Sandemo Margit Opowie艣ci! Przybysz z趌ekich stron

MARGIT SANDEMO

PRZYBYSZ Z DALEKICH STRON

Z norweskiego prze艂o偶y艂a

LUCYNA CHOMICZ-D膭BROWSKA

POL-NORDICA Publishing Sp. z o.o.

Otwock 1997

ROZDZIA艁 I

Pi臋膰 dni po Wielkanocy rozdzwoni艂y si臋 ko艣cielne dzwony, a wok贸艂 p贸l i 艂膮k ruszy艂a procesja wiernych z krzy偶ami i obrazami 艣wi臋tych. Na jej czele szed艂 ksi膮dz z kropid艂em i 艣wi臋ci艂 ziemie przeznaczone pod uprawy.

Z przodu, tu偶 za kap艂anem i zakonnikami, kroczy艂y dwie m艂odziutkie panny: Tova, najm艂odsza latoro艣l rycerza Gudmunda, uwielbiana przez swego ojca, oraz Sigrid, c贸rka najbogatszego gospodarza we wsi. Takiego wyr贸偶nienia dost膮pi艂y nieprzypadkowo. W g贸rskich wioskach nadal 偶ywa by艂a wiara, 偶e dziewice mog膮 wyb艂aga膰 urodzaj - pozosta艂o艣膰 po poga艅skich obyczajach.

Sigrid, bardzo przej臋ta sw膮 rol膮, zaciska艂a kurczowo d艂onie wok贸艂 krzy偶a i zanosi艂a gor膮ce modlitwy do nieba o 艂ask臋 dla ziemi budz膮cej si臋 powoli z zimowego snu:

- Ziemio czarna, przyjmij nasze ziarna na siew i otul je starannie. Chro艅 kie艂ki od mrozu i suszy! Pozw贸l s艂o艅cu je ogrza膰, ale nie za bardzo, bo i deszcz jest im potrzebny! Dobry Bo偶e, sp贸jrz na nas 艂askawym okiem i obdarz urodzajem!

Ale cho膰 modli艂a si臋 z 偶arem, nietrudno si臋 by艂o domy艣li膰, 偶e tak naprawd臋 kieruje si臋 do艣膰 egoistycznymi pobudkami. Zdawa艂o si臋, 偶e powtarza po cichu: Spraw, o Panie, by zbo偶e pi臋knie uros艂o, 偶eby wszyscy mnie chwalili za skuteczne mod艂y.

My艣li Tovy nie by艂y takie pobo偶ne.

Ta dziewczyna o 艂agodnym spojrzeniu i promiennym u艣miechu, ju偶 nie dziecko, a jeszcze nie kobieta, mia艂a do艣膰 z艂o偶on膮 osobowo艣膰. Bardzo wra偶liwa, kierowa艂a si臋 szczerym wsp贸艂czuciem wobec bli藕nich i wierzy艂a, 偶e w ka偶dym cz艂owieku tkwi dobro. Pod wzgl臋dem wierno艣ci i lojalno艣ci nie mia艂a sobie r贸wnych. Ale mina niewini膮tka mog艂a zwie艣膰 niejednego! Figlarne b艂yski, zapalaj膮ce si臋 w oczach dziewczyny, zdradza艂y nieprawdopodobn膮 rado艣膰 偶ycia, kt贸rej nie st艂umi艂y ani ci臋偶kie czasy, ani ci膮g艂e utyskiwania matki.

- Naj艣wi臋tsza Matko naszego Pana - szepta艂a Tova, u艣miechaj膮c si臋 przekornie na widok rozmodlonej Sigrid. - Spraw, bym prze偶y艂a co艣 niezwyk艂ego! Wiesz, czego pragn臋 najgor臋cej: mi艂o艣ci. Nie pozw贸l, bym zosta艂a po艣lubiona jakiemu艣 nudnemu w艂a艣cicielowi bogatego dworu, wybranemu przez ojca. Bo ojciec, niestety, nie ma dobrej r臋ki. Co prawda moje starsze siostry, dumne panie na w艂o艣ciach, wydaj膮 si臋 by膰 zadowolone z wyboru, jakiego dla nich dokona艂, ja jednak wiem, 偶e nie by艂abym na ich miejscu szcz臋艣liwa.

Tova za wszelk膮 cen臋 usi艂owa艂a zag艂uszy膰 w sobie wewn臋trzny g艂os, kt贸ry podpowiada艂, 偶e, niestety, jej losy potocz膮 si臋 dok艂adnie tak samo jak losy jej si贸str.

Na ustach dziewczyny zn贸w pojawi艂 si臋 figlarny u艣miech. Ciekawe, co zakonnicy nosz膮 pod habitem, zastanawia艂a si臋 nieprzystojnie, z trudem t艂umi膮c ogarniaj膮c膮 j膮 weso艂o艣膰. Na przyk艂ad ci dwaj m艂odzi, kt贸rzy maj膮 takie smutne twarze?

Sigrid chyba dos艂ysza艂a parskni臋cie, bo popatrzy艂a na Tov臋 surowo. Ale c贸rka rycerza szybko przybra艂a powa偶n膮 min臋. Ksi膮dz, kt贸ry tak偶e odwr贸ci艂 g艂ow臋, na widok czystego, niewinnego spojrzenia dziewcz臋cia poczu艂 zalewaj膮c膮 go fal臋 wzruszenia.

My艣li Tovy tymczasem zn贸w odbieg艂y od religijnej ceremonii.

Niebawem osi膮gnie dojrza艂o艣膰 do ma艂偶e艅stwa. Dreszcz l臋ku, a zarazem oczekiwania wstrz膮sn膮艂 jej cia艂em. Zrozumia艂a, 偶e budzi si臋 w niej kobieta.

Ojciec nie rozmawia艂 z ni膮 jeszcze o zam膮偶p贸j艣ciu. Matka mia艂a zreszt膮 o to ci膮g艂e pretensje. 鈥濶ie chcesz jej straci膰鈥, wyrzuca艂a m臋偶owi. 鈥濸ozosta艂ym dzieciom pozwoli艂e艣 odej艣膰, ale tej najm艂odszej, kt贸ra urodzi艂a si臋, gdy tamte by艂y ju偶 doros艂e, nie masz serca odda膰 nikomu. W okolicy a偶 huczy od plotek o tym, jak j膮 rozpieszczasz鈥.

Akurat w tej sprawie matka Tovy 偶ywi艂a nies艂uszny 偶al. Rycerz, w艂a艣nie dlatego, 偶e bardzo kocha艂 sw膮 najm艂odsz膮 c贸rk臋, okazywa艂 jej szczeg贸ln膮 surowo艣膰. Nie pozwala艂 jej nigdzie samej chodzi膰, nie wolno jej by艂o bawi膰 si臋 z innymi dzie膰mi ani przebywa膰 na powietrzu w ch艂odne dni.

Najbardziej lubi艂 te chwile, kiedy zasiada艂a u jego st贸p i wys艂uchiwa艂a opowie艣ci z dalekiego 艣wiata, kt贸rego taki kawa艂 przemierzy艂. Z ochot膮 przekazywa艂 c贸rce sw膮 m膮dro艣膰 i do艣wiadczenie, mo偶e dlatego, 偶e nikt poza ni膮 nie mia艂 cierpliwo艣ci go s艂ucha膰?

Tova zamy艣lona przyspieszy艂a kroku i omal nie zapl膮ta艂a si臋 w habit id膮cego przed ni膮 zakonnika. Przystan臋艂a wi臋c i zaczeka艂a na Sigrid. Kiedy ta jednak pos艂a艂a jej pe艂ne wyrzut贸w spojrzenie, Tova z wysi艂kiem przybra艂a 艣miertelnie powa偶n膮 min臋.


Wysoko na wzg贸rzu, pod szczytem Skarvannfjell, zatrzymali si臋 dwaj je藕d藕cy i powiedli nieprzychylnym wzrokiem po przechodz膮cej procesji.

- Tam jest - odezwa艂 si臋 jeden z nich g艂osem 艣liskim jak sk贸ra w臋gorza. - Idzie tu偶 za mnichami! Ta jasnow艂osa dziewczyna z prawej strony to w艂a艣nie c贸rka rycerza Gudmunda. Co prawda nie wida膰 jej st膮d dok艂adnie, ale zapewniam ci臋, 偶e to niezwykle urodziwe dziecko. Przyjrza艂em si臋 jej kiedy艣 z bliska. Sp贸jrz na te w艂osy po艂yskuj膮ce z艂otem w promieniach s艂onecznych! A cer臋 ma delikatn膮 jak p艂atki r贸偶y. Zapami臋taj j膮, Ravn!

- Po co?

- Dowiesz si臋, kiedy wr贸cimy do naszego dworu nad fiordem. Teraz obejrzyj sobie dw贸r rycerza i zwr贸膰 uwag臋 na rozk艂ad zabudowa艅. Widzisz ten l艣ni膮cy dach? Tam mieszka dziewczynka. Chod藕 ju偶, wracamy!


Nast臋pnego dnia p贸藕nym wieczorem dwaj ciemnow艂osi m臋偶czy藕ni dotarli do dworu Grindom po艂o偶onego nad wodami fiordu. Skierowali si臋 w stron臋 starego pa艂acu nale偶膮cego niegdy艣 do pot臋偶nych jarl贸w. Obecnie mieszka艂 tam ciesz膮cy si臋 z艂膮 s艂aw膮 zawistny i podejrzliwy Grjot.

Nie zosta艂a mu przyznana godno艣膰 rycerza, cho膰 w jego r臋kach znajdowa艂 si臋 najpot臋偶niejszy dw贸r nad fiordem. Nie mia艂 spadkobierc贸w, gdy偶 鈥瀋zarna 艣mier膰鈥 przed trzydziestoma laty zabra艂a mu 偶on臋. Wiedzia艂, 偶e je艣li nie po艣lubi kobiety, kt贸ra r贸wna mu b臋dzie stanem, ska偶e sw贸j r贸d na wymarcie. Na艂o偶nice i dzieci z nieprawego 艂o偶a wszak si臋 nie liczy艂y.

Dwaj przybyli m臋偶czy藕ni zbli偶yli si臋 do stoj膮cego na podwy偶szeniu wysokiego krzes艂a, na kt贸rym zasiada艂 dostojny Grjot.

- Ravn j膮 widzia艂 - oznajmi艂 Fredrik, m臋偶czyzna w 艣rednim wieku. - Wie ju偶, co ma robi膰.

- Nie - zaprotestowa艂 m艂odzieniec. - Nikt mi jeszcze nie wyjawi艂, jakie mnie czeka zadanie.

Ciemne oczy i niesforne czarne w艂osy zdradza艂y jego obce pochodzenie. Dawno temu, kiedy norwescy jarlowie zostali zmuszeni do oddania swych najlepszych lenn u wybrze偶y Morza 艢r贸dziemnego kr贸lowi Szkocji, jeden z przodk贸w Grjota przywi贸z艂 z Katanii do Norwegii niewolnika, kt贸rego potomkiem by艂 w艂a艣nie Ravn.

Przebieg艂y Grjot wzi膮艂 osieroconego we wczesnym dzieci艅stwie ch艂opca na wychowanie. Wpoi艂 mu hart, bezwzgl臋dno艣膰 i wierno艣膰 a偶 po gr贸b. Ch艂opak otacza艂 swego opiekuna najwi臋kszym uwielbieniem, uznawa艂 wy艂膮cznie jego autorytet i got贸w by艂 spe艂ni膰 ka偶dy jego rozkaz. Grjot zamierza艂 uczyni膰 z niego wojownika - najlepszego z najlepszych, wolnego cz艂owieka, bo, jak powtarza艂, nie wierzy, i偶 przodkowie ch艂opca byli niewolnikami. W g艂臋bi serca Ravn r贸wnie偶 przeczuwa艂, 偶e pochodzi ze znamienitego rodu. Ch艂opak dorasta艂 w 艣wiecie m臋偶czyzn, twardych m臋偶czyzn. 呕adna kobieta nie mia艂a prawa zak艂贸ci膰 regu艂 jego wychowania dobroci膮 i sentymentaln膮 czu艂ostkowo艣ci膮. Ravn trwa艂 wi臋c w przekonaniu, 偶e okrucie艅stwo i przemoc stanowi膮 kwintesencj臋 偶ycia, i nie zdawa艂 sobie sprawy, jak wielk膮 krzywd臋 wyrz膮dzi艂 mu opiekun, pozbawiaj膮c go wszelkiego cz艂owiecze艅stwa i ca艂kowicie podporz膮dkowuj膮c go swoim kaprysom.

- Pos艂uchaj, Ravn - zacz膮艂 Grjot. - Wiesz, 偶e niegdy艣 m贸j r贸d panowa艂 nad t膮 krain膮. Okoliczne wioski nale偶a艂y do mych przodk贸w, zanim postanowili wyprawi膰 si臋 na zach贸d i dalej na po艂udnie. Kiedy powr贸cili z Katanii do kraju, r贸d Gudmunda zd膮偶y艂 zagarn膮膰 wszystko. Jedyne, co nam pozosta艂o, to w膮ski pas nabrze偶a. 呕yzne pola i obfituj膮ce w zwierzyn臋 lasy zosta艂y nam odebrane. Uczepili艣my si臋 tego skrawka ziemi, tego ugoru, kt贸ry ledwie jest w stanie nas wy偶ywi膰.

M贸wi膮c tak mocno przesadza艂, gdy偶 u w贸d fiordu plony by艂y zawsze lepsze ni偶 w g艂臋bi l膮du. Kiedy tu ju偶 zieleni艂y si臋 brzozy, wysoko w g贸rskich wioskach drzewa trwa艂y w zimowym u艣pieniu. Ale Grjot ch臋tnie garn膮艂 do siebie wszystko, nawet cudz膮 w艂asno艣膰.

- Prosi艂em Gudmunda, by odda艂 mi ziemie, kt贸re mi si臋 prawowicie nale偶膮. Grozi艂em mu, 偶ebra艂em, b艂aga艂em. Pr贸bowa艂em uk艂ad贸w, ucieka艂em si臋 do przemocy. Niestety, na darmo. Gudmund jest silny i wie o tym doskonale. Odkry艂em jednak jego s艂aby punkt... - Grjot zamilk艂 na chwil臋, Ravn za艣 czeka艂 cierpliwie. Jego twarz o obcych rysach zdawa艂a si臋 nieruchoma, niczym wykuta w kamieniu. - Tym czu艂ym punktem jest jego c贸rka - wycedzi艂 Grjot, pochylaj膮c si臋 do przodu. - Przyprowad藕 mi to dziecko, Ravn! Tylko ty jeste艣 na tyle sprytny i nieul臋k艂y, by tego dokona膰.

- Po co ci ona, panie?

Grjot wyszczerzy艂 z臋by w szerokim u艣miechu, a jego d艂ugi spiczasty nos omal nie zetkn膮艂 si臋 z wystaj膮c膮 brod膮.

- Za偶膮dam od Gudmunda zwrotu wszystkich d贸br zagarni臋tych przez jego r贸d w zamian za uwolnienie jego c贸rki.

- To mo偶e okaza膰 si臋 trudne - wtr膮ci艂 Fredrik przymilnym g艂osem. - Kr贸l...

- Kr贸l? - parskn膮艂 Grjot. - Kr贸lem jest dziecko, kt贸re nie opuszcza granic Danii i pozwala rz膮dzi膰 swej matce. Norweskie prowincje nic go nie obchodz膮! Zapami臋taj tylko jedno, Ravn - zwr贸ci艂 si臋 do swego wojownika. - Dziewczynie w艂os nie mo偶e spa艣膰 z g艂owy, bo stanie si臋 dla nas bezwarto艣ciowa. Od tego zale偶y 偶ycie, twoje i jej! Rozumiesz?

Ravn skin膮艂 g艂ow膮.

- Mo偶e by艣 j膮 po艣lubi艂, panie? - zapyta艂 Fredrik. - Nie s膮dzisz, 偶e to dobry pomys艂?

- Po艣lubi膰? - za艣mia艂 si臋 szyderczo Grjot - Ostatnio gdy j膮 widzia艂em, nie umia艂a jeszcze dobrze m贸wi膰. A to by艂o nie tak zn贸w dawno. Jeszcze wiele lat up艂ynie, nim dziewczyna osi膮gnie odpowiedni do zam膮偶p贸j艣cia wiek. Nie zamierzam czeka膰 tak d艂ugo.

Fredrik pokiwa艂 g艂ow膮 z udawanym zrozumieniem.

- Rzeczywi艣cie, masz racj臋, panie. Jest za m艂oda - stwierdzi艂, a w my艣lach dopowiedzia艂: A ty jeste艣 stary cap, umrzesz, nim ta ma艂a doro艣nie.

Potem razem z Grjotem przedstawi艂 Ravnowi plan uprowadzenia dziewczyny. M艂ody wojownik przys艂uchiwa艂 si臋 uwa偶nie, wykrzywiaj膮c usta w okrutnym u艣mieszku. Oczy w oprawie ciemnych g臋stych rz臋s zal艣ni艂y stalowym blaskiem. Jego twarz by艂aby niezwykle urodziwa, gdyby nie ten przera偶aj膮cy ch艂贸d, jaki si臋 zawsze na niej malowa艂.


Dwa dni p贸藕niej Tova pomaga艂a swej matce wietrzy膰 zimow膮 odzie偶. Stan臋艂a w drzwiach i marszcz膮c brwi, popatrzy艂a na stoj膮c膮 obok chat臋.

Matka podesz艂a bli偶ej i chwyci艂a j膮 za rami臋.

- Wejd藕 do 艣rodka i pom贸偶 mi wreszcie - powiedzia艂a ostro. - Zn贸w ci si臋 co艣 roi w g艂owie.

- Mamo, czy jeste艣 pewna, 偶e nikt tu nie mieszka?

- Od 艣mierci twego dziadka ze strony ojca nikt. A to ju偶 wiele lat.

- Ale ja...

- Przywidzia艂o ci si臋! Doprawdy do艣膰 ju偶 mam wys艂uchiwania bzdur o postaciach kr膮偶膮cych noc膮 w pobli偶u chaty, o szeptach i cichych rozmowach!

- Czy mog艂abym spa膰 gdzie indziej, mamo? Okno alkierza wychodzi prosto na t臋 okropn膮 ruin臋.

- Porozmawiam o tym z ojcem. Uwa偶am, 偶e stanowczo zbyt d艂ugo prze艣laduj膮 ci臋 te koszmary. Przecie偶 to zacz臋艂o si臋 ju偶 podczas przesilenia wiosennego!

- Najlepiej by艂oby spali膰 t臋 chat臋 - stwierdzi艂a Tova i poczu艂a przebiegaj膮cy jej po plecach dreszcz.

- Zwariowa艂a艣? Budynki stoj膮 tak blisko siebie, ogie艅 rozprzestrzeni艂by si臋 w okamgnieniu. Lepiej przesta艅 ci膮gle o tym my艣le膰! Doprawdy, martwi臋 si臋 o ciebie, Tova.

Dziewczyna popatrzy艂a na matk臋 z wyrzutem.

- Przecie偶 ka偶dy wie, 偶e istnieje 艣wiat ukryty przed ludzkim wzrokiem!

- To prawda, ale istoty nadprzyrodzone nie wygl膮daj膮 tak, jak je opisujesz. Nikt jeszcze nie widzia艂 takich okropno艣ci, o kt贸rych ci膮gle bredzisz: m臋偶czyzna z kamienn膮 g艂ow膮, kobiety ci膮gn膮ce trumn臋 ze zw艂okami... Drzwi do chaty s膮 zamkni臋te, klucz dawno gdzie艣 zagin膮艂, niemo偶liwe wi臋c, by kto艣 m贸g艂 wej艣膰 do 艣rodka. Chod藕 ju偶 i pom贸偶 mi, dziecko!

Tova pos艂usznie zaj臋艂a si臋 prac膮, ale nie przestawa艂a rozmy艣la膰. Trzy razy w mroku wiosennych nocy widzia艂a zjawy, s艂ysza艂a szepty. Czy to mog艂y by膰 senne koszmary? O, nie!

Do izby wesz艂a s艂u偶膮ca i uk艂oni艂a si臋 z pokor膮.

- Ksi膮dz dobrodziej 偶yczy sobie widzie膰 panienk臋 Tov臋. Przys艂a艂 mnicha. Wprowadzi艂am go do sali rycerskiej. Czy zechce pani p贸j艣膰 do niego?

- A po co ksi臋dzu Tova? - matka dziewczyny zdumia艂a si臋 tak bardzo, 偶e ze zdenerwowania wszystko wypad艂o jej z r膮k.

S艂u偶膮ca potrz膮sn臋艂a g艂ow膮.

- Nie wiem. Chyba chodzi o jakie艣 nabo偶e艅stwo.

- Akurat teraz, kiedy m贸j m膮偶 wyjecha艂 i wszystko na mojej g艂owie! Nie, Tova, ty tu poczekasz. Sama p贸jd臋 do sali rycerskiej i porozmawiam z mnichem. Dowiem si臋, o co chodzi.

Ale Tova nie nale偶a艂a do tych dziewcz膮t, kt贸re, siedz膮 tam, gdzie im kazano. Wychowana w艣r贸d kochaj膮cych j膮 ludzi wyros艂a na osob臋 pewn膮 siebie. Odczeka艂a chwil臋, a potem podkrad艂a si臋 do masywnych drzwi prowadz膮cych do sali rycerskiej i zajrza艂a przez szpar臋.

Obok matki sta艂 odwr贸cony plecami do Tovy wysoki mnich z pokornie pochylon膮 g艂ow膮.

Matka dostrzeg艂a c贸rk臋 i troch臋 rozgniewana jej niepos艂usze艅stwem, zawo艂a艂a j膮 do 艣rodka. Ale nie 艂aja艂a jej przy go艣ciu.

- Chodzi o po艣wi臋cenie p贸l nale偶膮cych do ko艣cio艂a - wyja艣ni艂a. - Ksi膮dz by艂 bardzo zadowolony z twojego udzia艂u w procesji. Przys艂a艂 mnicha, 偶eby przyprowadzi艂 ci臋 do doliny. Uroczysto艣ci nie potrwaj膮 d艂ugo, nim zapadnie wiecz贸r, wr贸cisz do domu. Ale oczywi艣cie nie mo偶esz i艣膰 sama, zdecydowa艂am, 偶e p贸jd臋 z tob膮.

Mnich podni贸s艂 g艂ow臋, ale jego twarz pozosta艂a przys艂oni臋ta kapturem.

- To niemo偶liwe - powiedzia艂. - Zgodnie z nakazem duchownego wst臋p na ko艣cielne pola maj膮 dzi艣 wy艂膮cznie osoby czyste i niewinne.

- W takim razie po艣l臋 kt贸r膮艣 ze s艂u偶膮cych.

- C贸偶 mo偶na wiedzie膰 o s艂u偶膮cych? - rzuci艂 mnich nieoczekiwanie ostrym tonem, ale zaraz doda艂 艂agodniej: - Prosz臋 si臋 nie obawia膰, 艂askawa pani, pod moj膮 opiek膮 pani c贸rka b臋dzie ca艂kowicie bezpieczna. Zatroszcz臋 si臋, by wr贸ci艂a do domu ca艂a i zdrowa przed zachodem s艂o艅ca.

Tova popatrzy艂a na jego szerokie barki, rysuj膮ce si臋 pod zarzucon膮 na habit peleryn膮, i poczu艂a mrowienie w ca艂ym ciele. G艂os mnicha wywo艂ywa艂 w niej dziwne wibracje.

Nagle znowu wr贸ci艂a niezno艣na my艣l, prze艣laduj膮ca j膮 od dawna: 鈥濩o te偶 zakonnicy nosz膮 pod habitem?鈥 i z trudem powstrzyma艂a si臋 od 艣miechu.

Matka, dumna z zaszczytu, jaki przypad艂 jej c贸rce, ale zdenerwowana tym, 偶e musi sama podj膮膰 decyzj臋, w ko艅cu niech臋tnie wyrazi艂a zgod臋, by c贸rka posz艂a z mnichem sama.

- Id藕 szybko do swojego pokoju i za艂贸偶 od艣wi臋tn膮 sukni臋, ale nie wk艂adaj 偶adnych ozd贸b! I rozpu艣膰 w艂osy. Najlepiej ubierz si臋 tak samo, jak ostatnio. Nie zapomnij o pelerynie! Dzi艣 jest ch艂odno.

Tova pomkn臋艂a jak strza艂a do swego pokoju. W gor膮czkowym po艣piechu przebra艂a si臋 w od艣wi臋tn膮 sukni臋.

Chocia偶 uczestnictwo w nabo偶e艅stwach nie wydawa艂o jej si臋 zn贸w takie fascynuj膮ce, jednak stanowi艂o urozmaicenie w do艣膰 jednostajnym 偶yciu, jakie wiod艂a we dworze. Tova lubi艂a chodzi膰 do wsi, mija膰 po drodze pola i zagrody s膮siad贸w, patrze膰 na rzek臋 p艂yn膮c膮 przez dolin臋.

A to dopiero! pomy艣la艂a nie bez z艂o艣liwej satysfakcji. Ta zarozumia艂a dewotka Sigrid nie znalaz艂a 艂aski w oczach duchownego!

Kiedy Tova wysz艂a na dziedziniec, przebrany za zakonnika Ravn wielce si臋 zadziwi艂, gdy偶 dopiero teraz dok艂adnie przyjrza艂 si臋 c贸rce rycerza Gudmunda. Przecie偶 to nie jest dziecko, pomy艣la艂 zaskoczony, to doros艂a ju偶 prawie panna o promiennej urodzie, p膮k najpi臋kniejszego kwiecia, kt贸ry wnet zacznie rozkwita膰. Jasne w艂osy dziewczyny l艣ni艂y w promieniach s艂o艅ca, cera wydawa艂a si臋 tak delikatna jak p艂atki r贸偶y, a spojrzenie pi臋knych, du偶ych oczu wyra偶a艂o co艣 wi臋cej ani偶eli tylko naiwno艣膰. Ale co? Ciekawo艣膰? Apetyt na 偶ycie? A mo偶e m膮dro艣膰, cho膰 to przecie偶 niemo偶liwe u kobiety. I poczucie humoru, cho膰 akurat na ten temat Ravn niewiele wiedzia艂, gdy偶 w swym 偶yciu nie spotyka艂 weso艂ych ludzi.

Zorientowa艂 si臋, 偶e wpatruje si臋 nieprzyzwoicie d艂ugo w dziewczyn臋, i po艣piesznie spu艣ci艂 wzrok. Odwr贸ci艂 si臋 na pi臋cie i da艂 znak Tovie, by pod膮偶y艂a za nim.

Nie m贸g艂 jednak opanowa膰 wzburzenia. Dlaczego nikt go nie uprzedzi艂, 偶e dziewczyna jest ju偶 prawie doros艂a? Mo偶e Grjot ani Fredrik nie zdawali sobie z tego sprawy?

W milczeniu szli drog膮 w d贸艂 i skr臋cili w dukt prowadz膮cy do doliny. Znikn膮艂 im z oczu dw贸r rycerza i zagrody po艂o偶one w g贸rach.

Tova posuwa艂a si臋 kilka krok贸w za mnichem, kt贸ry stawia艂 zdecydowane, a przy tym po艣pieszne i niecierpliwe kroki. Bez trudu jednak za nim nad膮偶a艂a. Dziwi艂a si臋 tylko, patrz膮c na jego stopy. Zawsze s膮dzi艂a, 偶e zakonnicy chodz膮 w sanda艂ach, nie w ci臋偶kich butach ze sk贸ry.

W lesie by艂o pi臋knie, podszycie bieli艂o si臋 od przebi艣nieg贸w, ale on par艂 przed siebie, jakby tego nie zauwa偶aj膮c. Dziewczyn臋 ekscytowa艂a 艣wiadomo艣膰, 偶e idzie oto le艣n膮 drog膮 razem z m臋偶czyzn膮. Oczywi艣cie szkoda, 偶e ten m臋偶czyzna jest mnichem, cho膰 mnich mnichowi nier贸wny, pomy艣la艂a rozbawiona, przypomniawszy sobie twarz, kt贸ra mign臋艂a pod kapturem. Nie zd膮偶y艂a si臋 wprawdzie przyjrze膰 dok艂adnie, ale wyda艂a jej si臋 wyj膮tkowo urodziwa. Znacznie bardziej poci膮gaj膮ca ni偶 twarze m臋偶czyzn z najbli偶szego otoczenia. Lodowate oczy zal艣ni艂y jakim艣 takim osobliwym blaskiem. Z臋by b艂ysn臋艂y biel膮, gdy wykrzywi艂 usta w gniewnym grymasie. Poza tym ten jego niezwyk艂y g艂os, daleki od pokory, wprawia艂 w wibracje ka偶dy nerw jej cia艂a...

Nagle mnich zboczy艂 z drogi i zachrypni臋tym g艂osem nakaza艂 jej, by pod膮偶y艂a za nim.

- Ale ta droga prowadzi do letnich zagr贸d w g贸rach - powiedzia艂a dziewczyna zdezorientowana.

- Musimy zabra膰 co艣 po drodze - odburkn膮艂 nieuprzejmie. - To niedaleko.

- Czy moja mama wie o tym? - zapyta艂a Tova, marszcz膮c brwi.

- To ona mnie o to prosi艂a.

Tova nie odezwa艂a si臋 wi臋cej i pos艂usznie ruszy艂a za zakonnikiem, cho膰 jego s艂owa nie uciszy艂y w膮tpliwo艣ci, jakie zakrad艂y si臋 do jej duszy.

Po d艂u偶szej chwili skr臋ci艂 na zach贸d.

- Nie t臋dy - zaprotestowa艂a dziewczyna.

- Wiem, co robi臋! - warkn膮艂.

Teraz ju偶 zupe艂nie nie przypomina艂 pokornego mnicha. Tova zorientowa艂a si臋, 偶e zamiast na wsch贸d do wsi kieruj膮 si臋 na zach贸d w stron臋 morza. Wyszli na drog臋 u st贸p szczytu Skarvannfjell i ich oczom ukaza艂 si臋 rozleg艂y widok na okolic臋. W dole zal艣ni艂y dachy chat nale偶膮cych do rycerskiego dworu.

- Z tej strony nie ma 偶adnych letnich zagr贸d - odezwa艂a si臋 Tova lekko dr偶膮cym g艂osem.

- Chod藕偶e wreszcie, nie dowierzasz pobo偶nemu mnichowi? - rzuci艂 szyderczo.

Gdy przedostali si臋 na drug膮 stron臋 pasma g贸r i domostwa znikn臋艂y im z oczu, dziewczyna straci艂a resztki odwagi. D艂awi膮cy strach chwyci艂 j膮 za gard艂o. Okolica wyda艂a jej si臋 obca i jakby wymar艂a.

Po艣piesznie przeszli przez stary las brzozowy, a gdy zostawili z ty艂u rozleg艂e torfowiska, Tova ca艂kiem straci艂a orientacj臋 w terenie.

Dziewczyna nale偶a艂a do os贸b pogodnych i ufnych. Nie lubi艂a rani膰 innych, poniewa偶 sama by艂a bardzo wra偶liwa i byle co potrafi艂o j膮 dotkn膮膰. Kiedy kto艣 si臋 na ni膮 gniewa艂, cierpia艂a. Teraz jednak uzna艂a, 偶e ju偶 zbyt d艂ugo podporz膮dkowuje si臋 woli mnicha, i zatrzyma艂a si臋 gwa艂townie.

- Wracam do domu! - o艣wiadczy艂a stanowczo, sama zaskoczona, 偶e zdoby艂a si臋 na tak膮 odwag臋.

Zakonnik odwr贸ci艂 si臋 i utkwiwszy w niej zimne jak metal spojrzenie, podszed艂 bli偶ej.

- Nie s膮dz臋 - rzek艂 z lodowatym u艣miechem. - Grzecznie p贸jdziesz za mn膮.

- Nie jeste艣 wcale mnichem! - krzykn臋艂a z nag艂膮 pewno艣ci膮.

Roze艣mia艂 si臋 z艂owrogo, ale dziewczyn臋 mimo to urzek艂a jego pi臋kna, cho膰 dzika twarz.

- To prawda, nie jestem.

Tova rzuci艂a si臋 do ucieczki, ale przebieg艂a zaledwie kilka krok贸w, gdy d艂o艅 m臋偶czyzny zacisn臋艂a si臋 w 偶elaznym u艣cisku na jej ramieniu.

- Czego ode mnie chcesz? - krzykn臋艂a.

- Je艣li przypuszczasz, 偶e chc臋 ci臋 zgwa艂ci膰, to pewnie ci臋 rozczaruj臋. Nie b臋dzie a偶 tak mi艂o. Otrzyma艂em rozkaz, by przyprowadzi膰 ci臋 do mojego pana.

- Pana? A wi臋c jeste艣 tylko zwyk艂ym s艂ug膮?

- No, no, miej si臋 na baczno艣ci! - ostrzeg艂 j膮. - Nie jestem prostakiem, w moich 偶y艂ach p艂ynie kr贸lewska krew. Daleko ci do mnie!

- Nie ma si臋 czym chwali膰, na 艣wiecie roi si臋 od potomk贸w dziewek, z kt贸rymi baraszkowali wiki艅scy w艂adcy. Kim jest pan, kt贸ry ma tak znamienitego s艂ug臋?

- Nie jestem s艂ug膮, a moja matka nie by艂a na艂o偶nic膮 偶adnego wiki艅skiego w艂adcy! - wysycza艂. - Jestem najlepszym wojownikiem pana Grjota i w艂a艣nie do niego ci臋 prowadz臋.

- Do pana Grjota - powt贸rzy艂a zdumiona. - S艂ysza艂am to imi臋, ale nie wywo艂uje we mnie zbyt mi艂ych skojarze艅. Czeg贸偶 on mo偶e ode mnie chcie膰?

- Nic - zarechota艂. - Zupe艂nie nic. Mam rozkaz, by w艂os ci nie spad艂 z g艂owy.

- W takim razie pu艣膰 mnie! - rzek艂a dr偶膮cym g艂osem, ale w jej oczach zal艣ni艂y figlarne b艂yski. - Bo ca艂a b臋d臋 posiniaczona.

Nie pu艣ci艂 dziewczyny, cho膰 jego u艣cisk nieco zel偶a艂.

- Musz臋 ci臋 trzyma膰, bo inaczej zn贸w zaczniesz ucieka膰 - mrukn膮艂.

- Oczywi艣cie - odpowiedzia艂a, usi艂uj膮c ukry膰 strach. - A biegam do艣膰 szybko.

Na te s艂owa zareagowa艂 serdecznym 艣miechem.

- Nie s膮dz臋, 偶e uda ci si臋 ode mnie uciec, ale pr贸buj, to mo偶e by膰 nawet zabawne...

Zamilk艂, jakby na moment zapomnia艂, o czym rozmawiali, i zatrzyma艂 wzrok na obcis艂ym staniku sukni, piersiach, kt贸re 艣wiadczy艂y o tym, 偶e dziewczyna przemienia si臋 w dojrza艂膮 kobiet臋, powi贸d艂 spojrzeniem po szczup艂ej talii, 艂agodnie zaokr膮glonych biodrach.

- Ile w艂a艣ciwie masz lat? - zapyta艂 z agresj膮 w g艂osie.

- Siedemna艣cie. Po 艣wi臋tym Olafie sko艅cz臋 osiemna艣cie.

- Przekl臋ty Fredrik! Przekl臋ty Grjot! - wymamrota艂. - M贸wili, 偶e to dziecko, kt贸re w razie czego b臋d臋 m贸g艂 wzi膮膰 na r臋ce. Czy nie potrafi膮 liczy膰 lat? Co mam z tob膮 zrobi膰? Zwi膮za膰 ci臋?

Tova nie przej臋艂a si臋 bynajmniej k艂opotliw膮 sytuacj膮, w jakiej si臋 znalaz艂 fa艂szywy mnich. Mia艂a w艂asne zmartwienia.

- Je艣li pan Grjot nie chce mnie skrzywdzi膰, to dlaczego ucieka si臋 do tak ohydnego podst臋pu? Czy nie m贸g艂 przyj艣膰 z podniesionym czo艂em do mego ojca i uczciwie przed艂o偶y膰 spraw臋? Dlaczego kaza艂 mnie uprowadzi膰? Czy mam by膰 zak艂adnikiem?

Tego w艂a艣nie si臋 Ravn obawia艂. Ta dziewczyna nie by艂a w ciemi臋 bita!

- Mo偶liwe - odburkn膮艂.

- Dlaczego? I kim w艂a艣ciwie jest ten pan Grjot?

Nie pojmowa艂, 偶e kto艣 mo偶e nie zna膰 pana Grjota.

- Na pewno go kiedy艣 spotka艂a艣. Mieszka we dworze Grindom nad fiordem.

- A, to ten g艂upiec - stwierdzi艂a Tova bez odrobiny szacunku, a jej oczy w zamy艣leniu spogl膮da艂y na zmarzni臋te krzewinki moroszek rosn膮ce nieopodal. Nie zauwa偶y艂a, 偶e m臋偶czyzna podni贸s艂 d艂o艅, by j膮 uderzy膰, ale natychmiast si臋 pohamowa艂. - Ten, kt贸ry chcia艂by zagarn膮膰 ziemie nale偶膮ce do mojego ojca - doda艂a.

- Te ziemie kiedy艣 by艂y w艂asno艣ci膮 Grjota - przypomnia艂 dziewczynie.

- Tak, przed sze艣ciuset laty! Jakie to ma dzisiaj znaczenie?

Mo偶e ma racj臋? pomy艣la艂, ale przecie偶 艣lubowa艂 wierno艣膰 swemu panu.

- Jak si臋 nazywasz? - zapyta艂a, nie patrz膮c w jego stron臋.

- Ravn.

- Ile masz lat?

- Nie wiem dok艂adnie.

Odwr贸ci艂a g艂ow臋 i popatrzy艂a na niego badawczym wzrokiem.

- Nie wiesz? Taki jeste艣 ograniczony?

Rozgniewa艂 si臋.

- Straci艂em rodzic贸w, nim nauczy艂em si臋 m贸wi膰. A potem nikt mi nie powiedzia艂...

- Niech si臋 zastanowi臋 - przerwa艂a mu. - Na pewno jeste艣 ju偶 doros艂y. Wydajesz mi si臋 dosy膰 stary - zako艅czy艂a krytycznie.

Zarozumia艂a pannica! Zerwa艂 z g艂owy mnisi kaptur, spod kt贸rego wysypa艂y si臋 bujne kr臋cone w艂osy si臋gaj膮ce prawie ramion, czarne jak noc.

Tova poczu艂a, jak jej cia艂em wstrz膮sa gwa艂towny dreszcz.

- Nie, wcale nie jeste艣 a偶 taki stary - przyzna艂a. - Zgaduj臋, 偶e masz oko艂o dwudziestu pi臋ciu do trzydziestu lat.

- Na pewno nie trzydzie艣ci - warkn膮艂 po艣piesznie.

A niech to wszyscy diabli! rozz艂o艣ci艂 si臋 w my艣lach sam na siebie. Stoi tu i przekomarza o takie g艂upstwa z t膮 przem膮drza艂膮 dziewuch膮! Chocia偶 zarozumia艂a to ona nie jest. W jej oczach dostrzeg艂 wszak tyle nie艣mia艂o艣ci.

- Chod藕 ju偶! - warkn膮艂 gniewnie i poci膮gn膮艂 dziewczyn臋 za rami臋. - Nie mo偶emy tu sta膰 przez ca艂y dzie艅.

- Nie chc臋 - opiera艂a si臋. - Id臋 do domu.

- Nie b膮d藕 g艂upia!

- Dlaczego chcesz mnie wzi膮膰 jako zak艂adnika? 呕eby zdoby膰 ziemie ojca?

- Oczywi艣cie. Chod藕 ju偶 i przesta艅 gada膰!

- Nie - prosi艂a. - B膮d藕 tak mi艂y!

Gro藕ny b艂ysk zapali艂 si臋 w oczach Ravna.

W艂o偶y艂 r臋k臋 za peleryn臋 i si臋gn膮艂 n贸偶 z szerokim ostrzem.

- Od艂贸偶 ten n贸偶! - zawo艂a艂a Tova, sil膮c si臋 na spok贸j. - Sam powiedzia艂e艣, 偶e nie wolno ci mnie skrzywdzi膰.

Ravn przekl膮艂 w duchu swe gadulstwo. Nie m贸g艂 jej teraz nastraszy膰, by wymusi膰 pos艂usze艅stwo. Widzia艂 jednak, 偶e dziewczyna mimo to si臋 ba艂a i 偶e nie przywyk艂a stawia膰 oporu. To by艂a dobrze wychowana, mi艂a dziewczyna. Delikatna i z natury przyjazna. Jeszcze j膮 upokorz臋! pomy艣la艂 ze z艂o艣ci膮.

- W takim razie zwi膮偶臋 ci臋 - powiedzia艂 i zacz膮艂 luzowa膰 rzemie艅, kt贸rym by艂 przewi膮zany w pasie.

Tova westchn臋艂a g艂臋boko.

- Nie, prosz臋 nie wi膮偶 mnie! Nie znios臋 takiego upokorzenia, zreszt膮 to boli. P贸jd臋 z tob膮.

Ale je艣li tylko nadarzy si臋 okazja, uciekn臋, doda艂a w my艣lach. Nawet na minut臋 nie b臋dziesz m贸g艂 mnie spu艣ci膰 z oczu. Mo偶esz by膰 pewien, 偶e nie u艂atwi臋 ci zadania.

ROZDZIA艁 II

Rozleg艂y p艂askowy偶 trwa艂 pogr膮偶ony w ciszy. W oddali bieli艂y si臋 p贸艂nocne stoki ci膮gle jeszcze pokryte 艣niegiem, nad torfowiskami unosi艂y si臋 siwe opary mg艂y.

Wysoko nad g艂owami dwojga m艂odych ludzi przemin臋艂a dzika g臋艣.

- No i co? Dlaczego teraz nie uciekasz? - Ravn popatrzy艂 na dziewczyn臋 z wrogo艣ci膮.

- Bo nie chc臋, 偶eby艣 mnie dotyka艂 swoimi brudnymi 艂apami!

K艂ama艂a, k艂ama艂a przed sam膮 sob膮! Ju偶 sama my艣l, 偶e m贸g艂by po艂o偶y膰 d艂o艅 na jej ciele, wywo艂a艂a w niej dreszcz podniecenia, do twarzy nap艂yn臋艂a fala gor膮ca.

- Tak jakbym chcia艂 mie膰 cokolwiek z tob膮 do czynienia! - parskn膮艂 pogardliwie i popchn膮艂 j膮 naprz贸d. - Ruszaj przede mn膮, 偶eby艣 mi nie uciek艂a!

- Sk膮d mam wiedzie膰, kt贸r臋dy i艣膰?

- Wska偶臋 ci drog臋! Na razie id藕 prosto przed siebie!

W milczeniu st膮pali po grz膮skim, poro艣ni臋tym traw膮 pod艂o偶u, od czasu do czasu drog臋 zagradza艂y im pnie powalonych brz贸z.

- Do fiordu jest tak daleko, na dodatek wybra艂e艣 okr臋偶n膮 drog臋. Niepr臋dko dotrzemy na miejsce! - stwierdzi艂a Tova.

Zrazu nic nie odpowiedzia艂. Nie prowadzi艂 dziewczyny do Grindom, gdy偶 plan zak艂ada艂 co innego. Zawaha艂 si臋 jednak, czy w tej sytuacji mimo wszystko nie powinien uda膰 si臋 z ni膮 do Grjota. Mo偶e jego pot臋偶ny opiekun zdecyduje si臋 po艣lubi膰 c贸rk臋 rycerza, by urodzi艂a mu dziedzic贸w? Nie dopu艣ci艂by do wyga艣ni臋cia rodu. Zapewne by艂by wdzi臋czny swemu wojownikowi za tak uroczy podarek. Ravn obrzuci艂 taksuj膮cym spojrzeniem zgrabn膮 sylwetk臋 id膮cej przed nim dziewczyny.

- Nie idziemy nad fiord! - rzuci艂 jednak oschle, jakby ze z艂o艣ci膮.

- Nie? W takim razie dok膮d mnie prowadzisz?

- Gdzie indziej.

Odwr贸ci艂a g艂ow臋 i popatrzy艂a na niego badawczo. By艂o w jej oczach co艣, czego nie potrafi艂 bli偶ej okre艣li膰.

Otuliwszy si臋 peleryn膮, jakby marz艂a, dziewczyna zapyta艂a:

- W jaki spos贸b m贸j ojciec si臋 dowie, 偶e wzi臋li艣cie mnie w charakterze zak艂adnika?

- Kiedy jutro rano wr贸ci do dworu, przeczyta pozostawiony przeze mnie list od Grjota.

Tova zatrzyma艂a si臋 gwa艂townie i odwr贸ci艂a, omal nie zderzaj膮c si臋 z Ravnem.

- Ale ojciec zmieni艂 plany! Ma wr贸ci膰 jeszcze dzi艣 wieczorem. By膰 mo偶e ju偶 jest w domu!

Ravn wykrzykn膮艂:

- Dlaczego nic mi nie powiedzia艂a艣?

- Przecie偶 nie mia艂am poj臋cia, co knujecie!

Popchn膮艂 j膮 w stron臋 najbli偶szego wzg贸rza, ale nagle rozmy艣li艂 si臋.

- St膮d i tak nie uda nam si臋 niczego zobaczy膰. Lepiej si臋 po艣pieszmy. Szybko, ruszajmy!

- Na ile znam mego ojca, to zbierze swoich ludzi i bez zw艂oki ruszy na Grindom - oznajmi艂a Tova.

Ravn za艣mia艂 si臋 sucho.

- W li艣cie jest napisane, 偶e je艣li to uczyni, nie ujrzy ci臋 wi臋cej w艣r贸d 偶ywych. We dworze nad fiordem musi si臋 zjawi膰 sam i dokona膰 wyboru: twoje 偶ycie w zamian za wszystkie posiad艂o艣ci. Nie pojmuj臋, jak mo偶esz by膰 tyle warta, ale to pewnie rzecz gustu. Nie, nie t臋dy! Wspinaj si臋 t膮 艣cie偶k膮!

- Jeszcze wy偶ej?

- Musimy przej艣膰 na drug膮 stron臋 szczytu Skarvannfjell. Tam, patrz膮c w kierunku fiordu, zobaczymy star膮, zapomnian膮 przez wszystkich zagrod臋, gdzie czekaj膮 ju偶 na nas um贸wieni ludzie, wyznaczeni do pilnowania. Ja czym pr臋dzej wr贸c臋 do dworu, 偶eby wesprze膰 Grjota.

- Jak mo偶na zapomnie膰 o letniej zagrodzie?

- W艂a艣ciciele tych zabudowa艅 pomarli w czasie wielkiej zarazy.

- Nie chc臋 mieszka膰 w chacie, gdzie ludzie umarli na d偶um臋 - sprzeciwi艂a si臋 Tova.

