MISTERIUM NA BOŻE NARODZENIE
Osoby: Poeta I; Maryja; Poeta II; Józef; Anioł (wiara); Bezdomny; Anioł (nadzieja); Renata; Anioł (miłość); Ludzie, przechodnie (teatr cieni); Anna; Anioły (3); Paula.
Scena I
Na scenę wchodzi Maryja – modli się, delikatna muzyka, pojawiają się trzej Aniołowie - symbolizujący wiarę , nadzieję i miłość. W tym czasie poeta czyta tekst . Scena oświetlona bardzo dyskretnie, by wytworzyć klimat modlitwy, ciszy, skupienia.
Poeta I i Poeta II (R. Brandstaetter, Hymn do Madonny Apokalipsy)
Wołamy do
Ciebie prosimy... z otchłani pierwszych rzeczy.
Ze
sadów, które ogryzła szarańcza.
Z
pustych winnic, w których szaleją lisy.
Z
nagich pól, które wysmagał grad.
Ostatni
anioł uleciał z uschniętego figowca
Odwracamy
z lękiem głowy, ale nikt z nas nie zamienia się W słup
soli.
Nawet
tej łaski jesteśmy niegodni
Gdy
płaczemy, echo naszego głosu
Skacze
nam do gardła jak wściekły pies.
Gdy
chcemy napić się wody,
Przeklina
nas odbicie naszej twarzy w źródle.
Nawet
cienie naszych rąk osaczają nas jak wojska zadżumionych.
Mitom
sprzedaliśmy nasze głosy, twarze i ręce.
Wężowym
mitom.
Pełzają
za nami krok w krok.
Z
ich podniesionych łbów bije łuna Babilonu.
Gdzie
jesteś, Niewiasto obleczona w słońce?
Gdzie
jesteś, Panno podziemnych i świętych źródeł?
Strażniczko
ksiąg związanych warkoczami archaniołów!
Matko
proroctw spiętych dziobami jaskółek!
Gdzie
jesteś?
Pragniemy
Ciebie. Wypatrujemy Ciebie.
Wzywamy
Ciebie z otchłani pierwszych rzeczy.
Przejdź
środkiem walącego się miasta
I
wiarę jak owcę ocaloną z płomieni
Trzymaj
wysoko nad głową.
Niechaj
otworzy się Słowo.
Niechaj
na nasze ciała jak na palące się domy spadnie deszcz gołębi.
Wchodzi Józef i zabiera Maryję schodzą ze sceny. Zasłonięcie kurtyny, słychać tylko muzykę.
Scena II
Odsłonięcie kurtyny. Teatr cieni. Słychać glosy ulicy, samochody, kroki przechodniów, szum... Na pierwszym planie widać ławkę (jak w parku), przechodzą różne osoby. Każda z nich dźwiga świąteczne zakupy, spieszą się, spoglądają na zegarek. Na ławce siada dziewczyna, maluje się. Patrzy na przechodzących. Dosiada się do niej koleżanka.
Anna - Wiesz, dobrze, że będą już te Święta. Mam już dość budy. Bez przerwy coś nowego. Nie ma chwili spokoju. Chciałabym pooglądać trochę filmów do rana, spać cały dzień, jakaś imprezka... Pełny luz... Może uda się jak rodzice pojadą na wieś, do dziadków.
Paula - A ja nie lubię świąt. Rodzina w komplecie. Wszyscy wystrojeni. Siedzą za stołem i plotą farmazony. Wszyscy znają się na partiach politycznych, na gospodarce, na kościele... Na wszystkim... Gdy tego słucham - robi mi się niedobrze.
Anna - U mnie to samo. Dziadek ma 75 lat, a słucha wszystkich wiadomości na czterech kanałach. Wychodzi 15 dziennie, a po każdym na kogoś przeklina.
