Dena Rhee
Lekcje mi艂o艣ci
Prze艂o偶y艂 Marek Kowajno
1
Wreszcie odkry艂a wolne miejsce do parkowania. Maja Reed spojrza艂a nerwowo na zegarek. Do dziewi膮tej jeszcze pi臋膰 minut! Je艣li si臋 po艣pieszy, akurat zd膮偶y.
W艂膮czy艂a lewy migacz, 偶eby da膰 do zrozumienia pojazdom nadje偶d偶aj膮cym z przeciwka, 偶e chce zaj膮膰 jedyne wolne miejsce do parkowania w pobli偶u uniwersytetu. Niecierpliwie b臋bni艂a palcami po kierownicy czekaj膮c, kiedy wreszcie b臋dzie mog艂a skr臋ci膰. Musia艂a jeszcze przepu艣ci膰 jedno auto - potem droga b臋dzie wolna. Kierowcy stoj膮cy za ni膮 zacz臋li g艂o艣no tr膮bi膰.
- Cz艂owieku, po艣piesz si臋 - mrukn臋艂a wpatruj膮c si臋 w szpanerski kr膮偶ownik szos, kt贸ry zbli偶a艂 si臋 w wyj膮tkowo 艣limaczym tempie. Ma d艂ugo艣膰 budynku i kosztowa艂 pewnie fur臋 pieni臋dzy, pomy艣la艂a patrz膮c ponownie na zegarek. Jeszcze trzy minuty! Czy to niebieskie monstrum zniknie jej wreszcie z oczu?
Auto jednak nie przejecha艂o obok, tylko wcisn臋艂o si臋 akurat w luk臋, na kt贸r膮 tak d艂ugo czeka艂a!
Wytr膮cona z r贸wnowagi, wytrzeszczy艂a oczy na szczup艂ego, wysokiego m臋偶czyzn臋, kt贸ry wysiad艂 z samochodu i zamkn膮艂 drzwiczki. Jego garnitur by艂 wyj膮tkowo elegancki i dobrany kolorystycznie do barwy wozu. W innej sytuacji z pewno艣ci膮 uzna艂aby m臋偶czyzn臋 za bardzo atrakcyjnego, lecz by艂a zbyt w艣ciek艂a, 偶eby m贸g艂 na niej zrobi膰 wra偶enie sw膮 aparycj膮. Spiesznie spu艣ci艂a szyb臋 w bocznym okienku.
- Co pan sobie wyobra偶a! - zawo艂a艂a, a w jej niebieskich oczach zapali艂y si臋 gniewne b艂yski. - Ca艂膮 wieczno艣膰 czekam na to miejsce, 偶eby zaparkowa膰. Na pewno pan to widzia艂! Co pan sobie w艂a艣ciwie my艣li, 偶e kim pan jest?
M臋偶czyzna, zaskoczony, obr贸ci艂 si臋 gwa艂townie. Kiedy spostrzeg艂 Maj臋, po jego twarzy przemkn膮艂 u艣miech rozbawienia.
- Ma pani mo偶e mnie na my艣li?
- Oczywi艣cie, kog贸偶 by innego? - odpar艂a w艣ciek艂a. - Ukrad艂 mi pan miejsce do parkowania.
- Naprawd臋? - spyta艂 drwi膮co unosz膮c brwi. - Nie mia艂em poj臋cia, 偶e to prywatne miejsce do parkowania. Jak pani godno艣膰? Zobaczmy, czy jest tu gdzie艣 wypisane pani nazwisko.
W tym momencie klaksony aut za ni膮 zabrzmia艂y na nowo.
- Jest pan najwi臋kszym impertynentem, jakiego kiedykolwiek spotka艂am! - rzuci艂a mu prosto w twarz, po czym gwa艂townie doda艂a gazu i pojecha艂a dalej. W lusterku wstecznym widzia艂a, jak spogl膮da za ni膮 z rozbawionym u艣miechem.
Niech go wszyscy diabli! - pomy艣la艂a z gniewem. Akurat dzisiaj musia艂o j膮 co艣 zatrzyma膰. W ci膮gu ostatnich dw贸ch tygodni ju偶 trzy razy sp贸藕ni艂a si臋 na wyk艂ady, nara偶aj膮c si臋 na niech臋膰 ze strony pani Baggins.
Pani docent wyra藕nie prosi艂a, 偶eby tym razem wszyscy zjawili si臋 punktualnie. Zaprosi艂a na go艣cinny wyk艂ad jakiego艣 docenta, kt贸rego nazwisko na razie zachowa艂a w tajemnicy. Mia艂 by膰 podobno s艂awnym pisarzem, o kt贸rym wszyscy ju偶 s艂yszeli i na pewno b臋d膮 nim zachwyceni.
Maja pogardliwie skrzywi艂a usta. Prawdopodobnie oka偶e si臋 r贸wnie wiekowy i staro艣wiecki jak pani Baggins i kompletnie nieznany. Daleka by艂a od tego, 偶eby umy艣lnie robi膰 jej na z艂o艣膰, ale nie dogadywa艂a si臋 z ni膮 tak dobrze jak z pozosta艂ymi wyk艂adowcami. Wszyscy byli kolegami jej ojca.
Odk膮d pami臋ta艂a, ojciec by艂 profesorem sztuki na tym ma艂ym uniwersytecie na 艣rodkowym zachodzie Stan贸w. Matka zmar艂a wkr贸tce po czternastych urodzinach Mai. Od tamtej pory prowadzi艂a ojcu dom i podejmowa艂a jego go艣ci, przewa偶nie docent贸w uniwersytetu.
Z wszystkimi dobrze si臋 rozumia艂a, tylko nie z pani膮 Baggins. Mo偶e bra艂o si臋 to st膮d, 偶e starsza pani 偶ywi艂a do doktora Reeda uczucia, kt贸rych on nie odwzajemnia艂. By艂 cichym, skromnym cz艂owiekiem, cz臋sto roztargnionym i oderwanym od 偶ycia.
Maja bardzo go kocha艂a i dba艂a o niego z czu艂o艣ci膮 i oddaniem, jak wcze艣niej czyni艂a to matka. Nie艂atwo by艂o prowadzi膰 dom i troszczy膰 si臋 o wszystko. Dlatego zreszt膮 tak cz臋sto si臋 sp贸藕nia艂a.
Rano, kiedy siedzieli przy 艣niadaniu, ojciec podni贸s艂 nagle wzrok znad gazety.
- Ach, nawiasem m贸wi膮c, Maju: czy wspomnia艂em ci ju偶, 偶e b臋dziemy mie膰 dzisiaj go艣cia na kolacji?
- Nie, tatusiu. - Westchn臋艂a w duchu. - Kto to b臋dzie tym razem? - Ojciec zd膮偶y艂 tymczasem zag艂臋bi膰 si臋 ponownie w lekturze. - Tatusiu? - nalega艂a dalej. - Pyta艂am ci臋, kto przyjdzie dzi艣 na kolacj臋.
- Syn mojego dobrego starego przyjaciela - wyja艣ni艂, a w chwil臋 p贸藕niej czyta艂 ju偶 znowu, ca艂kowicie skoncentrowany.
Wiedzia艂a, 偶e nie uda jej si臋 wyci膮gn膮膰 z niego nic wi臋cej. Zreszt膮 nie mia艂o znaczenia, kto b臋dzie go艣ciem ojca. 殴le tylko, 偶e w wielkim po艣piechu musia艂a poczyni膰 przygotowania do kolacji przed wyjazdem na uniwersytet. Marnej resztki ciasta czekoladowego nie mog艂a przecie偶 poda膰 jako deser.
Pr臋dko upiek艂a jab艂ecznik i wsadzi艂a do piekarnika mi臋so na piecze艅. Urz膮dzenie w艂膮czy si臋 po po艂udniu automatycznie.
Czy ojciec musi zawsze zaprasza膰 go艣ci w pi膮tki? Przecie偶 wie, 偶e ona, tu偶 przed egzaminem, nie ma w ci膮gu tygodnia czasu, 偶eby posprz膮ta膰 dom. Zrobi艂a z grubsza porz膮dek, gdy偶 wiedzia艂a, 偶e po powrocie do domu p贸藕nym popo艂udniem, nie zostanie jej wiele czasu.
Co prawda sp贸藕ni艂a si臋 w ko艅cu, ale gdyby ten okropny facet nie sprz膮tn膮艂 jej sprzed nosa miejsca do parkowania, na pewno by jeszcze zd膮偶y艂a. A tak wpad艂a do sali wyk艂adowej zdyszana i w艣ciek艂a kwadrans po dziewi膮tej.
Pani Baggins powita艂a j膮 lodowatym spojrzeniem. Siedzia艂a przy jednym z ostatnich stolik贸w, a na podium zaj膮艂 miejsce wyk艂adowca. Maja nie zwr贸ci艂a na niego uwagi. Stara艂a si臋 dotrze膰 w miar臋 mo偶no艣ci bezszelestnie do jedynego wolnego miejsca, przeciskaj膮c si臋 mi臋dzy rz臋dami krzese艂 i omijaj膮c wyci膮gni臋te nogi. W zdenerwowaniu potkn臋艂a si臋 o czyje艣 nogi, i jej ksi膮偶ki z hukiem upad艂y na pod艂og臋. Ona sama szuka艂a rozpaczliwie jakiego艣 oparcia, na szcz臋艣cie w ostatniej chwili podtrzyma艂 j膮 Jamie Fuller.
- Dzi臋ki, Jamie - szepn臋艂a rumieni膮c si臋 jak burak.
- Nie ma za co - odpar艂 r贸wnie偶 szeptem i u艣miechn膮艂 si臋. - Je艣li o mnie chodzi, mo偶esz mi codziennie rzuca膰 si臋 pod nogi, z艂otko. - Siedz膮cy w pobli偶u koledzy zachichotali rozbawieni.
- Panno Reed - rozleg艂 si臋 z ty艂u zimny, nie znosz膮cy sprzeciwu g艂os pani Baggins - o wp贸艂 do czwartej chcia艂abym porozmawia膰 z pani膮 w moim pokoju!
Jeszcze i to, pomy艣la艂a Maja. Akurat dzisiaj, kiedy tak jej si臋 艣pieszy! Tego jej tylko brakowa艂o!
- Tak, pani Baggins - wydusi艂a, z trudem t艂umi膮c gniew.
Obcy wyk艂adowca chrz膮kn膮艂.
- Gdzie my艣my to stan臋li, zanim nast膮pi艂a przerwa na ten wyst臋p artystyczny?
Studenci wybuchn臋li 艣miechem. Maja ze z艂o艣ci膮 podnios艂a g艂ow臋 i spojrza艂a prosto w iskrz膮ce si臋 weso艂o艣ci膮 szare oczy m臋偶czyzny, kt贸ry zabra艂 jej miejsce do parkowania. Wyprowadzona z r贸wnowagi, zaczerwieni艂a si臋 znowu, lecz wytrzyma艂a hardo jego spojrzenie. W jej oczach malowa艂a si臋 wrogo艣膰, ale jemu zdawa艂o si臋 to nie przeszkadza膰. Za艣mia艂 si臋 cicho i przez chwil臋 popatrzy艂 na ni膮 uwa偶nie. Nast臋pnie podj膮艂 przerwany wyk艂ad.
Do Mai nie dociera艂a nawet po艂owa tego, co m贸wi艂. Wszystko si臋 w niej gotowa艂o. To wy艂膮cznie jego wina, 偶e si臋 sp贸藕ni艂a! A kiedy teraz w dodatku zacz膮艂 z niej kpi膰, by艂o tego stanowczo za wiele. Najch臋tniej wygarn臋艂aby mu od razu, co o tym my艣li. Z wolna uspokoi艂a si臋 wreszcie i pochyli艂a ku Jamie鈥檈mu Fullerowi.
- Jamie, kto to w og贸le jest? - zapyta艂a.
- Sam wielki Stewart Sinclair - brzmia艂a zaskakuj膮ca odpowied藕.
- 呕artujesz - powiedzia艂a cicho.
- Nie. To naprawd臋 on.
Popatrzy艂a do przodu w kierunku podium.
Naturalnie nazwisko Stewart Sinclair wiele jej m贸wi艂o. By艂 autorem r贸偶nych bestseller贸w, kt贸re po cz臋艣ci zosta艂y nawet sfilmowane, sama te偶 ju偶 czyta艂a jedn膮 z jego ksi膮偶ek. Tyle 偶e nie przypad艂a jej raczej do gustu. Wiele w niej by艂o przesady, a mocne sceny erotyczne wr臋cz j膮 razi艂y. Ale co艣 takiego w dobie dzisiejszej po prostu dobrze si臋 sprzedawa艂o.
- Co si臋 sta艂o, panno Reed? - spyta艂 Sinclair z lekk膮 drwin膮 w g艂osie. - Ma pani jakie艣 pytania?
Maja poczu艂a na sobie spojrzenia wszystkich obecnych. Dobrze wie, 偶e nie mam 偶adnych pyta艅, pomy艣la艂a poirytowana, chodzi mu wy艂膮cznie o to, 偶eby mnie wprawi膰 w zak艂opotanie. Zawaha艂a si臋 chwil臋, po czym spojrza艂a na niego wyzywaj膮co.
- Owszem, panie Sinclair - odpar艂a. - Z pewno艣ci膮 potrafi mi pan odpowiedzie膰, dlaczego wi臋kszo艣膰 wsp贸艂czesnych autor贸w tak obszernie traktuje temat seksu. Czy co艣 takiego 艂atwiej sprzeda膰? Czy mo偶e tylko pragn膮 w ten spos贸b ukry膰 w艂asn膮 przeci臋tno艣膰?
Przez kilka sekund panowa艂o k艂opotliwe milczenie. Stewart Sinclair u艣miechn膮艂 si臋 uprzejmie.
- Przypuszczam, 偶e to aluzja do niekt贸rych fragment贸w moich ksi膮偶ek, panno Reed?
- Niekoniecznie, panie Sinclair. Ale musz臋 przyzna膰, 偶e jedyna pa艅ska ksi膮偶ka, jak膮 czyta艂am, wyda艂a mi si臋 troch臋 gorsz膮ca.
- Naprawd臋? - spyta艂 zachowuj膮c w dalszym ci膮gu uprzejmo艣膰 - w takim razie seks jest dla pani czym艣 gorsz膮cym?
Maja zarumieni艂a si臋 gwa艂townie.
- Oczywi艣cie, 偶e nie. W ka偶dym razie nie seks jako taki. Nie podoba mi si臋 tylko spos贸b, w jaki robi si臋 z tego gr臋 towarzysk膮 i usi艂uje manipulowa膰 m艂odymi niewinnymi czytelnikami. Wydaje si臋 jednak, 偶e dla pobudzenia sprzeda偶y ka偶dy 艣rodek jest dobry. Wywiera si臋 wp艂yw na czytelnik贸w apeluj膮c do ich najni偶szych instynkt贸w.
- Czy moja ksi膮偶ka wp艂yn臋艂a na pani膮 w jaki艣 spos贸b? - spyta艂 Sinclair z zainteresowaniem.
呕a艂owa艂a ju偶, 偶e wda艂a si臋 w sp贸r z tym cz艂owiekiem. Z pewno艣ci膮 by艂 ekspertem w sprawach seksu i teraz bawi艂 si臋 wy艣mienicie jej kosztem. Studenci obserwowali ich z rozbawieniem, a pani Baggins mia艂a min臋, jakby chcia艂a j膮 zamordowa膰.
- Nie m贸wi臋 o sobie, tylko o odczuciach m艂odszych i mniej do艣wiadczonych czytelnik贸w - odpar艂a ze z艂o艣ci膮.
- Ach tak, a wi臋c pani nie zalicza si臋 do tych - jak pani to wyrazi艂a - m艂odych, niewinnych i niedo艣wiadczonych ludzi? Pani sama potrafi te rzeczy czyta膰 oboj臋tnie i one pani nie ra偶膮. Dziwne. A s膮dzi艂em, 偶e akurat pani jest wzorem cnoty i niewinno艣ci. To przynajmniej wyja艣nia艂oby, dlaczego nie potrafi pani zrozumie膰 pewnych rzeczy i skupi膰 si臋 na fabule.
G艂o艣ny 艣miech wype艂ni艂 pomieszczenie. Zanim Maja zd膮偶y艂a zrewan偶owa膰 si臋 aroganckiemu pisarzowi za jego pod艂o艣膰, rozleg艂 si臋 dzwonek na przerw臋.
Sfrustrowana podnios艂a si臋 z krzes艂a i ruszy艂a za innymi na korytarz. Wychodz膮c znalaz艂a si臋 mimo woli w pobli偶u pani Baggins. Stetrycza艂a pani docent pos艂a艂a jej zab贸jcze spojrzenie.
- Prosz臋 nie zapomnie膰, panno Reed: o wp贸艂 do czwartej w moim gabinecie.
Maja opanowa艂a si臋 z wielkim trudem.
- Naturalnie, pani Baggins.
To rzek艂szy, ruszy艂a spiesznie korytarzem. Kiedy zamierza艂a w艂a艣nie zej艣膰 po schodach, us艂ysza艂a, 偶e kto艣 wo艂a j膮 po imieniu.
- Hej, Maju! Zaczekaj chwil臋.
Zobaczy艂a, 偶e zbli偶a si臋 do niej Jamie Fuller. Zatrzyma艂a si臋 i u艣miechn臋艂a do niego. Znali si臋 z Jamie鈥檈m od dziecka.
Jego rodzice pracowali na uniwersytecie i byli blisko zaprzyja藕nieni z rodzicami Mai. Po 艣mierci jej matki obie rodziny nie spotyka艂y si臋 ju偶 tak cz臋sto, lecz Jamie pozosta艂 jej zaufanym przyjacielem, i zreszt膮 od czasu do czasu wychodzili gdzie艣 razem, mimo 偶e nie 艂膮czy艂o ich nic powa偶nego.
Jamie wzi膮艂 j膮 pod rami臋 i poci膮gn膮艂 za sob膮.
- Wpadniesz ze mn膮 do kafeterii? Teraz na pewno masz troch臋 czasu.
- Czas to dla mnie obce s艂owo. Dzi艣 wiecz贸r znowu go艣膰. Ale okay, Jamie. P贸藕niej mam jeszcze co prawda jaki艣 test i powinnam si臋 w艂a艣ciwie troch臋 przygotowa膰.
- Ja te偶. Ale mo偶emy to zrobi膰 przy kawie. - Zeszli po schodach. - Czemu w艂a艣ciwie 艣ci臋艂a艣 si臋 tak z tym pisarzem? - chcia艂 wiedzie膰 Jamie. - Zna艂a艣 go ju偶 wcze艣niej? Mia艂em wra偶enie, 偶e go nie znosisz.
- Ju偶 dzi艣 rano mia艂am przyjemno艣膰 go pozna膰. - Opowiedzia艂a Jamie鈥檈mu, jak Sinclair sprz膮tn膮艂 jej w ostatniej chwili miejsce do parkowania. - Gotowa by艂am go zamordowa膰 - zako艅czy艂a swoj膮 relacj臋 - ale nie m贸wmy ju偶 o nim. Mam nadziej臋, 偶e nigdy ju偶 nie spotkam tego cz艂owieka.
Jamie zmieni艂 temat.
- Powiedzia艂a艣 przed chwil膮, 偶e macie wieczorem go艣cia. Jak s膮dzisz, czy mimo to m贸g艂bym zajrze膰 na chwil臋?
- Naturalnie, Jamie, czemu nie? Po kolacji ojciec na pewno przejdzie ze swoim go艣ciem do gabinetu. Ale daj mi czas na posprz膮tanie ze sto艂u i pozmywanie naczy艅. Powiedzmy 贸sma albo wp贸艂 do dziewi膮tej?
2
Kiedy Maja wsiad艂a do swego wys艂u偶onego volkswagena i ruszy艂a w drog臋 do domu, by艂o ju偶 wp贸艂 do pi膮tej. Reprymenda pani Baggins nie wypad艂a tak 藕le, jak si臋 obawia艂a.
Jad膮c do domu zastanawia艂a si臋, co musi zrobi膰 najpierw. Piecze艅 by艂a ju偶 w piekarniku. Doda do niej ziemniaki i marchewk臋, a potem szybko posprz膮ta jeszcze troch臋 dom. Ojciec wraca艂 zwykle oko艂o sz贸stej, a je艣li przyjedzie od razu ze swym go艣ciem, b臋d膮 mogli w p贸艂 godziny p贸藕niej zasi膮艣膰 do kolacji.
Odzyska艂a wreszcie dobry humor. M臋cz膮ce zaj臋cia si臋 sko艅czy艂y, i mia艂a przed sob膮 wolny weekend. Naturalnie roboty jej nie brakowa艂o, ale na pewno wykroi tak偶e troch臋 czasu dla siebie.
Nagle silnik zacz膮艂 si臋 krztusi膰. Przycisn臋艂a peda艂 gazu. Samoch贸d przejecha艂 jeszcze par臋 metr贸w, by potem definitywnie si臋 zatrzyma膰. Bak by艂 przypuszczalnie pusty. Musia艂a prze艂膮czy膰 na rezerw臋. Ale strza艂ka wskazywa艂a ju偶 rezerw臋.
- O nie! - Zacisn臋艂a pi臋艣ci. - Nie wytrzymam tego!
Ojciec u偶ywa艂 wozu poprzedniego dnia i zapomnia艂 jej powiedzie膰, 偶e benzyna si臋 ko艅czy. Maja siedzia艂a oklapni臋ta za kierownic膮 i wpatrywa艂a si臋 we wska藕nik poziomu paliwa. Trzeba by艂o dzi艣 nie wstawa膰 z 艂贸偶ka! Nic jej si臋 nie uk艂ada.
Nie pora by艂a jednak teraz na takie rozmy艣lania. Niech臋tnie ruszy艂a w drog臋 do najbli偶szej stacji benzynowej.
Zatrzasn臋艂a za sob膮 drzwi kuchni i spojrza艂a na zegarek. Jak ten czas leci, ju偶 kwadrans po pi膮tej!
Rzeczywi艣cie by艂 to czarny pi膮tek.
B艂yskawicznie obra艂a ziemniaki i marchewki i w艂o偶y艂a je do brytfanny. Mi臋so na szcz臋艣cie wygl膮da艂o ju偶 ca艂kiem nie藕le i troch臋 przyrumieni艂o si臋 z wierzchu.
Za drzwiami wychodz膮cymi na ty艂y budynku us艂ysza艂a drapanie i skamlenie, lecz zignorowa艂a te odg艂osy. By艂a to suka Rusty, irlandzki seter. Chcia艂a przypomnie膰 Mai, 偶e pora na jej kolacj臋.
Pies musia艂 jednak poczeka膰 jeszcze chwil臋. Maja wzi臋艂a 艣ciereczk臋 do kurzu oraz spray do czyszczenia mebli i znikn臋艂a w jadalni. Nast臋pnie przysz艂a kolej na salon. Kiedy si臋 z tym upora艂a, ugotowa艂a kalafior i otworzy艂a puszk臋 kukurydzy.
Rusty w dalszym ci膮gu drapa艂a w drzwi. By艂a dopiero za dziesi臋膰 sz贸sta. Wygl膮da艂o na to, 偶e wszystko p贸jdzie jednak g艂adko. Teraz wpu艣ci psa i szybko go nakarmi, a nast臋pnie p贸jdzie na g贸r臋 i si臋 przebierze. Je艣li tymczasem zjawi si臋 ojciec z go艣ciem, nie b臋dzie tragedii. Mo偶e si臋 z nim przywita膰 p贸藕niej. Najwa偶niejsze, 偶eby wszystko by艂o gotowe.
Otworzy艂a puszk臋 pokarmu dla ps贸w i prze艂o偶y艂a zawarto艣膰 do miski Rusty. Suka us艂ysza艂a znajomy odg艂os i skowycz膮c skoczy艂a na drzwi. Ledwo Maja je otworzy艂a, Rusty rzuci艂a si臋 z miejsca na swoj膮 misk臋. Maja zamkn臋艂a drzwi i wr贸ci艂a do kuchni. W chwili kiedy dostrzeg艂a 艣lady 艂ap psa, w jej nozdrza uderzy艂 tak偶e przenikliwy smr贸d.
- O nie, Rusty! - zawo艂a艂a przera偶ona - prosz臋, nie dzisiaj!
Reedowie mieszkali poza miastem w starym dwupi臋trowym budynku. Dr Reed uwielbia艂 wiejsk膮 cisz臋. A sama okolica by艂a pi臋kna. Posiadali ogr贸d i par臋 drzew owocowych. Poza tym by艂y tylko 艂膮ki.
S膮siedzi byli farmerami i Rusty zawar艂a blisk膮 przyja藕艅 z ich krowami i ko艅mi. Ca艂kiem niedawno Maja musia艂a sp臋dzi膰 kilka godzin na czyszczeniu psa i dywanu.
Spiesznie rzuci艂a okiem na zegarek. Za pi臋膰 sz贸sta!
Wyekspediowa艂a Rusty wraz z misk膮 na zewn膮trz i zamkn臋艂a w szopie. Nast臋pnie g膮bk膮 i wod膮 z myd艂em zacz臋艂a usuwa膰 艣lady 艂ap psa.
Tu偶 po sz贸stej us艂ysza艂a na podje藕dzie przed domem dwa auta. Pos艂a艂a do nieba akt strzelisty. Mia艂a nadziej臋, 偶e obaj p贸jd膮 od razu do salonu. W kuchni dalej 艣mierdzia艂o jak w oborze. Us艂ysza艂a w korytarzu g艂osy, a w chwil臋 p贸藕niej ku jej przera偶eniu otwar艂y si臋 drzwi do kuchni.
- Prosz臋 wej艣膰, Stewart - powiedzia艂 ojciec - chcia艂bym panu przedstawi膰 moj膮 c贸rk臋. Na pewno jest w kuchni i przygotowuje kolacj臋.
Maja w dalszym ci膮gu kl臋cza艂a na pod艂odze. Przed jej oczyma pojawi艂a si臋 nogawka m臋skich spodni. Powoli podnios艂a wzrok po niebieskim materiale, a nast臋pnie popatrzy艂a prosto w drwi膮co u艣miechni臋t膮 twarz m臋偶czyzny, kt贸ry zrujnowa艂 jej ju偶 ca艂y dzie艅.
- Halo, panno Reed - pozdrowi艂 j膮 uderzaj膮co uprzejmie. - A wi臋c spotykamy si臋 znowu.
Dr Reed spogl膮da艂 zaskoczony to na jedno, to na drugie.
- Ach, znacie si臋 ju偶? Jak to mi艂o, 偶e jeste艣cie ju偶 przyjaci贸艂mi. Co b臋dzie na kolacj臋? - Ca艂kowicie usz艂a jego uwagi zszokowana mina c贸rki, podobnie jak wyraz rozbawienia na twarzy Stewarta. - Jakie wspania艂e zapachy - stwierdzi艂. - Nawiasem m贸wi膮c, Maja jest wy艣mienit膮 kuchark膮.
- Wierz臋 - odpar艂 Sinclair. Nie stara艂 si臋 nawet st艂umi膰 u艣miechu i prowokuj膮co zmarszczy艂 nos. Nast臋pnie podszed艂 do kuchenki gazowej i wy艂膮czy艂 palniki pod garnkami.
W tym samym momencie r贸wnie偶 Maja poczu艂a sw膮d przypalonego kalafiora zmieszany ze smrodem 艂ajna. Omal nie p臋k艂a ze z艂o艣ci. W ko艅cu odzyska艂a g艂os.
- Tatusiu, nie zechcia艂by艣 zaprowadzi膰 pana Sinclaira do salonu i zaproponowa膰 mu drinka? Kolacja zaraz b臋dzie gotowa.
- Oczywi艣cie, moja droga. Ale nie ka偶 nam czeka膰 zbyt d艂ugo. Bardzo si臋 ju偶 cieszymy na pyszne jedzenie. Pachnie naprawd臋 fantastycznie - powt贸rzy艂.
Us艂ysza艂a, jak nieproszony go艣膰 zdusi艂 w sobie 艣miech, po czym wyszed艂 za ojcem z kuchni. Siedzia艂a na pod艂odze jak uderzona obuchem w g艂ow臋. Czy nie zosta艂a ju偶 dzisiaj dostatecznie ukarana? A korzeniem wszelkiego z艂a by艂 ten niezno艣ny arogancki cz艂owiek, kt贸rego ojciec musia艂 na dodatek przywlec do domu. By艂a bliska p艂aczu 艣cieraj膮c dalej pod艂og臋, a nast臋pnie ratuj膮c co si臋 da z kalafiora. Kiedy wreszcie sko艅czy艂a, posz艂a na g贸r臋, 偶eby wzi膮膰 prysznic i si臋 przebra膰. Jako艣 jeszcze przetrzyma tak偶e reszt臋 dnia. A potem przypuszczalnie nie spotka nigdy wi臋cej Stewarta Sinclaira.
W艂o偶y艂a szykowne czerwone spodnie i bia艂膮 bluzk臋 bez r臋kaw贸w, kt贸ra podkre艣la艂a jej opalone ramiona. Dotychczas rzadko zastanawia艂a si臋 nad w艂asnym wygl膮dem. Teraz jednak uzna艂a, 偶e maj膮c sto siedemdziesi膮t jeden centymetr贸w wzrostu jest za wysoka, i nagle by艂a r贸wnie偶 niezadowolona ze swych w艂os贸w. W艂osy mia艂a w kolorze blond, w naturalny spos贸b uk艂adaj膮ce si臋 w loki. Jedyn膮 rzecz膮, kt贸r膮 uwa偶a艂a u siebie za pi臋kn膮, by艂y promiennie niebieskie oczy ocienione d艂ugimi, g臋stymi rz臋sami. Ca艂kiem usatysfakcjonowana by艂a tak偶e swoj膮 figur膮, posiadaj膮c膮 stosowne okr膮g艂o艣ci w stosownych miejscach.
Wyszczotkowa艂a w艂osy i w艂o偶y艂a na nogi bia艂e sanda艂y. Nast臋pnie zesz艂a na d贸艂, by poda膰 kolacj臋.
Pomimo wszelkich wpadek uda艂o jej si臋 poda膰 kolacj臋 przed si贸dm膮 i pomimo wszystko smakowa艂a wy艣mienicie. Stewart Sinclair jad艂 z widocznym apetytem. Po deserze opar艂 si臋 z zadowoleniem o oparcie krzes艂a.
- Doktorze Reed - rzek艂 - czy偶 nie m贸wi艂 pan, 偶e pa艅ska c贸rka jest wy艣mienit膮 kuchark膮? No wi臋c nie odpowiada to prawdzie.
- Och? - Dr Reed obrzuci艂 go艣cia zdumionym spojrzeniem. - Nie smakowa艂o panu? Mo偶e piecze艅 by艂a ma艂o soczysta?
- A mo偶e to trzecia porcja mi臋sa z ziemniakami nie spotka艂a si臋 z pa艅sk膮 aprobat膮, panie Sinclair? - wtr膮ci艂a drwi膮co Maja - albo drugi kawa艂ek jab艂ecznika?
Stewart za艣mia艂 si臋 cicho.
- Pani ojciec 藕le mnie zrozumia艂. Wyra偶aj膮c si臋 w ten spos贸b chcia艂em powiedzie膰, 偶e jest pani nie tylko wy艣mienit膮, ale absolutnie fantastyczn膮 kuchark膮.
Maja spu艣ci艂a oczy. Z rozdra偶nieniem poczu艂a, 偶e rumieniec ponownie oblewa jej twarz. W swoim dotychczasowym 偶yciu nie spotka艂a jeszcze m臋偶czyzny, kt贸ry potrafi艂 j膮 wyprowadza膰 z r贸wnowagi do tego stopnia co Sinclair. Mia艂 w tym wzgl臋dzie wybitny talent.
Jamie przyjdzie za p贸艂 godziny. Ulotni臋 si臋 razem z nim i nigdy ju偶 nie zobacz臋 wspania艂ego pana Sinclaira, pomy艣la艂a ze z艂o艣ci膮.
- Tato, czemu nie usi膮dziesz z go艣ciem w salonie? - przerwa艂a po chwili trwaj膮c膮 w dalszym ci膮gu dyskusj臋 na temat jej sztuki kulinarnej. - Zrobi臋 kaw臋 i wam przynios臋.
Posz艂a do kuchni i ustawi艂a na tacy naczynia do kawy, po czym zanios艂a wszystko do salonu.
- Nie pije pani z nami, panno Reed? - zapyta艂 Stewart ujrzawszy tylko dwie fili偶anki.
Maja by艂a ju偶 z powrotem w drodze do drzwi.
- Nie, panie Sinclair. - Odwr贸ci艂a si臋 na chwil臋. - Musz臋 pozmywa膰 naczynia. Poza tym oczekuj臋 wizyty. Je艣li mieliby艣my si臋 ju偶 nie zobaczy膰, by艂o... - usilnie szuka艂a w艂a艣ciwego s艂owa - by艂o ciekawie pozna膰 pana. - To m贸wi膮c wysz艂a.
Obwi膮za艂a sobie tali臋 艣ciereczk膮 do naczy艅 i napu艣ci艂a wody do zlewu. Ledwo zacz臋艂a zmywa膰, drzwi kuchenne otworzy艂y si臋 i do 艣rodka wszed艂 m臋偶czyzna, kt贸rego nie chcia艂a nigdy wi臋cej widzie膰. W r臋ku trzyma艂 pust膮 fili偶ank臋. Spojrza艂a na niego niech臋tnie.
- 呕yczy pan sobie jeszcze czego艣, panie Sinclair? Mo偶e jeszcze kawy?
- Nie, dzi臋kuj臋, panno Reed - odpar艂 uprzejmie. Postawi艂 sw膮 fili偶ank臋 obok zlewu i wzi膮艂 z p贸艂ki 艣wie偶膮 艣ciereczk臋 do naczy艅.
Wpatrywa艂a si臋 w niego oniemia艂a. Stewart wytrzyma艂 jej spojrzenie. W k膮cikach jego warg igra艂 zagadkowy u艣miech.
- Czy偶 nie napomkn臋艂a pani, 偶e bardzo si臋 pani 艣pieszy, panno Reed? A wi臋c prosz臋 zmywa膰, a ja b臋d臋 wyciera艂.
Otworzy艂a usta i zaczerpn臋艂a powietrza.
- Ale偶 nie mo偶e pan tego robi膰...
- Oczywi艣cie, 偶e mog臋, mimo 偶e nie mam w tej dziedzinie zbyt wielkiego do艣wiadczenia - odrzek艂 z rozbawieniem.
Pos艂a艂a mu rozgniewane spojrzenie.
- Doskonale pan wie, co mia艂am na my艣li. Na pewno potrafi pan porz膮dnie wyciera膰 naczynia, lecz mimo to nie mo偶e pan tego robi膰.
Jego weso艂o艣膰 wzmog艂a si臋 jeszcze bardziej.
- Ach, rozumiem. Wprawdzie mog臋, ale z drugiej strony jednak nie mog臋. To jasne jak s艂o艅ce. Dzi臋kuj臋 bardzo za wyczerpuj膮ce wyja艣nienie.
Maja zawsze mia艂a trudno艣ci z trzymaniem w ryzach swego temperamentu. W obecno艣ci tego Stewarta Sinclaira musia艂a szczeg贸lnie uwa偶a膰, by nie straci膰 panowania nad sob膮.
- Jest pan go艣ciem mojego ojca - powiedzia艂a najspokojniej, jak potrafi艂a. - Dlatego nie mog臋 dopu艣ci膰 do tego, 偶ebym mi pan pomaga艂 w zmywaniu naczy艅.
- Ja jednak obstaj臋 przy tym, panno Reed. Ma pani za sob膮 m臋cz膮cy dzie艅, a nadto przygotowa艂a pani ten obfity i wykwintny posi艂ek. Opr贸cz tego jest pani um贸wiona. Przypuszczam, 偶e chodzi o jakiego艣 m艂odego cz艂owieka. Uwa偶am zatem, 偶e b臋dzie po prostu fair, je艣li pomog臋 pani teraz. Niech pani wreszcie pozmywa, chyba 偶e ja mam to zrobi膰? - Zdj膮艂 marynark臋 i podwin膮艂 r臋kawy koszuli.
- Wola艂abym, 偶eby pan tego nie robi艂 - mrukn臋艂a bezradnie.
Te偶 tak s膮dz臋 - odpar艂 spokojnie. - Nasze pierwsze spotkanie dzi艣 rano nie sta艂o raczej pod dobr膮 gwiazd膮. I pokazuje pani dosy膰 wyra藕nie, 偶e mnie pani nie znosi.
Poczerwienia艂a ze z艂o艣ci.
- S膮dz臋, 偶e z wzajemno艣ci膮, i nie widz臋 powodu kontynuowania naszej znajomo艣ci d艂u偶ej, ni偶 to niezb臋dnie konieczne.
- Naprawd臋 tak pani uwa偶a? Mo偶e przy bli偶szym poznaniu mia艂aby pani o mnie lepsze zdanie? Na pewno zna pani powiedzenie: Dopiero kiedy mnie naprawd臋 poznasz, pokochasz mnie tak偶e. - Podst臋pnie mrugn膮艂 do niej.
- Oczywi艣cie, 偶e znam to powiedzonko - odrzek艂a wrogo. - Ale w naszym wypadku nie da si臋 go raczej zastosowa膰.
- Sk膮d pani wie to tak dok艂adnie, skoro nawet pani nie spr贸bowa艂a? - Stewart odsun膮艂 j膮 na bok i zanurzy艂 d艂onie w gor膮cej wodzie do zmywania.
Maja szarpn臋艂a go za rami臋.
- Prosz臋 to zostawi膰! - zawo艂a艂a w艣ciek艂a.
- Dlaczego? - spyta艂 z udawanym zdziwieniem. - S膮dzi pani, 偶e nie potrafi臋?
Z trudem zachowywany spok贸j Mai ulotni艂 si臋 w jednej chwili.
- Niech pan si臋 wynosi z mojej kuchni! - krzykn臋艂a nie panuj膮c nad sob膮. - Nie chc臋 i nie potrzebuj臋 pa艅skiej pomocy!
Stewart przyjrza艂 si臋 jej bacznie.
- Zawsze jest pani taka szorstka wobec go艣ci ojca, czy tylko ja jestem wyj膮tkiem?
Zawstydzi艂a si臋 swego nie kontrolowanego wybuchu. Z za偶enowania jej twarz po raz kolejny powlek艂a si臋 rumie艅cem. Pomimo to nie potrafi艂a spojrze膰 Stewartowi prosto w oczy.
- Przepraszam - powiedzia艂a skruszona.
Stewart popatrzy艂 na ni膮 w zamy艣leniu, po czym u艣miechn膮艂 si臋.
- Prosz臋 o tym zapomnie膰, Maju. Mo偶liwe, 偶e sprowokowa艂em pani膮 i tego nie zauwa偶y艂em.
- Mo偶liwe? - prychn臋艂a, a jej skrucha ulotni艂a si臋 w jednym momencie. - Nie ma 偶adnego 鈥瀖o偶liwe鈥, i doskonale pan o tym wie.
Roze艣mia艂 si臋.
- Okay, uznaj臋 si臋 za pokonanego. Uwa偶am, 偶e denerwuje si臋 pani w czaruj膮cy spos贸b. Po prostu nie mog臋 si臋 wtedy oprze膰 pokusie. Ale poprawi臋 si臋 na przysz艂o艣膰. A wi臋c co z tym wycieraniem? Chyba 偶e pani tego nie potrafi?
- Panie Sinclair... - zacz臋艂a mierz膮c go z艂owr贸偶bnym wzrokiem.
- Ju偶 dobrze, ju偶 dobrze. - Podni贸s艂 do g贸ry mokre r臋ce. - Zawieszenie broni, obiecuj臋.
Maja z miejsca odzyska艂a humor. Zawt贸rowa艂a mu 艣miechem i zacz臋艂a wyciera膰 naczynia. Przez chwil臋 panowa艂o milczenie, po czym Stewart zapyta艂 mimochodem:
- A tak na marginesie: by艂a pani po po艂udniu u pani Baggins?
- Owszem - odpowiedzia艂a lakonicznie.
I co?
- Spodziewa艂am si臋 czego艣 gorszego po kilku sp贸藕nieniach ostatnimi czasy. I w艂a艣nie dzisiaj by艂abym pewnie punktualnie, ale ojciec powiedzia艂 mi dopiero rano, 偶e b臋dziemy mie膰 go艣cia. Musia艂am wi臋c w najwi臋kszym po艣piechu co艣 przygotowa膰. A potem nie mog艂am znale藕膰 miejsca do parkowania... - Urwa艂a.
- A gdy je pani w ko艅cu znalaz艂a, sprz膮tni臋to je pani sprzed nosa - doko艅czy艂 zdanie Stewart. - Uwa偶am, 偶e naprawd臋 musz臋 pani膮 przeprosi膰. Najpierw mia艂a pani z mojego powodu wi臋cej zaj臋膰, a potem na dodatek pozbawi艂em pani jedynego wolnego miejsca do parkowania w ca艂ej okolicy. Nic dziwnego, 偶e jest mi pani nie偶yczliwa. Strasznie mi przykro, Maju. Nie chcia艂em by膰 taki bezwzgl臋dny. Martwi艂em si臋 tylko, co zrobi ze mn膮 pani Baggins, je艣li si臋 sp贸藕ni臋. Naprawd臋 si臋 jej ba艂em.
Roze艣mia艂a si臋.
- Nie wierz臋. Nie wygl膮da pan na kogo艣, kto prze偶y艂by ju偶 kiedy艣 prawdziwe uczucie strachu.
- Ale prze偶y艂em - zapewni艂 z powag膮.
Czy偶by? A przed czym?
- Na razie nie zdradz臋 pani tego. Mo偶e p贸藕niej, kiedy si臋 lepiej poznamy.
- Nie s膮dz臋, 偶eby do tego dosz艂o - odpar艂a - mam na my艣li nasze bli偶sze poznanie.
- Nigdy nie mo偶na tego powiedzie膰 z g贸ry. Zdarzy艂o si臋 ju偶 mn贸stwo dziwnych rzeczy. W jaki spos贸b m贸g艂bym zrekompensowa膰 pani doznane przykro艣ci?
- Ju偶 pan przecie偶 pozmywa艂 naczynia.
- Niestety, nie obesz艂o si臋 wcze艣niej bez k艂贸tni. Jak膮 kar臋 wyznaczy艂a pani pani Baggins?
