Artur Dobrowolski
gr. III, rok studiów I
„Społeczeństwo bez szkoły - idea deskolaryzacji”
Krytyka szkoły oraz głosy mówiące o jej kryzysie dały niektórym osobom podstawę do stwierdzenia, że szkołę po prostu trzeba usunąć a społeczeństwo - zdeskolaryzować.
Tezy deskolaryzacyjnych poglądów P.Goodmana i E.Reimera:
Nie jest prawdą, że im więcej szkół posiada dane społeczeństwo, tym wyższy reprezentuje poziom wykształcenia. Np. w Stanach Zjednoczonych, gdzie liczba szkół po drugiej wojnie światowej znacznie się powiększyła, poziom wykształcenia społeczeństwa bynajmniej nie podniósł się w skutek tego. To, bowiem co się dzieje w szkole, jest najczęściej działaniem pozornym z punktu widzenia rzeczywistych potrzeb oświatowych ludzi i możliwości ich zaspokojenia przez zinstytucjonalizowane wykształcenie.
Niekoniecznie musi być tak, że im dłużej przebywamy w szkole, tym więcej umiemy. W ilu to przypadkach - dowodzą zwolennicy społeczeństwa bez szkoły zinstytucjonalizowane nauczanie nie rozszerza horyzontów intelektualnych uczniów, lecz je ogranicza, nie rozwija ich myślenia, lecz przeciwnie - wtłacza je w ciasne ramy, z których nie ma wyjścia.
Czy prawda jest, że najskuteczniej uczymy się w szkole, jak twierdzą jej entuzjaści? Czy w rzeczywistości człowiek nie uczy się najwięcej i zarazem najskuteczniej właśnie po za nią, a niekiedy nawet wbrew niej? Czy nie dzieje się tak zwłaszcza teraz w dobie eksplozji informacji wywołanej przez rozwój nauki i techniki oraz bezprecedensową rozbudowę środków masowego przekazu i kontaktów międzyludzkich?
Jest sprawą dyskusyjną czy szkoła faktycznie wyrównuje edukacyjne szanse dzieci i młodzieży, a nawet czy w ogóle może to czynić. Wiadomo, np. powszechnie, że fundusz oświatowy, jakim w Stanach Zjednoczonych dysponują federalne i stanowe władze szkolne jest ogromny. Korzysta zaś głównie z tego funduszu młodzież wywodząca się z klas i warstw ludzi bogatych, których udział w jego tworzeniu jest stosunkowo niski. Czyż nie stanowi to wymownego przykładu edukacyjnej nierówności.
Nie jest właściwe, że niepowodzenia przeżywane przez dzieci w szkole usiłuje się usuwać, organizując dla nich dodatkowe nauczanie, które z reguły okazuje się w tym celu mało przydatne. W ten sposób zwalcza się jedynie drugorzędne symptomy tego zjawiska, podczas gdy jego główne przyczyny, a w śród nich złe warunki materialne i mieszkaniowe dzieci opóźnionych w nauce, niekorzystna atmosfera wychowawcza w rodzinie, niedożywienie itp., pozostają po za zasięgiem szkoły.
Nie musi być tak, że dyplomy i świadectwa szkolne odzwierciedlają rzeczywisty poziom kwalifikacji osób, którym je wręczono. Stad też przypisywanie im nadmiernego znaczenia, aczkolwiek nagminne, nie jest uzasadnione.
Iluzja jest przekonanie, że tzw. nowoczesna technologia kształcenia, łącznie z maszynami dydaktycznymi i komputerami, wyleczy szkołę z jej rozlicznych słabości. Technologia ta, bowiem służy nie tyle doskonaleniu uczenia się, co raczej nauczania, a nawet ciasnego dydaktyzmu. A jaki jest związek uczenia się z nauczaniem w obecnej praktyce szkolnej? Taki - odpowiadają zwolennicy omawianej koncepcji reformy oświatowej, - że uczenie się samodzielne, oparte na myśleniu i inwencji twórczej, jest po prostu hamowane, a często wręcz tłumione przez nieracjonalne prowadzone nauczanie. Uwolnijmy się, więc od złudzenia,że technologizując nauczanie, ulepszymy tym samym proces uczenia się w szkole. A przede wszystkim stwórzmy warunki, aby ludzie chcieli, mogli i umieli uczyć się właściwie i skutecznie, samodzielnie i ustawicznie. Szkoła im takich warunków nie zapewnia i zapewnić nie może.Wobec tego trzeba ją zlikwidować- konkludują deskolaryzatorzy.
