Bóg Ojciec: Och!.. Znowu to samo... (Przeglądając korespondencję)
„Wysłuchaj
nas Panie!”, „Pamiętaj o nas Panie!”, „Spraw Panie!”,
„Pomóż Panie!”
Tak,
tak, ale tymczasem to oni niech słuchają, to oni niech pamiętają,
to oni niech działają... Jak polecił im mój dobry Syn!
(Wchodzi
drugi aniołek)
Aniołek
II: To plany do ratyfikowania.
(Bóg
przegląda plany i staje się coraz bardziej surowy, aniołki chowają
się w przestrachu w kąt).
Narrator II: Czasem, gdy Bóg Ojciec przeglądał plany i zapoznawał się z „wolami” Jemu przypisywanymi, niebo zaciągało się chmurami. Bezpieczniej wtedy było zejść z oczu Wszechmocnemu. Mieszkańcy nieba nie lubili takich chwil.
Bóg Ojciec: Z jakąż pewnością
ludzie rozpoznają moją wolę! To? Nigdy tego nie chciałem! Tego
również...
A tu są
projekty, za które powinienem wziąć całkowitą
odpowiedzialność:
„Dzieło,
które podejmujemy jest Bożym dziełem, widać w tym palec
Boży”.
”Ten
projekt powstał z Bożego natchnienia..”
”Bez
wątpienia jest to plan Boży...”
Nigdy
czegoś takiego nie pomyślałem! Nigdy czegoś takiego nie
sugerowałem!
(Czyta)
”W
imię Boże rozpoczynamy budowę nowego kościoła” – a to, co
innego. Sam podsunąłem myśl biskupowi, żeby podzielić tę dużą
parafię. Teraz trzeba wznieść nową świątynię. Będzie to
trudne i ciężkie. Święty Brat Albert na ziemi miał pod swoją
opieką samych tylko biedaków...
(zastanawia
się)... Poślę na
miejsce jednego z moich aniołów budowniczych.... No i chcę być
informowany na bieżąco o postępach w pracy.
(do
Aniołka I)
Sprowadź
tu Onufrego...
(wychodzi
Anioł I, po chwili wraca z Onufrym, Bóg Ojciec dalej przegląda
papiery, myśli)
(do
wchodzącego anioła)
Mój
kochany Onuferku.
Powierzam
ci ważne zadanie! Zejdziesz na ziemię i udasz się do Łukowa, tam
powstaje nowa parafia. Będziesz czuwał nad budową kościoła i
proszę, żebyś mnie o wszystkim informował.
(Onufry
kłania się i
wychodzi, Bóg Ojciec nadal przegląda plany)
O!
Tu znowu: „Pan zawsze był z nami i widomie wspierała nas Jego
Opatrzność...”
Ja
byłem zawsze z nimi!?
Ja
przecież w tym czasie byłem w Afryce z głodującymi dziećmi.
Pamiętam, że odwiedziłem też umieralnię Matki Teresy... Nawet
nie zauważyłem, że oni budowali nowoczesny, dziesięciopiętrowy
ośrodek rekolekcyjny ze wszystkimi wygodami, z basenem, grami video
i eleganckim barem...
Aniołek I: Gry video są dla dzieci... W przeciwnym razie jak rodzice mogliby uczęszczać na nauki?
Bóg: Masz rację, dobrze pomyślane...
Aniołek II: A basen ma nawet papież...
Bóg: To prawda.... To prawda... Jeśli trzeba, to nie ma wyjścia...
Aniołek II: Ludzie przyzwyczaili
się już do pewnych wygód. Nie chcesz chyba Boże Ojcze, żeby
Kościół przypominał kopciuszka? Kto będzie chciał wtedy do
niego należeć?
(Chwila
milczenia, Bóg zastanawia się, do siebie, patrząc w plany)
Bóg: Wszystko piękne, wszystko
dobre... Tak, tak niech to zrobią, niech tak postąpią....
(Do
aniołków)
Ja
jednak nie biorę za to odpowiedzialności.... Nie podpiszę
tego!
Menik!!
(Wchodzi
Menik)
Menik: Słucham Panie...
Bóg Ojciec: (dając
część papierów)
Menik,
powierzam ci te plany, daję ci wszelki kompetencje do ich udaremnia.
Możesz z nimi zrobić co chcesz......
