7931


MIŁOŚĆ

Pytanie o naturę miłości należy do najstarszych, jakie stawia przed sobą człowiek. Najpewniej po raz pierwszy zadano je, gdy pierwotne instynkty zaczęły ulegać sublimacji i istota ludzka odczuwała już coś więcej niż tylko głód, strach czy pożądanie.

Już w starożytności doceniano potęgę tego niezwykłego uczucia: „Miłość wszystko zwycięża i my ulegamy miłości”, zauważył Wergiliusz. Dla Dantego miłość jest tym, co „wprawia w ruch słońce i gwiazdy”. Jakoż jednak natura owej tajemniczej siły? Moc to niszcząca, czy twórca?

W Starym Testamencie istnieje coś tak zdumiewającego jak „Pieśń nad pieśniami”, poemat miłosny dawniej przypisywany królowi Salomonowi-miał go stworzyć dla zakochanej w nim królowej Saby. W rzeczywistości powstał dużo później, prawdopodobnie po powrocie Izraelitów z niewoli babilońskiej. W swej tekstowej warstwie jest to utwór pełen zmysłowości, opowiada o gorącym uczuciu łączącym dwoje pasterzy - Oblubieńca i Oblubienicę. Scenerią dla ich uczucia są łąki i wzgórza Palestyny; opowiadają o swej miłości, podkreślając urodę i wyjątkowość kochanej osoby: „O jak piękna jesteś, przyjaciółko moja, jak piękna, oczy twe jak gołębice” - mówi Oblubieniec. Świat przyrody jest zarazem tłem i tworzywem porównań. Oblubieniec tak postrzega ukochaną: „Włosy twoje jak stado kóz falujące na górach. Zęby twoje jak stado owiec wychodzących z kąpieli”. Jest stateczny w swych uczuciach, Oblubienica zaś przeżywa rozterki miłosne, gdy sądzi, że ukochany odszedł - oznajmia wtedy „chora jestem z miłości”. Jej uczucie dojrzewa i nabiera siły. W tekście uderza, nieobecna w innych utworach biblijnych, fascynacja ciałem. Kochankowie adorują wzajemnie swe ciała, zestawiając je z tym, co najpiękniejsze-liliami, mirą, cedrem. Temperatura namiętności sięga szczytów: „bo jak śmierć potężna jest miłość, a zazdrość jej jest nieprzejednana jak Szeol, żar jej to żar ognia, płomień Pański”. Miłość stanowi zatem przejaw boskości duszy.

W warstwie dosłownej poemat bywa odczytywany jako zmysłowy liryk miłosny, ale już w starożytności zalecano interpretację alegoryczną: Oblubieniec reprezentuje Boga, a Oblubienica wspólnotę ludzką - naród wybrany, czy w czasach testamentowych, Kościół. W tej interpretacji byłaby to opowieść o wzajemnej miłości człowieka i Boga, o sile i wyjątkowości tego związku-w zmysłowych obrazach ukryte jest duchowe misterium miłości. I to zbliża „Pieśń nad pieśniami” do idei platońskiej.

„Uczta” to dialog greckiego filozofa Platona, powstały ok. roku 384 p.n.e., rozgrywający się w domu poety-dramaturga, Agatona, który sprosił przyjaciół, aby uświetnić swój pierwszy sukces teatralny. Wśród gości znalazł się Sokrates, w usta którego Platon włożył swą koncepcję miłości. Tematem toczonej podczas biesiady dyskusji jest Miłość, utożsamiana z bogiem Erosem. Każdy z gości wypowiada swe zdanie na ten temat. Poczciwy Eryksimachos przyznaje, że „Eros należy do najstarszych bóstw. A najstarszym będąc, największe dobra nam daje”, podkreślając, że kieruje on człowieka ku rzeczom dobrym i pięknym. Komediopisarz Arystofones podaje własny, żartobliwy mit, tłumaczący istotę pchającej ludzi ku sobie miłości: oto jego zdaniem kiedyś człowiek był stworzeniem podwójnym, „z czterech rąk i nóg, z dwóch oblicz złożonych , bardzo przy tym potężnym i butnym”. Bogowie, przerażeni jego siłą, postanowili rozszczepić go na dwoje, uczynić pojedynczym i tym samym słabszym. Z rozszczepienia tego obojnaka powstała płeć męska i żeńska. To stało się przyczyną dręczącej tęsknoty, karzącej ludziom poszukiwać bez końca zagubionej połowy, bowiem „dawna natura nasza była właśnie taka, że były z nas kiedyś skończone całości. Eros jawi się zatem jako łaskaw bóg, który pozwala ukoić ból rozłąki.