Stewart wypu艣ci艂 wod臋 ze zlewu i zapi膮艂 na powr贸t mankiety. Maja patrzy艂a z roztargnieniem na jego m臋sk膮 sylwetk臋, a偶 w ko艅cu pytaj膮co uni贸s艂 brew. Nagle drzwi otworzy艂y si臋 i do kuchni wszed艂 Jamie.
- Halo, Maju... och, nie wiedzia艂em, 偶e masz go艣cia. - Zdziwionym wzrokiem wpatrywa艂 si臋 w Stewarta.
- Halo, Jamie. - Maja czu艂a si臋 troch臋 skr臋powana ca艂膮 sytuacj膮. - Panie Sinclair, to m贸j przyjaciel Jamie Fuller. Jamie, pan Sinclair jest go艣ciem mojego ojca.
Stewart poda艂 r臋k臋 Jamie鈥檈mu.
- Czy nie by艂 pan przypadkiem rano na wyk艂adzie? Widzia艂em, jak uchroni艂 pan Maj臋 przed l膮dowaniem na brzuchu.
- Rzeczywi艣cie, sir. - Jamie zmiesza艂 si臋 tak samo jak Maja. - Jak si臋 pan miewa? - doda艂 uprzejmie.
- Dzi臋kuj臋, 艣wietnie. Przede wszystkim dzi臋ki wspania艂ej kolacji przygotowanej przez Maj臋. Jest wyj膮tkow膮 kuchark膮.
Profesor Reed wsadzi艂 g艂ow臋 w drzwi kuchni.
Ach, tu pan jest, Stewart. Zastanawia艂em si臋 ju偶, gdzie si臋 pan podziewa przez ca艂y ten czas. Chod藕cie wszyscy do salonu.
Zanim Maja zd膮偶y艂a zaprotestowa膰, wszyscy byli ju偶 w salonie.
- Tato, mam nadziej臋, 偶e nam wybaczysz - powiedzia艂a w ko艅cu - Jamie i ja zamierzamy gdzie艣 wyj艣膰.
- Koniecznie musicie? - spyta艂 ojciec z zawodem w g艂osie. - My艣la艂em, 偶e dotrzymacie towarzystwa Stewartowi i mnie. Jamie, na pewno zainteresujesz si臋 osob膮 Stewarta. Wiedz bowiem, 偶e jest pisarzem. Opublikowa艂 ju偶 nawet par臋 ksi膮偶ek, je艣li si臋 nie myl臋.
Stewart zakas艂a艂 t艂umi膮c u艣miech. W jego oczach zab艂ys艂y鈥 weso艂e ogniki.
- To prawda, sir - odpar艂 skromnie.
Dr Reed przyj膮艂 z ulg膮, 偶e jego wieczne roztargnienie nie sp艂ata艂o mu znowu figla.
- M贸wi艂 mi o tym wtedy pa艅ski ojciec. Musisz wiedzie膰, Jamie, 偶e ojciec Stewarta i ja byli艣my razem na uniwersytecie.
Po tych s艂owach dr Reed zacz膮艂 szczeg贸艂owo opowiada膰 o wsp贸lnych latach studenckich.
Czas mija艂. Maja patrzy艂a coraz cz臋艣ciej na zegarek i pr贸bowa艂a pochwyci膰 spojrzenie Jamie鈥檈go. Ten niestety nie spojrza艂 nawet raz w jej kierunku i wydawa艂 si臋 ca艂kowicie poch艂oni臋ty historiami opowiadanymi przez Stewarta Sinclaira.
Oko艂o dziesi膮tej wsta艂a i posz艂a do kuchni, 偶eby zrobi膰 kawy. Kiedy j膮 podawa艂a, 偶aden z m臋偶czyzn nie zwr贸ci艂 uwagi na ni膮 ani na kaw臋. Dopiero gdy zegar na kominku wybi艂 p贸艂noc, Jamie zerwa艂 si臋 wystraszony na r贸wne nogi.
- O rety, to ju偶 tak p贸藕no? - 呕egnaj膮c si臋 poca艂owa艂 Maj臋 w policzek. - Dobranoc. Mo偶e zajrz臋 znowu jutro, okay?
Zirytowa艂a j膮 oczywisto艣膰, z jak膮 Jamie j膮 poca艂owa艂, w dodatku w obecno艣ci Stewarta Sinclaira.
- Jeszcze nie wiem, Jamie - odpowiedzia艂a z rezerw膮. - Mam mn贸stwo roboty. Lepiej zadzwo艅 wcze艣niej.
- W porz膮dku, love, tak zrobi臋. - To m贸wi膮c wyszed艂.
Maja przypuszcza艂a, 偶e Stewart r贸wnie偶 si臋 po偶egna. Z pewno艣ci膮 mieszka艂 w 鈥濰oliday Inn鈥, jedynym hotelu w mie艣cie, kt贸ry m贸g艂 odpowiada膰 jego wymaganiom. Pozbiera艂a puste fili偶anki i posprz膮ta艂a pok贸j. Ojciec i Stewart stali w dalszym ci膮gu i rozmawiali. Kiedy chcia艂a przej艣膰 obok nich, ojciec odwr贸ci艂 si臋 i powiedzia艂:
- Kochanie, wypuszcz臋 jeszcze na dw贸r Rusty, a potem wszystko pozamykam. Poka偶esz tymczasem Stewartowi jego pok贸j?
Jedna fili偶anka wy艣lizn臋艂a jej si臋 z r臋ki i upad艂a na dywan.
- S艂ucham... co powiedzia艂e艣 przed chwil膮, tato? - wyj膮ka艂a skonsternowana.
- Powiedzia艂em, 偶e wypuszcz臋 na dw贸r Rusty...
- Nie, chodzi mi o to, co powiedzia艂e艣 potem - przerwa艂a mu w nadziei, 偶e si臋 przes艂ysza艂a.
- 呕eby艣 pokaza艂a Stewartowi jego pok贸j. - Dr Reed spojrza艂 w skonsternowan膮 twarz c贸rki. - M贸wi艂em ci przecie偶, 偶e pomieszka u nas przez jaki艣 czas. Chce zbiera膰 w naszej okolicy materia艂y do swojej nowej ksi膮偶ki, wi臋c go zaprosi艂em.
Nagle nogi si臋 pod ni膮 ugi臋艂y i osun臋艂a si臋 jak gromem ra偶ona na sof臋.
- Nie - wydusi艂a z trudem. - Nie, tato, nic mi o tym nie m贸wi艂e艣.
Stewart zorientowa艂 si臋 z miejsca, 偶e z pewno艣ci膮 nie jest mile widzianym go艣ciem.
- Naturalnie mog臋 tak偶e nocowa膰 w hotelu. Jak widz臋, pa艅ska c贸rka nie jest nastawiona na przyjmowanie go艣ci z noclegiem. Nie chcia艂bym by膰 dla nikogo ci臋偶arem...
- Nonsens, m贸j ch艂opcze - zaprotestowa艂 energicznie dr Reed. - W tym domu jest do艣膰 miejsca, i nie b臋dziemy sobie zawadza膰. Poza tym zachwyca si臋 pan przecie偶 sztuk膮 kulinarn膮 Mai. Teraz musz臋 jednak rozejrze膰 si臋 za psem.
I wyszed艂. Nikt nic nie m贸wi艂. Maja w dalszym ci膮gu patrzy艂a zaskoczonym wzrokiem na nowego domownika. R贸wnie偶 Stewart spogl膮da艂 na ni膮 bez s艂owa. Potem nagle obydwoje wybuchn臋li 艣miechem. Stewart usiad艂 obok Mai i wzi膮艂 j膮 za r臋k臋.
- W zasadzie to wszystko nie jest wcale takie 艣mieszne, w ka偶dym razie dla pani, Maju. Nie mia艂em poj臋cia, 偶e nie wiedzia艂a pani o zaproszeniu, jakie z艂o偶y艂 mi pani ojciec. Nie chc臋 sprawia膰 pani 偶adnych k艂opot贸w. Najlepiej poszukam sobie od razu jakiego艣 motelu i zajrz臋 znowu jutro rano. Wtedy porozmawiam z pani ojcem.
Nagle Maja u艣wiadomi艂a sobie, jakie ciep艂o przechodzi z jego d艂oni na jej lodowate ze strachu palce. Ich kolana dotyka艂y si臋. Jego bezpo艣rednia blisko艣膰 wprawia艂a j膮 w zak艂opotanie. Za偶enowana cofn臋艂a swoj膮 r臋k臋.
- Dla nikogo nie b臋dzie pan ci臋偶arem. Ostatecznie dom jest naprawd臋 wystarczaj膮co du偶y.
- Mo偶liwe. O ile mi jednak wiadomo, to pani jest t膮 osob膮, kt贸ra musi si臋 troszczy膰 o ten du偶y dom. Go艣膰 bawi膮cy przez kilka dni z pewno艣ci膮 nie u艂atwi pani pracy, zw艂aszcza gdy chodzi o kogo艣, kogo pani nie znosi.
- Przeprosi艂am ju偶 za swoje zachowanie, panie Sinclair - odpar艂a z rezerw膮. - Po艣ciel臋 panu teraz 艂贸偶ko, prosz臋 przyj艣膰 na g贸r臋, kiedy b臋dzie pan gotowy. To trzecie drzwi po prawej stronie.
Posz艂a na g贸r臋 do pokoju, wykorzystywanego zwykle jako pok贸j go艣cinny, i wyj臋艂a z szafy 艣wie偶膮 po艣ciel. Nast臋pnie zacz臋艂a 艣cieli膰 艂贸偶ko. Materac by艂 dosy膰 szeroki, i kiedy chcia艂a powlec prze艣cierad艂o, straci艂a r贸wnowag臋 i pad艂a na 艂贸偶ko jak d艂uga. Przy okazji zgubi艂a swoje sanda艂y.
W tym samym momencie us艂ysza艂a st艂umiony 艣miech. Obr贸ci艂a si臋 na bok i ujrza艂a w drzwiach Stewarta Sinclaira, kt贸ry w jednej r臋ce trzyma艂 walizk臋, a w drugiej jej but.
- Ju偶 wiem, 偶e nie jestem mile widziany, ale czy z tego powodu musi pani od razu rzuca膰 we mnie butami?
Maja patrzy艂a na niego bez s艂owa. By艂 bardzo przystojnym m臋偶czyzn膮 o wyrazistych rysach twarzy, ciemnych w艂osach i czujnych szarych oczach. Mia艂 d艂ugi prosty nos i zmys艂owe usta, kt贸re zdawa艂y si臋 cz臋sto 艣mia膰. Sylwetk臋 mia艂 wysok膮 i atletyczn膮, a wzrostu z pewno艣ci膮 wi臋cej ni偶 metr osiemdziesi膮t pi臋膰, gdy偶 stoj膮c obok niego wydawa艂a si臋 niska. Z relacji w czasopismach ilustrowanych wiedzia艂a, 偶e Stewart Sinclair ma trzydzie艣ci lat. U艣wiadomi艂a sobie, 偶e Stewart gapi si臋 na ni膮 i lustruje j膮 z takim samym zainteresowaniem. Czym pr臋dzej zerwa艂a si臋 z 艂贸偶ka i wr贸ci艂a do powlekania po艣cieli.
- Dzi艣 rano na pewno nawet si臋 pani nie 艣ni艂o, 偶e wieczorem b臋dzie pani le偶e膰 w moim 艂贸偶ku, czy偶 nie mam racji? - spyta艂 uszczypliwie.
Maja podarowa艂a sobie odpowied藕 szamocz膮c si臋 z poszw膮.
- Kiedy dzi艣 z rana psioczy艂a pani na mnie zza kierownicy, te偶 nie uwa偶a艂em tego za mo偶liwe - m贸wi艂 dalej. - Ale wizja taka wyda艂aby mi si臋 z pewno艣ci膮 bardzo urocza.
W dalszym ci膮gu nie odpowiada艂a. Jej wzrok m贸wi艂 jednak wiele. Ze z艂o艣ci膮 wyg艂adzi艂a ko艂dr臋 i wyprostowa艂a si臋.
- Pa艅skie 艂贸偶ko gotowe, panie Sinclair. 艁azienka jest na ko艅cu korytarza. Niestety musimy j膮 dzieli膰. - Podesz艂a do drzwi, lecz Stewart nie odsun膮艂 si臋 na bok. Lekko zmru偶onymi oczyma obserwowa艂 ka偶dy jej ruch. - Prosz臋 mnie przepu艣ci膰 - - za偶膮da艂a ch艂odnym tonem. - Je艣li b臋dzie pan jeszcze czego艣 potrzebowa艂, m贸j pok贸j znajduje si臋 naprzeciwko.
Po jego ustach przebieg艂 u艣miech rozbawienia. Kiedy u艣wiadomi艂a sobie, co w艂a艣nie powiedzia艂a, jej twarz zala艂 ciemny rumieniec. Stewart wzi膮艂 j膮 pod brod臋 i mrugn膮艂 znacz膮co.
- Dlaczego nagle tak si臋 pani rumieni? Niczego przecie偶 nie powiedzia艂em - rzek艂 z min膮 niewini膮tka.
- Nie by艂o to wcale konieczne - prychn臋艂a. - Przypuszczalnie wystarczy艂o, co pan sobie pomy艣la艂.
- Naprawd臋? A co takiego sobie pomy艣la艂em?
Spojrza艂a na niego z b艂yskami gniewu w oczach.
- My艣li pan pewnie, 偶e jestem ma艂膮 g艂upiutk膮 pensjonark膮, z kt贸rej mo偶e si臋 pan nabija膰. Ale teraz wychodz臋, nawet je艣li popsuj臋 panu w ten spos贸b zabaw臋.
Stewart u艣miecha艂 si臋 w dalszym ci膮gu, lecz w jego g艂osie nie by艂o 艣ladu drwiny, gdy powiedzia艂:
- I oto okazuje si臋 znowu, 偶e nie mo偶na tak偶e ufa膰 kobiecej intuicji. Naprawd臋 za艣 pomy艣la艂em... - obj膮艂 d艂o艅mi jej g艂ow臋 i zacz膮艂 bawi膰 si臋 lokami - jaka偶 s艂odka, zm臋czona dziecina z pani. Od dawna powinna pani by膰 w swoim 艂贸偶ku, je艣li ju偶 nie chce pani dzieli膰 tego ze mn膮.
Pochyli艂 si臋 i poca艂owa艂 j膮 delikatnie w usta.
By艂a totalnie zaskoczona. Os艂upia艂ym wzrokiem wpatrywa艂a si臋 w Stewarta, kt贸ry w ko艅cu chwyci艂 j膮 za ramiona i 艂agodnie wypchn膮艂 za drzwi.
- Dobranoc, Maju - rzek艂 mi臋kko. - Dzi臋kuj臋, 偶e mog臋 tutaj zosta膰. - To m贸wi膮c, zamkn膮艂 za ni膮 drzwi.
Le偶膮c w 艂贸偶ku Maja wr贸ci艂a jeszcze my艣l膮 do wydarze艅 dnia. Ojciec post膮pi艂 nie fair zapraszaj膮c Stewarta Sinclaira bez jej wiedzy. Nie tylko dlatego, 偶e przyb臋dzie jej przez to pracy i nawet bez tego nie wiedzia艂a, jak da sobie rad臋 z tym wszystkim tu偶 przed egzaminem. W osobliwy spos贸b czu艂a tak偶e zagro偶enie ze strony Sinclaira. Wydawa艂 si臋 emanowa膰 z niego jaki艣 nieokre艣lony niebezpieczny fluid. 呕ywi艂a wielk膮 nadziej臋, 偶e Stewart nie zostanie d艂ugo. Up艂yn臋艂o sporo czasu, nim zasn臋艂a wreszcie pogr膮偶ona w tych rozmy艣laniach.
3
Kiedy obudzi艂a si臋 nast臋pnego ranka, s艂o艅ce zagl膮da艂o do pokoju. Nie nastawi艂a budzika, gdy偶 w soboty ojciec i ona lubili pospa膰 troch臋 d艂u偶ej. Przeci膮gn臋艂a si臋 i rzuci艂a okiem na zegarek. Wp贸艂 do dziewi膮tej.
Czy musz臋 ju偶 wstawa膰? zastanawia艂a si臋. Nie mia艂a poj臋cia, o jakiej porze wstawa艂 zwykle ich go艣膰. Z pewno艣ci膮 nale偶a艂 do bogatych intelektualist贸w, kt贸rzy pracowali przez p贸艂 nocy, a potem przesypiali nast臋pny dzie艅. By艂o jej to w zasadzie oboj臋tne, dop贸ki nie oczekiwa艂 od niej przygotowywania posi艂k贸w o niewyobra偶alnych porach dnia lub nocy.
Maja podesz艂a do okna i wpu艣ci艂a do 艣rodka 艣wie偶e poranne powietrze. W kusej koszulce i ze zmierzwionymi we 艣nie w艂osami rzeczywi艣cie wygl膮da艂a teraz jak ma艂a dziewczynka.
W domu nie by艂o w艂a艣ciwie formalnych wymog贸w co do stroju, a przynajmniej nie wczesnym rankiem. Zazwyczaj bieg艂a w koszuli nocnej do 艂azienki, 偶eby wzi膮膰 prysznic. Potem narzuca艂a na siebie podomk臋 i sz艂a do kuchni. Dopiero po 艣niadaniu ubiera艂a si臋 i szykowa艂a do wyj艣cia na uniwersytet.
Od lat przywyk艂a do tej porannej rutyny, tak wi臋c i tego dnia pobieg艂a w sk膮pej koszuli nocnej do 艂azienki. Kiedy wzi臋艂a prysznic i chcia艂a wr贸ci膰 do swego pokoju, uchyli艂y si臋 drzwi i stan膮艂 w nich Stewart Sinclair obserwuj膮c j膮 z szerokim u艣miechem na twarzy. Zmieszana popatrzy艂a na niego przez chwil臋, lecz zaraz u艣wiadomi艂a sobie, w jakim jest stroju. Z oblan膮 rumie艅cem twarz膮 rzuci艂a si臋 do ucieczki i zatrzasn臋艂a za sob膮 drzwi swojego pokoju. S艂ysza艂a jeszcze 艣miech Stewarta.
Za艂o偶y艂a uci臋te nad kolanem d偶insy i bia艂y t-shirt, po czym zesz艂a do kuchni. W drzwiach uderzy艂 j膮 zapach kawy i sma偶onego bekonu. Stewart sta艂 przy kuchence i obraca艂 w艂a艣nie na patelni plasterki boczku. Ubrany by艂 podobnie jak Maja. Bia艂y t-shirt i d偶insy, tyle 偶e normalnej d艂ugo艣ci.
- Dzie艅 dobry, Maju - powita艂 j膮 uprzejmie. - Mam nadziej臋, 偶e nie we藕mie mi pani za z艂e, 偶e czuj臋 si臋 tutaj zupe艂nie jak w domu. Ale umiera艂em ju偶 z g艂odu. A kiedy spotkali艣my si臋 w korytarzu, pomy艣la艂em sobie, 偶e na pewno potrwa jeszcze chwil臋, nim zejdzie pani na d贸艂 i zrobi 艣niadanie. Dlatego tymczasem obs艂u偶y艂em si臋 sam. Jest pani na mnie z艂a?
- Nie, oczywi艣cie, 偶e nie... - Irytowa艂o j膮, 偶e w jego obecno艣ci ci膮gle jest taka spi臋ta. - Ja... musz臋 pana przeprosi膰 - doda艂a.
- A za co? - spyta艂 zdziwiony uk艂adaj膮c boczek na p贸艂misku.
- Za to, 偶e biega艂am p贸艂naga po domu. Ja... zupe艂nie o panu zapomnia艂am.
- Och, bardzo mnie to boli! - Stewart skrzywi艂 si臋. - - Co prawda got贸w by艂em s膮dzi膰, 偶e nie zachowa mnie pani w najlepszej pami臋ci. Ale 偶e ca艂kowicie o mnie zapomni, tego ju偶 naprawd臋 za wiele.
- Nie to przecie偶 mia艂am na my艣li.
- Tak膮 mam nadziej臋. - U艣miechn膮艂 si臋 widz膮c jej zmieszanie. - Rzecz jasna nie musi pani przeprasza膰 za sw贸j 艣liczny wygl膮d. Nie chcia艂bym tak偶e pani burzy膰 normalnego porz膮dku dnia. Je艣li ma pani zwyczaj chodzi膰 po domu w sk膮pym odzieniu, prosz臋 nie zwraca膰 na mnie uwagi.
Poczu艂a, jak krew znowu zaczyna w niej wrze膰.
- Czy zawsze musi pan wszystko o艣miesza膰? - ofukn臋艂a go. - Nie mog臋 nawet pana przeprosi膰, 偶eby nie narazi膰 si臋 od razu na kpiny z pa艅skiej strony.
Stewart postawi艂 p贸艂misek na stole i przelotnie poca艂owa艂 j膮 w policzek.
- Sorry, kotku, ale jest pani po prostu zbyt s艂odka, kiedy si臋 pani z艂o艣ci. Usma偶y nam pani teraz par臋 jajek? Ja tymczasem zatroszcz臋 si臋 o kaw臋. Ostatecznie nie szukam wcale z pani膮 zwady.
W tym momencie wszed艂 do kuchni doktor Reed.
- Co pan m贸wi艂 przed chwil膮, Stewart? - spyta艂 w roztargnieniu. - Maja oszuka艂a kaw臋?
Stewart u艣miechn膮艂 si臋 uspokajaj膮co.
- Kawa jest w porz膮dku. Sam j膮 robi艂em.
- Pan? Maju, jak mog艂a艣 dopu艣ci膰 do tego, 偶eby nasz go艣膰 musia艂 robi膰 sam kaw臋? - Nie oczekiwa艂 przypuszczalnie odpowiedzi, gdy偶 roz艂o偶y艂 gazet臋 i pogr膮偶y艂 si臋 w lekturze.
Maja wbi艂a jaja do patelni i wsadzi艂a do tostera kromki chleba. Stewart nala艂 kawy i podsun膮艂 te偶 fili偶ank臋 doktorowi Reedowi.
Zwykle Maja przed podaniem ojcu kawy dodawa艂a najpierw mleka i cukru. Dr Reed, nie podnosz膮c wzroku znad gazety, si臋gn膮艂 po fili偶ank臋. Upiwszy 艂yk, odstawi艂 fili偶ank臋 gwa艂townym ruchem.
- Mia艂 pan racj臋, Stewart - zauwa偶y艂. - Maja faktycznie oszuka艂a kaw臋. Nie wiem, co si臋 dzieje z t膮 dziewczyn膮.
Maja skupi艂a si臋 na sma偶eniu jaj. W duchu widzia艂a jednak przed sob膮 Stewarta szczerz膮cego z臋by w u艣miechu. Gdyby si臋 teraz odwr贸ci艂a, przypuszczalnie wybuchn臋艂aby g艂o艣nym 艣miechem. Kiedy jaja by艂y gotowe, postawi艂a je na stole i pr臋dko doda艂a do ojcowskiej kawy mleko i cukier.. Po 艣niadaniu Maja postanowi艂a wyk膮pa膰 Rusty. Nie lubi艂a tego robi膰, ale od czasu do czasu musia艂a.
Wynios艂a na taras cynkowan膮 wanienk臋, nape艂ni艂a j膮 ciep艂膮 wod膮 i doda艂a szamponu dla ps贸w. Nast臋pnie odpi臋艂a Rusty obro偶臋 i zawlok艂a suk臋 do wanny. Staraj膮c si臋 przytrzyma膰 w k膮pieli dziko miotaj膮cego si臋 psa przynajmniej tak d艂ugo, a偶 szampon zmi臋kczy jako tako brud, sama omal nie wpad艂a do wody.
Skamlenie Rusty i dzikie gro藕by Mai s艂ycha膰 by艂o z daleka. Maja by艂a przemoczona do suchej nitki. Nagle odnios艂a wra偶enie, 偶e kto艣 j膮 obserwuje. Odwr贸ciwszy si臋, spostrzeg艂a Stewarta.
- Wygl膮da na to, 偶e zn贸w bawi si臋 pan 艣wietnie - rzek艂a ze z艂o艣ci膮, pr贸buj膮c rozpaczliwie udaremni膰 kolejn膮 pr贸b臋 ucieczki Rusty. - Komiczne przedstawienia, jakie panu daj臋, zdaj膮 si臋 nie mie膰 ko艅ca.
- Nie ma si臋 co denerwowa膰, kotku. W艂a艣ciwie to chcia艂em zaoferowa膰 pani swoj膮 pomoc. Ale kiedy si臋 tak pani przygl膮dam, nie jestem ju偶 taki pewien, czy powinienem to uczyni膰.
Stewart 艣miej膮c si臋 podszed艂 bli偶ej.
- Niech mi pan przynajmniej poda w膮偶 i odkr臋ci wod臋 - poprosi艂a ju偶 nieco spokojniejszym tonem. - Musz臋 jeszcze tylko sp艂uka膰 Rusty.
- Kiedy prosi pani tak grzecznie, nie spos贸b odm贸wi膰.
Odkr臋ci艂 kurek i podni贸s艂 koniec w臋偶a. Zbli偶aj膮c si臋 z nim do wanny, zauwa偶y艂, 偶e w膮偶 si臋 zap臋tli艂, wi臋c schyli艂 si臋, 偶eby rozplata膰 w臋ze艂.
Maja zamierza艂a w艂a艣nie wyci膮gn膮膰 psa z wanny, kiedy Rusty zobaczy艂a nadci膮gaj膮ce posi艂ki w osobie obcego wysokiego m臋偶czyzny z w臋偶em w r臋ku. Pot臋偶nym susem odskoczy艂a na bezpieczn膮 odleg艂o艣膰, przewracaj膮c przy tym wann臋. Maja po艣lizgn臋艂a si臋 na namydlonych p艂ytach tarasu i upad艂a na Stewarta, kt贸ry wskutek tego straci艂 r贸wnowag臋 i przewr贸ci艂 si臋 na ni膮.
Rusty szczeka艂a podekscytowana i biega艂a dooko艂a, ciesz膮c si臋 najwyra藕niej z ba艂aganu, jakiego narobi艂a. Dziko macha艂a ogonem zasypuj膮c Maj臋 i Stewarta g臋stymi p艂atami piany.
Obydwoje pozbierali si臋 z trudem. Przez chwil臋 siedzieli na ziemi i gapili si臋 na siebie, a w ko艅cu zacz臋li si臋 艣mia膰.
- Wygl膮da pan 艣miesznie - parskn臋艂a Maja, odzyskawszy mow臋.
- Nie艂adnie z pani strony tak na艣miewa膰 si臋 ze mnie - poskar偶y艂 si臋 Stewart, ale i on 艣mia艂 si臋 przy tym. A potem nagle wzi膮艂 j膮 w ramiona i poca艂owa艂.
Z pocz膮tku jego poca艂unek by艂 bardzo delikatny, lecz potem przycisn膮艂 jej szczup艂e mokre cia艂o mocniej do siebie i ca艂owa艂 j膮 po偶膮dliwie i nami臋tnie. Wszystko trwa艂o zaledwie chwil臋, ale Mai wyda艂a si臋 ona wieczno艣ci膮. Kiedy Stewart wreszcie j膮 wypu艣ci艂, spojrza艂a na niego zaskoczona, po czym zerwa艂a si臋 raptownie i pobieg艂a do domu.
Stewart znikn膮艂 zaraz po lunchu. Doktorowi Reedowi o艣wiadczy艂, 偶e chce wreszcie rozpocz膮膰 zbieranie materia艂贸w.
Maja sp臋dzi艂a popo艂udnie na sprz膮taniu domu. W og贸le jednak nie potrafi艂a si臋 skupi膰 na tej czynno艣ci i wszystko robi艂a mniej lub bardziej automatycznie. Co rusz musia艂a my艣le膰 o tym, jak Stewart Sinclair j膮 ca艂owa艂. Jego wcze艣niejsze, przelotne poca艂unki nie liczy艂y si臋 ju偶. By艂 tylko ten ostatni poca艂unek, kt贸ry do tego stopnia wytr膮ci艂 j膮 z r贸wnowagi. Co prawda cz臋sto ju偶 by艂a ca艂owana przez ch艂opc贸w, z kt贸rymi chodzi艂a. Ale nigdy nie czu艂a przy tym takiego podniecenia.
Weekend min膮艂 szybko. Dr Reed sp臋dzi艂 wi臋kszo艣膰 czasu przy sztalugach w plenerze. Malowanie wydawa艂o si臋 jedyn膮 czynno艣ci膮, na kt贸rej potrafi艂 si臋 ca艂kowicie koncentrowa膰.
W sobot臋 wiecz贸r Maja um贸wi艂a si臋 z Jamie鈥檈m i wyszli razem, a w niedziel臋, kiedy sko艅czy艂a prac臋 w kuchni, 艣l臋cza艂a nad podr臋cznikami. Stewarta prawie nie widywa艂a, a kiedy si臋 spotykali w przelocie, zawsze by艂 dla niej uprzejmy.
Bardzo by艂 poch艂oni臋ty prac膮 nad now膮 ksi膮偶k膮. Mimo to w niedziel臋 wiecz贸r znalaz艂 czas, 偶eby pom贸c Mai w kuchni po kolacji. Jednak偶e prawie si臋 przy tym nie odzywa艂, tylko patrzy艂 na ni膮 bez przerwy.
Pod jego badawczym spojrzeniem czu艂a si臋 niepewnie. Usilnie szuka艂a jakiego艣 tematu do rozmowy, 偶eby przerwa膰 to przykre milczenie, lecz nic m膮drego nie przychodzi艂o jej do g艂owy.
Z jednej strony pragn臋艂a, 偶eby Stewart wkr贸tce wyjecha艂. Z drugiej jednak ch臋tnie pozna艂aby go bli偶ej. Mo偶na by艂o oszale膰.
4
R贸wnie偶 nast臋pny tydzie艅 min膮艂 szybko. Maja pogodzi艂a si臋 z obecno艣ci膮 go艣cia w domu. W gruncie rzeczy wszystko by艂o jak dot膮d, poza tym, 偶e teraz ubiera艂a si臋 przed zej艣ciem na d贸艂 i 偶e mia艂 jej kto pom贸c w kuchni. Stewart upar艂 si臋, 偶e rano sam b臋dzie zmywa艂 naczynia, poniewa偶 Maja musia艂a by膰 o dziewi膮tej na uniwersytecie. W pobli偶u niego dalej czu艂a si臋 nieswojo, cho膰 nie pr贸bowa艂 ju偶 jej ca艂owa膰.
Ch臋tnie dowiedzia艂aby si臋, co Stewart porabia艂 przez ca艂y dzie艅, gdy nie by艂o go w domu. Ciekawa by艂a jego nowej ksi膮偶ki, lecz w obecno艣ci Mai nigdy nie m贸wi艂 o niej, a ona sama nie chcia艂a wypytywa膰 o to ojca. W ka偶dym razie ch臋tnie wiedzia艂aby co艣 wi臋cej o Stewarcie Sinclairze i jego nowej ksi膮偶ce.
Pewnego wieczoru zadzwoni艂 telefon. Niski, ochryp艂y g艂os kobiecy pragn膮艂 rozmawia膰 ze Stewartem. Maja 艣ci膮gn臋艂a go do aparatu i wr贸ci艂a do kuchni. Przy okazji us艂ysza艂a cz臋艣膰 rozmowy.
- Sylwia, darling - rzek艂 Stewart. - Jak si臋 miewasz? Przykro mi, 偶e nie mog艂em przyj艣膰 dzisiaj. - Zrobi艂 pauz臋, po czym m贸wi艂 dalej. - Teraz? Tak, naturalnie. Mog臋 by膰 u ciebie za kwadrans. - A potem 艣miej膮c si臋: - Wiem, kochanie, 偶e 艣wietnie gotujesz... oczywi艣cie opr贸cz innych rzeczy.
Maja gwa艂townie zatrzasn臋艂a drzwi. Sama nie potrafi艂a sobie tego wyt艂umaczy膰, lecz nagle poczu艂a okropn膮 w艣ciek艂o艣膰 na Stewarta. T艂uk膮c si臋 garnkami i patelniami przyst膮pi艂a do robienia kolacji. Trzy steki wyj臋艂a ju偶 wcze艣niej do rozmro偶enia.
W艂a艣nie postawi艂a z hukiem patelni臋 na gazie, gdy drzwi otwar艂y si臋 i do kuchni wszed艂 Stewart. Zdawa艂 si臋 nie zauwa偶a膰, w jakim humorze jest Maja.
- Chcia艂bym tylko powiedzie膰 pani, 偶e nie b臋d臋 dzisiaj na kolacji.
Maja odwr贸ci艂a si臋 do niego plecami i zaj臋艂a p艂ukaniem warzyw.. - Maju, s艂ysza艂a pani? Powiedzia艂em...
- Zrozumia艂am bardzo dobrze, panie Sinclair - przerwa艂a mu b艂yskaj膮c gniewnie oczami. - Na przysz艂o艣膰 prosi艂abym jednak, 偶eby nie umawia艂 si臋 pan na randki w ostatniej chwili. Chcia艂abym wcze艣niej wiedzie膰, czy mam si臋 liczy膰 z pa艅sk膮 obecno艣ci膮 na kolacji, czy nie.
Stewart opar艂 si臋 niedbale o szafk臋 kuchenn膮. Na jego ustach igra艂 drwi膮cy u艣miech.
- A sk膮d pani wie, 偶e um贸wi艂em si臋 na randk臋?
- Niestety, s艂ysza艂am cz臋艣膰 pa艅skiej rozmowy przez telefon. Nie wyobra偶am sobie, 偶eby m贸wi艂 pan do ka偶dego 鈥瀔ochanie鈥 - odpar艂a k膮艣liwie.
Stewart wzi膮艂 sobie kawa艂ek selera, kt贸ry umy艂a przed chwil膮.
- To prawda, nie robi臋 tego - przyzna艂 - ale nie rozumiem, dlaczego tak si臋 pani denerwuje z tego powodu. Mo偶na by pomy艣le膰, 偶e jest pani zazdrosna.
- Zazdrosna? 艢miechu warte! - zawo艂a艂a, a jej oczy zap艂on臋艂y gniewem. - Chodzi mi tylko o jedzenie. Rozmrozi艂am ju偶 stek dla pana. Jak pan s膮dzi, co mam z nim teraz zrobi膰?
Stewart w spokoju ducha chrupa艂 dalej kawa艂ek selera.
- Prosz臋 go po prostu usma偶y膰 z pozosta艂ymi. Po powrocie mo偶e b臋d臋 znowu g艂odny.
- Je艣li si臋 nie myl臋, pa艅ska przyjaci贸艂ka 艣wietnie gotuje. A wi臋c na pewno nie b臋dzie pan mia艂 ju偶 dzisiaj ochoty na stek.
- Owszem, jest fantastyczn膮 kuchark膮. Poza tym posiada tak偶e inne przymioty, kt贸re ka偶膮 m臋偶czy藕nie my艣le膰 nie tylko o jedzeniu. Z tego powodu nie musi by膰 pani zazdrosna, kotku. Gotuje pani przynajmniej r贸wnie dobrze. Na pewno zorientowa艂a si臋 ju偶 pani po moim apetycie.
- Chce pan przez to powiedzie膰, 偶e tylko to we mnie mo偶e interesowa膰 m臋偶czyzn臋? - zawo艂a艂a pop臋dliwie.
Stewart roze艣mia艂 si臋.
- Widz臋, 偶e naprawd臋 jest pani zazdrosna.
Maja omal nie p臋k艂a ze z艂o艣ci.
- Wcale nie jestem! - krzykn臋艂a nie panuj膮c nad sob膮. - Jest mi dok艂adnie oboj臋tne, co pan robi i z kim. Dlaczego nie przeprowadzi si臋 pan od razu do swojej wspania艂ej damy? Kiedy przez jaki艣 czas b臋dzie musia艂a panu gotowa膰 i pra膰 pa艅skie brudne skarpety i koszule, na pewno wkr贸tce straci troch臋 swojego blasku! - Rzuci艂a w niego mokr膮 艣ciereczk膮 do naczy艅.
Stewart z艂apa艂 j膮 w locie i pr贸bowa艂 uspokoi膰 Maj臋.
- Powoli, kotku. Przepraszam, je艣li powiedzia艂em co艣, co wzbudzi艂o pani w艣ciek艂o艣膰...
- Nie jestem w艣ciek艂a - przerwa艂a mu gwa艂townie. - Niech pan ju偶 wreszcie idzie!
- Okay, okay, ju偶 sobie id臋. Jak wida膰, nie da si臋 ju偶 dzisiaj z pani膮 gada膰. Przykro mi, 偶e znowu nadepn膮艂em pani na odcisk. A chcia艂em tylko podra偶ni膰 si臋 troch臋 z pani膮.
Maja szybko odwr贸ci艂a si臋 do niego plecami, bo zbiera艂o jej si臋 na p艂acz. Kiedy Stewart wyszed艂, da艂a upust 艂zom.
Dopiero po jakim艣 czasie zdo艂a艂a si臋 uspokoi膰. Dlaczego si臋 tak zachowa艂a? Chyba rzeczywi艣cie pomy艣la艂, 偶e jest zazdrosna.
Le偶膮c p贸藕niej w 艂贸偶ku, po偶a艂owa艂a swojego wybuchu. Najlepiej, gdyby nie musia艂a ju偶 ogl膮da膰 Stewarta. Nigdy dot膮d nie czu艂a si臋 tak poni偶ona. Teraz on pewnie my艣li sobie, 偶e interesuje si臋 nim, ale to przecie偶 nieprawda!
Rzuciwszy okiem na zegarek, zada艂a sobie pytanie, dlaczego Stewarta nie ma jeszcze do tej pory. Gdy pomy艣la艂a przy tym o pewnej mo偶liwo艣ci, zrobi艂o jej si臋 gor膮co, a zaraz potem zimno. Wreszcie us艂ysza艂a jego auto, a w chwil臋 p贸藕niej wszed艂 do domu. Dopiero kiedy drzwi jego pokoju zamkn臋艂y si臋, Maja mog艂a zasn膮膰.
Nast臋pnego ranka najch臋tniej nie zesz艂a by w og贸le na 艣niadanie. Nie wiedzia艂a, jak si臋 powinna zachowa膰 w stosunku do Stewarta. Ale jej obawa by艂a bezpodstawna. Opu艣ci艂 ju偶 bowiem dom, a na karteczce zostawi艂 wiadomo艣膰, 偶e wr贸ci wieczorem p贸藕no, wi臋c niech nie uwzgl臋dnia go na posi艂ku. Z jednej strony poczu艂a ulg臋, lecz mimo to zadawa艂a sobie pytanie, gdzie Stewart zamierza sp臋dzi膰 ca艂y dzie艅 i z kim.
Kiedy w pi膮tek jecha艂a z uniwersytetu do domu, by艂a w 艣wietnym humorze. Nie widzia艂a Stewarta od 艣rody wiecz贸r, a poprzedniego dnia s艂ysza艂a tylko, jak wraca艂 o 艣wicie. Poniewa偶 nie zostawi艂 偶adnej wiadomo艣ci, za艂o偶y艂a, 偶e b臋dzie na kolacji. By艂o jej oboj臋tne, czy Stewart ostatecznie zjawi si臋, czy nie. By dowie艣膰 tego samej sobie, przyj臋艂a bez wahania zaproszenie Jamie鈥檈go do kina.
W艂o偶y艂a do piekarnika suflet, po czym wzi臋艂a k膮piel. Nast臋pnie ubra艂a si臋 ponownie w d偶insy uci臋te do kolan oraz t-shirt. Mokre w艂osy zawin臋艂a w r臋cznik, a potem przyjrza艂a si臋 sobie dok艂adnie w lustrze.
Mo偶e powinnam przyk艂ada膰 wi臋ksz膮 wag臋 do swojego wygl膮du, pomy艣la艂a. Naturalnie nie ze wzgl臋du na Stewarta Sinclaira. Ale sko艅czy艂am dwadzie艣cia lat, i do tej pory 偶aden m臋偶czyzna nie zainteresowa艂 si臋 mn膮 powa偶nie.
By艂a ju偶 zaprzyja藕niona z wieloma ch艂opcami, poza tym by艂 tak偶e Jamie. Wychodzili jednak razem w艂a艣ciwie tylko z przyzwyczajenia, i traktowa艂a go bardziej jak brata.
Rzeczywi艣cie nie wygl膮dam osza艂amiaj膮co, stwierdzi艂a krytycznie. Mo偶e powinnam cz臋艣ciej nosi膰 sukienki? Ale wtedy musia艂abym je sobie najpierw sprawi膰. Postanowi艂a, 偶e przy okazji najbli偶szych zakup贸w zafunduje sobie co艣 wyrafinowanego. Delikatny makija偶 te偶 by na pewno nie zawadzi艂.
Krz膮ta艂a si臋 po kuchni, nuc膮c pod nosem jak膮艣 melodi臋. Zamierza艂a przygotowa膰 jedzenie dla ojca i Stewarta, a potem przeprosi膰 i wyj艣膰. Koniecznie chcia艂a wyja艣ni膰, 偶e wcale ju偶 nie jest zazdrosna. Maja tak by艂a pogr膮偶ona w rozmy艣laniach, 偶e nie zauwa偶y艂a, i偶 kto艣 wszed艂 do kuchni. Dopiero gdy poczu艂a czyje艣 r臋ce na swoich biodrach, obr贸ci艂a si臋 gwa艂townie. Przy tym ruchu rozwi膮za艂 jej si臋 turban z r臋cznika.
- Prosz臋 sobie 艂askawie darowa膰 takie 偶arty, panie Sinclair - ofukn臋艂a Stewarta. - Moim zdaniem nie ma w tym nic 艣miesznego.
Stewart roze艣mia艂 si臋.
- Ale ja uwa偶am, 偶e wygl膮da pani ca艂kiem zabawnie. Czy nie mogliby艣my w ko艅cu odrzuci膰 tego sztywnego 鈥瀙an - pani鈥 i przej艣膰 na 鈥瀟y鈥? Jeste艣my ju偶 prawie przyjaci贸艂mi i mieszkamy pod jednym dachem, a wi臋c zgoda? Za ka偶dym razem, kiedy m贸wisz do mnie 鈥瀙anie Sinclair鈥, czuj臋 si臋 jak stary cz艂owiek.
Maja drwi膮co skrzywi艂a usta.
- Ale z pewno艣ci膮 tak si臋 pan... tak si臋 nie zachowujesz. Pr臋dzej ju偶 jak niegrzeczny ch艂opiec, kt贸remu sprawia przyjemno艣膰 straszenie innych ludzi.