- W tamtej zagrodzie nikt nie umar艂, ty g艂upia g臋si! - warkn膮艂 Ravn i popchn膮艂 dziewczyn臋. - Ci, do kt贸rych nale偶a艂a, wydali ostatnie tchnienie w swych posiad艂o艣ciach nad fiordem. W waszym dworze 鈥瀋zarna 艣mier膰鈥 zebra艂a o wiele wi臋ksze 偶niwo, ale pewnie nawet o tym nie wiesz!

Tova nie odezwa艂a si臋, ale od razu przysz艂a jej na my艣l stara chata... Mo偶e jej mieszka艅cy zmarli na d偶um臋? zastanawia艂a si臋 w pop艂ochu. I w艂a艣nie ich duchy ukaza艂y jej si臋 kilkakrotnie?

W tej samej chwili przed oczami w臋drowc贸w otworzy艂a si臋 zn贸w rozleg艂a panorama. U swych st贸p ujrzeli drog臋 wiod膮c膮 od dworu w Grindom do znajduj膮cej si臋 poza zasi臋giem ich wzroku posiad艂o艣ci rycerza Gudmunda. Uwag臋 Tovy i Ravna przykuli galopuj膮cy na zach贸d je藕d藕cy, kt贸rzy z tej odleg艂o艣ci wydawali si臋 mali jak mr贸wki.

Ravn zakl膮艂 siarczy艣cie, a偶 Tova zas艂oni艂a uszy, ale i tak dochodzi艂y do niej najgorsze wyzwiska.

- Po co on dra偶ni Grjota! - krzycza艂. - Posy艂a swoich wojownik贸w! Przecie偶 mia艂 ich trzyma膰 z dala od dworu w czasie, gdy b臋dzie si臋 uk艂ada艂 z Grjotem! No nie! Skoro tak, wiem ju偶, co z tob膮 zrobi臋.

Dziewczyna, przera偶ona, opu艣ci艂a d艂onie. Z rozszerzonymi 藕renicami i p贸艂otwartymi ustami wpatrywa艂a si臋 w Ravna.

- Zabij臋 ci臋 natychmiast, kiedy otrzymam rozkaz albo je艣li zaistnieje taka konieczno艣膰.

- Nie - j臋kn臋艂a Tova i odwr贸ciwszy si臋 gwa艂townie, rzuci艂a si臋 do ucieczki.

Ale Ravn w jednej chwili dopad艂 dziewczyn臋.

- P贸ki nie dowiem si臋, co si臋 sta艂o, musz臋 ci臋 ze sob膮 wlec - rzuci艂 w艣ciek艂y. - Chod藕my ju偶 do zagrody!

Teraz Tova naprawd臋 si臋 ba艂a. Sz艂a pos艂usznie przodem i wykonywa艂a wszystkie polecenia fa艂szywego mnicha.


P贸藕nym popo艂udniem s艂o艅ce skry艂o si臋 za cienk膮 warstw膮 chmur i zerwa艂 si臋 silny wiatr, kt贸ry dawa艂 si臋 we znaki szczeg贸lnie w贸wczas, gdy wychodzili na odkryt膮 przestrze艅. Oczywi艣cie nie musieli wspina膰 si臋 na sam szczyt Skarvannfjell, by przej艣膰 na drug膮 stron臋 pasma g贸r. Posuwali si臋 skrajem brzozowego lasu, przekonani, 偶e pr臋dzej czy p贸藕niej dotr膮 do majacz膮cej w oddali prze艂臋czy. Milczenie odgradzaj膮ce ich od siebie niczym mur zaczyna艂o im powoli ci膮偶y膰.

Tova czu艂a si臋 g艂臋boko nieszcz臋艣liwa. Uwielbia艂a co prawda przygody i towarzysz膮ce im napi臋cie, ale sytuacja, w jakiej si臋 znalaz艂a, nie mia艂a z tym nic wsp贸lnego. W sercu dziewczyny narasta艂 l臋k o najbli偶szych. Wiedzia艂a, 偶e matka pogr膮偶y si臋 w 偶alu i rozpaczy, je艣li straci dw贸r, kt贸ry by艂 jej dum膮. Ale jeszcze gorsza, wr臋cz nie do zniesienia wyda艂a si臋 Tovie my艣l, 偶e ojciec mo偶e zgin膮膰, wyprawiaj膮c si臋 na Grindom, by j膮 ratowa膰.

Koniecznie musz臋 uciec i zawiadomi膰 rodzic贸w, 偶e 偶yj臋! powtarza艂a w my艣lach. Tylko w jaki spos贸b?

Okazja nadarzy艂a si臋 szybciej, ni偶 dziewczyna mog艂a przypu艣ci膰.

Las przerzedzi艂 si臋 nieco, a w pobli偶u rozleg艂 si臋 szum potoku, p艂yn膮cego rw膮cym nurtem. Wody wezbra艂y podczas wiosennych roztop贸w i uczyni艂y ze艅 szerok膮 rzek臋.

- T臋dy si臋 nie przeprawimy - odezwa艂a si臋 Tova z nadziej膮 w g艂osie.

- Nie ciesz si臋 przedwcze艣nie - mrukn膮艂 Ravn i rozejrzawszy si臋 wok贸艂, odnalaz艂 powalony, nie ca艂kiem jeszcze zmursza艂y pie艅 brzozy, kt贸ry m贸g艂 utrzyma膰 ci臋偶ar cz艂owieka.

Przerzuci艂 go na drugi brzeg, w miejscu gdzie by艂o najw臋ziej. Tova patrzy艂a zafascynowana na m艂odego m臋偶czyzn臋, nie mog膮c oderwa膰 wzroku od jego zr臋cznych, silnych d艂oni i gibkiego cia艂a.

Ravn mocowa艂 si臋 z pniem, staraj膮c si臋 go jak najlepiej u艂o偶y膰, ale bez powodzenia.

- Przejdziesz pierwsza, a ja przytrzymam - zdecydowa艂 wreszcie.

- Mam na to wej艣膰? Nigdy w 偶yciu!

- Niedorajda! - warkn膮艂.

Tova rozz艂o艣ci艂a si臋. Nazywa膰 j膮 niedorajd膮? Chwiej膮c si臋, stan臋艂a na pniu, zawaha艂a si臋, bo poczu艂a, 偶e kr臋ci jej si臋 w g艂owie, ale zaraz potem szybkim krokiem przesz艂a na drugi brzeg.

- Teraz ty trzymaj! - zawo艂a艂, wstaj膮c z kl臋czek.

Ale Tova nie zamierza艂a go s艂ucha膰. Szybko niczym b艂yskawica skry艂a si臋 w g膮szczu i wzd艂u偶 potoku ruszy艂a z powrotem na wsch贸d. Bieg艂a na o艣lep, nie zastanawiaj膮c si臋 nawet, w jaki spos贸b przeprawi si臋 przez rw膮cy nurt. Wiedzia艂a tylko jedno: Musi uciec od cz艂owieka, kt贸ry chce j膮 skrzywdzi膰.

Za plecami s艂ysza艂a w艣ciek艂e wrzaski. Teraz albo nigdy! my艣la艂a gor膮czkowo. Drugi raz nie trafi mi si臋 taka szansa! Bez mojej pomocy ten okrutnik nie przedostanie si臋 na drugi brzeg, w ka偶dym razie nie tak szybko.

Bieg艂a przed siebie w艣r贸d nagich na przedwio艣niu ga艂臋zi m艂odych brz贸z, nie stanowi膮cych najlepszej os艂ony. Na szcz臋艣cie ukry艂y j膮 pag贸rki. Gdy obejrza艂a si臋 za siebie, nie dostrzeg艂a ju偶 miejsca, z kt贸rego uciek艂a. 艁udzi艂a si臋, 偶e pr臋dzej czy p贸藕niej trafi jej si臋 sposobno艣膰 przeprawy przez potok, kt贸ry jednak, jak dot膮d, w 偶adnym miejscu nie zw臋偶a艂 si臋 na tyle, by odwa偶y艂a si臋 przeskoczy膰. Zaczyna艂a 偶a艂owa膰, 偶e nie rzuci艂a si臋 do ucieczki w przeciwnym kierunku, ale w tej kr贸tkiej, decyduj膮cej chwili uzna艂a, 偶e im dalej w d贸艂, tym szersze b臋dzie koryto.

艢wiszcza艂o jej w p艂ucach, ale potykaj膮c si臋 par艂a do przodu. S艂ysz膮c za sob膮 odg艂os ci臋偶kich krok贸w, odwr贸ci艂a g艂ow臋 i ujrza艂a Ravna wspinaj膮cego si臋 jej 艣ladem. K膮tem oka dostrzeg艂a, 偶e m臋偶czyzna zdar艂 z siebie ci臋偶k膮 peleryn臋.

Szybciej, byle dotrze膰 na szczyt! Uczepi艂a si臋 krzaku ja艂owca i podci膮gn臋艂a w g贸r臋. Zaraz znalaz艂a si臋 na 艣cie偶ce prowadz膮cej w d贸艂, ale potkn臋艂a si臋 i poturla艂a prosto w zasp臋. Do but贸w dziewczynie nasypa艂o si臋 艣niegu, ale nie zwa偶aj膮c na to, zerwa艂a si臋 na r贸wne nogi i pop臋dzi艂a przed siebie co tchu w piersiach.

Jednak ju偶 po chwili silne d艂onie Ravna zamkn臋艂y si臋 w 偶elaznym u艣cisku wok贸艂 jej ramion.

Run臋li na ziemi臋 i stoczyli w d贸艂. Tova podj臋艂a desperack膮 pr贸b臋 uwolnienia si臋, ale nie ulega艂o najmniejszej w膮tpliwo艣ci, kt贸re z nich dwojga jest silniejsze.

Ravn przygni贸t艂 do ziemi broni膮c膮 si臋 zaciekle c贸rk臋 rycerza i zacisn膮艂 r臋ce na jej nadgarstkach.

Dziewczyna nie poddawa艂a si臋, widz膮c nad sob膮 jego zaci臋t膮 twarz, ale gdy zorientowa艂a si臋, 偶e zadarta suknia ods艂oni艂a jej nogi, przesta艂a si臋 szarpa膰.

- Pu艣膰 mnie - j臋kn臋艂a b艂agalnie. - Pu艣膰! Chc臋 poprawi膰 ubranie.

Fa艂szywy mnich z bezczelnym u艣miechem powi贸d艂 spojrzeniem po jej ciele. By艂 ca艂kiem przemoczony i Tova domy艣li艂a si臋, 偶e wskoczy艂 do wody, by jak najszybciej przedosta膰 si臋 na drugi brzeg.

Intensywny 偶ar w jego oczach omal nie doprowadzi艂 jej do utraty zmys艂贸w, mia艂a wra偶enie, 偶e jej cia艂o p艂onie.

- Pozw贸l mi odej艣膰! - j臋kn臋艂a, oddychaj膮c g艂臋boko, by odzyska膰 r贸wnowag臋.

U艣miech na twarzy Ravna znikn膮艂. Teraz wydawa艂 si臋 ca艂kiem bezradny, jakby niczego nie pojmowa艂. Nie potrafi艂 oprze膰 si臋 dziwnej sile przyci膮gaj膮cej go do dziewczyny i porywaj膮cej ich oboje. Podni贸s艂 d艂o艅, 偶eby dotkn膮膰 jej policzka, ale ockn膮艂 si臋 w ostatniej chwili, rykn膮艂 co艣 brutalnie, a potem dwukrotnie uderzy艂 j膮 w twarz, a偶 zadr偶a艂a z przera偶enia i b贸lu.

- Pozw贸l mi odej艣膰 - powt贸rzy艂a.

- Na co ty w og贸le liczysz? - spojrza艂 na ni膮 ze z艂o艣ci膮 i zwolni艂 nieco u艣cisk.

Tova obci膮gn臋艂a pospiesznie sukni臋 i zerwa艂a si臋 na nogi.

- Przezi臋bisz si臋 - mrukn臋艂a, patrz膮c na jego mokry kaftan i sk贸rzane spodnie wetkni臋te w cholewki but贸w.

Za艣mia艂 si臋 kr贸tko.

- Przejmujesz si臋 tym? Przecie偶 to wszystko przez ciebie! Chod藕 ju偶!

Bezlito艣nie poci膮gn膮艂 j膮 z powrotem na wzg贸rze, zwi膮zawszy uprzednio rzemieniem.

- Ostrzegam ci臋 po raz ostatni. R贸b, co ci ka偶臋, i nie pr贸buj 偶adnych sztuczek!

Tova przesz艂a kilka krok贸w i nie odwracaj膮c si臋, j臋kn臋艂a:

- Leci mi krew z nosa!

- Do dia...

Kawa艂kiem szmaty wytar艂 jej nos. Na jego twarzy jednak odmalowa艂a si臋 taka w艣ciek艂o艣膰, 偶e dziewczyna nie mia艂a odwagi odezwa膰 si臋 ani s艂owem. Ale wytrzyma艂a jego wzrok. Niedoczekanie! pomy艣la艂a. Nie zobaczy moich 艂ez.

Pod tym wzgl臋dem Tova by艂a silna. Potrafi艂a wiele znie艣膰, pod warunkiem 偶e dotyczy艂o to wy艂膮cznie jej samej, bo nigdy nie mog艂a si臋 pogodzi膰 z cierpieniem innych ludzi czy zwierz膮t.

Zbli偶ali si臋 do prze艂臋czy. Szarza艂o ju偶, gdy przedostali si臋 na drug膮 stron臋 pasma g贸r, sk膮d roztacza艂 si臋 widok na fiord i morze daleko na horyzoncie.

Ravn, kompletnie przemarzni臋ty, nie by艂 w stanie opanowa膰 dr偶enia, ale po drodze kilkakrotnie wyciera艂 Tovie nos.

- Rozchorujesz si臋 - powiedzia艂a dziewczyna, wyra藕nie zatroskana.

- Zamknij si臋!

- C贸偶 za wra偶liwo艣膰!

- Chcesz, bym ci臋 jeszcze raz uderzy艂?

- Kiedy zawodzi rozum, pozostaje si艂a - mrukn臋艂a.

- Nie popisuj si臋! Ja tak偶e potrafi臋 si臋 wys艂awia膰.

- Naprawd臋?

- Je艣li tylko mam ochot臋 - doko艅czy艂 opryskliwie.

Tova wyczuwa艂a, 偶e d艂u偶ej nie powinna go dra偶ni膰.

Min臋li skalisty odcinek i znale藕li si臋 na poro艣ni臋tych traw膮 pastwiskach.

- Ciesz si臋, 偶e nied藕wied藕 wyni贸s艂 si臋 st膮d na wiosn臋 - mrukn膮艂. - Bo inaczej zwi膮za艂bym ci臋 i rzuci艂 mu na po偶arcie.

Tova zadr偶a艂a z l臋ku, bo nie raz s艂ysza艂a, 偶e na g贸rskich szlakach grasuj膮 nied藕wiedzie. Zaczyna艂a si臋 jednak domy艣la膰, 偶e straszenie jej i wygra偶anie sprawia Ravnowi przyjemno艣膰.

- Nie obawiasz si臋, 偶e od twoich uderze艅 b臋d臋 mia艂a si艅ce na twarzy? - zapyta艂a. - A to na pewno zdenerwuje Grjota, nie m贸wi膮c o moim ojcu.

- Nie boj臋 si臋 nikogo.

Jej sceptyczny u艣miech na nowo wzbudzi艂 w nim gniew. Zacisn膮艂 wi臋c mocniej rzemie艅, a偶 dziewczyna j臋kn臋艂a g艂o艣no z b贸lu, co najwyra藕niej przywr贸ci艂o mu r贸wnowag臋 ducha.

Zapad艂y ciemno艣ci i na wyci膮gni臋cie r臋ki nie by艂o nic wida膰. Stopniowo wzrok przyzwyczai艂 si臋 do mroku i dzi臋ki temu posuwali si臋 naprz贸d. W ko艅cu Tova by艂a tak zm臋czona, 偶e niemal potyka艂a si臋 o w艂asne nogi.

Ravn na艣miewa艂 si臋 z jej s艂abo艣ci, pr贸buj膮c zapomnie膰, 偶e sam trz臋sie si臋 z zimna.

W ko艅cu zatrzyma艂 si臋.

- To tam - oznajmi艂. - T臋dy dojdziemy do letniej zagrody.

Tova ledwie dostrzeg艂a zarysy starego traktu.

- Z rado艣ci膮 si臋 ciebie pozb臋d臋 - wymamrota艂 Ravn przez zaci艣ni臋te z臋by. - A wtedy czym pr臋dzej wr贸c臋 do Grindom.

- W nocy?

- B膮d藕 tego pewna.

- Ale przecie偶 przemarz艂e艣 do szpiku ko艣ci! Twoje ubranie jest sztywne od lodu.

- Nic nie szkodzi. Bywa艂em w gorszych opa艂ach.

Tova nie odpowiedzia艂a, ale jej milczenie by艂o wymowne.

Nienawidzi艂 艂agodnego g艂osu tej panny. Nie 偶yczy艂 sobie, by ktokolwiek si臋 o niego troszczy艂! Najlepiej radzi艂 sobie w surowych warunkach w gronie r贸wnie jak on bezwzgl臋dnych towarzyszy. Drobna dziewczyna wprowadza艂a zam臋t w 艣wiat jego warto艣ci. Gardzi艂 ni膮, g艂贸wnie dlatego, 偶e nie m贸g艂 jej zrozumie膰.

Z ulg膮 pokonywa艂 ostatni odcinek drogi. Kiedy dotarli do opuszczonych zabudowa艅, niebo na wschodzie rozja艣ni艂o si臋, zwiastuj膮c nadej艣cie nowego dnia.

Szare, niepozorne chaty, pochylone i krzywe, trwa艂y pogr膮偶one w u艣pieniu.

Ravn skierowa艂 si臋 do chaty, w kt贸rej wyznaczono spotkanie.

- S膮 tu ju偶 od wieczora - mrukn膮艂. - Obudzimy ich.

Jakie艣 drzwi, otwierane i zamykane przez wiatr, trzasn臋艂y i zazgrzyta艂y z j臋kiem.

- A偶 dziw, 偶e w takim ha艂asie mog膮 spa膰 - sykn膮艂 Ravn i pchn膮艂 drzwi.

Podni贸s艂 le偶膮c膮 na progu siekier臋 i wbi艂 w powa艂臋 jako ochron臋 przed niewidzialnymi istotami grasuj膮cymi w nocnych ciemno艣ciach.

- Nie藕le - pochwali艂a go Tova.

Wszed艂 do przedsionka i zapuka艂 mocno do kolejnych drzwi.

Nikt nie odpowiedzia艂. Wiatr wy艂 g艂ucho w kamiennym kominie i szumia艂 w trawie.

Kiedy tak stali obok siebie w ciasnym przedsionku, jego blisko艣膰 wydawa艂a si臋 Tovie wr臋cz nie do zniesienia. Zauwa偶y艂a, 偶e on tak偶e cofn膮艂 si臋 o krok, jakby w obawie, 偶e si臋 poparzy.

Drzwi nie ust膮pi艂y pod naporem silnego ramienia wojownika.

- W zamku jest klucz - zauwa偶y艂a Tova, kt贸ra dobrze widzia艂a w ciemno艣ci. - Od zewn膮trz.

- Jak to od zewn膮trz? - zdziwi艂 si臋 przekonany, 偶e w chacie kto艣 powinien by膰.

Przekr臋ci艂 jednak klucz, a gdy weszli do izby, uderzy艂 ich w nozdrza zapach st臋chlizny.

- Czy偶by jeszcze nie dotarli? - odezwa艂 si臋 Ravn niepewnym g艂osem. - Przecie偶 opu艣cili艣my Grindom r贸wnocze艣nie.

- Mo偶e zobaczyli wojownik贸w mojego ojca galopuj膮cych w stron臋 dworu?

- Rzeczywi艣cie mogli ich zauwa偶y膰 po drodze - zgodzi艂 si臋 Ravn po chwili namys艂u. - A niech to!

- Wola艂abym, 偶eby艣 tak nie wykrzykiwa艂! Uszy mnie bol膮 - powiedzia艂a.

- Mam gdzie艣 twoje uszy!

- Co zamierzasz zrobi膰?

- Chcia艂em opu艣ci膰 to miejsce tak szybko jak to mo偶liwe, ale nie mog臋 ci臋 przecie偶 zostawi膰 tutaj samej.

- Nie - przyzna艂a po艣piesznie Tova. - Troch臋 si臋 boj臋 ciemno艣ci.

- Nic mnie to nie obchodzi! Zreszt膮 ci nie wierz臋! Jestem pewien, 偶e gdybym st膮d odszed艂, uciek艂aby艣 ile si艂 w nogach.

- W takim razie co chcesz zrobi膰?

- Chyba nie mam wyboru - westchn膮艂 ci臋偶ko.

Tova zamilk艂a na chwil臋, ale zaraz wyprostowa艂a si臋, m贸wi膮c:

- Je艣li rozwi膮偶esz mi r臋ce, rozpal臋 w palenisku. Troch臋 si臋 tutaj nagrzeje.

- Sam to zrobi臋. Na moment przynajmniej zapomn臋 o tych wszystkich k艂opotach z tob膮.

Uwolni艂 jednak skr臋powane r臋ce dziewczyny. Chocia偶 jego palce by艂y lodowate, ich dotyk tak poruszy艂 Tov臋, 偶e ledwie zmusi艂a si臋, by sta膰 spokojnie. Ostro偶nie rozprostowa艂a i pomasowa艂a d艂onie.

Ravn zaj膮艂 si臋 ogniem, Tova tymczasem zapali艂a znaleziony kaganek. W jego 艣wietle uporz膮dkowa艂a troch臋 chat臋 i dok艂adniej przyjrza艂a si臋 jej wn臋trzu.

By艂a tu tylko jedna niewielka izba. Dwa kr贸tkie, ale szerokie, przytwierdzone do 艣ciany 艂贸偶ka zajmowa艂y wi臋ksz膮 cz臋艣膰 pomieszczenia, w rogu znajdowa艂o si臋 wielkie palenisko.

Dwa 艂贸偶ka 艣wiadczy艂y o tym, 偶e kiedy艣 mieszka艂a tu liczna rodzina. Dreszcze przebieg艂y Tovie po plecach na my艣l, 偶e wszystkich zabra艂a 鈥瀋zarna 艣mier膰鈥.

Nadal jednak kto艣 tu bywa艂 i chyba go艣ci艂 ca艂kiem niedawno, s膮dz膮c po owczych sk贸rach roz艂o偶onych na pos艂aniach i zasuszonym bukieciku dzwoneczk贸w w wazoniku. Ten dow贸d wra偶liwo艣ci kt贸rego艣 z ludzi Grjota bardzo wzruszy艂 dziewczyn臋.

Ciep艂o z paleniska powoli rozchodzi艂o si臋 po izbie.

- Nie zdejmiesz z siebie tej mokrej peleryny? - zapyta艂a Ravna.

- Moja sprawa.

- Zdejmuj! - wrzasn臋艂a Tova, daj膮c upust z艂o艣ci, jaka nagromadzi艂a si臋 w niej pod wp艂ywem prze偶y膰 ko艅cz膮cego si臋 dnia.

Odwr贸ci艂 si臋 poirytowany, ale, o dziwo, pos艂ucha艂 jej bez sprzeciwu.

Szybkim ruchem zsun膮艂 z plec贸w mokr膮 peleryn臋 i cisn膮艂 w dziewczyn臋, kt贸ra skuli艂a si臋 pod jej ci臋偶arem.

Bez komentarza zawiesi艂a okrycie na sznurze w pobli偶u paleniska.

- Je艣li sko艅czy艂e艣 ju偶 kr臋ci膰 si臋 w k贸艂ko, to zdejmij te偶 buty!

- Co to za komenderowanie? - zaprotestowa艂 ostro. - S膮dzisz, 偶e nie wiem, co mam robi膰?

- Trz臋siesz si臋 ca艂y i pewnie palce ca艂kiem ci zgrabia艂y.

- Musz臋 si臋 jeszcze troch臋 pokr臋ci膰 w k贸艂ko, jak to okre艣li艂a艣. Przynios臋 wi臋cej drewna i...

- W takim razie zr贸b to czym pr臋dzej! Potem ja wyjd臋, 偶eby艣 m贸g艂 zdj膮膰 ubranie. Po艂o偶ysz je z boku, a ja powiesz臋 nad ogniem. Zagotuj臋 wody i kiedy ju偶 b臋dziesz w 艂贸偶ku, dam ci pi膰.

- Nie! - zawo艂a艂 wzburzony. - Umy艣li艂a艣 sobie, 偶e uciekniesz, kiedy ja b臋d臋 le偶a艂 nagi w 艂贸偶ku i nie b臋d臋 m贸g艂 ruszy膰 w pogo艅, co?

Spojrza艂a zdumiona, bo taka my艣l nawet nie posta艂a jej w g艂owie.

- Naprawd臋 s膮dzisz, 偶e odwa偶y艂abym si臋 w 艣rodku nocy ruszy膰 na nieznane trakty? To znaczy, 偶e nie masz poj臋cia, jak bardzo boj臋 si臋 ciemno艣ci.

Patrzy艂 na ni膮 badawczo przez d艂u偶sz膮 chwil臋, wreszcie westchn膮艂 ci臋偶ko i ruszy艂 w stron臋 drzwi.

- Ravn - odezwa艂a si臋 cicho dziewczyna.

Zatrzyma艂 si臋 zaskoczony i dopiero po chwili poj膮艂 przyczyn臋 swej reakcji. Jak mi臋kko zabrzmia艂o jego imi臋 w jej ustach!

Ale przecie偶 zawsze tak膮 dum膮 napawa艂o go twarde imi臋, odpowiednie dla bezwzgl臋dnego wojownika! Ona tymczasem zniszczy艂a tak偶e i to.

- Czego? - warkn膮艂.

- Mam nadziej臋, 偶e nie zamierzasz znikn膮膰, kiedy b臋d臋 spa艂a?

Popatrzy艂 na ni膮, nic nie pojmuj膮c.

- Prosz臋 ci臋, Ravn... Nie odchod藕! Nie zostawiaj mnie tu samej!

D艂ugo sta艂 jak oniemia艂y. Jaka艣 struna drgn臋艂a w jego sercu, przyprawiaj膮c go wr臋cz o b贸l.

- Chyba naprawd臋 bardzo si臋 boisz ciemno艣ci - mrukn膮艂 wreszcie pod nosem i g艂o艣no zamkn膮艂 za sob膮 drzwi.

Tova us艂ysza艂a, ze mocuje co艣 na dachu, i domy艣li艂a si臋, 偶e pewnie znak dla ludzi Grjota, kt贸rych oczekiwa艂.

Zawiesi艂a nad paleniskiem kocio艂ek z wod膮, a tymczasem Ravn wr贸ci艂 z nar臋czem drew i rzuci艂 od progu:

- Wychod藕, 偶eby艣 mi tu nie 艂azi艂a, kiedy b臋d臋 si臋 rozbiera膰!

Tova wysz艂a. Od strony o艣nie偶onych szczyt贸w zerwa艂 si臋 lodowaty wiatr i rozwiewa艂 star膮 s艂om臋 przy oborze.

Kiedy艣 to miejsce t臋tni艂o 偶yciem i rozbrzmiewa艂o 艣miechem. Teraz znikn臋li wszyscy, doro艣li, dzieci i starcy. Zabra艂a ich 鈥瀋zarna 艣mier膰鈥.

Tova nie potrafi艂a sobie wyobrazi膰 czas贸w wielkiej zarazy. Wiedzia艂a tylko, 偶e umar艂o wtedy tak wielu ludzi, 偶e ci, kt贸rych choroba nie dotkn臋艂a, zoboj臋tnieli na 艣mier膰 innych.

Powr贸ci艂a my艣lami do tera藕niejszo艣ci, do Ravna.

Czy mo偶liwe, by jaki艣 cz艂owiek by艂 na wskro艣 przesi膮kni臋ty z艂em?

Nie! Wierzy艂a gor膮co, 偶e gdzie艣 w g艂臋bi duszy w ka偶dym tkwi cho膰 odrobina dobra. Zda艂a sobie spraw臋, 偶e nie okaza艂a Ravnowi zbyt wiele wyrozumia艂o艣ci. Nie pojmowa艂a jednak, dlaczego wzbudza w niej tak膮 z艂o艣膰. To przecie偶 ca艂kiem do niej niepodobne! Zachowywa艂 si臋 jednak naprawd臋 okropnie!

Powinnam zmieni膰 taktyk臋 i odnosi膰 si臋 do niego nieco przyja藕niej, pomy艣la艂a, cho膰 najch臋tniej uderzy艂aby wojownika po jego wstr臋tnej, cho膰 niew膮tpliwie urodziwej twarzy.

ROZDZIA艁 III

Tova u艂ama艂a kilka ga艂膮zek ja艂owca i wolnym krokiem wr贸ci艂a do chaty. W izbie dymi艂 kaganek, ale pachnia艂o mi艂o cz艂owiekiem i ciep艂em. Ravn, tak jak go prosi艂a, zawiesi艂 nad paleniskiem mokre ubranie. Odziany w wilgotny habit wsta艂 od sto艂u i starannie zamkn膮艂 za Tov膮 drzwi. Klucz ukry艂 pod siennikiem.

- To zbyteczne - odezwa艂a si臋, posy艂aj膮c mu nie艣mia艂y u艣miech, kt贸ry, jak si臋 spodziewa艂a, nie zosta艂 odwzajemniony.

Wla艂a zagotowan膮 wod臋 do kubk贸w.

- Trudno tym nasyci膰 偶o艂膮dek, ale przynajmniej troch臋 si臋 rozgrzejemy - powiedzia艂a z udawan膮 weso艂o艣ci膮

- Mam chleb - odpar艂 na to Ravn i doda艂 tonem usprawiedliwienia: - Tylko zmoczy艂 si臋 troch臋 w czasie k膮pieli w potoku!

- Nie szkodzi, woda w g贸rskich potokach jest czysta! Teraz najlepiej b臋dzie, je艣li si臋 po艂o偶ysz, ja dorzuc臋 do ognia. Nie mo偶esz siedzie膰 w mokrym ubraniu. Dam ci jedzenie do 艂贸偶ka.

Zdziwi艂a si臋 niepomiernie tym, 偶e jej pos艂ucha艂. Po艂o偶y艂a kilka ga艂膮zek ja艂owca na pod艂og臋, 偶eby odstraszy膰 myszy, a pozosta艂e wrzuci艂a do wody w kocio艂ku.

Potem zanios艂a Ravnowi do 艂贸偶ka kubek z wod膮 i wilgotny chleb, a sama usiad艂a przy stole. Ale nie mia艂a apetytu, z trudem prze艂yka艂a jedzenie, mimo 偶e po tak wyczerpuj膮cej w臋dr贸wce powinien doskwiera膰 jej g艂贸d. Z przera偶eniem my艣la艂a o tym, co si臋 sta艂o, dr臋czy艂 j膮 te偶 niepok贸j o to, co przyniesie kolejny dzie艅.

K膮cikiem oka dostrzeg艂a, 偶e Ravn przez ca艂y czas si臋 w ni膮 wpatruje, a z wyrazu jego twarzy odczyta艂a, 偶e zmaga si臋 z g艂臋bokimi rozterkami. Troch臋 j膮 jednak roz艣miesza艂o, 偶e gdy kierowa艂a na niego wzrok, odwraca艂 si臋 po艣piesznie.

W kocio艂ku zawrza艂a kolejna porcja wody. Dziewczyna zanurzy艂a w pachn膮cym ja艂owcem wrz膮tku stary kawa艂ek p艂贸tna znaleziony w izbie, potem wykr臋ci艂a go mocno i podesz艂a do Ravna.

- Po艂贸偶 si臋! - nakaza艂a. - I odsu艅 barani膮 sk贸r臋.

- Co robisz? - zaprotestowa艂, ale zdecydowane spojrzenie Tovy sprawi艂o, 偶e zrobi艂, jak kaza艂a, cho膰 przez zaci艣ni臋te z臋by ciska艂 przekle艅stwa.

Tova z lekkim oci膮ganiem po艂o偶y艂a paruj膮c膮 szmat臋 na jego piersi. Pierwszy raz widzia艂a nagi tors m臋偶czyzny i zaskoczy艂o j膮, 偶e mo偶e by膰 ow艂osiony. Pokonawszy w sobie odruch niech臋ci, uzna艂a, 偶e czarne w艂osy na piersi dodaj膮 Ravnowi m臋sko艣ci.

- Au! Chcesz mnie poparzy膰? - wrzasn膮艂.

- Tak trzeba - usprawiedliwi艂a si臋.

Ravn nie spuszcza艂 wzroku z siedz膮cej na brzegu pos艂ania dziewczyny. Nie poj膮艂 zak艂opotania, jakie ujrza艂 w jej oczach, nie zrozumia艂, dlaczego odwraca spojrzenie od jego silnych, umi臋艣nionych bark贸w. Czy偶by co艣 by艂o nie tak?

Naprawd臋 艂adna jest ta c贸rka rycerza. Nigdy dot膮d nie spotka艂 istoty tak czystej i subtelnej. Mia艂a delikatne rysy twarzy, nie tak jak inne kobiety. Za ka偶dym razem, gdy swymi drobnymi d艂o艅mi dotyka艂a jego cia艂a, czu艂 przyjemne mrowienie.

Co za dziwna istota!

W nag艂ym przyp艂ywie rozdra偶nienia odtr膮ci艂 jej r臋k臋. Denerwowa艂a go, w艂a艣ciwie wszystko w niej go denerwowa艂o, cho膰 nie potrafi艂by okre艣li膰 dlaczego. Tak jakby stanowi艂a dla niego jakie艣 zagro偶enie. Bzdura! zgani艂 si臋 w my艣lach. Jak takie nic mo偶e zagra偶a膰 najlepszemu wojownikowi Grjota!

Tova, zm臋czona jego czujnym wzrokiem, wsta艂a i jeszcze raz zamoczy艂a p艂贸cienn膮 szmat臋 w gor膮cej wodzie.

- Powiedzia艂e艣, 偶e wywodzisz si臋 z kr贸lewskiego rodu? - spyta艂a. - Kim jeste艣, skoro nie potomkiem wiking贸w?

- Moimi przodkami byli w艂adcy Szkocji - odrzek艂 z dum膮, bo lubi艂 si臋 tym chwali膰, aczkolwiek nie mia艂 ku temu wielu okazji. - Wywodz臋 si臋 w prostej linii od ksi臋偶niczki Katanii, c贸rki kr贸la szkockiego. Au! Parzy! Specjalnie namoczy艂a艣 szmat臋 w tak gor膮cej wodzie, by mi zadawa膰 b贸l?

- To ju偶 ostatni raz - odpowiedzia艂a lekko dr偶膮cym g艂osem, staraj膮c si臋 oprze膰 mimowolnej fascynacji. Przywo艂a艂a ca艂膮 si艂臋 woli, by oderwa膰 wzrok od jego umi臋艣nionej klatki piersiowej.

- Czy nie t臋sknisz za Szkocj膮?

- Nie, przecie偶 nigdy tam nie by艂em. - Zamilk艂 na moment i zapatrzy艂 si臋 w powa艂臋. - Ale wiele razy marzy艂em o tym, by zobaczy膰 swoj膮 ojczyzn臋. Tak, uwa偶am si臋 za p贸艂 Szkota, cho膰 mam w swoich 偶y艂ach mieszan膮 krew.

Jak dobrze z kim艣 porozmawia膰, w艂a艣ciwie nie zdarzy艂o mu si臋 to dot膮d. Na dodatek z kim艣 m膮drym, kto go nie wy艣miewa艂...

Do czarta! Przecie偶 to ta przekl臋ta c贸rka rycerza!

Ona jednak odezwa艂a si臋 w tej samej chwili:

- Ale z wygl膮du za bardzo nie przypominasz Norweg贸w. No! Na razie starczy tych ok艂ad贸w. Chcia艂abym si臋 ju偶 po艂o偶y膰, wi臋c gdyby艣 m贸g艂 si臋 odwr贸ci膰...

Ravn, kt贸ry w jednej chwili po偶a艂owa艂 swej s艂abo艣ci, wysycza艂 ze z艂o艣ci膮:

- Wskakuj do 艂贸偶ka! Nawet na ciebie nie spojrz臋, chyba nie my艣lisz, 偶e mnie interesujesz?

Jego twarz zn贸w przybra艂a nieprzenikniony wyraz. Tovie zrobi艂o si臋 przykro, 偶e swymi s艂owami zniszczy艂a t臋 delikatn膮 ni膰 porozumienia, jaka si臋 mi臋dzy nimi zawi膮za艂a. Omal si臋 nie rozp艂aka艂a z 偶alu.

Popatrzy艂a na odwr贸conego do niej plecami m臋偶czyzn臋. Dr偶a艂 z zimna, jakby nigdy nie mia艂 si臋 wyrwa膰 z okow贸w ch艂odu. Spontanicznie po艂o偶y艂a mu d艂onie na barkach i zdecydowanymi ruchami zacz臋艂a je masowa膰.

- Zaraz ci臋 rozgrzej臋 - powiedzia艂a z zapa艂em. - Moja mama te偶 zawsze...

Ravn zesztywnia艂 ze zdumienia i w pierwszej chwili nie zaprotestowa艂. Szybko jednak och艂on膮艂. Poderwawszy si臋 gwa艂townie, rykn膮艂:

- Co ci si臋 roi w g艂owie?

Tova cofn臋艂a si臋 przera偶ona.

- Moja mama uwa偶a, 偶e to pomaga. A ona cz臋sto marznie.

- Nie jestem twoj膮 matk膮! - warkn膮艂, a w oczach zapali艂y mu si臋 w艣ciek艂e b艂yski. - Id藕 si臋 po艂o偶y膰, ty czarownico!

Odwr贸ci艂 si臋 na powr贸t do 艣ciany i naci膮gn膮艂 owcz膮 sk贸r臋 po same uszy.

Dr偶膮cymi d艂o艅mi Tova zdj臋艂a od艣wi臋tn膮 sukni臋 z pi臋knego lnu, ufarbowanego naturalnymi barwnikami, i starannie po艂o偶y艂a j膮 na krze艣le. Poczu艂a, jak 艣ciska j膮 w gardle, i uparcie wmawia艂a sobie, 偶e to z powodu zniszczonej sukienki, kt贸rej d贸艂, ozdobiony pi臋knymi haftami, nosi艂 艣lady b艂ota, a przy dekolcie pozosta艂y trwa艂e 艣lady szarpaniny z Ravnem. Czy uda jej si臋 j膮 od艣wie偶y膰 i naprawi膰?

Zosta艂a tylko w bieli藕nie, dzi臋kuj膮c w duchu opatrzno艣ci, 偶e Ravnowi przykazano surowo, i偶 nie wolno mu jej tkn膮膰. Na szcz臋艣cie nie wykazywa艂 na to nawet najmniejszej ochoty.

Uspokojona, zgasi艂a kaganek i wsun臋艂a si臋 do 艂贸偶ka mi臋dzy sk贸ry, kt贸re wygl膮da艂y na nowe. Odetchn臋艂a z ulg膮, bo obrzydzeniem napawa艂a j膮 my艣l, 偶e mog艂aby si臋 nabawi膰 jakiego艣 robactwa.

W ciszy tym dono艣niej zabrzmia艂 艣miech Ravna.

- Zdaje si臋, 偶e rzeczywi艣cie pomog艂o. Zrobi艂o mi si臋 cieplej!

Poderwa艂a si臋 z 艂贸偶ka.

- Mam ci臋 jeszcze troch臋 pomasowa膰? - zapyta艂a, gorliwie ofiaruj膮c sw膮 pomoc.

- Nie! - wrzasn膮艂, a偶 si臋 zatrz臋s艂y 艣ciany chaty.

Sp艂oszona po艂o偶y艂a si臋 z powrotem.

W ciszy, jaka zaleg艂a, s艂ycha膰 by艂o jedynie trzask ognia na palenisku. Tova z艂o偶y艂a r臋ce i zacz臋艂a szepta膰 s艂owa modlitwy skierowane do Matki Bo偶ej.

- Modlisz si臋? - spyta艂 Ravn rozbawiony, jakby z niedowierzaniem.

- Oczywi艣cie, co wiecz贸r to robi臋.

- Chyba jeste艣 niem膮dra! Wierzysz, 偶e kto艣 ci臋 wys艂ucha? O co si臋 modlisz, o wi臋ksze bogactwo?

- Teraz modli艂am si臋 za mego ojca i za ciebie.

- Za mnie? Daruj sobie, do diab艂a! Nie potrzebuj臋, by ktokolwiek stara艂 mi si臋 co艣 wymodli膰! - Ravn usiad艂 gwa艂townie i opar艂 si臋 o 艣cian臋.

W s艂abej po艣wiacie, jak膮 rzuca艂y p艂omienie, Tova ledwie dostrzega艂a zarys jego postaci.

- Zapewniam ci臋, 偶e potrzebujesz modlitwy - powiedzia艂a, wspar艂szy si臋 na 艂okciach. - I to bardziej ni偶 ktokolwiek inny.

- Ha! - sapn膮艂 g艂o艣no. - W 偶yciu nie s艂ysza艂em podobnych bzdur! Niby dlaczego?

- Bo jeste艣 nic nie wart.

- Nic nie wart? - wycedzi艂. - Co masz na my艣li?

- A jak ty w og贸le 偶yjesz? Masz w sobie cho膰 odrobin臋 cz艂owiecze艅stwa? Nie m贸wi膮c o dobroci? Nie, w twoim 偶yciu jest tylko miejsce na nienawi艣膰 i zniszczenie. Doprawdy jeste艣 bardzo ubogi!

- A ty jeste艣 g艂upia! - warkn膮艂. - U Grjota niczego mi nie brakuje. Dostaj臋 wszystko, czego mi potrzeba.

- Czy偶by? Nie艣wiadomie wskaza艂e艣 g艂贸wnego winowajc臋. Bo to w艂a艣nie Grjot zniszczy艂 w tobie ludzkie odruchy, uczyni艂 z ciebie bezwzgl臋dnego, okrutnego morderc臋. Ale ja wierz臋, 偶e z natury nie jeste艣 na wskro艣 z艂y!

Wydawa艂o si臋, 偶e Ravn wyskoczy z 艂贸偶ka i z艂oi jej sk贸r臋, a powstrzymuje go jedynie brak ubrania.

Tova za艣 nieprzerwanie ci膮gn臋艂a, za wszelk膮 cen臋 pr贸buj膮c go udobrucha膰:

- Jestem pewna, 偶e potrafisz okaza膰 ludzkie odruchy, je艣li tylko...

- Zamknij si臋! - warkn膮艂. - Nie mam zamiaru dyskutowa膰 z zarozumia艂膮 smarkul膮 - doda艂 ju偶 nieco spokojniej. - Ciekawe, dlaczego taka pobo偶na osoba panicznie si臋 boi ciemno艣ci? Czy偶by Madonna traci艂a swe wp艂ywy po zmierzchu?

- Nie, ale l臋kam si臋 z艂ych mocy nie mniej ni偶 z艂ych 艣miertelnik贸w.

Udawa艂, 偶e nie dos艂ysza艂 ostatnich s艂贸w dziewczyny.

- To tylko zwyk艂e g艂upoty!

- Bynajmniej! Na w艂asne oczy widzia艂am... duchy - zaprzeczy艂a gor膮czkowo.

- Tak? Gdzie? - W g艂osie Ravna zabrzmia艂o szyderstwo.

- W domu. We dworze stoi stara chata, w kt贸rej nikt nie mieszka. Gdzie艣 zagin膮艂 do niej klucz.

Tova o偶ywi艂a si臋 i na moment zapomnia艂a o panuj膮cej mi臋dzy nimi wrogo艣ci. Poczu艂a nagle przemo偶n膮 potrzeb臋 opowiedzenia Ravnowi o tym, co j膮 od dawna dr臋czy艂o. W艂a艣nie dlatego, 偶e by艂 taki silny, pewny siebie i na wszystko znajdowa艂 rad臋. Opar艂a si臋 wygodniej na 艂okciach i pr贸buj膮c uchwyci膰 jego spojrzenie w migotliwym blasku rzucanym przez p艂omienie, zacz臋艂a sw膮 opowie艣膰;

- Po raz pierwszy ujrza艂am je podczas nocy przesilenia wiosennego.

- W tym roku?

Wcale si臋 z niej nie 艣mia艂!

- Tak, le偶a艂am w 艂贸偶ku i nie mog艂am zasn膮膰. Czu艂am jaki艣 taki wewn臋trzny niepok贸j...

- Dlaczego?

- Dlaczego? Hm... Chyba z powodu dorastania. Poza tym wiosna tak dziwnie dzia艂a na cz艂owieka, rozumiesz chyba?

- Do rzeczy! Nie gadaj po pr贸偶nicy!

Tova prze艂kn臋艂a g艂o艣no 艣lin臋, wyra藕nie ura偶ona. Ravn tymczasem zastanawia艂 si臋 nad tym, co powiedzia艂a. Czy偶by t臋skni艂a za m臋偶czyzn膮? Poczu艂, jak ogarnia go dziwne, nieznane dot膮d podniecenie.

Chyba nie przypuszcza, 偶e jej pomo偶e. Co to, to nie! Obieca艂 Grjotowi, 偶e nie tknie dziewczyny, zreszt膮 偶adna si艂a by go do tego nie zmusi艂a.

- Wsta艂am w 艣rodku nocy - ci膮gn臋艂a Tova. - Panowa艂 p贸艂mrok, tak jak teraz. Us艂ysza艂am na zewn膮trz jakie艣 szepty, podesz艂am wi臋c do okienka i wyjrza艂am. Moim oczom ukaza艂 si臋 przera偶aj膮cy widok...

S艂ucha艂, nie przerywaj膮c.

Tova z trudem znajdowa艂a s艂owa, by opisa膰, to co ujrza艂a.

- Drzwi do chaty sta艂y otworem, a do 艣rodka wchodzi艂a jaka艣 dziwna istota...

- Dlaczego przerywasz?

- By艂a odra偶aj膮ca, Ravn.

Gdyby tylko przesta艂a wymawia膰 jego imi臋 w taki spos贸b, delikatnie i z powag膮! Dziwnie reagowa艂 na brzmienie jej g艂osu, wzbiera艂a w nim agresja, a ca艂e cia艂o napina艂o si臋, jakby w odruchu obronnym.

Nie odezwa艂 si臋 jednak, a dziewczyna opowiada艂a dalej:

- By艂 wysoki i szary niby wysuszona s艂o艅cem ziemia i zamiast g艂owy mia艂 wielki g艂az. Sta艂am jak zaczarowana, pojmujesz? On za艣 wszed艂 do 艣rodka, a za nim jeszcze dwie istoty...

- Podobne do niego?

- Nie, to by艂y bladoszare postaci kobiet, kt贸re ci膮gn臋艂y... trumn臋!

- Zmy艣lasz!

- Nie, przysi臋gam.

- M贸wi艂a艣, 偶e widzia艂a艣 je kilkakrotnie?

