FREUDOWSKA
POMYŁKA
„Czynność
pomyłkowa (freudowska pomyłka), to pomyłka pojawiająca się w
wypowiedzi (przejęzyczenie), lub w działaniu. W życiu codziennym
terminu tego najczęściej używa się do opisania pomyłek słownych
zdradzających prawdziwe motywy mówiącego."
___________________________________________________________________________________
DR
JING WU
PSYCHIATRA
I PSYCHOANALITYK
Specjalizuje
się w leczeniu Zespołu Stresu Pourazowego oraz Niezdrowej Obsesji.
Draco
Malfoy westchnął ciężko, patrząc na szklane drzwi naprzeciw
niego, na których widniało nazwisko i specjalizacja jakiegoś
dziwacznego doktora. Po drugiej stronie korytarza widział
poczekalnię z wytwornymi, wygodnymi fotelami i rozmaitymi
czasopismami, mogącymi zadowolić najróżniejsze gusta.
Nieważne
jednak, jak bardzo luksusowa była ta poczekalnia, to nadal była
tylko poczekalnia, co więcej, to nadal była poczekalnia w poradni
psychiatrycznej.
Draco
zacisnął zęby. Dla ścisłości, wizyta w tym miejscu nie była
jego pomysłem.
::
Trzy
dni wcześniej.
-
I wtedy właśnie Potter, idiota jak zawsze, widzi znicz, wykonuje
pełen obrót na swojej miotle i nurkuje, aby go złapać. Tak
naprawdę chodzi mi o to, czy ten dureń musi się popisywać za
każdym razem, kiedy ma okazję?
-
A ty nie bierzesz pod uwagę możliwości, że Potter chciał tylko
złapać znicz tak szybko, jak to możliwe? - Lucjusz Malfoy
wymamrotał cicho. Odłożył sok pomarańczowy i westchnął.
Narcyza poklepała go współczująco po ramieniu.
-
Draco, skarbie, dlaczego nie możemy porozmawiać o kimś innym, niż
Harry Potter? - zapytała łagodnie. - Czyż nie spotykasz się
ostatnio z jakimś miłym młodzieńcem?
Draco
wzruszył ramionami.
-
Nie do końca - powiedział, sięgając po rogalik. - W środę byłem
na obiedzie z Danielem Darcy. Myślałem, że gość jest w porządku,
ale okazało się, że kibicuje Armatom z Chudley i oczywiście ma
autograf Pottera. Doprawdy, kto, u diabła, chciałby autograf tego
pyszałkowatego mieszańca? Na domiar złego, Daniel musiał mi
opowiedzieć całą historię o tym, jak zdobył ten autograf, oraz
jakim Potter jest świetnym facetem, jaki jest wysportowany i tym
podobne bzdury. No wiecie, próbowałem zjeść w spokoju obiad, ale
Daniel nie mógł przestać nawijać o Potterze.
-
Mmm, chyba mogę to sobie wyobrazić - powiedziała Narcyza,
uśmiechając się lekko.
Lucjusz
warknął coś pod nosem i zawołał:
-
Fasolko!
Z
cichym odgłosem w pokoju zmaterializowała się skrzatka.
-
Pan wzywał, sir?
-
Przynieś mi coś z procentami! - rzucił ostro. Fasolka skinęła
głową i zniknęła.
-
Jeśli mam być szczery, Draco - Lucjusz wymamrotał cicho i
odchrząknął - staram się cieszyć miłym, niedzielnym śniadaniem
z tobą i twoją matką. Nie jestem zainteresowany rozmową o Harrym
Potterze. Minęły już dwa lata od chwili, kiedy obaj ukończyliście
Hogwart. Zdaję sobie sprawę, że był on centralnym punktem twojej
egzystencji w szkole, ale bez przesady, to należy już do
przeszłości, prawda? Zaczynam się obawiać, że masz na jego
punkcie obsesję.
-
Obsesję? - w glosie Draco można było wyczuć drwinę. - Ja? Proszę
cię, ojcze. Chciałem mu tylko zrobić loda.
-
Co? - równocześnie zapytali Lucjusz i Narcyza.
-
Powiedziałem, że jest mi go tylko bardzo szkoda. Pewnie czuje się
absurdalnie niepewny, skoro musi się popisywać przez cały czas.
Lucjusz
i Narcyza wymienili porozumiewawcze spojrzenia. Po raz kolejny
rozległ się cichy dźwięk, skrzatka wróciła i wręczyła
Lucjuszowi kieliszek czegoś jasnego i musującego. Mężczyzna
zabrał napój i zaczął go sączyć.
-
Opowiedz nam coś więcej o Danielu - zaproponował Lucjusz,
zmieniając temat. - Jest miłym chłopcem z dobrej rodziny.
Chciałbym, abyś się w końcu zakochał i ustatkował.
-
On jest uroczy. Ma świetne włosy, takie kruczoczarne i gęste -
powiedział zadumany Draco. - Ale nie jest w moim typie. To
sztywniak. Zawsze przestrzega zasad, nigdy nie podejmuje ryzyka... I
nawet nie gra w Quidditcha.
-
A co z Geoffrey’em? - spytała Narcyza. - On jest graczem
Quidditcha i z tego, co pamiętam, lubiłeś go.
-
Rezerwowym graczem! I do tego pałkarzem - odrzekł Draco. - Przecież
wiesz, że wolę szukających. Ma ładne oczy, takie jasnozielone...
Ale jego rude włosy za bardzo przypominają mi Weasleya.
-
A Hugh? - spytał Lucjusz, mieszając swój napój.
-
Hugh jest popychadłem. Pozwalał, żebym traktował go jak śmiecia.
Lubię facetów z jajami - odparł Draco i poczęstował się
ciastem.
-
Marcus? - zapytała Narcyza.
Draco
wzruszył ramionami.
-
Podobają mi się jego okulary. Wygląda w nich inteligentnie. Ale
jest zbyt czysto-krwisty, jeśli wiecie, o co mi chodzi. Nie mówił
o niczym innym, to już stawało się nudne.
-
Amir? Jude? Tyron? - pytał dalej Lucjusz.
-
Bazyl? Wang? Patryk? - wymieniała Narcyza.
-
Amir jest za wysoki, Jude za niski, a Tyron nadmiernie umięśniony -
powiedział Draco, przyglądając się swoim palcom. - Bazyl nosi
tylko czarodziejskie szaty, a ja przecież mam słabość do
mugolskich ubrań. Wang za bardzo skupia się na nauce, a Patryk jest
zepsuty do szpiku kości. Chcę chłopaka, który będzie
sprawiedliwy i dobry, żebym to ja mógł być tym złym.
-
Podsumujmy twoje osiągnięcia - wycedził Lucjusz. - Jeśli można
to tak nazwać.
-
Bardzo zabawne, tato - odparł urażony Draco.
-
Szukasz mężczyzny, który będzie wysoki, lecz nie za bardzo,
niezbyt mocno zbudowany, który gra w Quidditcha, nosi mugolskie
ubrania oraz lubi ryzyko. Chcesz kogoś, kto będzie ci się
przeciwstawiał, ale równocześnie będzie dobry i uczciwy. Podobały
ci się czarne włosy Daniela, zielone oczy Geoffreya i okulary
Marcusa.
Draco
zastanowił się chwilkę.
-
Tak, zgadza się.
-
Draco - Lucjusz warknął. - Czy ten opis kogoś ci nie przypomina?
Draco
przemyślał to i potrząsnął głową.
-
Nie za bardzo. - Wziął następny kawałek ciasta. - Mówiłem ci
już, że Potter był w tym tygodniu na okładkach czterech gazet?
Czterech! ”Miłośnik Quidditcha”, „Tygodnik Czarownica”, „Co
zachwyca czarodziejów” i...
-
DOŚĆ TEGO! - wrzasnął Lucjusz, zrywając się z krzesła. - Ty,
Draco - powiedział ostro, wymierzając palec w swe jedyne dziecko -
masz obsesję na punkcie Harry’ego Pottera.
-
Co? Nieprawda! - Draco wytrzeszczył w zdumieniu oczy.
-
Tak, obsesję - rzekł Lucjusz twardym tonem. - Synu, masz problem,
ale ja i twoja matka chcemy ci pomóc.
-
Słucham? - zapytał Draco, mrugając z niedowierzaniem oczami.
-
Pomóc - powtórzył Lucjusz. - Potrzebujesz profesjonalisty.
Pójdziesz do doktora i wyleczysz się z tej potteromanii.
-
Ale...ale... Nie, nie pójdę - jęknął Draco. Zwrócił się do
matki. - Mamo! Nie pozwolisz ojcu mnie tam zaciągnąć, prawda?
Narcyza
uśmiechnęła się smutno.
-
Przykro mi, skarbie - powiedziała, dotykając jego dłoni. - Ale
zdajesz się żywić chorą fascynację Harrym Potterem. Tak będzie
dla ciebie najlepiej.
-
Ale...
-
Żadnych „ale”. Będziesz chodził do psychologa i koniec. -
Lucjusz zmiażdżył swojego syna wzrokiem. - Oczywiście tak długo,
jak żyjesz pod tym dachem i nie zarabiasz na siebie.
W
ten właśnie sposób Draco znalazł się pod drzwiami gabinetu dr
Wu, czekając na swą pierwszą wizytę.
::
-
Proszę wejść, panie Malfoy. Doktor Wu oczekuje pana.
Draco
wszedł do dużego, komfortowo urządzonego, narożnego gabinetu, z
wielkim, wykonanym z drewna klonowego biurkiem, kilkoma, wygodnie
wyglądającymi krzesłami oraz obitą czarną skórą, rozkładaną
kanapą.
