Ks. Marek Dziewiecki
Miłość jedyną drogą do szczęścia
Największe męczeństwo: życie bez miłości
Człowiek cierpi w wielu sytuacjach i okolicznościach. Cierpi wtedy, gdy jest głodny, gdy nie ma gdzie mieszkać, gdy nie radzi sobie ze szkołą, gdy ktoś go skrzywdzi, gdy jest chory, gdy przegra mecz jego ulubiona drużyna, a nawet wtedy, gdy jest brzydka pogoda. Cierpienie może mieć różne stopnie intensywności: od lekkiego niepokoju do poczucia, że wali się nasz świat i że nie chce nam się już żyć. Symbolem dramatycznego, strasznego wręcz cierpienia jest męczeństwo połączone z niezasłużonym prześladowaniem, torturowaniem i okrutnym zabijaniem niewinnej ofiary. Jednak zwykle okazuje się, że męczennicy prześladowani z powodów religijnych czy przez dyktatury polityczne wprawdzie bardzo cierpią, ale wcale nie są nieszczęśliwi czy załamani. Przeciwnie, okazują się oni znacznie silniejsi i szczęśliwsi od swoich prześladowców. Przykładem może tu być św. Szczepan, który modlił się za tych, którzy go kamienowali i miał twarz rozpromienioną radością z bliskiego spotkania z Bogiem.
Naprawdę największe cierpienie i męczeństwo człowieka nie jest związane z biedą, chorobą czy prześladowaniem, ale z brakiem miłości. Życie poza miłością to absolutnie najbardziej okrutne i nieznośne cierpienie. Człowiek, który nie kocha i nie jest kochany, staje się prawdziwym męczennikiem. Wcale nie potrzebuje wtedy jakichś prześladowców. On sam zaczyna prześladować samego siebie i okazuje się bezlitosnym wrogiem wobec samego siebie. Brak miłości doprowadza do najbardziej dramatycznej formy rozpaczy, czyli do obojętności na własny los. Jeden z szesnastolatków zwierzył mi się z tego, że od roku pije alkohol i że jest już chyba alkoholikiem. Na koniec rozmowy odsłonił swój największy dramat: „Wiem, że wyrządzam sobie krzywdę, ale jest mi już zupełnie obojętne, co się ze mną stanie, gdyż moi rodzice mnie nie kochają i ja siebie też już nie kocham”.
Człowiekowi, który nie kocha i nie jest kochany, nie zależy na własnym życiu i przyszłości. Taki człowiek potrafi fizycznie, psychicznie, moralnie i duchowo okaleczać samego siebie, niszczyć swoje zdrowie i swoją wolność, rezygnować z najbardziej podstawowych pragnień i aspiracji. Potrafi popadać w śmiertelne uzależnienia i choroby, a nawet doprowadzać siebie do stanów samobójczych. Człowiek, który żyje poza miłością, staje się nie tylko prześladowcą samego siebie. Okazuje się też podatny na manipulacje i prześladowania ze strony innych. Łatwo wchodzi w toksyczne więzi i staje się bezradny wobec krzywd, które mu inni wyrządzają. Dzieje się tak dlatego, że przed krzywdami ze strony innych mogą się obronić tylko ci ludzie, którzy nie krzywdzą samych siebie.
Dla człowieka życie poza miłością jest nie tylko drogą do dramatycznego cierpienia. Jest także drogą do śmierci. Jest agonią. Jest umieraniem na raty pośród dramatycznych cierpień, pośród okrutnych krzywd wyrządzanych sobie i innym, pośród rozpaczliwego buntu, który stopniowo przechodzi w apatię i całkowite zobojętnienie. Człowiek nie tylko nie może być szczęśliwym bez miłości. Człowiek nie może w ogóle żyć bez miłości, podobnie jak ryba nie może żyć bez wody. Nie powinno to nikogo dziwić, gdyż zostaliśmy stworzeni przez Miłość i poza miłością nie mamy ani teraźniejszości, ani przyszłości.
Człowiek żyjący poza miłością nie ma szans na odkrycie i rozwinięcie swojego powołania do życia w radości i świętości. Poza miłością wszystko to, co najpiękniejsze w człowieku, staje się jego dramatem. Człowiek żyjący poza miłością staje się niewolnikiem albo wrogiem własnego ciała. Używa myślenia po to, by oszukiwać samego siebie. Używa wrażliwości emocjonalnej po to, by nienawidzić siebie i innych. Używa sumienia po to, by mieszać dobro ze złem. Używa wolności w taki sposób, że ja traci. Używa słów po to, by ranić i krzywdzić. Używa swojej seksualności po to, aby wyrażać przemoc i przekazywać śmierć.