- Tak, jeszcze dwa razy. Ale niedok艂adnie tak samo. Kiedy艣 w ciemno艣ciach zauwa偶y艂am kilka cieni wymykaj膮cych si臋 z chaty, a potem z kolei ten m臋偶czyzna z kamienn膮 g艂ow膮 sam taszczy艂 trumn臋.

Ravn milcza艂, a Tovie nagle ca艂y 艣wiat wyda艂 si臋 nierealny. Znajdowa艂a si臋 gdzie艣 wysoko w g贸rach, w zapomnianej przez ludzi zagrodzie razem z okrutnikiem pozbawionym ludzkich uczu膰. A mimo to jego g艂os wydawa艂 jej si臋 taki bliski, 偶e porusza艂 najczulsze struny w duszy. Z nikim nie odczuwa艂a dot膮d takiej wsp贸lnoty. Brzask, kt贸ry o tej porze roku nadchodzi艂 w 艣rodku nocy, rzuca艂 dr偶膮c膮 szar膮 po艣wiat臋, ale s膮cz膮ce si臋 przez niewielkie okienko 艣wiat艂o poranka nie rozja艣nia艂o mroku izby.

- Jak my艣lisz, Ravn, co to by艂o?

Nie wymawiaj mego imienia! krzycza艂o w nim wszystko ze z艂o艣ci膮. A mimo to oczekiwa艂 niecierpliwie, by powt贸rzy艂a je raz jeszcze, by zn贸w poczu膰 t臋 znienawidzon膮 s艂odycz w ciele. Ach, gdyby tak wolno mu by艂o j膮 dr臋czy膰 i torturowa膰, zem艣ci膰 si臋 na niej!

Poruszy艂 si臋.

- Dziwne - powiedzia艂 jednak jakby wbrew sobie. - Podobne rzeczy wydarzy艂y si臋 wczesn膮 wiosn膮 w Grindom.

- Co ty powiesz? - o偶ywiona ukl臋k艂a. Ravn dostrzeg艂 w mroku jej bielizn臋 i nagie kolana na brzegu 艂贸偶ka.

- Tak - odpowiedzia艂, z trudem wydobywaj膮c s艂owa. - Kilku m艂odzie艅c贸w twierdzi艂o, jakoby widzieli w ciemno艣ciach upiory. S膮dzili艣my, 偶e s膮 to jedynie ich wymys艂y. Ale z tego co m贸wisz...

Nagle wrzasn膮艂:

- Po艂贸偶 si臋 w ko艅cu, nie sied藕 tak! Chc臋 spa膰!

- Dobrze - szepn臋艂a Tova i skuli艂a si臋 sp艂oszona. - Dobranoc, Ravn. A mo偶e dzie艅 dobry?

Nie zni偶y艂 si臋 do tego, by jej odpowiedzie膰. Chyba nie s膮dzi艂a, 偶e jest a偶 tak naiwny?


Gdy Tova si臋 obudzi艂a, Ravna ju偶 nie by艂o w izbie. Ze sznura znikn臋艂o te偶 jego ubranie.

Dziewczyna poderwa艂a si臋, przera偶ona, 偶e odszed艂 i zostawi艂 j膮 sam膮 na tym pustkowiu.

Ale Ravn musia艂 po prostu wyj艣膰. Czu艂, 偶e ciasna izba dusi go i przyt艂acza. Widok 艣pi膮cej dziewczyny wzbudzi艂 w nim gwa艂town膮 nienawi艣膰. Le偶a艂a taka odra偶aj膮co s艂aba i delikatna, jej z艂ote w艂osy opada艂y poza przykrycie z owczej sk贸ry.

Bezwiednie wyci膮gn膮艂 r臋k臋 i odgarn膮艂 kilka kosmyk贸w, kt贸re zsun臋艂y si臋 jej na twarz. Palcami przesun膮艂 po w艂osach, kt贸re wyda艂y mu si臋 delikatne jak jedwab.

Odwr贸ci艂 si臋 na pi臋cie i wybieg艂 z chaty. Ruszy艂 pod wiatr i nie zatrzymywa艂 si臋, p贸ki starczy艂o mu si艂, min膮艂 opustosza艂e zagrody i wyszed艂 na hal臋, wreszcie zatrzyma艂 si臋 przy jeziorku, zachodz膮c w g艂ow臋, jak si臋 tam w og贸le dosta艂. Pochyli艂 si臋 i op艂uka艂 rozpalon膮 twarz w lodowatej wodzie. Potem wolno zawr贸ci艂.

Tova ubra艂a si臋 i wysz艂a przed chat臋. Zobaczy艂a go z daleka i serce jej zabi艂o z trwogi, ale jednocze艣nie poczu艂a gwa艂town膮 ulg臋, tak 偶e omal nie zemdla艂a.

W tej samej chwili dostrzeg艂a dw贸ch m臋偶czyzn na koniach nadje偶d偶aj膮cych drog膮 od strony Grindom.

Ravn musia艂 ich tak偶e zauwa偶y膰, bo wyszed艂 im na spotkanie. M臋偶czy藕ni zeskoczyli z koni i co艣 mu powiedzieli. Wydawali si臋 mocno poruszeni, co Tov臋 troch臋 zaniepokoi艂o.

Na szcz臋艣cie jednak dla siebie nie s艂ysza艂a ich rozmowy.

- Gdzie byli艣cie? - pyta艂 rozgniewany Ravn. - Ju偶 dawno powinienem wr贸ci膰 do dworu, a tymczasem bawi臋 si臋 tu w nia艅k臋.

- W Grindom wiele si臋 wydarzy艂o - odpar艂 jeden z m臋偶czyzn z powag膮. - Ludzie rycerza Gudmunda podpalili kilka chat nale偶膮cych do dworu, kt贸re cz臋艣ciowo sp艂on臋艂y.

- Oszala艂? - wybuch艂 Ravn. - To znaczy...

- Sam rycerz nie bra艂 w tym udzia艂u, tylko paru jego ludzi, reszta to jacy艣 nieznajomi, kt贸rzy na w艂asn膮 r臋k臋 zdecydowali si臋 pom贸c uwolni膰 dziewczynk臋.

- Dziewczynk臋! - wysycza艂 Ravn. - Ona wcale nie jest dzieckiem! Sp贸jrzcie na ni膮!

Tova dostrzeg艂a, 偶e m臋偶czy藕ni odwr贸cili g艂owy i popatrzyli w jej stron臋. Po艣piesznie wesz艂a z powrotem do chaty.

- Mo偶ecie przej膮膰 nad ni膮 stra偶 - doda艂 Ravn niecierpliwie. - Ja tymczasem wracam wesprze膰 Grjota.

- Przynosimy ci nowe rozkazy - przerwa艂 mu jeden z przyby艂ych. - Pan Grjot wpad艂 we w艣ciek艂o艣膰. 呕膮da, by艣 wr贸ci艂 z dziewczyn膮 do dworu rycerskiego i j膮 zabi艂. Martwe cia艂o masz po艂o偶y膰 na dziedzi艅cu, tak by wszyscy je zobaczyli. Niech to b臋dzie przestroga dla Gudmunda, 偶e z Grjotem nie wolno igra膰!

Z twarzy Ravna trudno by艂o cokolwiek odczyta膰.

- Nie mam zamiaru w艂贸czy膰 si臋 w k贸艂ko z... z...

- To rozkaz. Grjot jest pewien, 偶e nie sprawi ci to 偶adnych trudno艣ci. To dla ciebie wszak nie pierwszyzna. Bo chyba ci臋 nie omota艂a?

- Omota艂a? Jak to?

- No, czy rzuci艂a czar, 偶eby wzbudzi膰 w tobie po偶膮danie.

- Po偶膮danie? Zwariowa艂e艣. Nie cierpi臋 tej dziewki!

- Tym lepiej dla ciebie. Ruszajcie czym pr臋dzej!

- Ale przecie偶 rycerz nie ponosi winy za to, co si臋 sta艂o - zastanawia艂 si臋 g艂o艣no Ravn.

- Ale jest odpowiedzialny za czyny swoich ludzi. Musimy ju偶 wraca膰! - M臋偶czy藕ni po偶egnali si臋, zawr贸cili konie i odjechali.

Ravn d艂ugo sta艂 nieporuszony. W ko艅cu wyprostowa艂 si臋 i wr贸ci艂 do chaty.

W 艣wietle dnia izba wygl膮da艂a wyj膮tkowo n臋dznie. Miniona zima mocno sfatygowa艂a drewniane 艣ciany, poczyni艂a tak偶e znaczne szkody na torfowym dachu.

W drzwiach Ravna powita艂a Tova.

- Dzi臋ki Bogu, 偶e nie odjecha艂e艣! - zawo艂a艂a. - Czego chcieli ci ludzie?

Z kamienn膮 twarz膮 odpar艂:

- Wracamy do rycerskiego dworu, Grjot rozkaza艂 pu艣ci膰 ci臋 wolno.

- Och! Dzi臋kuj臋 - Tova odetchn臋艂a z wyra藕n膮 ulg膮.

Nie dzi臋kuj przedwcze艣nie, pomy艣la艂 Ravn i odwr贸ci艂 si臋, by nie patrze膰 jej w oczy.


W powrotnej drodze Tova omal nie ta艅czy艂a ze szcz臋艣cia.

- Wiesz, Ravn, naprawd臋 mi艂o z twojej strony, 偶e mnie odprowadzasz! Tak si臋 ciesz臋, 偶e wracam do domu!

Nic nie odpowiedzia艂, szed艂 ponury jak noc, 艣ciskaj膮c pod peleryn膮 r臋koje艣膰 no偶a.

Udusi膰 j膮? Nie, bo musia艂by uj膮膰 w d艂onie jej smuk艂膮 dumn膮 szyj臋. Zabi膰 j膮 od ty艂u? Krew zaplami jej w艂osy...

Nie, jednak najlepszy b臋dzie n贸偶! Umrze szybko i bez b贸lu.

Ravn zosta艂 wychowany, by zabija膰, ale prawd臋 m贸wi膮c, nikogo jeszcze nie zabi艂. 呕ycie nad norweskim fiordem w艂a艣ciwie toczy艂o si臋 spokojnie. Zdarza艂o si臋, 偶e kto艣 kogo艣 zamordowa艂 po pijanemu albo kogo艣 zad藕gano w tajemniczych okoliczno艣ciach, ale takie szczeg贸艂y nie dochodzi艂y do uszu zwyk艂ego posp贸lstwa. Przewa偶nie jednak ch艂opi byli pokojowo usposobieni, jakby odr臋twiali po spustoszeniach, jakich dokona艂a 鈥瀋zarna 艣mier膰鈥. Unikali konflikt贸w, zdaj膮c sobie spraw臋, 偶e nie wolno im traci膰 wi臋cej bliskich.

Tylko Grjot piel臋gnowa艂 w sercu nienawi艣膰 i 偶膮dz臋 zemsty. Nauczy艂 Ravna zabija膰 i teraz jego wojownik mia艂 po raz pierwszy wypr贸bowa膰 swoje umiej臋tno艣ci.

ROZDZIA艁 IV

Tova sz艂a przodem. Porusza艂a si臋 z gracj膮, a g臋ste z艂ote w艂osy opada艂y jej na ramiona.

- Taka jestem szcz臋艣liwa! - za艣wiergota艂a, ogl膮daj膮c si臋 na Ravna. - Zawsze wydawa艂o mi si臋, 偶e 偶ycie we dworze jest nudne, ale teraz t臋skni臋 do niego. M贸j ojciec na pewno ci臋 nagrodzi. Wiesz, teraz ju偶 moja przysz艂o艣膰 przesta艂a mi si臋 jawi膰 w czarnych barwach! Cz艂owiek uczy si臋 pokory, gdy przekona si臋, jak wszystko jest ulotne. Teraz jestem gotowa przyj膮膰 bez protestu nawet o艣wiadczyny jakiego艣 odpychaj膮cego starucha.

Ravn rzuci艂 jej szybkie spojrzenie.

- Naprawd臋? - zapyta艂.

- Co naprawd臋? - zdumia艂a si臋 Tova, kt贸ra my艣lami wybieg艂a ju偶 dalej.

- Wydadz膮 ci臋 za m膮偶? - rzuci艂 poirytowany.

- Oczywi艣cie - westchn臋艂a 偶a艂o艣nie.

- Za kogo?

- Tego jeszcze nie wiem. B臋d臋 musia艂a po艣lubi膰 m臋偶czyzn臋, kt贸rego wybierze dla mnie ojciec. Boj臋 si臋 jednak, 偶e nie b臋dzie to kto艣, kto jednym spojrzeniem mnie zauroczy. Ojciec twierdzi, 偶e kandydat na m臋偶a powinien by膰 bogaty i pobo偶ny - westchn臋艂a. - A czy m臋偶czy藕ni, kt贸rych widok przyprawia panny o dr偶enie serca, s膮 bogaci albo pobo偶ni?

Ravn milcza艂. Szed艂 ze wzrokiem wbitym w ziemi臋, rozmy艣laj膮c.

Nie musisz si臋 martwi膰 ma艂偶e艅stwem, dziewczyno! Nic nie powinno ci臋 ju偶 trapi膰! 呕aden oble艣ny staruch nie b臋dzie ci臋 obmacywa艂 swoimi paluchami, nie b臋dzie pie艣ci艂 twego cia艂a, dotyka艂 obwis艂ymi wargami twoich r贸偶anych ust, nie po艂o偶y si臋 w twym ciep艂ym 艂o偶u, 偶eby wyssa膰 z ciebie m艂odo艣膰 i si艂臋...

Co za idiotyczne my艣li przychodz膮 mu do g艂owy? Westchn膮艂 ci臋偶ko.

Przedzierali si臋 w艂a艣nie przez g臋ste zaro艣la.

- Po艣piesz si臋 - popchn膮艂 niecierpliwie dziewczyn臋, czuj膮c, 偶e zn贸w wzbiera w nim furia.

Tova wpad艂a prosto na k艂uj膮ce krzewy i podrapana wyl膮dowa艂a w b艂otnistej mazi.

- Uwa偶aj, jak chodzisz! - wrzasn膮艂 i nawet palcem nie kiwn膮艂, by jej pom贸c. Za wszelk膮 cen臋 stara艂 si臋 zatrze膰 w pami臋ci obraz dziewczyny w ramionach starca. Przecie偶 ona powinna nale偶e膰 do m艂odego m臋偶czyzny! krzycza艂o w nim wszystko, ale kiedy wyobra藕nia podsun臋艂a mu obraz Tovy z przystojnym, silnym m艂odzie艅cem u boku, jego nienawi艣膰 jeszcze si臋 wzmog艂a.

Dziewczyna podnios艂a si臋 z trudem. R臋ce i sukni臋 mia艂a oblepione b艂otem, na policzku czerwieni艂a si臋 krwawa pr臋ga. Ca艂a rado艣膰 w jej oczach zgas艂a. Zacisn臋艂a z臋by, ale nie zdo艂a艂a st艂umi膰 j臋ku b贸lu.

- Chyba mam kolec pod paznokciem.

- I co z tego? Po艣piesz si臋, nie mam zamiaru zmarnowa膰 kolejnego dnia! - warkn膮艂, bo widok bezradnej, cho膰 bardzo dzielnej dziewczyny wyda艂 mu si臋 nie do zniesienia. W艂osy mia艂a potargane, z rany na policzku kapa艂a krew. Od艣wi臋tna suknia, starannie wybrana na uroczysto艣膰 po艣wi臋cenia ko艣cielnych 艂膮k i p贸l, by艂a ca艂kiem ub艂ocona.

Dlaczego nikt nie nauczy艂 go stawia膰 czo艂o takim sytuacjom?

Grjot cz臋sto powtarza艂: 鈥濺avn, trzymaj si臋 z dala od kobiet! Z nimi tylko k艂opoty!鈥 Wi臋c s艂ucha艂 rad swego opiekuna, uwa偶aj膮c je za rozs膮dne.

Dziewczyna sz艂a przodem, a w艂a艣ciwie potyka艂a si臋 co chwila, jakby w og贸le nie patrzy艂a, gdzie stawia stopy. Usi艂owa艂a wyj膮膰 kolec z palca.

Ravn pos艂a艂 jej przelotne spojrzenie. Czy偶by dumna c贸rka rycerza p艂aka艂a? Niemo偶liwe, a jednak rzeczywi艣cie zauwa偶y艂 krople 艂ez w oczach okolonych d艂ugimi rz臋sami.

Poczu艂 gorzki smak triumfu, przeklinaj膮c jednocze艣nie sw贸j los. 呕e te偶 przysz艂o mu odgrywa膰 rol臋 nia艅ki!

- Chod藕! - powiedzia艂 ostro i 艣cisn膮wszy j膮 za rami臋, poci膮gn膮艂 na brzeg szemrz膮cego strumyka. Zmusi艂 dziewczyn臋, by kucn臋艂a, i op艂uka艂 jej r臋ce w wodzie. A potem szarpn膮艂, nakazuj膮c jej, 偶eby wsta艂a.

Tova nie odezwa艂a si臋 ani s艂owem, apatycznie pozwoli艂a mu dotkn膮膰 d艂oni i obejrze膰 paznokie膰.

Stali tak blisko siebie, 偶e czu艂a ciep艂o bij膮ce od niego. Nie mia艂a mu jednak nic do powiedzenia, straci艂a ju偶 wszelkie nadzieje na to, 偶e ten cz艂owiek mo偶e si臋 zmieni膰.

- Mocno utkwi艂 ten kolec - odezwa艂 si臋 Ravn. - Inaczej go nie wydostan臋, jak tylko nacinaj膮c sk贸r臋.

- Prosz臋 bardzo - odpar艂a Tova beznami臋tnie.

Patrzy艂 na jej drobn膮 d艂o艅 w jego pot臋偶nej r臋ce. Nigdy jeszcze nie odczuwa艂 takiego wzruszenia. Niepewnie uj膮艂 n贸偶, a gdy ostrze b艂ysn臋艂o w s艂o艅cu, wzdrygn膮艂 si臋, przypomniawszy sobie o zadaniu, kt贸re mia艂 wykona膰. Wyobrazi艂 sobie, jak podprowadza dziewczyn臋 prawie pod dom i...

- Co si臋 sta艂o? - zapyta艂a. - Dlaczego upu艣ci艂e艣 n贸偶?

Ravn ockn膮艂 si臋 i podni贸s艂 go z ziemi.

- Jest troch臋 t臋py - odpowiedzia艂 z trudem, niemal nie poznaj膮c w艂asnego g艂osu. - St贸j spokojnie!

Napi臋艂a cia艂o, zacisn臋艂a z臋by i oczy, by nie krzycze膰 z b贸lu.

Ku swemu wielkiemu zdumieniu u艣wiadomi艂 sobie, 偶e stara si臋 by膰 delikatny, dotyka jej paznokcia, jakby by艂 z kruchej porcelany. Co ja robi臋? zadawa艂 sobie w duchu pytanie. Przecie偶 to bez sensu. Nim s艂o艅ce zajdzie, nie b臋dzie jej w艣r贸d 偶ywych. Czy nie lepiej by艂oby j膮 troch臋 podr臋czy膰?

- Gotowe, idziemy! - zarz膮dzi艂 st艂umionym g艂osem.

- Dzi臋kuj臋 - odrzek艂a mi臋kko Tova.

Stawiaj膮c zdecydowane kroki, ruszy艂 po艣piesznie. Czu艂 si臋 okropnie, gorzej ni偶 po przepiciu. Na pewno zaszkodzi艂 mi ten wczorajszy chleb, pomy艣la艂, desperacko pr贸buj膮c oszuka膰 samego siebie.

- Dlaczego nic nie m贸wisz? - warkn膮艂, nie mog膮c d艂u偶ej znie艣膰 dzwoni膮cej w uszach ciszy.

- A po co? Przecie偶 nie mamy sobie nic do powiedzenia!

Ravn wzburzy艂 si臋. O czym ona w og贸le m贸wi? Przecie偶 z nikim do tej pory nie zamieni艂 tylu s艂贸w co z ni膮. Zwierzy艂 jej si臋 ze swego pochodzenia i...

Dotkni臋ty do 偶ywego po raz kolejny zapragn膮艂 j膮 ukara膰: uderzy膰, pokaza膰, kto jest silniejszy. W ostatniej chwili zdo艂a艂 si臋 jednak powstrzyma膰, bo i tak, mimo swej fizycznej przewagi, za ka偶dym razem czu艂 si臋 pokonany.

Dawno ju偶 przeprawili si臋 przez wezbrane wody potoku. Dziewczyna potulnie przytrzyma艂a brzozowy pie艅 i pomog艂a Ravnowi przej艣膰 na drugi brzeg. Nie pr贸bowa艂a ucieka膰, wraca艂a wszak do domu i nie przeczuwa艂a nawet, 偶e mo偶e jej grozi膰 jakie艣 niebezpiecze艅stwo.

Jak bardzo si臋 myli艂a!

Przeszli ju偶 wi臋cej ni偶 po艂ow臋 drogi, w oddali ukaza艂 si臋 ich oczom widok na drug膮 stron臋 doliny, podobny do tego, kt贸ry Tova ogl膮da艂a z okien swej chaty.

- Jestem g艂odny - powiedzia艂 Ravn, zatrzymuj膮c si臋 nagle przy szemrz膮cym strumyku. Usadowi艂 si臋 na pochylonym nisko tu偶 nad ziemi膮 pniu brzozy.

Naprzeciwko znajdowa艂 si臋 drugi pie艅, idealne siedzisko, tyle 偶e kiedy Tova usiad艂a, jej kolana niemal dotkn臋艂y kolan wojownika.

Ravn wyj膮艂 resztk臋 chleba, kt贸ry jedli poprzedniego dnia, i podzieli艂 go na dwie kromki. Popijali wod膮 ze strumienia. Nie pad艂o mi臋dzy nimi nawet jedno s艂owo, ale Ravn nie spuszcza艂 wzroku z Tovy, co wprawia艂o j膮 w zak艂opotanie. Stara艂a si臋 艂adnie je艣膰, mimo 偶e on wcale nie zwraca艂 uwagi na takie drobiazgi. Odgryza艂 du偶e k臋sy mocnymi z臋bami.

Kiedy si臋 najad艂, dr臋cz膮cy go niepok贸j znikn膮艂.

- A wi臋c nie chcesz ze mn膮 rozmawia膰? - odezwa艂 si臋 z艂o艣liwie, otrzepuj膮c d艂onie.

Tova zapatrzy艂a si臋 w dal.

- Nie o to chodzi. Wol臋 si臋 nie odzywa膰, bo wszystko, co powiem, wywo艂uje w tobie gniew.

Milcz膮c, wpatrywa艂 si臋 w ni膮 intensywnie, nie do ko艅ca u艣wiadamiaj膮c sobie, jak wielk膮 mu to sprawia przyjemno艣膰.

- Przypuszczasz wi臋c, 偶e po艣lubisz jakiego艣 bogatego w艂a艣ciciela dworu, a nie bardzo masz na to ochot臋? - zapyta艂 z ironi膮. Pragn膮艂 j膮 troch臋 podra偶ni膰, a tymczasem dr臋czy艂 samego siebie. - Powiedz w takim razie, czego tak naprawd臋 chcesz?

Na jej twarzy odmalowa艂a si臋 bezradno艣膰 i wstr臋t.

- Nic ci臋 to nie obchodzi.

Zdenerwowa艂 si臋 i zamkn膮wszy jej nadgarstki w 偶elaznym u艣cisku, sykn膮艂:

- Odpowiadaj na moje pytanie!

Pochyli艂a g艂ow臋, jakby skrywaj膮c przed nim swe oblicze.

- Chcia艂abym po艣lubi膰 kogo艣, kogo b臋d臋 naprawd臋 kocha艂a.

- Aha... pragniesz kocha膰? - prychn膮艂. - To znaczy p贸j艣膰 z wybrankiem do 艂o偶a? - zarechota艂 pogardliwie, pragn膮膰 zawstydzi膰 dziewczyn臋. Ale Tova, cho膰 znu偶ona ju偶 jego napastliwo艣ci膮, nie da艂a si臋 tak 艂atwo zbi膰 z tropu.

- Oczywi艣cie - odpowiedzia艂a spokojnie. - Przecie偶 mi艂o艣膰 polega tak偶e na tym! Jednak je艣li ludzie czuj膮 do siebie niech臋膰, czy mo偶na nazwa膰 takie uczucie prawdziwym?

Kiedy podnios艂a oczy, poczu艂a na sobie pal膮ce spojrzenie Ravna. Zastanawia艂a si臋, o co mu w艂a艣ciwie chodzi. Czy pod t膮 bry艂膮 lodu, przesycon膮 na wskro艣 nienawi艣ci膮, kryj膮 si臋 jakie艣 ludzkie odruchy?

Ravn w艂a艣ciwie sam dobrze nie wiedzia艂, co mu si臋 roi w g艂owie. Jego my艣li k艂臋bi艂y si臋 chaotycznie. Ci膮gle czu艂 na swojej sk贸rze dotyk jej kszta艂tnych d艂oni. Gdy dziewczyna nabra艂a podejrze艅, jakie nim targaj膮 uczucia, odsun臋艂a na bok kolana. Ale on b艂yskawicznie uwi臋zi艂 je mi臋dzy swymi nogami i mocno przycisn膮艂. Zadr偶a艂a, co Ravn przyj膮艂 ze z艂o艣liwym zadowoleniem i nasili艂 u艣cisk.

- Id藕my ju偶 - wyszepta艂a zdr臋twia艂ymi wargami dziewczyna.

Ohydny 艣miech wydoby艂 si臋 z jego gard艂a. Mia艂 nad ni膮 teraz przewag臋. Dobry Bo偶e, jak bardzo jej nienawidzi艂, nienawidzi艂 z ca艂ej si艂y. Jak Grjot m贸g艂 mu to zrobi膰?

Zapragn膮艂 do reszty j膮 upokorzy膰.

- A je艣li ci zdradz臋, 偶e nigdy nie wyjdziesz za m膮偶? Co na to odpowiesz?

Zblad艂a jak p艂贸tno, tylko jej ciemnoniebieskie oczy b艂yszcza艂y niby dwie gwiazdy.

- Czy m贸wisz powa偶nie? - wyszepta艂a.

Do licha! 呕e te偶 zawsze w jednej chwili zgaduje jego zamiary!

Ale tym razem Tova opacznie poj臋艂a s艂owa Ravna.

- Wiesz, 偶e nikt nie pojmie za 偶on臋 zha艅bionej kobiety? - zawo艂a艂a zrozpaczona. - Jak m贸g艂by艣 dopu艣ci膰 si臋 tak ohydnego czynu? Przecie偶 nic do mnie nie czujesz, nie 艂膮czy nas nawet cie艅 sympatii, przeciwnie, nie cierpisz mnie!

S艂owa dziewczyny spad艂y na niego niczym grom z jasnego nieba, powoli u艣wiadamia艂 sobie ich sens. B艂ogie odr臋twienie opanowywa艂o z wolna jego cia艂o. Dotyk jej kolan, kt贸ry pocz膮tkowo wywo艂ywa艂 przyjemne mrowienie, przemieni艂 si臋 w pulsuj膮c膮 gor膮czk臋. Odnosi艂 wra偶enie, 偶e zapali艂y si臋 mi臋dzy nimi j臋zyki ognia. Od pierwszej chwili, gdy spotka艂 t臋 dziewczyn臋, szuka艂 jej blisko艣ci, t臋skni艂 za ni膮, sam tego nie pojmuj膮c. Teraz czu艂, 偶e twarz mu goreje, a ca艂e cia艂o p艂onie. Poderwa艂 si臋 i wrzasn膮艂, nie panuj膮c nad sob膮:

- Chod藕 ju偶, przekl臋ta czarownico! Wracamy do dworu rycerskiego!

Szarpn膮艂 j膮, 偶eby wsta艂a, a jego twarz, niezwykle poci膮gaj膮ca w swej dziko艣ci, znalaz艂a si臋 tu偶 przy jej twarzy.

- Co ty sobie w og贸le wyobra偶asz? 呕e chcia艂bym ci臋 tkn膮膰? Nie rozumiesz, 偶e masz umrze膰? Zabij臋 ci臋, cho膰 jeszcze nie teraz, nie mam zamiaru wlec martwego cia艂a taki kawa艂 drogi.

Tova nabra艂a powietrza g艂臋boko w p艂uca, a z jej ust wydoby艂 si臋 krzyk:

- Ravn, nie! Nie, nie mo偶esz tego zrobi膰!

- Nie mog臋? - wrzasn膮艂 z furi膮, wlok膮c j膮 za sob膮. - A jak my艣lisz, po co niby ci臋 dzi艣 odprowadzam? Mam rozkaz rzuci膰 ci臋 martw膮 na dziedziniec dworu, by wszyscy zobaczyli, jaka kara spotyka tych, kt贸rzy sprzeciwiaj膮 si臋 Grjotowi.

- Czy... czy m贸j ojciec najecha艂 na Grindom? - j臋kn臋艂a Tova.

- A jak s膮dzisz? - odpowiedzia艂, nic nie wspominaj膮c o tym, 偶e kto艣 inny wyda艂 taki rozkaz.

Jak op臋tany p臋dzi艂 przez las, tak 偶e Tova ledwie za nim nad膮偶a艂a. By艂a kompletnie oszo艂omiona, nie mog艂a... nie chcia艂a zrozumie膰.

W g艂owie Ravna tymczasem dojrzewa艂a inna my艣l, przed kt贸r膮 broni艂 si臋 zaciekle. Je艣li dziewczyna i tak ma umrze膰... dudni艂y w nim s艂owa. Je艣li i tak ma umrze膰...

By艂 tak wzburzony, 偶e gna艂 na o艣lep przed siebie. Znajdowali si臋 tu偶 przy torfowiskach le偶膮cych w s膮siedztwie rycerskiego dworu. Nagle po艣lizgn膮艂 si臋 i noga wpad艂a mu w jakie艣 zag艂臋bienie. Instynktownie zwolni艂 u艣cisk wok贸艂 d艂oni dziewczyny. Ta zareagowa艂a b艂yskawicznie. Niczym sp艂oszona sarna pobieg艂a przed siebie w stron臋 zabudowa艅.

- Tova! - zawo艂a艂 i zamilk艂 gwa艂townie, jakby trafiony strza艂膮.

Wym贸wi艂 jej imi臋!

Wype艂ni艂o go osobliwe, niezwyk艂e uczucie. Tova... Ile mi臋kko艣ci, jakie pok艂ady ciep艂a tkwi膮 w tej dziewczynie... 艢ciskanie w do艂ku, kt贸re dokucza艂o mu przez ca艂膮 powrotn膮 drog臋, ust膮pi艂o. Poczu艂 dziwny zawr贸t g艂owy.

Tova zatrzyma艂a si臋 gwa艂townie, us艂yszawszy jego wo艂anie. D藕wi臋czna cisza wibrowa艂a nad torfowiskiem.

Przez chwil臋 wydawa艂o si臋, 偶e dziewczyna zawr贸ci, poda mu d艂onie, by je skr臋powa艂, je艣li zechce, ale wnet ockn臋艂a si臋 i z krzykiem rzuci艂a si臋 przed siebie, jakby stawk膮 za zwyci臋stwo w tym biegu by艂o jej 偶ycie.

- Nie! - krzycza艂a. - Nie wr贸c臋, zabijesz mnie, ty potworze!

艢miertelny strach doda艂 jej skrzyde艂. S艂ysza艂a za sob膮 ci臋偶kie kroki Ravna, domy艣la艂a si臋 jego w艣ciek艂ej desperacji i przera偶ona szlocha艂a g艂o艣no.

By艂 tu偶-tu偶, wyci膮gni臋ta r臋ka zacisn臋艂a si臋 w 偶elaznym u艣cisku na ramieniu dziewczyny, gdy nagle gdzie艣 za wzg贸rzem odgradzaj膮cym ich od dworu rozleg艂 si臋 krzyk, nieludzki ryk, jakiego dot膮d nigdy nie s艂ysza艂a.

Zatrzymali si臋 gwa艂townie.

- W powietrzu czu膰 艣mier膰 - wymamrota艂 Ravn, kt贸ry zdawa艂 si臋 ca艂kiem zapomnie膰, po co jeszcze przed chwil膮 goni艂 Tov臋. Dziewczyna tak偶e sta艂a nieruchomo, ca艂膮 sw膮 uwag臋 skupiaj膮c na tym, co si臋 przed ni膮 dzia艂o. Ale w lesie wszystko gwa艂townie ucich艂o.

Ravn chwyci艂 dziewczyn臋 za rami臋 i poprowadzi艂 na szczyt, sk膮d wida膰 by艂o drog臋 prowadz膮c膮 do Grindom.

W tym miejscu poprzedniego dnia ujrzeli grupk臋 je藕d藕c贸w kieruj膮cych si臋 w stron臋 fiordu. Teraz dostrzegli wi臋ksz膮 gromad臋 zbrojnych przeje偶d偶aj膮cych przez las, ale ci膮gn膮c膮 do dworu rycerskiego.

- To Grjot! - odezwa艂 si臋 Ravn z niedowierzaniem. - Poznaj臋 po barwach ko艅skich okry膰. Co on tam robi?

- W s艂o艅cu b艂yskaj膮 tarcze i miecze - j臋kn臋艂a Tova. - Powiedz, Ravn, co艣 ty rozp臋ta艂?

- Porwanie dziewicy na nowo rozj膮trzy艂o star膮 nienawi艣膰. To nie moja wina!

- Och, biedny ojciec! - j臋kn臋艂a 偶a艂o艣nie. - Musz臋 mu pom贸c, zawiadomi膰, 偶e 偶yj臋 i...

- Chyba nie wiesz, co m贸wisz - warkn膮艂 i poci膮gn膮艂 j膮 艣cie偶k膮 w d贸艂. - Grjot przyby艂 tutaj i czeka, abym wykona艂 zadanie.

Tova w desperacji wymierzy艂a mu siarczysty policzek

- Pozw贸l mi odej艣膰! - zawo艂a艂a. - Jakie znaczenie ma to, czy wykona艂e艣 swoje zadanie? I tak wkr贸tce dojdzie do wojny.

- Nie mam poj臋cia, co tu sprowadza Grjota, ale nigdy go jeszcze nie zawiod艂em.

Zn贸w poczu艂 艣ciskanie w do艂ku, zbiera艂o mu si臋 na md艂o艣ci Czu艂 si臋 tak, jakby wype艂nia艂a go mia偶d偶膮ca pustka.

Grjot rozkaza艂... Musz臋 mu by膰 pos艂uszny... Jestem wy膰wiczony, silny, zimny, pozbawiony uczu膰. To dla mnie drobnostka... i tak nie mog臋 znie艣膰 tej n臋dznej istoty.

Wydawa艂o mu si臋, 偶e jego twarz przybiera bladozielon膮 barw臋.

Jedn膮 r臋k臋 po艂o偶y艂 Tovie na karku i 艣cisn膮艂 mocno, a drug膮 si臋gn膮艂 po n贸偶.

Nie, jeszcze za wcze艣nie, jeszcze za daleko st膮d do dworu. Nie bez ulgi zsun膮艂 d艂o艅 z r臋koje艣ci no偶a. Potrzebowa艂 jeszcze troch臋 czasu, by przygotowa膰 si臋 do tego, co mia艂o si臋 zdarzy膰. Wiedzia艂, 偶e w贸wczas p贸jdzie mu jak z p艂atka.

Ale Tova nie zamierza艂a opuszcza膰 bez walki ziemskiego pado艂u Szybkim ruchem wyszarpn臋艂a mu n贸偶 i rzuci艂a jak mog艂a najdalej we wrzosowiska. Ravn wrzasn膮艂 i zacie艣ni艂 u艣cisk na jej szyi. Tova zacz臋艂a si臋 szarpa膰 i walczy膰 niby dzikie zwierz臋. Kopa艂a, drapa艂a, dar艂a mu ubranie, a gdy ugryz艂a go w r臋k臋, zakl膮艂 g艂o艣no.

Ale oczywi艣cie si艂膮 nie dor贸wnywa艂a Ravnowi. Mimo 偶e podrapa艂a mu twarz a偶 do krwi, powali艂 j膮 w ko艅cu w traw臋.

- Potw贸r - sykn臋艂a, a jej oczy ciska艂y b艂yskawice.

Jej op贸r rozw艣cieczy艂 Ravna. Bola艂y go pokopane nogi, kaftan mia艂 w strz臋pach. Z jeszcze wi臋ksz膮 nienawi艣ci膮 spojrza艂 z g贸ry na twarz Tovy. Jej pier艣 podnosi艂a si臋 i opada艂a ci臋偶ko po stoczonej walce.

Chcia艂 rzuci膰 jej kilka upokarzaj膮cych s艂贸w, ale szyderczy u艣miech zgas艂 nagle na jego ustach.

Jaka偶 ona pi臋kna, gdy tak si臋 gniewa, przysz艂o mu na my艣l. Ale nie tylko jej uroda go zafascynowa艂a. Dostrzeg艂 w tej m艂odej kobiecie co艣 nieznanego, co艣, czego nie m贸g艂 ogarn膮膰 rozumem, a co porusza艂o najczulsze struny w jego sercu, uczucia, o kt贸rych nie mia艂 poj臋cia, 偶e w nim tkwi膮. By膰 mo偶e urzek艂a go jej odwaga i si艂a, a mo偶e kobieca delikatno艣膰. Nie mia艂 poj臋cia. Z tak膮 desperacj膮 walczy艂a o 偶ycie, i to nawet z niez艂ym skutkiem! W jednej chwili przywo艂a艂 z pami臋ci poprzedni wiecz贸r, kiedy okaza艂a mu tyle serca i tak niepokoi艂a si臋 tym, 偶e jest przemarzni臋ty. Wtedy jej oczy patrzy艂y inaczej. Wyra偶a艂y trosk臋, kt贸rej nikt mu do tej pory nie okaza艂. Nawet nie zdawa艂 sobie sprawy, jak bardzo za czym艣 takim t臋skni.

A on, naiwny, s膮dzi艂, 偶e to, co czyni艂 dla niego Grjot, powodowane by艂o trosk膮.

- Prosz臋 ci臋, Ravn - prosi艂a Tova 偶a艂o艣nie. - Pozw贸l mi 偶y膰!

Ale oczy wojownika nabiera艂y z wolna nowego wyrazu, jakby jego my艣li otuli艂a szczelnie jaka艣 zas艂ona. Tova ju偶 wcze艣niej dostrzeg艂a to spojrzenie i wiedzia艂a, 偶e nie zapowiada niczego dobrego. Ravn przestawa艂 my艣le膰 i pozwala艂, by kierowa艂y nim wy艂膮cznie emocje.

Szepta艂 co艣 do siebie i gdyby Tova chcia艂a, wyczyta艂aby z jego ust s艂owa:

Teraz, kiedy i tak umrze...鈥

Ravn da艂 si臋 ponie艣膰 nami臋tno艣ci.

Czu艂 ciep艂o jej drobnego cia艂a, zn贸w wr贸ci艂o owo przyjemne odr臋twienie i oci臋偶a艂o艣膰, z wolna narasta艂o podniecenie, niecierpliwo艣膰, t臋sknota, po偶膮danie...

Kilka kosmyk贸w pi臋knych w艂os贸w dziewczyny zapl膮ta艂o si臋 we wrzosy i l艣ni艂o w s艂o艅cu niczym z艂oto. Ledwie si臋 opanowa艂, by ostro偶nie ich nie wypl膮ta膰. Nie wolno mu jej dotkn膮膰, to niebezpieczne, powtarza艂 mu szeptem jaki艣 wewn臋trzny g艂os. Grjotowi raczej nie przypad艂oby to do gustu, zawsze...

A w艂a艣ciwie co ma do tego Grjot? Zapewne nigdy nie odczuwa艂 tego, co czu艂 w tej chwili Ravn. Nigdy pewnie nie prze偶ywa艂 takiej rozterki.

Wszystko to by艂o dla Ravna nowe i wydawa艂o mu si臋, 偶e nikt przed nim niczego podobnego nie doznawa艂. Przera偶a艂o go to i wabi艂o na nieznany grunt.

- Skoro i tak masz umrze膰... - powiedzia艂 g艂o艣no.

ROZDZIA艁 V

- Skoro i tak masz umrze膰... - powt贸rzy艂 po chwili.

Tova, zrozumiawszy, co ma na my艣li, popatrzy艂a na niego rozszerzonymi z przera偶enia oczami,

- Nie, Ravn! Nie mo偶esz si臋 dopu艣ci膰 takiej pod艂o艣ci! - zaprotestowa艂a zdecydowanie, ale jej dr偶膮cy g艂os zdradzi艂, jak bardzo si臋 boi.

- Nie mog臋? - za艣mia艂 si臋 szyderczo, przyciskaj膮c j膮 mocniej do ziemi. - Z mojej strony to 偶adna pod艂o艣膰, przecie偶 marzy艂a艣 o m臋偶czy藕nie! Nie chcesz si臋 przekona膰, jak to jest naprawd臋? Ten jeden jedyny raz, nim umrzesz?

- Nie z tob膮, gadzie!

Tova dostrzeg艂a nag艂膮 zmian臋 w wyrazie jego twarzy. Z trudem zapanowa艂a nad sob膮, kiedy poczu艂a na piersi jego d艂o艅, ale u艣wiadomi艂a sobie w nag艂ym przeb艂ysku, 偶e tylko spok贸j i kobieca przebieg艂o艣膰 pomog膮 jej ca艂o wyj艣膰 z opresji.

Sil膮c si臋 wi臋c na oboj臋tno艣膰, spyta艂a:

- A jednak nie potrafisz mi si臋 oprze膰, Ravn? Naprawd臋 jeste艣 taki s艂aby?

- To nie ma nic do rzeczy - burkn膮艂 i odepchn膮艂 jej zaci艣ni臋te w obronnym odruchu r臋ce. - Nareszcie ci臋 upokorz臋, zha艅bi臋, pojmujesz?

- Wcale mnie nie upokarzasz, przeciwnie, twoje zainteresowanie mi pochlebia - oznajmi艂a prowokacyjnie Tova. - Nie mia艂am poj臋cia, 偶e tak ci si臋 podobam.

Ze strachu serce wali艂o jej jak szalone, ale nie zamierza艂a tak 艂atwo si臋 podda膰.

- Wcale nie - zaprotestowa艂. Na jego poblad艂ej twarzy malowa艂o si臋 napi臋cie, oczy pociemnia艂y mu z podniecenia.

- Nie, teraz nawet gdyby艣 chcia艂, nie zdo艂asz si臋 powstrzyma膰 - wykrztusi艂a Tova, walcz膮c desperacko, by si臋 uwolni膰 z 偶elaznego u艣cisku. - Jeste艣 za s艂aby, mam nad tob膮 przewag臋. Podobam ci si臋, Ravn, chyba si臋 zakocha艂e艣! Nie mo偶esz mi si臋 oprze膰!

- Owszem, mog臋 - krzykn膮艂 rozw艣cieczony i szarpn膮艂 tak mocno za dekolt sukni, 偶e j膮 rozerwa艂.

- Nie, nie panujesz nad sob膮!

Olbrzymim wysi艂kiem woli wypu艣ci艂 dziewczyn臋 z r膮k.

- I co? Widzisz, diablico, 偶e potrafi臋 sob膮 rz膮dzi膰? - zawo艂a艂, ale patrz膮c na jej cia艂o, na delikatn膮 sk贸r臋 bielej膮c膮 pod poszarpanym stanikiem sukni, poczu艂, jak go ogarnia nowa fala po偶膮dania, tak silna, 偶e prowokuj膮ce s艂owa Tovy przesta艂y do niego dociera膰.

I nagle spostrzeg艂, 偶e z twarzy dziewczyny wyziera dr偶膮ca niepewno艣膰, a w oczach czai si臋 rozpaczliwe zdumienie, bezradno艣膰 tak samo silna jak jego! Zrozumia艂, 偶e c贸rka rycerza walczy nie tylko z nim, ale zmaga si臋 tak偶e z sam膮 sob膮.

Wok贸艂 ucich艂o, jakby las oniemia艂.

Ona ma racj臋, pomy艣la艂 Ravn, ca艂kiem bezsilny. Czu艂, 偶e wszystko wiruje mu przed oczyma. Nie potrafi臋 teraz odej艣膰. Odnios艂a zwyci臋stwo, cho膰 r贸wnocze艣nie przegra艂a t臋 walk臋.

Nie, nie dam jej tej satysfakcji, by by艂a 艣wiadkiem mojej s艂abo艣ci! Nie doczeka si臋 tego, bym wzi膮艂 j膮 si艂膮, bo cho膰 tak bardzo si臋 opiera, to w gruncie rzeczy tego pragnie. Cokolwiek uczyni臋, ona zwyci臋偶y! Przekl臋ta dziewczyna! Nie! Nie jestem bezwolny ani uzale偶niony od niej! Dlaczego jednak nie ga艣nie ten po偶ar trawi膮cy moje wn臋trze! Nigdy dot膮d nie czu艂em czego艣 podobnego.

Zn贸w spojrza艂 na twarz dziewczyny, zastyg艂膮 w b艂agalnym pragnieniu. Tova dr偶膮c膮 d艂oni膮 szuka艂a po omacku jego twarzy, lekko, ledwie zauwa偶alnie, przytuli艂a si臋 do jego cia艂a.

Ravn zadr偶a艂 i z g艂o艣nym westchnieniem podda艂 si臋 fali uniesienia. Przycisn膮艂 Tov臋 niecierpliwie i ukry艂 twarz w jej cudownie jedwabistych w艂osach, przylgn膮艂 do jej delikatnego jak p艂atek r贸偶y policzka...

A potem 艣wiat jakby przesta艂 istnie膰, wszystko w Ravnie i wok贸艂 niego zacz臋艂o wirowa膰, a on pragn膮艂 tylko jednego: st艂umi膰 pal膮c膮 gor膮czk臋 cia艂a.

Przez ca艂y czas jednak ko艂ata艂a mu w g艂owie jedna my艣l: Nie poca艂uj臋 jej! Bo to by znaczy艂o, 偶e ofiarowuj臋 jej ciep艂o i czu艂o艣膰, i ufno艣膰. A tego ode mnie nie dostanie.

Tova tak偶e da艂a si臋 ponie艣膰 uczuciom. Desperacko wtuli艂a si臋 w jego cia艂o, a zawstydzenie i rozpacz ust膮pi艂y miejsca szcz臋艣liwemu odurzeniu. Delikatnie i z mi艂o艣ci膮 obj臋艂a Ravna za szyj臋, a kiedy przylgn膮艂 policzkiem do jej policzka, dziewczynie zdawa艂o si臋, 偶e znikn臋艂o wszelkie z艂o.

Ale trwa艂o to tylko przelotn膮 chwil臋, by w okamgnieniu przemieni膰 si臋 w ohydny koszmar...


Ravn podni贸s艂 si臋 z ziemi i warkn膮艂 brutalnie:

- Wstawaj!