Paula - Nie cierpię tego świątecznego udawania. Moi Rodzice są tacy słodcy, że aż mdli. Życzą sobie szczęścia, a wiadomo, że na drugi dzień znowu będzie jak dawniej, będą narzekać, robić sobie wymówki. Tata przechodzi samego siebie, kiedy łamie się z dziadkiem opłatkiem. Życzy mu zdrowia i pieniędzy, a po jego wyjściu mówi, że to złodziej i szubrawiec - wujkowi przepisał cały majątek, a jemu nic.
Anna - Może liczy, że dziadek jeszcze coś kapnie...
Paula - Nie wiem, nie rozumiem tego. Dlaczego wszyscy się okłamują?
Anna - Słuchaj, po co ci ludzie obchodzą Święta Bożego Narodzenia? Przecież to im nic nie daje. Nic nie zmienia w ich życiu. Wszystko to pozory, pozorny uśmiech, pozorne życzenia, pozorna dobroć. Liczy się tylko dobre jedzenie, choinka, ładny fryz... Czy oni w ogóle wierzą w Boże Narodzenie?
Paula - A ty wierzysz? Bo ja sama.... nie wiem, czy w to wierzę. Idę do kościoła, swoje odstoję i spokój. Nikt mi głowy nie truje.
Anna - Ja to różnie. Czasami czuję taki spokój, a nawet taka radość, jakbym czuła, że jest Ktoś. Jakbym czuła, że jest Bóg.
Paula - Ty jesteś taka uczuciowa. Ja już wyzbyłam się uczuć. Jedyne co czasami czuje to zmęczenie, znudzenie i... obrzydzenie do ludzi i siebie samej siebie.
Anna - Ooo... chyba zabiłaś już coś w sobie! Zabiłaś wszelkie dobro, miłość, wiarę w ludzi?
Paula - Jesteś głupia i naiwna. Nie ma miłości. Wszyscy myślą o sobie. Jest egoizm, pieniądz i seks. Cóż to jest dobroć? Czy ja nie jestem dobra? Nikogo nie zabiłam, ani nie okradłam... to znaczy, że jestem dobra!
Anna - To za mało. Być dobrym to pomagać innym. Rozumiesz? To coś więcej niż nie krzywdzenie drugiego. Mnie się zdaje, że dobroć jest w nas, w sercu. Są ludzie, którzy są dobrzy tylko na pokaz. Tylko udają dobrych. Chodzi o to, żeby prawdziwie chcieć pomóc...
Wchodzi Józef z Maryja. Podchodzą do siedzących na ławce.
Józef - Przepraszam. Mam prośbę. Czy nie mogłybyście mi pomóc zaprowadzić żonę gdzieś, gdzie mogłaby urodzić? Nie może już iść, a przecież nie będzie rodzić w parku...
Paula - Odczep się pan! Co to my jesteśmy porodówka?!
Anna - Wezwij karetkę. Służba zdrowia jest od pomagania...
Paula - Odejdź. Nie widzisz, że nie mamy czasu?
Józef - Przepraszam. To pewnie jeszcze nie ten czas....
Józef i Maryja odchodzą.
Anna - Dziwni ludzie... Rumuni czy co? Święta idą, a oni się tu tułają...
Renata - Hej! Cześć dziewczyny! Co tak siedzicie? Chodźcie ze mną. Nasz grupa zbiera dary dla biednych rodzin. Pomogłybyście nam.
Anna - Daj nam spokój! Musimy iść. Umówiliśmy się z kumplami pod narożnikiem. Nie mamy czasu. A właściwie... po co wy to robicie? Nie macie swoich zmartwień?
Renata - Nie można żyć tylko dla siebie, wtedy życie nie ma sensu... Są ludzie, którym potrzebna jest pomoc... Ja tak to widzę i to mi wystarcza.
Paula (z ironią) - Idealistka!!! Nie mam ochoty nigdzie iść. Wole zostać tutaj.
