, by ich nie kupowa膰.

- Ja...

- Czy zastanawia艂a艣 si臋, dlaczego 偶aden z tych dom贸w nie przypad艂 ci do gustu? Dlaczego ci膮gle odk艂ada艂a艣 t臋 decyzj臋 na p贸藕niej? Teraz zaczynasz odk艂ada膰 nawet spotkania z agentem.

Mia艂a ochot臋 wykrzycze膰 mu, jak bardzo si臋 myli, ale w sprawie domu ca艂a wina rzeczywi艣cie spoczywa艂a na niej.

- Ja... Ryder, ja tak naprawd臋 nigdy nie chcia艂am si臋 przeprowadza膰. Staram si臋 zmieni膰 zdanie, jednak z tym domem wi膮偶e si臋 dla mnie tyle pi臋knych wspomnie艅. Lubi臋 go.

- Ale ja nie.

Spu艣ci艂a g艂ow臋 i cicho westchn臋艂a.

- Wiem.

- Tu mieszka duch Gary'ego i straszy mnie od powrotu z Hawaj贸w. Za ka偶dym razem, kiedy przekraczam pr贸g tego domu, czuj臋 jego obecno艣膰, odwracam si臋 i widz臋 jego oskar偶ycielsk膮 twarz. Pr贸bowa艂em to ignorowa膰, udawa膰, 偶e go tu nie ma i nie by艂o. Posun膮艂em si臋 nawet do pochowania jego zdj臋膰 i innych rzeczy przypominaj膮cych mi o nim, w nadziei, 偶e to co艣 da, ale na pr贸偶no.

Lynn nie wiedzia艂a, co powiedzie膰. Rozumia艂a jego uczucia, jednak to niczego nie zmienia艂o.

- Ale nowy dom nic tu nie pomo偶e, prawda Lynn?

- O czym m贸wisz?

- Gary jest cz臋艣ci膮 ciebie, tak samo jak jest cz臋艣ci膮 Mi-chelle i Jasona. Nigdy od niego nie uciekniemy.

Lynn chcia艂a zaprzeczy膰, ale to by艂a prawda.

- Nawet nie zaprzeczasz. Spu艣ci艂a g艂ow臋 z poczuciem kl臋ski.

- Nie, chyba nie mog臋. Masz racj臋.

- Tak w艂a艣nie my艣la艂em. - Je偶eli czu艂 satysfakcj臋 z tego, 偶e w艂a艣ciwie oceni艂 sytuacj臋, nie da艂 tego po sobie pozna膰. W jego g艂osie zabrzmia艂a nuta rozpaczy, kiedy powiedzia艂: -Nie mog臋 si臋 ju偶 d艂u偶ej oszukiwa膰 i ty chyba te偶 nie. To nic nie da.

- Nie rozumiem, co mia艂oby da膰 - stwierdzi艂a. - Oczekujesz ode mnie wyrzucenia z 偶yciorysu prawie dziesi臋ciu lat 偶ycia, a ja uwa偶am, 偶e to po prostu niemo偶liwe.

- Nie musisz mi tego powtarza膰. - Opuszkami palc贸w pog艂aska艂 j膮 po policzku. W jego spojrzeniu dostrzeg艂a bezbrze偶ny 偶al.

- Nie chc臋 by膰 numerem dwa w twoim 偶yciu, Lynn.

- Kocham ci臋, Ryder. Pokiwa艂 smutno g艂ow膮.

- Ale nie do艣膰 mocno.

Odwr贸ci艂 si臋 i powoli wszed艂 po schodach na g贸r臋. Po kilku minutach Lynn wesz艂a do sypialni i zobaczy艂a ze zdumieniem, 偶e Ryder pakuje walizki.

- Co ty wyczyniasz?

- Daj臋 nam obojgu niezb臋dny czas na przemy艣lenie wszystkiego.

- Ale ty si臋 wyprowadzasz. Dlaczego? - Zala艂a si臋 艂zami, kt贸rych nawet nie pr贸bowa艂a powstrzyma膰.

- Pope艂ni艂em b艂膮d, 偶eni膮c si臋 z tob膮 - rzek艂 pospiesznie, pakuj膮c si臋 i nawet na ni膮 nie patrz膮c.

- 艢wietnie! - krzykn臋艂a i rzuci艂a si臋 na materac. Ledwie trzyma艂a si臋 na nogach. - Wi臋c mnie opuszczasz. Wchodzi ci to w nawyk. Z艂y nawyk. Kiedy zaczynaj膮 si臋 problemy, uciekamy, tak? Gdzie wyjedziesz tym razem? Do Europy? Czy to do艣膰 daleko, by zapomnie膰?

Odwr贸ci艂 si臋 do niej.

- Przyzna艂a艣 ju偶, 偶e kochasz Gary'ego, wi臋c czego jeszcze si臋 po mnie spodziewasz?

- Przyzna艂am te偶, 偶e kocham ciebie! Kochaj mnie, zaakceptuj mnie tak膮, jaka jestem, kochaj Michelle i Jasona. Chc臋, 偶eby艣 da艂 mi dziecko, o kt贸rym tyle m贸wi艂e艣, i 偶eby艣my byli razem szcz臋艣liwi.

