freudowska pomyłka

ęłęóFREUDOWSKA POMYŁKA

„Czynność pomyłkowa (freudowska pomyłka), to pomyłka pojawiająca się w wypowiedzi (przejęzyczenie), lub w działaniu. W życiu codziennym terminu tego najczęściej używa się do opisania pomyłek słownych zdradzających prawdziwe motywy mówiącego."
___________________________________________________________________________________

DR JING WU
PSYCHIATRA I PSYCHOANALITYK
Specjalizuje się w leczeniu Zespołu Stresu Pourazowego oraz Niezdrowej Obsesji.

Draco Malfoy westchnął ciężko, patrząc na szklane drzwi naprzeciw niego, na których widniało nazwisko i specjalizacja jakiegoś dziwacznego doktora. Po drugiej stronie korytarza widział poczekalnię z wytwornymi, wygodnymi fotelami i rozmaitymi czasopismami, mogącymi zadowolić najróżniejsze gusta.
Nieważne jednak, jak bardzo luksusowa była ta poczekalnia, to nadal była tylko poczekalnia, co więcej, to nadal była poczekalnia w poradni psychiatrycznej.
Draco zacisnął zęby. Dla ścisłości, wizyta w tym miejscu nie była jego pomysłem.

::

Trzy dni wcześniej.
- I wtedy właśnie Potter, idiota jak zawsze, widzi znicz, wykonuje pełen obrót na swojej miotle i nurkuje, aby go złapać. Tak naprawdę chodzi mi o to, czy ten dureń musi się popisywać za każdym razem, kiedy ma okazję?
- A ty nie bierzesz pod uwagę możliwości, że Potter chciał tylko złapać znicz tak szybko, jak to możliwe? - Lucjusz Malfoy wymamrotał cicho. Odłożył sok pomarańczowy i westchnął. Narcyza poklepała go współczująco po ramieniu.
- Draco, skarbie, dlaczego nie możemy porozmawiać o kimś innym, niż Harry Potter? - zapytała łagodnie. - Czyż nie spotykasz się ostatnio z jakimś miłym młodzieńcem?
Draco wzruszył ramionami.
- Nie do końca - powiedział, sięgając po rogalik. - W środę byłem na obiedzie z Danielem Darcy. Myślałem, że gość jest w porządku, ale okazało się, że kibicuje Armatom z Chudley i oczywiście ma autograf Pottera. Doprawdy, kto, u diabła, chciałby autograf tego pyszałkowatego mieszańca? Na domiar złego, Daniel musiał mi opowiedzieć całą historię o tym, jak zdobył ten autograf, oraz jakim Potter jest świetnym facetem, jaki jest wysportowany i tym podobne bzdury. No wiecie, próbowałem zjeść w spokoju obiad, ale Daniel nie mógł przestać nawijać o Potterze.
- Mmm, chyba mogę to sobie wyobrazić - powiedziała Narcyza, uśmiechając się lekko.
Lucjusz warknął coś pod nosem i zawołał:
- Fasolko!
Z cichym odgłosem w pokoju zmaterializowała się skrzatka.
- Pan wzywał, sir?
- Przynieś mi coś z procentami! - rzucił ostro. Fasolka skinęła głową i zniknęła.
- Jeśli mam być szczery, Draco - Lucjusz wymamrotał cicho i odchrząknął - staram się cieszyć miłym, niedzielnym śniadaniem z tobą i twoją matką. Nie jestem zainteresowany rozmową o Harrym Potterze. Minęły już dwa lata od chwili, kiedy obaj ukończyliście Hogwart. Zdaję sobie sprawę, że był on centralnym punktem twojej egzystencji w szkole, ale bez przesady, to należy już do przeszłości, prawda? Zaczynam się obawiać, że masz na jego punkcie obsesję.
- Obsesję? - w glosie Draco można było wyczuć drwinę. - Ja? Proszę cię, ojcze. Chciałem mu tylko zrobić loda.
- Co? - równocześnie zapytali Lucjusz i Narcyza.
- Powiedziałem, że jest mi go tylko bardzo szkoda. Pewnie czuje się absurdalnie niepewny, skoro musi się popisywać przez cały czas.
Lucjusz i Narcyza wymienili porozumiewawcze spojrzenia. Po raz kolejny rozległ się cichy dźwięk, skrzatka wróciła i wręczyła Lucjuszowi kieliszek czegoś jasnego i musującego. Mężczyzna zabrał napój i zaczął go sączyć.
- Opowiedz nam coś więcej o Danielu - zaproponował Lucjusz, zmieniając temat. - Jest miłym chłopcem z dobrej rodziny. Chciałbym, abyś się w końcu zakochał i ustatkował.
- On jest uroczy. Ma świetne włosy, takie kruczoczarne i gęste - powiedział zadumany Draco. - Ale nie jest w moim typie. To sztywniak. Zawsze przestrzega zasad, nigdy nie podejmuje ryzyka... I nawet nie gra w Quidditcha.
- A co z Geoffrey’em? - spytała Narcyza. - On jest graczem Quidditcha i z tego, co pamiętam, lubiłeś go.
- Rezerwowym graczem! I do tego pałkarzem - odrzekł Draco. - Przecież wiesz, że wolę szukających. Ma ładne oczy, takie jasnozielone... Ale jego rude włosy za bardzo przypominają mi Weasleya.
- A Hugh? - spytał Lucjusz, mieszając swój napój.
- Hugh jest popychadłem. Pozwalał, żebym traktował go jak śmiecia. Lubię facetów z jajami - odparł Draco i poczęstował się ciastem.
- Marcus? - zapytała Narcyza.
Draco wzruszył ramionami.
- Podobają mi się jego okulary. Wygląda w nich inteligentnie. Ale jest zbyt czysto-krwisty, jeśli wiecie, o co mi chodzi. Nie mówił o niczym innym, to już stawało się nudne.
- Amir? Jude? Tyron? - pytał dalej Lucjusz.
- Bazyl? Wang? Patryk? - wymieniała Narcyza.
- Amir jest za wysoki, Jude za niski, a Tyron nadmiernie umięśniony - powiedział Draco, przyglądając się swoim palcom. - Bazyl nosi tylko czarodziejskie szaty, a ja przecież mam słabość do mugolskich ubrań. Wang za bardzo skupia się na nauce, a Patryk jest zepsuty do szpiku kości. Chcę chłopaka, który będzie sprawiedliwy i dobry, żebym to ja mógł być tym złym.
- Podsumujmy twoje osiągnięcia - wycedził Lucjusz. - Jeśli można to tak nazwać.
- Bardzo zabawne, tato - odparł urażony Draco.
- Szukasz mężczyzny, który będzie wysoki, lecz nie za bardzo, niezbyt mocno zbudowany, który gra w Quidditcha, nosi mugolskie ubrania oraz lubi ryzyko. Chcesz kogoś, kto będzie ci się przeciwstawiał, ale równocześnie będzie dobry i uczciwy. Podobały ci się czarne włosy Daniela, zielone oczy Geoffreya i okulary Marcusa.
Draco zastanowił się chwilkę.
- Tak, zgadza się.
- Draco - Lucjusz warknął. - Czy ten opis kogoś ci nie przypomina?
Draco przemyślał to i potrząsnął głową.
- Nie za bardzo. - Wziął następny kawałek ciasta. - Mówiłem ci już, że Potter był w tym tygodniu na okładkach czterech gazet? Czterech! ”Miłośnik Quidditcha”, „Tygodnik Czarownica”, „Co zachwyca czarodziejów” i...
- DOŚĆ TEGO! - wrzasnął Lucjusz, zrywając się z krzesła. - Ty, Draco - powiedział ostro, wymierzając palec w swe jedyne dziecko - masz obsesję na punkcie Harry’ego Pottera.
- Co? Nieprawda! - Draco wytrzeszczył w zdumieniu oczy.
- Tak, obsesję - rzekł Lucjusz twardym tonem. - Synu, masz problem, ale ja i twoja matka chcemy ci pomóc.
- Słucham? - zapytał Draco, mrugając z niedowierzaniem oczami.
- Pomóc - powtórzył Lucjusz. - Potrzebujesz profesjonalisty. Pójdziesz do doktora i wyleczysz się z tej potteromanii.
- Ale...ale... Nie, nie pójdę - jęknął Draco. Zwrócił się do matki. - Mamo! Nie pozwolisz ojcu mnie tam zaciągnąć, prawda?
Narcyza uśmiechnęła się smutno.
- Przykro mi, skarbie - powiedziała, dotykając jego dłoni. - Ale zdajesz się żywić chorą fascynację Harrym Potterem. Tak będzie dla ciebie najlepiej.
- Ale...
- Żadnych „ale”. Będziesz chodził do psychologa i koniec. - Lucjusz zmiażdżył swojego syna wzrokiem. - Oczywiście tak długo, jak żyjesz pod tym dachem i nie zarabiasz na siebie.
W ten właśnie sposób Draco znalazł się pod drzwiami gabinetu dr Wu, czekając na swą pierwszą wizytę.

