a berzin siedmiopunktowy trening umyslu

A. Berzin

Siedmiopunktowy trening umysłu


Sposób, w jaki chciałbym rozpocząć ten wykład, jest podobny do sposobu, w jaki zaczynamy zwykle sesję medytacyjną. Jest to taki rodzaj praktyk wstępnych, które mają na celu najpierw wyciszyć nasz umysł, uspokoić, a potem skierować naszą energię w odpowiednim kierunku. Jest wiele sposobów, na jakie rozpoczynamy sesję medytacyjną czy nauki. To, co zrobimy teraz, to jest jeden z możliwych.

Zaczynamy od skupienia się na oddechu i liczenia oddechów. Tym samym robimy przerwę pomiędzy tym, co się działo przedtem, zanim tutaj przyszliśmy - te wszystkie rozmowy, które miały miejsce, ruch uliczny itd., to wszystko, co wypełniało nasze umysły przedtem - i tym, co będzie teraz. Oddychamy normalnie przez nos, nie za szybko, nie za wolno, nie za płytko i nie za głęboko. Oddychamy w cyklach. Cykl zaczyna się wydechem, później robimy krótką przerwę, dzięki czemu wdech, który następuje po tej przerwie, jest głębszy niż zwykle. Kiedy wdychamy, liczymy "raz" i już nie zatrzymujemy oddechu. Powtarzamy to i liczymy w ten sposób do 11. Powtarzamy ten cykl 11 oddechów dwa lub trzy razy.

Następnie potwierdzamy motywację, dlaczego tutaj jesteśmy: chcemy się więcej nauczyć o tym, jak oczyścić umysł, jak oczyścić swoje nastawienie. Chcemy się nauczyć praktycznych metod po to, żebyśmy mogli je stosować w codziennym życiu, co pomoże nam sprostać rozmaitym trudnościom, jakie się pojawiają. Pomoże nam to działać z mniejszym pomieszaniem i w ten sposób będziemy tworzyć mniej problemów sobie i innym. Pozwoli nam to bardziej korzystać z naszego potencjału, żeby lepiej pomagać innym.

Następny krok to bardzo świadome postanowienie - decydujemy, że będziemy słuchać skoncentrowani. Jest to bardzo ważne i dotyczy również medytacji. Zanim mamy coś zrobić, decydujemy, że będziemy skoncentrowani. Jeśli nasza uważność błądzi, wówczas postanawiamy naprowadzić ją na przedmiot, na którym mamy się skupić, staramy się być skupieni. I w ten sposób, jeżeli przed zabraniem się do czegoś postanowimy, że będziemy skupieni, to mamy więcej szans, że faktycznie to się zdarzy. Po to, żebyśmy byli bardziej uważni, siadamy prosto i wyobrażamy sobie, że nasz umysł staje się skupiony; jest jak soczewka kamery.

Na koniec dostosowujemy swoją energię. Jeżeli czujemy się zbyt ciężko, nasza energia jest zbyt ciężka, wówczas musimy ją podnieść. Żeby to zrobić, skupiamy się na punkcie między brwiami. Nasze oczy patrzą ku górze, ale głowa nie podnosi się. Jeżeli z kolei jesteśmy zbyt nerwowi czy zbyt zestresowani, musimy skierować energię w dół. Żeby to zrobić, skupiamy się na punkcie trochę pod pępkiem, ale nie na skórze, tylko w głębi ciała. Nasz wzrok jest skierowany w dół, ale głowa nie opada, jest na tym samym poziomie. Oddychamy normalnie.

Byłem poproszony, aby uczyć dzisiaj lodziongu w siedmiu punktach. Tybetański termin lodziong zwykle tłumaczy się jako "trening umysłu". Uważam, że to nie jest zbyt dokładne, zbyt dobre tłumaczenie, bo dla większości osób "trening umysłu" brzmi jak jakaś intelektualna aktywność. Tymczasem tybetański termin lo znaczy postawa, nastawienie. Natomiast dziong znaczy oczyszczanie, lodziong to zatem usuwanie różnych negatywnych, pomieszanych i przeszkadzających nastawień. Po to, żebyśmy mogli rozwinąć bardziej pozytywne postawy.

Nauki na ten temat już otrzymywaliście wiele razy. Jednak kiedy dostawaliście te nauki, zwykle pierwsze punkty były omawiane bardzo szczegółowo i potem już nie było czasu na końcowe. Dlatego poproszono mnie, żebym wytłumaczył przede wszystkim trzy ostatnie punkty. Oczywiście nie jest to zbyt poprawne, żeby zaczynać omawianie tekstu od środka, dlatego najpierw, zanim przejdę do trzech ostatnich punktów, szybko omówię te pierwsze. Omawiając pokrótce pierwsze punkty, skupię się tylko na niektórych, bardziej trudnych podpunktach.

Tekst lodziongu przyszedł do Tybetu z Indii za sprawą Atisi i był związany z tradycją kadampy. Tekst ten został zaadaptowany do wszystkich czterech głównych tradycji tybetańskich. Jest to jeden z najbardziej podstawowych, wspólnych dla wszystkich tradycji tekstów. Każda tradycja ma swoje komentarze, swoje sposoby wyjaśniania go. Jedyna poważna różnica, jeżeli chodzi o wyjaśnianie tego tekstu w poszczególnych tradycjach, dotyczy punktu mówiącego o pustce. Pustka jest w każdej z tych tradycji wyjaśniana nieco inaczej, innymi słowami.



Pierwszy z siedmiu punktów to praktyki wstępne. Są to bardzo ogólne praktyki wstępne, które są wspólne dla wszystkich tradycji, wszystkich nauk. Są to takie rzeczy jak cenne ludzkie ciało, nietrwałość i śmierć. Potem jest to, co jest zwykle tłumaczone jako schronienie, ale daje to zbyt bierne, pasywne konotacje. Bo schronienie nie polega na tym, że patrzymy na buddę, dharmę i sanghę i wzdychamy: o, zbawcie mnie! Raczej jest to bardzo aktywny stan umysłu, jest to nadanie naszemu życiu kierunku, który jest ukazany przez buddę, dharmę i sanghę. Następna praktyka wstępna to nauka o karmie - o przyczynie i skutku, a kolejna to wady sansary. Sansara to różne trudne sytuacje, które w sposób niekontrolowany pojawiają się w naszym życiu, a zwłaszcza odrodzenie, nad którym nie mamy kontroli, które wciąż i wciąż się pojawia. Ale także fakt, że jesteśmy stale pod wpływem przeszkadzających emocji, mamy przeszkadzające nastawienia i zachowujemy się w sposób impulsywny. To jest karma. Ponieważ nie mamy nad tym żadnej kontroli, tworzymy problemy, przysparzamy problemów sobie i innym w tym życiu, w następnych życiach. Jestem pewien, że na temat tych wstępnych nauk już słyszeliście wiele wyjaśnień, więc nie muszę mówić o tym szczegółowo.
Ważną rzeczą dotyczącą wstępnych nauk jest to, że nauki późniejsze nie są dla zupełnie początkujących. Następne punkty muszą opierać się na bazie wstępnych nauk, tych wstępnych praktyk, które pozwalają nam uzyskać bardzo szczególną postawę wobec życia.

Musimy doceniać tę cenną możliwość, jaką mamy w tym życiu. Uświadamiamy sobie, że nie będzie ona trwała wiecznie i dlatego chcemy najlepiej jak to tylko możliwe wykorzystać tę sytuację, jaką mamy teraz. Wykorzystać ją w taki sposób, że będziemy pracować, podążać w pozytywnym kierunku pokazanym przez schronienie. Będziemy próbować uwolnić się od wszystkich tych rzeczy, które są źródłem naszego pomieszania i problemów i pracować nad tym, żeby urzeczywistnić swój dobry potencjał.

Podążając w tym kierunku, będziemy pamiętać o prawie przyczynowości, o tym, że przyczynie towarzyszy skutek. Nie będziemy szli w kierunku jakiegoś celu nie wiedząc, jak do tego celu zmierzać. Naszym celem nie jest jednak to, żeby trochę poprawić swoją sansarę, co - gdybyśmy byli ze sobą całkiem uczciwi - zobaczylibyśmy, że większość z nas to właśnie interesuje. Nasz cel jest o wiele większy. Chcemy poprawić przyszłe żywoty jako prowizoryczny krok na drodze do pełnego przekroczenia wszystkich naszych wad, splamień i pomieszania, wszystko jedno, ile żywotów nam to zajmie. Dla większości z nas jest to naprawdę dość trudne. Bo jak powiedziałem, większość z nas, o ile uczciwie się przyjrzy swojej motywacji, to zobaczy, że nie myśli o przyszłych żywotach. A co dopiero o faktycznym wyzwoleniu od odradzania się.

Jeżeli nie wierzymy w odradzanie się, to jak możemy się z tego wyzwolić? Jeżeli nie wierzymy w odrodzenie, to jak możemy zmierzać ku celowi pełnego wyzwolenia, po to, żeby innym pomagać wyzwolić się od tych niekontrolowanie pojawiających się odrodzeń i problemów? Jeżeli się nad tym zastanowimy, to zobaczymy, że to nie takie łatwe być tak naprawdę przekonanym o tym, że odradzamy się, że te wszystkie rzeczy się dzieją. Możemy więc zapytać: no dobrze, co wobec tego robić? Myślę, że przede wszystkim powinniśmy starać się zrozumieć, o co chodzi, kiedy mówimy o odrodzeniach. I nawet jeżeli to co robimy na co dzień ma służyć poprawieniu jakości tego życia, to powinniśmy być otwarci na myślenie o przyszłości, o przyszłych żywotach, o kierunku, w którym podążamy, mianowicie o tym, że chcemy osiągnąć wyzwolenie.

Wspominam o tym, ponieważ nauki lodziongu są dość zaawansowane, to nie są nauki dla zupełnie początkujących. I łatwo jest w związku z tym widzieć niektóre z punktów lodziongu jako śmieszne albo je trywializować. Na przykład jest powiedziane, że po śmierci możemy się odrodzić w którymś z piekieł. To nie jest łatwy do zaakceptowania punkt, prawda? W każdym podejściu do nauk dharmy musimy być bardzo uczciwi, musimy widzieć, w jakim miejscu jesteśmy teraz. Musimy mieć pojęcie o tym, na czym faktycznie polega ścieżka. I nie uważać, że pracujemy dla dobra wszystkich czujących istot, że wyzwolimy na przykład wszystkie komary, które są na świecie, wszystkie karaluchy. Jeżeli czynimy takie deklaracje ot tak sobie, to jest to naprawdę bez sensu. Musimy faktycznie to czuć. O takim właśnie poziomie mówi nasz tekst - chodzi o wyrobienie takiego nastawienia, że chcemy faktycznie wyzwolić na przykład wszystkie karaluchy. Mówię o tym dlatego, że ta praktyka jest praktyką bardzo zaawansowaną. Musimy zdać sobie sprawę z tego, na jakim poziomie jest w tej chwili nasza motywacja i zobaczyć, że ten tekst, ta praktyka, idzie daleko, daleko dalej. Jest to tekst, który może doprowadzić nas bardzo daleko, bardzo głęboko. Możemy zacząć na tym poziomie, na którym jesteśmy, praktykować go, ale powinniśmy pójść dalej. Starajmy się utrzymywać w naszej praktyce szerszą perspektywę, widzieć dalej i pracować nad swoją motywacją. Dzięki temu tekstowi, dzięki tej praktyce, możemy ją naprawdę pogłębić. Jest to bardzo ważne.

Co do tego pierwszego punktu, praktyk wstępnych, to nie jest to coś, o czym usłyszymy czy pomyślimy raz i to wystarczy, a potem idziemy dalej. To nie jest tego rodzaju nauka, którą wystarczy raz usłyszeć. Ten tekst jest napisany z punktu widzenia osób, które naprawdę już wzbudziły w sobie bodhiczittę. Bodhiczitta to serce nakierowane na oświecenie, które ma dwie intencje. Pierwsza to osiągnąć oświecenie, a druga to przynieść pożytek wszystkim dzięki temu osiągnięciu. I chociaż w ten sposób przedstawia się te intencje, to faktyczna kolejność jest odwrotna. Główną intencją jest chęć pomagania wszystkim. Ponieważ tak bardzo jesteśmy poruszeni przez współczucie, mamy tak dobre serce, to dlatego właśnie chcemy osiągnąć oświecenie. Po to, żeby móc pomagać wszystkim istotom. Ponieważ mamy tak wiele współczucia, chcemy naprawdę wyzwolić wszystkie istoty, pójść do piekieł, żeby je stamtąd wyciągnąć. Mimo że już teraz staramy się pomagać innym tak dobrze, jak tylko potrafimy, to widzimy, że musimy przekroczyć wiele swoich ograniczeń, pozbyć się wielu wad, po to, żeby móc jeszcze lepiej pomagać innym. To jest najważniejsze. Oświecenie chcemy osiągnąć niejako przy okazji czy potem. Przede wszystkim chcemy pomagać innym. Właśnie w tym kontekście patrzymy na nauki wstępne.

Chcę pomóc wszystkim istotom. Wspaniale! Mam w tej chwili cenne ludzkie życie i dzięki temu mam szansę zrobienia czegoś, mogę coś zrobić. Jednak życie jest nietrwałe. W każdej chwili może się skończyć, moja sytuacja może się zmienić w każdej chwili i dlatego muszę już teraz, tu i teraz próbować jak najlepiej pomagać innym, zanim zachoruję na Alzheimera, zanim umrę. Żeby móc pomagać innym, muszę iść w kierunku buddy, dharmy, sanghi. Żeby pomagać innym, muszę postępować zgodnie z prawem przyczyny i skutku, muszę unikać złych działań. Po to, żeby móc pomagać innym, nie mogę przywiązywać się do sansary, nie mogę przywiązywać się do różnych splamień. Nie mogę lgnąć do innych, złościć się na nich, jeżeli nie robią czegoś tak jak ja tego oczekuję itd. Tak więc praktyki wstępne w tym tekście muszą być rozumiane w kontekście bodhiczitty.


Punkt drugi naszego tekstu to faktyczny trening w bodhiczitcie. Jest on podzielony na dwa podpunkty. Najpierw jest mowa o najgłębszym poziomie bodhiczitty, a potem o jej poziomie konwencjonalnym. Najgłębszy poziom bodhiczitty to umysł nakierowany na pustkę, na rzeczywistość. Aby zrozumieć pustkę, musimy pokonać nasze pomieszanie, które tworzy problemy. Pustka to innymi słowy nieobecność; nieobecność niemożliwych sposobów istnienia. Każda indyjska czy tybetańska szkoła myśli trochę inaczej definiuje te niemożliwe sposoby istnienia. Można te rzeczy wyjaśniać czy opisywać na różne sposoby. Można mówić, że niemożliwym sposobem istnienia jest istnienie dualistyczne albo to, że rzeczy istnieją jako niezależne od umysłu itd. Można to opisywać na różne sposoby. Niezależnie jednak od tego, jakimi słowami będziemy opisywali pustkę, to, o co chodzi w tym tekście, to nie projektowanie czy narzucanie jakichś naszych wizji na inne rzeczy. Nie chodzi tutaj o stoły czy krzesła. W kontekście tej praktyki chodzi o właściwe widzenie siebie i innych.
#
W kontekście tej praktyki ważne jest na przykład, żeby nie myśleć o sobie jako o jakimś wielkim, solidnym, wspaniałym "ja", które pomaga "tobie", jakiemuś śmieciowi, biednej, zagubionej istocie. Bardzo ważne jest, żeby nie myśleć w ten sposób o sobie i innych. Nie powinniśmy też myśleć w takich kategoriach, że o sobie myślimy jako o biednej osóbce, która naprawdę nic nie może, która nic nie jest w stanie zrobić. "Jak mogę pomóc komukolwiek w czymkolwiek, skoro ja jestem sam taki biedny?". Nie powinniśmy w taki sposób myśleć o sobie ani o innych, ponieważ są to niemożliwe, nieprawidłowe sposoby istnienia. Powinniśmy raczej widzieć siebie i innych jako powiązanych z sobą. Nie jesteśmy bowiem jakimiś jednostkami zupełnie izolowanymi, które istnieją gdzieś w próżni i nie mają na siebie wpływu. Mamy wpływ jedni na drugich. Jednakże nie w taki sposób: "o, jaki to ja jestem wspaniały".

Innym nieprawidłowym czy niemożliwym sposobem myślenia o sobie jest przypisywanie sobie boskiej wszechmocy. Nie powinniśmy myśleć, że jesteśmy wszechmocnymi bogami, którzy jednym słowem czy gestem mogą wszystko zmienić, usunąć na przykład całe cierpienie świata. To też niemożliwe.

Aby pozbyć się problemów, trzeba pozbyć się ich przyczyny, a tą przyczyną jest pomieszanie. Aby usunąć pomieszanie, musimy zrozumieć rzeczywistość. Nikt nie może zrozumieć rzeczywistości za kogoś, każdy musi to zrobić sam. To, co możemy zrobić, żeby komuś pomóc, to ułatwić mu to zrozumienie. A to znaczy pokazać, w jaki sposób może do tego dojść. Podpunkt dotyczący najgłębszego poziomu bodhiczitty mówi między innymi o tym, że powinniśmy mieć bardzo realistyczne podejście, nie powinniśmy projektować myśli czy wyobrażeń na siebie i innych, tylko po prostu widzieć, jak rzeczy są.

Drugi podpunkt drugiego punktu to konwencjonalna bodhiczitta. Ten punkt opisuje praktykę, która po tybetańsku zwana jest tonglen, czyli dawanie i branie. Sądzę, że słyszeliście o tej praktyce i jesteście z nią zaznajomieni, więc nie muszę jej opisywać. Tonglen to bardzo zaawansowana praktyka i niezmiernie trudna do wykonania, jeżeli chcemy robić ją w pełni szczerze. Bardzo łatwo jest się nią bawić, udawać że się ją robi. Jednak taka szczera chęć rzeczywistego wzięcia na siebie cudzych problemów, chęć doświadczenia ich, to naprawdę bardzo trudna sprawa i wymaga zrozumienia natury bólu. Jeżeli nie rozumiemy natury bólu, natury cierpienia, to będziemy się bać wziąć na siebie cierpienie cudzego raka czy bólu, jaki mu towarzyszy. I dlatego przedtem pojawia się punkt mówiący o zrozumieniu rzeczywistości. Dlatego zrozumienie rzeczywistości jest tak ważne. Jeżeli mamy współczucie, to znaczy, że życzymy innym wolności od problemów i jesteśmy gotowi wziąć je na siebie. Znaczy to, że jesteśmy gotowi sami doświadczyć ich cierpienia. Nie w taki sposób, że po prostu bierzemy to cierpienie i odrzucamy, wyrzucamy, tylko w taki sposób, że faktycznie bierzemy je na siebie i ono w nas jest, przez nas przechodzi.

Na całkiem początkowym poziomie jest to nieobawianie się, że cudze cierpienie będzie wprawiało nas w smutek. Oczywiście to jest smutne, że ktoś ma raka czy Alzheimera, jest to bardzo smutne. Wykonywanie tego rodzaju praktyki w taki sposób, że jesteśmy jakby w zbroi, która nas zupełnie oddziela od cudzego cierpienia, nie jest prawidłowe. Musimy umieć poczuć ból, poczuć smutek drugiej osoby i zobaczyć te rzeczy, czyli cierpienie czy ból, w kategoriach natury umysłu, jako na przykład fale na powierzchni umysłu. Dojść do podstawowej, fundamentalnej natury umysłu, czyli takiego dogłębnego doświadczenia, którego podstawową jakością jest radość i szczęście. Dopiero na tej podstawie jesteśmy w stanie emanować radość i szczęście.

Tak więc nie mając urzeczywistnienia, nie praktykowawszy wiele mahamudry, bardzo trudno jest szczerze praktykować tonglen. Oczywiście nie chcę nikogo zniechęcać do tej praktyki, bo nawet wykonywanie jej na bardzo początkowym etapie, gdy jesteśmy bardzo początkujący, jest niezwykle pożyteczne, pomocne. Musimy sobie zdawać sprawę z tego, że aby faktycznie być w stanie przyjąć na siebie doświadczenie cierpienia innych, rozpuścić je i z głębi własnej natury umysłu móc dać innym, podzielić się z innymi radością i szczęściem, to jest to bardzo trudna, bardzo zaawansowana praktyka. Jeżeli spojrzymy na tę praktykę w ten sposób, to na dobrą sprawę jest to dla nas praktyka mahamudry.

Możemy spytać, jaki jest z tego pożytek dla innych. Skoro każdy ma swoją karmę, to w jaki sposób możemy wziąć na siebie cudzą karmę za pomocą praktyki tonglen. Nasze podejście powinno być bardzo realistyczne. Aby karma dojrzała, potrzebne są pewne warunki. To, co my możemy zrobić, to sprawić, żeby zaistniały warunki, które pomogą w tym, żeby dana karma dojrzała. A więc jeżeli ktoś jest chory, to oczywiście karma tej choroby już dojrzała. To, co możemy zrobić, zależy od rodzaju choroby, od rodzaju tej karmy. Jeżeli ktoś jest na przykład od urodzenia niewidomy, to nie jesteśmy w stanie przywrócić mu wzroku. Jeżeli jednak jakaś choroba jest uleczalna, to aby mogła być uleczona, muszą zejść się pewne warunki. Ktoś musi mieć karmę, która umożliwi mu wyleczenie. To, co możemy zrobić, to sprawić, żeby dojrzały pewne warunki, dzięki którym te osoby wytworzą wokół siebie pozytywne okoliczności, które umożliwią wyleczenie.

Kiedy na przykład robimy pudżę Buddy Medycyny - jak to działa? Budda Medycyny to nie wszechmocny bóg, który leczy nas z chorób. Dzięki temu, że składamy ofiary, wykonujemy praktykę, gromadzimy zasługę, wytwarzamy warunki, pewne okoliczności, które sprawiają, że negatywna karma dojrzewa w o wiele bardziej łagodny sposób w przypadku chorób trwających, chronicznych. Pozytywny stan umysłu, w którym wykonujemy tę praktykę, wytwarza pozytywne okoliczności, w których jest możliwe wyleczenie, jest możliwe dojrzenie dobrej karmy, która umożliwi wyleczenie. Inspiracja ze strony Buddy Medycyny, czyli jasnego światła naszego umysłu, pozwoli zaktywizować dobry, pozytywny potencjał, który mamy. Pozwoli go wydobyć na powierzchnię, tak że on dojrzeje i stanie się możliwe wyleczenie. Inspiracja to innymi słowy błogosławieństwo. Modlimy się o błogosławieństwo do Buddy Medycyny. Mamy bardzo potężny, pozytywny stan umysłu i chcemy wyleczenia, po to żeby móc pomagać innym. Dzięki tej bardzo pozytywnej motywacji, dzięki temu pozytywnemu stanowi umysłu, negatywne stany dojrzewają w sposób o wiele bardziej łagodny, natomiast pozytywne możliwości mogą się wzmocnić, silniej przejawić. Z kolei inspiracja płynąca ze strony jasnego światła umysłu, które jest reprezentowane przez Buddę Medycyny, to energia, która umożliwia, żeby to wszystko się zdarzyło, żeby zadziałało.

To samo dzieje się z praktyką tonglen. To, co my robimy dobrego, umożliwia innej osobie, żeby jej negatywna karma dojrzała w bardziej umiarkowany, złagodzony sposób, a jej pozytywna karma dojrzała mocniej. Z kolei inspiracja ze strony jasnego światła naszego umysłu, energia którą przekazujemy w tej praktyce innym, pozwoli zaktywizować ten cały proces. Oczywiście inne osoby nie muszą wiedzieć, że wykonujemy w ich intencji jakąś praktykę; nie powinny tego wiedzieć! Energia, którą w to wkładamy, pozwala zaktywizować cały proces i ich pozytywna karma może szybciej dojrzeć.

Abyśmy byli w stanie faktycznie wziąć na siebie cudze cierpienie, odczuć je i w naturalny sposób rozpuścić w jasnym świetle naszego umysłu, wymaga to bardzo silnej energii bodhiczitty. Musimy bardzo mocno rozwinąć naszą bodhiczittę, żeby mieć energię, by to zrobić. Musimy też mieć inspirację ze strony naszych nauczycieli. Tak więc zanim zabierzemy się do faktycznej praktyki tonglen, musimy przejść przez wszystkie wcześniejsze stadia. To bardzo ważne; są praktyki wstępne do tej praktyki. Na pewno musimy w sobie mieć miłującą dobroć i współczucie, żeby w ogóle obchodziło nas cudze cierpienie czy cudze problemy.

Mówię o głębokich poziomach tej praktyki, bo wiem, że już dostaliście wiele nauk na ten temat. Potrzebujemy miłości i współczucia, dobrego serca, nie tylko po to, żeby w ogóle zainteresować się cudzymi problemami, ale potrzebujemy tej bardzo silnej energii współczucia po to, żeby móc dostać się do bardzo subtelnego poziomu naszego umysłu, po to żeby móc dotrzeć do tego najgłębszego poziomu naszego umysłu - do poziomu jasnego światła - i dzięki tej energii być w stanie naprawdę innym pomóc.

