Punktem centralnym, istotą i esencją świąt jest dla mnie choinka :)
Zbliżające się święta to niesamowity konglomerat wielu tradycji,
zwyczajów i wierzeń, z których najbardziej przemawia do mnie żywe,
zielone na przekór zimie drzewko. Święta zaczynają się dla mnie
od ubierania choinki (chociaż od kilku lat doszło pieczenie
pierniczków jako miła zapowiedź Że To Już Niedługo) a kończą
jej rozbieraniem i wyniesieniem z domu. Czyli trwają dużo dłużej,
niż te regulaminowe 2 dni + Wigilia. I, jak nietrudno się domyślić,
moim ulubionym zajęciem jest kontemplacja choinki. Najpiękniejsza jest
wieczorami, kiedy już pogasną wszystkie światła w domu oprócz
choinkowych lampek. Bombki delikatnie się kołyszą, szklane sople
lśnią się wśród gęstwiny igieł, a puchate łańcuchy skrzą
się niczym śnieg. Patrzę i myślę, co przyniósł mijający rok,
a czym mnie zaskoczy nadchodzący. Przygarniam bliżej dobre
wspomnienia, odstawiam dalej nienajlepsze. Pomału, nieśpiesznie,
przegryzając pierniczkiem lub makowcem, delektuję się smakiem i
zapachem, a w tle delikatnie pobrzękują dzwoneczki, trącone
kocią łapą.
Potem z hukiem sztucznych ogni nadejdzie
nowy rok, wciągnie mnie rytm Spraw-Do-Załatwienia, Terminów-Do-
Dotrzymania, Miejsc-Do-Odwiedzenia, a mimo to gdzieś głęboko
w środku niosę ze sobą ten spokój najdłuższej nocy przez cały rok.
Ktoś może zapytać - no dobrze, ale gdzie w tym wszystkim minimalizm ?
Otóż - tam gdzie zwykle. Zidentyfikuj to, co dla Ciebie najważniejsze.
Wyeliminuj resztę. Konkretne przykłady zostawiam jako łatwe
ćwiczenie dla Czytelnika :)
Ja w zasadzie nie lubię i nie lubiłam Świat Bożego Narodzenia. Patrząc wstecz, chyba raziło mnie to, że są zbyt konsumpcyjne. Osiem lat temu postanowiłam osobiście organizować Święta dla całej rodziny - ale na swoich zasadach ( minimalistycznych oczywiście :)). O podstawowych zasadach tj. choinka "odnawialna" tj. mała, w doniczce do zasadzenia, jedzenia tyle ile faktycznie możemy zjeść itd. nie będę się rozpisywać. Ważniejsze jest dla mnie coś, co nazywam "Duchem Bożego Narodzenia " a co uosabia idea wzajemnego obdarowywania się i dzielenia ( specjalnie nie używam słowa prezenty ).
Tropiąc owego Ducha, wprowadziłam dwa nowe zwyczaje. Pierwszy wzięłam od swojej starszej koleżanki Helenki -matki czworga dzieci a babci chyba z ośmiorga wnucząt. Z domownikami wspólnie piekła pierniczki, które potem rozdawała reszcie rodziny. Wzięłam przepis ( prosty i udaje się zawsze )
i nazwałam je "pierniczki miłości". Na początku grudnia w grupie znajomych, rodziny, ich dzieci, a nawet zwierząt :) wspólnie pieczemy i ozdabiamy olbrzymie ilości małych pierniczków. Każdy bierze swoją część - ale nie tylko po to by je skonsumować, część powinien przekazać dalej. Jest to wspaniały sposób, aby uhonorować w naszym życiu część bliskich nam osób, wobec których zwykle "Wesołych Świąt " nie jest wystarczający, a inny prezent byłby zbyt krępujący lub zmuszający do odwzajemnienia. Może to być sąsiad, który pomaga przy wniesieniu zakupów, miły współpracownik, dalszy członek rodziny z którym nie utrzymujemy w zasadzie kontaktów itd.
Drugi zwyczaj jest prostszy .W czasie kolacji wigilijnej każdy opowiada najważniejszą, najszczęśliwszą chwilę, dzień, zdarzenie z ostatniego roku. Dzieli się tym, co było najpiękniejsze w jego życiu i dlaczego. W praktyce dzięki temu kolacja wigilijna jest inna niż wszystkie, nie brakuje mądrych tematów do rozmów, a drugiej strony pozwala członkom rodziny bliżej się poznać i zrozumieć. Dodaję, że od dawna, z uwagi na różną kondycję finansową członków rodziny obowiązuje zasada, że prezenty ( materialne ) dorosłym kupuje się w kwocie około 20 zł. Jest to możliwe, ale wymaga zastanowienia się. Pozdrawiam serdecznie.
eska18
[Oto przepis na „pierniczki miłości”, autorstwa eski:
Przepis jest z jakiejś starej gazety z lat 80-tych. Zmieniam czasami trochę proporcje -zawsze się udają.
Składniki :1 kg mąki pszennej,3 jaja,25 dkg miodu, 25 dkg cukru, kostka margaryny ( ja daję masło -trzeba pamiętać jednak, że kiedyś kostki były większe), łyżeczka amoniaku lub łyżeczka sody, czubata łyżeczka kakao, plaster smalcu (ja daję 1/3 kostki) przyprawy korzenne ( dają przyprawę do piernika, jedną lub dwie, oraz inne, według uznania- mielony kardamon, imbir itd).