- Widz臋, kotku, 偶e zn贸w pokazujesz pazurki. A mia艂em nadziej臋, 偶e przynajmniej troch臋 ci mnie brakowa艂o, kiedy nie widzieli艣my si臋 niemal ca艂膮 wieczno艣膰.
- Ach tak? Nie by艂o ci臋? - spyta艂a udaj膮c oboj臋tno艣膰. - Taka by艂am zaj臋ta, 偶e w og贸le tego nie zauwa偶y艂am. Naprawd臋 nie potrafi艂abym ci w tej chwili powiedzie膰, kiedy widzieli艣my si臋 ostatni raz. Co najwy偶ej przypominam sobie niewyra藕nie, 偶e strasznie mnie wtedy zdenerwowa艂e艣. Przypuszczalnie jest to twoja ulubiona rozrywka.
Stewart nie ukrywa艂 rozbawienia widz膮c, jak pr贸buje okazywa膰 ch艂贸d i opanowanie.
- Chcesz przez to powiedzie膰, 偶e w najmniejszym stopniu nie brakowa艂o ci mojej obecno艣ci?
Maja odwr贸ci艂a si臋 od niego i wr贸ci艂a do przerwanej pracy.
- Tego bym raczej nie powiedzia艂a - rzek艂a z wahaniem.
- No widzisz! - zawo艂a艂 triumfalnie. - Wiedzia艂em o tym! Przyznaj si臋 szczerze. Powiedz: Tak, kochanie, bardzo mi ci臋 brakowa艂o. Z najwi臋ksz膮 przyjemno艣ci膮 pos艂ucha艂bym, jak to brzmi w twoich ustach. - Chwyci艂 j膮 za ramiona i obr贸ci艂 ku sobie.
- Tak, kochanie, bardzo mi ci臋 brakowa艂o - powt贸rzy艂a jak dziecko recytuj膮ce wierszyk, po czym doda艂a k膮艣liwie: - Naprawd臋 przywyk艂am ju偶 do tego, 偶e zmywasz za mnie naczynia po 艣niadaniu. A wi臋c jestem ca艂kowicie szczera m贸wi膮c, 偶e bardzo mi ci臋 brakowa艂o.
Stewart na chwil臋 zaniem贸wi艂, po czym roze艣mia艂 si臋.
- S膮dz臋, 偶e jeste艣 o wiele gro藕niejsza, gdy mruczysz, ni偶 kiedy pokazujesz pazurki.
Popatrzy艂 na ni膮 wzrokiem, kt贸ry przeszywa艂 j膮 na wylot. Jego d艂onie spoczywa艂y w dalszym ci膮gu na jej ramionach, i Maja czu艂a przez cienki materia艂 ciep艂o jego palc贸w.
- Ja... co masz na my艣li? - wyj膮ka艂a zmieszana zagadkowym b艂yskiem w jego oczach. My艣la艂a ju偶, 偶e j膮 poca艂uje, a potem by艂a zawiedziona, 偶e tego nie zrobi艂. Stewart pokr臋ci艂 tylko g艂ow膮 i wypu艣ci艂 j膮 z obj臋膰.
- Nie jest to w艂a艣ciwy moment, by o tym dyskutowa膰 - rzek艂. - Poza tym s膮dz臋, 偶e dok艂adnie wiesz, co mia艂em na my艣li. - Pr臋dko zmieni艂 temat. - Wr贸ci艂em dzisiaj wcze艣niej, bo my艣la艂em, 偶e m贸g艂bym ci w czym艣 pom贸c. Nie widz臋 wprawdzie brudnych naczy艅, ale z pewno艣ci膮 b臋dziesz mia艂a dla mnie inn膮 prac臋. Ca艂kiem dobrze potrafi臋 si臋 tak偶e obchodzi膰 ze 艣ciereczk膮 do kurzu i odkurzaczem.
Maja by艂a zaskoczona.
- Uwa偶am, 偶e to naprawd臋 przesada, panie... to znaczy Stewart. Zmywanie by艂o jeszcze okay, ale nie musisz od razu sprz膮ta膰 ca艂ego domu. Wiem, 偶e jest brudno, lecz generalne porz膮dki zrobi臋 dopiero w sobot臋.
Zdziwiony uni贸s艂 brwi.
- Ojciec nic ci nie m贸wi艂 w zwi膮zku z dzisiejszym wieczorem?
Ogarn臋艂o j膮 niedobre przeczucie.
- W zwi膮zku z dzisiejszym wieczorem? - powt贸rzy艂a nieufnie.
Stewart spojrza艂 na ni膮 ze wsp贸艂czuciem.
- W takim razie zapomnia艂 ci powiedzie膰, 偶e na dzi艣 wiecz贸r zaprosi艂 go艣ci. Na kanapki i koktajle.
- Kanapki i koktajle? - Kolana si臋 pod ni膮 ugi臋艂y, musia艂a usi膮艣膰 na krze艣le. - Ilu ludzi i o jakiej porze? I w og贸le z jakiej okazji?
Zrobi艂 skruszon膮 min臋.
- Obawiam si臋, 偶e to ja jestem powodem tego przyj臋cia. Tw贸j ojciec chcia艂 mnie przedstawi膰 swoim kolegom. Wszystko ma si臋 rozpocz膮膰 o 贸smej, a zaprosi艂 oko艂o dwudziestu os贸b.
- Dwudziestu! - zawo艂a艂a z przera偶eniem. - I nie uwa偶a nawet za konieczne poinformowa膰 mnie o tym!
- Naprawd臋 przykro mi, Maju - zapewni艂 Stewart. - Wiedz膮c ju偶, 偶e tw贸j ojciec ma okropnie kr贸tk膮 pami臋膰, powinienem by艂 sam powiedzie膰 ci o tym od razu. To po prostu niewybaczalne.
W skryto艣ci ducha by艂a na ojca z艂a jak wszyscy diabli, lecz Stewart nie mia艂 prawa go krytykowa膰.
- Wcale nie jest tak 藕le. Tato nie musi mnie przecie偶 pyta膰, czy wolno mu kogo艣 zaprosi膰 - zacz臋艂a go broni膰. - Szybko skocz臋 na zakupy, a potem posprz膮tam salon.
W g艂osie Mai musia艂a jednak zabrzmie膰 niepewno艣膰, gdy偶 Stewart przyci膮gn膮艂 j膮 nagle do siebie i wzi膮艂 w ramiona.
- Nie chcia艂em poddawa膰 krytyce twojego ojca. Jest wspania艂ym cz艂owiekiem, mimo 偶e czasem bywa nieobecny duchem. Bardzo go szanuj臋. Prosz臋, nie miej mi za z艂e, 偶e przed chwil膮 tak otwarcie nazwa艂em rzeczy po imieniu. Uwa偶am jednak, 偶e jeste艣my przyjaci贸艂mi. Dlatego pomog臋 ci teraz we wszystkim bez wzgl臋du na to, czy tego chcesz, czy nie chcesz. Najpierw przygotujesz kolacj臋. Ja tymczasem za艂atwi臋 jeszcze par臋 rzeczy, a nast臋pnie posprz膮tam salon.
Maja bez s艂owa wpatrywa艂a si臋 w niego. Stewart uni贸s艂 jej podbr贸dek i popatrzy艂 g艂臋boko w oczy.
- By艂oby lepiej dla was obojga, gdyby tw贸j ojciec stan膮艂 wreszcie na ziemi. Za bardzo zdaje si臋 na ciebie, Maju. Pewnego dnia pojawi si臋 w twym 偶yciu m臋偶czyzna, kt贸ry b臋dzie si臋 domaga艂 od ciebie ca艂ej uwagi. Tw贸j ojciec jest niczym du偶e dziecko. Ale b臋dzie si臋 musia艂 nauczy膰 radzi膰 sobie tak偶e bez ciebie. - Z艂o偶y艂 delikatny poca艂unek na jej wargach. - A teraz doko艅cz kolacji. Postaram si臋 za艂atwi膰 wszystko jak najszybciej.
To m贸wi膮c zostawi艂 Maj臋 ca艂kowicie zbit膮 z tropu i wyszed艂.
Kiedy us艂ysza艂a odje偶d偶aj膮ce auto, przypomnia艂a sobie, 偶e nie powiedzia艂a Stewartowi, co ma kupi膰. W dalszym ci膮gu mia艂a zupe艂ny m臋tlik w g艂owie. Zamiast skomplikowanego menu, kt贸re pocz膮tkowo planowa艂a, przygotowa艂a skromny posi艂ek, a nast臋pnie zaj臋艂a si臋 zaniedbanym domem.
Dr Reed i Stewart wr贸cili niemal jednocze艣nie. Po b艂yskawicznej kolacji zacz臋艂y si臋 przygotowania do przyj臋cia.
Dr Reed wybiera艂 si臋 w艂a艣nie do swego gabinetu, gdy Maja zatrzyma艂a go, zwracaj膮c si臋 do niego z pro艣b膮.
- Tato, zechcia艂by艣 przynie艣膰 kieliszki do wina i tac臋? We藕 czyst膮 艣ciereczk臋 i najpierw wytrzyj wszystkie.
Ojciec spojrza艂 na ni膮 zdziwionym wzrokiem.
- Mamy dzisiaj go艣ci?.- Nagle chyba sobie przypomnia艂. - S艂usznie, dzi艣 przecie偶 pi膮tek. Wydaje mi si臋, 偶e zaprosi艂em paru przyjaci贸艂. A tak w og贸le m贸wi艂em ci ju偶 o tym?
- Nie, zapomnia艂e艣 - odpar艂a oschle. - Na szcz臋艣cie Stewart o艣wieci艂 mnie w por臋.
- Kochanie, naprawd臋 bardzo mi przykro z tego powodu! Zastanawiam si臋, jak mo偶esz ze mn膮 wytrzyma膰.
Maja u艣miechn臋艂a si臋.
- Wiesz przecie偶, jak ci臋 kocham. A teraz b膮d藕 tak mi艂y i przynie艣 kieliszki i tac臋.
Ojciec obj膮艂 j膮.
- Ma si臋 rozumie膰, 偶e zadbam tak偶e o drinki. Nie martw si臋. Wsp贸lnie damy sobie jako艣 rad臋. Zawsze byli艣my chyba dobrzy, nieprawda偶?
- Tak, tato - westchn臋艂a. - A teraz zabierajmy si臋 do pracy.
Wsp贸lnymi si艂ami przyst膮pili do przygotowa艅. Maja z trudem st艂umi艂a u艣miech, wyobraziwszy sobie, 偶e go艣cie mogliby ich teraz zobaczy膰. Czcigodny profesor Reed, z fajk膮 w k膮ciku ust, polerowa艂 kieliszki na wysoki po艂ysk, a wybitny autor, przewi膮zawszy biodra fartuszkiem w kwiatki, je藕dzi艂 po dywanie odkurzaczem. Obaj wykonywali kr贸tkie rozkazy bosej dziewczyny, kt贸ra zdawa艂a si臋 by膰 jednocze艣nie we wszystkich miejscach.
Wreszcie dom by艂 wysprz膮tany na wysoki po艂ysk. Stewart kupi艂 w sklepie delikatesowym gotowe kanapki, a na g艂owie Mai zosta艂o tylko przygotowanie sa艂atek z krakersami.
Za pi臋膰 贸sma wbieg艂a na g贸r臋, 偶eby si臋 przebra膰. Zajrza艂a na chwil臋 do ojca.
- Tato, jeste艣 got贸w?
Dr Reed wci膮偶 jeszcze by艂 bez marynarki, a w r臋ku trzyma艂 jak膮艣 ksi膮偶k臋.
- Po co? Sp贸jrz, odnalaz艂em ksi膮偶k臋, kt贸rej szuka艂em przez ca艂y tydzie艅.
- Tak, tak, tato. - Maja zniecierpliwi艂a si臋. - Musisz teraz zej艣膰 na d贸艂. Go艣cie mog膮 zjawi膰 si臋 lada moment, a ja musz臋 si臋 jeszcze przebra膰.
Ledwo zamkn臋艂a za sob膮 drzwi swojego pokoju, kiedy na dole rozleg艂 si臋 dzwonek u drzwi. Ktokolwiek to jest, b臋dzie musia艂 zaczeka膰, a偶 ojciec otworzy. W aktualnym stroju nie mia艂a zamiaru pokazywa膰 si臋 nikomu.
Wyj臋艂a z szafy niebieskie bawe艂niane spodnie i pasuj膮c膮 do nich haftowan膮 bluzk臋. Zaraz jednak zauwa偶y艂a, 偶e brakuje przy niej guzika. W tym momencie dzwonek rozleg艂 si臋 po raz drugi. Maja westchn臋艂a i wyci膮gn臋艂a inn膮 bluzk臋. Nie mia艂a ju偶 czasu, 偶eby szuka膰 guzika i przyszywa膰 go. W艂o偶y艂a sanda艂y i zamierza艂a w艂a艣nie wyszczotkowa膰 w艂osy, gdy zamar艂a z przera偶enia. Po umyciu w艂os贸w owin臋艂a je r臋cznikiem. Teraz by艂y ju偶 prawie suche i ka偶dy stercza艂 w inn膮 stron臋. Rozpaczliwie pr贸bowa艂a je uk艂ada膰 przy pomocy szczotki i lakieru, lecz niesforne w艂osy wci膮偶 stawa艂y d臋ba. W swoim k艂opocie zdecydowa艂a si臋 na niebiesk膮 chustk臋, kt贸r膮 zwi膮za艂a na karku. Z 偶alem pomy艣la艂a o nowym image鈥檜, kt贸ry planowa艂a przybra膰, lecz w tak kr贸tkim czasie nie mog艂a ju偶 nic zmieni膰. Wzruszy艂a z rezygnacj膮 ramionami i opu艣ci艂a pok贸j.
Tymczasem w salonie roi艂o si臋 ju偶 od go艣ci. Koledzy ojca witali si臋 z Maj膮 po przyjacielsku. Nagle odkry艂a w k膮cie samotn膮 znajom膮 posta膰, siedz膮c膮 zupe艂nie na uboczu.
- Jamie! - zawo艂a艂a i poczu艂a z miejsca ci臋偶kie wyrzuty sumienia. - Kompletnie zapomnia艂am, 偶e byli艣my um贸wieni.
- Zabawne, musz臋 przyzna膰 - mrukn膮艂 Jamie z niezwyk艂膮 w jego ustach zawzi臋to艣ci膮 - b臋dziesz si臋 艣mia膰, ale zd膮偶y艂em ju偶 doj艣膰 do tego wniosku.
- Nie uno艣 si臋 tak od razu - poprosi艂a. - Mnie samej jest bardzo przykro, ale tato zaprosi艂 tych ludzi i...
- I zn贸w poinformowa艂 ci臋 w ostatniej chwili - doko艅czy艂 z gorycz膮.
- Tak. Ale to jeszcze nie pow贸d, 偶eby艣 by艂 taki w艣ciek艂y. We藕 sobie co艣 do jedzenia i do picia i wmieszaj si臋 mi臋dzy go艣ci. Gdy tylko b臋d臋 wolna, urwiemy si臋 st膮d.
- Wmiesza膰 si臋 mi臋dzy go艣ci? - zawo艂a艂 poirytowany. Ujrzawszy, 偶e kilka os贸b zaczyna mu si臋 przygl膮da膰, zni偶y艂 g艂os. - Maju - powiedzia艂 z naciskiem - ci ludzie to nasi nauczyciele, przyjaciele naszych rodzic贸w, a nie nasi. Czuj臋 si臋 tutaj zupe艂nie nie na miejscu.
Tym razem Maja unios艂a si臋 gniewem. Przeprosi艂a wszak Jamie鈥檈go i stara艂a si臋 by膰 dla niego mi艂a, lecz teraz j膮 zdenerwowa艂.
- Jamie, powiedzia艂am ci ju偶 przecie偶, 偶e jest mi przykro. Zostaniesz i poczekasz na mnie?
- Nie! - wybuchn膮艂, obr贸ci艂 si臋 na pi臋cie i znikn膮艂.
Popatrzy艂a za nim zdumionym wzrokiem. Dlaczego Jamie zachowa艂 si臋 tak nierozs膮dnie? Kiedy si臋 odwr贸ci艂a i zobaczy艂a skierowane w sw膮 stron臋 spojrzenie Stewarta, jej gniew wzm贸g艂 si臋 jeszcze.
W kilka minut p贸藕niej rozleg艂 si臋 dzwonek u drzwi. Maja s膮dzi艂a, 偶e Jamie si臋 uspokoi艂, i otworzy艂a z u艣miechem ulgi. Przed drzwiami nie sta艂 jednak Jamie, tylko nadzwyczaj atrakcyjna kobieta. Bujne czarne w艂osy mia艂a splecione w w臋ze艂 na karku, a ubrana by艂a w jedwabny dwucz臋艣ciowy str贸j w czerwono-czarne wzory: szerokie spodnie przypomina艂y bardziej sp贸dnic臋. Mi臋dzy wydatnymi piersiami spoczywa艂 na 艂a艅cuszku medalion. Nieznajoma sprawia艂a bardzo intelektualne i niemal egzotyczne wra偶enie.
- Cze艣膰 - powiedzia艂a u艣miechaj膮c si臋 z wy偶szo艣ci膮. - Jestem doktor Warrener. Zechce pani powiedzie膰 panu Sinclairowi, 偶e tu jestem? - Nie czekaj膮c na zaproszenie wesz艂a do domu i rozejrza艂a si臋 doko艂a znudzonym wzrokiem.
W tym momencie z salonu wyszed艂 Stewart.
- Maju, mog艂aby艣 przynie艣膰 jeszcze jaki艣 p贸艂misek z kanapkami? Poza tym wkr贸tce mo偶e zabrakn膮膰 lodu. - Dopiero w tej chwili dostrzeg艂 nowo przyby艂ego go艣cia. - Sylwia! - zawo艂a艂 zaskoczony.
Sylwia Warrener podesz艂a do niego i zaborczo po艂o偶y艂a mu r臋k臋 na ramieniu.
Maja nie czeka艂a, kiedy sko艅czy si臋 scena powitania. Posz艂a do kuchni i zatrzasn臋艂a za sob膮 drzwi. A wi臋c to jest ta Sylwia, do kt贸rej m贸wi艂 鈥瀔ochanie鈥, pomy艣la艂a ze z艂o艣ci膮 wyjmuj膮c kostki lodu z zamra偶alnika. Przypomnia艂a sobie tak偶e, gdzie widzia艂a ju偶 t臋 kobiet臋. Dr Sylwia Warrener by艂a nowym wyk艂adowc膮 historii. Maja nie interesowa艂a si臋 t膮 dziedzin膮, lecz s艂ysza艂a, 偶e wielu koleg贸w student贸w, pod wra偶eniem seksapilu Sylwii, wpisa艂o si臋 do niej na wyk艂ady. Ta jednak zdawa艂a si臋 interesowa膰 wy艂膮cznie Sinclairem i z pewno艣ci膮 nie zwraca艂a uwagi na adoruj膮cych j膮 m艂odzie艅c贸w.
Maja postawi艂a wiaderko z lodem obok drink贸w, wzi臋艂a p贸艂misek z kanapkami i zacz臋艂a cz臋stowa膰 nimi go艣ci. Zauwa偶y艂a przy tym, 偶e prawie wszyscy m臋偶czy藕ni zgromadzili si臋 wok贸艂 Sylwii Warrener. Nawet jej w艂asny ojciec posy艂a艂 zalotne spojrzenia pi臋knej pani profesor.
- Czy to nie jest niesprawiedliwe? - us艂ysza艂a nagle obok siebie rozdra偶niony g艂os Loretty. Loretta Bowlin by艂a wdow膮 dobrze po pi臋膰dziesi膮tce. Od pi臋ciu lat by艂a sekretark膮 na wydziale sztuk plastycznych i cz臋stym go艣ciem u Reed贸w. - Chodzi mi o to, 偶e jedna kobieta ma tyle seksapilu i przyci膮ga wszystkich m臋偶czyzn - ci膮gn臋艂a dalej. Rzuci艂a okiem na markotne miny pozosta艂ych dam. - Zaraz po艂o偶臋 kres temu monopolowi.
Energicznym krokiem podesz艂a do grupy m臋偶czyzn otaczaj膮cych Sylwi臋 Warrener, kt贸rzy niemal w tej samej chwili rozproszyli si臋. Maja popatrzy艂a z u艣miechem za Lorett膮, kt贸ra oddala艂a si臋 pod r臋k臋 z jej ojcem.
Maja zamierza艂a w艂a艣nie odstawi膰 p贸艂misek z kanapkami, gdy jaki艣 w艂adczy g艂os zawo艂a艂:
- Dziewczyno, mo偶e by pani podesz艂a tutaj z tymi kanapkami? - Maja odwr贸ci艂a si臋 i ujrza艂a Sylwi臋 Warrener, kt贸ra siedzia艂a teraz sama z niezadowolon膮 min膮. - Co si臋 pani na mnie tak gapi? rzek艂a opryskliwie. Przecie偶 m贸wi臋 do pani.
Maja by艂a w艣ciek艂a, lecz opanowa艂a si臋. Podesz艂a do niej i zapyta艂a uprzejmie, ale sztywnym tonem:
- 呕yczy sobie pani czego艣, doktor Warrener?
- S膮dzi pani, 偶e przywo艂a艂am pani膮 w celu dotrzymywania mi towarzystwa? Je艣li ju偶 najmujecie si臋 do podawania na przyj臋ciach, to mo偶na przynajmniej oczekiwa膰, 偶e porz膮dnie wykonujecie swoj膮 prac臋. - Wzi臋艂a kanapk臋 z 艂ososiem. - Nie ucz臋szcza pani na 偶aden z moich wyk艂ad贸w, prawda?
- Nie - odpar艂a nieprzyst臋pnie.
- Tak my艣la艂am. - Sylwia Warrener poprawi艂a w艂osy, mimo 偶e nie by艂o najmniejszej potrzeby. -.W og贸le bardzo ma艂o dziewcz膮t przychodzi do mnie na wyk艂ady. Zastanawiam si臋, dlaczego.
Maja popatrzy艂a na ni膮 pogardliwym wzrokiem.
- Mo偶e bierze si臋 to st膮d, 偶e zakurzona historia interesuje dziewcz臋ta w mniejszym stopniu.
Przez chwil臋 Sylwia Warrener sprawia艂a wra偶enie kogo艣, kto dosta艂 obuchem w g艂ow臋. Przypuszczalnie nie wiedzia艂a, czy traktowa膰 te s艂owa jako obra藕liwe, czy nie. W tym momencie zjawi艂 si臋 Stewart, trzymaj膮c w obu r臋kach po drinku. Z szarmanckim u艣miechem poda艂 jej jeden z kieliszk贸w.
- Widz臋, Sylwio, 偶e Maja troszczy si臋 o ciebie jak najlepiej.
- Nie powiedzia艂abym tego - zawo艂a艂a Sylwia z nad膮san膮 min膮 i wrzuci艂a nadgryzion膮 kanapk臋 do popielniczki. - Chyba 偶e tak nazwiesz podawanie mi czego艣, co nie nadaje si臋 jedzenia, i rzucanie pod moim adresem ukrytych obelg? - Zmierzy艂a Maj臋 od g贸ry do do艂u z艂o艣liwym spojrzeniem. - Ludzie powinni si臋 troch臋 baczniej przygl膮da膰 dziewczynom z uniwersytetu, kt贸re bior膮 sobie do pomocy. Takie musz膮 si臋 przypuszczalnie najpierw tego i owego nauczy膰, na przyk艂ad jak zachowywa膰 si臋 porz膮dnie i ubiera膰 jak nale偶y. Bo popatrz na t臋, Stewarcie. Nie umie nawet nale偶ycie zapi膮膰 bluzki.
Maja ledwo ju偶 panowa艂a nad sob膮. Przy ostatniej uwadze Sylwii spojrza艂a mimo woli po sobie i spostrzeg艂a z przera偶eniem, 偶e rzeczywi艣cie przez ca艂y wiecz贸r chodzi艂a w bluzce zapi臋tej odwrotnie. Purpurowa ze wstydu pobieg艂a do swego pokoju. Tam rzuci艂a si臋 na 艂贸偶ko i da艂a upust 艂zom.
Po dziesi臋ciu minutach rozleg艂o si臋 pukanie. Maja nie poruszy艂a si臋. Nie widz膮cymi oczyma wpatrywa艂a si臋 w sufit i rozwa偶a艂a fatalny wiecz贸r. Tak偶e na drugie pukanie umy艣lnie nie zareagowa艂a. Ktokolwiek stoi za drzwiami, pomy艣li, 偶e ju偶 艣pi. Ale po trzecim pukaniu drzwi otworzy艂y si臋.
Jasne 艣wiat艂o z korytarza pad艂o na 艂贸偶ko. Pr臋dko zamkn臋艂a oczy w nadziei, 偶e wysoka posta膰 zaraz si臋 wyniesie. Jej nadzieja okaza艂a si臋 jednak p艂onna.
- Maju? Wiem dobrze, 偶e nie 艣pisz - rzek艂 od drzwi Stewart, lecz ton jego g艂osu brzmia艂 dosy膰 ostro. - Mo偶esz wi臋c przynajmniej odpowiedzie膰.
Obr贸ci艂a si臋 na bok i ze z艂o艣ci膮 uderzy艂a w poduszk臋.
- Skoro ju偶 to wiesz, mog艂e艣 r贸wnie偶 pomy艣le膰, 偶e nie udzielam odpowiedzi, bo nie chc臋 z tob膮 rozmawia膰. Zostaw mnie w spokoju!
Stewart ani my艣la艂 zastosowa膰 si臋 do tego wezwania. Zamiast tego podszed艂 do 艂贸偶ka i popatrzy艂 na ni膮 z dezaprobat膮.
- Bez w膮tpienia nale偶ysz do najbardziej rozwydrzonych m艂odych ludzi, jakich kiedykolwiek spotka艂em.
Tego by艂o jednak za wiele. Po upokorzeniu przez Sylwi臋 Warrener, wys艂uchiwanie zarzut贸w Stewarta przekracza艂o jej mo偶liwo艣ci. Zapominaj膮c, 偶e jest tylko w bieli藕nie, podnios艂a si臋 gwa艂townie na 艂贸偶ku i popatrzy艂a na niego wrogo. W jej oczach zab艂ys艂y iskry gniewu.
- Jak 艣miesz zarzuca膰 mi takie rzeczy - sykn臋艂a.
Stewart r贸wnie偶 wydawa艂 si臋 w艣ciek艂y.
- Zaraz ci powiem, ma艂a sekutnico! Twoje ci膮g艂e impertynencje pod moim adresem sk艂ada艂em zawsze na karb twojej nieprzejednanej niech臋ci. Ale dzi艣 wiecz贸r stwierdzi艂em, 偶e r贸wnie brzydko zachowujesz si臋 w stosunku do go艣ci w艂asnego ojca.
- Co ty sobie wyobra偶asz? - krzykn臋艂a oburzona. - Chcesz mi zarzuci膰, 偶e zachowa艂am si臋 niew艂a艣ciwie wobec kogokolwiek z go艣ci ojca?
- Czy偶 tak nie by艂o? - szydzi艂 Stewart. - A co powiesz o swoim stosunku do dr Warrener? Teraz zejdziesz ze mn膮 na d贸艂 i przeprosisz j膮, zanim opu艣ci przyj臋cie.
Maja s膮dzi艂a, 偶e si臋 przes艂ysza艂a. Jednym susem wyskoczy艂a z 艂贸偶ka.
- Przeprosi膰 j膮? Chyba nie jeste艣 przy zdrowych zmys艂ach! To ona pozwoli艂a sobie w stosunku do mnie na obra藕liwy ton i traktowa艂a mnie jak s艂u偶膮c膮. Mimo to robi艂am wszystko, 偶eby panowa膰 nad sob膮.
- Jakie to chwalebne - zauwa偶y艂 sarkastycznie. - Co za szkoda, 偶e przypuszczalnie niezbyt ci si臋 to uda艂o. Teraz ubierzesz si臋 i p贸jdziesz ze mn膮.
- Ani my艣l臋! - krzykn臋艂a.
- Je艣li nie p贸jdziesz dobrowolnie, zawlok臋 ci臋 na d贸艂 si艂膮... nie ubran膮, tak jak tu stoisz.
- Spr贸buj tylko - zadrwi艂a. - Jak s膮dzisz, co pomy艣li sobie twoja wytworna dama, kiedy mnie tam zawleczesz p贸艂nag膮?
- Maju, ostrzegam ci臋!
- Gadaj zdr贸w. - Kiedy Stewart zbli偶y艂 si臋 niebezpiecznie, uderzy艂a go w twarz.
Ty ma艂a bestio! - Zanim zorientowa艂a si臋, co si臋 dzieje, Stewart prze艂o偶y艂 j膮 przez kolano. By艂a do tego stopnia zszokowana, 偶e w pierwszej chwili nie broni艂a si臋, a kiedy potem spr贸bowa艂a, by艂o ju偶 za p贸藕no. - Skoro zachowujesz si臋 jak ma艂e dziecko, to te偶 potraktuj臋 ci臋 odpowiednio - - sykn膮艂 i zacz膮艂 艂oi膰 jej ty艂ek.
Nagle przesz艂a jej wszelka agresywno艣膰. Bezsilnie wisia艂a na jego kolanach. Czu艂a si臋 do g艂臋bi upokorzona i dotkni臋ta do 偶ywego. Nie czuj膮c ju偶 oporu, Stewart opami臋ta艂 si臋. Otrze藕wia艂 i po艂o偶y艂 j膮 z powrotem na 艂贸偶ku. Natychmiast odwr贸ci艂a si臋, 偶eby nie widzia艂 jej 艂ez. Delikatnie obr贸ci艂 j膮 do siebie.
- Maju, bardzo mi przykro. - Pog艂aska艂 j膮 po w艂osach. Lecz ten uspokajaj膮cy gest odni贸s艂 przeciwny skutek. Maja zacz臋艂a szlocha膰 jeszcze bardziej. - Maju, kochanie, prosz臋, nie p艂acz tak - poprosi艂 zaklinaj膮cym tonem - przepraszam, 偶e zachowa艂em si臋 tak okropnie.
Najpierw sca艂owa艂 jej 艂zy z policzk贸w, po czym poca艂owa艂 j膮 w dr偶膮ce usta. Pod naciskiem jego ciep艂ych warg szloch Mai uciszy艂 si臋. Mimo 偶e postanowi艂a inaczej, omal nie odwzajemni艂a jego poca艂unku. Zbyt jednak by艂a rozdygotana.
- Prosz臋, zostaw mnie sam膮 - szepn臋艂a s艂abym g艂osem.
Stewart pog艂aska艂 j膮 po policzku, lecz odwr贸ci艂a g艂ow臋 na bok. Us艂yszawszy szcz臋k zamykanych drzwi, wcisn臋艂a g艂ow臋 mocniej w poduszk臋. Nieszcz臋艣liwa, p艂aka艂a dalej.
5
Wkr贸tce potem us艂ysza艂a odg艂os zatrzaskiwanych drzwiczek i ruszaj膮cych aut. A wi臋c go艣cie ojca ju偶 wyje偶d偶ali. Odczeka艂a jeszcze, p贸ki w domu nie zrobi艂o si臋 zupe艂nie cicho, po czym ubra艂a si臋 i zesz艂a na d贸艂.
O 艣nie i tak nie by艂o co marzy膰, wi臋c wola艂a ju偶 teraz zamiast nazajutrz rano posprz膮ta膰 przynajmniej z grubsza. Ostro偶nie otworzy艂a drzwi salonu i stwierdzi艂a z ulg膮, 偶e nikogo nie ma. Najpierw pozbiera艂a kieliszki i zanios艂a je do kuchni.
Tam czeka艂a j膮 niespodzianka. Przy zlewie sta艂a Loretta Bowlin i zmywa艂a naczynia.
- Maja? My艣la艂am, 偶e ju偶 艣pisz. - Loretta u艣miechn臋艂a si臋 do niej przyja藕nie na powitanie.
- Nie... ja... - Maja urwa艂a. U艣wiadomi艂a sobie, 偶e musi wygl膮da膰 okropnie. By艂a boso, z rozczochranymi w艂osami i wyra藕nymi 艣ladami 艂ez na twarzy. Ale Loretta zdawa艂a si臋 niczego nie domy艣la膰. - My艣la艂am, 偶e wszyscy go艣cie wyszli - mrukn臋艂a Maja stawiaj膮c tac臋 obok zlewu.
Loretta wsadzi艂a ostro偶nie kieliszki do wody.
- Rzeczywi艣cie wyszli z wyj膮tkiem mnie. Chcia艂am tylko usun膮膰 szybko najwi臋kszy nieporz膮dek. Brudne szk艂o i pe艂ne popielniczki wczesnym rankiem nie s膮 raczej wznios艂ym widokiem.
- To mi艂e z twojej strony, Loretto, ale sama to zrobi臋.
- Dla mnie to naprawd臋 nic wielkiego. Tw贸j ojciec jest w swoim gabinecie. 呕yczy艂 sobie jeszcze fili偶ank臋 kawy. Pomy艣la艂am wi臋c, 偶e dop贸ki kawa si臋 nie zaparzy, mog臋 ju偶 co艣 pozmywa膰.
Maja wzi臋艂a 艣ciereczk臋 do naczy艅 i zacz臋艂a wyciera膰.
- Czy pan Sinclair jest u ojca? - zapyta艂a ostro偶nie.
- Stewart? Nie, kochanie. Wydaje mi si臋, 偶e odjecha艂 z doktor Warrener. - Loretta obrzuci艂a Maj臋 pytaj膮cym wzrokiem, lecz nic ju偶 nie powiedzia艂a.
Przez jaki艣 czas s艂ycha膰 by艂o tylko szcz臋k naczy艅.
- Loretto, powiedz szczerze: czy uwa偶asz, 偶e jestem bardzo prozaiczna i pozbawiona wdzi臋ku?
Loretta ze zdumieniem unios艂a brwi.
- Prozaiczna i pozbawiona wdzi臋ku? - powt贸rzy艂a kr臋c膮c g艂ow膮. - Bzdura! Sk膮d przysz艂o ci do g艂owy co艣 takiego?
- Ach, kto艣 da艂 mi to kiedy艣 do zrozumienia - odpar艂a zak艂opotana.
- W takim razie ten kto艣 musia艂 nie mie膰 oczu - o艣wiadczy艂a Loretta z przekonaniem. - Jeste艣 艣liczn膮 dziewczyn膮 i nie pozw贸l sobie wm贸wi膰, 偶e mo偶e by膰 inaczej.
- To tak偶e dla mnie pewien problem - rzek艂a Maja ze s艂abym u艣miechem. - Nie jestem ju偶 nastolatk膮. Mam dwadzie艣cia lat. Dziewczyny, z kt贸rymi chodzi艂am do szko艂y 艣redniej, s膮 dzi艣 w wi臋kszo艣ci zam臋偶ne i maj膮 dzieci. Tylko mnie nikt nie traktuje powa偶nie. Wielu ludzi widzi we mnie jeszcze dziecko.
Oho, pomy艣la艂a z zatroskaniem Loretta, zmartwienie Mai jest powa偶niejsze, ni偶 s膮dzi艂am. Milcza艂a przez chwil臋 szukaj膮c w艂a艣ciwych s艂贸w.
- Niezupe艂nie rozumiem, dlaczego tak na to patrzysz - rzek艂a ostro偶nie - uwa偶am, 偶e jeste艣 znacznie dojrzalsza ni偶 inne dziewcz臋ta w twoim wieku, nawet je艣li s膮 ju偶 m臋偶atkami. Bierze si臋 to st膮d, 偶e tak wcze艣nie straci艂a艣 matk臋 i tw贸j ojciec z艂o偶y艂 na ciebie wszelk膮 odpowiedzialno艣膰. Ale czy naprawd臋 chcia艂aby艣 si臋 zamieni膰 z innymi?
- Nie, nie s膮dz臋 - odpar艂a w zamy艣leniu. - Ale to pewnie pi臋kne: nale偶e膰 do m臋偶czyzny, kt贸ry ci臋 kocha.
- To prawda, Maju. Mi艂o艣膰 to najpi臋kniejsza rzecz w 偶yciu. Lecz m艂odzi ludzie pope艂niaj膮 w tej dziedzinie bardzo wiele b艂臋d贸w i rozczarowuj膮 si臋, bo brak im po prostu do艣wiadczenia, by odr贸偶ni膰 czysto fizyczny poci膮g od prawdziwej mi艂o艣ci.
- Ale jak mo偶na zbiera膰 do艣wiadczenia, je艣li si臋 nie pr贸buje? - zaprotestowa艂a Maja.
Loretta za艣mia艂a si臋.
- Masz racj臋. Gdybym wiedzia艂a, jak zdobywa膰 do艣wiadczenie, nie nara偶aj膮c si臋 na straty, rozwi膮za艂abym ju偶 po艂ow臋 problem贸w na 艣wiecie. Nie, kochanie, chodzi艂o mi jedynie o to, 偶e nie powinna艣 z niczym zanadto si臋 艣pieszy膰.
- 艁atwo ci m贸wi膰 - rzek艂a Maja z gorycz膮. - Mam ju偶 dwadzie艣cia lat, a nikt dot膮d nie stara艂 si臋 o mnie.
Loretta z trudem ukry艂a rozbawienie.
- Maj膮c dwadzie艣cia lat nie jest si臋 przecie偶 jeszcze w wieku emerytalnym. S膮dz臋, kochanie, 偶e to i owo wkr贸tce si臋 ju偶 zmieni.
Maja milcza艂a przez chwil臋.
- Sylwia Warrener to bardzo atrakcyjna kobieta, nie uwa偶asz? - wypali艂a w ko艅cu.
- Owszem, to sko艅czona pi臋kno艣膰 - przyzna艂a Loretta.
- Wszyscy m臋偶czy藕ni na pewno le偶膮 u jej st贸p - wydusi艂a Maja.
Loretta obrzuci艂a j膮 badawczym spojrzeniem.
- Mo偶na tak przypuszcza膰. Mimo to wci膮偶 jeszcze nie jest zam臋偶na. Za艂o偶臋 si臋, 偶e jest ju偶 po trzydziestce.
- Ale okazji z pewno艣ci膮 jej nie brakowa艂o. Trzeba by艂o widzie膰, jak m臋偶czy藕ni umizgali si臋 do niej. Nawet m贸j w艂asny ojciec nie stanowi艂 wyj膮tku. - Z ka偶dym wypowiedzianym s艂owem Maj臋 ogarnia艂o wi臋ksze wzburzenie.
Loretta za艣mia艂a si臋.
- Ostatecznie tw贸j ojciec jest m臋偶czyzn膮 w sile wieku. Dlaczego mia艂by nie by膰 oczarowany pi臋kn膮 kobiet膮? Nie znaczy to jednak, 偶e wszyscy m臋偶czy藕ni gotowi byliby z miejsca o偶eni膰 si臋 z kobiet膮 typu doktor Warrener. W najlepszym wypadku chcieliby pewnie prze偶y膰 z ni膮 przygod臋. Poza tym takie pi臋kno艣ci z regu艂y bardzo p贸藕no wychodz膮 za m膮偶 albo wcale. 艢wiadome swojej warto艣ci, czekaj膮, a偶 pojawi si臋 m臋偶czyzna, kt贸ry by艂by ich godny.
- Mo偶e Sylwia Warrener s膮dzi, 偶e czeka艂a ju偶 dostatecznie d艂ugo - - mrukn臋艂a pod nosem Maja. - W ka偶dym razie wydaje si臋 w bardzo poufa艂ych stosunkach ze Stewartem Sinclairem.
- Niekoniecznie musi si臋 za tym co艣 kry膰. Obydwoje chodzili ju偶 razem do szko艂y. Nie wiedzia艂a艣 o tym?
Maja zaskoczona podnios艂a na ni膮 wzrok.
- Nie.
Loretta pokiwa艂a g艂ow膮.
- O ile mi wiadomo, Stewart prosi艂 j膮, 偶eby mu pomaga艂a w zbieraniu materia艂贸w do jego nowej ksi膮偶ki. Ma to by膰 powie艣膰 historyczna rozgrywaj膮ca si臋 w naszych stronach. Sylwia zamierza si臋 bardzo zaanga偶owa膰...
- Och, z pewno艣ci膮 - zauwa偶y艂a Maja z uszczypliw膮 ironi膮.
- Co chcesz przez to powiedzie膰? zdziwi艂a si臋 Loretta.
Maja ugryz艂a si臋 w j臋zyk.
- Nic.
Loretta zacz臋艂a co艣 przeczuwa膰.
- Powiedz, co tu si臋 w艂a艣ciwie dzieje. Je艣li uwa偶asz, 偶e nie powinno mnie to obchodzi膰, spokojnie mi to powiedz. Ale mo偶e mog艂abym ci pom贸c? Mia艂a艣 jakie艣 spi臋cie z doktor Warrener?
Maja zawaha艂a si臋 chwil臋, lecz w ko艅cu zdecydowa艂a si臋 opowiedzie膰 wszystko starszej przyjaci贸艂ce. Pozbycie si臋 tego ci臋偶aru dobrze jej zrobi艂o.
- Rozumiem - rzek艂a Loretta i westchn臋艂a ci臋偶ko. - Nie m贸wi艂a艣 Stewartowi, jak to by艂o naprawd臋?
Maja powiesi艂a 艣ciereczk臋 i przygotowa艂a kaw臋 dla ojca.
- Dok艂adnie ju偶 nie pami臋tam, ale chyba pr贸bowa艂am mu to powiedzie膰 - odpar艂a przygn臋biona. - Stewart zasypa艂 mnie od razu potokiem oskar偶e艅. W ka偶dym razie nie wierzy艂 nawet jednemu mojemu s艂owu. Jest taki sam jak wszyscy m臋偶czy藕ni. Widzi tylko jej pi臋kn膮 fasad臋, a nie dostrzega, jaka jest naprawd臋.
- Naprawd臋 tak s膮dzisz, kochanie? - Loretta w zamy艣leniu pokr臋ci艂a g艂ow膮. - Przypuszcza艂am raczej, 偶e Stewart jest bardziej krytyczny ni偶 wi臋kszo艣膰 m臋偶czyzn.
- W tym wypadku najwidoczniej nie jest. - Maja z trudem powstrzymywa艂a 艂zy. - Nienawidz臋 go! - wybuchn臋艂a nagle. - Nie chc臋 go wi臋cej ogl膮da膰!