Zalana 艂zami dziewczyna pos艂ucha艂a go. Sz艂a teraz zrezygnowana, nie stawiaj膮c oporu, jakby odr臋twia艂a po tym, co si臋 sta艂o.

- Dlaczego to zrobi艂e艣, Ravn? - chlipn臋艂a.

- By艂a艣 nawet do艣膰 ch臋tna - odpowiedzia艂 chrapliwym g艂osem.

- To ci臋 nie usprawiedliwia! Nie rozumiesz, 偶e z艂ama艂e艣 mi 偶ycie?

- Tym lepiej, nie b臋dzie ci 偶al go straci膰.

- Och, Ravn - za艂ka艂a.

Ale on zdawa艂 si臋 by膰 g艂uchy na jej skarg臋. Pro艣ba o wybaczenie ur膮ga艂aby jego dumie. A nienawi艣膰, kt贸ra ma swe 藕r贸d艂o w wyrzutach sumienia, jest bezgraniczna!

Skr臋powa艂 jej z przodu d艂onie i poci膮gn膮艂 niecierpliwie za rzemie艅.

Tova nic nie widzia艂a przez 艂zy, czu艂a si臋 艣miertelnie zm臋czona, odarta z wszelkich z艂udze艅. Nie mia艂a ju偶 偶adnych w膮tpliwo艣ci: Ravn jest na wskro艣 przesi膮kni臋ty z艂em. Zha艅bi艂 j膮, wzi膮艂 gwa艂tem! A teraz czeka j膮 艣mier膰! Poza tym niebezpiecze艅stwo zawis艂o nad jej najbli偶szymi.

Weszli do najmroczniejszej cz臋艣ci lasu, nad kt贸r膮 g贸rowa艂y pot臋偶ne ska艂y. Dzie艅 si臋 ju偶 dawno sko艅czy艂, ale na przedwio艣niu noce bywaj膮 tak jasne, 偶e Tova nie wiedzia艂a, czy to wiecz贸r jeszcze, czy ju偶 noc. Zorientowa艂a si臋 jednak, 偶e zd膮偶aj膮 znajomym jarem, ci膮gn膮cym si臋 do samego dworu. Daleko w艣r贸d drzew mign臋艂y pojedyncze zabudowania.

Dziewczyna otar艂a 艂zy r臋kawem i stwierdzi艂a, 偶e to jedna z wielu zagr贸d po艂o偶onych w pobli偶u jej rodzinnego domu. Nikt tu nie mieszka艂. 鈥濩zarna 艣mier膰鈥 zabra艂a st膮d wszystkie 偶ywe istoty.

Z o艂owianoszarych chmur si膮pi艂 deszcz. Tova, kt贸rej wszystko jawi艂o si臋 w r贸wnie ponurych barwach, potkn臋艂a si臋 o pie艅 i upad艂a. Zrezygnowana, na nowo wybuchn臋艂a p艂aczem.

- Przesta艅 wy膰! - warkn膮艂 Ravn.

Dziewczyna nieporadnie d藕wign臋艂a si臋 z ziemi, z trudem powstrzymuj膮c 艂zy. W Ravna jednak jakby wst膮pi艂 diabe艂. Ogarn膮艂 go sza艂, bezsilno艣膰 Tovy najwyra藕niej obudzi艂a w nim najgorsze instynkty. Szarpn膮艂 rzemie艅 i nie zwa偶aj膮c na to, 偶e dziewczyna zn贸w si臋 przewr贸ci艂a, zacz膮艂 j膮 wlec po nier贸wnym, pokrytym kamieniami pod艂o偶u.

Straszne by艂o upokorzenie dziewczyny, podrapanej i ub艂oconej, wleczonej przez las!

Nagle Ravn przystan膮艂 gwa艂townie i uwa偶nie rozejrza艂 si臋 wok贸艂. Potem popchn膮艂 Tov臋 do os艂oni臋tego zaro艣lami rowu, a sam przyczai艂 si臋 za krzakiem.

Tova nie mia艂a nawet si艂y zapyta膰 go o przyczyn臋 tak dziwnego zachowania. Zwil偶y艂a j臋zykiem wargi i poczu艂a smak krwi. Przyj臋艂a to jednak z ca艂kowit膮 oboj臋tno艣ci膮. W艂a艣ciwie nic j膮 ju偶 nie obchodzi艂o.

- A wi臋c to st膮d dochodzi艂 krzyk - burkn膮艂 Ravn i rzuci艂 przelotne spojrzenie na dziewczyn臋, kt贸ra przedstawia艂a sob膮 obraz n臋dzy i rozpaczy. Ub艂ocone ubranie wisia艂o na niej w strz臋pach, w potarganych w艂osach zapl膮ta艂y si臋 ga艂臋zie i igliwie. Spod warstwy brudu wy艂ania艂a si臋 kredowobia艂a twarz. Z trudem rozpozna艂 w niej dumn膮 c贸rk臋 rycerza, kt贸r膮 spotka艂 poprzedniego dnia.

Zostawi艂 j膮, pogr膮偶on膮 w apatii, w艣r贸d krzak贸w i kamieni, a sam zacz膮艂 si臋 skrada膰 naprz贸d.

Tova powiod艂a za Ravnem oboj臋tnym spojrzeniem i nagle ujrza艂a to, co on.

Na ziemi zaledwie kilka metr贸w dalej le偶a艂o cia艂o jakiego艣 m臋偶czyzny, a w jego plecach tkwi艂a strza艂a. Najprawdopodobniej w艂a艣nie jego rozdzieraj膮cy krzyk s艂yszeli wcze艣niej. M臋偶czyzna le偶a艂 twarz膮 odwr贸cony w jej stron臋, ale Tova nie rozpozna艂a w nim nikogo znajomego. By艂a pewna, 偶e nigdy wcze艣niej nie spotka艂a tego cz艂owieka. S膮dz膮c zreszt膮 po ubraniu, musia艂 pochodzi膰 z innych okolic.

Ravn pochyli艂 si臋 nisko nad zabitym, kt贸ry i jemu wyda艂 si臋 obcy, gdy nagle powietrze przeszy艂 艣wist wypuszczonej z 艂uku strza艂y. Wojownik Grjota rzuci艂 si臋 instynktownie w bok, ale zbyt p贸藕no.

Kiedy dosi臋g艂a go strza艂a, poczu艂 rozsadzaj膮cy piersi b贸l. Pociemnia艂o mu w oczach i wolno osun膮艂 si臋 na ziemi臋.

Tova jak oniemia艂a patrzy艂a na m臋偶czyzn臋, kt贸ry zbli偶y艂 si臋 do le偶膮cego Ravna i lekko kopn膮wszy go nog膮, za艣mia艂 si臋 cicho z zadowoleniem. Potem odwr贸ci艂 si臋 na pi臋cie i odszed艂, nie zauwa偶ywszy skulonej w rowie dziewczyny.

Trwa艂o to zaledwie kilka sekund, ale Tova zapami臋ta艂a dobrze jego dziwn膮, jakby lisi膮 twarz.


Ravn obudzi艂 si臋 z g艂o艣nym j臋kiem. Ledwie m贸g艂 si臋 poruszy膰, bola艂o go ca艂e cia艂o.

Nagle poczu艂 na twarzy lekki niczym mu艣ni臋cie skrzyde艂 motyla dotyk. Przez moment mia艂 wra偶enie, 偶e jest w niebie. Ma艂a d艂o艅, ch艂odna i delikatna, pog艂adzi艂a go po policzku i przesun臋艂a si臋 na czo艂o.

Ale偶 nie, przemkn臋艂a mu gorzka my艣l. Chyba 偶yj臋, bo przecie偶 do nieba mam zamkni臋t膮 drog臋.

D艂o艅 oddali艂a si臋. Zat臋skni艂 za ni膮. Jeszcze nikt nigdy tak ostro偶nie nie dotyka艂 jego szorstkiej sk贸ry.

Gdy z wysi艂kiem otworzy艂 oczy, napotka艂 przyjazny mrok. Znajdowa艂 si臋 w jakiej艣 ubogiej chacie, wygl膮daj膮cej na nie zamieszkan膮.

Kto艣 obok si臋 modli艂. S艂aby i zm臋czony le偶a艂 cicho i nas艂uchiwa艂.

- Naj艣wi臋tsza Matko Bo偶a - doszed艂 go szept. - Obdarz mnie pokor膮, wyrozumia艂o艣ci膮. Spraw, bym przesta艂a go ca艂ym sercem nienawidzi膰, bo nie ponosi winy za to, co uczyni艂. Wszak i ja nie jestem bez grzechu. Naucz mnie mi艂owa膰 mego najgorszego wroga...

- Chyba jeste艣 g艂upia - odezwa艂 si臋 chrapliwie.

- Dzi臋kuj臋, Matko Naj艣wi臋tsza, dzi臋kuj臋, 偶e zachowa艂a艣 go przy 偶yciu! - da艂o si臋 s艂ysze膰 westchnienie ulgi.

- Musisz by膰 ca艂kiem g艂upia - powt贸rzy艂. - Dlaczego nie uciek艂a艣? Przecie偶 trafi艂a ci si臋 taka okazja.

- Nie mog艂am opu艣ci膰 umieraj膮cego samotnego cz艂owieka - odpowiedzia艂a zmienionym g艂osem, gdy偶 nos mia艂a ca艂kiem zapchany od p艂aczu.

Ravn odwr贸ci艂 g艂ow臋 i popatrzy艂 na dziewczyn臋 z niedowierzaniem.

- Pobita, wyczerpana, zgwa艂cona i zbrukana. Upokorzona, a mimo to zosta艂a艣 przy mnie? Jak pies, kt贸ry li偶e rany swemu okrutnemu panu!

- Nie mog艂am pozwoli膰, by艣 umar艂 w grzechu, bo twoja dusza zosta艂aby na wieki pot臋piona. Modli艂am si臋, 偶eby B贸g da艂 ci jeszcze jedn膮 szans臋 poprawy.

- Ee tam - mrukn膮艂 niepewnie. - Jak si臋 tu znalaz艂em? Jeste艣my w opuszczonej zagrodzie, prawda?

- Tak - potwierdzi艂a dziewczyna, nie艣mia艂o pochylaj膮c g艂ow臋. - Nie mog艂e艣 przecie偶 le偶e膰 na deszczu. Dlatego przyci膮gn臋艂am ci臋 tutaj, cho膰 jeste艣 strasznie ci臋偶ki

- Nie da si臋 ukry膰 - mrukn膮艂 Ravn. - Teraz rozumiem, dlaczego jestem poobijany na ca艂ym ciele. To zemsta, co?

W milczeniu wytar艂a nos.

Ravn po艂o偶y艂 r臋k臋 na piersi i poczu艂 pod palcami opatrunek z podartego na pasy habitu. W boku, w miejscu gdzie trafi艂a go strza艂a, poczu艂 straszny b贸l.

- Wyj臋艂a艣 strza艂臋?

- Nie by艂o to konieczne, utkwi艂a lekko i sama wypad艂a.

- Ale boli mnie potwornie - sykn膮艂, bo wydawa艂o mu si臋 spraw膮 honoru, by rana by艂a powa偶na. - Nie mog臋 si臋 ruszy膰. Powiedz, czy widzia艂a艣, kto strzela艂 z 艂uku?

- Tak, na szcz臋艣cie on mnie nie zauwa偶y艂.

- To by艂 kt贸ry艣 z ludzi twego ojca, prawda? - spyta艂 ponuro.

- Nie, nigdy wcze艣niej nie widzia艂am tego cz艂owieka.

- Tego zabitego te偶 nie znasz?

- Nie, a ty?

- Nie.

- Wygl膮da na to, 偶e kto艣 si臋 wmiesza艂 - odezwa艂 si臋 po chwili. - Nie mam poj臋cia, co o tym my艣le膰. Jak wygl膮da艂 艂ucznik?

- Jak lis.

- Co?!

- On naprawd臋 przypomina艂 lisa. Nie potrafi臋 o nim powiedzie膰 nic wi臋cej.

- Hm... - Wygl膮da艂o na to, 偶e jej odpowied藕 go zainteresowa艂a, ale jak zwykle, kiedy jej nie rozumia艂, fukn膮艂: - Lis? Jeste艣 g艂upia!

- Zg艂odnia艂e艣? - zapyta艂a Tova nie艣mia艂o, staraj膮c si臋 nie zgasi膰 tej iskierki porozumienia, jaka si臋 mi臋dzy nimi pojawi艂a.

Matko Boska, pomy艣la艂 Ravn. Stoi oto przede mn膮 to dziewcz臋 i pyta mnie, swego kata, czy jestem g艂odny. Nie zdawa艂em sobie sprawy, 偶e istniej膮 tacy ludzie!

- Nie. Chce mi si臋 tylko pi膰.

- Zaraz przynios臋 wody ze 藕r贸d艂a. Ba艂am si臋 od ciebie odchodzi膰! - powiedzia艂a i z wahaniem wyci膮gn臋艂a przed siebie skr臋powane d艂onie: - Gdyby艣 tylko m贸g艂... mnie rozwi膮za膰 - doda艂a.

Ravn otworzy艂 usta ze zdumienia. Jak ona...? Le偶a艂 przecie偶 na 艂贸偶ku.

Rozejrzawszy si臋 doko艂a, u艣miechn膮艂 si臋 pod nosem na widok desek. Domy艣li艂 si臋, 偶e u偶y艂a ich, by wtoczy膰 go na pos艂anie. Doprawdy niezwyk艂a dziewczyna!

Pokonuj膮c b贸l, wyj膮艂 n贸偶 i przeci膮艂 w臋ze艂. Pokiwa艂 g艂ow膮 z niedowierzaniem.

- Jeste艣 chyba ca艂kiem g艂upia. Modli膰 si臋 o moj膮 dusz臋! Daruj sobie w przysz艂o艣ci! - wykrzykn膮艂 za ni膮, gdy znikn臋艂a za drzwiami.

Tova d艂ugo szuka艂a 藕r贸d艂a. Kula艂a na jedn膮 nog臋, gdy偶 pot艂uk艂a si臋, kiedy Ravn wl贸k艂 j膮 po ostrych kamieniach. Ca艂e cia艂o mia艂a obola艂e, jednak nie zamierza艂a zdradzi膰 si臋 przed rannym wojownikiem, jak bardzo cierpi. Obawia艂a si臋, 偶e zn贸w ujrzy triumf w jego oczach.

Wiedzia艂a, 偶e jako chrze艣cijanka powinna mu wybaczy膰, ale ju偶 na sam膮 my艣l o tym wzbiera艂a w niej nienawi艣膰.

Ten cz艂owiek zbyt mocno j膮 zrani艂, by mog艂a kiedykolwiek pomy艣le膰 o nim z 偶yczliwo艣ci膮.

Wzburzona ockn臋艂a si臋 ze swych my艣li i zorientowa艂a si臋, 偶e b艂膮dzi w k贸艂ko, ca艂kiem zapomniawszy, po co w艂a艣ciwie wysz艂a. Zmrok ju偶 zapad艂, zrezygnowa艂a wi臋c z szukania 藕r贸d艂a i nabrawszy wody w strumyku szemrz膮cym na skraju lasu, zawr贸ci艂a. W pobli偶u chaty zatrzyma艂a si臋 gwa艂townie, bo ze 艣rodka dosz艂y j膮 strz臋py rozmowy.

- Nie, nie mog臋 jeszcze wsta膰. Kr臋ci mi si臋 w g艂owie, jak tylko si臋 podnios臋.

- Gdzie dziewczyna? S艂ysza艂em plotki, 偶e jest starsza, ni偶 s膮dzili艣my - m贸wi艂 w艂adczym tonem jaki艣 m臋偶czyzna.

- Tak - wymamrota艂 Ravn. - Chyba uciek艂a, kiedy le偶a艂em nieprzytomny.

Co on m贸wi? zdumia艂a si臋 Tova. Czy偶by mnie os艂ania艂?

- A wi臋c nie zabi艂e艣 jej?

- Chcia艂em to zrobi膰 bli偶ej dworu. Ale i tak my艣l臋, 偶e zosta艂a wystarczaj膮co ukarana.

- Aha, wi臋c zabawi艂e艣 si臋 z ni膮 troch臋?

- Je艣li owo desperackie ob艣ciskiwanie nazywasz, panie, zabaw膮 to i owszem - roze艣mia艂 si臋 kr贸tko Ravn i doda艂: - Panie, natkn膮艂em si臋 na jakich艣 obcych!

- Wiem, ten zabity w lesie. Ludzie powiadaj膮, 偶e w艣r贸d tych, kt贸rzy pod艂o偶yli ogie艅 w Grindom, tak偶e byli jacy艣 nieznajomi.

- Mo偶e to kt贸ry艣 z nich do mnie strzeli艂? - zastanawia艂 si臋 Ravn. - Ale co tu robisz, panie?

- Rycerz Gudmund spali艂 trzy moje chaty i nie usprawiedliwia go to, 偶e pos艂u偶y艂 si臋 cudzymi r臋koma. Nadszed艂 czas zemsty! Wreszcie odbior臋 wszystko, co jest w艂asno艣ci膮 mojego rodu.

Dalszy ci膮g rozmowy umkn膮艂 Tovie, bo z lasu dolecia艂 jaki艣 d藕wi臋k, kt贸ry odwr贸ci艂 na moment jej uwag臋. Gdy dziewczyna upewni艂a si臋, 偶e to tylko ptaki, ponownie nastawi艂a uszu.

- Nie, panie, nie uczyni艂e艣 dla mnie wszystkiego - m贸wi艂 podniesionym g艂osem Ravn. - Wiesz dobrze o tym. Podj膮艂e艣 si臋 mojego wychowania dla w艂asnych korzy艣ci, a nie dla mojego dobra.

- Czy nie zrobi艂em z ciebie najlepszego wojownika? Na jesieni masz zosta膰 moim giermkiem.

- Jestem ci za to, panie, bardzo wdzi臋czny, cho膰 uwa偶am, 偶e wyrz膮dzi艂e艣 mi wielk膮 krzywd臋. Nie zna艂em innych ludzi ni偶 ty i tobie podobni - rzuci艂 Ravn niecierpliwie, podrywaj膮c si臋 z pos艂ania. - Nie wiem, jak wobec nich post臋powa膰, w jaki spos贸b przyjmowa膰 czyj膮艣 偶yczliwo艣膰.

Grjot za艣mia艂 si臋 ironicznie.

- 呕yczliwo艣膰? Zdusi膰 w zarodku, to przecie偶 bardzo proste. Moja 偶ona mia艂a w sobie t臋 cech臋, ale 艂oi艂em jej sk贸r臋 dwa razy dziennie, a偶 zgas艂 艂agodny u艣miech na jej ustach i zacz臋艂a je艣膰 mi z r臋ki. Zdaje mi si臋, 偶e podobnie, potraktowa艂e艣 c贸rk臋 rycerza. Bardzo dobrze!

Ravn d艂ugo milcza艂, a potem powiedzia艂 ledwie s艂yszalnym g艂osem:

- Wydaje mi si臋, panie, 偶e przez te wszystkie lata, gdy przebywa艂em pod twoj膮 opiek膮, okrad艂e艣 mnie z czego艣 bardzo wa偶nego, cho膰 dok艂adnie jeszcze nie wiem, z czego.

- Bzdura! - fukn膮艂 Grjot. - Przecie偶 nic nie mia艂e艣, twoich rodzic贸w zabra艂a d偶uma! Pomarli, nie zostawiwszy ci ani grosza!

- D偶uma? A wi臋c jestem starszy, ni偶 my艣la艂em!

- Trudno, 偶ebym jeszcze rachowa艂 twoje lata

- Nie m贸wi臋 o materialnych dobrach.

- A czy s膮 jakie艣 inne? Nie, Ravn. Nikt nie uczyni艂by dla ciebie wi臋cej ni偶 ja. Nigdy tego nie zapominaj!

- Nie zapomn臋! - zapewni艂 Ravn. Potem krzykn膮艂: - Chc臋 wraca膰, odjecha膰 jak najdalej st膮d!

- Dobrze - rzek艂 Grjot, pojawiaj膮c si臋 znienacka w drzwiach chaty. - Sprowadz臋 kilku m臋偶czyzn... - urwa艂 gwa艂townie, ale zaraz doda艂 z艂owieszczo: - A c贸偶 to za 艂achmaniara? Jeste艣 c贸rk膮 rycerza Gudmunda?

Tova pokiwa艂a g艂ow膮 przera偶ona.

Grjot by艂 w wieku jej ojca, niskiego wzrostu, przygarbiony, ale bi艂a od niego jaka艣 si艂a. Gdy skierowa艂 na ni膮 par臋 w膮skich jak szparki oczu, wyda艂 jej si臋 pot臋偶ny i w艂adczy.

Nie spuszczaj膮c z niego wzroku, ostro偶nie od艂o偶y艂a na bok drewnian膮 chochl臋 z wod膮.

- Wielkie nieba, jak ty wygl膮dasz? - wycedzi艂 powoli Grjot - Doprawdy, Ravn dobrze si臋 spisa艂. Niez艂e ci臋 sponiewiera艂. Ale i tak widz臋, 偶e pod grub膮 warstw膮 b艂ota i kurzu kryje si臋 urodziwa istota. Nie ma si臋 co dziwi膰, 偶e Ravn nie przepu艣ci艂 okazji, by si臋 zabawi膰. Tak, tak, skoro jeste艣 tutaj, nie jest jeszcze za p贸藕no, by da膰 nauczk臋 Gudmundowi.

Tova potrz膮sn臋艂a tylko g艂ow膮, bo g艂os uwi膮z艂 jej w gardle.

- Nie wr贸cisz do dworu zbrukana i upokorzona - powiedzia艂. - Zrobi臋 to, czego nie zdo艂a艂 zrobi膰 Ravn. I nie zamierzam bynajmniej podchodzi膰 bli偶ej zabudowa艅.

Tova znalaz艂a si臋 w potrzasku. Opiera艂a si臋 o 艣cian臋 obory, a z obu stron le偶a艂o drewno na opa艂. Nie mia艂a szans wymkn膮膰 si臋 Grjotowi, kt贸ry, wyci膮gn膮wszy ku niej d艂onie, wycedzi艂:

- Takiemu wr贸blowi 艂atwo ukr臋ci膰 szyj臋.

- Oszcz臋d藕 mnie, prosz臋, do艣膰 ju偶 zazna艂am okrucie艅stwa - poprosi艂a cienkim g艂osem Tova.

- O, zaraz b臋dzie po wszystkim! - zarechota艂 i zacisn膮艂 swe mocne d艂onie na delikatnej szyi. Dziewczyna zaszlocha艂a. Nie mia艂a ju偶 ani si艂y, ani woli, by si臋 broni膰.

Nagle co艣 艣mign臋艂o w powietrzu. Grjot zawy艂 przera藕liwie i zwolniwszy u艣cisk, osun膮艂 si臋 na ziemi臋. W uchylonych drzwiach chaty stal Ravn, uczepiony kurczowo futryny. Jego n贸偶 tkwi艂 w ciele Grjota.

- Sp贸jrz, co si臋 przez ciebie sta艂o! - krzykn膮艂 do Tovy zrozpaczony. - Zabi艂em cz艂owieka, kt贸ry mnie wychowa艂, mojego opiekuna. Kiedy wreszcie sko艅cz膮 si臋 nieszcz臋艣cia, jakie sprowadzasz na ludzi?

Powoli Tova budzi艂a si臋 z odr臋twienia.

- 呕yje - rzek艂a beznami臋tnie, kucaj膮c przy le偶膮cym u jej st贸p m臋偶czy藕nie. - Ale rana jest powa偶na.

Ravn wykona艂 ruch, jakby chcia艂 podej艣膰 bli偶ej, ale zaraz znowu przytrzyma艂 si臋 futryny.

- W takim razie uciekaj! - wrzasn膮艂 - Zejd藕 mi z oczu, biegnij do domu!

Podnios艂a si臋 niepewnie.

- Ale...

- Zajm臋 si臋 nim, gdy tylko troch臋 odpoczn臋 - przerwa艂 jej, a oczy pociemnia艂y mu z desperacji. - Znikaj!

Skin臋艂a g艂ow膮.

- Grjot nie widzia艂, 偶e to ty rzuci艂e艣 no偶em! - zawo艂a艂a na odchodnym. - A ja nikomu nie powiem.

- Id藕 ju偶 - wyszepta艂, nie kryj膮c pogardy.

- Dzi臋kuj臋 - zawo艂a艂a z 偶arem, ubieg艂szy par臋 krok贸w, a jej g艂os zadr偶a艂 ze wzruszenia.

- Nienawidz臋 ci臋, Tovo c贸rko Gudmunda, jak nikogo na 艣wiecie! - Zaci臋ta i gniewna twarz Ravna poblad艂a jak p艂贸tno.

- Biedny jeste艣! - odrzek艂a na to ze smutkiem.

- Biedny? - Ravn z trudem 艂apa艂 oddech. - Mnie nie musisz wsp贸艂czu膰, pomy艣l lepiej o sobie!

- Owszem - odpowiedzia艂a Tova. - 呕al mi ciebie, cho膰 ty mnie pewnie nienawidzisz. Ja jednak czuj臋 wobec ciebie jedynie wsp贸艂czucie!

Pobieg艂a szybko jak wiatr w kierunku dworu ojca, odprowadzana gniewnymi okrzykami Ravna.

ROZDZIA艁 VI

Pod os艂on膮 nocy Tova dobieg艂a do dworu. W oknach chat pali艂y si臋 艣wiat艂a, wyczuwa艂o si臋 niepok贸j i atmosfer臋 nerwowo艣ci. Mieszka艅cy wylegli przed domy, najwyra藕niej powiadomieni o tym, 偶e dw贸r rycerza otoczony jest przez ludzi Grjota.

Dziewczyna ledwie zdo艂a艂a si臋 przemkn膮膰 przez ciasny pier艣cie艅 ob艂awy. Na szcz臋艣cie z daleka us艂ysza艂a odg艂os rozmowy nieostro偶nych wojownik贸w i zd膮偶y艂a si臋 przed nimi ukry膰.

Zatrzyma艂a si臋 w cieniu sosny niedaleko zabudowa艅 i dopiero kiedy ca艂kiem opustosza艂o, przemkn臋艂a po艣piesznie mi臋dzy budynkami. Nie chcia艂a, by ktokolwiek zobaczy艂 j膮 w tym stanie, nawet najbli偶sza rodzina.

Zna艂a tu ka偶dy najmniejszy k膮t i dlatego bez przeszk贸d dotar艂a do swej ma艂ej chaty. Ale kiedy min臋艂a ganek i ju偶 pchn臋艂a drzwi do alkierza, z s膮siedniej izby wysz艂a s艂u偶膮ca, Borghild, kt贸ra s艂u偶y艂a we dworze, odk膮d Tova si臋ga艂a pami臋ci膮. Mia艂a pewnie oko艂o czterdziestu lat, zawsze lojalna wobec gospodarzy, us艂ugiwa艂a w g艂贸wnym budynku.

Na widok dziewczyny s艂u偶膮ca j臋kn臋艂a g艂o艣no.

- Cii... Szybko, wejd藕my do alkierza! - wyszepta艂a Tova i zamkn臋艂a za sob膮 drzwi.

- Ale pa艅stwo musz膮 si臋 dowiedzie膰... - zaprotestowa艂a Borghild. - S膮 ca艂kiem pogr膮偶eni w smutku i rozpaczy.

- Za chwil臋, nie od razu.

Tova zapali艂a kilka 艣wiec.

- Och! - j臋kn臋艂a znowu s艂u偶膮ca. - Jak panienka Tova wygl膮da?

- Wyrwa艂am si臋 i gna艂am na o艣lep po bezdro偶ach - wyja艣ni艂a po艣piesznie. - Ale o co艣 si臋 potkn臋艂am i spad艂am w d贸艂 ze skarpy.

- To straszne - Borghild by艂a pe艂na wsp贸艂czucia. - Ale rodzice panienki b臋d膮 przeszcz臋艣liwi. Zaprzysi臋gli 艣mier膰 i pot臋pienie temu mnichowi, kt贸ry panienk臋 uprowadzi艂.

Serce Tovy za艂omota艂o.

- Ale to wcale nie by艂 mnich! - zawo艂a艂a.

- Domy艣lali艣my si臋 tego.

- Pom贸偶 mi si臋 doprowadzi膰 do porz膮dku - poprosi艂a dziewczyna i zacz臋艂a zdejmowa膰 z siebie brudne szaty.

- Och, to by艂a taka pi臋kna suknia - roz偶ali艂a si臋 Borghild, pomagaj膮c Tovie.

- Tak, szkoda jej, zdaje si臋 偶e jest ca艂kiem zniszczona.

- Zobacz臋, mo偶e uda mi si臋 j膮 naprawi膰. Upior臋 i po艂atam tak, by nikt niczego nie zauwa偶y艂. Szkoda by by艂o j膮 wyrzuci膰. Pami臋tam dobrze, jak mama panienki tka艂a tkanin臋 na krosnach, a potem haftowa艂a. 鈥濿iesz, Borghild, m贸wi艂a, to dla mojej najm艂odszej c贸rki, nie s膮dzisz, 偶e b臋dzie jej w tym do twarzy? Ojciec strasznie j膮 rozpieszcza i dlatego musz臋 by膰 wobec niej bardziej surowa, ale prawd臋 powiedziawszy i ja mam do niej s艂abo艣膰. Ta nasza Tova jest taka 艂adna i dobra, ma takie gor膮ce serce. A przy rym tyle w niej rado艣ci 偶ycia. Wiesz, Borghild, razem z m臋偶em uradzili艣my, 偶e starannie wybierzemy dla niej ma艂偶onka. Ta dziewczyna zrobi na pewno 艣wietn膮 parti臋!鈥

Tova poczu艂a ucisk w sercu.

C贸偶, plany rodzic贸w leg艂y w gruzach. Na nic si臋 nie zda艂o moje weso艂e usposobienie, pomy艣la艂a z gorycz膮.

- Ale偶 ta suknia zniszczona - m贸wi艂a dalej Borghild. - Nie艂atwo mi b臋dzie j膮 naprawi膰. Jakie to szcz臋艣cie, 偶e uda艂o si臋 panience uciec

- Jak to przyj膮艂 ojciec? I gdzie on teraz jest?

- Rycerz nic nie wiedzia艂 o porwaniu, bo przyby艂 z op贸藕nieniem, dopiero dzi艣 wieczorem. Natychmiast wezwa艂 wszystkich swoich wojownik贸w. Jeszcze nigdy nie widzia艂am go tak wzburzonego.

- S艂ysza艂am, 偶e podobno kto艣 z nich podpali艂 kilka chat w Grindom.

- To jaka艣 niejasna sprawa, nie do ko艅ca wiadomo, kto to m贸g艂 by膰. Ale偶 panienko... Bielizna panienki..!

Tova daremnie usi艂owa艂a ukry膰 przed s艂u偶膮c膮 zakrwawion膮 halk臋.

Przez chwil臋 dwie kobiety patrzy艂y na siebie w niemym pop艂ochu.

- Zdaje si臋, 偶e nie posz艂o tak 艂atwo - w cichym g艂osie Borghild zabrzmia艂a nuta rozpaczy.

Usta Tovy drgn臋艂y i dziewczyna wybuchn臋艂a p艂aczem. Starsza od niej kobieta obj臋艂a j膮 mocno i obie zaszlocha艂y.

- Nie spad艂am ze skarpy - 艂ka艂a Tova. - Och, Borghild, to by艂o straszne! Po prostu okropne! Niestety, nie uda艂o mi si臋 przed tym obroni膰. Co mam teraz zrobi膰?

Wierna s艂u偶膮ca prze艂kn臋艂a 艂zy.

- W m艂odo艣ci spotka艂o mnie to samo, dlatego nigdy nie wysz艂am za m膮偶, obawiaj膮c si臋, 偶e wszystko si臋 wyda. Nikt lepiej ni偶 ja nie jest w stanie poj膮膰 nieszcz臋艣cia panienki.

- Prosz臋, nic nie m贸w moim rodzicom! Mo偶e nikt mi si臋 nie o艣wiadczy i prawda nigdy nie wyjdzie na jaw?

Borghild, w duchu pow膮tpiewaj膮c w tak膮 mo偶liwo艣膰, zapewni艂a dziewczyn臋, 偶e od niej nikt si臋 niczego nie dowie.

Przynios艂a wod臋 i przygotowa艂a czyste ubrania, a Tova w tym czasie usi艂owa艂a rozczesa膰 w艂osy.

- Ale ten nikczemnik musi ponie艣膰 zas艂u偶on膮 kar臋! Bez chwili wahania zabi艂abym go jak psa - odgra偶a艂a si臋 s艂u偶膮ca.

Grzebie艅 w d艂oniach dziewczyny p臋k艂 z g艂o艣nym trzaskiem.

- On uratowa艂 mi 偶ycie, Borghild - odpowiedzia艂a zamy艣lona. - Pozwoli艂 mi odej艣膰.

- Tak, po tym jak zha艅bi艂 panienk臋. Doprawdy w膮tpliwa przys艂uga.

Tova pogr膮偶y艂a si臋 w d艂awi膮cym smutku. Wiele by uczyni艂a, by wymaza膰 z pami臋ci m臋偶czyzn臋 o imieniu Ravn.


Obl臋偶enie rycerskiego dworu zosta艂o przerwane jeszcze tej samej nocy, bo gdy w szeregach zabrak艂o Grjota, nie by艂o komu zagrzewa膰 dru偶ynnik贸w do walki. Ponurzy, ze zwieszonymi g艂owami wracali do Grindom, nios膮c na noszach rannego pana oraz jego najlepszego wojownika. Wszystkich trapi艂a ta sama my艣l: Kto wmiesza艂 si臋 w sp贸r mi臋dzy dwoma w艂a艣cicielami pot臋偶nych dwor贸w?


Wiosna min臋艂a i nasta艂o lato. Rycerz nie dowiedzia艂 si臋 od swej ukochanej c贸rki, kim by艂 mnich, kt贸ry j膮 uprowadzi艂. Pozostawiony list stanowi艂 jednak niezbity dow贸d, 偶e to Grjot ukartowa艂 porwanie.

Tova wszystkim podawa艂a to samo wyja艣nienie, kt贸rym z pocz膮tku pr贸bowa艂a zamydli膰 oczy Borghild. T艂umaczy艂a, 偶e zdo艂a艂a zbiec, podkre艣laj膮c za ka偶dym razem, 偶e porywacz uratowa艂 jej 偶ycie, a pot艂uk艂a si臋 przedzieraj膮c przez nier贸wny teren.

Borghild wodzi艂a za sw膮 m艂od膮 pani膮 zatroskanym spojrzeniem. Tova nie do ko艅ca rozumia艂a jej badawczy wzrok, czu艂a jedynie, 偶e s艂u偶膮ca naprawd臋 si臋 o ni膮 martwi.

T臋 za艣 najbardziej niepokoi艂a apatia dziewczyny, ra偶膮co kontrastuj膮ca z jej wcze艣niejsz膮 witalno艣ci膮.

A Tova?

Trwa艂a zawieszona gdzie艣 mi臋dzy codziennymi obowi膮zkami a nawiedzaj膮cymi j膮 znienacka koszmarami. W nocy dr臋czy艂y j膮 tak偶e dziwne, ponure sny, kt贸re ci膮gle ko艅czy艂y si臋 tak samo. Budzi艂a si臋 z wyrzutami sumienia, z wal膮cym sercem, przera偶ona tym, co si臋 sta艂o.

W ci膮gu dnia pracowa艂a ile si艂, by odsun膮膰 od siebie natr臋tne wspomnienia.

Ci膮gle jednak 艂apa艂a si臋 na tym, 偶e rozmy艣la o m臋偶czy藕nie, kt贸rego stara艂a si臋 wymaza膰 z pami臋ci. Kiedy utka艂a obrus, zapragn臋艂a, by Ravn go obejrza艂. Zastanawia艂a si臋, co by powiedzia艂, gdyby widzia艂, jak pomaga w kuchni czy w polu. Bez przerwy by艂 obecny w jej my艣lach, wyobra偶a艂a sobie, 偶e stoi z boku i na ni膮 patrzy. To j膮 przera偶a艂o.

Bo jednocze艣nie nagromadzi艂o si臋 w niej tyle goryczy, rozczarowania i pogardy, 偶e nie potrafi艂a si臋 z tym upora膰.

Do ko艣cio艂a chodzi艂a tak cz臋sto, jak tylko mia艂a okazj臋, ale spowied藕 przysporzy艂a jej wielkiego k艂opotu Nie zdoby艂a si臋 na to, by opowiedzie膰 o wszystkim, co si臋 zdarzy艂o w ci膮gu tych dw贸ch dni w g贸rach. Wielokrotnie jednak prosi艂a ksi臋dza, by pomodli艂 si臋 o 鈥瀌usz臋 prze艣ladowcy鈥, zatajaj膮c jego imi臋.

Jej plany co do przysz艂o艣ci z ka偶dym dniem przybiera艂y coraz bardziej realne kszta艂ty. W ko艅cu nadarzy艂a si臋 okazja, by si臋 nimi podzieli膰 z ojcem.

Kt贸rej艣 nocy - nied艂ugo po 艣wi臋tym Janie - przebudzi艂a si臋 jak zwykle dr臋czona sennym koszmarem i us艂ysza艂a st艂umione g艂osy na dworze.

Od razu wsta艂a, mimo 偶e 艣miertelnie ba艂a si臋 duch贸w, i ostro偶nie uchyli艂a okienko.

Ale na zewn膮trz panowa艂a cisza, nie dostrzega艂a te偶 niczego niepokoj膮cego. Niewielka ponura chata sta艂a pogr膮偶ona w mroku, strzeg膮c swej tajemnicy.

Zaraz jednak Tova dostrzeg艂a jakie艣 poruszenie. Noce nie by艂y ju偶 tak jasne, wi臋c widzia艂a tylko przesuwaj膮ce si臋 cienie. Kiedy jednak wyt臋偶y艂a wzrok, zauwa偶y艂a, 偶e kto艣 wychodzi z chaty. Sylwetka i ch贸d wyda艂y jej si臋 znajome, ale zupe艂nie nie mog艂a sobie u艣wiadomi膰, gdzie i kiedy mog艂a widzie膰 t臋 posta膰, kt贸ra szybko ukry艂a si臋 w mroku.

Postanowi艂a porozmawia膰 z ojcem, jak tylko wstanie 艣wit. Teraz za 偶adne skarby nie wysz艂aby z chaty, w kt贸rej mieszka艂a sama, odk膮d siostry powychodzi艂y za m膮偶. Drzwi by艂y tylko jedne, na wprost ponurego budynku, Tova nie mia艂a tyle odwagi, by tamt臋dy przej艣膰.

Nast臋pnego dnia okazja do rozmowy z ojcem nadarzy艂a si臋 dopiero, kiedy rycerz Gudmund obudzi艂 si臋 z poobiedniej drzemki. Na og贸艂 o tej porze najlepiej si臋 z nim gaw臋dzi艂o. By艂 w贸wczas wypocz臋ty i w dobrym humorze.

- Jeste艣, c贸re艅ko - odezwa艂 si臋 przyja藕nie. Ojciec nie m贸g艂 si臋 pogodzi膰 z tym, 偶e jego ukochana c贸rka dorasta, i ci膮gle zwraca艂 si臋 do niej tak, jakby by艂a ma艂膮 dziewczynk膮.

- Co si臋 z tob膮 dzieje? Ca艂kiem opu艣ci艂a ci臋 rado艣膰 偶ycia. Zeszczupla艂a艣, masz si艅ce pod oczami. Powiedz, czy nadal dr臋cz膮 ci臋 z艂e wspomnienia?

- Na pewno z czasem ustan膮.

Rycerz Gudmund, mimo up艂ywu lat nadal bardzo przystojny, prezentowa艂 si臋 wspaniale nawet nie ogolony i potargany. Poprosi艂 Tov臋, by usiad艂a na 艂贸偶ku, i obj膮艂 j膮 ramieniem.

- Je艣li pozwolisz mi dopa艣膰 tego nikczemnika, dostanie, na co zas艂u偶y艂.

- Ale偶, ojcze, on przecie偶 otrzyma艂 rozkaz, 偶eby mnie zabi膰, a jednak pu艣ci艂 mnie wolno.

- A wi臋c zostanie ukarany Grjot... Na razie jednak wola艂bym nie wywo艂ywa膰 wa艣ni mi臋dzy naszymi dworami, bo i bez tego do艣膰 mam zmartwie艅. Kr膮偶膮 pog艂oski, 偶e zostanie tu przys艂any du艅ski gubernator. Martwi mnie, co w贸wczas stanie si臋 z nami? Zreszt膮 Grjot podobno jest powa偶nie chory. Pono膰 rana, jak膮 odni贸s艂 wtedy w lesie, nie chce si臋 zagoi膰. Twierdzi, 偶e musia艂a艣 widzie膰 napastnika. Czy to prawda, c贸rko?

Tova spu艣ci艂a g艂ow臋.

- Widzia艂am tylko, jak Grjot osun膮艂 si臋 trafiony, ale... nie zauwa偶y艂am sprawcy.

Matko Naj艣wi臋tsza, wybacz mi to k艂amstwo!

- Powiedz, c贸re艅ko, jak to si臋 sta艂o, 偶e by艂a艣 艣wiadkiem tego zdarzenia?

- Przypadkowo. Ucieka艂am do domu i po drodze natkn臋艂am si臋 na nich - wykr臋ci艂a si臋 dziewczyna.

Rycerz Gudmund przez d艂ug膮 chwil臋 nie spuszcza艂 badawczego wzroku ze swej najm艂odszej c贸rki. Nic dziwnego, 偶e j膮 tak kocha艂. 鈥濩zarna 艣mier膰鈥 zabra艂a mu trzech syn贸w, a starsze c贸rki by艂y ju偶 prawie doros艂e, kiedy Tova przysz艂a na 艣wiat. By艂a jego jedyn膮 nadziej膮 na to, 偶e w przysz艂o艣ci dw贸r nie dostanie si臋 w obce r臋ce.

- Wobec tego wy艣l臋 do Grjota pos艂a艅ca z wiadomo艣ci膮, 偶e nie widzia艂a艣, kto go zrani艂. Powiem te偶, i偶 s膮dzi艂a艣, 偶e zgin膮艂, bo inaczej na pewno udzieli艂aby艣 mu pomocy. Ale... zdaje si臋, 偶e chcia艂a艣 o czym艣 ze mn膮 pom贸wi膰?

Tova opowiedzia艂a o tym, co zdarzy艂o si臋 w nocy.

- Wydaje ci si臋 wi臋c, 偶e widzia艂a艣 ju偶 kiedy艣 tego m臋偶czyzn臋? W takim razie to nie upi贸r, jak sobie wcze艣niej wmawia艂a艣. Ale wiesz dobrze, 偶e sprawdzili艣my t臋 chat臋. To prawda, 偶e klucz przepad艂 w tajemniczych okoliczno艣ciach, gdyby jednak kto艣 tamt臋dy chodzi艂, pozostawi艂by po sobie 艣lady. 脴ystein zagl膮da艂 do 艣rodka przez szpar臋 i nie zauwa偶y艂 niczego podejrzanego.

脴ystein, m艂ody parobek, s艂u偶y艂 na dworze jako pos艂aniec Kr膮偶y艂y plotki, 偶e jego prawdziwym ojcem jest rycerz Gudmund, a nie Arne 脴ysteinsson, ale Tova nie dawa艂a temu wiary. Nigdy nie lubi艂a 脴ysteina, szczeg贸lnie razi艂 j膮 bezczelny ton, jakim si臋 do niej zwraca艂 ostatnimi czasy.

Ojciec traktowa艂 go tak samo jak innych, a przecie偶 gdyby plotki okaza艂y si臋 prawd膮, w艂a艣nie on by艂by spadkobierc膮 rycerskiego dworu. Nie, to niemo偶liwe, zreszt膮 nie mog艂a sobie wyobrazi膰, by jej ojciec chcia艂 mie膰 cokolwiek wsp贸lnego z matk膮 脴ysteina, brudn膮 plotkar膮. Poza tym Tova by艂a pewna, 偶e jej dumna matka nie tolerowa艂aby obecno艣ci na艂o偶nicy ojca na dworze. Plotki zreszt膮 pojawi艂y si臋 stosunkowo niedawno.

G艂os ojca wyrwa艂 j膮 z zamy艣lenia.

- Wiesz co, c贸rko? Kiedy zn贸w pojad臋 do miasta, przywioz臋 ze sob膮 wielce dostojnego go艣cia, kt贸ry bardzo by chcia艂 ci臋 pozna膰, jednego z bliskich doradc贸w starego kr贸la Haakona.

Dziewczynie serce zabi艂o mocniej i poczu艂a, 偶e si臋 rumieni. Odsun臋艂a si臋 troch臋 i powiedzia艂a:

- Ojcze, ja... - Zawaha艂a si臋 na moment i zacz臋艂a jeszcze raz: - Ojcze, zdecydowa艂am, 偶e p贸jd臋 do klasztoru.

- Co ty opowiadasz? - Rycerz u艣miechn膮艂 si臋 niepewnie, nie kryj膮c zaskoczenia.

- M贸wi臋 powa偶nie.

- Do klasztoru? Ty? Dlaczego?

- Tej decyzji nie podj臋艂am pochopnie, ojcze. Bardzo chc臋 wst膮pi膰 do zakonu.

- Ale jeste艣 jeszcze taka m艂oda - przerwa艂 jej rycerz, ci膮gle nie dowierzaj膮c, 偶e Tova m贸wi powa偶nie. - Taka pi臋kna, ca艂e 偶ycie przed tob膮.

Czy偶by? pomy艣la艂a Tova z rozpacz膮. Co si臋 stanie, je艣li wyjd臋 za m膮偶 za m臋偶czyzn臋 wysokiego rodu i on si臋 zorientuje, 偶e po艣lubi艂 zha艅bion膮 pann臋? Wybuchnie skandal nad skandale! Takie sprawy nie przechodz膮 bez echa nawet w艣r贸d posp贸lstwa.

Poczu艂a 艣cisk w sercu, przypomniawszy sobie beztroskie 偶ycie, jakie jeszcze niedawno wiod艂a. Wyda艂o jej si臋 nieludzkie porzuci膰 ten 艣wiat i zamkn膮膰 si臋 w klasztornych murach.

Tyle 偶e beztroska ju偶 dawno musia艂a ust膮pi膰 miejsca bolesnej rozpaczy. Wszystkie marzenia o szcz臋艣liwej przysz艂o艣ci rozwia艂y si臋 jak dym po tym, co zasz艂o w g贸rach. Nie mia艂a te偶 wcale ochoty po艣lubi膰 obcego m臋偶czyzny. Nikogo nie zamierza艂a po艣lubi膰!

Tova czu艂a, 偶e gdyby opowiedzia艂a rodzicom o gwa艂cie, kt贸rego sta艂a si臋 ofiar膮, potrafiliby j膮 zrozumie膰. Ale co艣 w g艂臋bi duszy dziewczyny protestowa艂o przeciwko takiemu rozwi膮zaniu.