-
Pan Malfoy. - Ładna kobieta w okularach i z długimi, czarnymi
włosami patrzyła na niego zza biurka. - Miło mi pana poznać. -
Wyglądała tak, jakby w pośpiechu chowała coś do szuflady.
Draco
zignorował to.
-
Nie mogę odwzajemnić się tym samym - zadrwił. - Zapewniam, że
gdybym nie robił tego dla moich rodziców, nie byłoby mnie tutaj.
-
Pana rodzice martwią się, więc może moglibyśmy porozmawiać na
ten temat. - Wskazała ręką sofę. - Proszę usiąść.
Draco
przewrócił oczami i rozłożył się wygodnie na kanapie. Dr Wu
zajęła miejsce na krześle obok, schodząc z linii widzenia
chłopaka.
-
Pańska matka powiedziała mi, że spędza pan mnóstwo czasu na
mówieniu o Harrym Potterze - zaczęła bez ogródek.
-
Nie mam obsesji na punkcie Harry’ego Pottera! - Draco wybuchnął.
- Nienawidzę tego cymbała! Jest denerwująco seksowny.
Dr
Wu podniosła wzrok znad notatek.
-
Przepraszam?
-
Powiedziałem, że jest denerwujący i gwałtowny. Głucha jest pani,
czy co? - dodał z drwiną.
Lekarka
zdecydowała się zignorować nieuprzejmość swojego pacjenta.
-
Więc, co takiego zaszło miedzy wami, że aż tak bardzo pan go
nienawidzi?
-
On odrzucił moją przyjaźń! Powiedział, że nie zadaje się z
ludźmi mojego pokroju. Wolał tego rudego głupka, Rona Weasleya,
niż mnie!
-
Był pan rozgniewany.
-
Byłem wściekły jak diabli! A on był najładniejszym chłopakiem,
jakiego spotkałem.
Lekarka
ponownie wyjrzała znad notatek.
-
Mógłby pan powtórzyć?
-
Pomyślałem, że jest tym niewychowanym cwaniakiem, za którego go
miałem. Pani mnie chyba w ogóle nie słucha.
Kobieta
wydała z siebie ciche "mmm" i wróciła do swoich
zapisków.
-
Czy kiedykolwiek zachował się pan agresywnie w stosunku do pana
Pottera?
Draco
uśmiechnął się złośliwie.
-
Proszę lepiej zapytać, kiedy tego nie robiłem.
-
Niech pan o tym opowie.
-
Cóż, w pierwszym tygodniu naszej znajomości, ukradłem
Niezapominajkę jego koledze i drażniłem go, chwaląc się tym, jak
świetnie radzę sobie na miotle. - Twarz Draco wykrzywił grymas. -
Naturalnie, to skończyło się tym, że wylądował w drużynie
Quidditcha jako najmłodszy szukający tego stulecia - dodał kpiąco.
- Co z tego, że potrafi zdumiewająco dobrze latać? Nie zasłużył
na bycie szukającym. Ale to nie miało znaczenia, ponieważ wyzwałem
go na pojedynek o północy, tylko po to, żeby donieść o tym
woźnemu, tak, by Potter został złapany. Oczywiście, udało mu się
jakoś uniknąć konsekwencji. On jest zbyt dobry w łamaniu reguł,
głupi dureń. Ale mnie to nie obeszło, miałem dużo więcej
pomysłów. Więc następnym razem...
-
Właściwie myślę, że to mi wystarczy - przerwała mu lekarka. -
Ostatnie pytanie. Jakie są pana odczucia względem pana Pottera? Co
pan o nim myśli?
-
Co myślę o Potterze? - Draco powtórzył drwiąco. - Myślę, że
jest ponętnym kociakiem.
Dr
Wu na chwilę przerwała pisanie.
-
Wybacz, chyba źle usłyszałam. Uważasz, że jest czym?
-
Beznadziejnym cwaniakiem - odpowiedział Draco i zawahał się na
moment. - Ze śmiesznymi oczami - dodał, dla lepszego efektu.
-
Rozumiem. - Dr Wu dopisała kilka słów w notesie. - Dziękuję,
panie Malfoy. Ta rozmowa była bardzo pouczająca.
Draco
zachmurzył się i nadąsany zagłębił się w oparcie kanapy.
Sprawdził czas na zegarku. Na WWN za trzydzieści minut będą
nadawać specjalny materiał o tym, jak Potter pokonał Czarnego
Pana.
Nie,
żeby go to w ogóle interesowało.
-
Panie Malfoy, czy jest panu znany termin Freudowska pomyłka?
-
Tak - przyznał Draco. - Ale nie wiem, co to ma wspólnego z moją
sytuacją.
Dr
Wu obserwowała go chwilę w zamyśleniu.
-
Dobrze więc, zostawimy to do następnej sesji. W międzyczasie, mam
dla pana zadanie. Chciałabym, żeby przed naszym kolejnym spotkaniem
wysłał pan sowę do Harry’ego Pottera.
Draco
skupił na niej pełną uwagę.
-
Co? - wykrztusił zaskoczony, prostując się natychmiast.
-
Jesteście starymi znajomymi. Wystarczy, że napisze pan w liście
zwykłe „cześć”. To wszystko.
-
Ale...
-
Jest to pierwszy krok do wyzdrowienia, panie Malfoy. Odnowienie
kontaktu. - Dr Wu wzięła do ręki kalendarz i zaczęła go
przeglądać. - W takim razie, do zobaczenia w przyszłym tygodniu.
Życzę powodzenia z listem.
::
Harry
Potter przebywał obecnie w londyńskim mieszkaniu, które dzielił z
Ronem Weasleyem i Hermioną Granger. Właśnie gapił się na Lodówkę
z nadzieją, że w jakiś magiczny sposób pojawi się w niej coś
smakowitego do zjedzenia. Lodówka jednakże nie chciała go słuchać.
Dosłownie.
-
Ile razy mam ci powtarzać, że nie będę przygotowywać ci
jedzenia, ty leniwy łajdaku - rzuciła gniewnie. - Sam musisz je
sobie zrobić. Powinieneś się cieszyć, że łaskawie mrożę dla
ciebie produkty, niewdzięczny głąbie.
Harry
przewrócił oczami. Tylko on mógł mieć takie szczęście, że
podczas rzucania zaklęć na mugolskie urządzenia tak, aby pracowały
w jego magicznym mieszkaniu, pokręcił coś i ożywił wszystkie
sprzęty.
Kiedy
stał przed otwartą Lodówką, leniwie drapiąc cienki pasek skóry,
widoczny pomiędzy jego koszulką i spodniami od piżamy, do kuchni
weszła Hermiona.
-
Dzień dobry, Harry - powiedziała, zajmując jeden z taboretów przy
kuchennym stole. - Jak dzisiaj zachowuje się nasza Lodówka?
-
Jak wredna jędza, czyli tak, jak zawsze - wycedził Harry, zamykając
drzwiczki i sięgając po bochenek chleba.
-
Ooooch, co za hańba! - szydziła Lodówka. - Wielki Harry Potter
mnie obraził! O ja biedna i nieszczęśliwa! Jak ja to przeżyję?
Palce
Harry’ego już sięgały po różdżkę, ale się powstrzymał.
Problem z magicznymi rzeczami posiadającymi osobowość był taki,
że zniszczenie ich byłoby złe. Chociaż Harry często miał na to
ochotę.
-
Tosta? - zapytał Hermionę, która otworzyła egzemplarz „Proroka
Codziennego” i zaczęła czytać nagłówki.
-
Tak, proszę - powiedziała odwracając gazetę, aby zająć się
rozwiązywaniem krzyżówki. Harry wyjął dwie kromki chleba i
podszedł do Tostera.
-
Teraz, Tosterze - zaczął uspokajającym głosem - mam tutaj dwie
kromki chleba. Czy przeszkadzałoby ci strasznie...
-
Och, ludzkości! - zawołał Toster. - DLACZEGO? Dlaczego jesteś
taki OKRUTNY? Dlaczego prosisz mnie, abym DRĘCZYŁ ten niewinny
CHLEB?
-
Ale ten chleb nie żyje! Niczego nie poczuje! Czy nie mógłbyś...
-
Jesteś taki BEZDUSZNY. Taki BEZ SERCA. Jak możesz być zadowolony
JEDZĄC go? Rozrywając ZĘBAMI na strzępy? Dlaczego wcześniej
chcesz go dodatkowo TORTUROWAĆ?
Harry
rozmasował swoje skronie, wyczuwając zbliżający się ból głowy.
-
Naprawdę, nic się nie...
-
Och, NIC się TOBIE nie stanie. Ty nie będziesz CZUŁ tego BÓLU!
Ale ja to poczuję! Czuję ból chleba, jak swój własny, i...
Harry
szybko włożył dwie kromki do urządzenia i przesunął dźwignię
w dół.
-
NIEEEEEE! - zaszlochał Toster. - MERLINIE, DLACZEGO?
-
Przygotowywanie śniadania w tym domu jest zdecydowanie zbyt
dramatyczne - skwitował Harry, oglądając tost z obu stron.
-
Yhmm - zgodziła się Hermiona, przygryzając zębami końcówkę
pióra. - Czy znasz pięcioliterowe słowo określające kolor bardzo
jasnych, blond włosów?
-
Płowy - odpowiedział Harry bez zastanowienia.
-
Dzięki - Hermiona uniosła brwi, ale wróciła do pisania i to było
wszystko, co powiedziała.
Właśnie
ten moment wybrał Ron, aby wejście do pomieszczenia.