Zanim Loretta zd膮偶y艂a cokolwiek powiedzie膰, drzwi otworzy艂y si臋 i do kuchni wszed艂 pow贸d ataku w艣ciek艂o艣ci Mai. Maja os艂upia艂a.
- Loretto, odebra艂a mi pani prac臋. Jestem tutaj dy偶urnym zmywaczem, nieprawda偶, Maju? - Stewart spojrza艂 na ni膮 badawczo.
Kiedy Maja nie udzieli艂a odpowiedzi, w艂膮czy艂a si臋 Loretta.
- W takim razie b臋dzie pan mia艂 dzisiaj wolny wiecz贸r. Zreszt膮 i tak wkr贸tce sko艅czymy. Chcia艂am jeszcze tylko zanie艣膰 Dawidowi kaw臋. Jest w swoim gabinecie. Napije si臋 pan tak偶e?
Stewart w dalszym ci膮gu wpatrywa艂 si臋 w plecy Mai, w ko艅cu uzmys艂owi艂 sobie, 偶e Loretta czeka na odpowied藕.
- O tak, to dobry pomys艂 - powiedzia艂 szybko. - Niech pani idzie przodem, zaraz si臋 zjawi臋.
Loretta zauwa偶y艂a, 偶e Stewart chce si臋 jej pozby膰. Z wahaniem wzi臋艂a tac臋.
- Niech pan nie siedzi za d艂ugo, bo kawa wystygnie - rzek艂a z naciskiem.
Po jej wyj艣ciu w kuchni zapanowa艂o przygn臋biaj膮ce milczenie.
- Zamierzasz przez ca艂膮 noc pokazywa膰 mi plecy, Maju? - zapyta艂 w ko艅cu Stewart.
- Zamierzasz sta膰 tutaj przez ca艂膮 noc? - odparowa艂a bezczelnie. - Chcia艂e艣 chyba wypi膰 kaw臋 z moim ojcem.
Roze艣mia艂 si臋, lecz jego 艣miech by艂 troch臋 wymuszony.
- Nie dasz mi okazji, bym m贸g艂 ci臋 przeprosi膰?
- Za co? - spyta艂a z wyra藕n膮 oboj臋tno艣ci膮.
Westchn膮艂 i przeczesa艂 palcami w艂osy.
- A wi臋c domagasz si臋 zado艣膰uczynienia. Okay, rozumiem to. Naprawd臋 jest mi bardzo przykro, 偶e zachowa艂em si臋 wobec ciebie po grubia艅sku. Nie mia艂em prawa 偶膮da膰 od ciebie przeprosin doktor Warrener. A tym bardziej nie mia艂em prawa 艂oi膰 ci sk贸ry. - Podszed艂 do niej i po艂o偶y艂 jej r臋ce na ramionach. - Maju, prosz臋, przebacz mi. Zapewniam ci臋, 偶e nie chcia艂em ci sprawi膰 b贸lu. Po prostu przesta艂em panowa膰 nad sob膮.
Maja w dalszym ci膮gu nie odwraca艂a si臋 do niego. Jego ciep艂e d艂onie masowa艂y lekko jej ramiona.
- Czego 偶膮dasz jeszcze? Czy mam przeprosi膰 tak偶e za ten poca艂unek? Nie uczyni臋 tego. Sk艂ama艂bym m贸wi膮c, 偶e tego 偶a艂uj臋. Maju, musisz wreszcie wydoro艣le膰. Nie jeste艣 ju偶 dzieckiem.
W ko艅cu Maja przerwa艂a milczenie.
- Ale ty tak twierdzi艂e艣.
W k膮cikach jego ust pojawi艂 si臋 u艣miech.
- Nie, Maju. Powiedzia艂em tylko, 偶e zachowujesz si臋 jak dziecko. Ale jestem w pe艂ni 艣wiadom, 偶e dawno ju偶 wyros艂a艣 z lat dziecinnych. Wydaje si臋 tylko, 偶e nie przyj臋艂a艣 jeszcze tego do wiadomo艣ci.
- Mylisz si臋. Ostatecznie ju偶 od wielu lat zajmuj臋 si臋 sama domem i ojcem.
Stewart pokr臋ci艂 g艂ow膮.
- Je艣li s膮dzisz, 偶e to mia艂em na my艣li, to jeste艣 jeszcze bardziej niedojrza艂a, ni偶 my艣la艂em.
Nie mog艂a d艂u偶ej znie艣膰 jego wzroku. Poczu艂a, 偶e zaczyna si臋 rumieni膰, i szybko popatrzy艂a w bok. Czy taki m臋偶czyzna mo偶e w niej dostrzega膰 co艣 innego ni偶 c贸rk臋 przyjaciela?
Kiedy ta my艣l przebiega艂a jej przez g艂ow臋, poczu艂a, jak Stewart zabiera d艂onie z jej ramion. W chwil臋 p贸藕niej opu艣ci艂 kuchni臋.
6
Nast臋pnego ranka spa艂a bardzo d艂ugo. Kiedy zesz艂a do kuchni, ojciec wraz z go艣ciem siedzieli ju偶 przy 艣niadaniu.
- Przepraszam, 偶e zaspa艂am - rzek艂a poczuwaj膮c si臋 do winy - macie wszystko, czego potrzebujecie?
Dr Reed mrukn膮艂 co艣 zza gazety, lecz Stewart u艣miechn膮艂 si臋 uprzejmie.
- W ka偶dym razie wszystko, co jest potrzebne do 艣niadania.
Maja obrzuci艂a go nieufnym spojrzeniem. Tym razem jednak nie m贸wi艂 chyba tego z 偶adnym podtekstem.
- Kawy mamy jeszcze pod dostatkiem. Ale bekon jest ju偶 pewnie zimny.
- Dzi臋kuj臋, napij臋 si臋 tylko kawy.
Podesz艂a do szafki kuchennej. Pragn臋艂a by膰 r贸wnie naturalna jak Stewart. On za艣 zachowywa艂 si臋 tak, jakby nic si臋 mi臋dzy nimi nie sta艂o. Postawi艂a swoj膮 fili偶ank臋 na stole, a Stewart nala艂 jej kawy.
- Powinna艣 zje艣膰 przynajmniej odrobin臋 - powiedzia艂 - i tak jeste艣 o wiele za szczup艂a.
Maja pos艂a艂a mu ponad sto艂em zab贸jcze spojrzenie.
- Wcale nie jestem! - zaprotestowa艂a ostro. - Mo偶e ci臋 to zdziwi, ale nie wszyscy m臋偶czy藕ni lubi膮 kobiety o bujnych kszta艂tach. - Mimo woli pomy艣la艂a przy tym o okr膮g艂o艣ciach Sylwii Warrener.
Stewart spojrza艂 na ni膮 z rozbawieniem, jakby odgad艂 jej my艣li.
- Sk膮d czerpiesz tego rodzaju m膮dro艣ci?
- Po prostu taka jest prawda - o艣wiadczy艂a porywczo. - Ostatecznie nie mo偶esz zak艂ada膰, 偶e wszyscy m臋偶czy藕ni maj膮 taki sam gust jak ty.
- A sk膮d wiesz, jaki mam gust?
- To przecie偶 oczywiste. Doktor Warrener nie mo偶na z pewno艣ci膮 okre艣li膰 mianem chudej.
- Nie, na pewno nie - zauwa偶y艂 krzywi膮c twarz w u艣miechu.
Jakby pad艂o w艂a艣nie jakie艣 has艂o, dr Reed uni贸s艂 nagle g艂ow臋.
- Doktor Warrener? - zapyta艂 z zachwyconym u艣miechem. - Czy偶 to nie cudowna kobieta, Stewarcie?
- Bez w膮tpienia, Dawidzie - potwierdzi艂 Stewart z powag膮.
Maja prychn臋艂a pogardliwie przez nos i zacz臋艂a sprz膮ta膰 ze sto艂u.
- Nie wypi艂a艣 jeszcze swojej kawy - stwierdzi艂 Stewart.
- Nie mam ju偶 ochoty.
Ha艂a艣liwie posk艂ada艂a talerze jeden na drugim i wstawi艂a je do zlewu. Zn贸w z trudem pow艣ci膮gn臋艂a sw贸j temperament. To, 偶e Stewart teraz 艣mia艂 si臋 z niej pewnie za plecami, wcale jej tego nie u艂atwia艂o. Kiedy zadzwoni艂 telefon, z ulg膮 przyj臋艂a t臋 przerw臋 i dos艂ownie wybieg艂a z kuchni. Po kilku minutach wr贸ci艂a w wyra藕nie lepszym humorze.
Tato, to by艂a Loretta. Chce ze mn膮 pojecha膰 na zakupy. Masz co艣 przeciwko temu?
Dr Reed spojrza艂 zdumionym wzrokiem znad gazety.
- Przeciwko czemu?
Maja powt贸rzy艂a.
- Oczywi艣cie, 偶e nie, kochanie - powiedzia艂. - Ale dlaczego nie poprosi艂a艣 jej do 艣rodka na kaw臋?
- Bo rozmawia艂y艣my przez telefon, tato - wyja艣ni艂a cierpliwie. - Mog臋 si臋 wybra膰?
- Przecie偶 i tak wybierasz si臋 w ka偶d膮 sobot臋 na zakupy - odpar艂 dr Reed lekko zmieszany.
- Owszem, 偶ywno艣膰. Ale tym razem chcia艂abym sobie kupi膰 co艣 do ubrania. - Odebra艂a ojcu gazet臋, 偶eby rzeczywi艣cie s艂ysza艂, co do niego m贸wi.
- Znowu wyros艂a艣 ze swoich rzeczy? - spyta艂 marszcz膮c czo艂o.
Twarz Stewarta wykrzywi艂a si臋 w szerokim u艣miechu. Maja pos艂a艂a mu lodowate spojrzenie.
- Tato, nie wyrastam ze swoich ubra艅 ju偶 od pi臋ciu lat. - Mia艂a nadziej臋, 偶e w jej g艂osie nie pobrzmiewa zbyt wielka z艂o艣膰.
Ojciec spojrza艂 na ni膮 zdumionym wzrokiem.
- Naprawd臋? - spyta艂 z niedowierzaniem. - W takim razie rzeczywi艣cie powinna艣 sobie co艣 kupi膰. Czemu wcze艣niej nie pomy艣la艂a艣 o tym?
Od zlewu dobieg艂 st艂umiony 艣miech. Tak偶e Maja musia艂a si臋 roze艣mia膰.
- Masz racj臋, tato. Powinnam by艂a pomy艣le膰 o tym wcze艣niej. Nie chcia艂am tylko, 偶eby艣 by艂 przera偶ony wysoko艣ci膮 rachunk贸w.
- Kup sobie co艣 艂adnego. Ale przypomnij mi p贸藕niej, za co by艂y te rachunki. Wiesz przecie偶, 偶e mam kr贸tk膮 pami臋膰. Naprawd臋 sam powinienem wpa艣膰 na to, 偶e potrzebujesz czego艣 do ubrania. Obawiam si臋, 偶e jestem kiepskim ojcem.
Oczy Mai zwilgotnia艂y. Ojciec tak rzadko interesowa艂 si臋 jej sprawami. Poca艂owa艂a go w policzek.
- Jeste艣 bardzo dobrym ojcem. Nie chcia艂abym mie膰 innego.
- Wiem sam, 偶e cz臋sto jestem dla ciebie wielkim ci臋偶arem. Nie wiem, co kiedy艣 poczn臋 bez ciebie.
Poczu艂a, jak wzruszenie 艣ciska jej gard艂o.
- Poniewa偶 nigdy nie dojdzie do tego, nie musisz martwi膰 si臋 z tego powodu.
Opu艣ci艂a kuchni臋 i wzi臋艂a si臋 za prace domowe. W艂膮czywszy pralk臋 zacz臋艂a wymienia膰 po艣ciel w 艂贸偶kach.
Na 艂贸偶ko Stewarta przysz艂a kolej na ko艅cu. Najpierw zapuka艂a do drzwi, a kiedy nie doczeka艂a si臋 odpowiedzi, wesz艂a do 艣rodka.
Powlekaj膮c 艣wie偶膮 po艣ciel rozgl膮da艂a si臋 ukradkiem po pokoju. Nie by艂a w nim, odk膮d Stewart u nich zamieszka艂. O艣wiadczy艂 jej, 偶e sam b臋dzie dba艂 o czysto艣膰, i faktycznie wydawa艂 si臋 cz艂owiekiem mi艂uj膮cym porz膮dek. Na nocnej szafce odkry艂a jak膮艣 fotografi臋 i podnios艂a j膮 do g贸ry. Zdj臋cie przedstawia艂o Stewarta pod r臋k臋 z prze艣liczn膮 dziewczyn膮, kt贸ra patrz膮c w g贸r臋 na niego u艣miecha艂a si臋 promiennie. Maja przygl膮da艂a si臋 jej d艂ugo. Stewart faktycznie zdawa艂 si臋 gustowa膰 w niewysokich, ciemnow艂osych, pulchnych kobietach. Ciekawe, czy Sylwia Warrener wie o atrakcyjnej konkurentce.
Maja przyjrza艂a si臋 sobie w lustrze. Co prawda nie by艂a p艂aska jak deska, lecz z tymi kobietami nie mog艂a si臋 mierzy膰. Wyprostowa艂a si臋, wci膮gn臋艂a brzuch i wysun臋艂a klatk臋 piersiow膮. Tak, uzna艂a, wygl膮da ju偶 odrobin臋 lepiej. Ale nie mo偶e tak przecie偶 ci膮gle chodzi膰.
Nagle w lustrze dostrzeg艂a jaki艣 ruch i z przera偶eniem ujrza艂a Stewarta opartego o framug臋 drzwi, z szerokim u艣miechem na twarzy. Zarumieni艂a si臋 i spiesznie zaj臋艂a si臋 na powr贸t 艂贸偶kiem.
- Chcia艂am ci tylko wymieni膰 po艣ciel - mrukn臋艂a. - Za minut臋 b臋d臋 gotowa.
- Ju偶 dobrze - odpar艂 dobrodusznie. - Wystarczy艂o powiedzie膰, 偶e trzeba powlec 艂贸偶ko, a sam bym to zrobi艂. W tym pokoju nie powinna艣 mie膰 nic do roboty.
Poniewa偶 i tak czu艂a ju偶 wyrzuty sumienia, odebra艂a t臋 uwag臋 jako ukryte oskar偶enie.
- Nie b贸j si臋 - rzek艂a ostrym tonem - nie grzeba艂am w twoich rzeczach osobistych.
- Wcale ci臋 o to nie podejrzewa艂em. Powiedzia艂em co艣 takiego?
- Bezpo艣rednio nie.
- Cierpisz na nadmiar wyobra藕ni, moja droga. Niczego nie powiedzia艂em ani niczego ci nawet w my艣li nie insynuowa艂em. Zawsze jeste艣 mile widziana w moim pokoju. - Spojrza艂 na ni膮 znacz膮co. - We dnie i w nocy. Nie zrewan偶ujesz mi si臋 podobn膮 propozycj膮?
Maja szarpn臋艂a ze z艂o艣ci膮 prze艣cierad艂o.
- Musisz ci膮gle dra偶ni膰 si臋 ze mn膮? Nie zamierzasz chyba uwie艣膰 c贸rki swego gospodarza przed jego nosem?
Popatrzy艂 na ni膮, jakby musia艂 si臋 dok艂adnie zastanowi膰 nad odpowiedzi膮.
- Masz chyba racj臋. Lecz b膮d藕 co b膮d藕 mo偶na to tak zrobi膰, 偶eby niczego nie zauwa偶y艂.
- A poza tym - wytkn臋艂a mu, nie nawi膮zuj膮c do jego uwagi - tak czy owak nie jestem w twoim typie.
- Nie jeste艣? Dlaczego tak s膮dzisz?
- Wiesz bardzo dobrze.
- Nie, naprawd臋 nie wiem. Mo偶e dzisiaj troch臋 powoli pojmuj臋. Czemu mi nie wyja艣nisz?
Z rozmachem wywr贸ci艂a poszw臋 na lew膮 stron臋.
- Na przyk艂ad wszystkie kobiety w twoich powie艣ciach s膮 bardzo wyrafinowane i nie wy偶yte seksualnie.
- Zgadza si臋. Ale kto by chcia艂 czyta膰 o ma艂ej, chudej, krn膮brnej dziewczynie, kt贸ra boi si臋 doros艂o艣ci?
Przez chwil臋 wpatrywa艂a si臋 w niego, nie mog膮c wym贸wi膰 s艂owa.
- Nie jestem chuda - wybuchn臋艂a w ko艅cu - i nie jestem ma艂ym krn膮brnym dzieckiem!
W oczach Stewarta pojawi艂y si臋 weso艂e b艂yski.
- Nic takiego nie twierdzi艂em - broni艂 si臋 z min膮 niewini膮tka. - M贸wili艣my przecie偶 o charakterach w moich ksi膮偶kach.
- Och, ty... jeste艣 po prostu niezno艣ny! - Z w艣ciek艂o艣ci膮 zgarn臋艂a 艣ci膮gni臋t膮 po艣ciel. - To przecie偶 jasne jak na d艂oni, 偶e w prawdziwym 偶yciu te偶 faworyzujesz ten typ kobiet. Gdzie masz swoje brudne ciuchy?
Stewart roze艣mia艂 si臋 na ca艂e gard艂o.
- Co艣 takiego mi si臋 jeszcze nie zdarzy艂o! Masz szczeg贸lny spos贸b otrze藕wiania m臋偶czyzny, kt贸ry zamierza ci臋 w艂a艣nie uwie艣膰. Wcale ci to nie pochlebia, nie jeste艣 wcale przera偶ona ani nawet po dziewcz臋cemu za偶enowana, tylko pytasz go o brudn膮 bielizn臋.
R贸wnie偶 Maja musia艂a si臋 roze艣mia膰.
- Dla kogo艣, kto ma powa偶ne zamiary, musi to by膰 naturalnie deprymuj膮ce - przyzna艂a. - Na szcz臋艣cie ty tylko 偶artowa艂e艣. Teraz jednak zejd藕 mi z drogi, mam jeszcze mn贸stwo roboty.
Ruszy艂a do drzwi.
- Jeszcze chwileczk臋, Maju! - zawo艂a艂 za ni膮.
Zatrzyma艂a si臋.
- Tak, o co chodzi?
- Dam ci tylko pewn膮 rad臋. Nie powinna艣 biega膰 po domu z tym stosem bielizny na piersi. Mog艂aby艣 upa艣膰.
- Dlaczego? - spyta艂a zmieszana. Zaraz jednak przypomnia艂a sobie, jak przed jego wej艣ciem pozowa艂a przed lustrem, i zn贸w si臋 zaczerwieni艂a.
Stewart uni贸s艂 brwi i u艣miechn膮艂 si臋 wieloznacznie.
- Naprawd臋 nie musisz robi膰 komu艣 konkurencji.
W艣ciek艂a wybieg艂a z pokoju. Stewart by艂 najobrzydliwszym facetem, jakiego kiedykolwiek spotka艂a. Nienawidzi艂a go. Naprawd臋 nie powinien by艂 wytyka膰 jej w tak nikczemny spos贸b, 偶e nie ma szans w rywalizacji z jego proporcjonalnie zbudowanymi przyjaci贸艂kami. Dlaczego zreszt膮 mia艂aby je mie膰? Przesta艂a go nawet lubi膰.
Maja otar艂a 艂z臋 z oka i z g贸r膮 bielizny w r臋kach ruszy艂a po schodach na - d贸艂.
7
Nigdy dot膮d zakupy nie sprawi艂y jej takiej frajdy jak tego popo艂udnia z Lorett膮. Nowe rzeczy kupowa艂a dotychczas tylko wtedy, kiedy by艂o to niezb臋dnie konieczne. Bra艂a przy tym bez wyboru, co by艂o akurat modne, nie zwa偶aj膮c na to, czy dobrze jej w tym, czy nie. Dla wygody kupowa艂a zreszt膮 wy艂膮cznie w pobliskich ma艂ych sklepach. Tego dnia jednak pojecha艂y do miasta oddalonego o czterdzie艣ci mil.
W sklepach takich jak ten, do kt贸rego zaprowadzi艂a j膮 Loretta, Maja nigdy nie bywa艂a. Z zachwytem przygl膮da艂a si臋 eleganckim modelom. W pierwszej chwili odstraszy艂y j膮 ceny, lecz Loretta odrzuci艂a na bok jej sprzeciwy. Okiem znawcy wyszuka艂a kilka sukienek i da艂a Mai do przymierzenia.
Smak Loretty by艂 niezawodny. Potrafi艂a znakomicie doradzi膰 Mai. Dopiero po d艂u偶szej chwili opu艣ci艂y ekskluzywny sklep, ob艂adowane pakunkami i torebkami.
Tu偶 obok znajdowa艂 si臋 r贸wnie ekskluzywny salon fryzjerski, w kt贸rym Loretta chcia艂a zrobi膰 sobie fryzur臋. Maja waha艂a si臋 z pocz膮tku, lecz w dwie godziny p贸藕niej niejaki pan Charles po usilnej, pe艂nej skupienia pracy dokona艂 prawdziwego cudu. Ledwo sama si臋 rozpozna艂a.
Wr贸ci艂y do domu dosy膰 p贸藕no. Loretcie 艣pieszy艂o si臋, wi臋c wysadzi艂a tylko Maj臋 przed drzwiami. Nios膮c przed sob膮 zakupy, Maja otworzy艂a sobie drzwi nog膮.
W tym samym momencie zderzy艂a si臋 z jak膮艣 postaci膮, i paczuszki posypa艂y si臋 na ziemi臋.
- Przepraszam ci臋 - rzek艂 Stewart. - By艂em strasznie zamy艣lony. - Zdziwiony przyjrza艂 si臋 jej dok艂adniej. - Fiu, fiu, wygl膮dasz fantastycznie. - Podda艂 j膮 ogl臋dzinom ze wszystkich stron.
U艣miechn臋艂a si臋 wynio艣le. Wraz z now膮 fryzur膮 nabra艂a wi臋kszej pewno艣ci siebie. Sama r贸wnie偶 zmierzy艂a Stewarta od g贸ry do do艂u. Mia艂 na sobie czarny smoking i bia艂膮 jedwabn膮 koszul臋.
- Ty te偶 nie藕le si臋 odstawi艂e艣 - stwierdzi艂a. - Przypuszczam, 偶e nie b臋dziesz uczestniczy艂 w mojej wykwintnej kolacji.
Stewart u艣miechn膮艂 si臋 z ubolewaniem.
- A co dobrego zaplanowa艂a艣?
- Hot dogi - odpar艂a 艂askawie.
Roze艣mia艂 si臋 i za艂adowa艂 jej z powrotem paczuszki, kt贸re pospada艂y przy ich zderzeniu.
- Musz臋 przyzna膰, 偶e brzmi to kusz膮co, lecz mimo to musz臋 zrezygnowa膰. I obawiam si臋, 偶e hot dogi nie pasuj膮 r贸wnie偶 do dzisiejszych plan贸w twojego ojca.
Maja zmarszczy艂a czo艂o.
- A jakie偶 to plany ma m贸j tato?
- O ile mi wiadomo, zamierza zabra膰 dzi艣 swoj膮 c贸rk臋 na ta艅ce do Country-Clubu.
- Co? Nigdy w 偶yciu w to nie uwierz臋. Tato nie przywi膮zuje najmniejszej wagi do takich rzeczy. Od wielu lat nie by艂 ju偶 na 偶adnej imprezie tanecznej.
- Ale dzi艣 wybiera si臋 do Country-Clubu i liczy, 偶e b臋dziesz mu towarzyszy膰.
Spojrza艂a na Stewarta.
- Ty mo偶e te偶 si臋 tam wybierasz?
- Owszem. Ale nie mog臋 niestety p贸j艣膰 z tob膮 i twoim ojcem, gdy偶 obieca艂em ju偶 doktor Warrener, 偶e dotrzymam jej towarzystwa.
Powiedzia艂 to takim tonem, jakby Maja prosi艂a go, by poszed艂 z ni膮, a on niestety musia艂 odrzuci膰 jej zaproszenie. Zawrza艂 w niej gniew.
- W takim razie masz szcz臋艣cie, 偶e艣my ci臋 nie zaprosili - odpar艂a porywczo.
Stewart popatrzy艂 na ni膮 z rozbawieniem.
- Szkoda, 偶e przy okazji postrzy偶yn nie przyci臋to ci od razu j臋zyka. Zawsze musisz mi udziela膰 takich ostrych odpowiedzi. Ale tym razem wspania艂omy艣lnie ci przebacz臋. - Poca艂owa艂 j膮 przelotnie w usta. - Dla twojej informacji, skarbie, tw贸j ojciec nawet mnie zaprosi艂, lecz jak wspomnia艂em, nie mog艂em przyj膮膰 zaproszenia. A teraz po艣piesz si臋, bo gotowa jeste艣 jeszcze si臋 sp贸藕ni膰.
- Nie wybieram si臋 na 偶adne ta艅ce - o艣wiadczy艂a z uporem.
- A czemu偶 to nie?
- Musz臋 ci si臋 z tego spowiada膰? - unios艂a si臋 gniewem.
- Oczywi艣cie, 偶e nie - odpar艂 uprzejmie. - Pomy艣la艂em, 偶e boisz si臋, i偶 nie sprostasz konkurencji innych dam. - Wsadzi艂 r臋k臋 w 艣wie偶o ufryzowane w艂osy Mai i rozczochra艂 je. - Naprawd臋 musz臋 ju偶 i艣膰, kotku.- Nie mog臋 pozwoli膰, 偶eby dama na mnie czeka艂a.
To rzek艂szy znikn膮艂. Maja patrzy艂a za nim, dop贸ki nie us艂ysza艂a z g贸ry wo艂ania ojca.
- Maju, to ty?
- Tak, tato.
Pobieg艂a na g贸r臋. Ojciec wyszed艂 akurat ze swojego pokoju w lu藕no zwi膮zanym krawacie i ze spinkami do mankiet贸w w gar艣ci.
- Mo偶esz mi pom贸c? Nie mog臋 doj艣膰 do 艂adu z tym diabelstwem.
- Naturalnie, tato. Po艂o偶臋 tylko te rzeczy.
Rzuci艂a zakupy na 艂贸偶ko. Ojciec wszed艂 za ni膮 do pokoju. Maja poprawi艂a mu krawat i zapi臋艂a mankiety na spinki.
- Stewart m贸wi艂 mi, 偶e wybierasz si臋 dzi艣 wiecz贸r ze mn膮 do Country-Clubu, tato.
- Tak, to prawda. Loretta nic ci nie m贸wi艂a?
- Loretta?
- Wybiera si臋 do klubu ze swym siostrze艅cem i pomy艣la艂a, 偶e by艂oby mi艂o, gdyby艣my poszli wszyscy razem.
- Dlaczego wi臋c nie wspomnia艂a mi o tym nawet s艂owem? - zdziwi艂a si臋 Maja.
- Nie by艂em jeszcze wtedy zdecydowany.
- A dlaczego w ko艅cu si臋 zgodzi艂e艣?
- Stewart uzna艂, 偶e to dobry pomys艂. Wybiera si臋 tam z doktor Warrener. - Zaskoczona stwierdzi艂a, 偶e rozpromieni艂 si臋 na twarzy. - Cudowna kobieta - mrukn膮艂 do siebie.
- Naprawd臋 musz臋 tam i艣膰, tato? Jestem troch臋 zm臋czona.
- Stewart s膮dzi艂 wprawdzie, 偶e nie dasz si臋 raczej wyci膮gn膮膰, ale prosz臋 ci臋 o to, moje dziecko.
- Dlaczego wspania艂y pan Sinclair tak uwa偶a艂?
- Powiedzia艂, 偶e jeste艣 jeszcze za m艂oda, 偶eby takie imprezy sprawia艂y ci przyjemno艣膰. Ale pod tym wzgl臋dem nie ma racji, prawda?
- Absolutnie! - o艣wiadczy艂a z naciskiem. - Zrobisz sobie teraz kanapk臋 albo zjesz co艣 innego, a ja tymczasem si臋 przygotuj臋. B臋dziemy najatrakcyjniejsz膮 par膮 w ca艂ym klubie.
Wzi臋艂a prysznic. Dzi臋ki Bogu, 偶e akurat dzisiaj kupi艂a sobie nowe rzeczy. Za艂o偶y艂a jasnobr膮zow膮 sukienk臋 na w膮skich rami膮czkach, wsun臋艂a stopy w dobrane do niej kolorystycznie sanda艂ki i zarzuci艂a na ramiona zrobion膮 na szyde艂ku etol臋.
Potem z zadowoleniem przyjrza艂a si臋 sobie w lustrze. Kiedy Stewart zobaczy j膮 w tym stroju, na pewno przestanie j膮 traktowa膰 jak ma艂膮 dziewczynk臋. Ale w nast臋pnej chwili u艣wiadomi艂a sobie, kto b臋dzie dzisiaj u jego boku, i nagle uzna艂a, 偶e wcale nie wygl膮da tak rewelacyjnie.
8
Kiedy Maja i jej ojciec zjawili si臋 w Country-Clubie, ta艅ce by艂y ju偶 w pe艂nym toku. Dr Reed zacz膮艂 rozgl膮da膰 si臋 za Lorett膮.
- S膮 tam w g艂臋bi sali - powiedzia艂 i j膮艂 przepycha膰 si臋 z c贸rk膮 mi臋dzy rz臋dami pozajmowanych stolik贸w.
Maja natychmiast odkry艂a Stewarta i Sylwi臋 Warrener. Stewart siedzia艂 odwr贸cony plecami do niej, a je艣li jego towarzyszka rozpozna艂a Maj臋, to nie okaza艂a tego. Maja mia艂a nadziej臋, 偶e Stewart jej nie zauwa偶y艂. Jej ojciec tak czy owak nie patrzy艂 na boki, tylko zmierza艂 prosto do Loretty.
W pewnej chwili jednak Stewart zawo艂a艂 go po nazwisku. Dr Reed odwr贸ci艂 si臋, i Maja z konieczno艣ci musia艂a spojrze膰 w tym samym kierunku.
- Stewart! - zawo艂a艂 uradowany ojciec. - Doktor Warrener, jak to mi艂o spotka膰 pani膮 znowu. - Z podziwem w oczach u艣miechn膮艂 si臋 do pi臋knej kobiety w czerwonej szyfonowej sukni.
Maja zrobi艂a niezainteresowan膮 min臋. Zauwa偶y艂a, 偶e zar贸wno Stewart, jak i Sylwia Warrener mierz膮 j膮 bacznym spojrzeniem.
- Dawidzie, mo偶e przysiadzie si臋 pan razem z Maj膮 do naszego stolika? Miejsca jest dosy膰, bardzo by艣my si臋 cieszyli - zaproponowa艂 Stewart.
Rzut oka na nieprzyst臋pn膮 min臋 Sylwii Warrener podpowiedzia艂 Mai, 偶e ta z pewno艣ci膮 nie ucieszy艂aby si臋 z ich towarzystwa. Kiedy ojciec rozpromieniony zamierza艂 ju偶 przyj膮膰 zaproszenie, chwyci艂a go za rami臋.
- Tato, zapomnia艂e艣, 偶e jeste艣my um贸wieni z Lorett膮?
- Ach tak, s艂usznie. - Dr Reed spojrza艂 z ubolewaniem na Stewarta, a nast臋pnie na Sylwi臋 Warrener. - 呕a艂uj臋, mo偶e innym razem.
Kiedy dotarli do stolika Loretty, podni贸s艂 si臋 m艂ody blondyn.
- Dawidzie! Maju! - zawo艂a艂a Loretta promieniej膮c rado艣ci膮. - Ciesz臋 si臋, 偶e jednak przyszli艣cie. Obawia艂am si臋 ju偶, Dawidzie, 偶e zapomnia艂e艣.
- Ale偶 Loretto - rzek艂 艣miej膮c si臋 dr Reed. - Czy mog艂a艣 si臋 kiedykolwiek uskar偶a膰 na moj膮 kr贸tk膮 pami臋膰?
Maja obrzuci艂a ojca zdumionym spojrzeniem. To偶 on formalnie flirtowa艂. Najpierw z Sylwi膮 Warrener, a teraz z Lorett膮. W tak pogodnym nastroju nigdy go jeszcze nie widzia艂a.
- Chcia艂abym wam przedstawi膰 mojego siostrze艅ca Richarda Pearsona - powiedzia艂a Loretta. - Richardzie, to jest doktor Reed i jego c贸rka Maja.
Richard u艣cisn膮艂 uprzejmie d艂o艅 doktora Reeda, a nast臋pnie z nie skrywanym podziwem przywita艂 si臋 z Maj膮. Stwierdzi艂a, 偶e ma sympatyczny u艣miech i 艂adne br膮zowe oczy.
- Cze艣膰, Richard - powiedzia艂a i wyci膮gn臋艂a r臋k臋 z jego d艂oni, nie doczekawszy si臋, a偶 j膮 sam wypu艣ci. - Mi艂o pana pozna膰.
- Ca艂a przyjemno艣膰 po mojej stronie - rzek艂 z galanteri膮 i podsun膮艂 jej krzes艂o. - Wygl膮da na to, 偶e mam dzisiaj szcz臋艣liwy dzie艅.
Maja pu艣ci艂a mimo uszu jego aluzj臋 i usiad艂a. Nied艂ugo potem bawi艂a si臋 ju偶 znakomicie. Richard potrafi艂 w szarmancki spos贸b asystowa膰 kobietom. Po chwili rozmowy poprosi艂 j膮 do ta艅ca.
Poniewa偶 w Country-Clubie reprezentowane by艂y wszystkie grupy wiekowe, orkiestra dostosowywa艂a si臋 do r贸偶nych gust贸w i opr贸cz znanych od dawna melodii dla starszych go艣ci gra艂a r贸wnie偶 nowoczesne rytmy. Na pocz膮tek zata艅czyli wolny kawa艂ek. Richard obj膮艂 j膮 w talii i pewnie prowadzi艂.
- I co, Maju Reed - zacz膮艂 z u艣miechem - nie zechcia艂aby mi pani opowiedzie膰 czego艣 o sobie?
Odwzajemni艂a jego u艣miech. Szczery podziw w oczach鈥 Richarda dobrze wp艂ywa艂 na jej nadw膮tlon膮 pewno艣膰 siebie.
- Niewiele mo偶na o mnie opowiada膰. Wiod臋 do艣膰 jednostajny 偶ywot i tylko bym pana nudzi艂a. Niech pan lepiej opowie o sobie.
- S膮dzi pani, 偶e moje 偶ycie jest ciekawsze?
- Par臋 r贸偶nic na pewno si臋 znajdzie - odpar艂a weso艂o. Dziwi艂a si臋 samej sobie, 偶e tak 艂atwo potrafi nagle flirtowa膰 z m臋偶czyzn膮, kt贸rego dopiero co pozna艂a. Czu艂a, 偶e formalnie rozkwita w obecno艣ci Richarda.
Zamierza艂a w艂a艣nie zrobi膰 sobie przerw臋 w ta艅cach, kiedy nagle stan膮艂 obok niej Jamie Fuller. Zdziwi艂a si臋, 偶e Jamie chce ta艅czy膰 akurat do tej idyllicznej melodii, poniewa偶 zwykle preferowa艂 szybsze rytmy. Jeszcze bardziej zaskoczona by艂a potem, gdy Jamie przyci膮gn膮艂 j膮 blisko do siebie, a jego d艂o艅 zacz臋艂a g艂aska膰 jej nagie plecy. Zauwa偶y艂a tak偶e niezwyk艂y wyraz jego oczu, nie znany jej dot膮d.
- Maju - szepn膮艂 ochryp艂ym g艂osem - nigdy jeszcze nie wygl膮da艂a艣 tak pi臋knie.
W jakim艣 sensie czu艂a si臋 skr臋powana jego zachowaniem.
- Mog臋 ci si臋 zrewan偶owa膰 takim samym komplementem, Jamie. Ty te偶 prezentujesz si臋 ca艂kiem nie藕le.
- M贸wi艂em ca艂kiem powa偶nie - rzek艂 lekko rozdra偶nionym tonem. W ta艅cu kierowa艂 si臋 w stron臋 szerokich rozsuwanych drzwi. Kiedy umilk艂a muzyka, poci膮gn膮艂 Maj臋 na taras. - Maju, musz臋 z tob膮 porozmawia膰.
- Ale chyba nie teraz. - Wyzwoli艂a si臋 gniewnym szarpni臋ciem z jego chwytu. - Mo偶e zajrzysz do mnie jutro?
Jamie po艂o偶y艂 r臋ce na szczup艂ej talii Mai.
- Dalej jeste艣 na mnie w艣ciek艂a, prawda? - spyta艂 ponurym tonem.
Spojrza艂a na niego ze zdziwieniem.
- Dlaczego mia艂abym by膰 w艣ciek艂a?
- Nie udawaj - rzek艂 Jamie. - Obrazi艂a艣 si臋, bo na przyj臋ciu twojego ojca po prostu poszed艂em sobie. A teraz chcesz wzbudzi膰 we mnie zazdro艣膰 zadaj膮c si臋 z tym Richardem Pearsonem.
Maja ledwo mog艂a uwierzy膰, 偶e to ten sam mi艂y ch艂opiec, z kt贸rym znali si臋 od dziecka. Przypuszczalnie Jamie wypi艂 dzi艣 za du偶o. Bez wzgl臋du na to, co si臋 z nim dzia艂o, dzia艂a艂 jej na nerwy.
- Jamie, nie by艂am na ciebie z艂a, ale lada chwila b臋d臋. Nie powinno ci臋 obchodzi膰, z kim tutaj jestem. Pu艣膰 mnie w ko艅cu, chc臋 wr贸ci膰 do swojego stolika.
- Chodzimy ju偶 ze sob膮 od lat - wydusi艂 - ka偶dy wie, 偶e jeste艣 moj膮 dziewczyn膮.
Tego by艂o ju偶 Mai za wiele.
- Czy偶by? W takim razie inni wiedz膮 wi臋cej ode mnie. Ostatecznie ka偶de z nas cz臋sto wychodzi艂o tak偶e w innym towarzystwie. Przypuszczam, 偶e dzisiaj te偶 nie jeste艣 tutaj sam.
Jamie zmiesza艂 si臋 na chwil臋, lecz zaraz zacz膮艂 si臋 broni膰.
- Jestem tu z rodzicami... i z Johnstonami.
- Aha. A Jill Johnston?
Te偶 tu jest - przyzna艂 niech臋tnie - ale nie jest tak, jak s膮dzisz. Zajmuj臋 si臋 ni膮 jedynie ze wzgl臋du na moich rodzic贸w.
- Co za po艣wi臋cenie - zadrwi艂a. - Wracaj wi臋c do Jill. Pewnie dziwi si臋 ju偶, gdzie si臋 tak d艂ugo podziewasz.
- Maju - zacz膮艂 Jamie b艂agalnym tonem.
Nic wi臋cej nie zd膮偶y艂 powiedzie膰. Pomi臋dzy nimi stan臋艂a nagle jaka艣 wysoka posta膰, i odezwa艂 si臋 g艂臋boki g艂os:
- S膮dz臋, Maju, 偶e to m贸j taniec.
Zbyt by艂a zadowolona, 偶e Stewart po艂o偶y艂 kres tej przykrej rozmowie, by zauwa偶y膰 jego sztywn膮 postaw臋 oraz pe艂ne dezaprobaty spojrzenie.
- Wygl膮da na to, 偶e dzi艣 wiecz贸r nie mo偶esz si臋 op臋dzi膰 od wielbicieli - przygada艂 jej Stewart, gdy przeta艅czyli ju偶 jaki艣 czas w milczeniu.
- Niezupe艂nie. - Tym razem us艂ysza艂a przygan臋 w jego g艂osie.
- Nie? A ten ma艂y flirt przed chwil膮 z m艂odym Fullerem?
- Jamie tylko wypi艂 troch臋 za du偶o - wyja艣ni艂a czerwieni膮c si臋. - Na pewno da艂abym sobie z nim rad臋.
- Naprawd臋? - zadrwi艂 Stewart. - Mia艂em wra偶enie, 偶e z rado艣ci膮 przyj臋艂a艣 moj膮 interwencj臋.
- W takim razie odni贸s艂 pan odwrotne wra偶enie, panie Sinclair - rzek艂a lodowatym tonem pr贸buj膮c si臋 uwolni膰, lecz trzyma艂 j膮 tak mocno, 偶e niemal zadawa艂 jej b贸l.
- Zamilkniesz wreszcie, ma艂y diable! - hukn膮艂 gro藕nie. - A je艣li jeszcze raz w ten dziecinny spos贸b zwr贸cisz si臋 do mnie 鈥瀙anie Sinclair鈥, to po偶a艂ujesz tego.
Niczym marionetka porusza艂a si臋 w rytm wolnej melodii. Czeka艂a niecierpliwie, kiedy taniec si臋 sko艅czy. Niestety, Stewart mia艂 w zapasie wi臋cej oskar偶e艅.
- Nie mo偶na nawet mie膰 za z艂e Fullerowi, Pearsonowi i innym m臋偶czyznom, z kt贸rymi dzi艣 wiecz贸r tak sprytnie flirtowa艂a艣, je艣li wydaje im si臋, 偶e szukasz przygody. W tym stroju wygl膮dasz wi臋cej ni偶 czaruj膮co. Nic dziwnego, 偶e Fuller tak rzuci艂 si臋 na ciebie.
Oburzona zaczerpn臋艂a powietrza.
- Jamie wcale nie rzuci艂 si臋 na mnie! Jak mo偶esz krytykowa膰 moj膮 sukienk臋, je艣li tuzin innych pokazuje si臋 tutaj w o wiele 艣mielszych strojach. 艁膮cznie z twoj膮 przyjaci贸艂k膮!
- Sylwia to co innego. Nie jest ju偶 ma艂ym dzieckiem, kt贸re si臋 wystroi艂o, 偶eby na艣ladowa膰 doros艂ych.
- Nie jestem dzieckiem! - wydusi艂a przez zaci艣ni臋te z臋by. - I bardzo dobrze sama potrafi臋 na siebie uwa偶a膰.
Za艣mia艂 si臋 lekcewa偶膮co.
- Je艣li dalej b臋dziesz si臋 tak dobiera膰 do Pearsona, dowiedziesz tego, zanim noc minie.
- Mam do艣膰 twoich obelg! Jak ty si臋 w og贸le zachowujesz! Wydajesz si臋 przypisywa膰 przyja藕ni z moim ojcem zbyt wielkie znaczenie.