::

- Proszę wejść, panie Malfoy. Doktor Wu oczekuje pana.
Draco wszedł do dużego, komfortowo urządzonego, narożnego gabinetu, z wielkim, wykonanym z drewna klonowego biurkiem, kilkoma, wygodnie wyglądającymi krzesłami oraz obitą czarną skórą, rozkładaną kanapą.
- Pan Malfoy. - Ładna kobieta w okularach i z długimi, czarnymi włosami patrzyła na niego zza biurka. - Miło mi pana poznać. - Wyglądała tak, jakby w pośpiechu chowała coś do szuflady.
Draco zignorował to.
- Nie mogę odwzajemnić się tym samym - zadrwił. - Zapewniam, że gdybym nie robił tego dla moich rodziców, nie byłoby mnie tutaj.
- Pana rodzice martwią się, więc może moglibyśmy porozmawiać na ten temat. - Wskazała ręką sofę. - Proszę usiąść.
Draco przewrócił oczami i rozłożył się wygodnie na kanapie. Dr Wu zajęła miejsce na krześle obok, schodząc z linii widzenia chłopaka.
- Pańska matka powiedziała mi, że spędza pan mnóstwo czasu na mówieniu o Harrym Potterze - zaczęła bez ogródek.
- Nie mam obsesji na punkcie Harry’ego Pottera! - Draco wybuchnął. - Nienawidzę tego cymbała! Jest denerwująco seksowny.
Dr Wu podniosła wzrok znad notatek.
- Przepraszam?
- Powiedziałem, że jest denerwujący i gwałtowny. Głucha jest pani, czy co? - dodał z drwiną.
Lekarka zdecydowała się zignorować nieuprzejmość swojego pacjenta.
- Więc, co takiego zaszło miedzy wami, że aż tak bardzo pan go nienawidzi?
- On odrzucił moją przyjaźń! Powiedział, że nie zadaje się z ludźmi mojego pokroju. Wolał tego rudego głupka, Rona Weasleya, niż mnie!
- Był pan rozgniewany.
- Byłem wściekły jak diabli! A on był najładniejszym chłopakiem, jakiego spotkałem.
Lekarka ponownie wyjrzała znad notatek.
- Mógłby pan powtórzyć?
- Pomyślałem, że jest tym niewychowanym cwaniakiem, za którego go miałem. Pani mnie chyba w ogóle nie słucha.
Kobieta wydała z siebie ciche "mmm" i wróciła do swoich zapisków.
- Czy kiedykolwiek zachował się pan agresywnie w stosunku do pana Pottera?
Draco uśmiechnął się złośliwie.
- Proszę lepiej zapytać, kiedy tego nie robiłem.
- Niech pan o tym opowie.
- Cóż, w pierwszym tygodniu naszej znajomości, ukradłem Niezapominajkę jego koledze i drażniłem go, chwaląc się tym, jak świetnie radzę sobie na miotle. - Twarz Draco wykrzywił grymas. - Naturalnie, to skończyło się tym, że wylądował w drużynie Quidditcha jako najmłodszy szukający tego stulecia - dodał kpiąco. - Co z tego, że potrafi zdumiewająco dobrze latać? Nie zasłużył na bycie szukającym. Ale to nie miało znaczenia, ponieważ wyzwałem go na pojedynek o północy, tylko po to, żeby donieść o tym woźnemu, tak, by Potter został złapany. Oczywiście, udało mu się jakoś uniknąć konsekwencji. On jest zbyt dobry w łamaniu reguł, głupi dureń. Ale mnie to nie obeszło, miałem dużo więcej pomysłów. Więc następnym razem...
- Właściwie myślę, że to mi wystarczy - przerwała mu lekarka. - Ostatnie pytanie. Jakie są pana odczucia względem pana Pottera? Co pan o nim myśli?
- Co myślę o Potterze? - Draco powtórzył drwiąco. - Myślę, że jest ponętnym kociakiem.
Dr Wu na chwilę przerwała pisanie.
- Wybacz, chyba źle usłyszałam. Uważasz, że jest czym?
- Beznadziejnym cwaniakiem - odpowiedział Draco i zawahał się na moment. - Ze śmiesznymi oczami - dodał, dla lepszego efektu.
- Rozumiem. - Dr Wu dopisała kilka słów w notesie. - Dziękuję, panie Malfoy. Ta rozmowa była bardzo pouczająca.
Draco zachmurzył się i nadąsany zagłębił się w oparcie kanapy. Sprawdził czas na zegarku. Na WWN za trzydzieści minut będą nadawać specjalny materiał o tym, jak Potter pokonał Czarnego Pana.
Nie, żeby go to w ogóle interesowało.
- Panie Malfoy, czy jest panu znany termin Freudowska pomyłka?
- Tak - przyznał Draco. - Ale nie wiem, co to ma wspólnego z moją sytuacją.
Dr Wu obserwowała go chwilę w zamyśleniu.
- Dobrze więc, zostawimy to do następnej sesji. W międzyczasie, mam dla pana zadanie. Chciałabym, żeby przed naszym kolejnym spotkaniem wysłał pan sowę do Harry’ego Pottera.
Draco skupił na niej pełną uwagę.
- Co? - wykrztusił zaskoczony, prostując się natychmiast.
- Jesteście starymi znajomymi. Wystarczy, że napisze pan w liście zwykłe „cześć”. To wszystko.
- Ale...
- Jest to pierwszy krok do wyzdrowienia, panie Malfoy. Odnowienie kontaktu. - Dr Wu wzięła do ręki kalendarz i zaczęła go przeglądać. - W takim razie, do zobaczenia w przyszłym tygodniu. Życzę powodzenia z listem.

::

