Rok 2009 jest Rokiem Karola Darwina. 200 lat temu urodził się twórca teorii ewolucji, prawdopodobnie największy geniusz nauki wszech czasów. 150 lat temu opublikował przełomowe dzieło „O pochodzeniu gatunków”, w którym przedstawił teorię ewolucji gatunków drogą doboru naturalnego. Tym samym doprowadził do najważniejszej rewolucji intelektualnej w historii ludzkości, zakwestionował religijne dogmaty, odebrał człowiekowi dumne miano najdoskonalszego boskiego stworzenia. Darwin dobrze zdawał sobie sprawę z konsekwencji tego odkrycia. Zwlekał długie lata, zanim opublikował swą epokową pracę. Dobrze wiedział, że zostanie uznany za heretyka i burzyciela. W dzienniku zapisał wniosek, który wprawił go w przerażenie: „Naszym dziadkiem jest diabeł w postaci pawiana”. Brytyjski biolog ewolucyjny i czołowy chorąży ateizmu Richard Dawkins pisze w klasycznej już książce „Samolubny gen”: „Życie rozumne na planecie dojrzewa dopiero wtedy, gdy po raz pierwszy uświadomi sobie przyczyny swojego własnego istnienia. Jeśli kiedykolwiek odwiedzą Ziemię istoty stojące wyżej od nas, ich pierwsze pytanie, mające na celu określenie stopnia rozwoju cywilizacji, będzie brzmiało: »Czy odkryli już ewolucję?«. Organizmy żywe istniały na Ziemi, nie wiedząc, dlaczego istnieją, przez ponad trzy miliardy lat, nim wreszcie w głowie jednego z nich zaświtała prawda. Był nim Karol Darwin...”. Dawkins podkreśla, że teoria ewolucji może być w takim samym stopniu podawana w wątpliwość jak teoria o obrocie Ziemi wokół Słońca. Inny wybitny socjobiolog Edward Wilson podkreślił w posłowiu do nowego wydania dzieł wszystkich Darwina, że w całej nauce nie ma „nic bardziej zakorzenionego, nic bardziej oświecającego niż uniwersalny fenomen ewolucji biologicznej”. Znakomity badacz Ernst Mayr, zmarły w wieku 100 lat, uważał, że z teorią ewolucji nie może się równać nawet teoria względności ani teoria kwantów. A jednak, w co trudno uwierzyć, słowo „darwinizm” budzi w wielu społeczeństwach raczej negatywne skojarzenia, kreacjoniści zaś, religijni fanatycy, niepoprawni
obskuranci i pseudonaukowcy
wciąż toczą nieubłagany dżihad przeciw Darwinowi i podają w wątpliwość zasady biologii ewolucyjnej. Kim był człowiek, którego odkrycie po 150 latach wciąż rozpala ogromne emocje? Karol Robert Darwin urodził się 12 lutego 1809 r. w Shrewsbury. Jego ojciec Robert był wybitnym lekarzem, matka Susannah z domu Wedgwood (1765-1817) pochodziła z rodziny słynnych producentów porcelany. Osierocony wcześnie chłopiec wychowywany był przez siostry. Już jako dziecko zbierał muszle i minerały. W czerwcu 1818 r. rozpoczął naukę w prywatnej szkole z internatem dr. Samuela Butlera. Tradycyjny program nauczania z językami klasycznymi i literaturą oraz surowa dyscyplina sprawiły, że młody Darwin cierpiał w szkole - przez siedem lat. Czas wolny wykorzystywał na polowania. Kiedy wyruszał na studia medyczne do Edynburga, ojciec żartował, że teraz wreszcie miejscowa fauna uniknie zagłady. Ale wykłady z anatomii nudziły młodzieńca, który ponadto z trudem zniósł obecność przy dwóch operacjach, przeprowadzanych w tamtych czasach bez znieczulenia. Stało się jasne, że Darwin nie zostanie lekarzem. Ojciec przekonał go więc do studiów