- P贸jd臋 do klasztoru, tak b臋dzie najlepiej dla wszystkich - powiedzia艂a z ci臋偶kim sercem.

- Doprawdy, dziwnie si臋 wyra偶asz, c贸rko - powiedzia艂 rycerz, patrz膮c badawczo na Tov臋. - Czy co艣 ukrywasz przed nami, male艅ka?

Popatrzy艂a na ojca przera偶onym wzrokiem.

- Nie! Pomy艣la艂am tylko, 偶e skoro jedyne, czego pragn臋, to s艂u偶y膰 Bogu, nie powinnam si臋 z nikim wi膮za膰.

Rycerz westchn膮艂 ci臋偶ko.

- Porozmawiamy o tym p贸藕niej. Pozw贸l mi jednak przywie藕膰 tu kr贸lewskiego doradc臋. Poznasz go, mo偶e w贸wczas zmienisz zdanie.

Tova jednak nie podziela艂a optymizmu ojca.


Mniej wi臋cej w tym samym czasie Ravn, przechodz膮c przez dziedziniec dworu Grindom, spojrza艂 w stron臋 fiordu. W g艂owie mia艂 chaos, dr臋czy艂y go niespokojne my艣li i nie u艣wiadomiony l臋k.

W wielkiej sali odbywa艂y si臋 ta艅ce, ale Ravn nigdy nie bra艂 udzia艂u w zabawach. Teraz jednak zosta艂 wezwany do Grjota i chc膮c nie chc膮c, musia艂 przej艣膰 przez sal臋 pod obstrza艂em spojrze艅 ciekawskich. Niech臋tnie udawa艂 si臋 na rozmow臋 z chorym, kt贸remu sam zada艂 ran臋. Co prawda Grjot, niczego si臋 nie domy艣laj膮c, snu艂 przypuszczenia, 偶e obaj zostali zaatakowani przez t臋 sam膮 osob臋. S膮dzi艂, 偶e w chwili gdy si臋 to sta艂o, Ravn le偶a艂 bezsilny na 艂o偶u w izbie, sk膮d si臋 potem zwl贸k艂 i wezwa艂 pomoc.

Ci臋偶kim krokiem Ravn przest膮pi艂 pr贸g sali. Uczestnicy biesiady zamilkli i po艣piesznie ust膮pili miejsca wysokiemu m臋偶czy藕nie, kt贸ry sun膮艂 naprz贸d jak lunatyk. Jaka艣 kobieta przycisn臋艂a do piersi dziecko, szepcz膮c mu do ucha:

- Nie wolno ci si臋 zbli偶a膰 do tego cz艂owieka. To niebezpieczny okrutnik!

Ravn nie zdawa艂 sobie sprawy, jak pora偶aj膮c膮 trwog臋 wywo艂uje w艣r贸d innych ludzi jego obecno艣膰. Tego lata spos臋pnia艂 i sta艂 si臋 jeszcze bardziej ponury. Zamkn膮艂 si臋 w sobie, w swoim w艂asnym mrocznym 艣wiecie.

Grjot le偶a艂 w 艂o偶u blady, a jego twarz pokrywa艂 perlisty pot.

- Podejd藕, Ravn! Chc臋 z tob膮 porozmawia膰.

Wojownik stan膮艂 przy 艂o偶u chorego opiekuna.

- Ale nie miej tak ponurego oblicza - pr贸bowa艂 za偶artowa膰 Grjot. - Bo ju偶 samym wygl膮dem p艂oszysz moich ludzi. Nie powiniene艣 si臋 tak przejmowa膰 moj膮 chwilow膮 s艂abo艣ci膮. Wyjd臋 z tego! 呕eby tylko ta piekielna rana zacz臋艂a si臋 goi膰. Teraz pos艂uchaj! Ale usi膮d藕, bo nie lubi臋, kiedy kto艣 patrzy na mnie z g贸ry!

Zacz臋艂o mu rz臋zi膰 w p艂ucach i chwil臋 trwa艂o, nim znowu m贸g艂 przem贸wi膰.

- Ravn, wiesz dobrze, 偶e dzieje si臋 co艣 niedobrego. Nieustannie nap艂ywaj膮 do mnie raporty o tajemniczych osobach, kt贸re tu w臋sz膮, tajnych spotkaniach, kt贸re natychmiast si臋 ko艅cz膮, ilekro膰 kto艣 si臋 zbli偶y. Przypomnij sobie, co wydarzy艂o si臋 w wiosce w g贸rach! To musz膮 by膰 jacy艣 obcy, dlatego chc臋, 偶eby艣 si臋 uda艂 do dworu rycerza Gudmunda - w pokojowych zamiarach - i zapyta艂, czy i oni zauwa偶yli co艣 dziwnego. Wiesz, 偶e w obliczu wsp贸lnego zagro偶enia nawet wrogowie si臋 jednocz膮.

- Zauwa偶yli - odpar艂 sucho Ravn, cho膰 s艂owa Grjota nieoczekiwanie bardzo go wzburzy艂y.

- Tak? A sk膮d wiesz?

- Dziewczyna mi a tym opowiada艂a - odpar艂, ale imi臋 c贸rki rycerza nie przesz艂o mu przez gard艂o. - Podobno kto艣 si臋 kr臋ci艂 w pobli偶u starej chaty.

Jego g艂os brzmia艂 sucho i rzeczowo.

- W takim razie najlepiej b臋dzie, je艣li wyruszysz od razu. A przy okazji rozeznaj si臋 w sprawie przysz艂o艣ci dziewczyny, kt贸ra przecie偶 jest ju偶 w takim wieku, 偶e mog艂aby wyj艣膰 za m膮偶. Okryta ha艅b膮 nie b臋dzie przebiera膰 ani grymasi膰. Przeka偶 rycerzowi, 偶e mog臋 j膮 po艣lubi膰, nie zwa偶aj膮c na wstyd. Jest nawet 艂adna. Mo偶e urodzi mi syn贸w? Poza tym 艂atwiej mi b臋dzie przej膮膰 rycerskie dobra.

Ravn nabra艂 powietrze g艂臋boko w p艂uca.

- My艣l臋, 偶e nie jestem w艂a艣ciw膮 osob膮 do sk艂adania takich propozycji - odpar艂 na poz贸r spokojnie, cho膰 twarz mu poblad艂a.

- Rycerz przecie偶 ci臋 nigdy nie widzia艂! Nie wie, 偶e to ty pozbawi艂e艣 czci jego c贸rk臋.

- Ale jego 偶ona mnie widzia艂a, kiedy zabra艂em podst臋pem dziewczyn臋 z domu.

- To trzymaj si臋 z daleka od tej baby!

- Panie - odezwa艂 si臋 Ravn, wstaj膮c z 艂贸偶ka. - Zapytam ch臋tnie o to, czy mieszka艅cy dworu Gudmunda nie zauwa偶yli w okolicy czego艣 podejrzanego, ale w swaty nie pojad臋!

- Trudno. Mo偶e to i racja? Ale miej oczy i uszy otwarte! Oczekuj臋 dok艂adnego meldunku. Reszt臋 sam za艂atwi臋. Chyba 偶e wolisz, bym wys艂a艂 kogo innego?

Ravn zwleka艂 z odpowiedzi膮.

- W艂a艣ciwie jest mi wszystko jedno, mog臋 jecha膰 - odpar艂 w ko艅cu i wys艂uchawszy dok艂adnie rozkaz贸w Grjota, opu艣ci艂 izb臋.

W du偶ej sali ludzie zbili si臋 w grupki i rozmawiali o czym艣 z o偶ywieniem. Ravn, wyt臋偶ywszy s艂uch, zorientowa艂 si臋, 偶e m贸wi膮 o m艂odej s艂u偶ebnej, kt贸r膮 podobno znaleziono martw膮 na dnie fiordu. Nikt nie mia艂 w膮tpliwo艣ci, 偶e targn臋艂a si臋 na swe 偶ycie z rozpaczy, porzucona przez dworskiego lekkoducha, kt贸ry sprowadzi艂 na ni膮 nieszcz臋艣cie.

Ravn powoli torowa艂 sobie drog臋 przez ci偶b臋, czuj膮c w sobie wzbieraj膮cy l臋k, a mo偶e po prostu zwyk艂膮 niech臋膰 wobec tych ludzi. Na 艂awie siedzia艂y trzy trajkocz膮ce kobiety.

- Dobrze jej tak - rzek艂a jedna z nich.

- Tak - zgodzi艂a si臋 z ni膮 druga. - Samob贸jczyni... Teraz jej dusza nigdy nie zazna spokoju, b臋dzie si臋 sma偶y膰 w ogniu piekielnym.

Ta my艣l najwyra藕niej przypad艂a jej do gustu.

- Szkoda tylko, 偶e wcze艣niej nie zosta艂a ukarana - doda艂a trzecia. - Takie dziewki powinno si臋 umie艣ci膰 pod pr臋gierzem, rozszarpa膰 albo ukamienowa膰. By艂oby co obejrze膰!

Ravn zatrz膮s艂 si臋 z gniewu. Gwa艂townym ruchem chwyci艂 za koniec 艂awy i uni贸s艂 j膮 w g贸r臋, nie pojmuj膮c, sk膮d wzi臋艂a si臋 w nim taka irytacja. Plotkarki z przera藕liwym piskiem zsun臋艂y si臋 na ziemi臋.

- By艂y艣cie przy tym? 艁atwo czyni膰 zalet臋 z cnoty, komu艣 kto nie jest nara偶ony na 偶adne pokusy - rzuci艂 z艂o艣liwie i opu艣ci艂 sal臋, toruj膮c sobie drog臋 艂okciami.

Z ulg膮 wyszed艂 na dw贸r, opar艂 si臋 o 艣cian臋 budynku. Z trudem 艂apa艂 powietrze, czu艂, 偶e zbiera mu si臋 na md艂o艣ci.

W g艂owie k艂臋bi艂y mu si臋 my艣li i obrazy. Okrutne s艂owa kobiet... niewiasta os艂aniaj膮ca swe dziecko, jakby w odruchu obronnym... uwiedziona dziewczyna, samotna i pe艂na rozpaczy, rzucaj膮ca si臋 w g艂臋biny. Chocia偶 jej nie zna艂, los porzuconej tak bardzo go poruszy艂, 偶e ch臋tnie by zad藕ga艂 nikczemnika, kt贸ry wp臋dzi艂 j膮 w takie k艂opoty. Niejasno u艣wiadamia艂 sobie, 偶e kie艂kuje w nim nienawi艣膰 do pana Grjota.

Wstr臋tny stary cap! ciska艂 w my艣lach obelgi, wci膮偶 nie u艣wiadamiaj膮c sobie, sk膮d wzi膮艂 si臋 w nim nagle taki sprzeciw.

Zamy艣lony bawi艂 si臋 no偶em.

艢mier膰, ci膮gle 艣mier膰! Czy w jego 偶yciu na nic innego nie ma miejsca?

Dziewczyna, kt贸ra pope艂ni艂a samob贸jstwo, dziecko, kt贸re nigdy...

Ravn oddycha艂 g艂臋boko, ale ucisk w piersi nie chcia艂 zel偶e膰.

Instynktownie skierowa艂 si臋 ku stajni i mimo p贸藕nej pory zacz膮艂 siod艂a膰 konia.

- Wracasz od starego? - us艂ysza艂 nagle jaki艣 g艂os. To Fredrik wszed艂 niepostrze偶enie i z fa艂szywym u艣miechem na ustach stan膮艂 naprzeciwko Ravna. - Co z nim? Rych艂o umrze?

- Nie s膮dz臋 - odpar艂 zapytany. - Czy偶by艣 na to liczy艂?

- Ja? - Fredrik zrobi艂 zdziwion膮 min臋 i doda艂 przymilnie: - A c贸偶 bym zyska艂 na jego 艣mierci? To ty zawsze by艂e艣 jego pupilem! Ravn, wielki wojownik, kt贸ry wprawdzie usi艂owa艂, ale jeszcze nikogo nie zabi艂.

Ravn obrzuci艂 natr臋ta lodowatym spojrzeniem, nie do ko艅ca pewien jego intencji, i rzek艂 z艂owieszczo:

- Mo偶e teraz spr贸buj臋?

Fredrik nie odpowiedzia艂, bo nagle zacz臋艂o mu si臋 bardzo 艣pieszy膰. Ravn tymczasem z ci臋偶kim sercem rozmy艣la艂 nad swoj膮 sytuacj膮. Rana w boku, gdzie utkwi艂a strza艂a, szybko si臋 mu zagoi艂a. Grjot mia艂 znacznie mniej szcz臋艣cia. No, ale mo偶e to te偶 i sprawa wieku?

Nagle wojownik stwierdzi艂, 偶e jest ju偶 zbyt p贸藕no, by wybiera膰 si臋 w drog臋.

Jednak gdy tylko wsta艂 brzask, nim ktokolwiek z mieszka艅c贸w Grindom zdo艂a艂 si臋 obudzi膰, dosiad艂 wierzchowca i ruszy艂 galopem na wsch贸d.

ROZDZIA艁 VII

Kiedy Ravn dotar艂 do dworu rycerza, dowiedzia艂 si臋, 偶e gospodarz uda艂 si臋 do ko艣cio艂a. Zapytany, czy wobec nieobecno艣ci Gudmunda chce si臋 spotka膰 z pani膮, wojownik zaprzeczy艂 gwa艂townie.

- Czy rycerz pojecha艂 sam? - spyta艂.

- Nie, jest razem z najm艂odsz膮 c贸rk膮 - odpowiedzia艂 parobek, zdziwiony nag艂ym grymasem na twarzy obcego. Czy偶by to mia艂 by膰 u艣miech? zastanawia艂 si臋. Czy ten cz艂owiek w og贸le potrafi si臋 艣mia膰? Nie, chyba jednak co艣 go rozz艂o艣ci艂o.

Ravn tymczasem zawr贸ci艂 konia i pogalopowa艂 czym pr臋dzej do doliny w stron臋 ko艣cio艂a.


Tova siedzia艂a w 艂awce rodzinnej tu偶 przy o艂tarzu i walczy艂a z ogarniaj膮c膮 j膮 senno艣ci膮. W g艂臋bokim poczuciu winy przyzna艂a przed sam膮 sob膮, 偶e nie znajduje w sobie tyle 偶arliwej wiary, by dla niej porzuci膰 ziemskie uciechy.

Ale nie mia艂a wyboru, skoro nie chcia艂a opowiedzie膰 ojcu prawdy.

K膮cikiem oka dostrzeg艂a wysok膮 posta膰, kieruj膮c膮 si臋 do 艂awki po przeciwnej stronie, gdzie siedzieli nieliczni zgromadzeni m臋偶czy藕ni, ale nie zainteresowa艂a si臋, kto to taki.

Ksi膮dz odprawia艂 msz臋 po 艂acinie, wi臋c niewiele rozumia艂a. Ministranci raz po raz odpowiadali piskliwymi g艂osikami. Udzia艂 wiernych w modlitwach sprowadza艂 si臋 do jednostajnego pomrukiwania, kt贸re brzmia艂o niezbyt inspiruj膮co. Monotonne 艣piewy nie przywodzi艂y bynajmniej na my艣l anielskiego ch贸ru.

Tova poczu艂a na sobie wzrok przybysza. Lekko zak艂opotana obejrza艂a si臋 za siebie, ale natychmiast odwr贸ci艂a g艂ow臋. Serce za艂omota艂o jej w piersi, a ca艂e cia艂o jakby zdr臋twia艂o. Na przemian zala艂a j膮 fala gor膮ca i zimna.

Ravn? my艣la艂a gor膮czkowo. Co on tu robi? W ko艣ciele?

Ponownie zerkn臋艂a na niego. Patrzy艂 prosto na ni膮, a jego twarz wydawa艂a si臋 niczym wykuta w kamieniu. Upu艣ci艂a chusteczk臋 na pod艂og臋 i szybko pochyli艂a si臋, by j膮 podnie艣膰. Ojciec pos艂a艂 jej zdziwione, acz ostrzegawcze spojrzenie. Wszak takie zachowanie nie przystoi w ko艣ciele.

Msza ci膮gn臋艂a si臋 w niesko艅czono艣膰. Ch艂odne wn臋trze ko艣cio艂a nagle wyda艂o si臋 dziewczynie duszne i gor膮ce.

Po raz kolejny popatrzy艂a ukradkiem na Ravna. Ubrany by艂 inaczej ni偶 wtedy w g贸rach. Mia艂 na sobie purpurow膮 peleryn臋 zarzucon膮 na kaftan ze z艂oconej sk贸ry. Spod czarnych g臋stych w艂os贸w wyziera艂a opalona twarz, oczy w oprawie czarnych rz臋s l艣ni艂y szarozielonym blaskiem.

Kiedy zn贸w na ni膮 spojrza艂, Tova pospiesznie odwr贸ci艂a wzrok.

Po co tu przyjecha艂? Czego chcia艂? Na nowo rozdziera膰 rany, kt贸re z wolna zaczyna艂y si臋 zabli藕nia膰?

Nienawidz臋 ci臋, Tovo c贸rko Gudmunda, jak nikogo na 艣wiecie. Uciekaj do domu, zniknij mi z oczu!鈥 Wrogie s艂owa, rzucone na po偶egnanie, na nowo zabrzmia艂y w uszach dziewczyny.


Wreszcie nabo偶e艅stwo dobieg艂o ko艅ca. Tova wsta艂a z 艂awki i z przera偶eniem popatrzy艂a na swe dr偶膮ce d艂onie, ledwie zdolne utrzyma膰 chustk臋.

Wierni powoli kroczyli ku wyj艣ciu.

Na schodach Tova znalaz艂a si臋 tu偶 obok Ravna. Ojciec dziewczyny szed艂 przodem i rozmawia艂 ze znajomym.

- Musz臋 z tob膮 pom贸wi膰 - mrukn膮艂 Ravn.

- Po co? - spyta艂a r贸wnie cicho, nie podnosz膮c wzroku. - Chcesz mi zada膰 艣miertelny cios?

Nie odpowiedzia艂.

- W艂a艣ciwie przyby艂em do twego ojca. Przysy艂a mnie pan Grjot. W pokojowych zamiarach.

- Dobrze, powiem mu o tym - rzek艂a Tova, nie bardzo wierz膮c w uczciwo艣膰 przybysza. Zwracaj膮c si臋 w stron臋 ojca, zawo艂a艂a: - Ojcze, kto艣 pragnie z tob膮 porozmawia膰! Zdaje si臋, 偶e to wa偶na sprawa.

Rycerz u艣miechn膮艂 si臋 do niej z roztargnieniem i rzuci艂 mimochodem:

- Niech poczeka chwil臋, musz臋 najpierw zajrze膰 na plebani臋. Ksi膮dz ju偶 mnie tam oczekuje. Drogie dziecko, po raz pierwszy od dawna widz臋 blask w twoich oczach. Ale dlaczego jeste艣 taka przestraszona? Rzeczywi艣cie, nasz duszpasterz m贸wi艂 dzi艣 g艂贸wnie o s膮dzie ostatecznym i wiecznym pot臋pieniu, ale ty przecie偶 nie znasz 艂aciny.

- Ojcze, ja...

- Zabaw go, p贸ki co, na pewno 艣wietnie sobie poradzisz. O! Widz臋 ksi臋dza.

- Ale ojcze...

Za p贸藕no. Rycerz ruszy艂 po艣piesznie w stron臋 plebanii, a Tovie nie wypada艂o za nim biec.

Zabawi膰 Ravna, c贸偶 za ironia!

Z oci膮ganiem zawr贸ci艂a w stron臋 schod贸w.

- Ojciec przyjdzie za chwil臋 - powiedzia艂a, nie maj膮c odwagi podnie艣膰 oczu. Jednak widok d艂ugich n贸g Ravna bynajmniej nie podzia艂a艂 na ni膮 uspokajaj膮co. Obr贸ci艂a si臋 wi臋c gwa艂townie i zaproponowa艂a: - Poczekajmy przy dzwonnicy.

Ravn szed艂 za ni膮, mijaj膮c grupki zaj臋tych rozmow膮 wiernych. Dziewczyna czu艂a na plecach jego wzrok, ale stara艂a si臋 zachowa膰 spok贸j i udawa艂a oboj臋tno艣膰. Nie przejmowa艂a si臋, co pomy艣l膮 sobie ludzie, przeciwnie. Podnieca艂a j膮 my艣l, 偶e wszyscy widz膮 ich razem.

- Czy... by艂y jakie艣 nast臋pstwa? - spyta艂 nieoczekiwanie.

Tova wzdrygn臋艂a si臋. Smutny u艣miech na twarzy i bolesna rezygnacja w oczach uzmys艂owi艂y mu, 偶e wyrazi艂 si臋 zbyt obcesowo.

- Wiesz, co mam na my艣li - sykn膮艂 zirytowany.

St艂umi艂a westchnienie i odpowiedzia艂a:

- Nie takie, o jakich my艣lisz.

Tova domy艣la艂a si臋, 偶e przyczyn膮 niespokojnych spojrze艅, jakie posy艂a艂a jej Borghild, by艂a w艂a艣nie obawa o skutki gwa艂tu. Jednak s艂u偶膮ca nie mia艂a tyle odwagi, by porozmawia膰 z dziewczyn膮 na ten temat. Ostatnio za艣 Borghild wyra藕nie si臋 uspokoi艂a.

Ravn, kt贸ry nie odznacza艂 si臋 szczeg贸ln膮 wra偶liwo艣ci膮, nie bardzo wiedzia艂, jak zareagowa膰 na t臋 wiadomo艣膰.

Zatrzymali si臋 przy stopniach dzwonnicy i usiedli, zwracaj膮c si臋 twarz膮 w stron臋 opuszczonej zagrody.

Tova siad艂a o stopie艅 ni偶ej. Odgrodzili si臋 od spojrze艅 rozmawiaj膮cych na dziedzi艅cu parafian, r贸wnocze艣nie nie trac膮c z oczu 艣cie偶ki prowadz膮cej na plebani臋, kt贸r膮 mia艂 nadej艣膰 rycerz.

- A z jakim to pos艂aniem przybywasz od pana Grjota? Je艣li to nie tajemnica?

- Nie, bynajmniej. Chodzi o obcych, kt贸rzy wmieszali si臋 w sp贸r. Czy wiesz co艣 o nich? Zauwa偶y艂a艣 mo偶e co艣 ostatnio?

- Widzia艂am ich kilka nocy wstecz.

P贸ki m贸wili o sprawach nie dotycz膮cych ich bezpo艣rednio, rozmowa jako艣 si臋 toczy艂a. Tova zdawa艂a relacj臋 z nocnych obserwacji, a Ravn wpatrywa艂 si臋 w jej w艂osy po艂yskuj膮ce z艂otem w promieniach s艂onecznych. Dziewczyna siedzia艂a, obj膮wszy r臋koma kolana, na poz贸r spokojna, tylko zaci艣ni臋te d艂onie zdradza艂y, 偶e obecno艣膰 wojownika poruszy艂a j膮 i zapewne m臋czy.

- Ale nikt mi nie wierzy - doda艂a na koniec. - Nie mo偶na si臋 dosta膰 do chaty, a ci, kt贸rzy zagl膮dali przez szpary do 艣rodka, twierdz膮, 偶e nic tam nie ma.

- M贸wisz, 偶e widzia艂a艣 ju偶 kiedy艣 tego m臋偶czyzn臋?

Matko 艢wi臋ta, nie pozw贸l, by jego g艂os wprawia艂 w wibracje ka偶dy nerw mego cia艂a! Niech ojciec zjawi si臋 tu czym pr臋dzej!

Potrz膮sn臋艂a g艂ow膮 przepraszaj膮co.

- Dostrzeg艂am tylko zarys postaci, nie mog臋 stwierdzi膰 nic pewnego.

- Opowiedz co艣 o tej chacie! Jaka jest jej historia?

- Niewiele wiem. Podobno mieszka艂 tam do samej 艣mierci wuj mojego ojca. Od tamtej pory drzwi s膮 zamkni臋te, ale poczekaj...

- Tak?

- Nic, nagle nasz艂o mnie pewne wspomnienie z dzieci艅stwa, kt贸re by膰 mo偶e niewiele ma wsp贸lnego z tym, o co pytasz.

- Opowiedz!

- Pods艂ucha艂am kiedy艣, w jaki spos贸b d偶uma zosta艂a przywleczona na nasz dw贸r. To by艂o tak dawno, 偶e w艂a艣ciwie ca艂kiem wysz艂o mi z pami臋ci, dopiero teraz...

Tova zamilk艂a.

- Tak? - odezwa艂 si臋 Ravn i nie mog膮c d艂u偶ej spokojnie na ni膮 patrze膰, odwr贸ci艂 wzrok. Zn贸w poczu艂 dziwne ssanie w 偶o艂膮dku.

- Podobno przyby艂 na dw贸r jaki艣 obcy m臋偶czyzna, chory i s艂aby, kt贸remu zaofiarowano go艣cin臋. M贸j dziadek okropnie pomstowa艂, 偶e pozwolono nieznajomemu pozosta膰, bo okaza艂o si臋, 偶e przywl贸k艂 on straszliw膮 zaraz臋, od kt贸rej zreszt膮 wkr贸tce umar艂. 鈥濩zarna 艣mier膰鈥 zabra艂a dwudziestu pi臋ciu mieszka艅c贸w dworu. Z ca艂ej gromady rodze艅stwa prze偶y艂 jedynie m贸j ojciec, w贸wczas ju偶 偶onaty, straci艂 jednak trzech syn贸w. Mo偶e chat臋 zamkni臋to dlatego, 偶e zmar艂 tam 贸w cz艂owiek? Mo偶e to jego duch straszy?

- A jaki to ma zwi膮zek z napadem na mnie w lesie? I podpaleniem chat w Grindom? - odezwa艂 si臋 po chwili Ravn.

Tova, zak艂opotana, musia艂a przyzna膰, 偶e nie widzi 偶adnego zwi膮zku.

Zapad艂o milczenie. 艁agodny wietrzyk porusza艂 ga艂臋zie rosn膮cych w pobli偶u brz贸z.

Nagle Tova j臋kn臋艂a, wstrz膮艣ni臋ta osobliwym uczuciem, jakie przenikn臋艂o jej cia艂o.

- Co si臋 sta艂o?

- Nic, tak sobie nagle co艣 pomy艣la艂am.

- O czym?

- Jeste艣 ostatni膮 osob膮, z kt贸r膮 chcia艂abym si臋 tym podzieli膰.

- Powiedz! - Ravn zacisn膮艂 d艂o艅 na jej szczup艂ym karku.

Tova uwolni艂a si臋 lekkim szarpni臋ciem, daj膮c mu do zrozumienia, 偶e przemoc na nic si臋 nie zda, ale wykrzywiaj膮c twarz w lekkim grymasie rzek艂a:

- To niedorzeczne, ale ostatecznie mog臋 ci powiedzie膰. Nagle zapragn臋艂am oprze膰 g艂ow臋 na twym ramieniu, by艣 mnie pocieszy艂. Czy s艂ysza艂e艣 ju偶 co艣 r贸wnie g艂upiego? Teraz mo偶esz mnie wy艣mia膰.

Ravn nic nie odpowiedzia艂.

- Ale oczywi艣cie nie zamierzam tego uczyni膰 - roze艣mia艂a si臋 niepewnie. - Bo nie szuka si臋 pociechy u krwio偶erczego zwierza.

- Spr贸buj! - powiedzia艂 cicho.

- 呕eby艣 znowu cisn膮艂 mi w twarz pogardliwe s艂owa? Dzi臋kuj臋 bardzo, ale znam ju偶 twoje metody.

- Spr贸buj! - rykn膮艂 z furi膮 i przycisn膮艂 jej d艂o艅 do por臋czy.

Tova wybuchn臋艂a 艣miechem. Nie mog艂a si臋 powstrzyma膰, mia艂a wra偶enie, jakby p臋k艂a w niej jaka艣 niewidzialna tama.

- Och, Ravn - j臋kn臋艂a w ko艅cu. - To w艂a艣nie ca艂y ty!

Najpierw spojrza艂 na ni膮, ura偶ony, a potem odwr贸ci艂 si臋, by nie mog艂a zobaczy膰 jego twarzy. Zd膮偶y艂a jednak zauwa偶y膰, 偶e si臋 u艣miechn膮艂. Skoro potrafi 艣mia膰 si臋 z samego siebie, to mo偶e nie jest jeszcze ca艂kiem stracony? pomy艣la艂a Tova i oznajmi艂a z powag膮:

- Nie, Ravn, nie mog臋 szuka膰 u ciebie pociechy. Zbyt mocno mnie zrani艂e艣.

- Odnosz臋 wra偶enie, 偶e szybko si臋 otrz膮sn臋艂a艣 - rzuci艂 cierpko.

- A c贸偶 ty mo偶esz o tym wiedzie膰? - szepn臋艂a i doda艂a: - Dziwne, ale jako艣 nigdy si臋 ciebie nie ba艂am, Ravn.

Popatrzy艂 na ni膮, got贸w odeprze膰 kolejny atak, ale u艣wiadomi艂 sobie, 偶e dziewczyna ma racj臋. Mia艂a wszelkie powody, by przed nim dr偶e膰, a jednak siedzia艂a obok spokojna. Zreszt膮 wcze艣niej tak偶e nie okazywa艂a l臋ku.

- Czu艂am si臋 jedynie rozczarowana.

- Rozczarowana? Dlaczego?

- A to ci pytanie!

I nagle Ravn poj膮艂, 偶e wtedy w g贸rach co艣 utraci艂. Cho膰 usi艂owa艂 o tym nie my艣le膰, wspomnienia o偶y艂y w nim na nowo... Letnia zagroda w g贸rach... Pe艂ne przej臋cia opowiadanie Tovy... Kiedy oznajmi艂, 偶e odprowadzi j膮 do domu, okaza艂a mu wdzi臋czno艣膰 i ufno艣膰! Potem, gdy potraktowa艂 j膮 tak brutalnie, ca艂a rado艣膰 w jej oczach zgas艂a.

Bolesny ucisk w piersiach stawa艂 si臋 nie do zniesienia.

Mo偶e nabawi艂em si臋 zapalenia p艂uc? stara艂 si臋 oszuka膰 siebie, cho膰 doskonale wiedzia艂, 偶e b贸l ulokowa艂 si臋 gdzie艣 g艂臋biej. W duszy.

Uporczywie odgania艂 od siebie natr臋tnie powracaj膮ce wspomnienie o tym, jak trzyma艂 dziewczyn臋 w ramionach. Widzia艂 przed sob膮 jej twarz w chwili ekstatycznego uniesienia: maluj膮c膮 si臋 na niej rozpacz pomieszan膮 ze wstydem, przymkni臋te powieki, usta rozchylone w p贸艂u艣miechu, dr偶膮ce... 艁zy b贸lu i smutku, ale mo偶e te偶 t臋sknot臋 i poczucie wsp贸lnoty...

A potem... Rozw艣cieczony niepewno艣ci膮 i zam臋tem, jaki wprowadzi艂a w jego dotychczasowe 偶ycie, jakby w obawie, 偶e p臋knie pancerz ch艂odu i oboj臋tno艣ci, kt贸rym otoczy艂 si臋 dzi臋ki wychowaniu Grjota, rzuci艂 si臋 na dziewczyn臋 i zwi膮zan膮 rzemieniem bezlito艣nie powl贸k艂 po ziemi.

Ravn oddycha艂 ci臋偶ko, brakowa艂o mu powietrza. Czu艂, jak niewidzialna p臋tla zaciska si臋 na jego szyi.

Poderwa艂 si臋 ze schod贸w i przeszed艂 nerwowo kilka krok贸w.

- Kiedy w ko艅cu przyjdzie ten rycerz? - warkn膮艂. - Nie mam czasu czeka膰 w niesko艅czono艣膰.

- Mog臋 po niego p贸j艣膰! - zaofiarowa艂a si臋 Tova troch臋 nie艣mia艂o i ruszy艂a w stron臋 plebanii.

Ravn chwyci艂 j膮 za rami臋.

- Zostaniesz tu! - powiedzia艂 ju偶 spokojniej, odzyskuj膮c nad sob膮 kontrol臋.

Tova z powrotem usiad艂a na schodach sp艂oszona, gdy偶 nie wiedzia艂a ju偶, w jaki spos贸b odnosi膰 si臋 do tego niezr贸wnowa偶onego m臋偶czyzny, kt贸ry najch臋tniej pos艂a艂by j膮 do stu diab艂贸w, cho膰 r贸wnocze艣nie nie chcia艂 sobie odm贸wi膰 przyjemno艣ci upokorzenia jej.

- W jaki spos贸b zamierzasz wyja艣ni膰 te wszystkie tajemnicze wydarzenia, kt贸re mia艂y miejsce w ostatnim czasie? - zapyta艂a, by odwr贸ci膰 uwag臋 od osobistych spraw.

- Musz臋 to om贸wi膰 z twoim ojcem.

- To si臋 pospiesz, bo ojciec jutro wyje偶d偶a do miasta. Ma przywie藕膰 ze sob膮 kandydata do mojej r臋ki - doda艂a ponuro.

Ravn zesztywnia艂.

- Tak? Kim jest ten cz艂owiek? - zapyta艂.

Tova wzruszy艂a ramionami.

- Jeden z doradc贸w starego kr贸la, dok艂adnie nie wiem. Ale i tak nie dojdzie do ma艂偶e艅stwa, gdy偶 postanowi艂am p贸j艣膰 do klasztoru.

- Co?

- Chyba s艂yszysz, co m贸wi臋.

- Do klasztoru? - zapyta艂 niepewnie. - Dlaczego?

- Pozostawi艂e艣 mi jaki艣 wyb贸r? - spyta艂a z gorycz膮 dziewczyna.

Ravn zacisn膮艂 usta i z trudem powstrzyma艂 si臋 od ostrej odpowiedzi, jaka cisn臋艂a mu si臋 na j臋zyk.

- Pan Grjot chce tak偶e przys艂a膰 swat贸w do ciebie - rzek艂 z艂o艣liwie. - Got贸w jest ci臋 po艣lubi膰 pomimo ha艅by.

Poczu艂a na plecach lodowaty dreszcz, cho膰 pogoda by艂a s艂oneczna.

- Powiedzia艂e艣 mu...?

- Sam si臋 domy艣li艂, przecie偶 by艂o wida膰.

- Bzdura! Czy dlatego zapyta艂e艣 mnie o skutki tamtego dnia? Grjot ci kaza艂?

Ravn zwleka艂 przez chwil臋 z odpowiedzi膮.

- Oczywi艣cie - rzuci艂 k膮艣liwie. - Chcia艂 wiedzie膰, czego si臋 spodziewa膰.

Ale Tova pozna艂a po nim, 偶e k艂amie. I uzna艂a, 偶e nie wolno jej zniszczy膰 tego drobnego ludzkiego odruchu okazanego przez okrutnego wojownika.

Wyprostowa艂a wi臋c plecy i oznajmi艂a:

- W takim razie moja decyzja jest nieodwo艂alna. Musz臋 skry膰 si臋 za klasztornym murem, czy tego chc臋, czy nie.

Ravna ogarn臋艂o uczucie, jakby ton膮艂. Przekl臋ta diablica! Czy zawsze musi go doprowadza膰 swym zachowaniem do takiego stanu, 偶e traci pewno艣膰 siebie? Zat臋skni艂 nagle za sw膮 chat膮 obok stajni, z dala od kobiety, kt贸rej nie pojmowa艂.

D艂ugo siedzia艂 pogr膮偶ony w milczeniu. Tova intuicyjnie odgadywa艂a, 偶e zmaga si臋 sam ze sob膮 i nie jest mu 艂atwo. Czeka艂a jednak cierpliwie, widz膮c, 偶e wyra藕nie chce j膮 o co艣 zapyta膰.

W ko艅cu wykrztusi艂:

- Chyba... chyba mo偶esz troch臋 si臋 wstrzyma膰 z tym klasztorem? Mam przyjaciela, kt贸ry potrzebuje twojej pomocy.

- Kto, pan Grjot? Dzi臋kuj臋, ale nie!

- Nie, nie chodzi o Grjota - przerwa艂 jej zniecierpliwiony i zdar艂 li艣cie z u艂amanej brzozowej ga艂膮zki. - Chodzi o to, 偶e... otrzyma艂a艣 takie staranne wychowanie, wiesz, jak nale偶y si臋 zachowa膰 w r贸偶nych sytuacjach... - urwa艂.

- Tak? - odezwa艂a si臋 zach臋caj膮co.

- Ten cz艂owiek potrzebuje pomocy - powiedzia艂 z wysi艂kiem. - Jest mu bardzo ci臋偶ko i...

Czy ty my艣lisz, 偶e ja nic nie rozumiem, Ravn? roze艣mia艂a si臋 w duchu.

- Bardzo ch臋tnie pomog臋 twojemu przyjacielowi - oznajmi艂a ciep艂o, a jej serce nape艂ni艂o si臋 rado艣ci膮. - P贸ki nikt nie zmusza mnie do ma艂偶e艅stwa, klasztor mo偶e troch臋 poczeka膰. W przeciwnym razie b臋d臋 musia艂a dzia艂a膰 szybko.

- Postaram si臋 powstrzyma膰 Grjota - obieca艂 Ravn. - Zreszt膮 czuje si臋 tak 藕le, 偶e nie jestem pewien, czy w og贸le z tego wyjdzie.

- Z powodu rany... jak膮 mu zada艂e艣?

- Tak - odrzek艂 kr贸tko.

Spontanicznie po艂o偶y艂a d艂o艅 na jego d艂oni. Czu艂a, 偶e zadr偶a艂, jakby walczy艂 ze sob膮, czy odsun膮膰 r臋k臋, czy udawa膰, 偶e nie zauwa偶y艂 tego drobnego gestu.

- Czy mog艂abym spotka膰 si臋 z twoim przyjacielem? - zapyta艂a z艂o艣liwie.

- Nie, to niemo偶liwe! - odpar艂 po艣piesznie, cofaj膮c d艂o艅. - Ale ja mu przeka偶臋 wszystkie twoje s艂owa.

- Dlaczego jest mu ci臋偶ko?

- Ech, to do艣膰 zawik艂ana historia. 呕y艂 w samotno艣ci... Nie wie, jak odnosi膰 si臋 do ludzi. Nie mo偶e spa膰, straci艂 apetyt... My艣l臋, 偶e ma chor膮 dusz臋.

- Pomog臋 mu wyzdrowie膰, obiecuj臋 - rzek艂a 艂agodnie Tova. - Je艣li tylko potrafi臋. O, idzie ojciec. Porozmawiamy o twoim przyjacielu p贸藕niej. O ile zechcesz mnie widzie膰 - zako艅czy艂a z nie艣mia艂ym u艣miechem.

- Obawiam si臋, 偶e przez najbli偶sze dni spotyka膰 mnie b臋dziesz do艣膰 cz臋sto - o艣wiadczy艂, wstaj膮c. - Otrzyma艂em rozkaz, by sprawdzi膰 dok艂adnie, co podejrzanego dzieje si臋 na rycerskim dworze.

- Nie musimy wchodzi膰 sobie w drog臋 - u艣miechn臋艂a si臋 Tova. - Wiem dobrze, co o mnie s膮dzisz. Kiedy widzieli艣my si臋 ostatnio, wyrazi艂e艣 si臋 na ten temat a偶 nadto dosadnie.

- Ty tak偶e. Dobrze zapami臋ta艂em twoje wsp贸艂czucie i pogard臋.

- Nic si臋 nie zmieni艂o, nadal mnie nienawidzisz. Przynajmniej wiem, 偶e cho膰 w tym wzgl臋dzie jeste艣my zgodni.

- I bardzo dobrze - zako艅czy艂 Ravn.


Rycerz Gudmund szed艂 艣cie偶k膮 prowadz膮c膮 od plebanii. Podni贸s艂 wzrok i na moment zwolni艂 kroku, bo to, co ujrza艂, nie na 偶arty go zaniepokoi艂o.

Jego ukochana c贸rka, Tova, rozmawia艂a z wysokim m臋偶czyzn膮. By艂o co艣 gro藕nego w mrocznej postaci nieznajomego, jakby dopiero co wy艂oni艂 si臋 z doliny cieni. Rycerz odni贸s艂 wra偶enie, 偶e rozmawiaj膮 ze sob膮 niezbyt przyja藕nie, chocia偶 m臋偶czyzna pochyli艂 si臋 nad dziewczyn膮, a ona patrzy艂a mu prosto w twarz. Na widok tych dwojga jego serce nape艂ni艂o si臋 l臋kiem. Dlaczego stoj膮 tak blisko siebie? Przynajmniej o p贸艂 kroku za blisko!

Gdyby nie to, 偶e pewien by艂, i偶 widz膮 si臋 po raz pierwszy, odni贸s艂by wra偶enie, 偶e si臋 bardzo dobrze znaj膮.

Kiedy odwr贸cili si臋 w jego stron臋, rycerz wzdrygn膮艂 si臋 z l臋kiem i lodowaty dreszcz przebieg艂 mu po plecach. Zna艂 tego cz艂owieka! Spotka艂 go przed kilkoma laty i nie raz s艂ysza艂, co o nim m贸wi膮. Wojownik Grjota, zab贸jca, najgro藕niejszy i najbardziej bezwzgl臋dny ze wszystkich. Co on tu robi? Jego obecno艣膰 nie wr贸偶y nic dobrego.

- Ojcze, to jest pos艂aniec od pana Grjota. Przybywa w pokojowych zamiarach.

- W takim razie witam! - rzek艂 rycerz i wyci膮gn膮艂 r臋k臋 do przybysza. - Mam nadziej臋, 偶e moja c贸rka zaj臋艂a si臋 wami, panie. Co prawda jest z natury do艣膰 porywcza i czasami zdarza si臋 jej powiedzie膰 co艣 nieodpowiedniego, ale kieruj膮 ni膮 szlachetne pobudki.

Mimowolnie Ravn przypomnia艂 sobie chwil臋, kiedy przebudzi艂 si臋 w opuszczonej g贸rskiej zagrodzie i zobaczy艂 przy sobie Tov臋, zha艅bion膮 i upokorzon膮, zalan膮 艂zami z jego powodu, ale pe艂n膮 nie艣mia艂ej troskliwo艣ci. Wtedy co艣 w nim p臋k艂o, ale nie potrafi艂 sobie do ko艅ca tego u艣wiadomi膰 i zrozumie膰. Poniewa偶 nigdy nie nauczy艂 si臋 prosi膰 o wybaczenie, nie zdo艂a艂 wydoby膰 z siebie niczego poza niewyra藕nym mrukni臋ciem.

Po艣piesznie wyjawi艂 spraw臋, z kt贸r膮 przyby艂.

- A wi臋c to tak - zamy艣li艂 si臋 rycerz. - Wy tak偶e co艣 zauwa偶yli艣cie? No c贸偶, Tova wspomina艂a o tajemniczych zjawach, jakie widywa艂a nocami, inni tak偶e opowiadali to i owo, ale... Chod藕my ju偶, wracajmy do dworu!

Podeszli do koni i rycerz poprosi艂 Ravna, by pom贸g艂 wsi膮艣膰 Tovie na niewygodne damskie siod艂o.

Oboje zesztywnieli. Ravn nigdy nie s艂u偶y艂 damie pomoc膮. Pierwsza lekcja, pomy艣la艂 z gorycz膮 i uj膮wszy dziewczyn臋 w pasie, podni贸s艂 do g贸ry.

Jaka ona lekka, pomy艣la艂, z wra偶enia nawet nie zauwa偶aj膮c, jak zadr偶a艂a, gdy jej dotkn膮艂.

Ich oczy spotka艂y si臋 na kr贸tk膮 chwil臋. Tova zarumieni艂a si臋 i szybko odwr贸ci艂a g艂ow臋.

- Dzi臋kuj臋 - wyszepta艂a zak艂opotana.

Jecha艂a z ty艂u, mog艂a wi臋c do woli podziwia膰 wspania艂膮 sylwetk臋 Ravna.

M臋偶czy藕ni prowadzili tymczasem rozmow臋.

- Mam pewne wyt艂umaczenie tego, co si臋 dzieje - m贸wi艂 rycerz Gudmund - skoro i w Grindom maj膮 miejsce r贸wnie tajemnicze wydarzenia. S艂ysza艂em te偶, 偶e kto艣 wtr膮ci艂 si臋 w sp贸r mi臋dzy nami wtedy, gdy zosta艂a uprowadzona Tova. S艂yszeli艣cie, panie, o tym?

- Tak - odpar艂 Ravn bezbarwnie.

- Dosz艂y mnie wie艣ci, 偶e matka kr贸la, Margaretha, planuje odda膰 poszczeg贸lne regiony naszego kraju pod rz膮dy namiestnik贸w. Przypuszczam, 偶e obawiaj膮 si臋 oni si艂y i w艂adzy w艂a艣cicieli pot臋偶nych dwor贸w w Norwegii i dlatego rozes艂ali swych zausznik贸w, 偶eby nas ze sob膮 sk艂贸ci膰. Wiadomo bowiem, 偶e 艂atwiej przej膮膰 w艂adz臋 nad zwa艣nion膮 spo艂eczno艣ci膮.

- Niemal im si臋 powiod艂o - przyzna艂 Ravn po chwili zastanowienia. Przemilcza艂, 偶e to chorobliwa 偶膮dza w艂adzy Grjota wywo艂a艂a konflikt. Rozmawiaj膮c z rycerzem zupe艂nie zapomnia艂 o matce Tovy, kt贸r膮 ju偶 kiedy艣 spotka艂, i to w szczeg贸lnych okoliczno艣ciach.

Piek艂o wybuch艂o, kiedy dotarli na miejsce.

Ravn zosta艂 zaproszony do sali rycerskiej, gdzie nakryto st贸艂 dla powracaj膮cych z ko艣cio艂a mieszka艅c贸w dworu.

- Mamy z sob膮 go艣cia, 偶ono - oznajmi艂 rycerz. - To... Ale偶 moja droga, co si臋 z tob膮 dzieje?

- To on! To w艂a艣nie mnich, kt贸ry uprowadzi艂 Tov臋!

A wi臋c to tak! Jednak si臋 znali!

Rycerz popatrzy艂 ostro na Ravna, kt贸ry sta艂 jak wro艣ni臋ty w ziemi臋. Jego twarz nie zdradza艂a najmniejszej emocji, ale by艂 w艣ciek艂y na siebie, 偶e zachowa艂 si臋 tak nieostro偶nie.

- Czy to prawda?

Zanim Ravn zd膮偶y艂 otworzy膰 usta, Tova wtr膮ci艂a po艣piesznie:

- Tak, to on. Oboje jednak wiecie, 偶e uratowa艂 mi 偶ycie. Pozwoli艂 mi odej艣膰, mimo 偶e mia艂 rozkaz zg艂adzenia mnie. Oboje uradzili艣my, 偶e pu艣cimy w niepami臋膰 tamto zdarzenie, i dlatego postanowili艣my przemilcze膰 to偶samo艣膰 Ravna. Zapomnieli艣my o tym, 偶e przecie偶 ty, mamo, widzia艂a艣 mnicha.

