Internet to cenne źródło informacji. Za jego pośrednictwem można znaleźć pracę, odszukać wiadomości o charakterze encyklopedycznym, pogrzebać w zasobach bibliotek, czy dokonać zakupów. Ta ostatnia forma jest szczególnie dynamicznie rozwijającym się zastosowaniem sieci. Blisko, co czwarty internauta w Polsce korzystający z sieci każdego dnia jest klientem banku internetowego, zaś co trzeci robi przez internet zakupy. Idea jest prosta, a jednocześnie niesłychanie wygodna i efektywna. Nie trzeba wychodzić z domu, by obejrzeć produkt, sprawdzić cenę i w końcu zamówić wybraną rzecz, płacąc kartą kredytową. Wszystko robimy, siedząc w fotelu. Nie ma znaczenia, czy zamawiamy kwiaty, czy najnowszy model mercedesa. Nie tylko oszczędzamy czas, ale i pieniądze. W cenę towaru nie musi bowiem wliczać się marża hurtownika i dealera. Przykładowo samochód marki Chrysler zamówiony bezpośrednio u producenta kosztuje o ponad 15 tys. Dolarów mniej niż w zwykłym salonie samochodowym.
Różnorodność ofert handlowych jest ogromna. Szczególnie popularne są księgarnie. Można odwiedzić stronę internetową wydawnictwa lub poszczególnego sklepu i za pomocą sieci zamówić wybrane książki. Dochodzi już do tego, że przez internet można zamówić pizzę i bukiet świeżych róż. Pierwszym hipermarketem, który udostępnił swoje towary w sieci jest Leclerc w Warszawie na Bielanach. Zamówione artykuły są dostarczane do domu klienta. Kupimy tu wszystko, włącznie z mlekiem i skarpetkami.
Problemem jest bezpieczeństwo danych przesyłanych siecią. Trzeba pamiętać, że każda informacja, zanim dotrze do adresata, przechodzi przez dziesiątki, a nawet tysiące serwerów. Na każdym z nich może być ona obejrzana. Internet sam w sobie nie oferuje żadnych zabezpieczeń. Dlatego tak niebezpieczne staje się przesyłanie danych osobowych, czy numeru karty kredytowej. Bezpieczeństwo danych jest do tej pory największym hamulcem rozwoju wirtualnych supermarketów. Trzeba płacić za zamówione towary kartą kredytową i tu pojawia się problem. Klienci się boją. Z tego względu sprzedawcy i banki zaczęły oferować alternatywne formy regulowania rachunków. Obawy jednak wciąż istnieją, podsycane co jakiś czas informacjami o hakerach, którzy potrafią się bardzo szybko wzbogacić.
Internet to prawdziwa kopalnia informacji i fantastyczna możliwość szybkiej ich wymiany. Sieć ta jednak niesie ze sobą także zagrożenia. Dzięki niej wirusy zaczęły się plenić jak nigdy dotąd. Wiele osób straciło efekty wielomiesięcznego trudu, gdy po ataku mikroba okazało się, że liki z danymi na komputerze są całkowicie zmasakrowane. Najgorsze że nikt nie jest bezpieczny. Maniacy starają się zainfekować komputery nie tylko wielkich korporacji, ale również zwykłych, przeciętnych zjadaczy chleba. Chodzi bowiem o satysfakcję. W znikomej części przypadków powodem włamań, czy rozprzestrzeniania wirusów jest jakiś plan zmierzający do osiągnięcia wymiernej korzyści.
Jeśli jesteś podłączony do sieci, stajesz się potencjalnym celem dla hakerów. Jesteś również narażony na infekcję najrozmaitszymi wirusami, które mogą poważnie zagrozić Twojemu komputerowi. Pamiętać należy również, że po podłączeniu do sieci Twój własny komputer może stać się szpiegiem, który będzie donosił osobom trzecim, co na nim robisz, jakie strony odwiedzasz itd. Dlatego właśnie szczególnie przy korzystaniu z internetu powinniśmy stosować się do podstawowych zasad postępowania, które uchronią nas przed niebezpieczeństwami. Nie należy jednak popadać w przesadę. Internet to nie jest pole minowe ani okopy pod ostrzałem.