Dla każdego człowieka miłość jest jedyną drogą, która prowadzi do życia i szczęścia. Poza miłością znajdujemy jedynie śmierć i nieszczęście. W świecie ludzi istnieją zatem tylko dwie strony życia: ta, po której kochamy i ta, po której umieramy. To właśnie miłość nadaje sens naszemu istnieniu oraz sprawia, że mamy siłę, by mądrze kierować tym wszystkim, co niezwykłego jest w człowieku: ciałem i seksualnością, myśleniem i wrażliwością emocjonalną, sumieniem i bogactwem duchowym, wolnością i ideałami, zdolnością spotykania się z samym sobą, z drugim człowiekiem i z Bogiem.
Największe pragnienie: kochać i być kochanym
Każdy z nas chce być kimś szczęśliwym i radosnym. Do szczęścia potrzebujemy wielu rzeczy i umiejętności. Jednak tym, co decyduje o naszym losie, jest doświadczenie miłości. Nawiązując do myśli B. Pascala można przyjąć zasadę: kocham, więc jestem szczęśliwy. Ludzie, którzy nie czują się przez nikogo kochani i którzy nie uczą się kochać, przeżywają rozczarowanie i cierpienie, stają się agresywni i okrutni nawet wobec samych siebie. Chyba nikt z nas nie wyobraża sobie szczęśliwego życia w samotności czy w nienawiści. Gdy nie ma nikogo, kto troszczy się o nas, komu na nas zależy, kto cieszy się nami, wtedy nasze życie traci sens. Wtedy wpadamy w rozpacz. Wtedy nie mamy siły, by normalnie uczyć się i pracować, by stawiać sobie mądre wymagania, by ocalić w nas wielkie marzenia i aspiracje, by przygotować sobie szczęśliwą przyszłość.
Phil Bosmans słusznie zauważa, że „bardziej od pieniędzy potrzebujemy miłości. Miłość to siła nabywcza szczęścia”. Miłość jest nam tak samo potrzebna do życia, jak pokarm czy tlen. Jednak każdy z nas doświadcza, że nawet najbliższe nam osoby czasami nie potrafią nas zrozumieć i kochać. Innym znowu razem my sami zadajemy ból tym, których szczerze chcemy kochać. W takich chwilach pojawia się zwątpienie, czy miłość istnieje i czy na niej można zbudować ludzkie życie. W obliczu tego typu pytań i wątpliwości miłość można porównać do UFO. W obu bowiem przypadkach mamy do czynienia z tajemnicą, która nas fascynuje i niepokoi. Czujemy, że miłość — na podobieństwo tajemniczych obiektów latających — krąży w nas i wokół nas. Z drugiej strony trudno ją zidentyfikować. Zdarza się, że — podobnie jak w przypadku UFO — uznajemy za miłość coś, co w rzeczywistości nie jest miłością, lecz jedynie chwilowym nastrojem, zauroczeniem czy pożądaniem. Z drugiej strony — tak, jak w przypadku UFO — część ludzi uważa, że miłość w ogóle nie istnieje, że jest ona jedynie wyrazem naszych dziecięcych marzeń i naiwności. Takie przekonanie pojawia się zwykle w obliczu bolesnej krzywdy, w obliczu odrzucenia czy upokorzenia. Inni z kolei ludzie ręczą wręcz własnym życiem, że miłość istnieje, że oni ją spotkali i pokochali. Ci ludzie są szczęśliwi nawet wtedy, gdy brakuje im pieniędzy, gdy nie mają modnych ubrań czy gdy spotykają ich jakieś poważne trudności. Anna Kamieńska podkreśla, że „miłość to jest to, co pozostaje, gdy już zabrane jest wszystko. Nawet nadzieja.”
Patrząc na ludzi, którzy są krzywdzeni i którzy nie doświadczają miłości, widzimy jak bardzo oni cierpią, jak często są zalęknieni, zrozpaczeni, bezradni. Z drugiej strony jakże chętnie przebywamy w tych domach, grupach czy środowiskach, w których ludzie okazują sobie życzliwość, czują się bezpieczni, są ze sobą szczerzy i mogą liczyć na pomoc w każdej sytuacji. Takie doświadczenia sprawiają, że tęsknimy za prawdziwą i wierną miłością, a jednocześnie nasze codzienne doświadczenia i rozczarowania uczą nas realizmu. Przekonujemy się, że miłość, za którą tęsknimy, to skarb, którego warto szukać, ale który nie łatwo jest znaleźć.