Oboje鈥, pomy艣leli r贸wnocze艣nie rycerz i jego 偶ona. Nigdy dot膮d nie u艣wiadamiali sobie, jak intymnie brzmi ta forma.

Rycerz Gudmund przyj膮艂 to z ci臋偶kim sercem. Jego ma艂a Tova zaprzyja藕ni艂a si臋 z najgorsz膮 kanali膮 Grjota, okrutnym Ravnem wyzutym z wszelkich ludzkich uczu膰.

Zaprzyja藕ni艂a? Hm, w艂a艣ciwie nie sprawiali wra偶enia przyjaci贸艂, ledwie tolerowali sw膮 obecno艣膰.

Ale nie ulega艂o w膮tpliwo艣ci, 偶e 艂膮czy ich silna wi臋藕.

ROZDZIA艁 VIII

Matka Tovy opu艣ci艂a sal臋 wzburzona, nie mog膮c znie艣膰 obecno艣ci Ravna, ale rycerz Gudmund, obeznany z dworsk膮 etykiet膮, zachowywa艂 si臋 podczas posi艂ku nienagannie, acz z rezerw膮.

Tova zaprotestowa艂a, gdy ojciec napomkn膮艂, 偶e powinna tak偶e wyj艣膰, bo on chce z go艣ciem w spokoju ustali膰 plan dzia艂ania.

- Od samego pocz膮tku uczestnicz臋 w tych wszystkich wydarzeniach i wiem co najmniej tyle samo co ty, ojcze - odpowiedzia艂a. - Ka偶esz mi odej艣膰 tylko dlatego, 偶e jestem kobiet膮!

- Dobrze, niech ju偶 tak b臋dzie - ust膮pi艂 rycerz. - Wol臋 to, ani偶eli wyk艂ad o niesprawiedliwo艣ci na 艣wiecie i tym podobne. Biedny b臋dzie ten, kto si臋 o偶eni z moj膮 c贸rk膮 - zwr贸ci艂 si臋 do Ravna ze 艣miechem. - Ta dziewczyna ci膮gle chce, 偶eby traktowa膰 j膮 jak kogo艣 r贸wnego nam, m臋偶czyznom.

- Nie s艂uchaj ojca - wtr膮ci艂a si臋 Tova. - On uwa偶a, 偶e je艣li kobieta nie jest powolna m臋偶czy藕nie, nale偶y j膮 wytarga膰 za w艂osy.

Ravn poczu艂, jak krew nap艂ywa mu do twarzy. Co za piekielna dziewka! pomy艣la艂 z oburzeniem, rozpieszczona i uparta, w pogardzie ma wszelkie autorytety. Jednocze艣nie jednak zwr贸ci艂 uwag臋 na silne wi臋zy 艂膮cz膮ce ojca i c贸rk臋.

- Cel twego przyjazdu pozostawimy na razie w tajemnicy - rzek艂 rycerz do Ravna. - Musimy zachowa膰 ostro偶no艣膰, zanim nie wyja艣nimy, co si臋 naprawd臋 dzieje.

Po wielu 鈥瀉le鈥 uradzili, 偶e Ravn zajmie alkierz Tovy, sk膮d najlepiej wida膰 chat臋. Co prawda dziewczyna nie mia艂a ochoty wyprowadza膰 si臋 ze swej izby, a i Ravn si臋 wzbrania艂 przed przekroczeniem progu panie艅skiego alkierza, jednak stan臋艂o na tym, co postanowi艂 rycerz.

Wojownik czu艂 si臋 nieswojo. Po raz pierwszy znalaz艂 si臋 w prawdziwym domu, w kt贸rym panowa艂y przyja藕艅 i zrozumienie... Tego nie zazna艂 w Grindom. Bardziej ni偶 kiedykolwiek brakowa艂o mu teraz znajomo艣ci dobrych manier, kt贸rych, jak powiedzia艂 Tovie, chcia艂 nauczy膰 鈥瀞wego przyjaciela鈥. Zwykle, w obawie przed okazaniem bezradno艣ci, reagowa艂 w podobnej sytuacji wybuchem gniewu, teraz po raz pierwszy stara艂 trzyma膰 si臋 w ryzach, i w艂a艣ciwie wi臋cej milcza艂 ni偶 m贸wi艂.

- Dziwny cz艂owiek - mrukn膮艂 pod nosem rycerz, odprowadzaj膮c wzrokiem go艣cia, kt贸ry poszed艂 po torb臋 przytwierdzon膮 do siod艂a.

- Jest kr贸lewskim potomkiem - odpowiedzia艂a Tova z nieukrywan膮 dum膮.

- E tam, gadanie, to przecie偶 niemo偶liwe.

- Oczywi艣cie nie bezpo艣rednio, ale wywodzi si臋 w prostej linii od szkockiej ksi臋偶niczki, prawej c贸rki kr贸la.

- Aha, ze Szkocji - pokiwa艂 g艂ow膮 rycerz. - Rzeczywi艣cie, ten m臋偶czyzna ma w sobie kr贸lewsk膮 dum臋. Ale b膮d藕 ostro偶na, c贸reczko, nie wolno z nim igra膰!

- Wiem, ojcze. Znam go - odpowiedzia艂a, patrz膮c w przestrze艅 rozmarzonym wzrokiem. - Jemu potrzebna jest nasza pomoc.

- Jak to? - Rycerz Gudmund popatrzy艂 ze zdumieniem na c贸rk臋.

- Poprosi艂 mnie o to, oczywi艣cie nie wprost, bo raczej wola艂by umrze膰 ni偶 si臋 do tego przyzna膰. Nie zwyk艂 do kogokolwiek zwraca膰 si臋 o pomoc. Ale teraz jest mu bardzo ci臋偶ko. Je艣li dobrze zrozumia艂am, nie umie sobie poradzi膰 sam ze sob膮.

Ojciec przez d艂ug膮 chwil臋 uwa偶nie obserwowa艂 Tov臋, kt贸ra odprowadza艂a wzrokiem Ravna.

- W takim razie powinna艣 zachowa膰 szczeg贸ln膮 ostro偶no艣膰, c贸rko. Masz zbyt dobre serce, by dostrzec w ludziach z艂o.

- Z wiekiem cz艂owiek si臋 uczy - odrzek艂a cicho, a przez jej twarz przemkn膮艂 grymas b贸lu.

Rycerz milcza艂 wyczekuj膮co. Pr贸bowa艂 opanowa膰 strach, kt贸ry 艣cisn膮艂 mu gard艂o. Tova bardzo si臋 zmieni艂a od pami臋tnych dni na pocz膮tku wiosny, gdy zosta艂a uprowadzona. Jej twarz wydawa艂a si臋 teraz niemal przezroczysta. Z uk艂uciem w sercu przypomnia艂 sobie scen臋 przed ko艣cio艂em, niezwyk艂e, cho膰 nie wolne od l臋ku o偶ywienie c贸rki i jej s艂owa: 鈥濳to艣 pragnie z tob膮 porozmawia膰, ojcze鈥.

Nie, nie wolno mu wyobra偶a膰 sobie B贸g wie czego. Tova zawsze by艂a bardzo rozs膮dna, nie da艂a mu nigdy powodu do zmartwie艅.

Chc臋 p贸j艣膰 do klasztoru鈥, zadzwoni艂y mu zn贸w w uszach s艂owa c贸rki

Nie! Powinien czym pr臋dzej sprowadzi膰 z miasta upatrzonego konkurenta i wyda膰 j膮 za m膮偶. Ale przecie偶 musi Tovie zaufa膰, zawsze jej ufa艂.

- Chyba powinna艣 wskaza膰 naszemu go艣ciowi drog臋 do alkierza. Oczywi艣cie o ile nie l臋kasz si臋 zosta膰 z nim sam na sam.

- A czego bym si臋 mia艂a l臋ka膰? - prychn臋艂a.

- Tak, tak - roze艣mia艂 si臋 Gudmund. - Nigdy nie by艂a艣 tch贸rzem.

Wychodz膮c Tova odwr贸ci艂a si臋 do ojca i rzek艂a:

- Ravn powiedzia艂 mi, 偶e Grjot zamierza s艂a膰 do mnie swaty.

- Po moim trupie! - oburzy艂 si臋 rycerz. - Po moim trupie!

- Wiedzia艂am - u艣miechn臋艂a si臋 Tova i po艣pieszy艂a w stron臋 swej chaty. Po drodze dogoni艂a Ravna. - Czy m贸g艂by艣 poczeka膰 przez chwil臋 w sieni? Sprz膮tn臋 tylko moje osobiste rzeczy.

- Nie zamierzam ich rusza膰.

- Wiem, ale wola艂abym, by nikt ich nie ogl膮da艂.

Uprz膮tni臋ta izba wydawa艂a si臋 Tovie dziwnie pusta, ale Ravn by艂 oszo艂omiony panuj膮c膮 tu atmosfer膮. Pok贸j dziewczyny tak bardzo r贸偶ni艂 si臋 od jego po sparta艅sku urz膮dzonego k膮ta w Grindom. Tutaj wsz臋dzie zna膰 by艂o kobiec膮 r臋k臋. Gustowne meble dobrane z wielkim smakiem, ozdobione motywami kwiatowymi 艣ciany, czysta po艣ciel. I ten ledwie wyczuwalny szczeg贸lny zapach unosz膮cy si臋 w powietrzu!

- B臋dzie ci tu dobrze? - u艣miechn臋艂a si臋 nie艣mia艂o Tova.

Nie patrz膮c na ni膮, skin膮艂 g艂ow膮 naburmuszony.

- Czy to jest ta chata? - zapyta艂, wygl膮daj膮c przez niewielkie frontowe okienko.

- Tak.

- Rzeczywi艣cie chyli si臋 ku upadkowi, dach por贸s艂 wysokimi krzakami. Dlaczego nie zburzycie tej ruiny?

- Ojciec pragnie zachowa膰 dw贸r w nienaruszonym stanie tak d艂ugo, jak to mo偶liwe.

- Tak, jest naprawd臋 pi臋kny - odpowiedzia艂 roztargniony, nie u艣wiadomiwszy sobie nawet, 偶e po raz pierwszy wyrazi艂 si臋 o czym艣 pozytywnie. On, kt贸ry zawsze uwa偶a艂, 偶e to nie przystoi dzielnemu wojownikowi.

- Kto tam idzie? - zapyta艂 i cofn膮艂 si臋 gwa艂townie, wpadaj膮c na Tov臋 stoj膮c膮 tu偶 za nim.

Dziewczyna odskoczy艂a.

- Tam? E, to tylko 脴ystein, parobek. Nie lubi臋 go!

Ravn popatrzy艂 na ni膮 uwa偶niej.

- Twierdzi, 偶e jest ze mn膮 spokrewniony - wyja艣ni艂a Tova niech臋tnie, bo tego tematu na og贸艂 unika艂a jak ognia

- On? Co艣 ty, k艂amie! Chyba 偶e jeste艣 krewn膮 pana Grjota?

- Nie, wcale nie! Czy偶by 脴ystein by艂...

- Oczywi艣cie, to jeden z jego b臋kart贸w.

Tova popatrzy艂a na Ravna z niedowierzaniem.

- Sk膮d wiesz?

脴ystein znikn膮艂 tymczasem pomi臋dzy chatami.

- Widzia艂em go ju偶 kiedy艣, dosy膰 dawno, w Grindom i s艂ysza艂em, co m贸wi艂 potem o nim pan Grjot. Rozpozna艂em go i dlatego si臋 spyta艂em.

Usta Tovy drgn臋艂y w lekkim u艣miechu, ale wci膮偶 nie mog艂a uwierzy膰 w to, co us艂ysza艂a.

- Och, Ravn! - wykrzykn臋艂a uszcz臋艣liwiona. - Tak mnie uradowa艂e艣.

- Dlaczego? - burkn膮艂 niegrzecznie w obawie przed zbytni膮 poufa艂o艣ci膮. Nie mia艂 najmniejszego zamiaru sprawia膰 jej rado艣ci. Przeciwnie. Denerwowa艂a go ta rozpieszczona panna, kt贸ra wszystko mia艂a, wszystko wiedzia艂a i wszystko robi艂a jak nale偶y.

- Bo s艂ysza艂am plotki, 偶e w jego 偶y艂ach p艂ynie szlachecka krew, i ju偶 si臋 obawia艂am, 偶e jest moim przyrodnim bratem. Tymczasem to syn Grjota! Wierzy艂am, 偶e m贸j ojciec nie by艂by zdolny do... Ale ju偶 bior臋 swoje rzeczy i odchodz臋, 偶eby艣 mia艂 spok贸j.

- Dok膮d si臋 przenosisz? - zapyta艂 na poz贸r oboj臋tnie, zamykaj膮c okienko.

- Do s膮siedniej izby. Kiedy艣 mieszka艂y tam moje dwie siostry. Podczas twojego pobytu u nas b臋dzie ze mn膮 spa艂a Borghild. Ma mnie pilnowa膰.

Wydawa艂o si臋, 偶e Tova jest w znakomitym humorze, ale mo偶e paplanin膮 usi艂owa艂a pokry膰 zdenerwowanie?

Kiedy wysz艂a, Ravn cisn膮艂 poduszk膮 w drzwi.

Poniewa偶 poprzedniej nocy spa艂 niewiele, po艂o偶y艂 si臋 na 艂贸偶ku z r臋kami pod g艂ow膮, 偶eby przez chwil臋 odpocz膮膰. Poirytowany rozmy艣la艂 o Tovie, zastanawiaj膮c si臋, w jaki spos贸b jej dokuczy膰, ale ju偶 po chwili zasn膮艂 kamiennym snem.

Na dworze rycerza 偶ycie p艂yn臋艂o zwyk艂ym rytmem. Zapad艂 wiecz贸r, a Ravn jeszcze si臋 nie obudzi艂. W艂a艣ciwie chyba nigdy nie le偶a艂o mu si臋 tak wygodnie, dawno nie odczuwa艂 takiego spokoju. Nie s艂ysza艂, gdy Tova delikatnie zapuka艂a do drzwi, a potem wesz艂a do 艣rodka z kolacj膮. Le偶a艂 obr贸cony twarz膮 do 艣ciany - w tym samym ubraniu, w kt贸rym chodzi艂 za dnia. Dziewczyna przykry艂a go, 偶eby nie zmarz艂.

Przez moment sta艂a bez ruchu i ze smutkiem w oczach patrzy艂a na 艣pi膮cego. Potem postawi艂a mu na stole jedzenie i wymkn臋艂a si臋 z alkierza.


Ravn 艣ni艂 dziwny sen.

Znajdowa艂 si臋 gdzie艣 na pustkowiu w艣r贸d bagien ci膮gn膮cych si臋 niedaleko dworu, ale widzia艂 niewyra藕nie, bo wszystko wok贸艂 zasnu艂a g臋sta mg艂a.

Nagle w艣r贸d k臋p traw dostrzeg艂 ta艅cz膮ce ogniki i poczu艂 bolesne uk艂ucie w sercu. Dobrze wiedzia艂, 偶e to dusze male艅kich dzieci, kt贸re umar艂y nie ochrzczone. B艂膮ka艂y si臋 po 艣wiecie, nie mog膮c zazna膰 spokoju.

Chcia艂 stamt膮d ucieka膰, ale stopy utkwi艂y mu w g臋stej mazi. Przera偶ony, obla艂 si臋 zimnym potem, bo od razu domy艣li艂 si臋, 偶e b艂臋dne ogniki szukaj膮 w艂a艣nie jego.

Kiedy艣 ju偶 tu by艂em, rzek艂 p贸艂g艂osem. Razem z Tov膮.

Nagle jeden z ognik贸w zbli偶y艂 si臋 do niego i szybko zacz膮艂 si臋 powi臋ksza膰, by wreszcie zap艂on膮膰 trupiobladym p艂omieniem, z kt贸rego wy艂oni艂o si臋 dziecko, dziewczynka o wielkich wyra偶aj膮cych rozpacz oczach.

Przysun臋艂a si臋 bli偶ej. Jej ubranie, ca艂e w strz臋pach wisia艂o na wychudzonym cia艂ku. Z艂ociste jak u Tovy w艂osy, potargane, skr臋cone w loki, zwisa艂y na ramiona.

Ravn poczu艂, 偶e brakuje mu tchu. Zlany zimnym potem chcia艂 co艣 powiedzie膰 temu dziecku, poprosi膰, by sobie posz艂o, ale nie by艂 w stanie wym贸wi膰 s艂owa.

Dziewczynka z twarz膮 mokr膮 od 艂ez wyci膮gn臋艂a do niego r臋ce.

Ravn nabra艂 powietrza w p艂uca i nagle ucisk w piersiach ust膮pi艂. Upad艂szy na kolana, chwyci艂 dziecko w ramiona.

- Nie l臋kaj si臋, male艅ka - szepn膮艂. - Jestem tu i nigdy od ciebie nie odejd臋. Ogrzej臋 ci臋 i nakarmi臋, zabior臋 z tych ponurych trz臋sawisk.

Przytuli艂 zzi臋bni臋te cia艂ko.

- Skrzywdzili ci臋? Nigdy wi臋cej tego nie zrobi膮. B臋d臋 teraz dobrym ojcem tak jak rycerz.

Nagle spostrzeg艂, 偶e dziecko staje si臋 coraz mniejsze i znika w oddali. Ci臋偶ko dysz膮c z przera偶enia, rzuci艂 si臋 za nim i... usiad艂 gwa艂townie na 艂贸偶ku.

Gdzie ja jestem? pomy艣la艂, rozgl膮daj膮c si臋 doko艂a b艂臋dnym wzrokiem. Up艂yn臋艂a d艂uga chwila, nim oprzytomnia艂.

Za oknem noc, sam w alkierzu Tovy...

Dziecko, moja ma艂a c贸reczka, musz臋...

Opad艂 z ci臋偶kim westchnieniem. Przecie偶 nie ma 偶adnego dziecka, ono nie istnieje. To by艂 tylko sen!

Poczu艂 s艂ony smak w艂asnych 艂ez i ze zdumieniem dotkn膮艂 d艂oni膮 mokrych policzk贸w.

Ale z niebywa艂膮 ulg膮 stwierdzi艂, 偶e przesta艂o go dusi膰 w gardle.

Spu艣ci艂 nogi na pod艂og臋 i naraz j臋kn膮艂 zawstydzony. Kto go przykry艂? I zostawi艂 jedzenie na stole? Na pewno Tova, nikt inny, tylko ona!

Rzeczywi艣cie, Tova bardzo si臋 stara艂a, szykuj膮c kolacj臋 dla Ravna, ukradkiem si臋gn臋艂a do najlepszych zapas贸w. Bardzo chcia艂a, by mu smakowa艂o. Domy艣la艂a si臋, 偶e przewa偶nie 偶yje on na chlebie i wodzie, bo to tak偶e mia艂o, wed艂ug Grjota, uczyni膰 go twardym.

Ravn gwa艂townie odsun膮艂 na bok przykrycie. Z apetytem wypi艂 mleko, zjad艂 troch臋 chleba i pieczonego mi臋sa. Potem otworzy艂 okienko i popatrzy艂 na pogr膮偶ony w mroku dw贸r i ciemn膮 sylwetk臋 starej chaty, kt贸rej kontury odcina艂y si臋 wyra藕nie na tle nocnego nieba.

Zgasi艂 kaganek i obserwuj膮c przez d艂u偶sz膮 chwil臋 s膮siedni dom, uzna艂, 偶e nie dzieje si臋 tam nic podejrzanego.

Zapewne dziewczyna ma bujn膮 wyobra藕ni臋, a poniewa偶 偶ycie na dworze wydaje jej si臋 do艣膰 monotonne, pr贸buje sobie je nieco urozmaici膰. Pewnie boi si臋 nocowa膰 tu sama i dlatego nabi艂a sobie g艂ow臋 duchami.

Nagle Ravn wstrzyma艂 oddech. Zza 艣ciany dolecia艂 go jaki艣 odg艂os, jakby kto艣 przewraca艂 si臋 na 艂贸偶ku.

A wi臋c Tova le偶y tu偶 obok, pomy艣la艂. Na pewno nie ma na sobie nocnej koszuli. Znowu si臋 poruszy艂a, pewnie jej gor膮co, koc zsun膮艂 si臋 na pod艂og臋...

Wypu艣ci艂 powietrze z p艂uc. Ee, bzdura! To pewnie ta Borghild, czy jak tam jej na imi臋, s艂u偶膮ca, kt贸ra mia艂a pilnowa膰 dziewczyny. Instynktownie poczu艂 do niej niech臋膰.


Na szcz臋艣cie nie s艂ysza艂, o czym szepta艂y wieczorem.

- To on, prawda? - zapyta艂a Borghild.

Tova obla艂a si臋 rumie艅cem, nie wiedz膮c, co odpowiedzie膰.

- Tak - przyzna艂a w ko艅cu. - Sk膮d wiesz?

Och, drogie dziecko, pomy艣la艂a s艂u偶膮ca. Przecie偶 to wida膰 na odleg艂o艣膰!

- Mign膮艂 mi dzisiaj w przelocie. Po twoim zachowaniu, panienko, pozna艂am, 偶e to musi by膰 ten cz艂owiek - szepn臋艂a.

- Jakim zachowaniu?

- By艂a艣 zawstydzona, ale nie mog艂a艣 oderwa膰 od niego oczu.

- To wcale nie tak - nastroszy艂a si臋 Tova, nie precyzuj膮c, co owo 鈥瀟ak鈥 mia艂oby znaczy膰. - Chc臋 mu tylko pom贸c, rozumiesz? Naj艣wi臋tsza Matka pragnie, bym uratowa艂a jego zb艂膮kan膮 dusz臋.

- Zamierzasz go nawr贸ci膰, panienko? - szepn臋艂a Borghild z pow膮tpiewaniem. - S膮dzi艂am, 偶e od tego s膮 ksi臋偶a.

- Nie o takim nawr贸ceniu my艣l臋. Ravn jest bardzo nieszcz臋艣liwym cz艂owiekiem, cho膰 wcale o tym nie wie. Wychowany w pogardzie dla innych, rzeczywi艣cie znienawidzi艂 wszystkich ludzi, nawet Grjota, cho膰 do tego si臋 nie przyznaje... Ale ja czuj臋, 偶e bardzo g艂臋boko na dnie duszy tkwi w nim odrobina dobra, kt贸rej nie zdo艂a艂 w sobie zdusi膰. Aczkolwiek przyznaj臋, 偶e tylko odrobina. Wiesz, z pocz膮tku go nawet polubi艂am. A偶 do chwili, kiedy... Kiedy mi to zrobi艂. I nawet to bym mu pewnie by艂a w stanie wybaczy膰, gdyby mnie p贸藕niej tak strasznie nie potraktowa艂 - g艂os Tovy si臋 za艂ama艂, ale nabrawszy g艂臋bokiego oddechu, opanowa艂a si臋 i doda艂a: - Spr贸buj臋 jednak o tym zapomnie膰. Musz臋 zapomnie膰, je艣li chc臋 mu pom贸c.

- B膮d藕 ostro偶na, panienko. Nie igraj z ogniem!

- Nie igram - 偶achn臋艂a si臋 dziewczyna. - To bardzo powa偶na sprawa. Chc臋, by uwierzy艂, 偶e kto艣 naprawd臋 si臋 o niego troszczy, 偶e ma we mnie przyjaciela i zawsze mo偶e na mnie liczy膰.

Borghild zmarkotnia艂a.

- W艂a艣ciwie powinnam i艣膰 prosto do rycerza i opowiedzie膰, co ten 艂ajdak uczyni艂 panience.

- Nie, prosz臋 ci臋, Borghild! Nie r贸b tego! Pozw贸l, bym mog艂a mu pokaza膰, czym jest przyja藕艅, 偶yczliwo艣膰, zaufanie, czu艂o艣膰 i... - omal nie powiedzia艂a 鈥瀖i艂o艣膰鈥, ale zmieni艂a to na 鈥 ciep艂o鈥. - Je艣li ja mog臋 mu wybaczy膰, to znaczy 偶e i inni mog膮.

Borghild d艂ugo milcza艂a. W ko艅cu w ciemno艣ciach rozleg艂o si臋 jej ci臋偶kie westchnienie.

- Nie podoba mi si臋 to. B臋d臋 go mia艂a na oku! - A potem przewr贸ciwszy si臋 na drugi bok, doda艂a: - Strasznie jestem zm臋czona. Wczoraj w nocy nie zmru偶y艂am oka, tak bola艂 mnie z膮b. Pewnie teraz szybko zasn臋.

- A co, ju偶 ci臋 przesta艂 bole膰?

- Kowal mi go wyrwa艂.

Kr贸tko po tym zachrapa艂a, ale Tova d艂ugo jeszcze le偶a艂a z otwartymi oczyma, nas艂uchuj膮c odg艂os贸w letniej nocy. Z jej alkierza za 艣cian膮 nie dobiega艂 偶aden d藕wi臋k. Powieki zacz臋艂y jej ci膮偶y膰, a na ustach pojawi艂 si臋 nie艣mia艂y u艣miech oczekiwania. Po chwili w ciszy rozbrzmia艂 rytmiczny oddech dziewczyny, r贸wnie spokojny jak oddech Borghild. Tova zasn臋艂a.


Ravn, wyspany i wypocz臋ty, patrzy艂 przez okienko. Pomy艣la艂 sobie, 偶e skoro nie mo偶e zbli偶a膰 si臋 do tajemniczej chaty za dnia, powinien wykorzysta膰 okazj臋 i obejrze膰 j膮 sobie teraz.

Drzwi zaskrzypia艂y g艂o艣no i 偶a艂o艣nie, na szcz臋艣cie jednak nikt nie zauwa偶y艂 wymykaj膮cego si臋 wojownika. Obejrzawszy sobie zagadkow膮 chat臋 ze wszystkich stron, Ravn podszed艂 do wej艣cia, ale gdy nachyli艂 si臋 nad dziurk膮 do klucza, us艂ysza艂 za plecami czyj艣 szept.

Obr贸ci艂 si臋 b艂yskawicznie i chwyci艂 za r臋koje艣膰 no偶a. Na widok Tovy odetchn膮艂 z ulg膮, ale zaraz ogarn臋艂a go z艂o艣膰.

- Nigdy wi臋cej tak nie r贸b! Mog艂em ci臋 zabi膰!

- Przepraszam!

- Co tu robisz o tej porze? Id藕 si臋 po艂贸偶!

- S艂ysza艂am, jak wychodzi艂e艣, i domy艣li艂am si臋, 偶e przyszed艂e艣 tutaj. Borghild, kt贸ra mia艂a strzec mojej cnoty, zasn臋艂a jak zabita.

I tak nie ma ju偶 czego strzec, pomy艣la艂 z艂o艣liwie, sprawdzaj膮c, czy drzwi s膮 zamkni臋te. Wydawa艂y si臋 do艣膰 solidne.

- A je艣li zjawi膮 si臋 duchy? - szepn臋艂a Tova.

- Nie opowiadaj bzdur! Masz klucz?

- Pr贸bowali艣my wszystkich kluczy, jakie s膮 we dworze, ale 偶aden nie pasuje.

- Je艣li ju偶 koniecznie musisz si臋 tu kr臋ci膰, to niech b臋dzie z ciebie jaki艣 po偶ytek. Mam w torbie kilka starych kluczy. Przynie艣 je, le偶膮 na samym dnie. Mo偶e kt贸ry艣 b臋dzie pasowa艂. Przy okazji znajdziesz pod艂u偶ne zawini膮tko. To dla ciebie - rzuci艂 od niechcenia, nie patrz膮c w jej stron臋.

- Dla mnie? Dlaczego?

Odwr贸ci艂 si臋 do niej rozdra偶niony.

- Czy nie sko艅czysz niebawem, po 艣wi臋tym Olafie, osiemnastu lat?

- To prawda!

- I nie obud藕 tej baby!

Tova, ockn膮wszy si臋 ze zdumienia, wr贸ci艂a do swego alkierza. Podniecona zajrza艂a do torby Ravna.

Pomy艣le膰, 偶e pami臋ta艂 o jej urodzinach!

Bez trudu znalaz艂a pod艂u偶n膮 paczk臋 i rozwin臋艂a materia艂. Mimo 偶e nie widzia艂a dobrze w ciemno艣ciach, pozna艂a po kszta艂cie, 偶e trzyma w r臋ce chochl臋 podobn膮 do tej, kt贸rej u偶ywali z Ravnem w opuszczonej g贸rskiej zagrodzie. Tyle 偶e ta by艂a pi臋knie rze藕biona i ca艂kiem nowa, pachn膮ca 艣wie偶ym drewnem.

Z rado艣ci serce zabi艂o jej mocniej. Przycisn臋艂a 艂y偶k臋 do piersi i ju偶 mia艂a wej艣膰 do s膮siedniej izby, by pokaza膰 prezent Borghild, gdy zatrzyma艂a si臋 gwa艂townie. Nie mo偶e przecie偶 budzi膰 s艂u偶膮cej w 艣rodku nocy, a poza tym Ravn wys艂a艂 j膮 po klucze. Pewnie ju偶 si臋 denerwuje, bo cierpliwo艣膰 nie nale偶y do jego przymiot贸w. W艂o偶ywszy prezent do swego kufra, po艣piesznie wysz艂a.

Zdyszana, poda艂a mu klucze i wyszepta艂a s艂owa podzi臋kowania.

- W ciemno艣ci nie mog艂am dok艂adnie obejrze膰 chochli, ale wyczu艂am, 偶e jest pi臋kna. Bardzo si臋 ciesz臋.

- Czy to pow贸d, by si臋 maza膰? - burkn膮艂, widz膮c, 偶e Tova wyciera 艂zy wzruszenia, ale w jego g艂osie zabrzmia艂a nuta zadowolenia.

Drewniana 艂y偶ka znaczy艂a dla Tovy znacznie wi臋cej ni偶 jakikolwiek inny podarek, bo 艣wiadczy艂a o tym, 偶e w Ravnie dokona艂a si臋 wielka przemiana. Zapewne po raz pierwszy w 偶yciu uczyni艂 co艣, by ucieszy膰 drugiego cz艂owieka.

Poza tym tak misterne ornamenty nie powsta艂y w jeden dzie艅. Musia艂 w to w艂o偶y膰 wiele pracy. A nawet je艣li zam贸wi艂 chochl臋 u jakiego艣 rzemie艣lnika w Grindom, nie umniejsza艂o to warto艣ci prezentu. Najwa偶niejsze, 偶e chcia艂 jej co艣 ofiarowa膰, w艂a艣nie jej, a tego dziewczyna by艂a pewna, bo chochla bardzo przypomina艂a t臋, w kt贸rej nios艂a wod臋 ze strumienia wtedy, gdy Ravn le偶a艂 ci臋偶ko ranny w opuszczonej zagrodzie w lesie. W ten spos贸b pragn膮艂 jej wyrazi膰 wdzi臋czno艣膰.

- Nie mog臋 si臋 doczeka膰, kiedy zobacz臋 j膮 w 艣wietle dziennym - powiedzia艂a bez tchu, ale on tylko co艣 burkn膮艂 w odpowiedzi.

呕aden z kluczy oczywi艣cie nie pasowa艂

- Ja i tak musz臋 si臋 dosta膰 do 艣rodka - mrukn膮艂 pod nosem Ravn. - Czy twojemu ojcu bardzo zale偶y na zachowaniu starych chat? - spyta艂.

- Tak my艣l臋.

- Ta i tak si臋 wkr贸tce zawali.

- Ale nie musimy w tym pomaga膰.

Nagle odwr贸ci艂 si臋 i popatrzy艂 Tovie prosto w oczy. Wiele j膮 kosztowa艂o, by wytrzyma膰 jego wzrok. W g艂owie jej si臋 kr臋ci艂o.

- Skup si臋 i pomy艣l! - powiedzia艂. - Te postaci, kt贸re widzia艂a艣. Kt贸r臋dy wchodzi艂y?

- T臋dy, drzwi by艂y otwarte.

- A widzia艂a艣, jak wychodzi艂y?

- Tak - rzek艂a powoli. - Co w艂a艣ciwie masz na my艣li?

Przez chwil臋 patrzy艂 na ni膮 nieobecnym wzrokiem. Przesun膮艂 spojrzeniem po jej p贸艂d艂ugiej koszuli i bosych stopach bielej膮cych w mroku.

- Nie wierz臋 w te twoje upiory - zacz膮艂.

- Ale ja je widzia艂am! - zapewni艂a gor膮co.

- By膰 mo偶e, ale to nie by艂y duchy. Szczeg贸lnie ten ostatni, kt贸rego sylwetka wyda艂a ci si臋 znajoma. A je艣li to s膮 偶ywe istoty, to musz膮 mie膰 klucz. Z pewno艣ci膮 chowaj膮 go gdzie艣 w pobli偶u. Zastan贸w si臋, Tova. Widzia艂a艣, jak kto艣 zamyka艂 drzwi?

- Nie, spostrzeg艂am tylko postaci oddalaj膮ce si臋 od chaty.

- Tak by艂o dwukrotnie, prawda?

Jak膮 on ma pami臋膰!

- Tak.

- Czy zawsze zmierza艂y w t臋 sam膮 stron臋?

- Niech pomy艣l臋... Nie, nie pami臋tam. Musz臋 popatrze膰 przez okno mojego alkierza, 偶eby odtworzy膰 sobie ten obraz.

Ravn kiwn膮艂 g艂ow膮.

- Przy okazji za艂贸偶 co艣 na siebie!

Kiedy wr贸ci艂a, ju偶 nieco cieplej ubrana, Ravn zerkn膮艂 na ni膮 z ukosa. Tova udawa艂a, 偶e nie dostrzega szczeg贸lnego wyrazu jego twarzy, ale jej cia艂em wstrz膮sn膮艂 dreszcz podniecenia.

- Sprawdzi艂am, one zawsze sz艂y w tym samym kierunku - powiedzia艂a, staraj膮c si臋 nie patrze膰 na niego. - Najpierw w d贸艂 ku studni, a potem skr臋ca艂y w stron臋 zagrody dla owiec.

- Wchodzi艂y do 艣rodka?

- Nie, posuwa艂y si臋 wzd艂u偶 艣ciany obory. Potem znikn臋艂y mi z pola widzenia.

- Czy to cz臋sto u偶ywana droga?

- Nie, przeciwnie.

- W takim razie id藕my tam!

Szybko ruszyli ku zagrodzie dla owiec, pustej o tej porze roku, gdy偶 zwierz臋ta wygnano ju偶 na pastwiska w wy偶szych partiach g贸r. Ravn posuwa艂 si臋 powoli wzd艂u偶 艣ciany obory, a Tova sz艂a za nim jak cie艅.

Zagl膮dali pod deski, pod okap dachu, ale nigdzie nie mogli znale藕膰 klucza. Ravn szuka艂 nawet w trawie. Wszystko bez skutku.

- Zaraz, zaraz - zastanawia艂a si臋 Tova, niezmiernie przej臋ta. - Powiedzmy, 偶e min臋li zagrod臋... Dalej musieli przej艣膰 obok tamtego drzewa...

Nagle oboje przyspieszyli kroku, bo mniej wi臋cej metr nad ziemi膮 w pniu drzewa dostrzegli dziupl臋.

Ravn wsun膮艂 r臋k臋 do otworu i popatrzy艂 na dziewczyn臋 triumfalnie. W jego oczach pojawi艂a si臋 rado艣膰.

Wsp贸lnie odnale藕li klucz do tajemniczej chaty.

ROZDZIA艁 IX

Drzwi do starego domu ust膮pi艂y bez trudu i w nozdrza uderzy艂 ich zapach st臋chlizny.

Tova wci膮偶 si臋 troch臋 ba艂a.

- A je艣li dach zwali si臋 nam na g艂ow臋? - wyszepta艂a.

- Przyda艂aby si臋 lampa - mrukn膮艂 Ravn, nie zwracaj膮c uwagi na s艂owa dziewczyny.

Tova lekko dotkn臋艂a jego ramienia.

- A je艣li le偶膮 tu jeszcze szcz膮tki zmar艂ych na d偶um臋?

- Bzdura!

- A je艣li tu straszy?

- Ile jeszcze razy zamierzasz powiedzie膰: 鈥濧 je艣li鈥? Mo偶e lepiej by艂oby, gdyby艣 wr贸ci艂a do alkierza i po艂o偶y艂a si臋 spa膰?

- Nie, nie - zaprotestowa艂a gwa艂townie. - Ale mog臋 przynie艣膰 艣wiec臋.

- Po艣piesz si臋 w takim razie i nikogo nie obud藕!

Po chwili wr贸ci艂a. Ravn wszed艂 do chaty i pochyli艂 si臋 nad pod艂og膮.

- 艢wiat艂o tutaj! - zarz膮dzi艂.

Pos艂usznie mu po艣wieci艂a, cho膰 nie wydawa艂o si臋 jej, by mog艂o by膰 co艣 godnego uwagi w pod艂odze.

- Co to? - zapyta艂a.

- Kopali tutaj. Ca艂a pod艂oga jest przekopana, opr贸cz tego kawa艂ka w rogu przy drzwiach. Pami臋tasz, co widzia艂a艣? M臋偶czyzn臋 z kamienn膮 g艂ow膮 i kobiety nios膮ce trumn臋.

- Tak.- My艣lisz, 偶e kogo艣 tutaj pochowano?

- Na to wygl膮da.

Tova zadr偶a艂a i rozejrza艂a si臋 wok贸艂 z l臋kiem. W chacie nie by艂o 偶adnych mebli ani sprz臋t贸w, nic... jedynie 艂opaty i kilofy zgromadzone w rogu.

Poniewa偶 Ravn wydawa艂 si臋 do艣膰 dobrze usposobiony, Tova odwa偶y艂a si臋 zapyta膰:

- Jak my艣lisz, co to mog艂o by膰, ta kamienna g艂owa?

- Odgad艂em od razu, 偶e widzia艂a艣 odwr贸conego plecami m臋偶czyzn臋, kt贸ry d藕wiga艂 co艣 na ramionach - odpowiedzia艂. - Nie mam jednak poj臋cia, co to mog艂o by膰. Dobrze, we藕 艂opat臋, zaczynamy kopa膰.

O, nie, wszystko ma swoje granice!

- 呕eby odgrzeba膰 nieboszczyka? Dzi臋kuj臋 bardzo!

- Kobiety s膮 doprawdy bezu偶yteczne - westchn膮艂 Ravn. - Wracaj do 艂贸偶ka!

Tova waha艂a si臋, co robi膰. Z jednej strony pragn臋艂a zosta膰 z Ravnem, z drugiej za艣 wcale nie by艂a ciekawa, co znajduje si臋 pod ziemi膮. Gdy Ravn si臋gn膮艂 po 艂opat臋, zwyci臋偶y艂 strach. Tova czym pr臋dzej wycofa艂a si臋 do drzwi, a on, poch艂oni臋ty kopaniem, nawet nie zauwa偶y艂, 偶e wysz艂a.

W sieni dziewczyna dostrzeg艂a jaki艣 ruch, ale zanim si臋 zorientowa艂a, co on mo偶e oznacza膰, kto艣 chwyci艂 j膮 wp贸艂 i zas艂oni艂 r臋k膮 usta.

- Spr贸buj krzykn膮膰, a koniec z tob膮 - us艂ysza艂a chrapliwy g艂os.

Napastnicy - odgad艂a, 偶e by艂o ich dw贸ch - zas艂onili jej oczy i zakneblowali usta, a na g艂ow臋 zarzucili worek. Pr贸bowa艂a stawia膰 op贸r, ale na szyi poczu艂a ostrze no偶a.

Jeden z m臋偶czyzn przerzuci艂 j膮 sobie przez rami臋 i wyni贸s艂 z chaty. Dziewczyn臋 ogarn臋艂a bezsilna z艂o艣膰, ale nie mog艂a powstrzyma膰 biegu zdarze艅.

Na szcz臋艣cie strach nie pozbawi艂 jej ca艂kiem zdolno艣ci my艣lenia. Stara艂a si臋 odgadn膮膰, dok膮d m臋偶czy藕ni j膮 nios膮, czy skr臋caj膮 w lewo, czy w prawo, co nie by艂o 艂atwe. Przecie偶 zwisa艂a g艂ow膮 w d贸艂, by艂o jej duszno i niewygodnie. Porywacze wcale ze sob膮 nie rozmawiali, tylko ten, kt贸ry j膮 d藕wiga艂, dysza艂 ze zm臋czenia.

Mam nadziej臋, 偶e jestem bardzo ci臋偶ka, pomy艣la艂a.

Gdyby Ravn wiedzia艂... Ale on przecie偶 by艂 wewn膮trz chaty i nawet nie zauwa偶y艂, co si臋 sta艂o.

Po trzasku 艂amanych patyk贸w i szele艣cie jagodowych krzaczk贸w Tova pozna艂a, 偶e id膮 przez las. Raz po raz czu艂a uderzenia ga艂臋zi, zdawa艂o jej si臋, 偶e napastnicy zmierzaj膮 pod g贸r臋.

Wreszcie si臋 zatrzymali. M臋偶czyzna, kt贸ry ni贸s艂 dziewczyn臋, najwyra藕niej zm臋czony, zrzuci艂 j膮 na ziemi臋. Zdj膮艂 worek, kt贸ry mia艂a na g艂owie, i wyj膮艂 knebel z ust, pozostawiaj膮c jedynie opask臋 na oczach.

- Teraz mo偶esz krzycze膰 do woli. Nikt ci臋 tu nie us艂yszy.

Nie zna艂a tego g艂osu, by艂a pewna, 偶e nigdy wcze艣niej go nie s艂ysza艂a, ale wiedzia艂a, 偶e ten kto艣 nie 偶artuje.

- Potrafi臋 krzycze膰 bardzo g艂o艣no - rzek艂a mimo to przekornie.

- Spr贸buj tylko, a po偶a艂ujesz.

- Czego ode mnie chcecie?

- Odpowiesz nam na kilka pyta艅, potem pozb臋dziemy si臋 ciebie. By艂a艣 zbyt w艣cibska!

Tova nie mia艂a z艂udze艅 - jej los zosta艂 ju偶 przes膮dzony.

M臋偶czyzna podszed艂 bli偶ej, tak blisko, 偶e czu艂a na policzku jego oddech.

- Teraz nam grzecznie powiesz, kto jest w starej chacie.

- A sk膮d mog臋 wiedzie膰?

- Nie pr贸buj nas nabra膰! - wrzasn膮艂 napastnik. - Przyszli艣my po klucz, ale go nie by艂o w um贸wionym miejscu, a w szparach mi臋dzy belkami dostrzegli艣my 艣wiat艂o. Podkradli艣my si臋 bli偶ej i us艂yszeli艣my tw贸j g艂os. Z kim rozmawia艂a艣?

- O, ja cz臋sto m贸wi臋 sama do siebie.

Obcy mocno, a偶 do b贸lu, 艣cisn膮艂 jej rami臋.

- Nie pr贸buj 偶artowa膰! Kto to by艂?

- Przyjaciel.

- To ju偶 lepiej. Co wiecie?

- Sam si臋 przekonaj! - wykrzykn臋艂a hardo, ale gdy poczu艂a ostrze no偶a na gardle, doda艂a: - On nazywa si臋 Ravn.

- Co? Co on tu robi? - krzykn膮艂 ze z艂o艣ci膮 m臋偶czyzna.

- Nie wiem. M贸wi艂, 偶e ma do wype艂nienia tajn膮 misj臋.

Drugi z napastnik贸w przez ca艂y czas nie odzywa艂 si臋 ani s艂owem. Tova przypuszcza艂a, 偶e jest mieszka艅cem dworu i milczy w obawie, 偶e zostanie rozpoznany po g艂osie.

Ocenia艂a ch艂odno swoje szanse na ucieczk臋. Nie mia艂a skr臋powanych r膮k ani n贸g, wi臋c gdyby nadarzy艂a si臋 okazja...

Nawet nie przypuszcza艂a, 偶e nast膮pi to tak szybko. M臋偶czyzna, kt贸ry przez ca艂y czas milcza艂, wyszepta艂 co艣 do swego towarzysza i obaj bardzo si臋 zirytowali. Tova us艂ysza艂a, 偶e odchodz膮 na bok, najprawdopodobniej po to, by naradzi膰 si臋 w spokoju.

Dobieg艂y do niej jedynie strz臋pki zda艅:

- Nie, nie mo偶emy - m贸wi艂 z gniewem ten, kt贸ry j膮 ni贸s艂. - Ravn jest 艣miertelnie niebezpieczny. 呕e te偶 diabli go tu przynie艣li!

Wi臋cej ju偶 nie us艂ysza艂a. B艂yskawicznie zerwa艂a z oczu przepask臋 i rzuci艂a si臋 do ucieczki. Potrafi艂a naprawd臋 szybko biega膰 i nim m臋偶czy藕ni zd膮偶yli si臋 zorientowa膰, 偶e pope艂nili fatalny b艂膮d, by艂a ju偶 daleko.

Bieg艂a, jakby nagrod膮 za zwyci臋stwo by艂o 偶ycie. Wpad艂a w g臋sty jod艂owy las rosn膮cy powy偶ej dworu rycerskiego. Drog臋 w d贸艂 mia艂a odci臋t膮, ucieka艂a wi臋c na o艣lep pomi臋dzy g臋stymi drzewami i pot臋偶nymi ska艂ami.

Przez chwil臋 jeden ze 艣cigaj膮cych by艂 ju偶 tak blisko, 偶e mign臋艂a jej jego twarz. Bez trudu pozna艂a okrutne lisie rysy cz艂owieka, kt贸ry rani艂 Ravna.

Drugiemu nie zd膮偶y艂a si臋 przyjrze膰.

Obcy szybko si臋 zm臋czy艂 i gdy zabrak艂o mu si艂, kln膮c g艂o艣no zaprzesta艂 po艣cigu. Drugi za艣 nie pom贸g艂 mu wiele, zm臋czy艂 si臋 ju偶 wcze艣niej, nios膮c dziewczyn臋 na plecach.

Tova nie przestawa艂a biec w d贸艂 zbocza, przekonana, 偶e kieruje si臋 w stron臋 dworu.

Myli艂a si臋 jednak.


Teren stawa艂 si臋 coraz bardziej niedost臋pny i dziki i nagle dziewczyna uzmys艂owi艂a sobie, 偶e zmierza wprost ku przepa艣ci przy Wilczej Jamie.

Stan臋艂a i nas艂uchiwa艂a, ale w lesie panowa艂a kompletna cisza. Najwa偶niejsze, 偶e odzyska艂a orientacj臋. Musi zawr贸ci膰, pobieg艂a za daleko na zach贸d! U st贸p przepa艣ci ci膮gnie si臋 przecie偶 droga do Grindom.

A je艣li natknie si臋 na po艣cig?

Nie, lepiej b臋dzie, je艣li spr贸buje si臋 wspi膮膰 troch臋 wy偶ej, nie mo偶e da膰 si臋 z艂apa膰 przy urwisku!

Z wysi艂kiem pokonywa艂a ska艂y, wielkie g艂azy, poskr臋cane pnie sosen, a偶 w ko艅cu znalaz艂a si臋 na bardziej p艂askim, poro艣ni臋tym lasem terenie.