-
Dzień dobry - przywitał się. Podobnie jak Harry, był jeszcze w
piżamie. Podszedł do Lodówki. - W jakim jest dzisiaj nastroju?
-
Nie mów o mnie, do cholery, jakby mnie tu nie było! - warknęła
Lodówka. - Głupi, rudy idiota.
-
W świetnej formie, jak widzę - wymamrotał Ron, otwierając
drzwiczki. Skrzywił się, patrząc na puste wnętrze, zamknął je i
spojrzał pożądliwie na tosty.
-
Nie ma mowy! - powiedział Harry szybko. - Jeśli chcesz coś zjeść,
musisz sam o to zadbać. Nie mam zamiaru walczyć z Tosterem
ponownie.
Ron
westchnął, sięgnął do szafki, wyciągnął paczkę płatków
śniadaniowych i zaczął je jeść prosto z pudełka.
-
Gdzie jest Meredith? - zapytał Harry’ego, patrząc na niego
wymownie. - Wczoraj wieczorem mieliście randkę. Myślałem, że
została na noc.
Harry
wzruszył ramionami.
-
Właściwie, to z nią zerwałem. Ona nie była dziewczyną dla mnie.
-
Mogłabym ci to sama powiedzieć - stwierdziła cicho Hermiona. -
Dlaczego w ogóle się z nią umawiałeś?
-
Ma przepiękne, szare oczy - przyznał Harry. - Ale jest za bardzo...
no, nie wiem, grzeczna?
Tak
mi się wydaje.
-
Grzeczna? - zapytał Ron.
-
Tak, jest za słodka i niewinna.
-
Co złego jest w byciu słodkim i niewinnym?
-
Nic, po prostu jest to nużące - przyznał Harry. - Lubię, kiedy
dziewczyny, z którymi się spotykam, są trochę złośliwe.
-
Co ty powiesz - skrzywił się Ron.
-
Dlaczego, w takim razie, zerwałeś z Takami? Jest zła do szpiku
kości - zapytała Hermiona.
-
O tak, nawet nie masz pojęcia, jaka to ostra laska. Ale w ogóle nie
jest dowcipna, nie potrafi powiedzieć niczego zabawnego.
-
A co z Marco? On był dowcipny.
-
Marco zachwycał się wszystkim, moją sławą i całym tym gównem.
Nie chcę umawiać się z własnym fanem.
-
Oliver? - naciskała Hermiona.
Harry
potrząsnął głową.
-
Lubię, kiedy moi partnerzy interesują się Quidditchem, ale jest to
nadal moja praca, pamiętacie? Nie chcę rozmawiać o grze przez cały
dzień, a Oliver ma obsesję na tym punkcie. Nie mógł dojść,
jeśli nie słuchaliśmy relacji z meczu w WWN.
Ron
i Hermiona parsknęli rozbawieni.
-
Gwyneth?
-
Najpiękniejsze włosy ze wszystkich - westchnął Harry. - Jasny
blond i takie niesamowicie miękkie. Ale jest zbyt ugodowa. Chcę
kogoś, kto będzie zadziorny, a może nawet nieco pyskaty.
-
Filip jest pyskatym, kompletnym palantem.
Harry
pokręcił nosem.
-
Ale on nie ma klasy. Jestem prostakiem, który nosi codziennie
dżinsy, nie chcę kogoś takiego, jak ja. Lubię, kiedy moi chłopcy
ubierają się ładnie. I nawet nie przeszkadza mi trochę
zarozumialstwa i snobizmu, od czasu do czasu. Uważam, że to
słodkie.
Ron
zamyślił się.
-
Tak więc twoja wymarzona druga połówka powinna być: nieco
złośliwa i dowcipna, nie może być twoim fanem, musi lubić
Quidditch, ale bez przesady, musi umieć się dobrze ubrać, być
wygadana, a nawet zarozumiała. Masz najdziwniejszy gust, z jakim się
kiedykolwiek spotkałem - parsknął. - Och, i byłoby wspaniale,
gdyby miała bardzo jasne blond włosy i szare oczy, ponieważ obie
te cechy cię kręcą.
Harry
pomyślał przez chwilę.
-
Tak, byłoby idealnie - przyznał. - Znajdź mi kogoś takiego i
będziemy żyli długo i szczęśliwie.
Ron
pokręcił głową, a Hermiona spojrzała na Harry’ego z
niedowierzaniem.
-
Um, Harry? - zaryzykowała pytanie. - Czy ten opis nie przypomina ci
osoby, którą znamy ze szkoły?
-
Nie, kogo masz na myśli? - zapytał zaciekawiony.
-
Tak, kogo? - powtórzył Ron .
-
Um... - Hermiona zawahała się, ale potem uśmiechnęła słabo. -
Nikogo. Absolutnie nikogo. Nieważne. - Wróciła do swojej gazety.
Harry
miał zamiar nadal naciskać, ale w tym momencie rozległ się stukot
zza okna.
-
Och, patrzcie, sowa - powiedział, otwierając okno. Dostojny puchacz
wleciał do pokoju, zrzucił list na stół i wyleciał z powrotem.
Ron
nachylił się nad pergaminem.
-
To do ciebie, Harry - stwierdził i wrzucił garść płatków do
ust. - Zapewne kolejny list od fana.
Zaciekawiony
Harry podniósł kopertę. Miała ciemnozielony kolor ze srebrnymi
napisami. Na wierzchu widniało tylko: "Potter" i jego
adres pod spodem. List był zapieczętowany woskiem z wybitą literą
„M”
-
Kolory Slytherinu - powiedział, otwierając kopertę. Rozłożył
list i przeczytał:
Potter,
cześć.
Malfoy
Harry
zamrugał.
-
Co tam jest napisane? - zapytała Hermiona.
-
Potter, cześć. Malfoy. - Harry przeczytał i przerwał. - Co za
dziwaczny list.
-
Co? Pokaż mi go - powiedział Ron, przechwytując pergamin z rąk
Harry’ego. Przyjrzał mu się dokładnie.
-
To jest dziwne. Jesteś pewien, że to od Fretki?
-
Pokaż mi - powiedziała Hermiona i wstała, żeby zabrać list. -
Mmmm... - Przyjrzała się uważniej i wzruszyła ramionami. -
Wygląda na to, że Malfoy chciał się przywitać.
-
Ale... ale dlaczego? - odezwał się zaskoczony Harry. - To znaczy,
nie rozmawiałem z nim od chwili, kiedy dwa lata temu skończyliśmy
Hogwart. Zacząłem grać dla Armat i ostatnia rzecz, jaką o nim
słyszałem, to to, że mieszka z rodzicami i całe dnie spędza na
nic-nie-robieniu. - Przerwał. - Dlaczego ten ociekający seksem
uwodziciel napisał do mnie?
Ron
i Hermiona równocześnie unieśli głowy i spojrzeli na niego.
-
Co powiedziałeś? - zapytał z niedowierzaniem Ron.
-
Powiedziałem, dlaczego ten ociekający jadem truciciel do mnie
napisał? - Harry powtórzył, nieco zirytowany. Ron odetchnął z
ulgą, podczas gdy Hermiona uniosła podejrzliwie brwi.
-
Nie mam zielonego pojęcia - powiedziała, oddając mu list. -
Uważam, że powinieneś odpisać.
-
Odpisać? - powtórzył zgorszony rudzielec. - Nie rób tego, Harry.
To Malfoy. Złośliwa Fretka.
-
Ron, nie widzieliśmy go już dwa lata. Z pewnością czas
rywalizacji możemy puścić w niepamięć - wyjaśniła cierpliwie
Hermiona. - Napisz do niego, Harry.
Więc
Harry napisał.
::
Draco
właśnie miał zamiar wyjść na drugą sesję z dr Wu, gdy coś
zastukało w okno jego sypialni. Kiedy podszedł i otworzył je
szeroko, do pokoju wleciała cudowna, śnieżnobiała sowa.
Chłopak
przyjrzał się jej uważnie.
-
Hedwiga? - zapytał zaskoczony. Pięknej sowy Pottera nie można było
pomylić z żadną inną.
Hedwiga
zahukała znacząco i wysunęła nóżkę. Czując się nieco
surrealistycznie, sięgnął w dół i odczepił list. Dał jej
trochę karmy dla sów i delikatnie pogładził po piórach. Zahukała
ponownie i odleciała, pozostawiając Draco z bordową kopertą
zaadresowaną złotymi literami.
Draco
Malfoy
Dwór
Malfoyów
Wiltshire,
Anglia
Koperta
nie była zaklejona. Draco otworzył ją ostrożnie i przeczytał
zawartość:
Malfoy,
witaj.
HP
Szeroki
uśmiech wpełznął na jego twarz, zanim zdołał go powstrzymać.
::
-
Odpisał mi - Draco poinformował dr Wu później, tego samego
popołudnia, machając jej listem przed nosem. - Nie jest moją
obsesją, jest moim znajomym. Mogę już iść?
Dr
Wu westchnęła.
-
Panie Malfoy, nasza terapia dopiero się rozpoczęła. Ale jestem
zadowolona, że odnowił pan kontakt. Możemy teraz przejść do
kolejnego etapu.
-
To znaczy? - zapytał Draco.
-
Armaty z Chudley będą grały mecz przeciw Srokom z Montrose w
sobotę. Chciałabym, żeby poszedł pan na ten mecz i zobaczył, jak
pan Potter gra.
-
Co? - Draco sapnął z oburzenia. - Nie pójdę. Nie pójdę na ten
mecz by patrzeć, jak ten seksowny misiaczek gra w Quidditcha.
-
Proszę?