Jak powiedziałem, praktyka tonglen to bardzo głęboka praktyka i proszę, nie trywializujcie jej. Ta praktyka opiera się na zrozumieniu pustki, co też jest bodhiczittą. Jeżeli nie mamy tego zrozumienia, jeżeli myślimy o sobie w kategoriach bardzo solidnego, sztywnego "ja", to wówczas będziemy się obawiać brania na siebie cudzego cierpienia. Tak więc musimy umieć rozpuścić to bardzo silne, sztywne poczucie niezależnego "ja". Kiedy bierzemy na siebie cudze cierpienie, to faktycznie doświadczamy go, ale jesteśmy w stanie poradzić z nim sobie. Mamy bowiem przynajmniej podstawowe zrozumienie pustki, mamy doświadczenie w praktyce mahamudry i potrafimy rozpuścić cierpienie w jasne światło umysłu. Dotarliśmy do źródła radości i szczęścia, do natury naszego umysłu, mieliśmy to doświadczenie i możemy się nim dzielić z innymi.

Możemy zadać sobie pytanie, w jaki sposób ja mógłbym odczuwać cudze cierpienie? Podstawą jest bardzo silne życzenie - chcemy sami doświadczyć cudzego cierpienia. To działa jako okoliczność do tego, żeby nasza negatywna karma dojrzała jako cierpienie. Chcemy żeby to się zdarzyło, po to, żeby móc ją wypalić. To inny aspekt dotyczący praktyki tonglen. Branie cudzego cierpienia na siebie to nie wzięcie kanapki, którą ktoś nam daje, i zjedzenie jej. To coś o wiele bardziej subtelnego. To wszystko działa w kategoriach różnych warunków i okoliczności.

Mój nauczyciel, Serkong Rinpocze, zawsze kiedy uczył tej praktyki, używał pewnego przykładu, który sprawiał, że wszyscy czuli się bardzo nieswojo. Opowiadał o bardzo wielkim mistrzu, który wziął na siebie czyjś uraz głowy i zmarł. Opowiadał o tym szczegółowo za każdym razem, kiedy uczył tej praktyki. Chodziło mu o to, że jeżeli szczerze chcemy praktykować, to powinniśmy być gotowi na coś takiego, że weźmiemy na siebie cudze cierpienie i nawet umrzemy. My, uczniowie, za każdym razem pytaliśmy nauczyciela: "Jak to, gdybyś na przykład ty wziął na siebie cierpienie powiedzmy psa i zmarł od tego, to byłaby to wielka szkoda". Na co on odpowiadał takim przykładem: jeżeli jakiś astronauta zginie w przestrzeni kosmicznej, to zostanie uznany za bohatera i wszyscy, tzn. rząd i różne organizacje, będą się troszczyć o jego rodzinę. Tak samo jeżeli nauczyciel zrobi coś takiego, to ten akt doprowadzi go do oświecenia albo tak blisko do oświecenia, że to jego osiągnięcie wywrze wpływ na uczniów.

To, co jest może bardzo niezwykłe, to to, że mój nauczyciel, który tyle razy o tym mówił, faktycznie zmarł w taki sposób, właśnie robiąc praktykę tonglen. Był to bardzo trudny rok dla J.Ś. Dalajlamy. Wystąpiło bardzo poważne zagrożenie życia Dalajlamy, które zobaczył Serkong Rinpocze (Rinpocze był jednym z nauczycieli Dalajlamy). Rinpocze wezwał do siebie jednego ze swoich starszych tybetańskich uczniów, powiedział mu, że coś takiego widzi i że musi to odsunąć od Dalajlamy, ale żeby on o tym nie rozpowiadał. Tak się złożyło, że ja sam nieco wcześniej zabrałem Serkonga Rinpocze do lekarza, ten go dokładnie przebadał i stwierdził, że Rinpocze jest w doskonałym zdrowiu. I oto nagle pewnego dnia Serkong Rinpocze skończył szybciej swoje nauki (udzielał tych nauk w górach w bardzo odludnym miejscu), udał się w inne miejsce do czyjegoś domu i na różne sposoby dał do zrozumienia co się stanie, chociaż nikt wtedy tak tego nie widział, nie interpretował tego w ten sposób. Na przykład po drodze zatrzymał się w swoim klasztorze, złożył ofiary, powiedział swoim mnichom, że bardzo ich prosi, żeby przebywali w tym klasztorze, żeby w nim pozostawali, żeby w nim praktykowali, a jeżeli chcą się z nim jeszcze zobaczyć, to żeby przyszli do domu, do którego właśnie zmierzał. Później udał się do tego domu, posprawdzał czy wszystko jest pozałatwiane, czy na najbliższe tygodnie jest zrobione to wszystko, co miało być zrobione, wykonał swoją wieczorną praktykę i położył coś na swoim łóżku. Zanim udał się do swojego pokoju, zaprosił do pokoju tego starszego ucznia, którego poinformował o całej sprawie, usiadł w bardzo szczególnej pozycji (nie w takiej, w jakiej układał się do snu) i zaczął praktykę tonglen.

Było to naprawdę niesamowite, ponieważ dokładnie w tym samym czasie, dokładnie o tej samej godzinie, J.Ś. Dalajlama był w samolocie lecącym do Genewy. Na to samo lotnisko, w tym samym czasie, innym samolotem leciał Arafat. Władze w Genewie były bardzo zaniepokojone, obawiały się terrorystów i mówiły, że nie są w stanie zagwarantować bezpieczeństwa Dalajlamie. Dokładnie wtedy, kiedy Serkong Rinpocze wykonywał swoją praktykę, Arafat, który już był w samolocie do Genewy, zmienił swoją decyzję - jego samolot zawrócił i nie wylądował w Genewie.

Dalajlama bezpiecznie przybył do Genewy, a ta karma trudności, która miała się pojawić, pojawiła się, tyle że w bardzo złagodzonej formie. Na lotnisku było wiele zamieszania, zgubił się samochód... Tak więc ta negatywna karma dojrzała, tyle że w bardzo złagodzonej formie. Serkong Rinpocze wziął na siebie tę przeszkodę i to w ten sposób przyspieszyło jego karmę, że umarł. Miał wtedy 69 lat, co nie było tak dużo. To była największa rzecz, jaką mógł zrobić dla J.Ś. Dalajlamy. Na pewno przykład tego, co zrobił Serkong Rinpocze, bardzo zainspirował wszystkich jego uczniów, bo był to przykład wielkiej bodhiczitty. Zastanawiam się teraz, czy przypadkiem Serkong Rinpocze, który na pewno potrafił przewidzieć przyszłość, co wiele razy widziałem, czy gdy podawał ten przykład przy nauczaniu praktyki tonglen, nie było to zarazem przygotowaniem uczniów na to, co miało się stać z nim samym.

Tak więc tonglen działa w ten sposób, jeżeli mamy z kimś bardzo silny karmiczny związek. Serkong Rinpocze miał taki związek z Dalajlamą; w dzieciństwie Dalajlamy był jego nauczycielem.

Odpowiadając na wcześniejsze pytanie, ważna rzecz to posiadanie odwagi, chęci wzięcia na siebie choroby na przykład brata, żeby on mniej cierpiał. To, co ty możesz robić w momentach rzutów chorobowych brata, może nie sprawi, że choroba zniknie, ona będzie, natomiast możesz pracować ze swoim bólem i z uczuciem paniki czy lęku, który się pojawia. Wyobrażaj sobie, że jesteś wielkim, olbrzymim oceanem i ten ból czy niewygoda, którą odczuwasz, jest jak fala na oceanie. Ty utożsamiasz się z całym oceanem, z nieporuszoną głębią.



Pytanie: .............

Odpowiedź: Nie ma tutaj żadnej sprzeczności. Kiedy praktykujemy, to nasza praktyka stwarza takie warunki dla tej osoby, dla której robimy praktykę, że w tej osobie dojrzewa jakiś głębszy dobry karmiczny potencjał, który umożliwia wyzdrowienie.



Pytanie: ..........

Odpowiedź: Trudno jednoznacznie na to odpowiedzieć, na pewno doświadczenia są różne. Jeżeli praktykuję z nastawieniem, że biorę na siebie cały trąd całego świata, po to żebym ja był uzdrowiony z trądu, to to nie zadziała. Takie myślenie, nawet podświadome, będzie przeszkodą. Podstawą musi być autentyczne, szczere współczucie. W większości przypadków ta praktyka nie podziała, ponieważ nie mamy tak silnego karmicznego związku z innymi. Dlatego tak ważne są te modlitwy: "obym był w stanie pomóc wszystkim istotom we wszystkich moich żywotach", bo dzięki temu ustanawiamy karmiczny związek z innymi. Jeżeli w poprzednich żywotach nie modliliśmy się dość szczerze czy dość mocno, to nie będziemy mieć ze wszystkimi takiego związku karmicznego i to po prostu nie będzie działało.

Jaki jest cel tej praktyki? Z jednej strony na pewno celem jest pomaganie innym. Po to ją robimy. W większości przypadków jednak ona nie zadziała. Pomoże nam ona jednak osiągnąć oświecenie. W jaki sposób? To, co jest tu bardzo ważne, to rozwinięcie odwagi wzięcia na siebie cudzych problemów. Jako buddowie czy bodhisattwowie musimy umieć zmierzyć się z problemami innych, a one są naprawdę straszne. A więc musimy ćwiczyć się w odwadze brania na siebie cudzych trosk i nieszczęść. Tak więc praktyka pomaga nam przezwyciężyć nastawienie troszczenia się tylko o siebie, o to, żeby się nie ubrudzić, żeby nie mieć nic wspólnego z cierpieniem innych. Chodzi o przezwyciężenie postawy niechęci wobec na przykład odwiedzania chorych w szpitalu czy w domu starców. Ponieważ dla nas samych jest to zbyt smutne, wprawia nas w depresję, więc nie chcemy z tym mieć nic wspólnego. W Dzięki praktyce możemy przekroczyć owo bardzo silne poczucie "ja", które leży u podstaw egoistycznego nastawienia troszczenia się wyłącznie o siebie.

Nie wiem, jakich uczyliście się wizualizacji do praktyki tonglen, ale wizualizacje, jakie stosowali Serkong Rinpocze i J.Ś. Dalajlama, były naprawdę przerażające. Można wizualizować czarne światło, które w nas wnika. Można też sobie wyobrażać, że bierzemy na siebie różne nieczyste, paskudne substancje, jakiś brud, ropę, tłuszcz, wszystko to, co jest bardzo nieprzyjemne, rzeczy, które budzą naszą odrazę, z którymi nie chcemy mieć do czynienia.

Krok następny to wyobrażanie sobie jeszcze gorszych substancji, wyobrażanie sobie moczu, wymiocin, biegunki, krwi, jakichś takich paskudnych rzeczy, których normalnie nie chcemy dotykać. Jeżeli na przykład jest jakiś wypadek na ulicy, to wolimy się nie zbliżać, nie dotykać, nie pobrudzić się cudzą krwią. Nie chcemy sprzątać cudzych wymiocin itd. Więc tutaj wyobrażamy sobie, że te rzeczy przyjmujemy w siebie, żeby pokonać to egoistyczne nastawienie, że nie chcemy mieć z tym nic wspólnego.

Potem wyobrażamy sobie takie rzeczy, które nas najbardziej przerażają - to oczywiście indywidualna sprawa - jakieś pająki, skorpiony, węże, szczury. Wyobrażamy sobie, że cierpienie innych wchodzi w nas właśnie w tej postaci. Znowu ma to na celu przekroczenie poczucia solidnego "ja", które nie chce mieć do czynienia z niczym nieprzyjemnym.

Tak więc praktyka tonglen jest praktyką bardzo zaawansowaną i bardzo głęboką. Bo żeby faktycznie dotrzeć do poziomu jasnego światła umysłu, musimy umieć rozpuścić wszystkie nasze lęki, wszystkie nasze obawy, wszystkie nasze tego typu nastawienia. Oczywiście nawet na bardzo początkowym etapie ta praktyka jest bardzo pożyteczna. Ponieważ na bardzo początkowym etapie to, co robimy, to zaczynamy traktować cudze problemy poważnie, a to jest bardzo ważny krok. Traktujemy innych poważnie. Branie na siebie cudzego problemu znaczy, że chcemy poważnie potraktować cudze kłopoty, chcemy coś z nimi zrobić, traktujemy je tak, jak by to były nasze własne sprawy.

Widzimy jakiegoś bezdomnego człowieka na ulicy, który nie ma gdzie się podziać, nie ma co jeść, coś go boli. Traktujemy go poważnie, zastanawiamy się, jak my byśmy się czuli w takiej sytuacji. I próbujemy znaleźć jakieś rozwiązanie, jakoś sobie z tym poradzić. Kiedy przychodzi nasz przyjaciel, żeby nam się zwierzyć ze swoich kłopotów, traktujemy go poważnie, zastanawiali się nad jego kłopotem tak jak nad własnymi problemami. To bardzo ważne. To jest początkowy etap tej praktyki; jest na nim bardzo ważne, żeby tak poważnie traktować innych. Cały mój poprzedni wywód miał służyć temu, żebyście zrozumieli, że praktyka tonglen to nie tylko ten początkowy etap, ale o wiele bardziej głęboka praktyka. Praktyka tonglen to główna część, podstawa praktyki siedmiopunktowego treningu umysłu.

Kiedy chcemy brać na siebie cudze cierpienie, nie powinniśmy popadać w skrajność i robić z siebie ofiary. Nie powinniśmy myśleć o tym, żeby zostać świętym, wziąć na siebie całe cierpienie ku chwale buddy. Nie powinniśmy też myśleć, że jako skutek brania na siebie cudzego cierpienia, sami będziemy cierpieć i o to chodzi. Nie powinniśmy też brać na siebie cudzego cierpienia dlatego, że czujemy się bardzo źle, mamy o sobie bardzo złe mniemanie i chcemy sobie jeszcze "dołożyć". Nie taka ma być nasza motywacja. Oczywiście możemy pamiętać o przykładzie Chrystusa, który wziął na siebie cierpienia ludzkości - to była też tego typu praktyka. Jezus na pewno był gotowy, żeby faktycznie wziąć na siebie cierpienie, był gotowy cierpieć za innych i nie lękał się tego. Z buddyjskiego punktu widzenia nie powinniśmy zachowywać się jak bóg w tym sensie, żeby zapobiegać cierpieniu całego wszechświata właśnie w ten sposób, biorąc je na siebie. Owszem, staramy się wzbudzić w sobie poczucie "ja jestem gotów wziąć na siebie cierpienie, żebyś ty nie musiał cierpieć". Ważne jest, żeby nie rozdmuchiwać swojego poczucia "ja" i myśleć, że jesteśmy tacy wielcy, święci i możemy zbawić świat. Powinniśmy wykonywać tę praktykę z nastawieniem, że chcemy sprawić, by cudzy negatywny potencjał dojrzał w tej osobie w złagodzonej formie.

Tak więc mamy materiał do przemyśleń, zwłaszcza jeżeli przywołamy tutaj jeszcze przykład Chrystusa. Możemy widzieć podobieństwa i różnice. Na pewno nie robimy tego po to, żeby karać siebie, żeby dokładać sobie więcej cierpień. Celem tej praktyki jest rozwinięcie odwagi i troski o innych, nawet w bardzo trudnych sytuacjach.



Trzeci punkt to przekształcanie niesprzyjających okoliczności w ścieżkę do oświecenia. Praktyka ta ma różne części. Jedna dotyczy naszych myśli, inna naszych działań. Jeśli chodzi o aspekt myśli, to chodzi tutaj nie tylko o nasze zachowania, ale także o nasze poglądy na rzeczywistość. Znowu nie będę omawiać szczegółów, ponieważ już wielokrotnie słyszeliście te nauki, ale jeżeli chodzi o nasze zachowanie, to musimy pamiętać, że ważne jest to, iż wszelkie problemy, wszelkie kłopoty, biorą się z tego, że skupiamy się tylko na sobie. Natomiast wszystkie pozytywne sytuacje są możliwe wtedy, kiedy myślimy, troszczymy się przede wszystkim o innych. Kiedy pojawia się jakiekolwiek cierpienie, powinniśmy widzieć, że jedynym winowajcą jest egoizm.

Co sprawia kłopoty? Na przykład jesteśmy zaproszeni do czyjegoś domu na posiłek i dostajemy to, czego nie lubimy. Cierpimy, jesteśmy nieszczęśliwi. Tak więc jest tutaj przeciwna, negatywna sytuacja. W jaki sposób możemy przekształcić tę sytuację, żeby stała się pozytywna, żeby nam pomagała na ścieżce? Zobaczmy, w czym tkwi błąd, dlaczego cierpimy. Jeżeli myślimy w ten sposób: "Och, ta okropna osoba zrobiła coś, czego nie znoszę" i całą winę przypisujemy drugiej osobie, to problem w tym, że myślimy w tym momencie wyłącznie o sobie. Nie myślimy o tym, że ktoś przygotowała posiłek z myślą o nas i chciał nam sprawić przyjemność, a nie przykrość. Tak więc tylko dlatego, że myślę ciągle tylko o sobie, pojawia się jakiś problem, cierpię i jestem nieszczęśliwy. Żeby wykorzystać tę sytuację na ścieżce, powinniśmy użyć jej do tego, żeby zobaczyć, kto tu jest winowajcą. Winowajcą jest nasze nieustanne zainteresowanie sobą, swoim "ja".

Jak więc widzicie, struktura tego ćwiczenia jest bardzo podobna do praktyki tonglen. W głębokich wizualizacjach związanych z tonglen bierzemy na siebie (jak pamiętamy) wymiociny, odchody, różne nieprzyjemne rzeczy, z którymi zwykle nie chcemy mieć do czynienia. Pamiętając o tym nastawieniu, o braniu na siebie tego, co nie jest przyjemne, akceptujemy to, co nam zostało dane, mimo że nam to nie służy. Robimy to po to, żeby usatysfakcjonować osobę, która chciała nam sprawić przyjemność. Oczywiście są tutaj pewne wyjątki. Jeżeli jesteśmy alergikiem i jakiegoś rodzaju jedzenie spowoduje duże problemy, ponieważ jesteśmy na nie uczuleni, to nie powinniśmy na siłę tego jeść. Ale nawet w takiej sytuacji są sposoby, żeby w miły i zręczny sposób odmówić, biorąc pod uwagę uczucia osoby, której odmawiamy, a nie tylko myśleć o sobie i na przykład mówić: "co, chcesz mnie otruć, chcesz żebym umarł?". Nie powinniśmy ciągle myśleć w kategoriach "ja, ja, ja".

Innym sposobem na wykorzystanie niesprzyjających okoliczności na ścieżce jest widzenie w nich możliwości spalenia swojego negatywnego potencjału karmicznego. Aby osiągnąć oświecenie, musimy spalić cały swój negatywny potencjał. Dlatego róbmy to. Jeżeli mamy dużo dziurawych zębów, to zamiast chodzić do dentysty i codziennie tylko po parę minut pozwolić mu borować i leczyć zęby, idziemy i w jednej sesji robimy wszystko, żeby mieć to z głowy. Tak więc przyjmujemy to, co się pojawia, i wypalamy swoje negatywności od razu, nie boimy się. Niech to się dzieje i już! Nie tylko nie uciekamy przed tym, lecz nawet chcemy, żeby to się zdarzyło.

W trzecim punkcie podanych jest wiele różnych metod, o których na pewno słyszeliście, bo inni nauczyciele już o tym mówili. Jak widzicie, możemy tę praktykę powiązać z praktyką tonglen. Po prostu bierzemy na siebie wszystko od razu. Tak jak z pójściem do dentysty - niech zrobi wszystko, co jest do zrobienia, i niech to już jest zrobione.

Kiedy myślimy o braniu na siebie cierpienia innych, to w ten sposób odwracamy uwagę od siebie, od tego nieustannego skupiania się na sobie, od myślenia: oj, biedny "ja". To jak z matką. Jeżeli matka widzi, że dziecko jest chore, to bardzo często ma coś takiego w umyśle: "lepiej żebym to ja była chora, a dziecko było zdrowe, dlatego że ja o wiele łatwiej uporam się z tą chorobą niż dziecko". I oczywiście jeżeli mamy do czynienia z kimś, kto jest przeziębiony i troszczymy się o niego, to jesteśmy gotowi wziąć na siebie to przeziębienie, nie boimy się od niego zarazić. Nie powinniśmy być przy tym bardzo napięci i nie chcieć mieć nic do czynienia z żadną chorobą, bo - paradoksalnie - łatwiej może nam się coś przytrafić. Matka Teresa mówiła tak wszystkim osobom, które przychodziły, żeby z nią pracować. Mówiła: "Musicie być gotowi też się zarazić trądem, jeżeli nie ma w was tej gotowości, to nie macie czego tutaj szukać". A tak naprawdę, im bardziej boimy się, że złapiemy na przykład trąd, tym więcej mamy szans, żeby to się faktycznie wydarzyło. Z kolei im mniej się tego boimy, tym większa szansa, że się nigdy nie zarazimy. To taka ironia losu. Jest tak dlatego, że im bardziej jesteśmy zrelaksowani, wyluzowani, tym bardziej rzeczy mogą przechodzić przez nas, nie dotykając nas. Jeżeli natomiast bardzo się boimy, jesteśmy bardzo napięci, obawiamy się, że coś wydarzy się nie po naszej myśli, że coś będzie nie tak, to najprawdopodobniej coś będzie źle. Na przykład ma do nas przyjść ktoś, kto jest dosyć nieprzyjemny i boimy się, już wcześniej myślimy, że na pewno powie lub zrobi coś okropnego. Ponieważ w ten sposób myślimy i jesteśmy bardzo spięci, to niejako wywołujemy tę jego nieprzyjemną reakcję. Tak to działa. Jeżeli natomiast jesteśmy gotowi na wszystko, jesteśmy przygotowani, że coś nieprzyjemnego może się wydarzyć, ale jesteśmy rozluźnieni, to nasz stan umysłu najprawdopodobniej tak wpłynie na te drugą osobę, że niczego paskudnego nie zrobi.

Jeden z podpunktów punktu dotyczącego przekształcania niesprzyjających okoliczności w ścieżkę mówi o poglądzie na temat pustki, na temat rzeczywistości. Jest wiele możliwości wyjaśnienia tego podpunktu, w zależności od tego, jak opisuje się pustkę. Na pewno nie powinniśmy sądzić, że cierpienie nie istnieje i dlatego nie masz prawa cierpieć. W poglądzie dotyczącym pustki chodzi o to, żeby z cierpienia nie robić jakiegoś potwora, żeby nie urastało ono do rangi jakiejś wielkiej sprawy, tylko żeby zobaczyć, że jest złożony z różnych przyczyn i okoliczności, jest współzależny. Jest to po prostu doświadczenie, które może się pojawić w umyśle. Nic wielkiego. Oczywiście, znowu potrzeba naprawdę dużo zrozumienia, żeby pogląd o pustce móc zastosować do cierpienia.

To było na temat przekształcania niedobrych rzeczy za pomocą myśli, a teraz będzie o czynach. Tutaj jest mowa o czterech rzeczach.

Pierwsza to gromadzenie zasługi, ale to głupie tłumaczenie. Raczej chodzi o wzmacnianie naszego pozytywnego potencjału. W jaki sposób? - Przez robienie pozytywnych rzeczy. W ten sposób możemy usuwać negatywny potencjał. Na przykład jeżeli miała miejsce jakaś wielka katastrofa, to zamiast popadać w depresję i wzmacniać stronę negatywną, możemy starać się być pozytywni, na przykład pomagać ludziom i w ten sposób przekształcić negatywną sytuację.

Drugi sposób to oczyszczanie naszych negatywnych karmicznych potencjałów. To znaczy jeżeli działaliśmy w jakiś negatywny sposób, na przykład zraniliśmy kogoś i teraz pojawiło się poczucie winy, cierpimy, możemy zmienić tę sytuację w pozytywniejszą dzięki na przykład wykonaniu praktyki oczyszczającej. Zamiast wpadać w jakieś straszne poczucie winy, powinniśmy przyznać się do tego, że faktycznie popełniliśmy błąd. Nie jesteśmy złą osobą, żałujemy że zachowaliśmy się w taki sposób. Myślimy: wolałbym tak nie postąpić i nie mieć tego poczucia winy, będę się starać nie robić tego więcej; będę starać się robić rzeczy, które będą przeciwwagą dla tych złych rzeczy, które się stały.

Następnie jest kolejny sposób, który jest dosyć trudny do zrozumienia, dlatego skupimy się na nim bardziej. Tekst mówi: czynienie ofiar złośliwym duchom po to, żeby na nas sprowadzały jeszcze więcej cierpienia. Innymi słowy, tak jest to zwykle tłumaczone, składanie ofiar złośliwym duchom. Są jakieś złośliwe duchy i chcemy, żeby nam przysparzały jeszcze więcej kłopotów. Przyjrzyjmy się tej metodzie składania ofiar złośliwym duchom. Jest bardzo miła praktyka, którą można tutaj zastosować; jest to praktyka, która na Zachodzie została bardzo szczegółowo opracowana przez zachodniego nauczyciela, kobietę Tsultrim Allione, która ma na tym polu duże zasługi.