Symbolem naszej tęsknoty za miłością jest Mały Książę — postać, którą stworzył A. de Saint-Exupery. Ów tajemniczy chłopiec spotkany przez lotnika zagubionego na pustyni to symbol każdego człowieka, który szuka ratunku i miłości. Mały Książę — jak każdy z nas - rodzi się zamknięty w granicach swej maleńkiej planety. Stopniowo odkrywa jednak, że niedobrze jest mu żyć w samotności. Na jego terytorium pojawia się wprawdzie róża, ale on nie potrafi jej jeszcze kochać. W tej sytuacji nie chce się jakoś „urządzić” i zadowolić swoim małym światem. Ryzykuje i opuszcza planetę własnego wnętrza w poszukiwaniu czegoś większego od samego siebie. Mały Książę poznaje najpierw tych, którzy żyją w samotności i którzy nie potrafią kochać. Szybko jednak przekonuje się, że tacy ludzie są godni współczucia, że skazują siebie na pozory szczęścia, że żyją w świecie złudzeń. Pyszny łudzi się, że do szczęścia wystarczy mu uznanie w oczach innych ludzi. Król ma nadzieję, że do szczęścia wystarczy mu posiadanie władzy. Pijak tworzy więzi z alkoholem, które okazują się uwięzieniem. Geograf szuka sensu życia w odkrywaniu świata rzeczy, a nie w kontaktowaniu się z ludźmi. Bankier wierzy, że do szczęścia wystarczy mu bogactwo materialne, a nie miłość. Również planeta Latarnika jest zbyt mała, by ogarnąć przyjaźń. Mieści się w niej tylko wierność wobec zasad i rozkazów. Taka wierność może nawet wzruszać, ale nie czyni jeszcze człowieka zdolnym do miłości i wierności wobec ludzi.
Mały Książę pospiesznie opuszcza wszystkie te planety ludzkich serc, na których nie ma miłości. Jednak dzięki takim bolesnym spotkaniom upewnia się, że także on nie może być szczęśliwy, dopóki nie nauczy się kochać i dopóki nie doświadczy przyjaźni. Odtąd nie cofnie się już przed żadną podróżą, póki nie spotka przyjaciela. I wtedy właśnie pojawia się lis. Dopiero teraz Mały Książę ma szansę odkryć trudne reguły tworzenia więzi. Najpierw trzeba być bardzo cierpliwym. Z początku nie można podchodzić zbyt blisko. I lepiej nic nie mówić. Mowa jest przecież źródłem nieporozumień. Ale każdego dnia można siadać coraz bliżej, a radość spotkań będzie stawała się coraz większa. Aż któregoś dnia zniknie już strach i niepokój. Dokona się proces oswojenia i zaufania. Odtąd staje się widzialne to, co jest niewidzialne dla oczu. Odtąd zwykła róża staje się kimś jedynym i niezwykłym na świecie. Odtąd wierność i odpowiedzialność w obliczu kogoś, kogo oswoiłem, staje się ważniejsza niż moje własne bezpieczeństwo i życie. Odtąd nawet w obliczu śmierci najważniejsza jest świadomość, że mam przyjaciela.
Teraz Mały Książę może już wrócić na swoją planetę. Postronnemu obserwatorowi wydaje się ona taka sama jak przed podróżą: ta sama róża, to samo krzesełko, te same wulkany. Ale przecież najważniejsze jest niewidoczne dla oczu. Teraz sam Mały Książę jest już zupełnie inny. On już wie, że jego szczęście nie jest zależne od czasu, miejsc czy planet. Zależy od jakości spotkań z samym sobą i z drugim człowiekiem. Mały Książę potrafi już kochać i rozumieć różę swego życia. Potrafi być kimś wiernym i odpowiedzialnym. Pozostając na małej planecie, uczestniczy w tej miłości, która nie ma granic. On już wie, że nie trzeba szukać drogi do miłości. To miłość jest drogą. Jest to droga, która wymaga cierpliwości i dyscypliny. Jest to droga dla tych, którzy mają odwagę podążać za największymi pragnieniami własnego serca i którzy potrafią stawiać sobie mądre wymagania.
http://www.opoka.org.pl/biblioteka/I/IP/milosc_doszcz.html