-
Nie pójdę na mecz i nie będę patrzył, jak ten niegodziwy
cwaniaczek gra w Quidditcha! - Draco wycharczał. - Ostatnia rzecz,
jakiej on potrzebuje, to kolejny fan.
-
Nie pójdzie pan tam jako fan, panie Malfoy. Będzie pan tam jako
pacjent. Obawiam się, że muszę na to nalegać. Jeśli oczywiście
interesuje pana prawo do spadku. Pański ojciec byłby bardzo
zasmucony wiadomością, iż zrezygnował pan z terapii.
-
Och, niech was wszyscy diabli! - powiedział Draco, godząc się z
faktem, że czeka go koszmarna sobota.
::
-
I Harry Potter widzi znicz. Nurkuje za nim. Goni go, ludzie, ma go!
Złapał! Harry Potter złapał znicz! Armaty wygrywają ponownie,
230 do 80!
-
Po prostu wspaniale - Draco wymamrotał pod nosem, zapadając się w
fotel w prywatnej loży, którą wykupił. Nie miał zamiaru
pokazywać się ludziom na oczy, nie chciał, żeby ktokolwiek
wiedział, że przyszedł na mecz Armat i właśnie patrzy, jak
Harry-Cholerny-Potter wygrywa mecz.
A
już z pewnością nie chciał, żeby ktokolwiek wiedział, jak
bardzo go to nakręciło.
Już
prawie zapomniał, jak lubił oglądać grę Pottera. Chłopak
wyglądał tak naturalnie na miotle. Jego włosy potargane wiatrem,
jego zaróżowione policzki i to, jak wsiadał na miotłę, z gracją
i opanowaniem, robiło zabawne rzeczy z żołądkiem Draco.
Wyrzucił
szybko z głowy te niechciane myśli, schylił się i podniósł
torbę, którą ze sobą zabrał. Drugą częścią tego ćwiczenia
było napisanie kolejnego listu do Pottera, po meczu. Szczerego listu
na temat umiejętnościach Pottera w Quidditchu. Westchnął ciężko
i zaczął pisać.
Potter,
byłem
dzisiaj na Twoim meczu. Grałeś bardzo dobrze. Ładnie Ci wyszedł
Zwód Wrońskiego. Tylko nie pozwól, żeby Ci woda sodowa uderzyła
do głowy.
Malfoy
Tak,
tyle powinno wystarczyć. Złożył list i umieścił w
zapieczętowanej herbem Malfoyów kopercie. Wyśle go, jak tylko
wróci do domu.
::
-
To staje się coraz bardziej dziwaczne - stwierdził Harry, podając
list Ronowi i Hermionie. - Co on zamierza przez to osiągnąć?
Zamyślona
przyjaciółka wzięła pergamin.
-
To brzmi, jakby komplementował twoje umiejętności gry w
Quidditcha.
-
Wiem, jak to brzmi - rzucił Harry ze złością. - Ale to jest list
od Malfoya. Nie ma takiej możliwości, żeby mnie komplementował.
Co on chce zrobić?
-
Wygląda to na zaloty, jak dla mnie - wyszczebiotała Kuchenka. - On
cię podrywa, Harry, zaleca się, prawiąc ci komplementy i czułe
słówka. Następne będą róże, zapamiętaj moje słowa! -
Westchnęła uradowana. - Ronaldzie, co myślisz o tym wszystkim? -
zapytała.
Harry
znowu zaczął masować skronie. Kuchenka była nieuleczalną
romantyczką, nie mającą absolutnie żadnego pojęcia, jak to
naprawdę jest z miłością. Miała też ogromną słabość do
Rona.
-
Zgadzam się z Harrym. Coś tu śmierdzi - powiedział Weasley,
trochę zakłopotany. - Przecież to Malfoy. Kto wie, jakie podstępne
plany czają się w mrocznym umyśle tej Fretki?
-
Och, po prostu mu odpisz! - powiedziała Hermiona niecierpliwie,
oddając list Harry’emu.
-
Ale... ale co, jeśli on...
-
Czy kiedykolwiek nie miałam racji? - zapytała dziewczyna, a Harry,
rzucając jej wrogie spojrzenie, zabrał się do pisania odpowiedzi.
::
Malfoy,
dziękuję
za komplement. Zaczynasz mnie trochę przerażać. Czy masz jakiś
ukryty motyw?
HP
-
Oczywiście, że nie mam! - Oburzony Draco pokazał list dr Wu. -
Zostałem zmuszony do tego! Zmuszony do napisania do niego! Zmuszony
do pójścia na jego mecz! Nie robię tego z własnego wyboru!
Lekarka
tylko się uśmiechnęła.
-
Czy chciałby pan wyjaśnić to panu Potterowi?
-
Tak, do cholery, chciałbym. - Draco gotował się ze złości.
Dr
Wu przytaknęła.
-
Wyśmienicie. Proszę zaprosić go na spotkanie do Trzech Mioteł, na
obiad w czwartek, to będzie pan mógł mu to wytłumaczyć
osobiście.
-
Absolutnie NIE! Nie chcę go zapraszać na RANDKĘ!
-
Nie zaprasza go pan na randkę. Daje pan sobie po prostu możliwość
wyjaśnienia, dlaczego nawiązał z nim kontakt. To tylko obiad.
Draco
spiorunował ją wzrokiem.
-
Jest pani prawdziwą diablicą.
-
Dziękuję, panie Malfoy.
::
Potter,
wyjaśnię
Ci, o co chodzi, jeżeli spotkasz się ze mną w Dziurawym Kotle, w
czwartek o 12:00. Ja stawiam.
Malfoy
Harry
przypatrywał się dokładnie literom.
-
Czy uważacie, że on będzie próbował mnie zabić?
Hermiona
przewróciła oczami.
-
NIE, Harry. On nie ośmieliłby się tego zrobić w miejscu
publicznym. Poczekaj na zaproszenie do ciemnej alejki czy za stary,
opuszczony magazyn w dokach, zanim zaczniesz go podejrzewać o
mordercze intencje.
-
Nie podoba mi się to - wtrącił Ron podejrzliwie. - Brzmi jak
zaproszenie na randkę. Dlaczego on miałby robić coś takiego?
-
Nie mam pojęcia - przyznał zdezorientowany jak nigdy Harry. - Czy
powinienem pójść?
-
TAK! - powiedziała Hermiona.
-
NIE! - w tym samym momencie odezwał się Ron.
-
Na miłość Merlina, po prostu idź. Słyszysz, Potter? Stajesz się
nudny - rzuciła Lodówka. - A potem skup się na czymś ważniejszym,
na przykład na kupnie artykułów spożywczych. Nie stoję tutaj dla
ozdoby, gdybyś nie wiedział.
Harry
wzruszył ramionami.
-
Dobrze, jest dwa do jednego. W takim razie, pójdę.
::
Zdenerwowany
Draco siedział przy stoliku w tylnej części Dziurawego Kotła,
sącząc powoli swój napój. Wziął na siebie ciężar zamawiania i
wybrał sok dyniowy oraz porcję frytek. Spojrzał na zegarek: 11:58.
Zaczął się wiercić. Na Merlina, dlaczego jest taki nerwowy?
O
12:01, kiedy Draco rozważał szybki odwrót, drzwi do baru otworzyły
się i pojawił się w nich obiekt jego zdenerwowania, ubrany w luźne
dżinsy i dobrze dopasowany, jaskrawo pomarańczowy podkoszulek.
Draco
przełknął ciężko.
Koszulka
była obrzydliwa, to nie ulegało wątpliwości. Nikt nie wygląda
dobrze w rażąco pomarańczowym podkoszulku Armat z Chudley.
Z
wyjątkiem Pottera.
W
jakiś sposób ten okropny kolor tylko podkreślał jego kruczoczarne
włosy i jasnozielone oczy oraz idealnie przylegał do umięśnionego
brzucha i kształtnych bicepsów Harry’ego.
Draco
nagle zrozumiał, że minęły dwa lata od chwili, kiedy opuścili
Hogwart. Dwa lata, od kiedy widział Pottera z bliska, a te dwa lata
zawodowego grania w Quidditcha były dla Pottera bardzo łaskawe.
Potter
rozejrzał się po restauracji, więc Draco uniósł rękę i
pomachał od niechcenia. Kiedy spojrzenie Harry’ego spoczęło na
nim, odnotował z zadowoleniem, że oczy chłopaka rozszerzyły się
w zaskoczeniu. Gryfon nie był jedynym, który dorósł w ciągu
ostatnich kilku lat.
Harry
szybko otrząsnął się z zaskoczenia i ruszył w stronę stolika.
-
Cześć - powiedział niepewne, patrząc w dół na blondyna.
-
Witaj - odpowiedział Draco. Po chwili milczenia wskazał na krzesło.
- Możesz usiąść, jeśli chcesz.
Harry
przyglądał mu się podejrzliwie, kiedy zajmował miejsce
naprzeciwko.
Nastąpiła
kolejna, niezręczna chwila ciszy, więc Draco podniósł stojący na
stole koszyk.
-
Frytkę? - zapytał, kierując go w stronę Harry’ego.
Potter
ostrożnie wziął jedną i nie spuszczając wzroku z Draco, włożył
ją do ust. Żuł przez chwilę i połknął, nadal patrząc na
Malfoya podejrzliwie.
Draco
nie mógł się oprzeć i uśmiechnął się jadowicie.
-
Wpadłeś w moją pułapkę, głupi Gryfonie - powiedział złośliwie.
- Frytki zostały zatrute peniso-kurczącą trucizną i wkrótce twój
członek będzie wielkości wykałaczki!
Oczy
Harry’ego rozwarły się w przerażeniu i chłopak wyglądał tak,
jakby był chory.