Cisza
Menik!!
Menik: (Czochrając
się)
Jestem....
Bóg Ojciec: No więc.... Chcesz je udaremnić, czy nie....
Menik: Nie mogę, Boże Ojcze, nie mogę... Te plany.... Ja sam podsunąłem...!
Scena II
Profesor
Profesor: Dobry wieczór!
Bóg: (czyta
gazety, nie odrywa wzroku)
Czego
pragniesz?
Profesor: Dobry wieczór. Przybyłem tu przed chwilą!
Bóg: Ach.... Kim pan jest?
Profesor: Jestem profesorem
teologii, a oto mój dyplom.
(Kładzie
dyplom na biurku)
Bóg: No i co z tego?...
Profesor: Jak to „no i co z tego”? Ja wiem wszystko o Bogu.
Bóg: Naprawdę? Jesteś więc jak mój Syn umiłowany... Patrzcie go, wie wszystko... Przejdźmy więc do sedna. A to.....(Bierze dyplom) – damy dzieciom – podaje aniołkowi.
Profesor: Do sedna? Ja.... Ja.... Przetłumaczyłem ewangelię używając języka bardziej przystosowanego do dzisiejszych czasów...
Bóg: Naprawdę? O ile wiem jest ona już przetłumaczona na ponad trzysta języków.
Profesor: Tak, masz rację Panie, ale to nie jest wystarczające. Język Ewangelii jest zbyt archaiczny. Owiec nigdzie się już nie widzi, lilie polne nie rosną na asfalcie naszych ulic, również ptaki powietrzne nie zakładają gniazd pośród wieżowców...
Bóg: Tak.. Wkrótce nie będzie nawet powietrza..
Profesor: Nie można więc czytać
Ewangelii używając starych wyrażeń. Człowiek wykształcony musi
posługiwać się innym językiem. Jest tyle Boskich i ludzkich nauk;
antropologia, socjologia, językoznawstwo, archeologia, eklezjologia,
teodycea, kosmologia.
Po
przebyciu tych wszystkich dróg powrót do Ewangelii byłby jakby
wejściem do ogrodu z dzieciństwa.
Bóg: (do siebie) Ogród... Powiedział... Ogród... Dziwne! Raj! Znaczy właśnie ogród...
Profesor: Mówiłeś coś Panie?
Bóg: Och tak, przejdźmy do rzeczy!
Profesor: Oto tu są srebrne plakietki i złote medale, które otrzymałem uczestnicząc w międzynarodowych sympozjach.
Bóg: Jakie szczęśliwe będą
moje dzieci!
(Oddaje
plakietkę aniołkowi; do profesora)
To
wszystko jest tutaj zbędne.
Profesor: (zrozpaczony)
Ja
prowadziłem także intensywną działalność publicystyczną. Był
to prawdziwy sukces.... Nie mówię tego żeby się chwalić, ale za
każdym razem moje pozycje cieszyły się nadzwyczajnym powodzeniem.
Wypunktowałem także pewnego staroświeckiego biskupa. Zgodzisz się
Panie, że jest tam ich na dole zbyt wielu. Och! Nie żalę się, ale
gdybym żył dłużej...
Bóg: Do rzeczy, młodzieńcze, do rzeczy...
Profesor: „Do rzeczy?” Panie, o co ci chodzi?
Narrator I: Bogu Ojcu chodzi cały czas o to, co zapisał Mateusz w swojej Ewangelii w rozdziale 25, wersety 31-46. Bóg sądzi nas z tego, co uczyniliśmy głodnym, spragnionym, przybyszom, chorym, uwięzionym.
Bóg: (Do
aniołków)
Kto
go tu wpuścił?
Profesor: Mój anioł stróż Panie!
Bóg: Ach ci malcy! Przez to, że
przebywają pośród ludzi nie potrafią rozróżnić dobro od zła...
Menik!
(Wpada
Menik)
Menik,
zaprowadź tego Pana piętro niżej i każ mu ponownie przeczytać tę
„infantylną” Ewangelię mówiącą: „Jeśli nie staniecie się
jak dzieci, nie wejdziecie do królestwa niebieskiego”.
(Menik – zadowolony ze zdobyczy – wyprowadza opierającego się Profesora).
