25 Pewnej辳zczowej nocy

MARGIT SANDEMO

PEWNEJ DESZCZOWEJ NOCY

ROZDZIA艁 I

Helga p臋dzi艂a drog膮 w d贸艂 niczym sp艂oszone dzikie zwierz臋, oddalaj膮c si臋 od domu swego dzieci艅stwa, kt贸ry teraz sta艂 si臋 dla niej 藕r贸d艂em leku i przera偶enia. Cho膰 czu艂a b贸l w piersiach, a nogi ledwie j膮 ju偶 nios艂y, z rozwianymi w艂osami bieg艂a na o艣lep dalej. Jedyna my艣l, jak ko艂ata艂a si臋 jej w g艂owie, to uciec jak najdalej st膮d, i to na zawsze.

- Helga! Dok膮d to!

Stan臋艂a jak wryta. To matka wraca艂a z miasta, wcze艣niej, ni偶 zapowiedzia艂a.

Dziewczyna czu艂a, 偶e robi jej si臋 niedobrze.

- Co si臋 z tob膮 dzieje? Wygl膮dasz, jakby艣 spotka艂a upiora. Co si臋 sta艂o?

Opanowa艂a si臋 na tyle, 偶eby m贸c odpowiedzie膰.

- Nic - wydysza艂a. - Nic! Chcia艂am tylko wyj艣膰 ci naprzeciw, mamo.

Matka popatrzy艂a na ni膮 w spos贸b, kt贸rego Helga zdecydowanie nie lubi艂a. Starsza kobieta o zm臋czonej twarzy wzi臋艂a c贸rk臋 za r臋k臋 i ruszy艂a po g贸r臋 w kierunku domu.

- To ju偶 drugi raz w ci膮gu ostatnich dni. Co ci臋 tak przera偶a?

Helga nie by艂a w stanie wydoby膰 z siebie s艂owa. Dr偶a艂a na ca艂ym ciele.

Matka zamilk艂a i przez reszt臋 drogi pogr膮偶ona by艂a w zadumie.

Dosz艂y na g贸r臋 po szerokim nawisie, z kt贸rego roztacza艂 si臋 rozleg艂y widok na fiord. Gospodarstwo by艂o du偶e, nale偶a艂 do niego zadbany dom oraz urodzajne pola i bujne 艂膮ki. G艂臋boko w dole p艂yn臋艂a rzeka pe艂na pstr膮g贸w i rozpo艣ciera艂o si臋 miasto, kt贸re Heldze wydawa艂o si臋 艣wiatem ze sn贸w. Kilkakrotne wyprawy do niego pozostawi艂y w jej pami臋ci wspomnienie przygody, podniecaj膮cego napi臋cia i niewiarygodnych wprost t艂um贸w ludzi. W rzeczywisto艣ci by艂o to ca艂kiem ma艂e norweskie miasteczko, ale ona nie mia艂a wysokich wymaga艅 i nie zna艂a niczego, z czym mog艂aby je por贸wna膰.

By艂 rok 1895. W owym czasie m艂ode c贸rki wiejskich gospodarzy niewiele widywa艂y poza swymi stronami rodzinnymi. Matka Helgi stanowi艂a pod tym wzgl臋dem prawdziwy wyj膮tek: ona by艂a nawet po drugiej stronie morza!

Drzwi otworzy艂 ojczym Helgi. Dziewczyna zdo艂a艂a opanowa膰 l臋k i niech臋膰 przed wej艣ciem do domu, lecz starsza kobieta doskonale wyczu艂a mimowolne szarpni臋cie w swej d艂oni i bardzo si臋 nim zdziwi艂a.

- Jak by艂o w mie艣cie?

Matka Helgi odwr贸ci艂a twarz od swej 艂adnej osiemnastoletniej c贸rki ku m臋偶owi. Zrobi艂o jej si臋 ciep艂o na sercu. Ottar, ten, kt贸ry kiedy艣 ugania艂 si臋 za sp贸dniczkami, okaza艂 si臋 taki dobry! By艂 jedynym cz艂owiekiem, jaki zaj膮艂 si臋 ni膮, kiedy znowu wr贸ci艂a do wsi. O偶eni艂 si臋 z ni膮, mimo 偶e miejscowa spo艂eczno艣膰 pot臋pi艂a i odrzuci艂a j膮 razem z jej 鈥瀊臋kartem鈥. A Heldze okazywa艂 potem zawsze tyle samo ciep艂a i mi艂o艣ci, co swym w艂asnym dzieciom, czyli m艂odszemu rodze艅stwu dziewczynki.

Zacz臋艂a opowiada膰 z o偶ywieniem o wizycie w miasteczku. Helga zamierza艂a w艂a艣nie wyj艣膰 z domu, gdy matka zawo艂a艂a do niej:

- B膮d藕 tak dobra i zabierz si臋 za kolacj臋!

- A nie potrzebujecie, matko, pomocy przy dojeniu? Mog艂abym...

- nie, dam sobie rad臋.

Si臋gn臋艂a po umyty cebrzyk na mleko i skierowa艂a si臋 ku oborze.

Helga zacz臋艂a nerwowo wyjmowa膰 naczynia. Ottar wszed艂 za ni膮 do kuchni.

- Pos艂uchaj mnie! - powiedzia艂 cicho i prosz膮co. - Przecie偶 nie zamierzam wyrz膮dzi膰 ci krzywdy. Powiedz, czy nie by艂em dla ciebie zawsze dobry?

- Tak - odrzek艂a, nie podnosz膮c wzroku sponad sto艂u.

- To mo偶e i ty te偶 mog艂aby艣 by膰 cho膰 troch臋 dla mnie mi艂a, co?

I to w艂a艣nie by艂o w tym wszystkim najtrudniejsze - ta jego dobro膰. Wcale nie chcia艂a go rani膰, ale tak naprawd臋 to powinna uderzy膰 go prosto w twarz.

Nie czu艂a si臋 jednak zdolna, by uczyni膰 co艣 takiego. Wszystkie dzieci bowiem zosta艂y wychowane w karno艣ci i szacunku dla rodzic贸w.

- Pos艂uchaj mnie uwa偶nie! Matka nie musi o niczym wiedzie膰. Ja bardzo j膮 szanuj臋, przecie偶 widzisz, ale ona jest ju偶 stara i na nic nie ma ochoty, czuj臋 si臋 przy niej strasznie samotny. A ty jeste艣 taka 艂adna, 偶e a偶 trudno ci si臋 oprze膰. No, spr贸buj mnie tylko zrozumie膰!

Przysun膮艂 si臋 bli偶ej i obj膮艂 j膮 mocno w pasie. Helga nie zdo艂a艂a si臋 opanowa膰 i krzykn臋艂a z odraz膮. Uwolni艂a si臋 z obj臋cia.

W tej samej chwili do kuchni wesz艂a matka.

Od razu zblad艂a, ale uda艂a, 偶e nic nie zauwa偶y艂a. Powiedzia艂a spokojnie:

- Czarna krowa tak wierzga, 偶e nie mog臋 jej wydoi膰. Pomo偶esz mi, Helga?

Z zarumienionymi policzkami i z opuszczon膮 g艂ow膮 dziewczyna pospieszy艂a za matk膮 do obory.

Z krow膮 wszystko by艂o w porz膮dku. Matka wr贸ci艂a tylko do kuchni po co艣, czego zapomnia艂a zabra膰. A mo偶e mia艂a jakie艣 przeczucie...?

Heldze dr偶a艂y d艂onie, zupe艂nie nie mog艂a nad nimi zapanowa膰. Do tej pory jako艣 sobie radzi艂a z ca艂ym tym problemem - wymyka艂a si臋 ojczymowi i po prostu wychodzi艂a z domu, ale za ka偶dym razem coraz trudniej by艂o broni膰 si臋 przed jego odra偶aj膮cymi zalotami i jednocze艣nie nie zachowywa膰 si臋 wobec niego agresywnie.

- Pos艂uchaj mnie, c贸rko - odezwa艂a si臋 z oci膮ganiem matka, nie przerywaj膮c swych zaj臋膰. - Prosi艂a艣 nas niedawno, 偶eby艣my ci pomogli wyjecha膰 na zarobek. Nie chcieli艣my si臋 zgodzi膰, bo co艣 takiego nie przystoi dobrze zabezpieczonej najstarszej ch艂opskiej c贸rce. Widz臋 jednak, 偶e nie podoba ci si臋 ten ch艂opak, kt贸rego ci wyszuka艂am, tw贸j ojczym te偶 o tym wie...

Przygryz艂a wargi. Teraz ju偶 rozumia艂a, dlaczego Ottar by艂 przeciwny tej znajomo艣ci. I dlaczego Helga prosi艂a tak usilnie, niemal z desperacj膮, by pozwolili jej wyjecha膰 na zarobek.

O Bo偶e, przecie偶 nie mog艂a utraci膰 Ottara! Potrzebowa艂a go, w 偶aden spos贸b nie umia艂aby si臋 bez niego obej艣膰! A co z jej dzieckiem, jej m艂odziutk膮, bezbronn膮 c贸reczk膮?

Musia艂a dokona膰 wyboru, teraz, natychmiast! Znalezienie dziewczynie posady w pobliskim miasteczku nic by nie da艂o, mog艂oby tylko jeszcze przyspieszy膰 katastrof臋.

Westchn臋艂a g艂臋boko i zacz臋艂a m贸wi膰 dalej:

- Jak widzisz, przyje偶d偶a艂 tu, w nasze okolice, na po艂贸w 艂ososi szkocki laird1. Zabra艂 mnie ze sob膮 jako swoj膮 s艂u偶膮c膮 do Londynu, gdzie mieszka艂 w zimie. Tam spotka艂am jego syna, w kt贸rym si臋 zakocha艂am, a kiedy wr贸ci艂am znowu do wsi, nosi艂am ju偶 ciebie w sobie. Nikt nic o tym nie wiedzia艂: ani tw贸j ojciec, ani ja, ale kiedy ju偶 si臋 upewni艂am, napisa艂am mu o tym zrozpaczona. Tymczasem on zd膮偶y艂 si臋 o偶eni膰 i nic nie da艂o si臋 zrobi膰. Poza tym i tak si臋 dla niego nie liczy艂am. Ale musisz wiedzie膰, 偶e przez te wszystkie lata bardzo si臋 o ciebie troszczy艂. Uzna艂 si臋 za swoje dziecko, pisa艂 i przysy艂a艂 pieni膮dze, dzi臋ki czemu Ottar m贸g艂 tak powi臋kszy膰 gospodarstwo. Od paru lat 偶ona twojego ojca nie 偶yje. On ju偶 dawno prosi艂, 偶eby艣 przyjecha艂a do jego zamku w Szkocji. Ale ja nie mia艂am odwagi wyprawia膰 si臋 w tak膮 drog臋, by艂a艣 przecie偶 m艂odziutka.

Helga sta艂a w milczeniu, przys艂uchuj膮c si臋 s艂owom matki.

- Wiesz pewnie, 偶e Mikalsenowie wyje偶d偶aj膮 do Ameryki? - kontynuowa艂a matka. - Wyruszaj膮 za par臋 dni, a ich statek p艂ynie w艂a艣nie przez Edynburg. Od艂o偶y艂am troch臋 pieni臋dzy, wystarczy ci na drog臋, a tw贸j ojciec opisa艂 bardzo dok艂adnie, do kogo masz si臋 zwr贸ci膰 po pomoc po przybyciu do Edynburga. Cz臋sto si臋 dziwi艂a艣, po co ucz臋 ci臋 angielskiego. Teraz ju偶 wiesz, dlaczego. Mikalsenowie na pewno zaopiekuj膮 si臋 tob膮 na statku, co ty na to?

Serce wali艂o Heldze jak m艂otem. Matka i c贸rka przez chwil臋 patrzy艂y na siebie w wielkim skupieniu. 呕adne s艂owa nie zdo艂a艂yby wyrazi膰 smutku i b贸lu, jaki obie odczuwa艂y, chaosu my艣li przemykaj膮cych im przez g艂owy. Rozumia艂y si臋 bez nich.

- Tak, zgadzam si臋 - powiedzia艂a cicho Helga.

Doro偶ka skrzypi膮c zatrzyma艂a si臋 w ciemno艣ci.

- To tutaj, dalej ju偶 nie jad臋 - oznajmi艂 opryskliwym tonem szkocki wo藕nica.

Helga wysiad艂a. Ze spowitego w wieczorny mrok nieba s膮czy艂y si臋 melancholijne drobne krople. Na wprost przed ni膮 otwiera艂 si臋 par贸w, a wiod膮ca przeze艅 droga gubi艂a si臋 w zas艂onie deszczu. Zbocza w膮wozu porasta艂y wrzosy, gdzieniegdzie s艂abo po艂yskiwa艂y samotne, szare domy, a nieco z boku, po prawej stronie, wznosi艂a si臋 ku niebu baszta, roz艂o偶ysta i zako艅czona u g贸ry szerokimi blankami, przypominaj膮ca jeden z tych brzydkich 艣redniowiecznych zamk贸w, kt贸re dawno ju偶 pad艂y ofiar膮 licznych najazd贸w i nieub艂aganego dzia艂ania czasu.

- Czy to jest Aidan鈥檚 Broch? - spyta艂a Helga dr偶膮cym g艂osem.

- Nie, to zamek Hiss. Bo偶e, miej mnie w opiece!

Odwr贸ci艂 g艂ow臋 w druga stron臋, jakby nie chcia艂 w og贸le widzie膰 tej przedziwnej budowli, wyra藕nie budz膮cej w nim niemi艂e uczucia.

Helga zap艂aci艂a wo藕nicy; wola艂aby oczywi艣cie, 偶eby jeszcze nie odje偶d偶a艂, lecz nie mia艂a powodu, by zatrzymywa膰 go d艂u偶ej. Z przera偶eniem w oczach spojrza艂a w stron臋 ponurego parowu.

- Ale jak ja tam trafi臋...?

- Wystarczy i艣膰 prosto przed siebie. Aidan鈥檚 Broch le偶y na samym ko艅cu doliny.

Po czym smagn膮艂 konia batem i doro偶ka ruszy艂a z miejsca tak szybko, jakby ucieka艂a przed bezimiennymi cieniami.

Helga zosta艂a sama na drodze z n臋dzn膮 walizk膮 w r臋ce.

Podr贸偶 przez Morze P贸艂nocne da艂a jej si臋 we znaki: przez ca艂y czas wia艂 silny wiatr, a na pok艂adzie wszyscy cierpieli na morsk膮 chorob臋. By艂 koniec wrze艣nia - jesienne sztormy wysy艂a艂y ju偶 swe pierwsze, ostrzegawcze forpoczty.

Dop贸ki mia艂a obok siebie Mikalsen贸w, czu艂a si臋 bezpieczna. Lecz w Edynburgu musia艂a si臋 ju偶 z nimi po偶egna膰; ciarki przechodzi艂y jej po plecach, gdy przypomnia艂a sobie, jak w obskurnej i odra偶aj膮cej dzielnicy portowej pr贸bowa艂a odszuka膰 osob臋, kt贸ra mia艂a jej udzieli膰 pomocy. Wreszcie zaj膮艂 si臋 ni膮 jeden z marynarzy ze statku - zrobi艂o mu si臋 偶al m艂odej, samotnej jasnow艂osej dziewczyny o szczerym spojrzeniu i smutnym u艣miechu. Znaleziony przez nich po d艂ugich poszukiwaniach m臋偶czyzna zorganizowa艂 dalszy transport Helgi na miejsce przeznaczenia: najpierw 艂odzi膮 wzd艂u偶 brzegu do ma艂ego miasteczka Perth, a nast臋pnie ko艅mi przez zielone wzg贸rza i g贸rskie zbocza oraz samotne doliny ku p贸艂nocnemu zachodowi. Zmieniali po drodze konie, wozy - a偶 owego dnia o zmierzchu coraz bardziej opustosza艂e trakty przywiod艂y j膮 do tego miejsca oddalonego od wszelkiej cywilizacji. Poczucie osamotnienia, nie opuszczaj膮ce jej podczas d艂ugiej podr贸偶y przez szkock膮 wy偶yn臋, osi膮gn臋艂o swe apogeum, gdy zobaczy艂a t臋 w膮sk膮 dolin臋, w kt贸rej panowa艂a jedynie przytaczaj膮ca cisza.

W czasie wyprawy z Norwegii Helga do艣wiadczy艂a wielu drobnych przykro艣ci i musia艂a rozwi膮za膰 niejeden powa偶ny problem. Bardzo szybko si臋 przekona艂a, 偶e nie艂atwo jest podr贸偶owa膰 samotnie wiejskiej dziewczynie, na dodatek tak m艂odej i 艂atwowiernej jak ona. Nierzadko obdarza艂a zaufaniem ludzi, kt贸rzy okazywali si臋 potem wilkami w owczej sk贸rze. Ale teraz wszystko odsun臋艂o si臋 w cie艅, Helga zapomnia艂a i to, co wprawia艂o j膮 w os艂upienie, i to, co wywo艂ywa艂o jej przera偶enie. By艂a to prawdziwa lekcja 偶ycia; najwa偶niejsze, 偶e wysz艂a z niej ca艂o: 偶y艂a, nie okradziono jej i nie pozbawiono cnoty. Nie mia艂a teraz czasu, by wspomina膰 przykre prze偶ycia minionych dni, chwila obecna stawia艂a przed ni膮 nowe wyzwania.

Jej prawdziwy ojciec, Angus MacDunn, obecny laird Aidan鈥檚 Broch, oczywi艣cie nie spodziewa艂 si臋 jej przyjazdu. Wszystko nast膮pi艂o tak nagle i niespodziewanie. Na szcz臋艣cie zabra艂a ze sob膮 r贸偶ne papiery i listy po艣wiadczaj膮ce, 偶e jest jego c贸rk膮, i pe艂ne zapewnie艅, 偶e jej przyjazd do Szkocji b臋dzie spe艂nieniem gor膮cych 偶ycze艅 ojca.

Z oci膮ganiem i niech臋ci膮 ruszy艂a wreszcie przed siebie. Robi艂o si臋 ciemno, a ona chcia艂a dotrze膰 na miejsce jeszcze przed noc膮.

Deszcz pada艂 coraz mocniej, lecz droga, usiana k臋pami trawy mi臋dzy koleinami, wiod艂a j膮 niczym szara wst膮偶ka dalej, na wprost. Wo藕nica opowiada艂, 偶e do Aidan鈥檚 Broch doje偶d偶a si臋 w艂a艣nie od zachodu, ale poniewa偶 ona przyby艂a z Perth, musieli wybra膰 drog臋 od wschodniej strony, jak gdyby na prze艂aj. Tak wi臋c Helga zmierza艂a do posiad艂o艣ci swojego ojca niejako od ty艂u.

Wo藕nica nie da艂 jednak si臋 nam贸wi膰, by pojecha膰 dalej ni偶 do rozstaj贸w przy Cross of Friars. 鈥濼a dolina to nie jest miejsce dla ludzi鈥 - powiedzia艂, po czym zawr贸ci艂 i uda艂 si臋 do swojego domu, po艂o偶onego troch臋 dalej na wsch贸d.

Ale przecie偶 mieszkaj膮 tu ludzie, pomy艣la艂a Helga, pr贸buj膮c doda膰 sobie otuchy; podni贸s艂szy z ziemi ci臋偶k膮 waliz臋, ruszy艂a przed siebie w strumieniach coraz intensywniejszego deszczu.

Na odcinku tu偶 za rozstajami po obu stronach drogi znajdowa艂y si臋 jeszcze jakie艣 domostwa. Lecz im dalej, tym odleg艂o艣ci mi臋dzy s艂abymi punkcikami 艣wiat艂a stawa艂y si臋 coraz wi臋ksze, a偶 wreszcie w zapadaj膮cym zmierzchu mo偶na by艂o dostrzec tu i 贸wdzie jedynie szare, puste domy z kamienia.

Helga zatrzyma艂a si臋 przepe艂niona trwog膮. Z jej piersi doby艂o si臋 ci臋偶kie westchnienie. Zawsze ba艂a si臋 ciemno艣ci i jeszcze nigdy w swoim 偶yciu nie czu艂a si臋 tak samotna i opuszczona, tak wystraszona i przygn臋biona! Ju偶 wiele razy podczas tej podr贸偶y by艂a bliska p艂aczu, jednak偶e przeciwno艣ci, jakie spotyka艂a na swej drodze, sprawia艂y, 偶e zacisn臋艂a z臋by i stara艂a si臋 nie poddawa膰. Teraz ogarn臋艂a j膮 przemo偶na t臋sknota. Jej ukochany dom znajdowa艂 si臋 tak niesko艅czenie daleko st膮d, gdzie艣 w Norwegii. Matka, m艂odsze rodze艅stwo, zwierz臋ta - i ojczym, kt贸rego zawsze mog艂a nazywa膰 ojcem...

Nie, o nim lepiej nie my艣le膰! Okaza艂 si臋 takim obrzydliwym cz艂owiekiem!

Wyprostowa艂a si臋 i posz艂a dalej.

Dolina gin臋艂a w ciemnym lesie. Helga by艂a przemoczona do suchej nitki, zmarzni臋ta i g艂odna, ba艂a si臋 te偶, 偶e jej walizka nie przetrzyma tych b臋bni膮cych kropel deszczu, kt贸re uderza艂y w ni膮 nie tylko z g贸ry, ale, odbite od ziemi, r贸wnie偶 od do艂u.

Droga wyda艂a jej si臋 nagle znacznie w臋偶sza, prawie niewidoczna. Czy偶by zab艂膮dzi艂a? Deszcz o艣lepia艂 j膮 ca艂kowicie, a las osacza艂; w ciemno艣ci nie potrafi艂a nawet odr贸偶ni膰, jakie w nim rosn膮 drzewa.

Id藕 drog膮 a偶 do ko艅ca, a ona sama ci臋 doprowadzi do Aidan鈥檚 Broch!鈥

Nie zauwa偶y艂a 偶adnej innej drogi, czyli ta musia艂a by膰 t膮 w艂a艣ciw膮. Nie zamierza艂a zawraca膰 i szuka膰 jakiego艣 innego szlaku, kt贸ry przypuszczalnie w og贸le nie istnia艂. Im szybciej dotrze do Aidan鈥檚 Broch, tym lepiej. Tylko ta jedyna my艣l ko艂ata艂a jej si臋 w g艂owie.

Jednak偶e 艣wiadomo艣膰, 偶e nikt na ni膮 nie czeka, przepe艂nia艂a j膮 uczuciem tak niezno艣nie przygn臋biaj膮cym, ze nie potrafi艂a sobie z nim poradzi膰.

Drog膮, nie szersz膮 teraz od 艣cie偶ki, sz艂o si臋 trudno. Po chwili Helga poczu艂a, 偶e teren zaczyna si臋 nieco wznosi膰 w g贸r臋.

By艂a zm臋czona i zrozpaczona, lecz postanowi艂a si臋 nie poddawa膰. W desperacji przedziera艂a si臋 dalej przez las, walcz膮c ze szlochem 艣ciskaj膮cym jej gard艂o i nie odrywaj膮c wzroku od ziemi, by nie zgubi膰 drogi, kt贸rej ju偶 w艂a艣ciwie nie widzia艂a. Sz艂a po prostu tam, gdzie nie by艂o drzew. Z l臋kiem dotyka艂a raz po raz swej n臋dznej walizki, chc膮c si臋 upewni膰, czy jeszcze si臋 nie rozpad艂a. Sp贸dnica z najlepszego sukna i szal, o kt贸re tak dba艂a, 偶eby 艂adnie wygl膮da膰 przy spotkaniu z ojcem, by艂y porwane na strz臋py.

Och, jak偶e chcia艂aby si臋 znale藕膰 w domu! Czu艂a si臋 nieopisanie samotna i wystraszona w tym nieznanym lesie, kt贸rego w艂a艣ciwie ju偶 nie widzia艂a; domy艣la艂a si臋 tylko, 偶e nadal w nim jest, gdy, posuwaj膮c si臋 po omacku przed siebie, dotyka艂a d艂o艅mi pni drzew.

Sz艂a dalej; potkn臋艂a si臋 o jak膮艣 ogromn膮 ga艂膮藕, po艣lizn臋艂a i przewr贸ci艂a; po chwili wsta艂a, omin臋艂a przeszkod臋 i odnalaz艂szy to, co wydawa艂o si臋 jej drog膮, ruszy艂a znowu.

Nagle stan臋艂a jak wryta.

Droga si臋 sko艅czy艂a. Zupe艂nie nieoczekiwanie wyros艂o na niej co艣 ogromnego i czarniejszego ni偶 noc. Jaka艣 艣ciana albo mur. Helga nie rusza艂a si臋, nas艂uchuj膮c odg艂os贸w w nieprzeniknionej ciemno艣ci. Nie by艂o s艂ycha膰 niczego poza dono艣nym b臋bnieniem deszczu o ziemi臋. Na tle nieco ja艣niejszego nieba uda艂o jej si臋 dostrzec, 偶e 艣ciana wznosi si臋 niesko艅czenie wysoko ponad jej g艂ow膮.

Koniec drogi, pomy艣la艂a. Czyli to musi by膰 Aidan鈥檚 Broch!

W 艣rodku panowa艂a ca艂kowita ciemno艣膰, w 偶adnym oknie nie odbija艂 si臋 blask 艣wiat艂a. No c贸偶, godzina by艂a ju偶 p贸藕na, pewnie wszyscy poszli spa膰. Ale ona nie powinna przecie偶 zosta膰 tu, na zewn膮trz, ba艂a si臋, 偶e mog艂aby si臋 powa偶nie rozchorowa膰. Dzwoni艂a z臋bami, przemarzni臋ta do szpiku ko艣ci.

Uni贸s艂szy ju偶 r臋k臋 do g贸ry, zawaha艂a si臋 jeszcze przez chwil臋, ale wreszcie zebra艂a si臋 na odwag臋 i zapuka艂a w drzwi.

Odg艂os uderze艅 odbi艂 si臋 dono艣nym echem w 艣rodku budowli, jednak偶e nie by艂o na nie 偶adnej odpowiedzi: ani jedno okno nie rozb艂ys艂o 艣wiat艂em.

Helga poczeka艂a chwil臋, zastuka艂a powt贸rnie, tym razem mocniej, i pchn臋艂a drzwi, kt贸re z lekkim zgrzytem ust膮pi艂y i skrzypi膮c otworzy艂y si臋 na o艣cie偶. Nie by艂y w og贸le zamkni臋te.

W 艣rodku panowa艂a jeszcze wi臋ksza ciemno艣膰.

Helga wytar艂a kropelki deszczu, kt贸re skapywa艂y jej z nosa, i, przepe艂niona l臋kiem, wesz艂a do 艣rodka.

- Halo! - zawo艂a艂a ostro偶nie.

Zrobi艂a krok do przodu i zamkn臋艂a za sob膮 drzwi.

Monotonny odg艂os deszczu nieco os艂ab艂. Jak to mi艂o m贸c stan膮膰 wreszcie na czym艣 suchym i czu膰, jaj woda sp艂ywa powoli z ubrania na ziemi臋, czyni膮c je l偶ejszym.

Jednak偶e pomieszczenie to nie by艂o bynajmniej ca艂kowicie szczelne: na wilgotnych od deszczu 艣cianach widnia艂y liczne rysy, a tu i 贸wdzie da艂y si臋 zauwa偶y膰 niewielkie, ziej膮ce pustk膮 dziury, ukazuj膮ce nocne niebo.

By艂o zimno i wilgotno w tym pa艂acu czy te偶 zamku albo zameczku - Helga nigdy nie zdo艂a艂a si臋 dowiedzie膰, jak du偶e jest w艂a艣ciwie Aidan鈥檚 Broch. Tu, w 艣rodku, panowa艂 dziwny zapach: pustki, ziemi i rozk艂adu. I jeszcze czego艣 - czego艣 obcego, co wszak偶e wydawa艂o jej si臋 sk膮d艣 znajome. Jakie艣 nieokre艣lone wspomnienie z lat dzieci艅stwa. Nie potrafi艂a dok艂adnie okre艣li膰 tej woni, a raczej st臋chlizny, wiedzia艂a jedynie, 偶e przepe艂nia j膮 ona g艂臋bok膮 niech臋ci膮, niemal l臋kiem, kt贸ry sprawi艂, 偶e mia艂a ochot臋 odwr贸ci膰 si臋 i uciec.

- Halo! - zawo艂a艂a znowu, tym razem g艂o艣niej. I zn贸w odpowiedzia艂o jej milczenie.

Co艣 zaja艣nia艂o w ciemno艣ciach. Czu艂a to, wiedzia艂a!

Odczekawszy chwil臋, aby woda 艣ciek艂a jej z ubrania na zimn膮 kamienn膮 posadzk臋, posun臋艂a si臋 kilka krok贸w do przodu, po omacku wyci膮gaj膮c przed siebie r臋ce w nieprzeniknionych ciemno艣ciach. Czu艂a, 偶e posadzka po stopami jest nier贸wna, stara i zniszczona. Nagle musia艂a kichn膮膰, nie mog艂a si臋 powstrzyma膰; trzy kichni臋cia odbi艂y si臋 od kamiennych 艣cian i czego艣 metalowego, mo偶e rycerskich tarcz albo 偶eliwnych drzwi.

Gdy echo przycich艂o, czeka艂a nas艂uchuj膮c, lecz nic si臋 nie wydarzy艂o. S艂ysza艂a szum deszczu na zewn膮trz i plusk kropel spadaj膮cych gdzie艣 dalej na kamienn膮 posadzk臋. Za nic w 艣wiecie nie chcia艂aby teraz wyj艣膰 znowu na dw贸r. Co prawda czu艂a si臋 w tych murach coraz bardziej nieswojo, ale tu przynajmniej by艂o sucho. Posuwa艂a si臋 dalej naprz贸d, dop贸ki nie natrafi艂a na jak膮艣 艣cian臋 - chropowat膮, nier贸wn膮 i zimn膮, zbudowan膮 z wielkich blok贸w skalnych.

Cho膰 by艂 to dom jej ojca, mimo najlepszych ch臋ci nie mog艂a powiedzie膰, 偶e jej si臋 podoba.

Jedna d艂o艅 bada艂a dalej po omacku 艣cian臋, druga za艣 trzyma艂a kurczowo walizk臋, jakby ona w艂a艣nie stanowi艂a jedyny bezpieczny punkt oparcia w tym przera偶aj膮cym otoczeniu. Walizka to wspomnienie domu, matki, bolesnego rozstania, symbol jej dotychczasowego 偶ycia, tego wszystkiego, co sko艅czy艂o si臋 wraz z przyjazdem tutaj. Helga zosta艂a rzucona w zupe艂nie nowy i przera偶aj膮co nieznany 艣wiat.

Znowu zacz臋艂a nas艂uchiwa膰, wstrzymuj膮c oddech.

Cisza.

Cisz i pustka, ca艂kowite bezludzie, odwieczny rozk艂ad - oto jej dominuj膮ce wra偶enia.

Nagle wzdrygn臋艂a si臋 i stan臋艂a jak sparali偶owana, nie maj膮c odwagi nawet oddycha膰.

Co艣 us艂ysza艂a. Jaki艣 kr贸tki szelest, jakby szept albo odg艂os czego艣, co poruszy艂o si臋 gdzie艣 w g艂臋bi tego nieznanego domostwa. I znowu wszystko si臋 oddali艂o, r贸wnie nieoczekiwanie jak nap艂yn臋艂o.

D艂o艅 Helgi natrafi艂a na co艣 metalowego.

Zbada艂a ostro偶nie, to by艂y drzwi z ci臋偶kiej 偶elaznej p艂yty. Klamka, gdzie ona jest? Palce szuka艂y gor膮czkowo.

Znalaz艂y, lecz drzwi nie dawa艂y si臋 otworzy膰.

Helga odkry艂a przyczyn臋: pot臋偶ne rygle, solidnie umocowane, blokowa艂y drzwi.

J臋kn膮wszy, odstawi艂a walizk臋 i osun臋艂a si臋 na ziemi臋. Zm臋czenie, nad kt贸rym udawa艂o jej si臋 panowa膰 podczas d艂ugiej podr贸偶y doro偶k膮, a potem w czasie w臋dr贸wki piechot膮 przez par贸w, nagle zaw艂adn臋艂o ni膮 ca艂kowicie, kaza艂o jej si臋 wreszcie podda膰 i wybuchn膮膰 spazmatycznym p艂aczem. Szlocha艂a tak d艂ugo i mocno, 偶e zamilk艂a wreszcie z wyczerpania, po czym zapad艂a w niespokojn膮 drzemk臋, dr偶膮c z zimna na lodowatej kamiennej posadzce w przemoczonym ubraniu.

Ockn臋艂a si臋 z g艂ow膮 opart膮 na walizce i r臋kami zwini臋tymi pod sob膮.

Zbudzi艂 j膮 jaki艣 d藕wi臋k. Niezbyt intensywny, wr臋cz przeciwnie. Unios艂a g艂ow臋 i zacz臋艂a nas艂uchiwa膰, pr贸bowa艂a ustali膰, co to by艂o, owo co艣, co wydawa艂o si臋 cichsze ni偶 bicie jej przera偶onego serca.

To nie deszcz; zdaje si臋, 偶e przesta艂o pada膰.

Nie, nie, ten nowy odg艂os musia艂 dochodzi膰 gdzie艣 z wn臋trza tego zamku - je艣li Aidan鈥檚 Broch jest zamkiem. Przynajmniej takie sprawia艂 wra偶enie. Zacz臋艂a przypuszcza膰, 偶e trafi艂a mo偶e do jednego z budynk贸w gospodarczych, do jakiej艣 nisko po艂o偶onej stajni albo czego艣 w tym rodzaju, i z pewno艣ci膮 dlatego nikt jej tu nie s艂yszy.

Ale co to m贸g艂 by膰 za d藕wi臋k?

S艂aby, trudny do okre艣lenia zapach wydawa艂 si臋 coraz intensywniejszy, zatyka艂 jej nos, utrudnia艂 oddychanie. Zapach stajni by艂 inny, ten tutaj przypomina艂 troch臋 dym i d艂awi艂.

D藕wi臋k nieco si臋 nasili艂 i w tej chwili Helga us艂ysza艂a go dok艂adnie. By艂 szeleszcz膮cy, jakby zrodzi艂 si臋 w 艣rodku roju pszcz贸艂. I wysoki gwizd, kt贸ry si臋 przybli偶a艂 i oddala艂; ale na zewn膮trz by艂o ca艂kiem cicho. Co jaki艣 czas dociera艂o te偶 do niej niezwykle s艂abe, przypominaj膮ce b臋bnienie, kt贸re jednak szybko mija艂o.

Odg艂osy te dochodzi艂y albo gdzie艣 z do艂u, albo z g贸ry. Nie wiadomo dlaczego, przepe艂nia艂y Helg臋 nieopisanym l臋kiem. Wydawa艂o si臋 jej, 偶e jest w nich co艣 nieludzko gro藕nego, jakby gdzie艣 tam, wewn膮trz, czyha艂 jaki艣 ogromny potw贸r, le偶a艂 i zbiera艂 si臋 do skoku na intruza, czyli na ni膮.

Nie mia艂a jednak odwagi ruszy膰 si臋 w tych nieprzeniknionych ciemno艣ciach. A je艣li nie uda si臋 jej trafi膰 z powrotem do wyj艣cia?

Zapad艂a cisza.

Le偶a艂a tak chyba z p贸艂 godziny, dygocz膮c ze strachu i zimna, owini臋ta w szal, gdy do jej uszu dobieg艂y znowu jakie艣 odg艂osy.

Tym razem by艂 to czyj艣 szept, coraz bli偶szy i bli偶szy, a po chwili da艂o si臋 s艂ysze膰 znajome skrzypienie drzwi.

Helga zdr臋twia艂a ze strachu. Wepchn臋艂a sobie koniec szala do ust, 偶eby z jej gard艂a nie doby艂 si臋 偶aden pisk ani j臋k wywo艂any przera偶eniem.

Na kamiennej posadzce rozla艂o si臋 migotliwe 艣wiat艂o. Dwaj m臋偶czy藕ni rozmawiali ze sob膮, staraj膮c si臋 m贸wi膰 cicho, wr臋cz szepta膰.

- Sp贸jrz! Te same mokre 艣lady s膮 i tutaj!

Poniewa偶 porozumiewali si臋 ze sob膮 po szwedzku, musia艂a wyt臋偶a膰 uwag臋, 偶eby zrozumie膰 ich s艂owa.

- Bardzo ma艂e stopy - odpar艂 ni偶szy g艂os. Heldze od razu bardziej spodoba艂 si臋 w艂a艣nie ten. - Kto m贸g艂 by膰 na tyle bezczelny i g艂upi, 偶eby o艣mieli膰 si臋 tu wej艣膰?

- Mo偶e jakie艣 dziecko? Nie, 偶adne dziecko z okolicy nie odwa偶y艂oby si臋 zrobi膰 czego艣 takiego!

- Musimy znale藕膰 tego intruza, zanim b臋dzie za p贸藕no, dla niego i dla nas wszystkich.

Co za g艂os! Chocia偶 jego ton by艂 surowy i jakby wrogi ca艂emu 艣wiatu, a w szczeg贸lno艣ci temu bezczelnemu intruzowi, Helga wiedzia艂a, 偶e go nie zapomni. Ten g艂臋boki ton na zawsze ju偶 wry艂 si臋 w jej dusz臋, i to w spos贸b, jakiego jeszcze nigdy dot膮d nie do艣wiadczy艂a.

- Co za szaleniec... - zacz膮艂 m臋偶czyzna o ja艣niejszym g艂osie, lecz przerwa艂, gdy podni贸s艂 wy偶ej 艣wiat艂o.

- Popatrz! - szepn膮艂 drugi z m臋偶czyzn. - Tam, przy drzwiach!

- To dziewczyna!

Szybko podeszli bli偶ej, a Helga skuli艂a si臋 jeszcze bardziej, jakby w obronie przed 艣miertelnym ciosem.

M臋偶czy藕ni pochylili si臋 nad ni膮, przygl膮daj膮c si臋 jej w 艣wietle lampy.

- Kim ty jeste艣? - spyta艂 jeden z nich z wyra藕nym zdumieniem, a jej cia艂o znowu przesz艂y ciarki na d藕wi臋k tego g艂臋bokiego g艂osu. Nie rozumia艂a jeszcze, 偶e wywo艂ywa艂 on w niej zmys艂ow膮 rozkosz.

Z twarz膮 wtulon膮 w szal zacisn臋艂a mocno powieki; nie mia艂a odwagi spojrze膰 w g贸r臋.

- To kto艣 obcy - odezwa艂 si臋 ten drugi. - Odpowiedz nam, to powa偶na sprawa.

Wreszcie odwa偶y艂a si臋 podnie艣膰 na nich oczy, ale ich twarze by艂y niewidoczne w blasku 艣wiat艂a.

- Nazywam si臋 Helga Solbraten - odpar艂a, przestraszona, po angielsku, najlepiej jak umia艂a. Jej angielszczy藕nie wiele jeszcze brakowa艂o do doskona艂o艣ci, ale m臋偶czy藕ni chyba j膮 zrozumieli. W ka偶dym razie nie powt贸rzyli ju偶 pytania.

- Co tu robisz? - odezwa艂 si臋 ten g艂臋boki g艂os po chwili przerwy. Oba g艂osy wydawa艂y si臋 m艂ode.

- Zaproszono mnie tutaj.

- Tutaj? - wykrzykn臋li obaj jednocze艣nie z wyrazem najwy偶szego niedowierzania.

- Tak, do Aidan鈥檚 Broch.

M臋偶czy藕ni najpierw nic nie powiedzieli, po czym ten g艂臋boki g艂os odezwa艂 si臋 nieco gro藕nie:

- Do Aidan鈥檚 Broch? To nie jest Aidan鈥檚 Broch. To the evil castle of Hiss!

Helga zna艂a angielski n tyle, by zrozumie膰 us艂yszane w艂a艣nie s艂owa: 鈥瀂艂y zamek Hiss鈥.

ROZDZIA艁 II

Czyli jednak posz艂a niew艂a艣ciw膮 drog膮! W lesie deszcz tak zalewa艂 jej oczy, 偶e w ciemno艣ci zboczy艂a z g艂贸wnego szlaku i znalaz艂a si臋 na starej, niemal ju偶 zaro艣ni臋tej 艣cie偶ce wiod膮cej do tego opuszczonego 艣redniowiecznego zamku, a w艂a艣ciwie do ruin po nim.

Ale nie tylko on by艂 opuszczony! Doskonale pami臋ta艂a domostwa, kt贸re mija艂a po drodze. Na pocz膮tku, bli偶ej rozstaj贸w przy Cross of Friars, by艂y jeszcze zamieszkane. Lecz wszystkie w najbli偶szej okolicy zamku Hiss zia艂y pustk膮 tak samo jak on, zupe艂nie jak w jakim艣 kr臋gu dotkni臋tym zaraz膮, z kt贸rego uciek艂o wszystko, co 偶yje.

- Jest przemoczona i zzi臋bni臋ta - odezwa艂 si臋 ten wy偶szy g艂os w trudno zrozumia艂ym dialekcie. - Poza tym chyba p艂aka艂a, biedaczka. Ale trzeba przyzna膰, 偶e jest 艂adniutka, by艂aby szkoda, gdyby mia艂a si臋 rozchorowa膰 i przez t臋 niepogod臋 straci膰 na urodzie.

Drugi g艂os odpar艂 surowo:

- Niepogoda nie jest tu najgro藕niejsza. Zabior臋 j膮 ze sob膮 do Aidan鈥檚 Broch. Chod藕, dziewczyno! Musimy si臋 spieszy膰, poza tym za par臋 godzin zacznie ju偶 艣wita膰.

Co za dziwne zdanie! 鈥濵usimy si臋 spieszy膰, poza tym...鈥 Tak jakby ich po艣piech by艂 uzasadniony jeszcze innymi powodami ni偶 tylko nadchodz膮cy 艣wit!

Helga, oci膮gaj膮c si臋 nieco, wsta艂a. M臋偶czy藕ni zdj臋li z niej szal i okryli j膮 peleryn膮. Przez ca艂y czas uwa偶ali, aby na ich twarze nie pada艂o 艣wiat艂o.

- Nie da艂am rady otworzy膰 tych drzwi - wyja艣ni艂a Helga, dygocz膮c z zimna, i wskaza艂a na mocno zaryglowane wrota, kt贸re teraz, w blasku 艣wiat艂a, po艂yskiwa艂y mokr膮 czerni膮.

R臋ce zarzucaj膮ce peleryn臋 na jej ramiona zatrzyma艂y si臋 na chwil臋 w tym ge艣cie.

- Powinna艣 si臋 cieszy膰, 偶e tak si臋 sta艂o! Podzi臋kuj za to Bogu z ca艂ego serca!

- S艂ysza艂am jakie艣 odg艂osy. Bardzo mnie przerazi艂y, chocia偶 nie wiem dlaczego.

- Zapomnij o tym! - odpowiedzia艂 kr贸tko m臋偶czyzna.

Mimo 偶e zwraca艂 si臋 do swego towarzysza spokojnie i uprzejmie, nie ulega艂o w膮tpliwo艣ci, 偶e to on tu przewodzi艂.

- Zabieram dziewczyn臋 ze sob膮. Dasz sobie sam rad臋 ze wszystkim?

- Oczywi艣cie. Ale czy naprawd臋 powiniene艣 tam i艣膰? Czy to nie jest zbyt niebezpieczne?

M臋偶czyzna stoj膮cy obok Helgi u艣miechn膮艂 si臋:

- Mo偶esz by膰 spokojny! Teraz ty we藕 lamp臋. Ale zga艣 j膮 na razie! I ty te偶 b膮d藕 ostro偶ny, Joch! Pami臋taj, nie nara偶aj si臋!

- Mo偶esz na mnie polega膰 - odpar艂 towarzysz.

M臋偶czyzna o g艂臋bokim, stanowczym g艂osie wzi膮艂 Helg臋 mocno za r臋k臋.

- Idziemy st膮d! To nie jest odpowiednie miejsce dla 偶adnego 偶ywego stworzenia.

Helga ufa艂a im obu, m臋偶czy藕ni ci bowiem dawali jej poczucie bezpiecze艅stwa i pewno艣ci.

Wida膰 by艂o jednak, 偶e zar贸wno jeden, jak i drugi jest bardzo napi臋ty, czujny a偶 po granice wytrzyma艂o艣ci. Zdradza艂y to ich g艂osy i mocny uchwyt d艂oni zaci艣ni臋tej wok贸艂 jej nadgarstka.

Wszyscy troje opu艣cili ogromn膮 komnat臋 i znale藕li si臋 pod ciemnym niebem.

- Ale ty masz ma艂e r臋ce - stwierdzi艂 ze zdumieniem obcy. - Takie drobne pi膮stki jak u dziecka!

Helga roze艣mia艂a si臋 nieco zawstydzona.

- Przeszkadzam wam pewnie w waszych sprawach - b膮kn臋艂a przepraszaj膮co.

- Nie, nie! Wcale nie zamierzali艣my tu wst臋powa膰, zobaczyli艣my tylko twoje 艣lady, odci艣ni臋te w b艂ocie na drodze, i przerazili艣my si臋, bo prowadzi艂y prosto do tego z艂owrogiego zamczyska. W tym miejscu rozstaniemy si臋 z Jochem: on ruszy dalej, 偶eby wype艂ni膰 nasze zadanie, a ty p贸jdziesz ze mn膮.

Helga odwr贸ci艂a si臋 jeszcze raz w stron臋 zamku, ale ujrza艂a tylko jego ogromny, mroczny cie艅 na tle ciemno艣ci, skryty za drzewami, r贸wnie偶 gin膮cymi w nieprzeniknionej czerni.

Szli w milczeniu. Gdzie艣 z boku, po prawej stronie, 艣mign膮艂 艂o艣. Helga nie mog艂a si臋 nadziwi膰, w jaki spos贸b jej towarzysz odnajdowa艂 drog臋 w tym g膮szczu. Z jej walizk膮 w r臋ku, prowadzi艂 j膮 ostro偶nie, ale pewnie nieznanymi 艣cie偶kami, kieruj膮c si臋 ca艂y czas na zach贸d. Za ich plecami dawa艂o si臋 ju偶 zauwa偶y膰 s艂ab膮 po艣wiat臋 na horyzoncie, niebawem mia艂o wzej艣膰 s艂o艅ce.

Min臋li jakie艣 opuszczone ch艂opskie gospodarstwo, gdzie lekki poranny wiatr 艣wista艂 w pustych otworach po oknach.

Poniewa偶 zamek wci膮偶 jeszcze zajmowa艂 my艣li Helgi, spyta艂a nie艣mia艂o:

- Czy Hiss to szkocka nazwa?

- Nie. Dzi艣 nikt ju偶 nie pami臋ta, jak ten zamek nazywa艂 si臋 kiedy艣. Mo偶e Heath albo Uist, albo jako艣 podobnie. Jest bardzo stary i od dawna opuszczony. Hiss to nazwa, jak膮 nadali mu okoliczni mieszka艅cy. To brzmi jak syk w臋偶a lub okrzyk, jaki wydajemy, 偶eby sp艂oszy膰 kota czy te偶 nawet cz艂owieka.

Tak, to przecie偶 w艂a艣nie syczenie s艂ysza艂a tam, w 艣rodku! Zadr偶a艂a, a jej opiekun natychmiast to zauwa偶y艂.

- Zimno ci?

- Nie, taki szybki marsz rozgrzewa.

U艣miechn膮艂 si臋, jakby zrozumia艂, dlaczego zadygota艂a. Po chwili powiedzia艂:

- Ten zamek nie jest wymieniany w 偶adnych historycznych 藕r贸d艂ach. Jedynie jaka艣 stara saga wspomina mimochodem o 鈥瀖artwym zamku w Dolinie Aidana鈥.

Helga przys艂uchiwa艂a si臋 m臋偶czy藕nie, zafascynowana jego g艂osem. G艂臋boki, ciemny ton tak zabawnie wibrowa艂 w jej wn臋trzu, jakby mie艣ci艂y si臋 w nim jakie艣 ukryte rezonansowe struny.

- Dolina Aidana to w艂a艣nie ta dolina, przez kt贸r膮 idziemy, prawda?

- Tak. Aidan to imi臋 i kr贸la, i mnicha z si贸dmego wieku. Jeden z nich musia艂 kiedy艣 przeby膰 t臋 dolin臋.

- Albo umar艂 przy Cross of Friars, przy Rozstajach Mnich贸w?

- Mo偶liwe. I mo偶e mieszka艂 w Aidan鈥檚 Broch.

- A co znaczy to 鈥濨roch鈥?

- Zamek. Co艣 w rodzaju okr膮g艂ej wie偶y.

Podoba艂a jej si臋 tak偶e jego d艂o艅; silna i niezawodna, mocno obejmowa艂a jej drobne palce. Dolina nie tchn臋艂a ju偶 tak膮 groz膮 jak wtedy, gdy Helga przemierza艂a j膮 sama, skulona ze strachu. Teraz czu艂a si臋 odwa偶na i mog艂a i艣膰 cho膰by i na koniec 艣wiata!

Niebo roz艣wietla艂o si臋 coraz bardziej. Wyszli na szersz膮 drog臋, dawno ju偶 pozostawili za sob膮 z艂owrogie wzg贸rza wok贸艂 zamku Hiss.

- Wo藕nica, kt贸ry przywi贸z艂 mnie do Cross of Friars, wystraszy艂 si臋 na sam jego widok - powiedzia艂a Helga w zamy艣leniu.

- Wszyscy si臋 go boj膮 - o艣wiadczy艂 kr贸tko m臋偶czyzna. - Nikt nie mo偶e mieszka膰 w jego pobli偶u.

Jej towarzysz sprawia艂 wra偶enie tak silnego i nieustraszonego, 偶e Helga nie mog艂a si臋 powstrzyma膰 od pytania:

- A was on te偶 przera偶a, panie?

- 艢miertelnie!

Taka odpowied藕 z jego ust zaszokowa艂a dziewczyn臋.

- Czy wy wiecie, co kryje si臋 w zamku?

- Tak, wiem. Chocia偶 wola艂bym nie wiedzie膰. Jest to co艣 tak bardzo przera偶aj膮cego, 偶e nie by艂aby艣 zdolna sobie tego nawet wyobrazi膰.

- Ach, tak - odrzek艂a cicho.

- Czy ty wiesz, 偶e tej nocy mog艂a艣 wywo艂a膰 co艣 zupe艂nie niepoj臋tego? Mog艂a艣 przedosta膰 si臋 za ogrodzenie, nawet nic o tym nie wiedz膮c.

- To prawda, w kt贸rym艣 momencie potkn臋艂am si臋 i upad艂am w b艂oto - przypomina艂a sobie. - My艣la艂am, 偶e to drzewo le偶y w poprzek drogi.

Nagle m臋偶czyzna si臋 zatrzyma艂.

- Widzisz te domy rysuj膮ce si臋 w oddali na tle nieba?

- Widz臋.

- To jest Aidan鈥檚 Broch. St膮d trafisz ju偶 bez trudu sama, musimy si臋 tu rozsta膰.

- Nie p贸jdziesz ze mn膮? Chcia艂abym opowiedzie膰 wszystkim o waszej 偶yczliwo艣ci.

- Nie, nie mog臋. A ty nie m贸w nikomu o tym, co wydarzy艂o si臋 dzisiejszej nocy! Pami臋taj, nikomu! Ani w Aidan鈥檚 Broch, ani poza nim. Nigdy nie by艂a艣 w zamku Hiss, a przede wszystkim: nie spotka艂a艣 ani mnie, ani Jocha. Rozumiesz?

Helga bardzo si臋 zdziwi艂a.

- Zapami臋tam to sobie.

- To dobrze.

Niebo rozja艣ni艂o si臋 ju偶 na tyle, 偶e Helga zdo艂a艂a dostrzec zarys twarzy swego towarzysza. Ale jak naprawd臋 on wygl膮da艂, tego si臋 nie dowiedzia艂a. Dobrze pozna艂a jedynie g艂o艣 - i polubi艂a go.

Zdj臋艂a peleryn臋 i odda艂a j膮 w艂a艣cicielowi, on za艣 czule i opieku艅czo otuli艂 j膮 wilgotnym szalem. Jego d艂o艅 zatrzyma艂a si臋 nieco d艂u偶ej na jej ramieniu.

- Nie wiem, kim jeste艣 o co robisz w tym kraju, ale 偶ycz臋 ci wszystkiego dobrego, dziecinko. Wydajesz si臋 zbyt czysta i niewinna, by 偶y膰 tu, w Dolinie Aidana.

- Znacie mo偶e mieszka艅c贸w Aidan鈥檚 Broch?

M臋偶czyzna u艣miechn膮艂 si臋 z wyra藕n膮 gorycz膮.

- Czy znam? Oczywi艣cie, 偶e znam! To nieszcz臋艣liwa dolina, dziecinko! Nie powinna艣 by艂a tu przyje偶d偶a膰, wracaj, p贸ki jeszcze nie jest za p贸藕no, dobrze ci radz臋!

- Nie mog臋 wr贸ci膰 - odrzek艂a bezradnie. - Nie mam ju偶 w艂asnego domu, a tu przyjm膮 mnie z rado艣ci膮, wiem o tym.

Westchn臋艂a tak g艂臋boko, jakby pragn臋艂a zrzuci膰 ze swych ramion b贸l ca艂ego 艣wiata, ale nie mia艂a wystarczaj膮co du偶o si艂y.

Helga tak bardzo by chcia艂a zada膰 jeszcze wi臋cej pyta艅 - o swojego ojca i jego dom, lecz m臋偶czyzna odwr贸ci艂 si臋 od niej i sta艂 tak przez chwil臋, zatopiony w swoich my艣lach.

Skierowa艂a spojrzenie w t臋 sam膮 stron臋 co on i nagle jej cia艂o przeszy艂 zimny dreszcz.

Na jednym ze wzg贸rz wznosi艂a si臋 wysoko szubienica, rysuj膮c si臋 na tle nieba mroczn膮, ostro zarysowan膮 z艂owr贸偶bn膮 sylwetka.

W tej samej chwili m臋偶czyzna rzek艂: 鈥炁籩gnaj!鈥 i szybko znikn膮艂 w ciemno艣ci.

Szubienica nie by艂a jedyn膮 rzecz膮, jaka przerazi艂a Helg臋. Znacznie gorsze by艂o to, 偶e wisia艂 na niej jaki艣 cz艂owiek, ko艂ysz膮c si臋 w nasilaj膮cym si臋 porannym wietrze.

Po raz drugi Helga sta艂a przed furt膮 i puka艂a w ni膮.

Ale tym razem ju偶 艣wita艂o, a Aidan鈥檚 Broch nie wygl膮da艂o tak odstraszaj膮co jak poprzednia siedziba.

Poniewa偶 pukanie nie przynios艂o 偶adnego rezultatu, Helga zacz臋艂a szuka膰 dzwonka. Znalaz艂szy sznurek od niego, poci膮gn臋艂a energicznie.

Moje 偶ycie w tym kraju sk艂ada si臋 na razie z l臋ku, przera偶enia i niepewno艣ci, pomy艣la艂a. Pocz膮tek nie jest najlepszy, jak zatem przyjm膮 mnie tutaj?

W tych pi臋knych, lecz budz膮cych groz臋 dolinach odnalaz艂a jednak ma艂y promyk nadziei. Jeszcze teraz czu艂a u艣cisk silnej i ciep艂ej d艂oni nieznajomego, jej ramiona nadal pami臋ta艂y jego koj膮cy dotyk.

Kim te偶 on m贸g艂 by膰, ten m臋偶czyzna, kt贸rego twarz pozosta艂a dla niej przes艂oni臋ta mg艂膮 tajemnicy? Na dodatek nie wolno jej by艂o opowiada膰 o nim...

Z zamy艣lenia wyrwa艂 j膮 migotliwy blask 艣wiat艂a, przesuwaj膮cy si臋 od okna do okna w pogr膮偶onych w ciemno艣ci korytarzach Aidan鈥檚 Broch. 脫w blask, przypominaj膮cy widmo, coraz bardziej przybli偶a艂 si臋 do furty i wreszcie da艂o si臋 s艂ysze膰 czyje艣 kroki w 艣rodku.

- Kto tam? - zawo艂a艂 w艂adczo odpychaj膮cy g艂os.

- Nazywam si臋 Helga Solbraten i przybywam tu z Norwegii, 偶eby odwiedzi膰 lairda Aidan鈥檚 Broch.

Jakie to szcz臋艣cie, 偶e Helga nie zdawa艂a sobie sprawy z tego, jak kiepsk膮 angielszczyzn膮 si臋 pos艂ugiwa艂a. Lecz 贸w m臋偶czyzna chyba j膮 zrozumia艂, poniewa偶 odsun膮艂 rygiel, zadzwoni艂 kluczami i ci臋偶kie odrzwia uchyli艂y si臋 nieco.

- Dlaczego przybywasz o tak niewygodnej porze, pomi臋dzy noc膮 a porankiem? - spyta艂. Nawet koguty nie pia艂y jeszcze we wsi.

- Przyjecha艂am od wschodu, z Edynburga, a potem przez ca艂膮 noc sz艂am piechot膮.

- Od wschodu? - W g艂osie m臋偶czyzny da艂o si臋 s艂ysze膰 niedowierzanie; drzwi otworzy艂y si臋 na o艣cie偶. - Czyli sz艂a艣 przez Dolin臋 Aidana?

- Chyba tak, tak j膮 w艂a艣nie nazwa艂 wo藕nica (by nie wspomnie膰 o innych!).

M臋偶czyzna sprawia艂 wra偶enie zaskoczonego, wr臋cz przera偶onego. W 艣wietle lampy Helga dostrzeg艂a, 偶e jest w 艣rednim wieku. Cho膰 do tej pory nie spotka艂a w swoim 偶yciu nikogo innego poza ch艂opami i rybakami z norweskich fiord贸w, czu艂a, 偶e to nie mo偶e by膰 zwyk艂y s艂u偶膮cy. Teraz bowiem, gdy wskaza艂 jej drog臋 przez dziedziniec do g艂贸wnego budynku, zauwa偶y艂a, 偶e ubrany by艂 w szlafrok.

- Dolina Aidana! - wymamrota艂 pod nosem. - Bo偶e, miej nas w opiece! I to na dodatek w nocy! Laird jeszcze 艣pi - obja艣ni艂. - Chod藕 za mn膮, to poka偶臋 ci pok贸j, w kt贸rym b臋dziesz mog艂a odpocz膮膰. Przy艣l臋 dziewczyn臋, 偶eby zaj臋艂a si臋 twoimi mokrymi rzeczami i baga偶em. Za par臋 godzin wszystko b臋dzie znowu suche i czyste.

