Afera Mięsna PSL
Jak się okazuje hodowcy w Polsce liczą tylko zyski - nie interesuje ich zdrowie konsumentów, a w pogoni za pieniądzem nie zawahają się nawet przed użyciem niedozwolonych środków!
Reporterka "Uwagi" Edyta Krześniak wniknęła w polski rynek mięsny. Niestety - ujawnia szokujące fakty! Zwierzęta faszerowane są nielegalnymi antybiotykami, często sprowadzanymi z Chin.
Hodowcy pasą zwierzęta by te rosły jak najszybciej w jak najkrótszym czasie! Dziennikarka, by wniknąć w niemalże mafijny system, podawała się za hodowcę zwierząt lub sprzedawcę niedozwolonych środków. Skala zjawiska jest ogromna - kurczaki faszeruje się środkami, które są nielegalne!
- Nie ma takiej możliwości, by hodowca kupił sobie antybiotyki w sklepie i w sposób dowolny podawał zwierzętom - przekonuje prof. Andrzej Rutkowski z wydziału hodowli zwierząt Uniwersytetu Przyrodniczego w Poznaniu w rozmowie z TVN24.pl Niestety - sprzedawcy sami pukają do drzwi hodowców i sprzedają im nielegalne substancje.
Główny Lekarz Weterynarii oraz Główny Inspektorat Jakości Handlowej Artykułów Rolno- Spożywczych podlegają Ministrowi Rolnictwa. Problem w tym, że minister PSL był bardzo zajęty przywracaniem uboju rytualnego w Polsce!
Minister Stanisław Kalemba z PSL - odpowiedzialny za aferę.
Odpowiedzialność za produkcję ponosi rolnik. Jeżeli współpracuje z lekarzem weterynarii (o ile ten jest uczciwy), to antybiotyki mogą być stosowane z przepisu lekarza weterynarii. Jeśli są one stosowane w jakikolwiek inny sposób, to jest to postępowanie absolutnie nielegalne i karygodne - wyjaśnił Główny Lekarz Weterynarii, Janusz Związek.
Jego zdaniem ciężko przy każdym hodowcy postawić weterynarza. Jednocześnie zapowiada wyciągnięcie konsekwencji wobec hodowców, którzy stosują antybiotyki w pokarmie zwierząt.
Co dzieje się z mięsem kurczaków, które spożywają antybiotyki?
Pamiętajmy, że dodawanie antybiotyków może być niebezpieczne tak dla zwierzęcia, któremu jest podawane, jak dla człowieka, który spożywa mięso z resztkami antybiotyku nie rozłożonego do końca, bo nie upłynął odpowiedni czas od momentu podania go w hodowli - komentował dr Paweł Grzesiowski, ekspert ds. szczepień z Instytutu Profilaktyki Zakażeń.
Zdaniem Grzesiowskiego już teraz dużo dzieci trafia do szpitali z zespołem jelita drażliwego. Mogą to być efekty spożywania mięsa faszerowanych antybiotykami kurczaków.
Część polskich hodowców zwierząt dogadała się z weterynarzami i stworzyli niemal mafijny system - alarmuje TVN24. Telewizja ujawniła proceder, w którym hodowcy pompują swoje zwierzęta antybiotykami. Leki miały być sprowadzane z Chin i nie znajdowały się w żadnym rejestrze.
Hodowcy faszerowali antybiotykami wszystkie zwierzęta: od kurczaków, przez świnie, aż do krów. Cwani rolnicy używali tych leków po to, żeby zwierzęta szybciej rosły przy jednoczesnym mniejszym zużyciu paszy. Celem takiego działania był, oczywiście, łatwy zysk. Jak opisuje TVN24, część z nich stworzyła z weterynarzami "quasi-mafijny układ".
Sprawę ujawnili dziennikarze programu "Uwaga". Jedna z jego dziennikarek miesiącami wnikała w środowisko hodowców, proponując im kupowanie antybiotyków. Z reportażu telewizji wynika, że niektórzy hodowcy chcieli kupować leki na kilogramy, na beczki, hurtem. - Bez tego się już nie obejdzie. Dajemy leki cały czas - mówił jeden z rolników.