- I 偶ebym gra艂 drugie skrzypce? Nie, dzi臋kuj臋. - Zatrzasn膮艂 walizk臋 i si臋gn膮艂 po drug膮.

- Dlaczego to robisz? - zapyta艂a.

Zawaha艂 si臋.

- Na to pytanie znasz odpowied藕. Nie ma potrzeby jej powtarza膰.

Zdesperowana Lynn zwlok艂a si臋 z 艂贸偶ka i podesz艂a do okna. Zamkn臋艂a oczy.

- To znaczy, 偶e nie mam prawa do wspomnie艅?

Jego milczenie wystarczy艂o za odpowied藕.

- Nie mam?! - krzykn臋艂a i zn贸w zala艂a si臋 艂zami. Dumnym gestem wytar艂a je z twarzy i podnios艂a wysoko g艂ow臋.

- Dobrze wi臋c, zostaw mnie, Ryder. Opu艣膰 mnie. Poradzi艂am sobie za pierwszym razem, poradz臋 sobie i teraz. -Przemaszerowa艂a przez pok贸j do szafy i zacz臋艂a zrywa膰 z wieszak贸w jego koszule, rozrzucaj膮c je dooko艂a.

- Tylko niczego nie zapomnij - zawo艂a艂a. - Zabieraj wszystko.

Byle jak wcisn膮艂 wyprasowane koszule na dno walizki, wyprostowa艂 si臋 i rozejrza艂 wok贸艂.

- Po reszt臋 rzeczy kogo艣 przy艣l臋.

- Prosz臋 bardzo. - Unika艂a jego wzroku, wiedz膮c, 偶e spojrzenie mu w oczy grozi kolejnym wybuchem p艂aczu. Nie potrafi艂aby powstrzyma膰 si臋 od b艂agania, by zosta艂. - Chcia艂abym tylko, 偶eby艣 by艂 pewien, 偶e podj膮艂e艣 w艂a艣ciw膮 decyzj臋.

Zawaha艂 si臋, a w jego wzroku przebija艂a rozpacz.

- My艣l臋, 偶e separacja pomo偶e nam obojgu uporz膮dkowa膰 nasze uczucia.

- Jak d艂uga? Rok? Trzy lata? Czy mo偶e tym razem chcesz pobi膰 rekord?

Ryder zamkn膮艂 oczy, jakby jej s艂owa zadawa艂y mu fizyczny b贸l. Lynn gwa艂townie otar艂a 艂zy.

- Pr贸bowa艂am rozmawia膰 z tob膮 o Garym - 艂ka艂a. - B贸g jeden wie, 偶e pr贸bowa艂am, ale zawsze unika艂e艣 tego tematu. Na d藕wi臋k jego imienia by艂e艣 got贸w na wszystko, byle tylko zmieni膰 temat.

- Przyczyna by艂a chyba oczywista.

- Gdyby艣my wyja艣nili to wcze艣niej... mo偶e ta scena w og贸le nie mia艂aby miejsca. Ale nie, ty wola艂e艣 chowa膰 g艂ow臋 w piasek. Udawajmy, 偶e problem nie istnieje, a sam si臋 rozwi膮偶e. Ale nie z Garym i nie ze mn膮!

- Nie chcia艂em us艂ysze膰 tego, co tak koniecznie zamierza艂a艣 mi oznajmi膰! - krzykn膮艂. - W tym przypadku niewiedza by艂a dla mnie b艂ogos艂awie艅stwem. - Zrzuci艂 walizki z 艂贸偶ka z tak膮 furi膮, 偶e razem z nimi na pod艂odze znalaz艂a si臋 r贸wnie偶 narzuta.

Lynn poprawi艂a j膮 tak pieczo艂owicie, jakby teraz mia艂o to jakiekolwiek znaczenie.

Ryder niemal biegiem rzuci艂 si臋 do drzwi sypialni. Lynn a偶 podskoczy艂a, s艂ysz膮c g艂o艣ne trza艣niecie drzwi wej艣ciowych, kt贸re rozleg艂o si臋 echem po ca艂ym domu.

Lynn nie wiedzia艂a, ile czasu tak sta艂a bez ruchu. Pod艂oga zdawa艂a si臋 falowa膰 i ugina膰, wi臋c usiad艂a na 艂贸偶ku, wpijaj膮c palce w materac.

艁zy na policzkach wysch艂y jej ju偶 dawno, kiedy zebra艂a si臋 w sobie na tyle, by zej艣膰 na d贸艂 i porozmawia膰 z dzie膰mi.

- Kiedy kolacja? - spyta艂 Jason, staj膮c w drzwiach. Tu偶 za nim przysz艂a Michelle.

- W艂a艣nie... wk艂adam j膮 do pieca. - Cicho wsun臋艂a mi臋so do piekarnika, wiedz膮c doskonale, 偶e sama nie we藕mie do ust ani k臋sa.

- Jeszcze jej nie upiek艂a艣?

- Jest dopiero pi膮ta - upomnia艂a brata Michelle.

- Musz臋 jako艣 dotrwa膰 do wieczora - zrz臋dzi艂 Jason. Otworzy艂 pude艂ko z herbatnikami i wsadzi艂 w nie r臋k臋. By艂o puste ju偶 od tygodni, ale ch艂opiec wygarn膮艂 jeszcze gar艣膰 okruch贸w i zlizywa艂 je z palc贸w.