Sokrates, zabiera głos na końcu, podsumowując dysputę. Ostrzega przed pogrążeniem się w miłości zmysłowej, w kochaniu pięknych ciał; te szybko się znudzą - należy ją traktować tylko jako szczebel, wiodący ku miłości nadzmysłowej, ku pięknej duszy, wiecznemu pięknu, samej idei piękna wreszcie. Jedynie taka miłość jest cos warta.

Wątek miłości rozwija Święty Paweł w „Pierwszym liście do Koryntian”, we fragmencie zwanym „Hymnem do miłości”. Wysławia w nim miłość określając zarazem jej przymioty - podkreśla, jak nikłym jawi się człowiek jej wyzbyły. Wszelkie inne wartości, wiedza, umiejętności, wiara i poświęcenie są bez miłości niczym, bez niej jest się „jak miedź brzęcząca albo cymbał brzmiący”. Wylicza po kolei jej cechy: cierpliwość, łaskawość, brak zazdrości, pychy, gniewu. Podkreśla jej potęgę, ponieważ: „Wszystko znosi, wszystkiemu wierzy, we wszystkim pokłada nadzieję, wszystko przetrzyma”, nigdy jej nie zabraknie, jest wieczna, bo doskonałe. Dzięki niej człowiek dorasta do poznania Boga. Miłość dla św. Pawła to najważniejsza spośród cnót ewangelicznych, wywyższona ponad wiarę i nadzieję.

Hymn św. Pawła to w istocie dana młodemu, a bujnie rozwijającemu się chrześcijaństwu nowa definicja miłości. Zmieniła ona świat starożytny i od tej pory patrzymy na nią zupełnie inaczej.

Średniowiecze przynosi ze sobą królów, rycerzy i ich damy, a zarazem nowy rodzaj afektu - miłość dworną wywodzącą się z legend i mitów celtyckich, związanych z królem Arturem i rycerzami Okrągłego Stołu. Naszkicowano tam jeden z najdramatyczniejszych trójkątów miłosnych: skomplikowany splot uczuć łączy Artura, jego żonę Ginewrę i wiernego przyjaciela, dzielnego Lacelota. Znacznie jednak nieszczęśliwsi są Tristan i Izolda, ofiary miłości przeklętej, zrodzonej z magii. Tristan, siostrzeniec króla Kornwalii, Marka, miał przywieźć mu z Irlandii żonę, córkę miejscowego władcy, jasnowłosą Izoldę. W czasie morskiej podróży zdarzyło się nieszczęście: statek rozbił się, a rozbitkowie wylądowali na pustkowiu: tu przez pomyłkęIzolda i Tristan wypijają czarodziejski napój miłosny, przygotowany przez matkę Izoldy i przeznaczony dla nowożeńców. I tak zaczęła się namiętność, która nie opuściła ich już do końca życia.

Miłość tej pary od początku była skażona piętnem tragizmu: Izolda, kochając Tristana, zdradzała tym samym prawowitego małżonka, Tristan zaś, pożądając żony swego suwerena i wuja, łamał zobowiązania wasala i siostrzeńca. Dodatkowo utrudniała sprawę postawa króla Marka, człowieka wielkiej szlachetności, którego oboje kochają i szanują. Ich miłość, przekraczająca wszelkie normy moralne, przynosi udrękę i cierpienie - jedynym wybawieniem jest śmierć: „Kochankowie nie mogli żyć jedno bez drugiego. W rozłączeniu nie było to życie ani śmierć, ale i życie, i śmierć zarazem.

Ten rodzaj miłości dwornej znajdzie swoje odbicie w twórczości francuskich trubadurów, opiewających życie czyste, bliskie religijnej ekstazie, uczucie do damy serca sublimowało się we wzniosłej liryce, opiewającej jej wdzięki.