-
Malfoy, ty cholerny sukinsynu! Zabiję cię, kurwa, za to!
Draco
wybuchnął śmiechem.
-
Wybacz, Potter. Przepraszam. Nie mogłem się powstrzymać. Patrzyłeś
na mnie, jakbyś podejrzewał mnie o jakiś nikczemny plan, a ja nie
chciałem cię rozczarować częstując zwykłymi, starymi frytkami.
Harry
gapił się na niego.
-
Żartowałeś? - zapytał czując, jak zwężają mu się źrenice i
napina całe ciało.
-
Oczywiście. Jedyną szkodliwą substancją na tych frytkach jest
ocet.
W
tym momencie Harry się odprężył i oparł wygodnie na krześle.
-
Dzięki Merlinowi! Nie masz pojęcia, co bym ci zrobił, gdybyś nie
żartował.
Widać
jednak żart Draco przełamał pierwsze lody i chłopcy zachowywali
się teraz dużo swobodniej. Podszedł do nich kelner i zebrał
zamówienia.
-
Czy ty naprawdę zamówiłeś Cosmopolitana w Dziurawym Kotle,
Malfoy? - zapytał Harry, potrząsając głową z rozbawieniem, kiedy
tylko kelner odszedł. - Dlaczego nie oszczędzisz sobie kłopotu i
nie umieścisz wielkiego neonu z napisem ciota nad swoją głową?
-
Wiesz, że jestem gejem? - Draco był zaskoczony.
Harry
uniósł brew.
-
Malfoy, jestem pewien, że nawet Hedwiga wie, że nim jesteś.
-
Ha, ha, ha, Potter - powiedział Draco, mrużąc oczy. - Ja
przynajmniej potrafię się zdecydować. Prorok poświęcił całe
wydanie twoim podbojom. Najwyraźniej sypiasz ze wszystkim w
spódnicy, spodniach, krawacie, szatach do Quidditcha lub sukience,
byle tylko miało dwie nogi.
-
Nieprawda - zaprzeczył Harry. Spałem raz z Centaurem. On miał
cztery.
Draco
zamarł.
Tym
razem to Harry się roześmiał.
-
Żartowałem, ty durniu.
Twarz
Draco wykrzywił grymas.
-
Idiota - powiedział, biorąc szklankę z rąk kelnera, który
właśnie przyniósł ich drinki.
-
Musiałem ci się odpłacić - wyjaśnił Harry ciągle się
uśmiechając. - Jakkolwiek przystojne mogą być Centaury, nie
potrafię sobie wyobrazić seksu z nimi.
-
Nie jest to aż tak bardzo skomplikowane - wtrącił się kelner,
wlewając sok dyniowy do szklanki Harry’ego. - Trzeba być po
prostu dobrze rozciągniętym. Wymaga to trochę wysiłku. Centaury
są niesamowicie wytrzymałe.
Harry
i Draco spojrzeli na niego zszokowani.
-
Khem... Przepraszam. To ja może wrócę do kuchni - powiedział
zakłopotany mężczyzna i szybko się wycofał.
Draco
pokręcił głową i wypił trochę drinka.
-
Śliczna koszulka, Potter - rzucił z sarkazmem.
Harry
spuścił wzrok na swój rażący oczy podkoszulek Armat z Chudley.
-
No co? - zapytał. - Gram teraz dla nich, więc powinienem nosić ich
ubrania. A ponadto, ta koszulka jest miękka.
Draco
nie wiedział, czy ma się roześmiać z czułego komentarza, czy
zdenerwować, ponieważ nawet w tym paskudnym, pomarańczowym czymś,
Potter wyglądał jak gorący towar.
Zdecydował
się dopasować do miłego tonu bruneta.
-
Mówisz zatem, że lubisz miękkie rzeczy? - zapytał, a Harry
wzruszył ramionami.
-
Oczywiście, że tak - przyznał. - Uwielbiam, kiedy coś delikatnego
dotyka mojej skóry.
Draco
nie mógł się powstrzymać przed wpleceniem palców w swoje włosy.
Wiedział, że są wyjątkowo jedwabiste, a w ciągu ostatnich lat
zapuścił je i przestał używać żelu. Przez chwilę zastanawiał
się, czy Potterowi podobałoby się, gdyby te włosy muskały jego
ciało.
Gdy
Draco podniósł wzrok, zobaczył, że chłopak patrzy się na niego
jak urzeczony.
-
Co? - zapytał defensywnie, a Harry spłonął rumieńcem.
-
Wybacz - powiedział. - Nie chciałem się gapić. Po prostu
wyglądasz trochę inaczej, niż pamiętam.
-
Podobnie jak ty - Draco zripostował. - Urosłeś o jakieś pół
stopy,*czy mi się wydaje?
Harry
spojrzał na niego z uśmiechem.
-
Cóż, ty też się zmieniłeś. Nie jesteś wyższy, ale
przynajmniej nie jesteś już taki wychudzony.
-
Rety, dzięki - odrzekł Draco sarkastycznie.
-
Nie, nie miałem na myśli... - Twarz Harry’ego ponownie pokryła
się rumieńcem. - Po prostu wyglądasz dobrze, to wszystko -
wykrztusił w końcu, gapiąc się na swój sok. - Podobają mi się
twoje włosy - dodał prawie niechętnie.
Draco
wypiął się dumnie.
-
Cóż, są wspaniałe. I bardzo miękkie. - Jego oczy zalśniły
podejrzanie. - Czy chciałbyś ich dotknąć? - zapytał nieśmiało,
pochylając się do przodu. - Powiedziałeś, że lubisz, kiedy
miękkie rzeczy dotykają twojej skóry.
Harry
chętnie wyciągnął rękę, aby dotknąć włosów blondyna. Draco
zamknął oczy w oczekiwaniu, uwielbiał, kiedy ludzie się nimi
bawili. Niestety, ktoś im bezczelnie przeszkodził.
-
Oto wasze ryby i piure z groszku, chłopcy, oraz kolejna porcja
frytek - odezwał się radośnie kelner. - Czy mogę podać coś
jeszcze? Herbata? Kawa? Pornos z Centaurami?
-
CO?!
-
Lody z bakaliami, chodziło mi o lody z bakaliami! - poprawił się i
szybko odszedł od stolika.
-
Dziwaczny koleś - skomentował Draco, nadal zły, że jego włosy
nie zaznały pieszczoty.
Potrawa
wyglądała smacznie, więc oboje skupili się na niej.
Przez
chwilę jedli w milczeniu, aż Harry wyskoczył z pytaniem.
-
Powiedz mi, dlaczego nagle zacząłeś do mnie pisać? - zapytał,
pochłaniając ostatni kawałek smażonej ryby.
Policzki
Draco delikatnie się zaróżowiły. Szczerze mówiąc, dobrze się
bawił i całkowicie zapomniał o głównej przyczynie spotkania.
-
Och, to. Ponieważkazaliminaterapii - wymamrotał nad piure.
-
Przepraszam, mógłbyś powtórzyć?
Draco
odchrząknął.
-
Terapia, Potter. Uczęszczam na terapię, a moja lekarka kazała mi
do ciebie napisać. - I to by było na tyle. Draco czuł, że się
rumieni, ale dzielnie czekał na chwilę, kiedy Harry go wyśmieje.
Ku
jego wielkiemu zaskoczeniu, Potter tylko wzruszył ramionami.
-
Rozumiem - powiedział po prostu. Spojrzał na niedojedzony posiłek
blondyna. - Będziesz jeszcze jadł tę rybę?
Draco
zamrugał z niedowierzaniem.
-
Nie masz zamiaru śmiać się z tego, że chodzę do psychiatry?
-
Merlinie broń. - Harry był zaskoczony, że Draco w ogóle o czymś
takim pomyślał. - Sam musiałem chodzić po wojnie na terapię
przez półtora roku. Przyznam szczerze, świadomość, że od
chwili, kiedy skończyłeś jedenaście lat Czarny Pan próbuje cię
zabić, może naprawdę spieprzyć psychikę - przerwał. - Nie
powiedziałeś mi, czy będziesz jadł tę rybę - przypomniał.
Draco
podsunął mu swój talerz, a uradowany Harry rzucił się na
jedzenie.
-
Głodny? - zapytał zadowolony, że Harry nie zraził się informacją
o terapii.
-
Jak wilk - odpowiedział tylko i wrócił do konsumpcji. - Mam
ostatnio parę problemów w kuchni.
-
Tak? Z czym dokładnie? Źle rzucone zaklęcia, czy coś w tym
rodzaju?
-
E... Można tak powiedzieć - odparł Harry wymijająco.
Obserwując
jedzącego chłopaka Draco oblizał nerwowo wargi. Była jeszcze
jedna część terapii, ale jakoś mu się nie spieszyło, żeby ją
zrealizować. Raz kozie śmierć.
-
Potter?
-
Tak? - zapytał Harry pomiędzy kolejnymi kęsami.
-
Um, jak już mówiłem, uczęszczam na terapię. I moja lekarka chce,
żebym spędzał z tobą więcej czasu - wyrzucił z siebie. -
Dlatego, czy moglibyśmy... no, wiesz.
Harry
uniósł brwi.
-
Iźdz ra dlrm ratke?
Draco
zmarszczył czoło.
-
Co?
-
Iść na drugą randkę - powtórzył, przełykając rybę.
Ku
swojemu przerażeniu Draco odkrył, że palą go policzki.
-
Cóż, nie wiem, czy nasze spotkanie można nazwać randką, ale tak,
ocośtakiego mi chodziło. - Przyznał czując, że zrobiło mu się
jeszcze cieplej, kiedy Harry zakwalifikował ich kolację jako
„randkę”.