Anna - Daj spokój! Co ci się stało? W samotności można tylko wymyślić coś głupiego!
Renata - Albo poczuć, że ma się serce. Wśród ludzi często udajemy, gramy silnych i błyskotliwych. Dopiero w samotności widzimy jak bardzo jesteśmy bezradni i potrzebujemy miłości. Warto czasami zostać samemu. Pozwól jej zostać.
Trzymajcie się! Ja pędzę! Cześć! Gdybyś jednak chciała do nas dołączyć - będziemy się cieszyć....
Paula zostaje sama, rozmyśla. Poeta I recytuje na tle muzyki.
Poeta I (R. Brandstaetter, Podróż do środka serca)
Czym są
ruiny miasta w porównaniu z kikutami ludzkich myśli?
Płakać
nam, płakać nad zburzonymi myślami,
Nad
zasypanymi uczuciami, nad spaloną wyobraźnią,
Nad
pustymi oczami, nad obojętnymi wargami.
Rozpacz
i zło są jak dwie dłonie.
Czy
można tymi dłońmi błogosławić świat?
Czym
są ruiny miasta w porównaniu z pustką zabłąkanych ludzi?
Bezdomny - Przepraszam, czy można przysiąść na chwilkę?
Paula - Proszę! Niech Pan siada! Ławki starczy.
Bezdomny - Wyjmuje z tobołka szopkę bożonarodzeniową, stawia na ławce, wpatruje się w nią. Rozgrzewa ręce. Widać radość i uniesienie...
Jeszcze tylko kawałek świerka, może jakaś bombka się gdzieś znajdzie? Czasem różne rzeczy ludzie wyrzucają...
Paula - Co się Pan tak wpatruje?
Bezdomny - A wpatruję się, bo Święta idą. Trzeba się jakoś przygotować.
Paula - Wszyscy powariowali z tymi Świętami. Pan, widzę, też nie lepszy! No i czym się Pan tak cieszy? Z tych łachmanów i starych gazet w torbie? (Z pogardą) Myślałby kto: Święta idą...
Bezdomny - Aaaaaaaaa, pewnie, że nie lepszy! Dlaczego mam być lepszy? Nie jestem lepszy. Wiele w życiu mi nie wyszło, sporo się zmarnowało, ale Święta, to Święta!
Paula - A więc cieszy się Pan ze Świąt?... Przecież widzę, że się Panu nie przelewa, pewnie nie ma Pan gdzie mieszkać, może nawet z opłatkiem będzie kłopot... i Pan cieszy się ze Świąt...
Bezdomny - A tak, cieszę się!
Paula (Z irytacją) - Co tak Pana cieszy? Co te Święta zmienią w życiu? Przejdą jak co roku, a Pan nadal będzie chodził po ulicy z tym swoim nędznym dobytkiem...
Bezdomny - Ha! Widzi Pani.... tak z wierzchu to może i nic się nie zmieni... Pewnie nadal będzie jak jest, ale tu chodzi o coś innego. O całkiem inna zmianę. No bo widzi Pani..., jak On się narodził... to też nie miał niczego: ani mieszkania, ani ubrania, ani ciepła... Tak jak ja... I tak sobie myślę, że dlatego jest mi bliski... Czekam.
Niczego nie chcę od Niego. Wystarczy mi, że On jest ze mną, że kiedy przyjdzie, to mogę Go przyjąć taki jaki jestem, bo On wszystko wie i rozumie... Dlatego cieszę się, że są Święta.
Paula - On przyjdzie? Więc wierzy Pan, że On się tu do Pana będzie fatygował? Naiwność. To dobre do przedszkola, na jasełka!
Bezdomny - A przyjdzie!!! Przyjdzie... Tylko trzeba Go umieć zobaczyć jak przyjdzie...
Paula - O, znowu ci Rumuni! Plączą się tu i plączą. Niedawno był tu taki jeden. Chciał żeby żonę mu zaprowadzić do szpitala, bo rodzi... Ludzie są naiwni...
