136-137


136

Rozdział VIII

Porzucenie ciała

137



Na początku V wieku, gdy święty Augustyn napisał Miasto Boga, chrześcijaństwo było religią Cesarstwa i porywy samobójcze stały się od­tąd podejrzane. Zabicie się, to wyrzeczenie, ale też przeciwstawienie się -oznacza bez wątpienia zamilknięcie na zawsze, ale często wyłącznie w celu oskarżenia wszystkiego, co czyni życie nieznośnym, a przede wszystkim ucisku. Samobójstwo zawsze było ostatnim wyjściem dla tych, którzy nie mieli możliwości walczyć - pod warunkiem zaakceptowania śmierci naj­większa słabość może jeszcze stać się groźna. Nie żeby chciała rywalizo­wać z siłą, ale z dolnej perspektywy wyraźnie ukazuje spowodowaną przez nią rozpacz. W wieku, w którym potęga schrystianizowanego Cesarstwa była chwiejna, święty Augustyn miał na celu skonsolidowanie wszystkich władz, ich źródłem czyniąc Boga. Idea najwyższego władcy może mieć dwa polityczne skutki: można w jej imieniu zanegować władzę panów z ziemskiego padołu, ale można także uświęcić ich majestat. Na to wła­śnie kładzie nacisk święty Augustyn, pokazując, że wszelkie władze muszą wypływać z jednego źródła, z wszechwładzy Boga i Jego Kościoła. Tak, wszystkie władze bardziej ze sobą współpracują niż rywalizują, od najsłab­szej do najsilniejszej, i dwadzieścia lat po śmierci świętego Augustyna, podczas soboru w Arles, biskupi bronili sumienia właścicieli niewolników i domowych tyranów: „Jeżeli sługa, jakiegokolwiek by nie był stanu czy płci, w jakowymś diabelskim amoku podniesie na siebie rękę, jakby dla wystawienia na próbę cierpliwości Pana, tedy on jako jedyny odpowie­dzialny będzie za przelaną krew i na jego pana nie spadnie żadna wina za tę nikczemną zbrodnię". To diabeł i jego namowy - hipoteza godna po­dziwu, usprawiedliwiająca prawdziwych winowajców. Nie można było postąpić lepiej, niż wynaleźć szaleństwo; groźba umieszczenia w zakładzie psychiatrycznym stała się cichym echem piekielnych mąk.

Nieruchome centrum

Buddyjskie zniechęcanie do śmierci z wyboru nigdy nie cechowało się takim zawzięciem, gdyż buddyzm nigdy nie uważał samobójstwa za wy­zwanie rzucone najwyższej władzy. Buddyzm w swoich najgłębszych pod­stawach opiera się na wizji świata, w której transcendencja i najwyższa władza nie grają żadnej roli, rządzą tylko niezmienne prawa przedwieczne­go stawania się. A przede wszystkim prawo karmy — byt jest owocem swo­ich przeszłych czynów. Po co wyobrażać sobie najwyższego sędziego, skoro

czyn i tak sam siebie osądzi z biegiem czasu poprzez swoje skutki, i z jedne­go życia do drugiego? Czyn zadania sobie śmierci, gdy płynie z iluzji, z namiętności, podejmuje tylko na nowo dialektykę przeciwieństw, a to fałszywe wyzwolenie. Umiera się po to, aby wejść w nowe życie. Ale czy nie będzie ono o wiele gorsze od tego, które pragnie się sobie odebrać? Czy człowiek będzie miał jeszcze okazję poznać buddyjskie Prawo oraz świa­tłość, którą niesie ono ze sobą? W kole wcieleń pragnienie życia czy śmierci oznacza wniknięcie w ciągłe stawanie się, na peryferiach. W dawnym bud-dyzmie nie istnieje nic innego prócz stawania się, nie można więc uwolnić się od koła wcieleń ku zewnętrznej transcendencji - ale można stworzyć, za jednym razem lub krok po kroku, dla tego koła piastę — można umiejsco­wić się w tym punkcie centralnym, a więc i nieruchomym, gdzie przeci­wieństwo skrajności zanika. Gdy docieramy do tej doskonałej równowagi ducha, ból ustaje, człowiek postrzega życie i śmierć jako siły równoważne w swoim zjednoczeniu, gdyż śmierć jednostki jest tylko odwrotną stroną rozmnażania. Jaka to różnica, żyć czy umrzeć? Ten, który przestaje prze­ciwstawiać życiu śmierć, zostaje uwolniony od ich niepotrzebnej i rozdzie­rającej walki. Żyje jakby już był martwy, w ten sposób żyje się naprawdę — kontemplując bez wzruszenia, działając bez porywów, w wolności bez prze­znaczenia.

Buddyzm uczy tej najwyższej szlachetności: nie przywiązywać się do niczego, a więc być gotowym na rezygnację z wszystkiego. Im mniej człowiek przywiązuje się do czegokolwiek, tym wyższe jest wyzwolenie. Pewien japoński termin oznacza przyjęcie ślubów, shashin, tj. porzucenie ciała, i to określenie odnosi się również do umarłych z wyboru, z na­tchnienia religijnego. Gdy człowiek uwolnił się już od wszystkich wię­zów, musi pozbyć się jeszcze jednego, spajającego ciało w istotę świadomą swojego „ja". Nie być już przywiązanym do swojego ciała, nie pozwalać mu się już ograniczać - oto cel. Jakże trudny do osiągnięcia! Pewien XIII-wieczny japoński mnich przyznaje: „Do tego życia, które winno być mi obojętne, jestem mimo wszystko przywiązany - otchłani, w którą miał­bym rzucić swoje ciało, nie ma w mojej piersi". Chrześcijaństwo zakłada, że śmierć oddziela od ciała nieśmiertelną duszę. Nie — powiada Budda — nic nie jest nieśmiertelne, dusza nie istnieje, i to nie śmierć może czło­wieka wyzwolić z jego więzów, lecz przebudzenie. Śmierć niczemu nie służy, jeśli oświecona wola nie dostąpiła uprzednio czystego zobojętnienia na życie w trakcie samego życia. Gdy ten centralny punkt zostanie osią­gnięty, śmierć może nadejść jako dodatek, jako ostateczne doskonałe wygaśnięcie, które swoim spokojem potwierdzi całkowite porzucenie



Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
136 137
136 137 607 pol ed01 2007
136 137
136 137
136 137
136-137, Słownik językowy
136 i 137, Uczelnia, Administracja publiczna, Jan Boć 'Administracja publiczna'
136 137
136 137
136 137
136 137 3008 pol ed01 2009
136 137 3008 pol ed01 2009
137
137 407 pol ed02 2005
Mahabharata Księga I (Adi Parva) str 73 136

więcej podobnych podstron