Harry Potter przebywał obecnie w londyńskim mieszkaniu, które dzielił z Ronem Weasleyem i Hermioną Granger. Właśnie gapił się na Lodówkę z nadzieją, że w jakiś magiczny sposób pojawi się w niej coś smakowitego do zjedzenia. Lodówka jednakże nie chciała go słuchać. Dosłownie.
- Ile razy mam ci powtarzać, że nie będę przygotowywać ci jedzenia, ty leniwy łajdaku - rzuciła gniewnie. - Sam musisz je sobie zrobić. Powinieneś się cieszyć, że łaskawie mrożę dla ciebie produkty, niewdzięczny głąbie.
Harry przewrócił oczami. Tylko on mógł mieć takie szczęście, że podczas rzucania zaklęć na mugolskie urządzenia tak, aby pracowały w jego magicznym mieszkaniu, pokręcił coś i ożywił wszystkie sprzęty.
Kiedy stał przed otwartą Lodówką, leniwie drapiąc cienki pasek skóry, widoczny pomiędzy jego koszulką i spodniami od piżamy, do kuchni weszła Hermiona.
- Dzień dobry, Harry - powiedziała, zajmując jeden z taboretów przy kuchennym stole. - Jak dzisiaj zachowuje się nasza Lodówka?
- Jak wredna jędza, czyli tak, jak zawsze - wycedził Harry, zamykając drzwiczki i sięgając po bochenek chleba.
- Ooooch, co za hańba! - szydziła Lodówka. - Wielki Harry Potter mnie obraził! O ja biedna i nieszczęśliwa! Jak ja to przeżyję?
Palce Harry’ego już sięgały po różdżkę, ale się powstrzymał. Problem z magicznymi rzeczami posiadającymi osobowość był taki, że zniszczenie ich byłoby złe. Chociaż Harry często miał na to ochotę.
- Tosta? - zapytał Hermionę, która otworzyła egzemplarz „Proroka Codziennego” i zaczęła czytać nagłówki.
- Tak, proszę - powiedziała odwracając gazetę, aby zająć się rozwiązywaniem krzyżówki. Harry wyjął dwie kromki chleba i podszedł do Tostera.
- Teraz, Tosterze - zaczął uspokajającym głosem - mam tutaj dwie kromki chleba. Czy przeszkadzałoby ci strasznie...
- Och, ludzkości! - zawołał Toster. - DLACZEGO? Dlaczego jesteś taki OKRUTNY? Dlaczego prosisz mnie, abym DRĘCZYŁ ten niewinny CHLEB?
- Ale ten chleb nie żyje! Niczego nie poczuje! Czy nie mógłbyś...
- Jesteś taki BEZDUSZNY. Taki BEZ SERCA. Jak możesz być zadowolony JEDZĄC go? Rozrywając ZĘBAMI na strzępy? Dlaczego wcześniej chcesz go dodatkowo TORTUROWAĆ?
Harry rozmasował swoje skronie, wyczuwając zbliżający się ból głowy.
- Naprawdę, nic się nie...
- Och, NIC się TOBIE nie stanie. Ty nie będziesz CZUŁ tego BÓLU! Ale ja to poczuję! Czuję ból chleba, jak swój własny, i...
Harry szybko włożył dwie kromki do urządzenia i przesunął dźwignię w dół.
- NIEEEEEE! - zaszlochał Toster. - MERLINIE, DLACZEGO?
- Przygotowywanie śniadania w tym domu jest zdecydowanie zbyt dramatyczne - skwitował Harry, oglądając tost z obu stron.
- Yhmm - zgodziła się Hermiona, przygryzając zębami końcówkę pióra. - Czy znasz pięcioliterowe słowo określające kolor bardzo jasnych, blond włosów?
- Płowy - odpowiedział Harry bez zastanowienia.
- Dzięki - Hermiona uniosła brwi, ale wróciła do pisania i to było wszystko, co powiedziała.
Właśnie ten moment wybrał Ron, aby wejście do pomieszczenia.
- Dzień dobry - przywitał się. Podobnie jak Harry, był jeszcze w piżamie. Podszedł do Lodówki. - W jakim jest dzisiaj nastroju?
- Nie mów o mnie, do cholery, jakby mnie tu nie było! - warknęła Lodówka. - Głupi, rudy idiota.
- W świetnej formie, jak widzę - wymamrotał Ron, otwierając drzwiczki. Skrzywił się, patrząc na puste wnętrze, zamknął je i spojrzał pożądliwie na tosty.
- Nie ma mowy! - powiedział Harry szybko. - Jeśli chcesz coś zjeść, musisz sam o to zadbać. Nie mam zamiaru walczyć z Tosterem ponownie.
Ron westchnął, sięgnął do szafki, wyciągnął paczkę płatków śniadaniowych i zaczął je jeść prosto z pudełka.
- Gdzie jest Meredith? - zapytał Harry’ego, patrząc na niego wymownie. - Wczoraj wieczorem mieliście randkę. Myślałem, że została na noc.
Harry wzruszył ramionami.
- Właściwie, to z nią zerwałem. Ona nie była dziewczyną dla mnie.
- Mogłabym ci to sama powiedzieć - stwierdziła cicho Hermiona. - Dlaczego w ogóle się z nią umawiałeś?
- Ma przepiękne, szare oczy - przyznał Harry. - Ale jest za bardzo... no, nie wiem, grzeczna?
Tak mi się wydaje.
- Grzeczna? - zapytał Ron.
- Tak, jest za słodka i niewinna.
- Co złego jest w byciu słodkim i niewinnym?
- Nic, po prostu jest to nużące - przyznał Harry. - Lubię, kiedy dziewczyny, z którymi się spotykam, są trochę złośliwe.
- Co ty powiesz - skrzywił się Ron.
- Dlaczego, w takim razie, zerwałeś z Takami? Jest zła do szpiku kości - zapytała Hermiona.
- O tak, nawet nie masz pojęcia, jaka to ostra laska. Ale w ogóle nie jest dowcipna, nie potrafi powiedzieć niczego zabawnego.
- A co z Marco? On był dowcipny.
- Marco zachwycał się wszystkim, moją sławą i całym tym gównem. Nie chcę umawiać się z własnym fanem.
- Oliver? - naciskała Hermiona.
Harry potrząsnął głową.
- Lubię, kiedy moi partnerzy interesują się Quidditchem, ale jest to nadal moja praca, pamiętacie? Nie chcę rozmawiać o grze przez cały dzień, a Oliver ma obsesję na tym punkcie. Nie mógł dojść, jeśli nie słuchaliśmy relacji z meczu w WWN.
Ron i Hermiona parsknęli rozbawieni.
- Gwyneth?
- Najpiękniejsze włosy ze wszystkich - westchnął Harry. - Jasny blond i takie niesamowicie miękkie. Ale jest zbyt ugodowa. Chcę kogoś, kto będzie zadziorny, a może nawet nieco pyskaty.
- Filip jest pyskatym, kompletnym palantem.
Harry pokręcił nosem.
- Ale on nie ma klasy. Jestem prostakiem, który nosi codziennie dżinsy, nie chcę kogoś takiego, jak ja. Lubię, kiedy moi chłopcy ubierają się ładnie. I nawet nie przeszkadza mi trochę zarozumialstwa i snobizmu, od czasu do czasu. Uważam, że to słodkie.
Ron zamyślił się.
- Tak więc twoja wymarzona druga połówka powinna być: nieco złośliwa i dowcipna, nie może być twoim fanem, musi lubić Quidditch, ale bez przesady, musi umieć się dobrze ubrać, być wygadana, a nawet zarozumiała. Masz najdziwniejszy gust, z jakim się kiedykolwiek spotkałem - parsknął. - Och, i byłoby wspaniale, gdyby miała bardzo jasne blond włosy i szare oczy, ponieważ obie te cechy cię kręcą.
Harry pomyślał przez chwilę.
- Tak, byłoby idealnie - przyznał. - Znajdź mi kogoś takiego i będziemy żyli długo i szczęśliwie.
Ron pokręcił głową, a Hermiona spojrzała na Harry’ego z niedowierzaniem.
- Um, Harry? - zaryzykowała pytanie. - Czy ten opis nie przypomina ci osoby, którą znamy ze szkoły?
- Nie, kogo masz na myśli? - zapytał zaciekawiony.
- Tak, kogo? - powtórzył Ron .
- Um... - Hermiona zawahała się, ale potem uśmiechnęła słabo. - Nikogo. Absolutnie nikogo. Nieważne. - Wróciła do swojej gazety.
Harry miał zamiar nadal naciskać, ale w tym momencie rozległ się stukot zza okna.
- Och, patrzcie, sowa - powiedział, otwierając okno. Dostojny puchacz wleciał do pokoju, zrzucił list na stół i wyleciał z powrotem.
Ron nachylił się nad pergaminem.
- To do ciebie, Harry - stwierdził i wrzucił garść płatków do ust. - Zapewne kolejny list od fana.
Zaciekawiony Harry podniósł kopertę. Miała ciemnozielony kolor ze srebrnymi napisami. Na wierzchu widniało tylko: "Potter" i jego adres pod spodem. List był zapieczętowany woskiem z wybitą literą „M”
- Kolory Slytherinu - powiedział, otwierając kopertę. Rozłożył list i przeczytał:

Potter,
cześć.
Malfoy

Harry zamrugał.
- Co tam jest napisane? - zapytała Hermiona.
- Potter, cześć. Malfoy. - Harry przeczytał i przerwał. - Co za dziwaczny list.
- Co? Pokaż mi go - powiedział Ron, przechwytując pergamin z rąk Harry’ego. Przyjrzał mu się dokładnie.
- To jest dziwne. Jesteś pewien, że to od Fretki?
- Pokaż mi - powiedziała Hermiona i wstała, żeby zabrać list. - Mmmm... - Przyjrzała się uważniej i wzruszyła ramionami. - Wygląda na to, że Malfoy chciał się przywitać.
- Ale... ale dlaczego? - odezwał się zaskoczony Harry. - To znaczy, nie rozmawiałem z nim od chwili, kiedy dwa lata temu skończyliśmy Hogwart. Zacząłem grać dla Armat i ostatnia rzecz, jaką o nim słyszałem, to to, że mieszka z rodzicami i całe dnie spędza na nic-nie-robieniu. - Przerwał. - Dlaczego ten ociekający seksem uwodziciel napisał do mnie?
Ron i Hermiona równocześnie unieśli głowy i spojrzeli na niego.
- Co powiedziałeś? - zapytał z niedowierzaniem Ron.
- Powiedziałem, dlaczego ten ociekający jadem truciciel do mnie napisał? - Harry powtórzył, nieco zirytowany. Ron odetchnął z ulgą, podczas gdy Hermiona uniosła podejrzliwie brwi.
- Nie mam zielonego pojęcia - powiedziała, oddając mu list. - Uważam, że powinieneś odpisać.
- Odpisać? - powtórzył zgorszony rudzielec. - Nie rób tego, Harry. To Malfoy. Złośliwa Fretka.
- Ron, nie widzieliśmy go już dwa lata. Z pewnością czas rywalizacji możemy puścić w niepamięć - wyjaśniła cierpliwie Hermiona. - Napisz do niego, Harry.
Więc Harry napisał.

::

Draco właśnie miał zamiar wyjść na drugą sesję z dr Wu, gdy coś zastukało w okno jego sypialni. Kiedy podszedł i otworzył je szeroko, do pokoju wleciała cudowna, śnieżnobiała sowa.
Chłopak przyjrzał się jej uważnie.
- Hedwiga? - zapytał zaskoczony. Pięknej sowy Pottera nie można było pomylić z żadną inną.
Hedwiga zahukała znacząco i wysunęła nóżkę. Czując się nieco surrealistycznie, sięgnął w dół i odczepił list. Dał jej trochę karmy dla sów i delikatnie pogładził po piórach. Zahukała ponownie i odleciała, pozostawiając Draco z bordową kopertą zaadresowaną złotymi literami.

Draco Malfoy
Dwór Malfoyów
Wiltshire, Anglia

Koperta nie była zaklejona. Draco otworzył ją ostrożnie i przeczytał zawartość:

Malfoy,
witaj.
HP

Szeroki uśmiech wpełznął na jego twarz, zanim zdołał go powstrzymać.

::

- Odpisał mi - Draco poinformował dr Wu później, tego samego popołudnia, machając jej listem przed nosem. - Nie jest moją obsesją, jest moim znajomym. Mogę już iść?
Dr Wu westchnęła.
- Panie Malfoy, nasza terapia dopiero się rozpoczęła. Ale jestem zadowolona, że odnowił pan kontakt. Możemy teraz przejść do kolejnego etapu.
- To znaczy? - zapytał Draco.
- Armaty z Chudley będą grały mecz przeciw Srokom z Montrose w sobotę. Chciałabym, żeby poszedł pan na ten mecz i zobaczył, jak pan Potter gra.
- Co? - Draco sapnął z oburzenia. - Nie pójdę. Nie pójdę na ten mecz by patrzeć, jak ten seksowny misiaczek gra w Quidditcha.
- Proszę?
- Nie pójdę na mecz i nie będę patrzył, jak ten niegodziwy cwaniaczek gra w Quidditcha! - Draco wycharczał. - Ostatnia rzecz, jakiej on potrzebuje, to kolejny fan.
- Nie pójdzie pan tam jako fan, panie Malfoy. Będzie pan tam jako pacjent. Obawiam się, że muszę na to nalegać. Jeśli oczywiście interesuje pana prawo do spadku. Pański ojciec byłby bardzo zasmucony wiadomością, iż zrezygnował pan z terapii.
- Och, niech was wszyscy diabli! - powiedział Draco, godząc się z faktem, że czeka go koszmarna sobota.