- Dzi臋kuj臋, jeste艣cie bardzo uprzejmi! Prosz臋 nie robi膰 sobie tyle k艂opotu z mojego powodu!

Helga czu艂a si臋 prawdziwie skr臋powana tym, 偶e kto艣 mia艂 j膮 obs艂ugiwa膰, j膮, prost膮 wiejsk膮 dziewczyn臋.

- Przynajmniej tyle mo偶emy dla ciebie zrobi膰. Na pewno mia艂a艣 ci臋偶k膮 podr贸偶.

Helga nie mog艂a zaprzeczy膰.

Weszli do pi臋knego hallu, gdzie pali艂o si臋 艣wiat艂o. Na 艣cianach wok贸艂 ogromnego otwartego paleniska wisia艂y wypchane g艂owy zwierz膮t, a szerokie schody wiod艂y na g贸r臋, na wy偶sz膮 kondygnacj臋. Jedno Helga poj臋艂a od razu: jej ojciec musia艂 by膰 zamo偶nym cz艂owiekiem.

- Poczekaj tu chwil臋, a ja... - urwa艂 nagle, s艂ysz膮c g艂os z g贸ry:

- Co tam si臋 dzieje, James?

- Ma pan go艣cia, sir - odpar艂 ochmistrz. - Z Norwegii. W艂a艣nie zamierza艂em zadba膰 o to, 偶eby to biedne dziecko mog艂o si臋 ogrza膰 i nieco odpocz膮膰.

- Z Norwegii? - Na schodach rozleg艂y si臋 odg艂osy krok贸w, a po chwili ukaza艂y si臋 i zaraz zatrzyma艂y stopy w domowych pantoflach.

Serce Helgi wali艂o jak m艂otem. Oto mia艂a zobaczy膰 swego prawdziwego ojca.

Stopy ruszy艂y znowu. M臋偶czyzna wchodzi艂 powoli w kr膮g 艣wiat艂a, a偶 wreszcie znalaz艂a si臋 w nim jego ca艂a sylwetka. Helga a偶 drgn臋艂a z przera偶enia.

Nie, to pomy艂ka! Przed ni膮 sta艂 m艂ody, dwudziestopi臋cio - , najwy偶ej trzydziestoletni m臋偶czyzna o kruczoczarnych w艂osach, br膮zowych oczach, bujnych brwiach i w膮skim, nieco bladym obliczu.

Patrzy艂 pytaj膮cym wzrokiem na niespodziewanego go艣cia.

Nie艂atwo by艂o znale藕膰 w艂a艣ciwe s艂owa komu艣, kto uczy艂 si臋 angielskiego tylko w mowie od matki, kt贸ra na dodatek przebywa艂a w Anglii zaledwie rok.

- Szukam lairda Aidan鈥檚 Broch - wyduka艂a wreszcie.

- Ja jestem lairdem Aidan鈥檚 Broch.

- Angus MacDunn?

- Nie, to m贸j ojciec. Umar艂 miesi膮c temu. Ja jestem Ian MacDunn, dziewi膮ty z kolei laird Aidan鈥檚 Broch.

- Umar艂? - To by艂 dla Helgi prawdziwy szok. Po chwili jednak zawo艂a艂a spontanicznie: - Czyli wy musicie by膰 moim bratem!

- Co takiego?

- Nazywam si臋 Helga Solbraten - oznajmi艂a z o偶ywieniem. - M贸j ojciec musia艂 chyba wspomina膰 o mnie.

G艂os m艂odego m臋偶czyzny sta艂 si臋 ch艂odny:

- Obawiam si臋, 偶e nie pojmuj臋...

Heldze pociemnia艂o w oczach.

- To znaczy, 偶e on nigdy ni m贸wi艂...

- Nie m贸wi艂... o czym?

To straszne! Dziewczyna si臋gn臋艂a po walizk臋, aby odszuka膰 w niej list.

- Sir raczy wybaczy膰 - wtr膮ci艂 si臋 dyskretnie ochmistrz. - Wasz ojciec cz臋sto rozmawia艂 ze mn膮 o swej c贸reczce z Norwegii. A wy, panienko, te偶 zechciejcie mi wybaczy膰, i偶 nie zrozumia艂em od razu, 偶e pytacie o sir Angusa. Od razu bym si臋 domy艣li艂, kim jeste艣cie.

Bogu niech b臋d膮 dzi臋ki! Helga czu艂a si臋 g艂臋boko wdzi臋czna Jamesowi. Znalaz艂a w艂a艣nie list i inne papiery i wr臋czy艂a je swemu przyrodniemu bratu, kt贸ry, 艣ci膮gn膮wszy brwi, zacz膮艂 je przegl膮da膰 w 艣wietle lampy. Na kilka minut zaleg艂a cisza.

- Zgadza si臋, to jest charakter pisma mojego ojca! - oznajmi艂, sk艂adaj膮c ostro偶nie kartki. - Zdumiewacie mnie niepomiernie tym odkryciem. Przykro mi, ale nigdy dot膮d o was nie s艂ysza艂em.

- To dziwne! - odezwa艂a si臋 Helga. - Mia艂am wra偶enie, 偶e...

James wyci膮gn膮艂 r臋k臋 ku swojemu panu, kt贸ry w艂a艣nie zamierza艂 w艂o偶y膰 papiery do kieszeni szlafroka.

- Pozw贸l, sir, 偶e ja si臋 nimi zajm臋!

Ian MacDunn z wyra藕nym oci膮ganiem odda艂 dokumenty. Gdy za艣 ochmistrz znikn膮艂, Helga wybuchn臋艂a:

- Ale jest jeszcze jedna rzecz, kt贸rej nie rozumiem.

- Co takiego?

- Moja matka nie mog艂a po艣lubi膰 naszego wsp贸lnego ojca, gdy偶 w艂a艣nie w owym czasie wzi膮艂 on sobie za 偶on臋 wasz膮 matk臋. A przecie偶 wy jeste艣cie znacznie starsi ode mnie!

Ciemne oczy roziskrzy艂y si臋. Upewniwszy si臋, 偶e James jest dostatecznie daleko, by nie us艂ysze膰 jego s艂贸w, Ian MacDunn spyta艂:

- Ile masz lat, panienko?

- Osiemna艣cie.

U艣miechn膮艂 si臋 nieznacznie:

- To niestety musz臋 ci臋 rozczarowa膰. M贸j ojciec po prostu ok艂ama艂 twoj膮 matk臋. Kiedy j膮 spotka艂, by艂 ju偶 偶onaty od wielu lat i mia艂 trzech ma艂ych syn贸w.

- Ach, tak - odpar艂a Helga cicho.

Zabola艂o j膮 to, 偶e kto艣 oszuka艂 jej ukochan膮 mam臋, ale by艂a wdzi臋czna Ianowi, i偶 oszcz臋dzi艂 jej dodatkowego poni偶enia w obecno艣ci ochmistrza.

W艂a艣nie w tym momencie James pojawi艂 si臋 w drzwiach, gdzie zatrzyma艂 si臋 i czeka艂 na polecenia.

Helga zacz臋艂a si臋 zastanawia膰:

- Trzech syn贸w?

- Mam dw贸ch m艂odszych braci - wyja艣ni艂 Ian i zamilk艂, daj膮c do zrozumienia, 偶e nie chce o nich wi臋cej m贸wi膰. Po chwili odezwa艂 si臋 znowu: - Z listu od twojej matki do mojego ojca wynika, 偶e matka czu艂a si臋 zmuszona przys艂a膰 ci臋 tutaj. Dlaczego?

Helga zawaha艂a si臋 najpierw, ale ostatecznie postanowi艂a nie kry膰 prawdy.

- M贸j ojczym zacz膮艂 mi si臋 naprzykrza膰 i sytuacja sta艂a si臋 nie do zniesienia dla nas wszystkich. Po prostu musia艂am wynie艣膰 si臋 z domu, a matka nie mia艂a mnie dok膮d pos艂a膰.

- Rozumiem - odpar艂, przyjrzawszy si臋 jej dok艂adnie. - Tak, rozumiem - powt贸rzy艂, nie wyja艣niaj膮c bli偶ej, co ma na my艣li.

Wreszcie jego twarz rozja艣ni艂a si臋 w wymuszonym u艣miechu:

- A wi臋c witaj, m艂odsza siostrzyczko! James, zadbaj o to, 偶eby Helga czu艂a si臋 dobrze w swoim pokoju! Jutro, a w艂a艣ciwie to ju偶 dzisiaj, wyje偶d偶amy, ale wieczorem jeste艣my z powrotem. B臋dziesz zatem mia艂a ca艂y dzie艅 wy艂膮cznie dla siebie. Wygl膮dasz na zm臋czon膮, powinna艣 si臋 chyba przespa膰.

Ian odprowadzi艂 j膮 do schod贸w, a James wskaza艂 uprzejmie drog臋 na pi臋tro, gdzie przez d艂ugie korytarze zawi贸d艂 ja do niewielkiej izdebki.

- Zaraz przyjdzie dziewczyna i zajmie si臋 ubraniem panienki - poinformowa艂. - Pozwol臋 sobie 偶yczy膰 panience mi艂ego pobytu u nas.

- Dzi臋kuj臋 - odpowiedzia艂a Helga, wdzi臋czna za 偶yczliwo艣膰, kt贸ra nie wynika艂a bynajmniej z obowi膮zku. - Mam nadziej臋, 偶e nie sprawiam k艂opotu?

- Wr臋cz przeciwnie, panienko! To panienka musi nam wybaczy膰! Prze偶ywamy akurat teraz ci臋偶ki czas, nasz laird mo偶e wydawa膰 si臋 podejrzliwy i nieufny. Musicie go zrozumie膰. A ja chcia艂bym tylko doda膰, 偶e ojciec panienki by艂by bardzo szcz臋艣liwy, gdyby m贸g艂 tu was widzie膰. Cho膰 nie jestem tutaj d艂ugo, nauczy艂em si臋 nadzwyczaj ceni膰 panienki ojca, Angusa MacDunna.

Te s艂owa sprawi艂y Heldze b贸l i rado艣膰 zarazem. B贸l, poniewa偶 nigdy ju偶 nie pozna swego ojca, rado艣膰 za艣 z powodu zaufania okazanego jej przez Jamesa.

Ochmistrz zatrzyma艂 si臋 jeszcze na chwil臋 w drzwiach.

- W razie czego prosz臋 si臋 nie ba膰 i 艣mia艂o przychodzi膰 do mnie - o艣wiadczy艂 i znikn膮艂.

Helga zamy艣li艂a si臋. W jego g艂osie by艂o co艣 w rodzaju ostrze偶enia - jakby chcia艂 jej powiedzie膰, 偶e na niego zawsze mo偶e liczy膰... Czy zatem by艂 kto艣, na kim nie powinna polega膰?

Helga rozejrza艂a si臋 po wielkim pokoju - tak 艂adnego pomieszczenia nigdy jeszcze nie widzia艂a. W rogu sta艂 komplet do mycia z porcelany w kwiatki, na oknach wisia艂y zwiewne firanki, a pod jedn膮 ze 艣cian znajdowa艂 si臋 zgrabny kamienny piec. Najbardziej jednak zachwyci艂 j膮 fotel obity suknem w bogate wzory.

Po chwili do pokoju wesz艂a m艂oda dziewczyna, dopiero co wyrwana ze snu. M贸wi艂a j臋zykiem, kt贸rego Helga nie rozumia艂a, prawdopodobnie dialektem. By艂a jednak mi艂a; zabra艂a ubrania, kt贸re Helga i jej matka uk艂ada艂y z tak膮 staranno艣ci膮 i kt贸re tak wiele ucierpia艂y z powodu deszczu i d艂ugiej podr贸偶y z Norwegii. Wzi臋艂a r贸wnie偶 walizk臋, daj膮c do zrozumienia, 偶e zamierza j膮 wysuszy膰.

Helga w艣lizn臋艂a si臋 do pi臋knego, ogrzanego 艂贸偶ka, a po chwili z wdzi臋czno艣ci膮 napi艂a si臋 ciep艂ego mleka, przyniesionego jej przez s艂u偶膮c膮. Natomiast za jedzenie podzi臋kowa艂a. Jej nerwy by艂y napi臋te do granic wytrzyma艂o艣ci, dlatego ju偶 sama my艣l o ugryzieniu grubej kromki chleba sprawia艂a, 偶e zasycha艂o jej w ustach, nie zdo艂a艂aby prze艂kn膮膰 cho膰by k臋sa.

M艂oda Szkotka sprawia艂a wra偶enie wystraszonej i zdenerwowanej. Helga znowu podj臋艂a pr贸b臋 nawi膮zania rozmowy.

- Dowiedzia艂am si臋 w艂a艣nie, 偶e prze偶ywacie tu, w dolinie, trudny czas? - spyta艂a na pr贸b臋.

Jej pytanie wyzwoli艂o potok s艂贸w, wypowiedzianych niezwykle gor膮czkowo, lecz niewyra藕nie. Dziewczyna rozumia艂a angielski, tyle tylko 偶e od rozumienia j臋zyka do pos艂ugiwania si臋 nim droga daleka.

- Poczekaj! - przerwa艂a jej Helga. - Nie rozumiem ani s艂owa. Mog艂aby艣 przet艂umaczy膰 to na angielski?

Dziewczyna zacz臋艂a szuka膰 odpowiednich s艂贸w, a偶 wreszcie, czerwieniej膮c i j膮kaj膮c si臋, 偶 偶arliwo艣ci膮 blisk膮 desperacji, powiedzia艂a:

- Tak, jest trudno! D艂ugo tak nie wytrzymamy.

Helga 艣ci膮gn臋艂a brwi:

- Wyja艣nij to bli偶ej!

Nie by艂a to 艂atwa rozmowa, albowiem ani jedna, ani druga strona nie wykazywa艂a si臋 szczeg贸ln膮 znajomo艣ci膮 jedynego j臋zyka, jaki by艂 wsp贸lny im obu, czyli angielskiego. Wiele s艂贸w wypowiadanych przez m艂od膮 Szkotk臋 trafia艂o w pr贸偶ni臋, na szcz臋艣cie Heldze uda艂o si臋 zrozumie膰 to, co najwa偶niejsze.

- Miej si臋 tu, w domu, na baczno艣ci! - powiedzia艂a dziewczyna z naciskiem. - Tutaj jest niebezpiecznie. Uwa偶aj na to, co m贸wisz!

- Co masz na my艣li?

- Oni go zabili, naszego jedynego... (nie potrafi艂a znale藕膰 odpowiedniego s艂owa). Teraz nie ma ju偶 dla nas nadziei.

- Kto zabi艂 kogo?

Dziewczyna rozejrza艂a si臋 woko艂o i szepn臋艂a:

- Psss! Bracia! To oni zabili Rodericka MacCullena.

Potem nast膮pi艂 d艂ugi, niezrozumia艂y wyw贸d, z kt贸rego Helga zdo艂a艂a wy艂owi膰 imi臋 Mordwin; zdaje si臋, 偶e osoba o tym imieniu, je艣li chce uj艣膰 z 偶yciem, nie powinna si臋 tu pokazywa膰. Mowa te偶 by艂a o jakich艣 diab艂ach stoj膮cych na czatach i ich herszcie oraz o innych tworach b臋d膮cych zapewne wytworem bujnej fantazji Szkot贸w.

Nagle dziewczyna si臋 przestraszy艂a, 偶e tak si臋 rozgada艂a i, zas艂oniwszy z przestrachu usta, wybieg艂a z pokoju.

Helga zamkn臋艂a drzwi. Nale偶a艂a do tych ludzi, kt贸rzy woleli, by drzwi by艂y zawsze zamkni臋te. By膰 mo偶e wynika艂o to st膮d, 偶e do tej pory musia艂a dzieli膰 pok贸j z kim艣 jeszcze, 偶e nigdy nie mia艂a nic wy艂膮cznie dla siebie. Zamkni臋te drzwi zapewnia艂y jej spok贸j. Cho膰 przez chwil臋 mog艂a by膰 sama.

Mimo 偶e wiadomo艣膰 o 艣mierci ojca tak j膮 poruszy艂a, mimo, 偶e powitanie w jego domu okaza艂o si臋 wielkim rozczarowaniem, czu艂a, 偶e zaraz za艣nie.

Ale w chwili gdy zapad艂a w艂a艣nie w drzemk膮, ockn臋艂a si臋 nagle. Ogromny dom pogr膮偶ony by艂 jeszcze we 艣nie, lecz gdzie艣 w jej bezpo艣rednim s膮siedztwie da艂 si臋 s艂ysze膰 jakby krzyk sowy. By艂 tak g艂o艣ny, 偶e musia艂 dochodzi膰 chyba z pomieszczenia nad jej pokojem, ze strychu.

Nawo艂ywanie ptaka rozleg艂o si臋 jeszcze raz, a potem zapad艂a d艂uga, pe艂na wyczekiwania cisza. Helga jednak doskonale zdawa艂a sobie spraw臋, 偶e to nie by艂 krzyk prawdziwej sowy, lecz cz艂owieka z du偶ym powodzeniem na艣laduj膮cego jej g艂os. Przywo艂ywa艂, a potem czeka艂 na odpowied藕, lecz jej nie otrzyma艂.

Ponownie rozleg艂y si臋 wibruj膮ce tony. Potem znowu cisza znad Doliny Aidana.

Nie zastanowiwszy si臋 do ko艅ca nad tym, co czyni, Helga wy艣lizn臋艂a si臋 z 艂贸偶ka i wysz艂a na korytarz. W tej samej chwili us艂ysza艂a szybkie, nerwowe kroki w d贸艂 po w膮skich schodach w ko艅cu korytarza. Wystraszona, skry艂a si臋 w mroku wn臋ki przy drzwiach. Chyba nie uda jej si臋 unikn膮膰 odkrycia. Mia艂a jednak wi臋cej szcz臋艣cia, ni偶 my艣la艂a. Okaza艂o si臋 bowiem, 偶e korytarz nie ko艅czy艂 nie schodami, lecz 艂膮czy艂 si臋 z wi臋kszym, poprzecznym, tworz膮c razem z nim liter臋 L lub T. I tam w艂a艣nie uda艂 si臋 pospiesznie jaki艣 m臋偶czyzna, nie rzuciwszy nawet okiem w stron臋 ukrytej Helgi.

Wszystko to dzia艂o si臋 bardzo szybko, ale poniewa偶 przez jedno z okien w du偶ym korytarzu wpad艂o ju偶 do 艣rodka 艣wiat艂o poranka, Helga widzia艂 owego cz艂owieka do艣膰 dok艂adnie.

Jej cia艂o przeszy艂 zimny dreszcz. Wzburzona twarz nieznajomego mia艂a w sobie co艣 z艂owrogiego. W pewien spos贸b wydawa艂 si臋 bardzo podobny do Iana MacDunna, jednak偶e m臋偶czyzna, na kt贸rego w艂a艣nie patrzy艂a, nie utyka艂 jak tamten i mia艂 o wiele bardziej wynios艂膮 postaw臋. Poza tym wyr贸偶nia艂 si臋 charakterystyczn膮, nieco demoniczn膮 brod膮, a tak偶e p贸艂d艂ugimi, kruczoczarnymi w艂osami. Na podstawie wygl膮du i stroju Helga oceni艂a go jako m臋偶czyzn臋 pr贸偶nego, lubuj膮cego si臋 w drogocennych aksamitach oraz g艂臋bokich, wyrazistych barwach.

Westchn膮wszy, przemkn臋艂a z powrotem do swojego pokoju i po艂o偶y艂a si臋 wreszcie do 艂贸偶ka.

Gdzie艣 powy偶ej posiad艂o艣ci, na zboczu wzg贸rza, rozleg艂y si臋 o szarym brzasku nawo艂ywania kruk贸w. Helga naci膮gn臋艂a ko艂dr臋 na uszy, nie chcia艂a ich s艂ucha膰 i nie chcia艂a nawet my艣le膰 o tym, co si臋 tam dzia艂o.

A jeszcze dalej, g艂臋boko w lasach Doliny Aidana, le偶a艂 贸w budz膮cy groz臋 prastary zamek Hiss. To z jego powodu przera偶eni mieszka艅cy opuszczali swe gospodarstwa, a ro艣li i silni m臋偶czy藕ni, przepe艂nieni l臋kiem, m贸wili o nim szeptem.

ROZDZIA艁 III

Musia艂o ju偶 chyba by膰 popo艂udnie, gdy Helg臋 obudzi艂a panuj膮ca w domu cisza. Dopiero po chwili zdo艂a艂a przypomnie膰 sobie, gdzie si臋 znajduje. Wyskoczy艂a z 艂贸偶ka z poczuciem winy, 偶e spa艂a tak d艂ugo.

Jej wysuszone ubranie i walizka znajdowa艂y si臋 na zewn膮trz, za zamkni臋tymi drzwiami. Sta艂a tam r贸wnie偶 taca z chlebem, zimnym mi臋sem i czym艣 do picia.

Gdy Helga ju偶 si臋 umy艂a, ubra艂a i najad艂a, ostro偶nie wysz艂a na korytarz. Dopiero teraz zauwa偶y艂a, 偶e w domu wcale nie jest tak cicho. Us艂ysza艂a, 偶e gdzie艣 leje si臋 woda, pobrz臋kuje szk艂o i od czasu do czasu rozlega si臋 艣miech. Prawdopodobnie odg艂osy te dochodzi艂y z kuchni. Gdy pan przebywa艂 poza domem, s艂u偶ba zachowywa艂a si臋 swobodniej.

Helga sta艂a przez chwil臋, niepewna, niepewna, w kt贸r膮 stron臋 ma i艣膰, po czym ruszy艂a du偶ym korytarzem, przez kt贸ry przemkn膮艂 w nocy ten nieznany m臋偶czyzna. Potem posz艂a dalej, wiedziona odg艂osami z kuchni. P贸ki co, czu艂a wi臋ksz膮 wsp贸lnot臋 ze s艂u偶b膮 ni偶 z w艂asnymi krewnymi. Ian MacDunn mia艂by by膰 jej bratem? Niemo偶liwe! A jeszcze bardziej niepoj臋te by艂o to, ze 贸w dumny, z艂y m臋偶czyzna, kt贸rego widzia艂a przemykaj膮cego dzi艣 w nocy, te偶 mia艂by by膰 jej bratem! S膮dz膮c bowiem po jego podobie艅stwie do Iana, on r贸wnie偶 nale偶a艂 do rodu MacDunn贸w.

Mordwinowi nie wolno si臋 tu pokazywa膰...鈥

Mordwin r贸wnie偶 musia艂 by膰 jednym z trzech braci, Helga czu艂a to niezawodnie. S艂u偶膮ca wymieni艂a jego imi臋 w kontek艣cie, kt贸ry jednoznacznie na to wskazywa艂.

Jedno z okien wychodzi艂o na zach贸d. Dziewczyna podesz艂a do niego i ku swemu zaskoczeniu tu偶 u podn贸偶a Aidan鈥檚 Broch dostrzeg艂a niewielkie jezioro oraz wiosk臋 z szarymi, prostymi domkami. Widzia艂a 艣winie i kury drepcz膮ce wko艂o zabudowa艅 oraz krowy pas膮ce si臋 na zielonych b艂oniach z ty艂u domu. Czysta idylla! Helga wiedzia艂a jednak, 偶e obraz ten k艂ama艂.

Okaza艂o si臋, 偶e wcale nie艂atwo by艂o znale藕膰 drog臋 do kuchni. Zorientowa艂a si臋 wprawdzie, 偶e zb艂膮dzi艂a, nie mia艂a jednak ochoty zawr贸ci膰. Aidan鈥檚 Broch tworzy艂o, jak si臋 Heldze zdawa艂o, czworobok z dziedzi艅cem po艣rodku, lecz teraz dziewczyna straci艂a ju偶 wszelk膮 orientacj臋.

Nagle us艂ysza艂a w dole ciche g艂osy. Jeden rzut okiem przez male艅kie okienko pozwoli艂 jej stwierdzi膰, 偶e znajduje si臋 w pobli偶u stajni, le偶膮cych poza czworobokiem dziedzi艅ca. Posz艂a kawa艂ek korytarzem, po czym zatrzyma艂a si臋 na pode艣cie ze schodami.

Niewidoczny kominek w Sali na dole rzuca艂 ciep艂膮 po艣wiat臋 na m臋偶czyzn臋, kt贸ry stoj膮c rozmawia艂 z kim艣, kogo nie mog艂a dostrzec, poniewa偶 schody przes艂ania艂y jej widok. Zatrzyma艂a si臋 zafascynowana.

Jaki on pi臋kny! pomy艣la艂a naiwnie. Tej twarzy nie zapomn臋 nigdy w 偶yciu! M臋偶czyzna mia艂 ciemne, na wp贸艂 d艂ugie w艂osy, skr臋cone figlarnie na czole, mocno zarysowane brwi i ostre, wyraziste rysy. S膮dz膮c po wygl膮dzie, d艂ugo przebywa艂 poza domem; ubranie nosi艂o wprawdzie 艣lad wytworno艣ci, by艂o jednak wyra藕nie znoszone i zu偶yte. Helg臋 przepe艂ni艂a niespodziewana czu艂o艣膰. Musia艂 chyba wiele przej艣膰 w ostatnim czasie, na jego twarzy bowiem rysowa艂o si臋 wyra藕nie pi臋tno cierpienia i wyrzecze艅.

Ockn膮wszy si臋 dziewczyna wr贸ci艂a znowu do rzeczywisto艣ci i zacz臋艂a przys艂uchiwa膰 si臋 jego s艂owom:

- Wiem, wiem, 偶e nie powinienem si臋 tu pokazywa膰, ale poniewa偶 nie przyszed艂e艣 wczoraj wieczorem...

Helga poczu艂a, 偶e serce wali jej jak m艂otem.

Ten sam g艂os! G艂臋boki, m臋ski i poci膮gaj膮cy.

To on, to przecie偶 on pom贸g艂 jej wydosta膰 si臋 z zamku Hiss! pomy艣la艂a, czerwieni膮c si臋 a偶 po uszy. By艂 taki pi臋kny?

Jego rozm贸wca przerwa艂 mu, m贸wi膮c co艣, czego Helga nie dos艂ysza艂a.

Jej wybawiciel odpar艂:

- Rozumiem, 偶e czasami jest ci ci臋偶ko si臋 st膮d wyrwa膰, ale dlatego w艂a艣nie musisz mie膰 tu, w domu, jakiego艣 pomocnika, 偶eby unikn膮膰 takich sytuacji.

Drugi zastanowi艂 si臋 chyba nad propozycj膮, ale gdy znowu si臋 odezwa艂, sprawia艂 wra偶enie bardzo sceptycznego. Na koniec osi膮gn臋li jakie艣 porozumienie. Do Helgi dotar艂y tylko ostatnie s艂owa:

- Ona jest jedyn膮 osob膮, kt贸ra ci臋 nie zna.

Bohater鈥 Helgi uni贸s艂 brwi.

- Masz na my艣li t臋 dziewczyn臋, kt贸ra przyby艂a dzi艣 w nocy? No w艂a艣nie, a jak j膮 przyj臋li?

M臋偶czyzna zada艂 to pytanie oboj臋tnie, niemal od niechcenia, lecz Helga nie mog艂a wprost uwierzy膰 w艂asnym uszom! On spyta艂 o ni膮! Naprawd臋 spyta艂 o to, jak j膮 tu przyj臋to! Co za rado艣膰!

Odpowied藕, jak膮 us艂ysza艂a, brzmia艂a 鈥炁紋czliwie鈥 lub jako艣 podobnie; dopiero teraz Helga pozna艂a, 偶e ten niewidoczny rozm贸wca to James.

脫w boski m臋偶czyzna na dole rzek艂:

- Przecie偶 jaka艣 zwyk艂a s艂u偶膮ca nie mo偶e...

James powiedzia艂 co艣 szybko, na co jej wybawiciel wykrzykn膮艂 z niedowierzaniem w g艂osie:

- C贸rka sir Angusa? Jeste艣 pewny?

Jego rozm贸wca potakn膮艂.

Us艂yszawszy tak zaskakuj膮c膮 wiadomo艣膰, jej wybawiciel na moment zaniem贸wi艂, a potem powa偶nym tonem powiedzia艂:

- Ale to nic nie zmienia. No bo czym mo偶e zajmowa膰 si臋 taka smarkula? Kokietowaniem i chichotaniem. Jest za 艂adna, 偶eby mie膰 troch臋 rozumu. A tu, w domu, jest wielu przystojnych m臋偶czyzn, kt贸rzy bez trudu mog膮 zawr贸ci膰 jej w m艂odej g艂owie.

Helg臋 ogarn臋艂a w艣ciek艂o艣膰; poczu艂a si臋 ura偶ona. Jak on 艣mia艂 j膮 tak oceni膰? Zdaje si臋, 偶e w og贸le nie ma zbyt wysokiego mniemania o kobietach!

- A w艂a艣ciwie dlaczego ona pojawi艂a si臋 akurat teraz? - kontynuowa艂 wojowniczo. - 呕eby dosta膰 cz臋艣膰 spadku? Je艣li tak, to szybko przyjdzie si臋 jej przekona膰, 偶e znalaz艂a si臋 w jaskini lwa!

Po chwili odpowiedzia艂 Jamesowi na jego ponaglenia:

- Dobrze, dobrze, ju偶 id臋. Wiem, 偶e je艣li wr贸c膮 i mnie tu zobacz膮, wszystko b臋dzie stracone.

Gdy m臋偶czy藕ni ruszyli z miejsca, by skierowa膰 si臋 do wyj艣cia, Helga szybko si臋 cofn臋艂a. W chwil臋 p贸藕niej ujrza艂a je藕d藕ca opuszczaj膮cego dziedziniec. Ruszy艂 tak szybko, 偶e od p臋du powietrza powiewa艂a za nim peleryna. Ta sama, kt贸r膮 w nocy mia艂am na swoich ramionach, pomy艣la艂a dziewczyna.

Czuj膮c nadal uraz臋 z powodu obra藕liwych s艂贸w, jakie pad艂y z jego ust, prowadzi艂a go wzrokiem, dop贸ki nie znikn膮艂 w lesie w Dolinie Aidana.

Nie bez trudu odnalaz艂a drog臋 do swojego pokoju. Kiedy siedz膮c w nim bezczynnie wyjrza艂a po raz kolejny na dziedziniec, dostrzeg艂a dw贸ch m臋偶czyzn wychodz膮cych z jednego z budynk贸w. W ich ruchach by艂a nonszalancja i pewno艣膰 siebie, szli szeroko rozstawiaj膮c nogi, jakby do nich w艂a艣nie nale偶a艂a ca艂a posiad艂o艣膰. Obaj nosili jednakowe, czarne i 艣ci艣le przylegaj膮ce do cia艂a ubrania. nie podobali si臋 Heldze.

W chwil臋 po jej powrocie do pokoju pojawi艂a si臋 s艂u偶膮ca i wezwa艂a j膮 na obiad. Panowie wr贸cili do domu i pragn臋li spotka膰 si臋 z nowo przyby艂ym go艣ciem.

Na uginaj膮cych si臋 nogach wkroczy艂a do ogromnej Sali jadalnej, do kt贸rej drog臋 wskaza艂a jej s艂u偶膮ca. Cho膰 Helga ubra艂a si臋 w swoj膮 najlepsz膮 sukni臋 (mia艂a w og贸le tylko dwie), poczu艂a si臋 zawstydzona widz膮c, jak偶e jest pospolita na tle pora偶aj膮cego przepychu jadalni.

Pomalowane na bia艂o 艣ciany musia艂y by膰 wyj膮tkowo grube, poniewa偶 wn臋ki przyokienne by艂y nieprawdopodobnie g艂臋bokie; mie艣ci艂y si臋 w nich okienka o szybach uj臋tych w o艂贸w. Na 艣cianach wisia艂y cenne malowid艂a, a klepki parkietowej pod艂ogi skrzypi膮c dawa艂y 艣wiadectwo elegancji.

Przy stole, kt贸ry l艣ni艂 srebrem i kryszta艂ami, siedzia艂y trzy osoby. Gdy wesz艂a, obaj m臋偶czy藕ni podnie艣li si臋 na jej widok.

- Oto i nasza Helga - powiedzia艂 Ian MacDunn z udawan膮 swobod膮. - Podejd藕 tu, podejd藕, i przywitaj si臋 z moj膮 偶on膮, lady Lynn!

Witaj膮c si臋, Helga pope艂ni艂a gaf臋. Dygn臋艂a bowiem jak przed jak膮艣 szacown膮 dam膮, a przecie偶 lady Lynn nie by艂a stara! Mia艂a oko艂o dwudziestu pi臋ciu lat i chocia偶 nie nale偶a艂a do osza艂amiaj膮cych pi臋kno艣ci, to, czego nie dosta艂a w darze od natury, potrafi艂a zapewni膰 sobie sama, na dodatek w stylu, kt贸ry czyni艂 j膮 fascynuj膮c膮. Mia艂a na sobie po艂yskuj膮c膮 zieleni膮 jedwabn膮 sukienk臋, kt贸ra w s艂o艅cu 艣wieci艂a niczym z艂oto. Jej jasne w艂osy by艂y starannie upi臋te, ale nie wiadomo czemu Helga odnios艂a wra偶enie, 偶e fryzura lady jest zbyt swobodna jak dla damy.

艢ci膮gn膮wszy brwi, lady Lynn przygl膮da艂a si臋 Heldze.

- S艂ysza艂am, 偶e jeste艣 owocem drobnej, niefortunnej przygody, jaka przytrafi艂a si臋 memu te艣ciowi. B臋dzie nam bardzo mi艂o go艣ci膰 ci臋 tutaj przez par臋 dni.

Dzi臋kuj臋, pomy艣la艂a Helga. Widz臋, 偶e odsy艂asz mnie tam, gdzie, twoim zdaniem, jest moje miejsce - do domu!

Zwr贸ci艂a si臋 teraz do drugiego m臋偶czyzny, rozpoznaj膮c w nim owego na艣ladowc臋 sowy, o ostrych rysach i czarnej, diabolicznej brodzie. Cho膰 wydawa艂 si臋 przychylnie nastawiony, dziewczyna poczu艂a si臋 nieswojo pod spojrzeniem jego drwi膮cych, czarnych jak smo艂a oczu.

- To m贸j bli藕niaczy brat, Corbred - przedstawi艂 Ian. - O dwie godziny m艂odszy ode mnie.

- Nigdy nie omieszka zwr贸ci膰 na to uwagi - u艣miechn膮艂 si臋 lodowato Corbred. - Dwie godziny dziel膮ce mnie od tytu艂u lairda, czyli od blasku, w艂adzy i zaszczyt贸w. Ale ja wynagradzam to sobie w inny spos贸b. Musz臋 przyzna膰, 偶e wiadomo艣膰 o zyskaniu na stare lata m艂odszej siostry zaskoczy艂a mnie niepomiernie! Nie widzia艂em twoich papier贸w, lecz Ian m贸wi, 偶e s膮 bardzo przekonuj膮ce.

Helga znowu poczu艂a si臋 zdumiona tym, 偶e ojciec nigdy nie wspomina艂 o niej swoim synom.

- Ale ja s艂ysza艂am, 偶e mam jeszcze jednego brata - powiedzia艂a ostro偶nie, ale nie bez przekory.

- Mordwina! - spyta艂 Ian. - Jego imi臋 nie jest ju偶 wymieniane w tym domu.

- Ach, tak? - zdziwi艂a si臋 Helga.

Lady Lynn wyja艣ni艂a ze zn臋kan膮 min膮:

- Posun膮艂 si臋 do tego, 偶eby zabi膰 nie tylko w艂asnego ojca, ale tak偶e niekoronowanego bohatera narodowego. Jak to on si臋 nazywa艂?

- Roderick MacCullen - odpowiedzia艂 kr贸tko jej m膮偶.

- Dlatego 偶ycie Mordwina nie jest warte tu, we wsi, nawet z艂amanego szel膮ga - doda艂a Lynn.

Helga by艂a oszo艂omiona.

- Mordwin zamordowa艂 swojego w艂asnego ojca?

- Nie wiemy - odpar艂 z lekkim rozdra偶nieniem Corbred. - Ludzie lubi膮 du偶o gada膰. Prawdopodobnie nasz ojciec i Roderick MacCullen pozabijali si臋 nawzajem.

- Nie m贸wmy ju偶 o tym - rzek艂 niech臋tnie Ian. - Rozumiesz chyba, 偶e jest to dla nas bolesny temat.

By艂a wstrz膮艣ni臋ta. Chcia艂a zada膰 jeszcze inne pytania: o cz艂owieka wisz膮cego na szubienicy, o czarnych stra偶nik贸w, o zamek Hiss, a tak偶e o to, dlaczego wszyscy w Dolinie Aidana byli tak nieszcz臋艣liwi; nie odwa偶y艂a si臋 jednak.

James podawa艂 do sto艂u; przez u艂amek sekundy spotka艂a jego wzrok, kt贸ry zdawa艂 si臋 m贸wi膰: 鈥濶ie pytaj wi臋cej!鈥

Jak dobrze by艂o czu膰 porozumienie z Jamesem w otoczeniu tych ch艂odnych krewniak贸w. Wiedzia艂a, 偶e ma w nim sprzymierze艅ca.

Westchn臋艂a lekko, zatopi艂a si臋 w swoich my艣lach. Przy odrobinie dobrej woli mog艂a chyba s膮dzi膰, 偶e ma tu jeszcze jednego przyjaciela... Zapomnia艂a ju偶 wypowiedziane przez niego pogardliwe s艂owa, a zachowa艂a w pami臋ci jedynie jego opieku艅czo艣膰 podczas w臋dr贸wki przez las. Do tej pory nigdy nie by艂a zakochana - je艣li nie liczy膰 skrywanego zadurzenia w koledze szkolnym, gdy mia艂a dziesi臋膰 lat, trwaj膮cego kilka tygodni.

Ale teraz odezwa艂y si臋 w niej struny, kt贸re do tej pory nigdy jeszcze nie rozbrzmiewa艂y. Twarz jej pokry艂a si臋 rumie艅cem na samo wspomnienie g艂osu tego nieznanego m臋偶czyzny, mimo 偶e on tak niemi艂o odprawi艂 j膮 jak g艂upi膮 g膮sk臋. Lecz ku swej wielkiej rozpaczy, nie potrafi艂a jednak przywo艂a膰 przed oczy jego obrazu. Nie wiedzia艂a, 偶e jest to zjawisko typowe dla zakochanych: cho膰 upragniony przez nas cz艂owiek wype艂nia nam wszystkie my艣li, niezwykle trudno jest o偶ywi膰 w naszej wyobra藕ni jego posta膰. Z 艂atwo艣ci膮 widzimy inne twarze, tylko nie t臋 wyt臋sknion膮.

Wypytywano j膮 o 偶ycie w Norwegii, o jej matk臋, a tak偶e o ojczyma i rodze艅stwo. Helga zauwa偶y艂a pogard臋, z jak膮 lady Lynn s艂ucha艂a o jej domu nad fiordem, mimo 偶e stara艂a si臋 podkre艣li膰, jak zadbane jest to gospodarstwo.

- Nic dziwnego - stwierdzi艂a kr贸tko Lynn MacDunn - skoro m贸j te艣膰 w艂o偶y艂 w nie tyle pieni臋dzy!

Z papier贸w, kt贸re Ian przejrza艂 uprzednio, jasno wynika艂o, 偶e jego ojciec wyda艂 sporo pieni臋dzy na niewielkie gospodarstwo gdzie艣 w g贸rach Norwegii.

Corbred prawie si臋 nie odzywa艂. Sprawia艂 wra偶enie, jakby my艣lami by艂 zupe艂nie gdzie indziej, lecz Helga wiedzia艂a, 偶e wcale nie musia艂o tak by膰. Corbred wydawa艂 si臋 jej osob膮 niezwykle zagadkow膮.

M臋cz膮cy obiad dobieg艂 wreszcie ko艅ca.

James chrz膮kn膮艂 dyskretnie:

- Przepraszam, lady Lynn, ale kucharka chcia艂aby ustali膰 menu na jutro wiecz贸r...

- Tak, tak, oczywi艣cie! Chod藕, Corbred, to przecie偶 twoi go艣cie, czyli powiniene艣 najlepiej wiedzie膰, co najbardziej lubi膮! Wybaczcie nam! - zwr贸ci艂a si臋 do Iana i Helgi.

Po czym wzi臋艂a pod rami臋 swego szwagra i razem udali si臋 za Jamesem do kuchni.

- No, siostrzyczko? Jak si臋 tu czujesz? - spyta艂 Ian.

- Jeszcze nie wiem - odrzek艂a nieporadnie - nie b臋d膮c pewna, czy powinna znowu usi膮艣膰 czy nie. Na wszelki wypadek wola艂a wi臋c sta膰 dalej, trzymaj膮c swe spracowane r臋ce na oparciu krzes艂a. - Wszystko jest takie owe i takie 艂adne.

U艣miechn膮艂 si臋.

- Nie przejmuj si臋 tylko tymi drobnymi przycinkami mojej 偶ony. Ona stara si臋 by膰 za wszelk膮 cen臋 dowcipna i nie ma nic z艂ego na my艣li.

Helga co prawda by艂a odmiennego zdania, lecz zacz臋艂a m贸wi膰 o czym innym:

- Tyle tu rzeczy, kt贸rych nie rozumiem. Kiedy sz艂am tutaj, widzia艂am... wisz膮cego na szubienicy cz艂owieka. Czy to ty艂 on, Roderick MacCullen, o kt贸rym wszyscy tyle m贸wi膮?

- Nie! Najlepiej przesta艅 o tym my艣le膰!

Helga jednak z nieoczekiwanym zdecydowaniem nie pozwoli艂a si臋 zby膰:

- Prosz臋 ci臋! Przecie偶 jedyne, co mog臋, to pyta膰; wszyscy m贸wi膮 tu tak zagadkowo, 偶e czuj臋 si臋, jakbym b艂膮dzi艂a po omacku w ciemno艣ciach. S艂ysz臋 upomnienia, 偶e mam by膰 ostro偶na, ale nie wiem, przed kim powinnam si臋 mie膰 na baczno艣ci. B膮d藕 tak dobry i wyja艣nij mi!

Ian zagryz艂 w膮skie wargi. Mimo ostrych rys贸w, w jego twarzy by艂o rzeczywi艣cie co艣 mi臋kkiego, mo偶e g艂贸wnie w nieco sp艂oszonych oczach.

- W艂a艣ciwie nie powinienem ci臋 wci膮ga膰 w t臋 nasz膮 niedol臋, ale rozumiem, 偶e mo偶esz si臋 czu膰 zaniepokojona... Roderick MacCullen zosta艂 zabity w tym samym czasie co nasz ojciec, czyli miesi膮c temu... Obawiam si臋, 偶e b臋dziesz musia艂a przyzwyczai膰 si臋 do widoku nowych ofiar na szubienicy.

- Ale... dlaczego? - spyta艂a wzburzona, zauwa偶aj膮c jednocze艣nie, 偶e on nie sprowadza艂 jej wizyty do kilku dni. Przynajmniej tyle na pociech臋.

Ian rzuca艂 nerwowe spojrzenia w stron臋 hallu.

- Nied艂ugo wartownicy rozpoczn膮 sw贸j wieczorny obch贸d - b膮kn膮艂. - Przejdziemy do salonu, tam wypijemy kaw臋.

Po czym poku艣tyka艂 przed ni膮 do wyj艣cia z jadalni.

Gdy znale藕li si臋 w przepi臋knym salonie, gdzie latarnie sprzed bramy rzuca艂y kwadratowe cienie na pokryte jedwabiem kanapy i poz艂acane tapety, kontynuowa艂 pospiesznie sw贸j wyw贸d przepraszaj膮cym tonem, jakby zosta艂o mu ju偶 niewiele czasu:

- Nasze k艂opoty zacz臋艂y si臋 kilka lat temu. Wszystko to jest zbyt skomplikowane, by wyja艣ni膰 w paru zdaniach. Zacz臋艂o si臋 od tego, 偶e my, z naszym ojcem na czele, sprzeciwili艣my si臋 w艂adzy. Jak mo偶e s艂ysza艂a艣, szkockie rody zamieszkuj膮ce doliny nigdy nie uzna艂y mieszania si臋 Anglii w ich rz膮dy. Szkoci poddali si臋 angielskiej w艂adzy mniej wi臋cej sto lat temu. Ale szkockie rody nie uczyni艂y tego nigdy! My nie uznajemy nawet naszego szkockiego rz膮du w Edynburgu. Tu, na naszej ziemi, jeste艣my nadal suwerenni, tak jak przez tysi膮c minionych lat, rozumiesz? Tak uwa偶a艂 m贸j ojciec, a miejscowi ch艂opi poszli za nim.

Helga potakiwa艂a g艂ow膮 na znak, 偶e wszystko rozumie. Ian, podkr臋ciwszy p艂omienie w lampach, usiad艂 i ona zrobi艂a to samo. W jego twarzy pojawi艂 si臋 wyraz dumy. To on by艂 tu teraz lairdem, g艂ow膮 rodu, d藕wigaj膮c od miesi膮ca na swych ramionach ca艂kowicie now膮 dla niego godno艣膰.

- Tak wi臋c przed paroma laty, po d艂ugim okresie ub贸stwa, wr臋cz n臋dzy spowodowanej nieurodzajem, zebrali艣my wreszcie nadzwyczaj obfite plony. Tymczasem bieda dotkn臋艂a pozosta艂e cz臋艣ci kraju. Edynburg i inne miasta prze偶ywa艂y trudno艣ci, jakie przez wiele lat by艂y naszym udzia艂em. Rz膮d postanowi艂 w贸wczas, 偶e musimy odda膰 w艂a艣ciwie wszystko, co mamy, pozostawiaj膮c sobie jedynie tyle, by nie umrze膰 z g艂odu. Odby艂 si臋 wielki zjazd, na kt贸rym zdecydowali艣my nie us艂ucha膰 rozkazu. Nasza niedola i g艂贸d trwa艂y zbyt d艂ugo. Dlatego niemal ca艂e plony zosta艂y ukryte przed wys艂annikami rz膮du. Urodzaj trwa艂 nadal i przez kilka kolejnych lat mieli艣my bogate zbiory. I znowu powt贸rzy艂a si臋 ta sama historia, mimo 偶e ju偶 nikt w kraju nie cierpia艂 biedy. Rz膮d grozi艂 nam represjami, ale teraz zbuntowali si臋 tak偶e ch艂opi. Nie zamierzali by膰 pos艂uszni, a nasz ojciec ich popar艂. Rz膮d wysy艂a艂 raz po raz swe oddzia艂y, kt贸re cho膰 post臋powa艂y brutalnie, niczego nie wsk贸ra艂y, nigdzie nie zdoby艂y zbo偶a, jedynie jeszcze bardziej podsyci艂y niech臋膰 do w艂adzy. Lud bowiem mia艂 swojego bohatera i przyw贸dc臋, kt贸ry by艂 or臋downikiem ich sprawy i kt贸ry ukrywa艂 ch艂op贸w 艣ciganych przez 偶o艂nierzy.

- To Roderick MacCullen - powiedzia艂a Helga.

- Tak. Ale偶 on by艂 uwielbiany! Gdyby艣 widzia艂a jego pogrzeb! Przysz艂y go po偶egna膰 ca艂e okoliczne wsie. A kondukt si臋ga艂 jak st膮d do jeziora! Tego dnia lud poprzysi膮g艂 schwyta膰 jego zab贸jc臋 i zg艂adzi膰 go bez s膮du. Ale teraz musimy przenie艣膰 si臋 troch臋 w czasie. Trzy lub cztery miesi膮ce temu rz膮d przys艂a艂 tu cz艂owieka, kt贸rego zadaniem jest sprawowanie kontroli nad nami, mieszka艅cami doliny. Je艣li chodzi o 艣rodki, dano mu, zdaje si臋, woln膮 r臋k臋. Wykszta艂cony w Londynie, ca艂膮 dusz膮 oddany w艂adzy, jest bezwzgl臋dny dla nas, chocia偶 wyr贸s艂 i wychowa艂 si臋 w tych stronach. Ma ze sob膮 czterech pozbawionych skrupu艂贸w ludzi, pos艂usznych ka偶demu jego rozkazowi. Szubienica nie stoi bynajmniej bezu偶yteczna. Z przykro艣ci膮 musz臋 wyzna膰, 偶e cz艂owiek ten jest moim bratem. Pewnie widzia艂a艣 ju偶 na dziedzi艅cu tych jego czterech chwat贸w?

- Takich ubranych na czarno? Tak, dw贸ch z nich - potwierdzi艂a.

Mordwin! Ten 艂otr, kt贸ry zabi艂 jej ojca i Rodericka MacCullena i kt贸ry kr膮偶y艂 teraz po lasach Doliny Aidana, nie zaznaj膮c spokoju.

- Ale mo偶e nie b臋d臋 ci臋 ju偶 m臋czy艂 tymi ponurymi opowie艣ciami. Zajmijmy si臋 lepiej tob膮! Na razie przedstawimy ci臋 wszystkim jako nasz膮 krewn膮 z Norwegii. Wybacz nam, ale chcieli艣my jeszcze troch臋 poczeka膰, zanim podamy do wiadomo艣ci, kim jeste艣 naprawd臋. To wymaga czasu. M贸j ojciec by艂 cz艂owiekiem wielce powa偶anym, dlatego nie chcieliby艣my zaszkodzi膰 jego imieniu zbyt pospiesznym dzia艂aniem.

- Oczywi艣cie, doskonale to rozumiem.

By艂y to mi艂e s艂owa, lecz Helga mia艂a niejasne przeczucie, 偶e to bynajmniej nie o dobre imi臋 ojca troszczy艂 si臋 jej brat.

W tej samej chwili wr贸ci艂a z kuchni lady Lynn i Corbred i usiedli przy nich. Kaw臋 podano na srebrnej tacy na obrotowym stoliku. Helga wci膮偶 nie mog艂a si臋 nadziwi膰 wszystkim nowym rzeczom, jakie przysz艂o jej tu pozna膰 w tak wielkiej liczbie.

Nie znana jej te偶 by艂a sztuka konwersacji. Odpowiada艂a szczerze i prostolinijnie na zadawane pytania, siedzia艂a inaczej ni偶 pozostali, spogl膮daj膮c na swoje r臋ce, kt贸re wydawa艂y jej si臋 ra偶膮co czerwone na tle ciemnobr膮zowej sukienki. Wcale nie czu艂a si臋 dobrze w tym domu. Ian by艂 wprawdzie mi艂y, ale pozosta艂a dw贸jka wywo艂ywa艂a w niej l臋k. Nie podoba艂y jej si臋 zw艂aszcza z艂e spojrzenia Corbreda, maj膮ce w sobie co艣 mrocznego, czego nie pojmowa艂a. By艂a bowiem bardzo niedo艣wiadczon膮 i jeszcze ca艂kiem naiwn膮 dziewczyn膮. Nie potrafi艂a skojarzy膰 taksuj膮cego wzroku eleganckiego 艣wiatowca z prostackimi umizgami ojczyma czy ordynarnymi zaczepkami, na jakie nara偶ona by艂a podczas podr贸偶y.

Z 艂atwo艣ci膮 dawa艂o si臋 zauwa偶y膰, 偶e jego zainteresowanie osob膮 Helgi dra偶ni lady Lynn. M艂oda dama spyta艂a nagle:

- Powiedz mi, czego ty w艂a艣ciwie od nas chcesz?

Helga spojrza艂a na ni膮 wyra藕nie zdezorientowana.

- Czy przyjecha艂a艣 tu po pieni膮dze?

- Lynn, przesta艅! - odezwa艂 si臋 Ian. - Przecie偶 wyja艣nia艂em ci...

- W t臋 histori臋 z rabusiami nie uwierzy艂am ani przez chwil臋! Czy偶 nie widzicie, jaka ona jest przebieg艂a w tej swojej niewinno艣ci? Tak po prostu przyjecha膰 tutaj i powo艂a膰 si臋 na pokrewie艅stwo a nami! Akurat teraz, kiedy ma by膰 dzielony spadek. To wprost nies艂ychane! A czy jest mi臋dzy wami jakie艣 podobie艅stwo? Wy wszyscy trzej macie ciemne w艂osy, arystokratyczne rysy...

- Przesadzasz, Lynn - powiedzia艂 艂agodnie Ian. - Nie widzia艂a艣 papier贸w. S膮 prawdziwe.

- Papiery, papiery! Po pierwsze, mog艂a je ukra艣膰 jakiej艣 innej dziewczynce, a po drugie, a po drugie, odda艂e艣 je przecie偶. Ty g艂upcze!

- Lynn ma racj臋 - wtr膮ci艂 Corbred.

- Na Jamesie mo偶na polega膰 - odpar艂 Ian, odstawiaj膮c g艂o艣no fili偶ank臋. - On przecie偶 wprost wielbi艂 ojca. Przeka偶e papiery osobie najbardziej kompetentnej, czyli naszemu rejentowi.

- Czasami jeste艣 tak naiwny, 偶e wprost wierzy膰 mi si臋 nie chce, i偶 jeste艣my bra膰mi! - prychn膮艂 Corbred.

Helga, pragn膮c przerwa膰 t臋 dyskusj臋, nie bez trudu opanowa艂a si臋 i rzek艂a:

- Nie mia艂am i nie mam 偶adnych innych zamiar贸w ni偶 uczyni膰 to, o co mnie proszono. Nic nie wiedzia艂am o 艣mierci mojego ojca, mia艂am nadziej臋, 偶e si臋 z nim spotkam, poniewa偶 tyle razy pyta艂 o mnie w listach i 偶yczy艂 sobie, 偶ebym przyjecha艂a.

Czy jej G艂os musia艂 dr偶e膰 tak wyra藕nie?

- To dlaczego my nic nie s艂yszeli艣my o tobie do tej pory? - spyta艂 Corbred.

- Nie wiem... - odpowiedzia艂a Helga bezradnie.

Lynn pochyli艂a si臋 do przodu. Jej przymru偶one oczy b艂yszcza艂y z艂owrogo.

- Je艣li liczy艂a艣 na pieni膮dze, to si臋 przeliczy艂a艣. Bo jedyne, co tu mo偶na odziedziczy膰 to ziemia i w艂adza. Ale przed tob膮 s膮 jeszcze w kolejno艣ci trzej m臋偶czy藕ni.

Helga czu艂a, jak w obliczu tego poni偶aj膮cego pom贸wienia o chciwo艣膰 i 偶膮dz臋 pieni臋dzy ogarnia j膮 w艣ciek艂o艣膰. Staraj膮c si臋 zachowa膰 spok贸j, rzek艂a stanowczo:

- Czy nie rozumiecie, 偶e ja naprawd臋 niczego nie chce? Nie potraficie sobie wyobrazi膰, jak mo偶e si臋 czu膰 kto艣, kto opuszcza sw贸j dom i zostaje przyj臋ty z podejrzliwo艣ci膮. Gdybym tylko mia艂a si臋 gdzie podzia膰, wyjecha艂abym st膮d, nie czekaj膮c ani chwili. Ale na podr贸偶 tutaj wyda艂am ostatnie pieni膮dze matki, poza tym nikt nigdzie na mnie nie czeka.

- Jakie to wzruszaj膮ce! - b膮kn臋艂a lady Lynn. - Ale jak s艂ysz臋, nie zapominasz o pieni膮dzach.

Obaj m臋偶czy藕ni siedzieli w milczeniu. Po chwili odezwa艂 si臋 Ian:

- Mogliby艣my za艂atwi膰 ci co艣 w Glasgow albo jeszcze lepiej Londynie, przecie偶 znasz troch臋 angielski. Mo偶e mog艂aby艣 s艂u偶y膰 w jakim艣 lepszym domu lub zdoby膰 wykszta艂cenie.

- 艢wietny pomys艂, Ianie! - wtr膮ci艂 Corbred. - Spr贸buj臋 skontaktowa膰 si臋 z paroma osobami ju偶 jutro. Wiem, 偶e potrzebna jest im pomoc w domu. No, moi drodzy, zrobi艂o si臋 troch臋 p贸藕no...

Nie spytawszy Helgi o zdanie, zako艅czyli rozmow臋. A ona z prawdziw膮 ulg膮 mog艂a wreszcie wr贸ci膰 do swojej ma艂ej izdebki.

Id膮c do siebie natkn臋艂a si臋 na dw贸ch ubranych na czarno m臋偶czyzn, kt贸rzy szli po schodach na d贸艂. Kroczyli sztywni jak pos膮gi, jedynie w chwili gdy przechodzili obok Helgi skierowali w jej stron臋 surowe i tak przenikliwe spojrzenia, 偶e dziewczynie a偶 ciarki przesz艂y po plecach. Gdy j膮 min臋li, odwr贸ci艂a si臋; wiod膮c za nimi wzrokiem do samego wyj艣cia, dostrzeg艂a, 偶e na twarzy Iana pojawi艂 si臋 na ich widok l臋k.

Z艂owieszcze stra偶e odbywa艂y sw贸j wieczorny obch贸d.

W nocy Helga obudzi艂a si臋 znienacka. Nie wiedzia艂a, co wytraci艂o j膮 ze snu, ale usiad艂a na 艂贸偶ku i zacz臋艂a nas艂uchiwa膰.

Co艣 jednak si臋 dzia艂o!

Tak... na pewno, znowu co艣 us艂ysza艂a.

S艂abe skrzypienie i zgrzyt metalu. Kto艣 pr贸bowa艂 otworzy膰 jej drzwi!

Zdo艂a艂a zapanowa膰 nad pierwszym odruchem, nakazuj膮cym zapyta膰 鈥濳to tam鈥? Ktokolwiek by to by艂, i tak by nie odpowiedzia艂. Zosta艂a wi臋c w 艂贸偶ku i wpatrywa艂a si臋 w klamk臋, kt贸rej prawie nie widzia艂a w ciemno艣ci.

呕eby tylko haczyk wytrzyma艂! By艂 taki ma艂y.

Kto艣 nacisn膮艂 klamk臋.

G艂uchy odg艂os.

Bo偶e, spraw, 偶eby wytrzyma艂!

Na szcz臋艣cie ten, kto usi艂owa艂 otworzy膰 drzwi, szybko zrezygnowa艂. Ostro偶ne kroki na korytarzu oddala艂y si臋 coraz bardziej.

Helga odetchn臋艂a z ulg膮. Zatem by艂 to kto艣, kto stara艂 si臋 ukry膰 swoje poczynania.

Czy to stra偶nicy? Raczej nie. Oni nie poprzestaliby na takiej pr贸bie. Je艣li natrafiliby na op贸r, u偶yliby przemocy. Przynajmniej tyle da艂o si臋 wyczyta膰 z ich surowych twarzy.