Jeżeli jesteśmy bardzo nieszczęśliwi, w depresji, wszystko źle się układa, to możemy sobie wyobrazić, że te problemy pochodzą od jakichś złośliwych duchów, demonów, że one nam je zesłały. Staramy się poczuć, że wewnątrz nas jest demon. Staramy się poczuć jakiś kształt, jak ten demon może wyglądać. Potem demon wychodzi z nas i siada na poduszce przed nami. Pytamy go: "czego sobie życzysz?". I demon odpowiada, czego potrzebuje. Mówi na przykład: "Chcę, żeby ludzie zwracali na mnie więcej uwagi, żeby mnie lubili, żeby mnie kochali" - to wszystko, co nas nachodzi, te wszystkie myśli, które nas nawiedzają. Chcę być zdrowy, chcę być ciągle młody - te wszystkie uporczywe myśli, które mamy. I potem karmimy demona. Dajemy mu to, czego pragnie. Chcesz miłości - kocham cię. Chcesz energii, chcesz młodości - cokolwiek to jest, daję ci to. To jest bardzo potężna i pożyteczna praktyka. Kiedy demon jest zaspokojony, odchodzi. Karmienie naszego demona to bardzo skuteczna metoda.

Sądzę, że bardzo ważny jest sposób, w jaki rozpoczynamy praktykę i jak z niej wychodzimy. Dotyczy to każdej praktyki. To tak jak wchodzenie i wychodzenie z programu komputerowego - musimy to zrobić prawidłowo, w przeciwnym razie komputer się psuje. Tak samo jest z praktyką. Musimy wchodzić i wychodzić z praktyki w łagodny sposób, ponieważ podczas praktyki pracujemy z naszymi emocjami i jeżeli nie zrobimy odpowiedniego wejścia i wyjścia, możemy "popsuć się". Sposób żeby wejść i wyjść, to skupienie się na oddechu. To jest skupienie się na tym, jak powietrze wchodzi i wychodzi przez nasz nos. Inny sposób to skupienie się na tym, jak podnosi się nasz brzuch, kiedy oddychamy. Dzięki tym metodom jesteśmy w większym kontakcie z naszym ciałem, z ziemią, z gruntem. Kiedy praktykujemy z emocjami, jest to bardzo ważne. W przypadku kiedy mamy do czynienia z bardzo silnymi emocjami, lepszy jest ten sposób ze skupianiem się na brzuchu wznoszącym się i opadającym w rytmie naszego oddechu, ponieważ tam jest czakra pępka związana z elementem ziemi.

Potem następuje praktyka. Oddychamy. Oczy mogą być zamknięte lub patrzymy w dół. Staramy się zidentyfikować demona, który w nas siedzi, zobaczyć, co sprawia nam najwięcej emocjonalnych kłopotów. Nie analizujemy tego, tylko staramy się poczuć. Staramy się poczuć, co to jest, co sprawia, że czujemy się nieswojo. Co nam przeszkadza, nawiedza nas. Staramy się wyobrazić sobie, jaką to może mieć formę, kształt. Czy jest oślizgłe, czy włochate. To jest to, co ciągle w nas krzyczy: ja chcę, chcę, chcę! Teraz wyobrażamy sobie, że nasz demon wychodzi i siada przed nami na poduszce. Pytamy go: czego chcesz? Odpowiada: chcę być kochany itd. Teraz wyobrażamy sobie, że z głębi serca dajemy to demonowi, karmimy go. Chcesz być akceptowany, chcesz być kochany - czegokolwiek chcesz, masz to. Karmimy go tak długo, aż będzie całkowicie usatysfakcjonowany. Demon odchodzi zadowolony. To bardzo ciekawe ćwiczenie. W świetle tego ćwiczenia widzimy sens tego, co jest powiedziane w tekście: "jeżeli jest trudna sytuacja, karm demona".

Tak więc ważne jest, żeby patrzeć głębiej niż mówią litery tekstu. Jeżeli przyjmiemy Schronienie w buddzie, w dharmie i mamy do tego zaufanie, to mamy też zaufanie do metod. One nie są dziwaczne, tylko jest w nich jakiś sens. Tak więc jest to sposób, którego możemy używać w sytuacjach, kiedy nawiedza nas uporczywa myśl: chcemy być akceptowani, chcemy być kochani, chcemy odnieść sukces. Cokolwiek takiego uporczywego się pojawia, możemy zastosować tę metodę.

Czwarta metoda to modlitwy do strażników dharmy, proszenie strażników dharmy o oświecającą aktywność. Prosimy ich o to, żeby sprowadzili na nas więcej cierpienia i zniszczyli w ten sposób naszą troskę o własne "ja". Strażnicy dharmy, ci na których możemy polegać, ale również tacy, na których nie możemy polegać, nieoświeceni, funkcjonują w następujący sposób. Strażnicy dharmy, na których nie możemy polegać, działają tak, że składamy im ofiary i oni powodują, że nasz pozytywny potencjał dojrzewa. W momencie, kiedy nasz pozytywny potencjał wyczerpie się, wtedy już nam nic nie pozostanie do oczyszczenia. Strażnicy dharmy, na których możemy polegać, to tacy, którym składamy ofiary, robimy im pudże itd. i oni powodują, że nasz negatywny potencjał dojrzewa, ale w złagodzony sposób. Tak więc przeszkody, które mogłyby się pojawić w jakiejś poważniejszej formie, pojawiają się w prostszej i wypalają się. To co pozostaje, to nasz pozytywny potencjał i rzeczy dobrze się układają.

Jeździłem po świecie jako tłumacz ze swoim nauczycielem, Serkongiem Rinpocze. Zawsze przed wyruszeniem w świat robiliśmy pudżę strażników. Na początku naszej podróży zawsze coś się nie układało, ale była to błaha sprawa. Na przykład raz jechaliśmy pociągiem z Dharamsali do Delhi i okazało się, że nie było rezerwacji, choć zrobiliśmy ją wcześniej. Jedyne dwa wolne miejsca były obok toalety, a więc bardzo nieprzyjemne. Były to miejsca dla Rinpoczego i dla mnie; tybetańscy służący musieli leżeć na podłodze. Tak więc na początku każdej naszej wyprawy pojawiał się jakiś utrudniający drobiazg, ale później, przez resztę trasy, wszystko układało się już dobrze.

Kiedy więc robimy pudżę strażników, prosimy o to, żeby pojawiały się przeszkody, ale w złagodzonej formie, w takiej którą jesteśmy w stanie znieść, żeby były to sytuacje, którym możemy sprostać. Nie może być to coś, co nas zupełnie załamie. Prosimy, żeby wszystkie negatywne rzeczy wypalały się. Tak więc nie jest to jakieś modlenie się do bogów o to, żebyśmy zdali egzamin czy coś takiego, ale modlimy się do buddy czy do strażników, żeby nasza negatywna karma wypalała się, żeby pojawiała się w łagodny sposób i żeby później już jej nie było. Jest to bardzo praktyczne.



Czwarty punkt z siedmiu - skondensowanie praktyki w ciągu jednego życia. Możemy to robić w tym życiu i w czasie śmierci. To, co robimy w trakcie życia, to jest po pierwsze intencja. Na przykład budzimy się rano i myślimy: obym mógł rozwijać się, pomagać innym, podążać ścieżką itd. Przypominanie sobie o intencji jest bardzo ważne nie tylko wtedy, kiedy wstajemy, ale przez cały dzień, kiedy pojawiają się trudne sytuacje. Na przykład kiedy nasze dzieci krzyczą, biją się i chcemy wkroczyć do pokoju, żeby zrobić z nimi porządek, powinniśmy najpierw przypomnieć sobie intencję: chcemy je uspokoić, ale chcemy to zrobić w mądry sposób, nie chcemy ich skrzywdzić, nie chcemy sami poczuć się kimś ważnym i lepszym; chcemy zadziałać jak najmądrzej w danej sytuacji. Albo wybieramy się na zakupy i przypominamy sobie naszą intencję: idziemy po to, żeby kupić to i to, nie będziemy ulegać naszej łapczywości, łakomstwu, wykupywać czekoladek i ciastek, które zobaczymy po drodze. Tak więc przypominanie sobie intencji jest bardzo praktyczne.

Metoda druga jest zwana metodą białych nasion. Chodzi tutaj o osłabianie naszego negatywnego potencjału i wzmacnianie pozytywnego. Jeżeli w naszym życiu wszystko układa się dobrze, to jest to skutek tego, że działaliśmy w sposób konstruktywny, zachowywaliśmy się dobrze. Natomiast jeżeli układa nam się kiepsko, to znaczy, że działaliśmy w sposób niedobry, destruktywny. A więc nasieniem, które powoduje jakieś niedobre, niesprzyjające sytuacje, jest nasze niedobre zachowanie. Natomiast nasieniem powodującym nasz dobrobyt i korzystne sytuacje, jest zachowanie pozytywne. Dlatego chcemy wzmacniać właśnie te białe nasiona.

Kolejna metoda to jest przyzwyczajenie się, oswojenie. Cokolwiek robimy, to chcemy żeby dzięki temu wzmocnił się nasz nawyk robienia rzeczy pozytywnych. Chodzi tutaj o przekształcenie różnych błahych i z pozoru neutralnych czynności w pozytywne. Na przykład kiedy jemy, możemy myśleć, że jemy po to, by wzmocnić ciało, byśmy byli zdolni pomagać innym. Kiedy ubieramy się, myślimy, że ubieramy się po to, żeby się nie pochorować, żebyśmy mogli pomagać innym. Te wszystkie neutralne sytuacje wykorzystujemy do praktyki dobra. Nawet kiedy kładziemy się wcześniej lub idziemy do kina, żeby się rozerwać, to myślimy o tym, że odpoczywamy po to, żeby móc lepiej pomagać innym. Żeby wzmocnić się, być w lepszym stanie i więcej zrobić dla innych. Oczywiście musimy być szczerzy. Nie powinniśmy na przykład siedząc nad wielką porcją lodów myśleć: wepchnę w siebie jeszcze więcej, żeby lepiej pomagać innym.

Następna metoda jest zwana "usunąć wszystko za jednym zamachem". Innymi słowy, jeżeli tylko pojawi się jakaś negatywna emocja: chciwość, pożądanie, gniew itp., chcemy pozbyć się tego od razu. To tak jak gdy kot skacze nam na stół i chce zjeść to, co tam mamy, od razu go zganiamy. Tybetańczycy używają wielu przykładów ze zwierzętami, uwielbiają to. Często są to bardzo pożyteczne przykłady. Mój nauczyciel używał takiego przykładu dotyczącego tej metody. Mówił, że tybetańskie na "za jednym zamachem" ma też takie konotacje, że ma się po prostu dość tego. Musimy mieć tak bardzo dosyć tego naszego nastawienia, tego myślenia wyłącznie o sobie, że chcemy się go pozbyć od razu, za jednym zamachem. To tak jakby mieć natarczywego komara w pokoju; chcemy się go pozbyć, bo mamy go naprawdę dosyć. Im bardziej mamy dosyć nastawienia wyłącznie na siebie, tym słabsze się ono stanie.

Następna metoda to modlitwa, żebyśmy byli w stanie dokonać tego wszystkiego. Nie chodzi o to, żeby modlić się do jakiegoś boga, żeby zrobił to za nas, ale chodzi o wyrażenie szczerego życzenia, żebyśmy byli w stanie dobrze praktykować. Pod koniec dnia myślimy: obym nigdy nie był oddzielony od bodhiczitty. Mój nauczyciel udzielił tutaj bardzo wspaniałej rady. Często ludzie proszą lamów, żeby się za nich modlili. Mój nauczyciel powiedział: nie proście lamów, żeby modlili się o to, żebyście byli zdrowi, żeby wasze interesy dobrze szły itd. O wiele lepsza rzecz, o którą powinniście prosić swoich lamów, żeby modlili się w waszej intencji, to to, żebyście jak najszybciej byli w stanie rozwinąć w sobie bodhiczittę. Oczywiście to musi być szczera modlitwa i nie może mieć na celu tego, żeby wywrzeć wrażenie na lamie. Myślę, że to powinno dać wam dużo do myślenia. Zwłaszcza jeżeli macie nawyk ciągłego proszenia o rzeczy, które chcecie mieć, na przykład rzeczy materialne. Proszę, żebym mógł pozbyć się egoizmu - tego rodzaju modlitwy powinniście mówić.

Jeżeli chodzi o moment śmierci, to znowu używamy tych samych pięciu mocy. Jest powiedziane, że jest to najlepsza phoła, czyli najlepszy sposób przeniesienia świadomości, niż zrobienie jakiegoś dramatycznego Disneylandu bez żadnego uczucia w praktyce, jakieś takie wysyłanie świadomości do krainy buddy bez uczucia, powierzchownie, nie wiedząc, co się dzieje, o co w tym wszystkim chodzi, bez prawidłowej motywacji itd. Lepiej w momencie śmierci skupić się na intencji: obym rozwinął bodhiczittę także w tej sytuacji, obym rozwinął ją w przyszłych żywotach, obym był w stanie pomagać innym również później; to bardzo ważne.

Czym jest phoła? Chęć przeniesienia się do jakiegoś czystego raju to nie buddyzm. To co chcemy zrobić, to przenieść, przetransformować swoją świadomość w stan oświecenia. Dlatego ta intencja, nieustanne przypominanie sobie o intencji "obym rozwinął bodhiczittę, obym był w stanie pomagać innym teraz i w przyszłych żywotach" to właśnie nakierowywanie się na oświecenie. To droga w tym kierunku. Białym nasieniem jest tutaj rozdanie przed śmiercią wszystkich swoich rzeczy innym - po to, żebyśmy w chwili śmierci nie mieli najmniejszego przywiązania do naszych pieniędzy, do posiadłości czy nawet naszego ciała.

Bardzo smutne jest uświadomienie sobie tego, co dzieje się z rzeczami ludzi, którzy umierają. Bardzo często osoby biją się, walczą o pieniądze czy dobra umierającej osoby i jest przy tym dużo zamieszania, albo też wszystkie cenne dla niej przedmioty uważają za niepotrzebne śmieci i wyrzucają je. Tak więc o wiele lepiej jest zrobić z tym wszystkim porządek jeszcze zanim umrzemy, żeby nie było później walk, kłótni, zamieszania. Po prostu porozdawać to wszystko, co może się komuś przydać. Podobnie z naszymi ważnymi dobrami - warto je zawczasu porozdawać. Lepiej porozdawać swoje rzeczy na przykład ubogim, niż żeby one wędrowały potem na śmietnik. Kiedy porozdawaliśmy wszystko przed śmiercią, wtedy możemy spokojnie odejść, nie lgniemy do naszych rzeczy.

Ważne jest też, żeby w jakiś sposób przekroczyć nasze przywiązanie i lgnięcie do ciała, kiedy umieramy. To nie jest łatwe. Są bardzo mocne praktyki, które temu służą. Nie ma sensu teraz zagłębiać się w nie, ale jeżeli w Polsce praktykuje się grzebanie zmarłych, to możemy na przykład wyobrazić sobie, że ofiarowujemy siebie robakom. Wyobrażamy sobie, że tak to będzie i dajemy swoje ciało robakom - smacznego! Tybetańczycy używają takich bardzo wstrząsających obrazów. Mówią na przykład, że jeżeli jesteśmy bardzo przywiązani do swojego ciała, to skutkiem tego przywiązania odrodzimy się jako jakiś robak, który jest blisko ciała. Jest to nieprzyjemne, więc lepiej się nie przywiązywać!

Kolejna moc to moc przyzwyczajenia się. W chwili śmierci zastosowanie jej polega na tym, że przez cały czas myślimy o tym, że chcemy rozwijać bodhiczittę i kiedy nasz umysł staje się coraz bardziej subtelny, ta myśl, to życzenie, będzie szło z nami dalej. Zwróćcie uwagę na to, że te nauki to dokładnie takie same nauki, jakie są podawane w najwyższych klasach tantry. Oświecenie to pełne urzeczywistnienie natury buddy, pełne urzeczywistnienie jasnego światła umysłu. W najwyższych klasach tantry jest powiedziane, że powinniśmy starać się umrzeć właśnie z takim życzeniem, żeby wejść w jasne światło umysłu, powinniśmy na to być nakierowani. Bodhiczitta to po prostu umysł nakierowany na oświecenie. To oświecenie możemy opisać za pomocą różnych słów, na przykład jasne światło umysłu itd. Więc jest to ten sam kierunek. Musimy rozpoznać, że kiedy w tantrycznych praktykach skupiamy się na jasnym świetle, myślimy o jasnym świetle, myślimy o tym, żeby połączyć się z nim w chwili śmierci, to jest to nic innego, jak bodhiczitta. Chcemy po prostu być jednym z bodhiczittą.

Moc usunięcia wszystkiego od razu jest w kontekście śmierci opisana jako zdolność nieprzywiązywania się do ciała. Powinniśmy być jak ptak, który odlatuje ze skały nie oglądając się za siebie. Po prostu odlatuje. Powinniśmy odejść tak samo. Ponieważ mamy dosyć naszych nienajlepszych zachowań wynikających z przeszkadzających uczuć, powinniśmy się starać umierając, o ile oczywiście mamy jakieś resztki świadomości, przypomnieć sobie nasze ślubowania czy przyjąć nasze ślubowania, a zwłaszcza pamiętać o ślubowaniu bodhiczitty.

Następna moc to modlitwa. To bardzo trudne. Jest to trudne, dlatego że jest powiedziane, że powinniśmy się modlić o odrodzenie w jakimś z piekieł po to, żeby wziąć tam na siebie cierpienie innych. Dzięki temu nie jesteśmy oddzieleni od bodhiczitty. W jaki sposób moglibyśmy być szczerzy w takim dążeniu, w takim życzeniu? Możemy widzieć ten punkt w świetle tego, co było powiedziane o proszeniu strażników o to, żeby pojawiały się coraz to nowe trudności, żebyśmy oczyścili nasz negatywny potencjał. Tak samo tutaj - prosimy o odrodzenie w piekle, bo jeżeli mamy taki potencjał, chcemy się go pozbyć raz na zawsze. Jeżeli ma to być piekło, kraina zwierząt czy jakakolwiek negatywna karma jeszcze w nas jest, chcemy, by ona dojrzała i żebyśmy byli od niej wolni i potem mogli skupić się tylko na bodhiczitcie. Bardzo ważne jest żeby sobie uświadomić, po co chcemy iść do piekła. Nie dlatego, że jesteśmy jakimś wielkim grzesznikiem. Chcemy się tam odrodzić po to, żeby móc pomagać innym. A żeby pomagać innym, musimy się pozbyć tego wszystkiego, co nam w tym przeszkadza. Chcemy się pozbyć wszystkich karmicznych przeszkód na drodze. Zamiast więc obawiać się różnych trudnych sytuacji, tych trudnych odrodzeń, powinniśmy zapraszać je po to, by oczyścić się z negatywnego potencjału karmicznego. Przy tym powinniśmy jeszcze myśleć: oby to wystarczyło, oby inne istoty nie musiały już się tak odradzać. Nie powinniśmy myśleć tylko o sobie. Tak jak to już było powiedziane w kontekście strażników dharmy, ponieważ nasza motywacja jest pozytywna, to negatywny potencjał dojrzeje w bardzo łagodny sposób. Dlatego jeżeli mamy bardzo silną motywację bodhiczitty, jeżeli z takim nastawieniem chcemy się odrodzić w piekle, to owszem, wpadniemy tam, ale będziemy jak piłeczka pingpongowa, która wpadnie na parę chwil, odbije się i będzie gdzie indziej. To działa w ten sposób tylko wtedy, jeżeli nasza motywacja jest szczera: "Chcę się pozbyć swoich wszystkich przeszkód po to, żeby móc lepiej pomagać innym". Jeżeli naszą motywacją jest: "Nie chcę długo pozostać w piekle, ponieważ boję się tego odrodzenia", wówczas to nie będzie tak działało.



Pytanie: Jeżeli jest w nas lęk przed odrodzeniem się w piekle, to czy nie należy tej praktyki robić?

Odpowiedź: Jeżeli boimy się odrodzenia w piekle, nie powinniśmy robić tej praktyki. Jest bardzo jasno powiedziane, że bodhisattwa z niższego poziomu nie powinien porywać się na praktyki bodhisattwy z wyższego poziomu. Lis nie powinien skakać tam, gdzie dosięgnie tylko lew. To bardzo trudna i bardzo zaawansowana praktyka, jak mówiłem na początku. Spośród omówionych pięciu mocy, na pewno możemy się skupić na bodhiczitcie, na przykład w chwili śmierci. Możemy porozdawać swoje rzeczy zanim umrzemy, żebyśmy nie byli do nich przywiązani. Na pewno nie powinniśmy umierać zostawiając za sobą bałagan, lecz powinniśmy starać się wszystko uporządkować. Stąd wniosek, że ponieważ umrzeć możemy w każdej chwili, wszystkie nasze rzeczy powinny być zawsze uporządkowane.


Do tej pory omówiliśmy w skrócie cztery pierwsze punkty siedmiopunktowego oczyszczania postaw umysłu. Są to: praktyki wstępne; faktyczny trening w bodhiczitcie, w którym duży nacisk jest położony na praktykę tonglen; przekształcanie niesprzyjających, przeciwstawnych okoliczności w ścieżkę do oświecenia; kondensacja praktyki w życiu i w chwili śmierci - w tym punkcie była mowa o pięciu mocach.



Punkt piąty - oszacowanie stopnia, w jakim oczyściliśmy swoje nastawienie. W tekście jest powiedziane: "wszystkie nauki opierają się na jednej intencji". Tą intencją jest usunięcie troski o własne "ja". Innymi słowy, cała ta wielka literatura, która po tybetańsku nazywa się lodziong (czy jest to tekst lodziongu w siedmiu punktach, czy jest to lodziong w ośmiu wierszach, czy jakiś dowolny tekst z tego zakresu), wszystko to są praktyki, które mają na celu usunięcie nastawienia tylko na "ja", naszego troszczenia się, zajmowania się wyłącznie sobą. A więc wiemy, że postępujemy ścieżką w prawidłowy sposób, jeżeli niezależnie od tego, jaką praktykę dharmy wykonujemy, skutkiem tej praktyki jest zmniejszanie się naszego skupienia się na "ja". To jest znak, że robimy postęp, że wszystko odbywa się dobrze.

Po pierwsze musimy zrozumieć, o co chodzi, kiedy mówimy "postęp". Bardzo ważne jest uświadomienie sobie faktu, że kiedy mówimy o postępie na ścieżce, to nie chodzi tutaj o postęp liniowy. Jesteśmy biologicznymi istotami, żyjemy w organicznym świecie i rzeczy nie dzieją się prostoliniowo. Liniowy postęp wyglądałby tak, że codziennie wykonywalibyśmy naszą praktykę i byłoby coraz lepiej i lepiej. Ponieważ nauki przedstawiane są w taki uporządkowany, liniowy sposób, na przykład jest mowa o pięciu ścieżkach, dziesięciu poziomach bodhisattwy, o dziesięciu bhumi, możemy odnieść wrażenie, że rozwój też odbywa się tak bardzo liniowo. Oczywiście, nasz postęp odbywa się w ten sposób, że z jednego poziomu przechodzimy na drugi, ale nie odbywa się to w taki bardzo prosty, liniowy sposób, ponieważ każdego dnia mamy różne góry i dołki i właśnie w taki sposób idziemy dalej. Jest to normalne, to przytrafia się każdemu, każdy ma lepsze i gorsze dni. Musimy o tym wiedzieć i nie popadać w zniechęcenie, nie mieć żadnych oczekiwań czy nadziei. Jest o tym mowa we wszystkich instrukcjach do medytacji. Kiedy mówimy o postępie, to mowa jest raczej o długoterminowym trendzie, o jakimś kierunku. Mimo że na co dzień idziemy poprzez góry i dołki, to jest zachowany pewien kierunek. Z szerszej perspektywy widzimy, że zmniejsza się nasze egoistyczne nastawienie. To świadczy o postępie.

Kiedy regularnie wykonujemy praktykę, na przykład codziennie, czy co tydzień, bardzo ważne jest, żeby upewnić się, czy taki jest cel naszej praktyki, czy dzikie niej usuwamy, zmniejszamy zainteresowania własnym "ja". Każda praktyka dharmy ma taki cel, nie tylko lodziong. Innymi słowy, jeżeli wykonujemy na przykład praktykę szine, to ważne jest, żeby rozwijać koncentrację i skupienie nie po to, żebyśmy byli jeszcze bardziej skupieni na sobie. Skupienie wyłącznie na oddechu po to, żeby uzyskać koncentrację samą dla siebie, to nie buddyjski cel. Jest to ćwiczenie, z którego płynie wiele pożytków. Pożytek o jaki nam chodzi, to zdawanie sobie sprawy ze stanu swojego umysłu. Po prostu jesteśmy skupieni i widzimy stan swojego umysłu, widzimy te chwile, kiedy myślimy wyłącznie o sobie i sprowadzamy swoją uważność na innych.