Spyware jest określeniem szpiegostwa komputerowego. Nawet nie podejrzewamy, w jaki sposób nasze poczynania mogę być śledzone i zebrane w ten sposób informacje wykorzystane na naszą niekorzyść. Nie próbujmy się zasłaniać naszym znikomym znaczeniem dla innych. Nie jest ważne, że nie jesteśmy agentami wywiadu, czy ludźmi supermajętnymi, których warto szpiegować. Dla oszustów internetowych atrakcyjny może być nasz numer karty kredytowej, która umożliwia dokonania transakcji za 500 zł. Atrakcyjne też może być nasze konto obsługiwane przez komputer, na którym trzymamy 750 zł. Niezwykle ważne jest to, by mieć świadomość, że każdy z nas może się stać obiektem ataku. Nie ma osoby na tyle mało ważnej, którą oszuści zostawiliby w spokoju.
Sieć straciłaby wiele ze swej atrakcyjności, gdyby nie było w niej sklepów internetowych. Jest to prawdziwa frajda i jednocześnie wygoda, gdy możemy zakupić np. nowości księgarskie, nie wychodząc z domu.
Zakupy tego typu niosą kolejne zagrożenie. Z jednej strony, musimy podać swoje dane osobowe, które wysyłamy w zasadzie nie do końca wiedząc, komu i nie wiemy też, kto po drodze będzie je oglądał. Może to zaowocować przepełnieniem naszej skrzynki różnego rodzaju folderami i reklamówkami. Z drugiej jednak strony, o wiele niebezpieczniejsza jest płatność.
Zwykle nie lubimy przesyłek „za zaliczeniem” pocztowym, bo wymagają zwykle pofatygowania się na pocztę i na dodatek są o parę złotych droższe od opłaconych za pomocą karty kredytowej. Te ostatnie są już na tyle popularne, że jeżeli chcemy, możemy je mieć.
Podając numer karty kredytowej w internetowym sklepie, narazimy się na sytuację, w której z naszego konta może zniknąć o wiele wyższa suma jako skutek kilku dalszych transakcji, już przez nas niedokonanych. Jeżeli sprzedawca jest nieuczciwy, to bardzo prawdopodobne. Historia internetu zna przypadki tworzenia fikcyjnych sklepów tylko, po to, aby uzyskać numery kart kredytowych wielu klientów. Wyglądało to tak - mamy na ekranie bardzo atrakcyjną ofertę np. magnetowidów po niezwykle atrakcyjnej cenie. Nie możemy przepuścić takiej okazji. Natychmiast wypełniamy stosowny formularz, podajemy w nim numer karty kredytowej i datę jej ważności. Potem parę dni cierpliwie czekamy na przesyłkę. Niestety zamiast niej dostajemy wyciąg z banku, z którego wynika, że dokonaliśmy kilkunastu lub nawet kilkudziesięciu zakupów przez internet lub telefonicznie w najrozmaitszych sklepach za spore pieniądze. Nie trzeba dodawać, że magnetowidu nigdy nie dostaniemy.
Zasada jaką ustalimy po usłyszeniu tej opowiastki, jest taka: nigdy nie płaćmy kartą kredytową w nieznanych, niepewnych sklepach. W ten sposób efektywnie zmniejszymy ryzyko, iż ktoś nas oszuka. Firmy prześcigają się w próbach przekonania nas- konsumentów, że ich struktury nie pozwalają na żaden „przekręt”. Licho jednak nie śpi i warto mieć na uwadze również i taką ewentualność.
Coraz częściej słyszy się o „bezpiecznych transakcjach internetowych”. Faktycznie, w ostatnim czasie dużo zrobiono, aby zbliżyć się do ideału. Ciekawym pomysłem jest wspólna oferta Onetu i CitiBanku. Zaoferowali oni nowy produkt, czyli system CitiConnect, który umożliwia dokonanie płatności przy użyciu karty kredytowej i „wirtualnej portmonetki”. Idea polega na tym, że dane o karcie kredytowej wcale nie trafiają do sklepu tylko do banku. „Wirtualna portmonetka” natomiast umożliwia nam korzystanie z pieniędzy wcześniej zgromadzonych na specjalnym koncie. Pomysł polega na tym, że jeżeli nawet zostaniemy oszukani, to tylko do wysokości pewnej kwoty.