Harry
wypił trochę soku dyniowego, postawił szklankę na stole i
spojrzał na Draco przychylnie.
-
Zgoda - odrzekł w końcu.
-
Zgoda? - Draco powtórzył czując, że jego serce zaczyna bić
szybciej. - Zrobisz to dla mnie?
Harry
wzruszył ramionami.
-
Jeśli jest to część twojej terapii, nie ma sprawy. Więc, czy
chciałbyś, no nie wiem, wpaść do mnie w ten weekend?
-
Wpaść? Znaczy się, do twojego domu?
-
No, tak. To ludzie zazwyczaj mają na myśli zapraszając kogoś do
siebie. - Harry wyglądał na rozbawionego.
Draco
był zaskoczony. Nie spodziewał się, że Potter będzie taki miły,
albo że przystanie na jego propozycję. Musiał zadać sobie
pytanie: czy chciał spotkać się z Potterem u niego w mieszkaniu?
Wkroczyć na terytorium Wielkiego Bohatera?
W
pewnym sensie chciał.
-
Tak, jasne - odpowiedział posyłając Harry’emu niezobowiązujący
uśmiech. - O której?
-
Powiedzmy, że w sobotę o siódmej. Pewnie będę tego żałował,
ale może spróbuję przygotować dla ciebie kolację.
-
Spróbujesz? Czyżbyś nie był za dobrym kucharzem?
-
Nie o to chodzi, prawdę mówiąc, jestem bardzo dobrym kucharzem. Po
prostu przyjdź w sobotę, a zobaczysz, w czym jest problem.
::
-
Och, to takie romantyczne - rozmarzyła się Kuchenka widząc, z
jakim zapałem Harry miesza sos Alfredo, aby się nie przypalił. -
Czy mam podkręcić ogień, kochaniutki?
-
Nie, dziękuję - odparł grzecznie. - Jest już wystarczająco duży.
Właściwie, gdybyś zmniejszyła, to byłoby idealnie.
-
Ale kiedy widzę cię, robiącego kolację dla twojego
blond-ciasteczka, cała się gotuję - Kuchenka westchnęła
marzycielsko. - Nie jestem w stanie ochłodzić palników.
Harry
potrząsnął głową.
-
Dobrze, ale nie pozwól mu się spalić.
Schylił
się, by sprawdzić chleb czosnkowy w piekarniku. Otworzył
drzwiczki, przygotowując się na atak.
-
OCH MERLINIE! - uderzył go krzyk. - CHCĄ MNIE DOSTAĆ! To jest
SPISEK, ale NICZEGO się ode mnie nie dowiesz, NICZEGO, rozumiesz?
-
Cii, już w porządku, nikt cię nie ściga - powiedział łagodnie
Harry. Zdawał sobie sprawę, że właśnie starał się uspokoić
swój paranoiczny Piekarnik i że, prawdopodobnie, brzmiało to
zabawnie, ale zdecydowanie takie nie było.
-
Malfoy przyjdzie do naszego mieszkania - Ron wykrztusił ze zgrozą.
- Draco-Fretka-Malfoy przyjdzie do naszego mieszkania, ponieważ
Harry go zaprosił.
-
Ron, naprawdę. To cześć terapii Malfoya, a Harry mu pomaga.
Powinniśmy go wspierać - skarciła go Hermiona, patrząc jak Harry
wyciąga z płaczącego Piekarnika owinięty folią bochenek chleba.
-
Nie, powinniśmy wysłać Harry’ego z powrotem do psychologa -
powiedział rudzielec. - Ponieważ ochoczo zaprosił Malfoya do
naszego domu, a teraz robi dla tej Fretki kolację. - Nadąsał się.
- Dla mnie nigdy nie ugotowałeś kolacji.
Ustawiając
chleb na ladzie i rzucając na niego zaklęcie, dzięki któremu
pozostanie ciepły, Harry posłał mu miażdżące spojrzenie.
-
Mieszkasz tutaj, głupku. Z urządzeniami kuchennymi walczę tylko
dla gości.
-
W tym domu nikt mnie nie kocha - powiedział Ron, wzdychając głośno.
-
Chodź, zabieram się na randkę - odezwała się ugodowo Hermiona. -
Możemy iść do restauracji na curry, jeśli chcesz.
-
Nie - powiedział Ron ponuro. - Mój najlepszy przyjaciel robi
Fettuccini Alfredo dla mojego najgorszego wroga. Potrzebuję lepszego
jedzenia na pocieszenie.
-
Dobrze. Pojedziemy do twojej matki - powiedziała Hermiona,
wywracając oczami za plecami Rona, który ożywił się z powodu jej
propozycji.
-
Zgoda - rzucił zadowolony. - O, może będą tam bliźniaki albo
Ginny, więc będziemy mogli ponarzekać na to, jakim dupkiem jest
Malfoy, i że z jego powodu Harry w końcu oszalał.
-
Brzmi uroczo - skomentowała, puszczając oczko do Harry’ego.
Popchnęła lekko Rona. - Idziemy. Miłego wieczoru, Harry - dodała
i razem z Weasleyem opuścili kuchnię.
Harry
wziął głęboki oddech i zaczął nakrywać stół. Wszystko było
gotowe do kolacji: domowej roboty Fettuccini Alfredo, sałatka z
dressingiem i chleb czosnkowy. Nie był to zbyt wymyślny posiłek,
ale możliwe, że Malfoy go nie wyśmieje.
Nie,
żeby mu zależało na reakcji Malfoya. To nie było tak, że chciał
mu zaimponować, czy coś w tym stylu. Popisywał się tylko przed
ludźmi, których zamierzał przelecieć. A na pewno nie chciał
przespać się z Malfoyem. Nie ma mowy. Nieważne, jak dobrze
ex-Ślizgon wyglądał w tym obcisłym zielonym swetrze. Lub w jaki
sposób jego blond włosy układały się idealnie wokół twarzy.
Lub jak słodko marszczył się jego nos, kiedy się roześmiał,
albo sposób, w jaki rzucał swoje złośliwe i zabawne komentarze,
albo...
Harry
został przywrócony do rzeczywistości przez drwiący głos.
-
Och, czyż to nie urocze?- Lodówka stwierdziła pogardliwie. -
Kosztowne, włoskie danie. Zaprosiłeś kolejną lafiryndę, żeby
zaimponować jej opowieściami o swoich heroicznych wyczynach? A może
jakiegoś elegancika, przed którym będziesz mógł się popisywać
osiągnięciami w Quidditchu? Wiadomość specjalna Potter, oni
umawiają się z tobą tylko z powodu twojej sławy.
Harry
zamknął oczy i zaczął pocierać palcami skronie.
::
-
Cześć, Malfoy. Wejdź - powiedział Harry uprzejmym głosem
otwierając drzwi i wpuszczając Draco do środka.
-
Dzięki.
Draco
nie mógł się powstrzymać i wchodząc rozejrzał się zaciekawiony
po mieszkaniu. Było ładne. Nie malfoyowsko ładne, ale czyste i z
dopasowanymi, wyglądającymi na nowe meblami.
Podał
Harry’emu bukiet kwiatów.
-
To dla ciebie.
-
Kupiłeś mi kwiaty? - Harry się roześmiał. - To takie męskie.
Blondyn
spojrzał na niego wyniośle.
-
Niestosownie jest przychodzić w gości bez prezentu. Poza tym
mówiłeś, że mieszkasz z Weasleyem i Granger. Kwiaty oddaj jej.
Harry
wzruszył ramionami i wziął bukiet.
-
W porządku. Mogę zabrać twój płaszcz?
-
Byłoby miło - odparł arogancko i oddał mu swoje czarne odzienie.
Kiedy Harry odwrócił się, aby zawiesić je w szafie, blondyn
skorzystał z okazji, żeby ocenić jego wygląd. Tym razem żadnej
koszulki Armat z Chudley. Zamiast tego Harry miał na sobie parę
spodni khaki, białą koszulę z kołnierzem i czarnym sweter.
Ubrania idealnie podkreślały opalone ciało chłopaka i Draco,
wbrew sobie, był pod wrażeniem.
-
Wiesz, że masz tyłek słodszy od cukrowej waty? - stwierdził z
uznaniem.
-
Przepraszam? - zapytał Harry odwracając się i rozglądając
podejrzliwe.
Oczy
Draco rozwarły się szeroko, gdy uzmysłowił sobie, co powiedział.
-
Eee... powiedziałem uważaj, jak trzymasz te cholerne kwiaty. No
wiesz, róże mają ostre kolce - zaakcentował z ujmującym
uśmiechem.
Harry
spojrzał na bukiet.
-
Ale to są lilie.
-
Tak, masz rację. - Draco pstryknął palcami. - Co przygotowałeś
na kolację?
-
Fettuccini Alfredo. Mam nadzieję, że lubisz.
-
Brzmi świetnie. Prowadź.
Draco
skierował się za Potterem przez salon do kuchni.
-
Jedzenie jest już na stole - Harry wyjaśnił. - Zabiorę tylko coś
do picia. Może być sok dyniowy?
-
Tak, poproszę - powiedział Draco rozglądając się z
zaciekawieniem po całym pomieszczeniu. - Potter, czy to mugolska
kuchnia?
-
Pół na pół - odpowiedział wymijająco sięgając do szafki i
wyjmując dwie szklanki. - Może poczekasz w jadalni? Zaraz tam
przyjdę.
Draco
już go jednak nie słuchał. Jego uwaga była całkowicie
pochłonięta przez duże, prostokątne „coś” z uchwytem,
stojące przy jednej ze ścian.