Bardzo jasno widać to na przykładzie samej struktury tekstu Śantidewy pt. Bodhisattwacariawatara, czyli zaangażowanie w ścieżkę bodhisattwy. Śantidewa po raz pierwszy w swoim dziele omawia i dużo mówi na temat praktyki wymiany siebie na innych w rozdziale o medytacyjnym skupieniu. Kiedy używamy tego terminu, to chodzi o bardzo stabilny stan umysłu, w którym jesteśmy świadomi bodhiczitty, jesteśmy świadomi innych i skupiamy się nie na sobie, tylko na bodhiczitcie. A więc jeżeli naszą praktyką jest szine i zauważamy, że w życiu jesteśmy coraz bardziej skoncentrowani na innych, a nie na sobie, to wówczas jest to oznaką, że prawidłowo robimy naszą praktykę. Podobnie, jeżeli nasza praktyka polega w części na robieniu różnych pudż, przynoszą one pożytek i odnosimy sukces z tej praktyki tylko wtedy, jeżeli widzimy, że pomagają nam zmniejszyć skupienie się na "ja". Znaczy to, że musimy wiedzieć, czego dotyczą różne części tej pudży, co faktycznie robimy. W przeciwnym razie po prostu tylko śpiewamy sobie. To tak jakby śpiewać piosenkę i ulatywać do jakiegoś urojonego, wyfantazjowanego świata. We wszystkich pudżach przekształcamy obraz samego siebie w czystą formę, postać buddy, mając zrozumienie pustki i ze zrozumieniem natury buddy, tego, że wszyscy mamy te różne cechy, które pozwalają nam stać się buddą, żeby móc w pełni pomagać innym. Żeby zaktualizować tę naturę buddy, która w nas jest, musimy oczyścić się z różnych konceptualnych myśli, zwłaszcza z tych, które dotyczą nas samych, ciągłego myślenia kategoriami "ja, ja, ja". Tak więc jeżeli robimy pudżę, to przekształcenie siebie w bóstwo służy właśnie temu. Jeśli stajemy się coraz mniej skupieni na sobie, staramy się bardziej pomagać innym, jesteśmy bardziej otwarci na innych, to znak, że nasze pudże są wykonywane prawidłowo.

Następny podpunkt tego tekstu mówi: z dwóch świadków głównym jesteśmy my sami. Pamiętamy, że w piątym punkcie jest mowa o tym, co świadczy o postępie w praktyce, o tym że dobrze ją robimy. Żeby zobaczyć, czy faktycznie robimy postęp na ścieżce, możemy albo polegać na zdaniu innych, albo na swoim własnym. O to właśnie chodzi, kiedy jest mowa o dwóch świadkach.

Nie musimy ciągle pytać swoich nauczycieli czy ludzi wokół, czy praktykujemy dobrze. Sami wiemy, czy prawidłowo wykonujemy nasze praktyki, ponieważ możemy to oszacować na postawie pewnych wewnętrznych znaków, o których tutaj mowa. W komentarzu jest powiedziane, że powinniśmy być świadkiem sami dla siebie i zobaczyć, czy osiągnęliśmy pięć znaków wielkości.

Pierwszy znak, to czy mamy wielkie serce. Można też przetłumaczyć to jako wielki umysł, ale chodzi tutaj raczej o serce. Chodzi tutaj o to, czy jesteśmy osobą, która myśli o innych. To właśnie znaczy wielkie serce. Tak przy okazji, ten termin wielkie serce czy wielka istota to w sanskrycie mahasattwa. W wielu sutrach jest mowa o bodhisattwach mahasattwach. Chodzi o takie istoty, które mają wielkie serce, skupiają się na innych, nie na sobie. To dobrze wiemy sami - czy jesteśmy tacy, czy nie. Nie musimy o to pytać innych, sami wiemy, czy myślimy przede wszystkim o innych, czy przede wszystkim o sobie.

Jeśli na przykład jest na deser jakieś wspaniałe ciastko, możemy zobaczyć swoje nastawienie. Czy myślimy: "O, wspaniale, można się tym ciastkiem podzielić ze wszystkimi, wszystkim będzie miło". Czy może raczej myślimy: "Jakie dobre ciastko, muszę je natychmiast zjeść!". Jeżeli w kinie jest długa kolejka po bilety, to możemy zobaczyć, jak widzimy tę kolejkę, jak ją postrzegamy. Czy myślimy: "Niech ci wszyscy ludzie przede mną zdobędą dobre miejsca". Czy też raczej mamy skłonność do tego, żeby się przepchnąć na początek, żebyśmy to my mieli najlepsze miejsce.

Widzimy więc, że osiągnięcie tego poziomu nie jest wcale takie proste. Oczywiście bardzo ważne jest, żeby nie oszukiwać siebie, żebyśmy umieszczając siebie na jakiejś pozycji widzieli, gdzie faktycznie jesteśmy. Musimy być szczerzy wobec siebie, uczciwi.

Bardzo ważne jest też nasze podejście. Nie powinniśmy mianowicie mieć poczucia winy czy osądzać siebie. Nie powinniśmy na przykład myśleć: ciągle zachowuję się tak bardzo egoistycznie, jestem naprawdę okropny. Nie powinniśmy wpadać w poczucie winy z tego powodu. Tutaj nie ma żadnych moralnych osądów, nigdzie nie jest powiedziane "musisz, powinieneś myśleć stale o innych, nie wolno ci myśleć o sobie". Tak nie jest nigdzie powiedziane.

Nie mówiliśmy o tym wczoraj przy okazji praktyki tonglen, ale pewnie już słyszeliście te nauki i wiecie, że etapem wstępnym do faktycznej wymiany siebie na innych jest etap, na którym zdajemy sobie sprawę z wad myślenia wyłącznie o sobie i z pożytków, jakie płyną z myślenia o innych, z troski o innych. Właśnie w oparciu o takie rozróżnianie, widzenie, jakie wady, jakie niekorzyści płyną z myślenia wyłącznie o sobie i jakie pożytki płyną z troski o innych, motywuje nas dalej na tej ścieżce. Na przykład sami dobrze wiemy, że jeżeli jesteśmy w depresji, pełni smutku, to jeżeli siedzimy sami w domu i skupiamy się tylko i wyłącznie na sobie, to nasza depresja tylko się pogłębia. Natomiast jeżeli wyjdziemy do innych, czymś się zajmiemy, coś robimy, choćby to była tylko zwykła rozmowa telefoniczna, to jeżeli przestajemy skupiać się wyłącznie na sobie, nasz stan również się poprawia. Tak więc trzeba widzieć wady i zalety i robić to, co wydaje nam się słuszne. Nigdzie nie jest powiedziane, że powinniśmy koniecznie pomagać innym. Po prostu widzimy wady i zalety każdego stanu rzeczy i to jest nasz wybór. Widzimy, że jeżeli jesteśmy nakierowani na innych, to przy okazji sami jesteśmy szczęśliwi.

W całej tej praktyce oczyszczania nastawień, postaw umysłu, bardzo ważne jest, żebyśmy nie popadali w jakieś straszne poczucie winy i tego typu myśli czy postawy, ponieważ nasza praktyka będzie wtedy nieprawidłowa, będzie zaburzona.

Pierwszy znak postępu to wielkie serce. Druga oznaka to bycie kimś wielkim, dobrze wyćwiczonym w konstruktywnym działaniu. I znowu - sami dobrze widzimy, czy przypadkiem nie jesteśmy kimś, kto działa z negatywnych pobudek. Musimy mieć bardzo szeroki umysł, jeżeli chodzi o rozumienie dziesięciu typów destruktywnych działań. Bo nie chodzi o tu to, że nie chodzimy i nie mordujemy ludzi wokół nas; ten punkt dotyczy także wszelkiego rodzaju szkodliwego czy raniącego innych fizycznego działania. Bycie fizycznie nie w porządku czy ranienie innych, na przykład starszych, przez to że idziemy bardzo szybko i oni nie mogą za nami nadążyć, to też jest wykroczenie z tej kategorii, to też jest działanie tego rodzaju. Po prostu myślimy wyłącznie o sobie, idziemy w naszym tempie i nie zwracamy uwagi na drugą osobę, która nie może za nami nadążyć.

Nie mamy teraz czasu, żeby omówić szczegółowo każdy z dziesięciu typów destruktywnych działań, ale jestem pewien, że już słyszeliście nauki na ten temat. W tekście jest powiedziane, że znakiem tego, że robimy postęp na ścieżce, jest fakt, że coraz rzadziej zachowujemy się w taki destruktywny sposób, a destruktywne działania wynikają z myślenia wyłącznie o sobie. Jeżeli więc zdarza nam się to coraz rzadziej, robimy coraz więcej dobrych, pozytywnych działań, to znaczy, że postępujemy prawidłowo na ścieżce. O tym najlepiej możemy powiedzieć my sami. My sami wiemy, jak to z nami jest.

Trzeci typ wielkości to wielki asceta, ktoś kto jest w stanie znieść wielkie trudy. Trudy, o jakie chodzi w tym podpunkcie, to trudy związane z oczyszczaniem nakierowanych na siebie postaw umysłu, z oczyszczaniem przeszkadzających postaw i uczuć. I znowu - my sami wiemy najlepiej, czy faktycznie znosimy trudy po to, żeby się rozwijać, czy też działamy pod wpływem gniewu czy innych przeszkadzających uczuć. Jeżeli działamy pod wpływem gniewu, przywiązania, chciwości itp., to działamy myśląc nie o innych, tylko ciągle o sobie. Jeżeli troszczymy się przede wszystkim o innych, a nie o siebie, jeżeli to jest celem tej naszej praktyki, to wówczas nie działamy pod wpływem przeszkadzających emocji, jesteśmy bardziej nakierowani na innych. My sami jesteśmy najlepszym świadkiem, to my dobrze wiemy, co nami powoduje.

Czwarty aspekt wielkości ma ktoś, kto jest wielkim dzierżawcą dyscypliny. Chodzi tu o utrzymywanie ślubowań. Chodzi o te ślubowania, które przyjęliśmy, takie jak ślubowania pratimokszy, czyli związane z indywidualnym wyzwoleniem. To mogą być ślubowania mnisie lub ślubowania świeckie. Są to takie ślubowania, jak nie odbieranie innym życia, nie kradzenie, nie kłamanie, nie folgowanie sobie w niewłaściwym seksualnym zachowaniu i nie przyjmowanie środków odurzających umysł, jak alkohol czy narkotyki. Potem jest ślubowanie bodhisattwy i jest to przede wszystkim unikanie tych rzeczy, które uniemożliwiają nam pomaganie innym. Następnie są ślubowania tantryczne, które polegają na unikaniu zachowań, które przeszkadzają nam w osiągnięciu oświecenia na tantrycznej ścieżce. Celem czy motywem wszystkich ślubowań, jakie przyjmujemy, jest jedno - przypominają nam o tym, że nie powinniśmy robić tego, co przeszkadza nam w pomaganiu innym.

Bardzo ważne jest żeby zrozumieć intencję, jaka kryje się za ślubowaniami. To nie jest tak, że jakiś bóg krzyknął: "nie powinieneś robić tego czy tamtego", a ty masz słuchać i nie zadawaj żadnych pytań. To nie jest buddyzm. Po pierwsze nie ma żadnego przymusu, żeby przyjmować którekolwiek z tych ślubowań. Jeżeli chcemy osiągnąć oświecenie, chcemy wyzwolić się od cierpienia, chcemy móc pomagać innym itd., to zalecane jest przyjęcie ślubowań, ponieważ one w tym pomagają. Taki jest cel i to możemy zrobić. Natomiast jeżeli nie chcemy osiągnąć tego celu, to nasza sprawa. Powinniśmy rozważyć rozmaite destruktywne działania właśnie pod takim kątem - w jaki sposób uniemożliwiają czy przeszkadzają mi w pomaganiu innym. Jeżeli utrzymujemy ślubowania z takim zrozumieniem, to jest to znak, że faktycznie myślimy, troszczymy się o innych. Żeby wiedzieć, jak z nami jest, to znowu sami jesteśmy najlepszym świadkiem dla siebie.

Piąty aspekt wielkości to bycie wielkim joginem. Jogin to ktoś, kto jest połączony z rzeczywistością, jest w jedności z rzeczywistością. Ta rzeczywistość to w tym kontekście bodhiczitta. Czy nasz umysł, nasze serce, całe nasze zachowanie, jest w pełni połączone, zjednoczone z bodhiczittą? Jeżeli tak, to jesteśmy wielkim joginem.

Są również znaki powodzenia dotyczące konkretnych praktyk. Jeżeli chodzi o te znaki, znowu sami jesteśmy najlepszym świadkiem. W kategoriach związku, odnoszenia się do duchowego nauczyciela, zobaczmy, czy myślimy, że postęp na ścieżce, powiedzmy fakt, że bardziej troszczymy się o innych niż o siebie, że ten postęp zawdzięczamy inspiracji ze strony duchowego nauczyciela, czy przypisujemy zasługę sobie, bo jesteśmy wielcy i wspaniali. Powinniśmy uważać, żeby nie popadać w dumę, żeby nie przypisywać sobie wszystkiego i nie myśleć tylko o sobie, jacy to jesteśmy wspaniali, bo na przykład spędzamy wiele godzin w szpitalu z chorymi czy umierającymi. Powinniśmy widzieć, że wszystkie dobre rzeczy, które robimy, zawdzięczamy inspiracji, jaką otrzymaliśmy od duchowego nauczyciela. Ale znowu, nie w taki sposób, że myślimy, że my jesteśmy nikim, że jesteśmy nędznym robaczkiem, a wszystko przychodzi skądś z góry. To też nie jest prawidłowe. Nasza postawa powinna być zrównoważona.

W kategoriach cennego ludzkiego życia, jeżeli myślimy, że mamy teraz wspaniałą możliwość, możemy pomagać innym i szkoda byłoby ją zmarnować, to jeżeli takie jest nasze podejście, to jest to znak, że się rozwijamy. Z kolei jeżeli automatycznie myślimy tylko o tym, jak zdobyć najwięcej rzeczy, jak się najlepiej urządzić w tym życiu, to nie jest to prawidłowe. Jeżeli myślimy o tym, jak przygotować się na następne życia, jak wykorzystać dobrze to życie, żeby móc jak najpełniej pomagać innym, to jest to oznaką prawidłowej praktyki. Oczywiście potrzebujemy w tym życiu pewnego poziomu materialnego komfortu, potrzebujemy przyjaciół - żeby móc pomagać innym. Niemniej ważne jest, żeby nie widzieć w takich rzeczach celu samego w sobie. Powinniśmy myśleć w dłuższej perspektywie. Powinniśmy myśleć o tym, że chcemy przez całą naszą drogę do oświecenia być w stanie coraz lepiej pomagać innym. To powinno być naszym celem.

Jeżeli goniąc za rzeczami materialnymi dotyczącymi tego życia, myślimy o innych, na przykład chcemy mieć duży dom, żeby móc przyjmować ludzi, którzy nie mają się gdzie podziać, po to zdobywam pieniądze, żebym mógł ich wykarmić, to jest to dobry znak. Nie zarabiamy tylko po to, żeby się samemu najwygodniej urządzić, żeby samemu się objadać i tylko tyć, lecz po to, żeby pomagać innym. Z kolei jeżeli widzimy, że wszystko, co robimy, jest nakierowane na to, żebyśmy się pozbywali przeszkadzających emocji, przeszkadzających postaw, to jest to dobry znak.

Co to znaczy? Znaczy to, że nie jesteśmy przywiązani czy nie lgniemy do tego, żeby przebywać w jakimś konkretnym miejscu, żeby przebywać z jakimiś konkretnymi osobami. Bo widzimy, że gdziekolwiek jesteśmy w tym czy w innym życiu, z jakimikolwiek ludźmi jesteśmy, to jest tak samo. Są pewne pożytki z tego płynące, są też różne trudne sytuacje z tego wynikające. Nic szczególnego. Gdziekolwiek jesteśmy, z kimkolwiek jesteśmy, powinniśmy widzieć, że zawsze jest takie niebezpieczeństwo, że na przykład do kogoś bardzo mocno przylgniemy i to będzie nam przeszkadzać w pomaganiu innym. Powinniśmy mieć dosyć takich sytuacji i powiedzieć sobie "wystarczy!". To co naprawdę chcemy zrobić, to pokonać te wszystkie swoje złości, przywiązania i pomieszania, wszystkie te śmieci, które są w naszym umyśle. Chcemy się z tym uporać.

Jeżeli mamy takie nastawienie automatycznie, nie znaczy to jednak, że nie odczuwamy żadnego związku z ludźmi, z którymi przebywamy, czy z miejscem, w którym jesteśmy. Związek oczywiście mamy. Ale ten związek powinien się opierać na tym, w jaki sposób możemy pomóc innym, a nie na tym, co możemy od nich uzyskać dla siebie. Powinniśmy umieć wypośrodkować swoje widzenie. Zobaczyć, że nikt nie jest jakiś szczególny, wyróżniony. Dzięki temu wszyscy są szczególni, wszyscy są wyróżnieni. Jeśli uważamy kogoś za szczególnego, to znaczy, że nasze nastawienie nie jest takie, że chcemy być tylko z tą osobą; możemy przebywać tylko w tym miejscu, w takim mieście. Zrozumienie tego pozwoli nam uzyskać bardzo równą postawę, równe nastawienie. I wtedy, niezależnie od tego z kim przebywamy, gdzie jesteśmy, możemy całą swoją energię skupić na danej sytuacji i pomóc osobie, z którą akurat jesteśmy. Nikt nie jest wyróżniony, nikt nie jest szczególny i dzięki temu wszyscy są ważni, wszyscy są szczególni. Widzimy to na przykładzie wielkich lamów. Oni odnoszą się do każdego, kto jest w danej chwili z nimi, jak do serdecznego przyjaciela. Nikt nie jest wyróżniony. Wielki lama nigdy nie chce przebywać tylko z tą osobą, nie z jakąś inną. Każdego traktuje jednakowo. To jest znak. My sami dobrze wiemy, czy osiągnęliśmy ten poziom.

Jeżeli jest tak, że nie poczulibyśmy się nigdy zawstydzeni, nasz lama może wejść w każdej chwili do naszego pokoju, może się pojawić w każdej sytuacji i nie poczulibyśmy się nigdy zawstydzeni, to jest to dobry znak. Znaczy, że jesteśmy szczerzy. Jesteśmy autentyczni i jesteśmy zrelaksowani.

Również jeżeli nasz nastrój jest przez cały czas tak samo jednakowo dobry (oczywiście nie chodzi tu o taki plastikowy uśmiech przyklejony do twarzy przez cały dzień, lecz o autentyczny, dobry, pogodny nastrój), jeżeli towarzyszy nam on przez cały czas, nie mamy jakichś strasznych górek czy dołków, to również jest to dobry znak. Oczywiście, musimy odpowiadać jakimiś emocjami na to, co się wokół nas dzieje. Kiedy przychodzi ktoś smutny, to nie możemy się bez przerwy śmiać. Chodzi po prostu o to, żebyśmy byli dobrze, pogodnie nastrojeni, a nie o to, żeby mieć kamienną twarz i przyklejony uśmiech. Moja siostra bardzo mi pomogła, kiedy po raz pierwszy byłem przez jakiś czas w Indiach i potem przyjechałem do Stanów. Kiedy ona mnie zobaczyła, powiedziała: "Jesteś tak spokojny, że można się porzygać!". Taki święty, posągowy, nieporuszony spokój, to nie jest prawidłowa rzecz. Nie powinniśmy być jak jakiś sztywny słup. Musimy być tu i teraz i zachowywać się odpowiednio do sytuacji. Spokój, wyciszenie jest wewnątrz.

W tekście jest dalej powiedziane: jeżeli przez cały czas jesteś szczęśliwy, to jest to dobry znak. Jeżeli w trudnych, ciężkich sytuacjach zamiast popadać w depresję, potrafimy je tak przetransformować, żeby być szczęśliwym, to znaczy, że jesteśmy dobrze wyćwiczeni w tej praktyce. Tybetańczycy używają bardzo dobrych przykładów. Na przykład mówią: jeżeli nie dostałeś herbaty, to się ciesz, bo nie będziesz musiał w nocy wstawać, żeby iść do toalety. Zamiast popadać w rozpacz, że nie mamy herbaty, cieszmy się. Jeżeli potrafimy użyć różnych trików, żeby w złych sytuacjach zobaczyć coś dobrego, to znowu jest to dobry znak. Nasza praktyka postępuje.

Ostatni podpunkt tego punktu mówi, że jeżeli jesteśmy rozproszeni i w takiej sytuacji jesteśmy w stanie wykonywać tę praktykę oczyszczania naszych nastawień, to jest to dobry znak. Znaczy to, że jesteśmy dobrze wyćwiczeni. Oczywiście łatwo jest prowadzić samochód, kiedy jesteśmy bardzo skupieni i spokojni, ale jeżeli jesteśmy wewnętrznie rozedrgani i mimo to potrafimy dobrze prowadzić samochód, to znaczy że jesteśmy dobrze wyćwiczeni w prowadzeniu. Tak samo może być bardzo łatwo nie myśleć o sobie, tylko troszczyć się o innych, wtedy kiedy jest spokój, sytuacja jest bardzo gładka, ładna. Na przykład mamy dużo czasu do odjazdu pociągu, więc możemy pomagać ludziom przy wsiadaniu; to jest proste. Lecz jeśli sytuacja jest inna, słyszymy sygnał do odjazdu, a przed nami jest jeszcze jest parę osób, spójrzmy wtedy na swój umysł, jak się wtedy zachowujemy. Czy troszczymy się o to, żeby te osoby spokojnie wsiadły, czy raczej będziemy się pchać. W tekście jest powiedziane, że w trudnych sytuacjach, kiedy jest jakieś rozproszenie, kiedy jest dużo energii, dużo i bardzo szybko się dzieje, jeżeli widzimy, że myślimy przede wszystkim o innych, troszczymy się przede wszystkim o innych, a nie o siebie, to znaczy, że jesteśmy dobrze wyćwiczeni w tej praktyce.

Był to punkt piąty. To bardzo bezpośrednia nauka. Przede wszystkim musimy szczerze patrzeć w siebie.



Jeżeli chodzi o punkt szósty i siódmy, to są tutaj podane długie listy. Na przykład w punkcie szóstym jest osiemnaście praktyk czy ćwiczeń, które ściślej wiążą nas z praktyką oczyszczania nastawienia. W punkcie siódmym z kolei podanych jest dwadzieścia jeden porad, jak oczyścić nastawienie. To są naprawdę wspaniałe wskazówki, które mówią, w jaki sposób na co dzień możemy być mniej skupieni na sobie i bardziej troszczyć się o innych. Spróbujemy to teraz omówić. Ważne jest, żeby omówić każdy z tych podpunktów, dlatego że tybetańskie słowa czy obrazy, które są tutaj użyte, są niekiedy niezrozumiałe. Jeżeli więc nie otrzymamy wyjaśnień, to trudno będzie nam je zrozumieć.

W punkcie szóstym mamy 18 samaja (sanskr.), damtsik (tyb.). Słowo samaja czy damtsik oznacza praktyki, które sposób ściślej nas połączą, zwiążą z praktyka lodziong. Są to praktyki czy ćwiczenia, które - jeśli je wykonujemy - przybliżą nas bardziej do głównej praktyki oczyszczania nastawienia. A więc są to różne rzeczy, których powinniśmy unikać, oraz różne rzeczy, które powinniśmy robić.

W tekście jest powiedziane: zawsze ćwicz się w trzech głównych rzeczach, celach. Po pierwsze, nie rób niczego na przekór tym wszystkim rzeczom, które obiecałeś, na przekór swoim zobowiązaniom. Jest tutaj wiele poziomów wyjaśnień, interpretacji. na przykład kiedy wykonujemy jakieś zaawansowane praktyki mahajany, na przykład pracujemy nad tym, żeby zmienić swoje nastawienia, to nie powinniśmy ignorować czy opuszczać się w innego rodzaju praktykach, na przykład tych, które są związane z unikaniem destruktywnych działań. Wiele osób sądzi, że praktykuje jak bodhisattwa i w związku z tym nie musi się przejmować ślubowaniami hinajany, może robić cokolwiek. To nie jest właściwe.