Z podobną, równie ciekawą ofertą wyszedł mBank znany z tego, że jest całkowicie zautomatyzowany i nie posiada żadnych swoich oddziałów. Wszystko załatwia się za pośrednictwem internetu i telefonu. Wprowadzony produkt - zwany eKARTĄ -działa na podobnej zasadzie, co „wirtualna portmonetka”. Biorąc pod uwagę łatwość przekazywania środków na koncie, możemy dobierać stan konta tak, by znajdowało się na nim tylko tyle pieniędzy, żeby wystarczyło na pokrycie aktualnych transakcji - wówczas straty, w przypadku oszustwa, będą prawie żadne, bądź minimalne. Kolejną zaletą tego rozwiązania jest to, że możemy korzystać eKARTY tak, jak z normalnej karty kredytowej- czyli we wszystkich sklepach honorujących takie płatności, nie tylko wirtualnych, jak to ma miejsce w przypadku oferty Onetu i CitiBanku.
Problem zagrożeń transakcji wirtualnych jest na tyle poważny, że próby jego rozwiązania są coraz powszechniejsze. Bardzo szybko zmienia się też oferta banków z nim związana. Zakupów internetowych nie trzeba się bać. Są one wspaniałym pomysłem dla wszystkich. Trzeba jedynie zdawać sobie sprawę z zagrożeń. Zalecana jest pewna doza sceptycyzmu w ocenie poszczególnych sklepów i rezerwa w odniesieniu do superofert. W ostateczności, jeżeli żadna z oferowanych form płatności przez internet stanowczo nam nie odpowiada, lepiej zapłacić „na poczcie” i przesyłkę odebrać „za zaliczeniem pocztowym”.
Przelewy, zakładanie lokat terminowych i inne operacje bankowe kojarzyły się do niedawna z wysiłkiem i czasem straconym spędzonym w kolejkach przy okienkach bankowych. To już przeszłość. Każdy szanujący się bank daje swoim klientom możliwość dysponowania pieniędzmi przez internet. Siadamy przed komputerem w domu i cały świat finansów osobistych stoi przed nami otworem. Możemy przelewać pieniądze, składać wnioski o karty kredytowe, zakładać lokaty itp.
Dobrodziejstwo banków internetowych wiąże się jednak z niebezpieczeństwami. Same systemy zabezpieczeń banków są różne. Oczywiście, banki zapewniają, że nasze pieniądze są w 100% bezpieczne. Nie zawsze jednak tak jest. Co prawda w większości przypadków problemy zdarzają się z naszej własnej winy - jednak przewidywanie niefrasobliwości klientów również powinno cechować profesjonalistów tworzących internetowy dostęp do kont bankowych.
Aby używać konta internetowego w banku musimy znać naszą nazwę użytkownika i hasło. Są to informacje tajne i nie powinniśmy się nimi dzielić Jednak proste hasła już nie wystarczają. Banki wprowadziły drugi stopień zabezpieczeń. Są nimi tokeny, listy haseł jednorazowych i SMS-kody.
Token to urządzenie niewiele większe od zegarka, które co jakiś czas generuje kod. Kod ten jest potrzebny, byśmy mogli zrealizować jakąkolwiek transakcję np. przelew. Jego cechą jest to, że można go używać tylko przez krótki czas (zwykle mniejszy niż minuta). Tak, więc jeżeli ktoś przechwyci lub podglądnie kod, to po chwili jest on bezwartościowy. Problem pojawia się, gdy ktoś nam token ukradnie.
Listy haseł jednorazowych są bardzo popularnym środkiem ochrony przed niepowołanym dostępem do naszych pieniędzy. Bank na nasz adres wysyła listę kodów, które służą do dokonywania transakcji. Aby dokonać np. przelewu z konta, musimy podać nasze hasło i jedno z haseł z listy. Każde hasło może być użyte tylko raz, a więc nie ma niebezpieczeństwa, że ujawnienie spowoduje negatywne skutki. Całej listy kodów niewykorzystanych musimy jednak strzec jak źrenicy oka.