Podchodzi święta rodzina. Maryja trzyma na rękach Dzieciątko. Słychać melodię kolędy.
Józef – Przepraszam, moja żona niedawno urodziła i nie mamy gdzie się zatrzymać. Może moglibyście nam pomóc?
Paula - Szukajcie pomocy w organizacjach charytatywnych. Nie zaczepiajcie ludzi na ulicy! Widzicie chyba, że my nie możemy wam pomóc!
Bezdomny - Chwileczkę. Po co ten pośpiech. Usiądźcie tu z nami na tej ławce, a później - jeśli chcecie - zaprowadzę was do ogrzewalni, gdzie przenocujecie dzisiaj. Może i dla was znajdzie się tam miejsce.
Maryja siada na ławce, Józef staje z boku. Podchodzą Aniołowie ze światłami, ale są niewidzialni dla Pauli i Bezdomnego.
Maryja -
Błogosławiony
niech będzie człowiek,
w
noc ciemną otwierający swe serce przed tym, który
przychodzi.
Niech
będzie błogosławiony...
Paula - Myślałam, że nie mówicie w naszym języku....
Maryja - Znam język każdego ludzkiego bólu i każdej tęsknocie potrafię zaradzić...
Paula - Ciekawe....
Bezdomny - Pewnie wiecie, że idą Święta. Każdy się jakoś przygotowuje... Ja wiele wam nie mogę pomóc, ale o... dostałem od jednej kobiety na dworcu... kanapkę - proszę, zjedz... Razem poczekamy na Boże Narodzenie.
Józef - Wolelibyśmy znaleźć jakieś cieplejsze miejsce. Boimy się, że mały nam zmarznie...
Bezdomny - A tak! To prawda! Chodźmy do ogrzewalni. Pewnie wszyscy się ucieszą! W taką noc nikt nie powinien zostać sam... Chodźmy. Pani tu zostaje?
Paula - Tak. Zostaję. Nie wiem co mam ze sobą zrobić. Idźcie już.
Św. Rodzina, Bezdomny i Aniołowie oddalają się. Paula zostaje sama i rozmyśla...
Poeta II recytacja: (R. Brandstaetter, Nikodem)
Boję się
na równi dobra i zła, bo wymagają one ode mnie dokonania
wyboru.
Najchętniej
patrzyłbym przed siebie obojętnym wzrokiem i z równym
spokojem
Przyglądałbym
się dobru i złu ale pomyślałem:
”Powinienem
przejść na stronę dobroci jak na stronę szlachetnego przeciwnika"
Paula -
Zaraz,
zaraz... jak Ona to powiedziała...
Błogosławiony
niech będzie człowiek, w noc ciemną otwierający swe serce przed
tym, który przychodzi. Niech będzie błogosławiony....
Może
jednak powinnam zobaczyć, czy Renata i jej grupa nie potrzebują
jakiejś pomocy....
Odchodzi, słychać melodię kolędy Cicha noc..., recytacja
Poeta I (Brandstaetter, Rachunek kamieni)
Przebudzony
kamień jest bardzo zdziwiony
Z
przebudzenia wynika, że nie jest kamieniem.
Więc
czym jest? Z jakiej materii zdziałany?
Niewielkie
jest moje poznanie, niewielkie,
Moja
wiedza jest skąpa, a to, co rozumiem,
Jest
owocobraniem mojej słabej wiary.
Trud
mój dopiero teraz się zaczyna, [...]
Dlatego
wierzę, chociaż owa wiara,
Która
dla innych jest ojczyzną ciszy,
Dla
mnie jest jeszcze jedną burzą.
Dlatego
wciąż od nowa szukam Cię i szukam [...]
Na scenę wchodzą wszyscy aktorzy i razem Śpiewają kolędę...."Cicha noc"