W Renesansie przykładem może być „DekameronGiovanniego Boccaccio, przy czym należy pamiętać, że dzieło to jest reakcją na średniowieczną ascezę, nakazującej pogardę dla własnego ciała i potrzeb, nie mówi o zmysłowych pragnieniach, a wszystko w imię wiekuistego szczęścia. Bocaccio dziełem swym głosi pochwałę radości życia, nad wyrzeczenia przekłada wesołą zabawę, a miłość jest dla niego najwyższym moralnym prawem. Opowiada o niej z humorem, wcale nie kryjąc, ze najważniejszym darem Amora jest cielesna rozkosz-dlatego pewnie zawsze staje po stronie młodych żon, zaniedbanych przez starych, zniedołężniałych mężów i po stronie zuchwałych kochanków, którzy, by osiągnąć upragnioną nagrodę, przezwyciężają każdą przeszkodę. Boccacio zdaje się powiadać, że zmysły człowiek posiadł po to, aby je zaspokajać.

Dalej od niego idzie poeta-rzezimieszek Francois Villon, który wręcz odrzuca miłość, nazywając ją durem, który ogłupia ludzi i przynosi same męki.. Lepiej poprzestać na prostym porubstwie w domu publicznym. Podobne myśli nachodzą czasem i Jana Kochanowskiego, pisze bowiem we fraszce „O miłości”, że osobnicy nadto ufający Amorowi są to „ludzie bez rozumu prawie, a wszelkie dobra tracą przy tej głupiej sprawie.”

Epoka Oświecenia przyniosła osobliwe wzorce miłosne: z jednej strony mamy bowiem słynnego awanturnika, poszukiwacza przygód, legendarnego kochanka i zdobywcę kobiet, Casanovę, z drugiej zaś sentymentalistę Jana Jakuba Rousseau, głoszącego kult uczuć wzniosłych i żarliwych. Casanowa zostawił po sobie napisane u schyłku życia „Pamiętniki”, w których przedstawił swe burzliwe dzieje - oraz kobiety, które udało mu się wieść. Człowiek ten, zawołany następca sławnego Don Juana, z uwodzenia kobiet uczynił swoistą filozofię życia: miał ich wiele, różnych stanów, wielkich dam i prostych mieszczek. Każdą ze swych kochanek miłował szczerze i namiętnie, sęk w tym, że dość krótko. To zawołany cynik, który wyznaje: „Kochałem kobiety do szaleństwa, lecz jeszcze bardziej od nich wolałem wolność”. Nic dziwnego, dzięki owej lubej wolności mógł kochać coraz to inną.

Zupełnie inaczej patrzy na miłość Jan Jakub Rousseau, autor bardzo poczytanego w wieku osiemnastym sentymentalnego romansu „Nowa Heloiza”, opowiadającego o uczuciu, które połączyło skromnego guwernera Saint-Preuxa z jego uczennicą Julią, córką zamożnego szlachcica. Młodego nauczyciela pociągają tylko duchowe wdzięki podopiecznej, co zresztą wyznaje w skierowanym do niej liście -mamy bowiem do czynienia z powieścią epistolarną. Obydwoje bardzo pragną, aby ich uczucie nie przekroczyło granic miłości platonicznej, mają świadomość, że popychająca ich ku sobie namiętność jest sprzeczna ze społecznym konwenansem. To przeświadczenie przeszkadza im się kochać, mimo, że Saint-Perux tak opisuje wrażenie po pierwszym pocałunku: Ogień wydobywał się wraz z westchnieniami z naszych gorejących warg, a serce me zamierało z nadmiaru rozkoszy...”. To traktowanie miłości jako płomienia przepalającego na wskroś dusze i ciało zapowiada uczuciowo roznamiętniony romantyzm.

Miłość to romantyzmie nie tylko jeden z najbardziej uprzywilejowanych tematów literackich, ale i zarazem istotny składnik ówczesnej filozofii życia. Miłosne doświadczenie to dla romantyka ważne, jeśli nie najważniejsze przeżycie duchowe. Kochać trzeba możliwie najintensywniej. Miłość, czyli uczucie to jeden z duchowych instrumentów pozwalających wznieść się ponad martwy świat do wyższej rzeczywistości, to źródło duchowej potęgi człowieka, co podkreśla Mickiewicz w liryku „Snuć miłość”. W tym właśnie duchowym uczuciu dochodzi do zbliżenia ludzi sobie przeznaczonych, dusz bliźniaczych, które razem tworzą doskonałą jedność. Miłość przy tym rzadko jawi się sielanką, to droga przez mękę, prowadząca do samozatracenia się, jak w przypadku Gustawa z IV cz. „Dziadów” czy Wertera.