teologicznych. Spokojna posada proboszcza Kościoła anglikańskiego nie jest przecież taka zła! Od wiejskich duchownych oczekiwano, że będą zajmować się nie tylko ludzkimi duszami, ale także przyrodą i w ten sposób chwalić dzieła Pana. Karol bez wielkiego entuzjazmu podjął studia teologiczne w Cambridge i być może prowadziłby życie nikomu nieznanego pastora, gdyby nie zdumiewający przypadek. Robert Fitzroy, kapitan statku królewskiej marynarki „Beagle”, miał wyruszyć na wyprawę badawczą dookoła świata i szukał wykształconego towarzysza, pokładowego przyrodnika. Fitzroy liczył, że dzięki pracom badawczym naukowca także on zdobędzie rozgłos i sławę, ponadto lękał się, że samotność dowódcy może się okazać zgubna (poprzedni kapitan „Beagle'a” popełnił samobójstwo). Darwin został polecony przez przyjaciela i był gotów popłynąć. Ojciec początkowo protestował - za daleką podróż trzeba było słono zapłacić, w końcu jednak sięgnął do kiesy. „Beagle” wypłynął w grudniu 1831 r. Ale wymarzona podróż początkowo okazała się koszmarem. Na 70-metrowym brygu stłoczono 73 ludzi. Darwin, zakwaterowany w jednej kabinie o wymiarach 3 na 4 m z trzema innymi żeglarzami,
na chorobę morską i nigdzie nie mógł znaleźć odosobnienia. Na domiar złego był chyba najwyższym człowiekiem na okręcie. Prawie 190 cm wzrostu! Załoga jednak przyjęła oryginalnego naukowca przyjaźnie, nazwała „Philos”, co było skrótem od filozofa. Z czasem Darwin przyzwyczaił się nieco do trudów morskiego żywota. Widoki tropikalnych krain wprawiały go w bezgraniczną radość. Po przybiciu do brzegów Brazylii napisał: „Dżungla jest jedną wielką, dziką, chaotyczną cieplarnią. Popadłem w delirium zachwytu. Byłem przejęty pięknem wegetacji, elegancją trawy, szumiącą zielenią liści. I trzeba sobie wyobrazić, że taką przyjemność nazywa się obowiązkiem”. Prawdopodobnie w Argentynie, pogryziony przez pluskwy, zaraził się egzotyczną chorobą Chagasa i różne dolegliwości zdrowotne gnębiły go do końca życia. Młody biolog oglądał skały ze skamielinami dawno wymarłych zwierząt i miał coraz więcej wątpliwości co do biblijnej wersji stworzenia świata. Na dziwnym archipelagu Galapagos zwrócono mu uwagę, że ogromne żółwie mają na każdej wyspie inne pancerze. Schwytał tam ptaki, które uznał za różne gatunki. Ogółem niestrudzony badacz zebrał 1529 egzemplarzy zwierząt zakonserwowanych w alkoholu, 3907 kości, pazurów, dziobów, skór i futer, starannie oznaczonych etykietami. Do ojczyzny wysyłał sprawozdania z podróży, gdy więc w październiku 1836 r. po niemal pięcioletniej wyprawie wrócił do Anglii, czekała go już sława wybitnego uczonego. Nauka wówczas reprezentowała pogląd biblijny, zgodnie z którym wszystkie gatunki pozostały niezmienne, takie, jakimi uczynił je Bóg przy stworzeniu świata, przy czym akt stworzenia nastąpił zaledwie 10 tys. lat temu. W ten ostatni dogmat Darwin, który widział prastare skały ze skamielinami, nie mógł uwierzyć. Ornitolog John Gould, który zbadał przywiezione przez Darwina z Galapagos ptaki, doszedł do wniosku, że nie są to czyżyki, kosy, grubodzioby i zięby, lecz tylko i wyłącznie zięby, aczkolwiek różniące się przede wszystkim kształtem dzioba. Darwin uznał za wykluczone, by Bóg stworzył osobny rodzaj zięby dla każdej z wysp Galapagos. Doszedł do wniosku, że ptaki zaczęły się różnicować pod wpływem warunków swego środowiska. Teoria ewolucji dojrzewała powoli. Darwin przeczytał „Prawa ludności” Thomasa Malthusa, głoszącego, że ludzi przybywa szybciej niż środków utrzymania. Uznał wtedy, że w świecie, w którym nie ma miejsca ani żywności dla wszystkich,