Jeżeli przyjrzymy się temu zagadnieniu bliżej, to zobaczymy, że jest to bardzo ciekawy i trudny zarazem punkt. Weźmy jakiś przeciwstawny przykład. Jednym ze ślubowań pratimokszy jest ślubowanie dotyczące unikania alkoholu. Możemy myśleć, że ponieważ jesteśmy bodhisattwami, mamy pomagać innym, to nie musimy się tym przejmować. W naszym kraju jest taki zwyczaj, że trzeba pić, żeby mieć przyjaciół, żeby ludzie byli na nas otwarci, żeby słuchali, co im mówimy itd. Musimy pić, nie musimy się przejmować wskazaniem dotyczącym nie picia alkoholu, które dał Budda. Oczywiście, mogą być takie okoliczności, w których tego rodzaju nastawienie czy sposób myślenia jest słuszny. Ale musimy bardzo uważać, żeby nie usprawiedliwiać się w taki sposób, ponieważ lubimy pić i szukamy pretekstu, żeby to robić. Powinniśmy też uważać na to, żeby nie popaść w myślenie, że to buddyjskie nastawienie wobec alkoholu jest głupie i my się z nim nie zgadzamy.

Mówiąc bardzo ogólnie, są dwie kategorie rzeczy, których powinniśmy unikać, tak powiedział Budda. Jedna to rzeczy, które niejako z natury są szkodliwe, a druga to takie rzeczy, których powinniśmy unikać w pewnych sytuacjach. Na przykład zabijanie jest tym, co jest w naturalny sposób szkodliwe i każdy powinien tego unikać. Co do alkoholu, to różnie można na to patrzeć. Można pomyśleć, że alkohol nie jest "z natury" szkodliwy. Jednak w przypadku osób, które usiłują uwolnić się od wpływu takich rzeczy jak gniew, chciwość, pożądliwość, naiwność, głupota, ważne jest unikanie alkoholu, ponieważ alkohol tylko stymuluje stany, z którymi walczą. Oczywiście wybór należy do nas.

Jeżeli naszym celem jest przezwyciężanie tych rzeczy, powinniśmy unikać alkoholu. Jeżeli to nie jest nasz cel, możemy robić cokolwiek. Jeżeli chcemy pomagać innym, to powinniśmy nieustannie mieć czysty, jasny umysł. Nie powinniśmy w związku z tym pić, ponieważ będzie to zaburzało nasz stan umysłu i nie będziemy w stanie prawidłowo pomagać innym. Bardzo ważne jest, żeby być szczerym, uczciwym z sobą i zobaczyć, jaka faktycznie jest nasza motywacja, dlaczego pijemy w towarzystwie. Ważne jest, żeby zrozumieć, co Budda powiedział na temat alkoholu. Zastanowić się, czy picie z przyjacielem jest faktycznie najlepszym sposobem, w jaki możemy mu pomóc. Czy faktycznie jest to najlepszy sposób na wyluzowanie siebie i jego i czy negatywne skutki, które z tego płyną, jakieś skutki uboczne, nie są przypadkiem gorsze. Jest to tak, jak z przyjmowaniem lekarstw. Powinniśmy zobaczyć, jakie skutki uboczne ma lekarstwo. Może inne lekarstwo ma mniejsze i w związku z tym przyjąć to, inne lub nie brać go wcale. Tak samo z alkoholem - musimy zobaczyć, czy faktycznie warto dla rozluźnienia atmosfery pić, bo może skutki uboczne będą gorsze. Zwłaszcza jeżeli przyjęliśmy różne ślubowania. Jeśli mamy ślubowanie, żeby nie pić alkoholu, ważne jest, żeby mu się nie przeciwstawiać, żeby go nie łamać. Zdaję sobie sprawę z tego, że jest to bardzo kontrowersyjny punkt, ale dlatego powinniśmy się nad nim zastanowić, a nie unikać tego tematu i udawać, że nie istnieje.

Inna ważna rzecz o której musimy pamiętać - jeżeli chcemy się rozwijać, chcemy się zmieniać, chcemy pomagać innym - żeby nasze ćwiczenia czy praktyki nie były tylko praktykami mentalnymi, żebyśmy faktycznie fizycznie coś robili. Wielu osobom wydaje się, że nie muszą na przykład nalewać wody do miseczek na ołtarzu, wystarczy jeżeli sobie to wyobrażą, wyobrażą sobie jakąś ofiarę. Albo że nie muszą pomagać ludziom, wystarczy jak sobie to wyobrażą w umyśle. Nie muszą iść na ulicę, wyjść do innych i faktycznie coś dla nich robić. Tymczasem to jest bardzo ważne. Są też osoby którym wydaje się, że skoro siedzą i medytują w mentalny sposób, to już wystarczy i nie muszą robić niczego fizycznie, nie muszą wykonywać pokłonów, nie muszą ofiarowywać mandali itd. To też nie jest tak i o tym jest mowa w tym podpunkcie. W przypadku takich praktyk jak pokłony czy ofiarowanie mandali, powinniśmy sobie zdawać sprawę z tego, po co są te praktyki, jaki one mają wpływ na nasze codzienne życie, o co w nich chodzi. Na przykład ofiarowanie mandali to nie jest jakieś przesypywanie ryżu, tylko chodzi o to, żebyśmy w codziennym życiu potrafili dawać innym to, czego potrzebują. Albo pokłony. To nie chodzi tylko o kłanianie się posągom buddy, ale o postawę okazywania szacunku. Okazywania szacunku rodzicom, innym ludziom. Powinniśmy umieć zastosować w codziennym życiu pryncypia danej praktyki.

Po drugie, nie powinniśmy robić rzeczy skandalicznych, niegodziwych, niewłaściwych. Na przykład w ośrodku jest wielki nauczyciel, a dziewczyny przychodzą w mini i z wielkimi dekoltami. To nie jest w porządku, jest to zachowanie nie na miejscu, nie powinniśmy się tak zachowywać. Albo przyjść w masce małpy - jest to dziwaczne i nie na miejscu. W kontekście naszej praktyki chodzi o to, że jeżeli praktykujemy mahajanę, to nie powinniśmy zachowywać się w nieprawidłowy sposób, na przykład wycinać drzew, zatruwać środowiska itp., myśląc, że jesteśmy uodpornieni na zło, ponieważ robimy pozytywne rzeczy, praktykujemy; że żadne zło nas nie może dosięgnąć, jesteśmy odporni, chronieni.

Inny rodzaj nieprzyzwoitego zachowania to hipokryzja - na zewnątrz jesteśmy mili, uprzejmi, dobrzy dla wszystkich, a potem wracamy do domu, widzimy muchę czy komara i urządzamy wielkie polowanie na tę nieszczęsną istotę; musimy ją dopaść. Takiego zachowania trzeba unikać.

Po trzecie, nie powinniśmy popadać w stronniczość. Stronniczość polega tutaj na tym, że praktykujemy dla czy ćwiczymy się tylko w odniesieniu do naszych przyjaciół i naszych bliskich, natomiast nie robimy tego w stosunku do innych. Innymi słowy, skoro chcemy zmienić swoje nastawienie, to nie powinniśmy pracować nad tym tylko w dobrych, sprzyjających, miłych sytuacjach, z miłymi ludźmi, ale powinniśmy praktykować również kiedy ludzie są trudni, sprawiają kłopoty. Tybetańczycy używają często takiego przykładu. Jeżeli nasz szef czy przełożony, ktoś kto jest wyższy rangą, denerwuje nas, to potrafimy siedzieć cicho i nie reagować, potrafimy być cierpliwi. Natomiast jeżeli ktoś kto nam podlega tak się zachowuje, to nie zachowujemy cierpliwości. Chodzi tutaj o niepopadanie w stronniczość; musimy być cierpliwi w obu przypadkach.

Tybetańczycy mówią zawsze, że o wiele łatwiej praktykuje się tego typu rzeczy z bliskimi, z przyjaciółmi, z krewnymi, natomiast trudniej z obcymi. Na Zachodzie jest najczęściej odwrotnie - nam trudniej praktykuje się z naszymi bliskimi niż z ludźmi całkiem obcymi. Tak więc ten postulat niestronniczości dotyczy tutaj wszystkich sytuacji - i osób bliskich, i osób obcych, i ludzi trudnych, z którymi trudno nam przebywać i kontaktować się. Te trzy omówione rzeczy dotyczą pierwszego podpunktu: ćwiczenia się w trzech celach.

Podpunkt czwarty mówi: przekształć swoje intencje, ale pozostawaj normalny. Znaczy to, że mamy być normalni, zachowywać się normalnie. Choć staramy się rozwinąć wielkie współczucie wobec wszystkich istot, jeżeli robimy z tego jakieś wielkie przedstawienie, na przykład płaczemy w obecności innych, to jest to bardzo pretensjonalne. Jeżeli ktoś opowiada nam o swoich problemach, a my zaczynamy szlochać, to nie jest to prawidłowe zachowanie. Wówczas ta osoba musi nas pocieszać, a to my mieliśmy pocieszyć ją. Tybetańczycy mówią, że nie powinniśmy obnosić się ze swoimi emocjami, powinniśmy je zachować dla siebie, zwłaszcza wtedy, kiedy jesteśmy bardzo poruszeni. Sądzę, że trzeba to dostosować do zachodniej sytuacji. Kiedy bowiem tutaj ktoś nam opowiada o swoich zmartwieniach, to przecież powinniśmy zareagować, mieć odpowiadający temu, co się dzieje wyraz twarzy, a nie mieć kamiennej, pustej twarzy. Oczywiście, powinniśmy okazać jakieś fizyczne oznaki współczucia czy współodczuwania z tą osobą, otoczyć ją ramieniem czy coś takiego, musimy też być wrażliwi na to, czego druga osoba potrzebuje. Niektórzy ludzie potrzebują tego, żeby się wypłakać na czyimś ramieniu, przytulić do kogoś w takiej sytuacji. Inni z kolei przyjmują postawę obronną, nie chcą żadnego kontaktu. Musimy więc widzieć, jaka jest sytuacja w danym momencie.

Najważniejsze jest to, żeby być nakierowanym na drugą osobę, a nie na siebie - czujemy się smutni i musimy jakoś to wyrazić, musimy zapłakać czy coś takiego. Jeżeli tak bardzo dramatycznie, spektakularnie okazujemy nasze uczucia, to bardzo często jest to hipokryzja, robimy wielkie przedstawienie. I to prowadzi do nieporozumień. Dlatego w naukach tonglen jest powiedziane, że jest to bardzo prywatna praktyka. Nie chodzi o to, że musimy się zamknąć przed drugą osobą w pokoju i praktykować, ale że kiedy praktykujemy, osoba, dla której to robimy, nie powinna o tym wiedzieć. To nasza prywatna sprawa. Jest to bardzo ważna rada.

Wiele osób, angażując się w tybetański buddyzm, zaczyna się z tym obnosić. Wokół nadgarstków nosi male, tak jakby to były jakieś klejnoty, jakieś bransoletki. Kiedy są na przykład z bliskimi i jest jakaś trudna sytuacja, to oddalają się, idą w kąt i zaczynają recytować OM MANI PEME HUNG. Wtedy wyglądają jakby było z nimi coś nie tak, inni nie czują się dobrze w tej sytuacji. I mogą mieć nas dosyć. Musimy robić te rzeczy prywatnie, zachowywać się normalnie. Oczywiście powinniśmy mówić OM MANI PEME HUNG, ale mentalnie, nie na głos, nie wymachując malą.

Nie powinniśmy też urządzać wielkich scen leczenia; to też ciekawy temat. Na przykład chcemy koniecznie kogoś uleczyć - nakładamy na niego ręce, wykonujemy dramatyczne gesty. Jak powiedziane jest w tekście, to tylko przysparza kłopotów. Jeżeli nam się nie uda, a często nam się nie udaje wyleczyć, to ośmieszymy się. W buddyzmie główną praktyką uzdrawiającą jest praktyka tonglen, praktyka dawania i brania. Nie robimy jej w sposób widoczny na zewnątrz, nie ma tu żadnych gestów. Jeżeli nasza praktyka poskutkuje, faktycznie podziała, to nie powinniśmy mówić: "to ja zrobiłem dla ciebie, teraz mi zapłać, podziękuj, pogłaszcz po główce, powiedz że mnie kochasz". Jeżeli nie podziała, to nie wyjdziemy na idiotę. Tak więc jest to bardzo ważna wskazówka, bardzo ważna rada, która pozwala nam być blisko samego serca praktyki. Bądźmy normalni, nikt nie powinien wiedzieć, co robimy.

To dotyczy też innych sytuacji, na przykład modlitwy przed jedzeniem. Powinniśmy robić to mentalnie, nie w zauważalny sposób. Oczywiście, jeżeli jesteśmy wśród buddystów, to jest to inna sytuacja. Ale jeżeli z rodziną, to jeśli nagle składamy ręce i zaczynamy coś mamrotać, wygląda to dziwacznie.

Podpunkt piąty: nie mów o cudzych słabościach i niedostatkach. Tybetański przykład: nie wytykaj niewidomemu, że jest ślepy, a jeśli ktoś nie jest zbyt inteligentny, nie mów mu, że jest głupi. Ta osoba i tak wie, że nie jest zbyt inteligentna, nie trzeba jej tego wytykać. Mówiąc ogólnie, to zraniłoby cudze uczucia. Możemy się zachowywać bardzo sarkastycznie w odniesieniu do innych i może nam się wydawać, że jesteśmy bystrzy i świetni. Tak naprawdę, to tylko ranimy cudze uczucia. Niektórym, zwłaszcza w Stanach, wydaje się, że bycie wobec siebie sarkastycznym jest oznaką przyjaźni. Tymczasem powinniśmy przyjrzeć się temu, jaka jest nasza intencja, jakie uczucia wywołuje to, co mówimy i robimy. W Stanach ludzie ciągle wyśmiewają się z siebie, żartują z cudzego wyglądu. To tak jak w komedii, w której ktoś się przewraca, a wszyscy się śmieją. Albo w filmie animowanym dla dzieci - kot goni mysz i jak ją złapie, wszyscy się cieszą. To scenki pokazywane dzieciom. Jakie za tym stoi myślenie?

W tym podpunkcie jest powiedziane, że mówienie o czyichś niedostatkach czy upośledzeniach, wyśmiewanie innych, sarkazm - tego rodzaju rzeczy, które ranią cudze uczucia - nie są właściwe.

Podpunkt szósty: nie myśl niczego na temat innych. Chodzi tutaj o to, żeby nie myśleć o cudzych wadach, żeby bez przerwy nie doszukiwać się w innych wad, żeby nie krytykować innych itd. Ten podpunkt znajduje wiele zastosowań. Na przykład w relacji z duchowymi nauczycielami. Nauki mówią, żeby się skupiać na dobrych właściwościach nauczyciela. Przede wszystkim dlatego, że są to rzeczy, które mają nas inspirować. Jeśli zaś chodzi o jakieś negatywne cechy, jakieś wady nauczyciela, to nie negujemy ich, ale nie skupiamy się na nich, nie rozpamiętujemy ich, ponieważ to na pewno nie poprawi naszego stanu, nie poprawi naszego nastroju, popadniemy przez to wszystko w depresję. Gdy widzimy w swoim nauczycielu jakieś wady, jakieś niedostatki, to nauki mówią, że powinniśmy przede wszystkim sprawdzić, czy faktycznie tak jest, czy to przypadkiem nie jest jakaś nasza projekcja. Możemy przenosić pewne rzeczy. Na przykład rodzice nie okazywali nam dość uwagi w dzieciństwie, nie zajmowali się nami wystarczająco i teraz uważamy, że nauczyciel się nami nie zajmuje. A on po prostu wiele podróżuje, jest bardzo zajęty i nie jest w stanie bez przerwy odpisywać na nasze listy czy rozmawiać z nami. Musimy zobaczyć, ile takich przeniesień jest w naszych widzeniu innych. Bardzo często też projektujemy na kogoś rzeczy, które może kiedyś miały miejsce, natomiast w tej chwili dana osoba zmieniła się, poprawiła się. Nie dajemy jej jednak szansy, nie widzimy zmian i cały czas projektujemy na nią nasze dawne wyobrażenia.

Nawet jeżeli oczyścimy nasze widzenie i mimo to ciągle widzimy jakieś wady w innych, to instrukcja, którą tutaj otrzymujemy, brzmi: nie skupiaj się na nich. Oczywiście ten punkt stosuje się też do naszych związków ze wszystkimi ludźmi. Jeżeli w naszych związkach z innymi skupiamy się na cudzych wadach, ale po to, aby pomóc im je przezwyciężyć, to jedna rzecz. Bardzo często jest jednak tak, że skupiamy się na cudzych wadach i niedostatkach i one nas drażnią. Jesteś zbyt zajęty, nie zajmujesz się mną należycie... Często drażnią nas rzeczy tego typu. Jeśli jednak skupiamy się na pozytywnych rzeczach związanych z drugą osobą, to mimo że na przykład jest bardzo zajęta i nie spędza wystarczająco dużo czasu z nami, to jesteśmy w stanie utrzymać pozytywny związek, bo dostrzegamy dobre strony tej osoby. Jeżeli nasza praktyka polega głównie na tym, żeby starać się pomagać innym, skupiamy się na trosce o innych, wówczas widzimy, że skupianie się na cudzych wadach i nieustanne krytykowanie ich na pewno nam nie pomaga w osiągnięciu naszego celu. Bardzo ciekawe jest to takie krytyczne nastawienie w odniesieniu do innych. Najczęściej jest tak, że to wobec osób, z którymi jesteśmy najbliżej, jesteśmy najbardziej krytyczni. Niektórym wydaje się, że ich rodzice, ich partnerzy, ich dzieci powinni być ideałami. Jeżeli te osoby nie dorastają do ich ideałów, to stają się bardzo krytyczni wobec nich. To bardzo trudna sytuacja dla drugiej osoby, takie dosięganie ideału, którego ktoś od nas wymaga. Nikt nie jest doskonały. O wiele lepszą polityką wobec innych jest widzenie ich dobrych cech, widzenie ich zalet i skupianie się na pozytywnych stronach, niż nieustanne podkreślanie cudzych potknięć czy wad.

Podpunkt siódmy mówi, że naszą główną przeszkadzającą emocję powinniśmy oczyścić jako pierwszą. W zależności od tego, co jest naszym głównym emocjonalnym problemem, czy jest to złość, czy jest to przywiązanie, czy zazdrość, powinniśmy się starać skupić przede wszystkim na niej, żeby ją jakoś przezwyciężyć, a przynajmniej zmniejszyć jej siłę. Chcemy być w stanie pomagać innym i te różne przeszkadzające emocje, które mamy, przeszkadzają nam w tym. Znów bardzo ważne jest bycie szczerym ze sobą, przyjrzenie się sobie i zbadanie, co jest naszym największym emocjonalnym problemem. Zamiast obawiać się zmierzyć się z tym, zrobić to, co zalecają instrukcje do praktyki tonglen - najpierw wziąć na siebie właśnie ten problem i zobaczyć, co możemy z nim zrobić.

Żeby móc sobie poradzić z tym problemem, musimy się nauczyć wielu metod. Nie wystarczy znajomość tylko jednej, bo to nie jest takie proste. Ta jedna metoda nie musi się okazać najlepsza w każdej sytuacji. Są dni, w których o wiele łatwiej nam zastosować daną metodę i dzięki temu jakoś przezwyciężyć nasze kłopoty, ale są takie dni, kiedy w ogóle nie potrafimy się do tego zabrać w ten właśnie zalecany sposób. Dlatego powinniśmy znać rozmaite metody, żeby w różnych sytuacjach zawsze mieć coś, co się nadaje, co możemy wykorzystać.

Jeżeli chodzi o to, co jest naszym najgorszym problemem, kłopotem, to my sami wiemy o tym najlepiej. W tych naukach raz po raz spotykamy się z taką wskazówką, że musimy się zwrócić sami do siebie, jeżeli chodzi o świadectwo. My sami najlepiej wiemy, jak z nami jest. Znaczy to, że bardzo ważna jest introspekcja. Nie wszyscy to mają, wiele osób nie ma takiego nastawienia. Wiele osób potrzebuje innych, żeby im pokazywali, że działają w bardzo egoistyczny sposób, bo sami nawet nie zdają sobie z tego sprawy, nie widzą tego. Tymczasem bardzo trudno jest ze strony innych uzyskać bardzo szczere oszacowanie naszego stanu. To wymaga bardzo szczerych i pełnych zaufania związków. Bardzo często jest tak, że nie chcemy przyjacielowi powiedzieć, jak on się zachowuje, bo sądzimy, że zezłości się na nas, będzie na nas krzyczeć, nie będzie nas lubić. Tak więc wymaga to dojrzałości z obu stron - i tej osoby, która pyta nas o zdanie na swój temat, i z naszej. Musimy umieć przyjąć to, co ktoś do nas mówi, nie powinno nas to złościć. Oczywiście można uzyskiwać tego rodzaju informacje na temat naszego stanu ze strony bardzo zaufanych i bardzo szczerych przyjaciół, jeżeli takich mamy, o co niełatwo, ale przede wszystkim powinniśmy polegać na sobie samym.



Podpunkt ósmy mówi porzuć wszelkie nadzieje na nagrody. Znaczy to, że nie powinniśmy się spodziewać tego, że dostaniemy coś w zamian za pomaganie innym. To oczywiście nie jest łatwe. Bardzo często bowiem pomagamy innym z bardzo subtelnych powodów. Może to nie być aż tak oczywiste, że pomagam ci teraz, żebyś ty mi pomógł później, niemniej często pomagamy innym, bo chcemy być docenieni, chcemy być kochani i często chcemy, żeby nam podziękowano. Pomagamy dlatego, że chcemy się czuć potrzebni, użyteczni. Zwłaszcza, jeżeli jesteśmy rodzicem dorosłego dziecka, to bardzo często chcemy coś dla tego dziecka zrobić, żeby nadal być potrzebnym, pożytecznym, mimo że dziecko tego nie potrzebuje. Tak więc nasza motywacja w tym przypadku jest wymieszana z myśleniem o sobie. Jeżeli mamy tego rodzaju motywację i ta druga osoba nam nie dziękuje, odrzuca naszą pomoc, mówi że jej nie potrzebuje, to źle się czujemy. Niektóre obrazy są bardzo pomocne, żeby to zrozumieć.

Jak wiecie, jest wiele szkół indyjskiej filozofii. Jedna z tych szkół nazywa się prasangi. Prasangika to jest ktoś, kto dyskutuje w sposób wykorzystujący prasangę. Prasanga to jest termin z logiki buddyjskiej oznaczający absurdalne wnioski. Bardzo często dobrze jest to, co robimy, sprowadzić do absurdu i zobaczyć, jak to może wyglądać.

Bardzo pomocne jest tutaj wyobrażenie sobie zachowania zwierząt. Spróbujmy dostrzec w sobie takie zachowania, jakie widoczne są w świecie zwierząt. Na przykład ktoś przychodzi, a my czkamy na niego jak pies, który macha ogonem, sapie i czeka tylko, kiedy się go pogłaska. Albo zrobimy coś dobrego dla kogoś i domagamy się, żeby nas pogłaskać po głowie, żeby nam podziękować. Jeżeli nawet ktoś nas pogłaszcze, to co? Co dalej? Co nam to da? Będziemy machać ogonem? Jeżeli więc zobaczymy, że zachowujemy się w taki sposób, zrobiliśmy coś i teraz stoimy obok tej osoby i czekamy, aż to doceni, aż nam jakoś wyrazi swoją wdzięczność, możemy przywołać obraz psa i może to nas otrzeźwi. Jeśli mamy coś dla kogoś zrobić, mamy pomóc komuś, powinniśmy to robić tylko i wyłącznie po to, żeby przynieść pożytek tej osobie. To dość delikatna sprawa.

Teraz przykład dzieci. Rodzice często robią wszystko dla dzieci, myją je, piorą ich ubrania, robią zakupy, sprzątają za nie pokój itp. Robią wszystko. Co się dzieje, gdy dzieci tego nie doceniają? Czego chcemy jako rodzic od dziecka? Chcemy żeby dziecko nam za każdym razem dziękowało, gdy wypierzemy mu skarpetkę? To nie jest realistyczne. Jeżeli dziecko wykazuje dojrzałość, zachowuje się w zrównoważony sposób, wykazuje współodpowiedzialność, to widzimy, że w ten sposób docenia to, co dla niego robimy. Kiedy pomagamy innym, nawet jeżeli nie oczekujemy podziękowań, to bardzo ważne jest, żeby nie uzależniać drugiej osoby od siebie, żeby ona nie stała się od nas całkiem zależna albo żeby nas nie wykorzystywała bez przerwy. Znowu powinniśmy zbadać, dlaczego pomagamy - czy chcemy czuć się potrzebni, użyteczni, czy też pomagamy, bo ktoś czegoś potrzebuje, czy może chcemy uzależnić kogoś od siebie.

Podpunkt dziewiąty: porzuć zatrute pożywienie. "Zatrute pożywienie" odnosi się do praktyk, które są zatrute nastawieniem na "ja". Nawet jeśli mamy dobre, konstruktywne myśli, czy też działamy w sposób konstruktywny, ale czujemy, że jest to wymieszane z myśleniem o sobie, to rada, jaką tu dostajemy, brzmi: "Porzuć to!". Porzuć, popraw swoją motywację i zacznij od nowa. Jeżeli robimy coś dla kogoś po to, żeby nas docenił, żeby nas lubił itd., powinniśmy to porzucić, bo w ten sposób, naszym nastawieniem tylko i wyłącznie na siebie, zatruwamy pozytywną rzecz. Lepiej więc zatrzymać się, powstrzymać i poprawić swoją motywację. Jak widzimy, ciągle dochodzimy do tego samego punktu - musimy być szczerzy wobec siebie.