To tendencja charakterystyczna też dla Byrona. Romantyczny kochanek musi cierpieć, ponieważ miłość szczęśliwa, spokojna byłaby dla niego, człowieka o rozbudzonej wrażliwości, złaknionego wielkich, skrajnych doznań, czymś po prostu nudnym i pospolitym. Zwyczajności, przeciętności romantycy strzegli się jak diabeł święconej wody. Wielce wymownie wygląda przykład Hrabiego Henryka z „Nieboskiej komedii”, który szczęśliwe, domowe pożycie z poślubioną i niedawno jeszcze ukochana kobietą nazywa snem odrętwiałym, po czym rzuca to wszystko i podąża na skraj świata za widmem Dziewicy, kochanki idealnej i nienudnej, bo wyobrażonej.

Posunięta do granic rozsądku idealizacja obiektu westchnień to częsta przypadłość romantycznych kochanków. Przykładem może być Giur, który wręcz modli się do swojej Leili, czcząc ją niczym osobę boską, a miłość to dla niego w istocie namiastka religii, w imię której postanawia rozstać się z tym światem. Ofiara własnych wyobrażeń pada też Gustaw z dramatu Mickiewicza. W chwili trzeźwości przyznaje, że „sam urojone żywiłem mamidła,/Sam przyprawiłem jady, od których szaleję!”

Kochanki romantycznych amantów przeobrażały się w ich rozgorączkowanej wyobraźni w bóstwa. Zapominano, że są to zazwyczaj osóbki dość pospolite, o praktycznych zainteresowaniach, np. Kordianowa Laura, czy Werterowa Lotta. A i Gustawowa Maryla wolała hrabiowskie złoto od jego miłosnych westchnień i zaklęć o wiecznym powinowactwie dusz. Bodaj tylko Kordian otrząsnął się szybko z tego fatalnego zauroczenia i we Włoszech z Wiolettą raczej bawi się w miłość i zdradę niż to na serio przeżywa.

Miłość dla romantyków to także wyraz społecznego buntu, niezgody na rzeczywistość, na poukładany świat skrywający przesądy społeczne. Giaur chce porwać Leilę z haremu, gdzie przebywa w przymusowym zamknięciu, Werter, mieszczanin, doznaje upokorzeń ze strony swej arystokratycznej kochanki, dla Gustawa społecznie akceptowane małżeństwo to więzienie, gdzie na miłość nie ma miejsca. W imię tej miłości buntuje się, uciekając do lasu i wiedzie aspołeczny żywot pustelnika. Tę ofiarę miłości odczuwa zresztą bardzo antynomicznie. Ostatecznie radzi sobie ze swym afektem, przemieniając go w III cz. „Dziadów” w równie namiętne uczucie do ojczyzny. Ojczyzna, jako byt abstrakcyjny, raczej nie wyjdzie za mąż za bogatego hrabiego. Dlatego w popowstaniowej fazie polskiego romantyzmu obiektem miłości staje się ona: „Ja kocham cały naród!”- wyznaje Konrad, a potem, jako „najwyższy z czujących na ziemnym padole”, wyzywa Boga na pojedynek serc. Wszechpotężna miłość pchnęła go zatem ku szatańskiej pysze, a ta z kolei na krawędź przepaści.