zwycięża najsprawniejszy,
ten, kto zdąży się rozmnożyć. Darwin zrozumiał dalekosiężne konsekwencje swego odkrycia. Ten, kto uważa zwierzęta za twory ewolucji, kreującej nowe gatunki, nie powinien uznawać człowieka za doskonałe dzieło boże. Nawet myślenie jest tylko „organiczną funkcją, taką samą jak wydzielanie żółci przez wątrobę”, zanotował. Darwin obserwował w londyńskim zoo orangutanicę Jenny, która złościła się jak małe dziecko, kiedy strażnik nie chciał jej rzucić owoców. Potem napisał: „Niech człowiek przyjrzy się orangutanowi, niech usłyszy jego pełne żałości skargi, niech przeżyje jego inteligencję. Potem niech zobaczy człowieka dzikiego, który piecze ciała swych rodziców, brutalny i pozbawiony obyczajów. I wówczas niech się odważy nazwać się dumnie koroną wszelkiego stworzenia”. Teoria ewolucji była gotowa w 1844 r., jednak Darwin jej nie opublikował. Lękał się, że zasmuci głęboko religijną żonę, Emmę Wedgwood, także z rodziny królów porcelany (dała mu dziesięcioro dzieci, z których siedmioro przeżyło). Przede wszystkim bał się jednak reakcji otoczenia. Żył w nieustannym napięciu, ponieważ istniała możliwość, że ktoś inny ogłosi teorię ewolucji jako pierwszy i zdobędzie sławę. Godzina decyzji nadeszła w 1858 r. Wtedy młody podróżnik Russell Alfred Wallace przysłał Darwinowi z wysp Moluków własne wnioski dotyczące ewolucji. W rozprawie użył m.in. terminu „walka o byt”. Załamany biolog, którego najmłodszy syn Charles właśnie umierał na dyfteryt, był gotów uznać pierwszeństwo młodszego kolegi, lecz pomogli mu przyjaciele, którzy opublikowali równocześnie pracę Wallace'a i streszczenie poglądów Darwina. Właściwe jest więc mówienie o teorii ewolucji Darwina i Wallace'a. Samo streszczenie nie wywołało wielkiego echa. Dopiero wydane w listopadzie 1859 r. monumentalne dzieło Darwina „O pochodzeniu gatunków” stało się światową sensacją. Doprowadziło też do globalnej dyskusji naukowej. Schorowanego autora reprezentowali bojowo nastawieni przyjaciele, w tym Thomas Huxley, zwany „buldogiem Darwina”. Wśród przeciwników ewolucji znalazł się dawny kapitan „Beagle'a”, który gorzko żałował, że zabrał Darwina na pokład. W ostrej debacie w Oksfordzie bp Samuel Wilberforce złośliwie zapytał Huxleya, czy pochodzi od małpy ze strony ojca, czy też ze strony matki. Ten odparował, że mając wybór między małpą a wykształconym człowiekiem, który opowiada bzdury podczas poważnej debaty, zdecydowanie wybiera małpę. W marcu 1871 r. magazyn „The Hornet” opublikował słynną karykaturę Darwina jako małpy, opatrzoną tytułem: „Czcigodny orangutan. Wkład do historii nienaturalnej”. Z czasem jednak geniusz twórcy teorii ewolucji został uznany, Kościół anglikański pogodził się z jego poglądami. Zmarły w 1882 r. Darwin pochowany został w opactwie westminsterskim. A jednak wokół dziedzictwa tytana intelektu z Shrewsbury wciąż