Nie, to z pewno艣ci膮 musia艂 by膰 kto艣 inny.

Ale czego m贸g艂 od niej chcie膰? By艂a przecie偶 dok艂adnie tak niewinna, na jak膮 wygl膮da艂a: niedo艣wiadczona dziewczyna z norweskiej wsi.

Westchn臋艂a. Obieca艂a matce, 偶e napisze do niej od razu po dotarciu na miejsce.

Doskonale zdawa艂a sobie spraw臋 z tego, 偶e matka jest niespokojna! Ale co mia艂a jej napisa膰?

呕e ojciec nie 偶yje, zamordowany przez jakiego艣 艂otra? 呕e ma trzech starszych braci - o czym matka w og贸le nie wie - i szwagierk臋, i 偶e oni wszyscy woleliby, 偶eby Helga si臋 st膮d wynios艂a? 呕e jeden jedyny cz艂owiek, jaki okaza艂 jej 偶yczliwo艣膰, uwa偶a j膮 za bezmy艣ln膮 i szalon膮?

Nie, musi poczeka膰 z tym listem przynajmniej jeden dzie艅. A偶 b臋dzie mia艂a jakie艣 dobre wiadomo艣ci.

Le偶a艂a zwini臋ta w k艂臋bek - w obcym 艂贸偶ku, w obcym domu, gdzie nie by艂a bynajmniej mile widziana; czu艂a si臋 opuszczona i zagubiona. Ale co te偶 ona mog艂a znale藕膰 dobrego do przekazania tego nast臋pnego dnia?

I tak zasn臋艂a, nie przeczuwaj膮c nawet, 偶e jej przybycie stanie si臋 impulsem wyzwalaj膮cym tak d艂ugo i trwo偶nie oczekiwany wybuch w udr臋czonej Dolinie Aidana.

ROZDZIA艁 IV

Nast臋pne popo艂udnie nie przynios艂o niczego interesuj膮cego. Helga sp臋dzi艂a je wa艂臋saj膮c si臋 po pustych korytarzach. Gospodarze znowu gdzie艣 znikn臋li, prawdopodobnie rozjechali si臋 w r贸偶nych sprawach po ca艂ym maj膮tku, s艂u偶ba za艣, m贸wi膮ca w wi臋kszo艣ci tylko po szkocku, jedynie u艣miecha艂a si臋 偶yczliwie do niej.

Nowo przyby艂y go艣膰 nauczy艂 si臋 ju偶 odnajdywa膰 w艂a艣ciw膮 drog臋 po艣r贸d labiryntu korytarzy, schod贸w i komnat siedziby rodu. Zamieszkane cz臋艣ci domu by艂y przytulne, mia艂y pomalowane na bia艂o 艣ciany i ciemne, wywoskowane do po艂ysku drewniane pod艂ogi, na kt贸rych le偶a艂y przepyszne dywany. Ale znajdowa艂o si臋 tam te偶 wiele zamkni臋tych pomieszcze艅, wiele mrocznych k膮t贸w i zakamark贸w oraz ca艂e poddasze, gdzie stare paj臋czyny wisia艂y w powybijanych oknach i gdzie wszelkiego rodzaju rupiecie i 艣mieci pi臋trzy艂y si臋 niczym pos膮gi widm.

Helga, rozleniwiona gnu艣n膮 bezczynno艣ci膮, wraca艂a do swego pokoju. Akurat mia艂a otworzy膰 drzwi, gdy us艂ysza艂a, 偶e kto艣 j膮 wo艂a.

W ko艅cu korytarza sta艂 jaki艣 m臋偶czyzna, oparty r臋k膮 o 艣cian臋. Nie zna艂a go, lecz widz膮c jego str贸j, domy艣li艂a si臋 od razu, z kim ma do czynienia. Od st贸p do g艂贸w ubrany by艂 na czarno, co prawdopodobnie mia艂o przydawa膰 dramatyzmu jego wygl膮dowi. To jeden z czterech stra偶nik贸w, kt贸rych s艂u偶膮ca nazwa艂a 鈥瀞艂ugami diab艂a鈥; Helga uzna艂a to okre艣lenie za wyj膮tkowo trafne.

Skin膮艂 na ni膮.

Dziewczyna zawaha艂a si臋. Strach przed nim, a tak偶e oburzenie wywo艂ane jego nieuprzejmym zachowaniem podpowiada艂y jej, 偶e wbrew wpojonemu jej w rodzinnym domu poszanowaniu dla starszych nie powinna go pos艂ucha膰.

Nie odwa偶y艂a si臋 jednak sprzeciwi膰. A mo偶e chcia艂 od niej co艣 wa偶nego?

Im bardziej si臋 do niego zbli偶a艂a, tym silniejsza stawa艂a si臋 jej niech臋膰. M臋偶czyzna nie by艂 jednym z tych, kt贸rych wcze艣niej spotka艂a na schodach, prawdopodobnie wymienili si臋 na s艂u偶bie. Ten nie wygl膮da艂 ju偶 na m艂odego, a jego cia艂o nosi艂o wyra藕nie oznaki fizycznego upadku: byczy kark by艂 raczej obro艣ni臋ty t艂uszczem, a nie silny, oczy za艣 wygas艂e i zimne. Czarny str贸j wygl膮da艂 na nim jak 藕le dopasowane przebranie.

Zatrzyma艂a si臋 par臋 metr贸w przed nim.

- Podejd藕 tu! - nakaza艂. - No, ruszaj si臋!

Oci膮gaj膮c si臋, Helga podesz艂a bli偶ej.

- S艂uchaj no! - szepn膮艂, 艣ciskaj膮c j膮 za rami臋. - Mo偶e wejdziesz, co?

Ostro偶nym ruchem Helga uwolni艂a si臋 z uchwytu.

- Po co?

- Wejd藕, zobaczysz!

Bez dalszych ceregieli m臋偶czyzna wepchn膮艂 j膮 do pokoju, kt贸ry do z艂udzenia przypomina艂 jej w艂asny. Helga odwr贸ci艂a si臋.

- Czego chcecie ode mnie? - spyta艂a nieco agresywnie, 偶eby ukry膰 strach.

- Tylko spokojnie! - powiedzia艂. - 殴le tu posprz膮ta艂a艣!

- Ja nie sprz膮tam pokoj贸w.

- Nie sprz膮tasz? - powt贸rzy艂 drwi膮co, jakby wiedzia艂 o tym od pocz膮tku. - No, ale skoro ju偶 tu jeste艣my...

Helga dygota艂a na ca艂ym ciele. Doskonale zna艂a ten ton i spojrzenie... Od razu przypomnia艂 jej si臋 ojczym. Zrozumia艂a, 偶e znowu okaza艂a si臋 przera偶aj膮co naiwna i bezwolna, jak zwykle bowiem uwierzy艂a w czyste zamiary drugiego cz艂owieka.

M臋偶czyzna sta艂 przed drzwiami, uniemo偶liwiaj膮c jej wyj艣cie z pokoju.

Helga nie nale偶a艂a do os贸b pewnych siebie, nie potrafi艂a zachowa膰 zimnej krwi z trudnym po艂o偶eniu. Dr偶膮cymi ustami wyszepta艂a:

- Wypu艣膰cie mnie, prosz臋!

M臋偶czyzna roze艣mia艂 si臋 szyderczo.

- Tylko tak m贸wisz, a naprawd臋 chcesz czego innego.

Gdy jego d艂onie dotkn臋艂y cia艂a dziewczyny, na jej twarzy odmalowa艂 si臋 wyraz obrzydzenia. Dostrzeg艂szy to, m臋偶czyzna chwyci艂 j膮 brutalnie za ramiona i pchn膮艂 na 艂贸偶ko.

- B臋d臋 krzycze膰! - ostrzeg艂a przera偶ona Helga.

- A krzycz sobie! Nie ma tu nikogo poza moimi kompanami. A inni s艂u偶膮cy nie odwa偶膮 si臋 nawet pisn膮膰 s艂贸wka.

Jego odra偶aj膮ca, cuchn膮ca twarz znalaz艂a si臋 bardzo blisko niej. R臋ce rozrywa艂y jej ubranie.

Helga, ogarni臋ta strachem, odwa偶y艂a si臋 na desperacki krok.

- Mylicie si臋, ja nie jestem s艂u偶膮c膮 - sykn臋艂a. - Je艣li mnie tkniecie, powiem o tym moim braciom!

- Braciom? Jakim braciom? Przecie偶 ty nie jeste艣 nawet Szkotk膮! - szydzi艂 pogardliwie.

Szarpn臋艂a si臋 z zapami臋taniem, staraj膮c si臋 uwolni膰 z jego obj臋cia.

- Moi bracia... nazywaj膮 si臋 Ian i Corbred MacDunn - wycedzi艂a przez z臋by. - I Mordwin!

Poskutkowa艂o. Napastnik otworzy艂 szeroko usta, zupe艂nie oszo艂omiony.

- K艂amiesz - powiedzia艂 bez przekonania.

- To sam ich spytaj!

M臋偶czyzna, rzuciwszy jakie艣 d艂ugie, mocne przekle艅stwo, podni贸s艂 si臋 wreszcie.

- S艂ysza艂em, jak ludzie gadali co艣 takiego - wymamrota艂. - Nikomu nic nie powiesz, co?

Helga zerwa艂a si臋 na r贸wne nogi, zanim jego oci臋偶a艂y m贸zg zd膮偶y艂 oswoi膰 si臋 z zaskakuj膮c膮 nowin膮. Niczym b艂yskawica wypad艂a z pokoju, zbieg艂a na d贸艂 do hallu, a potem na dw贸r, na 艣wie偶e powietrze.

Dopiero gdy znalaz艂a si臋 daleko od posiad艂o艣ci, nad brzegiem jeziora, zatrzyma艂a si臋 i odetchn臋艂a z ulga.

Obejrza艂a si臋 za siebie ku Aidan鈥檚 Broch. Od tej strony nigdy jeszcze nie widzia艂a posiad艂o艣ci. Dopiero teraz zauwa偶y艂a, jaka by艂a ogromna, pi臋kna i doskonale zaprojektowana. D艂ugie, bia艂e zabudowania o czarnych dachach wplata艂y si臋 harmonijnie w krajobraz, wznosz膮c si臋 dostojnie na tle zamglonych niebieskozielonych wzg贸rz. Widzia艂a tak偶e wiosk臋, wype艂niaj膮c膮 r贸wnin臋 a偶 po Aidan鈥檚 Broch, rozpo艣cieraj膮c膮 si臋 wysoko a偶 po sam las.

W miejscu, gdzie sta艂a, brzeg by艂 ca艂kowicie go艂y. Dopiero troch臋 dalej w wod臋 wrzyna艂 si臋 poro艣ni臋ty drzewami cypel. Poniewa偶 Helga pragn臋艂a znale藕膰 si臋 jak najdalej od Aidan鈥檚 Broch, posz艂a w tamt膮 stron臋, staraj膮c si臋 zapomnie膰 o nieprzyjaznym epizodzie.

Bardzo szybko dotar艂a do ma艂ej zatoczki, w kt贸rej panowa艂a cudowna cisza. Chocia偶 Helga by艂a bardzo cienko ubrana, wcale nie czu艂a zimna. Na pla偶y le偶a艂a odwr贸cona do g贸ry dnem 艂贸d藕 niczym melancholijne wspomnienie ciep艂ych, szcz臋艣liwych letnich miesi臋cy sprzed wielu lat.

Usiad艂a na niej, wyg艂adzi艂a starannie sw膮 ciemn膮 sp贸dnic臋 i z艂o偶y艂a r臋ce na kolanach.

Co ona, u licha, ma teraz pocz膮膰 ze swoim 偶yciem? Co ma do roboty tu, w Aidan鈥檚 Broch?

Gdy siedzia艂a tak, zatopiona w ponurych my艣lach, nagle wyrwa艂 j膮 z odr臋twienia jaki艣 g艂os.

- Ty mnie chyba prze艣ladujesz?

Dziewczyna obejrza艂a si臋 gwa艂townie. Za ni膮 sta艂 on, ten, kt贸ry bezustannie niepokoi艂 j膮 w my艣lach - sta艂 oparty o d膮b, przygl膮daj膮c si臋 jej z kwa艣n膮 min膮.

- Nie... mia艂am poj臋cia, 偶e wy te偶 tu jeste艣cie - wyb膮ka艂a tak zmieszana, 偶e podnios艂a si臋 nawet, 偶eby dygn膮膰 przed nim, lecz na szcz臋艣cie w ostatniej chwili si臋 zreflektowa艂a i ponownie usiad艂a. - Nie zamierza艂am...

- Wiem - odpar艂 kr贸tko. 呕artowa艂em tylko.

艢wiadoma tego, 偶e jej policzki pokry艂y si臋 p膮sem, spyta艂a nie艣mia艂o:

- Mo偶e usi膮dziecie tu przy mnie?

O od razu po偶a艂owa艂a swych s艂贸w.

M臋偶czyzna pokr臋ci艂 g艂owa.

- Nie mog臋 wychodzi膰 na otwart膮 przestrze艅.

Ale przycupn膮艂 na przewr贸conym pniu drzewa. Czyli chcia艂 jednak zosta膰. Helga przez chwil臋 nie wiedzia艂a, co pocz膮膰, p贸ki on nie da艂 jej znaku r臋k膮, aby przysiad艂a si臋 do niego. Nie chcia艂a sprawi膰 wra偶enia zbyt mu pos艂usznej.

Pie艅 by艂 tak wysoki, 偶e z pewno艣ci膮 nie zdo艂a艂aby si臋 na niego wspi膮膰, przykucn臋艂a wi臋c na kamieniu u boku m臋偶czyzny, nie maj膮c jednak odwagi spojrze膰 w jego stron臋.

- No i co? Jak ci si臋 wiedzie? - spyta艂.

- Czy ja wiem... Nie zd膮偶y艂am jeszcze na dobre si臋 rozpatrze膰. Wszystko jest takie nowe.

Gdy Helga zerkn臋艂a na swoje d艂onie, zauwa偶y艂a, 偶e ma brudne paznokcie - prawdopodobnie pobrudzi艂y si臋 od tej starej 艂odzi. Szybko schowa艂a r臋ce.

- Dzi臋kuj臋 wam za pomoc w tamt膮 noc - powiedzia艂a szeptem.

- Rozpozna艂a艣 mnie?

- Macie bardzo wyj膮tkowy g艂os.

- Nie wiedzia艂em.

Zapad艂o niezr臋czne milczenie. Helga patrzy艂a na jego d艂o艅 spoczywaj膮c膮 na kolanie tu偶 obok jej twarzy. R臋ka by艂a opalona i silna i wywo艂a艂a w dziewczynie nieprzeparte pragnienie, by oprze膰 na niej policzek. Ciekawe, co by powiedzia艂, gdyby to zrobi艂a?

Ale oczywi艣cie siedzia艂a nadal bez ruchu.

- No? - ponagla艂 j膮. - Co powiedzieli w Aidan鈥檚 Broch, kiedy si臋 tam zjawi艂a艣?

Helga u艣miechn臋艂a si臋 nieznacznie.

- Byli bardzo zaskoczeni.

- Ale ucieszyli si臋 chyba?

Zastanowiwszy si臋 nad tym, co j膮 do tej pory spotka艂o, powiedzia艂a ostro偶nie:

- My艣l臋, 偶e nie. W ka偶dym razie lady Lynn na pewno si臋 nie ucieszy艂a.

- Lady Lynn! - wykrzykn膮艂 pogardliwie. - No tak, jestem w stanie to sobie wyobrazi膰. Nie pojmuj臋, jak Ian m贸g艂 by膰 tak g艂upi, 偶eby si臋 z ni膮 o偶eni膰.

- To przecie偶 zrozumia艂e, 偶e chcia艂 mie膰 偶on臋, a ona jest bardzo szykowna - powiedzia艂a Helga.

- Ma艂偶e艅stwo to w og贸le niepoj臋ta dla mnie rzecz - rzek艂 przekornie. - Jak mo偶na wytrzyma膰 z kobiet膮 w domu przez ca艂y dzie艅 i noc. Co艣 takiego nie mie艣ci mi si臋 w g艂owie. Kobiety to takie puste, rozgdakane kwoki!

Helg臋 troch臋 rozz艂o艣ci艂o i rozczarowa艂o to kategoryczne stwierdzenie.

- 呕ona mo偶e znaczy膰 bardzo wiele da m臋偶czyzny - o艣wiadczy艂a z opanowaniem. - Czy m臋偶czy藕ni nie potrzebuj膮 kogo艣, z kim czasami mogliby porozmawia膰?

- Mog臋 rozmawia膰 ze swoimi przyjaci贸艂mi.

- Nie to mam na my艣li. Przecie偶 istnieje masa rzeczy, o kt贸rych nie rozmawia si臋 z przyjaci贸艂mi. Chodzi o to, 偶eby mie膰 obok siebie kogo艣, kto zawsze si臋 o nas troszczy... Je艣li, na przyk艂ad, obawiamy si臋 staro艣ci lub cierpienia albo je艣li co艣 nam si臋 nie powiedzie. Czy te偶 je艣li ma si臋 wrog贸w. 呕ona potrafi zrozumie膰 co艣 takiego, pom贸c i by膰 oparciem. Umie r贸wnie偶 towarzyszy膰 m臋偶owi w jego marzeniach i my艣lach, dodawa膰 mu otuchy. Bo go kocha.

Jej rozm贸wca siedzia艂 jaki艣 czas w milczeniu, a potem spyta艂:

- I ty w to wierzysz? Mam brata, u kt贸rego w domu jest prawdziwe piek艂o. Jeden B贸g wie, ile razy musia艂em prosi膰 jego 偶on臋, 偶eby posz艂a do...

Znowu zamilk艂, po chwili za艣 rzek艂:

- A moja ciotka wrzeszczy i wy偶ywa si臋 na swoim m臋偶u od rana do wieczora. Ani jeden z moich przyjaci贸艂 nie jest szcz臋艣liwy w ma艂偶e艅stwie. We藕my Jocha. Ma 艣liczn膮 偶on臋. Ale spr贸buj wydoby膰 z niej cho膰by jedno rozs膮dne zdanie! Ona potrafi tylko chichota膰 albo papla膰 o jedzeniu, strojach i niczym wi臋cej.

- Codzienne 偶ycie dla wi臋kszo艣ci ludzi to tak偶e jedzenie i ubranie - wtr膮ci艂a Helga. - Wy te偶 uznacie kiedy艣, 偶e mi艂o jest mie膰 kogo艣, z kim mo偶na porozmawia膰 nawet o takich zwyk艂ych rzeczach.

Westchn膮艂, nie poddaj膮c si臋.

- Popatrz tylko na siebie! My艣lisz pewnie, 偶e jeste艣 wyj膮tkowo m膮dra! Jeszcze nigdy nie widzia艂em kogo艣 tak bezradnego. Uwa偶asz, 偶e mo偶esz by膰 podpor膮 m臋偶czyzny? I przynosi膰 mu rado艣膰? Mo偶e tylko w 艂贸偶ku. To chyba jedyna rzecz, do jakiej si臋 nadajesz!

- Nie macie prawa os膮dza膰 mnie tak pochopnie. Mo偶e jestem g艂upia i naiwna, ale istnieje te偶 co艣 takiego, co nazywa si臋 lojalno艣ci膮. Gdybym wysz艂a za m膮偶, da艂abym m臋偶czy藕nie wszystko, co mam.

- Nie - zaprotestowa艂, podnosz膮c si臋 z pnia. - Mo偶na liczy膰 na lojalno艣膰 przyjaci贸艂, ale nie na lojalno艣膰 kobiety.

- Uwa偶am, 偶e wprost przeciwnie - odpar艂a Helga, patrz膮c w ziemi臋 i nie maj膮c odwagi podnie艣膰 na niego wzroku. - Nie wiem, czego do艣wiadczyli艣cie w waszym 偶yciu, ale...

- Napatrzy艂em si臋 niema艂o na moich przyjaci贸艂. A kobiety mo偶na mie膰 zawsze, nie trzeba si臋 od razu z nimi 偶eni膰!

Nim zd膮偶y艂a zareagowa膰 na jego s艂owa, przycisn膮艂 j膮 do drzewa w spos贸b, kt贸ry jednoznacznie zdradza艂 jego zamiary. Helga, do tej pory zdolna jeszcze panowa膰 nad sob膮, poczu艂a si臋 w tej chwili tak nieopisanie zawiedziona, 偶e, zamkn膮wszy oczy, wybuch艂a pe艂nym desperacji szlochem.

- Nie, prosz臋, nie! I wy te偶? Czy tylko tego mo偶e szuka膰 m臋偶czyzna u kobiety? Mam ju偶 do艣膰 op臋dzania si臋 od natr臋tnych r膮k. Dom musia艂am opu艣ci膰 w艂a艣nie z powodu takiej odra偶aj膮cej historii, w drodze musia艂am wci膮偶 mie膰 si臋 na baczno艣ci, a dzisiaj rzuci艂 si臋 na mnie jeden z tych tajemniczych stra偶nik贸w z Aidan鈥檚 Broch. Na szcz臋艣cie uda艂o mi si臋 wymkn膮膰 i uciec tutaj, 偶eby znale藕膰 troch臋 spokoju i ciszy. Ale i od was nie spotyka mnie nic innego! A ja tak was podziwia艂am! Teraz nic mi ju偶 nie zosta艂o.

W miar臋 jak niemal偶e jednym tchem wyrzuca艂a z siebie te s艂owa, m臋偶czyzna powoli zwalnia艂 u艣cisk. Jego twarz wr臋cz skamienia艂a, prawdopodobnie nie艂atwo mu by艂o znie艣膰 por贸wnanie z pospolitymi stra偶nikami.

- Naprawd臋 my艣la艂a艣, 偶e chc臋 ci臋 wykorzysta膰? - spyta艂, a jego oczy straci艂y wszelki wyraz. - Chcia艂em ci臋 tylko przestraszy膰, zobaczy膰, jak zareagujesz.

- 呕artujecie sobie ze mnie - powiedzia艂a cicho. - No i co, zareagowa艂am tak, jak si臋 spodziewali艣cie? Chyba tak, przecie偶 taka ze mnie g艂upia g臋艣.

- Nie - odpar艂. - Nie zareagowa艂a艣 tak, jak si臋 spodziewa艂em. Przyznaj臋, 偶e post膮pi艂em niegodziwie. Przepraszam!

- Ju偶 dobrze - szepn臋艂a.

- Chcia艂bym, 偶eby艣 o tym zapomnia艂a - poprosi艂 b艂agalnym tonem. - Nie wiesz, co si臋 za tym kryje, a ja nie mog臋 ci tego wyja艣ni膰. Ale naprawd臋 szczerze 偶a艂uj臋.

- Nie ma o czym m贸wi膰 - odrzek艂a. - My艣l臋, 偶e za ma艂o znamy si臋 nawzajem, i dlatego oboje pope艂nili艣my b艂膮d.

Jej s艂owa sprawi艂y mu wyra藕ny b贸l, wyzna艂a przecie偶, 偶e si臋 na nim zawiod艂a.

Nie pr贸bowa艂 si臋 jednak broni膰. Odsun膮艂 si臋 dalej, z wyrazem zm臋czenia i goryczy na twarzy.

- Chyba lepiej b臋dzie, je艣li ju偶 wr贸cisz - o艣wiadczy艂 oboj臋tnym g艂osem. - Mog膮 zacz膮膰 ci臋 szuka膰 po ca艂ej wsi, a to nie by艂oby dobre.

- Chyba tak. - Pr贸bowa艂a zdoby膰 si臋 na nieznaczny cho膰by u艣miech. - Powodzenia!

M臋偶czyzna skin膮艂 od niechcenia g艂ow膮, a ona ruszy艂a przed siebie wzd艂u偶 brzegu.

W pewnej chwili obejrza艂a si臋 za siebie. Ujrza艂a w贸wczas, 偶e m臋偶czyzna podszed艂 do d臋bu. Chocia偶 by艂 odwr贸cony do niej plecami, doskonale wiedzia艂a, jak w odruchu bezsilnej rozpaczy kilka razy uderzy艂 zaci艣ni臋t膮 pi臋艣ci膮 w pie艅 drzewa.

Dlaczego? zastanawia艂a si臋. Z jakiego powodu to robi?

Ale gdy tak sz艂a powoli w kierunku Aidan鈥檚 Broch, u艣wiadomi艂a sobie jedno: niezale偶nie od tego, jakby si臋 wobec niej zachowa艂 i do jakiego stopnia by艂by arogancki, nie zmieni to jej stosunku do niego. Bo chocia偶 nie mog艂a zrozumie膰 post臋powania tego m臋偶czyzny, widzia艂a wyra藕nie, 偶e co艣 go dr臋czy. Mo偶e nie umie poradzi膰 sobie z samym sob膮 i z tym wszystkim, co dzieje si臋 w Aidan鈥檚 Broch?

W bramie spotka艂a Jamesa, kt贸ry wyszed艂 jej naprzeciw.

- Ale panienka nap臋dzi艂a mi strachu! Nikt nie wiedzia艂, gdzie si臋 panienka podziewa.

- Posz艂am si臋 przej艣膰 nad jezioro - odpar艂a Helga z zarumienionymi policzkami.

W oczach ochmistrza rozb艂ys艂 jasny p艂omyk 艣wiat艂a.

- Chwa艂a Bogu! - wyrwa艂o mu si臋 z piersi.

- Co to znaczy? - rzuci艂a zaciekawiona.

- Nie, nie, nic takiego.

- Prosz臋, powiedzcie mi!

James rozejrza艂 si臋 woko艂o, po czym spyta艂 przyt艂umionym g艂osem:

- Spotka艂a tam panienka kogo艣?

Helga zawaha艂a si臋 chwil臋:

- Tak, spotka艂am.

M臋偶czyzna u艣miechn膮艂 si臋:

- To teraz rozumiem, dlaczego on tak si臋 spieszy艂!

- Co takiego? Teraz ja nie rozumiem...

- Wybra艂em si臋 do lasu, 偶eby porozmawia膰 z pewnym m艂odym cz艂owiekiem. I nagle, ca艂kiem nieoczekiwanie, on m贸wi do mnie: 鈥濸rzepraszam, James!鈥, zrywa si臋 i p臋dzi niczym b艂yskawica w d贸艂 przez las, nad jezioro.

Helga sz艂a do swego pokoju jak og艂uszona. A wiec to nie ona prze艣ladowa艂a jego, jak twierdzi艂, lecz on, ca艂kiem 艣wiadomie, stara艂 si臋 j膮 znale藕膰!

呕eby j膮 zrani膰, wydrwi膰 i poni偶y膰?

Biedna Helga, niczego nie rozumia艂a.

Kochany James! On jedyny okazywa艂 jej 偶yczliwo艣膰. Bez niego nie zdo艂a艂aby znie艣膰 tego wszystkiego. Chcia艂a wierzy膰, 偶e jego zachowanie by艂o czym艣 wi臋cej ni偶 zawodow膮 uprzejmo艣ci膮 ochmistrza.

Wyjrza艂a przez okno na dziedziniec.

Znowu ci wartownicy; stali przed budynkiem, w kt贸rym musieli chyba mieszka膰. Helga patrzy艂a na nich z odraz膮. Gdy ujrza艂a m臋偶czyzn臋, kt贸ry rzuci艂 si臋 dzi艣 na ni膮, mia艂a nieprzepart膮 ochot臋 splun膮膰 na niego z g贸ry.

Jedna ze s艂u偶膮cych przechodzi艂a w艂a艣nie obok nich z wiadrem pomyj. T艂usty wartownik powiedzia艂 co艣 do niej i klepn膮艂 j膮 w po艣ladek. Chlu艣nij mu tymi pomyjami prosto w twarz! pomy艣la艂a Helga. Ale dziewczyna odpowiedzia艂a na zaczepki zalotnym chichotem i nie stawiaj膮c oporu, da艂a si臋 wci膮gn膮膰 do 艣rodka budynku.

Helga z grymasem obrzydzenia odwr贸ci艂a si臋 od okna.

Wszystko jest takie ohydne, zepsute i wstr臋tne.

Pragn臋艂a st膮d uciec, nie zosta艂o jej nic, co dawa艂oby nadziej臋 i o czym mog艂aby marzy膰. Wydawa艂o si臋, 偶e ca艂a ta dolina zatruta jest jakim艣 osobliwym z艂em, kryj膮cym si臋 w lasach Aidan鈥檚 Broch albo za drzwiami wiejskich domostw. A mo偶e gdzie艣 jeszcze dalej w dolinie?

Z niecierpliwym westchnieniem przeci膮gn臋艂a si臋 i wysz艂a na korytarz. Nigdzie nie mog艂a sobie znale藕膰 miejsca. Owo dziwne spotkanie z tym m艂odym m臋偶czyzn膮, kt贸ry pierwszej nocy wyda艂 si臋 jej wyj膮tkowo pi臋kny i mi艂y, a teraz sta艂 si臋 taki nieprzyjemny, wytr膮ci艂o j膮 ca艂kowicie z r贸wnowagi. Czu艂a si臋 nieszcz臋艣liwa i zagubiona, szuka艂a po omacku jakiego艣 punktu oparcia i wskaz贸wki, w kt贸r膮 stron臋 powinna si臋 zwr贸ci膰. Sama 偶yczliwo艣膰 Jamesa - to za ma艂o.

Zbli偶y艂a si臋 do okienka w du偶ym korytarzu, ale obraz wzg贸rza z tkwi膮c膮 na nim szubienic膮 nie doda艂 jej bynajmniej otuchy.

Wisielec zosta艂 ju偶 zdj臋ty i przycich艂o przera藕liwe pokrzykiwanie kruk贸w. Nienawidzi艂a a偶 do b贸lu tego widoku szubienicy, tego symbolu z艂a panuj膮cego w Dolinie Aidana. Mia艂a wra偶enie, 偶e wszyscy tutaj post臋puj膮 samowolnie, nawet jej w艂asny ojciec, kt贸ry sprzeciwi艂 si臋 w艂adzy i odm贸wi艂 pomocy g艂oduj膮cym miastom. Mimo wszystko rz膮dz膮cy nie mieli prawa wysy艂a膰 tu kogo艣 takiego jak Mordwin, kt贸ry na w艂asn膮 r臋k臋 wymierza艂 sprawiedliwo艣膰 swoim ziomkom, wieszaj膮c ich!

Na my艣l o tym, ze jest przyrodni膮 siostr膮 takiego cz艂owieka, ogarn臋艂a j膮 gorycz i bezsilno艣膰, kt贸re nagle przerodzi艂y si臋 w niezwyk艂膮, rozpieraj膮c膮 j膮 si艂臋 woli. Ow艂adni臋ta ni膮, ruszy艂a jak szalona przed siebie, znalaz艂a na dziedzi艅cu drewutni臋, chwyci艂a siekier臋 i pi艂臋, po czym zacz臋艂a wdrapywa膰 si臋 na wysokie zbocze, zwie艅czone szubienic膮. M臋偶czy藕ni uk艂adaj膮cy drewno w stosy wo艂ali za ni膮 zdumieni, ale ona nie zwraca艂a na nich uwagi.

Nie zdaj膮c sobie z tego sprawy, zawsze cicha i pos艂uszna, poczu艂a nagle, 偶e ma do艣膰, i oto ca艂y t艂umiony dotychczas protest przeciwko wszelkiej niesprawiedliwo艣ci znalaz艂 uj艣cie w pot臋偶nym wybuchu.

Jej wyprawa nie pozosta艂a nie zauwa偶ona. Mieszka艅cy wioski przystawali grupkami lub wygl膮dali przez okna, a z dziedzi艅ca posiad艂o艣ci James wyl臋knionym wzrokiem 艣ledzi艂 jej kroki.

Helga dotar艂a na szczyt g贸ry. Stara艂a si臋 nie patrze膰 na ziemi臋, na kt贸rej widoczne by艂y 艣lady tego, co si臋 tu wydarzy艂o, zwr贸ci艂a oczy na odra偶aj膮c膮 drewnian膮 konstrukcj臋, wznosz膮c膮 si臋 ku niebu. Sznur wci膮偶 jeszcze wisia艂, jakby w oczekiwaniu na nast臋pn膮 ofiar臋.

- O, nie! - wykrzykn臋艂a Helga. - Nie b臋dzie nikogo nast臋pnego! W ka偶dym razie nie tutaj!

- Panie, miej mnie w opiece! - powiedzia艂 ch艂opak przy szopie z drewnem. - Ta ma艂a wymachuje siekier膮 jak prawdziwy ch艂op!

Helga mia艂a wpraw臋 w r膮baniu drewna. A na dodatek by艂a ogarni臋ta gniewem. Czu艂a si臋 rozgoryczona i zdesperowana. I to wszystko razem dawa艂o jej nieopisan膮 si艂臋.

Teraz chwyci艂a za pi艂臋.

Nikt jej nie pomaga艂, ale te偶 nikt nie przeszkadza艂. Nikt nie o艣mieli艂 si臋 cho膰by ruszy膰 palcem. Wie艣膰 o jej wyczynie rozesz艂a si臋 po ca艂ej wsi - wszyscy jej mieszka艅cy przygl膮dali si臋 teraz z zapartym tchem, wypatruj膮c jednocze艣nie wroga, by m贸c na czas ostrzec dziewczyn臋.

Z przeci膮g艂ym skrzypieniem szubienica przechyli艂a si臋 i przewr贸ci艂a na ziemi臋. Rozleg艂o si臋 g艂uche pla艣ni臋cie, s艂yszalne daleko wko艂o.

Do uszu Helgi nie dociera艂y odg艂osy wrzawy i zgie艂ku z do艂u, ze wsi. Po艂o偶y艂a stryczek na przewr贸conej szubienicy i tak d艂ugo ci臋艂a go na drobne kawa艂ki, 偶e wreszcie nic z niego nie zosta艂o.

Wtedy dopiero oprzytomnia艂a. Z siekier膮 i pi艂膮 w jednej r臋ce, drug膮 za艣 ocieraj膮c oczy, schodzi艂a po zboczu i zanosi艂a si臋 gorzkim p艂aczem.

Tymczasem ludzie we wsi, przepe艂nieni podziwem i l臋kiem o t臋 m艂od膮 nieznan膮 dziewczyn臋, wr贸cili do swych zaj臋膰.

ROZDZIA艁 V

Gdy zapad艂 zmrok, na dziedzi艅cu, na kt贸ry wychodzi艂y okna pokoju Helgi, zapanowa艂y ruch i o偶ywienie. Dziewczyna zgasi艂a lamp臋 i wyjrza艂a na zewn膮trz.

Przed dom zaje偶d偶a艂 jeden pow贸z za drugim, wysiadali z nich ludzie i znikali w ogromnym hallu. Przemkn臋艂a w艣r贸d nich charakterystyczna posta膰 Corbreda; prawdopodobnie wyjecha艂 dzisiaj, 偶eby przywie艣膰 swoich go艣ci.

Wkr贸tce potem, gdy jego obszerna peleryna znikn臋艂a we wn臋trzu domu, rozleg艂o si臋 pukanie do jej drzwi.

- Kto tam?

- To ja, panienko, James.

Otworzy艂a natychmiast. James zawaha艂 si臋 nieco, dawa艂 wyra藕nie do zrozumienia, 偶e chcia艂by wej艣膰 do 艣rodka, lecz czeka艂 na zaproszenie. Gdy Helga to uczyni艂a, bezzw艂ocznie przekroczy艂 pr贸g, patrz膮c przed siebie wzrokiem pozbawionym wyrazu.

- Czy mog臋 co艣 dla was zrobi膰?

- To dziwne pytanie, panienko, ale w艂a艣nie chcia艂em panienk臋 o co艣 prosi膰.

Helga u艣miechn臋艂a si臋.

- Mo偶e i wygl膮dam na g艂upi膮 i nieuczon膮, ale zd膮偶y艂am ju偶 zrozumie膰 to i owo w tym domu.

- Ludzie we wsi s膮 pod wra偶eniem - rzek艂 z nieodgadnion膮 min膮, Helga jednak natychmiast zrozumia艂a, 偶e jest to aluzja do jej wyczynu na wzg贸rzu.

James, nie owijaj膮c w bawe艂n臋, od razu przeszed艂 do rzeczy.

- Przyjecha艂o wi臋cej go艣ci, ni偶 si臋 spodziewali艣my, i musz臋 si臋 zaj膮膰 tym, co do mnie nale偶y, a mam do za艂atwienia pewn膮 spraw臋 we wsi...

- Ch臋tnie was wyr臋cz臋 - przerwa艂a mu bez namys艂u Helga. - Ta bezczynno艣膰 jest tu po prostu nie do wytrzymania. Mo偶ecie powiedzie膰, 偶e dosta艂am gor膮czki po tej deszczowej nocy i nie mog臋 zej艣膰 na kolacj臋. Pewnie odetchn膮 z ulg膮.

- Dzi臋kuj臋, panienko! Prosz臋 pos艂ucha膰: oto klucz do niewielkich drzwi z ty艂u domu, kt贸re zawsze s膮 zamkni臋te i bardzo rzadko u偶ywane. Prawie wszyscy o nich ju偶 zapomnieli. Niech panienka we藕mie ten list, ale prosz臋 uwa偶a膰, 偶eby nikt niepowo艂any go nie przechwyci艂! Musi go panienka dobrze ukry膰!

Helga skin臋艂a g艂ow膮 i wzi臋艂a list od Jamesa.

- Schowam go tak dobrze, 偶e nawet ja go nie znajd臋. Komu go odda膰?

- Zaraz panience poka偶臋, tylko ostro偶nie!

Otworzy艂 drzwi na korytarz, rozejrza艂 si臋 wko艂o i zaprowadzi艂 j膮 do okna wychodz膮cego na wie艣.

- Widzi panienka 艣wiat艂o tam, w g贸rze, na skraju lasu?

- Widz臋.

- Ale to nie tam ma panienka i艣膰, tylko do domu, kt贸ry le偶y ca艂kiem na prawo od niego. Teraz nie wida膰 go w ciemno艣ci. Uda si臋 panience go znale藕膰?

Helga u艣miechn臋艂a si臋 nieznacznie.

- Niema艂膮 cz臋艣膰 dnia sp臋dzi艂am dzisiaj na wygl膮daniu przez okno i studiowaniu okolicy. Dobrze pami臋tam, gdzie le偶y kt贸ry dom, i na pewno dam sobie rad臋.

- To dobrze! - szepn膮艂. - Prosz臋 powiedzie膰, 偶e panienka przychodzi od Jamesa, wtedy panienk臋 wpuszcz膮. A je艣liby... po drodze pr贸bowali zaczepia膰 panienk臋 ch艂opi ze wsi, to wystarczy ich pozdrowi膰 ode mnie!

- Rozumiem. Dzi臋kuj臋 wam za zaufanie. Nikt poza wami mi nie ufa.

- Jeste艣cie c贸rk膮 naszego pana, ja to wiem.

Helga pomy艣la艂a, 偶e James musi by膰 bardzo wa偶n膮 osob膮 we wsi, skoro, jak si臋 okazuje, w razie k艂opot贸w mog艂a si臋 na niego powo艂a膰. Ciekawe, w jaki spos贸b uda艂o mu si臋 osi膮gn膮膰 tak膮 pozycj臋.

- Chocia偶 pozostali pa艅stwo wydaj膮 si臋 podejrzliwi wobec panienki, to musi panienka wiedzie膰 jedno: kiedy m贸wi膮, 偶e nigdy o panience nie s艂yszeli, k艂ami膮! Bo panienki ojciec cz臋sto opowiada艂 o swojej c贸rce w ich obecno艣ci.

Helga ci臋偶ko westchn臋艂a:

- Czyli Ianowi te偶 nie mog臋 ufa膰!

- Pan Ian chce dobrze, tyle tylko 偶e w ich ma艂偶e艅stwie silniejsza jest lady Lynn.

Wyra藕nie zmieszany tym, 偶e tak wiele powiedzia艂 o swych chlebodawcach, pospieszy艂, by pokaza膰 jej drog臋 do ma艂ych drzwi z ty艂u domu.

Wkr贸tce potem Helga, otulona w szal, znalaz艂a si臋 ju偶 na dworze.

Okaza艂o si臋 jednak, 偶e trafi膰 do okre艣lonego miejsca, b臋d膮c na dole, we wsi, w艣r贸d mrowia niewielkich domk贸w, to wcale nie艂atwe zadanie. St膮d nie wida膰 by艂o 艣wiat艂a, na kt贸re mia艂a si臋 kierowa膰, tote偶 nie pozosta艂o jej nic innego, jak orientowa膰 si臋 wed艂ug kierunk贸w 艣wiata, co w ciemno艣ci przychodzi艂o jej z trudem.

Helga poczu艂a si臋 nieswojo w otoczeniu tych niesamowitych wzg贸rz okalaj膮cych g艂臋bok膮 Dolin臋 Aidana. Jedyna pociecha, 偶e nie by艂o st膮d wida膰 zamku Hiss. Wiedzia艂a jednak, 偶e le偶y on gdzie艣 tam, za jednym ze zboczy, i ju偶 sama 艣wiadomo艣膰 tego przyprawia艂a j膮 o dreszcze. Zrozumia艂a, 偶e jej kr贸tki pobyt w Hiss wycisn膮艂 na niej niezatarte pi臋tno. W艂a艣nie to, 偶e nie wie, co kryje si臋 w jego ciemnym wn臋trzu, przera偶a艂o j膮 w dw贸jnas贸b.

Nie spotka艂a po drodze wiele os贸b, jedynie jakiego艣 starego wie艣niaka i kilku m艂odych ch艂opc贸w. Ale z dom贸w dochodzi艂y liczne g艂osy, a w ober偶y, kt贸rej 艣wiat艂o wida膰 by艂o z daleka, kto艣 prezentowa艂 sw贸j talent wokalny - niew膮tpliwie po paru szklaneczkach whisky.

Poniewa偶 nie mia艂a lampy, 偶eby sobie po艣wieci膰, stara艂a si臋 st膮pa膰 jak najostro偶niej po nier贸wnej drodze wiod膮cej przez wie艣. Obok niej przemkn膮艂 jaki艣 pies, nie zauwa偶ywszy nawet tak p贸藕nego w臋drowca.

W szczelinie mi臋dzy domami dostrzeg艂a znowu 艣wiat艂o w oknie stanowi膮cym jej drogowskaz. A wi臋c zmierza艂a we w艂a艣ciwym kierunku.

Kilku m臋偶czyzn sz艂o drog膮 z g贸ry naprzeciw niej. Ukry艂a si臋 w cieniu za domem i poczeka艂a, by j膮 min臋li. Rozmawiali ze sob膮 do艣膰 g艂o艣no, lecz Helga nie zrozumia艂a ani s艂owa.

Gdy znowu zrobi艂o si臋 cicho, zacz臋艂a przemyka膰 si臋 dalej, i niebawem znalaz艂a si臋 przed roz艣wietlonym domem. Tu偶 po jego prawej stronie...? Tak, rzeczywi艣cie, da艂o si臋 dostrzec zarys niskiej ziemianki przylepionej do zbocza wzg贸rza.

Helga podesz艂a bli偶ej i trz臋s膮c膮 si臋 r臋k膮 zapuka艂a do drzwi.

W 艣rodku by艂o cicho i ciemno. Nikt nie odpowiada艂.

Helga, upewniwszy si臋, 偶e nikogo nie ma w pobli偶u, powiedzia艂a cicho:

- Przysy艂a mnie James.

Drzwi nagle si臋 otworzy艂y i czyje艣 rami臋 wci膮gn臋艂o j膮 do 艣rodka.

- Kto艣 ty? - spyta艂 jaki艣 g艂os w ciemno艣ci.

- Nazywam si臋 Helga. James prosi艂 mnie...

- W porz膮dku, Joch - odezwa艂 si臋 inny g艂os, kt贸ry Helga rozpozna艂a od razu. - Mo偶emy spokojnie zda膰 si臋 na Jamesa, chocia偶 ja by艂bym raczej ostro偶ny.

Pomieszczenie rozja艣ni艂o 艣wiat艂o 艂ojowej 艣wiecy. Helga zauwa偶y艂a teraz, 偶e jedyne okienko, jakie si臋 tu znajdowa艂o, zas艂oni臋to deskami. Wy艂膮czne wyposa偶enie tej izby stanowi艂o niskie 艂贸偶ko, stoj膮ce na klepisku. Sadz膮c po zapachu, kiedy艣 by艂 tu kurnik.

- To ta ma艂a Norwe偶ka! Jest przyjacielem czy wrogiem? Nie, nie wrogiem. A mo偶e antagonist膮? To chyba najw艂a艣ciwsze okre艣lenie?

A wi臋c Helga widzia艂a go znowu, tym razem w 艣wietle niewielkiej lampy. Zrobi艂a si臋 czerwona jak piwonia. Ale偶 on mia艂 pi臋kne oczy! Postanowi艂a, 偶e nie da po sobie pozna膰, i偶 pami臋ta ich dzisiejszy sp贸r i jego pe艂n膮 pogardy niewiar臋 w jej warto艣膰 i warto艣膰 kobiety w og贸le.

Teraz zobaczy艂a tak偶e Jocha. Okaza艂 si臋 m臋偶czyzn膮 mniej wi臋cej trzydziestoletnim, o brunatnych w艂osach i poci膮g艂ej twarzy.

Mimo woli jednak jej oczy zwr贸ci艂y si臋 znowu ku tamtemu m臋偶czy藕nie.

Gdy odezwa艂 si臋 do niej, jego g艂os by艂 suchy, wr臋cz surowy:

- No, z czym przychodzisz?

Helga ockn臋艂a si臋 wreszcie. Wpatrywa艂a si臋 w niego jak zauroczona, a 偶e ton jego g艂osu budzi艂 w niej l臋k, przez moment niemal nie pami臋ta艂a, po co tu w og贸le przysz艂a.

Dr偶膮cymi r臋kami wyj臋艂a list z ukrycia. Schowa艂a go tak g艂臋boko za stanikiem sukienki, 偶e wydostanie go stamt膮d zaj臋艂o jej troch臋 czasu. Joch wyszed艂 z izby przez doskonale ukryte tylne drzwi, kt贸re prawdopodobnie prowadzi艂y bezpo艣rednio do korytarza wiod膮cego pod g贸r膮 prosto do lasu. Pomieszczenie to by艂o zatem czym艣 na kszta艂t lisiej nory!

Helga zosta艂a sam na sam ze swym bohaterem. Wiedzia艂a doskonale, 偶e 贸w podziw jest jednostronny. Nie by艂a jednak w stanie st艂umi膰 uczu膰, kt贸re kie艂kowa艂y w jej sercu. Biedna dziewczyna nie chcia艂a porzuci膰 pr贸偶nej nadziei, 艂udz膮c si臋, 偶e by膰 mo偶e ten jej bohater wreszcie znajdzie w niej co艣 pozytywnego.

- Prosz臋 - powiedzia艂a wreszcie, podaj膮c mu list od Jamesa. - Mog臋 ju偶 i艣膰?

- Nie, poczekaj, mo偶e b臋dziesz musia艂a zanie艣膰 odpowied藕.

Helga czeka艂a wi臋c, a gdy on czyta艂, mia艂a do艣膰 czasu, by przyjrze膰 mu si臋 dok艂adnie. Im d艂u偶ej na niego patrzy艂a, tym silniej bi艂o jej serce. By艂 szeroki w ramionach i szczup艂y w biodrach, co dostrzeg艂a od razu mimo grubej kurtki, jak膮 mia艂 na sobie. Wyraz jego twarzy zmienia艂 si臋 nieustannie w trakcie lektury. By艂 tak poci膮gaj膮cym m臋偶czyzn膮, 偶e jego widok a偶 zapiera艂 Heldze dech w piersi.

Nagle opu艣ci艂 list i podni贸s艂 wzrok. Ciemne oczy patrzy艂y prosto na ni膮.

- S艂ysza艂em o twoim dzisiejszym wyczynie. Jeste艣 chyba dzielniejsza, ni偶 my艣la艂em.

Ostry ton jego g艂osu sprawia艂 jej b贸l, lecz nie daj膮c tego pozna膰 po sobie, powiedzia艂a powoli:

- Nigdy nie uwa偶a艂am odwagi za jak膮艣 wyj膮tkowo cenn膮 w艂a艣ciwo艣膰. Jest ona do z艂udzenia podobna zuchwalstwu, che艂pliwo艣ci i bezwzgl臋dno艣ci.

W jego oczach zapali艂y si臋 iskierki. Jej bohater podszed艂 do niej bli偶ej.

- Masz absolutn膮 s艂uszno艣膰! Czy ty wiesz, do czego doprowadzi艂a艣 t膮 swoj膮 ma艂膮 demonstracj膮 zuchwa艂o艣ci i odwagi? Narazi艂a艣 ca艂膮 wiosk臋 na ogromne niebezpiecze艅stwo! My艣lisz mo偶e, 偶e nasz tyran przejdzie nad tym do porz膮dku dziennego? To go nie znasz! Na pewno zastosuje najsurowsze represje. Mo偶esz by膰 pewna, 偶e na wzg贸rzu pojawi si臋 nowa szubienica! I to bardzo szybko!

Helga poblad艂a.

- Mog臋 odpowiada膰 za to, co zrobi艂am. Bior臋 na siebie ca艂膮 odpowiedzialno艣膰. Nikt nie musi cierpie膰 za moj膮 g艂upot臋.

- I ty naprawd臋 wierzysz, 偶e tak b臋dzie? - spyta艂 rozgoryczony m臋偶czyzna. - Kogo obchodz膮 twoje brewerie? On zem艣ci si臋 na dziesi膮tkach, setkach ludzi. Na biednych tutejszych ch艂opach. Tyle da艂a ta twoja odwaga!

- To nie by艂a ani odwaga, ani 偶adna demonstracja, to zwyk艂a rozpacz - wyzna艂a Helga, bliska p艂aczu. - On jest przecie偶 moim przyrodnim bratem, my艣la艂am, 偶e ujm臋 cho膰 troch臋 z ha艅by okrywaj膮cej moj膮 rodzin臋. - 呕e te偶 musia艂a tak kiepsko zna膰 angielski. Wiedzia艂a, 偶e m贸wi 藕le, ale nic nie mog艂a na to poradzi膰. - Teraz rozumiem, 偶e post膮pi艂am bezmy艣lnie. Co mog臋 zrobi膰, 偶eby naprawi膰 sw贸j b艂膮d?

- Nie wiem - rzek艂 zm臋czonym g艂osem i odwr贸ci艂 si臋 od niej. - Id藕 ju偶, odpowiedzi nie b臋dzie.

Z opuszczon膮 g艂ow膮 dziewczyna zmierza艂a w stron臋 drzwi. Wtedy on zawo艂a艂:

- Helga!

Odwr贸ci艂a si臋 bez wyrazu rado艣ci w oczach.

M臋偶czyzna westchn膮艂 g艂臋boko.

- Wiem, 偶e nie zdawa艂a艣 sobie sprawy z tego, co robisz. Jestem bardzo zm臋czony i wyczerpany nerwowo. Nie pami臋tam ju偶, kiedy ostatnio spa艂em. Czy mo偶esz okaza膰 mi wyrozumia艂o艣膰?

Twarz Helgi rozja艣nia艂a promiennym u艣miechem.

- Oczywi艣cie!

- O Bo偶e! - westchn膮艂 zniecierpliwiony. - Jak ty 艂atwo wierzysz ka偶demu przyjaznemu s艂owu, tak 艂atwo ci臋 na nie z艂apa膰. A teraz ju偶 zmykaj! I zapomnij o tym, 偶e tu by艂a艣!

On by艂 naprawd臋 zm臋czony! Helga, cho膰 sta艂a ju偶 przy drzwiach, zawaha艂a si臋 jeszcze. Mia艂 zaczerwienione i podkr膮偶one oczy, w艂a艣nie lekko si臋 zachwia艂 i musia艂 oprze膰 si臋. Dziewczyna szybko chwyci艂a go wp贸艂 i wspar艂a.

- Musicie si臋 po艂o偶y膰 i wyspa膰! - powiedzia艂a z zatroskaniem. - Tak przecie偶 nie mo偶na.

M臋偶czyzna, nie stawiaj膮c oporu, sta艂 nadal oparty plecami o 艣cian臋. Nawet nie pr贸bowa艂 odsun膮膰 dziewczyny od siebie.

- Tak - odpar艂 bezbarwnym g艂osem. - Spij razem ze mn膮, Helgo, potrzebuj臋 ci臋. Jestem taki samotny. Taki samotny...

Helga poczu艂a si臋 dotkni臋ta.

- Nie, nie mog臋. Nigdy jeszcze z nikim nie spa艂am i...

- Chodzi mi tylko o spanie, g艂upia dziewczyno! Jedynie o to, 偶eby m贸c odpocz膮膰, odpocz膮膰! Czu膰 drugiego cz艂owieka obok siebie. Przesta膰 walczy膰 samotnie przeciwko przemocy. Przesta膰 czuwa膰 i dniem, i noc膮...

- Macie przecie偶 Jocha.

M臋偶czyzna zdoby艂 si臋 na s艂aby u艣miech.

- Tak, mam Jocha. Ale on tu nie mieszka, czasami tylko przychodzi. I raczej nie nadaje si臋 na nia艅k臋 dla 艣miertelnie zm臋czonego m臋偶czyzny.

G艂owa opad艂a mu do przodu i spocz臋艂a na jej w艂osach.

- 艁adnie pachniesz - wymamrota艂 ju偶 niemal na wp贸艂 艣pi膮c.

Helga roze艣mia艂a si臋 sp艂oszona.

Powinnam wraca膰. Ale wy te偶 nie mo偶ecie tu tak sta膰!

Wzi臋艂a go za r臋k臋, 偶eby zaprowadzi膰 do 艂贸偶ka, i w贸wczas m臋偶czyzna si臋 ockn膮艂.

- Musz臋 za tob膮 zamkn膮膰 drzwi. Nie mog臋 si臋 po艂o偶y膰, jest jeszcze tyle do zrobienia... Ale dzi臋kuj臋 ci za twoj膮 wyrozumia艂o艣膰, ma艂y g艂uptasie! I przesta艅 nazywa膰 mnie panem!

Niech臋tnie go zostawi艂a; drog膮 do wsi zbieg艂a niemal jak unoszona na skrzyd艂ach.

Mog艂a naprawd臋 czu膰 si臋 cho膰 troch臋 zadowolona! Co prawda nie interesowa艂 si臋 szczeg贸lnie jej osob膮, ale co艣 w tym wszystkim jednak by艂o! Cho膰by ta jego 偶yczliwo艣膰 pierwszej nocy. I to, 偶e 艣ledzi艂 j膮 wtedy nad jeziorem. R贸wnie偶 to, 偶e pyta艂 o jej samopoczucie, kiedy przyby艂a do Aidan鈥檚 Broch. A teraz to niech臋tne uznanie dla jej wyrozumia艂ej postawy i stwierdzenie, 偶e tak 艂adnie pachnie.

A reszta? Niestety po stronie minus贸w.

Helga jednak stara艂a si臋 nie pami臋ta膰 o doznanych przykro艣ciach, ch臋tniej zajmuj膮c si臋 w my艣lach tym, co sprawia艂o jej rado艣膰.

Na dziedzi艅cu wyszed艂 jej naprzeciw James.

- Wszystko w porz膮dku?

- O, tak - odpar艂a, z trudem 艂api膮c oddech. Nie wiedzia艂a nawet, jak bardzo ma zaczerwienione policzki.

James pom贸g艂 jej zdj膮膰 szal. W jadalni s艂ycha膰 by艂o gwar, ale oni stali przy bocznym wej艣ciu do domu, gdzie nikt nie m贸g艂 ich zaskoczy膰. Helga mia艂a przecie偶 le偶e膰 w gor膮czce.

- Powiedzcie mi, czy to wy pr贸bowali艣cie wej艣膰 dzi艣 w nocy do mojego pokoju?

James przerazi艂 si臋 nie na 偶arty.

- Nie, uchowaj Bo偶e! A wi臋c to tak... czyli oni nie wahaj膮 si臋 nawet przed... Prosz臋 mnie pos艂ucha膰, panienko! Niech panienka nie wychodzi jutro ze swojego pokoju! Przecie偶 ma panienka wysok膮 gor膮czk臋. I prosz臋 nie wpuszcza膰 nikogo z rodziny! Jedzenie przy艣l臋 przez Molly, t臋 sam膮, kt贸ra obs艂ugiwa艂a panienk臋 pierwszego wieczoru. Niech panienka w 偶adnym wypadku nie je niczego innego! Prosz臋 mi to obieca膰!

Helga przel臋k艂a si臋 nie na 偶arty.

- Obiecuj臋. A dlaczego...?

- Prosz臋 nie pyta膰, bo bardzo bym nie chcia艂 odpowiada膰 na to pytanie. Je艣li panienka wytrzyma jeszcze zaledwie trzy dni, to wszystko chyba si臋 u艂o偶y. W ka偶dym razie my wszyscy bardzo na to liczymy.

Pogr膮偶ona w zadumie, patrzy艂a za nim, gdy odchodzi艂, spiesz膮c z powrotem do swoich obowi膮zk贸w. Potem przemkn臋艂a tylnymi drzwiami do zajmowanego przez siebie pokoju.

Usiad艂a na brzegu 艂贸偶ka i zacz臋艂a powoli rozsznurowywa膰 stanik sukienki. Palce, jakby nie nale偶膮ce do niej, wywleka艂y powoi tasiemki.

My wszyscy bardzo na to liczymy...鈥 Co za my? Co mia艂o si臋 u艂o偶y膰? I kto to by艂 pod jej pokojem dzisiaj w nocy? Pr贸bowa艂 do niej wej艣膰?

Mordwin...?

Gdzie on przebywa艂, ten niegodziwiec, kt贸rego wszyscy si臋 bali? Czy znajdowa艂 si臋 tutaj, w tym domu? Czy to on przemyka艂 tu po nocach?

W jej g艂owie k艂臋bi艂o si臋 tyle pyta艅, na kt贸re nikt nie chcia艂 udzieli膰 odpowiedzi. Pozostawiono j膮 samej sobie, ka偶膮c b艂膮dzi膰 w nieprzeniknionej mgle zagadek i nie dopowiedzianych do ko艅ca zagro偶e艅. To niesprawiedliwe! Bo chocia偶 jest osob膮 z zewn膮trz, kt贸ra nie ma nic wsp贸lnego z ich k艂opotami, to jednak znajduje si臋 tutaj.