W rondelku stopić masło -dodać cukier, miód, przyprawy, kakao. Wymieszać. Ostudzić. Potem dołączyć amoniak lub sodę rozpuszczoną w wodzie, jajka i mąkę. Ciasto rozwałkowywać, wykrawać foremkami - piec w średnio nagrzanym piekarniku ( ja około180 stopni C).Upieczone pierniczki polukrować i ozdobić. Przechowywać w zamykanym naczyniu z kromką czarnego chleba.]
Dzisiaj z cyklu naszych opowieści wigilijnych Boże Narodzenie u Veroniki Sz-D. Opis, który jest tak barwny i radosny, że poczytuję go sobie w wolnych chwilach w ramach wprowadzania się w nastrój świąteczny. Pozwoliłam sobie wytłuścić zakończenie, bo dla mnie to wspaniałe podsumowanie ducha minimalistycznych świąt, zachowam je w pamięci jako motto.
zastanawiam się od czego by tu zacząć opowiadanie o świętach w wykonaniu minimalisty -
a na myśl od razy przychodzą prezenty, 12 potraw i choinka.
właściwie święta w moim domu zaczynają się dość wcześnie - bo pierwszym etapem jest przygotowanie ciasta na pierniczki, które to ciasto musi poleżeć w lodówce ok. 3-4 tygodni, zanim odpowiednio ostygnie i będzie gotowe do użycia.
ale tak naprawdę pierniczki są jedną z niewielu rzeczy, które trafiają u nas na świąteczny stół.
w pewnym momencie dość radykalnie i zasadniczo trzeba było podejść do kwestii tradycji i zwyczajów na stole - wśród potraw.
i od tamtej pory - przygotowywane są tylko te potrawy, które cieszą się wzięciem i popularnością- i tak na przykład zrezygnowaliśmy z kompotu z suszonych owoców.
dla odmiany: makiełki, lub kutia - są przygotowywane w podwójnej ilości, a i tak- niektórzy czasem insynuują, że jest ich za mało.
dodatkowo: wszystkie potrawy są przygotowywane w domu, z zasady nie posilkujemy się gotowymi rzeczami, bo to byłoby niezgodne z moją manifą (czyli: baby do garów).
ilość: też jest ograniczona- w sumie święta trwają tylko kilka dni, a każdy z nas ma raczej ograniczone możliwości w konsumowaniu nawet smakołyków.
prezenty, prezenciochy i inne cudowności są zaiste ważne.
kiedyś to właściwie wyglądało tak, że prezentów była spora ilość - bo każdy dostawał prezent od każdego.
i też na drodze minimalistyczno-ekonomicznej - doszliśmy do etapu- że jedna osoba dostaje jeden, czasem dwa upominki od reszty.
dzięki temu- czasem szybciej dostaje się coś wymarzonego- kiedy na daną rzecz sklada się kilka osób.
u nas to wygląda tak, że mniej więcej na miesiąc przed świętami odbywa się debata- co komu podarować.
i wtedy następuje taki mały sprawdzian ze znajomości, z tego, jak się wspólnie przeżyło, spędziło ostatni rok - jak uważnie sluchało się drugiej osoby.
wtedy - w czasie takich rozmów - wyciągane są wszystkie uwagi wypowiedziane przez delikwenta, życzenia, i jakieś wskazówki, co zostało powiedziane z adnotacją: chcę to.
i z całej takiej bazy pomysłów - wyciągane i realizowane są zazwyczaj jeden - lub dwa prezenty-niespodzianki.
choinka, czyli zielono mi.
tu są dwie frakcje walczące nieustannie ze sobą - ci, ktorzy lubią choinki naturalne, i ci, którzy lubią sztuczne.
ja osobiście nie umiem podjąć męskiej decyzji - i czasami jestem za choinką żywą, a czasami za sztuczną.
zważywszy - że nie możemy dojść do jakiegoś wiążącego konsensusu - jakiś czas temu zrezygnowaliśmy z choinki.
głównie też dlatego, że co roku był problem z bombkami, lańcuchami, światełkami, kradziejami cukierków i wizjami artystycznymi.
w zamian: od początku adwentu: na stole obecny jest adwentowy wieniec.
w ramach zadowolenia sympatyków choinki - mamy taki specjalny choinkowy stroik.
a co najważniejsze: to ludzie.
choć nie mamy choinki - co roku są przygotowywane nowe ozdoby świąteczne na stół.
i też tutaj następują poważne debaty, dzielimy się na frakcje, przeprowadzamy castingi - aż zostanie wyłoniony tegoroczny projekt.
za każdym razem jest to coś innego - w każdym razie - najważniejsze jest to, że są wykonane ręcznie, i każdy dostaje "swoją" ozdobę.
święta spędzamy w najbliższym gronie, ale zawsze jest to czas szczególny.
żeby otrzymać prezent od mikołaja - trzeba wykonać jakąś kolędę, wierszyk, piosenkę połączoną z tańcem...
zważywszy, że większość z nas gra na jakimś instrumencie - staramy się w sposób szczególny urozmaicić ten czas.
niektórzy mają coś na punkcie łaciny (na przykład ja) w związku z tym - część kolęd śpiewam jako drugi głos - obowiązkowo po łacinie...
nie wiem czy tak do końca są to święta minimalistyczne.
bo choć nie ma choinki, bo choć mało bombek, czy prezentów, i choć nie zawsze jest 12 potraw na stole,
to jednak- i tak dużo się dzieje.
jest dużo rozmów, emocji, zdarzeń.