::

- I Harry Potter widzi znicz. Nurkuje za nim. Goni go, ludzie, ma go! Złapał! Harry Potter złapał znicz! Armaty wygrywają ponownie, 230 do 80!
- Po prostu wspaniale - Draco wymamrotał pod nosem, zapadając się w fotel w prywatnej loży, którą wykupił. Nie miał zamiaru pokazywać się ludziom na oczy, nie chciał, żeby ktokolwiek wiedział, że przyszedł na mecz Armat i właśnie patrzy, jak Harry-Cholerny-Potter wygrywa mecz.
A już z pewnością nie chciał, żeby ktokolwiek wiedział, jak bardzo go to nakręciło.
Już prawie zapomniał, jak lubił oglądać grę Pottera. Chłopak wyglądał tak naturalnie na miotle. Jego włosy potargane wiatrem, jego zaróżowione policzki i to, jak wsiadał na miotłę, z gracją i opanowaniem, robiło zabawne rzeczy z żołądkiem Draco.
Wyrzucił szybko z głowy te niechciane myśli, schylił się i podniósł torbę, którą ze sobą zabrał. Drugą częścią tego ćwiczenia było napisanie kolejnego listu do Pottera, po meczu. Szczerego listu na temat umiejętnościach Pottera w Quidditchu. Westchnął ciężko i zaczął pisać.

Potter,
byłem dzisiaj na Twoim meczu. Grałeś bardzo dobrze. Ładnie Ci wyszedł Zwód Wrońskiego. Tylko nie pozwól, żeby Ci woda sodowa uderzyła do głowy.
Malfoy

Tak, tyle powinno wystarczyć. Złożył list i umieścił w zapieczętowanej herbem Malfoyów kopercie. Wyśle go, jak tylko wróci do domu.

::

- To staje się coraz bardziej dziwaczne - stwierdził Harry, podając list Ronowi i Hermionie. - Co on zamierza przez to osiągnąć?
Zamyślona przyjaciółka wzięła pergamin.
- To brzmi, jakby komplementował twoje umiejętności gry w Quidditcha.
- Wiem, jak to brzmi - rzucił Harry ze złością. - Ale to jest list od Malfoya. Nie ma takiej możliwości, żeby mnie komplementował. Co on chce zrobić?
- Wygląda to na zaloty, jak dla mnie - wyszczebiotała Kuchenka. - On cię podrywa, Harry, zaleca się, prawiąc ci komplementy i czułe słówka. Następne będą róże, zapamiętaj moje słowa! - Westchnęła uradowana. - Ronaldzie, co myślisz o tym wszystkim? - zapytała.
Harry znowu zaczął masować skronie. Kuchenka była nieuleczalną romantyczką, nie mającą absolutnie żadnego pojęcia, jak to naprawdę jest z miłością. Miała też ogromną słabość do Rona.
- Zgadzam się z Harrym. Coś tu śmierdzi - powiedział Weasley, trochę zakłopotany. - Przecież to Malfoy. Kto wie, jakie podstępne plany czają się w mrocznym umyśle tej Fretki?
- Och, po prostu mu odpisz! - powiedziała Hermiona niecierpliwie, oddając list Harry’emu.
- Ale... ale co, jeśli on...
- Czy kiedykolwiek nie miałam racji? - zapytała dziewczyna, a Harry, rzucając jej wrogie spojrzenie, zabrał się do pisania odpowiedzi.

::

Malfoy,
dziękuję za komplement. Zaczynasz mnie trochę przerażać. Czy masz jakiś ukryty motyw?
HP

- Oczywiście, że nie mam! - Oburzony Draco pokazał list dr Wu. - Zostałem zmuszony do tego! Zmuszony do napisania do niego! Zmuszony do pójścia na jego mecz! Nie robię tego z własnego wyboru!
Lekarka tylko się uśmiechnęła.
- Czy chciałby pan wyjaśnić to panu Potterowi?
- Tak, do cholery, chciałbym. - Draco gotował się ze złości.
Dr Wu przytaknęła.
- Wyśmienicie. Proszę zaprosić go na spotkanie do Trzech Mioteł, na obiad w czwartek, to będzie pan mógł mu to wytłumaczyć osobiście.
- Absolutnie NIE! Nie chcę go zapraszać na RANDKĘ!
- Nie zaprasza go pan na randkę. Daje pan sobie po prostu możliwość wyjaśnienia, dlaczego nawiązał z nim kontakt. To tylko obiad.
Draco spiorunował ją wzrokiem.
- Jest pani prawdziwą diablicą.
- Dziękuję, panie Malfoy.

::

Potter,
wyjaśnię Ci, o co chodzi, jeżeli spotkasz się ze mną w Dziurawym Kotle, w czwartek o 12:00. Ja stawiam.
Malfoy

Harry przypatrywał się dokładnie literom.
- Czy uważacie, że on będzie próbował mnie zabić?
Hermiona przewróciła oczami.
- NIE, Harry. On nie ośmieliłby się tego zrobić w miejscu publicznym. Poczekaj na zaproszenie do ciemnej alejki czy za stary, opuszczony magazyn w dokach, zanim zaczniesz go podejrzewać o mordercze intencje.
- Nie podoba mi się to - wtrącił Ron podejrzliwie. - Brzmi jak zaproszenie na randkę. Dlaczego on miałby robić coś takiego?
- Nie mam pojęcia - przyznał zdezorientowany jak nigdy Harry. - Czy powinienem pójść?
- TAK! - powiedziała Hermiona.
- NIE! - w tym samym momencie odezwał się Ron.
- Na miłość Merlina, po prostu idź. Słyszysz, Potter? Stajesz się nudny - rzuciła Lodówka. - A potem skup się na czymś ważniejszym, na przykład na kupnie artykułów spożywczych. Nie stoję tutaj dla ozdoby, gdybyś nie wiedział.
Harry wzruszył ramionami.
- Dobrze, jest dwa do jednego. W takim razie, pójdę.

::