(wchodzi Aniołek I i trzyma kopertę)
Aniołek I: Ojcze, właśnie przyszła depesza...
Bóg: (Czyta)...
Hm...
Dobrze...
Dobrze... Mury nowej świątyni już stoją, teraz tylko zdążyć
przed zimą z dachem... Pojawiają się problemy z opłatami...
Ciężko!...
Gdyby
ludzie słuchali mnie bardziej, nie byłoby tak dużych kłopotów.
Scena III
Babcia
(Wchodzi Babcia)
Babcia: Jaka jestem szczęśliwa, że Cię ujrzałam! Katechizm mówi: „Ujrzymy Boga twarzą w twarz”. Nauczyłam się go mają 7 lat. Teraz mam ich 90 – wiesz? To tak dużo..
Bóg: Dla mnie to tak niewiele....
Babcia: Teraz już nigdy się nie rozdzielimy prawda? Prosiłam o to w swoich modlitwach każdego ranka i wieczora. Czy docierały do Ciebie moje modlitwy?
Bóg: Zawsze!
Babcia: Och!... Tak się cieszę!... Powinnam stanąć przed Tobą w lepszym ubraniem Panie! Ale rozumiesz... Od tylu lat.... Nie chciałabym abyś odebrał to jako brak szacunku wobec Ciebie Panie. Nie obraziłeś się, prawda? Byłoby mi przykro, gdybym musiała pozostać z dala od Ciebie czekając na nowe ubranie... Teraz już nigdy się nie rozdzielimy, Panie, nigdy...
Bóg: Nigdy!
Babcia: Popatrz, zrobiłam
serwetkę dla Maryi. Kiedy będę mogła ją Jej wręczyć? Och,
Maryja, jak dobrze się rozumiałyśmy. Miałam nad łóżkiem Jej
piękny obraz, a od czasu do czasu, Ona sama odwiedzała mnie we
śnie... Dla Ciebie, dla Ciebie mój Boże? Jak mi przykro! (Szuka
w kieszeniach)
Tobie
nic nie przyniosłam... Cóż mogłabym Ci przynieść.... Cały
świat jest Twój...
Ale
zawsze Cię kochałam – sam zresztą wiesz...
Bóg: Wiem... O tym doskonale: z całego serca, z całej duszy i ze wszystkich sił.
Babcia: I zawsze wypełniałam Twoją wolę świętą.
Bóg: Tak, to też wiem, zwłaszcza, gdy cierpiałaś – pomogłaś mi zbawić wiele dusz.
Babcia: Mam jednak coś dla Ciebie... To mój modlitewnik i resztki różańca
Bóg: Och! Jaki wspaniały
prezent! Nie, nigdy się nie rozdzielimy!
(Do
aniołka)
Zaprowadź
tę babcię do moich dzieci.
(Aniołek i babcia wychodzą).
Scena IV
Gizela
(Bóg Ojciec siedzi przy biurku, na widok wchodzących wstaje wyraźnie zadowolony.)
Aniołek II: (Wprowadza
kobietę ubraną dość kolorowo)
To
Gizela z mostu..
Bóg: Moja córko, nareszcie....
Gizela: (Wyraźnie
zaszokowana)
Panie,
jestem...
Bóg: Tak, cieszę się!.
Gizela: Ale ja nie wiem nawet,
jak się tu znalazłam...
To
jakaś pomyłka, Panie... Myślę, że nie jest to miejsce dla
mnie... Jak to możliwe, że jestem tutaj?
Bóg: To ja kazałem cię przyprowadzić.
Gizela: Ale ja jestem Gize...
Bóg: Wiem, wiem,... Jesteś tu,
ponieważ wiesz, ja również czytałem Ewangelię mojego Syna....
Znam doskonale Twoje serce.. (Bierze
do ręki serce z biurka)
(wchodzi Aniołek II, podchodzi do Boga)
Aniołek II: Anioł odźwierny polecił mi przekazać, że u drzwi stoi dyrektorka pobożnej kongregacji, lider chrześcijańskiej organizacji, oraz honorowe przewodniczące fundacji... Bardzo im się, żeby wejść.
Bóg: Niech poczekają, niech poczekają...
Aniołek II: Powiedziano mi, że znasz ich bardzo dobrze, a więc... Mają też ze sobą górę walizek, chcą jak najszybciej się rozgościć.