Nast臋pnego dnia Helga obudzi艂a si臋 z poczuciem g艂臋bokiego zadowolenia. Na wspomnienie wydarze艅 poprzedniego dnia u艣miechn臋艂a si臋 sama do siebie. Jej 偶ycie otrzyma艂o nowy wymiar po spotkaniu z tym gburowatym m臋偶czyzn膮, kt贸ry z takim zdecydowaniem powiedzia艂, 偶e nie jest dziewczyn膮 tak膮 jak inne.

Och, gdyby mog艂a wymy艣li膰 co艣, co naprawd臋 sk艂oni艂oby go do zmiany zdania o niej. Gdyby uda艂o jej si臋 zrobi膰 co艣 m膮drego albo sta膰 si臋 dla niego osob膮 niezast膮pion膮!

Ale to nie by艂o takie 艂atwe.

Do pokoju wesz艂a Molly ze 艣niadaniem. W jej szeroko otwartych oczach malowa艂o si臋 przera偶enie.

- Czy panienka bardzo 藕le si臋 czuje? - spyta艂a swym strasznym angielskim, kt贸ry zmusza艂 Helg臋 do zgadywania, o co jej chodzi. - Bo James powiedzia艂, 偶e panienka mo偶e je艣膰 tylko to, co on przygotuje.

Heldze uda艂o si臋 unikn膮膰 odpowiedzi na zadane pytanie. Chc膮c odwr贸ci膰 uwag臋 Molly, spyta艂a, siadaj膮c energicznie w 艂贸偶ku:

- Pos艂uchaj, pierwszego dnia, kiedy tu przyjecha艂am, spotka艂am pewnego m臋偶czyzn臋. Mo偶e przypadkiem wiesz, jak on si臋 nazywa?

Dziewczyna poda艂a jej herbat臋 i grzanki z marmolad膮.

- A jak wygl膮da艂?

- Jest przystojny - odrzek艂a Helga z trudnym do ukrycia zachwytem. - Jakby by艂 szlachetnego pochodzenia, ale musia艂 chodzi膰 w 艂achmanach. Jest m艂ody, ciemnow艂osy, o przepi臋knych oczach.

Molly, rozdziawiwszy usta, zacz臋艂a intensywnie my艣le膰.

- Nie wiem. Tu prawie wszyscy maj膮 ciemne w艂osy, a dla mnie ka偶dy ch艂opak jest przystojny. Pat MacFinlay, na przyk艂ad, jest bardzo szykowny...

- Pat MacFinlay?

- Tak. Tylko 偶e jest 偶onaty.

Helga uzna艂a, 偶e to nie m贸g艂 by膰 Pat MacFinlay.

Molly nap艂yn臋艂y nagle do oczu 艂zy.

- Ale ja nie umiem ju偶 my艣le膰 o ch艂opcach, nie umiem z niczego si臋 cieszy膰. W ca艂ej wsi nie ma nikogo, kto by艂by zadowolony z 偶ycia. Wsz臋dzie tylko strach i strach. Dlatego 偶e Roderick MacCullen nie 偶yje i nie zosta艂a nam ju偶 偶adna nadzieja. Za to mamy tego podst臋pnego Mordwina, co kr膮偶y nie wiadomo gdzie po okolicy i wymy艣la same z艂e rzeczy! Nikt nie wie, gdzie on jest, wszyscy dr偶膮 ze strachu! On te偶 ma ciemne w艂osy, tak samo jak jego bracia. I jest okropnie przystojny.

Pochyli艂a si臋 do przodu i, pomagaj膮c sobie energiczn膮 gestykulacj膮, zacz臋艂a szepta膰 Heldze do ucha:

- Pewnego razu spotka艂am go, czyli pana Mordwina, tam na ko艅cu korytarza. Wci膮gn膮艂 mnie do jakiego艣 pokoju i zacz膮艂 mnie rozbiera膰. Prosi艂am go: 鈥濲estem tylko prosta dziewczyn膮, sir...鈥 Ale on by艂 za silny, albo to mo偶e ja by艂am za s艂aba, 偶eby oprze膰 si臋 jego urokowi, bo wreszcie dopi膮艂 swego, panienko! Czu艂am si臋 potem taka nieszcz臋艣liwa, tak bardzo nieszcz臋艣liwa. Bo jestem uczciw膮 dziewczyn膮.

- Wiem o tym, Molly, dobrze wiem - zapewni艂a j膮 ciep艂o Helga. - Mnie te偶 wci膮gni臋to wczoraj do pokoju w podobnych zamiarach, ale m臋偶czyzna, kt贸ry to zrobi艂, by艂 brzydki i gruby, dlatego nie straci艂am zdrowego rozs膮dku i zdo艂a艂am mu si臋 wymkn膮膰. Ale dobrze wiem, jakie to trudne.

Molly wydawa艂a si臋 bardzo wdzi臋czna za okazane jej zrozumienie.

- Jak to dobrze, 偶e Mordwin st膮d znikn膮艂 - rzek艂a Helga.

S艂u偶膮ca rozejrza艂a si臋 woko艂o.

- Niby tak. Ale nigdy nie wiadomo, kiedy mo偶e si臋 pojawi膰. My艣l臋, 偶e on jest tu gdzie艣 blisko. On i jego wierny kompan, Joch!

Helga drgn臋艂a gwa艂townie.

- Joch?

- No tak, znikn膮艂 w tym samym czasie co pan Mordwin. Kiedy zabi艂 starszego pana i Rodericka. Och, przepraszam, nie powinnam m贸wi膰 tak 藕le o Mordwinie. James powiada, 偶e to przecie偶 przyrodni brat panienki.

- Nic nie szkodzi - odpar艂a Helga oszo艂omiona. - A wi臋c Mordwin ma bardzo ciemne w艂osy? I pi臋kne oczy?

- Przepi臋kne, panienko! To przez nie uleg艂am mu wtedy, no, wie panienka...

Helga skin臋艂a g艂ow膮.

- Dzi臋kuj臋 ci, Molly. Chyba musz臋 si臋 troch臋 przespa膰.

Gdy s艂u偶膮ca wysz艂a, Helga nadal siedzia艂a w 艂贸偶ku, czuj膮c dotkliwy b贸l w piersi.

Mordwin MacDunn. Nikczemny morderca Mordwin, o kt贸rym nikt nie umia艂 powiedzie膰 dobrego s艂owa. Ten, kt贸ry zamordowa艂 w艂asnego ojca. I bohatera narodowego, Rodericka MacCullena.

To w艂a艣nie w nim, w Mordwinie, zakocha艂a si臋 Helga!

W jednej chwili ca艂y 艣wiat stan膮艂 na g艂owie. A zatem James jest sprzymierze艅cem Mordwina... Helga odsun臋艂a tac臋 z jedzeniem, nie mia艂a teraz odwagi go tkn膮膰. Ian pot臋pia艂 Mordwina. A Corbred, to wcale nie jest takie pewne, czy on przypadkiem...

Czy to nie Mordwina przywo艂ywa艂 wtedy noc膮 z poddasza?

To wszystko jest takie pogmatwane, pozbawione sensu!

Ale ju偶 po chwili Helga zacz臋艂a si臋 zastanawia膰, czy jednak nie powinna ufa膰 Jamesowi. Przecie偶 jedynie on by艂 tutaj serdeczny i 偶yczliwy dla niej. Oci臋偶a艂ym ruchem przysun臋艂a z powrotem do siebie tac臋 z jedzeniem i, nadal siedz膮c, nie mog艂a si臋 zdecydowa膰, czy ma co艣 zje艣膰.

A je艣li wszyscy si臋 mylili? A je艣li to Mordwin jest tym dobrym i sprawiedliwym? Helga bardzo ch臋tnie by w to uwierzy艂a, bo to przecie偶 on pom贸g艂 jej wydosta膰 si臋 z zamku Hiss. I tak ciep艂o m贸wi艂 zawsze o mieszka艅cach wioski.

Nic z tego!

Bo je艣li nawet zawsze by艂 dobry, a teraz oceniano go fa艂szywie, to dla Helgi i tak nie mia艂o to znaczenia.

Wszystko bowiem przys艂oni艂a jedna pal膮ca my艣l. Mordwin jest jej przyrodnim bratem!

To by艂o gorsze ni偶 wszelkie szalone czyny, jakich m贸g艂 si臋 dopu艣ci膰, wyja艣nia艂o poza tym jego chwiejn膮 postaw臋 wobec niej.

Cz艂owiek mo偶e 偶a艂owa膰 swoich zbrodni, przyj膮膰 za nie kar臋 i poprawi膰 si臋. Mog艂aby przecie偶 poczeka膰 na niego i wyj艣膰 mu naprzeciw, mog艂aby wesprze膰 go w jego walce o lepsze 偶ycie.

Ale brat to brat.

Helga doskonale wiedzia艂a, 偶e nie ma do艣膰 si艂y, by pom贸c mu przebrn膮膰 przez trudno艣ci, tak jak m艂odsza siostra zwyk艂a pomaga膰 swemu bratu.

Obudzi艂 on w niej uczucia nazbyt silne, by by艂o to mo偶liwe.

ROZDZIA艁 VI

Tego Helga mia艂a ju偶 naprawd臋 do艣膰! Do艣wiadczy艂a zbyt wiele jak na ten kr贸tki czas!

Czu艂a si臋 tak pusta w 艣rodku, o jedzeniu nie mog艂a nawet my艣le膰, nie chcia艂a te偶 z nikim rozmawia膰. Cierpia艂a z powodu pierwszego w 偶yciu zawodu mi艂osnego.

Jaki偶 to nieopisany b贸l!

Ubieraj膮c si臋 szybko i pakuj膮c walizk臋, dokonywa艂a oceny w艂asnego po艂o偶enia.

Do Norwegii wr贸ci膰 nie mog艂a. Ani nie by艂aby tam mile widziana, ani nie mia艂a pieni臋dzy na bilet. Tutaj, w Aidan鈥檚 Broch, tak偶e nikt jej nie chcia艂, po co wi臋c mia艂aby si臋 upiera膰 i zostawa膰 w miejscu, gdzie nie czu艂a si臋 dobrze i gdzie na ka偶dym kroku zdawa艂o si臋 czyha膰 niebezpiecze艅stwo? Te wszystkie zagadki, te niepoj臋te intrygi przyprawia艂y j膮 tylko o b贸l g艂owy.

Ale dok膮d mia艂a skierowa膰 swe kroki?

Przerwa艂a pakowanie w obliczu tej pora偶aj膮cej 艣wiadomo艣ci, 偶e nie ma takiego miejsca, do kt贸rego mog艂aby si臋 uda膰. I tak brak jej pieni臋dzy.

A propozycja Corbreda, kt贸ry chcia艂 znale藕膰 dla niej prac臋 w jakim艣 domu w Londynie...

O, nie, dzi臋kuj臋. Nie ufa Corbredowi i jego znajomo艣ciom. Woli sama spr贸bowa膰 jako艣 u艂o偶y膰 sobie przysz艂o艣膰. Mo偶e w najbli偶szym mie艣cie.

Tylko gdzie ono mog艂o le偶e膰?

Z rozdart膮 dusz膮 i sercem przymkn臋艂a powieki, aby powstrzyma膰 艂zy nap艂ywaj膮ce jej do oczu. Musi sobie jako艣 poradzi膰!

W p贸艂 godziny p贸藕niej, z walizk膮 w r臋ku, Helga schodzi艂a ukradkiem po schodach, zostawiwszy w swym pokoju wyja艣niaj膮cy list z podzi臋kowaniem.

Zatrzyma艂a si臋 nagle. Przy bocznych drzwiach sta艂o par臋 os贸b ze s艂u偶by zaj臋tych rozmow膮.

Musia艂a zatem skierowa膰 si臋 do g艂贸wnego wej艣cia. O tej porze w hallu zwykle nie by艂o nikogo; sko艅czono ju偶 poranne porz膮dki, a gospodarze prawdopodobnie towarzyszyli do granic maj膮tku go艣ciom, kt贸rzy dopiero co wyjechali.

Przesz艂a zadowolona przez hall. Ale w艂a艣nie w chwili, gdy znalaz艂a si臋 ju偶 przy drzwiach wyj艣ciowych, da艂 si臋 s艂ysze膰 jaki艣 g艂os z biblioteki:

- Czy to ty, Helgo?

Helga szybko wsun臋艂a walizk臋 za stoj膮c膮 obok skrzyni臋.

- Tak, to ja.

W hallu pojawi艂 si臋 Corbred.

- Wychodzisz?

- Tak, mam ochot臋 zaczerpn膮膰 艣wie偶ego powietrza i rozejrze膰 si臋 po wsi. Gor膮czka przesz艂a mi ju偶 chyba na dobre.

M臋偶czyzna podszed艂 bli偶ej. Jego fascynuj膮ca twarz wcale nie wygl膮da艂a tak demonicznie w jasnym 艣wietle dnia. Tym razem nawet u艣miecha艂 si臋 do niej 偶yczliwie.

- To bardzo nierozs膮dne z twojej strony. Czu膰 ju偶 jesie艅 w powietrzu, dzisiaj jest przejmuj膮co zimno. Lepiej wejd藕 do 艣rodka i dotrzymaj mi towarzystwa w bibliotece!

Nie 艣mia艂a mu odm贸wi膰; oci膮gaj膮c si臋, niczym dziecko spodziewaj膮ce si臋 lania, posz艂a za nim.

- Prosz臋, usi膮d藕 tu sobie! - powiedzia艂, wskazuj膮c na pi臋kne, obite sk贸r膮 krzes艂o za nakrytym stolikiem do herbaty.

- My艣la艂am, 偶e pojechali艣cie... odwie藕膰 swoich go艣ci? - odezwa艂a si臋 ostro偶nie Helga. Nie potrafi艂a do ko艅ca zaakceptowa膰 faktu, 偶e Corbred jest jej bratem. Mi臋dzy nimi bowiem nie istnia艂o nawet najmniejsze podobie艅stwo.

- Ian i Lynn nalegali, 偶e oni to zrobi膮. A kto艣 przecie偶 musia艂 zosta膰, 偶eby pilnowa膰 domu. Napijesz si臋 herbaty? Ich fili偶anki s膮 czyste.

- Sama nie wiem...

Ale Corbred ju偶 podawa艂 jej pe艂n膮 fili偶ank臋.

- Co艣 ciep艂ego na pewno dobrze ci zrobi.

Jaki on opieku艅czy! Helga patrzy艂a zdumiona na niego i nagle zda艂a sobie spraw臋, 偶e w艂a艣ciwie w og贸le go nie zna. Wie, 偶e Ian jest mi艂y i s艂aby, a Mordwin szalony, o tym m贸wili wszyscy. Ale 偶e za demoniczn膮 pow艂ok膮 zewn臋trzn膮 Corbreda mog艂a kry膰 si臋 przyjazna istota, to nigdy nie przysz艂o jej do g艂owy. Nagle poj臋艂a, jak trudna jest jego sytuacja. By艂 synem numer dwa, drugim z kolei po Ianie, kt贸ry dziedziczy艂 wszystko. Czy te jego przer贸偶ne wymys艂y - peleryny i ca艂e to przydawanie sobie dramatyzmu - nie by艂y pr贸b膮 samoobrony, zaznaczenia w艂asnej osobowo艣ci?

Okazuje si臋, 偶e kiepski z niej znawca ludzkiej psychiki! No bo kto s艂ysza艂, 偶eby ocenia膰 ludzi na podstawie wygl膮du i stroju!

- Powiedz mi, jak si臋 czujesz w swoim nowym domu? Pewnie nie艂atwo ci si臋 przyzwyczai膰?

To nigdy nie b臋dzie m贸j dom! pomy艣la艂a Helga. Niech no si臋 tylko st膮d wydostan臋!

- Dzi臋kuj臋, dobrze, chocia偶 brak mi jakiego艣 zaj臋cia. Nie przywyk艂am, by przez ca艂y dzie艅 nic nie robi膰 - u艣miechn臋艂a si臋 zawstydzona. - M贸j dzie艅 powszedni to praca od rana do wieczora. Dojenie kr贸w i obrz膮dek...

Nie, to na pewno nie by艂 odpowiedni temat do rozmowy z eleganckim Corbredem. Zacz臋艂a wi臋c m贸wi膰 o czym innym:

- Wszyscy okazali si臋 tacy mili, szkoda tylko, 偶e m贸j ojciec nie 偶yje. Nie by艂o mi dane go pozna膰. Przyby艂am o jeden miesi膮c za p贸藕no.

- Tak, to smutne.

Zwr贸cone ku niej oczy Corbreda pe艂ne by艂y ciep艂a i wsp贸艂czucia.

- Jak to si臋 w艂a艣ciwie sta艂o? - spyta艂a Helga odwa偶nie. - Nikt mi o tym nie opowiedzia艂.

Corbred opu艣ci艂 wzrok.

- Bo to rzeczywi艣cie nieweso艂a historia. Ale ty chyba masz chrypk臋? Wiesz, co ci najlepiej zrobi? Odrobina whisky!

- Och, nie! Nie pijam alkoholu!

Ale on ju偶 si臋 podni贸s艂 i poszed艂 do kredensu, stoj膮cego w drugim ko艅cu biblioteki, za szaf膮 z ksi膮偶kami.

Nalewaj膮c whisky, m贸wi艂:

- Nigdy nie uwierzy艂em, 偶e to Mordwin ich zabi艂. Znam go lepiej ni偶 inni, bo to m贸j ma艂y braciszek, kt贸rym zupe艂nie sam zajmowa艂em si臋 w czasie jego pobytu w Londynie.

- Ile on mia艂... ma lat? - zapyta艂a g艂o艣no Helga.

Corbred wyszed艂 zza p贸艂ki z ksi膮偶kami, trzymaj膮c w r臋kach dwie niewielkie szklaneczki. U艣miechn膮艂 si臋 do Helgi.

- Dwadzie艣cia sze艣膰. Ian i ja mamy po trzydzie艣ci. To prawda, 偶e Mordwin jest troch臋 dziki i szalony, ale nie ma w nim 偶adnego z艂a. Dlatego tak bardzo mnie to boli, 偶e zmuszony jest dzisiaj b艂膮ka膰 si臋 po okolicy, po tych budz膮cych groz臋 lasach.

Helga czu艂a si臋 wzruszona. Teraz nie mia艂a ju偶 w膮tpliwo艣ci, 偶e to w艂a艣nie Corbred przywo艂ywa艂 swojego brata w jej pierwsz膮 noc tutaj.

- Gdzie to si臋 sta艂o? Ten podw贸jny mord? - spyta艂a cicho.

M臋偶czyzna westchn膮艂 i postawi艂 szklank臋 na stoliku. Helga spojrza艂a na ni膮 z niech臋ci膮.

- Gdzie艣 daleko w Dolinie Aidana. Pewnie s艂ysza艂a艣, 偶e jej dnem p艂ynie potok?

O, tak, doskonale pami臋ta. Ca艂a droga do Aidan鈥檚 Broch, niemal ka偶dy jej metr, wry艂a si臋 na zawsze w jej pami臋膰. By艂a to w臋dr贸wka odbyta w strachu, ale i w ufno艣ci do m臋偶czyzny, kt贸ry tak mocno trzyma艂 jej r臋k臋 i z tak膮 pewno艣ci膮 prowadzi艂 przez las. Tak, przypomina sobie lekki szum wody w niewidocznym potoku, kt贸ry przybli偶a艂 si臋 i oddala艂...

Helga skin臋艂a g艂ow膮, a Corbred kontynuowa艂:

- Ludzie m贸wi膮, 偶e sta艂o si臋 to tak: laird i Roderick MacCullen wracali, id膮c w d贸艂 doliny, z ruin...

- ... zamku Hiss? - wyrwa艂o si臋 Heldze.

Corbred, zaskoczony, uni贸s艂 nieco brwi.

- Ty go znasz?

- Widzia艂am... widzia艂am go z daleka pierwszej nocy. A potem s艂ysza艂am, jak kto艣 o nim m贸wi艂, nie pami臋tam kiedy.

Wilgo膰 utrzymuj膮ca si臋 tego dnia na zewn膮trz przesz艂a w艂a艣nie w lekk膮 m偶awk臋. Helga dr偶a艂a z zimna. U siebie w domu, w zachodniej Norwegii, zd膮偶y艂a si臋 ju偶 przyzwyczai膰 do ci膮g艂ych deszcz贸w, ale tutaj nie do艣膰 偶e nieustannie pada艂o, to jeszcze by艂o przera藕liwie ponuro. Ale mo偶e to wynika艂o z jej nastroju. Czu艂a si臋 bowiem smutna, 艣miertelnie smutna.

- W miejscu, gdzie potok jest do艣膰 szeroki, a brzegi wysokie, spotkali Mordwina i jego przyjaciela, Jocha - opowiada艂 dalej Corbred. - Musieli si臋 chyba pok艂贸ci膰, Mordwin i Roderick MacCullen nie przepadali za sob膮, po czym, jak m贸wi膮 ludzie, Mordwin pchn膮艂 ojca, a on wpad艂 do potoku. By艂 to upadek z niema艂ej wysoko艣ci, cia艂o porwa艂 pr膮d wody. Roderick MacCullen bez chwili zastanowienia zaatakowa艂 mojego brata i Jocha; ich by艂o dw贸ch, mieli przewag臋, tote偶 MacCullen zgin膮艂. Kilku jego ludzi, kt贸rzy jechali w pewnym oddaleniu, zd膮偶y艂o zauwa偶y膰 t臋 walk臋 na 艣mier膰 i 偶ycie. Niekt贸rzy pu艣cili si臋 w po艣cig za Mordwinem i Jochem, kt贸rym jednak uda艂o si臋 uciec. Od tamtej pory ukrywaj膮 si臋 gdzie艣 w okolicy. Poczekaj, co艣 ci poka偶臋, mam wykonan膮 odr臋cznie map臋 tego szlaku...

Corbred odszed艂 w g艂膮b biblioteki. Korzystaj膮c z tego, Helga b艂yskawicznie opr贸偶ni艂a szklaneczk臋, wylewaj膮c jej zawarto艣膰 do najbli偶szej doniczki. Nie mia艂a zamiaru nigdy w 偶yciu pr贸bowa膰 czego艣 tak wstr臋tnego! Gdy on wr贸ci艂 na miejsce, odstawi艂a szklank臋 i zacz臋艂a gwa艂townie kaszle膰.

- Wypi艂a艣 wszystko duszkiem? - roze艣mia艂 si臋 jej przyrodni brat. - No, no!

Helga 艂apczywie chwyta艂a powietrze, maj膮c nadziej臋, jak si臋 okaza艂o bezpodstawn膮, 偶e jej oczy 艂zawi膮.

- Nigdy jeszcze nie pi艂am czego艣 podobnego. No a co z t膮 map膮?

- Ju偶 ci pokazuj臋 - odpar艂, rozpo艣cieraj膮c j膮 nad serwisem do herbaty, podczas gdy Helga wydoby艂a jeszcze z siebie kilka przekonuj膮cych pokas艂ywa艅. - To nasz ojciec j膮 narysowa艂. Tu masz Aidan鈥檚 Broch i...

- Ojej! - wykrzykn臋艂a. - To nie jest 偶adne jezioro, to fiord!

- Oczywi艣cie! Nie wiedzia艂a艣 o tym? Ta zatoka wychodzi na morze.

- Czy jest tu jakie艣 miasto?

- Tak! Ale daleko.

Helga by艂a bliska p艂aczu. Daleko do najbli偶szego miasta?

- Wobec tego dok膮d je藕dzicie, je艣li musicie co艣 za艂atwi膰?

- Do Glasgow. Chocia偶 ja wol臋 Londyn.

- A to? - spyta艂a Helga, wskazuj膮c na czarny prostok膮t w g贸rnym biegu potoku. - To pewnie Hiss. Jak do niego daleko?

- Mniej wi臋cej ze cztery mile.

- Dlaczego wszyscy tak boj膮 si臋 tego zamku?

Corbred zwin膮艂 map臋.

- Hiss to mit - odpar艂 z lekk膮 pogard膮. - Kiedy by艂em dzieckiem, nie m贸wi艂o si臋 o nim a偶 tyle! Prawdopodobnie to MacCullen i jego ludzie ukryli w nim bro艅 albo co艣 w tym rodzaju, a potem wymy艣lili jak膮艣 mro偶膮c膮 krew w 偶y艂ach histori臋, 偶eby odstraszy膰 ciekawskich. Szczerze m贸wi膮c, nigdy si臋 nie dowiedzia艂em, co tam tak straszy. To pusta gadanina! Co wie艣niacy s膮 tacy dziwni! Teraz w艂a艣nie paru z nich wpad艂o na pomys艂, 偶eby zr膮ba膰 siekier膮 szubienic臋, jakby to cokolwiek mia艂o pom贸c! Spyta艂em ich, kto to zrobi艂, ale wszyscy milczeli jak zakl臋ci.

- To ja j膮 艣ci臋艂am - powiedzia艂a Helga z poczuciem winy.

- Ty?

- Tak. Nienawidzi艂am jej. Widzia艂am j膮 za ka偶dym razem, kiedy tylko wyjrza艂am z okna.

Zaskoczony Corbred wpatrywa艂 si臋 w ni膮 z niedowierzaniem.

- Musz臋 przyzna膰 - rzek艂 po chwili ze 艣miechem - 偶e odwa偶na z ciebie dziewczyna! I silna! Ale to nierozs膮dne z twojej strony i mo偶e si臋 dla ciebie 藕le sko艅czy膰. Postaramy si臋 ci臋 ochroni膰.

Poci膮gn膮艂 艂yk whisky.

- Musisz wiedzie膰, 偶e t臋 whisky robimy sami.

Helga otworzy艂a szeroko oczy:

- Naprawd臋?

- Oczywi艣cie, ka偶dy szanuj膮cy si臋 r贸d wyrabia w艂asn膮 whisky. Chcesz zobaczy膰?

Helga gor膮czkowo szuka艂a jakiej艣 wym贸wki, ale nie znalaz艂a 偶adnej. Z ca艂ego serca pragn臋艂a jak najszybciej uciec z tego domu, oboj臋tnie dok膮d. I tak ju偶 nic gorszego nie mo偶e mnie chyba spotka膰, my艣la艂a. Materialny dostatek, naoko艂o s艂u偶膮cy, ale jak膮 to mog艂o mie膰 warto艣膰 dla niej, je艣li 偶y艂a w pr贸偶ni, bez wi臋zi z kimkolwiek.

Teraz jednak okaza艂o si臋, 偶e Corbred jest jej 偶yczliwy. Dlatego te偶 Helga pos艂usznie podrepta艂a za nim przez hall; id膮c rzuci艂a szybkie spojrzenie za skrzyni臋, ale, na szcz臋艣cie, walizka nie by艂a widoczna.

Corbred otworzy艂 jakie艣 drzwi. Helga cofn臋艂a si臋 nieznacznie.

- Nigdy jeszcze nie by艂a艣 w takiej piwnicy? - u艣miechn膮艂 si臋. - Rozumiem, ale naprawd臋 musisz zobaczy膰, jak tam jest! Nasza piwnica jest po prostu przeogromna i mie艣ci si臋 w niej mn贸stwo r贸偶nych rzeczy.

- No tak, ale mo偶e z moim przezi臋bieniem...

Jej towarzysz przyni贸s艂 natychmiast peleryn臋 i zarzuci艂 jej na ramiona. Nie mia艂a wi臋c wyboru, musia艂a p贸j艣膰 pos艂usznie na d贸艂 za swoim starszym bratem.

- Jeste艣 zm臋czona? - spyta艂 troskliwie.

Helga bez wahania wykorzysta艂a szans臋, kt贸r膮 sam jej podsun膮艂. Poza tym po takiej 鈥瀏or膮czce鈥 powinna by膰 przecie偶 os艂abiona.

- Tak, rzeczywi艣cie jestem troch臋 zm臋czona - odpar艂a z u艣miechem. - Mo偶e lepiej...

- Nie b臋dziemy tam d艂ugo.

Jaki on wyrozumia艂y! Helga z ka偶d膮 chwil膮 nabiera艂a do niego coraz wi臋kszego zaufania.

Znale藕li si臋 na dole w d艂ugim korytarzu. Corbred ni贸s艂 艣wiec臋, kt贸ra w efektowny spos贸b o艣wietla艂a jego teatraln膮 posta膰.

- Tu mamy spi偶arni臋 - wskaza艂. - Nie jest wcale ma艂a, mo偶esz mi wierzy膰; nie martw si臋, nie b臋d臋 ci臋 zam臋cza艂 takimi drobiazgami, chod藕my prosto do piwnicy z winem.

Helga nie najlepiej si臋 czu艂a w tych przesyconych st臋chlizn膮, ciemnych pomieszczeniach, Corbred za艣 chyba wprost odwrotnie. Gdy znowu poskar偶y艂a si臋 na zm臋czenie, on okaza艂 wprawdzie zrozumienie, nie zaproponowa艂 jednak powrotu na g贸r臋. Wszed艂 natomiast do kolejnej piwnicy, w kt贸rej le偶a艂y butelki z winem, pouk艂adane w d艂ugich rz臋dach.

- A tutaj wytwarzamy whisky.

Znale藕li si臋 w rozleg艂ej Sali, w kt贸rej sta艂y du偶ych rozmiar贸w pojemniki i dzbany.

- A tam, w 艣rodku, mamy prawdziw膮 atrakcj臋: dawny loch wi臋zienny. Mo偶esz by膰 spokojna, tam nie p贸jdziemy! - roze艣mia艂 si臋. - Patrzysz na mnie z tak膮 trwog膮, jakby艣 podejrzewa艂a, 偶e chc臋 ci臋 tam zamkn膮膰! Tak bardzo nie ufasz w艂asnemu bratu? Poza tym niemal od stu lat nikt tam nie siedzia艂.

Helga poczu艂a si臋 zawstydzona. Nie mog艂a jednak si臋 powstrzyma膰, by nie zerkn膮膰 w stron臋 wyci臋tych w 艂uk 偶elaznych drzwi, pokrytych p艂atami br膮zowej rdzy.

- Jestem taka zm臋czona - b膮kn臋艂a, teraz bowiem naprawd臋 ju偶 chcia艂a wraca膰.

Corbred spojrza艂 na ni膮 badawczo. Czy domy艣la艂 si臋, 偶e ona udaje? Otworzy艂 ju偶 usta, by co艣 powiedzie膰, gdy...

- Halo - odezwa艂 si臋 jaki艣 g艂os w korytarzu. - Kto tu jest?

- To my, James! - odpowiedzia艂 Corbred. - Chcia艂em tylko pokaza膰 Heldze nasze atrakcje, ale ona powinna chyba wr贸ci膰 do 艂贸偶ka.

James wszed艂 do 艣rodka z butelk膮 wina w r臋ku.

- Witajcie, panienko! Ju偶 na nogach? I to tutaj? - przywita艂 Helg臋. - Jak to dobrze, 偶e was spotykam, sir Corbred. To wino burgundzkie chyba nie najlepiej nadaje si臋 do dzisiejszego obiadu. Co by pan proponowa艂?

Helga nie omieszka艂a skorzysta膰 z okazji.

- Niestety nie czuj臋 si臋 dobrze - rzuci艂a pospiesznie. - Wybaczcie, ale musz臋 i艣膰 na g贸r臋 i po艂o偶y膰 si臋 do 艂贸偶ka, i to zaraz. G艂owa wprost mi p臋ka...

Zanim zd膮偶yli zareagowa膰, wysz艂a szybko z pomieszczenia i przemierzywszy korytarz, znalaz艂a si臋 na schodach. Teraz albo nigdy! Musia艂a wykorzysta膰 t臋 chwil臋, kiedy obaj znajdowali si臋 jeszcze na dole.

W hallu chwyci艂a walizk臋 i wybieg艂a na zewn膮trz. Nikt jej nie widzia艂, gdy w pop艂ochu ukradkiem wymyka艂a si臋 z Aidan鈥檚 Broch.

Zatrzyma艂a si臋 dopiero wtedy, gdy znalaz艂a si臋 w niewielkim lasku u st贸p maj膮tku. Stan臋艂a bez tchu. Dok膮d ma p贸j艣膰?

Najpro艣ciej by艂oby oczywi艣cie ruszy膰 przez Dolin臋 Aidana do tego ma艂ego miasteczka, kt贸re pami臋ta艂a z podr贸偶y w t臋 stron臋. Tam, gdzie po raz ostatni zmieni艂a 艣rodek lokomocji i dosta艂a wo藕nic臋, kt贸ry nie mia艂 odwagi jecha膰 dalej ni偶 do Cross of Friars.

Ale decyduj膮c si臋 na taki wariant, musia艂aby przej艣膰 przez zamek Hiss.

A druga droga, czy wiod艂a w kierunku morza?

Czy Corbred nie m贸wi艂, 偶e do najbli偶szego miasta jest daleko? A do Glasgow jeszcze dalej. Bez jedzenia i pieni臋dzy nie uda jej si臋 raczej przeby膰 tylu mil. A tu, we wsi, te偶 nie mog艂a zosta膰. By艂a to malutka i uboga wioska, w kt贸rej nikt poza mieszka艅cami Aidan鈥檚 Broch nie m贸g艂 nawet pomy艣le膰 o tym, 偶eby naj膮膰 sobie s艂u偶膮c膮 do pomocy...

Poza tym, gdyby zdecydowa艂a si臋 p贸j艣膰 przez wie艣, jej mieszka艅cy by j膮 zobaczyli.

Znowu zerkn臋艂a w stron臋 Doliny Aidana, w kt贸rej le偶a艂o to bezimienne widmo, skryte za zboczem wzg贸rza.

A niech tam, jest przecie偶 dzie艅 i jeszcze przez par臋 godzin b臋dzie widno. Chyba zd膮偶y min膮膰 zamek, zanim zapadnie zmrok. Poza tym droga nie prowadzi tu偶 przy nim, a tym razem z pewno艣ci膮 uda jej si臋 nie zb艂膮dzi膰.

Zaczerpn膮wszy g艂臋boko powietrza, Helga zdecydowa艂a wybra膰 drog臋 na wsch贸d przez Dolin臋 Aidana.

Posuwa艂a si臋 starym, niemal niedost臋pnym szlakiem wiod膮cym przez dolin臋 ku jej wyj艣ciu, przepe艂niona uczuciem smutku. Przecie偶 niespe艂na kilka dni temu sz艂a t臋dy - z l臋kiem, ale i z nadziej膮. Teraz nie mia艂a ju偶 z艂udze艅 i nie pozosta艂o jej nic. W Aidan鈥檚 Broch nie ma dla niej miejsca.

By艂o co艣 z艂owieszczego w tym lesie, co kaza艂o jej nie odrywa膰 ani na chwil臋 oczu od drogi pod stopami i w 偶adnym wypadku nie patrze膰 na boki. Helga doskonale wiedzia艂a, co j膮 tak przera偶a.

Deszcz usta艂, lecz powietrze by艂o nadal wilgotne i, jak okre艣li艂 Corbred, przejmuj膮ce. Z drzew skapywa艂y kropelki wody, a mi臋dzy ga艂臋ziami unosi艂 si臋 ledwie widzialny opar. Tu偶 nad ziemi膮, prawdopodobnie cieplejsz膮 ni偶 powietrze, tworzy艂y si臋 ob艂oczki mg艂y, kt贸re pe艂za艂y niczym bia艂o - niebieskie maski. Gdzie spojrza艂a, wsz臋dzie w g艂臋bi lasu wida膰 by艂o owe twory, sprawiaj膮ce, 偶e czu艂a si臋 bardzo nieswojo. Mo偶e jednak g艂贸wnie dlatego, 偶e zdawa艂a sobie spraw臋, i偶 nikt poza ni膮 nie przemierza w tym czasie doliny?

Potok szemra艂 cicho gdzie艣 niedaleko, lecz Helga go nie widzia艂a.

Ze zdumieniem zauwa偶y艂a, jak w膮ski jest 贸w pas lasu, przez kt贸ry wiedzie droga. Ian opowiada艂, 偶e lasy w Szkocji zosta艂y niemal doszcz臋tnie wytrzebione. Dlatego w艂a艣nie oni byli bardzo dumni ze swych d臋b贸w i sosen w Dolinie Aidana.

Znalaz艂a si臋 na niewielkim wzniesieniu i stan臋艂a jak wryta. Oto na wprost niej wznosi艂a si臋 budz膮ca groz臋 kwadratowa wie偶a, stanowi膮ca cz臋艣膰 ruin zamczyska. Zniszczona - i z艂owrogo bliska. Dzieli艂o j膮 od niej mo偶e p贸艂 mili.

Helga sz艂a coraz bardziej niepewnym krokiem. Strach wpe艂zn膮艂 do jej cia艂a i rozlewa艂 si臋 po nim coraz szerzej. Mia艂a wra偶enie, 偶e droga wiedzie tu偶 przy samym zamku; dostrzeg艂szy jednak, 偶e skr臋ca nieco w prawo, poczu艂a lekk膮 ulg臋 i znowu przyspieszy艂a kroku.

Przy drodze le偶a艂o opuszczone gospodarstwo. Helga zerkn臋艂a na艅 ukradkiem i stwierdzi艂a ze zdumieniem, 偶e wygl膮da na porzucone ca艂kiem niedawno, mo偶e kilka lat temu.

Nad Dolin膮 Aidana zalega艂a cisza. Potok pozosta艂 gdzie艣 z ty艂u. Z oddali dobiega艂o jedynie ciche szemranie, nie wiadomo, czy by艂 to szum drzew czy wody. Z ziemi podnosi艂y si臋 mg艂y, przedziwne i mistyczne, jak w z艂ej bajce.

Przepe艂niaj膮ce j膮 l臋kiem poczucie osamotnienia znowu zaw艂adn臋艂o ni膮 z ca艂膮 si艂膮. Musi przej艣膰 obok zamku Hiss, na szcz臋艣cie w pewnej odleg艂o艣ci; potem pozostanie jej d艂ugi odcinek drogi, a偶 wreszcie dojdzie do zamieszkanych teren贸w w pobli偶u rozstaj贸w przy Cross of Friars.

Wok贸艂 doliny rozpo艣ciera艂a si臋 szkocka wy偶yna z niebieszcz膮cymi si臋 艂膮kami, niezbyt dobrze widocznymi w oparach tego deszczowego dnia. Nigdzie ani 艣ladu jakiejkolwiek 偶ywej istoty. I oto w tej dolinie 艣mierci w臋druje ona - ca艂kiem sama.

W dolinie 艣mierci? Dlaczego tak j膮 nazwa艂a? Corbred m贸wi艂, 偶e zamek jest jedynie mitem. Helga rzuci艂a na艅 ukradkowe spojrzenie i poj臋艂a, 偶e jej brat si臋 myli艂. Co艣 w tym wszystkim jest, co艣, czego Helga nie potrafi艂a wyja艣ni膰, ale co wyra藕nie czu艂a tamtej nocy, czu艂a i s艂ysza艂a.

A wi臋c to gdzie艣 tutaj niedaleko m臋偶czyzna, kt贸rego tak podziwia艂a, zabi艂 swego w艂asnego ojca. Ich wsp贸lnego ojca.

艢wiadomo艣膰 tego wywo艂ywa艂a ogromny b贸l w sercu. Helga westchn臋艂a g艂臋boko.

Otrz膮sn膮wszy si臋 z ponurych my艣li, stwierdzi艂a, 偶e powinna by艂a wzi膮膰 ze sob膮 na drog臋 troch臋 jedzenia. Je艣li bowiem ju偶 teraz jest g艂odna, to jak zdo艂a doj艣膰 tak daleko, do tej zamieszkanej okolicy?

A gdy ju偶 si臋 tam znajdzie, co ma ze sob膮 zrobi膰? Kr膮偶y膰 po domach i 偶ebra膰 o jedzenie? Czy mo偶e poprosi膰 o prac臋 i zarobi膰 na nie?

W tym czasie zd膮偶y艂aby pewnie kilka razy umrze膰 z g艂odu.

Dostrzeg艂a teraz, 偶e Hiss le偶y na wzniesieniu niemal w samym 艣rodku doliny. Z miejsca, w kt贸rym sta艂a, wida膰 by艂o, 偶e las nie si臋ga a偶 po sam zamek, otoczony pasem nagiej ziemi. Gdzieniegdzie stercza艂y 艣wie偶e pniaki, jakby kto艣 specjalnie powycina艂 rosn膮ce najbli偶ej niego drzewa. Wyt臋偶aj膮c wzrok, 偶eby zobaczy膰 co艣 z tej du偶ej odleg艂o艣ci, Helga zauwa偶y艂a r贸wnie偶 ogrodzenie z ga艂臋zi i patyk贸w, a mo偶e i kamieni, na granicy mi臋dzy go艂膮 ziemi膮 a lasem. To o nim wspomina艂 jej przewodnik tamtej nocy, przypuszczaj膮c, 偶e w艂a艣nie o nie si臋 potkn臋艂a. Na my艣l o tym m臋偶czy藕nie Helga znowu poczu艂a p艂omie艅 w sobie, co przepe艂ni艂o j膮 gniewem, bo przecie偶 powinna by艂a zdusi膰 wszelkie uczucia, jakie mia艂a dla niego, gdy tylko si臋 dowiedzia艂a, 偶e to Mordwin. Nadal jednak bardzo za nim t臋skni艂a...

Poniewa偶 droga schodzi艂a w d贸艂 doliny, Hiss znikn膮艂 z pola widzenia. Mimo to Helga ca艂y czas by艂a 艣wiadoma, 偶e zamek znajduje si臋 w pobli偶u, zaraz na lewo od niej. Nie dosz艂a jeszcze do rozwidlenia, na kt贸rym owej pami臋tnej nocy skr臋ci艂a w z艂膮 drog臋.

Sz艂a dalej, zatopiona we w艂asnych my艣lach. Mimo woli spojrza艂a ukradkiem w lewo i przerazi艂a si臋 tak bardzo, 偶e serce a偶 do b贸lu przyspieszy艂o swe bicie. Niedaleko, tu偶 za drzewami, niczym przyczajone widmo, sta艂 贸w budz膮cy trwog臋 zamek. Wida膰 by艂o surowe bloki skalne, tu i 贸wdzie prze艣wieca艂y mi臋dzy drzewami mroczne mury.

J臋kn膮wszy, przyspieszy艂a kroku. Najch臋tniej zamkn臋艂aby oczy, ale przecie偶 nie mog艂a. Na dodatek tu偶 ponad ziemi膮 pe艂za艂y przedwieczorne mg艂y. Nie by艂 to bynajmniej dodaj膮cy otuchy widok, o, nie!

Pr贸bowa艂a my艣le膰 o domach przy Cross of Friars, ju偶 nied艂ugo tam b臋dzie. Ale to przecie偶 nieprawda, doskonale wiedzia艂a, 偶e daleka do nich droga. A jeszcze dalej by艂o z powrotem do wsi. poczu艂a si臋 wyj膮tkowo samotna w tej przera偶aj膮cej dolinie.

Nagle zatrzyma艂a si臋 w p贸艂 kroku.

Co艣 us艂ysza艂a...

Mimo woli odwr贸ci艂a gwa艂townie g艂ow臋 i spojrza艂a w kierunku zamku.

ROZDZIA艁 VII

Ogarni臋ta panicznym strachem, pomy艣la艂a najpierw, 偶e odg艂osy dochodz膮 z zamku, ledwie widocznego za drzewami. Po chwili stwierdzi艂a, 偶e dobiegaj膮 gdzie艣 z g艂臋bi lasu, zza jej plec贸w. To t臋tent ko艅skich kopyt, dudni膮cych g艂ucho o mi臋kk膮 muraw臋 na drodze.

Helga, przera偶ona, rozejrza艂a si臋 woko艂o. Las nie dawa艂 wielu mo偶liwo艣ci ukrycia si臋. A na dodatek ucieczk臋 utrudnia艂a ci臋偶ka walizka.

Zanim zd膮偶y艂a si臋 zdecydowa膰, co robi膰, pojawi艂 si臋 jaki艣 je藕dziec, najwyra藕niej w pogoni za ni膮. Helga chwyci艂a wi臋c walizk臋 i pop臋dzi艂a przez las na prawo od drogi. Zachowa艂a jeszcze na tyle przytomno艣膰 umys艂u, 偶e nie pobieg艂a w stron臋 zamku.

Je藕dziec zeskoczy艂 z konia.

- Zatrzymaj si臋, ty szalona dziewczyno! - zawo艂a艂 i ruszy艂 za ni膮.

Us艂yszawszy ten g艂臋boki g艂os, od razu wiedzia艂a, kto j膮 艣ciga. O, nie, jego nie chcia艂a spotka膰 na pewno. Nigdy wi臋cej!

Wpad艂a w g臋stwin臋 wysokich paproci, porastaj膮cych rozleg艂e zbocze. Przedzieraj膮c si臋 przez zielony g膮szcz, s艂ysza艂a, 偶e on jest coraz bli偶ej, mimo to nie zamierza艂a si臋 podda膰.

Zapl膮tawszy si臋 w k艂膮cza, upad艂a twarz膮 w wilgotn膮 ziemi臋. Natychmiast jednak si臋 podnios艂a i oswobodzi艂a.

Wydostawszy si臋 z zaro艣li, zyska艂a przewag臋 nad swym prze艣ladowc膮, kt贸ry zmaga艂 si臋 jeszcze z bujnymi krzewami. Ale dalej rozpo艣ciera艂 si臋 janowiec ciernisty, a z nim nie ma 偶art贸w.

Helga poczu艂a si臋 bezradna; stara艂a si臋, jak mog艂a, chroni膰 r臋ce i nogi, ale ciernie janowca wbija艂y si臋 niemal wsz臋dzie. Podrapana i poraniona, zatrzyma艂a si臋 wreszcie i z j臋kiem zas艂oni艂a twarz d艂o艅mi.

Nie up艂yn臋艂o par臋 sekund, gdy znalaz艂a si臋 w ramionach m臋偶czyzny. Trzyma艂 j膮 tak mocno, jakby chcia艂 uniemo偶liwi膰 now膮 pr贸b臋 ucieczki. Helga wi艂a si臋 niczym piskorz, chc膮c uwolni膰 si臋 z jego mocnego uchwytu.

- Pu艣膰 mnie, ja chc臋 st膮d uciec! - szlocha艂a.

- S艂贸w nie rozumiem, ale sens jest dla mnie jasny - odpar艂 z zaci臋to艣ci膮.

Helg臋 tak bardzo zaskoczy艂o, 偶e on m贸wi po norwesku, i偶 na u艂amek sekundy ucich艂a. Po chwili wybuch艂a jednak znowu g艂o艣nym p艂aczem.

- I jeszcze to na dodatek! - rzuci艂a zirytowana.

Wida膰 by艂o, 偶e poczu艂 si臋 zak艂opotany; zwolni艂 wi臋c nieco sw贸j 偶elazny u艣cisk.

- Mo偶e najpierw spr贸bujemy wydosta膰 ci臋 z tych zaro艣li? - zaproponowa艂 ze z艂o艣ci膮. - Reszt膮 zajmiemy si臋 p贸藕niej. Tylko nie szarp si臋, to ci nic nie pomo偶e. Wyjmuj powoli kolce, bo inaczej podrzesz na sobie wszystko, co masz.

Westchn膮wszy, Helga podda艂a si臋 i zacz臋艂a ostro偶nie uwalnia膰 si臋 ga艂膮zka po ga艂膮zce od niebezpiecznej ro艣liny. On pomaga艂 jej w milczeniu, ale wida膰 by艂o wyra藕nie, 偶e jest z艂y.

Na widok tych silnych, opalonych d艂oni, starannie usuwaj膮cych kolce z jej ubrania, Helga poczu艂a si臋 prawdziwie zagubiona. Nie wiedzia艂a, co ma pocz膮膰 dalej; by艂a nieszcz臋艣liwa, a tak偶e w艣ciek艂a na sam膮 siebie.

- No, nareszcie! - powiedzia艂. - Teraz p贸jdziesz ze mn膮.

Chwyciwszy j膮 mocno za r臋k臋, poprowadzi艂 w d贸艂 przez g膮szcz paproci si臋gaj膮cych im a偶 po pas, a potem do drogi. Helga mia艂a wra偶enie, 偶e ta przera偶aj膮ca wie偶a za drzewami po drugiej stronie przez ca艂y czas bacznie ich 艣ledzi.

M臋偶czyzna, kt贸rego nie wolno jej kocha膰, szed艂 przed ni膮 z oczami wbitymi w ziemi臋. Jego wzrok 艣ledzi艂 opary pe艂zaj膮ce nisko ponad podszyciem lasu. Nietrudno by艂o zauwa偶y膰, 偶e nawet on czu艂 si臋 tu troch臋 nieswojo.

- Ze wszystkich miejsc musia艂a艣 oczywi艣cie wybra膰 akurat to - b膮kn膮艂. - Wracamy.

Helga zatrzyma艂a si臋. Nie chcia艂a i艣膰 za nim.

- A to co znowu? - spyta艂.

Gdy Helga pr贸bowa艂a mu si臋 wymkn膮膰, znowu chwyci艂 j膮 za ramiona i zmusi艂, by stan臋艂a spokojnie w miejscu.

- Co si臋 w艂a艣ciwie z tob膮 dzieje? - spyta艂.

Dziewczyna, g艂臋boko westchn膮wszy, nabra艂a powietrza. Sta艂a bez ruchu, z twarz膮 zas艂oni臋t膮 r臋kami.

- Ja chc臋 do domu - powiedzia艂a z p艂aczem, pos艂uguj膮c si臋 znowu sw膮 bardzo kiepsk膮 angielszczyzn膮. - Tu mnie nikt nie chce, chc臋 do domu, do Norwegii. Ale przecie偶 tam nie mog臋 wr贸ci膰.

- Dlaczego?

Z jej ust zacz膮艂 p艂yn膮膰 nieprzerwany potok s艂贸w, angielskich i norweskich.

- Tak bardzo kocham ich wszystkich, mam臋 i moje m艂odsze rodze艅stwo, psa i nawet ojca, cho膰 to tylko m贸j ojczym, i na dodatek jeszcze pr贸bowa艂 mnie wykorzysta膰, a ja musia艂am si臋 broni膰; kiedy mama dowiedzia艂a si臋 o wszystkim, zrobi艂o jej si臋 przykro, i co ja wtedy mog艂am zrobi膰? Tylko wyjecha膰, czy偶 nie?

- Chyba tak - odpar艂 niskim g艂osem.

- No wi臋c mam wys艂a艂a mnie do mojego prawdziwego ojca, kt贸ry ju偶 tyle razy zaprasza艂 mnie do siebie. Zupe艂nie nie wiem, co mam teraz napisa膰, obieca艂am jej, 偶e si臋 odezw臋, jak tylko dotr臋 na miejsce. Na pewno jest niespokojna, ale nie chcia艂abym sprawia膰 jej b贸lu. M贸j ojciec nie 偶yje, a ona nie ma poj臋cia o istnieniu mych przyrodnich doros艂ych braci i o tym, 偶e s膮 tacy 藕li na mnie...

Nagle przypomnia艂a sobie, kim on jest, i z jej piersi doby艂 si臋 szloch zawodu i rozpaczy. Ponownie spr贸bowa艂a wyrwa膰 si臋 swemu prze艣ladowcy, kt贸ry jednak tym razem by艂 bardziej czujny.

Helga walczy艂a niczym dzikie zwierz臋, lecz na pr贸偶no. M臋偶czyzna wykr臋ci艂 jej r臋ce na plecy i nagle jego twarz znalaz艂a si臋 tu偶 przy jej twarzy. Czarne oczy p艂on臋艂y p艂omieniem w艣ciek艂o艣ci.

Wygl膮da艂 tak, jakby przesta艂 oddycha膰. Jego twarz na moment znieruchomia艂a, potem powoli zacz膮艂 rysowa膰 si臋 na niej spok贸j. Tylko oczy p艂on臋艂y, lecz teraz bi艂 z nich przepe艂niony zdumieniem blask. Niczym zaczarowane przesuwa艂y si臋 po jej twarzy, a偶 wreszcie zatrzyma艂y si臋 na ustach.

Helga dr偶a艂a. Nie mog艂a wydoby膰 ani s艂owa. On z oci膮ganiem rozlu藕ni艂 u艣cisk wok贸艂 jej nadgarstk贸w.

Gdy poczu艂, 偶e op贸r dziewczyny s艂abnie, spyta艂 ostro:

- I dok膮d zamierza艂a艣 uciec?

- nie wiem - odpar艂a zm臋czona. - Do najbli偶szego miasta, 偶eby znale藕膰 sobie prac臋.

- Czy masz jakie艣 pieni膮dze?

Gdyby chocia偶 nie by艂 tak poci膮gaj膮cy! Gdyby nie zd膮偶y艂a tak przywi膮za膰 si臋 do niego jako cz艂owieka. Gdyby nie czu艂a takiej blisko艣ci i wsp贸lnoty z ni,! Wtedy umia艂aby mo偶e zaakceptowa膰 to, 偶e powinna patrze膰 na niego jak na brata. Brata, kt贸ry zb艂膮dzi艂 i potrzebuje jej wsparcia.

Ale nie umia艂a.

Spu艣ciwszy g艂ow臋, odrzek艂a:

- Nie, nie mam pieni臋dzy.

艁agodnym ruchem skierowa艂 j膮 ku czekaj膮cemu na nich koniowi.

- Musimy wynie艣膰 si臋 z tego przekl臋tego miejsca. I to jak najszybciej!

- Ale... Sk膮d wiedzia艂e艣...?

- Corbred znalaz艂 list w twoim pokoju.

- Corbred? - spyta艂a, podnosz膮c wzrok. - Co on tam robi艂?

U艣miechn膮艂 si臋 nieznacznie, widz膮c jej przera偶enie.

- Chcia艂 sprawdzi膰, czy wszystko w porz膮dku; podobno skar偶y艂a艣 si臋 tak bardzo na zm臋czenie, a potem wybieg艂a艣 znienacka z piwnicy. Pewnie si臋 rozz艂o艣ci艂, kiedy znalaz艂 list, i pos艂a艂 za tob膮 stra偶e - ale w z艂ym kierunku, w stron臋 wybrze偶a, bo pyta艂a艣 go podobno, czy w pobli偶u nie le偶y jakie艣 miasto. Kiedy James przyszed艂 do mnie, bez chwili zastanowienia ruszy艂em w przeciwn膮 stron臋. Bo wiedzia艂em, 偶e jeste艣 na tyle rozs膮dna, 偶eby p贸j艣膰 przez Dolin臋 Aidana, cho膰 nikt inny nie odwa偶y艂by si臋 tego uczyni膰. Nie powinienem pokazywa膰 si臋 w 艣wietle dnia, to dla mnie niebezpieczne - zako艅czy艂.

- Dlaczego wszyscy chc膮 mnie z艂apa膰? - mrukn臋艂a, pochlipuj膮c jeszcze troch臋.

- Z bardzo r贸偶nych powod贸w, zapewniam ci臋! W ka偶dym razie to niedobrze, 偶e wybra艂a艣 si臋 w drog臋 akurat teraz. Chod藕, musimy st膮d znikn膮膰!

Widzia艂a, 偶e jego oczy wpatrzone s膮 w mg艂臋 snuj膮c膮 si臋 nad ziemi膮, jakby czego艣 w niej szuka艂y. Dlatego nie zaprotestowa艂a, gdy da艂 jej znak r臋k膮, by wsiedli na konia. Przecie偶 ona te偶 nie czu艂a si臋 dobrze w tej ponurej okolicy. Ani na chwil臋 bowiem nie opuszcza艂o jej przera偶aj膮ce uczucie, 偶e zamek le偶y za lasem i spogl膮da na nich ponad drzewami. To oczywi艣cie bardzo dziwna my艣l, lecz Helga w 偶aden spos贸b nie mog艂a si臋 jej pozby膰.

By艂a tak zm臋czona i zrezygnowana, 偶e nie chcia艂a nawet my艣le膰 o d艂ugiej drodze do Cross of Friars i nie wiadomo jak jeszcze daleko, a偶 do najbli偶szego du偶ego skupiska ludzi.

Podprowadzi艂 konia do kamienia. Usiad艂 w siodle, umie艣ciwszy walizk臋 przed sob膮, po czym wyda艂 Heldze polecenie, by zaj臋艂a miejsce za nim i trzyma艂a si臋 go mocno. 呕adnego romantyzmu, nic z tego!

Ale dziewczyna us艂ucha艂a. Z lekkim wahaniem obj臋艂a go ramionami, a poniewa偶 nie protestowa艂, przycisn臋艂a si臋 mocniej do niego. Ko艅 ruszy艂 i przez dobrych par臋 minut przemierzali drog臋 w ca艂kowitej ciszy. Gdy znale藕li si臋 ju偶 w pewnym oddaleniu, Helga us艂ysza艂a, 偶e jej towarzysz odetchn膮艂 z ulg膮.

- To dobrze, 偶e si臋 stamt膮d wydostali艣my - przyzna艂a. - Ale nie mog臋 powiedzie膰, 偶ebym si臋 cieszy艂a z powrotu do Aidan鈥檚 Broch, o, nie!

- Mog艂aby艣 to zrobi膰, na przyk艂ad, dla mnie - rzuci艂 lekko. Zbyt lekko, by przyj膮膰 to jako co艣 naturalnego.

- Dla ciebie? - odpar艂a z rozgoryczeniem. - A co ty mi da艂e艣 poza rozczarowaniem? Po tej pierwszej nocy mia艂am o tobie takie dobre zdanie. Ale potem przez ca艂y czas odziera艂e艣 mnie ze z艂udze艅.

Jej towarzysz milcza艂 przez d艂ug膮 chwil臋. Helga czu艂a, jak jego mi臋艣nie w ramionach i udach napinaj膮 si臋 mocno.

- Trzeba przyzna膰, 偶e nie jeste艣 zbyt zabawna - powiedzia艂 na koniec. - Marudna i zarozumia艂a! Ani cienia pogody!

- Jeste艣 niesprawiedliwy! - wybuch艂a niczym beczka z prochem. - W domu narzekali, 偶e bior臋 wszystko zbyt lekko, 偶e z wszystkiego si臋 艣miej臋. A czy tu mia艂am si臋 z czego 艣mia膰? No, powiedz mi!

Po d艂ugiej, d艂ugiej chwili ciszy da艂o si臋 s艂ysze膰 osch艂e:

- Nie mia艂a艣.

Jego odpowied藕 nieoczekiwanie wyzwoli艂a w Heldze weso艂o艣膰. Zacz臋艂a chichota膰, a jej dobry nastr贸j udzieli艂 si臋 tak偶e jemu.

Przez chwil臋 dozna艂a poczucia blisko艣ci z nim, nie maj膮cej nic wsp贸lnego z zakochaniem. By艂a to czu艂o艣膰, 艂膮cz膮ca ludzi ponad wszelkimi barierami, jakie wzni贸s艂 cz艂owiek. Teraz m贸g艂 by膰 jej bratem albo jeszcze kim艣 innym, niewa偶ne, w tej chwili bowiem byli jedynie dwojgiem ludzi niezwykle sobie bliskich.