Zwierają szeregi kreacjoniści, którzy wierzą w biblijną historię stworzenia. Domagają się, aby nauczano jej obok teorii Darwina w szkołach, i to na lekcjach biologii, a nie religii. Najsilniejsi są w Stanach Zjednoczonych, ale również w Turcji, także w Europie próbują stworzyć przyczółki. Istnieją kreacjoniści radykalni, wśród których zdumiewają flat earthers, głoszący, że Ziemia jest płaska. Kreacjonizm naucza, że wszechświat, Ziemia, życie i człowiek powstały mniej więcej tak, jak naucza starotestamentowa Księga Rodzaju. Człowiek i małpa z pewnością nie miały wspólnego przodka, homo sapiens nie pochodzi od innych zwierząt. Umiarkowani kreacjoniści twierdzą, że biblijnej opowieści nie należy rozumieć dosłownie, a sześć dni stworzenia odpowiada sześciu epokom geologicznym. Zwolennicy „kreacjonizmu Młodej Ziemi” wierzą natomiast, że Bóg rzeczywiście stworzył niebo i Ziemię w ciągu sześciu dni, i to stosunkowo niedawno - najwyżej 10 tys. lat temu. Kreacjonizm w pseudonaukowym opakowaniu nazywa się
Koncepcja ta pojawiła się w 1989 r. w USA. Przede wszystkim ze względów prawnych, gdyż amerykańskie sądy zabraniają nauczania światopoglądów religijnych w szkołach państwowych. Brzmiąca naukowo nazwa Inteligentny Projekt (Intelligent Design) ma zastąpić Boga. Ci tzw. neokreacjoniści twierdzą, że organizmy ludzi i zwierząt, struktury komórkowe są zbyt złożone, aby mogły powstać w drodze przypadkowych mutacji i bezplanowego doboru naturalnego. Wskazują na fenomen eksplozji kambryjskiej - w czasie trzech długich miliardów lat życie na Ziemi niemal przeżywało zastój. Tylko bardzo prymitywne istoty wegetowały w wodach planety. I nagle w okresie kambryjskim wykształciła się niezwykła różnorodność gatunków w ciągu zaledwie 40-50 mln lat. Jak to wytłumaczyć bez interwencji tajemniczego Architekta? Darwiniści odpowiadają, że w kambrze nie doszło do eksplozji różnorodności gatunków, lecz po prostu pojawiły się zwierzęta o twardych muszlach i innych częściach ciała, dlatego w tym okresie powstało więcej skamielin. Wcześniej po organizmach o miękkich tkankach skamieniałości pozostało niewiele. Takie argumenty nie trafiają jednak do zwolenników Inteligentnego Projektu. Głoszą oni, że w ewolucji musiała uczestniczyć jakaś dla nas niepojęta, wyższa inteligencja, Projektant, Planista, Zegarmistrz, Architekt. Domagają się, aby podręczniki biologii były opatrywane ostrzeżeniami w rodzaju: „Ta książka może omawiać ewolucję, kontrowersyjną teorię, za pomocą której niektórzy naukowcy wyjaśniają istnienie wszystkich żywych organizmów, takich jak rośliny, zwierzęta i ludzie. Nikogo jednak nie było przy tym, gdy na Ziemi powstawało życie. Dlatego każda wypowiedź na ten temat musi być traktowana jako teoria, a nie jako fakt”. Jednym z ognisk neokreacjonizmu jest Institute for Creation Research (ICR) w San Diego, zatrudniający 40 naukowców - biologów, fizyków, matematyków, geologów. Może sobie na to pozwolić, korzysta bowiem z pomocy zamożnych sponsorów, przeważnie milionerów, należących do fundamentalistycznego nurtu chrześcijaństwa. Geologowie z ICR z zapałem penetrują Wielki Kanion w poszukiwaniu śladów biblijnego potopu. Dyrektor instytutu, John Morris, głosi: „Nie jestem teologiem, jestem