- Prawie 偶a艂uj臋, 偶e nie jestem twoim ojcem, przynajmniej przez pi臋膰 minut - zauwa偶y艂 patrz膮c na ni膮 wzrokiem, kt贸ry nie wr贸偶y艂 nic dobrego. - Pokaza艂bym ci wtedy, na co zas艂ugujesz.
- Co ty nie powiesz - zadrwi艂a. - Raz ju偶 pozwoli艂e艣 sobie skorzysta膰 z tego prawa nie b臋d膮c moim ojcem. A teraz pu艣膰 mnie wreszcie. Chc臋 wr贸ci膰 do swojego stolika.
Lecz Stewart dalej jej nie puszcza艂. Pochmurnym wzrokiem spogl膮da艂 na ni膮 z g贸ry.
- We藕 si臋 w ko艅cu w gar艣膰 i spr贸buj przynajmniej zachowywa膰 si臋 odpowiednio do swojego wieku. M艂odziutkim niewinnym dziewczynom powinno si臋 wr臋cz zabroni膰 robienia z siebie takiego widowiska jak ty dzi艣 wiecz贸r. Przesta艅 si臋 tak miota膰. Pocz膮tkuj膮cej m艂odej damie to nie przystoi.
Nagle Maja zaniecha艂a oporu i przytuli艂a si臋 do jego piersi. U艣miechn臋艂a si臋 ob艂udnie i rzek艂a s艂odziutkim g艂osem:
- Stewart, kochanie, znaj膮c ju偶 twoj膮 niech臋膰 do ludzi, kt贸rzy robi膮 z siebie widowisko, zadaj臋 sobie pytanie, dlaczego mnie wreszcie nie pu艣cisz. Ceni臋 co prawda twoj膮 rycersko艣膰, lecz ludzie zaczynaj膮 si臋 nam przygl膮da膰. Muzyka nie gra ju偶 od 艂adnych paru minut.
Stewart zrobi艂 niezbyt m膮dr膮 min臋. Ujrzawszy wok贸艂 siebie u艣miechni臋te twarze, natychmiast pu艣ci艂 Maj臋.
Maja wr贸ci艂a do swego stolika. Stwierdzi艂a, 偶e Stewart przyszed艂 za ni膮. Co gorsza, tymczasem dostawiono do sto艂u dwa dalsze krzes艂a, a na jednym z nich siedzia艂a Sylwia Warrener. Wzrokiem grzechotnika obserwowa艂a teraz, jak Richard wstaje i podsuwa Mai krzes艂o.
- Kiedy siedzi si臋 przy jednym stoliku z najpi臋kniejsz膮 dziewczyn膮 na sali - rzek艂 Richard u艣miechaj膮c si臋 szarmancko do Mai - problem polega na tym, 偶e inni m臋偶czy藕ni ci膮gle k艂ad膮 na niej areszt.
Komplement ten sprawi艂 jej prawdziw膮 rado艣膰. U艣miechn臋艂a si臋 promiennie, po czym spojrza艂a ukradkiem na Stewarta, kt贸ry usiad艂 obok nad膮sanej Sylwii. Mia艂a nadziej臋, 偶e us艂ysza艂 komplement Richarda. Powinien wreszcie zda膰 sobie spraw臋, 偶e inni m臋偶czy藕ni uwa偶aj膮 j膮 za atrakcyjn膮 i bynajmniej nie dopatruj膮 si臋 ju偶 w niej ma艂ej dziewczynki. Ku jej rozczarowaniu Stewart interesowa艂 si臋 jednak tylko Sylwi膮 i wygl膮da艂o na to, 偶e ca艂kiem zapomnia艂 o Mai.
Przez reszt臋 wieczoru Maja udawa艂a weso艂o艣膰 i otwarcie flirtowa艂a z Richardem, kt贸ry by艂 z tego powodu wi臋cej ni偶 zachwycony. Nie opuszcza艂a prawie 偶adnego ta艅ca. Ale ani Jamie, ani Stewart nie poprosili j膮 po raz drugi. Od czasu do czasu chwyta艂a spojrzenie Jamie鈥檈go, lecz Stewart w og贸le nie zwraca艂 na ni膮 uwagi. Popycha艂o to Maj臋 do coraz wi臋kszej 艣mia艂o艣ci.
Oko艂o pierwszej wszyscy zacz臋li si臋 zbiera膰 do wyj艣cia. Richard zwr贸ci艂 si臋 uprzejmie do doktora Reeda z pytaniem, czy mo偶e odwie藕膰 Maj臋 do domu.
- Mo偶e wypijemy jeszcze po drodze fili偶ank臋 kawy - doda艂.
Zanim dr Reed zd膮偶y艂 odpowiedzie膰, wmiesza艂 si臋 nagle Stewart, kt贸ry ceremonialnie pomaga艂 w艂a艣nie Sylwii w艂o偶y膰 p艂aszcz.
- S膮dzi艂em, Maju, 偶e jeste艣 zm臋czona. I dlatego pierwotnie w og贸le nie wybiera艂a艣 si臋 na ta艅ce. A teraz jest ju偶 prawie pierwsza.
Maja nie mia艂a w zasadzie ochoty wst臋powa膰 jeszcze gdzie艣 z Richardem. Flirtuj膮c z nim troch臋 przeci膮gn臋艂a strun臋 i teraz obawia艂a si臋 ewentualnych konsekwencji. Ale gdy Stewart chcia艂 j膮 wys艂a膰 z ojcem do domu niczym ma艂e dziecko, sam natomiast zamierza艂 jeszcze zabawia膰 si臋 z Sylwi膮 - miarka si臋 przebra艂a. Uwiesi艂a si臋 ramienia Richarda i oznajmi艂a:
- Dawno ju偶 przezwyci臋偶y艂am zm臋czenie i teraz jestem w pe艂ni formy.
Stewart obrzuci艂 j膮 gro藕nym spojrzeniem. Loretta roze艣mia艂a si臋 i wzi臋艂a doktora Reeda pod rami臋.
- W takim razie chc膮c nie chc膮c b臋dziesz musia艂 zadowoli膰 si臋 moim towarzystwem.
Stewart nie da艂 si臋 jednak odsun膮膰 tak 艂atwo.
- A ty, Sylwio? Nie mia艂aby艣 jeszcze ochoty na fili偶ank臋 kawy?
Nie ulega艂o w膮tpliwo艣ci, 偶e chce si臋 do nich przy艂膮czy膰. Maja zadawa艂a sobie pytanie, do czego w ten spos贸b zmierza. Czy偶by obawia艂 si臋, 偶e Maja wpadnie w tarapaty, kiedy zostawi j膮 sam na sam z Richardem? W obecno艣ci innych nie mog艂a mu jednak powiedzie膰, 偶e z mi艂膮 ch臋ci膮 zrezygnowa艂aby z jego towarzystwa. Poza tym Richard m贸g艂by uzna膰, 偶e koniecznie chce by膰 z nim na osobno艣ci. Zanim zd膮偶y艂a si臋 odezwa膰, otrzyma艂a wsparcie z niespodziewanej strony. Sylwia wzi臋艂a Stewarta pod r臋k臋 i spojrza艂a mu w oczy rozkochanym wzrokiem.
- Stewart, kochanie - zamrucza艂a kusz膮co g艂臋bokim g艂osem - je艣li masz jeszcze ochot臋 na kaw臋, jed藕my do mnie. Moja kawa smakuje lepiej ni偶 w jakiej艣 tam restauracji, a opr贸cz tego w domu b臋dzie nam o wiele przytulniej.
Maja z pewno艣ci膮 nie by艂aby zachwycona, gdyby Stewart i ta kobieta wybrali si臋 z nimi, ale my艣l o tym, 偶e pojedzie z ni膮 teraz do jej mieszkania, podoba艂a si臋 Mai jeszcze mniej. Richard natomiast wydawa艂 si臋 bardzo zadowolony z tego rozwi膮zania. Po偶egna艂 si臋 z innymi i wyszed艂 razem z ni膮.
Z galanteri膮 pom贸g艂 jej wsi膮艣膰 do auta i zapyta艂 mimochodem:
- Jak膮 w艂a艣ciwie rol臋 odgrywa w twoim 偶yciu s艂ynny pan Sinclair? Zachowuje si臋 tak, jakby by艂 twoim stra偶nikiem. Jest co艣 mi臋dzy wami?
By艂a zadowolona, 偶e w samochodzie jest ciemno, gdy偶 z miejsca si臋 zarumieni艂a.
- Nie, oczywi艣cie, 偶e nie - zapewni艂a spiesznie. - Jest przyjacielem mojego ojca i wydaje mu si臋 chyba, 偶e dalej jestem ma艂ym dzieckiem, na kt贸re trzeba uwa偶a膰.
- Je艣li tak mu si臋 wydaje, to jest zgrzybia艂ym starcem.
Szczery podziw w g艂osie Richarda nie by艂 jej bynajmniej oboj臋tny, lecz czu艂a si臋 dosy膰 nieswojo. Nie mog艂a mu mie膰 za z艂e, je艣li s膮dzi艂, 偶e upatrzy艂a sobie w艂a艣nie jego. Co prawda che艂pliwie oznajmi艂a Stewartowi, 偶e potrafi sama na siebie uwa偶a膰, lecz teraz nie by艂a ju偶 tego taka. Odsun臋艂a si臋 mo偶liwie jak najdalej od Richarda.
- S膮dz臋, 偶e z wiekiem ma to niewiele wsp贸lnego - powiedzia艂a. - On tylko faworyzuje zupe艂nie inny typ kobiecy. Czyta艂e艣 ju偶 kt贸r膮艣 z jego ksi膮偶ek?
- Nawet kilka. Facet ma talent, nie mo偶na mu tego odm贸wi膰.
- Ale jego ksi膮偶ki nie ka偶demu trafiaj膮 do gustu. Skoro je czyta艂e艣, to wiesz, jakie kobiety mam na my艣li m贸wi膮c, 偶e je faworyzuje.
- I s膮dzisz pewnie, 偶e nie wytrzymujesz z nimi konkurencji?
- Nawet w przybli偶eniu nie odpowiadam jego wyobra偶eniom o kobieco艣ci. Przeciwnie, co rusz mi wytyka, jaka jestem jeszcze dziecinna.
- I dlatego dzi艣 wiecz贸r chcia艂a艣 mu udowodni膰, 偶e jest odwrotnie? - Maja wytrzeszczy艂a na niego oczy. - Nie mam nic przeciwko temu, je艣li zamierzasz wykorzysta膰 mnie jako odgromnik - ci膮gn膮艂 uspokajaj膮cym tonem Richard. - Chc臋 tylko wiedzie膰, na czym stoj臋.
- Co... jak to mam rozumie膰? - Maja poczu艂a si臋 zdemaskowana.
- Sama dobrze wiesz, Maju. Cho膰 ch臋tnie bym sobie wm贸wi艂, 偶e jest inaczej, nie mog臋 oprze膰 si臋 podejrzeniu, 偶e chcesz tylko zem艣ci膰 si臋 na wspania艂ym panu Sinclairze.
Nigdy dot膮d Maja nie znalaz艂a si臋 w tak k艂opotliwej sytuacji.
- Przepraszam ci臋, Richardzie - powiedzia艂a cicho. - Po prostu nie mog艂am d艂u偶ej znie艣膰 tego ci膮g艂ego traktowania mnie jako g艂upiutkiej dziewczynki. Przyznaj臋, 偶e dzi艣 wiecz贸r pr贸bowa艂am dowie艣膰 Sinclairowi swojej doros艂o艣ci. Je艣li teraz odstawisz mnie natychmiast do domu, nie mog臋 mie膰 pretensji.
Richard zaparkowa艂 auto przed restauracj膮 i uj膮艂 j膮 za r臋ce.
- Nie, nie zrobi臋 tego. Chcia艂bym tylko pozna膰 regu艂y tej gry. I upewni膰 si臋, 偶e nie naruszam cudzej w艂asno艣ci.
Maja ze z艂o艣ci膮 wyci膮gn臋艂a r臋ce z jego d艂oni.
- Nie jestem niczyj膮 w艂asno艣ci膮! Je艣li czyni艂am ci jakie艣 nadzieje, to przepraszam. Lecz wcale nie daje ci to prawa...
- Nie b膮d藕 od razu taka obra偶alska - przerwa艂 jej. - W艂a艣ciwie chcia艂em ci tylko powiedzie膰, 偶e moim zdaniem jeste艣 bardzo mi艂a i 偶e ch臋tnie pozna艂bym ci臋 bli偶ej. Musz臋 tylko wiedzie膰, czy nie jeste艣 ju偶 zaj臋ta.
9
W domu Reed贸w pali艂o si臋 jeszcze 艣wiat艂o, kiedy Richard zatrzyma艂 przed nim samoch贸d.
- S膮dzisz, 偶e ojciec czeka na ciebie? - zapyta艂.
- Na pewno 艣pi ju偶 od paru godzin. - Maja ziewn臋艂a.
- Mam nadziej臋, 偶e nie dostanie ci si臋 bura. Jest ju偶 przecie偶 czwarta.
Maja zachichota艂a.
- Czuj臋 si臋 jak upad艂a dziewczyna.
Richard obj膮艂 j膮 w talii i ruszy艂 w stron臋 drzwi domu. Maja wymachiwa艂a sanda艂ami, kt贸re zdj臋艂a ju偶 du偶o wcze艣niej. Buty nosi艂a tylko wtedy, gdy by艂o to absolutnie wymagane.
- Au! - krzykn臋艂a, kiedy nast膮pi艂a na kamie艅.
- Co si臋 sta艂o? - spyta艂 Richard. - O rany, to偶 ty jeste艣 boso.
Maja zachichota艂a ponownie. By艂a tak zm臋czona, 偶e ponios艂o j膮 zupe艂nie. Wszystko j膮 艣mieszy艂o.
- Buty pij膮 - wyja艣ni艂a i zn贸w parskn臋艂a 艣miechem.
- Gdybym nie wiedzia艂, jak jest, powiedzia艂bym, 偶e masz porz膮dnie w czubie - rzek艂 Richard. U艣miechn膮艂 si臋 wyrozumiale i wzi膮艂 j膮 na r臋ce, 偶eby zanie艣膰 do domu.
Obj臋艂a go za szyj臋.
- Czemu mnie niesiesz? - spyta艂a przyciskaj膮c swoje czo艂o do jego.
Dotarli ju偶 do drzwi, lecz Richard nie zamierza艂 wcale stawia膰 jej z powrotem na ziemi. Za艣mia艂 si臋 cicho.
- W zasadzie to chyba dlatego, 偶eby oszcz臋dza膰 twoje stopy. Ale mo偶e to tylko pretekst, by m贸c ci臋 trzyma膰 w ramionach. Jeste艣 po prostu czaruj膮ca, Maju. - Poca艂owa艂 j膮 delikatnie w usta.
W tym momencie zapali艂o si臋 艣wiat艂o na zewn膮trz budynku i drzwi gwa艂townie si臋 otwar艂y. Nagle oboje stan臋li oko w oko z w艣ciek艂ym Stewartem Sinclairem.
- Dzie艅 dobry, Stewart. - Maja u艣miechn臋艂a si臋 do niego promiennie.
- Sk膮d, u diab艂a, wracasz o tej porze? - wybuchn膮艂. - Jest czwarta nad ranem.
- Wiem - zachichota艂a - czy nie jestem wielk膮 grzesznic膮?
Mina Stewarta nie zapowiada艂a niczego dobrego. Z艂owr贸偶bnie spojrza艂 na ni膮 roziskrzonymi gniewem oczami.
- Jest ju偶 wprawdzie p贸藕no, panie Sinclair - wtr膮ci艂 si臋 Richard - ale ch臋tnie bym wyja艣ni艂 doktorowi Reedowi, co nas zatrzyma艂o.
Twarz Stewarta zachmurzy艂a si臋 jeszcze bardziej.
- Pa艅skie wyja艣nienia mo偶e i s膮 bardzo ciekawe, ale mog膮 poczeka膰 do jutra - rzek艂 oschle. - A tymczasem lepiej niech pan st膮d znika. - Podczas tej wymiany zda艅 g艂owa Mai opad艂a na rami臋 Richarda. We 艣nie uchwyt palc贸w rozlu藕ni艂 si臋 i sanda艂y spad艂y na ziemi臋. Stewarta ogarn臋艂a g艂ucha w艣ciek艂o艣膰. - Do jasnej cholery, pu艣ci pan wreszcie Maj臋? Niech si臋 pan wynosi!
Richard nie da艂 si臋 tak 艂atwo sp艂awi膰. Czule potar艂 policzkiem w艂osy Mai.
- Nie b臋dzie to takie proste. Wygl膮da na to, 偶e 艣pi jak kamie艅.
- 艢pi? - powt贸rzy艂 z niedowierzaniem Stewart.
- Niech pan mi lepiej poka偶e jej pok贸j.
- Sama tam mo偶e i艣膰 - odpar艂 bezlito艣nie Stewart. - Niech pan j膮 spu艣ci na ziemi臋, to na pewno si臋 ocknie.
- Nie s膮dz臋. Naprawd臋 jest wyko艅czona. - Poca艂owa艂 j膮 we w艂osy.
Stewart nie wytrzyma艂 i wyszarpn膮艂 Maj臋 z obj臋膰 Richarda.
- Co pan z ni膮 zrobi艂? - rykn膮艂. - Upi艂 j膮 pan?
- Tylko spokojnie, sir. Nie wiem, dlaczego uzurpuje pan sobie jakie艣 prawa do Mai. Ani mi si臋 艣ni spowiada膰 si臋 panu z tego. Id臋 ju偶, ale wr贸c臋 i porozmawiam z doktorem Reedem.
- Nie zatrzymuj臋 pana - burkn膮艂 Stewart - ale na przysz艂o艣膰 prosz臋 zostawi膰 Maj臋 w spokoju. - To m贸wi膮c zatrzasn膮艂 mu drzwi przed nosem.
Kr臋c膮c g艂ow膮 Richard ruszy艂 z powrotem do auta. W domu Stewart pr贸bowa艂 daremnie postawi膰 Maj臋 na nogi. Wydawa艂a si臋 mie膰 nogi z gumy i szukaj膮c oparcia, uwiesi艂a si臋 mu na szyi.
- Maju, na mi艂o艣膰 bosk膮, co on ci zrobi艂?
Nagle otworzy艂a oczy i u艣miechn臋艂a si臋 do niego..
- Halo, Stewart, kochanie - powiedzia艂a przytomnym g艂osem. - Dzi臋kuj臋 bardzo za pi臋kny wiecz贸r. Nigdy dot膮d nie bawi艂am si臋 tak dobrze. - Po czym powieki same jej opad艂y i ci臋偶ko osun臋艂a si臋 na niego.
- Do diab艂a! - zakl膮艂. Wzi膮艂 j膮 na r臋ce i wni贸s艂 po schodach na g贸r臋. W jej pokoju opu艣ci艂 j膮 ma艂o 艂agodnie na 艂贸偶ko i potrz膮sn膮艂 ni膮. Maja u艣miechn臋艂a si臋 przez sen. Chwyci艂a jego d艂o艅 i przycisn臋艂a do swego policzka.
- Daj spok贸j! - rozkaza艂 i cofn膮艂 swoj膮 d艂o艅. Przez chwil臋 patrzy艂 na ni膮 bezradnie. Nast臋pnie zacz膮艂 grzeba膰 w jej komodzie, a偶 w ko艅cu znalaz艂 r贸偶ow膮 koszul臋 nocn膮. Rzuci艂 j膮 na 艂贸偶ko i usi艂owa艂 podnie艣膰 Maj臋, ale nie m贸g艂 jej po prostu dobudzi膰. W ko艅cu spr贸bowa艂 z mokr膮 szmatk膮. Dziewczyna skrzywi艂a si臋 i odepchn臋艂a jego r臋ce.
- Chc臋 spa膰.
- Wiem, kotku - rzek艂 艂agodnie - zaraz zreszt膮 zostawi臋 ci臋 w spokoju. Chc臋 ci tylko pom贸c w艂o偶y膰 koszul臋 nocn膮. Zniszczysz sobie now膮 sukienk臋, je艣li b臋dziesz w niej spa膰.
艢ci膮gni臋cie sukienki i w艂o偶enie koszuli nocnej kosztowa艂o go niema艂o wysi艂ku. Przez moment popatrzy艂 na odpr臋偶on膮 we 艣nie twarz Mai.
- 艢pij dobrze, kotku - mrukn膮艂 i poca艂owa艂 j膮. Zgasi艂 艣wiat艂o i zamkn膮艂 drzwi za sob膮.
10
Mrugaj膮c oczami popatrzy艂a na budzik. Dziesi臋膰 po dwunastej! W pierwszej chwili pomy艣la艂a, 偶e zegarek stan膮艂, gdy偶 nigdy jeszcze nie spa艂a do po艂udnia. Ale budzik tyka艂 nadal.
Nast臋pnie jej wzrok pad艂 na now膮, drog膮 sukni臋, przewieszon膮 niedbale przez krzes艂o. Jeszcze bardziej speszy艂 j膮 fakt, 偶e mia艂a na sobie koszul臋 nocn膮, kt贸rej na dobr膮 spraw臋 nigdy nie nosi艂a.
Maja usi艂owa艂a przypomnie膰 sobie, jak w og贸le znalaz艂a si臋 w 艂贸偶ku. Ale tak daleko jej wspomnienia nie si臋ga艂y. Pami臋ta艂a jeszcze, 偶e opu艣ci艂a z Richardem Country-Club. Potem w jakiej艣 restauracji pili kaw臋.
W drodze do domu zabrak艂o im benzyny. Dopiero po jakim艣 czasie pojechali dalej. Kiedy dotarli wreszcie do domu, by艂o ju偶 bardzo p贸藕no. Niezbyt pewnie trzyma艂a si臋 na nogach - ze zm臋czenia i z powodu drink贸w, do kt贸rych nie przywyk艂a.
Richard ni贸s艂 j膮 i przy drzwiach domu poca艂owa艂. I nagle zjawi艂 si臋 Stewart. Wygl膮da艂 na strasznie w艣ciek艂ego. Od tego momentu nie mog艂a si臋 ju偶 zda膰 na sw膮 pami臋膰.
Czy jeszcze o w艂asnych si艂ach odnalaz艂a sw贸j pok贸j i 艂贸偶ko? Czy mo偶e pom贸g艂 jej ojciec? Mia艂a nadziej臋, 偶e tak by艂o. Szybko odsun臋艂a na bok przygn臋biaj膮ce my艣li i posz艂a do 艂azienki.
Wkr贸tce potem, ubrana ju偶, stan臋艂a przed kuchennymi drzwiami, za kt贸rymi s艂ysza艂a g艂osy. Zebra艂a ca艂膮 swoj膮 odwag臋 i wesz艂a do 艣rodka.
- Dzie艅 dobry, tato, dzie艅 dobry, Stewart. Przepraszam, 偶e zjawiam si臋 tak p贸藕no.
- W porz膮dku, Maju - rzek艂 艂askawie ojciec. - Raz mogli艣my sami przygotowa膰 sobie obiad.
- Dzie艅 dobry, Maju - powita艂 j膮 uszczypliwie Stewart. Maja odwr贸ci艂a si臋 zaczerwieniona i nala艂a sobie zimnego mleka. - To tw贸j spos贸b na kaca? - zapyta艂.
- Nie mam kaca - odpar艂a ze z艂o艣ci膮. Potem jednak jej g艂os zabrzmia艂 dosy膰 niepewnie. - Sk膮d ci to przysz艂o do g艂owy?
Wiele znacz膮cym gestem uni贸s艂 brwi.
- Niczego ju偶 nie pami臋tasz?
- Oczywi艣cie, 偶e pami臋tam - odrzek艂a z przekonaniem, po czym doda艂a, spuszczaj膮c nieco z tonu: - Przynajmniej tak mi si臋 wydaje.
- O kt贸rej Pearson odwi贸z艂 ci臋 do domu? - zainteresowa艂 si臋 ojciec. - W og贸le nie s艂ysza艂em, jak wchodzi艂a艣.
- O czwartej nad ranem - wypali艂 Stewart, zanim zd膮偶y艂a odpowiedzie膰.
- Czy nie by艂o to troch臋 za p贸藕no, Maju? - spyta艂 ojciec z wyrzutem w g艂osie.
Ch臋tnie zosta艂aby z ojcem sam na sam, lecz Stewart nie zamierza艂 wcale wyj艣膰 z kuchni.
- Przepraszam, tato, je艣li martwi艂e艣 si臋 o mnie, ale zabrak艂o nam benzyny.
- Phi! - prychn膮艂 Stewart pogardliwie. - Nie mog艂a艣 wymy艣li膰 nic m膮drzejszego?
Przeszy艂a go w艣ciek艂ym spojrzeniem.
- To prawda. Mieli艣my auto Loretty, z powodu tych naszych zakup贸w zapomnia艂a pewnie zatankowa膰.
- A tw贸j ksi膮偶臋 z bajki nie potrafi odczytywa膰 poziomu paliwa - drwi艂 Stewart.
- Oczywi艣cie, 偶e potrafi, je艣li wska藕nik dzia艂a. Ale ten w wozie Loretty jest zepsuty.
- A co robi艂a艣, kiedy samoch贸d si臋 zatrzyma艂? - spyta艂 tonem s臋dziego 艣ledczego.
- Czekali艣my, a偶 kto艣 b臋dzie przeje偶d偶a艂.
- Ach tak? - szydzi艂 dalej. - Ch艂opczyna ba艂 si臋 przej艣膰 pieszo kawa艂ek po ciemku?
- Rozmawiam z moim ojcem, panie Sinclair! - prychn臋艂a.
- Ale偶 Maju! - Dr Reed z niesmakiem zauwa偶y艂 nag艂y wybuch wrogo艣ci mi臋dzy nimi.
- Tato, czekali艣my w aucie, bo Richard nie chcia艂 mnie zostawi膰 samej na pustej szosie, a moje buty nie nadawa艂y si臋 do d艂u偶szego marszu.
- Przecie偶 w og贸le nie mia艂a艣 but贸w na nogach - wtr膮ci艂 oschle Stewart.
- Nie mia艂am? - spyta艂a wystraszona, lecz zaraz si臋 opanowa艂a. - Rzeczywi艣cie - powiedzia艂a szybko - zdj臋艂am je w samochodzie.
Dr Reed spogl膮da艂 nerwowo to na jedno, to na drugie.
- I jak rozwi膮zali艣cie ten problem?
- Po jakim艣 czasie nadjecha艂a ci臋偶ar贸wka wyposa偶ona w radio. Kierowca przywo艂a艂 stacj臋 benzynow膮 otwart膮 przez ca艂膮 noc, i stamt膮d przywieziono nam benzyn臋.
- W takim razie wszystko sko艅czy艂o si臋 jednak szcz臋艣liwie - rzek艂 dr Reed.
Zadzwoni艂 telefon. Zadowolona z tej przerwy Maja rzuci艂a si臋 do drzwi, lecz ojciec powstrzyma艂 j膮.
- Ja p贸jd臋 - powiedzia艂. - Powinna艣 wreszcie co艣 zje艣膰.
Jednak Maja nie mia艂a ochoty przysi膮艣膰 si臋 do Stewarta i wola艂a zmywa膰 dalej. Us艂yszawszy st艂umiony 艣miech, obr贸ci艂a si臋 ze z艂o艣ci膮 do niego.
- Naprawd臋 cieszy艂abym si臋, panie Sinclair, gdyby nie wtyka艂 pan ci膮gle nosa w moje sprawy!
- Panie Sinclair, Maju? Po ostatniej nocy mo偶emy chyba ostatecznie zapomnie膰 o takich formalno艣ciach.
- Co... co chcesz przez to powiedzie膰? - By艂a autentycznie przera偶ona.
- My艣l臋, 偶e pami臋tasz jeszcze wszystko?
- Prawie wszystko.
- W takim razie uwa偶am za absolutnie niestosowne zwracanie si臋 teraz do mnie per 鈥瀙an鈥. Ostatniej nocy wymy艣li艂a艣 co艣 znacznie 艂adniejszego.
Maja przeczuwa艂a jakie艣 straszne rzeczy. Nogi si臋 pod ni膮 ugi臋艂y i musia艂a usi膮艣膰.
- Co takiego, Stewart? Powiedz mi wreszcie, co si臋 sta艂o. Co zrobi艂am? Jak ci臋 nazywa艂am? Zrobi艂am co艣 z艂ego? - Bliska ju偶 by艂a histerii.
Stewart wzi膮艂 j膮 za r臋ce i popatrzy艂 jej g艂臋boko w oczy.
- Ale偶, kotku - powiedzia艂 czule - naprawd臋 zapomnia艂a艣, 偶e m贸wi艂a艣 do mnie 鈥瀗ajmilszy鈥?
Spojrza艂a na niego zmieszanym wzrokiem.
- Owszem, kiedy ta艅czyli艣my ze sob膮. Ale to by艂 tylko 偶art.
- P贸藕niej jednak potraktowa艂em to serio.
- P贸藕niej? - szepn臋艂a prze艂ykaj膮c 艣lin臋.
- W twoim pokoju - pom贸g艂 jej pami臋ci. - Prosz臋, nie m贸w teraz, 偶e niczego ju偶 nie pami臋tasz. By艂a艣 taka s艂odka i mi艂a. Nigdy nie zapomn臋 tej nocy. - Zrobi艂 znacz膮c膮 pauz臋. - By艂a艣 cudowna, kochanie.
Z twarzy Mai uciek艂a ca艂a krew.
- K艂amiesz! - wydysza艂a.
- Nie k艂ami臋, w ka偶dym razie nie k艂ami臋 m贸wi膮c, jaka by艂a艣 mi臋kka i ciep艂a, kiedy le偶a艂a艣 i spa艂a艣 na moim ramieniu. Wygl膮da艂a艣 uroczo w swojej r贸偶owej koszulce. - Stewart wyra藕nie napawa艂 si臋 m臋kami, jakie przechodzi艂a. - Ale wygl膮da艂a艣 o wiele bardziej uroczo przed jej w艂o偶eniem - ci膮gn膮艂 bezlito艣nie.
Maja zerwa艂a si臋 gwa艂townie i wyci膮gn臋艂a r臋ce z jego d艂oni.
- K艂amiesz! - powt贸rzy艂a. - Do niczego nie dosz艂o.
- Masz racj臋, Maju - przyzna艂 艣miej膮c si臋 cicho - rzeczywi艣cie do niczego nie dosz艂o.
To nag艂e wyznanie zmiesza艂o j膮, mimo 偶e gor膮co pragn臋艂a, 偶eby odwo艂a艂 te okropno艣ci. Nie mog艂a jednak pozby膰 si臋 uczucia, 偶e 偶artuje sobie z niej.
- Sk膮d wiesz, jak wygl膮da moja koszula nocna? - spyta艂a podejrzliwie.
- By艂a艣 zupe艂nie odurzona i potrzebowa艂a艣 kogo艣, kto by ci臋 zani贸s艂 do 艂贸偶ka - to wszystko.
- Zanios艂e艣 mnie do 艂贸偶ka? - Przybita z powrotem osun臋艂a si臋 na krzes艂o.
- Owszem, ale nic wi臋cej. Twoja niewinno艣膰 pozosta艂a nienaruszona. Nic si臋 nie sta艂o - podkre艣li艂 raz jeszcze.
- Je艣li powt贸rzysz to jeszcze raz, rzuc臋 czym艣 w ciebie! - krzykn臋艂a. - Ty... ty... - Reszt臋 zdusi艂a w sobie, poniewa偶 wr贸ci艂 do kuchni ojciec.
- To by艂 Richard - powiedzia艂. - Przeprasza艂, 偶e tak p贸藕no odwi贸z艂 ci臋 do domu, i wyja艣ni艂 dlaczego. Pyta艂, czy m贸g艂by odwiedzi膰 ci臋 po po艂udniu, a ja powiedzia艂em mu, 偶e na pewno si臋 ucieszysz.
- Lepiej, 偶eby艣 lego nie m贸wi艂 - j臋kn臋艂a Maja. Najch臋tniej by si臋 gdzie艣 ukry艂a i nie ogl膮da艂a nikogo przez reszt臋 偶ycia.
Ojciec popatrzy艂 na ni膮 ze zdziwieniem.
- Przykro mi, kochanie. My艣la艂em, 偶e go lubisz. Wydaje si臋 sympatycznym m艂odym cz艂owiekiem.
:- Pewnie nim jest. Ale niezbyt dobrze si臋 czuj臋, a w przysz艂ym tygodniu zaczyna si臋 sesja, poza tym...
- Oczywi艣cie mog臋 zadzwoni膰 i powiedzie膰 mu, 偶eby nie przyje偶d偶a艂 - rzek艂 dr Reed niezdecydowanym tonem.
- Nie, tato. Mo偶e przyjecha膰.
- Jak sobie 偶yczysz, Maju. Roz艂o偶臋 si臋 teraz ze swoimi sztalugami w sadzie, gdyby kto艣 o mnie pyta艂. - To m贸wi膮c wyszed艂.
Nie chcia艂a zosta膰 sam na sam ze Stewartem i r贸wnie偶 ruszy艂a do drzwi, lecz ten przytrzyma艂 j膮.
- Nie musisz spotyka膰 si臋 z Pearsonem, je艣li tego nie chcesz - rzek艂 stanowczym tonem. - Wyt艂umaczenie ci臋 przed nim sprawi艂oby mi przyjemno艣膰.
- Nie fatyguj si臋, Stewarcie. Na pewno znajd臋 czas dla Richarda. On jest przynajmniej d偶entelmenem.
- Chcesz powiedzie膰, 偶e ja nie jestem?
- A jeste艣? - spyta艂a wyzywaj膮co.
- Tak czy owak masz ju偶 wyrobione zdanie na m贸j temat, wi臋c nie musimy o tym dyskutowa膰. W ka偶dym razie wola艂bym, 偶eby艣 nie widywa艂a si臋 ju偶 z Pearsonem.
- Chyba 偶artujesz! - oburzy艂a si臋. - Kto ci da艂 prawo m贸wienia mi, co mam robi膰, a czego nie?
Zamiast odpowiedzi uni贸s艂 tylko brew. Maja zarumieni艂a si臋, pomy艣lawszy, 偶e mo偶e jednak mimo woli sama da艂a mu to prawo.
Stewart zauwa偶y艂, 偶e poczu艂a si臋 nieswojo, i przyci膮gn膮艂 j膮 艂agodnie do siebie.
- Maju - rzek艂 z powag膮 - z pewno艣ci膮 nie zawsze jestem sko艅czonym d偶entelmenem, ale wierz mi: ostatniej nocy zachowywa艂em si臋 jak 艣wi臋ty. Ty by艂a艣 troch臋 bezradna, a ja troch臋 ci pomog艂em.
Dlaczego wi臋c udawa艂e艣 potem, 偶e ja... 偶e my... S艂owa nie mog艂y przej艣膰 jej przez gard艂o.
Stewart spojrza艂 na ni膮 z u艣miechem.
- Mo偶e chcia艂em ci臋 ukara膰...
- Ukara膰? - powt贸rzy艂a nie rozumiej膮c. - Za co?
- Sam za bardzo nie wiem. Mo偶e za zmartwienia z twojego powodu, kiedy tak d艂ugo ci臋 nie by艂o.
- Ko艅 by si臋 u艣mia艂 - odpar艂a porywczo. - Dobrze wiem, 偶e nie jestem w twoim typie.
- Przypuszczalnie jeste艣 zawiedziona, 偶e nie skorzysta艂em z okazji? Jeste艣 kobiet膮 godn膮 po偶膮dania, kotku - powiedzia艂 patrz膮c jej g艂臋boko w oczy. Jego wargi zamkn臋艂y jej usta i zd艂awi艂y okrzyk zaskoczenia.
Przeci膮gn膮艂 j膮 bli偶ej do siebie i zacz膮艂 ca艂owa膰 nami臋tnie. Maja zaniecha艂a oporu i zarzuci艂a mu r臋ce na szyj臋. Czule zanurzy艂a palce w jego g臋ste w艂osy. Nie zastanawia艂a si臋 nad swoj膮 nag艂膮, nami臋tn膮 reakcj膮. Podda艂a si臋 temu nowemu upajaj膮cemu uczuciu, uczuciu, kt贸rego nigdy dot膮d nie zazna艂a. Wydawa艂o jej si臋 rzecz膮 zupe艂nie oczywist膮, 偶e odwzajemnia podniecaj膮ce poca艂unki Stewarta.
O wiele za szybko Stewart zako艅czy艂 poca艂unek.
- Do licha, kotku - powiedzia艂 troch臋 zadyszany - pr臋dko si臋 uczysz. B臋dziesz doros艂a pr臋dzej, ni偶 s膮dzimy.
Tym razem jego przytyk nie zdenerwowa艂 Mai. Poczu艂a jego mocne cia艂o, bicie jego serca i gor膮cy oddech. Wiedzia艂a, 偶e wcale nie by艂 taki oboj臋tny, jak pr贸bowa艂 mo偶e teraz jej wm贸wi膰. Przytuli艂a si臋 do niego i rzek艂a takim samym lekkim tonem:
- Ta pochwa艂a nie tylko mnie si臋 nale偶y. Ty jeste艣 bowiem 艣wietnym nauczycielem. Gdyby艣 czasem potrzebowa艂 referencji, wystawi臋 ci najlepsze 艣wiadectwo.
- Naprawd臋 by艣 to zrobi艂a? - Stewart poca艂owa艂 j膮 znowu. - Mam nadziej臋, 偶e ten sukces nie zawr贸ci ci w g艂owie. W pewnych sprawach na pewno mam jeszcze nad tob膮 przewag臋.
Maja pos艂a艂a mu uwodzicielskie spojrzenie.
- Z pewno艣ci膮 nie zawaha艂by艣 si臋 dowie艣膰 mi tego?
- Jeste艣 na najlepszej drodze, 偶eby sta膰 si臋 niebezpieczn膮 ma艂膮 besti膮, wiesz o tym?
Z pocz膮tku poca艂unek Stewarta by艂 delikatny i badawczy. Ale gdy Maja przyci膮gn臋艂a jego g艂ow臋 w d贸艂 i przywar艂a mocno do jego piersi, j臋kn膮艂 i zacz膮艂 j膮 ca艂owa膰 z niemal zatrwa偶aj膮c膮 dziko艣ci膮. Jego d艂o艅 ze艣lizgn臋艂a si臋 po jej plecach do bioder. Drug膮 g艂aska艂 jej piersi.
Nagle Maja wzdrygn臋艂a si臋 i unios艂a g艂ow臋.
- Stewarcie - szepn臋艂a zdyszana. - Kto艣 dzwoni艂. - W jednej chwili wr贸ci艂a do rzeczywisto艣ci. - To pewnie Richard.
- Nie otwieraj, to sobie p贸jdzie - mrukn膮艂 Stewart z ustami tu偶 przy jej uchu.
- Nie mog臋 tego zrobi膰. Prosz臋, przesta艅 i pozw贸l mi podej艣膰 do drzwi.
- Nie puszcz臋 ci臋 - rzek艂 ochryple. - W og贸le ci臋 ju偶 nie puszcz臋. - Przytrzyma艂 j膮 w niewielkiej odleg艂o艣ci od siebie. Jego oczy b艂yszcza艂y nami臋tno艣ci膮. - Maju, nie chc臋, 偶eby艣 go wpuszcza艂a - poprosi艂 z naleganiem w g艂osie. - Prosz臋, zosta艅 tutaj, ze wzgl臋du na mnie.
Spojrza艂a na niego zdumionym wzrokiem. Jej cia艂o wprawdzie dalej p艂on臋艂o od nami臋tnych u艣cisk贸w Stewarta, lecz stopniowo odezwa艂 si臋 w niej znowu g艂os rozs膮dku.
- Tato powiedzia艂 mu przecie偶, 偶e jestem w domu. Kaza膰 mu czeka膰 pod drzwiami, w dodatku tam, gdzie ostatniej nocy zachowa艂 si臋 tak mi艂o i wyrozumiale, by艂oby po prostu nieuprzejmo艣ci膮.
- W moim wypadku nie przejmowa艂a艣 si臋 nigdy, czy by艂a艣 dla mnie nieuprzejma. Dlaczego ten Pearson mia艂by by膰 czym艣 szczeg贸lnym? A na czym polega艂o to jego mi艂e i wyrozumia艂e zachowanie ostatniej nocy? - spyta艂 k膮艣liwie. W dalszym ci膮gu obejmowa艂 tali臋 Mai, lecz niewiele zosta艂o z czu艂ego kochanka, jakim by艂 jeszcze przed kilkoma minutami.
- Stewarcie - westchn臋艂a - dlaczego jeste艣 taki nierozs膮dny?
Zdenerwowany wypu艣ci艂 j膮 wreszcie.
- Naprawd臋 jestem taki? W takim razie przepraszam. Nie zatrzymuj臋 ci臋 d艂u偶ej.
Maja spojrza艂a na niego niepewnym wzrokiem.
- No, id藕 ju偶, na co jeszcze czekasz? - burkn膮艂. - Je艣li si臋 nie po艣pieszysz, tw贸j przyjaciel pomy艣li, 偶e nikogo nie ma w domu.
- Masz w zupe艂no艣ci racj臋 - odpar艂a zuchwale. Nie potrafi艂a d艂u偶ej st艂umi膰 z艂o艣ci i rozczarowania i ruszy艂a do drzwi.
11
Tego dnia Maja nie widzia艂a ju偶 Stewarta. Nie zjawi艂 si臋 tak偶e na kolacji. Richard nie zosta艂 d艂ugo, bo Maja musia艂a jeszcze przygotowywa膰 si臋 do egzaminu. Mia艂 zadzwoni膰 w pi膮tek i dowiedzie膰 si臋, czy znajdzie czas dla niego. B膮d藕 co b膮d藕 zosta艂o jeszcze pi臋膰 dni. Kto wie, co tymczasem mo偶e si臋 zdarzy膰.
Maja pr贸bowa艂a koncentrowa膰 si臋 na nauce, lecz nie udawa艂o si臋 jej. Wci膮偶 musia艂a wraca膰 my艣l膮 do tego, co rozegra艂o si臋 w kuchni mi臋dzy ni膮 i Stewartem. Czeka艂a jego powrotu w nadziei, 偶e Stewart za艂agodzi nieporozumienia mi臋dzy nimi. Sama my艣l o tym, 偶eby zn贸w spocz膮膰 w jego ramionach i czu膰 jego nami臋tne poca艂unki, przeszywa艂a podniecaj膮cym dreszczem ca艂e jej cia艂o.