Najnowszym rozwiązaniem, jakie jest obecnie stosowane, są SMS-kody. Bank musi znać numer naszego telefonu. Aby dokonać jakiejkolwiek transakcji, musimy podać nasze hasło oraz specjalny kod, który zostanie przesłany SMS-em do naszego telefonu.
Spora część ataków na nasze oszczędności ulokowane w bankach polega na skłonieniu nas do ujawnienia informacji, które ułatwią hakerom uzyskanie dostępu do naszego konta. Od dłuższego czasu popularnym sposobem jest podszywanie się pod banki. Jeżeli uda się hakerom przekonać nas, że mamy do czynienia z bankiem - nasze opory przed podaniem informacji, które mogą być groźne, staną się mniejsze. Bardzo wiele osób otrzymuje np. listy elektroniczne wyglądające jak korespondencja z banku. Prosi się w nich np. o weryfikację swoich danych w związku z licznymi próbami włamań do naszego konta. W listach znajduje się odnośnik przekierowujący do fałszywej strony bankowej, gdzie proszą nas o podanie swoich pełnych danych włącznie z nazwą użytkownika, hasłem itd. Gdy w to uwierzymy i podamy dane, los naszych pieniędzy jest przesądzony,
Należy pamiętać, by zawsze po opuszczaniu witryny wylosować się specjalnym klawiszem. Nie zamykajmy po prostu przeglądarki ani nie wpisujmy innego adresu. Wylosowanie zamyka sesję i uniemożliwia niektóre typy włamań, które mogą się pojawić bezpośrednio po naszym wyjściu z serwisu.
Internet wydaje się anonimowy. Gdy siedzimy sami w pokoju, prawdopodobnie nikt nas nie podgląda i pewnie nikt się nie dowie, nad czym pracowaliśmy i jakie miejsca w sieci były odwiedzane.
Nic bardziej błędnego! Internet nie jest anonimowy!
Poczta elektroniczna, którą wysyłamy, jest przekazywana „otwartym tekstem” od jednego węzła sieci do drugiego. Zanim zostanie dostarczona, może wędrować nawet przez kilkadziesiąt kilkadziesiąt nich. W każdym miejscu może być z łatwością odczytana przez żądnego naszych sekretów hakera.
Należy zatem pamiętać, by nie przesyłać pocztą elektroniczną danych. Których upublicznienie mogłoby nas narazić na jakieś straty czy przykrości. Tak więc np. nigdy nie powinniśmy przesyłać tą drogą numerów kart kredytowych.
Aby zminimalizować niebezpieczeństwo powstał pomysł, by przesyłane informacje były szyfrowane.
Najpopularniejszym sposobem szyfrowania jest tzw. Protokół sieciowy SSL. Został opracowany przez firmę Netscape i powszechnie przyjęto go jako standard szyfrowania informacji przesyłanych przez internet.
Jeśli serwer używa protokołu SSL do komunikacji z przeglądarką, wówczas informacja w obie strony jest przesyłana przez sieć w sposób zaszyfrowany, co stosunkowo trudno rozwiązać.
SSL realizuje szyfrowanie, uwierzytelnienie serwera i zapewnienie poufałości przesyłanych informacji. W momencie nawiązania połączenia z bezpieczną stroną WWW następuje ustalenie sposobu szyfrowania oraz kluczy szyfrujących, stosowanych następnie w przekazywaniu danych między przeglądarką, a serwerem WWW.
Protokół SSL jest jedną z metod zapewniających bezpieczeństwo w transakcjach finansowych.
