Fakty i Mity nr 21/ 2014
Źródło biskupiej cnoty
Kościół, gdy jest w strachu, potrafi się zachowywać nie tylko przyzwoicie, ale nawet
elegancko. Utrata znaczenia bardzo podnosi jakość moralności biskupów.
Gdy w Polsce trwała histeria wokół telewizyjnego występu brodatej, austriackiej
Conchity Kiełbasy, w jej/jego ojczystym kraju opublikowano religijna wypowiedź,
Która ostro kontrastowała z nasza prawicowo-katolicką gniewną paplaniną.
Stanowisko to nie pochodziło bynajmniej ze środowisk reformatorskich Kościoła, od jakichś
zbuntowanych zakonnic czy zrewoltowanych księży. To sam kardvnal Christoph Schönborn, głowa austriackiego kleru, wypowiedział się o sukcesie gwiazdy Eurowizji
z sympatią i zaapelował o „szacunek i tolerancję". Wskazał także na to, że płeć fizyczna
niektórych ludzi nic ma wiele wspólnego z przeżywaną przez nich płciowością.
Wypowiedź kardynała spotkała się w internecie ze zrozumiałą sympatią zwolenników
postępu. „Wreszcie jakaś normalna, ludzka reakcja biskupa!" - pisali nie bez zaskoczenia
antyklerykałowie. Jednak warto się może zastanowić nad tym, dlaczego akurat to arcybiskup
Wiednia pokazuje - nie po raz pierwszy zresztą - bardziej ludzkie oblicze Kościoła.
Nie wszyscy pamiętają, że Kościół w Austrii od kilkunastu lat siedzi na beczce prochu.
Podczas dyktatury papieża Wojtyły, po serii kościelnych skandali seksualnych
na najwyższym szczeblu, wierni zbuntowali się. Część (ok. 400 tys. wiernych w ciągu 10 lat)
po prostu odeszła z Kościoła, a część wsparła ruch odnowy - My Jesteśmy Kościołem.
Doszło do rzeczy w ostatnich dziesięcioleciach niezwykłej - ponad setka księży zaczęła
publicznie głosić poglądy jawnie sprzeczne z doktryną Watykanu, a przerażeni biskupi boją
się zrobić to, co robią zwykle w takich sytuacjach - zdymisjonować buntowników.
Epicentrum rewolty Schönborn ma u siebie pod Wiedniem.
W takiej atmosferze, pod presją zrewoltowanych wiernych, biskupi chętnie pokazują
ludzkie oblicze. Wiedeński kardynał, aby udobruchać parafian urażonych przez konserwatyzm pewnego polskiego księdza, zaprosił na kolację parę gejów - działaczy
katolickich źle potraktowanych przez naszego rodaka. To są rzeczy nic do wyobrażenia
w Polsce, czyli ledwie 300 km od Wiednia. Ale przyczyna tej różnicy nie tkwi w poziomie,
jaki reprezentuje kler, lecz w tym, jaką presję wywierają na niego wierni. Tam, gdzie ludzie
twardo egzekwują swoje prawa, różne formy tyranii muszą ustąpić, albo choć udawać,
że ustąpiły. A skoro mówimy o Austrii, to podajmy inny przykład. Liberalna monarchia
austrowęgierska z drugiej połowy XIX nie wzięła się z romantycznej natury Habsburgów
i wiedeńskich walców, ale ze strachu przed powstaniem. Pamiętano Wiosnę Ludów z 1848 r.
oraz głośno wyrażane aspiracje ludności. Zamordyzm był już zwyczajnie niemożliwy
do utrzymania. Pak jak stalinowskie praktyki w zrewoltowanej Polsce po 1956 roku.
Na razie mann jeszcze w Polsce u władzy klerykalizm z bezdusznym
neoliberalizmcm w sferze społeczno-gospodarczej. Bo siła oporu jest jeszcze za słaba.
Ale ona rośnie i jej się już nie zatrzyma. Nawet straszenie Putinem nic tu nie pomoże
na dłuższą metę.
ADAM ClOCH