Wiedzia艂a ju偶, 偶e kocha Stewarta. R贸wnie偶 dla niego musia艂a co艣 znaczy膰, gdy偶 w przeciwnym razie nie ca艂owa艂by jej tak i nie obejmowa艂. Poza tym wydawa艂 si臋 zazdrosny o Richarda, cho膰 nie mia艂 po temu powodu. Richard by艂 jedynie dobrym przyjacielem.
Zapewne nie b臋dzie ju偶 m臋偶czyzny, kt贸ry potrafi艂by j膮 oczarowa膰 tak jak Stewart. Poca艂unki wymieniane wcze艣niej z Jamie鈥檈m i innymi ch艂opcami, z kt贸rymi wychodzi艂a, by艂y wr臋cz 艣mieszne w por贸wnaniu z tym, czego do艣wiadczy艂a za spraw膮 Stewarta.
Tego wieczora siedzia艂a d艂u偶ej ni偶 zwykle, ale Stewart nie wr贸ci艂. Dopiero o drugiej w nocy obudzi艂 j膮 z niespokojnego snu warkot jego auta.
Nas艂uchiwa艂a jego krok贸w. Kiedy zatrzyma艂 si臋 przed jej drzwiami, usiad艂a na 艂贸偶ku i odrzuci艂a ko艂dr臋. Zanim zd膮偶y艂a jednak wsta膰, kroki oddali艂y si臋, i us艂ysza艂a, jak zamkn膮艂 drzwi swojego pokoju. Z u艣miechem po艂o偶y艂a si臋 z powrotem. Stewart musia艂 czu膰 potrzeb臋 zobaczenia jej, w przeciwnym razie nie zatrzyma艂by si臋 przed jej drzwiami. Z pewno艣ci膮 nie chcia艂 jej przeszkadza膰 o tak p贸藕nej鈥 porze, ale jutro przecie偶 te偶 b臋dzie dzie艅.
Nast臋pnego ranka prze偶y艂a wielkie rozczarowanie, kiedy Stewart nie zjawi艂 si臋 na 艣niadaniu. Maja musia艂a jecha膰 na uniwersytet i nie mog艂a d艂u偶ej czeka膰. Zastanawia艂a si臋, gdzie Stewart by艂 wczoraj. Dzi艣 wiecz贸r na pewno si臋 jednak dowie.
Niczym lunatyczka sp臋dzi艂a ten dzie艅. Nie potrafi艂a my艣le膰 o niczym opr贸cz wieczora, kiedy zn贸w zobaczy Stewarta. Gdy jednak wr贸ci艂a do domu i nie zobaczy艂a jego wozu na zwyk艂ym miejscu, prze偶y艂a przykre rozczarowanie.
Od razu posz艂a do kuchni. S膮dzi艂a, 偶e Stewart na pewno wkr贸tce si臋 zjawi, i chcia艂a go udobrucha膰 jak膮艣 szczeg贸lnie ciekaw膮 kolacj膮. Zastanawia艂a si臋 w艂a艣nie, co by tu ugotowa膰, kiedy dostrzeg艂a karteczk臋 pisan膮 jego r臋k膮: 鈥濵aju, wr贸c臋 p贸藕no. Nie czekaj na mnie z kolacj膮.鈥
Ogarn臋艂a j膮 rozpacz. A wi臋c nie zobaczy go. Czy偶by nie t臋skni艂 za ni膮? Czy偶by jego poca艂unki nic jednak nie znaczy艂y? Nasun臋艂a jej si臋 upokarzaj膮ca my艣l. A mo偶e poci膮ga艂a go tylko fizycznie? I teraz jest mu g艂upio, 偶e tak otwarcie okaza艂a swoje uczucia do niego? Musia艂 zauwa偶y膰, co do niego czuje. Schodzi艂 jej wi臋c z drogi, bo mia艂 tylko ochot臋 na przelotny romans?
Maja coraz bardziej zadr臋cza艂a si臋 t膮 wizj膮. Siedzia艂a na krze艣le w kuchni niczym kupka nieszcz臋艣cia. Dopiero kiedy us艂ysza艂a samoch贸d ojca, wzi臋艂a si臋 w gar艣膰 i zacz臋艂a w po艣piechu przygotowywa膰 kolacj臋.
P贸藕no w nocy us艂ysza艂a, 偶e Stewart wr贸ci艂. Tym razem nie przystan膮艂 pod jej drzwiami, tylko poszed艂 natychmiast do swego pokoju. Unieszcz臋艣liwiona, d艂ugo p艂aka艂a i w ko艅cu zasn臋艂a.
Nie liczy艂a si臋 z tym, 偶e nazajutrz rano Stewart zjawi si臋 na 艣niadaniu. Kiedy sko艅czy艂a w艂a艣nie zmywanie, ziewaj膮c wszed艂 do kuchni.
- Jest jeszcze kawa? - zapyta艂 od niechcenia. - Potrzebuj臋 czego艣, 偶eby si臋 dobudzi膰.
Bez s艂owa nape艂ni艂a fili偶ank臋 i postawi艂a przed nim na stole. Nast臋pnie otworzy艂a lod贸wk臋.
- Masz ochot臋 na szynk臋 i jaja? - spyta艂a, zadowolona, 偶e g艂os jej brzmi spokojnie, nie zdradzaj膮c burzy uczu膰, jaka szala艂a w jej wn臋trzu.
- Niez艂y pomys艂. Ale sam sobie zrobi臋, bo jeszcze si臋 sp贸藕nisz.
- Mam jeszcze czas - zapewni艂a Maja. Po prostu b臋dzie musia艂a dzisiaj jecha膰 troch臋 szybciej. Nie chcia艂a przepu艣ci膰 okazji bycia z nim sam na sam jeszcze przez kilka minut. Ledwo jednak postawi艂a patelni臋 na palniku, Stewart wsadzi艂 nos w gazet臋 jej ojca i wygl膮da艂o na to, 偶e zupe艂nie zapomnia艂 o niej, Mai.
Stewart mia艂 na sobie d偶insy i niebiesk膮 koszul臋 z podwini臋tymi r臋kawami. Na widok jego umi臋艣nionych opalonych ramion nieodparcie nasun臋艂y jej si臋 na my艣l jego nami臋tne u艣ciski. Wyra藕nie sta艂 jej przed oczyma ka偶dy szczeg贸艂 owych upajaj膮cych minut.
Sw膮d przypalonej szynki wyrwa艂 j膮 z tych marze艅. Czym pr臋dzej zdj臋艂a z kuchenki dymi膮c膮 patelni臋. R贸wnie偶 Stewart zerwa艂 si臋 z krzes艂a, lecz by艂o ju偶 za p贸藕no.
- Przykro mi, Stewarcie - powiedzia艂a zawstydzona.
Wzi膮艂 widelec i zacz膮艂 nim wy艂awia膰 spalone kawa艂ki szynki.
- Nie przejmuj si臋, Maju. Zjem co艣 innego. Lepiej si臋 po艣piesz, bo faktycznie jeszcze si臋 sp贸藕nisz.
Wysz艂a bez s艂owa.
Nast臋pne dni by艂y dla Mai koszmarem. Coraz mniej potrafi艂a si臋 koncentrowa膰 na swoich studiach, poniewa偶 jej my艣li wci膮偶 wraca艂y do Stewarta. On natomiast wydawa艂 si臋 ca艂kowicie zapomina膰, 偶e ich znajomo艣膰 znacznie przekroczy艂a kiedy艣 granice przyja藕ni.
Przychodzi艂 i wychodzi艂, kiedy mu si臋 podoba艂o. Przewa偶nie zostawia艂 jej wcze艣niej wiadomo艣膰, gdy nie zjawia艂 si臋 na kolacji. W czwartek jednak wyj膮tkowo zjad艂 z nimi.
Z apetytem spa艂aszowa艂 piecze艅 wieprzow膮 z ziemniakami, fasol膮 i sa艂atk膮, a nast臋pnie zabra艂 si臋 do sernika z nadzieniem wi艣niowym. Nie zauwa偶y艂 nawet, 偶e Maja w艂a艣ciwie nie jad艂a. W przeciwie艅stwie do niego od wielu dni nie mia艂a apetytu, mimo 偶e ze wzgl臋d贸w zdrowotnych absolutnie nie mog艂a sobie na to pozwoli膰, i chodzi艂a blada jak cie艅.
Posprz膮ta艂a ze sto艂u i zanios艂a naczynia do kuchni. Ledwie podnios艂a wzrok, gdy wszed艂 Stewart z pozosta艂ymi talerzykami deserowymi. Bez s艂owa wzi膮艂 艣ciereczk臋 do naczy艅 i zacz膮艂 wyciera膰 to, co ona zd膮偶y艂a ju偶 pozmywa膰. Jego blisko艣膰 nie wytr膮ca艂a jej ju偶 z r贸wnowagi, jego milczenie przesta艂o jej przeszkadza膰. Wznios艂a wok贸艂 siebie wa艂 ochronny i udawa艂o jej si臋 traktowa膰 Stewarta oboj臋tnie.
- Jak tam tw贸j egzamin? - przerwa艂 po chwili milczenie.
- My艣l臋, 偶e ca艂kiem dobrze - rzek艂a oboj臋tnym tonem.
- Dasz rad臋?
- Mo偶e nie brawurowo, ale sytuacja nie wygl膮da 藕le.
- I jutro b臋dzie po wszystkim?
- Tak.
- To dobrze. Chcia艂em ci臋 bowiem zapyta膰...
- Stewarcie - przerwa艂a mu - chyba dzwoni telefon.
Po chwili wr贸ci艂a.
- Do ciebie. Doktor Warrener.
Nie mia艂a ochoty przys艂uchiwa膰 si臋 mu podczas flirtowania z Sylwi膮 Warrener. Czym pr臋dzej znikn臋艂a w swoim pokoju.
12
Maja nie porzuci艂a jeszcze nadziei, 偶e mi臋dzy ni膮 i Stewartem wszystko si臋 jeszcze u艂o偶y. Ale gdy dni mija艂y, a on nie zmienia艂 swego zachowania w stosunku do niej, ogarnia艂o j膮 coraz wi臋ksze przygn臋bienie. Do tego dochodzi艂y prace zaliczeniowe i strach przed egzaminami. W pi膮tek mia艂a za sob膮 tydzie艅, kt贸rego tak szybko nie zapomni.
Po po艂udniu wyruszy艂a w drog臋 do Liberal Arts Building, gdzie odbywa艂 si臋 ostatni egzamin. Kiedy na rogu Union oraz Sixth Street czeka艂a na zielone 艣wiat艂o, odkry艂a nagle auto Stewarta parkuj膮ce na skraju ulicy. Stewart wychyli艂 g艂ow臋 przez okno i rozmawia艂 z ogromnym o偶ywieniem z Sylwi膮 Warrener, kt贸ra sta艂a obok auta. Maja nie by艂a w stanie oderwa膰 od nich oczu. Dopiero gdy Sylwia Warrener pochyli艂a si臋 ku Stewartowi i poca艂owa艂a go, odwr贸ci艂a si臋 i kiedy zapali艂o si臋 zielone 艣wiat艂o, przebieg艂a przez ulic臋.
P贸藕niej nie mog艂a sobie przypomnie膰, jak przekroczy艂a ulic臋 i znalaz艂a si臋 w Liberal Arts Building. Nie wiedzia艂a tak偶e, jak zda艂a egzamin. Odpowiada艂a na jakie艣 pytania, lecz mimo najlepszych ch臋ci nie potrafi艂aby powiedzie膰, czego dotyczy艂y.
W dalszym ci膮gu jak w transie, pojecha艂a do domu. Nie mia艂a ju偶 najmniejszych w膮tpliwo艣ci, 偶e Stewart ca艂owa艂 j膮 tylko dla zabawy. Ale sama by艂a sobie winna. Ostatecznie nieraz ju偶 dawa艂 do zrozumienia, 偶e interesuj膮 go kobiety typu Sylwii Warrener i 偶e ona, Maja, nie si臋ga jej do pi臋t. Mimo to uroi艂a sobie, 偶e serio mu na niej zale偶y.
Ledwo wesz艂a do domu, zadzwoni艂 telefon.
- Wreszcie ci臋 z艂apa艂em - us艂ysza艂a znajomy g艂os, kiedy podnios艂a s艂uchawk臋. - Przypominasz mnie sobie jeszcze?
- Richard! Oczywi艣cie, 偶e sobie przypominam. Jak leci?
- Du偶o lepiej, odk膮d si臋 wreszcie dodzwoni艂em. Od drugiej pr贸bowa艂em co p贸艂 godziny. Egzaminy ju偶 si臋 sko艅czy艂y?
- Tak. W艂a艣nie wr贸ci艂am do domu.
- Czy nie by艂oby wi臋c dobrym pomys艂em, gdyby艣my dzi艣 wieczorem gdzie艣 wyszli i to uczcili? Przez ca艂y tydzie艅 by艂em grzecznym ch艂opcem i nie przeszkadza艂em ci. Uwa偶am, 偶e zas艂u偶y艂em chyba na nagrod臋. - Maja roze艣mia艂a si臋 po raz pierwszy od wielu dni. Pierwotnie zamierza艂a zaszy膰 si臋 w swoim pokoju. Richard przywraca艂 j膮 do tera藕niejszo艣ci. - I co ty na to, ma艂a pi臋kno艣ci? B臋dziesz cho膰 troch臋 mi艂a dla biednego samotnego ch艂opca i dotrzymasz mu towarzystwa?
- Kiedy tak m贸wisz, uwa偶am to wr臋cz za sw贸j obowi膮zek.
- Wspaniale. Wiedzia艂em, 偶e dasz si臋 nabra膰 na moj膮 sentymentaln膮 historyjk臋.
- Je艣li b臋dziesz tak gada艂 dalej, mog臋 jeszcze zmieni膰 zdanie - zagrozi艂a ze 艣miechem.
- Och nie, prosz臋 - uderzy艂 w b艂agalny ton. - Kiedy m贸g艂bym po ciebie przyjecha膰? Wp贸艂 do si贸dmej?
- Tak pr臋dko? Dochodzi ju偶 pi膮ta.
- Wiem. Ale planowa艂em, 偶e pojedziemy do miasta, zjemy co艣 wykwintnego, a potem p贸jdziemy do kina. Poniewa偶 sama jazda trwa godzin臋, powinni艣my w艂a艣ciwie wyjecha膰 mniej wi臋cej o tej porze. Nie wyrobisz si臋 do tego czasu?
- Mo偶e, je艣li si臋 po艣piesz臋. Ale nie wiem nawet jeszcze, czy zda艂am ten egzamin i mam co czci膰.
- Uczcimy po prostu koniec sesji egzaminacyjnej. A tak na marginesie: jest jeszcze wasz go艣膰?
- Tak - odpar艂a lakonicznie.
- Jak d艂ugo zamierza jeszcze zosta膰?
- Nie mam poj臋cia. - Maja nie mia艂a najmniejszej ochoty na rozmow臋 o Stewarcie. - Pos艂uchaj, Richardzie, je艣li chcesz, 偶ebym by艂a gotowa o wp贸艂 do si贸dmej, to musz臋 ju偶 ko艅czy膰. Przecie偶 musz臋 jeszcze przygotowa膰 ojcu co艣 do jedzenia. Powiedzmy, 偶e b臋dziesz o si贸dmej.
- Okay, kochanie. Ale nie p贸藕niej.
W kuchni obra艂a ziemniaki i wsadzi艂a porcj臋 siekanego mi臋sa do piekarnika, po czym pobieg艂a na g贸r臋 wzi膮膰 k膮piel. Nast臋pnie w艂o偶y艂a 艣wie偶膮 bielizn臋 i narzuci艂a na ni膮 podomk臋. Potem wr贸ci艂a do kuchni, by dopilnowa膰 pieczeni.
W艂a艣nie schyli艂a si臋, by zajrze膰 do piekarnika, gdy nagle otrzyma艂a klapsa w ty艂ek. Wyda艂a okrzyk i obr贸ci艂a si臋 gwa艂townie. Z b艂yskiem gniewu w oczach spojrza艂a w roze艣mian膮 twarz Stewarta.
- O ty... ty obrzydliwy potworze! - krzykn臋艂a.
- Ach nie, mo偶e nie od razu potw贸r, kotku. Z pewno艣ci膮 wymy艣lisz jakie艣 艂adniejsze okre艣lenie. Co by艣 powiedzia艂a na brutala albo ordynusa? Brzmi przynajmniej dosadnie. Zaakceptuj臋 wszystko, z艂otko, byle nie obrzydliwca - zako艅czy艂 z u艣miechem.
Maja poczu艂a si臋 ura偶ona w swej godno艣ci.
- Gardz臋 tob膮, Stewarcie Sinclairze - wydusi艂a. Lepiej, gdybym ci臋 nigdy nie spotka艂a. Od pierwszej chwili wiedzia艂am, 偶e jeste艣 niezno艣nym, aroganckim... Urwa艂a i ruszy艂a p臋dem do drzwi.
Ale nie dotar艂a do nich. Stewart z艂apa艂 j膮 za rami臋 i przyci膮gn膮艂 do siebie.
- Przepraszam, kotku - usi艂owa艂 j膮 uspokoi膰. - Zapewniam ci臋, 偶e nie chcia艂em ci sprawi膰 b贸lu. Pokusa by艂a po prostu zbyt wielka.
G艂owa Mai spoczywa艂a na jego ramieniu. Dziewczyna zanosi艂a si臋 niepohamowanym szlochem.
- Kotku, przesta艅 p艂aka膰 - poprosi艂 zdenerwowany - a偶 tak nie mog艂o ci臋 bole膰. - Pog艂aska艂 j膮.
Najch臋tniej wyrazi艂aby krzykiem swoj膮 udr臋k臋. 呕e pupa w og贸le j膮 nie boli, lecz inne miejsce, gdzie nie tak 艂atwo ukoi膰 b贸l g艂askaniem. Ale tego nie mog艂a mu powiedzie膰. Uwolni艂a si臋 z jego ramion i otar艂a 艂zy.
- Ju偶 w porz膮dku?
- Tak, naturalnie - odpar艂a oschle. - Przepraszam, 偶e tak si臋 zachowa艂am. Nie przywyk艂am jednak do takich podst臋pnych atak贸w.
Zauwa偶ywszy, 偶e w jego oczach zn贸w pojawi艂 si臋 wyraz rozbawienia, z w艣ciek艂o艣ci膮 tupn臋艂a nog膮. Stewart u艣miechn膮艂 si臋.
- Czy nie mogliby艣my na chwil臋 zakopa膰 topora wojennego? Chcia艂bym z tob膮 porozmawia膰. W zasadzie chcia艂em by膰 ju偶 wcze艣niej, zanim zaczniesz przygotowania do kolacji, ale nie da艂em rady.
Wiedzia艂a, co go zatrzyma艂o. My艣l o tym raczej nie poprawi艂a jej humoru.
- To bez znaczenia. Je艣li wychodzisz, reszt臋 po prostu zamro偶臋.
- W takim razie to samo mo偶esz zrobi膰 ze swoj膮 porcj膮.
Spojrza艂a na niego os艂upia艂ym wzrokiem.
- Co chcesz przez to powiedzie膰?
- Po kilku tygodniach pozostawania na twoim wikcie chcia艂em ci okaza膰 wdzi臋czno艣膰 i zabra膰 ci臋 na kolacj臋.
Jeszcze przed kilkoma dniami nie posiada艂aby si臋 ze szcz臋艣cia, us艂yszawszy to zaproszenie. Ale tymczasem wiele si臋 zmieni艂o.
- 呕a艂uj臋, ale to niemo偶liwe - rzek艂a ch艂odnym tonem.
- Nie zgrywaj鈥 si臋 - mrukn膮艂 zniecierpliwiony. - Wiem, 偶e sp贸藕ni艂em si臋 troch臋 z moim zaproszeniem. Chcia艂em ci臋 zapyta膰 ju偶 wczoraj wiecz贸r, ale przerwa艂 mi telefon od Sylwii. Niestety, uciek艂a艣 jak sp艂oszony kr贸lik, i do tej pory nie mia艂em okazji pom贸wi膰 z tob膮. W gruncie rzeczy chcesz przecie偶 wyj艣膰 gdzie艣 ze mn膮. Dlaczego jeste艣 taka uparta i nie przyznasz si臋 do tego? Twoje dzieci臋ce zagrywki trac膮 z wolna sw贸j urok.
Na moment a偶 j膮 zatka艂o.
- Twoja arogancja nie zna granic! - wydusi艂a.
Mina Stewarta nie wr贸偶y艂a nic dobrego.
- Sko艅czy艂a艣 wreszcie t臋 komedi臋? Mog臋 zaczeka膰. Ale nie wystawiaj zbyt d艂ugo mojej cierpliwo艣ci na pr贸b臋.
- Jakie to wspania艂omy艣lne z twojej strony - szydzi艂a jadowicie. - I dlatego pozostan臋 jednak przy swoim zdaniu, 偶e nie mog臋 ci towarzyszy膰. A gdybym nawet mog艂a, i tak bym nie chcia艂a.
Za艣mia艂a si臋 z przymusem. Przyci膮gn膮艂 j膮 lekko do siebie i podni贸s艂 jej podbr贸dek, 偶eby musia艂a na niego patrze膰.
Jak sobie 偶yczysz, kotku. Mo偶e nawet zas艂uguj臋 na t臋 odpraw臋. Co si臋 dzieje? Dalej jeste艣 na mnie z艂a za t臋 ostatni膮 niedziel臋?
- Nie wiem, o czym m贸wisz - rzek艂a sztywno.
- Nie zagrywaj ze mn膮 w ten spos贸b. Wiesz r贸wnie dobrze jak ja, 偶e zachowa艂em si臋 niew艂a艣ciwie, gdy chodzi艂o o wizyt臋 Pearsona. Ale czy nie uwa偶asz, 偶e mogliby艣my ju偶 to pu艣ci膰 w niepami臋膰? - Jego g艂os sta艂 si臋 mi臋kszy, przyci膮gn膮艂 j膮 do siebie jeszcze bli偶ej. - Przepraszam, kotku - mrukn膮艂 pokrywaj膮c jej twarz poca艂unkami. - Naprawd臋 chc臋 sp臋dzi膰 dzisiejszy wiecz贸r w twoim towarzystwie. Nie tylko dlatego, 偶e pragn臋 ci si臋 zrewan偶owa膰 za liczne dowody twej sztuki kulinarnej.
Spoczywa膰 w jego ramionach i nie m贸c mu okaza膰, jak bardzo za nim t臋skni艂a, by艂o dla niej wielk膮 udr臋k膮. Nie mog膮c znie艣膰 d艂u偶ej jego pieszczot uwolni艂a si臋 z obj臋膰.
- Stewarcie, naprawd臋 nie mog臋. Um贸wi艂am si臋 ju偶.
- Z kim? - Jego g艂os przybra艂 natychmiast twarde brzmienie.
- S膮dz臋, 偶e nie powinno ci臋 to obchodzi膰 - odpar艂a hardo. - Tak samo jak mnie nie obchodzi, z kim ty sp臋dzasz czas.
Stewart spojrza艂 na ni膮 badawczo.
- By艂a艣 dzi艣 mo偶e oko艂o drugiej na skrzy偶owaniu Union i Sixth Street?
- A je艣li by艂am, to co? - zapyta艂a przekornie.
U艣miechn膮艂 si臋, jakby zrozumia艂 wreszcie jej harde zachowanie.
- A wi臋c jednak nie myli艂em si臋. Widzia艂em ci臋 w lusterku wstecznym. Gdybym nie sta艂 tam niezgodnie z przepisami, poszed艂bym za tob膮. - Stara艂a si臋 na niego nie patrze膰. Stewart studiowa艂 uwa偶nie jej twarz. - Maju, wiem, 偶e w przeciwie艅stwie do wi臋kszo艣ci dziewcz膮t w twoim wieku jeste艣 jeszcze bardzo niedo艣wiadczona. - Czuj膮c, jak jej cia艂o usztywnia si臋, pomy艣la艂, 偶e chce mu si臋 wyrwa膰. - Nie, Maju, pos艂uchaj mnie prosz臋. Pod wieloma wzgl臋dami jeste艣 dojrzalsza i doro艣lejsza od innych, ale na m臋偶czyznach raczej si臋 nie znasz.
- Je艣li chcesz przez to powiedzie膰, 偶e nie rzucam si臋 ci膮gle z jednej przygody w drug膮, to masz racj臋.
Stewart za艣mia艂 si臋 i pokr臋ci艂 g艂ow膮.
- Nie to mia艂em na my艣li, i dobrze o tym wiesz.
- Je艣li koniecznie chcesz wiedzie膰 - zaperzy艂a si臋 - to nigdy jeszcze nie by艂am w 艂贸偶ku z m臋偶czyzn膮, po to tylko, by on zaspokoi艂 swoje potrzeby fizjologiczne, a potem m贸g艂 pokazywa膰 ca艂emu 艣wiatu, jaki to jest super. W twoich oczach jestem teraz pewnie dziwaczn膮 star膮 pann膮, kt贸ra w wieku dwudziestu lat jest jeszcze dziewic膮. Je艣li nie masz teraz do przedyskutowania nic wa偶niejszego od mojej cnotliwo艣ci, to pu艣膰 mnie wreszcie. Musz臋 si臋 zaj膮膰 kolacj膮.
W k膮cikach ust Stewarta pojawi艂 si臋 u艣miech rozbawienia.
- Niekoniecznie chcia艂em rozmawia膰 w艂a艣nie o tym, lecz mimo to nie nazwa艂bym tego rzecz膮 mniejszej wagi. Nigdy nie twierdzi艂em, 偶e podobaj膮 mi si臋 dziewczyny, kt贸re mo偶na 艂atwo zdoby膰. Chcia艂em ci tylko uzmys艂owi膰, ze twoja nieznajomo艣膰 m臋skiej psychiki mo偶e prowadzi膰 do fa艂szywych wniosk贸w. Wiesz, Maju, s膮 poca艂unki i poca艂unki. Nie zawsze maj膮 takie samo znaczenie.
- A偶 tak niedo艣wiadczona nie jestem, 偶eby tego nie siedzie膰!
- W porz膮dku, W takim razie wiesz r贸wnie偶, 偶e m臋偶czyzna mo偶e te偶 ca艂owa膰 kobiet臋 w czysto przyjacielski spos贸b. Mo偶e ca艂owa膰 dziecko albo kogo艣 z rodziny. Ale te poca艂unki s膮 zupe艂nie inne ni偶 w przypadku kobiety, kt贸r膮 kocha. Nie powinna艣 przecenia膰 poca艂unku. Czasami w og贸le nic nie znaczy.
Policzki Mai zap艂on臋艂y rumie艅cem wstydu. Stewart niedwuznacznie da艂 jej do zrozumienia, 偶e zbyt wielk膮 wag臋 przyk艂ada艂a do jego poca艂unk贸w. Co prawda sama dosz艂a ju偶 do tego bolesnego wniosku, lecz fakt, 偶e na dodatek wypowiedzia艂 to tak wyra藕nie, by艂 upokarzaj膮cy. Maja odwr贸ci艂a si臋. Z najwi臋kszym trudem uda艂o jej si臋 powstrzyma膰 艂zy.
- Rozumiesz teraz, co chcia艂em przez to powiedzie膰?
Skin臋艂a g艂ow膮 bez s艂owa.
- Dobrze, w takim razie sprawa wyja艣niona. Wci膮偶 jeszcze czekam jednak na ciebie. Dlaczego si臋 nie szykujesz? Raz ojciec da sobie rad臋 bez ciebie. Nie zaszkodzi, je艣li stanie si臋 troch臋 bardziej samodzielny.
Spojrza艂a na niego wzrokiem, kt贸ry wyra偶a艂 jednocze艣nie b贸l i odraz臋. Czy偶by Stewart zupe艂nie serio s膮dzi艂, 偶e po tych wszystkich poni偶eniach p贸jdzie gdzie艣 w jego towarzystwie, jakby si臋 nic nie sta艂o?
- M贸wi艂am ci ju偶, 偶e jestem um贸wiona - powiedzia艂a mo偶liwie najspokojniejszym tonem.
Popatrzy艂 na ni膮 badawczo.
- Naprawd臋 si臋 um贸wi艂a艣? Nie wymy艣li艂a艣 tego tylko po to, 偶eby mnie zdenerwowa膰?
Tego by艂o ju偶 dla niej za wiele.
- Dlaczego mia艂abym ci臋 ok艂amywa膰? - zawo艂a艂a porywczo. - Czy偶by艣 uwa偶a艂, 偶e to absolutnie nieprawdopodobne, by inny m臋偶czyzna mia艂 ochot臋 wyj艣膰 gdzie艣 ze mn膮? Mam mu da膰 kosza, bo okaza艂 si臋 taki staro艣wiecki i najpierw zapyta艂 mnie o zgod臋? Mam tutaj siedzie膰 i czeka膰, a偶 s艂awny Stewart Sinclair raczy mnie wreszcie zauwa偶y膰? Je艣li tak my艣lisz, mo偶esz...
- Kto to jest? zapyta艂 tonem nie znosz膮cym sprzeciwu.
- Richard Pearson.
- Odwo艂asz spotkanie.
- Co? - krzykn臋艂a os艂upia艂a.
- Dobrze zrozumia艂a艣. Natychmiast zadzwo艅 do niego i powiedz, 偶e nie mo偶esz z nim wyj艣膰.
- Ani my艣l臋! W艂a艣nie, 偶e p贸jd臋. A teraz pu艣膰 mnie, musz臋 si臋 ubra膰. Zabra艂e艣 mi wystarczaj膮co du偶o czasu.
- Nie p贸jdziesz z nim - upiera艂 si臋 Stewart - tylko ze mn膮.
O nie, z ca艂膮 pewno艣ci膮 tego nie uczyni臋 - wybuchn臋艂a. - Okropnie mi przykro, je艣li twoja przyjaci贸艂ka pu艣ci艂a ci臋 kantem i nie wiesz teraz, czym wype艂ni膰 czas. Ale b臋dziesz si臋 musia艂 rozejrze膰 za inn膮 zapchajdziur膮. Co by艣 powiedzia艂 na dziewczyn臋 z fotografii w twoim pokoju? Czy ona nie mog艂aby tamtej zast膮pi膰? Chyba 偶e w艂a艣nie twoja seksowna Sylwia jest jej zast臋pczyni膮?
- Maju! - G艂os Stewarta brzmia艂 ostro i gro藕nie.
Ale ona nie potrafi艂a ju偶 powstrzyma膰 t艂umionego rozczarowania, upokorze艅 i b贸lu.
- A zreszt膮 jest mi wszystko jedno, jak sobie radzisz ze swoimi babskimi historiami, dop贸ki trzymasz si臋 ode mnie z daleka - krzycza艂a dalej.
Stewart z艂apa艂 j膮 za nadgarstki i porwa艂 w ramiona.
- Ty zazdrosna ma艂a kocico - warkn膮艂 w艣ciek艂y. - M贸wi艂em ci, 偶e twoje g艂upie zagrywki dzia艂aj膮 mi na nerwy.
Bezceremonialnie chwyci艂 j膮 za w艂osy i przytrzyma艂 g艂ow臋, a nast臋pnie poca艂owa艂 j膮 mocno i brutalnie. Nieust臋pliwie zmusza艂 j膮 do rozchylania warg i przyciska艂 jej cia艂o coraz mocniej do siebie. Jego d艂o艅 w臋drowa艂a po偶膮dliwie po jej plecach.
Kiedy wreszcie oderwa艂 si臋 od jej ust, czu艂a, 偶e jest bliska omdlenia. Z trudem chwytaj膮c powietrze, musia艂a pozwoli膰 mu na to, 偶eby ca艂owa艂 jej kark, szyj臋 i ramiona. W ko艅cu jako艣 uda艂o jej si臋 oswobodzi膰 jedn膮 r臋k臋 i z ca艂ej si艂y uderzy艂a go w twarz.
Stewart natychmiast j膮 pu艣ci艂. Cofn膮艂 si臋 par臋 krok贸w gapi艂 na ni膮 zupe艂nie zdezorientowany.
- Zejd藕 mi z oczu, ty bestio! - wrzasn膮艂 dziko wyszed艂.
Maja sta艂a w kuchni, jakby nogi jej wros艂y w ziemi臋. Wzbrania艂a si臋 uwierzy膰 w to, co sta艂o si臋 w ci膮gu ostatnich minut. Dopiero us艂yszawszy samoch贸d ojca, ockn臋艂a si臋 z odr臋twienia i uciek艂a do swego pokoju.
Rzuci艂a si臋 na 艂贸偶ko, lecz 艂zy, kt贸re mog艂y przynie艣膰 lig臋, nie pojawi艂y si臋. B贸l by艂 zbyt g艂臋boki.
Od pocz膮tku wiedzia艂a, 偶e nie pasuje do 艣wiata kogo艣 takiego jak Stewart Sinclair. Mimo to zakocha艂a si臋 w nim. Kiedy potraktowa艂a serio jego flirt, bezlito艣nie zniszczy艂 jej marzenia. Nie mog艂a tylko zrozumie膰, dlaczego tak si臋 w艣ciek艂, 偶e um贸wi艂a si臋 z Richardem.
Kiedy rozleg艂o si臋 pukanie do drzwi, formalnie zesztywnia艂a. Zaraz jednak us艂ysza艂a g艂os ojca:
- Maju, jeste艣 u siebie?
- Tak, tato. W艂a艣nie si臋 przebieram - powiedzia艂a pr臋dko.
- Kiedy b臋dzie kolacja?
- Jest w piekarniku. Ja zosta艂am dzisiaj zaproszona. Dasz sobie sam rad臋? Bo mnie strasznie si臋 艣pieszy. - Spojrzawszy na zegarek stwierdzi艂a, 偶e do przyjazdu Richarda zosta艂o jej zaledwie pi臋tna艣cie minut.
- Z kim wychodzisz, kochanie? Ze Stewartem? Ach tak, przypominam sobie, 偶e wspomnia艂 co艣 o tym.
- Nie, tato. Um贸wi艂am si臋 z Richardem Pearsonem.
- No c贸偶, w takim razie nast臋pnym razem wyjdziesz ze Stewartem.
- Mo偶e. - Wiedzia艂a jednak, 偶e je艣li o ni膮 chodzi, nie b臋dzie 偶adnego nast臋pnego razu ze Stewartem. Gdy ojciec odszed艂 spod drzwi, ubra艂a si臋 szybko. Wprawdzie nie mia艂a najmniejszej ochoty gdziekolwiek wychodzi膰, ale obieca艂a przecie偶 Richardowi. Poza tym nie chcia艂a psu膰 sobie wieczoru z powodu Stewarta.
Przyjrza艂a si臋 sobie w lustrze. Na szyi i ramionach widnia艂y r贸偶owe plamy, a na nadgarstkach nawet zaczerwienione miejsca. Na szcz臋艣cie jedna z nowych sukienek by艂a zapinana pod szyj膮 i z d艂ugimi r臋kawami. Za艂o偶ywszy j膮 stwierdzi艂a z zadowoleniem, 偶e zakrywa wszelkie zdradzieckie 艣lady. Nast臋pnie zrobi艂a makija偶, kt贸ry tego dnia okaza艂 si臋 mocniejszy ni偶 zwykle.
13
W艂a艣nie wsun臋艂a nogi w pantofle, gdy us艂ysza艂a zatrzymuj膮cy si臋 przed domem samoch贸d. Szybko chwyci艂a torebk臋 i wybieg艂a na zewn膮trz.
Richard wyszed艂 jej na spotkanie.
- Kobieta, kt贸ra naprawd臋 jest punktualna? - pochwali艂 j膮. - Poza tym wygl膮dasz wyj膮tkowo pon臋tnie. A wi臋c czas cud贸w jeszcze si臋 nie sko艅czy艂.
Wzi膮艂 Maj臋 za r臋k臋 i poca艂owa艂 przelotnie w czo艂o, po czym zaprowadzi艂 j膮 do auta. Maja zerkn臋艂a szybko za siebie i odnios艂a wra偶enie, 偶e dostrzeg艂a cie艅 przy jednym z okien na pi臋trze.
- Naprawd臋, Maju, wygl膮dasz czaruj膮co - komplementowa艂 j膮 Richard. - Tyle 偶e troch臋 blado. Ci臋偶ki by艂 ten tydzie艅?
- Mo偶na tak chyba powiedzie膰 - rzek艂a z naciskiem. By艂 to najgorszy tydzie艅 w jej dotychczasowym 偶yciu, cho膰 nie z powod贸w, kt贸re przypuszcza艂 Richard.
- Biedne male艅stwo - powiedzia艂 wsp贸艂czuj膮co - napomnij o tym i odpr臋偶 si臋. Wujek Richard naprowadzi ci臋 na inne my艣li.
Maja u艣miechn臋艂a si臋 i opar艂a wygodnie w fotelu.
- Brzmi obiecuj膮co. Ale trudno mi jako艣 widzie膰 iv tobie wujka.
- Ciesz臋 si臋, 偶e tak uwa偶asz.
Nie odpowiedzia艂a, wpatruj膮c si臋 w swoje z艂o偶one d艂onie.
- Maju, nie chc臋 ci臋 naciska膰 - rzek艂 spokojnie - cierpliwo艣膰 jest jedn膮 z moich wielu zalet. Problem polega tylko na tym, 偶e na jaki艣 czas musz臋 od艂o偶y膰 swoje starania. Jutro lec臋 do domu.
- Richardzie, nie! - Mimo i偶 nie zamierza艂a wdawa膰 si臋 w romans z Richardem Pearsonem, bardzo jej b臋dzie go brakowa艂o. Sta艂 si臋 dla niej prawdziwym przyjacielem i cho膰 troch臋 pozwoli艂 jej oderwa膰 si臋 my艣l膮 od Stewarta. Dlaczego nie mo偶e kocha膰 Richarda? Dlaczego musia艂a straci膰 g艂ow臋 dla egocentrycznego gbura?
G艂os Richarda wyrwa艂 j膮 z tych rozmy艣la艅.
- Czy ma to znaczy膰, 偶e b臋dzie ci mnie brakowa艂o? - zapyta艂 z nadziej膮. - Mo偶e to dobrze, 偶e nie b臋dziemy si臋 widywa膰 przez jaki艣 czas. Znasz przecie偶 to powiedzonko: rozstanie pozwala rozwija膰 si臋 mi艂o艣ci.
- Jeste艣 pewien, 偶e nie mylisz tego z innym przys艂owiem: co z oczu, to z serca?
- Jeste艣 okrutna, Maju - poskar偶y艂 si臋. - Jak taka 艣liczna dziewczyna mo偶e by膰 tak nieczu艂a?
Maja za艣mia艂a si臋.
- Po prostu patrz臋 na 艣wiat realistycznie.
Richard podjecha艂 do stacji benzynowej i czeka艂, a偶 si臋 kto艣 zjawi. Po drugiej stronie dystrybutora paliwa sta艂 czerwony sportowy samoch贸d, w kt贸rym nikt nie siedzia艂.
- Nie chcia艂bym si臋 ponownie znale藕膰 w przykrym po艂o偶eniu, 偶e nie odwioz艂em ci臋 w por臋 do domu - rzek艂 Richard. - Tw贸j ojciec by艂 wyrozumia艂y, ale wasz go艣膰 najch臋tniej rozerwa艂by mnie na kawa艂ki.
Skr臋powana patrzy艂a na swoje d艂onie i milcza艂a.
- Poniewa偶 akurat m贸wi臋 o wielkim panu Sinclairze - czy to nie jego przyjaci贸艂ka? Nic dziwnego, 偶e tak d艂ugo musimy czeka膰 na obs艂ug臋. Faceci nadskakuj膮 pi臋knej Sylwii Warrener zamiast zaj膮膰 si臋 innymi klientami. - Otworzy艂 drzwiczki. - P贸jd臋 tam i zobacz臋, czy 艂askawie mogliby艣my dosta膰 benzyny.
Maja popatrzy艂a za Richardem i zauwa偶y艂a, jak Sylwia Warrener posy艂a mu na powitanie promienny u艣miech. Ostatni膮 rzecz膮, jakiej pragn臋艂a tego wieczora, by艂o spotkanie z t膮 kobiet膮. Obr贸ci艂a si臋 w taki spos贸b, 偶eby tamta nie mog艂a jej widzie膰. W chwil臋 p贸藕niej us艂ysza艂a stukot obcas贸w i ochryp艂y g艂os zapyta艂:
- Ach, czy to nie panna Reed?
Mai nie pozosta艂o nic innego jak obr贸ci膰 si臋 ku niej.
- Halo, doktor Warrener - pozdrowi艂a j膮 uprzejmie - jak si臋 pani miewa?
- Dzi臋kuj臋, bardzo dobrze. Widzia艂am przed chwil膮 Richarda Pearsona i pomy艣la艂am sobie, 偶e w aucie musi by膰 pani. Stewart opowiada艂 mi, 偶e jest pani teraz z Richardem.
Maja mia艂a wra偶enie, 偶e za chwil臋 j膮 szlag trafi. Jak Stewart 艣mia艂 rozmawia膰 o niej ze swoj膮 przyjaci贸艂k膮? Milcza艂a, lecz Sylwii Warrener zdawa艂o si臋 to nie przeszkadza膰 i ci膮gn臋艂a dalej:
- Ciesz臋 si臋, 偶e pani膮 spotka艂am. Dzi艣 wiecz贸r mam jeszcze mn贸stwo roboty i dlatego nie zd膮偶臋 zobaczy膰 si臋 ze Stewartem. Zechcia艂aby mu pani co艣 przekaza膰?
- 呕a艂uj臋, ale nie b臋d臋 si臋 ju偶 chyba z nim widzie膰 - odpar艂a Maja sztywno.
Rozmowa zdawa艂a si臋 sprawia膰 Sylwii prawdziw膮 przyjemno艣膰.
Bardzo mo偶liwe. Biedak zamierza艂 dzisiaj po艂o偶y膰 si臋 wcze艣nie do 艂贸偶ka. Jutro z samego rana mamy przecie偶 wyjazd.
- Wyjazd? - wyrwa艂o si臋 Mai. Ca艂a krew odp艂yn臋艂a jej z twarzy. Sylwia Warrener z satysfakcj膮 przyj臋艂a to do wiadomo艣ci.
- Czy偶by nic pani nie m贸wi艂? Jak widz臋, przypuszczalnie tego nie zrobi艂. Czasem naprawd臋 zachowuje si臋 jeszcze jak dziecko, kt贸re nie wie, co wypada. Ale ja wci膮偶 przymykam na to oko. - Po艂o偶y艂a nacisk na ostatnie s艂owa. - Jednak z pani膮 jako gospodyni膮 rzeczywi艣cie powinien by艂 si臋 bardziej liczy膰. Z pewno艣ci膮 zamierzacie pa艅stwo znowu wynaj膮膰 jego pok贸j.