-
Cóż to jest, do diabła?
Harry
odwrócił się do niego.
-
Malfoy, lepiej nie podchodź za blisko...
Lodówka
ożyła, kiedy Draco badał magnes przyczepiony do jej powierzchni.
-
Och, wspaniale - zaśmiała się szyderczo. - Kolejny blondyn.
Powiedz szczerze, Potter, dlaczego mi to robisz? Nienawidzę
blondynów, są beznadziejnie głupi. Poza tym myślę, że ten jest
farbowany.
-
CO!? - Draco wstrzymał oddech, niewyobrażalnie oburzony. - Kim
jesteś, żeby nazywać mnie farbowanym blondynem, ty pyskata kupo...
czegoś... z czegokolwiek jesteś zrobiona! Jestem w stu procentach
naturalny, proszę ja ciebie bardzo. Mówisz to z zazdrości!
-
Och, masz rację. Jestem zazdrosna - Lodówka rzuciła prześmiewczo.
- Marzę o tym, aby mieć jasne włosy. OCH, ZARAZ, przecież ja nie
mam włosów - cmoknęła poirytowana. - Poważnie, Potter, zabierz
stąd swojego marudnego, farbowanego chłoptasia. Jest strasznie
wkurzający.
Harry
zmierzył ją wściekłym spojrzeniem.
-
Teraz ty posłuchaj, Lodówko - powiedział władczym tonem - Jestem
Harry-Cholerny-Potter-Więc-Nawet-Mnie-Nie-Wkurzaj. - Jego głos
sprawił, że po plecach Draco przeszły ciarki. - Nie będziesz
ubliżała moim gościom. Przeproś Malfoya.
-
Wolisz przeprosiny, czy żeby twoje jajka pozostały świeże? -
odgryzła się arogancko. - Mogę też sprawić, że mleko się
zepsuje. Wybór należy do ciebie, Potter.
-
Zostaw jajka w spokoju. - Z drugiego końca kuchni słychać było
piskliwy głos Kuchenki. - Nie denerwuj Harry’ego, kiedy ma randkę.
Lodówka
westchnęła cierpiętniczo.
-
Och, oczywiście, nasza sentymentalna Kuchenka musi wtrącić swoje
trzy grosze. Podnieca cię najnowsza zdobycz Pottera, prawda?
-
Nie mów tak do niej - przerwał im Toster. - Nie chcę, żeby
ktokolwiek CIERPIAŁ!
-
CIERPIAŁ? Merlinie, czy to GROŹBA?! - krzyknął Piekarnik. - Oni
idą po mnie, PRAWDA?! NIEEE! JESTEM ZA MŁODY, ŻEBY UMIERAĆ!!!
Wszystkie
urządzenia zaczęły równocześnie mówić, wołać, krzyczeć albo
zawodzić. Draco powoli zaczął się wycofywać z kuchni z otwartymi
w przerażeniu oczami.
Nagle
jakaś silna ręka chwyciła go za nadgarstki i usłyszał niski głos
szepczący mu do ucha:
-
Jadalnia - wysyczał Harry. - Teraz. Idź jak najciszej.
Draco
przytaknął i razem z Potterem powoli, na palcach, opuścili
pomieszczenie.
::
Gdy
tylko dostali się do jadalni, Harry zamknął drzwi.
-
Ufff - odetchnął z ulgą, gdy odgłosy z kuchni ucichły. - Było
blisko.
-
Potter, co, do cholery, stało się z tymi wszystkim rzeczami? -
Draco domagał się wyjaśnień.
-
Cóż, mówiłem, że mam ostatnio parę problemów w kuchni.
-
Myślałam, że wysadziłeś w powietrze zapiekankę czy coś. A nie,
że wszystkie twoje urządzenia zwariowały! Czy naprawdę zrobiłeś
kolację używając tych rzeczy?
-
Tak. I nawet nieźle mi wyszło. - Harry wskazał nakryty stół. -
Czy mogę nałożyć ci makaron?
Draco
przerwał swoją tyradę i spiorunował Harry’ego wzrokiem, a potem
zerknął na jedzenie.
-
Tak, proszę - zgodził się niechętnie. - Wygląda całkiem nieźle.
Harry
podał wszystko i wkrótce jedli w prawie przyjaznej ciszy. Po chwili
Draco przypomniał sobie, że częścią terapii była rozmowa.
-
Więc co tam u ciebie słychać, Potter?
Brunet
przełknął porcje sałatki.
-
Cóż, jeśli o to pytasz, to mam na ciebie straszliwą ochotę.
-
Że co, proszę?
-
Khem... chodziło mi o to, że mam ciekawe życie i fajną robotę -
odparł Harry, unikając wzroku Malfoya. Sięgnął po makaron.
Draco
zmarszczył brwi. Co Harry właśnie powiedział? Potrząsnął
głową, aby pozbyć się tych śmiesznych myśli.
-
A co z tobą? Jak ci się powodzi? - zapytał grzecznie Harry.
-
Wyśmienicie, jednakże teraz właśnie pragnąłbym cię pieścić i
całować - odpowiedział i szybko ugryzł się w język.
Harry
błyskawicznie spojrzał na niego znad talerza.
-
Przepraszam, chyba źle usłyszałem?
-
Wyśmienicie, nawet zaczynałem za tobą tęsknić, ale nie wiem czy
nie będę tego żałować - wyznał pospiesznie.
-
Och. - Harry spojrzał na niego podejrzliwie. - Cóż, mnie też
zaczynało cię brakować.
Draco
uśmiechnął się niepewnie.
-
Mogę prosić o dokładkę makaronu?
Harry
przytaknął i nałożył kolejną porcję Fettuccini Alfredo na
talerz blondyna.
-
Więc kto w tym tygodniu dostąpił zaszczytu bycia nową miłością
Wielkiego Harry’ego Pottera? - zapytał starając się zmienić
temat.
Harry
w zamyśleniu wziął do ust trochę potrawy.
-
Nikt, jak na razie. Ale gdybym miał wybierać, to właśnie z tobą
chciałbym sypiać.
-
Co?! - Draco prawie się udławił.
-
Miałem na myśli... sypać. Eee... posypać. Eee… makaron. Tak!
Czy mam ci posypać makaron ziołami? - Odwrócił pospiesznie wzrok
i sięgnął po swój sok dyniowy.
Draco
zmrużył oczy.
-
Ale on już jest przyprawiony.
-
Tak, masz rację - przyznał Harry nadal na niego nie patrząc.
Draco
zaczął jeść, bardzo powoli. Atmosfera miedzy nimi stała się
trochę napięta.
Harry
odchrząknął.
-
Czy mogę zaproponować ci coś jeszcze?
Draco
oblizał wargi
-
Chodźmy do łóżka, to pokażę ci, czego mi trzeba.
Tym
razem to Harry o mało się nie udławił.
-
Co proszę?!
Cholera,
nie chciałem powiedzieć tego na głos - pomyślał spanikowany
Draco.
-
Eee... czy byłbyś łaskaw podać mi trochę czosnkowego chleba? -
zapytał trochę zbyt słodko, wskazując na parujący bochenek.
-
Ach, tak, racja. Oczywiście.
Harry
szybko przysunął pieczywo w kierunku Draco i poderwał się na
nogi.
-
Gotowy na deser? - rzucił z udawaną obojętnością.
Draco
przytaknął i patrzył jak Harry szpera w torbie leżącej na
podłodze i wyciąga z niej dwie najlepsze czekolady z Miodowego
Królestwa. Podał jedną blondynowi.
-
Proszę bardzo.
Chłopak
przechwycił czekoladę i przyjrzał się jej z uniesionymi brwiami.
-
Fettuccini Alfredo domowej roboty na kolację, a na wielki finał
przygotowałeś tabliczkę czekolady?
Harry
spojrzał na niego trochę zakłopotany.
-
Cóż, miałem zamiar zrobić tort czekoladowy, ale zrozum, nasz
Mikser i Blender byli razem przez trzy tygodnie, a potem okazało
się, że Blender ma gorący romans z Mikrofalówką. Mikser jest
niepocieszony i przygnębiony, więc teraz unikamy jakiegokolwiek
mieszania.
-
Jesteś szalony, Potter - stwierdził Draco z trwogą w głosie. -
Absolutnie szalony.
Harry
wzruszył ramionami.
-
Nic na to nie poradzę, w końcu musiałem cię znosić przez
wszystkie te lata, nieprawdaż? Oczywiście, ty za to jesteś
oszałamiający.
Draco
zastygł w bezruchu.
-
Czy właśnie powiedziałeś, że jestem oszałamiający? - zapytał
zszokowany.
Harry
zamarł, ale zaraz pokręcił głową.
-
Nie, nie - zaprzeczył. - Powiedziałem przerażający.
-
Nieprawda, powiedziałeś oszałamiający. Uważasz, że jestem
oszałamiający. - Draco uśmiechnął się triumfalnie. - Patrzcie,
patrzcie - rzucił drwiąco, widząc przerażenie w oczach Harry’ego.
- Sławny Potter uważa, że Draco Malfoy jest oszałamiający.
Nagłówek w sam raz do gazety. Ale musisz się obejść smakiem,
Potter. Nie będziesz dotykał mojego ciała tylko dlatego, że seks
z tobą jest moim marzeniem.
Przerażony
Draco zasłonił ręką usta w chwili, kiedy wypowiedział te słowa.
Harry gapił się na niego z niedowierzaniem.
-
Powiedziałeś właśnie, że marzysz o seksie ze mną?
-
Co? Nie, oczywiście, że nie. Nie bądź śmieszny.