- Oczywi艣cie nie my艂e艣 r膮k przed tym swoim podwieczorkiem! - oburzy艂a si臋 Michelle, zasiadaj膮c przed telewizorem. - Mamo, nie powiesz mu, 偶eby umy艂 r臋ce? Mo偶e znosi tu zarazki, kt贸rymi nas wszystkich zarazi.

- Musztarda po obiedzie - odrzek艂a Lynn, z ca艂ych si艂 staraj膮c si臋 zachowywa膰 normalnie.

- Kiedy wraca Ryder? - spyta艂 Jason, przegl膮daj膮c zawarto艣膰 lod贸wki.

- Musia艂... wyjecha膰 w delegacj臋 na jaki艣 czas 鈥 odpar艂a Lynn najspokojniej, jak potrafi艂a, usi艂uj膮c zbagatelizowa膰 nieobecno艣膰 Rydera, by nie budzi膰 podejrze艅 dzieci. Drzwi do lod贸wki zatrzasn臋艂y si臋 gwa艂townie.

- Kiedy ci o tym powiedzia艂? Spojrza艂a na zegarek.

- Jak膮艣 godzin臋 temu.

- Jak d艂ugo go nie b臋dzie? - dopytywa艂 si臋 niespokojnie Jason. - Co z treningami pi艂ki no偶nej? Co ja powiem trenerowi, kiedy Ryder nawali... Licz臋 na niego, wszyscy na niego liczymy. Gram lepiej, kiedy on mi kibicuje.

- Nie... nie wiem, co masz powiedzie膰 panu Lawsonowi... powiedz mu, 偶e Ryder musia艂 wyjecha膰.

- M贸g艂 nas uprzedzi膰, nie s膮dzisz? - wyd臋艂a usta Michelle. - Mia艂 mi pom贸c w matematyce. Przerabiamy dzielenie u艂amk贸w i niekt贸rych rzeczy nie rozumiem. Kto艣 mi to musi od pocz膮tku wyt艂umaczy膰.

- Poradzisz sobie, Michelle. Mo偶esz te偶 pyta膰 mnie.

- Dzi臋ki, ale chyba nie skorzystam - mrukn臋艂a dziewczynka ironicznie. - Pami臋tam, jak mi ostatnio pomaga艂a艣 w u艂amkach. Dobrze, 偶e w og贸le zda艂am do nast臋pnej klasy.

- Dlaczego Ryder mia艂by wyjecha膰 w delegacj臋? - zastanawia艂 si臋 Jason. - Przecie偶 wszystkie jego sprawy tocz膮 si臋 w Seattle.

Lynn bola艂o ok艂amywanie w艂asnych dzieci, jednak wola艂a oszcz臋dzi膰 im zmartwie艅. Powie im prawd臋, ale nie teraz, kiedy sama nie mo偶e sobie z ni膮 poradzi膰.

Kolacja pachnia艂a smakowicie, ale nikt jako艣 nie mia艂 apetytu.

- Ryder wr贸ci, prawda, mamo? - szepn臋艂a Michelle, kiedy Lynn sprz膮ta艂a talerze ze sto艂u. Jason rozmawia艂 w艂a艣nie przez telefon z Bradem.

- Oczywi艣cie - odpowiedzia艂a z u艣miechem, kt贸ry poch艂on膮艂 ca艂y zapas jej si艂. Mia艂a nadziej臋, 偶e dziewczynka nie widzi dr偶enia jej r膮k.

Michelle u艣miechn臋艂a si臋.

- Fajnie jest mie膰 znowu tat臋.

- Wiem. - Dobrze by艂o r贸wnie偶 mie膰 znowu m臋偶a. Lynn przeczuwa艂a, 偶e jej problemy z Ryderem nie rozwi膮偶膮 si臋 z dnia na dzie艅.

- Ryder b臋dzie do nas dzwoni艂, prawda? - dopytywa艂 si臋 Jason, kiedy sko艅czy艂 rozmawia膰 z Bradem. - Tata Brada czasami te偶 je藕dzi w delegacje, ale wtedy co wiecz贸r dzwoni do domu. Brad m贸wi, 偶e to jest w sumie ekstra, bo jak jego tata wraca, to zawsze przywozi jemu i jego siostrze prezenty.

- Nie wiem, czy Ryder b臋dzie m贸g艂 zadzwoni膰 - powiedzia艂a Lynn, krz膮taj膮c si臋 przy zlewozmywaku. W oczach zn贸w stan臋艂y jej 艂zy.

- Ale przywiezie nam prezenty, prawda?

- Tego... te偶 nie wiem.

Jason by艂 z艂y.

- To po co wyje偶d偶a, skoro nawet nic nam stamt膮d nie przywiezie?

- Mo偶e nie wie, 偶e powinien - zamy艣li艂a si臋 Michelle. - Nie mia艂 dot膮d dzieci. Mo偶e powinni艣my do niego napisa膰 i mu to zasugerowa膰. Na pewno chcia艂by wiedzie膰, jakie ma wobec mnie i Jasona obowi膮zki.