Skąd wiemy, że mieszamy pozytywne, konstruktywne działania z nastawieniem nakierowanym tylko na "ja"? Jest to wskazane przez definicję przeszkadzającej emocji czy przeszkadzającego nastawienia. Przeszkadzająca emocja czy przeszkadzające nastawienie to coś takiego, co kiedy się pojawia, to tracimy spokój umysłu. Jest to coś, co sprawia, że my sami czujemy się nieswojo i również inni w naszym otoczeniu tak się czują. To jest coś co powoduje, że tracimy kontrolę. Poczucie, że czujemy się nieswojo, że jesteśmy podenerwowani, to coś bardzo subtelnego. Jak powiedział w swoim tekście Śantidewa: jeżeli ręka pomaga stopie, bo w stopie jest drzazga i ręka ją wyjmuje, to ręka nie spodziewa się, że stopa będzie jej dziękować. Ręka po prostu to robi, pomaga stopie, ponieważ jest z nią związana. Tak samo jest ze zmywaniem naczyń, które leżą w zlewie - po prostu powinny być pozmywane. Wszystko jedno czy zmywamy swoje naczynia, czy po kimś; one powinny być pozmywane. Jesteśmy przy tym doskonale spokojni w środku. Inna możliwość, kiedy nasza motywacja jest zatruta: owszem, myjemy naczynia, ale mamy żal do drugiej osoby, jesteśmy pełni urazu, cały czas myślimy, jakim jest bałaganiarzem itp. Zmywamy, bo ćwiczymy się, bo powinniśmy być bodhisattwą, ale pełno jest w nas takich przeszkadzających uczuć.

W innym tekście lodziongu jest powiedziane, że nie powinniśmy się niczego spodziewać w zamian, nie powinniśmy mieć żadnych oczekiwań ani nadziei wobec osoby, dla której coś zrobiliśmy. Nie powinniśmy się zachowywać w taki sposób: dobrze, teraz pozmywam po tobie naczynia, ale zostawię tutaj coś swojego i zobaczę, czy ty mi się zrewanżujesz. To byłaby zabawa. Tak więc jeżeli coś robimy, ale pojawia się takie nawet bardzo nieznaczne poczucie niewygody, jeżeli coś przeszkadza, pojawia się jakaś przeszkadzająca emocja, to widzimy, że nasze działanie, nasza motywacja jest zatruta myśleniem wyłącznie o sobie. Tego rodzaju nastawienie sprawia, że musimy powiedzieć drugiej osobie: "pozmywałem po tobie". Dlaczego musimy to komuś powiedzieć? Zauważmy, że zanim powiemy takie zdanie, jesteśmy trochę nerwowi, w naszych trzewiach coś się porusza. To może być bardzo subtelne, ale jeżeli faktycznie przyglądamy się sobie, to będziemy w stanie to zauważyć. To nie jest łatwa praktyka, ale jest ona bardzo ważna; powinniśmy próbować ją stosować.

Kiedy mówimy o konstruktywnym zachowaniu, to wyróżnić można jego dwa rodzaje. Jedno to takie, które jest zmieszane z pomieszaniem, czyli w kontekście tej praktyki jest zmieszane z myśleniem wyłącznie o sobie. Drugi rodzaj to konstruktywne działanie, w którym nie ma tego pomieszania. Konstruktywne działanie wymieszane z poczuciem "ja", z troszczeniem się wyłącznie o siebie, owszem, jest konstruktywnym działaniem i przyczynia się do lepszej sytuacji w przyszłości, ale ciągle jest przyczyną sansary. Będziemy mieć lepsze warunki w przyszłości, lepiej się odrodzimy, ale to ciągle jeszcze napędza sansarę. Jeśli jednak nasze konstruktywne działania nie są wymieszane ze skupianiem się wyłącznie na sobie, wówczas budują nasz pozytywny potencjał do tego, żebyśmy mogli osiągnąć oświecenie, wyzwolenie z sansary.

Kiedy myślimy o gromadzeniu zasługi, to chodzi o to, że wszyscy mamy sieć wzajemnych powiązań, sieć różnych pozytywnych zachowań i chcemy ją wzmocnić. Chcemy ją wzmocnić dzięki coraz bardziej konstruktywnemu zachowaniu. Jeżeli zastanowimy się, w jaki sposób dojrzewa ten pozytywny potencjał, to dojrzewa on jako uczucie szczęścia. Jeśli jednak nasz pozytywny potencjał jest zabarwiony przez pomieszanie, to prowadzi do różnego rodzaju cierpień. Na przykład owszem, doświadczamy szczęścia, ale pojawia się cierpienie zmiany. Nasze szczęście nie trwa. I chociaż oczywiście chcemy czy możemy wzmacniać nasz pozytywny potencjał, nawet ten zabarwiony pomieszaniem, po to, żeby było nam lepiej, to jednak docelowo nie chcemy, żeby nasze szczęście było wymieszane na przykład z cierpieniem zmiany. Musimy więc pilnować, żeby nasz pozytywny potencjał nie był wymieszany z pomieszaniem.

Podpunkt dziesiąty: nie dawaj autostrady. O co tutaj chodzi? Otóż mamy wiele przeszkadzających myśli. Te myśli opierają się na przeszkadzających emocjach. Tekst mówi, żeby nie dawać tym przeszkadzającym myślom takiej głównej ścieżki czy autostrady w naszym umyśle. Główny strumień myśli czy autostrada w naszym umyśle powinna być zarezerwowana dla pozytywnych myśli, nie dla tych pomieszanych. Gdy tylko pojawia się złość, przywiązanie, zazdrość, myślenie wyłącznie o sobie, to nie powinniśmy folgować sobie, ale usunąć je natychmiast. Jeśli bowiem pofolgujemy sobie w takich właśnie zachowaniach czy w takich emocjach, myśląc, że nie ma w nich niczego złego, wówczas dajemy takim myślom autostradę. Powoduje to tylko jedno - wzmacnianie tego rodzaju myśli czy nastawień. Jak mówi popularne powiedzenie: nie bądź miły dla przeszkadzających emocji, bądź miły dla czujących istot.

Te wszystkie rzeczy to bardzo ważne rady, wskazówki. Warto w codziennej praktyce przejrzeć listę osiemnastu i dwudziestu jeden podpunktów, żeby o nich pamiętać, żeby je sobie przypomnieć. W niektórych tradycjach jest zalecane, że jeżeli przyjęliśmy ślubowania bodhisattwy czy jakieś tantryczne ślubowania, to żebyśmy codziennie je czytali. Dzięki temu pamiętamy o tych wszystkich radach, o tych wszystkich wskazówkach, a one są bardzo pożyteczne na co dzień. Jako część codziennej praktyki bardzo pomocne jest, żeby nie tylko przypominać sobie te poszczególne rady i wskazówki, ale przemyśleć każdego dnia jedną czy dwie spośród nich, żeby zobaczyć, w jaki sposób można je stosować w życiu i czy faktycznie to robimy. To są rzeczy, które bardzo pomagają.

Kiedy robimy tego rodzaju rzeczy, bardzo ważne jest, żeby nie robić ich za szybko. Bo oczywiście możemy szybko przebiec wzrokiem po kartce i przeczytać te wszystkie rady czy punkty związane ze ślubowaniem bodhisattwy, czy wyrecytować je, jeśli znamy je na pamięć, ale nie myśląc w ogóle o ich znaczeniu. Nie powinniśmy w ten sposób praktykować. Dobrze jest skupić się na nich rano, a także wieczorem. Jest to ogólna praktyka wielu mistrzów w tradycji kadampy. Na przykład rano robimy przegląd całej tej listy i ustanawiamy intencję: chcemy według tych wskazówek postępować w ciągu dnia. Wieczorem natomiast robimy krótki przegląd całego dnia i zastanawiamy się, czy nam się udawało tak działać, czy nie.

Jest taka opowieść o geszem Bungungialu. Miał on kupkę białych kamyków i kupkę czarnych i codziennie wieczorem zastanawiał się nad wszystkim tym, co zrobił w ciągu dnia. Jeżeli coś zrobił zgodnie z zaleceniami lodziongu, to odkładał na bok biały kamyk. Jeśli przeciwnie, to odkładał czarny. Potem patrzył, których kamyków jest więcej. Oczywiście nie chodzi tutaj o to, żebyśmy się czuli dumni, jeżeli działaliśmy szlachetnie i żebyśmy popadali w poczucie winy, jeżeli robiliśmy nieprawidłowe rzeczy. Powinniśmy się cieszyć, jeśli zachowywaliśmy się właściwie, bo to jest wspaniałe. Nie powinniśmy się tym zanudzać, po prostu powinniśmy poczuć, że wszystko jest w porządku. Jeśli nasze zachowanie było przede wszystkim negatywne, powinniśmy odczuwać żal i postanowić, że następnego dnia będziemy starać się lepiej. Chociaż postęp nie jest liniowy i jest tak, że każdego dnia będzie inaczej, jedne dni są lepsze, inne gorsze, nie znaczy to, że powinniśmy pozostawać obojętni i nie powinno nas nic obchodzić. Ważne jest, żeby próbować stosować te rady, żeby próbować być dobrym i nie popadać ani w depresję, jeżeli nam się to nie udaje, ani w dumę, jeżeli nam się to udaje lepiej. Po prostu jedne dni będą lepsze, inne gorsze i tak jest.

Podpunkt jedenasty: nie folguj sobie w złych grach. Taka zła gierka ma miejsce wtedy, kiedy ktoś jest wobec nas nieprzyjemny, na przykład szturcha nas albo używa wobec nas obraźliwych słów, a my w odpowiedzi staramy się zemścić, odpłacić pięknym za nadobne. Mamy więc nie folgować sobie w takim odpłacaniu. Jeżeli ktoś zwraca się do nas nieprzyjemnie czy niegrzecznie, to nie powinniśmy szukać jeszcze gorszych, bardziej obelżywych określeń, lecz pozwolić temu minąć. Jest wiele sposobów, na jakie możemy to robić.

Na pewno nie powinniśmy kipieć ze złości ani trzymać tego wszystkiego w sobie. To też nie o to chodzi. Powinniśmy starać się widzieć czy słyszeć te nieprzyjemne dźwięki kierowane pod naszym adresem, ale równocześnie wiedzieć, to są tylko dźwięki, to tylko pewne wibracje. Słyszenie tych dźwięków to po prostu tylko kolejne doświadczenie, jakie mamy w umyśle. To że jakiś dźwięk powstaje, że my go słyszymy, to nie jest wielka sprawa. Wielka sprawa robi się z tego dopiero wówczas, kiedy nakładamy na to dualistyczne widzenie: "Ty okropny człowieku, powiedziałeś mi coś takiego!". Jeżeli chcemy na to uszczypliwie odpowiedzieć, wtedy dopiero zaczyna się kłopot. Podobnie kiedy ktoś wszczyna z nami bójkę, zaczyna nas bić i my odpowiadamy tym samym, też chcemy go bić, wówczas tego rodzaju zachowanie stoi w sprzeczności z tym, co powinniśmy robić. Nie powinniśmy odpowiadać.

To bardzo delikatna sprawa, w różnych sytuacjach różnie to wygląda. Jeżeli bowiem ktoś robi jakieś rzeczy po to, żeby zaszkodzić innym, na przykład prowadzi wojny, w ogóle robi jakieś takie straszne rzeczy, żeby szkodzić innym, żeby ranić innych, to siedzieć sobie z założonymi rękami, patrzeć i nic nie robić, jeśli możemy temu zaradzić, też nie jest w porządku. W tego rodzaju sytuacjach wskazówki dotyczące ślubowania bodhisattwy są jasne. Tutaj motywacja nie jest chęć odpłacenia komuś pięknym za nadobne. Chcemy powstrzymać kogoś, jeżeli możemy, przed szkodzeniem innym. W tego rodzaju sytuacjach oczywiście staramy się używać środków pokojowych, na tyle na ile można. Jeżeli jednak pokojowe środki zawodzą, a na takie środki potrzeba czasu, to nie są rzeczy, które działają natychmiast, a my jesteśmy w stanie powstrzymać gwałt, który się dzieje, powstrzymanie się wtedy od działania, ponieważ jesteśmy pacyfistami, nie jest w porządku. Oczywiście powinniśmy być realistami.

J.Ś. Dalajlama często jest pytany o to, czy może nie trzeba by użyć w Tybecie siły. Jego odpowiedź jest następująca. Mówi, że w tej konkretnej sytuacji, chociaż pokojowe środki wydają się nie prowadzić daleko, nie dawać skutków, jednak gdyby użyć przemocy, stosować środki terrorystyczne, to naprawdę donikąd by nie doprowadziło. Co z tego, że zabijecie stu Chińczyków, Chińczycy wyślą następnych dwustu żołnierzy. Chińczyków jest 1,3 miliarda i nie ma sensu przeciwstawiać się im siłą. Więc nawet w sytuacji, kiedy chcielibyśmy jakoś pomóc tym, którzy są krzywdzeni, użycie siły też musi być stosowane inteligentnie. Bo niekoniecznie podziała. Odpowiadanie agresją na agresję nie jest wskazane.

J.Ś. Dalajlama powiedział też, że jeżeli w trudnych sytuacjach nie odpowiadamy złością, to nie jest to oznaka naszego tchórzostwa czy słabości. Wręcz przeciwnie, jest to oznaka naszej siły. Słabością jest uleganie złości, uleganie gniewowi, zachowywanie się jak zwierzę, które natychmiast musi zareagować, warknąć, czy jak dziecko, które natychmiast oddaje.

Podpunkt dwunasty mówi, żebyśmy nie starali się przeczekać i nie atakowali później, kiedy osoba, na której chcemy się zemścić, będzie słaba, na przykład będzie spać czy będzie nieprzygotowana na nasz atak. Jest tutaj powiedziane, że jeżeli ktoś nas krzywdzi, ktoś nas zrani, ale jest to osoba o wysokiej pozycji, jest bardzo mocna, to nie powinniśmy chować urazy i czekać na okazję, kiedy ona będzie na tyle słaba, żebyśmy mogli ją dopaść.

Podpunkt trzynasty mówi nie uderzaj w czułe punkty, czyjeś słabe strony. Chodzi tutaj o to, żebyśmy nie mówili na przykład o cudzych wadach czy potknięciach w obecności osób trzecich, po to żeby wprawić w zakłopotanie osobę, o której mówimy. Jest wiele sposobów, w jakie możemy komuś przekazać naukę na temat jego postępowania. Możemy to zrobić w sposób, który nie będzie dla niego żenujący, nie będzie go wprawiać w zakłopotanie w obecności innych.

Pamiętam taką sytuację. Kiedyś miałem kłopoty w Indiach. Byłem wówczas w Bodhgaja, żeby tłumaczyć nauki J.Ś. Dalajlamy na temat tekstu Śantidewy Bodhicariawatara. Od kilku miesięcy nie widziałem swojego nauczyciela Serkonga Rinpocze, który był przez dłuższy czas w Nepalu i oto przybył do Bodhgaja. Oczywiście pobiegłem, żeby się z nim spotkać. Rinpocze otworzył tekst, który miałem tłumaczyć, i powiedział: wiesz, w tym tekście jest wiele trudnych słów, czy znasz znaczenie tych trzech? I wskazał na trzy słowa. Tak się złożyło, że nie znałem prawidłowego znaczenia tych trzech tybetańskich słów. Ale też te trzy słowa, które Rinpocze mi pokazał, to były nazwy trzech typów przeszkadzających emocji, które akurat w tym czasie były moim problemem. Taki sposób jest o wiele lepszy, żeby komuś coś wytknąć, aniżeli uderzyć go poniżej pasa. Można w taki niebezpośredni sposób naprowadzić kogoś na pewne rzeczy.

W niektórych komentarzach jest też mowa o tym, żeby nie używać swoich mocy psychicznych, jeżeli takie mamy; nie rzucać zaklęć magicznych, po to żeby przeszkadzać innym.

Podpunkt czternasty mówi o tym, żeby nie obciążać byka ciężarem, jaki normalnie nosi zwierzę nazywające się dzo. Jest takie tybetańskie zwierzę pochodzące z krzyżówki jaka z krową. Jest to bardzo duże, bardzo silne zwierzę, o wiele większe i silniejsze od krowy. W tekście jest więc powiedziane, że nie powinniśmy obciążać zadaniem czy pracą przeznaczoną dla kogoś silniejszego, osoby, która jest słabsza, czy która nie ma takich zdolności, żeby temu podołać.

Tutaj znowu jest wiele znaczeń. Pod tę kategorię podpada też sytuacja, kiedy obarczamy innych naszą winą. Zrobiliśmy coś nie tak jak trzeba, ale nie chcemy się do tego przyznać i mówimy, że to nie jest moja wina, że to przez ciebie. Znaczy to też pozostawianie jakiejś brudnej czy nieprzyjemnej pracy, jaką mamy do wykonania, innym. Na przykład mamy pozmywać naczynia, ale zostawiamy to innym. Albo idziemy do kina i kogoś sadzamy na znacznie gorszym miejscu, a sami wybieramy najlepsze.

Dzięki treningowi, dzięki naszej praktyce, to my powinniśmy być zwierzęciem dzo, które jest w stanie sprostać różnym trudnym sytuacjom i powinniśmy wziąć na siebie gorszą pozycję. Na przykład w kinie usiąść za kimś wysokim, zamiast sadzać za tą osobą naszego przyjaciela, który nie jest tak wytrenowany jak my i będzie mu trudniej poradzić sobie z tą sytuacją. Dotyczy to każdej takiej sytuacji, kiedy mamy do wykonania jakąś nieprzyjemną czy męczącą pracę i dajemy ją innym, zamiast zrobić ją sami.

Podpunkt piętnasty brzmi: nie ścigajmy się. Nie ścigajmy się po to, żeby zdobyć lepsze miejsce w teatrze, żeby zdobyć lepszy kęsek dla siebie. Dotyczy to wszystkich tych sytuacji, kiedy chcielibyśmy pobiec i coś najlepszego zagarnąć dla siebie. Powinniśmy zachowywać się przeciwnie. Powinniśmy innym pozwolić najpierw coś zrobić, czegoś skosztować, a my powinniśmy zadowolić się tym, co pozostanie, bez takiej sztucznej postawy typu: "Weź! Zabierz sobie to, co najlepsze, ja mogę jeść byle co". Powinno to być naturalne. Powinniśmy się zachowywać jak matka, która w naturalny sposób dzieli się czymś lepszym ze swoim dzieckiem, dziecku daje lepszy kawałek, a sama weźmie trochę przypalony.

Tradycyjna tybetańska historyjka, która jest w tym momencie opowiadana, jest bardzo miła. Znowu będzie o geszem Bungungialu, tym od białych i czarnych kamyczków. Pewnego razu udał się on do grupy mnichów, którzy byli zaproszeni na posiłek. Osoba, która wydawała posiłek, dawała wszystkim jogurt. Gesze Bungungial siedział gdzieś na końcu i z niepokojem obserwował, jak jogurt jest podawany innym i myślał, że dla niego już nie wystarczy. Ponieważ zdał sobie sprawę z tego, co miał w umyśle, to w momencie gdy osoba rozdająca jogurt doszła do niego, odwrócił swoją miseczkę do góry dnem i powiedział: "Nie, dziękuję, ja już miałem swoją porcję". Zamiast więc martwić się, że nie wystarczy czegoś dla nas, powinniśmy się raczej martwić, że nie wystarczy czegoś dla innych. Nie chodzi tutaj o rzeczy, których nie lubimy, które nas nie obchodzą, tylko o rzeczy, na których nam zależy.

Podpunkt szesnasty: nie odwracaj amuletu. Amuletem w tym przypadku jest usiłowanie wypędzenia czy odwrócenia jakichś złośliwych duchów. Zamiast przepędzać je, powinniśmy troszczyć się o innych. Kiedy praktykujemy tylko dla siebie, po to, żeby się poczuć kimś lepszym, kimś ważniejszym, to jest to jak odwracanie amuletu naszej praktyki w drugą stronę. Jest sporo przykładów pozwalających zrozumieć, o co tutaj chodzi.

Jeśli w danym momencie powstrzymujemy się przed czymś czy odmawiamy sobie czegoś, wiedząc że to wywrze na innych duże wrażenie i dzięki temu w przyszłości będziemy mieli z tego jakiś pożytek, to jest to odwracanie nauk, odwracanie amuletu. Jeżeli stale wobec kogoś zachowujemy się bardzo pokornie i bardzo uniżenie, żeby nas docenił, żeby wywrzeć na nim odpowiednie wrażenie, żeby nam się później zrewanżował, to właśnie tego rodzaju zachowanie jest przeciwstawianiem się praktykom, odwracanie tego treningu. Jeżeli jesteśmy dla innych mili i staramy się być dla nich uczynni tylko po to, żeby nas lubili, to znowu jest to używanie tych nauk w odwrotny sposób, ponieważ przez to tylko wzmacniamy poczucie własnego "ja".

Podpunkt siedemnasty mówi o tym, żebyśmy nie robili z bogów demonów. Tu znowu chodzi o to samo, o to, żebyśmy nie mieszali praktyki z troską wyłącznie o siebie. Chodzi tu o tego rodzaju postawę, że uważamy siebie za kogoś wielkiego, za kogoś świętego, kogoś lepszego, dlatego że wykonujemy takie wspaniałe praktyki. Albo taki żart: ktoś jest na odosobnieniu i wiesza sobie wielką tabliczkę "proszę nie przeszkadzać, tutaj siedzi wielki medytujący", jeżeli robi to po to, żeby inni myśleli, że jest on święty. Albo przykład tybetański. Ktoś idzie na trzyletnie odosobnienie po to, żeby później mógł nazywać się lamą, mieć uczniów, zbierać pieniądze, ofiary itd.

Tak więc zawsze bardzo ważne jest, żeby być skromnym. Jak powiedział jeden z praktykujących: kiedy w różnych tekstach czytam o różnych wadach i splamieniach, to widzę je w sobie. Kiedy z kolei czytam o dobrych właściwościach, o różnych zaletach, to wtedy rozpoznaję je w innych. Tego rodzaju zachowanie jest w zgodzie, w harmonii z naukami na temat oczyszczania przeszkadzających postaw. Nie jest z nimi w zgodzie zachowanie odwrotne, kiedy czytamy o błędach i myślimy: "O właśnie! Ma je ten, mają je inni". A kiedy czytamy o wspaniałych właściwościach, to myślimy: "No tak, to o mnie, ja to osiągnąłem".

Podpunkt osiemnasty mówi: nie szukaj dla siebie takiego szczęścia, przez które będą cierpieć inni. Na przykład nie życzmy naszemu rywalowi w interesach, żeby zbankrutował, bo wtedy nasze interesy będą w lepszym stanie, albo żeby osoby, z którymi pracujemy odeszły czym prędzej na emeryturę, bo wtedy nam podniosą pensję. Nie powinniśmy też życzyć naszym bogatym krewnym, żeby szybko zmarli, bo dzięki temu odziedziczymy jakieś posiadłości, dobra, pieniądze. Zamiast życzyć innym czegoś złego, po to żeby nam było lepiej, powinniśmy - jak nieustannie mówią te nauki - życzyć czegoś wręcz przeciwnego, żeby inni żyli długo, żeby mogli cieszyć się tym, co mają, żeby mogli korzystać z tego.



Punkt siódmy wymienia dwadzieścia dwie rady dotyczące naszych nastawień.

Rada pierwsza: wykonuj wszystkie jogi z jednym. To jedno dotyczy naszego celu. Niezależnie od tego co robimy - śpimy, jemy - cokolwiek robimy, powinniśmy robić to po to, żeby pomagać innym. Na przykład kiedy jemy, powinniśmy myśleć, że odżywiamy tym samym wszystkie mikroorganizmy, które w nas żyją. Nawet jeżeli nie potrafimy przez cały czas trwania posiłku myśleć o tym, że odżywiamy żyjące w nas inne organizmy, to przynajmniej na początku powinniśmy mieć taką myśl. Bardzo cenną wskazówką jest taka myśl Nagardżuny, który powiedział, że kiedy jemy, powinniśmy traktować pożywienie jak lekarstwo, powinniśmy myśleć, że jemy je nie z głodu, chciwości, łapczywości, ale traktujemy je jak lekarstwo, po to, żeby wzmocnić siebie, żeby móc lepiej pomagać innym.