Teraz powinna skierowa膰 si臋 w stron臋 dworu. Koniecznie musi wr贸ci膰, ostrzec Ravna, obudzi膰 ojca i...

Zesztywnia艂a. Zn贸w pos艂ysza艂a g艂osy. 艢cigaj膮cy byli tak blisko, 偶e Tova wpad艂a w panik臋 i na o艣lep rzuci艂a si臋 w stron臋 domu.

Nagle przeszy艂 j膮 ostry b贸l i run臋艂a jak d艂uga na ziemi臋. 艢wiat zawirowa艂 jej przed oczyma i powoli pogr膮偶y艂a si臋 w ciemno艣ci.


Tymczasem Ravn wyszed艂 do sieni i ze zdumieniem zobaczy艂 tam Borghild, kt贸ra natychmiast spyta艂a go o Tov臋.

- Rzeczywi艣cie, Tova przysz艂a tu do mnie, ale wygoni艂em j膮 do 艂贸偶ka, bo tylko mi przeszkadza艂a.

Borghild wygl膮da艂a na przera偶on膮.

- Obudzi艂 mnie ha艂as - powiedzia艂a. - Najpierw nie zastanowi艂o mnie to zbytnio, ale po jakim艣 czasie zmiarkowa艂am, 偶e 艂贸偶ko Tovy jest puste...

Zn贸w wr贸ci艂o owo niezno艣ne 艣ciskanie w do艂ku.

- Sprawdza艂a艣 u mnie w izbie, to znaczy w jej alkierzu?

- Zapuka艂am, bo pomy艣la艂am sobie, 偶e mo偶e tam jest - Borghild zarumieni艂a si臋 i spu艣ci艂a wzrok, ale Ravn udawa艂, 偶e tego nie zauwa偶a. - Nikt jednak nie odpowiada艂. Gdzie ona mo偶e by膰?

- Sz艂a do drzwi - zacz膮艂 Ravn, a jego oczy pociemnia艂y z przera偶enia. - Czekaj, cii!

Przyci膮gn膮艂 Borghild do siebie, pozostawiaj膮c uchylone drzwi. Szybko zdmuchn膮艂 p艂omie艅 艣wiecy.

Od strony lasu dobieg艂y ich jakie艣 st艂umione g艂osy. Do dworu zbli偶ali si臋 dwaj m臋偶czy藕ni.

Kiedy podeszli bli偶ej, Borghild i Ravn mogli us艂ysze膰, o czym rozmawiaj膮.

- Nie, nie powinni艣my teraz i艣膰 do chaty, bo je艣li dziewczyna jakim艣 cudem wr贸ci, podniesie krzyk. A wtedy najlepiej, by nas nie by艂o w pobli偶u. Widzia艂a ci臋?

- Nie, na pewno nie. Poj臋cia nie mam, gdzie nam znikn臋艂a.

- Przypuszczam, 偶e spad艂a z urwiska w pobli偶u Wilczej Jamy. Pok贸j jej duszy.

G艂osy oddali艂y si臋.

- Znasz ich? - wyszepta艂 Ravn.

- Nie wiem - odpar艂a strapiona Borghild. - Z艂apiesz ich, panie?

- Najpierw musimy odnale藕膰 Tov臋. Nie ma chwili do stracenia. Gdzie jest Wilcza Jama?

- Wska偶臋 drog臋. Czy mam kogo艣 jeszcze zbudzi膰?

- Szkoda czasu. Chod藕!

Jak tylko mogli najszybciej ruszyli w stron臋 lasu.

- Czy my艣lisz, 偶e mog艂a spa艣膰 w przepa艣膰? - zapyta艂, z trudem kryj膮c l臋k.

- Nie! Tova doskonale zna to miejsce, jako dziecko cz臋sto bawi艂a si臋 w lesie i zawsze trzyma艂a si臋 z dala od przepa艣ci.

Sk膮d si臋 wzi膮艂 w nim ten okropny niepok贸j? Nigdy dot膮d nie odczuwa艂 czego艣 podobnego.

Gdy oddalili si臋 od dworu na tyle, 偶e nikt nie m贸g艂 ich us艂ysze膰, Ravn zawo艂a艂 g艂o艣no:

- Tova! Tova! Pom贸偶 mi! - zwr贸ci艂 si臋 do Borghild. - Mo偶e dziewczyna si臋 mnie l臋ka?

- Was, panie? - odezwa艂a si臋 oschle s艂u偶膮ca. - Z pewno艣ci膮 nie!

Ravn popatrzy艂 na ni膮 zaskoczony, ale w mroku nocy trudno by艂o odgadn膮膰 wyraz twarzy kobiety.

Zacz臋li nawo艂ywa膰 na przemian, ale nikt im nie odpowiada艂.

Naraz stan臋li jak wryci. Gdzie艣 z g贸ry dolecia艂o ich 偶a艂osne poj臋kiwanie.

- To ona - powiedzia艂a uradowana Borghild. - Us艂ysza艂a nas!

S艂u偶膮ca z trudem nad膮偶a艂a za Ravnem, kt贸ry po艣piesznie wspina艂 si臋 pod g贸r臋.

Zawo艂a艂 raz jeszcze Tov臋. Teraz jej g艂os s艂ycha膰 by艂o wyra藕niej, ale pobrzmiewa艂y w nim nuty cierpienia.

Ravn przyspieszy艂 kroku, pragn膮c jak najszybciej spotka膰 dziewczyn臋, cho膰 jednocze艣nie czu艂, 偶e co艣 go powstrzymuje.

Serce zacz臋艂o mu bi膰 nier贸wno, jakby targane dwiema przeciwstawnymi si艂ami: poczuciem lojalno艣ci wobec Grjota i budz膮cym si臋 cz艂owiecze艅stwem.

Z trudem przedziera艂 si臋 przez zaro艣la w艣r贸d drzew rosn膮cych tak g臋sto, jakby od wielu lat nie przechodzili t臋dy ludzie.

Przekl臋ta dziewczyna, sama sobie jest winna, my艣la艂 ze z艂o艣ci膮. Po co w og贸le wychodzi艂a, po co przez ca艂y czas depta艂a mu po pi臋tach? Dosta艂a nauczk臋, jak spotkam tych dw贸ch, co j膮 porwali, jeszcze im podzi臋kuj臋. Zrobili dok艂adnie to, co i ja bym uczyni艂!

- Tova? - zawo艂a艂.

Odpowiedzia艂a gdzie艣 z bliska.

- Tu jest! - zawo艂a艂 do Borghild, zdumiony, 偶e g艂os mu si臋 艂amie. Przedar艂 si臋 przez pl膮tanin臋 ga艂臋zi i stan膮艂 jak pora偶ony.

- Tova! - wyszepta艂 i upad艂 na kolana tu偶 przy niej. Serce zabi艂o mu tak mocno, 偶e a偶 poczu艂 b贸l w piersiach.

- Och, Ravn, dzi臋kuj臋, 偶e przyszed艂e艣 - j臋kn臋艂a 偶a艂o艣nie i niepewnie wyci膮gn臋艂a do niego r臋ce.

W duszy Ravna jakby co艣 p臋k艂o. Nagle jego serce nape艂ni艂o si臋 nieznanym mu dot膮d uczuciem - uczuciem 偶alu i wsp贸艂czucia dla innej istoty ludzkiej.

Tova le偶a艂a w dziwnej pozycji. Stopa utkwi艂a jej w potrzasku zastawionym na wilka.

Ravn ostro偶nie uni贸s艂 dziewczyn臋 i u艂o偶y艂 wygodniej, a potem obejrza艂 nog臋.

- Czy to co艣 powa偶nego? - spyta艂a z niepokojem, wykrzywiaj膮c twarz z b贸lu.

Stary przerdzewia艂y potrzask nie zaciska艂 si臋 dok艂adnie i to w艂a艣nie uratowa艂o nog臋 Tovy. Rana wygl膮da艂a jednak gro藕nie i krwawi艂a obficie.

Ravn usi艂owa艂 rozchyli膰 偶elastwo, ale bez powodzenia.

- Zaraz co艣 z tym zrobimy - rzuci艂.

Borghild, zdyszana, w艂a艣nie wynurzy艂a si臋 z g臋stych zaro艣li. Kiedy ujrza艂a Tov臋, krzykn臋艂a przestraszona.

- Nie mog臋 jej wydosta膰 - rzek艂 Ravn. - Biegnij szybko do dworu i sprowad藕 wi臋cej ludzi. Niech wezm膮 ze sob膮 narz臋dzia! Kowal b臋dzie wiedzia艂, co jest potrzebne. I zbud藕 rycerza! Ja zostan臋 z Tov膮.

- Ale mo偶e lepiej ja...?

- Nie, jej potrzebny jest kto艣, kto w razie czego potrafi j膮 obroni膰. Czy 偶yj膮 tu wilki?

- Przez kilka lat nie widzieli艣my ich w okolicy. Ale s膮 tu inne drapie偶niki.

- No w艂a艣nie, a poza tym nie wiadomo, czy tamci dwaj nie wr贸c膮. Biegnij ju偶, szybko!

Borghild, nie zd膮偶ywszy nawet odpocz膮膰, pobieg艂a z powrotem do dworu.

Zrobi艂o si臋 cicho. Ravn znalaz艂 kij i podwa偶ywszy zatrza艣ni臋te 偶elastwo, zwolni艂 troch臋 ucisk wok贸艂 stopy dziewczyny. Potem usiad艂 na ziemi, opar艂 si臋 o pie艅 drzewa i ostro偶nie przyci膮gn膮艂 Tov臋 do siebie. Dziewczyna z ca艂ych si艂 stara艂a si臋 powstrzyma膰 od p艂aczu, nie chc膮c da膰 po sobie pozna膰, jak bardzo cierpi, ale raz po raz jej cia艂em wstrz膮sa艂 gwa艂towny szloch.

- Wiesz, Ravn, tak bardzo si臋 ba艂am - wyszepta艂a.

- Yhm - mrukn膮艂, nie mog膮c wydoby膰 z siebie s艂贸w. Odchrz膮kn膮艂 jednak i po chwili rzek艂: - Wczoraj przy ko艣ciele powiedzia艂a艣 mi, 偶e nie mog艂aby艣 znale藕膰 u mnie pociechy. Ale teraz znajdujesz.

- Tak, czuj臋 si臋 taka bezpieczna. Mog臋 tak siedzie膰?

G艂os zn贸w odm贸wi艂 mu pos艂usze艅stwa. Tyle pragn膮艂 jej powiedzie膰, a wydoby艂 z siebie jedynie ledwie s艂yszalne:

- Tak.

Tova przymkn臋艂a oczy i opar艂a mu g艂ow臋 na ramieniu. Westchn臋艂a uszcz臋艣liwiona. Samotno艣膰, strach i b贸l ust膮pi艂y miejsca g艂臋bokiej uldze.

I tak siedzieli nieporuszeni i milcz膮cy przez d艂ug膮 chwil臋. Ravn napawa艂 si臋 blisko艣ci膮 drobnego cia艂a dziewczyny. Obejmowa艂 j膮 opieku艅czo, raduj膮c si臋, 偶e mo偶e chroni膰 kogo艣 s艂abszego. Zn贸w poczu艂 k艂ucie w piersiach. Staraj膮c si臋, by jego g艂os zabrzmia艂 surowo, spyta艂:

- Kim byli ci m臋偶czy藕ni?

Powoli ockn臋艂a si臋 z odr臋twienia.

- Rozpozna艂am tylko jednego z nich, Lisa. Tego samego, kt贸ry rani艂 ci臋 wtedy w g贸rach. Drugi zapewne by艂 mieszka艅cem dworu, bo przez ca艂y czas stara艂 si臋 trzyma膰 z boku i milcza艂. Teraz u艣wiadomi艂am sobie tak偶e, 偶e znajoma posta膰, kt贸ra mign臋艂a mi w nocy przy starej chacie, to musia艂 by膰 w艂a艣nie m臋偶czyzna o lisiej twarzy.

- Ten Lis mnie prze艣laduje - rzek艂 Ravn. - Nie mog臋 pozby膰 si臋 wra偶enia, 偶e powinienem wiedzie膰, kim jest.

- On ciebie zna.

Ravn, jakby nie zdaj膮c sobie sprawy z tego, co robi, wyci膮gn膮艂 r臋k臋 i dotkn膮艂 piersi Tovy.

- Ile mo偶e mie膰 lat?

- Chyba mniej wi臋cej tyle co m贸j ojciec. A jak ci w艂a艣ciwie posz艂o? Znalaz艂e艣 co艣 w chacie?

- Nie, nic nie znalaz艂em, chocia偶 przekopa艂em prawie ca艂膮 pod艂og臋. Zreszt膮 nie by艂o to trudne, skoro kto艣 zacz膮艂 ju偶 wcze艣niej. Ale nic tam nie ma.

- Co艣 mi si臋 zdaje, 偶e robili艣my wszystko na odwr贸t. Mo偶e oni wcale niczego nie zakopali, lecz przeciwnie, szukaj膮 czego艣 - my艣la艂a g艂o艣no Tova, odsuwaj膮c d艂o艅 Ravna od swej piersi. Przez ca艂y czas jednak patrzy艂a na niego z czu艂o艣ci膮.

- Tak, o tym samym pomy艣la艂em. Skoro wr贸cili, to znaczy, 偶e jeszcze niczego nie znale藕li.

- Kopa艂e艣 w rogu?

- Nie, nie zd膮偶y艂em.

Znowu zamilkli. Tak wiele by艂o wa偶nych spraw, o kt贸rych Ravn chcia艂 porozmawia膰 z Tov膮, ale nie umia艂 ubra膰 swoich my艣li w s艂owa.

- Chc臋 ciebie! - rzuci艂 nieoczekiwanie.

Krew uderzy艂a Tovie do g艂owy, jej twarz obla艂a si臋 ognistym rumie艅cem.

- Nie - wyszepta艂a z gorycz膮. - Nie takiej blisko艣ci oczekuj臋. Mnie jest potrzebna czu艂o艣膰, ciep艂o, zrozumienie i mi艂o艣膰. Nie mo偶esz mi da膰 nic z tego, czego pragn臋, Ravn.

Dotkni臋ty do 偶ywego, cofn膮艂 r臋ce.

- Je艣li dobrze ci臋 zrozumia艂em... pragniesz wszystkich tych bzdur, o kt贸rych m贸wi艂a艣, ode mnie?

- Nie - rzek艂a zak艂opotana. - M贸wi艂am tylko o swoich marzeniach.

Ravn poczu艂, jak bardzo jest zm臋czony walk膮, kt贸r膮 toczy艂 z samym sob膮. W piersiach czu艂 nieustanny b贸l i nagle wyda艂o mu si臋, 偶e d艂u偶ej ju偶 go nie zniesie.

- Przecie偶 ja si臋 staram, Tova - wyszepta艂, wtulaj膮c twarz w jej w艂osy. - Nie rozumiesz tego? Czy nie mog艂aby艣 mi pom贸c?

- Och, Ravn - w g艂osie dziewczyny zabrzmia艂 偶al. - Wybacz mi!

Ravn odetchn膮艂 g艂臋boko, staraj膮c si臋 odzyska膰 r贸wnowag臋 ducha.

- Nie wiem, co robi膰. To wszystko jest dla mnie takie nowe i trudne. Naprawd臋 pr贸buj臋 si臋 zachowywa膰 jak nale偶y. Bardzo ci臋 pragn臋. Oczywi艣cie, 偶e nie teraz. My艣la艂em o tobie nieustannie od tamtej chwili w lesie. Nie mia艂em poj臋cia, 偶e z kobiet膮 mo偶e by膰 tak przyjemnie.

- A wi臋c pewnie robi艂e艣 to p贸藕niej cz臋sto?

- O czym ty m贸wisz?

- A co, nie macie 偶adnych kobiet w Grindom?

- A na c贸偶 mi one? - skrzywi艂 si臋.

Promienny u艣miech rozja艣ni艂 twarz dziewczyny, ujawniaj膮c ca艂膮 rado艣膰, jak膮 nape艂ni艂o si臋 jej serce.

- Chocia偶 to, co si臋 sta艂o mi臋dzy nami, by艂o w艂a艣ciwie takie n臋dzne - rzek艂a z powag膮 - to jednak jestem przekonana, 偶e mo偶e by膰 zupe艂nie inaczej.

Bezwiednie zacisn膮艂 ramiona, kt贸rymi obejmowa艂 dziewczyn臋. Tova ledwie si臋 powstrzyma艂a, by nie krzykn膮膰 z b贸lu.

- Tak my艣lisz? - rzek艂 udr臋czony. - 呕e ty i ja... ty i ja... - nie doko艅czy艂, ale Tova zrobi艂a to za niego:

- Po艂膮czy艂a nas osobliwa wi臋藕, mimo 偶e jeste艣my tak r贸偶ni jak ogie艅 i woda. Prawda?

- Tak. Nie pragn臋 jedynie twego cia艂a, chyba zd膮偶y艂a艣 to ju偶 zrozumie膰. Tylko ty mo偶esz mi pom贸c wydosta膰 si臋 z ch艂odnej pustki, jaka mnie otacza. Ale potrzebna ci b臋dzie ogromna cierpliwo艣膰, wiesz bowiem, jak zosta艂em wychowany!

Tova obr贸ci艂a si臋 lekko i przytuli艂a policzek do piersi Ravna, pragn膮c w ten spos贸b zapewni膰, 偶e stanie u jego boku i 偶e zawsze mo偶e na ni膮 liczy膰.

- W dzieci艅stwie karmiono mnie bezwzgl臋dno艣ci膮 - ci膮gn膮艂 dalej Ravn, nabrawszy g艂臋bokiego oddechu. - Pogard膮 wobec ludzi. Wpojono mi tak wiele z艂ych cech, 偶e nie jestem w stanie ich zliczy膰. Nie by艂em przygotowany na spotkanie z kim艣 takim jak ty. Pr贸bowa艂em broni膰 si臋 przed ciep艂em, jakie mi okazywa艂a艣. Te ostatnie dni w Grindom by艂y dla mnie straszne. Robi艂em, co mog艂em, by wymaza膰 z pami臋ci wspomnienia zwi膮zane z tob膮, odp臋dza艂em my艣li, kt贸re mn膮 ow艂adn臋艂y. Sta艂o si臋 co艣...

- Opowiedz o tym - poprosi艂a cicho.

- Na pewno bardzo ci臋 boli - nieoczekiwanie zmieni艂 temat. - U艂o偶臋 ci臋 wygodniej.

Delikatnie otuli艂 dziewczyn臋 mi臋kk膮 peleryn膮, kt贸rej skraj pod艂o偶y艂 pod zranion膮 nog臋 Tovy. Zrobi艂 to tak delikatnie, 偶e nikt, kto go zna艂, nie uwierzy艂by, 偶e to ten sam okrutny wojownik z Grindom. Tova podzi臋kowa艂a i z westchnieniem ulgi opar艂a z powrotem g艂ow臋 na jego ramieniu.

- Poprosz臋 ojca, 偶eby zniszczy艂 wszystkie wnyki - mrukn臋艂a.

- Mam nadziej臋, 偶e po raz drugi nie wpadniesz w tak膮 pu艂apk臋.

- Nie my艣l臋 o sobie, lecz o zwierz臋tach.

Ravn zmarszczy艂 brwi.

- Tak, to rzeczywi艣cie bestialski spos贸b polowania. Usun臋 wnyki tak偶e w pobli偶u Grindom.

Potrz膮sn膮艂 g艂ow膮 zdumiony samym sob膮. Nieprawdopodobne, jak bardzo ta dziewczyna odmieni艂a jego stosunek do 偶ycia. I w sprawie zwierz膮t te偶 chyba mia艂a racj臋.

- Dzi臋kuj臋 - powiedzia艂a mi臋kko. - Teraz opowiedz, co si臋 sta艂o.

Ravn nadal mia艂 k艂opoty z wyra偶aniem swoich my艣li.

- Pewna dziewczyna w Grindom....- zacz膮艂.

Tova zesztywnia艂a.

- Nie, poczekaj - uspokoi艂 j膮 Ravn. - Nic mnie z ni膮 nie 艂膮czy艂o. Odebra艂a 偶ycie sobie i dziecku, kt贸rego oczekiwa艂a. Utopi艂a si臋. Kilka strasznych bab ods膮dzi艂o j膮 od czci i wiary...

Przerwa艂 na chwil臋, a potem m贸wi艂 dalej:

- I wtedy nagle poj膮艂em, co tobie uczyni艂em. Musia艂em tu przyjecha膰, 偶eby si臋 dowiedzie膰, co si臋 z tob膮 dzieje. A wieczorem w twoim alkierzu... mia艂em sen.

Tova podnios艂a wzrok i spojrza艂a na Ravna pytaj膮co. Nigdy jeszcze nie widzia艂a w jego twarzy tyle skupienia i napi臋cia.

- 艢ni艂o mi si臋, 偶e by艂em na pobliskich torfowiskach... Opowiedzia艂 Tovie sw贸j dziwny sen o ognikach i dziecku, a na koniec doda艂:

- Kiedy si臋 obudzi艂em i odkry艂em, 偶e to wszystko nie dzia艂o si臋 na jawie, 偶e nie ma 偶adnego dziecka, poczu艂em ulg臋, ale zarazem smutek. Ogarn臋艂a mnie t臋sknota. Nagle znienawidzi艂em siebie i 偶ycie, jakie do tej pory wiod艂em. Ale ci膮gle jeszcze broni艂em si臋 przed tym, co we mnie nowe. Wychowanie, jakiemu by艂em poddany, mia艂o mnie wszak uczyni膰 twardym jak ska艂a. Sam nie wydostan臋 si臋 z tego mroku i ch艂odu, jakie mnie otaczaj膮. Pom贸偶 mi, Tova. Na Boga, pom贸偶!

Tova, cho膰 cierpia艂a przy ka偶dym najmniejszym nawet poruszeniu nog膮, odwr贸ci艂a si臋 do Ravna na tyle, by pog艂aska膰 go po policzku.

- Pomo偶emy sobie nawzajem, Ravn - wyszepta艂a.

- Ju偶 id膮 - powiedzia艂, kryj膮c twarz w jej w艂osach i obejmuj膮c ramionami.

Pierwszy dobieg艂 do nich rycerz Gudmund, kt贸ry z daleka dostrzeg艂 ich pomi臋dzy drzewami w brzasku ja艣niej膮cego dnia. Upad艂 na kolana przed c贸rk膮.

- Dziecino, ile si臋 nacierpia艂a艣! Zaraz przyjdzie kowal i wydostanie ci臋 z tego okropnego 偶elastwa.

- Ju偶 dobrze, ojcze - u艣miechn臋艂a si臋 blado. - Ravn by艂 przez ca艂y czas przy mnie i pom贸g艂 mi przetrwa膰 najgorsze.

Rycerz podni贸s艂 wzrok i napotka艂 spojrzenie Ravna. Ku swemu ogromnemu zdumieniu na czarnych rz臋sach wojownika dostrzeg艂 艂zy.

ROZDZIA艁 X

呕ona rycerza wysz艂a przed dom i w blasku porannego s艂o艅ca ujrza艂a grupk臋 ludzi nadchodz膮cych od strony lasu. Zauwa偶ywszy c贸rk臋, zacisn臋艂a pi臋艣ci, 偶eby st艂umi膰 zalewaj膮c膮 j膮 fal臋 histerii.

Tova, szlachcianka, c贸rka rycerza! Mo偶e po艣lubi膰 kogo tylko zechce, nawet samego ksi臋cia! Tymczasem niesie j膮 ten straszny cz艂owiek, a ona zarzuci艂a mu r臋ce na szyj臋 i przytuli艂a si臋 do jego piersi. A Gudmund przyjmuje to ze spokojem! Czy偶by nie widzia艂, 偶e ten z gruntu z艂y m臋偶czyzna pochyla si臋 nad ich c贸rk膮 i szepcze jej co艣 czule do ucha? O, roze艣miali si臋 oboje, a ich oczy wyra偶aj膮 g艂臋bokie porozumienie. O Bo偶e, co to wszystko ma znaczy膰?

Wysz艂a im na spotkanie, blada ze zdenerwowania

- Matko, zarz膮d藕, by podano nam co艣 do jedzenia! - zawo艂a艂 rycerz.

Nie obdarzywszy nawet jednym spojrzeniem m臋偶a, kt贸ry jej zdaniem zachowa艂 si臋 jak zdrajca, zwr贸ci艂a si臋 do s艂u偶膮cej ze s艂owami:

- Borghild, zaprowadzisz Tov臋 natychmiast do jej alkierza. Wezwij te偶 kogo艣, kto opatrzy jej rany. A wy, panie - popatrzy艂a na Ravna - opu艣cicie natychmiast nasz dw贸r! Natychmiast!

- Chyba nie ma takiego po艣piechu - wtr膮ci艂 si臋 rycerz. - Najpierw musz臋 porozmawia膰 z naszym go艣ciem, a tak偶e z Tov膮 i Borghild. Nie pojmujesz, 偶e 偶ycie naszej c贸rki wisia艂o na w艂osku? Tak偶e nasz dw贸r jest w niebezpiecze艅stwie, p贸ki nie wyja艣nimy, co tu si臋 w艂a艣ciwie dzieje.

- W takim razie chc臋 przy tym by膰! Nie dopuszcz臋, aby si臋 sta艂o co艣 niestosownego.

- Niestosownego! - powt贸rzy艂 zdenerwowany rycerz. - Czy ty niczego nie rozumiesz?

Przypomnia艂 sobie, jak Tova poprzedniego dnia m贸wi艂a, 偶e musi pom贸c Ravnowi, bo - jak twierdzi艂a - strasznie mu ci臋偶ko. Podobno prosi艂 j膮 o to, cho膰 oczywi艣cie nie wprost.

Ojciec doskonale rozumia艂 c贸rk臋. Zdawa艂 sobie spraw臋, 偶e tylko ona, nikt inny, mo偶e odmieni膰 z艂e serce wojownika. W g艂臋bi duszy jednak odczuwa艂 narastaj膮cy niepok贸j. Nie mia艂 najmniejszych w膮tpliwo艣ci co do tego, jak wygl膮daj膮 sprawy pomi臋dzy tymi dwojgiem. 艢wiadomo艣膰, 偶e jego jedyna c贸rka zakocha艂a si臋 w takim okrutniku, by艂a naprawd臋 trudna do zniesienia.

Posi艂ek podano w wielkiej sali. Przy stole zasiedli gospodarze z c贸rk膮 i Ravn, a Borghild im us艂ugiwa艂a.

Gdy ju偶 odtworzono wydarzenia minionej nocy, rycerz Gudmund zacisn膮艂 powieki, usi艂uj膮c skupi膰 my艣li, i po chwili rzek艂:

- Ravn ma racj臋, twierdz膮c, 偶e powinni艣my si臋 cofn膮膰 pami臋ci膮 do nocy przesilenia wiosennego, kiedy Tova po raz pierwszy zobaczy艂a postaci za oknem. Odkryli艣my wtedy, 偶e kto艣 mieszka w opuszczonej zagrodzie, ale nie uda艂o nam si臋 wyja艣ni膰, kto.

- Czy to... - zaczaj Ravn, spogl膮daj膮c pytaj膮co na Tov臋.

- Nie, chodzi o inn膮 zagrod臋, po艂o偶on膮 znacznie bli偶ej dworu - odpowiedzia艂a po艣piesznie.

- A pami臋tasz to zamieszanie w ko艣ciele? - zwr贸ci艂a si臋 do rycerza jego 偶ona.

- W ko艣ciele? - zdziwi艂 si臋 rycerz. - To by艂o w tym samym czasie?

- Tak.

- O co chodzi? - zapyta艂 Ravn.

- Kto艣 przestawi艂 figur臋 Madonny - wyja艣ni艂 rycerz.

- Jaki kszta艂t ma ta figura? - zapyta艂 wojownik Grjota, prostuj膮c si臋.

- Och! - zawo艂a艂a Tova. - Teraz rozumiem. Rzeczywi艣cie, to musia艂a by膰 Madonna z Dzieci膮tkiem, drewniana rze藕ba. Wielko艣膰 tak偶e si臋 zgadza. Widzia艂am t臋 figur臋 zawini臋t膮 w p艂贸tno! Ni贸s艂 j膮 na barkach jaki艣 m臋偶czyzna i wygl膮da艂o to tak, jakby mia艂 g艂ow臋 z kamienia.

Ravn wodzi艂 spojrzeniem po twarzach zebranych, nic nie pojmuj膮c.

- Czy waszym zdaniem ci ludzie zakopali figur臋 w chacie?

- Figura wr贸ci艂a na swoje miejsce - wyja艣ni艂a Borghild.

- Ale w takim razie do czego im by艂a potrzebna?

- Mo偶e chodzi艂o o po艣wi臋cenie - rzuci艂a Tova.

- Zapewne chaty - mrukn膮艂 rycerz.

- Dlaczego? - zaciekawi艂 si臋 Ravn.

Rycerz, pochyliwszy si臋 do przodu, wyja艣ni艂:

- Umar艂 tam m贸j wuj, a tak偶e nieznany go艣膰, kt贸ry przywl贸k艂 do dworu d偶um臋, ale nikt nie odwa偶y艂 si臋 wej艣膰 do 艣rodka z obawy przed zaraz膮. Cia艂a zmar艂ych nie zosta艂y pogrzebane w po艣wi臋conej ziemi. Chata jest wi臋c poga艅skim grobem!

Borghild odruchowo uczyni艂a znak krzy偶a.

- Czy to znaczy, 偶e kto艣 mia艂 przez ca艂y czas klucz? - zastanawia艂a si臋 Tova.

- Nie wiem, mo偶e przypadkowo dosta艂 si臋 w czyje艣 r臋ce. Zastanawiam si臋... Twierdzisz, 偶e widzia艂a艣 kobiety ci膮gn膮ce trumn臋. Mo偶e to wcale nie by艂a trumna, lecz zbli偶one troch臋 do niej kszta艂tem cz贸艂no?

Tova nie mog艂a si臋 skupi膰. Przerazi艂a j膮 wiadomo艣膰, 偶e w s膮siaduj膮cej z jej alkierzem chacie przez ca艂y czas spoczywali zmarli. Pos艂a艂a Ravnowi b艂agalne spojrzenie, nade wszystko pragn膮c schroni膰 si臋 w jego bezpiecznych obj臋ciach. Ale oczywi艣cie nie mog艂a tego uczyni膰.

- Tak, mo偶liwe, 偶e to by艂o cz贸艂no - odpowiedzia艂a po chwili zastanowienia. - Ale po ciemku zdawa艂o mi si臋...

Ravn oderwa艂 wzrok od twarzy dziewczyny i zwr贸ci艂 si臋 do rycerza Gudmunda:

- A wi臋c s膮dzisz, panie, 偶e ci ludzie u偶yli cz贸艂na do wywiezienia szcz膮tk贸w zmar艂ych?

- Tak, ale intryguje mnie jeszcze co艣. Powiedz, c贸rko, jeste艣 pewna, 偶e widzia艂a艣 kobiety?

Tova zmarszczy艂a czo艂o.

- Widzia艂am suknie, d艂ugie do samej ziemi - rzek艂a.

- Suknie? A mo偶e to by艂y d艂ugie peleryny?

- W艂a艣ciwie nie wiem.

- Ale nie wykluczasz, 偶e mogli to by膰 m臋偶czy藕ni?

Jeszcze raz odtworzy艂a w pami臋ci obraz sprzed wielu tygodni

- Tak, rzeczywi艣cie mogli to by膰 m臋偶czy藕ni w d艂ugich pelerynach.

Rycerz odchyli艂 si臋.

- 艢wietnie, to oznacza, 偶e jedn膮 zagadk臋 rozwik艂ali艣my. Zauwa偶y艂em bowiem, 偶e w stajni wisz膮 zab艂ocone peleryny, pewnie te same. Wydaje mi si臋, 偶e cz贸艂na u偶yto nie tylko do wywiezienia szcz膮tk贸w zmar艂ych, 艣wie膰, Panie, nad ich dusz膮, ale tak偶e do opr贸偶nienia chaty z mebli i wyposa偶enia. Bo przecie偶 twierdzicie, 偶e w 艣rodku jest ca艂kiem pusto.

- Tak, zdaje si臋, 偶e zale偶a艂o im na tym, by pod艂oga by艂a ca艂kiem pusta.

- A kto zagl膮da艂 przez szpary do wn臋trza chaty i twierdzi艂, 偶e nie zauwa偶y艂 nic nadzwyczajnego? - spyta艂a Tova. - Przecie偶 powinien by艂 dostrzec, 偶e chata jest opr贸偶niona z wszelkich sprz臋t贸w!

- Masz racj臋 - wybuchn膮艂 rycerz. - 脴ystein! B臋dzie si臋 musia艂 wyt艂umaczy膰! 脴ystein... No c贸偶, wcale nie jestem tym zaskoczony. Borghild, czy mog艂aby艣 go tu wezwa膰?

S艂u偶膮ca poderwa艂a si臋 i wysz艂a po艣piesznie. Zapad艂o milczenie, kt贸re przerwa艂 Ravn:

- Wydaje mi si臋, 偶e doszli艣my do sedna sprawy. Kim by艂 贸w nieznajomy, kt贸ry przed trzydziestoma laty przywl贸k艂 do dworu 鈥瀋zarn膮 艣mier膰鈥?

- Nie wiadomo. M贸j wuj ulitowa艂 si臋 nad tym nieszcz臋艣nikiem i pozwoli艂 mu si臋 zatrzyma膰 w swojej chacie, nie przypuszczaj膮c nawet, jakie b臋d膮 tego nast臋pstwa. Przypominam sobie jedynie, 偶e m贸wiono, i偶 nieznajomy przybywa艂 z zachodu, a po drodze odwiedzi艂 Grindom.

Ravn zmarszczy艂 brwi.

- Z zachodu? Zabity, na kt贸rego natkn臋li艣my si臋 z Tov膮 przy opuszczonej zagrodzie w g贸rach, ubrany by艂 tak jak mieszka艅cy okolic po艂o偶onych nad samym morzem.

- Naprawd臋? To musi si臋 jako艣 ze sob膮 艂膮czy膰 - my艣la艂 g艂o艣no rycerz. - Wiecie co? Przypuszczam, 偶e m臋偶czyzna, kt贸rego znale藕li艣cie martwego, to ten sam, kt贸ry mieszka艂 w opuszczonym gospodarstwie niedaleko st膮d. Prawdopodobnie dzia艂ali we trzech: Lis, jak nazywa go Tova, kt贸ry艣 z mieszka艅c贸w naszego dworu, zdaje si臋 脴ystein, wszak niewielu m臋偶czyzn pozosta艂o we dworze, wi臋kszo艣膰 przebywa w g贸rach i wypasa byd艂o. I 贸w zabity, kt贸rego nikt z nas nie zna.

- Jestem pewna, 偶e zabi艂 go Lis - rzuci艂a Tova z przekonaniem.

- Niewykluczone. Pewnie przesta艂 im by膰 potrzebny.

- Ale o co chodzi? Nic z tego nie pojmuj臋 - przerwa艂a im ostro matka Tovy.

- Wcale mnie to nie dziwi, ty nigdy nic nie rozumiesz - odburkn膮艂 rycerz. - Pomy艣l, 贸w nieznajomy, kt贸ry przyby艂 tu z wybrze偶a przed trzydziestu laty, mia艂 pewnie przy sobie co艣 cennego, co艣, czego poszukuj膮 teraz ci m臋偶czy藕ni.

- Co takiego?

- Nie wiem.

- I dlaczego dopiero teraz?

- Przypuszczam, 偶e wszystko zacz臋艂o si臋 od tego m臋偶czyzny zabitego w g贸rach. Mo偶e to jaki艣 krewny zad偶umionego? W czasach wielkiej zarazy cz臋sto si臋 zdarza艂o, 偶e ludzie zabierali z sob膮 kosztowno艣ci i uciekali przed chorob膮. Ten za艣 cz艂owiek po drodze zatrzyma艂 si臋 w Grindom.

- Ja oczywi艣cie tego nie pami臋tam. Zdaje si臋, 偶e mnie jeszcze wtedy nie by艂o na 艣wiecie. Mog臋 jednak zapyta膰 pana Grjota, kt贸ry powinien co艣 o tym wiedzie膰.

- S艂usznie - podchwyci艂a 偶ona rycerza, widz膮c nadarzaj膮c膮 si臋 sposobno艣膰 pozbycia si臋 k艂opotliwego go艣cia. - Najlepiej b臋dzie, panie, je艣li pojedziesz od razu i dowiesz si臋 wszystkiego.

- Chyba powiniene艣 si臋 po艣pieszy膰 - doda艂 Gudmund. - Dosz艂y mnie s艂uchy, 偶e kiepsko z twym opiekunem.

Wojownik westchn膮艂 ci臋偶ko, a przez jego oblicze przemkn膮艂 cie艅.

- Najlepiej b臋dzie, je艣li wyznam od razu ca艂膮 prawd臋 - zacz膮艂. - To ja zada艂em mu t臋 przekl臋t膮 ran臋. Nie艂atwo mi d藕wiga膰 to brzemi臋.

呕ona rycerza j臋kn臋艂a przera偶ona.

- Chcia艂e艣 zabi膰 swego opiekuna? Nigdy nie s艂ysza艂am o czym艣 r贸wnie okropnym!

- Uratowa艂 mi 偶ycie - wtr膮ci艂a Tova. - Gdyby nie on, Grjot by mnie udusi艂.

- Musia艂em dokona膰 wyboru - rzek艂 cicho Ravn. - Bodaj bym ju偶 nigdy nie musia艂 czyni膰 czego艣 takiego! M贸j pan nie wie, 偶e wbi艂em mu n贸偶 w plecy. Tova to przemilcza艂a.

Rycerz i jego 偶ona siedzieli ze zwieszonymi g艂owami.

Kiedy Borghild wr贸ci艂a z wiadomo艣ci膮, 偶e nie mo偶e znale藕膰 脴ysteina, nikogo specjalnie to nie zdziwi艂o. Ravn powiedzia艂:

- C贸偶, zatem wracam natychmiast do Grindom. Spr贸buj臋 si臋 dowiedzie膰 czego艣 o m臋偶czy藕nie, kt贸ry zajecha艂 do dworu przed trzydziestu laty.

- Pojad臋 z tob膮 - zdecydowa艂 nagle rycerz. - Powinienem om贸wi膰 z Grjotem par臋 spraw, p贸ki jest przy 偶yciu. Z planowanej przeze mnie podr贸偶y do miasta i tak nic na razie nie wyjdzie.

- Dzi臋ki ci, dobry Bo偶e - wyszepta艂a Tova. - Czy mog艂abym pojecha膰 razem z wami do Grindom?

- Nie, zabraniam ci! - wykrzykn臋艂a wzburzona matka.

- Ale偶 tak, oczywi艣cie, 偶e mo偶e! - Rycerz obj膮艂 c贸rk臋 ramieniem. - We藕miemy pow贸z, 偶eby艣 si臋 nie zm臋czy艂a. Rana nie jest taka gro藕na, jak nam si臋 zrazu wydawa艂o.

- Przecie偶 nie mo偶esz jej tam z sob膮 zabra膰! I to jeszcze z tym cz艂owiekiem! - zawo艂a艂a 偶ona rycerza.

- Wiesz, czego przede wszystkim nie mog臋 zrobi膰? - odpowiedzia艂 ostro. - Zostawi膰 jej tutaj bez ochrony. Tyle z艂ych przyg贸d ju偶 j膮 spotka艂o! Wierz臋, 偶e razem z Ravnem potrafimy si臋 ni膮 zaopiekowa膰.

Tov臋 ucieszy艂a decyzja ojca, ale zaraz przypomnia艂a sobie, 偶e Grjot zna艂 ca艂膮 prawd臋 o niej i Ravnie. Je艣li powie rycerzowi, jak wielk膮 krzywd臋 Ravn jej wyrz膮dzi艂, trudno przewidzie膰, co si臋 stanie.

- To znaczy, 偶e porzuci艂e艣, panie, podejrzenie, i偶 to wys艂annicy kr贸lowej Margarethe usi艂uj膮 por贸偶ni膰 w艂a艣cicieli pot臋偶nych dwor贸w norweskich? - spyta艂 Ravn, by zmieni膰 temat. On tak偶e poczu艂 si臋 niepewnie.

- Tak, bo cho膰 dosz艂y mnie s艂uchy o planach kr贸lowej, uwa偶am, 偶e w naszej sprawie nie o to chodzi. Dojdziemy prawdy. Jeste艣my na dobrej drodze.

- Na dobrej drodze - szepn臋艂a Tova do ucha Ravnowi, gdy rodzice nieco si臋 oddalili, i doda艂a: - Jeszcze raz dzi臋kuj臋 za pi臋kn膮 chochl臋, obejrza艂am j膮 sobie przy 艣wietle dziennym. Rze藕bi艂 j膮 prawdziwy artysta!

- Artysta? - 偶achn膮艂 si臋. - Przecie偶 to moja robota!

- Twoja? - z udanym zachwytem wykrzykn臋艂a Tova. - Jaki艣 ty zdolny! Czy naprawd臋 wyrze藕bi艂e艣 j膮 dla mnie? To znaczy, czy my艣la艂e艣 o mnie strugaj膮c drewno?

- My艣la艂em nieprzerwanie - zapewni艂 z powag膮.

Tova westchn臋艂a i zadr偶a艂a, przepe艂niona szcz臋艣ciem.

Niestety, w drodze do Grindom nie mia艂a wielu okazji, by porozmawia膰 z Ravnem, gdy偶 siedzia艂a w powozie, podczas gdy on jecha艂 konno. Ale ich gor膮ce spojrzenia cz臋sto si臋 spotyka艂y. 艁膮cz膮ca ich wi臋藕 zdawa艂a si臋 by膰 coraz silniejsza. Oboje z ut臋sknieniem wyczekiwali chwili, gdy zostan膮 tylko we dwoje, tymczasem rycerz nie spuszcza艂 ich z oka.

W powozie trz臋s艂o niemi艂osiernie przez ca艂膮 drog臋 nad fiord, na szcz臋艣cie pi臋kne krajobrazy lata wynagradza艂y Tovie wszelkie niewygody.

Nigdy wcze艣niej dziewczyna nie by艂a w Grindom. Z rozszerzonymi ze zdumienia oczami popatrzy艂a na star膮 posiad艂o艣膰, niegdy艣 w艂asno艣膰 pot臋偶nych jarl贸w.

Gdy szli ju偶 przez dziedziniec, Tova nagle zatrzyma艂a si臋 i z wra偶enia ledwie wydobywaj膮c z siebie g艂os, wyszepta艂a:

- To on, Lis, kt贸rego szukamy. Co on tu robi? Dziwne!

- Zwariowa艂a艣? - zdziwi艂 si臋 Ravn. - Przecie偶 to Fredrik! Doradca i przyjaciel Grjota.

- Ale to by艂 Lis!

- Widzia艂a艣 tylko jego plecy! Nie b膮d藕 g艂upia.

Kiedy jednak Ravn odtworzy艂 sobie w pami臋ci twarz Fredrika, skojarzenie Tovy nie wyda艂o mu si臋 ju偶 takie absurdalne. On co prawda zna艂 Fredrika od zawsze i przywyk艂 do jego wygl膮du, ale... Nie, Tova fantazjuje, to nie mo偶e by膰 prawda!

Przyby艂ych niezw艂ocznie poprowadzono do Grjota.

Tova przerazi艂a si臋 ujrzawszy, jak bardzo zniszczy艂a go choroba. Domy艣li艂a si臋, 偶e nie zosta艂o mu wiele czasu. Stan臋艂a z ty艂u, 偶eby nie rzuca膰 si臋 zbytnio w oczy. Odnios艂a wra偶enie, 偶e Grjot jej nie rozpozna艂. Dwaj pot臋偶ni m臋偶owie wymienili uprzejme s艂owa powitania i wyrazili wol臋 puszczenia w niepami臋膰 starych spor贸w.

- Przybyli艣my tu zapyta膰 ciebie o wydarzenia sprzed trzydziestu lat - oznajmi艂 rycerz. - Czy pami臋tasz m臋偶czyzn臋 z zachodu, kt贸ry pojawi艂 si臋 wtedy w naszych stronach?

Grjot wykrzywi艂 twarz.

- 呕膮dasz chyba ode mnie zbyt wiele. Jak偶e mia艂bym spami臋ta膰 wszystkich, kt贸rzy si臋 tu kr臋c膮?

- Chodzi o czas, kiedy grasowa艂a 鈥瀋zarna 艣mier膰鈥. Podejrzewano, 偶e w艂a艣nie ten cz艂owiek przywl贸k艂 d偶um臋, kt贸ra poczyni艂a w naszych dworach tak straszne spustoszenie.

- A, tego pami臋tam - odrzek艂 Grjot.

Milcza艂 d艂ugo, zbieraj膮c si艂y. S艂ycha膰 by艂o jego ci臋偶ki oddech, z pewno艣ci膮 mia艂 te偶 gor膮czk臋.

- Zabija mnie ten przekl臋ty bronchit - j臋kn膮艂 w ko艅cu.

- Bronchit? - spyta艂 powoli Gudmund. - A ja s膮dzi艂em, 偶e to rana na plecach sprawia ci tyle cierpienia.

- E tam, co艣 takiego nie zmog艂oby przecie偶 starego Grjota. Cho膰 po prawdzie rana s艂abo si臋 goi, ale wiesz, cia艂o ju偶 nie takie m艂ode. Strasznie m臋czy mnie kaszel. Ale jeszcze 偶arzy si臋 we mnie iskierka 偶ycia - doda艂.

Tova us艂ysza艂a westchnienie z drugiego ko艅ca izby. Bardzo ucieszy艂a si臋 w imieniu Ravna, wiedz膮c, jak膮 ulg臋 przynios艂a mu wiadomo艣膰, 偶e nie jest winny chorobie opiekuna.

- Tak - westchn膮艂 Grjot. - Mo偶e powinienem to w ko艅cu wyzna膰, 偶eby omin臋艂y mnie czy艣膰cowe m臋ki? Ale wierz mi, Ravn, 偶e przychodzi mi to z trudem.

Wojownik popatrzy艂 zaskoczony.

- Do mnie kierujesz te s艂owa, panie? Dlaczego?

- Pos艂uchaj! Z zachodu przyby艂 m臋偶czyzna, nie zna艂 naszego kraju, ale zna艂 j臋zyk. Pochodzi艂 z wyspy Katanii.

Ravn i Tova drgn臋li r贸wnocze艣nie.

- Szuka艂 twojego ojca, Ravn. Fredrik doradzi艂 mi jednak, bym si臋 nie przyznawa艂, 偶e on tu jest, i wys艂a艂 obcego w dalsz膮 drog臋. Pos艂ucha艂em go.

- Dlaczego? - zapyta艂 Ravn, a jego twarz st臋偶a艂a.

