80 81

ko.-męskie. I Roy zaczął perorować. Jak to amerykańskim kobietom przewróciło się w głowach. Jak to zawsze usiłują postawić na swoim. Jak to wciąż wykorzystują mężczyzn. Każde zdanie ociekało takim jadem, że pomyślałam: któraś musiała go strasznie skrzywdzić. Co za nieborak! I zapytałam go, czy naprawdę wierzy w to, co mówi. I dawaj go przekonywać, że się myli. Nie wszystkie kobiety są takie — to znaczy, ja nie jestem taka. Ależ się ustawiłam! Nie mogłam później o nic poprosić, niczego wymagać, bo zaraz wychodziło na to, że on jednak miał rację w swej mizoginii. Tego dnia poczułam się nadzwyczaj poruszona. On też „połknął haczyk". Powiedział na koniec: nie zamierzam pospolitować się z tą grupą. Ale wrócę tu jeszcze, żeby się z tobą rozmówić! W tym momencie wszystko się zaczęło. Wyróżnił mnie! Uznał za inną!

Po niespełna dwóch miesiącach mieszkaliśmy razem. Po czterech ja płaciłam komorne i wszelkie rachunki, a także kupowałam jedzenie. I cały czas — a miało to trwać dwa lata — starałam się dowieść mu, jaka to jestem czuła i kochająca, jaka cierpliwa i łagodna. On zaś dawał mi dobrą szkołę. Najpierw wyzwiska, a potem rękoczyny. Nigdy nie widziałam kogoś tak ciętego na kobiety, tak rwącego się do każdej okazji, by jednej z nich „dołożyć". Oczywiście, sądziłam, że to moja wina. I nigdy bym się z tego piekła nie wydobyła, gdyby nie cud. Spotkałam jego byłą dziewczynę. I ona spytała mnie wprost: czy on cię kiedyś uderzył? Odparłam w pierwszej chwili, że nie. Chciałam go „kryć", no i trudno przecież przyznać się komuś, że się wyszło na idiotkę. Ale wiedziałam, że ona wie. Wpadłam w panikę. Czułam się znów jak w dzieciństwie — żeby tylko nikt nie zajrzał za fasadę! Chciałam dalej kłamać. I dać jej do zrozumienia, że zachowuje się nachalnie. Ale ona spojrzała na mnie z takim współczuciem, że nie było już sensu udawać.

Opowiedziała mi, że chodzi na terapię razem z innymi kobietami, które wpadły w tego rodzaju patologiczne związki. Zostawiła swój numer telefonu. Zadzwoniłam do niej dopiero po dwóch miesiącach. Zabrała mnie ze sobą na posiedzenie terapeutyczne. Myślę, że to uratowało mi życie. Te kobiety były takie jak ja. Przyuczone od małego do znoszenia nieprawdopodobnych ilości cierpień.

Musiało minąć jeszcze kilka miesięcy, zanaim zdecydowałam się go rzucić, i nawet mimo ogromnego wsparcia ze strony tych kobiet nie przyszło mi to łatwo. Wciąż miałam tę chorobliwą potrzebę udowod­nienia mu, że w gruncie rzeczy jest sympatycznym facetem. Wciąż

uważałam, że jeśli tylko okażę Royowi dość uczucia, to on się zmieni. Chwała Bogu, jakoś się pozbierałam. Inaczej na pewno bym dalej próbowała i próbowała.

Zainteresowanie Chloe Royem

W osobie Roya dostrzegła Chloe jak gdyby syntezę swych rodziców. Był brutalny i nienawidził kobiet. Zdobyć jego miłość to zdobyć w końcu miłość ojca — człowieka równie agresywnego i destrukcyj­nego. Dokonać w nim metamorfozy siłą uczuć to dokonać metamor­fozy w matce, by ją ocalić i wybawić od złego. Chloe uznała bowiem kochanka za bezradną ofiarę kłębiących się w nim emocji, które wymagały troskliwego leczenia. Jak wszystkie kobiety kochające za bardzo, pragnęła żarliwie wygrać zapasy z partnerem i z ważnymi postaciami, jakie dla niej symbolizował. Dlatego właśnie tak ociągała się z zerwaniem, choć związek przynosił same tylko zawody i katusze.

Mary Jane: po trzydziestu latach małżeństwa z pracoholi-kiem

Poznaliśmy się na jakimś przyjęciu bożonarodzeniowym, na które wybrałam się z młodszym bratem. Zauważyłam na nim wyłącznie Petera. Palił fajkę. Miał na sobie tweedową marynarkę ze skrzórzany-mi łatami na łokciach. Wyglądał na kogoś z Ivy League*, co oczywiście zrobiło na mnie należyte wrażenie. Lecz jeszcze bardziej niż jego powierzchowność wydała mi się ponętna atmosfera melancholii, którą roztaczał wokół siebie. Byłam pewna, że spotkało go coś niesłychanie bolesnego. Chciałam koniecznie dowiedzieć się, co to było i okazać mu „zrozumienie". Byłam też pewna, że jest nieprzystępny. Jeśli się jednak postaram, i wyjdę mu naprzeciw, to może porozmawia ze mną. I rzeczywiście porozmawialiśmy sobie tego wieczoru, ale ani razu twarzą w twarz. On ciągle siedział bokiem zajmował się jednocześnie czymś innym. Musiałam cały czas walczyć o jego podzieloną uwagę. Toteż chłonęłam każde słowo, które wypowiedział, niczym objawienie. Każde zapisywało się w moim sercu złotymi zgłoskami. Miał przecież co innego do roboty!

* Liga Bluszczu — stowarzyszenie ekskluzywnych uczelni wschodniego wybrzeża Stanów Zjednoczonych (przyp. tłum.).

80

81


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
80, 81
80 81
80 81
80 81
80 81
excercise2, Nader str 78, 79, 80, 81
80 i 81, Uczelnia, Administracja publiczna, Jan Boć 'Administracja publiczna'
79 80 81 - Reakcje jądrowe i promieniowanie, PODRĘCZNIKI, POMOCE, SLAJDY, FIZYKA, III semestr, Egzam
page 80 81
80 81
Kamień - Rozdział 80-81, Harry Potter, Fanfiction, Kamień małżeństw
12 1995 80 81
80 81
80 81
80 81 id 47255 Nieznany
80 81 407 pol ed02 2005
80 81
80, 81
80 81