Rada druga: powinniśmy usuwać wszystkie te rzeczy, które są zepsute, które przeszkadzają, za pomocą jednej praktyki. Różnie można ten punkt rozumieć. Na przykład tak, że powinniśmy starać się pozbyć wszystkich przeszkadzających stanów umysłu z pomocą jednej praktyki. Jedną praktyką jest na przykład praktyka tonglen, dawania i brania. Oczywiście nie znaczy to, że kiedy stykamy się ze złością, gniewem, pomieszaniem, to bierzemy je na siebie po to, żebyśmy sami mieli ich więcej. Nie o to chodzi. Jak powiedziano w naukach na temat tonglen, tych wszystkich złych rzeczy, które zbieramy z innych, nie powinniśmy w sobie zatrzymywać, tylko powinniśmy je oczyścić, przepracować, ponieważ dzięki różnym praktykom mamy takie możliwości. One przez nas przechodzą, nie wzmacniając naszych złych cech.

Innym sposobem patrzenia na przeszkadzające stany umysłu jest to, że kiedy one się pojawiają, powinniśmy uważać, że to jest dobry znak. Powinniśmy się cieszyć, że one przychodzą. Ponieważ żebyśmy się mogli pozbyć jakichś uśpionych, tkwiących głęboko w nas niezamanifestowanych przeszkadzających uczuć, one muszą pojawić się najpierw na powierzchni. A więc powinno nas cieszyć, gdy te wszystkie stłumione żale, gniewy, stłumione przeszkadzające emocje zaczynają wychodzić na wierzch, kiedy zaczynamy je zauważać, bo dzięki temu możemy je przepracować. Znamy praktykę i możemy sobie z nimi poradzić. To tak jak kiedy wykonujemy praktykę siamathy, robimy szine. Wtedy staramy się wyciszyć i zauważamy, że mamy bardzo dużo myśli, że bardzo dużo się dzieje w naszej głowie. To nie jest tak, że myśli jest coraz więcej, po prostu zaczynamy je wreszcie zauważać. Tak samo z tą praktyką. Kiedy staramy się oczyścić nasze nastawienia, wtedy zaczynamy zauważać te wszystkie złości i inne przypadłości naszego umysłu. Zaczynamy je zauważać i to jest bardzo dobry znak, ponieważ możemy wreszcie coś z nimi zrobić. Zaczynamy wreszcie je widzieć.

Rada trzecia: na początku i na końcu rób dwie rzeczy. Te dwie rzeczy to rzecz dotycząca początku naszego działania, czyli nasza intencja pomagania innym, oraz - na koniec - dedykacja. Powinniśmy zadedykować innym nasz pozytywny potencjał. Znów dobrym przykładem tego rodzaju zachowania jest gesze Bungungial, który co rano zawsze przypominał sobie swoją intencję i postanawiał, że w ciągu dnia będzie starał się pomagać innym. Natomiast na koniec dnia robił przegląd wszystkiego, co robił przez cały dzień, jak się zachowywał i cieszył się, jeżeli zachowywał się w sposób konstruktywny, oraz żałował złych działań czy słów i postanawiał, że będzie się starać się być lepszy.

Rada czwarta: którakolwiek z dwóch rzeczy się zdarzy, bądź cierpliwy, działaj cierpliwie. Te dwie rzeczy, które mogą się przydarzyć, to szczęście i nieszczęście, powodzenie i niepowodzenie. Jeżeli więc cokolwiek z tego się pojawia, rzeczy przyjemne czy nieprzyjemne, powinniśmy być równi, powinniśmy być cierpliwi i w umyśle mieć tylko troskę o innych, a nie myśl o sobie. Jeżeli wszystko dobrze nam się układa, nie powinniśmy być dumni i aroganccy i nie myśleć o pomaganiu innym. A kiedy z kolei doświadczamy trudnych chwil, nie powinniśmy popadać w depresję i myśleć, że nie jesteśmy w stanie nic dla nikogo zrobić. Jeżeli mamy jakieś dobra materialne, to zawsze możemy się nimi dzielić. Jeżeli nic nie mamy, to możemy sobie wyobrażać, że dajemy innym to, czego potrzebują. Zawsze, w każdej sytuacji, możemy wykonywać praktykę dawania.

Rada piąta: strzeż obydwu nawet kosztem swego życia. To dotyczy naszych ogólnych zobowiązań, ślubowań oraz tych specyficznych zobowiązania czy ślubowań związanych z praktyką oczyszczania nastawień umysłu. Bardzo ważne jest w odniesieniu do wszystkich buddyjskich ślubowań, żeby zanim je przyjmiemy, upewnić się, czy faktycznie będziemy w stanie ich dotrzymywać. Wiele osób zaczyna jakieś bardzo zaawansowane praktyki czy przyjmuje inicjacje zanim zorientuje się, z jakimi zobowiązaniami one się wiążą. Idziemy na inicjację czy podejmujemy się wykonywania jakiejś praktyki, ponieważ robią to inni albo po to, żeby się poczuć wielkim, zaawansowanym praktykującym.

Porada jaką tutaj otrzymujemy jest następująca: zanim pójdziemy do nauczyciela i poprosimy o kolejne czy bardziej zaawansowane nauki, powinniśmy zobaczyć, jakie my mamy możliwości, jak wygląda nasza etyczna samodyscyplina, czy jesteśmy w stanie dotrzymać ślubowań i zobowiązań związanych z różnymi, zwłaszcza zaawansowanymi praktykami. Na przykład często jest tak, że robimy jakąś praktykę raz na tydzień i już to jest dla nas bardzo ciężkie, wymaga od nas dużego wysiłku. Tymczasem przyjeżdża jakiś wielki lama, udziela jakiejś wielkiej inicjacji i idziemy na nią, mimo że wiąże się ze zobowiązaniem wykonywania praktyki, nieraz długiej i skomplikowanej, codziennie. Jeżeli nie jesteśmy w stanie nawet co tydzień regularnie praktykować, to jak możemy porywać się na coś takiego, zobowiązywać się, że będziemy coś robić codziennie.

Rada szósta: ćwicz się w trzech rzeczach, które są trudne. Mowa tutaj o tym, że kiedy pojawiają się przeszkadzające emocje i egoistyczne myśli, to pierwszą trudną rzeczą jest zdawanie sobie sprawy z tego, jak można im zaradzić, jak im przeciwważyć. Musimy najpierw zauważyć, że takie przeszkadzające emocje w nas powstały i pamiętać jakie metody pozwalają je przekroczyć. Druga trudna rzecz to zastosowanie metod. Trzecia trudna rzecz to nieustanna świadomość tych metod, utrzymywanie ich w umyśle, dzięki czemu przeszkadzające nastawienia czy przeszkadzające uczucia nie pojawiają się raz po raz. Przeszkadzające emocje to takie rzeczy jak złość czy pożądliwość, chciwość, natomiast przeszkadzające nastawienia to takie rzeczy jak myślenie wyłącznie o sobie.

Rada siódma: weź trzy główne przyczyny. Chodzi tutaj o trzy główne przyczyny, które umożliwiają wykonywanie praktyki oczyszczania nastawień. Pierwszą jest spotkanie duchowego nauczyciela, który udziela tych nauk i może je nam przekazać, może nas zainspirować do tego, żebyśmy je stosowali. Druga przyczyna to praktyka tych nauk. Trzecia główna przyczyna to sprzyjające okoliczności, a jest to przede wszystkim stan umysłu, który jest zadowolony z tego, co posiada. To jest zadowalanie się tym, co mamy, i nie myślenie, że potrzebujemy więcej, musimy zdobyć jeszcze więcej dla siebie. Na przykład jeżeli zarabiamy wystarczającą ilość pieniędzy, to ważne jest, żeby umieć się tym zadowolić i wykorzystywać to, co się ma, dzielić się tym z innymi, a nie tylko myśleć o sobie i starać się zagarnąć w swoją stronę jak najwięcej.

Punkt ósmy mówi o medytowaniu czy o przyzwyczajaniu się do trzech rzeczy, które nie psują się. Pierwsza z tych rzeczy które nie powinny się psuć, to stuprocentowe przekonanie, wiara w dobre właściwości naszego duchowego nauczyciela i w jego życzliwość, jego dobroć. To zwykle jest tłumaczone jako niepsująca się wiara w guru. Chodzi tutaj o widzenie dobrych właściwości naszego guru, które są faktem, o bycie o tym przekonanym i docenianie dobroci nauczyciela. Jeżeli mamy to, to możemy przekazywać to innym. Możemy widzieć w innych dobre właściwości i szanować innych. Możemy też doceniać dobroć czy życzliwość innych. Nawet jeżeli niczego nie robią wprost dla nas, żeby nam jakoś pomóc, to sam fakt, że są, pomaga nam praktykować dobro, ponieważ są odbiorcy naszego dobrego postępowania, jest ktoś, komu możemy pomagać.

Jedną z przyczyn, dla których nie jesteśmy w stanie rozwinąć bodhiczitty, rozszerzyć naszego serca na innych, jest to, że patrzymy na innych z góry. Widzimy w nich tylko wady i niedostatki i nie traktujemy ich należycie. Jeżeli jakiś wielki uczony jest bardzo arogancki, to jego wiedza nie przynosi pożytku innym, nie przynosi pożytku nawet jemu samemu. Odstrasza swoją dumą i arogancją i nikt go nawet nie słucha. Jeśli jesteśmy dumni, to odrzucamy cudze zdanie, cudze opinie i w ten sposób nie jesteśmy w stanie uczyć się od innych. Narzucamy innym swoje opinie, swoje zdanie, nawet jeżeli nie mamy racji i nie słuchamy cudzych rad. Jeśli jednak jesteśmy pokorni i potrafimy słuchać innych, wtedy możemy się uczyć od każdego, nawet od osoby bez wykształcenia, nawet od dziecka. Jeżeli widzimy dobre właściwości także w naszym dziecku i potrafimy go słuchać, ono bardzo często ma coś wartościowego do powiedzenia i dzięki temu możemy się wiele uczyć. Jeśli jednak jesteśmy dumni, to od razu, z góry odrzucamy to, co inni do nas mówią i przyjmujemy pozycję obronną.

Druga rzecz która nie gaśnie czy nie psuje się, to nasza chęć do praktyki. Musimy czuć, że takie praktyki jak oczyszczanie nastawień naszego umysłu, to nie są rzeczy, które są nam narzucane. Nikt nam nie mówi: musisz to robić, musisz tak praktykować. Bardzo często gdy narzucamy coś innym, zmuszamy ich do robienia czegoś, to oni przeciwstawiają się i robią coś wręcz przeciwnego. Jeżeli zastanowimy się nad tym, jakie pożytki płyną z myślenia, z troski o innych i jakie niekorzyści wynikają z postawy przeciwstawnej, z myślenia o sobie, to takie przemyślenia wywołają w nas entuzjazm do praktyki.

Trzecia rzecz, która nie powinna się psuć czy nie powinna wygasać, to nasze zobowiązania, te różne rzeczy, które nas wiążą z praktyką. Są to rzeczy, które nie powinny się psuć, powinny być bardzo stabilne.

Punkt dziewiąty: trzy rzeczy muszą być nierozdzielne. Nasze ciało, mowa i umysł muszą praktykować. Praktykować pomaganie innym, myślenie o innych. Powinniśmy siedzieć nie wiercąc się bez przerwy, lecz skupieni, świadomi i uważni. Nasza mowa z kolei powinna przez cały dzień być nakierowana na pomaganie innym, a nie na gadanie bez sensu, czczą paplaninę. Natomiast umysł, zamiast być przepełniony różnego rodzaju galopującymi myślami, powinien być nakierowany na jedno - na pomaganie, na myślenie o innych. Niezależnie od tego, co robimy ciałem, mową i umysłem, niezależnie od tego, czym się zajmujemy, to, co robimy, powinno być przynajmniej w minimalnym stopniu zabarwione troską o innych, myślą o pomaganiu innym.

Tybetańczycy uwielbiają przykłady ze świata zwierząt. Mówią na przykład, że nie powinniśmy zasypiać tak jak robią to zwierzęta, nie powinniśmy runąć na posłanie jak robi to wół, tylko powinniśmy zachowywać się inaczej. Udając się na spoczynek, powinniśmy wykonać trzy pokłony, przypomnieć sobie o kierunku jaki obraliśmy w naszym życiu, o kierunku o którym mówią budda, dharma, sangha i bodhiczitta. Powinniśmy myśleć, że chcemy iść w tym kierunku i teraz udajemy się na spoczynek po to, żeby odświeżyć siły, by móc kontynuować. Nawet jeżeli mamy taki nawyk, że wykonujemy trzy pokłony idąc spać i trzy pokłony co rano - są to rzeczy bardzo polecane, to powinniśmy starać się wykonywać te pokłony świadomie, a nie automatycznie, rutynowo.

Punkt dziesiąty: działaj czysto, bez stronniczości w odniesieniu do obiektu. To jest podobne do punktu, o którym już mówiliśmy, że nie powinniśmy być stronniczy i na przykład praktykować dobre działania tylko w stosunku do tych, z którymi jest łatwiej, na przykład naszych bliskich, czy wręcz przeciwnie, w stosunku do obcych. Powinniśmy nie być stronniczy, powinniśmy być dobrzy dla wszystkich. Powinniśmy stosować tę zasadę nie tylko do ludzi, ale także do zwierząt. Niektórzy ludzie na przykład są bardzo mili w stosunku do takich zwierząt jak psy i koty, uważają je za miłe zwierzątka, natomiast tępią insekty. To stronniczość. Zachowujemy się miło i przyjemnie wobec tych zwierząt, które lubimy, a tych członków świata zwierząt, których nie lubimy, staramy się nie dostrzegać.

To jest oczywiście bardzo zaawansowane i bardzo trudne. Jeżeli myślimy kategoriami "chcę wyzwolić wszystkie istoty, chcę doprowadzić wszystkie istoty do oświecenia", to bardzo ważne jest uświadomić sobie, że te różne istoty, które spotykamy, nie mają trwałej tożsamości, nie zawsze są tym, kim się teraz odrodziły. Nikt nie jest tylko i wyłącznie ludzką istotą albo raz na zawsze karaluchem, kobietą czy mężczyzną. Wszyscy mamy nieskończony strumień umysłu i przybieraliśmy różne formy, w zależności od naszej karmy w trakcie różnych żywotów. Chociaż musimy odnosić się do innych na konwencjonalnym poziomie odpowiednio do tego kim są teraz, czy są człowiekiem, dzieckiem, dorosłym, starszą osobą, psem albo karaluchem, to musimy zdawać sobie sprawę z tego, że na głębszym poziomie te wszystkie istoty mają naturę buddy. Były naszymi matkami w poprzednich życiach, będą nimi w przyszłości, tak więc musimy to nasze dobre, równe traktowanie, rozciągnąć na wszystkie istoty.

Kiedy myślimy o pomaganiu innym, o troszczeniu się o innych, to powinniśmy połączyć to nastawienie ze zrozumieniem tego, że wszyscy mamy strumień umysłu bez początku i wszyscy jesteśmy z sobą powiązani. Dlatego wszystkie praktyki dotyczące rozwijania bodhiczitty zaczynają się zawsze od rozwinięcia bezstronności, od zobaczenia tego, że wszyscy byli naszymi matkami, że wszyscy mają umysł; to dlatego powinniśmy traktować wszystkich jednakowo.

Punkt jedenasty: powinniśmy starać się ćwiczyć bardzo głęboko i szeroko. Ćwiczyć się szeroko to znaczy ćwiczyć się w odniesieniu nie tylko do świata ożywionego, takiego jak ludzie czy zwierzęta, ale także w odniesieniu do świata nieożywionego. Znaczy to, że nie powinniśmy złościć się nie tylko na ludzi, ale też na rzeczy, na przykład na samochód odmawiający nam posłuszeństwa czy na spóźniający się pociąg. Powinniśmy nie lgnąć, nie przywiązywać się nie tylko do ludzi, ale także do lodów, pieniędzy itd.

Kiedy jest powiedziane, że powinniśmy ćwiczyć się głęboko, to znaczy że powinno to płynąć z głębi naszego serca. To oczyszczanie nastawień nie powinno być tylko czymś powierzchownym.



Punkt dwunasty: zawsze medytuj na tych, którzy są z tobą blisko związani. Znaczy to, że powinniśmy stosować te wszystkie praktyki i wskazówki w domu, wobec tych, z którymi mieszkamy, wobec naszych rodziców, partnerów, dzieci. To jest bardzo ważne, bo często ludzie medytują, praktykują, ale nie potrafią dobrze odnosić się do swoich rodziców. To nie jest w porządku. Powinniśmy również stosować te praktyki wobec osób, do których od razu, gdy je pierwszy raz widzimy, czujemy się przyciągani albo odpychani. Powinniśmy nie folgować sobie w tych uczuciach, ale stosować nauki, stosować te ćwiczenia.

Rada trzynasta: nie uzależniaj się od okoliczności. Znaczy to, że powinniśmy pracować nad swoimi postawami, nad nastawieniami, niezależnie od tego, co się dzieje. Jeżeli będziemy zwlekać z praktyką i czekać na idealne warunki, wówczas mogą one nigdy nie nadejść i nie będziemy nigdy praktykować. Jeden z tybetańskich mistrzów powiedział, że ludzie pokazują dobrą twarz praktykującego wtedy, kiedy wszystko wokół nich dobrze się układa, natomiast kiedy wszystko się wali i pali, pokazują swoją prawdziwą twarz. Kiedy wszystko układa się dobrze i gładko, to łatwo jest praktykować. Natomiast kiedy jest bardzo ciężko, nic się nie układa, to popadamy w depresję, upijamy się, nie potrafimy praktykować. A tak być nie powinno.

Jest więc tu powiedziane, że niezależnie od tego, jak nam się układa, dobrze czy źle, powinniśmy być stabilni. Jak powiedział Nagardżuna, nie można nas wyciągnąć z sansary tak jak rybak wyciąga rybę z wody. Również wielcy lamowie nie są w stanie wyciągnąć nas z tarapatów ot tak, jak się wyciąga rybę z wody. Mogą nas zainspirować, mogą nas natchnąć, powiedzieć, poradzić. Lamowie nie są w stanie odprawić magii, żeby nas uwolnić od naszego egoizmu. To musimy zrobić sami. Sami musimy stać mocno na ziemi i zmieniać swoje nastawienia, to wymaga naszego wysiłku. Jeżeli nic nie robimy i tylko czekamy, żeby guru zrobił wszystko za nas, to nic się nie zdarzy, pozostaniemy ze swoim egoistycznym nastawieniem.

Punkt czternasty: praktykuj przede wszystkim teraz. Jak powiedział pewien lama, nie bądź profesjonalnym turystą w sansarze. Nie sądź, że wszystkiego musisz w sansarze popróbować, ale też nie odsuwaj swojej praktyki na potem, na jutro. Musisz praktykować teraz. Powinniśmy postanowić, że całą naszą energię już teraz skierujemy właśnie w tym kierunku, będziemy się starali oczyścić swoje nastawienia, osiągnąć oświecenie, rozwinąć bodhiczittę itd. Bardzo pożyteczne jest myśleć o sobie w takich kategoriach, że jesteśmy na tymczasowym urlopie czy zwolnieniu z niższych światów, na przykład jesteśmy na tymczasowym urlopie od stanu karalucha...

Powinniśmy przede wszystkim zajmować się dharmą, myśleć o dharmie. To powinno być nasz cel, nie jakieś światowe sprawy, które tylko wzmacniają nasze myślenie o sobie. Nasze nastawienie powinno też obejmować przyszłe żywoty, powinniśmy się starać przygotowywać w ten sposób, żebyśmy mogli kontynuować naszą praktykę, a nie tylko myśleć o tym, co jest teraz, w tym życiu. To też bardzo ciekawy punkt, ponieważ często nie myślimy o przyszłych żywotach. Wielu z nas nawet za bardzo w nie wierzy.

Jeżeli praktykujemy i nie widzimy postępów, to może nas to zniechęcać. Pociągają nas zwłaszcza takie ścieżki jak tantra, ponieważ nie chcemy myśleć o tym, że trzeba długo pracować. Chcemy szybkiej ścieżki. Tymczasem przeważająca większość osób praktykujących tantrę nie osiąga celu w jednym życiu; jest to bardzo rzadkie. I chociaż usiłujemy, chcemy osiągnąć oświecenie w jednym życiu, nie powinniśmy myśleć o tym, że jeśli nie osiągniemy oświecenia w tym życiu, to zapomnimy o tym wszystkim, nie będziemy kontynuować. Robimy wszystko, co w naszej mocy, żeby osiągnąć oświecenie w tym życiu, ale jeżeli to się nie zdarzy, a jest to prawdopodobne, to nie szkodzi. Jesteśmy stabilni i jesteśmy przygotowani na to, że to potrwa dłużej. To nie jest tak, że wszystko albo nic. Jeśli nie uda nam się w tym życiu, to już koniec. Nawet jeżeli nie jesteśmy tak do końca przekonani o tym, że są przyszłe żywoty, to powinniśmy się starać zrozumieć, co buddyzm ma na myśli mówiąc o przyszłych żywotach. Bo to nie jest takie proste. Powinniśmy jednak być otwarci wobec takiej idei, wobec takiej możliwości i myśleć, że nawet jeżeli w tej chwili za bardzo w przyszłe żywoty nie wierzymy, to powinniśmy się o tym czegoś dowiedzieć, nauczyć i podejść do tego bardziej realistycznie. Tak czy inaczej, w tekście jest powiedziane, że głównie powinniśmy się interesować i troszczyć o innych, a nie o siebie.

Rada piętnasta: nie miej odwróconego zrozumienia. Podaje się tu listę sześciu typów odwróconego zrozumienia.

Pierwszym jest odwrócone współczucie. Zamiast współczuć dobrze ubranym, dobrze wyglądającym ludziom, którzy działają destruktywnie, odczuwamy współczucie wobec źle wyglądających, byle jak ubranych praktykujących, którzy robią konstruktywne rzeczy. Możemy na przykład myśleć: o, ten biedny medytujący siedzi w jaskini, nie ma co jeść. Oczywiście, bardzo pożyteczne jest starać się mu pomóc, dać mu coś do jedzenia. Ale osobą, która naprawdę ma problemy czy przysparza sobie problemów, jest bogaty biznesmen, który tylko ciągle wszystkich oszukuje; w rezultacie będzie bardzo cierpiał, podczas gdy ten biedny praktykujący wytwarza przyczyny szczęścia. Tak więc osobą, wobec której trzeba czuć współczucie, jest bogaty człowiek, który robi złe rzeczy. Przykładem może być scenka z życia Milarepy, którego odwiedziły trzy bogate siostry i litowały się nad nim: "Biedny bracie, jak ty wyglądasz!". Na to Mila odparł: "To wam trzeba współczuć, nie mnie".

Druga to odwrócona cierpliwość czy tolerancja. Zamiast być cierpliwym wobec innych, którzy złoszczą się na nas, jesteśmy cierpliwi wobec naszych przeszkadzających emocji. Wiele osób nie ma dość cierpliwości, żeby wysłuchać wykładu dharmy czy usiąść i pomedytować, natomiast ma wystarczająco dużo cierpliwości, żeby stać całymi godzinami w zimnej wodzie i łowić ryby. Albo stać godzinami w kolejce po to, żeby dostać się na jakiś koncert rockowy. To odwrócona cierpliwość.

Odwrócona intencja polega ona na tym, że zamiast tego robienia tego, co przyniesie nam szczęście w przyszłości, naszą intencją jest wygrana w tej światowej grze, w światowych sprawach.

Kolejnym aspektem jest odwrócony smak. Zamiast pragnienia zasmakowania duchowych doświadczeń, słuchania nauk, medytowania, pociąga nas smak jakichś egzotycznych narkotyków, egzotycznego seksu, egzotycznych miejsc na tej planecie. Jest to odwrócony smak.

Odwrócone zainteresowanie. Zamiast zachęcać innych do interesowania się duchowymi praktykami, zachęcamy ich do interesowania się zarabianiem pieniędzy, robieniem interesów.

Odwrócone cieszenie się. Zamiast cieszyć się z dobrych rzeczy, które my czy inni robimy, cieszymy się z przykrych rzeczy, które spotykają naszych wrogów, osoby których nie lubimy.

Punkt szesnasty: nie bądź niestabilny. Często praktykujemy dzisiaj, lecz jutro już nie. Również jeśli nie jesteśmy dobrzy w jakiejś jednej praktyce, nie powinniśmy zaczynać następnej. Powinniśmy być stabilni, być jak szeroka rzeka.

Punkt siedemnasty: ćwicz się wprost, bezpośrednio. Nie powinniśmy być "pół na pół". Jeżeli postanawiamy ćwiczyć się w oczyszczaniu nastawień, powinniśmy po prostu to robić, a nie tylko trochę lub sporadycznie. Moja mama zwykle mówiła: "po prostu rób to". Ważne jest, żeby mieć taki stan umysłu, nie mieć czegoś takiego, że i chce mi się praktykować, i nie chce mi się. Powinniśmy iść prosto do celu, oczyszczać nasze nastawienia, a nie trwonić czas.