Krew nap艂yn臋艂a z powrotem do twarzy Mai.
- Nie wynajmujemy pokoi, doktor Warrener - rzek艂a oschle. - Stewart jest go艣ciem mego ojca.
- Mimo to uwa偶am, 偶e to nie fair z jego strony, i偶 nie poinformowa艂 pani o swoim wyje藕dzie.
- Pewnie powiedzia艂 memu ojcu.
- Mo偶liwe. Ale to pani jest ostatecznie gospodyni膮. No c贸偶, zreszt膮 to wszystko jedno. Teraz ju偶 pani wie. Czekali艣my z wyjazdem do ko艅ca sesji egzaminacyjnej. - Sylwia u艣miechn臋艂a si臋. - Pomimo swych g艂adkich manier Stewart bywa czasem troch臋 staro艣wiecki. Nie mo偶e by膰 przecie偶 taki naiwny, by s膮dzi膰, 偶e ludzie my艣l膮, i偶 co noc gramy jedynie w karty do pierwszej czy drugiej.
Roze艣mia艂a si臋, jakby oczekiwa艂a, 偶e b臋dzie to bawi膰 r贸wnie偶 Maj臋. Ta jednak nie zawt贸rowa艂a jej 艣miechem. Nieruchomo patrzy艂a przed siebie, z艂amana niemal b贸lem. Sylwia stwierdzi艂a z zadowoleniem, 偶e jej zatruta strza艂a nie chybi艂a celu.
- Ale z pewno艣ci膮 nie interesuj膮 pani intymne szczeg贸艂y naszego zwi膮zku - ci膮gn臋艂a z satysfakcj膮. - Chcia艂abym tylko prosi膰, 偶eby zostawi艂a pani Stewartowi wiadomo艣膰. W swoim baga偶u niech zarezerwuje troch臋 miejsca na rzeczy, kt贸re ci膮gle walaj膮 si臋 w moim apartamencie. Nie mam ju偶 gdzie ich chowa膰. Zechce mu pani to przekaza膰, panno Reed?
Maja w dalszym ci膮gu patrzy艂a przed siebie. Nie ulega艂o w膮tpliwo艣ci, do czego zmierza Sylwia. Tylko duma powstrzyma艂a Maj臋 od wybuchni臋cia p艂aczem.
- Mo偶e by膰 pani spokojna, wszystko mu przeka偶臋 - powiedzia艂a lodowatym tonem.
Sylwia przyjrza艂a si臋 jej bacznie z u艣miechem zadowolenia.
- Domy艣lam si臋, dlaczego Stewart nie wspomnia艂 pani o naszym wyje藕dzie - s膮czy艂a dalej sw膮 trucizn臋. - Napomkn膮艂 kiedy艣 bowiem, 偶e zaczyna czu膰 si臋 nieswojo w waszym domu. Dla takiego m臋偶czyzny jak on to dosy膰 kr臋puj膮ce, gdy m艂oda osoba w rodzaju pani gapi si臋 na niego ci膮gle b艂yszcz膮cymi oczami. - 艢miej膮c si臋 podesz艂a do swego auta. - Musz臋 ju偶 jecha膰, panno Reed - rzuci艂a przez rami臋. - Chyba si臋 ju偶 nie spotkamy, a wi臋c powodzenia. - To m贸wi膮c wsiad艂a do swego sportowego wozu, ruszy艂a gwa艂townie z wyciem silnika i odjecha艂a.
Maja patrzy艂a przed siebie niewidz膮cym wzrokiem. Naturalnie przypuszcza艂a, 偶e Stewart ma romans z Sylwi膮 Warrener. Kiedy zosta艂o to jednak teraz wypowiedziane bez ogr贸dek, by艂o to dla niej wi臋cej ni偶 bolesne. Najgorsze jednak, 偶e najwidoczniej wszystko opowiada艂 swojej kochance i wsp贸lnie si臋 z niej na艣miewali. Nigdy nie zdo艂a mu tego wybaczy膰. W dodatku zapomnia艂 powiedzie膰 Sylwii, 偶e to on ostatecznie wykona艂 pierwszy krok i ca艂a sprawa z pewno艣ci膮 nie by艂a mu oboj臋tna. Dopiero kiedy zauwa偶y艂, 偶e ona,. Maja, traktuje jego flirt powa偶nie, wyja艣ni艂 jej, 偶e by艂a dla niego tylko zabawk膮.
Maja zadawa艂a sobie pytanie, czy Stewart o偶eni si臋 z Sylwi膮. Przygn臋biaj膮ca by艂a ta wizja, 偶e trzyma inn膮 kobiet臋 w ramionach i ca艂uje j膮 nami臋tnie. Na chwil臋 po偶a艂owa艂a, 偶e odprawi艂a Stewarta po po艂udniu. Mo偶e wtedy zachowa艂aby o nim uszcz臋艣liwiaj膮ce wspomnienia. Zaraz jednak zawstydzi艂a si臋 w艂asnych my艣li. Czy naprawd臋 mog艂aby si臋 a偶 tak poni偶y膰? Niedobrze jej si臋 zrobi艂o na sam膮 my艣l o tym. Wyskoczy艂a z samochodu i pobieg艂a do toalety, bo przez chwil臋 musia艂a by膰 sama.
Pod jednym wzgl臋dem w ka偶dym razie Sylwia Warrener mia艂a racj臋. Stewart rzeczywi艣cie m贸g艂 powiedzie膰, 偶e wyje偶d偶a. Ale mo偶e zamierza艂 to powiedzie膰 dzi艣 wiecz贸r? Podczas, mo偶na by rzec, po偶egnalnej kolacji? Mimo to by艂a zadowolona, 偶e nie uleg艂a jego naciskom.
Maja poprawi艂a makija偶 i przejrza艂a si臋 w lustrze. Zobaczy艂a w nim blad膮 twarz i ogromne smutne oczy. Do艂o偶y艂a jednak wszelkich stara艅, by ukry膰 przynajmniej z grubsza 艣lady 艂ez. Wypr臋偶y艂a ramiona i wr贸ci艂a do auta, gdzie czeka艂 na ni膮 Richard.
- Nic ci nie jest, Maju? - zapyta艂 z zatroskaniem.
- Nie, ju偶 mi lepiej. - Spr贸bowa艂a si臋 u艣miechn膮膰. - Musia艂am zje艣膰 co艣, co mi zaszkodzi艂o.
Richard przyjrza艂 si臋 jej troch臋 sceptycznie.
- Zawracamy?
Najch臋tniej powiedzia艂aby mu prawd臋, 偶e czuje si臋 podle i ma ochot臋 zaszy膰 si臋 w swoim pokoju. W domu jednak by艂 Stewart, kt贸rego za nic w 艣wiecie nie chcia艂a teraz spotka膰.
- Nie, oczywi艣cie, 偶e nie. Ju偶 wszystko w porz膮dku. Naprawd臋.
Richard robi艂 wszystko, by skierowa膰 my艣li Maji na inne tory. W szarmancki spos贸b zabawia艂 j膮 rozmow膮. Jedli w wyborowej restauracji na najwy偶szej pi臋trze drapacza chmur, sk膮d mieli wspania艂y widok na o艣wietlone miasto i rzek臋. Potem poszli do kina. Po filmie Richard zapyta艂? czy ma jeszcze ochot臋 na ta艅ce.
Maja spojrza艂a na zegarek. By艂a dopiero jedenasta. Je艣li pojad膮 teraz do domu, zachodzi niebezpiecze艅stwo, 偶e nadzieje si臋 na Stewarta.
- Ch臋tnie, ale nie za d艂ugo - zgodzi艂a si臋.
Znale藕li sympatyczny lokal, gdzie gra艂a orkiestra. Maja nigdy by nie s膮dzi艂a, 偶e ten wiecz贸r oka偶e si臋 jeszcze taki przyjemny. By艂a wdzi臋czna Richardowi, 偶e w tak kole偶e艅ski spos贸b troszczy艂 si臋 o ni膮, i 偶a艂owa艂a tylko, 偶e przez d艂u偶szy czas nie b臋dzie go teraz widywa膰.
Richard odprowadzi艂 j膮 do drzwi domu i 艂agodnie wzi膮艂 w obj臋cia. Z u艣miechem podnios艂a wzrok na niego.
- Bardzo ci dzi臋kuj臋 za pi臋kny wiecz贸r, Richardzie - powiedzia艂a. - Naprawd臋 sprawi艂 mi wielk膮 przyjemno艣膰.
- Ja tak偶e chcia艂em ci podzi臋kowa膰 za czas sp臋dzony ze mn膮. 呕a艂uj臋, 偶e tymczasem by艂 to ostatni raz.
- Ja te偶 tego 偶a艂uj臋, Richardzie - wyzna艂a szczerze.
- Je艣li tak, to mo偶e by艣 kiedy艣 zajrza艂a z wizyt膮? Mieszkam z rodzicami, a wi臋c nie narazisz na szwank swojej reputacji.
Kusz膮ca by艂a ta my艣l, 偶eby na jaki艣 czas wyjecha膰. Nie chcia艂a jednak czyni膰 Richardowi fa艂szywych nadziei.
- Niestety, to nie mo偶liwe - rzek艂a z 偶alem. - Nie mog臋 zostawi膰 ojca samego.
- Okay, widz臋, 偶e nic nie da si臋 zrobi膰. Ale wr贸c臋 za par臋 tygodni.
Richard przyci膮gn膮艂 Maj臋 bli偶ej do siebie i poca艂owa艂 w usta. Tym razem nie by艂 to tylko przyjacielski poca艂unek. Maja liczy艂a si臋 z tym i nie stara艂a si臋 go unikn膮膰. Wci膮偶 jednak musia艂a my艣le膰 o poca艂unkach Stewarta.
- Dobranoc, Richardzie - powiedzia艂a cicho, gdy j膮 wypu艣ci艂.
- Dobranoc, Maju. Nie zapomnij o mnie.
- Na pewno nie zapomn臋. - Raz jeszcze poca艂owa艂a go w policzek, po czym otworzy艂a drzwi wej艣ciowe. - Zadzwo艅 mo偶e czasem - doda艂a i wesz艂a do domu.
14
Nazajutrz rano obudzi艂a si臋 dopiero po dziesi膮tej. Mia艂a nadziej臋, 偶e ojciec i Stewart b臋d膮 ju偶 po 艣niadaniu. Nagle jednak przypomnia艂a sobie rozmow臋 z Sylwi膮 i wiedzia艂a, 偶e Stewart wyjecha艂. My艣l o tym, 偶e ju偶 go nie zobaczy, nape艂ni艂a j膮 niewypowiedzianym b贸lem, cho膰 m贸wi艂a sobie, 偶e tak b臋dzie najlepiej.
Nast臋pne dni by艂y dla niej straszne. Stewart pozostawi艂 po sobie bolesn膮 luk臋. 呕eby nie my艣le膰 ci膮gle o nim, rzuci艂a si臋 w wir pracy i zacz臋艂a wielkie wiosenne porz膮dki.
Gruntownie sprz膮ta艂a po kolei wszystkie pomieszczenia w budynku, ale nie zdoby艂a si臋 na wej艣cie do pokoju zamieszkiwanego wcze艣niej przez Stewarta. Up艂ynie jeszcze troch臋 czasu, nim dojrzeje do tego kroku.
Dla jej ojca wydawa艂o si臋 rzecz膮 oczywist膮, 偶e wiedzia艂a o wyje藕dzie Stewarta, gdy偶 nie wspomnia艂 o tym ani razu. Czasami m贸wi艂 wprawdzie o Stewarcie, ale zawsze tylko w odniesieniu do przesz艂o艣ci, a nie w sensie, 偶e ten mia艂by kiedykolwiek wr贸ci膰.
Wci膮偶 powtarza艂a sobie, 偶e lepiej by艂oby ostatecznie zapomnie膰 o Stewarcie. C贸偶, kiedy wydawa艂 si臋 wszechobecny. Najgorzej by艂o w nocy, gdy le偶a艂a w 艂贸偶ku i nie mog艂a zasn膮膰.
Czy艣ci艂a w艂a艣nie lampy w jadalni, kiedy wszed艂 ojciec.
- Maju, nie widzia艂a艣 gdzie艣 ksi膮偶ki, kt贸r膮 da艂 mi Stewart?
Jak zawsze, kiedy pada艂o jego imi臋, ogarn膮艂 j膮 g艂臋boki smutek.
- Nie wiedzia艂am nawet, 偶e da艂 ci jak膮艣 ksi膮偶k臋 - odpar艂a staraj膮c si臋 nada膰 swemu g艂osowi spokojne brzmienie.
- Nie pokazywa艂em ci tej wspania艂ej ksi膮偶ki, kt贸r膮 podarowa艂 mi na po偶egnanie? - zdziwi艂 si臋 dr Reed.
- Nie, tato. A co to by艂a za ksi膮偶ka? Mo偶e j膮 gdzie艣 widzia艂am.
- Na pewno od razu rzuci艂aby ci si臋 w oczy. Pierwsze wydanie, oprawne w sk贸r臋, licz膮ce sobie grubo ponad sto lat, na temat sztuki Renesansu.
- Nie widzia艂am. Ale je艣li wpadnie mi w r臋ce przy sprz膮taniu, natychmiast dam ci zna膰.
A wi臋c Stewart podzi臋kowa艂 ojcu za go艣cin臋 ofiarowuj膮c mu cenn膮 ksi膮偶k臋, pomy艣la艂a, gdy zosta艂a z powrotem sama. W pierwszej chwili zirytowa艂o j膮, 偶e ojcu zrobi艂 taki drogi prezent, a jej tylko zaproponowa艂 p贸j艣cie na kolacj臋.
Rozleg艂 si臋 dzwonek przy drzwiach. Maja otwar艂a i stwierdzi艂a z rado艣ci膮, 偶e to Loretta Bowlin.
- Cze艣膰, Loretto! Wchod藕 dalej - powita艂a przyjaci贸艂k臋, kt贸ra mog艂aby by膰 jej matk膮.
Loretta zmierzy艂a Maj臋 pobie偶nym spojrzeniem. Uzna艂a, 偶e dziewczyna wygl膮da nie najlepiej. Maja sporo straci艂a na wadze i mia艂a podkr膮偶one oczy. Ciemne smugi na twarzy zdradza艂y, 偶e p艂aka艂a. Wszystko to Loretta ogarn臋艂a jednym spojrzeniem. I za艂o偶臋 si臋, 偶e Dawid nawet nie zauwa偶y艂, 偶e c贸rka ma zmartwienia, pomy艣la艂a.
- Masz ochot臋 na mro偶on膮 herbat臋? - zaproponowa艂a Maja, gdy wesz艂y z Loretta do kuchni. - Tato wyni贸s艂 si臋 do ogrodu ze swymi sztalugami. Pewnie zn贸w pogr膮偶y艂 si臋 ca艂kowicie w pracy.
- Wyobra偶am sobie. I nie widzi przy tym, co si臋 wok贸艂 niego dzieje. - Maj臋 zaskoczy艂 ton goryczy w g艂osie Loretty. - Ale ostatecznie chcia艂am odwiedzi膰 ciebie, nie tylko Dawida - ci膮gn臋艂a Loretta. - Usi膮d藕 i odpocznij troch臋. Ja przygotuj臋 t臋 herbat臋. Wygl膮dasz tak, jakby艣 potrzebowa艂a ma艂ej przerwy. Co w艂a艣ciwie robisz, 偶e wygl膮dasz na tak膮 zm臋czon膮?
Maja odrzuci艂a w艂osy z czo艂a. A wi臋c Loretta zauwa偶y艂a, 偶e co艣 jest z ni膮 nie w porz膮dku.
- Wiosenne porz膮dki - wyja艣ni艂a bez przekonania - wiem, 偶e wygl膮dam strasznie.
- Dosta艂am list od Richarda - rzek艂a Loretta szykuj膮c herbat臋.
- Ach tak? I co pisze? - Maja stara艂a si臋, by w jej g艂osie zabrzmia艂 przynajmniej cie艅 zainteresowania.
- Niewiele. Jeszcze raz dzi臋kowa艂 za moje zaproszenie i wspomnia艂, 偶e chcia艂by wkr贸tce wr贸ci膰. Pyta艂 tak偶e o ciebie. Chcia艂by dosta膰 tw贸j adres, 偶eby m贸c napisa膰 do ciebie. - Loretta obrzuci艂a Maj臋, kt贸ra siedzia艂a w milczeniu przy stole, badawczym spojrzeniem. - Jakie uczucia 偶ywisz w艂a艣ciwie do Richarda? - spyta艂a stawiaj膮c przed Maj膮 szklank臋 z herbat膮.
- Uczucia? - spyta艂a Maja zmieszana. - No c贸偶, uwa偶am, 偶e jest bardzo mi艂y - odpar艂a wymijaj膮co. - Lubi艂am przebywa膰 w jego towarzystwie.
- Nie brzmi to a偶 tak entuzjastycznie, 偶eby by膰 powodem twojego zmieszania - o艣wiadczy艂a Loretta prosto z mostu.
Maja speszy艂a si臋 jeszcze bardziej.
- Co... co chcesz przez to powiedzie膰? - wyj膮ka艂a.
- Dobrze wiesz, Maju. Co prawda nie chc臋 si臋 wtr膮ca膰 w twoje sprawy, ale powinna艣 wiedzie膰, 偶e mam silne barki, gdyby艣 czasem chcia艂a z nich skorzysta膰.
Maja przesuwa艂a nerwowo szklank臋 po stole.
- Bardzo to mi艂e z twojej strony, ale nie ma nic takiego.
- Naprawd臋 nie ma? - Loretta westchn臋艂a. - S膮dz臋, 偶e ma to zwi膮zek ze Stewartem. Mia艂am nadziej臋, 偶e Richard m贸g艂by ci臋 zdoby膰 dla siebie, ale ta nadzieja niestety si臋 nie spe艂ni艂a. - Maja milcza艂a wpatruj膮c si臋 w swoj膮 szklank臋. - Maju - ci膮gn臋艂a Loretta staraj膮c si臋 j膮 udobrucha膰 - nie wiem, co zasz艂o mi臋dzy tob膮 i Stewartem, ale wiem bardzo dobrze, 偶e to on jest przyczyn膮 twoich cierpie艅. Sporo straci艂a艣 na wadze i wygl膮dasz, jakby艣 nie spa艂a od wielu nocy. Post臋puj膮c tak dalej, wyrz膮dzisz sobie nied藕wiedzi膮 przys艂ug臋. Mo偶e si臋 to jeszcze sko艅czy膰 powa偶n膮 chorob膮.
- Nic na to nie poradz臋 - mrukn臋艂a przybitym g艂osem.
- Oczywi艣cie, 偶e mo偶esz temu zaradzi膰. Musisz tylko spr贸bowa膰 - rzek艂a energicznie Loretta. - Zmartwienie mi艂osne to ostatecznie nie koniec 艣wiata.
- Ale tak si臋 w艂a艣nie czuj臋 - odpar艂a g艂ucho.
Na moment ogarn臋艂a Lorett臋 bezradno艣膰 i zw膮tpienie. U艣wiadomi艂a sobie, jak mocno Maja zakocha艂a si臋 w Stewarcie. Niedobrze, 偶e cz艂owiek ten mieszka艂 tutaj. By艂o wr臋cz rzecz膮 nieuniknion膮, 偶e m艂oda niedo艣wiadczona dziewczyna zakocha si臋 w tym 艣wiatowym, atrakcyjnym m臋偶czy藕nie. Loretta ani przez chwil臋 nie w膮tpi艂a w to, 偶e Stewart flirtowa艂 z Maj膮 z czystego przyzwyczajenia. Do diab艂a ze Stewartem Sinclairem! - pomy艣la艂a ze z艂o艣ci膮. Nie m贸g艂 pisa膰 ksi膮偶ki o Alasce?
- Maju - zacz臋艂a ponownie - nie mo偶esz przez ca艂e 偶ycie roztkliwia膰 si臋 nad sob膮. - Cho膰 widzia艂a, jak bardzo dziewczyna cierpi, uzna艂a, 偶e lepiej b臋dzie uderzy膰 w energiczny ton. Nale偶a艂o wyrwa膰 Maj臋 ze stanu zoboj臋tnienia. Zamierza艂a j膮 przekona膰, 偶e musi wzi膮膰 si臋 w gar艣膰, nim znajdzie si臋 w prawdziwym do艂ku. - Proponuj臋, 偶eby艣 posz艂a teraz na g贸r臋 i przebra艂a si臋 - ci膮gn臋艂a Loretta - a potem wybierzemy si臋 gdzie艣 razem. Mo偶emy p贸j艣膰 do klubu i zagra膰 w tenisa albo pop艂ywa膰, co wolisz.
Maja nie mia艂a najmniejszej ochoty gdziekolwiek wychodzi膰 i widzie膰 innych ludzi. Loretta jednak nie ust臋powa艂a i po prostu odsun臋艂a na bok jej zastrze偶enie, 偶e musi kontynuowa膰 porz膮dki.
- Robota na pewno ci nie ucieknie!
Tak wi臋c Maja uleg艂a. Przebra艂a si臋, a tymczasem Loretta pogaw臋dzi艂a chwil臋 z doktorem Reedem w ogrodzie.
Czu艂a si臋 zaskakuj膮co dobrze jad膮c z Loretta do klubu. Zagra艂a tylko jednego seta, bo Loretta dawno nie mia艂a w r臋ku rakiety, a poza tym by艂o bardzo gor膮co. Nast臋pnie po艂o偶y艂a si臋 obok basenu i rozkoszowa艂a nier贸bstwem. Prawie zasypia艂a, gdy us艂ysza艂a swoje imi臋. Otworzywszy oczy, zobaczy艂a Jamie鈥檈go Fullera, kt贸ry po drabince wychodzi艂 w艂a艣nie z wody.
- Halo, Jamie! - zawo艂a艂a z u艣miechem. Po wieczorze w Country-Clubie zadzwoni艂 do niej przepraszaj膮c za swoje zachowanie, lecz od tamtego czasu nie prosi艂 jej, by razem gdzie艣 wyszli.
- Jak si臋 masz, Maju? - Jamie usiad艂 obok niej. - Dawno艣my si臋 nie widzieli.
Loretta, le偶膮ca z drugiej strony Mai, udawa艂a, 偶e 艣pi. W rzeczywisto艣ci jednak nas艂uchiwa艂a z zadowoleniem, o czym si臋 m贸wi obok. Z tego przecie偶 powodu przywioz艂a Maj臋 tutaj.
- Ci膮gle by艂am bardzo zaj臋ta - powiedzia艂a Maja. - A co z tob膮? Dosta艂e艣 jak膮艣 prac臋 wakacyjn膮?
- Wieczorami pracuj臋 u McDonalda. Zaczynam o sz贸stej. Po po艂udniu przesiaduj臋 zwykle tutaj, w klubie. Co by艣 powiedzia艂a na parti臋 tenisa jutro?
Jamie zada艂 to pytanie z lekkim wahaniem. Nie by艂 pewien, jak膮 otrzyma odpowied藕. Maja zamierza艂a zreszt膮 ju偶 odm贸wi膰, gdy pochwyci艂a jego b艂agalne spojrzenie. Nie by艂a ju偶 z艂a na niego. Poza tym Loretta mia艂a racj臋. Nie mo偶e si臋 ci膮gle chowa膰 i by膰 sam na sam ze swoim b贸lem.
- Ch臋tnie, Jamie - rzek艂a z u艣miechem. - Przyjedziesz po mnie czy od razu mam zjawi膰 si臋 tutaj?
Um贸wili si臋, a potem razem z innymi m艂odymi lud藕mi brykali w wodzie graj膮c w pi艂k臋. Loretta obserwowa艂a to z zadowoleniem. Dobrze, 偶eby Maja przebywa艂a cz臋sto z r贸wie艣nikami. W ich towarzystwie pr臋dko zapomni o swej zgryzocie z powodu Sinclaira.
Loretta nie poprzesta艂a jednak na tym jednym razie. Nie by艂o prawie dnia, 偶eby nie dzwoni艂a i umawia艂a si臋 z Maj膮. Razem wychodzi艂y na zakupy, a poza tym Loretta zaprosi艂a j膮 wraz z ojcem na kolacj臋. W rewan偶u dr Reed zabra艂 鈥瀞woje obie damy鈥, jak je czule nazywa艂, do restauracji w mie艣cie. Maja spotyka艂a si臋 r贸wnie偶 z Jamie鈥檈m. Wkr贸tce od偶y艂a mi臋dzy nimi dawna znajomo艣膰.
Od wyjazdu Stewarta min臋艂y ju偶 trzy tygodnie. Maja nie s艂ysza艂a nic o nim ani o Sylwii Warrener, lecz przypuszcza艂a, 偶e nadal s膮 ze sob膮. My艣l o tym wci膮偶 sprawia艂a jej b贸l, ale ju偶 nie tak wielki. Czas rzeczywi艣cie wydawa艂 si臋 goi膰 rany, nawet je艣li kuracja trwa艂a d艂u偶ej. O m臋偶czy藕nie takim jak Stewart Sinclair nie mo偶na by艂o po prostu zapomnie膰 z dnia na dzie艅.
15
Maja zn贸w sp臋dzi艂a popo艂udnie w klubie z Jamie鈥檈m i innymi przyjaci贸艂mi. Oko艂o pi膮tej Jamie odwi贸z艂 j膮 do domu. Z radia w samochodzie rozbrzmiewa艂a g艂o艣no muzyka listy przeboj贸w. Maja i Jamie rozmawiali i 艣miali si臋, a kiedy Jamie zatrzyma艂 auto przed domem Reed贸w, pochyli艂 si臋 i delikatnie poca艂owa艂 j膮 w usta. Nie mia艂a nic przeciwko temu, dop贸ki by艂y to tylko przyjacielskie poca艂unki. Wysiad艂a i pomacha艂a mu na po偶egnanie.
Maja鈥 mia艂a na sobie bia艂e szorty i sk膮p膮 g贸rn膮 cz臋艣膰. W jednej r臋ce trzyma艂a torb臋 z kostiumem k膮pielowym i r臋cznikiem, w drugiej sanda艂y, kt贸rymi jak zwykle wymachiwa艂a. Wesz艂a po stopniach na werand臋 zajmuj膮c膮 ca艂y bok budynku. Przyjemnie tam by艂o siedzie膰, kiedy wewn膮trz robi艂o si臋 zbyt gor膮co. Weranda, wyposa偶ona w wygodne meble ogrodowe, by艂a ulubionym miejscem doktora Reeda.
Maja nadal u艣miecha艂a si臋, lecz u艣miech jej zamar艂 na ustach, kiedy nagle dobrze jej znany g艂os zapyta艂:
Powiedz: zawsze nosisz buty w r臋ce?
W pierwszej chwili pomy艣la艂a, 偶e jej si臋 przy艣ni艂o, ale gdy obr贸ci艂a g艂ow臋, faktycznie zobaczy艂a Stewarta. Le偶a艂 na jednym z le偶ak贸w, w r臋ku trzyma艂 szklank臋 i nie mia艂 na sobie nic opr贸cz szort贸w. Patrz膮c na jego umi臋艣nione cia艂o na chwil臋 zaniem贸wi艂a. Stewart wydawa艂 si臋 znowu czu膰 tutaj jak u siebie w domu.
- Sam przecie偶 te偶 jeste艣 boso - powiedzia艂a u艣wiadamiaj膮c sobie z irytacj膮, 偶e zaczyna si臋 rumieni膰. Jak wiele razy przedtem czu艂a si臋 w jego obecno艣ci nieporadnym, g艂upiutkim dzieckiem i nienawidzi艂a za to samej siebie.
- To prawda - rzek艂 z szerokim u艣miechem. - Nie wiem jednak, czy to wina pogody, czy tw贸j z艂y wp艂yw. Chod藕, przysi膮d藕 si臋 do mnie i wypij ze mn膮 szklank臋 lemoniady. Jest jeszcze jedna szklanka. - Wskaza艂 na tac臋.
Zbyt by艂a oszo艂omiona, 偶eby m贸c my艣le膰 logicznie i znale藕膰 jak膮艣 wym贸wk臋. Jak w transie wzi臋艂a od niego szklank臋 i usiad艂a na brzegu krzes艂a. Zapad艂o nieprzyjemne milczenie.
- Jak si臋 miewasz, Maju? - zapyta艂 w ko艅cu Stewart. - Dobrze wygl膮dasz.
Takim samym tonem m贸g艂by si臋 dowiadywa膰 o samopoczucie swojej starej ciotki, pomy艣la艂a ze z艂o艣ci膮.
- Miewam si臋 dobrze. A ty? - zapyta艂a z takim samym brakiem zainteresowania.
- R贸wnie偶. Moje pertraktacje si臋 sko艅czy艂y i chcia艂bym jeszcze zebra膰 tutaj ostatnie materia艂y do swojej ksi膮偶ki. Nie mia艂em poj臋cia, 偶e jest tutaj tak cholernie gor膮co.
Maja zastanawia艂a si臋, jakie pertraktacje mia艂 na my艣li. Uzna艂a, 偶e to troch臋 dziwne okre艣lenie urlopu z kochank膮. Mo偶e s膮dzi艂, 偶e prawda b臋dzie dla niej zbyt szokuj膮ca.
- Tak, rzeczywi艣cie jest bardzo gor膮co - odpar艂a nie przejawiaj膮c wielkiej ochoty do rozmowy.
Ponownie zapad艂o milczenie. Pod badawczym spojrzeniem Stewarta ogarnia艂o j膮 coraz wi臋ksze zdenerwowanie. Na ko艅cu j臋zyka mia艂a tyle pyta艅, lecz po prostu nie wydoby艂a z siebie s艂owa. Przede wszystkim bardzo ch臋tnie by si臋 dowiedzia艂a, jak d艂ugo zamierza zosta膰 tym razem. Nie podejrzewa艂a siebie o to, 偶e znios艂aby d艂u偶szy jego pobyt. W艂a艣nie szuka艂a jakiej艣 wym贸wki, by uciec z niepokoj膮cej blisko艣ci Stewarta, gdy na werand臋 wszed艂 ojciec.
- Ach, Maja, ju偶 wr贸ci艂a艣. Popatrz, kto przyjecha艂.
- Widz臋 - odpar艂a oschle.
Dr Reed wci膮gn膮艂 go艣cia w rozmow臋, i Maja mia艂a wreszcie okazj臋 p贸j艣膰 do swego pokoju. Rzuci艂a si臋 na 艂贸偶ko i pr贸bowa艂a upora膰 si臋 z burz膮 w swoich my艣lach. A wi臋c teraz zn贸w b臋dzie musia艂a widywa膰 Stewarta codziennie, by膰 dla niego uprzejma i 偶yczliwa, a nie wiedzia艂a nawet, jak d艂ugo. Najch臋tniej uciek艂aby, ale w ten spos贸b tylko by si臋 skompromitowa艂a.
Z ci臋偶kim sercem zesz艂a do kuchni i przygotowa艂a kolacj臋 na zimno. By艂a zadowolona, 偶e Stewart nie zaproponowa艂 jak zwykle pomocy w zmywaniu naczy艅. W dalszym ci膮gu pogr膮偶ony by艂 w rozmowie z jej ojcem.
Po doprowadzeniu kuchni z powrotem do porz膮dku wzi臋艂a torebk臋 i o艣wiadczy艂a ojcu, 偶e jeszcze wychodzi. Nie czekaj膮c na odpowied藕, spiesznie opu艣ci艂a dom.
Siedz膮c w samochodzie, nie mia艂a poj臋cia, dok膮d si臋 wybra膰. Niezdecydowana jecha艂a powoli w d贸艂 szosy. Niemal automatycznie skr臋ci艂a na drog臋 prowadz膮c膮 do uniwersytetu, po czym nie namy艣laj膮c si臋 d艂ugo zaparkowa艂a przed domem Loretty.
Je艣li Loretta by艂a zaskoczona t膮 niespodziewan膮 wizyt膮, to tego nie okaza艂a. Poprosi艂a Maj臋 do 艣rodka, i wkr贸tce potem siedzia艂y z drinkami w r臋ku przed telewizorem. Pokazywany akurat film by艂 pasjonuj膮cy i wci膮gn膮艂 zar贸wno jedn膮, jak i drug膮.
- Masz ochot臋 na jeszcze jednego drinka? - zaproponowa艂a Loretta oko艂o dziesi膮tej, wy艂膮czywszy telewizor.
- Nie, dzi臋kuj臋 - odpowiedzia艂a z roztargnieniem.
- Mo偶e chcia艂aby艣 ze mn膮 pogada膰, Maju?
- Stewart wr贸ci艂!
- Wielki Bo偶e! - wyrwa艂o si臋 Loretcie. - A jak d艂ugo zostanie?
Wzruszy艂a ramionami.
- Nie wiem. By艂 ju偶, kiedy dzi艣 po po艂udniu przyjecha艂am do domu. Tato z rado艣ci zupe艂nie straci艂 g艂ow臋.
- I co teraz zrobisz?
Maja westchn臋艂a.
- A co mam zrobi膰? Pozostaje mi tylko mie膰 nadziej臋, 偶e wkr贸tce wyjedzie.
- Mo偶e powinnam porozmawia膰 z twoim ojcem? Kiedy si臋 dowie, co prze偶ywasz, na pewno nie b臋dzie zach臋ca艂 Stewarta do d艂u偶szego pobytu.
- Na mi艂o艣膰 bosk膮, nie! Umar艂abym, gdyby ojciec o tym wiedzia艂.
- Nie s膮dzisz, 偶e tw贸j ojciec zrobi艂by to w dyskretny spos贸b?
- Nie. Z pewno艣ci膮 stara艂by si臋, ale wiesz, jaki jest. Cz臋sto wprawdzie zapomina powiedzie膰 mi co艣 wa偶nego, lecz za to zdarza mu si臋 czasem chlapn膮膰 to i owo. Niekiedy mam wra偶enie, 偶e tylko my艣li o czym艣 i wcale nie zdaje sobie sprawy, 偶e wypowiada to na g艂os.
Loretta westchn臋艂a z rezygnacj膮.
- Obawiam si臋, 偶e masz racj臋. Mimo to nie podoba mi si臋 to wszystko. Chcesz mo偶e tak d艂ugo mieszka膰 u mnie? Je艣li nie b臋dzie ci臋 w domu, mo偶liwe, 偶e pr臋dko si臋 wyniesie.
Maja za艣mia艂a si臋 i pokr臋ci艂a g艂ow膮.
Wiem, 偶e mi dobrze 偶yczysz, Loretto. Ale w ten spos贸b pokaza艂abym mu tylko, 偶e nie mog臋 znie艣膰 jego blisko艣ci, a tej satysfakcji nie chc臋 mu sprawi膰.
- W takim razie, kochanie, mog臋 ci tylko 偶yczy膰 du偶o szcz臋艣cia. Szkoda, 偶e nie mog臋 nic wi臋cej dla ciebie zrobi膰.
- Pomaga mi sama rozmowa z tob膮. Dzi臋kuj臋, Loretto.
- Zawsze mo偶esz na mnie liczy膰, Maju - odpar艂a skromnie Loretta.
Podje偶d偶aj膮c pod dom przekona艂a si臋, 偶e i tym razem szcz臋艣cie jej nie sprzyja. Ju偶 z daleka zobaczy艂a, 偶e w ca艂ym domu pali si臋 jeszcze 艣wiat艂o. Zamierza艂a w艂a艣nie przemkn膮膰 si臋 do swego pokoju, gdy ojciec otworzy艂 drzwi salonu i poprosi艂 j膮 do 艣rodka. Z oci膮ganiem spe艂ni艂a jego pro艣b臋, staraj膮c si臋 w miar臋 mo偶liwo艣ci nie patrze膰 na Stewarta.
- Potrzebujesz mnie jeszcze, tato?
- Tak, kochanie. Stewart zani贸s艂 ju偶 rzeczy do swojego dawnego pokoju. Chcia艂em ci臋 tylko zapyta膰, czy nie mog艂aby艣 jeszcze pos艂a膰 mu 艂贸偶ka.
- Oczywi艣cie, tato - odpar艂a bez wi臋kszego zapa艂u. - Zaraz to zrobi臋. - Wyb膮ka艂a 鈥瀌obranoc鈥 i zamkn臋艂a drzwi.
Przypuszczalnie Loretta mia艂a racj臋, zastanawia艂a si臋 艣ciel膮c 艂贸偶ko Stewarta. Gdyby pozostawi艂a ojca i Stewarta zdanych na samych siebie, Stewart na pewno d艂ugo by nie wytrzyma艂.
Jego pok贸j zn贸w wygl膮da艂 tak jak dawniej. Przybory toaletowe roz艂o偶one by艂y porz膮dnie na komodzie, na biurku pod oknem sta艂a maszyna do pisania, a obok niej pi臋trzy艂y si臋 ksi膮偶ki. Na nocnej szafce stan臋艂a znowu fotografia. A wi臋c prawdopodobnie Sylwii nie uda艂o si臋 jeszcze ostatecznie wyprze膰 konkurentki. Mo偶e zreszt膮 dziewczyna z fotografii by艂a powodem, dla kt贸rego nie o偶eni艂 si臋 jeszcze z Sylwi膮.
Jak zwykle mia艂a k艂opoty z rozpostarciem na materacu szerokiego prze艣cierad艂a. Tak by艂a zaabsorbowana t膮 czynno艣ci膮, 偶e nie zauwa偶y艂a, kiedy otworzy艂y si臋 drzwi.
- Zawsze m贸wi臋 - us艂ysza艂a nagle rozbawiony g艂os - 偶e wszystko si臋 w 偶yciu powtarza.
Speszona przerwa艂a 艣cielenie, lecz po chwili zacz臋艂a dalej rozpina膰 prze艣cierad艂o.
- Sk膮d przysz艂o ci to do g艂owy akurat teraz?
- Chcia艂em przez to tylko powiedzie膰, 偶e nie pierwszy raz zastaj臋 ci臋 w moim 艂贸偶ku.
Nie odpowiedzia艂a na jego zaczepk臋. Przez jaki艣 czas s艂ycha膰 by艂o tylko szelest po艣cieli, a niekiedy skrzypienie spr臋偶yn.
- Jak si臋 miewa Jamie? - przerwa艂 w ko艅cu milczenie.
Pytanie pad艂o tak niespodziewanie, 偶e Maja obrzuci艂a go zdumionym spojrzeniem przez rami臋.
- Dobrze - odrzek艂a lakonicznie. Zdziwi艂a si臋, dlaczego interesuje to Stewarta.
- Usun臋li艣cie ju偶 dziel膮ce was rozbie偶no艣ci? - spyta艂 z drwi膮cym u艣miechem.
- Rozbie偶no艣ci? - W pierwszej chwili nie wiedzia艂a, o co mu chodzi.
- Nie pami臋tasz ju偶 wieczoru w Country-Clubie?
- Oczywi艣cie, 偶e pami臋tam.
- Mia艂em ci wtedy uwierzy膰...
- Uwierzy膰 w co? - W dalszym ci膮gu z trudem pod膮偶a艂a za tokiem jego my艣li.
- Zapewnia艂a艣 mnie, 偶e i bez mojej pomocy dasz sobie rad臋 z Jamie鈥檈m. W贸wczas w膮tpi艂em w to, lecz potem przekona艂em si臋 na w艂asnej sk贸rze o twoim temperamencie.
W dalszym ci膮gu by艂a odwr贸cona do niego plecami. Jej cia艂o mimo woli zesztywnia艂o, kiedy u艣wiadomi艂a sobie, do czego odnosi si臋 aluzja Stewarta. Nie s膮dzi艂a, 偶e pope艂ni taki nietakt i wspomni kiedykolwiek o tym przykrym spi臋ciu. Mimo 偶e nie po艣cieli艂a 艂贸偶ka do ko艅ca, zostawi艂a wszystko i spiesznie wysz艂a z pokoju.
- Dobranoc, Maju - us艂ysza艂a jeszcze za sob膮 wo艂anie Stewarta.
16
W nast臋pnych dniach okaza艂a wyj膮tkowy talent w unikaniu spotka艅 sam na sam ze Stewartem. Kiedy chcia艂 jej pomaga膰 w zmywaniu naczy艅, m贸wi艂a, 偶e ma akurat do roboty co艣 innego i pozmywa p贸藕niej. Zajrzawszy potem do kuchni, stwierdza艂a, 偶e Stewart tymczasem sam zrobi艂 wszystko. Z czasem zacz臋艂a mie膰 co prawda wyrzuty sumienia, ale za wszelk膮 cen臋 chcia艂a mu schodzi膰 z drogi.
Nie przejmowa艂a si臋 ju偶, co Stewart robi po ca艂ych dniach. Czasami wyje偶d偶a艂 i wraca艂 potem ze stosem nowych ksi膮偶ek. Nie wiedzia艂a nawet, czy wieczory sp臋dza w domu, czy nie.
Upora艂a si臋 z generalnym sprz膮taniem - z wyj膮tkiem gabinetu ojca i kuchni. W kuchni zacz臋艂a porz膮dki jeszcze przed powrotem Stewarta. Wymy艂a wszystkie szafki i wy艂o偶y艂a 艣wie偶ym papierem, ale koniecznie nale偶a艂o jeszcze pobieli膰 sufit. Tapeta by艂a zmywalna, a wi臋c 偶aden problem.
Pewnego ranka, sprz膮tn膮wszy po 艣niadaniu, postanowi艂a nie odk艂ada膰 ju偶 tego na p贸藕niej. Ojciec siedzia艂 znowu w ogrodzie przy sztalugach, a co si臋 tyczy Stewarta, to s艂ysza艂a, jak odje偶d偶a. Mia艂a nadziej臋, 偶e przez ca艂y dzie艅 nikt jej nie b臋dzie przeszkadza艂.
Wynios艂a z kuchni krzes艂a i inne rzeczy, a na pod艂odze i na szafkach roz艂o偶y艂a papier. Nast臋pnie zwi膮za艂a w艂osy chustk膮 i przyst膮pi艂a do pracy. Odziedziczy艂a wprawdzie po ojcu talent malarski, ale co innego muska膰 p臋dzlem p艂贸tno, a co innego pomalowa膰 sufit.
Farb臋 sufitow膮 zachwalano jej wprawdzie jako nie kapi膮c膮, lecz wkr贸tce twarz i nagie ramiona Mai usiane by艂y bia艂ymi bryzgami. Praca okaza艂a si臋 wyczerpuj膮ca, gdy偶 sufity w starym budynku by艂y wysokie, i musia艂a wci膮偶 przesuwa膰 ci臋偶k膮 drabin臋.
