gorsze zdanie miał o nim reżyser, Yincent Sherman. Paul Hen- reid, który wystąpił w głównej roli Stefana, nie uważał filmu za ważny. Sherman twierdził, że nie chciał pracować nad tym filmem. „Myślałem, że nie mamy dobrej fabuły, i rzeczywiście nie mieliśmy". Są to jednak oceny artystyczne, a nie polityczne53. Zadziwiają reakcje ówczesnych krytyków. Yirginia Wright sądziła, że In Our Time miało „oddać hołd sojusznikowi, a mimo to zmierzyć się z faktami". „Fakty", które zdaniem Wright film obnażał, były takie, że przedwojenna Polska, choć niepozba-wiona „bohaterów i (...) demokratów", cechowała się też „dekadencką arystokracją, niepiśmiennym chłopstwem, przestarzałą armią i powszechną skłonnością do kompromisu". Uwagę zwraca zwłaszcza ostatnia fraza. Oczywiście to właśnie niechęć Polski do kompromisu wobec niemieckich żądań najbardziej odróżniała ją od Czechosłowacji. Niemniej to Polskę Hollywood krytykowało, a Czechosłowację sławiło. Wright podsumowała, że Polska, tak jak uczy nas film, miała „w sobie (...) zalążki upadku". A zatem, przynajmniej dla Wright, appeasement był atrybutem Polaków, a nie prywatnym dziwactwem hrabiego Pavla. Stefan to „jedyny spośród polskich arystokratów, który nie ucieka" - ucieczka zdaniem Wright jest najwidoczniej typowym zachowaniem polskiej klasy wyższej. To z kolei oznacza, że członkowie rządu na uchodźstwie nie są szlachetnymi wygnańcami, lecz bandą tchórzy, którzy wybrali ucieczkę zamiast walki. Jest oczywiste, jak Amerykanin powinien postrzegać rząd Polski przedstawiony w takim świetle. W razie, gdyby jakiegoś widza niepokoił ten negatywny obraz polskiego rządu i elit społecznych, Wright zapewnia czytelników, że w scenariuszu „nie ma nic nietaktownego", jest to bowiem „dobry film".
Niewiele wiadomo na pewno o inklinacjach politycznych reszty obsady filmu. Jak wspomniano wyżej, co najmniej trzech aktorów pierwszoplanowych było narodowości rosyjskiej.
Dla Edwina Schallerta z „Los Angeles Times" wartość filmu tkwiła w świetle, jakie rzucał na bieżące wydarzenia „próbą zgłębienia wewnętrznej psychologii Polski". Wypadki te nie były tak odległe, jak się z początku wydawało, zauważał enigmatycznie Schallert, ogłosił nawet film „wnikliwie analitycznym". Skoro pokazuje on przedwojenną Polskę jako kraj skorumpowanych hipokrytów, trudno uznać niepisaną konkluzją Schallerta za pozytywną.
Do podobnych wniosków doszedł „New Yorker", informujący swoich czytelników, że Warner Brothers, „wytwórnia (...) obdarzona sumieniem społecznym", nakręciła film, którego „konkluzje (...) są takie, że Polska nie była najbardziej postępowym państwem świata, a faszyzm nic był jej zupełnie obcy". To „niepokojący" wniosek dla krytyka Lowella Rcdelingsa, któremu film pokazał, że „nawet przed inwazją nazistów istnieli faszyści, całkiem skłonni do kompromisu z Niemcami". Innymi słowy, opowieść St. Josepha i Kocha o zmajstrowaniu przez faszystowskich ziemian polskiej polityki appeasementu nie umknęła tym bystrym analitykom.
Otis L. Guernsey Jr. z „New York Herald-Tribune" oklaskiwał premierę tak „pouczającego" i „aktualnego" filmu, mówiącego amerykańskiej widowni wiele o Polsce akurat, gdy jej „sprawy znalazły się w centtum uwagi". Dla Guernseya przedwojenna Polska miała „dwie grupy polityczne": „szlachtę o poglądach faszystowskich" i „chłopów" - to wygodny przewodnik po zawiłościach polskiej polityki dla Amerykanów. Guernsey skarżył się na „nużącą" fabułę, przeładowaną wieloma minu-i.imi dialogów i ogólnym brakiem akcji. Znalazł jednak zasadniczy motyw polityczny filmu: „akt oskarżenia polskiej klasy i/.ądzącej", „zakończony ostrzeżeniem, że przywódcom, którym najłatwiej było uciec, najmniej można ufać". To kolejny zarzut wobec polskiego rządu na uchodźstwie, powtarzający cytowaną wcześniej analizę „Daily Worker".
186
187