Miłość i śmierć idą często w parze, przykładem może być dramat „Romeo i Julia”. Szekspir przedstawił w tym utworze kochanków, idących za sobą do grobu, bowiem (jak Tristan i Izolda) jedno bez drugiego żyć nie mogło. Podobną opowieść snuje Honoriusz Balzac w powieści „Blaski i nędzę życia kurtyzany”. Piękna Estera, zmuszona do kupczenia swym ciałem, zakochuje się Lucjanie, młodzieńcu równie ubogim, jak przystojnym. Niestety młody człowiek musi zrobić karierę; na polecenie jego opiekuna, demonicznego księcia Herrego. Kurtyzana rozkochuje w sobie starego bankiera, wodzi go za nos i wyciąga od niego pieniądze - wszystko to dla wielbionego Lucjana. Lecz po nocy spędzonej ze starcem, nie mogąc znieść swej hańby, popełnia samobójstwo; zrozpaczony Lucjan podąża jej śladem. Balzac pokazuje w tej powieści, że nawet w cynicznej epoce kultu pieniądza można umierać z miłości. Udowadnia to także tytułowy bohater „Ojca Goriot”, ofiara miłości rodzicielskiej, wzgardzony o odrzucony przez swe córki, złaknione nie jego uczuć ale pieniędzmi. Dopiero na łożu śmierci przychodzi otrzeźwienie i zrozpaczony Goriot wyznaje: „Córki to był mój nałóg, moje kochanki, wszystko!” W jego przypadku afekt rodzicielski daleko przekroczył granicę rozsądku, stając się obsesją.

Wątki miłosne odnajdujemy także w epoce pozytywizmu. Przykładem może być bohater „Lalki” Bolesława Prusa, wzorcowy pozytywista Stanisław Wokulski, który także pada ofiarą miłosnego zaślepienia. A już Platon przestrzegał: „Ten, który kocha, staje się zaślepiony wobec przedmiotu swej miłości.” Pan Stanisław, trzeźwy człowiek interesu, nie potrafił dostrzec prawdziwego oblicza wielbionej panny, arystokratki Izabeli Łęckiej. W jej obecności zachowuje się jak zakochany zaślepieniec, nie widząc pod wykwintnymi manierami zupełnej duchowej pustki - gdy jej natura kobietki odkryje mu się w czasie wspólnej podróży, ugodzony do żywego będzie chciał rzucić się pod pociąg. Uzależnił się od tej miłości jak od narkotyku, to ona stanowiła motywację jego przedsiębiorczości, tak podziwianej przez całą Warszawę. Gdy jej zabrakło, życie Wokulskiego stało się puste. Jak wielu przed nim padł ofiarą romantycznych wzorców. Z drugiej strony koleżanka po piórze Prusa, Eliza Orzeszkowa, w tym samym czasie pokazuje w „Nad Niemnem” parę ludzi szczęśliwie zakochanych, świadomych swych celów i pragnień - ale Justyna i Jan trzymali się twardo ziemi i nie żywili na swój temat żadnych złudnych wyobrażeń; w tym sensie była to miłość prawdziwie pozytywistyczna.

Młoda Polska przynosi ze sobą dekadentów, do zdobyczy nowoczesnej cywilizacji, ogarniętych pesymizmem. Od nędzy egzystencji uciekali m.in. w miłość - pomógł im w tym niemiecko filozof Artur Schopenhauer, głoszący teorię metafizycznej miłości płciowej, która jest motorem ludzkich poczynań, potężną siłą twórczą, służącą naturze do szczytnego dzieła przedłużenia gatunku. Lecz siła ta może także stać się żywiłem niszczącym. Także Fryderyk Nietzsche zauważył, że w życiu człowieka walczą ze sobą dwie postawy: prymitywna - dionizyjska i intelektualna - apollińska. Nic stąd dziwnego, że karty dzieł pisarzy modernistów głoszą miłość zmysłową. Kazimierz Tetmajer w wierszu o znamiennym tytule „Ekstaza” wielbi nie piękno duszy ukochanej, lecz jej ciało: „Nagość twojej linie i kolory w hymn mi się jeden łączą różnowzory, w muzykę kształtu w pieśń twojego ciała”.

Miłość staje się zmysłowym opętaniem, jak w dramacie angielskiego dekadenta, Oskara Wilde'a, „Salome”. Tytułowa bohaterka, córka Herodiady i pasierbica króla Heroda, zapłonęła niszczącą żądzą do proroka Jana Chrzciciela. Opętana żądzą dziewczyna uprasza wtedy Heroda, żeby podarował jej ściętą głowę upartego proroka. Gdy kat przynosi ją na srebrnej tacy, przemawia do niej żarliwie, mówiąc do zmarłego: „Wiem, ze byłbyś mnie pokochał, a tajemnica miłości większa jest, niż śmierci tajemnica. Tylko na miłość zważać nam trzeba.” Gdy wpija się w martwe, okrwawione usta proroka, ogarnięty wstrętem Herod rozkazuje ja zabić. Nieszczęsna judejska księżniczka płaci za swą erotyczną obsesje życiem.