Bóg: Ja... Znam ich? Kto to? Ach tak... Zdaje mi się... Krótko mówiąc... Niech poczekają... Co powiedziałeś? Przynieśli stertę walizek. Cóż oni w nich przynieśli?
Aniołek II: Myślę, że są pełne dobrych uczynków i zasług.
Bóg: Przekaż im tymczasem, że
nie ma tu miejsca na walizki... I niech czekają..
(Aniołek II wychodzi, Bóg wpatruje się w serce Gizeli)
Gizela: Moje serce? Cóż chcesz w nim wyczytać? Moje biedne, nieszczęśliwe życie? Och, Panie!! Odpraw mnie.
Bóg: To serce.... Tak hojne, tak
prawdziwe, tak szczere, pokorne.. Bez śladu obłudy... Bez żadnych
roszczeń. To serce.... Ach, jakże chciałbym, żeby takie serca
miało tylu moich wiernych!
(Bóg
z zachwytem (wpatruje się w serce Gizeli)
Aniołek II: (Podprowadza pod ścianę oczekujących z walizkami)
Przewodnicząca: Proszę przypomnieć Bogu Ojcu, że czekamy tutaj. Jesteśmy zmęczeni podróżą, mamy furę bagaży, umieramy z gorąca. Zna nas od dawna. Jesteśmy bliskimi przyjaciółmi... Tyle razy przecież zasiadaliśmy wraz z nim przy jednym stole.
Lider: Nie rozumiem, czemu nie traktuje nas z większym szacunkiem. Poza tym wydało mi się, że widziałem, iż przed nami weszła Gizela.... Dobrze znana w pewnych rejonach miasta...
Aniołek II: Bóg Ojciec kazał wam przekazać: „Niech czekają. Niech czekają!” I jeszcze powiedział, że musicie pozbyć się tych bagaży, gdyż w Raju nie ma dla nich miejsca.
Dyrektorka: Nic nie rozumiem. Zna nas przecież. Przez całe życie na ziemi troszczyliśmy się o Jego sprawy, On natomiast każe nam odbywać taki długi czyściec!
Menik: Czy nigdy nie czytaliście Ewangelii? Nawet ja znam tę stronicę, na której jest napisane: „Ci a ci wyprzedza was”.
Narrator II: Menik tym razem powiedział prawdę, gdyż u Mateusza w rozdziale 21 napisane jest: „Celnicy i nierządnice wchodzą przed wami do Królestwa niebieskiego”
Scena V
Świętokradztwo
Narrator I: Menik, aby dokuczyć pewnemu proboszczowi sprawił, że w ciągu kilku dni zniknęło około dziesięciu figur spośród tego mnóstwa zapełniającego ołtarze, nisze i nawy. Zniknęły dwie Matki Boże, Święta Rodzina w komplecie, św. Antoni, św. Stanisław, dwaj bracia Cyryl i Metody, mały Pan Jezus Frasobliwy i duże Dzieciątko Jezus, oraz pewna liczba rumianych i dobrze odżywionych aniołków.
Narrator II: To prawda, że
pozostało ich jeszcze sporo, ale mimo to odczuwało się wielką
pustkę w kościele św. Jakuba.
Proboszcz
podczas niedzielnej Mszy świętej grzmiał z ambony przez godzinę
do wiernych szczelnie wypełniających świątynię, grożąc gromami
z nieba i ogłaszając przebłagalne czuwanie. Gdy jednak wszyscy
wyszli, napisał taki oto list do Boga Ojca:
Proboszcz: Mój drogi Ojcze, to prawda, że świętokradztwo pozostaje świętokradztwem, ale ok. kiedy zniknęła ponad połowa figur z mojego kościoła, zacząłem mieć nadzieję, że uda mi się stworzyć dla Ciebie, nie narażając się przy tym na ukamienowanie przez wiernych, lud czczący Cię w Duchu i prawdzie.
Bóg: Och, nareszcie! Znalazł się ktoś myślący..
Narrator I: Lecz Menik, wciąż kręcący się pod nogami, też zdołał ukradkiem przeczytać ten list i... Następnego dnia proboszcz ujrzał wszystkie figury z ich nieruchomym wzrokiem i zakurzonymi szatami...
Proboszcz: Mój drogi Ojcze, figury – niestety - odnalazły się.
