Heban
i kość słoniowa
Minęły
zaledwie dwa tygodnia od zakończenia drugiej wojny, od czasu, gdy
Voldemort i śmierciożercy zostali pokonani. Zabił ich wybuch
dzikiej, nieokiełznanej magii, tak silnej, że kiedy pracownicy
Ministerstwa zjawili się kilka godzin po ich śmierci, w powietrzu
wciąż można było wyczuć tą siłę. Potęgę magii pochodzącej
od Chłopca, Który Przeżył Po Raz Drugi. Minęły zaledwie dwa
tygodnia od czasu, gdy trafił do Skrzydła Szpitalnego. Przez ten
okres wszyscy odkładali świętowanie, czekając i mając nadzieję.
Czarodzieje
i czarownice całego magicznego świata czekali na wieści o stanie
zdrowia Harry’ego Pottera. W Hogwarcie atmosfera była tak napięta,
że powietrze można było ciąć nożem. W zamku można było
zauważyć płaczących z troski Puchonów. Krukoni czytali
starożytne księgi poświęcone dzikiej magii, próbując odkryć,
co dolega ich przyjacielowi i zbawcy. Jeśli chodzi o Gryfonów, to
udawali odważnych, aby ukryć niepokój. Nawet Ślizgoni, ku
zaskoczeniu wszystkich na polecenie Malfoya, zachowywali się
spokojnie i nie sprawiali problemów. Pomimo trwania ferii zimowych,
wszyscy trzymali się codziennej rutyny. Budzili się, spożywali
śniadanie, trzymali w grupach, rozmawiali przyciszonymi głosami,
nawet jeśli znajdowali się daleko od Skrzydła Szpitalnego,
przełykali lunch, jeszcze trochę rozmawiali, jedli i zasypiali, ale
sen ten nie przynosił odpoczynku. Ta monotonia dobiegła końca w
pewien piątkowy wieczór, kiedy uczniowie jedli kolację w Wielkiej
Sali.
Drzwi
do Wielkiej Sali otworzyły się, ukazując wysokiego, opalonego,
młodego mężczyznę z sylwetką gracza Quidditcha, z jeszcze
bardziej niż zwykle rozczochranymi, kruczoczarnymi włosami oraz
szmaragdowozielonymi oczami. W oczach tych widać było cień bólu i
ogromnego zmęczenia, które ciągle czuł, ale jednocześnie te
błyszczące oczy były pełne życia i trudnych do odczytania
emocji. Te oczy penetrowały dusze wszystkich osób siedzących w
Sali, a następie spoczęły na stole Ślizgonów, zaś na ustach
Harry’ego pojawił się lekki uśmieszek. Radość, którą każdy
poczuł na widok Harry’ego, została przytłumiona przez palącą
ciekawość; Harry nigdy się tak nie uśmiechał.
Setki
par oczu odwróciły się od Pottera i podążyły za jego
spojrzeniem. Przez salę przebiegło zbiorowe westchnienie, gdy
zobaczyli Draco Malfoya i jego oczy pełne łez ulgi. Ślizgon wstał,
porzucając swoją zwykłą, arystokratyczną elegancję, i podbiegł
do Harry’ego, który objął go pieszczotliwie, zarówno jak
kochanka, i jak własność.
Harry
odgarnął miękkie włosy Dracona, odsłaniając szare oczy, i
delikatnie starł łzy z jego policzków. W odpowiedzi blondyn
uścisnął go jeszcze mocniej i przysunął się bliżej twarzy
odrobinę wyższego chłopaka. Różowe usta przywitały
ciemnoczerwone wargi Gryfona delikatnym dotykiem, który zdawał się
odganiać wszelkie troski i ból, jakie ostatnich kilka tygodni
odcisnęło na ich twarzach.
Z
ich ust wyrwały się westchnięcia i jęki, gdy pogłębili
pocałunek. Ich usta tańczyły razem wśród ogromnej ilości
delikatnych muśnięć warg, żartobliwych ugryzień i drażniących
pociągnięć ciepłych języków. W Hallu zapadło pełne milczenia
zdumienie, gdy chłopcy, którzy zapomnieli lub prawdopodobnie nie
dbali o otoczenie, walczyli o dominację w pocałunku. Draco
uśmiechnął się w usta Harry’ego, kiedy wygrał, jak zwykle, i
został nagrodzony jękiem. Dotknął dłonią twarzy chłopaka,
uspokajająco głaszcząc kciukiem linię szczęki Harry’ego. Badał
językiem wnętrze zapraszających warg, zanim ponownie nie
zaznajomił się z każdym milimetrem ust kochanka.
Pokazał
to, przyznał się do niego przed całą szkołą. Już nie musieli
się ukrywać z obawy przed śmierciożercami, którzy mogliby
zagrażać życiu Draco, gdyby wiedzieli, jak blisko jest z Harrym.
Gryfoński upór Harry’ego nie zmuszał go już do ukrywania jego
miłości do Draco, aby go chronić. Nie musieli już się bać. To
był pocałunek obietnicy, przyszłości i miłości tak silnej, że
praktycznie biła z ich twarzy. Gdy Harry przyciągnął Draco
bliżej, wplatając dłonie w miękkie, jedwabiste, blond loki,
wszyscy na Sali zaczęli rozumieć. Dwa przeciwieństwa naprzeciwko
nich dopełniały się wzajemnie. Opalony i blady, szmaragdowozielone
oczy pełne emocji oraz szare jak granit i beznamiętne, kruczoczarna
czupryna i blond włosy. Wrogowie stali się kochankami.
Głośne
brawa, opóźnione z powodu zdumienia, rozbrzmiały w końcu. Pośród
krzyków radości, gwizdów i oklasków, dwaj chłopcy oparli
nawzajem na barkach swoje głowy.
–
Nigdy więcej nawet nie myśl o zostawieniu mnie, sukinsynie –
powiedział cicho Draco, przeciągając samogłoski.
–
Ja też Cię kocham, palancie – odparł Harry, przewracając
oczami.
Stali
razem dłuższą chwilę, ciesząc się każdym dotykiem, każdym
oddechem, każdym uderzeniem serca. Przeciwieństwa, które
perfekcyjnie dopełniały się wzajemnie; jak heban i kość
słoniowa.
KONIEC