Ja w tajemniczym zamku
Pewnego dnia poszedłem z kolegami poćwiczyć parkur. Jest to sport ekstremalny który polega na przedostaniu się z punktu A do punktu B w jak najkrótszym czasie pokonując nie omijając przeszkody. Gdy zebraliśmy się to stwierdziliśmy że pójdziemy poszukać punktu do ćwiczeń.
Kojo powiedział że widział dwa-trzy kilometry stąd opuszczany zamek. Stwierdziliśmy że tam pobiegniemy ,oczywiście stylem parkour . Po drodze robiliśmy co jakiś czas przerwy. Gdy tam dotarliśmy to ucieszyliśmy się , ponieważ ten zamek był duży, opuszczony i lekko zniszczony. Od razu wszedłem z kolegami do niego. Zobaczyliśmy tam dużo ciekawych miejsc do treningu np.: ściana była idealna do „woll” -bieg po ścianie i salto w tył czy „vertical” -przerzucenie nóg nad sobą trzymając się czegoś najlepiej ściany, a uszkodzone mury idealne do „monkey”-przeskoczenie oburącz przez przeszkodę czy „kin-kong” -przeskoczenie oburącz przez przeszkodę przekładając nogi pomiędzy rękoma. Kojo, Rambo i ja szliśmy dalej szukać miejsc w tym zamku do treningu a, Pajda z, Rogalem i Dublem zostali i ćwiczyli. Kojo szedł pierwszy ja za nim a Rambo na końcu. Kojo w pewnym momencie nacisną na jakąś płytę i opuściła się krata za nami odcinając nam drogę powrotu. Przestraszyliśmy się bo nie widzieliśmy wyjścia. Pozostało nam tylko iść do przodu. Tym razem ja poszedłem pierwszy. Otwieraliśmy wszystkie drzwi ale nigdzie nie było okien. W pewnym momencie zobaczyliśmy dziurę w murze. Postanowiliśmy że wbiegniemy po ścianie do otworu i pójdziemy do kumpli. Ja wbiegłem pierwszy , choć nie było łatwo. Następny wbiegał Kojo , ale podczas wbiegania noga mu się ześlizgnęła i spad na ziemię. Stracił przytomność. Powiedziałem do Rambo żeby z nim został i zrobił mu pozycję „boczną ustaloną”. Opiszę ją bo każdy powinien ją znać. Sprawdzamy pierw czy oddycha, następnie udrożniamy drogi oddechowe. Obracamy ciało na bok w taki oto sposób: po pierwsze kładziemy rękę na policzek i podkurczamy nogę. Po drugie przewracamy delikatnie na prawą stronę i poprawiamy głowę. Tę pozycję poznałem na warsztatach pierwszej pomocy prowadzonych przez ZHP. Ale wróćmy do opowiadania. Ja jakoś zszedłem i zadzwoniłem pod 112-numer alarmowy . Pobiegłem po kolegów. Powiedziałem im o sytuacji. Natychmiast pobiegliśmy do rannego a Dubel został przy ulicy i czekał na służby ratunkowe. Po piętnastu minutach przyjechali ratownicy ,pojawiła się karetka wraz z strażą pożarną. Dubel zaprowadził ich na miejsce. Strażacy od razu wzięli drabinę i wyciągnęli rannego. Lekarze nie czekając zawieźli Kojaka do szpitala ,a nam kazali iść do domu. Gdy zaszliśmy do domu to powiedzieliśmy o zaistniej sytuacji i pojechaliśmy do szpitala. Okazało się że ma tylko naderwane ścięgno i lekki wstrząs mózgu.
Dostaliśmy ochrzan od lekarza za miejsce zabawy i pochwałę za prawidłową pierwszą pomoc. Postanowiliśmy że tam będziemy dalej chodzić ale będziemy bardziej rozważni.