Zdenerwowany Draco siedział przy stoliku w tylnej części Dziurawego Kotła, sącząc powoli swój napój. Wziął na siebie ciężar zamawiania i wybrał sok dyniowy oraz porcję frytek. Spojrzał na zegarek: 11:58. Zaczął się wiercić. Na Merlina, dlaczego jest taki nerwowy?
O 12:01, kiedy Draco rozważał szybki odwrót, drzwi do baru otworzyły się i pojawił się w nich obiekt jego zdenerwowania, ubrany w luźne dżinsy i dobrze dopasowany, jaskrawo pomarańczowy podkoszulek.
Draco przełknął ciężko.
Koszulka była obrzydliwa, to nie ulegało wątpliwości. Nikt nie wygląda dobrze w rażąco pomarańczowym podkoszulku Armat z Chudley.
Z wyjątkiem Pottera.
W jakiś sposób ten okropny kolor tylko podkreślał jego kruczoczarne włosy i jasnozielone oczy oraz idealnie przylegał do umięśnionego brzucha i kształtnych bicepsów Harry’ego.
Draco nagle zrozumiał, że minęły dwa lata od chwili, kiedy opuścili Hogwart. Dwa lata, od kiedy widział Pottera z bliska, a te dwa lata zawodowego grania w Quidditcha były dla Pottera bardzo łaskawe.
Potter rozejrzał się po restauracji, więc Draco uniósł rękę i pomachał od niechcenia. Kiedy spojrzenie Harry’ego spoczęło na nim, odnotował z zadowoleniem, że oczy chłopaka rozszerzyły się w zaskoczeniu. Gryfon nie był jedynym, który dorósł w ciągu ostatnich kilku lat.
Harry szybko otrząsnął się z zaskoczenia i ruszył w stronę stolika.
- Cześć - powiedział niepewne, patrząc w dół na blondyna.
- Witaj - odpowiedział Draco. Po chwili milczenia wskazał na krzesło. - Możesz usiąść, jeśli chcesz.
Harry przyglądał mu się podejrzliwie, kiedy zajmował miejsce naprzeciwko.
Nastąpiła kolejna, niezręczna chwila ciszy, więc Draco podniósł stojący na stole koszyk.
- Frytkę? - zapytał, kierując go w stronę Harry’ego.
Potter ostrożnie wziął jedną i nie spuszczając wzroku z Draco, włożył ją do ust. Żuł przez chwilę i połknął, nadal patrząc na Malfoya podejrzliwie.
Draco nie mógł się oprzeć i uśmiechnął się jadowicie.
- Wpadłeś w moją pułapkę, głupi Gryfonie - powiedział złośliwie. - Frytki zostały zatrute peniso-kurczącą trucizną i wkrótce twój członek będzie wielkości wykałaczki!
Oczy Harry’ego rozwarły się w przerażeniu i chłopak wyglądał tak, jakby był chory.
- Malfoy, ty cholerny sukinsynu! Zabiję cię, kurwa, za to!
Draco wybuchnął śmiechem.
- Wybacz, Potter. Przepraszam. Nie mogłem się powstrzymać. Patrzyłeś na mnie, jakbyś podejrzewał mnie o jakiś nikczemny plan, a ja nie chciałem cię rozczarować częstując zwykłymi, starymi frytkami.
Harry gapił się na niego.
- Żartowałeś? - zapytał czując, jak zwężają mu się źrenice i napina całe ciało.
- Oczywiście. Jedyną szkodliwą substancją na tych frytkach jest ocet.
W tym momencie Harry się odprężył i oparł wygodnie na krześle.
- Dzięki Merlinowi! Nie masz pojęcia, co bym ci zrobił, gdybyś nie żartował.
Widać jednak żart Draco przełamał pierwsze lody i chłopcy zachowywali się teraz dużo swobodniej. Podszedł do nich kelner i zebrał zamówienia.
- Czy ty naprawdę zamówiłeś Cosmopolitana w Dziurawym Kotle, Malfoy? - zapytał Harry, potrząsając głową z rozbawieniem, kiedy tylko kelner odszedł. - Dlaczego nie oszczędzisz sobie kłopotu i nie umieścisz wielkiego neonu z napisem ciota nad swoją głową?
- Wiesz, że jestem gejem? - Draco był zaskoczony.
Harry uniósł brew.
- Malfoy, jestem pewien, że nawet Hedwiga wie, że nim jesteś.
- Ha, ha, ha, Potter - powiedział Draco, mrużąc oczy. - Ja przynajmniej potrafię się zdecydować. Prorok poświęcił całe wydanie twoim podbojom. Najwyraźniej sypiasz ze wszystkim w spódnicy, spodniach, krawacie, szatach do Quidditcha lub sukience, byle tylko miało dwie nogi.
- Nieprawda - zaprzeczył Harry. Spałem raz z Centaurem. On miał cztery.
Draco zamarł.
Tym razem to Harry się roześmiał.
- Żartowałem, ty durniu.
Twarz Draco wykrzywił grymas.
- Idiota - powiedział, biorąc szklankę z rąk kelnera, który właśnie przyniósł ich drinki.
- Musiałem ci się odpłacić - wyjaśnił Harry ciągle się uśmiechając. - Jakkolwiek przystojne mogą być Centaury, nie potrafię sobie wyobrazić seksu z nimi.
- Nie jest to aż tak bardzo skomplikowane - wtrącił się kelner, wlewając sok dyniowy do szklanki Harry’ego. - Trzeba być po prostu dobrze rozciągniętym. Wymaga to trochę wysiłku. Centaury są niesamowicie wytrzymałe.
Harry i Draco spojrzeli na niego zszokowani.
- Khem... Przepraszam. To ja może wrócę do kuchni - powiedział zakłopotany mężczyzna i szybko się wycofał.
Draco pokręcił głową i wypił trochę drinka.
- Śliczna koszulka, Potter - rzucił z sarkazmem.
Harry spuścił wzrok na swój rażący oczy podkoszulek Armat z Chudley.
- No co? - zapytał. - Gram teraz dla nich, więc powinienem nosić ich ubrania. A ponadto, ta koszulka jest miękka.
Draco nie wiedział, czy ma się roześmiać z czułego komentarza, czy zdenerwować, ponieważ nawet w tym paskudnym, pomarańczowym czymś, Potter wyglądał jak gorący towar.
Zdecydował się dopasować do miłego tonu bruneta.
- Mówisz zatem, że lubisz miękkie rzeczy? - zapytał, a Harry wzruszył ramionami.
- Oczywiście, że tak - przyznał. - Uwielbiam, kiedy coś delikatnego dotyka mojej skóry.
Draco nie mógł się powstrzymać przed wpleceniem palców w swoje włosy. Wiedział, że są wyjątkowo jedwabiste, a w ciągu ostatnich lat zapuścił je i przestał używać żelu. Przez chwilę zastanawiał się, czy Potterowi podobałoby się, gdyby te włosy muskały jego ciało.
Gdy Draco podniósł wzrok, zobaczył, że chłopak patrzy się na niego jak urzeczony.
- Co? - zapytał defensywnie, a Harry spłonął rumieńcem.
- Wybacz - powiedział. - Nie chciałem się gapić. Po prostu wyglądasz trochę inaczej, niż pamiętam.
- Podobnie jak ty - Draco zripostował. - Urosłeś o jakieś pół stopy,*czy mi się wydaje?
Harry spojrzał na niego z uśmiechem.
- Cóż, ty też się zmieniłeś. Nie jesteś wyższy, ale przynajmniej nie jesteś już taki wychudzony.
- Rety, dzięki - odrzekł Draco sarkastycznie.
- Nie, nie miałem na myśli... - Twarz Harry’ego ponownie pokryła się rumieńcem. - Po prostu wyglądasz dobrze, to wszystko - wykrztusił w końcu, gapiąc się na swój sok. - Podobają mi się twoje włosy - dodał prawie niechętnie.
Draco wypiął się dumnie.
- Cóż, są wspaniałe. I bardzo miękkie. - Jego oczy zalśniły podejrzanie. - Czy chciałbyś ich dotknąć? - zapytał nieśmiało, pochylając się do przodu. - Powiedziałeś, że lubisz, kiedy miękkie rzeczy dotykają twojej skóry.
Harry chętnie wyciągnął rękę, aby dotknąć włosów blondyna. Draco zamknął oczy w oczekiwaniu, uwielbiał, kiedy ludzie się nimi bawili. Niestety, ktoś im bezczelnie przeszkodził.
- Oto wasze ryby i piure z groszku, chłopcy, oraz kolejna porcja frytek - odezwał się radośnie kelner. - Czy mogę podać coś jeszcze? Herbata? Kawa? Pornos z Centaurami?
- CO?!
- Lody z bakaliami, chodziło mi o lody z bakaliami! - poprawił się i szybko odszedł od stolika.
- Dziwaczny koleś - skomentował Draco, nadal zły, że jego włosy nie zaznały pieszczoty.
Potrawa wyglądała smacznie, więc oboje skupili się na niej.
Przez chwilę jedli w milczeniu, aż Harry wyskoczył z pytaniem.
- Powiedz mi, dlaczego nagle zacząłeś do mnie pisać? - zapytał, pochłaniając ostatni kawałek smażonej ryby.
Policzki Draco delikatnie się zaróżowiły. Szczerze mówiąc, dobrze się bawił i całkowicie zapomniał o głównej przyczynie spotkania.
- Och, to. Ponieważkazaliminaterapii - wymamrotał nad piure.
- Przepraszam, mógłbyś powtórzyć?
Draco odchrząknął.
- Terapia, Potter. Uczęszczam na terapię, a moja lekarka kazała mi do ciebie napisać. - I to by było na tyle. Draco czuł, że się rumieni, ale dzielnie czekał na chwilę, kiedy Harry go wyśmieje.
Ku jego wielkiemu zaskoczeniu, Potter tylko wzruszył ramionami.
- Rozumiem - powiedział po prostu. Spojrzał na niedojedzony posiłek blondyna. - Będziesz jeszcze jadł tę rybę?
Draco zamrugał z niedowierzaniem.
- Nie masz zamiaru śmiać się z tego, że chodzę do psychiatry?
- Merlinie broń. - Harry był zaskoczony, że Draco w ogóle o czymś takim pomyślał. - Sam musiałem chodzić po wojnie na terapię przez półtora roku. Przyznam szczerze, świadomość, że od chwili, kiedy skończyłeś jedenaście lat Czarny Pan próbuje cię zabić, może naprawdę spieprzyć psychikę - przerwał. - Nie powiedziałeś mi, czy będziesz jadł tę rybę - przypomniał.
Draco podsunął mu swój talerz, a uradowany Harry rzucił się na jedzenie.
- Głodny? - zapytał zadowolony, że Harry nie zraził się informacją o terapii.
- Jak wilk - odpowiedział tylko i wrócił do konsumpcji. - Mam ostatnio parę problemów w kuchni.
- Tak? Z czym dokładnie? Źle rzucone zaklęcia, czy coś w tym rodzaju?
- E... Można tak powiedzieć - odparł Harry wymijająco.
Obserwując jedzącego chłopaka Draco oblizał nerwowo wargi. Była jeszcze jedna część terapii, ale jakoś mu się nie spieszyło, żeby ją zrealizować. Raz kozie śmierć.
- Potter?
- Tak? - zapytał Harry pomiędzy kolejnymi kęsami.
- Um, jak już mówiłem, uczęszczam na terapię. I moja lekarka chce, żebym spędzał z tobą więcej czasu - wyrzucił z siebie. - Dlatego, czy moglibyśmy... no, wiesz.
Harry uniósł brwi.
- Iźdz ra dlrm ratke?
Draco zmarszczył czoło.
- Co?
- Iść na drugą randkę - powtórzył, przełykając rybę.
Ku swojemu przerażeniu Draco odkrył, że palą go policzki.
- Cóż, nie wiem, czy nasze spotkanie można nazwać randką, ale tak, ocośtakiego mi chodziło. - Przyznał czując, że zrobiło mu się jeszcze cieplej, kiedy Harry zakwalifikował ich kolację jako „randkę”.
Harry wypił trochę soku dyniowego, postawił szklankę na stole i spojrzał na Draco przychylnie.
- Zgoda - odrzekł w końcu.
- Zgoda? - Draco powtórzył czując, że jego serce zaczyna bić szybciej. - Zrobisz to dla mnie?
Harry wzruszył ramionami.
- Jeśli jest to część twojej terapii, nie ma sprawy. Więc, czy chciałbyś, no nie wiem, wpaść do mnie w ten weekend?
- Wpaść? Znaczy się, do twojego domu?
- No, tak. To ludzie zazwyczaj mają na myśli zapraszając kogoś do siebie. - Harry wyglądał na rozbawionego.
Draco był zaskoczony. Nie spodziewał się, że Potter będzie taki miły, albo że przystanie na jego propozycję. Musiał zadać sobie pytanie: czy chciał spotkać się z Potterem u niego w mieszkaniu? Wkroczyć na terytorium Wielkiego Bohatera?
W pewnym sensie chciał.
- Tak, jasne - odpowiedział posyłając Harry’emu niezobowiązujący uśmiech. - O której?
- Powiedzmy, że w sobotę o siódmej. Pewnie będę tego żałował, ale może spróbuję przygotować dla ciebie kolację.
- Spróbujesz? Czyżbyś nie był za dobrym kucharzem?
- Nie o to chodzi, prawdę mówiąc, jestem bardzo dobrym kucharzem. Po prostu przyjdź w sobotę, a zobaczysz, w czym jest problem.