Lynn nie mog艂a ju偶 znie艣膰 tej rozmowy. Ryder twierdzi艂, 偶e duch Gary'ego kr膮偶y艂 po domu i 偶e dzieci nie mog膮 o nim zapomnie膰. Gdyby s艂ysza艂 t臋 rozmow臋, musia艂by zmieni膰 zdanie.

Wiecz贸r wl贸k艂 si臋 niemi艂osiernie. Michelle, pomimo wcze艣niejszych utyskiwa艅, przysz艂a do Lynn z zeszytem do matematyki. Niestety, jeszcze raz okaza艂o si臋, 偶e Lynn nie zna si臋 na u艂amkach, i trzeba by艂o odszuka膰 telefon do ksi臋gowego firmy.

A potem Jason jak zwykle oci膮ga艂 si臋 z k膮piel膮. Cierpliwo艣膰 Lynn si臋 wyczerpa艂a. Ch艂opiec musia艂 to wyczu膰, bo bez dalszych ceregieli poszed艂 na g贸r臋 i wyk膮pa艂 si臋 w rekordowym tempie. Lynn zastanawia艂a si臋, czy zdo艂a艂 si臋 chocia偶 ca艂y zamoczy膰, ale nie zamierza艂a tego sprawdza膰.

Dzieci by艂y ju偶 w 艂贸偶kach, kiedy rozleg艂 si臋 dzwonek do drzwi wej艣ciowych. Za chwil臋 Michelle i Jason byli ju偶 na dole.

- Ryder! - krzykn膮艂 Jason, rzucaj膮c mu si臋 w ramiona.

- Co to za delegacja? Wiesz, 偶e z delegacji przywozi si臋 dzieciom prezenty? One na to licz膮.

- Nie b膮d藕 taki obcesowy! - zaatakowa艂a brata Michelle.

- Czasami straszny z ciebie g艂upek.

- Kto jest g艂upkiem?

- Dzieci, prosz臋 - krzykn臋艂a Lynn, wchodz膮c do przedpokoju. Szuka艂a wzroku Rydera, lecz on unika艂 jej spojrzenia.

- Dlaczego wr贸ci艂e艣 do domu? - spyta艂a Michelle. - Nie by艂e艣 w delegacji ani jednej nocy.

- Sp贸藕ni艂em si臋 na samolot - wyja艣ni艂 Ryder. Spojrza艂 na zegarek. - A teraz szybko do 艂贸偶ek, ju偶 dawno powinni艣cie smacznie spa膰.

- Dobra.

- Musimy?

- Tak, musicie - odpowiedzia艂a Lynn za Rydera. - Dobranoc.

- Straci艂e艣 艣wietn膮 kolacj臋 - dorzuci艂 Jason. - Mama zrobi艂a pyszn膮 piecze艅.

- Do zobaczenia rano - powiedzia艂 Jason, ziewaj膮c. -Mam nadziej臋, 偶e nie wylatujesz dzi艣 w nocy... Jest kiepsko, kiedy ci臋 nie ma.

Ryder poczeka艂, a偶 dzieci wr贸c膮 do 艂贸偶ek, zanim powiedzia艂:

- Przepraszam, 偶e tak wpadam, ale zapomnia艂em akt贸wki. S膮 w niej papiery, kt贸re musz臋 rano przejrze膰.

Rozdzia艂 20

Ryder min膮艂 Lynn i wzi膮艂 akt贸wk臋. Lynn sta艂a nieporuszona, cho膰 serce bi艂o jej jak m艂otem. Strach, 偶e ka偶dy gest mo偶e wyzwoli膰 w niej wszystkie nagromadzone uczucia i 偶e ta scena przemieni si臋 w upokarzaj膮ce widowisko, nie pozwala艂 jej wykona膰 najmniejszego gestu. Ryder zatrzyma艂 si臋 ko艂o drzwi.

- Powiedzia艂a艣 dzieciom, 偶e wyjecha艂em w delegacj臋?

Skin臋艂a g艂ow膮.

- Pewnie nie powinnam ich ok艂amywa膰, ale nie wiedzia艂am, jak im powiedzie膰 prawd臋.

- To k艂amstwo jest usprawiedliwione. Kiedy przyzwyczaj膮 si臋 do mojej nieobecno艣ci, mo偶esz wyjawi膰 im prawd臋.

- To znaczy?

- To znaczy - powt贸rzy艂 za ni膮 - 偶e musia艂em na troch臋 wyjecha膰... 偶eby przemy艣le膰 pewne sprawy.

- Na pewno wszystko z tego zrozumiej膮 - rzuci艂a ironicznie. - A o czym to niby tak przemy艣liwujesz? Wiesz przecie偶, 偶e zadadz膮 to pytanie. Wi臋c co mam im w艂a艣ciwie powiedzie膰?

- Znasz odpowied藕 na to pytanie - odpar艂 z wahaniem.

- Nie znam.

- Usi艂uj臋 podj膮膰 decyzj臋, czy mog臋 dalej 偶y膰 z kobiet膮, kt贸ra kocha innego.

Lynn przebieg艂 zimny dreszcz. Za艂o偶y艂a r臋ce na piersi.

- M贸wisz o tym tak, jakbym przez podtrzymywanie pami臋ci o Garym pope艂nia艂a cudzo艂贸stwo.