Ważna dla bezpieczeństwa pracy w sieci zwłaszcza wtedy, jeśli chodzi o pieniądzem jest pewność, że serwis, z którego korzystamy, jest autentyczny. Pewności takiej może dostarczyć tzw. Uwierzytelnianie. Jest to dwuetapowy proces, w którym sprawdza, czy dany podmiot jest naprawdę tym, za kogo się podaje. Każda poważna witryna mająca jakiekolwiek związek z popularną instytucją, która wystawia tzw. certyfikaty, jest VerSign. Ma on zasięg ogólnoświatowy i akceptują go prawie wszystkie przeglądarki. Firmy muszą wykupić certyfikat dla swoich stron. Oczywiście na rynku istnieje konkurencja i owe certyfikaty są w różnych cenach i o różnym zasięgu. Użytkownik stron internetowych nie ponosi jednak żadnych kosztów, za wszystko płaci właściciel strony.
Korzystanie z szyfrowania, z punktu widzenia użytkownika serwisów internetowych, nie nastręcza żadnych problemów. Jedynym widzialnym objawem jest mała kłódka w prawym dolnym rogu przeglądarki. Klękając na nią, możemy się dowiedzieć wszystkiego o sposobie uwierzytelniania oglądanej strony certyfikacie autentyczności.
Zakupy internetowe możemy robić, nie wychodząc z domu. Niektórzy twierdzą, ze jest to jedno z najbardziej przyszłościowych zastosowań internetu. Opinia ta jest chyba formułowana nieco na wyrost, jednak prawdą jest, że zakupy przez sieć stały się niezwykle popularne. Istnieją sklepy, które działają tylko w sieci, nie mają odpowiedników w tzw. realu. Nie mają hal, kas, parkingów itp. Zamówione towary trafiają pod wskazany adres, a płatności możemy dokonać elektronicznie. Niektóre sieci handlowe mają swoje strony, które umożliwiają dokonywanie zakupów bez wychodzenia z domu. Jest to uzupełnienie ich działalności handlowej w świecie realnym
Aukcje internetowe to niesłychanie interesujące zjawisko. Nie jest to klasyczny sklep ani też bazarowy handel starzyzną. W świecie realnym utworzenie odpowiednika aukcji internetowych jest po prostu niemożliwe.
Pomysł polega na kojarzeniu osób, które chcą coś sprzedać, z osobami, które chcą coś kupić. Do tej pory trzeba było korzystać z ogłoszeń w gazetach. Gazety mają jednak ograniczony zasięg, a powierzchnia ogłoszenia kosztuje.
Aukcja internetowa jest ogólnodostępna. Każdy może wejść do internetu i korzystając z wyszukiwarki serwisu aukcyjnego znaleźć to, co go interesuje. Cena jest wynikiem licytacji, a swoje propozycje cenowe mogą zgłaszać wszyscy. Tak więc kupujący ma pewność, że za dużo nie przepłacił, a sprzedający, ze nie pozbył się oferowanej rzeczy za śmieszne pieniądze.
Na aukcjach internetowych zwykle wiemy, co kupujemy. Znajdują się tam fotografie towaru i sprzedającemu można zadać pytania (oczywiście drogą elektroniczną). Aby kupić coś na allegro, należy się zarejestrować. Rejestracja jest szybka i darmowa, wystarczy kliknąć w odpowiednie łącze i wypełnić formularz rejestracji
Przeglądając towary i wybierając ten właściwy, powinniśmy sprawdzić ofertę i sprzedającego. Nie tylko biorąc pod uwagę bezpieczeństwo, ale i po to, by uniknąć nieporozumień.
Ważne jest, by sprawdzić reputację sprzedającego. Po każdej transakcji kontrahenci opisują ją i oceniają, co jest publikowane w postaci komentarzy. Znaczki i liczby przy nazwie użytkownika określają jego status. Warto się przyjrzeć tez ile komentarzy i jakie widnieją na karcie użytkownika.
Allegro przykłada dużą wagę do bezpieczeństwa zakupów. Wszystko tutaj jest jawne. Każdy problem spotka się na pewno z komentarzem na ten temat w serwisie. Oszustwa, oczywiście, mogą się zdarzyć, jednak jest to ułamek wszystkich transakcji. Powinniśmy zachować czujność i np. korzystać z zasady ograniczonego zaufania, jeżeli mamy do czynienia z osobami, które dopiero teraz zaczynają sprzedawać na aukcjach.