::

- Och, to takie romantyczne - rozmarzyła się Kuchenka widząc, z jakim zapałem Harry miesza sos Alfredo, aby się nie przypalił. - Czy mam podkręcić ogień, kochaniutki?
- Nie, dziękuję - odparł grzecznie. - Jest już wystarczająco duży. Właściwie, gdybyś zmniejszyła, to byłoby idealnie.
- Ale kiedy widzę cię, robiącego kolację dla twojego blond-ciasteczka, cała się gotuję - Kuchenka westchnęła marzycielsko. - Nie jestem w stanie ochłodzić palników.
Harry potrząsnął głową.
- Dobrze, ale nie pozwól mu się spalić.
Schylił się, by sprawdzić chleb czosnkowy w piekarniku. Otworzył drzwiczki, przygotowując się na atak.
- OCH MERLINIE! - uderzył go krzyk. - CHCĄ MNIE DOSTAĆ! To jest SPISEK, ale NICZEGO się ode mnie nie dowiesz, NICZEGO, rozumiesz?
- Cii, już w porządku, nikt cię nie ściga - powiedział łagodnie Harry. Zdawał sobie sprawę, że właśnie starał się uspokoić swój paranoiczny Piekarnik i że, prawdopodobnie, brzmiało to zabawnie, ale zdecydowanie takie nie było.
- Malfoy przyjdzie do naszego mieszkania - Ron wykrztusił ze zgrozą. - Draco-Fretka-Malfoy przyjdzie do naszego mieszkania, ponieważ Harry go zaprosił.
- Ron, naprawdę. To cześć terapii Malfoya, a Harry mu pomaga. Powinniśmy go wspierać - skarciła go Hermiona, patrząc jak Harry wyciąga z płaczącego Piekarnika owinięty folią bochenek chleba.
- Nie, powinniśmy wysłać Harry’ego z powrotem do psychologa - powiedział rudzielec. - Ponieważ ochoczo zaprosił Malfoya do naszego domu, a teraz robi dla tej Fretki kolację. - Nadąsał się. - Dla mnie nigdy nie ugotowałeś kolacji.
Ustawiając chleb na ladzie i rzucając na niego zaklęcie, dzięki któremu pozostanie ciepły, Harry posłał mu miażdżące spojrzenie.
- Mieszkasz tutaj, głupku. Z urządzeniami kuchennymi walczę tylko dla gości.
- W tym domu nikt mnie nie kocha - powiedział Ron, wzdychając głośno.
- Chodź, zabieram się na randkę - odezwała się ugodowo Hermiona. - Możemy iść do restauracji na curry, jeśli chcesz.
- Nie - powiedział Ron ponuro. - Mój najlepszy przyjaciel robi Fettuccini Alfredo dla mojego najgorszego wroga. Potrzebuję lepszego jedzenia na pocieszenie.
- Dobrze. Pojedziemy do twojej matki - powiedziała Hermiona, wywracając oczami za plecami Rona, który ożywił się z powodu jej propozycji.
- Zgoda - rzucił zadowolony. - O, może będą tam bliźniaki albo Ginny, więc będziemy mogli ponarzekać na to, jakim dupkiem jest Malfoy, i że z jego powodu Harry w końcu oszalał.
- Brzmi uroczo - skomentowała, puszczając oczko do Harry’ego. Popchnęła lekko Rona. - Idziemy. Miłego wieczoru, Harry - dodała i razem z Weasleyem opuścili kuchnię.
Harry wziął głęboki oddech i zaczął nakrywać stół. Wszystko było gotowe do kolacji: domowej roboty Fettuccini Alfredo, sałatka z dressingiem i chleb czosnkowy. Nie był to zbyt wymyślny posiłek, ale możliwe, że Malfoy go nie wyśmieje.
Nie, żeby mu zależało na reakcji Malfoya. To nie było tak, że chciał mu zaimponować, czy coś w tym stylu. Popisywał się tylko przed ludźmi, których zamierzał przelecieć. A na pewno nie chciał przespać się z Malfoyem. Nie ma mowy. Nieważne, jak dobrze ex-Ślizgon wyglądał w tym obcisłym zielonym swetrze. Lub w jaki sposób jego blond włosy układały się idealnie wokół twarzy. Lub jak słodko marszczył się jego nos, kiedy się roześmiał, albo sposób, w jaki rzucał swoje złośliwe i zabawne komentarze, albo...
Harry został przywrócony do rzeczywistości przez drwiący głos.
- Och, czyż to nie urocze?- Lodówka stwierdziła pogardliwie. - Kosztowne, włoskie danie. Zaprosiłeś kolejną lafiryndę, żeby zaimponować jej opowieściami o swoich heroicznych wyczynach? A może jakiegoś elegancika, przed którym będziesz mógł się popisywać osiągnięciami w Quidditchu? Wiadomość specjalna Potter, oni umawiają się z tobą tylko z powodu twojej sławy.
Harry zamknął oczy i zaczął pocierać palcami skronie.

::

- Cześć, Malfoy. Wejdź - powiedział Harry uprzejmym głosem otwierając drzwi i wpuszczając Draco do środka.
- Dzięki.
Draco nie mógł się powstrzymać i wchodząc rozejrzał się zaciekawiony po mieszkaniu. Było ładne. Nie malfoyowsko ładne, ale czyste i z dopasowanymi, wyglądającymi na nowe meblami.
Podał Harry’emu bukiet kwiatów.
- To dla ciebie.
- Kupiłeś mi kwiaty? - Harry się roześmiał. - To takie męskie.
Blondyn spojrzał na niego wyniośle.
- Niestosownie jest przychodzić w gości bez prezentu. Poza tym mówiłeś, że mieszkasz z Weasleyem i Granger. Kwiaty oddaj jej.
Harry wzruszył ramionami i wziął bukiet.
- W porządku. Mogę zabrać twój płaszcz?
- Byłoby miło - odparł arogancko i oddał mu swoje czarne odzienie. Kiedy Harry odwrócił się, aby zawiesić je w szafie, blondyn skorzystał z okazji, żeby ocenić jego wygląd. Tym razem żadnej koszulki Armat z Chudley. Zamiast tego Harry miał na sobie parę spodni khaki, białą koszulę z kołnierzem i czarnym sweter. Ubrania idealnie podkreślały opalone ciało chłopaka i Draco, wbrew sobie, był pod wrażeniem.
- Wiesz, że masz tyłek słodszy od cukrowej waty? - stwierdził z uznaniem.
- Przepraszam? - zapytał Harry odwracając się i rozglądając podejrzliwe.
Oczy Draco rozwarły się szeroko, gdy uzmysłowił sobie, co powiedział.
- Eee... powiedziałem uważaj, jak trzymasz te cholerne kwiaty. No wiesz, róże mają ostre kolce - zaakcentował z ujmującym uśmiechem.
Harry spojrzał na bukiet.
- Ale to są lilie.
- Tak, masz rację. - Draco pstryknął palcami. - Co przygotowałeś na kolację?
- Fettuccini Alfredo. Mam nadzieję, że lubisz.
- Brzmi świetnie. Prowadź.
Draco skierował się za Potterem przez salon do kuchni.
- Jedzenie jest już na stole - Harry wyjaśnił. - Zabiorę tylko coś do picia. Może być sok dyniowy?
- Tak, poproszę - powiedział Draco rozglądając się z zaciekawieniem po całym pomieszczeniu. - Potter, czy to mugolska kuchnia?
- Pół na pół - odpowiedział wymijająco sięgając do szafki i wyjmując dwie szklanki. - Może poczekasz w jadalni? Zaraz tam przyjdę.
Draco już go jednak nie słuchał. Jego uwaga była całkowicie pochłonięta przez duże, prostokątne „coś” z uchwytem, stojące przy jednej ze ścian.
- Cóż to jest, do diabła?
Harry odwrócił się do niego.
- Malfoy, lepiej nie podchodź za blisko...
Lodówka ożyła, kiedy Draco badał magnes przyczepiony do jej powierzchni.
- Och, wspaniale - zaśmiała się szyderczo. - Kolejny blondyn. Powiedz szczerze, Potter, dlaczego mi to robisz? Nienawidzę blondynów, są beznadziejnie głupi. Poza tym myślę, że ten jest farbowany.
- CO!? - Draco wstrzymał oddech, niewyobrażalnie oburzony. - Kim jesteś, żeby nazywać mnie farbowanym blondynem, ty pyskata kupo... czegoś... z czegokolwiek jesteś zrobiona! Jestem w stu procentach naturalny, proszę ja ciebie bardzo. Mówisz to z zazdrości!
- Och, masz rację. Jestem zazdrosna - Lodówka rzuciła prześmiewczo. - Marzę o tym, aby mieć jasne włosy. OCH, ZARAZ, przecież ja nie mam włosów - cmoknęła poirytowana. - Poważnie, Potter, zabierz stąd swojego marudnego, farbowanego chłoptasia. Jest strasznie wkurzający.
Harry zmierzył ją wściekłym spojrzeniem.
- Teraz ty posłuchaj, Lodówko - powiedział władczym tonem - Jestem Harry-Cholerny-Potter-Więc-Nawet-Mnie-Nie-Wkurzaj. - Jego głos sprawił, że po plecach Draco przeszły ciarki. - Nie będziesz ubliżała moim gościom. Przeproś Malfoya.
- Wolisz przeprosiny, czy żeby twoje jajka pozostały świeże? - odgryzła się arogancko. - Mogę też sprawić, że mleko się zepsuje. Wybór należy do ciebie, Potter.
- Zostaw jajka w spokoju. - Z drugiego końca kuchni słychać było piskliwy głos Kuchenki. - Nie denerwuj Harry’ego, kiedy ma randkę.
Lodówka westchnęła cierpiętniczo.
- Och, oczywiście, nasza sentymentalna Kuchenka musi wtrącić swoje trzy grosze. Podnieca cię najnowsza zdobycz Pottera, prawda?
- Nie mów tak do niej - przerwał im Toster. - Nie chcę, żeby ktokolwiek CIERPIAŁ!
- CIERPIAŁ? Merlinie, czy to GROŹBA?! - krzyknął Piekarnik. - Oni idą po mnie, PRAWDA?! NIEEE! JESTEM ZA MŁODY, ŻEBY UMIERAĆ!!!
Wszystkie urządzenia zaczęły równocześnie mówić, wołać, krzyczeć albo zawodzić. Draco powoli zaczął się wycofywać z kuchni z otwartymi w przerażeniu oczami.
Nagle jakaś silna ręka chwyciła go za nadgarstki i usłyszał niski głos szepczący mu do ucha:
- Jadalnia - wysyczał Harry. - Teraz. Idź jak najciszej.
Draco przytaknął i razem z Potterem powoli, na palcach, opuścili pomieszczenie.