Dziennikarka "Uwagi" podkreśliła, że z 25 gospodarstw, w których była, tylko w jednym została pogoniona. Cała reszta była wyraźnie zainteresowana antybiotykami. Problem w tym, że leczenie takimi antybiotykami mogą zlecać tylko weterynarze i muszą ewidencjonować przebieg takiej kuracji.
Niestety, na czarnym rynku bardzo łatwo jest kupić takie antybiotyki, między innymi metronidazol, który ma działanie rakotwórcze. Hodowcy często też sprowadzali leki niezarejestrowane w Polsce, na przykład z Chin. Jak podkreślali eksperci komentujący w TVN24 tę sprawę, jedzenie takiego pompowanego mięsa może być groźne dla ludzi.
Zwierzęta żywią się pokarmem, który zawiera odpadki i odchody, dlatego ich jelita są wypełnione drobnoustrojami, które dla człowieka są zakaźne - mówi doktor Janusz Morawski z Łodzi. - Mogą też wytwarzać jady, które są wręcz zabójcze.
Po śmierci zwierzęcia następuje błyskawiczny proces rozszczelnienia jego układu pokarmowego.
Po kilku godzinach toksyny już są mięśniach. Szybko pojawiają się substancje chemiczne, na przykład jad trupi.
Pół biedy, kiedy tak skażone mięso zjemy w niewielkiej ilości - mówi doktor Morawski. - Wtedy dolegliwości nie są zbyt duże. Mogą pojawić się: uczucie nudności, pełności w brzuchu, niewielka biegunka.
Ale jeżeli zjemy na przykład tatara z surowego skażonego mięsa, wtedy konsekwencje są już bardzo poważne. Biegunka i wymioty w szybkim tempie powodują odwodnienie. Może pojawić się krwawienie z przewodu pokarmowego, wysoka gorączka z dreszczami i poty. Jeżeli natomiast zwierzę miało kontakt z bakterią jadu kiełbasianego, wtedy - po spożyciu jego mięsa - może grozić nam śmierć w niewyobrażalnych mękach.
Jeśli człowiek, który zatruje się jadem, od razu nie umrze, przez rok musi być podłączony do respiratora - tłumaczy dr Morawski. - Jad atakuje bowiem układ nerwowo-mięśniowy. Zaczyna się od podwójnego widzenia i braku ostrości widzenia. Potem następuje paraliż mięśni i zaburzenia oddychania. Jeżeli chory nie zostanie podłączony do respiratora, dusi się i w końcu umiera.
Afery mięsnej ciąg dalszy. Anonimowy weterynarz w rozmowie z dziennikarką programu "Uwaga!" TVN twierdzi, że w Polsce sprzedawane jest nie tylko mięso zwierząt faszerowanych antybiotykami, ale także mięso zwierząt chorych.
Wcześniej TVN ujawnił, że wielu hodowców podaje zwierzętom ogromne ilości antybiotyków i niedozwolonych substancji, które mają pobudzić wzrost zwierząt. Teraz anonimowy weterynarz twierdzi, że do sprzedaży dopuszczane są zwierzęta, u których zataja się wystąpienie objawów groźnych - także dla człowieka - chorób.
Jego zdaniem, wielu weterynarzy ignoruje objawy chorób takich jak paratuberkuloza, gorączka Q, IBR, BVD. Podkreśla, że są one niebezpieczne także dla człowieka. Według niego, o zaniedbaniach decydują względy finansowe.
Niestety ale rynek produkcji żywności jest przesiąknięty układami i korupcją .Ministerstwo rolnictwa z setkami rozmaitych agencji nie dość, że tego nie kontroluje, to jeszcze sprawia wrażenie jak by zależało im na takim stanie rzeczy. Jak zawsze i jak w każdej branży, tylko całkowita transparentość i jasność powiązań zniechęci kombinatorów przed dalszym budowaniem kolejnych układów. Również wobec ministra Kalemby z PSL należy wyciągnąć stosowne wnioski od natychmiastowej dymisji aż po postawienie mu zarzutów prokuratorskich oraz jego podwładnym, zwłaszcza Głównemu Lekarzowi Weterynarii, Januszowi Związkowi !