Gdy dotarli do skraju lasu w pobli偶u wsi, jej towarzysz zatrzyma艂 si臋 i pom贸g艂 jej zsi膮艣膰 z konia.

- Gdzie go trzymasz? - spyta艂a nie艣mia艂o.

- W stajni, niedaleko. Ale to nie jest m贸j ko艅 i dlatego nikomu nie pomo偶e w odnalezieniu mnie. Wolno mi go tylko wypo偶ycza膰. A teraz wracaj szybko do Aidan鈥檚 Broch. Ale staraj si臋 unikn膮膰 spotkania z twoimi krewnymi, id藕 prosto do Jamesa, pami臋taj, to wa偶ne!

Helga nie mog艂a oderwa膰 od m臋偶czyzny wzroku. Wygl膮da艂 r贸wnie poci膮gaj膮co jak zwykle, lecz dzisiaj patrzy艂a na niego innymi oczami i usi艂owa艂a st艂umi膰 w sobie resztki owego 偶ywio艂u, jaki rozszala艂 si臋 w niej od chwili, gdy tylko go ujrza艂a. To jej pierwsza, prawdziwa mi艂o艣膰. Minie z pewno艣ci膮 wiele czasu, nim zdo艂a zaleczy膰 t臋 ran臋.

Ale r贸wnie偶 on wydawa艂 si臋 zmieniony. Nie odnosi艂 si臋 ju偶 do niej z tak niemi艂ym lekcewa偶eniem. Wr臋cz przeciwnie, przygl膮da艂 si臋 jej teraz z zadum膮 i zdziwieniem.

Gdy zauwa偶y艂 rezerw臋 w jej zachowaniu, w jego pi臋knych oczach pojawi艂 si臋 smutek.

- Potraktowali艣my ci臋 bardzo 藕le - powiedzia艂 mi臋kko. - Dzia艂ali艣my poza twoimi plecami i wykorzystywali艣my ci臋, a ty jeste艣 przecie偶 taka wra偶liwa. Doskonale rozumiem tw膮 rozterk臋 i pragnienie, by st膮d uciec. Id藕 teraz do Jamesa i powiedz mu, 偶e ju偶 pora...

Helga spojrza艂a na niego pytaj膮cym wzrokiem.

- To dlatego James prosi艂, 偶ebym wytrzyma艂a jeszcze par臋 dni...?

- Tak, zamierza艂 poczeka膰, a偶 zjawi si臋 rejent, kt贸ry ma uregulowa膰 spraw臋 testamentu ojca. Ale nie mo偶emy czeka膰 tak d艂ugo. Masz prawo pozna膰 chocia偶 cz臋艣膰 prawdy. Kiedy sobie uprzytomni臋, jak musia艂a艣 czu膰 si臋 z tym wszystkim, ogarnia mnie przera偶enie. By艂a艣 jak zawieszona w pr贸偶ni i znik膮d nie mog艂a艣 oczekiwa膰 wyja艣nie艅! Spotka艂a艣 tylko ludzi, kt贸rzy byli zirytowani, 藕li na ciebie, albo jeszcze gorzej: pragn臋li twej 艣mierci!

- To prawda - potwierdzi艂a przyt艂umionym g艂osem. - Tak by艂o.

- Biedna, ma艂a dziewczynka! Czy mo偶esz jeszcze troch臋 wytrzyma膰? My ci臋 potrzebujemy, rozumiesz?

- Naprawd臋? Ale w艂a艣ciwie jacy 鈥瀖y鈥?

M臋偶czyzna nie odpowiedzia艂 na pytanie.

- I b膮d藕 ostro偶na! Zamykaj drzwi na noc!

- B臋d臋 pami臋ta膰.

Uj膮艂 jej d艂o艅 i poca艂owa艂, a potem pog艂aska艂 j膮 po policzku. W jego oczach by艂o tchn膮ce spokojem 艣wiat艂o.

Helga zakry艂a twarz d艂o艅mi, aby ukry膰 艂zy, kt贸re cisn臋艂y si臋 jej do oczu.

- Dlaczego to robisz! To nie w porz膮dku! To niskie i prostackie, 偶e pr贸bujesz uwie艣膰 m艂od膮 dziewczyn臋 w ten spos贸b, i ty dobrze o tym wiesz!

- Ale przecie偶...

Wywin臋艂a mu si臋.

- Rozmawia艂am z Molly - sykn臋艂a i uciek艂a. - Powiniene艣 si臋 wstydzi膰, je艣li tak o nas my艣lisz!

Helga! - wo艂a艂 za ni膮, lecz dziewczyna bieg艂a ju偶 po otwartej przestrzeni, a on nie m贸g艂 pod膮偶y膰 jej 艣ladem, nie nara偶aj膮c si臋 na niebezpiecze艅stwo...

Bieg艂a, nie zatrzymuj膮c si臋, a偶 do samego lasu u st贸p posiad艂o艣ci. Tam zwolni艂a kroku. Nie zdaj膮c sobie z tego sprawy, unios艂a d艂o艅 i dotkn臋艂a ustami miejsca, kt贸re poca艂owa艂.

Znowu zacz臋艂a i艣膰 szybko, aby zgasi膰 w sobie ten przedziwny, przyt艂umiony ogie艅, kt贸ry zacz膮艂 si臋 偶arzy膰 gdzie艣 g艂臋boko w jej wn臋trzu. Przera偶a艂 j膮, poniewa偶 nigdy dot膮d nie dozna艂a takiego uczucia. Domy艣la艂a si臋, 偶e to dopiero zapowied藕 czego艣 znacznie silniejszego, czego艣, czego za nic w 艣wiecie nie chcia艂aby przegapi膰.

Nim dotar艂a do wielkiej bramy, odzyska艂a ca艂kowit膮 kontrol臋 nad sob膮. Zatrzyma艂a si臋 przed wej艣ciem, niepewna, czy ma si臋 odwa偶y膰 p贸j艣膰 t膮 drog膮.

Nie ulega艂o dla niej w膮tpliwo艣ci, 偶e znajdowa艂a si臋 teraz w nie艂asce, a podobnie jak wi臋kszo艣膰 ludzi wola艂a unika膰 przykrych sytuacji.

Zawr贸ci艂a wi臋c od bramy i ruszy艂a dooko艂a wielkiej posiad艂o艣ci. Tak zatem sko艅czy艂a si臋 jej pr贸ba ucieczki.

James spotka艂 j膮 przy tylnym wej艣ciu.

- Bogu niech b臋d膮 dzi臋ki, 偶e on was znalaz艂, panienko! Ju偶 my艣la艂em, 偶e zaniedba艂em powierzony mi obowi膮zek czuwania nad waszym bezpiecze艅stwem.

- To moja wina. Nie powinnam by艂a opuszcza膰 pokoju. James... pos艂uchaj, on powiedzia艂, 偶e nadesz艂a ju偶 pora. 呕e co艣 trzeba wyja艣ni膰. Czy rozumiecie, co on m贸g艂 mie膰 na my艣li?

James skin膮艂 g艂ow膮.

- Ca艂kowicie si臋 z nim zgadzam. W domu nie ma teraz ani jednego z wartownik贸w. Chod藕cie ze mn膮! Nie b贸jcie si臋!

James wzi膮艂 walizk臋 i postawi艂 j膮 na pod艂odze. Nast臋pnie da艂 Heldze znak, aby sz艂a jego 艣ladem.

Helga sta艂a przez chwil臋 w bezruchu. Czu艂a si臋 zupe艂nie oszo艂omiona. Czy 贸w przyjazny James o przerzedzonych w艂osach, wyprostowanej sylwetce i spokojnych ruchach m贸g艂 naprawd臋 by膰 a偶 tak dwulicowy? Nie mog艂a w to uwierzy膰. Z drugiej jednak strony, jest on bez w膮tpienia sprzymierze艅cem Mordwina, kt贸rego w艂a艣nie opu艣ci艂a. A Mordwin nie cieszy艂 si臋 przecie偶 szacunkiem. Niczyim... no, mo偶e tylko Corbreda...

A James i Mordwin, po czyjej oni stali stronie? Byli przeciwko Ianowi czy Corbredowi, czy te偶 przeciwko im obu? James mia艂 si臋 na baczno艣ci przed stra偶nikami... Czyli kim oni byli?

Co to wszystko w艂a艣ciwie znaczy艂o?

- Nie wiem, czy powinnam - odrzek艂a na wp贸艂 powa偶nie, na wp贸艂 偶artem. - Zostan臋 powieszona czy mo偶e...?

James u艣miechn膮艂 si臋 z lekk膮 gorycz膮.

- Nie, nie zostanie panienka powieszona! Nadesz艂a tylko pora, 偶eby wyja艣ni膰 panience dwie albo trzy rzeczy, tak jak panienka s艂ysza艂a.

Zabrzmia艂o to nieco z艂owieszczo, lecz Helga, kt贸ra nie mia艂a ju偶 wiele do stracenia i kt贸rej nie pozosta艂o nic innego, jak tylko wytrzyma膰 wszystko, ruszy艂a za Jamesem.

Nie uszli daleko, gdy on zatrzyma艂 j膮 nagle i wepchn膮艂 razem z walizk膮 do jakiej艣 kom贸rki. W pierwszej chwili Helga pr贸bowa艂a protestowa膰, lecz zaraz ucich艂a, poniewa偶 da艂 si臋 s艂ysze膰 odg艂os zbli偶aj膮cych si臋 krok贸w. Dobrze zna艂a ten ch贸d, to drobne dreptanie.

Nadchodzi艂a lady Lynn.

Ze swej kryj贸wki Helga s艂ysza艂a ca艂膮 rozmow臋.

- A, tu jeste艣cie, James! Czy ta ma艂a jeszcze nie wr贸ci艂a do domu? Tylu ludzi ruszy艂o za ni膮 na poszukiwanie i nikt jej dotychczas nie wytropi艂!

- Chyba ju偶 j膮 znale藕li - odpar艂 James. - Kto艣 mi m贸wi艂, 偶e jest w drodze do domu.

- No, to dobrze. Ale nie o tym chcia艂am z tob膮 rozmawia膰. Chodzi mi o papiery, kt贸re mia艂a ze sob膮, kiedy tu przyjecha艂a. Chcia艂abym je dosta膰, i to zaraz.

- Bardzo mi przykro, ale zosta艂y ju偶 wys艂ane do rejenta.

- Trzeba je koniecznie zatrzyma膰! M贸j m膮偶 i ja mamy przeczucie, 偶e s膮 sfa艂szowane.

- Niestety nie mog臋 ju偶 tego zrobi膰. Posz艂y z poczt膮 od razu nast臋pnego dnia i pewnie ju偶 dawno dotar艂y do celu.

Lady Lynn zamilk艂a na chwil臋, po czym rzek艂a ostrym tonem:

- Post膮pi艂e艣 samowolnie, James. Nie omieszkam poinformowa膰 o tym mojego m臋偶a.

Jej g艂o艣ne kroki odbija艂y si臋 echem w korytarzu, a偶 wreszcie umilk艂y ca艂kowicie.

- Droga wolna! powiedzia艂 James, otwieraj膮c drzwi.

Helga wysz艂a z kryj贸wki.

- B臋dziecie mie膰 nieprzyjemno艣ci?

- Nie ma obawy! Prawo jest po mojej stronie. A oni chc膮 zdoby膰 te dokumenty tylko po to, 偶eby je zniszczy膰. Lady Lynn wola艂aby mie膰 jak najmniej konkurent贸w do podzia艂u spadku.

James poprowadzi艂 j膮 obok stajni, w kt贸rych nigdy dot膮d nie by艂a, do wozowni. Weszli po schodach na g贸r臋 i znale藕li si臋 w niewielkim pomieszczeniu z wieloma drzwiami, ale bez okien. Belki stropu i ca艂a konstrukcja no艣na by艂y ods艂oni臋te, wygl膮da艂o to na poddasze albo co艣 podobnego. Pod sufitem wisia艂a lampa rzucaj膮ca 艣wiat艂o nie mocniejsze od po艣wiaty ksi臋偶yca.

- Tu mieszka cz臋艣膰 s艂u偶by - wyja艣ni艂 James. - Wo藕nice i ch艂opcy stajenni. Tak偶e ja mam tutaj sw贸j skromny dom.

James otworzy艂 drzwi prowadz膮ce do ma艂ej sieni. Helga zwr贸ci艂a uwag臋 na tablic臋 z umieszczonymi na niej r贸偶nymi numerkami i dzwonkami pod ka偶dym z nich.

A wi臋c to tutaj rozleg艂 si臋 dzwonek tej nocy, kiedy pierwszy raz zawita艂a w Aidan鈥檚 Broch.

James otworzy艂 nast臋pne drzwi. Znajdowa艂 si臋 tu jego pok贸j, utrzymany w nale偶ytym porz膮dku, ale wyra藕nie nie nosz膮cy 艣lad贸w kobiecej r臋ki.

- Tu nie przyjdzie nikt niepo偶膮dany - powiedzia艂 z dum膮.

W 艣rodku by艂y jeszcze jedne, niewielkie drzwi, prawdopodobnie do garderoby. James wyj膮艂 klucz i otworzy艂 zamek.

- Prosz臋, panienko!

Helga zawaha艂a si臋 nieco.

- Mam siedzie膰 zamkni臋ta w 艣rodku?

- Ale偶 sk膮d! Prosz臋 tylko wej艣膰 na chwil臋!

Schyli艂a g艂ow臋 w niskim przej艣ciu.

Garderoba by艂a nieoczekiwanie du偶a i o艣wietlona jasn膮 lamp膮. Helga dostrzeg艂a wstawione tu chyba niedawno 艂贸偶ko, a w nim le偶a艂 m臋偶czyzna w 艣rednim wieku o jasnych w艂osach i jasnych oczach. Gdy dziewczyna wesz艂a do 艣rodka, usiad艂 na nim.

- Helga? - powiedzia艂 pytaj膮cym tonem.

James stan膮艂 za jej plecami.

- To jest Helga, wasza 艂askawo艣膰!

M臋偶czyzna wyci膮gn膮艂 ku niej ramiona.

- Helga! Moje dziecko! Chod藕 tu do mnie, niech偶e ci臋 u艣ciskam!

Dziewczyna odwr贸ci艂a si臋 oszo艂omiona w stron臋 Jamesa.

- Nic... nic nie rozumiem!

Ochmistrz u艣miechn膮艂 si臋 nieznacznie, a jego g艂os nieco dr偶a艂.

- To jest m贸j czcigodny pan, Angus MacDunn. W艂a艣ciwy laird Aidan鈥檚 Broch. I wasz ojciec, panienko!

ROZDZIA艁 VIII

- Dlaczego sobie ze mnie kpicie? - odpar艂a Helga ura偶ona.

M臋偶czyzna na 艂贸偶ku u艣miechn膮艂 si臋, lecz w jego oczach by艂y 艂zy.

- Chcesz, 偶ebym powiedzia艂 co艣 o twojej matce? Nazywa si臋 Kirsten i ma rude w艂osy. Kiedy si臋 艣mieje, w prawym policzku robi si臋 jej ma艂y do艂ek; ma troch臋 nier贸wne z臋by i dlatego lekko sepleni. Kiedy jest zak艂opotana lub si臋 czego艣 wstydzi, ma zwyczaj przymyka膰 skromnie oczy i okr臋ca膰 sobie na palcu pukiel w艂os贸w...

Akurat! pomy艣la艂a Helga. W艂osy matki s膮 bardziej siwe ni偶 rude, do艂eczek w policzku zamieni艂 si臋 w g艂臋bok膮 bruzd臋, a z臋by na dodatek jeszcze si臋 popsu艂y! Ale mimo to wci膮偶 jest 艂adna i nadal nawija sobie na palec wskazuj膮cy pukiel w艂os贸w.

Helga skin臋艂a g艂ow膮 zawstydzona.

- Zgadza si臋, to jest moja matka.

- A ty jeste艣 moj膮 c贸rk膮! Mam tutaj wszystkie listy i papiery, jakie przywioz艂a艣. Dosta艂em je od Jamesa. Och, nareszcie mog臋 ci si臋 przyjrze膰! Chod藕 no tutaj, moja droga! Tak bardzo t臋skni艂em za tob膮!

Helga z wyra藕nym oci膮ganiem przysiad艂a na brzegu 艂贸偶ka, pozwalaj膮c zamkn膮膰 si臋 w obj臋ciach temu obcemu m臋偶czy藕nie, kt贸ry chyba zauwa偶y艂 jej wahanie, lecz udawa艂, 偶e go nie dostrzega.

- Ale 偶e te偶 przyjecha艂a艣 akurat teraz, w ten najgorszy dla nas czas. To szkoda, wielka szkoda... Godna jeste艣 innego powitania!

Helga, uwolniona ju偶 z obj臋膰, siedzia艂a nadal na 艂贸偶ku. M臋偶czyzna sprawia艂 wra偶enie sympatycznego, chocia偶 nieco wynios艂ego. James sta艂 za nim w pewnym oddaleniu.

- Zupe艂nie nie rozumiem, o co w tym wszystkim chodzi - rzek艂a.

- O tym, 偶e przyjecha艂a艣, dowiedzia艂em si臋 dopiero wczoraj wieczorem - odpar艂 laird. - James nie o艣mieli艂 si臋 wspomnie膰 o tobie wcze艣niej w obawie, 偶e b臋d臋 nalega艂, aby ci臋 zobaczy膰, i 偶e zdradzisz moje istnienie. Jaka ty jeste艣 艂adna!

- Dzi臋kuj臋. Nie mo偶ecie mi wyja艣ni膰 bli偶ej? - poprosi艂a Helga. - To wszystko jest dla mnie jednym wielkim chaosem. Nie wiem, kto jest kto, kto jest z艂y, a kto dobry...

- Doskonale rozumiem, 偶e to musia艂o by膰 dla ciebie bardzo trudne. Zw艂aszcza 偶e my wszyscy musimy k艂ama膰 albo milcze膰. Czy偶 ona nie jest 艣liczna, James? Taka s艂odka i delikatna.

James skin膮艂 g艂ow膮.

- Ma bardzo wra偶liw膮 dusz臋, wasza 艂askawo艣膰.

- Nie w膮tpi臋! No wi臋c tamtego dnia, kiedy Roderick MacCullen i ja spotkali艣my Mordwina i Jocha na wysokiej skarpie nad potokiem, pok艂贸cili艣my si臋 i dosz艂o do bijatyki. Mordwin z ca艂ej si艂y popchn膮艂 mnie do ty艂u, wskutek czego spad艂em w d贸艂, do wody.

- Zrobi艂 to specjalnie?

- Z pewno艣ci膮!

Helga zadr偶a艂a. Poczu艂a w sercu przyt艂aczaj膮cy ci臋偶ar.

- Na szcz臋艣cie paru wie艣niak贸w zmierza艂o w艂a艣nie w nasz膮 stron臋, 偶eby wyj艣膰 nam naprzeciw. Szli wzd艂u偶 potoku, 艣cie偶k膮 nieco ni偶ej, i dzi臋ki temu spostrzegli, 偶e wod膮 co艣 p艂ynie. Zorientowali si臋, 偶e to cz艂owiek, i wyci膮gn臋li mnie na brzeg. Straci艂em przytomno艣膰, poza tym z艂ama艂em nog臋; wie艣niacy wypompowali mi wod臋 z p艂uc i ocucili. Pod os艂on膮 mroku przemycili mnie razem z Jamesem tutaj, do jego garderoby.

- A kiedy tamci nie znale藕li was w potoku, to pewnie zacz臋li co艣 podejrzewa膰?

- Jak wiesz, potok wpada do zatoki, pomy艣leli wi臋c pewnie, 偶e pr膮d zni贸s艂 mnie do morza.

- Czyli le偶eli艣cie tutaj przez ca艂y ten miesi膮c? Ale w艂a艣ciwie dlaczego zdecydowali艣cie si臋 ukrywa膰?

- Z t膮 nog膮 jestem ca艂kowicie bezradny. A oni z niczego bardziej by si臋 nie cieszyli ni偶 z mojej 艣mierci. Gdybym teraz wr贸ci艂, w tym stanie, rozprawiliby si臋 ze mn膮 bardzo szybko.

Helga patrzy艂a na niego os艂upia艂a.

- Przecie偶 to s膮 wasi synowie!

M臋偶czyzna u艣miechn膮艂 si臋 gorzko.

Dziewczyna spojrza艂a badawczo na niego.

- Czy mog臋 co艣 powiedzie膰?

- Oczywi艣cie!

- Moim zdaniem, wygl膮dacie na zbyt m艂odego, 偶eby mie膰 trzydziestoletnich syn贸w!

Laird roze艣mia艂 si臋 g艂o艣no.

- S艂ysza艂e艣, James? Ale偶 tak, masz ca艂kowit膮 racj臋! Doskonale wiem, 偶e ci trzej bracia podaj膮 si臋 za moich rodzonych syn贸w. Ale to nieprawda. Nawet nie nazywaj膮 si臋 MacDunn, tylko Douglas. Ale uda艂o im si臋 oszuka膰 wszystkich wko艂o. Rodzice, wbrew mej woli, o偶enili mnie z wdow膮 maj膮c膮 trzech syn贸w. Jej zmar艂y m膮偶 by艂 bliskim przyjacielem naszego rodu; m贸j ojciec i matka doprowadzili wi臋c do naszego ma艂偶e艅stwa ze wzgl臋du na dobro tych ma艂ych dzieci. W swoim 偶yciu kocha艂em tylko jedn膮 kobiet臋, Helgo, twoj膮 matk臋, tote偶 bardzo si臋 broni艂em przed tym zwi膮zkiem, ale wszystko ju偶 zosta艂o u艂o偶one. To by艂o piek艂o, nie ma艂偶e艅stwo! Kiedy si臋 wi臋c dowiedzia艂em o twoim istnieniu, robi艂em wszystko, 偶eby uzyska膰 rozw贸d, ale moja 偶ona by艂a katoliczk膮 i dlatego nigdy si臋 to nie uda艂o. Mam nadziej臋, 偶e mimo to nie najgorzej dba艂em o ciebie?

- Tak, dzi臋kuj臋 - powiedzia艂a. - Nale偶y wam si臋 podzi臋kowanie, bo dobrze nam si臋 wiod艂o.

Podczas gdy m臋偶czyzna m贸wi艂 dalej, Helga przez ca艂y czas mimo woli my艣la艂a tylko o jednym: Mordwin nie jest jej bratem! Niemal zakr臋ci艂o jej si臋 w g艂owie z oszo艂omienia. On musi by膰 na pewno dobrym cz艂owiekiem, czu艂a to, wiedzia艂a! Na pewno istnia艂o jakie艣 wyja艣nienie jego zachowania wobec ojca i wobec Molly, przypuszczalnie nied艂ugo prawda wyjdzie na 艣wiat艂o dzienne.

Ale nagle porazi艂a j膮 inna my艣l.

- Skoro wi臋c oni nie s膮 waszymi synami, to dlaczego mieliby dziedziczy膰 Aidan鈥檚 Broch i wszystko inne? Gdyby艣cie, rzecz jasna, umarli?

Angus MacDunn u艣miechn膮艂 si臋.

- Rejent ma przyjecha膰 pojutrze, to oni go wezwali o czekaj膮 teraz w napi臋ciu, a w testamencie wy艂o偶one jest czarno na bia艂ym: 偶e w przypadku mojej 艣mierci wszystko, absolutnie wszystko, poza drobiazgiem dla Jamesa, przechodzi na moje jedyne dziecko, Helg臋 Solbraten.

- Och, nie! - wykrzykn臋艂a z przera偶eniem Helga. - Nie, ja nie chc臋!

- Zapewni艂em im przyzwoite wychowanie i nie najgorszy start, to chyba wystarczy - stwierdzi艂 laird zimnym tonem. - Z pewno艣ci膮 b臋d膮 zaszokowani widz膮c, 偶e wszystko przechodzi im ko艂o nosa. Zaplanowa艂em sobie, 偶e nim postanowi臋 objawi膰 si臋 im na nowo, najpierw zawiadomi臋 rejenta, i wtedy dopiero si臋 zacznie. Tylko 偶e, niestety, moja noga nie chce si臋 zrosn膮膰, wobec czego nie wiem, jak to b臋dzie.

James doda艂:

- Bardzo si臋 niepokoi艂em o panienk臋 w te ostatnie dni! Je艣li nawet oni nie wiedz膮, ile panienka dziedziczy, to i tak oznacza panienka zagro偶enie dla ewentualnej cz臋艣ci ich spadku.

- Ale ja uwa偶am, 偶e oni s膮 naprawd臋 ca艂kiem mili! - wtr膮ci艂a Helga nie艣mia艂o. - Mo偶e poza lady Lynn; za to oni dwaj traktowali mnie bardzo przyja藕nie.

Laird skin膮艂 g艂owa.

- Ian nie jest wcale z艂y, i to w艂a艣nie ze wzgl臋du na niego pozwoli艂em im tu wszystkim zosta膰. Na li艣cie spadkobierc贸w znajduje si臋 on rzeczywi艣cie na drugim miejscu zaraz po tobie, je艣li nie b臋dziesz mia艂a w艂asnych dzieci. Ale musisz pami臋ta膰, 偶e Ian jest ca艂kowicie pod pantoflem Lynn, jego wola w艂a艣ciwie w og贸le si臋 nie liczy.

Helga przypomnia艂a sobie z niesmakiem, 偶e Ian istotnie k艂ama艂 jej od samego pocz膮tku - twierdz膮c, na przyk艂ad, 偶e wszyscy trzej s膮 rodzonymi synami Angusa MacDunna. A poza tym utrzymywa艂, 偶e nigdy o niej nie s艂yszeli.

Z pewnym oci膮ganiem spyta艂a:

- A Mordwin...? Tak mi trudno w to uwierzy膰, 偶e on mo偶e by膰 tyranem, kt贸ry dr臋czy ca艂膮 wie艣, ka偶e wiesza膰 prostych ludzi i...

- Mordwin? - spytali obaj jednocze艣nie.

- A kto powiedzia艂, 偶e to Mordwin jest tyranem? - kontynuowa艂 laird. - To Corbred jest tyranem! I to pozbawionym jakichkolwiek skrupu艂贸w!

Helga poblad艂a. Siedzia艂a przez chwil臋, nic nie m贸wi膮c.

- Ale on by艂 dzisiaj taki mi艂y, zaprosi艂 mnie na herbat臋 i pokaza艂 mi piwnic臋.

James powiedzia艂 oschle:

- Na szcz臋艣cie zd膮偶y艂em przyj艣膰 w ostatniej chwili. Zanim zd膮偶y艂a si臋 panienka znale藕膰 w lochu.

- Mylicie si臋, James - zaprotestowa艂a Helga. - On powiedzia艂, 偶e do niego nie p贸jdziemy.

- To nie pierwszy raz, panienko, pan Corbred pozbywa si臋 niepo偶膮danych go艣ci w ten spos贸b. Na pewno nie zamierza艂 wtr膮ca膰 panienki do lochu si艂膮... a czy nie chcia艂o si臋 panience spa膰 po herbacie? Przecie偶 skar偶y艂a si臋 panienka na zm臋czenie...

- Tylko udawa艂am, 偶e jestem zm臋czona, 偶eby znale藕膰 wym贸wk臋 i wydosta膰 si臋 z piwnicy. Ale... - zamilk艂a na chwil臋, wyra藕nie pr贸buj膮c sobie co艣 przypomnie膰. - Wla艂 mi whisky albo co艣 w tym rodzaju do szklanki. Kiedy si臋 odwr贸ci艂, wyla艂am wszystko do doniczki. Nie lubi臋 alkoholu.

- Biedny kwiatek - b膮kn膮艂 James.

- Czy to by艂a trucizna? - spyta艂a, szeroko otwieraj膮c oczy.

- Nie, 艣rodek nasenny. To dlatego dopytywa艂 si臋 co chwila, czy panienka nie czuje si臋 zm臋czona. Jakby tylko panienka zasn臋艂a w piwnicy, od razu zamkn膮艂by panienk臋 w lochu. Cichutko i bez krzyku, nie brudz膮c sobie r膮k... Musi panienka wiedzie膰, 偶e potem pan Corbred szybko pobieg艂 na g贸r臋, maj膮c nadziej臋, 偶e panienka zasn臋艂a wreszcie pod wp艂ywem tego 艣rodka, kt贸ry doda艂 do whisky. Kiedy zobaczy艂, 偶e was nie ma, i przeczyta艂 list, wpad艂 w furi臋.

- Nie mog臋 wprost uwierzy膰 - rzek艂a Helga dr偶膮cym g艂osem.

- Corbred to szatan w ludzkim ciele! - powiedzia艂 Angus MacDunn.

- Przeciwie艅stwo Mordwina - doda艂 James. - Mordwin to tch贸rz. Rozpieszczony syn gminu. Lokaj pana Corbreda.

- Mordwin to szczur! - rzek艂 zdecydowanie sir Angus.

- Nieprawda! - zawo艂a艂a ze wzburzeniem Helga. - To nieprawda! Nieokrzesany, by膰 mo偶e, ale na pewno dobry i szlachetny, sami dobrze o tym wiecie, James!

M臋偶czy藕ni spojrzeli najpierw na siebie, potem na ni膮 zdziwieni.

- Przecie偶 spotka艂am go kilka razy! - wyja艣ni艂a w desperacji. - Jego i jego przyjaciela Jocha. I nic na to nie poradz臋, ale bardzo go lubi臋! Mo偶e nawet za bardzo!

Zaleg艂a cisza.

- Dobry Bo偶e! - wyszepta艂 James. - No i prosz臋: wyrz膮dzili艣my temu dziecku krzywd臋, bawi膮c si臋 w te nasze tajemnice i sekrety.

Helga unios艂a g艂ow臋 i spojrza艂a na niego pytaj膮cym wzrokiem.

- Nie ma wyj艣cia, musimy powiedzie膰 - rzek艂 cichym g艂osem laird.

- Prosz臋 pos艂ucha膰, panienko, to jest tajemnica, kt贸ra zna zaledwie garstka ludzi. Musimy mie膰 pewno艣膰, 偶e to, co panienka teraz us艂yszy, zachowa wy艂膮cznie dla siebie. W przeciwnym razie mo偶e nam grozi膰 艣miertelne niebezpiecze艅stwo.

Helga skin臋艂a g艂ow膮.

- To prawda, 偶e towarzysz pana Mordwina nazywa si臋 Joch, ale to jest imi臋 bardzo tutaj popularne. W samej wiosce jest co najmniej dziesi臋ciu m臋偶czyzn o tym imieniu. Ten Joch, kt贸rego panienka spotka艂a, to na pewno nie by艂 przyjaciel Mordwina.

- Czy chcecie przez to powiedzie膰... 偶e to nie Mordwina spotka艂am, tylko...?

- Mordwin nie 偶yje. Jego towarzysz tak偶e. Joch le偶y pogrzebany na brzegu potoku daleko w dolinie.

- To kim...?

- M臋偶czyzna, kt贸rego panienka spotka艂a i do kt贸rego poczu艂a sympati臋, to Roderick MacCullen.

Serce Helgi wali艂o jak m艂otem.

- Ale... przecie偶 on zosta艂 pochowany. Ca艂a wie艣 uczestniczy艂a w jego pogrzebie!

- Tak wszyscy my艣leli, a w rzeczywisto艣ci szli za trumn膮 pana Mordwina. Bardzo dobrze si臋 z艂o偶y艂o, 偶e nikt nie wiedzia艂, i偶 Roderick 偶yje. Nie odwa偶yli艣my si臋 ujawni膰 prawdy, poniewa偶 wtedy pan Corbred wezwa艂by posi艂ki i zem艣ci艂by si臋 w przera偶aj膮cy spos贸b. Ca艂a wie艣 musia艂aby za to zap艂aci膰. Nie mogli艣my dopu艣ci膰 do cierpie艅 tylu ludzi. Pan Corbred nie znosi, by mu si臋 sprzeciwiano.

Roderick MacCullen! Od kiedy przyby艂a tutaj, s艂ysza艂a to imi臋 ze wszystkich ust! Poczu艂a w sobie fal臋 gwa艂townej rado艣ci. Teraz mog艂a wreszcie odwa偶y膰 si臋 i przyzna膰 do swego uczucia, przynajmniej przed sam膮 sob膮.

Obaj m臋偶czy藕ni od razu zauwa偶yli, 偶e jej twarz nabra艂a promiennego wyrazu, i dopiero teraz zdali sobie spraw臋 z tego, jak bardzo musia艂a czu膰 si臋 do tej pory zagubiona i wystraszona.

- A co b臋dzie dalej? - spyta艂a.

Jej ojciec u艣miechn膮艂 si臋, widz膮c t臋 skrywan膮 przez c贸rk臋 rado艣膰.

- Nie wiemy - przyzna艂.

- A dlaczego nigdy nie zwr贸cili艣cie si臋 do w艂adz i nie otrzymali艣cie od nich pomocy?

- Dlatego, 偶e Corbred to w艂a艣nie cz艂owiek w艂adz, w ka偶dym razie oficjalnie. Jak my艣lisz, komu b臋d膮 wierzy膰, mnie czy jemu? Nie, nie, dop贸ki jestem przykuty do 艂贸偶ka, nie mo偶emy wiele zrobi膰.

- Nie zawo艂ali艣cie 偶adnego lekarza, 偶eby zobaczy艂 nog臋?

- Bali艣my si臋 sprowadza膰 tu kogokolwiek. Ale James zna si臋 troch臋 na medycynie i z艂o偶y艂 nog臋, jak potrafi艂 najlepiej. Chocia偶, musz臋 przyzna膰, spodziewali艣my si臋, 偶e szybciej wr贸c臋 do zdrowia. Ale teraz pos艂uchaj mnie uwa偶nie: zdaje si臋, 偶e zaczynaj膮 podejrzewa膰 Jamesa, i dlatego nie mo偶emy ju偶 d艂u偶ej wykorzystywa膰 go jako szpiega i 艂膮cznika mi臋dzy mn膮 a Roderickiem. Chcemy ciebie poprosi膰 o pomoc...

- Mnie? - spyta艂a czerwieni膮c si臋. - Ale przecie偶...

- Tak - potwierdzi艂 James. - Nie mam do kogo si臋 zwr贸ci膰 w Aidan鈥檚 Broch. Nikt nie jest wystarczaj膮co inteligentny.

- Uwa偶acie, 偶e jestem na tyle m膮dra, 偶eby da膰 sobie rad臋? Ale Roder... to znaczy MacCullen nazywa mnie zawsze g艂upi膮 g臋si膮!

- To on podsun膮艂 mi dzisiaj t臋 my艣l, kiedy m贸wi艂em mu o ucieczce panienki - u艣miechn膮艂 si臋 James. - Z t膮 g臋si膮 to chyba tylko taki 偶art. Niedo艣wiadczona i niekszta艂cona, ale bardzo przydatna, to jego w艂asne s艂owa.

- To dlatego przywi贸z艂 mnie z powrotem? Poniewa偶 mnie potrzebuje?

- Cz臋艣ciowo dlatego. Ale tak偶e z tego powodu, 偶e ojciec panienki i ja poprosili艣my go o to. I r贸wnie偶 dlatego, 偶e on sam bardzo ba艂 si臋 o panienk臋.

- Dzi臋kuj臋 - wyszepta艂a Helga uszcz臋艣liwiona. - Cho膰, m贸wi膮c prawd臋, by艂 na mnie dosy膰 z艂y... Na pocz膮tku! Oczywi艣cie, z wielk膮 ochot膮 wam pomog臋, je艣li tylko b臋d臋 potrafi艂a.

Angus MacDunn skin膮艂 g艂ow膮.

- S艂uchaj uwa偶nie wszystkiego, co m贸wi si臋 w domu, i przekazuj nam. Trzymaj si臋 Iana! Nigdy nie zostawaj sama z Corbredem! Lynn nie musisz si臋 przejmowa膰, to po prostu j臋dza, kt贸ra we wszystko musi si臋 wtr膮ci膰. Jedz tylko to, co da ci James. Jeste艣 w ogromnym niebezpiecze艅stwie, rozumiesz? Bardzo si臋 o ciebie boimy, ale ty w艂a艣nie mo偶esz zrobi膰 najwi臋cej, dlatego nara偶amy ci臋 na to wszystko. Staraj si臋 przebywa膰 z nimi przez ca艂y czas, a nie tylko przez chwil臋, jak s艂u偶膮ca. Corbred i pozostali nic nie wiedz膮 o tym, 偶e jeste艣 wy艂膮czn膮 spadkobierczyni膮, ale niewykluczone, 偶e si臋 tego domy艣laj膮. I dlatego nie powinna艣 spodziewa膰 si臋 od nich niczego dobrego. Ach, moja droga, jaki ja jestem szcz臋艣liwy, 偶e ci臋 widz臋! Jaka szkoda, 偶e nie mog艂em zgotowa膰 ci lepszego przyj臋cia!

Helga u艣miechn臋艂a si臋 do ojca, nie by艂a ju偶 tak pow艣ci膮gliwa. Wydawa艂o jej si臋, 偶e zna go od dawna i chyba szybko polubi.

Zauwa偶y艂a, 偶e ma takie same oczy jak on. Zawsze si臋 zastanawia艂a, po kim je mo偶e mie膰. Teraz ju偶 wiedzia艂a.

- Ale jest jeszcze jedna zagadka - odezwa艂a si臋 Helga, przerywaj膮c przed艂u偶aj膮ce si臋 nieco milczenie. - Jakie znaczenie w tym wszystkim ma zamek Hiss?

Obaj m臋偶czy藕ni spowa偶nieli.

- Mia艂em nadziej臋, 偶e mo偶e o to nie spytasz - westchn膮艂 jej ojciec. - Zamek odgrywa g艂贸wn膮 rol臋 w ca艂ej tej historii. Kiedy us艂ysza艂em, 偶e Roderick tamtej nocy, kiedy tu przyby艂a艣, znalaz艂 ci臋 w艂a艣nie w Hiss, wprost zdr臋twia艂em. Ten zamek to jest nasz bicz Bo偶y i nasza ha艅ba.

Helga czeka艂a, 偶eby si臋 uspokoi艂. Wida膰 by艂o, 偶e sama nazwa 鈥濰iss鈥 przyprawia go o dr偶enie.

- No wi臋c Roderick i ja wracali艣my w艂a艣nie stamt膮d, gdy zostali艣my napadni臋ci przez Mordwina i Jocha. Musisz wiedzie膰, 偶e od dawna ju偶 pragn膮艂em zawrze膰 pok贸j z w艂adzami. Epoka wielkich rod贸w i laird贸w ju偶 min臋艂a. Jedynie nasz up贸r ka偶e nam sprzeciwia膰 si臋 nadal szkockiemu rz膮dowi, a Anglicy nie s膮 wcale tacy 藕li jak my艣limy. Roderick zna艂 moje plany i je akceptowa艂; popar艂aby nas te偶 okoliczna ludno艣膰. Natomiast nigdy nie rozmawiali艣my o tym z moimi przybranymi synami i z Lynn. Na pewno nie spodoba艂aby si臋 im my艣l o utracie tak wielkich wp艂yw贸w.

Helga wtr膮ci艂a nieoczekiwanie:

- Ale przecie偶 Corbred pracuje dla Anglik贸w czy dla rz膮du szkockiego, ju偶 nie wiem sama dla koga, i zosta艂 tu przez nich wys艂any po to, 偶eby zaprowadzi膰 艂ad i porz膮dek.

- Corbred? - prychn膮艂 jej ojciec. - T臋 misj臋 zlecili mu oni, co prawda, kila miesi臋cy temu i prawdopodobnie otrzymuj膮 od niego uspokajaj膮ce sprawozdania. Co oni mog膮 wiedzie膰 o jego poczynaniach tutaj? Tych czterech osi艂k贸w, kt贸rych tu trzyma, to nie s膮 ludzie przys艂ani przez rz膮d, tylko jego opryszki.

- Czyli nie podoba mu si臋 to, 偶e pragniecie pojedna膰 si臋 z w艂adzami - powiedzia艂a Helga w zadumie.

- Raczej nie. On chcia艂by mie膰 dobre stosunki z rz膮dem i jednocze艣nie zachowa膰 tu w艂adz臋, zajmuj膮c moje miejsce. Nie my艣lisz chyba, 偶e zrezygnuje z niej na rzecz rz膮du? Nigdy!

Laird zamilk艂, a po chwili kontynuowa艂 swoj膮 relacj臋:

- Szli艣my wi臋c dolin膮, Roderick u ja, zastanawiaj膮c si臋 nad tym, czy nie poprosi膰 w艂adz o pomoc w sprawie Hiss. Musisz wiedzie膰, 偶e d艂ugo pracowali艣my sami nad rozwi膮zaniem tego problemu; w艂a艣nie miesi膮c temu byli艣my ju偶 prawie gotowi.

Helga skin臋艂a g艂ow膮.

- Widzia艂am 艣lady po uderzeniach i barykad臋...

- No w艂a艣nie - odpar艂 kr贸tko laird, jakby nie chcia艂 o tym m贸wi膰. - Nasi ludzie bardzo si臋 nara偶ali, pracuj膮c tam. Ale, jak widzisz, zosta艂em wy艂膮czony z tej gry, Roderick za艣 nie mo偶e pokaza膰 si臋 mieszka艅com wioski, a w Hiss z ka偶dym dniem ro艣nie to okropie艅stwo.

- Jakie okropie艅stwo?

Laird nie odpowiedzia艂.

- Corbred uwa偶a, 偶e ludzie Rodericka MacCullena ukryli tam bro艅 - rzek艂a Helga.

Obaj m臋偶czy藕ni zareagowali gwa艂townie:

- Naprawd臋 tak my艣li?

- Tak mi dzisiaj m贸wi艂. Sprawia艂 wra偶enie, jakby nie ba艂 si臋 tam wyruszy膰 i jej poszuka膰.

- Nie! - wykrzykn膮艂 Angus MacDunn. - Nie wolno mu! Co za idiota! Helgo, musisz mu przeszkodzi膰!

- Ale jak...? No dobrze, zrobi臋, co b臋d臋 mog艂a.

- W ka偶dym razie musisz nas informowa膰 o wszystkich jego zamiarach.

- Tak jest. Czyli Corbred wcale nie zna tajemnicy zamku?

- Nie, przez wiele lat by艂 w Londynie. A nikt mu nie m贸wi prawdy, bo on zaraz by to wykorzysta艂 i wpad艂 na jaki艣 szata艅ski pomys艂. Cho膰, musz臋 przyzna膰, nie pojmuj臋, jak by si臋 to mia艂o mu uda膰 - doda艂 laird.

James wyja艣ni艂:

- W艂a艣nie dlatego nie mo偶emy nic powiedzie膰 panience. Bo gdyby sir Corbred podda艂 panienk臋 solidnym torturom, bez trudu wycisn膮艂by z niej prawd臋 o zamku. Ale teraz ju偶 chyba pora, 偶eby panienka wr贸ci艂a do siebie. Nied艂ugo przyjedzie pan Corbred i jego ludzie.

Helga po偶egna艂a si臋 ciep艂o ze swym ojcem i, podniesiona na duchu tym, 偶e pozna艂a chocia偶 cz臋艣膰 prawdy, wr贸ci艂a do g艂贸wnego budynku. Z niepokojem my艣la艂a, czy zdo艂a wype艂ni膰 powierzon膮 jej misj臋. Ale przecie偶 obaj m臋偶czy藕ni przyrzekli, 偶e to potrwa tylko dwa dni. Potem pa艂eczk臋 przejmie sam laird.

Ze zdumieniem spostrzeg艂a, 偶e na dworze zacz臋艂o ju偶 si臋 艣ciemnia膰. Nagle u艣wiadomi艂a sobie, jak d艂ugi i bogaty w wydarzenia by艂 mijaj膮cy dzie艅.

- Powiem w domu, 偶e panienka wr贸ci艂a - rzek艂 James, rozstaj膮c si臋 z Helg膮. - Powiem, 偶e panienka si臋 rozmy艣li艂a i zrezygnowa艂a z ucieczki, kiedy zmarz艂a i zg艂odnia艂a!

- O, tak...! Strasznie zg艂odnia艂am!

- Zaraz co艣 na to poradzimy - u艣miechn膮艂 si臋.

- Jeszcze jedno - przypomnia艂a sobie Helga, gdy James zamierza艂 ju偶 odej艣膰. - Kt贸rej艣 nocy Corbred przyszed艂 na strych i na艣ladowa艂 nawo艂ywanie sowy.

James potakn膮艂.

- On ci膮gle wierzy, 偶e jego ma艂y braciszek 偶yje. Mam nadziej臋, 偶e nikt mu nie odpowiedzia艂.

- Nie, nikt mu nie odpowiedzia艂.

Gdy w p贸艂 godziny p贸藕niej James puka艂 do drzwi Helgi, jedzenie dla niej mia艂 nie na tacy, jak zwykle, lecz zapakowane w koszyku. Wygl膮da艂 na zdenerwowanego.

- Panienka nie mo偶e tu zosta膰 dzisiejszej nocy - szepn膮艂. - Pan Corbred zacz膮艂 pi膰, a kiedy pije, jest naprawd臋 niebezpieczny. Co艣 musia艂o si臋 sta膰, tylko nie wiem co. Prawdopodobnie to cieczka panienki tak wyprowadzi艂a go z r贸wnowagi lub mo偶e czego艣 si臋 dowiedzia艂 o Mordwinie lub o Rodericku. Albo ta偶 odkry艂, 偶e panienka wyla艂a whisky ze szklaneczki. Pan Corbred, je艣li kto艣 mu si臋 sprzeciwia, jest zdolny do wszystkiego; poza tym widzia艂em, 偶e te jego osi艂ki s膮 w pogotowiu. Prosz臋 wzi膮膰 koszyk i zmyka膰 st膮d!

- A m贸j ojciec?

- B臋d臋 na niego uwa偶a艂. Mam w swoim pokoju pistolet i nikogo nie wpuszcz臋 do 艣rodka. Czy panienka ma klucz do tylnych drzwi? To dobrze, prosz臋 pobiec do tego domu we wsi, w kt贸rym panienka ju偶 raz by艂a. Prosz臋 tam zosta膰 przez noc i wr贸ci膰 tutaj, zanim si臋 rozwidni.

Helga narzuci艂a sobie szal na ramiona.

- A je艣li nie b臋d膮 mnie tam chcieli przyj膮膰? - spyta艂a rumieni膮c si臋.

- Niech si臋 panienka pospieszy. Musz臋 ju偶 wraca膰 do swoich obowi膮zk贸w. Wystarczy, 偶e panienka im powie, jak si臋 sprawy maj膮, to na pewno nikt panience nie odm贸wi pomocy.

- Tak mi przykro, 偶e sprawiam tyle k艂opotu - powiedzia艂a szeptem Helga, bior膮c koszyk do r臋ki. Wybaczcie mi to.

James posmutnia艂:

- Drogie dziecko! Ty mnie prosisz o wybaczenie?

Gdy wysz艂a na korytarz, us艂ysza艂a, jak kto艣 g艂o艣no wrzeszcz膮c wydaje jakie艣 polecenia. Twarz st臋偶a艂a jej ze strachu. Bez chwili zastanowienia pobieg艂a przez ciemne korytarze do tylnego wyj艣cia, otworzy艂a drzwi i wymkn臋艂a si臋 na zewn膮trz.

W kilka minut p贸藕niej puka艂a ju偶 ostro偶nie do drzwi chaty na skraju lasu. Jak zwykle, nikt nie odpowiada艂.

- To ja, Helga - szepn臋艂a. - Przysy艂a mnie James.

Ale r贸wnie偶 i tym razem nikt nie odezwa艂 si臋 w 艣rodku. Nikt jej nie otworzy艂.

O Bo偶e, co ja teraz zrobi臋? zastanawia艂a si臋.

W ciemno艣ci rozpozna艂a z trudem, 偶e drzwi s膮 zaryglowane.

Ju偶 nikogo nie ma, pomy艣la艂a zawiedziona. Jeszcze nie tak dawno ba艂am si臋, 偶e mog臋 go spotka膰 znowu, a dzi艣 odda艂abym wszystko, 偶eby tylko m贸c go zobaczy膰.

Zosta膰 tutaj z pewno艣ci膮 nie mog艂a, to by艂o zbyt niebezpieczne. Oci膮gaj膮c si臋, ruszy艂a wreszcie powolnym krokiem w stron臋 lasu.

Las wydawa艂 si臋 g臋sty, niew膮tpliwie mo偶na skry膰 si臋 w nim przez jedn膮 noc. Tyle tylko 偶e by艂o zimno!

Ku swemu przera偶eniu spostrzeg艂a, 偶e zza ob艂oku mg艂y wysuwa si臋 w艂a艣nie ksi臋偶yc. I to niemal w pe艂ni. Ju偶 po chwili jego niebieskawe 艣wiat艂o roz艣wietli艂o ciemno艣膰 nad lasem, uniemo偶liwiaj膮c ukrycie si臋 w nim. Helga dygota艂a na ca艂ym ciele.

Czy偶 nie tego dzi艣 chcia艂am? pomy艣la艂a. Czy nie chcia艂am wynie艣膰 si臋 st膮d, jak najdalej od Aidan鈥檚 Broch? Z tego wniosek, 偶e nale偶y my艣le膰 i przewidywa膰, a nie kierowa膰 si臋 emocjami!

Drgn臋艂a. Co艣 poruszy艂o si臋 niedaleko, przybli偶a艂o si臋 do niej. Zwierz臋? Czy... cz艂owiek? Jeden ze stra偶nik贸w Corbreda?

- Helga, czy ty oszala艂a艣? - rozleg艂 si臋 szept o silnym szkockim akcencie; w blasku ksi臋偶yca dziewczyna bez trudu rozpozna艂a Rodericka MacCullena. - Co ty wyprawiasz? Spr贸buj ukry膰 si臋 chocia偶 pod drzewem!

Helga poczu艂a ogromn膮 ulg臋, a jeszcze wi臋ksze by艂o szcz臋艣cie, jakiego dozna艂a na jego widok.

- James przys艂a艂 mnie do ciebie - szepn臋艂a. - Ale kiedy nie zasta艂am ci臋 w chacie, nie wiedzia艂am, co mam robi膰.

Roderick przez chwil臋 si臋 zawaha艂.

- Chod藕 - powiedzia艂, bior膮c j膮 za r臋k臋.

Wszed艂 razem z ni膮 nieco g艂臋biej w las; po chwili znale藕li si臋 u podn贸偶a stromego zbocza. W贸wczas on pochyli艂 si臋 i wkroczy艂 przed ni膮 do d艂ugiego, mrocznego korytarza, do kt贸rego wej艣cie przes艂ania艂y zaro艣la. Drugi koniec lisiej nory, pomy艣la艂a sobie.

- Wej艣cie by艂o zaryglowane - rzek艂a.

- To tylko kamufla偶. Da si臋 je otworzy膰 od wewn膮trz.

Cho膰 jego d艂o艅 by艂a lodowato zimna, dla niej stanowi艂a 藕r贸d艂o ciep艂a i bezpiecze艅stwa. Zatrzyma艂 si臋 i otworzy艂 niewielkie drzwi. Ju偶 po chwili znale藕li si臋 w znanym jej domku z legowiskiem na pod艂odze. Roderick MacCullen zapali艂 lamp臋.

- Po co przysz艂a艣? - spyta艂 cicho.

- Musz臋... To znaczy James m贸wi, 偶e musz臋 tu dzi艣 przenocowa膰.

- Tutaj? - wybuchn膮艂. - A ja gdzie?

Helga wyra藕nie si臋 zmiesza艂a.

- Tego... nie powiedzia艂.

- A mo偶e to ty wpad艂a艣 na ten pomys艂? - spyta艂 lodowatym tonem. - Wobec tego jeste艣 bardziej przebieg艂a, ni偶 my艣la艂em.

- Ja wpad艂am? Nie, to James powiedzia艂... - odpar艂a, zdziwiona jak dziecko.

- Ale ja musz臋 spa膰!

- Oczywi艣cie! Nie rozumiem, dlaczego dwoje obcych ludzi nie mog艂oby spa膰 w jednym pomieszczeniu, gdy zmusza ich do tego sytuacja. B臋d臋 zachowywa膰 si臋 cicho jak mysz.

Wpatrywa艂 si臋 w ni膮 tak intensywnie, jakby chcia艂 ustali膰, do jakiego stopnia jest naiwna.

Opu艣ciwszy wzrok, Helga doda艂a:

- To dla mnie te偶 wcale nie jest 艂atwe, 偶e narzucam si臋 tak wbrew swojej woli. Ca艂a ta sytuacja jest dla mnie poni偶aj膮ca. Ale je艣li spr贸bujemy zrozumie膰 si臋 nawzajem, to...

- Oczywi艣cie - rzek艂 zdecydowanie i zamilk艂 na chwil臋. - Dlaczego odes艂ano ci臋 z zamku?

- Oni bali si臋, 偶e Corbred wpadnie w sza艂. Upi艂 si臋 i prawdopodobnie jest w艣ciek艂y na mnie, 偶e o艣mieli艂am si臋 uciec.

- I za szubienic臋! Mog臋 to sobie wyobrazi膰. Ale jacy oni?

- Spotka艂am si臋 z moim ojcem.

- To dobrze.

Zmniejszy艂 nieco p艂omie艅 w lampie. Ten zapach kurnika nie jest wcale taki okropny, pomy艣la艂a Helga, mo偶na si臋 przyzwyczai膰. I cho膰 daleko tu by艂o do luksusu, miejsce to wydawa艂o si臋 przynajmniej bezpieczne.

Roderick MacCullen poprawi艂 co艣 przy lampie, kt贸ra zdawa艂a si臋 dzia艂a膰 zupe艂nie dobrze.

- D艂ugo zastanawia艂em si臋 nad tym, co ty w艂a艣ciwie mia艂a艣 dzisiaj na my艣li, kiedy si臋 rozstawali艣my? Wspomnia艂a艣 co艣 o jakiej艣 Molly czy kim艣 takim i 偶e powinienem si臋 wstydzi膰. I 偶e my to my, czy co艣 w tym rodzaju. Co to za Molly?

Helga wygl膮da艂a na bardzo zawstydzon膮.

- Wybacz mi! My艣la艂am, 偶e jeste艣 kim艣 innym.

- Kim?

- Mordwinem MacDunnem.

- Bo偶e drogi! To przecie偶 tw贸j przyrodni brat. W ka偶dym razie ty tak chyba uwa偶a艂a艣. Tak, teraz ju偶 rozumiem to twoje zachowanie.

Helga zdoby艂a si臋 na odwag臋 i powiedzia艂a:

- Ale ja nie rozumiem twojego. Jednego dnia jeste艣 dla mnie mi艂y, a drugiego dnia obrzucasz mnie obel偶ywymi s艂owami i traktujesz z pogard膮.

Roderick wbi艂 w ni膮 wzrok.

- Je艣li tego nie rozumiesz, to znaczy, 偶e jeste艣 g艂upsza, ni偶 my艣la艂em!

Po czym szybkim ruchem zgasi艂 lamp臋 i odwr贸ci艂 si臋 do Helgi plecami.

ROZDZIA艁 IX

Helga udawa艂a, 偶e nie zauwa偶a jego niech臋ci. Nie rozumia艂a jej i bardzo z tego powodu cierpia艂a. Pr贸bowa艂a policzy膰, ile razy spojrza艂 na ni膮 z przyja藕ni膮 i czu艂o艣ci膮. Niestety, niewiele.

Wsta艂a i zacz臋艂a bawi膰 si臋 koszykiem; po chwili on rzek艂:

- Byli艣my wobec ciebie bardzo okrutni, nikt niczego ci nie wyja艣ni艂. Przecie偶 ty nic nie rozumia艂a艣! Czy wiesz ju偶, kim jestem?

Nagle Helga znowu rozpromienia艂a.

- Tak, jestem z ciebie taka dumna!

- Nie ma z czego. Pragn膮艂bym jeszcze tyle zrobi膰, ale nie mam mo偶liwo艣ci. Ju偶 dawno chcia艂em ci powiedzie膰, kim jestem, ale mi nie pozwalano.

- Naprawd臋 chcia艂e艣?

- O Bo偶e, daj spok贸j ju偶 z t膮 egzaltacj膮! - rzuci艂 zniecierpliwiony.

Cho膰 Heldze zrobi艂o si臋 przykro, stara艂a si臋 tego nie okaza膰.

- Prosz臋, tu mam co艣 do jedzenia!

- Z Aidan鈥檚 Broch? - rozchmurzy艂 si臋. - Ale to pewnie dla ciebie?

- Podzielimy si臋! Nawet je艣li jest tego niewiele.

Spojrza艂 na ni膮 ciep艂o.

- Dla mnie dzisiaj wszystko jest przysmakiem po miesi膮cu 偶ywienia si臋 suchym chlebem.

- Wyobra藕 sobie, 偶e w koszyku s膮 te偶 same suche sk贸rki od chleba! - 偶artowa艂a Helga, na co on ukaza艂 swe bia艂e z臋by w szerokim u艣miechu, a jej zrobi艂o si臋 mi臋kko w kolanach.

Usiedli na 艂贸偶ku i 偶artuj膮c podzielili wszystko mi臋dzy siebie. W niewielkim dzbanuszku by艂a ciep艂a czekolada, kt贸r膮 wypili po kolei prosto z naczynia, co Heldze wyda艂o si臋 niezwykle podniecaj膮ce i 艣mia艂e, poza tym znale藕li kanapki z r贸偶nymi przysmakami.

- Opowiedz mi troch臋 o sobie - poprosi艂a Helga. - Wiem jedynie tyle, 偶e w oczach ca艂ej wsi jeste艣 bohaterem, a bohaterzy s膮 dla mnie r贸wnie bezosobowi jak jaka艣 instytucja czy b贸stwo.

- Ach, nie ma naprawd臋 o czym m贸wi膰 - odpar艂 nonszalancko, Helga jednak zauwa偶y艂a, 偶e ucieszy艂o go jej pytanie. - Jestem zwyczajnym wie艣niakiem, kt贸ry po powrocie ze s艂u偶by w wojsku zasta艂 w swej rodzinnej wsi tragedi臋. Zosta艂em wi臋c i stara艂em si臋 pom贸c twemu ojcu najlepiej jak umia艂em.

- Tragedi臋? Masz na my艣li Corbreda?

Roderick utkwi艂 wzrok w jakim艣 odleg艂ym punkcie.

- Nie, Corbred i Mordwin wtedy jeszcze nie stanowili problemu. Mam na my艣li Hiss... - Otrz膮sn膮艂 si臋 z zadumy. - Dzi臋kuj臋 za jedzenie. Dobrze mi zrobi艂o.