Punkt osiemnasty: stosując dwie rzeczy (rozróżnianie i analizę), bądź stanowczy. Znaczy to, że powinniśmy nieustannie badać siebie zarówno w bardzo ogólny sposób, jak i w bardzo szczegółowy. Powinniśmy sprawdzać, czy faktycznie zmieniają się nasze nastawienia. Powinniśmy sprawdzać i patrzeć, czy tylko tłumimy swój egoizm, czy faktycznie go wykorzeniamy. Inne znaczenie tego punktu jest takie, że powinniśmy sprawdzać, badać nauki, jakie otrzymujemy i dzięki temu widzieć, co powinniśmy robić, po czym stosować to.

Punkt dziewiętnasty: nie medytuj z poczuciem straty. Jeśli w praktyce wszystko ofiarujemy mentalnie innym, a w życiu ktoś nas o coś poprosi, po coś do nas przyjdzie, i my nie będziemy chcieli mu tego dać, to jest nie tak. Jeżeli ofiarowaliśmy coś komuś, to powinniśmy uważać, że teraz te rzeczy są jego, nie nasze. Pamiętam, kiedy mieszkałem w Indiach, miałem ogród kwiatowy. Podczas medytacji, jak wiecie, można ofiarowywać kwiaty, żeby wszyscy cieszyli się ich pięknem. Tak medytowałem. Tymczasem kiedy zjawiły się dzieci z sąsiedztwa i zerwały kwiaty z mojego ogródka, byłem bardzo spięty i nastroszony. O tym właśnie mowa w tej radzie. Jeżeli w medytacji ofiarowaliśmy coś innym, to już nie jest to nasze, należy do innych. Jeżeli przyjdą sobie po to, w porządku.

W tej radzie jest też zawarta inna wskazówka. Mianowicie to, żebyśmy nie wypominali innym, co dla nich zrobiliśmy, jak bardzo poświęciliśmy się, żeby komuś pomóc - to też jest medytowanie z poczuciem straty.

Nie powinniśmy też rozgłaszać tego, co osiągnęliśmy, co zrobiliśmy. Na przykład chodzić i rozpowiadać, że zrobiliśmy sto tysięcy pokłonów. Nie powinniśmy także chodzić i narzekać, mówić jakie to było ciężkie, ile wysiłku mnie to kosztowało albo jak dużo musiałem zapłacić, żeby wejść na ten wykład. Budujemy pozytywny potencjał dzięki temu, że zrobiliśmy pokłony. Jeżeli będziemy o tym rozpowiadać, to nie zbudujemy następnego pozytywnego potencjału, wcale go nie powiększymy. Nie jest również poprawne, jeśli udajemy się na długie odosobnienie medytacyjne i potem, wracając do świata, patrzymy na swoich starych przyjaciół z góry, myśląc o nich z litością.

Niezależnie od tego, jakie praktyki robimy, powinniśmy je robić szybko i nie tak, żeby wszyscy widzieli, co robimy. Nie powinniśmy też liczyć na pomoc ze strony innych. Powinniśmy szczerze praktykować, nie mając poczucia żalu, że jesteśmy biedni, nikt nam nie pomaga. Jeżeli będziemy szczerzy, będziemy szczerze praktykować, to nasza praktyka będzie się dobrze układać, nie będziemy głodni i nie umrzemy z tego powodu.

Rada dwudziesta: nie bądź ograniczony nadmierną wrażliwością. Znaczy to, że nie powinniśmy się złościć na najmniejszą komplikację. Musimy być w stanie przyjąć obraźliwe słowa nawet w obliczu tłumu. Śantidewa powiedział, że jeżeli ktoś na nas krzyczy, powinniśmy być jak kłoda. Wtedy ta osoba pokrzyczy i przestanie. To tak jak z psem, który powarczy i przestanie. Nasza motywacja powinna być w takiej sytuacji czysta. Nie powinniśmy tłumić, ukrywać złości albo myśleć, że odegramy się później.

Rada dwudziesta pierwsza: nie ćwicz się tylko przez chwilę, ale przez całe swoje życie. Nie powinniśmy być bardzo drażliwi i nadwrażliwi. Kiedy ktoś nas wychwala, to podskakujemy ze szczęścia, kiedy ktoś mówi coś nie tak, to wpadamy w depresję. Jeżeli będziemy się w taki sposób zachowywać, to inni będą nas uważać za osobę niestabilną, niezrównoważoną i to na pewno uniemożliwi nam pomaganie innym. Również jeżeli nadmiernie reagujemy, jesteśmy zbyt podnieceni z jakiegoś powodu czy nadmiernie skaczemy na innych, kiedy powiedzą o nas coś przykrego. Jesteśmy wówczas osobą, z którą bardzo trudno jest przebywać. Śantidewa znowu daje nam bardzo cenną wskazówkę. Mówi, że powinniśmy się starać być łatwi we współżyciu. Mówi, że nie powinniśmy popadać w skrajności, na przykład nie powinniśmy spędzać całego dnia na takiej czczej, pustej paplaninie, ale też nie powinniśmy popadać w drugą skrajność, nie powinniśmy przez cały dzień milczeć, nie odzywać się do przyjaciół, nie pozdrawiać ich, nie pytać, co u nich słychać. Nie powinniśmy przeszkadzać osobom, z którymi mieszkamy, nastawiając głośno muzykę, ale z drugiej strony nie powinniśmy odcinać się, zamykać w pokoju i siedzieć zupełnie cicho. To może być o wiele bardziej przeszkadzające, jeżeli w ogóle nie odzywamy się do osób, z którymi mieszkamy, niż gdybyśmy głośno słuchali muzyki. Ważne jest, by być elastycznym. Dzięki temu będziemy w stanie praktykować przez całe życie, a nie tylko przez krótką chwilę.

Rada dwudziesta druga: nie goń za sławą. Tutaj chodzi o to, żeby nie oczekiwać podziękowań ze strony innych, jeżeli im pomożemy, a także o to, żeby nie być pod wpływem ośmiu dziecinnych uczuć, tłumaczonych czasami jako osiem światowych dharm. Tych osiem dziecinnych postaw to: 1) nadmierne cieszenie się, kiedy dostajemy coś, 2) wpadanie w smutek, jeżeli nikt nam nic nie daje; 3) bycie bardzo szczęśliwym, jeżeli wszystko dobrze się układa, 4) wpadanie w czarną rozpacz, jeżeli się nie układa; 5) bycie nadmiernie szczęśliwym, kiedy inni do nas dzwonią, wysyłają listy, 6) popadanie w depresję, kiedy nikt się do nas nie odzywa; 7) bycie nadmiernie szczęśliwym, kiedy inni nas wychwalają, 8) popadanie w smutek, kiedy nas obrażają.



To było siedem głównych punktów. Gesze Czekała, który jest autorem tego tekstu, kończy w następujący sposób. Mówi, że nasze czasy, tak bardzo zepsute, powinny być przekształcone w ścieżkę do oświecenia. Degenerację czasów można opisać w pięciu punktach.

Nasze życie jest krótkie. Na przykład młodzi ludzie umierają z powodu przedawkowania narkotyków, biorą za dużo heroiny, czy umierają w wypadkach. Po prostu zużywają swoje życie zbyt szybko. Takie zużywanie siły życia czy przyspieszanie życia możemy rozumieć też w taki sposób, że w tej chwili dzieci mają coraz krótsze dzieciństwo, coraz wcześniej sięgają po narkotyki czy interesują się seksem. To, co dawniej robili dwudziestolatkowie, teraz robią dzieci trzynastoletnie. Po prostu przyspieszamy nasze życie. Druga rzecz, zepsuta w naszych czasach, to przeszkadzające nastawienia. Nawet mnisi i mniszki mają doświadczenia bardzo silnego gniewu, pożądania czy są bardzo naiwni.

Z kolei zdegenerowane widzenie innych dotyczy na przykład tego, że nie szanujemy mnichów czy mniszek, nie szanujemy w ogóle nikogo i niczego. W dzisiejszych czasach ludzie właściwie niczego już nie szanują. Nawet ludzie piastujący wysokie stanowiska są uwikłani w różne skandale. Widzimy to tak w odniesieniu do wysokich rangą polityków, jak i do osób na wysokich pozycjach w hierarchii duchowej. Są bardzo często uwikłani w różne skandale i to jest też oznaką degeneracji naszych czasów.

Z kolei degeneracja dotycząca istot mówi o tym, że coraz mniej jesteśmy w stanie troszczyć się o siebie, zajmować się sobą. Jesteśmy coraz bardziej zależni od elektryczności, od różnych maszyn, od komputerów. Jeżeli tutaj coś zaszwankuje, to nie możemy nic zrobić, jesteśmy od tego wszystkiego bardzo uzależnieni. Pięćdziesiąt lat temu wszyscy żyli i jakoś radzili sobie bez komputerów. W tej chwili wszyscy panicznie boją się pluskwy roku 2000, kiedy wszystko może się zepsuć. Jest to oznaką tego, że istoty są coraz bardziej zdegenerowane.

Piąta oznaka degeneracji dotyczy czasu. Chodzi tutaj o różne naturalne katastrofy, które się ciągle pojawiają, o efekt cieplarniany, huragany itd.

Tak więc jest to czas, kiedy potrzebujemy praktyk, które pozwalają nam przekształcić niesprzyjające okoliczności w sprzyjające. W tekście jest dalej powiedziane, że te instrukcje, porady i nauki, które uczą nas bodhiczitty, to esencja nektaru. Ten nektar to coś, co daje nieśmiertelność, czyli stan buddy. Te nauki pochodzą od Serlingpy. Serlingpa był nauczycielem Atisi i te nauki pochodzą z Sumatry, stamtąd dotarły do Tybetu. Autor mówi dalej, że z powodu przyczyn, a tymi przyczynami był jego głęboki szacunek i docenianie wartości tych nauk, co z kolei bierze się z wcześniejszej karmy, poprosił o nauki dające wskazówki do tego, jak kontrolować myślenie tylko o sobie i uzyskał je. Mówi: "nawet jeżeli umrę, nie będę żałować".

Jeżeli więc faktycznie będziemy stosować te nauki, będziemy ćwiczyć się w nich, będziemy starać się usunąć zajmowanie się wyłącznie sobą, możemy umierać szczęśliwi, ponieważ wiemy, że mamy wystarczająco dużo przyczyn, żeby w przyszłości móc kontynuować praktykę i być w stanie pomagać innym. Będziemy w stanie umrzeć ze zrelaksowanym umysłem. I kiedy będziemy umierać, nie będziemy odczuwać żalu.

Tak więc niezależnie od tego, w jakiej sytuacji jesteśmy, staramy się przekroczyć skupianie się tylko na "ja", staramy się pomagać innym, rozwijać bodhiczittę. Jeżeli mamy realistyczne podejście, wiemy jakie trudności mogą pojawić się na ścieżce, będziemy na nie przygotowani i będziemy wiedzieli, jak sobie z nimi poradzić. Dzięki temu będziemy w stanie rozwijać się, ale nie w sposób liniowy, tak, że każdego dnia będzie tylko lepiej i lepiej. Po prostu z dłuższej perspektywy będziemy widzieć, że jest w nas tendencja do poprawiania się.

To były nauki dotyczące siedmiopunktowego ćwiczenia się, oczyszczania nastawień. Nauki te otrzymałem wiele razy od różnych nauczycieli. Od J.Ś. Dalajlamy, od jego nauczyciela Serkonga Rinpocze i od geszego Ngałanga Dargie, który był jednym z moich nauczycieli. Cieszę się, że miałem okazję wyjaśnienia ich.



Pytanie: Wiele razy spotkałam się z tym, że nauczyciele przestrzegają przed przywiązywaniem się do jidama, ale nigdzie nie znalazłam wyjaśnienia, czym jest przywiązanie do jidama.

Odpowiedź: Przywiązanie do jidama, chociaż w tym tekście, który omawialiśmy, nie ma o tym mowy wprost, to jest praktyka z nieprawidłową motywacją. Mówił o tym Atisia, który sprowadził te nauki do Tybetu. Powiedział, że jeśli praktykujemy różne jidamy bez bodhiczitty i bez prawidłowego zrozumienia, tj. bez zrozumienia pustki, czyli rzeczywistości, to jesteśmy do tego co robimy bardzo przywiązani, myślimy kategoriami "ja". Taka praktyka stanie się przyczyną naszego odrodzenia w formie ducha wyglądającego jak nasz jidam.

Zawsze wydawało mi się to dość dziwaczne i tak do końca tego nie rozumiałem. Miałem przeczucie, o co tu może chodzić, ale to było tak dziwaczne, że nie wiedziałem, jak to sobie umiejscowić w rzeczywistości. Kiedyś odwiedziłem Malezję, Indonezję, Singapur, czyli te rejony, w których Atisia przebywał i gdzie dawał te nauki. Są to miejsca, w których wiele setek lat temu kwitła tantra. Przez wiele osób nie była ona jednak praktykowana w najczystszy sposób. To, co jest tam bardzo popularne w buddyjskich grupach, to aktywność tego rodzaju, że spotyka się jakaś grupa na przykład pięćdziesięciu osób i stają się one kanałem dla jakiegoś buddy, na przykład dla Maitrei. To nie jest faktyczny budda, tylko jakiś duch, którego oni przywołują. Jest to główna aktywność wielu buddystów w tamtych rejonach świata. Przypomniałem tam sobie tę wskazówkę Atisi, który mówił, że jeżeli wykonujemy praktykę jidama bez zrozumienia pustki, nie mając zrozumienia rzeczywistości, to odradzamy się jako duch w formie swojego jidama. W świetle tej wskazówki Atisi mogłem odnieść się do tego bardzo popularnego w południowo-wschodniej Azji zjawiska. Te wszystkie duchy są zaangażowane w pomaganie innym. Może nie mają najczystszej motywacji, ale starają się pomóc. I bardzo popularne jest w tamtych rejonach zwracanie się do osób, które mają zdolność bycia kanałem dla takiego ducha. O wiele częściej chodzi się tam po pomoc do kogoś takiego, niż w naszych kręgach kulturowych do psychoterapeuty.

Nieprzywiązywanie się do jidama to praktyka, w którą nie jest zaangażowane nasze ego. Nie praktykujemy po to, żeby byś kimś lepszym, kimś wyższym. Powinniśmy mieć właściwą motywację i właściwe zrozumienie rzeczywistości, kiedy robimy praktyki jidamów.



Pytanie: Stale mówimy o tym, żeby się uniezależnić od ego. Natomiast ........ że bardzo trudno jest praktykować, jeżeli ktoś ma obniżone poczucie własnej wartości. Trudno mu uświadomić sobie, że jest buddą i oświeconym. Taki ludziom potrzebna jest psychoterapia, ale psychoterapia wzmacnia ego. Jaka jest więc ta relacja?

Odpowiedź: Po pierwsze, powyższe nauki są bardzo zaawansowane. To nie są nauki dla początkujących. Jak powiedziałeś, bardzo ważne, konieczne jest, żeby mieć na początku zdrowe ego, po to żeby móc przezwyciężyć kompleks niższości, mniejsze poczucie własnej wartości. Jeżeli spojrzymy na tekst Gampopy Klejnotowa ozdoba wyzwolenia, to zobaczymy, że tekst zaczyna się od rozdziału o naturze buddy. Innymi słowy, musimy najpierw przekonać się o tym, że mamy te wszystkie cechy, które umożliwią nam stanie się buddą. To jest punkt początkowy, od tego zaczynamy. Musimy mieć odpowiednie poczucie własnej wartości. Bez tego nasza praktyka nie będzie stabilna. Musimy jednak poczynić pewne rozróżnienie. Są dwie rzeczy: jedna to zdrowe ego, a druga to ego nabrzmiałe. W buddyzmie staramy się pozbyć tego nadmuchanego "ja".

Bez zdrowego poczucia "ja" nie bylibyśmy w stanie funkcjonować w świecie. Właśnie na bazie tego ego rano wstajemy, idziemy do pracy, zajmujemy się sobą, medytujemy. Nie mając takiego zdrowego poczucia "ja", nie bylibyśmy w stanie praktykować dharmy, bo wtedy nie mielibyśmy poczucia, że to, co robimy, przyniesie nam jakikolwiek skutek, coś w ogóle daje. Możemy jednak mieć ego bardzo rozdęte, możemy myśleć, że jesteśmy najważniejsi na świecie, że jesteśmy pępkiem świata, musimy mieć wszystko co najlepsze itd. To jest ego, które chcemy przekroczyć.

Buddyzm to środkowa ścieżka; to najbardziej popularny buddyjski slogan. Środkowa ścieżka to stan pomiędzy dwoma skrajnościami - pomiędzy rozdętym ego, myślącym o sobie jako pępku świata, i brakiem poczucia własnej wartości, takim "ja", które się w ogóle sobą nie zajmuje. Zawsze jest mowa o unikaniu dwóch skrajności. O unikaniu skrajności tego, że coś jest wieczne i trwałe oraz unikaniu skrajności negowania wszystkiego.

Jeżeli nie mamy zdrowego poczucia "ja" i od razu przystępujemy do głębokich praktyk, to jest to niebezpieczne, możemy sobie zaszkodzić.



Pytanie: Jak to można sprawdzić?

Odpowiedź: Musimy zobaczyć, czy troszczymy się o siebie, czy troszczymy się o to co czujemy, czego doświadczamy, jednak nie w sposób bardzo egoistyczny, to znaczy taki, że myślimy tylko o sobie. Musimy po prostu zobaczyć, czy potrafimy też myśleć o sobie, też sobą się zająć. Jeżeli mamy takie nastawienie, że nic nas nie obchodzi, jest nam wszystko jedno co robimy, czy zachowujemy się źle, czy nie, jesteśmy obojętni wobec wszystkiego, to jest to bardzo różne od buddyjskiego pojęcia równowagi, bezstronności. Znakiem, że mamy zdrowe poczucie "ja", jest to, że potrafimy traktować siebie poważnie, potrafimy zająć się sobą, jesteśmy odpowiedzialni i potrafimy sprostać odpowiedzialności wobec kogoś czy czegoś.

Nie mówię, że tylko jeżeli nie będziemy mieć żadnego obniżonego poczucia własnej wartości, możemy zacząć praktykę. To też nie tak. Możemy mieć niższe poczucie wartości i praktykować, ale musimy mieć jakieś minimum. Musimy być w stanie zauważyć, na czym polega nasz problem, rozpoznać problem (to jest pierwsza szlachetna prawda), rozpoznać jego przyczyny i chcieć się z nim uporać, wziąć na siebie odpowiedzialność rozwiązania tego problemu.

Jeden z pięciu założycieli tradycji sakia, napisał bardzo ważny i cenny tekst zatytułowany Wejście przez bramę dharmy. Żył on w czasach Gampopy. Powiedział, że żeby faktycznie wkroczyć na ścieżkę dharmy, potrzebujemy trzech rzeczy. Rzecz pierwsza, to rozpoznanie cierpienia i problemów, jakie mamy w tym życiu. Druga ważna rzecz to determinacja czy pragnienie, żeby się z nimi uporać. A trzecia, to posiadanie bardzo podstawowej wiedzy dotyczącej dharmy. Musimy mieć choćby minimalną wiedzę na temat tego, że są metody i jak należy je stosować. Dopiero mając to jako podstawę, możemy się faktycznie zaangażować w dharmę. Mamy odpowiednią motywację, wiemy że cierpimy i chcemy się od tego uwolnić, chcemy coś z tym zrobić i mamy jakąś wiedzę (to nie musi być wiedza pełna, kompletna, ale przynajmniej minimalna) dotyczącą metod, które nam pozwolą pracować z tym.

Żeby móc rozpoznać to, że mamy jakieś problemy i żeby mieć życzenie pozbycia się ich, musimy mieć zdrowe poczucie "ja". Jeśli go nie mamy, to nic nas nie obchodzi i nie szukamy żadnej drogi wyjścia z sytuacji. Jeżeli mamy te trzy podstawowe warunki, które były powyżej wspomniane, znaczy to, że mamy wystarczająco zdrowy poziom "ja", żeby zacząć, żeby w ogóle móc zajmować się dharmą.

Pytanie: A w razie rezygnacji .......... gdy zobaczymy problem i nie mamy czasu ........

Odpowiedź: Jeżeli nie ma w nas tej rezygnacji, ale mamy myśli dotyczące tego, że chcemy coś zrobić ze swoją sytuacją, chcemy coś z sobą zrobić, to jest to ........ Ważne jest, żeby widzieć to rozróżnienie, widzieć te dwie skrajności. W tekstach medytacyjnych jest powiedziane, że nie powinniśmy mieć nadziei ani lęków. To dotyczy rozdętego ego. Nie powinniśmy więc popadać w tę skrajność. Ale nie powinniśmy też popadać w drugą skrajność, taką gdzie w ogóle nas nic nie obchodzi. Nie powinniśmy być poruszani tym wszystkim, co się w nas dzieje, tymi górami i dołkami, przez które przechodzimy, ale powinniśmy też mieć wystarczającą motywację do tego, żeby w ogóle się sobą zajmować. Bo bez tego nie będziemy mieć żadnej motywacji, żeby robić cokolwiek, żeby zmierzać do jakiegokolwiek celu. Chodzi o to, żeby do celu zmierzać nie z rozdętym ego, ale też chodzi o to, żeby zmierzać do celu. W przeciwnym razie nie będziemy robić nic.

Pamiętajcie o środkowej ścieżce. Kiedy słyszycie o jednej skrajności, spróbujcie sobie wyobrazić drugą i zobaczyć, co jest pomiędzy. Nie chodzi o to, żeby unikać tylko jednej skrajności. Trzeba unikać też drugiej.

Tłumaczenie: Joasia Grela





Główne punkty rdzennego tekstu


1. Praktyki wstępne

2. Faktyczny trening w bodhiczitcie (tonglen)

3. Przekształcanie niesprzyjających okoliczności w ścieżkę

4. Kondensacja praktyki (5 mocy: intencja, białe nasiona, przyzwyczajenie się, usuwanie od razu, modlitwa)

  1. w czasie życia

  2. w chwili śmierci


5. Oszacowanie stopnia, w jakim oczyściliśmy swoje nastawienie

  1. wszystkie nauki opierają się na jednej intencji

  2. z dwóch świadków głównym jesteśmy my sami

  3. jeżeli przez cały czas jesteś szczęśliwy, to jest to dobry znak

  4. jeżeli jesteśmy w stanie wykonywać tę praktykę mimo rozproszenia


6. Samaja

  1. nie rób niczego wbrew ślubowaniom

  2. nie rób rzeczy skandalicznych

  3. nie popadaj w stronniczość

  4. przekształć swoje intencje, ale pozostawaj normalny

  5. nie mów o cudzych słabościach i niedostatkach

  6. nie myśl niczego na temat innych

  7. swoją główną przeszkadzającą emocję oczyść jako pierwszą

  8. porzuć nadzieje na nagrodę

  9. porzuć zatrute pożywienie

  10. nie dawaj autostrady

  11. nie folguj sobie w złych grach

  12. nie staraj się przeczekać, by zaatakować później

  13. nie uderzaj w czułe punkty

  14. nie obciążaj byka ciężarem, jaki nosi dzo

  15. nie ścigaj się

  16. nie odwracaj amuletu

  17. nie rób z bogów demonów

  18. nie szukaj dla siebie takiego szczęścia, przez które będą cierpieć inni


7. Rady praktyczne

  1. wykonuj wszystkie jogi z jednym

  2. usuwaj wszystkie te rzeczy, które są zepsute, za pomocą jednej praktyki

  3. na początku i na końcu rób dwie rzeczy (intencja i dedykacja)

  4. którakolwiek z dwóch rzeczy się zdarzy, bądź cierpliwy

  5. strzeż obydwu nawet kosztem swego życia

  6. ćwicz się w trzech rzeczach, które są trudne

  7. weź trzy główne przyczyny

  8. medytuj na trzy rzeczy, które nie się nie degenerują

  9. trzy rzeczy muszą być nierozdzielne

  10. działaj czysto, bez stronniczości

  11. ćwicz bardzo głęboko i szeroko

  12. zawsze medytuj na tych, którzy są z tobą blisko związani

  13. nie uzależniaj się od okoliczności

  14. praktykuj przede wszystkim teraz

  15. nie miej odwróconego zrozumienia

  16. nie bądź niestabilny

  17. ćwicz się wprost, bezpośrednio

  18. stosując dwie rzeczy (rozróżnianie i analizę), bądź stanowczy

  19. nie medytuj z poczuciem straty

  20. nie bądź ograniczony nadmierną wrażliwością

  21. nie ćwicz tylko przez chwilę, ale przez całe swoje życie

  22. nie goń za sławą




Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Lodziong Siedmiopunktowy trening umysłu Nauki o bodhiczicie
SAMODOSKONALENIE, TRENING UMYSŁU
NLP zwyciezcow Sportowy trening umyslu i ciala nlpzwy
Szamar Rinpocze Trening umysłu
Trening umyslu dla bystrzakow 2
Trening umyslu dla bystrzakow treuby
Trening umyslu dla bystrzakow treuby
poradniki trening umyslu dla bystrzakow tracy packiam alloway ebook
Trening umyslu dla bystrzakow treuby