Bóg: Odwagi synu, Pamiętaj, że Ja wciąż czekam na lud czczący Mnie w Duchu i prawdzie.
Narrator II: Minęło trochę czasu. Pewnego dnia Bóg Ojciec usłyszał pukanie do drzwi.
Bóg: Proszę!
(Wszedł proboszcz, trzymając w dłoni kamień)
Bóg: Ty tutaj? Zdaje mi się, że przyszedłeś nieco wcześniej, niż to było przewidziane... Co się stało?
Proboszcz: Zostałem ukamienowany, Ojcze.
(wchodzi Aniołek I)
Aniołek I: Panie, oto kolejny meldunek...
Bóg: (Czyta
list)
Tak,
tak..... Jeszcze oświetlenie, podłoga, ogrzewanie, ołtarz,
żyrandole, ławki, organy... i mnóstwo drobiazgów potrzebnych do
nowego kościoła. Ta świątynia wznoszona jest siłami biednych
ludzi...
Nie
wszystko jest widoczne dla oczu. Wysiłek wielu pozostaje ukryty.
Sporo osób przysyła mi listy, prosząc o pomyślne dokończenie
prac. Załączają do pism wyrzeczenia i posty. Potrzeba cierpliwości
i wiary...
Scena VI
Zdenerwuj się czasem synu
Święty: Panie, spraw, abym zapłakał! Muszę się wyżalić! Może nawet zakląć...
Bóg: Synu, dlaczego nie zrobiłeś tego wcześniej! Na ziemi?
Święty: Nie mogłem! Musiałem zostać świętym, musiałem cierpieć w milczeniu, kontrolować się, nie otwierać ust. Aż pękła mi wątroba i znalazłem się tutaj... Ale za to, że tyle wycierpiałem rozpoczęli już mój proces kanonizacyjny. Nigdy bowiem nie wpadłem we wściekłość. W stopniu heroicznym opanowałem wszystkie cnoty!
Bóg: Bardzo źle, mój synu! W rezultacie umarłeś z tego powodu, Ja natomiast nie mogę przyjąć cię do raju.
Święty: ?!?!?!?!?!? (Mocno zdziwiony)
Bóg: Rozumiesz chyba, że nie możesz wejść tutaj z tą całą złością, którą nosisz w sobie. Na ziemi nawet najmniej bystry rzemieślnik wie, że tam, gdzie coś jest pod ciśnieniem, trzeba umieścić zawór bezpieczeństwa. Ja także w mechanizmie, jakim jest człowiek przewidziałem takie zawory: płacz, złość...
Święty: Ależ. Panie... A godność... A świętość?!
Bóg: Daj spokój świętości! Wy chcecie być świętsi od samego Boga... Pokazałem wam przecież właściwą drogę. Powiedziałem wam w psalmach... Psalmy są Słowem Bożym prawda? A wiec razem płakaliśmy, przeklinaliśmy byśmy i denerwowali się..
Święty: A chrześcijaństwo Panie?
Bóg: Chrześcijaństwo, mój kochany jest postępowaniem odwrotnym od przeklinania...
Święty: (okazuje zniecierpliwienie)?!?!?!?
Bóg: Moi dawni mędrcy mówili: „Gniewajcie się, ale nie grzeszcie”
Święty: Ależ to paradoks Panie, potrzeba równowagi..!
Bóg: Chrześcijaństwo polega
właśnie na odnalezieniu właściwego sposobu postępowania. Nie
jest to łatwe, ponieważ trzeba szukać w samym sercu – w
miłości.... Och jak piękny był mój Syn, gdy się
rozgniewał...
Wy
tymczasem przychodzicie tu podobni do butli ze sprężonym
powietrzem, dlatego muszę wysyłać was na spacer przypominający
długi pobyt w czyśćcu, żebyście rozładowali wasz gniew, skoro
nie wymyśliliście tego na ziemi....
Popatrz
na przykład na księdza gestykulującego na tej chmurze. Stoi na
niej prawie od stu lat i jeszcze nie skończył złorzeczyć przeciw
swemu biskupowi.
Ten
obok niego to pewien przełożony. Od kiedy na ziemi ujawnił się
kryzys autorytetów nie robił nic innego jak tylko gryzł się w
język, byle nie powiedzieć nierozważnych słów, które mogłyby
urazić przewrażliwionych podwładnych.