Helga, pochylona na koszykiem, do kt贸rego zbiera艂a resztki jedzenia, powiedzia艂a:

- Chyba nic si臋 nie stanie, je艣li prze艣pimy si臋 razem na tym szerokim 艂贸偶ku. Ka偶de z nas po swojej stronie.

Roderick przez chwil臋 milcza艂, po czym rzek艂:

- Mo偶esz spa膰 sobie wygodnie, bo ja musz臋 jeszcze i艣膰.

- Dok膮d? - krzykn臋艂a g艂o艣no. - Przecie偶 jest noc!

Po chwili wahania Roderick wyja艣ni艂:

- Moja matka jest ju偶 bardzo stara i nie daje sobie rady w gospodarstwie. Pomagam jej w nocy, kiedy nikt nie widzi.

- 鈥濲estem zwyczajnym wie艣niakiem鈥! - powt贸rzy艂a Helga z czu艂o艣ci膮 w g艂osie. - Nic dziwnego, 偶e jeste艣 zm臋czony.

- Rzeczywi艣cie, ledwie chodz臋 - przyzna艂. - Przyjd臋 za kilka godzin. B臋dzie mi艂o wr贸ci膰 do ciep艂ego 艂贸偶ka - zako艅czy艂 z ironicznym u艣miechem.

- Odst膮pi臋 ci moj膮 ogrzan膮 po艂ow臋 - obieca艂a.

Gdy poszed艂, Helga trz臋s膮cymi si臋 r臋kami zdj臋艂a z siebie ubranie, po czym w samej koszuli w艣lizn臋艂a si臋 pod koc. S艂oma szele艣ci艂a w sienniku, tu i 贸wdzie k艂u艂y wystaj膮ce 藕d藕b艂a, wreszcie jednak uda艂o si臋 jej przyj膮膰 jak膮艣 wygodn膮 pozycj臋. W izbie nie by艂o wcale ciep艂o, poza tym Helga czu艂a si臋 tak poruszona wydarzeniami minionego dnia, 偶e up艂yn臋艂o sporo czasu, zanim zasn臋艂a.

Obudzi艂 j膮 dotyk r臋ki odgarniaj膮cej ostro偶nie w艂osy z jej twarzy. Nie otworzy艂a jednak oczu. Chcia艂a si臋 przekona膰, co nast膮pi dalej.

Czy on s艂ysza艂, jak bije jej serce? Stara艂a si臋 oddycha膰 jak najspokojniej, ale to wcale nie by艂o takie 艂atwe. Czu艂a przez powieki, 偶e w izbie pali si臋 艣wiat艂o.

A wi臋c Roderick w艂a艣nie wr贸ci艂. Jak d艂ugo le偶a艂a nie 艣pi膮c, pe艂na d艂awi膮cego oczekiwania? Jak cz臋sto przychodzi艂a jej do g艂owy my艣l: P贸jd臋 sobie, nie wytrzymam, kiedy on si臋 zjawi, to za wiele dla mojego biednego serca, p贸jd臋 sobie w swoj膮 stron臋, natychmiast!

Poniewa偶 jednak godziny mija艂y, a on nie wraca艂, poczu艂a si臋 zm臋czona i zasn臋艂a, co jej samej wyda艂o si臋 bardzo dziwne.

Uderzy艂 j膮 nieoczekiwany zapach - czystej, wysuszonej na wietrze koszuli. Czyli by艂 w domu i przebra艂 si臋! pomy艣la艂a zachwycona. Dla mnie? Tak bardzo chcia艂a w to wierzy膰.

Lekko i ostro偶nie g艂aska艂 j膮 po w艂osach, wyra藕nie boj膮c si臋, by jej nie obudzi膰. Dotkn膮艂 policzk贸w, szepcz膮c przy tym ciche s艂owa, kt贸rych ona w og贸le nie rozumia艂a. Brzmia艂y tak obco, 偶e musia艂y pewnie pochodzi膰 z jakiego艣 dialektu. Jednak偶e ton g艂osu wyra偶a艂 wszystko: nie ulega艂o w膮tpliwo艣ci, 偶e s艂owa te by艂y pe艂ne mi艂o艣ci. Helga czu艂a si臋 tak oszo艂omiona, 偶e jedynie ogromnym wysi艂kiem woli zdo艂a艂a udawa膰 nadal, 偶e 艣pi.

A potem... Serce zabi艂o jej mocniej w piersi: poczu艂a na swych ustach jego wargi; dotyka艂 ich lekko, delikatnie, nieznacznie przy tym dr偶膮c z l臋ku lub pow艣ci膮gliwo艣ci.

O Bo偶e, chyba za chwil臋 umr臋! pomy艣la艂a. To wszystko jest zbyt nieprawdopodobne i zbyt cudowne, 偶ebym mog艂a to wytrzyma膰!

Nadal jednak nie otworzy艂a oczu, nie poruszy艂a si臋. Lekki jak pi贸rko poca艂unek trwa艂 zaledwie kilka sekund. Roderick cofn膮艂 d艂o艅 z jej policzka i po chwili zgas艂o 艣wiat艂o.

Helga ch臋tnie ust膮pi艂aby mu swoje miejsce, aby po艂o偶y艂 si臋 na ogrzanej po艂owie 艂贸偶ka, ale przecie偶 鈥瀞pa艂a鈥. Nie s膮dzi艂a, aby by艂a w stanie rozmawia膰 z nim teraz normalnie, g艂os na pewno nie by艂by jej pos艂uszny.

Nigdy jeszcze do tej pory nie by艂a tak promiennie szcz臋艣liwa! W ka偶dym zakamarku swego cia艂a czu艂a rozpieraj膮c膮 j膮 rado艣膰, z trudem powstrzymywa艂a u艣miech, kt贸ry czai艂 si臋 w k膮cikach ust, by j膮 zdradzi膰. Cho膰 teraz Roderick nie m贸g艂 widzie膰 jej twarzy, z pewno艣ci膮 wyczuwa艂 w oddechu 贸w u艣miech szcz臋艣cia.

Odwr贸ci艂 si臋 do niej plecami i zwin膮艂 w k艂臋bek. Dopiero teraz Helga odwa偶y艂a si臋 otworzy膰 oczy. W izbie by艂o zupe艂nie ciemno, niczego wi臋c nie mog艂a zobaczy膰. S艂ysza艂a tylko, jak usi艂owa艂 okry膰 si臋 kocem, staraj膮c si臋 jednocze艣nie nie 艣ci膮gn膮膰 go z niej.

Ju偶 nigdy wi臋cej nie b臋dzie obawia膰 si臋 jego ostrych s艂贸w! Teraz bowiem wie, 偶e s艂owa te jedynie maskuj膮 co艣, co on wysi艂kiem swej woli lub wbrew niej musi chowa膰 gdzie艣 g艂臋boko i skrywa膰 przed otoczeniem. 脫w delikatny poca艂unek, kt贸ry dla innej dziewczyny w og贸le nie mia艂by znaczenia, dla Helgi oznacza艂 co艣 osza艂amiaj膮co cudownego.

Roderick trz膮s艂 si臋 z zimna, niemal s艂ycha膰 by艂o, jak szcz臋ka z臋bami. Biedaczek, marznie tak w ka偶d膮 noc, kiedy tu wraca i 艣pi samotnie, pomy艣la艂a ze wsp贸艂czuciem. Ale przecie偶 dzisiaj ona jest tutaj. Nie powinna by膰 tak膮 egoistk膮 i zajmowa膰 ogrzanej cz臋艣ci 艂贸偶ka tylko dla siebie.

- Zimno ci? - spyta艂a cicho, z l臋kiem.

- Pewnie ci臋 obudzi艂em? - odpar艂 skruszony. - Nie, nie jest tak 藕le, zd膮偶y艂em si臋 przyzwyczai膰 do zimna.

- Przysu艅 si臋 bli偶ej mnie - zaproponowa艂a zmieszana. - Tu jest cieplej.

Przez chwil臋 panowa艂a ca艂kowita cisza.

- Czy ty jeste艣 tak naiwna czy przebieg艂a? - zdziwi艂 si臋. - Wol臋 my艣le膰, 偶e jeste艣 naiwna.

Nie bez wahania przybli偶y艂 si臋 o kilka centymetr贸w w jej stron臋. Helga za艣 przysun臋艂a si臋 jeszcze bli偶ej i obj臋艂a go mocno ramionami.

- Wiem, 偶e Roderick MacCullen to rycerski m臋偶czyzna - u艣miechn臋艂a si臋 z dzieci臋c膮 pewno艣ci膮. - Sumienie nie pozwala mi spa膰, kiedy ty tak marzniesz.

- To, 偶e walcz臋 z 艂otrami, wcale jeszcze nie znaczy, 偶e jestem rycerski - b膮kn膮艂. - Ale rzeczywi艣cie jeste艣 ciep艂a!

Przysun膮艂 si臋 do niej jeszcze bli偶ej, wci膮偶 odwr贸cony plecami.

- To jest najwspanialsza rzecz, jak膮 uda艂o mi si臋 pozna膰 w ostatnim czasie. Nie wiedzia艂em nawet, 偶e kobieta mo偶e by膰 taka ciep艂a.

Helga, mocno przytulona do jego plec贸w, u艣miechn臋艂a si臋 tkliwie. Przepe艂nia艂o j膮 prawdziwe wsp贸艂czucie. Jaki偶 on musia艂 by膰 samotny!

Wkr贸tce dreszcze przesta艂y wstrz膮sa膰 jego cia艂em, mimo to nadal nie zasn膮艂. Z jego piersi raz po raz dobywa艂y si臋 g艂臋bokie westchnienia.

Cia艂o Rodericka zaczyna艂o powoli si臋 rozgrzewa膰. Helg臋 艂askota艂o co艣 w r臋k臋, kt贸ra obejmowa艂a jego tors, si臋gaj膮c a偶 po brzeg rozpi臋tej koszuli. Dotyka艂a d艂oni膮 jego g艂adkiej sk贸ry, maj膮c przy tym wra偶enie, 偶e mi臋dzy jej palcami a jego sk贸r膮 przep艂ywaj膮 drobne elektryczne iskierki.

Helga nigdy jeszcze do tej pory nie by艂a tak blisko 偶adnego m臋偶czyzny. Dlatego dopiero teraz budzi艂a si臋 w niej - najpierw powoli, potem coraz gwa艂towniej, wywo艂uj膮c co艣 na kszta艂t szoku - nowa 艣wiadomo艣膰. Z trudem 艂api膮c oddech, cofn臋艂a wreszcie r臋k臋.

Gdy odwr贸ci艂 nieco g艂ow臋 w jej stron臋, rzuci艂a szybko:

- Chyba ju偶 si臋 ogrza艂e艣. Dobranoc!

Po czym odsun臋艂a si臋 szybko a偶 do samej 艣ciany.

Z drugiego ko艅ca 艂贸偶ka da艂 si臋 s艂ysze膰 cichy, t艂umiony 艣miech.

Teraz z kolei ona w 偶aden spos贸b nie mog艂a zasn膮膰. Czu艂a si臋 oszo艂omiona, wystraszona i zawstydzona. Poniewa偶 zorientowa艂a si臋, 偶e na dworze ju偶 nied艂ugo powinno 艣wita膰, usiad艂a cicho na pos艂aniu i zacz臋艂a ubiera膰 si臋 w ciemno艣ciach.

Po chwili us艂ysza艂a jego g艂臋boki g艂os:

- Przecie偶 nic nie widzisz.

Podni贸s艂 si臋 i uchyli艂 nieco okno. W膮ska smuga bladego 艣wiat艂a wpad艂a do skromnej izby. Helga zadr偶a艂a.

- 艢wie偶e powietrze jest dobre, ale czasami lepiej skry膰 si臋 w ciemno艣ci - u艣miechn臋艂a si臋 nerwowo. - Pewnie wygl膮dam okropnie! Nie umyta, nie uczesana...

Roderick nie powiedzia艂 ani s艂owa, tylko uj膮艂 jej twarz w swe d艂onie, wplataj膮c palce we w艂osy. On te偶 nie wygl膮da艂 艣wie偶o w tym zimnym, bezlitosnym 艣wietle poranka, Heldze jednak wyda艂 si臋 nieprawdopodobnie atrakcyjny i poci膮gaj膮cy, do tego stopnia, 偶e niemal zakr臋ci艂o si臋 jej w g艂owie. W owej chwili czu艂a nie tylko czysto fizyczny poci膮g do tego wspania艂ego m臋偶czyzny, ale tak偶e co艣 innego: siln膮 wi臋藕 duchow膮. Mia艂a ochot臋 opowiedzie膰 mu w艂a艣nie teraz o ca艂ym swym dzieci艅stwie, o marzeniach, o tym, co zamierza艂a pocz膮膰 z tym 偶yciem, jakie otrzyma艂a w darze. By艂a niemal pewna, 偶e by jej wys艂ucha艂 - i zrozumia艂.

Niemal pewna. W jego oczach da艂 si臋 bowiem zauwa偶y膰 swawolny ognik, kt贸ry ostudzi艂 jej zapa艂. I lekki cie艅 zniecierpliwienia czy irytacji, podkre艣lony jeszcze 艣ci膮gni臋ciem brwi.

- Dzi臋kuj臋! - b膮kn臋艂a pospiesznie, nie precyzuj膮c, za co w艂a艣ciwie mu dzi臋kuje. - Teraz b臋dziesz wreszcie m贸g艂 si臋 przespa膰.

Wybieg艂a z chaty i ruszy艂a szybko przez pust膮 jeszcze wie艣. Poniewa偶 mia艂a klucz od tylnych drzwi, w艣lizgn臋艂a si臋 nie zauwa偶ona do domu.

W Aidan鈥檚 Broch panowa艂y cisza i spok贸j. O tej porze wszyscy jeszcze spali, r贸wnie偶 gro藕ni stra偶nicy Corbreda.

Gdy dosz艂a do swego pokoju, stan臋艂a jak wryta.

Drzwi by艂y wy艂amane, a st贸艂 i krzes艂a le偶a艂y poprzewracane na pod艂odze. Porozrywan膮 na strz臋py po艣ciel porozrzucano po ca艂ym pokoju.

Nie ulega艂o w膮tpliwo艣ci, 偶e wszystko to zrobi艂 kto艣 w napadzie dzikiej furii. Helga by艂a wdzi臋czna Jamesowi: to dzi臋ki niemu nie sta艂a si臋 ofiar膮 tej barbarzy艅skiej napa艣ci.

Ale co ona ma teraz ze sob膮 pocz膮膰? W pokoju, w kt贸rym nie mo偶na si臋 zamkn膮膰, zosta膰 nie mog艂a. Nie mog艂a tak偶e p贸j艣膰 do Jamesa, a tym bardziej do Rodericka, ni wolno jej bowiem by艂o nara偶a膰 ich na niebezpiecze艅stwo teraz, kiedy lada chwila obudz膮 si臋 domownicy. A innych pokoj贸w znajduj膮cych si臋 w tym samym skrzydle nie zna艂a, zreszt膮 i tak nie by艂aby w nich bezpieczna.

Zabra艂a wi臋c swoj膮 walizk臋, kt贸rej nie zd膮偶y艂a jeszcze rozpakowa膰 na nowo i kt贸ra le偶a艂a ci艣ni臋ta w k膮t, ale nie tkni臋ta. Ostro偶nie wysz艂a na korytarz. Zawaha艂a si臋 przez chwil臋, bo chocia偶 ju偶 si臋 zdecydowa艂a, dok膮d ma p贸j艣膰, nie mog艂a opanowa膰 l臋ku.

Nied艂ugo zrobi si臋 ca艂kiem widno.

Zdawa艂a sobie spraw臋 z tego, 偶e mo偶e polega膰 wy艂膮cznie na sobie. Czu艂a si臋 bardzo samotna.

Posuwaj膮c si臋 ostro偶nie w mroku zalegaj膮cym jeszcze korytarz, dosz艂a do schod贸w prowadz膮cych na du偶e poddasze i otworzy艂a skrzypi膮ce drzwi. St膮paj膮c na palcach po surowych, ni heblowanych deskach, b艂膮dzi艂a wzrokiem miedzy osnutymi paj臋czyn膮 meblami.

Serce wali艂o jej mocno na sam膮 my艣l o tym, co mog艂o si臋 kry膰 w艣r贸d tych przer贸偶nych rupieci, kt贸rych nawet nie widzia艂a dok艂adnie w ciemno艣ci; w jej wyobra藕ni powstawa艂y twory wyposa偶one w k艂y i pistolety, stanowi膮ce po艂膮czenie jakich艣 bli偶ej nieokre艣lonych postaci i stra偶nik贸w Corbreda.

W jednym rogu wisia艂y stare ubrania. Helga, rozsuwaj膮c je po omacku, z dusz膮 na ramieniu przesz艂a dalej i znalaz艂a w k膮cie jaki艣 szezlong, z kt贸rego kilkoma uderzeniami d艂oni usun臋艂a wierzchni膮 warstw臋 kurzu. M贸g艂 pos艂u偶y膰 jej na par臋 godzin jako 艂贸偶ko.

Bo przecie偶 musia艂a si臋 przespa膰, je艣li mia艂a wytrzyma膰 czekaj膮cy j膮 poranek, a w艂a艣ciwie ca艂y dzie艅.

Najpierw jednak ukl臋k艂a i odm贸wi艂a modlitw臋. Nagle poczu艂a dojmuj膮cy b贸l na my艣l o tym, jak bardzo daleko znajduje si臋 od rodzinnego domu. Oto jest bowiem w miejscu, w kt贸rym ludzie maj膮 inn膮 wiar臋 i inny ko艣ci贸艂 ni偶 ten, jaki pozna艂a u siebie. Nie traci艂a jednak nadziei, 偶e B贸g wys艂ucha j膮 tak偶e tutaj, 偶e na pewno widzi Helg臋 Solbraten tu, na tym strychu, gdzie艣 w obcym kraju. Poprosi艂a go, by podczas jej nieobecno艣ci czuwa艂 nad matk膮 i rodze艅stwem, a tak偶e by dopom贸g艂 jej ojcu wr贸ci膰 do zdrowia. Zm贸wi艂a te偶 kr贸tk膮 i nieco nie艣mia艂膮 modlitw臋 na intencj臋 tego, aby Roderick MacCullen przesta艂 ju偶 cierpie膰 w samotno艣ci i nigdy ju偶 nie marz艂. (I 偶eby odkry艂, 偶e ona istnieje.) Przez chwil臋 zastanowi艂a si臋 tak偶e, czy nie powinna poprosi膰 Boga o to, aby uczyni艂 Corbreda lepszym, poniewa偶 jednak zbytnio nie wierzy艂a, by to pomog艂o, od艂o偶y艂a t臋 modlitw臋 do nast臋pnego wieczoru. Lepiej nie obci膮偶a膰 Wszechmog膮cego wszystkim naraz.

Nast臋pnie zwin臋艂a si臋 na szezlongu, przykry艂a aksamitnym p艂aszczem, pachn膮cym jak膮艣 dam膮.

Spa艂a bardzo niespokojnie, budz膮c si臋 cz臋sto i nas艂uchuj膮c l臋kliwie, czy nikt przypadkiem nie skrada si臋 za jej plecami. Ale nikogo nie by艂o. Gdy wreszcie us艂ysza艂a, 偶e dom zaczyna budzi膰 si臋 do 偶ycia, wsta艂a i wr贸ci艂a do swojego pokoju.

Umy艂a si臋 i przebra艂a, po czym, westchn膮wszy kilka razy g艂臋boko i nabrawszy powietrza w p艂uca, zesz艂a do jadalni.

Ian i Lynn byli ju偶 na dole. Brakowa艂o Corbreda. Ian, widz膮c j膮, podni贸s艂 si臋 z miejsca i poku艣tyka艂 ku niej, by j膮 przywita膰.

- Co te偶 w ciebie wst膮pi艂o, drogie dziecko? Kto to s艂ysza艂 ucieka膰 - spyta艂 z trosk膮 w g艂osie. - Jak mog艂a艣 pomy艣le膰, 偶e nikt ci臋 tu nie chce? Co prawda ci膮gle nas nie ma w domu, ale tak bardzo cieszymy si臋 z tego, 偶e do nas przyjecha艂a艣. Prawda, Lynn?

Elegancka m艂oda dama nic nie odpowiedzia艂a, co przy dobrej woli mo偶na by艂o zinterpretowa膰 jako 鈥瀘czywi艣cie鈥.

Helga znowu g艂臋boko odetchn臋艂a.

- Dzi艣 w nocy kto艣 w艂ama艂 si臋 do mojego pokoju - powiedzia艂a zdecydowanym g艂osem.

Ian i Lynn wymienili mi臋dzy sob膮 szybkie, niespokojne spojrzenia.

- Co ty m贸wisz? - spyta艂 Ian. - A co z tob膮? Nic ci si臋 nie sta艂o?

- Nie. Kiedy us艂ysza艂am kroki na korytarzu, zd膮偶y艂am si臋 jeszcze ukry膰 - odpar艂a. - Ale i pok贸j, i drzwi s膮 zniszczone. Nie mog臋 tam mieszka膰. Czy to mo偶e sprawka jednego z tych dziwnych wartownik贸w, kt贸rzy tu kr膮偶膮?

Lynn rzek艂a lodowatym tonem:

- Raczej jednego z parobk贸w, kt贸rzy upatrzyli sobie ciebie jako odpowiedni cel nocnych uciech. Nie spodziewali si臋, 偶e spotkaj膮 si臋 z oporem z twojej strony.

- Gdzie jest Corbred? - spyta艂a Helga, czuj膮c w sobie tego dnia zdumiewaj膮c膮 si艂臋 i pewno艣膰.

- 艢pi - odpowiedzia艂a bez namys艂u Lynn.

- Nie najlepiej si臋 dzi艣 czuje - doda艂 Ian troch臋 niezdecydowanie. - Twoje wczorajsze znikni臋cie bardzo nim wstrz膮sn臋艂o. Poza tym jego ludzie gdzie艣 zas艂yszeli... 偶e... Mordwin podobno nie 偶yje. Wiesz co艣 mo偶e na ten temat?

- Ja? Nie, przecie偶 nikogo tu nie znam, rozmawiam jedynie z wami i Jamesem. Wszyscy inni m贸wi膮 j臋zykiem, kt贸rego nie rozumiem.

- No, w艂a艣nie, James! Gdzie on si臋 podziewa? - spyta艂a Lynn. - Co艣 mi si臋 wydaje, 偶e on zaczyna by膰 zanadto rozkojarzony i zaniedbuje swoje obowi膮zki. S艂yszysz mnie, Ianie?

- Nie masz racji - odpar艂 Ian. - Trudno znale藕膰 kogo艣 bardziej oddanego swej pracy ni偶 James!

- Przecie偶 jego nigdy nie ma, kiedy jest potrzebny! Coraz cz臋艣ciej ka偶e na siebie czeka膰. Helga, zadzwo艅 na niego!

Ian podni贸s艂 si臋 natychmiast z miejsca i poku艣tyka艂 ku 艣cianie, na kt贸rej wisia艂 pasek do dzwonka.

- Helga nie jest tu s艂u偶膮c膮! To moja siostra!

- Doprawdy? - spyta艂a sucho Lynn.

Helga zacz臋艂a si臋 ba膰. Co te偶 ten Corbred m贸g艂 zrobi膰 z Jamesem? Ani przez chwil臋 bowiem nie w膮tpi艂a, 偶e to w艂a艣nie on dokona艂 spustoszenia w jej pokoju i teraz odsypia ten atak dzikiej w艣ciek艂o艣ci.

Ale przecie偶 ni mogliby si臋 oby膰 bez Jamesa - dobrego, cichego i wiernego Jamesa.

A je艣li co艣 mu si臋 sta艂o, to co b臋dzie z jej ojcem?

Heldze przesz艂y ciarki po plecach, zmusi艂a si臋 jednak, by z u艣miechem na ustach rozmawia膰 o wyj膮tkowo ch艂odnej jesieni tego roku.

Po chwili, ku jej nieopisanej uldze, do jadalni wszed艂 James.

Ian oznajmi艂 natychmiast:

- James, kto艣 zdemolowa艂 pok贸j panienki. B膮d藕 tak dobry i przygotuj inny, bezpieczniejszy, do kt贸rego nie uda si臋 wedrze膰 偶adnym 艂obuzom.

- Tak jest, sir! Mam nadziej臋, 偶e nic si臋 panience nie sta艂o?

- Nie, uda艂o mi si臋 ukry膰 przed nimi.

Oboje porozumieli si臋 ze sob膮 wzrokiem. Jej spojrzenie m贸wi艂o: 鈥濼ej nocy wszystko przebieg艂o bez k艂opotu鈥. James odpowiedzia艂: 鈥濼o dobrze. Ale prosz臋 zachowa膰 ostro偶no艣膰! Niebezpiecze艅stwo jest du偶e鈥.

Po 艣niadaniu - a w艂a艣ciwie lunchu, poniewa偶 tego dnia obudzi艂a si臋 nieprzyzwoicie p贸藕no - Helga zaj臋艂a si臋 przeprowadzk膮 do innego pokoju, po艂o偶onego bli偶ej g艂贸wnej cz臋艣ci posiad艂o艣ci i wyposa偶onego w solidniejszy zamek.

Gdy ju偶 niemal si臋 urz膮dzi艂a, odwiedzi艂 j膮 James.

Zni偶ywszy g艂os, rzek艂:

- Kto艣 bardzo chcia艂by zobaczy膰 si臋 z panienk膮. Czeka w stajni.

- Tak? - odpowiedzia艂a, spodziewaj膮c si臋 dok艂adniejszych informacji, lecz James zachowa艂 kamienny wyraz twarzy.

- Prosz臋 uwa偶a膰, 偶eby nikt panienki nie zobaczy艂 - przestrzeg艂.

Helga zbieg艂a szybko na d贸艂, rozgl膮daj膮c si臋 przezornie woko艂o. Jeden z wartownik贸w stercza艂 w drzwiach kt贸rego艣 z dalszych zabudowa艅 gospodarskich, poniewa偶 jednak nie patrzy艂 w jej kierunku, zdecydowa艂a si臋 przemkn膮膰 mi臋dzy domem a stajni膮.

Gdy znalaz艂a si臋 w ciep艂ym p贸艂mroku, przepe艂nionym par膮 ko艅skich oddech贸w, zwolni艂a kroku i zatrzyma艂a si臋 niezdecydowana. Kto艣 po艂o偶y艂 d艂o艅 na jej ramieniu. Roderick MacCullen wci膮gn膮艂 j膮 do niewielkiej narz臋dziowni,

Helga wydysza艂a:

- Czy ty oszala艂e艣? Przecie偶 nie wolno ci tu przychodzi膰! Czy co艣 si臋 wydarzy艂o?

- Nic, co dotyczy艂oby ciebie - szepn膮艂. - chcia艂em tylko sprawdzi膰, czy nic ci si臋 nie sta艂o.

Poczu艂a, 偶e jej policzki pokrywaj膮 si臋 rumie艅cem szcz臋艣cia.

- Bo mam dla ciebie pewn膮 wiadomo艣膰 - wyja艣ni艂 pospiesznie, a jego twarz przybra艂a surowy i zdecydowany wyraz. - A w艂a艣ciwie dla twojego ojca.

Helga nie da艂a si臋 zwie艣膰 jego zachowaniu pe艂nemu rezerwy. Opowiedzia艂a mu o w艂amaniu do pokoju i o tym, 偶e Corbred nie pokaza艂 si臋 jeszcze do tej pory.

- Pos艂uchaj, nie wolno ci tu zosta膰! Przenie艣 si臋 do naszej chatki, nie chc臋, 偶eby艣 by艂a w pobli偶u tych 艂otr贸w. Je艣li wyobra偶asz sobie, 偶e nie mamy si臋 czym zajmowa膰, to si臋 mylisz. Nikt z nas nie ma czasu, 偶eby ci臋 nia艅czy膰.

Helga nie s艂ysza艂a tych surowych s艂贸w i lodowatego tonu. Zapami臋ta艂a bowiem tylko jedno malutkie s艂贸wko spo艣r贸d wszystkich, jakie pad艂y z jego ust: Nasza chatka! Ta odra偶aj膮ca nora zamieni艂a si臋 nagle w przytulne schronienie.

Na sam膮 my艣l o nocy sp臋dzonej przy Rodericku zrobi艂o jej si臋 gor膮c膮, zdo艂a艂a si臋 jednak opanowa膰.

- Obieca艂am memu ojcu, 偶e b臋d臋 szpiegiem i pos艂a艅cem. Nie mog臋 teraz zawie艣膰 ani jego, ani Jamesa.

- Zrozum, 偶e Corbred jest coraz bardziej niebezpieczny, jego ludzie pojmali wczoraj jednego z naszych. Boj臋 si臋, 偶e je艣li zaczn膮 go torturowa膰, to...

- Faktycznie! - krzykn臋艂a przera偶ona. - Ian wspomnia艂 co艣 o tym, 偶e ludzie Corbreda gdzie艣, jak si臋 wyrazi艂, zas艂yszeli, 偶e Mordwin podobno nie 偶yje. By艂 taki dziwny, kiedy to m贸wi艂.

- Biedaczysko! - westchn膮艂 Roderick. - Sprawy zaczynaj膮 wygl膮da膰 powa偶nie. Naprawd臋 nie mo偶esz tu d艂u偶ej zosta膰!

- Ale przecie偶 w艂a艣nie teraz b臋dziecie potrzebowa膰 mojej pomocy. Kto艣 musi wam donosi膰 o tym, co dzieje si臋 w domu.

- No tak, ale... No, dobrze, b膮d藕 tu w dzie艅, ale w nocy, musisz mi to obieca膰, b臋dziesz przychodzi膰 do mnie!

Helga u艣miechn臋艂a si臋 nieznacznie.

- Trzeba przyzna膰, 偶e nie 艣pi nam si臋 szczeg贸lnie dobrze, jedno z nas...

- Mo偶na si臋 przyzwyczai膰. Tylko obiecaj! - nalega艂.

- Obiecuj臋 - powiedzia艂a wreszcie, boj膮c si臋 jednocze艣nie, 偶e on zauwa偶y promienny blask jej oczu.

- Musimy wytrzyma膰 i poczeka膰, a偶 tw贸j ojciec b臋dzie na tyle silny, by stawi膰 czo艂o ich intrygom.

- Jutro chyba przyje偶d偶a rejent?

Roderick wykrzywi艂 twarz w grymasie:

- On nic tu nie zdzia艂a. Spowoduje jedynie, 偶e nienawi艣膰 Corbreda stanie si臋 jeszcze bardziej zaciek艂a. Naprawd臋 boj臋 si臋 ciebie tu zostawi膰...

Mo偶na by艂o odnie艣膰 wra偶enie, 偶e pragn膮艂 powiedzie膰 co艣 wi臋cej, lecz si臋 zawaha艂.

- Spa艂e艣? - spyta艂a Helga rzeczowo.

- Troch臋.

- Musisz spa膰 wi臋cej. Poza tym 艣miertelnie si臋 boj臋, kiedy tu przychodzisz.

- W porz膮dku. Ju偶 id臋. Ale je艣li kiedy艣 nadejdzie taki dzie艅, 偶e nie b臋d臋 zm臋czony, brudny i 艣cigany, to... Nie, zapomnij a tym!

- Uwa偶am, 偶e i tak 艂adnie wygl膮dasz.

U艣miechn膮艂 si臋 lekko i uj膮艂 jej d艂onie w swe mocne r臋ce.

- Je艣li znajdziesz si臋 w niebezpiecze艅stwie, to pomy艣l wtedy o tym wszystkim, czemu nie by艂o dane si臋 spe艂ni膰! Nie pozw贸l umrze膰 marzeniom, kt贸re nie zd膮偶y艂y si臋 jeszcze obudzi膰. S膮 zbyt pi臋kne.

Z pewno艣ci膮 nikt nie zdo艂a艂by wdzi臋czniej wyrazi膰 pro艣by o to, by dba艂a o swe 偶ycie.

- Roderick, ja...

- S艂ucham?

- Nie, nie, nic takiego - odpar艂a i spojrza艂a gdzie艣 w bok.

- No, powiedz!

- Nie, nie pro艣 mnie o to, jest we mnie tylko wstyd i skrucha. Dzi臋kuj臋 ci, 偶e przyszed艂e艣! Teraz jestem silna.

Przygl膮da艂 si臋 jej d艂ugo w mroku stajni. Jego ciemne oczy 偶arzy艂y si臋 blaskiem i nagle Heldze wyda艂o si臋, 偶e wszystko wok贸艂 niej wiruje. Pochyli艂a g艂ow臋, kt贸ra spocz臋艂a na jego ramieniu. Zupe艂nie jakby jaka艣 magnetyczna si艂a przyci膮ga艂a j膮 ku niemu, bo przecie偶 ona sama nie zamierza艂a tego uczyni膰.

Roderick j臋kn膮艂 i w nast臋pnej chwili Helga poczu艂a, jak jego mocne ramiona zamykaj膮 j膮 w 偶elaznym u艣cisku. Jego cia艂o znalaz艂o si臋 tu偶 przy niej, a jego wargi spocz臋艂y na jej w艂osach. W tej cudownej chwili dziewczyna podda艂a si臋 ca艂kowicie upojeniu, jakie j膮 ogarn臋艂o, gdy stali tak nieruchomi, nic nie m贸wi膮c, wszystkimi zmys艂ami ch艂on膮c nawzajem sw膮 blisko艣膰. Wreszcie Roderick odsun膮艂 si臋 od niej nieoczekiwanie i spojrza艂 na ni膮 nieprzytomnymi oczyma.

- Te twoje... - zacz膮艂, lecz ona przerwa艂a mu przera偶ona.

- Wybacz mi, poczu艂am si臋 tylko troch臋 zm臋czona - wyja艣ni艂a. - Chwilami jestem jak nieprzytomna, dzi臋kuj臋, 偶e mnie podtrzyma艂e艣. Ja te偶 niewiele spa艂am w ostatnim czasie.

Jego zagniewane oblicze rozchmurzy艂o si臋 nieco, wyra偶aj膮c teraz pe艂n膮 zrozumienia wdzi臋czno艣膰, 偶e tak zr臋cznie rozwi膮za艂a za niego t臋 k艂opotliw膮 sytuacj臋.

- Tak, powinienem nakrzycze膰 na ciebie, 偶e zupe艂nie o siebie nie dbasz.

Odprowadzi艂 j膮 do drzwi, po czym zatrzyma艂 si臋 przy nich.

Powi贸d艂 palcem po jej brwiach.

- Powiedz mi, dlaczego 偶ycie jest takim piek艂em? Kim jest ten, kto wymy艣la nam wszystkie komplikacje?

- Nie s膮dzisz, 偶e my sami to robimy?

Roderick pokr臋ci艂 g艂ow膮. Zachowywa艂 si臋 tak, jakby nie m贸g艂 oderwa膰 wzroku od twarzy Helgi. Jego ciemne oczy by艂y pe艂ne smutku.

- Co innego mam na my艣li. Chodzi mi o co艣 wi臋cej. No dobrze, uwa偶aj na siebie! Mo偶e ty zostaniesz, a ja... Nie, lepiej nie.

U艣cisn膮艂 jej r臋ce i da艂 znak, 偶eby ju偶 posz艂a.

Na obiedzie pojawi艂 si臋 Corbred. Jego 艂adna twarz o wyra藕nie zaznaczonej mefistofelesowskiej br贸dce, otoczona koron膮 p贸艂d艂ugich kruczoczarnych w艂os贸w, by艂a strapiona i zm臋czona.

- Patrzcie, patrzcie, nasze ma艂e niewini膮tko zechcia艂o uczyni膰 nam t臋 艂ask臋 i po艣wi臋ci膰 ma艂膮 chwil臋 swego drogocennego czasu?

Helga czu艂a, 偶e si臋 czerwieni. Mia艂a bowiem t臋 jasn膮, delikatn膮 karnacj臋, jaka cz臋sto stanowi uzupe艂nienie z艂otaworudych w艂os贸w i demaskuje ka偶de najmniejsze zawstydzenie.

- A gdzie偶 to panienka si臋 podziewa艂a? - spyta艂 drwi膮co.

Ian odpar艂 z irytacj膮:

- Przecie偶 ju偶 ci m贸wi艂em, 偶e wystraszy艂a si臋 w nocy i gdzie艣 si臋 schowa艂a. Widocznie mia艂a powody, 偶eby to zrobi膰!

Corbred obrzuci艂 brata nienawistnym spojrzeniem, lecz wida膰 by艂o, 偶e tak mocno boli go g艂owa, i偶 nie jest w stanie prowadzi膰 dalej dyskusji.

Spo偶ywano obiad w przyt艂aczaj膮cym milczeniu. Helga wci膮偶 nie mog艂a wyzwoli膰 si臋 od l臋ku. Odnosi艂a wra偶enie, 偶e Corbred jest jak drapie偶ny ptak, nieustannie czyhaj膮cy na ofiar臋. Wrogo艣膰 mi臋dzy bra膰mi ci膮gle ros艂a, wywo艂uj膮c wyra藕n膮 rado艣膰 Lynn. Nietrudno by艂o zauwa偶y膰, 偶e Ian ma do艣膰 aroganckiego zachowania Corbreda, a ten z kolei nie zamierza d艂u偶ej by膰 mi艂y dla siostry. Atmosfera by艂a tak niezno艣na, 偶e Helga czu艂a si臋 wr臋cz chora.

Na domiar z艂ego od strony wzg贸rza da艂o si臋 s艂ysze膰 odg艂os uderze艅 m艂otka! Helga zdawa艂a sobie spraw臋, co to znaczy. Widzia艂a wcze艣niej, jak dwaj wartownicy Corbreda zmierzali tam z narz臋dziami i deskami w r臋kach. Nie b臋dzie ju偶 lito艣ci!

Gdy wreszcie wstali od sto艂u, b膮kn臋艂a, 偶e zamierza si臋 po艂o偶y膰, poniewa偶 ostatniej nocy bardzo 藕le spa艂a.

Corbred zatrzyma艂 j膮:

- Oczekujemy, 偶e zjawisz si臋 w salonie dzisiaj o dziewi膮tej wieczorem. Mam wam wszystkim co艣 do powiedzenia.

- Nie mo偶esz tego powiedzie膰 teraz? - mrukn膮艂 Ian.

- Nie. O dziewi膮tej wieczorem.

Helga nie mia艂a najmniejszej ochoty na to spotkanie. Chcia艂a p贸j艣膰 do Rodericka. Ale Corbredowi nie mog艂a odm贸wi膰.

- Przyjd臋.

Corbred nie podj膮艂 cho膰by najmniejszej pr贸by, 偶eby postara膰 si臋 o jakie艣 zaj臋cie dla niej w Glasgow czy Londynie, nawet nie wspomnia艂 ju偶 o tym ani s艂owem. Zupe艂nie jakby nie wystarcza艂o pozby膰 si臋 jej z Aidan鈥檚 Broch, jakby Corbred postanowi艂 sobie pozby膰 si臋 jej na dobre.

Nie myli艂a si臋! Gdy spotka艂a jego spojrzenie, wyczyta艂a w nim wydany na ni膮 wyrok 艣mierci.

Helga Solbraten sta艂a mu na drodze. Musia艂 j膮 usun膮膰.

Czy Corbred wiedzia艂, 偶e ona jest jedyn膮 prawowit膮 spadkobierczyni膮? Oczywi艣cie, musia艂 wiedzie膰, przecie偶 on nie by艂 rodzonym synem Angusa MacDunna. A jutro mia艂 przyjecha膰 rejent...

Powiod艂a wzrokiem po pozosta艂ych. Co oni my艣leli? Mordwin nie 偶yje, wiedzieli o tym teraz ju偶 wszyscy troje. Ale co si臋 stanie w przypadaj膮c膮 im cz臋艣ci膮 spadku, gdy pojawi艂a si臋 jego prawowita dziedziczka? Mieli straci膰 wszystko?

O tym, 偶e Angus MacDunn ocala艂, oczywi艣cie nie wiedzieli. Ani te偶 o tym, 偶e tak blisko nich jest Roderick MacCullen.

Helga zda艂a sobie nagle spraw臋 ze swego po艂o偶enia. W ich oczach by艂a zupe艂nie sama i ca艂kiem bezbronna. Nikt by si臋 nie przej膮艂, gdyby znikn臋艂a na dobre.

Mo偶e Ian...?

Dlaczego mia艂by jej pom贸c? Akurat on, kt贸remu grozi艂a utrata tytu艂u na jej rzecz.

Helga wr贸ci艂a szybko do swojego pokoju i starannie zamkn臋艂a drzwi,

Usiad艂a na brzegu 艂贸偶ka. Musia艂a zosta膰 tu a偶 do godziny dziewi膮tej! Nie wiadomo, jak d艂ugo potrwa spotkanie. Mo偶e ju偶 nigdy st膮d nie wyjdzie? Mo偶e ju偶 nigdy nie zobaczy Rodericka! Ale je艣li teraz ucieknie, zawiedzie i jego, i swojego ojca. Obaj potrzebowali jej pomocy.

Czu艂a trudn膮 do opanowania t臋sknot臋. G艂os Rodericka r贸wnie偶 dzisiaj by艂 ostry i nieprzyjemny, ale Helga nie da si臋 ju偶 oszuka膰? On po prostu nie chcia艂 przyzna膰 si臋 nawet przed samym sob膮, 偶e...

Po艂o偶y艂a si臋 na 艂贸偶ku i z oczami utkwionymi w sufit odda艂a marzeniom o przysz艂o艣ci. Owo nieznane wywo艂ywa艂o w niej l臋k i r贸wnocze艣nie podnieca艂o. Roderick... Brudny, zaniedbany, nie ogolony i na dodatek 艣miertelnie zm臋czony. Mimo to wydawa艂 si臋 tak poci膮gaj膮cy, 偶e jego widok wprost zapiera艂 dech w piersi.

Ockn臋艂a si臋 z marze艅. Mo偶e powinna zej艣膰 na d贸艂? Nie, lepiej poczeka tutaj.

Na zewn膮trz obok jej drzwi wisia艂 g艂o艣no tykaj膮cy zegar. Helga wysun臋艂a g艂ow臋 z pokoju.

Dopiero 贸sma. Jeszcze ca艂a godzina zupe艂nej bezczynno艣ci.

A potem, co stanie si臋 potem? Helga nie mog艂a uwolni膰 si臋 od okropnego przeczucia, 偶e wszelkie pr贸by, na jakie wystawieni byli mieszka艅cy Doliny Aidana, mia艂y wkr贸tce osi膮gn膮膰 sw贸j punkt kulminacyjny.

Ale co mia艂oby to oznacza膰 w praktyce, tego Helga nie potrafi艂a wyobrazi膰 sobie nawet w naj艣mielszych snach.

ROZDZIA艁 X

Helga czu艂a przemo偶n膮 ochot臋, by p贸j艣膰 tam, gdzie powinna by膰 o tej porze. Zmusi艂a si臋 jednak i zosta艂a na miejscu.

Powinna napisa膰 list do matki. Nie mog艂a ju偶 d艂u偶ej zwleka膰 i kaza膰 jej czeka膰 w niepokoju.

Wyj臋艂a kartk臋 papieru, pi贸ro i pr贸bowa艂a zacz膮膰.

Droga Mamo!

Wybacz, 偶e pisz臋 tak p贸藕no, ale...

I co dalej? Co ma napisa膰 dalej?

Gdzie艣 w domu da艂 si臋 s艂ysze膰 przyt艂umiony ha艂as. Helga spojrza艂a przestraszona na zamek w drzwiach. Czy to wartownicy Corbreda przyst膮pili do akcji?

Wyjrza艂a ostro偶nie na dziedziniec. Nie, dwaj z nich, zaj臋ci pogaw臋dk膮, stali pod lamp膮 o艣wietlaj膮c膮 drzwi, a dwaj pozostali nadal pracowali przy nowej szubienicy, przez ca艂y czas bowiem dochodzi艂y od strony wzg贸rza odg艂osy pi艂owania i uderze艅 m艂otka, wida膰 te偶 by艂o migaj膮ce 艣wiat艂a pochodni.

W domu znowu zapanowa艂a cisza. Helga skupi艂a si臋 nad listem.

Przeczyta艂a to, co napisa艂a do tej pory: 偶e ojciec przyj膮艂 j膮 bardzo serdecznie, 偶e dosta艂a 艂adny pok贸j i pozna艂a ciekawych ludzi i 偶e dok艂adniej napisze o wszystkim p贸藕niej.

Ten fa艂szywie pogodny ton z pewno艣ci膮 nie zwiedzie matki. Zirytowana, Helga zgniot艂a kartk臋 i cisn臋艂a j膮 na pod艂og臋.

Wybi艂a dziewi膮ta, czyli nadesz艂a pora, by zej艣膰 na d贸艂.

W salonie siedzia艂a tylko lady Lynn.

- O, jeste艣 ju偶 - powiedzia艂a nieoczekiwanie przyja藕nie. - Siadaj sobie, Ian i Corbred omawiaj膮 co艣 w jadalni.

W tej samej chwili Corbred zawo艂a艂:

- Lynn, czy to Helga przysz艂a?

- Tak.

- Zaraz do was do艂膮czymy.

Lynn, przyk艂adaj膮c palec do ust, szepn臋艂a:

- M贸wi膮c prawd臋, to oni wzi臋li si臋 tam za 艂by. Ian ma ju偶 po prostu do艣膰, nareszcie, i daje bratu porz膮dn膮 lekcj臋. Nigdy jeszcze nie widzia艂am mojego m臋偶a tak rozz艂oszczonego jak dzisiaj. Naprawd臋 si臋 wystraszy艂am.

Helga us艂ysza艂a cichy pog艂os podniesionych, zirytowanych g艂os贸w.

- Porozmawiajmy lepiej o czym艣 weselszym - rzek艂a Lynn, prostuj膮c si臋 na krze艣le. - W sobot臋 b臋dzie u nas bal. Pewnie nie masz 偶adnej od艣wi臋tnej sukni? Mog艂abym po偶yczy膰 ci...

Nie zd膮偶y艂a sko艅czy膰, poniewa偶 obie skoczy艂y na krzes艂ach jak ra偶one piorunem.

Z jadalni da艂 si臋 s艂ysze膰 przera偶ony g艂os Corbreda:

- Nie r贸b tego, Ian, nie! Czy艣 ty oszala艂? Na pomoc!

S艂ycha膰 by艂o rumor przewracanych krzese艂, potem dzikie wycie Iana i na koniec co艣 ci臋偶kiego osun臋艂o si臋 na pod艂og臋.

Helga i Lynn pop臋dzi艂y ku jadalni.

Ian sta艂 w drzwiach. By艂 trupio blady i zarazem czerwony jak pochodnia na twarzy.

- Na lito艣膰 bosk膮, Lynn - szepn膮艂. - Co ja teraz zrobi臋? Zabi艂em Corbreda!

Nie m贸g艂 si臋 utrzyma膰 na swych s艂abych nogach. Opar艂 si臋 ci臋偶ko o framug臋 drzwi, pozostawiaj膮c w miejscu, kt贸rego dotkn膮艂 d艂oni膮, krwaw膮 plam臋.

Corbred zabity!

Pierwsza my艣l, jak przebieg艂a Heldze przez g艂ow臋, by艂a niegodziwa: 鈥濨ogu niech b臋d膮 dzi臋ki鈥! Szybko jednak ust膮pi艂a miejsca przera偶eniu, jakie ogarn臋艂o j膮 w obliczu tego strasznego wydarzenia.

Lynn pierwsza odzyska艂a przytomno艣膰 umys艂u.

- Chod藕! - powiedzia艂a zdecydowanie.

Wesz艂y obie do jadalni, cho膰 Helga nie mia艂a na to ochoty.

Corbred le偶a艂 za du偶ym sto艂em, na boku, z twarz膮 odwr贸con膮, w pelerynie rozpostartej na pod艂odze, przykrywaj膮cej cz臋艣ciowo jego 艂adne, d艂ugie w艂osy, i z czarn膮 jak heban br贸dk膮, odcinaj膮c膮 si臋 ostro od kredowobia艂ej twarzy.

Teraz nigdy ju偶 si臋 nie dowiedz膮, o czym to chcia艂 z nimi porozmawia膰.

Lynn pochyli艂a si臋 nad nim, by sprawdzi膰 puls.

- Nie 偶yje - stwierdzi艂a, podnosz膮c si臋.

Helga dostrzeg艂a r臋koje艣膰 no偶a wystaj膮c膮 z jego piersi. Odwr贸ci艂a si臋 szybko w drug膮 stron臋.

- Jak ja mog艂em to zrobi膰? Jak mog艂em? - lamentowa艂 Ian, zakrywaj膮c twarz d艂o艅mi.

- Ju偶 za p贸藕no, 偶eby o tym my艣le膰 - rzek艂a trze藕wo Lynn. - Teraz musimy podej艣膰 do tego praktycznie. On nie mo偶e tutaj zosta膰.

- A co mamy z nim zrobi膰? - spyta艂 bezradnie Ian.

Lynn zastanawia艂a si臋, nakrywaj膮c Corbreda peleryn膮.

- Musimy zawiadomi膰 w艂adze. Ale, oczywi艣cie, b臋dziemy utrzymywa膰, 偶e zabi艂e艣 go w obronie w艂asnej.

- Nie, to nieprawda! - zaprotestowa艂 Ian. - Nie b臋d臋 k艂ama艂, przyznam si臋, 偶e to ja jestem zab贸jc膮.

- Corbred zamordowa艂 tyle ludzi, nie informuj膮c o tym 偶adnych w艂adz - odpar艂a ostro Lynn. - Mo偶esz spokojnie powiedzie膰, 偶e to by艂a samoobrona. Prawda, Helgo?

Helga zawaha艂a si臋 przez chwil臋:

- Taaak, my艣l臋, 偶e jest do艣膰 powod贸w, by tak to nazwa膰. Wszystkim wiadomo, jak bardzo niebezpieczny by艂 Corbred.

- Ale co zrobimy z jego lud藕mi? - spyta艂 nadal przera偶ony Ian. - Zaraz zaczn膮 wieczorny obch贸d.

- Musimy natychmiast go st膮d usun膮膰. Zajmij si臋 tym, Ian! A ja pogalopuj臋 do nast臋pnej wsi, gdzie rejent z Glasgow mia艂 przenocowa膰 dzisiaj w ober偶y. Trzeba go zatrzyma膰, przecie偶 on nie mo偶e przyjecha膰 tu jutro. Oboje musicie bardziej panowa膰 nad sob膮. Helga, jeste艣 blada jak 艣ciana, id藕 do siebie i po艂贸偶 si臋!

Helga pomy艣la艂a wprawdzie, 偶e Lynn chyba a偶 za dobrze panuje nad sytuacj膮, lecz - je艣li spojrze膰 na to od drugiej strony - jako 偶ona Iana nie chcia艂a z pewno艣ci膮, by m臋偶a spotka艂o co艣 z艂ego za to, 偶e zabi艂 takiego 艂otra jak Corbred.

Lynn, widz膮c wahanie Helgi, ponagli艂a j膮 niecierpliwie:

- Pospiesz si臋! Zaraz tu mog膮 by膰 wartownicy, a kiedy zobacz膮, 偶e Corbred nie 偶yje, wpadn膮 w sza艂. Zamknij si臋 na klucz w pokoju, zabarykaduj drzwi ci臋偶kimi meblami i pod 偶adnym pozorem nie wychod藕! Niezale偶nie od tego, co by si臋 dzia艂o!

Helga ju偶 bez sprzeciwu uda艂a si臋 do swojego pokoju.

Usiad艂a na 艂贸偶ku i zacisn臋艂a d艂onie. My艣li k艂臋bi艂y si臋 jej bez艂adnie w g艂owie.

Ale jedno wiedzia艂a na pewno: powinna pobiec do Rodericka, bezzw艂ocznie. Przecie偶 on musi o tym wszystkim wiedzie膰.

W domu panowa艂a cisza. Nie by艂o s艂ycha膰 wartownik贸w. Czy naprawd臋 ma si臋 odwa偶y膰? Tego wieczoru James dosta艂 wcze艣niej wolne, nie mog艂a wi臋c na niego liczy膰.

Chyba nie powinna d艂u偶ej zwleka膰. Wymkn臋艂a si臋 bezszelestnie z pokoju i zatrzyma艂a na chwil臋 za drzwiami.

Czy to mo偶liwe? Z du偶ego hallu na dole dochodzi艂 odg艂os przyt艂umionych krok贸w.

To pewnie Ian chodzi艂 niespokojnie w t臋 i z powrotem, pe艂en skruchy i niespokojny. Bo Lynn przecie偶 mia艂a pojecha膰 konno do wsi.

To jednak dzielna kobieta. Cho膰 Helga nawet podziwia艂a j膮 w pewien spos贸b, nigdy nie chcia艂aby by膰 taka jak ona, mimo 偶e ta m艂oda dama dzisiejszego wieczoru okaza艂a si臋 nadspodziewanie uprzejma wobec niej.

Ostro偶nie, na palcach, przebieg艂a do balustrady, doskonale zdaj膮c sobie spraw臋 z tego, 偶e nara偶a si臋 na niebezpiecze艅stwo. Przykucn臋艂a za jej szerokimi s艂upkami i przy艂o偶y艂a oko do jednego z niewielkich ozdobnie wyci臋tych otwor贸w. W hallu nie by艂o nikogo, ale z jadalni dochodzi艂 wyra藕ny odg艂os czyich艣 krok贸w.

Mo偶e w tej sytuacji powinna wyjawi膰 Ianowi prawd臋? 呕e laird 偶yje i Roderick MacCullen tak偶e? Corbreda przecie偶 ju偶 nie ma, a Ian jest jej przyjacielem.

Kto艣 ci膮gn膮艂 co艣 ci臋偶kiego po pod艂odze w jadalni.

To pewnie Ian wynosi艂 cia艂o Corbreda. Jeszcze tego nie zrobi艂? Powinien si臋 pospieszy膰, 偶eby zd膮偶y膰, nim przyjd膮 stra偶nicy!

Bez trudu mog艂a sobie wyobrazi膰, 偶e Ian wpad艂 w panik臋 i straci艂 g艂ow臋, gdy zabrak艂o przy nim niezawodnej Lynn i jej wsparcia.

Helga ju偶 prawie si臋 podnios艂a, 偶eby zej艣膰 na d贸艂 o ostrzec go przed wartownikami, a potem opowiedzie膰 mu o ojcu, gdy nagle znowu przykucn臋艂a.

Ian wyszed艂 do hallu, ci膮gn膮c za sob膮 starannie okryte cia艂o Corbreda.

Ale... zaraz, zaraz...

Helga wytrzeszczy艂a oczy i bezwiednie otworzy艂a usta. Co to mia艂o znaczy膰?

M臋偶czyzna zatrzyma艂 si臋 i obszed艂 zmar艂ego wko艂o, by poprawi膰 sukno, kt贸rym by艂 przykryty.

Nie, na pewno si臋 nie myli艂a. Ian nie utyka艂! W og贸le, ani troch臋!

Ale to przecie偶 Corbreda widzia艂a tam, w jadalni, na pod艂odze!

Czy te偶...?

Wpatrywa艂a si臋 w m臋偶czyzn臋 na dole. Jego czo艂o i policzki by艂y nadal nienaturalnie bia艂e. Broda tak偶e, a wok贸艂 ust...

Jakby dopiero niedawno sczesa艂 sobie w艂osy z czo艂a, obci膮艂 je kr贸tko przy uszach i zgoli艂 brod臋!

Ale przecie偶 ta twarz, kt贸r膮 widzia艂a odwr贸con膮 do pod艂ogi...

Czy偶by to by艂 jedynie zarys odwr贸conej w drug膮 stron臋 twarzy z przyklejon膮 brod膮?

Mo偶liwe.

Lecz przecie偶 s艂ysza艂a k艂贸tni臋 Iana i Corbreda w jadalni. S艂ysza艂a bijatyk臋, w wyniku kt贸rej Corbred zgin膮艂...

Je艣li ten m臋偶czyzna, kt贸ry sta艂 teraz w hallu pochylony nad zmar艂ym, mia艂by by膰 Corbredem, to przecie偶 nigdy nie zd膮偶y艂by zgoli膰 brody i...

Helga czu艂a, 偶e odp艂ywa z niej ca艂a krew. A ha艂as, jaki s艂ysza艂a oko艂o 贸smej? Czy to by艂 moment zab贸jstwa? Chwila 艣mierci Iana?

To by wyja艣nia艂o, dlaczego trup na pod艂odze by艂 tak nienaturalnie bia艂y.

No tak, a k艂贸tnia, kt贸r膮 s艂ysza艂a, mog艂a by膰 udawana. Zastanowiwszy si臋 przez chwil臋, stwierdzi艂a, 偶e nie przypomina sobie, aby s艂ysza艂a dwa g艂osy r贸wnocze艣nie. Tam m贸g艂 by膰 tylko sam Corbred. Poza tym tylko do nich wo艂a艂, ani razu si臋 nie pokaza艂.

M臋偶czyzna na dole wyprostowa艂 si臋 teraz.

Tak, to Corbred! Nie mia艂a ju偶 w膮tpliwo艣ci. Bez brody i d艂ugich w艂os贸w podobie艅stwo mi臋dzy bli藕niakami by艂o o wiele 艂atwiej zauwa偶alne, ale to z ca艂膮 pewno艣ci膮 by艂 Corbred. Szybki, mocny ch贸d, typowa gestykulacja, spos贸b trzymania g艂owy.

Helga trz臋s膮c si臋 wci膮gn臋艂a g艂臋boko powietrze. Jeszcze przed kilkoma minutami spokojna, teraz czu艂a przera偶enie, widz膮c, 偶e to nie Ian by艂 tym z dw贸ch braci, kt贸ry prze偶y艂.

Musi natychmiast ostrzec Lynn!

W nast臋pnej sekundzie jednak poj臋艂a, 偶e by艂aby to najg艂upsza rzecz, jak膮 by uczyni艂a. Corbred bowiem m贸g艂 bez trudu oszuka膰 Helg臋, ale Lynn by艂a przecie偶 偶on膮 Iana i od razu dostrzeg艂aby r贸偶nic臋.

To mog艂o znaczy膰 tylko jedno: Lynn tak偶e uczestniczy艂a w spisku.

Czyli Corbred nie mia艂 nic do powiedzenia o godzinie dziewi膮tej, absolutnie nic! Wszystko to zosta艂o zainscenizowane tylko po to, aby zdoby膰 艣wiadka, kt贸ry by potwierdzi艂, 偶e Ian zabi艂 swego brata w obronie w艂asnej...

