na wieczność i minutę dłużej

ęłęóIstnieją osoby, które są uważane za pewne siebie, wesołe, gotowe do realizacji nawet najbardziej szalonych pomysłów. Większość z nich takie są, owszem, ale niektóre wracają do domu i zamykają się w czterech ścianach swoich pokoi bez uśmiechu na twarzach. Otwierają szafki czy szuflady i wyjmują z nich rzeczy o ostrych krawędziach. Rzeczy takie, jak nóż, scyzoryk, żyletka czy kawałek rozbitego szkła. A potem ranią się tnąc skórę na swych rękach albo nogach czekając aż krew spłynie po nich, a wraz z nią smutki, problemy, wyrzuty sumienia.
Te osoby dzielą się na dwie grupy - te, które są zbyt rozpaczone by przestać i te, które się boją.
Ludzie, którzy lękają się bólu, jednocześnie pragnąc go, przyciskają narzędzie zbrodni do skóry chcąc ją przeciąć i w ostatnim momencie zmniejszają nacisk ostrza. Wtedy rany są płytkie, lekko zbrukane małymi kropelkami krwi, które wystarczą by dać ukojenie.
Potrafią oni godzinami wpatrywać się w swoje dzieło i myśleć czemu, do cholery, nie potrafią zrobić tego porządnie? . I nie chcą przyznać się sami przed sobą, że to strach - nie ma, jak durna ludzka duma.
Harry Potter był jedną z tych osób. I choć był Chłopcem, Który Przeżył, Wybrańcem, był Gryfonem, jego rany tak płytkie, jak jego oddech.
Nie pamiętał, kiedy zdarzyło się to po raz pierwszy - czy to było jeszcze w wakacje? - i nie pamiętał czym to zrobił - ważne było, że zaczął choć nie powinien. Ale w końcu był znany z łamania wszelkich zakazów prawda?
Czasami zastanawiał się, gdzie wybrała się bystrość Hermiony, gdy marszczyła brwi nad jego scyzorykiem, który zawsze był ostry i gotowy do walki ze skórą. Gdzie ona była, gdy z czułością gładził ostrze uśmiechając się tajemniczo? Czy jego przyjaciółka domyślała się, co robi? Jeśli tak, to czemu nie zapytała, nie strała się tego przerwać? A może był zbyt zajęta trącaniem się kolanami z Ronem w czasie wspólnego odrobiania lekcji?
I tylko czasem odzywał się w nim cichy głosik, mówiący by
zwierzyć się przyjaciołom. Wtedy zbywa go prostym pytaniem "po co?". "Bo to twoi przyjaciele" odpowiada głosik, a Harry nie ma już na to odpowiedzi. Ale nie mówi im trwając w zgubnej iluzji, że potrafi to zatrzymać kiedy będzie chciał.
Powoli schował scyzoryk do kieszeni i wstał z klęczek. Omiutł spojrzeniam swoje odbicie w lustrze, zatrzymując je na lewej ręce.
I nagle w odbiciu pokazała się twarz blondwłosego Ślizgona. Harry odwrócił się przodem do Draco Malfoy'a, jednocześnie zakrywając rany rękawem szaty. Z nienawiścią spojrzał w stalowoniebieskie teńczówki wroga, a między nimi zaległa cisza.
-Potter,-syknięcie przecieło powietrze między nimi - wydawało mi się, że to łazienka prefektów, a ty takowym nie jesteś.
Harry uśmiechnął się sztucznie próbując wyminąć blondyna.
-To może już wyjdę; nie chce przeszkadzać tłumowi prefektów, który za tobą idzie, Malfoy.
Wyminął ślizgona mając ochotę uciec gdzieś daleko, gdy ten
złapał go za rękę budząc przy tym rany, które wrzasneły bólem. Czarnowłosy cofnął się z sykiem wyrywając ręke i omało nie wpadł na lustro. Blondyn zmarszczył brwi i po dwuch, szybkich krokach znalazł się przy Gryfonie. Bezceremonialnie złapał go za lewy nadgarsetk i, pomiomo zaciekłych protestów przeciwnika, szybko podwinął rękaw szaty. Jego oczy rozszerzyły się na widok kilku - a może kilkunastu? - nierównych ran.
-No dalej, Malfoy, rzuć jakąś uszczypną uwagę. Za płytkie? Za krótkie? A może jest ich za mało? No mów, Malfoy, ulżyj sobie! I powiedz tym swoim zakichanym Ślizgonom, że Harry Potter ucieka się do samookaleczeń! I czemu tak się gapisz?!- krzyknął Harry nagle czując się całkowicie szalonym. Ze zdumieniem odnotował delikatny dotyk na swoich wargach, obcy oddech próbujący wedrzeć się do jego wnętrzna. Pozwolił by ciepły język wślizgnął się do jego ust i badał ich wnętrzne.
I gdzie podzało się jego szaleństwo, gdy w pośpiechu pozbywali się ubrań? Czy narodziło się w zachłannych pieszotach i skradzionych pocałunkach czy może utoneło w cieple drugiego ciała? A może było w nich, gdy krzyczeli nawzajem swoje imiona?
Nie wiedział i mało go to obchodziło. Tak samo, jak nie
obchodziło go to, co się stanie, gdy w końcu będą musieli wstać i ubrać się. Czy będą zawstydzeni tym, co zrobili? Czy będą ubierać się w pośpiechu nie patrząc na siebie, rumieniąc się i niewiedząc, co powiedzieć? A może będą sie do siebie uśmiechali i rozbudzi się w nich jakieś piękne uczucie? Albo może będą wrzeszczeć na siebie, przeklinać, załamywać ręce? Wracać do siebie, zatapiając się w sobie dla tego błogiego spokoju? A scyzoryk? Czy będzie jeszcze Harry'emu potrzebny? Czy Draco wyjdzie bez słowa i będzie żył dalej, jakgdyby nigdy nic między nimi nie zaszło? A może wyciągnie Harry'ego z dna witając go czułym pocałunkiem na powierzchni?
Ale to narazie nie było ważne. Harry zamknął oczy, czując delikatny pocałunek na czole.
Teraz liczyło się tylko ciepło drugiego ciała, ręka powoli
głaszcząca jego włosy i to słodkie uczucie bezpieczeństwa i szczęścia.
Dla nich ta chwila mogła trwać wiecznie i minutę dłużej.

The End.



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
JAK TO MOŻLIWE ŻE BÓG MIŁOŚCI POTĘPIA NA WIECZNOŚĆ
Życie na wiecznym głodzie, Zdrowie,odżywianie
45 Wilki nazawsze i na wiecznosc
Clarke Arthur C Z kolebki na wieczne orbitowanie
Na zawsze i na wieczność WILKI
Życzenia na wieczność
Na zawsze i na wiecznosc Wilki
Na zawsze i na wieczność
Clarke Arthur C Z kolebki na wieczne orbitowanie
Z kolebki na wieczne orbitowanie
na zawsze i na wiecznosc
Arthur Charles Clarke Z kolebki na wieczne orbitowanie
Dyskusja 148 facebook Kto skazuje na wieczne potępienie
Dane na wieczność plyty DVD
Wilki Na zawsze i na wieczność
Dyskusje 303 facebook Bóg bezinteresowna MIŁOŚĆ czy sędzia skazujący na wieczne potępienie
Dla Basi fragmenty wiersza, na wieczną pamiątkę