- To wi臋cej ni偶 podtrzymywanie jego pami臋ci. Ty, mimo tego, co nas 艂膮czy, nie pozwalasz mu odej艣膰.

- Nieprawda... - G艂os jej si臋 za艂ama艂. Odwr贸ci艂a si臋, nie mog膮c sta膰 z nim d艂u偶ej twarz膮 w twarz. - Kocham ci臋, Ryder, i je偶eli odejdziesz, z艂amiesz mi serce, ale nie wiem, co mam zrobi膰, 偶eby艣 nie odchodzi艂.

Cisza, kt贸ra zapanowa艂a, trwa艂a tak d艂ugo, 偶e Lynn obawia艂a si臋, 偶e wymkn膮艂 si臋 z domu bezszelestnie, ale nie odwa偶y艂a si臋 spojrze膰 w stron臋 drzwi.

Zaw艂adn臋艂o ni膮 nagle ca艂e napi臋cie tego dnia. Sta艂a w korytarzu i szlocha艂a, raz po raz wstrz膮sana spazmami.

Na g贸rze otworzy艂y si臋 drzwi dzieci臋cej sypialni.

- Mamo...

- Wszystko w porz膮dku, Jason! - krzykn膮艂 w g贸r臋 Ryder.

- S艂ysz臋 przecie偶, 偶e mama p艂acze. - Ch艂opiec zbiega艂 ju偶 po schodach.

Lynn otar艂a twarz.

- Nic mi nie jest, kochanie.

- Ryder! - krzykn膮艂 Jason. - Zr贸b co艣... przytul j膮, poca艂uj. Przecie偶 chyba wiesz, czego kobiety potrzebuj膮 w takich chwilach. Chyba nie pozwolisz jej tak tu sta膰!

Ryder powoli podszed艂 do Lynn. Wyczu艂a jego wahanie. Nie chcia艂 jej dotyka膰, ale oboje wiedzieli, 偶e Jason nie odejdzie, p贸ki nie upewni si臋, 偶e mama ma si臋 dobrze. Ryder obj膮艂 Lynn, a ona ukry艂a twarz na jego ramieniu, nie zdoby艂a si臋 jednak na obj臋cie go wp贸艂.

- Mamo, ty te偶 masz si臋 do niego przytuli膰 - niecierpliwie poinstruowa艂 matk臋 Jason.

Lynn niezr臋cznie spe艂ni艂a jego pro艣b臋. Lu藕no obj臋艂a Rydera w pasie. Dopiero teraz u艣wiadomi艂a sobie, jak puste by艂oby 偶ycie bez kogo艣, kto kocha艂by j膮 tak jak on.

- Chyba nie powiniene艣 jecha膰 w t臋 delegacj臋- stwierdzi艂 Jason, z wrodzon膮 sobie bezpo艣rednio艣ci膮.

Lynn wyzwoli艂a si臋 z u艣cisku Rydera i spr贸bowa艂a wzi膮膰 si臋 w gar艣膰.

- Kochanie, pos艂uchaj...

- Przed 艣lubem Ryder nigdy nas nie ostrzega艂, 偶e b臋dzie je藕dzi膰 w delegacje.

- Przykro mi, synu, ale musz臋 jecha膰.

- Ale jeste艣 tu potrzebny. Mama usi艂uje tego po sobie nie pokazywa膰, ale i tak zauwa偶yli艣my z Michelle, jak 藕le si臋 ca艂y wiecz贸r czu艂a. Nie ma ci臋 dopiero par臋 godzin, a ona ju偶 nie mo偶e bez ciebie 偶y膰.

Wzrok Rydera pad艂 na Lynn i jego oczy zamgli艂 smutek.

- Michelle i ja te偶 ci臋 potrzebujemy. Mama mia艂a pom贸c dzi艣 Michelle w matematyce i nie potrafi艂a.

- Mama na pewno poradzi sobie 艣wietnie z matematyk膮.

- Michelle nie jest tego taka pewna - mrukn膮艂 Jason, rzucaj膮c matce przepraszaj膮ce spojrzenie. - U艂amki nie s膮 chyba mamy specjalno艣ci膮.

- O czym wy tam tak rozprawiacie? - zawo艂a艂a Michelle z g贸ry.

- Mama p艂acze - poinformowa艂 j膮 Jason.

- Wiedzia艂am, 偶e tak to si臋 sko艅czy. - Michelle zbiega艂a ju偶 po schodach. - Ryder, wiesz chyba, 偶e to wszystko przez ciebie.

- Michelle - powiedzia艂a ostrzegawczo Lynn.

- Mama ca艂y dzie艅 odchodzi艂a od zmys艂贸w. Jak mo偶esz zostawia膰 kobiet臋, kt贸ra ci臋 kocha?

Oto, jak jej si臋 uda艂o ukry膰 przed dzie膰mi swoje zmartwienia. Lynn, widz膮c jeszcze jedn膮 pora偶k臋, jak膮 ponios艂a tego wieczoru, zn贸w mia艂a ochot臋 si臋 rozp艂aka膰.

- Michelle i Jason, czas wraca膰 na g贸r臋. Szybko do 艂贸偶ek!