Sieć edukacyjna
W nowym systemie miejsce szkoły zajęłaby sieć edukacyjna, która obejmowałaby wszystkie lokalne instytucje i placówki oświatowo wychowawcze (kina, muzea, zakłady pracy, szpitale, biblioteki itd.) Dla praktycznego realizowania takiego celu należałoby utworzyć placówki, które by:
ułatwiały dostęp do „przedmiotów oświatowych” tzn. do przyrządów, narzędzi, aparatów i urządzeń stosowanych w kształceniu formalnym, przechowywanych w bibliotekach, laboratoriach, wypożyczalniach, świetlicach, domach kultury, zakładach pracy itp.,
służyły wymianie wiedzy, rejestrując osoby skłonne do przekazywania swoich umiejętności innym ludziom, a ponadto informowały o warunkach tych usług,
pośredniczyły w doborze partnerów do wspólnych przedsięwzięć badawczych i dydaktycznych,
udzielały informacji o ludziach kompetentnych w różnych dziedzinach nauki, techniki i kultury, którzy by mogli uczyć innych
I.Illich proponuje, aby finansową podstawę opisywanego systemu bezszkolnej edukacji stanowiły bony ustalonej wartości przyznawane każdemu obywatelowi w dniu jego urodzin. Sprawa wykorzystania takich bonów byłaby w gestii każdej osoby. Można by je wydać jednorazowo na kształcenie się w dzieciństwie lub młodości. Można by było również pomnażać te bony poprzez świadczone przez siebie usługi oświatowe. I.Illich twierdzi , że „[..] tylko ludzie, którzy uczyli innych przez okres równy okresowi własnej nauki, mogliby rościć sobie prawo do korzystania z usług lepszych nauczycieli. Wysunęłaby się na czoło całkowicie nowa elita, czyli ci, którzy zarobiliby na własne wykształcenie, dzieląc się posiadaną wiedzą”.
Krytyka krytyki
W przypadku uruchomienia proponowanej przez I.Illicha sieci edukacyjnej na pewno pozostaną pytania czy osoby, które poddałyby się takiemu eksperymentowi przyswoiliby sobie zasób wiedzy i umiejętności niezbędny do indywidualnego rozwoju, racjonalnego współżycia zbiorowego i zachowania ciągłości postępu historycznego? Czy można mieć pewność, że bony edukacyjne przyczyniłyby się do wyrównania szans edukacyjnych, czy byłyby one wykorzystane w należyty sposób, czy każdy by miał wiedzę, kiedy i jak z nich korzystać? Czy można mieć pewność, że surowa krytyka szkoły, która Illich obarcza winą za utrwalone nierówności między ludźmi, ubóstwo, krzywdę i niesprawiedliwość społeczną, nie odwraca uwagi od rzeczywistych przyczyn tych zjawisk?
Próba uogólnienia
Można stwierdzić, że idea deskolaryzacji społeczeństwa jest w swej warstwie postulatywnej nie tylko utopijna, lecz również sprzeczna z interesem tych, którym rzekomo ma służyć tzn. z interesem szerokich rzesz ludności. Jeżeli chodzi o warstwę krytyczną, to mimo ukazania szkoły w „krzywym zwierciadle” to jednak może okazać się pomocna przy jej naprawie i doskonaleniu.
Jeżeli będzie się mówić o deskolaryzacji społeczeństwa, to najprawdopodobniej w tym sensie, iż odpowiedzialność za poziom, zakres i organizację kształcenia spocznie w przyszłości na barkach wielu różnych instytucji, a nie tylko - jak na ogół dotychczas- szkoły.
Szkoła zachowując swoją rangę będzie musiała przystosować się do nowych warunków życia. Stąd też nie ma innej drogi jak tylko ta, na której „[...] reorganizować będziemy szkołę, aby stawała się „otwarta” na życie młodzieży i potrzeby środowiska, i na której tworzyć będziemy równocześnie warunki do żywego i autentycznego kształcenia dla wszystkich, w różnorodny sposób i w różnych sytuacjach, w związku z ich pracą, z ich społeczną działalnością, z ich kulturalnym uczestnictwem”.