::

Gdy tylko dostali się do jadalni, Harry zamknął drzwi.
- Ufff - odetchnął z ulgą, gdy odgłosy z kuchni ucichły. - Było blisko.
- Potter, co, do cholery, stało się z tymi wszystkim rzeczami? - Draco domagał się wyjaśnień.
- Cóż, mówiłem, że mam ostatnio parę problemów w kuchni.
- Myślałam, że wysadziłeś w powietrze zapiekankę czy coś. A nie, że wszystkie twoje urządzenia zwariowały! Czy naprawdę zrobiłeś kolację używając tych rzeczy?
- Tak. I nawet nieźle mi wyszło. - Harry wskazał nakryty stół. - Czy mogę nałożyć ci makaron?
Draco przerwał swoją tyradę i spiorunował Harry’ego wzrokiem, a potem zerknął na jedzenie.
- Tak, proszę - zgodził się niechętnie. - Wygląda całkiem nieźle.
Harry podał wszystko i wkrótce jedli w prawie przyjaznej ciszy. Po chwili Draco przypomniał sobie, że częścią terapii była rozmowa.
- Więc co tam u ciebie słychać, Potter?
Brunet przełknął porcje sałatki.
- Cóż, jeśli o to pytasz, to mam na ciebie straszliwą ochotę.
- Że co, proszę?
- Khem... chodziło mi o to, że mam ciekawe życie i fajną robotę - odparł Harry, unikając wzroku Malfoya. Sięgnął po makaron.
Draco zmarszczył brwi. Co Harry właśnie powiedział? Potrząsnął głową, aby pozbyć się tych śmiesznych myśli.
- A co z tobą? Jak ci się powodzi? - zapytał grzecznie Harry.
- Wyśmienicie, jednakże teraz właśnie pragnąłbym cię pieścić i całować - odpowiedział i szybko ugryzł się w język.
Harry błyskawicznie spojrzał na niego znad talerza.
- Przepraszam, chyba źle usłyszałem?
- Wyśmienicie, nawet zaczynałem za tobą tęsknić, ale nie wiem czy nie będę tego żałować - wyznał pospiesznie.
- Och. - Harry spojrzał na niego podejrzliwie. - Cóż, mnie też zaczynało cię brakować.
Draco uśmiechnął się niepewnie.
- Mogę prosić o dokładkę makaronu?
Harry przytaknął i nałożył kolejną porcję Fettuccini Alfredo na talerz blondyna.
- Więc kto w tym tygodniu dostąpił zaszczytu bycia nową miłością Wielkiego Harry’ego Pottera? - zapytał starając się zmienić temat.
Harry w zamyśleniu wziął do ust trochę potrawy.
- Nikt, jak na razie. Ale gdybym miał wybierać, to właśnie z tobą chciałbym sypiać.
- Co?! - Draco prawie się udławił.
- Miałem na myśli... sypać. Eee... posypać. Eee… makaron. Tak! Czy mam ci posypać makaron ziołami? - Odwrócił pospiesznie wzrok i sięgnął po swój sok dyniowy.
Draco zmrużył oczy.
- Ale on już jest przyprawiony.
- Tak, masz rację - przyznał Harry nadal na niego nie patrząc.
Draco zaczął jeść, bardzo powoli. Atmosfera miedzy nimi stała się trochę napięta.
Harry odchrząknął.
- Czy mogę zaproponować ci coś jeszcze?
Draco oblizał wargi
- Chodźmy do łóżka, to pokażę ci, czego mi trzeba.
Tym razem to Harry o mało się nie udławił.
- Co proszę?!
Cholera, nie chciałem powiedzieć tego na głos - pomyślał spanikowany Draco.
- Eee... czy byłbyś łaskaw podać mi trochę czosnkowego chleba? - zapytał trochę zbyt słodko, wskazując na parujący bochenek.
- Ach, tak, racja. Oczywiście.
Harry szybko przysunął pieczywo w kierunku Draco i poderwał się na nogi.
- Gotowy na deser? - rzucił z udawaną obojętnością.
Draco przytaknął i patrzył jak Harry szpera w torbie leżącej na podłodze i wyciąga z niej dwie najlepsze czekolady z Miodowego Królestwa. Podał jedną blondynowi.
- Proszę bardzo.
Chłopak przechwycił czekoladę i przyjrzał się jej z uniesionymi brwiami.
- Fettuccini Alfredo domowej roboty na kolację, a na wielki finał przygotowałeś tabliczkę czekolady?
Harry spojrzał na niego trochę zakłopotany.
- Cóż, miałem zamiar zrobić tort czekoladowy, ale zrozum, nasz Mikser i Blender byli razem przez trzy tygodnie, a potem okazało się, że Blender ma gorący romans z Mikrofalówką. Mikser jest niepocieszony i przygnębiony, więc teraz unikamy jakiegokolwiek mieszania.
- Jesteś szalony, Potter - stwierdził Draco z trwogą w głosie. - Absolutnie szalony.
Harry wzruszył ramionami.
- Nic na to nie poradzę, w końcu musiałem cię znosić przez wszystkie te lata, nieprawdaż? Oczywiście, ty za to jesteś oszałamiający.
Draco zastygł w bezruchu.
- Czy właśnie powiedziałeś, że jestem oszałamiający? - zapytał zszokowany.
Harry zamarł, ale zaraz pokręcił głową.
- Nie, nie - zaprzeczył. - Powiedziałem przerażający.
- Nieprawda, powiedziałeś oszałamiający. Uważasz, że jestem oszałamiający. - Draco uśmiechnął się triumfalnie. - Patrzcie, patrzcie - rzucił drwiąco, widząc przerażenie w oczach Harry’ego. - Sławny Potter uważa, że Draco Malfoy jest oszałamiający. Nagłówek w sam raz do gazety. Ale musisz się obejść smakiem, Potter. Nie będziesz dotykał mojego ciała tylko dlatego, że seks z tobą jest moim marzeniem.
Przerażony Draco zasłonił ręką usta w chwili, kiedy wypowiedział te słowa. Harry gapił się na niego z niedowierzaniem.
- Powiedziałeś właśnie, że marzysz o seksie ze mną?
- Co? Nie, oczywiście, że nie. Nie bądź śmieszny.
- A ja myślę, że to właśnie zrobiłeś. Powiedziałeś, że seks ze mną jest twoim marzeniem.
- Nie, nie powiedziałem tak. Powiedziałem, że seks z tobą byłby dla mnie poniżeniem.
Harry uniósł sceptycznie brwi.
- Jesteś tego pewien?
- Jak najbardziej - rzucił z kpiną. - Jak mógłbym marzyć o seksie z tobą, proszę cię. To znaczy, uważam, że jesteś pociągający. - Cholera. - Miałem na myśli irytujący, bardzo irytujący!
- HA! Miałem rację! Uważasz, że jestem pociągający! I chcesz się ze mną kochać!
- Nieprawda!- bronił się spanikowany Draco. - To ty uważasz, że jestem oszałamiający!
- Co z tego? To ty myślisz, że jestem pociągający i chcesz się ze mną pieprzyć! - Harry powiedział z triumfem w głosie. - Cóż, przykro mi, ale nigdy do tego nie dojdzie. Tylko dlatego, że chcę, byś jęczał w ekstazie... nie, czekaj! Miałem na myśli, chcę mieć twój adres w... Eee... bazie. Znaczy się, w bazie danych.
- AHA! - wykrzyknął Draco zrywając się na równe nogi. - Wysyłałeś mi już sowy, więc musisz znać mój adres! Chcesz usłyszeć jak jęczę w ekstazie, ponieważ to ty chcesz mnie przelecieć!
- Nie, nie chcę! - Harry odpowiedział wściekle, również wstając. - Słuchaj, chciałem jedynie powiedzieć, że pragnę cię zaliczyć... to znaczy, że chciałbym z tobą nowe pozycje poćwiczyć... cholera jasna, to zdecydowanie nie jest to, co miałem na myśli...