- Nie b臋dziesz ju偶 p艂aka膰? - Jason nie zamierza艂 si臋 ruszy膰 z miejsca bez zapewnienia, 偶e wszystko jest w porz膮dku.

Lynn potrz膮sn臋艂a g艂ow膮, wiedzia艂a jednak, 偶e nie mo偶e nic obieca膰.

- Postaram si臋.

Dzieci wymieni艂y znacz膮ce spojrzenia i bez s艂owa ruszy艂y na g贸r臋. Lynn zatrzyma艂a je i przytuli艂a ka偶de oddzielnie, usi艂uj膮c im w ten spos贸b podzi臋kowa膰. Serce przepe艂nia艂a jej mi艂o艣膰 do nich. To Gary da艂 jej ten skarb i samo to wystarcza艂o, 偶eby kocha艂a go do ko艅ca swoich dni.

- Ty te偶 chcia艂by艣 si臋 przytuli膰, Ryderze? - spyta艂a Michelle, ziewaj膮c.

Skin膮艂 g艂ow膮 i u艣cisn膮艂 dziewczynk臋. Lynn zauwa偶y艂a, 偶e zamkn膮艂 oczy.

- Nast臋pnym razem, kiedy b臋dziesz musia艂 wyjecha膰 - powiedzia艂a Michelle - postaraj si臋 uprzedzi膰 nas wcze艣niej, 偶eby艣my tak za tob膮 nie t臋sknili. Musimy mie膰 czas, by si臋 na to przygotowa膰.

- Nie jedziesz ju偶, prawda? - wykrzykn膮艂 Jason. - Po tym wszystkim!

- Jason, do 艂贸偶ka! - Lynn przypomnia艂a sobie o swoich obowi膮zkach.

- Ty p艂aczesz, Michelle zawali matm臋, a on nadal chce 艂apa膰 ten przekl臋ty samolot? Czy on nie wie, 偶e ma tu rodzin臋. .. 偶e musi nam pomaga膰 i opiekowa膰 si臋 nami?

- Bez Rydera te偶 sobie 艣wietnie poradzimy - przerwa艂a Lynn synowi, ale jej s艂owa nie brzmia艂y przekonuj膮co.

- Nieprawda! - zaprzeczy艂 energicznie Jason. W jego oczach b艂ysn臋艂a obawa. - Wr贸cisz na sobotni mecz, prawda?

- Nie wiem.

Jason chwyci艂 si臋 za g艂ow臋.

- To po co mam nowego tat臋, je艣li on nawet nie mo偶e ze mn膮 chodzi膰 na mecze?

- Jason!

Mrucz膮c co艣 pod nosem, ch艂opiec znik艂 w drzwiach swojego pokoju.

Lynn wyprostowa艂a si臋 i pr贸bowa艂a si臋 zmusi膰 do u艣miechu, jakby usi艂uj膮c przeprosi膰 Rydera za zachowanie syna. Jednak jej usta nie chcia艂y si臋 u艂o偶y膰 w najbardziej nawet blady u艣miech. Ryder zreszt膮 pewnie i tak nic nie zauwa偶y艂, wpatrzony w puste schody, na kt贸rych przed chwil膮 znik艂y dzieci.

- One ci臋 kochaj膮 - powiedzia艂a Lynn cicho, zastanawiaj膮c si臋, czy wreszcie zrozumia艂, jak bardzo jest im drogi.

Ryder skin膮艂 g艂ow膮 i powoli schyli艂 si臋 po swoj膮 akt贸wk臋.

Lynn zamkn臋艂a oczy, nie mog膮c patrze膰, jak odchodzi. Jeden raz tego dnia jej wystarczy艂. Na ko艅cu j臋zyka mia艂a s艂owa pro艣by, by zosta艂, ale zmusi艂a si臋 do milczenia.

Ryder zastyg艂 z r臋k膮 uniesion膮 w po艂owie drogi do klamki i odwr贸ci艂 si臋.

- Sam nie wierz臋, 偶e m贸g艂bym to zrobi膰. - Zdawa艂 si臋 wydziera膰 ka偶de s艂owo z g艂臋bi serca.

Lynn pochyli艂a g艂ow臋.

- A ja nie wierz臋, 偶e mog艂abym ci na to pozwoli膰.

- Powinna艣 mnie przecie偶 wyrzuci膰 st膮d na zbity pysk, jednak chcia艂bym jeszcze raz spr贸bowa膰 to wszystko uporz膮dkowa膰. Mo偶emy porozmawia膰?

Lynn poczu艂a, 偶e s艂abnie, ale poprowadzi艂a go do kuchni. Nastawi艂a ekspres do kawy. Ryder stan膮艂 za ni膮 i po艂o偶y艂 jej lekko r臋ce na ramionach dobrze znanym gestem.

- Tak naprawd臋 to nie potrzebowa艂em tej akt贸wki - przyzna艂. - Szuka艂em tylko pretekstu, by tu wr贸ci膰 i spr贸bowa膰 wszystko naprawi膰, cho膰 nie mam poj臋cia, jak.

Lynn przygryz艂a warg臋. Ta szczero艣膰 musia艂a go wiele kosztowa膰 i by艂a mu wdzi臋czna, 偶e si臋 na ni膮 zdoby艂. Nala艂a kawy w dwa kubki i usiad艂a przy stole naprzeciwko niego.