naukowcem i jako taki nie mogę zaakceptować, że galaktyki, gwiazdy, a ostatecznie także ludzie powstali w wyniku Wielkiego Wybuchu. Eksplozje przecież nie kreują porządku, takie jest prawo natury. Dodać można, że żaden poważny badacz nie powie, że telewizor powstał według zasady przypadku. Ale co do wszelkich stworzeń twierdzi się to stale, aczkolwiek są znacznie bardziej złożone niż telewizor”. Instytut prowadzi własne muzeum. Zaraz przy wejściu do tej placówki można zobaczyć interaktywne drzewo genealogiczne, na którym Karol Marks, Zygmund Freud i Jan Jakub Rousseau przedstawieni są jako zdegenerowani potomkowie Darwina. Z wystaw w osobliwym muzeum wynika, że teoria ewolucji odpowiedzialna jest za przestępczość, wojny, rozwody, homoseksualizm i podobne plagi. Tego rodzaju propaganda nie pozostaje bez echa. Według sondażu przeprowadzonego przez Instytut Gallupa, tylko 14% Amerykanów jest zdania, że homo sapiens pojawił się na świecie wyłącznie poprzez proces ewolucji, 36% uważa, że ewolucja sterowana jest przez Boga, natomiast największa grupa - aż 44% - jest pewna, że Najwyższy stworzył ludzi takich, jacy są dziś, a stało się to zaledwie
Także w ojczyźnie Darwina sytuacja nie jest lepsza. Korporacja BBC przeprowadziła ankietę, której uczestnicy odpowiadali, co najlepiej opisuje powstanie i rozwój życia. 48% Brytyjczyków podało w odpowiedzi teorię ewolucji, 22% kreacjonizm, a 17% Inteligentny Projekt. Pozostali nie mieli opinii na ten temat. 44% obywateli Zjednoczonego Królestwa życzy sobie, aby uczniowie poznawali na lekcjach biologii zasady kreacjonizmu, a 41% - koncepcję Inteligentnego Projektu. (Warto porównać z wynikami badań w Polsce - patrz wykres). Co więcej zwolennikami biologii ewolucyjnej są w Wielkiej Brytanii (odmiennie niż w Polsce!) przeważnie ludzie starsi, powyżej 55. roku życia, natomiast za Inteligentnym Projektem opowiadają się raczej osoby młodsze, mające mniej niż 25 lat. „Musimy się zastanowić, w jaki sposób nauczać teorii ewolucji”, powiedział dziennikarz BBC Andrew Cohen i zasugerował, że obecny system kształcenia w znacznym stopniu zawiódł. Dzieje się tak także dlatego, że zgodnie z brytyjskim prawem, na program nauczania mogą mieć wpływ bogaci sponsorzy. A kreacjonistów wśród krezusów zakładających szkoły lub wspierających je finansowo nie brakuje. Należy do nich producent samochodów Peter Vardy, który prowadzi zgodnie ze swoimi irracjonalnymi poglądami aż trzy szkoły. Kreacjoniści wojują z Darwinem także na drodze sądowej. W 31 stanach USA rodzice złożyli pozwy, domagając się, aby obok ewolucji w szkole była nauczana także
W Pensylwanii i Kalifornii kreacjoniści przegrali kilka procesów, za to odnieśli zwycięstwo w Kansas. W tym stanie biblijna historia o stworzeniu świata stała się w szkołach równoprawna z teorią ewolucji. Wielki triumf kreacjoniści święcili w pozornie laickiej Turcji. W 1999 r. liberalni profesorowie nad Bosforem wzniecili prawdziwe powstanie w obronie Darwina, musieli jednak zwinąć sztandary w burzy szykan i gróźb. Obecnie w szkołach tureckich na lekcjach biologii nauczyciele opowiadają o Allahu jako o stwórcy życia na Ziemi. Kreacjoniści i heroldzi Inteligentnego Projektu aktywni są także w Europie. W 