-
A ja myślę, że to właśnie zrobiłeś. Powiedziałeś, że seks
ze mną jest twoim marzeniem.
-
Nie, nie powiedziałem tak. Powiedziałem, że seks z tobą byłby
dla mnie poniżeniem.
Harry
uniósł sceptycznie brwi.
-
Jesteś tego pewien?
-
Jak najbardziej - rzucił z kpiną. - Jak mógłbym marzyć o seksie
z tobą, proszę cię. To znaczy, uważam, że jesteś pociągający.
- Cholera. - Miałem na myśli irytujący, bardzo irytujący!
-
HA! Miałem rację! Uważasz, że jestem pociągający! I chcesz się
ze mną kochać!
-
Nieprawda!- bronił się spanikowany Draco. - To ty uważasz, że
jestem oszałamiający!
-
Co z tego? To ty myślisz, że jestem pociągający i chcesz się ze
mną pieprzyć! - Harry powiedział z triumfem w głosie. - Cóż,
przykro mi, ale nigdy do tego nie dojdzie. Tylko dlatego, że chcę,
byś jęczał w ekstazie... nie, czekaj! Miałem na myśli, chcę
mieć twój adres w... Eee... bazie. Znaczy się, w bazie danych.
-
AHA! - wykrzyknął Draco zrywając się na równe nogi. - Wysyłałeś
mi już sowy, więc musisz znać mój adres! Chcesz usłyszeć jak
jęczę w ekstazie, ponieważ to ty chcesz mnie przelecieć!
-
Nie, nie chcę! - Harry odpowiedział wściekle, również wstając.
- Słuchaj, chciałem jedynie powiedzieć, że pragnę cię
zaliczyć... to znaczy, że chciałbym z tobą nowe pozycje
poćwiczyć... cholera jasna, to zdecydowanie nie jest to, co miałem
na myśli...
-
I kto tu kogo chce pieprzyć, co, Potter? - zapytał Draco kładąc
rękę na stole i przechylając się do przodu agresywnie. - Ale z
ciebie zboczeniec. Ja tylko chciałem ujeżdżać cię na błoniach...
cholera. Chciałem powiedzieć, dojść w twoich dłoniach... czekaj,
nie, nie o to mi...
-
Przygarniał kocioł garnkowi - odgryzł się Harry, ustawiając się
w takiej samej pozycji jak Draco. - I kto tu jest teraz zboczeńcem?
Obaj
pochylali się nad stołem, a ich twarze dzieliły tylko centymetry.
Krzyczeli na siebie wymyślając coraz to dziwniejsze przejęzyczenia.
-
Ty jesteś zboczeńcem! - Draco powiedział stanowczo. - Tylko
dlatego, że uważam, iż byłbyś świetny na górze... o kurwa, to
znaczy... w chórze...
-
Myślisz, że byłbym świetny na górze, co? - Harry stwierdził z
przyjemnością. - Cóż, a ja sądzę, że masz boski zadek. -
Zaraz, nie, nie! Chodziłomioupadek! Tak, upadek. No wiesz, twój
ojciec upadł tak nisko i wychował cię na złodzieja, a ty,
skarbie, skradłeś moje serce... o cholera, nie powiedziałem
tego...
-
Po prostu przyznaj, że mnie pragniesz, Potter - wysyczał Draco.
Pochylił się jeszcze bliżej, dla równowagi kładąc na stole
drugą rękę. - Przyznaj, że mnie pragniesz, a ja przyznam, że
masz seksowne ciało... czekaj, chciałem powiedzieć, że chyba cię
zawiało...
-
To nie ma sensu, ty popaprańcu! Myślisz, że możesz mówić, co
chcesz, tylko dlatego, że masz przepiękny uśmiech... zaraz, nie,
ponieważ masz głupkowaty śmiech...
-
Głupkowaty śmiech? - Draco powtórzył pogardliwie. - Nic lepszego
nie mogłeś wymyślić? Chcesz się ze mną kochać. Pragniesz tego.
Pragniesz MNIE.
-
Nie! - desperacko bronił się Harry.
-
TAK!!!
-
NIE!!!
-
TAK!!! PRZYZNAJ SIĘ, POTTER! PRAGNIESZ MNIE! POŻĄDASZ MNIE. HARRY
POTTER CHCE PRZELECIEĆ DRACO MALFOYA! CHCESZ MNIE PRZELECIEĆ I
POWINIENEŚ TO W KOŃCU PRZYZNAĆ!
-
ZGODA! - krzyknął Harry. - PRZYZNAJĘ! JESTEŚ GORĄCY I PRAGNĘ
CIĘ I MAM ZAMIAR PIEPRZYĆ SIĘ Z TOBĄ W TEJ CHWILI NA TYM STOLE!
-
HA, HA! - Draco zapiszczał triumfalnie. - Mówiłem ci, pragniesz
mnie! Właśnie się do tego przyznałeś i... czekaj, co właściwie
powiedziałeś?
Było
już za późno. Harry złapał Malfoya za głowę jedną ręką i
pochylił się, aby złożyć na jego ustach mocny, mokry pocałunek.
-
Oooch! - Draco westchnął, bezwiednie otwierając usta. Momentalnie
język Harry’ego znalazł się w środku i teraz oba walczyły ze
sobą zajadle. Potter całował go tak namiętnie, że blondyn
zapomniał, jak się oddycha.
I
nagle nie było już ważne, kto pragnął kogo, oraz kto wymyślił
tę Freudowską Pomyłkę, ponieważ Draco chciał Harry’ego,
musiał się z nim kochać i w tym momencie przyznałby całemu
światu, że to, czego pragnie najbardziej na świecie, to Potter na
srebrnej tacy, albo przywiązany nago do ramy łóżka, albo
gdziekolwiek, byleby jak najszybciej.
W
jednej chwili zatopił obie ręce w rozczochranej gęstwinie na
głowie Harry’ego.
-
Pragniesz mnie tak bardzo - wyjęczał prosto w usta Pottera, ciągnąc
go za włosy.
-
Masz cholerną rację - warknął Harry. Wolną ręką sięgnął w
dół i szybkim ruchem zmiótł ze stołu wszystkie naczynia. Draco
natychmiast wspiął się na mebel.
Harry,
nie marnując czasu, dołączył do niego. Wymieniając dzikie
pocałunki, chłopcy siłowali się niczym zapaśnicy, starając się
rozłożyć drugiego na blacie stołu. Harry, będąc trochę
większym i lepiej zbudowanym z powodu gry w Quidditcha, szybko
zwyciężył, w ciągu minuty rozkładając blondyna na łopatki.
-
Mam cię! - powiedział tryumfująco, gdy Draco wiercił się pod
nim. - Co powinienem teraz z tobą zrobić?
Draco
wyciągnął ręce i chwycił przód koszuli Harry’ego. Ostrym
szarpnięciem przybliżył jego twarz do swojej.
-
Powinieneś mnie pocałować - powiedział łapiąc oddech, gdy jego
usta dzieliły tylko centymetry od ust Harry’ego. - Powinieneś
mnie całować, później powinieneś mnie dotykać, a następnie
pieprzyć tak długo, aż nie będę mógł jasno myśleć, tak
długo, aż ten stół się pod nami załamie, a potem przeniesiemy
się do twojego łóżka, żebyś mógł mnie pieprzyć jeszcze raz.
Harry
poczuł przyjemne dreszcze.
-
Jesteś niesamowicie gorący, Draco. - Otworzył szerzej oczy. -
Czekaj, nie chciałem powiedzieć „Draco”, chciałem
powiedzieć...
-
Tak, chciałeś, Harry - odparł Malfoy, a oczy błyszczały mu
figlarnie. - Co ty na to, żebyśmy od tej chwili mówili to, co
czujemy, zostawiając Freudowskie Pomyłki psychologom?
-
Znakomicie - zgodził się Harry z uśmiechem i ponownie zatopił w
pocałunku.
::
Droga
Dr Wu,
pomyślałem,
że chciałaby Pani wiedzieć, iż terapia wystosowana przez Panią
okazała się wielkim sukcesem. Razem z Harrym Potterem stanowimy
teraz parę. Dziękujemy za pomoc. Rachunek proszę wysłać do
mojego taty.
Draco
Malfoy
Dr
Wu uśmiechnęła się czytając trzymany w dłoniach list. Odłożyła
go na biurko, a następnie oparła się na krześle. Otworzyła dolną
szufladę i wyciągnęła dużą, obramowaną fotografię Harry’ego
Pottera, w jaskrawych barwach Armat z Chudley.
Dla
Dr Wu, najlepszej na świecie terapeutki - przeczytała podpis
widniejący w dolnym rogu zdjęcia.- Dziękuję za pomoc. Z
poważaniem, Harry Potter.
Dr
Wu miło wspominała dni, kiedy Harry Potter przebywał w jej
gabinecie:
-
Doceniam pani pomoc w uporaniu się ze wspomnieniami o Voldemorcie,
ale nie rozumiem, co ma pani na myśli mówiąc o syndromie
Freudowskich Pomyłek - wyznał zamyślony Harry. - Naprawdę nie
sądzę, abym żywił jakiekolwiek podświadome pragnienia w stosunku
do mojego rywala z dzieciństwa.
-
Oczywiście, że nie, Panie Potter - Dr Wu przyznała spokojnie. -
Harry Potter i jego dawny rywal, Draco Malfoy, uprawiający seks do
nieprzytomności? Na pewno nie! Co za kompletne bzdury! To byłoby
cholernie niepokojące!
Oczywiście
to, co rzeczywiście miała na myśli, brzmiało: Cholera, to byłoby
naprawdę gorące!
KONIEC