Ryder grza艂 r臋ce o ciep艂y kubek i zbiera艂 si臋 w sobie.

- Dopiero po tej scenie z dzie膰mi zda艂em sobie spraw臋, jakim jestem g艂upcem. Jak mog臋 by膰 zazdrosny o kogo艣, kogo kocha艂em... i kto nie 偶yje?

- Nie masz przecie偶 powodu by膰 zazdrosny o Gary'ego.

Ryder unika艂 jej spojrzenia.

- Pozw贸l mi sko艅czy膰, Lynn. Nie jest mi 艂atwo przyznawa膰 si臋 do tego przed samym sob膮, a co dopiero wyznawa膰 to tobie. Je偶d偶膮c tego wieczoru po okolicy, u艣wiadomi艂em sobie, 偶e uczucie, kt贸re mn膮 ostatnio powodowa艂o, to nic innego jak skondensowana, klasyczna zazdro艣膰.

- Ale偶 Ryder, ja ci臋 kocham.

- Wiem o tym, ale cho膰 to brzmi okropnie, jestem zazdrosny o ka偶dy dzie艅, kt贸ry sp臋dzi艂a艣 z Garym. - Przerwa艂 i przejecha艂 d艂oni膮 po twarzy, jakby chcia艂 zetrze膰 z niej win臋, kt贸ra wyry艂a si臋 w jej ka偶dym rysie. - Wyzna艂em ci to i czuj臋 si臋 jak ostatni 艂otr. Jak mog臋 tak w og贸le my艣le膰? Kim ja jestem, 偶e nosz臋 w sobie takie uczucia? Wstyd mi za nie. Kocha艂em Gary'ego. By艂 znakomitym policjantem i najwspanialszym cz艂owiekiem, jakiego w 偶yciu zna艂em. By艂 dobry, uczciwy i szlachetny... by艂 moim najlepszym przyjacielem, a ja teraz 偶ywi臋 do niego wszystkie te negatywne uczucia.

Lynn wyci膮gn臋艂a r臋k臋 i splot艂a palce z jego palcami.

- Kochasz Gary'ego, a jednocze艣nie 偶ywisz do niego uraz臋... nic dziwnego, 偶e nie chcia艂e艣 o nim rozmawia膰.

- Gdyby nie umar艂, nie mia艂bym ciebie i dzieci, wi臋c przyt艂acza mnie poczucie winy. - Westchn膮艂 i potrz膮sn膮艂 g艂ow膮, jakby nie m贸g艂 poj膮膰 sprzecznych emocji, kt贸re nim targa艂y. - Naprawd臋 wydawa艂o mi si臋, 偶e poradzi艂em sobie z tym wszystkim przez lata studi贸w, ale teraz widz臋, 偶e to ty mia艂a艣 racj臋. Nie pozwala艂em sobie na my艣lenie o nim i o was, poniewa偶 nie rozumia艂em swoich uczu膰. - Wyraz jego twarzy by艂 przekonuj膮cym dowodem zam臋tu, jaki mia艂 w duszy. - Spakowa艂em walizki i ucieka艂em od ciebie i dzieci... to by艂o g艂upie i nielogiczne. Nie mog臋 uwierzy膰, 偶e w og贸le posta艂o mi to w g艂owie. Moje miejsce jest przy tobie i dzieciach. Odda艂em wam serce...

Lynn p艂aka艂a. Nie mog膮c d艂u偶ej znie艣膰 fizycznego oddalenia od m臋偶a, wsta艂a i obesz艂a stoi. Ryder odsun膮艂 krzes艂o i posadzi艂 j膮 sobie na kolanach.

- Ja te偶 troch臋 my艣la艂am o tym wszystkim - powiedzia艂a cicho z gard艂em 艣ci艣ni臋tym wzruszeniem. - Ja r贸wnie偶 pope艂ni艂am mas臋 b艂臋d贸w. Na przyk艂ad przegl膮danie tych zdj臋膰 ze 艣lubu... rozumiem, jak musia艂e艣 si臋 czu膰, kiedy mnie nad nimi zasta艂e艣.

- W g艂臋bi duszy wiem, 偶e to irracjonalne oczekiwa膰 od ciebie, by艣 zapomnia艂a o Garym, ale jako艣 nie mog臋 samego siebie o tym przekona膰.

- A czy ty potrafisz o nim zapomnie膰? - spyta艂a cicho, ujmuj膮c jego twarz w d艂onie.

Skrzywi艂 si臋. Lynn poczu艂a, 偶e zn贸w si臋 ca艂y napr臋偶a.

- Nie - przyzna艂. - I nawet nie wiem, czy chc臋.

- Ja te偶 nie potrafi臋. Kocha艂e艣 go. I ja go kocha艂am. Michelle i Jason go kochali. To nie takie proste zapomnie膰, 偶e istnia艂 i wype艂nia艂 nasze 偶ycie. Nie mo偶emy udawa膰, 偶e go nie ma z nami. Kochasz przecie偶 dzieci - zawsze je kocha艂e艣, od urodzenia - ale one te偶 s膮 cz膮stk膮 Gary'ego.

- Wiem... wiem. - To wszystko wcale nie u艂atwia艂o mu sytuacji. - Mo偶e w og贸le 藕le na to patrzymy.