- I kto tu kogo chce pieprzyć, co, Potter? - zapytał Draco kładąc rękę na stole i przechylając się do przodu agresywnie. - Ale z ciebie zboczeniec. Ja tylko chciałem ujeżdżać cię na błoniach... cholera. Chciałem powiedzieć, dojść w twoich dłoniach... czekaj, nie, nie o to mi...
- Przygarniał kocioł garnkowi - odgryzł się Harry, ustawiając się w takiej samej pozycji jak Draco. - I kto tu jest teraz zboczeńcem?
Obaj pochylali się nad stołem, a ich twarze dzieliły tylko centymetry. Krzyczeli na siebie wymyślając coraz to dziwniejsze przejęzyczenia.
- Ty jesteś zboczeńcem! - Draco powiedział stanowczo. - Tylko dlatego, że uważam, iż byłbyś świetny na górze... o kurwa, to znaczy... w chórze...
- Myślisz, że byłbym świetny na górze, co? - Harry stwierdził z przyjemnością. - Cóż, a ja sądzę, że masz boski zadek. - Zaraz, nie, nie! Chodziłomioupadek! Tak, upadek. No wiesz, twój ojciec upadł tak nisko i wychował cię na złodzieja, a ty, skarbie, skradłeś moje serce... o cholera, nie powiedziałem tego...
- Po prostu przyznaj, że mnie pragniesz, Potter - wysyczał Draco. Pochylił się jeszcze bliżej, dla równowagi kładąc na stole drugą rękę. - Przyznaj, że mnie pragniesz, a ja przyznam, że masz seksowne ciało... czekaj, chciałem powiedzieć, że chyba cię zawiało...
- To nie ma sensu, ty popaprańcu! Myślisz, że możesz mówić, co chcesz, tylko dlatego, że masz przepiękny uśmiech... zaraz, nie, ponieważ masz głupkowaty śmiech...
- Głupkowaty śmiech? - Draco powtórzył pogardliwie. - Nic lepszego nie mogłeś wymyślić? Chcesz się ze mną kochać. Pragniesz tego. Pragniesz MNIE.
- Nie! - desperacko bronił się Harry.
- TAK!!!
- NIE!!!
- TAK!!! PRZYZNAJ SIĘ, POTTER! PRAGNIESZ MNIE! POŻĄDASZ MNIE. HARRY POTTER CHCE PRZELECIEĆ DRACO MALFOYA! CHCESZ MNIE PRZELECIEĆ I POWINIENEŚ TO W KOŃCU PRZYZNAĆ!
- ZGODA! - krzyknął Harry. - PRZYZNAJĘ! JESTEŚ GORĄCY I PRAGNĘ CIĘ I MAM ZAMIAR PIEPRZYĆ SIĘ Z TOBĄ W TEJ CHWILI NA TYM STOLE!
- HA, HA! - Draco zapiszczał triumfalnie. - Mówiłem ci, pragniesz mnie! Właśnie się do tego przyznałeś i... czekaj, co właściwie powiedziałeś?
Było już za późno. Harry złapał Malfoya za głowę jedną ręką i pochylił się, aby złożyć na jego ustach mocny, mokry pocałunek.
- Oooch! - Draco westchnął, bezwiednie otwierając usta. Momentalnie język Harry’ego znalazł się w środku i teraz oba walczyły ze sobą zajadle. Potter całował go tak namiętnie, że blondyn zapomniał, jak się oddycha.
I nagle nie było już ważne, kto pragnął kogo, oraz kto wymyślił tę Freudowską Pomyłkę, ponieważ Draco chciał Harry’ego, musiał się z nim kochać i w tym momencie przyznałby całemu światu, że to, czego pragnie najbardziej na świecie, to Potter na srebrnej tacy, albo przywiązany nago do ramy łóżka, albo gdziekolwiek, byleby jak najszybciej.
W jednej chwili zatopił obie ręce w rozczochranej gęstwinie na głowie Harry’ego.
- Pragniesz mnie tak bardzo - wyjęczał prosto w usta Pottera, ciągnąc go za włosy.
- Masz cholerną rację - warknął Harry. Wolną ręką sięgnął w dół i szybkim ruchem zmiótł ze stołu wszystkie naczynia. Draco natychmiast wspiął się na mebel.
Harry, nie marnując czasu, dołączył do niego. Wymieniając dzikie pocałunki, chłopcy siłowali się niczym zapaśnicy, starając się rozłożyć drugiego na blacie stołu. Harry, będąc trochę większym i lepiej zbudowanym z powodu gry w Quidditcha, szybko zwyciężył, w ciągu minuty rozkładając blondyna na łopatki.
- Mam cię! - powiedział tryumfująco, gdy Draco wiercił się pod nim. - Co powinienem teraz z tobą zrobić?
Draco wyciągnął ręce i chwycił przód koszuli Harry’ego. Ostrym szarpnięciem przybliżył jego twarz do swojej.
- Powinieneś mnie pocałować - powiedział łapiąc oddech, gdy jego usta dzieliły tylko centymetry od ust Harry’ego. - Powinieneś mnie całować, później powinieneś mnie dotykać, a następnie pieprzyć tak długo, aż nie będę mógł jasno myśleć, tak długo, aż ten stół się pod nami załamie, a potem przeniesiemy się do twojego łóżka, żebyś mógł mnie pieprzyć jeszcze raz.
Harry poczuł przyjemne dreszcze.
- Jesteś niesamowicie gorący, Draco. - Otworzył szerzej oczy. - Czekaj, nie chciałem powiedzieć „Draco”, chciałem powiedzieć...
- Tak, chciałeś, Harry - odparł Malfoy, a oczy błyszczały mu figlarnie. - Co ty na to, żebyśmy od tej chwili mówili to, co czujemy, zostawiając Freudowskie Pomyłki psychologom?
- Znakomicie - zgodził się Harry z uśmiechem i ponownie zatopił w pocałunku.

::

Droga Dr Wu,
pomyślałem, że chciałaby Pani wiedzieć, iż terapia wystosowana przez Panią okazała się wielkim sukcesem. Razem z Harrym Potterem stanowimy teraz parę. Dziękujemy za pomoc. Rachunek proszę wysłać do mojego taty.
Draco Malfoy

Dr Wu uśmiechnęła się czytając trzymany w dłoniach list. Odłożyła go na biurko, a następnie oparła się na krześle. Otworzyła dolną szufladę i wyciągnęła dużą, obramowaną fotografię Harry’ego Pottera, w jaskrawych barwach Armat z Chudley.
Dla Dr Wu, najlepszej na świecie terapeutki - przeczytała podpis widniejący w dolnym rogu zdjęcia.- Dziękuję za pomoc. Z poważaniem, Harry Potter.
Dr Wu miło wspominała dni, kiedy Harry Potter przebywał w jej gabinecie:
- Doceniam pani pomoc w uporaniu się ze wspomnieniami o Voldemorcie, ale nie rozumiem, co ma pani na myśli mówiąc o syndromie Freudowskich Pomyłek - wyznał zamyślony Harry. - Naprawdę nie sądzę, abym żywił jakiekolwiek podświadome pragnienia w stosunku do mojego rywala z dzieciństwa.
- Oczywiście, że nie, Panie Potter - Dr Wu przyznała spokojnie. - Harry Potter i jego dawny rywal, Draco Malfoy, uprawiający seks do nieprzytomności? Na pewno nie! Co za kompletne bzdury! To byłoby cholernie niepokojące!
Oczywiście to, co rzeczywiście miała na myśli, brzmiało: Cholera, to byłoby naprawdę gorące!


KONIEC



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Freudowska pomyłka[M]
Freudowska pomyłka
Jennavere Freudowska pomyłka
Freudowska Pomyłka
Freudowska pomyłka
Freudowska pomyłka [Z]
fatalna pomylka 4
Pomylki sadowe jako przyczyna b Nieznany
koncepcja freudowskiej psychoanalizy D6OYEAFPQKHFSZUFHIKGJXPTNLLPCWBBB5OUIYY
Pomyłki słowne
podwojna pomylka merimee BVQCE Nieznany
Zwrot z powodu pomylki sprzedaw Nieznany
fatalna pomylka 2