2004 r. włoska minister oświaty Letizia Moratti usiłowała usunąć naukę o ewolucji z programu szkół podstawowych i średnich. Podobne dążenia pojawiły się w Serbii i Czarnogórze, w obu przypadkach protesty okazały się zbyt silne i Darwin zwyciężył. W Niemczech Wolf-Ekkehard Lönnig, genetyk z Instytutu Maksa Plancka w Kolonii, opublikował w internecie około 1000 stron rozpraw i artykułów, w których podawał w wątpliwość „obowiązujące nauki neodarwinizmu” i wywodził, że takie zmyślne cuda przyrody jak roślinki chwytające robaczki w wodzie, mogły zostać wymyślone tylko przez wyższą inteligencję. Posługiwał się przy tym serwerem swej renomowanej placówki naukowej, dopóki nie zabroniły mu tego władze instytutu. Minister kultury Hesji, Karin Wolff z CDU, opowiedziała się za tym, aby biblijna historia stworzenia wykładana była także na lekcjach biologii. „To szansa na nową wspólnotę nauk przyrodniczych i religii”, zachwalała swój pomysł pani minister. Karin Wolff była wcześniej szkolną nauczycielką religii ewangelickiej. Gniewnie odpowiedział jej prof. Ulrich Kutschera, wiceprzewodniczący Związku Biologów: „Pani Wolff powinna się najpierw zorientować i przeczytać podręcznik. Ewolucja to dowiedziony fakt, opowieść biblijna zaś jest chrześcijańskim mitem, który w żadnym wypadku nie pasuje do lekcji biologii”. W Polsce spory o ewolucjonizm i kreacjonizm też się pojawiają, choć nie na taką skalę jak np. w USA. Ale jeżeli już, to głośne są na całą Europę. Prof. Maciej Giertych rozpoczął w Parlamencie Europejskim kampanię na rzecz zniesienia obowiązkowego nauczania w szkołach teorii ewolucji Darwina. Giertych to profesor biologii, były kierownik Zakładu Genetyki Polskiej Akademii Nauk. Głosi, że teoria ewolucji nie znajduje poparcia w obserwacji, a biblijny potop to fakt historyczny. Co więcej, powołuje się na wyliczenia, z których wynika, że arka Noego miała wyporność 14 tys. ton. Jego syn, były minister edukacji w rządzie Kazimierza Marcinkiewicza i Jarosława Kaczyńskiego, uznał teorię ewolucji za nieuzasadnioną przez współczesna naukę i chciał, by była przedstawiana jako jedna z koncepcji powstania człowieka. Jego zastępca, Mirosław Orzechowski, szedł dalej, nazywając darwinizm kłamstwem, którego nie powinno się nauczać w szkole. Jak widać, mimo oporu obrońców ewolucji, kreacjoniści wszelkich odmian atakują z różnych stron. Wojna o Darwina szybko nie dobiegnie końca.
W 1838 r. Karol Darwin stanął przed wyborem - prowadzić samotne życie uczonego czy też założyć rodzinę. Swoje wątpliwości skrupulatnie zapisał w dzienniku. Obawiał się, że jako mąż nie będzie miał czasu na wieczorną lekturę, a może nawet przytyje. Z drugiej strony „to miło mieć na kanapie mięciutką żonkę”, dzieci zaś do miłości i zabawy „są lepsze od psów”. W końcu uczony postanowił wziąć ślub z pochodzącą z zamożnej rodziny wytwórców porcelany kuzynką Emmą Wedgwood i tego nie żałował.
Niesłusznie Darwin dowodzi, że człowiek od małpy pochodzi Takie bowiem porównanie krzywdzi małpę niesłychanie.
To naprawdę nie moja wina, że twoja twarz mi przypomina ewolucji teorię Darwina, a Darwin przecież dowodzi, że człowiek od małpy pochodzi, kiedy widzę niektórych wdzięk i grację, przyznaję Darwinowi rację.