- Co to ma znaczy膰?

Obj膮艂 j膮 i opar艂 czo艂o na jej ramieniu.

- Przez kilka ostatnich miesi臋cy dokonywa艂em nieludzkich wysi艂k贸w, by wyp臋dzi膰 ducha Gary'ego z naszego 偶ycia, ale teraz widz臋, 偶e nic nie rozumia艂em, bo ty i dzieci jeste艣cie r贸wnie偶 jego rodzin膮.

- Tak - odpowiedzia艂a, nie domy艣laj膮c si臋, do czego zmierza.

- Chcia艂em, 偶eby艣my wszyscy o nim zapomnieli. Ale ty nie zapomnia艂a艣. Dzieci nie zapomnia艂y. Ani ja.

Lynn skin臋艂a g艂ow膮.

- Nie mog臋 d艂u偶ej ignorowa膰 faktu, 偶e jest ojcem twoich dzieci, Lynn, i 偶e by艂 twoim m臋偶em. Kocha艂 Was, wiem o tym, i chcia艂 dla Was jak najlepiej. Gdyby by艂 tu teraz, usiedliby艣my i pogadaliby艣my o tym jak m臋偶czyzna z m臋偶czyzn膮.

- Ale go tu nie ma.

Po raz pierwszy tego wieczoru Ryder u艣miechn膮艂 si臋.

- My艣l臋, 偶e jest... we wspomnieniu, w waszej wdzi臋cznej pami臋ci. Mocno tkwi w Michelle i Jasonie... i w tobie.

- Gdyby Gary tu by艂 - wtr膮ci艂a Lynn - i gdyby艣cie mogli porozmawia膰, co by艣 mu powiedzia艂?

Ryder zamy艣li艂 si臋.

- Nie wiem. Na pewno powiedzia艂bym mu, jak bardzo ci臋 kocham i jak bardzo zale偶y mi na tym, aby ca艂a rodzina 偶y艂a spokojnie i szcz臋艣liwie. Chyba by mnie zrozumia艂 i zgodzi艂 si臋 na nasz 艣lub. - Wyartyku艂owanie tej my艣li najwyra藕niej przynios艂o mu ulg臋.

- Gdyby Gary mia艂 wybra膰 m臋偶czyzn臋, kt贸ry zaj膮艂by jego miejsce w naszym 偶yciu, wybra艂by ciebie.

Ryder coraz bardziej si臋 odpr臋偶a艂.

- Opowiedzia艂bym mu, jak dumny mo偶e by膰 ze swoich dzieci i z ciebie. - Poca艂owa艂 j膮 czule.

Z jego oczu znik艂o napi臋cie. Lynn pochyli艂a si臋 i uca艂owa艂a go lekko, a potem czu艂ym gestem pog艂aska艂a go po w艂osach.

- Wiesz, co teraz robimy? Przywo艂ujemy pami臋膰 o Ga-rym, poniewa偶 zapomnienie go jest niemo偶liwe.

- I nies艂uszne - doda艂 Ryder moc膮.

Spojrzeli na siebie oczami wype艂nionymi 艂zami. Oto dokonali obrachunku z przesz艂o艣ci膮, wyzwolili si臋 spod w艂adzy z艂ych, niszcz膮cych emocji, osi膮gn臋li porozumienie. Czy mo偶na chcie膰 czego艣 wi臋cej?

Lynn oplot艂a ramionami szyj臋 Rydera i u艣ciska艂a go mocno, przytulaj膮c jego g艂ow臋 do piersi.

- Nie s膮dzisz, 偶e czas rozpakowa膰 walizki? By艂 zbyt zaj臋ty guzikami jej bluzki.

- S膮dz臋, 偶e czas na inne rzeczy.

- Chcesz spa膰?

- Je偶eli ci si臋 wydaje, 偶e idziesz w艂a艣nie na g贸r臋 spa膰, to chyba si臋 mylisz.

Poca艂owali si臋, 艣wiadomi, 偶e obronili swoj膮 mi艂o艣膰, zadbali o jedno艣膰 rodziny, uszanowali pami臋膰 o Garym. Wsp贸lna przysz艂o艣膰 rysowa艂a si臋 w r贸偶owych barwach.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Debie Macomber Wszystko albo nic
026 Debie Macomber Wszystko albo nic
Macomber Debbie Wszystko albo nic
Macomber Debbie Satine Wszystko albo nic
026 Macomber Debbie Wszystko albo nic
Macomber Debbie Wszystko albo nic
1363 wszystko, albo nic budka suflera DQYWQQ55TEPSLUMOAXPOFLLJ2XKHE2WYOE5JLSI
Adler Elizabeth Wszystko albo nic
Wszystko albo nic
Wszystko albo nic
Adler Elizabeth Wszystko albo nic
Adler Elizabeth Wszystko albo nic
19 Evans Jean Wszystko albo nic
Harlequin Orchidea 002 Macomber Debbie Podw贸jne szcz臋艣cie
Harlequin Orchidea3 Evanick Marcia Podaruj mi 偶ycie
Harlequin Orchidea1 Ross JoAnn Mi艂o艣膰 zemsta i korona

wi臋cej podobnych podstron