Lynn o Corbred. Oczywi艣cie, dwa p臋dy z tego samego korzenia! Ian zawsze sta艂 Corbredowi na drodze do w艂adzy. 鈥濪wie godziny od tytu艂u lairda鈥.

Helga nie mia艂a odwagi si臋 ruszy膰. Powinna pobiec do Rodericka najszybciej jak to tylko mo偶liwe, lecz teraz mog艂o to by膰 zbyt niebezpieczne. Wiedzia艂a ju偶, 偶e Corbred nie cofnie si臋 przed niczym.

Sama w domu z Corbredem, zimnym, wyrachowanym morderc膮. Z m臋偶czyzn膮, kt贸ry na pewno musia艂 j膮 nienawidzi膰. Za zniszczenie szubienicy. Za to, 偶e nie wypi艂a whisky i zamiast zasn膮膰, uciek艂a. Za to, 偶e by艂a dziedziczk膮 tej wielkiej fortuny, kt贸r膮 on wreszcie m贸g艂by przej膮膰 w swe w艂adanie. Mo偶e na razie potrzebowa艂 jej jeszcze jako 艣wiadka, ale co potem?

Kto艣 wszed艂 do hallu. To Lynn w stroju do konnej jazdy.

- Jak ci idzie? - spyta艂a po cichu. - Nie potrzebujesz pomocy?

- Nie, pospiesz si臋! - odpar艂. - Zatrzymaj rejenta, on nie mo偶e tu jeszcze przyjecha膰.

- Mam u偶y膰 wszelkich 艣rodk贸w?

- Nie. Nie teraz, to by艂oby za du偶o naraz. Nie powinni艣my budzi膰 podejrze艅. Przesu艅 tylko jego wizyt臋 o kilka dni, dzi臋ki temu zyskam troch臋 czasu, 偶eby pozby膰 si臋 dziewczyny, kiedy ju偶 wyst膮pi jako 艣wiadek przed koronerem.

- A James?

- James jest niebezpieczny, zbyt dobrze zna艂 Iana. Mo偶e wystarczy, je艣li go zwolnisz. Je偶eli nie, to... To b臋dziemy musieli si臋gn膮膰 po bardziej drastyczne 艣rodki. Wieczorem musz臋 zaj膮膰 si臋 zamkiem Hiss.

Helga a偶 drgn臋艂a na d藕wi臋k tej nazwy.

Corbred m贸wi艂 dalej:

- Moi ludzie poddali drobnym torturom jakiego艣 wiejskiego gamonia. I wiesz, czego si臋 dowiedzieli? Nie do艣膰 偶e Mordwin nie 偶yje, to jeszcze na dodatek podobno ocala艂 Roderick MacCullen.

- Co ty m贸wisz?

- Ale ja ich wszystkich zaskocz臋! Kiedy tylko zakopiemy mojego brata - przecie偶 koroner nie mo偶e zobaczy膰 jego zw艂ok, bo pozna艂by, 偶e to Ian, a nie ja - od razu pojad臋 z moimi czterema lud藕mi do Hiss...

- Teraz, w nocy?

- To jest moja noc, Lynn! Czeka艂em na ni膮 przez tyle lat, pozostaj膮c w cieniu Iana. Wykurz臋 tego lisa MacCullena z jego nory! Jestem pewien, 偶e w艂a艣nie tam tkwili przez ca艂y czas i 偶e tam maj膮 te偶 pot臋偶ny arsena艂 broni, 偶eby w ka偶dej chwili m贸c mnie zaatakowa膰. Dlatego wymy艣lili sobie ca艂膮 t臋 histori臋 o duchach i strachach...

Na chwil臋 popad艂 w zamy艣lenie:

- Ten ch艂opak powiedzia艂 poza tym, 偶e podobno jest jeszcze jedna osoba, kt贸ra nie umar艂a.

- Kto?

- Nie, to zbyt szalone, nie mog臋 w to uwierzy膰! Ale je艣li to prawda, oni wszyscy s膮 na pewno w zamku Hiss.

- My艣la艂am, 偶e tam nie da si臋 mieszka膰.

- Ani ty, ani ja nigdy tam nie byli艣my, sk膮d wi臋c mamy wiedzie膰, jak tam jest naprawd臋?

- Musicie porz膮dnie si臋 uzbroi膰.

- Mo偶esz by膰 spokojna! Jest nas pi臋ciu i ca艂膮 pi膮tk膮 zjawimy si臋 tam ca艂kiem nieoczekiwanie. To musi si臋 uda膰.

- A co zrobimy z dziewczyn膮?

- Z Helg膮? To drobiazg. Kiedy ju偶 zrobi swoje i po艣wiadczy, co widzia艂a, trzeba b臋dzie skr臋ci膰 jej kark.

- Jeste艣 pewien, 偶e ona 艣pi?

- Mo偶e nie 艣pi, ale nie ulega w膮tpliwo艣ci, 偶e nie ruszy si臋 ze swojego pokoju. Siedzi tam i zdenerwowana gryzie paznokcie. Tak ja przestraszy艂a艣 tymi rozw艣cieczonymi stra偶nikami. Pospiesz si臋, zawo艂aj tu moich ludzi, 偶eby mi pomogli, a ty ruszaj w drog臋. Musisz by膰 na miejscu wczesnym rankiem, zanim on zd膮偶y wyjecha膰. Powiedz, 偶e Corbred si臋 rozchorowa艂, albo wymy艣l co艣 innego.

Corbred podszed艂 do Lynn i j膮 poca艂owa艂.

- Ju偶 wkr贸tce nastanie nasz czas. D艂ugo na to czeka艂em.

Obj膮wszy go za szyj臋, Lynn powiedzia艂a:

- Ale przez reszt臋 swego 偶ycia b臋dziesz musia艂 nazywa膰 si臋 Ian.

- To niewysoka cena za pe艂ni臋 w艂adzy. Angus chcia艂 zawrze膰 pok贸j z rz膮dem, mo偶e Ian te偶 mia艂 podobne plany. Ja na to nie p贸jd臋. Jeszcze przez wiele lat r贸d MacDunn贸w b臋dzie panowa膰 w Dolinie Aidana. A oni tam, na g贸rze, b臋d膮 przekonani, 偶e jestem ich wiernym poddanym! Tymczasem przy pomocy moich czterech ludzi, 艣l膮c zwierzchnikom uspokajaj膮ce raporty, zapewnimy tu sobie nieograniczon膮 w艂adz臋. B臋dziemy bogaci, Lynn! I silni!

Od siedzenia w kucki Helg臋 zacz臋艂y bole膰 nogi. By艂a przera偶ona tym, co us艂ysza艂a, chcia艂a jak najszybciej pobiec do Rodericka, nie by艂a jednak w stanie ruszy膰 nawet palcem. Najbardziej ba艂a si臋 tego, 偶e kt贸re艣 z nich mog艂oby wej艣膰 na g贸r臋. Ale przecie偶 zaraz maj膮 przyj艣膰 ci straszni stra偶nicy. Musia艂a ucieka膰, i to natychmiast! Tylko jak?

Tych dwoje na dole niechc膮cy jej w tym pomog艂o. Otoczywszy Lynn ramieniem, Corbred odprowadzi艂 j膮 do wyj艣cia. Wykorzystuj膮c tych kilka sekund, Helga przemkn臋艂a przez korytarz, kieruj膮c si臋 ku ma艂ym, niewidocznym tylnym drzwiom.

Biegn膮c najciszej jak si臋 da艂o, wyj臋艂a z kieszeni klucz. Wiedz膮c ju偶, kt贸re stopnie schod贸w najbardziej skrzypi膮, omija艂a je, pokonuj膮c po dwa albo trzy naraz. Wreszcie otworzy艂a drzwi i stan臋艂a w jasnym blasku ksi臋偶yca.

Ledwie znalaz艂a si臋 na zewn膮trz, czyja艣 mocna d艂o艅 zakry艂a jej usta. Gdy pr贸bowa艂a si臋 wyrwa膰, us艂ysza艂a tu偶 przy swym uchu szept Rodericka:

- Cicho, nie krzycz!

Helga natychmiast si臋 uspokoi艂a, a on zwolni艂 u艣cisk.

- Dlaczego nie przysz艂a艣? - spyta艂 rozgor膮czkowany. - Tak si臋 denerwowa艂em, 偶e nie mog艂em znale藕膰 sobie miejsca.

- Ciszej - powiedzia艂a, ci膮gn膮c go w cie艅 obok drzwi. Niemal bezg艂o艣nie wydysza艂a mu do ucha: - Corbred zamordowa艂 Iana. On i jego stra偶nicy wybieraj膮 si臋 dzi艣 w nocy do Hiss.

- Co ty wygadujesz? Czy oni poszaleli?

- My艣l膮, 偶e ty i twoi ludzie ukrywacie si臋 tam i przechowujecie bro艅. Corbred podejrzewa, 偶e m贸j ojciec 偶yje i jest razem z wami. Jak to dobrze, 偶e tu przyszed艂e艣, bo mog艂abym nie zd膮偶y膰 dotrze膰 do ciebie na czas.

- Musimy ostrzec Jamesa i twojego ojca.

- Tej nocy s膮 jeszcze bezpieczni. W domu nie b臋dzie nikogo.

Roderick, nie zwa偶aj膮c na jej s艂owa, zawo艂a艂 cichutko i pod drzewem pojawi艂 si臋 czyj艣 cie艅. To by艂 Joch, kt贸ry otrzyma艂 polecenie, by najpierw p贸j艣膰 do Jamesa, a p贸藕niej obudzi膰 we wsi wszystkich wtajemniczonych.

- Tylko nie bierzcie koni! - upomnia艂 Roderick. - Z wyj膮tkiem czterech do woz贸w.

Helga zrozumia艂a, 偶e wszystko by艂o ju偶 zaplanowane du偶o wcze艣niej.

- I uwa偶ajcie jeszcze na Lynn! - ostrzeg艂 jeszcze Jocha. - Pewnie ju偶 galopuje, 偶eby zatrzyma膰 rejenta.

- To ona te偶...?

- Ona? Z ca艂膮 pewno艣ci膮 jest kochank膮 Corbreda.

Joch znikn膮艂 w ciemno艣ciach.

By艂o niemal tak widno jak w dzie艅. Ksi臋偶yc, tej nocy w pe艂ni, oblewa艂 wszystko sw膮 srebrzyst膮 po艣wiat膮.

Gdy Roderick i Helga przemykali mi臋dzy wiejskimi zabudowaniami, us艂yszeli t臋tent ko艅skich kopyt, kt贸rego echo odbija艂o si臋 mi臋dzy 艣cianami dom贸w. Przez moment ujrzeli w oddali Lynn, kt贸ra p臋dzi艂a konno, kieruj膮c si臋 w stron臋 wybrze偶a.

Id膮c szybko dalej, Helga opowiada艂a o wszystkim, co wydarzy艂o si臋 w Aidan鈥檚 Broch. Roderick a偶 j臋kn膮艂 z przera偶enia, u艣wiadomiwszy sobie, co mog艂o j膮 spotka膰.

- Mamy jeszcze troch臋 czasu - uspokoi艂a go. - Najpierw chc膮 pogrzeba膰 Iana.

Doszli do niewielkiego ryneczku.

- Pos艂uchaj, p贸jdziesz teraz do naszej chaty. Wejd藕 tylnymi drzwiami i nie ruszaj si臋 stamt膮d przez ca艂膮 noc.

- Ale ja chc臋 by膰 przy tobie!

- W Hiss? Przenigdy!

Helga umilk艂a.

- Wr贸cisz? - spyta艂a cicho.

Jego twarz zasnu艂 cie艅 b贸lu.

- Tak. Mam ci jeszcze tyle do powiedzenia. Zrobi臋, co b臋d臋 m贸g艂, 偶eby tylko wr贸ci膰.

- To znaczy, 偶e nie b臋dzie 艂atwo, tak?

- Na pewno. Nie jeste艣my w艂a艣ciwie gotowi, to wszystko sta艂o si臋 troch臋 za wcze艣nie. Ale dzisiejszej nocy odpowiadam za ludzi, za ca艂膮 wie艣 i za tych przy Cross of Friars... Musz臋 da膰 sobie rad臋! No, id藕 ju偶!

Na kr贸tk膮 chwil臋 przyci膮gn膮艂 j膮 do siebie i sta艂, nic nie m贸wi膮c, z twarz膮 blisko jej w艂os贸w.

- Tak du偶o jeszcze... - b膮kn膮艂. - Kiedy to wszystko ju偶 si臋 sko艅czy, musimy znale藕膰 troch臋 czasu, 偶eby...

Helg臋 ogarn臋艂o dziwne uczucie. Dozna艂a wra偶enia, jakby us艂ysza艂a: Je艣li to kiedykolwiek si臋 sko艅czy!

Wiedzia艂a: w g艂臋bi ducha Roderick nie wierzy艂, 偶e wr贸ci 偶ywy!

I to sk艂oni艂o j膮 do podj臋cia niez艂omnej decyzji: musi towarzyszy膰 mu w drodze do Hiss. Je艣li nawet mia艂aby si臋 tam doczo艂ga膰!

Ukry艂a si臋 w ogrodzie przylegaj膮cym do ryneczku. Wok贸艂 dw贸ch zaprz臋偶onych woz贸w, kt贸re wtoczy艂y si臋 na otwarty placyk, w nieoczekiwanie kr贸tkim czasie zebra艂 si臋 t艂um m臋偶czyzn. Panowa艂a cisza, w powietrzu wyczuwa艂o si臋 napi臋cie. Gdy dostrzeg艂a, 偶e wszyscy zaczynaj膮 zajmowa膰 miejsca w wozach, poczeka艂a, a偶 ksi臋偶yc skryje si臋 na chwil臋 za chmur膮, i szybko przemkn臋艂a przez rynek. Wykorzystuj膮c chaos i zamieszanie, wdrapa艂a si臋 zr臋cznie na jeden z woz贸w i przycupn臋艂a przy oparciu w艣r贸d m臋偶czyzn. Poniewa偶 ksi臋偶yc znowu wysun膮艂 si臋 zza chmury, zd膮偶y艂a jeszcze szybko zebra膰 w艂osy i ukry膰 je za ko艂nierzem, a tak偶e podci膮gn膮膰 sp贸dnic臋, tak by przypomina艂a nogawki spodni. Skuli艂a si臋, 偶eby by膰 jak najmniejsza i nikomu nie rzuca膰 si臋 w oczy.

Naliczy艂a oko艂o dwudziestu m臋偶czyzn. Na szcz臋艣cie Roderick by艂 w drugim wozie, razem z Jochem.

Konie ruszy艂y z miejsca. Helga dopiero teraz zauwa偶y艂a, 偶e ko艅skie kopyta i ko艂a woz贸w obwi膮zano szmatami, aby nie by艂o s艂ycha膰 ich stukotu po kamieniach.

Podnios艂a g艂ow臋 i zerkn臋艂a w stron臋 wsi; zdziwiona ujrza艂a, 偶e do dom贸w wci膮gano psy, a kobiety zamyka艂y wszystkie okiennice, inni za艣 barykadowali obory oraz owczarnie i malowali krzy偶e na drzwiach.

Gdy opuszczali wie艣, na dworze nie pozosta艂a 偶adna 偶ywa istota - ani jeden cz艂owiek, ani jedno zwierz臋. Wszystko by艂o pozamykane i zaryglowane, pogr膮偶one w nieopisanym strachu.

ROZDZIA艁 XI

Ksi臋偶yc, tkwi膮c niewzruszenie na firmamencie, nieub艂aganie oblewa艂 swym blaskiem ca艂膮 Dolin臋 Aidana. Konie p臋dzi艂y starym traktem; przydro偶ne drzewa rzuca艂y zmieniaj膮ce si臋 cienie, kt贸re przesuwa艂y si臋 po twarzach siedz膮cych w skupieniu m臋偶czyzn.

- To 艣wiat艂o ksi臋偶yca mo偶e nam i pom贸c, i zaszkodzi膰 - rzek艂 jeden z nich, a inny b膮kn膮艂 co艣 w odpowiedzi. I na tym sko艅czy艂a si臋 rozmowa.

Helga bardzo si臋 stara艂a, 偶eby nikt jej nie rozpozna艂. Spostrzeg艂a jednak, 偶e m臋偶czyzna naprzeciw niej a偶 zmarszczy艂 czo艂o, staraj膮c si臋 ustali膰, kim ona jest. Ale widzia艂 jedynie jej oczy, bo podci膮gn臋艂a kolana pod sam膮 brod臋 i owin臋艂a si臋 szczelnie szalem, pr贸buj膮c wyobrazi膰 sobie, jak otula艂by si臋 kocem zmarzni臋ty m艂ody ch艂opak.

Jechali ju偶 dosy膰 d艂ugo, gdy nagle - ku zdziwieniu Helgi - skr臋cili z drogi. Chyba niemo偶liwe, 偶eby dotarli ju偶 do celu? Nie odwa偶y艂a si臋 jednak zerkn膮膰 przez burt臋 wozu, a patrz膮c przed siebie, nie widzia艂a niczego poza wo藕nic膮 i ko艅mi. Czu膰 by艂o silny zapach zgni艂ego siana.

Droga, na kt贸rej si臋 teraz znale藕li, okaza艂a si臋 jeszcze bardziej nier贸wna i wyboista. Helga widzia艂a pe艂zaj膮ce mg艂y, lecz nigdzie w oddali nie majaczy艂a powycinana w z臋by korona zamku.

Gdzie oni mogli si臋 znajdowa膰? Przemierzy艂a przecie偶 t臋 tras臋 ju偶 dwa razy i potrafi艂a w przybli偶eniu oceni膰, jak daleko jest ze wsi do Hiss. Co艣 si臋 tu nie zgadza艂o.

Niskie ga艂臋zie drzew dotyka艂y ich g艂贸w; Helga pochyli艂a si臋 nieco.

W tym momencie w贸z si臋 zatrzyma艂.

- Wszyscy wysiada膰! - zawo艂a艂 g艂os, kt贸ry ona, czuj膮c uk艂ucie w sercu, od razu bez trudu rozpozna艂a. - Id藕cie na swoje posterunki! A reszta niech zostanie tutaj i za艂aduje wozy.

M臋偶czy藕ni zeskakiwali na ziemi臋, jej za艣 nie pozosta艂o nic innego, jak tylko p贸j艣膰 w ich 艣lady. Poniewa偶 chmury nie przes艂ania艂y ju偶 ksi臋偶yca, nie mog艂a d艂u偶ej udawa膰, 偶e jest ch艂opcem.

Znajdowali si臋 przy niewielkiej opuszczonej zagrodzie. Niekt贸rzy z m臋偶czyzn pootwierali ju偶 drzwi budynku gospodarskiego, inni za艣 stali z rozdziawionymi ustami i wlepiali w ni膮 wzrok. Ponad pasmem mgie艂, wcale nie tak daleko od miejsca ich postoju, wznosi艂 si臋 z艂owieszczo Hiss ze sw膮 wie偶膮.

- Helga! - wykrzykn膮艂 Roderick, a w jego g艂osie da艂o si臋 wyczu膰 i l臋k, i z艂o艣膰. - Co ty tu robisz?

- Chcia艂am wam pom贸c - odpar艂a wystraszona.

- W ten spos贸b? Tylko nam utrudniasz! Tu ka偶dy ma co艣 do roboty, a teraz b臋dziemy jeszcze musieli dba膰 o twoje bezpiecze艅stwo.

- Ale ja nie mog艂am zosta膰 we wsi. W twoim g艂osie wyczu艂am niepewno艣膰, czy w og贸le wr贸cisz. Nie znios艂abym tego.

Jego twarz przybra艂a nieco 艂agodniejszy wyraz. Machn膮wszy r臋k膮 z rezygnacj膮, Roderick powiedzia艂:

- Trudno, sta艂o si臋, teraz i tak nie mo偶esz ju偶 wr贸ci膰, bo mog艂aby艣 spotka膰 po drodze Corbreda i jego ludzi. Zosta艅 wi臋c... Tylko nie tutaj... Tu nie wolno ci zosta膰 w 偶adnym wypadku.

- Dlaczego? Tu jest daleko od drogi.

- Od drogi, owszem! Ale b臋dziesz tu ca艂kiem bezbronna, zw艂aszcza kiedy zostaniesz zupe艂nie sama. - Westchn膮艂. - Musisz p贸j艣膰 ze mn膮. Daj mi r臋k臋!

Roderick niemal wl贸k艂 j膮 za sob膮 przez las, kt贸ry zape艂ni艂 si臋 teraz m臋偶czyznami spiesz膮cymi w milczeniu ku temu samemu celowi: ku z艂owieszczej, martwej wie偶y.

Od czasu do czasu Helga widzia艂a jej zarys mi臋dzy drzewami. W 艣wietle ksi臋偶yca sprawia艂a wra偶enie jeszcze bardziej przera偶aj膮cej ni偶 kiedykolwiek. By艂a niczym niema pami膮tka czasu tak odleg艂ego, 偶e nikt ju偶 nie potrafi艂 okre艣li膰 wieku zamku. Sta艂a nieodgadniona i z艂owroga, strzeg膮c tajemnicy, skrytej g艂臋boko w jej wn臋trzu w艣r贸d mrocznych cieni,

Roderick zna艂 t臋 tajemnic臋. Podobnie jak wszyscy przybyli z nim m臋偶czy藕ni. 呕aden jednak nie m贸wi艂 o niej, jakby ju偶 sama my艣l by艂a wystarczaj膮co odpychaj膮ca i bolesna.

Natomiast Corbred i jego ludzie nie znali jej. Dla nich by艂a zagadk膮. Lecz ojciec wiedzia艂 o niej. A Ian? By膰 mo偶e tak偶e - w przeciwie艅stwie do Lynn.

Helga przypuszcza艂a, 偶e Ian i Lynn chyba dopiero niedawno si臋 pobrali, po czym Lynn bardzo szybko zda艂a sobie spraw臋 z tego, 偶e postawi艂a na z艂ego konia. Ian by艂 wprawdzie dziedzicem maj膮tku i tytu艂u. Ale Corbred okaza艂 si臋 silniejszy i bardziej bezwzgl臋dny od swojego brata.

Ani Lynn, ani Corbred nie znali s艂owa 鈥瀕ito艣膰鈥.

Niepok贸j Helgi wzbudzi艂o to, 偶e niemal wszyscy m臋偶czy藕ni byli uzbrojeni, wi臋kszo艣膰 nios艂a nawet prawdziwe strzelby.

Musia艂a biec, 偶eby zd膮偶y膰 za Roderickiem, wiedzia艂a jednak, 偶e maj膮 niewiele czasu do przybycia Corbreda, dlatego si臋 nie skar偶y艂a.

- Czy jeste艣 na mnie bardzo z艂y, Rodericku? - spyta艂a nie艣mia艂o.

- Czy mog臋 si臋 z艂o艣ci膰 na ciebie za to, 偶e chcesz razem ze mn膮 dzieli膰 niebezpiecze艅stwo? Nie, jestem zdesperowany. Naprawd臋 zrozpaczony. Bo nie powinno ci臋 tu by膰, powinna艣 siedzie膰 we wsi, zamkni臋ta i bezpieczna.

- Ale przecie偶 ich b臋dzie tylko pi臋ciu! A was jest co najmniej dwudziestu.

- M贸wisz o Corbredzie? - prychn膮艂. - On niewiele nas obchodzi.

A wi臋c to zamku tak si臋 bali, teraz ju偶 wszystko by艂o jasne. Helga poczu艂a lodowate zimno na plecach, ogarn膮艂 j膮 paniczny strach przed niepoj臋tym.

- Powiedz mi, tej nocy, kiedy mnie znale藕li艣cie... m贸wi艂e艣, 偶e to nie Hiss jest waszym celem. Czy szli艣cie wtedy do tego gospodarstwa, kt贸re w艂a艣nie opu艣cili艣my?

- Tak. Joch poszed艂 tam sam i robi艂 dalej to, czym od pewnego czasu si臋 zajmowali艣my.

- Rozumiem - odpar艂a Helga, w istocie nic nie rozumiej膮c. Wiedzia艂a jedynie tyle, 偶e ich praca czy zaj臋cie mia艂y co艣 wsp贸lnego z zamkiem.

Po chwili ukaza艂y si臋 ich oczom ruiny o nic nie znacz膮cej nazwie Hiss, kt贸ra jednak pasowa艂a do nich. By艂o w niej co艣 niesamowitego, co艣, co wywo艂ywa艂o groz臋 i odstrasza艂o, co艣 mrocznie nieznanego. Gdy wyszli z lasu, owo monstrum wyros艂o tu偶 ponad nimi, o艣wietlone od ty艂u 艣wiat艂em ksi臋偶yca.

Roderick nie musia艂 wydawa膰 偶adnych rozkaz贸w. Wszyscy m臋偶czy藕ni rozbiegli si臋 od razu wok贸艂 zamku, po czym zaj臋li si臋 wysokim i szerokim ogrodzeniem wzniesionym z ga艂臋zi, chrustu i li艣ci, otaczaj膮cym wykarczowany pas ziemi. Podwy偶szyli je jeszcze troch臋, sprawdzaj膮c jednocze艣nie, czy jest wsz臋dzie szczelne.

Helga zauwa偶y艂a, 偶e opr贸cz ci臋偶kich drzwi, kt贸re pami臋ta艂a, by艂y te偶 dwuskrzyd艂owe wrota, otwarte teraz na o艣cie偶. Dw贸ch z m臋偶czyzn podbieg艂o do drzwi i uchyli艂o je nieco, odsuwaj膮c tak偶e kamienie, kt贸re przytrzymywa艂y skrzyd艂a bramy. Helga ujrza艂a mroczne pomieszczenie, w kt贸rym przele偶a艂a przez ca艂膮 noc.

Spyta艂a z niedowierzaniem:

- Czy to mo偶liwe, 偶eby te drzwi wytrzyma艂y przez tyle wiek贸w?

- Znalaz艂y si臋 tutaj par臋 lat temu - odpar艂 niech臋tnie Roderick. Nadal mocno trzyma艂 j膮 za r臋k臋, a Helga nie zamierza艂a bynajmniej si臋 wyrywa膰. - Chod藕! - powiedzia艂. - Musisz by膰 w bezpiecznym miejscu, w ka偶dym razie na tyle bezpiecznym, na ile jest to w og贸le mo偶liwe w tym piekle.

Poprowadzi艂 j膮 ciasnym parowem w d贸艂 stromego zbocza, gdzie - ku jej zaskoczeniu - p艂yn膮艂, cicho szemrz膮c, potok. Dopiero st膮d wida膰 by艂o usytuowanie zamku. Le偶a艂 on na wzniesieniu mi臋dzy drog膮 a potokiem - a wi臋c to dlatego tej pierwszej nocy nie musia艂a przechodzi膰 przez wod臋.

Towarzyszy艂o im kilku m臋偶czyzn.

- Na drug膮 stron臋! - poleci艂 Heldze Roderick. - Id藕 za Malcolmem, w razie czego on ci pomo偶e.

Malcolm, starszy jednor臋ki m臋偶czyzna, uj膮艂 jej d艂o艅.

- Nie nadaj臋 si臋 ju偶, 偶eby walczy膰, czyli ty i ja jeste艣my skazani na to miejsce - powiedzia艂 przyja藕nie, cho膰 bez u艣miechu; wida膰 by艂o, 偶e jest napi臋ty. - Ale strzela膰 jeszcze potrafi臋. Podwi艅 sobie tylko sp贸dnic臋 do kolan, 偶eby艣 mog艂a przej艣膰 przez potok.

- Helga, poczekaj chwil臋! - zawo艂a艂 Roderick, po czym podszed艂 do niej z pistoletem w r臋ce. - We藕 go! I je艣li to b臋dzie konieczne, u偶yj!

Znowu chcia艂a zaprotestowa膰: 鈥濸rzecie偶 to tylko pi臋ciu m臋偶czyzn!鈥, lecz zrezygnowa艂a, pos艂usznie s艂uchaj膮c wyja艣nie艅 Rodericka, jak nale偶y odbezpieczy膰 bro艅.

Doskonale jednak wiedzia艂a, 偶e nigdy jej nie u偶yje. Mia艂aby zastrzeli膰 cz艂owieka? To niemo偶liwe.

- Malcolm, powierzam j膮 twojej opiece - rzek艂 cicho.

Nast臋pnie szybkim ruchem pog艂aska艂 j膮 po policzku - ten gest lepiej ni偶 s艂owa wyrazi艂 jego niepok贸j i smutek.

Helga zatkn臋艂a dolny kraj sp贸dnicy za pasek w talii i za starym Malcolmem wesz艂a do wody, kt贸ra by艂a tak zimna, 偶e a偶 zapiera艂o dech. Na szcz臋艣cie okaza艂a si臋 niezbyt g艂臋boka. Przeprawili si臋 ostro偶nie na drugi brzeg. W najg艂臋bszym miejscu woda si臋ga艂a Heldze do kolan. Pr膮d pr贸bowa艂 porwa膰 j膮 ze sob膮, ale nie by艂 wystarczaj膮co silny.

- Roderick powiedzia艂 nam, kim jeste艣 - rzuci艂 Malcolm przez rami臋 w jej stron臋. - Mo偶esz uwa偶a膰 nas wszystkich za swoich przyjaci贸艂, bo jeste艣my przyjaci贸艂mi twojego ojca. Roderick m贸wi艂 te偶, 偶e wy艣wiadczy艂a艣 nam znaczne przys艂ugi i 偶e powinni艣my czuwa膰 nad tob膮, poniewa偶 niewiele wiesz o 偶yciu. Jak on to wyrazi艂? 鈥濿 swoim naiwnym oddaniu cz臋sto dzia艂a zupe艂nie opacznie i bardzo kr贸tkowzrocznie, a czasami jest jak rzep, kt贸rego trudno si臋 pozby膰鈥.

M臋偶czyzna roze艣mia艂 si臋 偶yczliwie; Helga pr贸bowa艂a mu wt贸rowa膰, lecz jej 艣miech nie brzmia艂 ca艂kiem naturalnie.

A wi臋c to takie zdanie mia艂 o niej Roderick? No dobrze, wobec tego ju偶 ona postara si臋 by膰 natr臋tna.

Okazuje si臋 zatem, 偶e jest dla niego c贸rk膮 sir Angusa, i nikim wi臋cej. To ze wzgl臋du na ojca okazywa艂 jej 偶yczliwo艣膰. A pewnie najbardziej by si臋 cieszy艂, gdyby po prostu znikn臋艂a z tego 艣wiata.

Nagle woda wyda艂a si臋 Heldze jeszcze zimniejsza, a znienawidzony las jeszcze bardziej wrogi.

Trzech innych m臋偶czyzn zd膮偶y艂o ju偶 si臋 przeprawi膰. Stali z broni膮 gotow膮 do strza艂u. Skin臋li niemo g艂owami w kierunku Malcolma, kt贸ry pomaga艂 Heldze wspi膮膰 si臋 na stromy brzeg.

Znalaz艂szy si臋 na nim, zatrzymali si臋 w cieniu drzewa. Helga dozna艂a szoku widz膮c, jak blisko jest zamek, oddzielony jedynie wst臋g膮 potoku. Z miejsca, w kt贸rym sta艂a, widoczny by艂 tak偶e ca艂y otwarty plac. Kilku m臋偶czyzn robi艂o w po艣piechu otw贸r w ogrodzeniu w miejscu, gdzie przylega艂o ono do drogi, a ju偶 po chwili da艂 si臋 s艂ysze膰 odg艂os przybli偶aj膮cych si臋 koni i woz贸w.

W pe艂nym p臋dzie wjecha艂y na plac. Pierwszy w贸z wtoczy艂 si臋 prosto do zamkowej sieni, drugi za艣 pozosta艂 na zewn膮trz. Od razu zaroi艂o si臋 od m臋偶czyzn, kt贸rzy zacz臋li rozsypywa膰 na ziemi臋 to, co nimi przywieziono. Domy艣li艂a si臋, 偶e to samo robiono wewn膮trz, tyle tylko 偶e znajduj膮ce si臋 tam oba konie zrobi艂y si臋 wyj膮tkowo niespokojne i co chwila r偶a艂y przera偶one.

Je艣li czuj膮 ten sam zapach co ja wtedy, to wcale im si臋 nie dziwi臋, pomy艣la艂a Helga. On by艂... Jak by tu go opisa膰? D艂awi膮co odra偶aj膮cy?

Z tej odleg艂o艣ci nie mog艂a dostrzec, co rozsypywano wko艂o zamku. To co艣 wygl膮da艂o jak drobne kamyczki lub gruby 偶wir, lecz sprawia艂o wra偶enie materia艂u l偶ejszego od nich.

Spyta艂a Malcolma, lecz us艂ysza艂a niejasn膮 odpowied藕.

- Nie zd膮偶yli艣my przygotowa膰 wszystkiego do ko艅ca - odpar艂. - Mieli艣my gotowy ca艂y plan, lecz nag艂a decyzja Corbreda pokrzy偶owa艂a nam szyki. Dlatego teraz musimy improwizowa膰. Mo偶emy jedynie mie膰 nadziej臋, 偶e wszystko potoczy si臋 po naszej my艣li. Nale偶膮 ci si臋, dziewczyno, wielkie podzi臋kowania za to, 偶e odkry艂a艣 ich plany i nas ostrzeg艂a艣. Corbred m贸g艂by spowodowa膰 przera偶aj膮c膮 tragedi臋. Jest to nadal mo偶liwe, je艣li si臋 nam nie powiedzie.

Sko艅czono roz艂adowywanie. Zamkni臋to skrzyd艂a wr贸t.

- Jed藕cie z ko艅mi do Cross of Friars! - zawo艂a艂 Roderick. - Szybko! I ostrze偶cie tam wszystkich! Ka偶cie pozamyka膰 inwentarz i dobrze zaryglowa膰 wszystkie domy! Niech wystawi膮 warty w nocy.

Dwie pary koni ci膮gn膮ce skrzypi膮ce wozy wypad艂y na drog臋. Kilku m臋偶czyzn w nerwowym po艣piechu za艂ata艂o od razu dziur臋 w ogrodzeniu i ju偶 po chwili na placu nie pozosta艂a ani jedna 偶ywa istota. W lesie te偶 panowa艂y ca艂kowita cisza i spok贸j.

A jednak nie, na dziedzi艅cu Hiss by艂o jeszcze dw贸ch m臋偶czyzn. Przyczaili si臋 tu偶 przy murze zamku, ka偶dy po przeciwleg艂ej stronie wr贸t.

- Oni maj膮 najgorsz膮 robot臋 - b膮kn膮艂 Malcolm. - Ci膮gn臋li艣my losy i na nich wypad艂o.

- A gdzie jest Roderick? - spyta艂a Helga.

- Na wzg贸rzu, tam, po lewej. Ty go nie widzisz, ale on ogarnia wzrokiem wszystko.

Nad lasem zaleg艂a cisza. Ksi臋偶yc rzuca艂 swe zimne 艣wiat艂o na Hiss. Wszystko zamar艂o w oczekiwaniu. Na co?

- B臋dzie niebezpiecznie? - spyta艂a Helga. Trz臋s艂a si臋 z zimna, jej stopy zesztywnia艂y w przemoczonych trzewikach.

Malcolm odpowiedzia艂 ze spokojem:

- 呕aden z tych m臋偶czyzn nie liczy na to, 偶e zobaczy jeszcze w艂asn膮 rodzin臋.

Helga a偶 drgn臋艂a z przera偶enia.

- Roderick! - szepn臋艂a.

- My艣lisz wi臋cej o nim ni偶 o sobie - stwierdzi艂 gorzko Malcolm. - To du偶o m贸wi o twoim charakterze i o twoich uczuciach. Ale mo偶esz by膰 spokojna: 偶aden z nich nie zamierza sprzeda膰 si臋 tanio. Psst! Kto艣 jedzie!

Helga zamar艂a i cofn臋艂a si臋 jeszcze g艂臋biej w cie艅 pod drzewami.

Od strony drogi da艂 si臋 s艂ysze膰 w lesie jaki艣 ruch. Paru m臋偶czyzn przemyka艂o ostro偶nie od drzewa do drzewa. Wygl膮dali dosy膰 zabawnie: skierowali bowiem ca艂膮 sw膮 uwag臋 na zamek, nie zauwa偶aj膮c ani jednego z kilkunastu m臋偶czyzn, przez kt贸rych byli obserwowani.

Ca艂a pi膮tka przyczai艂a si臋 na chwil臋 przed ogrodzeniem i czeka艂a, po czym rozleg艂 si臋 gruby, przyt艂umiony g艂os:

- Je艣li my艣l膮, 偶e powstrzyma nas taka n臋dzna przeszkoda, to...

- Cicho! - sykn膮艂 kto艣, prawdopodobnie Corbred.

Da艂 im zna膰, aby zacz臋li si臋 wspina膰.

W 艣wietle ksi臋偶yca ich postacie i twarze by艂y niebieskawe i rzuca艂y ostro zarysowane cienie. Niezwykle ostro偶nie przechodzili przez wa艂 ga艂臋zi. Helga pomy艣la艂a w tej chwili o tych dw贸ch m臋偶czyznach, kt贸rzy le偶eli tu偶 przy murze, ukryci za specjalnie przyniesionymi tam krzakami, i jej serce zabi艂o mocniej z niepokoju. Wystarczy, 偶e ludzie Corbreda zakradn膮 si臋, 偶eby przyczai膰 si臋 za rogiem, w贸wczas tamci dwaj zostan膮 natychmiast odkryci.

Odczekawszy chwil臋, Corbred da艂 znak r臋k膮 swoim kompanom, aby podeszli bli偶ej bramy.

Przygarbieni, przebiegli otwart膮 przestrze艅 dziel膮c膮 ich od niej.

Corbred wskaza艂 na jednego z m臋偶czyzn, kt贸ry mia艂 prawdopodobnie poczeka膰 na zewn膮trz. Oboje zobaczyli, 偶e odbezpiecza pistolet.

Malcom szepn膮艂 z niedowierzaniem w g艂osie:

- Oni wchodz膮 do 艣rodka! Przecie偶 nie mog膮 tego zrobi膰! Ten idiota Corbred, ten szaleniec!

- Czy on wie, co to znaczy? - wyszepta艂a Helga najciszej jak umia艂a. Ba艂a si臋, 偶e tych pi臋ciu m臋偶czyzn mo偶e j膮 us艂ysze膰.

- Nie, ale zosta艂 ostrze偶ony. Tylko 偶e on nikogo nie chce s艂ucha膰. Dobry Bo偶e, co my teraz zrobimy? Dlaczego Roderick go nie zatrzyma?

Skrzyd艂a bramy otworzy艂y si臋 艂atwo, a po chwili Helga us艂ysza艂a g艂o艣ne skrzypienie drzwi. Corbred zamar艂 na moment z napi臋ciem, poniewa偶 jednak nic si臋 nie sta艂o, czterej m臋偶czy藕ni weszli do 艣rodka.

Nie o艣mielili si臋 zapali膰 pochodni, lecz Helga wiedzia艂a, 偶e to ogromne pomieszczenie nie jest szczelne i wystarczy im przedostaj膮ce si臋 do 艣rodka 艣wiat艂o ksi臋偶yca. Dzisiejsza noc bowiem nie by艂a tak deszczowa i ponura jak tamta pierwsza sp臋dzona tu przez ni膮. Wtedy panowa艂a nieprzenikniona ciemno艣膰.

- Roderick chyba ma nadziej臋, 偶e zrezygnuj膮, kiedy natkn膮 si臋 na zaryglowane 偶elazne drzwi - szepn膮艂 Malcolm. - Nie ma wyj艣cia. Oni musz膮 to zrobi膰!

Kto艣 w 艣rodku zakl膮艂 cicho, prawdopodobnie po艣lizn膮wszy si臋 na tym, co zosta艂o rozsypane na pod艂odze. To osobliwe, ale czyste i klarowne powietrze zdawa艂o si臋 wzmacnia膰 wszelkie d藕wi臋ki, r贸wnie偶 ludzkie g艂osy. Dlatego Helga uwa偶a艂a, 偶e Malcolm powinien by膰 bardziej ostro偶ny i przesta膰 szepta膰.

Z pewno艣ci膮 dotarli ju偶 do zabitych deskami drzwi. Corbred wyda艂 jakie艣 polecenie i po chwili rozleg艂 si臋 trzask 艂amanej deski.

W贸wczas da艂 si臋 nagle s艂ysze膰 dono艣ny g艂os Rodericka, rozbrzmiewaj膮cy ponad lasem:

- Corbredzie Douglas! Cofnij si臋! Dobrze wiesz, 偶e to niebezpieczne. Wyjd藕 stamt膮d, a wtedy ty i twoi ludzie b臋dziecie mogli odej艣膰 st膮d wolni.

W 艣rodku zaleg艂a cisza. Pozostawiony na zewn膮trz wartownik nerwowo zwraca艂 bro艅 gotow膮 do strza艂u raz w t臋, raz w drug膮 stron臋, nie mog膮c stwierdzi膰, sk膮d dochodzi g艂os.

Wreszcie odezwa艂 si臋 Corbred:

- A wi臋c jeste艣 tutaj, Rodericku MacCullen, wiedzia艂em to od razu! Mnie nikt nie oszuka. Ale zaraz was wykurzymy z waszej tajemnej kryj贸wki. A je艣li tylko spr贸bujesz zbli偶y膰 si臋 do zamku, b臋dziemy strzela膰!

- Corbred! Ja m贸wi臋 powa偶nie! Nie otwieraj tych drzwi! Po paru minutach b臋dziesz martwy.

Wewn膮trz znowu zaleg艂a cisza; prawdopodobnie naradzano si臋. Wartownik z broni膮 w r臋ku drepta艂 nerwowo w miejscu.

- Nie przestraszysz mnie! - zawo艂a艂 Corbred. - Wreszcie nadszed艂 koniec twojego 偶a艂osnego panowania nad tutejszymi wie艣niakami. Przekonaj膮 si臋 teraz, 偶e Roderick MacCullen to zwyk艂y 艣miertelnik, ma艂y cz艂owieczek, kt贸rego 艂atwo pokona膰.

Znowu zatrzeszcza艂a wy艂amywana deska.

- Corbredzie Douglas, na lito艣膰 bosk膮, nie r贸b tego! Wyjd藕 i pos艂uchaj, co mam ci do powiedzenia!

- To ty si臋 wyczo艂guj! - roze艣mia艂 si臋 butnie Corbred.

- Nawet nie wyobra偶asz sobie, co si臋 stanie, kiedy otworzysz drzwi.

- Je艣li uwa偶asz, 偶e nie jeste艣my przygotowani na wszelkie niespodzianki, to si臋 mylisz. Spodziewali艣my si臋, 偶e umie艣ci艂e艣 tu dynamit, ale nie my艣l, 偶e sobie z nim nie poradzimy.

- Ty g艂upcze! - wrzasn膮艂 Roderick.

Wartownik wystrzeli艂 na o艣lep w kierunku, sk膮d dochodzi艂 g艂os Rodericka. Zosta艂 jednak ostro zbesztany przez Corbreda, kt贸ry, nie wiedz膮c, jak liczne s膮 si艂y wroga, przed rozpocz臋ciem walki chcia艂 koniecznie otworzy膰 drzwi.

Wy艂amywanie desek nie ustawa艂o. Helga przez moment przesta艂a wr臋cz oddycha膰 i 偶eby doj艣膰 do siebie, musia艂a kilka razy zaczerpn膮膰 g艂臋boko powietrza.

- Corbred, ostrzegam ci臋 po raz ostatni!

- A ostrzegaj sobie, ile chcesz! Jeste艣 sko艅czony, MacCullen! Czasy twojej wielko艣ci min臋艂y. My艣lisz, 偶e nie wiem, kogo tutaj ukrywasz? Ale jego czas te偶 ju偶 si臋 sko艅czy艂.

M贸wi o moim ojcu, pomy艣la艂a Helga. Corbred sadzi, 偶e m贸j ojciec jest tam w 艣rodku.

Roderick zdecydowanym g艂osem wyda艂 rozkaz.

Rozleg艂 si臋 strza艂 i wartownik przed bram膮 osun膮艂 si臋 na ziemi臋. W nast臋pnej chwili dwaj m臋偶czy藕ni, przyczajeni do tej pory za murem, ruszyli biegiem ku wrotom i b艂yskawicznie zamkn臋li oba ich skrzyd艂a, zabezpieczaj膮c je dodatkowo ci臋偶k膮 belk膮, po czym pop臋dzili za ogrodzenie do swych towarzyszy.

Najpierw w 艣rodku zaleg艂a cisza.

- Zmusi艂e艣 nas do tego! - zawo艂a艂 Roderick. - Nie chcieli艣my was zabija膰, ale nie dali艣cie nam wyboru. To jest nasza ostatnia szansa.

- Je偶eli uwa偶asz, 偶e nas tu uwi臋zi艂e艣, to musz臋 ci臋 rozczarowa膰 - krzykn膮艂 Corbred, teraz ju偶 zirytowany. - Te mury s膮 tak podziurawione jak sito.

- Niestety - wymamrota艂 stary Malcolm i boku Helgi. - W tym w艂a艣nie ca艂y szkopu艂.

- Ale te dziury s膮 wysoko - szepn臋艂a.

- To nie ma znaczenia. Tam, w 艣rodku, s膮 jeszcze pozosta艂o艣ci schod贸w i kamienne wyst臋py, po kt贸rych mo偶na si臋 wspina膰. Je艣li panienka zna jak膮艣 modlitw臋, niech j膮 szybko odm贸wi!

Spojrza艂a zdumiona na niego, ale on, wyt臋偶aj膮c wzrok, wpatrywa艂 si臋 w zamek. W dr偶膮cej r臋ce trzyma艂 niewielki pistolet, kt贸ry przed chwil膮 wyj膮艂.

Mo偶na by艂o odnie艣膰 wra偶enie, 偶e wszyscy m臋偶czy藕ni w lesie wstrzymali oddech. Helga dojrza艂a, 偶e trzej na brzegu potoku maj膮 odbezpieczon膮 bro艅 i w napi臋ciu kieruj膮 j膮 ponad wod膮 ku zamkowi.

- Malcolm, co tam jest...? - zacz臋艂a, lecz przerwa艂a, s艂ysz膮c trzask deski wewn膮trz zamku.

- Bo偶e, zmi艂uj si臋 nad nami! - wyszepta艂 Malcolm.

Krzyk przera偶enia wydany jednocze艣nie z czterech garde艂 rozdar艂 powietrze i odbi艂 si臋 echem od 艣cian zamku. Las nagle o偶y艂 - m臋偶czy藕ni ze wszystkich stron rzucili si臋 ku ogrodzeniu, podczas gdy krzyk dochodz膮cy z wewn膮trz przerodzi艂 si臋 w rozdzieraj膮ce wycie. Rozleg艂o si臋 kilka chaotycznych strza艂贸w, kt贸re nie odnios艂y chyba 偶adnego skutku. Po dobiegaj膮cych ze 艣rodka odg艂osach mo偶na by艂o si臋 domy艣li膰, 偶e uwi臋zieni m臋偶czy藕ni biegali jak oszaleli, wymachuj膮c r臋kami i wrzeszcz膮c w艣r贸d d艂awi膮cego szlochu, wspinaj膮c si臋 na pr贸偶no na 艣ciany i 艂omocz膮c w drzwi, a偶 wreszcie ich krzyk zacz膮艂 s艂abn膮膰, z minuty na minut臋 przycicha艂, by zamieni膰 si臋 na koniec w bezradny be艂kot.

Zaleg艂a cisza.

Szok by艂 tak silny, 偶e Helga nie by艂a w stanie opanowa膰 dr偶enia ca艂ego cia艂a.

Ale na tym nie koniec!

W艣r贸d ciszy podni贸s艂 si臋 teraz niesamowity d藕wi臋k, ten, kt贸ry ju偶 raz s艂ysza艂a, sprawiaj膮cy, 偶e w艂osy stawa艂y d臋ba.

A potem...

- O Bo偶e! Co to jest? - wyszepta艂a.

Nagle szczyt zamku zacz膮艂 si臋 rusza膰. Tam, na g贸rze, co艣 si臋 ko艂ysa艂o i przepycha艂o, co艣 posrebrzonego 艣wiat艂em ksi臋偶yca rozlewa艂o si臋 na wierzcho艂ku wie偶y i wytryskiwa艂o z ziej膮cych otwor贸w w murach. 艢ciany o偶y艂y. Ta posrebrzona 偶ywa masa sp艂ywa艂a na ziemi臋, rozlewaj膮c si臋 po niej przy akompaniamencie przera偶aj膮cego popiskiwania.

G艂os Rodericka rozbrzmia艂 znowu i niemal w tej samej chwili wok贸艂 zamku Hiss zap艂on膮艂 ogie艅. Ca艂e to wielkie ogrodzenie stan臋艂o w p艂omieniach, a Helga widzia艂a ze swego miejsca, 偶e m臋偶czy藕ni znosz膮 jeszcze ga艂臋zie na zapas.

- Co to jest? - wydysza艂a przera偶ona. - To wygl膮da jak... Nie, nie wiem, co to mo偶e by膰.

- Szczury - odpar艂 Malcolm. Gdy na niego spojrza艂a, jego twarz wyda艂a si臋 jej bladozielona, i to bynajmniej nie za spraw膮 艣wiat艂a ksi臋偶yca. - Tysi膮ce szczur贸w, ogromnych jak koty.

Helg臋 ogarn臋艂o d艂awi膮ce przera偶enie.

Malcolm m贸wi艂 dalej przygn臋biony:

- To w艂a艣nie tu ukrywali艣my zbo偶e przed w艂adzami. Sir Angus i my, pyszni i wynio艣li. Hiss by艂 naszym spichrzem, a sta艂 si臋 nasz膮 ha艅b膮 i przekle艅stwem!

ROZDZIA艁 XII

- Roderick! - szepn臋艂a Helga, czuj膮c, 偶e powinna by膰 przy nim. - Musz臋 przedosta膰 si臋 do niego na drug膮 stron臋1

- Zostaniesz tutaj! - sykn膮艂 Malcolm, trzymaj膮c j膮 sw膮 jedyn膮 r臋k膮. - Tu przynajmniej masz jak膮艣 szans臋.

Szans臋? W obliczu tego? To brzmia艂o nieprawdopodobnie.

Teraz Helga ju偶 wiedzia艂a, co to za st臋ch艂y zapach czu艂a tamtej nocy. Od贸r szczur贸w. I odg艂os... Odg艂os wielu tysi臋cy szczur贸w, kt贸re buszowa艂y w ziarnie, 艂ap, kt贸re b臋bni艂y o drewno, ziemi臋 i kamienie; ich popiskiwanie zlewa艂o si臋 w jeden przera偶aj膮cy d藕wi臋k. To w艂a艣nie tam spa艂a, tak blisko!

Poczu艂a, 偶e robi si臋 jej s艂abo, chwyci艂a si臋 wi臋c pnia drzewa.

Na murach a偶 roi艂o si臋 od tych niepisanie okaza艂ych zwierz膮t, wypuszczonych na wolno艣膰 ze swego wi臋zienia, agresywnych, gotowych do obrony przeciwko wszystkiemu, co nowe i nieznane na ich drodze.

Opanowawszy ch臋膰 ucieczki, Helga zacisn臋艂a mocno d艂onie na pniu i spyta艂a:

- A co wy tam rozsypali艣cie?

- Zatrute resztki jedzenia: chleb, ser i kasz臋. Roderick i Joch d艂ugo nad tym pracowali. Tw贸j ojciec zrobi艂 nam znakomit膮 trucizn臋.

- Ale dlaczego czekali艣cie a偶 do tej pory?

- My艣lisz, 偶e kto艣 mia艂 ochot臋 p贸j艣膰 tam i otworzy膰 drzwi? Przecie偶 to pewna 艣mier膰. Zamierzali艣my ju偶 je wysadzi膰. Ale tylko sir Angus m贸g艂 nam zdoby膰 dynamit i w ten oto spos贸b wszed艂 w parad臋 Mordwinowi.

- Rozumiem. A nie mogli艣cie po prostu w艂o偶y膰 trucizny do 艣rodka? - krzykn臋艂a ponad trzaskiem ognia.

- Musieliby艣my zrobi膰 gdzie艣 otw贸r. I wtedy ju偶 by艣my si臋 ich nie pozbyli. 呕eby si臋 przed nimi zabezpieczy膰, trzeba by艂o zabi膰 ka偶d膮 najmniejsz膮 dziur臋 偶elaznymi p艂ytkami, bo te bestie s膮 w stanie przegry藕膰 si臋 przez drewno.

Podczas gdy m臋偶czy藕ni uwijali si臋 jak w ukropie, by zatrzyma膰 szczury w 艣rodku kr臋gu wyznaczonego przez ogie艅, Malcolm, dzier偶膮c przez ca艂y czas pistolet gotowy do strza艂u, wyja艣nia艂 dalej Heldze dygocz膮cej ze strachu:

- Jak powiedzia艂em, to nasza wina. Hiss od dawien dawna cieszy艂 si臋 z艂膮 s艂aw膮 jako zamek, w kt贸rym straszy, i dlatego 艣wietnie nadawa艂 si臋 na tajny spichlerz. Poza tym jego mury s膮 naprawd臋 szczelne. Zbierali艣my obfite plony, rok po roku, i nape艂niali艣my nimi ten nasz magazyn. Jakie to wspania艂e, 偶e nie musieli艣my ju偶 cierpie膰 n臋dzy i g艂odu. Byli艣my jednak zbyt pewni siebie, sir Angus i my.

Helga patrzy艂a oniemia艂a na to odra偶aj膮ce k艂臋bi膮ce si臋 mrowie, pokrywaj膮ce ca艂y plac przed zamkiem. Niekt贸re zwierz臋ta pr贸bowa艂y zawr贸ci膰, nie mog艂y jednak przedosta膰 si臋 w g贸r臋 po murach, poniewa偶 natyka艂y si臋 na te, kt贸re dopiero wychodzi艂y z ukrycia.

- Ale przecie偶 szczur nie mo偶e chyba 偶y膰 bez wody?

- Po艣r贸d licznych zakamark贸w Hiss znajduje si臋 藕r贸de艂ko, w kt贸rym zawsze jest troch臋 wody. Oczywi艣cie po pewnym czasie zauwa偶yli艣my 艣lady jakich艣 gryzoni, ale to przecie偶 naturalne, 偶e tam, gdzie jest zbo偶e, s膮 te偶 i szkodniki. Poza tym nasz膮 czujno艣膰 u艣pi艂o przekonanie, 偶e to myszy. I dalej nape艂niali艣my spichlerz. Tymczasem dobry rok temu...

Malcolm dr偶a艂 na ca艂ym ciele. W lesie rozlega艂y si臋 nawo艂ywania m臋偶czyzn; ogie艅 jeszcze nie wygas艂. Pas ziemi wok贸艂 zamku zdawa艂 si臋 偶yw膮, wci膮偶 pulsuj膮c膮 mas膮. Z zamku przesta艂y ju偶 wylewa膰 si臋 potoki dzikich szczur贸w, teraz pojawia艂y si臋 ju偶 tylko pojedyncze sztuki.

- Widz臋, 偶e jedz膮 przyn臋t臋 - b膮kn膮艂 Malcolm, rzuciwszy przelotne spojrzenie w tamt膮 stron臋. - Zjad艂y te偶 pewnie to, co wy艂o偶yli艣my w 艣rodku. 呕eby tylko trucizna zacz臋艂a dzia艂a膰 przed dopaleniem si臋 ognia! Na tym opiera si臋 nasz ca艂y plan. Nie przewidzieli艣my jednak, 偶e jest ich tak du偶o! Pewnie nasi ludzie ledwie tam wytrzymuj膮 ze zm臋czenia i obrzydzenia.

Helga by艂a pe艂na podziwu dla nich. Ale my艣la艂a tak偶e o drugiej stronie.

- Biedne zwierz臋ta! - szepn臋艂a.

- Ta trucizna je usypia, nawet nie zd膮偶膮 niczego zauwa偶y膰. No wi臋c, rok temu jaki艣 ch艂op przyszed艂 wzi膮膰 sobie troch臋 ziarna. Przed nim d艂u偶szy czas nikogo tu nie by艂o. Otworzy艂 klap臋 i spojrza艂 prosto w 艣lepia obrzydliwego szczura, a za nim dostrzeg艂 ca艂e k艂臋bowisko tych potwor贸w. Przerazi艂 si臋, na szcz臋艣cie w ostatniej sekundzie zdo艂a艂 zatrzasn膮膰 klap臋, kt贸r膮 potem zabezpieczyli艣my na sta艂e, i zacz臋li艣my si臋 zastanawia膰, co dalej. Akurat wtedy wr贸ci艂 z wojska Roderick. To w艂a艣nie w贸wczas wymy艣lili艣my ten plan. Tymczasem stado w zamku z ka偶dym dniem ros艂o. Mieli艣my nadziej臋, 偶e pozagryzaj膮 si臋 nawzajem, zamkni臋te w tych murach. Ale zapasy ziarna by艂y nieprzebrane. Ca艂a ta historia sta艂a si臋 nasz膮 wielk膮 ha艅b膮, nie potrafili艣my nawet z nikim o tym rozmawia膰.

Helga pomy艣la艂a, co by si臋 mog艂o sta膰, gdyby te agresywne bestie rozpierzch艂y si臋 po ca艂ej dolinie, spragnione czego艣 innego do jedzenia. Z tego w艂a艣nie powodu najbli偶sze gospodarstwa le偶a艂y ca艂kowicie opuszczone. Dlatego wszyscy we wsi i przy Cross of Friars pozamykali tej nocy swoje zwierz臋ta i sami pochowali si臋 w domach.

Nadal za wszelk膮 cen臋 starano si臋 podtrzyma膰 ogie艅. Nie wiadomo, jak d艂ugo to ju偶 trwa艂o. Helga by艂a tak napi臋ta, skoncentrowana i czujna, 偶e nawet nie zauwa偶y艂a up艂ywu czasu.

- Roderick by艂 dla nas prawdziw膮 podpor膮 - powiedzia艂 Malcolm w zamy艣leniu. - Jego zas艂ugi polegaj膮 na walce nie tylko ze szczurami, ale tak偶e z Corbredem i jego zwolennikami. To przez nich w艂a艣nie straci艂em r臋k臋. Na torturach, kiedy nie chcia艂em wyda膰 Rodericka. I oczywi艣cie tego nie zrobi艂em.

- Tortury... - rzek艂a Helga. - A jak by艂o z tym, kt贸rego wzi臋li par臋 dni temu?

- Po wszystkim wrzucili go do jakiego艣 rowu. Ale prze偶yje. To starszy cz艂owiek, niezbyt odporny na b贸l. Boj膮c si臋 o swoj膮 rodzin臋, opowiedzia艂 o Mordwinie, Rodericku i sir Angusie. Ale 偶aden z nas nie ma mu tego za z艂e.