- Przestraszy艂em si臋, to proste. Zar贸wno tw贸j ojciec, jak i ja wiedzieli艣my, 偶e m贸j ojczym porwa艂 syna ksi臋偶niczki Katanii, c贸rki szkockiego kr贸la, i uczyni艂 go swym niewolnikiem. Fredrik przypuszcza艂, 偶e oto nadci膮ga zemsta. Na wszelki wypadek powiedzieli艣my obaj, 偶e nic nie wiemy o twym ojcu, ale 偶e s艂yszeli艣my plotki, i偶 wywieziono go gdzie艣 dalej w g艂膮b kraju. M臋偶czyzna ruszy艂 wi臋c dalej, a po jego wyje藕dzie wybuch艂a u nas epidemia d偶umy.

- Czy przywi贸z艂 co艣 ze sob膮? - spyta艂 powoli Gudmund.

- Przyjecha艂 konno, solidnie objuczony. Zdaje si臋, 偶e Fredrik ruszy艂 w 艣lad za nim nast臋pnego dnia, 偶eby si臋 zorientowa膰, dok膮d si臋 uda艂, ale ju偶 go nie spotka艂.

- Czy ja ju偶 by艂em na 艣wiecie? - zapyta艂 cicho Ravn.

- Nie, ty urodzi艂e艣 si臋 trzy albo cztery lata p贸藕niej.

- To znaczy, 偶e moi rodzice nie umarli na d偶um臋?

- Nie, okoliczno艣ci ich 艣mierci s膮 do艣膰 niejasne, musia艂by艣 zapyta膰 o to Fredrika, kt贸ry zapewne wie wi臋cej, ani偶eli m贸wi. W ka偶dym razie mog臋 ci臋 zapewni膰, 偶e nie mia艂em z tym nic wsp贸lnego. Zaopiekowa艂em si臋 tob膮, poniewa偶 by艂e艣 wyj膮tkowo 艂adnym i silnym dzieckiem. Zapewni艂em ci dobre wychowanie, godne wojownika.

Nie wydawa艂o si臋, by Ravn podziela艂 jego zdanie.

- W takim razie mam nadziej臋, 偶e by艂em dla ciebie, panie, dobrym s艂ug膮. Ju偶 jako dziecko chodzi艂em za tob膮 jak cie艅. Sta艂em u twego boku za dnia, noc膮 zasypia艂em na progu twej izby. Stara艂em zdusi膰 w sobie potworn膮 samotno艣膰, jak膮 odczuwa艂em, udaj膮c twardego i bezwzgl臋dnego, nauczy艂em si臋 drwi膰 z wszelkich objaw贸w wra偶liwo艣ci. W pogardzie mia艂em towarzystwo innych, za wszelk膮 cen臋 stara艂em si臋 zd艂awi膰 w sobie strach, jaki wywo艂ywa艂y we mnie czyny, do kt贸rych mnie zmusza艂e艣. Przez ca艂e 偶ycie nie zajmowa艂em si臋 niczym innym, jak tylko pilnowaniem i ochranianiem ciebie. Mam nadziej臋, 偶e jeste艣 ze mnie zadowolony - zako艅czy艂 z gorycz膮 w g艂osie.

- Owszem, nawet bardzo - rzek艂 Grjot.

- Powiedz mi, Grjot - wtr膮ci艂 rycerz - czy sam wpad艂e艣 na 贸w nieszcz臋sny pomys艂, 偶eby porwa膰 moj膮 c贸rk臋 i w zamian za jej uwolnienie zagarn膮膰 moje dobra?

M臋偶czyzna na 艂o偶u machn膮艂 r臋k膮.

- Nie, nie, podsun膮艂 mi to Fredrik, zreszt膮 uwa偶am, 偶e by艂a to 艣wietna my艣l. Nie pojmuj臋 jednak, jak mog艂e艣 wys艂a膰 ludzi, 偶eby pod艂o偶yli ogie艅 pod Grindom. Przecie偶 narazi艂e艣 tym samym 偶ycie swojej c贸rki.

- Nikogo nie posy艂a艂em. Wprawdzie 脴ystein, jeden z parobk贸w, twierdzi, 偶e taki otrzyma艂 rozkaz, jednak nie potrafi艂 powiedzie膰, od kogo.

- To znaczy, 偶e wtr膮ci艂 si臋 kto艣 obcy?

- Jedna osoba, kt贸ra zreszt膮 ju偶 nie 偶yje.

Twarz Grjota pociemnia艂a z gniewu.

- Znam 脴ysteina, powiadaj膮, 偶e to m贸j b臋kart. No c贸偶, nie da si臋 tego wykluczy膰.

Tova zapominaj膮c, 偶e powinna trzyma膰 si臋 w cieniu, wybuch艂a;

- Czy spotka艂e艣 go, Ravn, tu w Grindom wczesn膮 wiosn膮?

- Owszem, razem z Fredrikiem.

- Prosz臋, prosz臋, kogo ja widz臋 - rzek艂 Grjot mile zaskoczony. - Rycerzu Gudmundzie, Grjot jeszcze si臋 nie podda艂. Zamierzam po艣lubi膰 twoj膮 c贸rk臋, bo pewnie nikt inny jej nie zechce po tym, jak...

- O co chodzi? - spyta艂 z niepokojem rycerz.

- A co, Ravn nic ci nie opowiedzia艂? - chory zarechota艂 z艂o艣liwie. - Dziewczyna tak偶e si臋 nie poskar偶y艂a, 偶e j膮 zha艅bi艂?

Rycerz poczerwienia艂 na twarzy. Zapad艂o ci臋偶kie milczenie, kt贸re przerwa艂a Tova:

- Je艣li Ravn powiedzia艂 wam co艣 takiego, panie Grjocie, to pewnie dla przechwa艂ki. Chcia艂, by艣 by艂 z niego zadowolony. Ja mog臋 jednak przysi膮c, 偶e Ravn nigdy nie u偶y艂 wobec mnie przemocy.

Rycerz patrzy艂 to na ni膮, to na Ravna, zaskoczonego s艂owami dziewczyny. Tova odwa偶nie wytrzyma艂a wzrok ojca, a Ravn zachodzi艂 w g艂ow臋, jak mog艂a przysi膮c nieprawd臋, ona, kt贸ra tak gor膮co wierzy艂a w Madonn臋.

Ale nawet jeden mi臋sie艅 nie drgn膮艂 w jego twarzy.

- Wierz臋 ci, c贸rko - powiedzia艂 rycerz. - Wiem, 偶e nie ok艂ama艂aby艣 mnie. Ale wracaj膮c do sprawy. Wszystko wskazuje na to, 偶e Fredrik z 脴ysteinem zm贸wili si臋, 偶eby nas ze sob膮 sk艂贸ci膰, Grjot. Prawdopodobnie po to, by...

Ale pan na Grindom, wyra藕nie zm臋czony rozmow膮, zapad艂 w drzemk臋. Opu艣cili wi臋c izb臋 i zostawili go pod opiek膮 s艂u偶by.

Kiedy wyszli, Ravn szepn膮艂 do Tovy:

- Jak mog艂a艣 przysi膮c, 偶e nic ci nie zrobi艂em? Ok艂ama艂a艣 ojca i swoj膮 Madonn臋.

- Nieprawda - odrzek艂a, patrz膮c mu w oczy. - Czy to gwa艂t, je艣li kobieta dostanie to, czego tak naprawd臋 w g艂臋bi serca pragnie? - I u艣miechn臋艂a si臋 do niego.

Ravn sta艂 oniemia艂y. D艂ugo patrzy艂 na ni膮, jak odchodzi lekko utykaj膮c.

Poczu艂 偶arliwe pragnienie, by ju偶 na zawsze pozosta膰 przy niej, opiekowa膰 si臋 ni膮, ofiarowa膰 jej ca艂膮 swoj膮 mi艂o艣膰 i cieszy膰 si臋 jej mi艂o艣ci膮. Jednocze艣nie jednak zdawa艂 sobie spraw臋, 偶e rodzice dziewczyny nigdy mu jej nie oddadz膮.

Pozostanie mu tylko cudowne wspomnienie tej kr贸tkiej chwili, gdy tul膮c do siebie uwi臋zion膮 w potrzasku Tov臋, po raz pierwszy dozna艂 prawdziwej blisko艣ci drugiego cz艂owieka.

ROZDZIA艁 XI

Ravn powiadomi艂 rycerza i Tov臋, 偶e zamierza uda膰 si臋 na wybrze偶e, bo dowiedzia艂 si臋 w ko艅cu, jak nazywa艂 si臋 贸w m臋偶czyzna, kt贸ry spotka艂 si臋 z 脴ysteinem i Fredrikiem w Grindom, a kt贸rego ju偶 nikt p贸藕niej nie widzia艂.

- Trudno si臋 dziwi膰, skoro Fredrik go zabi艂 - rzuci艂a z przek膮sem Tova. - Czy wr贸cisz pr臋dko?

- S膮dz臋, 偶e b臋dziecie chcieli us艂ysze膰, czy uda艂o mi si臋 rozwik艂a膰 zagadk臋? - Serce zabi艂o mu mocno w nadziei, 偶e powiedz膮: 鈥瀟ak鈥.

- Oczywi艣cie - odpowiedzia艂 bez wahania rycerz.

- To dobrze - ucieszy艂 si臋 wojownik, a na jego twarzy odmalowa艂a si臋 wyra藕na ulga. Teraz, gdy wiadomo ju偶 by艂o, kogo szuka艂 przybysz z Katanii, Ravn uzna艂, 偶e sprawa dotyczy jego osobi艣cie.

Stara艂 si臋 przed艂u偶y膰 moment rozstania, gdy偶 bardzo mu zale偶a艂o na tym, by po偶egna膰 si臋 z Tov膮 na osobno艣ci, ale widz膮c, 偶e ojciec nie odst臋puje c贸rki, ruszy艂 powoli w stron臋 stajni. Doniesiono mu, 偶e Fredrik w po艣piechu, jakby grunt mu si臋 pali艂 pod nogami, osiod艂a艂 konia i pogalopowa艂 na wsch贸d. Nieoczekiwany przyjazd rycerza najwyra藕niej pokrzy偶owa艂 mu plany.

Tova stan臋艂a przy drzwiach powozu.

- Mo偶e posz艂abym do stajni, ojcze? Chcia艂abym si臋 pomodli膰 za konia Ravna, 偶eby szcz臋艣liwie dowi贸z艂 go do celu.

Rycerz bez trudu przejrza艂 zamiary Tovy i rozbawiony wymy艣lonym przez ni膮 pretekstem, wybuchn膮艂 艣miechem.

- Doprawdy wrodzi艂a艣 si臋 we mnie, c贸rko! Twoja matka nigdy nas nie zrozumie! Ale oka偶my jej pob艂a偶liwo艣膰, ona po prostu jest inna. Jed藕my ju偶, 偶eby przed zmrokiem zd膮偶y膰 do domu!

Tova niech臋tnie wsiad艂a do powozu.


W niewielkiej osadzie rybackiej nad morzem Ravn odnalaz艂 brata zamordowanego.

- Ach, wi臋c nie 偶yje - westchn膮艂 rybak. - Spodziewa艂em si臋, 偶e tak sko艅czy, poszukiwacz przyg贸d! Wbi艂 sobie do g艂owy, 偶e odnajdzie skarb.

- Skarb?

- Ano w艂a艣nie. Przed trzydziestu laty przyby艂 tu m臋偶czyzna z dalekich stron, objuczony baga偶ami. M贸j brat by艂 wtedy jeszcze dzieckiem, ale ci膮gle wspomina艂, 偶e widzia艂 u niego z艂oto i klejnoty.

- W jaki spos贸b nawi膮za艂 znajomo艣膰 z Fredrikiem z Grindom?

- Zapami臋ta艂, 偶e obcy zamierza艂 uda膰 si臋 do Grindom w poszukiwaniu jakiego艣 potomka szkockiej dynastii. Na wiosn臋 pojecha艂 wi臋c w tamte strony, a kiedy wr贸ci艂, zachowywa艂 si臋 tak, jakby go co艣 op臋ta艂o. Wyjawi艂 mi jednak, 偶e spotka艂 tam kilku ludzi. Jeden z nich podobno wiedzia艂, dok膮d pod膮偶y艂 przed trzydziestu laty 贸w przybysz. Domy艣lam si臋, 偶e m贸j brat nak艂ad艂 tamtym do g艂owy bredni o wielkim skarbie. P贸藕niej przepad艂 bez wie艣ci.

- A co takiego wiedzia艂 o przybyszu z Katanii? - zapyta艂 ostro偶nie Ravn.

- Tylko tyle, 偶e bardzo mu zale偶a艂o, by spotka膰 si臋 z cz艂owiekiem, kt贸rego szuka艂. Jak powiadasz, panie, z twoim ojcem.

Ravn pokiwa艂 g艂ow膮.

- Czy to on przywl贸k艂 do was 鈥瀋zarn膮 艣mier膰鈥?

- Nie, u nas zaraza wybuch艂a, zanim przyby艂. By膰 mo偶e sam tutaj si臋 zarazi艂.

Ravn podzi臋kowa艂 rybakowi i opu艣ci艂 osad臋.


Trzy dni p贸藕niej Tova us艂ysza艂a wie艣膰, 偶e okrutny wojownik Grjota zmierza do dworu rycerskiego. Nieprzyjemnie poruszy艂o j膮 to okre艣lenie - okrutny - gdy偶 nie takim zapami臋ta艂a Ravna z ostatniego spotkania. Dawno ju偶 wymaza艂a z pami臋ci z艂o, kt贸re wyrz膮dzi艂 jej Ravn. W sercu jak najcenniejszy klejnot ukry艂a tylko wspomnienie o kr贸tkiej chwili czu艂o艣ci, gdy le偶a艂a w jego ramionach, przytulona twarz膮 do szorstkiego policzka. Pragn臋艂a wierzy膰, 偶e Ravn, cho膰 nie艣wiadomie, szuka艂 jej blisko艣ci...

Gdyby jeszcze potrafi艂a zapomnie膰 o gor膮czce, jaka zaw艂adn臋艂a jej cia艂em, gdy tuli艂 j膮 do siebie!

Niestety, to nie by艂o takie proste.

Teraz rzuci艂a wszystko i, nie zauwa偶ona przez nikogo, wybieg艂a Ravnowi na spotkanie.

Rankiem rycerz wyg艂osi艂 pouczaj膮c膮 mow臋. Stwierdzi艂, 偶e doskonale rozumie intencje c贸rki, kt贸ra pragnie pom贸c Ravnowi, ale ostrzega, 偶e nie zgodzi si臋 na jej bli偶sz膮 z nim znajomo艣膰. Wkr贸tce bowiem zamierza j膮 wyda膰 za m膮偶 za cz艂owieka wysokiego rodu. Jego zdaniem Tova powinna zapomnie膰 o swym dziecinnym zadurzeniu.

- W takim razie wybieram klasztor - odpar艂a dziewczyna z uporem.

Ojciec westchn膮艂 ci臋偶ko.

- Drogie dziecko, poczekaj! Nigdy wcze艣niej nie by艂a艣 zakochana. Takie uczucia szybko mijaj膮, wierz mi.

Kiedy jednak ujrza艂 w oczach Tovy 艂zy, straci艂 pewno艣膰 siebie. Tymczasem 偶ona stanowczo si臋 domaga艂a, by c贸rk臋 niezw艂ocznie wyda膰 za doradc臋 kr贸lewskiego. Doprawdy wszystko si臋 strasznie pogmatwa艂o, pomy艣la艂 zafrasowany rycerz.

Tova po艣piesznie kroczy艂a drog膮 prowadz膮c膮 w kierunku fiordu. Utyka艂a lekko, ale rana na nodze prawie si臋 ju偶 zagoi艂a.

Gdzie on jest? zastanawia艂a si臋, wiedz膮c, 偶e nie powinna oddala膰 si臋 zbytnio od dworu.

Kiedy zbli偶y艂a si臋 do Wilczej Jamy, przebieg艂 jej po plecach dreszcz l臋ku. Stroma, pos臋pna ska艂a wznosi艂a si臋 niemal pionowo nad jej g艂ow膮. Zapragn臋艂a jak najpr臋dzej min膮膰 to pe艂ne grozy miejsce. Ruszy艂a biegiem, jakby kto艣 j膮 goni艂. Niestety, b贸l w nodze odezwa艂 si臋 na nowo i cho膰 serce t艂uk艂o jej si臋 w piersiach jak oszala艂e, nie by艂o rady, musia艂a zwolni膰. Pomy艣la艂a, 偶e gdyby by艂 przy niej Ravn, na pewno niczego by si臋 nie l臋ka艂a.

Na szcz臋艣cie dosz艂a ju偶 na skraj ponurego lasu i otworzy艂 si臋 przed ni膮 widok na rozleg艂膮 przestrze艅. W oddali ujrza艂a samotnego je藕d藕ca, kt贸ry wstrzyma艂 konia i popatrzy艂 w jej stron臋.

- Ravn! - krzykn臋艂a i zacz臋艂a wymachiwa膰 gwa艂townie r臋k膮.

Przynaglony wierzchowiec ruszy艂 galopem w kierunku Tovy i w jednej chwili Ravn znalaz艂 si臋 tu偶 obok.

艢wiat wok贸艂 zawirowa艂, kiedy zobaczy艂a jego twarz, kt贸r膮 tyle razy pr贸bowa艂a odtworzy膰 sobie w pami臋ci. Teraz nie mog艂a oderwa膰 od niej oczu, cho膰 z trudem wytrzymywa艂a przenikliwe spojrzenie Ravna.

- Tova, co tu robisz? - zapyta艂 surowo, cho膰 bez z艂o艣ci.

- Dosz艂y mnie s艂uchy, 偶e jeste艣 w drodze, wysz艂am ci wi臋c na spotkanie - u艣miechn臋艂a si臋 dziewczyna.

Ravn nie przestawa艂 na ni膮 patrze膰, ale c贸rka rycerza odnios艂a wra偶enie, 偶e wcale nie s艂yszy, co do niego m贸wi. Wpatrywa艂 si臋 w ni膮 uparcie, jakby pragn膮艂 wyry膰 w pami臋ci ka偶dy najdrobniejszy szczeg贸艂 jej twarzy, 艣wiadomy, 偶e by膰 mo偶e widz膮 si臋 po raz ostatni...

By艂 pi臋kny, gor膮cy letni dzie艅. Ziemia parowa艂a, przesycaj膮c powietrze intensywn膮 woni膮 ro艣lin.

- Tova... - zacz膮艂 Ravn.

- Tak? - unios艂a g艂ow臋, a w jej oczach zal艣ni艂y gwiazdy.

- Chyba rozumiesz, 偶e nie mamy przed sob膮 przysz艂o艣ci? Jeste艣 c贸rk膮 rycerza, a ja okrutnikiem wzbudzaj膮cym powszechny strach. Twoja matka mnie nienawidzi, a ojciec nigdy nie pozwoli...

- Przesta艅 w k贸艂ko powtarza膰 to samo! - poprosi艂a zrezygnowana.

- Wkr贸tce b臋dziemy musieli po偶egna膰 si臋 na zawsze - rzek艂 z wysi艂kiem.

- Ale przecie偶 mia艂am ci pom贸c! - j臋kn臋艂a 偶a艂o艣nie.

- Ju偶 mi pomog艂a艣, najmilsza, nie zauwa偶y艂a艣 tego?

- Tak, wiem, zmieni艂e艣 si臋, ale przecie偶 mog臋...

- Nie. Ci膮偶y na mnie brzemi臋 przesz艂o艣ci. Nie potrafi臋 w艂a艣ciwie odnosi膰 si臋 do kobiet. Nigdy nie wierzy艂em w czu艂o艣膰 i dobro膰. Nie, nie potrafi臋 tego wyja艣ni膰, nie znajduj臋 odpowiednich s艂贸w...

- Nie wierz臋, potrafisz naprawd臋 pi臋knie m贸wi膰, chocia偶 nikt ci臋 tego nie uczy艂. Jeste艣 bardzo m膮dry, a je艣li sobie wzajemnie pomo偶emy...

- Nigdy nie zostan臋 przyj臋ty, Tovo - wyrzek艂 ze smutkiem, ale kiedy ujrza艂, jak dziewczyna rozpaczliwie si臋 stara, by si臋 nie rozp艂aka膰, obj膮艂 j膮 ramieniem i powiedzia艂: - Chod藕, przejdziemy si臋 do lasu! Ko艅 popasie si臋 tu, na 艂膮ce.

W ch艂odnym cieniu usiad艂 na trawie, a Tova ukl臋kn臋艂a obok.

Ju偶 kiedy艣 kl臋cza艂a w taki spos贸b w 艂贸偶ku w opuszczonej g贸rskiej zagrodzie. Przypomnia艂 sobie, jak bardzo to go wzburzy艂o. Krzykn膮艂 w贸wczas na ni膮, sam nie wiedz膮c, z jakiego powodu. By艂 taki okropny dla tej drobnej istoty! Teraz, wyci膮gn膮wszy do niej r臋k臋, spyta艂 niewyra藕nie:

- Czy mo偶esz mi wybaczy膰, Tovo? Czy wybaczysz mi wszelkie z艂o, kt贸re ci wyrz膮dzi艂em? Tak ci臋 prosz臋! Nigdy dot膮d nie zwraca艂em si臋 do nikogo z tak膮 pro艣b膮, p贸ki ty mnie tego nie nauczy艂a艣.

Przez chwil臋 wpatrywa艂a si臋 w Ravna niepewnie, z dr偶eniem, a potem przytuli艂a si臋 do niego. Ledwie zdo艂a艂 si臋 opanowa膰, oszo艂omiony jej blisko艣ci膮.

- Znikn臋 z twego 偶ycia - m贸wi艂 ochryp艂ym g艂osem. - Ale pozw贸l mi cho膰 przez kr贸tk膮 chwil臋 tak ci臋 obejmowa膰.

Szorstk膮 d艂oni膮 g艂adzi艂 j膮 nieporadnie po twarzy, jakby chcia艂 wyrazi膰 sw贸j b贸l i rozpaczliw膮 t臋sknot臋.

- Je艣li to nie jest czu艂o艣膰, to ja ju偶 chyba nic nie pojmuj臋 - roze艣mia艂a si臋 Tova wzruszona. - Wiem, 偶e to, co robimy, jest szale艅stwem, ale czuj臋 si臋 taka szcz臋艣liwa!

Ravn nade wszystko pragn膮艂 wyrazi膰 Tovie, jak bardzo j膮 kocha, ale l臋ka艂 si臋 swej gwa艂towno艣ci. Poczu艂 si臋 taki bezradny.

Tova u艣wiadomi艂a sobie nagle, 偶e powinna mu pom贸c zrozumie膰, co znaczy czu艂o艣膰 i oddanie, bo mimo i偶 tak bardzo si臋 stara艂, zdawa艂 si臋 by膰 ca艂kiem zagubiony. Zreszt膮, czy znaj膮c jego przesz艂o艣膰, mo偶na by艂o oczekiwa膰 czego innego?

- Sied藕 przez chwil臋 ca艂kiem nieruchomo... - szepn臋艂a. - Tak. I zamknij oczy. Nie b贸j si臋, po prostu zamknij!

Gdy pog艂adzi艂a go leciutko po w艂osach, odni贸s艂 wra偶enie, jakby otar艂 si臋 o nie skrzyde艂kami kolorowy motyl Opuszkami palc贸w Tova powiod艂a po wargach Ravna i poczu艂a, 偶e zadr偶a艂 pod wp艂ywem jej dotyku. Potem uj臋艂a w d艂onie jego twarz i pochyli艂a si臋 do przodu.

Tova nigdy dot膮d nie ca艂owa艂a m臋偶czyzny, ale mia艂a w sobie instynkt mi艂o艣ci jak wszystkie kobiety. Jej wilgotne usta spocz臋艂y najpierw na jednym policzku, a potem dotkn臋艂y drugiego. D艂onie Ravna drgn臋艂y, a oddech sta艂 si臋 ci臋偶ki i nier贸wny.

- Nie, nie mam odwagi - wyszepta艂a Tova.

- Czego si臋 obawiasz? - spyta艂, otwieraj膮c oczy.

Jej twarz by艂a tak blisko, dostrzeg艂 jej p贸艂otwarte usta.

- Wiesz, co mam na my艣li.

Ravn zrozumia艂. Mo偶liwie najdelikatniej przyci膮gn膮艂 Tov臋 do siebie i ich usta si臋 po艂膮czy艂y. Szybko jednak straci艂 panowanie nad sob膮. Tova poczu艂a nagle, jak obsypuje j膮 poca艂unkami, nami臋tnymi, pe艂nymi po偶膮dania. Jej cia艂o zap艂on臋艂o niczym pochodnia.

Ravn ostatnim wysi艂kiem woli powstrzyma艂 ogarniaj膮c膮 go 偶膮dz臋 i wsta艂.

- Chod藕 - powiedzia艂, bior膮c Tov臋 za r臋k臋. - Nim zrobi臋 co艣 niewybaczalnego.

Dziewczyna odczu艂a ulg臋, cho膰 r贸wnocze艣nie by艂a odrobin臋 zawiedziona. Doskonale rozumia艂a jego intencje. Kiedy艣 rzuci艂 si臋 na ni膮, ale wtedy by艂 prymitywnym zwierz臋ciem. Teraz mia艂 艣wiadomo艣膰 tego, co robi, i dlatego nie chcia艂 jej zniewala膰.

- Marzy艂em o tym... 偶eby kiedy艣 prze偶y膰 to z tob膮 jeszcze raz - rzuci艂 niejasno. - Teraz, w艂a艣nie teraz pokaza艂a艣 mi, 偶e mo偶na to zrobi膰 pi臋knie i z czu艂o艣ci膮. Ale cho膰 bardzo pragn臋, by tak w艂a艣nie si臋 sta艂o, nigdy to nie nast膮pi. Jestem dzikusem, zreszt膮 nigdy ci臋 nie dostan臋. A, nie powiedzia艂em ci jeszcze... Grjot umar艂 - doda艂.

Tova w lot poj臋艂a sens jego s艂贸w: by艂 wolny.

Ruszyli przed siebie. Ravn chwyci艂 jedn膮 r臋k膮 konia za uzd臋, a drug膮 poda艂 dziewczynie.

- Jak to dobrze m贸c si臋 nieco podeprze膰, od razu noga mniej mnie boli - u艣miechn臋艂a si臋 Tova, ujmuj膮c jego ciep艂膮 i bezpieczn膮 d艂o艅.

Ravn czu艂, 偶e serce rozrywa mu bolesna t臋sknota.

By艂 zrozpaczony. 呕ycie bez Tovy nie mia艂o dla niego 偶adnej warto艣ci.

- Co teraz zrobisz? - spyta艂a, jakby czytaj膮c w jego my艣lach. - Zostaniesz w Grindom?

- To ostatnie, na co mia艂bym ochot臋. Przede wszystkim zamierzam si臋 dowiedzie膰, czego chcia艂 od mojego ojca 贸w przybysz z Katanii.

- Czy偶by艣 mia艂 zamiar przekopa膰 do ko艅ca klepisko w starej chacie? Przecie偶 to nie ma sensu!

- Dlaczego?

- Ojciec rozmawia艂 z pewnym s臋dziwym starcem, kt贸ry urodzi艂 si臋 i ca艂e swoje 偶ycie prze偶y艂 w naszym dworze. Nie艂atwo by艂o wydoby膰 z niego cokolwiek, ale w ko艅cu uda艂o si臋 nakierowa膰 jego wspomnienia na czas, gdy 鈥瀋zarna 艣mier膰鈥 zbiera艂a w okolicy swe 艣miertelne 偶niwo. Nie wiem, na ile mo偶emy ufa膰 s艂owom staruszka. W ka偶dym razie on twierdzi, 偶e widzia艂 owego nieznajomego, kt贸ry zajecha艂 przed trzydziestu laty do dworu.

- I co? - zapyta艂 Ravn bez tchu.

Tova popatrzy艂a na艅 zatroskana.

- Staruszek utrzymuje, 偶e nieznajomy nic ze sob膮 nie przywi贸z艂.

- Jak to? Przecie偶 wszyscy zgodnie twierdzili, 偶e ko艅 by艂 objuczony! Ja natomiast s艂ysza艂em, 偶e Fredrik pojecha艂 za nim nast臋pnego dnia, ale go nie spotka艂.

- To niemo偶liwe. Przecie偶 wszyscy we dworze rycerskim wiedzieli o przyje藕dzie obcego. Chyba 偶e...

- O czym my艣lisz?

Dziewczyna w skupieniu popatrzy艂a na Ravna.

- M臋偶czyzna by艂 艣miertelnie chory. Nie m贸g艂 zatem jecha膰 zbyt szybko. Mo偶e zauwa偶y艂, 偶e kto艣 pod膮偶a jego 艣ladem, i ukry艂 sw贸j baga偶 po drodze? Mo偶e Fredrik przyby艂 do dworu, zanim dotar艂 tam 贸w nieznajomy? Dlatego nikt nic nie wiedzia艂?

Ravn, patrz膮c na o偶ywion膮 twarz dziewczyny, my艣la艂 z b贸lem w sercu, jak bardzo j膮 kocha.

- Rzeczywi艣cie tak mog艂o by膰, Tova. Tylko gdzie? Gdzie m贸g艂 to ukry膰?

- Na pewno nie na otwartym polu, ale... - Tova z艂apa艂a g艂臋boki oddech i rzuci艂a z triumfem: - Wilcza Jama!

- No, chyba 偶e przeje偶d偶a艂 akurat tamt臋dy w chwili, gdy zauwa偶y艂 Fredrika - Ravn by艂 do艣膰 sceptyczny.

- Ale to mo偶liwe, przecie偶 min臋艂a prawie doba od momentu, gdy opu艣ci艂 Grindom. Musia艂 wi臋c by膰 ju偶 niedaleko naszego dworu.

- No c贸偶, w ka偶dym razie mo偶emy to sprawdzi膰 - zdecydowa艂 Ravn. - Zawsze s膮dzi艂em, 偶e wej艣cie do Wilczej Jamy znajduje si臋 nad przepa艣ci膮.

- Nie, przeciwnie, u st贸p urwiska, w艂a艣ciwie nie tak zn贸w daleko od traktu.

- Ale przecie偶 w ci膮gu trzydziestu lat kto艣 tam na pewno nie raz zagl膮da艂?

- Nie by艂abym tego pewna. Ta jama jest podobno bardzo g艂臋boka i bardzo niebezpieczna, tak przynajmniej o niej m贸wi膮.

- Czy naprawd臋 wilki maj膮 tam swe legowisko?

- Kiedy艣 rzeczywi艣cie mia艂y, ale w ostatnich kilku latach nikt ich tu nie widzia艂. Mo偶e dlatego, 偶e to tak niedaleko drogi? Nigdy nie wchodzi艂am do jamy, ale ojciec opowiada艂, 偶e jest tak g艂臋boka, 偶e nie s艂ycha膰 odg艂osu spadaj膮cych na dno kamieni.

- To znaczy, 偶e nic tam nie znajdziemy?

- Wilcza Jama ma wiele odga艂臋zie艅 i korytarzy prowadz膮cych nie tylko w d贸艂, ale i w bok. Prawdziwy labirynt, jak powiada ojciec.

Ravn przez d艂ug膮 chwil臋 nie spuszcza艂 wzroku z dziewczyny.

- Nie boisz si臋? - zapyta艂 w ko艅cu.

- Nie, o ile p贸jdziesz ze mn膮.

- Wiesz, 偶e bym ci臋 nie zostawi艂. Prowad藕 wi臋c! Dobrze, 偶e mam przy sobie 艣wiec臋.

- Omal nie zapomnia艂am ci powiedzie膰 - rzek艂a po chwili Tova. - Znaleziono 脴ysteina. Powiesi艂 si臋. W ka偶dym razie tak to wygl膮da艂o. M贸j ojciec jednak twierdzi, 偶e 脴ystein nigdy nie zdoby艂by si臋 na samob贸jstwo.

- Zn贸w Fredrik! Z艂oczy艅cy cz臋sto morduj膮 si臋 nawzajem, to nic nowego. Pozosta艂 wi臋c sam!

Zostawili konia na popas, a sami ruszyli w g艂膮b lasu.

Niebawem ujrzeli pos臋pne urwisko.

- To tam - Tova wskaza艂a na p艂askie g艂azy le偶膮ce nieopodal. - Tam powinno by膰 wej艣cie do Wilczej Jamy.

Ravn poczu艂, jak dziewczyna ufnie 艣ciska jego d艂o艅. Nie m贸g艂 si臋 d艂u偶ej oprze膰 pokusie. Wzi膮艂 Tov臋 w ramiona i ca艂owa艂 d艂ugo, z mi艂o艣ci膮, tak jak go nauczy艂a. Och, to by艂o cudowne!

Tova u艣miechn臋艂a si臋, a oczy zab艂ys艂y jej jak dwie gwiazdy. G艂臋boko wzruszy艂a go ta drobna dziewczyna, kt贸ra wybaczy艂a mu wszystko i teraz traktowa艂a go jak przyjaciela.

Podeszli do wej艣cia do jamy.

- Ostro偶nie - ostrzeg艂a Tova, gdy pochyleni nisko przeciskali si臋 mi臋dzy g艂azami. Gdy ju偶 wreszcie mogli si臋 wyprostowa膰, powiedzia艂a: - Nie mam poj臋cia, kt贸ra odnoga prowadzi w bezdenn膮 czelu艣膰.

Blask 艣wiecy igra艂 na 艣cianach i rozja艣nia艂 mroczne wej艣cia do nieznanych korytarzy.

- Tam! - zawo艂a艂 Ravn. - Tam jest przepa艣膰, nie podchod藕!

Podni贸s艂 kamie艅 i cisn膮艂 go w d贸艂. S艂yszeli, jak obija艂 si臋 o 艣ciany, coraz ni偶ej i ni偶ej, a偶 wreszcie zapad艂a cisza.

- Uff - wyszepta艂 wojownik ogarni臋ty groz膮. - Je艣li tam 贸w obcy wrzuci艂 swoje kosztowno艣ci, nigdy ich nie odnajdziemy.

- Nie wiadomo, czy w og贸le tu s膮.

- Poszukamy! - zadecydowa艂 Ravn. - Zastan贸w si臋, gdyby艣 znalaz艂a si臋 na jego miejscu, gdzie ukry艂aby艣 rzeczy?

- By艂 chory, nie mia艂 si艂 - my艣la艂a na g艂os Tova. - Ja bym posz艂a tam - powiedzia艂a i skierowa艂a si臋 na lewo od niebezpiecznego szybu.

- Ja te偶.

Wczo艂gali si臋 w d艂ugie w膮skie przej艣cie, ale zaraz zawr贸cili.

- Nie, to 艣lepy korytarz, tutaj nic nie da艂oby si臋 schowa膰. Sprawd藕my nast臋pny - zaproponowa艂 Ravn.

Blask 艣wiecy roz艣wietli艂 wej艣cie do komnaty, d艂ugiej i tak wysokiej, 偶e nie mogli dostrzec sklepienia. W 艣rodku unosi艂 si臋 osobliwy zapach.

- Dzikie zwierz臋ta - rzek艂 Ravn. - Pewnie tu w艂a艣nie mia艂y legowisko wilki.

- W takim razie nieznajomy tu tak偶e nie m贸g艂 nic ukry膰.

- Rzeczywi艣cie, nasze przypuszczenia wydaj膮 mi si臋 coraz bardziej niedorzeczne. Ale skoro ju偶 tu przyszli艣my, sprawdzimy wszystkie korytarze.

Zawr贸cili. Teraz czeka艂o ich bardzo niebezpieczne zadanie, bo musieli dosta膰 si臋 do przej艣cia, ci膮gn膮cego si臋 za g艂臋bok膮 czelu艣ci膮.

Ravn poda艂 Tovie d艂o艅 i wpe艂zli razem do znajduj膮cego si臋 do艣膰 wysoko otworu.

Zrazu czo艂gali si臋, wreszcie korytarz powi臋kszy艂 si臋 na tyle, 偶e mogli ukl臋kn膮膰.

- Ravn, zobacz! - krzykn臋艂a nagle Tova.

Ale on ju偶 dostrzeg艂 to samo co ona: ustawione obok siebie kuferki. Czas obszed艂 si臋 z nimi nadspodziewanie 艂askawie, zapewne by艂y r贸wnie pi臋kne, jak przed trzydziestu laty.

Ravn chwyci艂 za rzemie艅 spinaj膮cy skrzynki.

- Nie otworz臋 ich tutaj - powiedzia艂 g艂osem dr偶膮cym z napi臋cia. - Chyba pojmujesz, Tova, 偶e nie szukam skarb贸w, ale wiadomo艣ci o swym pochodzeniu. Chc臋 wiedzie膰, kim jestem, nie chc臋 pozosta膰 jedynie okrutnym Ravnem, potomkiem niewolnika.

Dziewczyna skin臋艂a g艂ow膮, czuj膮c, jak ze wzruszenia 艣ciska j膮 w gardle.

Zawr贸cili, ale gdy ju偶 wczo艂gali si臋 do w膮skiego korytarza, Tova chwyci艂a swego towarzysza mocno za rami臋.

- Cii - wyszepta艂a. - Zga艣 艣wiec臋! Kto艣 wszed艂 do jamy.

Ravn pos艂ucha艂 jej natychmiast, jeszcze zanim us艂ysza艂 kroki odbijaj膮ce si臋 echem o skalne 艣ciany.

- Ravn! - rozleg艂o si臋 wo艂anie. - Wiem, 偶e tu jeste艣, widzia艂em twego konia. Zauwa偶y艂em te偶 p艂omie艅 艣wiecy. Co tu robisz? Ob艣ciskujesz znowu c贸rk臋 rycerza?

Ravn uj膮艂 mocniej d艂o艅 dziewczyny.

- Fredrik - szepn膮艂. - Potw贸r!

Zn贸w rozleg艂o si臋 wo艂anie:

- A wi臋c tu s膮 jakie艣 korytarze! Ciekawe! Czy偶by艣 dokona艂 dla mnie jakiego艣 odkrycia?

- Mo偶e! - krzykn膮艂 Ravn.

- Bardzo dzi臋kuj臋 - odpowiedzia艂 Fredrik. - Oszcz臋dzi艂e艣 mi wysi艂ku! Dobrze, 偶e si臋 odezwa艂e艣, przynajmniej wiem, w kt贸rym kierunku wypu艣ci膰 strza艂臋.

Ravn zd膮偶y艂 da膰 Tovie znak, 偶eby si臋 skry艂a za jego plecami, gdy rozleg艂 si臋 艣wist strza艂y i uderzenie o skaln膮 艣cian臋.

- No wiesz, Fredrik, chyba potrafisz lepiej strzela膰? Chybi艂e艣! - zawo艂a艂 Ravn.

Fredrik post膮pi艂 wi臋c kilka krok贸w naprz贸d i nagle us艂yszeli chrz臋st kamieni, a potem rozdzieraj膮cy krzyk, kt贸ry stopniowo cich艂 w bezdennej czelu艣ci. Wreszcie zapanowa艂a kompletna cisza.

- Ravn! Chyba zemdlej臋 - wyj臋cza艂a Tova, dr偶膮c z przera偶enia.

Przytulaj膮c dziewczyn臋 mocno do siebie, Ravn wykrztusi艂:

- Sam nie wiem, chyba nie zrobi艂em tego celowo. Ale powinienem go chocia偶 ostrzec.

- Ja te偶 nic nie uczyni艂am! - rzek艂a Tova. - Musimy o tym zapomnie膰. O ile nam si臋 uda...

- To nie by艂 dobry cz艂owiek. My艣l臋, 偶e ksi膮dz powinien odprawi膰 tu mod艂y za jego dusz臋, 偶eby si臋 nie b艂膮ka艂a!

- Tak. A teraz chod藕my ju偶 do dworu!


Otworzyli kufry w sali rycerskiej w obecno艣ci rycerza i jego 偶ony. W艣r贸d zniszczonych przez czas ubra艅 i sple艣nia艂ej 偶ywno艣ci w jednej ze skrzy艅 znale藕li srebro, z艂oto, ozdoby i niezwykle pi臋kne klejnoty, a tak偶e zwoje pergaminu z piecz臋ci膮 kr贸lewsk膮.

Rycerz z najwi臋ksz膮 ostro偶no艣ci膮 rozwin膮艂 rulon i popatrzy艂 na dziwne pismo. Odchrz膮kn膮艂 g艂o艣no.

- No tak, chyba nikt pr贸cz mnie nie zdo艂a tego odczyta膰. Dzi臋ki licznym podr贸偶om pozna艂em j臋zyki innych lud贸w - rzek艂 z udawan膮 pewno艣ci膮. Tak naprawd臋 rozumia艂 tylko pojedyncze s艂owa, ale za nic w 艣wiecie by si臋 do tego nie przyzna艂.

Pozostali pokiwali g艂owami. 呕ona Gudmunda, kt贸ra wybuch艂a gniewem, ujrzawszy Tov臋 zaje偶d偶aj膮c膮 na dziedziniec dworu na koniu znienawidzonego przez ni膮 cz艂owieka, ogl膮da艂a teraz zauroczona pi臋kne klejnoty. Rycerz z niesmakiem odwr贸ci艂 g艂ow臋 i zerkn膮艂 ukradkiem na c贸rk臋, kt贸ra zacisn臋艂a tak mocno d艂o艅 na r臋ku Ravna, 偶e a偶 zbiela艂y jej kostki. Zrozumia艂, 偶e tre艣膰 dokument贸w ma ogromne znaczenie dla nich dwojga, cho膰 oczywi艣cie najwi臋ksze dla tego nieszcz臋艣nika...

- No c贸偶 - zaczaj - litery nie wsz臋dzie s膮 wyra藕ne, ale zdaje si臋, 偶e nieznajomy przyby艂 tu przed laty w poszukiwaniu ostatniego potomka rodu kr贸lewskiego, nast臋pcy tronu... Tak, Ravn, wygl膮da na to, 偶e, je艣li zechcesz, to mo偶esz ubiega膰 si臋 o prawo do tronu Szkocji.

Po艣piesznie zwin膮艂 rulon, obiecuj膮c sobie w duchu, 偶e przy okazji poprosi bardziej uczonych m臋偶贸w o pomoc. Tova dygn臋艂a 偶artobliwie przed Ravnem, kt贸ry u艣miecha艂 si臋 zak艂opotany.

Tymczasem jej ojciec rzek艂 w zamy艣leniu:

- O ile wiem, Szkocja nie jest najbezpieczniejszym miejscem dla nast臋pcy tronu, bo przez ca艂y czas trwa tam bezwzgl臋dna walka o w艂adz臋, gdy tymczasem i tak Anglia rz膮dzi ca艂ym krajem. S膮dz臋, 偶e powiniene艣 to wiedzie膰, Ravn, nim ruszysz za morze...

- Chyba zrezygnuj臋. Niet臋skno mi do wa艣ni, nie marz臋 o panowaniu. Gdybym tylko m贸g艂 dosta膰 r臋k臋 waszej c贸rki, uzna艂bym siebie za najbogatszego cz艂owieka na 艣wiecie.

Rycerz u艣miechn膮艂 si臋.

- 呕ono, co ty na to? - zapyta艂 troch臋 z艂o艣liwie.

Matka Tovy z trudem oderwa艂a oczy od kosztowno艣ci i odrzek艂a s艂odko:

- Ale偶 naturalnie, szkocki ksi膮偶臋!

Rycerz nie zamierza艂 wyprowadza膰 偶ony z b艂臋du.

- W艂a艣ciwie bardzo mi na r臋k臋, 偶e nie masz tu w Norwegii 偶adnych posiad艂o艣ci - rzek艂 do Ravna. - Potrzebuj臋 kogo艣, kto przej膮艂by po mnie dw贸r. Zastanawiam si臋 jednak, czy p贸ki co nie braknie ci nieco og艂ady?

- Nie zaprzeczam - westchn膮艂 Ravn. - Ale ucz臋 si臋 ka偶dego dnia czego艣 nowego, bowiem bardzo chc臋 si臋 zmieni膰.

- Dobrze! A co z tob膮, Tova? Czy w dalszym ci膮gu wybierasz si臋 do klasztoru?

- Ju偶 nie - odpowiedzia艂a szybko dziewczyna i doda艂a po cichu: - Zg贸d藕 si臋, ojcze!

- No, no! Chyba nie ma takiego po艣piechu, najpierw musz臋 lepiej pozna膰 przysz艂ego zi臋cia!

Tak naprawd臋 jednak rycerz w艂a艣ciwie ju偶 da艂 Ravnowi przyzwolenie na ma艂偶e艅stwo z Tov膮, bo cho膰 chwilami m艂odzieniec zachowywa艂 si臋 jak nieokrzesany dzikus, to jednak naprawd臋 kocha艂 jego c贸rk臋.


Kto wie? Mo偶e rycerz w艂a艣ciwie odczyta艂 listy ukryte w kufrach przybysza z dalekich stron? Wiele na to wskazywa艂o.

Dla Ravna jego kr贸lewskie korzenie nie mia艂y 偶adnego znaczenia. My艣la艂 tylko o tym, 偶e nied艂ugo zn贸w we藕mie Tov臋 w ramiona. Tym razem nie pozwoli, by p贸藕niej p艂aka艂a. Tym razem jej pi臋kne oczy zal艣ni膮 szcz臋艣ciem. Tyle mi艂o艣ci pragnie jej ofiarowa膰!

Nagle 偶ycie wyda艂o mu si臋 takie cudowne, takie kusz膮ce. Ca艂a przysz艂o艣膰 u boku Tovy...

Czu艂 si臋 tak, jakby wyszed艂 z doliny cieni na zalane s艂o艅cem rozleg艂e zielone 艂膮ki.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Sandemo Margit Opowie艣ci 21 Przybysz z Dalekich Stron
Sandemo Margit Opowie脜鈥篶i 21 Przybysz z dalekich stron
Sandemo Margit Opowie艣ci 21 Przybysz z dalekich stron
Sandemo Margit Opowie艣ci Wieza Nadziei (Mandragora76)
Sandemo Margit Opowie艣ci1 Ma艂偶e艅stwo Na Niby (Mandragora76)
Sandemo Margit Opowie艣ci Pewnej?szczowej Nocy (Mandragora76)
Sandemo Margit Opowie艣ci Czarownice nie p艂acz膮
Sandemo Margit Opowie艣ci Kr贸lewski list
Sandemo Margit Opowie艣ci Tajemnice starego dworu
Sandemo Margit Opowie艣ci Przekl臋ty skarb
Sandemo Margit Opowie艣ci Jasnow艂osa (Mandragora76)
Sandemo Margit Opowie艣ci" Klucz Do Szcz臋艣cia (Mandragora76)
Sandemo Margit Opowie艣ci) 艢wiate艂ko Na Wrzosowisku (Mandragora76)
Sandemo Margit Opowie艣ci tom M臋偶czyzna z og艂oszenia
Sandemo Margit Opowie艣ci( Ostatnia Podr贸偶 (Mandragora76)
Sandemo Margit Opowie艣ci tom&
Sandemo Margit Opowie艣ci Jasnow艂osa