Ten
człowiek siedzący z głową podpartą rękami musi oczyścić się
z całego jadu, jakim napełnili go tak zwani przyjaciele. On jednak
milczał, wiesz? I zmarł na atak serca.
Ta
siostra zakonna, z której otwartych ust wychodzi para, rozmraża się
i wychodzą z niej słowa, które chciała powiedzieć, ale je
spychała, aż w końcu na jej sercu utworzył się ogromny
głaz.
Nie brak
tu żon i matek poddanych tej samej terapii. Rozumiesz? Jeśli nie
pozbędą się tego całego ciężaru jak będą mogli śpiewać z
moimi dziećmi w raju?
Święty: Tak więc i ja będę musiał wędrować po chmurach, żeby się wypłakać i wyrzucić cały gniew?
Bóg: Nie tylko to synu... Masz bowiem o wiele cięższą winą: zabiłeś sprawiedliwość.
Święty: Co mówisz Panie?!.. Ja właśnie umarłem z udręki, ponieważ nie mogłem jej znaleźć na ziemi!
Bóg: Nigdy byś jej nie spotkał,
ponieważ taka sprawiedliwość, jaką sobie wyobrażasz nie
istnieje. Istnieją za to ludzie sprawiedliwi. Każdy sprawiedliwy
człowiek jest na ziemi cząstką sprawiedliwości. Im więcej
sprawiedliwych, tym więcej sprawiedliwości.
Przypomina
mi to mozaikę – niestety – pełno w niej pustych miejsc,
ponieważ ludzie – zamiast być sprawiedliwymi – czekają na
sprawiedliwość, która nie może z nikąd nadejść. Ty również
zamęczałeś się szukaniem jej poza sobą i to cię zabiło.....
(Do
publiczności)
Wkurzcie
się czasem dzieci! Nie martwcie się procesami kanonizacyjnymi..
Trzeba umieć zrezygnować z czegoś, żeby móc wejść do raju.
Aniołek I: Ojcze, powrócił już anioł, który zajmował się budową kościoła.
Bóg: Niech przyjdzie ..
(wchodzi Onuferek)
Onuferek: Dziś odbywa się poświęcenie. Przyjechali Twoi słudzy biskupi i kapłani. Wspólnie cieszą się z nowego przybytku.
Bóg: I w raju niech zabrzmi pieśń radości. Zwołaj chóry aniołów. Wieczorem odprawimy uroczyste nieszpory. Niech św. Albert zajmie się organizowaniem uroczystości – w końcu to jest jego święto.
(Anioł wychodzi)
Bóg: Tak, teraz należałoby pomyśleć o wznoszeniu następnego kościoła...
Scena VII
Bóg i modlitwa
Narrator II: Bóg Ojciec przechadzał się po raju, jak niegdyś - przy wieczornej bryzie. Pod lampą uczynioną z gwiazdy ujrzał grupkę dyskutujących świętych. Byli tam święty Józef, święty Antoni, święty Franciszek i święta Ryta.
Św. Józef: Bardzo mi przykro, że nawet w niebie brak równości, mój drogi Franciszku. Dla ciebie jedno Ojcze nasz od czasu do czasu, kiedy o. Mikołaj zada je komuś za pokutę. Do mnie zaś każdego dnia przychodzi punktualnie dwieście Ojcze nasz, i to jedynie od jednego z moich czcicieli.
Św. Antoni: Nie obraź się, drogi Józefie, ale do mnie za każdym razem, kiedy coś zgubią, przychodzi trzynaście Ojcze nasz, a że gubią ciągle, tym samym otrzymuję ich więcej od ciebie.
Św. Ryta: Wybaczcie, ale jestem bardziej zmartwiona od św. Józefa. Gdybym nie była w raju, bałabym się o moją pokorę. Ja otrzymuję tyle Ojcze nasz, że nie potrafię ich nawet zliczyć!
Narrator II: Bóg Ojciec posłuchał chwilę i poszedł dalej. Gdy jednak wrócił do swego gabinetu, napisał coś na kartce i wezwał jednego ze swoich aniołków.