Noc zbli偶a艂a si臋 kresu; Wydawa艂o si臋, 偶e ogie艅 zaczyna s艂abn膮膰. Ju偶 wcze艣niej tu i 贸wdzie przygas艂, ale m臋偶czy藕ni rzucali si臋 wtedy w panice, by go podtrzyma膰; teraz jednak sytuacja sta艂a si臋 krytyczna. Luka w p艂on膮cym ogrodzeniu powsta艂a naprzeciw przej艣cia do potoku, dlatego Helga posun臋艂a si臋 instynktownie nieco do ty艂u. W wielkim rozgor膮czkowaniu starano si臋 zaradzi膰 zagro偶eniu.

Zwierz臋ta napiera艂y na nowo, a zapasy ga艂臋zi i chrustu by艂y na wyczerpaniu.

Gdy rozleg艂 si臋 pierwszy strza艂, Helga wiedzia艂a, 偶e mur ognia zosta艂 prze艂amany.

M臋偶czy藕ni jeden przez drugiego wykrzykiwali polecenia i nagle rzucili si臋 do ucieczki w stron臋 potoku. Helga mimowolnie pobieg艂a do ty艂u i wdrapa艂a si臋 na drzewo. Zda艂a sobie z tego spraw臋 dopiero w chwili, gdy znalaz艂a si臋 na grubej ga艂臋zi, przyci艣ni臋ta do pnia.

Patrz膮c z g贸ry dostrzeg艂a co艣, na co do tej pory nie zwr贸ci艂a uwagi: owo mrowie cia艂 na placu przed zamkiem prawie si臋 ju偶 nie rusza艂o.

- Trucizna poskutkowa艂a! - krzykn臋艂a.

- To dobrze - zawo艂a艂 Malcolm. - Tylko czy starczy艂o jej dla wszystkich?

Wiadomo by艂o, 偶e nie wszystkie szczury zjad艂y przyn臋t臋. Kolejny strza艂 rozleg艂 si臋 bardzo blisko. Zwierz臋ta przechodzi艂y wy艂膮cznie w tym jednym miejscu i pada艂y kolejno. Roderick zawo艂a艂:

- Wszyscy na drugi brzeg!

Przeprawili si臋 co do jednego, 艣cigani przez oszala艂e gryzonie. Helga wykrzykiwa艂a imi臋 Rodericka, ale przej臋ta by艂a l臋kiem tak偶e o jego ludzi. Zesz艂a z drzewa, na kt贸rym znalaz艂a sobie schronienie, i pobieg艂a na sam brzeg.

Znajdowali si臋 ju偶 na nim wszyscy m臋偶czy藕ni. Przez luk臋 w kr臋gu ognia nie przedostawa艂 si臋 ju偶 ani jeden szczur. Plac wok贸艂 zamku pokryty by艂 martwymi cia艂ami.

- One s膮 na dole przy potoku - krzykn膮艂 jeden z m臋偶czyzn.

I nic dziwnego, 偶e tam by艂y. Po obu stronach parowu wznosi艂y si臋 bowiem wysokie ska艂y - gryzonie nie mia艂y wi臋c 偶adnej innej drogi. Helga domy艣li艂a si臋, 偶e 贸w wieniec ognia u艂o偶ono tak blisko jaru, by w ten spos贸b zamkn膮膰 zwierz臋tom drog臋 ucieczki. Ile tych bestii jeszcze pozosta艂o, trudno by艂o oceni膰; Helga przypuszcza艂a, 偶e oko艂o pi臋膰dziesi臋ciu.

W膮ski przesmyk u艂atwia艂 m臋偶czyznom celne oddawanie strza艂贸w, w miar臋 jak szczury schodzi艂y kolejno do wody i zacz臋艂y p艂yn膮膰. Niekt贸re unosi艂 pr膮d. Poniewa偶 Helga widzia艂a je teraz z bardzo bliska, przerazi艂a si臋 ich ogromnymi rozmiarami. Wygl膮da艂y jak ma艂e liski, by艂y tylko o wiele bardziej gro藕ne. Nie mog艂a si臋 nadziwi膰, jak m臋偶czy藕ni mogli wytrzyma膰 tam, na g贸rze. Ale walczyli w obronie w艂asnych dom贸w i to wyja艣nia艂o wszystko.

- Bo偶e, zmi艂uj si臋 nade mn膮, nienawidz臋 zabijania zwierz膮t, ale teraz musz臋 to zrobi膰! - wymamrota艂a do siebie pod nosem, po czym wymierzy艂a i strzeli艂a.

Jeden 艂eb znikn膮艂 pod wod膮.

- Brawo! - powiedzia艂 Roderick, staj膮c tu偶 przy niej. - Daj mi pistolet, bo w moim nie mam ju偶 amunicji.

By艂a mu wdzi臋czna, 偶e mo偶e si臋 pozby膰 tego paskudztwa.

- Och, Rodericku, tak bardzo si臋 o ciebie ba艂am - westchn臋艂a, gdy on oddawa艂 strza艂. Zapomniawszy w swej wielkoduszno艣ci o tym, 偶e przyr贸wna艂 j膮 do rzepu, 偶yczy艂a mu tylko powodzenia.

Jeden z m臋偶czyzn, biegn膮c wzd艂u偶 brzegu, strzela艂 do ostatnich szczur贸w, jakie ruszy艂y jeszcze nad potok.

- Jakie to okropne, wszystko razem! Niedobrze mi od tego!

- Mo偶na to by艂o zrobi膰 mniejszym kosztem. Ale my艣l臋, 偶e dali艣my sobie z nimi rad臋.

Roderick by艂 czarny od dymu i przemoczony do suchej nitki. Oczy mia艂 zaczerwienione wskutek zm臋czenia i intensywnego blasku ognia. Ale jaki偶 on pi臋kny!

Strzelanina ucich艂a. Na drugim brzegu nie wida膰 by艂o oznak 偶adnego ruchu.

Nagle przysz艂o odpr臋偶enie. Helga poczu艂a, 偶e jej wargi dr偶膮, a w gardle d艂awi j膮 szloch. Gdyby Roderick otoczy艂 j膮 ramieniem, chyba zemdla艂aby z wra偶enia. Ale tego nie uczyni艂. Sta艂 tylko w milczeniu blisko niej. Jakby w艂a艣nie tam chcia艂 by膰.

- Te na placu ko艂o zamku nie 偶yj膮 - powiedzia艂 Joch, kt贸ry pojawi艂 si臋 nagle tu偶 obok. - By膰 mo偶e paru uda艂o si臋 wymkn膮膰, ale raczej chyba nie. Czyli zosta艂y jeszcze te w 艣rodku. Ile ich jest, nie wiadomo.

- Nale偶y przypuszcza膰, 偶e mn贸stwo z nich zjad艂o zatrute jedzenie, kt贸re im pod艂o偶yli艣my - rzek艂 Roderick g艂osem lekko zachrypni臋tym od krzyku i dymu. - Ale na pewno ca艂a masa tkwi jeszcze w samym zbo偶u, zw艂aszcza m艂ode w gniazdach. Musimy od razu zrobi膰 z nimi porz膮dek.

Helga chwyci艂a go za rami臋.

- Przecie偶 nie mo偶ecie i艣膰 tam teraz! - zaprotestowa艂a przera偶ona.

- Musimy. Nie mo偶emy zastawi膰 nie doko艅czonej roboty.

Tylko nie ty! chcia艂a krzykn膮膰 b艂agalnie, lecz si臋 nie odezwa艂a. Wiedzia艂a, 偶e Roderick nigdy nie chowa艂 si臋 za plecami innych.

Ogie艅 pod zamkiem powoli dogasa艂. Teraz nie by艂 ju偶 potrzebny, spe艂ni艂 swoje zadanie.

Helga pomy艣la艂a o czterech m臋偶czyznach zamkni臋tych w sieni zamku. Spostrzeg艂a przed bram膮 niewielki wzg贸rek przykryty warstw膮 nie偶ywych szczur贸w i domy艣li艂a si臋, 偶e w tym miejscu le偶a艂 prawdopodobnie wartownik Corbreda. Zanim ta fala ogarni臋tych panik膮 gryzoni przewali艂a si臋 przez niego, na szcz臋艣cie ju偶 nie 偶y艂.

- Jak si臋 czujesz? - us艂ysza艂a g艂os Rodericka. - Musz臋 przyzna膰, 偶e nie wygl膮dasz najlepiej.

Heldze zbiera艂o si臋 na wymioty, ale zdo艂a艂a si臋 opanowa膰. Roderick po艂o偶y艂 d艂onie na jej ramionach i rzek艂:

- Je艣li chcesz, mo偶esz ju偶 wr贸ci膰 z Malcolmem do wsi - powiedzia艂 艂agodnym g艂osem. - Niebezpiecze艅stwo min臋艂o. B臋dziesz pierwsz膮 osob膮, kt贸ra obwie艣ci t臋 nowin臋 we wsi.

- Widz臋, 偶e niczego nie zrozumia艂e艣. Chc臋 by膰 tam, gdzie ty, bo ty jeste艣 moim najlepszym przyjacielem, niezale偶nie od tego, co sobie o mnie my艣lisz. Poza tym s膮dz臋, 偶e Malcolm te偶 wola艂by tu zosta膰, dop贸ki wszystko nie wyja艣ni si臋 do ko艅ca.

- To prawda - potwierdzi艂 Malcolm.

Roderick westchn膮艂, lecz nie wygl膮da艂 bynajmniej na rozgniewanego.

- chcia艂bym porozmawia膰 jutro z twoim ojcem - b膮kn膮艂, nie wyja艣niaj膮c bli偶ej, o czym zamierza z nim m贸wi膰. - No dobrze, to poczekaj tutaj! Tylko nie przechod藕 przez potok, obiecaj!

- Tyle chyba mog臋 ci obieca膰.

Roderick przeprawi艂 si臋 z innymi na drugi brzeg, a tym razem towarzyszy艂 im tak偶e Malcolm. Helga zosta艂a zupe艂nie sama.

Usiad艂a na przewr贸conym pniu. Kilku m臋偶czyzn wesz艂o ju偶 do 艣rodka zamku. To niepoj臋te, jacy oni s膮 odwa偶ni!

W lesie panowa艂a cisza. Oddalone m臋skie g艂osy odbija艂y si臋 g艂uchym echem od 艣cian zamkowej sieni. Od czasu do czasu rozlega艂y si臋 strza艂y.

A je艣li... je艣li par臋 zab艂膮kanych szczur贸w pojawi si臋 tutaj? pomy艣la艂a Helga, czuj膮c, jak serce jej zamiera. Mo偶e niekt贸re zdo艂a艂y przedosta膰 si臋 na ten brzeg? A ja nie mam ju偶 broni. Odda艂am j膮 Roderickowi.

Szczury na og贸艂 ba艂y si臋 ludzi i zazwyczaj przed nimi ucieka艂y. Ale nie te. Te by艂y wystraszone i rozdra偶nione, a poza tym przyzwyczajone do bycia w gromadzie. Zwierz臋 w stadzie jest zawsze odwa偶niejsze ni偶 w pojedynk臋.

Helga rozejrza艂a si臋 niespokojnie woko艂o, na szcz臋艣cie wsz臋dzie panowa艂a cisza. Na wszelki wypadek postanowi艂a znowu wdrapa膰 si臋 na drzewo.

M臋偶czy藕ni dotarli ju偶 na pewno do serca zamku. Nagle da艂o si臋 s艂ysze膰 wo艂anie:

- Uwa偶aj!

Kto艣 krzykn膮艂, po czym rozleg艂o si臋 kilka wystrza艂贸w. Jeden z m臋偶czyzn wypad艂 na zewn膮trz, lecz po chwili zawr贸ci艂.

Poniewa偶 tak d艂ugo ich nie by艂o, nale偶a艂o wysnu膰 wniosek, 偶e bardzo rzetelnie wykonuj膮 swe zadanie. Wkr贸tce wyszed艂 jaki艣 inny m臋偶czyzna, trzymaj膮c w r臋ku p艂on膮c膮 ga艂膮藕. Po chwili nad zamkiem zacz膮艂 unosi膰 si臋 dym. Ci臋偶ki, cuchn膮cy dym.

Pewnie resztki zbo偶a, pomy艣la艂a Helga. Oby tylko nikomu nic si臋 nie sta艂o!

M臋偶czy藕ni nie pokazali si臋 jeszcze przez nast臋pne p贸艂 godziny. Musieli chyba by膰 zadowoleni z wyniku swojej pracy. Wreszcie pojawili si臋, d艂awi膮c si臋 dymem, z 艂zawi膮cymi oczami i okopconymi twarzami. Roderick razem z Jochem zeszli do potoku. Ale Helga ju偶 sz艂a w ich stron臋 przez zimn膮 wod臋, podtrzymuj膮c wysoko sp贸dnic臋.

Roderick wyci膮gn膮艂 rami臋 i pom贸g艂 jej wyj艣膰 na brzeg. W jego oczach by艂o tyle ciep艂a, 偶e jej policzki a偶 pokry艂y si臋 rumie艅cem, chocia偶 doskonale wiedzia艂a, 偶e to po prostu zadowolenie z wyniku akcji czyni艂o go tak szcz臋艣liwym, i偶 nie m贸g艂 tego ukry膰. Nie m贸wi膮c ani s艂owa, przyci膮gn膮艂 j膮 do siebie, opar艂 sobie jej g艂ow臋 na swoim ramieniu i sta艂 tak, wci膮偶 milcz膮c.

Poniewa偶 jednak wyra藕nie chwia艂 si臋 ze zm臋czenia, Helga mia艂a w膮tpliwo艣ci, czy przypadkiem nie pos艂u偶y艂 si臋 ni膮 jako podpor膮, by nie upa艣膰.

By艂a to jednak ocena niesprawiedliwa i Helga u艣miechn臋艂a si臋 sama do siebie. Jakie to cudowne mie膰 go tak blisko i czu膰, 偶e cho膰 troch臋 liczy si臋 dla niego, mimo 偶e do tej pory nie powiedzia艂 na ten temat ani s艂owa! Porzuci艂 wreszcie t臋 niech臋tn膮 postaw臋 w stosunku do niej i da艂 pozna膰, 偶e r贸wnie偶 on nie jest wolny od s艂abo艣ci. Helga bowiem wiedzia艂a, 偶e Roderick sta艂 przy niej nie tylko po to, by uspokoi膰 i pocieszy膰 j膮, ale tak偶e by znale藕膰 ukojenie dla siebie.

艁膮czy艂o ich zupe艂nie wyj膮tkowe poczucie wsp贸lnoty, szczeg贸lnie silne akurat w tej chwili.

Z wyra藕n膮 niech臋ci膮 odsun膮艂 j膮 od siebie.

- Mo偶e p贸jdziemy do domu? - spyta艂 cicho. - P贸藕niej zrobimy tu porz膮dek.

Helga skin臋艂a g艂ow膮. M臋偶czy藕ni, kt贸rzy czekali ju偶 na nich, ruszyli od razu, gdy oni znale藕li si臋 tylko na wzniesieniu wok贸艂 Hiss.

Wybrali zaro艣ni臋t膮 drog臋, kt贸r膮 Helga b艂膮dzi艂a pierwszej nocy.

Sz艂a wci膮偶 trzymaj膮c Rodericka za r臋k臋. Mo偶na by艂o odnie艣膰 wra偶enie, 偶e tak偶e on wcale nie ma ochoty rozstawa膰 si臋 z ni膮, mimo 偶e zagro偶enie ju偶 min臋艂o.

M臋偶czy藕ni posuwali si臋 w milczeniu, wyczerpani, lecz spokojni. Gdy doszli do g艂贸wnej drogi, Roderick pos艂a艂 kilku z nich do Cross of Friars, by zdali tam relacj臋 i przyprowadzili konie. Inni za艣 pod ja艣niej膮cym ju偶 niebem pomaszerowali w stron臋 wsi.

- Nikomu nic si臋 nie sta艂o? - spyta艂a Helga.

- Nic powa偶nego.

- W pewnej chwili us艂ysza艂am straszny rumor.

- Pewnie wtedy, kiedy szczury zaatakowa艂y Jocha. Ale na szcz臋艣cie mia艂 grube buty.

Helga zastanowi艂a si臋 i rzek艂a:

- Takie 鈥瀗ic powa偶nego鈥 mo偶e czasami okaza膰 si臋 gro藕ne.

- Rozumiem, co masz na my艣li, ale nikt nie zosta艂 pogryziony. Kilka drobnych poparze艅, to wszystko.

- Chwa艂a Bogu!

Im bardziej przygasa艂o 艣wiat艂o ksi臋偶yca, tym szerszy stawa艂 si臋 pas jasnego nieba na horyzoncie. Helga nie mia艂a ochoty patrze膰 za siebie, wiedzia艂a, 偶e Hiss znikn膮艂 w艣r贸d porannych opar贸w. Nad dolin膮 unosi艂 si臋 jeszcze dym, spowijaj膮cy j膮 w ulotn膮 zas艂on臋.

Ich oczom ukaza艂o si臋 wreszcie Aidan鈥檚 Broch i wioska. W tym momencie Helga zda艂a sobie spraw臋 z konsekwencji tego, co si臋 wydarzy艂o.

- Pos艂uchaj! - zwr贸ci艂a si臋 bez tchu do Rodericka. - Mordwin nie 偶yje. I Ian. A teraz jeszcze Corbred i jego czterech ludzi. To znaczy, 偶e ca艂y ten koszmar si臋 sko艅czy艂. Tak偶e w Aidan鈥檚 Broch. Czyli m贸j ojciec mo偶e spokojnie wyj艣膰 z ukrycia?

- Oczywi艣cie - Roderick u艣miechn膮艂 si臋 ledwie zauwa偶alnie, jakby nie mia艂 si艂y porusza膰 ustami. - A prawowita spadkobierczyni mo偶e ju偶 bez obaw zamieszka膰 razem ze swoim ojcem. Ale偶 on b臋dzie szcz臋艣liwy! Od kiedy go znam, zawsze o tobie opowiada艂. Przecie偶 jeste艣 jego jedynym dzieckiem. Nie domy艣li艂em si臋 tego, kiedy spotkali艣my si臋 po raz pierwszy.

Helga przybra艂a powa偶ny wyraz twarzy.

- Prosz臋 ci臋, nie nazywaj mnie spadkobierczyni膮! - rzek艂a. - To brzmi jako艣 tak... zimno. Chcia艂abym, 偶eby m贸j ojciec 偶y艂 jeszcze wiele, wiele lat.

- Wszyscy mu tego 偶yczymy. Powiedz mi, czy nie t臋sknisz czasami za domem?

- T臋sknie - odrzek艂a cicho. - Od kiedy tu jestem, nieraz by艂o mi go brak. Ale... wiesz przecie偶, jak si臋 sprawy maj膮.

- No, tak. A tu te偶 nie by艂o ci weso艂o. Musisz jednak wiedzie膰, 偶e tak w og贸le jest to bardzo mi艂a okolica. I 艂adna, kiedy ustan膮 jesienne szarugi.

Zabrzmia艂o to tak, jakby obawia艂 si臋, 偶e Helga wyjedzie. U艣miechn臋艂a si臋 melancholijnie.

- Wierz臋 ci. Ale szkoda, 偶e nie widzia艂a艣 mojego domu w Norwegii! Po艣wiaty nad fiordem, stromej skalnej 艣ciany naprzeciwko i potoku w dolinie. Kiedy by艂am ma艂a, bawi艂am si臋 cz臋sto na jednym ze wzg贸rz. Gdy podros艂am, mia艂am sw贸j w艂asny ogr贸dek z warzywami. Ciekawe, kto si臋 teraz nim zajmuje. I psa, z nim najtrudniej by艂o mi si臋 rozsta膰. Bo by艂 stary i...

Nie mog艂a sko艅czy膰.

Roderick powiedzia艂 ciep艂o:

- Czy nie s膮dzisz, 偶e powinna艣 tam wkr贸tce pojecha膰 i ich odwiedzi膰? Oczywi艣cie nie sama. Co ty na to?

- Angus MacDunn nie mo偶e tam pojecha膰 - odpar艂a szybko.

- Wcale nie jego mia艂em na my艣li.

Helga nie by艂a w stanie nic powiedzie膰, 偶e szcz臋艣cia i dumy co艣 d艂awi艂o j膮 w gardle. Nie 艣mia艂a wprost uwierzy膰, ale chyba dobrze zrozumia艂a Rodericka. 艢cisn臋艂a go mocno za r臋k臋.

Gdy dotarli do ryneczku, m臋偶czy藕ni uprzytomnili sobie wreszcie, czego dokonali i co to oznacza dla 偶ycia wsi. M艂odsi oddali nawet kilka strza艂贸w na wiwat i jak szaleni rozbiegli si臋 we wszystkie strony, aby rozg艂osi膰 t臋 wielk膮 nowin臋.

- Joch, czy m贸g艂by艣 wst膮pi膰 do mojej matki i j膮 uspokoi膰? - poprosi艂 Roderick. - Ja musz臋 najpierw odprowadzi膰 t臋 m艂od膮 dam臋 do Aidan鈥檚 Broch.

- Oczywi艣cie - odpar艂 Joch.

- O, nie, chyba najpierw j膮 powiniene艣 odwiedzi膰! - wtr膮ci艂a Helga. - Czy mog臋 p贸j艣膰 z tob膮?

- Nie b贸j si臋, jeszcze j膮 zobaczysz - zapewni艂 Roderick. - Moja matka mieszka daleko poza wsi膮, a Joch jest jej najbli偶szym s膮siadem. Tak b臋dzie pro艣ciej.

- No dobrze.

Gdy ju偶 mieli ruszy膰, nagle podbieg艂o do nich paru wie艣niak贸w. Kilka m艂odych dziewcz膮t rzuci艂o si臋 z okrzykiem szcz臋艣cia Roderickowi na szyj臋. 艢ciska艂y go i ca艂owa艂y, okazuj膮c w ten spos贸b sw膮 rado艣膰 z tego, 偶e wr贸ci艂.

Roderick u艣miechn膮艂 si臋 do nich przyja藕nie, odwzajemniaj膮c u艣ciski. Obserwuj膮c t臋 scen臋, Helga ujrza艂a nagle sam膮 siebie w zupe艂nie innym 艣wietle. Nie by艂a dla niego nikim innym jak tylko jedn膮 z tych zachwyconych dziewcz膮tek, kt贸rych mia艂 bez liku. Traktowa艂 je wszystkie jednakowo, j膮 tak偶e.

Wobec niej bywa艂 nawet bardziej burkliwy ni偶 dla nich, tych, kt贸re tutaj by艂y u siebie. A ona jest przecie偶 tylko natr臋tnym intruzem.

Z opuszczon膮 g艂ow膮 ruszy艂a naprz贸d. Oczywi艣cie, 偶e sama trafi do domu, cho膰 czu艂a ogromny, przeogromny b贸l.

- Helga! - zawo艂a艂 Roderick, doganiaj膮c j膮. - My艣la艂a艣, 偶e tak 艂atwo si臋 mnie pozb臋dziesz? Nie mo偶esz mi odebra膰 przyjemno艣ci opowiedzenia o wszystkim sir Angusowi.

U艣miechn臋艂a si臋 do niego niepewnie, ale on tego jakby nie zauwa偶y艂.

- Nie zamierzam - odpowiedzia艂a s艂abym g艂osem. - Czy Corbred nigdy nie grozi艂 twojej matce?

- W艂a艣nie dlatego musia艂em si臋 ukrywa膰. Kiedy uwierzyli, 偶e nie 偶yj臋, przesta艂a ich obchodzi膰 tak偶e ona.

- Ale na pewno bardzo si臋 o ni膮 ba艂e艣.

- To by艂 koszmar - przyzna艂. - A przez ostatni tydzie艅 ba艂em si臋 艣miertelnie o ciebie.

O to, i偶 Corbred odkryje, 偶e Roderick nie zgin膮艂, i o jego zainteresowaniu mn膮? pomy艣la艂a Helga. Ale to tylko pobo偶ne 偶yczenia. A mo偶e jednak...? A te jego cz臋ste wizyty w Aidan鈥檚 Broch, te wszystkie niebezpiecze艅stwa, na jaki si臋 nara偶a艂? Mo偶e jednak po to, 偶eby j膮 zobaczy膰?

W g艂臋bi serca mia艂a nadziej臋, 偶e si臋 nie myli.

Wsch贸d s艂o艅ca by艂 tu偶 - tu偶. Helga zatrzyma艂a si臋 nagle. Na tle r贸偶owego nieba jej oczom ukaza艂y si臋 w ca艂ej swej makabrycznej grozie nowe szubienice Corbreda. Nic dziwnego, 偶e jego ludzie pracowali tak d艂ugo! Na wzg贸rzu bowiem wyros艂a nie jedna szubienica, lecz trzy. Zdaje si臋, 偶e Corbred zamierza艂 dopiero pokaza膰, co znaczy jego w艂adza i 偶膮dza zemsty.

- B臋dzie z nich dobre drewno na opa艂 na zim臋 - stwierdzi艂 sucho Roderick.

ROZDZIA艁 XIII

Skierowali swe kroki prosto do stajni i po schodach weszli na g贸r臋 do cz臋艣ci z mieszkaniami dla s艂u偶by.

Roderick zapuka艂 do drzwi ochmistrza.

Wewn膮trz panowa艂a cisza, dopiero po chwili da艂 si臋 s艂ysze膰 zdecydowany g艂os Jamesa:

- Kto tam?

- Roderick MacCullen. I Helga.

Drzwi otworzy艂y si臋 natychmiast i wci膮gni臋to ich do 艣rodka.

- Czy wy艣cie oszaleli? Przecie偶 mog膮 was us艂ysze膰? - szepn膮艂 przera偶ony James. - Nie wiem, czy ju偶 wr贸cili czy nie; wczoraj wieczorem wyjechali wszyscy razem.

Twarz Rodericka pozbawiona by艂a jakiegokolwiek wyrazu.

- Masz na my艣li Corbreda i jego ludzi? Oni nie 偶yj膮. Ca艂a pi膮tka.

- Co wy m贸wicie? Ale jak ty wygl膮dasz, Rodericku! I panienka Helga! Przemoczeni do suchej nitki!

- Czy mo偶emy...? - Roderick wskaza艂 na drzwi do garderoby.

- Oczywi艣cie!

James otworzy艂 drzwi r臋kami dr偶膮cymi z podniecenia, po czym zapali艂 lamp臋.

- Wasza 艂askawo艣膰! Roderick i panienka przynosz膮 wielkie nowiny.

Laird usiad艂 na 艂贸偶ku, a James podpar艂 mu od razu plecy poduszkami.

- Co si臋 znowu sta艂o? Kolejnych tragedii chyba ju偶 nie prze偶yj臋.

Na twarzy Rodericka malowa艂 si臋 teraz wyraz skrajnego wyczerpania i zarazem spokojnej pewno艣ci siebie. Lecz da艂 si臋 tak偶e zauwa偶y膰 na niej nieznaczny cie艅 smutku.

- Uda艂o nam si臋 - powiedzia艂. - Hiss jest czysty.

- Niemo偶liwe! - wykrzykn膮艂 laird. - To wspaniale!

- Ale pi臋ciu ludzi straci艂o 偶ycie.

- Pi臋ciu? Nie! Kto?

- Corbred i jego czterech stra偶nik贸w.

Laird przez chwil臋 nie odrywa艂 oczu od Rodericka.

- Czy to prawda? - spyta艂 wreszcie.

- Tak, nic si臋 nie da艂o zrobi膰. Mo偶e gdyby艣my wdarli si臋 tam wcze艣niej, zapobiegliby艣my katastrofie... musieli艣my wybiera膰 i zdecydowali艣my si臋 ich po艣wi臋ci膰.

Angus MacDunn skin膮艂 g艂ow膮 na znak aprobaty.

- Opowiedz, jak to si臋 sta艂o...

Roderick przyst膮pi艂 zatem do zdawania relacji, 偶ywo wspierany przez Helg臋, kt贸ra uwa偶a艂a, 偶e jest zbyt skromny w przedstawianiu w艂asnych zas艂ug.

- Wy wszyscy wykonali艣cie wspania艂膮 robot臋 - rzek艂 laird prawdziwie poruszony, gdy zako艅czyli opowiadanie. - To musia艂 by膰 koszmar!

- Rzeczywi艣cie. Na samo wspomnienie czujemy si臋 chorzy. To b臋dzie w nas tkwi膰 bardzo d艂ugo.

- Czego艣 takiego nigdy si臋 nie zapomina - odezwa艂a si臋 cicho Helga. - Trzeba si臋 po prostu nauczy膰 z tym 偶y膰.

Angus MacDunn zamy艣li艂 si臋.

- Wczoraj Ian... Szkoda go, ale mo偶e to i lepiej dla niego. Nigdy nie zamierza艂em przekazywa膰 mu tytu艂u. On nie mia艂 do niego 偶adnego prawa. By艂oby dla mnie bolesne, gdybym musia艂 mu go odebra膰. A dzi艣 znowu Corbred i te jego diab艂y w ludzkiej sk贸rze.

Lairda rozpiera艂a wola dzia艂ania.

- James, pom贸偶 mi wsta膰! Chc臋 ponownie zaj膮膰 swoje miejsce w Aidan鈥檚 Broch.

Gdy James pomaga mu si臋 ubra膰, Helga i Roderick czekali w drugim pokoju. Helga spotka艂a jego spojrzenie i dostrzeg艂a w nim nie艣mia艂y u艣miech. Roderick by艂 tak zm臋czony, 偶e z trudem udawa艂o mu si臋 utrzyma膰 otwarte oczy, ale wyra藕nie nie chcia艂 przesta膰 na ni膮 patrze膰. Pr贸bowa艂a si臋 domy艣li膰, co pragn膮艂 jej w ten spos贸b przekaza膰, lecz wola艂a nie robi膰 sobie nadziei.

James zawo艂a艂 ich z powrotem do garderoby.

- Nie musicie mnie nie艣膰 - rzek艂 laird. - Na z艂amanej nodze nie stan臋, ale je艣li opr臋 si臋 na was dw贸ch, wtedy... Co ty opowiadasz, Rodericku, nie jeste艣 wcale brudny! Ten brud przynosi ci zaszczyt! Zapami臋taj to sobie!

Laird, ku艣tykaj膮c, wszed艂 triumfalnie do hallu Aidan鈥檚 Broch, wsparty na Jamesie i Rodericku. Helga otwiera艂a przed nimi drzwi.

- Nareszcie! - westchn膮艂. - Nareszcie jeste艣my znowu wolni!

- Zajm臋 si臋 艣niadaniem - oznajmi艂 James, zapalaj膮c 艣wiece w kryszta艂owych 偶yrandolach, promienie s艂o艅ca bowiem by艂y jeszcze zbyt w膮t艂e, by roz艣wietli膰 ciemne komnaty. - Nasi m艂odzi go艣cie chcieliby si臋 na pewno wyk膮pa膰. Ka偶臋 przygotowa膰 ciep艂膮 wod臋.

- Bo偶e, zmi艂uj si臋, jak ty wygl膮dasz - westchn膮艂 Angus MacDunn, patrz膮c na Rodericka. - Ale cos mi si臋 zdaje, 偶e Heldze wcale to nie przeszkadza!

Oboje spojrzeli na siebie i roze艣mieli si臋 lekko zawstydzeni.

- Wiesz, James - odezwa艂a si臋 Helga - ani ja, ani chyba Roderick nie byliby艣my teraz w stanie nic prze艂kn膮膰.

Roderick zgodzi艂 si臋 z ni膮.

- Ale k膮piel na pewno dobrze nam zrobi. Je艣li jeszcze m贸g艂bym po偶yczy膰 sobie przyrz膮dy do golenia, by艂oby wspaniale.

- Zaraz si臋 tym zajm臋 - u艣miechn膮艂 si臋 James i pospieszy艂 obudzi膰 s艂u偶b臋.

Helga zauwa偶y艂a, 偶e Roderick jest bardzo blady. Zastanawia艂a si臋, co te偶 mo偶e mu dolega膰. Par臋 razy nabiera艂 g艂臋boko powietrza i prze艂yka艂 nerwowo, jakby si臋 do czego艣 przygotowywa艂.

- Sir Angusie - zacz膮艂 wreszcie zdecydowanie. - Jestem tylko prostym ch艂opem, ale czy wolno mi b臋dzie... odwiedza膰 wasz膮 c贸rk臋?

S艂ysz膮c to Helga a偶 podskoczy艂a.

- Po pierwsze, nie jeste艣 wcale jakim艣 鈥瀙rostym ch艂opem鈥 - rzek艂 sir Angus. - A po drugie, s膮dz膮c po pe艂nej zachwytu buzi mojej c贸rki, odnosz臋 wra偶enie, 偶e ju偶 wcze艣niej zacz膮艂e艣 si臋 ni膮 interesowa膰. Po trzecie, m贸j drogi, nie znam nikogo, kogo widzia艂bym ch臋tniej jako kawalera Helgi. Rozumiesz?

- Dzi臋kuj臋! - odpar艂 Roderick, szeroko si臋 u艣miechaj膮c i ukazuj膮c 艣nie偶nobia艂e z臋by w osmalonej twarzy.

Zanim Helga zdo艂a艂a poj膮膰, o czym oni m贸wi膮, do salonu wszed艂 James. Wygl膮da艂 na bardzo wzburzonego.

- Wasza 艂askawo艣膰, lady Lynn idzie tutaj!

- O Bo偶e, zupe艂nie o niej zapomnieli艣my!

- Te s艂owa raczej by si臋 jej nie spodoba艂y - powiedzia艂 James, pozwalaj膮c sobie nagle na niestosownie poufa艂y ton. Lecz w tej pe艂nej napi臋cia chwili nikt nie zareagowa艂 na jego komentarz.

M艂odzi stali po obu stronach krzes艂a, na kt贸rym siedzia艂 laird. Lady Lynn zatrzasn臋艂a ci臋偶kie drzwi w hallu.

- Ian! - zawo艂a艂a. - Czy jeste艣 ju偶 na g贸rze?

Wszyscy spojrzeli po sobie. Lynn pami臋ta艂a, 偶eby nazywa膰 Corbreda Ianem! C贸偶 za wyrachowanie!

Gdy wesz艂a do salonu, stan臋艂a jak wryta. Z jej ust doby艂 si臋 wyra偶aj膮cy niedowierzanie szept:

- Sir Angus! To niemo偶liwe!

- Twoje oczy ci臋 nie myl膮.

- A... gdzie jest... Ian?

- Masz chyba na my艣li Corbreda? Przecie偶 ty sama pomog艂a艣 zamordowa膰 Iana i pogrzeba膰 go.

- Co maj膮 znaczy膰 te niedorzeczno艣ci?! Co robi tutaj ten w艂贸cz臋ga? Kto to jest?

- Nigdy nie spotka艂a艣 Rodericka MacCullena?

Lynn straci艂a panowanie nad sob膮 i wykrzykn臋艂a przera偶ona:

- Gdzie jest Corbred?

- Czyli przyznajesz, 偶e szukasz Corbreda, a nie swojego m臋偶a, Iana! Corbred nie 偶yje.

- To k艂amstwo!

- Bynajmniej.

Lady Lynn wyci膮gn臋艂a r臋ce przed siebie w ge艣cie niemej obrony i odwr贸ci艂a si臋, by wyj艣膰.

Laird powiedzia艂 ostrym tonem:

- Stra偶nicy ju偶 ci nie pomog膮. Oni te偶 nie 偶yj膮.

Lynn zwr贸ci艂a si臋 znowu w ich stron臋.

- Zamordowali艣cie go! Zamordowali艣cie!

- Nie - odpar艂 Roderick swym g艂臋bokim g艂osem. - Nie zabili艣my go. Uczyni艂 to zamek Hiss, a Corbred sam do tego doprowadzi艂.

- Zamek Hiss! - wykrzykn臋艂a lady Lynn z pe艂nym pogardy grymasem. - Tylko nie pr贸buj mi tu opowiada膰 tych bajek! Powiedz mi prawd臋! On 偶yje, tylko wy nie chcecie si臋 z tym pogodzi膰.

- Wystarczy pojecha膰 do zamku i przekona膰 si臋 na miejscu! Nie s膮dz臋 jednak, 偶eby tamten widok pani si臋 spodoba艂, pani Douglas.

Roderick, zwracaj膮c si臋 do Lynn, pomin膮艂 nienale偶ny jej tytu艂 鈥瀕ady鈥.

Lynn wpatrywa艂a si臋 w nich dzikimi oczami.

- Powiedzcie mi prawd臋!

- Przecie偶 prawda nigdy nie mia艂a dla ciebie warto艣ci - rzek艂 spokojnie laird. - Ale prosz臋, je艣li chcesz, powiem ci j膮 prosto w oczy: Corbred i jego ludzie zostali 偶ywcem zagryzieni przez tysi膮ce ogromnych szczur贸w, kt贸re 偶y艂y w zamku Hiss. Jeste艣 teraz zadowolona?

Helga uwa偶a艂a, 偶e sir Angus jest zbyt brutalny. Ale musia艂 pewnie szczerze nienawidzi膰 tych, kt贸rzy za jego hojno艣膰 i dobro膰 odp艂acili mu tak膮 niewdzi臋czno艣ci膮.

Lynn zachwia艂a si臋. Dwaj s艂u偶膮cy sir Angusa, kt贸rzy stali za ni膮, chwycili j膮 za ramiona.

- Zaprowad藕cie j膮 do koronera - poleci艂 laird. - Zostanie oskar偶ona o niedotrzymanie przysi臋gi ma艂偶e艅skiej i o zabicie w艂asnego m臋偶a, a tak偶e o wsp贸艂udzia艂 w zamordowaniu wielu innych we wsi. To od niej Corbred dostawa艂 艣rodki nasenne. Niemo偶liwe wi臋c, 偶eby nie zdawa艂a sobie sprawy z tego, co tu si臋 dzieje.

Lynn krzycza艂a jak oszala艂a, gdy wyprowadzano j膮 z salonu.

- K膮piel gotowa, Rodericku - oznajmi艂 James. - My艣l臋, 偶e jako pierwszy powinien wyk膮pa膰 si臋 ten, kto jest najbrudniejszy. A panienka Helga musi zdj膮膰 to przemoczone ubranie. K膮piel dla panienki b臋dzie gotowa za par臋 minut. A p贸藕niej chyba troch臋 si臋 prze艣picie, prawda? A偶 do 艣niadania?

- Raczej do obiadu - powiedzia艂 sir Angus, patrz膮c na zm臋czon膮 twarz Rodericka. - Tylko nie za艣nijcie w k膮pieli!

- Kt贸re pokoje mam przygotowa膰, sir?

- Dla Helgi du偶y pok贸j go艣cinny, ten naj艂adniejszy! A dla Rodericka ma艂y obok.

Ochmistrz uni贸s艂 brwi.

- Och, James! - rzek艂 sir Angus. - Dobrze wiem, 偶e mi臋dzy pokojami s膮 drzwi, ale przecie偶 Roderick jest d偶entelmenem. Poza tym za艣nie, zanim zd膮偶y przy艂o偶y膰 g艂ow臋 do poduszki. Moim zdaniem, obojgu potrzebna jest 艣wiadomo艣膰, 偶e s膮 blisko siebie. Nadal znajduj膮 si臋 jeszcze w szoku po prze偶yciu rzeczy, kt贸rych pewnie nie jeste艣my w stanie nawet sobie wyobrazi膰.

Po czym jakby ju偶 tylko do siebie b膮kn膮艂 pod nosem:

- Mam tylko jedno mi艂e wspomnienie w moim 偶yciu, wspomnienie zakazanej mi艂o艣ci do matki Helgi... - Podni贸s艂 g艂os: - Powiem ci, m贸j m艂odzie艅cze: doskonale wiem, do czego mo偶e doprowadzi膰 formalne ma艂偶e艅stwo bez mi艂o艣ci. Zapami臋taj to sobie. No, a teraz zmykajcie! Zobaczymy si臋 przy obiedzie.

W p贸艂 godziny p贸藕niej Helga, podci膮gn膮wszy kolana pod brod臋, siedzia艂a na ogromnym podw贸jnym 艂o偶u w pokoju go艣cinnym, ubrana w sw膮 prost膮 nocn膮 koszul臋. Pachnia艂a czysto艣ci膮. Poniewa偶 James zasun膮艂 zas艂ony, przytulny pok贸j pogr膮偶ony by艂 w mi艂ym p贸艂mroku. Jesienne s艂o艅ce za oknem rzuca艂o delikatne, niemal niedostrzegalne 艣wiat艂o.

Nie zauwa偶y艂a, kiedy Roderick wszed艂 do 艣rodka. Ubrany w po偶yczon膮 od lairda pi偶am臋 z monogramem, by艂 l艣ni膮co czysty, 艣wie偶o ogolony i, podobnie jak ona, mia艂 jeszcze lekko wilgotne w艂osy.

Helga wstrzyma艂a oddech.

- Roderick, nie powiniene艣... Przecie偶 jeste艣 d偶entelmenem!

- Dlatego w艂a艣nie mog臋 wej艣膰 - u艣miechn膮艂 si臋 Roderick. - Dobrze wiesz, 偶e potrafi臋 zachowa膰 si臋 przyzwoicie. Byli艣my ju偶 bli偶ej siebie, nawet razem spali艣my i nic si臋 nie sta艂o. No wi臋c nie drocz si臋 teraz ze mn膮, bo nie ma potrzeby. Pomy艣la艂em sobie tylko, 偶e mo偶e chcia艂aby艣 z kim艣 porozmawia膰?

Helga w艣lizn臋艂a si臋 pod ko艂dr臋.

- O, tak - j臋kn臋艂a przygn臋biona. - K膮piel wcale mi nie pomog艂a. Nie da si臋 wymy膰 tych obraz贸w z pami臋ci. Ci膮gle tam jestem, w艣r贸d tego koszmaru.

Roderick usiad艂 na brzegu 艂贸偶ka i wzi膮艂 j膮 za r臋k臋.

- Ja tak偶e nie wiem, czy uda nam si臋 od tego wyzwoli膰 - odpowiedzia艂 cichym i powa偶nym g艂osem.

Helga westchn臋艂a ci臋偶ko.

- Czy nie powiniene艣 si臋 przespa膰?

- Nie mog臋. Tak d艂ugo musia艂em ci膮gle czuwa膰, 偶e teraz moje nerwy s膮 wci膮偶 napi臋te.

- Doskonale ci臋 rozumiem.

Roderick wygl膮da艂 na przygn臋bionego, jakby co艣 go m臋czy艂o. Po d艂ugim wahaniu zdecydowa艂 si臋 wreszcie i zacz膮艂, przysuwaj膮c si臋 do niej nieco:

- Czy wiesz, jakie mam marzenie, od kiedy zobaczy艂em si臋 po raz pierwszy?

- Dokucza膰 mi i poprosi膰 mnie, 偶ebym si臋 wynios艂a st膮d jak najdalej - wyrwa艂o si臋 Heldze.

- Nie 偶artuj sobie! Sam nie wiem, jak mam to powiedzie膰.

Helga, jak pod katowskim toporem, poprosi艂a st艂umionym g艂osem:

- No, wykrztu艣 wreszcie!

Ale to by艂o za trudne dla niego. Wyci膮gn膮艂 wi臋c powoli r臋k臋 w jej stron臋 i opuszkami palc贸w dotkn膮艂 jej ust.

- Przesta艅 - krzykn臋艂a gwa艂townie i odwr贸ci艂a g艂ow臋.

Roderick poczu艂 si臋 zaskoczony i ura偶ony jej reakcj膮.

- Ale przecie偶... Ja my艣la艂em...

- 呕e jestem tak膮, kt贸ra p贸jdzie do 艂贸偶ka z pierwszym m臋偶czyzn膮, jakiego spotka? Dzi臋kuj臋 ci, dobrze wiem, co my艣la艂e艣.

Teraz on si臋 zaczerwieni艂.

- Tak by艂o, zanim ci臋 pozna艂em - przyzna艂 zawstydzony.

- No a p贸藕niej? - spyta艂a z wyra藕n膮 gorycz膮 w g艂osie. - A twoja wielka pogarda dla kobiet! Czy przez ca艂y czas nie powtarza艂e艣 mi, jaka jestem g艂upia i nierozgarni臋ta? Czy nie wy艣miewa艂e艣 si臋 i nie szydzi艂e艣 ze mnie dlatego, 偶e ci臋 podziwia艂am i darzy艂am sympati膮? Przy wszystkich swoich ludziach nazwa艂e艣 mnie rzepem uczepionym psiego ogona.

- Ale to by艂o ciep艂o powiedziane!

- Czy nie by艂e艣 przez ca艂y czas pewien, 偶e mo偶esz mnie mie膰, kiedy tylko zechcesz? - ci膮gn臋艂a wzburzona. - I uwa偶a艂e艣, 偶e wszystko jest w porz膮dku, 偶e mo偶esz nadal by膰 zimny i nieczu艂y! My艣lisz, 偶e mnie to nie bola艂o?

Roderick milcza艂 przez d艂u偶sz膮 chwil臋.

- Moje ty male艅stwo, ty rzeczywi艣cie niczego nie zrozumia艂a艣! - powiedzia艂 nieszcz臋艣liwy. - Nie wiedzia艂em, 偶e masz takie wyobra偶enie o mnie. Zupe艂nie opaczne.

Helga nie odezwa艂a si臋 ani s艂owem. By艂o jej przykro i czu艂a si臋 偶a艂o艣nie.

- Czy ty naprawd臋 nie rozumia艂a艣 mojej sytuacji? - spyta艂 z gorycz膮. - Nigdy nie zastanowi艂a艣 si臋 nad tym, kim jeste艣?

- Ja? Helga Solbraten. Norwe偶ka.

- Nie. Ty jeste艣 c贸rk膮 lairda. Jedyn膮 spadkobierczyni膮 maj膮tku wi臋kszego, ni偶 jeste艣 w stanie w og贸le sobie wyobrazi膰. A ja jestem tylko prostym ch艂opem.

Helga spojrza艂a na niego.

- Ale tw贸j str贸j nosi 艣lady bogactwa i godno艣ci.

Roderick roze艣mia艂 si臋:

- Dosta艂em go od twego ojca!

- Ach, tak - b膮kn臋艂a zmieszana.

- Naprawd臋 nie rozumiesz? Nie mog艂em pozwoli膰 sobie na to, by zakocha膰 si臋 w kim艣, kto nigdy nie m贸g艂by by膰 m贸j. Ale moje wysi艂ki i tak na nic si臋 nie zda艂y. Stawa艂em si臋 coraz bardziej bezradny, ka偶dego dnia musia艂em chocia偶 przez moment ci臋 zobaczy膰, traci艂em panowanie nad sob膮. By艂em w艣ciek艂y: na ciebie, na siebie i na ca艂e spo艂ecze艅stwo, kt贸re podzieli艂o ludzi na klasy. Je艣li my艣lisz, 偶e drwi艂em sobie z ciebie, upojony w艂asn膮 wy偶szo艣ci膮, to prosz臋 ci臋 o wybaczenie. Musisz wiedzie膰, 偶e nigdy nie chcia艂em ci臋 zrani膰. Dobrze wiem, 偶e, m贸wi膮c 艂agodnie, by艂em troch臋 nieprzyjemny. Nie mog艂em inaczej. Ale chcia艂bym, 偶eby艣 zapami臋ta艂a jedno: nigdy dot膮d nie czu艂em nic takiego do nikogo. A tamtej nocy w ma艂ej chatce... To by艂a dla mnie prawdziwa pr贸ba. Tu偶 przy mnie twoje cia艂o... Tak mocno zaciska艂em wtedy pi臋艣ci, 偶e do dzi艣 mam 艣lady po paznokciach.

Helga przez d艂u偶sz膮 chwil臋 wr臋cz ba艂a si臋 oddycha膰.

- M贸wisz prawd臋? - spyta艂a bezbarwnym g艂osem.

- Tak bardzo mi na tobie zale偶y. Mam odwag臋 to teraz powiedzie膰, poniewa偶 tw贸j ojciec... chyba s艂ysza艂a艣 jego s艂owa? Nie b臋dzie mia艂 nic przeciwko mnie jako... jako swojemu zi臋ciowi. W ka偶dym razie tak to zabrzmia艂o.

Helga skin臋艂a energicznie g艂ow膮.

- Tak, tak, na pewno.

- B贸g mi 艣wiadkiem, jak bardzo ci臋 szanuj臋! I dlatego poczekam, a偶 upewnisz si臋 co do mnie. Doskonale ci臋 rozumiem, 偶e mo偶esz si臋 czu膰 zraniona. Tymi wszystkimi pod艂ymi s艂owami, jakie ci m贸wi艂em, 偶eby udowodni膰 nam obojgu i wszystkim wok贸艂, 偶e nic dla mnie nie znaczysz. Nic nie znaczysz? O Bo偶e! Poczekajmy, p贸ki wszystkiego nie naprawi臋. Zgadzasz si臋?

Helga znowu skin臋艂a g艂ow膮.

- Ale uwa偶am, 偶e mimo wszystko 艂膮czy nas pi臋kna przyja藕艅, prawda?

- O, tak - odpar艂 wzruszony. - Najpi臋kniejsza, jak膮 kiedykolwiek prze偶y艂em. Dobranoc, moja ma艂a przyjaci贸艂ko!

Pog艂aska艂 j膮 delikatnie po lekko jeszcze wilgotnych w艂osach, po czym zwin膮艂 si臋 w k艂臋bek na drugim 艂贸偶ku.

Przez chwil臋 le偶eli w ca艂kowitym milczeniu. Helga pr贸bowa艂a zastanowi膰 si臋 nad tym wszystkim, co powiedzia艂 Roderick. Jej serce przepe艂nia艂o tak nieopisane i niepoj臋te szcz臋艣cie, 偶e z emocji a偶 musia艂a zacisn膮膰 palce na skraju ko艂dry. Powiedzia艂 鈥瀙oczekajmy鈥. Czyli teraz b臋dzie musia艂a panowa膰 nad sob膮 i nie okazywa膰 swego uczucia w spos贸b tak wyra藕ny, jak czyni艂a to do tej pory. Musi wyj艣膰 z tego z twarz膮!

Najlepiej zapomnie膰, 偶e Roderick le偶y blisko niej!

Nie potrafi艂a jednak. Bo gdy ca艂膮 si艂膮 swej woli odsun臋艂a my艣li o nim, od razu wr贸ci艂y prze偶ycia ostatniej koszmarnej nocy. A gdy ju偶 si臋 pojawi艂y, nie mog艂a si臋 ich pozby膰. M臋czy艂y j膮 jak ponure zmory.

Po chwili spyta艂a:

- My艣lisz, 偶e one bardzo cierpia艂y? Chodzi mi o zwierz臋ta.

- Nie, widzia艂em je z bliska. Po prostu zapada艂y w sen.

Helga zamilk艂a. Ale wkr贸tce Roderick us艂ysza艂 szcz臋kanie jej z臋b贸w i spostrzeg艂, 偶e dziewczyna dr偶y na ca艂ym ciele.

- Helga!

- To tylko reakcja na prze偶yte napi臋cie - wyb膮ka艂a. - Nie jestem w stanie si臋 opanowa膰.

Przed jej oczami wirowa艂y obrazy z Hiss, s艂ysza艂a tysi膮ce odg艂os贸w i okrzyki 艣miertelnego przera偶enia, czu艂a zapach dymu. J臋cza艂a, z jej ust dobywa艂y si臋 oderwane zdania, wypowiadane pod wp艂ywem wspomnie艅 i doznanych niedawno wra偶e艅; tkwi膮c nadal w tym chaosie, trz臋s艂a si臋 niczym li艣膰 osiki. Czu艂a niewyra藕nie, 偶e Roderick jest przy niej, 偶e jego ciep艂e d艂onie g艂aszcz膮 j膮, a jego usta wypowiadaj膮 koj膮ce s艂owa. Nie by艂a pewna, lecz to chyba ona sama uczepi艂a si臋 go i prosi艂a gor膮co, by jej nie zostawi艂.

- Ju偶 wszystko min臋艂o, m贸j skarbie - powiedzia艂 cicho i jakby w po艣piechu. - Jeste艣 znowu w domu, ca艂kowicie bezpieczna przy mnie. Kocham si臋 ponad wszystko w 艣wiecie! Nie p艂acz ju偶, moje male艅stwo!

W艣r贸d dr臋cz膮cych j膮 upiornych wizji Helga dozna艂a nagle radosnej pewno艣ci, 偶e oto Roderick przesta艂 si臋 ba膰 i wreszcie zdo艂a艂 g艂o艣no wyzna膰, 偶e j膮 kocha; przekona艂a si臋, 偶e mo偶e na nim polega膰. Jego uczucia by艂y g艂臋bokie i czu艂e, a on umia艂 je okazywa膰!

- Helga, Helga - szepta艂 zatroskany. - Nie my艣l ju偶 o tych okropno艣ciach, odpr臋偶 si臋! S艂ysza艂a艣, co powiedzia艂 tw贸j ojciec: nie ma nic przeciwko temu, 偶eby艣my si臋 pobrali, a ja pragn臋 tego tak gor膮co, 偶e nie obchodzi mnie, co m贸wi膮 ludzie. Niepotrzebne mi ani pieni膮dze, ani w艂adza, to nieprawda! Pragn臋 ciebie, tylko ciebie. Je艣li tylko ty zechcesz mnie!

Helga uspokoi艂a si臋 troch臋. Wreszcie zrozumia艂a, dlaczego Roderick dotychczas tak broni艂 si臋 przed mi艂o艣ci膮 do niej. Nie chcia艂, by uwa偶ano, 偶e interesuje si臋 ni膮 z uwagi na jej pozycj臋 i maj膮tek. Jak on m贸g艂 my艣le膰, 偶e ludzie os膮dz膮 go w ten spos贸b?

Helga zakry艂a twarz r臋kami, pr贸buj膮c odp臋dzi膰 wci膮偶 powracaj膮ce koszmarne obrazy. By艂 w niej l臋k, a jednocze艣nie nie znane dotychczas podniecenie, rozpalone dotykiem jego d艂oni. W pewnym momencie poczu艂a, 偶e nocna koszula zsun臋艂a si臋 jej do g贸ry, a d艂onie Rodericka spoczywaj膮 na jej nagim ciele.

Nagle wszystkie zmory gdzie艣 si臋 rozp艂yn臋艂y. Napi臋te mi臋艣nie rozlu藕ni艂y si臋, przepe艂nione mi艂ym ciep艂em. Westchn膮wszy g艂臋boko, Helga ods艂oni艂a twarz i opu艣ci艂a r臋ce. Roderick zacz膮艂 delikatnie ca艂owa膰 jej szyj臋, a ona poddawa艂a si臋 jego pieszczotom z lekkim u艣miechem cudownego upojenia. A gdy jego usta odnalaz艂y jej usta, nie broni艂a si臋 przed poca艂unkiem, le偶膮c nadal z opuszczonymi r臋kami i zamkni臋tymi oczami. By艂o to dla niej zupe艂nie naturalne, 偶e Roderick niecierpliwymi d艂o艅mi pie艣ci jej cia艂o, i nagle, nie zdaj膮c sobie z tego sprawy, oplot艂a r臋kami jego szyj臋.

Tylko przez kr贸tk膮 chwil臋 czu艂a niepok贸j i pr贸bowa艂a uwolni膰 si臋 z jego obj臋膰. Gdy jednak Roderick przytuli艂 j膮 mocniej, nie pozwalaj膮c jej unie艣膰 si臋 z pos艂ania, szybko si臋 podda艂a i szepn臋艂a mu czule do ucha:

- Kocham ci臋, Rodericku.

Wiedzia艂a bowiem teraz, 偶e on nie b臋dzie ju偶 si臋 broni艂 przed tymi s艂owami.

Z oczu Helgi p艂yn臋艂y 艂zy. Niezno艣ny 偶ar trawi艂 jej cia艂o. Nie stawiaj膮c ju偶 偶adnego oporu, pos艂uszna jego 偶yczeniom, da艂a mu wszystko, czego pragn膮艂.

Roderick le偶a艂 cicho. S艂ycha膰 by艂o jedynie jego oddech, ale i on stawa艂 si臋 coraz spokojniejszy. Helga z czu艂o艣ci膮 i rozmarzeniem g艂aska艂a ciemne w艂osy ukochanego.

I tak oto wreszcie zasn膮艂 Roderick MacCullen. Z twarz膮 wtulon膮 w jej ramiona zapad艂 w sen tak g艂臋boki, 偶e nic nie mog艂o go obudzi膰.

Zaraz potem zasn臋艂a tak偶e Helga, spokojna i szcz臋艣liwa.

Roderick obudzi艂 si臋 dopiero p贸藕nym popo艂udniem. Gdy otworzy艂 oczy, ujrza艂 Helg臋 siedz膮c膮 przy kom贸dce z pi贸rem w r臋ce.

By艂a ju偶 ubrana, a pi臋kne z艂ote w艂osy mia艂a zwi膮zane wst膮偶k膮.

Roderick u艣miechn膮艂 si臋 i patrzy艂 na ni膮 d艂ugo, czuj膮c, jak serce przepe艂nia mu mi艂o艣膰. Wreszcie spyta艂:

- Co robisz?

Odwr贸ci艂a si臋 do niego z promiennym u艣miechem na twarzy:

- Ju偶 nie 艣pisz? Pisz臋 list do mamy. D艂ugi i szczeg贸艂owy. Mam dla niej mn贸stwo radosnych nowin.

1 Laird (szkockie) - w艂a艣ciciel ziemski (przyp. t艂um.).


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Opowie艣ci 25 Pewnej deszczowej nocy Margit Sandemo
ebook Margit Sandemo 25 Pewnej deszczowej nocy 2
Sandemo Margit Opowie艣ci 25 Pewnej Deszczowej Nocy
Margit Sandemo Cykl Opowie艣ci (25) Pewnej deszczowej nocy
Sandemo Margit Opowie艣ci 25 Pewnej deszczowej nocy
(Opowie艣ci 25) Pewnej deszczowej nocy Margit Sandemo
Sandemo Margit Opowie脜鈥篶i 25 Pewnej deszczowej nocy
Sandemo Margit Opowie艣ci 25 Pewnej deszczowej nocy
Sandemo Margit Opowie艣ci Pewnej?szczowej Nocy (Mandragora76)
0 pewnej nocy
Ding Ling Pewnej nocy (2)
pewnej nocy
Pewnej nocy
Pewnej nocy w Pary偶u Jackie Ashenden
Long Julie Anne Pennyroyal Green 08 1 Wydarzenie pewnej nocy t 1