Inne było pojmowanie miłości w czasie wojny. Głos pokolenia Kolumbów, Krzysztof Kamil Baczyński pisze: „Nas nauczono. Nie ma miłości.”, w tym bowiem krwawym czasie ludzie przemieniają się w „kamienie”. Woja powoduje degradację wszelkich wartości i uczuć wyższych, ich przemieszczenie i zatratę znaczeń - podmiot liryczny „Ocalonego” Tadeusza Różewicza stwierdza, że dla niego miłość i nienawiść to „nazwy puste i jednoznaczne”. Jest niewątpliwie osobnikiem psychicznie okaleczonym, wypalonym duchowo - tak jak bohater opowiadań Tadeusza Borowskiego. Już w „Pożegnaniu z Marią” Tadek zdradza pierwsze objawy reifikacji . Co prawda pięknie potrafi prawić ukochanej o miłości, ale gdy widzi ją, pochwyconą w czasie łapanki i wiezioną policyjną budą nie odczuwa nic, nawet śladowej rozpaczy, patrzy na nią jak na martwy przedmiot. Niesiona przez wojnę reifikacja, czyli traktowanie ludzi jak przedmioty spustoszyła i tego, wydawałoby się uduchowionego poetę.

W czasie wojny uczucie miłości jest zastępowane przez miłość fizyczną, fizjologia wypiera duchowość, bowiem najtrudniej zniszczyć w człowieku instynkty. Popęd seksualny odczuwają nawet wycieńczeni więźniowie niemieckich obozów koncentracyjnych czy sowieckich łagrów. W tym świecie seks staje się towarem, którym można zapłacić za chleb, ubrania, lżejszą pracę czy ochronę, ba, jest nawet nagrodą za wzorowe zachowanie, jak w przypadku oświęcimskiego puffu. Na kultywowanie uczuć nikt nie ma czasu, sił i ochoty, zresztą, byłoby to absurdalne w cieniu krematoryjnych kominów. Co prawda bohater Borowskiego, Tadek wysyła do ukochanej Marii listy, ale nic w nich nie pisze o miłości, skupiając się na Oświęcimiu jako strefie stężonego okupacyjnego koszmaru.

Innym przykładek traktowania miłości w wymiarze fizycznym jest powieść „Nadzy i martwi” amerykańskiego pisarza Normana Mailera. Opisuje on w swym utworze grupę żołnierzy, walczących z Japończykami na wyspach Pacyfiku. Odizolowani od normalnego życia, myślą właściwie tylko o kobietach, z którymi udało im się w przeszłości „współżyć”. W ich wspomnieniach stosunek nie jest dopełnieniem miłości lecz rozładowaniem seksualnego napięcia; „kopulują”, aby zneutralizować frustrację i kompleksy, z nienawiści i wstrętu do siebie i swoich kobiet, które nagminnie zdradzali. A seks przynosi ulgę tylko chwilową i trzeba go coraz więcej, jak narkotyku. O ile w romantyzmie człowiek był więźniem własnych uczuć i urojeń, tak tutaj został oddany na pastwę hormonów.

Zakończenie II wojny światowej przyniosło drugi, „czerwony” totalitaryzm. Stalinowski komunizm dążył do poddania jednostki całkowitej kontroli, wykluczającej jakąkolwiek prywatność, także w sferze uczuć. Przykładem jest utwór George'a Orwella „Rok 1984”. W powieści tej wzorowy mieszkaniec socjalistycznej utopii miał darzyć uczuciem Wielkiego Brata, przywódcę ucieleśniającego najszczytniejsze ideały panującej ideologii; nie istniał jako autonomiczna jednostka, mająca własne pragnienia i marzenia. Nie chcieli tego przyjąć do wiadomości Julia i Winston, głowni bohaterowie, którzy uciekli w miłość przed koszmarem totalitarnego świata. Ich uczucie, spełniane w czasie konspiracyjnych randek, od początku nie miało szans: nie mogli umknąć wszechobecnym oczom i uszom Wielkiego Brata. Pochwyceni, zostają poddani wyrafinowanym torturom, których celem jest zabicie łączącej ich namiętności, sprzecznej z lansowanymi ideami. Dopiero, gdy wyrzekną się siebie, pogodzeni z władzą mogą wrócić na łono praworządnego społeczeństwa by dalej kochać Wielkiego Brata...