Wkrótce po opublikowaniu przełomowego dzieła Darwina londyńczycy opowiadali następujący dowcip: „W klatce w zoo siedzi orangutan i czyta. W jednej łapie trzyma Biblię, a w drugiej darwinowskie »O pochodzeniu gatunków«. Jeden ze zwiedzających pyta zdziwiony: »Hej, kolego, dlaczego studiujesz te księgi?«. »Ponieważ chcę się dowiedzieć, czy jestem stróżem brata mego, czy też bratem mojego stróża«, odpowiada zaczytana małpa”. (Jak opowiada Księga Rodzaju, kiedy Kain zabił Abla, Bóg zapytał, gdzie jest jego brat. „Nie wiem. Czyż jestem stróżem brata mego?”, odrzekł Kain. Brytyjscy protestanci doskonale znali tę historię).
Kościół katolicki długo miał kłopoty z Darwinem. Dopiero w 1950 r. papież Pius XII przyznał, że teoria ewolucji jest hipotezą, którą trzeba traktować poważnie. Przełom nastąpił 46 lat później. Papież Jan Paweł II stwierdził, że „nowe zdobycze nauki każą nam uznać, że teoria ewolucji jest czymś więcej niż hipotezą”. Ale w lipcu 2005 r. kardynał i arcybiskup Wiednia Christoph Schönborn napisał na łamach „New York Timesa”, iż „obrońcy neodarwinowskiego dogmatu powoływali się często na rzekomą akceptację lub tolerancję ze strony Kościoła rzymskokatolickiego, kiedy bronili swej teorii jako w pewien sposób zgodnej z wiarą chrześcijańską. Ale to nieprawda”. Każdy, kto zaprzecza, że w historii ludzkości tkwi inteligentny plan, uprawia ideologię, nie naukę - stwierdził arcybiskup. Kard. Schönborn określił list Jana Pawła II w sprawie teorii Darwina jako „nieokreślony i nieważny”. Austriacki dziennik „Der Standard” doszedł do wniosku, że kardynał uzgodnił swe wystąpienie z Benedyktem XVI. Następca Jana Pawła II poruszył przecież ten temat już w swoim pierwszym orędziu: „Nie jesteśmy przypadkowym, bezsensownym produktem ewolucji. Każdy z nas jest owocem myśli Boga”. W 2007 r. Benedykt XVI w wydanym w Augsburgu podręczniku teologicznym „Stworzenie i ewolucja” napisał, że teoria o ewolucji nie jest kompletną, udowodnioną teorią naukową, ponieważ długi okres dziejów świata uniemożliwia znalezienie dostatecznych dowodów. „Nie możemy sprowadzić do laboratorium 10 tys. pokoleń”, skonstatował papież. Kościół katolicki, podobnie jak większość Kościołów chrześcijańskich, uznaje „teistyczną ewolucję”, która nie zaprzecza naukom biologii ewolucyjnej, odrzuca poglądy fundamentalistycznych kreacjonistów, jednak uznaje Boga za Stwórczego Ducha tego procesu. W listopadzie 2006 r. Rada Naukowa Episkopatu Polski wydała dokument „Kościół wobec ewolucji”, głoszący, że „fundamentalistyczny kreacjonizm nie jest zgodny z nauką katolicką”. Episkopat potępił materialistyczny ewolucjonizm, przyjmujący wyłącznie działanie „ślepych sił natury”. Dokument głosi: „Ewolucja wiedzie ku pojawieniu się człowieka jako istoty wolnej, odpowiedzialnej i świadomej. Ale sama z siebie tego progu nie pokonuje. W celu powołania do życia człowieka Bóg mógł posłużyć się jakąś istotą przygotowaną na planie cielesnym przez miliony lat ewolucji i tchnąć w nią duszę - na swój obraz i podobieństwo. Oznacza to, że dla chrześcijan ewolucja pozostaje w harmonii z wielkim planem Boga, którego cel stanowi powołanie człowieka do najwyższej godności obrazu Jego Syna jednorodzonego, umarłego i zmartwychwstałego”.
|