Bóg: Słuchaj mały, zejdź na ziemię, powiedz moim dzieciom, żeby przynajmniej jedno Ojcze nasz dziennie przeznaczyli dla mnie... Zdaje mi się, że taka była intencja mojego Syna. (Aniołek odchodzi)
Narrator I: Następnie Bóg
Ojciec poszedł wręczyć Maryi złoty koszyk, w którym znajdowały
się pobożnie odmówione Zdrowaś Maryjo. Był to miły zwyczaj
praktykowany każdego wieczoru odkąd Błogosławiona Dziewica
została wzięta do nieba. Bóg Ojciec nigdy o nim nie
zapominał.
Niestety,
codziennie też przy tej okazji Menik z satysfakcją wynosił piętro
niżej o wiele większy wór Zdrowaś Maryjo zepsutych, pustych,
robaczywych niestarannie i niepobożnie odmówionych na ziemi.
Szkoda, bo one nie pomagały zbawić świata.
Bóg: (wraca)
Ach te modlitwy wiernych! Nie pojmuję dlaczego oni nie mogą
zrozumieć... Od kiedy nawiązałem z nimi łączność nie robię
nic innego jak tylko podpowiadam, proszę, polecam uczę wręcz jak
mają się modlić, o co mają się modlić, jak postępować... Oni
zaś zamiast to czynić nauczyli się wydawać mnie
rozkazy...
Proszę,
choćby tutaj (bierze
brewiarz):
-
Panie miej przed oczyma łzy potrzebujących.
Po
co mi to polecenie? Już od Mojżesza uczyłem ich tego!
-
Panie wspomóż sieroty i wdowy.
A
to im nakazałem przez Izajasza.
-
Panie, broń godności ubogich i ludzi z marginesu.
To
poleciłem im przez Jakuba.
-
Panie, spraw, aby wszyscy mieli dom.
Jak
mam to sprawić, jeśli mnie nie słuchają?
-
Niech nie zawiedzie nas Twoja miłość.
Jak
mają czelność mówić coś takiego?! Moja miłość? Przez Pawła
zapewniłem ich, że nie mogę się zaprzeć samego siebie!...
Aniołek I: W końcu poproszą Cię Panie, byś się nawrócił!
Bóg: Już to zrobili mój mały, już to zrobili...
Aniołek II: Podobnie Panie z ich gadatliwością na modlitwie. Nie mogą zrozumieć, że język serca nie potrzebuje słów.
Bóg: Tak, to jest poważny
problem. Niektórzy moi święci są już na granicy
wytrzymałości...
(Dzwoni
telefon)
Narrator I: Byli jednak na ziemi ludzie, z którymi Bóg godzinami rozmawiał i wcale się nie nudził. Ta rozmowa też potrwa bardzo długo. Na linii jest Walentyna, która co wieczór w najdrobniejszych szczegółach zdaje sprawę z całego dnia. Walentyna ma 4 latka, matkę prostytutkę, a ojca w więzieniu. Dla Boga Ojca jest ona jednak tak ważna, że bardzo często, gdy z nią rozmawia w kolejce długo musi czekać papież, święci, a nawet Maryja, Matka Jego Syna.
Finał
Narrator II: Na stół Boga Ojca
dotarła mała kartka zapisana niepewnym pismem:
”Mój
Boże, czuję, że opuszcza mnie życie, wszystko we mnie i wokół
mnie rozpada się. Także i ja sama czuję się jakbym znikała....
Co
pozostanie ze mnie, Panie?...
Bóg: (do
wszystkich)
Przezroczystość,
moje dziecko, przezroczystość. Tylko tak inni będę mogli mnie
zobaczyć.
Narrator I: Jak zwykle w takich sytuacjach Bóg Ojciec jeszcze długo stał w oknie i spoglądał na ziemię. Patrzył,.... Przyglądał się... Uśmiechał... Płakał...
Bóg Ojciec: Gdyby ludzie wiedzieli jak bardzo ich kocham.....
Scenariusz napisany na podstawie „Stół Boga Ojca” Lia Cerrito.
Osoby :
Bóg Ojciec
Anioł I
Anioł
II
Onuferek
Narrator
I
Narrator
II
Menik
Profesor
Babcia
Gizela
Przewodnicząca
Lider
Dyrektorka
Proboszcz
Święty
Św.
Józef
Św.
Antoni
Św.
Ryta
statyści:
Św.
Franciszek
Ksiądz
Przełożony
Człowiek
S.
zakonna