Rzeczywistość totalitarna degraduje się tak materialnie, jak i moralnie - co pokazuje Tadeusz Konwicki w „Małej apokalipsie”. Bohater, wytypowany przez opozycję do bohaterskiej, protestacyjnej śmierci, pogodzony z losem, ale i zarazem mający nadzieję, że coś się jednak stanie i nie będzie musiał spalić się na schodach Pałacu Kultury, spotyka młodą Rosjankę, Nadieżdę, kobietę swoich marzeń, odpowiadającą mu fizycznie i duchowo. Jednak próba ucieczki w miłość kończy się niepowodzeniem, bowiem bohater, mimo, że bardzo by chciał, nie jest już do niej zdolny, ma w środku pustkę wypełnioną gruzem dawnych wartości. Tak naprawdę będą się mogli kochać dopiero „po tamtej stronie” bytu. W świecie codziennej apokalipsy miłość ulega konsekwentnej dekadencji i degrengoladzie.

O ile lata powojenne upłynęły na wschodzie Europy pod znakiem totalitaryzmu, o tyle świat zachodni przeżywał eksplozję wolności, która swój punkt szczytowy osiągnęła w latach sześćdziesiątych - to wtedy hippisi, dzieci-kwiaty, lansowali hasło „Make love, not war” czyli „uprawiaj miłość, nie wojnę”, sprzeciwiając się wojskowej interwencji USA w Wietnamie. Uprawianie owej miłości rozumiano najbardziej dosłownie, głosząc konieczność kochania się każdego z każdym, zasada owa zyskała wdzięczne miano seksualnej rewolucji. Jej początek znajdujemy w dziełach amerykańskiego, powojennego pokolenia młodych, gniewnych ludzi, którzy, odrzuciwszy mieszczańskie ideały rodziców, zapragnęli odnaleźć szczęście w beztroskiej wędrówce, wolnej od społecznych norm i obowiązków. Tacy są młodzi bohaterowie książki Jacka Kerouaca „W drodze” - wędrują przez Stany zdezelowanymi samochodami, zatrzymują się w motelach, piją w pubach i klubach muzycznych, nieobce są im narkotyki i dyskusje o poezji, a wreszcie seks uprawiany z możliwie dużą ilością dziewczyn. Nie chodzi im rzecz jasna o miłość tylko o ekstazę, osiągnięcie pełni. No cóż, każda epoka ma taką miłość, na jaką zasługuje.

Może rzeczywiście powinniśmy poprzestać na cynicznym stwierdzeniu osiemnastowiecznego pisarza Chamforta: „Miłość w tym znaczeniu, w jakim istnieje w społeczeństwie, jest tylko wymianą dwóch fantazji i zetknięciem się dwóch naskórków.” Czy jednak nie trzeba czegoś więcej?

Współczesna poetka Wisława Szymborska w wierszu „Nic dwa razy” porównuje naszą rzeczywistość do rzeki Heraklita: jest ona niepowtarzalna o przypomina prącą przed siebie falą zmienności, tutaj nie ma powtórek, szans na drugie podejście. Gdzie szukać oparcia w tym chaotycznym, niepewnym świecie? „Uśmiechnięci, wpółobjęci, spróbujemy szukać zgody, choć różnimy się od siebie jak dwie krople czystej wody”. Zatem jedynie drugi człowiek może być tym Archimedesowym „punktem oparcia”, służącym może nie tyle poruszeniu ziemi, lecz godziwemu przebrnięciu przez rzekę imieniem Pantha rei.

Cóż więc warta jest miłość? Być może rację ma metafizyczny poeta Mikołaj Sęp Szarzyński, pisząc „I nie miłować ciężko, i miłować /Nędzna pociecha”. I miłość i jej brak to jednakowa dla człowieka tortura - i może właśnie na tym polega ta od wieków poszukiwana tajemnica boga zwanego Erosem?



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
7931
7931
7931
7931
7931
praca-magisterska-wa-c-7931, Dokumenty(2)

więcej podobnych podstron