Lwi膮 cz臋艣膰 pracy wykona艂a za pomoc膮 wa艂ka, po czym wzi臋艂a p臋dzel, by zamalowa膰 wszystkie k膮ty. W tym celu nape艂ni艂a farb膮 puszk臋 po kawie. By艂a zm臋czona i spocona i my艣la艂a ju偶 z ut臋sknieniem o ko艅cu tego zaj臋cia. 呕eby nie musie膰 dodatkowo przesuwa膰 drabiny, wspi臋艂a si臋 na najwy偶szy szczebel i wychyli艂a mo偶liwie jak najdalej do przodu, by dosi臋gn膮膰 najodleglejszego rogu. W tej niebezpiecznej pozycji malowa艂a dalej, trzymaj膮c w drugiej r臋ce puszk臋 z farb膮.
Nagle drzwi w dole otworzy艂y si臋 i do kuchni wszed艂 Stewart. Jego twarz wyra偶a艂a czyste przera偶enie, kiedy ujrza艂 nad sob膮 wisz膮c膮 niemal w powietrzu Maj臋.
- Maju! - krzykn膮艂 ostrym tonem.
Przestraszy艂a si臋 i zacz臋艂a si臋 chwia膰. Rozpaczliwie usi艂owa艂a utrzyma膰 r贸wnowag臋, ale nie uda艂o jej si臋. Z piskliwym okrzykiem przechyli艂a si臋 g艂ow膮 w prz贸d i spad艂a na Stewarta, kt贸ry w ostatniej chwili zd膮偶y艂 j膮 z艂apa膰. Przytomnie chwyci艂a go za ramiona, nie pomy艣la艂a jednak przy tym o p臋dzlu i puszce z farb膮, kt贸re trzyma艂a w r臋kach.
Stewart poczu艂 na ramieniu szczecinowy p臋dzel, ale nie zwr贸ci艂 na niego uwagi. Ochryp艂ym g艂osem mrucza艂 imi臋 Mai i mocno przyciska艂 j膮 do siebie. Zaraz jednak z przera偶eniem podni贸s艂 g艂ow臋, gdy g臋sta farba zacz臋艂a mu ciekn膮膰 po ramionach i plecach.
Maja oswobodzi艂a si臋 z jego ramion. Z pocz膮tku 藕le zrozumia艂a jego zszokowany wyraz twarzy, lecz potem zauwa偶y艂a, 偶e puszka jest prawie pusta i farba sp艂ywa mu z ramion na pier艣. Oniemia艂a wpatrywa艂a si臋 w Stewarta, kt贸ry mocno zacisn膮艂 usta, a jego oczy ciska艂y gniewne b艂yski.
- Och... Stewarcie - wyj膮ka艂a - naprawd臋 bardzo mi przykro.
- 鈥楾rudno mi w to uwierzy膰 - wydusi艂 zgrzytaj膮c z臋bami. - Mo偶liwe, 偶e twoje metody gaszenia m臋skiego podziwu nie s膮 wprawdzie tuzinkowe, lecz za to niezwykle skuteczne.
- Nie zrobi艂am przecie偶 tego umy艣lnie - j臋kn臋艂a. Potem jednak nie potrafi艂a st艂umi膰 chichotu. - Musz臋 przyzna膰, 偶e wygl膮dasz dosy膰 艣miesznie.
- Nie widz臋 w tym nic 艣miesznego - burkn膮艂 ponuro.
Maja musia艂a 艣mia膰 si臋 jeszcze bardziej, mimo 偶e teraz wyda艂o si臋 to jej zupe艂nie niestosowne.
- Wybacz, prosz臋 - prychn臋艂a - zaraz powycieram farb臋.
Si臋gn臋艂a po rolk臋 papieru i zacz臋艂a 艣ci膮ga膰 farb臋 z obna偶onego torsu Stewarta. 脫w sta艂 sztywny, jakby kij po艂kn膮艂, i nie rusza艂 si臋. Kiedy przejecha艂a r臋k膮 po jego plecach i poczu艂a pod palcami mi臋艣nie, jej chichot umilk艂. Przed szortami zatrzyma艂a si臋.
- Dalej si臋 nie da - powiedzia艂a za偶enowana. - Chodzi mi o to, 偶e reszt臋 musisz sam sobie zetrze膰.
Stewart w dalszym ci膮gu si臋 nie odzywa艂. Z wahaniem stan臋艂a teraz przed nim i zacz臋艂a wyciera膰 papierem jego pier艣. R臋ce zadr偶a艂y jej lekko, zetkn膮wszy si臋 tam z g臋stym ow艂osieniem. Stewart naprawd臋 nie u艂atwia艂 jej sprawy.
- Nic wi臋cej nie mog臋 zrobi膰 - powiedzia艂a niepewnym g艂osem. Najlepiej wejd藕 od razu pod prysznic.
Pochmurny wyraz znikn膮艂 z jego twarzy. Obecnie wydawa艂 si臋 napawa膰 jej skr臋powaniem.
- Nie umyjesz mi przynajmniej plec贸w? Ostatecznie to ty nawarzy艂a艣 mi tego piwa.
- Nie mo偶esz zwala膰 winy tylko na mnie - oburzy艂a si臋. - Nie spad艂abym pewnie z drabiny, gdyby艣 nie zjawi艂 si臋 nagle w kuchni i nie wrzasn膮艂.
- Niez艂y masz tupet. Najpierw ratuj臋 ci臋 od gro藕nego upadku, je艣li nie od z艂amania karku, a ty w podzi臋ce oblewasz mnie farb膮. Nie do艣膰 jednak na tym, w dodatku obarczasz mnie ca艂膮 win膮. Gdyby艣 mia艂a cho膰 odrobin臋 uczciwo艣ci, wymy艣li艂aby艣 co艣 lepszego, by okaza膰 wdzi臋czno艣膰 m臋偶czy藕nie, kt贸ry uratowa艂 ci 偶ycie. - Maja spojrza艂a na niego niepewnie. - Nie musisz si臋 jednak obawia膰 - ci膮gn膮艂 Stewart. - Nie zamierzam wyci膮ga膰 specjalnych korzy艣ci ze swej gotowo艣ci niesienia pomocy. My艣la艂em tylko, 偶e zas艂u偶y艂em przynajmniej na skromn膮 nagrod臋.
Maja u艣miechn臋艂a si臋 podst臋pnie.
- Zgoda, skoro si臋 upierasz: daj臋 ci pierwsze艅stwo do 艂azienki.
- Naprawd臋 jeste艣 bardzo wspania艂omy艣lna. - Wyszczerzy艂 z臋by w u艣miechu. - Widz臋 jednak, 偶e nic wi臋cej nie mog臋 od ciebie oczekiwa膰. Zaakceptuj臋 wi臋c twoj膮 wielkoduszn膮 propozycj臋. - Podszed艂 do drzwi i rzuci艂 jej chytre spojrzenie przez rami臋. - Nie zamkn臋 艂azienki na wypadek, gdyby艣 zmieni艂a jednak zdanie i zechcia艂a mi umy膰 plecy.
Za艣mia艂 si臋 widz膮c jej zmieszanie i 鈥榳yszed艂.
Obiad jedzono tego dnia w mniej lub bardziej prowizorycznych warunkach. W kuchni wci膮偶 jeszcze panowa艂 chaos, a Maja nie mia艂a nawet czasu, 偶eby wzi膮膰 prysznic albo si臋 przebra膰. Stewart upar艂 si臋, 偶e sam pozmywa nieliczne naczynia, gdy tymczasem Maja stara艂a si臋 w po艣piechu sko艅czy膰 malowanie.
- A mo偶e by艣my zjedli dzi艣 kolacj臋 poza domem? - zapyta艂 nagle wieszaj膮c 艣ciereczk臋 na haczyku.
- Och, to niestety niemo偶liwe - powiedzia艂a szybko. Zbyt dobrze mia艂a jeszcze w pami臋ci jego ostatnie zaproszenie.
- A czemu偶 to nie? - chcia艂 wiedzie膰.
Usilnie szuka艂a jakiej艣 wym贸wki.
- Ja... bo... zaprosi艂am ju偶 Lorett臋 na kolacj臋 - wyj膮ka艂a, 偶ywi膮c wielk膮 nadziej臋, 偶e Loretta nie zd膮偶y艂a zaplanowa膰 niczego innego.
- Naprawd臋? Potrafisz to pogodzi膰 ze swoj膮 prac膮 tutaj?
- Dlaczego? Co masz na my艣li? - spyta艂a zerkaj膮c ostro偶nie w bok na Stewarta.
- Uwa偶am tylko, 偶e to troch臋 dziwne, i偶 akurat dzisiaj, kiedy postanowi艂a艣 pomalowa膰 kuchni臋, zapraszasz kogo艣 na kolacj臋.
Maja nerwowo zagryz艂a wargi. Kiedy Stewart przeciwstawia艂 si臋 jej na gruncie logiki, wpada艂a w tarapaty.
- Wiesz co? - ci膮gn膮艂 z niewzruszonym spokojem. - Zadzwonimy teraz do Loretty i zapytamy j膮, czy nie wola艂aby wybra膰 si臋 z nami do restauracji.
Maja wpad艂a niemal w panik臋.
- Nie, nie, z pewno艣ci膮 nie zechce - zaprotestowa艂a.
- Czemu mia艂aby nie chcie膰? - zaoponowa艂. - Na pewno oka偶e zrozumienie, kiedy wyja艣nimy jej sytuacj臋. A wi臋c nie oci膮gaj si臋 i zadzwo艅 do niej. Obstaj臋 przy tym. Przez ca艂y dzie艅 ci臋偶ko pracowa艂a艣, a poza tym jest za gor膮co, 偶eby gotowa膰 co艣 wi臋kszego.
Wzi膮艂 j膮 pod rami臋 i poci膮gn膮艂 do korytarza, nie przejmuj膮c si臋 jej protestami.
- No, zabieraj si臋 do dzwonienia - obstawa艂.
Maja stwierdzi艂a ze z艂o艣ci膮, 偶e Stewart przypuszczalnie ani my艣la艂 zostawia膰 jej samej przy telefonie. Wyzywaj膮co sta艂 obok niej i obserwowa艂 j膮.
Powoli podnios艂a s艂uchawk臋. Z wahaniem potrzyma艂a j膮 chwil臋, po czym zacz臋艂a wybiera膰 numer. Zanim go jednak wykr臋ci艂a do ko艅ca, Stewart przycisn膮艂 wide艂ki przerywaj膮c po艂膮czenie. Popatrzy艂 na ni膮 z szerokim u艣miechem.
- 殴le wybra艂a艣, Maju. To by艂 numer zegarynki i prognozy pogody.
Poczu艂a, jak rumieniec oblewa jej twarz.
- Naprawd臋? Musia艂am tak wybra膰 z czystego przyzwyczajenia.
- Mo偶liwe - zauwa偶y艂 spokojnie - a wi臋c wykr臋膰 jeszcze raz.
Nie mia艂a innego wyboru. Pozostawa艂a tylko nadzieja, 偶e Loretty nie b臋dzie w domu. Ale po trzecim sygnale zg艂osi艂a si臋.
Maja prze艂kn臋艂a 艣lin臋.
- Halo, Loretta - rzek艂a w ko艅cu weso艂o - m贸wi Maja. Chcia艂am ci臋 zapyta膰, czy odpowiada ci, 偶eby艣my zjedli dzi艣 kolacj臋 w restauracji zamiast u nas w domu. Malowa艂am w kuchni sufit, i Stewart upiera si臋, 偶e zabierze nas wszystkich, 偶ebym nie musia艂a ju偶 pracowa膰.
Wstrzymuj膮c oddech czeka艂a na odpowied藕 Loretty. Stewart bezceremonialnie przy艂o偶y艂 ucho do s艂uchawki i z pewno艣ci膮 dotrze do niego, co powie Loretta. Ale strach Mai by艂 bezpodstawny. Loretta mia艂a bystry umys艂 i nie trzeba jej by艂o dwa razy powtarza膰, 偶eby poj臋艂a, w czym rzecz.
- Brzmi nie藕le, kochanie. Ale mo偶emy te偶 t臋 kolacj臋 prze艂o偶y膰 na inny termin, je艣li dzisiaj ci nie pasuje.
Z obawy, 偶e w ko艅cu b臋dzie musia艂a i艣膰 sama ze Stewartem, powiedzia艂a szybko:
- Nie, nie, Loretto. W porz膮dku. Do nas mo偶esz przyj艣膰 na kolacj臋 w przysz艂ym tygodniu, a dzisiaj Stewart koniecznie chcia艂by nas zabra膰 do restauracji.
- Bardzo to mi艂e z jego strony - pad艂a osch艂a odpowied藕. - O kt贸rej mam by膰 gotowa?
Maja spojrza艂a na Stewarta pytaj膮cym wzrokiem.
- O Si贸dmej - rzek艂 pr臋dko.
Od艂o偶y艂a s艂uchawk臋 i westchn臋艂a z ulg膮. Loretta by艂a skarbem.
- Widzisz, to takie proste - zauwa偶y艂 z zadowoleniem - s膮dz臋, 偶e w ten spos贸b uczynione zosta艂o zado艣膰 wymaganiom obyczajno艣ci i 偶e z grubsza jestem bezpieczny.
- Bezpieczny? - powt贸rzy艂a nie rozumiej膮c.
- Oczywi艣cie. Z Lorett膮 w charakterze przyzwoitki nie b臋dziesz mi mog艂a zrobi膰 zbyt wielkiej krzywdy - rzek艂 z krzywym u艣miechem i odszed艂.
Za kwadrans si贸dma Maja sfrun臋艂a po schodach w bia艂ej, niemal przezroczystej sukience bez r臋kaw贸w i u艣miechn臋艂a si臋 promiennie do czekaj膮cych ju偶 na ni膮 ojca i Stewarta. Pozwoli艂a obydwu panom odprowadzi膰 si臋 do samochodu, ale nim kt贸rykolwiek zd膮偶y艂 jej otworzy膰 drzwiczki, w艣lizgn臋艂a si臋 na tylne siedzenie, 偶eby nie musie膰 siedzie膰 obok Stewarta.
Nigdy dot膮d nie jecha艂a w jego aucie. Z zaciekawieniem przygl膮da艂a si臋 luksusowemu wyposa偶eniu wn臋trza. Mi臋kkie i wygodne siedzenia by艂y z niebieskiego prasowanego aksamitu, gruby dywan w tym samym kolorze, obicia 艣cian i sufitu z jasnoniebieskiej sk贸ry. Z ukrytych g艂o艣nik贸w rozbrzmiewa艂a przyt艂umiona muzyka. Dzi臋ki klimatyzacji w 艣rodku panowa艂a przyjemna temperatura. Mile odpr臋偶ona, Maja opar艂a si臋 wygodnie. Zauwa偶ywszy jednak, 偶e jest obserwowana w lusterku wstecznym, mimo woli usztywni艂a si臋 znowu. Dopiero kiedy wsiad艂a Loretta i zaj臋艂a miejsce obok niej, zacz臋艂a si臋 cieszy膰 na wsp贸lnie sp臋dzony wiecz贸r.
Stewart zawi贸z艂 ich do eleganckiej restauracji z wzorow膮 kuchni膮 i obs艂ug膮. Zachowywa艂 si臋 jak sko艅czony d偶entelmen i po kr贸tkim czasie zainicjowa艂 interesuj膮c膮 rozmow臋. Ani razu nie pr贸bowa艂 zirytowa膰 Mai lub wprawi膰 jej w zak艂opotanie. Przekonawszy si臋, 偶e jej obawy by艂y nie uzasadnione, wyzby艂a si臋 skr臋powania i bra艂a 偶ywy udzia艂 w rozmowie.
Tu偶 po dziewi膮tej znale藕li si臋 znowu przed domem Loretty. Loretta zaprosi艂a jeszcze wszystkich na drinka, i zaproszenie zosta艂o spontanicznie przyj臋te. Kontynuowali o偶ywion膮 rozmow臋, i ca艂y wiecz贸r up艂yn膮艂 w bardzo przyjemnej atmosferze.
By艂a ju偶 prawie p贸艂noc, gdy Maja wraz z ojcem i Stewartem wr贸cili do domu. Ledwo przest膮pi艂a pr贸g, szybko po偶egna艂a si臋 i znikn臋艂a w swoim pokoju.
Le偶膮c w 艂贸偶ku przemy艣la艂a raz jeszcze ca艂y wiecz贸r, kt贸ry wbrew oczekiwaniom mia艂 tak przyjemny przebieg. Z zaskoczeniem stwierdzi艂a, 偶e jest troch臋 zawiedziona, 偶e Stewart traktowa艂 j膮 do艣膰 bezosobowo. Naturalnie nie t臋skni艂a do tego, 偶eby j膮 zasypywa艂 komplementami, wprawiaj膮c tym samym w zak艂opotanie, lecz wcale nie musia艂 jej a偶 tak zaniedbywa膰. Loretcie okazywa艂 wi臋ksze wzgl臋dy ni偶 jej. Mimo to by艂a zadowolona, 偶e po powrocie Stewart nie pr贸bowa艂 ju偶 zbli偶y膰 si臋 do niej. Zaraz jednak pomy艣la艂a o swoich odczuciach, kiedy 艣ciera艂a farb臋 z jego cia艂a i czu艂a pod palcami jego ciep艂膮 nag膮 sk贸r臋.
St艂umiwszy westchnienie wcisn臋艂a g艂ow臋 w poduszk臋.
17
Jedynym pomieszczeniem w ca艂ym domu, kt贸re nie zosta艂o jeszcze gruntownie posprz膮tane, by艂 gabinet ojca. Maja zajmowa艂a si臋 nim zawsze na ko艅cu, bo formalnie w艂os jej si臋 je偶y艂 na g艂owie, gdy musia艂a tam co艣 zrobi膰. W gabinecie ci膮gle panowa艂 ba艂agan, i ojciec by艂 bardzo nieszcz臋艣liwy, je艣li ruszy艂a cokolwiek ze swojego miejsca. Staranne posprz膮tanie, a mimo to pozostawienie wszystkiego tak, jak by艂o, wymaga艂o ogromnej zr臋czno艣ci.
Nast臋pnego ranka, wyposa偶ona w 艣ciereczk臋 do kurzu i inne przybory do czyszczenia, przekroczy艂a pr贸g gabinetu. Ojciec siedzia艂 znowu w ogrodzie i przez jaki艣 czas b臋dzie na pewno zaj臋ty malowaniem. Stewart by艂 przypuszczalnie w swoim pokoju, a wi臋c nikt nie b臋dzie jej przeszkadza艂.
Z zaci臋ciem przyst膮pi艂a do pracy. Zacz臋艂a od rega艂u z ksi膮偶kami, kt贸ry zajmowa艂 ca艂膮 艣cian臋. Rozstawi艂a drabin臋 i wesz艂a na ni膮. Wyci膮ga艂a ksi膮偶ki jedn膮 po drugiej, odkurza艂a je i wyciera艂a 艣ciereczk膮 p贸艂ki. Nast臋pnie wk艂ada艂a ksi膮偶ki z powrotem. By艂o to 偶mudne, pracoch艂onne zaj臋cie.
Mniej wi臋cej po godzinie wyci膮gn臋艂a oprawion膮 w sk贸r臋 ksi膮偶k臋, kt贸rej nigdy dot膮d nie widzia艂a. Przeczytawszy tytu艂 powzi臋艂a przypuszczenie, 偶e to w艂a艣nie ten tom ojciec dosta艂 w prezencie od Stewarta i od dawna bezskutecznie poszukiwa艂. U艣miechn臋艂a si臋. To by艂o podobne do jej ojca. Postawi艂 j膮 tam, gdzie w艂a艣ciwie by艂o jej miejsce.
Maja usiad艂a na platformie drabiny i z zaciekawieniem otworzy艂a ksi膮偶k臋. Rzeczywi艣cie wydawa艂a si臋 bardzo stara, lecz bardzo dobrze zachowana. Mog艂a zrozumie膰, 偶e ojciec by艂 z niej dumny. Z uwag膮 przerzuci艂a kilka kartek. Nagle ze 艣rodka wypad艂a koperta. Maja z艂apa艂a j膮 w locie. Ze zdziwieniem przeczyta艂a, 偶e koperta zaadresowana jest do niej znamionuj膮cym up贸r pismem Stewarta.
Niedbale od艂o偶y艂a ksi膮偶k臋 na bok i rozerwa艂a kopert臋. Ukaza艂o si臋 kilka zapisanych kartek. Kiedy zacz臋艂a czyta膰, oczy jej si臋 rozszerzy艂y, a nast臋pnie po policzkach pociek艂y 艂zy.
Ukochana Maju, jest tyle rzeczy, kt贸re chcia艂bym Ci powiedzie膰, lecz nie wiem, od czego zacz膮膰. Mo偶e najlepiej od tego, 偶e prosz臋, by艣 wybaczy艂a mi moje zachowanie dzi艣 wiecz贸r.
Z pewno艣ci膮 zauwa偶y艂a艣 ju偶, 偶e nie zaliczam si臋 raczej do naj艂agodniejszych m臋偶czyzn. Naturalnie mnie to nie usprawiedliwia, ale chcia艂bym przynajmniej spr贸bowa膰 wyja艣ni膰 Ci, dlaczego straci艂em zupe艂nie panowanie nad sob膮.
Przyzna艂em, 偶e by艂em na Ciebie w艣ciek艂y, bo wbrew mojej woli wpu艣ci艂a艣 do domu Richarda Pearsona. Wiem, 偶e by艂o to dziecinne z mojej strony. S膮dzi艂em jednak, 偶e otwarcie pokaza艂em Ci swoje uczucia, i poczu艂em si臋 odrzucony.
W ka偶dym razie przez ca艂y tydzie艅 trzyma艂em si臋 od Ciebie z daleka. Po cz臋艣ci dlatego, 偶e dalej by艂em w艣ciek艂y, a po cz臋艣ci dlatego, 偶e przygotowywa艂a艣 si臋 do egzaminu. Je艣li mam by膰 ca艂kiem szczery, musz臋 przyzna膰, 偶e chcia艂em Ci臋 te偶 ukara膰, 偶eby Ci臋 zabola艂o.
By艂em pewien, 偶e nie jestem Ci oboj臋tny. Dowiod艂y mi tego Twoje poca艂unki. Poza tym by艂em pewien, 偶e nigdy przedtem nie ca艂owa艂a艣 w ten spos贸b m臋偶czyzny.
Je艣li cierpia艂a艣 z powodu mego zachowania, to wiedz, 偶e ja dr臋czy艂em si臋 tak samo. Liczy艂em dni w oczekiwaniu na koniec Twoich egzamin贸w.
Dzi艣 wiecz贸r chcia艂em Ci臋 zabra膰 na kolacj臋. Zamierza艂em zapyta膰 Ci臋, czy zechcesz zosta膰 moj膮 偶on膮. Teraz mo偶esz si臋 艣mia膰, ale do tego stopnia by艂em przekonany, 偶e nie dostan臋 od Ciebie kosza, i偶 kupi艂em nawet obr膮czki.
Rzuci艂a艣 mi dzi艣 prosto w twarz, 偶e moja arogancja nie zna granic. Mia艂a艣 racj臋. W og贸le nie dopuszcza艂em my艣li, 偶e mo偶esz si臋 nie zgodzi膰 na kolacj臋 ze mn膮.
Wiedzia艂em, 偶e po po艂udniu widzia艂a艣 mnie z Sylwi膮, s膮dzi艂em jednak, 偶e da艂em Ci jasno do zrozumienia, i偶 jest dla mnie tylko dobr膮 znajom膮.
Odm贸wi艂a艣 wyj艣cia ze mn膮, a zamierza艂a艣 wybra膰 si臋 na kolacj臋 z Pearsonem. Szala艂em z zazdro艣ci. Jedno, moja droga, niew膮tpliwie mamy wsp贸lne: gor膮cy temperament.
Wstyd mi, gdy musz臋 przyzna膰, 偶e chcia艂em Ci臋 ukara膰 za to, 偶e wo艂a艂a艣 ode mnie Pearsona. Gdybym m贸g艂 Ci opisa膰, jak 偶a艂uj臋 tego, 偶e zachowa艂em si臋 tak brutalnie. Ale Ty potrafisz zupe艂nie wyprowadzi膰 cz艂owieka z r贸wnowagi.
Moja w艣ciek艂o艣膰 szybko min臋艂a, i po偶膮da艂em Ci臋 jak nigdy przedtem. Bliski by艂em wzi臋cia Ci臋 si艂膮. Ale z pewno艣ci膮 nie mia艂a艣 poj臋cia o moich prawdziwych uczuciach.
Wyja艣niam Ci to wszystko, bo ponad wszystko Ci臋 kocham. B臋d臋 musia艂 wyjecha膰 na mniej wi臋cej trzy tygodnie, 偶eby porozmawia膰 w Nowym Jorku z moim wydawc膮, a nast臋pnie z producentem filmu w Los Angeles.
Ci臋偶ko mi Ci臋 opuszcza膰, kiedy mi臋dzy nami wszystko jest jeszcze nie wyja艣nione. Ale mo偶e Tobie 艂atwiej b臋dzie podj膮膰 decyzj臋, kiedy wyjad臋.
Chcia艂bym, Maju, o偶eni膰 si臋 z Tob膮 i chcia艂bym, 偶eby艣 si臋 nad tym powa偶nie zastanowi艂a. Kiedy wr贸c臋, dasz mi odpowied藕. Je艣li uznasz, 偶e nie mo偶esz znosi膰 przez ca艂e 偶ycie mojego gor膮cego temperamentu i w艂a艣ciwego mi zachowania, zrozumiem to i nie b臋d臋 Ci si臋 d艂u偶ej naprzykrza艂.
Oddaj臋 ten list w r臋ce Twojego ojca wraz z moim prezentem dla niego. Twoim prezentem by艂by pier艣cionek zar臋czynowy, lecz nie chcia艂em wprawia膰 Ci臋 w zak艂opotanie, gdybym go zostawi艂 nie wiedz膮c, czy w og贸le chcesz go mie膰.
Kochanie, rano ju偶 Ci臋 nie zobacz臋, bo odlatuj臋 bardzo wcze艣nie, a Ty z pewno艣ci膮 wr贸cisz do domu p贸藕no w nocy. Chcia艂bym teraz by膰 na miejscu Pearsona. To wprawdzie nie fair, ale z mi艂膮 ch臋ci膮 z艂oi艂bym mu sk贸r臋.
Jak widzisz, cho膰 okazuj臋 偶al za moje zachowanie w stosunku do Ciebie, to moje niskie instynkty s膮 jeszcze bardzo silne.
Spr贸buj mi wybaczy膰, Maju, i nie zapominaj, 偶e kocham Ci臋 bardziej, ni偶 kiedykolwiek zdo艂am Ci to powiedzie膰,
Tw贸j Stewart.
Maja siedzia艂a na drabinie i os艂upia艂ym wzrokiem wpatrywa艂a si臋 w kartki trzymane w r臋ce. Na papier kapa艂y 艂zy. Dopiero po chwili poj臋艂a, 偶e Stewart rzeczywi艣cie napisa艂 ten list do niej. Szybko zesz艂a z drabiny.
Z listem w r臋ku wybieg艂a z gabinetu i pop臋dzi艂a na g贸r臋.
Stewart siedzia艂 w 艂贸偶ku oparty plecami o wezg艂owie i pr贸bowa艂 czyta膰. Nie m贸g艂 jednak skoncentrowa膰 si臋 na tek艣cie. Wiedzia艂, 偶e wreszcie b臋dzie musia艂 co艣 przedsi臋wzi膮膰, wyci膮gn膮膰 konsekwencje.
By艂o rzecz膮 oczywist膮, 偶e Maja nie chce o nim s艂ysze膰. Nie m贸g艂 znie艣膰 d艂u偶ej widywania si臋 z ni膮 codziennie. Bola艂o go, 偶e sp臋dza艂a teraz du偶o czasu z r贸wie艣nikami, a jemu schodzi艂a z drogi. Gdybym wtedy mia艂 do niej troch臋 wi臋cej cierpliwo艣ci, wszystko na pewno potoczy艂oby si臋 inaczej. Powinien by艂 w wi臋kszym stopniu uwzgl臋dni膰 jej m艂ody wiek i niedo艣wiadczenie zamiast zadr臋cza膰 j膮 swoj膮 nami臋tno艣ci膮.
Zamkn膮艂 z ha艂asem ksi膮偶k臋 i rzuci艂 j膮 na pod艂og臋. W tym samym momencie do pokoju wpad艂a Maja.
- Stewart! - zawo艂a艂a rzucaj膮c si臋 do niego na 艂贸偶ko.
Z艂apa艂 j膮 jedynie odruchowo. Speszy艂 si臋 zupe艂nie, kiedy zarzuci艂a mu r臋ce na szyj臋 i 艣miej膮c si臋 i p艂acz膮c zacz臋艂a obsypywa膰 jego twarz poca艂unkami.
Mimo 偶e kompletnie nie by艂 przygotowany na tego rodzaju atak, szybko otrz膮sn膮艂 si臋 z zaskoczenia i przyci膮gn膮艂 Maj臋 mocniej do siebie. Odszuka艂 jej usta i zamkn膮艂 je swoimi wargami. W trakcie tego gor膮cego poca艂unku jej szloch umilk艂, lecz w dalszym ci膮gu rozpaczliwie wczepia艂a si臋 w niego. Po chwili uni贸s艂 g艂ow臋 i czule u艣miechn膮艂 si臋 do niej.
- Naturalnie nie mam nic przeciwko tego rodzaju niespodziankom - powiedzia艂 - ale mo偶esz mi zdradzi膰, kochanie, jaki jest pow贸d tego zwrotu w twoich uczuciach?
- Och, Stewarcie, ten list!
- List? Ten, kt贸ry do ciebie napisa艂em? Dlaczego wi臋c potrzebowa艂a艣 tyle czasu, 偶eby si臋 zdecydowa膰? - Nagle mu za艣wita艂o. - Tw贸j ojciec zapomnia艂 ci go odda膰! - zawo艂a艂a w tym samym momencie, w kt贸rym Maja powiedzia艂a:
- Tato zapomnia艂 mi go odda膰.
- Och, kochanie. - Stewart ponownie wzi膮艂 j膮 w ramiona. - Powinienem by艂 wzi膮膰 pod uwag臋 t臋 ewentualno艣膰! Gdyby艣 wiedzia艂a, jakie piek艂o przeszed艂em. My艣la艂em, 偶e nie chcesz ju偶 mie膰 ze mn膮 nic wsp贸lnego. Ci膮gle schodzi艂a艣 mi z drogi, wi臋c potraktowa艂em to jako negatywn膮 odpowied藕 na moj膮 propozycj臋. Wr贸ci艂em w nadziei, 偶e uda nam si臋 usun膮膰 dziel膮ce nas rozbie偶no艣ci. Ale kiedy ci臋 zobaczy艂em pierwszy raz po powrocie, prze偶y艂em zimny prysznic: akurat Jamie Fuller pochyla艂 si臋 nad tob膮 i ci臋 ca艂owa艂. Przed poznaniem ciebie na pewno nie odczuwa艂em czego艣 takiego jak 偶膮dza krwi. Ale w ostatnich tygodniach z przyjemno艣ci膮 zamordowa艂bym co najmniej dw贸ch m艂odych ludzi. 呕e nie wspomn臋, co najch臋tniej zrobi艂bym z tob膮...
Odgarn膮艂 jej w艂osy i g艂aska艂 czule jej twarz, po czym j膮 poca艂owa艂. Mai wr贸ci艂a w ko艅cu zdolno艣膰 trze藕wego my艣lenia.
- A jak twoim zdaniem ja si臋 czu艂am? - powiedzia艂a cicho. - Musia艂am za艂o偶y膰, 偶e masz romans z Sylwi膮. - Po czym doda艂a troch臋 g艂o艣niej i ostrzejszym tonem: - Je艣li mnie kochasz, to dlaczego wzi膮艂e艣 j膮 ze sob膮 w podr贸偶?
Albo zdumienie Stewarta by艂o szczere, albo by艂 dobrym aktorem.
- O czym ty m贸wisz? - zapyta艂 i pokr臋ci艂 g艂ow膮. - Towarzyszy艂em Sylwii tylko w drodze na lotnisko, nie dalej. Ona lecia艂a do Seattle, 偶eby odwiedzi膰 rodzic贸w, a ja do Nowego Jorku. Czy kto艣 widzia艂 nas razem i twierdzi艂, 偶e polecia艂a ze mn膮?
- Sylwia sama mi to powiedzia艂a! - W g艂osie Mai przebija艂a udr臋ka, jak膮 wtedy znosi艂a.
- Sylwia? - powt贸rzy艂 z niedowierzaniem. - Jeste艣 pewna, 偶e dobrze j膮 zrozumia艂a艣?
- Absolutnie. Powiedzia艂a, 偶e zamierzacie 偶y膰 razem gdzie indziej, bo w przeciwnym razie b臋dziesz si臋 martwi艂 o jej dobre imi臋 w naszym ma艂ym mie艣cie. Poza tym o艣wiadczy艂a mi, 偶e jeste艣 okropnym niechlujem, bo twoje rzeczy walaj膮 si臋 ci膮gle po jej sypialni. Domaga艂a si臋, 偶ebym ci przekaza艂a, 偶e masz zarezerwowa膰 na to troch臋 miejsca w walizkach, gdy偶 nie ma ich ju偶 gdzie schowa膰. - Urwa艂a wybuchaj膮c p艂aczem.
Stewart domy艣la艂 si臋, jak bardzo cierpi. Delikatnie wzi膮艂 j膮 w ramiona i pr贸bowa艂 uspokoi膰.
- Maju, prosz臋 ci臋, nie p艂acz - rzek艂 ochryp艂ym g艂osem sca艂owuj膮c jej 艂zy z twarzy. - Przysi臋gam ci, 偶e Sylwia Warrener nie jest i nigdy nie by艂a moj膮 kochank膮. Pomaga艂a mi tylko w badaniach dotycz膮cych mojej nowej ksi膮偶ki. Przyznaj臋 wprawdzie, 偶e wykorzystywa艂em j膮 w celu pobudzenia twojej zazdro艣ci, ale to naprawd臋 wszystko.
Maja nie odpowiedzia艂a. Najwidoczniej Stewartowi wci膮偶 jeszcze nie uda艂o jej si臋 do ko艅ca przekona膰. Rozpaczliwie szuka艂 w my艣li czego艣, czym m贸g艂by dowie艣膰 swej niewinno艣ci.
- Maju - rzek艂 w ko艅cu z naciskiem - czy mo偶esz o mnie powiedzie膰, 偶e jestem nieporz膮dny? Czy kiedykolwiek widzia艂a艣, 偶eby moje rzeczy by艂y bez艂adnie porozrzucane?
Maja potrz膮sn臋艂a g艂ow膮.
- No widzisz - ci膮gn膮艂 dalej - nie wierzysz wi臋c chyba, 偶ebym to robi艂 w innym mieszkaniu?
- Nie - wyszepta艂a.
Stewart przyci膮gn膮艂 jej g艂ow臋 i poca艂owa艂 j膮 delikatnie. Lecz Maja nie odwzajemni艂a jego poca艂unku. Nieruchomo siedzia艂a obok niego z zamkni臋tymi oczami. Przeczuwa艂, 偶e co艣 jeszcze stoi mi臋dzy nimi.
- Co jest, Maju? Prosz臋, powiedz mi - rzek艂 mi臋kkim g艂osem.
Nie od razu odpowiedzia艂a. - A co z t膮 kobiet膮 na fotografii? - wydusi艂a w ko艅cu z gorycz膮. - Da艂e艣 mi kiedy艣 jasno do zrozumienia, 偶e nigdy nie b臋d臋 mog艂a konkurowa膰 z ni膮 albo z Sylwi膮 Warrener.
Stewart za艣mia艂 si臋 lekko z jej oburzenia. Jego usta znajdowa艂y si臋 bardzo blisko jej warg.
- Czy偶by ci臋 to zabola艂o, kochanie? S膮dz臋, 偶e powiedzia艂em to raczej w tym sensie, 偶e nie ma powodu, by艣 tego pr贸bowa艂a. Nie by艂oby zreszt膮 takiej potrzeby, gdy偶 od pierwszego wejrzenia zakocha艂em si臋 w tobie. A co si臋 tyczy tej dziewczyny na zdj臋ciu, to ma na imi臋 Karen, i bardzo j膮 kocham.
- Co? - zerwa艂a si臋 oburzona.
Stewart roze艣mia艂 si臋. Po艂o偶y艂 j膮 z powrotem na 艂贸偶ku i przycisn膮艂 swoim cia艂em.
- St贸j, ma艂a dzika kocico. Zawsze chcia艂em ci臋 mie膰 w swoim 艂贸偶ku, i tym razem mi nie uciekniesz. Karen, g艂uptasku, jest przypadkiem moj膮 siostr膮 i b臋dzie ogromnie szcz臋艣liwa, gdy wreszcie okie艂znasz jej starszego brata.
Zdumiona wpatrywa艂a si臋 w niego. W ko艅cu rozpromieni艂a si臋 na ca艂ej twarzy i zarzuci艂a mu r臋ce na szyj臋.
- Ach, Stewarcie - szepn臋艂a - tak ci臋 kocham, 偶e to ju偶 boli.
- Pora by by艂a, 偶eby艣 od czasu do czasu m贸wi艂a co艣 w tym rodzaju - podpuszcza艂 j膮 czule.
- My艣la艂am, 偶e sam mog艂e艣 sobie to do艣piewa膰 - szepn臋艂a tu偶 przy jego wargach.
- Nie 艣mia艂em ju偶 w odniesieniu do ciebie zak艂ada膰 czego艣 jako samo przez si臋 zrozumia艂e - mrukn膮艂 i zaj膮艂 si臋 znowu jej ustami.
Pie艣ci艂 j膮 wargami i r臋kami, a ona z ca艂ego serca odwzajemnia艂a jego czu艂o艣ci. Jego nami臋tno艣膰 nie przera偶a艂a jej ju偶, i Maja sama wpycha艂a mu si臋 teraz w ramiona.
Oboje byli jeszcze mocno zdyszani, gdy Stewart zapyta艂:
- Jak d艂ugo trzeba czeka膰 w tutejszym stanie na zezwolenie na zawarcie ma艂偶e艅stwa?
- Wydaje mi si臋, 偶e trzy dni - odrzek艂a rozmarzona.
- Tak d艂ugo? - Stewart nie ukrywa艂 rozczarowania.
- Nie jestem ca艂kiem pewna. Ostatecznie nigdy jeszcze nie by艂o mi to potrzebne. A ma to jakie艣 znaczenie?
- Jeszcze jakie, kochanie. Nie wystarczy, 偶e musz臋 czeka膰 trzy dni, 偶eby ci臋 po艣lubi膰 i uzyska膰 pewno艣膰, 偶e ju偶 mi nie uciekniesz?
- Stewarcie - zacz臋艂a z wahaniem - a gdzie b臋dziemy mieszka膰, kiedy si臋 pobierzemy?
- A gdzie by艣 chcia艂a, kotku? Mam dom w g贸rach w pobli偶u Denver, a je艣li mam co艣 do za艂atwienia w Los Angeles, wynajmuj臋 apartament. Lecz mo偶emy si臋 osiedli膰 w艂a艣ciwie wsz臋dzie. I to jest dobre w zawodzie pisarza. - Jego wargi pow臋drowa艂y od jej karku do p艂atka ucha. - Poza tym oczywi艣cie wiele podr贸偶uj臋 zbieraj膮c materia艂y. Gdzie by ci si臋 podoba艂o, kochanie?
- Stewarcie - spu艣ci艂a nagle z tonu - a tato...?
- Nie! - przerwa艂 jej zdecydowanym tonem - nie mam ochoty dzieli膰 si臋 tob膮 z twoim ojcem. Mia艂 ci臋 przy sobie przez dwadzie艣cia lat, teraz na mnie kolej. Potrafi臋 by膰 bardzo egoistyczny, gdy chodzi o ciebie.
- Ale偶 Stewarcie sam wiesz przecie偶, jaki jest niezaradny.
- To niech si臋 rozejrzy za gospodyni膮 albo jeszcze lepiej za 偶on膮. Nawet wiem, kto by do niego pasowa艂.
Spojrza艂a na niego zaskoczona.
- Do ojca?
- Co by艣 powiedzia艂a na przyk艂ad na Lorett臋?
Pomys艂 nie by艂 z艂y.
- Stewarcie - podchwyci艂a z o偶ywieniem - mo偶e by艣my spr贸bowali...
- O nie, moja droga. Sami musz膮 si臋 jako艣 dogada膰 - zaprotestowa艂. - I jestem ca艂kowicie pewien, 偶e kt贸rego艣 dnia to nast膮pi. - Wsta艂 sam i podni贸s艂 r贸wnie偶 Maj臋. - Teraz lepiej przebierzmy si臋. Jeszcze dzisiaj zasi臋gn臋 informacji o tym zezwoleniu na zawarcie ma艂偶e艅stwa.
Wkr贸tce potem obejmuj膮c si臋 zeszli po schodach na d贸艂. Dr Reed wychodzi艂 akurat ze swojego gabinetu.
- Widz臋, Maju, 偶e odnalaz艂a艣 moj膮 ksi膮偶k臋 - rzek艂 ucieszony.
- Owszem, tato. Sta艂a na p贸艂ce po艣r贸d innych ksi膮偶ek.
- W takim razie nie dziwi臋 si臋, 偶e nie mog艂em jej znale藕膰. - Roztargnionym wzrokiem popatrzy艂 na Maj臋 i Stewarta. - Wybieracie si臋 gdzie艣?
- Owszem, tato. Stewart i ja zamierzamy zasi臋gn膮膰 informacji w sprawie zezwolenia na zawarcie ma艂偶e艅stwa.
Dr Reed kartkowa艂 ju偶 odnalezion膮 ksi膮偶k膮.
- To bardzo 艂adnie - mrukn膮艂. - Dobrej zabawy.
Stewart i Maja popatrzyli na siebie z rozbawieniem. Wybuchn臋li radosnym 艣miechem i wyszli z domu.
Dr Reed zamkn膮艂 z ha艂asem ksi膮偶k臋. Potem raptownie podni贸s艂 g艂ow臋 i nieprzytomnym spojrzeniem wpatrywa艂 si臋 w zamkni臋te drzwi.